Heidi Betts
Niespodziewana
przygoda
Special - "Szalone lato"
- 1 -
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Och, daj spokój! Podaj chociaż jeden powód, dla którego nie chcesz
wyjechać stąd na dwa tygodnie, żeby wypocząć na słońcu.
Abigail Weaver już miała wymownie przewrócić oczami, by okazać, co
sądzi o uporze przyjaciółki, ale jakoś się powstrzymała.
Zanurzyła chipsa w miseczce pełnej salsy, aż wreszcie, starając się
przekrzyczeć muzykę, która w tej meksykańskiej restauracji grała zbyt głośno,
odparła:
- Podam ci nawet dwa. Rude włosy i biała skóra, którą może poparzyć
światło żarówki, a co dopiero słońca.
Oczywiście Rachel Stanford nie miała takich problemów jak bardzo blada
skóra, w dodatku obsypana piegami. Nie, Rachel była wysoką długonogą
brunetką, świetnie prezentującą się w bikini.
Ba, we wszystkim wyglądała fantastycznie, przez co Abby czuła się w
porównaniu z nią jak brzydkie kaczątko. Na szczęście Rachel nie rozpływała się
z zachwytu nad swoją urodą, nawet trochę jej nie doceniała, w odróżnieniu od
tych kilku facetów, którzy siedzieli nad drinkami i co chwila spoglądali na nią z
dużym zainteresowaniem. Rzecz jasna, żaden nie zwracał uwagi na Abby.
- Od tego są kremy z filtrami i kapelusze z dużym rondem. Zbliżają się
wakacje, potrzebujesz odpoczynku, obie potrzebujemy. Dobrze będzie wyrwać
się z tej dziury, przypomnieć sobie, co to znaczy być wolną i zabawić się.
Rachel co prawda nie powiedziała tego wprost, lecz było oczywiste, że
nawiązywała do niedawnego rozstania Abby i Kirka. Po trzech latach
poważnego związku, kiedy to ona już zaczęła po cichu planować małżeństwo,
on znienacka spakował swoje rzeczy i wyniósł się, twierdząc, że nie jest kobietą
dla niego. Abby podejrzewała, że miała z tym coś wspólnego biuściasta tleniona
blondynka w mini, która pracowała w pobliskiej kawiarni, ponieważ widziała
ich razem ledwie tydzień przed odejściem Kirka.
R S
- 2 -
- Nie lubię chodzić na plażę - poskarżyła się. - Słońce, tłumy ludzi,
dziewczyny wyglądające w bikini sto razy lepiej ode mnie.
- Przecież ty w ogóle nie chodzisz na plażę, więc skąd możesz wiedzieć? I
musisz wreszcie skończyć z tym kryciem się po kątach i prowadzeniem życia
szarej myszki. Jesteś młoda i piękna.
- Młoda to jeszcze ujdzie, ale... - Tym razem Abby jednak przewróciła
oczami.
- Jesteś piękna - powtórzyła dobitnie Rachel. - Kirk to dupek, więc nie
potrafił docenić, jakie szczęście mu się trafiło, ale to nie znaczy, że inni
mężczyźni są tacy sami jak on. Zresztą nie jedziemy podrywać facetów, to będą
dziewczyńskie wakacje. Wynajmiemy pokój z widokiem na ocean, kupimy
seksowne kostiumy i będziemy wylegiwać się na plaży, czytając romanse i
popijając drinki. - Nachyliła się, wbijając wzrok w przyjaciółkę. - Abby, proszę!
Zobaczysz, czeka nas cudowna zabawa, wcale nie będziesz chciała wracać do
tych swoich próbówek i mikroskopów.
Abby aż się skurczyła w sobie, ponieważ nie chciała wypełzać ze swojej
bezpiecznej skorupy, ale jednocześnie jakiś głos w jej głowie powtarzał, że
życie jest krótkie. I żeby nie zachowywała się jak pustelnica z powodu Kirka,
gdyż najzwyczajniej w świecie nie był tego wart.
- No dobrze - powiedziała z ociąganiem. - Pojadę.
- Świetnie! Ja wszystko zorganizuję, ty się o nic nie martw. Jedyne, co
musisz zrobić, to dać się wyciągnąć na zakupy. Wybierzemy ci takie rzeczy, że
facetom oko zbieleje na twój widok.
Abby z jękiem ukryła twarz w dłoniach. Po co się zgodziła? Naprawdę
zgłupiała do reszty...
Cztery tygodnie później Abby była spakowana na wyjazd, a w bagażu
znalazły się różne rzeczy, na które nieopatrznie dała się namówić niezmor-
dowanej Rachel, między innymi złote bikini, w jej odczuciu nazbyt skąpe. Nie
wyobrażała sobie, jak mogłaby się w nim pokazać! Na pewno nie będzie w nim
R S
- 3 -
paradować przed tłumem ludzi, tylko znajdzie sobie odludny skrawek plaży i
zatopi się w lekturze. Nikt nie będzie jej oglądał.
Zadzwonił telefon.
- Skarbie, obiecaj, że mnie nie znienawidzisz - poprosiła Rachel.
- Co takiego zrobiłaś? - spytała w popłochu Abby.
- Nic. Chodzi o to, czego nie mogę zrobić, mianowicie nie mogę jutro
lecieć na Florydę.
- Co takiego?! - Kurczowo zacisnęła palce na słuchawce. - Przecież ten
wyjazd to był twój pomysł!
- Wiem. Strasznie mi przykro, że to tak wyszło, ale sprawa Bryanta
przybrała fatalny obrót i mamy tu istne piekło. Daj mi parę dni, uporządkuję to
wszystko i dojadę do ciebie.
Oczy Abby rozszerzyły się, kiedy dotarło do niej znaczenie słów
przyjaciółki.
- Nie ma mowy! Ledwie dałam się namówić na wyjazd z tobą. Bez ciebie
nie pojadę na pewno.
- Owszem, pojedziesz - ucięła ostro Rachel. - Nie zgadzam się, żeby
cokolwiek zepsuło nam wakacje. Leć na Florydę, zamelduj się w hotelu i baw
się dobrze. Wyrwę się, kiedy tylko zdołam, przysięgam.
- Ale...
- Abby, wszystko już jest załatwione. - Rachel przybrała swój stanowczy
ton pani prokurator. - Musisz jechać. Nie przyjmuję odmowy.
Abby spojrzała na spakowane od trzech dni walizki, na leżący na łóżku
bilet lotniczy i westchnęła z rezygnacją.
- Dobrze, pojadę. Ale masz zjawić się jak najszybciej!
- Daję ci na to moje słowo. Jedź i baw się dobrze.
Baw się dobrze, baw się dobrze... Tylko niby jak? Najchętniej spędziłaby
cały dzień zamknięta w pokoju hotelowym, lecz Rachel, która znała ją nazbyt
dobrze, zadzwoniła z samego rana i wymogła, że Abby pójdzie na plażę, w
R S
- 4 -
dodatku w nowym złotym bikini. Włożyła je więc, ponieważ nigdy nie
potrafiłaby złamać danej obietnicy.
Bikini było piękne, chociaż tak skąpe, że czuła się jak modelka
prezentująca bieliznę erotyczną. Staniczek podnosił i nieco powiększał biust,
bursztynowe strasy połyskiwały między piersiami i na biodrach, a złoty kolor
nadawał bladej skórze przyjemny ciepły odcień - i właśnie to ostatnie
przekonało ją do kupna. Do kompletu miała złocisty sarong i sandałki, kupiła też
sobie kapelusz z wielkim rondem i okulary przeciwsłoneczne.
Wysmarowała się sun-blockerem, spakowała do wielkiej torby koc,
ręcznik, kanapki i książkę, ponadto do małej turystycznej lodówki wrzuciła
torebki z lodem i napoje. Była gotowa spędzić swój pierwszy dzień na plaży w
Fort Lauderdale, musiała jeszcze tylko wypożyczyć wielki parasol. To całe
wypoczywanie na plaży było bardzo skomplikowane. Nie miała pojęcia,
dlaczego inni to lubią i czemu wyglądają tak, jakby nie sprawiało im to żadnego
kłopotu. Trudno, zaciśnie zęby i pójdzie wypoczywać, skoro obiecała.
Michael Mastriani oddychał ciężko, mięśnie nóg paliły żywym ogniem,
pot spływał po twarzy, lecz mimo to wytrwale biegł dalej wzdłuż linii przyboju.
Osiem kilometrów w jedną, osiem kilometrów w drugą, ponieważ urlop nie
zwalniał go od codziennego dbania o doskonałą kondycję, zwłaszcza że mama
troskliwie serwowała mu porcje spaghetti, które bez trudu wystarczyłyby do
nakarmienia całego plutonu. Jeśli nie chciał wrócić do jednostki z tłuszczykiem
na brzuchu, musiał naprawdę uważać. Dobiegł do wieży ratownika, która
wyznaczała koniec ośmiokilometrowego odcinka, okrążył ją i zawrócił.
Na plaży było już trochę osób. Zazwyczaj nie zwracał uwagi na
plażowiczów, lecz tym razem pochwycił kątem oka dość komiczny widok. Jakaś
kobieta szła obładowana niczym matka sześciorga dzieci, chociaż była zupełnie
sama. Twarz miała zasłoniętą olbrzymim kapeluszem i wielkimi okularami
przeciwsłonecznymi, a do tego prawie nie było jej widać spoza ogromnego
parasola i dwóch toreb, jednej dużej, drugiej nieco mniejszej.
R S
- 5 -
Ta mniejsza właśnie wyleciała jej z ręki. Kobieta schyliła się, wzięła
torbę, ale upuściła parasol. Michael zwolnił. Kobieta chwyciła parasol, którym
zahaczyła o okulary i kapelusz, a próbując złapać jedno i drugie, upuściła z kolei
dużą torbę. Michael zaśmiał się sam do siebie i zaczął zbaczać w jej kierunku,
jeszcze zanim zobaczył, jak długie rude włosy rozsypują się na ramionach
nieznajomej.
Aż potknął się z wrażenia.
Uwielbiał rude włosy, ale większość kobiet się farbowała, ta zaś była
prawdziwym rudzielcem, ruda z urodzenia po prostu, o czym świadczyła jasna
skóra na ramionach, do tego obsypana piegami. Początkowo chciał tylko pomóc
tej kobiecie, ale teraz, kiedy zobaczył te włosy i to złote bikini, które uwiodłoby
świętego, nagle przestał czuć się jak dobry samarytanin, a jego intencje obrały
zupełnie nowy kierunek. Otarł pot z czoła, żeby lepiej się prezentować.
- Halo! - zawołał.
Odwróciła się gwałtownie, upuszczając kapelusz i torbę, które właśnie
podniosła. Zauważył zielone oczy za przekrzywionymi okularami, zielone jak
prześwietlona słońcem woda, i pomyślał, że można w nich utonąć.
- Nie chciałem pani przestraszyć, tylko pomóc, bo tak mi się zdaje, że
niesie pani za dużo rzeczy naraz. Chętnie pomogę. - Nałożył jej na głowę
kapelusz, wziął dużą torbę i parasol. - To dokąd teraz?
- Ale nie... Ale ja... Ale nie trzeba... - jąkała, czerwieniąc się.
- Nie ma problemu, i tak właśnie zamierzałem chwilę odpocząć - skłamał.
Zawahała się.
- Tylko chciałam usiąść z dala od wszystkich i spokojnie poczytać.
- W takim razie proponuję tam. - Wskazał miejsce znajdujące się dalej od
wody. - Zazwyczaj najtłoczniej jest przy samym brzegu.
Nie wyglądała na uszczęśliwioną jego obecnością, ale ruszyła we
wskazanym kierunku. Michael szedł za nią, z uśmiechem obserwując zgrabne
nogi w złocistych sandałkach i lekko kołyszące się biodra. Nieznajoma była
R S
- 6 -
niewysoka, lecz bardzo proporcjonalnie zbudowana. Idealnie wprost. Kiedy
doszli na miejsce, przestał się uśmiechać, żeby nie spłoszyć jej swoim
zainteresowaniem.
Rozłożyła koc, Michael zaś rozpiął parasol, wbił go głęboko w piasek, a
potem bezceremonialnie położył się na wznak na kocu, opierając się na łokciach
i krzyżując nogi w kostkach. Ruda pieguska znieruchomiała podczas wyjmo-
wania z torby książki i spojrzała na niego ze zdumieniem.
- Co pan robi? - spytała podejrzliwie.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam - odparł lekkim tonem. - Muszę
chwilę odpocząć, zanim pobiegnę z powrotem.
Przyklękła na brzegu koca, nadal przyglądając mu się wzrokiem pełnym
nieufności.
- A daleko pan ma?
- Drugą połówkę z szesnastu kilometrów.
- Drugą połówkę? Biega pan szesnaście kilometrów dziennie?!
- Co najmniej.
- Czemu aż tyle?
- Dziecinko... - Ton jego głosu wskazywał wyraźnie, że spytała o coś
oczywistego - ...to chyba widać. - Wskazał na oliwkową koszulkę z dużym
żółtym napisem.
- Pan służy w piechocie morskiej? Zasalutował.
- Sierżant Michael Mastriani, do usług. Dla przyjaciół Mike. Umknęło mi
twoje imię.
Uniosła brwi.
- To biegnij, może złapiesz - odpaliła.
Roześmiał się. Po raz pierwszy okazała nieco charakteru, co bardzo mu
się spodobało.
- Wolę zostać tutaj. Powiedz, jak się nazywasz, obiecuję, że mi nie
ucieknie.
R S
- 7 -
Zawahała się, zmieniła pozycję i usiadła po turecku, jakby próbowała
zyskać na czasie.
- Abby Weaver.
- Miło cię poznać, Abby.
Wyciągnął rękę, uścisnęła ją, a wtedy zauważył, że miała ładne, delikatne
dłonie i nie nosiła obrączki ani pierścionka zaręczynowego. Sięgnęła do
turystycznej lodówki i wyjęła puszkę dietetycznej coli.
- Chcesz się napić?
- Bardzo chętnie, dzięki - odparł, żeby mieć pretekst zostać z nią dłużej. -
Co robisz sama na plaży?
Ściągnęła kapelusz, poprawiła długie, proste włosy, potem zdjęła okulary,
odsłaniając błyszczące zielone oczy.
- Jestem tu na urlopie. Miałam przyjechać z przyjaciółką, ale w ostatniej
chwili zatrzymały ją sprawy zawodowe.
- Skąd jesteś?
- Z Ohio. Pracuję jako laborantka w firmie farmaceutycznej, a
przyjaciółka jest prokuratorem. Jakaś sprawa się skomplikowała, no i Rachel
musiała się tym zająć.
Mike gwizdnął cicho.
- Ciekawe macie zawody. Czy twoja przyjaciółka jest równie piękna jak
ty?
Abby zakrztusiła się colą i zaczęła rozpaczliwie kasłać. Poklepał ją po
plecach.
- Wszystko w porządku?
Przez chwilę bez słowa łapała powietrze, a potem skinęła głową.
- Moja przyjaciółka jest bardzo piękna - odparła, nie patrząc na niego. -
Na pewno ci się spodoba. Mogę was sobie przedstawić, kiedy tu przyjedzie za
parę dni.
R S
- 8 -
Teraz to Mike omal się nie zakrztusił. Czy ona naprawdę sądziła, że
wolałby jakąś kobietę, której nigdy nie widział, od ślicznotki, która siedziała na
wyciągnięcie ręki?
- To jak ona wygląda? - spytał z czystej ciekawości.
- Jest wysoką, bardzo zgrabną brunetką, ma długie kręcone włosy. Do
tego jest inteligentna i dowcipna. Mężczyźni za nią szaleją.
- I myślisz, że w moich oczach byłaby ładniejsza niż ty - raczej stwierdził
niż zapytał.
