Taka sobie historia
Troja padła! Mężny Eneasz zebrał grupę trojańczyków i uciekł z pogromu. Długo szli. W drodze troska o jadło, zbroje i oręż, woły, wozy i łodzie spadła na silniejszych tj. trojańczyków. Trojanki z dziećmi zostawały na popasach w jakiś tam jaskiniach lub szałasach. I jak chłop ubił zwierza, to ciągnął jadło do jaskini dla swej kobiety, a gdy ubił nieznanego człowieka, spotkanego na drodze, to jego przyodziewek ciągnął również do jaskini. W tym czasie, gdy chłop polował na zwierza lub ludzi, jego kobieta karmiła dziecko, łatała przyodziewek, warzyła strawę. Przy okazji strawa była i ugotowana dla mężczyzny-opiekuna i dostarczyciela, a i jego oręż wyczyszczony i ubranko połatane. I do tego przywykli i polubili. Po długiej wędrówce dotarli do pięknej okolicy o siedmiu wzgórzach. Tak im się to miejsce podobało, że postanowili już dalej nie wędrować i założyli tu stałą osadę. Po pewnym czasie miejsce to oborali Romulus i Remus naznaczając obrysy miejsca nazwanego Roma. Mieszkańców Rzymu przybywało i jakoś musieli się organizować. Wybrali jednego królem nad sobą. Jakiś czas było znośnie, ale z królami tak bywa, ze lubią być tyranami. I tak się stało. Bodaj siódmego z nich już Rzymianie nie zdzierżyli i ubili go. Teraz mieli problem - nie król, to kto? Wpadli na genialny pomysł. Ustanowili dwóch konsulów dając im jednakową władzę, którą symbolizowały pęczki rózg (fasciae) noszone przed konsulami. W czasie pokoju wystarczały same rózgi, co miało oznaczać, że konsul miał władzę karać przestępców chłostą. Szkoda, że do tego nie wracamy, git - ludzie boja się tylko kompromitacji wśród swoich. Chłosta na goły tyłek gitowca, przywiązanego do pręgierza ustawionego na rynku miasta, miałaby błogosławiony skutek, zwłaszcza gdyby Sąd naznaczał kilkakrotne powtórki takiego terapeutycznego zabiegu. Naturalnie, ze względów humanitarnych, powtórka prania tyłka mogłaby nastąpić po wygojeniu tegoż tyłka z poprzednich cięgów. Ot, np. co 3 tygodnie. I jeszcze jedno. Każdorazowe lanie w tyłek gitowca powinno trwać do jego wrzasku i spazmów. Takie załamanie „silnego ludzia” kompromituje go w jego środowisku; tam już powrotu nie będzie miał. A jaka oszczędność budżetu! Odpada koszt utrzymania takiego w więzieniu, a i resocjalizacja takiego będzie znacznie sprawniejsza. Do kumpli nie wróci - tu będzie spalony. I nie będzie siedział wśród kumpli i nie nauczy się od nich najgorszego. Wydaje mi się, ze wielka szkoda, iż „postępowcy” doprowadzili do zniesienia karty chłosty, Jestem pewny, że tylko z tego powodu, iż dobrze zdawali sobie sprawę ze swego postępowania i związanego z tym zagrożenia własnych tyłków. Przecież wmawianie „masom”, że chłosta na goły tyłek jest niedopuszczalna ze względów humanitarnych jest charakterystycznym dla klekso-masonów oszustwem. Przecież przestępca jakoś nie dochowuje względów humanitarnych względem swej ofiary. Ci ”postępowcy” o ofiarach przestępstw jakoś zapominają. I przypuszczam, że z tego tylko powodu, iż nie chcą by pamiętano o ofiarach ich szalbierstw. Tylko dlaczego my mamy ulegać tym manipulacjom forujących łajdackich oszustów? Cóż, znów za dużo dygresji. Wracajmy do Rzymu! Więc rózgi w czasie pokoju. W czasie wojny między rózgi wkładano topór na znak, że teraz konsul może przestępcy obciąć głowę. Dwóch konsulów o tym samym zakresie władzy, kłócąc się w miarę i ustalając między sobą postępowanie, nie było złym rozwiązaniem. Gdy zaś kłócili się nadmiernie, to nie byli zagrożeniem - nie trudno było takich skłóconych z sobą usunąć i zamienić na innych. Takie chytre