Opowieści
Biblijne II
Autor:
Przemysław Jewak
Jeśli
ktoś mimo wszystko sięgnął do mojego poprzedniego artykułu
nawiązującego do Biblii - zapewne już wie, o czym pragnę napisać.
Mimo wszystko jednak wytłumaczę się, dlaczego wciąż i wciąż
wracam do tej arcyciekawej książki. Ktoś mógłby powiedzieć, że
zapewne dlatego iż nie mam o czym pisać, nie mam żadnej innej
literatury - ale nie będzie to cała prawda. Otóż wydaje mi się
(zapewne się powtarzam), że Biblia jest doskonałym źródłem
informacji o bliskich spotkaniach - i to zarówno stopnia I, II jak
też najbardziej spektakularnych - III i IV. W dzisiejszych czasach,
kiedy przy odrobinie dobrej woli można zdobyć literaturę,
czasopisma opisujące współczesne bliskie spotkania, te sprzed paru
tysięcy lat, wydają się być mniej "atrakcyjne".
Może i tak, ale nie do końca.
Otóż,
jeżeli zastanowimy się nad współczesnymi obserwacjami
Niezidentyfikowanych Obiektów Latających, jak również ich
załogantów, możemy dojść do wniosku, że w dzisiejszych czasach
ludzie mieli podstawy, aby wymyślić wszystkie te zdarzenia. Przy
dzisiejszym rozwoju cywilizacji, gdy ludzkość sięga coraz dalej w
kosmos, to co kiedyś wydawało się tylko czystą fantazją, dzisiaj
staje się rzeczywistością, a przyszłe plany są coraz bardziej
śmiałe, normalnym jest pragnienie przekonania się, czy jesteśmy
sami w tym wielkim domu, nazywanym "kosmosem".
Naturalnym jest również przypuszczenie, że ONI będą musieli
dysponować zaawansowaną techniką. Świadomie lub nie, posługujemy
się w tym przypadku, nawiązaniami do tego, co jest nam znane, tak
więc ich technika będzie "podobna
do naszej, tylko bardziej zaawansowana"
itd. Znacznie trudniej byłoby nam przyjąć, że są to istoty
duchowe, z innego wymiaru itd. To wszystko dlatego, że jeśli
jesteśmy skłonni przyznać, iż kiedyś nasza cywilizacja będzie
zdolna odbywać podróże międzyplanetarne - to dlaczego ONI nie
mieliby tego robić już teraz?
Do
czego jednak zmierzam? Otóż, twierdzę, że jeśli ktoś się
uprze, to większość współczesnych obserwacji NOLi można, przy
odrobinie dobrych (złych?) chęci zakwalifikować, jako
mistyfikacje, pomyłki, halucynacje itp. Dlaczego? Dlatego, że
współcześni ludzie mieli podstawy, na których mogli budować
swoje opowieści. I to jest słaby punkt obecnych doniesień o
obserwacjach tzw. UFO.
Wydaje
mi się również, chociaż jest to moje osobiste zdanie, że spora
ilość emitowanych seriali typu "Z
Archiwum X"
i pochodnych mogą, niestety, przyczynić się do wzrostu liczby
obserwowanych NOLi jak również w znacznym stopniu utrudniać
weryfikację współczesnych bliskich spotkań - popularyzacja
szczegółów problemu powoduje, iż częściej znajdują sie ludzie
próbujący dokonać mistyfikacji w tej dziedzinie.
Nie
powiedziałem jednak dotychczas, co to ma wspólnego z Biblią? Otóż
śmiem twierdzić i przypuszczam, że nie będzie innego wyjścia,
jak tylko się ze mną zgodzić, że ludzie sprzed dwu i więcej
tysięcy lat nie mieli wzorców (pochodzenia ziemskiego oczywiście),
na których mogliby budować swoje "niestworzone
historie".
Śmiem więc twierdzić, że kronikarze sprzed tysięcy lat, nie
byliby w stanie, bez żadnych wzorców, stworzyć wizji
"ztechnicyzowanych"
jak byśmy ich dziś określili "bogów",
wizji, której nie powstydzili by się dzisiejsi pisarze SF. Jakie z
tego płyną wnioski? Otóż, jeśli opisy zdarzeń zawarte w Biblii
(i innych świętych księgach) nie mogły powstać "z
powietrza",
więc logicznym wydaje się wniosek, że wydarzenia te rzeczywiście
miały miejsce oraz istniały wzorce, które obserwowali i opisywali
dawni kronikarze. A jeśli wzorce istniały i nie były pochodzenia
ziemskiego (przynajmniej nie w takim sensie, w jakim to rozumiemy),
znaczy to, że prawdopodobnie mamy tutaj do czynienia ze starożytnymi
bliskimi spotkaniami! Obserwatorzy ówcześni nie mieli bowiem ani
powodów, ani podstaw (technicznych) by takie opowieści niejako
sfałszować.
