Tomaszewski J Mniejszości w drugiej rzeczypospolitej


u źródeł teraźniejszości

JERZY TOMASZEWSKI

OJCZYZNA

nie tylko Polaków

Mniejszości narodowe w Polsce w latach 1918-1939

Młodzieżowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1985

Wydanie I.

Spis rzeczy

Wstęp 7

1. Odrodzenie państwa 12

2. Spory wokół statystyki 31

3. Ukraińcy 52

4. Białorusini 77

5. Żydzi 96

6. Niemcy 121

7. Inne narody 148

8. Rzeczpospolita wobec mniejszości 172

Zakończenie 191

Bibliografia 203

Indeks nazwisk 207 Spis

ilustracji 223

W polskiej tradycji politycznej, w świadomości wielu pokoleń, utrwaliło się głębokie poczucie patriotyzmu, związku uczuciowego z ojczyzną, którą jest Polska. Od czasu rozbiorów w końcu XVIII w. kolejne pokolenia podejmowały walkę o wyzwolenie narodowe. Klęski orężne zwracały myśl ku wytężonej pracy dla dobra ojczystego kraju, by stworzyć materialne i intelektualne podstawy przyszłego zwycięstwa. Odzyskanie niepodległości w 1918 r. zdawało się być urzeczywistnieniem marzeń. Rzeczywistość okazała się złożona; w suwerennej Rzeczypospolitej należało usunąć niesprawiedliwość społeczną, stworzyć potęgę gospodarczą, zapewnić gwarancję bezpieczeństwa. Było to w interesie narodu polskiego, w interesie rozwoju kultury duchowej całej społeczności. Lecz przecież w granicach państwa polskiego mieszkali nie tylko Polacy, znajdowały się też liczne mniejszości narodowe:

Białorusini, Cyganie, Czesi, Karaimi, Litwini, Niemcy, Słowacy, Ukraińcy, Żydzi. Czy niepodległa Polska była ojczyzną tylko Polaków? Czy też była — albo mogła być — ojczyzną wszystkich jej obywateli? Czym jest ojczyzna? Znakomity socjolog polski Stanisław Ossowski pisał: “Obszar jakiś staje się ojczyzną o tyle tylko, o ile istnieje zespół ludzki, który odnosi się doń w pewien sposób i w pewien sposób kształtuje jego obszar. Wówczas dla tego zespołu ów szmat rzeczywistości zewnętrznej nabiera swoistych wartości, które go czynią ojczyzną". Pojęcie ojczyzny nie jest jednak w pełni jednoznaczne. Ossowski wprowadzał rozróżnienie ojczyzny prywatnej oraz ojczyzny ideologicznej. Cytował w związku z tym znane słowa Władysława Broniewskiego;

Mnie ta ziemia od innych droższa, ani chcę, ani umiem stąd odejść.

Tufaj Wisłą, wiatrami Mazowsza przeszumiało mi dzieciństwo i młodość. W moim oknie pole i topole, i ja wiem, że to właśnie Polska.

Znakomity czeski aktor Jan Werich, który podczas drugiej wojny światowej mieszkał w Stanach Zjednoczonych Ameryki, opowiadał czeskiemu dziennikarzowi, Jiremu Janouśkowi, o znajomym pochodzącym z rodziny żydowskiej:

W Hollywood podczas wojny poznałem niejakiego Sakala. Był to węgierski komik, poprzednio żył w Berlinie i także uciekł przed Hitlerem. W Hollywood robił filmy i działo mu się całkiem dobrze. Kiedyś szedł po Bulwarze Zachodzącego Słońca i spotkał znajomego, który go zapytał: »Jak się masz?« Sakal chwilę się zawahał i powiedział: »Nie jest źle, ale w Berlinie miałem się lepie j«. A ten znajomy powiedział:

»Co ty gadasz! Masz tu dom, ogród i basen. Masz pracę. W Berlinie by na ciebie polowali, a gdybyś został — zabili. Tak co bajesz«. Sakal pokiwał głową i powiedział: »To masz rację, tylko że tutaj nie grywałem w kulki«".

Znajome ulice, Wisła płynąca za oknem, ulica, na której odbywały się dziecinne zabawy, to właśnie ojczyzna prywatna. Kraj ojczysty, rodzinne okolice, krajobraz, ludzie w nim żyjący, krewni, przyjaciele i znajomi — to wszystko miał na myśli Adam Mickiewicz tęskniący w Paryżu do Litwy, Broniewski piszący o Mazowszu, Sakal wspominający Berlin oraz Werich, który po klęsce III Rzeszy powracał do Pragi. “Patriotyzm tego rodzaju polega na osobistym stosunku jednostki do środowiska" — pisał S. Ossowski. Oprócz tego posługujemy się słowem “ojczyzna" w odmiennym znaczeniu. Myślimy nie tylko o konkretnym terytorium, lecz także o tradycjach, o dziedzictwie ideologicznym wykraczającym poza ów bezpośredni stosunek do rodzinnych stron. Wówczas

pojęcie ojczyzny zbliża się do pojęcia narodu. Poczucie więzi narodowej prowadzi do świadomości obowiązku wobec ojczyzny, która jest pojęciem znacznie rozleglejszym od stron rodzinnych. Można urodzić się i wychować na obczyźnie, odczuwać więź uczuciową z wioską lub miastem dzieciństwa i młodości, lecz zarazem za swą ojczyznę w znaczeniu ideologicznym uznawać inny kraj, czasem — jak w wypadku potomków emigrantów — odległy i nie znany. W większości wypadków ojczyzna prywatna jest częścią składową ojczyzny ideologicznej. Przywiązanie do stron rodzinnych prowadzi do kształtowania się patriotyzmu, do pragnienia rozwoju kultury narodowej, rozkwitu własnego narodu we wszelkich dziedzinach życia. Czy oznaczać to musi konflikt z narodami sąsiednimi, a zwłaszcza z ludźmi, którzy mieszkają na tym samym terytorium, lecz mówią odmiennym językiem, mają inne obyczaje i tradycje? Czy patriotyzm nieodwołalnie przynosi ze sobą chęć zdławienia innego narodu, dążenie do wymazania odmiennej tradycji i kultury? Czy jest równoznaczny z poczuciem wyłącznej wartości własnej tradycji i pogardą dla innych? Czy w granicach jednego państwa rzeczywiście nie mogą współżyć ludzie różnych języków, tworzący wspólnie dorobek materialny i wzajemnie korzystający z dorobku duchowego swych narodów? Tradycją kręgu kulturalnego, do którego należymy, wyniesioną z doświadczeń Wielkiej Rewolucji Francuskiej, jest równość obywateli wobec prawa niezależnie od pochodzenia, języka, wyznania, rasy i narodowości. Postanowienia takie od stuleci wchodzą do ustawodawstwa państw europejskich. Odrodzona Polska zapisała je w konstytucji uchwalonej w 1921 r., a zasady te powtarzały wszystkie późniejsze konstytucje naszego kraju.

W społeczeństwie polskim kwestia ta ma szczególnie duże znaczenie. Koniec XVIII w. przyniósł upadek

państwa i dłużej niż stulecie naród polski znajdował się pod panowaniem trzech zaborców. Ich systemy polityczne niosły ze sobą ucisk narodowy, próby germanizacji lub rusyfikacji. Przeciwstawiało się temu nieustannie społeczeństwo, broniące swej narodowej indywidualności. Na sztandarach bojowników o wyzwolenie znalazło się dumne hasło “Za wolność naszą i Waszą". Polacy zaś walczyli wszędzie tam, gdzie podnosił się bunt przeciw przemocy. Ale pragnienie odzyskania niepodległości wiodło Polaków nie tylko pod sztandary bojowników o wyzwolenie innych narodów. Szwoleżerowie Jana Kozietulskiego w wąwozie Somosierry znaleźli się po stronie najeźdźcy. Zasadne więc staje się pytanie, czy zawsze miłość ojczyzny i uparte dążenie do jej wyzwolenia szły w parze z poszanowaniem praw innych narodów? W polskiej publicystyce historycznej często spotykamy skłonność do ukazywania naszej przeszłości w upiększonych barwach. Ludzką rzeczą jest chęć pokazania światu najlepszych cech własnego charakteru, dobrych zamiarów i uczynków. Pobudzać to może uzasadnioną dumę narodową z własnych tradycji oraz osiągnięć kultury. Lecz przecież historia każdego narodu jest procesem złożonym z rozmaitych tendencji, wydarzeń oraz poglądów. Czy wszystko, co było i minęło, zasługuje na aprobatę? Czy z wszystkiego możemy być dumni? Nierozsądne byłoby umacnianie w sobie wyłącznie pozytywnych wyobrażeń o naszej przeszłości. Brak krytycyzmu prowadzić może do utrwalenia się tradycji, które wiodły do dramatów i tragedii, uniemożliwia przezwyciężenie spuścizny, która i dziś może okazać się fatalna. Jan Werich, współtwórca sławnego teatru politycznego w Pradze, mówił: “Jestem Czechem, nie potrafię i nie mogę być nikim innym. Ale dlatego, że jestem Czechem, to jeszcze nie znaczy, że nie zechcę widzieć wad, które mamy. Przeciwnie — właśnie dlatego, że

10

jestem Czechem, chciałbym, abyśmy ich nie mieli lub mieli jak najmniej". Sądzę, że również obowiązkiem historyka jest analiza wszystkich stron przeszłości własnego społeczeństwa. Krytyczne jej poznanie ułatwi racjonalny stosunek do współczesności. Jednym z takich zagadnień historii oraz dnia dzisiejszego, wywołującym nieraz namiętne spory, jest sytuacja mniejszości narodowych w Polsce. W ostatnich latach wzrosło u nas zainteresowanie tymi sprawami. Książki ich dotyczące cieszą się dużym powodzeniem, artykuły wywołują liczne listy czytelników. Niejednokrotnie spotkać się można z poglądem, że historycy zbyt mało piszą na ten temat. Nie jest to opinia słuszna. Ukazało się wiele studiów poświęconych mniejszościom narodowym w Polsce, a czasopisma historyczne przynosiły i nadal przynoszą wiele artykułów. Zainteresowany czytelnik odnaleźć je może w bibliotekach naukowych. Prawdą jest jednak, że dotychczas mało było publikacji obejmujących całość problemów mniejszościowych w Polsce międzywojennej, przeznaczonych dla szerszego kręgu czytelników. Jedną z poważnych przeszkód jest fakt, że badania historyków pozwoliły dotychczas na poznanie tylko niektórych aspektów, inne natomiast kwestie nadal oczekują na wyjaśnienie. Nadal też toczą się dyskusje. W książce tej zamierzam w miarę systematycznie przedstawić podstawowe problemy życia mniejszości narodowych w Polsce międzywojennej. Rozmiary pracy oraz stan badań spowodowały, że musiałem ograniczyć się tylko do wybranych zagadnień, które uważam za szczególnie ważne. Jakkolwiek głównym celem jest dostarczenie czytelnikowi informacji o faktach, to przecież na każdym kroku fakty wiążą się z koniecznością zajmowania stanowiska wobec przeszłości oraz z ocenami wydarzeń i koncepcji. Tak jak każdy sąd historyka o przeszłości wymagają one krytycznego zastanowienia się czytelników.

1. Odrodzenie państwa

Granice Rzeczypospolitej przed rozbiorami sięgały daleko na wschód, a na jej obszarze mieszkała ludność mówiąca rozmaitymi językami. Bardzo często w feudalnej Europie pod berłem jednego monarchy znajdowały się różne ludy. O przebiegu granic oraz o przynależności państwowej decydowały wojny, ukła­dy, małżeństwa, darowizny i spadki. Język, którym mówili chłopi, nie interesował władców. Udział w życiu politycznym brała warstwa panów feudalnych, a zwykli ludzie mieli pracować i zajmować się. własnymi spra­wami. Stan szlachecki rządzący w Polsce, w porówna­niu z analogicznymi grupami społecznymi większości krajów zachodniej Europy, był stosunkowo liczny. Na­leżeli doń nie tylko ludzie mówiący językiem polskim, lecz także — nastąpiło to przede wszystkim w rezul­tacie unii z Litwą — szlachta innego pochodzenia. Je­szcze w XVII w. dokumenty państwowe Wielkiego Księstwa Litewskiego sporządzano w języku białoru­skim. Stopniowo jednak następował proces polonizacji stanu szlacheckiego i już w XVIII w. język polski zwy­ciężył ostatecznie.

Halina Turska, rozpatrując postępy języka polskie­go w Wielkim Księstwie Litewskim, pisała: “Najpierw proces ten objął sfery wyższe, a więc przede wszyst­kim magnatów, duchowieństwo katolickie oraz zamoż­niejsze mieszczaństwo większych miast. Im dalej w czas, tym użycie języka polskiego zataczało coraz to 12

szersze kręgi i ogarnęło w końcu cały stan szlachecki, nie wyłączając drobnej szlachty, ludności miejskiej, a częściowo także duchowieństwa ruskiego. Ta pier­wsza fala polonizacji nie dotknęła jednak wcale pod­danego chłopstwa, które nadal używało języka litew­skiego lub białoruskiego. Toteż nie było w czasach przedrozbiorowych w głębi Wielkiego Księstwa Litew­skiego nigdzie zwartego obszaru polskiego: polskie były tylko sfery wyższe i średnie. Ekspansja języka polskie­go wśród ludności włościańskiej rozpoczęła się dopiero w XIX w."

W przedrozbiorowej Rzeczypospolitej “naród szla­checki" był więc narodem polskim. Pojęcie “szlachcic polski" określało wówczas pozycję społeczną oraz przy­należność etniczną. A ponieważ szlachta sprawowała władzę i w jej ręku znajdowała się własność ziemska, powszechnie uważano, że Polska sięga tam, dokąd rozciągają się posiadłości polskiej szlachty. Dodać także należy, iż we wschodnich dzielnicach państwa w różnych okresach osiedlała się szlachta pochodząca z regionów centralnych i zachodnich, co przyspieszało proces ujednolicania się całego stanu szlacheckiego. Za granicą zachodnią zaś, na ziemiach, które znalazły się pod zwierzchnictwem władców niemieckich, mówiące dawniej językiem polskim rody szlacheckie ulegały wpływom panującej na dworze cesarskim niemczyzny i traciły łączność z polskimi tradycjami.

Wszystkie te procesy nie dotyczyły ludu wiejskiego. Wprawdzie na ziemie wschodnie nieraz kierowali się osadnicy chłopi, np. z Mazowsza, lecz z reguły nie wpływało to na skład etniczny miejscowej ludności. Jeśli osadnictwo było rozproszone, przybysze najczęś­ciej ulegali z biegiem czasu wpływom otoczenia, przyj­mowali miejscowy język, nieraz także religię. Szansę zachowania odrębności mieli ci chłopi, których osa­dzano na wschodzie w mniej lub bardziej zwartych wsiach lub nawet całych okolicach. Podobnie zresztą 13

działo się z osadnikami z innych krajów. Potomkowie niezbyt licznych przybyszów z Włoch, sprowadzanych do miast poleskich przez królową Bonę, po kilku stule­ciach zachowali jedynie zmodyfikowane nazwisko o włoskim brzmieniu, niekiedy przechowaną w rodzin­nej legendzie tradycję pochodzenia. Liczniejsi osadnicy pochodzenia niemieckiego utrzymali język wówczas, gdy osiedlono ich w całych wsiach.

W XIX w. rozpoczął się proces społecznej i poli­tycznej emancypacji ludu wiejskiego. Polscy demokraci i rewolucjoniści, głoszący programy przemian społecz­nych — a przede wszystkim agrarnych — podejmowali agitację w języku ludowym. Polscy romantycy z wileń­skiego środowiska Adama Mickiewicza, zainteresowani ludową tradycją, transponowali wieśniacze opowieści na mowę poetycką, a niektórzy zaczęli nawet pisać swe utwory w języku białoruskim. W polskiej myśli poli­tycznej panowało początkowo przekonanie, że przyszła Polska musi odrodzić się w granicach przedrozbioro­wych. Z upływem dziesięcioleci powstawało jednak py­tanie, jaką ma to nastąpić drogą. Jeśli bowiem hasła równości ludzi wszystkich stanów traktować poważnie, to przecież nie szlachta kresowa, lecz lud wieśniaczy powinien wypowiedzieć swą wolę. Mówił w 1868 r. Walerian Mroczkowski, uczestnik powstania stycznio­wego, a potem radykalny działacz demokratyczny na emigracji: “Nie domagamy się odbudowania dawnego państwa ani praw historycznych Polski, ale pragniemy oprzeć nasze prawa narodowe, niezaprzeczalne prawo do życia i rozporządzania sobą, na zasadzie sprawiedli­wości i wolności!" i zapowiadał szacunek dla wolności i niezawisłości każdego ludu, niezależnie od tego, czy wchodził on w przeszłości w skład Rzeczypospolitej.

Taka postawa była logiczną konsekwencją przyjęcia zasady równości wszystkich ludów oraz szacunku dla tradycji narodowych. Jednakże w owym czasie bynaj­mniej nie przeważała. W świadomości większej części 14

środowisk aktywnych politycznie utrzymywało się prze­konanie o pierwszeństwie polskiej kultury w stosun­ku do kultur innych narodów zamieszkujących wscho­dnie dzielnice dawnej Polski, a stąd wyprowadzano wniosek o uzasadnionym historycznie i moralnie pol­skim prawie do posiadania owych ziem. Odchodziła od takich poglądów narodowa demokracja, która opo­wiadała się za kształtowaniem ściśle narodowego pań­stwa polskiego. Konsekwencją jej programu było po­stulowanie na wschodzie takich granic, które by umo­żliwiły wchłonięcie nie większej liczby ludności innych języków, niż można w ciągu niezbyt długiego czasu spolonizować. Odchodzili także socjaliści, co wynikało z programu zniesienia ucisku i wyzysku człowieka przez człowieka. W ujęciu nurtu umiarkowanego, re­prezentowanego przez Polską Partię Socjalistyczną, dostrzec można jednak próbę połączenia tradycyjnego programu granic przedrozbiorowych z ideami socja­listycznymi, Przewidywano mianowicie rozbicie Cesar­stwa Rosyjskiego i utworzenie sfederowanych państw narodowych pod przywództwem polskim. Brakowało jednak odpowiedzi na pytanie, co będzie, jeśli zainte­resowane narody odrzucą podobne rozwiązanie. Jedy­nie radykalna lewica ruchu robotniczego — Socjalde­mokracja Królestwa Polskiego i Litwy, Polska Partia Socjalistyczna-Lewica, a później Komunistyczna Par­tia Polski konsekwentnie deklarowały uznanie praw wszystkich ludów. Przed 1918 r. kwestia granic w tym nurcie politycznym praktycznie nie istniała, gdyż do­minowało przekonanie, że zwycięstwo socjalizmu umo­żliwi rozwiązanie wszelkich innych konfliktów, a więc także kwestii narodowej. W latach międzywojennych komuniści akceptowali postulat przyznania wszystkim narodom prawa do decydowania o własnym losie.

Jeśli na wschodzie ziem polskich proces emancypacji włościan oznaczał rozwój niepolskiej świadomości na­rodowej — białoruskiej, litewskiej i ukraińskiej —

15

na Zachodzie, na ziemiach zaboru pruskiego oraz na Śląsku, analogiczne przemiany wzmagały siłę żywiołu polskiego. Rozległy program terytorialny na wschodzie wynikał z odwoływania się do praw historycznych, do tradycyjnej przewagi politycznej i kulturalnej Polski, do cywilizacyjnej roli dworu szlacheckiego, niemal wy­łącznie polskiego. Na zachodzie natomiast — przede wszystkim na Śląsku — najważniejszym argumentem działaczy polskich była struktura etniczna ludu wiej­skiego i miejskiego. Należało zwalczać roszczenia za­borcy do wyższości kultury niemieckiej oraz do niesie­nia misji cywilizacyjnej. Przyznanie praw obywatel­skich chłopom, nadanie im własności ziemi, rozwój go­spodarczy miast wpłynęły na ruch migracyjny wzmac­niający liczebność polskiej ludności we wszystkich ośrod­kach miejskich. Procesom tym usiłowały — z reguły bezskutecznie — przeciwdziałać władze niemieckie. Jed­nym z narzędzi politycznych było osadnictwo niemiec­kich chłopów na wsi wielkopolskiej i pomorskiej.

Złożone przemiany dziejowe w ciągu wielu stuleci, migracje ludności — samorzutne oraz organizowane w postaci osadnictwa — a także różnokierunkowe prze­nikanie wpływów językowych i kulturalnych spowo­dowały, że na ziemiach polskich oraz z nimi sąsiadu­jących wytworzyły się bardzo skomplikowane stosunki ludnościowe. Przeważnie nie istniały granice etniczne, możliwe do ścisłego przeprowadzenia w terenie. Na wschodzie terytoria o większości polskiej wchodziły w postaci półwyspów, a nawet wysp, dość daleko w głąb ziem o przewadze ukraińskiej, białoruskiej lub litew­skiej. Z kolei analogiczne półwyspy lub wyspy ludności niepolskiej sięgały na zachód. Oprócz tego w wielu wy­padkach ludność poszczególnych wiosek była mieszana pod względem języka i wyznania. Na zachodzie ludność polska w wielu okolicach mieszkała na zachód od przed­rozbiorowej granicy Polski. Niemcy natomiast — roz­proszeni lub osiadli w zwartych grupach w poszczegól-

16

nych miejscowościach — znajdowali się także na wschód od tej granicy, nawet na terytorium o większoś­ci ukraińskiej. W mniejszych rozmiarach analogiczne zjawiska występowały na południu: na Śląsku austriac­kim stykały się lub mieszały ze sobą środowiska pol­skie, czeskie i niemieckie, na Spiszu zaś i Orawie w nie­których osiedlach przebiegało w złożonej postaci pogra­nicze polsko-słowackie. Dodać do tego należy, iż dość liczne środowiska nie miały na początku XX w. ukształ­towanej świadomości narodowej, ulegając nieraz przy­padkowym wpływom zewnętrznym.

W takich warunkach powstawała Rzeczpospolita Pol­ska pod koniec pierwszej wojny światowej. Poczynając od 1917 r., całą Europę Wschodnią i Środkową ogarniał wielki ruch rewolucyjny, którego rezultatem było oba­lenie monarchii w Rosji, Austro-Węgrzech i Niemczech, zapoczątkowanie budownictwa socjalistycznego na więk­szej części imperium rosyjskiego, utworzenie nowych państw niepodległych, zmiany kształtu terytorialnego innych. W listopadzie 1918 r. państwo polskie już istnia­ło, aczkolwiek trudno byłoby określić, jakie zajmowało terytorium. Dopiero w następnych miesiącach i latach następowały wydarzenia, które doprowadziły do usta­lenia granic i obszaru.

Kiedy 7 listopada 1918 r. powstał Tymczasowy Rząd Ludowy Republiki Polskiej w Lublinie pod przewod­nictwem wybitnego działacza socjalistycznego Ignacego Daszyńskiego, wpływy jego rozciągały się tylko na część dawnego Królestwa Polskiego. 10 listopada po­wrócił z więzienia w Magdeburgu Józef Piłsudski, w cią­gu następnych kilku dni podporządkowały mu się rząd lubelski oraz Rada Regencyjna, a następnie także kra­kowska Polska Komisja Likwidacyjna; kiedy 18 listo­pada Piłsudski powołał rząd kierowany przez Jędrzeja Moraczewskiego, władzy jego podlegało zarówno byłe Królestwo, jak i zachodnia część Galicji. Zwierzchnictwo tego rządu rozciągnęło się także na niektóre

17

pograniczne gminy Spiszu i Orawy (dotąd stanowiące część ziem węgierskich) oraz na tę część Śląska Cie­szyńskiego, gdzie rządziła Polska Rada Narodowa. Gra­nicę zachodnią powstającego państwa polskiego nadal stanowiła dotychczasowa granica rosyjsko-niemiecka, granice wschodnie zaś nie były bliżej określone.

W końcu grudnia 1918 r. wybuchło powstanie wiel­kopolskie, doprowadzając w ciągu półtora miesiąca do wyzwolenia dużej części zaboru pruskiego. Naczelna Rada Ludowa w Poznaniu nie uznała jednak formalnie zwierzchnictwa rządu rezydującego w Warszawie, ocze­kując na ostateczne decyzje traktatu pokojowego. W styczniu 1919 r. wojska czechosłowackie przekroczyły tymczasową linię demarkacyjną na Śląsku Cieszyńskim. Po krótkotrwałych walkach podpisano rozej, a osta­teczne wytyczenie granicy miało nastąpić po przepro­wadzeniu plebiscytu; plebiscyt taki zapowiedziano tak­że w spornych gminach Spiszu i Orawy.

Powstanie polskie wybuchło również w sierpniu 1919 r. na Górnym Śląsku, lecz uległo niemieckiej prze­wadze wojskowej.

Granicę polsko-niemiecką ustalił w zasadzie traktat pokojowy podpisany w Wersalu 28 czerwca 1919 r. Oprócz wyzwolonej już Wielkopolski przyznawał on Rzeczypospolitej także część Pomorza, którą władze polskie przejmowały spod administracji niemieckiej od 18 stycznia 1920 r. Otwarta natomiast pozostała sprawa przynależności państwowej Górnego Śląska, Warmii i Mazur, gdzie traktat pokojowy przewidział przeprowa­dzenie plebiscytów. W dalszym ciągu więc przebieg nie­których odcinków granicy zachodniej, północnej i po­łudniowej był niepewny.

Na wschodzie tymczasem rozgorzała wojna. We Lwo­wie już 18 października 1918 r. powstała Ukraińska Rada Narodowa, która podjęła starania o przejęcie władzy z rąk austriackich, a wreszcie 31 października dokonała zamachu stanu, proklamując utworzenie Za-

18

chodnio-Ukraińskiej Republiki Ludowej. Uznały jej zwierzchnictwo władze austriackie, a z rozkładającej się armii habsburskiej wyodrębniono formacje złożone z żołnierzy ukraińskich, które stały się podstawą sił zbrojnych nowego państwa. Przeciwko niemu wystąpiły taj-ne organizacje polskie, istniejące już od pewnego czasu we Lwowie, i miasto podzieliło się na dwie częś­ci. Rozgorzały zacięte walki. Na pomoc ochotniczym formacjom polskim skierowano oddziały z zachodniej Galicji, a potem także z innych ziem polskich. Wkrót­ce Lwów został opanowany przez siły polskie, a wojna polsko-ukraińska objęła duże obszary wschodniej części zaboru austriackiego. W połowie lipca 1919 r. wojska polskie dotarły nad Zbrucz — dotychczas graniczną rzekę między Rosją a Austro-Węgrami. 21 listopada tegoż roku przedstawiciele zwycięskich mocarstw posta­nowili przyznać Polsce terytorium między rzekami Sa­nem a Zbruczem na dwadzieścia pięć lat, pod warun­kiem nadania tej ziemi autonomii; po upływie tego czasu miał odbyć się plebiscyt, którego celem było definitywne rozstrzygnięcie losu spornych obszarów. Praw autonomicznych Galicja Wschodnia jednak nie

uzyskała.

Tymczasem dalej na północ, na Wileńszczyźnie, No-wogródczyźnie, Polesiu i Wołyniu, w miarę wycofy­wania się oddziałów niemieckich wojska polskie posu­wały się na wschód. Wprawdzie na zajmowanych zie­miach działacze białoruscy już wcześniej proklamowali Białoruską Demokratyczną Republikę Ludową, lecz władze jej nie miały dość siły, by zdobyć niezależność. Wschodnią część Białorusi ogarnęła rewolucja socja­listyczna. Aby uchronić się przed rozszerzeniem władzy radzieckiej na zachód, twórcy republiki białoruskiej zdecydowali się na współpracę z Polską.

Zetknięcie się wojsk polskich i radzieckich nastąpiło w lutym 1919 r. W kwietniu Polacy zajęli Wilno, w sierpniu — Mińsk. Zwycięskie oddziały występowały

18.

w obronie polskich ziemian, przywracały im własność majątków wywłaszczonych przez władze rewolucyjne na rzecz chłopów. Na północy rozpoczęły się walki z oddziałami powstającego państwa litewskiego, które pra­gnęło zdobyć historyczną stolicę Litwy — Wilno. Dzia­łania polskie spotkały się ze wsparciem francuskim. Do Polski przybyła misja wojskowa z gen. Paulem Hen-rysem, przyjechały dobrze uzbrojone oddziały wojska polskiego formowane na ziemi francuskiej.

W tym stanie rzeczy kwestią granicy wschodniej Polski zajęli się przedstawiciele mocarstw. W grudniu 1919 r. jako tymczasową granicę wschodnią uznali linię oddzielającą dawne Królestwo Polskie od Rosji, pozo­stawiając po stronie polskiej okręg białostocki; nie prze­sądzało to przynależności terenów położonych dalej na wschód. Na ziemiach wschodnich powstał — jako roz­wiązanie tymczasowe — Zarząd Cywilny Ziem Wschod­nich.

Propozycje pokojowe ze strony radzieckiej pozosta­ły początkowo bez odpowiedzi. Kiedy zaś na wiosnę 1919 r. strona polska wyraziła zgodę na podjęcie roz­mów, piętrzyła na ich drodze rozmaite przeszkody. W kwietniu 1920 r. natomiast rząd polski zawarł porozu­mienie z politykiem ukraińskim — atamanem Semenem Petlurą — który organizował wojska ukraińskie prze­ciwko władzy radzieckiej. Petlurą zrzekł się przy tym na rzecz Polski zachodniego Wołynia oraz wschodniej części Galicji. W kilka dni później wojska polskie roz­poczęły zwycięską ofensywę na ziemiach ukraińskich i 7 maja Edward Rydz-Smigły zajął Kijów.

Był to jednakże kres sukcesów wojsk polskich na wschodzie. 5 czerwca 1920 r. armia konna Siemiona Bu-dionnego przerwała front i oddziały polskie na Ukrainie zaczęły wycofywać się. Na początku lipca ofensywa ra­dziecka doprowadziła do panicznego odwrotu wojsk polskich na Białorusi. 19 lipca Armia Czerwona zajęła Grodno i posuwała się szybko w kierunku Wisły, zbli-

20

zając się do Warszawy. Wówczas strona polska przyjęła propozycję rokowań, które rozpoczęły się w Mińsku

17 sierpnia.

Tymczasem sytuacja na froncie uległa zasadniczej zmianie, 14 sierpnia bowiem wojska polskie przystąpi­ły do kontrataku, osiągając sukces i powodując po­spieszny, chaotyczny odwrót przeciwnika; 19 sierpnia wkroczyły do Brześcia nad Bugiem. Delegacja polska w Mińsku odrzuciła więc warunki radzieckie (m.in. u-stalenie granicy według propozycji brytyjskiego polityka lorda George'a Curzona oraz gwarancje przed ewentu­alnością przyszłego ataku polskiego), licząc na sukcesy wojskowe.

Kolejna ofensywa we wrześniu doprowadziła do za­jęcia przez wojska polskie Grodna, Lidy, Pińska, a na południu ziem do Zbrucza. Równocześnie trwały per­traktacje pokojowe, przeniesione do neutralnej Rygi, stolicy niepodległej Łotwy. 12 października podpisano rozejm, 18 października ustały działania bojowe. Trak­tat pokojowy między Polską a republikami radzieckimi podpisano dopiero 18 marca 1921 r. Wytyczał on wschodnią granicę Polski oraz rozstrzygał wiele innych problemów: m.in. Polska zobowiązała się rozwiązać wszystkie kontrrewolucyjne organizacje na swoim te­rytorium (dotknęło to rząd i oddziały wojskowe Pet-lury), obydwie strony zaś miały zapewnić swobodny roz­wój kultury i języka mniejszości narodowych. Francja i Wielka Brytania uznały granice wschodnie Polski do­piero w 1923 r.

Niemal równolegle z wojną polsko-radziecką rozwi­jał się konflikt z Litwą, której władze organizowały się również pod koniec pierwszej wojny światowej. No­we państwo otrzymało poparcie Francji i Anglii prze­ciwko Litewsko-Białoruskiej Republice Rad. Litwini domagali się ziemi wileńskiej wraz z Wilnem oraz północnej Suwalszczyzny. Działacze białoruscy również uważali Wileńszczyznę za ziemię ojczystą, zgłaszała do

21

niej też roszczenia Polska. 19 kwietnia 1919 r. wojska polskie zajęły Wilno. Piłsudski — sam pochodzący z ziem kresowych — świadomy był skomplikowanych problemów związanych z tym miastem i zapowiedział (,..)możność rozwiązania spraw wewnętrznych, narodo­wościowych i wyznaniowych tak, jak sami sobie życzyć będziecie, bez jakiegokolwiek gwałtu lub ucisku ze stro­ny Polski". W praktyce strony zaangażowane w sporze niezbyt liczyły się z wolą ludności.

Konfliktu zbrojnego nie zdołała przerwać interwen­cja przedstawicieli mocarstw, którzy wytyczyli w lipcu 1919 r. linię demarkacyjną. Obydwie strony domagały się terytorium przyznanego przeciwnikowi i walki trwa­ły nadal.

Litwa brała także udział w wojnie przeciwko repu­blikom radzieckim, lecz 12 lipca 1920 r. podpisała trak­tat pokojowy. Uznawał on prawa litewskie do Wilna, Grodna i Lidy oraz północnej części ziemi suwalskiej. Wojska litewskie podjęły wówczas działania przeciwko Polsce, chcąc wymusić uznanie postulowanej przez sie­bie linii granicznej. Tymczasem jednak zmiana sytua­cji na froncie radziecko-polskim pozwoliła na podjęcie ofensywy przez oddziały wojska polskiego, które za­jęły ponownie Suwalszczyznę. Wówczas, pod nacis­kiem mocarstw, 7 października 1920 r. obydwa państwa podpisały rozejm, na mocy którego ziemia wileńska po­została po litewskiej stronie granicy. Wprawdzie — biorąc rzecz formalnie — rozejm nie przesądzał osta­tecznie przyszłych granic państwowych, lecz mało by­ło prawdopodobne, by podczas rokowań pokojowych delegacja litewska zgodziła się ustąpić z Wilna.

Piłsudski miał ręce skrępowane stanowiskiem mo­carstw, toteż nie mógł podjąć żadnej akcji celem za­gwarantowania Polsce spornego obszaru. Polecił więc gen. Lucjanowi Żeligowskiemu, który dowodził oddzia­łami Polaków pochodzących z Litwy, aby “zbuntował się", czyli pozornie wyłamał spod rozkazów sztabu pol-

22

skiego i pomaszerował na Wilno. 12 października Żeligowski powołał do życia republikę Litwy Środkowej, którą kierowała Tymczasowa Komisja Rządząca z nim samym na czele. Wkrótce przerwano działania wojenne.

Spór polsko-litewski miała rozstrzygnąć Liga Naro­dów, lecz wyprzedzając decyzje Żeligowski ogłosił wybory. Do Sejmu Wileńskiego weszli niemal wyłącznie Polacy, gdyż inne narodowości przeważnie bojkotowały wszelkie akty prawne Litwy Środkowej, uważając ją za marionetkowy twór zależny od Polski. Wśród pos­łów przeważali zwolennicy bezwarunkowego włączenia ziemi wileńskiej do Polski. 20 lutego 1922 r. Sejm Wi­leński podjął w tej sprawie uchwałę, a miesiąc później — mimo protestów dyplomatycznych Wielkiej Brytanii, Francji i Włoch — nastąpiło zjednoczenie Wileńszczyzny z Polską. Pozostał jeszcze pas neutralny dzielący Litwę od Polski, który — tym razem za zgodą Ligi Na­rodów — został podzielony między obydwa państwa 15 lutego 1923 r.

Kiedy na froncie wschodnim trwały zacięte wal­ki , a polskie oddziały zaczęły ponosić klęski, nad­szedł czas przeprowadzenia plebiscytów przewidzianych przez traktat pokojowy z Niemcami. Na Warmii i Ma­zurach plebiscyt odbył się 11 lipca 1920 r., w okresie największych niepowodzeń wojsk polskich. Ułatwiło to znacznie propagandę organizacji niemieckich i łącznie z innymi przyczynami wpłynęło na niewielką tylko liczbę głosów oddanych za Polską. W sierpniu sojusz­nicza komisja ustaliła przebieg granicy, przyznając Polsce zaledwie niewielkie skrawki obszaru objętego plebiscytem.

Na Górnym Śląsku, gdzie rozwinęła się na dużą ska­lę działalność nacjonalistycznych organizacji niemiec­kich, stosujących terror wobec działaczy polskich, w drugiej połowie sierpnia 1920 r. wybuchło następne powstanie. Walki, w których powstańcy zdołali osiąg-23

nać pewne sukcesy, przerwano na żądanie komisji re­prezentującej mocarstwa.

Plebiscyt na tym terenie wyznaczono na dzień 20 marca 1921 r. Nacisk ekonomiczny i polityczny ze stro­ny niemieckich przedsiębiorców i administracji przyczy­nił się do tego, że za Polską padło tylko nieco ponad 40 proc. głosów. Taki wynik wywołał rozbieżności w ko­misji, która miała postanowić o dalszym losie Górnego Śląska. Głębszym ich podłożem były różnice między Anglią a Francją. Wobec obaw miejscowego społeczeń­stwa polskiego, że decyzja okaże się dla Polski nieko­rzystna, 3 maja 1921 r. wybuchło trzecie powstanie śląskie. Po zaciętych walkach, w których powstańcy odnieśli początkowo znaczne sukcesy, w lipcu na ob­szarze plebiscytowym objęła władzę ponownie komisja sojusznicza. W październiku 1921 r. zapadło postano­wienie przyznające Polsce wschodnią część Górnego Śląska, podczas gdy część zachodnia pozostała w gra­nicach Niemiec.

Rozbieżności w organach międzynarodowych, które miały decydować o zachodniej granicy Polski, wynika­ły przede wszystkim z odmiennych koncepcji polityki wobec Niemiec, w mniejszym zaś stopniu z ocen sto­sunków demograficznych. Odrodzona Polska związała się politycznie z Francją. Francja wsparła wojskowo i materialnie armię polską walczącą przeciwko republi­kom radzieckim, gdyż politycy paryscy zainteresowani byli w obaleniu władzy, która przekreśliła stare długi carskie wobec zagranicy. Francja była także żywotnie zainteresowana w jak najdalej idącym osłabieniu Nie­miec, zarówno pod względem wojskowym, jak i gos­podarczym. Przyznanie Górnego Śląska Polsce doprowa­dzić musiało do zmniejszenia potencjału przemysłu nie­mieckiego, a równocześnie zwiększało potencjalne siły państwa sojuszniczego, czyli sprzyjało Francji.

Politycy brytyjscy natomiast dostrzegali niebezpiecz­ne dla nich skutki nadmiernego osłabienia Niemiec w

24

porównaniu z Francją. Ich koncepcje polityczne zakła­dały zachowanie pewnego dystansu wobec państw kon­tynentalnych, lecz zarazem skłaniały do działania na rzecz utrwalenia między nimi równowagi sił. Wielka Brytania mogła być zagrożona przez każde państwo e-uropejskie, które zdobyło niekwestionowaną przewagę na kontynencie. Jeśli natomiast istniały tam co naj­mniej dwie potęgi rywalizujące ze sobą, Londyn uzy­skiwał dogodną dla siebie pozycję arbitra w ewentual­nych sporach. Całkowite rozbicie potęgi niemieckiej nie leżało więc w interesach oraz planach brytyjskich, gdyż prowadziło do wzrostu potęgi francuskiej. Podobnie umocnienie Polski oznaczało niebezpieczeństwo nad­miernego wzmocnienia sojusznika, lecz zarazem kon­kurenta.

Ostateczna decyzja w sprawie granicy na Górnym Śląsku zapadła więc zarówno pod wpływem wyników głosowania, efektów powstań śląskich, jak też w następ­stwie rywalizacji brytyjsko-francuskiej. 15 maja 1922 r. w Genewie Polska i Niemcy podpisały konwencję, któ­ra uregulowała na piętnaście lat zagadnienia związane z podziałem jednolitego dotąd okręgu przemysłowego. Postanowienia te miały złagodzić ujemne gospodarcze skutki podziału i ułatwić stopniową adaptację do no­wych warunków; z punktu widzenia politycznego ozna­czało to ograniczenie na czas obowiązywania konwencji suwerenności Rzeczypospolitej Polskiej, gdyż m.in. zmiany ustawodawstwa niemieckiego były w zasadzie możliwe tylko wówczas, gdy oznaczało to wprowadzenie praw jednolitych dla całego państwa. W dniach od 17 czerwca do 9 lipca 1922 r. Polska objęła władzę na przyznanym jej terytorium. Zgodnie z ustawą uchwa­loną 15 lipca 1920 r. włączone do Polski terytorium Górnego Śląska otrzymało prawa autonomiczne, któ­rych wyrazem było m.in. utworzenie Sejmu Śląskiego w Katowicach; jego kompetencje dotyczyły zagadnień finansowych, administracyjnych i prawnych.

25

W ciągu pierwszej połowy 1920 r. trwały także przy­gotowania — w Polsce i w Czechosłowacji — do ple­biscytów na niektórych częściach Śląska Cieszyńskiego oraz Spiszu i Orawy. W lipcu 1920 r. rząd polski wy­raził jednak zgodę, by ostateczną decyzję oddać w ręce przedstawicieli mocarstw bez plebiscytu; aprobował to również rząd czechosłowacki. 28 lipca zapadła decyzja dzieląca sporne terytoria. Pozostała jedynie do roz­strzygnięcia kwestia przebiegu granicy w okolicach podtatrzańskiej wsi Jaworzyna (po słowacku Javorina). Przedstawiciele mocarstw ustalili ją dopiero 5 września 1924 r. na podstawie rezolucji Rady Ligi Narodów. Jak­kolwiek więc państwo polskie powstało na początku li­stopada 1918 r., jego terytorium i granice ukształto­wały się dopiero w lecie 1922 r.; sprawa Jaworzyny miała podrzędne znaczenie praktyczne.

Proces formowania- się granic i terytorium był bar­dzo złożony. Rozstrzygnięcia zapadały na polach bitew, w wyniku układu sił stron walczących, a także przy stołach konferencyjnych, gdzie decydowały przede wszystkim interesy mocarstw. W tym stanie rzeczy gra­nice państwowe nie mogły odpowiadać granicom etno­graficznym nawet w takim przybliżeniu, jakie byłoby możliwe w warunkach niezmiernie skomplikowanej struktury ludnościowej wielu obszarów pogranicznych i spornych. Wewnątrz państwa polskiego znalazły się liczne mniejszości narodowe, tak jak ludność o polskiej świadomości narodowej lub mówiąca językiem polskim znalazła się w krajach sąsiednich. Analogiczne problemy miały inne państwa Europy Środkowej.

Mocarstwa podejmujące decyzje w sprawach granicz­nych zdawały sobie sprawę z rozmaitych niebezpie­czeństw wynikających z faktu istnienia znacznych li­czebnie mniejszości narodowych. Doświadczenia wyna­radawiającej polityki niektórych rządów przed pierwszą wojną światową, przykłady prześladowania Żydów w wielu krajach europejskich, obawy przed retorsjami ze

26

strony narodów dotąd uciśnionych wobec swych daw­nych ciemięzców, którzy znaleźli się w pozycji mniej­szości, skłaniały do poszukiwania zabezpieczeń. W re­zultacie przy sposobności podpisywania układów poko­jowych przez Czechosłowację, Grecję, Jugosławię, Pol­skę i Rumunię zostały im narzucone tzw. traktaty mniejszościowe, które miały zagwarantować wyelimi­nowanie ucisku mniejszości narodowych i zapewnić szansę rozwoju mniejszościowej kultury.

Żądania zapewnienia ochrony przed ewentualnymi próbami dyskryminacji w Polsce zgłaszały organizacje niemieckie. W protokole Komisji Międzysojuszniczej w Polsce, obradującej 3 marca 1919 r. w Poznaniu, znajdujemy następujące postanowienie: “Komisja roz­patrzy żądanie wysunięte przez Niemców w celu uzy­skania ochrony poddanych niemieckich na terytorium polskim. Ustali ona przepisy dotyczące tej ochrony i zażąda wzajemności dla poddanych polskich żyjących na terytorium niemieckim". W instrukcjach dla dele­gacji niemieckiej na konferencję pokojową w kwietniu tegoż roku znalazło się stwierdzenie: “(...) ze strony nie­mieckiej muszą być wymagane pewne zapewnienia już w samym traktacie pokojowym dla tych mniejszości niemieckich, które przez odstąpienie dostają się pod obcą zwierzchność państwową".

Koncepcję międzynarodowej ochrony prawnej mniej­szości poparły energicznie także organizacje żydowskie działające w różnych krajach. Memoriał Amerykańskie­go Kongresu Żydowskiego z 2 marca 1919 r. podkreślał m.in. konieczność zagwarantowania praw do posługi­wania się językiem ojczystym, na co zapewne wpłynęły doświadczenia ustawodawstwa austriackiego, które nie uznawało języka żydowskiego, i wyjaśniał: “W Polsce i Rumunii jest wielu mieszkańców, którzy nie umieją mówić językiem urzędowym (...). Między sobą, w kole rodziny i w swoich domach kultu używali oni języków, które dla nich mają tradycyjne znaczenie i które oni

27

mają w głębokim poważaniu i czci. Ponadto nie należy zapominać, że jeżeli Besarabia i Transylwania zostaną przyłączone do Rumunii, w skład jej ludności weszłoby wielu Polaków, Rosjan, Ukraińców, Rusinów i Żydów nie umiejących mówić po rumuńsku".

Z odmiennych pobudek interesowała się tym zagad­nieniem delegacja japońska na konferencję pokojową, która pragnęła włączyć do paktu Ligi Narodów klauzule zapewniające równość rasową. Ta ostatnia kwestia była jednak kłopotliwa dla pozostałych mocarstw ze względu na sytuację w koloniach, toteż ostatecznie zrezygnowano z generalnego uregulowania praw mniejszości narodo­wych na rzecz koncepcji indywidualnych traktatów. Paradoksem było, że pokonane Niemcy, gdzie przed pierwszą wojną światową dyskryminowano mniejszości narodowe i wyznaniowe, nie musiały przyjąć analo­gicznych zobowiązań.

Polska podpisała traktat mniejszościowy 28 czerwca 1919 r., a jego ratyfikacja nastąpiła w związku z raty­fikowaniem układu pokojowego 31 lipca tegoż roku. Wbrew intencjom niektórych przynajmniej zagranicz­nych zwolenników układu służył on w małym tylko stopniu ochronie praw mniejszości narodowych w Pol­sce, stał się natomiast dogodnym narzędziem zewnętrz­nej ingerencji (zwłaszcza niemieckiej) w kwestie pol­skiej polityki wewnętrznej.

Podkreślić zresztą należy, iż twórcy traktatów mniej­szościowych niezbyt orientowali się w problemach Euro­py Środkowej i w rzeczywistym stanie kwestii mniej­szościowych. Charakterystyczny był np. komentarz wy­bitnego brytyjskiego polityka Lioyda George'a, który należał do grona najbardziej wpływowych mężów sta­nu w powojennej Europie, wypowiedziany podczas roz­mowy z premierem Rzeczypospolitej Polskiej Ignacym Paderewskim. Paderewski postulował przyznanie języ­kowi żydowskiemu (określanemu w owym czasie w wielu dokumentach jako “żargon") “praw języka po-

28

mocniczego w szkołach elementarnych, przy obowiązko­wym języku wykładowym polskim", zgodnie z inten­cjami cytowanego wyżej memoriału Amerykańskiego Kongresu Żydowskiego. Według notatki z rozmowy przeprowadzonej 27 czerwca 1919 r. “Lioyd George za­oponował twierdząc, że byłoby to niebezpiecznym prece­densem przyznawać prawo to zepsutemu językowi nie­mieckiemu (tak nazwał żargon), co mogłoby służyć do rozpanoszenia się obcej narodowości w Polsce, zamiast gwarantowania praw mniejszości, co jedynie traktat ma na celu. Chodzi tu bowiem jedynie o równouprawnie­nie i asymilację, nie zaś o tworzenie i akceptowanie mniejszości narodowościowych". Propozycję — wbrew stanowisku Paderewskiego — usunięto z projektu ukła­du. Traktat mniejszościowy wywołał duże rozgoryczenie w Polsce, gdyż dostrzegano niebezpieczeństwa zeń wy­nikające oraz upośledzenie mniejszości polskiej w Niem­czech.

Niezależnie od traktatu w dyskusjach nad projektem konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej gwarancje praw mniejszości narodowych traktowano przeważnie jako nieodłączny element systemu demokratycznego. Już dekret z 28 listopada 1918 r. o ordynacji wyborczej do Sejmu Ustawodawczego przewidywał całkowitą równość wszystkich obywateli. Konstytucja z 17 marca 1921 r. postanawiała: “Każdy obywatel ma prawo zachowania swej narodowości i pielęgnowania swojej mowy i właś­ciwości narodowych. Osobne ustawy państwowe zabez­pieczają mniejszościom w Państwie Polskim pełny i swobodny rozwój ich właściwości narodowościowych przy pomocy autonomicznych związków mniejszości o charakterze publicznoprawnym, w obrębie związków samorządu powszechnego". Wprawdzie przewidziane w tym artykule związki nigdy nie powstały, lecz zarówno inne postanowienia konstytucji, jak ustawy szczegóło­we stały na straży równości wszystkich obywateli. Ana-

29

logiczne postanowienia przejęła bez zmian konstytucja

z 23 kwietnia 1935 r.

Zagadnienia mniejszości narodowych nie mogły jed­nak wyczerpać ustawy. "Wiele — nieraz nawet więcej niż od litery prawa — zależało od praktyki działania administracji państwowej. Olbrzymiej wagi zagadnie­niem były stosunki panujące między różnymi narodowo środowiskami, a także wzajemne stereotypy i uprzedze­nia. Wreszcie realne położenie całego społeczeństwa, wszystkich obywateli niezależnie od narodowości, okre­ślały warunki ekonomiczne oraz wahania koniunktury. ]

Podkreślić należy jeszcze jedną kwestię. Poszczególne mniejszości narodowe znalazły się w granicach Rzeczy­pospolitej Polskiej niezależnie od swej woli i aspiracji. Jedynie ludność żydowska nie formułowała programu terytorialnego, kolidującego z zamierzeniami powsta- j jącego państwa polskiego. Liczne organizacje niemiec­kie w byłym zaborze pruskim oraz na Górnym Śląsku działały natomiast na rzecz zachowania granic przed- ' wojennych. "Wśród społeczeństwa ukraińskiego prze­ważały ugrupowania opowiadające się albo za utworze- i niem niezależnego państwa ukraińskiego, albo za przy­łączeniem się do radzieckiej "Ukrainy. Podobnie było

wśród Białorusinów. Nurty aprobujące zjednoczenie z Polską miały wpływy bardzo ograniczone. Litwini pra­gnęli zjednoczenia z Litwą, Czesi i Słowacy na połu­dniowym pograniczu — zjednoczenia z Czechosłowacją. Przed Rzecząpospolitą Polską stanęło więc niezmier­nie trudne zadanie pozyskania lojalności wszystkich obywateli, niezależnie od narodowości i języka ojczy­stego. A także — zaspokojenia ich praw, gwarantowa­nych przez konstytucję oraz inne ustawy. Powstawało pytanie: Czy odrodzona Polska będzie ojczyzną tylko Polaków, czy też wszystkich jej obywateli?

2. Spory wokół statystyki

Pozornie wydawać się może, iż określenie liczeb­ności mniejszości narodowych w Polsce między­wojennej jest zadaniem nieskomplikowanym. Wystar­czy bowiem wziąć do ręki odpowiednie wydawnictwo — choćby Mały Rocznik Statystyczny — i odszukać właściwą stronę albo też sprawdzić w encyklopedii. W rzeczywistości kwestia nie jest tak prosta. Rozmaite wydawnictwa przytaczały liczby zaczerpnięte bezpo­średnio z wyników spisów ludności, nie poddając ich krytycznej analizie; nie jest ona zresztą zadaniem tego typu publikacji. Historyk nie może się jednak ograniczyć do powtarzania owych informacji, lecz musi zastanowić się nad ich wartością źródłową; to samo zresztą po­winien uczynić demograf, socjolog i ekonomista. Każda tablica statystyczna, w tym także zestawienie wyni­ków spisu ludności, jest źródłem w takim samym zna­czeniu jak dokument archiwalny, wspomnienie ucze­stnika wydarzeń lub stara fotografia. Badacz jest obo­wiązany zająć wobec źródła stanowisko krytyczne, to znaczy zastanowić się nad okolicznościami jego powsta­nia i ocenić, w jakiej mierze oddaje ono wiernie rzeczywistość, w jakiej zaś mogły w nim znaleźć się rozmaite zniekształcenia, niedokładności, a czasem na­wet fałszerstwa.

Metodologia nauk historycznych od dawna zajmuje aię zagadnieniami krytyki źródeł i dziś mamy już usta-l°ny pewien kanon postępowania. Przede wszystkim

31

należy zastanowić się nad czasem powstania oraz po­chodzeniem źródła; w wypadku publikacji statystycz­nych, pochodzących — w Polsce — z Głównego Urzę­du Statystycznego, wynika to z informacji podanych w wydawnictwie. Rezultaty spisów ludności w naj­bardziej szczegółowej postaci ogłoszono w wydawnic­twie Statystyka Polski, prezentując we wstępie naj­ważniejsze wiadomości dotyczące metod opracowania. Następnie wymaga rozważenia parę pytań, takich sa­mych, jakie zadaje sobie historyk przy analizie każ­dego źródła: co twórca dokumentu wiedział oraz co chciał przekazać adresatowi, ewentualnie, co mógł po­dać do wiadomości.

W wypadku źródeł statystycznych pytania te spro­wadzają się do wyjaśnienia metod zbierania danych oraz ich opracowywania, ewentualnie do zastanowie­nia się, czy instytucja zbierająca oraz publikująca in­formacje była zainteresowana w określonym ich kształ­cie.

Na ogół panuje opinia, że Główny Urząd Statystycz­ny w latach międzywojennych reprezentował wysoki poziom fachowości oraz że zmierzał do możliwie wier­nego ukazania rzeczywistości. Oznacza to uznanie, że informator — czyli twórca źródła — pragnął przeka­zać dokładne dane. Ustalenie natomiast, czy miał możli­wości zebrania takich informacji oraz czy potrafił za­stosować odpowiednie metody ich opracowania, jest zadaniem nader skomplikowanym, wywołującym li­czne dyskusje wśród badaczy. Pamiętać bowiem należy, iż istniały rozmaite obiektywne ograniczenia, których przy najlepszej woli statystyków nie udawało się po­konać. Jeśli na przykład bywały wioski, w których wieśniacy-analfabeci nie potrafili powiedzieć, ile hek­tarów liczą ich grunty (w wielu regionach państwa nie było ksiąg hipotecznych zawierających dane o włas­ności chłopskiej, dla codziennych potrzeb wystarczała wiedza, gdzie przebiegają linie graniczne między po-

32

Podział administracyjny Polski na początku lat trzydziestych. Województwa: l. śląskie, 2. poznańskie, 3. pomorskie, 4. łódz­kie, 5. warszawskie, 6. kieleckie, 7. krakowskie, 8. lwowskie, 9. stanisławowskie, 10. tarnopolskie, 11. wołyńskie, 12. lubelskie, 13. poleskie, 14. białostockie, 15. nowogródzkie, 16. wileńskie. Warszawę oznaczono kółkiem

lami należącymi do różnych osób, utrwalona w pamięci wszystkich zainteresowanych), wówczas dokładne prze­prowadzenie spisu gospodarstw rolnych wymagało do­konania pomiarów każdego gospodarstwa. W rezulta­cie informacje o ogólnej powierzchni kraju uzyskane dzięki pomiarom geodezyjnym różniły się od danych zebranych podczas spisów. Jeśli wiele osób nie miało

3 — Ojczyzna... 33

żadnych dokumentów i nie znało daty urodzenia -— znów dotyczyło to przede wszystkim wiejskich analfa­betów, a zwłaszcza osób w podeszłym wieku — wów­czas wszelkie badania nad strukturą wieku obywateli Polski musiały być obciążone trudnym do ustalenia błędem. Niejednokrotnie więc statystycy zastanawiali się nad rozmiarami możliwych błędów spowodowanych owymi obiektywnymi warunkami, aby jak najbardziej dokładnie ukazać rzeczywistość gospodarczą i społecz­ną Polski.

