Tytuł
oryginału: STAR
WARS: Hero of Cartao 3: Hero's End .
Autor:
Timothy
Zahn.
Przekład: Wojciech
"Quother" Bogucki .
Korekta:
Bolesław
"Volrath" Racięski .
Bastion
Polskich Fanów Star Wars, Stopklatka i tłumacze nie
czerpią
żadnych dochodów z opublikowanie poniższych treści.
Tłumaczenie
jest wykonane dla fanów, przez fanów.
Część
III: Upadek Bohatera
ROK
PO BITWIE NA GEONOSIS
Ulice
Foulahn były ciemne i opuszczone, gdy Kinman Doriana torował sobie
drogę przez stosy uszkodzonych droidów, niewielkich kraterów po
pociskach, zrujnowanych budynków, ciał i innych pozostałości po
bitwie. Wojskowy komlink, pożyczony od komandora Roshtona, umożliwił
mu przysłuchiwanie się bitwie tak, jak relacjonowały to siły
Republiki, i wiedział, że starcia w mieście i w Porcie Kosmicznym
Triv były niezwykle zacięte. Ale nawet ta wiedza nie przygotowała
go na masakrę, którą zostawili po sobie żołnierze.
Na
ulicy przed nim, kilka kraterów nachodziło na siebie. Wypełnione
były gruzami z trafionych rakietami budynków i kilkoma okaleczonymi
ciałami cywilów, którzy mieli nieszczęście dostać się w
krzyżowy ogień. Słuchając meldunków jakiegoś wysokiej rangi
oficera, dowodzącymi siłami Republiki, doszedł do wniosku, że
walka musiała być w tym miejscu wyjątkowo ciężka.
Ale
miał nadzieję, że znajdzie tu to, czego szukał.
Było
już dobrze po północy i ogarniało go przejmujące zmęczenie, a
Separatyści z pewnością wprowadzili już w tej części Cartao
godzinę policyjną dla obywateli. Każdy patrol, który go zauważy,
nastręczy kłopotów, a on nie był w nastroju, żeby dyskutować z
droidami. Pomimo dramatycznych wydarzeń i nagłych zwrotów
sytuacji, rzeczy nadal toczyły się niemal zgodnie z planem Lorda
Sidiousa, ale nie oznaczało to, że Doriana mógł sam być
zadowolony. Miał już dość bitew i o wiele bardziej wolał
siedzieć za swoim biurkiem w biurze Najwyższego Kanclerza
Palpatine’a i nadzorować plany i manipulacje Sitha z dalszej
odległości.
Biała iskierka na
lewo przyciągnęła jego wzrok i ruszył ostrożnie ku niej,
przedzierając się przez zniszczoną i pokrytą ruinami drogę.
Pomyślał kwaśno, że to prawdopodobnie kolejna biała listwa
dekoracyjna, tak często ozdabiająca dachy domów w Foulahn. Mimo
to, musiał sprawdzić.
Jednak
nie była to część dekoracji, ale na wpół przysypane ciało
żołnierza-klona.
Porucznik,
sądząc po insygniach na zbroi.
Wreszcie.
W
normalnych okolicznościach, wymagałoby to około dwóch minut, żeby
wydostać ciało spod gruzu. Z zachowaniem absolutnej ciszy, zabrało
Dorianie dziesięć.
Ale opłacało
się.
Na dnie jednego ze schowków
przy pasie porucznika, ukryta była nieoznakowana datakarta. Chowając
ją do własnej kieszeni, Doriana zamknął schowek i zaczął się
wyprostowywać.
- Stój -
rozkazał beznamiętny, mechaniczny głos zza jego pleców.
Doriana
zamarł w półprzysiadzie.
- Nie
strzelaj – zawołał, wyciągając powoli ręce tak, żeby droid
mógł zobaczyć, że są puste. - Jestem oficjalnym obserwatorem
medycznym.
- Obróć się i
zidentyfikuj - rozkazał głos.
Doriana
posłuchał, obracając się ostrożnie na niepewnym podłożu. Miał
do czynienia z pełnym patrolem: sześć droidów bojowych starszej
klasy, z których jeden wysunięty był lekko do przodu. W
przyćmionym świetle, Doriana nie mógł stwierdzić, czy któryś z
nich ma oznaczenia dowódcy.
-
Identyfikacja – powtórzył robot z przodu.
-
Nazywam się Kinman Drifkin - przedstawił się. - Jestem członkiem
Korpusu Obserwatorów Medycznych z Aargau. Zachowujemy neutralność
i jesteśmy zobowiązani do obserwowania i raportowania o wszelkich
naruszeniach konwencji w czasie tego konfliktu.
Droid
przez chwilę przetwarzał otrzymane informacje.
-
Czy posiadasz oficjalny identyfikator?
-
Oczywiście - Doriana sięgnął ręką do kieszeni, podchodząc do
oddziału robotów. Droidy uniosły ostrzegawczo broń, a gdy
wyciągnął z kieszeni jedynie datakartę, napięcie opadło. -
Który z was ma czytnik? – spytał.
-
Ja to wezmę - stwierdził pierwszy, zmieniając uchwyt na blasterze
i wyciągając szponiastą dłoń. Doriana podszedł do niego i podał
mu datakartę. A więc to był dowódca; z tej odległości widać
już było bladożółte oznaczenia na jego głowie i
tułowiu.
Doskonale.
-
Ufam, że moje dokumenty są w porządku - powiedział Doriana,
rozglądając się swobodnie dookoła. W zasięgu wzroku nie było
widać innych droidów, ani ludzi.
-
To się jeszcze okaże - rzucił rutynowo droid, biorąc datakartę i
wsuwając ją w szczelinę czytnika, umieszczonego poniżej linii
szczęki. - Tu pisze, że pański obszar obserwacyjny znajduje
się...
- Barauch siedem dziewięć
siedem - powiedział niskim głosem Doriana. - Filliae gron jeden
jeden trzy.
Robot przerwał w pół
zdania. Doriana poruszył się ostrożnie w prawo, obserwując, czy
droidy i ich broń reagują na jego ruch.
Nie
reagowały. Z pozoru, cały oddział wydawał się być
uśpiony.
- Niesamowite - mruknął
do siebie Doriana, rozluźniając niewiadomo kiedy napięte mięśnie.
A więc otrzymany od Sidiousa kod wejściowy działał.
A
jeśli działał…
- Pinkrun
cztery siedem dwa, aprion jeden osiem jeden jeden – powiedział,
sięgając do czytnika i wyciągając swoją fałszywą datakartę. -
Odmaszerować trzy minuty, pauza jedna minuta. Wykonać. Patrol
przeszedł nagły dreszcz.
-
Przyjęte - odezwał się dowódca, którego mechaniczny głos
brzmiał jeszcze bardziej beznamiętnie niż
wcześniej.
Uśmiechając się
lekko, Doriana prześlizgnął się między patrolem i tak szybko jak
mógł, nie skręcając sobie nogi na kamieniach, puścił się
biegiem w kierunku, z którego nadeszły roboty. Miał tylko minutę,
żeby zniknąć, zanim się ockną i podejmą na nowo patrolowanie
terenu. Niedawny incydent oczywiście został usunięty z ich
grupowej pamięci.
Dobiegł do
najbliższego rogu i uskakując za niego, zatrzymał się. Parę
chwil później usłyszał donośny łoskot powracających do życia
droidów. Podjęły patrolowanie i po chwili odgłosy ich kroków
rozpłynęły się w nocnym wietrze. Uśmiechnąwszy się ponownie,
Doriana oderwał się od ściany i ruszył z powrotem do rezydencji
Binalie’go.
- Wszystko w
porządku? - spytał miękki głos z ciemności.
Doriana
podskoczył gwałtownie.
- Kto tu
jest? - syknął.
-
Spokojnie - uspokoił go Jafer Tories wynurzając się z jakichś
drzwi, z mieczem świetlnym w dłoni. - To tylko ja.
Doriana
odetchnął głęboko.
-
Wystraszyłeś mnie nie na żarty – powiedział z wyrzutem. - W
przyszłości, racz ćwiczyć swe techniki podkradania się na kimś
innym.
- Przepraszam – odparł z
lekkim uśmiechem Tories. - Ale przez chwilę myślałem, że będę
musiał zademonstrować coś więcej niż podkradanie się. Co się
tam działo?
- Co masz na myśli?
- Doriana zjeżył się, zastanawiając nerwowo, ile Jedi zdołał
zobaczyć. - To był tylko standardowy patrol.
-
Który sprawdził twoje dane i cię puścił - dodał znacząco
Tories. - Od kiedy to Separatyści pozwalają bez problemu
przechodzić doradcom Palpatine’a?
