Ostatnie slowo Pawla Wlodkowica

TOWARZYSTWO NAUKOWE W TORUNIU

PRACE POPULARNONAUKOWE

NR 4


KAROL GÓRSKI


Z DZIEJÓW WALKI O POKÓJ

I SPRAWIEDLIWOŚĆ MIĘDZYNARODOWĄ



OSTATNIE SŁOWO PAWŁA WŁODKOWICA O ZAKONIE KRZYŻACKIM”



TORUŃ 1964



PRACA WYDANA Z ZASIŁKU POLSKIEJ AKADEMII NAUK

Redaktor Naczelny Wydawnictw TNT

Artur Hutnikiewicz



Komisja Wydawnictw Popularnonaukowych

Jadwiga Lechicka, Walerian Preisner, Wanda Zabłocka



Printed in Poland

Państwowe Wydawnictwo Naukowe Oddział w Łodzi, 1964





Dwieście lat minęło, jak Zakon krzyżacki, niebacznie sprowadzony przez księcia Konrada mazowieckiego, rozpoczynał swe podboje. Zrazu pod płaszczykiem szerzenia wiary zapuszczał orężne swe ramiona w głąb ziemi pruskiej, bezwzględnie pustosząc kraj, zmuszając do uległości, karami okrutnymi ścigając odstępców. Nie znali Krzyżacy zimy ani lata, najeżdżając Prusy także w czasie żniw, gdy spracowani chłopi pruscy nie mieli czasu myśleć o wojnie. Krzyżacy myśleli o niej zawsze. I tak jedna za drugą padały ich ofiarą ziemie pruskie, skłócone ze sobą, nie mające porządnej obrony ani stałego skarbu, ani stałego wojska, ani zamków.

A potem przyszła kolej na Polaków. Podstępnie, raz walką, raz unikiem, raz znów układami wydzierali książętom pomorskim kęs po kęsie żyznych Żuław, potem sięgnęli po Gniew z ziemią „Wąską”, jak ją wtedy zwano, bogatą, najbogatszą na Pomorzu. Tam budowali klinem pomost do Rzeszy, skąd lądem i morzem płynęły dla nich posiłki.

Kłaniali się Krzyżacy możnym królom czeskim, gdy ci sięgnęli po koronę polską i rozciągnęli swe władztwo po Bałtyk. Chcieli za pomoc wytargować Gdańsk, ale król Wacław był za mądry, by go można było podejść. Więc czekali. Doczekali chwili, gdy rządy czeskie upadły w całej Polsce i Brandenburczycy kupili od . króla Wacława III jego prawa do Pomorza. Czekał Zakon aż najazd margrabiów dotarł pod Gdańsk, a Łokietek zajęty na Rusi, zwrócił się do nich o pomoc. Nadeszli. Napłynęli zbrojnymi łodziami, zjeżonymi orężem chciwych zdobyczy Prusaków (1308). Ledwie podbici, już szli walczyć za niemieckim panem, wiernie mu służąc przeciw obcym i pobratymcom. Komtur ziemi chełmińskiej Gunter v. Schwarzburg przybył na gród gdański jako sprzymierzeniec. Odparł wojska margrabiów i oddzielił pół grodu dla siebie, a następnie wygnał załogę polską. Potem zdobył Gdańsk i sprawił rzeź, potem zdobył Tczew i też sprawił rzeź. To był rok 1308. W roku następnym padło Świecie. Łokietek utracił Pomorze, rządzone teraz okrutnie, po tyrańsku.

Na kilka lat przedtem, w 1303 r. wziął Zakon w zastaw od księcia Leszka Ziemomysłowica małą ziemię michałowską i nie oddał więcej. Owszem, chciałby dalszych ziem polskich. Tak zaczęła się walka na śmierć i życie, którą podjął Łokietek.

Łokietek walkę przegrał. Nie pomógł mu wyrok w procesie przed sędziami papieskimi w r. 1320 w Inowrocławiu, gdzie stanęło 25 świadków. Nie pomogła orężna walka ani zwycięstwo pod Płowcami. Utracił ziemię dobrzyńską i Kujawy, oręż krzyżacki spustoszył Wielkopolskę, łęczyckie i sieradzkie. Książęta mazowieccy, sterroryzowani, szukali ugody z Zakonem niemieckim. Łokietek musiał zawrzeć rozejm po przegranej wojnie (1332). Po jego śmierci (1333) Kazimierz W. usiłował odzyskać straty drogą gry dyplomatycznej. W r. 1339 wytoczył Zakonowi proces w Warszawie przed sędziami papieskimi, gdzie stanęło wielu świadków. Proces wygrał, wojny by nie wygrał. Dlatego ugodził się z Zakonem i oddał Pomorze „jako jałmużnę”, więc jako pan i władca tej ziemi — odzyskał zaś Kujawy i Dobrzyń, ziemie dziedziczne w jego rodzinie. Ale nie przestał myśleć o odzyskaniu strat i przybierał czasem tytuł dziedzica Pomorza. Badał, ręką jakby próbował, czy mocne są mury Zakonu, gdy w r. 1365 zjawił się jako gość w Malborku.

Mury były zbyt mocne. Kazimierz ponownie ugodził się z Krzyżakami. Ale na Kujawach i w Wielkopolsce nie chciano mu tego darować:

Królu Kazimirze

nie żyj nigdy w mirze

z Krzyżakami.

Tak śpiewano ponoć o tych układach. Ale przyszły po latach nowe wydarzenia. Unia Polski z Litwą i chrzest Litwy odjęły Krzyżakom cel istnienia (1386). Zbrojne wyprawy ruszyły niweczyć dzieło unii i pokojowego nawrócenia na chrześcijaństwo. Płonęły świeżo wzniesione drewniane kościoły. Ginęli nowi chrześcijanie, choć dawali znaki, że są wyznawcami Chrystusa.

Jeśliś ochrzczony, bierzmuję cię mieczem”

wołali wśród rzezi bezbronnych Litwinów krzyżaccy rycerze. Wreszcie Zakon zadowolił się Żmudzią, którą mu odstąpił Witold (1398). Wtedy przemocą zaczęli nawracać Żmudzinów. Ci chwycili za broń, za nimi ujął się Witold, za Witoldem Polska. Tak doszło do wielkiej wojny z Zakonem w latach 1409—1411.

Pożarł Krzyżaków miecz polski” na równinach Grunwaldu (1410). Ale Zakon, złamany na polu bitwy, znalazł obrońcę, który zamknął się w Malborku. Był nim Henryk v. Plauen, przyszły w. mistrz, a teraz jeszcze komtur świecki — okrutny, podstępny i bezwzględny. Później obalili go ze stolicy mistrzowskiej inni komturowie (1413), ale znów wybuchła wojna i najazd polski zniszczył Prusy (1414). Wtedy to obie strony odwołały się do soboru w Konstancji, który miał rozpatrzyć wszystkie spory chrześcijaństwa.

Na falistej, pociętej lasami równinie dobrzyńskiej leży wieś Brudzeń. Mała, zaciszna, okolona lasem, który schodzi do wąwozu i dalej do Skrwy. Widziałem ją późną jesienią, gdy złoto brzóz gasło w czarnej niemal ścianie boru, gdy zrudziałe pola zbiegały się ku drodze. Tu rodził się Paweł Włodkowic, syn Włodka z rodu Dołęgów. Tu wabił go las w wiosennej krasie i ten głęboki wąwóz pełen tajemnic. Stąd wyszedł na szeroki świat, z gniazda niebogatego, z ziemi najeżdżanej i pustoszonej przez Zakon. Już za Łokietka Zakon wyciągnął rękę po ten kraj i trzymał go przez lat 14 (1329—1343). Potem zdradziecki książę krwi piastowskiej Władysław Opolczyk zastawił ziemię Krzyżakom (1391). Tędy szli może Polacy pod Bobrowniki i tędy się cofali. Za nimi uchodzili ci, którzy nie chcieli uznać nowych panów. Czy uszli też rycerze z Brudzenia i krewni ich z pobliskich Lasotek? Nie wiemy. Dość, że po latach rokowań w r. 1405 Zakon pod grozą wojny oddał wreszcie za znaczną sumę ziemię dobrzyńską. Z Krzyżakami odjechało kilku możnych, jak marszałek ziemski Iwan z Radomina i inni, których Zakon zjednał nadaniami. Reszta została pełna nienawiści do najeźdźców. W cztery lata później, latem 1409 r. najechał znów w. mistrz ziemię dobrzyńską, by ją zagarnąć. Znów zaczął kusić rycerzy obietnicami, próbował wbić klin między możniejszych, których zwał „panami”, a brać szlachecką, zwykłych „dziedziców”. Ale nie uzyskał od nich obietnic, choć zdobył Bobrowniki i opanował kraj. W jesieni 1409 r. stanął rozejm i Krzyżacy oddali Jagielle Kujawy — ziemię dobrzyńską zatrzymali. Aż musieli ją oddać bez walki, gdy potęga ich załamała się na polach Grunwaldu. To wszystko przeżywał Paweł z Brudzenia, z bliska czy z daleka, zawsze sercem obecny w swej najbliższej ojczyźnie, zawsze cierpiąc na wieść o pożarach, rabunkach, krwi rozlewie.

Urodził się on około r. 1370. Początki nauki liter, sylabizowania, czytania po łacinie i pisania gęsim piórem uczył go jakiś nauczyciel, zapewne w domu. Potem posłali go rodzice prawdopodobnie na naukę do Płocka. Stąd w r. 1385—87 podążył zdolny i bystry młodzieniec na naukę do Pragi. Tu zapisał się na wydział „sztuk wyzwolonych” jak każdy początkujący student, by pogłębić znajomość łaciny i autorów. W r. 1389 został bakałarzem sztuk wyzwolonych, czyli osiągnął pierwszy szczebel naukowy; potem w r. 1393 został mistrzem. Nauczycielem jego był Maurycy z Pragi, zwany Rvaćka, którego będzie wspominał Paweł jako swego mistrza. Potem przeszedł na wydział prawa, na którym studiował w latach 1393—1397. Zaprzyjaźnił się tu z innym Polakiem, Andrzejem Łaskarzem (Laskarym), późniejszym biskupem poznańskim. Andrzej był bogaty i nieraz pewnie wspierał Pawła. Przyjaźń ich trwała dozgonnie i Andrzej miał umrzeć w r. 1426 na ręku przyjaciela. Jeszcze trzeci scholar blisko się z nimi stykał, ale nie jako przyjaciel: był to Piotr z Ornety, „famulus”, czyli sługa Andrzeja, ubogi, ale pilny i zdolny syn mieszczański z Warmii. Miał on zajść wysoko, a jako prokurator, czyli przedstawiciel Krzyżaków, stanąć miał na soborze w Konstancji przeciw Włodkowicowi. Dziwnie się zawiązywały stosunki między studentami w latach praskich. Można przypuszczać, że Andrzej Łaskarz poparł przyjaciela, który w r. 1398 został scholastykiem poznańskim, a potem kanonikiem płockim. To już dawało materialne warunki, by dalej ruszyć za granicę.

Pojechał tedy Paweł w r. 1404 na studia prawnicze do Padwy, gdzie już był Andrzej od 1402 r. Paweł od r. 1396 miał stopień bakałarza prawa, teraz chciał uzyskać tytuł doktora. W Padwie upłynęły na studiach dalsze 4 lata — do 1408 r. Związał się tu Paweł bliżej z wybitnym kanonistą, profesorem Franciszkiem Zabarellą. Zabarella miał zostać jednym z wodzów stronnictwa, które ratunek dla kościoła widziało w zwołaniu soboru. Włodkowic zwie go serdecznie, ze czcią „panem moim” i często powołuje się na powagę tego uczonego, którego zwano „królem dekretystów”. Paweł nie zdołał uzyskać doktoratu w Padwie; może zabrakło mu środków. Uzyskał tylko tytuł licencjata i wrócił do Polski, by tu, na uniwersytecie krakowskim ubiegać się o tytuł i stopień doktora. Ale zawsze pozostał uczniem Padwy i włoskie wykształcenie prawnicze, obeznanie z naukową literaturą tego kraju będzie w nim widoczne.

