Po
doświadczeniach z tak stronniczym polskim Trybunałem Konstytucyjnym
pod egidą A.
Rzeplińskiego obawiałem
się, że austriacki Trybunał Konstytucyjny nie zdobędzie się na
werdykt unieważniający wynik drugiej tury wyborów parlamentarnych
w Austrii, pomimo rozlicznych oznak fałszów. Na szczęście okazało
.się, że się myliłem. Sędziowie austriackiego Trybunału
Konstytucyjnego okazali się ludźmi sprawiedliwymi. Wynik drugiej
tury wyborów unieważniono. I być
może w wyniku powtórzenia wyborów Grupa Wyszehradzka zyska nowego
sojusznika w UE – Austrię. Brawo Austria!
Dorota Kania- skandalistka i kalumniatorka
Przez dziesięciolecia służalczo satelickiego PRL-u i patologicznej III RP nagromadziło się nam w mediach wiele ciemnych figur, wyspecjalizowanych w intrygach, kłamstwach i oszczerstwach. Niestety nie brak tego typu osób także na prawicy, osób pozbawionych godności i honoru w swych nikczemnych działaniach dla oczernienia innych i faktycznego ciągłego dzielenia prawicy. Do swego rodzaju „prymusek” pod tym względem należy osławiona Dorota Kania. Już na pierwszym moim blogu w tekście pod tytułem „Jak Dorota Kania zafałszowała wymowę moich zeznań w IPN”, drukowanym w „Warszawskiej Gazecie” z 10 lutego 2014 r. wyliczyłem rozliczne przykłady kalumniatorskich oszczerstw Kani, która posunęła się do zarzucenia mi współpracę z MSW. Znamienne, ze przez tak długi czas, (ponad dwa lata),jaki upłynął od publikacji mego tekstu Kania nie zdobyła się nawet na jedno zdaniową próbę podważenia moich oskarżeń na temat jej nikczemnej roli. Przypomnijmy, o co poszło. W 2007 roku Kania pracowała we „Wprost” jako podwładna ówczesnego naczelnego redaktora tego tygodnika Stanisława Janeckiego. W tym właśnie tygodniku na początku lipca 2007 r opublikowano oszczercze taśmy Rydzyka”, przedstawiając jako rzekome fragmenty wykładów Dyrektora Radia Maryja odpowiednio wyselekcjonowane i spreparowane stwierdzenia z różnych wieczornych uwag O. Rydzyka do studentów podczas spacerów na uczelni. Na portalu „Fronda pl.” ukazał się później ciekawy tekst na temat całej sprawy pt. „Taśmy ojca Rydzyka”-„Wprost” przekupił studentów”. Autor tekstu pisał m.in.: „Jak się okazuje, tygodnik „Wprost” przekupił dwójkę studentów, którym za donos na o. Rydzyka zapłacił posadą w redakcji (…) Prawdopodobnie cała sprawa nie ujrzałaby światła dziennego gdyby nie to że przez przypadek odwiedziłem portal społecznościowy goldeline.pl.Na tym portalu D’Souza jak i Andrzejewski mają swoje profile i chwalą się tym że zbierali materiały na o. Rydzyka. Uważam, że „Wprost” dopuścił się korupcji, no bo przecież jak inaczej nazwać zatrudnienie byłych studentów w tejże redakcji w zamian za zbieranie haków na o. Rydzyka?!
Bezpośrednio po napaści „Wprost” na o. Rydzyka opublikowałem na łamach ‘Naszego Dziennika” siedem artykułów demaskujących antypolską i antykatolicką rolę tygodnika ‘Wprost”, gęsto ilustrując swoje artykuły fragmentami tego typu tekstów samego naczelnego redaktora Stanisława Janeckiego. (Przydaje się dobre prywatne archiwum! ) Pisałem m.in. o najobrzydliwszym antypolskim tekście tego jegomościa (S. Janeckiego) pt. „Nasza wina - przepraszamy Żydów i prosimy o przebaczenie” pióra Stanisława Janeckiego i Jerzego Sławomira Maca („Wprost” z 25 marca 2003 r.. Ten niebywale podły tekst napisany w parę lat po publikacji „Sąsiadów” J.T.Grossa był klinicznym wręcz przykładem obrzucania błotem całego narodu polskiego za jego stosunek do Żydów. Jakże warto nawet dziś zajrzeć do tego klasycznego wręcz przykładu krajowego antypolonizmu. (Dlatego przytaczam w całości pod koniec tego tekstu drukowaną w „Naszym Dzienniku”. moją polemikę ze wspomnianym paszkwilem). W odpowiedzi na moje teksty obnażające prawdziwą rolę „Wprost’ Janeckiego w walce z Narodem i Kościołem Dorota Kania, przypuszczalnie na zlecenie Janeckiego, wysmażyła haniebny paszkwil przeciw mnie, oskarżając mnie ni mniej ni więcej , ale o współprace z MSW. Ciekawe jak wielkie honorarium dostała Kania, tak znana ze swej pazerności, za brutalny oszczerczy atak przeciw mnie w obronie naczelnego redaktora tygodnika, z którym współpracowała. Natychmiast przygwoździłem kłamstwa Kani w „Naszym Dzienniku”, ale fałsze na mój temat były dalej powielane w różnych lewackich periodykach, u L.Bubla i w części prawicowych mediów ( m.in. u późniejszego wspólnika Kani, członka PZPR w latach 1974-1979 Jerzego Targalskiego),.etc. Cała sprawa znów odżyła w związku z publikacją „Resortowych Dzieci” D.Kani et consortes, w której to książce Kania „zapożyczyła” wiele wątków, opisanych dużo wcześniej przeze mnie w paru tomowej książce "Czerwone Dynastie”, a później chwaliła się swa rzekomą pionierską rolą. W odpowiedzi na moje protesty w tej sprawie nagle dowiedziałem się, że znowu pantoflową pocztą upowszechnia się stare oszczerstwa Kani przeciw mnie. W tej sytuacji opublikowałem wspomniany dłuższy tekst na łamach „Warszawskiej Gazety”, gruntownie obalając i ośmieszając kłamstwa Kani.
Zdemaskowanie niegodziwości Doroty Kani w „Najwyższym Czasie”
W najnowszym numerze świetnego tygodnika „Najwyższy Czas” nr z 1 lipca br.) znany dziennikarz śledczy Leszek Szymowski opublikował dłuższy tekst : „Meandry dziennikarstwa resortowego”, demaskujący metody i powiązania Doroty Kani. Redaktor Szymowski przedstawia Kanię jako pazerną cwaniaczkę, która starała się pozyskiwać pieniądze z pomocą nieuczciwych praktyk. Szymowski oskarża Kanię wprost, że w swoim czasie aż do 2004 r współpracowała z kierowanym przez SLD ABW, pisząc: „W 2003 roku Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego wszczęła tajną sprawę operacyjnego rozpracowania, której „figurantem” (tak w żargonie służb nazywa się sprawdzaną osobę) był lobbysta Marek Dochnal. Miało to związek z jego działalnością, w tym ze skandalami korupcyjnymi (m.in. wręczenie łapówki posłowi SLD Andrzejowi Pęczakowi). Dochnal lobbował wówczas na rzecz gospodarczych potentatów, za którymi, według ABW, stali ludzie związani z rosyjskimi służbami specjalnymi.