Doriana
zaczął oddychać z większą swobodą. A więc Jedi był na tyle
blisko, by widzieć konfrontację, ale nie zdołał usłyszeć, co w
jej trakcie powiedziano. Nie jest tak źle.
-
Nie, im nie - odpowiedział, wygrzebując swoją fałszywą
datakartę. - Ale pozwalają neutralnym obserwatorom. Kinman Drifkin,
z Korpusu Obserwatorów Medycznych z Aargau, do usług.
-
Sprytne – powiedział Tories. Wziął datakartę, obejrzał ją i
oddał z powrotem. - Wytrzyma powierzchowną kontrolę?
-
Jak dało się to zauważyć – przypomniał mu Doriana, odbierając
kartę. - Najwyższy Kanclerz Palpatine nie może sobie pozwolić na
to, by jego ludzie byli zatrzymywani przez wroga w środku strefy
działań wojennych. A przy okazji, co właściwie tu porabiasz,
Mistrzu?
- To zabawne, ale
zamierzałem zadać to samo pytanie – odparł Tories, którego głos
przybrał osobliwe brzmienie. - Lord Binalie powiedział, że wybiera
się pan do miasta i poprosił mnie, by sprawdzić, czy nie wpakował
się pan kłopoty. A więc, co pan tu robi?
-
Jestem w miarę zadowolony z siebie i gotowy, żeby się stąd
wynieść – odpowiedział Doriana. - Czy Lord Binalie znalazł już
nowe miejsce?
- Mamy takie jedno –
rzekł Tories.
- To dobrze –
powiedział Doriana. - Zabierz mnie tam i wyjaśnimy sobie tam
wszystkie szczegóły. Jeszcze przez krótką chwilę Tories patrzył
na niego w ten sam wprawiający w zakłopotanie sposób, który
wszyscy Jedi w Galaktyce zdawali się opanować do perfekcji. Potem,
według Doriany ze zniechęceniem, skinął głową.
-
W porządku. Za mną.
Ruszył z
powrotem pustymi ulicami. Wściekły na siebie Doriana podążył za
nim. W końcu to była wina Toriesa, że sytuacja skończyła się
właśnie w ten sposób. Roshton i jego żołnierze trzymali w ręku
fabrykę, podczas gdy armia droidów Separatystów czekała
bezużytecznie na zewnątrz. Operacja nie przebiegała tak, jak
zaplanował to Lord Sidious, i skrzywił się na myśl o tym, co
powie mu Sith, gdy następnym razem się z nim skontaktuje.
Mimo
to, sytuacja nie była jeszcze przegrana. Posiłki Republiki były z
pewnością jeszcze parę dni drogi stąd, co dawało mu czas na
pchnięcie wydarzeń na właściwe tory.
A
jeśli chodzi o Jedi…
Spojrzał
na szerokie plecy Toriesa, który właśnie wymijał kolejny krater
powstały po uderzeniu rakiety. Gdy ponownie o tym myślał,
heroiczne wyczyny Jedi tej nocy mogły obrócić się na jego
korzyść. Z pewnością zaskarbił on sobie jeszcze więcej szacunku
w ciągu dni, które minęły od przylotu Doriany na
Cartao.
Doprowadzenie do jego
upadku będzie przez to jeszcze bardziej satysfakcjonujące.
***
Ponieważ
znajdujący się pod południowym trawnikiem fabryki tunel zawalił
się, nie było już dłużej powodów dla dowodzących siłami
Separatystów Neimoidian, żeby zajmować posiadłość Binalie’go.
Mimo to przebywali tam nadal, prawdopodobnie ze złości na sposób,
w jaki Tories pomógł przegnać ich z rezydencji, nie tak wiele
godzin temu. A ponieważ ich dom gościł teraz droidy bojowe,
Binalie i jego syn Corf, musieli sobie znaleźć inne
lokum.
Znajdująca się w
posiadłości szklarnia była najprawdopodobniej najmniej odpowiednim
miejscem, biorąc pod uwagę niemal kompletną przezroczystość jej
długich, transpastalowych paneli. I właśnie dlatego Tories
zasugerował to miejsce.
To, co
założyliby ich prześladowcy – a przynajmniej Tories miał taką
nadzieję – to fakt, że w takim odkrytym miejscu, nikt nie
zamierzałby się kryć, i z tego powodu właściwym byłoby szukać
ich w jakichś bardziej prawdopodobnych kryjówkach.
Wspomniani
prześladowcy zapomnieliby jednak o obfitości roślin w takiej
szklarni, roślin, które dało się przesunąć, dopasować i
uformować tak, by stworzyć osłonięte miejsca, równie niewidoczne
z zewnątrz, jak obóz wojskowy w środku puszczy.
Binalie
i Corf ledwie skończyli przygotowywanie sobie takiej kryjówki, gdy
nadszedł Tories z Dorianą.
- O,
Mistrz Tories – przywitał go Binalie, ustawiając paczkę
żelaznych racji żywnościowych obok trzech kolejnych, leżących
przy rządku wysokich roślin z szerokimi, zwieszającymi się
liśćmi. - Znalazłeś Dorianę? A, to pan – dodał, gdy zauważył
w bladym świetle gwiazd drugą postać. - Jakieś kłopoty?
-
Żadnych - przyznał Tories. - Znalazłem go jak nabiera patrol
droidów.
- Doprawdy? – zdziwił
się Binalie. Jego głos brzmiał swobodnie, ale Tories
wychwycił w jego tonie nutkę nagłego podejrzenia. - A jak im się
właściwie wykpił?
- Rozsądnie
wykorzystując fałszywy identyfikator - odpowiedział zwięźle
Doriana. - Ale zapomnijmy o tym. Chciałem wam pokazać coś, co
powinno być o wiele bardziej interesujące. Czy jest tu jakieś
miejsce w którym mielibyśmy więcej światła?
-
Chyba tak – przyznał niechętnie Binalie. - Mistrzu
Tories...?
- Proszę zabrać go na
dół – zasugerował Tories. - A ja się rozejrzę na
zewnątrz.
- Dziękuję –
powiedział z ulgą w głosie Binalie. - Proszę za mną, mistrzu
Doriana.
Zanim Tories wrócił z
krótkiego rekonesansu po okolicy, Binalie, Corf i Doriana zajęli
już miejsca w podziemnym magazynie szklarni.
-
Na około spokój – powiedział Jedi, zamykając klapę i
pogrążając miejsce w całkowitych ciemnościach. -
Corf.
Chwilę później zmrużył
oczy, gdy chłopak włączył niewielkie światełko pod
sufitem.
- W porządku, mistrzu
Doriana – odezwał się Binalie. - Co masz do powiedzenia?
-
Oto identyfikator żołnierza - zaczął Doriana, wyciągając
datakartę. - Zabrałem go martwemu porucznikowi klonów.
Standardowo, nie zawiera on niczego ponad nazwisko, rangę i numer
operacyjny. Identyfikator żołnierza polowego zawiera jednak
dodatkowo coś, co nazywane jest „profilem rozmieszczenia
kontyngentu.” Są to dokładne instrukcje na temat tego, gdzie i
jak należy się przegrupować, na wypadek zaniku struktur dowodzenia
lub sytuacji, której dopiero co doświadczyliśmy.
-
Nigdy nie słyszałem o czymś takim – przyznał Binalie.
-
Nie jest to rozreklamowane z oczywistych przyczyn - odezwał się
sucho Doriana. - Z tych samych przyczyn, takie informacje nie są też
łatwo dostępne.
- Ale pan się z
tym upora?
- Tak - przyznał
Doriana. Rankiem, kiedy miejscowym znowu będzie wolno poruszać się
po mieście, panu i Mistrzowi Toriesowi powinno się udać swobodnie
przedostać do takiego punktu zbiórki i nawiązać kontakt z
ocalałymi z nocnej bitwy.
- Tylko
my dwaj? - spytał Tories. - A co z panem?
Doriana
potrząsnął głową.
- Teraz,
gdy Separatyści kontrolują to miejsce, powinienem jak najmniej
zwracać na siebie uwagę. Moja twarz mogła się pojawić na którymś
z transmitowanych wystąpień Najwyższego Kanclerza Palpatine’a, i
nie mogę ryzykować, że ktoś mnie rozpozna. Mogę za to dać wam
referencje na datakarcie, które potwierdzą, że jesteście
upoważnieni do wydawania rozkazów.
-
Chwileczkę – rzucił zasępiony Binalie. - Jakich rozkazów?
-
Musimy wydostać Roshtona i jego ludzi z fabryki, Lordzie Binalie –
powiedział Doriana niskim, szczerym i bardzo przekonującym głosem.
