Anoreksja w wieku 12 lat i bulimia
aż do trzydziestki. Czytelniczka opowiada o kłamstwach, które
miały ukryć przed rodziną, przyjaciółmi i partnerami jej
problemy. W końcu postanowiła stawić czoła rzeczywistości.
W
wieku dwunastu lat miałam anoreksję. Ważyłam 38 kilogramów przy
wzroście 157 centymetrów. Kilka miesięcy wcześniej miałam trochę
dziecięcego tłuszczyku, ale koleżanki z klasy nazywały mnie
brzydulą. Chciałam, żeby ludzie uważali, że jestem piękna.
Postanowiłam się zagłodzić. W telewizji obejrzałam program o
dziewczynce, która wymiotowała, aby pozostać szczupła. Padając z
głodu, zjadłam w kuchni kilka słodkich bułeczek posmarowanych
dżemem. Poszłam do łazienki i wsadziłam sobie palce do gardła.
Byłam spięta. Wiedziałam, że robię coś, co jest zabronione.
Jednocześnie ogarnęło mnie otępienie i obojętność, typowe dla
bulimii emocje, do których potem przywykłam. Wyszłam z łazienki
czysta, bez poczucia winy. Siedzący na parterze rodzice niczego nie
podejrzewali.
W wieku trzynastu lat na krótko doszłam
do siebie. Potem w wieku piętnastu lat znowu zaczęłam się
głodzić, jedząc tylko dwa razy dziennie. Znów za wszelką cenę
chciałam być szczupła i piękna, ale tym razem musiałam być
atrakcyjna dla chłopców.
Na początku rodzice niczego
nie zauważyli. Ich dość swobodny stosunek do życia i długie
godziny pracy oznaczały, że spędzałam w domu wiele czasu sama i
mogłam głodzić się, jeść i wymiotować, kiedy tylko chciałam.
Podobnie jak wszyscy z zaburzeniami odżywiania, stałam się
ekspertem w ukrywaniu moich sesji obżarstwa. Wymykałam się z domu,
aby kupić tanie, niezdrowe jedzenie za swoje pieniądze z
weekendowej pracy, albo czasami kradłam 10 funtów z portmonetki
matki. W ten sposób moi rodzice nigdy nie widzieli jedzenia, którym
się objadałam.
Latem po 16. urodzinach moja bulimia
stała się już uzależnieniem i zastąpiła anoreksję. Objadałam
się i wymiotowałam dziesięć razy dziennie - w przerwach podczas
nauki do egzaminów, jak tylko wróciłam ze szkoły do domu. To był
taki sposób na spędzanie czasu.
Po miesiącu lub dwóch,
kiedy już miałam pełne objawy bulimii, moi rodzice zdali sobie
sprawę, co się ze mną dzieje. Nasza sprzątaczka powiedziała
mamie o środkach przeczyszczających w szufladzie mojego biurka.
Zjadałam całe nasze tygodniowe zakupy w ciągu kilku dni. Wiecznie
prosiłam tatę, żeby podwiózł mnie, abym mogła sobie kupić lody
czy ciastka. I spędzałam godziny w łazience. Mama stała pod
drzwiami i błagała mnie, abym przestała wymiotować. Napuszczałam
wody do wanny i udawałam, że się kąpię, albo krzyczałam:
"Zostaw mnie w spokoju!". Rodzice zabierali mnie do
lekarzy, ale ja odmawiałam współpracy. W końcu, w obawie, że
zrażą mnie do siebie jeszcze bardziej, przestali o tym mówić.
Wszyscy udawaliśmy, że nic się nie dzieje, a ja próbowałam ukryć
moją bulimię.
Często objadałam się zwykłymi
potrawami, które mama gotowała na obiad, ale rodzice nie wiedzieli
o ciastach i ciasteczkach, które miałam schowane w swoim pokoju.
Nie wiedzieli również o nocnych sesjach gotowania w kuchni. Kiedy
słyszałam, jak ktoś mówił: "Och, nie powinienem był zjeść
tej czekolady", myślałam sobie: "Co się głupku
martwisz, po prostu zwymiotuj!", ale razem z nim ubolewałam.