Do tej sprawy wykorzystano jako źródło informacji dziennikarkę Dorotę Kanię. W zamian Kania otrzymywała od służb informacje na temat Dochnala, które publikowała w prasie. W dokumentach tej sprawy zachowało się nawet nazwisko oficera odpowiedzialnego za kontakty z Kanią (tzw. oficera prowadzącego). Nie podajemy jego nazwiska, by nie narażać się na zarzut ujawnienia tajemnicy państwowej. Napiszemy tylko, że to bardzo wysoki rangą oficer związany z opcją lewicową (w tym okresie służbami kierowali ludzie namaszczeni przez rząd SLD).Według naszych ustaleń współpraca trwała aż do 2004 roku i została przerwana, gdy ABW straciło zaufanie do Kani. - Kania brała od nas materiały, a później nas atakowała- powiedział mi były wysoki rangą oficer ABW”.
Według Szymowskiego: „Z 2004 roku pochodzi również notatka stołecznego oddziału Zarządu III Wojskowych Służb Informacyjnych. Wynika z niej, że Kania brała pieniądze za publikowanie na temat określonych osób informacji stawiających je w korzystnym świetle, czyli za tzw. dobry PR. Takie zachowanie jest oczywiście sprzeczne z etyka dziennikarska. Dziennikarz nie ma prawa uzależniać sposobu przedstawiania swojego bohatera od korzyści majątkowej. W omawianej notatce jej autor – oficer WSI- zwrócił uwagę, że Kania ma duży dom (powierzchnia ok.459 metrów kwadratowych) oraz działki na Mazurach.
W 2007 roku nazwisko Doroty Kani znalazło się na specjalnej liście nazwisk sporządzonej przez szefa ABW dla premiera. Była to lista dziennikarzy zarejestrowanych w ewidencji operacyjnej ABW jako współpracownicy. Oczywiście ABW jest legalnie działającą organizacją państwową, a współpraca z nią jest jak najbardziej zgodna z prawem (pozostają wątpliwości natury etycznej). Jednak naszym zdaniem w świetle tych wydarzeń redaktor Kania nie do końca jest wiarygodna, gdy innym zarzuca powiązania ze służbami specjalnymi, sama wstydliwie ukrywając ten epizod ze swojego życia”. Czekam jak zareaguje sama Kania na rewelacje red. Szymowskiego?!
D. Kania i teściowa Dochnala
Red. Szymowski poruszył również sprawę związków między D. Kanią a teściową lobbysty Dochnala, a zwłaszcza kwestię wielkiej pożyczki, jaką Kania uzyskała od tejże teściowej. Jak pisał Szymowski : „Wokół Doroty Kani głośno zrobiło się w 2008 roku. W programie „Teraz my” w TVN Tomasz Sekielski i Andrzej Morozowski gościli lobbystę Marka Dochnala, który niedługo wcześniej wyszedł na wolność po rekordowo długim okresie tymczasowego aresztowania. Dochnal opowiedział dziennikarzom, że w czasie, gdy przebywał w odosobnieniu, Dorota Kania pożyczyła od jego teściowej ponad 200 tysięcy złotych, za co obiecała mu kontakty z politykami PiS i „załatwienie” przeniesienia do Katowic śledztwa w jego sprawie. Wersję tę potwierdził później Janusz Kaczmarek (…) Po wystąpieniu Dochnala rozpoczęła się medialna awantura. Ówczesny szef dziennikarki – Stanisław Janecki (Kania pracowała wówczas we „Wprost”- zawiesił ją w obowiązkach, a w opublikowanym oświadczeniu stwierdził, że wynika to jego dbałości o najwyższe standardy etyczne dziennikarstwa”. Jak z tego wynika Janecki okazał czarną niewdzięczność wobec Kani, która rok przedtem w jego interesie tak mocno splamiła się brudną robotą- oszczerczym atakiem na mnie. Ciekawe, że Dorota Kania twierdziła, że nie wiedziała, że pożyczająca jej tak dużą sumę pieniędzy ( wg. Dochnala na 270 tysięcy złotych) kobieta jest teściową Dochnala. Nie wydaje się rzeczą zbyt prawdopodobną, żeby ktoś bez powodu udzielał tak wysoką nie oprocentowaną pożyczkę Kani „na piękne oczy”
Powróćmy znów do tekstu Szymowskiego, który pisze:. „Gdy historia wyszła na jaw, sprawą zajęła się prokuratura. Ustaliła ona, że kilka dni po tym jak śledztwo w sprawie Marka Dochnala trafiło do Katowic, Dorota Kania przyjęła od żony lobbysty nie oprocentowaną pożyczkę na 10-0 tys.zł, a potem kolejne, łącznie około 270 tys.zł. Znamienne są zeznania Barbary Pietrzyk (teściowej Dochnala ) w tym śledztwie: „Pani Kania otrzymała od córki pieniądze gotówką, większość w banknotach po 100 zł (…) Ponieważ jej działania zdaniem córki były bardzo energiczne, a pani Kania wydawała się jedną z niewielu osób, która może nam bardzo pomóc, bo ma bardzo duże możliwości. Później okazało się, że pani Kania ma kolejne potrzeby. A to 30 tys. zł na spłatę jakiejś raty kredytu, a to kolejne 30 lub 40 tys. na spłatę rat kredytu. Mówiła, że w związku z tym jej sytuacja w banku się wyprostuje i będzie mogła oddać córce pieniądze”. W rezultacie Kania usłyszała zarzuty. Pierwszy proces zakończył się wyrokiem skazujący. Sąd wyższej instancji wyrok jednak uchylił, a Kanię uniewinnił”.
„Resortowe dzieci” jako pomysł zerżnięty z moich „Czerwonych Dynastii”.
W końcu 2013 r. stara wyrafinowana kłamczucha Dorota Kania „popisała się” publicznym zbyt łatwym do zdemaskowania kłamstwem. Występując w „TV Republika”, starała się za wszelka cenę, choćby za cenę fałszów, wypromować swoją książkę „Resortowe dzieci” kosztem mojej wcześniejszej o 9 lat, wydanej w 2004 r. ksiązki „Czerwone dynastie”. W ramach nachalnej samoreklamy akcentowała, że jej książka jest prawdziwie pionierska. Co więcej 31 grudnia 2013 r. w obecności naczelnego dyrektora TV Republika Bronisława Wildsteina powiedziała kłamliwie wysławiając swą książkę: „przez 24 lata nie powstała taka ksiązka’. Ten ordynarny fałsz Kani zyskał zaprzeczenie w wypowiedziach całego szeregu znanych osób, m.in. red. Cezarego Gmyza, red. Leszka Szymowskiego, red. Stanisława Michalkiewicza, prof. Zbigniewa Żmigrodzkiego, a w końcu nawet w wypowiedzi prezesa wydawnictwa „Fronda”, które wydało książkę Kani. Wszyscy oni stwierdzili, że moja ksiązka była pierwszą książką o tematyce „czerwonych dynastii” czy „resortowych dzieci” na długo przed książką Kani. Redaktor Gmyz jeszcze w 2013 r. wspomniał o pionierskiej roli moich „Czerwonych dynastii”, sugerując, że książkę tę starano się przemilczeć ze względu na moje związki z Radiem Maryja.