- Im dłużej są uwięzieni wewnątrz Spaarti, tym bardziej słabi i
wrażliwi na atak się stają. Proszę też nie zapominać o tym, że
znajdujący się tam z nimi technicy nie posiadają żołnierskich
racji żywnościowych co może oznaczać, że całej grupie grozi
dramatyczny brak jedzenia i wody. Jeśli pozwolimy im osłabnąć,
nasze szanse na wydostanie ich stamtąd, zmaleją z mizernych do
nieistniejących.
- A według
pana, Republika nie przyśle do nas pomocy? - spytał cicho
Corf.
Tories przyjrzał się
chłopcu. To było niezwykłe, pomyślał, jak gwałtownie Corf
dorósł w ciągu ostatnich kilku dni. Jeszcze niedawno był
pogodnym, beztroskim chłopakiem, cieszącym się z poszukiwania
pnączy siviv albo włóczenia się po okolicy z urzędującym tu
rycerzem Jedi.
A potem przyleciał
Doriana, i wypadki, które potem nastąpiły, zmieniły dom Corfa i
jego okolice w strefę wojenną. Teraz był cichszy i bardziej
zamyślony, bardziej złowieszczy.
Wojna
dotarła do Cartao. Niestety, także do Corfa Binaliego.
-
Nie wiem, Lordzie Binalie – przyznał Doriana, głosem równie
ponurym jak głos chłopca. - Pytanie brzmi, czy są w pobliżu
jakieś wystarczająco silne oddziały Republiki, które dałyby
sobie radę z tutejszą armią Separatystów. Jestem przekonany, że
rozumie pan, że jest jeszcze wiele innych światów i systemów w
równie rozpaczliwej sytuacji. - zerknął na Toriesa. - Chyba, że
są inne siły, o których nic nie wiem.
Tories
zmarszczył brwi.
- Co pan ma na
myśli?
Przez chwilę Doriana
patrzył na niego, jak gdyby chciał wyczytać coś ukrytego. Potem,
może za swobodnie, wzruszył ramionami.
-
Nic takiego – odezwał się - Myślałem, że może masz … nie
ważne - wskazał na klapę nad nimi. - Sugerowałbym, żeby wasza
trójka się przespała – powiedział. - Ja zostanę tu jeszcze
przez chwilę, żeby odszyfrować profil rozmieszczenia.
Binalie
spojrzał na Toriesa, unosząc lekko brwi. Tories wzruszył
niedostrzegalnie ramionami. Wyczuwał aurę skrytości otaczającą
umysł Doriany, ale równie dobrze, mogło to być naturalnym
zjawiskiem u człowieka, mającego do czynienia z wojskowymi
tajemnicami najwyższej rangi.
-
W porządku – stwierdził Binalie. - Daj nam znać, gdy
skończysz.
- Nie omieszkam -
obiecał Doriana, gasząc światło, by dało się otworzyć klapę
bez zwracania niczyjej uwagi na obecność tutaj kogokolwiek.
-
Dobranoc. I nie martwcie się – dodał niemal troskliwie. - Mam
przeczucie, że do jutrzejszej nocy będzie po wszystkim.
***
Profil
rozmieszczenia zawierał siedem możliwych punktów zbiórki,
uszeregowanych malejąco w zależności od preferencji. Pierwszy z
nich, jeden z hangarów w Porcie Kosmicznym, był już zajęty przez
Separatystów, skrzętnie naprawiających uszkodzone pojazdy. Drugi,
magazyn po północnej stronie miasta, został całkowicie zniszczony
w czasie nocnej bitwy. Przy trzecim, zautomatyzowanej hydroelektrowni
przerzuconej nad rzeką Quatreen, Tories i Binalie odnaleźli siły
Republiki.
- Trochę to
nieregulaminowe - stwierdził oficer dowodzący, wyglądający na
młodego porucznik, oddając im datakartę, którą dał im Doriana.
- Ale chyba jest w porządku.
Skinął
dłonią i rozstawieni dookoła żołnierze-klony, którzy nagle
pojawili się, zanim zdążyli dać trzy kroki przez próg, opuścili
broń. - Jestem porucznik Laytron. O co w tym wszystkim
chodzi?
- Chodzi o paruset
żołnierzy i tysiąc techników Republiki, uwięzionych w fabryce
„Spaarti Creations”.
- Tak,
grupa komandora Roshtona – powiedział Laytron. - Mieliśmy z nim
krótki kontakt. Wygląda na to, że czynią oni postępy w tym, co
zdecydowali się przedsięwziąć, cokolwiek by to nie było.
-
Dobrze wiedzieć – odezwał się kwaśno Binalie. - Czy wspomniał
coś o żywności i wodzie albo o jakichś innych
problemach?
Laytron popatrzył na
niego zimno.
- Jak na razie, ma
się całkiem nieźle.
- To tylko
słowa – podkreślił Tories. - I dobrze pan o tym wie.
-
Pytanie brzmi: co pan zamierza w tej kwestii uczynić? - dodał
Binalie.
- Rozejrzyjcie się,
panowie – odezwał się ponuro Laytron. - Przybyliśmy na Cartao,
mając dziesięć kanonierek i czterystu pięćdziesięciu żołnierzy
i oficerów. Jestem ostatnim, pozostałym przy życiu oficerem i
pozostało mi dokładnie dwustu trzydziestu trzech żołnierzy i ani
jednego nadającego się do użytku pojazdu. W konfrontacji z dwoma
tysiącami sprawnych droidów bojowych, wzmocnionych przez STAP-y i
czołgi, nie mamy większych szans. Nie mam kontaktu z przełożonymi
i nie mogę usprawiedliwić podjęcia akcji na własną rękę, bez
jakichkolwiek uzasadnionych przesłanek sukcesu. A takie przesłanki
nie istnieją.
- A więc nawet pan
nie spróbuje? - chciał wiedzieć Binalie.
-
Jestem przekonany, że posiłki są w drodze - oznajmił Laytron. -
Kiedy się tu pojawią, ja i moi ludzie będziemy walczyć u ich
boku. Do tego czasu, jedyne co mogę zrobić, to mieć nadzieję, że
komandor Roshton się utrzyma.
- A
jeśli trochę zmniejszymy nasze oczekiwania? - zasugerował Tories.
- Zamiast pokonania Separatystów, może tylko wydostaniemy Roshtona
i jego ludzi?
- Pozostawiając
Separatystom wolną drogę do fabryki? - porucznik potrząsnął
głową. - Przykro mi, ale założenia naszej misji były w tej
kwestii bardzo precyzyjne.
- A
więc skazuje pan tych żołnierzy i cywilów na śmierć – wypalił
gniewnie Binalie. - Roshton się nie podda - jest zbyt uparty, żeby
zrobić coś rozsądnego. Czy założenia pańskiej misji mówią coś
o takiej sytuacji?!
- Rozumiemy
pańskie rozkazy, poruczniku – odezwał się Tories, rzucając
Binalie’mu ostrzegawcze spojrzenie. - Ale co by było, gdyby
Separatyści nie wiedzieli, że ludzie Roshtona wymknęli
się?
Oczy żołnierza zwęziły
się.
- Proszę to
wyjaśnić.
- Jestem pewny, że
posiada pan mapę okolicy – odparł Tories. - Czy pamięta pan
rozplanowanie “Spaarti Creations?” Środkowa fabryka i trzy
podziemne Przyłączniki, odległe od dwóch do pięciu kilometrów
od niej, służące do magazynowania i przewożenia produktów?
-
Wszystkie są połączone z główną fabryką podziemnymi tunelami -
dopowiedział Laytron, kiwając głową. - Niestety, Separatyści
mają te same mapy co my. Obstawiają zarówno Przyłączniki, jak i
tunele.
- Prawdę mówiąc -
powiedział Tories - Nie jest to do końca prawdą.
Uniósł
pytająco brwi, patrząc na Binalie’go. Tamten nie był zbyt
szczęśliwy, słysząc słowa Jedi, ale zdecydował się zmienić
zdanie.
- Prawdą jest, że mapy
są błędne - odezwał się Binalie. - Niedawno zbudowaliśmy
czwarty Przyłącznik, na zachód ku południowi od fabryki i jakieś
dwa kilometry stąd. Nie jest jeszcze całkiem zdatny do użytku, i
dlatego jeszcze nie umieszczono go na oficjalnych mapach. Ale jako
sama struktura, istnieje.
- Mówiąc
ściślej, istnieje także tunel łączący – dodał Tories. -
Jedyną rzeczą, której brakuje, jest wejście do samej
fabryki.
- Na co lekarstwem mógłby
być uzbrojony w świetlny miecz Jedi – zamyślił się
Laytron.
- Dokładnie - zgodził
się Tories. - Gdyby mógł pan zorganizować jakąś dywersję,
która odwróciłaby uwagę krążących patroli od tego obszaru,
powinienem być w stanie wślizgnąć się do tunelu i wydostać
ludzi komandora Roshtona bez wiedzy Separatystów.
