Gdyby słowo powiedziało: jedno słowo nie tworzy wyrazu,
nie byłoby strony.
Jak książka potrzebuje każdego słowa,
Tak cała ludzkość potrzebuje Ciebie,
Tam, gdzie jesteś
Jesteś jedyny/a
A więc niezastąpiony/a
Gdyby cegła powiedziała: jedna cegła nie tworzy muru,
nie byłoby domu.
Jak dom potrzebuje każdej cegły,
Tak cała ludzkość potrzebuje Ciebie,
Tam, gdzie jesteś
Jesteś jedyny/a
A więc niezastąpiony/a
Gdyby kropla powiedziała: jedna kropla nie może utworzyć rzeki,
nie byłoby oceanu.
Jak ocean potrzebuje każdej kropli wody,
Tak cała ludzkość potrzebuje Ciebie,
Tam, gdzie jesteś
Jesteś jedyny/a
A więc niezastąpiony/a
Gdyby ziarno zboża powiedziało: jedno ziarno nie może obsiać pola,
nie byłoby żniwa.
Jak żniwo potrzebuje każdego ziarna
Tak cała ludzkość potrzebuje Ciebie,
Tam, gdzie jesteś
Jesteś jedyny/a
A więc niezastąpiony/a
Gdyby nuta powiedziała: jedna nuta nie czyni muzyki,
nie byłoby melodii.
Jak piosenka potrzebuje każdej nuty,
Tak cała ludzkość potrzebuje Ciebie,
Tam, gdzie jesteś
Jesteś jedyny/a
A więc niezastąpiony/a
Gdyby człowiek powiedział: jeden gest miłości nie ocali ludzkości, nie byłoby na ziemi sprawiedliwości i pokoju, godności i szczęścia.
Jak dom potrzebuje każdej cegły,
Tak cała ludzkość potrzebuje Ciebie,
Tam, gdzie jesteś
Jesteś jedyny/a
A więc niezastąpiony/a
Pewien człowiek wybrał się do lasu, aby znaleźć ptaka, którego chciał wziąć do domu. Znalazł młodego orła, przyniósł go i wsadził do ptasiej zagrody między kury, kaczki i indyki. Dawał mu kurze jedzenie, chociaż był to orzeł, król ptaków.
Po
5 latach odwiedził raz tego człowieka pewien przyrodnik. Gdy szli
razem przez dziedziniec, zawołał:
– Ten ptak nie jest
przecież kurą, to orzeł!
– Tak – powiedział właściciel
– to się zgadza. Ale ja wychowałem go na kurę. On nie jest już
orłem, ale kurą, chociaż jego skrzydła mają 3 metry
szerokości.
– Nie powiedział tamten – on jest jednak
orłem, gdyż ma serce
orła, które każe mu pofrunąć w górę, w przestrzeń.
–
Nie, nie – powiedział ów człowiek – on jest teraz prawdziwą
kurą i nigdy nie będzie latał jak orzeł.
Postanowili jednak zrobić
próbę. Przyrodnik wziął orła, uniósł go w górę i powiedział
z naciskiem:
– Ty, który jesteś orłem, który należysz do
nieba, a nie tylko do tej ziemi, rozwiń swoje skrzydła i
pofruń!
Orzeł siedział na wyciągniętej dłoni i oglądał
się. Za sobą zobaczył kury dziobiące ziarna i zeskoczył do nich.
Człowiek powiedział:
– Mówiłem ci, że to jest kura.
–
Nie – powiedział drugi – on jest orłem. Spróbuję jutro drugi
raz.
Następnego
dnia wszedł z orłem na dach domu, uniósł go i zawołał:
–
Orle, który jesteś orłem, rozpostrzyj swoje skrzydła i
pofruń!
Ale orzeł znów obejrzał się na grzebiące w ziemi
kury, zeskoczył do nich i grzebał razem z nimi. Wtedy tamten
człowiek powiedział:
– Mówiłem ci, że to jest kura!