Profesor Zbigniew Żmigrodzki stanowczo sprostował fałsz Kani o rzekomym pierwszeństwie jej „Resortowych dzieci”, pisząc o mnie, że J.R.Nowak „opublikował już dawno temu książkę „Czerwone dynastie”, będąca znacznie szerszym i głębszym (od „Resortowych dzieci- J.R.N) ujęciem tematu, przedstawieniem, jak potomstwo rodowe i duchowe komunistycznych dygnitarzy z lat 1945-1989 opanowało Polskę współczesną, jak nadaje ton w najważniejszych dziedzinach życia, dominuje i wpływa na fakt, że nie możemy się „wybić” na autentyczna niepodległość oraz żyć w wolności i prawdzie”. (Por. Z. Żmigrodzki: Świadek prawdy ,Nasza Polska” z 11 lutego 2014 r.).
Niestety w całej sprawie nie popisał się skądinąd bardzo ceniony przeze mnie Bronisław Wildstein, sprawujący wówczas funkcje redaktora naczelnego „TV Republika”. Już 7 stycznia 2014 r. wystosowałem do niego „List otwarty”, wskazujący na wypowiedziane przez Kanię w „TV Republika” fałszerstwa na temat rzekomego wyjątkowego pionierskiego charakteru jej książki. ( Por. fragmenty mego „Listu otwartego” do red. B. Wildsteina w trzecim tomie moich „Czerwonych Dynastii” (Warszawa 2014 r.,ss.197-202.) W odpowiedzi wysłanej do mnie mailem już 9 stycznia 2014 r. red. Wildstein napisał: „ Dziękuję za wyczerpujący list. Niestety w telewizji nie ma obyczaju publikować korespondencji, zresztą trudno sobie wyobrazić, w jakiej formie miałoby się to robić. Tak więc list pozostawiam sobie jako informację, aby nie zapominać o prekursorach”.
Był to zaprawdę niegodny red. Wildsteina unik. Nie chodziło o publikowanie korespondencji w telewizji, ale o przeproszenie mnie za fałsz sugerujący, że książka Kani była pionierska kosztem mojej książki. Można było też udzielić mi możliwość krótkiej telewizyjnej wypowiedzi na ten temat. Dodam, że w audycji TV Republika” z 31 grudnia 2013 r. dopuszczono się innego dość ordynarnego kłamstwa, stwierdzając jakoby opublikowanie takiej książki (Kani) dziś wymagało ogromnej odwagi. Zapytajmy, jakiej że to odwagi wymagało opublikowanie takiej książki pod koniec roku 2013 r. w warunkach mocno rosnących wpływów PiS. Jakże inaczej wyglądała sytuacją mojej książki „Czerwone Dynastie”, której pierwszy tom ukazał się za rządów SLD w 2004 r. Przypomnę, że redaktor Stanisław Michalkiewicz opisał jak to grupy radnych SLD łaziły po warszawskich księgarniach i skutecznie domagały się wycofania moich „Czerwonych Dynastii” ze sprzedaży, grożąc podwyższeniem czynszu za lokale. Warto dodać., że książka Kani i jej paru współautorów była głównie skupiona na wyliczaniu wielkiej liczby nazwisk, opatrzonych w oparciu o akta informacjami o powiązaniu z bezpieką.. Było to łączone częstokroć z informacjami o blokowaniu przez te osoby dekomunizacji i lustracji. Zabrakło niemal całkowicie natomiast informacji o walce tychże osób z patriotyzmem i religią, co ja tak mocno akcentowałem w oparciu o wymowne cytaty w moich „Czerwonych Dynastiach”. Dość przyjrzeć się jakże żałośnie ubogim pod tym względem „portretom” A. Michnika czy D. Warszawskiego w „Resortowych dzieciach” D. Kani et consortes. Jak widać takie sprawy jak Naród czy Kościół w niewielkim stopniu rajcują D. Kanię. Podobnie zrobiła w artykule o ambasadorze Ryszardzie Schnepfie w „Gazecie Polskiej”, w którym całkowicie pominęła jego rolę w próbach przepchania roszczeń żydowskich wobec Polski, próbach tak mocno wychwalanych przez Światowy Kongres Żydów. Ostatnio Kania wyróżniła się za to przypisywaniem różnym mediom rzekomo antysemickich treści. To też dobrze charakteryzuję tę panią.
Jak Kania oczerniała osoby z prawicy
Red. Szymowski pisze, że Kania w „Resortowych dzieciach” pozwoliła sobie na załatwianie rozrachunków z niektórymi ludźmi prawicy, niby przypadkowo wrzucając ich do kotła z różnymi osobami spośród lewactwa. Jest to metoda już dobrze znana skądinąd - od jej prekursora Leszka Bubla, który chcąc skompromitować różne osoby z prawicy dorzucał do swych list Żydów obok Michnika czy Geremka również licznych czołowych polityków nurtu patriotycznego. Podobnie zrobiła Kania w imię jakichś swoich porachunków osobistych. Jak pisze red. Leszek Szymowski: „Na stronie 241 książki "Resortowe dzieci. Media” znalazła się informacja na temat Polskiej Korporacji Handlowej –spółki należącej do Rudolfa Skowrońskiego i Grzegorza Żemka, znanego z afery FOZZ. Wśród udziałowców tej spółki autorzy książki wymienili m.in. Romualda Szeremietiewa – byłego ministra obrony. „Żadnej akcji tej spółki nigdy nie kupiłem, ani nie brałem udziału w zapisach na akcje” – napisał w specjalnym oświadczeniu Szeremietiew. I dodał, że autorzy ksiązki nawet się z nim nie skontaktowali, aby zapytać, czy to prawda. Innym rzekomym udziałowcem PKH miał być Piotr Bachurski – wydawca i redaktor naczelny „Warszawskiej Gazety”. Na sali sądowej okazało się, że na poparcie tych zarzutów Dorota Kania nie ma… absolutnie nic. Wyszło jedynie na jaw, że nie kontaktowała się z Piotrem Bachurskim, aby dać mu szansę odpowiedzi na zarzuty. Tak samo jak wcześniej nie kontaktowała się z innymi osobami, którym stawiała nieprawdziwe zarzuty. Czy taką kalumniatorkę nie powinno jak najszybciej potępić Stowarzyszenie Dziennikarz Polskich, i czy nie powinna wreszcie jak najszybciej wylądować na dłużej w kryminale - jako notoryczna recydywistka w rozsiewaniu szkodliwych oszczerstw?