-
Ciekawy pomysł – przyznał Laytron. - Jaką konkretnie dywersję
macie na myśli?
- Mieliśmy
nadzieję, że wymyśli pan coś ciekawego - odparł Tories. - Z
pewnością ma pan lepszy wgląd w sytuację niż my.
-
No cóż, zarysowuje się pewna możliwość – zaczął Laytron. -
Ponieważ statek dowodzenia został zniszczony, muszą kierować
swoją armią droidów z innego centrum dowodzenia, które ze sobą
sprowadzili na powierzchnię. Gdybyśmy mu zagrozili, nie mieliby
wyboru, jak tylko zareagować.
-
Dobry pomysł – chrząknął z zadowoleniem Binalie. - Tylko gdzie
się ono znajduje?
- Raczej nie w
czołgach AAT, ani w transporterach MTT - stwierdził Laytron. - Nie
dałoby się go tam umieścić. A więc musi się znajdować w jednym
ze statków desantowych.
- Chyba,
że nie ma go w ogóle na tym obszarze - zauważył Binalie. - Jest
niemal milion kilometrów kwadratowych przestrzeni, na której
mogliby je ukryć.
- Nie -
potrząsnął głową Laytron. - Nigdzie indziej na planecie nie ma
droidów bojowych, a przynajmniej w jakichś poważnych ilościach.
Neimoidianie nie odważyliby się pozostawić tak istotnej rzeczy bez
zapewnienia jej pełnej ochrony. Nie, z pewnością znajduje się w
jednym z desantowców. Pytanie tylko, w którym?
Pewien
obraz przemknął Toriesowi przed oczami: kiedy biegł w ciemności
po dachu fabryki, dostrzegł STAP-y, krążące wokół okrętu
desantowego, który wylądował przy zachodnim wejściu do
fabryki.
- Jest w pierwszym z nich
- odezwał się. - Tym najbliżej fabryki.
-
Skąd wiesz? - spytał Laytron, marszcząc brwi.
-
Bo znajdował się on pod silną ochroną w czasie zeszłonocnej
bitwy – odpowiedział Tories. - Jeśli Neimoidianie są tak
nerwowi, jak pan powiada, z pewnością chcieliby, żeby znajdował
się w miejscu, gdzie mogliby go pilnować i jednocześnie mieć na
oku fabrykę.
- Poza tym, fabryka
zdaje się być jedynym miejscem, które obie strony chcą mieć na
oku – zgodził się Binalie. - Myślę, że Mistrz Tories ma
rację.
- Chyba tak - przyznał
powątpiewająco Laytron. - Ale to uczyni dywersję o wiele bardziej
trudniejszą. Przyłącznik nie znajduje się wcale tak daleko od
kordonu wokół fabryki, a z tego co pan mówi, wynika, że tunel
przechodzi niemal dokładnie pod okrętem desantowym.
-
Czy chce pan przez to powiedzieć, że nie da się tego wykonać? -
spytał Binalie.
Laytron
uśmiechnął się nieznacznie.
-
Ależ skąd. Kiedy chce pan rozpocząć operację?
-
Tak szybko, jak to możliwe - odpowiedział Tories. - Przydałoby się
dostać do nich, gdy mogą jeszcze wyjść stamtąd o własnych
siłach.
- Dobrze - powiedział
Laytron, przyzywając gestem jednego z żołnierzy. – A więc tej
nocy, tuż przed zachodem słońca. - Proszę się przygotować,
Mistrzu Tories.
***
-
Mistrzu Tories? - usłyszał miękki głos chłopca. - Już
czas.
Tories otworzył oczy,
pozwalając by medytacyjny trans Jedi rozpłynął się w zakamarkach
jego umysłu. Nad łóżkiem polowym dostrzegł stojącego z napiętą
twarzą Corfa.
- Dziękuję, Corf
- odezwał się Tories, przeciągając się i ziewając. - Gdzie jest
twój ojciec?
- Poszedł z
mistrzem Dorianą i tym porucznikiem jakąś godzinę temu - odparł
Corf. - Tata powiedział, że spotkacie się przy Przyłączniku
Czwartym.
- Wiem – Tories
spojrzał na chronometr. Jeszcze wcześnie. Wystarczająco dużo
czasu na niewielki spacerek po lesie na zachód od „Spaarti
Creations”. - Jak to znosisz?
Chłopak
wzruszył ramionami.
- Chyba nie
najgorzej – odpowiedział. - Trochę się boję.
-
Nie ma czego – zapewnił go Tories. - Upewnię się, żeby twój
ojciec trzymał się z dala od walk.
-
Wiem – przyznał Corf. - Tata też mi to obiecał. Ale głównie
martwię się o ciebie.
- Dam
sobie radę – uśmiechnął się Tories. - Jestem Jedi,
pamiętasz?
- No, tak - powiedział
Corf. Też próbował się uśmiechnąć, ale tak jakoś bez
przekonania. - Czasami zapominam.
-
A więc nie zapominaj – napomniał go delikatnie Tories, wkładając
miecz świetlny między fałdy szaty. - Trzymaj się z dala od
kłopotów i nie daj się zauważyć. Spotkamy się później.
-
W porządku – odpowiedział Corf i, ku zdumieniu Toriesa, dał krok
do przodu i uściskał go. - Uważaj na siebie.
***
Tories
spędził dużą część dnia, zastanawiając się nad najwyraźniej
przypadkowym wyborem czasu akcji przez Laytrona. Dopiero, gdy
wyślizgnął się z posiadłości Binalie’go i ruszył skrajem
Foulahn na zachód, uświadomił sobie, że wybór ten nie był aż
tak przypadkowy, jak mu się w pierwszej chwili wydawało. Późnym
popołudniem, większość sił wroga, otaczających „Spaarti
Creations” będzie musiała patrzeć prosto w stronę zachodzącego
słońca, żeby dostrzec ucieczkę Roshtona przez Przyłącznik
Czwarty. Nawet optyczne czujniki droidów miały kłopoty z
bezpośrednim światłem słonecznym, i porucznik dużo zyskał w
oczach Toriesa, gdy Jedi przekonał się, że młody człowiek wziął
tą ewentualność pod uwagę.
Dwukrotnie
w ciągu drogi, Tories musiał się szybko ukrywać, gdy mijały go
pełniące wartę pary droidów. Ale uwzględnił te opóźnienia,
planując drogę i dotarł do płaskiego, pokrytego trawą dachu
Przyłacznika Czwartego, mając jeszcze trochę czasu w
zapasie.
Binalie czekał nad niego
pod kępą drzew, w otoczeniu paru żołnierzy.
-
Mistrzu Tories - powitał go głosem przepełnionym nerwowym
wyczekiwaniem. - Czy ktoś pana widział?
-
W każdym razie, nikt do mnie nie strzelał - odparł Tories,
przyglądając się zakamuflowanej budowli. - Nie będziemy musieli
unosić całego dachu, żeby dostać się do środka,
prawda?
Binalie potrząsnął
głową.
- Obok znajdują się
schody serwisowe.
- No to chodźmy
- rzucił Tories, spoglądając w niebo. Kilkanaście STAP-ów
krążyło na wschodzie, patrolując niebo nad fabryką i stojącym
obok statkiem desantowym.
- Czy
nie powinniśmy poczekać, aż zacznie się dywersja? - spytał
Binalie.
- Nie możemy sobie na to
pozwolić – odparł Tories. - Potrzebujemy każdej chwili z
wywołanego przez nią zamieszania, żeby wyprowadzić ludzi z
fabryki.
- Masz rację - Binalie
nabrał powietrza i ruszył do wejścia. - Za mną.
Część
dachu znajdująca się nad schodami serwisowymi odsunęła się
zadowalająco szybko i cicho. Binalie zszedł na dół, poczekał na
dole na resztę, zanim za pomocą niewielkiego panelu kontrolnego na
poręczy, zamknął górne wejście.
-
Instalacja jest w porządku – stwierdził, zapalając dwa pręty
jarzeniowe i podając jeden Toriesowi. - Ale włączanie tu
czegokolwiek, nawet, żeby lekko oświetlić sobie drogę, byłoby
ryzykowne.
- Tak - zgodził się
Tories, odwracając się do dwóch żołnierzy-klonów. - Wy dwaj
zostaniecie tu, by pilnować wyjścia – rozkazał.
-
Tak jest – odpowiedział jeden z nich.
Tories
skinął głową i razem z Binalie’m ruszył szybkim truchtem prze
opuszczony tunel. Dziesięć standardowych minut później, byli po
drugiej stronie tunelu.
- Powinien
tu gdzieś być zestaw pomp i wlot systemu wentylacyjnego -
powiedział Binalie, wskazując na ściany na lewo i prawo. -
Uczyniłoby to operację o wiele tańszą, gdyby udało ci się
ominąć oba z nich.
