Betts Heidi Atrakcyjny kawaler


Heidi Betts

Atrakcyjny kawaler

3

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Shannon Moriarty zerknęła na kartkę, którą trzyma ła w dłoni, i znów na numer budynku. Dobrze trafiła.

I miała dokładnie trzy minuty, by dotrzeć na osiemnaste piętro na spotkanie z szanownym Burkiem Elli-sonem Bishopem, jednym z najbardziej rozchwytywanych kawalerów w Chicago.

Skinąwszy uprzejmie głową, odźwierny wpuścił ją

do gmachu Bishop Heights i wskazał rząd wind, którymi mogła wjechać do biura pana Bishopa. Nie zamierzała dać się onieśmielić złoceniom i marmurom eleganckiego holu. Zarzuciła na ramię skórzany plecaczek i wkroczyła do jednej z kabin.

Tylko spokojnie. Przeszłaś niejedną taką rozmowę

w poszukiwaniu pracy, przykazała sobie w myślach. Nigdy jednak nie starała się o taką posadę.

Drzwi windy rozsunęły się na osiemnastym piętrze,

ukazując hol wysłany łososiowym chodnikiem, mahoniową ladę recepcji i olbrzymi napis złoconymi literami: „Bishop Industries, Incorporated”. Wzięła głęboki Heidi Betts oddech i podeszła do sekretarki, której uśmiech stopniem promienności nieco przewyższał poziom .optymizmu Shannon.

- Czym mogę służyć? - spytała radosnym tonem.

- Nazywam się Shannon Moriarty. Jestem umówiona

na drugą z panem Bishopem.

Atrakcyjna brunetka w średnim wieku natychmiast

kiwnęła głową potwierdzająco.

- Pan Bishop czeka na panią. Proszę za mną.

Nie miała ani chwili na przygotowanie się - przypudrowanie nosa czy przyczesanie rozwianych wiatrem włosów. Nagle poczuła zdenerwowanie i chętnie skorzystałaby z toalety, lecz energiczna sekretarka już ruszyła długim, wyłożonym mahoniowymi panelami korytarzem do obszernego gabinetu Bishopa.

Po przekroczeniu progu Shannon zamieniła się w

słup soli. Bała się zrobić choćby krok ze strachu, by czegoś nie zniszczyć. Posadzka z czarnego marmuru lśniła jak dno głębokiego kanionu w świetle księżyca. Każdy gość musiał odnosić wrażenie, że będzie sunął w powietrzu nad przepaścią. Jedną ze ścian zajmował potężny przeszklony kredens, pełen różnokształtnych karafek wypełnionych likierem o barwie jesiennych liści.

Przy drugiej ścianie stał szklany stolik do kawy i czarne

skórzane fotele.

Marmuru, chromu i szkła zużytego do urządzenia

Atrakcyjny kawaler

tego wnętrza wystarczyłoby na remont Kaplicy Syks—

tyńskiej. Biurko gospodarza również było ze szkła.

Uwagę Shannon przykuło wysokie oparcie skórzanego fotela obracające się lekko w obie strony, jak gdyby ktoś siedzący do niej tyłem rytmicznie się poruszał, rozmawiając jednocześnie przez telefon. Ten ktoś bawił

się sznurem aparatu, to zawijając go wokół palca wskazującego, to znów odwijając.

O Boże! Burkę Bishop we własnej osobie. Najbogatszy człowiek w stanie Illinois, a może i w całej Ameryce. Mężczyzna, na którego polują wszystkie niezamężne kobiety ze śmietanki towarzyskiej Chicago, a także kilka kobiet stanu niecałkiem wolnego, lecz ignorujących ten banalny fakt.

Zanim Shannon rzuciła się w panice do ucieczki,

a zaczęła rozważać taką opcję, Burkę Bishop odłożył

słuchawkę i obrócił się z fotelem przodem do biurka.

Szare oczy zmierzyły ją od stóp do głów.

Shannon zaczerwieniła się po uszy, a serce zatrzepota ło jej w piersi jak spłoszony ptak. Liczne fotografie, które oglądała w prasie, nie oddawały nadzwyczajnej atrakcyjności Bishopa. Miał czarne, krótko przycięte włosy, z których tylko jeden niesforny kosmyk sterczał nad czołem.

Elegancki garnitur od Armaniego koloru węgla drzewnego leżał na nim jak ulał. Całości obrazu dopełniał doskonale dobrany, wielobarwny jedwabny krawat.

Heidi Betts

- Proszę usiąść, panno Moriarty.

Brzmienie niskiego, ciepłego, budzącego zaufanie

głosu sprawiło, że pod Shannon ugięfy się kolana. Osunęła się na jeden z chromowanych czarnych foteli przed biurkiem, a plecak położyła na podłodze.

- Cieszę się, że panią widzę. - Otworzył gruby skoroszyt leżący na blacie i przekartkował zawartość. - Pozwoli pani, że powrócę do kilku szczegółowych kwestii, które omawiała pani na spotkaniu z moimi lekarzami i radcami prawnymi.

Przełknęła ślinę. Podczas pamiętnej długiej rozmowy musiała odpowiedzieć na setki pytań. Spodziewała się, że spotkanie z Bishopem będzie wyglądać podobnie, więc skinieniem głowy wyraziła akceptację.

- Ma pani dwadzieścia sześć lat.

- Zgadza się - odpowiedziała, chociaż słowa biznes

mena były stwierdzeniem, nie pytaniem.

-Absolwentka liceum, obecnie studentka uniwer

sytetu Northeastern Illinois na kierunku pedagogika

wczesnodziecięca.

- Tak.

- Wzorowe wyniki badań lekarskich. Żadnych cho

rób, oprócz typowych dolegliwości dziecięcych.

-Tak.

Najwyraźniej zadowolony z odpowiedzi odłożył skc

Atrakcyjny kawaler

roszyt i wbił przenikliwy wzrok w rozmówczynię, aż

ścisnęło ją w żołądku.

- Chciałbym zadać kilka pytań osobistych, jeśli się

pani zgodzi.

- Oczywiście. - Nie śmiałaby odmówić informacji

przyszłemu pracodawcy.

- Co panią skłoniło do zainteresowania się ogłoszeniem

o poszukiwaniach matki zastępczej, panno Moriarty?

Nie tego pytania oczekiwała, lecz postawiła na

szczerość.

- Potrzebuję pieniędzy. - Kiedy nawet nie mrugnął

okiem, mówiła dalej: - Wiem, że to prozaiczny powód,

ale z pewnością woli pan usłyszeć prawdę niż górnolotne kłamstwo.

- Na co potrzebne są pani pieniądze?

Wzięła głęboki oddech.

-Moja matka miała udar. Wyszła z tego, ale jest

w o wiele gorszej kondycji zarówno fizycznej, jak i psychicznej niż przed chorobą. Potrzebuje całodobowej opieki. Przez pewien czas mieszkała ze mną, ale nie mogę być przy niej dzień i noc. Mam przecież studia, pracę. Matka nie chciała być dla mnie ciężarem. Postanowiła się przenieść do domu spokojnej starości, ale nie zdaje sobie sprawy, ile to kosztuje.

- Prywatny pensjonat „Skowronek”. - Bishop przywołał z pamięci nazwę ośrodka. - Wspominała jej pa-

Heidi Betts

ni o problemach finansowych związanych z pobytem

w takiej placówce?

- Skądże! - stwierdziła stanowczo. - Matka sądzi, że

płacę rachunki z jej oszczędności. Niestety, te pieniądze

już się skończyły. Na razie jest tam na kredyt, a ja się staram wpłacać co miesiąc jak największą kwotę. Nie mogę jednak zamartwiać matki szczegółami naszej ciężkiej sytuacji finansowej. - Głos jej się załamał. Zamrugała powiekami, by powstrzymać łzy. - Wychowywała mnie przez tyle lat. Teraz na mnie kolej, żeby się nią zaopiekować.

Pokiwał głową ze zrozumieniem.

- Studiując, pracuje pani w dwóch miejscach: jako recepcjonistka w kancelarii prawnej Benson&Tate, a wieczorami jako kelnerka w restauracji „The Tavern”.

Wzięła pani dwuletni urlop dziekański, żeby zająć się

matką po udarze.

Spuściła wzrok.

- Nalegała, żebym wróciła na uczelnię. Nie chce, żebym poświęciła dla niej całe swoje życie.

-i gotowa jest pani przyjąć moją ofertę? W swoisty sposób poświęcić się, by opłacić pobyt matki w „Skowronku”?

Wyprostowała się w fotelu i z dumą uniosła podbródek.

- To moja matka. Zrobiłabym dla niej wszystko.

Wydatne usta Bishopa ułożyły się w coś w rodzaju

uśmiechu.

Atrakcyjny kawaler

- Zdaje sobie pani sprawę, że to zlecenie będzie

wymagać sporego zaangażowania czasowego z pani

strony?

Zadowolona, że rozmowa odchodzi od wątku choroby matki, Shannon nieco się odprężyła, a nawet ośmieliła się podnieść wzrok, ze zdumieniem dostrzegając na obliczu milionera ślad ludzkich uczuć.

- Owszem, ale poza obowiązkiem regularnych badań

lekarskich zyskam możliwość powrotu do zajęć na studiach.

Nie wspomniała o cenie emocjonalnej, o wiele wyższej niż fizyczna, którą musiałaby zapłacić za dopełnienie warunków umowy. Gotowa była jednak wiele znieść w imię zdrowia i szczęścia matki.

Zastanawiała się przez chwilę, zanim znów się odwa żyła spojrzeć Bishopowi w oczy.

- Zamierzam ograniczyć liczbę godzin pracy i przeznaczyć ten czas na studia, ale nie ma mowy o zrezygnowaniu z obu posad. Wszystkie pieniądze otrzymane od pana przeznaczę na opłacenie opieki dla matki. Potrafię sama się utrzymać.

W pokoju zapadła cisza. Mężczyzna skupił się na

przeanalizowaniu słów Shannon, a następnie powrócił

do kwestii intymnych.

- Proszę wybaczyć, że znów spytam o coś, co moi ludzie już dokładnie zbadali. Nie jest pani obecnie za-

Heidi Betts

angażowana w związek z żadnym mężczyzną, prawda?

Nie prowadzi pani życia seksualnego?

- Nie - odparła szybko. - O to nie musi się pan martwić. - Zapomniała już o tej sferze, tak więc Bishop naprawdę nie miał powodów do niepokoju.

Przyglądał jej się uważnie spod przymrużonych

powiek. Nie była klasyczną pięknością, wymalowaną, pewną siebie, taką jak dziesiątki kobiet, z którymi się umawiał na randki, zanim zarobił pierwszy milion.

Stanowiła raczej przykład kobiety naturalnej, bezpretensjonalnej, która nie katowała włosów wymyślnymi fryzurami i nosiła ubrania w stonowanych barwach, kierując się wygodą, a nie modą.

Niesforne rude kędziory nasuwały Bishopowi miłe

skojarzenia z wesołymi płomieniami w kominku, zaś

piegowaty nosek aż się prosił, żeby go żartobliwie dotknąć koniuszkiem palca, a może nawet koniuszkiem języka, by sprawdzić, czy brązowe kropeczki smakują jak cynamon.

Miała na sobie długą, wzorzystą bawełnianą spódnicę i oliwkowy sweter sięgający do pół uda. Strój zakrywał zatem to, co dla każdego mężczyzny najbardziej interesujące, lecz mimo to Burkę nie powstrzymał się od kosmatych myśli o ponętnych kształtach ukrytych pod spodem.

I tu powstał problem.

Atrakcyjny kawaler

Od rana zdążył odbyć spotkania z sześcioma kandydatkami na matki zastępcze, a na popołudnie umówiony był z dwiema kolejnymi. Żadna z nich nie obudzi ła w nim instynktu erotycznego, i to już od momentu wkroczenia do gabinetu.

Gdy tylko usłyszał dźwięk klamki, nie przerywając

prowadzonej rozmowy telefonicznej, zerknął na drzwi

i, wystraszony siłą własnej reakcji na pojawienie się

panny Moriarty, natychmiast obrócił fotel oparciem do

wejścia, dając sobie czas na ochłonięcie.

Chociaż wśród wcześniejszych kandydatek pojawiły

się sobowtóry Julii Roberts i Meg Ryan, pozostał obojętny na ich wdzięki. Z Shannon Moriarty było inaczej.

Bez trudu potrafił ją sobie wyobrazić jako matkę swojego dziecka. Albo dzieci. Problem polegał na tym, że z taką kobietą wolałby je począć w tradycyjny sposób.

Niedobrze. W jego życiu nie było teraz miejsca na

kobietę. Na projekty biznesowe - owszem. Tak właśnie

traktował to najnowsze przedsięwzięcie, jakim było poszukiwanie matki dla dziecka, któremu przekaże swoje geny. A po narodzinach potomka na pewien czas odpocznie od biznesu i wejdzie w rolę ojca, takiego, jakiego sam zawsze pragnął mieć, lecz nigdy nie miał.

Związać się z kobietą? Mieć żonę? Nie, dziękuję.

I oto Shannon właśnie wyznała, że interesuje ją tylko

strona finansowa, podobnie jak inne kobiety, które po-

Heidi Betts

znał w życiu. Chciały wydusić jak najwięcej z portfela

multimilionera, a najlepiej zdobyć najcenniejsze trofeu m - j e g o nazwisko.

Shannon nie zależało na usidleniu najatrakcyjniejszego kawalera Chicago. Chciała jednak urodzić dziecko tegoż kawalera, aby zapewnić opiekę słabowitej matce. Kierowały nią więc motywy szlachetniejsze niż w przypadku jej konkurentek, lecz Burkę postanowił

skupić się na biznesowej stronie ich kontaktów i nie

zaglądać w dekolt panny Moriarty…

Odsunął fotel i wstał zza biurka. Shannon również

się podniosła i zarzuciła plecak na ramię. Bishop mimowolnie się uśmiechnął i z jego ust padło pytanie, którego nie zadał żadnej z pozostałych kandydatek.

- Zje pani dzisiaj ze mną kolację?

Po południu spotkał się z ostatnimi kandydatkami

na liście, ale była to czysta formalność. Przeprowadzając rutynowe wywiady, błądził myślami wokół Shannon. Już wybrał matkę dla swojego dziecka.

Przechadzał się wzdłuż czarnej limuzyny zaparkowanej pod domem Shannon. Poprosiła, żeby nie robił

sobie kłopotu i nie przychodził po nią do mieszkania.

Miała zejść o siódmej. O szóstej czterdzieści dziewięć

Bishop gotów był pomknąć po schodach na górę. Jak

na biznesmena byłoby to niezbyt profesjonalne zachowanie.

Atrakcyjny kawaler

A przecież w interesach nigdy nie tracił zimnej krwi.

Nigdy przed przejęciem innej firmy nie przemierzał

nerwowo korytarza tam i z powrotem. Cieszył się reputacją twardego, chłodnego negocjatora. Nic nie burzyło jego równowagi.

Zatrzymał się w pół kroku i zmarszczył czoło. Czym

się tak ekscytował? I dlaczego nie potrafił powściągnąć

emocji?

Z rękami w kieszeniach granatowych spodni, w niedbałej pozie, oparł się o karoserię. Swoje zdenerwowanie przypisał faktowi, że teraz gdy wybrał zastępczą matkę, projekt biznesowy „Dziecko” zaczął nabierać realnych kształtów. I w dodatku ta dziwnie silna reakcja na obecność Shannon…

Nagle pojawiła się za przeszklonymi drzwiami, z tą

samą torbą-plecakiem, z którą zdawała się nie rozstawać. Ubrana była w bluzkę koloru kości słoniowej, mar-szczoną przy karczku i mankietach oraz wąską brązową spódnicę do pół łydki. Rudobrązowe pukle spięła złotą klamrą z tyłu głowy.

Na widok Bishopa uśmiechnęła się, nie promiennie

i nie od ucha od ucha, ale jednak w sposób, od którego

zrobiło mu się cieplej na sercu i nie tylko.

Odpowiedział uśmiechem i otworzył drzwi limuzyny.

- Dziękuję. - Onieśmielona siadła na siedzeniu obitym luksusową skórzaną tapicerką.

Heidi Betts

Wśliznął się za nią i zatrzasnął drzwi. Samochód ruszył niemal natychmiast.

- Proszę się rozgościć. Jak się pani czuje?

Zerknęła na niego trochę spłoszona.

- W porządku. A pan?

Kiwnął głową.

- Ale chyba nie ma mi pani za złe tego zaproszenia?

- zagadnął, przechodząc do sedna sprawy.

Tą otwartością zbił ją z tropu, nie wiadomo zresztą

dlaczego. Tylko ktoś tak bezpośredni mógł dać ogłoszenie o poszukiwaniu matki zastępczej dla swojego dziecka. Wywnioskowała to na podstawie rozmów z prawnikami i lekarzami, a także z dociekliwych pytań, które jej zadał osobiście.

Dopiero po chwili dotarł do niej sens słów Bishopa,

a wtedy pokręciła głową. Nie zmieniła zdania. Chciała

urodzić temu mężczyźnie dziecko na zamówienie.

Zanim odpowiedziała na ogłoszenie, sama również

zebrała informacje na temat „pracodawcy”. Burkę Ellison Bishop uchodził za przyzwoitego człowieka. Jak się

zorientowała, nie miał szczęśliwego dzieciństwa i być

może chciał nadrobić te braki w następnym pokoleniu.

Decyzja, żeby najpierw się postarać o dziecko zamiast

o żonę wydawała się dość dziwna, lecz Shannon czuła,

że Burkę będzie świetnym ojcem. Przeznaczał spore sumy na akcje charytatywne na rzecz dzieci. Widziała na-

Atrakcyjny kawaler

wet w wiadomościach telewizyjnych, że sam brał udział

w podobnych imprezach, bawił się z’dziećmi i nie udawał radości, jaką mu to sprawia.

Z drugiej zaś strony świadomość, że przeszła przez

sito selekcyjne, budziła w niej niepokój. Gdyby nie odpowiadała wymaganiom, Bishop nie zaprosiłby jej na kolację, prawda? Była bardzo zdenerwowana. Nigdy w życiu nie jechała limuzyną, ale stwierdziła, że szybko przywykłaby do wygodnych siedzeń i klimatyzacji.

Po paru minutach zatrzymali się przed modną restauracją „Le Cirque”. Na strzeżonym parkingu stały same wystrzałowe samochody. Oczywiście słyszała o tym ekskluzywnym lokalu, nawet jednak nie śniła, że kiedykolwiek się znajdzie wśród jego klienteli zamawiającej wyszukane potrawy w niebotycznych cenach.

Burkę najwyraźniej nie przeżywał takich rozterek.

Szofer otworzył drzwi i pomógł Shannon przy wysiadaniu. Przez chwilę obserwowała eleganckich gości wchodzących do restauracji. Nagle poczuła na plecach ciepłą dłoń. Zdobyła się na uśmiech.

- Chyba jestem nieodpowiednio ubrana.

Na tle mężczyzn w garniturach szytych na miarę i kobiet w wieczorowych sukniach czuła się jak Kopciuszek.

- Skądże! - Minęli portiera. - A poza tym zamówi łem stolik w zacisznym miejscu i nikt nie będzie się

nam przyglądał.

Heidi Betts

Mówiący z francuskim akcentem kierownik sali, zgięty wpół, przeprowadził ich przez wypełnioną po brzegi gośćmi główną jadalnię do wydzielonego zakątka, w którym stał tylko jeden stolik nakryty dla dwóch osób. Mimo początkowych oporów w atmosferze intymnego kącika Shannon poczuła się swobodniej.

Usiadła plecami do ściany ozdobionej rzędem kwiatów doniczkowych i paproci. Wielkie skórzane okładki menu kryły listę dań, której nie powstydziłby się żaden festiwal kuchni z czterech stron świata. Gdy Burkę zaproponował, że ułoży jadłospis dla nich obojga, przystała na to z nadzieją, że żadne egzotyczne paskudztwo nie wyląduje na jej talerzu. Kelner napełnił kieliszki czerwonym winem i zniknął z zamówieniem.

- Ma pan jeszcze jakieś pytania?

Shannon spróbowała szlachetnego trunku.

- Sądzę, że mam pełny obraz pani stanu zdrowia i sytuacji życiowej.

- Wobec tego w jakim celu zaprosił mnie pan na kolację?

Na ustach mężczyzny pojawił się uśmiech. W zamy śleniu przesunął palcem po nóżce kieliszka z winem.

- Bo chciałem. Czy z tego powodu odczuwa pani dyskomfort?

- Absolutnie - odparła szybko, po części wbrew sobie. Trudno było się cieszyć pobytem w eleganckim lo-

Atrakcyjny kawaler

kalu, kiedy nieustannie się obawiała, że popełni jakąś

gafę. - Nie wiem tylko, jaki sens ma to zaproszenie,

skoro nie zamierza pan kontynuować wywiadu.

- Proszę zapomnieć o formalnościach. Dziś chciałbym, żeby się pani odprężyła. Porozmawiamy, poznamy się bliżej. Na początek proponuję, żebyśmy mówili sobie po imieniu.

Roześmiała się cichutko i zawstydzona wbiła wzrok

w śnieżnobiały obrus.

- Czytał pan… czytałeś raporty wszystkich lekarzy

i adwokatów, którzy mnie przepytywali i badali od stóp

do głów. Cóż więcej mogę o sobie powiedzieć?

- Moi ludzie są bardzo skrupulatni - przyznał ze

szczyptą goryczy w głosie - ale to nie znaczy, że dzięki nim dobrze cię poznałem. Znam tylko twoją grupę krwi, datę urodzenia i oceny szkolne od zerówki włącznie. Dziś natomiast chciałbym się dowiedzieć kilku rzeczy nieuwzględnionych w kwestionariuszach.

- Mianowicie?

- Twój ulubiony kolor, ulubiony smak lodów, pierwszy zawód miłosny.

- Zgoda. - Nareszcie wiedziała, czego się spodziewać.

- Ale pod warunkiem, że ty też odpowiesz na kilka pytań.

Zawahał się, lecz w jego oczach błysnęło rozbawienie.

Heidi Betts

- Umowa stoi.

Na stół wjechały przystawki. W przerwach między

pałaszowaniem przysmaków Shannon odpowiedziała

na pierwsze trzy pytania.

- Mój ulubiony kolor to zielony. We wszystkich odcieniach, od miętowego po khaki. Uwielbiam lody mię-

towo-czekoladowe, a na drugim miejscu czekoladowe

z posypką orzechową. Po raz pierwszy złamał mi serce

Tommy Scottoline, w drugiej klasie, kiedy zaczął spędzać przerwy z Lucindą Merriweather. - Shannon posłała Bishopowi łobuzerski uśmiech. - Lucy lubiła się wspinać na ogrodzenie, gdy miała na sobie sukienkę.

Tommy ubezpieczał ją, na wypadek gdyby zaczęła spadać na ziemię. Teraz twoja kolej.

- Mam odpowiedzieć na te same pytania czy na inny zestaw? -

- Te same.

- Aha. Ulubiony kolor… chyba czarny. Za lodami nie

przepadam, ale gdybym musiał wybierać to waniliowe.

I nikt nigdy nie złamał mi serca.

Zdumiona Shannon zastygła z widelcem w powietrzu. Powoli opuściła rękę.

- Nigdy?

- Nigdy. - Burkę nie przerwał jedzenia.

- Jak to? - Zdrowy rozsądek nakazywał przerwać drą żenie tematu, ale kobieca ciekawość okazała się silniejsza.

Atrakcyjny kawaler

Preferencje kolorystyczne i smakowe rozmówcy nie

zaskoczyły jej. Widziała przecież gabinet, w którym

królowała czerń. Do drogich garniturów nie pasowałyby też lody na patyku. Ale jak zdołał przejść przez życie bez żadnych urazów uczuciowych? Choćby zawiedzionej sympatii do koleżanki z piaskownicy, która zabrała mu wiaderko?

Wzruszył ramionami.

- Nie sposób przeżyć zawodu miłosnego, jeśli się nigdy nie było zakochanym. Nie mam czasu na takie banały.

Shannon ledwie powstrzymała się od śmiechu. Nie

bardzo wierzyła w szczerość tego wyznania.

- Według ciebie miłość jest czymś banalnym? To siła

napędowa losów świata!

- Dolar napędza świat - stwierdził krótko - a miłość

jest przereklamowana.

Otworzyła szeroko oczy.

- To dość cyniczny światopogląd. Nie wszystko kupisz za pieniądze.

Wydął ironicznie wargi.

- Owszem, wszystko, jeśli mam ich tyle, ile mam. Po

prostu uważam się za realistę.

Właściwie miał rację. Zamierzał użyć części tych pieniędzy, aby kupić matkę dla swojego dziecka, a skoro było go stać na coś takiego, to na wszystko mógł so-

Haldl Betts

bie pozwolić. Swoją drogą zrobiło jej się go żal. Jakże

puste było jego życie, jeśli nawet nie wierzył w miłość,

podczas gdy ona zdążyła poznać potęgę najpiękniejszego z uczuć. Istniało tyle typów miłości: między kobietą i mężczyzną, między matką i dziećmi, między przyjaciółmi, do Boga, do ojczyzny… Shannon nie miała pojęcia, czy Burkę doświadczył którejś z tych odmian miłości, lecz była pewna, że jego sceptyczne nastawienie radykalnie zmieni się w chwili, gdy weźmie na ręce własne dziecko, bez względu na to, kim będzie jego matka. Wtedy Bishop odkryje znaczenie prawdziwej, bezwarunkowej miłości.

- Powinnaś się cieszyć, że przedkładam kwestie finansowe nad sferę tak płynną i nieokreśloną jak ludzkie uczucia. Dzięki temu staniesz się bardzo bogata.

Z trudem przełknęła ślinę. Nagle straciła apetyt. Od łożyła sztućce.

- Czy to znaczy, że podjąłeś już decyzję? - spytała,

nerwowo mnąc rąbek serwetki.

- Podjąłem decyzję, zanim wyszłaś dziś rano z gabinetu. Chciałbym, żebyś to właśnie ty była matką zastępczą dla mojego dziecka. Gratulacje, mamusiu.

ROZDZIAŁ DRUGI

Minęło kilka tygodni od obwieszczenia przez Bishopa pamiętnej decyzji o wyborze Shannon na matkę zastępczą dla swojego dziecka. W tym czasie widywała go rzadko i na krótko, aczkolwiek sekretarka dzwoniła wiele razy z zaproszeniem od pracodawcy na kolację. Shannon, pełna obaw o najbliższą przyszłość, odrzucała jednak wszystkie propozycje Burkea i z ulgą przyjęła fakt, że nie wywierał na nią nacisków osobiście.

Szczerze mówiąc, chciała z nim spędzać tylko tyle

czasu, ile to konieczne. Najlepiej w towarzystwie osób

trzecich. Gra szła o wielką stawkę: zdrowie matki, zapewnienie jej opieki, pieniądze obiecane za urodzenie dziecka i… może nie jej serce, lecz z pewnością rozsądek i zdrowe zmysły.

Musiała przyznać, że Burkę Ellison Bishop był dla

niej zbyt przystojny. Raczej nie znajdowała się w orbicie jego zainteresowań. Na pewno nie.

Ale ich jedyną wspólną kolację Burkę zamienił bardziej w randkę niż w spotkanie biznesowe. Nie dziwiła Heldl Betts się, że gazety i kolorowe tygodniki uważały go za jedną z najlepszych partii w Chicago. Biły od niego czar i charyzma. Gdyby nie zachowała ostrożności, ten czar mógłby zadziałać i na nią. I wpadłaby w kłopoty.