Przy okazji przypomniała mi się jakaś głupawa gąska z zebrania Klubu „Gazety Polskiej:” w Mińsku <Mazowieckim. Przeciwniczka ówczesnej prezeski Klubu, dziś posłanki, postanowiła zaatakować ją pośrednio poprzez oszczerczy atak na jej gościa, czyli mnie, z powołaniem się na oszczerstwa autorstwa Kani. Głupawa gąska twierdziła na ukoronowanie swych wywodów, że Kania przecież jest „autorytetem”. Rzeczywiście jest bardzo szemranym autorytetem! Dość zabawnie brzmi w przypadku „lustratorki „ Doroty Kani informacja, że jej macocha należała do PZPR. Nie bardzo wierzę natomiast w podaną w tekście red. Szymowskiego informację, że pierwszy mąż Kani był jakoby synem sekretarza KC PZPR Stanisława Kani. Przypuszczam, że informacje tego typu powstały w oparciu o „dociekania” tak niewiarygodnej osoby jak Monika Olejnik, która kiedyś sugerowała, że Kania może pochodzić z rodziny sekretarza KC S. Kani. (Por. natemat.pl/22227,kania-to-rodzina-i-sekretarza-pzpr-olejnik-corka-funkcjonariusza-s)..
(Polecam przypomniany poniżej mój artykuł z „Naszego Dziennika” na temat polakożerczych tekstów S. Janeckiego jako swego rodzaju nieodzowne kompendium do historii stosunków polsko-żydowskich).
Jerzy Robert Nowak
Jak „Wprost” oczerniało” Polaków
Kościół katolicki w Polsce był od stuleci szczególnie silnie, wręcz nierozerwalnie związany z Narodem. Parafrazując słowa Juliusza Słowackiego, gdy polski okręt tonął, Kościół wraz z nim szedł pod wodę. PO dziś dzień dla polskiego patriotyzmu szczególnie wielkie znaczenie ma spuścizna Prymasa Tysiąclecia Stefana kardynała Wyszyńskiego, który po tylekroć stanowczo występował przeciwko podważaniu miłości do Ojczyzny i szkalowaniu Polski. Nieprzypadkowy na tym tle wydaje się fakt, że tak usilnie walczący z Kościołem redaktorzy „Wprost” z równą pasją atakowali Naród, patriotyzm, polskie tradycje narodowe i polskich bohaterów narodowych.
Ciekawym,
choć wcale nie zaskakującym faktem w tej sytuacji była wyjątkowo
wydatna rola odgrywana w polakożerczych atakach przez Stanisława
Janeckiego, obecnego redaktora naczelnego „Wprost”. Janecki, jak
już wcześniej pisałem, „wyróżniał się” systematycznymi,
nader agresywnymi napaściami na Kościół, skrajnie deformującymi
jego obraz (por. np. jego tekst „Kościół niezgody” z 1995 r.).
Tenże sam red. Janecki wyraźnie aspirował do miana czołowego
polakożercy we „Wprost” w bardzo silnej rywalizacji ze
Stanisławem Jerzym Macem i Wiesławem Kotem.
Opisując prowadzoną na łamach „Wprost” walkę z Narodem, warto zwrócić uwagę na charakterystyczną prawidłowość. Początkowo redaktorzy „Wprost” skupiali się głównie na całościowym oczernianiu Narodu Polskiego, karykaturalnym przedstawianiu polskich cech narodowych, dążeniu do maksymalnego zaniżania samooceny Polaków. W późniejszych latach, zwłaszcza od początków obecnego stulecia, redaktorzy „Wprost” przeszli do kolejnego typu antynarodowych ataków. Zaczęli się koncentrować głównie na szkalowaniu konkretnych postaci z narodowej przeszłości. Kierowali kolejne salwy oszczerstw przeciw najsłynniejszym bohaterom narodowej historii, od króla Bolesława Chrobrego poprzez księdza Augustyna Kordeckiego, poprzez hetmanów Stefana Czarnieckiego, Karola Chodkiewicza i Stanisława Żółkiewskiego do Tadeusza Kościuszki, profesorów UJ w czasie drugiej wojny światowej i Władysława Sikorskiego.
Dość
typowe były liczne teksty we „Wprost” przedstawiające
alarmujący wręcz stopień niechęci do Polaków w różnych
stronach świata. Na przykład w numerze z 26 marca 1995 r. pisano,
że „87 proc. młodych Niemców ankietowanych przez Emnid-Institut
uważa, że Polacy jako naród są gorsi od nich. Zdecydowanie lepiej
od nas wypadają Rosjanie i Turcy. Na skali sympatii Niemców -
według najnowszych badań Fundacji Friedricha Naumanna i
amerykańskiego RAND-Institut - Polacy znaleźli się na ostatnim,
jedenastym miejscu”. Autor tego wyliczenia równocześnie starannie
zatroszczył się o pominięcie krajów, w których Polacy cieszą
się dużo lepszymi notowaniami, jak i o przyczernienie faktycznego
obrazu Polski w niektórych z wymienionych przez siebie
państw.
Inny tekst „Wprost”, pióra Doroty Modelskiej, już w podtytule akcentował: „Dla Czecha Polak jest pokątnym handlarzem, dla Węgra leniem, a dla Rosjanina i Niemca nie istnieje wcale” (por. D. Modelska: Umowa pierwotna, „Wprost” z 4 lutego 1996 r.). Podobną wymowę miały bardzo liczne teksty „Wprost” malujące Polaków z użyciem jak najostrzejszej czerni. Przodował pod tym względem Stanisław Janecki, który już w tytułach swych artykułów o Polakach zapowiadał wszystko, co najgorsze, np. „Czarny charakter Europy. Polacy jako nacja biją rekordy niepopularności”. Inny swój tekst Janecki zatytułował: „Czarne owce. Dlaczego nas nie lubią” („Wprost” z 20 sierpnia 1995 r.). Polacy byli tam przedstawieni w maksymalnie negatywnej tonacji jako odstraszający od siebie w różnych krajach ilością elementów przestępczych etc. Autor powoływał się m.in. na uogólnienia popularnych czasopism niemieckich, według których „przybysz znad Wisły i Odry to wprawdzie katolik, ale zaraz potem bałaganiarz, złodziej, oszust i hochsztapler”. Polemizując z uogólnieniami Janeckiego, czytelnik „Janusz K. z Rzymu” stwierdził w liście do „Wprost” z 10 września 1995 r.: „Stanisław Janecki pisze w artykule "Czarne owce" (nr 34) o wielu istotnych szczegółach zachowań polskiej emigracji, oceniając nas bardzo surowo. Uważam, że uwagi te odzwierciedlają realny obraz bardzo wąskiej grupy Polonii, ale nie większości (...)”.
Bardzo
podobne w tonacji do tekstów Janeckiego były artykuły Wiesława
Kota, najskrajniejszego w całej redakcji „Wprost” tropiciela
„polskiego nacjonalizmu” i „antysemityzmu”. Na przykład w
artykule o Boyu-Żeleńskim Kot pisał między innymi: „Na długo
przed Gombrowiczem zrozumiał, że rodacy mają mózgi impregnowane
przez matryce romantyczne i obracają się w zamkniętym kręgu
schematów myślowych (...)” (W. Kot: Pobojowisko, „Wprost” z 2
sierpnia 1992 r.).