W Krakowie od r. 1400 wskrzeszony został uniwersytet, ufundowany teraz przez Jadwigę i Jagiełłę. Dawne dzieło Kazimierza W. podupadło i trzeba było wszechnicę tworzyć od nowa. Tym razem uzyskano zgodę papieską na utworzenie wszystkich wydziałów, także teologicznego, na który Kazimierz W. nie uzyskał zgody. Dla Polski i chrześcijańskiej już Litwy ten wydział stał się koniecznością.

Uniwersytet krakowski powstał w chwili, gdy na uniwersytecie w Pradze toczyły się walki, poprzedzające skrystalizowanie się husytyzmu. Były to walki o podłożu narodowym i społecznym, ale także ideowym: ci, którzy w przyszłości mieli się opowiedzieć za Husem, byli filozofami realistami, przeciwnicy jego stali po stronie kierunku filozofii, zwanego nominalizmem1.

Toczyła się też walka w dziedzinie teologii między zwolennikami częstej Komunii św. dla świeckich, za którą opowiadali się późniejsi zwolennicy Husa, i doszli do żądania, by także świeckim dawano ją pod dwiema postaciami, a nie tylko duchownym. Niemcy byli przeciw. Uniwersytet Krakowski pełen był echa tych walk, które znane były też Pawłowi Włodkowicowi. Do Krakowa ściągali nominaliści, Ślązacy oraz Czesi niechętni Husowi i obsadzali tu katedry uniwersyteckie. Niemcy, zwolennicy władzy cesarskiej, odpływali na nowe uniwersytety niemieckie. Wreszcie żył młody uniwersytet krakowski hasłem reformy kościoła. Od kilku dziesięcioleci Zachód chrześcijański rozdarty był schizmą. Było dwóch papieży, jeden w Rzymie, drugi w Awinionie w płd. Francji (od 1378). Pierwszego uznawała większość kleru oraz większość europejskich krajów. Za drugim opowiadała się Francja, część Włoch i Hiszpania. W r. 1409 uniwersytety zwołały do Pizy zjazd, który ogłosił się soborem, a złożywszy z godności obu papieży, obrał trzeciego. Ten mianował kardynałem nauczyciela Włodkowica, Franciszka Zabarellę. Echa tych wydarzeń docierały do Krakowa, gdzie opowiadano się za wyższością soboru nad papieżem i od soboru oczekiwano reformy Kościoła. A było wiele do naprawienia. Kuria rzymska słynęła z chciwości i rozrzutności, ściągano różnorodne opłaty z kościołów przy obsadzie godności duchownych, a dostawali je ludzie niegodni, chciwi i przebiegli. Dla wychowanków wszechnic, zdolnych, ale biednych, nie było miejsca w kapitułach. Po kilka godności i prebend skupiało się w jednym ręku „kortezana”, czyli zabiegającego w Rzymie o godności, a pełnienie obowiązków kapłańskich czy biskupich stało na dalszym miejscu w oczach niejednego. Przede wszystkim chciwość panoszyła się w kościele. Otóż przeciw tym nadużyciom i złu występowano w Krakowie. Tu czytano pisma Mateusza z Krakowa, wybitnego teologa i zwolennika reform, który zasiadał na biskupstwie w Wormacji w Niemczech. Tu odbijały się głośno echa poczynań włoskich i niemieckich w dziedzinie reformy kościoła. Wreszcie jeszcze jedną dziedziną interesowano się w Krakowie: warunkami sprawiedliwej wojny. Groziła wojna z Zakonem, a więc instytucją duchowną, rzekomo zasłużoną w dziele szerzenia wiary, a jakże zarazem niesprawiedliwą i okrutną. Wahało się wielu, czy wojna z Krzyżakami byłaby sprawiedliwa. Rozstrzygnął rzecz w swym kazaniu rektor krakowski Stanisław ze Skarbimierza, przedstawiając warunki wojny słusznej przeciw agresorowi.

Paweł Włodkowic, przybywszy do Polski zaczął zabiegać o doktorat, który dawał prawo wykładania na uniwersytecie. Już przed marcem 1411 r. zwrócił się do papieża soborowego Jana XXIII o pozwolenie na promocję doktorską nie w Padwie, lecz w Krakowie. Mogło to mieć duże znaczenie nie tylko ze względu na koszty podróży, ale i ze względu na opłaty, które w Padwie były zapewne wyższe niż w Krakowie. Pozwolenie wydane zostało 23 marca 1411 r. Ponieważ promocje doktorskie odbywały się w Krakowie w końcu grudnia i w styczniu każdego roku, należy przypuszczać, że na przełomie 1411 i 1412 r. Włodkowic został doktorem praw. Z tytułem tym występuje on 3 lutego 1412 r. jako wykonawca orzeczenia papieskiego w pewnym sporze dotyczącym kapituły krakowskiej. Już poprzednio, przed 20 listopada 1411 r., został Paweł Włodkowic kanonikiem i kustoszem katedralnym krakowskim, co dawało mu podstawę do utrzymania. Odtąd też mieszka stale w Krakowie.

Włodkowic rozpoczął wykłady na uniwersytecie już w r. 1412. Młody i zdolny prawnik zwrócił na siebie uwagę dworu, a przede wszystkim kanclerza Mikołaja Trąby, mianowanego w r. 1411 arcybiskupem gnieźnieńskim, który był jednym z kierowników polskiej polityki zagranicznej. Przed komisarzem króla węgierskiego Zygmunta Luksemburskiego, który był obrany cesarzem, a przed koronacją nosił tytuł króla rzymskiego, toczył się właśnie proces polsko-krzyżacki o złamanie pokoju z 1411 r. Komisarzem był Węgier Benedykt Makray, pochodzący z drobnej szlachty, który dzięki zdolnościom i wykształceniu prawniczemu wybił się na czoło wśród doradców Zygmunta. Makray przesłuchał świadków strony polskiej i wydał szereg korzystnych dla Polski orzeczeń. Teraz toczył się proces przed Zygmuntem w Budzie. Ze strony polskiej wystąpili Andrzej Łaskarz, Paweł Włodkowic i Piotr Wolfram rodem z Krakowa. Wyrok wydany w imieniu Zygmunta przez Makraya ogłoszono w dniu 3 maja 1413 r. w obecności Pawła, który 12 maja 1414 r. wystąpił jako pełnomocnik ks. Janusza mazowieckiego i w imieniu prepozyta kapituły włocławskiej w ich sporach z Zakonem. Proces nie przyniósł rozstrzygnięcia korzystnego dla Polski i sprawę po krótkiej i niszczącej wyprawie polskiej oraz rozejmie w r. 1414 obie strony przeniosły na sobór w Konstancji, który zaczął się właśnie w tym roku. Jednym z pełnomocników polskich na sobór był Paweł Włodkowic, obrany jesienią tego roku rektorem uniwersytetu krakowskiego. Z tym tytułem udał się on do Konstancji z resztą poselstwa polskiego.

Konstancja, niewielkie miasto nad Jeziorem Bodeńskim, liczące wówczas około 10 000 mieszkańców, zapełniło się różnobarwnym tłumem uczestników i gości z całej Zachodniej Europy. Przybył nawet pod koniec obrad metropolita ruski z Kijowa Grzegorz Camblak. Gości i uczestników było 15—20 tysięcy. Mieszczanie za drogie pieniądze udzielali im gościny, a niektórzy z lubością malowali egzotyczne dla nich herby w kronikach soboru i zapiskach. Sobór obfitował w wydarzenia ważne i wstrząsające. Oto gdy pizański papież Jan zorientował się, że nie wybiorą go na głowę zjednoczonego kościoła, postanowił sobór rozbić i w przebraniu uciekł z miasta. Na wieść o tym powstała panika, kupcy zaczęli szykować się do odjazdu. Wtedy cesarz Zygmunt konno objeżdżał miasto, wzywając wszystkich do spokoju i pozostania. Pod naciskiem wydarzeń sobór uchwalił, że jest wyższy od papieża, zbiegły Jan został złożony z godności i uwięziony. Jedność kościoła zarysowała się wyraźnie, gdy rzymski papież uznał sobór i złożył w jego ręce swą godność. Nie udało się skłonić do tego papieża awiniońskiego, który opuszczony przez niemal wszystkich, schronił się do Hiszpanii. Niezmordowany w dążeniu do rozszerzania swych wpływów cesarz Zygmunt, który podczas soboru rozwinął cały urok osobisty i wszystkie talenty dyplomatyczne, pojechał do Hiszpanii, by papieża Benedykta skłonić do ustąpienia. Ale na próżno. Więc sobór złożył go z godności i przeszedł do porządku nad jego osobą.

Inną sprawą, która wstrząsnęła soborem, był proces Jana Husa. Hus, reformator czeski, przybył na sobór, by bronić swej nauki, zaopatrzony w list żelazny Zygmunta. Sobór potępił jego zasady, a wtedy cesarz złamał słowo, kazał uwięzić Husa i oddał go w ręce sądu. Hus został w r. 1415 publicznie spalony w Konstancji. Polscy delegaci-rycerze protestowali przeciw złamaniu słowa cesarskiego, ale na próżno. W Czechach śmierć Husa na stosie wywołała ogromne wzburzenie. Nie tylko nie osłabiła jego zwolenników, ale stała się sprawą narodową. Czesi nie będą chcieli przyjąć Zygmunta na króla po śmierci jego brata Wacława (1419) i chwycą za broń. Stos, na którym spłonął Hus, zapoczątkował okres krwawych wojen w środkowej Europie.

Sprawa reformy kościoła nie schodziła z pola zainteresowań zgromadzonego soboru, ale coraz bardziej na czoło wysuwała się sprawa jedności kościoła. Aby złamać liczebną przewagę Włochów, sobór podzielił się na nacje. Było ich cztery, każda miała jeden głos, piąty głos mieli kardynałowie. Sobór podzielił się na nacje: włoską, francuską, angielską i niemiecką, do której zaliczano też Polaków, Węgrów, Duńczyków, Norwegów i Szwedów. Po zjednaniu Hiszpanów dla soboru przez cesarza utworzyli oni piątą nację. Najważniejsze sprawy dyskutowano na obradach nacji. Na forum nacji niemieckiej znalazł się też spór polsko-krzyżacki.

Już przed przybyciem poselstwa polskiego arcybiskup ryski Jan Wallenrod, stojący na czele delegacji krzyżackiej, złożył skargę Zakonu na Polskę i prosił sobór o obronę przed Polakami i Litwinami. Polacy od razu podjęli przeciwdziałanie. Zaangażowano dobrych prawników włoskich, którzy wyszukiwali po rękopisach odpowiednie cytaty. Redagował traktaty Włodkowic, który poświęcił się głównie sprawie krzyżackiej. Pisał co prawda też o reformie kościoła i opracował traktat o annatach, czyli o opłatach na rzecz Kurii rzymskiej, oraz drugi o symonii, czyli o sprzedawaniu godności duchownych, ale na tym poprzestał. Sprawie reformy kościoła oddał się jego krewniak Mikołaj Lasocki, który należał do najskrajniejszych zwolenników wyższości soboru nad papieżem. Włodkowic zaś skupił swą uwagę na sprawie krzyżackiej.