Zapewne
usłyszę teraz, że nie można tak do tego podchodzić, że to
wszystko ma głębsze znaczenie, a więc nawet jeśli autor to
wszystko wymyślił, to i tak nie ma to większego znaczenia. Ja
odpowiem natomiast, że zapewne jestem zupełnym ignorantem i nie
rozumiem "głębszych znaczeń" - ja po prostu widzę to,
co jest napisane. Mogę powiedzieć tylko jedno - te wszystkie pisma,
święte księgi mają tylko jedno głębokie, a może i głębsze
niż się większości ludzi wydaje, znaczenie: Nie jesteśmy tutaj
sami! A dowody? Proszę bardzo!
Zgodnie
z tradycją (tradycją? no, może trochę przesadzam, był dopiero
jeden artykuł na ten temat) wezmę pod lupę kolejne księgi Biblii.
Tym razem postąpię jednak trochę inaczej: rozpocznę od Bliskich
Spotkań Pierwszego Stopnia, poprzez II, III aż do... IV!
Najczęściej
obserwowanym obiektem latającym przez Izraelitów była... "Chwała
Pańska".
Nieodmiennie towarzyszył jej ogień, huk, pojawiały się również
inne niezwykłe obiekty - tajemnicze "obłoki"
oraz słupy ognia - i nie były to bynajmniej zjawiska naturalne,
ponieważ wykazywały niewątpliwą inteligencję! Zjawiska te
spotykamy w Biblii, zwłaszcza w starszych księgach, prawie na
każdym kroku - potem zjawisko jakby trochę zanika. Nie będę
oczywiście wypisywał wszystkich tego typu przypadków, bo mijałoby
się to z celem, ale jednemu przykładowi warto się przyjrzeć:
"W
dniu, kiedy ustawiono przybytek, okrył go wraz z namiotem Świadectwa
obłok, i od wieczora aż do rana pozostawał nad przybytkiem na
kształt ognia. I tak działo się zawsze: obłok okrywał go , a w
nocy - jakby blask ognia. Kiedy obłok podnosił się nad
przybytkiem, Izraelici zwijali obóz, a w miejscu, gdzie się
zatrzymał, rozbijali go znowu."
Czyżby
więc "ktoś"
towarzyszył Izraelitom podczas całej wędrówki i stale ich
prowadził? Należy przecież pamiętać, iż Mojżesz udawał się
do przybytku, aby rozmawiać z Bogiem! Czy więc z "tym
bogiem",
który unosił się nad przybytkiem ukryty w "maskującym",
świecącym obłoku? Trzeba również zauważyć, że "obłok"
ten musiał być dla nich czymś jak najbardziej realnym, bo, że się
tak wyrażę, "co
za idiota szedłby przez czterdzieści lat przez pustynię za czymś,
czego nie było"?
Podczas
ofiarowania Mojżeszowi tablic z przykazaniami, bóg również
przybywa "Chwałą
Pańską"
(wielozadaniowy lądownik?)
"Gdy
zaś wstąpił Mojżesz na górę, obłok ją zakrył. Chwała Pana
spoczęła na górze Synaj, i okrywał ją obłok przez sześć dni
[...] A wygląd Chwały Pana był jak ogień pożerający na szczycie
góry."
Czy
gdzie indziej:
"Wtedy
zbliżyliście się i stanęliście pod górą - a góra płonęła
ogniem aż do nieba, okryta mrokiem, ciemnością i chmurą. I
przemówił do was Pan, Bóg wasz, spośród ognia. Dźwięk słów
słyszeliście, ale poza głosem nie dostrzegliście postaci."
"Całe
zgromadzenie mówiło, by ich ukamienować, gdy ukazała się Chwała
Pana [...] rzekł Pan do Mojżesza..."
Należy
jeszcze raz przypomnieć, że Izraelici byli prowadzeni przez obłok
i słup ognia (mówię oczywiście o wędrówce przez pustynię).