Podobnie należy zastanowić się nad możliwościami

błędów występujących podczas spisów ludności. W la­tach międzywojennych odbyły się dwa takie spisy, obejmujące w założeniu terytorium całego państwa — w latach 1921 oraz 1931; terminy wynikały z porozu­mień międzynarodowych. Powszechne spisy ludności bywają przeprowadzane co dziesięć lat, w latach za­kończonych na 0. W praktyce rozmaite względy po­wodują odchylenia od tych dat. Nieraz przyczyny ma­ją charakter techniczny, niekiedy ekonomiczny (kło­poty budżetowe państwa), czasem zaś wynikają z kon­kretnych potrzeb państwowych (np. ostatni spis lud­ności w Polsce został przeprowadzony w 1978 r., czyli przed zwyczajowym terminem, by dostarczyć danych potrzebnych do opracowania planów społeczno-gospo-

darczych).

Z punktu widzenia potrzeb powstającego państwa

polskiego niezbędne było uzyskanie możliwie dokład­nych danych o zaludnieniu, i to jak najszybciej. Tym­czasem jednak przeprowadzenie spisu ludności wyma­gało nie tylko opracowania jego założeń, lecz także przygotowania aparatu technicznego. W 1920 r. trwa­ła jeszcze wojna na wschodzie; pokój podpisano dopiero w marcu 1921 r. Przeprowadzenie przed zakończeniem działań wojennych spisu ludności nie miałoby więk­szego znaczenia, choćby z tego powodu, że wielu męż­czyzn znajdowało się w szeregach armii. Sądzę, że wy-

34

znaczona data — 30 września 1921 r. — była rzeczy­wiście najwcześniejsza z możliwych. Z punktu widzenia potrzeb historyka okazała się nawet nazbyt wczesna.

W momencie spisu ludności terytorium państwa pol­skiego nie było jeszcze definitywnie ustalone. Dopiero 24 marca 1922 r. Sejm podjął uchwałę o przyłączeniu do Rzeczypospolitej ziemi wileńskiej, a w czerwcu te­goż roku nastąpiło objęcie przez polską administrację przyznanej przez mocarstwa części Górnego Śląska. Parę innych zagadnień terytorialnych — lecz o stosun­kowo niewielkim znaczeniu — rozstrzygnięto w 1923 r. Spis ludności z 1921 r. nie objął więc dwóch regionów bardzo ważnych z punktu widzenia badania struktury ludności. Śląsk był największym skupiskiem proletaria­tu w Polsce, mieszkała tam także pewna liczba lud­ności niemieckiej. Wileńszczyzna natomiast była ziemią niemal wyłącznie rolniczą, zamieszkaną — poza Pola­kami — przez Białorusinów, Litwinów, Żydów oraz niektóre inne mniejszości narodowe.

Już powyższe fakty powodują, że dane spisu lud­ności z 1921 r. mogą mieć tylko ograniczoną przydat­ność do badania struktury społeczeństwa Polski. Oprócz tego wskazać należy, iż w tym czasie w województwach wschodnich nie ustały powojenne ruchy migracyjne ludności. Ogółem od listopada 1918 r. do końca 1924 r. powróciło do Polski niemal 1,3 min osób, w tym po dacie spisu niemal 350 tys., przede wszystkim na te­ren byłego zaboru rosyjskiego. Trwała także emigracja ludności niemieckiej z województw zachodnich. Innymi słowy, spis uchwycił stan przejściowy, pewien moment w procesie istotnych i szybkich przeobrażeń struktury ludności Rzeczypospolitej Polskiej. Na koniec wspo­mnieć należy o dalszych przyczynach niedoskonałości ze­branych materiałów. W województwach południowo--wschodnich ukraińskie ugrupowania polityczne ogłosiły bojkot spisu, nie uznając suwerenności Polski na tym obszarze; w tym czasie mocarstwa sprzymierzone je-

35

szcze nie zaakceptowały formalnie granicy polskiej na wschodzie. Tym samym stwierdzić należy, iż spis wy­kazał nazbyt małą liczbę ludności ukraińskiej. Jak wy­nika ze sprawozdań, zdarzało się — na Polesiu — że komisarze przeprowadzający spis niezbyt biegle włada­li piórem, co musiało się odbić ujemnie na dokładności wyników. Znawcy stosunków kresowych (np. Konstan­ty Srokowski) stwierdzali liczne niedokładności wyni­ków spisu w porównaniu ze stanem rzeczywistym. Zna­ne wreszcie były przypadki, że osoby odpowiadające na pytania zawarte w kwestionariuszu błędnie rozu­miały ich treść oraz fałszywie interpretowały pojęcia. Między innymi — co jest istotne dla badania stosun­ków narodowościowych — pytanie o narodowość utoż­samiano z pytaniem o obywatelstwo. Z tych właśnie względów kwestionariusz spisowy w 1931 r. zawierał pytanie o język ojczysty w przekonaniu, zapewne traf­nym, że zmniejszy to możliwości nieporozumień.

Przedstawione fakty powodują, że wyniki spisu lud­ności z 1921 r. nie są wystarczające dla poznania sto­sunków narodowościowych w Polsce. Zbyt wiele było bowiem przyczyn, które wywoływały błędy, a wszyst­kie niemal powodowały umniejszenie liczby mniejszoś­ci narodowych. Toteż autorzy poważnych studiów pu­blikowanych w latach następnych podejmowali próby szacunkowego ustalenia rzeczywistej struktury narodo­wościowej, otrzymując wyniki, które znacznie się od

siebie różniły.

Spis przeprowadzony 9 grudnia 1931 r. miał o wiele mniej niedostatków niż spis z 1921 r.; należy podkreślić, iż organa statystyczne dysponowały już dużym doświad­czeniem, pozwalającym na dobrą organizację badania oraz udoskonalenie metod zbierania danych. Tym ra­zem jednak pojawił się nowy problem. Otóż w Głów­nym Urzędzie Statystycznym stwierdzono, że część kwestionariuszy spisowych — niemal wyłącznie z wo­jewództw południowo-wschodnich — miała poprawione

zapisy dotyczące języka ojczystego: zamiast pierwot­nie wpisanego języka ukraińskiego (lub rusińskiego) inna ręka wpisywała język polski. Piętnaście lat póź­niej prezes Głównego Urzędu Statystycznego, wybitny demograf Edward Szturm de Sztrem opublikował ar­tykuł, w którym pisał: “Robota to była tak brutalna, że kierownicy opracowania spisu ludności byli prze­rażeni i był zamiar nieopracowywania w ogóle bez­wartościowych danych narodowościowych dla całego wschodu Polski. Opracowanie było dokonane tylko na kategoryczne żądanie władz. Trzeba jednak dodać, że wyższe władze ówczesne w Polsce, zdając sobie spra­wę z bezczelnego fałszu, zabroniły publikowania ma­teriałów narodowościowych dla mniejszych jednostek, jak gmin i osiedli (bo tam kłamstwo by się wydało od razu) oraz zabroniły naukowcom i innym dostępu do autentycznego materiału spisowego". Niestety, wy­pełnione kwestionariusze nie dochowały się do naszych czasów i nie mogą być wykorzystane do analiz.

Już podczas rozmowy Edward Szturm de Sztrem wy­jaśnił mi dodatkowo, że kwestionariusze spisowe zebra­ne na terenie powiatów, nim dotarły do Warszawy, przechodziły przez ręce urzędników starostw, prawdo­podobnie więc zmiany wprowadzano na tym etapie. W rezultacie Główny Urząd Statystyczny opracował według języka ojczystego tylko podstawowe dane do­tyczące ludności, bardziej szczegółowo natomiast opra­cowano i opublikowano informacje według wyznania;

pracownicy GUS uznali bowiem, że dla dużej części terytorium Polski materiały dotyczące struktury wy­znaniowej mogą być pomocne przy badaniu struktury narodowościowej ludności.

Wokół wyników spisu ludności z 1931 r. rozgorzała zacięta dyskusja. Dziś niewielu historyków przyjmuje bez zastrzeżeń liczby zawarte w opublikowanych ze­stawieniach o strukturze ludności według języka ojczys­tego. Powstał natomiast problem, w jaki sposób można 37

ustalić kierunki i rozmiary błędów oraz rzeczywistą strukturę narodowościową ludności Polski.

Tutaj stajemy przede wszystkim przed pytaniem, jakie mogą być kryteria zaliczenia człowieka do takie­go lub innego narodu.

Data urodzenia, kolor oczu lub wzrost mają charak­ter obiektywny; niezależnie od poglądów lub upodobań nie można ich zmienić, co najwyżej można starać się ukryć i podawać informacje fałszywe. Kiedy jednak pytamy o przynależność narodową, rozpatrujemy sferę subiektywną: poczucie związków z tradycją, kulturą, obyczajem. Nie wiąże się to z cechami zewnętrznymi w założeniu niezmiennymi. Nie ma możliwości obiek­tywnego sprawdzenia, czy człowiek deklarujący poczu­cie więzi z tradycją Piasta Kołodzieja, Kazimierza Wielkiego oraz Tadeusza Kościuszki udziela informacji prawdziwej, czy też może w rzeczywistości za swego bohatera uznaje Bohdana Chmielnickiego lub Witolda Wielkiego. Co więcej, może się okazać, iż ktoś wycho­wany w jednej tradycji narodowej, w duchu określo­nej świadomości, z upływem lat przejdzie przemianę psychiczną i przyjmie odmienną tradycję, czasem wręcz przeciwstawną. Znamy z historii Polski oraz literatury podobne przeobrażenia świadomości, połączone zazwy­czaj z dramatami ludzi, którzy znaleźli się na rozsta­jach. Znamy także liczne przykłady, gdy z tej samej rodziny wyrastali ludzie głęboko związani z odmien­nymi tradycjami narodowymi.

Jeśli więc datę urodzenia sprawdzić możemy na pod­stawie dokumentów, wzrost ustalimy za, pomocą po­miaru, a kolor oczu przez spojrzenie, to świadomość narodową możemy określić wyłącznie na podstawie de­klaracji zainteresowanej osoby. Osoba ta ulegać może jednak rozmaitej presji, a wówczas deklaracja bywa fałszywa; do tej kwestii wypadnie jeszcze powrócić. Nawet jednak w możliwie najlepszych warunkach, sprzyjających nieskrępowanym oświadczeniom zaintere-

38

sowanych, okazać się może, iż odpowiedź na pytanie o narodowość lub język ojczysty (czyli język, z któ­rym dana osoba jest związana uczuciowo; nie zawsze jest to język używany w życiu codziennym) będzie trudna lub nawet niemożliwa.

Przede wszystkim pamiętać musimy, że świadomość narodowa jest zjawiskiem historycznym. Rozwijała się stopniowo, obejmując rozmaite środowiska społeczne, toteż jeszcze w okresie międzywojennym znaleźć moż­na było w Polsce ludzi, którzy nie mogli jednoznacznie określić się w kategoriach narodowych. Mówili wpra­wdzie językiem, który z punktu widzenia filologicz­nego wolno nazwać polskim, białoruskim, ukraińskim, niemieckim itd., ewentualnie zaliczyć do lokalnych dialektów jakiegoś języka, lecz samych siebie nazywali w kategoriach regionalnych. Nieraz określali się jako “tutejsi", “miejscowi", lecz także “Poleszucy", “Huculi", Ślązacy" itd.

Nie zawsze takie oświadczenie oznaczało rzeczywisty brak powiązań z konkretną tradycją narodową i kul­turą. Nieraz wynikało z obawy, że władze administra­cyjne mogą dyskryminować ludzi deklarujących inną od panującej narodowość lub język. Bywało tak prze­cież w państwach zaborczych, zdarzało się w Rzeczy­pospolitej Polskiej. Kiedy indziej — zwłaszcza w nie­piśmiennych środowiskach wiejskich — był to wstępny etap kształtowania się świadomości: odpowiadający zdawał sobie doskonale sprawę, że nie jest np. Polakiem ani Rosjaninem, rozumiał odrębność swego rodzimego obyczaju, języka oraz tradycji, lecz nie dostrzegał jesz­cze ich identyczności lub pokrewieństwa z obyczajem, tradycją oraz językiem innych środowisk, np. białorus­kich. Raczej wyjątkowo spotkać można było programo­we deklarowanie swego rodzaju kosmopolityzmu — bra­ku jakichkolwiek więzi narodowych.

Wreszcie istniały środowiska, które wolno nazwać pograniczem etnicznym, ulegające wpływom rozmai-39

tych kultur i tradycji narodowych. Działo się tak za­zwyczaj na obszarach, gdzie stykały się rozmaite spo­łeczności narodowe, pod wpływem codziennych kon­taktów, przyjaźni i małżeństw. Bywało tak również tam, gdzie panował ucisk narodowy i przedstawicielom jednego narodu narzucano metodami administracyj­nymi język oraz kulturę narodu panującego.

W sumie stwierdzić możemy, że poza dominującymi liczebnie środowiskami o sprecyzowanej świadomości narodowej istniały w Polsce grupy ludzi dopiero kształ­tujących ową świadomość, znajdujących się na pogra­niczu różnych kultur, dla których jednoznaczna odpo­wiedź na pytanie o narodowość (zawarte w kwestio­nariuszu spisowym w 1921 r.) lub o język ojczysty (według spisu z 1931 r.) byłaby niemożliwa lub bar­dzo trudna. Opublikowane wyniki spisu ludności z 1931 r. wyróżniły grupę oznaczoną jako “język tutejszy" wyłącznie w województwie poleskim. Są natomiast pod­stawy, by twierdzić, że wskazane wyżej zjawiska wy­stępowały również w innych regionach państwa, a także by wątpić w rozmiary “tutejszości" wykazanej

w tym jedynym województwie.

Nie mamy źródeł, które by pozwoliły określić w miarę możliwości dokładnie liczebność wszystkich o-wych grup pogranicznych oraz kształtujących dopiero swą świadomość narodową; pamiętać również należy, iż były one płynne. Wiele czynników wpływało na przyspieszenie procesu kształtowania się świadomości narodowej w latach międzywojennych, a środowiska owego “pogranicza etnicznego" stopniowo podlegały procesom krystalizowania się postaw narodowych. W praktyce więc we wszelkich szacunkach dotyczących struktury narodowościowej posługujemy się zdecydo­wanym rozróżnieniem narodowości zamieszkujących Polskę. Popełniamy w ten sposób błąd, lecz — jak dotąd — brak innego, lepszego, rozwiązania. Postępu­jąc tak, należy sobie zdawać sprawę ze złożoności za-

AD

gadnienia oraz z przybliżonej jedynie wartości wszel­kich liczb. Rzeczywistość nie daje się sprowadzić je­dnoznacznie do schematu, który zmuszeni jesteśmy często konstruować.

Po tych wszystkich zastrzeżeniach należy zastano­wić się nad kryteriami szacowania liczebności mniej­szości narodowych w Polsce międzywojennej, nadają­cymi się do praktycznego zastosowania. Należy znaleźć takie cechy, które w warunkach polskich szły często w parze z odmiennymi tradycjami i świadomością na­rodową. Punktem wyjścia muszą być wyniki spisu lud­ności z 1931 r., tylko on bowiem dostarczył materia­łów dla całego państwa, dotyczących okresu, gdy za­kończyły się już dawno wszystkie powojenne ruchy migracyjne. Problem, przed którym stoimy, rodzi py­tanie: w jaki sposób wyeliminować konsekwencje ma­nipulacji spisowych i zbliżyć się do rzeczywistej li­czebności poszczególnych grup narodowych.

Najczęściej wykorzystywanym materiałem uzupełnia­jącym lub nawet zastępującym dane o strukturze na­rodowościowej jest statystyka wyznaniowa. Międzywo­jenne spisy ludności uwzględniały bowiem informacje dotyczące tej sfery. Także i w tym wypadku mamy do czynienia ze sferą świadomości ludzkiej, lecz — w odróżnieniu od narodowości — dysponujemy zarazem pewnymi formalnymi oznakami dotyczącymi wyznania. Na większej części obszaru państwa polskiego aktami stanu cywilnego zajmowały się związki wyznaniowe, a tym samym rejestracja urodzin, małżeństw i zgonów łączyła się z obrzędami religijnymi. Na ogół też — zwłaszcza na wsi — presja opinii lokalnej zmuszała do podporządkowania się religijnym obyczajom, a to oznaczało przynależność do jednego z wyznań. Bardzo nieliczna grupa osób nie tylko faktycznie, lecz i for­malnie zerwała wszelkie więzi z religią. Najczęściej nawet ludzie niewierzący, a w każdym razie wszyscy tzw. niepraktykujący, związani byli z jakimś wyzna-41

niem, z reguły z tym, w jakim ich wychowano. In­nymi słowy, w większości wypadków wyznanie łączyło się z tradycją środowiskową.

Można wprawdzie zapytać, czy podczas spisu lud­ności nie “poprawiano" także danych o wyznaniu. Otóż brak jest danych, by sądzić, że podobne postępo­wanie występowało w skali masowej, jakkolwiek trud­no wykluczyć indywidualne przypadki. Jednakże przy analizie w skali całego państwa, a nawet województwa, poszczególne przykłady nadużyć nie mają większego znaczenia, gdyż mieszczą się w granicach nieuniknio­nych i tak niedokładności.

Dane o wyznaniu mają tę niewątpliwą zaletę, że dysponujemy nimi w odniesieniu do całej ludności w momencie spisu. Wyznanie nie jest jednakże identycz­ne z narodowością, a więc należy starannie rozważyć możliwości oraz ograniczenia związane z zastosowaniem tego rodzaju pomocniczego kryterium.

W tradycyjnych wyobrażeniach — lansowanych przed wojną zwłaszcza przez narodową demokrację — przy­jął się stereotyp Polaka-katolika, swego rodzaju łącz­ności wyznania rzymskokatolickiego z tradycją polsko­ści. Nie ulega wątpliwości, że w okresie zaborów religia katolicka obrządku łacińskiego odegrała dużą rolę w kształtowaniu świadomości społeczeństwa polskiego oraz w tworzeniu potocznych wyobrażeń o przeszłości i tradycjach Polski. Niektóre doniosłe fakty z dziejów Kościoła łączyły się z ważnymi momentami z historii państwa i weszły do skarbnicy legend narodowych. Wystarczy przypomnieć chrzest Polski oraz obronę Częstochowy. Lecz przecież stereotyp Polaka-katolika nie odpowiadał rzeczywistości. Przede wszystkim przy­pomnieć należy, iż w rozwoju kultury polskiej w epoce Odrodzenia wielką rolę odegrały rozmaite nurty pro­testanckie, co tak wyraźnie widać w literaturze. Po drugie — co jest jeszcze ważniejsze — w niektórych regionach tradycja polskości wiązała się z protestan-

42

tyzmem. Tak było na Mazurach pod panowaniem prus­kim, tak było również na Śląsku Cieszyńskim pod pa­nowaniem arcykatolickich Habsburgów. Na tych zie­miach książkę polską znano najczęściej pod postacią ewangelickiego kancjonału. Pamiętać także musimy, że w granicach międzywojennej Rzeczypospolitej Polskiej religię rzymskokatolicką wyznawali w większości Lit­wini i Słowacy, spory odsetek Niemców (wg urzędo­wych wyników spisu z 1931 r. około 16 proc.) oraz Białorusinów (Cesłau Sipović przytacza dane, iż w la­tach sześćdziesiątych XIX wieku ponad 40 proc. kato­lików diecezji wileńskiej mówiło językiem białorus­kim). Wyznawcy tej samej religii byli też — choć za­pewne mniej liczni — wśród Ukraińców.

Ta sama potoczna opinia wiąże obrządek greckokato­licki z Ukraińcami byłego zaboru austriackiego, a pra­wosławie — wyłącznie z Rosjanami, Ukraińcami i Bia­łorusinami dawnego zaboru rosyjskiego. Trudno jest zgodzić się z takim ujęciem, gdyż w Polsce mieszkali także Polacy wyznania prawosławnego oraz greckoka­tolickiego.

Przyjmowanie bez zastrzeżeń religii jako wyznacz­nika narodowości prowadzić może więc do błędów. Spróbujmy rozpatrzyć bliżej tę kwestię, rozpoczynając od stosunków panujących w województwach wschodnich.

Na terytorium dawnego zaboru austriackiego wśród ludności ukraińskiej panował obrządek greckokatolicki, który w przeszłości powstał w wyniku unii między częścią Cerkwi prawosławnej a Kościołem katolickim w Polsce. Unia wywołała niegdyś zacięty opór ze stro­ny ludzi związanych z prawosławiem. W XIX w. jed­nak religia greckokatolicka stała się już wyznaniem prawdziwie ludowym, a w końcu stulecia duchowni greckokatoliccy byli wśród narodowych działaczy ukra­ińskich. W latach międzywojennych wyznanie to niemal symbolizowało ruch ukraiński; metropolita Andrij Szeptyćkyj — zwierzchnik duchowy grekokatolików 43

był przez Ukraińców uznawany za wybitny autory­tet narodowy. Warto wspomnieć, że bliskim jego krew­nym był generał Wojska Polskiego Stanisław Szeptycki, uważany i uważający się za Polaka.

Według informacji Edwarda Szturm de Sztrema właś­nie w województwach południowo-wschodnich dokony­wano w 1931 r. najdalej idących zniekształceń podczas spisu ludności. Zwraca uwagę, że w okresie między spisami 1921 i 1931 r. nastąpił niebywały przyrost licz­by Polaków obrządku greckokatolickiego, z 361,3 tys. do 487,0 tys. osób, czyli o niemal 35 proc. Jeśli zważyć, że już dane zebrane w 1921 r. wywoływały istotne za­strzeżenia, trudno akceptować wiarygodność liczb z

1931 r.

Grekokatolicy byli także wśród Polaków, to rzecz nie ulegająca wątpliwości, ale w zdecydowanie mniej­szej liczbie. Z kolei katolicy obrządku łacińskiego znaj­dowali się wśród Ukraińców. Sądzę więc, że dopusz­czalna jest hipoteza, iż liczba Polaków-grekokato-lików równała się w przybliżeniu liczbie Ukraińców “łacinników". Pogląd ten nie jest specjalnie oryginalny. W 1939 r. pisał bowiem Franciszek Czerwiński: “Je­dyną poważną podstawą obliczeń stosunku obu naro­dowości na terenie ziemi czerwińskiej może być sta­tystyka wyznaniowa. Zdaje się bowiem nie ulegać wąt­pliwości, że — o ile istnieje pewna liczba Polaków wyznania greckokatolickiego i Ukraińców wyznania rzymskokatolickiego — to jednak cyfry Polaków i ka­tolików obrządku rzymskiego, Rusinów i unitów po­krywają się mniej więcej. Najlepszym tu dowodem jest fakt, że nie ma żadnych kapłanów Polaków — grekokatolików ani Ukraińców — katolików rzym­skich". Uprawnia to do stwierdzenia, że w skali trzech województw południowo-wschodnich (lwowskiego, sta­nisławowskiego i tarnopolskiego) liczba Ukraińców była w przybliżeniu taka sama jak liczba osób wyznających katolicyzm obrządku greckiego. Szacunek ten zapewne

44

jest nieco zbyt wysoki, lecz błąd o wiele mniejszy niż ten, który zawierają opublikowane wyniki spisu lud­ności.

Dalej na północ — na ziemiach, które przed pier­wszą wojną światową znajdowały się pod panowaniem rosyjskim — granica między wyznaniem prawosławnym a katolicyzmem w dużej mierze była zbieżna z gra­nicą narodowościową. Władze carskie, stosując brutal­ną przemoc, zniosły unię religijną i włączyły greko­katolików do Cerkwi prawosławnej. Paradoksalnym tego skutkiem stała się polonizacja niektórych środo­wisk mówiących językiem ukraińskim. W miarę mo­żliwości, uchylając się od przymusu religijnego, wieś­niacy “nawracani" na prawosławie zwracali się ku Kościołowi rzymskokatolickiemu. Było to możliwe na pograniczu polsko-ukraińskim, w okolicach mieszanych narodowo i wyznaniowe. Dotyczyło więc tylko nie­których obszarów, jak np. ziemi chełmskiej. Zdecydo­wana większość musiała ugiąć się przed przemocą i przyjęła prawosławie, które po upływie wielu dziesię­cioleci zyskało trwały grunt w tradycji i obyczaju wsi ukraińskiej. W rezultacie w województwie wołyńskim zdecydowana większość Polaków była wyznania rzym­skokatolickiego, a zdecydowana większość Ukraińców — wyznania prawosławnego. Prawosławie wyznawali także Rosjanie. Aby oszacować liczbę Ukraińców, przyj­miemy założenie, że liczba Polaków prawosławnych równa się liczbie Ukraińców-katolików; oprócz tego od ludności prawosławnej należy odliczyć Rosjan.

W województwie poleskim sytuacja kształtowała się o wiele bardziej skomplikowanie. Przede wszystkim przez obszar ten przebiegała granica między Ukraiń­cami a Białorusinami. Po drugie, znaczna część miesz­kańców została zaliczona do “języka tutejszego". Ci, tzw. tutejsi, mówili miejscowymi dialektami białoruski­mi i ukraińskimi i z reguły wyznawali prawosławie. Podobnie jak na Wołyniu możemy więc przyjąć, że

45

liczba ludności polskiej odpowiadała w zasadzie licz­bie osób wyznania rzymskokatolickiego, podczas gdy prawosławni byli to Rosjanie, Białorusini i Ukraińcy. Rosjan zapewne nie spotykano wśród “tutejszych", gdyż zaliczali się do nich niemal wyłącznie napływowi urzę­dnicy, właściciele ziemscy i inne środowiska o ukształ­towanej świadomości narodowej. Pozostaje więc skom­plikowany problem, jak podzielić “tutejszych" między Białorusinów i Ukraińców. Nasuwa się metoda uprosz­czona — przyjąć, że w powiatach, gdzie spis wykazał ludność o języku białoruskim, ukraińskim oraz “tutej­szym", w tej ostatniej grupie proporcje między Biało­rusinami i Ukraińcami kształtowały się tak samo jak wśród mieszkańców tych powiatów o sprecyzowanym języku ojczystym. Pociąga to za sobą oczywiście duże niebezpieczeństwo błędu, lecz bez szczegółowych badań stosunków w każdym powiecie lub nawet gminie, a takimi nie dysponujemy, trudno byłoby o większą

dokładność.

W województwach położonych dalej na północ Ukra­ińców prawie nie było, lecz część Białorusinów — i to niemała — wyznawała katolicyzm obrządku łacińskiego. Sytuacja taka bardzo utrudnia zadanie badacza, gdyż nie można już założyć, iż równoważyła ich liczba Po­laków prawosławnych. Punktem wyjścia może być in­teresujące studium o ludności województwa nowogródz­kiego, przygotowane dla Instytutu Badań Narodowo­ściowych przez Józefa Zarembę i powielone jako tekst poufny. Ten charakter opracowania skłania do przy­puszczenia, że nie miało ono celów polityczno-propa-gandowych, a zatem zasługuje na większe zaufanie niż inne publikacje, przygotowywane z myślą o dyskusjach politycznych. Zaremba uważał, iż w tym województwie wśród katolików było 55 do 65 tysięcy Białorusinów (razem z “tutejszymi"), czyli około 9 proc. ogólnej licz­by ludności białoruskiej. W województwach wileńskim i białostockim odsetek Białorusinów-katolików kształ-

46

tował się wyżej, lecz nie mamy na ten temat bliż­szych informacji. Trudno opierać się na cytowanych wyżej informacjach Sipovića, gdyż w ciągu lat, które upłynęły od powstania Rzeczypospolitej Polskiej, na wsi wileńskiej postępował proces polonizacji. Jedynym rozwiązaniem jest przyjęcie, iż odsetek był taki sam jak w województwie nowogródzkim, lecz ze świado­mością, że oznacza to wykazanie nieco zbyt niskiej ogólnej liczby Białorusinów.

W dotychczasowym postępowaniu zakładałem, że zniekształceniu uległy wyłącznie dane dotyczące lud­ności białoruskiej i ukraińskiej, podczas gdy informacje o liczbie Rosjan były ścisłe. Sądzę, że założenie takie jest dopuszczalne. W Polsce mieszkało stosunkowo nie­wielu Rosjan, nie stanowili więc takiego problemu po­litycznego jak Białorusini i Ukraińcy, a tym samym nie było motywów, aby stosować metody, które zmniej­szały ich liczebność.

Nie można natomiast powiedzieć tego samego o licz­bie Litwinów, zamieszkujących niektóre powiaty wo­jewództw wileńskiego i białostockiego, w odniesieniu do nich jednak statystyka wyznaniowa jest nieprzydat­na. Niezbędne byłyby szczegółowe badania oparte na odmiennych materiałach. Jeśli więc przyjmuję liczbę Litwinów zgodnie z wynikami spisu, to jedynie dlate­go, że nie mam podstaw do odmiennego szacunku. Pa­miętać jednak należy, iż w rzeczywistości Litwinów w Polsce było więcej.

Liczba ludności żydowskiej uległa bez porównania mniejszym zniekształceniom. Wiadomo jednak, iż zda­rzały się wypadki, że Żydzi podawali narodowość pol­ską (w 1921 r.) lub język polski (w 1931 r.), aby zado­kumentować swą lojalność w stosunku do państwa. Spo­tkać można też pojedyncze informacje o niesumienności komisarzy spisowych, zapisujących język polski w kwe­stionariuszach wypełnianych dla Żydów. Powoduje to, że wskazaną w wynikach spisu ludności liczbę osób o

47

języku żydowskim i hebrajskim należy zwiększyć, lecz brak podstaw do takiego szacunku. Na ogół historycy posługują się statystyką wyznaniową, traktując dane o osobach wyznania mojżeszowego jako liczbę Żydów. Również takie postępowanie nie jest ścisłe, gdyż trudna do ustalenia grupa osób wyznania mojżeszowego ule­gła asymilacji, utraciła związek z kulturą i tradycjami żydowskimi, lecz nie zmieniła wyznania, gdyż nie czu­ła więzi z żadną religią. Oprócz nich istniało środowis­ko Polaków wyznania mojżeszowego — ludzi religij­nych, lecz o polskiej świadomości narodowej. Jeśli więc w dalszym ciągu posługiwać się będę w odniesieniu do Żydów statystyką wyznaniową, to pamiętać należy, że

liczby te są nieco zbyt wysokie.

Kolejnym zagadnieniem jest ustalenie liczby ludnoś­ci niemieckiej. Ze wskazanych już uprzednio powodów kryteria wyznaniowe w tym wypadku nie są wystar­czające dla przeprowadzenia szacunków. Dysponujemy natomiast dodatkowymi informacjami w postaci wyni­ków swego rodzaju prywatnych spisów ludności, prze­prowadzonych w Wielkopolsce i na Pomorzu w latach 1926 oraz 1934 przez organizację Deutsche Yereinigung. Pierwszy z nich wykorzystał już w 1930 r. Hermann Rauschning w pracy omawiającej proces osłabiania wpływów niemieckich w byłym zaborze pruskim; ma­teriały obydwóch znajdują się dziś w zbiorach archi­walnych.

Dane o liczebności Niemców we wskazanych dwóch

województwach zebrane podczas spisów oficjalnych i prywatnych nieco się od siebie różnią, co wynika choć­by z tego, że przeprowadzano je w innych latach oraz odmiennymi metodami. Nie są one jednak sprzeczne, co pośrednio potwierdza prawidłowość przebiegu spisu z 1931 r. w województwach poznańskim i pomorskim. Znacznie bardziej skomplikowany układ stosunków istniał w województwie śląskim. Znajdowała się tam bowiem pewna grupa ludności o polskim języku ma­cierzystym, która w rozmaitym stopniu ulegała wpły­wom niemieckim. Sądzę, że rację ma Restytut Stanie-wicz, który pisze: “Chociaż członkowie tej grupy nie posiadali silnie ugruntowanego polskiego poczucia na­rodowego, to jednak ogromna większość spośród nich nie uważała się również za Niemców, ulegając natych­miastowej pełnej repolonizacji z chwilą usunięcia zale­żności ekonomicznej od czynników niemieckich lub motywów niezadowolenia pchających do obozu niemiec­kiego". Byli wśród tych ludzi tacy, którzy znaleźli się pod przemożnym naciskiem niemieckiego środowiska, administracji oraz przedsiębiorców. Byli inni, którzy ulegali wpływom dwóch kultur i tradycji: niemieckiej oraz polskiej. Zdarzali się wreszcie i tacy, choć zapew­ne niezbyt liczni, którzy “ze swej nłjakości ideologicz­nej uczynili przedmiot transakcji ekonomicznych" — jak pisał inny historyk śląski, Eugeniusz Kopeć. Pro­wadzi to w sumie do wniosku, że zapewne liczba Niem­ców na Górnym Śląsku powinna być zwiększona o oko­ło 30 do 40 tys. osób.

Mniejszość niemiecka była rozproszona także w in­nych regionach państwa polskiego, poza ziemiami daw­nego zaboru pruskiego. Tam jednak nie stanowiła w 1931 r. istotnego problemu politycznego, toteż jest ma­ło prawdopodobne, by podczas spisu ludności liczba jej uległa poważniejszym zniekształceniom. Można więc przyjąć, że opublikowane wyniki spisu odpowiadały rzeczywistości.

Obywatelami Rzeczypospolitej Polskiej byli także przedstawiciele niektórych innych grup narodowych, zbyt mało jednak licznych, by stanowili przedmiot bliższych zainteresowań; niektóre z nich nawet nie zo­stały wyodrębnione w publikacjach spisowych. Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa nie dotknęły ich ce­lowe zniekształcenia podczas zbierania danych, toteż możemy je pominąć w tych rozważaniach. Nieco wię-

4 — Ojczyzna... 49

cej uwagi wypadnie im poświęcić w dalszych częściach

książki.

Rozważania na temat wartości materiałów spisowych

oraz kryteriów oceny istniejących w nich błędów do­prowadziły do szacunkowego przedstawienia struktu­ry narodowościowej ludności Polski. Dane te zawiera

tablica l.

Tablica l

STRUKTURA NARODOWOŚCIOWA LUDNOŚCI POLSKI W 1931 R.

Narodowość


Wg danych


urzędowych


Wg


szacunku


w tys.


\ w proc.


w tys.


| w proc.


Ludność ogółem 32107 Polacy 22122 Ukraińcy 4 463 Żydzi 2 761 Białorusini 995 Niemcy 739 Rosjanie 139 Inni 888


100 69 14 9 3 2 0 3


32107 20768 5145 3133 1966 784 140 171


100 65 16 10 6 2 0 1



Niezbędnych jest tutaj kilka dodatkowych wyjaśnień. Otóż wszystkie dane o strukturze narodowościowej lud­ności opublikowano w wydawnictwach statystycznych nie uwzględniając żołnierzy przebywających w kosza­rach; było ich w momencie spisu 191,5 tys. Sądzić wol­no, że struktura wojska była analogiczna do struktury całego społeczeństwa, toteż w powyższej tablicy dokona­łem odpowiedniego przeliczenia, podając całkowitą licz- ^^ bę ludności Polski, Tym samym liczby bezwzględne ^ zawarte w tablicy są nieco wyższe od najczęściej cy­towanych, gdy pomija się żołnierzy. W następnych ta­blicach podawać będę jednakże dane nie obejmujące

wojska.

Dane zawarte w tablicy l mają charakter sumarycz­ny, a konieczność stosowania przybliżeń skłoniła do za-

50

okrąglenia liczb. W toku dalszych rozważań okaże się niekiedy niezbędne przeprowadzenie bardziej dokład­nej analizy. Ponieważ jednak w odniesieniu do najlicz­niejszych mniejszości narodowych nie dysponujemy materiałami wystarczająco dokładnymi, w tablicy tej nie było możliwości uwzględnienia danych o mniejszo­ściach mało licznych. Wreszcie pamiętać należy, iż sto­sowane metody szacunku pozostawiają pewien margi­nes błędu oraz pomijają rozmaite grupy o charakterze pośrednim lub o nieskrystalizowanej świadomości na­rodowej. Przedstawione obliczenia spotykały się niejednokrot­nie z krytycznymi zastrzeżeniami. Jak dotąd jednak wyczerpującą analizę struktury narodowościowej prze­prowadził tylko Janusz Zarnowski, stosując nieco in­ne metody obliczeń. Wyniki ich różnią się nieznacz­nie. Zarnowski ustalił bowiem następujące odsetki po­szczególnych grup językowych: Polacy 66,0 proc., Ukra­ińcy 15,3 proc., Żydzi 8,6 proc., Białorusini 4,3 proc., Niemcy 2,6 proc., inni«ł'uproc. oraz “tutejsi" 2,2 proc. Wyodrębnienie Białorusinów i Ukraińców spośród “tu­tejszych" zbliżyłoby jeszcze bardziej szacunki Żarnow-skiego do tych, które przedstawiłem w tablicy l.









s. Ukraińcy


Ludność ukraińska zamieszkiwała w Polsce przede wszystkim województwa południowo-wschodnie, wchodzące uprzednio w skład zaboru austriackiego — stanisławowskie, lwowskie, tarnopolskie — oraz woje­wództwo wołyńskie i południową część poleskiego, na­leżące przed pierwszą wojną światową do Rosji. Pewna liczba Ukraińców znajdowała się też w niektórych oko­licach województw sąsiednich. Podstawowe dane — przy wykorzystaniu omówionych w poprzednim roz­dziale zasad szacunku — zawiera tablica 2.

Tablica 2 LUDNOŚĆ UKRAIŃSKA W POLSCE W 1931 R. WEDŁUG SZACUNKU


Województwa


Ludność ogółem w tys.


Ludność ukraińska


w tys.


w proc. calej ludności


Polska Stanisławowskie Wołyńskie Tarnopolskie Lwowskie miasto Lwów Poleskie Lubelskie Krakowskie Białostockie Inne


31916 1480 2086 1600 2815 312 1 132 2465 2298 1644 16084


5113 1079 1445 872 1256 50 219 123 59 3 7


18,0 | 72,9

6\, 54,!^ 44,6 ^ 16,0 19,3 5,0 2,6 0,2 i 0,0 1


52









Jak łatwo zauważyć, w tablicy tej pominąłem dane dotyczące żołnierzy przebywających w koszarach, gdyż nie dysponujemy informacjami o ich rozmieszczeniu w poszczególnych województwach. Niezależnie od tego in­formacje takie byłyby bezużyteczne dla rozważań nad strukturą narodowościową według województw, gdyż miejsce pobytu oddziałów wojskowych wynika z decy­zji dowódców i nie wiąże się z cechami strukturalnymi miejscowej ludności. Bardzo często żołnierzy pocho­dzących z województw wschodnich posyłano do zacho­dnich i odwrotnie, t

Czytelnik, który weźmiedo ręki międzywojenne pu­blikacje statystyczne, -eduważy z pewnością, że przed­stawiona tutaj tablica różni się od wyników spisu nie tylko tym, że jest zmodyfikowana na podstawie szacun­ków. Zawiera bowiem jedną kolumnę zatytułowaną “ludność ukraińska", podczas gdy publikacje spisowe podawały odrębnie języki ukraiński oraz ruski. Różni­ca ta jest bardzo istotna, gdyż np. według danych spi­sowych w województwie tamopolskim mieszkało 25,1 proc. osób używających języka ukraińskiego, 20,4 proc. — języka ruskiego oraz 49,3 proc. — języka polskiego. Innymi słowy: język polski był mową ojczystą mniej niż połowy mieszkańców te.j ziemi, lecz pomimo to był najliczniej reprezentowany.

Poza publikacjami spisowymi, w rozmaitych studiach poświęconych analizie stosunków etnicznych w Polsce spotkać można rozważania o jeszcze innych odrębnych grupach, jak Huculi, Bojkowie, Łemkowie, zamieszku­jących górskie i podgórskie okolice województw połu­dniowych.

Wszystkie te podziały łączą się z losami historycznymi ziem, które wchodziły w skład państwa polskiego, a by­ły zamieszkane przez ludność mówiącą rozmaitymi dia­lektami języka ukraińskiego i wyznającą wiarę grecko­katolicką lub prawosławie. Rozróżnienie na Rusinów oraz Ukraińców (a zatem na język ruski oraz ukra-

53

iński) miało w istocie rzeczy charakter polityczny. Okre­ślenie “Ukrainiec" w znaczeniu narodowości powstało stosunkowo późno — w XIX w. Tradycyjnie posłu­giwano się słowem “Rusin", lecz miało ono w prze­szłości odmienne, a przede wszystkim szersze znacze­nie; obejmowano nim niegdyś także ludność mówiącą językiem białoruskim. Wraz z kształtowaniem się świa­domości narodowej ukraińskiej określenie “Rusini" (niekiedy też “Starorusini") zaczęto stosować dla śro­dowisk, które wprawdzie podkreślały swą odrębność od Polaków, lecz obce były narodowej ideologii ukra­ińskiej i — w zaborze austriackim — opowiadały się raczej za wspólnotą tradycji oraz kultury z narodem rosyjskim. Był to nurt zdecydowanie konserwatywny, który stopniowo tracił wpływy w społeczeństwie ukra­ińskim. Podkreślić należy, iż nie było dwóch odrębnych języków — ukraińskiego oraz ruskiego. Różnice doty­czyły koncepcji politycznych, pojmowania miejsca i roli Ukraińców wśród społeczeństw europejskich, przede wszystkim słowiańskich. Z punktu widzenia polityki władz polskich podział taki przynosił znaczny pożytek. Można było bowiem przedstawiać układ stosunków w niektórych regionach kraju w taki sposób, który by pod­kreślał ich mieszany charakter etniczny; wprawdzie Polacy nie tworzyli tam większości bezwzględnej, lecz w owej mieszaninie rozmaitych grup byli narodem naj­liczniejszym, jedynie zdolnym do zaprowadzenia po­rządku.

Bardziej złożone problemy wiązały się z istnieniem drobnych grup regionalnych, o zaznaczającej się odrę­bności obyczaju oraz dialektu. Początki tych grup się­gają odległej przeszłości; kształtowały \K one w wy­niku zasiedlania okolic górskich przez luS(^pść różno­rodnego pochodzenia, a w rezultacie lokalne dialekty oraz tradycje dziedziczyły elementy rozmaitego chara­kteru. Można dostrzec tu analogię z kształtowaniem się

mowy, obyczajów i tradycji mieszkańców polskiego Podhala.

Mówił poseł Iwan Zawałykut na posiedzeniu Sejmu 20 lutego 1936 r.: “Stwierdzam, że Huculi, których re­prezentuję, są i zostaną Ukraińcami, podobnie jak Ka­szub, Mazur, Ślązak czy góral tatrzański pozostanie tyl­ko Polakiem". Toczyła się cicha walka o wpływ na świa­domość ludzi, zwłaszcza znajdujących się na etapie po­wstawania świadomości narodowej. Ze strony władz pol­skich — przede wszystkim w latach trzydziestych — dokładano starań, aby wesprzeć te wszystkie nurty, które przeciwstawiały się ukraińskiej świadomości na­rodowej. Pomimo to świadomość ta rozpowszechniała się wśród ludności mówiącej dialektami ukraińskimi, a W ukraińskich^ł^lowiskaph intelektualnych narastało !rozgoryczenie w stosunku do społeczeństwa polskiego.

Jak wynika z danych zawartych w tablicy 2, mniej więcej zwarty obszar zasiedlenia Ukraińców obejmował Województwa: wołyńskie, stanisławowskie i tarnopol-skie. W tym ostatnim jednak mieszkał także znaczny odsetek ludności polskiej, tworzącej duże wyspy wśród wiosek ukraińskich. W województwie lwowskim ukra­iński charakter miała przeważnie wschodnia jego część. Samo miasto Lwów było wprawdzie największym miej­skim skupiskiem Ukraińców w Polsce, ich ośrodkiem intelektualnym i politycznym, siedzibą wielu ukraiń­skich instytucji oraz organizacji, lecz w stosunku do ogółu mieszkańców Ukraińcy stanowili tam niezbyt duży odsetek. W województwie poleskim Ukraińcy za­mieszkiwali powiaty południowe. W województwie kra­kowskim nieco większy ich odsetek zamieszkiwał w po­wiatach gorlickim i nowosądeckim oraz w paru gmi­nach powiatów jasielskiego i nowotarskiego. Wresz­cie w województwie lubelskim Ukraińcy znajdowali się w powiatach: bialskim, biłgorajskim, chełmskim, hru­bieszowskim, tomaszowskim i włodawskim. W innych regionach państwa liczba Ukraińców była znikoma.

55

Jeśli nawet wszystkie te rozważania o liczbie i roz­mieszczeniu ludności ukraińskiej w Polsce przyjmo­wać należy jako orientacyjne, pamiętając o wszystkich zastrzeżeniach formułowanych w poprzednim rozdziale, to przecież wynika z nich niedwuznacznie, iż w grani­cach państwa polskiego znajdowało się terytorium o większości ukraińskiej. Granice jego byłoby trudno ściśle wytyczyć, gdyż wioski ukraińskie w niektórych regionach wysuwały się dość daleko na zachód, gdzie indziej natomiast wioski polskie sięgały daleko na wschód. Liczne wieki zamieszkiwania w jednym orga­nizmie państwowym przyczyniły się do przemiesza­nia ludności. Procesy asymilacyjne przebiegały wpra­wdzie w warunkach dominacji polskiej wielkiej włas­ności ziemskiej oraz polskiej administracji (do rozbio­rów, potem — w drugiej połowie XIX w. — polska administracja istniała tylko w zaborze austriackim), lecz przecież w okolicach o przewadze ludności mówiącej językiem ukraińskim bywało również tak, że osadnicy polscy ulegali ukrainizacji. Nie należy jednak tego przy­pisywać polityce władz zaborczych. W Rosji władze nie uznawały istnienia narodu ukraińskiego i zmierzały do rusyfikacji miejscowej ludności. W Galicji, po uzyska­niu autonomii, władze lokalne miały polski charakter. W wielu regionach ukształtowała się tradycja przyjaz­nego współżycia sąsiedzkiego wieśniaków należących do obydwu narodów. Zmienić się to miało dopiero wów­czas, gdy społeczeństwo ukraińskie poczęło domagać się swych praw i napotkało zdecydowany opór ze strony najbardziej wpływowych ugrupowań polskich; w okre­sie międzywojennym rozwinęła się na tym gruncie ostra walka prawicowych nurtów ukraińskich i polskich. I wówczas jednak tradycja dobrego sąsiedztwa nie zo­stała całkowicie przekreślona. \

Ludność ukraińska utrzymywała się przede wszyst­kim z pracy na roli. Orientacyjny szacunek wskazuje, że wśród ogółu Ukraińców w Polsce około 82 proc. sta­

nowili właściciele gospodarstw rolnych oraz ich rodziny, podczas gdy do klasy robotniczej należało około 13 proc; byli to przeważnie robotnicy pracujący na roli. Zapewne około 2 proc. liczyła warstwa przedsiębior­ców poza rolnictwem, przede wszystkim w rzemiośle i handlu, inteligencja zaś stanowiła prawdopodobnie około jednego procentu. Taka struktura tylko w części wynikała z faktu, że na ziemiach zamieszkanych przez Ukraińców prawie nie było przemysłu. Oprócz tego bo­wiem charakterystycznym zjawiskom Ayła przewaga Polaków i Żydów wśród osób u^ymujących się z za­jęć nierolniczych. \

Sytuacja Ukraińców w Polsce oraz stosunki polsko--ukraińskie kształtowały się pod wpływem specyfiki struktury społeczno-zawodowej ludności województw południowo-wschodnich, następstw konfliktów zbroj­nych w latach 1918—1920 oraz polityki administracji

polskiej. Zbyt słabo uświadamiamy sobie konsekwencje faktu,

że społeczność ukraińska znalazła się w granicach Pol­ski wbrew swej woli, w wyniku klęski wojennej. W latach międzywojennych nie dostrzegał tego chyba nikt z Polaków zabierających głos w kwestii ukraińskiej. Przede wszystkim była to klęska Zachodnio-Ukraiń-skiej Republiki Ludowej. Krótkotrwałe jej dzieje są u nas zupełnie nie znane, a przecież państwo to nie było fikcją, zdołało w ciągu niewielu miesięcy stworzyć ar­mię, administrację, podjęło wstępne działania na are­nie międzynarodowej, usiłując uzyskać akceptację swe­go istnienia. Wprawdzie nie zdołało tego osiągnąć, lecz przecież nawiązało faktyczne stosunki gospodarcze z sąsiednimi krajami. W literaturze polskiej o państwie tym pisano z reguły źle, często bardzo źle, ukazując wyłącznie chaos i okrucieństwa Ukraińców, gloryfi­kując szlachetność i bohaterstwo Polaków. Rzeczywis­tość, jak zwykle, odbiegała od schematów. Republika uległa w wojnie z Polską, lecz przecież nie oznaczało

57

to zrezygnowania z aspiracji niepodległościowych jej działaczy oraz jej dotychczasowych obywateli, którzy stali się obywatelami Rzeczypospolitej Polskiej. Mu­sieli pogodzić Się z faktami, z własną słabością, ale prze­cież nie było to równoznaczne z wyrzeczeniem się ma­rzeń. Podobnie reagowało społeczeństwo polskie na po­rażki wojskowe w powstaniach narodowych, nie rezy­gnując z nadziei na lepszą przyszłość.

Wprawdzie nie wszyscy Ukraińcy podzielali koncep­cje polityczne Zachodnio-Ukraińskiej Republiki Ludo­wej, lecz nie oznaczało to, że aprobowali przyłączenie do Polski. Wielu opowiadało się po stronie ruchu re­wolucyjnego, za władzą radziecką. Dla nich katastrofą polityczną stał się traktat ryski, który przeprowadził granicę między republikami radzieckimi a Polską wbrew ich pragnieniom. Również i oni nie wyrzekali się swych dążeń, a jedynie usiłowali je zrealizować od­miennymi drogami.

Polska uzyskała więc na wschodzie granicę traktowa­ną jako nienaruszalną oraz jako gwarancję jej bezpie­czeństwa, lecz zarazem otrzymała kilka milionów oby­wateli odnoszących się do niej jak do zaborcy. Dobrze rozumiany interes państwa nakazywał, by rozsądną po­lityką przynajmniej zneutralizować nastroje wrogości.

Sytuację komplikowały ostre i coraz bardziej nasila­jące się antagonizmy między polskimi i ukraińskimi organizacjami w województwach południowo-wschod-nich. Ziemie te były historycznie związane z Polską. W tradycjach utrwaliła się pamięć stuleci bojów o ich zachowanie — przeciwko Turcji, Tatarom, Rosji, a tak­że ludowym powstaniom. Literatura piękna — przede wszystkim powieści Henryka Sienkiewicza — kształto­wała legendę Dzikich Pól oraz stanic kresowych, któ­rych bohaterscy mieszkańcy bronili całości i suweren­ności Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Ta sama legenda zawierała stereotyp miłującego wolność, lecz żarnem prymitywnego, okrutnego i odrzucającego wszelkie p^

58

winności wobec ojczyzny Kozaka — hajdamaki i za­bójcy. Zapominano, że ten sam Sienkiewicz w niewiele lepszym świetle ukazywał postępowanie szlachty wo­bec ludności Ukrainy.

Symbolem województw południowo-wschodnich stał się Lwów, ośrodek kultury polskiej, siedziba instytucji naukowych, sztuki, bibliotek i archiwów. Zacięte walki o to miasto w latach 1918—1920, w których udział bra­ły dzieci i młodzież polska, kontynuowały tradycję Sien­kiewiczowską i umocniły uczuciowe związki Lwowa z polskim społeczeństwem.

Rozwój ukraińskiej świadomości narodojjtej, odrodze­nie kultury i języka wywoływały poczucie zagrożenia wśród dużej części ludności polsia^zwłaszcza zwią­zanej z tradycją szlachecką. Na ziemi, którą uważano za niezaprzeczalnie i całkowicie polską, pojawiła się no­wa siła, nawiązująca do tradycji powstań kozackich i Bohdana Chmielnickiego. Co więcej, siła ta zamie­rzała podnieść chłopską gwarę do rangi języka litera­tury, administracji i szkoły, a to oznaczało, że większa część wieśniaków wymknąć się może spod duchowej kontroli dworu polskiego.

Powstała paradoksalna sytuacja. Z jednej strony licz­ne organizacje polskie głosiły tezę o pradawnym pol­skim obliczu Galicji Wschodniej (którą zaczęto nazywać Małopolską Wschodnią, by nikt nie żywił najmniejszych wątpliwości), z drugiej natomiast w wielu okolicach Po­lacy żyli w nieustannej obawie przed siłą żywiołu ukra­ińskiego. Znajdujemy przykłady tego w dokumentach. Przytoczę jeden z nich. 7 września 1932 r. w Kowlu miejscowy starosta zwołał posiedzenie Komitetu Poro­zumiewawczego Polskich Organizacji Społecznych, a w zagajeniu dementował rozmaite pogłoski: “Plotki poli­tyczne mają charakter wręcz anegdotyczny. Szczytem tych ostatnich jest plotka o tym, że kilka dni temu do Kowla miał podchodzić cały pułk powstańców z or­kiestrą (...) Istota sprawy przedstawia się następująco.

i i 59

W powiecie grasuje obecnie kilka małych grupek ban­dyckich, które są skutecznie likwidowane". Miejscowy inspektor szkolny mówił natomiast o nastrojach: “Po­śród ludności polskiej w powiecie zaczyna panować de-fetyzm. Polacy zamieszkali nielicznie wśród Ukraińców obawiają się zwycięstwa Selrobu. Obawy powstają na­wet wśród urzędników. Wyspy polskie w powiecie na­leży otoczyć jak najtroskliwszą opieką. Katolicy ze wsi Czersk, Czerniawka, Majdan Hulewiczowski często nie umieją mówić po polsku. (...) Kooperatywy są opano­wane przez Selrob i szkodliwe. Wszystkich kooperatyw nie można zlikwidować, należy do nich wejść, aby je opanować".

W społeczeństwie ukraińskim dominowały wpływy ugrupowań opozycyjnych w stosunku do rządu polskie­go, traktujących stan istniejący w latach międzywojen­nych jako obcą okupację. Stanowisko takie powsze­chnie ujawniało się zwłaszcza na początku lat dwudzie­stych. W 1935 r. polityk ukraiński Wasyl Mudryj, usi­łujący doprowadzić do kompromisu polsko-ukraińskiego i piastujący stanowisko wicemarszałka Sejmu, mówił w rozmowie z dziennikarzem: “Całe społeczeństwo u-kraińskie stało zdecydowanie na gruncie nieuznawania państwowości polskiej. To było zresztą naturalne. Wspo­mnienia niedawno co ukończonej wojny były zbyt żywe, by mogło być inaczej. Najlepszym wyrazem nastrojów mas ukraińskich był manifestacyjny bojkot wyborów parlamentarnych w roku 1922. Dopiero rok następny zapoczątkowuje zmianę nastrojów". Proces przeobra­żeń postaw politycznych okazał się jednak złożony i powolny.

Najbardziej radykalny program polityczny i społeczny formułowała lewica, reprezentowana przez nielegalną Komunistyczną Partię Zachodniej Ukrainy oraz kilka ugrupowań legalnych, z reguły o krótkotrwałym ist­nieniu. KPZU, zwalczana bezwzględnie przez władze, zyskała na początku lat dwudziestych wpływy nie tyl-

60

ko w miastach, lecz także wśród mieszkańców wsi, gło­sząc radykalny program reform społecznych oraz postu­lat pełnego równouprawnienia narodowego. W tym sa­mym kierunku oddziaływały wieści napływające z U-krainy radzieckiej — o rozwoju nauki i sztuki ukraiń­skiej, oświaty, rozpowszechnianiu języka. Na początku lat trzydziestych jednak—pod wpływem m.in. infor­macji o kolektywizacji rolnictwa w ZSRR — rola lewi­cy w społeczeństwie zaczęła się zmniejszać. Legalne or­ganizacje lewicowe przechodziły skomplikowaną ewolu­cję. Wywierała na nie silny wpływ ideologia ruchu Ko­munistycznego, a radykalizm progran!o^ij działań rpo-wodował represje władz. Wśród bardziej wpływowych ugrupowań wymienić należy Ukraińskie Zjednoczenie Socjalistyczne — Związek Włościański (popularnie okre­ślane jako Sel-Sojuz), utworzone w 1924 r. Po połącze­niu w 1926 r. z Partią Wolności Ludu przekształciło się w Ukraińskie Włościańsko-Robotnicze Zjednoczenie So­cjalistyczne (zwane Sel-Rob), rozwiązane przez władze we wrześniu 1932 r.

Stosunkowo umiarkowany program reprezentowały Ukraińska Partia Socjalistyczno-Radykalna oraz Ukra­ińska Partia Socjal-Demokratyczna. Początki ich się­gały końca XIX w. Na początku lat dwudziestych le­wicowe frakcje tych partii zjednoczyły się z ruchem komunistycznym, one same natomiast zajmowały kry­tyczne stanowisko wobec polityki radzieckiej. Obydwie partie stopniowo zbliżyły się do siebie i nawiązały współpracę z Polską Partią Socjalistyczną. Pod koniec lat trzydziestych ich znaczenie zmalało.