Dnia 5 lipca 1415 r. przedstawił Włodkowic na sesji nacji niemieckiej obszerne pismo „O władzy papieskiej i cesarskiej w stosunku do pogan”. Krzyżacy powoływali się na przywileje cesarskie, które pozwalały im na prowadzenie podbojów i zagarnianie ziem pogan, a więc najpierw Prus i Inflant, a potem Żmudzi i Litwy. Wreszcie zaliczali także chrześcijańską, ale prawosławną, Ruś do pogan, a Polaków oskarżali o wspomaganie niewiernych. Włodkowic w obronie swej sprawy stanął nie na stanowisku dyskutowania poszczególnych przywilejów, ale zajął się zasadami. Uzasadnił on na podstawie autorytetów średniowiecznych, że ludy pogańskie mają prawo do niepodległości, do posiadania rodzin i mienia oraz do pokojowego życia, jeśli same nie podejmują agresji. Co więcej, udowodnił, że jest obowiązkiem chrześcijan bronić żyjących pokojowo pogan przed napadami innych chrześcijan. W szczególności potępił Krzyżaków za urządzanie wypraw na Litwę w święta Matki Bożej i uznał wojny przez nich prowadzone za niesłuszne, a zdobycze za nieprawe i podlegające zwrotowi. Powtarzał on tu zasady sformułowane już wcześniej przez krakowskiego rektora Stanisława ze Skarbimierza w kazaniu o wojnie słusznej. Włodkowic wysuwając te zasady stał się jednym z twórców nowego prawa narodów, które uznaje równe prawa wszystkich ludów do bytu niepodległego i do życia w pokoju. Rzucił on most zgody między chrześcijan i niechrześcijan żyjących pokojowo i zalecił obronę wzajemną przeciw wszelkim napastnikom. Jest więc Włodkowic bliski naszym czasom, a choć przemawia językiem średniowiecznych traktatów, myśl jego sformułowana w końcowych „konkluzjach” jest jasna i niedwuznaczna. Uznając najwyższą władzę papieża, odrzuca on rzekome uprawnienia cesarza do dysponowania ziemiami pogan i do zezwalania na ich podbój. Nie mogło się to podobać cesarzowi Zygmuntowi, ale ze względu na potęgę Polski i chęć utrzymania jedności soboru wstrzymał się od jawnego popierania Krzyżaków, których jednak poufnie zachęcał do obrony. Prokurator krzyżacki Piotr z Ornety w dniu 13 lipca 1415 r. zręcznie zaatakował Polaków pytając, czy uznają zwierzchność cesarza, a gdy ci oświadczyli, że nie, Zygmunt nie podejmując dyskusji, poręczył poufnie Krzyżakom, że dołoży starań, by spór był rozstrzygnięty po ich myśli. Ponownie sprawa znalazła się na obradach nacji niemieckiej 16 lutego 1416 r., gdzie strona polska zaatakowała sam Zakon krzyżacki jako instytucję nieprawną i uprawiającą nadużycia pod płaszczykiem zakonnych ustaw. Polacy stanęli w obronie Prusaków uciskanych przez Krzyżaków oraz w obronie Żmudzi. Przybyła wówczas na sobór delegacja Żmudzinów, którzy byli już ochrzczeni i oświadczali, że nie chcą podlegać Zakonowi, który narzucał im niewolę pod pozorem nawrócenia. Poselstwo żmudzkie zrobiło wielkie wrażenie na soborze. Wbrew zabiegom Zakonu polscy biskupi zostali upoważnieni do założenia biskupstwa na Żmudzi. Sobór zakazał Krzyżakom pod karami przeszkadzać wyprawie jednego z wybitniejszych członków soboru Jana Domenici na Żmudź. Wysłał również 27 września 1416 r. listy pochwalne do Jagiełły i Witolda za pokojową ich postawę. Otrzymał też Witold prawo zakładania kościołów łacińskich na Rusi.

Wtedy to ukazał się w drugiej połowie 1416 r. paszkwil na Polskę, napisany przez mnicha Jana Falkenberga, dominikanina prowincji polskiej. Przezywał on Polaków poganami i głosił, że Jagiełło jest ich bożkiem, że Polacy są heretykami i wrócili do pogaństwa. Dlatego ci, którzy z nimi walczą i zabijają ich, zasługują sobie na królestwo niebieskie, gdyż jest większą zasługą zabijać Polaków niż pogan. Falkenberg napisał swój paszkwil w Prusach i przedłożył w. mistrzowi, ale nawet Krzyżacy uznali, że jest to jednak dzieło niewłaściwe i krzywdzące i „satyry” Falkenberga nie nabyli, choć autor później domagał się zapłaty, gdyż, jak twierdził, napisał paszkwil na zamówienie Zakonu. Falkenberg pojechał wówczas do Paryża, gdzie zaczął rozpowszechniać swą „satyrę”.

Paryż i Francja były areną sporu, wiążącego się z walkami wewnętrznymi o władzę i ze stuletnią wojną francusko-angielską. Król Karol VI, cierpiący na umysłową chorobę, był pod wpływem kuzyna swego, księcia Orleańskiego, którego zabił inny kuzyn, książę burgundzki, związany przymierzem z Anglikami, a dominikanin Jan Petit napisał traktat, w którym bronił tej zbrodni i uznawał zamordowanie tyrana za czyn dozwolony i szlachetny. Falkenberg opowiedział się po jego stronie, a równocześnie szerzył swą „satyrę”, w której pewne zdania zgadzały się z poglądami Jana Petit. Ponieważ za Janem Petit opowiadali się książęta burgundzcy i Anglicy, sprawa nabrała charakteru międzynarodowego i skomplikowała stanowisko polskie. Falkenberg prócz „satyr” napisał traktat w obronie Zakonu; inny traktat był dziełem Jana Frebacha. Włodkowic odpowiadał Frebachowi i Falkenbergowi, gdy zaś ten ostatni przybył do Konstancji, został na żądanie Polaków uwięziony. Włodkowic chciał, by go sądzono za herezję, ale w gruncie rzeczy nie było do tego podstaw i sprawa się przewlekała. Komisja potępiła „satyrę”, ale potępienie to nie zostało po zatwierdzeniu przez nacje przedstawione na ostatnim posiedzeniu soboru. Potępiony też został Falkenberg i skazany przez kapitułę generalną dominikanów na dożywotnie więzienie.

Ale za Falkenbergem opowiadali się Anglicy i stronnictwo burgundzkie oraz prawdopodobnie cesarz Zygmunt i na pewno Krzyżacy. Postanowiono więc sprawy nie rozstrzygać i papież nie wydał żadnego orzeczenia, by nie narażać soboru na rozbicie przez skłócone stronnictwa i rywalizację francusko-angielską.

Sobór tymczasem dobiegał końca. Dnia 11 listopada 1418 r. obrany został papieżem kard. Colonna, który przybrał imię Marcina V. Zatwierdził on przywileje nadane Krzyżakom przez poprzednika swego z XIII w., Honoriusza III. Widząc, że nie uzyskają od papieża oficjalnego potępienia Falkenberga, Polacy złożyli protest na ostatnim posiedzeniu soboru, odwołując się od decyzji papieża do soboru następnego. Wywołało to wielkie oburzenie Marcina V, szczególnie gdy uzbrojeni świeccy członkowie poselstwa polskiego złożyli papieżowi apelację już po zamknięciu soboru. Ale uwięzionego Falkenberga papież zabrał ze sobą do Rzymu.

Sprawa ciągnęła się jeszcze przeszło sześć lat. Marcin V, przed którym cesarz Zygmunt oskarżał Polskę o popieranie husytów, zwlekał z rozstrzygnięciem aż do chwili, gdy Jagiełło i Witold oświadczyli, że zamierzają wystąpić przeciw nim. Wtedy Marcin V dnia 10 stycznia 1424 r. wydał bullę, w której „motu proprio” potwierdził orzeczenie komisji kardynałów co do „satyry” Falkenberga i rehabilitował Jagiełłę ze stawianych mu zarzutów. W tydzień później Falkenberg odwołał swe pismo i prosił papieża o łaskę. Wtedy został wypuszczony z więzienia, Polacy zaś cofnęli apelację do soboru.

Dalsze losy Falkenberga są niepewne. Długosz podaje, że zwrócił się do Krzyżaków, by mu zapłacili za paszkwil, a gdy ci odmówili, napisał z kolei na nich książeczkę zniesławiającą, którą mu wykradziono. Rzekomo miał umrzeć w klasztorze w Legnicy. Tak zakończyła się sprawa Falkenberga, która bez wątpienia przyczyniła się do pokrzyżowania polskich planów uzyskania wyroku na Zakon.

Niemniej jednak wystąpienie polskie na soborze w Konstancji przyniosło duże rezultaty. Jeszcze w r. 1410 kardynał francuski Piotr d'Ailly, jeden z filarów soboru i kandydat na papieża, zachęcał rycerstwo francuskie do spieszenia na pomoc Zakonowi, rzekomo zagrożonemu przez pogan i ich popleczników. Od soboru już takich wystąpień nie ma. Opinia Zachodu przekonała się, że i Polska i Litwa ze Żmudzią są krajami chrześcijańskimi i Zakon mógł odtąd apelować tylko do interesów szlachty niemieckiej, dla której był „szpitalem”, czyli przytuliskiem. Ale wystąpienie Pawła Włodkowica miało też inne jeszcze znaczenie: oto prawa pogan jako ludzi zostały silnie zaakcentowane. Przez całe średniowiecze ścierały się dwa kierunki w teologii. Jeden z nich bronił zasad wojny dla nawrócenia niewiernych, którym odmawiał praw do bytu niepodległego dlatego, że grzech pierworodny oddał człowieka w niewolę. Drugi kierunek stał na stanowisku, że grzech pierworodny nie pozbawił pogan uprawnień płynących z prawa natury i stawał w obronie ich niezawisłości. Włodkowic swymi wystąpieniami zapewnił zwycięstwo idei drugiej, która będzie w XVI w. głoszona przez wybitnych autorów hiszpańskich, jak Las Casas i Vitoria. Czy znali oni pisma Włodkowica, jak można przypuszczać, czy też zbieżność jest przypadkowa — nie można jeszcze dziś rozstrzygnąć. W każdym razie Paweł Włodkowic wszedł do historii nauki jako jeden z twórców prawa narodów. Wywody Włodkowica znalazły też echo wśród poddanych Zakonu, którym przedstawił, że udział w wojnie niesprawiedliwej jest grzechem. Należy przypuszczać, że gdy w latach 1432 i 1433 poddani Krzyżaków odmawiali udziału w wojnie zaczepnej z Polską, były to echa poglądów Włodkowica.

Proces w Konstancji zakończył walkę ideową o chrystianizację i niezależność Litwy i Żmudzi. Jeszcze do r. 1435 będą Krzyżacy walczyć o rozbicie unii i zapewnienie sobie panowania na Żmudzi, ale nie mają już posłuchu na Zachodzie. Walkę zaś o odzyskanie Pomorza trzeba było prowadzić nadal. W r. 1419 legaci papiescy wydali, nie bez namów książąt Rzeszy i cesarza, wyrok nakazujący oddanie Krzyżakom Żmudzi. Jagiełło zaprotestował w Rzymie i Marcin V unieważnił akt legatów. Wtedy obie strony zgodziły się na rozjemstwo cesarza Zygmunta, który miał wydać wyrok. Polacy łudzili się co do jego bezstronności, Krzyżacy zaś nie wątpili, że im sprzyja. Paweł Włodkowic, którego po powrocie uniwersytet obrał prorektorem, występował jako przedstawiciel Polski na nowym procesie. Stanął tedy we Wrocławiu 6 stycznia 1420 r. przed sądem cesarza i zgłosił swe artykuły przeciw Krzyżakom. Ale gdy Zygmunt bez wysłuchania stron wydał krzywdzący Polskę wyrok i nakazał oddać Krzyżakom Żmudź, Jagiełło apelował do papieża. Włodkowic udał się do Rzymu. Papież obiecał, że wyrok będzie wydany w r. 1421. Włodkowic przedłożył memoriał, w którym domagał się zwrotu Polsce Pomorza, ziemi chełmińskiej i michałowskiej oraz bronił praw Polski i Litwy do Żmudzi. Zwalczał też Krzyżaków jako instytucję zakonną, podważając prawomocność ich przywilejów. Legat papieski Antoni Zeno w końcu 1421 r. przybył do Polski, by przejrzeć dokumenty i przesłuchać świadków. Przeciwdziałał temu cesarz Zygmunt, który zakazał Krzyżakom stawać przed sądem legata. Krzyżacy zbojkotowali więc terminy wyznaczane przez Antoniego Zeno i oskarżywszy go o stronniczość, zapowiedzieli apelację do papieża. Zygmunt zagroził nawet Marcinowi V wyprawą na Rzym. Wtedy papież odwołał w marcu 1422 r. legata, który jednak do początków 1423 r. przesłuchiwał świadków i zamknął postępowanie dowodowe.