ustawienie władzy działało dobrze, ale do czasu. Czas płynął, aż zdarzyło się coś co nie zdarza się za często. Oto przez dłuższy czas rodzili się w Rzymie tylko chłopcy. A może na to miała wpływ specyficzna rzymska „regulacja urodzeń” polegająca na konieczności akceptacji dziecka przez ojca. Nie przyjęte przez ojca dziecko nie miało prawa żyć, podlegało swoistej „aborcji” zaraz po urodzeniu - było mordowane. W sytuacji znacznej przewagi liczebnej mężczyzn i niedostatku kobiet sytuacja stawała się poważna. Nie tak daleko od Rzymu miało swoje siedlisko plemię Sabinów. U nich kobiet było pod dostatkiem. Decyzja Rzymian była prosta. Napadli na Sabinów i tak odbyło się sławne porwanie Sabinek. Zanim Sabinowie zebrali się i ruszyli pod Rzym odbijać Sabinki było już „po ptokach”. Sabinki tak przywykły do Rzymian, że odmówiły powrotu z Sabinami do domu. Oceniły, że już mają swój dom w Rzymie. Cóż Sabinowie? Przełknęli gorzką pigułkę i zostali teściami i szwagrami Rzymian. Nawiasem mówiąc, to mamy obecnie podobną sytuacje jak przed porwaniem Sabinek w jednym, ale dużym, miejscu na świecie. W Chinach panuje niebywale silnie zakorzenione przekonanie o tym, że w przy pogrzebie rodziców musi asystować syn. Musi być syn i koniec! Jest to religijny nakaz mówiący (w tłumaczeniu na nasze przekonania), że umarły rodzic nie dostąpi zbawienia jeżeli przy pochówku nie będzie obecny syn. Córka tu nie wchodzi w rachubę. Nic więc dziwnego. że córki nie są mile widzianym potomstwem i to od tysiącleci. Każde małżeństwo chce mieć syna. Władze komunistyczne chcąc ograniczyć przeludnienie Chin wydały srogi rozkaż swym poddanym. Wolno Chińczykom mieć jedno dziecko i koniec. Każde następne ma być likwidowane aborcją. Jeśli już rodzice staną się posiadaczami dwójki dzieci, to nie mają prawa do zasiłku, a takie dziecko nie ma praw obywatelskich (jakie to tam i prawa obywatelskie w komuniźmie). Postępowanie takie jest charakterystyczne dla komunistów - rozwiązanie problemu morderstwem. Ale też i nasuwa się analogia ze zwyczajem rzymskim ocalającym życie dziecku tylko po akceptacji dziecka przez ojca. W Rzymie nie było USG, w Chinach dziś jest. Można, na długo przed urodzeniem, ustalić płeć dziecka. Jeżeli okaże się, że dziecko ma być córką to jest zawczasu likwidowane, po prostu mordowane aborcją. Tu na marginesie - abortus to znaczy poronienie. Czy rozrywanie płodu na kawałki łyżką metalową można nazywać poronieniem? Wątpię! Tak więc w Chinach trwa hekatomba dziewczynek. W miastach mordowane są przez państwowych hycli-lekarzy w państwowych szpitalach już w łonie matek i to przymusowo. Kobiety są siłą zmuszane do interwencji hycli na ich ciele. W odległych wsiach, gdzie o USG nie ma mowy, dziewczynki są po prostu topione w kubłach. Wygląda więc, że będziemy mieli na Dalekim Wschodzie, w niedalekiej przyszłości, miliardowy naród chłopów. Musi zabraknąć kobiet dla takiej masy chłopów. Szykuje się więc następne porwanie, już nie Sabinek, ale przypuszczalnie Sybiraczek - do ich siedlisk jest najbliżej i najwygodniej dla czołgów. Wracajmy znów do Rzymian. A więc Sabinowie zostali teściami, uznali ten fakt za nieunikniony i nie mieli nic do przemyśleń - stało się i koniec! Rzymianie zaś pomyśleli i doszli do oczywistego wniosku, że napadać warto, że proceder rabusiów się opłaca i jest bez przykrych konsekwencji. Same darmowe przyjemności. I rozpoczęli podbój buta italskiego. Legioniści rzymscy służyli do tej pory tak jak nasze polskie pospolite ruszenie tj. ruszali o własnym „wikcie i opierunku” , a dalej mogli liczyć tylko na łupy