Kontrakt, który podpisała, w jednoznaczny sposób

pozbawiał ją wszelkich praw do dziecka, które miała

powić. Rozumiała potrzebę tak ścisłych obwarowań

umowy i w pełni się z nimi zgadzała. Zgłębiła temat

i wiedziała, że zrzeczenie się praw do maleńkiej istotki,

która będzie dojrzewać w jej ciele przez dziewięć miesięcy, będzie jednym z najtrudniejszych problemów w jej życiu. Podejrzewała wręcz, że rany w jej psychice nigdy się nie zabliźnią. Świadomość, że Burkę będzie dobrym ojcem i że zapewni dziecku wspaniałe warunki

rozwoju, pomagała znosić ból. Gdyby dała się ponieść

fascynacji urokiem Bishopa, miałaby większe kłopoty

z przecięciem więzów łączących ją z dzieckiem,

Wzdychając, poprawiła -szpitalną” koszulę, która

wciąż zsuwała jej się z ramion. Siedziała na skraju kozetki w gabinecie lekarskim, czekając, aż specjalista przyniesie probówkę z nasieniem Burke’a i nastąpi próba zapłodnienia. Lekarze ostrzegali, że pierwsza próba nie zawsze kończy się sukcesem, lecz Burkę się tym nie przejmował. Pieniądze nie stanowiły przeszkody i stać go było na każdą liczbę prób, aby osiągnąć cel.

Shannon nigdy nie przepadała za corocznymi wizyta-

Atrakcyjny kawaler

mi kontrolnymi u ginekologa, lecz okazały się one bułką

z masłem w porównaniu z tym, co musiała przejść w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Na widok fotela ginekologicznego robiło jej się niedobrze.

I kiedy już rozważała natychmiastową ucieczkę z gabinetu, wkroczył lekarz.

- Dzień dobry, panno Moriarty. Gotowa na wielką

chwilę?

Wzięła głęboki oddech, aby zapanować nad dreszczem, który przeszył ją na myśl o sztucznym zapłodnieniu i o dziecku, które będzie się w niej rozwijało na sprzedaż obcemu mężczyźnie.

- Zgłaszam pełną gotowość - stwierdziła z wymuszonym uśmiechem.

Uśmiech zamarł jej na ustach w momencie, gdy ujrzała Burke’a wchodzącego do gabinetu z pielęgniarką.

Miał na sobie garnitur barwy węgla drzewnego i krawat

w prążki. Przez ramię przewiesił płaszcz.

Odruchowo zacisnęła uda. Czekający ją zabieg nie

należał do najprzyjemniejszych, a cóż dopiero perspektywa obecności przy tym Bishopa!

Zostawił płaszcz na oparciu krzesła i zerknął na nią

z zatroskaniem.

- Chyba nie masz nic przeciwko temu, że będę śledził przebieg zabiegu? Mogę zostać?

Jej ciało pokryło się zimnym potem. W innych oko-

Heldl Betts

licznościach czar, prezencja i zachowanie Bishopa zrobiłyby na niej wielkie wrażenie tak jak na każdej kobiecie stanu wolnego w Chicago i w całym Illinois.

Czy uległaby pociągowi do tak atrakcyjnego mężczyzny, to inna kwestia. Była zapracowaną, znerwicowaną studentką, a Burkę, bogaty, wpływowy przedsiębiorca, nigdy nawet nie spojrzałby na kogoś takiego jak ona.

Nie ulega jednak wątpliwości, że fascynacja erotyczna

człowiekiem, z którym połączył ją związek biznesowy,

znacznie skomplikowałaby sytuację.

Mimo wszystko nie znalazła w sobie siły, by go poprosić o wyjście z gabinetu na czas dokonywania aktu poczęcia jego dziecka.

Położyła się na fotelu ginekologicznym. Lekarz

z pielęgniarką przygotowywali instrumenty. Czuła, że

jest czerwona jak burak. Na szczęście podczas zabiegu

Burkę stał u wezgłowia fotela. Była mu za to wdzięczna.

W pokoju zapadła cisza przerywana tylko lakonicznymi poleceniami lekarza. Po kilku minutach wyprostował się i odetchnął głęboko.

- Zrobione. Jeśli szczęście nam dopisze, osiągniemy

sukces za pierwszym razem i nie będziecie musieli tu

wracać.

- Dziękuję, doktorze. - Burkę zaczekał, aż lekarz

zdejmie lateksowe rękawiczki, i uścisnął mu rękę.

Ginekolog wygłosił krótką listę zaleceń. Wniosek był

Atrakcyjny kawaler

taki, że muszą się uzbroić w cierpliwość i zdać się na

mądrość natury. Za miesiąc Shannon powinna się zgłosić na wizytę kontrolną i ewentualne powtórzenie zabiegu, gdyby pierwsze podejście nie przyniosło rezultatu. Do tego czasu mogła prowadzić dotychczasowy tryb życia i niczym się nie przejmować.

Z kliniki wyszli razem. Na parkingu czekał samochód Bishopa z szoferem.

- Mam nadzieję, że nie przysporzyłem ci dyskomfortu psychicznego podczas zabiegu.

Podnosząc kołnierz ciepłego płaszcza, wzruszyła ramionami i odwróciła wzrok.

- Sądzę, że tego typu sytuacja zawsze jest nieprzyjemna, bez względu na to, kto przebywa w gabinecie.

Poza tym przecież chodzi o twoje dziecko. - Mimowolnie położyła dłoń na brzuchu, choć oboje wiedzieli, że za wcześnie na wyrokowanie, czy zaszła w ciążę. - Zapewne - dodała z nutą ironii w głosie - miałeś prawo być obecny przy tej procedurze.

- Być może, niemniej jednak bardzo ci dziękuję. Zachowywałaś się z wielką godnością - ciągnął wątek, nie krępując się obecnością szofera, który stał przy otwartych drzwiach czarnego sedana w gotowości na sygnał

pracodawcy.

Po raz pierwszy odkąd wyszli z gabinetu, ośmieli ła się podnieść głowę i spojrzeć w szare oczy Bishopa.

Heidi Betts

I tak jak zawsze, kiedy to robiła, poczuła rozchodzące

się po ciele dziwne ciepło.

- Hojnie mi płacisz za godne zachowanie - stwierdziła cicho.

Niezręcznie było jej mówić o pieniądzach, lecz w ten

sposób, pomijając aspekt intymno-medyczny ich kontaktów, przypomniała im obojgu, a zwłaszcza sobie, że transakcja ma charakter biznesowy.

Wielokrotnie wyobrażała sobie, jak Burkę wygląda

nago. Pod koszulą krył się bez wątpienia szeroki, muskularny tors. Kształt ust Bishopa pozwalał się spodziewać namiętnych pocałunków. Jaki byłby dotyk jego dłoni na jej skórze? Delikatny czy szorstki jak papier ścierny? Raczej delikatny, chyba że spędzał weekendy w szkole drwali.

Pot zrosił jej czoło. Teraz jednak nie był oznaką zawstydzenia. Odgarnęła z twarzy potargane wiatrem włosy i zarzuciła torbę na ramię.

- Muszę iść.

- Pozwól, że cię podwiozę do domu.

Jeden gest i szofer otworzył tylne drzwi auta.

Zerknęła kątem oka na luksusowe wnętrze. Wiedziała, że przyjęcie propozycji Bishopa byłoby wielkim błędem. Sam na sam w zamkniętej przestrzeni przez nieokreślony czas? Nie, nie, nie. Ale jak wytrwać w tej decyzji?

Atrakcyjny kawaler

- Dzięki, ale spieszę się dó pracy.

- Podrzucę cię - nalegał.

Pokręciła głową i cofnęła się o krok.

- Do restauracji mam dosłownie parę przecznic. Poradzę sobie.

Nie dając mu szansy, odwróciła się na pięcie i żwawo

ruszyła przed siebie.

- Niedługo do ciebie zadzwonię! - zawołał na pożegnanie.

Pomachała mu przez ramię, a w myślach odpowiedziała: Nie wątpię.

Przechadzał się nerwowo wąskim przesmykiem między biurkiem a przeszkloną ścianą z widokiem na miasto. Co chwila zerkał na zegarek. Od dwudziestu minut czekał na wiadomość od doktora Coksa. Czyżby Shannon nie przyszła na umówioną wizytę o drugiej? Godzinę później miał być znany wynik testu ciążowego.

Pal sześć przewidziane na to popołudnie spotkania

biznesowe, które odwołał, aby czekać pod telefonem.

Niecierpliwił się, ponieważ przywykł, że dostaje to, czego chce i wtedy, kiedy chce. Nie pofatygował się osobiście do gabinetu ginekologa tylko dlatego, że chciał

oszczędzić Shannon dodatkowego stresu.

Do takich emocji nie był przyzwyczajony. Przecież

chodziło o jego dziecko, krew z krwi i kość z kości. Je-

Heidi Betts

śli Shannon była w ciąży. Właściwie żałował, że nie towarzyszy jej przy badaniu.

Dość tego. Przystanął gwałtownie przy telefonie i zadzwonił do kliniki.

- Mówi Burke Bishop. Proszę mnie połączyć z Coksem

- zażądał, ignorując grzeczne powitanie recepcjonistki.

Kobieta nie dyskutowała. Nie zapytała nawet o cel

rozmowy. Natychmiast wykonała polecenie.

- Witaj, Burkę - rozległ się przyjazny głos lekarza.

- Do diabła, czemu to tak długo trwa? Mówiłeś, że

wyniki będą przed trzecią. Jest czternaście po trzeciej!

- Uspokój się. Mamy lekkie komplikacje.

- Jakie znowu komplikacje?

- Daj mi możliwość wyjaśnienia.

John Cox znał Bishopa od niepamiętnych czasów

i wiedział, że pod bezceremonialnym zachowaniem

kryją się prawdziwa troska i niepokój.

- Zgoda - odparł biznesmen zimnym tonem. -

Wyjaśnij.

- Panna Moriarty miała niegroźny wypadek i spóźni ła się na wizytę. Stąd to zamieszanie. Właśnie czeka na

przeprowadzenie badania i gdybyś nam nie przeszkodził, pewnie już byłoby po wszystkim. Nie przyczyniaj się więc do zwiększenia poślizgu czasowego/Zaczekasz na telefon?

Na wieść o wypadku twarz Burke’a stężała.

Atrakcyjny kawaler

- Co się stało?

- Nic poważnego - zapewnił doktor. - Kilka guzów

i siniaków.

- Ale co dokładnie zaszło? - bezzwłocznie zażądał

szczegółów.

- Panna Moriarty nie opowiedziała nam przebiegu

zdarzenia. Jak się zorientowałem, potrącił ją łyżworolkarz.

-Kto?

- Łyżworolkarz. Taki, co jeździ na łyżwach z kółkami

po chodnikach, po asfalcie.

- Przecież wiem! - parsknął oburzony.

- Panna Moriarty była na terenie uniwersytetu. Właśnie wracała do domu po porannych wykładach, aż tu nagle wpadł na nią chłopak na rolkach.

Burkę zamruczał wściekle pod nosem.

- Nic jej się nie stało?

- Jest cała i zdrowa. Troszkę się zdenerwowała, ale to

zrozumiałe w tej sytuacji.

- Zdenerwowała się? Ale nie uderzył jej mocno?

Bishop był gotów natychmiast kazać sekretarce zawiadomić policję i ścigać pirata rolkowego.

- Nie zdenerwowała się wypadkiem, tylko spodziewanym wynikiem badań.

Słusznie. Test ciążowy. Troska o zdrowie Shannon

przesłoniła główny cel rozmowy z doktorem Coksem.

Heidi Betts

- N a pewno nic jej się nie stało? - Burkę chciał się

jeszcze raz upewnić.

- Nic poważnego. Czeka na mnie gotowa do badania, więc jeśli zakończyłeś śledztwo w sprawie przyczyn opóźnienia, chciałbym wrócić do pacjentki.

- Czy ona zaczeka na wyniki?

- Chyba o tym wspomniała, ale nie jestem pewien.

- Powiedz, żeby poczekała na mnie. Już jadę.

- Nie zamierzam brać zakładniczki - w głosie Johna

zabrzmiała żartobliwa nuta - ale jeśli się pospieszysz,

pewnie ją jeszcze zastaniesz.

Jazda w korkach do kliniki mogła zabrać dobry kwadrans, toteż Burkę rozłączył się bez słowa i opuścił biu ro. Polecił sekretarce wezwać limuzynę, a sam zjechał

windą do podziemnego garażu. Nie mógł się wprost

doczekać wiadomości, czy zostanie ojcem.

Shannon wyglądała na przygnębioną. Stanowczo

zbyt wiele nieprzyjemności ją dziś spotkało: poranne

nudności i zawroty głowy, zderzenie z kolegą szalejącym na łyżworolkach, pobranie krwi, oddanie moczu do analizy i, na deser, badanie ginekologiczne. Dopraw dy, życie zapewniło jej pełen upokorzeń program dnia.

Dzięki wrodzonej autoironii była w stanie znieść to

wszystko, a nawet więcej. Wiedziała bowiem, że to nie

koniec ciągu atrakcji.

Lekarz poklepał ją po udzie i pozwolił usiąść.

Atrakcyjny kawaler

- Może się pani ubrać. Podam wyniki badań, kiedy

tylko je otrzymam. Tymczasem proszę poczekać w holu recepcyjnym.

Shannon doprowadziła się do porządku i wyszła do

poczekalni pełnej pacjentek, wśród których dominowały kobiety w różnych stadiach ciąży.

Znów czuła mdłości, lecz także swoistą ekscytację.

Czy jej brzuszek też się zaokrągli? Może już niedługo?

Zastanawiała się, czy nie iść od razu do domu i nie

dowiedzieć się o-rezultat badań telefonicznie, ale ginekolog zapewnił, że to potrwa pięć minut. Ostatecznie tyle czasu mogła poświęcić, żeby się szybciej dowiedzieć, czy jej życie zmieni się nieodwracalnie.

Wyjęła z torby jeden z podręczników i notatnik, żeby się przygotować do jutrzejszych zajęć. Pogrążona w lekturze, nie od razu zauważyła dziwne zamieszanie w holu. Nagle umilkły wszelkie rozmowy i nawet szelest przewracanych kartek kolorowych pism nie mącił

ciszy.

Podniosła głowę, szukając powodu tak dziwnej reakcji pacjentek.

I wtedy go spostrzegła.

Pochylony przy okienku rozmawiał zniżonym głosem z recepcjonistką. Shannon poznałaby go choćby tylko po długim czarnym płaszczu, wypolerowanych butach i hebanowych włosach.

Heidi Batti

W tej sekundzie odwrócił się i spojrzał jej prosto

w oczy jak tygrys szykujący się do ataku na upatrzony

cel. Nagle zrozumiała, dlaczego wszyscy obecni zamilkli jak zaklęci. Jej również odebrało mowę.

Nawet gdyby nie był osobą, której twarz praktycznie

nie schodzi z okładek czasopism, robiłby piorunujące

wrażenie. Wyglądał imponująco.

Kiedy przemierzał hol w jej kierunku, przełknęła ślinę i mimowolnie wypuściła książkę z rąk. Chciała się schylić, by ją podnieść, lecz Burkę był szybszy.

- Dziękuję. - Shannon z wysiłkiem podniosła

wzrok.

Bishop zdawał się nie przejmować faktem, że wzbudził powszechne zaciekawienie i komentarze. Przywykł

do roli osoby nieustannie obserwowanej.

- Mogę usiąść? - zagadnął, wskazując wolne miejsce

na ławce.

- Proszę.

Nie mogła przecież odmówić. Przestawiła torbę na

podłogę.

- Jak się czujesz?

Tym pytaniem zbił ją z tropu. Zastanawiała się, czy

doktor Cox wspomniał mu o porannych zawrotach

głowy.

- Dobrze - odparła, czerwieniąc się po uszy.

- Nic sobie nie złamałaś, jak słyszałem.

Atrakcyjny kawaler

Zakłopotana zmarszczyła czoło, a jej policzki przybrały buraczkową barwę. Widocznie lekarz zrelacjonował szczegółowo jej stan zdrowia, włącznie z obrażeniami odniesionymi w wyniku zderzenia z łyż-

worolkarzem.

- Żadnych złamań - przyznała, próbując odzyskać

panowanie nad sobą. - Tylko posiniaczone ego. Nie

doszłoby do wypadku, gdybym zeszła z chodnika, żeby

zwymiotować.

W okamgnieniu palce o wypielęgnowanych paznokciach zacisnęły się na jej ramionach. W ciemnych oczach pojawiło się zatroskanie.

-Wymiotowałaś?

Aha. Doktor Cox nie powiedział jednak wszystkiego.

- Trochę. Nudności już przeszły i teraz czuję się

dobrze.

- Mówiłaś lekarzowi? Co on na to?

To niesłychane, ale denerwowała się obecnością Bishopa jeszcze bardziej niż zwykle. I nie tylko z powodu jego poważnej, zmartwionej miny czy kłopotliwych pytań burzących barierę intymności. Nie. Powodem był

żar bijący z jego dłoni i przenikający przez żółty sweter, przez skórę, w głąb jej ciała.

Jak to możliwe, że poczuła pożądanie do człowieka,

który wynajął ją na matkę zastępczą dla swojego dziecka? Dlaczego, na litość boską, nie poznała najatrakcyj-

Heidi Bett«

niejszego kawalera Chicago w innych okolicznościach?

Mogłaby się przynajmniej poddać własnym reakcjom

bez poczucia winy i ryzyka zerwania zawartej umowy.

Wzięła głęboki oddech i spróbowała przerwać niema i hipnotyzujący krąg, którym otoczył ją Bishop.

- Doktor Cox wie i nie uważa tych dolegliwości za

coś poważnego.

- Nie wolno niczego bagatelizować. Zwłaszcza w obecnej sytuacji - oświadczył surowo, z cieniem irytacji na twarzy. Westchnąwszy, uwolnił ramiona kobiety i przywarł plecami do oparcia ławki. - Może wreszcie sama mi opowiesz, co się stało? Od początku.

- Przeżyłam już w życiu trudniejsze chwile - zapewniła.

- Po wykładach, idąc do kliniki, poczułam zawroty głowy

i mdłości. Powinnam była usiąść, opuścić głowę i czekać,

aż objawy miną. - Uśmiechnęła się lekceważąco na myśl

o swojej słabości. - Następnym razem tak zrobię.

Brwi Burke’a uniosły się i wygięły w łuk, co wyraża ło rozbawienie.

- Chcesz powiedzieć, że po prostu przystanęłaś na

chodniku zgięta wpół?

- Właśnie tak.

Podniósł dłoń do ust, hamując śmiech.

Cóż, w zasadzie zdarzenie wyglądało zabawnie. Młodzieniec w jaskrawej kurtce i kasku na głowie najechał

na nią i wyleciał w powietrze, podczas gdy ona runęła

Atrakcyjny kawaler

jak długa na chodnik, a grupka przechodzących studentów oklaskami nagrodziła ten iście cyrkowy numer.

- Nie jesteś ranna? - dopytywał Bishop.

- To zadziwiające, ale wyszłam z tego zderzenia bez

najmniejszego skaleczenia. Nie wiem, co z tym chłopakiem. Mógł doznać urazu psychicznego na resztę życia.

Burkę zachichotał. Zaskoczona Shannon zerwała się

na równe nogi. Nigdy nie słyszała, jak Bishop się śmieje.

Nawet uśmiechał się niechętnie. Był zawsze taki sztywny, oficjalny, ale lubiła te rzadkie chwile, kiedy kąciki jego ust, gdy był rozbawiony, wędrowały do góry. Może nawet za bardzo lubiła.

Kiedy na progu gabinetu stanęła pielęgniarka i wywołała jej nazwisko, Shannon odetchnęła z ulgą. Nareszcie mogła się oderwać od zdrożnych myśli. Chwyciła torbę i ruszyła do drzwi. Burkę pospieszył za nią, kładąc dłoń na jej karku. Serce zabiło jej żywiej.

Doktor Cox wskazał im dwa fotele, a sam zasiadł za

biurkiem. Zapadła pełna napięcia cisza. Shannon natychmiast zapomniała o sygnałach, które wysyłało jej ciało, i zamieniła się w słuch.

- Są państwo gotowi na poznanie wyniku badań?

Burkę zacisnął ręce na poręczach fotela. Spocone

palce Shannon nerwowo mięły materiał spódnicy.

- Proszę mówić. Natychmiast.

Chłodny jak stal, kategoryczny ton głosu Bishopa

Heldl Betts

nie pozostawiał wątpliwości, gdzie tkwi przyczyna jego

sukcesów w negocjacjach biznesowych.

Ale doktor Cox nie sprawiał wrażenia przestraszonego. Uśmiechnął się szeroko i otworzył kartę pacjentki.

Przejrzał kilka rubryk. Shannon była pewna, że jest to

rodzaj przedstawienia teatralnego.

- John! - warknął Burkę.

- No dobrze.

Długie palce Bishopa objęły jej dłoń. Zadrżała niczym ofiara ukąszona przez węża.

- Shannon, Burke. - Lekarz nie zamierzał się spieszyć. - Gratulacje. Jest pani w ciąży.

ROZDZIAŁ TRZECI

Gdyby nie to, że siedziała w fotelu, pewnie osunęłaby się bez sił na podłogę. Na tę wiadomość czekali niecierpliwie, a jednak z początku nie mogli uwierzyć, że to prawda. Rosło w niej nowe życie.

Dziecko Burke’a Bishopa.

Podniosła głowę i ujrzała jego rozpromienioną twarz.

Pokazał białe zęby w uśmiechu od ucha do ucha, a z jego oczu tryskał zachwyt.

- To wyjaśnia przyczynę zawrotów głowy i nudności

- odezwała się cicho.

- Owszem - potwierdził doktor Cox. - Nie wszystkie

kobiety tak samo odczuwają te dolegliwości. Niektóre

pacjentki wymiotują właściwie od dnia poczęcia do

porodu, a inne niemal w ogóle nie znają tych sensacji.

Kiedy pani opisała objawy, spodziewałem się pozytywnego wyniku badań, ale chciałem się upewnić. - Usta ginekologa wykrzywił grymas ironii. - Znam Burke’a od ćwierćwiecza i doskonale wiem, że dla niego wszystko musi być udokumentowane czarno na białym. Sło-

Heidi Betts

wem, nie ulega wątpliwości, że jest pani w ciąży. Ma

pani szczęście, bo zapłodnienie nasieniem dawcy nie

zawsze się udaje przy pierwszej próbie. Ale pani jest

młoda, zdrowa jak rydz i zapewne stworzona do rodzenia dzieci.

- Wiedziałem, że wybieram odpowiednią kandydatkę. - Burkę złożył szarmancki pocałunek na dłoni Shannon. - I co teraz, doktorze?

- Teraz pani Shannon wróci do domu. Do następnej

wizyty, za trzy tygodnie, ma pani czas wolny. Proszę

prowadzić dotychczasowy tryb życia, a gdyby się pani

poczuła słabo lub wystąpiły nudności, proszę się poło żyć. To są typowe objawy pierwszego trymestru ciąży.

Na poranne mdłości zalecam sucharki i kawę. Oczywi ście bezkofeinową. Będzie też pani częściej odczuwać

zmęczenie, więc proszę nie walczyć z potrzebami organizmu i wcześniej kłaść się spać, ą w ciągu dnia uciąć sobie czasem drzemkę. Zrozumiano?

Skinęła głową. Jeszcze nie doszła do siebie po radosnej nowinie. Najgorsze, że nie mogła się zdecydować, czy większe wrażenie zrobił na niej wynik badań, czy też dotyk ust Bishopa na skórze dłoni.

- Przepiszę pani specjalny zestaw witamin, ale to nie

zwalnia z konieczności prawidłowego odżywiania się.

Dużo owoców, warzyw i produktów mlecznych. - Cox

uśmiechnął się. - Przypuszczam, że ma pani sporo ru-

Atrakcyjny kawaler

chu, chociażby z racji chodzenia na wykłady, ale oprócz

tego pielęgniarka da pani spis ćwiczeń do wykonywania w domu. Jakieś pytania?

Mózg odmówił Shannon współpracy, a w żołądku

coś bulgotało - tym razem bardziej z nerwów niż z powodu ciąży.

- Trudno mi zebrać myśli - wyznała, kręcąc głową.

Zawczasu wypożyczyła z biblioteki kilka poradników dla kobiet w ciąży, mogła też w razie problemów zadzwonić do doktora Coksa.

- A ty, Burkę? Masz pytania?

W przeciwieństwie do Shannon, jego mózg funkcjonował prawidłowo. Zareagował błyskawicznie, jakby trzymał to pytanie w zanadrzu.

- Kiedy dziecko przyjdzie na świat?

Ginekolog odpowiedział uśmiechem.

- Piętnastego czerwca. To oczywiście termin orientacyjny. Zawsze może być parę dni wcześniej lub później.

Ponieważ jednak znamy dokładną datę poczęcia, możemy określić termin porodu w miarę dokładnie.

- Piętnastego czerwca - powtórzył jak echo przejęty

Bishop. - Mój prywatny dzień ojca.

Wkroczył do mieszkania, śmiejąc się do siebie.

Idąc do salonu, cisnął płaszcz i marynarkę na oparcie sofy.

Heidi Betts

Shannon jest w ciąży! Nosi jego dziecko. Od chwili kiedy lekarz obwieścił radosną nowinę, uśmiech nie schodził mu. z twarzy. Nie zgasł, nawet gdy Shannon nie skorzystała z propozycji odwiezienia do domu ani gdy powitał całusem portiera, który popatrzył na niego

jak na uciekiniera z domu wariatów.

Nic nie było w stanie popsuć mu dziś nastroju.

Miał zostać ojcem. Tatusiem! Wprost nie mógł się

już doczekać.

Osiem najbliższych miesięcy wydawało się wiecznością. Ale przecież nie spędzi ich sam. Jest Shannon, „współautorka” dziecka, które poczęli razem za pomocą nowoczesnej medycyny.

Gwiżdżąc melodię jedynej kołysanki, jaką znał,

wszedł do kuchni i otworzył lodówkę, szukając pomysłu na szybki i łatwy do przyrządzenia posiłek. Zazwyczaj jadał kolację poza domem lub prosił sekretarkę, żeby zamówiła coś na wynos. Ale Margaret dawno skończyła pracę, a on nie miał ochoty natknąć się na znajomych w którymś ze swoich ulubionych klubów.

Jedyną osobą, którą naprawdę chciał zobaczyć, by ła Shannon.

Niestety dała mu bardzo jasno do zrozumienia, że

nie jest zainteresowana żadnymi kontaktami poza obowiązkami wynikającymi z podpisanej umowy.

Proponował podwiezienie w dowolne miejsce - od-

Atrakcyjny kawaler

mawiała. Zapraszał na kolację - odmawiała, wykręcając się pracą w restauracji lub przygotowywaniem do zajęć. Bufke wnet się zorientował, że unika wszelkich spotkań poza gabinetem doktora Coksa.

A czegóż się spodziewał? Ich związek opierał się na

kontrakcie prawnym, niczym więcej. Zgodziła się urodzić mu dziecko, lecz do jej obowiązków nie należało towarzyszenie pracodawcy podczas kolacji.

A jednak bardzo mu zależało, żeby przyjęła chociaż

jedno z zaproszeń. Żeby spędzili trochę czasu razem

nieformalnie.

Szczerze mówiąc, nie miał nikogo, z kim mógłby się

podzielić radością, poza Shannon, doktorem Coksem

i Margaret.

Mina nieco mu zrzedła, kiedy położył na blacie

paczkę odtłuszczonej mielonki, chleb, główkę sałaty

i majonez. Nieoceniona Margaret! Nie tylko kierowa ła sprawną pracą biura, lecz raz na tydzień wpadała do

mieszkania szefa, aby zapełnić lodówkę. W przeciwnym razie nie miałby na podorędziu sałaty, a przynajmniej - świeżej sałaty.

Nie pierwszy raz boleśnie sobie uświadomił, że nie ma

nikogo bliskiego: ani rodziny, ani przyjaciół. Rodzice strawili wiele lat w nieszczęśliwym, pełnym kłótni związku.

Burkę był ich jedynym dzieckiem, na które nie zwracali zbytnio uwagi i traktowali jako nieplanowany, niemi-

Heidi Betts

ły dodatek do bezsensownego małżeństwa. Oboje już nie

żyli. Ojciec zginął w wypadku samochodowym przed

piętnastu laty, a matka po sześciu tygodniach żałoby znalazła sobie drugiego męża do prawienia mu kazań. Zmar ła na marskość wątroby, która była skutkiem zbyt częstego topienia smutków w tanim winie.

