Rozmowy z Mistrzem



Śri Nisargadatta Maharaj

(1897-1981)






ROZMOWY Z MĘDRCEM

ROZMOWY 3

16 maja 1970 r. 3

2 czerwca 1970 r. 3

6 czerwca 1970 r. 4

27 czerwca 1970 r. 4

4 lipca 1970 r. 5

11 lipca 1970 r. 6

29 sierpnia 1970 r. 8

5 września 1970 r. 10

19 września 1970 r. 11

26 grudnia 1970 r. 12

2 stycznia 1971 r. 14

7 stycznia 1971 r. 16

16 stycznia 1971 r. 18

4 lutego 1971 r. 20

29 stycznia 1972 r. 21

8 kwietnia 1972 r. 22

NOWE ROZMOWY 25

8 sierpnia 1970 r. 25

15 sierpnia 1970 r. 26

30 stycznia 1971 r. 28

13 lutego 1971 r. 29

14 lutego 1971 r. 31

25 marca 1971 r. 32

3 kwietnia 1971 r. 33

8 kwietnia 1971 r. 35

6 listopada 1971 r. 36

9 listopada 1971 r. 38

13 listopada 1971 r. 39

20 listopada 1971 r 41

27 listopada 1971 r. 43

D O D A T E K 44



ROZMOWY16 maja 1970 r.

R o z m ó w c a: Wszyscy nauczyciele doradzają medytację. Jaki jest jej cel?

M a h a r a j: Znamy dobrze zewnętrzny świat wrażeń i czynności, słabo natomiast jest nam znany wewnętrzny świat, świat naszych myśli i uczuć. Pierwszy cel medytacji polega na tym, aby stać się świadomym swego wewnętrznego życia i dobrze je poznać. Ostatecznym celem medytacji jest dotarcie do źródła życia i świadomości. Umiejętność medytowania oddziałuje głęboko na charakter. Jesteśmy niewolnikami tego, czego nie znamy, zaś panami tego, co jest nam znane. Wszelkie nasze wady i słabe strony przezwyciężamy przez samo ich poznanie, przez wykrycie i zrozumienie przyczyn ich powstawania oraz ich skutków. To, co nieświadome wyzwala energię. Umysł wtedy uspokaja się.

R: Co daje spokój umysłu?

M: Gdy umysł jest uspokojony, poznajemy siebie jako czystych świadków. Zdobywamy dystans w stosunku do doświadczenia i doświadczającej osoby i stajemy z boku w czystej świadomości, która jest między jednym i drugim, ale i poza nimi. Osobowość nasza polegająca na samoidentyfikacji, na wyobrażeniu "jestem tym, jestem tamtym", trwa dalej, ale już jako część świata obiektywnego. Przestaje ona utożsamiać się ze świadkiem.


R: Wydaje mi się, że żyję na wielu poziomach, a każdy wymaga nakładu energii. Jaźń prawem swej natury raduje się każdą rzeczą i jej siły uchodzą na zewnątrz. Czy celem medytacji nie jest zatrzymanie energii na wyższych poziomach oraz popychanie jej ku górze, aby umożliwić rozwój tych wyższych poziomów?

M: Jest to sprawa nie tyle poziomów, co sprawa cech (gun). Medytacja jest działaniem harmonijnym (sattwicznym), zmierzającym do zupełnego wyeliminowania ciemnoty (tamasu) oraz namiętności (radżasu). A czysta harmonia (sattwa) to zupełna wolność od gnuśności i niepokoju.


R: W jaki sposób można wzmocnić i oczyścić sattwę?

M: Sattwa jest zawsze czysta i mocna. Jest jak słońce, które może wydawać się zaciemnione przez chmury albo kurz - jednak tylko temu, kto spogląda na nie z dołu. Należy zająć się przyczynami zaciemnienia, a nie słońcem.


R: Jakie korzyści daje sattwa?

M: A jakie są korzyści z prawdy, dobroci, harmonii czy piękna? Stanowią one cel same w sobie. Pojawiają się spontanicznie i bez wysiłku, gdy sprawy pozostawia się ich własnemu biegowi, bez wtrącania się do nich, bez unikania ich lub dopominania się o nie; gdy są po prostu tylko doświadczane w pełni świadomości. Taka świadomość sama stanowi sattwę. Nie posługuje się ludźmi ani przedmiotami, ale wypełnia je.


R: Skoro nie mogę osiągnąć sattwy, to czy powinnam zająć się tamasem i radżasem? Jak mam z nimi postępować?

M: Obserwować je w sobie i ich wpływ na siebie. Należy uświadomić sobie ich działanie, rozpoznawać ich obecność w myślach, słowach i czynach. Stopniowo ich wpływ na panią będzie malał i pojawi się w pani jasne światło sattwy. Nie jest to proces trudny ani długotrwały. Jedyny warunek powodzenia to powaga i żarliwość.





2 czerwca 1970 r.

R o z m ó w c a: W dzieciństwie popadałem często w stan pełnej szczęśliwości, graniczącej z ekstazą. Później to ustało. Odkąd jednak przyjechałem do Indii, stany takie pojawiają się znowu, zwłaszcza po nawiązaniu kontaktu z panem. Są one piękne lecz niestety nietrwałe. Pojawiają się i mijają, nigdy zaś nie wiadomo, kiedy wrócą.

M a h a r a j: Cóż może być stałego w umyśle, który sam w sobie nie jest stały?


R: W jaki sposób mógłbym umysł swój uczynić stałym?

M: Jakże to niestały umysł mógłby uczynić siebie stałym? Jasne jest, że nie może. Umyśl z natury swej podlega zmiennym stanom. Jedyne, co leży w pana możliwości, to przeniesienie ośrodka świadomości poza umysł.


R: Jak to się robi?

M: Należy porzucić wszelkie myśli z wyjątkiem jednej: myśli "jestem". Początkowo umysł będzie się buntował, ale cierpliwość i nieustępliwość powoli spowodują, że podda się i uspokoi. Gdy zaś się uspokoi, wszystko zacznie się dziać automatycznie, w sposób zupełnie naturalny, bez żadnej interwencji z pana strony.


R: Czy nie mógłbym uniknąć tej przewlekłej walki z własnym umysłem?

M: Tak, może pan. Niech pan po prostu przyjmie swoje życie takie, jakie ono jest, będąc przy tym czujnym i uważnym. Niech pan pozwoli, aby wszystko działo się tak, jak się dzieje, robiąc naturalne rzeczy w naturalny sposób, cierpiąc i radując się według tego, co życie przyniesie. Również taka może być droga.


R: W takim razie mogę ożenić się, mieć dzieci, prowadzić interesy...

M: Oczywiście. Może pan osiągnąć szczęście lub nie; niech pan to z góry założy.


R: Ale ja pragnę szczęścia.

M: Prawdziwego szczęścia nie można znaleźć w tym, co się zmienia i przemija. Przyjemności i przykrości nieuchronnie się przeplatają. Szczęście przychodzi z jaźni i wyłącznie w jaźni może być znalezione. Niech pan znajdzie swoje prawdziwe "ja"/swarupa/, a wszystko inne się pojawi.


R: Jeśli moje prawdziwe "ja" jest spokojem i miłością, to skąd tyle niepokoju?

M: To nieprawdziwa pana istota jest niespokojna ale jej odbicie w umyśle, ponieważ umysł jest niespokojny. Podobne to jest do odbicia księżyca w wodzie poruszanej podmuchem wiatru. Wiatr pożądań porusza umysł, a wydaje się, że to pańskie "ja", które jest tylko odbiciem jaźni w umyśle, ulega zmianom. Wszystkie te wyobrażenia o ruchu, o niepokoju, o przyjemności i przykrości znajdują się w umyśle. Jaźń jest poza umysłem, świadoma ale niezaangażowana.


R: Jak do niej dotrzeć?

M: Pan sam jest jaźnią - tu i teraz. Niech pan oderwie się od umysłu. Przekona się pan, że żyć świadomie lecz z dystansem, obserwując jak zdarzenia przychodzą i mijają, jest cechą pańskiej prawdziwej natury.


R: A jakie są inne jej cechy?

M: Cech jest niezliczona ilość. Niech pan osiągnie jedną, a osiągnie pan wszystkie.


R: Niech pan mi coś powie, co by mi pomogło.

M: Sam pan najlepiej wie, czego pan potrzebuje!


R: Jestem pełen niepokoju. Jak mógłbym osiągnąć spokój?

M: Do czego jest panu potrzebny spokój?


R: Do szczęścia.

M: Czy teraz nie jest pan szczęśliwy?


R: Nie, nie jestem.

M: Co czyni pana nieszczęśliwym?


R: Mam to, czego nie pragnę, a pragnę tego, czego nie mam.

M: Dlaczego pan tego nie odwróci? Niech pan pragnie tego, co pan ma, a nie dba o to, czego pan nie ma.


R: Pragnę tego, co jest przyjemne, a nie chce tego co przykre.

M: Skąd pan wie, co jest przyjemne a co nie jest?


R: Oczywiście z własnego doświadczenia.

M: Kierując się pamięcią, podążał pan za przyjemnością i wystrzegał się pan przykrości. Czy osiągnął pan sukces?


R: Nie. Przyjemności są nietrwałe, a cierpienie powraca.

M: jakiego rodzaju cierpienie?


R: Pragnienie przyjemności, lęk przed przykrością - jedno i drugie bolesne. Czy istnieje niczym nie zmącone szczęście?

M: Każda przyjemność, fizyczna czy psychiczna, wymaga jakiegoś podłoża. Podłoże, zarówno fizyczne jak psychiczne, jest materialne, wyczerpuje się i zużywa. Tym samym osiągana przyjemność ma z konieczności ograniczoną moc i trwałość. Cierpienie istnieje u źródeł wszystkich pańskich przyjemności. Pan pragnie przyjemności, ponieważ cierpi. Z drugiej strony samo poszukiwanie przyjemności, to także przyczyna cierpienia. Błędne koło.


R: Rozumiem mechanizm moich przywiązań, ale nie widzę drogi wyjścia.

M: Samo zbadanie tego mechanizmu wskazuje drogę. Przecież pańskie błędy są tylko w pana umyśle, który nigdy dotąd nie buntował się przeciwko błędom i nigdy nie próbował się z nimi uporać. Buntował się tylko przeciwko cierpieniu.


R: A więc nic mi nie pozostaje, jak żyć tak samo nadal.

M: Żyć czujnie. Niech pan zastanawia się, obserwuje, bada, jak najwięcej dowiaduje się na temat błędów oraz ich wpływu na pana i na innych. Przez poznanie błędów uwolni się pan od nich.


R: Kiedy analizuję siebie, dostrzegam, że niczego tak nie pragnę, jak stworzenia jakiegoś wiekopomnego dzieła, które by mnie przetrwało. Nawet gdy myślę o założeniu rodziny, o żonie i dziecku, wynika to z chęci utrwalenia mego istnienia.

M: Niech pan sobie zbuduje pomnik. W jaki sposób zamierza pan to uczynić?


R: Nieważne co zbuduję, byle to było trwałe.

M: Z pewnością sam pan dobrze wie, że nic nie jest trwałe. wszystko się zużywa, niszczeje, rozkłada. Sama więc podstawa, na której pan buduje, wskazuje drogę. Czy może pan zbudować coś, co przetrwa wszystko inne?


R: Intelektualnie i werbalnie uświadamiam sobie, że wszystko przemija. A jednak serce moje pragnie nieprzemijalności. Chcę stworzyć coś, co pozostanie.

M: W takim razie musi pan budować z trwałym materiału. Czym trwałym pan dysponuje? Zarówno ciało jak i umysł przeminą. Szukać więc trzeba gdzie indziej.


R: Tęsknię do rzeczy trwałej, ale nigdzie jej nie znajduję.

M: A czy pan nie jest czymś trwałym?


R: Urodziłem się i umrę.

M: Czy może pan naprawdę orzec, że nie było pana przed narodzinami i czy po śmierci będzie pan mógł powiedzieć "teraz już nie istnieję"? Nie może pan orzec na podstawie własnego doświadczenia, że pana nie ma. Może pan tylko stwierdzić "jestem". Inni również nie mogą panu powiedzieć, że pana nie ma.


R: We śnie nie ma "jestem".

M: Zanim zrobi pan tego rodzaju stwierdzenie, powinien pan dokładnie przyjrzeć się swemu stanowi na jawie. Odkryje pan w nim wiele przerw, kiedy umysł jest nieczynny. Niech pan zwróci uwagę, jak niewiele pan pamięta nawet w stanie pełnego czuwania. Nie może pan powiedzieć, że podczas snu nie miał pan świadomości. Pan tylko nie pamięta. Luka w pamięci to niekoniecznie luka w świadomości.


R: Czy mogę zapamiętać, jaki jest mój stan w głębokim śnie?

M: Oczywiście! Przez wyeliminowanie przerw spowodowanych brakiem uwagi podczas godzin czuwania, wyeliminuje pan stopniowo długa przerwę nieobecności umysłu, którą nazywa pan snem. Wtedy będzie pan świadomy, że pan śpi.


R: Ale problem trwałości, ciągłości bytu, nie jest rozwiązany.

M: Trwałość to tylko idea zrodzona przez działanie czasu. Czas zaś zależy od pamięci. Trwałość to według pana niezawodna pamięć przez nieskończony czas. Chce pan uwiecznić umysł, co nie jest możliwe.


R: Cóż więc jest wieczne?

M: Wieczne jest to, co nie zmienia się wraz z czasem. Nie można uwiecznić rzeczy przemijającej. Tylko to co niezmienne jest wieczne.


R: Orientuję się w ogólnym sensie tego, co pan mówi. Nie pragnę więcej wiedzy. Pragnę jedynie spokoju.

M: Może pan osiągnąć pełny spokój przez samo pragnienie.


R: Pragnę.

M: Musi pan pragnąć nie rozdzielonym sercem i żyć życiem zintegrowanym.


R: Jak?

M: Niech pan oderwie się od wszystkiego, co czyni umysł niespokojnym. Niech pan zrezygnuje ze wszystkiego, co zakłóca mu spokój. Jeśli chce pan mieć spokój, niech pan na niego zasłuży.


R: Z pewnością każdy zasługuje na spokój.

M: Tylko ci zasługują, którzy nie zakłócaj spokoju.


R: W jaki sposób ja zakłócam?

M: Przez to, że jest pan niewolnikiem swoich pragnień i obaw.


R: Nawet wtedy, gdy są one uzasadnione?

M: Reakcje uczuciowe zrodzone z niewiedzy lub braku uwagi nie są nigdy usprawiedliwione. Niech pan dąży do czystego umysłu i czystego serca. Jedyne czego pan potrzebuje, to trwanie w stanie spokojnej czujności i badanie swej własnej prawdziwej natury. Jest to jedyna droga do spokoju.






6 czerwca 1970 r.

R o z m ó w c a: Przepełniony jestem pragnieniami i chcę ich spełnienia. Jak mógłbym osiągnąć to, czego pragnę?

M a h a r a j: Czy zasługuje pan na spełnienie swoich pragnień? Zresztą tak czy inaczej musi pan starać się o ich spełnienie. Trzeba zdobyć się na energię i czekać na wyniki.


R: Skąd mam wziąć tę energię?

M: Już samo pragnienie jest energią.


R: Dlaczego więc nie każde pragnienie się spełnia?

M: Prawdopodobnie nie zawsze jest ono dostatecznie silne i trwałe.


R: Właśnie to jest moim problemem. Pragnę, ale jestem zbyt leniwy, gdy potrzeba czynu.

M: Jeśli pragnienie nie jest dosyć jasne i silne, nie może się spełnić. Ponadto jeśli pragnienie jest osobiste, jeśli ma pan na względzie tylko własne zadowolenie, pańska energia jest z konieczności ograniczona. Nie można otrzymywać więcej, niż się daje.



R: A jednak zwykli ludzie realizują to, czego pragną.

M: Po długotrwałym okresie silnego pragnienia. Ale nawet wtedy osiągnięcia ich są ograniczone.


R: A jak jest z pragnieniami bezinteresownymi?

M: Jeśli pańskie pragnienie dotyczy powszechnego dobra, cały świat towarzyszy panu w tym pragnieniu. Niech pan uczyni pragnienie ludzkości swoim własnym i na jego rzecz działa. Nie dozna pan wtedy zawodu.


R: Ludzkość to dzieło Boga a nie moja. Ja jestem zajęty sobą. Czy nie mam prawa do tego, aby moje słuszne pragnienia zostały spełniona? Nikomu to przecież nie zaszkodzi. Pragnienia moje nie są bezpodstawne. Są one słuszne. Dlaczego się nie spełniają?

M: Pragnienia są dobre lub złe stosownie do okoliczności. Zależy jak się na nie spojrzy. Jakościowe ich rozróżnianie ma znaczenie tylko dla jednostki.


R: Jakie są wytyczne dla takiego rozróżniania? Jak mogę poznać, które pragnienie jest dobre, a które złe?

M: W pana przypadku wszystkie pragnienia, które prowadzą do cierpienia są złe, zaś te które prowadzą do szczęścia, są dobre. Ale nie może pan zapominać o innych ludziach. Liczą się także ich smutki i radości.


R: Efekty okazują się dopiero później. Skąd mogę wiedzieć, jakie one będą?

M: Niech pan używa swego umysłu i zapamiętuje. Niech pan obserwuje. Nie różni się pan od innych ludzi. Większość ich doświadczeń jest ważna również dla pana. Trzeba myśleć jasno i wnikliwie, wejrzeć w całą strukturę swoich pragnień. Stanowią one najważniejszą część panu umysłowego i uczuciowego oblicza, wpływając silnie na pańskie postępowanie. Niech pan pamięta: nie może się pan pozbyć tego, czego pan nie poznał. Aby wyjść poza siebie, musi pan siebie poznać.


R: Co to znaczy: poznać siebie? Jeśli poznam siebie, co właściwie będę wiedział?

M: Będzie pan wiedział, czym pan nie jest.


R: A nie - czym jestem?

M: Już teraz jest pan tym, czym pan jest. Poprzez poznanie czym pan nie jest, uwolni się pan od tego i powróci do swego naturalnego stanu. Wszystko to zachodzi spontanicznie, bez żadnego wysiłku.


R: I co odkryję wtedy?

M: Odkryje pan, że nie ma nic do odkrycia. Jest pan tym, czym pan jest - to wszystko.


R: Ale czym ostatecznie jestem?

M: Jest pan ostatecznym zaprzeczeniem wszystkiego, czym pan nie jest.


R: Nie rozumiem!

M: To dlatego, że zaślepia pana stale myśl, iż musi pan być taki czy inny.


R: Jak mogę pozbyć się tej myśli?

M: Jeśli ma pan do mnie zaufanie, proszę uwierzyć, że jest pan czystym bytem, który prześwietla pańską świadomość i całą jej nieskończoną treść. Według tego trzeba żyć. Jeśli mi pan nie wierzy, proszę wniknąć w siebie, pytając "czym jestem?" albo skupiając umysł na formule ''jestem" co stanowi czyste i naturalne istnienie.


R: Od czego zależy moje zaufanie do pana?

M: Od pańskiej zdolności wejrzenia w serca innych ludzi. Jeśli nie może pan spojrzeć w moje serce, proszę spojrzeć we własne.


R: Tego również nie potrafię.

M: Niech pan siebie oczyści, prowadząc uporządkowane i pożyteczne życie. Niech pan czuwa nad swoimi myślami, uczuciami, słowami i czynami. To panu obraz rozjaśni.


R: Czy nie powinienem najpierw zrezygnować ze wszystkiego i prowadzić bezdomny tryb życia?

M: Nie może pan zrezygnować. Może pan opuścić dom i narobić kłopotów swojej rodzinie, ale siły przywiązania pozostaną żywe w umyśle i opuszczą pana nie prędzej, aż wszechstronnie pozna pan swój umysł. Poznanie siebie samego to rzecz najważniejsza. Wszystko inne pojawi się samo.


R: Ale powiedział mi pan już, że jestem najwyższą rzeczywistością. Czy to nie jest równoznaczne z samopoznaniem?

M: Oczywiście jest pan najwyższą rzeczywistością. Ale co z tego? Bogiem jest każde ziarnko piasku. Ważne jest o tym wiedzieć, ale to dopiero początek.


R: A więc dobrze, wierze panu. Co mi pozostaje teraz do zrobienia?

M: Już panu mówiłem. Niech pan odkryje, czym pan nie jest. Ciało, uczucia, myśli, czas, przestrzeń, istnienie i nieistnienie - kiedy odrzuci pan już wszystkie konkrety i abstrakcje, dojdzie pan wreszcie do tego, czym pan jest. Same słowne stwierdzenia nic nie znaczą. Może pan ciągle cytować formułki, ale nic to panu nie da. Musi pan nieustannie czuwać nad sobą, szczególnie nad umysłem, niczego nie zaniedbując. Ta samoobserwacja ma istotne znaczenie dla oddzielenia jaźni od tego, co nią nie jest.


R: Czy bycie świadkiem nie jest moją prawdziwą naturą?

M: Być świadkiem to co innego.


R: A jak jest ze świadkiem świadka i świadomością najwyższej świadomości?

M: Rzucając puste słowa, nie zajdzie pan daleko. Musi pan wniknąć w siebie i odkrywać, czym pan nie jest. Wszystko inne jest nieważne.





27 czerwca 1970 r.

R o z m ó w c a: Widziałem wielu ludzi zrealizowanych, ale nigdy nie spotkałem wyzwolonego. Czy zetknął się pan kiedyś z takim człowiekiem i czy wyzwolenie równoznaczne jest z opuszczeniem ciała?

M a h a r a j: Co pan rozumie przez "realizację" i "wyzwolenie"?


R: Przez realizację rozumiem cudowne doświadczenie pokoju, dobroci i piękna. Mówię o czymś, co sam przeżyłem. Świat nabiera wówczas sensu, gdyż wszelkie rzeczy harmonizuje jedność istoty i treści. Nawet gdy doświadczenie takie przemija, nigdy nie można go zapomnieć. Promienieje ono w umyśle jako wspomnienie i tęsknota. Wyzwoleniem zaś nazywam ciągłe przebywanie w takim cudownym stanie. Chciałbym teraz zapytać, czy wyzwolenie daje się pogodzić z przetrwaniem ciała.

M: A w czym przeszkadza ciało?


R: Ciało jest słabe i nietrwałe, nastręcza wiele potrzeb i pragnień. Bardzo boleśnie ogranicza ono człowieka.

M: Cóż z tego? Fizyczne przejawy mogą być ograniczone. Wyzwolenie zaś jest obroną Jaźni przed fałszem i narzuconymi sobie wyobrażeniami. Nie polega ono na jakichś szczególnych, choćby najwspanialszych doświadczeniach.


R: Czy wyzwolenie jest trwałe?

M: Każde doświadczenie jest ograniczone w czasie. Cokolwiek ma początek, misi mieć i swój koniec.


R: A więc wyzwolenie - takie jak je określiłem - nie istnieje?

M: Wręcz przeciwnie, człowiek jest zawsze wolny. Pan może być świadomy i jest pan świadomy. Nikt nie jest w stanie panu tego odebrać. Czy pan na pewno pamięta siebie nie istniejącego i nieświadomego?


R: To że nie pamiętam, nie wyklucza okresowej nieświadomości mej istoty.

M: Czy nie byłoby lepiej zwrócić się ku doświadczającemu zamiast ku doświadczeniu i skupić się w pełni na odczuciu "jestem"?


R: Jak tego dokonać?

M: Nie trzeba stawiać takiego pytania. Po prostu należy się skupić na odczuciu "jestem" i starać się zjednoczyć z nim swój umysł i serce. Powtarzając wielokrotnie tego rodzaju próby, zrównoważy pan uwagę i żarliwość, a pański umysł utwierdzi się w myślo-czuciu "jestem". Cokolwiek by pan myślał, mówił i czynił, owo "jestem" będzie zawsze obecnym tłem pańskiego umysłu.


R: I pan to nazywa wyzwoleniem?

M: Nazywam to normalnością. Czy w istnieniu, poznawaniu i działaniu wolnym od wysiłku i zmartwień jest coś niewłaściwego? Po co od razu zastanawiać się nad zniszczeniem ciała? Dlaczego miałoby ono natychmiast umierać? Niech pan zmieni swój stosunek do ciała i pozostawi je w spokoju. Nie należy mu zanadto pobłażać, ale i nie trzeba go dręczyć. Niech mu pan pozwoli jak najdłużej przebywać poniżej progu świadomej uwagi.


R: Wspomnienie moich niezwykłych doświadczeń często mnie nawiedza. Chciałbym, żeby do mnie wróciły.

M: To pańska wola stanowi przeszkodę. Jakiekolwiek pragnienie blokuje przyjście głębszych doświadczeń. Umysł, który dobrze wie czego pożąda, żadnego wartościowego odkrycia nie dokona. To, co umysł może sobie wyobrazić, nie ma większego znaczenia.


R: Czego więc należy pragnąć?

M: Oczywiście najlepszego. Im większa szczęśliwość, tym doskonalsza wolność. Wolność od pragnień jest najwyższym błogosławieństwem.


R: Nie zależy mi na wolności od pragnień. Chcę takiej wolności, która zaspokoiłaby moje tęsknoty,

M: Ma pan zupełną swobodę zaspokajania ich. Faktycznie nic innego pan nie robi.


R: Staram się, ale tyle jest przeszkód, która mnie zniechęcają.

M: Niech pan je przezwycięży.


R: Nie potrafię, jestem zbyt słaby.

M: Ale z jakiego powodu? Czym jest ta słabość? Inni ludzie zaspokajają swe pragnienia, a pan nie może?


R: Brakuje mi chyba energii.

M: Gdzie ona zniknęła? Co się z nią stało? Czy przypadkiem nie rozproszył jej pan przez wiele sprzecznych pragnień i dążeń? Pańskie zapasy energii nie są nieograniczone.


R: Dlaczego?

M: Cele, do których pan dąży są drobne i niskie. Na więcej ona nie zasługują. Tylko energia Boga jest nie skończona, gdyż On nie chce dla siebie niczego. Niech pan się stanie podobny do Niego, a wszystkie pańskie pragnienia zostaną spełnione. Im wyżej sięgać będą pańskie cele i większe będą pragnienia, tym więcej energii będzie pan posiadał. Niech pan pragnie dobra dla wszystkich, a wszechświat będzie z panem współpracował. Jeśli jednak będzie pan szukał tylko własnej przyjemności, będzie pan musiał ciężko na to zapracować. Zanim pan czegoś zapragnie, niech pan na to zasłuży.


R: Studiuję filozofię, socjologię i zagadnienia wychowania. Myślę, że zanim przystąpię do samorealizacji, będę musiał jeszcze rozwinąć się umysłowo. Czy znajduję się na właściwej drodze?

M: Aby zarobić na życie, trzeba zdobyć jakąś specjalność. Natomiast wiedza ogólna niewątpliwie umysł rozwija. Jeśli jednak ma pan zamiar spędzić swe życie na nieprzerwanym gromadzeniu wiedzy, to zbuduje pan wokół siebie mur. Chcąc przekroczyć umysł, nie nalały przeciążać go wiedzą.


R: A co jest potrzebne?

M: Niech pan nie dowierza umysłowi i śmiało go prze kroczy.


R: A co mogę znaleźć poza umysłem?

M: Bezpośrednie doświadczenie bytu, poznania i miłości.


R: Jak mam przekroczyć umysł?

M: Wiele jest punktów wyjścia - wszystkie one prowadzą do tego samego celu. Może pan na przykład zacząć od bezinteresownej pracy, rezygnacji z owoców swojego działania. Potem może pan zaniechać myślenia i wreszcie zrezygnować z wszelkich pragnień. W tym przypału głównym działającym czynnikiem jest zaniechanie /tjaga/. Można jeszcze inaczej, na przykład przestać przejmować się wszystkim, czego się pragnie, o czym się myśli i czym się zajmuje, i po prostu zagłębić się w myślenie i odczuwanie owego "jestem". Potem należy się w tym stanie utwierdzić. Może pan wówczas przeżywać różne doświadczenia, ale proszę pamiętać, że są to zjawiska przejściowe. Tylko odczucie "jestem" ma przetrwać.


