Z biurka Krok1 6 Eugeniusz Dębski

Eugeniusz Dębski

"Z biurka"

Wstęp.

Często na spotkaniach pada z sali, najczęściej nieśmiało zadane pytanie "A jak pan pisze?". I forma "pan" tępiona na konwentach, i sama treść określa pytającego: nieśmiały, mało bywający, piszący coś po cichu do szuflady. Może niekoniecznie, ale często.

Jak pamiętam sam miałem ochotę zadać takie pytanie komuś, ale nie było komu i nie było spotkań. Zazdrościłem Amerykanom, co to za kilkadziesiąt dolców mogą ukończyć korespondencyjny kurs pisania bestsellerów, albo zapisać się na odpowiednie seminarium na jednym z kilkudziesięciu uniwersytetów.

Pytanie to, ponieważ się powtarza, niewiele straciło na aktualności. Dlatego zaproponowałem na NORDCONIE 2000 zorganizowanie spotkań z obecnymi autorami w ramach działania o nazwie: "STAR WARS-tat Literacki". Co z tego wyszło nie wiem, to znaczy nie wiem, jaką z tego odnieśli korzyść uczestnicy, ale widziałem, że sporo ich było.

Pewnie dlatego zrodził się ciąg dalszy tego pomysłu - propozycja wprowadzenia w "warstat" mój własny.

Nie wiem, czy komuś to do czegoś się przyda. Nie jestem pewien, czy nie podkładam się swoim nieprzyjaciołom, i nie irytuję przyjaciół. Pewnie to pomysł głupi; te mi przychodzą do głowy z taką łatwością, że biorę je za dobrą monetę.

Oto protokół z opowiadania.

Macie KROK po KROKU - z wielki skokami i skrótami, rzecz jasna - ścieżkę postępowania w przypadku jednego konkretnego pomysłu. Obudziłem się z jednozdaniowym zaczątkiem anegdoty. To KROK 1. Po kilku tygodniach zaczęło się coś rysować. Tak powstały kolejny KROKI, które mają to powstawanie zilustrować. Aż do pełnego tekstu, który pewnie przed wysłaniem do redakcji ulegnie jeszcze pewnym szlifom, ale już jest niemal skończony. Powtarzam - to nie są wszystkie kroki, wejść do pliku było znacznie więcej, ale bywały takie, kiedy przeczytawszy urobek wychodziłem z tekstu, bywały takie, kiedy zmieniałem kilka literówek, i bywały te najefektywniejsze. Wszystko razem "cuzamen do kupy" miało podpowiedzieć Wam, początkujący autorzy, że nie da się napisać opowiadania jednym skokiem, raz a dobrze. Nie da się zrobić to na jednym oddechu, a jeśli nawet - to na pewno byłoby lepsze, gdyby się oddychało przy nim dłużej. Wiem, młodość, gorąca krew, pragnienie sławy i pieniędzy... Ale - oddychajcie. Jako redaktor Srebrnego Globu widzę, że czasem piszecie na bezdechu, co potwierdza Felix W. Kres w Fenixie.

Jeszcze kwestie techniczne - dobrze by było uruchomić ten "protokół" z funkcją (WORD) "pokaż zmiany", wtedy powinniście zobaczyć na czerwono, co zostało wyrzucone, na niebiesko - co wstawiłem. W kilku KROKACH przy okazji awarii systemu i zabaw z ekshumacją kompa ta funkcja - z nieznanych mi powodów - się nie ujawniła. Trudno. Na początku macie więc wszystkie trzewia na wierzchu, potem już trochę poupychane do powłok brzusznych. Ale jeśli ktoś chce wiedzieć jak pisze EuGeniusz Dębski to się przez te trudności przedrze. Dla nieuważnych: Jeśli ktoś chce wiedzieć, jak pisze EuGeniusz Dębski! Nie - jak się pisze. Tylko jak - dla bardzo nieuważnych - napisałem to opowiadanie ja, EuGeniusz Dębski.

Zostawiłem swoje prywatne notatki, na gorąco notowane pomysły i pomyśliki, myśli, dialożki i takie inne. Ja tak piszę - notatki, obróbka w głowie, klawiatura.

Mam nadzieję, że przeczytawszy nie będziecie mieli poczucia zmarnowanego czasu.

Kogo nie interesują detale warstatowe - klika w CAŁOŚĆ. O ile już jest na stronie. Przecież zanim wyłożę wszystko, spróbuję je sprzedać. Nawet zorientujecie się do jakiego pisma. Kto chce porównywać i sprawdzać (kiedy już będzie stronie CAŁOŚĆ) klikając w spis treści przeniesie się do odpowiednich kroków. To informacja dla niezaawansowanych w detale edytorskie.

          EuGeniusz Dębski

Krok 1. Krok 2. Krok 3. Krok 4. Krok 5. Krok 6.



KROK 1.

2000-06-07

Sen - dwie lesbijki kitwaszą się na olbrzymim łożiu. Narrator jest swpętany i może tylko przypatrywać się im. One kpią z niego.

Zesmta - jaka?

Dużo seksu. Do Płaboya?



KROK 2.

2000-09-17

Sen - dwie lesbijki kitwaszą się na olbrzymim łożiu. Narrator jest swpętany i może tylko przypatrywać się im. One kpią z niego.

Zesmta - jaka?

Dużo seksu. Do "Playboya"?

Narrator - autor SF /hiprbola jak z "Aksmaitnego Anschliussu"/

Pisarz SF na spotkaniu z czytelnikami broni swego prawa do hiperboli, do przesady jako chwytu literackiego. Podaje przykład: gdybym chciał zainterestować społeczeństwo domniemanym poroblemem lesbijek to najłatwiej to zrobić pisząc opowiadanie, w którym lesbijki opanowały świat. Nie jest to chwy nowy czy jakoś szczególnie oryginalny, ale taki chwyt istnieje.

Po spotkaniu - porwanie przez komadno lesbijek, jedną skądś zna, chyba strażniczak w markecie pod domem. Lesbijki oklejają jego ciało plastrami do depilacji i depilują. Piski, pomstowanie, przekleństwa, groźby. Potem trzy panienki kochają się.

- A ty co - myślisz, że tylko cię rozpalamy? Że zac chwilę jedna cię dosiądzie, a druga usiądzie na twarzy? A może jedna weźmie do ust, a druga da cycuszki do całowania? Albo jedna weźmie ci ptaka między piersi, a druga zbombarduje biustem buźkę?

Ogląda się na koleżanki. Chórem:

- Rozczaro-wa-a-a-a-nie!..

Śmiech.

Jak się wyrwie i zemści?

************************************************************



KROK 3.


2000-11-09

Pisarz SF na spotkaniu z czytelnikami broni swego prawa do hiperboli, do przesady jako chwytu literackiego. Podaje przykład: gdybym chciał zainterestować społeczeństwo domniemanym problemem lesbijek to najłatwiej to zrobić pisząc opowiadanie, w którym lesbijki opanowały świat. Nie jest to chwy nowy czy jakoś szczególnie oryginalny, ale taki chwyt istnieje.

Po spotkaniu - porwanie przez komando lesbijek, jedną skądś zna, chyba strażniczka w markecie pod domem. Lesbijki oklejają jego ciało plastrami do depilacji i depilują. Piski, pomstowanie, przekleństwa, groźby. Potem trzy panienki kochają się.

- A ty co - myślisz, że tylko cię rozpalamy? Że zac chwilę jedna cię dosiądzie, a druga usiądzie na twarzy? A może jedna weźmie do ust, a druga da cycuszki do całowania? Albo jedna weźmie ci ptaka między piersi, a druga zbombarduje biustem buźkę?

Ogląda się na koleżanki. Chórem:

- Rozczaro-wa-a-a-a-nie!..

Śmiech.

Potem wzwód, pękają spodnie (?). lesbijki zaintrygowane. Niby odchodzą, ale są zainteresowane. Potem jedna wraca. Widzi pkoszmarną pałę, rozbiebra się i wsiada na faceta.

Tu jest pointa, więc ten fragment wyciąłem (przyp. autora)

__________________________________________________________________________________________________________

Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby aż tak się "wyszczerzać" na tym spotkaniu. To był element mojej filozofii ideologii - skoro wczepiłem się bez postronnej pomocy w podjąłem się zawód jęcia pisarza, skoro ludzie inwestują w moją produkcję, to należą im się maksymalnie szczere spotkania odpowiedzi - stąd, chętny czy nie, ale nie odmawiałem nigdy spotkańspotkań i promocji, a na spotkaniach starałem się być jak tylko to możliwe maksymalnie szczery. No, bez przesady, na pytanie czy zdradzam żonę przy każdej okazji odpowiedziałbym, że nie.

