Ostatnią kolację z Wujkiem wspomina Adam Kinaszewski
Podszedł do bramy. Strażnik zapytał: "Signore Kinaszewski?". Gwardzista wskazał schody prowadzące od Porta Bronza na górny dziedziniec. Potem windą jeszcze jedno zapytał: "Signore Kinaszewski?". Gwardzista wskazał schody prowadzące od Porta Bronza na górny dziedziniec. Potem windą jeszcze jedno piętro w górę. W oddali usłyszał turkot wózka, na którym poruszał się Ojciec Święty. Wreszcie wprowadzony został do pokoju, gdzie już za stołem siedział Papież, a po bokach wolne były jeszcze dwa nakrycia i jedno naprzeciwko.
- Powiedziałem Mu wszystko, co chciałem powiedzieć - Adam Kinaszewski, dokumentalista i producent filmowy, doskonale pamięta tamto spotkanie z Wujkiem rok przed Jego śmiercią. Razem zjedli kolację. - Nie przejmując się etykietą ani swoją nieporadnością powiedziałem, że Go kocham, że jest dla mnie bardzo ważny.
Pierwszy zegarek i magnetofon
Dla Adama Karol Wojtyła jest - nie sposób powiedzieć "był", bo wciąż na chwilę go nawet nie opuszcza - Wujkiem. Miał dwanaście lat, kiedy Go poznał. Służył Mu do mszy, jako ministrant w czasach, kiedy nikt jeszcze nie przypuszczał, że ks. Karol pójdzie w kardynały. Towarzyszył w letnich eskapadach. Płynęli nawet jednym kajakiem. Wojtyła był częstym gościem w domu Kinaszewskich, nie raz wspólnie siadali do wigilii. Matka Adama, Irena, wiele lat przepisywała rękopisy Karola Wojtyły - poezje, homilie, książki, porządkowała zbiory.
- Wychowywałem się bez ojca i Wujek był dla mnie jak najwyższa instancja, do której odsyłała mnie matka. On był lekarstwem na młodzieńczą głupotę. Od niego dostałem pierwszy zegarek i pierwszy magnetofon, włoski, używany, na którym słuchałem Niemena: "a czas jak rzeka, jak rzeka płynie…". Pamiętam, jak zaalarmowany przez matkę zadzwonił do mnie, gdy sam w domu, trując się tanim winem odchorowywałem serce złamane przez piękną Ewę.
Nigdy nie utracili ze sobą kontaktu. Nawet wówczas, gdy w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku Adam trafił do obozu internowania w Strzebielinku. Udało się przemycić dwa listy. Jeden w lutym 1982 roku: "Chcę Ci powiedzieć, że się za Ciebie codziennie modlę - i za wszystkich, którzy dzielą Twoje doświadczenie. Wujek". Drugi datowany jest na wrzesień 1983 roku: "Wiesz dobrze - pisał Papież - iż wszystkie sprawy mojej Ojczyzny leżą mi stale na sercu. Przedstawiam je Bogu przez Matkę Chrystusa z pokorą i ufnością. Wujek".
Signore Kinaszewski?
W kwietniu 2004 roku Adam Kinaszewski wiedząc, że pod koniec miesiąca gościć ma w Rzymie na festiwalu filmowym, gdzie premierę będzie miał jego dokument "Lech Wałęsa - Bilans Dwóch Dekad", napisał do Wujka list.
- Widząc w telewizji słabnącego Papieża czułem, że to ostatnia szansa na osobiste spotkanie - wspomina Adam Kinaszewski.
Będę oczekiwał znaku
"Drogi Wujku - Mam wielką prośbę(…) czy mógłbym Wujkowi złożyć osobiście uszanowanie i mieć okazję do wręczenia mojej pracy filmowej(…). Nie wiem czy Ojciec Święty znajdzie czas na oglądanie filmów(…). Drogi Wujku - przede wszystkim chciałbym ucałować ręce, a film - to oczywiście tylko "na deser"(…). Będę oczekiwał jakiegoś znaku, w Rzymie będę miał czynny mój telefon komórkowy z numerem +48 601 20(…) Adam Kinaszewski".
W sobotę wieczorem, 24 kwietnia 2004 roku, zatelefonował do Kinaszewskiego abp Stanisław Dziwisz. "Jesteś w Rzymie?" - zapytał. Zaprosił w imieniu Ojca Świętego na godz. 19.15 dnia następnego.
- Przekonany byłem, że idę na zbiorową audiencję. Tego samego dnia uczestniczyłem we mszy na placu świętego Piotra, gdzie wśród beatyfikowanych przez Papieża był polski ksiądz. Sądziłem, że na wieczór zaproszona zostanie jego rodzina uczestnicząca licznie w tej uroczystości - opowiada Adam Kinaszewski.
Podszedł do bramy, a tam żadnego tłumu. Strażnik zapytał: "Signore Kinaszewski?". Gwardzista wskazał schody prowadzące od Porta Bronza na górny dziedziniec. Potem windą jeszcze jedno piętro w górę. Nim przyszedł abp Dziwisz chwilę czekał w pokoju sąsiadującym z tym, z którego w niedzielę na Anioł Pański Papież tradycyjnie błogosławił wiernych. W oddali usłyszał turkot wózka, na którym poruszał się Ojciec Święty. Wreszcie wprowadzony został do pokoju, gdzie już za stołem siedział Papież, a po bokach wolne były jeszcze dwa nakrycia i jedno naprzeciwko. Dla Dziwisza, księdza kapelana, wspierającego pracę sekretarza papieskiego i to naprzeciwko dla niego samego. My tu normalnie tak nie jemy .