R: Nie mogę dla takich praktyk zrezygnować z całego mego życia. Mam wiele obowiązków do spełnienia.

M: Ależ obowiązki swoje musi pan wypełniać! Działanie bez emocjonalnego zaangażowania, pożyteczne i nie wywołujące cierpień, nie będzie pana krępować. Może pan podejmować różne czynności i działać z wielkim zapałem, ale musi pan pozostawać wewnętrznie wolny i spokojny, z umysłem podobnym do zwierciadła, które wszystko odbija i samo pozostaje nie poruszone.


R: Czy taki stan jest osiągalny?

M: Nie mówiłbym o tym, gdyby było inaczej. Po co miałbym popisywać się fantastycznymi pomysłami?


R: Wszyscy powołują się na źródła pisane.

M: Ci, którzy znają tylko księgi, nie wiedzą niczego. Znać to być. To o czym mówię, znam nie z lektury i nie ze słyszenia.


R: Studiuję sanskryt pod kierunkiem profesora, ale w rzeczywistości studia moje nie wykraczają poza sztukę czytania. Ja jednak poszukuję drogi samorealizacji i znalazłem wreszcie potrzebne mi kierownictwo. Proszę mi powiedzieć, co mam czynić,

M: Jeśli czytał pan sanskryckie teksty, to po co pan pyta?


R: Teksty te podają wskazania ogólne, a jednostka potrzebuje szczegółowych instrukcji.

M: Największy nauczycielem /sadguru/ jest pańska jaźń. Nauczyciel zewnętrzny /guru/ to zaledwie kamień milowy na pana drodze. Tylko pański wewnętrzny nauczyciel będzie stale panu towarzyszył i doprowadzi go do celu. On sam wreszcie jest ty celem.


R: Do wewnętrznego nauczyciela niełatwo dotrzeć.

M: Ponieważ znajduje się on w panu i stale z panem przebywa, nie są to trudności poważne. Niech pan wejrzy w siebie i go odkryje.


R: Patrząc w siebie dostrzegam wrażenia, doznania, myśli, uczucia, pragnienia, niepokoje, wspomnienia, oczekiwania. Jastem w nich zanurzony jak w chmurze i nic nie widzę.

M: To pański wewnętrzny nauczyciel wszystko widzi. Tylko on j e s t, zaś wszystko inne wydaje się być. On jest pańską prawdziwą jaźnią, jedyną nadzieją i podstawą pana wolności. Niech pan go odkryje i trzyma się go, a będzie pan uratowany,


R: Wierzę panu. Kiedy jednak zaczynam naprawdę go szukać, wówczas mi ucieka.

M: A gdzie powstaje myśl, że on panu "ucieka"?


R: W umyśle.

M: A kto poznaje ten umysł?


R: Poznaje go świadek umysłu.

M: Czy przyszedł ktoś do pana i powiedział: "Jestem świadkiem twego umysłu"?


R: Oczywiście, że nie. Byłoby to wtedy tylko inne wyobrażenie w moim umyśle.

M: A więc kto jest tym świadkiem?


R: Ja sam.

M: A zatem zna pan świadka - sam jest pan tym świadkiem. Dlatego powtarza

M: znać to być.


R: Tak, zdaję sobie sprawę, że jestem świadkiem, tą Najwyższą świadomością. Ale jaką będę miał z tego korzyść? M; Cóż za pytanie! A jakich korzyści pan oczekuje? Czy nie wystarczy, że wie pan, kim pan jest?


R: Jaka jest korzyść z samopoznania?

M: Samopoznanie pomaga zrozumieć czym pan nie jest i daje panu wolność od fałszywych wyobrażeń, pragnień i czynów.


R: Jeśli jestem tylko świadkiem, to co sprawia, że jakieś działanie jest dobre albo złe?

M: Dobre jest to, co pomaga panu w samopoznaniu. To co przeszkadza, jest złe. Poznanie swojej prawdziwej jaźni jest błogosławieństwem, zapomnienie o niej - cierpieniem.


R: Czy świadomość świadka jest prawdziwą jaźnią?

M: Jest to odbicie rzeczywistości w umyśle /buddhi/. Ale rzeczywistość jest poza tym. Świadek jest bramą, którą wchodzi się do rzeczywistości.


R: Jakie jest zadanie medytacji?

M: Dostrzeganie fałszu w tym co fałszywe. Należy to czynić nieustannie.


R: A więc należy regularnie medytować.

M: Codzienna medytacja polega na rozróżnianiu pomiędzy prawdą i fałszem, i wyrzekaniu się fałszu. Jakkolwiek istnieje wiele rodzajów medytacji, do tego w końcu one się sprowadzają.


R: Proszę mi powiedzieć, jaka droga samorealizacji jest najkrótsza.

M: Żadna droga nie jest krótka ani długa, tylko niektórzy ludzie traktują samorealizację poważnie, a inni nie. Mogę posłużyć się własnym przykładem. Byłem prosty człowiekiem, ale zaufałem mojemu Guru. To co kazał mi robić, robiłem. Polecił mi koncentrować się na odczuciu "jestem" - czyniłem to. Powiedział mi, że znajduję się poza wszystkim dostrzegalny i pojmowalny - uwierzyłem. Oddałem mu się cały sercem i duszą, poświęciłem mój cały wolny czas /musiałem jednocześnie pracować na utrzymanie rodziny/. Dzięki mojej wierze i zaangażowaniu urzeczywistniłem własną jaźń /swarupa/ w ciągu trzech lat. Może pan wybrać taką drogę, jaka najbardziej panu odpowiada.. Szybkość osiągnięć zależy od pańskiej powagi i zaangażowania.


R: Czy nie ma pan dla mnie szczegółowych wskazówek?

M: Proszę utwierdzić się w najwyższej świadomości "jestem". Oto początek i koniec pańskiej drogi.





4 lipca 1970 r.

R o z m ó w c a: Jestem malarką i zarabiam na utrzymanie malowaniem obrazów. Czy z duchowego punktu widzenia ma to jakąś wartość?

M a h a r a j: O czym pani myśli podczas malowania?


R: Gdy maluję, istnieją tylko malowanie i ja sama.

M: I co pani wtedy robi?


R: Maluję.

M: Nie, pani nie maluje. Widzi pani jedynie, że malowanie się odbywa. Pani tylko obserwuje, a wszystko inne się dzieje.


R: Czy znaczy to, że obraz maluje się sam? A może jest we mnie jakieś głębsze "ja" lub jakiś Bóg, który maluje?

M: Sama świadomość jest największy malarzem, a obrazem jest cały świat.


R: Kto namalował ten obraz?

M: Malarz jest w obrazie.


R: Obraz istnieje w umyśle malarza, a malarz znajduje się w obrazie, który jest w umyśle malarza, a ten z kolei zawarty jest w obrazie! Czy taka mnogość stanów i wymiarów nie jest absurdem? Gdy mówimy o obrazie istniejącym w umyśle, dochodzimy do nieskończonej sekwencji świadomości, przy czym niższa zawarta jest w wyższej. To tak. jakbyśmy stali pomiędzy dwoma lustrami i dziwili się mnogości postaci.

M: Całkiem słusznie. Pani jest tylko jedna, a zwierciadło jest podwójne. Miedzy nim i panią istnieją liczne formy i określenia.


R: A jak pan patrzy na świat?

M: Widzę malarza malującego obraz. Obraz nazywam światem, a malarza Bogiem. Ja zaś nie jestem ani jednym, ani drugim. Nie tworzę i nie jestem tworzony. Ogarniam wszystko, lecz mnie nic nie ogarnia.


R: Gdy widzę drzewo, twarz, zachód słońca, obraz jest doskonały. Gdy zamykam oczy, obraz w moim umyśle rysuje się niewyraźnie i mglisto. Jeśli to mój własny umysł rysuje obraz, to do czego potrzebne mi są otwarte oczy? Przecież z zamkniętymi oczami widzę to samo, tyle że trochę mniej wyraźnie.

M: Dzieje się tak dlatego, że pani oczy zewnętrzne są sprawniejsze niż wzrok wewnętrzny. Pani umysł zwrócony jest całkowicie ku światu zewnętrznemu. Gdy nauczy się pani wnikać w swój świat duchowy, stwierdzi pani, że jest on barwniejszy i doskonalszy niż ten, postrzegany dzięki ciału. Oczywiści, do tego trzeba pewnej wprawy. Ale po co o to się spierać. Pani się wydaje, że obraz misi pochodzić od malarza, który faktycznie go namalował, wciąż szuka pani źródła i przyczyny. A związek przyczynowy istnieje tylko w umyśle. To pamięć daje złudzenie ciągłości i powtarzalności oraz tworzy wyobrażenie związków przyczynowych. Gdy pewne zjawiska występują wielokrotnie razem, skłonni jesteśmy dopatrywać się związku przyczynowego pomiędzy nimi. W ten sposób powstają umysłowe nawyki, które bynajmniej nie są potrzebne.


R: Powiedział pan przed chwilą, że świat jest stworzony przez Boga.

M: Proszę pamiętać, że język jest narzędziem umysłu. Stworzony on został przez umył na użytek umysłu. Skoro przyjmuje pani istnienie przyczyny, to Bóg jest ostateczną przyczyną, a świat skutkiem. Oba te czynniki są różne, ale w żądny razie nie są odrębna.


R: Ludzie mówią o widzeniu Boga.

M: Widząc świat, widzi pani Boga. Nie ma widzenia Boga w oderwaniu od świata. Widzieć Boga poza światem, to być Nim. Światło, dzięki któremu widzi pani świat /świat będący Bogiem/, jest tym samym co mikroskopijna iskierka odczucia "jestem", na pozór bardzo mała, ale zawsze obecna we wszelkim poznaniu i miłości.


R: Czy muszę widzieć świat, aby widzieć Boga?

M: Jakżeby inaczej? Gdy nie ma świata, nie ma i Boga.


R: Co wtedy pozostaje?

M: Pani sama jako czysty byt.


R: A co dzieje się ze światem i Bogiem?

M: Pozostaje czysty byt /swjakta/.


R: Czy jest on tym samy co Wielki Przestwór /paramakaś/?

M: Można i tak to nazwać. Słowa nie są najważniejsze, gdyż i tak nie oddają Istoty rzeczy. W końcu trzeba odwołać się do samej negacji.


R: W jaki sposób mogę widzieć świat jako Boga? Co znaczy widzieć świat jako Boga?

M: To tak, jakby weszła pani do ciemnego pokoju. Żadnych kształtów ani barw, niczego pani nią widzi. nagle otwiera się okno i pokój wypełnia się światłem. Pojawiają się barwy i kształty. Okno jest dawcą światła, ale nie jego źródłem, źródłem jest słońce. Podobnie rzecz się ma z człowiekiem. Materia to ciemny pokój, świadomość to okno, które napełniło materię wrażeniami, zaś najważniejszy czynnikiem jest słonce - źródło światła ale i samej materii. Słońce świeci stale, niezależnie od tego, czy okno jest zamknięte, czy otwarte. Okno decyduje o tym, jak jest w pokoju, ale nie ma wpływu na słońce. Wszystkie te sprawy są jednak drugorzędne wobec pozornego drobiazgu: owego "jestem", bez którego w ogóle nic nie ma. Wszelka wiedza dotyczy tego jednego. Fałszywe wyobrażenia na temat "jestem" prowadzą de zniewolenia, natomiast rzetelne rozeznanie - do wolności i szczęścia.


R: Czy określenie "jestem" i określenie "jest" - oznaczają to samo?

M: "Jestem" odnosi się do wnętrza, zaś "jest" - do zewnętrznego kręgu. Jedno i drugie opiera się na poczuciu istnienia.


R: Czy chodzi o doświadczenie istnienia?

M: Istnieć znaczy być czymś - na przykład rzeczą, uczuciem, myślą lub ideą. Każde istnienie jest zjawiskiem indywidualny. Natomiast byt jest zjawiskiem uniwersalny, w tym sensie, że jakiś byt daje się pogodzić z każdy innym bytem. Jednostki ścierają się ze sobą, byty - nigdy. Istnienie oznacza stawanie się, zmienianie, rodzenie się i umieranie, a także ponowne narodziny, podczas gdy w bycie panuje wieczny spokój i milczenie.


R: Jeśli to ja stwarzam świat, dlaczego uczyniłam go złym?

M: Każdy żyje w swoim własny świecie. Nie wszystkie światy są jednakowo dobre albo złe.


R: Jakie czynniki decydują o tych różnicach?

M: Umysł człowieka zabarwia świat na swój własny sposób. Oto spotyka pani mężczyznę, który jest dla pani obcy człowiekiem. Jeśli jednak się pobierzecie stanie się on pani własnym "ja". Gdy się pokłócicie, będzie on pani wrogiem. Tak więc nastawienie pani umysłu przesądza, czym ten człowiek jest dla pani.


R: Mogę powiedzieć, że mój świat jest subiektywny. Czy i to jest złudzeniem?

M: Świat jest złudzeniem tak długo, jak długo jest subiektywny. Rzeczywistość jest obiektywna.


R: Co to znaczy? Mówił pan, że świat jest subiektywny. Czyżby nie wszystko było subiektywne?

M: Wszystko jest subiektywne, ale rzeczywistość jest obiektywna.


R: W jakim sensie?

M: Nie zależy ona od wspomnień i oczekiwań, pragnień i obaw, upodobań i niechęci. Widzi się ją taką, jaka jest.


R: Czy to właśnie nazywa pan czwarty stanem /turija/?

M: Może pani to nazywać, jak sobie pani życzy. Mówię o tym, co jest niepodzielne, trwałe, niezmienna, bez początku i końca, zawsze teraźniejsze i świeże.


R: Jak to osiągnąć?

M: Wiedzie do tego bezpragnieniowość i nieustraszoność.





11 lipca 1970 r.

R o z m ó w c a: Zaleca się nam, abyśmy czcili rzeczywistość uosobioną w Bogu lub w doskonałym człowieku. Mówi się nam, że nie powinniśmy czcić absolutu, gdyż nasza mózgowa świadomość jest nazbyt ograniczona.

M a h a r a j: Prawda jest prosta i dostępna dla wszystkich. Po co ją komplikować? Prawda jest miłością i umiłowanym. Zawiera w sobie wszystko, przyjmuje wszystko i oczyszcza wszystko. Nieprawdą jest to, co jest trudne i co przysparza kłopotów. To co zawsze pożąda, domaga się i oczekuje, fałszywe jest zawsze próżne, zawsze szuka potwierdzenia i zabezpieczenia. Wszystkiego się boi i unika badawczego spojrzenia. Utożsamia się z każdą podporą, nawet z najbardziej słabą i chwilową. Cokolwiek otrzyma - roztrwoni i żąda jeszcze więcej. Nie można więc pokładać w nim wiary. Wszystko co pan dostrzega, odczuwa i myśli, jest właśnie takie. Nawet grzech i cnota, zasługa i wina nie są tym, czym się być wydają. Dobro i zło są przeważnie kwestią obyczaju i konwencji; akceptuje się je lub odrzuca w zależności od używanych pojęć.


R: Czy wobec tego nie ma pragnień dobrych i złych, wzniosłych i niskich?

M: Wszystkie pragnienia są złe, zaś niektóre bywają gorsze od innych. Kierowanie się pragnieniami zawsze prowadzi do zmartwień.


R: Czy także pragnienie wyzbycia się pragnień?

M: Czy w ogóle potrzebne jest do tego pragnienie? Pożądanie wolności od pragnień nie uczyni pana wolnym. Nic nie jest w stanie uczynić pana wolnym, ponieważ jest pan wolny. Niech pan obserwuje siebie z bezpragnieniową uwagą - to wszystko.


R: Do poznania siebie potrzeba wiele czasu.

M: W czym może pomóc panu czas? Czas jest szeregiem następujących po sobie chwil. Każda chwila wyłania się z nicości, zanika w niej i nigdy nie powraca. Jak można budować na czymś tak nietrwałym?


R: A co jest trwałe?

M: Niech pan szuka trwałości w sobie. Proszę wniknąć w siebie głęboko i odkryć, co jest w panu rzeczywiste.


R: Jak tego dokonać?

M: Cokolwiek się zdarza, zdarza się to panu. Cokolwiek pan robi, sprawca istnieje w panu. Niech pan znajdzie podmiot wszystkiego, którym sam pan jest.


R: Czym jeszcze być mogę?

M: Niech pan to odkryje. Jeśli nawet powiem panu, że jest pan świadkiem, cichym obserwatorem, nie będzie to miało żądnego znaczenia, gdy sam pan nie znajdzie drogi do własnego bytu.


R: Oto moje pytanie: jak znaleźć drogę do własnego bytu?

M: Proszę zaniechać wszelkich pytań poza jednym: "kim jestem?". Jedyny pewny fakt, jakim pan dysponuje, zawiera się w stwierdzeniu - "jestem". Opinie "jestem tym, jestem tamtym" nie są prawdziwe. Niech pan odkryje, czym pan jest w rzeczywistości.


R: Nic innego nie czynię od sześćdziesięciu lat.

M: Starania nie są złe. Tylko dlaczego oczekuje pan rezultatów? Samo staranie się jest pańską prawdziwą naturą.


R: Staranie się jest bolesne.

M: Dlatego, że oczekuje pan skutków. Niech pan czyni starania niczego nie oczekując, niech pan walczy bez chęci zysku.


R: Dlaczego Bóg sprawił, że jestem taki a nie inny?

M: O jakim Bogu pan mówi? Czym jest Bóg? Czyż nie jest On samym światłem, dzięki któremu nawet zadaje pan pytanie? "Jestem" to Bóg. Szukanie to Bóg. Szukając odkrywa pan, że nie jest ciałem ani umysłem, ale miłością płynącą z pańskiej jaźni ku jaźni we wszystkim. Obie są jednością. Pańska świadomość i moja, pozornie oddzielne, są w rzeczywistości jednością. Niech pan szuka jedności, która jest miłością.


R: Jak mam znaleźć tę miłość?

M: A co pan teraz kocha? Owo "jestem". Niech pan mu odda swe serce i umysł, nie myśląc o niczym więcej. Gdy stan taki przychodzi bez wysiłku i naturalnie, jest to stan najwyższy, w nim miłość jest zarówno kochającym, jak i ukochanym.


R: Każdy chce żyć, istnieć. Czy nie jest to miłość własna?

M: Wszelkie pragnienia pochodzą z Jaźni. Cała rzecz w tym, aby odróżnić to co dobre i słuszne od złego.


R: Złe i dobre rzeczy różnią się zależnie od nawyków i obyczajów. Różne społeczności mają różne normy.

M: Niech pan odrzuci wszystkie tradycyjne normy. Proszę je pozostawić hipokrytom. Tylko to jest dobre, co uwalnia pana od pragnień, obaw i fałszywych pojęć. Jak długo będzie się pan lękał o grzech i cnotę, nie osiągnie pan w ogóle spokoju.


R: Jestem przekonany, że grzechy i cnoty są normami społeczeństwa. Ale może być chyba jeszcze cnota duchowa lub grzech. Mam tu na myśli poziom absolutu. Czy istnieje coś takiego, jak absolutny grzech lub absolutna cnota?

M: Grzech i cnota dotyczą wyłącznie osoby. Czym byłyby cnota i grzech bez cnotliwej lub grzesznej osoby? Na poziomie absolutu nie istnieją osoby; ocean czystej świadomości nie jest ani cnotliwy, ani grzeszny. Grzech i cnota są zawsze relatywne.


R: Czy mogę się wyzbyć takich zbędnych pojęć?

M: Nie wcześniej, aż przestanie pan myśleć, że jest osobą.


R: Po czym poznam, że przekroczyłem cnotę i grzech?

M: Po tym, że będzie pan wolny od wszelkich pragnień i obaw, a także od samego wyobrażenia, że jest pan osobą. Żywić przekonanie, że się jest grzesznym lub nie, jest grzechem. Utożsamiać się z czymś poszczególnym i osobistym, to cały grzech człowieka. Tylko bezosobowe jest rzeczywiste, osobowe zaś pojawia się i zanika. "Jestem" to bezosobowy byt. "Jestem tym" to zawsze osoba. Czysty byt jest prawdziwą podstawą. Natomiast osoba jest relatywna i uwarunkowaną.


R: Czysty byt nie jest zapewne nieświadomy ani pozbawiony zdolności rozróżniania. Jakże więc może on się znajdować poza grzechem i cnotą? Proszę więc powiedzieć, czy posiada on inteligencję, czy nie?

M: Wszystkie pańskie pytania biorą się z przeświadczenia, że jest pan osobą. Niech pan przekroczy osobowość i odkryje, co jest poza nią.


R: Co pan właściwie ma na myśli, mówiąc bym przestał być osobą?

M: Nie żądam tego od pana. Proszę tylko, aby przestał pan sobie wyobrażać, że się pan urodził, że ma rodziców, że jest ciałem, które umrze itd. Niech pan na początek tylko o to się postara. Nie jest to takie trudne, jak pan myśli.


R: Myślenie o sobie w kategoriach osobowych jest wiec grzechem bezosobowego.

M: Znowu osobowy punkt widzenia! Po co mówić o skażeniu bezosobowego pańskimi grzechami i cnotami? Bezosobowe nie może być opisane w terminach dobra i zła. Jest ono absolutnym Bytem-Mądrością-Miłścią. Gdzie tu jest miejsce na grzech? A cnota, o której pan mówi, to tylko przeciwieństwo pańskiego pojęcia grzechu.


R: Mówiłem o boskiej cnocie.

M: Prawdziwa cnota jest boskiej natury /swarupa/. Cnotą jest to, czym pan rzeczywiście jest. Ale przeciwieństwo grzechu, które pan nazywa cnotą, jest tylko zrodzoną z lęku uległością wobec obyczajów.


R: A wiec po co starać się być dobrym?

M: Dzięki temu nie stoi pan w miejscu. Będzie pan dotąd błądził aż znajdzie pan Boga. Wtedy Bóg weźmie pana w Siebie i uczyni takim, jakim Sam jest.


R: To samo działanie uważa się za naturalne z jednego punktu widzenia, a za grzech z innego. Co czyni je grzesznym?

M: Grzechem jest to, co czyni pan wbrew swej prawdziwej wiedzy.


R: Wiedza zależy od pamięci.

M: Pamiętanie czym się jest naprawdę, to cnota, natomiast zapominanie o tym, to grzech. Wszystko sprowadza się do mentalnego lub psychologicznego połączenia ducha z materią. Możemy nazwać ten łącznik psychiką /antahkarana/. Jeśli psychika jest surowa, nierozwinięta i prymitywna, ulega wówczas wielkim złudzeniom. Gdy rozwija się i oczyszcza, staje się doskonałym łącznikiem pomiędzy czystą materią i czystym duchem. W ten sposób daje materii sens, zaś duchowi możliwość przejawiania się. Istnieje świat materialny /madhakaś/ i duchowy /paramakaś/. Pomiędzy nimi znajduje się kosmiczny umysł /czidakaś/, który jest także sercem /premakaś/. Tak oto miłość czyni z dwóch jedno.


R: Jedni ludzie są głupi, inni zaś rozumni. Różnica leży w ich psychice. Dojrzali posiadają oczywiście większe doświadczenie. Tak jak dziecko rozwija się dzięki jedzeniu, piciu, spaniu i zabawie, podobnie ludzka psychika kształtuje wszystko, co człowiek myśli, odczuwa i czyni, aż wreszcie staje się ona odpowiednio doskonałą, aby służyć za pomost między duchem i ciałem. Tak jak most umożliwia poruszanie się pomiędzy brzegami, podobnie psychika łączy źródło z wodami rzeki.

M: Można to nazwać miłością. Miłość jest tym mostem.


R: Ostatecznie wszystko jest doświadczeniem. Cokolwiek myślimy, odczuwamy i czynimy, jest to doświadczenie. Poza tym istnieje doświadczający. A wiec wszystko składa się z tych dwóch elementów: doświadczającego i doświadczenia. Chociaż doświadczający uważa, że jest czymś odrębny od doświadczenia, w rzeczywistości jednak stanowią jedność. W ten sam sposób duch i ciało są jednym, mimo że wydają się być dwiema różnymi rzeczami.

M: Dla Ducha nie istnieje nikt drugi.


R: Komu zatem jawi się ów drugi? Według mnie dwoistość jest złudzeniem, wprowadzonym przez niedoskonałą psychikę. Gdy psychika jest doskonała, dwoistość już się nie pojawia.

M: Odpowiedział pan na swoje pytanie.


R: Chciałbym jednak jeszcze raz zapytać: Kto dokonuje rozróżnienia pomiędzy grzechem i cnotą?

M: Ten, kto jest ciałem, grzeszy ciałem. Kto jest umysłem, grzeszy umysłem.


R: Na pewno samo posiadanie umysłu i ciała nie zmusza do grzechu. Przyczyną musi tu być jakiś trzeci czynnik. Ciągle wracam do problemu grzechu i cnoty, gdyż dzisiejsza młodzież uważa, że nie istnieje nic takiego jak grzech i że nie trzeba się wzbraniać przed zaspokajaniem chwilowych pragnień. Nie szanuje ona tradycji ani autorytetu, można wiec na nią wpływać tylko dzięki solidnej i uczciwej postawie.

O ile młodzi ludzie powstrzymują się od pewnych czynów, to raczej z obawy przed policją, a nie z własnego przekonania. Dostrzegają oni zapewne, że w zależności od czasu i miejsca nasze wartości ciągle się zmieniają. Na przykład, zabijanie ludzi na wojnie jest dzisiaj wielką cnotą, ale w następnym stuleciu może być uznane za straszliwą zbrodnię.

M: Człowiek, który porusza się wraz z Ziemią, będzie z konieczności doświadczał dni i nocy. Ten jednakże, kto stoi ze Słońcem, nie zazna ciemności. Mój świat nie jest pańskim. Jak widzę, znajduje się pan jeszcze na etapie dokonań. Pańska działalność nie liczy się z rzeczywistością. Pańskie problemy są tak nierealne!


R: Być może jesteśmy lunatykami żyjącymi w świecie sennych majaków. Czy nie poczuwa się pan do żadnego działania?

M: Ja działam. Wszedłem do waszego sennego świata, aby wam powiedzieć: przestańcie krzywdzić siebie i innych, przestańcie cierpieć, zbudźcie się!


R: Dlaczego wiec się nie budzimy?

M: Zbudzicie się. Na pewno. Choć może to jeszcze potrwać jakiś czas. Gdy zwątpicie w wasz senny świat, gdy zaczniecie go kwestionować, przebudzenie będzie niedalekie.





29 sierpnia 1970 r.

R o z m ó w c a: Czy bywa pan wesoły albo smutny? Czy zna pan radość i troskę?

M a h a r a j: Może pan to nazywać, jak pan sobie życzy. Dla mnie są to tylko stany umysłu, a ja nie jestem umysłem.


R: Czy miłość jest stanem umysłu?

M: Zależy, co pan rozumie przez miłość. Pragnienie jest oczywiście stanem umysłu, ale urzeczywistnienie jedności wykracza poza umysł. Według mnie nic nie istnieje samo przez się. Wszystko jest mną, wszystko jest we mnie. Widzieć siebie we wszystkim i wszystko w sobie - to właśnie jest miłość.


R: Gdy widzę coś przyjemnego, chce tego. Ale kto właściwie tego chce - jaźń czy umysł?