- ... Skoro więc widzę jakiś problem, i chcę o nim pisać zastanawiam się jak trafić z tym do czytelnika - mówiłem. - Czasem używa się hiperboli, starego jak świat chwytu - przesada, maksymalizacja. Biorę zatem jakiś problem, powiększam go do absurdu i prezentuję czytelnikowi jak gdyby nigdy nic, jakby było to coś normalnego. Niech sam pomózguje - uśmiechnąłem się miło do sali. - Jeśli więc piszę, że Afroamerykanie zawładnęli Ameryką, to nie jest to wyraz mojego strachu czy próba prekognicji, nie. Po prostu ja widzę problem w nadal istniejącym podziale na białą i czarną Amerykę i chcę na to zwrócić uwagę innych. Nie jest ta powieść wyrazem moich poglądów, nie jestem ani rasistą, ani członkiem Czarnych Panter. Gdybym napisał powieść, w której tylko lesbijki mogą wziąć udział w podróżach kosmicznych, to też nie znaczyłaby ona, że jestem lesbijką, ani że chciałbym nią być, ani że je potępiam.

Jedna z uczestniczek wstała i wyszła. Lesbijka?. Hałas odsuwanego krzesła zwrócił uwagę niemal całej sali na nią. Gdy twarze zwróciły się w moim kierunku, postarałem się bez słów skomentować wyjście tej dziewczyny. Udało mi się - rozległ się głośny śmiech, a potem oklaski. Często udawało mi się dobrze wykorzystać swoje jakieś tam umiejęTności aktorskie. To był dobry moment na zakończenie spotkania.

- Dziękuję państwu - wstałem i klasnąłem kilka razy.

Podpisałem kilka egzemplarzy "Czarnej rozpaczy". Nie za dużo. Ale bywało i gorzej.

Podziękowałem Heriessie za udane spotkanie, zwyczajowo obiecałem jej, że wpadnę tu w każdej chwili, a sobie, że będę unikał jej księgarni. Wyszedłem na ulicę. Spacerek czy siedzenie w korku? Korek, zdecydowałem, posiedzę, podumam. Akurat zwalniała taksówka, podskoczyłem w jej kierunku, gdy stanęła wskoczyłem do wnętrza i powiedziałem do dziewczyny w szopie dredów za kierownicą:

- Pacific Line. Możesz dookoła, centrum na pewno jest zakorkowane i...

Drzwi odskoczyły, a do wnętrza wskoczyła jakaś kobieta. Odwróciłem się do niej, żeby uświadomić, że wskoczyła do zajętej taksówki, ale była szybsza. Coś z wyciągniętej dłoni trysnęło mi w twarz, zakrztusiłem się i zwaliłem w ciemność.

Odzyskując przytomność poczułem plamę chłodu na skórze w zgięciu łokcia. Poderwałem głowę pod wpływem niedobrego przeczucia, i miałem rację - igła już ulatywała w przestrzeń, chłodny wacik pocierał moją skórę. Szarpnąłem się, ale niewiele miałem wolności - dwa ruchy kończynami i głową wyjaśniły mi moje położenie. Przypięty pasami do solidnego szpitalnego łóżka. Pokój zwyczajny, sypialnia, olbrzymie owalne łoże. Dwa trema po obu stronach, miliony flakoników i słoiczków na nich. Dziewczyna ze strzykawką byłą tą samą, która podjechała taryfą pod księgarnię Heriessy. Nic dziwnego - szprycerka jakaś cholerna.

- Co robisz?.. - Na końcu języka miałem kilka precyzujących określeń, ale to ja byłem spętany, a ona miała strzykawkę.

Nie zainteresowało jej moje pytanie, spokojnie odsunęła się od łoża. Wyszła z pokoju! No, szlag by trafił?! Z całej siły napiąłem mięśnie nóg, z przyjemnością usłyszałbym trzask zrywanych opasek, ale to było tylko pobożne. Szarpnąłem rękami, potem skoncentrowałem się na prawej, na koniec, już zdyszany, spróbowałem z lewą.

Shit!

Porwanie. Zostałem porwany? Jezu, po cholerę? Co mi chcą zabrać - cztery tysiące z konta czy prawo do odwiedzin Jane? Czy...

O kurde! Baby! Same baby: w taryfie dwie, tu jedna z nich. Stop! Ta, co wyszła z saloniku przy księgarni? Naraziłem się lesbisiom?! No nie! NIE!!

Weszły przez drzwi. Jedna - ta, co wpijała mi się w żyłę, drugiej nie znałem. Ogolona, ale kształtna czaszka. Czy może usiłuje pokazać, że jest tą męską częścią związku? Całe stada kolczyków - po kilka pięter w małżowinach usznych, kuleczki w nozdrzach, jedna nad brwią. Pewnie kilka jeszcze pod ubrnaiem - pępek, może łechtaczka.

Byłem pewien, że podejdą do mnie i się zacznie - jedna pogłaszcze po głowie, pocałuje przelotnie, kusząco, zwodniczo, i ucieknie, druga - jedną rękę wsunie w szczelinę bluzki i zacznie się głaskać po piersi, wysuwając namiętnie język, którym omiatać będzie swoje pełne wargi. Ewentualnie którać któraś wsunie dłoń w moje spodnie i zacznie się znęcać.

Przygotowałem się. Nastawiłem. Zaparłem się w sobie..

A one przemaszerowały przez pokój i zaczęły się całować przy łożu. Dłoń z pomalowanymi na czarno paznokciami spoczęła, jak się to mówi, na kształtnej dupce tej ogolonej, druga - co widziałem mimo że włażściwie przylgnęły do siebie - wśliznęła się pod skórzaną koszulę i masowała jej pierś. Zaparłem się jeszcze mocniej.

Odwróciłem na chwilę wzrok. Mlaskały, ścierwa, pomrukiwały i krótko posykiwały, widocznie gdy pieszczoty przybierłay na ostrości - za mocno uszczypnięTy sutek, przygryziona warga, pociągnięty kolczyk, paznokietki wpite w skórę. Usłyszałem jak stęknął materac pod ich ciałami, zaszeleściła jedwabna czy jakaś tam, grunt że połyskująca kapa, pisnęła skóra kozsuli, po której przejachała rozgorączkowana spocona dłoń.

Nie wytrzymałem, ootworzyłem oczy i odwróciłem głowę w ich stronę. W końcu, to co się widzi podnieca mniej, niż to, co sobie sam projektuję, wyświetlam w mózgu. I rzeczywiście - nic się właściwie niezwykłego nie działo. Ta pielęgniareczka - Sandro-o-o... Och! - jęknęła do niej ta z ćwiekami, więc miała na imię wyszukanie: Sandra - ssała sutek swojej przyjaciółki, a obrączka w sutek wszczepiona co jakiś czas cicho dzwoniła jej na zębacz. Raczej śmieszne, niż podniecające. Jedna ręka Sandry ogniatała drugą pierś, a druga już orała kępkę włosów na podbrzuszu przyjaciółąki. Ta, z kolei, choć wyglądem sugerowała mocniejszą istotę, dawała się pieścić, nic w sumie nie przedsiębiorąc w zamian. Zalediwe tarmosiła włosy Sandry, gałskała ją po głowie, ale przed wszystkim prężyła się, wyginała, napinała mięśnie i konsumowała.

************************************************************



KROK 4.

2000-11-16

2000-11-13

Pisarz SF na spotkaniu z czytelnikami broni swego prawa do hiperboli, do przesady jako chwytu literackiego. Podaje przykład: gdybym chciał zainteresować społeczeństwo domniemanym problemem lesbijek to najłatwiej to zrobić pisząc opowiadanie, w którym lesbijki opanowały świat. Nie jest to chwyt nowy czy jakoś szczególnie oryginalny, ale taki chwyt istnieje.

Po spotkaniu - porwanie przez komando lesbijek, jedną skądś zna, chyba strażniczka w markecie pod domem. Lesbijki oklejają jego ciało plastrami do depilacji i depilują. Piski, pomstowanie, przekleństwa, groźby. Potem trzy panienki kochają się.

- A ty co - myślisz, że tylko cię rozpalamy? Że zac chwilę jedna cię dosiądzie, a druga usiądzie na twarzy? A może jedna weźmie do ust, a druga da cycuszki do całowania? Albo jedna weźmie ci ptaka między piersi, a druga zbombarduje biustem buźkę?

Ogląda się na koleżanki. Chórem:

- Rozczaro-wa-a-a-a-nie!..

Śmiech.

Potem wzwód, pękają spodnie (?). lesbijki zaintrygowane. Niby odchodzą, ale są zainteresowane. Potem jedna wraca. Widzi pkoszmarną pałę, rozbiera się i wsiada na faceta.

Dobrze zrobiłem, pomyślałem, że oddzieliłem otwór komunikacyjny od pala konsumpcyjnego. Mogę teraz gadać sobie i jednocześnie podjadać sobie tę dziewuszkę. A ona jeszcze nawet nie wie, że jest pożerana. Tu, na Ziemi, samice są takie zadowolone z siebie, ciągle mają przed oczami modliszkę, nielicznego przedstawiciela fauny obcego mi i nie lubianego. Wrogiego i odrażającego. Jak świat światem, to samce pożerają niektóre samice.

To ja, słysząc o jakimś mordzie, na przykład w Kanadzie, leciałem tam, pożerałem ze dwie, trzy, czasem osiem kobiet, i uciekałem, zostawiając policję z komunikatem: ciał wszystkich ofiar nie odlnaleziono". A jak mieli odnaleźć, skoro bbiedy zboczeniec zamordował raz, a potem ja się podłączałem pod jego działania?! Chi-chi! Kuba Rozpruwacz /kiedy działał? 18-19 wiek?/, Micky Srebvrne Ostrze, Paramonow, Pastaszow, Mokry Drexler... To ja im nawkładałem dołożyłem na konta po kilkanaście ofiar.