Dużymi wpływami natomiast cieszyło się Ukraińskie Zjednoczenie Narodowo-Demokratyczne (UNDO), utwo­rzone w 1925 r. z połączenia trzech ugrupowań, któ­rych tradycje sięgały końca XIX w. Opowiadało się ono za utworzeniem niezależnego państwa ukraińskiego, występując przeciwko Ukraińskiej Socjalistycznej Re­publice Radzieckiej i traktując przynależność ziem u-

61

kraińskich do Polski oraz Rumunii jako przejściową okupację. W UNDO występowały rozmaite nurty, gdyż organizacja ta pragnęła występować jako przedstawi­cielka całego społeczeństwa ukraińskiego w Polsce, sta­rając się znaleźć wspólną, kompromisową platformę dla różnych ugrupowań. Dużą rolę odgrywała w rozmaitych związkach gospodarczych, społecznych i kulturamo--oświatowych. W praktyce zdołała zjednoczyć środowis­ka głoszące umiarkowany program narodowy, o ten­dencjach demokratycznych, odrzucające zarówno kon­cepcje socjalistyczne, jak też nacjonalistyczny radyka­lizm.

Ten ostatni nurt reprezentowała Ukraińska Organi­zacja Wojskowa (UWO) o charakterze terrorystycznym, działająca nielegalnie. Jej polityczną reprezentacją by­ła — utworzona w 1929 r. — Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów (OUN). Przeciwstawiała się legalizmowi, propagując walkę zbrojną, licząc — zwłaszcza w latach trzydziestych — na konflikt międzynarodowy. Swe na­dzieje wiązała wówczas z Niemcami hitlerowskimi. UWO była początkowo organizacją bez większych wpły­wów w społeczeństwie, zyskując na znaczeniu dopiero w latach trzydziestych. Sądzić można, że umiarkowa­na, nieraz kompromisowa taktyka działaczy UNDO wo­bec władz polskich wywoływała niecierpliwość wśród młodego pokolenia inteligencji ukraińskiej, pozbawio­nego perspektyw pracy i zarobku zarówno w wyniku polityki władz polskich, jak i pod wpływem wielkiego kryzysu gospodarczego. Autor anonimowego opracowa­nia sporządzonego na potrzeby Ministerstwa Spraw We­wnętrznych pisał w 1935 r., że około 2,5 tys. Ukraińców kończy co roku szkoły średnie i wyższe. “Urzędy pań­stwowe są dla nich zamknięte, handel zmonopolizowa­ny przez Żydów. (...) Często się zdarza, że Ukrainiec z wykształceniem wyższym sprzedaje w budce papie­rosy i zapałki. Bywają wypadki, że taki inteligent wra­ca do domu rodzicielskiego na wieś, gdzie nie ma dl

62

niego zajęcia, gdyż gospodarstwo jest małe i może bez trudu być uprawiane rękoma rodziców, sióstr i braci. Wskutek warunków wyżej opisanych inteligencja ukra­ińska po ukończeniu szkół wegetuje w warunkach tra­gicznych. Rozgoryczenie jest tu duże. Staje się ona w tych warunkach podatna wszelkiej propagandzie rewo­lucyjnej i antypaństwowej i garnie się do antypaństwo­wych organizacji (...)".

Odmienna przeszłość Galicji Wschodniej oraz Woły­nia spowodowała, że narodowy ruch ukraiński rozmi­nął się przede wszystkim na obszarze trzech vap-jewództw południowo-wschodnich. Rózh^ce te starała się podtrzymać administracja polska, stawiając prze­szkody na drodze współpracy Ukraińców z obu tych terenów; na przykład poczta często nie doręczała miesz­kańcom Wołynia prasy wydawanej przez organizacje ukraińskie w Galicji Wschodniej. Przez wiele lat urząd wojewody wołyńskiego sprawował Henryk Józewski, który usiłował realizować własną koncepcję polityki wobec Ukraińców. Pod jego auspicjami powstała lokal­na partia — Wołyńskie Zjednoczenie Ukraińskie (WUO). W wywiadzie dla jednego z tygodników mówił o sy­tuacji na Wołyniu były wojewoda lwowski Piotr Du-nin Borkowski: “W stosunku do Ukraińców ta polityka przejawiła się w likwidacji wszystkich legalnych or­ganizacji gospodarczych i kulturalnych znajdujących się na terenie Wołynia pod wpływami galicyjskiego UNDO. Były to więc z jednej strony czytelnie »Pros-wity«, z drugiej kooperatywy mleczarskie i handlowe. Organizacje te zostały zastąpione przez »Proswickie Chaty« stojące oficjalnie pod wpływem WUO w dzie­dzinie kulturalnej i przez mieszane kooperatywy pol-sko-ukraińskie w dziedzinie gospodarczej. (...) WUO, które jak wiadomo, składa się z Ukraińców, słusznie nie jest uważane za jakieś stronnictwo w zachodnio­europejskim znaczeniu, ale za wyraz woli byłego woje­wody wołyńskiego".

63

Organizacje ukraińskie w Galicji Wschodniej usiło­wały przezwyciężyć ten kordon sokalski, jak nazywano nieformalną granicę dzielącą Ukraińców w Rzeczypo­spolitej Polskiej. Próby prowadzenia odmiennej poli­tyki wobec sąsiednich województw nie miały szans powodzenia na dłuższą metę.

Społeczeństwo ukraińskie mocno odczuwało ogra­niczenia, które dotykały system oświaty w języku oj­czystym. Przed pierwszą wojną światową szkoły z u-kraińskim językiem nauczania istniały tylko w zaborze austriackim, pod panowaniem rosyjskim natomiast na­uczanie odbywało się wyłącznie w języku państwowym. Na Wołyniu i Polesiu pierwsze szkoły ukraińskie po­wstały dopiero podczas wojny, pod okupacją austriacką. Stan taki przetrwał do lutego 1921 r. Lata dwudzieste przyniosły ograniczenie szkolnictwa ukraińskiego. W latach 1911/12—1921/22 w trzech województwach Ga­licji Wschodniej liczba szkół powszechnych z polskim językiem wykładowym wzrosła z 1590 do 2247, z ję­zykiem ukraińskim natomiast pozostała niemal bez zmian (242 oraz 246). Na Polesiu i Wołyniu w latach 1922/23—1924/25 liczba szkół ukraińskich zmalała z 61 do 29, a liczba szkół polskich wzrosła z 1178 do 1430. W całej Polsce w latach 1922/23—1924/25 liczba pu­blicznych szkół powszechnych z ukraińskim językiem nauczania zmniejszyła się z 2996 do 2532; szkolnictwo prywatne było bardzo skromne — w 1924/25 r. istnia­ło 26 takich szkół.

W lipcu 1924 r. Sejm uchwalił ustawę regulującą zasady organizacyjne tworzenia i utrzymywania szkół dla mniejszości narodowych. Postanawiała ona, że pod­stawowym rodzajem szkoły “w myśl zasady godzenia i łączenia dla zgodnego współżycia ludności narodowo mieszanych ziem, a nie dzielenia jej, jest szkoła wspól­na, wychowująca na dobrych obywatelnpaństwa dzie­ci narodowości polskiej i niepolskiej we^^zajemnym szacunku ich narodowych właściwości". Nauczanie w

64

szkołach publicznych miało odbywać się w języku pol­skim. O ile w obwodzie szkolnym, w którym zamiesz­kiwało co najmniej 25 proc. obywateli mniejszości na­rodowych, rodzice co najmniej czterdzieściorga dzieci zażądali nauki w określonym języku, wówczas wpro­wadzano ten język jako język nauczania. O ile oprócz tego rodzice co najmniej dwadzieściorga dzieci zażą­dali nauki w języku polskim, wówczas zajęcia prowa­dzono w obu językach, po połowie wymiaru godzin. Dotyczyło to kresów wschodnich państwa oraz językowo białoruskiego, litewskiego i ukraińskiego.

Intencje sformułowane w ustawie uznać można za słuszne, lecz rzeczywistość okazała się pod niejednym względem odmienna. Przeciwko projektowi ustawy wy­stępowali gorąco posłowie ukraińscy w Sejmie, których oburzał fakt, że posługiwał się on określeniem “język ruski", a nie “ukraiński". Dowodzili, że tworzenie szkół dwujęzycznych ma na celu polonizację dzieci ukraiń­skich. Współczesny historyk, Stanisław Mauersberg, przeprowadził wnikliwą krytykę tych przepisów, zwra­cając uwagę na nierówne określenie w nich praw oby­wateli należących do różnych narodowości, a przede wszystkim na dyskryminacyjną praktykę władz admi­nistracyjnych, które stawiały przeszkody rodzicom żą­dającym nauczania w języku innym niż polski. Kon­sekwencją ustawy było ograniczenie szkolnictwa w ję­zyku ukraińskim. W roku szkolnym 1927/28 istniało w Polsce 835 szkół powszechnych z ukraińskim języ­kiem nauczania (w tym 31 prywatnych), w roku 1936/37 liczba ich zmalała do 496 (w tym 41 prywatnych). Licz­ba szkół dwujęzycznych polsko-ukraińskich zwiększyła się z 2121 do 2710. Ogólna liczba dzieci korzystających z nauczania w języku ukraińskim w szkołach obydwu typów wzrosła wprawdzie w tych latach z 346,7 tys. do 456,2, lecz liczba dzieci pobierających naukę wyłącznie w języku ojczystym zmalała z 87,5 tysf do 59,3 tys. Podkreślić należy, iż szkoły ukraińskie były najczęściej

5 — Ojczyzna... 65

niewielkie, o ograniczonym zakresie nauczania. 'Po­średnie dane pozwalają sądzić, że w rzeczywistości część szkół, które wykazywano jako szkoły z ukraiń­skim językiem nauczania, była dwujęzyczna. Co więcej, w rezultacie procesu przeobrażania szkolnictwa na te­rytorium o przewadze ludności ukraińskiej najliczniejsze stały się szkoły z polskim językiem nauczania. Według danych z 1936/37 r. w okręgach szkolnych lwowskim i wołyńskim wśród 6730 publicznych szkół powszech­nych z 1036,7 tys. uczniów było 3566 szkół z polskim językiem nauczania, liczących 588,5 tys. uczniów (w części szkół obowiązywało nauczanie języka ukraiń­skiego jako jednego z przedmiotów); tylko 398 szkół z 48,1 tys. uczniów miało ukraiński język nauczania.

Z liczb tych wynika, że wprawdzie nauczanie w języ­ku ukraińskim było stopniowo wypierane ze szkół, lecz przez cały okres międzywojenny duża liczba dzieci mia­ła możliwość nauki w języku ojczystym przynajmniej części przedmiotów. Fragmentaryczne dane świadczą, że eksperyment dwujęzyczności zdał przynajmniej w tym sensie egzamin, że w niejednej miejscowości sprzy­jał zgodnemu współżyciu dzieci i młodzieży z rozmai­tych środowisk narodowych. Jeśli bowiem dzieci ukra­ińskie musiały uczyć się niektórych przedmiotów w ję­zyku polskim, to inne przedmioty obowiązywały w ję­zyku ukraińskim także uczniów Polaków. Jednakże dys­kryminacyjna praktyka władz administracyjnych w wielu wypadkach powodowała ostre konflikty, a część dzieci i młodzieży ukraińskiej pozbawiono faktycznie prawa nauki w języku ojczystym. W sumie więc usta­wa z 1924 r. nie rozwiązałel zagadnień oświatowych i była przedmiotem nieustannej krytyki zarówno ze strony ukraińskiej, jak i ze strony lewicowych środo­wisk społeczeństwa polskiego.

Przedmiotem ostrych sporów stała się także kwestia ukraińskich szkół wyższych. Za czasów austriackich na uniwersytecie lwowskim niektóre wykłady prowadzono

66

w języku ukraińskim. Po powstaniu państwa polskiego język ten został z uczelni usunięty, a działacze ukra­ińscy wysunęli postulat utworzenia odrębnego uniwer­sytetu o narodowym charakterze. Wzór takiego rozwią­zania dawała Czechosłowacja, gdyż w Pradze istniały obok siebie dwa uniwersytety: czeski oraz niemiecki.

Przeciwko powstaniu uniwersytetu ukraińskiego opo­wiedziały się organizacje polskie Lwowa, widząc w tym niedopuszczalne ustępstwo na rzecz wrogów pol­skości. Władze państwowe rozważały projekt utworze­nia uczelni ukraińskiej w Krakowie, lecz napotkał on opór niektórych środowisk krakowskich; nie chcieli się na to zgodzić przede wszystkim Ukraińcy. Lwów był przecież intelektualną i polityczną stolicą zachodnich ziem ukraińskich, tam znajdowały się biblioteki i in­stytucje naukowe.

W rezultacie do porozumienia nie doszło. Przez wiele lat we Lwowie działał nielegalny uniwersytet ukra­iński, z którym współpracowali wybitni uczeni. Oprócz tego stopniowo rozbudowywano tu greckokatolickie se­minarium duchowne. W 1928 r. metropolita Szeptyćkyj przekształcił je w Akademię Duchowną z wydziałem teologicznym, w 1932 r. powstał wydział filozoficzny, obejmujący m.in. katedry historii Ukrainy oraz języ­koznawstwa; w 1938 r. na łamach dziennika “Diło" in­formowano o zamierzonym utworzeniu wydziałów pra­wa i medycyny. Tym samym powstawały zręby upra­gnionej przez Ukraińców uczelni, przeciwko czemu na­miętnie protestowała polska prawica.

Młodzież ukraińska podejmowała także studia zagra­niczne, przede wszystkim w Czechosłowacji, gdzie cie­szyła się większą swobodą polityczną. W Podebradach istniała ukraińska akademia rolnicza; wkrótce po za­machu majowym rozważano możliwość jej przeniesie­nia na Wołyń (wyjeżdżał w tej sprawie do Czechosło­wacji jeden z wybitnych współpracowników Piłsudskie-go — Tadeusz Hołówko), lecz do tego nie doszło.

67

Dla ukraińskiej społeczności chłopskiej w Polsce za­gadnieniem jeszcze bardziej palącym niż ograniczenia w dziedzinie oświaty było zdobycie ziemi. Według da­nych o największych posiadaczach ziemskich w Polsce w 1922 r., zebranych przez Wojciecha Roszkowskiego, wśród pięciuset osób objętych sporządzonym przez niego wykazem było trzech Ukraińców; wśród ogółu gospo­darstw rolnych o powierzchni przekraczającej pięćset hektarów odsetek Ukraińców wynosił 1,3 proc. Na kre­sach wschodnich dominowała polska wielka własność ziemska; pewna — niezbyt duża — liczba folwarków znajdowała się w rękach rosyjskich i żydowskich. Kon­flikt między dworem a wsią, charakterystyczny dla dziejów ziem polskich w XIX i XX stuleciu, był więc zarazem konfliktem między ukraińskimi chłopami a polską szlachtą.

Reforma rolna, która stała się sztandarowym hasłem ruchu ludowego, na ziemiach centralnej Polski oraz w zachodniej części Galicji miała konsekwencje ekono­miczne oraz społeczne i wokół nich skupiała się uwaga stron zainteresowanych w sporze. W województwach wschodnich przynieść musiała skutki polityczne, gdyż znaczna — zapewne większa — część parcelowanej ziemi trafić powinna w ręce ukraińskie. Powszechnie pa­nowało przekonanie, podtrzymywane przez literaturę piękną oraz legendę historyczną, że ostoją polskości na kresach była i jest polska warstwa ziemiańska. Likwi­dacja dworu, pielęgnującego tradycje polskie, w prze­szłości wspierającego powstania narodowe, z którego wyszli znakomici przedstawiciele kultury polskiej, ozna­czać musi załamanie się wpływów polskich, zwycięstwo “wschodniego barbarzyństwa" oraz zagrożenie niepod­ległego bytu.

Przyznać trzeba, że była to w dużej mierze argu­mentacja słuszna. Wprawdzie nie tylko ziemianie re-

68

prezentowali polski żywioł na kresach, lecz oni odgry­wali najbardziej aktywną rolę, toteż ich usunięcie o-znaczać musiało większe możliwości rozwoju społecz­ności ukraińskiej. Polityka łoiska stawała przed dyle­matem. Jedną z możliwości! było kontynuowanie tra­dycyjnej linii podtrzymywania dominacji ekonomicz­nej, społecznej i politycznej ziemiaństwa, by w ten spo­sób ograniczyć środowiska ukraińskie. Lecz kolidowało to z dążeniami środowisk chłopskich i robotniczych ca­łego kraju, zarazem musiało zaostrzać antagonizmy pols-ko-ukrainskie. Nie miała przecież szans polityka obli­czona na polonizację Ukraińców, wzorowana na do­świadczeniach polityki pruskiej wobec Polaków. Od­mienna koncepcja szukania kompromisu z umiarkowa­nymi nurtami polityki ukraińskiej wymagała przepro­wadzenia reformy rolnej w taki sposób, by wieśniak ukraiński nie czuł się poszkodowany i oszukany przez władze. Projekt wychodzący z podobnych założeń przedstawił Władysław Grabski w 1924 r., gdy peł­nił urząd premiera, lecz spotkał się ze zdecydowanym sprzeciwem wszystkich ministrów. Mało też było pra­wdopodobne, by tak radykalne zerwanie z tradycją zy­skało poparcie organizacji polskich na kresach wschod­nich. Wbrew nim zaś żaden rząd polski nie mógł rea­lizować swej polityki w tej części państwa.

W rezultacie kwestia ziemi pozostała palącym zagad­nieniem spornym przez cały okres międzywojenny. Bezpośrednio po zakończeniu walk na froncie wschod­nim władze polskie rozpoczęły parcelowanie — na nie­wielką skalę — niektórych opuszczonych folwarków i nadzielanie ziemią żołnierzy. Nawiązywano do Sien­kiewiczowskiej tradycji “stanic kresowych", gdzie osa­dnicy mieli uprawiać rolę, szerzyć polską kulturę oraz z bronią w ręku przeciwstawiać się wszelkim próbom działań na szkodę Rzeczypospolitej. Efekty gospodar­cze tego przedsięwzięcia były skromne, skutki politycz­ne natomiast fatalne. Osadnicy w większości znaleźli

się w konflikcie z miejscowymi wieśniakami, którzy uważali ich za niepożądanych przybyszów i złodziei ziemi, po sprawiedliwości należącej się miejscowym chłopom. Trudno się temu dziwić, gdyż parcelacja fol­warku i osadzanie na roli chłopów sprowadzanych z innych województw przekreślały nadzieje żywione do­tąd przez sąsiednich właścicieli drobnych gospodarstw, że zdołają powiększyć swe działki.

Po zamachu majowym 1926 r. osadnictwo uległo za­hamowaniu. Według danych z województwa wołyń­skiego (nie uwzględniających osadnictwa wojskowego) w latach 1921—1932 wśród nabywców ziemi z parce­lacji 83,5 proc. należało do wyznania innego niż rzym­skokatolickie (najczęściej byli to Ukraińcy). Sądzić mo­żna, że łączyło się to z próbami polityków związanych z obozem belwederskłm, którzy chcieli pozyskać do współpracy przedstawicieli mniejszości narodowych. Zmiany metod działania okazały się jednak niekonse­kwentne (Piłsudski oceniał dodatnio osadnictwo woj­skowe) i wyniki polityczne pozostały ograniczone, acz­kolwiek niektóre ugrupowania ukraińskie — i nie tylko ukraińskie — skłaniały się do szukania modus vivendi z nową władzą.

Wielki kryzys gospodarczy pierwszej połowy lat trzy­dziestych spowodował zahamowanie w całej Polsce akcji parcelacyjnej i dopiero przed wyuchem drugiej wojny światowej w kołach rządzących aowróciła myśl wykorzystania parcelacji dla osłabienia \ środowisk u-kraińskich. Postulat rozwoju osadnictwa na kresach wschodnich znajdujemy w cytowanym już poprzednio wewnętrznym opracowaniu Ministerstwa Spraw We­wnętrznych z 1935 r. W latach następnych przyjęto go jako kierunek postępowania i kiedy wiosną 1939 r. Ministerstwo Rolnictwa i Reform Rolnych opracowało wytyczne dla ustalenia wykazu folwarków podlegają­cych przymusowemu wykupowi w województwach po-łudniowo-wschodnich, na pierwszym miejscu wymienio-

70

no majątki należące do osób narodowości niepolskiej, formułując zarazem ogólne zastrzenie, iż folwarki te “winny nadawać się na cele p|rcelacyjne przede wszystkim pomiędzy ludność polską (miejscową lub osadniczą)".

W województwach zamieszkiwanych przez chłopów ukraińskich rozwinęła się prawdziwa wojna o ziemię, w której ze strony polskiej wykorzystywano aparat administracyjny. Okazało się jednak, że nie jest tak łatwo pokonać upór chłopski, przywiązanie do oj­cowizny, o czym zresztą przekonała władze pruskie w Wielkopolsce i na Pomorzu przed pierwszą wojną świa­tową postawa chłopów polskich. Niektóre dane zdają się świadczyć, że wbrew staraniom władz oraz organizacji polskich obszar ziemi w posiadaniu ukraińskim wzra­stał.

Niemała w tym była zasługa rozmaitych organizacji ukraińskich działających wśród rolników. Wiedzę rol­niczą szerzyło stowarzyszenie “Silśkyj Hospodar". Przetwórstwem i zbytem produktów rolnych oraz gro­madzeniem oszczędności i udzielaniem kredytów zaj­mowały się organizacje spółdzielcze, zorganizowane w silne związki. W organizacjach tych znajdowała pracę inteligencja ukraińska, traktująca je jako pole działania dla dobra narodu. Spółdzielnie i organizacje znajdowały się pod nadzorem władz administracyjnych, upatrują­cych w nich słusznie ekonomiczną podstawę niezale­żnego życia ukraińskiego. O sile gospodarczej i zna­czeniu spółdzielczości ukraińskiej świadczyć może to, że wiosną 1939 r. polskie spółdzielnie mleczarskie, sta­rając się o pomoc państwa przy sfinansowaniu zatru­dnienia fachowych pracowników w mleczarniach, uży­ły następującego argumentu: “(...) konkurencja polskiej spółdzielczości mleczarskiej, a zwłaszcza jej centrali handlowej, na rynku krajowym z produkcją spółdziel­czości ukraińskiej jest utrudniona wskutek nieodpo-71

wiedniej jakości towarów produkowanych przez siły niefachowe".

Władze państwowe usiłowały rozmaitymi metodami — nie zawsze zgodnymi z prawem — podporządkować sobie spółdzielczość ukraińską i nie dopuścić, by za­chowała swe związki z organizacjami politycznymi. Temu m.in. służyły zmiany prawa spółdzielczego. W lecie 1939 r. projektowano kolejne modyfikacje, uza­sadniając je następująco: “Projektowany dekret ma za zadanie wzmocnić nadzór organów państwowych nad ruchem spółdzielczym, a to z tego względu, żeby ruch ten w chwili obecnej, zważywszy jego niejednolitą strukturę narodowościową, mógł być podporządkowany ogólnym celom państwowym". Projektodawcy mieli na myśli także spółdzielnie niemieckie.

Wiele problemów wsi ukraińskiej w latach między­wojennych, a także trudne położenie inteligencji ukra­ińskiej wynikało z sytuacji gospodarczej całego pań­stwa polskiego oraz przeszkód stojących na drodze do rozwiązania zagadnień dotyczących wszystkich obywa­teli. Zacofanie gospodarcze województw kresowych nie powstało po 1918 r., lecz niepodległa Rzeczpospolita odziedziczyła je po mocarstwach rozbiorowych. Kwe­stia reformy rolnej pozostała nie rozwiązana w skali całego państwa. Stagnacja przemysłu dotykała wszys­tkich ludzi pracy, niezależnie od narodowości. Kata­strofalne załamanie cen artykułów rofcych na początku lat trzydziestych odczuli rolnicy w ciłym kraju. Zja­wiska te wpływały na niezadowolenie społeczności ukra­ińskiej, aczkolwiek nie wynikały ze specyficznie nacjo­nalistycznej polityki władz polskich. Oprócz tego jed­nak wiele innych zagadnień dotyczyło wyłącznie społe­czności ukraińskiej, która czuła się dyskryminowana, pozbawiona pełni praw obywatelskich, odsuwana od pracy w wielu instytucjach publicznych, ograniczana w dziedzinie oświaty itd. Reakcją na to było — wbrew nadziejom polskiej prawicy — umacnianie się ukra-

72

ińskiej świadomości narodowej, czemu wyraz dawano przy rozmaitych sposobnościach. Wewnętrzny komu­nikat Ministerstwa Spraw Wewnętrznych z 12 kwietnia 1938 r. informował np.: “(...) poborowi narodowości ukraińskiej, którzy w dniu 24 liarca rb. jechali po­ciągiem z Brzeżan do Lwowa, na każdej niemal stacji wznosili okrzyki »Haj żywe Ukraina — dla teb idem Ukrainu«. Zebrana ludność na stacjach, gdzie nie było policji mundurowej, również wznosiła okrzyki na cześć Ukrainy. Podczas jazdy poborowi śpiewali znaną pio­senkę ukraińskich strzelców siczowych Hej u poli czer­wona kałyna pochyłyła".

Skrajne ugrupowanie, wspomniana już wcześniej OUN, rozwinęło działalność terrorystyczną, zmierzając do podważenia polskiej administracji i stworzenia stanu zagrożenia w województwach południowo-wschodnich. Zginęli z rąk terrorystów znani przedstawiciele obozu rządzącego Tadeusz Hołówko i Bronisław Pieracki, jak również inni mniej znani funkcjonariusze państwowi. Nieraz polskim właścicielom folwarków podpalano za­budowania lub stogi; zdarzało się to także w gospodar­stwach polskich osadników. Na dużą skalę akcja taka rozwinęła się w 1929 r., osiągając szczyt w lecie 1930 r. W odpowiedzi — na polecenie Józefa Piłsudskiego — rozpoczęła się pacyfikacja Galicji Wschodniej, która trwała od 16 września do 30 listopada 1930 r. Represje policyjne objęły wielu działaczy ukraińskich, zamknię­to trzy gimnazja, przeprowadzono masowe rewizje we wsiach; przy okazji niszczono mienie i bito opornych. Poważny dziennik ukraiński “Diło" podawał 27 wrze­śnia w artykule pt. Ukraska ludność kryje się po lasach: “Jest to zrozumiałe, jeżeli władza państwowa walczy z elementem wywołującym niepokój i zagraża­jącym bezpieczeństwu publicznemu w kraju; jeśli je­dnak czynniki odpowiedzialne za bezpieczeństwo pu­bliczne przeprowadzają akcję pacyfikacyjną w ten spo­sób, że ludność ucieka w lasy ze strachu przed organami

73

bezpieczeństwa — to jest to co najmniej niezwykłe i niesłychane w obecnej dobie".

Akcja pacyfikacyjna doprowadziła do stłumienia ter­rorystycznych przedsięwzięć OUN, przyczyniając się jednak do umocnienia jej wpływów, zwłaszcza wśród młodzieży; nie spowodowała rzeczywistego uspokojenia nastrojów. Zbiorowe represje wzmagały oburzenie oraz budziły przekonanie, że kompromis polsko-ukraiński jest nierealny. Wydarzenia te odbiły się również głoś­nym echem w świecie. Nieodpowiedzialne wykorzysta­nie policji i wojska do terroryzowania własnych oby­wateli przyniosło hańbę politykom, którzy podjęli tę decyzję, i zaogniło stosunki wewnętrzne.

Społeczeństwo ukraińskie znalazło się przed trudnym wyborem. W warunkach narastającego napięcia mię­dzynarodowego w drugiej połowie lat trzydziestych wiele argumentów skłaniało, by przeciwstawić się państwu polskiemu. Zwolennicy programu rewolucji socjalistycznej opowiadali się za orientacją na ZSRR. Przeciwnicy radykalnych reform społecznych, obawia­jący się m.in. kolektywizacji, mieli do wyboru albo orientację na III Rzeszę, albo — wbrew wszystkiemu — szukanie kompromisu z Polską. Bardziej rozważni politycy, związani zwłaszcza z umiarkowanym nurtem UNDO oraz ruchem socjalistycznym, dostrzegali groźbę ze strony hitleryzmu, toteż krytycznie odnosili się do działalności OUN. Na tym tle w UNDO rodziła się kon­cepcja szukania porozumienia z władzami polskimi o charakterze taktycznym, bez rezygnacji \ perspekty­wicznego programu niepodległości. MudrJnwił w cytowanym już wywiadzie, że na kongresil UNDO w 1932 r. postanowiono wystąpić z programem autono­mii terytorialnej, zgodnie z umową zawartą 15 marca 1923 r. między Polską a przedstawicielami mocarstw, z włączeniem Wołynia, Polesia i Łemkowszczyzny. W ostatniej chwili wobec nastrojów społeczeństwa inicja-

74

torzy rezolucję wycofali. W 1935 r. UNDO dostrzegła szansę podjęcia rozmów w wypadku zrezygnowania z bezwzględnej opozycji. Doszło wćnvczas do porozumie­nia z rządem i politycy UNDO zlaleźli się w Sejmie;

wkrótce jednak okazało się, że w|polskich kołach rzą­dzących stopniowo zdobywają przewagę koncepcje na­cjonalistyczne, które przyczyniły się do niepowodzenia tego przedsięwzięcia. Krytyczne wystąpienia polityków ukraińskich, broniących praw narodowych, pokwitował “Ilustrowany Kurier Codzienny" w maju 1938 r. sło­wami: “Nie pozwolimy na to, ażeby garstka skracho-wanych polityków i obcych sług uzurpowała sobie pra­wo do reprezentowania ludności ruskiej i narzucania tej ludności linii politycznej wrogiej państwu polskie­mu i polskiemu narodowi".

Nie sądzę jednak, by nawet wówczas nastroje skraj­nego nacjonalizmu zdominowały społeczność ukraińską w Polsce. Jak donosił służbowy komunikat Minister­stwa Spraw Wewnętrznych, w połowie lipca 1939 r. w Kołomyi odbyła się narada działaczy ukraińskich, z których jeden wyraził pogląd, że “(...) zdaniem kierow­ników UNDO interes narodu ukraińskiego wymaga, by Ukraińcy stanęli otwarcie po stronie państwa polskie­go w razie wojny Polski z Niemcami". Publiczną dekla­rację lojalności złożył Mudryj dopiero w początkach września.

Trudno byłoby dziś stwierdzić bez wątpliwości, w ja­kim stopniu podobne opinie panowały w rozmaitych środowiskach ukraińskich. Rozmaite relacje świadczą, że powołani do wojska ukraińscy żołnierze w obliczu agresji hitlerowskiej najczęściej zachowali lojalność wobec dowódców i kolegów. Niektórzy należeli do tych, którzy ostatni składali broń po wycofaniu się na Węgry. Nie oznaczało to aprobaty systemu rządzenia istnieją­cego w Rzeczypospolitej Polskiej ani granic ustanowio­nych po pierwszej wojnie światowej, lecz zrozumienie

75

faktu, iż hitleryzm stanowił największe zagrożenie za­równo dla Polaków, jak Ukraińców.

Klęska wrześniowa oznaczała zarazem klęskę tego nurtu ukraińskiej myśli politycznej. Pod niemiecką o-kupacją na powierzchnię wyłonili się zwolennicy skraj­nego nacjonalizmu, żywiący złudzenia w stosunku do polityki III Rzeszy.

l

4. Białorusini

Białorusini w Polsce mieszkali niemal wyłącznie w czterech województwach: poleskim, nowogródzkim, wileńskim oraz białostockim. Wszystkie te ziemie przed pierwszą wojną światową wchodziły w skład państwa rosyjskiego. Bliższe dane o rozmieszczeniu ludności białoruskiej zawiera tablica 3.

Tablica

LUDNOŚĆ BIAŁORUSKA W POLSCE W 1931 R. WEDŁUG SZACUNKU

Województwa


Ludność ogółem w tys.


Ludność białoruska


w tys.


w proc. całej ludności



Polska Poleskie Nowogródzkie) Wileńskie Białostockie Inne


31

l l l l 26


916 132 057 276 644 807


1954 654 616 409 269 6


6,1 57,8 58,3 32,1 16,4 0,0



W województwie poleskim Białorusini zamieszkiwa­li przede wszystkim północną jego część. Polacy stano­wili tu niewielki odsetek. W województwie nowogródz­kim natomiast więcej niż trzecia część mieszkańców — a zatem odsetek znaczny — należała do narodowoś­ci polskiej. Polacy koncentrowali się przede wszystkim w powiecie lidzkim (zapewne więcej niż połowa ludnoś-77

ci) oraz w powiatach szczuczyńskim i wołożyńskim (gdzie prawdopodobnie dorównywali liczbą Białorusi­nom). W pozostałych powiatach Białorusini mieli zde­cydowaną przewagę liczebną. Także w wymienionych trzech powiatach o najwyższym odsetku Polaków roz­mieszczenie ludności było nierównomierne. Część wsi miała charakter niemal wyłącznie polski, podczas gdy w pozostałych przeważali Białorusini.

O wiele trudniej jest zorientować się w rozmieszcze­niu Białorusinów na terenie województwa wileńskie­go. W samym Wilnie było ich stosunkowo niewielu;

opublikowane wyniki spisu wykazały na 128,6 tys. mieszkańców zaledwie 1,7 tys. Białorusinów (trzecia część z nich podała religię katolicką). Brak jest pod­staw do przeprowadzenia szacunku rzeczywistej liczby, lecz nie zmieniłby on i tak zasadniczych relacji. Ludność białoruska zamieszkiwała niemal wyłącznie we wsiach. Prawdopodobnie w niektórych regionach województwa tworzyła większość ludności, lecz inne okolice miały przeważnie polskie oblicze.

W województwie białostockim Białorusini koncentro­wali się przede wszystkim w powiatach: wołkowyskim, grodzieńskim i bielskim (w tym ostatnim mieszkała także pewna liczba Ukraińców); sądzić można, że na tym terenie przewyższali liczebnie ludność polską. Mniej Białorusinów zamieszkiwało w powiatach białostoc­kim i sokolskim; na pozostałym terytorium wojewódz­twa białostockiego było ich najwyżej tysiąc — dwa tysiące osób. Brak wystarczających danych nie po­zwala odpowiedzieć ściśle na pytanie o liczbę Białoru­sinów, gdyż nie wiemy, ilu było wśród nich katolików. Nie ulega natomiast wątpliwości, że niewielu z nich mieszkało w miastach. Największym skupiskiem był Białystok, w którym spis ludności ujawnił 9,6 tys. osób o języku białoruskim (na 91,1 ys. mieszkańców); za­pewne w rzeczywistości było icft tam więcej, lecz nie zmieniało to zasadniczych proporcji.

78

Odsetek Białorusinów utrzymujących się z pracy na roli wynosił około ,92_J3rQci_byli to przede wszystkim właściciele_drobnych gospodarstw (wśród ogółu Biało­rusinów stanowili około 89 proc.). Odsetek robotników wraz z rodzinami wynosił około 7 proa Oczywiście szacunki te nie są dokładne, wynika z |nich jednak wniosek, iż środowiska białoruskiej inteligencji, drob­nych przedsiębiorców itd. były tak mało liczne, że usta­lenie ich udziału wśród ogłłu ludności wymagałoby wykorzystania innych materiałów niż dane spisów lud­ności.

Wśród robotników białoruskich zdecydowanie prze­ważali pracujący w rolnictwie oraz w niektórych in­nych gałęziach związanych ze wsią (np. leśnictwo iry-bołówstwo), dużą grupę stanowiła także służFa domo­wa. Jedynie w województwie białostockim w rolnic­twie pracowała mniej niż połowa robotników Białoru­sinów, co łączyło się z istnieniem tam przemysłu włó­kienniczego. ~"-—.—-

Liczne informacje świadczą, że poza rolnictwem Bia­łorusini znajdowali pracę przede wszystkim jako ro­botnicy niewykwalifikowani, ą więc najgorzej płatni. Autor bardzo interesującego przewodnika po Polesiu Michał Marczak pisał o tamtejszym przemyśle: “Nie­stety, te nieliczne zakłady są dla Poleszuków niemal bez znaczenia, mało są nimi zainteresowani, gdyż nie znajdują tam zatrudnienia z wyjątkiem najniższych posług. Ogół robotników rekrutuje się spoza Polesia". Podobnie z innych dzielnic Polski sprowadzano kole­jarzy oraz robotników niektórych innych gałęzi gospo­darki, które mogły mieć znaczenie wojskowe. Białorusi­nom bowiem — podobnie jak Ukraińcom — władze polskie nie dowierzały, upatrując w nich żywioł hiebez-^ pTeczny dla państwa, skłonny do sabotażu.

W strukturze społecznej ludności ziem białoruskich zachowały się godne uwagi relikty epoki feudalnej, zna­ne także w niektórych regionach ziem ukraińskich, lecz

79

na mniejszą skalę. JByły ta podziały stanowe; Pod po­jęciem stanu historyk rozumie wyodrębnione grupy społeczeństwa feudalnego, różniące się od siebie przede wszystkim pozycją prawną oraz społeczną. W między­wojennej Rzeczypospolitej różnice prawne należały do przeszłości, lecz utrzymały się w świadomości wielu środowisk różnice społeczne.

W przedrozbiorowej Polsce ukształtowała się charak­terystyczna grupa szlachty zagrodowej, zwanej także szaraczkową, chodaczkową. lub jeszcze inaczej. Byli to ludzie należący do stanu szlacheckiego, a więc posia­dający prawa polityczne jemu przysługujące, mieli oni jednak jedynie niewielkie gospodarstwa rolne. Zamiesz­kiwali z reguły całe wsie lub wydzielone ich części, o-kreślane mianem zaścianka. Ich sytuacja ekonomiczna przypominała raczej położenie wolnych osobiście chło­pów. Pod względem majątkowym istniała prawdziwa przepaść między rodem na przykład Radziwiłłów a cho-daczkowym szlachcicem, który sam pracował na roli. Położenie prawne wyrażało dumne przysłowie: szlach­cic na zagrodzie równy wojewodzie. W Polsce między­wojennej te same prawa obywatelskie zyskał wprawdzie chłop, lecz nadal w wielu regionach utrzymywała się tradycja szlacheckiej wyższości wobec “chamów".

Szlachta zagrodowa zamieszkiwała ziemie białoruskie, lecz także niektóre okolice ziem ukraińskich, jak rów­nież Mazowsza i Podlasia. Odrębne tradycje szlachec­kie utrzymywały się z różną siłą; szczególnie trwałe okazały się w okolicach pozbawionych możliwości roz­woju ekonomicznego. Należało do nich zwłaszcza Po­lesie.

Roman Horoszkiewicz, znawca stosunków poleskich, pisał w 1935 r.: “»Szlachta« stanowi tu osobną grupę społeczną. O przynależności do mej nie decyduje ma­jątek ani wykształcenie. Szlachcic może być biedny, może czytać i pisać nie umieof Kwestią podstawową jest tylko ród. »Szlachcic polśKi« to określenie zastę-

80

puje niejednokrotnie narodowość, w ogóle całą przy­należność. Czystości rodu strzeże się pilnie. Po żonę jedzie nieraz szlachcic kilkadziesiąt kilometrów. (...) Wyznanie nie gra u szlachty roli. Ogromna, większość jest jednak prawosławna. Są jednak i wsie czysto rzym­skokatolickie, jak na przykład Osowa w Stolińskim. Zresztą i w jednej rodzinie spotkać można często dziad­ka wyznania rzymskokatolickiego, podczas gdy syn je­go i wnukowie są prawosławni. Pochodzenie narodo­wościowe trudno u szlachty określić. Są r\dy ze środ­kowej Polski pochodzące, są Mazurzy, są Małopolanie (...), inni wywodzą się ze Śląska czy Pomorza. Dużą grupę wśród szlachty stanfcwią rody tatarskie, dzisiaj również prawosławnej religii. Wiele też jest rodów miejscowego, poleszuckiego'pochodzenia".

Pod względem ekonomicznym, rozmiarów gospodar­stw, a także kulturalnym szlachta nie odróżniała się od sąsiedniej ludności chłopskiej. Pielęgnowała natomiast odmienne tradycje i obyczaje. Od czasów królów polskich przechowywano dokumenty nadań i przywilejów; część z nich pochłonęły wprawdzie wojny i pożary, lecz po­została pamięć, przekazywana z pokolenia na pokole­nie. Poczucie wyższości wobec “chamów" wpływało na podkreślenie odrębności od Białorusinów i Ukraińców, których utożsamiano z chłopami. Nie oznaczało to je­dnak, by szlachcic tym samym był Polakiem. Badacz tradycji szlacheckiej, Stanisław Dworakowski, pisał:

Od poczucia odrębności stanowej szlachty w stosunku do chłopów słabsze jest jej poczucie związku narodo­wego i wyznaniowego z Polską".

Jakkolwiek silne było przekonanie o wyższości sta­nowej szlachty wobec chłopów, to przecież zamiesz­kując te same gminy, należało szukać rozmaitych form współpracy, a nieraz zawierać kompromisy wynikają­ce z obowiązujących norm prawa. Horoszkiewicz pisał:

W gminach, w których mieszka szlachta, wójtami są przeważnie szlachcice, inne natomiast stanowiska obsa-

6 — Ojczyzna... 81

dza się przy pomocy specjalnego klucza. Przy wybo­rach do rad gminnych umówione cyfry mandatów przy­padają na szlachtę i chłopów".

Egzotyzm stosunków stanowych, zachowanych w tra­dycji i codziennym obyczaju, przyciągał uwagę zewnę­trznych obserwatorów i skłaniał do opisywania przede wszystkim postaw skrajnych, zjawisk najbardziej ma­lowniczych. Lecz przecież w okresie międzywojennym postępował szybko proces rozkładu tradycyjnych więzi stanowych na rzecz umacniania się więzi klasowych i narodowych. Proces ten był zwłaszcza zaawansowany w społeczności ukraińskiej, toteż poufne memorandum w sprawie szlachty zagrodowej na wschodzie Polski, opracowane przez Towarzystwo Rozwoju Ziem Wschod­nich w 1938 r., stwierdzało: “Narodowościowo panuje tutaj dzisiaj wielkie zamieszanie. Szlachta podzieliła się na Polaków i Ukraińców, i to tak, że w jednej miej­scowości rodziny tego samego nazwiska należą jedne do jednej narodowości, drugie do drugiej". Zdaniem auto­rów memorandum spośród szlachty zagrodowej zaczęła wyrastać “najbardziej bojowa inteligencja ukraińska". Horoszkiewicz zaś pisze: “(...) gdy zastanawiamy się nad tym, jak daleko proces przeobrażeń jest posunięty w każdej z powyższych grup, stwierdzamy, że najmniej procesowi temu uległa szlachta poleska, której wy­starczają jeszcze pojęcia stanowe. Na wyższym pozio­mie jest szlachta podkarpacka, która właśnie kształtu­je swą narodowość. Następnie idzie szlachta Wileń-szczyzny, ustabilizowana już w przynależności narodo­wej. Najwyżej stoi szlachta podolsko-wołyńska, która zatraciwszy stanowość przeszła już prawie wyłącznie na pojęcia narodowe".

Oczywiście, wszystkie te rozważania dotyczyły szlach­ty jako całości, zmierzały do uchwycenia głównych tendencji przeobrażeń. Ze środowisk szlacheckich ziem białoruskich wywodzili s^ę w latach międzywojennych ludzie związani z polskaf tradycją narodową, lecz także

82

działacze białoruscy oraz litewscy, jak również komu­niści, przeciwstawiający się zdecydowanie przeżytkom szlacheckiej świadomości stanowej. Wśród Białorusinów i Litwinów nierzadko spotykamy nazwiska zasłużone dla narodu polskiego, jak choćby Mickiewicz czy Kbś-ciuszTto. Władze polskie dostrzegały szansę związane z owymi szlacheckimi tradycjami i w latach trzydziestych wsparły ruch, który doprowadził do utworzenia Zwią­zku Szlachty Zagrodowej. Organizacja ta miała na ce­lu umocnienie łączności szlachty z polskością, a zwła­szcza oddziaływanie na młode pokoleniel Miało to jed­nak także swą drugą stronę. Podtrzymywanie szlachec­kiej tradycji, łączącej się z pogardą dla “chamów", za­grażało antagonizowaniem środowisk chłopskich i prze­ciwstawianiem ich polskości.

Niewielkie znaczenie i społeczne miało utrzymywanie się w niektórych okolicach tradycji mieszczańskich. Ho­roszkiewicz pisał: “W ^.obryniu czy w Motolu miesz­czanie Kułbiedż (...) czy Palto (...) pamiętają dobrze, że ich przodków taż sama królowa Bona na Polesie sprowadziła". Zachowały się nazwiska włoskie, choć ule­gły białorutenizacji, a ich posiadacze przeważnie czuli

się Białorusinami.

Białorusini, podobnie jak Ukraińcy, znaleźli się w granicach Rzeczypospolitej Polskiej przeważnie wbrew swej woli i pragnieniom. W latach 1917—1920 rozwinął się ruch na rzecz władzy radzieckiej. Podczas wojny z Polską, gdy tereny, które potem na mocy traktatu ry­skiego weszły w skład państwa polskiego, znajdowały się po wschodniej stronie frontu, powstawały rozmaite lokalne ośrodki władzy, w skład których wchodzili chło­pi białoruscy. Niektórzy potem udali się na wschód, na ziemie radzieckiej Białorusi, większość jednak pozosta­ła w rodzinnych wsiach, gdzie znajdowały się ich go­spodarstwa. Pamięć o systemie, który dopuścił chłopa do udziału w sprawowaniu rządów, była trwała. Pa­miętano również, że przez krótki czas “chłopska" mo-

83

wa białoruska awansowała^ do roli języka urzędowego. Zza wschodniej granicy dochodziły informację o powsta­waniu białoruskich szkół, wyższych uczelni," utwo­rzeniu Akademii Nauk w Mińsku, do której weszli nie­mal wszyscy najwybitniejsi intelektualiści białoruscy lat dwudziestych, także ci, którzy poprzednio opowia­dali się za niezależnym państwem białoruskim. Granica państwowa dla ludzi miejscowych nie stanowiła nie­przebytej zapory. W pogranicznych wioskach polskich niemal z każdej rodziny ktoś przebywał dłuższy lub krótszy czas w ZSRR; znano doskonale tajemne przej­ścia w lasach i bagnach, gdzie żadne straże nie mogły zatrzymać wędrowców. Wieści przenikające ze wschodu przyczyniały się doJsodtrzymywania radykalnych sym­patii w białoruskich środowiskach wiejskich oraz wśród inteligencji, czemu nie mogła przeszkodzić żadna kontr-propaganda władz i organizacji polskich. Dopiero w latach trzydziestych — wraz ze zmianą polityki narodo­wościowej pod wpływem koncepcji Stalina, a także w związku z kolektywizacją wsi radzieckiej — wpływy radykalnej lewicy zdawały się maleć.

Nie mniej ważną tradycją polityczną z lat 1917—1920 była pamięć o zakończonych niepowodzeniem próbach utworzenia Białoruskiej Demokratycznej Republiki Lu­dowej. Grupa działaczy reprezentujących tę ideę już w końcu 1915 r. utworzyła w Wilnie tajny Białoruski Komitet Narodowy, a następnie — pod koniec pierwszej wojny światowej — usiłowała wykorzystać poparcie okupacyjnych organów niemieckich. W grudniu 1917 r. w okupowanym Mińsku odbył się zjazd białoruski, który powołał organ wykonawczy; stał się on zaląż­kiem władz projektowanego państwa. Niemcy podjęli próbę wykorzystania dążeń wyzwoleńczych narodów podbitych przez Rosję/umożliwiając utworzenie zależ­nych od siebie białoruskich, litewskich i ukraińskich organów władzy —-podobnie jak w Warszawie powo­łali do życia Radę Regencyjną, która miała być zacząt-

84

kiem Królestwa Polskiego. Okazało się jednak, żezyi-miary białoruskie szły dalej, niż akceptowali A^)ku-panci. Wkrótce zresztą nastąpił kres administracji nie­mieckiej i ci działacze białoruscy, którzy odrzucali kon­cepcję władzy radzieckiej, zaczęli szukać możliwości współpracy z powstającym państwem polskim. Liczyli na to, że zgodnie z deklaracjami Józefa Piłsudskiego uda się doprowadzić do utworzenia Białorusi złączonej unią z Polską, .posiadającej nie sprecyzowany blliej zakres wewnętrznej samodzielności. Rozmowy w tjm duchu prowadzili politycy bliscy Piłsudskiemu, który mówił w maju 1919 r. dziennikarzowi francuskiemu:

,,(...) sądzę, że Białorusini i Polacy porozumieliby się bardzo łatwo; z Litwinami byłoby to trudniejsze".

Rzeczywistość przekreśliła złudzenia Białorusinów. Okazało się, że projekty unii lub federacji służyły je­dynie jako taktyczna przynęta, by wzmocnić siły zwal­czające rewolucję rosyjską. Wkrótce wielu rozczarowa­nych działaczy zwróciło swe nadzieje na wschód, wi­dząc w powstającej radzieckiej Białorusi szansę na roz­wiązanie kwestii narodowej. Niektórzy udali się do Mińska — stolicy radzieckiej Białorusi i siedziby naj­ważniejszych instytucji politycznych oraz intelektual­nych. Inni pozostali w Polsce, przeważnie wiążąc się z ruchem komunistycznym. Polityka narodowościowa władz polskich zniechęcała Białorusinów do jakiejkol­wiek współpracy. Pisał więc w 1933 r. Seweryn Wys-łouch, historyk i działacz społeczny zainteresowany kwestią białoruską: “Wynikiem takiego stanu rzeczy była absolutna niewiara i niechęć w stosunku do pań­stwowości polskiej ze strony Białorusinów, niechęć, na której żerowała umiejętnie prowadzona polityka filo-sowiecka". Wysłouch pisał to w przekonaniu, że po za­machu majowym powstały możliwości zasadniczego zreformowania stosunku władz polskich do mniejszości narodowych, dodawał więc: Kto nie umie się zdobyć na szacunek i dobrą wolę w stosunku do Białorusina, 85

Litwina, Żyda lub Ukraińca, ten nie ma prawa repre­zentować państwa polskiego na terenach przez tę lud­ność zamieszkiwanych". Jednak i w tych słowach dzi­siejszy czytelnik dostrzec może złudzenie, iż Białoru­sini — i nie tylko oni — gotowi są wyrzec się włas­nych aspiracji pod warunkiem, że administracja polska będzie ich sprawiedliwie traktowała.

Społeczeństwo polskie w latach międzywojennych nie dostrzegało olbrzymiej, wręcz rewolucyjnej prze­miany w społeczności białoruskiej pod wpływem wy­darzeń pierwszej wojny światowej oraz rewolucji. Bia­łorusini przestali być masą w większości bezwolną i nieświadomą, swego rodzaju “materiałem etnograficz­nym" dla swych sąsiadów, jak ujmowali to niektórzy działacze polskiej narodowej demokracji. Ujawniły się społeczne i narodowe aspiracje społeczeństwa białorus­kiego oraz wola samodzielnego rozwiązywania proble­mów. Tymczasem polscy politycy i pisarze w dalszym ciągu traktowali wieś białoruską jako rezerwat prymi­tywizmu, jako środowisko egzotyczne, które ulegnie w krótkim czasie polonizacji. Nastroje niechęci wobec państwa polskiego oraz antagonizm w stosunku do dworów ziemiańskich wynikał — według tych wyobra­żeń — z oddziaływania sił zewnętrznych. Jeden z pu­blicystów, Władysław Wydżga, uznawał białoruskich posłów na Sejm za “Moskali poprzebieranych w bia­łoruskie świtki". Polskie czasopismo wydawane w Piń-sku stwierdzało zaś w 1927 r.: “(...) ruch białoruski w dzisiejszej formie to nie jest normalny ruch narodowy, to jest raczej wal^ wpływów polskich z wpływami wschodu (...)". ^

Takie poglądy dalekie były jednak od rzeczywisto­ści lat międzywojennych. Trzeźwą opinię wypowiadało inne pismo, lecz dopiero w styczniu 1939 r.: “Skoro jest język białoruski, który ma za sobą pomniki hi­storyczne i literackie, skoro są ludzie, którzy tym ję-

86

zykiem mówią w swym życiu codziennym, to musi istnieć i istnieje problem białoruski".

Lekceważenie faktu, iż naród białoruski nie tylko istnieje, lecz ma własne aspiracje polityczne, powodo­wało fatalne następstwa, a przede wszystkim przekre­ślało jakiekolwiek szansę na porozumienie z gitrtiami reprezentującymi społeczeństwo białoruskie. Najbar­dziej wśród nich wpływowe były ugrupowania lewico­we. Podczas wyborów do Sejmu na początku lat dwu­dziestych zaskakujący dla wielu obserwatorów sukces odniosły na ziemiach białoruskich Polska Partia.Socja­listyczna oraz Polskie Stronnictwo Ludowe “Wyzwo­lenie". Był to jeszcze okres, gdy niektóre środowiska białoruskie łączyły nadzieje z umiarkowaną lewicą pol­ską oraz ze środowiskami bliskimi Piłsudskiemu. Oby­dwie partie wysuwały hasła reform społecznych oraz równouprawnienia narodowego, a to musiało znaleźć żywy oddźwięk wśród białoruskich wieśniaków. Wkrót­ce ~]ea5ak" Białorusini coraz bardziej usamodzielniają się politycznie. Wzrastały wpływy Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi, organizacja ta jednak z powodu swej nielegalności miała szczególnie utrudnio­ne warunki działania, ograniczające jej zasięg społeczny. Nic dziwnego, że kiedy w czerwcu 1925 r. grupa po­słów białoruskich — a wśród nich Bronisław Tarasz-kiewicz — wydzieliła się w Sejmie w odrębny klub sejmowy pod nazwą Białoruska Włościańsko-Robotni-cza Hromada, a następnie przystąpiła pod tą nazwą do tworzenia białoruskiej, radykalnej społecznie partii po­litycznej, zyskała olbrzymi sukces. Hromada stała się prawdziwym fenomenem politycznym. W początkach 1927 r. liczyła przeszło 100 tys. członków, aczkolwiek ciągle jeszcze nie wyszła z okresu kształtowania swoich struktur. Zwiastowała zagrożenie dla polskiej admini­stracji, toteż w styczniu 1927 r. została rozwiązana, a wielu działaczy trafiło do więzienia. W 1928 r. odbył 87

się wielki proces, zakończony wyrokami skazującymi czołowych polityków białoruskich na więzienie.

Likwidacja Hromady, a także wspomniane już wy­żej osłabienie wpływów ruchu rewolucyjnego w la­tach trzydziestych wpłynęły na rozbicie lewicy bia­łoruskiej. Przyczyniły się do tego także działania władz, które w ten sposób uprzedzały ewentualność pojawie­nia się nowej, potężnej partii białoruskiej.

Drugim nurtem politycznym, który zyskał istotne wpływy wśród Białorusinów, była chrześcijańska de­mokracja. Początki jej sięgały okresu przed pierwszą wojną światową. Przypomnieć warto, że 29 czerwca 1907 r. kardynał Merry dcl Val, sekretarz papieża Piusa X, w liście do katolików w Rosji wyraził zgodę na używanie w parafiach języków białoruskiego i ukra­ińskiego. Otworzyło to przed duchownymi katolickimi narodowości białoruskiej możliwość utrwalania ojczys­tego języka wśród wiernych we wsiach. Oddziaływa­nie chrześcijańskiej demokracji osłabiał jednak fakt, że wyłoniła się ze środowiska katolickiego i że jej czołowym działaczem był katolicki duchowny, ks. Adam Stankiewicz, gdy tymczasem większość Biało­rusinów wyznawała prawosławie.

Białoruska chrześcijańska demokracja, w odróżnie­niu od Hromady, zajmowała krytyczne stanowisko wo­bec radzieckiej Białorusi. Odwoływała się do koncepcji zawartych w encyklice Rerum novarum, wysuwając na plan pierwsz^łwtłkę z ustrojem kapitalistycznym o sprawiedliwość społeczną oraz o prawo małych na­rodów do stanowienia o własnym losie. Uznawała wprawdzie własność prywatną, postulowała jednak podział wielkich majątków między chłopów, a także przekształcenie wielkich przedsiębiorstw we własność społeczną. Rozwijano szczególnie postulaty dotyczące polityki agrarnej, sprzyjającej rozwojowi drobnych gospodarstw. W porównaniu z polską chrześcijańską de­mokracją Białorusini byli więc bardzo radykalni, co 88

ściągnęło na nich potępienie wileńskiego arcybiskupa Romualda Jałbrzykowskiego. Stało się to jedną z przy­czyn przekształcenia się tej partii w 1936 r. w Biało­ruskie Zjednoczenie Ludowe, które można porównać z radykalnym nurtem polskiego ruchu ludowego.

