Nie daj się czytelnikowi – działaj tempem
Książki najczęściej porzuca się w środku. Nie na początku i z całą pewnością nie na końcu. Nie daj się – stwórz opowieść, która wciąga cały czas.
Aby podbić serce czytelnika, musisz najpierw przejąć kontrolę nad jego uwagą. Dzięki temu zmusisz go do przewracania stron wtedy, gdy Ci to pasuje, oraz do odpoczywania i podziwiania widoków – wtedy, gdy Ci to pasuje. Kluczem do osiągnięcia tego celu jest odpowiednie wyczucie tempa opowieści.
Przez tempo rozumiem zarówno rytm, w jakim przekazujesz historię na poziomie języka, jak i „szybkość” postępów fabuły. Z tej pary oba czynniki są ważne, choć na różnych poziomach – rytmem sterujesz w trakcie opisu konkretnych scen i wydarzeń, podczas gdy tempo fabuły narzuca decyzje strategiczne dla opowieści: jakiej scenie poświęcić więcej czasu, jakie wydarzenia tylko streścić, zamiast opisywać, etc. W tym artykule powiem co nieco o aspektach językowych, ale skupię się przede wszystkim na kwestiach konstrukcyjnych. Głównie dlatego, że opanowanie fabuły wydaje się najtrudniejsze, a tymczasem – dysponując odpowiednimi narzędziami – można to zrobić relatywnie łatwo.
Różnice w tempie najlepiej widać, gdy porównasz powieść i opowiadanie. Z założenia pierwsza forma daje autorowi więcej miejsca do popisu, więc tempo nie musi być szczególnie szybkie. A przynajmniej – nie przez cały czas. W powieści można zarysować tło, wprowadzić dodatkowe wątki, poświęcić trochę czasu na szczegółowe opisy. Po prostu – jest na to wszystko miejsce, a sekwencje o wysokim tempie można przeplatać z tymi o niskim.
W wypadku opowiadania sprawa wygląda zupełnie inaczej. Opowieść w takiej formie musi być zwarta i wyrazista. Nie ma czasu do zmarnowania. Oczywiście, nie każde opowiadanie musi być sensacyjne, ale każde bez wyjątku musi skupiać się na sprawach najważniejszych dla historii. Tempo jest więc naturalnie szybsze, bo wszystko, co je spowalnia, streszczane jest w paru słowach lub usuwane zupełnie.
Tempo opowieści możesz kontrolować na wiele sposobów. Z całą pewnością nie wyczerpię tematu, ale chcę Ci przynajmniej wskazać najważniejsze techniki, metody i narzędzia.
Przyspieszanie
Jeśli chcesz zwiększyć tempo narracji, zastosujesz te same chwyty, które powszechnie stosują filmowcy. Chodzi przecież o to, żeby doprowadzić czytelnika jak najbliżej doświadczenia bohaterów. Jeśli pędzą, nie będą zwracać uwagi na wszystkie szczegóły.
Zbliż kamerę
W normalnych okolicznościach opłaca Ci się pokazywać elementy tła, wtrącać nawiązania do szerszego kontekstu – bo w ten sposób budujesz immersję odbiorcy. Ma dzięki temu wrażenie, że świat opowieści żyje. Gdy przyspieszasz tempo, nagle tracisz miejsce na tego typu wstawki. Bohater, któremu złoczyńca grozi bronią, skupi się właśnie na tym – na lufie pistoletu, na postawie napastnika, być może na jego oczach albo wrednym uśmieszku. Z pewnością nie zauważy, że na pobliskim stoliku leży zdjęcie przeciwnika z rodziną, albo że na ścianach biura wiszą certyfikaty ukończonych kursów szydełkowania.
Perspektywa, z jakiej opisujesz wydarzenia, musi więc być bardzo bliska i bardzo skupiona. Pokażesz krew w kąciku ust, oczy otwarte w przerażeniu, opiszesz ból złamanej kości i dźwięk ostrza wyciąganego z pochwy. W zasięgu narracji powinni pozostać tylko bohaterowie, ich czyny oraz bezpośrednie emocje.
Do „bliskiej kamery” dobrze pasuje narracja z perspektywy bohatera, może nawet w pierwszej osobie. Warto zastanowić się nad zastosowaniem takiego podejścia w scenie o wysokim tempie, nawet jeśli normalnie opisujesz wydarzenia z większego dystansu. Oczywiście, z tej okazji musisz zachować szczególną ostrożność, bo łatwo się potknąć. Wierz mi jednak – przy odrobienie wysiłku da się to zrobić bez wprawiania czytelnika w konfuzję.