Forma - jak to przekazać? - W dialogu - do kogo? Jak? W monologu wewnętrzmym? Mało dynamiczne. Jak sprzedać pointę: otwór komunikacyjny i pal konsumpcyjny, pal żywieniowy? Kołek?

__________________________________________________________________________________________________________

Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby aż tak się "wyszczerzać" na tym spotkaniu. Wprawdzie Wprawdzie szczerość w kontaktach z czytelnikami była elementem mojej filozofii ideologii - skoro wczepiłem się w podjąłem się zawód jęcia pisarza, skoro ludzie inwestują w moją produkcję, to należą im się maksymalnie szczere spotkania odpowiedzi, ale może bez przesady. Stąd, chętny czy nie, ale nie odmawiałem nigdy spotkańspotkań i promocji, a na spotkaniach starałem się być jak tylko to możliwe maksymalnie szczery. No, bez przesady, na pytanie czy zdradzam żonę przy każdej okazji odpowiedziałbym, że nie.

- ... Skoro więc widzę jakiś problem, i chcę o nim pisać zastanawiam się jak trafić z tym do czytelnika - mówiłem. - Czasem używa się hiperboli, starego jak świat chwytu - przesada, maksymalizacja. Biorę zatem jakiś problem, powiększam go do absurdu i prezentuję czytelnikowi jak gdyby nigdy nic, jakby było to coś normalnego. Niech sam pomózguje - uśmiechnąłem się miło do sali. - Jeśli więc piszę, że Afroamerykanie zawładnęli Ameryką, to nie jest to wyraz mojego strachu czy próba prekognicji, nie. Po prostu ja widzę problem w nadal istniejącym podziale na białą i czarną Amerykę i chcę na to zwrócić uwagę innych. Nie jest ta powieść wyrazem moich poglądów, nie jestem ani rasistą, ani członkiem Czarnych Panter. Gdybym napisał powieść, w której tylko lesbijki mogą wziąć udział w podróżach kosmicznych, to też nie znaczyłaby ona, że jestem lesbijką, ani że chciałbym nią być, ani że je potępiam.

Jedna z uczestniczek wstała i wyszła. Lesbijka?. Hałas odsuwanego krzesła zwrócił na nią uwagę niemal całej sali na nią. Gdy twarze zwróciły się z powrotem w moim kierunku, postarałem się bez słów skomentować wyjście tej dziewczyny. Udało mi się - rozległ się głośny śmiech, a potem oklaski. Często udawało mi się dobrze wykorzystać swoje jakieś tam umiejętności aktorskie. To był dobry moment na zakończenie spotkania.

- Dziękuję państwu - wstałem i klasnąłem kilka razy.

Podpisałem kilka egzemplarzy "Czarnej rozpaczy". Nie za dużo. Ale bywało i gorzej.

Podziękowałem Heriessie za udane spotkanie, zwyczajowo obiecałem jej, że wpadnę tu w każdej chwili, a sobie, że będę unikał jej księgarni. Wyszedłem na ulicę. Spacerek czy siedzenie w korku? Korek, zdecydowałem, posiedzę, podumam. Akurat zwalniała taksówka, podskoczyłem w jej kierunku, gdy stanęła wskoczyłem do wnętrza i powiedziałem do dziewczyny w szopie dredów za kierownicą:

- Pacific Line. Możesz dookoła, centrum na pewno jest zakorkowane i...

Drzwi odskoczyły, a gdy odwróciłem się do nich zobaczyłem tylko wsuwającą się do wnętrza wskoczyła jakaś kobieta szczupłą kobiecą dłoń z jakąś puszką w dłoni. Z dyszy aerozolu wstzreliła smuga wonnej mgiełki. Wonnej i mrożącej. Coś się takiego zrobiło, że nie potrafiłem utzrymać głowy w pionie. Zaczęła opadać do tyłu. Przed oczami przeleciał mi przód taksówki, odnotowałem, że kierowca wysunęła się niemal do połowy zwozu. Wiedziała, co się dzieje?! . Odwróciłem się do niej, żeby uświadomić, że wskoczyła do zajętej taksówki, ale była szybsza. Coś z wyciągniętej dłoni trysnęło mi w twarz, zZakrztusiłem się i zwaliłem w ciemność.

Odzyskując przytomność poczułem plamę chłodu na skórze w zgięciu łokcia. Poderwałem głowę pod wpływem niedobrego przeczucia, i miałem rację - igła już ulatywała w przestrzeń, chłodny wacik pocierał moją skórę. Szarpnąłem się, ale niewiele miałem wolności - dwa ruchy kończynami i głową wyjaśniły mi moje położenie. Przypięty pasami do solidnego szpitalnego łóżka. Pokój zwyczajny, sypialnia, olbrzymie owalne łoże. Dwa trema po obu stronach, miliony flakoników i słoiczków na nich. Dziewczyna ze strzykawką byłą tą samą, która podjechała taryfą pod księgarnię Heriessy. Nic dziwnego - szprycerka jakaś cholerna.

- Co robisz?.. - Na końcu języka miałem kilka precyzujących określeń, ale to ja byłem spętany, a ona miała strzykawkę.

Nie zainteresowało jej moje pytanie, spokojnie odsunęła się od łoża. Wyszła z pokoju! No, szlag by trafił?! Z całej siły napiąłem mięśnie nóg, z przyjemnością usłyszałbym trzask zrywanych opasek, ale to było tylko pobożne. Szarpnąłem rękami, potem skoncentrowałem się na prawej, na koniec, już zdyszany, spróbowałem z lewą.

Shit!

Porwanie. Zostałem porwany? Jezu, po cholerę? Co mi chcą zabrać - cztery tysiące z konta czy prawo do odwiedzin Jane? Czy...

O kurde! Baby! Same baby: w taryfie dwie, tu jedna z nich. Stop! Ta, co wyszła z saloniku przy księgarni? Naraziłem się lesbisiom?! No nie! NIE!!

Weszły przez drzwi. Jedna - ta, co wpijała mi się w żyłę, drugiej nie znałem. Ogolona, ale kształtna czaszka. Czy może usiłuje pokazać, że jest tą męską częścią związku? Całe stada kolczyków - po kilka pięter w małżowinach usznych, kuleczki w nozdrzach, jedna nad brwią. Pewnie kilka jeszcze pod ubraniem, skórzanym, oczywiście: kółeczko w pępku, może w wargach sromowych?

Byłem pewien, że podejdą do mnie i się zacznie - jedna pogłaszcze po głowie, pocałuje przelotnie, kusząco, zwodniczo, i ucieknie, druga - jedną rękę wsunie w rozcięcie swojej bluzki i zacznie się głaskać po piersi, wysuwając namiętnie język, którym omiatać będzie swoje pełne wargi. Ewentualnie którać któraś wsunie dłoń w moje spodnie i zacznie się znęcać.

Przygotowałem się. Nastawiłem. Zaparłem się w sobie..

A one przemaszerowały przez pokój i zaczęły się całować przy łożu. Dłoń z pomalowanymi na czarno paznokciami spoczęła, jak się to mówi, spoczęła, na kształtnej dupce tej ogolonej, druga - co widziałem mimo że włażściwie przylgnęły do siebie - wśliznęła się pod skórzaną koszulę i masowała jej pierś. Zaparłem się jeszcze mocniej.

Odwróciłem na chwilę wzrok. Mlaskały, ścierwa, pomrukiwały i krótko posykiwały, widocznie gdy pieszczoty przybierłały na ostrości, przechodziły w silne karesy - za mocno uszczypniętTy sutek, przygryziona warga, pociągnięty kolczyk, paznokietki wpite w skórę. Usłyszałem jak stęknął materac pod ich ciałami, zaszeleściła jedwabna czy jakaś tam, grunt że połyskująca kapa, pisnęła skóra koszuzsuli, po której przejeachała rozgorączkowana spocona dłoń.

Nie wytrzymałem, ootworzyłem oczy i odwróciłem głowę w ich stronę. Z doświadczenia wiedziałem, że W końcu, to, co się widzęi podnieca mnie mniej, niż to, co sobie sam projektuję, wyświetlęam w mózgu. I rzeczywiście - nic się właściwie niezwykłego nie działo. Ta pielęgniareczka ( - Sandro-o-o... Och! - jęknęła do niej ta w skórze i z ćwiekami., Wwięc miała na imię wyszukanie: Sandra ) - ssała sutek swojej przyjaciółki, a obrączka w sutek wszczepiona co jakiś czas cicho dzwoniła jej na zębachz. Raczej śmieszne, niż podniecające. Jedna ręka Sandry uogniatała drugą pierś, a druga już orała kępkę włosów na podbrzuszu przyjaciółąki. Ta, z kolei, choć wyglądem sugerowała mocniejszą istotę, dawała się pieścić, nic w sumie nie przedsiębiorąc w zamian. Zalediwie tarmosiła włosy Sandry, głaskała ją po głowie, ale przed wszystkim prężyła się, wyginała, napinała mięśnie i konsumowała. Konsumowała pieszczoty.



