Żołnierz, który nie chciał się poddać
Wyspa
Lubang, Filipiny, 9 marca 1974 roku.
Zaszeleściły
zarośla i z dżungli wyszedł mężczyzna w sile wieku. Był
potwornie brudny, a twarz miał pociętą ukąszeniami owadów.
Ubrany był w łachman, w którym z trudem można było rozpoznać
resztki munduru. Przez ramię miał przewieszony postrzępiony
wojskowy plecak, a w prawej ręce trzymał karabin Arisaka wz.99. U
jego boku kołysał się długi samurajski miecz. Stanął na skraju
dżungli i spojrzał na dwóch oczekujących go ludzi. Jeden był
młokosem o zawadiackiej twarzy, ubranym w dżinsy i podkoszulek.
Drugi był starszym człowiekiem, około sześćdziesięcioletnim.
Miał na sobie wypłowiały mundur z dystynkcjami majora japońskiej
armii. Na jego widok obdartus z dżungli stanął na baczność i
zasalutował.
Major
przemówił:
-
Poruczniku Onoda! Wojna zakończyła się dwadzieścia dziewięć lat
temu, a my ją przegraliśmy. Rozkazuję wam złożyć broń.
Zamek
karabinu szczęknął metalicznie i na ziemię zaczęły wypadać
naboje. Człowiek nazwany porucznikiem Onodą zrzucił plecak, z
którego wysypało się kilka granatów. Chwilę potem na plecaku
wylądował karabin.
Po
pooranej bruzdami twarzy starego wojownika popłynęły łzy.
Niemal
trzydzieści lat wcześniej – 17 grudnia 1944 roku Hiroo Onoda,
23-letni absolwent szkoły japońskiego wywiadu Nakano otrzymał
przydział do Brygady Sugi. Przed wyjazdem wezwał go do siebie major
Yoshimi Taniguchi. Przemówił do młodego żołnierza tymi
słowami:
„W
żadnym wypadku nie wolno ci się poddać. Walka może trwać trzy
lata, może dłużej, ale bez względu na to ile potrwa, wrócimy po
ciebie. Tak długo, jak w twojej brygadzie będzie chociaż jeden
żołnierz masz wypełniać obowiązki dowódcy. W żadnym wypadku
nie wolno ci odebrać sobie życia.”
Młody
porucznik wziął sobie te słowa do serca bardziej, niż jego
dowódca przypuszczał.
Porucznik Hiroo Onoda w 1944 roku.
Wkrótce
dołączył do brygady stacjonującej na filipińskiej wyspie Lubang.
Jego pierwszym zadaniem było wysadzenie w powietrze niewielkiego
portu oraz pasa startowego. Niestety – wykonanie zadania
uniemożliwili mu wyżsi rangą oficerowie brygady, którzy mieli
inne priorytety.
W lutym Amerykanie wylądowali na wyspie i
dosłownie zmiażdżyli ogniem japońską brygadę. Nietknięte
urządzenia portowe oraz cały pas startowy bardzo ułatwiły im
desant. Z całej brygady ocalało zaledwie kilkunastu żołnierzy,
którzy w małych grupach uciekli w góry. Grupa Onody składała się
z czterech ludzi: jego samego, kaprala Shoichi Shimada oraz
szeregowców Kinshichi Kozuka i Yuichi Akatsu. Zaszyli się w gęstej
dżungli i postanowili przeczekać inwazję Amerykanów. Żaden z
nich nie miał wątpliwości, że wkrótce ich armia odbije Lubang i
wtedy wyjdą z dżungli, by zasilić jej szeregi.
Dni zamieniły
się w tygodnie, a tygodnie w miesiące. Skromny zapas ryżu, jakim
dysponowali już dawno się skończył. Jedli więc orzechy kokosowe
i zielone banany popijając wodą ze strumieni. Od czasu do czasu
schodzili do jakiejś wioski i porywali krowę lub prosiaka. Któregoś
grudniowego dnia w 1945 roku podczas wędrówki przez dżunglę
natknęli się na ulotkę z informacją, że wojna zakończyła się
15 sierpnia i wszyscy ukrywający się żołnierze japońscy mają
wyjść z dżungli. Tekst na ulotce podpisany był przez generała
Tomoyuki Yamashitę – dowódcę Czternastej Armii Lądowej.