Włodkowic w ostatnim swym liście mówi o wyrokach na Krzyżaków. Właściwie ostateczne wyroki nie były wydane przez sądy papieskie, były tylko akty zamykające przesłuchanie świadków i wyroki komisarzy z 1321 i 1339 r. Legat Zeno wyroku ostatecznie nie miał prawa wydać i nie wydał go. Działania jego jednak zostały potwierdzone. Włodkowic nazywa tedy zamknięcie dochodzenia dowodowego przez legata Zenona wyrokiem.

W r. 1422 Jagiełło i Witold raz jeszcze postanowili orężnie dochodzić swych praw. Wybuchła wojna. Po zdobyciu warownego Golubia wojska polskie i litewskie ruszyły w głąb ziem Zakonu. Krzyżacy, których teraz Zygmunt opuścił, zawarli pokój nad jeziorem Melnem. Zrzekli się praw do Żmudzi i oddali skrawek swych posiadłości na lewym brzegu Wisły naprzeciw Torunia. Doradcy królewscy ze Zbigniewem Oleśnickim na czele zrezygnowali z dalszej walki o Pomorze, co im wypominać będzie później Włodkowic w ostatnim swym liście. Taki wynik tyloletnich wysiłków musiał przygnębić Pawła. Był jeszcze w styczniu 1424 r. w Rzymie przy scenie odwołania zarzutów przez Falkenberga i tu przeżył ostatni swój triumf. Później przebywał zapewne we Włoszech. W r. 1427 zabiegał o to, by kościół Sw. Idziego w Kłodawie, którego był proboszczem, oddać kanonikom regularnym, osiadłym przy kościele Bożego Ciała w Krakowie. Król wyraził na to zgodę, a biskup Wojciech Jastrzębiec w r. 1429 zamienił probostwo na kolegiatę zakonną. Wnioskowano stąd mylnie, że Włodkowic wstąpił na starość do klasztoru. W rzeczywistości tak nie było. Paweł Włodkowic nadal pozostał księdzem świeckim.

W r. 1431 Krzyżacy zerwali pokój z Polską i opowiadając się po stronie w. ks. litewskiego Swidrygiełły uderzyli znienacka na ziemię dobrzyńską, Kujawy i Krajne, które okrutnie spustoszyli. Wieść o tym dotarła do Włodkowica, który przebywał wówczas w Padwie. Pełen bólu i goryczy wystosował list do Zbigniewa Oleśnickiego, który tu ogłaszamy. Zachował się on w dwóch wersjach, jedna z nich nosi podpis Włodkowica „ręką własną”, ale ma ustęp skreślony jego ręką: jest to ostre napiętnowanie polityki panów koronnych. Może autor zląkł się i potem dał przepisać tekst bez tego ustępu, który przytaczamy w przypisie (przyp. 7). Tę drugą wersję zaopatrzył w pieczęć. Jak obie znalazły się razem w aktach znajdujących się dziś w Bibliotece Czartoryskich w Krakowie — trudno dociec.

Włodkowic w piśmie swym do Oleśnickiego wypowiada raz jeszcze swe zasady. Jest to jakby testament jego, stąd nazwano ten list „Ostatnim słowem Pawła Włodkowica”.

Tok myśli Włodkowica, przedstawia się następująco. Najpierw krytykując starszych, czyli radę koronną, tłumaczy się, dlaczego zabiera głos, uważa bowiem, że choć stoi nisko, lepiej widzi przyczyny zła (1, 2). Następnie stawia twierdzenie, że nie można liczyć na utrzymanie pokoju z tymi, którzy nie żyją w zgodzie z Bogiem i moralnością (3). Wypowiada się przeciw zawieraniu kompromisów z Krzyżakami, Polacy bowiem mają za sobą dobre prawo (4). Należy też unikać bratania się z obłudnikami i odszczepieńcami, przy czym okrucieństwo obłudników jest gorsze od wszystkich innych zbrodni i grzechów. Krzyżacy zaś są obłudnikami i okrutną sektą w kościele, a zarazem wrogami religii Chrystusowej (5). Na dowód tego rozwija Włodkowic argumentację prawniczą, by przekonać zwolenników Zakonu. Nie ma danych do przypuszczenia, że ma on na myśli takich zwolenników w Polsce, raczej chodzi o wytoczenie argumentów wobec obcych (6). Autor zapowiada więc przeprowadzenie trojalnego dowodu: 1) przez unaocznienie faktów, 2) przez przyznanie się oskarżonych do winy, 3) przez dowód ze świadków lub dokumentów publicznych. Każdy z tych trzech dowodów jest wystarczający do wyjaśnienia sprawy (7). W pierwszym rodzaju dowodów — z faktów powszechnie znanych — autor szeroko omawia zerwanie w r. 1431 przez Zakon pokoju z Polską oraz niszczenie świątyń i dóbr kościelnych w czasie najazdu na ziemie polskie, piętnując obłudę mnichów-rycerzy. Powołuje się też na inkorporację przemocą kapituły ryskiej do Zakonu krzyżackiego i okrutne postępowanie ze świeżo nawróconą Litwą (i Żmudzią) (8). W drugim rodzaju dowodów Włodkowic przedstawia argumenty strony polskiej przedłożone w procesie papieskim w Rzymie w r. 1422, w którym Włodkowic był jej rzecznikiem (9). Przedłożono więc wyrok legatów papieskich zapewne z r. 1321, dotyczący zwrotu Pomorza i zapłacenia odszkodowania z trzema potwierdzeniami. Tu nie wiemy dokładnie, co Włodkowic miał na myśli; znamy tylko wyroki sędziów papieskich z lat 1321 i 1339; w r. 1422 wyrok nie został przez papieża wydany. Wyroki te nie zostały wykonane na skutek szkodliwej zgodliwości strony polskiej — także Oleśnickiego, do którego wprost zwraca się Włodkowic (10). Bóg jednak, który dopuścił do szkodliwej ugody, wskazuje teraz na chwilę odpowiednią do zupełnego zwycięstwa. Autor skreślił tu kilkanaście słów, które mogły dotknąć Oleśnickiego i panów rady (11, przyp. 17). Przystępując do rozważania przywilejów, które w swej obronie przytaczali Krzyżacy, Włodkowic zarzuca, że były nadane przez cesarza potępionego przez kościół (Fryderyka II) i dotyczyły ziem, które do niego nie należały; również przywilej cesarza Ludwika Bawarskiego nadający zakonowi Litwę w r. 1337 był bezprawny. Stąd wszystkie wojny Zakonu były niesłuszne i niesprawiedliwe, a panowanie na ziemiach zdobytych nieprawne (12). Przystępując do trzeciego rodzaju dowodów, choć dwa poprzednie są wystarczające, Włodkowic przytacza zeznania świadków. Najpierw przytacza 23 świadków na okoliczność zajęcia Pomorza przez Krzyżaków w r. 1308. Świadkowie ci, choć nieżyjący, stoją „ponad zarzutem wyłączenia”, to znaczy: nie ma podstawy do kwestionowania wiarygodności ich zeznań. Włodkowic ma tu na myśli 25 świadków z procesu inowrocławskiego przed sędziami papieskimi w r. 1320. Zachodzi więc pomyłka co do liczby; zapewne autor podawał dane swe z pamięci (13). Następnie przytacza świadków przesłuchanych przez pełnomocnika króla węgierskiego i rzymskiego Zygmunta Luksemburskiego, Benedykta Makraya, który w r. 1412 badał skargi na bezprawia Zakonu. Ciekawa rzecz, dlaczego Włodkowic pominął 126 świadków z procesu przed sędziami papieskimi w Warszawie w r. 1339, którzy przecie podawali jaskrawe przykłady bezprawia i okrucieństwa Krzyżaków (14). Jako trzecią grupę świadków przytacza tych, których przesłuchał legat Antoni Zeno w r. 1422 i 1423, który to przewód sądowy został rzekomo, jak pisze, potwierdzony przez papieża. Wnioskiem jest, że nawet oddanie Polsce względnie sprzedanie na rzecz Polski wszystkich posiadłości Zakonu w Europie nie mogłoby w pełni zadośćuczynić poniesionym stratom (15). Dalszym wnioskiem Włodkowica jest twierdzenie, że Krzyżacy nie zasługują na to, by uważać ich za zakon (16) i domaga się ich potępienia, jak potępiony został cesarz Fryderyk II, który Zakon w Prusach utrwalił (17).

Z kolei Włodkowic przechodzi do omówienia sprawy wojny z Zakonem jako sposobu zadośćuczynienia za krzywdy wyrządzone Polsce i uważa ją z gruntu za złą i niebezpieczną. Przedstawia on — idąc tu za tokiem myśli krakowskiego profesora Stanisława ze Skarbimierza, który napisał traktat o wojnie słusznej2 — okoliczności, które pozwalają wojną uznać za sprawiedliwą (18). Stwierdza, że wojny prowadzone przez Krzyżaków były niesprawiedliwe, a to z dwóch powodów: po pierwsze dlatego, że jako zakonnicy nie mogą posiadać własności oraz dlatego, że domy ich założone są na ziemiach bezprawnie i przemocą zdobytych (19). Po drugie — wojny toczone przez Zakon miały charakter agresji i dlatego były niesprawiedliwe, po trzecie — wynikały z pobudek niemoralnych, jak chciwość i żądza panowania, po czwarte — duch zemsty jest przez Włodkowica przemilczany, po piąte — nie mieli oni upoważnienia od papieża, a rzekome prawa cesarza do ziem niewiernych są sprawą niejasną — „ciemną wodą w górnych obłokach”. Włodkowic powtarza tu swe rozumowania z traktatów, które składał na soborze w Konstancji podczas procesu z Krzyżakami (20).

Wreszcie autor, wykazawszy, że droga zgody i droga wojny są niewłaściwe, powraca do sprawy procesu przeciw Zakonowi, którą zalecał już właściwie, przytaczając argumenty prawne w punktach 6—17. Proponuje więc drogę prawa, czyli procesu, jako „krótką i bezpieczną”. Przedstawia sprawę upomnienia przez biskupów, co czasem ma za skutek zwrot rzeczy nieprawnie posiadanej, następnie wymienia dwa rodzaje procesu z oskarżycielem z urzędu i na skutek skargi strony. Uważa drogę pierwszą za właściwą w procesie z Zakonem, gdyż sprawy są powszechnie znane. Wzywa więc biskupów, by nieopieszale stanęli w imię dobra dusz do walki przeciw obłudnikom — Krzyżakom, których nazywa wilkami owczarni Chrystusowej (21). Uważa, że zło rozwielmożniło się na skutek niedbalstwa biskupów i dlatego biskupi polscy powinni je usunąć. Włodkowic nie występuje za akcją państwa przeciw Krzyżakom i pragnie, by sami biskupi wytoczyli Krzyżakom proces oraz wydali wyrok. Proces ten miałby uderzyć w Krzyżaków jako w instytucję nieprawnie podszywającą się pod miano Zakonu, jak to Włodkowic wyżej sugeruje w punktach 16 do 18. Niewątpliwie autor mógł liczyć na życzliwe przyjęcie tego procesu także wśród biskupów obcych, którzy niechętnym okiem patrzyli na wyłamywanie się klasztorów i zakonów spod ich władzy. Klasztory te i zakony uzyskiwały w Rzymie przywileje tzw. egzempcji, czyli wyjęcia spod władzy biskupów — takimi zaś właśnie przywilejami zasłaniali się też Krzyżacy. Włodkowic liczył więc może na poparcie części opinii europejskiej. Kto miałby wyrok wykonać? O tym Włodkowic milczy. Skoro jest przeciwnikiem wojny, uważa może, że wyrok sądowy wystarczyć powinien wraz z karami kościelnymi? (22). W ostatnim ustępie mówi autor o zwróceniu się z apelem do papieża, ale pisze o tym krótko. Poprzednie doświadczenia z procesami w Kurii usposabiały go widocznie sceptycznie co do powodzenia nowego tamże procesu. Nie pisze też nic o procesie przed soborem, który właśnie zbierał się w Bazylei, ani tym bardziej przed Zygmuntem Luksemburskim, który był wrogiem Polski. Zostaje więc w liście pewne niedomówienie, które pozwala przypuszczać, że Włodkowic jednak widział jako rozwiązanie ostateczne wojnę słuszną w postaci wykonania wyroku, wydanego przez biskupów polskich. W ostatnim zdaniu usprawiedliwia się, że list jest tak długi (23).