- Postaram
się - odparł Tories, aktywując świetlny miecz. Wciskając koniec
miecza w środek określonej przez Binalie’go strefy, Jedi zaczął
ciąć.
Chwilę później wyciął
prostokąt wielkości człowieka. Gasząc miecz, sięgnął po Moc i
zręcznie wypchnął grubą na pół metra część ściany.
Po
chwili patrzył w wycelowane w niego lufy pół tuzina
blasterów.
- Komandorze Roshton?
– zawołał.
Lufy natychmiast
się uniosły.
- Najwyższy czas -
z ponurą miną na twarzy, Roshton wystąpił przed swoich żołnierzy.
W bojowym rynsztunku, nosząc swój nieodłączny zestaw słuchawkowy
do komlinku i parę blasterów u pasa. - Zaczynałem się
zastanawiać, czy was przypadkiem nie schwytano.
-
O czym pan mówi? - spytał Binalie. - Jesteśmy w samą porę.
-
Jesteście spóźnieni o dwie minuty - poprawił go cierpko Roshton.
- Jeśli porucznik Laytron ruszy według planu, dywersja rozpocznie
się za czternaście minut. Do tego czasu, chcemy już wyprowadzać
ludzi przez tunel.
- No to lepiej
zaczynajmy – powiedział Tories. - Czy pańscy ludzie są
gotowi?
W odpowiedzi Roshton
uniósł dłoń. Żołnierze, którzy mierzyli w Toriesa, zarzucili
broń ukośnie na klatki piersiowe i sformowali pojedynczy szereg,
przechodząc przez nowo powstałe wejście. Następnie ustawili się
trójkami i ruszyli przez tunel szybkim truchtem. Podążyła za nimi
kolejna szóstka, i kolejna, i kolejna.
-
Co z technikami? - spytał Tories, gdy minęła go piąta grupa
żołnierzy. - Kiedy przejdą tunelem?
-
Kiedy będziemy mieć wystarczającą siłę ognia na drugim końcu,
żeby ich osłonić – mruknął Roshton, przechodząc samemu przez
otwór i dając kuksańca Binalie’mu. - Chodźcie, obaj. Teraz
nasza kolej.
Żołnierze, którzy
poszli przed nimi, czekali już na nich na drugim końcu
tunelu.
- Jeszcze dwie minuty -
stwierdził komandor, patrząc na chronometr. - Jak jest na zewnątrz?
Binalie
otworzył usta.
- Otwarta
przestrzeń przez trzy metry na północ i dwadzieścia metrów na
południe - zabrał głos jeden z żołnierzy, których Tories
zostawił na straży. - Drzewa zaczynają się pięć metrów na
wschód i są raczej sporadyczne.
-
Nie jest idealnie, ale wystarczy - zadecydował Roshton. - Ustawcie
się na schodach. Lordzie Binalie, jak się otwiera te drzwi?
-
Panel jest tutaj – pokazał Binalie, którego głos zaczął nagle
dziwnie brzmieć. - Ale...
- Ale
co? - wpatrywał się w niego Roshton.
Binalie
rzucił szybkie i dwuznaczne spojrzenie Toriesowi.
-
Nic takiego – mruknął. - Tu się otwiera.
-
Dobrze. - Roshton spojrzał na swoich żołnierzy, ustawionych na
schodach. - Zająć pozycje - powiedział miękko. - Wychodzimy na
odgłos pierwszego wystrzału.
***
-
Jeszcze dwie minuty – stwierdził porucznik, patrząc na
chronometr. - Wszystkie oddziały, meldować się.
Umilkł,
słuchając uważnie nadchodzących raportów. Doriana patrzył na
północ, poprzez otwarty pas trawy, na stojące na warcie szeregi
droidów bojowych. Było to raczej symboliczne, gdyż po południowej
stronie fabryki nie było ani drzwi, ani okien. Główne siły armii,
plus wszystkie sprawne czołgi AAT, skoncentrowano wokół bardziej
narażonych wschodnich, zachodnich i północnych krańcach.
Ale
nawet pojedyncza istota lub maszyna, znajdująca się na tym
zakazanym pasie trawy, była obrazą dla twillerów, którzy
stanowili serce Spaarti. Z pewnością nadal trzęśli się z
oburzenia, widząc te wszystkie, stojące tam droidy. Ale oczywiście
dowódcę Separatystów niewiele to obchodziło.
Z
drugiej strony, ponieważ linie wytwórcze fabryki były nadal
ustawione na produkcję komór klonujących, po które wysłano tu
siły Republiki, Roshtona też niewiele obchodziło rozdrażnienie
Cranscoców. Dwa potężne systemy polityczne, prowadzące wojnę na
charaktery, z wykorzystaniem śmiertelnej broni, nie zważające
wcale na to, jak ich działania wpływają na życie postronnych
istot. A wpływały znacznie, powodując zwykle wiele ofiar wśród
ludności cywilnej. Była to lekcja, którą ktoś dziś będzie
musiał dziś pobrać.
- Minuta -
powiedział Laytron. - Przygotować się.
Doriana
nabrał powietrza, czując ogarniający go spokój. Wiedział, że
wykonał swoje zadanie, doprowadzając obie strony dokładnie tam,
gdzie chciał, żeby się znalazły. Reszta była już od niego
niezależna i czuł to uczucie frustracji, które zawsze nachodziło
go w takich sytuacjach.
- I...
naprzód!
Z głośnym warkotem
silników, tuzin zarekwirowanych cywilnych śmigaczy wyskoczył z
ukrycia pomiędzy wzgórzami. W każdym z pojazdów siedziało od
czterech do ośmiu żołnierzy. Szybko utworzyły one szyk bojowy na
południowym skraju trawnika. Kiedy został on dostrzeżony przez
wartowników i krążące wysoko STAP-y, odgłos silników się
zmienił i pojazdy ruszyły na pełnej szybkości w kierunku
fabryki.
- Przygotować się,
ogień osłonowy - zarządził Laytron. STAP-y zaczęły nurkować,
otwierając ogień z podwójnych działek w kierunku nadlatujących
śmigaczy. Przed nimi, stojące do tej pory na straży roboty,
sformowały zbity szyk bojowy pomiędzy fabryką i
żołnierzami-klonami. Ich blastery zaczęły namierzać cel…
-
Ognia - zakomenderował Laytron.
Wierzchołki
kilku pobliskich wzgórz zafalowały, gdy zrzucono maskowanie i
ciężkie działa, powyjmowane z rozbitych kanonierek i czołgów
AAT, zwróciły lufy w kierunku wroga. Laserowe strzały uderzyły w
nadlatujące STAP-y, niszcząc kilka z nich w pierwszej salwie i
zmuszając pozostałe do uników. Kilka rakiet wystrzelonych z
jednego ze wzgórz uderzyło w sam środek szeregu robotów. Kiedy
rozwiał się purpurowy błysk eksplozji, a kurz i dym powoli
odsłoniły widok, Doriana dostrzegł, że z linii obronnej pozostał
jedynie krater i dopalające się szczątki setki droidów.
-
Nadchodzą – mruknął Laytron, pokazując na wschód. Doriana
spojrzał w tym kierunku. Trzy czołgi AAT wychynęły zza rogu
budynku, otwierając ogień w kierunku nadlatujących
śmigaczy.
- Spóźnią się -
stwierdził Doriana, oceniając dystans i szybkość.
-
Z pewnością - zgodził się Laytron, gdy ogień osłonowy ze
wzgórz, przerzucony został na zbliżające się AAT. - Fatalna w
skutkach wada armii droidów, mistrzu Doriana. Będąc na polu bitwy,
nie potrafią one ani myśleć, ani przewidywać.
Doriana
uśmiechnął się.
- I właśnie
dlatego Republika zwycięży.
Czołgi
nadal prowadziły bezskuteczny ogień, gdy śmigacze dotarły do
fabryki. Jeszcze zanim pojazdy się zatrzymały, wysypali się z nich
żołnierze i, zarzucając broń na ramię, ustawili się pod ścianą.
Pierwsze dwa tuziny, które zajęły tam pozycje, uniosły miotacze,
zaopatrzone w liny z hakami i wystrzeliły do góry. Kotwiczki
zaczepiły się o krawędź dachu, i już po chwili, żołnierze
wciągali się szybko na górę, podczas gdy ich towarzysze osłaniali
ich z dołu.
Garść ocalałych
STAP-ów pomknęła w kierunku nowego zagrożenia i zdołała zabić
dwóch wciągających się żołnierzy, zanim ogień osłonowy
pozostałych je unieszkodliwił.