Poza paroma kolegami ze studiów nie miał też

przyjaciół. Czasem ktoś ze znajomych wpadał do

biura lub dzwonił, żeby pożyczyć pieniądze, ale przecież to nie było oznaką przyjaźni. Podnosząc do ust kanapkę z szynką stwierdził w duchu, że wszyscy czegoś od niego chcą. Nawet Shannon. Ale ona przynajmniej miała też dać mu coś, czego zawsze pragnął: dziecko.

Mały chłopiec lub dziewczynka stworzą Bishopowi

okazję pokazania światu, że będzie lepszym rodzicem

niż jego ojciec i matka. Zyska szansę kochania i bycia

kochanym. Powetuje sobie nieudane dzieciństwo i zostawi po sobie ślad na ziemi.

Ostatniego dnia października Shannon siedziała

w tym samym gabinecie i na tym samym krześle co

podczas pierwszej wizyty u doktora Coksa. I tak jak

wtedy obok siedział Burkę. Tym razem nie zgodziła się,

żeby jej towarzyszył podczas krępującego badania. Trochę czuła się z tego powodu winna. Chodziło o jego Atrakcyjny kawaler dziecko, a ona była tylko matką zastępczą, ale od chwili, gdy dowiedziała się o ciąży, coraz bardziej krępowała ją jego obecność.

Właściwie nie zaczęło się to wraz z informacją

0 dziecku, lecz kiedy się zorientowała, że ojciec dziecka pociąga ją seksualnie. Sytuacja stała się trudna, a oliwy do ognia dolewał fakt, że miała trwać jeszcze kilka miesięcy.

Dokuczliwe objawy pierwszego trymestru ciąży

nasiliły się. W drodze do kliniki Shannon pochłonę ła torbę kukurydzianych chrupek. Oprócz porannych

nudności męczyły ją napady wilczego głodu.. Bóle

1 zawroty głowy, zmęczenie, nadwrażliwość piersi -

na to była przygotowana. Ale nie na ciągłe podjada—

nie!

Nawet w tym momencie jej myśli krążyły wokół

wielkiej pizzy z pepperoni, kiełbasą, oliwkami, anchois,

cebulką, serem… Bezgłośnie wetchnęła, wiedząc, że

nie zacznie wieczornej nauki, póki nie zapełni żołądka

pysznym plackiem.

Do gabinetu wkroczył lekarz, robiąc ostatnie notatki

w karcie pacjentki.

- Wszystko wygląda dobrze - oświadczył, siadając za

biurkiem. - Dopóki czuje się pani dobrze, proszę prowadzić dotychczasowy tryb życia.

Kiwnęła głową, widząc w wyobraźni smakowitą pizzę.

Heidi Betts

- Czy utrzymują się bóle głowy i uczucie zmęczenia?

Kątem oka spostrzegła, że Burkę zmarszczył brwi.

- Owszem, ale ucinam sobie drzemki i jakoś daje się

wytrzymać.

- W razie konieczności proszę zażyć ibuprofen, jedną

lub dwie tabletki.

Pokręciła głową.

- Wolałabym nie. Nie lubię przyjmować lekarstw, je śli nie muszę.

Mina ginekologa wyrażała aprobatę. Wyznaczył następną wizytę za miesiąc. Tak jak ostatnio Burkę wyszedł z budynku razem z Shannon. Wspaniale wyglądał w ciemnym garniturze i długim brązowym płaszczu z wielbłądziej wełny. Od chwili gdy się spotkali w poczekalni, zamienili zaledwie kilka słów. Shannon czuła się onieśmielona jego wykształceniem, pozycją i obyciem. Na tle mężczyzny jak z okładki żurnala była szarą, zabieganą myszką, ubraną w burą workowatą spódnicę i rozciągnięty sweter.

- Odwiozę cię do domu - zaproponował, przerywając milczenie.

- Nie trzeba. Mam wygodny dojazd metrem.

Poprzednio udało jej się go przekonać, lecz teraz

Bishop nie przyjął odmowy. Energicznie wziął ją pod

ramię.

- Nalegam.

Atrakcyjny kawaler

Zanim zdążyła zaprotestować, poprowadził ją do otwartych drzwi limuzyny i zaczekał, aż wsiądzie, a potem zajął miejsce obok.

- Nie przejmuj się mną. Lubię chodzić. Zresztą po

drodze zamierzałam wstąpić do pizzerii.

- W Chicago bywa niebezpiecznie, zwłaszcza wieczorem - odparł, ignorując temat jedzenia.

- Jeszcze nie ma piątej! Poza tym nie planuję spaceru

po podejrzanej okolicy.

Zmrużył oczy, puszczając mimo uszu jej argumenty.

- Nie powinnaś się szwendać samotnie po mieście.

Od tej chwili dostaniesz samochód do dyspozycji.

- Kupisz mi samochód? - jęknęła z wrażenia.

- Oczywiście, że nie. Dam ci samochód z kierowcą.

Omal nie wybuchnęła śmiechem.

- Naprawdę nie musisz!

- Wiem, że nie muszę, ale chcę. Samochód będzie

czekał pod twoim domem codziennie rano. Powiedz

tylko, o której.

Byłaby jedyną studentką przywożoną na uczelnię

przez szofera!

- Wolę się poruszać pieszo.

Burkę zamknął oczy i ciężko westchnął.

- Samochód będzie czekał codziennie od ósmej. Je śli zechcesz się przejść, kierowca będzie jechał za to-

Heidi Betts

bą, tak żebyś w każdej chwili mogła skorzystać z mojej

uprzejmości.

W szarych oczach biznesmena pojawiła się nieustępliwość.

- Zawsze musisz postawić na swoim? - spytała, bez

nadziei na odpowiedź. - Słyszałeś, co mówił lekarz?

Polecał spacery.

- Kupię ci bieżnię treningową.

Cóż, dyskusja z Bishopem przypominała jazdę rowerem na Mount Everest.

- Świetnie. Samochód z kierowcą. Dziękuję.

Wybuchnął zaraźliwym śmiechem.

- Do usług, madame.

- Czy twój kierowca wie, dokąd jechać?

- Oczywiście.

Shannon była głodna, ale znużenie okazało się silniejsze.

- Zdrzemnę się przez chwilkę - mruknęła, opierając

kark na wygodnym skórzanym podgłówku. - Uczyłam

się do późnej nocy.

- Rozluźnij się - szepnął, otaczając ją opiekuńczym

ramieniem.

Wewnętrzny głos przestrzegał ją przed dotykiem

Burke’a, przed przytulaniem policzka do jego miękkiego płaszcza, jednak nie potrafiła walczyć z potrzebami organizmu. Wdychając zapach eleganckiej męskiej wo-

Atrakcyjny kawaler

dy kolońskiej, zapadła w sen najgłębszy od wielu tygodni.

Obudziło ją lekkie szarpnięcie limuzyny i powiew

chłodnego powietrza zza otwartych drzwi. Nie wiedziała, ile trwała drzemka, ale raczej długo, skoro nie poznała okolicy, w której się znalazła.

Burke’a nie było w samochodzie. Chciała wysiąść

i go poszukać, ale do auta zajrzał właśnie jakiś młody

człowiek w białym uniformie i czerwonej czapce. Po łożył na siedzeniu kilka płaskich kartonowych pudełek

i zniknął, ale za to pojawił się Burkę.

- Czy to jest to, o czym myślę? - zagadnęła, czując

zapach unoszący się z kartonów.

- Powiedziałaś, że masz ochotę na pizzę - odrzekł,

kładąc jej na kolanach jedno z pudełek. - Nie wiem, jakie dodatki do pizzy lubisz najbardziej, więc zamówi łem po trochu wszystkiego.

- Poważnie? - Uniosła pokrywkę i wciągnęła w nozdrza smakowity zapach.

Zachwycony żołądek odegrał triumfalnego marsza

na cześć hojności ofiarodawcy przysmaków.

- Śmiało, spróbuj! - zachęcił rozbawiony Burkę.

Dopiero po trzecim kawałku pizzy przerwała ucztę

i poklepała się po brzuchu.

- Bardzo dziękuję za troskę, jaką mnie otaczasz.

Położyła dłoń na kolanie Bishopa, odruchowo, bez

Heidi Betts

żadnych intencji i bez zastanowienia, jak to może zostać odczytane. I nie cofnęła jej, kiedy Burkę położył na niej swoją rękę.

- Sprawia mi to przyjemność. Na pewno nie zjesz

więcej?

- Nie! - jęknęła. - Było pyszne.

Nareszcie wysunęła palce spod jego ręki.

-Często miewasz takie napady apetytu? - spytał,

przestawiając pudełka na inne siedzenie.

Shannon przełknęła ślinę i wstrzymała oddech. Obawiała się, że następnym krokiem Bishopa będzie przysunięcie się do niej, ale gdy to nie nastąpiło, uspokoi ła się. Nie chciała wyjść w jego oczach na obżartucha, ale nie mogła też zatajać prawdy przed ojcem dziecka

i swoim pracodawcą.

-Sporadycznie - stwierdziła, sącząc wodę mineralną z butelki.

- Mianowicie?

Opowieść o pochłanianiu chipsów bardzo go roz śmieszyła.

- Trzymam też w lodówce sześć smaków lodów.

A w torbie noszę to. - Pokazała paczuszkę różnobarwnych żelków. - Znasz kogoś powyżej szóstego roku życia, kto ma takie upodobania kulinarne?

- To normalne dla kobiet w ciąży. - Poczęstował się

Zelkiem. - I dla przyszłych ojców!

Atrakcyjny kawaler

Ciekawe, ile zapłaciłby każdy kolorowy tygodnik

za zdjęcie najbogatszego kawalera w Chicago żującego „miśka” w towarzystwie matki zastępczej swego dziecka…

- Niezłe - ocenił. - Może nie tak dobre jak żelki,

które pamiętam z dzieciństwa, ale rozumiem, dlaczego za nimi przepadasz. Nie krępuj się i zawsze daj znać, jeśli na przykład o trzeciej rano zatęsknisz za lodami.

Wzruszające było zaangażowanie, z jakim wcielał się

w rolę przyszłego ojca.

- Dzięki, ale mam nadzieję, że do tego nie dojdzie

ani teraz, ani w ciągu najbliższych siedmiu miesięcy - stwierdziła, gdy limuzyna zatrzymała się przed jej domem.

Nie do wiary, była w ciąży! Od dwóch miesięcy

nosiła pod sercem dziecko człowieka, którego prawie

nie znała. Gdyby matka dowiedziała się o powodach

tej decyzji… Postanowiła, że w czasie ciąży nie będzie

odwiedzać matki, nie wspomni jej również o swoim

stanie, chyba że będzie musiała. Matka nie zrozumiałaby jej motywów. Mogłaby też zażądać kontaktów z wnukiem.

Umowa to umowa. Shannon od początku zdawa ła sobie sprawę, że oddanie dziecka, które w niej rosło,

będzie ciężkim przeżyciem, wiedziała jednak, że odda

Heidi Betts

je pod opiekę dobrego ojca, podczas gdy jej, bez względu na uczucia macierzyńskie^ nie byłoby stać na utrzymanie dziecka.

Szofer pomógł jej wysiąść z samochodu, a Burkę za:

jął się wyjmowaniem kartonowych pudeł.

- Zaniosę ci to do mieszkania.

- Przecież nie zjem tyle! - Wzrok Shannon padł na

kierowcę. - Weźmie pan trochę, dobrze?

Szofer zerknął na Bishopa, a kiedy ten wyraził milczące przyzwolenie, zareagował entuzjazmem.

Burkę, z uśmiechem błąkającym się na ustach, wybrał jedno z pudełek.

- Resztę pizzy włóż z powrotem do samochodu, Davis - polecił - a wieczorem nie zapomnij zabrać do domu. Odprowadzę pannę Moriarty.

Wyraz twarzy biznesmena nie dopuszczał dyskusji.

Shannon poddała się bez walki. Była wciąż pod wra żeniem jego opiekuńczości. Przez całe życie musiała

się sama o siebie troszczyć. Ojciec odszedł, kiedy była

malutka. Matka harowała na dwóch etatach, a kiedy

zachorowała, Shannon bez namysłu przejęła wszystkie domowe obowiązki. Z determinacji, a także, nie ukrywała, z desperacji, została matką zastępczą.

Otworzyła drzwi ciasnego mieszkania na drugim piętrze. Burkę postawił karton z pizzą na blacie oddzielającym kącik kuchenny od salonu-sypial-

Atrakcyjny kawaler

ni z rozkładaną sofą, biurkiem, starym telewizorem i najtańszymi półkami na książki. Wstrzymała oddech, czekając na komentarz na temat jej warunków bytowych, ale albo Burkę był zbyt grzeczny na krytykę, albo w ogóle niezainteresowany oglądaniem skromnego wnętrza.

- Dziękuję raz jeszcze za kolację. Pizza to był strzał

w dziesiątkę.

- Cieszę się. - Pochylił się nad blatem, żeby coś zapisać na wizytówce. - Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, zadzwoń o dowolnej porze. Nie krępuj się. Tu są wszystkie telefony, pod którymi można mnie zastać.

Wzięła wizytówkę. Nie zamierzała oczywiście żądać

dostarczenia o świcie ogórków kiszonych i spaghetti,

ale kontakt był potrzebny na wszelki wypadek.

Nagle Burkę delikatnie dotknął dłonią jej policzka.

Fala gorąca rozeszła się po jej ciele. Czuła, że nie wytrzyma następnych siedmiu miesięcy, jeśli jej pracodawca będzie sobie pozwalał na takie gesty.

- Wspaniale, że sprawy układają się pomyślnie. Nie

oczekiwałem, że zajdziesz w ciążę przy pierwszej próbie.

- Ja też się cieszę. - Zdobyła się na cień uśmiechu.

- Obiecujesz zadzwonić w razie potrzeby?

Skinęła głową, zaciskając mimowolnie palce na wizytówce.

Pocałował ją lekko w policzek i wyszedł bez słowa.

Heidi Betts

Zamknęła zasuwę i oparła czoło o chłodną futrynę.

Nigdy nie spotkała równie czarującego mężczyzny.

Na obecność żadnego nie reagowała tak gwałtownie.

Nosiła pod sercem jego dziecko. Wiązały ją warunki

kontraktu. Jeszcze siedem miesięcy spotkań, rozmów,

ryzyka dotyku. W sumie całkiem miła perspektywa,

gdyby nie fakt, że zanim się rozejdą ich drogi, będzie

miała złamane serce. Przez Bishopa.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Przeklinając pod nosem, Burkę z trzaskiem odłożył

słuchawkę. Wciąż tylko sygnał. Od tygodnia usiłował

się skontaktować z Shannon, ale nawet szofer, którego wysłał do jej dyspozycji, nie widział jej od zeszłego piątku, czyli od dnia, w którym przywiózł ją z wizyty u matki. Weszła do mieszkania i zniknęła.

Trzeci miesiąc ciąży dobiegał końca i chociaż zdaniem lekarza stan zdrowia pacjentki nie stwarzał najmniejszych powodów do obaw, Bishop wolałby nie tracić kontaktu z Shannon na tak długo. Nie podobało mu się to i już!

Obdzwonił wszystkich, od doktora Coksa po dziekana jej wydziału. Nikt od tygodnia jej nie widział. Zaniepokojony i wściekły Burkę chwycił płaszcz i wybiegł

z gabinetu. Rzucił przez ramię sekretarce, żeby wezwała

limuzynę i odwołała spotkania zaplanowane na popo łudnie. Postanowił osobiście sprawdzić, co się dzieje.

Samochód przysłany do stałej dyspozycji Shannon

czekał pod domem. Kierowca rozwiązywał krzyżówkę.

Heidi Betts

Bishop ruszył do budynku i wbiegł po schodach, pokonując po dwa stopnie. Zastukał. Nic. Zastukał ponownie. Bez rezultatu. Zaczął walić w drzwi pięściami i wo łać jej imię. Wreszcie zdecydował się na ostateczność - wyważył barkiem drzwi.

- Shannon! - krzyknął zrozpaczony.

W mieszkaniu panował chłód. Czyżby oszczędzała na

ogrzewaniu? Leżała na rozłożonej sofie zwinięta w kłębek pod kilkoma kocami. Widać było tylko czubek głowy we włóczkowym kapeluszu i nausznikach, spod których wystawały kosmyki włosów i niepokojąco czerwone uszy.

Podłogę wokoło zaścielały chusteczki, leżały też pastylki na kaszel, tubka maści rozgrzewającej i stała szklanka z niedopitym sokiem…

Przerażony padł na kolana przy posłaniu, ściągnął rękawiczkę i dotknął dłonią zaróżowionych policzków dziewczyny. Z pewnością miała podwyższoną temperaturę.

- Shannon, słyszysz mnie?

Jęknęła, poruszyła głową na poduszce i uchyliła powieki. Kiedy otworzyła usta, wydobył się z nich tylko suchy kaszel. Nie tracąc czasu, Burkę wziął ją razem z kokonem pledów na ręce i, znów nie zaczekawszy na windę, zaniósł prosto do limuzyny.

- Jedź do najbliższego szpitala. Natychmiast!

- Nie jestem aż tak chora - zaprotestowała chrapliwym szeptem.

Atrakcyjny kawaler

Burkę wyjął telefon komórkowy i zadzwonił do szofera samochodu, który został pod domem Shannon.

- Mówi Bishop. Idź na drugie piętro do mieszkania numer 2G i spakuj rzeczy osobiste panny Moriarty.

Weź tyle, ile zdołasz unieść. Potem zawieź je do mnie

i załatw fachowców do naprawy drzwi i zamka.

Następnie połączył się z doktorem Coksem.

- Shannon jest chora. Ma gorączkę i stale kaszle. Jedziemy na izbę przyjęć.

- Zaraz tam będę - zapewnił ginekolog.

Burkę schował komórkę do kieszeni i odgarnął

zmierzwione włosy z czoła chorej.

- Wytrzymaj, kochanie. Zobaczysz, szybko wyzdrowiejesz.

Czyż nie powinien przede wszystkim martwić się

o dziecko? Płacił Shannon, żeby dała mu to, czego

pragnął najbardziej na świecie. Teraz jednak, w sytuacji podbramkowej, mógł myśleć tylko o jej zdrowiu.

W recepcji szpitala na hasło „Bishop” zostali niezwłocznie skierowani do prywatnego pokoju badań.

Burkę położył chorą na kozetce, a pielęgniarka wsunę ła jej na rękę identyfikator.

-Muszę podłączyć kroplówkę. Czy można rozciąć

ubranie?

Shannon miała na sobie spraną różową flanelową pi żamę z nadrukiem w bawiące się kotki.

Heidi Betts

- Ona darzy tę piżamę wielkim sentymentem - wyraził głośno swój domysł. - Lepiej spróbujmy ją zdjąć bez rozcinania.

Shannon została przebrana w szpitalną kwiecistą

koszulę nocną. Burkę z trudem odwrócił wzrok od

jej jędrnych piersi. Na szczęście obnażeniem dolnej

połowy zgrabnego ciała pacjentki zajęła się pielęgniarka.

W chwili zakładania kroplówki pojawił się doktor

Cox. Poprosił o pobranie krwi i zmierzenie temperatury, a sam zbadał puls chorej, osłuchał płuca i serce.

- Rozsądnie zrobiłeś, przywożąc ją tutaj, ale nie ma

powodu do niepokoju. Najwyraźniej to tylko przeziębienie.

Bishop odetchnął z ulgą. Nigdy nie przeżył takich

chwil grozy.

- A co z dzieckiem?

Nagle spostrzegł, że przez cały czas badania trzymał

Shannon za rękę. I nawet go nie obchodziło, czy ktoś to

widzi. Najważniejsze, żeby wyzdrowiała.

- Wszystko w porządku - zapewnił doktor, wypełniając kartę pacjentki. - Żaden z podawanych leków nie zaszkodzi dziecku. Zatrzymamy ją tutaj kilka godzin na obserwacji, nawodnimy, a potem odwieziesz ją do jej mieszkania lub.

- Zawiozę ją do siebie.

Atrakcyjny kawaler

Stanowczy ton kolegi zdziwił ginekologa, lecz był na

tyle inteligentny, by niczego nie komentować.

Burkę wytrwale czuwał na niewygodnym krześle

przy szpitalnym łóżku. Nagle Shannon zatrzepotała powiekami i oblizała spieczone wargi,

- Kochanie, obudziłaś się! - Nalał wody do szklanki

i podał jej, troskliwie podtrzymując kark. - Lepiej?

Kiwnęła lekko głową.

- Gdzie ja jestem?

- W szpitalu.

Zdumiona uniosła brwi. Uprzedził jej dalsze pytania.

- Kiedy przez tydzień się nie odzywałaś, pojechałem

do twojego mieszkania i zastałem cię zwiniętą w kłębek pod kocami i nieprzytomną. Wciąż kaszlałaś, więc zadzwoniłem do doktora Coksa. - Pogłaskał ją po włosach i po policzku.

- Sądziłam, że to zwykłe przeziębienie. Ogrzewanie

nie działało. Nagle dostałam dreszczy i nie miałam nawet siły odebrać telefonu ani otworzyć drzwi.

- Przyszedłem zatem w samą porę. A co się nadener—

wowałem… Cóż, zabrałaś mi dziesięć lat życia.

- Przepraszam.

Przez twarz Shannon przemknął cień uśmiechu.

- Najlepsze przeprosiny to twój powrót do zdrowia.

Jak najszybszy. - Odwzajemnił uśmiech.

Heidi Betts

Po paru godzinach odłączono kroplówkę. Doktor Cox

udzielił pacjentce ostatnich wskazówek i choć protestowa ła, została odwieziona na parking na wózku inwalidzkim, który Burkę sam prowadził. Była znów ubrana w piżamę

w kotki i okutana w pledy. Bishop z uznaniem przyjął fakt, że Shannon, w przeciwieństwie do kobiet z jego środowiska, nic sobie nie robiła ze swojego wyglądu i nie rzuciła się do robienia makijażu natychmiast po wstaniu z łóżka.

- Niedługo będziemy w domu. Położysz się i zaśniesz,

choćby i na tydzień - oznajmił, sadzając ją w limuzynie.

- Kusząca perspektywa - rozmarzyła się i zmieniła

temat. - Czy wszędzie wozi cię szofer? Nigdy nie siadasz osobiście za kierownicą?

- Owszem. Jeżdżę mercedesem i jaguarem kabrioletem,

ale najczęściej podróżuję limuzyną, bo to wygodne. Zapewnia mi komfort prywatności i warunki do pracy.

- Nigdy nie widziałam cię pracującego - stwierdziła

niewinnym tonem, w którym wyczuł jednak żartobliwą nutkę.

- Ty jesteś moją jedyną pracą.

Wybuch śmiechu zamienił się w napad kaszlu. Burkę

podał dziewczynie chusteczki, objął ją.i przytulił.

- W takim razie - ciągnęła po chwili, kiedy przestała

się krztusić - zasługujesz na podwyżkę. Przecież mia łam uczynić twoje życie przyjemniejszym i łatwiejszym,

a przysparzam ci kłopotów.

Atrakcyjny kawaler

- Masz właśnie okazję się poprawić.

Limuzyna wjechała do podziemnego garażu biurowca Bishopa, który w tym samym budynku zajmował elegancki apartament na ostatnim piętrze.

- Gdzie jesteśmy? - spytała podejrzliwie.

- U mnie.

- Co takiego? - Głos jej się załamał. - Po co mnie

przywiozłeś do swojego mieszkania?

- Bo twoje się nie nadaje do mieszkania. Z braku

ogrzewania zachorowałaś. Nie masz tam nikogo, kto

by się tobą zaopiekował. No i jeszcze trzeba naprawić

drzwi.

- A co się z nimi stało?

- Nie otwierałaś, więc je wyważyłem.

Przyjrzała mu się uważnie. Niespokojne godziny czuwania przy jej łóżku pozostawiły mu cienie pod oczami.

W jego ramionach czuła się wygodnie i bezpiecznie. Jak

mogłaby mu się odwdzięczyć za troskę? Podsunął jej

pewien pomysł: mogłaby nie protestować przeciwko jego propozycji. I tak powinna zrobić.

-Burkę…

- Pewnie nie chcesz skorzystać z gościny u mnie, ale

nie chciałabyś odmawiać, zgadza się?

- Mam to wypisane na twarzy?

- O, tak. — Roześmiał się. - Już trochę cię rozgryzłem,

Shannon. Upór i niezależność to twoje główne cechy.

Heidi Betts

Wzruszyła ramionami.

- To raczej nie są wady - mruknęła.

- Oczywiście. Nie zaszkodzi jednak czasem pozwolić

innym, żeby w czymś pomogli.

Wziął ją na ręce i zaniósł do windy, którą wjechali

do apartamentu. Prosty wystrój, dużo chromu i czerni,

brak akcentów osobistych - wszystko to nasuwało skojarzenia z wnętrzem biura lub pokoju hotelowego. Zatęskniła do swojego skromnego gniazdka, gdzie każdy przedmiot miał ciekawą historię i był bliski jej sercu.

Z zajmujących całą ścianę okien salonu penthouseu

roztaczał się wspaniały widok na jezioro Michigan.

W tafli wody odbijały się migotliwe światła Chicago.

- Wiesz, sam jestem człowiekiem niezależnym -

kontynuował, otwierając drzwi sypialni. - I odpowiedzialnym. Dlatego przez najbliższe siedem miesięcy będziesz dla mnie obowiązkiem numer jeden.

Ostrożnie ułożył chorą na rozłożystym, wygodnym

łóżku i poprawił poduszki, a potem cofnął się o krok,

oparł dłonie na biodrach i podziwiał swoje „dzieło”.

- Czym mogę służyć?

- Niczego mi nie trzeba. - Potrząsnęła głową.

- Przecież jesteś w obcym mieszkaniu, pozbawiona

na razie swoich rzeczy. Chciałbym sprawić, aby pierwsze godziny tutaj nie były dla ciebie udręką.

Shannon nerwowo przełknęła ślinę. Nie wiedziała,

Atrakcyjny kawaler

czy spędzi tu kilka dni rekonwalescencji, czy też Bishop planuje ją przeprowadzić na siedem miesięcy.

- Naprawdę niczego nie potrzebuję - powtórzyła niepewnym tonem.

- Chciałbym, żebyś się u mnie czuła jak w domu.

Ogarnął ją strach. Co prawda ufała w dobre intencje

Burke’a i czuła się wobec niego zobowiązana, lecz przecież miała własne lokum! Miała pracę, studia i zamierzała wrócić do codziennych zajęć, kiedy tylko wyleczy się z przeziębienia. Nie mogłaby mieszkać pod jednym dachem z mężczyzną, który jej się podobał, który ją wręcz fascynował. Nie zmrużyłaby oka, wiedząc, że on śpi za ścianą. Wyobrażałaby sobie muskularne ciało, szeroki tors, płaski brzuch. Na samą myśl o tym podskoczyła jej temperatura.

- Nie zabawię tu długo - wydusiła z siebie protest. -

Lekarz mówił, że za parę dni wyzdrowieję. Nie ma sensu przenosić moich rzeczy na tak krótki czas.

- Nie musisz się o to martwić - zapewnił, zdejmując

krawat i rozpinając górę koszuli. - Mam nadzieję, że

zostaniesz tu do końca ciąży.

ROZDZIAŁ PIĄTY

W szeroko otwartych zielonych oczach Shannon pojawiły się przerażenie i zdumienie. Burkę doszedł do wniosku, że nie powinien być tak kategoryczny. Nie chciał jej przypierać do muru ani urazić godności.

- Nie rozmawiajmy teraz o tym - zaproponował. -

Zrobię ci grzankę i herbatę, a potem odpoczniesz.

Liczył na to, że kiedy Shannon oswoi się z sytuacją,

łatwiej mu będzie ją przekonać do swoich racji. Nie

czekając na odpowiedź, zamknął drzwi sypialni i ruszył

do nowocześnie wyposażonej kuchni, w której, szczerze mówiąc, rzadko przyrządzał coś bardziej skomplikowanego niż jajecznica.