Cięcia i serie
Na wyższym poziomie, obejmującym co najmniej kilka scen, wysokie tempo przejawia się w sposobie ułożenia wydarzeń. Zwiększysz dynamizm, jeśli skrócisz rozdziały oraz urwiesz je w dramatycznych momentach (tzw. cliffhangery). Czytelnik w naturalny sposób będzie wtedy skłonny przejść do następnego fragmentu – w końcu „dzieje się”, nie można porzucić bohatera, gdy wisi nad przepaścią.
Jeśli do planowania opowieści stosujesz metodę Mocarnych Momentów, którą opisywałem wcześniej, idealnym miejscem na umieszczenie cliffhangera jest chwila tuż przed lub tuż po takim momencie.
Dobrym sposobem na zwiększenie dynamiki następujących po sobie scen jest też przeskakiwanie między miejscami wydarzeń, może też między postaciami. W ten sposób – dość sztucznie, ale dla współczesnego czytelnika ciągle niezauważalnie – tworzysz iluzję, że tak wiele dzieje się naraz. Wszyscy bohaterowie są w jakiejś opresji. Przy okazji masz okazję do pominięcia milczeniem tych nudnych momentów, gdy np. ktoś gdzieś jedzie pociągiem i nic się nie dzieje.
Oczywiście, zawsze działa też najbardziej bezpośrednie rozwiązanie, czyli zgromadzenie dramatycznych wydarzeń w kilku następujących po sobie scenach. Strzelając taką serią w czytelnika praktycznie gwarantujesz sobie jego podwyższoną uwagę.
Język ostry, twardy, szybki
W sekwencjach o wysokim tempie Twoje zdania powinny być krótkie, jeśli to możliwe – niezłożone. Ograniczysz liczbę przymiotników do tych, które są wyraziste i mocne. Raczej będziesz stronić od metafor i porównań, chyba że okażą się wyjątkowo celne. Czasowniki to Twoi najlepsi kuple, więc zadbasz o ich moc.
Będziesz pisać, na przykład, w taki sposób:
Szyba runęła na podłogę. Huk wystrzału dudnił w uszach. Świat nagle stracił niuanse. Nie było ważne, dlaczego Marian strzela. Karol nie mógł zawrócić. Zostało zwycięstwo – lub śmierć.
Spowalnianie
W przypadku powieści oraz innych dłuższych, rozbudowanych form, będziesz często manipulować tempem. Po okresach wzmożonej aktywności, przyjdzie czas na odrobinę spokoju, czas na refleksje. Zanim dojdzie do intensywnych scen akcji, też dobrze pokazać scenerię i na spokojnie wprowadzić czytelnika w opisywany konflikt.
Sceny o niskim tempie tworzą kontrast z tymi o tempie wysokim, a więc wzmacniają ich efekt. Potrzebujesz i jednych, i drugich.
Panorama
Sekwencje o niskim tempie nadają się idealnie do przekazywania tła opowieści, do przybliżania tego, co było, albo tego, co dzieje się obecnie, ale w oddali. Spowalniając tempo, zyskujesz więcej miejsca na opisy. Tworzysz też przestrzeń dla detali niezwiązanych z bezpośrednimi wydarzeniami. Dopiero gdy siedzą sobie spokojnie, Twoi bohaterowie mogą popisać się wiedzą lub spostrzegawczością. Nie będą odczuwać intensywnych emocji, więc siłą rzeczy ich uwaga skupi się na otoczeniu.
Kontynuując analogię z perspektywą kamery – sekwencje o niskim tempie to ujęcia panoramiczne. Gdy nic nagłego się nie dzieje, możesz – na przykład – opisać miasto, do którego bohaterowie wjeżdżają po raz pierwszy. Pokazać hierarchię społeczną widoczną na ulicy. Przybliżyć dziwne obyczaje. Poświęcić chwilę opisowi egzotycznych towarów na rynku. Możesz skłonić bohaterów do filozoficznej rozmowy, albo skonfrontować ich z kimś, kto opowie o polityce lub historii tego miejsca.
Nie potrzebujesz tu wartkiej akcji. Wszystko równie dobrze może się dziać w kawiarni, przy espresso i ciastku.
Dialogi, wszędzie dialogi
Powolne sceny potrafią być nieznośnie nudne, jeśli występuje w nich tylko jeden bohater, który do tego bardziej obserwuje, niż działa. Dobrym pomysłem na uatrakcyjnienie takich momentów jest wprowadzenie rozmów – bohaterów między sobą, albo bohatera z przygodnymi postaciami. W ten sposób nie tylko sprawisz, że sceny o niskim tempie będą bardziej atrakcyjne dla czytelnika. Wykorzystasz też okazję do pokazania rysów psychologicznych postaci, przedstawienia ich opinii oraz zasugerowania tlącego się między nimi napięcia.