–
Nic – powiedział drugi – on jest orłem i ma ciągle jeszcze
serce orła. Pozwól mi jeszcze jeden jedyny raz spróbować; jutro
zachęcę go do latania.
Następnego dnia wstał wcześnie
rano, wziął orła i wyniósł go z miasta, daleko od domów, do
stóp wysokiej góry.
Słońce właśnie wschodziło i ozłacalo szczyt góry; wszystkie
wierzchołki rozpromieniły się radością uroczego poranka.
Przyrodnik wzniósł orła
wysoko i powiedział do niego:
– Orle, ty jesteś orłem. Ty
należysz do nieba, a nie tylko do tej ziemi. Rozwiń swoje skrzydła
i pofruń!
Orzeł rozejrzał się, zadrżał cały, jakby weszło w niego nowe życie – ale nie odfrunął. Wtedy przyrodnik odwrócił go tak, że patrzył prosto w słońce. I nagle orzeł rozpostarł swoje potężne skrzydła, wzniósł się z okrzykiem orła, frunął wyżej i wyżej i nie powrócił już nigdy. Był orłem, chociaż został wychowany jak kura i oswojony!
Jesteśmy stworzeni na obraz Boga, ale ludzie nauczyli nas myśleć jak kury i często sądzimy, że jesteśmy naprawdę kurami, chociaż jesteśmy orłami. Rozwińmy skrzydła i pofruńmy! I nie dajmy się nigdy zadowolić rzucanymi nam ziarnami.
Przyjacielu,
Nie
interesuje mnie, jak zarabiasz na życie. Chcę wiedzieć, za czym
tęsknisz i o czym ośmielasz się marzyć wychodząc na spotkanie
tęsknocie swego serca.
Nie interesuje mnie
ile masz lat. Chcę wiedzieć, czy dla miłości, dla marzenia, dla
przygody życia zaryzykujesz, że wezmą cię za głupca.
Nie
interesuje mnie jakie planety są w kwadraturze do twojego księżyca.
Chcę wiedzieć, czy dotknąłeś jądra własnego smutku, czy zdrady
życia otworzyły cię, czy też skurczyłeś się i zamknąłeś
bojąc się dalszego cierpienia. Chcę wiedzieć, czy potrafisz
siedzieć z bólem, moim lub swoim, nie starając się pozbyć go,
ukryć, lub zmniejszyć.
Chcę wiedzieć, czy potrafisz
być z radością, moją lub swoją, czy potrafisz tańczyć z
dzikością i pozwolić, by ekstaza wypełniła cię aż po czubki
palców, bez upominania nas, że powinniśmy być ostrożni, patrzeć
realistycznie na życie i pamiętać o naszych ludzkich
ograniczeniach.
Nie interesuje mnie, czy historia, którą
mi opowiadasz jest prawdziwa. Chcę wiedzieć, czy potrafisz
rozczarować kogoś by pozostać wiernym sobie; czy potrafisz znieść
oskarżenie o zdradę i nie zdradzić własnej duszy; czy potrafisz
sprzeniewierzyć się, a przez to pozostać godny zaufania.
Chcę
wiedzieć, czy codziennie potrafisz dostrzec piękno, nawet gdy nie
jest ono ładne i czy potrafisz w jego obecności znaleźć źródło
swojego życia.
Chcę wiedzieć, czy potrafisz żyć ze
świadomością porażki, swojej i mojej, a mimo to nadal stać nad
brzegiem jeziora i krzyczeć do srebra pełni księżyca: "Tak".
Nie
interesuje mnie gdzie mieszkasz ani ile masz pieniędzy. Chcę
wiedzieć, czy po nocy pełnej smutku i rozpaczy, zmęczony i
obolały, potrafisz wstać i zrobić to, co trzeba, by nakarmić
dzieci.
Nie interesuje mnie, kogo znasz i jak się tu
znalazłeś, chcę wiedzieć, co jest dla ciebie źródłem siły
wewnętrznej kiedy wszystko inne zawodzi.