wojenne i na swych wodzów, którym w podziale łupów przypadała znacznie większa niż podkomendnym część. Podbijając Italię oddalali się z biegiem czasu od swych domostw. Gdy łupów brakowało, na pomoc oddalonych rodzin nie mogli liczyć, i przechodziła im ochota na dalszą wojaczkę. Wodzowie legionów musieli coś przedsięwziąć, bo straciliby dochody z łupów wojennych, a były one olbrzymie. Tak w senacie, z przebiegłością, nie przymierzając klekso-masońską z dalekiej przyszłości, zaczęto rozpuszczać opinie na temat karygodnego utrzymywania w nędzy „obrońców ojczyzny”. Stawiano pytanie ojcom młodych legionistów dlaczego to walczących synów pozostawiają głodnymi. Po przygotowaniach tego typu senat uchwalił wypłacanie żołdu legionistom. Wtedy to dopiero powstał problem skąd brać pieniądze na żołd. Nie było wyjścia - uchwalono podatki na utrzymanie legionów. I Rzymiane płacili, a podbój się rozszerzał. Jeden z konsulów przekroczył Rubikon, rzekł „kości zostały rzucone”, i powstały nowe kłopoty. Legiony oddaliły się bardzo mocno od macierzy i w Senacie mieli tego dość. Koszty utrzymania zwycięskiej wojny niebywale rosły. Podniosły się wiec głosy „pacyfistów” - dość wojny, nie możemy strawić podbitych terenów samego buta italskiego. Het precz, za Rubikon, nam nie potrzeba. Co tu Cezar może począć? Dla niego wojaczka, to czysty i olbrzymi dochód. Ostatnim wysiłkiem swych legionów pojmał Vercingoterixa, przywiązał go do swego rydwanu i dał sobie zorganizować triumfalny wjazd do Rzymu. Plebs, jak każde „masy pracujące”, był zachwycony. Krzyk „Vivat Caesar!” zagłuszył wszystko. Z takim poparciem można było do końca podbić Galię, „obrać” się jedynym konsulem i pozwolić sobie zostać Cesarzem. Żyli jednak jeszcze tacy, którzy pamiętali z historii o królach-tyranach i widząc w Cezarze zagrożenie jedynowładztwem i tyranią użyli noża na stopniach senatu. Padł cesarz, a wielce zdziwiony zawołał - „et te Brute contra me!”. I podzielili się Rzymianie na potrzebujących wodza - cesarza, bo polubili podboje, grabieże i łupy wojenne i tych, którzy nie chcieli tyrana. Ci ostatni byli powodowani być może zasadami republikańskimi, ale można też przypuszczać, że mogli lękając się ograniczenia przez jedynowładcę szalbierstw senatorów w rozgardiaszu systemu parlamentarno-demokratycznego. Co by tam nie było przyczyną wojny domowej wynik był taki, że przemogli zwolennicy wodza-firera. Wziął widocznie górę zwierzęcy instynkt stadny domagający się przodownika stada. A że robili wojnę ludzie, nie zwierzęta, to dobrze wiedzieli do czego ma ich prowadzić ukochany cesarz i obmyślili posunięcie, które tego ukochanego miało chronić w przyszłości przed nożami w rękach Brutusów. Tak zwyczajnie ogłosili następnego bogiem - Augustem. To było nieuniknione u pogan nie mających pojęcia o BOGU i nie znających Dekalogu. Po prostu - nie znali pierwszego zdania z Dekalogu, a więc nie wiedzieli o zakazie czynienia z człowieka boga Pobudowali więc mauzoleum.....(ach, to jeszcze nie ten czas) ...liczne świątynie i nie mogąc wstawić do nich mumii, bo ich bóg - cesarz przecież żył, ustawili ołtarze z posągami swego władcy - boga nakazując podać na kolana przed wyobrażeniem augusta - boga. A temu co nie uczynił pokłonu obcinano głowę. I tak zamiast ładu i porządku zaczęła się degrengolada. Pełnym zaskoczeniem dla cesarza stało się wymieranie starożytnych, senatorskich rodów. Ci patrycjusze, w imieniu cesarzy sprawujący władzę w całym imperium, wymierali bezpotomnie. Nie chcieli się żenić. Co się stało? Dawniej Rzymianka zajmowała się domem, dziećmi, Rzymianin