Wszyscy
czterej zgodnie uznali, że to podstęp Amerykanów i postanowili
pozostać w ukryciu. Potem wiele razy znajdywali podobne ulotki,
jednak nie zwracali już na nie większej uwagi. Postanowili wypełnić
swoją misję do końca. Jaki by ten koniec nie był.
Amerykanie
zdawali sobie sprawę z tego, że w filipińskim interiorze oraz na
wyspach Pacyfiku ukrywają się japońscy żołnierze, którzy nie
przyjmują do wiadomości faktu, że ich kraj przegrał wojnę. Z
samolotów zrzucano nad dżunglą ulotki wzywające ich do poddania
się, gazety informujące o zakończeniu wojny, listy pisane przez
rodziny oraz rozkazy japońskich dowódców nakazujące im złożenie
broni. Nie zawsze odnosiło to pożądany skutek. Niezachwiana wiara
niektórych żołnierzy w boskość cesarza, w ostateczne zwycięstwo
japońskiej armii, a przede wszystkim – bezwzględne posłuszeństwo
rozkazom były silniejsze od wszystkich niedogodności życia w
dżungli: duchoty, ulewnych deszczy, robactwa i głodu. Dalej trwali
na posterunkach i prowadzili wojnę, która już się dawno
skończyła.
Na
wyspie Lubang nie było już Amerykanów, więc Onoda i jego
towarzysze zaczęli atakować miejscowych wieśniaków. Tu jakiś
most wysadzili w powietrze, tam spalili szopę z zapasami.
Przypadkowo napotkanych Filipińczyków uznawali za szpiegów i
zabijali. Mieszkańcy Lubangu nie pozostali dłużni – cały czas
urządzali ekspedycje mające na celu znalezienie i zabicie intruzów.
Śmiertelna gra w chowanego trwała lata.
We wrześniu 1949 roku
szeregowy Akatsu stwierdził, że ma już dość i odłączył się
od grupy. Przez sześć miesięcy żył samotnie w dżungli zanim
poddał się Filipińczykom. Wojskowe samoloty rozrzuciły potem nad
wyspą ulotki, w których szeregowy Akatsu wzywał towarzyszy do
pójścia w jego ślady. Pisał, że spotkał się z serdecznym
przyjęciem ze strony Filipińczyków. Onoda i pozostali dwaj
żołnierze nie dali mu jednak wiary. Uznali, że dawny towarzysz
jest zdrajcą i próbuje wciągnąć ich w pułapkę.
W 1953
roku kapral Shimada został ranny w nogę podczas strzelaniny z
wieśniakami. Onoda i Kozuka odciągnęli go do swojej kryjówki.
Brak lekarstw znacznie przedłużył jego powrót do zdrowia. Rok
później został zastrzelony przez Filipińczyków.
Zostało
ich tylko dwóch. Przez kolejne dziewiętnaście lat Onoda i Kozuka
kontynuowali swoją beznadziejną partyzantkę uprzykrzając życie
wieśniakom i unikając patroli filipińskiej armii, które
przeczesywały dżunglę.
W październiku 1972 roku zakradli się
do jednej z wiosek z zamiarem spalenia zapasów ryżu zebranego przez
„wrogów”. Zostali zauważeni przez policyjny patrol, który
natychmiast otworzył ogień. Szeregowy Kozuka dostał dwiema kulami
i zginął na miejscu. Miał 51 lat, z których 27 spędził
ukrywając się w niedostępnej dżungli. Onoda został sam.
Śmierć
Kozuki odbiła się szerokim echem w Japonii. Uznano, że skoro on
mógł ukrywać się przez 27 lat, w takim razie istnieje szansa, że
porucznik Onoda również jeszcze żyje. Wysłano misje poszukiwawcze
na wyspę, ale mający za sobą lata życia w dżungli żołnierz
zdołał uniknąć wykrycia.
W lutym 1974 roku na starego
partyzanta natknął się przypadkowo Norio Suzuki – młody,
zbuntowany anarchista, który nieco wcześniej wyleciał z
uniwersytetu i teraz przemierzał świat z plecakiem.