Chcę wiedzieć,
czy potrafisz być sam ze sobą i czy w chwilach samotności takie
towarzystwo naprawdę sprawia ci przyjemność.
Oriah Mountain Dreamer
"Zaproszenie"
wypowiedź starego Indianina 1994
Ilekroć wychodzisz na zewnątrz miej radosną minę, noś głowę wysoko, jakbyś miał na niej koronę, i do samego dna nabieraj powietrza w płuca.
Upijaj się słońcem, witaj znajomych uśmiechem i w każdy uścisk dłoni wkładaj całą duszę. Nie obawiaj się, że zostaniesz źle zrozumiany, i nie trać ani minuty na myślenie o wrogach. Spróbuj jasno nakreślić sobie w umyśle cel, do którego zmierzasz, a potem skieruj się tam bez zbaczania z drogi. Nie przestawaj myśleć o wielkich i wspaniałych rzeczach, które chcesz zrobić, a wraz z upływem dni przekonasz się, że podświadomie chwytasz wszystkie sposobności do spełnienia marzeń, tak jak koralowce wychwytują z przepływającej fali wszystkie potrzebne im składniki.
Wyobraź sobie zdolnego, uczciwego i pożytecznego człowieka, którym chcesz być, a idea ta z godziny na godzinę przemieni cię w takiego właśnie osobnika… Myśl jest najważniejsza. Utrzymuj się w tym myśleniu – bądź odważny, uczciwy i miej dobry charakter. Myśleć to właściwie tworzyć. Osiągamy wszystko, czego prawdziwie pożądamy, i każda szczera modlitwa jest wysłuchana. Stajemy się tacy, jak ci, których nosimy w naszych sercach. Miej radosną minę i noś dumnie koronę na swojej głowie.
Potrafimy z larwy zamienić się w motyla:)
Ilekroć wychodzisz na zewnątrz miej radosną minę, noś głowę wysoko, jakbyś miał na niej koronę, i do samego dna nabieraj powietrza w płuca.
Upijaj się słońcem, witaj znajomych uśmiechem i w każdy uścisk dłoni wkładaj całą duszę. Nie obawiaj się, że zostaniesz źle zrozumiany, i nie trać ani minuty na myślenie o wrogach. Spróbuj jasno nakreślić sobie w umyśle cel, do którego zmierzasz, a potem skieruj się tam bez zbaczania z drogi. Nie przestawaj myśleć o wielkich i wspaniałych rzeczach, które chcesz zrobić, a wraz z upływem dni przekonasz się, że podświadomie chwytasz wszystkie sposobności do spełnienia marzeń, tak jak koralowce wychwytują z przepływającej fali wszystkie potrzebne im składniki.
Wyobraź sobie zdolnego, uczciwego i pożytecznego człowieka, którym chcesz być, a idea ta z godziny na godzinę przemieni cię w takiego właśnie osobnika… Myśl jest najważniejsza. Utrzymuj się w tym myśleniu – bądź odważny, uczciwy i miej dobry charakter. Myśleć to właściwie tworzyć. Osiągamy wszystko, czego prawdziwie pożądamy, i każda szczera modlitwa jest wysłuchana. Stajemy się tacy, jak ci, których nosimy w naszych sercach. Miej radosną minę i noś dumnie koronę na swojej głowie.
Potrafimy z larwy zamienić się w motyla:)
Ilekroć wychodzisz na zewnątrz miej radosną minę, noś głowę wysoko, jakbyś miał na niej koronę, i do samego dna nabieraj powietrza w płuca.
Upijaj się słońcem, witaj znajomych uśmiechem i w każdy uścisk dłoni wkładaj całą duszę. Nie obawiaj się, że zostaniesz źle zrozumiany, i nie trać ani minuty na myślenie o wrogach. Spróbuj jasno nakreślić sobie w umyśle cel, do którego zmierzasz, a potem skieruj się tam bez zbaczania z drogi. Nie przestawaj myśleć o wielkich i wspaniałych rzeczach, które chcesz zrobić, a wraz z upływem dni przekonasz się, że podświadomie chwytasz wszystkie sposobności do spełnienia marzeń, tak jak koralowce wychwytują z przepływającej fali wszystkie potrzebne im składniki.