zaś sadził oliwki, ubijał zwierza, podbijał Etrusków. Tylko, że podboje trwały ciągle i ciągle trwał „import” niewolników. Niewolnik, to takie coś jak robot kuchenny lub zmywarka. W domach rzymskich prace domowe przekazano w całości niewolnikom. Po pewnym czasie zdolniejszych (a może to byli chytrzejsi) niewolników stawiano jako nadzorców. Rzymianka nie musiała nawet zarządzać pracami domowymi. W niedługim czasie nawet karmienie piersią dzieci przeszło na mamki-niewolnice. A co robi kobieta, która nie ma co robić? Oczywiste. Chce się bawić!!!. I nieuchronne kobiety emancypują się. Już uczestniczą w igrzyskach. Już sieją intrygi polityczne swoimi wdziękami. I bawią się. Mesalina, przez jedną noc, przepuszcza przez swoje łóżko 50-ciu pretorianów. Liwia, z ambicją olimpijczyka, bije rekord - 51 pretorianów. Podobne zjawiska mają miejsce we wszystkich domach rzymskich, od domu cesarzy do domów plebejuszy. I czy można się dziwić patrycjuszom, że nie chcą się żenić z rozwiązłymi kobietami. Przecież wiedzą, że gdy wezmą taką za żonę, to ojcostwa dzieci nigdy nie będą pewni. Po pewnym czasie problem ten dotyka i stanu rycerskiego. Rzym powoli obumiera (coś tak jak rasa białych w Zachodniej Europie). Zaczyna brakować potomstwa, które przejmowałoby z czasem sprawy Rzymu. Cesarze próbują zaradzić niedobrej sytuacji. Wychodzi prawo cesarskie „lex Julia et Papia Poppaea”. Zakazuje ono żyć mężczyznom w celibacie między 25 a 60 rokiem życia, a kobietom między 20 a 50. Karą za nieposłuszeństwo jest pozbawienie praw do dziedziczenia po przodkach. Ratunkiem dla Rzymian jest ożenek z niewolnicami hodowanymi, pilnowanymi i kontrolowanymi do chwili ślubu. Jakoś nadal nie chcą żon Rzymianek.. Dla cesarz to zgroza - potomstwo z takich związków będzie rządzić Rzymem, a przecież to będą barbarzyńcy! Musi cesarz ratować Rzym przed barbarią i wydaje następne prawa. Dzieci z niewolnic nie są obywatelami Rzymu i nie mogą dziedziczyć po rodzicach. Znowu klęska - dzieci są, ale nie można im przekazać testamentem majątku. Rzymianie muszą się ratować. Hodują piękne niewolnice, dobrze dopilnowane i sprawdzone, a przed ślubem dokonują aktu wyzwolenia i już żenią się nie z niewolnicami, ale z wyzwolonymi. Dla cesarzy jednak ten proceder daje taki sam skutek jak poprzedni. Będą rodzić się barbarzyńcy. Cesarz, wzorem wszelkich tyranów, wierzy, że prawu cesarskiemu poddani będą posłuszni. Jest więc nowe prawo. Dzieci z wyzwolonych niewolnic nie są obywatelami Rzymu, a więc nie dziedziczą majątku po rodzicach. Co mają biedni Rzymianie czynić, jak się bronić, by nie tracić majątków i móc dziedziczyć w pełni majątki po przodkach. Oficjalny akt ślubu jest tu nieodzowny. Zawierają więc związki małżeńskie z swymi ciotkami, babkami. Małżeństwo jest i majątek zostaje w rodzinie. Ale nadal dzieci z tego nie ma. Cesarze postanawiają lepiej chwycić poddanych. Tak powstaje prawo nakazujące mieć dzieci od 25 roku życia. Cesarz zapomniał, że od dawna obowiązywało w Rzymie doskonałe prawo adopcyjne. Do tej pory jest ono wzorcem dla prawa o adopcji. Rzymianin umie się migać. Żeni się ze swą babką i pożycza, do adopcji, jedno z dzieci kuzyna. Taki sposób na tyrana nie może jednak długo trwać. Przecież dzieci nie przybywa. Rozwiązaniem stał się handel dziećmi (już od dawna mamy w siebie) do adopcji. Rozwiązłość obyczajów rozszerzyła się strasznie, Bywało, że niektóre rekordzistki miewały po 20 mężów, a „dochodzących” nikt nie liczył. Niechęć mężczyzn do życia rodzinnego narastała co raz bardziej. Konkubinat był bardzo popularny. Kobiety i