Trzeba
przyznać, że „Wprost” było niebywale konsekwentne w
obsmarowywaniu Polaków na czarno i nie zaniedbywało żadnych
wysiłków w tym względzie. Świadczyły o tym kolejno pełne
antypolskiej żółci artykuły z wiosny 1997 roku. Już na okładce
numeru z 6 kwietnia 1997 r. widzieliśmy skrzydło Orła Białego z
wbitymi w nie gwoździami i odpowiedni tytuł: „Dlaczego Polacy są
mało twórczy”. A potem znajdujemy w numerze odpowiedni artykuł
pod wspomnianym tytułem, wychodzący spod pióra omawianego już
przyczerniacza polskości Stanisława Janeckiego. Autor tekstu
wysilił się jak mógł, aby dowieść skrajnego braku
innowacyjności i kreatywności u Polaków w XX w., ich „wtórności”,
technicznego i organizacyjnego zapóźnienia. Kiedy zaś nawet
przyznał, że Polak był autorem świetnego technicznego
rozwiązania, to wnet próbuje to pomniejszać, autorytatywnie
dowodząc: „Stefan Kudelski, twórca i producent najlepszych na
świecie profesjonalnych magnetofonów Nagra, należy bardziej do
kultury technicznej Zachodu niż Polski”. Dla Janeckiego oczywiście
zupełnie nieważny był fakt, że sam Kudelski czuje się Polakiem,
jest wręcz namiętnym polskim patriotą, w przeciwieństwie do
różnych krajowych prozachodnich snobów, i stanowczo ostrzegał
przed wyprzedażą polskiego przemysłu zachodnim przedsiębiorcom
(por.: Te opinie warto znać, „Tygodnik Solidarność”, 31 maja
1991 r.).
Tak
starannie pomniejszający zdolności twórcze Polaków jako Narodu
redaktor „Wprost” nie doczytał, jak widać, nawet opublikowanego
półtora roku wcześniej w jego tygodniku tekstu Olgierda
Budrewicza, dowodzącego na podstawie faktów rosnącego wkładu osób
z Polski w różne sfery życia w świecie. Jak pisał Budrewicz we
„Wprost” z 23 lipca 1995 r.: „Stale wydłuża się na świecie
lista Polaków zajmujących poważną zawodową i społeczną pozycję
w państwach osiedlenia. Coraz głośniej o wybitnych uczonych,
biznesmenach, menedżerach, artystach polskiego pochodzenia
(...)”.
Poniżanie
i zakompleksianie Polaków
Można
„podziwiać” niezwykle pracowite wysiłki redaktorów „Wprost”
w celu poniżenia i zakompleksienia Polaków. Nader typowy pod tym
względem był tekst jednego z czołowych stachanowców antypolonizmu
we „Wprost” Wiesława
Kota:
„Co to jest polska tożsamość narodowa? Duma z niczego”.
(„Wprost” z 4 maja 1997 r.). Według Kota, Polacy nie mają
żadnych, ale to żadnych powodów do jakiejkolwiek dumy narodowej z
polskości. Koronnym argumentem w tekście Kota było powołanie się
na stwierdzenie socjologa Pawła
Śpiewaka (obecnego
posła Platformy Obywatelskiej), iż: „Połączenie dumy z niczym
to istota narodowej tożsamości”. Przypomnijmy, że P. Śpiewak,
znany z eksponowania fanatycznych żydowskich racji przeciw Polsce,
„wsławił się” szkalowaniem największych postaci, m.in.
nazywając Romana
Dmowskiego „łobuzem
ideologicznym”. Znamienna była data opublikowania tekstu Kota
próbującego upokorzyć dumnych z polskości Polaków. Numer ukazał
się z datą 4 maja 1997 r., a więc w okolicach tak drogiego nam
3-Majowego święta. Przypomnijmy, że 3 maja 1991 r. „Wprost”
wydrukowało tekst Aleksandry
Jakubowskiej wyrażającej
radość z tego, że takie „przeżytki”, jak Naród, Ojczyzna nie
odrodziły się w Trzeciej Rzeczypospolitej. Warto dodać, że
„Wprost” z 4 maja 2003 r. zamieściło oczerniający historię
narodową tekst Jana Wróbla „Mitologia Najpierwszej
Rzeczpospolitej”. Wróbel najpierw starał się podważyć
znaczenie Konstytucji 3 Maja, a później zabrał się za
„odbrązawianie” innych rzekomych polskich mitów, m.in. nazwał
króla Bolesława Chrobrego „awanturnikiem”. Ta dziwna skłonność
„Wprost” do ataków na patriotyczne tradycje w Polsce przy okazji
święta 3 Maja nie wydaje się przypadkowa. Uznajmy raczej - w tym
szaleństwie była metoda!
Postawę „Wprost” wobec
polskości dobrze ilustrują „odpowiednio” dobierane tytuły
artykułów - np. „Głupi jak Polak?” („Wprost” z 22 marca
1992 r.).
Trzeba
przyznać, że autorzy „Wprost” byli konsekwentni w deformowaniu
obrazu Polaków. Niecałe 9 lat po tekście „Głupi jak Polak?” -
we „Wprost” z 26 stycznia 2003 r. Maciej
Rybiński „poczęstował”
nas skrajnie przyczernionym obrazem Polaków, godnym najgorszych
zagranicznych karykatur antypolskich. W podtytule tekstu
zatytułowanego „Kolorowe bąbelki” Rybiński anonsował: „Polacy
wchodzą do Europy w brudnych butach i z bałaganem w głowach”.
Obrazom rzekomych arcysilnych w Polsce skłonności do ksenofobii,
antysemityzmu i wszelkiego rodzaju ciemnoty towarzyszyło
upowszechnianie obrazu Polski jako kraju powszechnego złodziejstwa
(por. eksponowany we „Wprost” z 6 maja 2001 r. już na okładce
tekst „Nie kradnij” pióra Stanisława Janeckiego i Rafała
Pleśniaka.
Nie znoszący wszystkiego, co patriotyczne
redaktorzy „Wprost” zrobili również wiele dla zohydzenia
przywódców Polonii świata, a nawet Wspólnoty Polskiej kierowanej
przez prof. Andrzeja
Stelmachowskiego, tak
zasłużonego dla współpracy z Polonią. Niejednokrotnie atakowano
na łamach „Wprost” prezesa Kongresu Polonii Amerykańskiej
Edwarda Moskala jako rzekomego „antysemitę”. Tomasz
Wróblewski zrobił
to w chamski sposób nawet w czasie wywiadu dla „Wprost” z
prezesem E. Moskalem. Szczególnie nikczemny atak na przywódców
Polonii znalazł ujście w tekście Jerzego Sławomira Maca: „Druga
Polonia”. („Wprost” z 6 maja 2001 r.). Mac najwięcej żółci
wylał na postać prezesa E. Moskala, oskarżając, że „wszystkie
jego publiczne wypowiedzi są przepojone antysemityzmem”.