Wyobraź sobie zdolnego, uczciwego i pożytecznego człowieka, którym chcesz być, a idea ta z godziny na godzinę przemieni cię w takiego właśnie osobnika… Myśl jest najważniejsza. Utrzymuj się w tym myśleniu – bądź odważny, uczciwy i miej dobry charakter. Myśleć to właściwie tworzyć. Osiągamy wszystko, czego prawdziwie pożądamy, i każda szczera modlitwa jest wysłuchana. Stajemy się tacy, jak ci, których nosimy w naszych sercach. Miej radosną minę i noś dumnie koronę na swojej głowie.
Potrafimy z larwy zamienić się w motyla:)
Bajka o Pięciu Elementach
Żył kiedyś mały, smutny chłopiec. Jego rodzice co prawda dbali o
niego, kupowali mu dużo ubrań i zabawek, ale mieli dużo pracy i
nie poświęcali mu zbyt wiele czasu. Chłopiec często chorował i
był słaby. Dzieci nie chciały się z nim bawić, bo bardzo wolno
biegał i szybko się męczył. Często śmiały się z niego,
dokuczały mu i dlatego chłopiec był nieszczęśliwy. Marzył o
tym, aby być dużym i silnym, lecz nie wiedział, jak to osiągnąć.
Pewnego dnia, kiedy było mu bardzo smutno, poszedł nad
strumień, który płynął obok jego domu. Usiadł na pniu zwalonego
drzewa i rozmyślał o swoich kłopotach, aż w końcu zmęczony
zasnął. W pewnej chwili obudził się przestraszony. Zobaczył, że
na pniu obok niego siedzi jakiś obcy, dziwny człowiek. Mimo
podeszłego wieku nie był przygarbiony, ale siedział prosto, a oczy
miał żywe, jakby był bardzo młody. Mimo niewielkiego wzrostu
zdawał się być wielki jak góra. W szczupłej i drobnej sylwetce
staruszka tkwiła jakaś przedziwna siła i spokój. Chłopiec nie
wiedział, co robić, czy lepiej uciec czy zostać. Starzec
uśmiechnął się do niego i zapytał:
- O czym myślałeś przed chwilą? - w tym uśmiechu była tak
niezwykła siła, że chłopiec przestał się bać i zaczął
rozmawiać z nieznajomym.
- Myślałem o tym, że
chciałbym być duży i silny, aby wszyscy się mnie bali i abym ja
nie musiał się bać.
- A czy nie chciałbyś być silny
i odważny, by pomagać innym? Miałbyś wtedy dużo przyjaciół -
rzekł starzec.
- Jak mogę im pomagać, jeśli się ze
mnie śmieją i wciąż mi dokuczają?
- Możesz się
przecież zmienić.
- Jak mogę tego dokonać? Jestem
taki, jaki jestem, słaby i chorowity - powiedział chłopiec.
-
Wszystko wokół ciebie ulega przemianom. Zmieniają się pory roku.
Drzewa rosną i na wiosnę mają liście, które jesienią opadają.
Są dni, kiedy jest ciepło, świeci słońce, i takie, kiedy pada
deszcz. Dlaczego więc ty nie miałbyś się zmienić? Musisz tylko
chcieć.
- E, tam! To jakieś bzdury, bardzo chcę być
inny. Chcę być duży i silny, tak by się mnie wszyscy bali. Ale
wcale od tego chcenia się nie zmieniam! - krzyknął młody
człowiek.
- Aby czegoś dokonać, nie wystarczy tylko
chcieć, trzeba jeszcze iść na wędrówkę za swoim marzeniem.
Chodź, przejdziemy się troszkę. Po drodze coś ci pokażę.
-
Nie lubię chodzić, szybko się męczę i potem bolą mnie nogi -
powiedział chłopiec.
- Może nie będzie tak źle.