Teraz już mogłam wymiotować na zawołanie, bez
używania palców. Wystarczyło wypić dużo wody i trochę poskakać.
A tak poza tym, byłam popularną, piękną, uwielbiającą imprezy
dziewczyną. W szkole świetnie sobie radziłam i zawsze miałam
chłopaka. Nikt, kto na mnie spojrzał, nawet nie podejrzewał, że
mam swój sekret i nikt nie mówił, że jestem brzydka.
Objadałam
się i wymiotowałam przez całe studia na Uniwersytecie Cambridge.
Ukrywałam jedzenie w pokoju w akademiku, a gotowałam we wspólnych
kuchniach. Zanim skończyłam trzydzieści lat miałam dwa poważne,
długie związki i pełną sukcesów karierę zawodową w Londynie.
Często myłam zęby, ale - być może naiwnie - nie przejmowałam
się specjalnie swoim nieświeżym oddechem. To, czym wymiotowałam,
nie zostało jeszcze przesiąknięte odorem kwasów żołądkowych.
Kiedy wyprowadziłam się z domu, rodzice założyli, że
moje zaburzenie pokarmowe zniknęło i nigdy nie poruszali tego
tematu. Miałam bardzo bliskie relacje ze swoją siostrą. Byłam
otoczona kochającymi przyjaciółmi, ale nigdy nie wspomniałam im o
moim problemie ani słowem. Nie szukałam fachowej pomocy, ponieważ
nie chciałam, aby ktoś powstrzymał mnie przez obżarstwem. Mój
sekret sprawiał, że w magiczny sposób utrzymywałam stałą wagę
i mogłam jeść to, na co tylko miałam ochotę. Dla kogoś z
zewnątrz moje życie wyglądało na spełnione, ale ja coraz
częściej zdawałam sobie sprawę, że jest puste. Często
wykręcałam się od udziału w imprezach i spotkaniach towarzyskich,
ponieważ nie czułam się prawdziwą, zdrową istotą ludzką. Byłam
jakąś bezsensowną imitacją. Moi znajomi nie mieli pojęcia o
problemach mojej strasznej rzeczywistości, tak więc nasze zażyłe
stosunki też nie miały większego sensu.
W 2006 roku
rozpadł się mój związek, zostałam sama i dobiegałam
trzydziestki. Wiedziałam, że muszę ujawnić moją tajemnicę.
Chciałam być zdrowym człowiekiem, cieszyć się życiem jak inni
ludzie, nawiązać szczerą i opartą na zaufaniu relację, a w
przyszłości zostać odpowiedzialną matką. Spotkałam nowego
mężczyznę. Zakochaliśmy się. Przez pierwsze kilka miesięcy
ukrywałam przed nim bulimię, ale wiedziałam, że nie mogę
pozwolić, aby mój sekret zniszczył nasze szczęście. Powiedziałam
mu. Okazał mi wiele serca i miłości, a to pozwoliło mi na
całkowitą szczerość. W końcu zdecydowałam się na podjęcie
terapii grupowej i indywidualnej. Byłam zszokowana, kiedy
zobaczyłam, że inne bulimiczki to również piękne, inteligentne
kobiety sukcesu. Podobnie jak ja, skrywały swoją tajemnicę bardzo
głęboko i patrząc na nie, nie można było się niczego domyślić.
Kilka miesięcy temu ujawniłam swój sekret matce. Byłam bardziej
zażenowana i przejęta niż ona. Ona uznała już lata temu, że
doszłam do siebie i że "nie chciała wtrącać się w moje
sprawy".
Taki akt szczerości jest leczniczy już
sam w sobie. Zdałam sobie sprawę, jak wielu ludzi naprawdę mnie
kocha, i to nie tę doskonałą imitację, ale prawdziwą,
skomplikowaną kobietę, którą jestem. Nadal jeszcze boję się
publicznie podać swoje imię i nazwisko, ale już ten artykuł jest
zadaniem ciosu bulimii. To kolejny krok naprzód w powracaniu do
zdrowia.