M: Pytanie jest błędnie postawione. Nie istnieje "ktoś". Jest tylko pragnienie, lęk i gniew, zaś umysł powiada "to ja", "to moje". Nie ma tu jednak niczego, co można by nazwać "mną" lub "moim". Pożądanie jest stanem umysłu dostrzeżonym i nazwanym przez sam umysł. Czy możliwe jest pragnienie bez dostrzegającego i nadającego nazwy umysłu?


R: A czy istnieje dostrzeganie bez nazywania?

M: Oczywiście, nazywanie nie wykracza poza umysł, podczas gdy dostrzeganie jest samą, świadomością.


R: Co naprawdę dzieje się, gdy ktoś umiera?

M: Nic się nie dzieje. Coś staje się niczym. A w istocie niczego nie było i nic nie pozostaje.


R: Ale z pewnością istnieje różnica pomiędzy żywym i martwym. Mówi pan o żywym jak o martwym, zaś o martwym jak o żywym.

M: Czemu martwi się pan o jednego zmarłego, a nie troszczy się o tysiące umierających każdego dnia? W każdej chwili wszechświaty zanikają i wybuchają - czyż muszę je opłakiwać? Jedno jest dla mnie jasne: wszystko co jest, żyje i porusza się, bytuje w świadomości, a ja jestem zarówno w niej, jak i poza nią. W niej istnieję jako świadek, poza nią - jako byt.


R: Na pewno dba pan o swe dziecko, jeśli zachoruje.

M: Nie tracę głowy z tego powodu. Robię co trzeba i nie troszczę się o przyszłość. W mej naturze leży odpowiedź na każdą sytuacje. Nie zatrzymuję się i nie zastanawiam się co robić. Działam i idę dalej. Skutki mnie nie obchodzą. Nie dbam nawet o to, czy są dobre, czy złe. Są jakie są: jeśli powracają do mnie, zajmuje się nimi na nowo. Albo inaczej: zdarza mi się zajmować nimi na nowo. W żądnym moim działaniu nie ma myśli o celu. Rzeczy dzieją się, jak się dzieją, lecz nie dlatego, że ja jestem sprawcą. Ja po prostu jestem. A w Rzeczywistości nigdy nic się nie dzieje. Gdy umysł jest niespokojny, tańczy taniec Siwy, podobnie jak na wzburzonych falach jeziora tańczy odbicie księżyca. Wszystko to pozór, skutek fałszywych wyobrażeń.


R: Na pewno zdaje pan sobie sprawę z wielu rzeczy i działa zgodnie z ich natur. Traktuje pan dziecko jak dziecko i dorosłego jak dorosłego.

M: Tak jak smak soli przenika wielki ocean i każda jego kropla ma taki sam smak, również każde doświadczenie niesie mi dotyk Rzeczywistości - zawsze świeże spełnienie mego własnego bytu.


R: Czy istnieję w pańskim świecie, tak jak pan w moim?

M: Oczywiście pan jest i ja jestem. Ale tylko jako punkty w świadomości. Poza nią nie istniejemy. Trzeba to dobrze zrozumieć: cały świat wisi na nitce świadomości. Gdy jej nie ma - nie ma świata.


R: Jest wiele punktów w świadomości. Czy istnieje także wiele światów?

M: Posłużmy się przykładem snu. Może być wielu pacjentów w szpitalu, śpiących i śniących. Każdy z nich śni swój własny, osobisty, niezależny i poważny sen o jednej tylko, ale wspólnej dla wszystkich sprawie - o chorobie. Podobnie i my w swej wyobraźni oddzieliliśmy się od rzeczywistego świata wspólnych doświadczeń i otoczyliśmy się chmurą osobistych pragnień i leków, obrazów, myśli i pojęć.


R: To jaszcze mogę zrozumieć. Lecz co jest przyczyną ogromnej różnorodności osobistych światów?

M: Rozmaitość ta nie jest tak wielka. Wszystkie sny nakładają się na wspólny świat, do pewnego stopnia wpływają na siebie i wzajemnie kształtują. Nasza podstawowa jedność się temu sprzeciwia. Ludzie zapomnieli kim naprawdę są - oto korzeń niewiedzy.


R: Żeby o czymś zapomnieć, trzeba najpierw wiedzieć. Czy wiedziałem kim jestem, zanim o tym zapomniałem?

M: Oczywiście. Zapomnienie o sobie zależy od samowiedzy. Świadomość i nieświadomość to dwa współistniejące aspekty jednego życia. Zapomina pan o sobie, aby poznać świat - niech pan zapomni o świecie, aby poznać siebie. Czymże w końcu jest świat? Zbiorem wspomnień. Proszę trwać przy tym co jest naprawdę ważne - przy odczuciu "jestem" - i pozwolić by wszystko inne odeszło. Na tym polega droga jogi /sadhana/. W urzeczywistnieniu nie ma pamiętania ani zapomnienia. Wszystko w nim jest znane - nic nie jest pamiętane.


R:. Co jest przyczyną zapomnienia o sobie?

M: Nie ma przyczyny, bo nie ma zapomnienia. Stany umysłu następują po sobie, a każdy kolejny zaciera poprzedni. Pamiętanie i zapomnienie o sobie, to dwa stany umysłu, różne jak noc i dzień. Rzeczywistość znajduje się poza nimi.


R: Pomiędzy zapomnieniem i niewiedzą musi być z pewnością różnica, niewiedza nie musi mieć przyczyny. Zapomnienie natomiast zakłada uprzednią wiedzę, jak również skłonność czy też zdolność zapominania. Przyznaję, że nie mogę wniknąć w przyczynę niewiedzy, ale zapomnienie musi polegać na tym samym.

M: Nie ma czegoś takiego jak niewiedza. Jest tylko zapomnienie. Co w tym niezwykłego? Równie łatwo można zapomnieć jak pamiętać.


R: Czy zapomnienie siebie nie jest nieszczęściem?

M: Na równi z nieustannym o sobie pamiętaniem. Jest stan ponad zapomnieniem i niezapomnieniem - stan naturalny. Pamiętanie czy zapomnienie to tylko stany umysłu, związane z myślami i słowami. Proszę przyjrzeć się pojęciu "bycia urodzonym". Powiedziano mi, że się urodziłem. Nie pamiętam. Powiedziano mi, że umrę. Nie oczekuję tego. Powie pan, ze zapomniałem, albo że nie mam wyobraźni. Ale ja po prostu nie mogę pamiętać czegoś, co się nigdy nie zdarzyło, ani oczekiwać jawnie niemożliwego. Ciała rodzą się i umierają, ale co to ma wspólnego ze mną? Ciała przychodzą i odchodzą w świadomości, która ma we mnie korzenie. Jestem życiem, i moje jest ciało i umysł.


R: Zapomnienie siebie jest według pana korzeniem tego świata. Aby zapomnieć, muszę jednak pamiętać. O czym zapomniałem pamiętać? Nie zapomniałem przecież, że jestem.

M: Pańskie poczucie może być także złudzeniem.


R: Czy to możliwe? Nie dowiedzie pan, że mnie nie ma. Nawet przekonany o swoim nieistnieniu - jestem.

M: Rzeczywistości nie można dowieść ani obalić. Na poziomie umysłu nie można tego uczynić, poza nim - nie ma potrzeby. W dziedzinie rzeczywistości nie powstaje pytanie: "co jest realne?". Przejawione /sarguna/ nie jest różne od nieprzejawionego /nirguna/.


R: W takim razie wszystko jest rzeczywiste.

M: Ja jestem wszystkim. Wszystko jest realne o tyle, o ile jest mną. Poza mną nie ma nic rzeczywistego.


R: Nie wierzę, aby ten świat był skutkiem pomyłki.

M: Może pan to stwierdzić dopiero po dogłębny i wszechstronnym zbadaniu tej sprawy. Oczywiście, jeśli odkryje pan, co jest nierealne i pozwoli mu odejść, to pozostanie rzeczywiste..


R: Ale czy coś pozostanie?

M: Rzeczywiste pozostanie. Niech pan nie da zwodzić się słowom!


R: Od niepamiętnych czasów, przez niezliczone wcielenia buduję, ulepszam i upiększam swój świat. Nie jest on ani doskonały, ani nierealny. Po prostu rozwija się.

M: Jest pan w błędzie. Świat nie istnieje oddzielnie od pana. W każdej chwili jest on tylko pańskim odbiciem. Tworzy go pan i niszczy.


R: I coraz lepiej buduję go na nowo.

M: Aby go ulepszać, musi pan go niszczyć. Trzeba umierać, aby żyć. Odrodzić można się tylko poprzez śmierć.


R: Być może pański wszechświat jest doskonały. Mój własny jest ulepszany.

M: Pański wszechświat nie istnieje sam przez się. Jest on tylko ograniczonym i zniekształconym obrazem rzeczywistego. To nie wszechświat potrzebuje poprawy, ale pański sposób widzenia go.


R: A jak pan go widzi?

M: Jest to scena, na której rozgrywa się dramat świata. Liczy się tylko jakość przedstawiania; nie to co aktorzy mówią i robią, lecz to jak mówią i działają.


R: Nie podoba mi się ta idea gry świata /lila/. Porównałbym raczej świat do placu budowy, gdzie jesteśmy budowniczymi.

M: Bierze pan to zbyt serio. Cóż złego jest w grze? Ma pan cel dopóty, dopóki nie jest pan pełnią /purna/. Do tego momentu celem jest doskonałość i całkowitość. Lecz kiedy jest pan pełnią - całkowicie zintegrowany wewnętrznie i zewnętrznie - cieszy się pan wszechświatem, a nie męczy z jego powodu. Ludziom niezintegrowanym może się pan wydawać ciężko pracującym, ale to ich złudzenie. Sportowcy wydają się czynić wielkie wysiłki, podczas gdy jedynym ich bodźcem jest gra i chęć popisania się.


R: Czy chce pan przez to powiedzieć, że Bóg tylko się bawi, że oddaje się bezcelowemu działaniu?

M: Bóg jest nie tylko prawdziwy i dobry; jest również piękny /satjam, siwam, sundaram/. Stwarza piękno by się nim radować.


R: A więc piękno jest jego celem!

M: Po co wprowadzać cel? Cel zakłada zmianę, ruch, poczucie niedoskonałości. Bóg nie zamierza piękna - cokolwiek czyni jest to piękne. Czy powie pan, że kwiat wysila się, aby być pięknym? Jest on piękny mocą swej natury. Podobnie Bóg - jest samą doskonałością, a nie wysiłkiem ku doskonałości.


R: Cel spełnia się poprzez piękno.

M: Co jest piękne? Wszystko co postrzegane w błogości, jest piękne. Szczęśliwość jest istotą piękna.


R: Mówi pan o Sat-Czit-Ananda. To, że istnieje, jest oczywiste. To, że doświadczam, jest oczywiste. To jednak, że jestem szczęśliwy, nie jest w ogóle oczywiste. Gdzie podziało się moje szczęście?

M: Niech pan będzie w pełni świadomy swego prawdziwego bytu, a znajdzie się pan w świadomej szczęśliwości. Ponieważ odwraca pan umysł od samego siebie i kieruje uwagę ku temu, czym pan nie jest, traci pan dobre samopoczucie, poczucie że jest panu dobrze.



R: Istnieją dwie drogi prowadzące do wyzwolenia: droga wysiłku /joga marga/ i droga rozluźnienia /bhoga marga/.

M: Dlaczego rozluźnienie nazywa pan drogą? W jaki sposób może ono dać panu doskonałość.


R: Człowiek doskonały w wyrzeczeniu /jogin/ odkrywa rzeczywistość. Człowiek doskonale korzystający z życia /bhogin/ osiąga ten cel również.

M: Jak to być może? Czyż nie są to przeciwieństwa?


R: Skrajności stykają się. Być doskonałym bhoginem jest trudniej, niż być doskonały joginem. Jako zwyczajny człowiek nie moge w tej sprawie wyrokować. Jednakie wydaje mi się, że jeden i drugi oddają się poszukiwaniu szczęścia. Jogin pragnie trwałości. zaś bhogin zadowala się nietrwałym. Często bhogin czyni większe wysiłki niż jogin.

M: Cóż warte jest pańskie szczęście, jeśli musi pan dla niego wysilać się i mozolić? Prawdziwe szczęścia jest spontaniczne i nie wymaga wysiłku.


R: Wszystkie istoty szukają szczęścia. Różnią się tylko drogi. Ci, którzy osiągają go wewnątrz, zwani są joginami. Bhogini szukają go na zewnątrz i są potępiani. Potrzebni są jedni i drudzy.

M: Przyjemność jest przeciwieństwem bólu. Szczęście jest niezachwiane. To, czego może pan szukać i znajdować, nie jest rzeczywiste. Niech pan znajdzie to, czego pan nigdy nie zgubił, niech pan odkryje swoje własne.





5 września 1970 r.

R o z m ó w c a: Świat jest, jak widzę, szkołą jogi, a samo życie jest jej praktyką. Każdy dąży do doskonałości - czy to dążenie nie jest jogą? Nie ma nic nagannego w "zwyczajnym" życiu "zwyczajnych" ludzi. Wysilają się oni i cierpią na równi z joginami, chociaż nie są świadomi swego prawdziwego celu.

M a h a r a j: W jaki sposób pańscy zwykli ludzie są joginami?


R: Ich ostateczny cel jest taki sam, jak u joginów. To, co jogini osiągają na drodze wyrzeczenia /tjaga/, pospolity człowiek zdobywa dzięki doświadczeniom /bhoga/. Droga bhogi jest nieświadoma, dlatego kręta i powolna. Natomiast droga jogi może być szybsza dzięki rozwadze i determinacji.

M: A może okresy jogi i bhogi przeplatają się? Najpierw jest bhogin, potem jogin, z kolei znowu bhogin i jeszcze raz jogin.


R: Jaki w tym byłby cel?

M: Słabe pożądania można usunąć poprzez introspekcję i medytację, ale silne, głęboko zakorzenione muszą się dopełnić, zaś owoców ich trzeba zakosztować.


R: Czemu więc szanujemy joginów, a lekceważymy bhoginów? Na swój sposób wszyscy są joginami.

M: Według ludzkiej skali wartości rozważny wysiłek zasługuje na szacunek. W rzeczywistości jogini i bhogini postępują zgodnie ze swą naturą, stosownie do warunków i okoliczności. Życie jogina podporządkowane jest jednemu celowi: znalezieniu Prawdy. Bbogin służy wielu panom. Ale może on stać się joginem, zaś ten ostatni, powrócić do bhogi.


R: Podobno Budda nauczał, iż niezwykle ważne jest dowiedzieć się, że istnieje oświecenie, całkowita zmiana i przeobrażenie świadomości. Dobrą nowinę porównuje się do iskry w magazynie z bawełną, powoli lecz nieubłaganie cała obróci się w popiół. Podobnie dobra nowina o oświeceniu wcześniej czy później doprowadza do przemiany.

M: Tak, najpierw jest posłyszenie /śrawana/, potem pamiętanie /smarana/, rozważanie /manana/ itd. Nasze podejścia są zbliżone. Człowiek, który usłyszał nowinę, staje się joginem, podczas gdy inni wiodą życie bhoginów.


R: Ale zgodzi się pan, że życie, po prostu monotonne życie na tym padole, rodzenie się aby umrzeć, umieranie by znowu się urodzić, samą swoją siłą podnosi człowieka; podobnie jak rzeka znajduje drogę do morza dzięki samej masie swoich wód.

M: Zanim powstał świat istniała świadomość. Świat poczyna się w świadomości, w niej trwa, a w czystej świadomości się roztapia. Korzeniem wszystkiego jest poczucie "jestem". Stan umysłu "istnieje świat" jest wtórny. Ażeby być, nie potrzebuję świata. To świat potrzebuje mnie.


R: Żądza życia jest przeogromna.

M: Lecz wolność od niej jest większa.


R: Wolność kamienia?

M: Tak, wolność kamienia i jeszcze wiele więcej. Wolność: nieograniczona i świadoma.


R: Czyż osobowość nie jest niezbędna do gromadzenia doświadczeń?

M: W pańskim aktualnym stanie osobowość jest tylko przeszkodą. Utożsamianie się z ciałem jest być może dobre dla oseska, lecz prawdziwe wzrastanie wymaga usunięcia ciała z drogi. Normalnie powinno się w życiu wyrosnąć wcześnie z pragnień ciała. Nawet bhogin, który nie wyrzeka się uciech, nie powinien wzdychać za minionymi przyjemnościami. Nawyk i pragnienie powtórzenia przeżyć niszczą zarówno jogina jak i bhogina.


R: Dlaczego twierdzi pan, że osoba /wjakti/ jest nieważna? Osobowość jest pierwotnym faktem naszego istnienia, zajmuje ona całą scenę.

M: Dopóki będzie pan dostrzegał tylko tę wypływającą z pamięci wiązkę przyzwyczajeń pobudzanych pragnieniami, będzie pan wierzył, że jest osobą, która żyje, umiera, czuje, myśli, działa, odpoczywa, jest zadowolona i cierpi. Niech pan bada siebie i pyta, czy to wszystko, co jest poza i ponad tym oraz kim pan jest. Wtedy zauważy pan swą pomyłkę. A natura pomyłek jest taka, że znikają, kiedy się w nie wejrzy.


R: Jogę życia możemy nazwać jogą naturalną /nisarga-joga/. Kojarzy mi się to z jogą pierwotną /athi-joga/ opisaną w Rygwedzie jako zaślubienie życia przez umysł.

M: Życie przeżywane rozumnie, w pełni świadomie, jest samo przez się nisarga-jogą.


R: A co oznacza zaślubienie życia przez umysł?

M: Życie w spontanicznej czystej świadomości, uświadamianie sobie wolnego od wysiłku życia, rzetelne zainteresowanie własnym życiem.


R: Sharada Devi, żona Śri Ramakriszny Paramhansy, nieraz ganiła uczniów za nadmierne wysiłki. Porównywała ich do owoców manga, zrywanych nim jeszcze dojrzeją. "Po co się spieszyć?" - mawiała. "Poczekajcie, aż będziecie zupełnie dojrzali i pełni słodyczy."

M: Jak bardzo miała rację. Wielu bierze świt za południe, chwilowe doświadczania za pełnię realizacji. Unosząc się pychą, niszczą nawet te odrobinę, którą zdobyli. Pokora i milczenie są najważniejsze dla sadhaki, niezależnie od stopnia zaawansowania. Tylko w pełni dojrzały dżniani może pozwolić sobie na pełną spontaniczność.


R: Istnieją podobno szkoły jogi, gdzie uczeń po oświeceniu zobowiązany jest do zachowania milczenia przez 7, 12 czy nawet 25 lat. Nawet Bhagawan Śri Ramana Maharszi narzucił sobie dwudziestoletnie milczenie, nim zaczął nauczać.

M: Tak, wewnętrzny owoc musi dojrzeć. Do tego czasu musi trwać dyscyplina i czujne świadome życie. Stopniowo praktyka staje się coraz subtelniejsza, aż wreszcie zupełnie niewidoczna i nieuchwytna.


R: Również Krisznamurti mówi o życiu w Najwyższej Świadomości.

M: On zawsze mierzy wprost w Ostateczne. A więc wszystkie jogi schodzą się w pańskiej athi-jodze, która jest związkiem świadomości /pan młody/ z życiem /panna młoda/. Świadomość i byt /sat-czit/ spotykają się w błogości /ananda/. Aby ta błogość zaistniała, musi być łączność, kontakt, ustalenie jedni w dwoistości.


R: Budda również powiedział, że aby osiągnąć nirwanę, trzeba wejść pomiędzy istoty żyjące. Aby wzrastać, świadomość potrzebuje życia.

M: Sam świat jest łącznością z życiem. Jest on sumą wszystkich kontaktów urzeczywistnionych w świadomości. Duch dotyka materii i powstaje świadomość. Taka świadomość, skażona pamięcią i oczekiwaniem, staje się więzami. Czysty byt nie wiąże. Gdy istnieje pragnienie i lęk, doświadczenia są nieczyste i dlatego rodzą skutki karmiczne.


R: Czy w jedni może istnieć szczęście? Czyż nie zakłada ono potrzeby kontaktu, a zatem dwoistości?

M: W dwoistości nie ma nic złego, dopóki nie rodzi ona konfliktu. Witalność i rozmaitość bez walki są radością. Światło znajduje się w czystej świadomości. Aby zaistniała życzliwość, potrzebny jest kontakt. Ponad jednością bytu jest jednia miłości. Miłość jest sensem i celem dwoistości.


R: W dzieciństwie zostałem adoptowany, nie znam mego ojca, matka umarła, gdy się urodziłem. Ojczym zaadoptował mnie prawie przypadkowo, aby zadowolić swoją żonę, która nie mogła mieć dzieci. Jest on prostym człowiekiem, właścicielem i kierowcą ciężarówki. Dom prowadzi macocha. Mam teraz 24 lata. Chcę wieść prawe i czyste życie. Co mam czynić?

M: Niech pan wróci do domu, pomaga ojcu w interesach, dba o rodziców, gdy się zestarzeją. Niech się pan ożeni z czekającą na pana dziewczyną. Należy być lojalnym, prostym i pokornym, kryć się ze swą prawością, żyć skromnie. Pięć zmysłów i trzy jakości /guny/ są pana ośmiostopniową ścieżką jogi, a "jestem" - wielką mantrą /mahamantra/. Może pan nauczyć się od nich wszystkiego, czego zechce. Proszę być uważnym i nieustannie dociekać. To wszystko.


R: Jeżeli życie własnym życiem wyzwala, to dlaczego nie wszyscy są wyzwoleni?

M: Wszyscy są wyzwoleni. Nie chodzi o samo życie, lecz o to jak pan żyje. Idea oświecenia jest najważniejsza. Już sama wiedza, że istnieje taka możliwość, całkowicie zmienia czyjeś zapatrywania. Działa to jak płonąca zapałka na trociny. Wszyscy wielcy nauczyciele nie robią nic innego. Iskierka prawdy spala góry kłamstwa. Lecz faktem jest i to, że słońce prawdy zakryte jest chmurą utożsamiania się z ciałem.


R: Rozpowszechnianie dobrej nowiny o oświeceniu wydają się bardzo ważne.

M: Już samo posłyszenie jest obietnicą oświecenia. Zaś samo spotkanie guru jest zapewnieniem oświecenia. Doskonałość jest twórcza i życiodajna.


R: Czy urzeczywistniony człowiek nie myśli czasem "Jestem urzeczywistniony"? Czy nie dziwi się, że ludzie tak się nim zajmują? Czy nie uważa się za zwykłą ludzką istotę?

M: Ani zwykłą, ani niezwykłą. Po prostu intensywnie czuje i jest głęboko świadomy. Wgląda w siebie bez samookreślania i samoidentyfikacji. Nie uważa siebie za oderwanego od świata. On jest światem. Taki człowiek wyzbył się samego siebie. Bogacz stale rozdający swoje skarby, nie jest bogaty ani ubogi, bo hojnie rozdaje i dzięki temu wolny jest od własności. Podobnie urzeczywistniony człowiek pozbawiony jest jednostkowego "ja", stracił bowiem zdolność utożsamiania się z czymkolwiek. Nie jest on związany z żądnym miejscem, znajduje się poza czasem i przestrzenią, poza światem. Jest on poza słowami i myślami.


R: No cóż, głęboka to dla mnie tajemnica. Jestem zwykłym człowiekiem.

M: To pan jest głęboki, złożony, tajemniczy i trudny do zrozumienia. W porównaniu do pana, jestem samą prostotą. Jestem tym, co jest - bez rozróżniania na wewnętrzne i zewnętrzne, moje i twoje, dobre i złe. Jestem tym, czym jest świat, a świat jest mną.


R: Jak to się dzieje, że każdy człowiek stwarza swój własny świat?

M: Gdy kilku ludzi śpi, każdy śni własny sen. Kwestia wielości snów wynika dopiero po przebudzeniu i znika, kiedy patrzy się na sny, jak na wytwory imaginacji.


R: Nawet sen ma podłoże.

M: W pamięci. Nawet same wspomnienia nie są niczym innym, jak tylko drugim snem. Pamięć kłamliwa nie może zrodzić niczego, prócz fałszu. Pamięć jako taka nie jest wcale zła. Fałszywa jest tylko jej treść. Niech pan pamięta fakty, a zapomni opinie.


R: Co to jest fakt?

M: To co się dostrzega czystą świadomością, wolną od pragnienia i lęku.




19 września 1970 r.

Rozmówca: Przybywam z odległego kraju. Miałem trochę własnych doświadczeń i chciałbym podzielić się uwagami na ten temat.

Maharaj: Proszę bardzo. Czy zna pan siebie?


R: Nie jestem ciałem, nie jestem też umysłem.

M: Co sprawia, że pan tak uważa?


R: Nie czuję, żebym był w ciele. Wydaje mi się, że jestem poza tym miejscem, wszędzie. Jeśli chodzi o umysł, mogę go jak gdyby włączyć i wyłączyć. To sprawia że nie czuję się umysłem.

M: Gdy czuje pan, że jest wszędzie na świecie, czy pozostaje pan od niego oddzielony? Czy też jest pan światem?


R: I tak, i tak. Czasami czuję, że nie jestem ciałem ani umysłem, lecz jednym wszechwidzącym okiem. Gdy się w to zagłębiam, stwierdzam, że jestem wszystkim co widzę i staję się jednym ze światem.

M: Bardzo dobrze. A co z pragnieniami? Czy miewa pan jakieś?


R: Tak, przychodzą, krótkie i powierzchowne.

M: I co pan z nimi robi?


R: Cóż mogę robić? Przychodzą i odchodzą. Patrzę na nie. Czasem widzę moje ciało i umysł zajęte spełnianiem ich.

M: Czyje pragnienia zostają spełnione?


R: Są one częścią świata, w którym żyję. Dostrzegam je tak jak te drzewa i chmury.

M: Czy nie są oznaką niedoskonałości?


R: Czemu miałyby być? Są jakie są i ja jestem jaki jestem. Dlaczego miałoby mnie dotyczyć pojawianie się i znikanie pragnień? Oczywiście, oddziałują one na formę i treść umysłu.

M: Bardzo dobrze. Jaki jest pana zawód?


R: Jesem kuratorem sądowym.

M: Co to znaczy?


R: Młodociani przestępcy wypuszczani są z więzienia na okres próbny i specjalni opiekunowie obserwują ich zachowanie, aby pomóc im w nauce i znalezieniu pracy.

M: Czy musi pan pracować?


R: Kto pracuje? Praca po prostu się dzieje.

M: Czy jest ona panu potrzebna?


R: Jest potrzebna, bo daje pieniądze. Lubię pracę, gdyż styka mnie ona z żywymi istotami.

M: Do czego ludzie są panu potrzebni?


R: To oni mogą mnie potrzebować. Ich przeznaczenie sprawiło, że przyjąłem takie zajęcie. W końcu jest jedno życie.

M: Jak doszedł pan do swego obecnego stanu?


R: Naprowadziła mnie na drogę nauka Śri Ramany Maharishiego. Potem spotkałem niejakiego Douglasa Hardinga, który pomógł mi pracować nad pytaniem "Kim jestem"?

M: Czy było to przeżycie nagłe czy stopniowe?


R: Zupełnie nagłe. Jak coś całkiem zapomnianego, powracającego do czyjegoś umysłu. Lub jak nagły przebłysk zrozumienia. "Jakież to proste"- powiedziałem. "Jakie proste. Nie jestem tym, czym myślałem, że jestem! Nie jestem postrzegającym ani postrzeganym, jestem tylko postrzeganiem. "

M: Nawet nie postrzeganiem, lecz tym, co czyni to wszystko możliwym.


R: Czym jest miłość?

M: Miłość jest wtedy, gdy nie ma poczucia różnicy i oddzielenia.


R: Czemu kładzie się tak wielki nacisk na miłość między kobietą i mężczyzną?

M: Bo tak bardzo dominuje w niej element szczęścia.


R: Czy nie jest tak z każdą miłością?

M: Niekoniecznie. Miłość może powodować ból. Nazywa ją pan wtedy współczuciem.