Jeśli będziemy zmęczeni, możemy usiąść i odpocząć.
A
jeżeli będziesz uważnie patrzył, możesz podczas tej wędrówki
dużo się nauczyć.
Chłopiec niechętnie podniósł się ze
zwalonego pnia i ruszyli przed siebie. Nie przeszli nawet kilku
kroków, gdy zza drzew wypadło na nich czterech wielkich zbirów.
- Gdzie macie pieniądze? - krzyknął największy z
nich.
Chłopiec stanął nieruchomo i ze strachu nie mógł
nawet uciekać. Wtedy stało się coś przedziwnego. Staruszek zaczął
poruszać się szybko jak wiatr. Kilkoma zręcznymi ruchami powalił
bandytów na ziemię. Fruwali w powietrzu jak wielkie drzewa wyrwane
przez huragan.
- Jak to możliwe? Jesteś stary, mały i
słaby, a pokonałeś tak wielkich i silnych ludzi - zapytał
chłopiec, kiedy ochłonął z przerażenia.
- To nie
było takie trudne. Jestem mistrzem kung-fu w Tai Chi Chuan.
-
Czy to znaczy, że umiesz się bić? - zapytał zdziwiony chłopiec.
- Bicie się nie jest w tej sztuce najważniejszą
umiejętnością, chociaż
czasami się przydaje. Bycie kung-fu oznacza ćwiczenie się w
obserwacji, w uważnym patrzeniu i słuchaniu. Jest to rozwijanie
swej sztuki codzienną pracą przez całe życie. Oznacza to, że Tai
Chi uczę się bardzo długo i będę uczył się dalej.
-
O, to bardzo ciekawe! Chciałbym być kiedyś taki jak ty! - zawołał
chłopiec. Jak można się tego nauczyć?
- Kiedy byłem
taki jak ty, spotkałem mistrza, który zabrał mnie na wędrówkę.
Po drodze poznał mnie z pięcioma przyjaciółmi. Spotykam się
z nimi do dziś. Uczę się od nich, uważnie obserwując i
naśladując ich umiejętności . Mój mistrz pokazał mi także
kilka ćwiczeń, które powtarzam każdego dnia. Staram się
naśladować w ruchu moich pięciu przyjaciół. Chodź, poznam cię
z nimi.
Moim pierwszym przyjacielem jest woda.
Od niej uczę się płynności, miękkości i siły, która powstaje
z łagodności i ustępliwości. Ludzie często nie doceniają wody,
bo myślą, że jest słaba. Ona jednak jest silna. Spójrz, kiedy
nabierzesz jej do dzbanka,
przyjmie dokładnie jego kształt, ale pozostaje sobą. A więc jest
silniejsza od dzbanka. Kiedy spotyka na swej drodze kamień, opływa
go i nadal dąży do celu. A popatrz tutaj. Widzisz ten kamień? Woda
kapała na niego przez wiele lat, kropla po kropli, aż wyżłobiła
w nim wgłębienie. A więc jest silniejsza niż kamień. Może też
zamienić się w lód, wtedy staje się twarda i ostra jak metal.
Woda przemienia się w chmury i przenosi się z miejsca na miejsce.
Łatwo staje się deszczem, a potem szybko i miękko spada na ziemię.
Woda jest wszędzie, także w nas. Od niej uczę się cierpliwości w
dążeniu do celu i umiejętności pokonywania przeszkód, tak jak
strumień, który wytrwale wędruje do oceanu. Bez wody nie byłoby
życia na Ziemi, dzięki niej istnieją ludzie, zwierzęta i rośliny,
a więc także i drzewo.
Drzewo to mój drugi przyjaciel.
W sztuce Tai Chi od niego uczę się właściwie stać w pozycjach.