mężczyźni przechodzili z rąk do rąk. Niechęć mężczyzn do kobiet zaowocowała zwróceniem się mężczyzn do mężczyzn. Homoseksualizm zaczął się rozprzestrzeniać jak burza. Dla zaspakajania tego kierunku popędu seksualnego rozpoczęto hodowlę młodych niewolników służących do tych celów. Nawet ich kształcono i w innych rodzajach sztuki, aby nie przynosili wstydu na salonach. Czy nie jest widoczne, że wszystko to już mamy, Czyż nie widać, na jednym tylko przykładzie, mnożącego się cesarsko-rzymskiego prawodawstwa rodzinnego, że bez usunięcia przyczyn, tj. niewolnictwa i tyranii, próby regulowania skutków tychże przyczyn są śmiesznie absurdalne. Quid vene sine moribus prosunt leges? - cóż pomogą puste ustawy bez obyczajów! Jedno takie prawne wkroczenie objawowe wywołuje pozorną konieczność następnych uregulowań i łańcuch ustaw prawnych (zupełnie idiotycznych) narasta, aż dochodzi do uregulowań prawnych wspólno-europejskich i naszego parlamentu „krwawicy”. Perditissima res publica plurimae legis - najnierządniejsze państwo mające tak wiele praw. Nic dziwnego, że w upaństwowionych, a to znaczy przejętych przez loże masońskie, programach szkolnych łacina i historia Rzymu są dyskretnie pomijane. Można skutki własnej działalności nazywać patologią społeczną (dla niepoznaki), a zmieniony, w niezauważalny dla ludzi klekso-masoński sposób, naród Polski w naród niewolników, obwiniać za niewolnicze zbydlęcenie i zachowania niewolnicze. Tzw. „walka” z patologiami społecznymi, te rozliczne programy, rzecznikowstwo różnego typu, czarne marsze, prawa kobiet, prawa dziecka, propaganda przemocy w rodzinie, łańcuchy rąk, programy walki z korupcją, pijaństwem, narkomanią, to przecież zwalczanie skutków z pozostawieniem przyczyny w spokoju. Odejdę znów od tych narzucających się analogii. Rzym podbijał Orbis Romanum. Wojujący Rzymianie nie zapominali, że są rolnikami i mają w ojczyźnie wielkie majątki rolne, które wymagają orki, siania i zbierania plonów. Zdobywali stale jeńców i wysyłali ich do Italii jako niewolników, do pracy na roli Po niedługim czasie na roli pracowali tylko niewolnicy. I pracowali jak wspomniany w naszej literaturze anonimowym wierszem kmiotek leniwy. W celu zmuszenia niewolników do wydajniejszej pracy zaistniała konieczność postawienia nad nimi ekonomów. Nazewnictwo takich nadzorców nie jest tak istotne, tu chodzi o funkcję. Można ich przecież nazwać np. dyrektor, prezes, pierwszy sekretarz, wojewoda, naczelnik, przewodniczący. Tak to niewolnicy zmuszani są do wydajniejszej pracy przez niewolników. Rzymian to takich funkcji brakowało. bo oni daleko od swych majątków walczyli (lub pełnili dozór) dla chwały Rzymu. Po jakimś czasie, tych wybranych niewolników do nadzoru niewolników, wyzwalano z niewolnictwa. Jako wyzwoleńcy już nie musieli zakopywać lewych dochodów pod korzeniami drzew, mogli zbierać majątek jawnie, mogli mieć dacze, jachty, a nawet podróżować bez paszportów. Wyzwoleniec ma jedno pragnienie tj nareszcie dbać o to czego nie wolno mu było czynić jako niewolnikowi. Pragnieniem tym jest bogacenie się za wszelką cenę. Wyzwoleńcy realizują to swoje pragnienie wyzyskując niedawnych swoich towarzyszy - niewolników w sposób absolutnie krwawy i brutalny. W I - szej Rzeczypospolitej takie zjawisko się też pojawiło. Po wojnach szwedzkich uszlachcono wielką liczbę chłopów i mieszczan. Bowiem w Polsce uszlachcano „ex carta beli” (tj „z karty wojny”) w przeciwieństwie od innych państw tego czasu. Był tylko jeden wyjątek. Żyd przyjmujący chrzest uzyskiwał szlachectwo i nie musiał wykazywać się męstwem