R: Czym jest szczęście?

M: Harmonią pomiędzy wnętrzem i tym co wewnętrzne. Z drugiej strony utożsamanie się z zewnętrznym powoduje cierpienie.


R: Jak się odbywa to utożsamianie?

M: Jaźń z natury zna tylko siebie. Z braku doświadczenia, cokolwiek postrzega, bierze za siebie samą. Cierpiąc, uczy się czuwać /wiweka/ i pozostawać sama /wajragja/. Gdy właściwe postępowanie /uparathi/ stanie się dla niej normalne, potężny wewnętrzny bodziec /mukmusiutwa/ sprawi, że zacznie ona szukać swego źródła. Wreszcie zapala się świeca ciała i wszystko staje się jasne /atmaprakaś/.


R: Jaka jest prawdziwa przyczyna cierpienia?

M: Utożsamianie się z tym, co ograniczone /wjaktitwa/. Wrażenie jako takie, nawet najmocniejsze, nie powodują cierpienia. Przysparza go umysł zaślepiony fałszywymi wyobrażeniami, przyzwyczajony do myśli "jestem tym", "jestem tamtym", obawiający się straty, pragnący zysku, cierpiący, gdy nie spełniają się jego nadzieje.


R: Mój przyjaciel miał co noc koszmarne sny. Przerażała go sama myśl o spaniu. Nic nie mogło mu pomóc.

M: Towarzystwo człowieka prawdziwie dobrego /satsangh/ mogłoby mu pomóc.


R: Samo życie jest zjawą senną.

M: Szlachetny przyjaciel jest najlepszym lekarstwem na wszystkie choroby fizyczne i umysłowe.


R: Czasem nie można znaleźć takiej przyjaźni.

M: Niech pan szuka wewnątrz siebie. Pańska jaźń jest najlepszym przyjacielem.


R: Dlaczego życie jest tak pełne sprzeczności?

M: Służy to zniweczeniu dumy umysłu. Musimy zdać sobie sprawę z tego, jak jesteśmy biedni i bezsilni. Dopóki łudzimy się tym, z czym się utożsamiamy, tym co wiemy, posiadamy i robimy, jesteśmy w fatalnym położeniu. Tylko dzięki odrzuceniu tego wszystkiego mamy szansę odkrycia naszego realnego bytu.


R: Czemu kładzie się nacisk na to odrzucenie?

M: Podobnie jak na samorealizację. Trzeba porzucić fałszywe "ja", zanim się odkryje prawdziwą jaźń.


R: To "ja", które nazwał pan fałszywym, jest dla mnie niepokojąco realne. Jest to jedyne znane mi "ja". To, co nazywa pan prawdziwym "ja", jest zaledwie pojęciem, rodzajem określenia, wytworem umysłu, pociągającą abstrakcją. Moje powszednie "ja" nie jest, przyznaję, piękne, ale jest ono moim jedynym. Mówi pan, że jestem innym "ja", że posiadam inne "ja". Czy pan je widzi? Czy jest ono dla pana rzeczywiste, czy też miałbym uwierzyć w coś, czego pan sam nie dostrzega?

M: Proszę nie wyciągać pochopnych wniosków. To co konkretne, nie musi być rzeczywiste, a co pojęciowe nie musi być fałszywe. Oparte na wrażeniach zmysłowych i ukształtowane przez pamięć postrzeżenia zakładają istnienie widza, którego natury nigdy pan nie zbadał. Niech pan poświęci temu całą swą uwagę i docieka z miłością, a odkryje pan wyżyny i głębie, o których pan nawet nie śnił, pochłonięty swym znikomym obrazem.


R: Muszę być we właściwym nastroju, by owocnie siebie badać.

M: Musi pan być poważny, oddany, szczerze zainteresowany. Musi pan być pełen dobrej woli wobec siebie.


R: Jestem wystarczająco samolubny.

M: Nie jest pan. Przez cały czas niszczy pan siebie i swoje "ja", służąc obcym bogom, wrogim i fałszywym. Proszę być samolubnym we właściwy sposób. Niech pan dobrze sobie życzy i pracuje nad tym, co dobre dla pana. Niech pan usunie wszystko, co stoi pomiędzy panem a szczęściem. Trzeba być wszystkim, kochać wszystko, być szczęśliwym, uszczęśliwiać. Nie ma większego szczęścia.


R: Dlaczego w miłości jest tyle cierpienia?

M: Wszystkie cierpienia rodzą się z pragnień. Prawdziwa miłość nigdy nie zostanie zawiedziona. Jakże poczucie jedności mogłoby doznać zawodu? Zawiedzione może być tylko pragnienie ekspansji, podobnie jak inne pragnienia powstające w umyśle.


R: Jaka jest rola płci w miłości?

M: Miłość jest stanem bytu. Płeć jest energią. Miłość jest mądra, płeć ślepa. Gdy raz się zrozumie naturę miłości i płci, konflikt zniknie.


R: Jest tyle seksu, a tak mało miłości.

M: Bez miłości wszystko jest złe. Życie bez miłości jest złem.


R: Gdzie mógłbym znaleźć miłość?

M: Sam pan jest miłością, gdy nie ma w panu lęku.






26 grudnia 1970 r.

R o z m ó w c a: Z pochodzenia jestem Szwedem. Obecnie uczę hata-yogi w Meksyku i w Stanach.

M a h a r a j: Od kogo się jej pan nauczył?


R: Miałem w Stanach nauczyciela, hinduskiego swamiego.

M: Co dała panu hata-joga?


R: Dała mi zdrowie i sposób zarobkowania.

M: To dobrze. Czy to panu wystarcza?


R: Szukam spokoju umysłu. Rozgoryczyły mnie okrucieństwa tzw. chrześcijan wyrządzane w imieniu Chrystusa. Przez pewien czas obywałem się bez religii. Potem przyciągnęła mnie joga.

M: Na ile pan z niej skorzystał?


R: Studiowałem filozofię jogi i ona mi pomogła.

M: W jaki sposób panu pomogła? Na podstawia jakich oznak doszedł pan do wniosku że była dla pana pomocna?


R: Dobre zdrowie jest namacalnym dowodem.

M: Niewątpliwie przyjemnie jest czuć, że się ma dobrą kondycję. Czy przyjemność jest wszystkim, czego spodziewał się pan po jodze?


R: Zadowolenie z dobrego samopoczucia jest nagrodą za uprawiania hata-jogi. Jednak ogólnie rzecz biorąc, joga daje znacznie więcej. Dostarcza odpowiedzi na wiele pytań.

M: Co pan rozumie przez jogę?


R: Całą naukę indyjską - o ewolucji, reinkarnacji, karmie, itd.

M: No dobrze, chciał pan mieć wiedzę i zgromadził ją pan. Ale w jaki sposób pan z niej skorzystał?


R: Dała mi spokój umysłu.

M: Czy tak? Czy pański umysł jest w stanie spokoju? Czy zakończył pan swoje poszukiwania?


R: Nie, jeszcze nie.

M: Z pewnością. Nie będą one miały kresu, gdyż nie ma czegoś takiego jak spokój umysłu. Umysł to tyle co zamęt, umysł jest niepokojem. Joga zaś nie jest ani cechą umysłu ani jego stanem.


R: Pewien stopień spokoju osiągnąłem jednak dzięki jodze.

M: Niech pan zacznie stopniowo analizować, a przekona się pan, że umysł roi się od myśli. Może on niekiedy być pusty, ale tylko przez pewien czas, po czy wraca do swego zwykłego niepokoju. Umysł zrównoważony nie jest spokojny. Mówi pan, że chce uspokoić swój umysł. Czy ten, kto chce uspokoić umysł sam jest spokojny?


R: Właśnie. Nie osiągnąwszy stanu spokoju zwracam się o pomoc do jogi.

M: Czy nie widzi pan tu sprzeczności? Przez dwadzieścia lat szukał pan spokoju umysłu. Nie mógł go pan znaleźć, bo coś, co jest z natury niespokojne, nie może być w stanie spokoju.


R: Ale jest pewna poprawa,

M: Pański spokój jest bardzo kruchy, każdy drobiazg może go zakłócić. To co nazywa pan spokojem, jest zaledwie nieobecnością zamętu i nie zasługuje na miano spokoju. Prawdziwy spokój nie może być zmącony. Czy chciałby pan twierdzić, że spokój pańskiego umysłu nie może zostać zakłócony?


R: Staram się ten spokój osiągnąć.

M: Staranie się jest też formą niepokoju.


R: Jeśli tak, to cóż pozostaje?

M: To, czym pan jest, nie potrzebuje być uspokajane. Samo jest spokojem, a nie - w stanie spokoju. Tylko umysł jest niespokojny. Wszystko co zna, to niepokój w różnych odmianach i różnego stopnia. To co przyjemne, uznawane jest za dobre, a co połączone z bólem, nie jest w cenie. To co nazywamy postępem, jest jedynie zmianą nieprzyjemnego na przyjemne. Jednak zmiany same przez się nie mogą przywieść nas do niezmiennego, gdyż wszystko co ma swój początek, musi mieć i koniec. Rzeczywiste nie ma początku; przejawia się jako nie mająca początku i końca, wszystko przenikająca, wszechmocna, pierwotna siła sprawcza, pozaczasowa i niezmienna.


R: Jeśli tak, to co należy robić?

M: Dzięki jodze zgromadził pan wiedzę i doświadczenie. Nie można tego zanegować. Ale jak pan to wykorzystał? Joga oznacza łączność, zespolenie. Co pan połączył, albo zespolił?


R: Staram się przywrócić łączność osobowości z rzeczywistą jaźnią.

M: Osobowość /wjakti/ jest jedynie tworem wyobraźni. Pańska jaźń /wjakta/ jest ofiarą tej wyobraźni.. Niech pan odrzuci wyobraźnię i się od niej uwolni. Wiąże pana to, za co się pan uważa, a czym pan nie jest. O osobie nie można powiedzieć, że istnieje niezależnie. To tylko pan wierzy, że osoba istnieje, i się za nią uważa. Poza jaźnią leży nieprzejawione /wjakta/ - nie mająca przyczyny przyczyna wszystkiego. Nawet mówienie o zjednoczeniu osoby z własną jaźnią nie jest słuszne, gdyż nie ma czegoś takiego jak osoba, a tylko zniekształcony przekonaniami obraz rzeczywistości. Nic nie zostało rozdzielone, nie ma wiec czego jednoczyć.


R: Joga pomaga w poszukiwaniu i znajdowaniu własnej jaźni.

M: Znaleźć może pan to, co pan zgubił. Nie zgubione nie może zostać odnalezione.


R: Gdybym nie zgubił niczego, byłbym pełen światła. Ale go nie posiadam. Szukam. Czyż sam fakt moich szczerych poszukiwań nie jest dowodem tego, że coś utraciłem?

M: Wskazuje on tylko na przekonanie, że pan coś zgubił. Ale kto tak uważa? I co miało być zgubione? Czy utracił pan samego siebie? Czym jest to "ja", którego pan szuka? Co dokładnie spodziewa się pan znaleźć?


R: Prawdziwą wiedzę jaźni.

M: Prawdziwa wiedza jaźni nie jest wiedzą. Nie jest czymś, co odnajdzie pan szukając, rozglądając się wszędzie. Nie można tego znaleźć w czasie i przestrzeni. Nie ma tego w pańskiej przeszłości ani w teraźniejszości. Nie może pan znaleźć tego, czego pan nigdy nie zgubił. To co nazywa pan wiedzą, jest tylko pamięcią, zlepkiem myśli, umysłowym nawykiem. Wszystko to jest zależne od przyjemności i bólu. Być sobą, oznacza znaleźć się poza wszelkimi dążeniami. Nie może pan być sobą z jakiegoś powodu. Jest pan sobą i nie trzeba na to żadnego uzasadnienia.


R: Uprawiając jogę, muszę znaleźć spokój.

M: Czy może istnieć spokój poza panem? Czy mówi pan to na podstawie własnych doświadczeń, czy tylko lektur? Chyba tylko na podstawie lektur. Sposób, w jaki pan mówi, wskazuje na samą wiedzę książkową. Zresztą i ona potrzebna jest na początku, lecz rychło musi ustąpić bezpośredniemu doświadczeniu, które z natury jest niewyrażalne. Słowa muszą być także używane do niszczenia; ze słów tworzone są obrazy i słowami są niszczone. Popadł pan w swój obecny stan z powodu myślenia słowami. Musi pan wydostać się z niego tą samą drogą.


R: Ale przecież osiągnąłem pewien stopień wewnętrznego spokoju. Miałbym go zniszczyć?

M: To co zostało osiągnięte, może być utracona. Dopiero wówczas, gdy osiągnie pan prawdziwy spokój, spokój, którego nigdy pan nie stracił, pozostanie on z panem, nigdy bowiem gdzie indziej się nie znajdował. Nowe stanie się dawnym, początek będzie kresem. Tylko to, co nigdy nie miało początku, nie będzie również miało kresu. Zamiast szukać tego, czego pan nie ma, niech pan odkryje to, czego nigdy pan nie utracił. Istniało to przed początkiem wszystkiego i będzie istniało zawsze, gdyż nie rodzi się ani nie umiera. Musi pan odkryć ten nienaruszalny stan, na który nie mają wpływu narodziny ani śmierć ciała, ani też umysł.


R: Przy pomocy jakich środków dojść można do takiego stanu?

M: W życiu niczego nie można osiągnąć bez pokonywania przeszkód. Przeszkodami dla czystego odczucia swego prawdziwego bytu są: pożądanie przyjemności i obawa przed bólem. Na drodze stoją wiec dążenia związane z przyjemnością i przykrością. Wolność od wszelkich motywów, stan, w którym nie pojawiają się żadne pragnienia, jest stanem naturalny.


R: Czy takie wyzbycie się pragnień wymaga czasu?

M: Jeśli pozostawiłby pan to czasowi, potrzebowałby pan milionów lat. Wyzbywanie się kolejnych pragnień jest długotrwały procesem, którego końca nie sposób dojrzeć. Niech pan porzuci swe pragnienia i obawy, nie przejmując się nimi. Proszę poświęcić całą uwagę temu, kto jest poza doświadczeniem pragnienia i lęku. Niech pan pyta kto pożąda? Niech pan pozwoli każdemu pragnieniu powrócić do swego źródła.


R: Źródłem wszystkich pragnień i obaw jest zawsze tęsknota do szczęścia.

M: Szczęście, o którym może pan myśleć, tęskniąc do niego, jest tylko fizycznym lub umysłowy zadowoleniem. Taka zmysłowa czy psychiczna przyjemność nie jest prawdziwym absolutnym szczęściem.


R: Ale również zmysłowe i psychiczne przyjemności oraz dobre samopoczucie towarzyszące fizycznemu i umysłowemu zdrowiu, muszą być zakorzenione w rzeczywistości.

M: Ich korzenie tkwią w wyobraźni. Człowiek, któremu dano zwykły kamyk i zapewniono, że jest to bezcenny diament, będzie się nim radował, dopóki nie pojmie swego błędu. W ten sam sposób przyjemności tracą swój smak, a cierpienie swą ostrość wówczas, gdy człowiek poznaje własną jaźń. Widzi wtedy, że są one uwarunkowanymi reakcjami, tylko reakcjami, zwykłym przyciąganiem i odpychaniem opartym na wspomnieniach czy uprzedzeniach. Cierpienia i przyjemności odczuwane są zazwyczaj wtedy, gdy się ich spodziewamy. Są one kwestią posiadanych nawyków i przekonań.


R: No dobrze, przyjemności mogą być wyimaginowane, ale ból jest rzeczywisty.

M: Cierpienie i radość występują zawsze razem. Uwolnienie się od jednego oznacza wyswobodzenie się także od drugiego. Jeśli nie będzie pan troszczył się o przyjemności, nie dotknie pana obawa bólu. Wszystko to jest kwestią nastawienia. Istnieje jednak szczęście, które znajduje się poza takimi przeciwstawnymi doznaniami. Szczęście, które pan zna, można wyróżnić i zmierzyć. Można by powiedzieć, iż stanowi ono pewien przedmiot. Ale to co stanowi przedmiot, nie może być pana własne. Byłoby poważnym błędem identyfikować się z czymś zewnętrznym. Rzeczywiste leży poza subiektywnym i obiektywnym, poza wszelkimi stopniami i rozróżnieniami. Z całą pewnością nie ono stanowi pochodzenie, źródło, czy korzenie przyjemności i cierpienia. Wyrastają one z nieznajomości rzeczywistości, której nie sposób opisać, która leży poza bytem i niebytem.


R: Miałem wielu nauczycieli, studiowałem wiele doktryn, ale żadna nie dała mi tego, czego chciałem.

M: Pragnienie odnalezienia własnej jaźni będzie z pewnością zaspokojone, jeśli nie będzie pan chciał niczego więcej. Ale musi pan być wobec siebie uczciwy i naprawdę nie chcieć niczego innego. Jeśli równocześnie będzie pan pragnął wielu innych rzeczy i zajmował się ich osiąganiem, pański główny cel będzie się odsuwał, dopóki nie stanie się pan mądrzejszy i nie przestanie ulegać sprzecznym pożądaniom. Niech pan wniknie w siebie nie zbaczając i nie oglądając się wstecz.


R: Ale moje pragnienia i obawy są stale obecne.

M: Czyż nie istnieją one tylko w pańskiej pamięci? Proszę zrozumieć, że korzenie tkwią w oczekiwaniach zrodzonych ze wspomnień, a przestaną pana dręczyć.


R: Jestem głęboko przekonany, że służenie społeczeństwu to nie kończące się zadanie, gdyż poprawa i pogorszenie, postęp i regres idą zawsze w parze. Możemy to dostrzec wszędzie, na każdym poziomie życia społecznego. Cóż więc pozostaje?

M: Niech pan dokończy wszelkie rozpoczęte prace, nie podejmując jednak nowych zadań, chyba że wymagać będzie tego konkretna, sytuacja związana z czyimś cierpieniem i uwolnieniem od niego. Niech pan najpierw siebie odnajdzie, a wtedy przyjdzie niekończące się błogosławieństwo. Nic nie przynosi świata tak wielkich korzyści, jak zaprzestanie pogoni za nimi. Tylko człowiek, który nie myśli w kategoriach strat i zysków, naprawdę nie używa przemocy, gdyż znajduje się poza wszelkimi konfliktami.


R: Zawsze była mi bliska idea braku przemocy /ahinsa/.

M: Ahinsa oznacza w pierwszym rzędzie to, co mówi samo słowo - nie rań. Tak więc na pierwszy plan wysuwa się nie czynienie dobra ale zaprzestanie ranienia, nie przysparzanie cierpienia. Sprawianie przyjemności innym nie jest już ahinsą.


R: Nie mówię o sprawianiu przyjemności, ale w pełni popieram ideę pomagania innym.

M: Jedynym rodzajem pomocy wartym udzielania jest pomoc skuteczna, która nie misi być ponawiana. Powtarzająca się pomoc nie jest w ogóle pomocą. Proszę nie mówić, że pomaga pan innemu, jeśli nie może pan sprawić, aby znalazł się on poza potrzebą jakiejkolwiek pomocy.


R: Jak można wyjść poza potrzebę pomocy i jak można dopomóc w tym innym?

M: Kiedy zrozumie pan, że każda egzystencja w izolacji i ograniczeniu jest bolesna, gdy będzie pan chciał i mógł żyć integralnie w jedności z wszelkim życiem, jako czysty byt, wówczas znajdzie się pan poza jakąkolwiek potrzebą pomocy. Może pan pomagać innym nauką i przykładem, ale nade wszystko swoim zwykłym istnieniem. Nie może pan dawać tego, czego pan nie ma, a nie ma pan tego, czym sam nie jest. Może pan dać tylko to, czy pan jest i obdzielać z tego nieskończenie.


R: Ale czy naprawdę każda egzystencja jest bolesna?

M: A do czego innego mogłoby prowadnic to powszechne poszukiwanie przyjemności? Czy szczęśliwy człowiek szuka szczęścia? Jak bardzo niespokojni i ruchliwi są ludzie. Cierpiąc szukają ukojenia w przyjemnościach. Wszelkie szczęście, jakie sobie potrafią wyobrazić, to zapewnienie powtarzających się przyjemności.


R: Jeśli to czym jestem, ta osoba, za którą się uważam nie może być szczęśliwa, co powinienem czynić?

M: Może pan tylko zaniechać utożsamiania się z tym, czym pan nie jest. Nie ma niczego okrutnego w tym, co mówię. Obudzenie człowieka z dręczącego snu jest aktem współczucia. Przyszedł pan tutaj, bo pan cierpi, a wszystko co mówię sprowadza się do jednego: proszę się obudzić, poznać siebie, być sobą. Przyjemności nie położą kresu cierpienia. Kiedy pan zrozumie, że znajduje się poza bólem i przyjemnością, z dala od nich i im niedostępny, wtedy opuści pana dążenie do szczęścia, a także wynikający z tego smutek. Gdyż cierpienie prowadzi do przyjemności, a przyjemność kończy się cierpieniem, i tak bez ustanku.


R: A więc w stanie, o którym pan mówi, nie istnieje szczęście?

M: Ani smutek - tylko wolność. Szczęście zależy zawsze od czegoś i może być utracone; wolność od wszystkiego nie jest uwarunkowana i nie można jej stracić. Wolność od udręki nie ma przyczyny i dlatego nie może być zniszczona. Proszę ją urzeczywistnić.


R: Czyż nie urodziłem się, aby cierpieć za swoją przeszłość? Czy wolność w ogóle jest możliwa? Czy urodziłem się z własnej woli? Czy nie jestem zwykłym stworzeniem?

M: Czym są narodziny i śmierć, jeśli nie początkiem i końcem ciągu wydarzeń przepływających w świadomości? Na skutek wyobrażania sobie oddzielenia i ograniczenia, są one bolesne. Chwilowe uwolnienie się od cierpienia nazywamy przyjemnością i budujemy zamki na wodzie, żywiąc się nadzieją nie kończących się przyjemności, które nazywamy szczęściem. Wszystko to jest nieporozumieniem. Niech pan się obudzi, przekroczy to i żyje prawdziwie.


R: Moja wiedza jest ograniczona, moja siła znikoma.

M: Pańska prawdziwa jaźń jest poza wiedzą i siłą, gdyż jest ich źródłem. To co pan widzi, jest tylko w pańskim umyśle. Naturą jaźni jest Czysta Świadomość, czysta obecność, niezmącona posiadaniem wiedzy czy jej brakiem, ani upodobaniami. Niech pan odkryje swój byt poza tym ciałem narodzin i śmierci, a wszystkie problemy zostaną rozwiązane. Istnieją one, ponieważ uważa pan siebie za tego, który urodził się aby umrzeć. Nie jest pan osobą. Proszę porzucić te złudzenia i być wolnym.





2 stycznia 1971 r.

R o z m ó w c a: Zawsze słyszę, że uwolnienie się od wszelkich pragnień i skłonności jest warunkiem samorealizacji. Jednak widzę, że warunku tego nie można spełnić. Brak wiedzy o sobie samym sprawia, że powstają pożądania, a pożądania te utrwalają stan niewiedzy. Prawdziwe błędne koło!

M a h a r a j: Nie trzeba spełniać żadnych warunków. Nie trzeba niczego zdziałać i z niczego rezygnować. Tylko patrzeć i pamiętać, że cokolwiek pan odczuwa, nie jest panem ani nie jest pańskie. Znajduje się to w polu świadomości, ale pan nie jest nim ani jego zawartością. Nie jest pan nawet tym, który zna to pole. Jest to tylko pańskie przekonanie, że ma pan do zrobienia rzeczy, które następnie pana wiążą przez pańskie motywy, pożądania, niepowodzenia, poczucie zawodu itd. Wszystko to działa hamująco. Niech pan po prostu patrzy na wszystko co się zdarza, świadomy że jest pan poza tym.


R: Czy znaczy to, że powinienem się powstrzymać od robienia czegokolwiek?

M: Nie może pan! To co jest w ruchu, musi poruszać się nadal. Jeśli nagle się pan zatrzyma, załamie się pan.


R: Czy chodzi tu o to, że poznający i poznawane stają się jednym?

M: Jedno i drugie, to idee powstające w umyśle i słowa, które je wyrażają. Nie ma w nich rzeczywistej jaźni. Rzeczywista jaźń nie jest ani pomiędzy, ani poza nimi. Szukanie jej na poziomie mentalnym jest bezowocne. Niech pan przestanie szukać i spostrzeże, że jest ona tu i teraz - jest tak dobrze panu znanym "jestem", wszystko co ma pan do zrobienia, to przestać traktować siebie jako znajdującego się w polu świadomości. Z drugiej strony musi pan poświęcić tym sprawom całą swą uwagę. Jak dotąd nie rozważał ich pan wnikliwie, jednokrotne wysłuchanie tego co mówię, nie zda się na wiele. Niech pan zapomni o swoich dawnych doświadczeniach i osiągnięciach, stanie nagi wobec wichrów i deszczów życia, a wówczas może się panu powiedzie.


R: Czy w pańskich naukach jest miejsce na pobożność i uwielbienie /bhakti/?

M: Kiedy czuje się pan źle, idzie pan do lekarza, który mówi co panu dolega i jaka jest na to rada. Zaufanie do lekarza czyni wszystko łatwym: bierze pan lekarstwo, przestrzega diety i wraca do zdrowia. Ale jeśli się nie ma do lekarza zaufania, można ciągle ryzykować, albo zacząć samemu studiować medycynę! W każdy razie do działania pobudza pana chęć wyzdrowienia a nie lekarz. Bez ufności jednak nie ma spokoju. Zawsze komuś pan ufa, swojej matce np. lub żonie. Spośród wszystkich ludzi ten kto zna siebie, człowiek wyzwolony, jest najbardziej godny zaufania. Ale sama ufność nie wystarcza. Bez pragnienia wolności cóż warta jest wiara, że mógłby pan tę wolność osiągnąć? Pragnienie i ufność muszą więc iść w parze. Im silniejsze jest pańskie pragnienie, ty łatwiej przychodzi pomoc. Największy nawet guru jest bezradny, dopóki uczeń nie ma zapału do nauki. Zapał i powaga mają największe znaczenie. Pewność przyjdzie wraz z doświadczeniem. Niech pan odda się swemu dążeniu, a oddanie wobec prowadzącego przyjdzie samo. Jeśli pańskie pragnienie i ufność będą silne, to dadzą one wyniki i doprowadzą pana do celu, bez wahań i kompromisów.


Największym guru jest pana wewnętrzne "ja". Zaprawdę, ono jest największym nauczycielem /sadguru/. Tylko ono może doprowadzić pana do celu i tylko ono czekać będzie na pana u kresu wędrówki. Proszę mu zaufać, a nie będzie pan potrzebował żadnego zewnętrznego guru. Niech pan jednak pamięta, że należy mocno pragnąć znalezienia go i nie podejmować niczego, co stwarza przeszkody i opóźnienia. Jeśli pan coś takiego zrobił, proszę nie tracić sił i czasu na wyrzuty. Niech pan uczy się na swoich błędach i nie powtarza ich.


R: Czy pozwoliłby pan zadać sobie osobiste pytanie?

M: Proszę, niech pan pyta.


R: Widzę, że siedzi pan na skórze antylopy. Jak można to pogodzić z zasadą nie używania przemocy /ahinsa/?

M: Przez ten cały okres życia, w którym pracowałem zarobkowo, wyrabiałem papierosy, pomagając w ten sposób ludziom niszczyć zdrowie. Zaś naprzeciw drzwi mego mieszkania władze miejskie urządziły publiczną toaleta, szkodząc w ten sposób mojemu zdrowiu. Jak w tym brutalnym świecie można uniknąć przemocy?


R: Ale z pewnością należy unikać wszelkiej dającej się uniknąć przemocy. A jednak w Indiach każdy święty człowiek ma do siedzenia skórę tygrysa, lwa, leoparda lub antylopy.