Pierwsza
fala dotarła na dach i, odczepiwszy liny od miotaczy, sformowała
szyk obronny. Następna fala była już w połowie drogi na górę,
gdy ostatni, pozostali na dole żołnierze właśnie odrywali się od
ziemi.
- W porządku - oznajmił
Laytron, patrząc z ponurą satysfakcją na przegrupowujących się
na dachu, z bronią gotową do strzału żołnierzy. - Separatyści
nie mogą do nich strzelać bez ryzykowania uszkodzenia fabryki, ale
za to oni będą w stanie ostrzeliwać statek desantowy tak długo,
jak będzie w zasięgu. Czy taki rodzaj dywersji miał pan na myśli,
mistrzu Doriana?
Doriana
uśmiechnął się.
- Zgadza się
– przyznał spokojnie. - To powinno wystarczyć.
***
Gdy
Tories wydostał się z tunelu, stając w promieniach zachodzącego
słońca, odgłosy odległego blasterowego ognia były wyraźnie
słyszalne.
- Wygląda na to, że
się zaczęło - mruknął do Binalie’go, podbiegając wraz z nim w
kierunku drzew, wśród których, ukryta już była większość
żołnierzy. - Mam nadzieję, że wytrwają, dopóki wszyscy stąd
nie wyjdą.
- To nie ma znaczenia
- stwierdził Binalie, gdy doszli do linii drzew.
-
Co to znaczy “nie ma znaczenia”? - spytał Tories, gdy
przycupnęli pod osłoną rozłożystych krzaków forlalinu.
- Przecież właśnie o to chodzi.
Binalie
potrząsnął głową.
- Może
tobie i mnie - przyznał napiętym głosem. - Ale nie Roshtonowi. On
wcale nie zamierzał wydostawać stąd techników.
-
Jak to? - zafrasował się Tories.
-
Czy nie słyszałeś, co mówił? - odparł Binalie. - On i jego
żołnierze? Pytał jak jest na zewnątrz, i powiedzieli mu o
północy, południu i wschodzie. Nie mówili mu tylko o zachodzie, a
on też o to nie pytał.
Tories
zamrugał, przypominając sobie całą rozmowę. Binalie miał rację.
Roshton nie pytał o warunki na zachodzie. A zachód był oczywistym
kierunkiem ucieczki z fabryki.
O
ile się chciało uciekać…
Rozejrzał
się na około w poszukiwaniu Roshtona, podczas gdy zrozumienie coraz
bardziej ściskało mu żołądek. Dostrzegł komandora, stojącego
obok wejścia do tunelu i patrzącego w dół na kolejnych,
wydobywających się z otworu żołnierzy.
Tories
podniósł się z ziemi i ruszył w jego stronę. Przeszedł może ze
trzy kroki, gdy Roshton uniósł rękę i wskazał na wschód. I
nagle, wszyscy jego ludzie, z blasterami gotowymi do strzału,
ruszyli w tamtym kierunku, ku górującej nad szczytami drzew,
sylwetce okrętu desantowego. Kiedy Tories dobiegł do Roshtona,
mijali go już ostatni żołnierze.
-
Co pan wyprawia? - krzyknął, łapiąc komandora za ramię. - To
miała być misja ratunkowa.
- Z drogi, Jedi - rzucił Roshton, strząsnąwszy rękę z ramienia.
- Oczywiście, że to misja ratunkowa. Ratujemy cenną fabrykę Lorda
Binalie’go.
- Ale...
-
Żadnych “ale” – uciął Roshton, gestykulując blasterem. - To
nasza jedyna szansa, żeby dostać się do okrętu desantowego i
zniszczyć matrycę kontrolującą droidy. Jeśli chcesz nam pomóc,
to świetnie. Dobrze byłoby cię mieć ze sobą. Jeśli nie, zejdź
nam z drogi.
Tories spojrzał na
Binalie’go, nadal przycupniętego pod krzakiem, z twarzą sztywną
od gniewu, strachu i frustracji.
-
Wracaj do posiadłości - krzyknął w jego kierunku. - Tam się
spotkamy.
Binalie spojrzał ponad
ramieniem Toriesa na fabrykę.
-
No idź – powtórzył Tories.
Twarz
Binalie’go nadal była napięta, ale skinął głową.
-
W porządku.
Wszedł między
drzewa, a Tories odwrócił się do Roshtona.
-
Pójdę z panem - rzekł, wyciągając miecz świetlny. - Ale później
o tym porozmawiamy.
- Jasne -
chrząknął Roshton. - Idziemy.
Pobiegli
za żołnierzami, klucząc między drzewami i krzewami. Od czasu do
czasu, Tories mógł dostrzec przed sobą białe zbroje; żołnierze
musieli posuwać się naprzód przynajmniej tak szybko jak oni, a
przecież mieli nad nimi przewagę od początku.
-
A więc jaki jest plan? - zapytał Roshtona. - Chodzi mi o najnowszą
wersję, oczywiście?
- Ludzie
Laytrona prowadzą ogień z dachu fabryki – wysapał Roshton. -
Droidy strzegące statku desantowego próbują ich właśnie stamtąd
wykurzyć, starając się nie niszczyć fabryki. Przy odrobinie
szczęścia, powinny być odwrócone do nas plecami, kiedy w nie
uderzymy.
Tories skrzywił się. A
co uczynią dowodzący statkiem Neimoidianie, gdy ich oddziały
znajdą się w krzyżowym ogniu? Pewnie cokolwiek uznają za
konieczne, włączając w to zniszczenie „Spaarti
Creations”.
Być
może.
Zadaniem Toriesa było
niedopuszczenie do takiego rozwoju sytuacji.
-
Pierwsze oddziały są na pozycjach do otwarcia ognia –
poinformował Roshton, przyciskając słuchawki do ucha. - Reszta
rozwija szyk za nimi. Jeśli nam się poszczęści i nikt ich nie
zauważy... - przerwał, a Tories nabrał powietrza, słysząc jak
zmienia się natężenie prowadzonego gdzieś z przodu ognia. - No
cóż, zauważył – mruknął Roshton. - Wszystkie jednostki:
strzelać bez rozkazu - przyspieszył gwałtownie.
-
Zauważył? - spytał Tories, podążając za nim.
-
Jakieś strażnik przy lądowisku - potwierdził Roshton, a do
odgłosów broni dołączyły kolejne. - Ale nadal mamy
przewagę.
Przebiegli kolejne
pięćdziesiąt metrów przez las. I nagle, znaleźli się na
miejscu.
W samym środku zaciętej
bitwy.
Otworzywszy ogień, Roshton
schylił się, kryjąc częściowo pod osłoną pobliskiego drzewa.
Tories skrył się za innym, próbując na gorąco ocenić
sytuację.
Dwa czołgi AAT,
stojące na przeciwko wejścia do fabryki, próbowały zawrócić,
żeby stawić czoła nowemu zagrożeniu, ale poruszały się powoli i
niezdarnie, próbując dawać sobie radę z intensywnym ogniem
blasterów i porośniętym gęsto podłożem. W kierunku Roshtona
posuwały się też trzy rzędy superdroidów bojowych, wspomaganych
przez kilka szturmowych D-60. Atakujący ponosili znaczne straty, ale
nadal parli naprzód.
Tories
zdecydował, że jego głównym celem powinny być AAT.
-
Wchodzę - krzyknął do Roshtona, wskazując na czołgi. - Osłaniaj
mnie.
- Dobrze – odkrzyknął
Roshton, a Tories zapalił miecz świetlny. - Wszystkie jednostki:
ogień osłonowy na lewo!
Huragan
ognia, dochodzący z blasterów żołnierzy-klonów zmienił nagle
kierunek, koncentrując całą swoją furię na lewej flance
zbliżających się droidów, zamieniając znajdujące się tam
maszyny w okopcony złom.
Tories
rzucił się, pochylony, pod osłaniającym go ogniem i przemknął
się pomiędzy dopiero co zniszczonymi droidami.
Załoga
AAT oczywiście dostrzegła, jak się zbliżał. I chociaż główne
działo laserowe czołgu nadal ostrzeliwało prawą flankę sił
Republiki, defensywne blastery krótkiego zasięgu, umieszczone po
obu stronach wlotu systemu wentylacyjnego wzięły go na cel. W
odpowiedzi, błysnął miecz świetlny, parując lub odbijając
strzały w stronę pleców maszerujących robotów.
Tories
dobiegł do najbliższego AAT i wskoczył na jego przód. Ustawiwszy
się naprzeciwko wlotu powietrza, w martwej strefie ostrzału obu
działek blasterowych, dźgnął mieczem w dół, poprzez gruby
pancerz, aż do przedniego dysku repulsora. Pojazd zarył nosem w
ziemię, niczym czworonóg, któremu odcięto parę przednich
nóg.