Wzruszyła ramionami, ładnymi szczupłymi ramionami, na których złociły
się apetyczne piegi, a potem wreszcie podniosła wzrok na Mike'a. Zauważył, że
jej oczy przygasły i aż go coś ścisnęło w żołądku na ten widok.
- Większości mężczyzn to ona się podoba, nie ja.
No to spotykałaś samych durniów, pomyślał. Natomiast on, choć miał
swoje wady, jednak durniem nie był z całą pewnością.
- To świetnie - skwitował, niepostrzeżenie przesuwając się nieco bliżej w
jej stronę. - Bardzo lubię rywalizację, ale ten czas, który musiałbym poświęcić
na walkę z innymi, wolę spędzić na poznaniu cię lepiej. To znacznie
przyjemniejsze.
R S
- 9 -
ROZDZIAŁ DRUGI
Posłał jej zabójczy uśmiech, jego oczy zabłysły, zaś Abby poczuła, jak
robi jej się dziwnie ciepło. Czemu właściwie tu został? W porządku, nie dziwiła
się, że chciał jej pomóc, widać był miłym człowiekiem, ale nie rozumiała,
czemu rozgościł się na jej kocu, kiedy mógł dalej uprawiać te swoje biegi.
Może przez to bikini. Normalnie mężczyźni nie zaczepiali jej i nie
rozmawiali z nią, a przynajmniej nie tacy jak on. Sierżant Michael Mastriani z
piechoty morskiej... Hm, to brzmiało nieźle. A żywy obiekt wyglądał jeszcze
lepiej. Zazwyczaj podobała się inteligentnym facetom, a to programistom, a to
chemikom, a to jeszcze innym. Owszem, ciekawie się z nimi rozmawiało, ale na
tym koniec. Z całą pewnością na żadnego nie patrzyło się z taką przyjemnością
jak na Mike'a.
W porządku, musiała uczciwie - chociaż z lekkim poczuciem winy -
przyznać sama przed sobą, że w rzeczywistości okazała się płytka i
powierzchowna, skoro ostatecznie to wygląd okazał się dla niej aż taki ważny.
Aż zatykało jej dech w piersiach i zasychało w ustach, kiedy patrzyła na te
szerokie ramiona, na te muskularne uda, na płaski, twardy brzuch, do którego
lepiła się mokra od potu bawełniana koszulka bez rękawów. Już samo to
wystarczyłoby, żeby zrobić wrażenie na każdej kobiecie, ale do tego dochodziły
jeszcze zdecydowane, męskie rysy, ciemne oczy o bystrym spojrzeniu i po
żołniersku obcięte czarne włosy.
Na takich facetów dziewczyny leciały bez opamiętania. A oni nigdy nie
zwracali uwagi na takie zapracowane szare myszki jak Abby, woleli bawić się
na plaży z rozchichotanymi tlenionymi blondynkami, które miały powiększane
biusty i nosiły kostiumy uszyte z samych tasiemek. Jej eleganckie złote bikini
nie mogło się równać z tamtymi uwodzicielskimi kostiumami, o rozmiarach
biustu nie wspominając.
R S
- 10 -
Dlatego też ponownie zastanowiła się, co on w ogóle tutaj robił, nadal
tkwiąc na jej kocu, chociaż na plaży było pełno olśniewających dziewczyn.
Spuściła głowę, zaczęła bawić się puszką po coli.
- Dlaczego chciałbyś poznać mnie lepiej?
- A jest jakiś powód, dla którego miałbym nie chcieć? - spytał, unosząc
brew. - Jesteś zamężna? Zaręczona? Związana z kimś na poważnie?
- Nie. - Już nie, sprecyzowała w myślach.
- W takim razie w czym problem?
Podniosła głowę i spojrzała na niego.
- A nie wolałbyś dalej sobie biegać albo poflirtować z kimś takim jak... -
Rozejrzała się, zauważyła szalenie atrakcyjną brunetkę i wskazała w jej
kierunku. - Z kimś takim jak ona?
Mike odwrócił się, żeby ocenić wskazaną kobietę, ale odwrócił się z
powrotem zaledwie po ułamku sekundy i uśmiechnął się szelmowsko.
- Nie wolałbym.
Potrząsnęła głową i roześmiała się, gdyż ta cała sytuacja zaczęła ją w
końcu bawić.
- Czyli nie mam szansy się ciebie pozbyć? - dodała, chociaż wcale nie
była pewna, czy nadal jej na tym zależało.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej, obrócił na bok, przodem do niej, i oparł
się wygodnie na zgiętym ramieniu.
- Najmniejszej.
Westchnęła, tym westchnieniem ogłaszając, że się poddaje.
- W porządku. Ja opowiedziałam ci o sobie, teraz wypada, żebyś ty zrobił
to samo.
- Bardzo proszę.
Ku jej zaskoczeniu okazało się, że Mike potrafił zajmująco opowiadać,
więc z prawdziwym zainteresowaniem słuchała o różnych przygodach, które
przydarzyły mu się podczas służby na morzu. Dowiedziała się też, że jego ojciec
R S
- 11 -
swego czasu również służył w piechocie morskiej, a Mike od małego bardzo
chciał pójść w jego ślady. Rodzice mieszkali właśnie tutaj, w Fort Lauderdale, a
on przyjechał do nich, żeby w rodzinnym domu spędzić urlop. Z jego słów
wynikało, że rodzina jest mocno zżyta i szczęśliwa.
Potem opowiedział jej o Camp Pendleton, gdzie aktualnie stacjonował, o
swoich kolegach, o tym, jak wygląda codzienne życie w jednostce. Po takiej
dawce informacji nie pozostało jej nic innego, jak zrewanżować się, żeby było
sprawiedliwie. Opowiedziała o swojej pracy w koncernie farmaceutycznym, o
tym, jak wraz z całym zespołem poszukiwała leków na różne dolegliwości i
choroby, od zwykłego przeziębienia po najpoważniejsze z chorób. Mike okazał
się świetnym słuchaczem, co ją tak ujęło, że kiedy zaczął delikatnie wypytywać
o sprawy bardziej osobiste, nieoczekiwanie dla siebie samej zdradziła mu, że ma
za sobą poważny trzyletni związek, który zakończył się niedawno, przy czym
nie ona go zakończyła.
Oczywiście zachowała dla siebie, jak mocno to przeżyła i jak negatywnie
wpłynęło to na jej samoocenę. Nie mówiła też, jak Rachel wymusiła na niej ten
wyjazd na Florydę właśnie po to, by przezwyciężyła depresję. Ale i tak powie-
działa Mike'owi zadziwiająco dużo jak na tak krótką znajomość.
A jeszcze bardziej zadziwiające było to, że zdołał doprowadzić ją do
śmiechu. W odpowiednich momentach rzucał jakieś słówko pod adresem Kirka
- słówko z gatunku tych, których nie wypada powtarzać w dobrym towarzystwie
- albo robił wymowną, komiczną minę, a wszystko to pomogło Abby spojrzeć
na ten związek z innej perspektywy.
To wcale nie było nic poważnego, trafiła na niepoważnego gościa,
kompletnie niewartego jej uczuć i zaangażowania, zasługiwała na coś znacznie
lepszego. Na szczęście miała go już z głowy. Byłoby o wiele gorzej, gdyby
uwikłała się w kogoś takiego na długie lata. Teraz była wolna, mogła iść dalej,
tamto doświadczenie potraktować jako lekcję i wyciągnąć z niej wnioski na
przyszłość.
R S
- 12 -
W zamyśleniu zaczęła się bawić łańcuszkiem, który otaczał jej kostkę, i
zadała sobie pytanie, czy przypadkiem nie trafiło jej się właśnie owo coś
znacznie lepszego w postaci Mike'a. Może była naiwna, myśląc w ten sposób.
Może za dużo sobie wyobrażała. A może... może wcale nie za dużo? Przebiegł
ją rozkoszny dreszcz.
Rachel byłaby z niej dumna. Już pierwszego dnia urlopu zainteresowała
sobą mężczyznę - i to jakiego mężczyznę!
- No dobrze. - Usiadł, wrzucił do torby pustą puszkę po coli. - Co powiesz
na wspólną kolację dziś wieczorem?
Zaskoczył ją zarówno tym zaproszeniem, jak i nagłą zmianą tematu.
Odczekała chwilę, aż jej puls trochę zwolni, ponieważ nieźle przyśpieszył, kiedy
to usłyszała.
- Chcesz mnie zabrać na kolację? - upewniła się, zaskoczona faktem, że
sytuacja rozwija się tak szybko.
Roześmiał się.
- Czemu się dziwisz? Podobasz mi się, Abby. Cudownie się z tobą
rozmawia i bardzo chętnie zobaczyłbym się z tobą znowu. Wydaje mi się, że
kolacja to logiczny kolejny krok.
Kolejny krok do czego, pomyślała i nagle zrozumiała, że chce się tego
dowiedzieć. I to bardzo. Dlatego też nie dała sobie czasu do namysłu, ponieważ
gdyby zaczęła myśleć, mogłaby odmówić. Już taka była, że jak tylko zaczynała
dzielić włos na czworo - a miała ku temu skłonności - to prawie zawsze
wychodziło na „nie". Tylko dzięki Rachel, a raczej jej prokuratorsko-kapralskim
metodom, gdzieś czasami wyjeżdżała czy bywała.
- Dobrze, jesteśmy umówieni.
- Wspaniale. - Uśmiechnął się ciepło. - Spotkajmy się o siódmej w holu
twojego hotelu. Albo zjemy w restauracji hotelowej, albo pójdziemy gdzieś
indziej. Ty wybierasz.
R S
- 13 -
Bez słowa skinęła tylko głową, już przejęta i podekscytowana
perspektywą tej pierwszej randki.
Mike spojrzał na zegarek.
- Muszę już iść. - Westchnął z żalem.
- Obiecałem mamie, że posprzątam garaż, jak tylko wrócę, a i tak wrócę
znacznie później niż normalnie. - Podniósł się z koca. - Mama zawsze
wynajduje mi jakąś robotę, kiedy przyjeżdżam na urlop albo przepustkę. Pewnie
myśli, że w wojsku leżymy brzuchami do góry - zażartował.
Roześmiała się i osłoniła oczy, żeby móc na niego popatrzeć, ponieważ
stał pod słońce. Przez chwilę nie odzywał się, tylko przyglądał jej się z dziwnym
wyrazem twarzy, zaś Abby aż bała się myśleć, że może nie była osamotniona w
tym, co czuła - a od pierwszej chwili czuła pociąg do tego przystojnego i
pełnego uroku mężczyzny.
- Do zobaczenia wieczorem - powiedział. - Punktualnie o siódmej.
- Tak jest, panie sierżancie! - odparła służbiście i zasalutowała, co przyjął
wybuchem śmiechu.
Odbiegł, ale już po chwili odwrócił się i pomachał jej na pożegnanie.
Odmachała, uśmiechając się promiennie, chociaż nie zamierzała - samo jakoś
tak wyszło.
Ledwie Mike znikł jej z oczu, poderwała się, pośpiesznie wepchnęła
wszystko z powrotem do torby, wyszarpnęła parasol z piasku i pobiegła do
hotelu, co i rusz oczywiście coś gubiąc po drodze. Kiedy znalazła się w pokoju,
po prostu rzuciła wszystko na podłogę, wygrzebała z torby komórkę i za-
dzwoniła do biura pani prokurator Rachel Stanford. Ręce jej się trzęsły z
niecierpliwości, oddychała ciężko, serce biło jak szalone.
Asystentka Rachel poinformowała ją, że pani prokurator rozmawia przez
drugi telefon, co potrwa parę minut. Abby może poczekać, jeśli sobie życzy.
Czekała więc, w myślach poganiając przyjaciółkę. Wydawało jej się, że mijają
całe wieki, a nie minuty. Wreszcie w słuchawce rozległo się kliknięcie.
R S
- 14 -
- Cześć, Abby. No i jak się bawisz na słonecznej Florydzie?
- O mój Boże, przyjeżdżaj natychmiast! Musisz mi pomóc!
- Co się stało?! - zdenerwowała się Rachel.
Abby w ekspresowym tempie wyrzuciła z siebie całą szczegółową
opowieść o tym, jak spełniając obietnicę, poszła na plażę, jak wszystko
wypadało jej z rąk, jak jakiś mężczyzna jej pomógł, jak został z nią i jak spędzili
prawie całe przedpołudnie na rozmowie, jak zaprosił ją na kolację i jak wpadła
w panikę, bo z takim facetem jeszcze nigdy się nie umawiała, jest
superatrakcyjny, bosko zbudowany, w ogóle ach i och, takie ciacho, że tylko
palce lizać.
- Ratuj! - jęknęła za zakończenie. - Nie wiem, co robić!
- Na litość boską, Abby, już myślałam, że ktoś cię napadł! - Rachel
odetchnęła z ulgą, a potem zaczęła się śmiać. - Spokojnie, nie panikuj, dasz
sobie radę. A w ogóle to gratulacje, skoro ledwie przyjechałaś na Florydę, a już
zarwałaś taki towar. Bo rozumiem, że facet jest naprawdę niezły.
Abby od razu zobaczyła przed oczami to fantastyczne, muskularne ciało...
- Rachel, on jest... - zaczęła bez tchu.
- Tak, załapałam. Super! - Rachel nie kryła entuzjazmu. - Skorzystaj! Nie
myśl, nie analizuj, jak masz to w zwyczaju, tylko bierz, co ci w ręce wpada!
Niestety, Abby była zbyt zdenerwowana, żeby wykrzesać z siebie
podobny entuzjazm.
- To przyjeżdżasz czy nie?
- Jeszcze nie, wciąż nie udało się wszystkiego wyprostować, ale nie
powinno zająć mi to więcej niż dwa dni. Na razie będziesz miała konsultacje
przez telefon.
- Rachel, nigdy nie spotykałam się z kimś takim jak on - rzekła drżącym
głosem. - Żaden tam naukowiec czy wynalazca, tylko... no, sam żywioł... nie,
nie jakiś mięśniak, bo on jest bystry... ale ten żywioł... Nigdy nikogo takie nie
znałam!
R S
- 15 -
- Wiem! - odparła radośnie Rachel. - I właśnie to jest takie ekscytujące!
Abby parsknęła. Teoretycznie może i było to ekscytujące, ale
rzeczywistość piętrzyła przed nią trudności.
- Nic nie rozumiesz!
- Dobrze, nie rozumiem - z anielską jak na nią cierpliwością powiedziała
Rachel. - Więc wyjaśnij mi, w czym problem. Przecież już spędziłaś z nim kilka
godzin, rozmawiając i flirtując...
- Wcale nie flirtowałam!
- Błąd. Powinnaś była. Ale nic straconego, wieczorem to nadrobisz, i to z
naddatkiem. Pomyśl, że ta kolacja to będzie coś takiego jak to poranne
spotkanie, tylko w innym otoczeniu. Nic strasznego. Poradzisz sobie.
Abby miała na ten temat swoje zdanie, ale uważnie wysłuchała
wszystkich uwag Rachel, notując pilnie każdy punkt i postanawiając wykonać
każde z zaleceń.
Pierwsze nakazywało jej spokojnie i głęboko oddychać, drugie koniecznie
zjeść lunch, żeby wieczorem nie zrobiło jej się słabo z głodu. Miała też wziąć
długą, relaksującą kąpiel w pianie, a potem użyć pachnącego balsamu, żeby
poczuć się seksownie i kobieco. Ponadto miała zadzwonić do recepcji, żeby
umówili ją do hotelowego fryzjera i manikiurzystki.
Kiedy Rachel już podyktowała to wszystko, kazała Abby podejść do szafy
i opisać kolejno każdą rzecz, którą z sobą zabrała. Część została kupiona
właśnie pod naciskiem Rachel, więc było jej łatwo zdecydować, jaki strój nadaje
się najlepiej. Oczywiście seksowna czarna sukienka.
