Udawał człowieka. Nikt jednak nie miał wątpliwości, że to strach na wróble. Stary kapelusz, dziurawy i brudny, imitował głowę tajemniczego dziadka, ale stercząca słoma nie pozwalała nawet na złudzenia. Stare, niepotrzebne nikomu ubranie, rzucone na związane ze sobą kije miało odstraszać, tak jak i rozłożone ręce "przepędzające" kogoś. Jednak nikt mu nie wierzył.
Biedny był strach na wróble. Wszyscy śmiali się z niego, kpili z jego nieudolności i pustki, a on w pokorze i cichości pełnił swoje zadanie. Nawet wróble przestały się go bać. Przysiadały spoufalone na ramionach obleczonych starą marynarką i bezlitośnie ćwierkały mu w słomiane uszy prawdę, że jest nieudolny i zafałszowany. Strach na wróble był jednak wierny swej roli. Nie uciekał, nie ukrył się ze wstydem, stał dalej cicho i cierpliwie. Niebo dziwiło się jego wierności i pokorze.
Jego służba skończyła się wraz z nadejściem zimy, która podmuchami mroźnego wiatru rozwaliła jego konstrukcję i rzuciła w zaspę śniegu. Na wiosnę nikt nie odgrzebał wiernego stróża. Zapomniano o nim. Umarł albo odszedł w nieznane na zawsze...