w obronie kraju. Okazało się, po pewnym czasie, że uszlachceni „ex carta beli”, tzw. „skartabelaci”, uzyskując właściwie status wyzwoleńca rzymskiego, rozpoczęli to samo co wyzwoleńcy w Rzymie. A że mogli pełnić, jako szlachta, funkcje państwowe i funkcje z wyboru samorządowego ich działalność, typowa dla wyzwoleńców, stała się uciążliwą i szkodliwą dla współobywateli. Pojawiła się korupcja i łapówkarstwo. Dla zapobieżenia temu strasznemu zjawisku sejm w Lublinie ustanawia prawo o skartabelatach. Prawo to zabraniało skartabelatom (wyzwoleńcom jakby nie było) pełnienia funkcji państwowych i z wyboru do trzeciego pokolenia włącznie. Szlachta polska znała powszechnie łacinę i historię Rzymu i wiedziała jak zabrać się do problemu wyzwoleńców, Co prawda nie uniknęła i błędów i zakazem pełnienia funkcji państwowych i z wyboru do trzeciego pokolenia nie objęła tych co szlachectwo uzyskiwali nie na polu chwały lecz w wyniku przyjęcia chrztu. Ci zostali przeoczeni „prawi o skartabelatrach” i mogli swobodnie czynić, to co wyzwoleńcy zawsze zwykli czynić (oszustwa, korupcja, wyprzedaż, machlojki, nepotyzm). Jak miała III RP uniknąć tych klęsk, gdy od dawna celowo zaniechano łaciny i nauki historii Rzymu i kto się domyślił, że nasi pierwsi sekretarze, członkowie KC, senatorowie, posłowie, prezydenci, wojewodowie, marszałkowie, burmistrze, wójtowie itd. są to wyzwoleńcy z niewolników komunistycznych. Ich pragnienie jest jedno, takie skrzypkowe, „żebym był bogatym, żebym był bogatym!”. Auri sacra fames - przeklęta żądza złota i Avarus animus nullo satiatur - żaden zysk nie zaspokoi chciwca. Ale ad rem, do Rzymu! Pod rządami wyzwoleńców fundusze państwowe przechodziły do ich kieszeni, gnębiony niewolnik był „bez wydajności pracy” i wynik taki, że w kraju rolniczym, jakim był Rzym, nagle zabrakło zboża. Wypisz-wymaluj, jak w ZSRR i w demoludach. Cesarz Klaudiusz musi budować port w Ostii, by przyjmować dla Rzymu zboże od krajów podbitych Papier jeszcze nie był wynaleziony, a pergamin i papirus za drogi. Wydawano więc zboże garncami „każdemu według potrzeb”. W krainie otoczonej górami zabrakło wody - też dziwna sprawa. Dużym kosztem ciągnięto akwedukty do miast rzymskich żeby temu zaradzić. W ogólnym moralnym i społecznym zdegenerowaniu Rzym trwał i dalej szerzył swe podboje. Niewolników stale przybywało z „importu” i mnożyli się jak króliki. Po pewnym czasie szlachetny „plebs romanum” zanikł, a pojawił się zdziczały i wiecznie głodny motłoch wołający „panem et circenses”. Na wołanie „circenses!” szkolili cesarze gladiatorów, sprowadzali dzikie zwierzęta, budowali olbrzymie stadiony i cyrki. Nawiasem mówiąc taki Circus maximus był przeznaczony na 500000 tyś widzów. Niczym dla tego kolosa jest rozrywka dla „mas pracujących miast i wsi” w postaci Spodka Katowickiego. Na wołanie „chleba!” próbowano zaradzić rozdawnictwem zboża, ale że go nie zawsze starczało, cesarze dla utrzymania „ładu i porządku” ( prosto mówiąc - dla osłony cesarza, a dziś jeszcze lepiej członków KC lub ekipy rządowej, a może klasy politycznej) czuli się zobligowani do powołania jednostek nadwiślańskich i ZOMO.....przepraszam pomyłka.....gwardii pretoriańskiej naturalnie złożonej z sowieckich .......oj, znów pomyłka.......germańskich żołnierzy. Obcy i absolutnie uzależnieni - wikt, opierunek i kobietki tylko od cesarza (takie żółte firanki) - będą bardziej posłuszni od własnych pachołków, którym do końca nie można ufać. A niewolników przybywało i już nikt nie był w stanie odróżniać niby wolnego Rzymianina od niewolnika. Motłoch, ci robole, był