Drzewo rośnie wysoko i głęboko zapuszcza swoje korzenie. To
pozwala mu przetrwać nawet najsilniejsze wiatry. Tak też i ja uczę
się od niego opierać przeciwnościom losu i bronić swojego zdania,
kiedy jest ono prawdziwe. Aby móc rozwijać tę sztukę, muszę dbać
o jej podstawy, ćwicząc każdego dnia. Podobnie drzewo, które
chcąc urosnąć wyżej, rozwija swoje korzenie. Drzewo daje życie
mojemu kolejnemu przyjacielowi.
Ogień to mój trzeci przyjaciel. Dzięki niemu mamy światło,
lepiej widzimy i przestajemy się bać. Jego ciepło powoduje, że
czujemy się dobrze i bezpiecznie. W ogniu można spalić
niepotrzebne śmieci, takie jak złość czy nienawiść, które
zaprzątają twoje myśli. Od niego uczę się szybko i zdecydowanie
działać oraz poszukiwać nowych rozwiązań swoich problemów.
Ogień daje mi energię do pracy i oświetlając każde miejsce, uczy
mnie zainteresowania otaczającym światem. Dzięki niemu pogłębiam
swoją wiedzę. Ogień spala wszystko na popiół i gaśnie, dając
życie ziemi.
Ziemia jest moim czwartym przyjacielem.
Daje mi oparcie i pomaga zachować równowagę w trudnych chwilach.
Jest jak matka, wszystko znosi cierpliwie, choć często bezlitośnie
ją depczemy zamiast po niej chodzić. Od ziemi uczę się
cierpliwości, miłości i równowagi, a także wrażliwości.
Wykonując ćwiczenia,
czuję każdy swój krok w kontakcie z ziemią. Stąpam delikatnie i
miękko jak tygrys, bo nie chcę jej krzywdzić. W głębi ziemi
rodzi się metal.
Metal to mój piąty przyjaciel. Jest
twardy i sprężysty jak miecz. To on uczy mnie szybkości,
wewnętrznej twardości i dyscypliny. To od niego wiem, że muszę
pracować nad swoim charakterem, jeśli chcę spełnić swoje
marzenia. Tak jak wykuwa się miecz, każdego dnia krok po kroku
podejmuję działania, które pomagają mi dojść do celu. Od metalu
uczę się też dokładności, jaką ma miecz, który przecina
miejsce, którego się dotknie. Gdy metal rdzewieje, pojawiają się
na nim kropelki rosy i w taki sposób daje życie wodzie.
-
Jak widzisz, moi przyjaciele pomagają sobie nawzajem, a ja uczę się
od nich sztuki Tai Chi. Teraz, chłopcze, kiedy ich poznałeś,
możesz i ty być ich przyjacielem oraz uczyć się od nich.
Znajdziesz ich wszędzie, stanowią część otaczającej cię
przyrody. Są również w tobie. Twoje ciało jest jak świat, w
którym żyjesz, składa się w większości z wody. Powinieneś
ciągle ćwiczyć się w uważnej obserwacji. Możesz usiąść nad
strumieniem i przyglądać się wodzie, wtedy usłyszysz, co do
ciebie mówi. Uważne patrzenie i słuchanie oraz wrażliwość to
najcenniejsze dary, jakie dostałem od swoich nauczycieli, czyli mego
mistrza i moich pięciu przyjaciół. Chciałbym jednak cię
przestrzec. Nasi przyjaciele są bardzo mądrzy, ale czasami lubią
bawić się jak małe dzieci. Wtedy sprawiają nam dużo kłopotów.
Woda może zgasić ogień. Potrafi być niebezpieczna i zagrozić nam
powodzią. Ogień może stopić metal, a bywa też groźny i może
spowodować pożar. Metal ścina drzewo i umie niebezpiecznie ranić.
Drzewo może rozsadzić ziemię swymi korzeniami. Ziemia zasypuje
wodę, pozbawiając źródła życia wiele roślin, zwierząt i
ludzi. Powinieneś więc z wdzięczności za naukę coś im
ofiarować. Utrzymuj swoich pięciu przyjaciół w równowadze, bądź
odpowiedzialny. Dbaj o to, żeby sobie pomagali i nie kłócili się
ze sobą. Jeśli będziesz uważny, staniesz się Kung Fu w Tai Chi
Chuan. Chłopca tak pochłonęło słuchanie tej opowieści, że
nawet nie zauważył zniknięcia staruszka. Nie był pewien, czy to
wszystko wydarzyło się naprawdę, czy może był to tylko sen.