Włączył czajnik i toster i poszedł do swojej sypialni, która była tuż obok pokoju oddanego do dyspozycji Shannon. Przebrał się w znoszone dżinsy i batystową koszulę. Podwinął rękawy i, nie troszcząc się o kapcie czy skarpetki, na bosaka wrócił do kuchni. Na co dzień

pił kawę, ale wiedział, że Margaret dba, żeby w kuchni

nie brakowało podstawowych produktów. I rzeczywi-

Atrakcyjny kawaler

ście, w kącie półki znalazł puszkę wyśmienitej herbaty ziołowej.

Delikatnie zapukał do drzwi sypialni. Shannon siedziała na łóżku wsparta o poduszki.

- Oto herbata i tost - obwieścił, stawiając talerzyk na

kołdrze i podając kubek. - Ostrożnie, gorąca.

Podmuchała na parujący jasnobrązowy napój.

- To rumianek - wyjaśnił. - Chyba odpowiedni dla

osoby chorej. I bez kofeiny! We wszystkich poradnikach piszą, żeby kobiety ciężarne unikały kofeiny.

- Na pewno dobrze mi zrobi. - Uśmiechnęła się zamyślona.

Patrzył, jak gryzie grzankę i sączy napar małymi

łyczkami. Gorączkowe rumieńce ustąpiły i zdawała się

odzyskiwać apetyt.

- A może masz ochotę na miskę zupy? Albo kanapkę? Albo… coś innego?

- To mi wystarczy. - Potrząsnęła głową.

Najbardziej pragnęła teraz snu. Bishop zostawił na

szafce nocnej to, czego według jego przypuszczeń mogłaby potrzebować: chusteczki, pastylki na kaszel, inhalator, butelkę wody i sok pomarańczowy.

- W razie czego zawołaj mnie. Będę w pokoju obok.

- Zmarszczył czoło. - Albo w gabinecie na drugim końcu korytarza. Czasem do późna pracuję.

Zerknęła na zgromadzone zapasy.

Heidi Betts

- Wygląda na to, że pomyślałeś o wszystkim. Jestem

ci bardzo wdzięczna.

- Dobranoc. - Niespiesznie wyszedł z sypialni.

- Dobranoc.

Po drodze do gabinetu wstąpił do kuchni po kieliszek wina i wrzucił do mikrofalówki porcję mrożonej zapiekanki. Oto znalazł się w sytuacji całkiem dla siebie nowej: musiał się kimś opiekować. Co więcej, za siedem miesięcy miał objąć stałą opieką dziecko i,wywiązywać się ze wszystkich obowiązków wobec niego: karmić, zmieniać pieluszki, pilnować terminów szczepień… Ale perspektywa ojcostwa nie napawała go takim lękiem jak obecność Shannon pod tym samym dachem. Zaczynał żywić wobec niej uczucia, których nie przewidział.

Wynajął matkę zastępczą właśnie po to, by się nie

angażować emocjonalnie w związek z kobietą. Shannon sprawiła, że zaczął sobie wyobrażać, jak by to było założyć prawdziwą rodzinę, z kobietą, którą by pokochała.

Dość tych mrzonek! Natychmiast po urodzeniu dziecka Shannon pójdzie swoją drogą, a on o niej zapomni.

To co do niej czuł, było wyłącznie następstwem faktu,

że miał zostać ojcem. Miał siedem miesięcy, by przekonać samego siebie do tej tezy.

Obudziwszy się nazajutrz rano, Shannon czuła się

Atrakcyjny kawaler

o niebo lepiej. Minął ból głowy i senność, kaszel też już

jej tak nie dokuczał.

Boso podeszła do drzwi, uchyliła je i nasłuchiwała

odgłosów obecności Burke’a. Uspokojona ciszą ruszy ła do kuchni, by zjeść coś na śniadanie. Nagle zamarła.

Z holu dobiegał ściszony głos komenderujący dwójką

ludzi w kombinezonach roboczych, którzy zdejmowali

z metalowego wózka pół tuzina sporych pudeł.

- Uważajcie. Tam mogą być kruche przedmioty.

Głos należał do Bishopa. W niebieskiej sportowej

koszuli i nienagannie skrojonych czarnych spodniach

wyglądał jeszcze przystojniej niż zwykle, jeśli to możliwe. Shannon doszła do wniosku, że chyba ciążę i zmiany hormonalne powinna winić za erotyczną fascynację tym mężczyzną, podobnie jak za napady apetytu, nudności czy nadwrażliwość piersi.

- Dzień dobry. - Burkę wreszcie ją zauważył. - Mam

nadzieję, że cię nie obudziliśmy.

- Skądże. Sądziłam, że jesteś w pracy.

- Nie chciałem zostawiać cię samej, dopóki się nie zadomowisz. Właśnie przywieziono twoje rzeczy. Z chęcią zaniosę je do twojego pokoju i pomogę w rozpakowaniu.

Sądząc z liczby pudeł, musiały zawierać cały jej dobytek. A przecież na parę dni wystarczyłaby zmiana odzieży i szczoteczka do zębów.

Heidi Betts

- Zbędny trud. Nie zatrzymam się. tu na dłużej niż

jeden, dwa dni.

- Zobaczymy - stwierdził łagodnym tonem. Za tragarzami zamknęły się drzwi. - A teraz coś zjedzmy. Rano poprosiłem Margaret, żeby kupiła najzdrowszą żywność, jaką zdoła znaleźć.

Shannon była zbyt zmęczona i oszołomiona, by

zaprotestować, kiedy posadził ją na taborecie w lśniącej od czystości kuchni. Postawił przed nią szklankę mleka, szklankę soku pomarańczowego i talerz sałatki owocowej.

- Częstuj się. Ja już jadłem. Teraz podejmę pierwszą

w życiu próbę przyrządzenia owsianki.

Rozbawiona obserwowała, z jakim skupieniem Burkę studiuje przepis na opakowaniu płatków owsianych, a następnie postępuje dokładnie według instrukcji. Nie miała serca powiedzieć mu, że gotowanie owsianki w mikrofalówce nie jest najszczęśliwszym pomysłem.

Wyjął miskę z kuchenki i zamieszał parującą

zawartość.

- Mam nadzieję, że lubisz smak brzoskwiniowo-

-śmietankowy. Wydawał mi się zdrowszy niż cynamonowy z cukrem trzcinowym.

Zrozumiała, że Bishop w układaniu jadłospisu kierował się dobrem dziecka. Mleko to wapń, sok pomarańczowy dostarcza kwasu foliowego, owoce i warzywa Atrakcyjny kawaler zawierają witaminy i cenne minerały. Nie zamierzała

się sprzeciwiać.

- Jakie masz plany na dziś? - zagadnęła, czekając, aż

owsianka ostygnie.

- Opiekować się tobą! - Wzruszył ramionami. - Nie

wyglądasz jeszcze na okaz zdrowia. Zdrzemniesz się na

kanapie, a ja rozpakuję twoje rzeczy.

- Przyjąłeś pod swój dach strasznie kłopotliwego

gościa.

Unikając jej wzroku, przetarł blaty ściereczką i zabrał

pustą szklankę po soku.

- Mam nadzieję, że staniesz się tu domownikiem.

Nie wiedziała co odpowiedzieć. Z rozmowy

poprzedniego wieczora zorientowała się, że Burkę

ma nadzieję na jej dłuższy pobyt, nawet przez całą

ciążę. Ale to niemożliwe. Nawet gdyby się nie mia ła gdzie zatrzymać, perspektywę spędzenia siedmiu

miesięcy w apartamencie biznesmena uważałaby za

chybiony pomysł.

Będąc realistką, zdawała sobie sprawę, że męski

urok Bishopa silnie na nią działa. Sądziła, że fascynacja

zniknie, jeśli do minimum ograniczy kontakty z tym

najatrakcyjniejszym kawalerem Chicago. Niestety zauroczenie wręcz przybrało na sile. Drętwiała na dźwięk dzwonka telefonu, gdyż brzmienie głosu Burkea wprawiało jej serce w szaleńczy rytm. I chociaż rozmowa Heidi Betts ograniczała się do pytań o stan zdrowia i przebieg ciąży,

Shannon mimowolnie doszukiwała się śladów zainteresowania jej osobą nie tylko jako matką zastępczą. Ba ła się, że przy stałej obecności Bishopa jej hormony do reszty wymkną się spod kontroli.

- Dokończ śniadanie, a ja tymczasem przeniosę pud ła do twojego pokoju.

Wychyliła się na taborecie, aby obserwować, jak

sprawnie transportuje kolejne kartony. Gdyby sytuacja

wyglądała inaczej… Gdyby los obsadził ich w innych

rolach niż jako pracodawcę i wynajętą matkę zastępczą… Gdyby należała do tego kręgu kobiet, w którym obraca się Burkę…

Z westchnieniem żalu ruszyła do sypialni. Nie było

sensu spierać się z Burkiem o długość pobytu. W razie

czego mogła z powrotem spakować rzeczy i poprosić

o odesłanie do swojego mieszkania.

Zajrzała do pierwszego pudła. Od razu było widać,

że pakował je mężczyzna. Kobieta nigdy nie wrzuciłaby

bezładnie spódnic i bluzek razem z butami.

- Część z tych ubrań trzeba wyprasować, a niektóre

też wyprać.

Zerknął na pogniecioną bluzkę w jej rękach i skrzywił się.

- Bardzo mi przykro. Powinienem posłać profesjonalistów, a nie zdawać się na szofera.

Atrakcyjny kawaler

- Nie szkodzi. Przecież nic się nie zniszczyło. Jeśli masz żelazko, mogłabym od razu doprowadzić garderobę do porządku.

Zmrużył oczy, jakby zobaczył kosmitę.

- Dopiero co wyszłaś ze szpitala. Na litość boską, nie

powinnaś prać ani prasować! - Wyrwał jej bluzkę i po łożył na łóżku. - Wybierz rzeczy pogniecione lub brudne, a ja się zajmę resztą.

- To doprawdy zbyteczne… - Przerwała w pół zdania, widząc jego minę. - Będę ci wdzięczna. Dziękuję.

Posłusznie ułożyła stertę ubrań, starając się ograniczyć do rzeczy, których nie mogłaby sama uprać i uprasować po powrocie do domu. Nagle jęknęła i z wra żenia usiadła na skraju materaca. Właśnie trafiła na czarno-zielony uniform z restauracji „Tavern”. Zapomniała o pracy!

W pierwszej chwili chciała zadzwonić i wymówić się

chorobą. Ostatecznie miała zaświadczenie ze szpitalnej

izby przyjęć. Wiedziała jednak, jak trudno jest znaleźć

kelnerkę na niespodziewane zastępstwo. Poza tym bardzo potrzebowała pieniędzy z napiwków z wyjątkowo korzystnego dyżuru w piątkowy wieczór.

Postanowiła iść do pracy i zostać tak długo, jak jej

zdrowie pozwoli. Może nawet wytrzymałaby całe pięć

godzin? Koledzy z pewnością odciążyliby ją w obowiązkach.

Heldl Betts

- To ubranie jest czyste, ale wymaga odświeżenia. Powieszę je w łazience, kiedy będę brała prysznic, a para wodna wygładzi drobne zagniecenia.

- Skąd ten pośpiech? - zainteresował się Burkę.

Wskazał logo naszyte na kieszeni koszuli.

- Dziś wieczorem muszę iść do pracy. Już za późno,

żebym odwołała swój dyżur.

Burkę z wyrazem niezadowolenia na twarzy opuścił

wzrok i wsunął dłonie do kieszeni.

- Co się tyczy tej sprawy - zaczął niepewnym tonem

- rano, zanim wstałaś, dzwoniłem do „Tavern”. Tylko się nie złość. Jesteś chora. Harujesz na studiach i w restauracji. Nawet gdybyś nie była w ciąży, to zbyt duże obciążenie dla organizmu.

- Na co właściwie mam się nie złościć? - spytała pełna najgorszych przeczuć.

Milczał, najwyraźniej obawiając się jej reakcji.

- Powiedziałem twojemu szefowi, że nie możesz

przyjść do pracy ani dziś wieczorem, ani w ciągu

najbliższych wieczorów.

Ze zdumienia uniosła brwi, aż ukryły się pod

grzywką.

- Złożyłeś wymówienie w moim imieniu?!

- Tylko tymczasowo - zapewnił. - Traktuj to jak urlop

bezpłatny. Oczywiście nie podałem szczegółów. Wyjaśniłem jedynie, że musisz przerwać pracę na kilka miesię-

Atrakcyjny kawaler

cy, a potem, czyli po urodzeniu dziecka, prawdopodobnie będziesz zainteresowana powrotem na stanowisko.

Twój szef, Vinnie, zgodził się. Masz rok wolnego. Posada

będzie na ciebie czekała. Vinnie nie robił najmniejszych

problemów. Potrafię być bardzo przekonujący.

- Owszem, potrafisz.

W jej ustach nie zabrzmiało to jak komplement. Dar

przekonywania okazał się w tym wypadku manipulacją,

a Shannon się to nie podobało. Wcześniej przekonał ją

do częstszych i bardziej zażyłych kontaktów, niż wynikało to z warunków umowy. Przekonał ją też do pobytu w sypialni jego luksusowego apartamentu.

- Przepraszam, jeśli przysporzyłem ci zmartwień.

Podjąłem najsłuszniejszą według mnie decyzję. Naprawdę potrzebujesz paru dni solidnego wypoczynku.

I aż do porodu nie możesz się tak obciążać pracą.

Odruchowo zacisnęła pięści i oblała się rumieńcem.

Tylko krok dzielił ją od wybuchu furii. Rozumiała motywy jego postępowania. Stan jej zdrowia bezpośrednio wpływał na dziecko. Gdyby nie przyjechał do niej i nie wyważył drzwi, przypuszczalnie dygotałaby nadal pod kocem, spocona, słaba, w gorączce, w nieogrzewanym

mieszkaniu.

- Na razie zostawię cię samą, a ty spokojnie rozpakuj rzeczy - zaproponował, żeby zapobiec konfrontacji, a może nawet awanturze.

Heidi Betts

Problem polegał na tym, że ani on nie znał jej, ani

ona jego. Różnili się od siebie jak dzień od nocy. Z trudem znajdowali kompromisowe rozwiązania dla dobra

dziecka, które miało przyjść na świat. Gorzki wniosek

do którego doszła, ugasił gniew Shannon.

Popatrzyła na uniform leżący wciąż na kolanach

i poczuła ucisk w żołądku. Targały nią sprzeczne uczucia. Z jednej strony pragnęła poznać lepiej Bishopa

z drugiej - potrzebowała samotności, by wyciszyć emocje i pogodzić się ze zmianami w swoim życiu.

- Tak będzie najlepiej - stwierdziła.

Drzwi sypialni zamknęły się za Burkiem.

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Burkę pluł sobie w brodę. Poszedł do gabinetu, bez

sił opadł na fotel, zamknął oczy i schował głowę w dłoniach. Wszystko zepsuł. Każdym krokiem odsuwał

Shannon od siebie, a przecież pragnął czegoś wręcz

przeciwnego - chciał się do niej zbliżyć i w sensie dosłownym, i metaforycznym.

Jak grzeczny chłopiec starał się zachowywać dystans

fizyczny, by jej nie zrazić, lecz jednocześnie korzystał

z każdej okazji, by jej dotknąć. Nie wystarczyło mu niesienie jej na rękach do samochodu czy do izby przyjęć.

Chciał ją tulić w ramionach, całować, głaskać, zanurzyć

dłonie w miedzianej gęstwinie włosów.

Czuł, że porusza się jak słoń w składzie porcelany. Przeprowadził Shannon do swojego mieszkania ze względu na stan jej zdrowia. Miejsce, w którym mieszkała, nie stwarzało, według niego, warunków odpowiednich dla kobiety oczekującej jego dziecka. Chciał

móc rozmawiać z Shannon lub patrzeć na nią, kiedy

miałby na to ochotę.

Heidi Betts

Oczywiście nie mógł jej o tym wszystkim powiedzieć. Gdyby poznała prawdę, uciekłaby z jego apartamentu z prędkością odrzutowca. I pewnie nie zobaczyłby jej aż do porodu.

Powinien postępować ostrożnie. Szło mu to jak po

grudzie, ponieważ przywykł do kontrolowania każdej

sytuacji i do przejmowania inicjatywy. W sprawach biznesowych nigdy nie prosił nikogo o pozwolenie i nigdy nie przepraszał.

Shannon nie była jednak posiadłością ziemską czy

firmą do kupienia. Była kobietą, której zaczynał pożądać, wbrew wcześniejszym planom i ustaleniom.

Zaburczało mu w żołądku. Nerwy. Nic się nie układało. Ale gotów był zmienić plany. Skoro nie mógł ciągnąć za sznurki, mógł przynajmniej związać te sznurki na supeł. Przywiązać się do Shannon Moriarty.

Dawniej uśmiałby się do rozpuku z takiego pomysłu.

Dawniej, gdyby jakaś kobieta postawiła choćby stopę

na jego terenie i naruszyła prywatność, przytrzasnąłby

tę stopę drzwiami. I na tym polegał problem. Shannon

nie należała do tego typu kobiet.

Nie interesowały jej jego pieniądze i prestiż nazwiska. Nie próbowała go usidlić, ani paść mu w ramiona, aby zyskać swoje pięć minut w prasie i telewizji. Wręcz przeciwnie, robiła wszystko, co w jej mocy, by trzymać się od niego ż daleka.

Atrakcyjny kawaler

Przez chwilę się zastanawiał, czy fascynacja osobą

Shannon nie brała się stąd, że była jedyną kobietą; której nie mógł mieć. Odrzucił tę hipotezę.

Właściwie mógł ją mieć. I postanowił, że będzie miał.

Ale nie dlatego, żeby podjąć wyzwanie losu. Nie był nastolatkiem biegnącym za pierwszą dziewczyną, która pokazała mu figę. Zresztą Shannon nie prowadziła żadnej gry. Była szczera i naturalna.

Przypuszczał, że to właśnie pociągało go w niej najbardziej. Zanim wkroczyła do jego gabinetu umówiona na spotkanie w sprawie ogłoszenia, starannie prze świetlił jej przeszłość. Ale nawet bez śledztwa sztabu prawników i prywatnych detektywów od razu zrozumiał, że ma do czynienia z kimś do głębi uczciwym i bezpretensjonalnym.

Niewielu takich ludzi spotkał w życiu, nawet we

własnej rodzinie. I to zrobiło na nim wielkie wrażenie.

Oczywiście z przyjemnością też zauważył, że Shannon

jest również zgrabna i ponętna.

Nie miał zamiaru się do niej zalecać. Myślał, że

dzwoniąc do restauracji i prosząc o kilkumiesięczny

bezpłatny urlop dla Shannon, pomaga jej, lecz potem

zdał sobie sprawę, że mogła odebrać te działania jako

mieszanie się w jej życie prywatne.

Pewnie teraz siedząc samotnie w sypialni, doszła

do takiego wniosku. Musiał znaleźć sposób, by odzy-

Heidi Betts

skać jej zaufanie, przeprosić i zapewnić, że to się nigdy

nie powtórzy. Ale czy byłby w stanie dotrzymać takiej

obietnicy? Gdy chodziło o Shannon, poruszyłby góry,

aby uczynić jej życie łatwiejszym.

Przez większą część dnia Shannon udawało się

unikać Burkea. Rozpakowała rzeczy, a po południu

zdrzemnęła się. W porze obiadu zakradła się do kuchni i podgrzała miskę zupy. Zza zamkniętych drzwi gabinetu dobiegało stukanie w klawisze komputera i stłumiony głos biznesmena rozmawiającego przez telefon.

Długo analizowała motywy swojej niechęci do posunięć Bishopa. Domyślała się, jaki cel mu przyświecał, gdy dzwonił do Vinniego z restauracji „Tavern”. Nie gniewała się już, zamierzała jednak negocjować z nim warunki, na jakich będzie mógł wkraczać w jej prywatność.

Musieli wytyczyć granice. Dla niego i dla niej. Nie

powinien w jej imieniu składać rezygnacji z pracy

ani bez konsultacji przenosić jej rzeczy, ona zaś nie powinna wzdragać się przed przyjęciem gościny w luksusowym apartamencie ani przed towarzystwem gospodarzą.

Wzięła prysznic i przebrała się w wygodne, znoszone jasnobrązowe spodnie biodrówki i brzoskwiniowy top. Gdy włosy wyschły, związała je w kucyk.

Atrakcyjny kawaler

Słyszała, że Burkę krząta się w kuchni i w salonie.

Otwierał też komuś drzwi. Z niepokojem oczekiwa ła spotkania, a jednocześnie dobrze wiedziała, że jak

najszybciej muszą przeciąć ten wrzód pretensji i wątpliwości.

Zebrała się na odwagę, wzięła głęboki “oddech, otworzyła drzwi i weszła do jaskini lwa. Lew wcale nie sprawiał wrażenia niebezpiecznej bestii szykującej się do ataku na niewdzięczną ofiarę. Właśnie ustawiał na stoliku do kawy kartonowe pojemniki z chińskimi daniami. Talerze, sztućce i kieliszki do wina już czekały na blacie. W marmurowym kominku buzował ogień.

Gdy spostrzegł ją w progu, uśmiechnął się.

- Mam nadzieję, że lubisz chińszczyznę.

Kiwnęła głową, robiąc krok w stronę kanapy i foteli.

- Świetnie. Nie wiedziałem, co lubisz najbardziej,

więc zamówiłem wszystkiego po trochu. Wołowina

z brokułami, kurczak z orzechami nerkowca, peking lo

mein, ryż ze smażoną wieprzowiną…

Zamówił chyba całe menu! Zauważyła na stole także

krokiety z warzywami, pierożki won-ton i zupę jajeczną, którą uwielbiała.

- Siadaj - zaprosił, klepiąc czarną skórzaną poduszkę obok siebie. - Rozgość się i częstuj. Przygotuję coś do picia.

Po chwili przyniósł dwa kieliszki… mleka.

Heidi Betts

- Jeszcze nigdy nie piłam mleka z kieliszków do wina

- wyznała, próbując najzdrowszego z napojów.

Odpowiedział szerokim uśmiechem.

- To dobre dla dziecka. A skoro musisz się zdrowo

odżywiać, warto zadbać też o piękną oprawę posiłków.

Skinieniem głowy wyraziła aprobatę, podczas gdy

Bishop wykładał na talerz lo mein - kluseczki z warzywami.

- Ale ty nie jesteś w ciąży. Nie wolałbyś wina?

- Nieee. Lubię mleko. Zachowałbym się nie fair, rozkoszując się winem, gdy tobie nie wolno pić alkoholu.

- Nie mam nic przeciwko temu.

- Ale ja mam.

Gdyby nie to, że siedziała wygodnie na kanapie,od

przenikliwego spojrzenia jego szarych oczu ugięłyby sie

pod nią kolana.

Podał jej talerz ze sporymi porcjami wszystkich po

traw. Wybrała pałeczki zamiast widelca i zaczęła degu—

stację od krewetki w sosie słodko-kwaśnym. Kątem oka

dostrzegła, że Burkę ją obserwuje.

- Co tak patrzysz? Bardzo mlaskam?

Wybuchnął śmiechem.

- Skądże! Zastanawiałem się tylko, jak mam cię prz—

prosić, żebyś się nie zdenerwowała powrotem do przy—

krego tematu. Masz rację, nie powinienem podejmo—

wać żadnych decyzji bez konsultacji z tobą.

Atrakcyjny kawaler

- Przyjmuję przeprosiny. Rozumiem, co tobą kierowało. - Położyła dłoń na brzuchu. - To twoje dziecko i masz prawo niepokoić się o jego dobro.

Wpatrywał się w jej pełne różowe usta, lecz gdy dotknęła brzucha, natychmiast przeniósł tam wzrok. Zapragnął położyć rękę na jej dłoni. Wiedział, że jest za wcześnie, by dziecko się poruszyło, ale chciał dzielić poczucie intymności z Shannon i dzieckiem, które dla niego nosiła w swym łonie.

Wyciągnął rękę, lecz parę centymetrów od ciała

Shannon zawahał się. Gdy spojrzał w jej szmaragdowe

oczy, ledwie się powstrzymał od chwycenia jej w objęcia i całowania bez pamięci.

- Mogę? - spytał ochrypłym szeptem.

Odruchowo zwilżyła kącik ust koniuszkiem języka.

Kiwnęła głową i odsunęła rękę. Silna męska dłoń pogładziła cienki materiał bluzki okrywającej jej brzuch.

- Za wcześnie, żeby…

- Wiem. Mam nadzieję, że potem, kiedy dziecko zacznie się ruszać, pozwolisz mi się głaskać po brzuchu.

- Oczywiście.

Usłyszał nutę niepewności w jej głosie. Nie winił jej

za to, że się obawiała dotyku. Szczerze mówiąc, sam był

przerażony tą perspektywą.

Lęk Shannon miał podłoże seksualne. Wydawało się,

że jej ciało żąda rozładowania napięcia, swoistej rekom-

Heidi Betts

pensaty za fakt, że nie uczestniczyło w naturalnym akcie poczęcia dziecka.

Bishop żałował, że nie spotkał Shannon wcześniej

i że wszystko nie przebiegło zwykłem rytmem: randki, stopniowe poznawanie się. Może nawet ożeniłby się i spłodził potomka tak jak większość ojców.

Miał już dość czekania i powstrzymywania się. Zdjął

talerz z kolan dziewczyny i odstawił na stolik. Nie dał

jej czasu na protesty. Złożył na jej ustach długi namiętny pocałunek, o jakim marzył od wielu tygodni.

Jęknęła cichutko, a wtedy ujął w dłonie jej twarz,

zmierzwił jedwabiste włosy, pogładził kark, zawędrował nienasyconymi palcami pod bluzkę i w górę, ku piersiom. Przez cienką koronkę staniczka pieścił brodawki, aż stwardniały. W miłosnym zapale nie słyszał, że Shannon powtarza jego imię, i dopiero gdy go odepchnęła, powoli wrócił do rzeczywistości.

- Przepraszam…

Speszona i oszołomiona, potrząsnęła głową.

- N i c się nie stało. Ja tylko… Nie powinniśmy… -

Podniosła się z kanapy i poprawiła top. - Pójdę już.

Poszłaby dokądkolwiek, do sypialni czy swojego

mieszkania, byle tylko nie patrzeć na Burke’a. Nagle

zdała sobie sprawę, że on też jej pragnie, i ta prawda

ją przeraziła.

Bishop fascynował ją od dawna, lecz trzymała ten se-

Atrakcyjny kawaler

kret głęboko ukryty, aby się nigdy przed nim nie zdradzić. To, co przed chwilą przeżyła, postawiło pod znakiem zapytania jej dotychczasową ocenę sytuacji. Nie całowałby jej, gdyby go nie pociągała, co znaczyło, że łączy ich wzajemne zauroczenie.

Właściwie powinna poczuć ulgę, rzucić się w jego

ramiona i kochać się, spełniając najdziksze fantazje,

które od dwóch miesięcy wypełniały jej wyobraźnię.

Ale to oznaczałoby dalsze komplikacje w ich nietypowym układzie. Nosiła pod sercem jego dziecko, ponieważ za to płacił. Zawarli umowę, na mocy której każda ze stron zyskiwała to, na czym jej zależało, bez dodatkowych zobowiązań.

I oto zerwanie warunków umowy wisiało na włosku. Najatrakcyjniejszy kawaler w Chicago jednym pocałunkiem owinął sobie Shannon wokół palca. Gdyby nawet zlekceważyła wszelkie obawy i wątpliwości i spędziła z nim noc, skończyłoby się na tej jednej nocy. Mo że dwóch, najwyżej trzech. Z pewnością byłyby to noce warte grzechu, ale nie zmieniłyby faktu, że Bishopa i Shannon nie łączyło nic poza dzieckiem. Należeli do innych światów. Już widziała tytuły w gazetach: „Piękny i Bestia”. Tak, to ona byłaby bestią niszczącą życie czarującego, szanowanego, młodego biznesmena.

- Dobranoc - westchnęła, zerknęła tęsknie przez ramię i wróciła do sypialni.

Heidi Betts

Parę minut później usłyszała stukanie do drzwi. Zanim zdążyła odpowiedzieć, drzwi zaskrzypiały i do pokoju wśliznął się Burkę, niosąc przed sobą talerz chiń-

szczyzny.

