John J. Boucher
Jak pomóc swojej rodzinie
spotkać Jezusa?
„Czy jeśli pozwolę ci pomodlić się nade mną, zanikniesz się i pójdziesz wreszcie spać?" zapytał mnie rozzłoszczony ojciec.
Stałem w ciemnościach obok jego łóżka. Byłem wstrząśnięty. Ojciec nie chciał słuchać o moim doświadczenia posługi uzdrawiania wyniesionym ze spotkań Odnowy w Duchu Świętym! Nie miał najmniejszej ochoty słuchać o tym, kim stał się dla mnie Jezus. Chciał tylko, abym zostawił go w spokoju.Wiedziałem, że mi nie wyszło. Czułem się odrzucony i przygnębiony.Pomodliłem się nad nim szybko i pośpiesznie wyszedłem do swojego pokoju, tak, by nie dostrzegł łez żalu, które napływały mi do oczu.
W jaki sposób możemy pomóc członkom naszych rodzin spotkać osobiście Jezusa Chrystusa? Jest to trudne. Wydaje się, że każdy prócz nas samych może im o Nim świadczyć. Naszym rodzinom wydaje się, że znają nas zbyt dobrze, aby nas słuchać! Tak jak w sytuacji opisanej powyżej wielu z nas może się „ciężko poparzyć" próbując coś powiedzieć.
Przygotować samego siebie
Czy w ogóle jest możliwe, abyśmy mogli zbliżyć członków naszych rodzin do Jezusa? Wierzę, że tak, lecz dopiero wtedy, gdy sami uporamy się z naszymi osobistymi uczuciami zazdrości, niepokoju czy trwogi dotyczącymi Bożej miłości w stosunku do naszych rodzin. Dopiero, gdy stawimy czoła tym uczuciom, możemy pozwolić Jezusowi, aby ukazał nam swoją łagodną metodę osobistej ewangelizacji. Jezus będąc wśród ludzi zawsze czynił dobro. Wysłuchał Samarytanki. Spojrzał z miłością na bogatego młodzieńca. Był obecny przy ślepym Bartymeuszu. Musimy pozwolić, aby Jezus przemienił nas tak, by nasza codzienna słuchająca i pełna miłości obecność wśród naszych bliskich przypominała im obecność Jezusa.
Nadmierny entuzjazm
Często po naszym pierwszym spotkaniu z Panem zamęczamy rodzinę własną żarliwością. Nasze nowe doświadczenie Jezusa nie jest jeszcze zintegrowane z Jego mądrością i miłością. Możemy zachowywać się niczym sprzedawca super towaru. Traktujemy Jezusa jako najważniejszą rzecz jaką mamy i chcemy po prostu, aby i inni ją posiadali! Na tych, którzy nas słuchają sprawia to wrażenie podobne do odczuć, jakie wywołuje wiele reklam telewizyjnych: „Jeśli nie używasz naszych produktów - jesteś nierozsądny!", „Jeśli nie jeździsz naszym najnowszym modelem auta, to źle z tobą!" „Jeśli nie szorujesz zębów naszą szczoteczką - naprawdę nie ma już dla ciebie żadnej nadziei!" Tymczasem Jezus to nie nowa moda czy produkt, który się sprzedaje. On jest osobą, którą można spotkać.Zachowanie przypominające agresywny marketing nie godzi się z pełnym miłości podejściem do bliźnich, ani z głęboką refleksją.
Niepokój
Niepokój jest drugim uczuciem, które może negatywnie wpływać ^na członków naszych rodzin. Często słyszę: „Muszę zabrać moich rodziców, braci,siostry, dzieci, żonę, męża na spotkanie modlitewne, oni tak tego potrzebują." „Mój mąż pójdzie do piekła, jeśli go nie nawrócę" -przekonywała mnie pewna kobieta. W tych słowach wyczuwa się głęboki niepokój. Czy Bóg kocha tych, których my kochamy? Czy aby naprawdę ich kocha? Jeśli w to rzeczywiście wierzymy, spokojnie możemy oddać nasze rodziny w Jego miłującą opiekę. Przecież Jezus powiedział: Nikt nie może przyjść do Mnie, jeśli go nie pociągnie Ojciec, który Mnie posłał (J 6,44).
Pan zaprasza każdego z nas, byśmy zobaczyli, jak Duch Boży pracuje w życiu naszych rodzin i otwiera ludzi na poruszenia łaski. Spotkałem wielu chrześcijan borykających się z niepokojem i zazdrością, którzy zostaliy przykry sposób zranieni przez reakcje swoich rodzin. Najczęstszym rezultatem tych zranień była niechęć do mówienia o Jezusie w swoich rodzinach.