Gdy czołg wyrył pół
metrową bruzdę w ziemi, Tories wyskoczył w górę, lądując przed
górnym włazem i trzema krótkimi machnięciami miecza odciął
główne działo i dwa boczne działka laserowe.
Drugi
z czołgów przerwał ostrzał żołnierzy-klonów i zakręcił w
stronę Toriesa. Przez chwilę Jedi pozostał na swoim miejscu,
balansując na pochylonym już w przód czołgu i odbijając lecące
ku niemu strzały z dolnych działek drugiego AAT. Jeden z odbitych
strzałów trafił prosto w lufę działka, które z hukiem
eksplodowało.
Korzystając z
chwilowego zamieszania wewnątrz pojazdu, Tories sięgnął po Moc i
efektownie przeskoczył na drugi czołg, rozprawiając się z jego
uzbrojeniem tak samo jak poprzednio. Opierając się o klapę włazu,
wykonał jeszcze jeden ruch mieczem świetlnym, odcinając anteny
odbiorcze.
Nagle ze skraju
lądowiska wyłonił się robot-niszczyciel, tocząc się i odbijając
od nierównego podłoża. Z pomocą Mocy Tories uniósł jedno z
dwóch odciętych wcześniej dział i pchnął je w sam środek
obracającego się kształtu. Usłyszał chrzęst metalu i
niszczyciel został zmuszony do zatrzymania się. Jeszcze przez
chwilę mikro-repulsory walczyły o zachowanie równowagi, ale nagle
coś w środku puściło i robot ostatecznie wywrócił się na bok.
Serie blasterowych strzałów przecięły powietrze nad głową
Toriesa.
Uchylił się szybko,
dostrzegając za sobą grupę zamieniających się w złom
superdroidów. Przyjacielski ogień dochodził z góry, gdzie
dostrzegł grupę żołnierzy-klonów strzelających znad krawędzi
dachu fabryki. Machnął z podziękowaniem ręką; w odpowiedzi,
jeden z nich wskazał w kierunku okrętu desantowego i Tories
spojrzał w tym kierunku.
Kolejny czołg staczał się z rampy,
zamierzając dołączyć do bitwy.
Skinął
potwierdzająco snajperom na dachu, zeskoczył ze zniszczonego
czołgu, na którym do tej pory stał, i zaczął torować sobie
drogę przez chaos w kierunku C-9979. Gdyby udało mu się dostać do
rampy pod czołgiem, mógłby odciąć jego cewki repulsorowe,
unieruchamiając z miejsca cały pojazd.
-
Jedi!
Tories zatrzymał się,
słysząc odległy krzyk dochodzący ponad odgłosami bitwy. Droidy
zbliżały się do sił Republiki i choć było ich mniej niż na
początku, nadal posuwały się naprzód. Żołnierze-klony zdawali
się nie potrzebować jego pomocy, ale w wezwaniu zauważył nutkę
zniecierpliwienia.
-
Jedi!
Tym razem mógł określić
miejsce, z którego dobiegał krzyk i dostrzegł Roshtona, stojącego
obok drzewa. Komandor patrzył na niego, machając szaleńczo ręką
w swoją stronę. Marszcząc brwi, Tories zmienił kierunek i z
zapalonym mieczem, unikając linii robotów, cofnął się pod osłonę
w miarę bezpiecznych drzew.
- O
co chodzi – zawołał, gdy znalazł się w zasięgu słuchu
Roshtona.
- Nie słyszałeś? -
wrzasnął Roshton. - Jedi.
- Co
ze mną? - Tories był już całkowicie zdezorientowany.
-
Nie z tobą. - Roshton wskazał na niebo. - Jedi. Jedi
przybyli.
- Jedi? - spytał
Doriana.
- Tak – odpowiedział
porucznik Laytron, wpatrujący się w niebo z mieszaniną
zaskoczenia, nadziei i ulgi w głosie. - Wiadomość mówi, że
transportowiec pełny Jedi zmierza tu, by nam pomóc. Mamy rozkaz się
wycofać i zrobić im miejsce.
-
Ale to niemożliwe – sprzeciwił się Doriana, obserwując uważnie
twarz porucznika. - Skąd mogliby przybyć? Ale
jeśli Laytron miał jakieś wątpliwości, żadnej z nich nie dało
wyczytać się ani z twarzy, ani z głosu.
-
Nie wiem i nie dbam o to – oświadczył młody żołnierz. -
Wszystkie jednostki: wycofać się. Dokąd? - przekrzywił głowę w
górę. - Zrozumiałem – potwierdził, wskazując na
niebo.
Doriana popatrzył do góry.
Dostrzegał z oddali czarny punkt zbliżający się szybko w ich
stronę.
- Szybciej z tym odwrotem
- rozkazał Laytron. - Już nadlatują.
Uśmiechnął
się oszczędnie do Doriany.
- To
teraz zobaczymy trochę porządnej wojaczki.
Ten
nie odpowiedział. Na najbliższej krawędzi dachu fabryki, żołnierze
opuszczali się po zawieszonych linach, udając się do czekających
śmigaczy. Zbliżający się pojazd rósł w oczach i można już
było dostrzec, że był to rzeczywiście Republikański
transportowiec.
A gdy zbliżył
się wystarczająco, otworzył ogień.
Laytron
nabrał gwałtownie powietrza.
-
Co oni robią? - wypuścił powietrze. - Oni...
-
Nie strzelają w okręt desantowy przed fabryką? - spytał
Doriana.
- Oni strzelają w
fabrykę - warknął Laytron, przysuwając bliżej do ust mikrofon. -
Republikański okręt, wstrzymajcie ogień w stronę fabryki!
Powtarzam: wstrzymajcie ogień w stronę fabryki!
Jedyną
odpowiedzią było nasilenie ognia, który uderzał teraz zarówno w
fabrykę, jak i atakujące zbliżający się statek STAP-y. Przez
dłuższą chwilę, siły Republiki i Separatyści nadal wymieniali
ogień, podczas gdy transportowiec nurkował w ich
stronę.
Nagle, bez ostrzeżenia,
pojazd nagle obniżył lot. Doriana wstrzymał oddech, gdy do
atakujących statek STAP-ów dołączyły blastery i laserowe działa
oddziałów Separatystów rozmieszczonych wokół fabryki.
Transportowiec opadł jeszcze niżej…
I
podczas gdy Laytron bluzgał w bezsilności nieprzerwanym potokiem
plugawych wyzwisk, Doriana obserwował uderzający prosto w dach
fabryki statek.
Przez krótką
wieczność nic się nie wydarzyło. A potem, poprzedzony złowieszczą
serią wyciszonych eksplozji, cały dach wyleciał w powietrze,
rozrzucając dookoła szczątki, niczym erupcja niewielkiego wulkanu.
Następne poszły ściany, wybrzuszając się i trzeszcząc, żeby w
końcu zamienić się w lawinę gruzu. Jeszcze jedna, głośniejsza
eksplozja wstrząsnęła okolicą i poprzez kłęby dymu i fruwające
szczątki, Doriana dostrzegł wznoszącą się ku niebu kulę ognia
po zachodniej stronie fabryki.
-
Zatrzymały się - odezwał się głucho Laytron.
-
Co? - spytał Doriana.
Porucznik
wskazał ciężko na pole przed nimi.
-
Droidy - powiedział. - Zamarły. Ostatni wybuch musiał zniszczyć
okręt desantowy i matrycę kontrolną.
-
Rozumiem – powiedział powoli Doriana. - Czy możemy to nazwać
zwycięstwem?
Laytron parsknął.
- Jedi mogli by - powiedział z
goryczą. - Kto może wiedzieć, co oni myślą? Ale reszta z nas, z
pewnością nie.
- Żeby ocalić
świat - Doriana wymamrotał stare przysłowie cyników - musimy go
zniszczyć.
- Nawet pasuje -
Laytron potrząsnął ze zmęczeniem głową. - Chodźmy. Znajdźmy
komandora Roshtona.
***
Lord
Binalie powiedział bardzo niewiele, gdy w trójkę szli przez
zawaloną gruzami podłogę fabryki, a ich buty chrzęściły na
resztkach tego, co kiedyś nazywało się „Spaarti Creations.”
Idący u boku ojca, Corf, był jeszcze bardziej milczący.
-
Nie wiem co powiedzieć – odezwał się cicho Tories, gdy
zatrzymali się obok przemieszanych ze sobą ciał Cranscoców i
ludzi. - Oprócz tego, że bardzo mi przykro.
-
Pewnie, że tak - rzucił sztywno Binalie. - Tobie jest przykro,
komandorowi Roshtonowi jest przykro, mistrzowi Dorianie jest przykro.
Jestem przekonany, że cała Rada Jedi też wyrazi swój żal, o ile
tylko przerwie na moment poszukiwania odpowiedzialnego za ten czyn -
popatrzył pusto na Toriesa. - Co to da?