- Nie miałaś okazji dokończyć obiadu - stwierdził cicho. - Nie chcę, żebyś była głodna.

Z uśmiechem wzięła talerz, a Bishop postawił na

szafce nocnej szklankę mleka.

- Dziękuję.

- Przepraszam, jeśli przeze mnie poczułaś się niezręcznie - odezwał się półgłosem, wyraźnie zakłopotany. - Mam nadzieję, że pozwolisz mi to jakoś zrekompensować. Có byś powiedziała na to, żebyśmy jutro odwiedzili twoją matkę W pensjonacie „Skowronek”?

- Naprawdę? - Shannon nie kryła podekscytowania.

Ojciec odszedł, a właściwie uciekł, kiedy była ma ła, więc miała w życiu tylko matkę, a w niej - pomoc

i oparcie na dobre i złe chwile. Shannon dzwoniła do

niej co kilka dni, lecz od dawna jej nie odwiedzała,

obawiając się, że nie zdoła dochować tajemnicy o ciąży,

a przez to spowoduje pogorszenie jej stanu zdrowia.

- Jeśli tylko będziesz się czuła na siłach.

- Rano mam wykłady, ale potem z radością pojadę

do matki.

Atrakcyjny kawaler

- Świetnie. Zostawimy limuzynę w garażu i weźmiemy jeden z pozostałych samochodów. Zdaje się, że miałaś wątpliwości co do moich umiejętności jako kierowcy.

Zaczerwieniła się na wspomnienie rozmowy w drodze ze szpitala.

- Nigdy nie jechałam mercedesem.

Wybuchnął śmiechem.

- To nadarzy się okazja. A jeśli ładnie poprosisz, to

może nawet pozwolę ci usiąść za kierownicą…

Po porannych zajęciach wracała do apartamentu

Burke’a jak na skrzydłach, promiennie uśmiechnięta.

W gardle wciąż ją drapało i wiedziała, że nie do końca

wyzdrowiała, ale przecież Burkę zaproponował odwiedziny u matki i nie chciała, aby banalny katar jej w tym przeszkodził. Poza tym doktor Cox zapewniał, że organizm już prawie się pozbył infekcji.

Burkę wziął kolejny wolny dzień, żeby ją zawieźć

do pensjonatu „Skowronek”. Wspaniały gest zapracowanego biznesmena. Nie zdziwiłaby się, gdyby miała do czynienia z klasycznym pracoholikiem, który większość czasu spędzał w biurze, a zaraz po przyjściu do domu siadał przy laptopie.

Odkąd go poznała, kilka razy z różnych powodów

zwolnił się z pracy, na przykład z okazji wizyt u ginekologa. I nigdy się nie spieszył z powrotem do biura. Wolała nie dociekać motywów tej nadzwyczajnej uprzej-

Heidi Betts

mości, bowiem trop mógł ją zaprowadzić do przyczyn,

dla których Burkę ją pocałował.

Czy to właśnie nie on nalegał na podpisanie umowy obwarowanej setkami szczegółowych warunków?

Umowy, która odbierała Shannon wszelkie prawa do

dziecka z chwilą porodu i odbioru ostatniej raty wynagrodzenia. W ten sposób zabezpieczał się przed ewentualnym przebudzeniem w kobiecie instynktu macierzyńskiego oraz szantażowaniem go w celu wyłudzenia większych pieniędzy. A ona skwapliwie się zgodziła na wszystkie warunki, gdyż nie zamierzała stwarzać problemów.

Musiała jednak przyznać, że trudno będzie się rozstać z dzieckiem rosnącym w jej łonie. Nudności, które najbardziej dokuczały jej rano, a często i w ciągu dnia, nie pozwalały zapomnieć o ciąży. Ciało przypominało o niej na różne sposoby: nadwrażliwość piersi, trudności z zasypianiem, wzmożony apetyt i dziwne zachcianki kulinarne. Zauważyła, że z niecierpliwością czeka na dzień, kiedy dziecko poruszy się po raz pierwszy, chociaż wiedziała, że wówczas jeszcze silniejsza, czyli bardziej niepożądana więź połączy ją z maleńką istotką.

I oto doszła dodatkowa troska: musiała się zmagać

z fascynacją ojcem dziecka. Niedorzeczna sytuacja.

Szybko przebrała się z dżinsów i swetra w długą weł-

Atrakcyjny kawaler

nianą spódnicę, dopasowany kolorystycznie czekoladowy golf i botki na suwak. Każda kobieta na jej miejscu stanęłaby na głowie, żeby usidlić ojca swojego dziecka.

W normalnym świecie Shannon zapewne zakochałaby

się, zanimby zaszła w ciążę.

W normalnym świecie… Dawno znalazła się poza jego nawiasem. Wszystko robiła na opak, nic więc dziwnego, że najpierw zgodziła się urodzić dziecko Burkea, a potem wskrzesiła w sobie romantyczne uczucie.

Ale czy fakt, że zadurzyła się w Bishopie, naprawdę stanowił problem? Czyż nie był to typowy przykład zauroczenia seksownym milionerem przez ubogie dziewczątko? Co prawda jej serce wyrywało się z piersi w obecności Burke’a, a w nocy śmiało fantazjowała na jego temat, lecz nad takimi objawami mogła zapanować.

Problem polegał na czym innym. Otóż, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, Burkę również czuł do niej pociąg. Bo dlaczego ją pocałował?

O niebiosa, gdybyż mogła cofnąć czas! Nie dlatego,

że jego pocałunek czy dotyk były jej niemiłe, lecz dlatego, że sprawy zbyt się skomplikowały. Jeśli nawet coś do niej czuł, miało to przypuszczalnie związek z dzieckiem. Nie chciał pocałować jej jako Shannon, lecz jako kobietę spodziewającą się jego dziecka. Wydarzenia układały się w sensowny ciąg: najpierw dotykał brzu-

Heidi Betts

cha, w którym rosło dziecko, a dopiero potem przeszedł do pocałunku i pieszczot.

Przynajmniej był dżentelmenem. Przerwał, kiedy

o to poprosiła. I dlatego nie miała najmniejszych wątpliwości, czy powinni pojechać razem w odwiedziny do jej matki.

Pocałunek był błędem. Pewnie czasem zdarzały się

Bishopowi takie chwile zapomnienia. Mógł też, podobnie jak Shannon, ulec sile iluzji „rodzinnej” atmosfery: mężczyzna, kobieta, dziecko w drodze, piękne mieszkanie, wygodna kanapa, ogień trzaskający w kominku.

Trudno się oprzeć takiej scenerii. Kiedy się zorientował,

co zrobił, pewnie ogarnęło go poczucie winy. Słowem

- Shannon oczekiwała, że sytuacja się nie powtórzy.

Starała się nie dopuszczać do siebie myśli o rozczarowaniu. Już nigdy nie dotkną jej usta i dłonie Burke’a, więc powinna raczej czuć ulgę, a mimo to… Wmawiała sobie, że to sprawka rozregulowanej przez ciążę równowagi hormonalnej organizmu. To dlatego obrzmiały jej piersi, a podbrzusze zalała fala żaru. Oby to rzeczywi ście chodziło tylko o hormony.

- T u jesteś!

W salonie pojawił się Burkę ubrany jak do pracy,

w granatowym garniturze i czerwonym krawacie. Jego

głos podziałał jak balsam na lęk i niepewność.

- Gotowa do drogi, jak widzę. - Obejrzał ją od stóp

do głów, dłużej zatrzymując wzrok w okolicach piersi.

- Wyglądasz wspaniale.

- Dziękuję.

Zaczerwieniła się po uszy. Niewinny komplement

wywarł zdumiewający efekt. Jedno jego spojrzenie

wystarczyło, by jej ciało pokryło się gęsią skórką. Jeden uśmiech, a serce zabiło mocniej. Jeden pocałunek, a rozpłynęła się z zachwytu.

Nie zamierzała się dłużej poddawać złudzeniom. Nie

mogła obwiniać hormonów o wszystkie swoje nienormalne reakcje na obecność Burke’a, a zwłaszcza o fantazje na temat wspólnych igraszek w jego łóżku.

Cóż, po prostu pożądała go i żadne myślowe kombinacje nie były w stanie tego zmienić.

Uśmiechając się szeroko, wyciągnął rękę w geście zaproszenia.

- Jedziemy?

Skinęła głową i podała mu dłoń. Bez słowa, zgrani

w każdym geście i kroku, tak jakby robili to setki razy,

ruszyli do drzwi. Shannon dziwiła się, że z ich splecionych palców nie sypią się iskry.

Pragnęła tego mężczyzny. Bała się, że zanim ich

umowa wygaśnie, zdobędzie go.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Półgodzinna jazda do ośrodka opiekuńczego „Skowronek” minęła w milczeniu. Shannon nie paliła się do rozmowy, zaś Bishop odniósł wrażenie, że przebywanie z nim w ograniczonej przestrzeni auta jest dla niej krępujące.

Wszystkiemu winien pocałunek. Wiedział, zanim się

pochylił nad jej ustami, że to błąd. Nie dlatego, że nie

chciał jej pocałować, bo bardzo chciał, niemal od chwili, kiedy się poznali, ale dlatego, że pocałunek zmienił

relacje między nimi.

Burkę nie potrafił jednak wzniecić w sobie żalu z powodu tych pieszczot. Słodkie usta Shannon były dla niego łaskawe, a ciepła, delikatna skóra wręcz zapraszała, by ją gładzić. Bishop zapragnął znów ją pocałować, zjechać na pobocze, chwycić ją w objęcia i poczuć smak jej warg.

Czy wystraszyłaby się i uciekła? Wielce prawdopodobne. Tak więc zacisnął palce na kierownicy, wyrównał oddech i jechał dalej przed siebie, od czasu do czasu zerkając kątem oka na pasażerkę.

Atrakcyjny kawaler

- Naprawdę wyglądasz zdrowiej. Odzyskałaś rumieńce i chyba przestałaś już kaszleć. Czujesz się lepiej?

- Tak, dziękuję - odpowiedziała z uśmiechem.

- Nie dziękuj mnie - postanowił przelicytować ją

w promienności uśmiechu - lecz doktorowi Coksowi.

Nie paliła się do podtrzymania rozmowy, co zmartwiło Burke’a. Zastanawiał się, czy włączyć radio, ale to dałoby jej świetny pretekst, by zamilknąć na dobre.

Niestety, do chwili gdy samochód skręcił na podjazd

do pensjonatu, Shannon nie wypowiedziała ani słowa

więcej.

Białe okiennice budynku były otwarte. Na grządkach wzdłuż wycementowanych ścieżek kwitły wielobarwne kwiaty. Czuło się tu domową atmosferę.

Z rozpoznania przeprowadzonego przez Burke’a

wynikało, że „Skowronek” należał do najlepszych

ośrodków tego typu w promieniu wielu kilometrów.

Oczywiście istniało wiele tańszych domów opieki, lecz Shannon nie oddałaby matki do placówki 0 niskim standardzie, nawet jeśli miałoby to oznaczać pracę ną dwóch posadach, zaciągnięcie kredytu na studia i zgodę na urodzenie dziecka obcemu mężczyźnie. Zależało jej nie tylko na tym, żeby matka miała opiekę, lecz żeby miała dobrą opiekę. W oczach Bishopa zyskała za to dodatkowe punkty, a przecież

1 tak darzył ją wielkim szacunkiem.

Heidi Betts

Nie czekając, aż Burkę otworzy jej drzwi, wysiad ła z samochodu i poszła pierwsza w stronę budynku.

Szybko ją dogonił i wziął pod rękę. Wyczuł, że natychmiast się usztywniła, i w duchu przeklinał sam siebie za to, że znów umocnił mur między nimi.

Shannon wesoło pogawędziła z recepcjonistką, wpisała się do księgi gości i poprowadziła go do pokoju matki. Pod drzwiami zatrzymała się i zatroskana zmarszczyła czoło.

-‘Zanim wejdziemy, muszę cię uprzedzić… - Przerwała, aby wziąć głęboki oddech. - Mojej matce czasem mieszają się fakty. Rozpoznaje mnie, ale momentami myśli, że jestem małą dziewczynką, albo zwraca się do mnie jak do mojego ojca. Nie mam pojęcia, jak na ciebie zareaguje.

Pokiwał głową.

- Rozumiem.

- Z powodu zatoru lewa część jej ciała nie funkcjonuje prawidłowo.

- Shannon. - Zniżył głos i pogłaskał ją po ramieniu

uspokajająco. - Nie martw się o nic. Jestem gotowy na

spotkanie z twoją matką.

Wyraźnie podbudowana jego słowami otworzyła

drzwi. Matka siedziała przy oknie na fotelu z regulowanym oparciem, z książką na kolanach, otulona wielobarwnym wełnianym pledem.

Atrakcyjny kawaler

- Cześć, mamo. - Shannon pochyliła się i pocałowała

ją w policzek. - Jak się czujesz?

Na widok córki miła owalna twarz Eleanor Moriarty ożywiła się.

- Shannon! Co tu robisz? Nie spodziewałam się ciebie dzisiaj.

Burkę zauważył, że część twarzy Eleanor jest jakby

lekko obwisła, lecz poza tym sprawiała wrażenie silnej

i zdrowej. Nie garbiła się, patrzyła badawczo i gdyby

nie to, że Shannon uklękła na jedno kolano przy poręczy fotela, może nawet poderwałaby się, żeby powitać córkę.

- Sprawiłam ci niespodziankę.

Bishop nie widział jeszcze Shannon tak radosnej,

W jej oczach błyskały wesołe iskierki, twarz jaśniała,

a kiedy wyciągnęła rękę, żeby zachęcić go do zbliżenia

się, ogarnęło go dziwne uczucie.

- Mamo, chcę ci kogoś przedstawić.

Stanęła u boku Burke’a i ujęła go pod ramię.

Po plecach przebiegł mu dreszcz. Wolałby być teraz

z nią sam na sam i znów ją pocałować. Widok dziewczyny odwiedzającej ukochaną matkę wzruszył go do tego stopnia, że niemal ugięły się pod nim kolana.

- To Burkę Bishop. Ostatnio pracuję u niego i był tak

uprzejmy, że podwiózł mnie tu dzisiaj. Burkę, to moja

matka, Eleanor Moriarty.

Heidi Betts

Z szacunkiem uścisnął dłoń starszej kobiety.

- Miło mi panią poznać. Shannon dużo o pani opowiadała.

Jastrzębi wzrok przeszył go na wskroś.

- Ja też z przyjemnością cię witam, młody człowieku.

Chociaż, z drugiej strony, przykro mi, że córka nic mi

o tobie nie wspominała.

Roześmiał się cicho. Bystra staruszka! Shannon była

do niej bardzo podobna, chociaż zachowywała się chyba z większą powściągliwością. Ale z czasem, jak sądził, dorówna matce otwartością i śmiałością.

- Przypuszczalnie krępowała się ujawnić, że coś nas

łączy - mrugnął porozumiewawczo. - Życie Shannon

nabrało rozpędu, odkąd ją przekonałem, żeby rzuciła

dwie dotychczasowe posady i zaczęła pracować tylko

w mojej firmie.

- Ależ Shannon! - Matka załamała ręce. - Nie mówiłaś, że przestałaś pracować w restauracji i kancelarii adwokackiej!

- Nie było jeszcze ku temu okazji - wyjaśniła gładko dziewczyna. - Praca u Burkę a to kwestia ostatnich tygodni.

- A jaki rodzaj pracy wykonujesz? - dociekała Eleanor.

Shannon rozpaczliwie zacisnęła palce na jego ramieniu. Zorientował się, że nie nawykła do lawirowania, a co dopiero dó jawnego oszukiwania matki.

Atrakcyjny kawaler

- Jest moją osobistą asystentką - pospieszył z odpowiedzią. Niezbyt drastycznie minął się z prawdą, a jednocześnie zaspokoił ciekawość pani Moriarty, przynajmniej na razie. - Doświadczenie wyniesione z pracy w biurze i w restauracji uczyniło z Shannon idealną kandydatkę na to stanowisko.

- Wspaniale. Nie musisz teraz tyle ganiać po mieście

i możesz więcej czasu poświęcić na naukę.

- Zgadza się.

Przesunęła drewniane krzesło spod ściany w stronę fotela matki, usiadła koło niej i zaczęła gawędzić o czytanej przez nią książce. Kiedy rozmowa zeszła na zajęcia Shannon na uczelni, a następnie na losy bliższych i dalszych kuzynów, Burkę rozejrzał się po pokoju. Spostrzegł mnóstwo bibelotów, które zapewne mia ły dla Eleanor wielkie znaczenie jako pamiątki zbierane przez całe życie.

Takich właśnie sentymentalnych drobiazgów brako-.

wało w jego ekskluzywnym apartamencie: oprawionych

w ramki fotografii ukochanych osób oraz przedmiotów

utrwalających miłe chwile z przeszłości.

Mieszkanie Shannon przypominało atmosferą pokój

matki. Pełno w nim było książek, roślin doniczkowych,

figurek, które budziły uśmiech i przywoływały wspomnienia, a przede wszystkim zamieniały anonimową przestrzeń w prawdziwy dom.

Heidi Betts

Jego apartament urządzali zawodowi dekoratorzy

wnętrz. Nie przewidzieli żadnych akcentów osobistych

lub sentymentalnych, nie licząc laptopa, na którym pracował, kiedy był poza biurem.

Tak, żył w sterylnym świecie, wypełnionym przedmiotami bez znaczenia. Gdzieś w głębi duszy zdawał

sobie sprawę, że zawsze mu czegoś brakowało, ale dopiero wyprawa do matki Shannon boleśnie mu to uświadomiła. Zadał sobie pytanie, co zrobić, żeby ten stan zmienić.

Chociaż starał się nie podsłuchiwać, mimowolnie

słyszał, że panie omawiają długość włosów Shannon,

które zdaniem Eleanor urosły z pięć centymetrów od

ostatniej wizyty. Usłyszała też chrypkę w jej głosie, ale

Shannon zręcznie ominęła problem, żeby nie martwić

matki.

Zastanawiał się, co Shannon zrobi, kiedy jej ciąża

stanie się widoczna. Czy powie matce prawdę? A mo że po prostu wstrzyma wizyty do momentu, aż urodzi

dziecko i odzyska figurę?

Ogarnęło go poczucie winy Co za egoista z niego!

Co za hipokryta! Od początku nalegał na zachowanie

absolutnej dyskrecji, a teraz żałował, że Shannon nie

może wyznać matce, czyje dziecko nosi pod sercem.

A przecież łączyło ich coś więcej niż oficjalna relacja

szef - pracownik.

Atrakcyjny kawaler

Ciekawe, jak wszyscy zareagowaliby na wieść, że

Shannon jest dla niego kimś więcej niż kobietą wynajętą do zrealizowania jego planów. A ile dla niego znaczyła? Sam nie wiedział. On zaś zapewne znaczył dla niej jeszcze mniej.

Sytuacja wymykała mu się spod kontroli i nie miał

pomysłu, jak z tego wybrnąć. Sfrustrowany do granic

możliwości, zwrócił uwagę na zdjęcie Shannon, gdy

była dzieckiem, podczas kąpieli w zlewie kuchennym.

Uśmiechnął się. Tak mogłoby wyglądać jego dziecko,

chłopczyk lub dziewczynka. Po nim odziedziczyłoby ciemne włosy, po Shannon - zielone jak mech oczy i cudowną radość życia.

A kiedy wyobrażał sobie kąpiel dziecka w kuchennym zlewie, widział Shannon podtrzymującą jego plecki, a w drugiej ręce dzierżącą ręcznik. Shannon uśmiechniętą od ucha do ucha na widok chlapiącego, gaworzącego malca. Shannon - matkę jego dziecka.

Jego dziecka.

Przez chwilę zaparło mu dech w piersi. W ułamku

sekundy stanęło mu przed oczami całe życie. Zrozumiał, jak jest przeraźliwie samotne i puste.

Wyobraźnia podsunęła mu też obrazy przyszłości.

Mogliby stworzyć z Shannon i dzieckiem prawdziwą

rodzinę. Od tych marzeń zakręciło mu się w głowie.

Heidi Betts

Zacisnął pięści i wstrzymał oddech, aby jak najdłużej

zatrzymać pod powiekami wspaniałą wizję.

Do diabła, co robić? Obwiesić ściany fotografiami

w ramkach? Podrzeć umowę z matką zastępczą? Przyznać się, że czuje wobec Shannon coś więcej niż żądzę?

Wprawiło go to w stan odrętwienia.

-Burkę?

Aż podskoczył, czując na ramieniu dłoń dziewczyny

i słysząc tuż przy uchu jej głos. Zdezorientowana jego

reakcją, cofnęła rekę, a on przeklinał w duchu sam siebie, że znów dał jej okazję do zakłopotania.

- Przepraszam, nie chciałam cię przestraszyć.

- Nic się nie stało. Trochę się zamyśliłem. - Pokręcił głową i spróbował nadać głosowi łagodniejszy ton.

- Widzę, że jesteście z mamą w świetnej komitywie.

Rozpromieniła się.

- Od bardzo dawna nie rozmawiałyśmy i zebrało

się sporo spraw do omówienia. Zbliża się pora obiadu.

Moglibyśmy razem odprowadzić mamę do jadalni, co

ty na to?

- Oczywiście, z przyjemnością. - Szybko podszedł

do Eleanor i zręcznie pomógł jej podnieść się z fotela. Shannon podtrzymała drugie ramię matki. - Nieczęsto poruszam się pod eskortą aż dwóch pięknych dam, - Podoba mi się ten chłopak - stwierdziła starsza pa-

Atrakcyjny kawaler

ni scenicznym szeptem, powoli krocząc w stronę drzwi.

- Postaraj się nie zniechęcić go do siebie.

- Bardzo mi przykro - przepraszała Shannon, kiedy

wsiadali do samochodu. - Matka myśli, że coś nas łączy,

a ja nie mogłam wyprowadzać jej z błędu.

Wybuchnął śmiechem. Gdyby Shannon wiedziała,

jak bardzo odczucia matki pokrywają się z jego własnymi.

- Nie przejmuj się. Szczerze mówiąc, bardzo mi pochlebia, że twoja matka uznała mnie za odpowiedniego kandydata dla jedynej córki. Spodziewałbym się raczej, że będzie cię przede mną ostrzegać.

- Skądże. Uważa cię za świetną partię. Przystojny,

uprzejmy, bogaty. - Spojrzała na niego z niepewnym

uśmiechem. - Obawiam się, że zna twoją twarz z gazet.

- Sprytna bestyjka ta twoja matka. Mieliśmy szczęście, że nikt inny mnie nie rozpoznał, bo inaczej nie wy-szlibyśmy stąd prędko.

- Bycie sławnym to wieczna udręka - skwitowała

żartem.

- Owszem, czasami. Ale rozgłos ma też swoje plusy

- odsłonił zęby w uśmiechu.

I już zamierzał wyliczać zalety bycia sławnym, gdy

zadzwonił telefon komórkowy.

- Bishop. Cholera, zupełnie zapomniałem. Właśnie

jedziemy z powrotem, ale… Poczekaj, oddzwonię.

Heidi Betts

Wyłączył telefon i zerknął na Shannon.

- Mam do ciebie wielką prośbę. Dzwoniła Margaret z przypomnieniem, że obiecałem wziąć wieczorem udział w imprezie dobroczynnej. Problem polega na tym, że nie mam osoby towarzyszącej, a jeśli pójdę sam, cały czas będę się opędzał od natrętnych łowczyń posagów. Czy uda mi się przekonać cię, żebyś mi towarzyszyła?

- Ależ nie! - Shannon natychmiast pokręciła głową.

- To nie jest dobry pomysł.

- Zgódź się. Nie prosiłbym, gdybym nie miał noża

na gardle. Zobowiązałem się, że tam będę. Impreza ma

szczytny cel. Podczas kolacji w ekskluzywnej restauracji będą zbierane fundusze dla dzieci z zaniedbanych środowisk. Lubisz dzieci, prawda? - Użył małej manipulacji, wiedząc, że jest o krok od złamania jej oporu.

- Wolałabym nigdzie nie chodzić. Nie mam się w co

ubrać.

- To nie problem. - Z jedną ręką na kierownicy wystukał numer Margaret. - Shannon zgodziła się towarzyszyć mi wieczorem, więc harpie nie rzucą się dziś na mnie. Ale potrzebna jest odpowiednia kreacja. Buty i torebka chyba też. - Zwrócił się do Shannon. - Dobrze mówię?

Z wahaniem, z wątpliwościami wypisanymi na twarzy, pokiwała głową.

Atrakcyjny kawaler

- Jaki rozmiar nosisz? - przekazał pytanie zadane

przez Margaret.

- Trzydzieści sześć. - Opuściła wzrok na brzuch. -

Tak było przed ciążą.

- Trzydzieści sześć, ale to mogło się zmienić. - Przerwał, słuchając odpowiedzi Margaret. - Świetnie. W ciągu godziny będziemy w moim mieszkaniu. - Schował

telefon i znów zagadnął Shannon. - Margaret przyniesie ci ubrania do przymiarki.

Grymas ust zdradzał, że nie jest zachwycona narzuconą jej rolą osoby towarzyszącej na gali dobroczynnej.

Cóż, nie powinien się dziwić. Na sali będą fotografowie,

a wszyscy obecni zaczną się gapić i zastanawiać, kim

jest kobieta u jego boku oraz jakim sposobem zdołała

się wkręcić na randkę. Niech mówią, co chcą, a Burkę

i tak będzie się uważał za szczęściarza, mając przy sobie Shannon.

Zjechał na pobocze i wyłączył silnik.

- Czy poprawi ci się nastrój, jeśli na resztę drogi usiądziesz za kierownicą?

Zaszokowana zacisnęła usta i uniosła brwi.

- Poprowadzę mercedesa?

Najwyraźniej była zainteresowana skorzystaniem

z okazji pokierowania samochodem za dziewięćdziesiąt

tysięcy dolarów.

- Mhm.

Heidi Betts

Bez słowa odpięła pasy, wyskoczyła z auta i błyskawicznie stanęła przy drzwiach z drugiej strony. Bishop uznał to za ostateczne potwierdzenie, że ten wieczór spędzą razem.

Jazda za kierownicą mercedesa warta była wciśnięcia się w najbardziej wyszukaną suknię wieczorową i spędzenia paru godzin w towarzystwie największych snobów Chicago. Boże, co za samochód! Shannon nie należała do osób zafascynowanych motoryzacją, ale

mercedes był tak wygodny, elegancki i tak lekko się go

prowadziło, że ogarnął ją zachwyt.

Była pod wrażeniem wielkodusznego gestu Burkea.

Na co dzień poruszała się autobusem lub metrem. Burkę wiedział, że brakuje jej praktyki kierowcy, a mimo to obdarzył ją zaufaniem.

Kiedy przyjechali na miejsce, Margaret już na nich

czekała. Podłogę salonu zaścielały otwarte kartonowe

pudełka, a na każdym oparciu krzesła lub fotela wisiały

wystrzałowe kreacje.

- Margaret, spisałaś się rewelacyjnie! - Burkę w nagrodę cmoknął sekretarkę w policzek. - Pójdę do siebie przebrać się w smoking.

Mijając Shannon, pocałował również i ją.

- Margaret doskonale się tobą zaopiekuje - zapewnił

szeptem. - Do zobaczenia za chwilkę.

Shannon stała bez ruchu, oszołomiona efektami za-

Atrakcyjny kawaler

kupów Margaret. Tymczasem sekretarka zaczęła rozpinać suwaki i przygotowywać ubrania do przymiarki.

- Skąd pani zdobyła to wszystko? W tak krótkim

czasie?

- Dla kogoś, kto pracuje w firmie Burke’a Ellisona

Bishopa, wiele drzwi jest otwartych o dowolnej porze.

A te rzeczy, których pani nie będzie używać, po prostu

odeślemy do sklepu.

- Nawet biżuterię? - spytała Shannon na widok tuzina wyściełanych pluszem pudełeczek zawierających misterne dzieła jubilerskie.