KROK 5.


2000-11-14

Pisarz SF na spotkaniu z czytelnikami broni swego prawa do hiperboli, do przesady jako chwytu literackiego. Podaje przykład: gdybym chciał zainteresować społeczeństwo domniemanym problemem lesbijek to najłatwiej to zrobić pisząc opowiadanie, w którym lesbijki opanowały świat. Nie jest to chwyt nowy czy jakoś szczególnie oryginalny, ale taki chwyt istnieje.

Po spotkaniu - porwanie przez komando lesbijek, jedną skądś zna, chyba strażniczka w markecie pod domem. Lesbijki oklejają jego ciało plastrami do depilacji i depilują. Piski, pomstowanie, przekleństwa, groźby. Potem trzy panienki kochają się.

- A ty co - myślisz, że tylko cię rozpalamy? Że za chwilę jedna cię dosiądzie, a druga usiądzie na twarzy? A może jedna weźmie do ust, a druga da cycuszki do całowania? Albo jedna weźmie ci ptaka między piersi, a druga zbombarduje biustem buźkę?

Ogląda się na koleżanki. Chórem:

- Rozczaro-wa-a-a-a-nie!..

Śmiech.

Potem wzwód, pękają spodnie (?). lesbijki zaintrygowane. Niby odchodzą, ale są zainteresowane. Potem jedna wraca. Widzi pkoszmarną pałę, rozbiera się i wsiada na faceta.

Dobrze zrobiłem, pomyślałem, że oddzieliłem otwór komunikacyjny od pala konsumpcyjnego. Mogę teraz gadać sobie i jednocześnie podjadać sobie tę dziewuszkę. A ona jeszcze nawet nie wie, że jest pożerana. Tu, na Ziemi, samice są takie zadowolone z siebie, ciągle mają przed oczami modliszkę, nielicznego przedstawiciela fauny obcego mi i nie lubianego. Wrogiego i odrażającego. Jak świat światem, to samce pożerają niektóre samice.

To ja, słysząc o jakimś mordzie, na przykład w Kanadzie, leciałem tam, pożerałem ze dwie, trzy, czasem osiem kobiet, i uciekałem, zostawiając policję z komunikatem: ciał wszystkich ofiar nie odnaleziono". A jak mieli odnaleźć, skoro bbiedny zboczeniec zamordował raz, a potem ja się podłączałem pod jego działania?! Chi-chi! Kuba Rozpruwacz /kiedy działał? 18-19 wiek?/, Micky Srebrne Ostrze, Paramonow, Mokry Drexler... To ja im dołożyłem na konta po kilkanaście ofiar.

Forma - jak to przekazać? - W dialogu - do kogo? Jak? W monologu wewnętrzmym? Mało dynamiczne. Jak sprzedać pointę: otwór komunikacyjny i pal konsumpcyjny, pal żywieniowy? Kołek?

__________________________________________________________________________________________________________

Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby aż tak się "wyszczerzać" na tym spotkaniu. Wprawdzie szczerość w kontaktach z czytelnikami była elementem mojej filozofii - skoro wczepiłem się w zawód pisarza, skoro ludzie inwestują w moją produkcję, to należą im się maksymalnie szczere odpowiedzi, ale może bez przesady. Stąd, chętny czy nie, ale nie odmawiałem nigdy spotkań i promocji, a na spotkaniach starałem się być jak tylko to możliwe szczery. No, bez przesady, na pytanie czy zdradzam żonę przy każdej okazji odpowiedziałbym, że nie.

- ... Skoro więc widzę jakiś problem, i chcę o nim pisać zastanawiam się jak trafić z tym do czytelnika - mówiłem. - Czasem używa się hiperboli, starego jak świat chwytu - przesada, maksymalizacja. Biorę zatem jakiś problem, powiększam go do absurdu i prezentuję czytelnikowi jak gdyby nigdy nic, jakby było to coś normalnego. Niech sam pomózguje - uśmiechnąłem się miło do sali. - Jeśli więc piszę, że Afroamerykanie zawładnęli Ameryką, to nie jest to wyraz mojego strachu czy próba prekognicji, nie. Po prostu ja widzę problem w nadal istniejącym podziale na białą i czarną Amerykę i chcę na to zwrócić uwagę innych. Nie jest ta ta powieść wyrazem moich poglądów, nie jestem ani rasistą, ani członkiem Czarnych Panter. Gdybym napisał powieść, w której tylko lesbijki mogą wziąć udział w podróżach kosmicznych, to też nie znaczyłaby ona, że jestem lesbijką, ani że chciałbym nią być, ani że je potępiam.

Jedna z uczestniczek wstała i wyszła. Lesbijka? Hałas odsuwanego krzesła zwrócił na nią uwagę niemal całej sali. Gdy twarze zwróciły się z powrotem w moim kierunku, postarałem się bez słów skomentować wyjście tej dziewczyny. Udało mi się - rozległ się głośny śmiech, a potem oklaski. Często udawało mi się dobrze wykorzystać swoje jakieś tam umiejętności aktorskie. To był dobry moment na zakończenie spotkania.

- Dziękuję państwu - wstałem i klasnąłem kilka razy.

Podpisałem kilka egzemplarzy "Czarnej rozpaczy". Nie za dużo. Ale bywało i gorzej.

Podziękowałem Heriessie za udane spotkanie, zwyczajowo obiecałem jej, że wpadnę tu w każdej chwili, a sobie, że będę unikał jej księgarni. Wyszedłem na ulicę. Spacerek czy siedzenie w korku? Korek, zdecydowałem, posiedzę, podumam. Akurat zwalniała taksówka, podskoczyłem w jej kierunku, gdy stanęła wskoczyłem do wnętrza i powiedziałem do dziewczyny w szopie dredów za kierownicą:

- Pacific Line. Możesz dookoła, centrum na pewno jest zakorkowane i...

Drzwi odskoczyły, a gdy odwróciłem się do nich zobaczyłem tylko wsuwającą się do wnętrza szczupłą kobiecą dłoń z jakąś puszką w dłoni. Z dyszy aerozolu wystzrzeliła smuga wonnej mgiełki. Wonnej i mrożącej. Coś się takiego zrobiło, że nie potrafiłem utzrymać głowy w pionie. Zaczęła opadać do tyłu. Przed oczami przeleciał mi przód taksówki, odnotowałem, że kierowca wysunęła się niemal do połowy z wozu. Wiedziała, co się dzieje?! Zakrztusiłem się i zwaliłem w ciemność.

Odzyskując przytomność poczułem plamę chłodu na skórze w zgięciu łokcia. Poderwałem głowę pod wpływem niedobrego przeczucia, i miałem rację - igła już ulatywała w przestrzeń, chłodny wacik pocierał moją skórę. Szarpnąłem się, ale niewiele miałem wolności - dwa ruchy kończynami i głową wyjaśniły mi moje położenie. Przypięty pasami do solidnego szpitalnego łóżka. Pokój zwyczajny, sypialnia, olbrzymie owalne łoże. Dwa trema po obu stronach, miliony flakoników i słoiczków na nich. Dziewczyna ze strzykawką byłą tą samą, która podjechała taryfą pod księgarnię Heriessy. Nic dziwnego - szprycerka jakaś cholerna.

- Co robisz?.. - Na końcu języka miałem kilka precyzujących określeń, ale to ja byłem spętany, a ona miała strzykawkę.

Nie zainteresowało jej moje pytanie, spokojnie odsunęła się od łoża. Wyszła z pokoju! No, szlag by trafił?! Z całej siły napiąłem mięśnie nóg, z przyjemnością usłyszałbym trzask zrywanych opasek, ale to było tylko pobożne. Szarpnąłem rękami, potem skoncentrowałem się na prawej, na koniec, już zdyszany, spróbowałem z lewą.

Shit!

Porwanie. Zostałem porwany? Jezu, po cholerę? Co mi chcą zabrać - cztery tysiące z konta czy prawo do odwiedzin Jane? Czy...

O kurde! Baby! Same baby: w taryfie dwie, tu jedna z nich. Stop! Ta, co wyszła z saloniku przy księgarni? Naraziłem się lesbisiom?! No nie! NIE!!

Weszły przez drzwi. Jedna - ta, co wpijała mi się w żyłę, drugiej nie znałem. Ogolona, ale kształtna czaszka. Czy może usiłuje pokazać, że jest tą męską częścią związku? Całe stada kolczyków - po kilka pięter w małżowinach usznych, kuleczki w nozdrzach, jedna nad brwią. Pewnie kilka jeszcze pod ubraniem, skórzanym, oczywiście: kółeczko w pępku, może w wargach sromowych?

Byłem pewien, że podejdą do mnie i się zacznie - jedna pogłaszcze po głowie, pocałuje przelotnie, kusząco, zwodniczo, i ucieknie, druga - jedną rękę wsunie w rozcięcie swojej bluzki i zacznie się głaskać po piersi, wysuwając namiętnie język, którym omiatać będzie swoje pełne wargi. Ewentualnie któraś wsunie dłoń w moje spodnie i zacznie się znęcać.

Przygotowałem się. Nastawiłem. Zaparłem się w sobie.