Na koniec Abby obiecała zadzwonić, gdy tylko wróci z randki, i zdać
pełną relację. Rozmowa z Rachel trochę jej pomogła, nie czuła się już tak
spanikowana, nawet zaczęła się cieszyć na ten wieczór. Naprawdę chciała
znowu zobaczyć Mike'a i wpatrzone w nią piwne oczy.
Wykonała wszystkie zalecenia punkt po punkcie. Zrobiono jej manikiur i
pedikiur, pomalowano paznokcie na kolor głębokiej czerwieni, upięto długie
R S
- 16 -
włosy w luźny, uwodzicielski kok. Umalowała się sama, a potem włożyła czarną
sukienkę sięgającą do kolan, z powiewnym dołem i dopasowanym gorsetem, z
głębokim dekoltem i nagimi ramionami, trzymającą się na pojedynczym pasku
otaczającym szyję. Między miseczkami gorsetu połyskiwały strasy, które
zwracały uwagę na biust.
Kiedy obejrzała się w wielkim lustrze, niemal się nie poznała, gdyż
zobaczyła seksowną, pewną siebie kobietę. Pora sprawdzić, czy Mike odbierze
ją podobnie. Sięgnęła po wizytową torebkę, w której znajdowały się szminka,
puderniczka, karta do drzwi i na wszelki wypadek kilka dolarów. Oddychając
spokojnie i powoli, wyszła z pokoju i zjechała windą na parter. Nieśpiesznie
przecięła rozległy hol, dyskretnie rozglądając się za Mike'em. Nagle ktoś
delikatnie dotknął jej nagiego ramienia i cicho wypowiedział jej imię.
Odwróciła się, zobaczyła ten jego fantastyczny uśmiech i jej serce fiknęło
koziołka.
O rany! Już w zwykłej koszulce i szortach wyglądał fantastycznie, ale w
czarnych spodniach i koszuli prezentował się jeszcze lepiej, po prostu oczu nie
można było od niego oderwać.
- Pięknie wyglądasz - powiedział, a potem powiódł zachwyconym
spojrzeniem po całej jej sylwetce. - Nie, to za mało powiedziane. Wyglądasz
olśniewająco.
Uśmiechnęła się z lekkim zakłopotaniem, pierwszy raz słysząc taki
komplement.
- Ty również.
- Daj spokój, wyglądam zwyczajnie. - Ze śmiechem machnął ręką, a
potem lekko przesunął palcami po ramieniu Abby i ujął jej dłoń.
Zrobiło jej się ciepło, gdyż nie sądziła, że on wykona taki gest już na
samym początku, ale spodobało jej się to. Po prostu było miłe i w jakimś
sensie... właściwe.
R S
- 17 -
- Wolisz pójść do restauracji hotelowej czy do lokalu gdzieś na mieście? -
spytał.
- Właściwie wszystko mi jedno - odparła. Już miała nerwowo zwilżyć
usta czubkiem języka, lecz przypomniała sobie, że przecież nie chce zjeść
szminki, więc się powstrzymała.
- Zdam się na ciebie.
Ruszył przed siebie, lekko pociągając Abby za rękę.
- Trudna decyzja - mruknął w zamyśleniu. - Jeśli zostaniemy tutaj, nie
będę mógł ci pokazać różnych ciekawych miejsc w Fort Lauderdale, do których
sama na pewno nie trafisz. Ale wyglądasz tak bosko, że jeśli wyjdziemy, to
spędzę całą noc na odganianiu od ciebie innych facetów.
Właśnie doszli do wielkich szklanych drzwi hotelowych i Abby
zatrzymała się nagle - nawet nie po to, żeby Mike otworzył przed nią drzwi,
tylko dlatego, że wryło ją w podłogę. Podniosła głowę, by zerknąć na niego, a
wtedy on - zanim zdążyła się zorientować, co się dzieje - szybko pocałował ją w
usta.
- Chyba zaryzykuję - rzekł, pchnął drzwi i wyprowadził Abby na
zewnątrz.
Od tego momentu była w stanie permanentnego oszołomienia. I nawet nie
chodziło o to, że Mike wsadził ją do swojego samochodu i obwiózł po mieście,
pokazując najciekawsze miejsca i opowiadając o nich zajmująco, i nie o to, że
zabrał ją do romantycznej i eleganckiej włoskiej restauracji, ale o to, że czuła się
przy nim jednocześnie wytrącona z równowagi i bezpieczna, trochę
spanikowana i kompletnie beztroska. Taka kombinacja naprawdę mogła uderzyć
do głowy. Szczególnie biednej Abby, która dotąd niewiele zaznała szczęścia w
życiu, a już szczególnie zadbał o to facet, któremu ofiarowała całe trzy lata.
Znów pomyślała o Kirku, ale tym razem już bez żalu i złości, tylko jak o
kimś, kto należał do dawno minionej epoki. To też było dla niej zupełną
nowością.
R S
- 18 -
Zajęli miejsca przy stoliku w najdalszym rogu, gdzie było przytulnie i
intymnie. Zastanawiała się, czy Mike z góry upatrzył ten lokal i przywiózł ją tu
specjalnie, ale szybko doszła do wniosku, że nie ma co myśleć za dużo. Rachel
kazała jej się dobrze bawić i na tym powinna się skupić.
Zjawił się kelner z listą win, lecz Mike zaproponował Abby, żeby wzięli
koktajle.
- Nie bardzo znam się na alkoholach - wyznała. - Co byś mi polecił?
- Proponuję martini. - Spojrzał na kelnera.
- Dla mnie z oliwką, dla pani z wisienką koktajlową.
Kiedy zostali sami, nachylił się nad stołem i powiedział konspiracyjnym
szeptem, jakby zdradzał ważną tajemnicę:
- Nie powtarzaj tego Bondowi, ale wolę martini zmieszane, wstrząśnięte
kompletnie mi nie leży.
Roześmiała się, słysząc, że miał inne upodobania niż słynny szpieg i
pomyślała jednocześnie, że James Bond, chociaż szalenie przystojny i
wyrafinowany, nie mógł się równać z mężczyzną, który siedział naprzeciwko
niej. Mike był... ach! I to więcej niż jedno „ach!".
Po chwili przyniesiono im drinki, Abby ostrożnie spróbowała martini.
Było mocniejsze, niż wszystko, co do tej pory piła, ale smakowało jej.
- Tylko błagam, nie mów mojej matce, że cię tutaj przywiozłem. Według
niej prawdziwe włoskie jedzenie można zjeść tylko w naszym domu, kiedy ona
je przygotuje.
Roześmiała się. Pani Mastriani musiała być interesującą osobą.
- Czyli zachowujesz się jak wyrodny syn. Ale nie bój się, dochowam
tajemnicy.
- Dzięki. Wiem, że grzeszę, i to przeciwko własnej rodzicielce, ale któż
jest bez grzechu. Mama jest przekonana, że zabrałem cię do francuskiej
restauracji, której oczywiście nie aprobuje, ponieważ miejsce ślimaków jest w
trawie, a nie na talerzu.
R S
- 19 -
Z tego żartu również powinna była się roześmiać, ale nie zdołała, bo nagle
coś do niej dotarło.
- Powiedziałeś o mnie swojej matce? - spytała w napięciu.
Odczekał z odpowiedzią, ponieważ kelner właśnie przyniósł przystawkę,
a potem znowu pochylił się nad stołem.
- Oczywiście. Ale niewiele. Powiedziałem tylko, że poznałem na plaży
dziewczynę, którą zabieram na kolację, więc nie będę jadł z nimi.
- I co ona na to? Wzruszył ramionami.
- Żebym przyprowadził cię na kolację do domu. Wiesz, ona uwielbia
wszystkich karmić, poza tym uważa, że nie powinno się nikogo zmuszać do
jedzenia tych paskudnych francuskich potraw.
Abby czym prędzej sięgnęła po martini i wypiła połowę.
- A co, chcesz poznać moich rodziców?
Omal się nie zakrztusiła.
Nie, absolutnie nie chciała ich poznawać, jeszcze tego brakowało! Już i
tak wszystko toczyło się w błyskawicznym tempie.
- Nie, po prostu byłam ciekawa. - A potem jakiś diabeł ją podkusił i
zapytała: - Często podrywasz dziewczyny, jak wychodzisz na przepustkę?
Mimo panującego w restauracji półmroku zdołała zauważyć, że jego oczy
pociemniały.
- Ty jesteś pierwsza - odparł cichym, poważnym głosem.
Z wrażenia aż zadrżała.
- Zimno ci? - zatroszczył się.
Bez słowa potrząsnęła głową. Zimno? Jakie zimno?! Było jej gorąco,
czuła, jak krew napływa do najwrażliwszych części jej ciała. Miała ochotę
zacząć się czymś wachlować.
Mike zacisnął zęby, aż na jego policzku zadrgała żyłka. Od tej pory
prawie się nie odzywał, więc posiłek upłynął w milczeniu, jakby nagle
przekroczyli jakąś niewidzialną granicę i znaleźli się na nieznanym terytorium,
R S
- 20 -
po którym nie potrafią się poruszać. W powietrzu wisiało napięcie, nie pozostało
śladu po beztroskim nastroju.
Abby z trudem zmusiła się do przełknięcia tiramisu, chociaż był to jej
ulubiony łakoć. Od razu po deserze Mike zapłacił i wstał od stołu, gdy tylko
kelner zwrócił mu kartę. Odsunął krzesło Abby.
- Gotowa?
Skinęła głową i ruszyła do wyjścia.
Mike otworzył przed nią drzwi, lecz tym razem nie wziął jej za rękę,
niemal demonstracyjnie unikał dotyku. Z przykrością obserwowała tę zmianę w
jego zachowaniu, nie miała pojęcia, co takiego powiedziała albo zrobiła, skoro
aż tak się do niej zraził. Przecież szło im świetnie, w pewnym momencie
atmosfera zrobiła się nawet gorąca... a potem to nagłe i niewytłumaczalne
oziębienie.
Odwiózł ją do hotelu, nie odzywając się ani nie próbując jej dotknąć.
Abby nerwowo bawiła się torebką, próbując wymyślić jakiś temat rozmowy,
który pozwoliłby im wrócić na przyjacielską stopę. Brakowało jej tego
pogodnego Mike'a, z którym się tak dobrze gawędziło. Ale zanim coś
wymyśliła, dojechali na miejsce.
- Odprowadzę cię do pokoju - rzekł sztywno.
Chociaż chciała powiedzieć, że nie ma takiej potrzeby, nie zdołała tego z
siebie wydusić. Łzy zapiekły ją pod powiekami, więc zamrugała i zaczęła
głęboko oddychać, żeby się opanować. Przeszli przez hol, wjechali windą na
osiemnaste piętro. Cały czas panowała między nimi pełna napięcia cisza. Abby
otworzyła drzwi pokoju kartą, uchyliła je, przytrzymała nogą, odwróciła się do
Mike'a.
- Dziękuję za kolację. - Wbiła wzrok w ozdobną klamrę na czubku
swojego pantofla. - To był bardzo miły wieczór. Przepraszam, jeśli dla ciebie
nie.
R S
- 21 -
- O czym ty mówisz? - spytał ostrym tonem i uniósł jej głowę, żeby
musiała spojrzeć mu w oczy.
Abby nerwowo zwilżyła usta. Nie miała pojęcia, co go tak rozgniewało.
- O tym, że... No, bardzo miło rozmawialiśmy, aż nagle zamilkłeś. Nie
wiem czemu, ale jeśli coś zrobiłam...
Wzdrygnęła się, gdy zaklął dosadnie, ponieważ nie przywykła do takich
słów.
- Ty nic nie zrobiłaś - rzekł przez zaciśnięte zęby. - To wszystko przeze
mnie. Jestem gotowy od samego patrzenia na ciebie. Nie mogłem rozmawiać, bo
musiałem się pilnować, żeby nie rzucić się na ciebie i nie kochać się z tobą od
razu tam, w restauracji. - Położył dłoń na karku Abby i przyciągnął ją do siebie.
- Ale teraz nikt na nas nie patrzy...
I pocałował ją gwałtownie.
R S
- 22 -
ROZDZIAŁ TRZECI
Nie przerywając pocałunku, zaczął popychać Abby do tyłu, jednocześnie
gładząc jej ramiona, plecy, talię, pośladki. Drzwi zamknęły się z cichym
kliknięciem akurat w chwili, kiedy dotarli do łóżka.
Abby potknęła się i pewnie by się przewróciła, gdyby Mike jej nie
podtrzymał.
Dopiero wtedy przerwał pocałunek.
- Cholera - rzucił chrapliwym głosem. Znów ją pocałował, ale tym razem
bardzo delikatnie. - Doprowadzasz mnie do szaleństwa - szepnął, pieszczotliwie
przesuwając wargami po jej ustach. - Wiem, to wszystko idzie bardzo szybko.
Jeśli nie chcesz, żebym posunął się dalej, powiedz tylko, a wyjdę natychmiast.
W przeciwnym wypadku... - odetchnął głęboko - ...nie wiem, czy zdołam dłużej
się powstrzymywać. Nie ręczę za siebie.
Abby zaschło w ustach z wrażenia, gdy dotarło do niej, że tak po prostu,
bez żadnych ogródek prosi, by się z nim przespała. Ale to naprawdę było za
szybko, poznali się zaledwie tego ranka, to było błyskawiczne tempo, prędkość
światła niemalże!
Nigdy nie zrobiła nic podobnego, nawet nie przyszło jej do głowy, że
byłaby do tego zdolna, rozsądek zdecydowanie zabraniał pchać się w takie
szaleństwo. Ale serce i intuicja podpowiadały coś zupełnie innego, żadne za
szybko, to będzie dobra decyzja, właściwa, najwłaściwsza. Fakt, że Mike był
gotów wyjść na jej żądanie, tylko potwierdzał trafność głosu intuicji.
- Nie chcę, żebyś wychodził - rzekła głosem, który zabrzmiał jak na Abby
nadzwyczaj zdecydowanie.
Zacisnęła dłonie na ramionach Mike'a.
Przebiegł go dreszcz.
Sekundę później chwycił ją w objęcia i zaczął całować tak żarliwie, jakby
umierał z pragnienia i potrzebował natychmiast się nią nasycić. Abby już dwa
R S
- 23 -
razy była zakochana i doskonale wiedziała, co to jest pożądanie - a przynajmniej
tak jej się wydawało do tej pory. Lecz jeszcze nigdy nie doświadczyła czegoś
podobnego. Miała wrażenie, że cała stanęła w ogniu, a przez jej ciało popłynęła
wrząca lawa.
Nie przestając jej szaleńczo całować, gładził ramiona i plecy, a kiedy
natrafił na suwak sukienki, rozpiął go powoli, powolutku, potem przez parę
chwil jego palce błądziły po nagich plecach Abby. Następnie sięgnął do paska
materiału na jej szyi, na którym trzymała się rozpięta sukienka, i próbował
znaleźć jakieś haftki czy guziczki. Wreszcie jęknął z głębokim zawodem, kiedy
zrozumiał, że pasek nie jest zapinany i trzeba go zdjąć przez głowę.
Niechętnie oderwał się od Abby, ściągnął pasek, zahaczając o ozdobne
szpilki w koku i psując go. Zamiast przeprosić, bezceremonialnie wyciągnął jej
z włosów pozostałe szpilki i rzucił je na podłogę.
Chociaż postanowiła pójść na całość, zawstydziła się nagle i przytrzymała
sukienkę, żeby nie obnażyć biustu. Mike nic nie powiedział, nie skomentował,
tylko cofnął się odrobinę i zaczął się sam rozbierać.
Rozpiął pasek, wyciągnął ze szlufek, upuścił na podłogę. Potem zaczął
rozpinać spodnie.