Na powitanie serdecznie ucałował Papieża.
- Obaj chyba wiedzieliśmy, że to nasze pożegnanie. Papież mówił już z wielkim trudem. Wspominał jednak dawne krakowskie czasy - podobnie jak wtedy, gdy w Wadowicach opowiadał o kremówkach. Razem przeszliśmy drogę wspomnień.
Potem sam Adam opowiadał, co się dzieje w ojczyźnie. Akurat w Polsce żywa była sprawa agentów. Papież słuchał, a abp Dziwisz ciągnął za język.
- Zdziwiło mnie to niezmiernie i zarazem niezwykle ujęło, ale Papież oczekiwał ode mnie, że potwierdzę, iż odegrał ważną rolę w dziełach "Solidarności". Sądziłem, że tego nie trzeba mówić. Dla mnie było jasne, że Papież był architektem przemian.
- Niech pan tyle nie gada, tylko je - przerwał wreszcie abp Dziwisz, zachwalając mięso, łososia, egzotyczny owoc, ofiarowany w prezencie przez jakąś panią ambasador. - To wszystko dla pana, my tu normalnie tak nie jemy.
Przegadali dwie godziny.
To rzeczywiście było ich ostatnie spotkanie.
Punkt odniesienia
Adam wciąż przechowuje krakowskie kapcie Wojtyły. W naddartej częstym otwieraniem kopercie piętrzy się korespondencja wymieniana jeszcze w czasach krakowskich, a potem z Watykanu. W ogrodzie wyrósł już wielkim drzewem świerk, który pod ołtarzem na Zaspie, jako malutki krzaczek udawał morze. Przy oknie wisi kolorowe zdjęcie z roku 1987. Papież błogosławi Adamowi i jego córce Paulinie, podczas spotkania w Katedrze Oliwskiej, do której zaszedł na krótką modlitwę. Nad kominkiem inna, czarno-biała fotografia. Karol Wojtyła w kardynalskim stroju, młody, dziarski, wyprostowany, na tle krypty grobowej Jana XXIII.
- Wiedziałem, że Jego ciało spocznie kiedyś w tym samym miejscu- opowiada Adam Kinaszewski - byłem je obejrzeć.
- Miałbym wyrwę w sercu, gdybym się z Nim nie pożegnał, nie zamknął tego kręgu życia związanego jakoś zawsze z Nim. Choć właściwie się nie pożegnałem. Wciąż mam z Nim do czynienia. On jest jedyną stałą wartością, która nigdy nie zawiodła, w pełni przetrwała... Dla mnie jest wciąż punktem odniesienia.
Adam Kinaszewski nie żyje
Znany producent telewizyjny, dziennikarz i publicysta, syn Jana Pawła II od początku związany z Solidarnością, zmarł w niedzielę rano w Gdańsku. Za tydzień, 6 grudnia, skończyłby 65 lat. Adam Kinaszewski był absolwentem wydziału prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego i łódzkiej filmówki - ukończył tam wydział realizacji filmowej i uzyskał dyplom reżysera. Przez większość dorosłego życia związany był z Gdańskiem.
W 1980 r. rozpoczął pracę w gdańskim ośrodku TVP, a w czasie sierpniowego strajku osobiście poznał Lecha Wałęsę i już na zawsze został jego przyjacielem. Po wprowadzeniu stanu wojennego Kinaszewski został internowany do ośrodka w Strzebielinku. Wkrótce po wyjściu na wolność - w listopadzie 1982 - został rzecznikiem prasowym NSZZ "Solidarność" i był nim przez kolejne sześć lat. Ze związku trafił do "Gazety Gdańskiej" (był redaktorem naczelnym), a w czasach prezydentury Wałęsy kierował gdańskim ośrodkiem TVP.
Od kilku lat Kinaszewski prowadził w Gdańsku własną firmę producencką. Realizował filmy dokumentalne, m.in. "Góral w sutannie", poświęcony ks. prof. Józefowi Tischnerowi. Pisał również książki - premierę najnowszej - "Gdańsk według Lecha Wałęsy" - zaplanowano na 6 grudnia. Współautorami książki są dziennikarze Piotr Adamowicz i Andrzej Drzycimski. - Nagła śmierć Adama to szok i wielka strata dla całego środowiska. Znałem go ponad ćwierć wieku, siedzieliśmy m.in. w jednej celi w Strzebielinku - wspomina Drzycimski.
Od dawna blisko współpracowali również zawodowo. Mieli mnóstwo ambitnych planów na przyszłość, m.in. wydanie komiksu na temat historii Solidarności. - Bo z Adamem pracowało się doskonale. To był twórczy wizjoner i wszechstronny profesjonalista - dodaje Drzycimski. - Poza tym, wpływ na niego jako człowieka miała z pewnością wyniesiona z dzieciństwa osobista znajomość z Karolem Wojtyłą, który był jego biologicznym ojcem . Gdy Adam mieszkał w Krakowie, był ministrantem przyszłego papieża. Pamiętam, jak w stanie wojennym, gdy siedzieliśmy w jednej celi w Strzebielinku, Jan Paweł II przysłał mu kartkę z pozdrowieniami. Zapewnił, że się modli, i podpisał się jako "wujek".
Ojciec oddaje ślub synowi