A one przemaszerowały przez pokój i zaczęły się całować przy łożu. Dłoń z pomalowanymi na czarno paznokciami jak się to mówi, spoczęła, na kształtnej dupce tej ogolonej, druga - co widziałem mimo że właściwie przylgnęły do siebie - wśliznęła się pod skórzaną koszulę i masowała jej pierś. Zaparłem się jeszcze mocniej.

Odwróciłem na chwilę wzrok. Mlaskały, ścierwa, pomrukiwały i krótko posykiwały, widocznie gdy pieszczoty przybierały na ostrości, przechodziły w silne karesy za mocno uszczypniętTy sutek, przygryziona warga, pociągnięty kolczyk, paznokietki wpite w skórę. Usłyszałem jak stęknął materac pod ich ciałami, zaszeleściła jedwabna czy jakaś tam, grunt że połyskująca kapa, pisnęła skóra koszuuli, po której przejeachała rozgorączkowana spocona dłoń.

Nie wytrzymałem, otworzyłem oczy i odwróciłem głowę w ich stronę. Z doświadczenia wiedziałem, że to, co widzę podnieca mnie mniej, niż to, co sobie sam projektuję, wyświetlę w mózgu. I rzeczywiście - nic się właściwie niezwykłego nie działo. Ta pielęgniareczka ( - Sandro-o-o... Och!.. - jęknęła do niej ta w skórze i z ćwiekami. Więc miała na imię wyszukanie: Sandra ) - ssała sutek swojej przyjaciółki, a obrączka w ten sutek wszczepiona co jakiś czas cicho dzwoniła jej na zębach. Raczej śmieszne, niż podniecające. Jedna ręka Sandry ugniatała drugą pierś kochanki, a druga już orała kępkę włosów na jej podbrzuszu. przyjaciółki. Ta, z kolei, choć wyglądem sugerowała mocniejszą istotę, dawała się pieścić, nic w sumie nie przedsiębiorąc dając w zamian. Zaledwie tarmosiła włosy Sandry, głaskała ją po głowie, ale przede wszystkim prężyła się, wyginała, napinała mięśnie i konsumowała. Konsumowała pieszczoty.

A co ja miałem do tego? Hę? Potrzebowały obserwatora? Idotyczne, mogły ich mieć setki, jeszcze by na tym zarobiły. Kochanka tym bardziej nie potzrebowały, nie zanosiło się na udział mężczyzny, przynajmniej w tej chwili, kiedy na nie patrzyłem. Sandra zsunęła się niżej, okrąpała językiem wypukły pępek przyjaciółki -, jak myślałem: kamyk w czarnej otoczce zdobił jej urwany kanał łączności z łonem matki. Rzuciła mi krótkie spojrzenie, przelotne, spod grzywki ciemnych włosów opadających z czoła. Hm, więc pamiętała o mnie, czyżby znazcyło to, że jakąś rolę dla mnie przeznazcyły? Jaką, do licha?

Nagle Snadra odsunęła się od brzucha kochanki, wsunęła zręcznie palce za pasek spodni i kilkoma pociągnięciami zdarła je z bioder, a potem nóg, zaraz potem wyłuskała dupeczkę tej drugiej z fig. A potem zaskoczyła mnie, byłem przekonany, że zacznie energicznie pieścić językiem tę drugą, ale nie. Podniosła głowę i zachichotała:

- Mony? Wiesz, że on myśli, że go rozpalamy? - Popatrzyły na mnie obie. Uśmiechnęły się szeroko. Sandra odezwała się do mnie: - Myślisz, że za chwilę jedna cię dosiądzie, a druga usiądzie na twarzy? A może jedna weźmie ci do ust, a druga da cycuszki do całowania? Albo jedna weźmie ci ptaka między piersi, a druga zbombarduje biustem buźkę?

Obejrzała się na Monę. Roześmiały się i śmiały dość długo. Potem zawołały chórem:

- Rozczaro-wa-a-a-a-nie!..

Śmiech.

Trochę było mi głupio. Potem rozzłościłem się. A one, jak gdyby nigdy nic, wróciły do karesów. Chuj z wami, dziwki cholerne. Popatrzyłem na swoje pęta. Niecielawie. Zwyczajne pasy rzepów, ale sprawne i dobrez trzymające. Oczywiście nie rezygnowałem, napiąłem mięśnie, zatzreszczały rzepy i czyba jeszcze mocniej przywarły do siebie haki i pętle. Tak się nie da. Nogi... To samo. Głowa? Głowa wolna, ale jakiż mam zasięg głową? Zacząłem napinać i zwalniać mięśnie przegubów, starałem się maksymalnie wyszczupleś w tym miejscu, ale czy mi się uda?

A one się podjarały nieźle. Już obie był ynagie, jedna z ogoloną głową i kępką złosityych włosów na zbiegu szczupłych kształtnych nóg, druga wygolona w tym miejscu, co mi pozwalało dobrze spenetrować spojrzeniem wnętrze jej brzoskwinki, przecinanej ruchliwym języczkiem tej drugiej. Mimo woli poczułem falę pewnego podniecenia. Cholera, było by miło wpaść tam na chwilę, na tę kanapę, possać cycuszki, wtulić się w szyje, przywrzeć całym ciałem do gładkiej skóry, wbić się klinem uda między uda dziewczyn, poczuć na nim twardą kość łona. I całować, całować, lizać... Trysnąć, i potem...

Szarpnąłem się z całej siły. Gówno. Nic z tego.

Odwróciłem się i wyłączyłem. Wyłączyłem zmysły. Zapadłem się w siebie. Leniwie obmyślałem zemstę, potem pomyślałem, że mogę nie mieć na nią szans. Jeśli to jakieś pierdolone szalone wilczyce z jakiegośż ekstremistycznego odłamu organizacji kochających inaczej?.. Mogą zakończyć swoją cielesną mszę... Stop, przecież muszą być jeszcze inne baby? Chociażby ta z taksówki? Może na sali były jeszcze inne? N apewno, nitk mi nie powie, że decyzja o moim porwaniu zapadał wtedy, gfdy jedna z nich wyszła z saloniku pod sam już koniec spotaknia. Nie zdążyłyby! Na pewno. Ale czy to dla mnie dobzre, czy źle - grozi mi czarna msza o oforamy móś w sercu, czy tylko pokpią sobie ze mnie i wypuszczą. DLACZEGO ZE MNIE?!!

************************************************************



KROK 6.


2000-11-11

Pisarz SF na spotkaniu z czytelnikami broni swego prawa do hiperboli, do przesady jako chwytu literackiego. Podaje przykład: gdybym chciał zainteresować społeczeństwo domniemanym problemem lesbijek to najłatwiej to zrobić pisząc opowiadanie, w którym lesbijki opanowały świat. Nie jest to chwyt nowy czy jakoś szczególnie oryginalny, ale taki chwyt istnieje.

Po spotkaniu - porwanie przez komando lesbijek, jedną skądś zna, chyba strażniczka w markecie pod domem. Lesbijki oklejają jego ciało plastrami do depilacji i depilują. Piski, pomstowanie, przekleństwa, groźby. Potem trzy panienki kochają się.

- A ty co - myślisz, że tylko cię rozpalamy? Że za chwilę jedna cię dosiądzie, a druga usiądzie na twarzy? A może jedna weźmie do ust, a druga da cycuszki do całowania? Albo jedna weźmie ci ptaka między piersi, a druga zbombarduje biustem buźkę?

Ogląda się na koleżanki. Chórem:

- Rozczaro-wa-a-a-a-nie!..

Śmiech.

Potem wzwód, pękają spodnie (?). lesbijki zaintrygowane. Niby odchodzą, ale są zainteresowane. Potem jedna wraca. Widzi koszmarną pałę, rozbiera się i wsiada na faceta.

Dobrze zrobiłem, pomyślałem, że oddzieliłem otwór komunikacyjny od pala konsumpcyjnego. Mogę teraz gadać sobie i jednocześnie podjadać sobie tę dziewuszkę. A ona jeszcze nawet nie wie, że jest pożerana. Tu, na Ziemi, samice są takie zadowolone z siebie, ciągle mają przed oczami modliszkę, nielicznego przedstawiciela fauny obcego mi i nie lubianego. Wrogiego i odrażającego. Jak świat światem, to samce pożerają niektóre samice.

To ja, słysząc o jakimś mordzie, na przykład w Kanadzie, leciałem tam, pożerałem ze dwie, trzy, czasem osiem kobiet, i uciekałem, zostawiając policję z komunikatem: ciał wszystkich ofiar nie odnaleziono". A jak mieli odnaleźć, skoro biedny zboczeniec zamordował raz, a potem ja się podłączałem pod jego działania?! Chi-chi! Kuba Rozpruwacz /kiedy działał? 18-19 wiek?/, Micky Srebrne Ostrze, Paramonow, Mokry Drexler... To ja im dołożyłem na konta po kilkanaście ofiar.

Forma - jak to przekazać? - W dialogu - do kogo? Jak? W monologu wewnętrzmym? Mało dynamiczne. Jak sprzedać pointę: otwór komunikacyjny i pal konsumpcyjny, pal żywieniowy? Kołek?