Białoruskie Zjednoczenie Ludowe również zajmowało krytyczną postawę wobec ZSRR i odrzucało współpra­cę z komunistami, ale jednocześnie zdecydowanie prze­ciwstawiało się polityce władz polskich na ziemiach białoruskich; podjęło natomiast próbę zbliżenia się do legalnej lewicowej opozycji polskiej.

Likwidacja Hromady ułatwiła wzrost wpływów chrze­ścijańskiej demokracji, a potem Białoruskiego Zjedno­czenia Ludowego, gdyż zabrakło najbardziej popular­nego rywala. Niemniej jednak wielu działaczy le­wicowych zachowało swe pozycje w rozmaitych orga­nizacjach białoruskich, takich jak na przykład Towa­rzystwo Szkoły Białoruskiej, Białoruskie Towarzystwo Naukowe czy Białoruski Bank Spółdzielczy. Stopniowo jednak ich możliwości działania malały, m.in. w na­stępstwie systematycznych represji władz polskich. Mimo to nie powstała żadna poważna organizacja białoruska, która głosiłaby program kompromisu z państwem polskim. Wprawdzie w latach trzydziestych działały niezbyt liczne grupki o obliczu prawicowym, niektóre nawet przyznające się do narodowego socja­lizmu (inicjatorami byli działacze, którzy zerwali z Hromadą lub chrześcijańską demokracją), lecz nie zys­kały one oparcia w społeczeństwie i pozostały margi­nesem białoruskiego życia politycznego w Polsce. Z tych środowisk wywodzili się później ci przedstawiciele społeczności białoruskiej, którzy w latach okupacji hi­tlerowskiej podjęli kolaborację z Niemcami i byli współodpowiedzialni za przestępstwa wojenne.

W programach wszystkich ugrupowań białoruskich ważne miejsce zajmowały postulaty dotyczące rozwoju oświaty w języku ojczystym.

89

Przed pierwszą wojną światową szkolnictwo biało­ruskie nie istniało, gdyż władze rosyjskie traktowały język białoruski jako lokalną gwarę rosyjską. Wpraw­dzie próbowano organizować szkoły nielegalne, lecz akcja ta, skutecznie zwalczana przez policję, nie przy­brała większych rozmiarów. Podczas okupacji niemie­ckiej powstały pierwsze szkoły białoruskie, lecz takimi były tylko z nazwy, gdyż brakowało białoruskich na­uczycieli, a także podręczników. Dopiero w 1918 r. Bronisław Taraszkiewicz, znany później jako uczony, polityk i poeta, wydał w Wilnie pierwszą białoruską gramatykę, przeznaczoną w zamyśle autora dla szkół.

Na początku 1919 r. znaczna część ziem białoruskich została zajęta przez wojska polskie i podporządkowana Zarządowi Cywilnemu Ziem Wschodnich. O okresie tym pisze Stanisław Mauersberg: “Polityka polska w okresie rządów Sztabu Generalnego i Zarządu Cywil­nego Ziem Wschodnich zmieniała się w sprawach szkol­nictwa białoruskiego, oscylując od jednego do drugiego krańca. Szkoły białoruskie utworzone przez Niemców najpierw zlikwidowano, nauczycieli zwolniono, mienie szkolne skonfiskowano na rzecz szkół polskich. Następ­nie zalecono, aby otwierać szkoły białoruskie wszędzie tam, gdzie ludność tego sobie życzy. Jednakże lokalne władze oświato^fszukały niejednokrotnie różnych pretekstów, aby odmownie załatwiać prośby ludności w tej sprawie".

Zmiana polityki nastąpiła w ciągu krótkiego istnie­nia Litwy Środkowej. W rządzie tego państewka po­wstał Wydział do Spraw Szkolnictwa Białoruskiego, kie­rowany przez Taraszkiewicza. Powstały białoruskie szkoły powszechne, a także seminarium nauczycielskie, Znaczną część tych szkół zamknięto po przyłączeniu Litwy Środkowej do Polski.

Według danych obejmujących większą część ziem zamieszkanych przez Białorusinów w granicach Pol­ski w 1918/19 r. było 346 powszechnych szkół biało-

90

ruskich. W 1924/25 r. Główny Urząd Statystyczny in­formował o jednej prywatnej i 22 publicznych szko­łach białoruskich. Po wprowadzeniu omawianej już ustawy~z~ 1924 r., dotyczącej szkół dla mniejszości na­rodowych, pozostały w 1925/26 r. trzy szkoły powsze­chne z językiem białoruskim oraz 19 dwujęzycznych polsko-białoruskich. Była to prawdziwa katastrofa, przeciwko czemu podnosiły się ostre protesty działaczy białoruskich. W wyniku usilnych starań udało się osią­gnąć pewną poprawę. W 1928/29 r. w Polsce istniały 23 szkoły powszechne publiczne i trzy prywatne z bia­łoruskim językiem nauczania (łącznie miały 2103 ucz­niów) oraz 52 szkoły publiczne dwujęzyczne z 6104 uczniami. Innymi słowy — 8207 dzieci miało możliwość pobierania nauki, przynajmniej częściowo, w ojczystym języku. Istniały także trzy gimnazja (w Wilnc, No­wogródku i Klocku), liczące łącznie w 1929/30 i. czte­rystu uczniów. '

Lata następne przyniosły starania władz o likwidację szkół białoruskich oraz zawziętą walkę organizacji bia­łoruskich o ich uratowanie. Jednym z argumentów przeciwko szkołom białoruskim był zarzut niskiego po­ziomu nauczania. Argumentowano również, że są one rozsadnikiem idei rewolucyjnych i antypaństwowych. W rezultacie w 1937/38 r. pozostało tylko pięć szkół powszechnych polsko-białoruskich, 44 szkoły, w których białoruski język był jednym z przedmiotów nauczania, oraz jedno białoruskie gimnazjum. Zaledwie 766 ucz­niów mogło pobierać naukę w języku białoruskim w szkołach powszechnych, a 157 — w szkole średniej w Wilnie. Białorusini — poza Cyganami — znajdowali się w ten sposób w najgorszym położeniu ze wszyst­kich mniejszości narodowych w Polsce.

Należy zwrócić uwagę na fakt, że niemal nie istniało białoruskie szkolnictwo prywatne. Wynikało to stąd, że społeczność białoruska należała w Polsce do naj­uboższych. Szkoły prywatne wymagały finansowania,

91

tymczasem uczniowie przeważnie nie mieli środków na wnoszenie niezbędnych opłat, a brakowało zamoż­nych mecenasów, którzy zapewniliby odpowiednie sumy.

Bardzo dotkliwą przeszkodę stanowił brak kadr na­uczycielskich. Nie udało się stworzyć systemu kształ­cenia nauczycieli białoruskich, co następnie ułatwiło niewyrażanie zgody przez władze na tworzenie szkół prywatnych.

Zwalczanie szkolnictwa białoruskiego wynikało z przekonania, że łatwo będzie doprowadzić do poloni-zacji wieśniaków kresowych. W łagodnej postaci wy­rażał podobne przekonanie znakomity publicysta kon­serwatywny Stanisław Mackiewicz, który postulował bierne, choć przychylne obserwowanie powstawania świadomości i kultury białoruskiej oraz ułatwianie asymilacji tam, gdzie jest to możliwe. Sądził bowiem, że własne siły białoruskie są słabe, a wszelkie zwalcza­nie ich może tylko umocnić nastroje niechętne wobec Polski. Dalej szedł radykalny nacjonalista Wojciech Wasiutyński, pisząc: “Białorusini narodem nie są. Mo­gą się nim stać przy wielkim wysiłku (...) z naszej strony. Uznawanie Białorusinów za naród lub dopoma­ganie im^flo "Tego, by się jako naród wyodrębnili, jest doktrynerstwem (...) poświęceniem dla doktryny przy­szłości Narodu Polskiego".

To prawda, że szkoły w ojczystym języku były waż­nym środkiem rozbudzania świadomości narodowej. Nic dziwnego, że walka o nie toczyła się z uporem obu zainteresowanych stron — organizacji białorus­kich oraz administracji polskiej. W latach międzywo­jennych było jednak zbyt późno, by rzeczywiście sku­tecznie przeciwdziałać rozwojowi białoruskiej oświaty. Słusznie bowiem zauważał białoruski publicysta Vin-ceś Sava na łamach wileńskiego lewicowego pisma “Poprostu" w 1935 r.: “(...) szkoły białoruskie, pomimo krótkotrwałego istnienia, pozostawiły po sobie w spo-

92

łeczęnstwie pewien mit, który nie zaginie". Szkoła P°lska_Jbiyła dla społeczeństwa białoruskiego^ obca, a język polski — pomimo bliskiego pokrewieństwa — nie był zrozumiały dla dzieci bez uprzedniej nauki. Toteż wyniki nauczania w polskich szkołach wiejskich były bardzo złe; nauczycielka z takiej właśnie szkoły zauważała na podstawie własnego doświadczenia: “(...) wszak przychodząc do szkoły nie znają (dzieci biało­ruskie — J.T.) ani jednego, literalnie ani jednego sło­wa polskiego". Przypominają się w tym miejscu Syzfowe prace Stefana Zeromskiego, który ukazuje nau­czanie w szkole wiejskiej zaboru rosyjskiego.

Nasuwa się jeszcze jedna uwaga, która stawia znak zapytania nad realnością nadziei na polonizację wsi białoruskiej. W ciągu wielu dziesięcioleci władze ro­syjskie nie tylko narzucały nauczanie w języku “pań­stwowym", lecz także uniemożliwiały druk jakichkol­wiek Jękstffw w języku białoruskim. W urzędzie i cer-kwi panował język rosyjski. Wszelkie przejawy życia "publicznego wymagały znajomości języka^ rosyjskiego, rosyjskie było także^ wojsko. A przecież wbrew temu wszystkiemu w drugiej połowie XIX w. zapoczątko­wane zostało odrodzenie kultury białoruskiej, którego nie zdołały zahamować represje. Rozważaniom o łat­wości polonizacji Białorusinów przeczyły też przyta­czane nieraz przykłady procesów przeciwnych. Edward Woyniłłowicz, ziemianin polski z okolic Mińska, wspo­minał, że po uwłaszczeniu chłopów i utracie pańszczy­źnianej siły roboczej ziemianie sprowadzali stałych robotników przeważnie z austriackiego Śląska. “Rzecz dziwna jednak, że ci przybysze z okolic piastowskich ogromnie prędko ulegli wpływowi asymilacyjnemu lud­ności miejscowej i w drugim już pokoleniu mowę bia­łoruską przyjęli".

Dla chłopskiej Białorusi kwestia ziemi odgrywała nie mniejszą rolę niż dla Ukrainy. Wszystkie organi­zacje białoruskie na pierwszym miejscu postulatów

93

społecznych stawiały parcelację majątków ziemiańskich. Było to zagadnienie tym ważniejsze, że kiepskie prze­ważnie ziemie, niezbyt sprzyjające warunki klima­tyczne oraz z reguły prymitywna technika uprawy roli nie pozwalały osiągać wysokich plonów/Woje­wództwa) północno-wschodnie wyróżniały się w Polsce najniższymi plonami z hektara, a więc rozmiary gospo­darstwa niezbędne dla utrzymania rodziny kształto­wały się wyżej niż na większej części terytorium pań­stwa. W skrajnych wypadkach gospodarstwo o powie­rzchni przekraczającej nawet 50 ha — a więc powyżej granicy uznawanej zazwyczaj jako próg, od którego zaczynała się wielka własność ziemska — z trudem tylko mogło utrzymać liczną rodzinę, gdyż dużą część gruntów zajmowały piaski lub moczary. Toteż w tych właśnie województwach stosunkowo najczęściej poja­wiał się na wsi głód. Wojewoda poleski, Wacław Kos-tek-Biernacki, pisał w grudniu 1937 r.: “Specyficzne warunki Polesia, nie spotykana nigdzie nędza wiejska i miejska, nędza »posiadaczy«, nie kwalifikowanych ja­ko bezrobotni, a jedzących już od grudnia mieloną korę, korzonki i wjuny do końca lipca, nędza wielo­głowych rodzin miejskich bez dachu i zarobków, kalek, zasłużonych aiwoww, nie dadzą się porównać z naj­bardziej upośledzoną nędzą wielkich i mniejszych ośrod­ków w Polsce".

W latach trzydziestych coraz częściej głodowali tak­że mieszkańcy wsi na Wileńszczyźnie i rząd musiał podejmować akcję pomocy dla nich. W tych warun­kach osadnictwo polskie wywoływało powszechne obu­rzenie i gorące protesty ze strony chłopów, którzy traktowali ziemię folwarczną za należną im po spra­wiedliwości. Tymczasem zaś wielu polityków polskich uważało, że zwłaszcza Polesie jest krainą, gdzie są wszelkie dane, by zorganizować na dużą skalę osadni­ctwo ubogich chłopów z innych województw. O skut­kach takich przedsięwzięć pisał cytowany już Wydźga:

94

Stosunek ludności białoruskiej do ludności polskiej jest na ogół dobry względem dawnych tutejszych mie­szkańców, a więc szlachty zaściankowej i ziemian, jest nieprzychylny względem nowo przybyłych osadników wojskowych i kolonistów cywilnych. Chłop białoruski uważa ziemię folwarczną za pewien rodzaj współwłas­ności całej wsi".

W odróżnieniu od społeczności ukraińskiej Biało­rusini nie stworzyli w Polsce tak rozwiniętego systemu organizacji społecznych i gospodarczych. W pewnej mierze wpływał na to prymitywizm stosunków gospo­darczych, w jakich się znajdowali. Spółdzielczość ukra­ińska mogła zyskać swą pozycję nie tylko dzięki wy­siłkowi wielu działaczy społecznych, poświęcających swą pracę organizowaniu producentów rolnych, lecz także — a może nawet przede wszystkim — Azięki temu, że ci producenci dysponowali nadwyżkami f&»-warowymi systematycznie przeznaczanymi na sprze­daż. Rolnicy białoruscy, przeciętnie rzecz biorąc, produ­kowali mniej, a w niektórych okolicach — zwłaszcza na Polesiu — dużą rolę zachowała produkcja natural­na, w której nadwyżki nie przeobrażały się w towar. Nie powstały więc jeszcze warunki społeczne i ekono­miczne umożliwiające rozwój spółdzielczości na więk­szą skalę. Niskie dochody rolników powodowały, że brakowało funduszów na sfinansowanie rozmaitych innych^dziedzin działalności. W rezultacie nieliczne or­ganizacje i instytucje białoruskie z trudem utrzymy­wały się na powierzchni, przeciwstawiając się nie tyl­ko naciskowi administracyjnemu, lecz także biedzie.

5.Żydzi

W odróżnieniu od dotychczas omawianych mniejszo­ści ludność żydowska nie przeważała w żadnym regionie państwa, rozproszona była niemal we wszyst­kich województwach. Rozmieszczenie jej przedstawia tablica 4. Znajdują się w niej dane o liczbie ludności wy­znania mojżeszowego oraz o tych, którzy podali język żydowski lub hebrajski jako ojczysty. Liczebność lud­ności żydowskiej, w znaczeniu osób, które miały ży­dowską świadomość narodową, mieści się między tymi

dwoma wielkościami.

Zwraca uwagę fakt, że w województwach pomor­skim i poznańskim, a także w śląskim liczba Żydów była stosunkowo niska. Wynikało to prawdopodobnie z asymilacji w ciągu XIX w. części Żydów w zaborze pruskim oraz emigracji innych na tereny zaboru ro­syjskiego. Po powstaniu Rzeczypospolitej Polskiej Niemcy wyznania mojżeszowego emigrowali na zachód, toteż niewielu tylko pozostało w Polsce.

Względy praktyczne, jak również świadomość znie­kształceń statystyki językowej skłaniają do przyjęcia za podstawę dalszych rozważań danych o ludności wy­znania mojżeszowego. W takim bowiem tylko układzie dysponujemy informacjami o strukturze zawodowej i społecznej. Przede wszystkim podkreślić należy kon­centrację ludności żydowskiej w miastach. W skali ca­łej Polski aż 27,3 proc. mieszkańców miast należało do żydowskich gmin wyznaniowych, co stanowiło 76,4 proc.

96

»

ogółu ludności tego wyznania. W wielu miasteczkach województw wschodnich i centralnych większość lud­ności stanowili Żydzi. Podstawowe|dane o stosunkach w poszczególnych województwach Zawiera tablica 5.

Nie jest wprawdzie zgodne z rzeczywistością twier­dzenie, iż Żydzi w Polsce nie zajmowali się w ogóle rolnictwem, należy jednak stwierdzić, iż odsetek ży­dowskich rolników był niewielki. Tak na przykład w województwie poleskim istniało kilka wsi, w których przeważały gospodarstwa należące do Żydów, lecz w całym województwie gospodarstw takich było ogółem

Tablica 4

LUDNOŚĆ ŻYDOWSKA W POLSCE W 1931 R. WEDŁUG SPISU LUDNOŚCI

Województwa


Ludność

ogółem (w tys.)


Ludność wyznania mojżeszowego


Ludność znaca język żydowski l hebrajski


w tys.


w proc. całej lud­ności

9,8 30,1 8.7 14,4 10,8 12,7 12,0 8,7 7,9 10,1 10,0 0,3 0,3 1,5 7.6 10,9 9,5 1 8,4


w tys.


nosci całej lud-

w proc.


Polska 31916 3114 m. Warszawa 1172 353 Warszawskie 2 529 219 Łódzkie 2 632 379 Kieleckie 2 936 317 Lubelskie 2 465 314 Białostockie 1644 197 Wileńskie 1276 111 Nowogródzkie 1057 83 Poleskie 1132 114 Wołyńskie 2 086 208 Poznańskie 2107 7 Pomorskie 1080 3 Śląskie 1295 19 Krakowskie 2 298 174 Lwowskie 3127 342 Stanisławowskie 1480 140 Tarnopolskie 1600 134


2733 333 215 359 305 260 195 109 77 113 206 3 2 7 128 233 109 79


8.6 28,4 8,5 13,6 10,4 10,5

11,9 8,5 7,3 10,0 9,9 0,1 0,2 0,5 5,6 7,5 7,4 4,9








W



7 — Ojczyzna...

Tablica

LUDNOŚĆ WYZNANIA MOJŻESZOWEGO W MIASTACH W 1931 R. WEDŁUG WOJEWÓDZTW

Województwa


Ogólem ludność miast (w tys.)


W

we wszys miastach

w tys.


tym ludne mojżes

tkich

w proc. ogółu miesz­kańców


ssę wyznań zowego

w miasta o ludność

powyżej 20 tys. w proc. ogólu

miesz­kańców


la

ch l —————— »

20 tys. l mniej w proc. ogółu miesz­kańców


Polska 8 731 2 381 m. Warszawa l 172 353 Warszawskie 582 173 Łódzkie l 104 345 w tym m. Łódź 605 202 Kieleckie 750 226 w tym m. Częstochowa 117 26 Lubelskie 434 190 w tym m. Lublin 113 39 Białostockie "***nnn^ 153 Wileńskie 261 76 w tym m. Wilno 195 55 Nowogródzkie 103 44 Poleskie 149 73 Wołyńskie 253 124 Poznańskie 838 7 Pomorskie 348 3 Śląskie 418 16 Krakowskie 580 143 w tym m. Kraków 219 57 Lwowskie 776 258 w tym m. Lwów 312 100 Stanisławowskie 295 103 Tarnopolskie 272 94


27,3 26,4 30,1 30,1 29,7 17,5 31,2 31,5 33,4 33,5 30,1 25,3

22,2 21,9 43,8 38,3 34,5 34,7 38,6 40,0 29,1 28,2 28,2 28,2 42,7 42,4 49,0 51,9 49,0 49,5 0,8 0,9 0,9 0,8 3,8 4,2 24,7 27,7 26,0 25,8 33,2 32,& 32,1 31,9 34,7 40,3 34,6 39,3


28,8 X 35,2 30,1 X 41,7

X

48,5 X 36,9 32,0 X 42,6 46,0 48,7 . 0,7 0,9 2,8 21,3 X 34,5 X 30,9 34,0



zaledwie 936. Nie różniły się one przeważnie od gos­podarstw białoruskich lub polskfch. W całej Polsce utrzymywało się z rolnictwa zallawie 4 proc. Żydów;

byli to przeważnie właściciele dfrobnych gospodarstw, stosunkowo niewielu pracowało jako robotnicy rolni. We wspomnieniach Ireny Kowalskiej czytamy o żydow­skich rolnikach ze wsi Skryhiszyn w województwie lubelskim: “(...) gospodarstwa różnej wielkości można by scharakteryzować (...) na biedniackie, średniackie, a także kułackie. Część gospodarstw nie była w stanie całkowicie utrzymać swych właścicieli. Gdyby zasto­sować obecne pojęcia, nazwalibyśmy ich chłopami-rze-mieślnikami, chłopami-sklepikarzami, chłopami-leśnika-

mi"

98

Wśród największych posiadaczy ziemskich — według cytowanych już badań W. Roszkowskiego — znalazło się trzynastu Żydów; majątek żadnego z nich nie dorów­nywał posiadłościom polskich rodów arystokratycznych. Przede wszystkim jednak Żydzi utrzymywali się z pra­cy w zawodach nierolniczych. Podstawowe dane o ich strukturze zawodowej i społecznej zawiera tablica 6.

Jak widać z przedstawionych danych, przytłaczająca większość Żydów utrzymywała się z przemysłu oraz handlu, przy czym przeważali właściciele małych zakła­dów, nie zatrudniający pracowników najemnych. Z pun­ktu widzenia ekonomicznego nazywamy to gospodarką drobnotowarową. Innymi słowy, byli to przeważnie dro­bni kupcy oraz rzemieślnicy. Należy jednak zaznaczyć, że między samodzielnym producentem a robotnikiem występowały rozmaite przejściowe formy zarobkowania. Wielu rzemieślników zachowało samodzielność w tym sensie, że pracowało we własnym mieszkaniu, w ustalo­nym przez siebie czasie, lecz wykonywało zamówienia przedsiębiorców — zazwyczaj kupców — z powierzonych sobie surowców. W latach wielkiego kryzysu gospodar­czego zdarzało się (nie tylko zresztą wśród rzemieślni­ków żydowskich), że majster zwalniał czeladników, nie

Tablica 6 LUDNOŚĆ WYZNANIA MOJŻESZOWEGO W 1931 R. WEDŁUG ŹRÓDŁA UTRZYMANIA I STANOWISKA SPOŁECZNEGO

Źródło

utrzy­mania


Ogółem (w tys.)


Samo­dzielni zatrud­niający siły na­jemne


Samo­dzielni nie zatru­dniający sil najem­nych


Praco­wnicy umysłowi


Robot­nicy l chału­pnicy


w

tys.


w proc.


w

tys.


w proc.


w tys.


w proc.


w

tys.


w proc.



Ogół Roln Prze Hani kred Kona kacj, Ośw: kulti Służl domi Inne


em ictwo mysł del i

yt

iuni-ł lata i ara ba owa


3114ab 125a l 313

1140 139 73

23 301b


234 18 137

60 4

X

14


7,5 14,4 10,5

5,3 2,9 1,4

X

4,7


1861 80

654

936 113 34

X

43


59, 64, 49,

82,

81,

46,

X

14,


,8 ,0 8

1 3 6

3


207 2 49

57 5 34

X

59


6,6 1,6 3,7

5,0 3,6 46,6

X

19,6


659 23 473

87

17 4

23 34


21,2 18,4 36,0

7,6 12,2 5,5

100,0 11,3



a) W tym 2 tys. osób na dożywociu

b) W tym 151 tys. osób nieokreślonej pozycji społecznej

miał bowiem dla nich pracy. Ci zaś, pozbawieni nadziei na inne zatrudnienie, otwierali własne warsztaty, któ­re utrzymywały się w dużej mierze z tego, że dawny pryncypał, gdy miał więcej klientów, zlecał im wy­konanie części zamówień. Zdarzało się, że właściciel niewielkiej fabryki włókienniczej zamykał przedsię­biorstwo i zwalniał robotników. Następnie wydzierża­wiał poszczególne maszyny, najczęściej swym dawnym pracownikom, którzy teraz występowali formalnie jako samodzielni wytwórcy. W rzeczywistości wykonywali towar z powierzonego materiału, na zlecenie przedsię­biorcy. Fabrykant nie musiał opłacać składek ubezpie­czenia społecznego, nie troszczył się o czas pracy ani

100

o to, że mogło brakować zamówień. Ryzyko bezrobocia oraz inne kłopoty przerzucał na Tyki formalnie samo­dzielnych drobnych wytwórców,^ rzeczywistości lu­dzi całkowicie od niego zależnych.

W handlu detalicznym znaczna część “przedsiębiorstw" mieściła się w kioskach, piwnicach, w pomieszcze­niach bez okien, “nie posiadających ani wyglądu, ani charakteru pokoju" — jak określała to ustawa, nakładająca na wszystkie przedsiębiorstwa obowiązek wykupywania tzw. świadectwa przemysłowego, czyli uprawnienia do otwarcia i prowadzenia zakładu; koszt zależał od szczegółowo określonych cech.

Charakterystycznym zjawiskiem była daleko posu­nięta koncentracja Żydów w niektórych zawodach. Ro­botnicy żydowscy pracowali przede wszystkim w prze­myśle odzieżowym (36,1 proc. ogółu robotników Żydów oraz 44,3 proc. zatrudnionych w tej gałęzi), w mniej­szym stopniu w przemyśle spożywczym (11,7 proc. ro­botników Żydów), włókienniczym (10,9 proc.) oraz me­talowym i maszynowym (5,1 proc.). Znajdowali pracę przeważnie w małych zakładach, często o charakterze rzemieślniczym. W całej Polsce na tysiąc robotników pracujących w dużych zakładach przemysłowych przy­padało trzynastu Żydów, w małych natomiast — dwu­stu Żydów. W pewnej mierze zjawiska te wynikały z faktu, że największe przedsiębiorstwa przemysłowe kon­centrowały się na Górnym Śląsku, gdzie Żydów mie­szkało niewielu. Koncentracja robotników żydowskich w małych zakładach pracy jest pomimo to uderzająca.

Analogiczna koncentracja w niektórych zawodach wy­stępowała wśród rzemieślników. Na przykład rzemieśl­niczą produkcją mydła zajmowali się niemal wyłącznie Żydzi (93 proc. utrzymujących się z tej pracy). Szcze­gólnie wielu rzemieślników żydowskich było wśród krawców (147 tys. osób utrzymujących się z tej pracy, czyli 55 proc. ogółu), szewców (136 tys. osób, 42 proc. ogółu) i w rzemiosłach spożywczych (109 tys. osób, 51 101

proc. ogółu). Wielu Żydów trudniło się kowalstwem, ślusarstwem oraz złotnictwem. W Warszawie dość licz­ną, zwartą i solidarną grupę zawodową tworzyli tra­garze.

Wiele było przyczyn takiej koncentracji w niektó­rych zawodach oraz rodzajach przedsiębiorstw. Należy tu powiedzieć, iż od zarania państwa polskiego Żydzi przybywali zapraszani przez monarchów do osiedlania się w miastach, co miało przyspieszyć rozwój handlu i rzemiosła, a zarazem stworzyć przeciwwagę dla mie­szczaństwa niemieckiego. Ustawodawstwo Polski szla­checkiej zezwalało jedynie szlachcie na posiadanie zie­mi. 'W okresie zaborów— zwłaszcza w.; pierwsze j po­łowie XIX w. —-wprowadzano w poszczególnych pań­stwach normy prawne ograniczające Żydom swobodę wyboru miejsca zamieszkania oraz zawodu.)To wszyst­ko powodowało, że utrwalała się tradycja zarobkowania jedynie w niektórych dziedzinach. Tak np. we wspo­mnianej już wiosc^ifijkryhiszyn gospodarstwa rolne ży­dowskie mogły powstać dopiero po uwłaszczeniu chło­pów.

Dołączyły się do tego obyczaje oraz powinności reli­gijne. Nakaz święcenia soboty w religii mojżeszowej był zawsze o wiele bardziej rygorystyczny niż obowią­zek przestrzegania odpoczynku niedzielnego w więk­szości wyznań chrześcijańskich. Znawcy Talmudu — zbioru ustalonych tradycją przepisów postępowania oraz ich interpretacji przez uczonych — dyskutowali nad okolicznościami, w jakich możliwe jest naruszenie świę­tości dnia sobotniego. Usprawiedliwieniem generalnym była konieczność ratowania życia ludzkiego, zakaz na­tomiast dotyczył na przykład przyniesienia wody ze studni lub rozpalenia ognia w piecu; nawet zapalenie papierosa w sobotę uznawano za występek przeciw na­kazom religii. W tej sytuacji wierzący Żyd musiał w sobotę powstrzymywać się od pracy zarobkowej, a pra-

102

cować w niedzielę zakazywały us^rwy. Trudno sobie wyobrazić wielki zakład przemysłowy, zatrudniający robotników rozmaitych wyznań, klery dostosowuje swe funkcjonowanie i organizację do rozbieżnych nakazów religijnych. Praca w małym warsztacie, w którym za­równo właściciel, jak pracownicy wyznawali tę samą religię, umożliwiała podporządkowanie się wszystkim jej przepisom. Konieczność świętowania dwóch dni w tygodniu odbijała się ujemnie na zarobkach ludzi wie­rzących.

Stosunkowo niewielu Żydów należało do warstwy najbardziej zamożnych przedsiębiorców, decydujących o gospodarce kraju. Jak wspomniałem, wśród najwięk­szych posiadaczy. ziemskich 'W Polsce było ich trzy­nastu. Znacznie trudniej jest ustalić udział Żydów w wykazie 137, osób zajmujących wybitne pozycje w świe­cie kapitału poza rolnictwem; jeśli posłużyć się bardzo zawodnym brzmieniem nazwisk i znajomością dziejów poszczególnych rodzin, wówczas otrzymamy jedenaście nazwisk; jest to niewątpliwie zbyt wysoki szacunek. Większy był natomiast udział Żydów wśród drobnej burżuazji, właścicieli małych i średnich fabryk, przed­siębiorstw handlowych, drobnych finansistów itp., czę­sto o znaczeniu lokalnym. Zwłaszcza w małych mias­teczkach województw wschodnich oraz w niektórych regionach województw centralnych wyrastały fortuny budzące podziw i zazdrość sąsiadów innych wyznań i narodowości.

Niektórzy małomiasteczkowi przedsiębiorcy potrafili wykorzystać powiązania rodzinne oraz znajomości w innych państwach i organizowali handel z zagranicą. Wprawdzie ich działalność była nie bez znaczenia także w skali całego państwa polskiego, gdyż — szczególnie w latach trzydziestych — sprzyjała równoważeniu bi­lansu płatniczego Polski, lecz przecież ci małomiastecz­kowi potentaci nie mieli wpływu ani na politykę

103

gospodarczą państwa, ani na działalność administracji. Ich majątek — w porównaniu z kapitałami, jakimi dysponowały wielkie spółki akcyjne — był niewielki.

W stosunku do ogólnej liczby ludności żydowskiej w Polsce warstwa drobnych i średnich kapitalistów była wprawdzie niewielka, lecz dzięki swej przedsię­biorczości i energii dawała się powszechnie dostrzec i nieraz wywoływała niechęć wśród chrześcijańskich konkurentów, przenoszoną na całą ludność żydowską. Wymienianym niekiedy symbolem bogactwa w Polsce międzywojennej była rodzina Szereszowskich, posiada­jąca dom bankowy oraz kapitały ulokowane w rozmai­tych przedsiębiorstwach. Nie należy jednak mylić bo­gactwa rodzinnego z wpływem na gospodarkę kraju. We współczesnym społeczeństwie kapitalistycznym wszystkie niemal największe przedsiębiorstwa decydu­jące o potędze ekonomicznej przybierają formę spół­ki akcyjnej. WS^od potentatów — prezesów i dyrekto­rów największych^spółekŻydów było niewielu.

Społeczeństwo żydowskie ziem polskich witało po­wstanie państwa polskiego na jesieni 1918 r. z nadzie­jami, lecz także z obawami. Nadzieje — zwłaszcza w zaborze rosyjskim — wiązały się z przekonaniem, że demokratyczna Rzeczpospolita zniesie wszystkie prze­pisy dyskryminujące Żydów i doprowadzi do ich rze­czywistego i pełnego równouprawnienia. Wielu robot­ników i rzemieślników należało do partii socjalistycz­nych lub z nimi sympatyzowało, toteż deklarację Tym­czasowego Rządu Ludowego w Lublinie, kierowanego przez wybitnego polityka socjalistycznego Ignacego Da-szyńskiego, witali jako zwiastuna nowego, lepszego po­rządku społecznego. Gwarantem przemian zdawała się być osoba naczelnika państwa — Józefa Piłsudskiego, uważanego powszechnie za przedstawiciela lewicy.

Również w zaborze austriackim część działaczy ży­dowskich współdziałała z polskimi organizacjami nie-

104

podległościowymi, toteż niepyiległość powitano jako wyczekiwaną zmianę na lepszeł Żydzi znaleźli się wśród żołnierzy i oficerów legionowych, oddając życie za wol­ność wspólnej ojczyzny.

Środowiska ortodoksyjne — zgodnie z nakazami Tal-mudu — ustosunkowały się lojalnie do państwa pol­skiego. Stara mądrość ludowa skłaniała jednak do obaw przed każdą zmianą, gdyż może ona przynieść nowe, nie znane dotąd problemy i niebezpieczeństwa. Niepokój wywoływał fakt, że w niektórych kołach spo­łeczeństwa polskiego uzyskał wpływy nacjonalizm na­rodowych demokratów, kierujący się m.in. przeciwko Żydom.

Rozmaite wydarzenia potwierdzały realność obaw. 22 listopada 1918 r., po wycofaniu się z Lwowa od­działów ukraińskich, rozpoczął się pogrom, w którym zginęło — według raportu sporządzonego przez wysłan­ników Ministerstwa Spraw Zagranicznych — co naj­mniej stu pięćdziesięciu Żydów, spalono przeszło pięć­dziesiąt domów i zrabowano ponad pięćset sklepów. Raporf^stwierdzał:(...) działy się rzeczy straszne (...). Z bólem stwierdzamy, że znalazła się pewna ilość ofi­cerów, która brała udział w mordach i rabunkach". W połowie maja 1919 r. Ministerstwo Spraw Zagra­nicznych otrzymało sprawozdanie o zaburzeniach prze­ciw Żydom na ziemi rzeszowskiej, które objęły m. in. Tyczyn ,^ Kolbuszową, Mielec, Rozwadów. Dokument informował: “Rozruchy wybuchły najpierw w mieście Rzeszowie, w dniu 3 bm., a bezpośrednim powodem wybuchu były niedomagania na tle aprowizacyjnym, spowodowane w znacznej części przeludnieniem miasta przez napływ obcych z różnych powiatów, zwłaszcza rodzin żydowskich ze wsi okolicznych. Z niedomagań aprowizacyjnych skorzystały elementy o niskich instyn­ktach i spowodowały rabunek mieszkań i sklepów ży­dowskich". 6 i 7 czerwca 1919 r. wybuchły — na mniej-

105

szą skalę — zamieszki w Krakowie. Podczas walk na froncie wschodnim notowano wypadki rozstrzeliwania dużych grup Żydów, podejrzewanych o współpracę z przeciwnikiem. Międzynarodowy rozgłos wywołało roz­strzelanie Żydów w Pińsku 5 kwietnia 1919 r. Bywało, że ofiarą oskarżenia o szpiegostwo na rzecz Armii Czer­wonej padał rabin, jakkolwiek religijne środowiska żydowskie zdecydowanie przeciwstawiały się wszelkim nurtom ideologii socjalistycznej.

Wszystkie te wydarzenia odzywały się echem w pra­sie światowej, kompromitując powstające państwo. Wła­dze polskie podejmowały energiczne działania, chcąc uniemożliwić przejawienie się nastrojów antysemickich. Podłożem ich były często konflikty społeczne między miastem a wsią, gdyż w okresie dotkliwych niedostat­ków towarów ludność chłopska zwracała się przeciwko kupcom, których uważała za spekulantów magazynu­jących towary i żerujących na niedostatku ludzi pracy.

Duże znaczeaiemiały także różnice wyznaniowe i związane z nimi odmienności obyczajów. W katolickich środowiskach lat międzywojennych występowały często nastroje nietolerancji wobec innych wyznań oraz wobec obyczajów kolidujących z przykazaniami kościelnymi lub nawet z wzorcami postępowania propagowanymi przez księży. W popularnej prasie katolickiej ukazy­wały się artykuły i notatki pełne pogardy i obrzydze­nia do innych wierzeń i obyczajów; kierowane były przeciwko ewangelikom, mariawitom, innym wyzna­niom chrześcijańskim, a zwłaszcza przeciw Żydom. Nie­tolerancja prowadziła nieraz do bojkotu towarzyskiego innowierców, izolacji uczniów w szkołach itp. Potęgo­wała następstwa konfliktów ekonomicznych i różnic narodowych, w skrajnych sytuacjach sprzyjając eksce­som antysemickim.

Obawy lub nadzieje nie wpływały na zasadniczy sto­sunek społeczności żydowskiej do państwa polskiego — przeważnie pozytywny lub co najmniej lojalny.

106

Miały natomiast znaczenie dlaff formułowania koncepcji dotyczących miejsca Żydów w Rzeczypospolitej.

Ukształtowało się kilka głównych nurtów politycz' nych, zróżnicowanych w zależności od stosunku do u-stroju społeczno-ekonomicznego oraz do przyszłości Żydów. Tradycyjny światopogląd reprezentowała partia Agudas Jisroel, której celem było pielęgnowanie zasad religijnych w życiu społeczeństwa żydowskiego. Ocze­kiwano przybycia Mesjasza, co mogło nastąpić w każ­dej chwili, lecz także i w odległej przyszłości. Obowiąz­kiem każdego Żyda była gotowość na wypadek, gdy Zbawca odbuduje Królestwo Izraela. Tymczasemnale"1 żało troszczyć się o byt codzienny, przestrzegać naka­zów religii, podporządkować się prawu państwowemu;

zachowując lojalność w stosunku do władzy, bronić interesów społeczności żydowskiej. Inne kwestie nie interesowały zwolenników orientacji konserwatywnej.

Zdecydowanymi przeciwnikami konserwatystów by­ły dwa inne nurty ideowe, głoszące konieczność znale­zienia rozwiązania problemów żydowskich we współ­czesnym świecie niezależnie od Mesjasza. Nurt socja­listyczny .>vidział perspektywę jedynie w przeobraże­niach społeczno-ustrojowych i odrzucał światopogląd religijny. Dostrzegał społeczne podłoże antagonizmów narodowych, w tym także antysemityzmu. Zapewnienie rzeczywistego równouprawnienia wymagało zniesienia wyzysku człowieka przez człowieka, czyli likwidacji systemu kapitalistycznego. Wówczas znikną przyczyny, które wywołują ucisk narodowy i nienawiść. Na ogół wyobrażano to sobie w sposób dość uproszczony, ocze­kując niejako automatycznego usunięcia konfliktów na­rodowych wraz z powstaniem ustroju socjalistycznego;

doświadczenia następnych dziesięcioleci dowiodły, że takiego automatyzmu nie ma, że likwidacja ekonomicz­nych podstaw ucisku i nierówności narodowej — jak­kolwiek konieczna — nie rozwiązuje jeszcze wszyst­kich problemów. Z koncepcji socjalistycznych wynika-107

ło przekonanie, że istnieje wspólnota podstawowych interesów wszystkich ludzi pracy niezależnie od naro­dowości w kwestii najważniejszej — przebudowy sy­stemu społeczno-ekonomicznego. Rozwiązanie kwestii narodowej — w tym kwestii żydowskiej — było mo­żliwe w wyniku wspólnego działania w kraju, gdzie mieszkali robotnicy różnych narodów.

Nurt socjalistyczny był podzielony wewnętrznie, gdyż różne ugrupowania opowiadały się za odmienną stra­tegią i taktyką w walce o przemiany ustrojowe. Nie­którzy Żydzi — razem z Białorusinami, Niemcami, Po­lakami, Ukraińcami i przedstawicielami innych naro­dów — należeli do Komunistycznej Partii Polski oraz jej części składowych — Komunistycznej Partii Za­chodniej Białorusi i Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy. Przeciwnicy komunistów chętnie podkreślali udział Żydów (a także Białorusinów i Ukraińców) w partii, pragnąc wykorzystać uczucia nacjonalistyczne i dowieść, że komunizm był reprezentowany w Polsce jedynie przez “obcych". Propagandę w tym kierunku prowadziły zwłaszcza ugrupowania nacjonalistyczne oraz niektóre koła katolickie. Pisano więc w 1934 r. w “Rycerzu Niepokalanej": “Bolszewizm bowiem opiera się na systemie gospodarczym Żyda Marksa".

W rzeczywistości niezbyt wielu Żydów należało do partii komunistycznej, podobnie zresztą jak niezbyt wielu Białorusinów, Polaków i Ukraińców. Ruch ko­munistyczny był nielegalny i siłą rzeczy jego możli­wości bezpośredniego oddziaływania pozostawały ogra­niczone. Jednakże propaganda prawicowa przedstawiała z reguły wszelkie dążenie do przebudowy systemu spo­łeczno-ekonomicznego jako wyraz komunizmu inspi­rowanego przez międzynarodowe sprzygiężenie żydow­skie.

Znacznie większe wpływy w żydowskich środowiskach robotniczych miał Bund — partia o koncepcjach zbli­żonych do programu Polskiej Partii Socjalistycznej, z

108

/

którą nieraz współpracowała. Nazwiska wybitnych przy­wódców Bundu — Wiktora Altera i Henryka Erlicha — pojawiały się również na łamach polskiej prasy so­cjalistycznej. Niektórzy Żydzi należeli do PPS, lecz wpływy jej w latach międzywojennych ograniczały się najczęściej do środowisk ulegających asymilacyj-nym wpływom kultury polskiej. Kwestia ta zresztą nie jest do dziś bliżej znana. Pisał np. 9 grudnia 1938 r. wojewoda białostocki w sprawozdaniu miesięcznym:

(...) dotychczas wszystkie obchody urządzane przez PPS w Białymstoku miały oblicze wybitnie żydowskie, a to z uwagi na to, że wśród ludności chrześcijańskiej niewielu jest sympatyków PPS, a natomiast Żydzi licz­nie obsyłają imprezy PPS". Przypuszczać wolno, że pod tym względem utrzymywały się znaczne różnice regionalne.

Drugim nurtem przeciwstawiającym się konserwa­tyzmowi był syjonizm, który powstał w końcu XIX w. W odróżnieniu od nurtu socjalistycznego syjoniści za­patrywali się pesymistycznie na możliwość położenia kresu nacjonalizmowi. Sądzili, że antysemityzm rodzi się tam, gdzie Żydzi są rozproszeni wśród innych naro­dów. Jedyne rozwiązanie widzieli w utworzeniu odręb­nego państwa żydowskiego i zorganizowaniu masowej emigracji Żydów ze wszystkich krajów, w których żyli. W latach międzywojennych zwyciężyło przekonanie, że państwo takie powinno powstać na obszarze Palesty­ny, wówczas pozostającej pod administracją Wielkiej Brytanii. Ruch syjonistyczny zmierzał więc do uzyska­nia zgody władz brytyjskich na wzrost liczby imigran­tów do Palestyny, organizował ruch wychodźczy z po­szczególnych krajów, zbierał środki finansowe i starał się umożliwić przygotowanie zawodowe kandydatom na osadników w Palestynie.

Ruch syjonistyczny rozwinął się między innymi pod wpływem narastania antysemityzmu i stanowił nań reakcję. Znajdował drogę do tych środowisk, które

109

odrzucały lub nie wierzyły w możliwość przebudowy socjalistycznej społeczeństwa, nie chciały jednak po­godzić się z istniejącymi warunkami. W odróżnieniu od konserwatystów, którzy tradycje żydowskie ujmo­wali wyłącznie w świetle religii, syjonizm był ruchem politycznym świeckim (co nie przeszkadzało zresztą udziałowi w nim niektórych rabinów) i spoglądał na społeczność żydowską jako na odrębny naród. Dla kon­serwatystów nie istniało pojęcie języka narodowego. Był język ksiąg świętych oraz rozważań filozoficznych — hebrajski, był też język dnia powszedniego, rozmów rodzinnych oraz dyskusji zawodowych — żydowski. Socjaliści uznawali za język ojczysty ten, którym na co dzień posługiwali się ludzie pracy, a więc język ży­dowski. Powsta w nim bogata literatura, dzieła na­ukowe, rozwinąłgtt-4eatr oraz prasa. Syjoniści — któ­rzy w marzeniach widzieli połączenie się Żydów z całego świata we wspólnym państwie — uznawali ko­nieczność wspólnego języka, a takim mógł być jedynie hebrajski, związany z tradycjami odległej przeszłości. Na co dzień, ze względów praktycznych, aprobowali posługiwanie się językiem żydowskim oraz polskim, zdając sobie sprawę z faktu, iż większość Żydów pol­skich nie włada biegle językiem hebrajskim. Co więcej, język ten należało dopiero odrodzić, dostosować do po­trzeb świata współczesnego, przekształcić go z mowy Starego Testamentu i Talmudu w język powszedni. W latach międzywojennych proces ten był zaawanso­wany, w Polsce mieszkali pisarze tworzący swe dzieła w języku hebrajskim.

Również ruch syjonistyczny był wewnętrznie zróżni­cowany. Na lewicy stały ugrupowania opowiadające się za stworzeniem w Palestynie socjalistycznego pań­stwa żydowskiego; największy wpływ zyskała partia Poalej Syjon Lewica. Na drugim biegunie ukształtował się syjonistyczny nurt konserwatywny. Wewnątrz 0-gólnej Organizacji Syjonistycznej odróżniał się nurt

110

ukształtowany w Galicji, bardziej umiarkowany (wy­bitną w nim postacią był krakowski rabin Abraham Ozjasz Thon), a także nurt bardziej radykalny, pocho­dzący z dawnego zaboru rosyjskiego (czołowym przed­stawicielem był Izaak Grunbaum). W latach trzydzies­tych odłączyła się partia syjonistów-rewizjonistów, o radykalnie nacjonalistycznym programie, głosząca ko­nieczność walki zbrojnej o stworzenie państwa żydo­wskiego w Palestynie. Przywódca jej, Włodzimierz Za-botyński, propagował hasło masowej emigracji Żydów do Palestyny, tworzył nielegalne siły zbrojne walczące z Anglikami i Arabami, szukał taktycznego porozumie­nia z tymi rządami, które pragnęły zwiększenia wy­chodźstwa żydowskiego. Umożliwiło to pod koniec trzy­dziestych lat współpracę syjonistów-rewizjonistów^Ł. władzami polskimi, które udzieliły wsparcia programo­wi emigracyjnemu na arenie międzynarodowej, a nawet potajemnie umożliwiły szkolenie wojskowe kadr przy­gotowujących się do walki w Palestynie.

Terenem rywalizacji między ugrupowaniami żydow­skimi stały się gminy wyznaniowe. Ich organizacja o-pierała się na ustawie, a tradycyjny zakres działania wykraczał poza kwestie czysto religijne. Podstawowym zadaniem gminy wyznania mojżeszowego było zapew­nienie warunków do wykonywania obowiązków reli­gijnych, czyli utrzymanie synagogi, cmentarza, szkoły religijnej, zapewnienie wynagrodzenia dla rabina, ewen­tualnie dla innych osób wykonujących czynności re­ligijne. Oprócz tego jednakże każda gmina — zgodnie z tradycją — troszczyła się o swych ubogich członków. Podstawą finansową były przede wszystkim składki wiernych, lecz oprócz tego gmina miała prawo posia­dać własny majątek. Pochodził on z rozmaitych daro­wizn i fundacji, które otrzymywały zwłaszcza gminy liczne, gdzie mieszkali także zamożni, pobożni Żydzi.

W rezultacie gminy wyznaniowe, zwłaszcza najwięk­sze, prowadziły rozmaite instytucje, jak np. szpitale, lii

apteki, finansowały szkoły, także świeckie, pomagały bezrobotnym itd. Wszystko to nosiło wprawdzie charak­ter charytatywny i łączyło się z obowiązkami religij­nymi, lecz miało olbrzymie znaczenie dla każdego Żyda, niezależnie od jego stosunku do religii. Nic więc dzi­wnego, że wybory do zarządu gminy interesowały nie tylko ludzi wierzących. Co więcej, niektóre ugrupowa­nia żydowskie — przede wszystkim Bund — miały na­dzieję, że gminy wyznaniowe uda się przekształcić w coś w rodzaju autonomicznej, narodowej organizacji, reprezentującej Żydów polskich. Toteż rozwinęła się ostra walka polityczna syjonistów i zwolenników Bun-du przeciwko konserwatystom o wpływy na zarządy gmin żydowskich. "Władze administracyjne wspierały najczęściej Agudas Jisroelzrówno dlatego, że od­rzucały ideę autonomii narodowej, formułowaną przez partie świeckie, jak też dlatego, że konserwatyści, któ­rzy głosili bez zastrzeżeń lojalność wobec rządu, byli najwygodniejszym dlapSństwa ugrupowaniem żydow­skim.

Charakterystycznym dla społeczności żydowskiej zja­wiskiem był stosunkowo niski odsetek analfabetów. W 1931 r. wśród osób wyznania mojżeszowego w wieku pięciu lat i więcej umiało czytać i pisać 79,7 proc.; dla ludności w wieku dziesięciu lat i więcej wskaźnik ten wynosił 82,8 proc. Dla całej ludności Polski odsetki te były niższe: 69,6 proc. oraz 72,4 proc. Jedynie wśród osób wyznań ewangelickich udział osób umiejących pi­sać i czytać kształtował się wyżej (83,3 proc. oraz 86,8 proc.). Należy jednak wziąć pod uwagę, że ewangelicy zamieszkiwali przede wszystkim regiony o najlepiej roz­winiętym systemie oświatowym.

Tradycyjna szkoła żydowska miała charakter religij­ny. Nauczanie czytania i pisania wynikało z przepisów ustalonych w zbiorze norm obowiązujących wszystkich wierzących. Nakazywały one przede wszystkim, by każ­dy ojciec uczył syna Tory, a także zobowiązywały ro­

dziców do posyłania dzieci/Bo szkoły lub zatrudniania nauczyciela domowego. W zaborze rosyjskim prawo ze­zwalało Żydom na utrzymywanie własnych szkół wyzna' niowych, które objęły tam większość dzieci żydowskich;

w końcu XIX w. jedna taka szkoła (cheder) przypadała na 28 dzieci w wieku szkolnym. W zaborze austriackim ustawodawstwo przewidujące powszechny obowiązek szkolny uznawało chedery za instytucje wyłącznie re­ligijne; przepisy szczegółowe umożliwiały połączenie nauki w szkołach publicznych z zajęciami religijnymi w chederach.

Wprowadzenie powszechnego obowiązku szkolnego w niepodległej Polsce zmusiło do zreformowania naucza­nia w chederach, aby nauka w nich mogła być uznana za wypełnienie nakazów ustawy. Zreformowane che­dery uwzględniały zarówno naukę przedmiotów świec­kich, jak i religijnych; pod pewnymi warunkami uczę­szczanie do nich traktowano jako wypełnienie obowią­zku szkolnego. Oprócz tego istniały tradycyjne szkoły-religijne, nie zapewniające nauki świeckiej. Dzieci uczę­szczały do nich równolegle do nauki w publicznych szkołach powszechnych, co powodowało olbrzymie prze­ciążenie uczniów.

Szkoły religijne prowadziły nauczanie w języku ży­dowskim oraz hebrajskim. Mieściły się one przeważnie w bardzo prymitywnych pomieszczeniach, bardzo czę­sto w prywatnym mieszkaniu nauczyciela — mełame-da. Dominowały w nich wpływy Agudas Jisroel, a po­zostałe ugrupowania polityczne z reguły je zwalczały z powodu zacofania, prymitywizmu i fatalnych warun­ków higienicznych.

Szkoły publiczne prowadziły nauczanie w języku pol­skim. Te z nich, do których uczęszczały zarówno dzieci żydowskie, jak też innych wyznań, mogły dostosowywać niektóre zasady organizacyjne do wymagań religii moj­żeszowej (np. zwalnianie dzieci w sobotę). Powstawały również szkoły przeznaczone wyłącznie dla dzieci wy-

8 Ojczyzna

113

znania mojżeszowego, a rozkład zajęć opracowywano wówczas tak, aby soboty oraz święta religijne pozostały wolne. Analogicznie przedstawiały się stosunki w pu­blicznych szkołach średnich. Niektórzy politycy żydow­scy starali się o wprowadzenie do szkół publicznych ję­zyka hebrajskiego, lecz bezskutecznie.

Oprócz tego rozwinęło się prywatne szkolnictwo ży­dowskie, uwzględniające m.in. języki żydowski i he­brajski. Stan jego ulegał zmianom. W 1922/23 r. istniało 195 prywatnych szkół powszechnych; w 113 z nich na­uczano w języku żydowskim, w 71 — w hebrajskim, pozostałe zaś były dwujęzyczne (polsko-żydowskie, pol-sko-hebrajskie lub hebrajsko-żydowskie). Stopniowo ję­zyk żydowski ustępował hebrajskiemu i w 1937/38 r. z 452 prywatnych żydowskich szkół powszechnych z nie­polskim językiem nauczania w 162 obowiązywał he­brajski, w 114 polski oraz hebrajski, w siedmiu ży­dowski i hebrajski; szkół z'^Bj^aem żydowskim było 57, a z polskim oraz żydowskim 112. W szkołach śred­nich ogólnokształcących natomiast panował hebrajski;

w dziesięciu wyłącznie, w 38 razem z językiem polskim.

Oprócz tego istniały szkoły z polskim językiem na­uczania, w których pobierała naukę młodzież żydow­ska. W 1938/39 r. było takich średnich szkół ogólno­kształcących 81.

W latach trzydziestych do systemu oświatowego co­raz silniej przenikały nastroje nietolerancji wyznanio­wej i narodowej skierowane przeciwko Żydom. Sze­rzyła je narodowa demokracja, która organizując na­pady na Żydów, posługiwała się także dziećmi. Infor­mował na przykład komunikat dzienny Ministerstwa Spraw Wewnętrznych z 12 kwietnia 1938 r., że w Ko­walu “Stronnictwo Narodowe zorganizowało demonstra­cję antyżydowską, w której wzięły też udział dzieci w wieku szkolnym. Starostwo Powiatowe we Włocławku skazało 3 inicjatorów tej demonstracji na grzywnę po 50 zł z zamianą na 5 dni aresztu".

114

Głosy nawołujące do nietolerancji rozlewy się rów­nież z kół kościelnych. Pierwszy polskr^synod plenar­ny w Częstochowie uchwalił m.in. postulat, aby “mło­dzieży nie narażano na szkody religijne i moralne przez niestosowną koedukację, przez łączenie młodzieży kato­lickiej z żydowską i przez powierzanie wychowania mło­dzieży katolickiej nauczycielom innowiercom". Zdarza­ło się zorganizowane działanie rodziców, inspirowanych przez proboszcza przeciwko nauczycielowi innego wy­znania, kończące się nierzadko odwołaniem nauczyciela. Cierpieli także ewangelicy.

Szczególnie ostre konflikty rozwinęły się na wyż­szych uczelniach. Organizacje prawicowe w latach trzy­dziestych corocznie organizowały burdy i napady na studentów Żydów; kończyły się one nieraz tragicznie. Podczas jednej z takich akcji zginął napastnik, student Wacławski. W rocznicę tego wydarzenia “narodowi" studenci zorganizowali w wielu uczelniach krwawe rozprawy ze swymi kolegami narodowości żydowskiej. Jednym z nieustannych powodów zatargów była spra­wa tzw. trupów żydowskich. Prawicowe organizacje. domagały się, aby^ gminy żydowskie dostarczały na potrzeby uczelni medycznych tyle zwłok, ilu było stu­dentów Żydów, traktując to jako warunek dopuszcze­nia ich do zajęć praktycznych z anatomii. Podniesiono postulat wprowadzenia odrębnych ławek dla studentów Żydów; ci, którzy odmawiali podporządkowania się te­mu “gettu ławkowemu", byli przedmiotem napaści. Po­ważny miesięcznik katolicki, wydawany przez Towarzy­stwo Jezusowe, zamieścił w 1938 r. artykuł ks. Wincen­tego Granata, zatytułowany: Narodowość Chrystusa i getto ławkowe, w którym znalazło się stwierdzenie:

(...) czy w niektórych wypadkach »getto« może być nakazane przez naukę chrześcijańską? Sądzimy, że tak". Studenci protestujący przeciwko wprowadzonej na sa­lach wykładowych segregacji słuchaczy nie zajmowali miejsc w ławkach, lecz stali pod ścianami. Solidaryzo-

115

wało się z nimi wielu studentów innych narodowości. Na dowód solidarności niejeden z wybitnych uczonych również nie siadał podczas wykładów, lecz przemawiał stojąc.