Dwaj
outsiderzy szybko się ze sobą zaprzyjaźnili. Suzuki próbował
przekonać Onodę, że wojna naprawdę już dawno się skończyła i
że powinien wrócić do Japonii. Stary żołnierz odparł, że zrobi
to tylko wtedy, gdy jego dowódca wyda taki rozkaz.
Suzuki
wrócił do Japonii ze zdjęciami, na których pozował razem z
Onodą. Przedtem jednak umówił się z przyjacielem, że będzie na
niego czekał za dwa tygodnie na skraju dżungli w pobliżu jednej z
wiosek. Po powrocie do domu odszukał dawnego dowódcę Onody –
majora Yoshimi Taniguchi, który już od dawna był w cywilu i
prowadził księgarnię. Razem z nim wrócił na wyspę Lubang i
stawił się w ustalonym z Onodą miejscu.
9 marca 1974 roku, po
niemal trzydziestu latach w ukryciu żołnierz, który nie chciał
się poddać stanął ponownie twarzą w twarz ze swoim dowódcą,
który rozkazał mu złożyć broń. Onoda miał przy sobie miecz,
sprawny karabin, 500 nabojów i kilkanaście granatów. Rzucił je na
ziemię po czym się rozpłakał.
Podczas trzech dekad w dżungli
Onoda i jego ludzie zabili trzydziestu ludzi i ranili około stu.
Mimo tego prezydent Filipin Ferdinand Marcos zdecydował się go
ułaskawić.
W Japonii witano starego żołnierza jak bohatera.
Próbowano nawet namówić go do startu w wyborach parlamentarnych.
Napisał książkę „No surrender: My Thirty-Year War”, w której
opisał trzy dekady życia w filipińskiej dżungli. Nie odnalazł
jednak w Japonii spokoju i nie mógł się przystosować do nowego
trybu życia. W 1975 roku wyjechał do Brazylii, gdzie mieszkał jego
brat i zajął się hodowlą bydła. Został przewodniczącym
lokalnej japońskiej społeczności i pojął za żonę swoją
rodaczkę. W 1984 roku wrócili razem do Japonii. Onoda zajął się
działalnością społeczną. Założył sieć szkół survivalowych
dla młodych ludzi, które szybko zdobyły popularność. W 1996 roku
wrócił na wyspę Lubang i podarował 10 tysięcy dolarów
miejscowej szkole. Żyje do dzisiaj w Japonii.
Hiroo Onoda dzisiaj.
Hiroo
Onoda nie był ostatnim japońskim żołnierzem, dla którego wojna
trwała o kilkadziesiąt lat dłużej, niż w rzeczywistości. W
grudniu 1974 roku pilot samolotu Indonezyjskich Sił Powietrznych
zauważył z powietrza małą chatkę ukrytą w dżungli na wyspie
Morotai. Wysłany na miejsce patrol znalazł w niej japońskiego
szeregowca Teruo Nakamurę.
Pięć
lat temu, w 2005 roku na filipińskiej wyspie Mindanao odnaleziono
dwóch 80-letnich mężczyzn podających się za żołnierzy armii
japońskiej. Posiadane przez nich dokumenty potwierdziły ten fakt.
Obydwaj należeli do słynnej Dywizji Panter walczącej na Mindanao z
Amerykanami. Staruszkowie Yoshio Yamakawa i Tsuzuki Nakauchi
twierdzili, że podczas jednej z operacji odłączyli się od
oddziału i zabłądzili w dżungli. Od tamtego czasu ukrywali się w
tropikalnym lesie przez 60 lat obawiając się kary śmierci za
dezercję.
Ocenia
się, że do dzisiaj na Filipinach i wyspach Pacyfiku może się
ukrywać kilkudziesięciu japońskich żołnierzy, którzy nie
złożyli broni po II Wojnie Światowej.
Źródło:
Alan
Bellows, The soldier who wouldn’t quit,
http://www.damninteresting.com Dostęp 1.12.2010
Jennifer
Rosenberg, The war is over… please come out,
http://history1900s.about.com Dostęp 1.12.2010
Judit Kawaguchi,
Words to live by, Japan Times, 16.01.2007.
Hiroo
Onoda, http://en.wikipedia.org Dostęp 1.12.2010