- O tak. Została tylko wypożyczona - Margaret

uśmiechnęła się porozumiewawczo - w nadziei, że

Burkę zdecyduje się na zakup któregoś z tych cennych świecidełek.

Podała dziewczynie długą wytworną suknię wieczorową.

- Proszę włożyć tę i pokazać, jak leży. Potem sprawdzimy następne.

Shannon ostrożnie przełożyła suknię przez ramię,

aby nie pozostawić zagnieceń na cieniutkim atłasie. Bez

przekonania, jak robot, ruszyła do swojej sypialni. Czu ła się jak Kopciuszek zmuszony do pójścia na bal przez -

księcia i dobrą wróżkę.

Stroje były wspaniałe, a biżuteria wprost olśniewająca. Ale to nie jej styl, nie jej świat! Uwielbiała wygodne Heidi Betts wdzianka z wełny, bawełny i lnu. Najbardziej ekstrawaganckim ubiorem w jej szafie była koktajlowa suknia w kolorze lawendy kupiona na ślub przyjaciółki.

Spięła włosy, rozebrała się do bielizny i wśliznę ła w błękitną suknię ozdobioną cekinami. Sięgała kostek i podkreślała biust, zdaniem Shannon, nadmiernie. Sądziła, że Burkę nie chciałby, aby jego towarzyszce sterczały z przodu dwie połówki melona, ale ponieważ dostała jasne polecenie, posłusznie wróciła do salonu i poddała się ocenie Margaret.

- Za ciasna w biuście i niedopasowana w talii. Prawdopodobnie ze względu na ciążę. Chociaż w tym kolorze jest pani bardzo do twarzy. - Podała następny wieszak. - Proszę teraz wypróbować tę.

Przymierzyła jeszcze cztery suknie, zanim Margaret

podjęła ostateczną decyzję i dobrała dodatki: pantofle, torebkę portfelową, naszyjnik i kolczyki. W sypialni Shannon sama zrobiła makijaż i upięła włosy tak, by fryzura wyglądała na dzieło profesjonalnego stylisty.

Dwadzieścia minut później nieśmiało przemknęła

korytarzem do salonu z cichą nadzieją, że jej eleganckie wcielenie zostanie zaakceptowane i nie przyniesie wstydu Burke’owi. - .

Zdyskwalifikowane suknie i akcesoria czekały już

spakowane na odesłanie do sklepów. Margaret siedzia ła przy blacie kuchennym, sącząc herbatę. Burkę stał

Atrakcyjny kawaler

plecami do pokoju i poprawiał muchę i pas do smokingu, przeglądając się w lustrze nad kominkiem. Słysząc brzęk filiżanki odstawianej na spodek i przeciągły jęk Margaret, podniósł wzrok i na widok odbicia Shannon obrócił się na pięcie.

O niebiosa! Wyglądała zachwycająco. Wysoka, wiotka, otoczona miękką tkaniną mieniącą się w łagodnym świetle lamp. Na czarnym materiale naszyto drobniutkie srebrne koraliki tworzące kształty liści i kiści winogron. Buty na ośmiocentymetrowych obcasach pasowały do charakteru sukni. Szlachetny owal twarzy otaczała kaskada czerwonozłotych pukli.

Wygląd Shannon zapierał dech w piersiach. Dosłownie. Oszołomiony Burkę pragnął tylko jednego: zatrzymać ten obraz w pamięci jak piętno. Chciał coś powiedzieć, lecz głos uwiązł mu w gardle, a stopy tkwiły w miejscu jak wmurowane.

Margaret nie poddała się paraliżującej magii. Zeskoczyła z taboretu, podbiegła do dziewczyny i powitała ją matczynym uściskiem.

- Moja droga, wyglądasz absolutnie rewelacyjnie!

Wiedziałam, że ta suknia zdziała cuda. - Starła ślad

szminki z policzka Shannon, rzuciła jej i Bishopowi porozumiewawcze spojrzenie i, uśmiechnięta szeroko, ruszyła do wyjścia. - Na mnie pora. Bawcie się dobrze.

Trzask zamykanych drzwi wyrwał Burke’a z odrę-

Heidi Betts

twienia. Zamrugał powiekami i napotkał pytający, niepewny wzrok ciemnozielonych oczu.

- Margaret ma rację. Wyglądasz rewelacyjnie.

Szkoda tylko, że nie zdążyłem tego powiedzieć jako

pierwszy.

- Jeśli mówisz szczerze, uznam twoje pierwszeństwo.

Odruchowo dotknęła naszyjnika zdobiącego jej smukłą szyję. Razem z diamentowymi kolczykami wart był

pół miliona dolarów. Cóż, idealna jak najcieńsza porcelana karnacja Shannon równie dobrze wyglądałaby w sztucznych świecidełkach dla dzieci.

Nerwowo potarł policzek.

- Mówię prawdę.

Ciekawe, co by się stało, gdyby nagle chwycił ją na

ręce i zaniósł na swoje łóżko. Do diabła z imprezą dobroczynną. Do diabła ze wszystkim! Chciał się kochać z Shannon i raz na zawsze położyć kres męce, którą przeżywał od chwili, gdy przed dwoma miesiącami wkroczyła do jego gabinetu.

Byli tak blisko siebie: Końce jego włosów dotykały

czoła Shannon. Czuł jej oddech na twarzy. Pochylił się,

by ją pocałować, lecz usta napotkały pustą przestrzeń.

Otworzył oczy. Shannon niespokojnymi ruchami

sprawdzała, czy nie zgubiła kolczyków i czy naszyjnik

jest bezpiecznie zapięty.

- Czy nie powinniśmy już iść? - spytała, udając, że

Atrakcyjny kawaler

to nie ona pomieszała szyki gotującemu się do poca łunku Bishopowi.

Westchnął rozczarowany.

-Chyba tak.

Wychodząc z mieszkania, wiedział na pewno, że je śli chodzi o Shannon, wpadł po uszy. Sprawy zaszły za

daleko. Bezapelacyjnie.

ROZDZIAŁ ÓSMY

Stwierdziła ze zdumieniem, że to był bardzo udany

wieczór. W pierwszej chwili, gdy powitała ich oślepiająca iluminacja lamp błyskowych aparatów fotograficznych, Shannon pomyślała, że popełniła największy błąd w życiu. Kiedy jednak wkroczyli do sali balowej klubu „Cztery pory roku” i Burkę zaczął ją przedstawiać dziesiątkom gości, których nazwisk nie sposób było spamiętać, powoli się odprężyła i nawet dobrze bawiła.

Czasem Burke’owi zadawano pytanie, gdzie ją poznał i czy łączy ich coś poważnego, lecz większość znajomych z góry przyjmowała, że Shannon to tylko kolejne ogniwo w łańcuszku podbojów atrakcyjnego kawalera. Zaliczenie w poczet wielu „dziewczyn Bishopa” nie było dla Shannon zbyt miłe, zważywszy na pocałunki i napięcie erotyczne pulsujące między nimi tuż przed wyjściem z mieszkania. Jednak rzeczywistość

nie pozostawiała złudzeń. Była tylko osobą zatrudnioną przez biznesmena na ściśle określonych warunkach.

Miała urodzić mu dziecko.

Atrakcyjny kawaler

Gdyby ktokolwiek w wyelegantowanym tłumie odkrył prawdę, zaszumiałoby od plotek, a media prześcigałyby się w spekulacjach. Oczywiście, dzięki krojowi sukienki wybranej przez Margaret, Shannon nie wyglądała na ciężarną. Fałdy miękkiej tkaniny maskowały obrzmiały biust i lekko poszerzoną talię.

Menu okazało się wyśmienite, a Shannon z dumą

zanotowała fakt, że do każdego dania wybrała odpowiednie sztućce, szklanki i kieliszki. Właśnie podano deser i podczas gdy ona w milczeniu smakowała tira-misu, Burkę czarował siedzącą obok matronę opowieścią o ostatnim pobycie w Toskanii.

Toskania. Dopiero po paru minutach Shannon zorientowała się, że chodzi o urlop we Włoszech. Zadawała się z człowiekiem obytym w świecie. Z bogatym, znanym człowiekiem interesów, który spełniając chwilową zachciankę mógł polecieć w dowolny zakątek globu.

A ona? Studentka, uboga, z trudem utrzymująca

matkę i siebie, zalegająca z opłatami za studia… Nie

wiedziała nawet, gdzie leży Toskania, ani jakie pejzaże

powinna kojarzyć z tą krainą. I cóż z tego, że geografia nie należała nigdy do jej mocnych stron, skoro i tak nigdy nie będzie miała okazji do zwiedzenia Toskanii i jej zabytków.

Przyszłość nie wyglądała różowo. Shannon chciała

zrobić licencjat z pedagogiki wczesnodziecięcej, znaleźć

Heidi Betts

pracę nauczycielki w przedszkolu lub w zerówce i odłożyć

trochę pieniędzy na zakup domu, w którym zamieszkałaby z matką. Dość banalne plany na tle możliwości ludzi zgromadzonych w klubie „Cztery pory roku” którzy zapłacili po tysiąc dolarów za kolację złożoną z siedmiu dań i sposobność do spotkania równych sobie. Shannon lubiła swoje małe marzenia i to jej wystarczało.

Burkę otarł wargi serwetką i uśmiechnął się uwodzicielsko.

- Zatańcz ze mną.

Wyrwana z rozmyślań spostrzegła nagle, że skupiła

się na kształcie ust Bishopa, nie zaś na sensie wypowiadanych słów.

- Słucham?

Ujął jej ręce i wstał z krzesła.

- Zatańczmy.

Podążyła za nim między rzędami gustownie nakrytych stolików na wypolerowany dębowy parkiet. Orkiestra grała klasyczną przeróbkę standardu jazzowego „Jestem w nastroju na miłość” i chociaż Shannon nie znała kroków odpowiadających rytmowi, zdała się na

Burke’a. Pląsali i wirowali jak jeden organizm, sami na

pustym parkiecie.

- Czy ktoś już ci mówił, że jesteś piękna?

Zmusiła się, by spojrzeć mu prosto w oczy.

- To dzięki tej pięknej sukni.

Atrakcyjny kawaler

- O nie. Aczkolwiek ona też ma swój urok. Jednak

o wiele większe wrażenie robi na mnie kobieta odziana w tę suknię.

Mocniej przycisnął dłoń do jej nagich pleców i przytulił twarz do jej twarzy. Shannon wydało się to całkiem naturalnym gestem. Delikatnie potarła policzkiem o jego policzek, wyczuwając króciutki zarost. A przecież golił się przed wyjściem. Miękkie - twarde, gładkie -

szorstkie, kobieta - mężczyzna… To działo się naprawdę. Pragnęła zatrzymać ten moment, utrwalić w pamięci na zawsze.

Poczuła jego usta tuż przy uchu.

- Zabiorę cię do domu.

Nie udawała, że nie rozumie. Nie chciała. Już nie.

Muzyka, atmosfera, bliskość Burke’a - wszystko to zdusiło w niej chęć oporu. Przestało ją obchodzić, czy zachowa dystans do pracodawcy i co się stanie jutro. Raz w życiu chciała pójść za głosem serca i przeżyć przygodę z tym właśnie mężczyzną.

Uśmiechnęła się nieśmiało i kiwnęła głową.

- Bogu dzięki - mruknął i pociągnął ją za sobą.

Jak lodołamacz przez morze kry, tak on twardo torował im drogę przez morze zaproszonych gości. Na ulicy udało mu się od razu przywołać limuzynę. Ledwo wsiedli, zasunął przyciemnianą szybę dzielącą ich od kierowcy i chwycił Shannon w ramiona.

Heidi Betts

Przywarła do niego całym ciałem. Czuła, jak budzi

się jego męskość.

- Shannon - dyszał tuż przy jej ustach. - Oszalałem

dla ciebie.

A ja dla ciebie, stwierdziła w myślach. Nie zamierza ła wyznać, jak silne targają nią emocje i jak łatwo się w nim zakochała.

Zsunął ramiączka sukni, zaczął całować jej nagie ramiona, a potem piersi. Jęknęła. Nawet nie zauważyła, kiedy samochód zatrzymał się przed domem. Burkę okazał więcej przytomności. Zaklął pod nosem, doprowadził jej suknię do porządku i otarł smużkę rozmazanej pomadki z jej ust.

- Wszystko w porządku? - zapytał zatroskany.

- W porządku - zapewniła wbrew sobie.

Jej ciało drgało jak szarpnięta struna. Umysł odmówił współpracy. Resztką przytomności zauważyła ślad szminki na wardze Bishopa i starła go koniuszkiem palca.

Kiedy drzwi windy zamknęły się za nimi, Burkę

przyparł ją do ściany i całował. Wniósł ją na rękach do

mieszkania, kierując się prosto do sypialni, gdzie po łożył ją na materacu, delikatnie jak dziecko, i odgarnął

kosmyki włosów z jej twarzy. Zdjął z siebie smoking,

muszkę, pas, koszulę, spodnie i buty. Pomyślała, że też

powinna się rozebrać, lecz nie była w stanie się ruszyć

Atrakcyjny kawaler

porażona pięknem ciała mężczyzny, który jej pożądał.

Właśnie jej - prostej, bezpretensjonalnej Shannon Moriarty.

Położył się obok, opierając się na łokciu, aby móc się

jej przyglądać. Nie wiedziała, co robić, co mówić. Nieczęsto znajdowała się w łóżku z mężczyzną, zwłaszcza tak przystojnym i bogatym. A jeśli się spodziewał, że ma do czynienia z kimś doświadczonym w arkanach sztuki miłosnej?

Nie przestając patrzeć prosto w oczy Shannon, zdjął

spinki przytrzymujące jej fryzurę.

- Chcesz przestać? - spytał cicho. - Jeśli tak, będę

musiał wiele dni stać pod zimnym prysznicem, ale nie

chciałbym cię nakłaniać do czegoś, na co nie jesteś gotowa. Nie musimy się dalej posuwać.

Dotyk palców rozczesujących jej włosy działał kojąco i ośmielaj ąco.

- Nie. Chcę dalej. Tylko że… nie robiłam tego zbyt

często.

- W porządku. Ja też nie tak często, jak mogłabyś

przypuszczać. Tym bardziej przeżyjemy coś wspania łego.

Między seriami pocałunków rozpiął suwak sukni

i zsunął ją z Shannon. Pod spodem miała tylko skąpe

koronkowe majteczki. Piersi zakryła dłońmi.

Był taki silny, męski, a ona czuła się przy nim krucha

Heidi Betts

i mała. Jednocześnie dawał jej poczucie bezpieczeństwa.

Mężczyzna i kobieta. Ładnie brzmi.

- Nie chowaj się przede mną. - Ułożył jej ręce wzdłuż

dała. - Chcę podziwiać twoje piękno.

Skuliła się pod jego badawczym wzrokiem i zacisnęła

palce na prześcieradle. Musnął kciukiem jedną z sutek.

- Odkąd cię poznałem, twoje piersi stały się pełniejsze - stwierdził, uśmiechając się szeroko. - Mam oko do takich szczegółów. - Przeciągnął dłonią po jej skórze w dół, do linii bioder. - Nie mogę się już doczekać innych zmian, których ciąża dokona w twoim ciele.

Ręka Burke’a dotarła do jej najintymniejszego miejsca. Shannon czuła, że dłużej nie wytrzyma napięcia.

- Burkę - poprosiła zdyszanym szeptem. - Wejdź we

mnie.

Pochylił się nad nią.

- Właśnie chcę to zrobić.

Pokrył jej usta pocałunkami, a równocześnie powoli

wśliznął się do jej wilgotnego wnętrza. Z żadnym mężczyzną nie zaznała tak intensywnych przeżyć. Cała płonęła i drżała. Oplotła go ramionami i nogami.

- Nie przerywaj - poleciła z uwodzicielskim uśmiechem. - Początek jest bardzo obiecujący.

Rozkołysał ich oboje, aż, przywołując swe imiona,

razem dotarli na szczyt rozkoszy.

Atrakcyjny kawaler

Nie wiedział, jak długo spoczywał na niej bez tchu.

Kilka minut czy kilka godzin? Kiedy się wreszcie zorientował, że przygniata ją ciężarem swojego muskularnego ciała, położył się obok. Natychmiast przywarła do jego boku, przytulając twarz do męskiej piersi. Pogładził jej ramię.

- Jak się czujesz?

W szmaragdowych oczach Shannon rozbłysły iskry,

a w kącikach ust zabłąkał się uśmiech.

- Lepiej niż dobrze.

Przeciągnęła się leniwie, trącając kolanem jego czu ły narząd, co natychmiast rozbudziło w nim męski instynkt. Naprowadził jej dłoń na to miejsce.

- Co o tym sądzisz?

Otoczyła palcami twardy kszałt.

- Sądziłam, że mężczyźni muszą odpocząć między…

aktami.

Parsknął śmiechem. Odkąd poznał Shannon, niemal

permanentnie był w stanie podniecenia.

- Widocznie nie.

Usiadła na udach Burkę a i oparła dłonie na jego torsie.

- Powinniśmy rozwiązać ten problem, prawda?

Jak zahipnotyzowany obserwował kobiece ręce pieszczące jego klatkę piersiową i brzuch. Kiedy burza miedzianych włosów okryła jego podbrzusze, omal nie zemdlał z wrażenia. Setki razy wyobrażał sobie tę chwilę.

Heidi Betts

- Kochanie - wydusił przez zaciśnięte zęby - nie musisz tego robić.

Podniosła zdziwiony, choć nie zawstydzony wzrok.

- Nie chcesz?

- Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie. Nie chciałbym jednak, żebyś robiła coś, na co nie jesteś gotowa.

Uśmiechnęła się niewinnie.

- Skoro nie zgłaszasz sprzeciwu natury moralnej,

mogę szczerze stwierdzić, że chcę to robić.

Usta i język Shannon dokonały cudów. Na kilka sekund przed spełnieniem zdążył jednak zatrzymać jej pieszczoty i wśliznąć się w nią, by dokończyć dzieła.

Wiedziała, że zbyt wiele ich dzieli i że ich związek nie

ma przyszłości, lecz mimo to pragnęła zatrzymać magię tej chwili, czuć Burkea przy sobie, nad sobą, w sobie. I nie miała żadnych wyrzutów sumienia w związku z tym, na co się zdecydowała. Surowo przykazała sobie w myślach, że rano sytuacja wróci do stanu sprzed tej szalonej nocy. Nigdy więcej nie pozwoli własnej wyobraźni na snucie marzeń o miłości, małżeństwie i rodzinie.

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Nigdy w życiu nie spała tak mocno. Sądząc z silnych

promieni słońca sączących się przez zasłony w oknach

sypialni, musiało być po dziesiątej. Już dawno powinna wstać, ale ciało odmawiało jej posłuszeństwa i za każdym razem, gdy próbowała się podnieść, Morfeusz znów porywał ją do krainy snu.

Po pewnym czasie obudził ją zapach grzanek i świe żo zaparzonej kawy. Wiedziała, że nie może pić kawy,

ale aromat mile drażnił nozdrza i wzywał do rozpoczęcia dnia. Nagłe zorientowała się, że jest naga. Dobrą minutę zajęło jej odzyskiwanie wspomnień z poprzedniej nocy.

Burkę. Rewelacyjny seks bez końca. Kąpiel w szampanie czy w ptasim mleku nie mogłaby się równać z tym, jak Shannon się czuła w jego ramionach. Gdyby potrafiła zatrzymać czas… Niestety, mogła co najwyżej nie marnotrawić go na próżne żale. Owszem, żałowała, że nie spotkali się wcześniej i że dzieliły ich różnice nie do pokonania, ale absolutnie nie żałowała nocy spędzonej z Bishopem.

Heidi Betts

Teraz musiała się postarać, aby ich relacje nie wykraczały poza warunki spisanej umowy. Z bólem, lecz była w stanie tego dokonać. Naprawdę…

Zaskrzypiały drzwi i do sypialni wkroczył boso, nieogolony, w spranych dżinsach, mężczyzna z jej snów, niosąc bambusową tacę.

- Dzień dobry. Dobrze spałaś?

Shannon błyskawicznie podciągnęła kołdrę pod szyję i chrząknęła zawstydzona.

- Świetnie. A ty?

Usiadł na skraju łóżka. Odruchowo odsunęła się

i poprawiła poduszki.

- Od dawna nie spędziłem tak udanej nocy. - Musnął jej usta pocałunkiem i mrugnął porozumiewawczo.

- Ale to nie ma nic wspólnego ze snem.

Ostrożnie ustawił tacę na jej udach i podał jej kubek. Wciągnęła w nozdrza ożywczą woń herbaty ziołowej, a zanim wypiła łyk, podmuchała na powierzchnię parującego napoju.

- Nie wiedziałem, co lubisz jeść na śniadanie, więc

postanowiłem zacząć od grzanek. Jeśli chcesz, przyrządzę coś innego.

- Nie trzeba. Mniam! Pycha!

Wetknął niesforny kosmyk za jej ucho.

- Wczoraj na kolacji wyglądała cudownie, ale teraz

jesteś po prostu zjawiskowa.

Atrakcyjny kawaler

Znieruchomiała. Jak się miała bronić przed takimi

komplementami? Jak ignorować głos serca bijącego

mocno w piersi na znak fascynacji mężczyzną, który

przyniósł jej śniadanie do łóżka i nazwał zjawiskową w chwili, kiedy jej fryzura przypominała zapewne gniazdo?

- Wybierzmy się dziś na zakupy - zaproponował,

nieświadomy burzy emocji, która rozszalała się w duszy Shannon. - Powinniśmy już pomyśleć o pokoju dla dziecka. - Położył dłoń na ledwie zarysowanej wypukłości jej brzucha. - Mogłabyś mi coś doradzić przy urządzaniu wnętrza. Bardzo liczę na twoją pomoc, bo zupełnie nie wiem, jak się do tego zabrać.

Urządzanie pokoju ich dziecka!

Pobiegnie na te zakupy jak na skrzydłach. Czyż nie

tak właśnie wyglądał następny etap jej wizji idealnej rodziny, którą w wyobraźni tworzyła z Burkiem?

Tylko jeden dzień wędrówki od sklepu do sklepu. Jeden dzień konsultacji dla przyszłego ojca. Mogłaby mu pomóc w wyborze wózka i torby na akcesoria niemowlęce. Jeszcze tylko ten jeden dzień razem.

Przełknęła ostatni kęs grzanki i kiwnęła głową.

- Szybko się ubiorę i możemy iść.

Wstając z łóżka, znów ją pocałował w policzek.

- Już nie mogę się doczekać.

Heidi Betts

Lekkie śniadanie uchroniło ją przed napadem porannych mdłości. Włożyła dżinsową spódnicę do pół

łydki, bluzkę w jesienne liście i ciepłą kurtkę, odpowiednią na tę porę roku.

Burkę pracowicie stukał w klawiaturę laptopa. Kiedy

stanęła w progu gabinetu, wyczuł jej obecność i podniósł wzrok.

. - Zaczekasz jeszcze minutkę! - spytał przepraszającym

tonem.

- Nie spieszy mi się.

Zawróciła do kuchni. Nalała sobie szklankę soku pomarańczowego i spostrzegła na blacie poranną gazetę.

Postanowiła zajrzeć do rubryki z humorem i sprawdzić

horoskop. Jej uwagę przykuł jednak artykuł opisujący wczorajszą kolację. W miarę lektury coraz bardziej marszczyła czoło. Zamiast tekstu na temat szczytnego celu imprezy znalazła listę osób ze śmietanki towarzyskiej wraz z opisem ich kreacji wieczorowych. Na środku strony umieszczono dużą czarno-białą fotografię.

Przedstawiała Burkea i Shannon na parkiecie, mocno

przytulonych i wpatrzonych w siebie tak intensywnie,

jakby świat wokół nich nie istniał. Podpis pod zdjęciem mówił, że multimilionerowi towarzyszyła tajemnicza kobieta, która bezlitośnie wykosiła wszystkie potencjalne konkurentki w Chicago.

Zamarła z wrażenia. Nie zauważyła na sali żadnego fo-

Atrakcyjny kawaler

toreportera, lecz najwyraźniej paparazzi nie zasypiali gruszek w popiele. Ukrywali się pod stołami? Za palmami w donicach? A może zaprosili ich organizatorzy?

Oczywiście nie miało to znaczenia. Stało się. Jej zdjęcie wylądowało w milionowym nakładzie gazety „Sun-

-Times”.

Poszła na tę kolację, czyniąc przysługę swemu pracodawcy, a także dlatego, że naprawdę chciała gdzieś wyjść z Burkiem. Jedna randka, jedna elegancka kolacja, jeden taniec. Przez jeden wieczór mogła udawać, że łączy ich coś więcej niż umowa biznesowa.

Nie chciała, żeby ktoś ich obserwował, łączył

w romantyczną parę lub nawet odkrył, że Shannon jest

w ciąży i że nie stało się to w sposób tradycyjny. To

oznaczałoby kłopoty dla nich obojga. Nachodziliby ją

dziennikarze z pytaniami o Burke’a, jak się poznali, jak

doszło do decyzji o zostaniu matką zastępczą potomka

Bishopa, ile zarobi i jak sobie wyobraża oddanie własnego dziecka - części swojego „ja”.

Za Burkiem snuliby się nieustannie reporterzy, węsząc, dlaczego skorzystał z usług nieznajomej kobiety, skoro mnóstwo mieszkanek Chicago marzyło o poślubieniu pana Bishopa i ofiarowaniu mu wszystkiego, czego zapragnie. O całej sprawie dowiedziałaby się matka, koledzy i profesorowie Shannon, a jej życie zmieniłoby się nieodwracalnie.

Heidi Betts

Co gorsza, z czasem dziecko również poznałoby prawdę - z szeptanych komentarzy, ukradkowych spojrzeń.

A wtedy poczułoby się opuszczone przez matkę, która

z czekiem na okrągłą sumkę odpłynęła w siną dal.

Zachwiała się na nogach. Cóż ona najlepszego zrobiła? Nigdy do tej pory nie przyszło jej do głowy, że nie zdoła uchronić prywatności.

Wzięła głęboki oddech, próbując uspokoić nerwy i na

nowo przeanalizować sytuację. Raz jeszcze przyjrzała się

fotografii, która wywróciła jej świat do góry nogami.

Na podstawie gazetowego zdjęcia nikt by nie pomy ślał, że Shannon jest w ciąży. Gdyby się teraz ulotniła,

nikt nigdy nie odkryłby jej sekretu. Eureka! Powinna

zniknąć i to natychmiast, zanim następny fotoreporter

złowi ją w obiektywie u boku Burkę a.

Wróci do swojego mieszkanka i przeczeka medialny zgiełk. Kiedy fala plotek opadnie, wróci na uczelnię i do jednego lub nawet dwóch z dotychczasowych zajęć zarobkowych.

Jednego była pewna: musi się trzymać z daleka od

Burke’a. Nie mogą się pokazywać razem. Odruchowo dotknęła delikatnie zaokrąglonego brzucha. Nie wolno jej było uczynić nic, co zaszkodziłoby życiu dojrzewającemu w jej wnętrzu, lecz powinna nabrać dystansu i do dziecka, i do jego ojca. Zdusić wszelkie emocje, póki miała na to siłę.

Po cudownej nocy miał spędzić z Shannon dzień, W jej obecności czuł się weselszy, częściej się uśmiechał, nie myślał wciąż o pracy, a nawet wyobrażał sobie, że mogliby resztę życia przeżyć razem.

Był jeden z wietrznych, chłodnych jesiennych dni, kiedy człowiek ma ochotę tylko na jedno: zaszyć się w domu, w fotelu, przy kominku. Bluzka Shannon miała barwę jesiennych liści na beżowym tle, które zdawało się zlewać z bladością jej skóry. Nienaturalną bladością. Spostrzegł, że przycisnęła dłonie do brzucha i ciężko dyszy. Zaniepokoił

się nie na żarty. Podbiegł do niej i chwycił za ramiona.

- Źle się czujesz?

W pierwszej chwili pomyślał o dziecku i o ewentualnej konieczności wizyty w szpitalu. Na rzęsach Shannon błyszczały krople łez.

- Widziałeś dzisiejszą gazetę?