Rezultatem tych przedsięwzięć był szybki spadek od­setka studentów wyznania mojżeszowego na uczelniach polskich z 20,7 proc. w 1925/26 r. do 10 proc. w 1937/38 r. Były wypadki — jak w Szkole Głównej Handlowej — że “narodowcy", bezpośrednio przed wy­buchem drugiej wojny światowej, nie dopuścili ani jed­nego Żyda do studiów. Zamożniejsi wyjeżdżali na stu­dia za granicę, ubożsi mieli faktycznie zamkniętą dro­gę do nauki.

Wyłącznie żydowski charakter miały studia talmu-dyczne. Niektóre ośrodki zdobyły międzynarodową sła­wę wśród wiernych wyznania mojżeszowego. Do naj­starszych należało miasteczko Mir wwojwaództwie no­wogródzkim, gdzie w połowie XVIII w. pobierał nauki sławny filozof Salomon ben Majmon. Tradycyjne for­my nauczania u miejscowych rabinów przekształciły się około 1817 r. w uczelnię talmudycznąJeszybot Mirski. Niedługo przed wybuchem drugiej wojny świa­towej miał on około czterystu studentów; wśród nich znajdowali się także absolwenci uniwersytetów polskich i zagranicznych, kontynuujący studia filozoficzne.

Już w latach międzywojennych powstała inna sław­na w kołach konserwatywnych uczelnia — Jeszybot Mędrców Lublina, gdzie studiowało około trzystu osób. Uznawano go za twierdzę Agudas Jisroel, a wśród świeckich działaczy żydowskich stał się przedmiotem ostrej krytyki. Wybitny publicysta S.L. Schneiderman pisał: “Tu wojujący kler otoczył się szańcem, zbudo­wał twierdzę przeciw świeckości, a młodzieńcy w pil­śniowych kapeluszach — niby żołnierze w lśniących hełmach — są tu ćwiczeni i przygotowywani do boju. Z tych murów nie wyjdą już bezradne, głupkowate klerki, ograniczające się do udzielania ślubów i rozstrzy-

116

gania sporów rytuału — co wolno i czego nie wohro. Rabini z Jeszybotu Lubelskiego będą po miasteczKach palić na stosach biblioteki heretyckie, pilnym okiem baczyć na wszystko i odważnie pukać do drzwi władz. Stąd rzuci się na miasteczka żydowskie chmura czar­nej szarańczy, aby wysysać biedotę i ciemiężyć ją".

Znaczny rozwój prywatnego szkolnictwa żydowskiego był możliwy dzięki działalności organizacji zakładają­cych i utrzymujących szkoły. Oświata religijna znajdo­wała się pod wpływami politycznymi Agudas Jisroel. Szkoły z hebrajskim językiem nauczania tworzyła tak­że stosunkowo mało wpływowa ortodoksyjna partia Mizrachi. Większość szkół hebrajskich należała do or­ganizacji “Tarbut", związanej z ruchem syjonistycz­nym. Szkoły o żydowskim języku nauczania znajdo­wały się z reguły pod kierownictwem Centralnej Ży­dowskiej Organizacji Szkolnej, utworzonej przez par­tie robotnicze, odrzucającej naukę religii. Socjalistycz­ny charakter szkół powodował, że napotykały one licz­ne przeszkody ze strony władz państwowych.

Społeczność żydowska w Polsce powołała do życia . także liczne inne organizacje — oświatowe, kulturalne, naukowe, sportowe, gospodarcze. W życiu naukowym zdobył uznanie Żydowski Instytut Naukowy w Wilnie, znajdujący się pod wpływami ugrupowań socjalistycz­nych. W Warszawie działał Instytut Judaistyczny, zbli­żony do kół konserwatywnych. W obydwóch instytu­tach pracowali wybitni uczeni, zwłaszcza historycy, filozofowie i socjologowie; niektórzy z nich wykładali równocześnie na uniwersytetach państwowych. Polska stała się dzięki tym uczelniom i instytutom, reprezen­tującym rozmaite nurty ideologiczne, ośrodkiem ży­dowskiej myśli naukowej o znaczeniu światowym.

Sportem zajmowało się zrzeszenie Makabi, na które wpływ wywierał ruch syjonistyczny. W licznych mias­tach i miasteczkach istniały spółdzielnie zrzeszające rzemieślników oraz kupców. Szczególnym rodzajem or­li?

ganizacji były Kasy Bezprocentowe, przeważnie zrze­szone w Centrali Kas Bezprocentowych. W 1937 r. działało ich około 750. Kasy te miały charakter orga­nizacji charytatywnych. Zakładały je organizacje ży­dowskie dzięki funduszom otrzymywanym z zapisów spadkowych, dzięki pomocy otrzymywanej od amery­kańskich stowarzyszeń żydowskich, ze środków gmin wyznaniowych. Celem ich było udzielanie drobnych pożyczek kupcom i rzemieślnikom, przede wszystkim dlatego, aby umożliwić im wykupienie świadectw prze­mysłowych, uprawniających do prowadzenia sklepu lub warsztatu. Rosnące zapotrzebowanie na owe po­życzki świadczyło o pogarszaniu się położenia drobno-mieszczaństwa żydowskiego..^

Partie polityczne, rozmaiteSTUWarzyszenia religijne, organizacje działające dosłownie we wszystkich dzie­dzinach życia tworzyły skomplikowaną sieć organiza­cyjną, której poszczególne ogniwa często ze sobą ry­walizowały, niekiedy zaś współpracowały. Społeczność żydowska w Polsce wyróżniała się ze wszystkich mniej­szości narodowych mnogością i złożonością swych in­stytucji społecznych, zaciętością sporów między repre­zentantami nurtów: konserwatywnego, nacjonalistycz­nego i socjalistycznego.

W latach trzydziestych znaczenie tych organizacji wzrastało. Nacjonalistyczne ugrupowania polskie nasi­liły swą propagandę skierowaną przeciw Żydom, w skrajnych wypadkach doprowadzając do pogromów. “Narodowcy" usiłowali doprowadzić do bojkotu żydow­skich kupców, głosząc hasło “Swój do swego po swoje" i organizując pikietowanie sklepów. W niektórych miej­scowościach przygotowywali pogromy, posługując się ludźmi ze środowisk przestępczych. Akcje te nabierały charakteru rasistowskiego, gdyż nacjonaliści zaczęli tro­pić także pochodzenie poszczególnych osób i organizo­wali nagonkę na tych, których przodkowie byli wy­znawcami religii mojżeszowej. Celem ataków stali się

118

m.in. wybitni polscy pisarze Antoni Słonimski i Julian Tuwim. Inspirowano akcje na rzecz usunięcia Żydów lub osób pochodzenia żydowskiego z rozmaitych insty­tucji i organizacji. Organizatorzy wiecu w styczniu 1937 r. pisali w ulotce: “Musimy z każdego zakątka Polski wysłać pisemne protesty do Dyrekcji Polskiego Radia w Warszawie z żądaniem natychmiastowego zwol­nienia wszystkich Żydów zatrudnionych w Polskim Radiu".

Brutalne prześladowania zostały potępione przez Koś­ciół, lecz niejeden z księży należał do Stronnictwa Na­rodowego i brał udział w propagowaniu jego haseł. Ks. Jan Rostworowski pisał w “Przeglądzie Powszech­nym" w 1936 r.: “Chociażby bowiem wszelkie prześla­dowanie Żydów nie pociągało za sobą fatalnych pod każdym względem następstw, jest zupełnie sprzeczne ze sprawiedliwością i z Chrystusową miłością bliźniego i dlatego w żadnym katolickim programie miejsca mieć nie może"; dalej jednak uzasadniał celowość izolowa­nia i bojkotowania Żydów. Prymas Polski ks. August Hiond pisał zaś w tym samym czasie w liście paster­skim: “W stosunkach kupieckich dobrze jest swoich uwzględniać przed innymi, omijać sklepy żydowskte-f żydowskie stragany na jarmarkach, należy zamykać się przed szkodliwymi wpływami moralnymi żydostwa, od­dzielać się od jego antychrześcijańskiej kultury, a zwłaszcza bojkotować żydowską prasę i żydowskie de­moralizujące wydawnictwa". Katolicki “Przewodnik Społeczny" przytaczał te słowa i komentował, że “(...) źródłem zepsucia, zgnilizny, znieprawienia są w Polsce Żydzi", lecz pomimo to nie należy ich bić, zabijać ani niszczyć ich mienia. Tego rodzaju deklaracje na­bierały dwuznacznego charakteru i w kołach “narodo­wych" traktowano je jako poparcie dla zwalczania Ży­dów. Celem formułowanym w rozmaitych wystąpieniach stała się emigracja Żydów z Polski.

Pod koniec lat trzydziestych do tej koncepcji przy-

119

chylały się także koła rządzące. W maju 1938 r. Rada Naczelna Obozu Zjednoczenia Narodowego — organi­zacji, która miała stać się masowym oparciem dla rzą­du, jednocząc społeczeństwo polskie pod hasłami na­cjonalizmu — stwierdziła w uchwale: “Rozwiązanie kwestii żydowskiej w Polsce może być osiągnięte prze­de wszystkim przez jak najbardziej wydatne zmniej­szenie liczby Żydów w państwie polskim. (...) Odno­sząc się z życzliwością do idei budowy państwa żydow­skiego w Palestynie, stwierdzamy jednocześnie, że kraj ten uznać należy za główny kierunek emigracji żydow­skiej".

Różnorodne formy nacisku, prześladowania ze strony “narodowców" przyczyniały się do pogorszenia i tak trudnego położenia ubogich środowisk żydowskich. Roz­budowany system organizacji ułaAwaaLffizajemne udzie­lanie pomocy. Z Żydami współdziałały nieraz ugrupo­wania lewicy polskiej. Tak na przykład robotnicy-so-c j aliści pomagali swym żydowskim towarzyszom przy zwalczaniu bojówek narodowych demokratów, napada­jących na bezbronnych sklepikarzy. Hasła antysemickie docierały jedynie do niektórych środowisk polskiego społeczeństwa, przede wszystkim do ludzi o prymityw­nym spojrzeniu na świat.

\

6. Niemcy

Wśród dotychczas omawianych mniejszości narodo­wych Niemcy byli społecznością najmniej liczną;

w żadnym województwie w 1931 r. nie stanowili znacz­niejszego odsetka, aczkolwiek działalność niektórych ich organizacji wywoływała poważny niepokój władz polskich. Zamieszkiwali przede wszystkim terytoria, które przed pierwszą wojną światową wchodziły w skład Niemiec, oraz województwo łódzkie; w innych regionach tworzyli mniejsze wyspy ludnościowe. Roz­mieszczenie ich przedstawia tablica 7.

Ludność niemiecka województw zachodnich w części pochodziła od osadników miejskich i wiejskich spro­wadzonych przez polskich władców oraz szlachtę w Średniowieczu, a także w okresach późniejszych. Ana­logiczne osadnictwo rozwinęło się również w innych regionach ziem polskich. Wielu przybyszów asymilo-wało się w środowisku polskim i tylko rtótewiska przy­pominały o pochodzeniu przodków. Przykładem takie­go procesu były dzieje Bambrów, czyli kolonistów spro­wadzonych w pierwszej połowie XVII w. z okolic Bam-berga do wsi należących do miasta Poznania. “Koloniś­ci, żyjąc w innym środowisku, wśród z biegiem czasu coraz liczniejszej polskiej ludności wiejskiej i polskich wpływów miejskich, nie mogli zbyt długo utrzymać swej odrębności. Szczególnie szybki skok polonizacyj-ny nastąpił w latach 1860—1880. W dobie bismarckow-skiej Bambrzy występowali już przeciwko pruskiej po-

121

Tablica 7

LUDNOŚĆ NIEMIECKA W POLSCE W 1931 R. WEDŁUG SPISU LUDNOŚCI

Województwa


Ludność ogółem (w tys.)


Ludność


niemiecka


w tys.


w proc. ogółu ludności


Polska 31916 780 m. Warszawa 1172 2 Warszawskie 2 529 74 Łódzkie 2 632 155 Kieleckie 2936 8 Lubelskie 2465 '^**^łfi^ Białostockie 1644 7 Wołyńskie 2 086 47 Poznańskie 2107 193 Pomorskie 1080 105 Śląskie 1295 130 Krakowskie 2 298 9 Lwowskie 3127 12 Stanisławowskie 1480 17 Tarnopolskle 1600 3 Pozostałe 3465 2


2,4 0,2 2,9 5,9 0,S 0,6 0,4 2,3 9,2 9,7 10,0 0,4 0,4

1,1 0,2 0,1



lityce germanizacyjnej na odcinku szkolnictwa. Właś­nie szkoła i Kościół odegrały największą rolę w pro­cesie polonizacji Bambrów. Należy tu jednak zazna­czyć, że nie przewidywany wprawdzie, lecz dość znacz­ny wpływ na polonizację Bambrów, na ich poczucie solidarności z Polakami miała zapewne prowadzona na terenie zaboru pruskiego silna i bezwzględna akcja skierowana przeciw ludności polskiej. Bambrzy, wroś­nięci już w wiejską społeczność polską, solidaryzowali się z nią w oporze stawianym dążeniom germanizacyj-nym władz pruskich" — pisała Maria Paradowska. Inni osadnicy jednak w mniejszym lub większym sto­pniu zachowali poczucie odrębności narodowej.

122

Największa fala osadników napłynęła w XIX w. na obszary znajdujące się pod panowaniem pruskim; był to rezultat planu stopniowej germanizacji zaigłych ziem. Przybywali więc urzędnicy, nauczyciele, policjan­ci i inni reprezentanci państwa, a oprócz nich — zwła­szcza pod koniec XIX w. — organizowano na dużą skalę osadnictwo rolne i przemysłowe, by w ten spo­sób zmajoryzować miejscową ludność polską i dopro­wadzić do całkowitego zniemczenia ziem zaboru pru­skiego i Śląska.

W pozostałych zaborach proces osadnictwa niemiec­kiego miał odmienny charakter i stosunkowo małe na­silenie. W zaborze austriackim realizowane początko­wo próby germanizacji za pomocą osadnictwa przy­niosły niewielkie wyniki. W drugiej połowie XIX w. przybywali wprawdzie na te ziemie urzędnicy rozmai­tych narodowości zamieszkujących monarchię habs­burską, lecz dość często wiązali się z otoczeniem i ulegali powoli asymilacji. Z rodzin przybyszów pocho­dził niejeden z wybitnych przedstawicieli polskiej kul­tury, jak choćby Jan Matejko, wywodzący się z ro­dziny pochodzenia czeskiego. W niektórych regionach odrębność narodową zachowała część osadników wiej­skich, przede wszystkim zamieszkałych w zwartych grupach, w całych wsiach.

W związku z rozwojem łódzkiego okręgu przemysło­wego i upadkiem tego przemysłu we wschodnich częś­ciach Prus oraz Saksonii Niemcy licznie napłynęli do zaboru rosyjskiego. Przybysze poszukujący pracy — zapraszani i popierani przez władze autonomiczne Kró­lestwa Polskiego — przyczynili się do rozbudowy pro' dukcji przemysłowej, a następnie część z nich przesie­dliła się w region Białegostoku. Było wśród nich tak­że wielu Żydów. Oprócz tego przed uwłaszczeniem, w pierwszej połowie XIX w., niektórzy ziemianie spro­wadzali rolników z Niemiec i osadzali ich jako ludzi wolnych, obowiązanych jedynie do płacenia czynszu,

123

bowiązującej wówczas podnieść dochodowość osili odmienne metody <i r warunkach produkcji

idnictwa niemieckiego rębności struktury za-zególnych województ-inni dysponujemy, po-idnień jedynie w przy-podstawowe dane do-)ołeca<ieTludności opu-ryznań.a^we według zanie ułatwiło wpraw-ludności województw także centralnych, lec? zało się mało przydał j "zeżeń posłużyć się da- j gelickich dla zobrazo- j :kiej. | mych materiałów obej- l olski, musimy zastano- ^ irzystania. Otóż sądzić zawodowa ludności pol-igeliekich zbliżona była ij na tych samych tere-tawy, by przypuszczać, ików nie odbiegała w ewangelików. Oczywiś-mające znaczenie. Tak tosunkowo mniej Pola-' wykonywało niektóre jednak przyjmuję, że — obliczona w odset-j w Polsce była bliska Idę j. Wedle wszelkiego legały na tym, że wśród


Niemców liczebność środowisk burżuazyjnych oraz in­teligenckich kształtowała się nieco wyżej niż wśród ewangelików. Odsetki z kolei możemy wykorzystaj^ dla ustalenia liczb bezwzględnych; dane te zawiera "ta­blica 8.

Wprawdzie dane przedstawione w tej tablicy mają

Tablica 8 SZACUNEK STRUKTURY SPOŁECZNO-ZAWODOWEJ LUDNOŚCI NIEMIECKIEJ W POLSCE W 1931 R.




w Ludność w proc. Grupy społeczno-zawodowe ogółem P10'-- lud-(w tys.) w tys. og0'" ności lud- mg. ności mlec-kiej


Ogółem 31916 780 2,4 100,0

Rolnictwo 19347 462 2,6 59,2 Samodzielni zatrudnia­jący siły najemne 1339 91 7,3 11,7 Samodzielni nie zatrudnia­jący sił najemnych 14 838 280 2,0 35,9 Pracownicy umysłowi 37 2 6,6 0,3 Robotnicy 2816 68 2,6 8,7 Ogrodnictwo, rybactwo, leśnictwo 234 7 3,4 " 0,9''~" Górnictwo i przemysł 6178 185 3,2 23,7 Samodzielni zatrudniający siły najemne 342 18 5,5 2,3 Samodzielni nie zatrudnia­jący sił najemnych 1674 35 2,2 4,5 Robotnicy 3785 109 3,1 14,0 Pracownicy umysłowi 239 18 8,2 2,3 Handel i kredyt 1943 37 2,1 4,7 Komunikacja i transport 1153 12 1,1 1,5 Służba publiczna, Kościół, organizacje 713 14 2,1 1,8 Oświata i kultura 338 9 2,9 1,1 Lecznictwo i higiena 275 7 2,8 0,9


| 125



charakter jedynie orientacyjny, lecz nawet z tym za­strzeżeniem dowodzą, że stosunkowo znaczna liczba Niemców należała do środowisk zamożnych (ujawnia to odsetek osób samodzielnych zatrudniających siły na­jemne; w dużej mierze należy traktować te osoby jako drobnych i średnich kapitalistów) oraz inteligencji. Bardzo przybliżony rachunek skłania do wniosku, że około 15 proc. Niemców w Polsce należało do środo­wisk burżuazyjnych lub górnych warstw drobnomiesz-czaństwa, jak również kapitalistycznych środowisk wiej­skich, około 7 proc. — do inteligencji, około 28 proc. — do klasy robotniczej. ^ss^

Istniały jednakże bardzo poważne różnice regionalne. Niemiecka klasa robotnicza skupiała się przede wszyst­kim w województwach śląskim i łódzkim, w pozosta­łych województwach centralnych i wschodnich domi­nowali rolnicy, a oprócz nich mieszkała inteligencja, w województwach poznańskim i pomorskim zaś licz­nie występowali zamożni rolnicy, środowiska kapita­listyczne i drobnomieszczańskie oraz inteligencja, pod­czas gdy udział klasy robotniczej był stosunkowo niż­szy. Na Górnym Śląsku i w Łodzi istotne znaczenie miał także wielki kapitał niemiecki oraz związane z nim środowiska inteligencji. Stosunkowo sporą grupę stanowiło ziemiaństwo. Na wspomnianej już liście naj­większych posiadaczy ziemskich znalazło się 39 Niem­ców (7,8 proc.). W województwie poznańskim w rękach niemieckich znajdowało się 35 proc. gruntów wielkiej własności ziemskiej, a w województwie pomorskim aż

60 proc. Poza ziemiami zaboru pruskiego ludność niemiecka

znajdowała się w pozycji mniejszości już przed pier­wszą wojną światową. Powstanie państwa polskiego oznaczało dla niej zmianę systemu rządzenia, wpro­wadzenie innego języka urzędowego, odmiennego szkol­nictwa. Pod pewnymi względami dla dużej części Niem­ców nastąpiły zmiany na lepsze, gdyż dotychczasowy

126

rząd saroowładczy ustąpił miejsca władzom demokra­tycznym. Jakkolwiek historyk dostrzec może rozmai- Y te słabości i ograniczenie tego demokratyzmu, to prze- / cięż dawał on większe możliwości rozwoju tradycji -i obyczajów ludności niemieckiej niż carski absolutyzm. Być może niektóre środowiska kapitału niemieckiego łatwiej mogły dojść do porozumienia z administracją carską niż z władzami polskimi, lecz dotyczyło to nie­znacznego odsetka Niemców.

Zaznaczyć wypada, że polityczne konto niektórych osób obciążały wobec władz polskich pewne przedsię­wzięcia z lat wojny, gdy Królestwo Polskie znalazło się pod okupacją austriacką i niemiecką. Zapropono­wano wówczas, aby ziemie te — zwłaszcza okręg łódz­ki — przyłączyć do Rzeszy. W latach trzydziestych wła­dze polskie usiłowały wyjaśnić kulisy tej sprawy; oka­zało się, że zamieszana w nią była niewielka grupa osób trudnych nieraz do identyfikacji. Znacznie łat­wiej natomiast przyszło ustalenie nazwisk tych przed­stawicieli społeczności niemieckiej, którzy odrzucali projekt.

Odmienne okoliczności doprowadziły do włączenia Niemców z byłego zaboru pruskiego w granice Rzeczy­pospolitej. Przed klęską Niemiec i utratą przez nie terytoriów włączonych do Polski ludność niemiecka była tam wprawdzie liczebnie mniejszością, lecz zaj­mowała pozycję narodu panującego. Cały system po­lityczny, ekonomiczny, oświatowy i propagandowy ce­sarskich Niemiec zmierzał do umocnienia tej pozycji i utrwalenia w świadomości społeczeństwa poczucia wyższości niemieckiej kultury nad obcymi. To prawda, iż niemieccy rewolucjoniści niejednokrotnie stwierdzali, że w interesie ich własnego narodu leży wskrzesze­nie Polski. To prawda, że wybitni pisarze pierwszej połowy XIX w. opiewali polskie powstania i solidary­zowali się z walczącymi o wolność Polakami. Lecz przecież w Niemczech zwyciężył ostatecznie nurt od-

127

mienny, którego kamieniem węgielnym stało się zwy­cięstwo w wojnie francusko-pruskiej 1871 r.

Na plan pierwszy życia politycznego społeczeństwa niemieckiego wysuwał się pogląd, który germanizację ziem polskich traktował jako misję cywilizacyjną Niem­ców wśród barbarzyńskiego plemienia ze wschodu. Prze­konanie takie żywiła zwłaszcza administracja pruska. Na ziemie polskie kierowano niemieckich urzędników i nauczycieli, którzy mieli szerzyć wyższą kulturę w prymitywnym społeczeństwie. Gwarancją zduszenia ewentualnego oporu była policja i garnizony wojsko­we. Rolnicze ziemie Wielkopolski i Pomorza trakto­wano jako podstawę wyżywienia ludności całych Nie­miec. Górny Śląsk natomiast był częścią składową po­wiązań ekonomicznych w skali całego państwa, toteż po przegranej wojnie ekonomiści niemieccy dowodzili, że nie może on normalnie istnieć po przerwaniu tych więzi i że same Niemcy będą pozbawione najważniej­szych dla nich surowców. W akcji na rzecz pozostawie­nia ziem zaboru pruskiego w granicach Niemiec za­angażowało się niemało znanych przedstawicieli spo­łeczności niemieckiej. Wybitni reprezentanci przemy­słu i górnictwa śląskiego występowali do zwycięskich mocarstw z memoriałami uzasadniającymi konieczność

zachowania przedwojennych granic. Wbrew ich staraniom, wbrew zbrojnym działaniom

na rzecz zachowania dotychczasowego obszaru państwa na wschodzie przedstawiciele mocarstw podjęli decy­zję przyznania Rzeczypospolitej Polskiej znacznego te­rytorium, poprzednio należącego do Niemiec. Miał ra­cję historyk ze Stanów Zjednoczonych, Harry K. Ro-senthal, który pisał: “Uczucie wstrząsu z powodu utra­ty poprzednio niemieckich prowincji na rzecz nowego państwa polskiego było u przeciętnego Niemca głębokie, lecz dołączyła się doń następnie ignorancja". O Polsce przeważnie wiedziano w Niemczech niewiele, a nawet nie chciano wiedzieć nic. Nieustannym moty-

128

wem propagandy ugrupowań prawicowych stały się rozważania o “krwawiącej granicy na wschodzie". Ro-senthal słusznie stwierdza, iż “samo istnienie Polski, podobnie jak klauzule o rozbrojeniu i odszkodowaniach w traktacie wersalskim, ucieleśniało to, co większość Niemców uważała za krzywdzące zakończenie wojny, której przegrania nie chcieli uznać",

Dla Niemców, którzy znaleźli się w granicach Polski, była to katastrofa. Stali się bowiem mniejszością naro­dową, i to niechętnie widzianą, tracąc swą uprzywile­jowaną pozycję. Wprawdzie zachowywali przekonanie o cywilizacyjnej wyższości Niemiec, lecz musieli się z nim kryć, a co ważniejsze, godzić się na podporządko­wanie administracji polskiej. Próby działania na rzecz przywrócenia przedwojennych granic groziły oskar­żeniem o zdradę stanu.

Decyzja w sprawie granic postawiła przed Niemcami zamieszkałymi na terytorium przyznanym Polsce py­tanie u ich przyszłość. Mieli bowiem prawo wyboru obywatelstwa: polskiego lub niemieckiego, a w ślad za tym mogli wybrać kraj zamieszkania. Większość wy­brała obywatelstwo polskie i pozostała w Polsce. Czy­nili tak najczęściej właściciele gospodarstw rolnych, dla których odmienny wybór oznaczał konieczność rozsta-nia się z własnym gospodarstwem i podróży w niezna­ne. Wielu innych postanowiło wszakże optować na rzecz Niemiec i opuścić Polskę. Decydowali się na to zwła­szcza działacze organizacji nacjonalistycznych, zna­ni z wrogości wobec Polaków, urzędnicy, sędziowie, policjanci, wyżsi wojskowi. Przedstawiciele niemieckie­go aparatu państwowego zdawali sobie sprawę z tego, że w państwie polskim nie zachowają swej dotychcza­sowej pozycji zawodowej i społecznej. Także niektó­rzy właściciele gospodarstw rolnych oraz ziemianie de­cydowali się opuścić Polskę, a to powodowało w pierw­szych latach po odzyskaniu niepodległości stosunkowo dużą podaż ziemi wyprzedawanej przez emigrujących.

8 — Ojczyzna...

129

Rozmiary emigracji szacowano rozmaicie — na pod­stawie fragmentarycznych i niedoskonałych danych polskich oraz niemieckich. Wydaje się prawdopodobne, że od listopada 1918 r. do września 1921 r. były zabór pruski opuściło ponad 600 tys. Niemców, a w latach następnych, do 1927 r., dalsze niemal 400 tys.

Proces ten był przeważnie dobrowolny w tym znacze­niu, że wyjeżdżali ludzie, dla których samo isti^rónie państwa polskiego przekreślało sens ich dotychczas^. wej działalności oraz wysiłków germanizacyjnych. W swoim czasie przybyli na ziemie wschodnie cesarstwa zachęceni korzystnymi warunkami stworzonymi przez władze; w nowej sytuacji tracili korzyści, toteż wybie­rali powrót do ojczyzny. Innych władze niemieckie przenosiły służbowo lub wysyłały na mocy rozkazu wojskowego, by umacniali niemczyznę. Klęska Niemiec odbierała im motywy pobytu na wschodzie. Część wy­jeżdżających uznać wszak należy za emigrację przy­musową, gdyż władze polskie wykorzystały — choć w ograniczonej mierze — uprawnienia wynikające z ukła­dów międzynarodowych i dokonały przymusowego wy­kupu niektórych gospodarstw rolnych.

Początkowo emigrację Niemców wspierały, a nawet propagowały, organizacje prawicy niemieckiej. Uważa­no, że masowy odpływ urzędników i niezbędnych spe­cjalistów uniemożliwi funkcjonowanie urzędów, insty­tucji, komunikacji publicznej itp., gdyż Polska nie bę­dzie miała kadr. Dostrzegano w tym szansę załamania się polskiej władzy na terytorium byłego zaboru prus­kiego. Tak się jednak nie stało, masowa emigracja Niemców natomiast stawiała pod znakiem zapytania argumentację o prastarych związkach utraconych ziem z Niemcami. Jeśli bowiem ziemie otrzymane przez Pol­skę rzeczywiście były tak nierozerwalnie złączone w przeszłości z Niemcami, to jakie przyczyny sprawiły, że po krótkim czasie polskiego panowania, bez maso­wych represji, całkowicie dobrowolnie, niemiecka lud-

130

ność porzuciła swe siedziby. Ujawniał się powierzchow­ny jedynie charakter germanizacji ziem zaboru prus­kiego. Nic więc dziwnego, że w połowie lat dwudzies­tych w politycznych kołach niemieckiej prawicy zwy­ciężył pogląd, który uznawał emigrację z Polski za zja­wisko szkodliwe. Zamiast tego zaczęto — początkowo skromnie — wspierać mniejszość niemiecką w Polsce. Równocześnie stwarzano bariery utrudniające wyjazd z Polski. Tak na przykład Niemiec, który chciał opuścić Polskę, musiał przed niemieckim konsulem uzasadnić tę decyzję (np. prześladowaniem przez władze polskie), a jeśli miał w Polsce jakąś nieruchomość, warunkiem udzielenia wizy była sprzedaż jej w ręce niemieckie. W ten sposób emigracja Niemców została znacznie ograniczona, a następnie niemal ustała.

Znaczna część Niemców w województwach zachod­nich zachowała negatywny stosunek do państwa pol­skiego i w głębi duszy pragnęła przywrócenia stosun­ków istniejących przed pierwszą wojną światową. Do­tyczyło to zwłaszcza tych wszystkich środowisk, któ­re w wyniku odrodzenia się państwa polskiego utra­ciły swe dotychczasowe przywileje oraz pozycję w spo­łeczeństwie. Nastroje takie wzmagał fakt o wielkim znaczeniu — powszechnie nieprzyjazne Niemcom sta­nowisko ludności polskiej w Wielkopolsce, na Pomo­rzu, a w dużej mierze także na Śląsku. Było to logicz­ną konsekwencją wielu dziesięcioleci bezwzględnej ger­manizacji oraz antypolskiej polityki władz pruskich, która wytworzyła postawę obronną u prześladowanych. W niepodległym państwie nastroje społeczne nie mo­gły ulec zmianie z dnia na dzień, tym bardziej że na ich zachowanie, a nawet wzmocnienie wpływała nie­przyjazna Polsce polityka republiki niemieckiej oraz stanowisko zajmowane przez dużą część niemieckich organizacji w Polsce. W rezultacie utrzymał się anta­gonizm polsko-niemiecki, który wbrew interesom pań-

131

stwa i społeczeństwa polskiego przyczyniał się do kształ­towania i utrwalania niemieckiego nacjonalizmu.

Sytuacja była rzeczywiście bardzo skomplikowana. Prześladowana i pozbawiona praw niedawna mniej­szość polska, która odzyskała własne państwo i osią­gnęła wreszcie możliwość normalnego rozwoju włas­nej kultury, z pełną słusznością domagała się od władz administracyjnych działań, które pozwoliłyby na częś­ciowe przynajmniej cofnięcie fatalnych skutków przy­musowej germanizacji. Taka polityka jednak zagra­żała interesom nie tylko mniejszości niemieckiej jako całości, lecz także poszczególnych Niemców — rolni­ków, rzemieślników, przemysłowców, a nieraz robot­ników. W celu niezbędnego unormowania stosunków polsko-niemieckich w granicach Rzeczypospolitej na­leżało dążyć do usuwania źródeł konfliktów i szukać takich rozwiązań, które pozwolą na współżycie obu narodów. Trudno było przecież oczekiwać, że państwo polskie będzie z powodzeniem prowadzić polonizację Niemców lub też, że doprowadzi do ich całkowitego

usunięcia z kraju.

Rozwiązanie tego bardzo złożonego zadania utrudnia­ły dodatkowo czynniki zewnętrzne. Niektóre organi­zacje działające w Niemczech, a także instytucje pań­stwowe wspierały nacjonalistyczne ugrupowania mniej­szości niemieckiej w Polsce. Na dużą skalę działalność taka rozwinęła się po 1926 r., a owoce jej zbierała III Rzesza. Inspiracja polityczna oraz pieniądze napływa­jące zza granicy zachodniej stanęły na przeszkodzie staraniom o wyrównanie sprzeczności polsko-niemiec­kich w Rzeczypospolitej Polskiej.

Z uwag tych można wyciągnąć wniosek, że w la­tach międzywojennych istniały warunki sprzyjające rozwojowi niemieckich organizacji prawicowych, nieko­rzystne natomiast dla lewicy. Duża część społeczności niemieckiej w województwach zachodnich okazała się podatna na wpływy nacjonalizmu, nawet w bardzo

132

radykalnej, hitlerowskiej postaci. Nie oznacza to jed­nak, by ten nurt polityczny, który okazał się fatalny dla samych Niemców, zdobył poparcie wszystkich Niem­ców w Polsce.

Przed pierwszą wojną światową w zaborze pruskim działały regionalne sekcje niemieckich partii politycz­nych istniejących w całym państwie; analogicznie przedstawiały się stosunki na należącym do Austrii Śląsku Cieszyńskim. Po ustaleniu granic państwa pol­skiego przestały na jego terytorium działać dotych­czasowe organizacje ogólnoniemieckie. W zmienionych warunkach powstać musiały odmienne struktury poli­tyczne.

Na pozostałych obszarach ziem polskich ludność nie­miecka nie stworzyła w przeszłości zorganizowanego ruchu politycznego, łącząc się co najwyżej w lokal­nych stowarzyszeniach i klubach, przeważnie o cha­rakterze kulturalnym, sportowym i towarzyskim. W zaborze rosyjskim niektórzy robotnicy niemieccy na­leżeli do działających tu nielegalnych ugrupowań socja­listycznych, zrzeszających członków bez względu na narodowość.

W niepodległej Polsce potrzebę stworzenia reprezen­tacji politycznej mniejszości niemieckiej odczuwali przede wszystkim mieszkańcy województw zachodnich, obawiający się polskich retorsji za dotychczasowy ucisk narodowy. W tych warunkach na plan dalszy zeszły tradycyjne podziały polityczne i w 1921 r. powstał Związek Niemczyzny dla Ochrony Praw Mniejszościo­wych w Polsce, zwany w skrócie Deutschtumsbund, od pierwraego wyrazu nazwy w języku niemieckim. Ambi-GJ^ organizatorów było objęcie całej mniejszości niemiec­kiej w Polsce, niezależnie od dawnych podziałów za-borowych. W skład Deutschtumsbundu wszedł m.in. Związek Niemców w Polsce, założony w 1921 r. w Ło­dzi. Autorytet organizacji uznawała także Niemiecka Partia Socjaldemokratyczna, działająca w wojewoda- 133

twach poznańskim i pomorskim. Odrębność natomiast zachowała utworzona w 1922 r. Niemiecka Partia Pracy w Polsce, która wpływami swymi obejmowała przede

wszystkim okręg łódzki.

Deutschtumsbund powstał wówczas, gdy losy Gór­nego Śląska pozostawały jeszcze nie rozstrzygnięte. Pod koniec 1921 r. zaczęły tworzyć się niemieckie or­ganizacje na przyznanej Polsce części terytorium ślą­skiego. Przede wszystkim był to Niemiecko-Górnośląskf Związek Ludowy Polskiego Śląska dla Ochrony Praw Mniejszościowych (w skrócie Yoiksbund), wprawdzie niezależny formalnie od Deutschtumsbundu, lecz w rzeczywistości ściśle z nim powiązany. Kierownictwo Yoiksbundu uznawały: Partia Niemiecka, o obliczu na­cjonalistycznym, Katolicka Partia Ludowa oraz Nie­miecka Partia Socjaldemokratyczna.

Deutschtumsbund działał niedługo, gdyż w 1923 r. władze polskie rozwiązały go pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Niemiec. Ukształtował się wówczas system trzech dzielnicowych organizacji niemieckich, które ze sobą współpracowały i miały ambicję skonsolidowania całej mniejszości niemieckiej w Polsce: w wojewódz­twie śląskim nadal istniał Yoiksbund, w Wielkopolsce i na Pomorzu — Niemieckie Zjednoczenie w Sejmie i Senacie dla Poznańskiego, okręgu Noteci i Pomorza (zwane w skrócie Deutsche Yereinigung; powstało jako klub zrzeszający posłów do Sejmu i senatorów, lec? utworzyło własne biura organizacyjne w obu woje­wództwach), a na terenie dawnego zaboru rosyjskiego — Niemieckie Stowarzyszenie Ludowe w Polsce.

Jerzy Holzer uzasadnia zaliczenie tych ugrupowań do ruchu nacjonalistycznego następująco: “Zmierzały one bowiem do skonsolidowania Niemców niezależnie od ich przynależności społecznej i poglądów politycz­nych, w imię obrony wspólnych interesów przed pań­stwem i społeczeństwem polskim. Oznaczało to hołdo­wanie zasadom solidarności narodowej. Do ruchu na-

134

cjonalistycznego trzeba zaliczyć także górnośląską Deu­tsche Partei. Odwoływała się ona programowo do ca­łej niemieckiej mniejszości na Górnym Śląsku (...)".

Zamiarom konsolidacyjnym tych ugrupowań sprzy­jały przedsięwzięcia władz polskich, skierowane prze­ciw interesom rozmaitych środowisk niemieckich, a motywowane względami narodowymi. Organizacje Niemców-obywateli polskich występowały publicznie, nieraz na forum międzynarodowym, przeciwko poli­tyce państwa w kwestiach narodowych, zmierzały do pozyskania współpracy innych reprezentacji mniejszoś­ci narodowych w Polsce, deklarowały solidarność z Rzeszą. Nie należy jednakże traktować ich jako zwar­tych politycznie całości. Wprawdzie na czoło wysunęli się działacze zajmujący postawę nacjonalistyczną, lecz wśród partii i stowarzyszeń uznających autorytet or­ganizacji konsolidacyjnych występowały rozmaite nur­ty. Należy zwłaszcza zwrócić uwagę na dość silny nurt katolicki, odwołujący się do koncepcji ruchu chrześci-jańsko-społecznego, głoszący zasady demokracji i ró­wnouprawnienia wszystkich narodów mieszkających w Polsce. Względną samodzielność zachowywał także nie­miecki ruch socjalistyczny.

W Łodzi socjaliści niemieccy okresowo współpraco­wali z Polską Partią Socjalistyczną i z Bundem. W województwie śląskim współdziałali wprawdzie z Vol-ksbundem, lecz w wielu ^wypadkach — zwłaszcza w kwestiach zawodowych oraz podczas strajków — zaj-' mowali wspólne stanowisko z polskimi organizacjami robotniczymi. W 1925 r. doszło do zjednoczenia trzech niemieckich organizacji socjalistycznych, w wyniku czego powstała Niemiecka Socjalistyczna Partia Pracy. Część niemieckich robotników znajdowała się także pod wpływami ruchu komunistycznego.

W ciągu lat trzydziestych w układzie sił wewnątrz społeczności niemieckiej dokonały się doniosłe prze­miany. Przede wszystkim zaczęła rosnąć w siłę Partia 135

Młodoniemiecka, która powstała z niewielkiego, o lo­kalnym tylko znaczeniu, cieszyńskiego Związku Naro-dowo-Socjalistyczriego. Ugrupowanie to przyjęło ideo­logię hitlerowską i korzystało z nieoficjalnego, lecz skutecznego poparcia III Rzeszy. Także tradycyjne u-grupowania konsolidacyjne przekształcały się, akcep­tując kult wodza — Adolfa Hitlera, głosząc radykalne hasła nacjonalistyczne, a zarazem podkreślając, że nie koliduje to z obywatelskim nakazem lojalności wobec Rzeczypospolitej Polskiej. Takie stanowisko umożliwia­ła poprawa stosunków między obu państwami. Ugru­powania związane z hitleryzmem okresowo rywalizo­wały ze sobą (wpływały na to m.in. ambicje personal­ne polityków), okresowo jednak współpracowały. Utrzy­mywały łączność z ośrodkami dyspozycyjnymi w'Rze­szy, a środki finansowe stamtąd napływające ułatwiały umacnianie ich wpływów wśród mniejszości niemiec­kiej w Polsce.

Poza obozem hitlerowskim pozostał ruch katolicki oraz socjalistyczny. Katolicka Partia Ludowa .(która w 1933 r. przyjęła nazwę Niemiecka Chrześcijańska Partia Ludowa) po dojściu do władzy Hitlera przeciwstawiała się narodowemu socjalizmowi, uznając go za ruch anty-chrześcijański; jednocześnie opowiadała się za polsko--niemieckim porozumieniem przeciwko wspólnemu za­grożeniu ze strony hitleryzmu. Jednakże pod jego na­ciskiem propagandowym, ekonomicznym i politycznym zaczęła tracić swe dotychczasowe wpływy. Wprawdzie istniała do chwili wybuchu drugiej wojny światowej, lecz odeszło od niej wielu — zapewne większość — członków i sympatyków, a nawet niektórzy działacze.

Pod naciskiem hitleryzmu osłabły także wpływy nie­mieckich socjalistów. Organizacja pomorska oderwała się od zjednoczonej partii i uległa likwidacji. Socjaliści zachowali wpływy w robotniczych środowiskach Łodzi i Górnego Śląska, lecz liczebność ich szeregów zmalała. Co więcej, poza sferą ich oddziaływania znalazły się 136

niemieckie związki zawodowe, które weszły w orbitę ruchu hitlerowskiego, dysponującego znacznymi kwo­tami na pomoc dla bezrobotnych. Przeciwnicy hitle­ryzmu z tych związków przyłączyli się do polskich organizacji związkowych znajdujących się pod wpły­wami PPS.

Bilans dwudziestolecia zamykał się dla niemieckich środowisk antyhitlerowskich w Polsce poważną poraż­ką polityczną. Wprawdzie utrzymały się przy życiu partie odrzucające hitleryzm, które w latach trzydzies­tych podjęły starania o współpracę z organizacjami polskimi o analogicznej postawie ideowej, lecz najwięk­sze wpływy zyskały ugrupowania uznające Adolfa Hi­tlera za wodza narodu niemieckiego i w pełni podpo­rządkowane polityce III Rzeszy.

Wpływy nacjonalistyczne okazały się silne także w niemieckich parafiach ewangelickich. Nawet niektórzy pastorzy — jak się zdaje — ulegali wpływom hitle­ryzmu. Nie można wprawdzie akceptować poglądu, ja­koby wszyscy niemieccy duchowni ewangeliccy zajmo­wali stanowisko nieprzyjazne Polsce i narodowi pol­skiemu, środowisko nacjonalistów okazało się jednak wpływowe. Prowadziło to do wewnętrznych sporów wśród ewangelików, gdyż polscy pastorzy nie chcieli się podporządkowywać reprezentantom linii wielkonie-mieckiej. Ewangelicy polscy zyskali poparcie władz państwowych, które starały się zapobiec germanizują-cemu wpływowi niektórych parafii. Projektowano m.in ustawę regulującą położenie prawne Kościoła ewange-licko-augsburskiego w Polsce, przewidującą dlań ję­zyk państwowy jako urzędowy. Konferencja z przed­stawicielami tego Kościoła w październiku 1936 r. nie dała żadnych wyników z powodu stanowiska zajętego przez czterech przedstawicieli społeczności niemiec­kiej. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych tak komento­wało tę sprawę w piśmie adresowanym do zaintereso­wanych wojewodów: “(...) Wymieniona bowiem grupa 137 .

nadal chce prowadzić walkę ze społecznością polską w tym Kościele i dalej narzucać linię niemiecką, godzącą w interes polskiego protestantyzmu i polskiej racji sta-''nu". Zagadnienia te zasługują jeszcze na bardziej grun­towne zbadanie i wyjaśnienie wszystkich elementów sporu.

Dużej aktywności społecznej i politycznej mniejszoś­ci niemieckiej sprzyjał stosunkowo wysoki poziom o-światy, przede wszystkim w województwach zachod­nich. Obowiązek szkolny istniejący na tych ziemiach przed 1914 r. doprowadził do powszechnej niemal zna­jomości sztuki pisania i czytania; gorzej przedstawiała się sytuacja wśród Niemców na terenie dawnego za­boru rosyjskiego. Nie dysponujemy wprawdzie odpo­wiednimi danymi według języka ojczystego lub naro­dowości, lecz orientacyjnie posłużyć mogą informacje o stopniu wykształcenia obywateli Polski wyznania ewangelickiego. Otóż w 1931 r. 83,3 proc. ewangelików. w wieku 5 lat i więcej umiało czytać i pisać. Jeśli zważyć, że około 80 proc. ogółu Niemców w Polsce by­ło wyznania ewangelickiego, można z dużym praw­dopodobieństwem przypuszczać, że dane dotyczące wy­kształcenia ewangelików są zbieżne w przybliżeniu z poziomem wykształcenia Niemców.

Na wiosnę 1919 r. rząd polski uchwalił zasady two­rzenia publicznych szkół powszechnych z niemieckim językiem nauczania, obowiązujące na całym obszarze państwa. Analogicznie tworzono także szkoły średnie. Oprócz nich istniały niemieckie szkoły prywatne. W latach dwudziestych liczba szkół szybko zmniejszała się (w 1923/24 r. było 1039 szkół powszechnych z nie­mieckim językiem nauczania, a w 1927/28 r. 660), co wynikało z emigracji Niemców z Polski. Jednakże — według obliczeń Mariana Falskiego — w 1925/26 r. na tysiąc uczniów narodowości niemieckiej aż 712 uczy­ło się w publicznych szkołach z niemieckim językiem

138

nauczania; był to najwyższy odsetek w porównaniu z pozostałymi mniejszościami narodowymi.

Wokół szkół niemieckich rozwinęła się zaciekła wal­ka polityczna. Organizacje niemieckie, korzystające ze środków finansowych przekazywanych z Rzeszy, zwięk­szały stopniowo pomoc materialną udzielaną rodzicom dzieci uczęszczających do szkół niemieckich. Na Gór­nym Śląsku pracownicy firm niemieckich liczyć się musieli z ewentualnością zwolnienia w przypadku, gdy­by posłali dzieci do szkół polskich. Zwłaszcza w pierw­szej połowie lat dwudziestych trwała agitacja mająca na celu zapisywanie dzieci na Śląsku do szkół z nie­mieckim językiem nauczania. Aby zapobiec germanizu-jącemu oddziaływaniu niemieckich szkół na polskie dzieci, władze administracyjne podejmowały rozmaite kroki, by wpłynąć na zapisywanie dzieci polskich dc szkół o polskim języku nauczania. Doprowadziło to do konfliktu, który stał się przedmiotem sporu między­narodowego.

Władze polskie niepokoił nacjonalistyczny kierunek wychowania realizowanego przez wielu nauczycieli nie­mieckich. Po 1933 r. w klasach pojawiały się nierzadko portrety Adolfa Hitlera. Był to poważny argument przemawiający za koniecznością oddziaływania na nie­mieckie szkoły w Polsce. Politykę władz polskich w tej mierze krępowały zobowiązania międzynarodowe, a także wzgląd na położenie mniejszości polskiej w Niemczech.

W latach trzydziestych stopniowo malała liczba szkół niemieckich w Polsce, jednocześnie zaś w miejsce szkół publicznych powstawały szkoły prywatne. W 1937/38 r. istniały 394 szkoły powszechne o niemieckim języku nauczania, w tym 234 szkoły prywatne; niemieckich gimnazjów było piętnaście. Liczne dokumenty świadczą, że oddziaływały one na uczniów w duchu wrogim wo­bec państwa i narodu polskiego. W tej sytuacji wła­dze wprowadziły dalsze ograniczenia. W maju 1939 r. 139

Ministerstwo Spraw Wewnętrznych rozesłało do urzę­dów wojewódzkich wytyczne, stwierdzające: “Szkol­nictwo niemieckie wszystkich typów w kraju jest nie­współmiernie silnie rozwinięte. Gęsta jego sieć z na­cjonalistycznymi siłami nauczycielskimi niemieckimi przyczynia się do wychowania przyszłych obywateli o wątpliwej lojalności. W związku z tym oraz biorąc pod uwagę niezmiennie negatywne stanowisko władz niemieckich w odniesieniu do szkolnictwa polskiego w Niemczech, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych prosi, ze względu na zbliżający się koniec roku szkolnego o rozważenie z władzami szkolnymi już obecnie wszyst­kich możliwości prawnych i faktycznych, które by po­zwoliły na poważne ograniczenie szkolnictwa niemiec­kiego. Przy rozpatrzeniu sprawy należy brać pod uwa­gę przede wszystkim następujące momenty: niedopu­szczenie do szkół niemieckich dzieci pochodzenia pol­skiego, których rodzice ulegli germanizacji lub zgłosili dzieci do szkół niemieckich na skutek propagandy niB-o mieckiej; dzieci, które słabo władają językiem nie­mieckim względnie które w szkole niemieckiej mogły­by ulec regermanizacji; zamknięcie szkół o nieprzepiso­wej liczbie uczniów; wywarcie nacisku na nauczycieli, którzy ze szkodą dla państwa wychowują dzieci itp."

Zamierzenia te wywołały jednak poważne wątpli­wości w samej administracji. Pomorski Urząd Woje­wódzki odpowiadał na powyższe wytyczne: “(...) likwi­dowanie publicznych (państwowych) szkół i oddziałów niemieckich pociąga za sobą rozrost niemieckiego szkol­nictwa prywatnego. W razie zamknięcia szkoły publicz­nej Niemcy bardzo szybko znajdują fundusze na bu­dowę szkoły prywatnej. Z natury rzeczy nadzór nad tymi szkołami ze strony władz szkolnych jest daleko trudniejszy niż w stosunku do szkół publicznych".

Organizacje niemieckie umiejętnie wykorzystywały polskie ustawodawstwo dotyczące szkół prywatnych, a fundusze, którymi dysponowały, pozwalały na przygo-

140

towanie budynków odpowiadających wymaganiom. W rezultacie władze szkolne mogły stosować wobec nich jedynie przewlekanie udzielenia zgody lub też bardzo rygorystycznie interpretować obowiązujące przepisy sa­nitarne, budowlane i inne. Miało to jednak niedwu­znaczny charakter szykan i wywoływało zrozumiałe rozgoryczenie zainteresowanych rodziców, nieraz też retorsje wobec szkół polskich w Niemczech. W lecie 1939 r. rozważano więc takie zmiany przepisów o szko­łach prywatnych, by władze miały większe możliwości ograniczania szkolnictwa mniejszości narodowych, prze­de wszystkim niemieckiego.

Trudno się dziwić, że władze polskie usiłowały ogra­niczyć germanizacyjne oddziaływanie szkół niemieckich oraz przeciwdziałać wychowywaniu dzieci w duchu hitlerowskim. Jednakże zastosowane metody — trud­ności stawiane przy zapisywaniu dzieci do szkół z niemieckim językiem nauczania, zamykanie niektórych szkół prywatnych, trudności piętrzone na drodze do tworzenia nowych — wzbudzać mogły tylko nastroje niechęci wobec państwa polskiego wśród mniejszości niemieckiej. Zaczęło się też rozwijać nielegalne naucza­nie dzieci w duchu nacjonalistycznym przez niektórych pastorów oraz przez wędrownych nauczycieli, finanso­wanych i instruowanych z III Rzeszy. Komunikat dzien­ny Ministerstwa Spraw Wewnętrznych z l września 1938 r. informował: “(...) akcja nielegalnego i tajnego nauczania objęła ostatnio i teren województw południo-wo-wschodnich. Niemieccy nauczyciele wędrowni (Wan-deriehrer) nie tylko gromadzą młodzież w osiedlach niemieckich i wpajają w nią hasła hitlerowskie, ale kontrolują także społeczną działalność prywatnych nie­mieckich nauczycieli, wydają opinie o działaczach i są inspiratorami polityki niemieckiej na prowincji".

Trudności stawiane szkołom przez władze Niemcy odczuwali jako szykany oraz ograniczanie ich upraw­nień obywatelskich. W rezultacie więc osiągano wy-

141

niki korzystne z punktu widzenia III Rzeszy: podsy­canie wrogości Niemców wobec Polaków, która ułat­wiała wykorzystanie mniejszości jako siły osłabiającej Polskę w momencie agresji. Tego rodzaju polityka, nieskuteczna z punktu widzenia założonych celów, wy­stępowała nie tylko w dziedzinie oświaty. Słusznie więc zauważył publicysta Stanisław Czaplicki na początku 1939 r. w tygodniku “Polityka", znanym z poglądów konserwatywnych, aczkolwiek w niejednej kwestii nie­szablonowych: “Ludzie, którzy chcą odreperować swą karierę polityczną względnie ją zrobić, siadają na wy­godnego konika nienawiści polskiej do Niemców, za­korzenionej na skutek rządów hakaty, i cwałują ku zwycięstwu, które jest zwycięstwem... Niemców i ni­kogo innego".

W praktyce restrykcyjne przedsięwzięcia władz pol­skich bardzo często dotykały ludzi dalekich od udziału w akcjach nacjonalistycznych, o skromnych środkach materialnych. Środowiska nacjonalistyczne natomiasY zawsze liczyć mogły na oparcie w licznych organiza­cjach korzystających ze znacznych środków finanso­wych,

Kolejnym wielkim problemem w stosunkach polsko--niemieckich była kwestia ziemi. Miała ona jednak od­mienny charakter niż w przypadku Białorusinów i Ukraińców. Za czasów panowania pruskiego władze za­borcze zmierzały do przejmowania ziemi z rąk pol­skich i osadzania rolników niemieckich. Wykorzysty­wano przy tym instrumenty ekonomiczne, prawne oraz polityczne. Władze polskie podjęły starania, by choć w ograniczonej mierze cofnąć następstwa germanizacji. Wykorzystywano przede wszystkim możliwości wyni­kające z układów międzynarodowych podpisanych po klęsce Niemiec, jak też z ustawodawstwa wprowadzo­nego przez samych Niemców. Tak więc władze pru­skie, aby uniemożliwić przechodzenie gospodarstw z rąk rolników Niemców w posiadanie polskie, zastosowały

142

w Wielkopolsce i na Pomorzu tzw. wieczystą dzier­żawę zamiast sprzedaży. Osadnik otrzymywał gospodar­stwo na własność, lecz za symbolicznym czynszem dzie­rżawnym; nie miał więc prawa go sprzedać. Jeśli za­mierzał zrezygnować z ziemi, wówczas przejmowała ją instytucja reprezentująca państwo niemieckie. Po odzyskaniu niepodległości prawa te przeszły na Rzecz­pospolitą Polską, a władze polskie wykorzystywały wy­nikające stąd możliwości, aby ułatwić przechodzenie gospodarstw w posiadanie Polaków. Niektóre gospodar­stwa mogły być przymusowo wykupione. W innych wypadkach władze polskie posługiwały się prawną mo­żliwością anulowania umowy o sprzedaży ziemi, za­wartej przez urząd niemiecki z osadnikiem po określo­nej dacie. Tego rodzaju rozmaite uprawnienia dotyczy­ły wprawdzie niezbyt licznych kategorii gospodarstw niemieckich, lecz razem wzięte pozwalały na stopnio­we ograniczanie niemieckiej własności ziemskiej po­wstałej w wyniku antypolskiej polityki zaborcy. Prze­ciwstawiały się temu zaciekle organizacje niemieckie, a spory związane z postępowaniem władz polskich sta­ły się przedmiotem orzeczeń wydawanych przez Mię­dzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości w Hadze oraz tematem negocjacji między Polską a Niemcami. Kwestie te musiały być podporządkowane interesom polskiej polityki zagranicznej, toteż uregulowanie międzynaro­dowych roszczeń wobec Niemiec w 1929 r. w związku z tzw. Planem Younga doprowadziło do rezygnacji z niektórych uprawnień państwa polskiego.

Pozostały natomiast możliwości wynikające z usta­wy o parcelacji i osadnictwie, czyli z reformy rolnej. Zgodnie z postanowieniami tej ustawy, uchwalonej w 1925 r., parcelacja folwarków miała w zasadzie prze­biegać dobrowolnie, na mocy decyzji ziemian, a jedy­nie w wypadku nieosiągnięcia rocznego kontyngentu 200 tys. ha władze państwowe mogły zastosować przy­musowy wykup. Kontyngent ów rozkładano na woje-

143

wództwa proporcjonalnie do powierzchni zajmowanej

przez wielką własność ziemską.