Wielu z nas zresztą w ogóle nie próbowało o Nim mówić. Część z nas pozostała z założonymi rękami nie mając odwagi. Być może jesteśmy skrępowani lękiem przed odrzuceniem i zranieniem. Jeżeli krępuje nas Szatan, to w imię Jezusa nadszedł czas, aby odesłać go do piekła, gdzie jest jego miejsce. Jeśli to nasza pycha jest zraniona i powstrzymuje nas przed mówieniem o Panu, to odrzućmy ją i okażmy skruchę. Jeśli to nasze emocje są nie uleczone na skutek wcześniejszych zranień spowodowanych przez członków rodziny, których kochaliśmy - szukajmy u Pana łaski uzdrowienia. Modlitwa, sakramenty i kierownictwo duchowe może uzdolnić nas do przejścia ponad naszymi osobistymi zranieniami i pozwoli współczuć innym. Niezależnie od przyczyn naszej rozpaczy lub zniechęcenia odsuńmy więc na bok nasz lęk decydując się kochać nasze rodziny, nawet gdyby miało nas to wiele kosztować: W miłości nie ma lęku, lecz doskonalą milość usuwa lęk (l J 4,18).
Jezus wskazuje drogę
Kto może pokazać nam, jak pomóc naszym rodzinom spotkać Jezusa? Wierzę, żemoże to uczynić sam Jezus. Spójrzmy w Ewangelię i zobaczmy jak zmienił On życie otaczających Go ludzi. Jezus był słuchającą i kochającą obecnością dla każdego człowieka, którego spotkał. Kiedy Samarytanka przyszła zaczerpnąć wody ze studni, Jezus dostrzegł rany jej serca pomimo niechęci, jaka dzieliła Żydów i Samarytan i panujących wtedy zwyczajów społecznych zakazujących kobietom prywatnych rozmów z rabbim w miejscach publicznych. Jezus po prostu dojrzał jej duchowe potrzeby- kobiety, Samarytanki, a także cudzołożnicy. Na skutek takiego podejścia Chrystusa zarówno ona jak i wielu innych Samarytan z tego miasta przyszło, aby poznać, że On prawdziwie jest Zbawicielem świata (J 4,42).
Słuchanie
Życie w mojej własnej rodzinie nauczyło mnie, że aby świadczyć o Jezusie,muszę nauczyć się najpierw słuchać innych ludzi. Zrozumiałem, że każdy z moich bliskich musi być traktowany jako ktoś niepowtarzalny, jako osoba. Zacząłem więc poznawać swoich bliskich i dostrzegać ich potrzeby: „Jakie są pragnienia twego serca? Jak Bóg działa w twoim życiu?" Poczułem wezwanie, aby szanować każdego członka rodziny,niezależnie od jego wewnętrznej sytuacji duchowej. Tylko postępując w ten sposób mogłem mieć nadzieję, że uda mi się pokazać, iż Jezus może zaspokoić ich potrzeby.
Zacząłem więc słuchać jednego z moich braci, który naprawdę potrzebował pokoju,jakim Jezus mógłby obdarzyć go w małżeństwie. Zawsze gdy spotykaliśmy się, słuchałem go. Nie mówiłem mu o Jezusie, ani też nie próbowałem zaciągnąć go na spotkanie modlitewne - po prostu słuchałem tego, co on mówi. Po dwóch latach takiego słuchania i poznawania wszystkich jego życiowych trudności, poprosiłem go, by prawdziwie oddał swoje życie Jezusowi. Uczyniłem to wtedy, gdy mój brat zapragnął Chrystusa
1chciał dowiedzieć się, jak Chrystus działał w moim życiu. Gdy modliliśmy się wspólnie, dostrzegłem, że został napełniony Bożą łaską.Później wielokrotnie byłem świadkiem wytrwałości, z jaką podążał za Chrystusem.
Gdy pewnego razu Jezus wybierał się w drogę przybiegł pewien człowiek i upadłszy przed Nim na kolana, pytał Go: „Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?" f...J Wtedy Jezus spojrzał z miłością na niego i rzeki mu: „Jednego ci brakuje. Idź,sprzedaj wszystko co masz i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną" (Mk 10,17-21).
Jezus nigdy nie żądał od ludzi najpierw „pójścia za sobą" i nie uzależniał od tego pójścia swojej miłości. On kochał bogatego młodzieńca i dlatego właśnie zaprosił go do poznania siebie.