Abby przełknęła, nie mogąc oderwać oczu od wyraźnego wybrzuszenia.
Jednak Mike zmienił plan i zaczął rozpinać guziki koszuli, która po chwili
również poleciała na podłogę w ślad za szpilkami.
Co za widok! Szeroki tors robił wrażenie już w ubraniu, a co dopiero
obnażony. Mięśnie były wyrzeźbione tak fantastycznie, jakby pracował nad
nimi artysta i cyzelował jeden po drugim.
Gdyby chciała znaleźć coś niedoskonałego, musiałaby długo szukać i
wątpliwe, czy w końcu by znalazła. Potężnych bicepsów nie zdołałaby chyba
objąć obiema dłońmi, co zresztą zamierzała sprawdzić, oczywiście nie wcześ-
niej niż za kilka godzin. Na razie miała ciekawsze rzeczy do sprawdzania. Na
R S
- 24 -
sam widok tego mężczyzny ślinka napływała do ust - a sądząc po wyrazie oczu
Mike'a, doskonale o tym wiedział.
Łagodnie pociągnął jej dłonie w dół, prosząc bez słów, żeby się przed nim
odsłoniła. Zebrała się na odwagę, puściła sukienkę i pozwoliła jej spłynąć na
podłogę.
Stała przed nim tylko w szpilkach, jedwabnych pończochach, pasie i
seksownych majteczkach. Wszystko to kupiła za namową Rachel, sama nigdy
by się na to nie odważyła, a teraz była bezgranicznie wdzięczna przyjaciółce,
ponieważ wyraz twarzy Mike'a nie pozostawiał wątpliwości, jak bardzo jej
wygląd został doceniony.
- Mam nadzieję, że wiesz, jaka jesteś piękna - powiedział zmienionym
głosem. - Chciałbym całymi godzinami mówić ci, jaka jesteś cudowna,
opisywać każdy centymetr twojej skóry. Ale nie dam rady, bo muszę cię mieć
już teraz.
Zrobiło jej się miękko w kolanach. Nie znała nikogo innego, kto mówiłby
równie prosto i szczerze, czego pragnie. Nikt też jeszcze nie pożądał jej w takim
stopniu jak on - i świadomość tego faktu spowodowała, że Abby nagle przestała
się wstydzić, przestała się bać i zyskała absolutną, stuprocentową pewność, że
to, co robili w tym hotelowym pokoju, było dobre. A wraz z tą pewnością
przyszło poczucie własnej mocy.
- Nie ma sprawy - mruknęła, nieco zaskoczona faktem, że w takim
momencie jest w stanie coś powiedzieć, i to nawet coś sensownego. - Możesz
mi powiedzieć później.
Uśmiechnął się.
- Masz to jak w banku.
Wsunął palce w długie rude włosy i pocałował Abby, przywierając do niej
całym ciałem. Czuła na swoich nagich piersiach jego ciepły, umięśniony tors,
czuła, jak napiera na nią, czuła każdy odcisk na potężnych dłoniach Mike'a,
R S
- 25 -
kiedy przesuwał nimi po jej skórze, po plecach w dół, do talii, potem wzdłuż
boków, do góry, aż do piersi.
Nie były duże, lecz wyraźnie mu to nie przeszkadzało. Objął je, zważył w
dłoniach, potarł kciukami wyprężone sutki. Jęknęła, przeciągnęła dłońmi po
jego ostrzyżonych na jeżyka włosach. Kłuły. Kłuły w przyjemny, podniecający
sposób.
Zgięła nogę w kolanie i oplotła nią udo Mike'a, czując się niczym bluszcz.
Teraz on jęknął, wsunął jedną rękę pod jej pośladki i uniósł ją. Pisnęła
zaskoczona, nieco niepewna, a potem spodobało jej się, że dla odmiany może
nad nim górować. Całowali się dalej. Mike trzymał ją bez żadnego wysiłku,
jakby ważyła tyle co piórko. Mogłaby tak spędzić resztę życia, czując jedną rękę
Mike'a na swoim biuście, drugą na pośladkach i całując się z nim jak z nikim
jeszcze.
Było cudownie, ale z drugiej strony byłoby jeszcze lepiej poczuć go
wreszcie w sobie. Musiał pomyśleć o tym samym, ponieważ postąpił krok do
przodu, położył Abby na łóżku i dołączył do niej. Całował jej dekolt, pieścił
językiem dołek u nasady szyi, gdzie pulsowała maleńka żyłka, chwytał zębami
delikatną skórę na ramionach. Abby wyprężyła się pod nim, wbiła paznokcie w
jego barki.
- Za długo zwlekasz - poskarżyła się. Zerknął na nią, unosząc czarne brwi.
- Robię sobie przyjemność. A tobie nie?
Och, i to jaką!
- Ale ja już jestem gotowa na wielki finał. Uśmiechnął się szelmowsko.
- Ja również.
Podniósł się z łóżka, wyjął z kieszeni opakowania z prezerwatywą, rzucił
je na materac, ściągnął spodnie oraz slipy i stanął u stóp łóżka piękny w swojej
nagości. Natura wyposażyła go hojnie, więc całość robiła piorunujące wrażenie.
Abby przyglądała mu się z nieskrywanym zachwytem. Dostrzegła zarazem, że
goły facet miał w sobie coś komicznego. Dopiero teraz to zauważyła, a przecież,
R S
- 26 -
choć z natury nieśmiała i raczej odludek, od dawna już nie była niewinną
panienką.
A ponieważ ją coś rozśmieszyło, więc zachichotała.
- Aha, to cię tak bawi? - mruknął z udawanym gniewem. - Poczekaj, zaraz
będziesz piszczeć i krzyczeć, a nie rżeć ze śmiechu.
- Już się nie mogę doczekać - odpaliła bezczelnie, gdyż z każdą chwilą
czuła się coraz pewniej. - Gadasz i gadasz, ale to tylko gadanie. Chwalipięta,
co?
- Chwalipięta?! Dam ci chwalipiętę!
Skoczył na łóżko prosto na nią. Aż zapiszczała z uciechy i udawała, że
chce uciec, kiedy on próbował przyszpilić jej ręce i nogi do materaca.
Oczywiście miał taką przewagę, że uporał się z tym w mig. Abby leżała
kompletnie unieruchomiona, a Mike zaczął powoli całować jej nabrzmiałe,
spragnione piersi. Całował, pieścił językiem, chwytał zębami, przygryzał leciu-
teńko i wcale nie wyglądało na to, by śpieszył się do owego wielkiego finału.
- Mike... Co ty robisz?
W rzeczywistości miała ochotę spytać, czemu jeszcze w nią nie wszedł.
- Spokojnie, to dopiero początek.
Jęknęła, podejrzewając, że sobie umyślił jakiś szatański i przewrotny
plan, i nie spocznie, dopóki nie przeprowadzi go do końca. I oczywiście miała
rację. Mike najpierw nasycił się jej piersiami, potem powolutku całował brzuch,
wsunął język w pępek, podroczył się chwilę, potem przesunął się niżej, ujął
brzeg majteczek i zaczął je nieśpiesznie ściągać, nie przestając całować jej ciała
centymetr po centymetrze, aż do samych stóp.
Bielizna wylądowała na podłodze. Potem jeden pantofel. I drugi. Mike,
uśmiechając się szeroko, wypiął pończochy z pasa i ściągnął je powolutku.
Abby myślała, że zwariuje, jeśli będzie trwało to dłużej, nie mogła już
wytrzymać tego napięcia, jeszcze chwila, a zacznie krzyczeć!
R S
- 27 -
Przesunął szorstkimi dłońmi po jej stopach, łydkach, kolanach, po
wewnętrznej stronie ud, łagodnie rozsunął jej nogi. Abby chwyciła go za
ramiona, wbiła w nie palce i starała się go do siebie przyciągnąć. Wiedziała, że
zachowuje się żałośnie, jęcząc, dysząc i wijąc się, ale nie dbała o to zupełnie.
Pragnęła go, potrzebowała go zaraz, natychmiast!
- Mike, proszę... Nie znęcaj się dłużej, to jest okrutne.
Pocałował ją lekko, zmysłowo potarł torsem o jej biust.
- Podobno kobiety lubią grę wstępną.
- Później... Gra wstępna będzie później.
- Tak jest, psze pani.
Sięgnął po pakiecik z prezerwatywą, rozdarł go zębami, naciągnął ją
szybko, mocno chwycił Abby za pośladki, uniósł je nieco i wszedł w nią.
Odrzuciła głowę do tyłu i zagryzła wargi. To było niesamowite uczucie,
gdy wypełnił ją szczelnie tak potężny mężczyzna. Już jakiś czas minął od jej
ostatniego razu, W dodatku Kirk mógł sobie tylko pomarzyć o takich roz-
miarach... Jej ciało potrzebowało chwili, żeby się dostosować.
Mike doskonale zdawał sobie sprawę, że tak drobna kobieta może
początkowo odczuwać dyskomfort, więc trwał nieruchomo, opierając się na
wyprostowanych rękach i dając Abby czas. Nie trwało to długo, poruszyła
biodrami, zacisnęła się wokół niego.
- W porządku? - spytał chrapliwie.
Skinęła głową, oplotła go nogami, przyciągnęła do siebie, chwyciła
zębami za ucho, ugryzła. Jęknął, mocniej zacisnął palce na jej pośladkach i
zaczął się poruszać, a ona wraz z nim, najpierw powoli, potem szybciej. Abby
czuła, jak krew pulsuje jej w żyłach, jak słodkie napięcie narasta w dole brzucha
niczym fala.
Zagryzła wargi, żeby nie krzyknąć, ale w pewnym momencie nie
wytrzymała i krzyknęła. Sprężyny w materacu zaczęły poskrzypywać,
wezgłowie zaczęło rytmicznie uderzać o ścianę w rytm gwałtownych pchnięć
R S
- 28 -
Mike'a. A potem nagle, niemal bez ostrzeżenia, pod zaciśniętymi powiekami
Abby eksplodowały fajerwerki i przez całe jej ciało przetoczyła się fala takiego
orgazmu, że nawet sobie nie wyobrażała, że coś takiego jest w ogóle możliwe.
Chwilę później Mike pchnął biodrami ostatni raz, wyprężył się i opadł na nią.
Leżeli tak, oddychając ciężko. Abby leniwie gładziła jego muskularne
plecy i krótko przystrzyżone włosy. Po jakimś czasie wysunął się z niej,
dźwignął się na łokciach i popatrzył na nią.
- Zaraz wracam. - Pocałował ją, wstał i poszedł do łazienki.
Usłyszała szum wody, zaraz potem Mike wrócił, odwinął kołdrę, położył
Abby tak, żeby leżała wygodnie z głową na poduszce, przykrył ich oboje i oparł
się wygodnie na łokciu.
- Było całkiem nieźle - oznajmił z satysfakcją. - Musimy to niedługo
powtórzyć.
Uszczypnęła go w tors tuż poniżej prawego sutka i zachichotała, kiedy
drgnął, krzyknął i zaczął rozcierać bolące miejsce.
- Jeśli przestaniesz być nieznośny, to może powtórzymy - oświadczyła
wyniosłym tonem.
- Cóż, przynajmniej teraz wiem, na czym stoję - odparł ze stoickim
spokojem, ale zaraz zaśmiał się i zaczął ją całować, aż jej dech zaparło.
- Ile jeszcze zostało prezerwatyw? - spytała, kiedy wreszcie oderwali się
od siebie.
- Dwie. Uniosła brwi.
- Czy zawsze masz ich pełno po kieszeniach?
- Zazwyczaj mam jedną, tak na wszelki wypadek - wyjaśnił bez śladu
zawstydzenia. - Ale dzisiaj wziąłem kilka na zapas. Powiedzmy, że miałem
nadzieję.
- Mężczyźni są nieuleczalnymi optymistami pod tym względem, co? -
przekomarzała się.
- Absolutnie.
R S
- 29 -
- A ja w dodatku ułatwiłam ci sprawę.
Przysunął się bliżej, pocałował ją w skroń, zaczął pod kołdrą gładzić
dłonią po biodrze.
- Skąd, nic mi nie ułatwiłaś. Zamiast wylądować w twoim pokoju już o
siódmej, musiałem się męczyć na tej nieszczęsnej kolacji!
- Nieszczęsnej? Moim zdaniem było bardzo przyjemnie - odparła, z
trudem zbierając myśli, gdyż wsunął język w jej ucho.
- Ale nie tak przyjemnie jak teraz.
Abby poczuła jego dłoń między swoimi nogami.
Jęknęła i dała mu robić z sobą rozkoszne rzeczy, rzeczywiście o niebo
przyjemniejsze niż najlepsza kolacja. Najpierw doprowadził ją do orgazmu,
pieszcząc palcami, a potem, pieszcząc językiem, zafundował kolejny. Następnie
usiadł i zaczął szukać prezerwatywy, ale małe opakowania zawieruszyły się
gdzieś w pomiętej pościeli i nie mógł ich znaleźć. Abby zachichotała, kiedy
zaczął kląć pod nosem, zresztą w barwny sposób.
Prezerwatywy przepadły bez śladu. Mike ukląkł, szukając ich coraz
bardziej gorączkowo, ale w słabym świetle jednej małej lampki palącej się przy
drzwiach niewiele mógł dostrzec. Abby uznała, że w tej pozycji wyglądał
bardzo seksownie, więc uklękła za nim i zaczęła gładzić jego plecy i pośladki.
Znieruchomiał na moment, a potem podjął poszukiwania ze wzmożonym
wigorem.
Kiedy gwałtownie potrząsnął kołdrą, Abby zauważyła kątem oka
niebieski pakiecik, chwyciła go, przytuliła się do pleców Mike'a, wyciągnęła
rękę i pomachała mu cenną zdobyczą przed nosem.
- Tego szukasz?
- Nareszcie! - Wyrwał jej z ręki opakowanie, mamrocząc pod nosem
wyjątkowo urozmaicone przekleństwo.
- Masz wielki talent, jeśli chodzi o nieparlamentarne wyrażenia -
zauważyła ze śmiechem. - Sporo nowych rzeczy się dzisiaj nauczyłam.
R S
- 30 -
- Marines znają najlepsze przekleństwa. - Rozerwał zębami opakowanie. -
Z czasem nauczysz się ich ode mnie jeszcze więcej.
Abby znieruchomiała. Oczywiście rzucił tę uwagę nieświadomie, to wcale
nie była sugestia, że mogliby zostać z sobą. Ona jakoś bez większego problemu
potrafiła sobie wyobrazić, że jest z nim i poznaje go od podszewki. Ale to był
tylko przelotny wakacyjny romans, nic więcej. I tak otrzymała więcej, niż
mogłaby sobie wymarzyć, więc nie zamierzała wygórowanymi oczekiwaniami
psuć tych przyjemnych chwil. Odetchnęła głęboko i udzieliła sobie porad, które
z całą pewnością usłyszałaby od Rachel: „Nie myśl za dużo, baw się dobrze i
ciesz się chwilą". A potem bez trudu wcieliła je w życie, gdyż Mike odwrócił się
do niej i zaczął całować tak, że zapomniała o całym świecie.
Kiedy w pewnym momencie próbował lekko pchnąć ją na poduszki,
szepnęła:
- Tym razem chcę być na górze.
- Dobrze, może tego pożałuję, ale jestem do twojej dyspozycji. Nie
oszczędzaj mnie.
Pomyślała o wszystkich tych rzeczach, które chciałaby z nim zrobić,
jednak nie mogła zaspokoić całej listy pragnień, nie wykańczając ich obojga
kompletnie. Wszystkich nie, ale te najbardziej ekscytujące. Ze dwa, może trzy...
- Kładź się. - Pchnęła go lekko.