przykry dla komitetowców..... przepraszam.....dworu cesarskiego i cesarza. Śmierdział w okna cesarza z Zatybrza. I tu pewnie powstał pomysł zniszczenie roboli..... pomyłka .....poprzez spalenie Zatybrza (coś jak salwy w Poznaniu, Gdańsku, w kopalni Wujek). Pomysły cesarzy od Klaudiusza owocowały pretoriańskimi wyborami Pierwszych Sekretarzy (Czernienko, Andropow, Gorbaczow). Jakoś mi się mieszają epoki, ale bo w gruncie rzeczy to i tamto, to samo. Niewolników coraz więcej, szlachetnych Rzymian prawie już nie ma. Wyzwoleńcy w tym czasie, dobrze oszukując i stosując rozliczne przekręty finansowe (patrz nasi posłowie, burmistrzowie itp.. całe „elytki” krakówka i warszawki), jak też gnębiąc kolegów-niewolników (patrz dyrektorzy PZPR-owscy i likwidatorzy AWS-owscy) doszli do niebywałych fortun. Taki sławny Mecenas, który finansował (sponsorował) m.in. Wergiliusza i w ogóle kulturę, był wyzwoleńcem. Dzięki olbrzymim majątkom wyzwoleńcy osiągnęli w Rzymie wysoką pozycję społeczną, To dzięki tej pozycji towarzyskiej i majątkowej zaczęli cesarze brać ich pod uwagę przy obsadzaniu stanowisk w senacie, na urzędach państwowych, stanowiskach dowódczych wojsk itd. Upadek imperium gwałtownie się zbliżał. Były niewolnik, tj. wyzwoleniec, ma zawsze jedno, (ale za to potrójne) wielkie pragnienie - bogacić się, bogacić się i jeszcze raz bogacić się. Jako niewolnik nie mógł, obowiązywał go zakaz posiadania prywatnej własności. No! Chyba, że panu coś ukradł, coś zachachmęcił, Wtedy ukochane monetki srebrne, a czasami monetki złote, a czasem złote precjoza ukradzione panu, musiał przed panem ukryć w garnku i zakopać pod drzewem. Kto wie, może odnajdywane po tysiącleciach skarby monetowe maja takie pochodzenie. Mówi się, że tak ukrywano skarby przed rabusiami. Czyż pan niewolnika nie był dla niewolnika rabusiem. A bo to my nie ukrywamy swych skarbów przed złowieszczym socjalistycznym panem - fiskusem. Przecież to rabuś niesłychany. Tylko my, niewolnicy XXI w nie możemy zakopać dochodu pod drzewem, bo nadzór nad nami panowie niewolników XXI wieku mają znacznie dokładniejszy. Nawet nadzór komuno-socjalistyczny NSDAP, polegający na tatuowaniu numeru niewolnika na przedramieniu, a numeru pana pod jego pachą był niczym w porównaniu z dzisiejszą dokładnością. PIT-y, PESEL-e, NIPON-y, PIN-y, dowody osobiste, komputery. Na tyle numerów tatuujących i tuszu by zabrakło. Sposób oznakowania według niemieckiego socjalizmu był praktyczniejszy. Wchodził petent do urzędu, podnosił nieco ramię ku górze i wiadomo było - przyjaciel. Wchodził zaś inny i obnażał przedramię i można go było wysłać od razu do gazu. Ad rem! Wyzwoleńcy są już w senacie i w Rzymie zapanował handel wszystkim co dało się spieniężyć, nawet odrzuconymi przez cesarzy kochankami (obu płci- dla ścisłości) Podobno homoseksualizm, co prawda od niedawna, został przez „niebywałe autorytety” (telewizyjne) uznany jako uwarunkowany genetycznie. HA! HA! Ha-ha-ha-ha! Śmieję się! Już wiem dlaczego pedali są wesołkowaci! Gay, to podobno z angielskiego - wesołek. A bo śmieją się z takich „autorytetów telewizyjnych”, które wmawiają „masom pracującym” rzecz tak pocieszną, iż dzieci ze związków homoseksualnych mogą dziedziczyć coś po „mamusiach” lub „tatusiach”. Cieszą się też, bo tak jakby to udowodniono, że pochodzą, w prostej linii, od cesarzy rzymskich. Dość uwspółcześniania! Tak więc wyzwoleńcy rozpoczęli sprzedaż wszystkiego. Korupcja zapanowała okrutnie. Łapówka (podarki) otwierała wszystko. Cesarze próbowali ratować sytuacje Uruchomiono donosicielstwo na masową