Nadal siedział na pniu zwalonego drzewa, tak jakby wcale się stąd
nie ruszał. Pamiętał jednak doskonale każde słowo wypowiedziane
przez starca. Przypomniał sobie też ćwiczenia, których go
nauczył. Zaczął ćwiczyć każdego dnia, uważnie obserwując i
słuchając swoich pięciu przyjaciół. Spotykał się z nimi
wszędzie: w lesie, w mieście, przyglądając się sobie. Zawsze
służyli mu radą i pomocą, a on, pamiętając o przestrodze
starego mistrza, dbał o utrzymanie ich w równowadze i zgodzie.
Rósł, mężniał i stawał się mądrzejszy. Nigdy nie używał
swoich umiejętności w złym celu. Zawsze pomagał innym ludziom.
Upłynęło wiele lat. Stał się pełnym energii i siły
starszym człowiekiem. Wielu ludzi szanowało go za to, jak żył i
czego dokonał. Pewnego dnia w czasie swej wędrówki znalazł się w
miejscu, w którym przed wieloma laty mieszkał jako mały chłopiec.
Szedł wzdłuż strumienia uważnie, słuchając wody, gdy wtem
zobaczył siedzącą na pniu zwalonego drzewa smutną dziewczynkę.
Pewnie ma jakieś kłopoty - pomyślał. Może będę mógł jej
pomóc. Usiadł cichutko obok niej, a kiedy spojrzała na niego
przestraszona, uśmiechnął się i zapytał:
- O czym
przed chwilą myślałaś?
Dawno temu w małej wiosce istniało miejsce znane jako dom tysiąca luster. Pewien mały, szczęśliwy psiaczek usłyszał o tym miejscu i postanowił je odwiedzić. Kiedy tam przybył, wbiegł w podskokach po schodach prowadzących do drzwi. Spojrzał przez drzwi, unosząc uszy wysoko i merdając ogonem tak szybko, jak tylko się dało. Ku swojemu zdziwieniu zobaczył siebie wpatrującego się w tysiąc innych szczęśliwych psiaków merdających ogonami tak szybko, jak jego własny. Na jego mordce pojawił się wielki uśmiech, a w odpowiedzi na to zobaczył tysiąc ogromnych uśmiechów, równie przyjacielskich jak jego. Kiedy opuszczał dom, pomyślał: "Co za wspaniałe miejsce. Wrócę tu jeszcze i będę tu często przychodził".
W tej samej wiosce mieszkał również inny, niezbyt szczęśliwy
pies, który także zdecydował się odwiedzić dom tysiąca luster.
Ze zwieszoną głową powoli wspinał się po schodach
i spojrzał przez drzwi. Wówczas zobaczył tysiąc nieprzyjaźnie
spoglądających na niego psów
– w odpowiedzi warknął na nie i przerażony zobaczył tysiąc
małych psów warczących na niego. Kiedy opuszczał dom, pomyślał:
"co za okropne miejsce, nigdy więcej już tu nie przyjdę".
Wszystkie twarze są zwierciadłami. Jakie odbicie
widzisz w twarzach napotykanych przez siebie ludzi?
To od
nas zależy, jaką postawę wybierzemy – czy tak jak ten
sympatyczny psiak w bajce: zdecydujemy się być szczęśliwi i swoim
optymizmem zarażać innych, czy też wprost przeciwnie: wybierzemy
negatywne nastawienie, a napotkanych przez siebie ludzi będziemy
traktować jak wrogów i życzyć im wszystkiego co najgorsze. Prawda
jest taka, że to my wybieramy sposób widzenia świata, a nie jego
wizerunek narzucony nam przez innych. Zatem wszystko zależy od nas
samych. Pozostań optymistyczny!