M: Może jest tak dlatego, że w dawnych czasach nie znano sztucznych tworzyw, a skóra była najlepszy środkiem ochrony przed wilgocią. Reumatyzm nie ma w sobie niczego pociągającego, nawet dla ludzi świętych! W ten sposób powstała tradycja używania skóry zwierzęcej do dłuższych medytacji. Czym jest głos bębna dla świątyni, tym jest skóra antylopy dla jogina. Zaledwie ją zauważamy.


R: Ale jednak zwierze musiało zostać zabite.

M: Nigdy nie słyszałem o joginie zabijającym tygrysa, aby zdobyć jego skórę. Zabijający nie są joginami i jogini nie są zabójcami.


R: Czy nie powinien pan jednak wyrazić swej dezaprobaty, odmawiając używania skóry?

M: Cóż za pomysł! Nie aprobuję całego wszechświata, dlaczego więc miałbym przeciwstawiać się tylko skórze?


R: Cóż złego dzieje się z wszechświatem?

M: Zapomnienie o tym, kim się jest, jest największą krzywdą, z której płyną wszystkie nieszczęścia. Niech pan troszczy się o najważniejsze, a to co mniej ważne zadba o siebie samo. Nie sprząta pan ciemnego pokoju. Najpierw otwiera pan okna. Wpuszczenie do środka światła czyni wszystko łatwym. Tak wiec wstrzymajmy się z naprawianiem innych do chwili, gdy zobaczymy siebie takimi, jakimi jesteśmy - i zmienionymi. Nie ma potrzeby kręcić się w kółko, zadając ciągle pytania. Niech pan znajdzie siebie, a wszystko znajdzie się na właściwy miejscu.


R: Pragnienie powrotu do źródła jest bardzo rzadko spotykane. Czy jest ono w ogóle naturalne?

M: Wyjście jest naturalne na początku, wejście - na końcu. Lecz w rzeczywistości są one jednym, jak wdech i wydech.


R: Czy w ten sam sposób ciało i jego mieszkaniec są jednym?

M: Zdarzenia w czasie i przestrzeni - narodziny i śmierć, to miejsce i tamto, przyczyna i skutek - mogą być traktowane jako jedno, ale ciało i ucieleśniony w nim nie należą do tego samego szczebla rzeczywistości. Ciało istnieje w czasie i przestrzeni, jest przemijające i ograniczone, zaś jego mieszkaniec jest poza czasem i przestrzenią, wieczny i wszystko przenikający. Ich utożsamianie jest poważnym błędem i powoduje nie kończące się cierpienia. Może pan mówić, że umysł i ciało to jedno, ale nie staną się one przez to podstawą, rzeczywistości.


R: Kimkolwiek by nie był ów mieszkaniec, sprawuje on nad ciałem kontrolę i dlatego jest za nie odpowiedzialny.

M: Istnieje kosmiczna siła, która sprawuje nad nim kontrolę i odpowiada za nie.


R: A wiec mogę robić to, na co mam ochotę i składać winę na jakaś kosmiczną siłę? Jakie to łatwe!

M: Tak, bardzo łatwe. Po prostu niech pan uzna Jedynego Sprawcę wszystkiego, co jest w ruchu i pozostawi wszystko Jemu. Jeśli się pan nie waha i nie oszukuje, jest to najkrótsza droga do rzeczywistości. Niech pan stanie bez pragnień i obaw, odrzucając wszelką kontrolę i wszelką odpowiedzialność.


R: Cóż za szaleństwo!

M: Tak, boskie szaleństwo. Co byłoby złego w odrzucania złudzenia osobistej kontroli i osobistej odpowiedzialności? Obie przecież istnieją tylko w umyśle. Oczywiście jak długo uważa pan siebie za kontrolującego, musi pan również uważać siebie za odpowiedzialnego. Jedno wynika z drugiego.


R: W jaki sposób uniwersalne może odpowiadać za to, co indywidualne?

M: Całe ziemskie życie zależy od słońca. Jednak nie może pan winić słońca za wszystko, co się zdarza, chociaż jest ono ostateczną przyczyną, światło sprawia, że kwiaty są barwne, ale ani tego nie kontroluje, ani nie jest za to wprost odpowiedzialne. Ono jest źródłem możliwości, i to wszystko.


R: Nie podoba mi się to chowanie za jakąś kosmiczną siłą.

M: Nie może pan spierać się z faktami.


R: Z czyimi faktami? Z pańskimi czy moimi?

M: Z pańskimi. Nie może pan zaprzeczać moim faktom, bo pan ich nie zna. Gdyby mógł pan je znać, nie przeczyłby pan im. W tym leży trudność. Bierze pan swoje wyobrażenia za fakty, a fakty za wyobrażenia. Wiem z całą pewnością, że wszystko stanowi jedność. Różnice nie dzielą. Albo jest pan odpowiedzialny za wszystko, albo za nic. Wyobrażenie, że kontroluje się jedno ciało i jest się za nie odpowiedzialny, to nonsens.


R: Jednak pan jest także ograniczony przez swoje ciało?

M: Tylko w sprawach dotyczących ciała. Ale nie przeszkadza mi to. Podobnie przyjmujemy zmiany pór roku. Przychodzą one i odchodzą, ale my ledwie je zauważamy. Tak samo ciała-umysły przychodzą i odchodzą, życie zaś wiecznie poszukuje nowych form przejawiania się.


R: Jeśli tylko nie zrzuca się całego zła na Boga, to co pan mówi, odpowiada mi. Zgodnie z moją wiedzą mógłbym przyjąć, że Bóg istnieje, ale jest on chyba tylko pojęciem wytworzonym przez ludzki umysł. Dla pana może on być kimś rzeczywistym, dla mnie natomiast bardziej niż Bóg realne jest społeczeństwo, gdyż jestem zarówno jego wytworem jak i więźniem. Pańskimi wartościami są: mądrość i współczucie. Społeczeństwo ceni rozsądny egoizm. Żyję w zupełnie innym świecie niż pan.

M: Nikt pana do niczego nie zmusza.


R: To pana nikt nie zmusza, ale mnie zmusza. Mój świat jest światem zła, jest pełen krwi i łez, trudu i bólu. Usprawiedliwiać go za pomocą intelektualizowania, poprzez wysuwanie teorii ewolucji i karmy, jest obraźliwe i krzywdzące. Bóg złego świata jest okrutny.

M: Sam pan jest Bogiem swojego świata i jest pan zarówno niemądry jak i okrutny. Załóżmy że Bóg jest tylko pojęciem stworzonym przez pana samego. Ale proszę dojść do tego, kim pan jest i jak to się stało, że pan żyje, tęskniąc do prawdy w świecie pełnym zła. Jaki ma pan pożytek z wysuwania argumentów za Bogiem czy przeciw Niemu, jeśli sam pan po prostu nie wie, kim jest Bóg, a wiec nie wie pan, o czym mówi. Bóg zrodzony z lęku i nadziei, ukształtowany przez pragnienia i wyobrażenie, nie może być tą Siłą, którą j e s t , Umysłem i Sercem wszechświata.


R: Zgadzam się z panem, że świat w którym żyję i Bóg, w którego wierzę, są wytworami mojej wyobraźni. Ale dlaczego mają być wytworami pragnień? Dlaczego wyobrażam sobie świat tak pełen bólu i Boga tak obojętnego? Co sprawia, że torturuję siebie tak okrutnie? Człowiek oświecony powiada mi: "to tylko sen, skończ z tym", ale czy on sam nie jest częścią tego snu? Czuję się schwytany w pułapkę i nie widzę z niej wyjścia. Mówi pan, że jest wolny. Od czego jest pan wolny? Na litość boską, niech pan przestanie karmić mnie słowami i oświeci mnie. Niech pan pomoże mi się obudzić, gdyż to właśnie pan widzi mnie miotającego się we śnie.

M: Kiedy mówię, że jestem wolny, stwierdzam tylko fakt. Jeśli jest pan dorosły, znaczy to, że jest pan wolny od dzieciństwa. Jestem wolny od wszelkich opisów oraz identyfikacji. Cokolwiek będzie pan słyszał, widział albo myślał - nie jestem tym. Jestem wolny od czyjegoś postrzegania albo pojmowania.


R: Jednak posiada pan ciało i jest od niego zależny.

M: Znowu pan zakłada, że jedynie pański punkt widzenia jest słuszny. Powtarzam: nie byłem, nie jestem i nie będę ciałem. Dla mnie jest to faktem. Ja również ulegałem złudzeniu, że się urodziłem, ale mój Guru sprawił, że zrozumiałem, iż narodziny i śmierć są tylko wyobrażeniami. Narodziny to tylko stwierdzenie: "mam ciało", a śmierć - "porzuciłem ciało". Teraz, kiedy wiem, że nie jestem ciałem, mogę je mieć lub nie - bez różnicy. Ciało-umysł to jakby pokój. On istnieje, ale nie muszę przebywać w nim przez cały czas.


R: A jednak ma pan ciało i troszczy się o nie.

M: Siła, która stworzyła ciało, troszczy się o nie.


R: Przez cały czas przeskakujemy z jednego poziomu na drugi.

M: Są dwa poziomy, które należy rozpatrywać: fizyczny faktów i umysłowy - myśli, wyobrażeń. Jestem poza nimi dwoma. Ani pańskie fakty, ani idee nie są moimi. Sięgam poza nie. Niech i pan je przekroczy, a będzie pan widział to, co ja dostrzegam.


R: To co chcę powiedzieć, jest bardzo proste. Jak długo uważam, że jestem ciałem, nie wolno mi, powiedzieć, że Bóg będzie troszczył się o moje ciało. Bóg nie będzie tego czynił, pozwoli ażeby ono było głodne, aby chorowało i umarło.

M: A czegóż pan oczekuje od zwykłego ciała? Dlaczego tak bardzo niepokoi się pan o nie?

Utożsamia się pan z ciałem i pragnie, ażeby było ono niezniszczalne. Dzięki specjalnym praktykom może pan długo utrzymywać je przy życiu, ale czy naprawdę warto o to zabiegać?


R: Lepiej jest żyć długo i zdrowo. Pozwala to nam uniknąć błędów dzieciństwa i młodości, rozczarowań wieku dojrzałego, cierpień i otępienia starości.

M: Ale niech pan żyje długo. Nie jest pan jednak władcą życia. Czy może pan decydować o dniu swoich narodzin i śmierci? Nie mówimy w tym samym języku. Pański język kształtują wierzenia, wszystko zależy w nim od przypuszczeń i założeń. Mówi pan z przekonaniem o rzeczach, których nie jest pan pewny.


R: Dlatego tutaj jestem.

M: Jeszcze pan tutaj nie jest. Ja jestem tutaj. Niech pan wejdzie. Ale pan nie wchodzi. Chciałby pan, żebym żył pańskim życiem, podobnie odczuwał i mówił pana językiem. Nie mogę panu pomóc i nie pomogę. Musi pan przyjść do mnie. Słowa są wytworem umysłu, a umysł zacieśnia i zniekształca. Stąd absolutna konieczność wyjścia poza słowa i przejścia na moją stronę.


R: Niech pan mnie tam przeniesie.

M: Robię to, ale stawia pan opór. Rezygnuje pan z rzeczywistości na rzecz pojęć, które je zniekształcają, Proszę zaniechać posługiwania się pojęciami i pozostać cichym oraz uważnym. Niech pan będzie rzetelny, a wszystko dobrze się ułoży.





7 stycznia 1971 r.

R o z m ó w c a: Przed tysiącem lat żył pewien człowiek i umarł. Jego tożsamość /antahkarana/ znowu pojawiła się w świecie dzięki nowemu ciału. Dlaczego nie pamięta on swego poprzedniego życia? A jeżeli pamięta, to czy wspomnienia te mogą zostać uświadomione?

M a h a r a j: Skąd pan wie, że ta sama osoba pojawiła się w nowym ciele? Nowe ciało może należeć do zupełnie innej osoby.


R: Proszę wyobrazić sobie garnek z masłem. Kiedy garnek rozbije się, masło pozostanie i może być przeniesione do innego garnka. Dawny garnek miał swój zapach; nowy posiada go także. Masło będzie przenosiło te zapachy z garnka do garnka. W podobny sposób tożsamość określonej osoby przenoszona jest z ciała do ciała.

M: Dobrze. Gdy istnieje ciało, jego właściwości wywierają wpływ na osobę. Nie mając ciała, posiadamy jednak czystą tożsamość w odczuciu "jestem". Ale gdzie jest poprzednio przeżywany świat, gdy rodzimy się ponownie w nowym ciele?


R: Każde ciało przeżywa swój własny świat.

M: Czy dla obecnego ciała stare ciało jest tylko wyobrażeniem, czy też wspomnieniem?


R: Wyobrażeniem oczywiście. Jak mózg mógłby pamiętać to, czego nie przeżył?

M: Odpowiedział pan na swoje pytanie. Po co żonglować wyobrażeniami? Poprzestańmy na tym, czego jesteśmy pewni. A jedynym, czego może pan być pewny, jest to, że pan jest. Niech pan przy tym pozostanie i odrzuci wszystko inne. Na tym polega joga.


R: Mogę to odrzucić tylko w sposób werbalny. W najlepszym razie pamiętam, aby powtarzać formułkę; "To nie jestem ja, to nie jest moje, jestem poza tym".

M: Zupełnie dobrze. Najpierw w słowach, później w myślach i w uczuciach, a potem w działaniu. Niech pan skieruje uwagę na rzeczywistość wewnątrz siebie, a wydobędzie się ona na światło. Można to porównać do ubijania śmietany na masło. Proszę wytrwale postępować w taki właśnie sposób, a rezultat będzie pewny.


R: Jak absolutne może powstać w wyniku jakiegoś procesu?

M: Ma pan rację, to co względne, nie może doprowadzić do absolutnego. Ale to co względne, może zatrzymać absolutne, tak jak nie ubijanie śmietany może udaremnić oddzielenie się masła. Rzeczywiste wywołuje impuls, czynnik wewnętrzny pobudza zewnętrzny, który z kolei reaguje zaangażowaniem i wysiłkiem. Jednak ostatecznie nie ma ani czynnika wewnętrznego, ani zewnętrznego; światło świadomości jest na równi twórcą i wytwórca, sprawcą doświadczeń i samym doświadczeniem, ciałem i wcieleniem. Niech pan zwróci uwagę na siłę, która to wszystko wywołuje, a skończą się pańskie problemy.


R: Czym jest ta siła?

M: Jest nią wyobraźnia pobudzana przez pragnienia.


R: Wiem o niej, ale nie potrafię nad nią zapanować.

M: To także jest pańskim złudzeniem zrodzonym z pragnienia osiągnięć.


R: Cóż jest złego w samym działaniu?

M: To nie ma nic do rzeczy. W takich sprawach nie ma mowy ani o celu, ani o działaniu. Potrzebne jest panu tylko słuchanie, pamiętanie i rozwaga. Podobnie jest z jedzeniem. Pańskie czynności ograniczają się do gryzienia, przeżuwania i połykania. Reszta dzieje się nieświadomie i automatycznie. Niech pan usłyszy, zapamięta i zrozumie. Pański umysł jest zarówno aktorem i sceną. Wszystko to pochodzi z umysłu, a pan nie jest umysłem. Umysł wciąż się odradza ale nie pan. Umysł tworzy świat z całą jego wspaniałą różnorodnością. Tak właśnie jak w dobrej sztuce teatralnej znajdzie pan najróżnorodniejsze typy osób i rodzaje sytuacji, tak i pan potrzebuje wszystkiego po trochu, aby tworzyć swój świat.


R: Ale w sztuce nikt nie cierpi.

M: Jeśli nikt nie identyfikuje się z nią. Niech pan nie utożsamia się ze światem, a nie będzie pan cierpiał.


R: Ale inni będą.

M: A wiec niech pan uczyni swój świat doskonałym pod każdym względem. Jeśli wierzy pan w Boga, niech pan z Nim współpracuje. Jeśli pan nie wierzy, niech pan sam Nim się stanie. Albo uważa pan świat za sztukę, albo pracuje nad nim z całych sił. Może pan też czynić jedno i drugie.


R: Co się dzieje z tożsamością umierającego człowieka i co dzieje się z nią po śmierci? Czy zgadza się pan z tym, iż żyje ona nadal w innym ciele?

M: I tak i nie. Wszystko zależy od tego. Jak na to spojrzymy. Czym jest w końcu owa tożsamość? Ciągłością pamięci? Czy mógłby pan mówić o tożsamości pozbawionej pamięci?


R: Tak, mógłbym. Dziecko może nie znać swych rodziców, jednak bidzie posiadać odziedziczone po nich cechy.

M: Kto je zidentyfikuje? Ktoś, kto dzięki pamięci mógłby je wymienić i porównać. Czy nie widzi pan, że pamięć jest osnową pańskiego życia umysłowego? A tożsamość jest tylko zbiorem zdarzeń zaistniałych w czasie i przestrzeni. Niech pan zmieni ten zbiór, a zmieni pan człowieka.


R: Ale ten zbiór jest istotny i ważny. Ma on swoją wartość. Mówiąc, że wzór na tkaninie to tylko układ kolorowych nitek, gubi pan najważniejsze - jego piękno. Albo określając książkę jako papier poznaczony farbą drukarską, pomija pan jej treść. Tożsamość ma swoja wartość, ponieważ stanowi podstawę indywidualności, tego co czyni każdego z nas jedynym i niezastąpionym. W "jestem" kryje się poczucie jedyności.

M: Tak i nie. Tożsamość, indywidualność, jedyność są najcenniejszymi aspektami umysłu, ale przecież tylko umysłu. Doświadczenie, że "jestem wszystkim co jest", istnieje i jest równie ważne. Nie sposób oddzielić tego co ogólne, od poszczególnego. Stanowią one dwa aspekty bezimiennego, widzianego jakby z zewnątrz i od wewnątrz. Niestety słowa wskazują tylko na odpowiednią treść, ale same jej nie przenoszą. Niech pan próbuje wyjść poza słowa.


R: Co umiera w chwili śmierci?

M: Umiera myśl "jestem tym ciałem", świadek jej nie umiera.


R: Dżiniści wierzą w istnienie wielu takich świadków, występujących jednak zawsze oddzielnie.

M: Pochodzi to z ich tradycji opartej na przeżyciach różnych wielkich ludzi. Jeden Świadek przejawia się w niezliczonych ciałach jako "jestem". Tak długo, jak ciała te - choćby były najbardziej subtelne - istnieją, "jestem" przejawia się jako wielość. Poza ciałem jest tylko On Jeden.


R: Bóg?

M: Świat jest ciałem dla Stwórcy. Nie mający imienia On Jeden jest ponad wszystkimi bogami.


R: Śri Ramana Maharszi umarł. Czym była śmierć dla niego?

M: Niczym. Jest on tym, czym był - Absolutną Rzeczywistością.


R: Jednak dla zwykłego człowieka śmierć ma znaczenie.

M: Za co człowiek się przed śmiercią uważa, tym pozostaje także po niej. Ten obraz samego siebie trwa nadal.


R: Któregoś dnia była mowa o używaniu przez mędrca /dżniani/ skór zwierząt do medytacji i o podobnych rzeczach. Nie byłem jakoś przekonany. Tak samo w związku z jedzeniem mięsa. Łatwo można usprawiedliwić wszystko odwołując się do obyczaju i tradycji. Ale obyczaje mogą być okrutne, a tradycja skalana. Zapewne wiele one tłumaczą, ale niczego nie usprawiedliwiają.

M: Nigdy nie mówiłem, że samorealizacja pociąga za sobą poczucie, iż nie jest się związanym żadnymi prawami. Człowiek wyzwolony przestrzega ich niezmiernie skrupulatnie. Ale jego prawa są prawami rzeczywistej jaźni a nie społeczeństwa. Te ostatnie respektuje on lub łamie w zależności od okoliczności i potrzeby. Ale nigdy nie będzie on chimeryczny ani nieuczciwy.


R: Nie mogę się zgodzić na usprawiedliwianie czegoś obyczajami lub nawykami.

M: Różnimy się w naszych punktach widzenia i w tym leży trudność. Pański jest związany z ciałem-umysłem mój zaś ze świadkiem, a to podstawowa różnica.


R: Jednak okrucieństwo jest okrucieństwem.

M: Nikt nie zmusza pana do tego, żeby pan był okrutny.


R: Korzystanie z okrucieństwa innych ludzi jest również okrucieństwem.

M: Jeśli przyjrzy się pan bliżej procesowi życia, znajdzie pan okrucieństwo wszędzie, gdyż jedno życie żywi się innym. Jest to fakt, a przecież nie wywołuje on w panu poczucia winy, że pan w ogóle żyje. Rozpoczął pan swe życie od okrucieństwa, sprawiając swojej matce ogromne kłopoty. Do ostatnich dni swego życia będzie pan współzawodniczył z innymi w zdobywaniu pożywienia, odzienia i schronienia. Przywiązany do swego ciała będzie pan walczył o zaspokojenie jego potrzeb, starając się zapewnić mu bezpieczeństwo w tym świecie nieprawości i śmierci. Śmierć z ręki człowieka nie jest najgorszym rodzajem śmierci dla zwierzęcia; na pewno jest to lepsze od choroby i niedołężnej starości. Okrucieństwo wiąże się z motywem a nie z samym faktem zabijania. Zadawania śmierci godzi w zabójcę, a nie w zabijanego.


R: Zgoda, ale w takim razie nie powinno się przyjmować usług ze strony myśliwych i rzeźników.

M: Ale kto każe panu je przyjmować?


R: Pan sam je przyjmuje.

M: To pan tak uważa. Jak łatwo przychodzi panu oskarżanie, potępianie, skazywania i karanie! Dlaczego zaczyna pan ode mnie a nie od siebie?


R: Człowiek taki jak pan, powinien dawać przykład.

M: Czy jest pan gotów pójść za moim przykładem? Dla świata już umarłem, niczego nie pragnę; nawet żyć. Niech pan będzie taki jak ja, czyni co ja czynię. Ocenia pan mnie według mojego odzienia i pożywiania, ja natomiast biorą pod uwagę jedynie pańskie motywy. Jeśli wierzy pan, że jest tylko ciałem i umysłem, działając zgodnie z tym przeświadczeniem, to jest pan winien największego okrucieństwa - okrucieństwa skierowanego przeciwko pańskiemu rzeczywistemu bytowi. W porównaniu z tym wszystkie inne okrucieństwa nie liczą się.


R: Uchyla się pan od odpowiedzi, twierdząc, że nie jest pan ciałem. Ale posiada pan kontrolę nad ciałem i jest odpowiedzialny za wszystko, co ono robi. Pozwalanie ciału na wszystko byłoby idiotyzmem lub szaleństwem.

M: Niech pan się uspokoi. Jestem również przeciwny zabijaniu zwierząt dla mięsa i futer, ale uważam, że nie trzeba tego traktować jako coś pierwszorzędnego. Wegetarianizm jest postanowieniem zasługujący na szacunek ale nie najbardziej palącym. Zresztą każdej sprawia najlepiej służy człowiek, który powrócił do swego źródła.


R: Kiedy byłem w aśramie Śri Maharsziego, czułem, że Bhagawan jest wszędzie obecny, wszystko przenikający i wszystko czujący.

M: Miał pan nieodzowną do tego wiarę. Ci, którzy prawdziwie w niego wierzą, będą widzieli go wszędzie i zawsze. Wszystko dzieje się za sprawą pańskiej wiary i ona przybiera kształt pana pragnienia.


R: Czy wiara, którą pan nosi w sobie, nie jest ukształtowana przez jakieś pragnienie?

M: Kiedy mówię "jestem", nie oznacza to jakiegoś oddzielnego bytu obecnego w ciele. Mam na myśli wszelki byt, ocean świadomości, wszechświat wszystkiego co jest. Nie mam żadnych pragnień i zawsze taki pozostanę.


R: Czy umie pan sięgać do życiu wewnętrznego innych ludzi?

M: Jestem nimi.


R: Nie chodzi mi o jedność istoty albo substancji, czy też o podobieństwie formy. Myślę o konkretnym wejściu w umysły i serca innych, i uczestniczenie w ich osobistych doświadczeniach. Czy może pan cierpieć i cieszyć się wraz ze mną, czy też wnioskuje pan o tym co czuję na podstawie obserwacji i analogii?

M: Wszystkie istoty są we mnie. Ale przeniesienie zawartości jednego mózgu do drugiego wymaga specjalnych ćwiczeń. Wszystko można osiągnąć dzięki odpowiednim praktykom.


R: Nie jestem rzutowanym na ekran pańskim obrazem, ani pan nie jest moim obrazem. Istnieję samodzielnie, a nie jako pański wytwór. Ta uproszczona filozofia wyobrażeń i ich projekcji nie przemawia do mnie. Pozbawia mnie pan całkowicie rzeczywistego istnienia. Kto jest czyim wyobrażeniem? Nie, coś musi tu być nie tak.

M: Słowa ukazują pańską pustkę. Rzeczywiste nie może być opisane, musi zostać przeżyte. Jestem bezradny. Nie potrafię znaleźć lepszych słów dla tego, co wiem. To co myślę, może brzmieć śmiesznie. Ale to, co słowa te starają się przekazać, jest najwyższą prawdą. Wszystko jest jednym - od tego faktu nie można uciekać. I wszystko dzieje się dla tego jednego, dla źródła i celu każdego pragnienia. Znamy to jako "jestem".


R: Cierpienie leży u źródła pragnień. Głównym dążeniem jest ucieczka przed cierpieniem.

M: Ale co jest źródłem - cierpienia? Nieznajomość siebie. Każde stworzenie trudzi się, aby dotrzeć do tego czym jest i nie spocznie, póki do tego nie powróci.


R: A kiedy powróci?

M: Może pan powrócić, kiedy tylko zechce.


R: A świat?

M: Może go pan zabrać ze sobą.


R: Czy mam czekać z pomaganiem światu, aż osiągnę doskonałość?

M: Niech pan pomaga światu, jak pan tylko umie. Nie pomoże pan wiele, ale wysiłek uczyni pana dojrzalszym.


R: Na pewno wielu zwykłych ludzi pomagało światu ogromnie.

M: Kiedy nadejdzie czas dla świata, aby okazana mu była pomoc, niektórym ludziom dana będzie wola, mądrość i siła potrzebna do dokonania wielkich zmian.





16 stycznia 1971 r.

R o z m ó w c a: Ludzie zachodu, którzy czasami przychodzą do pana, stają przed szczególną trudnością. Już samo pojęcie człowieka wyzwolonego, człowieka który się urzeczywistnił, który zna siebie, zna Boga, który jest "poza" światem - jest im obce. Wszystko co mają w swej chrześcijańskiej kulturze, to idee świętego, człowieka nabożnego, przestrzegającego praw, przepojonego bojaźnią bożą, rozmodlonego, doświadczającego niekiedy ekstazy, którego świętość potwierdzona jest cudami. Samo pojecie dżnianiego jest obce kulturze zachodniej, jest czymś egzotycznym, w co trudno uwierzyć. Nawet gdy fakt istnienia dżnianiego zostanie przyjęty do wiadomości, patrzy się na niego podejrzliwie, jak na osobę, której radość wewnętrzna została rozbudzona dzięki przyjmowaniu dziwnych póz i szczególnej postawie psychicznej. Sama myśl o nowych sferach świadomości wydaje się ludziom zachodu nieprawdopodobna, dlatego odnoszą się do niej nieufnie.

Byłaby dla nich pomocna możliwość usłyszenia relacji dżnianiego o własnym doświadczeniu samorealizacji, jego przyczynach i początkach, o jego postępach i osiągnięciach oraz o obecnych codziennych praktykach. Wiele z tego co powie, może pozostać dziwne, nawet pozbawiona sensu, wywoła jednak wrażenie czegoś rzeczywistego, przekaże atmosferę doświadczania, nie dającego się opisać, lecz bardzo realnego, stworzy punkt, z którego będzie można zacząć żyć zgodnie z tym wzorem.