W większości województw warunki ekonomiczne skła­niały właścicieli ziemskich do parcelowania gruntów w wymiarze przewyższającym kontyngent ustanowiony prawem; tak przynajmniej działo się do końca lat dwu­dziestych. Wyjątkiem okazały się województwa zachod­nie, gdzie parcelacja dobrowolna najczęściej nie osią­gała wyznaczonych rozmiarów. Wówczas rząd zyskiwał prawo wyznaczania majątków, które były zobowiązane do sprzedaży części ziemi na cele reformy rolnej. Po­nieważ ziemianie niemieccy unikali dobrowolnej par­celacji i sprzedaży ziemi, zwłaszcza w ręce polskie, Rada Ministrów w wykazach majątków, którym na­kazywano parcelowanie gruntów, umieszczała często folwarki należące do Niemców. Wywoływało to ostre zatargi, a wreszcie sprawa trafiła do Ligi Narodów. Na mocy postanowienia tzw. Komitetu Trzech z 1931 r. rząd polski został uprawniony do ustalania wykazu majątków proporcjonalnie do powierzchni zajmowanej l przez folwarki polskie oraz niemieckie. Było to pewne^s^j ograniczenie swobody decyzji władz polskich, lecz po- zostawiało możliwość stopniowego ograniczania niemiec­kiej wielkiej własności ziemskiej. Kwestia ta miała nie tylko wielkie znaczenie społeczne i ekonomiczne, lecz także istotne konsekwencje polityczne. Wielcy po­siadacze ziemscy należeli do podpór ekonomicznych ro­zmaitych organizacji niemieckich, w tym także spół­dzielni. Polska wykorzystywała również trudności fi­nansowe niektórych ziemian, a zwłaszcza zaleganie z zapłatą podatków. Głośna stała się sprawa zadłużenia księcia Pszczyńskiego (von Pless), który w obawie przed egzekucją za zaległe podatki odwołał się do Ligi Na­rodów.

Organizacje spółdzielcze odgrywały dużą rolę w sy­stemie stworzonym przez niemieckich nacjonalistów w Polsce. Powstały one przeważnie wiele lat przed pier-

144

wszą wojną światową; klęska Niemiec oraz niepodle­głość Polski przysporzyły im wielu trudności, lecz wkrótce osiągnęły konsolidację i umocniły swe podsta­wy finansowe. Od połowy lat dwudziestych spółdzielnie kredytowe zaczęły otrzymywać za pośrednictwem ban­ków gdańskich i holenderskich pomoc płynącą z Rze­szy. Dzięki temu mogły finansować spółdzielnie han­dlowe oraz przetwórcze (wiele zyskała spółdzielczość mleczarska), a w konsekwencji stworzyły trwałe pod­stawy gospodarcze niemieckiej własności rolnej w Wiel­kopolsce i na Pomorzu. Tadeusz Kowalak, który ba­dał dzieje spółdzielczości niemieckiej na Pomorzu, kon­kludował: “Podstawowe znaczenie dla sytuacji niemiec­kich warsztatów pracy na Pomorzu miało poczucie pe­wności siebie, charakterystyczne dla kierowników nie­mieckiej spółdzielczości. Poczucie to było oparte na świadomości, że jeśli nie będzie innego wyjścia, Dan-ziger Raiffeisenbank czy też Landwirtschaftliche Bank pospieszy z pomocą, udzieli dodatkowego kredytu, spro-longuje spłatę kredytu już udzielonego, a w ostatecz­ności spisze przepadły kredyt na straty. Ta świado­mość (...) stanowiła główny element szybko zbudowa­nego i trwałego zaufania do niemieckich instytucji gos­podarczych na Pomorzu. Stały się one dla mniejszości niemieckiej nie tylko konkretnym oparciem, ale sym­bolem i dowodem niemieckiej gospodarności i zasob­ności. Z punktu widzenia politycznego było to tym ważniejsze, że kształtowało w pewnym stopniu także opinię części ludności polskiej".

Znaczenie polityczne spółdzielczości niemieckiej wzmagał fakt wiązania przez bank ewentualnej po­mocy finansowej z opinią o postawie politycznej i przy­należności organizacyjnej zainteresowanego. Tym sa­mym banki oddziaływały na umocnienie zwartości nie­mieckiego obozu nacjonalistycznego w Polsce. Niemiec, który wyłamywał się z tej solidarności, nie mógł li­czyć na oparcie w owych organizacjach.

10 — Ojczyzna... 145

Spółdzielnie niemieckie starały się także, aby rol­nicy polscy nie stanowili w nich większości. Służyły temu rozmaite pośrednie normy statutowe, a zwłaszcza ustalenie wysokich składek członkowskich. Zdarzało się więc nieraz, że spółdzielnia taka miała niewielu członków, a większość obrotów prowadziła z nie na­leżącymi do niej rolnikami Polakami, którzy nie mieli wpływu na spółdzielnię, gdyż nie było ich stać na wno­szenie wysokich składek; tak więc korzyści z rosną­cych obrotów osiągali wyłącznie Niemcy. Sytuacja taka była zwłaszcza w spółdzielniach mleczarskich. W la­tach trzydziestych administracja polska usiłowała więc przełamać owo nieformalne zamykanie spółdzielni nie­mieckich i umożliwić przystępowanie do nich także rolników Polaków, aby w konsekwencji mogli przejąć kierownictwo we własne ręce.

Od jesieni 1938 r. w stosunkach polsko-niemieckich narastało napięcie, które odbiło się na położeniu i po­stawie mniejszości niemieckiej w Polsce. Zajęcie Austrii, a potem okrojenie Czechosłowacji natchnęło członków nacjonalistycznych organizacji przekonaniem, że zbliża się czas akcji przeciwko Polsce. Skłaniało to do prowo­kacyjnych wystąpień wobec Polaków, a w lecie 1939?'*' wręcz do działań dywersyjnych, które mogłyby potem uzasadniać tezę 0 prześladowaniu Niemców w Polsce. Z drugiej strony w społeczeństwie polskim umacniały się nastroje nieprzyjazne Niemcom, które wyrażały się w rozmaitych incydentach. Niekiedy zgromadzenia or­ganizowane pod patriotycznymi hasłami obrony ojczy­zny kończyły'się zajściami, podczas których demolo­wano sklepy należące do Niemców i lokale organizacji związanych z hitleryzmem. Tak stało się np. 2 wrześ­nia 1938 r. w Bielsku. Na wiosnę i w lecie 1939 r. notowano rozmaite drobne konflikty, przeradzające się w starcia. Tak ria przykład komunikat dzienny Mini­sterstwa Spraw Wewnętrznych z 17 kwietnia donosił:

W Ostrowie powiatu wąbrzeskiego zebrało się około

146

20 Niemców na lekcję śpiewu. Miejscowi Polacy, pod­rażnieni głośnym śpiewaniem, rozpędzili zebranie". 19 czerwca komunikat informował: “W dniu 15 czerwca rb. Niemcy Kónig i Thomke z Bielska pobili na dro­dze Polaka, który zwrócił im uwagę, aby w miejscach publicznych nie rozmawiali po niemiecku (...)", a dalej:

(...) na terenie trzech województw zachodnich zdarza­ją się sporadyczne wypadki bicia szyb u Niemców-oby-wateli polskich bądź też bójki na tle narodowościo­wym".

Nacjonalizm III Rzeszy doprowadził do sytuacji, gdy dwa narody znalazły się w skrajnie ostrym konflikcie, prowadzącym do tragedii drugiej wojny światowej.

7 inne narody

W opublikowanych wynikach spisu ludności z 1931 r. uwzględniono jeszcze trzy mniejszości narodowe:

Rosjan, Litwinów oraz Czechów. Pozostałe społecznoś­ci mieszkające w Polsce znalazły się w zbiorowej ka­tegorii “innych", a być może także w kolumnie “język nie podany". Sądzić wolno, że pewna liczba osób, któ­rej nie można ustalić, została zaliczona do Polaków.

Spis wykazał 138,7 tys. osób uznających rosyjski jako język ojczysty. Byli to przede wszystkim miesz­kańcy byłego zaboru rosyjskiego, w pozostałych woje­wództwach znajdowało się ich niewielu; dane doty­czące mniejszości rosyjskiej zawiera tablica 9.

Jak wynika z tablicy, nawet w tych kilku woje^ wództwach, gdzie mieszkały większe stosunkowo gru­py Rosjan, tworzyli oni nieznaczny odsetek ludności. Nie było też powiatów ani miast, w których odgrywa­liby większą rolę. Nic więc dziwnego, że nie stanowili poważniejszego problemu politycznego; byli jedynie środowiskiem pozostałym po okresie panowania rosyj­skiego. Wielu bowiem Rosjan zamieszkało na ziemiach, które weszły w skład państwa polskiego, jeszcze w XIX w. Po rewolucji socjalistycznej decydowali się na pozostanie poza krajem ojczystym. Oprócz nich do Polski przybywali emigranci opowiadający się prze­ciwko władzy radzieckiej, nieraz czynnie z nią walczący.

Większość Rosjan zamieszkałych w Polsce pozosta­wała poza rozmaitymi przedsięwzięciami skierowany-

148

Tablica 9 LUDNOŚĆ ROSYJSKA W POLSCE W 1931 R.


Województwa


Ludność ogółem (w tys.)


Ludność o rosyjskim ję­zyku ojczystym


w tys.


w proc. ogólu ludności


Polska m. Warszawa Warszawskie Łódzkie Kieleckie Lubelskie Białostockie Wileńskie Nowogródzkie Poleskie Wołyńskie Pozostałe


31916 1172 2529 2632 2936 2465 1644 1276 1057 1 132 2086 12987


139 4 2 2 1 3 35 43 7 16 23 3


0,4 0,3 0,1 0,1 0,0 0,1 2,1 3,4 0,6 1,4 1,1 0,0


mi przeciwko ZSRR, lecz były także grupy uczestni­czące w konspiracyjnej działalności, co dla władz pol­skich mogło okazać się kłopotliwe. Interesował się ni­mi wywiad, któremu służyli jako narzędzie użyteczne, choć czasem kompromitujące. Niewielka liczba Rosjan nie potrafiła znaleźć sobie miejsca na emigracji i stop­niowo ulegała społecznej degradacji. Ze środowisk emi­gracyjnych wywodzili się zamachowry, podejmujący próby — czasem udane — zabójstw przedstawicieli państwa radzieckiego. Odrębnym środowiskiem rosyjskim, o własnej oby­czajowości i tradycjach odmiennych od pozostałych Rosjan, byli tzw. staroobrzędowcy, zamieszkali niemal wyłącznie we wsiach województw białostockiego i wi­leńskiego. Liczbę ich szacowano na około 80 tys. osób. Byli to wyznawcy prawosławia, którzy w XVII w. Od­rzucili dokonaną wówczas rewizję ksiąg liturgicznych.

149



W Rosji spotykały ich prześladowania, toteż opuszczali strony ojczyste i udawali się na wschód — na tery­toria znajdujące się poza zasięgiem władzy cara i pra­wosławnej hierarchii, lub też na zachód, zwłaszcza na ziemie podległe władzy królów polskich. Zamieszka­li we własnych wsiach, zachowali język oraz religię, nie niepokojeni przez władze i sąsiadów. Pozostawali na uboczu innych grup ludności rosyjskiej w Polsce.

Te środowiska rosyjskie, które brały udział w ży­ciu politycznym, reprezentowały przeważnie koncepcje konserwatywne, nieraz nacjonalistyczne, choć nacjo­nalizm ten nie przedstawiał dla władz polskich real­nego niebezpieczeństwa. Wyłoniły one Rosyjskie Zje­dnoczenie Ludowe, które zaprzeczało odrębności naro­dowej Białorusinów i Ukraińców.

Rola Rosjan w Rzeczypospolitej Polskiej była więk­sza, niż może to wynikać z danych statystycznych. Zachowali bowiem dominującą pozycję w Cerkwi pra­wosławnej. W przeszłości prawosławie służyło jako jedno z narzędzi rusyfikacji oraz umocnienia władzy monarchicznej Rosji. Godności duchowne otrzymywali przede wszystkim Rosjanie. Jakkolwiek więc w latach międzywojennych wśród wiernych zdecydowanie przeważali Białorusini i Ukraińcy, to oblicze narodowe hierarchii pozostało rosyjskie, a język rosyjski przewa­żał. Bywało nawet i tak, że w szkołach o polskim ję­zyku nauczania na lekcjach religii prawosławnej po­sługiwano się językiem rosyjskim.

Z punktu widzenia władz polskich poważną niedo­godnością było utrzymanie zależności duchowieństwa prawosławnego w Polsce od patriarchy moskiewskie­go. Toteż rząd polski inspirował starania części du­chowieństwa o uniezależnienie się od Moskwy, odsu­nął od wpływu na administrację Cerkwi przeciwni­ków samodzielności, chętnie zaakceptował uchwałę so­boru biskupów z 14 czerwca 1922 r., ogłaszającą autokefalię, czyli niezależność organizacyjną Cerkwi pra-

150

wosławnej w Polsce. Starania władz zmierzały następ­nie do stopniowego wprowadzania języka polskiego do nauczania religii, kazań itd., a przeciwdziałały tenden­cjom do “ukrainizacji" albo “białorutenizacji" Cerkwi, które silnie występowały wśród Białorusinów i Ukra­ińców. Z punktu widzenia perspektywicznych celów polonizacyjnych mniejszym problemem był język rosyj­ski — ojczysty dla stosunkowo niewielkiej liczby wier­nych — niż języki narodowe.

Wspomnieć należy, iż dla Cerkwi prawosławnej w Polsce bolesnym problemem stała się sprawa rewin­dykacji świątyń, plebanii oraz innych obiektów ode­branych Kościołowi rzymskokatolickiemu, a zwłaszcza unitom podczas panowania rosyjskiego. Pierwsze dzia­łania rewindykacyjne nastąpiły bezpośrednio po powsta­niu państwa polskiego, w warunkach powojennego cha­osu prawnego i administracyjnego. Następnie — w roku 1929 — do sądów okręgowych na ziemiach wschodnich wnieśli biskupi katoliccy ponad siedemset spraw o zwrot świątyń użytkowanych przez Cerkiew prawo­sławną; dotyczyło to około dwóch trzecich obiektów, z których korzystała ludność tego wyznania. Sprawa ta przeszła jednak — na mocy orzeczenia Sądu Najwyż­szego — na drogę administracyjną, po czym w latach 1938—1939 nastąpiły nowe działania rewindykacyjne, w wyniku których niektóre cerkwie uległy likwidacji.

Rewindykacje można było wprawdzie uzasadnić histo­rycznie, lecz złożoność zagadnienia polegała na tym, iż z reguły sporne świątynie znajdowały się na terenie o przeważającej liczbie wyznawców prawosławia, a nie­wielkiej — katolików. Tam, gdzie katolicy byli liczni, rewindykacji dokonywano bezpośrednio po ustanowie­niu władz polskich, nie oglądając się na normy prawne. W latach trzydziestych sytuacja wyglądała odmiennie, akcja rewindykacyjna zaś nabierała cech dyskrymi­nacji prawosławia. Duchowieństwo prawosławne tra­ciło obiekty, w których odprawiano nabożeństwa dla 151

wiernych, a nędza wsi najczęściej nie dawała możli­wości budowy nowych. Zainteresowana ludność biało­ruska lub ukraińska traktowała ową akcję jako jedną z form polonizacji. Ks, Hieronim E. Wyczawski pisał:

Wprawdzie trudno było Cerkwi podważyć na drodze prawnej legalność żądań katolików, ale fakt zwrotu wielu świątyń, przy których od lat mieli prawosławni zorganizowane swoje ośrodki duszpasterskie, odczuła Cerkiew jako krzywdę. Jako formalne zagrożenie swe­go wyznania przyjęły kierownicze czynniki cerkiewne zainicjowaną przez katolickich biskupów: Przeździeckiego, Łozińskiego, Szelążka, Jałbrzykowskiego, a pro­wadzoną głównie przez jezuitów obrządku bizantyń­skiego akcję unijną wśród prawosławnych (...)". W re­zultacie powstały między obu wyznaniami ostre kon­flikty, które wzmagał fakt, że miały one doniosłe dla

wiernych aspekty narodowe. /

Wpływy rosyjskie utrzymywały się także w niektó­rych urżędacłi polskich na Polesiu, Wołyniu, Nowogródczyźnie i Wileńszczyźnie. Brak urzędników naro­dowości polskiej spowodował, że po ustaleniu granic zatrzymano w wielu wypadkach dawnych urzędniHfcw Rosjan; działo się tak zwłaszcza w małych miejsco­wościach. Jeszcze w latach trzydziestych problem teh nie został rozwiązany. 2 grudnia 1932 r. mówił starosta powiatu kobryńskiego na naradzie naczelników miej­scowych urzędów państwowych: “(...) niedopuszczalny w urzędach jest język rosyjski, rozbrzmiewający jesz­cze dość często i podtrzymywany nawet przez jednos­tki rosyjskie będące na służbie państwowej i samorzą­dowej polskiej".

U progu niepodległości szkolnictwo rosyjskie w spad­ku po zaborach rozbudowane było nieproporcjonalnie do liczby Rosjan. W latach następnych ulegało szybkie­mu ograniczaniu. Wynikało to m.in. ze stosunkowo ma­łej liczby uczniów narodowości rosyjskiej oraz z posta­nowień ustawy z 1924 r., która nie przewidywała istnie-

152

nią publicznych szkół z językiem rosyjskim. W rezulta­cie liczba szkół powszechnych z rosyjskim językiem na­uczania zmalała z osiemnastu (w tym czternaście szkół publicznych) w 1923/24 r. do pięciu (w tym jedna pu­bliczna) w 1937/38 r.; liczba uczniów zmniejszyła się z 2741 do 629. Oprócz tego w 1937/38 r. istniała jedna szkoła publiczna dwujęzyczna — polsko-rosyjska. W porównaniu z niewielką liczbą szkół powszechnych bar­dzo rozbudowane były szkoły średnie. W 1937/38 r. istniały w Polsce cztery gimnazja z rosyjskim językiem

nauczania.

Środowisko rosyjskie w Polsce utrzymywało także własne organizacje dobroczynne oraz stowarzyszenia kulturalne, które w kilku miastach miały swe domy. Działalność ich ograniczała się do kręgu osób najbar­dziej zainteresowanych.

Znacznie bardziej skomplikowane były problemy mniejszości litewskiej. Według opublikowanych danych spisu ludności z 1931 r. koncentrowała się ona w wo­jewództwach wileńskim (6C,8 tys. osób) oraz białostoc­kim (13,1 tys. osób); mała grupa Litwinów (2,5 tys. osób) mieszkała także w województwie nowogródzkim (zwłaszcza w powiecie lidzkim). Sądzić wolno, iż rzeczy­wista ich liczba sięgała 100 tys. osób (tak ocenia ją Sta­nisław Mauersberg), a może nawet 186 tys. (jak sza­cował Janusz Ostrowski). W przeszłości zasięg języka litewskiego był znacznie rozleglejszy (wg danych z 1863 r. w diecezji wileńskiej mieszkało 213 tys. Litwi­nów, a w mińskiej — 64 tys.), lecz w ciągu XIX w. stopniowo zmniejszał się pod wpływem języka polskie­go. Przyczyny takiego oddziaływania języka polskiego wyjaśniała Halina Turska: Dla ludności białoruskiej posiadał on tylko przewagę kulturalną: wyzbycie się bowiem w wiekach ubiegłych przez klasy wyższe bia-łoruszczyzny na rzecz języka polskiego zepchnęło dia-- ' 153

lekty białoruskie, podobnie jak litewskie, na niższy szczebel socjalny i kulturalny. Przyswajanie języka polskiego było natomiast dla Białorusinów pozbawione momentów utylitarnych, momentów korzyści, tak wy­raźnie uwypuklających się w procesie polonizacji Li­twinów. Białorusin nie miał kłopotów językowych: ro­zumiał język polski i rosyjski, sam był przez Polaków i Rosjan rozumiany, a w stosunkach z Litwinem ten ostatni był stroną przystosowującą się. Dlatego włoś­cianin białoruski nie odczuwa potrzeby porzucenia swe­go języka, który jest dla niego życiowo zupełnie do­godny".

Przemiany te opisywał Tadeusz Łopalewski: “Chłop

litewski pod wpływem kościoła i dworu wchodził w fa­zę dwujęzyczności (...), by już w drugim, najdalej trze­cim pokoleniu zachować jedynie litewskie nazwisko, a mówić i myśleć po polsku. Nie znaczyło to jeszcze, że równolegle osiągał poczucie narodowe — a przecież protestował, gdy na podstawie brzmienia nazwiska bra­no go za Litwina — rozumiejąc, iż Litwinem przecież jest ten, który mówi po litewsku". Proces polonizacji w latach międzywojennych w zasadzie należał już do przeszłości. Wpływało na to istnienie niezależnego ]^ń-stwa litewskiego, oddziałującego politycznie i prom^-

niującego kulturą przez granicę. ^

Litwini w Rzeczypospolitej Polskiej mieszkali prze­ważnie w pobliżu granicy z Litwą — w powiatach świę-ciańskim, wileńsko-trockim oraz suwalskim. W niektó­rych gminach stanowili większość, w innych przemie­szani byli z Polakami. Niemal wszyscy utrzymywali się z rolnictwa (ponad 90 proc.), a bardzo niewielu mie­szkało w miastach. W samym Wilnie spis wykazał je­dynie 1579 osób uznających litewski jako język oj­czysty. Jeśliby nawet uznać, że w rzeczywistości miesz­kało tam znacznie więcej Litwinów, to nawet zwielo­krotnienie oficjalnie podanej liczby dałoby znikomy

odsetek. 154

W tradycjach litewskich Wilno było jednak stolicą, miastem związanym ze wspaniałą, odległą przeszłością, z imionami wybitnych władców — legendarnych i rze­czywistych. Wilno też stało się siedzibą najważniejszych organizacji litewskich w Polsce.

Kwestia litewska miała duże znaczenie polityczne, gdyż ustalenie granicy polsko-litewskiej nastąpiło w wyniku zbrojnego konfliktu. W ciągu wielu lat Litwa nie uznawała faktów dokonanych i nie utrzymywała żadnych stosunków z Polską. Dopiero w 1938 r., w od­powiedzi na polskie ultimatum, obydwa państwa otwo­rzyły placówki dyplomatyczne, nawiązały łączność ko­lejową i pocztową. W Kownie działał Związek Wyzwo­lenia Wilna, który ogłosił tzw. przykazania wileńskie, swego rodzaju kodeks moralny rozpoczynający się od słów: “Jam jest Wilno, twoja odwieczna stolica, znajdu­jąca się obecnie w polskiej niewoli".

Fatalne stosunki między państwami odbijały się u-jemnie na położeniu mniejszości litewskiej w Polsce, jak również mniejszości polskiej na Litwie. Przedsta­wiciele tychże mniejszości zaciekle bronili swych inte­resów i przeciwstawiali się polityce władz.

7 grudnia 1921 r. powstał tymczasowy Wileński Ko­mitet Litewski, który miał ambicję reprezentowania społeczności litewskiej w Polsce. Zbojkotował on wy­bory do Sejmu Wileńskiego, następnie zajął negatyw­ne stanowisko webec włączenia Litwy Środkowej do Polski. Komitet skupiał te środowiska, które miały na­dzieję na przyłączenie Wileńszczyzny do Litwy, a do­raźnie usiłowały utrzymać i rozwijać świadomość na­rodową wśród społeczności litewskiej w Polsce. Nie­którzy Litwini wiązali przyszłość narodu z rewolucją socjalistyczną i działali w ruchu komunistycznym.

Do najważniejszych problemów mniejszości litewskiej należała troska o szkolnictwo w języku ojczystym. Is­tniały w Polsce litewskie szkoły publiczne oraz pry­watne; ich liczba ulegała znacznym zmianom, przede

155

wszystkim pod wpływem zmiennych koniunktur w sto­sunkach polsko-litewskich. Na porządku dziennym było stosowanie represji wobec szkół litewskich w Polsce w odwet za dyskryminacyjne poczynania władz Litwy wo­bec mniejszości polskiej. Liczba publicznych szkół po­wszechnych z litewskim językiem nauczania spadła z 52 w 1922/23 r. do siedmiu w 1925/26 r., następnie wzrosła do 45 w 1936/37 r. i ponownie spadła do dzie­więciu w 1937/38 r. Liczba szkół dwujęzycznych pol­sko-litewskich natomiast wykazywała, generalnie rzecz biorąc, wzrost, przy stosunkowo małych wahaniach. W 1922/23 r. była jedna taka szkoła, w 1937/38 r. — 44 szkoły. Zmienna była także liczba szkół prywatnych:

w 1922/23 r. istniało 40 takich szkół, w 1925/26 — 97, a w 1937/38 r. — już tylko 14. Oprócz tego działały dwa prywatne gimnazja z litewskim językiem nauczania — w Wilnie i Swięcianach. To ostatnie uległo likwidacji w 1936 r., gdyż władze szkolne bardzo krytycznie oce­niały poziom nauczania.

Szkoły prywatne utrzymywało towarzystwo “Rytas", które korzystało z subwencji płynących z Kowna. Znaj­dowały się one przeważnie na wsi i tak jak zazwyczaj szkoły wiejskie w Polsce miały najczęściej tylko je­dnego nauczyciela, co oznaczało ograniczony zakres na­uczania. Towarzystwo “Rytas" podejmowało starania o otwarcie nowych szkół z litewskim językiem naucza^ nią, lecz władze szkolne odnosiły się niechętnie do tych wniosków. Odmawiały często zatwierdzenia nauczycieli, a niektóre szkoły zamykały z powodu wychowywania uczniów w duchu nieprzyjaznym Polsce oraz korzysta­nia z podręczników o antypolskim nastawieniu, które sprowadzano z Litwy.

Statystyka szkolnictwa litewskiego w Polsce skłania do wniosku, że w latach trzydziestych na plan pierwszy wysunęła się tendencja władz do jego stopniowego li­kwidowania. Toteż organizacje litewskie podjęły próby rozwinięcia nauczania domowego, lecz władze szkolne

156

przeciwdziałały również takiej formie nauki. Nauczy­cieli, którzy podejmowali nauczanie domowe bez odpo­wiedniego zezwolenia, pociągano do odpowiedzialności karnej.

Tendencja do poprawy położenia oświaty litewskiej ujawniła się dopiero w lecie 1939 r., kiedy na żądanie Ministerstwa Spraw Zagranicznych wojewódzkie wła­dze wileńskie udzieliły zezwolenia na wznowienie dzia­łalności niektórych oddziałów towarzystwa “Rytas" oraz zgodziły się na otwarcie kilku szkół.

Restrykcyjna polityka władz polskich wobec szkół litewskich wpływała na narastanie uczuć rozgoryczenia i niechęci. Jak notował Aleksander Wysocki, autor stu­dium poświęconego stosunkom w powiecie suwalskim:

Trzeba przyznać, że ludność litewska więcej oddaje się czytaniu gazet od ludności wiejskiej polskiej — nic też dziwnego, że jest dobrze uświadomiona pod wzglę­dem narodowym. Ludność litewska nie tylko w domu, ale wszędzie — nawet i w urzędach gminnych posługu­je się językiem litewskim, a czasami wymaga znajomoś­ci mowy litewskiej od pisarzów gminnych. Rzecz prosta, że wymogi te nie są uwzględniane, ale przeważnie każdy pisarz z gminy pogranicza litewskiego zna ten język, który jest mu niezbędny chociażby w styczności ze star­szym pokoleniem, które w znacznej części nie zna ję­zyka polskiego".

Litwini zawzięcie bronili swych praw językowych także na gruncie kościelnym. Cytowany autor mono­grafii o powiecie suwalskim pisał: “Kościół staje się (w końcu XIX w. — J.T.) ogniskiem ruchu narodowo­ściowego litewskiego. Księża organizują Stowarzysze­nia św. Kazimierza, które do dziś dnia istnieją, oraz wygłasza j ą dwa kazania: jedno w języku polskim dla Polaków, drugie — w litewskim dla Litwinów. (...) Pieś­ni religijne były śpiewane w kościele i po polsku, i po litewsku — zależało od tego, kto je pierwszy rozpoczął:

Polak czy Litwin".

157

Język litewski miał prawo obywatelstwa w kościołach Wileńszczyzny za czasów sprawowania rządów w die­cezji przez biskupa Jerzego Matulewicza, którego wśród Polaków krytykowano za sprzyjanie Litwinom. Kiedy w 1925 r. rządy po nim objął Romuald Jałbrzykowski, stosunki uległy zmianie. Stopniowo księża Litwini mu­sieli przenosić się do innych parafii, likwidowano ka­zania w języku litewskim oraz litewskie śpiewy. Na tym tle dochodziło nawet do bójek na terenie świątyń między demonstrantami polskimi a Litwinami, stający­mi w obronie ojczystego języka.

Ostatnią z mniejszości wymienionych w publikacjach spisowych byli Czesi. Zdecydowana ich większość — 31 tys. — zamieszkiwała województwo wołyńskie, mała stosunkowo grupa — 4,1 tys. — województwo łódzkie, w niektórych z pozostałych województw spis wykazał po kilkaset osób podających czeski jako język ojczysty. Na podkreślenie zasługuje znikoma ich liczba w woje­wództwach graniczących z ziemiami czeskimi i słowac­kimi.

W województwie śląskim spis wykazał zaledwie 288

osób o czeskim języku ojczystym, choć Śląsk Cie­szyński, który stanowił przedmiot sporu'między PoL-Y • ską a Czechosłowacją, wchodził przed pierwszą wojną ^^g światową w skład ziem czeskich, wewnątrz Austro- -Węgier. Wbrew pozorom liczba ta w zasadzie odpowia­dała rzeczywistości. Konflikt zbrojny o przebieg grani­cy, przygotowania do plebiscytu (który ostatecznie się nie odbył), połączone po obu stronach z zażartą agi­tacją nacjonalistyczną, wywołały na tej ziemi ostre na­pięcia. W rezultacie najbardziej czynne w agitacji oso­by wyemigrowały; pamiętać zresztą należy, iż w tej części Śląska Cieszyńskiego, która na mocy decyzji mo­carstw przypadła Polsce, także przed wojną mieszkało niezbyt wielu Czechów.

158

Czesi mieszkali w tych regionach Polski, dokąd w przeszłości kierowała się ich emigracja. Najwcześniej — w początkach XIX w. — przybyli wychodźcy czescy do województwa łódzkiego, gdzie osiedlali się uchodząc przed nietolerancją religijną. Ośrodkiem czeskim stało się małe miasteczko Żelów, które rozwijało się w pier­wszej połowie XIX w. dzięki dobrej koniunkturze w przemyśle włókienniczym. Przybysze byli przeważnie specjalistami — rzemieślnikami i robotnikami — w tej dziedzinie. Niektórzy asymilowali się w środowisku pol­skim, lecz większość zachowała język, tradycję i wiarę ewangelicką. Rzecz jasna, że z punktu widzenia inte­resów politycznych państwa polskiego niewielka grupa Czechów nie miała żadnego większego znaczenia; kul­tywowanie ojczystych tradycji nie kolidowało z ich lo­jalnością dla Rzeczypospolitej Polskiej.

Osadnictwo Czechów na Wołyniu rozwinęło się po uwłaszczeniu chłopów, na przełomie lat sześćdziesią­tych i siedemdziesiątych XIX w. Sprzyjały temu wów­czas niskie ceny ziemi. W latach następnych większość przybyszów pod naciskiem władz rosyjskich przyjęła prawosławie, zachowując jednak język i tradycje oj­czyste. Utworzenie Rzeczypospolitej Polskiej dało im możliwość zakładania szkół o czeskim języku naucza­nia i rozwoju życia społecznego.

Czesi wołyńscy byli przede wszystkim rolnikami;

mieszkali w założonych przez siebie osadach w powia­tach dubieńskim, łuckim, rówieńskim i zdołbunowskim. Od sąsiadów — Ukraińców i Polaków — odróżnialFsię lepszym gospodarowaniem oraz większą przeciętną za­możnością. Opracowanie Ministerstwa Spraw Wewnę­trznych z kwietnia 1938 r. charakteryzowało następu­jąco stan zamożności Czechów: “Ich gospodarstwa rol­ne są wybitnie intensywne i stoją na wysokim stopniu kultury .rolnej. Czesi rozwinęli szeroką uprawę chmie­lu, uzyskując z jednej stronypopłatny artykuł ekspor­towy, z drugiej — surowiec przemysłu browarniczego, 159

jeszcze nawet i obecnie w znacznej mierze opanowa­nego przez Czechów. Przeciętny obszar gospodarstwa czeskiego stanowi około 20 ha, nierzadko jednak są odchylenia wzwyż do 100 ha. Nadto w rękach ich znaj­duje się szereg zakładów przemysłowych, jak: młyny, odlewnie żelaza, fabryki i składy narzędzi rolni­czych itp."

Zamożność ułatwiała zachowanie odrębności, a na­wet separowanie się od otoczenia. Ludność czeska — zarówno w województwie łódzkim, jak wołyńskim — nie brała udziału w życiu politycznym. Pielęgnowanie ojczystego języka, utrzymywanie kontaktów z ziemia­mi czeskimi władze polskie traktowały pod koniec lat trzydziestych jako dowód szowinizmu, choć Czesi de­klarowali i zachowywali lojalność wobec państwa pol­skiego. Cytowane opracowanie o Czechach wołyńskich stwierdzało: “Politycznie jednolita, zachowująca pozory całkowitej uległości wobec Polski, ludność czeska sta­nowi element nie asymilujący się, ale jednocześnie i niepodatny na propagandę wywrotową. Tym niemniej jej krzepnięcie w zwarty organizm, podległy dyrek­tywom central zagranicznych, tworzy z niej systema­tycznie obce ciało w organizmie zbiorowym". Autor memoriału postulował więc ograniczenia w stosunku do organizacji czeskich, zmniejszenie liczby szkół, zifc J lecał utrudniać wyjazdy do Czechosłowacji, skłaniać^B do wstępowania do organizacji mieszanych narodowo, x W praktyce sprowadzało się to do presji, zmierzającej

do asymilacji Czechów.

Tymczasem ludność czeska — zwłaszcza na Woły­niu — przywiązywała wielką wagę do zachowania tra­dycji oraz odrębności narodowej. Troszczyła się o utrzy­mywanie własnych organizacji oraz o rozwój nauczania w języku ojczystym. "W przeszłości szkoły czeskie mia­ły charakter religijny, lecz w latach pierwszej wojny światowej charakter świecki nadali im przebywający

160

na Wołyniu czescy jeńcy wojenni. Po powstaniu pań­stwa polskiego szkoły te nadal istniały, aczkolwiek bo­rykały się z licznymi kłopotami. Do najważniejszych należał niedostatek wykwalifikowanych nauczycieli, co odbijało się ujemnie na poziomie nauczania. Stosunko­wo lepiej przedstawiała się nauka przedmiotów zwią­zanych z ojczystymi tradycjami, gorzej natomiast tych, które wykładano w języku polskim.

W latach międzywojennych stopniowo malała liczba szkół publicznych z czeskim językiem nauczania. W 1924/25 r. było ich dziewiętnaście oraz jedna szkoła dwujęzyczna, w 1937/38 r. były cztery szkoły czesko--polskie, a z czeskim językiem nauczania tylko trzy. Równocześnie liczba szkół prywatnych (wyłącznie z czeskim językiem nauczania) zwiększyła się z jednej do trzynastu. W niektórych szkołach z polskim językiem nauczania wprowadzono dodatkowo naukę języka czes­kiego.

Szkoły prywatne utrzymywała założona w 1923 r. Czeska Macierz Szkolna, korzystająca z pomocy orga­nizacji działających w Republice Czechosłowackiej. Na­uczyciele m.in. mogli brać udział w kursach organi­zowanych w Czechosłowacji.

Społeczność czeska na Wołyniu stworzyła również inne dobrze działające lokalne organizacje, wśród któ­rych należy wymienić Towarzystwo Rolnicze, Stówa-. rzyszenie Sportowe “Sokół" oraz Ochotnicze Straże Pożarne,

Brak danych wyodrębnionych w wynikach spisu lud­ności powoduje, że liczebność pozostałych mniejszości narodowych w Polsce może być jedynie przedmiotem szacunków opartych na dokumentach lub na litera­turze etnograficznej z lat międzywojennych, ewentu­alnie na nielicznych badaniach późniejszych.

H — Ojczyzna...

161

Najmniej wiadomo o mniejszości słowackiej. Słowacy mieszkali przede wszystkim w pogranicznych wios­kach powiatu nowotarskiego. Orientacyjny szacunek pozwala przypuszczać, że było ich około ośmiuset. Pa­miętać jednak należy, iż na pograniczu znajdowały się grupy ludności o słabo rozwiniętej świadomości naro­dowej, łatwo ulegające rozmaitym naciskom i wpły­wom. Być może więc szacunek ten jest zbyt niski, a trudna do stwierdzenia, choć zapewne niewielka, liczba Słowaków została zapisana w kwestionariuszach spiso­wych z językiem polskim jako ojczystym. Nawet i to zastrzeżenie nie zmieni faktu, że w Polsce mieszkało

niewielu Słowaków.

Wioski, o których mowa, należały przed pierwszą wojną światową — w granicach monarchii habsburskiej

do ziem węgierskich, a w okresie ustalania granic zgłosiła do nich pretensje Polska. Arbitralna decyzja mocarstw podzieliła sporne tereny między Polskę i Cze­chosłowację. Podobnie jak na Śląsku Cieszyńskim prze­widywano tu początkowo plebiscyt, a w ogniu przy­gotowań narastały konflikty. W rezultacie wielu dzia­łaczy słowackich z wiosek przyznanych Polsce wybrało emigrację, do Polski zaś przybyli niektórzy polscy dzia­łacze zza południowej granicy.

Słowacy zajmowali się niemal wyłącznie rolnictwem. Podgórskie ziemie były niezbyt urodzajne, gospodarstwa przeważnie niewielkie, toteż warunki życia mieli trud- X« ne przez cały okres międzywojenny. W okolicach tych

na Spiszu i Orawie — zachowały się jeszcze relikty feudalnej własności ziemskiej, zlikwidowane ustawami

z lat 1931 i 1932.

Niewielka liczebność Słowaków i trudne warunki ekonomiczne, w jakich się znajdowali, stały się za­pewne podstawowymi przyczynami, dla których nie istniało w Polsce szkolnictwo słowackie. Język słowacki utrzymywał się w kościołach, przede wszystkim w for­mie śpiewów religijnych.

Niewiele liczniejsi byli .Karaimi, -których liczbę w 1935 r. szacowano na około 1,5 tys. osób. Poświęcono im najwięcej uwagi w literaturze zapewne z tego po­wodu, że badania nad ich kulturą i przeszłością łączy­ły się z rozwiniętymi w Polsce studiami orientalistycz-nymi, jak również i z tej przyczyny, że spośród nie­licznego środowiska Karaimów wyszło kilku wybitnych uczonych.

Przed rozbiorami osady karaimskie znajdowały się we wschodnich regionach Rzeczypospolitej oraz na Kry­mie. Po 1918 r. w granicach państwa polskiego znala­zły się niewielkie gminy w Haliczu (były zabór austria­cki) oraz jedna duża — w Trokach niedaleko Wilna, gdzie znajdowała się siedziba chachama, najwyższego zwierzchnika duchowego Karaimów; drugi chacham miał siedzibę na Krymie. W latach dwudziestych w wyniku migracji powstała czwarta gmina karaimska

w Wilnie.

Karaimi (określani w niektórych dokumentach jako Karaici) mieli odrębny język należący do rodziny ję­zyków tureckich (stąd wynikało zainteresowanie nimi orientalistów) i odróżniali się religią. Podstawą jej był Stary Testament; nie uznawali Nowego Testamentu, a od wyznawców religii mojżeszowej różnili się od­rzucaniem Talmudu oraz wszelkich komentarzy. Po­krewieństwo z religią mojżeszową powodowało, że trak­towano ich jako sektę tego wyznania; tak np. odnosiło się do nich ustawodawstwo austriackie. W rzeczywistoś­ci różnice religijne były znaczne, a oprócz tego Ka­raimi mówili całkowicie odmiennym językiem i mieli inne tradycje. W wielu dokumentach, a także w litera­turze znaleźć można dowody ostrych konfliktów dzie­lących wyznawców obydwóch religii.

Karaimi mieszkający w Polsce bardzo ucierpieli pod­czas pierwszej wojny światowej. Memoriał gminy w Haliczu z czerwca 1920 r. stwierdzał: “Lud karaimski osiadły niegdyś w 18 osadach Rzeczypospolitej Pol-

163

skiej i cieszący się opieką jej królów i rządów wraz z upadkiem Polski i on też podupadł. Obecnie zamie­szkały w kilku zaledwie osadach doznał wszystkich okropności ostatniej wojny powszechnej. Najbardziej ucierpieli Karaici w Haliczu. Oprócz zamieszkałych kil­ku rodzin rolniczych w sąsiedniej wsi Załukiew, oprócz paru domów w śródmieściu mieli oni własną nad Dnie-strem dzielnicę, własną ulicę, zwaną Karateką. W roku 1913 wielki pożar zniszczył całą tę ulicę tak, że z liczby 18 gospodarstw ocalało tylko 4 — a 14 domostw wraz ze świątynią padło ofiarą płomieni". Zaledwie odbudowaną dzielnicę karaimską podczas wojny po­nownie zniszczyli Niemcy. Dotkliwe zniszczenia do­tknęły także Karaimów w pozostałych gminach.

Utrzymywali się przeważnie z niewielkich gospodar­stw rolnych, drobnego rzemiosła i handlu, nieliczna inteligencja miała również skromne dochody, toteż z trudem — przy pomocy państwa — tworzyli na no­wo materialne podstawy swego bytu.

Jedną z pierwszych trosk Karaimów było odbudo­wanie ich organizacji wyznaniowej oraz świątyń, jak również przywrócenie szkół religijnych. O trudnościach świadczyć może podanie gminy halickiej do Minister­stwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego “(...) o ustanowienie nauczyciela języka karaickiego i hebraj­skiego w Gminie naszej wyznaniowej w Haliczu ora^ zaopatrzenie tak tegoż nauczyciela, jako też hazzana, t]? kapłańskiego przewodnika naszego, w odpowiednie wy­nagrodzenie za pracę i środki utrzymania, gdyż Gmina nasza jest już teraz za szczupła i za uboga, aby włas­nym kosztem utrzymać obu tych przewodników na­szych duchownych, a bez nich ta garstka ludu naszego, będącego żywym pomnikiem niespożytej tolerancji pol­skiej, zostanie skazana na zagładę". Władze polskie wprawdzie nie przyznały dotacji w postulowanej — skromnej zresztą — wysokości, lecz systematycznie wspomagały finansowo gminy karaimskie, zarówno w

164

pracach nad odbudową świątyń, jak w utrzymaniu du­chownych i nauczycieli.

Najważniejszą rolę w życiu Karaimów odegrała gmi­na wileńska, do której należało m.in. kilku urzędni­ków zajmujących odpowiedzialne stanowiska państwo­we. Z ich środowiska wyszły inicjatywy prawnego ure­gulowania położenia obywateli wyznania karaimskiego w Polsce, odbudowy hierarchii duchownej (urząd cha-chama w Trokach pozostawał nie obsadzony od wielu lat), a wreszcie tam powstała organizacja świecka — Wileńskie Stowarzyszenie Karaimów.

Po długich dyskusjach wśród członków gmin oraz po rozmowach z przedstawicielami władz doszło do uzgodnienia zasadniczych norm prawnych, które po­służyły najpierw do wydania przepisów tymczasowych, a wreszcie do opracowania ustawy o wyznaniu kara-imskim, uchwalonej dopiero w 1936 r.

Ważnym krokiem w odbudowie organizacji wyzna­niowej był wybór chachama. Po uzyskaniu aprobaty władz państwowych, w październiku 1927 r. ogólnopol­ski zjazd delegatów gmin karaimskich wybrał na ten urząd Seraje chana Szapszała, urodzonego na Krymie i przez pewien czas sprawującego urząd chachama taurydzkiego. Był on ceniony jako wybitny orienta-lista, doskonały znawca języków. Wileńskie władze wo­jewódzkie chętnie więc powitały jego wybór w nadziei, że podejmie współpracę z Uniwersytetem im. Stefana

Batorego w Wilnie.

Społeczność karaimską dystansowała się od sporów politycznych, niektórzy jej przedstawiciele brali udział w polskim życiu intelektualnym. Ukazywały się dwa czasopisma karaimskie — jedno w języku polskim, a drugie w języku karaimskim. Drukowano książki i bro­szury; niektóre publikacje korzystały z dotacji władz państwowych. W latach trzydziestych powstało w Wil­nie Muzeum Karaimskie.

165

Niezmiernie skąpe informacje mamy o cygańskiej mniejszości narodowej. Liczba Cyganów — według sza­cunku Jerzego Ficowskiego — wynosiła w 1930 r. nie­mal 30 tys. osób. Wędrowny tryb życia wielu Cyga­nów oraz analfabetyzm stawały na przeszkodzie uję­ciu ludności cygańskiej w zestawieniach statystycz­nych. Nieufność Cyganów w stosunku do obcych, naj­częściej nieżyczliwie nastawionych, stawiała dodatko­we przeszkody przed badaczami ich życia.

Cyganie docierali na ziemie polskie od kilku stu­leci, a wędrowny tryb ich życia powodował, że w roz­maitym czasie przebywały tu różne ich grupy. Dzielili się na szczepy o odmiennym dialekcie, różnych, trady­cyjnie uprawianych zawodach, a w związku z tym o od­miennej zamożności. Istniały między nimi nie tylko rozbieżności, lecz nieraz nawet ostre konflikty. Zróżni­cowane wewnętrznie były także szczepy. Wędrowny tryb życia i odseparowanie się od osiadłej ludności, specyfika obyczajów oraz otaczająca je tajemniczość sprzyjały powstawaniu różnych legend oraz stereoty­pów niechętnych Cyganom. Powszechnie przypisywano im oszustwa i złodziejstwo, nieraz znajomość magii i kontakty z siłami piekielnymi. Krążyły opowieści, że porywają dzieci. Cyganów obawiano się, lecz zara­zem ceniono ich umiejętności: znajomość chorób zwie­rzęcych, zwłaszcza wiedzę o koniach, kowalstwo, ślu^

sarstwo, talenty muzyczne. /

Utrzymujący się od wieków koczowniczy tryb ży­cia kształtował obyczaje kolidujące nieraz z interesa­mi okolicznej ludności. Cyganie wędrujący przez kraj i przyciśnięci biedą dokonywali czasem drobnych kra­dzieży, zwłaszcza żywności. Rzadko natomiast, wbrew obiegowym opiniom, brali udział w napadach bandyc­kich. W południowej części Polski mieszkali także Cy­ganie osiadli, zajmujący się rozmaitymi rzemiosłami, zwłaszcza metalowymi oraz kamieniarstwem.

Problem wędrownych Cyganów wyłamujących się

spod kontroli administracji niepokoił od dawna wła­dze, toteż w przeszłości, także w czasach zaborów, wy­dawano przepisy prawne, które miały zmusić ich do porzucenia dotychczasowego trybu życia, osiedlenia się i upodobnienia do miejscowej ludności. Działania te nie przynosiły wyników, gdyż sprowadzały się do przy­musowego narzucania obcych Cyganom obyczajów oraz odbierania im ich kultury. W latach międzywojennych władze nie próbowały już działań prawnych. Jerzy Ficowski pisze: “Władze sprawę ludności cygańskiej załatwiły inaczej, bez uciekania się do ustaw, bez prób istotnego, realnego uzdrowienia sytuacji i poprawienia bytu cygańskich obywateli naszego kraju. Chwycono się innych metod opanowania i utrzymania w karbach ludności cygańskiej. Niektórzy Cyganie zgłaszali się do polskich władz, przede wszystkim do organów policji, ofiarowując swe usługi w zamian za potwierdzenie ich królewskiej godności, ich zwierzchnictwa nad wszyst­kimi Cyganami w Polsce. Ci przemyślni ochotnicy — pretendujący jednocześnie do władzy królewskiej i do spełniania funkcji w tajnej policji — to wyłącznie bogate jednostki z klanu Kełderasza. Władze nie za­wiodły ich nadziei, przyjmując ich usługi, a ze swej strony odwzajemniając się im pomocą przy elekcji króla i potwierdzeniem ich władzy urzędowymi dokumen­tami. Otwierało to samozwańczym »królikom« ogromne pole do nadużyć i wyzyskiwania podwładnych, a wła­dzom policyjnym dawało teoretycznie możność dokład­niejszego wglądu w cygańskie życie i kontroli przestęp­czości". W rzeczywistości taki “król" zyskiwał dogodny instrument szantażowania innych Cyganów oraz zdo­bywania nie kontrolowanych, sprzecznych z prawem dochodów. Zaznaczyć zresztą należy, iż niewielka tylko część Cyganów uznawała autorytet owych “władców".

Zróżnicowanie dialektów cygańskich, ulegających wpływom językowym narodów, wśród których żyły rozmaite grupy, wędrowny tryb życia i zachowanie

167

archaicznych obyczajów stały na przeszkodzie rozwo­jowi świadomości narodowej we współczesnym zna­czeniu, a przede wszystkim wytworzeniu się jednolitego języka, wspólnego dla wszystkich Cyganów. Mowa cy­gańska pozostała nie skodyfikowana, a nawet przez dłu­gi czas nie zbadana, nie istniało także odrębne szkolnic­two. Wędrowny tryb życia uniemożliwiał dzieciom uczę­szczanie do jakichkolwiek szkół, toteż analfabetyzm był powszechnym zjawiskiem. Nie powstała cygańska li­teratura, a tradycyjne opowieści przekazywano ustnie, w zmieniających się wariantach. Talenty artystyczne — poza muzyką, tańcem i pieśniami — wyrażały się w zdobnictwie, które wiązało się z uprawianym rze­miosłem. Wszystko to powodowało, że na Cyganów spoglądano jak na kłopotliwe zjawisko etnograficzne, nie zaś jak na mniejszość narodową o szczególnym charakterze i tradycjach, a także o bardzo trudnych

warunkach życia.

W granicach Rzeczypospolitej Polskiej mieszkali tak­że przedstawiciele innych narodów, lecz w nieznacznej liczbie: Węgrzy, Anglicy, Rumuni, Francuzi, Grecy, Tur­cy, Włosi itd. Nie tworzyli oni mniejszości narodo­wych; żyli przeważnie w rozproszeniu, wśród Polaków, wykonywali rozmaite zawody, nie zachowywali odręb­ności zwyczajów, tradycji oraz nie formułowal^włas-nych, odrębnych postulatów lub programów^oyli to emigranci, których do Polski przywiodły rozmaite oko­liczności, nieraz poszukiwanie pracy, niekiedy małżeń­stwo czy też wreszcie jakieś inne przyczyny. Takie i im podobne zjawiska emigracji istniały i istnieją we wszystkich społeczeństwach kuli ziemskiej.

Kilka słów należy poświęcić także niektórym regio­nalnym społecznościom, nawiązującym do odrębnych tradycji narodowych.

168

W województwach wileńskim, nowogródzkim i bia­łostockim mieszkali Tatarzy, potomkowie osadników z minionych stuleci. Zatracili odrębność językową już dawno. W połowie XVI w. pisał autor traktatu Rźsale--i-Tatar-i-Lech: “(...) na nieszczęście porzucili swą mo­wę (...) a jeżeli nasi nie mogą rozmawiać po arabsku lub turecku, za to mają znajomość innych języków: każ­dy bowiem w naszym kraju posiada dwie mowy, tam powszechnie uważane (polską i białoruską)". Natomiast zachowali odrębność wyznaniową, a także tradycję po­chodzenia i własne obyczaje.

W wioskach tatarskich budowano świątynie maho-metańskie oraz cmentarze (cmentarz taki powstał rów­nież w Warszawie). Wyznanie zostało prawnie uznane. W 1925 r. w Wimie odbył się zjazd delegatów gmin mahometańskich, który ogłosił niezależność związku wyznaniowego mahometańskiego w Polsce i wybrał wielkim muftim dr. Jakuba Szynkiewicza, wybitnego orientalistę. Istniał również Związek Kulturalno-Oświa-towy Tatarów RP. W 1929 r. w Wilnie powstało Tatar­skie Muzeum Narodowe, a w 1931 r. Tatarskie Archi­wum Narodowe. Ze środowiska tatarskiego wyszło wie­lu wybitnych uczonych, nie tylko orientalistów.

Trudno jednak Tatarów polskich traktować jako mniejszość narodową, ulegli bowiem asymilacji w śro­dowisku polskim. Jedynie wyznanie, niektóre obyczaje oraz brzmienie nazwisk przypominały o ich odrębnym pochodzeniu. Związali się ściśle z polską kulturą i tra­dycjami, brali udział w walkach o niepodległość.

Na początku lat trzydziestych liczbę Tatarów pol­skich szacowano na około 6 tys. osób, zamieszkałych przede wszystkim na Wileńszczyźnie i Nowogródczyź-nie. Dane te jednak opierały się na kryteriach wyzna­niowych i dotyczyły osób, które zachowały związek z religią. Zapewne była także pewna liczba osób pielę­gnujących tatarskie tradycje i obyczaje, choć z religią nie związanych.

169

W województwach południowo-wschodnich, a także w niektórych innych regionach kraju mieszkali Ormia­nie. Potomkowie dawnych osadników miejskich zacho­wali w dużej mierze odrębność wyznaniową (obrządek ormiański), lecz w latach międzywojennych zatracili już własny język. Utrzymywał się on stosunkowo długo, gdyż Ormianie jeszcze w XIX w. mieli kontakty han­dlowe ze swą dawną ojczyzną, a to sprzyjało zachowy­waniu tradycji i kultury. Już jednak przed pierwszą wojną światową jedynie nieliczni starzy ludzie znali — i to niezbyt dobrze — język ormiański.

Odrębność wyznaniowa pozwala ustalić w przybli­żeniu rozsiedlenie Ormian w granicach Polski. Przede wszystkim mieszkali oni w województwie stanisławo­wskim, w największej liczbie w powiecie kosowskim. Pewna ich liczba mieszkała także w południowych po­wiatach województwa tamopolskiego, a ważnym ośrod­kiem religijnym i intelektualnym był Lwów, gdzie znajdowała się katedra ormiańska. Według danych ar­chidiecezji ormiańskiej na początku lat trzydziestych w Polsce było 5,2 tys. wiernych. Nie wszystkie jednak rodziny ormiańskie — zwłaszcza rozproszone w całej Polsce — zachowały wierność swemu obrządkowi, a ponieważ uznawał on dogmaty wiary katolickiej oraz zwierzchność papieską, wielu Ormian prawdopodobnie należało do parafii obrządku łacińskiego. Wiadomo bo­wiem, że rodziny ormiańskie mieszkały w Warszawie,

Łodzi i w Poznaniu.

Struktura społeczna społeczności ormiańskiep wiązała

się z przeszłością ich przodków — kupców i| finansis­tów, pośredniczących w handlu Polski ze ^schodem. Niejeden Ormianin zgromadził znaczny majątek i na­był dobra ziemskie nie tylko w Polsce, lecz także w krajach sąsiednich. Znaczny był stan posiadania Ormian polskich w Besarabii — wchodzącej w latach 1918— 1940 w skład Rumunii. Rumuńska reforma rolna po­zbawiła ich ziemi, lecz za otrzymane odszkodowania

170

niektórzy kupili folwarki w Polsce. Rodziny ormiań­skie były więc stosunkowo licznie reprezentowane wśród ziemian, zwłaszcza w powiecie lwowskim oraz w niektórych powiatach województw tamopolskiego i stanisławowskiego. ińnr*ł)yli zamożnymi rolnikami, go­spodarującymi na mniejszych parcelach, kupcami, rze­mieślnikami i drobnymi przedsiębiorcami. Ormiańskie nazwiska występowały także wśród inteligencji.

Ormianie ulegli asymilacji w środowisku polskim, choć zachowywali tradycję swego pochodzenia, oby­czaje, częściowo także własny obrządek, a przede wszystkim nie zatracili uczuć wobec swej dawnej oj­czyzny. Również ich nie można traktować jako mniej­szości narodowej.

8. Rzeczpospolita wobec mniejszości

Rzut oka na rozmieszczenie mniejszości narodo­wych na obszarze Rzeczypospolitej Polskiej pozwa­la zorientować się, że przeważały one w wojewódz­twach wschodnich, we wszystkich pozostałych przytła­czającą większość stanowili Polacy. Dotyczyło to zwła­szcza województw zachodnich, jakkolwiek do nich zgła­szały roszczenia niemieckie nacjonalistyczne nurty po­lityczne. Dane dotyczące ludności polskiej zawiera ta­blica 10.