__________________________________________________________________________________________________________

Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby aż tak się "wyszczerzać" na tym spotkaniu. Wprawdzie szczerość w kontaktach z czytelnikami była elementem mojej filozofii - skoro wczepiłem się w zawód pisarza, skoro ludzie inwestują w moją produkcję, to należą im się maksymalnie szczere odpowiedzi, ale może bez przesady. Stąd, chętny czy nie, ale nie odmawiałem nigdy spotkań i promocji, a na spotkaniach starałem się być jak tylko to możliwe szczery. No, bez przesady, na pytanie czy zdradzam żonę przy każdej okazji odpowiedziałbym, że nie.

- ... Skoro więc widzę jakiś problem, i chcę o nim pisać zastanawiam się jak trafić z tym do czytelnika - mówiłem. - Czasem używa się hiperboli, starego jak świat chwytu - przesada, maksymalizacja. Biorę zatem jakiś problem, powiększam go do absurdu i prezentuję czytelnikowi jak gdyby nigdy nic, jakby było to coś normalnego. Niech sam pomózguje - uśmiechnąłem się miło do sali. - Jeśli więc piszę, że Afroamerykanie zawładnęli Ameryką, to nie jest to wyraz mojego strachu czy próba prekognicji, nie. Po prostu ja widzę problem w nadal istniejącym podziale na białą i czarną Amerykę i chcę na to zwrócić uwagę innych. Nie jest ta powieść wyrazem moich poglądów, nie jestem ani rasistą, ani członkiem Czarnych Panter. Gdybym napisał powieść, w której tylko lesbijki mogą wziąć udział w podróżach kosmicznych, to też nie znaczyłaby ona, że jestem lesbijką, ani że chciałbym nią być, ani że je potępiam.

Jedna z uczestniczek spotkania wstała i wyszła. Wysoka, zgrabna i szczupła krótko obicęca brunetka. Lesbijka? Hałas odsuwanego krzesła zwrócił na nią uwagę niemal całej sali. Gdy twarze zwróciły się z powrotem w moim kierunku, postarałem się bez słów skomentować wyjście tej dziewczyny. Udało mi się - rozległ się głośny śmiech, a potem oklaski. Często udawało mi się dobrze wykorzystać swoje jakieś tam umiejętności aktorskie. To był dobry moment na zakończenie spotkania.

- Dziękuję państwu - wstałem i klasnąłem kilka razy.

Podpisałem kilka egzemplarzy "Czarnej rozpaczy". Nie za dużo. Ale bywało i gorzej.

Podziękowałem Heriessie za udane spotkanie, zwyczajowo obiecałem jej, że wpadnę tu w każdej chwili, a sobie, że będę unikał jej księgarni. Wyszedłem na ulicę. Spacerek czy siedzenie w korku? Korek, zdecydowałem, posiedzę, podumam. Akurat zwalniała taksówka, podskoczyłem w jej kierunku, gdy stanęła wskoczyłem do wnętrza i powiedziałem do dziewczyny w szopie dredów za kierownicą:

- Pacific Line. Możesz dookoła, centrum na pewno jest zakorkowane i...

Drzwi odskoczyły, a gdy odwróciłem się do nich zobaczyłem tylko wsuwającą się do wnętrza szczupłą kobiecą dłoń z jakąś puszką w dłoni. Z dyszy aerozolu wystrzeliła smuga wonnej mgiełki. Wonnej i mrożącej. Coś się takiego zrobiło, że nie potrafiłem utzrymać głowy w pionie. Zaczęła opadać do tyłu. Przed oczami przeleciał mi przód taksówki, odnotowałem, że kierowca wysunęła się niemal do połowy z wozu. Wiedziała, co się dzieje?! Zakrztusiłem się i zwaliłem w ciemność.

Odzyskując przytomność poczułem plamę chłodu na skórze w zgięciu łokcia. Poderwałem głowę pod wpływem niedobrego przeczucia, i miałem rację - igła już ulatywała w przestrzeń, chłodny wacik pocierał moją skórę. Szarpnąłem się, ale niewiele miałem wolności - dwa ruchy kończynami i głową wyjaśniły mi moje położenie. Przypięty pasami do solidnego szpitalnego łóżka. Pokój zwyczajny, sypialnia, olbrzymie owalne łoże. Dwa trema po obu stronach, miliony flakoników i słoiczków na nich. Dziewczyna ze strzykawką byłą tą samą, która podjechała taryfą pod księgarnię Heriessy. Nic dziwnego - szprycerka jakaś cholerna. Z dredami.

- Co robisz?.. - Na końcu języka miałem kilka precyzujących określeń, ale to ja byłem spętany, a ona miała strzykawkę.

Nie zainteresowało jej moje pytanie, spokojnie odsunęła się od łoża. Wyszła z pokoju! No, szlag by trafił?! Z całej siły napiąłem mięśnie nóg, z przyjemnością usłyszałbym trzask zrywanych opasek, ale to było tylko pobożne. Szarpnąłem rękami, potem skoncentrowałem się na prawej, na koniec, już zdyszany, spróbowałem z lewą.

Shit!

Porwanie. Zostałem porwany? Jezu, po cholerę? Co mi chcą zabrać - cztery tysiące z konta czy prawo do odwiedzin Jane? Czy...

O kurde! Baby! Same baby: w taryfie dwie, tu jedna z nich. Stop! Ta, co wyszła z saloniku przy księgarni? Naraziłem się lesbisiom?! No nie! NIE!!

Weszły przez drzwi. Jedna - ta, co wyszła ze spotkania i zapewne napuściła na mnie resztę. pijała mi się w żyłę, Ddrugiej nie znałem. Ogolona, ale kształtna czaszka. Czy może usiłuje pokazać, że jest tą męską częścią związku? Całe stada kolczyków - po kilka pięter w małżowinach usznych, kuleczki w nozdrzach, jedna nad brwią. Pewnie kilka jeszcze pod ubraniem, skórzanym, oczywiście: kółeczko w pępku, może w wargach sromowych?

Byłem pewien, że podejdą do mnie i się zacznie - jedna pogłaszcze po głowie, pocałuje przelotnie, kusząco, zwodniczo, i ucieknie, druga - jedną rękę wsunie w rozcięcie swojej bluzki i zacznie się głaskać po piersi, wysuwając namiętnie język, którym omiatać będzie swoje pełne wargi. Ewentualnie któraś wsunie dłoń w moje spodnie i zacznie się znęcać.

Przygotowałem się. Nastawiłem. Zaparłem się w sobie.

A one przemaszerowały przez pokój i zaczęły się całować przy łożu. Dłoń z pomalowanymi na czarno paznokciami jak się to mówi, spoczęła, na kształtnej dupce tej ogolonej, druga - co widziałem mimo że właściwie przylgnęły do siebie - wśliznęła się pod skórzaną koszulę i masowała jej pierś. Zaparłem się jeszcze mocniej.

Odwróciłem na chwilę wzrok. Mlaskały, ścierwa, pomrukiwały i krótko posykiwały, widocznie gdy pieszczoty przybierały na ostrości, przechodziły w silne karesy za mocno uszczypnięty sutek, przygryziona warga, pociągnięty kolczyk, paznokietki wpite w skórę. Usłyszałem jak stęknął materac pod ich ciałami, zaszeleściła jedwabna czy jakaś tam, grunt że połyskująca kapa, pisnęła skóra koszuli, po której przejechała rozgorączkowana spocona dłoń.

Nie wytrzymałem, otworzyłem oczy i odwróciłem głowę w ich stronę. Z doświadczenia wiedziałem, że to, co widzę podnieca mnie mniej, niż to, co sobie sam projektuję, wyświetlę w mózgu. I rzeczywiście - nic się właściwie niezwykłego nie działo. Ta brunetka pielęgniareczka (( - Sandro-o-o... Och!.. - jęknęła do niej ta w skórze i z ćwiekami. Więc miała na imię wyszukanie: Sandra ) - ssała sutek swojej przyjaciółki, a obrączka w ten sutek wszczepiona co jakiś czas cicho dzwoniła jej na zębach. Raczej śmieszne, niż podniecające. Jedna ręka Sandry ugniatała drugą pierś kochanki, a druga już orała kępkę włosów na jej podbrzuszu. Ta, z kolei, choć wyglądem sugerowała mocniejszą istotę, dawała się pieścić, nic w sumie nie dając w zamian. Zaledwie tarmosiła włosy Sandry, głaskała ją po głowie, ale przede wszystkim prężyła się, wyginała, napinała mięśnie i konsumowała. Konsumowała pieszczoty.