W liście wypowiada Włodkowic myśl swą w sposób bezpośredni, bez balastu scholastycznej uczoności. Tu najlepiej widać istotne założenia jego myśli. A sprowadzają się one do twierdzenia, że jeśli heretycy uderzają w wiarę, to obłudnicy (a Krzyżacy są wilkami w owczej skórze) niszczą miłość, która jest podstawą chrześcijaństwa. Miłość jest rzeczą najważniejszą, główną, podstawową, dlatego Krzyżacy wydają się w świetle listu gorsi od heretyków. Te poglądy Pawła Włodkowica głęboko zakorzenią się w Polsce. Bezimienna notatka zwana „Revocatur”, ogłoszona drukiem przez prof. Ehrlicha3, a przypisywana Włodkowicowi lub jednemu z jego uczniów głosi, że wolno sprzymierzać się z heretykami przeciw napastnikom i przyjmować od nich pomoc. Prawdopodobnie chodziło o pomoc, jaką w r. 1433 otrzymała Polska od wojsk husyckich „Sierotek” przeciw Zakonowi.

Są też inne ślady oddziaływania myśli Włodkowica, jak np. przyznanie równych praw w dostępie do urzędów prawosławnym w Polsce, co przecież było sprzeczne z całą praktyką Europy Zachodniej. Szeroka postawa tolerancyjna wytworzona przez Włodkowica przetrwała do XVI w. Gdy dr Jan Eck, przeciwnik Lutra, domagał się od Zygmunta I prześladowania zwolenników reformatora, król miał odpowiedzieć: „Pozwól mi być pasterzem kozłów i baranów”. Dopiero w drugiej połowie XVI w. postawa ta, bardzo wśród katolików rozpowszechniona, uległa zmianie.

Ale jest też inny ślad wpływów myśli Pawła Włodkowica, głoszącego, że rozstrzygnięcie sporu polsko-krzyżackiego leży na drodze prawnej rewizji przywilejów Zakonu. Podjął tę myśl nie kto inny, jak biskup warmiński Łukasz Watzenrode, wuj Kopernika, który w końcu XV w. wytoczył w Kurii rzymskiej proces Krzyżakom, kwestionując ich przywileje zakonne. Proces toczył się długo i spełzł na niczym. Ale wiedział o nim zapewne Mikołaj Kopernik. Wiedział może, że według opinii Krzyżaków, gdyby wuja biskupa udało się posiekać w kawałki, nie znaleziono by w nim ani kropli innej krwi niż polska. Łukasz Watzenrode mógł się zapoznać z pismami Włodkowica w Polsce, gdzie długo przebywał w Gnieźnie i był zaprzysiężonym członkiem rady koronnej. Wypożyczał też z Krakowa akta procesów z Krzyżakami, o czym wiemy na pewno.

Jeden jeszcze aspekt sprawy trzeba tu wspomnieć: zasada rozstrzygania sporów międzynarodowych drogą procesu, głoszona 'w XV w., broniona przez Włodkowica, poszła w zapomnienie na długie wieki. Odrodziła się ona w końcu XIX i w XX w. I dlatego „ostatnie słowo Pawła Włodkowica”, dotąd nie ogłoszone, warto jest przypomnieć. Był ten głos polskiego prawnika wyrazem dążeń, by zapewnić sprawiedliwość w stosunkach między narodami, co głosić mieli w XIX w. wielcy poeci polskiego romantyzmu i co było jednym z najgłębszych dążeń polskich ruchów wolnościowych.

W r. 1435 Paweł Włodkowic przebywał w Krakowie. Tu Jan Rej, duchowny goniący za dochodami, usiłował go pozbawić posiadanych godności. Włodkowic apelował, wytoczył proces przed sądem biskupa krakowskiego Zbigniewa Oleśnickiego i wygrał go. Jeszcze dnia 9 października 1435 r. Paweł Włodkowic występuje jako świadek na dokumencie Oleśnickiego. Ale już nic nie pisał w tym czasie. Panowie rady koronnej wbrew jego upomnieniom zawarli znów pokój z Krzyżakami w r. 1435 w Brześciu Kujawskim, nie odbierając im ziem polskich i rezygnując z wytoczenia im procesu. Poglądy Włodkowica zostały odrzucone, on sam pogrążył się w zapomnienie. Nie wiadomo nawet dokładnie, kiedy umarł. Na pewno żył jeszcze 9 X 1435 r., i na pewno zmarł przed 5 października 1443 r., kiedy kapituła krakowska rozporządziła domem, który zajmował przy ul. Kanonicznej, a który wspaniale wybudował: odtąd każdy kanonik zamieszkujący ten dom — nie wiemy dziś który — płacić miał 3 grzywny rocznie wikariuszom katedralnym na odprawienie nabożeństwa żałobnego za duszę tegoż Pawła. Książki, które Włodkowic przywiózł z Konstancji, są dotąd złożone w bibliotece uniwersytetu Jagiellońskiego. Rękopisy prac nie wszystkie dotąd ogłoszono. Niech więc ten skromny przyczynek będzie wyrazem hołdu dla wielkiego uczonego krakowskiego i wielkiego Polaka.

* * *

List Pawła Włodkowica znajduje się w rękopisie nr 232 Biblioteki Czartoryskich w Krakowie. Tekst łaciński z całym aparatem krytycznym ogłoszony został w r. 1964 w Zapiskach Historycznych Towarzystwa Naukowego w Toruniu (t. XXIX, z. 2). Przytaczamy tu reprodukcję ostatniej strony z podpisem Pawła oraz jej kopię współczesną. W przypisach podano wyjaśnienie faktów oraz odsyłacze do tekstów, którymi się Włodkowic posługiwał, a które dotąd istnieją. Podano także ważniejsze skreślenia i poprawki, które pozwalają sięgnąć do pierwotnej myśli autora. Przytoczono bibliografię ważniejszych prac o Pawle Włodkowicu. Pragnę wyrazić tu serdeczne podziękowanie prof. dr Adamowi Vetulaniemu, który udzielił wyjaśnień odnośnie do tekstów prawniczych, które występują w liście. Przekładu tekstu łacińskiego według wersji pisanej ręką autora dokonał p. Konrad Górski, filolog klasyczny.











LIST PAWŁA WŁODKOWICA DO ZBIGNIEWA OLEŚNICKIEGO

1. Czcigodnego w Chrystusie ojca, pana Zbigniewa, z Bożej łaski biskupa kościoła krakowskiego, pozdrawia Paweł syn Włodzimierza, tegoż kościoła kanonik, skromny doktor nauk, skory do spełniania wszelkich usług, które oby zawsze były miłe dla Kościoła a dla Waszego Ojcostwa1 w Panu zawsze korzystne O, jak serce moje żalem wewnętrznym rozdarte płacze nad spustoszeniem ojczyzny mojej Ziem Dobrzyńskiej i Kujawskiej, a zwłaszcza nad zniszczeniem diecezji kościoła włocławskiego. Nadto spokojne Królestwo Polskie fałszywym bezpieczeństwem omamione doznało teraz straszliwej plagi za zrządzeniem Boskim. Ten ból zaiste będzie, tak wierzę, nie tylko dla mnie utrapieniem wyjątkowym, lecz ogólnym dla wielu innych, jak i powszechnym dla całego Królestwa. I tym większy smutek mnie ogarnia i goryczą napełnia, im liczniejszą gromadę moich starszych widzę proszących o pokój dla siebie. Po twardych i uciążliwych drogach chadzają oni, jakby brakowało męża, który by im wskazał drogę prostą i z manowców odwołał. Biada mi, gdyż widzę, jak kroczą po drogach krzywych i niebezpiecznych, to na wojnach, to na układach, raz tak, raz inaczej. Teraz po wojnie do układu się zlatują, a po układach powtórnie na wojnę i znowuż na odwrót, i tak w kółko obracają się z bezecnymi. Ma się wrażenie, że i sami chadzają i to w kółko bez końca odbywają, opuszczając drogę środkową i niby bitą publiczną, na której bezpieczniej do prawdziwego pokoju się dochodzi. A drogi, zwłaszcza wymienione powyżej, są pełne niebezpieczeństw, są nadto drogami błędnymi, nie zaś ratunku.

2. Atoli cóż mam powiedzieć, cóż uczynić? Jeśli na wysokiej strażnicy czuwający i strzegący trzód Pana, drogi prostej dostrzec nie mogą i wskutek tego błądzących nie odwołują, nawet własnego obowiązku nie spełniają. Jeśli ja malutki, stojąc na zewnątrz i na niskiej ziemi zajmując pozycję najniższą, zapewnię, że wyraźniej widzę od tych, co wysoko stoją, któż mi uwierzy? Jeśli moim ochrypłym głosem wołać będę, nikt mnie słuchać nie bę

0

dzie. Jeśli się wtrącę do obcej sprawy nie przywołany, będą o zarozumiałość mnie oskarżali. Lecz aby się nie zdawało, że moim milczeniem do tego mylnego stanowiska się przyłączam, błądząc z błądzącymi, i ażeby się obu tym, i owieczkom trzody Pańskiej i samym pasterzom, wskutek mojego spokoju nic gorszego nie przytrafiło, przeto to, co jękliwym głosem moim wyjaśnić nie mogę, przynajmniej niezawodnym piórem swoim za łaską Pana wyłożę.

3. Niech więc ustąpią ciemności mądrości świeckiej tam, gdzie miejsce jest dla boskiej, a noc ludzkiej przemyślności i doświadczenia niech ustąpi tam, gdzie słońce górnej wiedzy świeci. Niech milczą wszystkie ludzkie umiejętności, gdy się mówi o słowach niebiańskich. Mówi bowiem wieczne Słowo Boga Ojca dla nas litościwie wcielone: Beze mnie nic uczynić nie możecie \ A na innym miejscu: Jam jest droga, prawda i żywot 3. Innej zaiste drogi prócz tej nie ma, którą do prawdziwego pokoju kroczyć należy. Jest nadto prawda światła wiekuistego i szczególnego pokoju, bez czego wszystko ciemnością jest. I żaden inny pokój nie jest prawdziwy bez tamtego, ponieważ bez niego nic nie istnieje. Jest nadto życie, bez którego nie ma szczęścia etc. Ojcostwo Twoje chyba nie sądzi, iż do prawdziwego pokoju można dojść z tym, który kroczy bez drogi, nie wiedząc dokąd idzie. Albo kto w ciemnościach chodzi bez światła, czyż nie uderzy nogą o kamień, jak głosi Pismo? Jak można sądzić, iż niespokojny dotrzyma pokoju innemu? Czyż przez niecierpliwość prawdziwy pokój, Chrystus, nie jest wykluczony i odrzucony? A kto ze sobą rozbrat bierze, jak ma się zgadzać z innym? Kto dla siebie niegodziwy, dla kogo może być dobry? Jest więc nie do wiary, iż można osiągnąć pokój z tym, który nie kroczy w pokoju Chrystusa ani w prawdzie Boga.