M a h a r a j: Doświadczenie może być nieprzekazywalne. Czy może pan przekazać doświadczanie?


R: Oczywiście, jeśli się jest artystą. Istotą sztuki jest przekazywanie uczuć i doświadczeń.

M: Aby odebrać taki przekaz, należy być odpowiadało wrażliwym.


R: Naturalnie. Odbiorca jest niezbędny. Jeśli jednak nadawca nie nadaje, na co miałby się przydać odbiorca?

M: Dżniani należy do wszystkich. Niestrudzenie stawia siebie do dyspozycji każdego, kto tylko do niego przyjdzie. Gdyby nie był dawcą, nie byłby dżnianim. Cokolwiek posiada, dzieli się z innymi.


R: Czy może jednak dzielić z innymi to czym jest?

M: Chodzi panu o to, czy może sprawić, aby inni stali się dżnianimi? I tak, i nie. Nie, gdyż nie sposób ich takimi uczynić. Urzeczywistniają oni siebie tylko wówczas, gdy wracają do swego źródła, do swego prawdziwego jestestwa. Nie mogę zrobić pana tym, czym pan już jest. Jedyne co mogę uczynić, to powiedzieć panu o drodze, którą przebyłem i zachęcać, aby poszedł pan nią również.


R: Nie jest to odpowiedź na moje pytanie. Mam na myśli krytycznego i sceptycznego człowieka zachodu, który zaprzecza samej możliwości istnienia wyższych stanów świadomości. Ostatnio wyłom w jego niewierze zrobiły narkotyki, nie naruszając jednak jego materialistycznego spojrzenia na świat. Z narkotykami czy bez narkotyków, ciało jest dla niego sprawą pierwszoplanową, a umysł pozostaje na planie drugim. Poza umysłem nie widzi już niczego. Począwszy od Buddy stan samourzeczywistnienia przedstawiano w sposób negatywny, poprzez stwierdzanie, że nie jest on tym ani tamtym. Czy jest to jedyna metoda? Czy nie byłoby możliwe zobrazowanie tego stanu, opisania go? Przyznaję, że opis słowny nie jest wystarczający, opisywany stan bowiem jest niewysłowiony. Jednakże równocześnie można zawrzeć go w słowach. Poezja jest właśnie sztuką wyrażania słowem tego co niewyrażalne.

M: Nie brak jest religijnych poetów. Niech pan poszuka u nich tego, czego pan pragnie. Jeśli o mnie chodzi, moje nauki są proste; proszę mi zaufać przez chwile i robić to, co powiem. Jeśli pan wytrwa, przekona się pan, że to zaufanie było uzasadnione.


R: A co uczynić z ludźmi, którzy są zainteresowani, ale nie potrafią zaufać?

M: Jeśli mogliby ze mną pozostać, zaufaliby mi. Gdy będą mi ufać, będą postępowali zgodnie z moimi wskazówkami i oczekiwania ich zostaną spełnione.


R: Nie chodzi mi w tym momencie o ćwiczenia ale o ich wynik. Zna pan jedno i drugie. Mówi pan nam tylko o ćwiczeniach, kiedy jednak przychodzi mówić o ich skutkach, nie chce pan podzielić się z nami. Jesteśmy pozbawieni możliwości wgląda w pański stan.

M: W jaki sposób chciałby pan mieć wgląd w mój stan, jeśli nie potrafi pan uczynić tego ze sobą? Jeżeli nie ma pan narzędzia wglądu, to czyż znalezienie go nie jest najważniejsze? To tak jakby niewidomy chciał nauczyć się malować, zanim jeszcze odzyska wzrok. Chciałby pan znać mój stan, ale czy wie pan coś o stanie świadomości swej żony lub służącego?


R: Proszę tylko o kilka wskazówek.

M: Dobrze, dam panu jedną, bardzo ważną: tam gdzie pan widzi różnice, ja nie widzę żadnych. Myślę, że to wystarczy. Jeśli będzie pan innego zdania, powtórzę tylko: to wystarczy. Proszę przemyśleć to głęboko, a dojdzie pan do tego samego co ja.

Wydaje mi się, że chciałby pan posiąść natychmiast zdolność wglądu, zapominając, że można do niego dojść tylko po długich przygotowaniach. Owoc spada nagle, ale dojrzewanie jest powolne.

Poza tym kiedy mówię o zaufaniu, chodzi mi tylko o krótki okres czasu, niezbędny aby poruszyć pana z miejsca. Im bardziej poważne jest pańskie dążenie, tym mniej potrzeba panu wiary. Niebawem przekona się pan, iż zaufanie pańskie było uzasadnione. Czy chce pan, abym udowodnił, że można mi zaufać? Jak mógłbym to uczynić i po co? Jednakże proponuję panu podejście praktyczne, doświadczalne, tak powszechne w nauce zachodniej. Kiedy naukowiec opisuje swe doświadczenia i ich rezultaty, zwykle przyjmuje się jego stwierdzenia na wiarę i powtarza eksperymenty według jego opisu. Kiedy otrzymuje pan takie same lub podobne wyniki, nie potrzebuje pan już mu ufać - ufa pan własnym doświadczeniom. Zachęcony, postępuje pan tą drogą dalej i dochodzi do zasadniczo takich samych rezultatów.


R: Hinduski umysł przygotowany jest do metafizycznego eksperymentowania przez kulturę i wychowanie. Dla Hindusa takie wyrażenia jak "bezpośrednie doznanie Najwyższej Rzeczywistości", są zrozumiałe i trafiają do najgłębszych pokładów jego istoty. Dla człowieka zachodu znaczą one niewiele. Wychowany nawet w jednej z wyjątkowych odmian chrześcijaństwa, nie wychodzi on myślą poza przestrzeganie przykazań bożych i nakazów Chrystusa. Osiąganie bezpośredniej wiedzy o rzeczywistości leży nie tylko poza ambicjami, ale i poza jego możliwościami pojmowania. Niektórzy Hindusi mówią mi: "To beznadziejne. Człowiek zachodu nie będzie tego robił, bo nie może. Nie opowiadaj mu o samorealizacji, niech przeżywa swe życie pożytecznie i zasłuży na ponowne wcielenie w Indiach. Tylko wówczas będzie miał on szanse." Inni zaś powiadają: "Rzeczywiste jest takie samo dla wszystkich, ale nie wszyscy są obdarzeni jednakowymi zdolnościami, aby dojść do niego. Zdolności te przyjdą wraz z pragnieniem, które przerodzi się w oddanie, a w końcu w całkowite samopoświęcenie. Człowiek zachodu, który jest uczciwy, poważny i który podjął niezłomne postanowienie pokonania wszelkich przeciwności, ma takie same szanse jak człowiek wschodu. Potrzebne jest tylko rozbudzenie jego zainteresowania." Aby jednak zainteresowanie samopoznaniem zostało rozbudzone, musi on być przekonany o płynących z niego korzyściach.

M: Czy wierzy pan, że przekazanie własnych doświadczeń jest możliwe?


R: Nie wiem. Mówi pan o jedności, identyczności widzącego i przedmiotu. Jeśli wszystko jest jednią, komunikowanie się powinno być możliwe.

M: Aby mieć bezpośrednie doświadczenie życia w jakimś kraju, trzeba w nim zamieszkać. Niech pan nie prosi o rzeczy niemożliwe. Duchowe zwycięstwo człowieka przynosi niewątpliwie korzyść ludzkości, ale by skorzystał z niego inny człowiek, niezbędny jest bliski kontakt osobisty. Taki kontakt nie jest przypadkowy i nie każdy może go uzyskać. Z drugiej strony naukowe podejście dostępne jest wszystkim. "Zaufaj - sprawdź - posmakuj." Czegóż więcej pan potrzebuje? Po co karmić prawdą tego, kto nie jest jej spragniony. Zresztą nie można tego zrobić. Cóż może uczynić dawca, jeśli nie ma odbiorcy?


R: Istotą sztuki jest stosowanie zewnętrznej formy do przekazywania wewnętrznych doświadczeń. Nie ulega wątpliwości, że trzeba być wrażliwy na to, co wewnętrzne, aby zewnętrzna postać nabrała znaczenia. Jak pogłębia się wrażliwość?

M: Jakkolwiek pan to ujmie, rzecz sprowadza się do tego samego. Wielu jest dających - gdzież są jednak odbiorcy?


R: Czy nie może pan dzielić się z innymi własną wrażliwością?

M: Tak. mogę. Ale dzielenie się jest zadaniem dwustronny. Potrzeba dwóch osób, aby mogły coś dzielić. Któż gotów jest brać to, co jestem gotów dawać?


R: Mówi pan, że stanowimy jedność. Czy to nie wystarczy?

M: Jestem jednym z panem. Ale czy pan tworzy jedność ze mną? Gdyby tak było, nie zadawałby pan pytań. Jeśli tak nie jest, jeśli nie dostrzega pan tego, co ja widzę, mogę panu tylko wskazać sposób doskonalenia pańskiego widzenia.


R: Nie może pan dać tego, czego pan nie posiada.

M: Nie uważam niczego za moją własność. Czy coś może być "moje", kiedy nie ma "ja"? Dwóch ludzi patrzy na drzewo. Jeden widzi owoce ukryte między liśćmi, zaś drugi ich nie dostrzega. Mają oni te same możliwości. Pierwszy z nich wie, że gdyby drugi poświecił temu odrobinę uwagi, też dostrzegłby owoce, ale dzielenie się tym doświadczeniem nastąpić nie może. Proszę mi wierzyć, nie jestem skąpy i nie wzbraniam panu udziału w rzeczywistym. Przeciwnie, jestem cały dla pana, może mnie pan jeść i pić do woli. Ale jeśli powtarza pan tylko słowo "daj, daj", to nie stara się pan czerpać z tego, co zostało ofiarowane. Wskazuję panu krótką i prostą drogę, aby mógł pan zobaczyć to, co ja widzę, ale pan trzyma się swych dawnych nawyków myślowych, uczuć i zachowań, zrzucając winę na mnie. Stan mojego posiadania nie jest większy niż u pana. Samowiedza nie jest rzeczą, którą się posiada i którą można darować oraz przyjąć. Jest to całkowicie nowy wymiar, w którym nie ma co dawać ani przyjmować.


R: Proszę umożliwić nam chociaż pewien wgląd w pański stan umysłu w życiu codzienny. Jedzenie, picie, rozmowa, spanie - jak to jest odbierana przez pana?

M: Jeśli chodzi o zwykłe wydarzenia życiowe, odbieram je tak samo jak pan. Inaczej jest z tym, czego nie doświadczam. Nie odczuwam lęku ani pożądania, nienawiści ani gniewu. O nic nie proszę, niczego nie odmawiam, niczego nie zatrzymuję. W tych sprawach nie uznaję kompromisu. Być może w tym wyraża się zasadnicza różnica między nami. Nie zadowalam się kompromisami, jestem sobie wierny, podczas gdy pan obawia się rzeczywistości.


R: Z zachodniego punktu widzenia, jest coś niepokojącego w pańskim sposobie życia. Samotne siedzenie w kącie i powtarzanie: "Jestem Bogiem, Bóg jest mną", wydaje się być czystym obłędem. Czy można przekonać człowieka zachodu, że takie postępowanie prowadzi do najpełniejszego zdrowia psychicznego?

M: Człowiek, który uważa się za Boga, podobnie jak i ten, kto w to wątpi, jest w błędzie. Obaj mówią jak w obłędzie.


R: Jeśli wszystko jest snem, to co jest przebudzeniem?

M: Jak opisać stan przebudzenia w języku snu? Słowa nie opisują, są one tylko symbolami.


R: Znów to samo usprawiedliwianie, że słowa nie mogą przekazać rzeczywistości.

M: Jeśli chce pan słów, dam panu niektóre ze starożytnych słów pełnych mocy. Niech pan powtarza je wytrwale; mogą ona sprawić cuda.


R: Czy mówi pan poważnie? Czy chciałby pan zalecić człowiekowi zachodu ciągłe powtarzanie "OM", "Ram" lub "Hari Kriszna", chociaż człowiekowi temu brak zupełnie wiary i przekonania, które zależą od właściwego klimatu kulturowego i religijnego. Czy bez wiary i żarliwości można przez mechaniczne powtarzanie samych dźwięków cokolwiek osiągnąć?

M: Dlaczegóżby nie? Znaczenie ma sam wewnętrzny impuls, ukryty motyw, a nie jego kształt. Cokolwiek człowiek taki czyni jeśli czyni to dla znalezienia swojej rzeczywistej jaźni, z pewnością dojdzie do niej.


R: Czy nie potrzeba wiary w skuteczność używanego środka?

M: Nie potrzeba wiary, która jest tylko oczekiwaniem wyniku. Tutaj znaczenie ma tylko działanie. Cokolwiek uczyni pan w imieniu prawdy, doprowadzi to pana do prawdy. Niech pan będzie tylko szczery i uczciwy. Rodzaj pańskiego działania jest obojętny.


R: Po co w takim razie dawać wyraz swoim tęsknotom?

M: Nie jest to potrzebne. Nie czynienia niczego jest równie dobre. Sama tęsknota, nie osłabiona myślą i działaniem, ale czysta i skupiona, doprowadzi pana szybko do celu. Znaczenie ma prawdziwy motyw a nie rodzaj działania.


R: Niewiarygodne! W jaki sposób może się stać skuteczne tępe powtarzanie, w atmosferze nudy graniczącej z rozpaczą?

M: Istotne tu jest samo powtarzanie, nieustanne zmaganie się, odporność i wytrwałość, pomimo nudy, rozpaczy i zupełnego braku przekonania. Nie są one ważne samo przez się, ale przez kryjące się za nim oddanie. Musi istnieć wewnętrzny impuls i bodziec zewnętrzny.


R: Moje pytania są typowe dla łudzi zachodu, którzy myślą w kategoriach przyczyn i skutków, celów i środków. Nie dostrzegają oni związku, jaki mógłby istnieć pomiędzy konkretnym słowem i absolutną rzeczywistością.

M: Nie ma tu żadnego związku. Jest natomiast związek między słowem i jego znaczeniem, pomiędzy działaniem i motywem działania. Praktyki duchowe, to wciąż odnawiająca się wola samorealizacji. Komu brak odwagi, ten nie przyjmie rzeczywistego, nawet gdyby zostało mu dane, niechęć zrodzona z lęku jest jedyną przeszkodą.


R: Ale co przejmuje lękiem?

M: Nieznane. Nieistnienie, niepamiętanie, niedziałanie. I transcendentalne.


R: Czy chce pan powiedzieć, że może pan podzielić się z innymi sposobem dochodzenia do swoich osiągnięć, lecz nie może pan dzielić się ich owocami?

M: Oczywiście, mogę dzielić się owocami i robię to nieprzerwanie. Lecz moją mową, jest milczenie. Niech pan uczy się jej słuchać i rozumieć ją.


R: Nie mogę pojąć, jak można rozpocząć praktykę bez przekonania.

M: Niech pan pozostanie u mnie przez jakiś czas albo zaufa temu co mówię, a przekonanie się pojawi.


R: Nie każdy ma możliwość spotkać się z panem.

M: Niech pan spotka siebie, swoją własną jaźń. Niech pan z nią przebywa, słucha jej, będzie jej posłuszny, cieszy się nią stale: proszę o niej stale pamiętać. Nie potrzebuje pan innego przewodnika. Dopóki pragnienie prawdy ma wpływ na pańskie codzienne życie, wszystko jest z panem w porządku. Niech pan żyje swoim życiem, nie raniąc nikogo. Nieczynienie zła jest najpotężniejszą jogą. Szybko zaprowadzi ona pana do celu. Właśnie ją nazywam nisarga-jogą. Jogą naturalną. Jest to sztuka życia w spokoju i harmonii, przyjaźni i miłości. Owocem takiego życia jest samorodne i niewyczerpane szczęścia.


R: Wszystko to jednak zakłada posiadanie chociaż odrobiny wiary.

M: Niech pan wejrzy w siebie, a dojdzie pan do tego, że będzie pan wierzył sobie. Zaufanie do czegoś innego przychodzi wraz z doświadczeniem.


R: Kiedy jakiś człowiek mówi mi, że wie coś, czego ja nie wiem czuje się uprawniony do zapytania: "Czym jest to, co pan zna, a czego ja nie znam?"

M: A jeśli on odpowie, iż nie może to być przekazane przy pomocy słów?


R: Wtedy przyglądam mu się bliżej i staram się go zrozumieć.

M: Ależ o to mi właśnie chodzi! Niech pan będzie zaangażowany i czujny, aby nić wzajemnego zrozumienia wzmocniła się. Wówczas dzielenie się będzie łatwe. Naprawdę, wszelkie urzeczywistnienie jest dzieleniem się. Wchodzi się w rozszerzoną świadomość i uczestniczy się w niej. Niechęć aby wejść i podzielić ten stan, jest jedyną przeszkodą. Nigdy nie mówię o różnicach, nie istnieją one dla mnie. To pan o nich mówi, a więc pańskim zadaniem jest ich wykazanie. Proszę mi je pokazać. Aby to uczynić, będzie pan musiał mnie zrozumieć. Tylko że wtedy nie będzie pan już więcej mówił o różnicach! Niech pan dobrze zrozumie jedną rzecz, a znajdzie się pan u celu. Przeszkadza panu nie brak okazji, ale brak umiejętności skupienia uwagi na tym, co chce pan zrozumieć. Gdyby pan tylko potrafił być stale czujny wobec nieznanego, odkryłoby ono przed panem swoje tajemnice. Ale skoro jest pan powierzchowny i brakuje panu powagi, wytrwałości, aby uważnie patrzeć i czekać, jest pan podobny do dziecka, które płacze, by mu dano księżyc.





4 lutego 1971 r.

R o z m ó w c a: Jaki jest każdego dnia i w każdej chwili stan umysłu człowieka wyzwolonego? Jak widzi on, słyszy, je, pije, budzi się i śpi, pracuje i wypoczywa? Co dowodzi, że jego stan jest inny niż nasz? Czy poza świadectwami tzw. ludzi wyzwolonych istnieje jakiś sposób obiektywnego stwierdzenia ich stanu? Czy nie ma jakichś zauważalnych różnic w reakcjach fizjologicznych i nerwowych, w ich przemianie materii, w ich falach mózgowych albo w ich psychosomatycznej strukturze?

M a h a r a j: Może pan znaleźć różnice, ale również może się to panu nie udać. Wszystko zależy od pańskich zdolności oraz instrumentów użytych do obserwacji. Ale obiektywnie wykrywalne różnice są, najmniej ważne. Znaczenie ma spojrzenie na świat i postawa takich ludzi, polegająca na całkowitej beznamiętności, oderwaniu i osobności.


R: Czy dżniani nie ma uczuć? Czy nie cierpi on, gdy jego dziecko umiera?

M: Cierpi razem z tymi którzy cierpią. Waga zdarzenia samego w sobie jest niewielka, lecz jest on pełen współczucia dla cierpiących żywych czy umarłych, przebywających w ciele lub poza ciałem. Przecież miłość i współczucie stanowią samą jego naturę. Jest on zjednoczony ze wszystkim co żyje, a miłość jest działaniem tej jedności.


R: Ludzie bardzo obawiają się śmierci.

M: Dżniani nie obawia się niczego. Ale lituje się nad człowiekiem. który się lęka. Przecież. urodzić się, żyć i umrzeć, to naturalny proces. Zaś lękanie się nie jest naturalne. Zakłócenia naturalności zwraca oczywiście uwagę.


R: Proszę sobie wyobrazić, że jest pan chory, ma pan wysoką gorączkę, bóle i dreszcze. Lekarze powiedzieli, że stan jest ciężki, że pozostało panu zaledwie kilka dni życia. Jaka byłaby pańska pierwsza reakcja?

M: Nie byłoby żadnej. Tak jak wypalanie się laseczki do końca jest naturalne dla kadzidła, tak dla ciała naturalna jest śmierć. To naprawdę jest mało ważne. Znaczenie ma to, że nie jestem ciałem ani umysłem.


R: Członkowie pańskiej rodziny oczywiście rozpaczaliby. Co pan by im powiedział?

M: Zwykłe rzeczy: "Nie obawiajcie się, życie płynie dalej. Bóg będzie was miał w swej opiece, niedługo będziemy znów razem" itd. Ale dla mnie całe to poruszenie byłoby pozbawione znaczenia, gdyż nie jestem istotą, która myśli o sobie, iż jest żywa lub martwa. Nie urodziłem się, ani nie mogę umrzeć. Nie mam niczego do zapamiętania i niczego do zapomnienia.


R: A co pan sądzi o modlitwach za zmarłych?

M: Ależ oczywiście, niech pan modli się za zmarłych. Sprawia im to wielką przyjemność. Schlebia im to. Dżniani jednak modlitw nie potrzebuje. On jest odpowiedzią, na pańskie modlitwy.


R: Zwykły człowiek po śmierci zachowuje świadomość i aktywność. Jak jest z dżnianim?

M: Dżniani już umarł. Czy spodziewa się pan, że może on jeszcze raz umrzeć?


R: Ależ z pewnością śmierć ciała jest nawet dla dżnianiego ważnym wydarzeniem.

M: Dla dżnianiego nie ma ważnych wydarzeń poza tym, że ktoś osiągnął swój najwyższy cel. Tylko wówczas raduje się jego serce. Wszystko inne nie ma dla niego znaczenia. Jego ciałem jest cały wszechświat, jego życiem - wszystko co żyje. Tak jak w mieście pełnym świateł zgaśnięcie jednej żarówki nie wpływa na oświetlenie, tak i śmierć jednego ciała nie wpływa na całość życia.


R: Cząstka może nie mieć znaczenia dla całości, ale ma dla innej cząstki. Całość jest abstrakcją, zaś indywidualny konkret istnieje rzeczywiście.

M: To pan tak uważa. Dla mnie może być odwrotnie - całość jest rzeczywista, cząstka pojawia się i znika. Cząstka rodzi się i odradza, zmienia imię i kształt, dżniani zaś jest niezmienną rzeczywistością, która zmienność czyni możliwą. Nie można pana o tym przekonać. Przekonanie musi przyjść wraz z doświadczeniem. Dla mnie wszystko jest jednym i wszystko jest jednakie.


R: Czy grzech i cnota są tym samym?

M: Są to tylko wartości stworzone przez człowieka! Cóż znaczą one dla mnie? Co prowadzi do szczęścia, jest cnotą; co wiedzie do cierpienia, jest grzechem. Jedno i drugie, to stany umysłu. Mój stan nie jest stanem umysłu.


R: Jesteśmy jak niewidomi, którzy utracili zdolność zrozumienia co znaczy widzieć.

M: Może pan to określić, jak pan chce.


R: Czy przestrzeganie milczenia jest skuteczną praktyką /sadhana/?

M: Cokolwiek czyni pan dla swego oświecenia, przybliża to pana do celu i cokolwiek pan podejmuje nie pamiętając o nim - oddala pana. Ale po co to komplikować? Niech pan po prostu pamięta, że jest pan ponad i poza wszelkimi rzeczami i myślami. To wystarczy. Tym, czym pan chce być, już pan jest. Proszę pamiętać tylko o tym.


R: Słyszę, co pan mówi, ale nie potrafię w to uwierzyć.

M: Podobnie było ze mną. Ale zaufałem mojemu guru i okazało ale, że miał rację. Niech pan mi zaufa. Jeśli pan może i pamięta, co powiedziałem: proszę nie pragnąć niczego, bo niczego panu nie brak. Już samo poszukiwanie przeszkadza w znalezieniu.


R: Wydaje się pan być taki obojętny na wszystko!

M: Nie jestem obojętny - jestem bezstronny. Nie przedkładam siebie ponad innych, ani tego co mnie dotyczy. W równym stopniu nie pragnę koszyka wypełnionego ziemią, co koszyka pełnego klejnotów. Życie i śmierć znaczą dla mnie tyle samo.


R: Bezstronność czyni pana obojętnym.

M: Przeciwnie. W moim sercu jest samo współczucie i miłość. Wolny od wszelkich upodobań, mogę swobodnie kochać.


R: Budda powiedział, że idea oświecenia jest niezwykle ważna. Większość ludzi przechodzi przez swe życie, nie wiedząc nawet, że oświecanie istnieje, ani tym bardziej nie podejmując wysiłku osiągnięcia go. Kiedy tylko o nim posłyszą, zostaje zasiane ziarno, które nie morze obumrzeć.

M: "Można dawać strawę, odzież, schronienia, wiedzę, uczucie, ale najwyższym darem jest dobra nowina oświecenia" - mawiał mój guru. Ma pan racje, oświecenie jest najwyższy dobrem. Kiedy już je pan osiągnie, nikt nie będzie zdolny go panu odebrać.


R: Gdyby mówił pan to w krajach zachodu, ludzie uznaliby pana za szaleńca.

M: Oczywiście, że tak. Dla ignoranta wszystko czego nie rozumie, jest oznaką szaleństwa. Ale cóż z tego? Niech ludzie będą tacy jacy są. Najwyższa Rzeczywistość przejawia się na nieskończenie wiele sposobów. Nieskończona jest mnogość jej imion i kształtów. Wszystko powstaje i tonie w tym samym oceanie. Jednia jest źródłem wszystkiego. Poszukiwanie przyczyn i następstw jest tylko rozrywką umysłu. Cokolwiek istnieje, jest godne miłości. Miłość nie jest konsekwencją ale samą podstawą istnienia. Gdziekolwiek się pan uda, znajdzie pan byt, świadomość i miłość. Dlaczego i w jakim celu miałoby się wybierać jeden przedmiot miłości?


R: Kiedy na skutek działania sił przyrody giną tysiące i miliony istot - jak to ma miejsce w czasie powodzi czy trzęsienia ziemi - nie boleję nad tym. Lecz gdy człowiek ginie z ręki innego człowieka, sprawia mi to ogromny ból. To co nieuniknione ma swój własny majestat, lecz zabijania można uniknąć i dlatego jest ono odrażające i straszne.

M: Wszystko dzieje się bez określonej przyczyny. Klęski wywołane przez naturę lub przez człowieka, następują bez przyczyny. Same przez się, i dlatego nie trzeba się nimi przerażać.


R: Jak coś może nastąpić bez przyczyny?

M: W każdym wydarzeniu odbija się cały wszechświat. Ostatecznej przyczyny nie można dociec. Cała idea przyczynowości jest tylko sposobem myślenia i mówienia. Nie potrafimy wyobrazić sobie zjawiska, które nie byłoby niczym spowodowane. Ale to nie stanowi dowodu istnienia przyczynowości.


R: Natura nie posiada umysłu, dlatego nie można czynić jej odpowiedzialną. Ale człowiek ma umysł. Dlaczego jest on taki przewrotny?

M: Przyczyny przewrotności są także naturalne - dziedziczność, środowisko itd. Zbyt łatwo przychodzi panu potępianie. Niech pan nie martwi się tak o innych. Niech pan poradzi sobie najpierw z własnym umysłem. Kiedy zda pan sobie sprawę, że pański umysł jest także częścią natury, dwoistość zniknie.


R: Jest w tym coś tajemniczego, czego nie mogę pojąć. W jaki sposób umysł może być częścią natury?

M: Dlatego, że natura znajduje się w umyśle. Gdzież poza umysłem istnieje natura?


R: Jeśli natura znajduje się w umyśle, a umysł, należy do mnie, to powinienem panować nad naturą, a tak przecież nie jest. Siły będące poza moją kontrolą determinują moje zachowanie.

M: Niech pan rozwinie w sobie postawę świadka, a przekona się pan dzięki własnemu doświadczeniu, że brak przywiązania oznacza panowanie. Stan czystej obecności jest pełen mocy i nie ma w nim nic z obojętności.