Przypomina to zjawisko obserwowane... współcześnie, podczas
objawień w Crosia! Tam też widziano dziwnie zachowujące się
obłoki, "zamaskowane"
NOLe, oraz coś, co przypominało słup pyłu... Nie będę się
tutaj dłużej nad tym rozwodził, ponieważ przypadek ten opisałem
w jednym z moich poprzednich artykułów.
Wypadało
by wspomnieć, o kolejnym interesującym zjawisku, a mianowicie, w
wielu miejscach, bóg mówi do Mojżesza, aby jego lud nie obawiał
się walki z silniejszym wrogiem, gdyż On mu pomoże. Wyglądało to
na przykład tak:
"...
Twoje oczy widziały wszystko, co uczynił Pan, Bóg wasz, dwom
królom; tak samo Pan uczyni wszystkim królestwom, do których ty
przejdziesz. Nie bój się ich, bo Pan, Bóg wasz, będzie za was
walczył."
Nie
byłoby to nic niezwykłego - no cóż, przywódca zawsze musi,
dodawać ducha swoim podwładnym, pewnie tak, ale w tym przypadku
jednak chodzi o coś zupełnie innego, a dlaczego? Dlatego, że
pewnego razu Jakub spotyka... no właśnie, co?:
"Jakub
ruszył w dalszą drogę. A gdy go napotkali aniołowie Boga,
ujrzawszy ich rzekł: Jest to obóz Boży. Nazwał więc to miejsce
Machanaim."
Zdumiewające!
Wojsko Anielskie! Obozujące sobie na Ziemi i walczące u boku
Izraelitów! Ale żeby rozwiać wasze wątpliwości, powiem, że Ci
"aniołowie"
byli jednak z krwi i kości. Poprę oczywiście odpowiednim cytatem:
"Gdy
zaś wrócił i został sam jeden, ktoś zmagał się z nim aż do
wschodu jutrzenki, a widząc, że nie może go pokonać, dotknął
jego stawu biodrowego i wywichnął Jakubowi ten staw podczas
zmagania się z nim. A wreszcie rzekł Puść mnie, bo już wschodzi
zorza! Jakub odpowiedział: Nie puszczę Cię, dopóki mi nie
pobłogosławisz! Wtedy go zapytał: Jakie masz imię? On zaś rzekł:
Jakub. Powiedział: Odtąd nie będziesz się zwał Jakub, lecz
Izrael, bo walczyłeś z BOGIEM i z ludźmi i ZWYCIĘŻYŁEŚ..."
(wyróżnienia: Quetz).
Ten
rozdział w Biblii nosi co prawda tytuł "Walka
Jakuba z Aniołem",
chociaż z treści szybko orientujemy się, że Jakub walczył z...
Bogiem! Który jak widać wcale nie jest silniejszy od przeciętnego
człowieka i wcale nie jest wszystkowiedzący (pyta o imię). Czy
więc tacy właśnie Aniołowie (bogowie) przebywali w obozie, na
który natknął się wcześniej Jakub? Wszystko wskazuje na to, że
tak. Czy więc takie "wojsko
anielskie"
(boskie?) byłoby szczególnie pomocne dla Mojżesza podczas walk? W
walce wręcz prawdopodobnie, nie, ale:
"...
Pan przyszedł z Synaju i z Seiru dla nich wzeszedł, zabłysnął z
góry Paran, przybywa z Meriba po Kadesz, W PRAWICY OGIEŃ
PŁONĄCY..."
(wyróżnienia: Quetz).
Tak
uzbrojeni "Aniołowie"
mogli być użytecznymi sprzymierzeńcami! I tak oto odnajdujemy w
Biblii coś, czego byśmy się zupełnie nie spodziewali: Przybysze z
nieba stają do walki zbrojnej u boku jednego z walczących narodów
ziemskich, ba, narodu dokonującego podbojów!
Jednak
aniołowie nie tylko militarnie pomagają Izraelitom, ci podczas
wędrówki przez pustynię są systematycznie "dokarmiani"...
manną, która okazuje się być pełnowartościowym pożywieniem
(syntetyczna żywność?), skoro wędrowcy dotrwali do końca
wieloletniej podróży w pełni sił. Co najciekawsze, pojawiania się
manny powiązać należy również z "Chwałą
Pańską":
"W
czasie przemowy Aarona do całego zgromadzenia Izraelitów spojrzeli
ku pustyni i ukazała się im w obłoku Chwała Pana. I przemówił
Pan do Mojżesza [...] rano nasycicie się chlebem [...] nazajutrz
rano warstwa rosy leżała dookoła obozu. Gdy się warstwa rosy
uniosła ku górze, wówczas na pustyni leżało coś drobnego,
ziarnistego, niby szron na ziemi."