Do diabła, on się martwił o ciążę, a ona mówiła o jakiejś gazecie i pukała palcem w niewyraźną fotografię w „Sun-Times”! Pochylił się nad zdjęciem, przeczytał

podpis i przebiegł wzrokiem treść artykułu. Przywykł

do takich materiałów prasowych i ignorował je lub wy śmiewał, nie rozumiał-więc, co właściwie wyprowadzi ło Shannon z równowagi.

- No tak, powinienem cię ostrzec, że przed restauracją i na sali pojawią się fotoreporterzy - przyznał spokojnie. - Zdążyłem zobojętnieć na ich obecność.

Heidi Betts

- Całe Chicago pomyśli, że łączy nas romans. Nie ob

chodzi cię to? - spytała surowym tonem.

Nawinął kosmyk jej rudych włosów na palec.

- Po wydarzeniach ostatniej nocy sądzę, że naprawdę

łączy nas romans. A ty?

Potrząsnęła głową i cofnęła się o krok.

- Nie wiem… nie chcę, żeby ludzie traktowali nas

jak parę, plotkowali o nas i… A jeśli się dowiedzą

o dziecku? - Zniżyła głos do szeptu. - Chcesz, żeby

wszyscy poznali historię pomysłu z wynajęciem matki zastępczej?

Słowa Shannon dudniły mu w uszach jak fale sztormowe. Czy obchodziło go, że ludzie się dowiedząo jego ojcostwie? Nie! Czy chciał, żeby świat poznał szczegóły jego umowy z panną Moriarty? Zdecydowanie nie. Ale tylko dlatego, że chciałby widzieć Shannon w roli kogoś znacznie ważniejszego niż matka zastępcza. Pragnął zatrzymać ją w swoim życiu na dłużej niż dziewięć miesięcy.

- Masz rację - odezwał się po długim milczeniu. -

Niedobrze by się stało, gdyby wszyscy dookoła wiedzieli, w jaki sposób doszło do poczęcia dziecka. Nie dbam specjalnie o siebie, ale nie chcę, żeby ludzie wściubiali nos w twoje życie. Myślę, że powinnaś za mnie wyjść.

Pod Shannon ugięły się nogi i gdyby jej nie podtrzy

mał, runęłaby na podłogę.

Atrakcyjny kawaler

- Co powiedziałeś? - wydusiła zaszokowana z zaschniętego gardła.

- Myślę, że powinniśmy się pobrać - powtórzył ze

stoickim spokojem. - To położy kres plotkom. Nawet jeśli ludzie połączą fakty i ustalą, że byłaś w ciąży przed ślubem, nikomu nie przyjdzie na myśl hipoteza ze sztucznym zapłodnieniem.

Zmarszczyła czoło.

- A co z zawartą umową?

- Mój adwokat spali kontrakt. Nikt nigdy nie dowie

się prawdy o poczęciu dziecka ani o tym, że z początku

łączyły nas interesy, a nie miłość.

Czas płynął, a oni wciąż stali pośrodku kuchni. Twarz Burke’a wyrażała i nadzieję, i niepewność zarazem.

Shannon doszła do wniosku, że Bishop nie chce jej

poślubić. Chce mieć dziecko i chce ją uchronić przed

wrzawą w mediach, lecz właściwie wcale nie chce jej

jako żony. Przynajmniej nie tak, jak ona sobie wyobra żała małżeństwo.

Uprzytomniła sobie nagle, jak silnie się zaangażowa ła w tę znajomość. Po prostu się zakochała. Małżeństwo dla zmylenia opinii publicznej jej nie wystarczało.

Chciała mieć wszystko albo nic.

Lepiej odejść natychmiast. Oczywiście widywałaby

go nadal podczas badań okresowych, porodu, a mo-

Heidi Betts

że też raz czy dwa po narodzinach dziecka, ale musi

natychmiast rozerwać sieć emocjonalnego uzależnię

nia od Bishopa i ugasić uczucia, które płonęłyby w jej

sercu, gdyby została dłużej w jego domu lub, co gorszą

gdyby wyszła za niego.

- Przykro mi. Nie mogę się na to zgodzić - oświad

czyła, z najwyższym wysiłkiem powstrzymując łzy.

Zdumiony zamrugał powiekami. Przecież nikt nie

śmiał mu niczego odmawiać.

- Jak to? To jedyny sposób, aby przeciąć spekulacje

na temat ciąży.

- Nie. Jeśli odejdę i będziemy ściśle przestrzegać wa

runków umowy, zniknie powód do plotek.

Mięśnie twarzy Burke’a zadrżały, a w szarych oczach

pojawiły się irytacja i determinacja.

- Mój plan jest lepszy.

Czuła, że oczekuje jej kapitulacji, ale się nie ugięła.

- To nie są negocjacje biznesowe - przypomniała z roz

brajającą otwartością. — Przykro mi, ale odchodzę.

Obróciła się na pięcie i pokonując opór stóp, ruszyła

do sypialni. Ignorując strugi łez płynące po policzkach

zaczęła się pakować.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Następne kilka tygodni bez Shannon okazało się piekłem. Snuł się po mieszkaniu jak widmo, naskakiwał na każdego, kto stanął mu na drodze, i wydawał polecenia współpracownikom za pomocą warknięć. Jedyną osobą, której nie dotknęły skutki podłego nastroju Bishopa, była Margaret.

Zastanawiał się wciąż, co takiego powiedział lub czego nie powiedział, co kazało Shannon odejść. Czy istniał sposób, by ją odzyskać? Dzwonił, nagrywał się na automatycznej sekretarce, zostawiał wiadomości na uczelni i w jej dawnych miejscach pracy. Posyłał kwiaty i słodycze, które wracały nierozpakowane. Gdyby nie zapewnienia doktora Coksa, że Shannon czuje się świetnie, co ocenił na podstawie rozmów telefonicznych-z pacjentką, Burkę wpadłby w panikę. Zapisał sobie w kalendarzu czerwonym flamastrem datę najbliższego badania kontrolnego i poprosił Margaret, aby na to popołudnie nie umawiała żadnych spotkań.

Może Shannon nie chciała go widzieć, lecz on prag-

Heidi Betts

nął jej widoku jak kania dżdżu. I gdyby nawet nie mia ła ochoty na rozmowę, Burkę gotów był wygłosić długi

monolog.

Po raz pierwszy od miesiąca miała zobaczyć Burke’a.

Ze zdenerwowania pociły jej się dłonie i nie mogła złapać tchu. Wyszła z jego mieszkania z jedną walizką i chociaż potem Bishop przysłał resztę rzeczy, odmówi ła przyjęcia dodatkowych przesyłek, czyli kwiatów i podarunków. Nie zależało jej na jego pieniądzach i żadna ilość róż i czekoladek nie zmieniłaby jej zdania w kwestii poślubienia człowieka, który jej nie kochał.

Dziś wypadała czwarta od początku ciąży comiesięczna wizyta. Wiedziała, że Burkę też się wybiera do doktora Coksa. Mógł przeboleć, że Shannon nie odpowiada na telefony i odsyła prezenty, ale nigdy w życiu nie zrezygnowałby z okazji, by się dowiedzieć o stan zdrowia dziecka.

Zdawała sobie sprawę, że była to też dla niego sposobność, by skłonić ją do wysłuchania tego wszystkiego

czego nie zawierały lakoniczne wiadomości zostawianej

na sekretarce. Musiała się mieć na baczności i nie dać

się namówić na coś równie szalonego jak wprowadzę

nie się do niego z powrotem lub zadeklarowanie, że goj

poślubi.

Na dźwięk pukania do drzwi pokoju badań mimo

Atrakcyjny kawaler

wolnie złączyła kolana pod prześcieradłem przykrywającym ją od pasa w dół. Do gabinetu wkroczył doktor Cox, a tuż za nim Burkę, wysoki i barczysty, co podkreślał dodatkowo krój marynarki od świetnego krawca. Posłał jej niepewny uśmiech spod ciemnej czupryny rozwianej przez wiatr, jakby wiedział, że jego widok nie wywoła jej entuzjazmu.

I rzeczywiście. Napięła mięśnie i wbiła paznokcie

w chłodną ceratę pokrywającą kozetkę. W myślach

krzyczała bezgłpśnie: Co on tu robi? A przecież tęskni ła za nim! Minęły zaledwie trzy tygodnie od publikacji pamiętnej fotografii i od baśniowych dni spędzonych

w domu Burke’a. Zbyt łatwo przystosowała się do jego

stylu życia. Zbyt łatwo zapomniała, że jest dla niej pracodawcą, który wynajął ją do urodzenia dziecka. Zbyt łatwo wyobraziła sobie ich wspólną przyszłość.

Pozwoliła sobie zakochać się w nim i poniosła karę. Chciała się trzymać od niego z daleka, a zarazem rozpaczliwie pragnęła jego obecności. Leżała sztywno pod prześcieradłem na kozetce, choć wolałaby radośnie paść mu w ramiona.

Bishop zamknął za sobą drzwi, powiesił płaszcz na

wieszaku i stanął u wezgłowia kozetki. Doktor rozpoczął rutynowe oględziny. Okazywanie wstydu podczas badania po tym, jak robiła w łóżku o wiele śmielsze rzeczy, byłoby z jej strony głupotą.

Heidi Betts

Cox zapisał wyniki w karcie pacjentki i wycisnął

na jej brzuch żel do badań ultrasonograficznych. Mimowolnie jęknęła, gdy zimna substancja dotknęła jej ciepłego ciała. Burkę natychmiast chwycił ją za rękę i pochylił się zaniepokojony, że lekarz sprawił jej ból.

Poczuła ciepło w sercu. W gruncie rzeczy był dobrym,

wrażliwym człowiekiem, tyle że nie odwzajemniał jej

uczucia.

- Nie spodziewałam się, że ten żel jest taki zimny -

wyjaśniła z cieniem uśmiechu na twarzy.

- Przepraszam - odezwał się ginekolog, głowicą aparatu rozsmarowując substancję po powierzchni brzucha. Potem ustawił, monitor tak, by oboje widzieli obraz. - Zdecydowaliście już, czy chcecie zawczasu poznać płeć dziecka?

Shannon zawsze uważała, że płeć dziecka powinna

być przez dziewięć miesięcy ekscytującą zagadką, ale

w tym szczególnym przypadku decyzja o ujawnieniu

płci nie należała tylko do niej. Właściwie w ogóle nie

należała do niej.

Obróciła głowę i zerknęła pytająco na Bishopa.

- To zależy od ciebie. To twoje dziecko.

- To nasze dziecko - stwierdził stanowczo, ściskając

jej palce. - Osobiście wolałbym mieć niespodziankę,

ale jeśli ty chcesz wiedzieć, ja też nabiorę ochoty.

Znalazła się w niebezpieczeństwie. Urok Burke’a dzia-

Atrakcyjny kawaler

łał zniewalająco. Nie chciała, żeby ją czarował uprzejmością, mówił o „ich” dziecku i przypisywał jej jakieś prawa do decydowania w kwestiach związanych z ciążą.

Milczała, więc Burkę zwrócił się do doktora Coksa.

- Chyba zaczekamy. Ale z pewnością chcemy wiedzieć, czy dziecko jest zdrowe i czy ma wszystkie paluszki u rąk i stóp.

Cox uśmiechnął się z zadowoleniem. Jeśli nawet zauważył coś dziwnego w reakcji rodziców dziecka, nie dał tego po sobie poznać. Powoli przesuwał głowicę po ciele ciężarnej, pokazując na ekranie poszczególne czę ści płodu: głowę, nogi, rączki ułożone tak, jakby maleństwo ssało kciuk. Wyjaśnił, że dziecko jest jeszcze zbyt małe, lecz za kilka miesięcy uda się policzyć jego paluszki.

Oczy Shannon zaszkliły się ze wzruszenia. Patrzy ła na swoje dziecko. Czarno-biały, niewyraźny obraz.

Obraz jej dziecka. Było takie małe, niewinne, bezpiecznie1 schowane w łonie matki, całkiem zależne od jej organizmu. Czuła, jak rośnie, lecz aż do tej chwili nie wyobrażała sobie, jak wygląda ani jaki wpływ na jej chwiejny stan emocjonalny będzie miał obraz na monitorze USG.

- Popatrz! - szepnął zachwycony Burkę.

Zamrugała powiekami, aby nie dać poznać po sobie

wielkiego wzruszenia na widok ich dziecka.

Heidi Betts

- Przypuszczam, że oboje chcecie mieć wydruk - zagadnął Cox, włączając odpowiedni przycisk ultrasonografu.

Wręczył im po jednej kopii, a kiedy w skupieniu studiowali układ szarych punkcików, papierowym ręcznikiem starł żel z brzucha Shannon.

-1 to by było na tyle - obwieścił, klepiąc pacjentkę po kolanie. - Proszę się pokazać za sześć tygodni, ale gdyby miała pani jakieś pytania, proszę śmiało dzwonić.

Lekarz wyszedł z gabinetu, a Shannon, podtrzymywana przez Bishopa, wstała z kozetki, zasłaniając przód ciała koszulą szpitalną. Zdjął z wieszaka jej ubranie.

- Czy mam wyjść, kiedy będziesz się ubierać?

- Niekoniecznie - odparła cicho.

Odwrócił się plecami, by zapewnić jej minimum prywatności. Prawdziwy dżentelmen, pomyślała, wkładając bieliznę i dzianinową sukienkę bez rękawów koloru khaki. Kiedy napotkała na problem ze splątanymi rękawami pulowera, Burkę natychmiast pospieszył z pomocą.

- Dobrze ci w tym stroju - mruknął, przeciągając

chwilę kontaktu z jej ramionami.

Dwie sekundy wystarczyły, by zalała ją fala gorąca,

a serce zaczęło bić w piersi jak oszalałe.

-1 ładnie podkreśla zaokrąglony brzuszek - mówił

dalej, podając jej płaszcz. - Pewnie gadam jak jaskiniowiec, ale mam to gdzieś. Po prostu lubię patrzeć, jak ci rośnie brzuch za sprawą mojego dziecka.

Atrakcyjny kawaler

Przywarł do pleców Shannon i wyciągając ręce, zapiął guziki jej płaszcza. Najdłużej trwało zapinanie guzika na brzuchu. Bishop nie przepuścił okazji, by pogłaskać uroczą wypukłość.

- Jedź ze mną do domu - szepnął tuż przy jej uchu.

Resztką sił odparła pokusę i chociaż nade wszystko

pragnęła kochać się z nim do utraty tchu, potrząsnęła

głową i przerwała magiczny krąg, którym ją otoczył.

- Nie - wychrypiała przez zaschłe usta. - Przykro mi,

ale to nie najlepszy pomysł.

Westchnął ciężko i ruszył do drzwi. Nacisnął klamkę,

lecz obejrzał się jeszcze i popatrzył jej prosto w oczy.

- Skoro nie chcesz pojechać do mnie, może przynajmniej pozwolisz się odwieźć do swojego mieszkania?

Otworzyła usta, by odmówić, ale nie dopuścił jej do

głosu.

- Zgódź się, proszę. - Wyciągnął do niej dłoń. - Nie

chcesz u mnie zostać, nie chcesz do mnie pojechać, nie

pozwalasz się nawet dotknąć. Na litość boską, przyjmij

chociaż drobną przysługę podwiezienia cię do domu.

Nie wiedziała, czy w jego głosie była złość, czy raczej

ból. Pewnie i jedno, i drugie. Uznała, że krótka przejażdżka limuzyną nie stworzy dla niej niebezpieczeństwa. Przecież w samochodzie będzie szofer, a ona mo że usiąść naprzeciwko Burkea, o metr od jego fotela.

Bez słowa skinęła głową. Trzymając dłoń na jej kar-

Heidi Betts

ku, poprowadził ją przez recepcję na parking i polecił

szoferowi jechać do domu panny Moriarty.

Shannón usiadła jak najdalej od Bishopa, wyraźnie

spięta, ^kulona w wełnianym płaszczu. Mężczyzna zachował odległość, którą bezwiednie wyznaczyła, mimo że bardzo chciał ją objąć i przytulić.

- Jak się czujesz? - spytał, by zburzyć mur milczenia.

- Świetnie - odrzekła, nie patrząc na niego.

Grzeczna i układna, a on nie tego od niej oczekiwał. Oczekiwał namiętności, gniewu, histerii - czegokolwiek, co świadczyłoby o temperaturze jej emocji, co udowodniłoby, że ich jedyna cudowna wspólna noc nie była nic nieznaczącym epizodem.

- Poranne mdłości ustąpiły? - podsycał płomyk rozmowy.

Nareszcie odwróciła głowę. W zielonych jak mech

oczach wyczytał wątpliwości i ostrożność.

- Prawie. Od czasu do czasu miewam lekkie mdłości,

ale chyba lada dzień miną bez śladu.

- Cieszę się. - Zapadła krótka cisza. - Potrzebujesz

czegoś? Pieniędzy, witamin, ubrań ciążowych?

Zmarszczyła czoło. Zrozumiał, że jego pytania obracają się w kręgu kwestii finansowych, podczas gdy po łączyło ich coś więcej. Ale jak przekonać o tym Shannón, która nawet nie chce z nim rozmawiać?

Atrakcyjny kawaler

- Mam wszystko, czego mi potrzeba - oświadczyła

głosem zimnym jak lód.

- Przepraszam - zapewnił żarliwie. - Nie chciałem, żeby to zabrzmiało jak zarzut, że nie dbasz o siebie i dziecko, fa tylko… martwię się o ciebie, Shannon. Tęsknię za tobą - oświadczył, czując, że zaraz zabraknie mu odwagi do takich wyznań. - Źle mi z tym, że cię nie widuję i że nie wiem, jak sobie radzisz. Nie jest moim zamiarem kontrolowanie twoich czynów, ale muszę przyznać, że czułbym się lepiej, gdybyś się z powrotem wprowadziła do mojego mieszkania. Wtedy przynajmniej widywałbym cię codziennie i byłbym na każde zawołanie.

- Już to omówiliśmy, Burkę. - Jej oczy pociemniały

od smutku. - Nie mogę z tobą zostać. Nie powinnam

się z tobą spotykać nawet w gabinecie doktora Coksa,

ponieważ ktoś mógłby odkryć tajemnicę i zamienić nasze życie w piekło.

Limuzyna zahamowała przed domem Shannon

i Burkę ugryzł się w język, by się nie wdawać w dalszą dyskusję. Wiedział, że na opór panny Moriarty nie ma sposobu. Położył dłoń na jej ramieniu i, o dziwo, nie odtrąciła jej i nie protestowała, gdy wszedł z nią po schodach.

Mieszkanie Shannon miało najsolidniejsze i najczystsze drzwi na całej klatce schodowej, bowiem biznesmen przykazał ekipie wymieniającej je, by wybrała najbezpieczniejszy i najlepszy model. Przekręciła klucz w zamku i stanęła na progu, blokując wejście.

- Nie zaprosisz mnie? - nadał głosowi jak najbardziej

niewinny ton.

Po namyśle cofnęła się do przedpokoju, rzuciła torbę

na blat kuchenny i zaczęła rozpinać płaszcz.

- Tylko nie siedź za długo - ostrzegła. - Ktoś mógłby

cię zobaczyć. Zresztą limuzyna pod domem jest jasnym

sygnałem, że przyjechał tu ktoś ważny.

- Już ci mówiłem, że nie dbam o to. - Wzruszył ramionami, wieszając płaszcz z wielbłądziej wełny na oparciu krzesła.

- A powinieneś. Chodzi nie tylko o ciebie, lecz o dobro dziecka.

- Poprosiłem, żebyś za mnie wyszła. - Ujął jej dłoń

i zaczął głaskać. - To położyłoby kres ewentualnym

plotkom.

- Wcale nie prosiłeś, żebym za ciebie wyszła. - Bezskutecznie próbowała uwolnić rękę. - Powiedziałeś, że powinniśmy się pobrać, ale nie sądzę, że złożenie przysięgi małżeńskiej uchroni nas od niezdrowego zainteresowania mediów.

Zapadła głucha cisza. Szare oczy mężczyzny ściemniały niemal do czerni.

Wstrzymała oddech, uświadomiwszy sobie nagle

że oczekuje od niego dramatycznej deklaracji miłości

Atrakcyjny kawaler

Gdyby przyznał, że chce się z nią ożenić nie jedynie po

to, by chronić ją i dziecko przed wrzawą medialną, była

gotowa zmienić zdanie.

W miarę jak mijały sekundy, twarz Bishopa tężała,

a Shannon traciła nadzieję. Wreszcie gdy napięcie zdawało się dochodzić do zenitu, pogłaskał ją po policzku.

- Mamy lepszy powód, by się pobrać, niż tylko

ucieczka przez wścibskimi dziennikarzami. Nie zaprzeczysz, że dobrze nam razem. Lubię cię, Shannon. Lubię spędzać z tobą czas, lubię twoją obecność za ścianą lub choćby w zasięgu rozmowy telefonicznej. I myślę, że ty też mnie lubisz.

Zanurzył palce w jej włosach. Jego dotyk uspokajał

i dawał poczucie bezpieczeństwa. Zamknęła oczy. Jak

dobrze byłoby się teraz wtulić w jego ciało, okryć nim

jak ciepłym pledem.

Zakochałaby się w nim, nawet gdyby nie łączyło ich

dziecko. Broniła się ze wszystkich sił przed tym uczuciem, lecz poniosła klęskę. Pragnęła być z nim, dotykać go, czuć go w sobie - jeszcze jeden, ostatni raz.

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Objęła go mocno i jak ćma lecąca do płomienia

świecy uległa słodkiej pokusie. Oderwał wargi od jej

ust, chwycił ją na ręce i posadził na wąskim łóżku pod

ścianą. Potem zaczął zdejmować garnitur. Patrzyła jak

zahipnotyzowana. Miał ciało greckiego boga. I przez

najbliższą godzinę należał do niej.

Gdy rozpiął koszulę, wstała i jak dzika kotka przesunęła paznokciami po jego torsie, żeby zobaczyć jego reakcję. Było warto. Zamruczał przez zaciśnięte zęby. Rozpięła guziki mankietów i uwolniła go od koszuli.

Poradziła sobie też z klamrą paska i zanurkowała palcami w głąb spodni, od pępka do kępki szorstkich włosów i niżej. Obsypała pocałunkami jego szyję, ramiona i piersi. Kiedy kochali się po raz pierwszy, to Bishop

grał pierwsze skrzypce. Teraz ona chciała być dyrygentem, sterować jego reakcjami i prowadzić go na szczyp rozkoszy.

Uklękła przed nim, pieściła muskularne łydki, uda,

pośladki. Ocierała się policzkiem o koniuszek na

Atrakcyjny kawaler

brzmiałej męskości. Jej doświadczenia erotyczne były

dość skromne, ale w obecności Burkea każdy gest stawał się naturalny i oczywisty. Dotykając go, miała nadzieję, że choćby mała cząstka jego osobowości otworzy się i zaakceptuje ją nie tylko jako kochankę i nie tylko jako matkę zastępczą jego dziecka.

W przeciwnym razie jej serce zamieni się w sopel lodu na zawsze. Już nigdy nikogo nie pokocha.

Jeszcze nigdy nie był tak podniecony. Jeszcze żadna

kobieta nie miała nad nim takiej władzy. Ale Shannon

różniła się od wszystkich kobiet, które znał. Inteligentna, niezależna, wkroczyła w jego życie jak burza. Nie mógł jej pozwolić odejść.

Ale jak ją przekonać, żeby została? Przez mózg przemknął mu tuzin scenariuszy, ale nie mógł przecież planować przyszłości w chwili, gdy palce i usta Shannon rozpalały jego żądzę do granic wytrzymałości.

- Zaczekaj na mnie - poprosił ochrypłym szeptem,

mając na myśli o wiele więcej niż przebieg aktu miłosnego.

Chciał jej opowiedzieć o swoich najskrytszych marzeniach, złożyć obietnice, co do których nie miał pewności, że zostaną spełnione, choć bardzo by tego pragnął.

Teraz jednak nie potrafił już dłużej czekać. Musiał

dotknąć jej nagiej skóry. Szybko zdjął z niej ubranie

i położył ją na wąskim materacu, który wydał mu się

Heidi Betts

nagle łożem usłanym różami w najdroższym apartamencie hotelu Ritz. Włosy rozsypane na poduszce tworzyły czerwonozłotą aureolę wokół twarzy Shannon.

- Nawet nie wiesz, jaka jesteś piękna. Leżysz pode

mną jak księżniczka z baśni. Kocham się z najcudowniejszą kobietą świata.

W oczach Shannon zabłysły łzy. Z pewnością

Burkę miał dziesiątki dziewczyn, ale nie wyobraża ła sobie, by wszystkim szeptał takie komplementy.

Zresztą z iloma z nich spał na niewygodnym materacu w obskurnym pokoiku?

Musiał coś do niej czuć! Gdyby nic dla niego nie znaczyła i gdyby traktował ją tylko jako inkubator dla swojego dziecka, nie traciłby czasu na romantyczne przemowy. Serce Shannon zabiło żywiej, chociaż przykazała sobie w duchu, by nie robić sobie złudnych nadziei. Parę czułych słówek szepniętych na ucho nie oznaczało jeszcze wyznania dozgonnej miłości.

Ale przecież wolno marzyć, prawda? Po raz pierwszy pojawiło się przypuszczenie, że Burkę mógłby ją pokochać.

- Jeśli jestem księżniczką, to ty jesteś moim księciem.

- Odgarnęła ciemny kosmyk z jego czoła. - Ale dlaczego nie kochasz się ze mną, a tylko torturujesz mnie ustami i…

Atrakcyjny kawaler

Dłoń Bishopa natychmiast zanurkowała między jej

uda. Omal nie krzyknęła.

- …ręką - dokończyła, gdy odzyskała zdolność

mowy.

Uśmiechnął się łobuzersko.

- Może powinienem pominąć wstęp i przejść od razu

do głównej atrakcji?

Nie oczekiwał odpowiedzi, a Shannon nie miała wyboru. Oplotła jego ciało ramionami i nogami, a on doprowadził ją na szczyt rozkoszy.

Nie wiedziała, jak długo świat wirował w jej głowie.

Łóżko było tak wąskie, że wyczerpany Burkę musiał się

położyć na boku między nią a ścianą,

- Myliłem się - stwierdził, muskając koniuszkami

palców jej zaróżowiony policzek. - Myślałem, że najpiękniej wyglądasz w żarze namiętności, a okazuje się, że po fakcie jesteś jeszcze piękniejsza.

Z trudem otworzyła oczy na tyle, aby zerknąć na

niego poprzez szparki między powiekami. Zadrżała,

gdy palce Bishopa przesunęły się po jej zmierzwionych

włosach, ramionach i dalej, aż splotły się z jej palcami.

Oglądał jej dłoń z fascynacją astronoma odkrywającego nowy gwiazdozbiór.

- Ty też nieźle wyglądasz - wydusiła z zaschniętego,

gardła.

Heidi Betts

Ledwo się powstrzymywała, żeby nie zasnąć, a cóż

dopiero wstać z łóżka i pójść po szklankę wody.

- Naprawdę? - zagadnął z przekornym uśmiechem.

Nie potrafiła się oprzeć jego urokowi. Ułożyła się na

boku i podparła na łokciu.

- Wypompowany, ale seksowny. Powinieneś w takim

stanie wybrać się do pracy. Żeńska część zarządu firmy

przegłosowałaby każdy twój wniosek

Od jego chichotu zatrzęsła się rama łóżka.

- A może ty zajęłabyś się przekonywaniem mężczyzn

z zarządu?

- A jakże! Wszystkich powaliłby widok ciężarnej kobiety człapiącej nago do sali konferencyjnej.

Delikatnie powiódł ich złączone dłonie po lekko zaokrąglonym brzuszku dziewczyny.

- Ja na pewno siedziałbym jak zamurowany. Kobiety w ciąży podniecają mnie do szaleństwa. Oczywiście nie wszystkie. Przyszła matka musi mieć długie, kręcone, miedziane włosy porcelanową cerę i sześć drobniutkich cynamonowych piegów na nosku. - Pieszczotliwie dotknął każdej z kropek.

- Czyżby podniecały cię kobiety cierpiące na obrzęki

nóg i zgagę? Zboczeniec!