Posłusznie spełnił polecenie, a potem podał jej prezerwatywę, żeby to
Abby decydowała o wszystkim.
- Dziękuję. - Położyła pakiecik na łóżku, żeby jeszcze trochę poczekał, bo
na teraz miała inne plany.
Uklękła nad nim, nachyliła się i zaczęła go całować, jednocześnie
muskając piersiami jego tors. Mike chwycił ją za pośladki i zaczął je pieścić,
ona zaś brzuchem drażniła najbardziej wrażliwy fragment jego ciała. Po kilku
minutach oboje ledwie już wytrzymywali, lecz Abby oparła się pokusie, żeby
wziąć go w siebie. Odsunęła się nieco.
R S
- 31 -
- Jeszcze nie teraz, najpierw mam ochotę na co innego.
Jęknął, lecz puścił ją i położył ręce za głową, udając w pełni
zrelaksowanego, chociaż było widać, że prawie dygocze z pożądania.
- Grzeczny chłopiec.
Z uśmiechem zaczęła powoli gładzić jego tors, obwodzić palcami zarysy
wspaniale wyrzeźbionych mięśni brzucha, potem przesunęła dłonie niżej, objęła
palcami widomy dowód jego męskiej żądzy, z rozkoszą czując podniecający
dotyk delikatnej, jedwabistej skóry i ukrytego pod nią twardego ciała.
Mike gwałtownie wciągnął powietrze, kiedy zaczęła rytmicznie poruszać
dłonią. Uniósł biodra, bez słów prosząc o więcej, a wtedy Abby nachyliła się,
wzięła go do ust i teraz to ona zafundowała mu słodkie tortury. Mike wbił palce
w pościel, oddychał coraz szybciej.
- Abby... - Jego głos brzmiał chrapliwie.
Droczyła się z nim i dręczyła go dalej, ale nie potrwało to długo, gdyż
zdecydowanie chwycił ją za ramiona i podciągnął wyżej. Aż drżał z pożądania.
- Dość! Więcej już nie zniosę. Sięgnęła po pakiecik.
- A to jeszcze zniesiesz? - spytała, rozdzierając opakowanie. - Czy może
już nie? Może chociaż troszeczkę?
Odetchnął gwałtownie, gdy nałożyła mu prezerwatywę, a potem uklękła
nad nim.
- Trochę tak, ale nie za długo - powiedział przez zaciśnięte zęby.
Wziął jej piersi w dłonie, przesunął kciukami po sutkach. Abby przykryła
jego dłonie swoimi, odrzuciła głowę do tyłu i powoli, powolutku osunęła się
niżej, biorąc go w siebie, zamykając oczy z rozkoszy. Trwała tak przez chwilę,
napawając się tym cudownym doznaniem, że ona i Mike stanowią jedno.
- Nie czekaj... Proszę - błagał chrapliwie.
Otworzyła oczy, spojrzała na niego i poczuła satysfakcję. Leżał
wyprężony jak struna, nieruchomy i zaciskał zęby, aż żyły wystąpiły mu na
szyję.
R S
- 32 -
Uniosła biodra, a potem znowu zniżyła, i znowu, i znowu, biorąc go w
siebie raz za razem i obserwując, jak rozpaczliwie walczy o to, żeby zachować
kontrolę nad sobą. Tylko że ona wcale tego nie chciała, przeciwnie, pragnęła
doprowadzić go do szaleństwa, więc oparła dłonie o jego tors, nachyliła się i
zaczęła Mike'a całować, jednocześnie biorąc go w siebie pod innym kątem.
W tym momencie uległ, chwycił ją za biodra, ugiął nogi, przejął
inicjatywę, narzucił tempo i bardzo szybko doprowadził ich do eksplozji. A
kiedy było już po wszystkim, kompletnie wyczerpana Abby wtuliła się w jego
ramię i nie przejmując się faktem, że leżą z nogami na poduszkach i nic ich nie
przykrywa, zapadła w głęboki sen.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Obudziła się, nie wiedząc, czy spała kilka minut, czy kilka godzin.
Ponieważ leżała z głową na poduszce i starannie przykryta, przypomniała sobie
jak przez mgłę, że w którymś momencie Mike ułożył ją normalnie na łóżku,
przytulił do siebie i tak zasnęła. Ale teraz nie było go przy niej.
Lampka przy drzwiach paliła się nadal, więc Abby widziała, jak Mike
wkłada spodnie i koszulę. Usiadła, przytrzymując kołdrę na wysokości biustu.
- Dokąd idziesz? - spytała zaspanym głosem.
- Muszę wracać do domu - odparł cicho.
Ubrał się do końca, podszedł do łóżka, nachylił się i pocałował ją w
czubek głowy. Abby spojrzała na niego ze zdumieniem i niedowierzaniem,
czując w żołądku ogromny twardy supeł. Już koniec? Tak szybko? Dostał, co
chciał i do widzenia?
- Spotkajmy się rano na plaży - poprosił, bawiąc się pasmem jej włosów. -
W tym samym miejscu co poprzednio, dobrze?
R S
- 33 -
Omal nie zemdlała z ulgi. Bez słowa skinęła głową, na co Mike
uśmiechnął się, pocałował ją jeszcze raz i wyszedł. Gdy drzwi zamknęły się za
nim, opadła na poduszkę i wbiła wzrok w sufit.
Chciał zobaczyć się z nią ponownie! Czyli nie kończył ich romansu, nie
uciekał po jednej nocy, a to był dobry znak. No tak, ale nie został z nią do rana,
a to już zdecydowanie nie zaliczało się do dobrych znaków. Nie miała pojęcia,
co o tym wszystkim sądzić, nigdy nie przeżyła nic podobnego, to była zupełnie
nowa sytuacja, a błyskawiczne tempo rozwoju wypadków przyprawiało o
zawrót głowy.
Rachel wiedziałaby, co myśleć, ponieważ znała się na relacjach
międzyludzkich dziesięć razy lepiej niż ona. Tak, ale był środek nocy, Rachel
zapewne spała, więc... Chwileczkę, a czyja to wina, że Abby znalazła się w
takiej sytuacji? Kto ją w to wpakował? Sięgnęła więc po słuchawkę stojącego
przy łóżku telefonu i bez najmniejszych wyrzutów sumienia wybrała numer
przyjaciółki.
Mike raczej nie czuł się jak dżentelmen, kiedy wychodził w środku nocy z
hotelu i wracał do domu przez puste ulice. Powinien był zostać do rana. Pragnął
zostać do rana. Ale im dłużej leżał z jej głową na swoim barku, z jej ręką
spoczywającą na jego torsie, tym mocniej biło mu serce, aż wreszcie prawie nie
mógł oddychać, to stało się nie do zniesienia.
Nie miał pojęcia, skąd taka reakcja i co się w ogóle z nim dzieje, a na
pewno w obecności Abby działo się z nim coś bardzo dziwnego. Już sam seks
był niewyobrażalnie fantastyczny, a to jeszcze było niewiele powiedziane. Ale
chodziło o coś więcej. O to coś w Abby Weaver, co przemawiało do niego,
wołało, przyciągało go z zaskakującą siłą.
Nigdy nie należał do facetów szukających szybkich i krótkich przygód,
więc błyskawiczny rozwój wydarzeń powinien go niepokoić - tymczasem
niepokoiło go zupełnie co innego, mianowicie fakt, że ten nagły, płomienny ro-
R S
- 34 -
mans z Abby wydawał mu się słuszną i dobrą rzeczą, czymś właściwym i
absolutnie naturalnym!
I właśnie tu tkwił problem, ponieważ Mike wiedział, że kilka osób niezbyt
się ucieszy, gdy dowie się o tym związku. Dlatego też musiał się tym zająć,
zanim będzie mógł już bez przeszkód spędzać całe noce z Abby, budzić się przy
niej rano i układać plany co do nich dwojga.
Zachowaj spokój, niczego z góry nie zakładaj, nie oczekuj za dużo, bądź
cierpliwa i patrz, jak rozwinie się sytuacja.
Takich rad udzieliła jej Rachel, gdy już w pełni się obudziła i mogła
racjonalnie myśleć. Kiedy się dowiedziała, że Abby spędziła noc ze swoim
fantastycznym sierżantem piechoty morskiej, nie posiadała się z radości, złożyła
gratulacje i kazała nie przejmować się jego wyjściem aż tak bardzo.
- Słuchaj, mogło być wiele różnych powodów. Może był rano gdzieś
umówiony. Może nie chciał, żeby mama się martwiła, że syneczkowi coś się
stało - zażartowała. - A może po prostu sam spanikował, bo dla niego to też za
szybko i potrzebował pobyć sam, żeby to sobie przemyśleć.
Ponieważ ten ostatni argument brzmiał całkiem rozsądnie, trochę ją
uspokoił. Rachel pewnie miała rację, bo skoro Abby czuła się oszołomiona
sytuacją, tempem oraz temperaturą tego, co się działo, to czemu Mike nie
miałby czuć się podobnie? Też mógł wpaść w popłoch, w końcu mężczyźni
bardziej niż kobiety obawiali się gwałtownych, intensywnych uczuć. Nie
należało też zapominać, że poprosił o kolejne spotkanie. Gdyby chodziło mu
tylko o jedną noc, na pewno nie proponowałby kontynuowania znajomości.
Po tej rozmowie Abby zdecydowanie nabrała animuszu i już nie mogła się
doczekać chwili, kiedy przebierze się w swój piękny złoty kostium i pobiegnie
na plażę, żeby czekać na Mike'a w „ich" miejscu. Nawet informacja, że Rachel
wciąż nie jest w stanie przylecieć nie Florydę, nie zdołała zepsuć jej nastroju.
Przez resztę nocy prawie nie spała, zerwała się z łóżka bladym świtem,
R S
- 35 -
przebrała się w kostium, zrobiła sobie ładną fryzurę, umalowała się, wskoczyła
w sandałki i pobiegła na plażę.
Tym razem nie wypożyczała ogromnego parasola, natomiast wzięła
opakowanie kremu z filtrem. Zabrała też koc, ręcznik, butelkę wody i książkę,
ponieważ nie chciała wyglądać, jakby na kogoś czekała, zamierzała udawać
osobę całkowicie pochłoniętą lekturą.
Słońce stało już całkiem wysoko na niebie, kiedy usłyszała, jak ktoś
biegnie w jej stronę. Zerknęła ponad krawędzią okularów przeciwsłonecznych,
potem nieśpiesznie włożyła zakładkę do książki.
- Dzień dobry. - Uśmiechnął się na powitanie. Odpowiedziała uśmiechem.
- Cześć.
Znowu był ubrany w koszulkę, spodenki i sportowe buty. I znowu
wyglądał bosko, chociaż był zdyszany, a na jego ubraniu widniały plamy potu.
Opadł na koc, sięgnął po butelkę z wodą, pociągnął duży łyk, otarł czoło
ramieniem.
- Cieszę się, że cię widzę. Nie byłem pewien, czy przyjdziesz.
Abby omal nie parsknęła śmiechem. Nie był pewien? Och, gdyby tylko
wiedział...
Przez kilka następnych minut rozmawiali właściwie o niczym, w ogóle
nie poruszając kwestii ostatniej nocy. W pewnym momencie Mike zmienił
pozycję i usiadł tuż obok Abby, tak samo jak ona zwrócony twarzą w stronę
oceanu.
- Wiesz, tak się zastanawiałem...
Zerknęła na niego z ukosa, wstrzymując oddech.
- Tak?
- Przyjdź w niedzielę na obiad do moich rodziców.
Potrzebowała chwili, żeby w pełni dotarło do niej, co powiedział.
- Do twoich rodziców? - Jakimś cudem głos jej nie zadrżał.
R S
- 36 -
- Tak. Niedzielny obiad to zawsze poważna sprawa, zwłaszcza jeśli któreś
z dzieci jest w domu. Zajmuje prawie pół dnia i trzeba na nim być, musiałoby
mnie porwać UFO, żeby moja nieobecność została usprawiedliwiona. Gdybyś
przyszła, moglibyśmy spędzić cały dzień razem.
- I poznałabym twoich rodziców...
- Oni nie gryzą. Co prawda będziesz musiała sobie kupić jakieś krople
żołądkowe, bo moja mama wmusi w ciebie porcję, którą można by nakarmić
słonia, ale poza tym nic ci nie grozi.
Ponieważ mówił to wszystko żartobliwie, roześmiała się, ale w
rzeczywistości była ogromnie przejęta i zdenerwowana. Powtórzyła sobie rady
Rachel: „Zachowaj spokój, niczego z góry nie zakładaj, nie oczekuj za dużo,
bądź cierpliwa i patrz, jak się sytuacja rozwinie".
Zazwyczaj spotkanie rodziców drugiej osoby wyznaczało kolejny etap w
związku i mogło zapowiadać coś ważnego, ale w tym przypadku zaproszenie
mogło być najzupełniej niewinne, więc nie powinna mu przypisywać zbyt wiel-
kiego znaczenia i żywić nadmiernych nadziei. Może chodziło tylko o to, co
Mike powiedział - musiał być w niedzielę u rodziców na obiedzie, a
jednocześnie chciałby ten czas spędzić z nią, więc połączenie tych dwóch rzeczy
było logicznym rozwiązaniem.
Tak mówił rozsądek, jednak intuicja podpowiadała, że za tym
zaproszeniem kryje się coś więcej, lecz lepiej udawać, że się tego nie
podejrzewa.
Odetchnęła głęboko, skinęła głową.
- W takim razie przyjdę.
- Świetnie. - W jego głosie zabrzmiała ulga. - Obiad zaczyna się o
pierwszej, więc przyjadę po ciebie koło dwunastej trzydzieści, dobrze?
- Dobrze. Będę czekać.
Musiała przemyśleć, w co się ubrać, raczej nie mogła wybrać żadnej z
rzeczy, na których kupno namówiła ją Rachel, gdyż przy pierwszym spotkaniu z
R S
- 37 -
rodzicami Mike'a nie powinna wyglądać zanadto frywolnie. Przede wszystkim
odpadały głębokie dekolty i krótkie spódniczki.
- Czyli wiemy już, co z niedzielą. Zostaje nam jeszcze czwartek, piątek i
sobota. Czy jest jakaś szansa, że chciałabyś spędzić je ze mną? I resztę twojego
urlopu również?
I jak miała się oprzeć temu kuszącemu głosowi i ujmującemu
uśmiechowi? Nie mogła się oprzeć. I wcale nie chciała. Bardzo chętnie spędzi z
nim każdą chwilę swojego urlopu, będzie z nim tak długo, jak tylko będzie miał
ochotę.
- Tak. Ale po jakimś czasie mogę ci się znudzić.
Popatrzył jej prosto w oczy, poważnie i szczerze.
- Nie ma takiej możliwości.
Nachylił się, pocałował ją lekko, a potem znowu przyjął wygodną pozycję
na kocu, jakby nic się nie stało, gdy tymczasem Abby myślała, że serce
wyskoczy jej z piersi.
- To na co masz dzisiaj ochotę? Na zakupy? Zwiedzanie? Tańce? -
Spojrzał na zegarek. - A może na lunch za dwie godziny?
Wyobraziła sobie, jak robi z nim te wszystkie rzeczy, i już nie mogła się
doczekać.
- A gdybym miała ochotę na wszystko? Roześmiał się.
- Proponuję, żebyśmy rozłożyli przyjemności na kilka dni. To co
planujesz na dzisiaj?
Lekko wzruszyła ramieniem.
- Lubię niespodzianki, więc ty zdecyduj.
- W porządku. O której ruszamy?
- Kiedy będziesz mógł. Ja tylko muszę iść do hotelu i się przebrać.
Odwrócił się ku niej, nachylił się, lekko przygryzł zębami jej ucho, potem
pocałował szyję Abby, ramię, dekolt.
- A mógłbym pójść z tobą? - wymruczał uwodzicielskim głosem.