29 stycznia 1972 r.

R o z m ó w c a: Jesteśmy turystkami z Anglii. Niewiele wiemy o jodze, ale przyszłyśmy tu, ponieważ powiedziano nam, że nauczyciele duchowi odgrywają ważną rolę w życiu Indii.

M a h a r a j: Witam. Nie znajdą tu panie niczego nowego. Praca, którą prowadzimy jest ponadczasowa. Była taka dziesięć tysięcy lat temu i taka sama będzie za dziesięć tysięcy lat. Wieki mijają, ale problem ludzki nie zmienia się - problem cierpienia i położenia kresu cierpieniu.


R: Któregoś dnia zwróciło się do nas siedmiu cudzoziemców z prośbą o wskazanie miejsca, gdzie można by kilka razy przenocować. Przyjechali, żeby zobaczyć się ze swym guru, który wykłada w Bombaju. Poznałam go - bardzo sympatycznie wyglądający młody człowiek. Robi wrażenia rzeczowego i dokładnego, otacza go atmosfera spokoju i ciszy. Naucza tradycyjnie, kładąc nacisk na karma-jogę, bezinteresowną pracę, służenie guru itd. Podobnie jak Gita, mówi on, że bezinteresowna praca przyniesie zbawienie. Jest pełen ambitnych planów: chce szkolić pracowników, którzy założą ośrodki rozwoju duchowego w wielu krajach. Wydaje się, że daje im nie tylko wiedzę, ale również siłę do prowadzenia pracy w jego imieniu.

M: Tak, istnieje taka rzecz jak przekazywanie siły.


R: Kiedy z nim przebywałam, miałam dziwne wrażenie, że staję się niewidoczna. Ci ludzie w swym oddaniu wobec guru sprawili, że i ja się temu poddałam! Cokolwiek dla nich robiłam, dokonywało się to za sprawą ich guru, a ja nie byłam niczym więcej jak narzędziem /nimitta matra/. Byłam po prostu kurkiem w kranie, który się przekręca w prawo i w lewo. Nie było w tym w ogóle osobistego stosunku. Oni trochę próbowali nawracać mnie na swoją wiarę, ale kiedy wyczuli opór, po prostu przestali się mną interesować. Nawet między sobą nie wydawali się bardzo związani. Tym co trzymało ich razem, było wspólne zainteresowanie guru. Wszystko to wydało mi się zimne, prawie nieludzkie. Uważanie siebie za narzędzie w rękach Boga jest jedną sprawą, ale odmawianie wszelkiej uwagi i zainteresowania człowiekowi, ponieważ wszystko jest Bogiem, może prowadzić do zobojętnienia graniczącego z okrucieństwem. Przecież wszystkie wojny prowadzone były w imię Boga. Cała historia rodzaju ludzkiego to pasmo następujących po sobie wojen. Nigdy nie jest się tak bezosobowym jak na wojnie.

M: Upór i opór zawarte są w woli istnienia. Usunie pani wolę istnienia i co zostanie? Istnienie i nieistnienie odnoszą się do rzeczy w przestrzeni i w czasie: tu i teraz, tam i wtedy. Przestrzeń i czas mieszkają ciągle w umyśle. Umysł gra w zgadywankę, nigdy nie jest niczego całkowicie pewien. Jest za to nawiedzany przez obawy i niespokojny. Czuje się pani obrażona, kiedy traktuje się panią jak narzędzie jakiegoś boga lub guru i wymaga, by traktowano ją jak osobę, ponieważ nie jest pani pewna własnego istnienia i nie chce zrezygnować z wygody oraz pewności istnienia jako osobowość. Może pani nie być tym, za kogo się pani uważa, ale to przekonanie daje osobowości ciągłość, pani przyszłość przepływa w teraźniejszość i staje się bez zakłóceń przeszłością. To przerażające być pozbawionym własnego istnienia, ale trzeba się z tym pogodzić i odnaleźć swą tożsamość w całości życia. Wtedy nie będzie już żadnych wątpliwości, kto jest używany przez kogo.


R: Całe ich zainteresowanie moją osobą ograniczało się do usiłowań nawrócenia mnie na swoją wiarę. Kiedy to się nie udało, przestali się mną interesować.

M: Nie zostaje się uczniem przez przypadek. Istnieje zazwyczaj bardzo stary związek, podtrzymywany w ciągu wielu wcieleń, związek pełen miłości i oddania, bez którego nie można być uczniem.


R: Co skłoniło pana do zostania nauczycielem duchowym?

M: Po prostu nazywają mnie w ten sposób. Kimże jestem aby nauczać i kogo miałby nauczać? Czym jestem ja, tym jest i pani. "Jestem" jest wspólne dla wszystkich. Poza nim znajduje się nieskończoność światła i miłości. Nie wiemy tego, ponieważ w innym kierunku patrzymy. Mogę tylko wskazać niebo, zaś samo widzenie i gwiazdy należą już do pani. Dojrzenie gwiazdy zabiera niektórym więcej czasu niż innym. Zależy to od ostrości widzenia i gorliwości z jaką się szuka. Potrzebny jest wzrok i gorliwość; ja mogę tylko zachęcać.


R: Czego się będzie ode mnie oczekiwać, jeśli zostanę uczniem.

M: Każdy nauczyciel ma swoją własną metodę, zazwyczaj zgodną z nauką jego guru i ze sposobem, w jaki ten nauczyciel doszedł do samourzeczywistnienia, a także własną terminologię. Metoda ta jest dostosowywana do poszczególnych osobowości. Uczniowi daje się pełną swobodę myślenia i dociekania oraz zachęca się go, by zadawał jak najwięcej pytań. Uczeń musi być absolutnie pewny kompetencji i postawy swego guru, w przeciwnym razie jego wiara nie będzie absolutna, a jego działanie pełne. To absolut w pani prowadzi panią ku absolutowi poza nią. Absolutna prawda, miłość i bezinteresowność są decydującym czynnikiem w samorealizacji. Do jej osiągnięcia konieczny jest szczery zapał i żarliwość.


R: O ile wiem, aby stać się uczniem, należy wyrzec się rodziny i własności.

M: To zależy od guru. Niektórzy oczekują od swoich dojrzałych uczniów, by stali się ascetami i pustelnikami, inni zachęcają do życia rodzinnego i obowiązków. Większość z nich uważa, że prowadzenie wzorowego życia rodzinnego jest trudniejsze od wyrzeczenia się go, i odpowiedniejsze dla osób dojrzałych i zrównoważonych. We wcześniejszej fazie może być wskazane zdyscyplinowane życie klasztorne. Dlatego w tradycji indyjskiej uczniowie do dwudziestego piątego roku życia muszą być jak mnisi: prości, czyści i posłuszni. Muszą mieć oni szanse wykształcenia w sobie charakteru zdolnego przeciwstawić się trudom i pokusom przyszłego życia małżeńskiego,


R: Kim są ludzie w tym pokoju? Czy to pańscy uczniowie?

M: Proszę ich zapytać. Uczniem się zostaje nie w słowach, lecz w milczącej głębi własnej istoty. Nie zostaje się uczniem z wyboru. Jest to bardziej sprawa przeznaczenia niż własnej woli. Nie ma większego znaczenia, kto jest pani nauczycielem - wszyscy nauczyciele życzą pani dobrze. To uczeń jest ważny, jego uczciwość i gorliwość. Odpowiedni uczeń zawsze znajdzie odpowiedniego nauczyciela.


R: Potrafię docenić piękno i radość życia oddanego poszukiwaniu prawdy pod kierunkiem kompetentnego, współczującego nauczyciela. Niestety musimy wracać do Anglii.

M: Odległość nie ma znaczenia. Jeśli pani pragnienie jest silne i prawdziwe, tak ukształtuje ono pani życie, by mogło zostać zrealizowane. Niech pani zasieje ziarno i zostawi resztę porom roku.


R: Jakie są oznaki postępu w życiu duchowym?

M: Uwolnienie się od wszelkiego niepokoju, poczucie wolności i radości, głęboki spokój wewnętrzny i dużo zewnętrznej energii.


R: Jak pan to osiągnął?

M: Znalazłem to wszystko w obecności mojego guru, niczego nie zrobiłem samodzielnie. Powiedział mi, żebym był spokojny i stałem się spokojny.


R: Czy pańska obecność jest równie potężna jak jego?

M: Skąd mam to wiedzieć? Dla mnie jego obecność jest jedyną obecnością. Jeśli, jest pani ze mną, to jest pani także z nim.


R: Każdy guru będzie mnie odsyłał do swego własnego guru. Gdzie jest początek?

M: Istnieje we wszechświecie moc działająca na rzecz oświecenia i wyzwolenia. Nazywamy ją Sadascziwa. Jest ona zawsze obecna w sercach ludzi. To czynnik jednoczący. Jedność wyzwala i wolność jednoczy. W końcu nic nie jest moje lub pani - wszystko jest nasze. Niech pani po prostu przebywa ze sobą jedną, a będzie pani jednością ze wszystkimi. Wszechświat będzie pani domem.


R: A więc osiąga się to dzięki skupieniu myśli na odczuciu "jestem"?

M: Pewne jest to co proste, nie to co zawiłe. A jednak ludzie nie ufają temu co proste, łatwe i zawsze osiągalne. Dlaczego by nie sprawdzić tego co mówię? Może to wyglądać na coś bardzo małego i niepozornego jak nasiono, które potem wyrasta w potężne drzewo. Proszę sobie samej dać szansę!


R: Widzę tutaj wielu ludzi siedzących spokojnie. Po co przyszli?

M: Żeby spotkać siebie samych. Gdzie indziej mają za dużo do czynienia ze światem zewnętrznym. Tutaj nic im nie przeszkadza, mogą zostawić swoje codzienne troski i zetknąć się z własną istotą.


R: Jak wyglądają ćwiczenia samouświadamiające?

M: Nie ma potrzeby ćwiczeń, świadomość jest zawsze w pani. Tę samą uwagę, którą poświęca pani sprawom zewnętrznym, musi pani skierować do wewnątrz. Żadna nowa świadomość ani specjalny jej rodzaj, nie są potrzebne.


R: Czy pomaga pan ludziom osobiście?

M: Przecież ludzie przychodzą tu żeby porozmawiać o swoich problemach. Widocznie znajdują jakąś pomoc, w przeciwny razie nie przychodziliby.


R: Czy rozmowy zawsze odbywają się publicznie, czy też rozmawia pan z ludźmi prywatnie?

M: Zgodnie z ich życzeniem. Dla mnie jednak nie ma żadnej różnicy między tym co publiczne i prywatne.


R: Czy jest pan zawsze osiągalny, czy też zajmuje się pan również jakąś inną pracą?

M: Jestem zawsze osiągalny, chociaż najdogodniej jest przychodzić tutaj rano i późnym popołudniem.


R: Sądzę, że nie ma cenniejszej pracy, niż praca nauczyciela duchowego.

M: Najważniejsze są motywy.





8 kwietnia 1972 r.

M a h a r a j: Czy jest panu wygodnie na podłodze? A może dać poduszkę? Czy ma pan jakieś pytania? Oczywiście nie musi pan zadawać pytań, może pan równie dobrze milczeć. Być, po prostu być - to jest ważne. Taki pozornie bezczynny sposób spędzania czasu jest w Indiach wysoko ceniony. Chodzi o to, aby w danej chwili być całkowicie wolnym od obsesji problemu "i co dalej?" Gdy człowiek się nie spieszy i jest wolny od wszelkiego rodzaju obaw, umysł jego uspokaja się i w takiej ciszy może usłyszeć coś, co w normalnych warunkach jest zbyt delikatne i subtelne dla percepcji. Aby postrzegać, umysł musi być otwarty i spokojny. My tutaj staramy się nasze umysły doprowadzić do stanu, który umożliwia zrozumienie tego, co jest rzeczywiste.


R o z m ó w c a: Jak zdobyć umiejętność uwalniania się od zmartwień?

M: Nie należy przejmować się swoimi zmartwieniami. Trzeba po prostu być. Niech pan nie stara się o to, aby być spokojnym i nie traktuje bycia spokojnym jako zadania, które ma pan przed sobą. Niech pan nie niepokoi się o swój spokój i nie cierpi z powodu swojego cierpienia. Niech pan po prostu będzie świadomy tego, że pan jest i pozostanie tego świadomy. Niech pan nie mówi: "A więc jestem, i co dalej?". W "jestem" nie ma żadnego "dalej". Jest to stan pozaczasowy.


R: Skoro jest to stan pozaczasowy, to na pewno jakoś się ujawni.

M: Jest pan tym, czy pan jest - pozaczasowo - ale jaka z tego korzyść dla pana, skoro nie wie pan o tym i nie uwzględnia tego w działaniu? Miska żebracza może być z czystego złota, ale jak długo człowiek o tym nie wie, będzie ubogi. Należy znać swoją wewnętrzną wartość, zawierzyć jej i wyrażać ją w codziennym wyzbywaniu się pragnień i obaw.


R: A gdy siebie poznam czy będę nadal odczuwał pragnienia i obawy?

M: Przez jakiś czas pomimo nowego sposobu widzenia mogą trwać umysłowe nawyki: nawyk tęsknoty za znaną przeszłością i obawy przed nieznaną przyszłością. Gdy jednak zda pan sobie sprawę, że biorą się one tylko z umysłu, będzie pan mógł je przezwyciężyć. Dopóki tkwią w panu przeróżne wyobrażenia o sobie samym, będzie pan rozpoznawał siebie przez mgłę tych wyobrażeń. Aby poznać siebie takim, jakim pan jest, niech pan odrzuci wszystkie te wyobrażenia. Smak czystej wody może pan poznać tylko wtedy, gdy pan usunie wszystkie dodatkowe smaki.

Dopóki zależy panu na obecnym sposobie życia, nie zaniecha go pan. Odkrycie nie może nastąpić, dopóki trzyma się pan tego, co pan dobrze zna. Dopiero gdy pan w pełni zda sobie sprawę, jak smutna była pańska przeszłość i gdy się pan przeciwko niej zbuntują, może pan znaleźć wyjście.


R: Tajemnicą wiecznej młodości Indii są właśnie te nowe wymiary egzystencji. Indie zawsze były ich strażnikiem.

M: Jest to znana wszystkim tajemnica. Zawsze byli ludzie chętni i gotowi do uczestniczenia w niej. Nauczycieli jest wielu, nieustraszonych uczniów bardzo mało.


R: Ja bym się chętnie uczył.

M: Nie wystarczy uczyć się słów. Można poznać teorię, ale sama werbalna wiedza będzie jałowa, jeśli człowiek nie doświadczy siebie jako bezosobowego i pozbawionego cech ośrodka bytu, jako miłości i szczęśliwości.


R: Cóż więc mam czynić?

M: Niech pan spróbuje być. Po prostu być. Ważnym słowem jest "spróbuje". Niech pan przeznaczy codziennie dość czasu na spokojne siedzenie i na próby, właśnie na próby wyjścia poza swoją osobowość ze wszystkimi jej cechami i obsesjami. Niech pan nie pyta "jak?" - tego się nie da wyjaśnić. Niech pan nie przerywa prób, aż się panu uda. Jeśli pan wytrwa, nie może pan doznać zawodu. Najważniejsza jest rzetelność i poważne podejście. Musi pan naprawdę mieć dosyć bycia osobą, za jaką pan się uważa i odczuwać silną potrzebę uwolnienia się od tego niepotrzebnego utożsamiania się z wiązką wspomnień i przyzwyczajeń. Tajemnicą powodzenia jest stały opór przeciwko temu co niekonieczne.

Przecież pan j e s t w każdym momencie swego życia, ale nigdy nie jest pan tego świadomy, z wyjątkiem może chwili budzenia się ze snu. Potrzeba panu świadomości bycia - nie o słowne stwierdzenie tu chodzi, lecz o ciągle obecny fakt. Świadomość, że pan jest, otworzy panu oczy na to, czym pan jest. Wszystko to jest bardzo proste. Musi pan najpierw wejść w stałą łączność z samym sobą, ciągle ze sobą przebywać. W takim stanie samoświadomości napływać będą wszelkiego rodzaju błogosławieństwa. Niech pan zacznie jako ośrodek obserwacji, celowego poznawania, a potem dorośnie pan do ośrodka miłości w działaniu. "Jestem" to maleńkie nasionko, .z którego wyrośnie potężne drzewo w sposób zupełnie naturalny, bez śladu wysiłku.


R: Dostrzegam w sobie tyle zła. Czy nie powinienem tego zmienić?

M: Zło jest następstwem braku uwagi. Gdy pojawi się światło samoświadomości, zło zwiędnie i odpadnie samo. Wszelka zależność od innych jest bezowocna, ponieważ to co jedni mogą dać, drudzy zabiorą. Tylko to, co jest pana własne przy starcie, pozostanie pańskie u mety. Niech pan nie akceptuje żadnego kierownictwa, z wyjątkiem tego, które wskazuje panu własne wnętrze, a nawet i w tym przypadku niech pan wyzbędzie się wszelkich wspomnień, bo są one złym przewodnikiem. Nawet jeśli, nie będzie pan znał drogi ani środków, niech pan zachowa spokój i patrzy w siebie; kierownictwo na pewno się pojawi. Nigdy nie jest pan pozbawiony wiedzy, co powinno być następnym krokiem. Kłopot polega na tym, że pan mógłby tego kroku nie uczynić. Guru jest po to, aby dodać panu odwagi z racji swego doświadczenia i swoich osiągnięć. Trwałą dla pana wartość będzie jednak miało tylko to, co pan odkryje dzięki własnej świadomości, przez własny wysiłek. Niech pan pamięta, że nic z tego, co pan osiągnie, nie stanowi pana własności. I że nic wartościowego nie może pan uzyskać z zewnątrz. Tylko własne pańskie odczucia i zrozumienie, są ważne i odkrywcze. Słowa czytane lub słyszane tworzą tylko myślowe obrazy, ale przecież pan nie jest myślowym obrazem. Pan jest władzą percepcji i działania, poza i ponad obrazami.


R: Odnoszę wrażenie, że doradza mi pan egocentryzm graniczący z egotyzmem. Czyż nie powinienem ulec swemu zainteresowaniu innymi ludźmi?

M: Pańskie zainteresowanie innymi ludźmi jest egotyczne, skoncentrowane na sobie i ku sobie zorientowane. Ludzie interesują pana tylko o tyle, o ile wzbogacają oni lub uszlachetniają pański obraz samego siebie. Zaś szczytem egoizmu jest wyłączna troska o ochronę, zachowanie i zwielokrotnienie swego ciała. Przez ciało rozumiem wszystko, co wiąże się z pańskim imieniem i kształtem - rodzinę, naród, rasę itd. Przywiązanie do imienia i postaci jest egoizmem. Człowiek, który wie, że nie jest ciałem ani umysłem, nie może być egoistą, ponieważ nie posiada niczego, co mogłoby być przedmiotem jego egoizmu. Można by także powiedzieć, że jest on równym "egoistą" w interesie każdej napotkanej istoty, której dobro staje się jego własnym. Poczucie "jestem światem, świat jest mną" staje się zupełnie naturalne. Gdy się ono pojawi, po prostu nie ma już możliwości, aby człowiek był egoistą. Być egoistą to pożądać, zdobywać lub gromadzić na korzyść części, ze szkodą dla całości.


R: Można być bogatym dzięki majątkowi uzyskanemu drogą spadku, małżeństwa lub po prostu w następstwie szczęśliwego zbiegu okoliczności.

M: Jeśli się majątku nie pilnuje, to się go traci.


R: Czy w obecnym swoim stanie może pan kochać drugą osobę jako osobę?

M: Ja jestem drugą osobą, druga osoba jest mną. Pod względem nazwy i postaci jesteśmy różni, ale nie ma między nami rozdziału. U podstawy naszego istnienia stanowimy jedność.


R: Czy nie jest tak zawsze, gdy między ludźmi panuje miłość?

M: Jest tak, ale ludzie nie zdają sobie z tego sprawy. Odczuwają siłę przyciągania, ale nie znają jej przyczyny.


R: Dlaczego miłość jest selektywna?

M: Miłość nie jest selektywna - pożądanie jest selektywne. W miłości nie ma ludzi sobie obcych. Gdy ośrodek egoizmu przestaje istnieć, ustaje wszelkie pragnienie przyjemności i lęk przed bólem; człowiekowi nie zależy już na szczęściu. Poza szczęściem jest czysta intensywność, niewyczerpana energia, ekstaza dawania z odwiecznego źródła.


R: Czy nie powinienem zacząć od rozwiązania problemu dobra i zła?

M: Ludzie uważają za dobre to co przyjemne, a to co bolesne uważają za złe.


R: Tak to jest z nami, zwykłymi ludźmi. Ale jak jest z panem - na poziomie jedności? Co dla pana jest dobre, a co złe?

M: Co powiększa cierpienie, jest złe, a co je usuwa, jest dobre.


R: A więc samemu cierpieniu odmawia pan cech pozytywnych? Istnieją religie, które uznają cierpienie za dobre i szlachetne.

M: Karma i przeznaczenie są wyrazem dobroczynnego prawa, powszechnej tendencji do równowagi, harmonii i jedności. Cokolwiek w każdej chwili się zdarza, zdarza się dla dobra. Coś może wydawać się przykre i brzydkie, cierpienie - gorzkie i bezsensowne, ale biorąc pod uwagę przeszłość i przyszłość, służy to dobru, jako jedyne wyjście z zawikłanej sytuacji,


R: Czy człowiek cierpi tylko za swoje własne grzechy?

M: Człowiek cierpi wraz z tym, z czym się utożsamia. Kto poczuwa się do jedności z ludzkością, cierpi wraz z ludzkością.


R: A skoro pan przyjmuje swą jedność z wszechświatem, nie ma granic w czasie i przestrzeni dla pańskiego cierpienia!

M: Być to cierpieć. Im węższy zakres samoidentyfikacji, tym ostrzejszy ból powodowany przez pożądanie i lęk.


R: Chrześcijaństwo akceptuje cierpienie jako czynnik oczyszczający i uszlachetniający, natomiast hinduizm patrzy na nie z niechęcią.

M: Chrześcijaństwo to jeden sposób łączenia słów, a hinduizm - drugi. Rzeczywiste jest poza i ponad słowami - niekomunikowalne, bezpośrednio doświadczane, eksplozyjnie działające na umysł. Osiąga się ja łatwo, gdy niczego innego się nie pragnie. To co nierzeczywiste, tworzone jest przez wyobraźnię i utrwalane przez pożądanie.


R: A czy nie może istnieć cierpienie, które by było konieczne i dobre?

M: Przypadkowy, spowodowany okolicznościami ból jest nie do uniknięcia. Szybko też przemija. Natomiast ból rozmyślnie zadany, nawet w najlepszej intencji, jest bezsensowny i okrutny.


R: Czy nie karałby pan nawet zbrodni?

M: Wymierzanie kary jest tylko zalegalizowaną zbrodnią. W społeczeństwie stawiającym na profilaktykę a nie na odwet, byłoby bardzo mało przestępstw. Nieliczne wyjątki powinny być traktowana leczniczo, jako niedomaganie umysłu lub ciała.


R: Wydaje się, że niewiele spodziewa się pan po religii.

M: Czym jest religia? Chmurą na niebie. Ja żyję w niebie, a nie w chmurach stanowiących mnóstwo słów zestawionych razem w pamięci i w książkach. Odrzućmy ten potok słów - i co zostanie? Zostanie prawda. Moje miejsce jest w tym co niezmienne, a co zdaje się być stanem trwałego pojednania oraz integracji przeciwieństw. Ludzie przychodzą tutaj, aby dowiedzieć się o faktycznym istnieniu takiego stanu, o trudnościach związanych z jego pojawieniem się i o tym. Jak go utrwalić w świadomości, gdy już został osiągnięty, aby nie było rozbieżności między rozumieniem a sposobem życia. Stan taki istnieje poza umysłem i nie wymaga wiedzy. Umysł może jedynie uchwycić trudności. Zauważenie przeszkody jako przeszkody jest skuteczne, jako że umysł oddziałuje na umysł. Niech pan zacznie od początku: niech pan zwróci uwagę na fakt, że pan jest. Nigdy nie może pan powiedzieć; "nie byłem", lecz co najwyższej - "nie pamiętam". Pan wie, jaka pamięć jest zawodna. Niech pan założy, że pochłonięty osobistymi sprawami zapomniał pan, czym pan jest i niech pan spróbuje odtworzyć utraconą pamięć przez eliminowanie tego, co jest panu znane. Nie może pan uzyskać informacji, co się ma zdarzyć i nie jest to pożądane - antycypacja tworzy iluzje. W wewnętrznym poszukiwaniu, rzeczy nieoczekiwane są nie do uniknięcia. Odkrywanie odbywa się zawsze poza wyobraźnią. Jak nie narodzone jeszcze dziecko nie może znać życia po urodzeniu, ponieważ nie ma niczego w swym umyśle do stworzenia adekwatnego obrazu, tak samo umysł nie jest zdolny do myślenia o tym co rzeczywiste, w terminach nierzeczywistego, poza negacją: "nie to, nie to". Przeszkodą jest właśnie traktowanie tego co nierzeczywiste, jako realne. Uznanie fałszu za fałsz i odrzucenie go, powołuje rzeczywistość. Stan doskonałego oświecenia, nieskończonej miłości i nieustraszoności - są to obecnie tylko słowa, bezbarwne wytyczne, aluzje dotyczące tego, co może być. Jest pan jak ślepiec, który oczekuje, że operacja przywróci mu wzrok - o ile nie uchyli się od operacji. W stanie, w jakim ja jestem, słowa nie odgrywają żadnej roli, ani nie ma w nim manii mówienia. Liczą się tylko fakty.


R: Nie może być religii bez słów.

M: Spisane religie to tylko nagromadzenie terminów. Właściwe oblicze religie ukazują w działaniu, w milczącym działaniu. Aby wiedzieć, w co człowiek wierzy, trzeba przyjrzeć się jego czynom. Dla większości ludzi religia służyć ma ciału i umysłowi. Mogą oni mieć pewne idee, ale nie działają według nich. Ludzie bawią się nimi, nierzadko nawet lubią je, ale nie chcą według nich postępować.


R: Słowa potrzebne są do komunikowania się.

M: Do wymiany informacji - tak. Ale prawdziwe komunikowanie się ludzi nie polega na słownej wymianie. Do ustanowienia i utrzymania stosunków wzajemnych niezbędne jest uczucie życzliwości, przejawiające się bezpośrednio w działaniu. Liczy się nie to, co pan mówi, ale co pan czyni. Słowa tworzone są przez umysł i mają sens tylko na poziomie umysłu. Słowa "chleb" nie można ugryźć ani nim żyć; przekazuje ono tylko pojęcie. Nabiera ono znaczenia dopiero przy faktycznym spożywaniu. W tym samym sensie mówię panu, że Stan Normalny to nie słowa. Mogę powiedzieć, że jest to mądra miłość wyrażona w działaniu, ale słowa te wyrażają niewiele, jeśli ich sensu w pełni pan nie doświadczy.

Słowa mają ograniczoną użyteczność, my jednak nie wyznaczamy im żadnych granic i doprowadzamy siebie do brzegu klęski. Nasze szlachetne idee są w pełni równoważone przez haniebne postępowanie. Mówimy o Bogu, Prawdzie i Miłości, ale zamiast bezpośredniego doświadczenia mamy definicje. Zamiast rozszerzać i pogłębiać działanie, cyzelujemy definicje. I wyobrażamy sobie, że wiemy co chcemy zdefiniować!


R: Jak inaczej niż słowem można wyrazić doświadczenie?