A co ja miałem do tego? Hę? Potrzebowały obserwatora? Idiotyczne, mogły ich mieć setki, jeszcze by na tym zarobiły. Kochanka tym bardziej nie potrzebowały, nie zanosiło się na udział mężczyzny, przynajmniej w tej chwili, kiedy na nie patrzyłem. Sandra zsunęła się niżej, okrąpała językiem wypukły pępek przyjaciółki -, jak myślałem: kamyk w czarnej otoczce zdobił jej urwany kanał łączności z łonem matki. Rzuciła mi krótkie spojrzenie, przelotne, spod grzywki ciemnych włosów opadających z czoła. Hm, więc pamiętała o mnie, czyżby znazcyło to, że jakąś rolę dla mnie przeznazcyły? Jaką, do licha? Nagle Sandra odsunęła się od brzucha kochanki, wsunęła zręcznie palce za pasek spodni i kilkoma pociągnięciami zdarła je z bioder, a potem nóg, zaraz potem wyłuskała dupeczkę tej drugiej z fig. A potem zaskoczyła mnie, byłem przekonany, że zacznie energicznie pieścić językiem tę drugą, ale nie. Podniosła głowę i zachichotała:

- Mony? Wiesz, że on myśli, że go rozpalamy? - Popatrzyły na mnie obie. Uuśmiechającnęły się szeroko. Sandra odezwała się dozapytała mnie: - Myślisz, że za chwilę jedna cię dosiądzie, a druga usiądzie na twarzy? A może jedna weźmie ci do ust, a druga da cycuszki do całowania? Albo jedna weźmie ci ptaka między piersi, a druga zbombarduje biustem buźkę?

Obejrzała się na Monę. Roześmiały się i śmiały dość długo. Potem zawołały chórem:

- Rozczaro-wa-a-a-a-nie!..

Śmiech.

Trochę było mi głupio. Potem rozzłościłem się. A one, jak gdyby nigdy nic, wróciły do karesów. Chuj z wami, dziwki cholerne. Popatrzyłem na swoje pęta. Niecielawie. Zwyczajne pasy rzepów, ale sprawne i dobrez trzymające. Oczywiście nie rezygnowałem, napiąłem mięśnie, zatzreszczałyzatrzeszczały rzepy i czybachyba jeszcze mocniej przywarły do siebie haki i pętle. Tak się nie da. Nogi... To samo. Głowa? Głowa wolna, ale jakiż mam zasięg głowągłowy? Zacząłem napinać i zwalniać mięśnie przegubów, starałem się maksymalnie wyszczuplećś w tym miejscu, ale czy mi się uda?

A one się podjarały nieźle. Już obie był y nagie, jedna z ogoloną głową i kępką złosityychzłocistych włosów na zbiegu szczupłych kształtnych nóg, druga wygolona w tym miejscu, co mi pozwalało dobrze spenetrować spojrzeniem wnętrze jej brzoskwinki, przecinanej ruchliwym języczkiem tej drugiej. Mimo woli poczułem falę pewnego podniecenia. Cholera, było by miło wpaść tam na chwilę, na tę kanapę, possać cycuszki, wtulić się w szyje, przywrzeć całym ciałem do gładkiej skóry, wbić się klinem uda między uda dziewczyn, poczuć na nim twardą kość łona. Poruszałaby się w górę i w dół, w górę i w dół... I całować, całować, lizać... Trysnąć, i potem...

Szarpnąłem się z całej siły. Gówno. Nic z tego.

Odwróciłem się i wyłączyłem. Wyłączyłem zmysły. Zapadłem się w siebie. Leniwie obmyślałem zemstę, potem pomyślałem, że mogę nie mieć na nią szans. Jeśli to jakieś pierdolone szalone wilczyce z jakiegośż ekstremistycznego odłamu organizacji kochających inaczej?.. Mogą zakończyć swoją cielesną mszę rytuialnym mordem... Stop, przecież muszą być jeszcze inne baby? Chociażby ta z taksówki? Może na sali były jeszcze inne? N a pewno, nikttk mi nie powie, że decyzja o moim porwaniu zapadła wtedy, gfdy jedna z nich wyszła z saloniku pod sam już koniec spotakania. Nie zdążyłyby tego zorganizować! Na pewnosto procent.. Ale czy to dla mnie dobzrze, czy źle - grozi mi czarna msza o i ofiaoranmy nóżmóś w sercu, czy tylko pokpią sobie ze mnie i wypuszczą. DLACZEGO ZE MNIE?!!

Kiedy oprzytomniałem, wróciłem duchem i ciałem do pokoju dziewczyny wstawały z łoża. Miękkie, takie kisielowate, zwiewne... Najlepiej wyglądałaby i najlepiej by im było teraz w basenie z kryształową wodą, wiłyby się w nim, leniwie poruszały ręką albo nogą, opłukiwały twarze chłodną przeźroczystą wodą... A ta chłodziłaby je całe, i ich piersi, mięknące sutki, rozpalone łona.

Tfu! Co to ja, rzecznikiem prasowym jestem ich chuci, czy poetą zmysłowym? Te zarazy zadarły ze mną i odpowie...

- Gdzie wy? - wrzasnąłem widząc, że nawet nie ubrawszy się do końcva zamierzają wyjść z pokoju. - Co to znaczy, cholery durne. Wypuśćcie... - Wyszły uśżmiechają się do mnie, a może ze mnie kpiąc. - ... mnie... - jęknąłem.

Zostałem sam. Dobra. Pożałujecie. Oddychałem chwilę miarowo, starając się dopalić telenem kaśżdą komórkę ciała, zpremedytacją poganiałem krew do nóg i rąk, lewą rękę pchałem w fdół, prawą - odwrotnie: ciągnąłem do góry. Coż powinno pżuścić. Nie puszczało. Zmagałem się minutę i odpuściłem. Ale nie z kretesem. Po trzech minutach przystąpiłem do powonownego ataku na pęta.

Z identycznycm skutkeim, krew łomotała mi s skroniach, mrowiło w koniuszkach palców, i tyle. W czasie drugiej przerwy postanowiłem zrezygnować z walki o nogi - co mi tdadzą wolne? Nie wyjdę stąd z łóżkiem szptalnym na plecach. Skoncentruję się na rękach, rozciągnę...

Drtewi odtzworzyły się i weszła Sandra. W miękkim puchatym szlafroczku. Świeżutko wykąpana, pachnąca, jak z reklamówki - z kropelkami wody na koniuszkach sklejonych kosmyczków włosów. Podeszła do mnie.

- No i jak? - zapytała. - Miło było? Co? Naśmiewać się z nas ci się zachciało?

- Dziecko... - powiedziałem. Kobiety w każdym wieku lubią, kiedy się je odmładza, Snadra już była w tym wieku, kiedy napewno to lubiła. - ... Źle mnie zrtozumiałyście. Chciałem obrazowo zilustrować swoje podejście do tematu. Zamiast lesbijek mogłem przytoczyć budowniczych mostów, czy kelnerów pociągów TransAmu, czy cholera wie, kogo jeszcze! Czy w moich słowach był choć cień osądu, w ogóle - sądu? Przyznaj, że nie. Po prosu - przykład. A to że wy zareagowałyście tak mocno może świadczyć o kompleksie, nieprawdzaż?

Podeszła jeszcze bliżej i kusząco przejechała koniuszkiem języka po wargach, od kącika ust do drugiego. Mmm...

- Podpadłeś nam nie pierwszy raz, ty cholery seksisto!

- Ja?! Ja seksista? Maqcei di dupy wywiad, koleżanko. Ja uwielbiam kobiety - zdecydowałem, że mogę sobie pozwilić na odrobinę humowru: - Nawet bez frytek! Ja...

Przysunęła się jeszcze bliżej, wysunęła stopę i trąciła jakąś zapadkę w mechanizmie łoża, potem lekko pchnęła je w dół na tym końcu, gdzie spoczywały moje nogi. Łóżko przekręciło się na jakiejś osi, lepałem teraz pod kątem jakichś pięćdziesięciu stopni, a Sandar przysunęŁa się jeszcze bliżej i pogłaskała mnie po policzku. W ostatniej chwili powstrzymałem się, żeby nie wbić kłów w jej dłoń. Zimną i pachnącą. Mulusią.

- No, nie bądź taki spięty - zagruchotała Sandra nicyhm zadowolona drapaniem za uszkiem kotka. - Widziałam jak przypatryważeś się nam... Zerkałeś na nas! - poprawiła się szybko widząc protest w moich oczach.

Przysunęła się bliżej, pochyliła i musnęła moje ucho ustami. Zamrowiło i sprawiło mi to przyjemność. Mruknąłem w aprobującym tonie. Jej dłoń wsunęła się pod mojąą koszukę, znalazła sutek i uszczypnęła. Akurat, dokładnie, precyzyjnie tak, jak należało. Przez głowę mi przemknęło, że jak na lesbijkę za dobrze wczuwa się w mężczyzn, potem pomyślałem, że chyba każda z takich dziewczyn musiała wcześniej mieć coś wspólnego zchłopem... Potem przestałem tak dużo myśleć. Poczułem palce Sandry na moim ptaku, potem poczułem w nim pulsowanie, aż bolesne.

- Mmm?.. - mruknęła w moje ucho. - Udziemy do przodu, co?

- Yhy... - odpowiedziałem. - Ale w tej pozycji, to mi się nie bardzo uśmiecha. Może skorzystamy z łoża?

- E-ygh! - zaprzeczyła trzymając koniuszek małżowiny w tębach.

Nie sprzeczałem się. Ale też nie zostawiłem spraw swojemu losowi. Uspokoiłem się, sprawdziłem możśliwości organizmu. Erekcję dziabli wzięli.

- Hej? Co jest? - syknęła rozczarowana dziewczyna.

- Nic. Powiedzaoiłem ci - jestem płochliwy. A to łóżko mnie deprymuje...