R S
- 38 -
Na moment zabrakło jej tchu, ale jakoś zdołała wziąć się w garść.
- Chcesz patrzeć, jak się przebieram?
- Niekoniecznie... - Przesunął językiem po jej skórze tuż ponad
staniczkiem kostiumu, jednocześnie kładąc rękę na biodrze Abby i wsuwając
palec pod elastyczny materiał majteczek. - Oferuję ci moje skromne usługi w za-
kresie wydobycia cię z tego seksownego kostiumu. Mam wyjątkowy talent do
radzenia sobie ze wszelkimi zapięciami, guzikami i zamkami błyskawicznymi.
Od tego, co robił i co mówił, aż dostała gęsiej skórki.
- Och, nie wątpię, że masz...
Zamknęła oczy i odchyliła głowę do tyłu, kiedy on najpierw przesunął
wargami po jej piersiach, a potem po szyi i policzku. Cały czas trzymał dłoń na
biodrze Abby, powoli gładząc ją kciukiem po brzuchu. Z jękiem zacisnęła palce
na szerokich ramionach Mike'a, a kiedy poczuła, że wsuwa kolano między jej
nogi, poddała się ulegle i zapraszająco położyła się na wznak. Skorzystał
natychmiast i już leżał na niej, całując ją do nieprzytomności.
Nie miała pojęcia, ile czasu upłynęło, wiedziała tylko, że kiedy się całują,
cała reszta świata znika bez śladu, są tylko oni, gorący piasek i słońce ponad
nimi. Kiedy wreszcie przerwali pocałunek, oddychali ciężko, rozpaleni i
spragnieni.
Kiedy odsunął się, jęknęła z zawodem i chwyciła Mike'a za ramiona,
próbując z powrotem przyciągnąć do siebie. Pocałował ją jeszcze raz, krótko i
mocno, prawie brutalnie.
- Nie tutaj - rzucił zmienionym głosem. - Ale niedługo. Bardzo niedługo.
Podniósł się i wyciągnął rękę, żeby pomóc Abby.
Kiedy stanęła przed nim, wymownie spojrzała na mocno wybrzuszony
przód jego spodenek gimnastycznych, a wtedy Mike odchrząknął i próbował
obciągnąć jedną nogawkę, ale nic to nie dało. Abby oparła czoło o jego tors i
zaczęła chichotać.
R S
- 39 -
- Śmiej się, śmiej - powiedział z udawaną groźbą w głosie. - Ale niedługo
zrobię z tego całkiem niezły użytek.
Ponieważ nie patrzyła mu w oczy, odważyła się rzucić bezczelnie:
- A czy wtedy też będzie mi do śmiechu? Aż zawarczał i dał jej lekkiego
klapsa w pupę.
- Nie, jeśli będę miał coś do powiedzenia w tej kwestii. - Schylił się i
pozbierał jej rzeczy, Abby pomogła mu, przy czym nie umknęło jej uwadze, że
przewiesił przez ramię jej ręcznik kąpielowy w taki sposób, żeby zwisał nisko z
przodu i zasłaniał kłopotliwe rejony. - Gotowa?
Skinęła głową, starannie ukrywając uśmiech satysfakcji, odwróciła się i
ruszyła w stronę hotelu.
- To mi wcale nie pomaga - mruknął Mike, który szedł parę kroków za
nią.
Zerknęła na niego przez ramię.
- Co ci nie pomaga? Spojrzał na jej pupę.
- Patrzenie, jak mi przed nosem kręcisz biodrami, ubrana tylko w kawałek
złotej szmatki.
- Wcale nie kręcę biodrami.
- Wiem. - Popatrzył jej prosto w oczy. - Dla ciebie to po prostu zwykły
sposób chodzenia, ale dla mnie to jak cios prosto w dołek. Prawie nokaut.
To było tak podniecające wyznanie, że Abby zaschło w ustach, za to
gdzie indziej zrobiła się wilgotna. Odetchnęła głęboko i znów ruszyła w
kierunku hotelu, tym razem rzeczywiście leciutko kołysząc biodrami. Za
plecami usłyszała cichy jęk, co napełniło ją rozkosznym poczuciem kobiecej
mocy. Coraz bardziej jej się to wszystko podobało.
Po wejściu do pokoju pierwsze dwie godziny spędzili na kochaniu się.
Tak naprawdę zaczęli już w windzie, gdyż w drodze na osiemnaste piętro
pozwolili sobie na mocno zaawansowane pieszczoty. Kiedy już ochłonęli, poszli
R S
- 40 -
pod prysznic, a ponieważ zrobili to razem, nastały kolejne pieszczoty, które
przerodziły się we wspaniały seks.
Potem ubrali się, poszli na spacer wzdłuż Las Olas Boulevard, zjedli
lunch, kupili lody, przysiedli w malowniczej kawiarence, żeby posłuchać jazzu
na żywo.
Następnego dnia Mike zabrał Abby do pobliskiego rezerwatu przyrody, a
wieczorem do dyskoteki, gdzie bębenki w uszach pękały od gorących
latynoskich rytmów, na parkiecie nie było skrawka wolnego miejsca, a od
szaleńczo migających świateł można było dostać migreny. Abby bawiła się jak
nigdy w życiu.
W sobotę przyszła kolej na zakupy. Na gigantycznym cotygodniowym
bazarze zobaczyła całą masę rzeczy, które chciałaby kupić, ale oparła się
pokusie, ponieważ wiedziała, że nie da rady spakować tego wszystkiego i zabrać
z sobą do Ohio. Potem popłynęli na pobliską wysepkę i zjedli kolację w
malowniczej restauracji ukrytej wśród egzotycznych drzew.
Z każdym dniem Abby stawała się coraz swobodniejsza, coraz pewniejsza
siebie i było jej coraz lepiej z Mike'em. Każdą noc spędzali razem, kochając się
tak długo, aż żadne nie miało siły ruszyć palcem. Zaczynała podejrzewać - cho-
ciaż z całej siły próbowała zaprzeczać temu - że chyba zakochała się w Mike'u. I
to tak całkiem na poważnie. Wcale nie chodziło o przelotne zauroczenie. Ani o
zwykłe pożądanie. To wyglądało na autentyczne, głębokie zaangażowanie.
Ta myśl przerażała ją, ponieważ ten związek nie miał żadnych szans. Ona
za tydzień wracała do swojego życia i pracy w Ohio, a Mike mniej więcej w tym
samym czasie musiał wracać do jednostki w Kalifornii. Dalej od siebie to już
mieszkać nie mogli...
Nie pozostało jej więc nic innego, jak wykorzystać każdą chwilę, która
jeszcze im pozostała, nasycić się tymi wakacjami, żeby przynajmniej mieć
wspaniałe wspomnienia, kiedy nadejdą długie, zimne, samotne dni.
R S
- 41 -
Wreszcie przyszła pora na wizytę u rodziców Mike'a. Abby wpadła w
panikę, więc zadzwoniła do Rachel, której ciągłe komplikacje wciąż nie
pozwalały przyjechać na Florydę. Niestety, tym razem przyjaciółka nie
uspokoiła jej zbytnio, ponieważ stwierdziła, że niedzielny obiad u rodziców to
raczej niespotykany punkt przelotnego romansu. Do tego dołożyła radę, żeby
Abby nie dała się przyłapać państwu Mastriani na obmacywaniu ich syna pod
stołem podczas wspólnego posiłku. Coraz bardziej zdenerwowana Abby nie
uznała tej rady za pomocną.
Godzinę przed przyjazdem włożyła prostą różową bluzkę, dżinsy i
sandałki. Bluzka miała skromny dekolt, dżinsy nie były zbyt obcisłe, a sandałki
miały niskie obcasy. Do tego delikatny złoty łańcuszek, równie subtelne złote
kolczyki i bransoletka. Abby umalowała się oszczędnie i rozpuściła włosy,
podpinając je na skroniach spinkami.
Kończyła się szykować, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Odstawiła
perfumy, przycisnęła dłoń do brzucha, ponieważ ze zdenerwowania jej żołądek
zaczął wyprawiać dziwne rzeczy, i pobiegła otworzyć.
- Gotowa? - spytał z uśmiechem Mike.
- Tak, tylko wezmę swoje rzeczy. - Zawróciła i zabrała z łóżka torebkę.
Na parkingu Mike jak zwykle otworzył przed nią drzwi samochodu i
dopiero potem sam zajął miejsce za kierownicą.
- Mam nadzieję, że lubisz lasagne? To specjalność mojej mamy, więc
kiedy dowiedziała się, że przyprowadzę cię na obiad, w dzisiejszym menu
natychmiast zjawiło się lasagne.
- Lubię - odparła, a potem zapytała z wahaniem: - Co im o mnie
powiedziałeś?
- Że spotkałem cię na plaży podczas codziennego treningu. I że to przez
ciebie prawie nie ma mnie w domu podczas tego urlopu - dodał z szelmowskim
uśmiechem.
Abby zarumieniła się.
R S
- 42 -
- Ale chyba nie zdradziłeś im, co robimy w tym czasie? - upewniła się,
myśląc o pudełku prezerwatyw, już do połowy pustym, które stało przy łóżku w
jej pokoju.
- A czemu nie?
Gwałtownie wciągnęła powietrze. Mike zauważył jej przerażoną minę i
roześmiał się.
- Hej, nie ma co panikować, mówiłem im tylko, gdzie cię zabrałem w
ciągu tych kilku dni. Są rzeczy, o których rodzice nie muszą wiedzieć, prawda?
Odetchnęła z ulgą.
Kilka minut później zaparkowali przed ładnym jednopiętrowym
domkiem, pomalowanym na biało. Za ogrodzeniem widniała brukowana ścieżka
obsadzona bajecznie kolorowymi kwiatami. Takie same kwiaty zdobiły również
niewielki frontowy ganek. Mike otworzył furtkę i wziął Abby pod rękę.
- Nie denerwuj się, spodobasz im się. Zresztą to tylko obiad.
„Tylko" obiad z jego rodzicami - rzeczywiście drobiazg!
Przed drzwiami Mike zatrzymał się. Trzymając jedną dłoń na klamce,
drugą położył na policzku Abby i potarł kciukiem jej dolną wargę.
- A nawet gdybyś im się nie spodobała... - rzekł cicho - ...to mnie
podobasz się na pewno.
R S
- 43 -
ROZDZIAŁ PIĄTY
Lody zostały przełamane i Mike poczuł się tak, jakby mógł wypłynąć na
pełne morze.
Obiad nie tylko był przepyszny - nie mógł być inny, skoro wszystko bez
wyjątku było domowej roboty - ale też upłynął w takiej atmosferze, jakby brał w
nim udział nie ktoś obcy, lecz członek rodziny. Przez pierwszych kilka minut
było nieco sztywno, rodzice Mike'a popatrywali na gościa z pewną rezerwą, zaś
Abby była wyraźnie spłoszona i zestresowana, ale potem, kiedy szczerze
skomplementowała panią Mastriani za wystrój domu i równie szczerze
zachwyciła się kolekcją statków w butelkach, wykonanych przez pana
Mastrianiego, rozmowa nabrała rumieńców i wszystko potoczyło się w jak
najlepszym kierunku.
Mike patrzył, jak panie zasiadły po obiedzie na kanapie i jego matka
pokazuje Abby album z rodzinnymi zdjęciami, ponieważ pokazywała go
każdemu, kto przekroczył progi domu. Na zdjęciach widniał głównie mały
Mike, czasem zupełnie nagi - a to w wannie, a to w ogrodzie z wężem do
podlewania, a to ubrany tylko w kowbojski kapelusz i pas z plastikowym
rewolwerem.
Wyglądało na to, że przypadły sobie do gustu, co Mike'a bardzo
ucieszyło, bo nie planował w najbliższym czasie rozstawać się z Abby, więc
dobre stosunki między nią a jego rodzicami były jak najbardziej pożądane.
Szczerze powiedziawszy, obawiał się, czy w ogóle ją zaakceptują, przecież
wiedział, jak bardzo lubili Dianę. On i Diana znali się jeszcze ze szkoły, byli
parą na studiach i do tej pory całe ich otoczenie żyło w głębokim przekonaniu,
że któregoś dnia się pobiorą.
Właściwie to była jego wina, ponieważ nigdy nie zakończył tego związku
w jasny i zdecydowany sposób. Od razu po studiach zaciągnął się do służby, ale
pozostawał w kontakcie z Dianą, a kiedy przyjeżdżał na przepustkę, dzwonił do
R S
- 44 -
niej i wychodzili gdzieś razem, czasem spędzali razem noc. Nigdy nie nazwałby
tego poważnym związkiem, to była wygodna dla obu stron niezobowiązująca
relacja.
Ale teraz obawiał się, że zupełnie niechcący mógł zwieść Dianę, pozwolić
jej myśleć, że któregoś dnia się zadeklaruje.
W dodatku musiał wyjaśnić sytuację rodzicom, co nie okazało się łatwe,
gdyż od dawna traktowali ją jak własną córkę i myśleli o niej jako o swojej
przyszłej synowej. Tak jak się spodziewał, byli rozczarowani, kiedy rozwiał ich
złudzenia, lecz gdy wspomniał, że spotkał inną dziewczynę i chciałby ją
przyprowadzić na niedzielny obiad, rozpogodzili się i zaczęli wypytywać o
Abby.
W następnej kolejności musiał porozmawiać z Dianą. Odkładał tę
rozmowę, jak mógł, lecz wiedział, że nie powinien już dłużej zwlekać.
- Masz, synu. - Tata wrócił z kuchni i podał mu puszkę schłodzonego
piwa.
- Dzięki, tato.
Mike pociągnął łyk piwa, rozejrzał się po pokoju, zastanawiając się, gdzie
będzie najlepiej usiąść, po czym podszedł do sofy i wcisnął się w wąski skrawek
miejsca obok Abby, dzięki czemu siedzieli bardzo blisko siebie. Przez dżinsy
poczuł ciepło jej ciała, a na taką podnietę trudno było pozostać obojętnym, mu-
siał jednak uważać i nie zdradzić się z niczym, żeby rodzice nie zorientowali się,
jak bardzo już wpadł.
Abby spojrzała na ich stykające się uda, a potem na Mike'a, bez słów
przekazując komunikat, że to bardzo przyjemne. To wystarczyło - z miejsca
ogarnęło go pożądanie, więc musiał aż zacisnąć zęby, żeby nie jęknąć na głos.
Musiała się zorientować, co się dzieje, gdyż czym prędzej wróciła do
przeglądania albumu.
- Byłeś uroczym dzieckiem - skomentowała.
Mike pociągnął solidny łyk piwa i dopiero wtedy powiedział:
R S
- 45 -
- Które chyba wiecznie biegało bez ubrania. A może mama po prostu
nigdy nie wyciągała aparatu, dopóki nie robiłem czegoś zabawnego, będąc na
golasa. Widać inne momenty nie wydawały jej się godne zainteresowania.
Abby zachichotała, pani Mastriani również parsknęła śmiechem i sięgnęła
za jej plecami, żeby żartobliwie trzepnąć syna, a Mike udał, że się zasłania i
chowa.
- Nie przesadzaj, masz część zdjęć w ubraniu - rzekła pojednawczym
tonem Abby, lecz zaraz potem dodała figlarnie: - Ale to nie są moje ulubione.
- Ach, ty! - rzucił z udawanym gniewem, otoczył ją ramieniem,
przyciągnął do siebie i pocałował w czubek głowy. Abby zarumieniła się i
starała się odsunąć. Mike nieco rozluźnił uścisk i pozwolił jej z powrotem usiąść
prosto, lecz już nie cofnął ręki.
Wciąż oglądali album, gdy rozległo się lekkie pukanie do tylnych drzwi.
- Dzień dobry, macie gościa! - zawołał ktoś wesoło i do pokoju weszła
Diana.