Przegląd ograniczający się do całych województw

pozostawia wiele zagadnień otwartych. Rozmieszczenie ludności na obszarze dużych jednostek administracyj­nych było nierównomierne. Wspominałem już poprze­dnio, że w województwie lwowskim powiaty wschod­nie miały większość ukraińską, powiaty zachodnie — większość polską. Samo miasto Lwów, położone wśród przeważnie ukraińskich wsi, miało znikomą przewagę ludności polskiej nad mniejszościami narodowymi, z których najliczniejsi byli Żydzi. Większa była przewa­ga Polaków w Wilnie, gdzie zapewne stanowili nie mniej niż 60 proc. mieszkańców. We wszystkich woje­wództwach wschodnich ludność polska najczęściej za­mieszkiwała mniej lub bardziej zwarte obszary, gdzie stanowiła zdecydowaną większość; czasem były to po­jedyncze wioski lub gminy, otoczone gminami i wsiami zamieszkanymi przez chłopów innych narodowości. Nie­mniej jednak rzadko udałoby się przeprowadzić ścisłe

172

Tablica 10

LUDNOŚĆ POLSKA W POLSCE W 1931 R. WEDŁUG SZACUNKU

Województwa


Ludność ogółem (w tys.)


Ludność polska


w tys.


w proc. ogólu ludności


Polska —^.^31916 20644 m. Warszawa ^""l 172 806 Warszawskie 2529 2222 Łódzkie 2 632 2 089 Kieleckie 2 936 2 606 Lubelskie 2465 2006 Białostockie 1644 1117 Wileńskie 1276 641 Nowogródzkie 1057 346 Poleskie 1132 127 Wołyńskie 2086 326 Poznańskie 2107 1903 Pomorskie l 080 969 Śląskie 1295 1144 Krakowskie 2 298 2 053 Lwowskie 3127 1458 Stanisławowskie 1480 241 Tarnopolskie 1600 590


64,7 68,8 87,9 79,4 88,8 81,4 67,9 50,2 32,7 11,2 15,6 90,3 89,7 88,3 89,3 46,6 16,3 36,9



granice etniczne, gdyż oprócz tego bardzo często zda­rzało się przemieszanie wszystkich narodowości.

Zwrócić należy także uwagę, że Polacy zamieszkiwali terytoria położone za granicą, w państwach sąsiednich. Duża ich liczba znajdowała się w Niemczech, zwłaszcza na Górnym Śląsku, Mazurach, Warmii i w niektórych pogranicznych powiatach Pomorza. W Czechosłowacji polskim skupiskiem były niektóre powiaty Śląska Cie­szyńskiego. Znaczna mniejszość polska żyła na Litwie, skromniejsza — na Łotwie i w Rumunii. Wsie polskie spotkać można było w niektórych regionach radziec­kiej Ukrainy i Białorusi, mniejsze grupy Polaków — także w miastach tych republik.

173

Ludność polska charakteryzowała się niektórymi spe­cyficznymi cechami struktury społeczno-zawodowej. Dane te, zawarte w tablicy 11, przytaczam z niewiel­kimi modyfikacjami za Januszem Zarnowskim.

Tablica 11

STRUKTURA SPOŁECZNO-ZAWODOWA LUDNOŚCI POLSKIEJ W 1931 R.

Grupy spoleczno--zawodowe


Ludność ogółem (w min)


Ludność polska


w min


w proc.


Ogółem 32,1 20,8 65 K asa robotnicza 9,4 7,3 78



Ogółem Klasa robotnicza W tym: w rolnictwie poza rolnictwem Chłopi Inteligencja Drobnomieszczaństwo


aż, i 9.4

3.0 6,4 16,7 1,8 3,4


&U)U “,-

7,3 78

2,1 70 5,2 81 9,5 57 1,5 83 1,3 38



Szacunek ten jest bardzo niedokładny z kilku wzglę­dów. Po pierwsze, J. Zarnowski zastosował nieco od­mienne zasady szacunku struktury społecznej ogółu mieszkańców Polski oraz ludności polskiej, co wymagało wprowadzenia poprawek. Po drugie, wszelkie kryteria podziału na klasy społeczne, zastosowane do podziałów możliwych do uwzględnienia podczas spisu ludności, mają jedynie charakter orientacyjny. W rezultacie naj­dokładniejsze są dane dotyczące najbardziej licznych klas i warstw (robotnicy, chłopi, drobnomieszczaństwo), lecz już w odniesieniu do inteligencji możliwy jest sto­sunkowo znaczny błąd. Z tych też względów pominą­łem szacunki dotyczące klas posiadających oraz innych grup ludności, tak więc przytoczone liczby nie są w

pełni porównywalne. \

Z tymi zastrzeżeniami przyjąć możemy, iż Polacy

zdecydowanie przeważali wśród robotników oraz inte­rn

ligencji, podczas gdy wśród chłopów przewaga ich by­ła niewielka, a wśród drobnomieszczaństwa stanowili mniejszość. Prawdopodobnie byli też mniejszością wśród drobnych i średnich przedsiębiorców kapitalistycznych, lecz przeważali w środowisku największych finansis­tów (tzw. oligarchii finansowej) oraz wśród ziemian. Tu jednate^należy podkreślić ważny fakt. W woje­wództwach zachodnich wśród drobnomieszczaństwa, drobnych i średnich przedsiębiorców zapewne domino­wali Polacy, wśród ziemian zaś znaczny odsetek sta­nowili Niemcy.

Szacunki J. Zarnowskiego pozwalają na jeszcze je­den interesujący wniosek. Otóż wbrew utartym prze­konaniom, że chłopi zdecydowanie przeważali wśród ludności polskiej, udział ich wynosił około 46 proc.; jeśli uwzględnić także robotników rolnych, okaże się, że nie­wielka tylko większość Polaków żyła z pracy na roli (56 proc.).

Społeczeństwo polskie powitało odzyskanie niepodle­głości jako wielkie osiągnięcie i zasadniczą zmianę wa­runków życia. Wprawdzie radykalna lewica odnosiła się krytycznie do form ustrojowych — politycznych i społeczno-ekonomicznych — powstającego państwa, lecz nie dotyczyło to kwestii niepodległości. Wyrazem tych postaw społecznych był zarówno udział w organizacjach niepodległościowych przed 1918 r., jak też walki po­wstańcze w Wielkopolsce i na Górnym Śląsku.

Niepodległość przyniosła olbrzymiej wagi zmiany w położeniu ludności polskiej wszystkich trzech zaborów. Przede wszystkim powstały możliwości utworzenia na­rodowego systemu oświatowego. Polskie szkoły wszys­tkich szczebli istniały dotąd jedynie w zaborze au­striackim, podczas gdy w zaborze rosyjskim tolerowa­no polskie szkolnictwo prywatne; w zaborze pruskim nawet takie możliwości nie istniały. W ciągu krótkie­go czasu władze Rzeczypospolitej zorganizowały szko­ły powszechne i średnie, obok nich powstały szkoły 175

wyższe w najważniejszych ośrodkach intelektualnych

kraju.

Skutki tego odczuły wszystkie środowiska, lecz prze­de wszystkim inteligencja. Dla wszystkich Polaków mia­ło duże znaczenie, że dzieci i młodzież mogły uczyć się w ojczystym języku. Dla inteligencji zaś otworzyły się nie znane dotąd możliwości pracy. System oświatowy odczuwał dotkliwy brak wykwalifikowanych nauczycie­li, toteż zatrudniano często osoby bez formalnych kwali­fikacji pedagogicznych. Odbijało się to wprawdzie uje­mnie na poziomie nauczania, zwłaszcza w małych szko­łach wiejskich, lecz mimo wszystko nastąpił postęp, który umożliwił stopniowe zmniejszanie odsetka anal­fabetów, wysokiego w województwach byłego zaboru

rosyjskiego. Ważną zmianą było utworzenie polskiej administracji

na miejsce rosyjskiej lub niemieckiej. Zręby jej — podobnie jak podstawy polskiego szkolnictwa — po­wstawały już w latach wojny na terenie okupowanego przez Niemców i Austriaków zaboru rosyjskiego. I w tym wypadku potrzeby okazały się większe od liczeb­ności fachowych kadr, gdyż polska administracja istnia­ła dotąd jedynie w zaborze austriackim.

Dotkliwe braki kadrowe powodowały, że władze pol­skie starały się powstrzymać emigrację fachowców nie­mieckich z województw zachodnich, by nie nastąpiło zakłócenie sprawności funkcjonowania administracji,

kolei, poczty itd.

Emigracja Niemców otworzyła pewne możliwości dla

bardziej przedsiębiorczych jednostek z pozostałych ob­szarów państwa. Wychodźcy sprzedawali ziemię — gos­podarstwa chłopskie oraz folwarki — wteż ci, którzy mieli rezerwy pieniężne lub uzyskali Kredyt, mogli stosunkowo łatwo osiągnąć awans materialny i spo­łeczny. Wymagało to szybkiej decyzji, umiejętności wy­korzystania dogodnych warunków, a nieraz także tro­chę szczęścia.

176

Znacznie mniejsze możliwości osiągnięcia korzyści miał kapitał polski, najbardziej' dotąd rozwinięty w by­łym zaborze rosyjskim. Przedsiębiorstwa tam położone poniosły poważne straty w wyniku zniszczeń wojen­nych, a rewołwya socjalistyczna spowodowała utratę środków ulokowanych w rosyjskich spółkach oraz w papierach wartościowych. Brakowało więc możliwości, aby skorzystać z klauzul traktatów pokojowych, które zezwalały Polsce doprowadzić do przymusowego wyku­pu niektórych obiektów należących do Niemców. Wspo­mnieć warto, że szansę takie wykorzystał u siebie ka­pitał czeski, gdyż wojna oszczędziła mu strat i mógł wykupywać przedsiębiorstwa z rąk austriackich oraz

węgierskich.

Środowiska robotnicze oraz chłopskie oczekiwały od niepodległego państwa podstawowych reform społecz­nych. Polska odzyskiwała niepodległość w wyniku wiel­kiego ruchu rewolucyjnego, który obejmował całą Eu­ropę Środkową i Wschodnią. Powszechne były postulaty reformy rolnej oraz poprawy położenia robotników;

radykalne ugrupowania stawiały jako cel budowę spo­łeczeństwa socjalistycznego. Jeśli nawet te ostatnie kon­cepcje nie zdołały pociągnąć za sobą większości spo­łeczeństwa polskiego, to przecież ugrupowania umiarko­wane i prawicowe zdawały sobie sprawę z konieczności zmian i ustępstw wobec robotników i chłopów.

Bezpośrednio po wojnie weszły więc w życie liczne normy prawne ochraniające robotników, jak ośmiogo­dzinny dzień pracy, ubezpieczenia społeczne, przepisy dotyczące bezpieczeństwa i higieny pracy, urlopów. Sejm uchwalił także zasady reformy rolnej, lecz spot­kała się ona z zaciętym przeciwdziałaniem ugrupowań prawicowych. Dopiero w 1925 r. nowa ustawa określi­ła, w ograniczonej formie, tryb parcelacji majątków

ziemskich.

Bardzo trudnym i skomplikowanym zagadnieniem by­ło osiągnięcie zjednoczenia kraju oraz narodu, podzie-

Ojczyzna...

177

lonego w ciągu przeszło stulecia między trzech zabor­ców. Szczególnie złożone problemy łączyły się z inte­gracją ziemi śląskiej, pozostającej poza państwem pol­skim przez kilka wieków.

Okres podziału Polski spowodował przede wszystkim

poważne następstwa ekonomiczne. Trzy części, które złożyły się na Rzeczpospolitą Polską, rozwijały się nie­zależnie od siebie, wchodząc przed 1918 r. w skład trzech różnych organizmów gospodarczych i tworząc z nimi jedność. Wewnątrz tych organizmów ukształto­wał się pewien podział pracy. Jeśli nawet stwierdzimy, że np. Wielkopolska i Pomorze były rolniczym uzupeł­nieniem rozwiniętych przemysłowo dzielnic Niemiec, w stosunku do nich pod niejednym względem upośledzo­nym, to przecież produkcja rolna tego regionu została dostosowana do potrzeb całego państwa i korzystała z prowadzonej przez to państwo polityki ochrony włas­nego rynku przed obcą konkurencją. W niepodległej Polsce rolnictwo województw zachodnich znalazło się w całkowicie odmiennych warunkach ekonomicznych, mniej korzystnych od dotychczasowych, a jednocześnie musiało sprostać konkurencji rolników z innych dziel­nic. O sile więzi ukształtowanych przed pierwszą woj­ną światową świadczyć może fakt, że do początku lat trzydziestych w niektórych dziedzinach więcej łączyło rolnictwo byłego zaboru austriackiego z Czechosłowa­cją i Austrią niż z pozostałymi województwami. Do­piero powszechnie zastosowane w Europie bariery utru­dniające handel zagraniczny, wprowadzone w okresie wielkiego kryzysu gospodarczego, spowodowały osła­bienie tradycyjnego handlu, i

Olbrzymie różnice dotyczyły systemów prawnych i

administracyjnych. Każda dzielnica ziem polskich mia­ła po wojnie własne przepisy, które były stopniowo ujednolicane; niektóre dziedziny prawa doczekały się unifikacji dopiero po drugiej wojnie światowej. Inte­grację prawną ziemi górnośląskiej opóźniały zobowią­zania międzynarodowe Polski, a komplikowała autono­mia. Konsekwencje tego były bardzo poważne dosło­wnie we wszystkich dziedzinach. Przedsiębiorstwa każ­dej dzielnicy podlegały odmiennemu opodatkowaniu, musiały stosować się do innych zasad przy zawieraniu transakcji handlowych i zaciąganiu kredytów. Inne normy dotyczące prowadzenia ksiąg stanu cywilnego powodowały, że na przykład w dawnym zaborze ro­syjskim ślub kościelny stawał się wręcz koniecznością nawet dla ateisty, gdyż urzędnikami stanu cywilnego byli duchowni uznanych prawnie wyznań. W dawnym zaborze pruskim natomiast obrzędy religijne były od­dzielone od czynności administracyjnych.

Obowiązywały odmienne zasady funkcjonowania ad­ministracji. Tymczasem wiele stanowisk w całym kra­ju obejmowali urzędnicy pochodzący z Galicji, gdyż tylko tam Polacy mieli swobodny dostęp do pracy w urzędach państwowych. Urzędnicy ci, wychowani w duchu ośmieszanej nieraz austriackiej biurokracji, mie­li doświadczenie fachowe, lecz postępowali w myśl za­sad odmiennych od trybu urzędowania przyjętego w Niemczech lub Rosji. Wywoływało to konflikty oraz powodowało niejasności.

Odmienny był nawet język. Wprawdzie literacki ję­zyk polski kształtował się ponad granicami rozbiorowy­mi dzięki wymianie literatury — książek i czasopism — dzięki wyjazdom z jednego zaboru do drugiego, a zwłaszcza dzięki polskim uczelniom w Krakowie i Lwo­wie, lecz nawet i tu można było dostrzec specyfikę dzielnicową, kształtowaną przez inne doświadczenia. Różnił się przede wszystkim język potoczny, ulegający wpływom zaborców, lecz także przejmujący historycz­ne cechy specyficzne regionalnych polskich dialektów.

Przybysz z Królestwa mógł niekiedy nie rozumieć ogłoszenia w prasie poznańskiej lub ulicznego szyldu. Biurokratyczna terminologia urzędników galicyjskich pozostawała zagadką dla mieszkańców Kongresówki. 179

Język Polaków wileńskich znajdował się pod silnym wpływem mowy Białorusinów i Litwinów, podczas gdy w Cieszynie odczuwało się bliskość Czechów. Na tym tle dochodziło czasem do zabawnych nieporozumień, a

nieraz do konfliktów.

Widoczne to było szczególnie w wojsku, w którym

korpus oficerski składał się z wychowanków trzech róż­nych armii oraz ochotniczej formacji Legionów; spoty­kało się także oficerów, którzy przeszli przez inne armie. Odmienne regulaminy oraz terminologia pozostawiły niezatarte ślady na zachowaniu się oficerów, ubiorze, poglądach. Pisał o tym pułkownik Marian Romeyko, który karierę wojskową rozpoczynał w armii rosyjskiej:

Generałowie polscy z armii austriackiej tradycyjnie nosili luźnp zapięty pas, opuszczony na biodra pod cię­żarem bagnetu, w dodatku ze sprzączką przesuniętą na bok. Taki wygląd mógł doprowadzić do wściekłości starego oficera z armii rosyjskiej. Inny, zdawałoby się, drobny szczegół — kwestia salutowania — a wywołał poważny konflikt między dwoma generałami".

Odmienne były wreszcie niektóre obyczaje, sposoby reagowania na wydarzenia, zachowanie się w rozmai­tych sytuacjach życia codziennego. Inna atmosfera pa­nowała w Wilnie, Lwowie, Krakowie, Warszawie, Po­znaniu, Grudziądzu, Katowicach i Cieszynie.

Rzecz jasna, w każdym społeczeństwie, w każdym kraju istnieją mniejsze lub większe różnice regionalne, czasem nawet antagonizmy. W Polsce, która niedawno dopiero odzyskała niepodległość, łączyło się to z rozmai­tymi uprzedzeniami i podejrzeniami. Jakże często mie­szkaniec Kongresówki odwiedzający Katowice trakto­wał Polaków śląskich jako Niemców, Polacy zaś yzy-byli ze wschodu spotykali się z nieufnością i podejrzli­wością, zwłaszcza w województwach zachodnicly gdyż uważano ich za przesiąkniętych “fatalnymi" wpfywami rosyjskimi. Polski patriota pochodzący z Warszawy lub Cieszyna, jeżeli należał do jednego z Kościołów ewan-

180

gelickich, bardzo łatwo mógł w Toruniu spotkać się z niechęcią miejscowej społeczności polskiej, przejawia­jącą się czasem w ostrej formie.

Wiele musiało przeminąć lat, by owe różnice i anta­gonizmy odeszły w przeszłość. Niewątpliwym osiągnię­ciem okresu międzywojennego była unifikacja gospodar­cza, administracyjna i w znacznej mierze także prawna państwa. Powstawały w ten sposób przesłanki, które po­zwoliły na zmniejszenie lub złagodzenie różnic między lokalnymi społecznościami polskimi w innych dziedzi­nach.

Jednym z najważniejszych i najbardziej złożonych zagadnień, przed którymi stanęło społeczeństwo polskie w niepodległym państwie, była kwestia narodowa; wy­stępowała ona w każdej dzielnicy w odmiennej postaci.

Podstawowe koncepcje polityki narodowościowej kształtowały się jeszcze przed wybuchem pierwszej wojny światowej i łączyły z poglądami na kształt tery­torialny przyszłego państwa polskiego. Na politykę nie­podległej Polski największy wpływ wywarły koncepcje powstałe w dawnym zaborze rosyjskim. Tzw. obóz na­rodowy, którego stanowisko wyrażał przede wszyst­kim Roman Dmowski, głosił nadrzędność polskiego in­teresu narodowego nad wszystkimi innymi zagadnie­niami, uznawał nieuchronność i trwałość konfliktów narodowych, a w praktycznej polityce opowiadał się za egoizmem narodowym. Andrzej Chojnowski pisał:

Wedle tego stanowiska w przyszłym państwie polskim rolę właściwego suwerena pełnić miał naród polski, wyłączny dysponent zasobów gospodarczych kraju i własnego dziedzictwa kulturowego. Inne narodowości miały podporządkować się politycznej, ekonomicznej i kulturalnej dominacji Polaków. Program ten odma­wiał niepolskim mieszkańcom państwa prawa do swo­bodnego rozwoju narodowego, zmierzając do uczynie­nia z nich obywateli niższej kategorii. Konkretnie zaś postulował konieczność wynarodowienia (polonizacji)

181

Ukraińców i Białorusinów, całkowitego odizolowania Żydów od społeczności polskiej oraz osłabienia gospo­darczej i politycznej pozycji ludności niemieckiej, z perspektywą repolonizacji zamieszkałych przez nią te­renów".

Narodowi demokraci nie dostrzegali — nawet po od­zyskaniu niepodległości przez Polskę — siły i żywot­ności ruchów narodowych mniejszości słowiańskich i byli przekonani, że powstały one wskutek zewnętrznej inspiracji. Łudzili się więc, że odcięcie tych wpływów pozwoli na stopniowe wynarodowienie niepolskich mie­szkańców kresów wschodnich. Gdy rzeczywistość zada­wała temu kłam, postulowali, a w miarę możliwości realizowali, politykę ograniczania swobód narodowych. Pisał więc w 1934 r. znany publicysta tzw. obozu na­rodowego Klaudiusz Hrabyk: Można, czasem trzeba, ze względów taktycznych, wewnętrznych czy między­narodowych głosić, że Polska traktuje wszystkich oby­wateli na równi i zwalcza jednakowo nacjonalizm pol­ski, żydowski i ukraiński. Praktycznie te deklaracje nie mają i nie mogą mieć żadnego zastosowania. Pol­ska musi iść po drodze polityki narodowej (...)". Zwo­lennicy ideologii “narodowej" nie dostrzegali przy tym niekonsekwencji własnego postępowania oraz nie po­trafili wyciągnąć wniosków z doświadczeń byłego za­boru pruskiego. Tam przecież przed pierwszą wojną światową okazało się wymownie, że polityka wynara­dawiania, pozbawianie praw narodowych, wykupywa­nie ziemi i osadnictwo, ograniczenia gospodarcze nie mogą osiągnąć celu. Jeśli z jednej strony narodowi de­mokraci zdawali się przejmować od nacjonalistów nie­mieckich program polityki wobec mniejszości nfa kre­sach wschodnich, to z drugiej strony mniejsrości te, zwłaszcza Ukraińcy, wykorzystywały doświadczenia or­ganizacji polskich byłego zaboru pruskiego, w któ­rych istotne wpływy mieli właśnie sympatycy narodo­wej demokracji.

182

W odniesieniu do Białorusinów i Ukraińców program narodowych demokratów wyrażał lekceważenie ich do­robku oraz przekonanie o wyższości i atrakcyjności kul­tury polskiej. W stosunku do Niemców odwoływał się do tradycji oporu przeciwko germanizacji i zmierzał do cofnięcia jej skutków. Oceniano więc pozytywnie emigrację Niemców z województw zachodnich, a zwo­lennicy “narodowców" w miarę możliwości starali się przyspieszyć proces przechodzenia własności, zwłaszcza ziemskiej, z rąk niemieckich w polskie. Podejmowano jednocześnie różne formy oddziaływania na środowiska pochodzenia polskiego w przekonaniu, że uda się do­prowadzić do ponownego związania ich ze społecznoś­cią polską.

Stanowisko wobec mniejszości niemieckiej kształto­wało się w dużej mierze pod wpływem stosunków pol-sko-niemieckich. Narodowi demokraci słusznie dostrze­gali zagrożenie ze strony Niemiec, zwłaszcza w latach trzydziestych, i traktowali obywateli polskich narodo­wości niemieckiej jako forpocztę ewentualnej ekspansji. Nie rozumieli jednak i nie widzieli dzielących tę mniej­szość wewnętrznych różnic, narastających w obliczu hitleryzmu.

Żydów traktowali narodowi demokraci jako element obcy, czerpiący korzyści z wyzysku ludności polskiej, niebezpieczny z powodu odrębnych interesów oraz po­wiązań międzynarodowych. Postulowano więc walkę z żydowskimi przedsiębiorstwami, wypieranie ich z han­dlu, ograniczanie dostępu Żydów do studiów i pracy w instytucjach publicznych.

W pewnej mierze poglądy narodowych demokratów zbliżały się do stanowiska niektórych kół kościelnych. W “Przeglądzie Powszechnym" w 1924 r. znalazła się wprawdzie cenna deklaracja programowa, sprzeczna z ideologią “narodową": “Dla ludzi nie hołdujących te­oriom egoizmu narodowego ani wszechwładzy państwa, ani siły jako źródła prawa jasną jest rzeczą, że zaspoko-

183

jenie pewnych żądań obcych grup narodowościowych nie jest smutną tylko koniecznością, ale moralnym obo­wiązkiem państwa. Takie prawa, jak prawo do pielęgno­wania własnego języka, swoistej kultury i obyczaju są starsze od wszelkiego nadania państwowego, wypływają bowiem z naturalnego prawa, do którego pozytywne prawo państwowe winno się starać jak najbardziej przy­stosować". Niestety, w latach trzydziestych praktyczna postawa przynajmniej części duchownych odbiegała od

owych wskazań.

Jeśli nawet poważni pisarze katoliccy uzasadniali

prawo mniejszości narodowych do zachowania i pielę­gnowania odrębnej kultury, to przecież w latach mię­dzywojennych Kościół był daleki od tolerancji wyzna­niowej. Być może obawiano się, iż postawa toleran­cyjna wiedzie do obojętności religijnej, a wrogość wo­bec innych wyznań świadczy o przywiązaniu do wiary katolickiej. Niezależnie od przyczyn w publikacjach katolickich nawoływano do izolowania się od ludzi od­miennej religii — heretyków, pogan, Żydów oraz od ateistów. W rezultacie niektóre argumenty religijne wzmacniały wywody “narodowców". Kardynał Hiond pisał w liście pasterskim w 1936 r.: “Wpływ żydowski na obyczajność jest zgubny, a ich zakłady wydawnicze propagują pornografię. Prawdą jest, że Żydzi dopusz­czają się oszustw, lichwy i prowadzą handel żywym towarem. Prawdą jest, że w szkołach wpływ młodzie­ży żydowskiej na katolicką jest na ogół pod względem religijnym i etycznym ujemny. Ale bądźmy sprawie­dliwi. Nie wszyscy Żydzi są tacy. Bardzo wielu Żydów to ludzie wierzący, uczciwi, sprawiedliwi, miłosierni, dobroczynni". Końcowe zastrzeżenia nie zmieniały ogól­nego tonu rozważań, który szedł na rękę antysemity­zmowi radykalnych nacjonalistów, f

W latach trzydziestych w kołach “narodpwych" na­rastały tendencje wrogie Żydom. Zapewne w części był to wpływ antysemickiego programu niemieckich

184

narodowych socjalistów, których radykalizm — nie tyl­ko w tej kwestii — skrajne koła nacjonalistów polskich witały z sympatią. W części wynikało to z zaostrza­jącej się konkurencji rozmaitych środowisk kupieckich i rzemieślniczych podczas wielkiego kryzysu gospodar­czego. Ubogi handlarz żydowski, zadowalający się zni­komym zarobkiem, stał się groźnym konkurentem dla znacznie lepiej prowadzonych sklepów “chrześcijań­skich", o wyższych kosztach własnych. Do rozpętania propagandy antyżydowskiej skłaniały także doraźne względy polityczne, gdyż umiarkowane i prawicowe ugrupowania żydowskie w Polsce współpracowały z obozem sanacyjnym. Narodowi demokraci sformułowali wówczas kategoryczny postulat usunięcia Żydów poza obręb polskiej społeczności, bojkotu gospodarczego, to­warzyskiego i kulturalnego, zmuszenia ich do emigracji. Postulaty te były całkowicie nierealne, jeśli nawet po­miniemy etyczną stronę zagadnienia. Zmuszenie do emigracji 3,5 miliona (według szacunków z przedednia drugiej wojny światowej) obywateli nie miało szans powodzenia. Izolowanie gospodarcze setek tysięcy kup­ców oraz rzemieślników od reszty współobywateli było utopią. Radykalny program antysemicki, który prowa­dził do pogromów, doskonale nadawał się natomiast do budzenia namiętności prymitywnych środowisk i umac­niania zwartości ruchu nacjonalistycznego.

Nacjonalistyczny program znajdował odzew w wielu środowiskach polskich, przynajmniej w niektórych swych elementach. Państwo polskie odzyskało niepo­dległość w walce z sąsiadami. Ze strony niektórych z nich podnosiły się głosy postulujące zmianę granic. Nieustannie powtarzali to zwłaszcza politycy niemiec­cy. Wśród Białorusinów i Ukraińców występowały na­stroje wrogie wobec Polski, które mogły zagrażać ca­łości państwa. Duża część Polaków na kresach wschod­nich z niepokojem przyjmowała postulaty mniejszości w dziedzinie szkolnictwa, dostępu do pracy w insty-185

łucjach państwowych, a tym bardziej żądania autono­mii. W województwach zachodnich niemiecki nacjona­lizm solidaryzował się z polityką Rzeszy. Wszystko to traktowano jako zagrożenie elementarnych interesów narodu polskiego, co skłaniało do zajmowania postawy obronnej. Najprostszą reakcją uczuciową, choć pozba­wioną cech racjonalnego rozumowania, było przeciw­stawienie się tym wszystkim siłom, traktowanym łącz­nie.

Narodowcy" nie mieli jednak wyłączności na wpły­wy w społeczeństwie polskim. Z inspiracji myśli socja­listycznej wyrosło przekonanie, że należy zapewnić równość praw wszystkim narodom, których współpraca może być jedyną gwarancją przyszłości Polski. Przed­stawiciele ruchu robotniczego rozwiązanie kwestii na­rodowej wiązali z socjalistycznymi przeobrażeniami społeczeństwa. Wśród działaczy z obozu Józefa Piłsud-skiego przeważała opinia, że warunkiem powodzenia polskiej polityki w Europie Wschodniej jest związanie mniejszości narodowych z państwem polskim, a więc znalezienie rozwiązania kwestii narodowej w takiej formie, która by zaspokoiła ambicje i potrzeby tychże mniejszości, a zarazem zapewniła przewagę polskiej kul­tury i myśli politycznej. Wymagało to przekonania, zwłaszcza mniejszości słowiańskich, że w ich interesie jest powiązanie swej przyszłości z przyszłością Polski. Koncepcja ta łączyła się z poglądem, że istnieją wspól­ne interesy polskie, białoruskie, ukraińskie i litewskie wobec Rosji w przeszłości, wobec ZSRR we współ­czesności.

Jakkolwiek między stanowiskiem działaczy ruchu ro­botniczego a piłsudczyków były zasadnicze różnice — podkreślić należy, iż w obozie beywederskim zakła­dano polską dominację w Europie Środkowej i Wschod­niej — to w wielu kwestiach bieżących utrzymywały się podobne poglądy. Dotyczyło to przede wszystkim stosunku do praw obywatelskich mniejszości narodo-

186

wych oraz możliwości rozwoju ich kultury. Piłsud-czycy szczególną uwagę zwracali na położenie mniej­szości słowiańskich, gdyż miało ono podstawowe zna­czenie w polskiej polityce wobec republik radzieckich. Uznawali zarazem, że w społeczności żydowskiej domi­nuje tendencja do lojalności wobec państwa polskiego i że wśród Niemców poczucie to z czasem zwycięży;

sądzono zresztą, że liczba Niemców ulegnie zmniejsze­niu, jak również, że część z nich zasymiluje się. Do­raźnie — także ze względów polityki zagranicznej — postulowano przedsięwzięcia zmierzające do zmniejsze­nia stanu posiadania Niemców w województwach za­chodnich oraz wyparcia ich z kluczowych stanowisk w przemyśle i górnictwie.

Porównanie koncepcji obozu belwederskiego z dąże­niami obozu “narodowego" pozwala zrozumieć, że umiarkowane oraz prawicowe ugrupowania mniejszości narodowych, uznające potrzebę rozwiązań kompromi­sowych — które odrzucały program przeobrażeń socja­listycznych oraz nie widziały możliwości otwartej walki przeciwko władzom polskim — znaleźć mogły partnera do rozmów i ewentualnej współpracy jedynie wśród piłsudczyków. W rezultacie przewrót majowy, skierowany bezpośrednio przeciwko rządowi Wincen­tego Witosa, będącemu koalicją części ludowców z “narodowcami", spotkał się w środowiskach mniejszo­ści narodowych przeważnie z sympatią, gdyż żywiono nadzieję, że nowe władze sprzyjać będą poprawie po­łożenia mniejszości narodowych.

Oczekiwania te spełniły się tylko w części. Wpraw­dzie na posiedzeniu Rady Ministrów 18 sierpnia 1926 r. (protokół obrad ogłosił Czesław Madajczyk w 1972 r.) poddano krytyce dotychczasową politykę państwa wo­bec mniejszości narodowych i sformułowano wiele szczegółowych zaleceń, lecz zmiany okazały się skrom­niejsze od oczekiwań. Piłsudski, uznawany za “czyn­nik decydujący" w państwie, zalecał ostrożność. Według

187

protokołu “(...) minister spraw wojskowych radzi nie przeceniać znaczenia tego problemu. Przy jego regu­lowaniu państwo nie może usuwać na drugi plan swo­ich zasadniczych interesów. Minister spraw wojsko­wych stwierdza, że kardynalnym postulatem polskiej racji stanu jest zagwarantowanie należnych praw ję­zykowi polskiemu. Język polski musi być uczony we wszystkich szkołach na terenie państwa; w języku pol­skim muszą być prowadzone wszelkie prace państwo­we; sądy, władze administracyjne, samorządy winny urzędować w języku polskim. Śmiałe stwierdzenie, że istnieje jeden język państwowy, i wysnucie konsekwen­cji z przyjętej zasady nie jest niesprawiedliwością wo­bec mniejszości i przeciwnie, brak zdecydowanego sta­nowiska w tym kierunku byłby z krzywdą dla więk­szości polskiej. (...) Osadnictwo na kresach nie jest czy­nem chybionym (...). Rządy w stosunku do Niemców powinny być sprawiedliwe, ale mocne, ludność ta bo­wiem musi czuć silną rękę władzy nad sobą. (...) Za­sadą rządów w stosunku do ludności ruskiej w Mało-polsce Wschodniej winna być praworządność i unika­nie drażnienia. (...) Władza państwowa w stosunku do ludności na Wołyniu winna być mocna i surowa, ale sprawiedliwa. Charakterystyka Białorusinów (...) jest słuszna. Język ich jest tak trudny i niewyrobiony, że nie może być językiem szkoły i urzędów. Co do Litwi­nów, to element ten, podobnie jak Niemcy, najlepiej się nadaje do asymilacji". Praktyczne wnioski z tego wystąpienia sprowadzały się do zalecenia silnej władzy wobec mniejszości, sprawiedliwego ich traktowania, bez­względnej przewagi języka polskiego, dążenia do asy­milacji.

Pierwsze lata po zamachu majowym zdawały bię w części potwierdzać słuszność nadziei niektórych polity­ków reprezentujących mniejszości, gdyż — zwłaszcza na kresach wschodnich — władze państwowe zmodyfi­kowały politykę rolną, ograniczyły osadnictwo p.olskie,

188

umożliwiły eksperymenty w rodzaju względnie liberal­nej polityki wojewody Henryka Józewskiego na Wo­łyniu (prawica polska atakowała go, zarzucając uprzy­wilejowanie Ukraińców kosztem Polaków). Początek lat trzydziestych przyniósł jednak pacyfikację wsi ukra­ińskich, która wprawdzie dowodziła rządów silnej ręki, lecz niewiele miała wspólnego ze sprawiedliwością. Naj­bardziej zaś niekorzystnie politykę rządów pomajowych odczuli Białorusini, którzy utracili możliwość stworze­nia silnej reprezentacji politycznej i nie mieli środ­ków na umocnienie swych organizacji kulturalnych, społecznych i gospodarczych.

Druga połowa lat trzydziestych przyniosła stopniowe przejmowanie koncepcji obozu “narodowego" przez rządzące koła sanacyjne. Powróciła idea osadnictwa pol­skiego na kresach wschodnich, przede wszystkim w województwach południowo-wschodnich. Ograniczenia dotknęły szkolnictwo mniejszości. Wspierano emigrację mniejszości; najwięcej rozgłosu zyskały rozmowy z ra­dykalnym skrzydłem ruchu syjonistycznego, również zainteresowanym w emigracji Żydów do Palestyny. Rząd starał się wzmagać wychodźstwo Ukraińców, ha­mować zaś odpływ Polaków. Poparcie rządu zyskała “walka ekonomiczna" z handlem i rzemiosłem żydow­skim, ograniczano spółdzielczość innych mniejszości, po­pierano ekspansję drobnomieszczaństwa polskiego na kresach wschodnich. Z głoszonych kiedyś koncepcji równouprawnienia mniejszości narodowych pozostało niewiele, trudno też było dopatrzyć się w działalności rządu owej sprawiedliwości postulowanej przez Piłsud-skiego w sierpniu 1926 r.

W tych warunkach ponownie narastała krytyka po­lityki narodowościowej rządu. Formułowali ją przed­stawiciele ruchu robotniczego oraz demokratyczno-libe-rainych środowisk inteligencji polskiej. Ostre słowa pa­dały z trybuny sejmowej z ust przedstawicieli partii politycznych mniejszości narodowych, jakkolwiek w

189

o nairóli się tylko ci, którzy starali się osiągnąć Scimie znaleźli ^^^.^ ^ ^et niektórzy

SikTów" wewnętrznych oraz dodatkowe zagrożenie w obliczu niebezpieczeństwa zewnętrznego.

Zakończenie

Kwestia narodowa należała bez wątpienia do naj­bardziej złożonych zagadnień, przed którymi sta­nęła Rzeczpospolita Polska po pierwszej wojnie świa­towej. Dwadzieścia jeden lat niepodległości nie dopro­wadziło do znalezienia rozwiązań. Pobieżne nawet spoj­rzenie na rozwój wydarzeń w ciągu tego okresu pro­wadzi raczej do wniosku, że konflikty uległy zaostrze­niu. Czy było to nieuniknione? Czy społeczeństwo pol­skie oraz niepodległe państwo były skazane od zarania niepodległości na niepowodzenie w tej tak niezmiernie ważnej dziedzinie życia? Historyk, który studiuje do­kumenty ukazujące założenia polityki narodowościo­wej, a jeszcze bardziej praktyczne działania władz, ana­lizuje publicystykę polityczną i koncepcje najważniej­szych ugrupowań polskich, skłonny jest często do je­dnoznacznego stwierdzenia, że zawiodła właśnie polity­ka, że zabrakło rzeczywiście rozumnego spojrzenia na stosunki narodowościowe, bez którego nie istniały szan­sę rozwiązania problemów. Czy jednak stwierdzenie po­dobne może wystarczyć?

Należy zwrócić uwagę, że konflikty związane z kwe­stią narodową w Polsce międzywojennej we wszyst­kich wypadkach łączyły się nierozdzielnie z zagadnie­niami ekonomicznymi i społecznymi. Ostrość zatargów na tle narodowym w dużej mierze wynikała z odmien­ności struktur społeczno-zawodowych każdej mniejszo­ści, sytuacji ekonomicznej, możliwości oraz ograniczeń

191

zależnych od położenia całego państwa, a także od zmienności koniunktur w skali światowej. Przecież kwe­stia białoruska, litewska i ukraińska w znacznej mie­rze dawała się sprowadzić do problemu ziemi, nędzy rolników i zacofania gospodarczego województw wscho­dnich. Kwestia żydowska, a także po części niemiecka to w wielkim stopniu problem bezrobocia poza rolnic­twem, niedostatku rzemieślników i drobnych kupców, stagnacji przemysłu polskiego. Kwestia niemiecka to także konsekwencje przewagi kapitałowej niektórych niemieckich środowisk oraz ich roli wśród wielkich po­siadaczy ziemskich województw zachodnich.

Innymi słowy — rozwiązanie problemów narodowo­ściowych Rzeczypospolitej Polskiej w znacznej mierze zależało od znalezienia wyjścia z trudnej sytuacji eko­nomicznej całego państwa oraz przeprowadzenia nie­których reform, przede wszystkim reformy rolnej.

Parcelacja ziemi między domagających się jej chło­pów zależała od układu sił politycznych w skali ca­łego państwa i nie dotyczyła jedynie województw za­mieszkanych przez mniejszości narodowe. Kompromi­sowe rozwiązania przyjęte w 1925 r., wynikające z jednej strony z ustępstw umiarkowanego nurtu ruchu ludowego, z drugiej zaś z akceptacji ograniczonych przeobrażeń ze strony prawicowej narodowej demo­kracji, nie mogły w żadnym razie zadowolić chłopskich środowisk mniejszości narodowych na kresach wschod­nich. Nie zadowalały zresztą także dużej części chło­pów polskich. Bez zasadniczej zmiany sił politycznych stojących u steru rządów w Polsce dalej idący program reform był jednak niemożliwy. Dla chłopów polskich sprawa reformy rolnej miała jedynie charakter eko­nomiczny i społeczny, wiązała się z walką klasową w łonie tego samego narodu. Dla chłopów! białoruskich, litewskich i ukraińskich był to zarazei zasadniczy problem narodowy — wyzwolenia się sp^d dominacji

polskiego ziemiaństwa.

192

Bez ro»»uązania problemu ziemi było mało prawdo­podobne znalezienie szerokiego poparcia w tych trzech społecznościach dla myśli porozumienia — choćby tak­tycznego — z politykami polskimi. Tym bardziej że ze strony polskiej formułowano, a także w niektórych okresach realizowano plany polskiego osadnictwa w województwach wschodnich.

Każdy rząd międzywojennej Polski stawał zresztą przed dylematem trudnym do rozstrzygnięcia, o któ­rym już wspomniałem: ostoją wpływów polskich na kresach wschodnich były w wielu okolicach dwory, tak więc parcelacja folwarków oznaczała ich osłabie­nie lub likwidację na rzecz żywiołów niepolskich.

W województwach zachodnich natomiast władze pol­skie były zainteresowane w parcelacji wielkiej włas­ności ziemskiej należącej do Niemców, co zarazem da­wałoby szansę stworzenia pewnej liczby nowych gospo­darstw chłopskich. Lecz wzgląd na politykę międzyna­rodową oraz zobowiązania państwa nie pozwalał pro­wadzić polityki dyskryminującej mniejszość niemiecką. Co więcej, nawet i te dość skromne wysiłki podejmo­wane w celu ograniczenia pozycji ekonomicznej Niem­ców powodowały rozmaite skutki niepożądane politycz­nie; wywoływały obawy innych środowisk niemieckich w Polsce, iż z czasem rozpocznie się ich prześladowanie, a to mogło umacniać polityczną dominację niemieckich

klas posiadających.

Masowe bezrobocie, nędzne zarobki rzemieślników oraz większości kupców stwarzały dla wielu ludzi sy­tuację dosłownie bez wyjścia. Wywoływało to protest, który w wypadku proletariatu polskiego miał charak­ter wyłącznie walki klasowej, lecz u niejednego robot­nika innej narodowości stawał się zarazem, a czasem przede wszystkim wyrazem walki narodowej. Pociąg­nęło to za sobą szczególnie poważne następstwa w wy­padku proletariatu niemieckiego. Umiejętna polityka, a jeszcze bardziej propaganda III Rzeszy podkreślała

13 — Ojczyzna...

193

kontrast między warunkami życia robotników polskich i niemieckich. Zza granicy, z Polski, trudno było do­strzec nieraz zbrodnicze przejawy hitleryzmu, wymo­wnym, bezpośrednim argumentem natomiast były środ­ki finansowe, którymi dysponowały nacjonalistyczne stowarzyszenia Niemców w Polsce.

Wszystkie te zagadnienia wiązały się bezpośrednio z ogólną sytuacją ekonomiczną państwa polskiego. Wchodzimy więc tym samym w inną dziedzinę, nieza­leżną od takich lub innych koncepcji polityki narodo­wościowej. Odpowiedź na pytanie o możliwości i ogra­niczenia rozwoju gospodarczego Polski wykracza poza rozważaną tu problematykę.

Trzeba więc stwierdzić, że istniały bardzo poważne obiektywne przyczyny, które stały na przeszkodzie roz­wiązaniu niektórych — podstawowej wagi — zagad­nień decydujących o położeniu mniejszości narodowych w Polsce.

Nie mniej złożone kwestie istniały w sferze życia po­litycznego. Społeczeństwo polskie wkraczało w okres niepodległości po przeszło stuletniej niewoli z trady­cjami nieustannej walki o wyzwolenie z sąsiednimi mo­carstwami. Niepodległość przyszła wprawdzie w na­stępstwie wydarzeń, na które naród polski nie miał wpływu (klęska mocarstw centralnych, rewolucja ro­syjska), lecz w których przedstawiciele jego brali u-dział. Ostateczny kształt terytorialny państwa określi­ły nie tylko rozmowy dyplomatów, lecz także walka zbrojna.

W ciągu wielu dziesięcioleci społeczeństwo polskie wychowywano w duchu oporu przeciwko zagrożeniom zewnętrznym i w poczuciu minionej wielkości państwa. Nacisk germanizacyjny i rusyfikacyjny powodował, że powoli zmniejszał się terytorialny zasięg mowy pol­skiej oraz polskiej świadomości narodowej. Odczuwa­ne ze wszystkich stron zagrożenie wywoływało reakcje obronne. Proces formowania się polskiej świadomości

194

narodowej ludności wiejskiej na pograniczach etnicz­nych napotykał analogiczne procesy u sąsiadujących społeczności obcojęzycznych. Wywoływało to ostre kon­flikty o charakterze narodowym, choć zazwyczaj o spo­łecznym podłożu. Wszystko to razem ciążyło na stosun­ku wielu Polaków do sąsiednich narodów, a także do mniejszości narodowych na własnym terytorium. Obcą mowę, obyczaje, tradycje traktowano często jako bez­pośrednie zagrożenie dla własnego narodu. Z satysfak­cją podnoszono, że w środowisku polskim ulegają asy­milacji przybysze z różnych krajów, często Niemcy. Upatrywano w tym — na ogół zresztą słusznie — do­wodu przyciągania polskiej kultury. Zjawisko odmien­ne natomiast — asymilację Polaków w innych społe­czeństwach niezbyt konsekwentnie oceniano przeciwnie, często wręcz jako zdradę i zaparcie się własnej tożsa­mości. Trudno się dziwić takim postawom, gdyż uja­wniał je naród o zagrożonej egzystencji, walczący o własne istnienie. Niepodległość nie usunęła całkowicie tych zagrożeń, dowodów na to dostarczało położenie Polaków w Niemczech. A zresztą nawet w granicach Polski, w województwach zachodnich, siła ekonomicz­na mniejszości niemieckiej służyła jako narzędzie od­działywania na świadomość środowisk o chwiejnej po­stawie narodowej, związanych z rozmaitymi tradycjami. Na tym gruncie łatwo rodziły się postawy nietoleran­cji wobec “obcych", dążenie do narzucenia polskiej kul­tury i języka innym, niedostrzeganie odmiennych dą­żeń narodowych, ewentualnie traktowanie ich jako zło­śliwej intrygi antypolskiej, inspirowanej przez Austria­ków, Niemców, Rosjan, bolszewików — zależnie od o-koliczności.

Praktyczne działania oraz postawy w stosunku do mniejszości narodowych kolidowały w rezultacie z ha­słem “Za wolność naszą i Waszą", traktowanym zazwy­czaj jako cenna część składowa narodowej tradycji. Premier Marian Zyndram Kościałkowski deklarował z

195

trybuny sejmowej w lutym 1936 r.: “(...) osiągnięcie pozytywnych rezultatów w dziedzinie wychowania oby­watelskiego najczęściej wiąże się z zagadnieniem pra­wa do zachowania przez jednostki należące do innej niż polska narodowości ich właściwości psychicznych, ich obyczajów, języka czy wyznania. Nieposzanowanie tych właściwości, w szczególności naruszenie ich środ­kami przymusu wytwarza naturalny sprzeciw, tym sa­mym utrudnia akcję zmierzającą do uobywatelnienia mas (...)". Za tymi słowami szły jednak odmienne czyny.

Towarzyszyła im często nietolerancja wyznaniowa. Mit Polaka-katolika skłaniał do potępienia, a nawet dyskryminowania przedstawicieli odmiennych religii, a także osób niewierzących. Z punktu widzenia niektó­rych krótkowzrocznych środowisk katolickich umacnia­nie takich postaw traktowano jako sposób podtrzymy­wania związków większej części społeczeństwa polskie­go z Kościołem. Patriotyczny argument łączyć miał tym silniej z wiarą. Nie dostrzegano katastrofalnych ubocznych skutków, kolidujących z głoszoną równocze­śnie chrześcijańską miłością bliźniego.

Międzynarodowe położenie Polski w latach między­wojennych nie sprzyjało przezwyciężeniu wyniesionych z przeszłości postaw wobec sąsiadów. Obawy przed wzrastającą siłą mocarstw z zachodu i wschodu skła­niały do zachowania postaw obronnych. Dążenia mniej­szości narodowych rozpatrywano w rezultacie z punktu widzenia zagrożeń zewnętrznych. Aspiracje narodowe Białorusinów i Ukraińców traktowano jako niebezpie­czeństwo dla całości państwa ze wschodu, a zarazem narażenie się na ekspansję Niemiec. Uzasadniał to gen. Władysław Sikorski: “Gdybyśmy (...) cofnęli wschodnie granice Polski na tzw. linię Curzona, czyli na Niemen i Bug, naówczas ścieśnieni do kraju, którego osią jest Wisła, nie mielibyśmy warunków niezbędnych dla zor­ganizowania elastycznej obrony państwa". Rozwój dzia­łalności organizacji niemieckich rozpatrywano jały u-

196

macnianie się wysuniętych na wschód placówek, przy­gotowujących ekspansję Niemiec. W obliczu zagroże­nia, realnego i bezpośredniego, na plan dalszy schodzi­ły inne argumenty, które brały pod uwagę przyszłość bardziej odległą.

Względy bezpieczeństwa państwa wysuwały się bar­dzo często na plan pierwszy. Czynniki wojskowe brać musiały pod uwagę gwarancje niezakłóconej pracy sy­stemu transportu i łączności na wypadek wojny. Jeśli powszechnie znanym faktem był nieprzyjazny stosu­nek wielu przedstawicieli niektórych mniejszości naro­dowych do państwa polskiego, którego władza została im narzucona, to względy wojskowe skłaniały do odsu­wania ich od pracy na kolejach i poczcie. Takie postę­powanie oznaczało jednak dyskryminację mniejszości narodowych oraz stosowanie odpowiedzialności zbioro­wej. Podobnie rzecz się miała z obsadzaniem odpowie­dzialnych stanowisk w administracji państwowej. Z protokołów rozmaitych narad naczelników urzędów w województwach wschodnich wynika, że często rozpa­trywano tam działalność partii i stowarzyszeń mniej­szości narodowych oraz stosunek do nich administracji. Trudno sobie wyobrazić, by w dyskusjach tych mogli uczestniczyć Białorusini, Litwini lub Ukraińcy, tym sa­mym więc należało ograniczyć ich dostęp do stanowisk kierowniczych, choćby w skali powiatowej. Poczucie za­grożenia zewnętrznego i wewnętrznego skłaniało więc do podejmowania rozmaitych decyzji, które znajdowa­ły racjonalne uzasadnienie w argumentach ze sfery bezpieczeństwa państwa. Decyzje te jednak odczuwały mniejszości narodowe jako bezpodstawną dyskrymina­cję i ograniczanie praw obywatelskich.

Dodać do tego należy, że ograniczanie dostępu osób narodowości niepolskiej do niektórych przedsiębiorstw oraz zajęć nieraz nie znajdowało uzasadnienia, choćby pozornego, nawet w wyżej przedstawionych argumen­tach. Decydowały o tym natomiast animozje narodo-197

we, a także świadoma polityka władz administracyj­nych, zmierzających do przyznawania korzyści mate­rialnych swym zwolennikom, przybierająca nieraz for­mę rozdawnictwa posad lub koncesji na wykonywanie pewnych zawodów.

Kwestię narodową w Polsce komplikował nacjona­lizm przejawiający się wśród mniejszości narodowych. Był on faktem, lecz jakże często polscy politycy lub publicyści doszukiwali się nacjonalizmu w postulatach nauczania w języku ojczystym, swobody zakładania narodowych organizacji, a nawet w upartym posługi­waniu się ojczystą mową w urzędach i przedsiębior­stwach. Nieraz bowiem ze strony polskiej uznawano za niedopuszczalne takie zachowanie się mniejszości narodowych, jakie było kanonem patriotyzmu polskiego w czasach zaborów. Historyk polski powinien więc bardzo ostrożnie formułować zarzut nacjonalizmu wo­bec tych, którzy domagali się praw narodowych, choć­by postępowanie ich przybierało ostre formy.

Jeśli jednak nawet pominiemy owe wszystkie, licz­ne wypadki, gdy zarzut nacjonalizmu był niczym nie usprawiedliwioną przesadą, pozostaje dostatecznie dużo innych dowodów, że zjawiska tego nie można uważać za mit. To prawda, że jego źródeł należy szukać prze­de wszystkim w obiektywnym położeniu mniejszości, a tak-Le w konsekwencjach przeszłości — podobnie jak winniśmy o tych czynnikach pamiętać przy rozważaniu postaw społeczeństwa polskiego. Nie zmienia to jednak faktu, że narastanie wpływów radykalnego nacjonaliz­mu stwarzało rozmaite zagrożenia dla państwa. Jesz­cze ważniejsze, gdyż trwałe, były konsekwencje w świadomości politycznej oraz w postawach ludzi. We­wnętrzne opracowanie Ministerstwa Spraw Wewnę­trznych z 1935 r. stwierdzało, że w województwie lwo­wskim Ukraińcy współpracujący z władzami polskimi ryzykują życiem, gdyż konspiracyjne ugrupowania na­cjonalistyczne stosują terror, i dodawało: “Powszechnie

198

są znane wypadki, że za uczestnictwo w zabawie pol­skiej, w wycieczce, a nawet za rozmowę na ulicy z urzędnikami polskimi, żołnierzem lub miejscowym oby­watelem narodowości polskiej — partie ukraińskie roz­poczyna j ą ^v stosunku do tej osoby bojkot towarzyski, łącznie z szykanami w miejscach publicznych i na ulicy".

Analogicznie kształtowała się postawa społeczności polskiej nawet wówczas, gdy politycy ukraińscy dekla­rowali gotowość kompromisu, choć nie na każdych wa­runkach. 7 maja 1938 r. Komitet Centralny UNDO oświadczył m.in.: “Centralny Komitet UNDO stwier­dza, że polityka normalizacji stosunków między naro­dami ukraińskim i polskim, prowadzona konsekwen­tnie w ciągu ostatnich trzech lat przez naszą partię, nie przyniosła — bez winy UNDO — wystarczających wyników pozytywnych. Zamiast normalizacji społeczeń­stwo ukraińskie stoi przed faktem bojowej mobilizacji i ofensywy polskiego społeczeństwa zwróconej prze­ciw ukraińskiemu życiu narodowemu. Niezliczone fakty wskazują na to, że odpowiedzialne czynniki nie tyl­ko że się nie przeciwstawiają tej przeciwukraińskiej krucjacie, ale są często jej współuczestnikami". W u-chwale informowano o rozbijaniu ukraińskich organi­zacji w niektórych miejscowościach, o napadach na Ukraińców, dodając: “Te pożałowania godne wypadki są wyrazem opinii polskiego społeczeństwa, że należy stosować wobec Ukraińców zbiorową odpowiedzialność za nielegalne czyny pojedynczych nieodpowiedzialnych jednostek ukraińskich". Wiele było racji w tych gorz­kich uwagach, jakkolwiek za “nielegalne czyny" pono­siły odpowiedzialność nie tylko jednostki, lecz wspo­mniany już poprzednio radykalny nurt ukraińskiego na­cjonalizmu.

W mniejszym lub większym stopniu nastroje takie występowały wśród wszystkich mniejszości w Polsce. W latach trzydziestych rozwijał się nacjonalizm bia-189

łoruski, litewski, niemiecki, ukraiński i żydowski. Nie­które z ugrupowań, zwłaszcza niemieckie, inspirowane były z zewnątrz. Nacjonalizm mniejszości narodowych wywoływał nieraz niechętną, a nawet rogą reakcję środowisk polskich, skądinąd pierwotnie dalekich od postawy szowinistycznej. Skrajne postawy stron zaan­gażowanych w konflikcie oddziaływały na siebie i wzmacniały się, prowadząc tam, skąd nie było wyjścia. Należy jednak podkreślić, że w Rzeczypospolitej Polskiej instrumenty władzy znajdowały się w rękach przed­stawicieli społeczeństwa polskiego, toteż od niego wła śnie zależało niezmiernie wiele. Bez zerwania z nie­którymi przynajmniej metodami postępowania, zagra­żającymi interesom mniejszości narodowych, nie było szans jakiegokolwiek rozwiązania konfliktów.

Dodatkową komplikacją okazała się ingerencja ze­wnętrzna w złożone sprzeczności wewnętrzne państwa polskiego. Nie rozwiązana kwestia narodowa stworzyła możliwości posługiwania się organizacjami mniejszościo­wymi jako instrumentem przeciwko Rzeczypospolitej. W największym zakresie wykorzystała to III Rzesza. Podsycanie antagonizmów oraz wspomaganie skraj­nie nacjonalistycznych organizacji przyczyniało się do­datkowo do zaostrzenia sytuacji i narastania zagrożenia

dla niepodległości Polski.