- O matko! - Poderwała się i zastanawiała chwilę, króciutrką chwilę. Szarpnęła rzepy na prawej ręce, a potem pochyliła się i uwolniła nogi. I od razu zabrała się do rozpinanai paska spodni. - Tyle zawracania głowy dla jednego... cembrowania! - syknęła.

Uwolniłem lewą rękę i raźno rzuciłem się na szlafroczek Sadnry. Zafurkotał tylko i ulcieła gdzież pod ścianę.

Była chłodna, ale i gorąca. Ogólnie chłodna, po prysznicu, i wrząca w kilku miejscach. Zdarłem z siebie ubranie, przywaliłem ją na swoje miejsce. Przywarłme do ucha, wsunąłem weń koniuszek języka i poruszyłem, pogryzając małpowinę. Jęknęła i wyprężyła się. No, łaski nie robi. Przesunąłem się na drugie ucho.

- Nie skozcy mi nikt na plecy? - tchnąłem w ucho pytanie.

- Nie-e-e... Mona wyszła... Och...

Poczekaj, dam ci ja "och"! - obiecłaem jej w duchu. Napręśyłem się, skoncentrowałem. Moja palica wysterczowała jak lala. Dziewczyna odsunęła mnie, po patzryła w dół i jęknęła widząc co się na nią czai. Ale nie śpeiszyłem się, teraz już nie. Wymuskałem językiem oba sutki, aż stały się wielkie i twarde jak polery do zarzucania na nie cum. Gdy zacząłem kąsać brzuch jego spazmy niemal rozbiły mi wargi. Była gotowa, ugotowana.

Teraz wyprężyłem się na niej i wolno podsuwając do góry zacząłem poganiaczem przemykać się między jej drąpycymi udami; to rozsuwała je, to zwierała i sykiem i jękiem, mnie też to sprawiało przyjemność, nie powiem. W koćcu poczułem na swoim czubku jej bułeczkę, Sandra jęknęła przeciągle i jdnym ruchem otworzyła się, jej nogi uderzyły w moje boki, a ja zręcznie ustawiłem się na odpwienim azymucie i jednym suwem zacumowałem w jej krążku. Krzyknęła i zaczęŁa rzucać na boki głową. Włosy, choć krótkie, siekły mnie po twarzy, więc odsunąłem się, ale naparłem za to biodrami.

Jej ręce wczepiły się w moje łopatki, paznokcie wpiły się w ciało. Syknąłem i szybko odczepiłem jedną rękę, i zanim się zoeirnotwała przycisnąłem ją do krawędzi łóśka i przypasałem taśmą z rtzepem. Potem to smao zrobiłem z drugą ręką.

Nogi mnie nie interesowały- Sanda na krtką chwilę jakby odzyskała prtzytomność, zerknęła na mnie z zainteresowaniem i - jak sąduoiąłem - przyzwoleniem i ponagleniem. Wolno wysnąłem się z niej, potarłem główką o jej nabrzmiałą łechtaczkę i wjechałem ponownie. Jęczała, jęczała i jęczała.

Powtórzyłem ten prsty ruch kilka razy, a gdy rozbiłem psychicznie i fizycznie Snadrę na atomy, zwolniłem tempo suwów, właściwie sprowadziłem je do skurczy poganiacza, które i tak, dobrze to wiedziałem, świetnie wychzuwa całym swoim wilgotnym i niemal wrzącym wnętrzem.

- Masz pojęcie kim jestem? - szrepnąłem. Nie usłyszała. Klsasycznie. - Przybyłem na Zoiemię wieki temu. Nie uwierzysz mi, ale i tak ci powiem. To już taki rodzaj sportu - szukanie takiej, co uwierzy. Ale do rzeczy - jestem nieziemcem. Wiesz? Obby. Alien. - Jęknęła jeszcze raz. Nie był to komnetarz do moich słó

w tylko do ruchu penisa. - Przybrałem, bo musiałem postać człowieka, i tak soboe w tym stroju trwam, rozhumiesz? W końcu postanowiłem ustawić się zawodowo tak, by osiągnąć maksymalnie dużo przy minimalnym wysiłku. I wyszło mi, że najlepeij będzie, jak zacznę opowiadać wam nasze bajki i story z naszych form rozrywki. I - voila! - oto jest Jagmot De Voint!

Nie słuchała. Jak i inne przed nią. Przymierzyłem i pchnąem noniej. Powionna odczuć. Odzcuła. Krzyknęła.

- Trearz wyglądam jak człowiek, jak faccet z wielkim naganiaczem. Tak siebie stworzyłem, i tak mi jest dobrze. Nikt mnie łatwo nie zdemaskuje - oddycham, jem, wydzielam... A resztę - kontroluję.

Zesztywniała pode mną, wytrzeszczyła oczy. Klasyka i standard. Nihol novi sub sole...

- Tylko w jednym nie uległem waszej dziwnej Ewolucji - nie pozwoliłem sobie połączyć otworu konsumpcyjnego i elementu komunikacyjnego. Bo kto to widział - nie mogę rozmawiać, kiedy jem, i nie mogę jeść, kiedy się komunikuję. Zapytaj mnie, czym się odzżywiam - zaproponowałem. Nie skorzystała z propozycji. Metabole paralizujące już trysnęły i zaczęły działać.

- Odżywiam się tym, czym większość ludzi. Alre najbardziej lubię jeść ich właśnie. Kobiety, znaczy. Są smaczniejsze, mają lepszy bukiet, i są takie różne. I lecą na mnie...

Odbra, czas przystąłpić do uczty. Może nie jestem człowiekiem, ale większość tego, co ludzkie nie jest mi obce, że tak powiem. Podniecienie przed ucztą - też.

- Nie jestem jednak głupi, o nie. Nie wpadnę. Wynalazłem prostą i skuteczną metrodę spożywniaa przysmaków. Ot, słyszę, że gdzieś zginęła lub zaginęła kobieta, albo dwie. Natycuzmiast się tam udaję i na konto mordercy, najczęściej jakiegoś biedaka, który w przystępie szału zabił jedną babę, zjadam dwie, tzrfy, cztery... Ile zdążę zanim go złapią. Potem od wpada, nie prtzyznaje się do ośmiu zabójstw, a ciał nie mogą znaleźć... Ale i tak mu nikt nie wierzy, a opinia publiczna nade wszystko chce zemsty, i bach! Faceta dekapitują, a ja wracam do siebie. I czekam na sygnał. Dowiaduję się, że w Ottawie panika, bo zaginęły dwie dziwzyny - i już tam lecę. I robię sobie ufcztę z czterech. A gościu dostaje w żyłę trochę trucizny. I do końca wrzeszczy, że on jedną! W ten sposób podarałowałem Ziemi Kubę Rozpruwacza, i Micky'ego, Srebrne Ostrze, i przerażajcego Paramonowa, jak również Mokrego Drexlera z Ohio... To ja im dołożyłem na konta po kilkanaście ofiar. Oni sami, jeśli w ogóle coś zdziałali, to po sztuce.

Zachrypiała. Zaczęła rzęziuć. No, zaczęło się trawienie. To nie żarty.

- Widzisz terazu, na własnym ciele, że oddzielenie dwu tak ważnych fuckji, jak komunikacja i konsumpcja są bardzo ważne. Dzięki temu mogę sobie z tobą rozmawiać, czy teżś do ciebie przemawiać, i jednocześnie cię podjadać.

Odbiło mi się. Sandra błysnęła białkami, po czym jej oczy jakby zapadeył się w głąb czaszki.

- Pardon. Sę pewne niedogodności takiego oddzielenia otworu konsumpcyjnego i pala trawiennego, lae wam, ludziom też się odbija, choć macie to w jednym...

Odsunąłem się trochę i zerknąłem w dół. OK. Wszygko szło jak po maśle. Pal żywieniowy działał jak marzenie.

Zerknąłem na Snadrę. Nie było na co czekać.

Pocałowałem ją mobno. Namiętnie. Smacznie.

Osta5tnia szansa, najwyższy czas.

Pal trawienny szalał.






Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Przestrzeń w literaturze fantastycznej na podstawie Eugeniusza Dębskiego Śmierdząca Robota (2)
Eugeniusz Dębski Niepotrzebna Twierdza
Elementarz pisarza Zrób to sam czyli jak łatwo napisać powieść SF Eugeniusz Dębski
Eugeniusz Debski Hell P
Eugeniusz Dębski Interview Na Sacramenckiej Dziwce
Moherfucker Eugeniusz Dębski ebook
Eugeniusz Dębski Cykl Owan Yeates (02) Ludzie z tamtej strony czasu
Hell P Eugeniusz Dębski ebook
Eugeniusz Dębski Tatek Przyjechał
Eugeniusz Dębski Hell P darmowy e book
Eugeniusz Dębski Upiór z playbacku
Eugeniusz Dębski Aksamitny anschluss
Eugeniusz Dębski Moherfucker darmowy e book
Eugeniusz Dębski Gandalf w Trójkącie Bermudzkim
Eugeniusz Dębski Niepotrzebna Twierdza
Eugeniusz Dębski Najważniejszy Dzień 111394 Roku
Eugeniusz Dębski Krach Operacji Szept Tygrysa
Eugeniusz Dębski Furta mroku

więcej podobnych podstron