Mike poczuł się tak, jakby nagle miał w żołądku wielki kamień.
Bezwiednie mocniej otoczył ramieniem Abby, ale poza tym nie był w stanie
wykonać żadnego ruchu.
- Upiekłam pierniczki z polewą czekoladową - powiedziała Diana, idąc
przez salon i nie rozglądając się na boki, gdyż niosła w obu rękach duży
przykryty półmisek. - Te, które Mike tak lubi.
Tym razem zamarli również państwo Mastriani i Abby. Cała czwórka
wpatrywała się w uśmiechniętą młodą kobietę, która ostrożnie postawiła
półmisek na stole. Diana była atrakcyjna, miała krótkie, modnie ostrzyżone
blond włosy i bardzo seksowną figurę. Czasem ubierała się w rzeczy jak na gust
Mike'a zbyt obcisłe.
Ciągle jeszcze nie zauważyła Abby. Mike, chociaż doskonale
przeszkolony, jak reagować w sytuacjach kryzysowych, nie był stanie nic
zrobić. Mógł jeszcze cofnąć rękę i wstać, lecz nawet nie przyszło mu to na myśl.
R S
- 46 -
Czuł w głowie kompletną pustkę. Diana odkryła półmisek i odwróciła się w ich
stronę, nadal uśmiechając się promiennie. Kiedy zobaczyła Mike'a
obejmującego Abby, wyraz jej twarzy gwałtownie się zmienił.
Mike zebrał się w sobie i wstał powoli.
Wcale nie chciał wypuszczać Abby z objęć i odsuwać się od niej, lecz to
on spowodował zaistniałą sytuację, więc musiał wszystko szybko naprawić,
żeby nikt nie poczuł się zraniony. Ale na to mogło być już za późno, sądząc po
wzroku i Diany, i Abby...
- Frank, obiecałeś powiesić karmnik dla ptaków - odezwała się pani
Mastriani, po czym wstała z kanapy i podeszła do męża. - Chodź, pokażę ci,
gdzie jest w garażu.
Brzmiało to w miarę przekonująco, aczkolwiek wspomniany karmnik
wisiał sobie za oknem i był doskonale widoczny.
Kiedy rodzice wyszli, Mike odchrząknął.
- Diana, to jest Abby Weaver. Abby, to jest Diana Hartman, chodziliśmy
razem do szkoły.
Słysząc to, Diana uniosła brwi.
- Nie tylko chodziliśmy razem do szkoły, prawda, Michael?
To pytanie zostało zadane przyjaznym tonem, lecz pobrzmiewała w nim
nutka, która ostrzegła Mike'a, że nie uda mu się zamieść kłopotliwej sytuacji
pod dywan i odłożyć wyjaśnienia na kiedy indziej.
Patrzył, jak Abby wstaje z sofy, podchodzi i wyciąga rękę na powitanie,
jakby nigdy nic.
- Miło cię poznać.
Diana zachowała się uprzejmie i uścisnęła jej rękę, chociaż z lekkim
ociąganiem.
- Nie wiedziałam, że Michael ma gościa. Powinnam była zadzwonić i
uprzedzić o moim przyjściu, ale przywykłam, że jestem tu traktowana jak
R S
- 47 -
członek rodziny i mogę wpadać o dowolnej porze. - Mówiąc to, pogładziła
Mike'a po ramieniu.
Łatwo zrozumiał wymowę tego gestu - Diana oznaczała swoje terytorium.
Wcale mu się to nie podobało, nigdy wcześniej tego nie robiła. Zapanowało
niezręczne milczenie. Mike wiedział, że nie ma wyjścia, musi postawić sprawę
jasno, chociaż bał się, czy nie zrazi do siebie ich obu i potem już żadna z nich
nigdy więcej się do niego nie odezwie. Ale nie dało się dłużej odwlekać
wyjaśnień.
Wsunął ręce w kieszenie dżinsów, odetchnął głęboko.
- Abby, prawda jest taka, że Diana i ja chodziliśmy z sobą na studiach i
potem widywaliśmy się co jakiś czas. Diano, być może spodziewałaś się
jakiegoś rozwoju naszego luźnego związku, ale ostatnio zacząłem spotykać się z
Abby.
Wolał nie wchodzić w szczegóły, żeby dodatkowo nie pogorszyć sytuacji.
- Nie powiedziałeś mi, że jest ktoś inny - rzekła cicho Abby.
Chociaż powiedziała to spokojnie, i tak zabrzmiało to jak oskarżenie. Co
gorsza, kiedy Mike spojrzał jej w oczy, zobaczył w nich ból, a wtedy poczuł się
tak, jakby dostał solidnego kopniaka. Na którego zresztą solidnie sobie zasłużył.
- To nigdy nie było nic poważnego, to tak trwało z braku czegoś lepszego
- tłumaczył, czując jednocześnie, że tylko się pogrąża tym wyjaśnieniem.
- Z braku czegoś lepszego? - Oczy Diany błysnęły niebezpiecznie.
Skrzyżowała ramiona, nerwowo tupała czubkiem pantofla w podłogę. - Jak
miło! A ja myślałam, że weźmiemy ślub.
Mike aż poderwał głowę. Hola, hola! Jaki ślub? Pierwsze słyszał.
- Chwileczkę, nigdy nie było mowy o małżeństwie. - Wyjął ręce z
kieszeni i wyciągnął je przed siebie, jakby bronił się przed dalszymi rewelacjami
tego typu. - Abby, nigdy nie poruszaliśmy tego tematu, przysięgam na wszystko.
Oburzona Diana coś krzyknęła, okręciła się na pięcie i wypadła z domu.
Mike popatrzył za nią, a potem spojrzał na Abby, nie wiedząc, co począć - czy
R S
- 48 -
zostać i okazać jej, jak bardzo mu na niej zależy, czy biec za Dianą i ratować
trwającą prawie dwadzieścia lat przyjaźń.
- Cholera jasna...
Nie mógł znieść smutku malującego się na twarzy Abby, lecz nie mógł
także zapomnieć o Dianie, którą nieświadomie... lub też ze zwykłego
wygodnictwa... zwodził przez parę lat. Jego wina, pokpił sprawę, teraz trzeba
wszystko naprawić.
- Abby, przepraszam cię, ale muszę z nią porozmawiać. To nie potrwa
długo, obiecuję. Zaraz wrócę, wszystko wyjaśnię i wszystko sobie poukładamy.
- Chwycił ją za ramiona, uścisnął mocno, pocałował w chłodny policzek. Nie
zareagowała w żaden sposób. - Słuchaj, sytuacja naprawdę nie jest taka zła, na
jaką wygląda. Tylko daj mi szansę, żebym wszystko wytłumaczył. - Nie
otrzymawszy żadnej odpowiedzi, puścił ją z westchnieniem. - Zostań tutaj.
Niedługo wracam.
To jeden z najdłuższych dni w moim życiu, pomyślał, wracając do domu
godzinę później. Rozmowa z Dianą nie okazała się ani prosta, ani łatwa, ale
tylko skończony naiwniak mógłby sądzić, że mogłoby być inaczej. Czuł się po
niej tak wykończony, że nawet pierwsze dni na poligonie nie dały mu tak w
kość. Jakimś cudem udało mu się nie utracić przyjaźni Diany, ale kosztowało go
to wiele wysiłku. Teraz musiał jeszcze odzyskać zaufanie Abby. Miał nadzieję,
że będzie chciała go słuchać.
- Gdzie jest Abby? - spytał, widząc w salonie tylko swoich rodziców,
którzy oglądali telewizję.
Mama odwróciła się do niego z zatroskaną twarzą.
- Przykro mi, kochanie, ale wyszła.
- Jak to wyszła?!
- Kiedy tylko pobiegłeś za Dianą, przyszła do garażu i spytała, czy
moglibyśmy zadzwonić po taksówkę. Oczywiście próbowaliśmy ją zatrzymać.
R S
- 49 -
Kiedy nie chciała zostać, prosiliśmy, żeby przynajmniej pozwoliła się odwieźć
tacie, ale i za to podziękowała.
Mike zdusił przekleństwo, bo gdyby powiedział coś takiego w domu,
nieodwołalnie dostałby od matki po uszach, choć był sierżantem, a sytuacja
nadzwyczaj trudna.
Poczuł, że z napięcia zaczyna boleć go głowa.
- Nie martwcie się - powiedział, widząc zaniepokojone spojrzenia
rodziców. - Wiem, dokąd pojechała. - Ruszył do wyjścia.
- Powodzenia! - zawołała za nim mama. Skinął jej ręką.
- Dzięki. I nie przejmujcie się, gdybym długo nie wracał.
Dwadzieścia minut później zaczął się zastanawiać, czy Abby na pewno
wróciła do hotelu. To przecież niemożliwe, by zdołała tak długo ignorować jego
dobijanie się do drzwi. Ale niby gdzie miała być, jak nie tutaj? Nikogo w
mieście nie znała, a na pewno nie poszła w żadne miejsce publiczne. Po raz
ostatni załomotał do drzwi, potem powiedział głośno, żeby na pewno usłyszała:
- Abby, nigdzie się stąd nie ruszę. Jeśli nie chcesz teraz ze mną
rozmawiać, w porządku. Ale i tak w końcu porozmawiamy.
Usiadł na podłodze tuż przy drzwiach, oparł się plecami o ścianę,
sprawdził, która godzina, a potem zaczęło się wielkie czekanie Mike'a
Mastrianiego.
Po raz nie wiadomo który wyjrzała przez wizjer, lecz nadal nie
dostrzegała ani śladu Mike'a. Co prawda zarzekał się, że nigdzie nie pójdzie, ale
wszystko wskazywało na to, że skończyło się na deklaracjach. Nie wiedziała
tylko, czy z tego powodu odczuwa większy smutek, czy większą ulgę.
Dzień, który zaczął się tak miło i obiecująco, przemienił się w najgorszy
koszmar. Przez cały ten czas, kiedy Mike się z nią spotykał, kiedy ją uwodził,
kiedy się z nią kochał - miał inną dziewczynę! I tamta, sądząc po jej reakcji,
była w związek z Mike'em głęboko zaangażowana. Zastanawiała się, co
powiedział Dianie, kiedy ją dogonił. I co zamierzał powiedzieć jej.
R S
- 50 -
Od razu po powrocie do hotelu próbowała zadzwonić do Rachel, lecz
przyjaciółka nie odbierała, odzywała się tylko poczta głosowa, więc Abby
mogła jedynie nagrać prośbę o jak najszybszy kontakt.
Potem zaczęła nerwowo krążyć po pokoju, a gdy Mike zaczął pukać do
drzwi, niemal mu otworzyła, gdyż z całej duszy pragnęła usłyszeć sensowne i
przekonujące wyjaśnienie, które uleczyłoby ten nieznośny ból. Jednak rozsądek
podpowiadał, żeby nie czekać na wyjaśnienia i po prostu odpuścić, uciąć
wszystko, a potem wrócić do Ohio i zapomnieć. Miała nadzieję, że to ostatnie
kiedyś jej się uda.
Rozżaliła się nad sobą. Wszystkie jej związki, co prawda nie było ich
wiele, kończyły się nieprzyjemnie. Zdrada, porzucenie, krętactwo. I to nie ona
zdradzała, porzucała, kręciła. Nie jest już dzieckiem, lecz wciąż daje się omotać
facetom, którzy potem kręcą, zdradzają, porzucają. Dlaczego wciąż jest taka
ufna, naiwna i głupia? A może po prostu przypisana jest jej rola ofiary i nie ma
od tego odwrotu? To już lepiej zostać starą panną... Musi się nad tym wszystkim
poważnie zastanowić, gdy wróci do domu i będzie smętnie patrzeć w okno w
długie zimowe wieczory...
Lecz teraz ma inną sprawę do załatwienia. Znów wyjrzała przez wizjer. A
jednak poszedł sobie. Wstrzymując oddech, cichuteńko odsunęła zasuwę i
otworzyła drzwi. Spodziewała się zobaczyć pusty korytarz, tymczasem Mike
wyskoczył przed nią jak spod ziemi. Cofnęła się ze zduszonym okrzykiem i
chciała zatrzasnąć drzwi, lecz zdążył zablokować je stopą.
- Abby, prędzej czy później będziesz musiała ze mną porozmawiać - rzekł
spokojnym głosem.
W pierwszym odruchu chciała powiedzieć, że nic nie musi. Mogła nawet
zagrozić, że wezwie ochronę hotelową. Ale to już byłaby przesada, przecież ze
strony Mike'a absolutnie nic jej nie groziło. Chyba lepiej mu pozwolić, by się
wygadał, bo inaczej będzie koczował pod jej drzwiami w nieskończoność. W
R S
- 51 -
porządku, niech powie, co ma do powiedzenia, a potem Abby wyprosi go z
pokoju.
W sercu czuła chłód, w głowie wszystko układało się w logiczną całość.
Mike nie był łajdakiem. Był porządnym facetem. W sumie Kirk też nie był
draniem. A jednak zachowali się, jak się zachowali. Tyle że Mike... zresztą
nieważne. Chciała to mieć jak najprędzej za sobą. Na płacz będzie miała
mnóstwo czasu.
- Skoro nie mam innego wyjścia... - rzekła ponuro i puściła drzwi.
Usiadła na fotelu stojącym przy łóżku, sztywno skrzyżowała ramiona,
założyła nogę na nogę, zaczęła lekko wymachiwać stopą. Mike stanął parę
kroków przed nią i oparł ręce na biodrach. Pomyślała wtedy, że powinien
klęczeć i żebrać o przebaczenie. Ale mężczyźni jego pokroju nie nadawali się do
klęczek i żebrania.
Zresztą i tak mu nie wybaczy.
- Naprawdę jest mi przykro - powiedział, patrząc na nią z powagą. - To,
co dzisiaj zaszło, było ostatnią rzeczą, której bym chciał. Nie miałem pojęcia, że
Diana się zjawi.
- Biedaczek. Ale cóż, pewnie nie wiesz, że można by tego wszystkiego
uniknąć, gdybyś mi wcześniej o niej powiedział - rzuciła z chłodną ironią. -
Albo jej o mnie.
- Och, wiem o tym doskonale. Powinienem był pomyśleć o tym
wcześniej.
- Ale nie pomyślałeś - drwiła nadal. - Niektórzy już tak mają, że
przychodzi im to z trudem albo wcale.
To go zbijało z pantałyku. Gdyby Abby krzyczała, płakała, histeryzowała,
byłoby znacznie łatwiej. Lecz ona kpiła z niego, schowała się przy tym za
pancerzem.
- Uwierz mi, to nie był żaden poważny związek, przysięgam. Owszem,
byliśmy parą na studiach, a potem, kiedy zaciągnąłem się do piechoty morskiej,
R S
- 52 -
widywaliśmy się już bardzo rzadko, tylko wtedy, gdy przyjeżdżałem do domu
na przepustkę. Miło spędzaliśmy czas, dla mnie to była po prostu przyjaźń.
- Aha, przyjaźń...
- No, z pewnymi dodatkami, ale nadal tylko przyjaźń. Nigdy nie było
mowy o małżeństwie, nigdy się nie oświadczałem ani nie zamierzałem tego
robić.
- Diana sądziła inaczej. Jej reakcja na twój wyczyn była jednoznaczna, a
nie wygląda na mitomankę czy osobę ulegającą złudzeniom.
- Masz rację, stąpa twardo po ziemi, nie jest naiwna...
- Za to ja tak.