Szczególnie nikczemne były stwierdzenia Maca: „[...] niepotrzebne
są zmurszałe kamaryle Edwarda Moskala i Jana
Kobylańskiego (lidera
Polonii w Ameryce Łacińskiej) na uchodźstwie oraz prof. Andrzeja
Stelmachowskiego, prezesa stowarzyszenia Wspólna Polska, w kraju
[...] prof. Stelmachowski szkodzi również organizacji, którą
kieruje od przeszło dziesięciu lat”.
Trudno
się dziwić, że postkomunistom z „Wprost”, podobnie jak i innym
środowiskom postkomunistycznym ogromnie przeszkadzało zacieśnianie
więzów między krajem a Polonią. Zbyt dobrze wiedzieli bowiem, że
ludzie z Polonii są najczęściej dużo bardziej gorliwymi
katolikami i patriotami, i co najgorsze - antykomunistami, niż
starannie indoktrynowani przez media III RP przeciętni Polacy w
kraju. Robili więc wszystko, co tylko było możliwe, by zapobiec
mocniejszym oddziaływaniom tego typu antykomunistycznej polonijnej
„zarazy”.
Tropiciele
„polskiego antysemityzmu”
Antypolonizm
we „Wprost” ściśle łączył się ze skrajnie tendencyjną
prożydowskością, patologicznym wręcz filosemityzmem. Redaktor
naczelny „Wprost” Marek
Król z
werwą deklarował już w tytule swego wstępniaka (nr z 21 kwietnia
2002 r.): „Jestem Izraelczykiem”. Dalej wyjaśniał, że „wstyd
mu za polityków zachodnioeuropejskich, grożących Izraelowi
sankcjami gospodarczymi”, „wstyd mu za Parlament Europejski,
zajmujący stanowisko propalestyńskie, grożące zawieszeniem umowy
stowarzyszeniowej z Izraelem”. To wszystko według M. Króla jest
„hipokryzją”. A mnie jako Polakowi prawdziwie wstyd za
naczelnego redaktora wpływowego polskiego (!) tygodnika, który jest
po stronie ciemiężycieli narodu . W Polsce, która tradycyjnie
wyrażała sympatię dla słabszych, dla ofiar napaści, trudno
pogodzić się z wychwalaniem kraju, który wygnał na tułaczkę
setki tysięcy Arabów, który wykorzystuje swą ogromną przewagę
militarną do sprawowania roli brutalnego żandarma Bliskiego
Wschodu, barbarzyńskich nalotów na ludność cywilną etc. Redaktor
M. Król miał oczywiście prawo do deklarowania swych sympatii
proizraelskich i donośnego akcentowania: „Jestem Izraelczykiem”.
Trudno pogodzić się jednak z tym, że jego deklarowana
„izraelskość” wyrażała się we „Wprost” w ciągłym
oczernianiu roli Polaków w stosunkach z Żydami, powtarzających się
oszczerczych uogólnieniach, jak rzekomo odgrywaliśmy wobec Żydów
rolę „katów”, wyliczaniu różnych domniemanych polskich
„zbrodni” wobec Żydów.
Sztandarowym
wręcz tekstem „Wprost” tego typu był ogromny artykuł „Nasza
wina - przepraszamy Żydów i prosimy o przebaczenie” pióra
Stanisława Janeckiego i Jerzego Sławomira Maca („Wprost” z 25
marca 2003 r.). Tekst ten roił się od tak wielkiej ilości
potwornych oszczerczych oskarżeń pod adresem Polaków, że mogliby
się nim chlubić nawet najzajadlejsi zagraniczni
polakożercy. Artykuł
zawierał pełen kłamstw i pomówień rejestr polskich „win”, a
nawet „zbrodni” wobec Żydów jakoby popełnionych przez Polaków.
W tym zafałszowanym bilansie wzajemnych stosunków całkowicie
zabrakło nawet jednego zdania przypominającego, że to właśnie w
Polsce, jedynie w Polsce, znaleźli schronienie Żydzi prześladowani
we wszystkich pozostałych krajach Europy. Nie ma mowy o tym, iż
słynny żydowski myśliciel, rabin krakowski Mojżesz Isserless, już
w XVI w. pisał, że gdyby Polska nie istniała, los Żydów byłby
nie do zniesienia. O tym, że świetny żydowski historyk Burnett
Litvinoff pisał
w wydanej w Londynie w 1988 r. monumentalnej książce „Antisemitism
and Modern History” (s. 90), że gdyby nie schronienie w Polsce, w
czasach średniowiecza i odrodzenia, Żydzi przestaliby w ogóle
istnieć jako naród, zniknęliby z powierzchni ziemi. O tym, że
dzięki schronieniu w Polsce, kraju wyjątkowej tolerancji, Żydzi na
ziemiach polskich w XVIII w. stanowili 4/5 ogółu Żydów świata
(jak pisał prof. Norman
Davies).
O tym, że Polskę w dawnych stuleciach dość powszechnie nazywano
„paradisus Judeorum” (raj dla Żydów); m.in. tak pisano o Polsce
w słynnej XVIII-wiecznej Wielkiej Encyklopedii Francuskiej.
Pominięto we „Wprost” te wszystkie fakty, które sprawiły, że
Polskę bez reszty pokochały takie postaci żydowskiego pochodzenia,
jak prof. Szymon
Askenazy, Marian Hemar, doktor Janusz
Korczak czy
prof. Ludwik
Hirszfeld.
Prezentując
jednostronny paszkwilancki wykaz rzekomych win polskich wobec Żydów,
Stanisław Janecki i Jerzy Sławomir Mac całkowicie pominęli wykaz
jakichkolwiek żydowskich win wobec Polaków. Całkowicie
przemilczeli rolę Żydów w eksploatacji polskich chłopów, tak
drastycznie opisaną m.in. przez ks. Stanisława
Staszica. Pominęli
jakże liczne niestety przykłady zdradzieckiego wysługiwania się
niektórych Żydów zaborcom Polski, m.in. fakt wydania
bohaterskiego Romualda
Traugutta w
ręce Rosjan przez Artura
Goldmana.
Pominęli sprawy antypolskiego zachowania rzesz przybyłych z Rosji
Żydów - litwaków, tak mocno piętnowanego przez uczciwych Żydów
polskich, od prof. Wilhelma
Feldmana po Juliana
Unszlichta.
Pominęli tak niebezpieczne dla Polski projekty stworzenia
zdominowanego przez Żydów buforowego państewka Judeo-Polonia,
wysuwane przez Żydów rosyjskich (m.in.Włodzimierza
Żabotyńskiego),
Żydów niemieckich (m.in. M.
Bubera)
i niektórych Żydów polskich. Pominęli jakże drastyczne przykłady
poparcia wielkiej części Żydów polskich dla narodów walczących
z nami o granice w latach 1918-1920 (Niemców, Rosjan, Ukraińców,
Litwinów). Piszę o tym konkretnie w „Nowych kłamstwach Grossa”.