skale. Donosiciel donosił na donosiciela. Jeden z cesarzy próbował ograniczyć donosy i wypędził wszystkich szpiegów poza mury Rzymu. Po za murami nie wydawano zboża i szpiedzy pomarli. I nic nie pomogło. Donosiciele byli potrzebni senatorom, więc odrodzili się. Pieniądze państwowe przemyślnymi sposobami przechodziły do prywatnych kieszeni. Cesarze czuli się zmuszeni do wzmacniania kontroli państwowej na wydatkami. Liczba cenzorów, kontrolerów i innych urzędasów rosła lawinowo. Już Wergiliuszowi ten proces wydał się podejrzany o nieskuteczność i ukuł powiedzenie „Quis custodiet ipsos custodes” tj. „kto będzie pilnował pilnujących”. Teraz pilnujący korumpowali łapówkami pilnujących. Za złoto Dakowie dowiadywali się od senatorów którędy i w jakiej sile pójdą na nich legiony. Ale gdy zaczęto handlować zaopatrzeniem dla wojska i nad Dunaj, do legionów strzegących Rzym przed barbarią, przestała dochodzić żywność, to już był koniec potęgi Rzymu. Różnica między Rzymem a barbarią zaczęła się zacierać. Legiony naddunajskie, z głodu, zamiast bronić zaczęły napadać, mordować i grabić współobywateli. Hordy barbarzyńców śmiało przeprawiały się przez Dunaj i zdobywały łupy dla siebie i tereny dla własnej ekspansji. I tak doszło do Romulusa, co hodował tylko kury i Odoakera, który wchodząc do Rzymu ze swoimi Germanami zaniechał zamordowania Romulusa, gdyż nie było to już potrzebne. Tak to wielka władza doprowadziła do totalnego zgnicia wszystkiego w tak potężnym imperium i padło ono jak zgniły owoc z drzewa. Smród po nim ciągnął się przez wieki i jak nie przymierzając po marksiźmie, komuniźmie, po imperium ZSRR. Do was to mówię, nie mili panowie klekso-masońscy, brukselczycy, liderzy wspólnoeuropejscy, szykujący się do panowania nad nami niewolnikami w globalistycznym imperium - taki sam smród będzie ciągnął się i po was. Mechanizmy zniewolenia i odrzucenia praw boskich już włączyliście. Objawy zniewolenia już dają się wyraźnie widzieć. Klęska wasza i, na nieszczęście, nasza są bliskie. A pocieszam się, zgoda - nie bardzo życzliwie dla was, że wasz koniec może być bliższy niż się spodziewacie. Wykopaliście duży dół pod sobą mieszając rasy. Już niedługo te ukochane przez was mniejszości etniczne (wiem, macie interes własny na względzie jako mniejszości etnicznej przewlekłej) wezmą górę nad białymi w Europie. A te mniejszości to Turcy, Arabowie. No, no. Niech ci muzułmanie obrosną w piórka. Co to będzie się z wami działo, gdy oni wezmą się za was. Pierze z was poleci to pewne. One to cierpią poważnie na nieuleczalny, wprost zoologiczny antykleksizm. I tym razem nie będzie idiotycznie miłujących bliźniego (nawet zapiekłego wroga) Polaków- katolików wpuszczających do kraju wszelkiego rodzaju wypędków, których już nie mogą znieść (za fałsze, oszustwa, kłamstwa, mimikrę, farbowane ogony lisie, pasożytnictwo) wszyscy nasi sąsiedzi u siebie. A ostrzegali was., nie obcy wam lecz mądrzy ludzie z Izraela, i to zaraz po wojnie, żebyście nigdy nie szkodzili Polsce, bo nie znajdzie się, w razie następnego nieszczęścia, żadna pomocna ręka, ku której czci będzie można posadzić drzewko w Jod Vaszem. Tak więc powodzenia panowie, „masy” dadzą się oszukać; i będę cierpliwie czekał na wasz koniec.
P.S. Kleks to nie zastosowana przez Cześnika nazwa na plamę inkaustu na papierze w czasie dyktowania listu Dyndalskiemu. Cześnik taką plamę nazwał po staropolsku i niejaki Brzechwa to zmałpował „na odwrót” w nazewnictwie swego profesora i nikt się do tej pory na tym podstępie nie połapał. Proponuję zajrzeć do „Zemsty”.
Adolf Mayer 0653
7
7