Nie sądzę, by historyk mógł odpowiedzieć bez za­strzeżeń na pytanie o nieuchronność większości mi­nionych procesów społecznych oraz wydarzeń. W każ­dym razie obecny stan wiedzy o konfliktach lat mię­dzywojennych oraz o położeniu mniejszości narodowych nie pozwala na formułowanie jednoznacznych stwier­dzeń. Z pewnością wiele było obiektywnych przyczyn uniemożliwiających rozwiązanie kwestii narodowej w . Polsce między wojnami. Obok nich jednak olbrzymie znaczenie miały postawy społeczne — zarówno Pola­ków, jak wszystkich innych — odziedziczone po przesz­łości uprzedzenia i przekonania, słabość myśli politycz-

200

nej społeczeństw zaangażowanych w konflikty. Odpo­wiedzialność za to, co minęło, jest wspólna, nas jed­nak najbardziej powinna interesować przeszłość społe­czeństwa polskiego, czyli nasze własne tradycje. Nale­ży bowiem powiedzieć, że nie zdołaliśmy w latach mię-dzywojennjkch wykorzystać nawet tych niewielkich szans porozmmienia z mniejszościami narodowymi w Polsce, które\ rysowały się pomimo wszystkich niepo­myślnych koniunktur.

Polska była wspólną ziemią ojczystą zarówno Polaków, jak zamieszkujących ją mniejszości narodowych. Kato­wice, Lwów, Łódź, Poznań, Warszawa, Wilno oraz ty­siące innych miast, miasteczek i wsi ogniskowały uczu­cia Białorusinów, Czechów, Karaimów, Litwinów, Niem­ców, Polaków, Słowaków, Ukraińców, Żydów i innych narodów. Rzeczpospolita Polska nie zdołała jednak za­pewnić im rzeczywistej równości praw oraz obowiąz­ków. Rachunek za taki stan rzeczy płaciliśmy wspól­nie.

t BIBLIOGRAFIA

':¥,

Literatura polska dotycząca mniejszości narodowych w Polsce : jest niezmiernie obfita. Wykaz poniższy obejmuje więc wy-^| łącznie wybrane pozycje. Znajdują się tu wszystkie książki J i artykuły cytowane w tekście oraz inne pozycje książkowe, A które mogą\posłużyć do lepszego poznania tych problemów. Pominąłem rattomiast nie cytowane publikacje zagraniczne, na i ogół trudno \iostępne w bibliotekach polskich. Dokumenty przytaczane w tekście przechowywane są w Archiwum Akt Nowych w Warszawie.

A. Bergman, Rzecz o Bronisławie Taraszkiewiczu, Warszawa 1977.

Borkowski o Józewskim, “Polityka" 1938, nr 14.

S. Bronsztejn, Ludność żydowska w Polsce w okresie mię­dzywojennym, Wrocław 1963.

A. Chojnowski, Koncepcje polityki narodowościowej rządów polskich w latach 1921—1939, Wrocław 1979.

Z. Cichocka-Petrażycka, Zywźol niemiecki na Wołyniu, War­szawa 1933.

S. Czaplicki, O właściwy stosunek do Niemców, “Polityka" 1939, nr 5.

F. Czerwiński, Rewindykacja narodowościowa, “Polityka" 1939, nr 4.

S. Dworakowski, Szlachta zagrodowa we wschodnich powia­tach Wołynia i Polesia, Warszawa 1939.

J. Ficowski, Cyganie na polskich drogach, Kraków 1965.

M. Fuks, Prasa żydowska w Warszawie 1823—1939, Warsza­wa 1979.

Glos prymasa Polski, “Rycerz Niepokalanej" 1936, nr 5.

W. Granat, Narodowość Chrystusa i getto ławkowe, “Prze­gląd Powszechny" 1938, nr 2.

|' K. Griinberg, Niemcy i ich organizacje polityczne w Polsce f ', międzywojennej. Warszawa 1970.

P. Hauser, Mniejszość niemiecka w województwie pomorskim w latach 1920—1939, Wrocław 1981.

J. Holzer, Mozaika polityczna Drugiej Rzeczypospolitej, War­szawa 1974.

R. Horoszkiewicz, Szlachta zaściankowa na ziemiach wschod­nich, “Rocznik Ziem Wschodnich i Kalendarz na rok 1937".

R. Horoszkiewicz, W poleskich zaściankach szlacheckich, “Ziemia" 1935, nr 6—7.

203

J. JanouSek, Hv6zdy z masa a kosti. Rozhovory s nekterymi ze slavnych souSasniku, Praha 1979. E. Kopeć, Potudniowo-zachodnie kresy Rzeczypospolitej 1918

1939. Społeczne warunki integracji, Katowice 1981.

T. Kowalak, Spółdzielczość niemiecka na Pomorzu 1920—1938, Warszawa 1965.

T. Kowalak, Zagraniczne kredyty dla Niemców w Polsce 1919—1939, Warszawa 1972.

I. Kowalska, Rottenbergowie, “FołksSztyme" 1983, nr 13, 14.

S. Kryczyński, Tatarzy litewscy. Próba monografii histo-ryczno-etnograficznej, Warszawa 1938.

Z. Landau, Oligarchia finansowa Drugiej Rzeczypospolitej, “Przegląd Historyczny" 1971, nr l.

Z. Landau, J. Tomaszewski, Druga Rzeczpospolita. Gospo­darka — społeczeństwo — miejsce w świecie (sporne proble­my badań). Warszawa 1977.

Z. Landau, J. Tomaszewski, Robotnicy przemysłowi w Pol­sce. Materialne warunki bytu 1918—1939, Warszawa 1971.

J. Lewandowski, Federalizm. Litwa t Białoruś w polityce obozu belweder'skiego (XI 1918 — IV 1920), Warszawa 1962.

J. Lewandowski, Imperializm słabości. Kształtowanie się kon­cepcji polityki wschodniej pilsudczyków 1921-—1926, Warszawa 1967.

T. Łopalewski, Miedzy Niemnem a Dźwiną. Ziemia Wileńska i Nowogródzka, Poznań 1983.

S. Mackiewicz, Kropki nad i, Wilno 1927.

C. Madajczyk, Dokumenty w sprawie polityki narodowoś­ciowej władz polskich po przewrocie majowym, “Dzieje Naj­nowsze" 1972, nr 3.

M. Marczak, Przewodnik po Polesiu, Brześć 1935.

A. Markiewicz, Ogniska karaimskie (Łuck — Halicz — Wilno

Troki), Łuck 1932.

S. Mauersberg, Szkolnictwo powszechne dla mniejszości na­rodowych w Polsce w latach 1918—1939, Wrocław 1968.

L. Meissner, Niemieckie organizacje antyfaszystowskie w Polsce 1933—1939, Warszawa 1973.

Memorandum w sprawie szlachty zagrodowej na wschodzie Polski, Warszawa 1938. Poufne, drukowane na prawach ręko­pisu.

B. Miedziński, Uwagi o sprawie żydowskiej wraz z uchwa^ lami Rady Naczelnej O.Z.N. z dnia 21 maja 1938 r. Warszaw (1938).

204

n.d., Dzieci, którym każe się zmieniać skórę, “Poprostu" 1935, nr 2.

Nasze stanowisko, “Ziemia Pińska" 1927, nr l. Niebezpieczne sąsiedztwo, “Rycerz Niepokalanej" 1934, nr 2. S. Ossowski, Analiza socjologiczna pojęcia ojczyzny, [w:] S. Ossowski, Dzieła, t. III, Warszawa 1967. J. Ostrowski, Litwini na Ziemi Wileńskiej, Wilno 1930. M. Papierzyńska-Turek, Sprawa ukraińska w Drugiej Rze­czypospolitej 1922—1926, Hraków 1979.

M. Paradowska, BambrzjŁ Mieszkańcy dawnych wsi miasta Poznania, Warszawa — Pozni^ń 1975. J. Pilsudski, Pisma zbiorowe, tom V, Warszawa 1937. Z. Poray Pełeński, Polityka UNDO w świetle autonomicznej deklaracji Centralnego Komitetu UNDO z dnia 7 maja 193S r;

Lwów 1938.

Powstanie II Rzeczypospolitej. Wybór dokumentów 1866— 1925. Pod redakcją H. Janowskiej i T. Jędruszczaka, Warsza­wa 1981.

Problem białoruski już istnieje, “Zespół" 1939, nr 3. M. Pruszyński, Rozmowa z wicemarszalkiem Wasyiem Mu-dryjem, “Bunt Młodych" 1935, nr 25—26.

Radykalni demokraci polscy. Wybór pism i dokumentów 1863—1875. Wyboru dokonała, wstępem i przypisami opatrzyła F. Romaniukowa, Warszawa 1960.

J. Radziejowski, Komunistyczna Partia Zachodniej Ukrainy 1919—1929. Węzłowe problemy ideologiczne, Kraków 1976.

H. Rauschning, Die Entdeutschung Westpreussens und Po-sens, Berlin 1930.

M. Romeyko, Przed i po maju, tom I, Warszawa 1967.

H.K. Rosenthal, German and Pole. National Conflict and the Modern Myth, Gainesville 1976.

M.J. Rostworowski, Sprawi/ Koscźota, “Przegląd Powszech­ny" 1936, nr 6.

W. Roszkowski, Lista największych wtascźcielź ziemskich w Polsce 1922 r., “Przegląd Historyczny" 1983, nr 2.

V. Sava, Walka o szkolę białoruska, “Poprostu" 1935, nr 10.

S.L. Schneiderman, Od .Nalewek do wieży Eiffia, Warszawa.

W. Sikorski, Polska i Francja w przeszłości i dobie współ­czesnej, Lwów 1931.

C. Sipović, The Lanouape Problem źn the Catholźc Church źn Byelorussia from 1832 to the First Worid War, “The Jour-nal ot Byelorussian Studies" 1973, nr l.

205

Sprawa żydowska w Polsce, “Przewodnik Społeczny" 1936, nr 7.

Sprawy polskie na konferencji pokojowej w Paryżu. Doku­menty i materiały, tom III, Warszawa 1968.

K. Srokowski, Sprawa narodowościowa na kresach wschod­nich, Kraków 1924.

R. Staniewicz, Mniejszość polska w województwie ślqskim w latach 1922—1933, Katowice 1965.

E. Szturm de Sztrem, Prawdziwa statystyka, “Kwartalnik Historyczny" 1973, nr 3.

Tatarzy w Polsce, Wilno 1936.

J. Tomaszewski, Trzy projekty Władysława arabskiego, “Kwartalnik Historyczny" 1959, nr 4.

R. Torzecki, Kwestia ukraska w polityce III Rzeszy (1933— 1945), Warszawa 1972.

H. Turska, O powstaniu polskich obszarów językowych na Wileńszczyźnie, [w:] Studia nad polszczyzna kresową, tom I. Pod redakcją J. Riegera i W. Werenicza, Wrocław 1982.

Ks. J. Urban, Po uchwaleniu ustaw kresowych, “Przegląd Powszechny" 1924, nr 8.

W. Wasiutyński, Zagadnienie ziem wschodnich, Warszawa

1936. E. Woyniłłowicz, Wspomnienia 1847—1928. Cześć pierwsza,

Wilno 1931.

Ks. H.E. Wyczawski, Cerkiew prawosławna w II Rzeczypos­politej, [w:] Kościół w II Rzeczypospolitej. Praca zbiorowa pod redakcją Z. Zielińskiego, S. Wilka, Lublin 1980.

W. Wydźga, Z wycieczki na kresy (województwo nowogródz­kie), Warszawa 1923.

S. Wysłouch, Zaczarowane kolo, “Włóczęga" 1933, nr 7.

A. Wysocki, Stosunki polsko-lżtewskie na pograniczu w pow. suwalskim. Warszawa 1932 (maszynopis w Bibliotece SGPiS).

J. Zaremba, Stosunki narodowościowe w województwie no­wogródzkim z uwzględnieniem tlą socjalnego. Warszawa 1939 (maszynopis powielony).

J. Zarnowski, Społeczeństwo Drugiej Rzeczypospolitej 1918 —1939, Warszawa 1973.

Żydzi w Polsce Odrodzonej. Działalność społeczna, gospo­darcza, oświatowa i kulturalna. Pod red. I. Schipera, A. Tar-takowera i A. Hafftki, tom I, II, Warszawa 1936.

INDEKS NAZWISK*

Alter Wiktor (1890—1941), działacz żydowskiego ruchu robotni­czego w Polsce. Uczestniczył w strajku szkolnym 1905 r., od 1906 r. członek Bundu, od 1917 r. w jego organach kie­rowniczych; stał się czołowym teoretykiem partii. Należał do lewego skrzydła Międzynarodówki Socjalistycznej, opo­wiadając się w 1935 r. za współpracą z komunistami. Od 1921 r. reprezentował żydowskie związki zawodowe w Pol­sce w Komisji Centralnej Związków Zawodowych. Od wrześ­nia 1939 r. w ZSRR 109 \

Bona Storza d'Aragona (1494—1557), królowa polska. Córka księcia Mediolanu, w 1518 r, poślubiła Zygmunta I króla Polski. Dążyła do umocnienia państwa i dynastii Jagiello­nów. Rozbudowywała własne posiadłości, głównie na Litwie, reorganizowała ich gospodarkę i administrację. M.in. osiedla­ła kolonistów we wsiach i miastach. Opuściła Polskę w 1556 r., osiem lat po śmierci męża 14, 83

Borkowski Dunin Piotr (1890—1949), wojewoda lwowski w la­tach 1927—1928, wojewoda poznański w latach 1928—1929 63

Bronźewski Władysław 7, 8

Budionny Siemion (1883—1973), oficer radziecki. Podczas I wojny światowej w stopniu podoficera, w 1917 r. uczestni­czył w tworzeniu władzy radzieckiej. W 1919 r. zorganizował I Armię Konną, którą dowodził podczas wojny z Polską. Następnie zajmował kierownicze stanowiska wojskowe. W 1935 r. otrzymał stopień marszałka ZSRR. Podczas II wojny światowej był dowódcą frontu, od 1943 r. do 1953 r. do­wódcą kawalerii, w latach 1953—1954 inspektorem kawalerii Ministerstwa Obrony ZSRR 20

Chmielnicki Bohdan (ok. 1585—1657), hetman kozacki. W po­czątkach działalności należał do polityków umiarkowanych, dążąc do pokojowych stosunków z Rzecząpospolitą. Pozba­wiony mienia i zagrożony śmiercią wskutek samowoli szla­checkiej, podjął agitację za powstaniem, rozpoczętym w 1648 r. Po wstępnych sukcesach, wobec niepowodzeń oddał w 1654 r. Ukrainę pod opiekę cara, co następnie spowodo­wało podział ziem ukraińskich między Polskę a Rosję 38, 59

Kursywą oznaczono nazwiska autorów dziel przytoczonych w książce.

207

Chojnowsfci Andrzej 181

Curzon ot Kedleston markiz, właściwie Curzon George Na-thaniel (1859—1925), konserwatywny polityk brytyjski. Poseł do Izby Gmin w latach 1886—1898, podsekretarz stanu 1891—1892 (dla Indii) oraz 1895—1898 (spraw zagranicznych), wicekról Indii 1898—1905. Po powrocie do Anglii kanclerz uniwersytetu w Oxtordzie i członek Izby Lordów. W la­tach 1915—1924 członek gabinetu (od 1919 r. minister spraw zagranicznych). W 1920 r. przedstawił projekt linii demarka-cyjnej między walczącymi wojskami polskimi i Armią Czer­woną 21, 196

Czaplicfci Stanisław 142

Czerwinski Franciszek 44

Daszyński Ignacy (1866—1936), działacz polskiego ruchu ro­botniczego. Około 1886 r. związał się z ruchem socjalistycz­nym i w 1892 r. był współzałożycielem Galicyjskiej Partii Socjaldemokratycznej. Redagował liczne pisma i stał się jej czołowym działaczem. Od 1897 r. był przywódcą Polskiej Partii Socjalno-Demokratycznej Galicji i Śląska Cieszyńskie­go oraz posłem do parlamentu wiedeńskiego, współpracował z J. Piłsudskim w akcji niepodległościowej. 1^-11 listopada 1918 r. stał na czele rządu ludowego w Lublinie. Od 1919 r. był posłem na Sejm Rzeczypospolitej, w latach 1920—1921 wice­premierem w Rządzie Obrony Narodowej, w latach 1922—1927 wicemarszałkiem Sejmu, a w okresie 1928—1930 piastował urząd marszałka Sejmu. Od 1919 r. wchodził do centralnych organów PPS 17, 104

Dmowski Roman (1864—1939), polityk polski, ideolog obozu narodowodemokratycznego. Od 1888 r. brał udział w konspi­racyjnej działalności politycznej zaboru rosyjskiego, w 1893 r. był współzałożycielem Ligi Narodowej. Publicystyką kształtował koncepcje polityki nacjonalistycznej i zwalczał ruch socjalistyczny. Po rewolucji 1905—1907 wysuwał po­stulat autonomii ziem polskich w ramach Cesarstwa Rosyj­skiego. Po wybuchu I wojny światowej reprezentował po­czątkowo pogląd o potrzebie rozwiązania sprawy polskiej przy pomocy Rosji. W 1917 r. utworzył Komitet Narodowy Pol­ski z siedzibą w Paryżu, w 1919 r. był delegatem Polski na konferencję pokojową. W polityce wewnętrznej zwal02 koncepcje obozu J. Piłsudskiego 181

Dworafcowsfci Stanisław 81

208

Polski yalczy

Erlich Henryk albo Wolf Hsrsz (1882—1941), działacz żydow­skiego ruchu robotniczego w Polsce. Podczas studiów na Uniwersytecie Warszawskim wstąpił do Bundu w 1903 r., od 1913 r. należał do Komitetu Centralnego. W 1917 r. był członkiem Komitetu Wykonawczego Piotrogrodzkiej Rady Delegatów Robotniczych i Żołnierskich, wiążąc się z mien-szewikami. W 1918 r. wrócił do Polski i stał się czołowym publicystą Bundu oraz wchodził do jego organów central­nych. Redagował organ partii “Di Fołkscajtung". Od 1939 r. w ZSRR 109

eolski Marian 138 Fico-wski Jerzy 166, 167

Grabski Władysław (1874—1938), ekonomista, polityk i hi­storyk polski. Od końctLXIX w. w regionie Kutna i Łowi­cza organizował spółdziende i stowarzyszenia rolnicze, pisał prace naukowe. Trzykrotrae był posłem do Dumy rosyj­skiej. W latach 1915—1918 w Piotrogrodzie przewodniczył Centralnemu Komitetowi Obywatelskiemu, którego celem było niesienie pomocy polskim emigrantom w Rosji. Delegat polski na konferencję pokojową w 1919 r. Parokrotnie zaj­mował stanowisko ministra skarbu (w latach 1919—1920, 1923—1925) oraz premiera (1920, 1923—1925); w 1924 r. prze­prowadził reformę walutową i usiłował znaleźć sposób roz­wiązania kwestii narodowej. Od 1923 r. był profesorem SGGW 69

Granat Wincenty ks. 115

Grunbaum Izaak lub Icchak (1879—1970), polityk żydowski, adwokat. Jako przedstawiciel radykalnego nurtu ruchu syjo­nistycznego w Polsce był posłem na Sejm Rzeczypospolitej w latach 1919—1932. Następnie wyjechał z kraju, wchodząc do władz Światowej Organizacji Syjonistycznej. Przebywał w Izraelu od początku istnienia tego państwa i tam zmarł 111

Habsburgowie, dynastia panująca w Austro-Węgrzech do je­sieni 1918 r. 43

Henrys Pauł Prosper (1862—1943), oficer francuski. Ukończył akademię wojskową w Saint-Cyr i służył następnie w Afryce. W latach 1917—1918 dowodził armią francuską na Wscho­dzie. W latach 1919—1921 kierował francuską misją wojsko­wą w Polsce 20

Hitler Adolf (1889—1945), polityk niemiecki. Pochodził z Au-

14 — Ojczyzna.,,

209

strii, lecz jako polityk działał w Niemczech. Został przy­wódcą NSDAP (Niemiecka Narodowo-Socjalistyczna Partia Robotnicza) i w styczniu 1933 r. objął urząd kanclerza Rze­szy Niemieckiej w koalicji z innymi partiami prawicowymi. Wkrótce zlikwidował wszelkie partie poza NSDAP i stał się dyktatorem Rzeszy, zmierzając do podporządkowania Niem­com innych krajów. Bezwzględnie zwalczał ruch robotniczy i zainicjował prześladowanie Żydów, zakończone w latach II wojny światowej ich masowym mordowaniem na tere­nach podporządkowanych Niemcom 8, 136, 137, 139

Hiond August (1881—1945), ksiądz rzymskokatolicki, biskup śląski, od 1926 r. arcybiskup poznański i gnieźnieński, pry­mas Polski, od 1927 r. kardynał. We wrześniu 1939 r. opuścił Polskę i udał się do Rumunii, następnie do Włoch, gdzie rozwinął działalność propagandową na rzecz sprawy polskiej. Zmuszony do opuszczenia Włoch, przeniósł się do Francji. W 1943 r. został aresztowany przez gestapo i przez dwa mie­siące internowany w Paryżu. W 1944 r. wywieziony do kla­sztoru w Wiedenbruck w Westfalii. Zwolniony przez Ame­rykanów w 1945 r., udał się do Rzymu, a stamtąd do kraju. W 1946 r. został arcybiskupem warszawsko-gnieźnieńskim 119, 184

Holzer Jerzy 134

Hołówko Tadeusz (1889—1931), polityk polski związany z J. Piłsudskim. Od 1909 r. należał do PPS-Frakcji Rewolucyj­nej, w 1914 r. współorganizował POW. Po 1918 r. publikował artykuły w “Robotniku", zwłaszcza na temat kwestii naro­dowej. Od 1925 r. kierował Instytutem Badania Spraw Na­rodowościowych. W 1927 r. wystąpił z PPS. Był współtwórcą BBWR. Od 1930 r. poseł na Sejm Rzeczypospolitej. Brał udział w rozmowach z politykami ukraińskimi; zabity przez zamachowców z OUN 67, 73

Horoszfciewźcz-Woynźcz Roman 80, 81, 82, 83

Hrabyk Klaudiusz 182

Jałbrzykowski Romuald (1876—1955), ksiądz rzymskokatolicki. Ukończył Akademię Duchowną w Petersburgu. W latach 1916—1917 działał w polskich organizacjach w Mińsku. Od 1918 r. był biskupem sufraganem diecezji sejneńskiej, od

1925 r. biskupem ordynariuszem diecezji łomżyńskiej, od

1926 r. arcybiskupem utworzonej wówczas archidiecezji -w\ leńskiej. Poglądami zbliżał się do narodowych demokrata Po 1945 r. mieszkał w Białymstoku 89, 152, 158

'zji -wy krató^.

210

JanouSek Jiri 8

Józewski Henryk (1892—1981), polityk polski związany z J. Piłsudskim. Ukończył wydział matematyczny uniwersytetu w Kijowie i od 1914 r. kierował POW na Ukrainie. W 1920 r. był wiceministrem spraw wewnętrznych w rządzie S. Pet-lury. W 1927 r. został szefem Gabinetu Prezesa Rady Mini­strów, od 1928 r. do 1938 r. był wojewodą wołyńskim (z przerwą w latach 1929—1930, gdy został ministrem spraw wewnętrznych). W latach 1938—1939 był wojewodą łódzkim 63, 189

Kazimierz III Wielki (1310—1370), król polski od 1333 r. Syn Władysława Łokietka. Umocnił politycznie i gospodarczo państwo oraz rozszerzył jego obszar. Przeprowadził reformy administracyjne, sądownicze i -wojskowe 38

Kazimierz św. (1458—1484), syf króla polskiego Kazimierza Jagiellończyka. W młodości przeznaczony na króla Węgier, lecz nie udało się osadzić go na tronie. W latach 1481—1483 zarządzał — z ramienia ojca — Koroną, potem przebywał w Wilnie. Cechowała go szczególna pobożność. Kanonizo­wany w 1602 r., patron Litwy i Korony 158

Kopeć Eugeniusz 49

Kostek-Biernacki Wacław (1884—1957), oficer polski związany z J. Piłsudskim. Od 1905 r. należał do PPS, od 1914 r. był w Legionach, przez pewien czas dowodząc żandarmerią. Po 1918 r. w wojsku polskim. W 1930 r. został komendantem twierdzy brzeskiej i zyskał ponurą sławę brutalnym trakto­waniem uwięzionych tam wybitnych polityków opozycyj­nych. Od 1832 r. wojewoda poleski. W latach 1939—1944 internowany w Rumunii, następnie przekazany władzom pol­skim, w 1953 r. skazany na karę śmierci, zamienioną na więzienie, w którym przebywał do 1955 r. 94

Kościałkowski Marian Zyndram (1892—1946), polityk polski związany z J. Piłsudskim, współorganizator POW, w latach 1915—1916 w Legionach. W okresie 1922—1925 był wicepre­zesem PSL “Wyzwolenie", w 1925 r. wystąpił ze stronnictwa i był współzałożycielem oraz jednym z przywódców Partii Pracy. Od 1928 r. pełnił funkcję wiceprezesa BBWR i był posłem na Sejm Rzeczypospolitej w latach 1928—1930, 1935 —1939. W okresie 1934—1935 zajmował stanowisko ministra spraw wewnętrznych, 1935—1936 premiera, 1936—1939 mini­stra opieki społecznej. We wrześniu 1939 r. przeszedł wraz z rządem do Rumunii, a stamtąd przedostał się do Anglii 195

211

Kościuszko Andrzej Tadeusz (1746—1817), oficer wojsk pol­skich i amerykańskich, specjalista w dziedzinie inżynierii wojskowej. W latach 1776—1784 walczył w szeregach po­wstańców w angielskich koloniach w Ameryce. Od 1789 r. w armii polskiej jako generał, walczył z powodzeniem z armią rosyjską. Naczelnik powstania 1794 r., więziony w latach 1795—1796, potem na emigracji. Zmarł w Szwajcarii 38, 83

Kowalafc Tadeusz 145

Kowaisfca Irena 99

Kozietulski Jan (1781—1821), oficer wojsk Księstwa Warszaw­skiego. Brał udział w kampanii napoleońskiej w Hiszpanii, gdzie wsławił się szarżą w wąwozie Somosierry. Walczył też w kampanii rosyjskiej 1812 r., otrzymał wówczas stopień pułkownika-majora. Po 1815 r. w armii Królestwa Polskie­go 10

Konig 147

Kułbiedź 83

Lioyd George of Dwytor earl. właściwie Lioyd George David (1863—1945), polityk brytyjski z Partii Liberalnej. Od 1890 r. poseł do Izby Gmin. W latach 1905—1922 wchodził do kolej­nych gabinetów: 1905—1908 jako minister handlu, 1908— 1915 jako minister skarbu, 1915—1916 jako minister za­opatrzenia, 1016 r. jako minister wojny, 1916—1922 jako premier. Brał udział w konferencji pokojowej w Paryżu w 1919 r. Od 1925 r. był przywódcą Partii Liberalnej, znajdu­jącej się w opozycji 28, 29 ^

Łopalewsicź Tadeusz 154

Łoziński Zygmunt (1879—1932), ksiądz rzymskokatolicki. Stu­diował w Akademii Duchownej w Petersburgu. Od 1895 r. zajmował różne stanowiska w parafiach. W 1905 r., jako proboszcz w Mińsku, współpracował z tajnymi kursami pol­skimi. W 1917 r. mianowany biskupem mińskim, taktycznie diecezją nie zarządzał. Od 1925 r. biskup piński, sprzyjał używaniu języka białoruskiego w kościołach 152

Macfcźewicz Stanisław 92

Madajczyk Czesław 187

ben Majmon Salomon, właściwie Salomon ben Jehoszua (1754— 1800), filozof i pisarz żydowski. Nauki pobierał m.in. w Mirze, potem studiował samodzielnie. W 1778 r. przebywał w Kro. lewcu, w Berlinie i Poznaniu, zyskując autorytet uczoneaff talmudysty. W następnych latach przebywał w różnych nffa-

212

stach niemieckich, żyjąc w trudnych warunkach, pisząc dzieła filozoficzne. Rozwijał zwłaszcza koncepcje Kanta 116

Marczak Michał 79

Marks Karol (1818—1883), teoretyk i działacz ruchu robotni­czego. Studiował w Bonn i w Berlinie, od 1842 r. zajął się publicystyką. W 1843 r. emigrował do Francji. Po krótko­trwałej działalności politycznej w Niemczech w latach 1848—1849 osiedlił się w Londynie. Na emigracji napisał szereg dzieł ekonomicznych, filozoficznych i politycznych. Współdziałał przy utworzeniu Międzynarodowego Stowarzy­szenia Robotników, Którego program opracował 108

Matejko Jan (1838—1^93), malarz polski. Syn czeskiego nau­czyciela muzyki, kibry osiedlił się w Krakowie. Studiował w krakowskiej Szkole Sztuk Pięknych, potem w Monachium i w Wiedniu. Zyskał sławę dziełami ukazującymi doniosłe wydarzenia z dziejów Polski 123

Matulewicz Jerzy, Jurgis Matulevi6ius lub Jurgis Matulaitis (1871—1927), ksiądz rzymskokatolicki. Pochodził z litewskiej rodziny chłopskiej, studiował w Akademii Duchownej w Petersburgu oraz na uniwersytecie we Fryburgu. Zajmował się problematyką społeczną. W latach 1918—1925 był bisku­pem wileńskim, występując nieraz w obronie narodowych praw katolików białoruskich i litewskich wobec większości polskiej 158

Mauersberg Stanisław 65, 90, 153

Merry dcl Val Rafael (1865—1930), ksiądz rzymskokatolicki. Pochodził z rodziny dyplomaty hiszpańskiego. W 1900 r. został biskupem Nicei w 1903 r. otrzymał kapelusz kardy­nalski. W latach 1903—1914, za pontyfikatu Piusa X był sekretarzem stanu, od 1914 r. został sekretarzem Świętego Ofticium. Zwalczał modernizm w Kościele 88

Mickiewicz Adam (1798—1855), poeta polski. Studiował na uniwersytecie w Wilnie, potem pracował jako nauczyciel w Kownie. Przez krótki czas uwięziony, skazany na osiedlenie w głębi Rosji. W 1829 r. emigrował; po dłuższych podróżach osiedlił się w Paryżu, był jednym z reprezentantów Wielkiej Emigracji. W latach 1840—1844 wykładał w College de Fran­ce. Zmarł w Konstantynopolu, dokąd wyjechał, by organi­zować działania wojskowo-polityczne przeciw Rosji 8, 14, 83

Moraczewski Jędrzej (1870—1944), polski działacz robotniczy. Studiował na politechnice lwowskiej, od 1803 r. związał się z ruchem socjalistycznym. W 1907 r. wszedł do parlamentu wiedeńskiego. W 1914 r. poparł J. Piłsudskiego, wstępując do Legionów. Od listopada 1918 r. do stycznia 1919 r. był pre-

213

mierem, w latach 1919—1927 posłem na Sejm Rzeczypospolitej. Od 1925 do 1929 r. piastował tekę ministra robót publicznych. Od 1919 r. wchodził do centralnych organów PPS, lecz po przewrocie majowym (który czynnie poparł) został w 1927 r. usunięty z partii. Od 1930 r. działał w związkach zawodo­wych współpracujących z sanacją 17

Mroczkowski Walerian (1840—1889), polski działacz rewolu­cyjny, uczestnik powstania styczniowego, po jego upadku przebywał we Francji. Związał się z M.A. Bakuninem. W 1867 r. wszedł w skład Komitetu Stałego Ligi Pokoju i Wol­ności. Członek Alliance de la Democratie Socialiste. W 1880 r. wszedł do stowarzyszenia narodowo-socjalistycznego “Lud Polski". Głosił idee socjalizmu agrarnego 14

Mudryj Wasyl (1893—1966), polityk ukraiński. W latach 1921 —1925 był sekretarzem tajnego uniwersytetu ukraińskiego we Lwowie. Od 1926 r. został wiceprzewodniczącym, a od 1935 r. — przewodniczącym UNDO. W latach 1927—1935 re­dagował dziennik “Diło". W 1935 r. został posłem na Sejm Rzeczypospolitej i piastował funkcję jego wicemarszałka. Usiłował doprowadzić do ugody polsko-ukraińskiej. Zma

w USA 60, 74, 75

Ossowsfci Stanisław 7,8 Ostrowski Janusz 153

Paderewski Ignacy (1860—1941), muzyk i polityk polski. Stu­diował muzykę w Warszawie, Berlinie, Strasburgu i WS|(iniu. Pod koniec XIX w. zyskał światową sławę jako pianista. Wykorzystał ją po 1914 r. dla działalności na rzecz odbudo­wy państwa polskiego. W 1919 r. był premierem, później wyjechał do Szwajcarii i USA. W latach trzydziestych pró­bował wraz z innymi politykami utworzyć front opozycyj­ny względem sanacji — Front Morges. Od 1940 r. był prze­wodniczącym Rady Narodowej w Londynie 28, 29

Palto 83

Paradowsfca Maria 122

Petlura Semen (1877—1926), polityk ukraiński. Należał do u-kraińskiej partii socjaldemokratycznej, od 1917 r. działał na rzecz utworzenia niepodległego państwa ukraińskiego. Do­wodził wojskami w latach 1919—1920 w przymierzu z Pol­ską i stał na czele rządu przeciwstawiającego się radziec­kiej Ukrainie. Po klęsce przebywał w Czechosłowacji, Pol­sce i Francji. Zginął w Paryżu z ręki emigranta żydowskie­go 20, 21 214

Pieracki Bronisław (1895—1934), oficer i polityk polski zwią­zany z J. Piłsudskim. Walczył w Legionach, od 1919 r. zaj­mował różne stanowiska w administracji wojskowej. W 1924 r. otrzymał stopień pułkownika. Brał udział w prze­wrocie majowym, potem działał w BBWR i zajmował wy­ższe stanowiska w wojsku. Od 1929 r. był wiceministrem spraw wewnętrznych, potem ministrem bez teki i ministrem spraw wewnętrznych (na tym urzędzie szukał modus vivendi z politykami ukraińskimi). Został zabity przez zamachow­ców z OUN 73

Piłsudski Józef (1867—1935), polityk polski. Od 1882 r. brał udział w konspiracji antyrosyjskiej, w latach 1887—1892 przebywał na zastaniu, od 1893 r. w PPS, gdzie stał się je­dnym z czołowych działaczy i publicystów. W 1906 r. wraz ze swymi zwolennikami dokonał rozłamu w partii, tworząc PPS-Frakcję Rewolucyjną. Od 1908 r. tworzył w Galicji pol­skie organizacje paramilitarne, z których w 1914 r. wyro­sły Legiony, walczące u boku państw centralnych przeciwko Rosji. W listopadzie 1918 r. przejął władzę jako Tymczaso­wy Naczelnik Państwa w powstającej niepodległej Polsce, od lutego 1919 r. jako Naczelnik Państwa. W latach 1919— 1921 sprawował także naczelne dowództwo podczas wojny z republikami radzieckimi, od 1920 r. w stopniu marszałka. W końcu 1922 r. złożył urząd Naczelnika Państwa na ręce prezydenta. W maju 1926 r. dokonał zamachu stanu, po czym — przeważnie na stanowisku ministra spraw wojskowych — wywierał decydujący wpływ na politykę państwa (zastrzegł dla siebie sprawy wojskowe i zagraniczne) 17, 22, 67, 70, 73, 85, 87, 104, 186, 188, 190

Pius X św., właściwie Giuseppe Melchiorre Sarto (1835—1914), ksiądz rzymskokatolicki, od 1903 r. papież. Zainicjował refor­mę prawa kanonicznego oraz wprowadził szereg innych zmian w Kościele. Kanonizowany w 1954 r. 88

Przeździecki Henryk (1873—1939), ksiądz rzymskokatolicki. Ukończył Akademię Duchowną w Petersburgu. Od 1901 r. był kolejno wikarym i proboszczem w Warszawie i Łodzi. W 1917 r. został biskupem diecezji podlaskiej, od 1932 r. był konsultorem Świętej Kongregacji do spraw Kościołów Wschodnich. Był również sekretarzem Episkopatu 152

Pszczyński Jan Henryk XV Hochberg książę (1861—1938), nie­miecka forma tytułu: von Pless. Magnat śląski, posiadacz fideikomisu pszczyńskiego oraz rozległych dóbr na Dolnym Śląsku. Fideikomis pszczyński został obciążony znacznymi

215

długami, co doprowadziło do ustanowienia w 1934 r. zarzą­du przymusowego 144

Radziwiłłowie, rodzina arystokratyczna litewskiego pochodze­nia 80

Rauschning Hermami 48

Romeyko Morzem 180

Rosenthal Harry K. 128, 129

Rostzuorowski Jan ks. 119

Roszkowski Wojciech 68, 99

Rydz-Śmigły Edward (1886—1941), oficer i polityk polski zwią­zany z J. Piłsudskim. Studiował malarstwo, ukończył Wy­dział Filozoficzny Uniwersytetu Jagiellońskiego. Od 1914 r. był w Legionach, pełnił funkcje dowódcze podczas wojny polsko-radzieckiej 1919—1920. W latach 1921—1935 był in­spektorem armii, od 1935 r. — generalnym inspektorem sił zbrojnych. W 1936 r. został mianowany marszałkiem. Pod­czas kampanii wrześniowej 1939 r. był naczelnym wodzem, od 17 września internowany w Rumunii, skąd przez Węgry w 1941 r. powrócił do Warszawy 20

Sakall Soke Z., właściwie Szoke Szakall, węgierski aktor fil­mowy, uchodźca z III Rzeszy, następnie przebywał w USA 8

Sam Vinces 92

Schneiderman S.L. 116

Sienkiewicz Henryk (1846—1916), pisarz polski. Od 1872 r. pra­cował w prasie warszawskiej, wiele podróżował. Zdobył sła­wę w Polsce powieściami historycznymi z dziejów Polski, za granicą stał się znany dzięki powieści Quo Vadir (w 1905 r. uzyskał nagrodę Nobla). Podczas I wojny światowej przebywał w Szwajcarii, gdzie organizował pomoc dla ofiar wojny w Polsce 58, 59, 69

Sikorski Władysław (1881—1943), polityk polski, generał, współtwórca polskich organizacji wojskowo-niepodległościo-wych 1908—1914. W latach 1921—1922 szef Sztabu General­nego, 1922—1923 premier, minister spraw wewnętrznych, 1923—1924 generalny inspektor piechoty, 1924—1925 mini­ster spraw wojskowych. Podczas przewrotu majowego za­jął stanowisko wyczekujące. W latach trzydziestych znajdo­wał się w opozycji, był jednym z inicjatorów Frontu Mor-ges. Od września 1939 r. przebywał we Francji, został wów­czas premierem i ministrem spraw wojskowych rządu emi­gracyjnego, następnie naczelnym wodzem i generalnym in-

216

spektorem sił zbrojnych. Od czerwca 1940 r. działał w Wiel­kiej Brytanii. Zginął w katastrofie lotniczej 196 S'ipovic Ceslau ks. 43, 47

Słonimski Antoni (1895—1976), poeta i publicysta polski. W latach 1924—1939 współpracował z “Wiadomościami Literac­kimi", w latach 1942—1946 redagował w Londynie miesięcz­nik “Nowa Polska", następnie do 1948 r. pracował w UNESCO. Od 1948 r. do 1951 r. kierował Instytutem Kultury Polskiej w Londynie, następnie powrócił do Polski. W latach 1956— 1959 był prezesem Związku Literatów Polskich 119 Srokowski Konstanty 36

Stalin losif Wissarionowicz, właściwie I.W. Dżugaszwili (1879— 1953), poirtyli^gdziecki. Od 1898 r, był członkiem partii so­cjaldemokratycznej, od 1912 r. wchodził do jej władz central­nych. W 1917 r. brał udział w powstaniu w Piotrogrodzie, następnie zajmował rozmaite kierownicze stanowiska partyj­ne i państwowe, m.in. w pierwszym rządzie radzieckim był w latach 1917—1922 komisarzem ludowym do spraw narodo­wości, w latach 1919—1922 komisarzem ludowym kontroli państwowej. Od 1922 r. był sekretarzem generalnym KC RKP (b). Po śmierci Lenina skoncentrował w swym ręku najwa­żniejsze nici radzieckiego życia politycznego. Od 1941 r. był premierem ZSRR i naczelnym dowódcą podczas wojny z III Rzeszą 84 Staniewicz Restytut 49

Stankiewicz Adam (1891—1949), ksiądz rzymskokatolicki, po­lityk białoruski. Ukończył Akademię Duchowną w Peters­burgu, gdzie od 1916 r. kierował “kółkiem białoruskim", a następnie współpracował ze Związkiem Chrześcijańsko-De-mokratycznym. Od 1919 r. przebywał w Wilnie, gdzie wy­dawał pismo “Krynica" (potem “Biełoruskaja Krynica") i stał się czołowym działaczem białoruskiej chrześcijańskiej demokracji. Był posłem na Sejm Rzeczypospolitej w latach 1922—1927. Po konflikcie z arcybiskupem R. Jałbrzykowskim zrezygnował z działalności ściśle partyjnej, pracując w roz­maitych organizacjach białoruskich 88 Stefan Batory (1533—1586), król polski od 1576 r., poprzednio książę Siedmiogrodu. Dążył do umocnienia władzy królew­skiej w Polsce. Zorganizował w 1578 r. piechotę wybraniec-ką (z chłopów dóbr królewskich). W latach 1579—1582 pro­wadził zwycięskie wojny z Moskwą. Zmierzał do stworzenia państwa słowiańskiego, zdolnego do pokonania Turcji i wy­zwolenia Węgier 165

217

Szapszał Seraja chan. (1878—1961), chacham (zwierzchnik du­chowy) Karaimów, orientalista. Urodzony na Krymie, stu­diował języki wschodnie w Petersburgu. W latach 1899—1908 był wychowawcą następcy tronu w Persji, następnie wy­kładał na uniwersytecie petersburskim. W 1915 r. objął u-rząd chachama w Taurydzie. W latach 1919—1927 był wi­cedyrektorem banku w Konstantynopolu, od 1928 r. objął urząd chachama w Trokach i wykładał na uniwersytecie wileńskim 165

Szelążek Adolf (1865—1945), ksiądz rzymskokatolicki. Ukoń­czył Akademię Duchowną w Petersburgu, w latach 1893— 1918 był profesorem seminnrium duchownego w Płocku. W latach 1918—1924 był radcą w Ministerstwie Wyznań i 0-świecenia Publicznego, w 1925 r. został biskupem łuckim 152

Szeptycki Stanisław (1867—1946), oficer polski. Do 1918 r. słu­żył w armii Austro-Węgier, następnie w armii polskiej. Ja­ko generał dowodził podczas wojny polsko-radzieckiej 1919— 1920. W 1923 r. był ministrem spraw wojskowych, w latach 1923—1926 został inspektorem armii, w latach 1945—1946 był prezesem PCK 44

Szeptyćkyj Andrij, właściwie Roman Aleksander Maria (1865 —1944), ksiądz greckokatolicki, polityk ukraiński. Od 1899 r. był biskupem stanisławowskim, od 1900 r. arcybiskupem metropolitą lwowskim i halickim. W latach międzywojen­nych zbliżał się koncepcjami do UNDO i zmierzał do two­rzenia niezależnych od władz polskich instytucji ukraiń­skich. Po 1939 r. skłaniał się ku kompromisowi z III Rzeszą, lecz odniósł się krytycznie do skrajnego nacjonalizmA ukra­ińskiego 43, 67

Szturm de Sztrem Edward 37, 44

Szynkiewicz Jakub (1884—1966), mufti (zwierzchnik duchowy muzułmanów w Polsce), orientalista polski. Studiował we Lwowie, Kairze i Berlinie, gdzie rozpoczął pracę naukową. Powrócił w 1925 r. do kraju po wyborze na muttiego. Zmarł w USA 169

Taraszkiewicz Bronisław (1892—1937), polityk białoruski, filo­log i poeta. Ukończył uniwersytet petersburski. Opracował pierwszą gramatykę języka białoruskiego, przełożył m.in. Pana Tadeusza. W 1921 r. założył Towarzystwo Białoruskiej Szkoły. Był posłem na Sejm Rzeczypospolitej w latad^" 1922—1927. Współorganizował Białoruską Włościańsko-R^ot-niczą Hromadę w 1925 r. i stał się jej czołowym działaczem, później należał do Komunistycznej Partii Zachodniej Bia-

218

łorusi. Skazany na więzienie, w 1933 r. wyjechał do ZSRR, w 1937 r. uwięziony 87, 90

Thomke 147

Thon Abraham Ozjasz (1870—1936), socjolog, rabin, polityk żydowski. Studiował w Berlinie, gdzie proponowano mu karierę naukową, lecz w 1897 r. powrócił do Krakowa na stanowisko rabina i kaznodziei. Głosił koncepcje umiarko­wanego syjonizmu, należąc do frakcji opozycyjnej wobec I. Grunbauma. Pisał artykuły, organizował wydawnictwa. W 1919 r. wyjechał do Paryża jako delegat Żydów galicyj­skich na konferencję pokojową i prowadził tam rozmowy z politykami polskimi. W latach 1919—1935 był posłem na

^"h^wRzeczypospolitej 111

Tursfca Halina 12, 153

Tuwim Julian (1894—1953), poeta polski, tłumacz poezji, zwła­szcza rosyjskiej, bibliofil i badacz dziejów kultury polskiej. W latach 1924—1939 współpracował z “Wiadomościami Li­terackimi", od 1939 do 1946 na emigracji. Wyróżniony licz­nymi nagrodami 119

Wacławski Stanisław (ok. 1910—1931), student Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie, zabity 10 listopada 1931 r. pod­czas zaburzeń antysemickich 115

Wasiutyiiski Wojciech 92

Werich Jan (1905—1980), aktor i dramaturg czeski. Wsławił się ze swym przyjacielem J. Voskovcem przedstawieniami w Teatrze Wyzwolonym w Pradze (1927—1938), które ode­grały przełomową rolę w dziejach teatru czeskiego. Pod­czas wojny przebywał na emigracji w USA, następnie po­wrócił do kraju i występował w teatrach oraz filmach (tak­że telewizyjnych) 8, 10

Witold Wielki (ok. 1352—1430), wielki książę litewski, stry­jeczny brat króla polskiego Władysława Jagiełły. Dążył do umocnienia państwa litewskiego i zachowania jego samo­dzielności. Prowadził wojny przeciwko Krzyżakom (czasem się z nimi jednak sprzymierzał), z Tatarami i z Moskwą. Brał udział w bitwie pod Grunwaldem, zawarł z Polską w 1413 r. unię w Horodle 38

Witos Wincenty (1874—1945), rolnik, polityk polski. Od 1895 r. brał udział w ruchu ludowym. W latach 1908—1918 był pos­łem do sejmu galicyjskiego, w latach 1911—1918 posłem do parlamentu wiedeńskiego, w latach 1919—1933 posłem na Sejm Rzeczypospolitej. Od 1918 r. wybierano go na prezesa PSL “Piast" (potem SL). Piastował urząd wójta wsi Wierz-

219

chosławice. W latach 1920—1921, 1923 i 1926 był premierem. We wrześniu 1930 r. osadzony w twierdzy brzeskiej. Udał się w 1933 r. na emigrację do Czechosłowacji, w 1939 r. powrócił do kraju, w latach 1939—1941 więziony przez Niem­ców. W 1945 r. był wiceprezydentem KRN oraz prezesem PSL, lecz ciężko chory, nie brał bezpośredniego udziału w życiu politycznym 187

Woynitlowicz Edward 93

Wyczawski Hieronim E. ks. 152

Wydźga Władysław 86, 94

Wysłouch Seweryn 85

Wysocki Aleksander 157

Young Owen (1874—1962), prawnik, przedsiębiorca i polityk amerykański. W 1924 r. jako członek pierwszej komisji eks­pertów do 'spraw odszkodowań niemieckich był współtwór­cą Planu Dawesa, a następnie uczestniczył w jego realizacji. W 1929 r. był przewodniczącym drugiej komisji ekspertów, która przedstawiła zrewidowany plan spłat odszkodowań 143

Zaremba Józef 46

Zawałykut Iwan, polityk ukraiński, poseł na Sejm Rzeczy­pospolitej w latach 1935—1938 55

Żabotyński Włodzimierz (1880—1040), polityk żydowski. Studio­wał prawo w Szwajcarii i we Włoszech, był korespondentem gazet w rodzinnej Odessie. W 1903 r. inicjował utvaprzenie grupy obronnej wobec spodziewanego pogromu ZyBów w Odessie. Następnie działał w ruchu syjonistycznym, redago­wał czasopisma. W 1917 r. organizował w Palestynie legion żydowski po stronie angielskiej. W 1920 r. zorganizował od­działy nielegalne walczące przeciwko Arabom (Hagana), zo­stał skazany na więzienie. Od 1925 r. w ruchu syjonistycz­nym organizował frakcję rewizjonistów, która w 1035 r. wyodrębniła się jako Nowa Organizacja Syjonistyczna. Gło­sił program masowej imigracji Żydów do Palestyny nieza­leżnie od ograniczeń stawianych przez władze brytyjskie. Od 1937 r. organizował nielegalną imigrację, także z Polski, w związku z tym współpracował z władzami polskimi 111 Zarnowski Janusz 51, 174, 175 ^^ Żeligowski Lucjan (1865—1947), oficer polski. Służbę r^<po-czął w armii rosyjskiej, w której otrzymał stopień gene­rała. W 1917 r. organizował oddziały polskie w Rosji, na-

220

mi 111 r^o-

stępnie dowodził podczas wojny polsko-radzieckiej 1919— 1920. Był wiernym zwolennikiem J. Piłsudskiego i — jako minister spraw wojskowych w latach 1925—1926 — ułatwił przygotowania do zamachu majowego. W latach 1927_1939 był posłem na Sejm Rzeczypospolitej i działaczem społecz­nym na Wileńszczyźnie. Od 1939 r. przebywał na emigracji w Anglii 22, 23 Zeromski Stefan 93

SPIS ILUSTRACJI *

1. Komitet obchodów uroczystości poświęcenia sztandaru Sto­warzyszenia Polaków Ewangelików w Hajdukach.

2. Pielgrzymka Niemców-katolików z Wielkopolski w Często­chowie we wrześniu 1931 r.

( 3. Spław drewna na rzece Bystrzec, dopływie Czeremoszu.

4. Poświęcenie sztandaru Związku Żydów Uczestników Walk O Niepodległość Polski, Przemyśl, 2 kwietnia 1934 r.

5. Targ w Kołomyi.

6. Rodzina huculska ze wsi Woronienka, woj. stanisławowskie.

7. Ukraińska odznaka honorowa dla uczestników walk o Lwów w listopadzie 1918 r.

8. CerkjfiBifc greckokatolicka w Izbach, pow. gorlicki.

9. Katedra greckokatolicka św. Jura we Lwowie.

10. Grupa posłów ukraińskich z UNDO do Sejmu II kadencji z marszałkiem Senatu, prof. J. Szymańskim.

11. Napis protestujący przeciwko szkolnictwu polskiemu wy­konany przez Ukraińców na budynku szkoły w Ceniowie (woj. tarnopolskie) we wrześniu 1933 r.

12. Zniszczony przez wybuch budynek szkoły powszechnej Proświty przy ul. Krupniczej we Lwowie.

13. Białorusini — mieszkańcy wsi Morocz, woj. nowogródzkie.

14. Białoruska wioska niedaleko Prużan w woj. poleskim.

15. Prom na rzece Jasiołda.

16. Poleszuk. Zdjęcie wykonane w 1931 r.

17. “Sukiennice" w Pińsku, 1933 r. '

18. Dziedziniec zamku w Nieświeżu.

19. Zebrak-guślarz na rynku w Nieświeżu.

20. Prezydium Gniazda Szlacheckiego w Berezowie Średnim, pow. Kołomyja.

21. Przemarsz szlachty zagrodowej ze wsi Roztoka k. Bolechowa, woj. stanisławowskie.

22. Arcybiskup wileński J. Matulewicz.

23. Arcybiskup wileński R. Jałbrzykowski.

24. Ulica Nalewki w dzielnicy żydowskiej w Warszawie.

25. Manifestacja rabinów warszawskich przeciwko zakazowi imigracji Żydów do Palestyny wydanemu przez Anglików, 11 czerwca 1930 r.

* Wszystkie zdjęcia zamieszczone w książce pochodzą ze zbio­rów Archiwum Dokumentacji Mechanicznej w Warszawie.

M. Bersona

26. Grupa Żydów na rynku w Nieświeżu.

27. Wystawa prac M. Trębacza w Łodzi, 1932 r.

28. Lampka chanukowa ze zbiorów Muzeum im. w Warszawie.

29. Szames synagogi w Warszawie, B. Bresler, czyta Ogniem i mieczem w przekładzie na język żydowski.

30. Piłkarze klubu sportowego “Makabi", Kraków, kwiecień

1932 r.

31. Uroczyste otwarcie Jeszybotu Mędrców Lublina, czerwiec

1930 r.

32. Żydzi polscy wygnani z III Rzeszy w Zbąszyniu, 29 paź­dziernika 1938 r.

33. Żydzi w Mińsku Mazowieckim po pogromie 8 czerwca

1936 r.

34. Ulica Legionów w Mińsku Mazowieckim, zamieszkana przez

Żydów, po zajściach 8 czerwca 1936 r.

35. Niemieccy rolnicy z Wołynia, 1937 r.

36. Pałac książąt Pszczyńskich w Pszczynie.

37. Członkowie Heimatbundu z Torunia składają wieniec na Unter den Linden w Berlinie, 4 listopada 1934 r.

38. Prywatne gimnazjum niemieckie w Królewskiej Hucie,

1832 r.

Gimnazjum w Łodzi należące do Niemieckiego Stowarzy­szenia Gimnazjalnego, 1935 r. Lokal “Kattowitzer Zeitung" po zajściach polsko-niemie-

ckich, wrzesień 1930 r.

41. Obrady pierwszego zjazdu rosyjskich organizacji mniejszo­ściowych w Polsce, czerwiec 1931 r.

42. Dionizy (Konstanty Walatyński), metropolita Cerk^ pra­wosławnej w Polsce.

43. Przegląd wojsk polskich w Wilnie na pl. Łukiskim,

20 kwietnia 1920 r.

44. Łapsze Wyżnę. Wioska na Spiszu zamieszkana przez mniei-

szość słowacką.

45. Seraja Szapszał, chacham Karaimów.

46. Uroczystość koronacji J. Kwieka na króla Cyganów, 4

kwietnia 1937 r.

47. Wozy cygańskie na postoju.

48. Wędrowny Cygan z niedźwiedziem w Szczawnicy.

49. Mahometańskie święto zmarłych. Dokszyce k. Wilna, czer­wiec 1937 r.

50. Meczet w Kruszynianach.

51. Katedra ormiańska we Lwowie.

52. Delegacja Łemków w Warszawie.

39.

40.

\. Ponad dwieście tysięcy Polaków należało w 1931 r. do Kościoła ewangelic­kiego.

Komitet obchodów podczas uroczystości poświęcenia sztandaru Stowarzysze­nia Polaków Ewangelików w Hajdukach w dziesięciolecie organizacji



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Anna Jaskóła Sytuacja prawna mniejszości żydowskiej w Drugiej Rzeczypospolitej Wrocław 2010
Koper S Afery i skandale Drugiej Rzeczypospolitej
PEDAGOGIKA I SZKOLNICWO W DRUGIEJ RZECZYPOSPOLITEJ REFORMA JĘDRZEJEWICZOWSKA MYŚL PEDAGOGICZNA
Tomaszewski J Mniejszości narodowe w Polsce XX wieku
Elementy polskiej tożsamości narodowej na Pomorzu od połowy XIX w do powstania Drugiej Rzeczypospoli
Afery i skandale Drugiej Rzeczypospolitej Sławomir Koper ebook
I.I WOJNA ŚWIATOWA, 9.Mniejszości narodowe w II Rzeczypospolitej, Marek Biesiada
Rosiński Tomasz Paweł Represjonowanie mniejszosci w sredniowieczu
D19250534 Ustawa z dnia 1 lipca 1925 r w przedmiocie zmiany części drugiej 3 rozporządzenia Prezyde
Tomasz Chłopecki, Polityka równowagi w II Rzeczypospolitej (1935 1939)
Tomasz Kątowski,Władysław Kiwak Rzeczywistość ekonomiczna
D19240038 Rozporządzenie Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 15 stycznia 1924 r o poborze d
D19240212 Rozporządzenie Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 25 lutego 1924 r o podwyższeniu drugiej
tomasz szmuc programowanie systemow czasu rzeczywistego wyklad

więcej podobnych podstron