Pominęli sprawę jakże groźnego dla Polski poparcia bolszewików i
komunizmu przez dużą część polskich Żydów w czasie II RP,
zdominowania przez nich KPP - partii zdrady narodowej. Pominęli
sprawę kolaboracji dużej części Żydów na Kresach Wschodnich z
Sowietami w latach 1939-1941. Pominęli zdradziecką rolę policji
żydowskiej, która bijąc, maltretując i rabując, zapędziła
setki tysięcy współrodaków do transportów kierowanych do
przygotowanych przez Niemców obozów zagłady. Pominęli jakże
haniebną rolę wielkiej części Żydów w sowietyzowaniu Polski,
opisaną z tak ostrym potępieniem przez najwybitniejszego polskiego
twórcę pochodzenia żydowskiego, który zadebiutował po wojnie
- Leopolda
Tyrmanda.
Pominęli wreszcie tak haniebną rolę Żydów - katów, którzy
zdominowali bezpiekę w dobie stalinowskiej: Jakuba
Bermana, Jacka Różańskiego (Goldberga), Anatola Fejgina, Luny
Bristigierowej, Józefa Światły, Salomona Morela, Heleny
Wolińskiej, Stefana Michnika etc.,
etc. Dodajmy do tego jakże fatalną rolę Bronisława Geremka i
Adama Michnika w zdeformowaniu polskich przemian po czerwcu 1989
roku. O tym wszystkim nie ma u dwóch dobranych autorów
paszkwilantów nawet jednego, jedynego zdania!
Antypolskie
oszczerstwa Janeckiego i Maca
Znajdujemy
za to w paszkwilu „Wprost” przerażające swą podłością i
małością dziesiątki antypolskich pomówień. Czytamy m.in., że
„Rozbiory, wymazujące Polskę z mapy Europy przyniosły Żydom
ulgę. W zaborach pruskim i austriackim aż do końca, a w rosyjskim
prawie przez sto lat cieszyli się równością praw i wolności
obywatelskich. Zaborcy ukrócili też antysemickie wystąpienia
księży”. Cały ten fragment tekstu Janeckiego i Maca wygląda jak
żywcem przepisany z najgorszych antypolskich książek zaborców. W
rzeczywistości było całkowicie odmiennie, niż piszą obaj
paszkwilanci. Zaborcy błyskawicznie ukrócili ogromne, nadmierne
przywileje nadane Żydom zbyt wielkodusznie przez polskich królów.
O tym, że były to nadmierne przywileje, mogliby bez trudu przekonać
się obaj ignoranci z „Wprost”, sięgając do książek
rzetelnych historyków żydowskich typu
N. Schippera „Dzieje
Żydów Polsce oraz przegląd ich kultury duchowej” (Warszawa
1926). Schipper pisał np., że „Przyznanie Żydom przywilejów
własnego sądownictwa (...) odosobniło ich jeszcze bardziej od
reszty społeczeństwa i oddało ich pod wyłączną władzę rabinów
(...). Żydzi byli zupełnie zależni od rabinów, którzy nie
pozwolili Żydom obcować z innowiercami”. Wcześniej inny historyk
żydowski, a także poeta i publicysta, Aleksander
Kraushar, ubolewał
w książce „Historia Żydów w Polsce” (Warszawa 1885, t. I, s.
87-88, 92), że „przyznanie nadmiernych przywilejów Żydom w
Polsce doprowadziło do nadmiernego odosobnienia się społecznego”
Żydów od innych mieszkańców, które przybrało „zatrważające
rozmiary”. Zaborcy szybko skasowali te nieuzasadnione, nadmierne
przywileje. Władze carskie zniosły np. zasadę nie powoływania
Żydów do wojska, zmuszając ich do „pójścia w sołdaty”. Car
Mikołaj I szybko
ukrócił samowolę sądową rabinów, którzy chcieli kontynuować
pochodzące z czasów Rzeczypospolitej Obojga Narodów prawo do
sprawowania wyłącznego sądownictwa nad Żydami, łącznie z
wydawaniem wyroków śmierci. Najczęściej wykorzystywano je do
potajemnego zabijania - z wyroków rabinów - Żydów, którzy
przeszli na wiarę chrześcijańską. Było to coś przerażającego
- w Rzeczypospolitej Obojga Narodów, słynącej przez stulecia z
wyjątkowej tolerancji, istniały potworne enklawy nietolerancji
zarządzane przez rabinów, którzy bezkarnie mogli mordować
przechodzących na chrześcijaństwo Żydów - neofitów. Jakże
piętnował ten fakt znakomity autor żydowski, niestety zmarły
przed kilku laty izraelski profesor Izrael
Shahak w
książce „Żydzi i goje”.
W
paszkwilu „Wprost” czytamy również, jak Janecki i Mac oskarżają
Polaków, że są „rzekomo” współodpowiedzialni za los polskich
Żydów podczas holocaustu. Czytamy stwierdzenia: „Przepraszamy za
„milczenie owiec”, czyli bierność polskiej większości, za
„biednych Polaków patrzących na getto, za patrzących na pociągi
jadące do Treblinki”. Przypomnijmy jeszcze raz wyniki badań
znanego historyka IPN dr. hab.
Jana Żaryna,
który pisał, że około miliona Polaków uczestniczyło w
potajemnej pomocy dla Żydów. Uczestniczyło, choć groziło to
zamordowaniem nie tylko ich, ale też ich rodzin. Zapytajmy, ilu
Żydów pomagało śmiertelnie zagrożonym Polakom na Kresach
Wschodnich pod okupacją sowiecką w latach 1939-1941, choć pomoc
Polakom nie groziła takimi represjami jak niemieckie za pomoc Żydom?
Zapytajmy, ilu Żydów pomagało Polakom w najcięższym okresie
stalinowskiej nocy w Polsce? Niestety, bardzo niewielu było tych
„sprawiedliwych”. Tym bardziej powinniśmy przypominać ich
dokonania, tak jak to robiłem w „Nowych kłamstwach Grossa”.
Piszą
Janecki i Mac: „Przepraszamy Żydów za obojętność wobec
Zagłady. Za to, gdy płonęło warszawskie getto, po stronie
aryjskiej kręciły się karuzele (...)”. Przedtem pisano o jednej
karuzeli, oszczercy z „Wprost” napisali o nich w liczbie mnogiej.
W rzeczywistości żadna karuzela nie była czynna w czasie
pacyfikowania getta - jak w swoim czasie przyznawał nawet Władysław
Bartoszewski,
dziś tchórzliwie milczący w tej sprawie. Przypomnijmy, że
Władysław Bartoszewski jako świadek wydarzeń pisał w 1983 r. w
paryskich „Zeszytach Historycznych”, że „karuzela była
nieczynna od początku walk” (por. tekst W. Bartoszewskiego: Wierny
krajowi, „Zeszyty Historyczne”, zeszyt 71, 1983 r., s. 229).