- Och, Abby... - W tych dwóch słowach zawarł i strach, i cierpienie, i
złość na siebie, i wyrzuty sumienia, i miłość. Nie był aktorem, a jednak mu się
to udało. Nie zauważył tylko, że Abby lekko drgnęła. Coś przebiło się przez jej
pancerz. - Powtarzam, to wszystko moja wina. Tak było mi po prostu wygodnie
i nie zastanawiałem się, jak to może wyglądać od strony Diany. Ale wreszcie
porozmawialiśmy uczciwie i poważnie. To prawda, Diana była pewna, że to
rozwinie się w coś poważniejszego. Chciała tego, wszyscy byli przekonani, że
połączy nas ślub, ja wciąż jakoś z nią byłem, więc czemu nie...
- Więc czemu nie? Dziwne sformułowanie. - Abby zmarszczyła brwi.
Co go ucieszyło. Wreszcie jakaś żywsza reakcja, pomyślał.
- Ale prawdziwe. Porozmawialiśmy z Dianą o uczuciach. Byłem z nią
zaprzyjaźniony, ale nigdy jej nie kochałem. Ona zaś... właśnie, czemu nie...
Wreszcie to do niej dotarło. Uległa cichej, ale trwającej od lat presji otoczenia,
i wmówiła sobie, że tak po prostu ma być. Ja i ona, czemu nie. Po prostu tak
widziała swoje przyszłe życie. Teraz zaś dostrzegła, że to był błąd i powinna
mieć większe wymagania i wobec siebie, i wobec partnera, i wobec swojej
przyszłości.
- Więc nie rozstaliście się w gniewie? - spytała Abby.
R S
- 53 -
Było to dla niej istotne. Nieważne, jak się poznaliśmy, ważne, jak
potrafimy się rozstać. Faceci rozstawali się z nią paskudnie, bez klasy. Jak to
zrobił Mike, gdy zrywał z Dianą?
- Nie. Mam nawet nadzieję, że zdołamy uratować naszą przyjaźń.
Przeprosiłem Dianę, bo okazałem się niezbyt bystry, a przy tym leniwy i
egoistyczny. Ona też zaczęła siebie obwiniać za lenistwo, za łatwe godzenie się
na to, co jest, za brak ambicji i odwagi. Oczywiście była to smutna rozmowa, ale
pozbawiona gniewu, nienawiści, w ogóle tych wszystkich złych emocji.
- To dobrze - z ulgą powiedziała Abby. - Wciąż jednak nie rozumiem, jak
mogłeś tak mnie zwodzić. - W jej oczach zalśniły łzy, lecz szybko się
opanowała.
Odetchnął głęboko, przeciągnął dłonią po włosach.
- Mój Boże, nigdy cię nie zwodziłem! - krzyknął z rozpaczą. - Uwierz mi,
proszę. Odkąd cię zobaczyłem, jesteś jedyną kobietą, o której myślę. Od
tamtego dnia nie spotykałem się z Dianą, byłaś tylko ty. Słowo. I specjalnie
przywiozłem cię dzisiaj do domu, żeby moi rodzice cię poznali, żeby wiedzieli,
z kim jestem. To prawda, powinienem był od razu tamtego pierwszego dnia
pójść do Diany i wyznać jej prawdę... Ale myślałem tylko o tobie! Rozumiesz
to? - pytał żarliwie.
- Być może... nie wiem...
Usiadł na łóżku blisko jej fotela, ich kolana prawie się stykały. Patrząc
Abby prosto w oczy, ciągnął z powagą:
- Brzydzę się zdradą, oszustwem, wszelką nieuczciwością. Rodzice
przekazali mi proste, niezłomne zasady, nie tylko słowem, ale i czynem. Jestem
z nich, z dobrego pnia, gdzie tak znaczy tak, a nie znaczy nie. Więc gdy cię
pokochałem, a stało się to natychmiast, w duszy przysięgłem ci wierność, nawet
gdyby nasz romans miał trwać tylko przez to lato... Owszem, zaplątałem się w
niepotrzebny układ z Dianą, ale nie było w tym z mojej strony cynizmu,
szachrajstwa, oszustwa...
R S
- 54 -
- Tylko trochę głupoty, czyż nie? - Uśmiechnęła się delikatnie.
Słowa Mike'a zaczynały docierać nie tylko do jej głowy, ale i do serca.
Rzeczywiście, zachował się jak dureń, ale to każdemu się zdarza. Abby miałaby
na ten temat wiele do powiedzenia. Najważniejsze jednak, że wierzyła w
szczerość Mike'a, w czystość jego intencji.
- Na głupotę zgadzam się jak najbardziej! - zawołał z ulgą.
Czuł, że Abby mięknie. Już nie jest ukryta za pancerzem.
- To najmądrzejsze, co dzisiaj powiedziałeś - skomentowała zgryźliwie,
choć znów się uśmiechnęła.
I on się uśmiechnął, zaraz jednak spoważniał.
- Abby, kocham cię - rzekł uroczyście. - Po raz pierwszy w życiu kocham
prawdziwie, to dzięki tobie poznałem to uczucie. Wiem jednak, że nic między
nami nie jest pewne. Czy coś z tego wyjdzie, dopiero czas pokaże. Ty wrócisz
do siebie, ja do siebie. Czy przetrwamy tę rozłąkę? Może nam się uda, ale tylko
może. Jestem pewien tylko jednego. - Chwycił za poręcz jej fotela. - Tego, że
chcę spróbować. Chcę cię dalej widywać, dotykać cię, być z tobą. Chcę się
starać i sprawdzić, jak będzie nam się układać. - Jego dłoń powędrowała z
poręczy fotela ku skrzyżowanym rękom Abby. Ujął ją za nadgarstek i pociągnął
lekko. Gdyby zrobił to wcześniej, nie udałoby mu się, gdyż siedziała cała
sztywna i lodowata, lecz pod wpływem jego słów ten pancerz stopniał i nie
protestowała, kiedy ucałował jej dłoń, a potem zaczął się bawić jej palcami. -
Mam nadzieję, że ty też tego chcesz, Abby.
Pod wpływem tych słów zrobiło jej cię ciepło i odtajała zupełnie, chociaż
jeszcze kilka minut wcześniej sądziła, że nic nie zdoła naprawić wyrządzonych
szkód, że to koniec. W tej chwili już nie potrzebowała rad przyjaciółki, potrafiła
sama podjąć decyzję, gdyż dokładnie wiedziała, czego chce. Chciała Mike'a -
tak długo, jak to będzie możliwe.
Miał rację, nic nie było pewne i nie mogli posuwać się tak daleko, by
planować wspólną przyszłość, ale rzeczywiście mogli się postarać. Został im
R S
- 55 -
tydzień, by poznać się jak najlepiej, potem zobaczą, czy rozłąka nie zakończy
wszystkiego, a jeśli tak się nie stanie, zastanowią się, co dalej.
A teraz zaczynali wielką próbę swej miłości. Czyli samo życie.
Zdecydowanie się na taką próbę wymagało odwagi i było dla Abby
wielkim wyzwaniem, ale przecież od tygodnia robiła same odważne rzeczy.
Sama przyleciała na Florydę, a ledwie przyleciała, od razu wdała się w romans z
pierwszym napotkanym mężczyzną.
Teraz zaś była gotowa zaryzykować i zaufać mu na nowo. I miała
nieodparte wrażenie, że te wszystkie szalone decyzje były mądre i trafne.
Pochyliła się ku niemu, splotła palce z jego palcami.
- Jesteś pewien, że z Dianą będzie już wszystko dobrze? Że naprawdę
wszystko sobie wyjaśniliście i że ona rozumie? - musiała się jeszcze upewnić.
- Tak, naprawdę zrobiłem wszystko, żeby wyprostować sprawy. Jeśli nie
wierzysz, możesz sama z nią porozmawiać. Dam ci jej numer - zaoferował
dzielnie, chociaż minę miał taką, jakby z dwojga złego wolał stanąć przed pluto-
nem egzekucyjnym.
- Nie trzeba. - Świetnie go rozumiała, to po pierwsze. To byłoby dla niego
bardzo krępujące. A po drugie, ufała mu. I to wystarczyło za wszystko. - A twoi
rodzice? Jak się z tym wszystkim czują?
- Bardzo im się spodobałaś. Oczywiście nadal lubią Dianę i pewnie będą
ją zapraszać, żeby wpadała do nich, ale wiedzą, że mam własne życie i sam
wybieram kobietę, z którą chcę być. - Jego głos stał się niższy, oczy mu
pociemniały. - A ja wybieram ciebie.
Z uśmiechem zsunęła się z fotela prosto w jego ramiona, a on przytulił ją
mocno do siebie.
- A ja wybieram ciebie - wyszeptała mu do ucha, czując
wszechogarniającą ulgę i niczym już niezmąconą radość.
Pocałował ją gorąco.
R S
- 56 -
Rozległ się dzwonek telefonu, lecz żadne z nich nie zwracało na to uwagi.
Abby nie potrzebowała już rad przyjaciółki, przynajmniej nie w tej sprawie,
gdyż miała najgłębsze przekonanie, że dobrze wie, co robi.
Oczywiście nie sposób było przewidzieć, czy potrwa to przez całe życie,
czy tylko przez najbliższe dni. Ale tak długo, jak długo będzie trwało, miała
Mike'a.
EPILOG
- Możesz mi posmarować plecy kremem? - Abby obróciła się na brzuch i
wyciągnęła w stronę Mike'a buteleczkę z sun-blockerem.
- Z przyjemnością. - Zatarł ręce, uśmiechając się dwuznacznie. - Takie
zadania specjalne lubię najbardziej.
Przysiadł na biodrach Abby i zaczął wmasowywać gęsty krem w jej plecy
powolnymi, zmysłowymi ruchami. Oparła głowę na skrzyżowanych ramionach,
zamknęła oczy i cichutko pojękiwała z rozkoszy.
To jest najpiękniejsze miejsce na ziemi, pomyślała z rozmarzeniem. Tutaj
spotkali się dokładnie rok wcześniej, w tym miejscu wszystko się zaczęło, i tu
przyjechali dwanaście miesięcy później, żeby uczcić rocznicę poznania się. To
tutaj szła obładowana jak wielbłąd, on zaś przybiegł jej pomóc i przy okazji tego
całego pomagania skradł jej serce.
Resztę tamtego wspólnego pobytu na Florydzie spędzili razem, nie
rozstając się prawie w ogóle, starając się poznać jak najlepiej.
Wejście na pokład samolotu zabierającego ją z powrotem do Ohio było
najtrudniejszym wyzwaniem, któremu w swym życiu musiała sprostać. Stała na
lotnisku, z ciężkim sercem czekając na odprawę, i tuliła się do Mike'a z całych
sił, jakby już nigdy nie chciała wypuścić go z objęć. Jakimś cudem udało jej się
nie rozpłakać, to znaczy zdołała wytrzymać do momentu, kiedy znalazła się w
samolocie i Mike już nie mógł jej widzieć.
R S
- 57 -
Potem oboje poświęcili masę czasu na pisanie mejli, wydali majątek na
rozmowy telefoniczne i na przeloty, żeby od czasu do czasu wyrwać weekend
dla siebie. I nie żałowali ani centa, ani jednej godziny spędzonej w podróży,
każda chwila, każda rozmowa, każda wspólna noc była tego warta.
A teraz mieli dla siebie całe dwa tygodnie wakacji, i to było cudowne.
Sporo czasu spędzali z jego rodzicami, zresztą Abby nie miała nic przeciwko
temu, gdyż bardzo polubiła swoich teściów.
- Gotowe. - Położył się obok niej. - Możesz teraz oddać mi przysługę. -
Zachęcająco pomachał buteleczką i wymownie poruszył brwiami.
Abby zachichotała i z przyjemnością usiadła na jego pośladkach. Stęknął,
udając, że stanowiła dla niego zbyt wielki ciężar. Nałożyła mu sporą dawkę
kremu na plecy i zaczęła masować. Na jej palcu iskrzył pierścionek z
diamentem oraz obrączka, taka sama, jaką nosił Mike. Ślub wzięli trzy miesiące
wcześniej w kaplicy garnizonowej na terenie Camp Pendleton.
Wyjście za żołnierza oznaczało totalny przewrót w życiu Abby.
Przeprowadziła się z Ohio i zamieszkała z Mike'em na terenie jednostki. Udało
jej się znaleźć pracę w laboratorium, podobną do tej, którą wykonywała
poprzednio, ale oczywiście wiedziała, że czekają ją kolejne zmiany, gdy mąż
będzie przenoszony z jednostki do jednostki. Mogły też czekać ją długie
miesiące samotności, gdyby wysłano go do bazy znajdującej się za granicą albo
na teren działań zbrojnych. Ale ponieważ od samego początku w ich związku
przydarzały im się same nieprzewidywalne sytuacje, była przygotowana na to,
żeby poradzić sobie z każdą.
Teraz zaś bardzo ją ciekawiło, jak Mike poradzi sobie z pewnym totalnym
przewrotem, który dla odmiany ona jemu szykowała. Dotąd to on ją
zaskakiwał...
- Mike?
- Mmm? - wymruczał, rozkoszując się dotykiem jej rąk.
- Rola męża całkiem ci się podoba, prawda?
R S
- 58 -
Odwrócił się na plecy, przytrzymując ją, żeby się z niego nie zsunęła,
więc teraz siedziała na nim w mocno sugestywnej pozie.
- Wiesz, że tak. - Pogładził jej biodra i brzuch.
Miała na sobie to samo złociste bikini, ponieważ Mike je uwielbiał i
wymógł na niej obietnicę, że nigdy go nie wyrzuci.
- A co myślisz o roli ojca? - rzuciła niewinnym tonem.
Lekko wzruszył ramionami.
- Myślę, że w którymś momencie to będzie dobry pomysł, kiedy już
całkiem się ustabilizujemy i zyskamy pewność, że jesteśmy na to gotowi.
Hm, wolałaby usłyszeć bardziej zachęcającą odpowiedź, ale trudno.
- A tak na przykład za siedem czy osiem miesięcy?
- Nie, to za wcześnie. Zresztą i tak niemożliwe, bo przecież trzeba
dziewięciu mie... - Urwał, oczy zrobiły mu się wielkie jak spodki. - Chwileczkę.
Czy chcesz powiedzieć... - Spojrzał na płaski brzuch żony, a potem z powrotem
w jej oczy. - To znaczy... Czy ty... Czy jesteś...
Nachyliła się ze śmiechem i pocałowała go mocno.
- Fajnie tak patrzeć, jak duży, silny, odważny i wygadany sierżant
piechoty morskiej pierwszy raz w życiu nie wie, co powiedzieć. Tak, jestem.
Odkryłam to w zeszłym tygodniu, ale czekałam na odpowiedni moment.
Cieszysz się?
Pokiwał głową, ponieważ wciąż miał kłopoty z mówieniem..
- Jasne. Ja po prostu... O rany, będę ojcem! O rany, jak cudownie! A już
moi staruszkowie po prostu zwariują z radości.
- Wiem. - Zachichotała. - Już i tak wspominali o przeprowadzce do
Kalifornii, a po takiej informacji pewnie naprawdę się do tego zabiorą. Może
uda mi się namówić ich do pomocy przy dziecku.
- To akurat nie problem. Gorzej będzie ich namówić, żeby się od wnuka
oderwali choć na chwilę.
Roześmiała się, a Mike przyciągnął ją do siebie i zaczął gorąco całować.
R S
- 59 -
- Kocham to bikini - wymruczał kilka minut później. - Kocham tę plażę.
Kocham ciebie.
- Ja też cię kocham. - Czule przejechała dłońmi po jego krótko
ostrzyżonych włosach. - Wiesz, powinniśmy tu przyjeżdżać co roku na naszą
rocznicę. Nawet gdybyśmy mieli tu przyciągnąć wózek, pieluchy, zabawki,
pływaczki i wszystko, co da się wymyślić.
Okręcił sobie na palcu długie pasmo jej rudych włosów.
- No to ustalone.
I przyciągnął Abby do siebie na kolejny nieśpieszny pocałunek.
R S