Tories
potrząsnął głową.
- Nic -
przyznał - Nie przypuszczam też, by…
-
Dało się ją odbudować? Gdy niemal wszyscy twillerzy zginęli? -
Binalie potrząsnął głową. - Nie. I to przynajmniej przez ich
jedno pokolenie. I jeszcze jeśli będą chcieli nam ponownie zaufać
- odwrócił się. - Ja, na ich miejscu, z pewnością bym tego nie
zrobił. Ufać słowom człowieka to naprawdę głupota.
Tories
skrzywił się.
- Przykro mi - to
było wszystko, co potrafił w tej chwili powiedzieć.
-
Jestem przekonany, że jeszcze się zobaczymy, Mistrzu Tories –
powiedział, nie odwracając się Binalie.
To
było pożegnanie.
- Tak,
oczywiście - odpowiedział Tories. - Żegnam, Lordzie Binalie.
Żegnaj, Corf.
Żaden z nich nie
odpowiedział. Wzdychając i czując, że serce zamienia mu się w
kawał poczerniałego metalu, Tories odwrócił się i powlókł w
kierunku zniszczonej ściany, przez którą dostali się do
zniszczonej fabryki. A więc tak się to skończyło. Pomimo
wszystkich jego wysiłków, pomimo wysiłków Republiki i nawet sił
Separatystów, „Spaarti Creations” została zniszczona.
Zniszczona przez nieudolność, głupotę i
arogancję.
Nieudolność, głupotę
i arogancję pewnego Jedi.
Zamknął
na chwilę oczy, czując jak głęboki smutek przepływa mu przez
duszę. Utrata fabryki była wystarczająco przykra, ale Tories czuł,
że stracił także coś o wiele cenniejszego. Binalie, bardzo
wyraźnie, osobiście obwiniał go za przylot Jedi, mimo że Tories
nie miał z tym nic do czynienia. I choć grzeczność i uprzejmość
w ich wzajemnych relacjach może w końcu powrócą, zaufanie i
przyjaźń, które żywili ku sobie, prawdopodobnie zniknęła na
zawsze.
A Corf, który kiedyś
patrzył na starego Jedi z podziwem i szacunkiem, przynależnym
zwykle wielkim bohaterom, teraz go nienawidził. I chyba pozostanie
mu tak do końca życia.
Doszedł
do ściany i przedarł się przez rumowisko, czując gniewne ostrze w
studni wypełniającego go smutku. Rada Jedi może sobie mówić tak
głośno, jak chce, że nic nie wiedziała o tym, co się dziś
wydarzyło. Ale we wraku transportowca były szaty Jedi i połamane
miecze świetlne, które Tories widział na własne oczy. Ktoś na
Coruscant wiedział, skąd pochodzili ci Jedi i kto dokładnie ich tu
przysłał.
W ten czy inny sposób,
Jedi Jafer Tories, go wyśledzi.
***
Zakapturzona
twarz Dartha Sidiousa zamigotała nad holoprojektorem Doriany.
-
Melduj.
- Operacja okazała się
sukcesem, mój panie - zaczął Doriana. - “Spaarti Creations”
została zniszczona.
- A
Jedi?
- W oczach opinii
publicznej, wina leży całkowicie po ich stronie - odrzekł
Doriana.
- Doskonale - powiedział
z satysfakcją Sidious. - Czy ktokolwiek wyrażał większe
zainteresowanie dokładniejszym zbadaniem statku?
-
Komandor Roshton zasugerował, że powinno być to zrobione - odparł
Doriana. - Ale była to uwaga, rzucona tak jakoś bez entuzjazmu i
mająca raczej na celu sprawdzenie, czy jest możliwa identyfikacja
załogi pojazdu, na podstawie wzorów znalezionych we wraku mieczy
świetlnych.
- Zachęć go, żeby
podążał tym tropem - rozkazał Sidious. - Zanim odkryje, że
wiedzie on donikąd, wszystkie dowody, w postaci systemu zdalnego
sterowania transportowcem znikną w trzewiach maszyny do recyklingu -
lekko się uśmiechnął. - Jedna z wielu małych korzyści ze
stykania się z Jedi, Doriana. Używając kilku małych rekwizytów:
szaty, miecza świetlnego i nierozpoznawalnego ciała, łatwo można
było stworzyć iluzję upadłego bohatera.
-
To prawda, mój panie – zgodził się Doriana. - Zakładam, że
ten, kto zdalnie sterował statkiem, niebawem opuści Cartao?
-
Już opuścił - nastąpiła krótka pauza i Doriana miał uczucie,
jak gdyby te niewidzące oczy sondowały jego twarz. - Nadal nie
pochwalasz tej operacji, prawda?
-
Ależ nie, mój panie – pospieszył z zapewnieniem Doriana. - Ale
nadal jestem zdziwiony. Dlaczego trzeba było celowo zniszczyć
Spaarti? Mogła oddać nieocenione usługi Separatystom. Dlaczego nie
zachować jej nietkniętej w celu eksperymentowania i
produkcji?
- Ponieważ z natury
byłaby nie do utrzymania - odpowiedział Sidious. - Republika
mogłaby odzyskać nad nią kontrolę i wykorzystać ją z równym
spustoszeniem przeciwko nam.
Potrząsnął
głową.
- Nie, mistrzu Doriana.
Kartę o takim nieokiełznanym potencjale, lepiej było całkowicie
usunąć ze stołu - znowu się uśmiechnął. - Tym bardziej, że
dzięki temu, mogą być osiągnięte inne, długofalowe
korzyści.
- Ta część okazała
się niewątpliwie sukcesem – zgodził się Doriana, kiwając
głową. - Nie uważam, że Jedi będą w najbliższym czasie mile
widziani na Cartao. A z pewnością, jeśli Lord Binalie będzie miał
tu coś do powiedzenia. Nawet Tories, który miał tu opinię czegoś
w rodzaju bohatera wśród tutejszych mieszkańców, wydaje się być
skończony.
- A ekonomiczny
oddźwięk zniszczenia Spaarti, który ogarnie ten region, jeszcze
bardziej pogłębi to nastawienie - dodał Sidious. - Zniszczenie
Jedi będzie tylko połowiczne, jeśli mieszkańcy Galaktyki będą
opłakiwać ich stratę. Dzięki twojej pracy tutaj, niewielu w
sektorze Prackla uroni łzę nad ich odejściem.
-
To prawda - Doriana pokiwał głową. - Czy masz dalsze rozkazy, mój
panie?
- Nie – powiedział
Sidious. - Zostań tam tak długo, żeby zająć się ostatnimi
detalami, a potem wracaj z powrotem na Coruscant - Doriana skłonił
lekko głowę. - Jeszcze jedna kwestia. Raporty, które do mnie
dotarły wskazują, że komory klonujące, wyprodukowane przez
Republikę, zostały zniszczone w trakcie ataku. Czy to
prawda?
- Nie, mój panie - odparł
Doriana. - Zostały zmagazynowane w jednym z Przyłączników, kilka
kilometrów od głównego kompleksu i przetrwały nieuszkodzone.
Najwyższy Kanclerz Palpatine nakazał mi przetransportować je w
sekrecie do niedawno reaktywowanej, starej, podziemnej fortecy na
planecie Wayland.
- Doprawdy -
powiedział zamyślony Sidious. - Ile ich jest?
-
Kilka tysięcy - Doriana zawahał się. - Jeśli sobie tego życzysz,
mogę sprawić, że zaginą.
Sidious
zacisnął wargi, zastanawiając się, a Doriana wstrzymał oddech.
Oczywiście, byłby w stanie dość łatwo spowodować sabotaż
cylindrów w trakcie ich przewozu lub jeszcze nawet zanim opuściłyby
Cartao. Pozostawał jedynie problem, że mając tak niewielu ludzi
wtajemniczonych w sekret, taka akcja niosłaby ze sobą dość duże
ryzyko dekonspiracji. Ale jeśli Sidious zażyczyłby sobie…
Ale
Lord Sithów potrząsnął głową.
-
Nie kłopocz się tym - zadecydował, wykrzywiając pogardliwie usta.
- Kilka tysięcy dodatkowych komór klonujących nie wniesie wiele na
rzecz wojny. Niech Palpatine ucieszy się z tego małego
trofeum.
Doriana bezszelestnie
wypuścił powietrze. - Tak, mój panie.
-
Niebawem się z tobą skontaktuję - kontynuował Sidious. - Jeszcze
raz gratuluję. Plan posuwa się naprzód.
-
Także oczekuję na jego sfinalizowanie – powiedział Doriana. -
Żegnaj, Lordzie Sidious.
Sidious
uśmiechnął się.
- Do
następnego razu, Mistrzu Doriana.
Koniec