4. Jednakowoż mógłby mi ktoś zarzucić: Wszelkie zło, które wojna zwykle rodzi, zgoda udaremnia, a nawet zupełnie wyplenia. Dlaczego więc drogę porozumienia odrzucasz? Na to odpowiadam: Zgoda tego rodzaju nie jest końcem, lecz raczej wzmocnieniem zła, owszem nawet początkiem pośrednim, jak i wywołaniem wszelkiego zła w teraźniejszości, przeszłości i przyszłości,

2 Jan XV, 5.

0

początkiem, tak twierdzę, ze względu na zło przyszłe. Albowiem taka zgoda, istniejąca rzekomo według prawdy, kłamie, że jest prawdziwą zgodą, jak to niestety skutek nawet częstokroć wykazał. Albowiem poza nadzieją na czyjąś sprawiedliwość i na zgodli-wość okupujących bezprawnie obce posiadłości, ukrywa się jeszcze tyrańskiej przewrotności niesprawiedliwość. Jednakże z drugiej strony sprawiedliwość Polaków wydaje się być jasna i co do tego wyrokami z autorytetu Apostolskiego już dawno prawnie wykazana. Takim płaszczykiem oczywiście zaciemnia się tego rodzaju zgodę, chociaż prawdy rzeczywistej się nie usuwa. I stąd bierze się, że taka sprawiedliwość jest podwójną niesprawiedliwością ludzi podstępnych. Taka zgoda jest nawet środkiem gromadzącym przestępstwa na przestępstwach, ponieważ przez taką zgodę werbalną i naturalnie nierealną ich niesprawiedliwość dalej się toczy i w złem mocniej się utrwala. Stąd owi Krzyżacy tak w grzechach się pławią i w swojej tyranii coraz więcej się wzmacniają. I to daje im widocznie bezpieczeństwo, oparte na bezkarności oraz sposobność do ciemiężenia ludzi i popełniania wielu innych bezeceństw. Jeśli zaś zbrodnie ich już dawno minione oglądamy — jako skutek występuje ta tak wymuszona zgoda. Widzimy więc, że te oto zbrodnie przez nich popełnione zostały, by odpowiednio do woli samych złośliwców zgoda taka ostatecznie zaistniała, za pomocą której swoją tyranię swobodniej wykonywać by mogli i na ziemiach i posiadłościach obcych dłużej się utrzymali. . Nie wyplenia się zatem zbrodni przez taką zgodę, lecz więcej jeszcze je mnoży.

5. Poza tym Pan nasz Chrystus, by swoich chrześcijan doskonałości nauczyć, cóż każe naśladować i czegóż unikać? Wskazawszy drogę ocalenia i pokoju, którą mamy iść, wytknął nadto drogę, której unikać powinniśmy, mówiąc: Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy do was przychodzą w skórach owczych, wewnątrz zaś są drapieżnymi wilkami. Po owocach ich poznacie. Nie może bowiem dobre drzewo owoców złych rodzić, ani złe drzewo owoców dobrych etc. 4, otwarcie dając do zrozumienia, że należy unikać obcowania z odszczepieńcami i obłudnikami, gdyż odszczepieńcy zgubnej nauce służą, obłudnicy zaś trucizną religii

0

pozornej zarażają. Owi zwalczają naukę Chrystusa, a ci szaleją przeciw Kościołowi Chrystusa. Heretycy usiłują zniszczyć fundament, lecz hipokryci demolują gmach Boży zbudowany na mocnej skale. Owi sprzeciwiają się prawdzie, ci zaś przewrotnością swoją przeciwdziałają miłości, łączącej członki z głową i członki między sobą. Zatem te dwa rodzaje ludzi przewrotnych nazywa głos Pański, według świętych nauczycieli Chryzostoma 5, Grzegorza 6, Augustyna 7 etc, fałszywymi prorokami, których należy się strzec. I o ile miłość, jak wiadomo, ważniejsza jest od wszystkich innych cnót, o tyle okrucieństwo obłudników jej przeciwstawne gorsze jest od wszystkich innych zbrodni i grzechów8. Skoro zaś bracia Krzyżacy z Prus w owczych szatach się zjawiają, a rzeczywiście drapieżnego wilka w sobie mają, wynika z świętych słów Ewangelii, że oni właśnie są mężami podstępnymi i prorokami fałszywymi, od których Chrystus stronić każe. I przez to wnioskuje się ze słów Pańskich, że ten rodzaj ludzi jest zakałą, jest czystą obłudą i złym drzewem, które dobrych owoców rodzić nie może. Są oni nadto okrutną sektą Kościoła Chrystusa i wrogami religii chrześcijańskiej, jak nieodmiennie z ich własnych czynów wynika, i wskutek tego sekta ta przez Kościół Boży z gruntu zniszczona być musi.

6. Ale ponieważ obłędna ta hipokryzja widocznie ma wielu wpływowych zwolenników, więc aby nikt mnie nie posądzał, że go obrażam dla tego — chociaż przyznaję, że jestem w rzeczywistości wrogiem nie osób, a niesprawiedliwości i przewrotności i te chcę prześladować póki żyję i Bóg mnie wspomaga — i ażeby prawda poprzednich twierdzeń jaśniej występowała, wprowadzam potrójne świadectwo, każde dla siebie wystarczające, celem wy

0

wołania pełnego zaufania. W ustach bowiem dwóch lub trzech trzyma się każde słowo, według prawdy ewangelicznej 9.

7. Albowiem każdą wątpliwą sprawę sądową wyjaśnia się zwykle potrójnym rodzajem udowodnień. Sprawa albo przez unaocznienie faktu sama przez się jest jasna i nie wymaga innego dowodu, bo wyrazistość popełnionej zbrodni nie potrzebuje krzyku oskarżającego. Albo udowodnienie następuje przez własne przyznanie się strony w sądzie złożone, i od tego widocznie nie ma żadnego lepszego dowodu. Albo sięga się po dowody prawne, mam na myśli świadków lub dokumenty publiczne. I każde z tych udowodnień wyjaśnia sprawę tak, że na wypieranie się nie ma miejsca.

8. Gdy znajdujemy się w pierwszym rodzaju udowodnień, niech przemawiają Polska, Prusy, Inflanty i inne kraje chrześcijańskie sąsiednie i bliskie, gdzie sprawki rzeczonych Krzyżaków prawu boskiemu przeciwne są oczywiste. Dla lepszego zrozumienia jednakże natychmiast to muszę nadmienić, co niedawno się stało w Królestwie Polskim, mianowicie w roku Pańskim 1431: Gdy wtedy Najjaśniejszy Pan Władysław, król polski, ze swoimi wojskami daleko poza państwem działał, świętokradzki zastęp tychże bezbożników wnet, bez uwiadomienia rzeczonego króla, zerwał układ pokojowy 10 i naruszył uroczyste umowy, które nawet u narodów barbarzyńskich na podstawie naturalnego prawa międzynarodowego mocno są przestrzegane; a porzuciwszy za plecami ugodę już dawno zawartą i zamieniwszy ją na niezgodę zwykle przez nich uprawianą, napadł jako nieprzyjaciel na arcy-chrześcijańskie Królestwo Polskie i spustoszył je z dzikim okrucieństwem i srogością nadmierną i więcej niż pogańską, nie szczędząc ni płci, ni wieku. W tym państwie kościoły wielce znakomite, zwłaszcza macierzysty w Gnieźnie i do tego w Włocławku i Płocku n, obfitujące w wielkie posiadłości — kler ich posiadał rozległe okręgi — nie tylko w tychże posiadłościach zostały naruszone

11 Termin „kościół” używa Włodkowic w dwojakim znaczeniu: 1) jako świątyni, 2) jako osoby prawnej, którą stanowi diecezja. W tym drugim znaczeniu pisze w tym miejscu o archidiecezji gnieźnieńskiej i diecezjach kujawskiej oraz płockiej.

0

i walnie uszczuplone, lecz także w rzeczach kultu Boskiego. Albowiem nie tylko dobra kościelne zostały zniszczone, lecz nawet kościoły tychże krajów z sakramentami i relikwiami świętych, z książkami, kielichami i wszelkim innym sprzętem liturgicznym w żałosny sposób spalone zostały doszczętnie; krótko mówiąc dwa znakomite księstwa, mianowicie Dobrzyńskie i Kujawskie, z kościołami i majątkami kościelnymi prawie całkowicie ogniem zostały strawione. Oto bezbożna religia złoczyńców, świętość świętokradzka podpalaczy, pobożność wilków ukryta pod odzieniem owczym i religijnym, obłuda Krzyżaków pod pozorami chrześcijańskimi! Tak wydaje owoce swoje, tak nierządny Zakon tych ludzi bezecnych zwykł postępować w nabożności diabelskiej pod płaszczykiem białym, pod którym obłudnie kryje się diabeł czarny i okrutny. On to pod mianem braci Świętej Marii uwłacza chwale i czci Matki Bożej, której [nie tylko] kościół włocławski wspaniały i potężny, zwłaszcza Jej gmach kosztowny i okazały ciężko naruszył, ale i całe Jej miasto Włocławek wraz z okręgiem prawie ze szczętem zniweczył. Cóż mam rzec o kościele płockim, który podobnież poświęcony jest tej samej Matce i Dziewicy chwalebnej! Połowę tego okręgu kościelnego razem z kościołami i dobrami kościelnymi pożarami obrócił w perzynę. Milczę o macierzystym kościele świętej Marii w Rydze na terenie Inflant, który zagarnął ten sam srogi sprawca ciemności i ojciec kłamstwa pod czarnym krzyżem ukryty, zająwszy dobra kościelne, po wykluczeniu kanoników regularnych z prawdziwego zakonu św. ojca Augustyna, braci swojej hipokryzji wprowadził i szpetnie zbezcześcił 12. O litewskich neofitach zaś milczeć każe nadmiar materiału, który zmieściłby się zaledwo w wielkiej księdze; w tych neofitach ukrzyżował Chrystusa ten sam demon hipokryta rękami rzeczonych Braci swoich, przez wiele lat najeżdżając tereny Litwy i paląc nowe kościoły, krwawymi represjami strasznie uciskając chciał zgasić w nich wiarę chrześcijańską, jak skutki wykazywały. O innych zaś znanych czynach tych Braci nic więcej nad tę wzmiankę!

9. Przystępuję do drugiego rodzaju udowodnień, co do którego należy naprzód podać tę wiadomą prawdę, którą także Twoje Ojcostwo dobrze zna, jak Najjaśniejszy władca Pan Władysław, król polski, dopiero co po powszechnym soborze w Konstancji w niezgodzie się znajdował z tymiż Braćmi z okazji swoich posiadłości 13. Z tej racji stanęły obie strony wobec arcykapłana rzymskiego Kościoła Powszechnego, jako przed swoim sędzią niewątpliwym, przez swoich posłów i prokuratorów w tej sprawie prawnie ustalonych, po wyznaczeniu ostatecznego terminu dla ubiegających się stron, w którym wyłuszczyć miały wszystko odpowiednio do swoich zamierzeń — jakoż przedstawiły swą sprawę ze skutkiem.

10. Najpierw przedłożono ze strony rzeczonego króla dokument uroczysty i publiczny wyroku delegatów Stolicy Apostolskiej, już dawno na rzecz króla polskiego, przeciw rzeczonym Braciom wydanego, o ziemiach i posiadłościach na Pomorzu, Ziemi Chełmińskiej i Michałowskiej, a także o wielkie sumy pieniędzy z tytułu strat wtedy poniesionych 14. A ponieważ w interesie tych Braci przed tym samym arcykapłanem rzymskim lub jego komisarzem ten sam wyrok ze swoim dokumentem publicznym powyżej wymienionym częstokroć był zwalczany, lubo nie odrzucony, został on wręcz przeciwnie przez trzy równoznaczne kolejno wyroki zatwierdzony, jak z tego potrójnego dokumentu publicznego nader jasno wynika 15. Gdy więc rzeczeni Bracia tym samym, że na sąd się zgodzili i za stronę zwalczającą wymieniony wyrok uznali się, uważa się, że zgodzili się na wszystko, co z tegoż przewodu sądowego wynikało. I gdyby wymieniona zgodliwość mniej jasna i nieszczęśliwa nie przeszkadzała, nie pozostałoby

3 Z dziejów walki o pokój i sprawiedliwość

33

w tym procesie już nic innego do zrobienia, jak tylko zgodzić się, by obwieszczenie nastąpiło na piśmie, iż wyrok delegatów Stolicy Apostolskiej słusznie należy przekazać do wykonania lfl. Czy widzi teraz Twoje Ojcostwo, ile złego przyniosła królowi i Królestwu wspomniana ustępliwość?

