Pratchett Terry Teatr okrucienstwa

Terry Pratchett


Teatr okrucieństwa

(Theatre of Cruelty)


Przełożył Piotr W. Cholewa


Trwał piękny letni ranek z rodzaju tych, kiedy człowiek cieszy się, że żyje. Prawdopodobnie więc i ten człowiek cieszyłby się, gdyby żył. Był jednak martwy.

Żeby być bardziej martwym, trzeba by odbyć specjalne przeszkolenie.

No tak – rzekł sierżant Colon (Straż Miejska Ankh-Morpork, nocna zmiana), zaglądając do notesu. – Zdołaliśmy ustalić przyczynę śmierci, jako a) pobicie przynajmniej jednym tępym narzędziem, b) uduszenie sznurem kiełbasek i c) pogryzienie przez co najmniej dwa zwierzęta z ostrymi zębami. Cóż zatem zrobimy, Nobby?

Aresztujemy podejrzanego, sierżancie – odparł kapral Nobbs i zgrabnie zasalutował.

Jakiego podejrzanego, Nobby?

Jego. – Nobby trącił nogą zwłoki. – Uważam, że to bardzo podejrzane zajęcie, takie leżenie bez życia.

Przecież on jest ofiarą, Nobby. To jego zabili.

Tym lepiej. Możemy go przymknąć za współudział.

Nobby...

I on pił. Przymkniemy go też za pijaństwo i zakłócanie spokoju.

Colon w zadumie podrapał się w głowę. Aresztowanie trupa istotnie miało pewne zalety. Ale...

Myślę – rzekł z namysłem – że kapitan Vimes będzie chciał sam się tym zająć. Zabierz go do Strażnicy, Nobby.

A możemy potem zjeść kiełbaski, sierżancie? – zapytał kapral Nobbs.

Niełatwo być oficerem policji w Ankh-Morpork, największym z miast świata Dysku [Który jest płaski i płynie przez kosmos na grzbiecie ogromnego żółwia, bo dlaczegóż by nie?]. Istnieją zapewne światy – jak myślał kapitan Vimes, gdy był w smętnym nastroju – gdzie nie mieszkają magowie (przy których zagadki zamkniętych pokojów są rzeczą zwyczajną) ani zombie (sprawy zabójstwa są naprawdę dziwaczne, gdy ofiara występuje jako główny świadek), i gdzie można być pewnym, że psy nocą nie robią niczego podejrzanego i nie wychodzą pogadać z ludźmi. Kapitan Vimes wierzył w logikę, podobnie jak zagubiony na pustyni człowiek wierzy w lód – to coś, co naprawdę by mu się przydało, ale miejsce po temu nie jest odpowiednie.

Chociaż raz, marzył kapitan Vimes, byłoby miło coś rozwiązać.

Spojrzał na sine ciało na stole i poczuł iskierkę podniecenia. Dostrzegł poszlaki. Nigdy dotąd nie widział jeszcze prawdziwych poszlak.

To nie kradzież, kapitanie – oznajmił sierżant Colon. – A to dlatego, że miał kieszenie pełne pieniędzy. Jedenaście dolarów.

Nie nazwałbym tego „pełnymi”.

Wszystko to w penach i półpenach, sir. Dziwię się, że jego spodnie wytrzymały ten ciężar. Ponadto sprytnie wykryłem, że denat dawał pokazy, sir. Miał w kieszeni wizytówki, sir. „Chas. Slumber, spektakle teatralne dla dzieci”.

Przypuszczam, że nikt niczego nie widział? – upewnił się Vimes.

No cóż, sir... Kazałem młodemu Marchewie poszukać jakichś świadków.

Poleciliście kapralowi Marchewie zbadać sprawę morderstwa? Całkiem samemu?

Sierżant podrapał się po głowie.

Ta-jest, sir. Powiedziałem, że powinien znaleźć świadka, sir.

A on zapytał mnie, czy nie znam kogoś starego i ciężko chorego.

Na magicznym świecie Dysku, każde zabójstwo ma przynajmniej jednego gwarantowanego świadka. To jego zawód.

Kapral Marchewa, najmłodszy funkcjonariusz Straży, często sprawiał wrażenie człowieka prostego. Rzeczywiście, był niewiarygodnie prosty, ale w ten sam sposób, w jaki prosty jest miecz albo zasadzka. Możliwe, że był też największym specjalistą od myślenia linearnego w całej historii wszechświata.

Kapral od kilku godzin czekał przy łóżku starego człowieka, który jego towarzystwem przestał się cieszyć przed zaledwie kilkoma sekundami, kiedy to odszedł po taką nagrodę, jaka mu się należała. Nadeszła pora, by Marchewa sięgnął po notes.

Wiem, że pan coś widział – oświadczył. – Był pan tam.

NIBY TAK, przyznał Śmierć. WIESZ PRZECIEŻ, ŻE MUSIAŁEM. ALE TO CAŁKIEM NIEREGULAMINOWE PRZESŁUCHANIE.

Widzi pan, o ile rozumiem prawo, to jest pan Wspólnikiem Po Fakcie. Albo może Przed Faktem.

JA WŁAŚNIE JESTEM FAKTEM, MŁODY CZŁOWIEKU.

A ja jestem przedstawicielem prawa – rzekł kapral Marchewa. – Musi być jakieś prawo, wie pan przecież.

CHCIAŁBYŚ WIĘC, ŻEBYM... EE... KOGOŚ SYPNĄŁ? PUŚCIŁ FARBĘ? ZACZĄŁ ŚPIEWAĆ? NIE. NIKT NIE ZABIŁ PANA SLUMBERA. NIE MOGĘ CI POMÓC.