Ofiarność
W mojej rodzinie nauczyłem się, że ofiarność oznacza wezwanie do miłości moich bliskich bezwarunkowo i „od zaraz", i do przyjęcia ich takimi,jakimi są w tej chwili. Zrozumiałem, że powinienem być bardziej ofiarny dla innych - żony, rodziców, dzieci, brata, siostry lub kuzyna.Powinienem być pełen prawdziwej miłości, ponieważ Bóg kocha moich krewnych niezależnie od tego, czy słyszeli i odpowiedzieli na Jego wezwanie! Wezwanie do miłości bliźniego wynika z potrzeby każdego z nich, aby być kochanym, a nie z subiektywnego uczucia wewnętrznego zadowolenia, jakie mógłbym odczuwać. Innymi słowy - potrzebuję, aby moi bliscy stali się moimi prawdziwymi przyjaciółmi.
Bóg zaprasza nas do podjęcia modlitwy za każdego członka rodziny i traktowania go jako przyjaciela. Być może, pozwoli mi to otrzymać kiedyś inną łaskę - łaskę osobistego przedstawienia im mojego przyjaciela Jezusa.
Kilka lat temu „zgasiłem" moją młodszą siostrę twierdzeniem, że jeśli niejest charyzmatyczką, to jest kimś gorszym. Pewnego wieczoru, gdy wybierałem się na spotkanie modlitewne, moja siostra poprosiła mnie,abym pomógł jej w matematyce. W drodze na spotkanie przypomniał mi się fragment z Pierwszego Listu św. Jana: Dzieci, nie milujmy sło-wem i językiem, ale czynem i prawdą! (l J3,18). Zrozumiałem, że idę na spotkanie modlitewne mówić o miłości, atak naprawdę nie kocham mojej własnej siostry. Wróciłem do domu, byjej pomóc. Przemiana mojej postawy otwarła moją siostrę na prawdziwe oddanie swego życia Jezusowi i Duchowi Świętemu. Parę miesięcy później poprosiła ona o udział w rekolekcjach Odnowy w Duchu Świętym. Po ich zakończeniu przyszła do mnie i powiedziała: „Nigdy nie mogłam zrozumieć tego, co mówisz mi o Jezusie, ale zrozumiałam, że ty bardziej mnie kochasz. Teraz doświadczyłam, że Jezus kocha mnie również."
Być obecnym
Jezu spoświęcał codziennie wiele czasu na zwyczajne przebywanie z ludźmi. Nie możemy zapomnieć ślepego żebraka Bartymeusza z Ewangelii św. Marka.Bartymeusz siedział przy drodze, kiedy usłyszał, że Jezus z Nazaretu otoczony gromadą ludzi przechodzi obok. Zaczai on woląc: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!" (...) Jezus przystanął i rzeki. „Zawalajcie go!" (Mk 10,48-49). Następnie zapytał: „Co chcesz, abym ci uczynił?" Powiedział Mu niewidomy: „Rabbuni, żebymprzejrzał." Jezus mu rzekł: „Idź, twoja wiara cię uzdrowiła" (Mk 10,51-52).
Jezus pokazuje nam, że potrzebujemy poświęcać czas i uwagę każdej osobie spotykanej w naszym życiu codziennym, także naszym bliskim.
Czasami to bycie w pełni dla innych podczas rodzinnych uroczystości i spotkań nie wychodzi mi najlepiej. Ostatnio Pan uczył mnie, by w takich sytuacjach prowadzić tylko jedną lub dwie głębsze rozmowy z moimi krewnymi, a resztę czasu poświęcić na zwyczajne bycie razem, żarty i rozmowę. Zrozumiałem, że trzeba dzielić się życiem na wszystkich poziomach. Nie próbuję każdej rozmowy kierować ku Jezusowi lub Odnowie Charyzmatycznej. Gdy ludzie opowiadają o swoim dniu codziennym, wtedy jest rzeczą całkiem naturalną, że pytają mnie o moje codzienne sprawy.Dzielę się konkretnymi doświadczeniami mówiąc o dzieciach, pracy,żonie. Ponieważ moje życie codzienne ma także wymiar duchowy, dzielę się też tym, co Bóg do mnie mówi. W rozmowach z moimi bliskimi wystrzegam się jednak używania żargonu charyzmatycznego i wszelkich opinii lub żądań, aby odpowiadali oni Bogu w taki sposób, w jaki nauczyłem się to robić w Odnowie (...).
„Jak mogę pomóc mojej rodzinie spotkać Jezusa?" Jest wiele sposobów osobistej ewangelizacji, ale istnieje tylko jedna droga wiodąca do tego celu - droga Jezusa. Zwróćmy się do Niego, po mądrość i miłość, której nam potrzeba. Jezus chce nas przemienić swoją kochającą i otwartą na potrzeby bliźniego obecnością. Jeśli Mu na to pozwolimy, będziemy wstanie szczerze dzielić się wiarą z naszymi bliskimi i otrzymamy wrażliwość, która pozwoli nam dotrzeć do każdego z nich z prawdą o Jezusie Chrystusie.
John J. Voucher