- Mów, co chcesz, ale wprost nie mogę się doczekać,

kiedy osiągniesz maksymalny obwód w talii. A jeśli bę-

.Atrakcyjny kawaler

dziesz miała zgagę, przyniosę ci szklankę mleka. Na

obrzęki zastosuję własnoręczny masaż stóp.

- I sam przyjąłbyś poród?

- Oczywiście, gdybym umiał - odparł z powagą na

twarzy.

- Wiem - szepnęła z podziwem.

- Ale nie musisz się martwić. Załatwiłem ci najlepszą

opiekę w mieście. Gdyby coś, odpukać, poszło źle, wy ślę cię samolotem do dowolnej kliniki na kuli ziemskiej albo sprowadzę lekarzy tutaj.

- Dziękuję. Od razu poczułam się bezpieczniej. Jestem jednak pewna, że nie okaże się to konieczne. Czuję się świetnie, a doktor Cox zapewnia, że dziecko rozwija się prawidłowo.

Oboje zamilkli. Shannon cieszyła się każdą chwilą ich bliskości. Cudownie było przytulać się i przekomarzać po miłosnym spełnieniu. Chciałaby, aby był to pierwszy krok na drodze do stałego związku. Ale czy fascynacja Burke’a kobietami w błogosławionym stanie przetrwa aż do ostatnich miesięcy ciąży?

- Wynająłem dekoratorkę wnętrz - przerwał nagle

ciszę. - Mogłaby przerobić pokój gościnny na dziecinny.

Powędrowała myślami do sypialni, w której spędzi ła kilka dni i nocy. Wyobraziła sobie pastelowe ściany

Heidi Betts

ozdobione postaciami klaunów i pluszowego misia sie

dzącego w kąciku wiklinowego łóżeczka.

A może wśród profesjonalnych dekoratorów minę

ła moda na klaunów i misie? Może ostatnim hitem są

zestawy abstrakcyjnych plastikowych kształtów wirując

cych nad głową dziecka?

- Obejrzała pokój, oszacowała koszty i przesłała faksem

wstępny projekt. Tego samego dnia zrezygnowałem z jej

usług. Nie chcę, żeby ktoś obcy urządzał pokój dla nasze

go dziecka. Wolę, żebyś ty się tym zajęła. A ja mógłbym

samodzielnie pomalować ściany i powiesić zasłony. - Za

śmiał się. - Pewnie z rozpędu zamaluję okna albo wbiję

sobie gwóźdź w palec, ale co mi tam! Po prostu chcę to

zrobić. - Jego twarz spoważniała, a szare oczy ściemniały

Ścisnął jej palce. - Shannon, jedź ze mną do domu. Wyjdź

za mnie i wychowaj razem ze mną dziecko. Zdecydujmy

się na więcej dzieci. Pomóż mi urządzić pokój dziecinny

a potem kupić duży dom i psa.

Głos jego brzmiał żarliwie i szczerze, ale Shannon

nadal nie wiedziała, dlaczego jej to proponował. Roz

pączliwie pragnęła usłyszeć, że Bishop ją kocha tak bardzo jak ona jego.

- Pojadę do twojego mieszkania i wyjdę za ciebie -

powiedziała powoli, patrząc mu prosto w oczy - jeśli

odpowiesz na jedno pytanie. I musisz odpowiedzieć

szczerze.

Atrakcyjny kawaler

Na twarzy biznesmena pojawiło się zainteresowanie.

Kiwnął głową.

Chrząknęła zdenerwowana. Odpowiedź Burke’a

mogła otworzyć przed nią raj na ziemi łub… wtrącić

na wieczność w otchłań zwątpienia.

Z sercem trzepoczącym jak ptak w klatce, z dłońmi

mokrymi od potu, zebrała się na odwagę.

- Kochasz mnie?

Jego pusty wzrok i milczenie wystarczyły za odpowiedź. Zanim się zorientował, że niezręczną reakcją sprawił jej ból, wyskoczyła z łóżka.

- Shannon, zaczekaj!

Nie posłuchała. Chwyciła pled, narzuciła na nagie

ramiona i, nie oglądając się za siebie, pobiegła do łazienki. Zerwał się i ruszył za nią. Zastukał w drzwi.

- Shannon, wszystko ci wyjaśnię.

Włożyła szlafrok frotte i wspierając się na chłodnej porcelanowej umywalce, patrzyła na swoje odbicie w lustrze: potargane włosy, obrzmiałe powieki, podkrążone oczy. Gdyby ktoś ją teraz zobaczył, pomyślałby, że spędziła upojną noc. I to się zgadzało.

Jednak przy dokładniejszym oglądzie dało się zauważyć bladość cery i pustkę w oczach. Cała się trzęsła i chwiała na nogach i gdyby się nie trzymała krawędzi umywalki, runęłaby na podłogę.

Heidi Betts

- Shannon - dobiegł zza drzwi stłumiony głos

Burkę‘a. - Proszę, wyjdź, porozmawiajmy. .

Wydawało jej się, że krew zamarzła jej w żyłach.

Szczękała zębami i nawet gdyby chciała, nie była w stanie rozmawiać. Chciała po prostu, żeby Bishop sobie poszedł i zostawił ją samą z bólem, rozczarowaniem i świadomością końca marzeń.

- W porządku. Bardzo mi przykro, jeśli sprawiłem ci

przykrość - mówił dalej, a z każdego słowa przebijała

frustracja. - Twoje pytanie zbiło mnie z tropu… chociaż raczej nie powinno. Powinienem zdawać sobie sprawę, że propozycja małżeństwa każe ci się zastanowić nad charakterem moich uczuć wobec ciebie.

Ostrożnie cofnęła się o krok i, wciąż uczepiona umywalki, usiadła na pokrywie sedesu.

- Chciałaś szczerej odpowiedzi, więc starałem

się nie szafować deklaracjami. Nie wiem, Shannon.

Nie wiem, czy cię kocham, bo nigdy wcześniej nie

byłem zakochany. Nie mam pojęcia, jakie to uczucie,

jakie emocje. Naprawdę zależy mi na tobie i uwielbiam z tobą przebywać. Pragnę ciebie w moim życiu i w moim łóżku. Chcę, żebyśmy razem wychowywali dziecko.

Po jej policzkach popłynęły łzy. Musiała zakryć usta

dłonią, aby pohamować szloch. Jego szczerość chwyciła

ją za serce, ale to, co usłyszała, nie wystarczyło. Znała

Atrakcyjny kawaler

sens słowa „miłość” i nie potrafiłaby się zmusić do po ślubienia człowieka, który tego nie wiedział.

A gdyby w jego uczuciach nastąpiła zmiana? Gdyby

po latach poświęcania energii na budowanie związku

i rodziny odkryła nagle, że on wcale jej nie kocha? Albo, co gorsza, uczy się znaczenia słowa „miłość” w ramionach innej kobiety?

To by ją zmiażdżyło. Zabiło.

Lepiej od razu przeciąć łączącą ich nić, wywiązać się

z warunków umowy, co i tak przysporzy jej aż nadto

cierpień, i spróbować zaleczyć rany w sercu.

Otworzyła drzwi i, nie zważając na zalane łzami policzki i zasmarkany nos, stanęła w progu. Burkę z ustami wygiętymi w podkowę i zmrużonymi oczami również sprawiał wrażenie przybitego. Nieśmiało pogłaskał

ją po ramieniu.

- Dobrze się czujesz?

Pokręciła głową. Spod powiek spłynęły nowe łzy.

- Doceniam wszystko to, co powiedziałeś - odezwała

się drżącym głosem - i jeśli sprawy potoczyłyby się inaczej, z radością wyszłabym za ciebie, zamieszkałabym z tobą i założyła rodzinę. Ale tak się złożyło, że zakochałam się w tobie, a ponieważ cię kocham, nie mogę się zadowolić namiastką uczucia z twojej strony.

-Shannon…

Nerwowo zacisnęła pięści w kieszeniach szlafroka,

Heidi Betts

aby powstrzymać się przed objęciem Bishopa za szyję.

Zacisnęła powieki, wzięła głęboki oddech i pokonała

ostatni, najtrudniejszy odcinek drogi.

- Przestań, proszę. Nie komplikuj sytuacji. Chyba

powinieneś po prostu pójść.

Przez następną minutę stał w miejscu, głośno dysząc. Potem odwrócił się na pięcie, błyskawicznie wło żył spodnie i buty, chwycił płaszcz i zatrzasnął za sobą drzwi.

Shannon czuła się tak, jakby uleciała z niej dusza.

Osunęła się na podłogę i utopiła złamane serce w potoku łez.

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Każdy z ośmiu dni, które upłynęły od ich rozstania,

wydawał się Bishopowi tysiącleciem. Po części rozumiał jej decyzję, by zachować dystans. Nie potrafił dać jej tego, czego pragnęła - wyznania wiecznej miłości.

A przecież nie oczekiwała od niego niczego więcej.

Miał tylko nadzieję, że zdawała sobie sprawę, że gdyby to leżało w jego mocy, powiedziałby jej to, co chcia ła usłyszeć. Mógł jej ofiarować pieniądze i biżuterię, samochody, ubrania, domy i wycieczki dookoła świata.

Małżeństwo z nim dałoby jej prestiż i władzę.

To, czego pragnęła, nie kosztowałoby go ani grosza.

Dwa słowa. Skoro nie wiedział, co znaczą te dwa słowa,

nie mógł ich wypowiedzieć w dobrej wierze.

Z jego doświadczeń wynikało, że miłość to takie samo słowo jak tysiące innych w słowniku. Ludzie używają go bez ograniczeń, aby komuś pochlebić, kogoś do czegoś przekonać albo nawet kimś manipulować.

Miłość między rodzicem a dzieckiem to coś szczególnego. Tej formie uczucia w większości wypadków Heidi Betts można zaufać. Chociaż sam nie doświadczył miłości

od własnych rodziców, od razu bezwarunkowo pokochał dziecko, które Shannon nosiła pod sercem. Miał

absolutną pewność, że każdego dnia swego życia dziecko będzie czuło siłę tej miłości.

Ale ludzie dorośli, a zwłaszcza kobiety, to inny

problem. W przeszłości spotkał kilka kobiet, które

powiedziały mu, że go kochają. Raz czy dwa nawet

dał się nabrać na słodkie kłamstwa, dopóki się nie

zorientował, że mówią mu to, co ich zdaniem chciałby usłyszeć, czyli to, dzięki czemu dostaną więcej kosztownych prezentów, kartę kredytową, a może nawet obrączkę.

Od tych kobiet nauczył się, że „kocham cię” to zwrot

gładko przechodzący przez gardło. Można nim zaspokoić próżność partnera lub sprytnie wykorzystać czyjąś łatwowierność.

I dlatego nie mógł wyznać Shannon, że ją kocha.

W krótkiej historii ich znajomości był wobec niej całkowicie szczery. Chciał się z nią kochać, lecz nie chciał

kłamać, że ją kocha.

Odłożył długopis na stertę dokumentów zaścielających biurko i przetarł zmęczone oczy. Czy w ogóle uwierzył w deklarację uczuć Shannon? Zanim go wyprosiła z mieszkania, oznajmiła, że go kocha. Poczuł

ukłucie w sercu, lecz natychmiast odzyskał panowanie

Atrakcyjny kawaler

nad sobą, ubrał się i wyszedł, nie dając po sobie poznać,

jak bardzo go dotknęła ta sytuacja.

A później? Szydził z jej wyznania. Jak mogła oświadczyć, że go kocha i zaraz potem wyrzucić go na korytarz? Jak mogła stwierdzić, że go kocha, a jednocześnie odrzucić wszystko, czego on całym sobą pragnął - rodzinę, dziecko, wspólną przyszłość?

Jego myśli zatoczyły krąg i wróciły do punktu wyj ścia. Ból w sercu stawał się nie do zniesienia. Nigdy jej

nie okłamał i nie miał najmniejszych wątpliwości, że

i ona nie kłamała. Jeśli powiedziała, że go kocha, to, do

diabła, wysoce prawdopodobne było, że wcale nie przesadzała. Powoli zaczynała dochodzić do niego prawda.

Czy mógł ją pokochać? Czy ją kochał?

Rozległo się natarczywe pukanie do drzwi. Niezapowiedziane wejście Margaret przerwało jego gorączkową próbę porządkowania faktów.

- Powiedziałem: nie przeszkadzać - burknął, marszcząc czoło.

Ostatnio wciąż warczał na wszyskich, którzy się odważyli do niego zbliżyć. Dziwne, że jeszcze ktokolwiek chciał z nim pracować, a zwłaszcza Margaret, która nie znosiła grubiańskiego traktowania.

- Po pierwsze, w tym tygodniu powiedziałeś wiele

nieprzyjemnych rzeczy - wybuchnęła. - Nauczyłam

się to ignorować. Po drugie, interesant umówiony na

Heidi Betts

drugą ma taką minę, że raczej nie będzie czekał do drugiej piętnaście.

Zerknął na zegarek. Dziesięć po drugiej. Boże, co

się z nim działo? Nigdy w życiu nie zaniedbywał interesów tak jak w ciągu ostatnich kilku dni, kiedy wciąż myślał o Shannon. Tylko idiota przepuściłby koło nosa wspaniałą okazję, jaka właśnie się trafiła jego firmie. Cała dokumentacja spoczywała przed nim na

biurku.

Śmieszne. Przecież nigdy nie odzyska wewnętrznego

spokoju, jeśli nie stanie twarzą w twarz z Shannon i nie

rozliczy się z własnych uczuć.

Energicznie odsunął fotel od biurka, chwycił płaszcz

i ruszył do drzwi.

- Muszę wyjść. Powiedz Petersonowi, że podwyższę

ofertę o dziesięć procent, jeśli się zgodzi wrócić tu za

tydzień.

Usłyszał, jak Margaret mruczy pod nosem:

- Rychło w czas.

Pomachał ręką zirytowanemu Petersonowi i w parę

sekund znalazł się w windzie.

Dwadzieścia minut później ze spoconymi dłońmi zaciśniętymi na kierownicy mercedesa zaparkował przed budynkim wydziału, na którym studiowała Shannon.

Zatarasował samochodem wjazd dla straży pożarnej,

ale w tej chwili nie dbał o takie szczegóły. Szukał sali,

Atrakcyjny kawaler

w której niebawem powinna skończyć zajęcia z literatury angielskiej.

W ciągu paru miesięcy stała się centrum jego świata.

Myślał o niej tuż po przebudzeniu i przed zaśnięciem.

Wypełniała jego serce, umysł i duszę. Po prostu - nie

chciał bez niej żyć.

Nie wiedział, dlaczego tak długo trwało, zanim to sobie

uświadomił, ale teraz, gdy już wszystko zrozumiał, chciał

się dzielić radością z całym światem. Gdyby jeszcze zdołał

przekonać Shannon, żeby dała mu następną szansę…

Jęknęła niezadowolona, kiedy książki, które trzymała,

wypadły jej z rąk na chodnik. Nie miała takich problemów na początku ciąży. Kucnęła, by pozbierać podręczniki. Natychmiast z pomocą pospieszyła jej para życzliwych rąk. Znajomych męskich rąk.

Podniosła głowę i napotkała wzrok szarych oczu

Burkea. Bez słowa pomógł jej wstać i otoczył opiekuńczym ramieniem. Mijający ich studenci patrzyli z zaciekawieniem, lecz biznesmen zdawał się na to nie zważać.

Zanurzył palce w jej włosach, przycisnął usta do jej

czoła i na chwilę zamknął oczy.

- Tak się cieszę, że cię znalazłem. Musimy porozmawiać. Powinnaś się dowiedzieć o pewnej sprawie.

Powaga w głosie Bishopa i jego nagłe pojawienie się

na terenie uczelni wywołały niepokój Shannon.

Heidi Betts

- Coś z mamą? - szepnęła przestraszona.

- Ależ nie, z mamą wszystko w porządku. Chodzi

o nas. - Delikatnie ujął jej twarz w dłonie i spojrzał

prosto w oczy. - Kocham cię. Całą wieczność trwało,

zanim zrozumiałem, co to znaczy, ale teraz już wiem.

Odkąd wyrzuciłaś mnie ze swojego mieszkania, przemyślałem mnóstwo problemów i na nowo określiłem uczucia, które się we mnie kłębią. I nagle dziś, w gabinecie, przy biurku, dopasowałem wszystkie elementy układanki. - Zacisnął palce na jej ramionach. - Idiota ze mnie! Już dawno powinienem się zorientować. Ale dopiero kiedy cię utraciłem, zrozumiałem, ile dla mnie

znaczysz. Zrozumiałem, dlaczego nie możesz być ze

mną, dopóki nie odwzajemnię twojej miłości.

Z jego słów i wyrazu twarzy biła absolutna szczerość.

Wzruszona Shannon chciała mu wierzyć, rzucić mu się

w objęcia i spędzić z nim resztę życia. Ale w mózgu zapaliło jej się ostrzegawcze światełko. Czy mówił prawdę, czy też tylko to, co chciała usłyszeć?

-Burkę…

- Nic nie mów. Niech skończę. A potem, jeśli będziesz chciała odejść, nie sprzeciwię się, chociaż w głębi duszy nigdy się z tym nie pogodzę.

Wzięła głęboki oddech i kiwnęła głową. Bała się usłyszeć resztę, lecz wiedziała, że tak trzeba. Jeśli naprawdę ją kocha, chciała usłyszeć i zapamiętać każde słowo. Ale Atrakcyjny kawaler najpierw musi mieć tę pewność, bo nie wiedziała, czy

znajdzie siły, by po raz drugi od niego odejść.

- Zawsze sądziłem, że powiedzenie komuś „kocham

cię” to tylko narzędzie manipulacji, sterowania czyimś życiem i emocjami. Tylko takie mam doświadczenia związane z tymi dwoma słowami, a rodzice nie nauczyli mnie, że może być inaczej. Teraz jednak zrozumia łem, że kochać to znaczy martwić się o kogoś, troszczyć, pragnąć czyjegoś szczęścia. Kocham cię nie dlatego, że

nosisz moje dziecko, i nie dlatego, że chciałabyś coś takiego usłyszeć. Kocham cię za twoje piękno, wewnętrzn e i zewnętrzne. Za twoje poczucie humoru. Za opiekę nad matką. Za odwagę, z jaką odpowiedziałaś na moje ogłoszenie i za śmiałość, z jaką wyznałaś mi miłość, nie wiedząc, co odpowiem. - Opuścił ręce i splótł palce z jej palcami. - Kocham cię, Shannon, i nic tego nie zmieni. Chcę cię poślubić i spędzić z tobą resztę życia.

Chcę wychować to dziecko i tuzin następnych. Chcę,

żebyś była moja żoną, partnerem, kochanką, przyjacielem. Bez względu na to, co ludzie powiedzą i co napiszą w szmatławcach, przysięgam, że nigdy nie dam ci powodów do zwątpienia w moją miłość.

Puścił jej dłonie, cofnął się o krok i czekał w napięciu. Shannon czuła, jak pod powiekami zbierają jej się łzy. Łzy szczęścia. Serce biło jej mocno, gotowe do radosnego lotu w chmury, za to stopy i dłonie nagle sta-

Heidi Betts

ły się ciężkie jak kamień. Jeśli to był sen, wolałaby się

nigdy nie obudzić. Oto Burkę Bishop po ośmiu dniach

rozmyślań i walki z samym sobą wyznał jej miłość.

Padła mu w objęcia.

- Ja też cię kocham. Bo jesteś inteligentny i przystojny. Bo zdecydowałeś się dać życie nowej istocie. Kocham cię, mimo że jesteś bogaty i uważany za najatrakcyjniejszego kawalera w Chicago.

Wybuchnął śmiechem, choć oczy powilgotniały mu

ze wzruszenia.

- Postaram się zmazać moje winy.

- Mam nadzieję. - Odsłoniła zęby w uśmiechu. - Nie

sprawdziłabym się w roli modnej żony. Chcę, żebyś był

moim mężem, partnerem, kochankiem i przyjacielem.

- Czy to znaczy, że wyjdziesz za mnie?

- Oczywiście - oznajmiła rozpromieniona. Pogłaska ła lekko zaokrąglony brzuch. - Im prędzej, tym lepiej,

jeśli nie masz nic przeciwko temu.

Położył dłoń na jej ręce i razem pogłaskali miejsce,

w którym rosło ich dziecko.

- Od miesiąca cię do tego zachęcam! Naprawdę cię kocham, Shannon. Dzień, w którym wkroczyłaś do mojego gabinetu, był najszczęśliwszym dniem w moim życiu.

-1 w moim.

Pochylił się i przypieczętował ich zaręczyny poca łunkiem.

EPILOG

- Jeszcze raz zrób tę sztuczkę - zachęcił żartobliwie

doktor Cox zza prześcieradła okrywającego ugięte nogi Shannon.

Jęknęła, miotając głową po poduszce. Krople potu

ściekały jej z czoła i wsiąkały w miedziane pukle.

- Postaraj się, kochanie! - Burkę otarł twarz żony

chłodnym ręcznikiem, a następnie chwycił ją za ramiona i podniósł do pozycji półsiedzącej. - Jeszcze jedno mocne parcie i zobaczymy dzidziusia, na którego czekamy od tylu miesięcy. Chcesz zaraz przytulić synka lub córeczkę?

- Nie - dysząc, wydęła usta jak wigilijny karp. - To ty

chcesz mieć dziecko, a ja chcę do domu!

- Wykluczone. Jesteś przecież gwiazdą tego przedstawienia. Przyj i zaraz wracamy do domu. I możesz potem spać choćby tydzień.

- Naprawdę?

- Obiecuję.

Nabrała w płuca powietrza i zaczęła przeć. Ścisnę-

Heidi Betts

ła rękę męża, aż zachrzęściły kości, lecz zaaferowany

Burkę prawie nic nie poczuł. Poród trwał już szesna ście godzin - najdłuższe szesnaście godzin w jego życiu.

Nie mógł patrzeć na ból, który musiała znosić Shannon,

zwłaszcza że sam był po części jego sprawcą.

- Eureka! - zawołał Cox, kiedy w pokoju rozległo

się przeraźliwe kwilenie. Rozpromieniona twarz lekarza błyszczała jak stuwatowa żarówka. - Dziewczynka!

Świetnie się spisałaś, Shannon. Teraz możesz się poło żyć i odprężyć.

Energia uszła z ciała rodzącej jak powietrze z przekłutej opony. Opadła na poduszkę.

- Jest zdrowa? - spytała ledwie słyszalnym szeptem.

- Chcę ją zobaczyć.

- Jest piękna - orzekł świeżo upieczony ojciec, obserwując, jak pielęgniarka myje dziecko i zawija w niebieski kocyk.

Zawiniątko spoczęło na brzuchu matki i natychmiast przestało płakać. Duże, iście sowie oczy patrzyły z zaciekawieniem na rodziców. Usteczka wyglądały jak pączek róży.

Burkę nawet nie próbował powstrzymać łez wzruszenia, kiedy podziwiał dwie najważniejsze osoby w swoim życiu: żonę i nowo narodzoną córeczkę.

- Spójrz, jaka jest cudowna - szepnęła Shannon przez

łzy, głaszcząc po kolei wszystkie maleńkie paluszki.

Atrakcyjny kawaler

- Obie jesteście cudowne. - Przytulił czoło do głowy

żony i z zachwytem patrzył na dziewczynkę, którą miał

się odtej chwili opiekować. - Dziękuję.

- Proszę bardzo. Wydaje mi się jednak, że i ty przyczyniłeś się do narodzin tej istotki.

- Tylko w fazie początkowej - odparł, uśmiechając

się szeroko. Nagle spoważniał i pogładził potargane

włosy Shannon. - Kocham cię.

Podniosła wzrok i obdarzyła go anielskim uśmiechem.

- Ja też cię kocham.

Zawsze kiedy wypowiadała te słowa, Burkę niezmiennie czuł ukłucie w sercu i po raz kolejny uświadamiał sobie, jak wielkie spotkało go szczęście i jak bliski był jego utraty przez własną głupotę. Bogu dzięki, opamiętał się w porę.

- Wybrałaś już imię dla dziecka?

Pokręciła głową.

- Podoba mi się Abby lub Allison, ale wiem, że ty byś

wolał imię Sarah lub Lisa.

- Chyba powinniśmy spytać Bena. Przedstawimy

mu nową siostrzyczkę i pozwolimy zdecydować, jak ją

nazwać.

Shannon zapaliła się do tego pomysłu.

- Oczywiście! Przyprowadź go.

Wybiegł z sali porodowej. Na korytarzu czekała teściowa, pani Moriarty, która wprowadziła się do nich Heidi Betts wkrótce po ślubie, i niania wynajęta do pomocy w domu na ostatnie tygodnie ciąży Shannon. Burkę wyrwał

trzyletniego synka spod ich skrzydeł i wrócił do żony.

-Mamusiu!

- Witaj, skarbie. Chodź do mnie. - Wygładziła kołdrę i obaj panowie usiedli na skraju łóżka. - To twoja siostrzyczka. - Pokazała maleństwo przytulone do piersi. - Mamusia i tatuś nie wiedzą, jakie jej dać imię. Pomyśleliśmy, że nam pomożesz. Co byś powiedział na imię Sarah? Albo.

- Molly! - krzyknął malec.

- Molly? - Zdziwili się jednocześnie i jednocześnie

stłumili śmiech.

Imię Molly nosiła sympatyczna suczka, bohaterka

ulubionej kreskówki Bena. Chłopczyk dotknął palcem

czoła noworodka, nosa, buzi i brody. Dziewczynka wpatrywała się w niego z wyraźnym zainteresowaniem.

- Chciałbym ją nazwać Molly.

- W sumie, może być - mruknął Burkę po chwili.

- Nieźle - zgodziła się Shannon. - Lepiej odziedziczyć imię po rudym cocker-spanielu niż po rekinie lu-dojadzie.

- A zatem ustalone. Molly. Dzięki, kolego. - Burkę

pieszczotliwie zmierzwił ciemnobrązową czuprynkę

syna. - Nigdy byśmy sami na to nie wpadli.

Przez długą chwilę milczeli. Zadowolony Burkę sy-

Atrakcyjny kawaler

cił wzrok widokiem rodziny, starając się utrwalić w pamięci każdy szczegół. Kiedy się pobierali i kiedy po raz pierwszy trzymał na rękach nowo narodzonego Bena, wydawało mu się, że nie można być szczęśliwszym. A jednak teraz musiał zmienić zdanie. Osiągnął

to wszystko, co kiedyś uważał za niemożliwe. Osiągnął

nawet więcej, niż sobie wymarzył, a wszystko to dzięki Shannon.

Wniosła w jego czarno-białą egzystencję radosny

śmiech, namiętność i całą tęczę barw. Uwielbiał karmienie o północy, zmienianie pieluch i dziecinne gaworzenie. Wywrócił swoje życie do góry nogami - dla żony i dla dzieci - i nigdy ani przez sekundę tego nie żałował.

Przytulił mocniej Shannon i zamknął oczy. Bezpiecznie ukrył pod powiekami cały świat.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Betts Heidi Niespodziewana przygoda
Betts, Heidi Liebereise nach Las Vegas
0832 Betts Heidi Po siedmiu latach
1072 Betts Heidi Uciekajaca panna młoda
Betts, Heidi Das suesse Maedchen von nebenan
Betts, Heidi Der Traummann meiner Schwester
Betts, Heidi Dakota Fortunes Serie 06 Sag mir leise, was du willst
1068 Betts Heidi Namiętne noce
Heidi Betts Loves Me, Loves Me Knot
HEIDI BETTS
Atrakcyjność interpersonalna
136 Mr. Zoob - Mój jest ten kawałek podłogi, kwitki, kwitki - poziome
czy czujesz się atrakcyjna, psychotesty dla nastolatek
kawalec!!!!d
Atrakcyjność interpersonalna
19 Atrakcyjność interpersonalna
Jak dobrać kolory ubrań, które sprawią, że będziesz atrakcyjniejszy
Kard Stickler Teologiczna atrakcyjn Mszy św trydenckiej
Klasyfikacja atrakcji turystycznych

więcej podobnych podstron