Nie byłbym taki pewny – odparł Marchewa. – Już mi pan pomógł.

A NIECH TO...

Śmierć obserwował, jak Marchewa schyla się w drzwiach i zbiega po wąskich schodach nędznego domku.

ZARAZ, CO TO JA...

Przepraszam bardzo – odezwał się pomarszczony staruszek w łóżku. – Tak się składa, że skończyłem sto siedem lat i nie mam zbyt wiele czasu...

A TAK. RZECZYWIŚCIE.

Śmierć przeciągnął osełką po kosie. Po raz pierwszy pomógł policji w śledztwie. Ale w końcu każdy wykonuje swój zawód.

Kapral Marchewa szedł lekkim krokiem po ulicy. Miał Teorię, przeczytał książkę o Teoriach. Trzeba dodać do siebie wszystkie poszlaki i już powstaje Teoria. Wszystko musiało pasować.

Tam były kiełbaski. Ktoś musiał je kupić. I były peny. Zazwyczaj tylko jedna podklasa ludzkości płaci za wszystko penami.

Odwiedził rzeźnika. Potem znalazł grupkę dzieciaków i chwilę z nimi pogadał.

Potem wrócił na miejsce zbrodni, gdzie kapral Nobbs nakreślił kredą na chodniku kontur ciała (następnie z rozpędu pokolorował ero, dodał fajkę i laskę oraz kilka drzew i krzewów w tle – i nim skończył przechodnie wrzucili już do jego hełmu siedem penów).

Kapral Marchewa obejrzał dokładnie kupę śmieci na końcu zaułka, po czym usiadł na połamanej beczce.

No dobrze... Możecie już wyjść – powiedział, zwracając się do świata jako takiego. – Nie wiedziałem, że są jeszcze na świecie skrzaty.

Śmieci zaszeleściły.

Wyszli gęsiego: mały człowieczek w czerwonym kapeluszu, z garbem na plecach i haczykowatym nosem, mała kobieta w czepcu, niosąca na rękach jeszcze mniejsze dziecko, mały policjant [Autor nawiązuje tu do klasycznego angielskiego ludowego teatru lalkowego. Zwykle występował w nim pan Punch z żoną Judy oraz policjant, a akcja na ogół dotyczyła bicia kijem W Polsce zjawisko ludowego teatru lalkowego raczej nie występowało, mimo jego popularności w innych krajach (francuski Guignol czy włoscy Pierrot i Arlekin) (przyp. tłum).], pies w obroży i bardzo mały aligator.

Kapral Marchewa słuchał uważnie.

Zmusił nas do tego – tłumaczył mały człowieczek. Miał zaskakująco niski głos. – Ciągle nas bił. Nawet aligatora. Uważał, że bicie kijem wszystko załatwi. Odbierał nam wszystkie pieniądze, jakie zebrał pies Toby, a potem się upijał. Uciekliśmy, jednak złapał nas w tym zaułku, rzucił się na Judy i dziecko, ale upadł i...

Kto pierwszy uderzył?

My wszyscy!

Ale niezbyt mocno – zauważył Marchewa. – Jesteście za mali. Nie zabiliście go. Mam w tej kwestii bardzo przekonujące zeznanie. Dlatego wróciłem do wartowni i obejrzałem go jeszcze raz. Zadławił się na śmierć czymś takim. Co to jest?

Pokazał im mały skórzany krążek.

To gwizdawka – wyjaśnił mały policjant. – Używał jej do robienia głosów. Mówił, że nasze nie są wystarczająco śmieszne.

– „Tak trzeba to robić” – mruknęła kobieta zwana Judy i splunęła.

Utknęła mu w krtani – powiedział Marchewa. – Radzę wam uciekać. Jak najdalej stąd.

Zastanawialiśmy się, czy nie założyć przedsiębiorstwa spółdzielczego – odparł najważniejszy skrzat. – No wiesz... Dramat eksperymentalny, teatr uliczny, takie rzeczy.

Formalnie rzecz biorąc, to był napad – stwierdził Marchewa. – Ale szczerze powiem, że aresztowanie was nie ma sensu.

Chcielibyśmy wyjść z teatrem do ludzi. Jak należy. Bez bicia się kijami i rzucania niemowląt krokodylom.

Takie rzeczy pokazywaliście dzieciom? – nie dowierzał Marchewa.

Mówił, że to rozrywka nowego typu. I że się przyjmie.

Marchewa wstał i rzucił gwizdawkę na kupę śmieci.

Ludzie nie będą tego oglądać – oświadczył. – Nie tak trzeba to robić.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Pratchett Terry Teatr okrucieństwa
Pratchett Terry Teatr okrucieństwa 2
Pratchett Terry Teatr okrucieństwa (opowiadanie)
Prachett Terry Teatr okrucieństwa
Terry Pratchett Teatr okrucieństwa
Pratchett Terry Opowieść Świata dysku 3 Teatr okrucieństwa
Terry Pratchett Teatr Okrucienstwa (www ksiazki4u prv pl) Kopia
Terry Pratchett TEATR OKRUCIEŃSTWA
Teatr Okrucieństwa Terry Pratchett
Terry Pratchett Teatr okrucieństwa
Terry Pratchett Teatr okrucienstwa
T Pratchett Swiat Dysku 31 Teatr okrucienstwa
Istnienie wystarcza, Pratchett Terry
Artaud Teatr i okrucieństwo
Artaud teatr okrucieństwa
Karta świąteczna z kopertą 20 pensów, Pratchett Terry
Pratchett Terry Zimistrz
Pratchett Terry Tylkotymozeszuratowacludzkosc
Pratchett Terry Rybki małe ze wszystkich mórz

więcej podobnych podstron