A więcej o tworzeniu dialogów – przeczytasz tutaj.
Język wygodny, płynny, szczegółowy
Język pasujący do niskiego tempa jest dokładnym przeciwieństwem tego używanego w intensywnych scenach. Zdania powinny być dłuższe. Masz pełne prawo budować je z użyciem bardziej wyrafinowanych środków stylistycznych. Oczywiście, łatwo przesadzić, więc strzeż się braku umiaru. Jeśli czegoś nie chcesz, to na pewno tego, żeby czytelnik usnął.
Oto przykład stylu odpowiedniego dla niskiego tempa:
Statek powietrzny wzniósł się powoli, z mozołem, jakby siła grawitacji tym razem miała przeważyć nad magią aeromantów. Karol widział już wcześniej taki lot – gdy ojciec zapakował do ładowni elfią kontrabandę. Tak wielka liczba odbezpieczonych talizmanów, zebrana w jednym miejscu, oznaczała nieuniknioną interferencję. Kryształowy silnik statku ledwo to wytrzymał, plując klątwami na lewo i prawo. Pieprzone elfy – pomyślał Karol – zawsze coś zjebią. Oby tym razem było inaczej.
Co robić z tempem?
Po co Ci to wszystko? Ano, po to, żeby czytelnikowi się lepiej czytało. To po pierwsze. Po drugie – żeby mieć lepszą kontrolę nad tym, co sobie pomyśli oraz jakie emocje będą nim targać. Prawdziwą sztuką nie jest jechanie na jednej prędkości przez całą książkę, ale manipulowanie nią zależnie od potrzeb.
Maestrię osiągniesz dopiero samodzielnie eksperymentując z tym, jakie tempo najlepiej działa dla Twoich opowieści – i kiedy. W tej chwili mogę Ci tylko powiedzieć, że jest jeden sprawdzony i często stosowany schemat tempa. Moim zdaniem to niekoniecznie najlepsze rozwiązanie, zwłaszcza że powoli przejada się czytelnikom. Niemniej – możesz zacząć właśnie od niego. Być może w Twoich rękach zadziała znakomicie.
Chodzi o znaną Ci zapewne zasadę Hitchcocka: zacznij trzęsieniem ziemi – a potem niech napięcie rośnie. Co to znaczy w praktyce? Otóż, początek opowieści powinien być zdominowany przez wyraziste wydarzenie lub nagle ujawnioną okoliczność, która jest równie mocna i znacząca. Tego, co jest na początku, nie można zignorować – ani czytelnik tego nie zrobi, ani tym bardziej bohaterowie. Chodzi o to, aby skupić uwagę odbiorcy już na starcie. Tak więc – zaczniesz podwyższonym tempem. Niekoniecznie dramatycznie, ale z pewnością angażująco.
Teraz clou programu. Kiedy efekt wstępnego wydarzenia przeminie, gdy opadnie kurz a ziemia przestanie się trząść, momentalnie spowalniasz tempo. Tylko w ten sposób możesz zrealizować postulat, aby „napięcie rosło”. Od tamtej pory, aż do końca, będziesz przyspieszać. Po trochu, ale nieubłaganie. Drugi punkt kulminacyjny osiągniesz w finale opowieści.
Ten model świetnie sprawdza się w wypadku prostych opowieści, na przykład tych z filmów – lub opowiadań. W przypadku powieści może okazać się zbyt przewidywalny. Jeśli stwierdzisz, że tak waśnie jest, możesz zwielokrotnić ten cykl, dodając kryzysy w środku opowieści. Na przykład: zacząć wysokim tempem, spowolnić, zbudować impet, w środku opowieści umieścić punkt kulminacyjny (kryzys), znów spowolnić, pokazać, że to jednak nie koniec i ponownie zbudować impet, doprowadzając do rzeczywistego finału.
Proste? Proste.
A – i jeszcze jedno. Koncepcja tempa dotyczy tego, jak przekazać opowieść i jest nierozerwalnie związana z „szybkością” tego, co się dzieje. Jakby nie patrzeć, tempo to kwestia mechaniczna. Dlatego dobrze poznać jeszcze koncepcję napięcia, które działa subtelniej, bardziej „pod skórą” opowieści. Rozumiem je inaczej, niż Hitchcock – a jak dokładnie, napiszę za tydzień, w następnym poradniku pisania. Upewnij się, że nie przegapisz!