Ale
bogowie byli jednak srodzy, każde nieposłuszeństwo wśród
"swojego"
ludu przykładnie karali. A że podczas tych egzekucji ginęły dwie
trzy setki niewinnych ludzi... no cóż...
"Gdy
kończył mówić te słowa, rozstąpiła się ziemia pod nimi.
Ziemia otworzyła swoją paszczę i pochłonęła ich razem z
rodzinami, jak również ludzi, którzy połączyli się z Korachem
[...] Wtedy wypadł ogień od Pana i pochłonął dwustu
pięćdziesięciu mężów, którzy ofiarowali kadzidło."
Na
zakończenie jeden z najbardziej interesujących fragmentów, jaki
udało mi się znaleźć, poza księgą Ezechiela oczywiście:
"Oto
cztery wichry nieba wzburzyły wielkie morze. Cztery ogromne bestie
wyszły z morza, a jedna różniła się od drugiej. Pierwsza podobna
była do lwa i miała skrzydła orle. Patrzałem, a oto wyrwano jej
skrzydła, ją zaś samą uniesiono w górę i postawiono jak
człowieka na dwu nogach dając jej ludzkie serce. A oto druga
bestia, zupełnie inna, podobna do niedźwiedzia, z jednej strony
podparta, a trzy żebra miała w paszczy między zębami, Mówiono do
niej: "Podnieś się! Pożeraj więcej mięsa!" Potem
patrzałem, a oto inna bestia podobna do pantery, mająca na swym
grzbiecie cztery ptasie skrzydła. Bestia ta miała cztery głowy;
jej to powierzono władzę.[...] a oto czwarta bestia, okropna i
przerażająca, o nadzwyczajnej sile. Miała wielkie zęby z żelaza
i miedziane pazury; pożerała i kruszyła, depcąc nogami to, co
pozostawało. Różniła się od wszystkich poprzednich bestii i
miała dziesięć rogów. Gdy przypatrywałem się rogom, oto inny
mały róg wyrósł między nimi..."
Na
pierwszy rzut oka autor opisuje zupełnie fantastyczne i nigdy nie
mające miejsca wydarzenia, jakieś bestie, potwory... Lecz wystarczy
na chwilę się zatrzymać, wysilić wyobraźnię i spróbować
"zobaczyć"
obraz, który maluje przed nami prawdopodobnie naoczny świadek tych
zdarzeń. Co by było, gdyby zastąpić określenie "bestia",
słowem "maszyna"
(na przykład) i przeczytać tekst ponownie, pamiętając, że Dawid
nie pisze, że bestia "była
niedźwiedziem",
a tylko "podobna
do niedźwiedzia"
itd. I już mamy obraz jakiegoś warsztatu naprawczego, jakaś
maszyna, zostaje uniesiona do góry i ustawiona w "nienaturalnej"
dla niej pozycji - w celu dokonania jakichś czynności, być może
naprawczych. Inna maszyna stoi ewidentnie podparta i zabezpieczona,
kolejna "bestia"
ma cztery skrzydła - czyżby jakaś maszyna latająca? Ale
najbardziej zdumiewająca jest czwarta bestia, która jak sam autor
mówi, wykonana jest z różnych metali. Bestia swoją "paszczą"
miażdży wszystko przed sobą, a to co zostanie - niszczy swoim
własnym ciężarem? Czyżby buldożer? Albo coś podobnego? Teraz
wszystko wydaje się jasne, taką potężną maszynę, poruszającą
się, powiedzmy, na gąsienicach, starożytny z pewnością mógł
wziąć za bestię, a w żadnym razie nie mógł rozpoznać jej jako
maszyny. Określenie bestia, potwór było jedynym możliwym do
przyjęcia!
Niezwykłe,
nieprawdaż? Tak jak wspominałem na początku, jeśli współczesny
człowiek zobaczyłby coś takiego, nie byłoby w tym nic
nadzwyczajnego, ot jakiś plac budowy, ewentualnie jakaś hala
naprawcza (albo jedno i drugie), ale jeśli coś takiego opisuje
starożytny kronikarz, to staje się to conajmniej zastanawiające,
czyż nie?
Wszystkie
cytaty w powyższym artykule zaczerpnięte zostały z Biblii, ze
Starego Testamentu.
http://www.ndw.v.pl/art.php?nr=96