11. Lecz Bóg, któremu także wszystkie czasy służą, gdy rządzi i w dobrym porządku wszystko utrzymuje, przyczynia się do tego, że zaraza wymienionej zgodliwości ustaje: Jak wtedy odłożył 17 przydział ostatecznego zwycięstwa w tej sprawie przez zezwolenie na tęże ugodę, tak właśnie przeciwnie chciał wskazać na moment więcej już dogodny dla osiągnięcia tegoż zwycięstwa i sprawiedliwości oraz dążenia do nich. Albowiem jak okrucieństwo wymienionych braci przyczyną było tejże zgody na zahamowanie sprawiedliwości z dopustu Bożego, tak i teraz na odwrót powstała przyczyna niezgody dla wprowadzenia sprawiedliwości zrządzeniem Pana, który jedyny przewrotnymi zamiarami ludzi złośliwych kierować umie.

12. Po drugie: ze strony rzeczonych Braci podano wiele różnych artykułów i przywilejów, a między niektórymi na pierwszy rzut oka znajdowała się herezja, jakoby chrześcijanom wolno było kraje niewiernych najeżdżać z myślą zajmowania ich posiadłości, gdyż się to wręcz sprzeciwia przepisom Pana: nie kradnij, nie zabijaj etc. Gdyż nikt nie wątpi, przy zdrowych zmysłach będąc, że niewierni słusznie dzierżą owe posiadłości, i to na podstawie międzynarodowego prawa naturalnego. Wśród tych przywilejów cytowano głównie te, które służyły widocznie do uprawomocnienia posiadania ziem i posiadłości niegdyś do niewiernych Żmu-dzinów należących 18, o nie toczył się wtedy spór między stronami. Istnieją u Krzyżaków niektóre przywileje cesarza Fryderyka II19, który za herezję i inne zbrodnie pozbawiony został władzy

Proces przed Zenonem z r. 1422, Lites, wyd. I, t. III passim.

0

i wszelkiej czci przez papieża Innocentego IV na powszechnym soborze w Lyonie. O tej banicji mówi dekret w tym miejscu, które się zaczyna: Ad Apostolicam de sen. et re iudi. Li0 VI0 20. Ten właśnie Fryderyk, jak w jego przywilejach jest zawarte, poda rował wtedy tymże Braciom ziemie niewiernych, których sam nie posiadał i które nigdy do niego nie należały, mianowicie ziemie Prus, Litwy, Żmudzi, również Łotwy, Inflant i Rusi; w ogóle nadał im wszystkie inne ziemie i posiadłości niewiernych, których by mogły dosięgnąć chorągwie Krzyżaków lub które mogliby sobie podbić wspomagani wojskami chrześcijańskimi. Gdy zaś zeznają w sądzie, że owe rzeczywiście błędne przywileje posiadają na swój pożytek, wynika, że również 'wszystko, co w tychże zawarte uznają: Najpierw przyznają się do swego błędu oraz do tego, że za sprawcę tegoż błędu i swojej hipokryzji tegoż wymienionego heretyka mają i że przez to tę ich sektę oszukańczą jako najpotworniejszą herezję słusznie potępić należy, albowiem potomstwo idzie śladami ojca. Po wtóre wszystkie ich wojny od czasu tych przywilejów były niedozwolone i niesprawiedliwe. Ach, iluż chrześcijan w błąd wprowadzono z różnych stron świata do nich zlatujących się celem odbycia służby wojskowej przeciw poganom; mnóstwo chrześcijańskich dusz ta zatracona sekta w błąd wprowadziła przez tyle czasu i zgubiła. Och, jaki żal o to i o taką pomyłkę! Jaki człowiek mógłby to wyczerpująco przedstawić! Po trzecie: Na ziemiach Prus, Żmudzi, Inflant i innych, które należały do niewiernych, na podstawie tych przywilejów Krzyżacy nigdy nie mieli żadnych praw ani nie mają i wskutek tego Krzyżacy trzymają te ziemie, za ją wszy je z wielkim niebezpieczeństwem dla dusz swoich, gdyż: grzechu się nie odpuszcza, chyba po zwróceniu mienia zrabowanego. Do tego wszystkiego przyznają się w rzeczy samej poprzez swoje przywileje, chociaż wyraźnie tego, jak się zdaje, nie głoszą.

13. Dwa poważne udowodnienia przeprowadziwszy, przeciw którym, zdaje się, żadnego sprzeciwu podnosić nie można, pozostaje jeszcze tylko trzeci rodzaj krótko przytoczyć — potrójny

33

sznur bowiem trudno zerwać — by w imię Sw. Trójcy po usunięciu tego błędu dusze ludzkie ocalały. Albowiem na ten wypadek, gdyby straciły na znaczeniu wszystkie poprzednie wywody, które jednakże ważności tracić nie mogą, wprowadzam potrójnych świadków i trzy prawdziwe dowody publiczne poza owymi wymienionymi, którymi to świadkami i dowodami będzie można ustalić, że sekta ta nie jest jakimś zakonem religii chrześcijańskiej, lecz kłamstwem i obłędem wręcz przeciwnym prawu i religii chrześcijańskiej. I najpierw wskazuję 23 świadków, bezwzględnie stojących ponad zarzutem wyłączenia, którzy [choć] cieleśnie już nie żyją, to jednak żyją świadectwa ich jasne w pamięci ludzi i oparte o jeden publiczny niewątpliwy dokument, z ramienia właściwego sędziego sporządzony. Tymi zatem świadectwami dostatecznie wykazane jest tych braci potworne i nieludzkie okrucieństwo, które stosowali przeciw Polakom, gdy jeszcze jako tako władali ziemiami i posiadłościami Polaków: mianowicie Ziemią Chełmińską i Michałowską; posiadłości pomorskie, odpowiednio do swoich zasad siłą zajęli, usunąwszy stąd bratanków ówczesnego króla polskiego, książąt szlachetnych oraz innych dowódców i urzędników rzeczonego króla21. Tę oto posiadłość od tego czasu trzymali w swoim ręku i dziś jeszcze trzymają z ciężką krzywdą króla i Królestwa Polskiego, a do tego na ciężką szkodę swoich dusz; dlatego więc jasne jest, że ta sekta potępienia godna jest jako trwająca nieustannie w grzechu.

14. Po drugie: Przedstawiam innych świadków z innego czasu, mianowicie gdy po roku 1408 ci sami Bracia najechali Królestwo Polskie i tam wiele zbrodni popełnili — tych sprawiedliwym zrządzeniem Boga miecz Polaków pożarł 22 — podobno ani jeden z nich nie uszedł z boju z wyjątkiem nielicznych ich zaciężnych. Wreszcie najjaśniejszy król rzymski, pan Zygmunt, chcąc walczące strony na ścieżkę sprawiedliwości zaprowadzić za pomocą arbitrażu, wmieszał się między strony i za zgodą każdej z nich naznaczył swego pełnomocnika. Ten miał, przenosząc się w owe strony, straty każdej z nich stwierdzić oraz świadków stąd uzys

0

kanych przyjąć i badać, nadto inne uprawnienia rozpatrzyć, którymi by strony same sią wspomagać chciały. Ten oto pełnomocnik, strzegąc, co strzec należy, badał i przyjął wielu świadków tak dla strony króla polskiego, jak i dla strony kościołów i wielu innych osób Królestwa Polskiego, z objętych kompromisem tym; ze strony zaś wymienionych Braci żaden świadek oczywiście nie został wyznaczony — pomijam, że podano, jak się zdaje, jakieś błędne przywileje, powyżej określone. Tymi właśnie świadkami i świadectwami zostały udowodnione nie tylko różne wielkie straty króla, kościołów i innych mieszkańców tegoż państwa, lecz także bardzo liczne czyny straszne i niesłychane rzeczonych Braci, o których nikt zdrowy na umyśle nie wątpi, iż są dziełami ciemności wszelkiej religii przeciwnymi. Któż zatem śmie twierdzić, że to jest zakon religii chrześcijańskiej, chyba tylko bezmyślny przeciwnik prawdy, gdyż Chrystus, prawda najwyższa, mówi, że ci są fałszywymi prorokami, pouczając, iż po owocach ich się poznaje. To wszystko zaś staje się nadto oczywiste przez niezawodne dokumenty, mianowicie przez jedną księgę specjalną, w której aż nazbyt wyraźnie zawarte są działania tegoż pełnomocnika i do tego pieczęciami i podpisami na sposób dokumentu publicznego uwierzytelnione, by służyły jako wiarygodne świadectwo potomnym 23.

15. Po trzecie: wprowadzam świadków innych i w innym czasie świadectwo na tę prawdę przedstawiających, przepisowo przyjętych i badanych przez pełnomocnika od Kurii Apostolskiej, niedawno po soborze powszechnym w Konstancji w tym celu przysłanego, w sprawie innych szkód i zbrodni później przez rzeczonych Braci popełnionych. Ten to komisarz o wszystkich sprawach w podobny sposób jedną księgę wiarygodną sporządził, czyli wiarygodnie opieczętowaną 24. Tegoż właśnie komisarza pracom podobno arcykapłan rzymski listem apostolskim dodał ważności 25.

0

Milczę o innych szkodach oraz o niegodziwych i wstrętnych tychże Braci czynach w innych czasach kolejno dokonanych, które, jak się okazuje, nie są autentycznie spisane. Te właśnie szkody są uważane za tak liczne i poważne, że gdyby sprzedano wszystkie majątki posiadane przez rzeczonych Braci w Niemczech, Włoszech i wszędzie indziej, niezupełnie mogłyby zadośćuczynić Królestwu Polskiemu i Polakom.

16. Czy sądzi dotychczasowy rzecznik tej herezji i hipokryzji, że upiększeniem jakimś usprawiedliwić można tychże Braci? Musiałby albo przyznać, że przewrotny stan tychże nie jest żadnym zakonem ani służbą bożą, lecz oszustwem i odszczepień-stwem albo musiałby twierdzić, iż Chrystus nie jest Bogiem mówiącym prawdę i nie powiedział prawdy zapewniając, że drzewo dobre nie może wydawać owoców złych i odwrotnie. Lecz drugie twierdzenie jako straszna herezja nie może w żaden sposób być podtrzymywane, więc niewątpliwie uznać trzeba pierwsze, gdyż według logiki wyciąga z całego założenia rozłącznego takie twierdzenie z odrzuceniem jednej części, a dowodzeniem drugiej.

17. Z poprzedniego wnioskuje się, że nie może być żadnej zgody między Polakami, Litwinami i innymi chrześcijanami a Krzyżakami na szkodę całego kościoła wojującego, a niemniej religii i wiary chrześcijańskiej, albowiem mówi apostoł: Jaki może być układ między Chrystusem a Belialem, jaka zgoda między świątynią Boga a bałwochwalstwem 26? Po drugie wnioskuje się, że ta sekta, jako jawnie zgubna, nie może być tolerowana przez Kościół, lecz należy ją doszczętnie zniszczyć podług słów Bożych: Wszelki szczep, którego nie szczepił Ojciec mój niebieski, wykorzeniony będzie27. A w innym miejscu: Każde drzewo, które nie rodzi dobrych owoców, będzie wycięte etc. 28. A ponieważ mówi się, że rzeczony cesarz Fryderyk był wielkim prześladowcą Kościoła, którego owi Bracia widocznie naśladują w tej sztuce — on bowiem ten bezbożny Zakon na tych ziemiach jako taki utrwalił — to trzeba twierdzić: Jeśli potępiono sprawcę, to i dziedzictwo się po nim potępia.