Autorzy „Wprost” całkowicie milczą o tym, że ówczesne czasy
były nie tylko czasami żydowskiego holokaustu, ale okresem
ludobójczego wymordowania trzech milionów Polaków. Janecki i Mac
powielają również sławetne oszczerstwa Michała
Cichego na
łamach „Wyborczej” o rzekomym wymordowaniu kilkudziesięciu
Żydów przez AK-owskich powstańców i... oczywiście skrzętnie
milczą o uwolnieniu przez powstańców kilkuset Żydów z obozu na
Gęsiówce.
Dobrana para paszkwilantów z „Wprost” zaatakowała m.in. wielkiego patriotę polskiego Eugeniusza Kwiatkowskiego, pisząc: „Powinniśmy się wstydzić, że wicepremier Eugeniusz Kwiatkowski miał pretensje do USA, że nie przyjmują dostatecznie wielu polskich Żydów, bo „w Polsce jest ich przecież dużo”. Przypomnijmy więc, że bardzo wielu zagranicznych obserwatorów, w tym tak wnikliwych jak francuski ambasador w Polsce Leon Noel, pisał o tym, jak ogromnym problemem dla Polski jest wielka, ponad trzymilionowa rzesza Żydów, w przeważającej części nie czujących żadnych więzi z Polską. Obaj paszkwilanci z „Wprost” zdają się nie wiedzieć, że nawet przywódca żydowskiej frakcji w Sejmie w latach 20. Icchak Grünbaum na początku lat 30. wystąpił z postulatem emigracji części Żydów z Polski, bo ich jest „o milion za dużo”!
Skrajnym
oszczerstwem antypolskim było twierdzenie Janeckiego i Maca, jakoby
w Polsce w latach 1935-1937 było aż 150 pogromów Żydów. Nie było
ani jednego pogromu, tylko rozliczne zajścia, głównie na tle
konfliktów społeczno-gospodarczych. Zajścia, w których, jak
pisałem już w „Naszym Dzienniku”, zginęło więcej Polaków
niż Żydów. Autorzy z „Wprost” „przepraszali” za to, że
„antysemickie hasła” głosili członkowie rządu
Rzeczypospolitej, na przykład Roman
Rybarski,
wiceminister skarbu, który twierdził: „Rola Żydów w naszych
dziejach gospodarczych była bezwzględnie ujemna”. Otóż można
by wyliczać dziesiątki zagranicznych obserwatorów sytuacji
Rzeczpospolitej Obojga Narodów, którzy rozpisywali się na temat
fatalnej roli gospodarczej Żydów w Polsce, zwłaszcza w
eksploatowaniu chłopów i blokowaniu rozwoju polskiego
mieszczaństwa. Jak było zaś w Polsce XX w., najlepiej świadczy
opinia trudnego do oskarżenia o antysemityzm „Żyda Piłsudskiego”
- Anatola
Mühlsteina,
po 1926 r. dyplomaty polskiego w Brukseli i Paryżu, który ożenił
się z córką Rothschilda.
W wydanej w 1913 r. w Warszawie książeczce „Asymilacja, postęp i
polityka” (s. 33-34) Mühlstein pisał: „Niebezpieczeństwem
zagraża Polsce nie tylko fakt istnienia wielkiej rzeszy nie
zasymilowanych Żydów - nieszczęściem jeszcze jest to, że Żydzi
ci w większej części są ekonomicznie bardzo zacofani, że
skupieni w handlu i kilku zaledwie rzemiosłach żyją w atmosferze
niesłychanej nędzy i ciemnoty, niezmiernie dla kraju
dokuczliwej”.
Kolejnym
kłamstwem paszkwilantów Janeckiego i Maca było stwierdzenie,
jakoby w bezpiece i w ogóle w aparacie przemocy w Polsce po 1945 r.
były tylko „nieliczne osoby pochodzenia żydowskiego”.
Rzeczywiście „nieliczne” - ogromna część „wierchuszki”
bezpieki z Jakubem
Bermanem na
czele, wszyscy dyrektorzy departamentów w Ministerstwie
Bezpieczeństwa Publicznego, 105 naczelników etc., etc. (por.
szerzej odpowiednie rozdziały moich „Nowych kłamstw
Grossa”).
I
kto tu był niewdzięczny?
Obaj
dobrani paszkwilanci z „Wprost” oskarżali również generalnie
Polaków o różne ciężkie „grzechy” wobec Żydów, w tym m.in.
o „chciwość”, „tchórzostwo”, „nieczyste sumienie” i
„niewdzięczność” (!). Szkoda, że Janecki i Mac, tak
uskarżający się na rzekomą „niewdzięczność” Polaków wobec
Żydów, nie przeczytali nigdy książki setki razy uczciwszego od
nich intelektualnie żydowskiego autora Leona
Holenderskiego: „Les
Israelites en Pologne”. Holenderski, Żyd, polski patriota i
emigracyjny działacz polityczny, ostro strofował swych żydowskich
współrodaków właśnie za niewdzięczność wobec Polaków. Pisał
we wspomnianej, około 200-stronicowej książce, wydanej w Paryżu w
1846 r. i niestety nie przypominanej przez nikogo poza mną: „Możemy
śmiało powiedzieć, że dzieci Izraela mają tysiąc razy więcej
powodów, by się skarżyć na Niemców, Hiszpanów i nawet
Francuzów, niż na Polaków”.
Trudno zrozumieć fakt, że nie było w swoim czasie szerszej, negatywnej reakcji na tak patologiczny przykład antypolonizmu, jakim był tekst S. Janeckiego i J.S. Maca. Warto przyjrzeć się późniejszym losom obu autorów polakożerczego paszkwilu. Jerzy Sławomir Mac „wsławił się” różnymi skandalami i awanturami, m.in. jakimś niby-porwaniem i związkiem ze specjalistką od bicia rekordów seksualnych, a potem zaszył się w jakiejś mysiej dziurze i nikt nie słyszy o jego „pisarstwie”. Wręcz przeciwnie stało się ze Stanisławem Janeckim. Ten skrajny polakożerca rok temu awansował dzięki protekcji byłego sekretarza KC PZPR Marka Króla na stanowisko naczelnego redaktora „Wprost” i... dalej jątrzy. Nawet spotkała go jakże niefortunna pochwała w radiu ze strony nie znającego, jak widać, jego obrzydliwej poprzedniej „twórczości” premiera Jarosława Kaczyńskiego. Czemu premier nie ma dotąd doradcy znającego dobrze media i ludzi mediów? A swoją drogą chętnie wyzywam paszkwilanta Janeckiego na pojedynek intelektualny w sprawie historii stosunków polsko-żydowskich przed szerszym audytorium (np. na UW czy UJ). Niech to będzie dyskusja o faktach, a nie wyssane z palca Janeckiego pomówienia! Skończmy z nieodpowiedzialnymi oskarżeniami ze strony różnych anty-Polaków!
(”Nasz Dziennik” 11.08.2007r.).
|
|
|
Autor: Jerzy Robert Nowak o 01:16