18. Dotąd mówiło się o zgodzie. Pozostaje poza tym krótko

0

pokazać, że droga wojny jest zła i niebezpieczna. I do tego należy naprzód podać 5 warunków, pod którymi wojnę usprawiedliwić można. Gdy jednego z nich zabraknie, nazywa się wojnę niesprawiedliwą. Po pierwsze ze względu na osobę: mianowicie należy rozważyć, czy chodzi o duchownych i osoby kościelne, którym nie wolno krwi przelewać, po drugie ze względu na rzecz, np. gdy chodzi o odzyskanie rzeczy lub obronę ojczyzny; po trzecie ze względu na powód, gdy np. nie walczy się z konieczności, lecz z własnego upodobania; po czwarte ze względu na ducha: wojna podjazdowa lub regularna jest niesprawiedliwa, jeśli jest prowadzona z myślą zemsty. Po piąte, jeśli nie nastąpi z upoważnienia prawnego przełożonego. Stąd widocznie nie wystarczy poskarżyć się papieżowi na poniesioną krzywdę, chyba że jego samego prosi się o wymiar sprawiedliwości; gdy to uczynić omieszka, milcząco na wojnę się zgadza. I w ten sposób sam siebie ustala jako sprawcę mężobójstwa i innych zbrodni, które zwykle na wojnie się dzieją. Albowiem wtedy książę lub dowódca koniecznością wojny są usprawiedliwieni, lecz papież na to zezwalając, tym samym ciężko oskarżony jest przed Bogiem, ponieważ panuje zdanie, że wojnę lub nieszczęścia wywołuje ten, kto na nie zezwala. Skoro więc tyle potrzeba do usprawiedliwienia wojny, oczywiste jest, że droga wojny jest trudna i niebezpieczna; nigdy bowiem nie jest prawem dozwolona. Więc wojna nie może być prowadzona z własnej inicjatywy, chyba że chodzi o odparcie siły z prawem niezawinionej obrony własnej etc. 29.

19. Z tego wynika, że Krzyżacy nigdy nie prowadzili wojny sprawiedliwej, lecz zawsze niesprawiedliwą wszelkimi podanymi sposobami. Po pierwsze, ze względu na osoby, które nie mogą być posiadaczami jakichś włości, z podwójnej racji. Po pierwsze, ze względu na własną profesję zakonną, w której się wszelkiej posiadłości wyrzekli, tak osobiście jak i wspólnie, ponieważ ten sam wzgląd obowiązuje całość jak i część, a kto przysięga, że nie posiada własności, przysięga także, iż nie posiada własności wspólnej. Nie wolno im mieć majątku ze względu na swoje placówki klasztorne czy kolegia, gdyż wszystkie ich kolegia są niedozwo

0

lone z dwóch przyczyn, raz dlatego że są heretyckie30, drugi raz ponieważ są po tyrańsku i niesprawiedliwie uzyskane lub zdobyte, jak powiedziano. I przez to nie są prawnie ustalone i w następstwie ich kolegia lub domy nie mogą mieć żadnych posiadłości; nie można zatem twierdzić, iż ci sami Bracia mogą mieć posiadłości ze względu na wspólnotę kolegiów lub domów. Albowiem w kwestii: czy kolegia, czyli domy kanonicznie są założone, wymagane są najpierw uprawnienia nadającego, nie zaś własna zuchwałość zajmującego. Wymagane jest, by siedziba uzyskana została odpowiednim prawem, a nie gwałtem, oraz by wyposażona została wedle prawa kościelnego lub cywilnego w posiadłości sprawiedliwie uzyskane, a nie przemocą zajęte. Wymaga się nadto, żeby kim innym był nadający a kim innym odbierający, inny osadzający a inny osadzony, inny wyposażający a inny wyposażony. A to nie ma miejsca w kolegiach owych Braci 31.

20. Po drugie: Wojny ich są niesprawiedliwe ze względów rzeczowych, albowiem nie są prowadzone dla odzyskania rzeczy albo dla obrony wiernych lub ojczyzny, lecz dla przywłaszczenia sobie ziem i ujarzmienia niewiernych, jak wynika z przywilejów powyżej podanych. Z nich to jasno wychodzi, że wszystkie posiadłości, które należały do niewiernych, mianowicie do Prus, Inflant, Żmudzi etc, są zdobyte przemocą i niesprawiedliwie. I wskutek tego oczywiste jest, że wszystkie ich kolegia w tychże posiadłościach nie są prawnie wyposażone ani kanonicznie założone, lecz przez tychże Braci zuchwałością własną uczynione i zmyślone. Po trzecie: są niesprawiedliwe ze względu na pobudkp. Nie zdaje się bowiem, że takie wojny prowadzili oni zmuszeni jakąś koniecznością, lecz tylko zachcianką zdobywania obcych posiadłości oraz żądzą panowania. O wojnie czwartym sposobem prowadzonej milczę, bo chodzi o ducha zemsty. Po piąte: wszystkie wojny ich są i były niesprawiedliwe z racji upoważnienia; sami bowiem prowadzą i prowadzili wojny, tak przeciw niewiernym jak przeciw chrześcijanom, nie z jakiegoś prawnego upoważnie

0

nia, lecz z własnego zuchwalstwa; albowiem cesarz, największy heretyk, pozbawiony imperium i wszelkiej czci, nie mógł im tego dać, czego sam nie posiadał. Czy wszyscy niewierni prawnie podlegają Cesarstwu Rzymskiemu, nawet ci którzy Cesarstwa Rzymskiego wcale nie uznają lub nawet wszyscy chrześcijanie, nie rozsądzam, lecz pozostawiam to czczym roztrząsaniom, gdyż ten przedmiot, jak mi się zdaje, jest ciemną wodą w górnych obłokach. To zaś uważam za pewne, iż arcykapłan rzymski jest niewątpliwym sędzią wszystkich poprzednio wymienionych, jako zastępca Chrystusa, który ma władzę wypowiadania wojny nawet niewierzącym, Kościoła Rzymskiego nie znającym, ilekroć powód rozumny tego wymaga.

21. Teraz o drodze pośredniej, krótkiej i bezpiecznej, mianowicie o drodze sprawiedliwości jakoś mówić trzeba — w obecnej materii w podwójny sposób może być osiągnięty skutek sprawiedliwości: najpierw więc sposobem upomnienia ewangelicznego, do którego zobowiązani są biskupi z przykazania Pana, podług wspólnego zdania piszących teologów, a także znawców prawa kanonicznego; skutkiem tego upomnienia bywa nawracanie się grzeszników do pokuty. Jeśli tej pokuty inaczej odbyć nie mogą, to przynajmniej źle nabyte dobra zwracają. Inni tak odzyskują swoją [stratę] pośrednio; ani nie potrzeba tu żadnego napomnienia, gdyż chodzi o przewinienie publiczne, zwłaszcza gdy chodzi

0 lud: i to jest droga miłości. Drugi sposób jest wymiar sprawiedliwości, tj. skargi sądowej, która jest podwójna, publiczna albo prywatna. Publiczna następuje z czystego obowiązku i odbywa się na doniesienie urzędników bez jakiegokolwiek upomnienia, a ma miejsce w powszechnie znanych wypadkach, np. w przypadku obecnym. Prywatnie zaś dochodzi poszkodowany swojego ze względu na swój interes prywatny, skutkiem czego winę się naprawia, rzecz się zwraca, a poszkodowany otrzymuje odszkodowanie 32. Skoro bowiem te sposoby naprawiania przewinień

1 otrzymywania sprawiedliwości wydają się być łatwe, och!

0

wielka zapewne była opieszałość prałatów, wskutek której i wilki wśród owiec Chrystusa są przy takiej sposobności tolerowane, a wymienieni Bracia w swoich błędach nadal pozostawieni. Wszędzie po obu stronach zachodzi niebezpieczeństwo, gdy i miłość każe błądzącym pomagać w ich poprawie, i sprawiedliwość przepisuje pasterzom ewangelicznym zabiegać koło trzód pana dla ich obrony, mówiąc: Dobry pasterz daje życie swoje za owce swoje, najemnik zaś i ten, który nie jest prawdziwym pasterzem, widząc wilka ucieka, bo jest najemnikiem 33. Tych niedbałych prałatów właśnie Pan łaje przez proroka Izajasza, mówiąc: Psy milczące, nie mogące szczekać etc.34 A przez Ezechiela rzecze: Nie wspięliście się z naprzeciwka ani nie przeciwstawiliście się murem w obronie domu Izraela, aby stanąć do walki w dniu Bożym35. A wedle świętego Grzegorza: Wspiąć się naprzeciwko znaczy dla obrony trzody Pańskiej wolnym głosem tak grzeszącym przeciwstawić się; a gdy w obronie trzody się naprzód rzuca, jako mur siebie wysuwa przeciw nieprzyjaciołom, strzegąc domu Izraela etc.36

22. Odkąd w ten sposób ów obłęd zaraził tereny Polski i w następstwie inne sąsiednie przez niedbałość prałatów lub biskupów, tak wręcz konieczne jest, żehy usunięty został przez troskliwość i zapobiegliwość tychże samych, ponieważ każda rzecz, z jakichkolwiek przyczyn powstaje, przez te same czynniki przeciwdziałające zanika; a im choroba więcej zakorzenioną się przedstawia, tym większej troskliwości i większej ilości leków będzie potrzebowała. Zaiste spadła na wymienionych Braci taka pożądliwość, że nie widzieli słońca sprawiedliwości i nadal nie widzą. Należy zatem prosić Boga o zmiłowanie, by ich oświecił dla rozpoznania własnego błędu, ponieważ tego demona nie ugodzisz, chyba postem i modlitwą. Albowiem więcej powinniśmy żałować tych, którzy źle czynią, niż tych, którzy zło cierpią, ponieważ owi w złem naprzód postępują, ci zaś od złego się uwalniają według Izydora: O najwyższym dobru, ks. 3° cap. LXI0 :<7.

23. Wreszcie można powiedzieć Kościołowi, na którego czele stoi Chrystusa namiestnik, który jak nie mógł, tak nie powinien znosić gwałtów i oszustw tego rodzaju, przedtem wymienionych, co Pan mówi przez proroka Jeremiasza: Otóż ustanowiłem ciebie nad narodami i państwami, byś wyrwał, rozsypał etc.38, chcąc Panu zdać dokładny rachunek z poprzedniego. Niech Twoje Ojcostwo pobłaża obfitości listu, który piszący chciał skracać, lecz nasuwający się materiał wymagał wywodów szerszych. Dan w Padwie roku Pańskiego 1432 w marcu ręką własną przeze mnie wyżej wymienionego Pawła.


37 De summo bono = Sententiarum Lib., III caput LVI, Mignę, Patrologia Latina, t. 83, s. 755, Paryż 1862.

38 Jer. I, 10.

1 Średniowieczny spór między realistami a nominalistami toczył się o pojęcia ogólne, czyli powszechniki, które nominaliści uważali tylko za słowa. Por. też Tatarkiewicz W. Historia filozofii, t. III (1946), s. 379-400.

2 Ehrlich L., Polski wykład prawa wojny XV w. Kazanie Stanisława ze Skarbimierza „De bellis iustis”, Warszawa 1955.

3 Ehrlich L., Polski wykład prawa wojny, Warszawa 1955, str. 198-203.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
O-tolerancji Pisma-wybrane-Pawla-Wlodkowica, Dokumenty 1
Ostatnie słowo
2012 05 11 Ostatnie słowo Beaty Sawickiej
ostatnie slowo www prezentacje org
Ostatnie słowo
ostatnie slowo
ostatnie slowo
OSTATNIE SŁOWO
ostatnie slowo www prezentacje org
ostatnie slowo www prezentacje org 3
ostatnie słowo
Mickielewicz Do pytania należy ostatnie słowo
ostatnie slowo
ostatnie slowo
ostatnie slowo www prezentacje org

więcej podobnych podstron