M: Doświadczenia nie można przekazać słowami. Przychodzi ono wraz z działaniem. Człowiek, który intensywnie doświadcza, będzie swą ufność i odwagę udzielał otoczeniu. Inni ludzie również będą działać i zdobywać doświadczenia w toku działania. Jednakże nauczanie przy pomocy słów ma swoją użyteczność - przygotowują one umysł do odrzucenia tego, co zostało w nim nagromadzone. Oznaką osiągnięcia dojrzałości duchowej jest to, że wszystko co zewnętrzne przestaje reprezentować jakąkolwiek wartość, a serce jest gotowe do pełni wyrzeczenia. Wówczas pojawia się szansa dla rzeczywistego i serce ją chwyta. Zwłoka, jeśli w ogóle zachodzi, powodowana jest przez umysł niechętny do postrzegania i odrzucania.


R: Czy jesteśmy tak zupełnie samotni?

M: O nie, nie jesteśmy. Ci, którzy posiadają, mogą dawać. A takich dawców jest wielu. Sam świat jest darem najwyższym, utrzymywany przez miłosną ofiarę. Ale właściwych odbiorców, mądrych a pokornych, jest mało. "Proście a będzie wam dane" to prawo odwieczne.

Tak wiele słów pan usłyszał, tak wiele słów pan powiedział. Zna pan już wszystko, tylko siebie samego pan nie zna. Jaźni swej nie poznaje się poprzez słowa - tylko bezpośrednie wejrzenie w siebie ją ujawni. Należy patrzeć w swoje wnętrze, szukać w swoim wnętrzu.


R: Bardzo trudno jest odrzucić słowa. Nasze życie umysłowe jest przecież nieprzerwanym nurtem słów.

M: Łatwo czy niełatwo - nie o to chodzi. Po prostu nie ma takiej alternatywy. Albo będzie pan próbował, albo nie. To zależy od pana.


R: Próbowałem wiele razy i doznawałem niepowodzenia.

M: Niech pan jeszcze raz spróbuje. Jeśli będzie pan kontynuował próby, coś może się wydarzyć; jeśli pan nie będzie - utkwi pan w miejscu. Może pan znać wszystkie właściwe słowa, cytować pisma, błyszczeć w dyskusjach, a jednak pozostać tylko workiem kości. Albo może pan być skromną i pokorną, mało znaczącą osobą, a jednak promieniować serdeczną życzliwością i głęboką mądrością.







NOWE ROZMOWY8 sierpnia 1970 r.

M a h a r a j: Jesteście wszyscy przemoczeni tym ulewnym deszczem. W mojej ojczyźnie panuje zawsze piękna pogoda. Nie ma tam nocy ani dnia, nie ma upału i zimna. Nie dokuczają mi żadne troski czy przykrości. Mój umysł jest wolny od myśli, ponieważ nie mam żadnych pragnień i nie jestem niczym związany.


Rozmówca: Czyżby istniały dwa światy?

M: Pański świat istnieje tylko w pana wyobraźni. Dla mnie zaś istnieje tylko jeden świat. Może mi pan opowiadać o swoim świecie, co się panu podoba i choć będę słuchał, nawet z zainteresowaniem, to ani na chwilę nie zapomnę, że pański świat nie istnieje i że pan go śni.


R: Czym różni się pański świat od mego?

M: Mój świat nie posiada żadnych cech, na podstawie których mógłby go pan zidentyfikować. Nic pan o nim nie może powiedzieć. Ja sam jestem moim światem, a mój świat jest mną. Jest on pełny i doskonały. Każde wrażenie jest wymazane, każde doświadczenie odrzucone. Niczego nie potrzebuję, nawet siebie samego, gdyż siebie samego utracić nie mogę.


R: Czy Boga również?

M: Wszystkie te pojęcia i rozróżnienia powstają w pana świecie; w moim niczego takiego nie ma. Mój świat jest jedyny i bardzo prosty.


R: Czy nic się w nim nie dzieje?

M: Cokolwiek się dzieje, to dzieje się w pana świecie. Tylko w nim posiada znaczenie i wywołuje reakcje. W moim świecie nic się nie zdarza.


R: Sam fakt, że doświadcza pan istnienia swego świata świadczy o dwoistości, tkwiącej zresztą w każdym doświadczeniu.

M: Słownie - tak. Jednak pańskie słowa mnie nie dosięgają. Mój świat nie jest światem słów. W pana świecie nie ma miejsca na niewypowiedziane. W moim zaś słowa i ich treść nie mają żadnego znaczenia. W pana świecie nic nie jest stałe, a w moim nic się nie zmienia. Mój świat jest realny, pański zaś jest tworem snu.


R: A jednak rozmawiamy.

M: Owszem. Rozmowa odbywa się w pańskim świecie. W moim trwa wieczne milczenie. Moje milczenie śpiewa, moja pustka jest pełna. Niczego mi nie brakuje. Nie może pan znać mojej ojczyzny, jeśli w niej pan nie jest.


R: Zdaje się, że tylko pan znajduje się w swoim świecie.

M: Jak można mówić "sam" lub "nie sam", skoro słowa do tego się nie stosują? Rzecz jasna jestem sam, ponieważ jestem wszystkim.


R: Czy kiedykolwiek przychodzi pan do naszego świata?

M: Czymże jest dla mnie przychodzenie i odchodzenie? Jestem. Skąd mam przyjść i dokąd mam pójść?


R: Jaką korzyść mogę mieć z pańskiego świata?

M: Powinien pan raczej zastanowić się nad swoim własnym światem i zbadać go krytycznie, a wtedy pewnego dnia nagle znajdzie się pan w moim.


R: Co przez to zyskamy?

M: Nic. Pozostawi pan za sobą to, co nie jest pana własne, a odkryje pan to, czego nigdy nie stracił - swój prawdziwy byt.


R: Kto jest władcą pańskiego świata?

M: Nie ma w nim żadnego władcy ani podwładnego. Nie ma też jakiejkolwiek dwoistości. Sam wyłącznie rzutuje pan swoje własna pojęcia. Wasze pisma, i wasi bogowie nie mają w nim żadnego znaczenia.


R: Nadal jednak posiada pan imię i postać, jest pan świadomy i czynny.

M: Tak się przedstawiam w pańskim świecie. W moim jednak mam tylko byt. Nic ponadto. Wy ludzie jesteście bogaci w pojęcia posiadania, ilości i jakości. Ja zaś jestem zupełnie pozbawiony pojęć.


R: W moim świecie istnieje chaos, udręka i rozpacz. Pan wydaje się utrzymywać z jakichś ukrytych dochodów, gdy ja tymczasem muszę niewolniczo się mozolić aby zarobić na życie.

M: Niech pan robi co się panu podoba. Może pan jednak swobodnie porzucić swój świat dla mojego.


R: Jak się to może dokonać?

M: Niech pan dostrzega swój świat jaki jest naprawdę, nie zaś tak jak pan go sobie wyobraża. Rozróżnianie doprowadzi pana do braku przywiązania, brak przywiązania zapewni panu właściwe działanie, właściwe działanie zbuduje wewnętrzny most wiodący do pańskiego prawdziwego bytu. Działanie jest dowodem dojrzałości. Niech pan robi to co powiedziałem pilnie i z wiarą, a wszelkie trudności się rozwieją.


R: Czy jest pan szczęśliwy?

M: W pańskim świecie byłbym najbardziej nieszczęśliwy. Budzić się, jeść, mówić, znowu spać - co za udręka!


R: A więc nawet nie chce pan żyć?

M: Żyć, umierać - Jakież to bezsensowne słowa. Kiedy widzi pan mnie żywego, jestem martwy. Kiedy myśli pan, że nie żyję, jestem żywy. O jakiż pan zaplątany.


R: Dlaczego jest pan taki zaplątany? Wszystkie troski naszego świata nic pana nie obchodzą.

M: Nie ma obawy, w pełni zdaję sobie sprawę z pańskich problemów.


R: A zatem, co pan robi w związku z nimi?

M: Nie ma niczego, co musiałbym robić. Przychodzą one i mijają.


R: Czy mijają one tylko przez to, iż zwracamy na nie uwagę?

M: Tak. Mogą być trudności fizyczne, emocjonalne lub mentalne, lecz zawsze są one problemem indywidualnym. Wszelkie nieszczęścia są sumą niezliczonych indywidualnych losów i potrzeba czasu, aby je uśmierzyć. Jednak śmierć nie jest nigdy nieszczęściem.


R: Nawet jeśli człowiek zostaje zamordowany?

M: Wtedy nieszczęście spada na zabójcę.


R: W dalszym ciągu wydaje mi się, że istnieją dwa światy: mój i pana.

M: Mój jest realny, pański zaś jest wytworem umysłu.


R: Niech pan wyobrazi sobie skałę, w skale dziurę, a w dziurze żabę. Żaba może tam spędzać życie w doskonałym szczęściu, bez niepokoju i problemów. Na zewnątrz świat podąża swoją koleją. Gdyby powiedzieć żabie o świecie zewnętrznym, to rzekłaby: "Nic takiego nie istnieje. Mój świat jest spokojem i szczęśliwością. Twój jest tylko słowną strukturą, a więc nie istnieje". Podobnie ma się rzecz z panem. Kiedy mówi pan, że nasz świat po prostu nie istnieje, nie ma żadnej wspólnej podstawy do dyskusji. Lecz weźmy inny przykład: idę do lekarza i skarżę się na dolegliwości żołądkowe. Lekarz bada mnie i mówi: "Jesteś zdrowy", "Jednak czuję ból" - powiadam. "Ten ból jest mentalny" - stwierdza on. "Nic mi to nie pomoże, jeśli wiem, że mój ból jest mentalny. Jesteś lekarzem, więc wylecz mnie z bólu. Jeżeli nie możesz mnie wyleczyć, to nie jesteś lekarzem."

M: Zupełnie słusznie.


R: Zbudował pan tory, ale z braku mostu żaden pociąg nie może przejechać. Niech pan zbuduje most.

M: Żaden most nie jest potrzebny.


R: Musi być jakieś połączenie między pana światem i moim.

M: Nie ma żadnej potrzeby łączenia realnego świata z wyobrażonym, gdyż nie jest to możliwe.


R: A więc co mamy robić?

M: Musi pan obserwować swój świat, zwrócić na niego uwagę i krytycznie go przebadać, rozważyć dokładnie każde pojęcie odnoszące się do niego. Proszę to zrobić.


R: Świat jest za wielki, aby go można było zbadać. Wiem tylko, że istnieje świat, że on mnie dręczy i ja jego.

M: Moje doświadczenie mówi mi, że wszystko jest szczęściem. Ale pragnienie szczęścia rodzi ból. Tak oto szczęście staje się nasieniem bólu. Cały świat bólu rodzi się z pragnień. Proszę zaniechać pragnienia przyjemności, a nie będzie pan nawet wiedział czym jest ból.


R: W jaki sposób przyjemność miałaby być nasieniem bólu?

M: Ponieważ z braku przyjemności dopuszcza się pan wielu grzechów. A owocami grzechów są cierpienie i śmierć.


R: Mówi pan, że świat nic nam nie daje oprócz udręki. Czuję, że tak być nie może. Bóg nie jest takim głupcem, świat wydaje mi się wielkim przedsięwzięciem, skoro możliwości stają się faktami, materia - życiem, a nieświadomość pełną świadomością. Aby urzeczywistnić Najwyższe, musimy spotykać przeszkody. Podobnie jak przy budowie świątyni potrzebujemy kamienia i zaprawy murarskiej, drewna, żelaza, szkła i dachówek, tak i dla przeobrażenia człowieka w bożego mędrca, mistrza życia i śmierci, potrzeba materiału samych doświadczeń. Tak jak kobieta, udaje się na targ, kupuje różnego rodzaju artykuły, przychodzi do domu, gotuje, piecze i karmi swego męża, tak i my przypiekamy się posłusznie na ogniu życia i żywimy naszego Boga.

M: Dobrze. Jeżeli pan tak myśli, to niech pan według tego postępuje. Niech pan żywi swojego Boga wszelkimi sposobami.


R: Dziecko chodzi do szkoły i uczy się wielu rzeczy, z których nie będzie miało potem żadnego pożytku. Lecz podczas nauki dorasta. Tak jest i z nami, gdy przechodzimy przez niezliczone doświadczenia. Zapominamy je wszystkie ale wzrastamy przez cały czas. A czym jest mędrzec /dżniani/, jeśli nie genialnym człowiekiem? Mój świat nie może być przypadkowy. Ma sens. Musi być jakiś plan poza nim. Mój Bóg posiada swój plan.

M: Jeżeli świat jest fałszywy, to plan oraz jego twórca również są fałszywe.


R: Znowu zaprzecza pan istnieniu świata. Nie ma miedzy nami żadnego pomostu.

M: Nie jest potrzebny żaden pomost. Pański błąd leży w przekonaniu, że się pan urodził. Nigdy się pan nie urodził i nigdy nie umrze. Pan natomiast wierzy, że się urodził w określonym czasie i miejscu oraz że to jednostkowe ciało jest pana własne.


R: Istnieje świat i ja istnieję. To są fakty.

M: Dlaczego troszczy się pan o świat, zamiast troszczyć się o siebie samego? Chce pan zbawić świat, nieprawdaż? Czy może pan zbawić świat, zanim zbawi pan siebie? Co znaczy: być zbawiony? Zbawionym od czego? - Od złudzeń. Zbawieniem jest widzieć rzeczy takimi, jakimi są. Naprawdę nie uważam, że jestem związany z kimkolwiek lub czymkolwiek. Ani nawet z jakąś jaźnią, czym by ona nie była. Trwam zawsze i zawsze jestem nieokreślony. Jestem wewnątrz i na zewnątrz, bliski i nieosiągalny.


R: Jak pan do tego doszedł?

M: Ufając memu Guru. Powiedział: "Ty tylko jesteś", a ja w to nie wątpiłem. Długo łamałem sobie nad tym głowę, aż wreszcie stwierdziłem, że jest to absolutnie prawdziwe.


R: Przekonanie dzięki powtarzaniu?

M: Dzięki urzeczywistnieniu. Stwierdziłem, że jestem świadomy i absolutnie szczęśliwy i tylko błędnie dotychczas mniemałem, że byt-świadomość-szczęście zawdzięczam ciału oraz światu ciał.


R: Nie jest pan człowiekiem wykształconym. Dużo pan nie czytał, a to co pan czytał lub słyszał, nie zawierało sprzeczności. Ja zaś otrzymałem dobre, staranne wykształcenie, dużo czytałem i stwierdziłem, że książki i nauczyciele beznadziejnie sobie zaprzeczają. Dlatego cokolwiek czytam lub słyszę, przyjmuję to z powątpiewaniem? "Może tak być, a może i nie być" - taka jest moja pierwsza reakcja. A ponieważ mój umysł nie potrafi zdecydować co jest prawdziwe, a co fałszywe, tkwię na mieliźnie z moimi wątpliwościami. Wątpiący umysł niezmiernie w jodze przeszkadza.

M: Mój Guru także uczył mnie wątpić - we wszystko i absolutnie. Powiedział: "Zaprzeczaj istnieniu wszystkiego oprócz siebie samego. Pragnieniem stworzyłeś ten świat wraz z jego cierpieniami i przyjemnościami".


R: Czy musi on być także bolesny?

M: A jakżeby inaczej? Przyjemność z natury jest ograniczona i przemijająca. Z bólu rodzi się pragnienie, w bólu szuka spełnienia, a kończy się bólem rozczarowania i rozpaczy. Ból jest tłem przyjemności, wszelka pogoń za przyjemnością powstaje w bólu i w bólu się kończy.


R: Wszystko co pan mówi, jest dla mnie jasne. Ale kiedy napotykam trudności fizyczne czy psychiczne, umysł mój staje się tępy i przyćmiony albo szuka rozpaczliwie pomocy.

M: O co chodzi? To przecież umysł jest głupi i niespokojny a nie pan. Proszę spojrzeć: wiele różnych rzeczy dzieje się w tym pokoju. Czy to ja sprawiam, że się one dzieją? One po prostu się dzieją. Tak jest i z panem - koło przeznaczenia toczy się samo i wypełnia to co jest nieuniknione. Nie może pan zmienić biegu wydarzeń, ale może pan zmienić swą postawę. Rzeczywiście chodzi tylko o postawę a nie o zdarzenia. Ten świat jest siedliskiem pragnień i lęków. Nie można w nim znaleźć spokoju. Przyczyną i korzeniem tego świata jest miłość własna. To przez nią szukamy przyjemności i unikamy bólu. Zamiast miłości własnej niech pan przyjmie prawdziwą miłość, a obraz się zmieni. Brahman-Stwórca jest sumą całkowitą wszystkich pragnień. Świat jest narzędziem ich wypełnienia. Dusze wybierają przyjemność, pożądają jej i płacą za to łzami. Czas rozlicza wszystkie rachunki. Prawo równowagi panuje nad wszystkim.


R: Aby stać się nadczłowiekiem, trzeba najpierw być człowiekiem. Rodzaj ludzki jest owocem niezliczonych doświadczeń. Ku doświadczeniom popychają nas pragnienia. Stąd we właściwym czasie i na właściwym poziomie pragnienia są słuszne.

M: Wszystko jest prawidłowe na swój sposób. Ale przychodzi dzień, kiedy okazuje się, że dosyć już pan nagromadził i trzeba zacząć budować. Wtedy selekcja i odrzucanie /wiweka-wajragja/ staje się bezwzględnie konieczne. Wszystko musi być dokładnie zbadane i to co zbędne, należy bezwzględnie usunąć. Być płomiennie beznamiętnym - to się liczy przede wszystkim.





15 sierpnia 1970 r.

R o z m ó w c a: Niektórzy mahatmowie /istoty oświecone/ utrzymują, że świat nie jest przypadkowy, nie jest też boską grą. Uważają, że jest skutkiem i wyrazem jakiegoś potężnego planu, zmierzającego do rozbudzenia i rozwoju świadomości w całym wszechświecie. Od martwoty do życia, od nieświadomości do świadomości, od ciemnoty do światłej inteligencji, od błądzenia do jasnego zrozumienia - oto kierunek, w którym świat podąża wytrwale i nieustannie. Oczywiście przychodzą okresy spoczynku i nastają ciemności, zaś wszechświat zdaje się być uśpiony lecz ów spoczynek kończy się i praca dla dalszego rozwoju świadomości jest kontynuowana. Z naszego punktu widzenia świat jest padołem łez, miejscem, z którego należy się wyrwać, o ile tylko to jest możliwe, przy pomocy wszelkich środków. Dla mahatmów świat jest dobry, ponieważ służy dobremu celowi. Nie przeczą oni, iż świat jest mentalną strukturą i że ostatecznie wszystko jest jednością. Sądzą i twierdzą, że ta struktura ma sens i służy najbardziej właściwemu celowi. To co nazywają Bożą wolą, nie jest bynajmniej jakimś kaprysem uwielbiającej zabawę boskości, lecz wyrazem absolutnej konieczności, aby wzrastać w miłości, w mądrości i sile, aby urzeczywistniać nieskończone możliwości życia i świadomości.

Jak ogrodnik troszczy się o kwiaty, od zasiania ziarenka, aż do wspaniałego rozkwitania, tak samo czyni i Bóg w swoim ogrodzie. Troszczy się o ludzkie istoty, aby doprowadzić je do poziomu nadludzi, którzy rozumieją, miłują i pracują wraz z Nim. Gdy Bóg odpoczywa /pralaja/, ci których wzrastanie się nie dopełniło, popadają na pewien czas w nieświadomość, zaś ci którzy stali się doskonali, którzy wyszli poza wszelką formę i treść świadomości, pozostają czujni w czasie kosmicznego milczenia. Kiedy zaś znów przychodzi pora wyłonienia się nowego wszechświata, wówczas śpiący budzą się i praca rozpoczyna się znowu. Jednak bardziej rozwinięci budzą się pierwsi i przygotowują grunt dla mniej rozwiniętych, którzy w ten sposób znajdują normy i wzory postępowania, odpowiednie dla ich dalszego wzrastania.

I tak toczy się historia. Odmienność zaś pańskiej nauki polega na tym, że według pana świat nie jest dobry i należy się go wystrzegać. Natomiast mahatmowie powiadają, że niechęć do świata jest przemijającym stadium, koniecznym ale okresowym, i że zaraz po niej przychodzi wszechobejmująca miłość oraz wytrwała wola, aby współpracować z Bogiem.

M a h a r a j: Wszystko co pan mówi, jest słuszne na drodze wyjściowej /prawritti/. Ale na drodze powrotnej /niwritti/ jest inaczej. Stan, w którym trwam jest pustką /paramakaś/; nie docierają tu słowa ani myśli. Dla umysłu jest on ciemnością i milczeniem. Potem świadomość zaczyna się poruszać i budzić umysł /czidakaś/, który rzutuje ten świat /madhakaś/ utworzony ze wspomnień i wyobrażeń. Kiedy świat zaczyna istnieć, wszystko może być tak jak pan mówi. Naturą umysłu bowiem jest wyobrażać sobie cel, dążyć do niego, wynajdywać środki i sposoby, aby ten cel urzeczywistnić, okazywać energię, wyobraźnię i odwagę. Są to boskie cechy. I wcale ich nie neguję, Ja jednak trwam w stanie, w którym nie istnieją żadne zróżnicowania, w którym nie ma rzeczy ani umysłów je stwarzających. To jest moje domostwo. Cokolwiek się wydarza, mnie to nie dotyczy. Rzeczy działają na rzeczy i to wszystko. Wolny od wspomnień i oczekiwań, jestem wciąż świeży, czysty i otwarty. Umysł jest wielkim robotnikiem /mahakarta/, dlatego potrzebuje odpoczynku. Ja nie potrzebuję niczego, jestem więc nieulękły. Bać się? Kogo? Nie istnieją żadne podziały, jako jaźnie jesteśmy nierozdzielni. Istnieje bowiem tylko jedna jaźń, Najwyższa Świadomość, w której osobowe i nieosobowe jest jednością.


R: Chcę tylko pomagać światu.

M: A kto mówi, że nie może pan pomagać? Określiwszy jaka ma być pomoc i potrzeby, zaplątał się pan w konflikt pomiędzy tym co pan powinien zrobić, a tym co pan może, pomiędzy koniecznością a wydolnością.


R: Ale czemu tak postępujemy?

M: Pański umysł rzutuje pewną strukturę, z którą się pan utożsamia. Zaś naturą pragnienia jest pobudzać umysł, aby stwarzał świat aż do jego wypełnienia. Nawet małe pragnienie może zapoczątkować długi proces, a co dopiero wówczas, jeśli w grę wchodzi silne pragnienie? Podobnie jak mała zapałka może zapalić duży las, tak samo pragnienie roznieca ognie zjawisk. Każdy twórczy zamiar oznacza spełnienie pragnienia. Pragnienia mogą być szlachetne lub niskie. Przestrzeń /akasia/ jest obojętna - można wypełnić ją tym, czego się zapragnie. Musi pan zatem być bardzo czujny wobec swoich pragnień. A ponieważ ludzie, którym chce pan pomóc, znajdują się w różnych, odpowiednich dla siebie światach, zależnie od indywidualnych pragnień, dlatego nie istnieje inna możliwość pomożenia im, jak tylko przez urzeczywistnienie ich własnych pragnień. Noże pan zatem tylko ich pouczyć, żeby wznieśli się ponad swoje pragnienia i uwolnili się od potrzeby stwarzania i odtwarzania światów pragnień, w których panuje ból i przyjemność.


R: Musi nastać dzień, kiedy przedstawienie będzie musiało się zakończyć, człowiek umrze, a wszechświat dojdzie do kresu.

M: Tak jak człowiek co śpi zapomina o wszystkim i budzi się następnego dnia, albo umiera by wyłonić się w innym życiu, tak samo i światy pragnień rozpadają się i znikają. Ale kosmiczny świadek, najwyższa Jaźń, nigdy nie śpi i nie umiera. Wiecznie bije Wielkie Serce, a każde jego uderzenie powołuje do istnienia jakiś nowy wszechświat.


R: Czy jest on świadomy?

M: Jest on poza zasięgiem umysłu. Jest poza bytem i niebytem. Jest on TAK i NIE wobec wszystkiego, jest na zewnątrz i wewnątrz, stwarzający i unicestwiający, niewyobrażalnie realny.


R: Bóg i mahatma są jednym czy też nie?

M: Są jednym.


R: Jednak muszą istnieć jakieś różnice.

M: Bóg jest Wszechczyniący, dżniani jest nieczyniący. Bóg nie mówi: "Ja wszystko czynię". Dla Niego rzeczy istnieją same przez się. Dla dżnianiego natomiast wszystko jest dziełem Boga. Nie dostrzega żadnej różnicy pomiędzy Bogiem a przyrodą. Bóg i dżniant są nieruchomym ośrodkiem wszelkiego ruchu, wiecznym świadkiem przemijania. Z niczym się nie utożsamiają, dlatego nic nie może im się przeciwstawić.


R: Czy teraz widzi pan to i czuje w osobistym doświadczeniu?

M: Będąc niczym, jestem wszystkim. Wszystko jest mną i wszystko jest moje. Tak jak ciało porusza się wyłącznie przez samo myślenie o ruchu, tak i rzeczy zdarzają się, gdy o nich myślę. Proszę pamiętać, że ja w ogóle nie działam. Widzę tylko, że one się zdarzają.


R: Czy rzeczy zdarzają się tak, jak pan tego chce, czy chce pan, aby się zdarzały jak się zdarzają?

M: Jedno i drugie. Akceptuję i jestem akceptowany. Jestem wszystkim i wszystko jest mną. Będąc światem, nie lękam się świata. Bo czego miałbym się lękać, jeśli jestem wszystkim? Woda nie lęka się wody ani ogień ognia. Również i ja się nie lękam, ponieważ nie jestem niczym, co mogłoby doświadczać lęku lub mogłoby być w niebezpieczeństwie. Nie mam żadnej postaci ani nazwy. Przywiązanie do kształtu i nazwy rodzi lęk. Jestem niczym, a nic niczego się nie boi. Albo inaczej: wszystko nie lęka się niczego. Tylko coś, stykając się z niczym, staje się niczym. Jestem jak bezdeń: cokolwiek w nią wpada, znika.


R: Czy Bóg nie jest osobą?

M: Dopóki uważa się pan za osobę, dopóty On jest dla pana osobą. Jeśli jest pan wszystkim, to i Jego uważa pan za wszystko.


R: Czy mogę zmienić fakty przez zmianę postawy?

M: Sama postawa jest faktem. Weźmy na przykład gniew. Mogę być wściekły, chodząc po pokoju tam i z powrotem ale w ty samy czasie wiem czym jestem - ośrodkiem mądrości i miłości, atomem czystej egzystencji. Wszystko się uspokaja i umysł pogrąża się w ciszy.


R: Ale był pan rozgniewany.

M: Na kogo i po co miałbym się gniewać? Gniew pojawił się i natychmiast minął dzięki temu, że pamiętałem czym naprawdę jestem. Wszystko to jest grą gun /cech materii kosmicznej/. Jeśli identyfikuję się z nimi, jestem ich niewolnikiem. Gdy stoję na uboczu, jestem ich panem.


R: Czy może pan wpływać na świat przez swoją postawę? Oddzielając się od świata, traci pan wszelką szansę pomagania mu.

M: Jak to być może? Wszystko jest mną, więc dlaczego nie mógłbym pomagać sobie? Nie utożsamiam się z nikim w szczególności, ponieważ jestem wszystkim - jednostkowym i powszechnym.


R: Czy może pan pomóc mnie, pojedynczej osobie?

M: Ależ zawsze panu pomagam - od wewnątrz. Moja i pańska jaźń są jedną. Ja ją znam a pan nie. Na tym polega cała różnica.


R: W jaki sposób może pan pomagać całemu światu?

M: Gandhi nie żyje, a mimo to jego myśl rozeszła się szeroko. Myśl dżnianiego przenika ludzkość i nieustannie pracuje dla dobra. Anonimowa i pochodząca z wnętrza, jest ona najbardziej przemożna i potężna. Oto jak naprawić świat: przez wewnętrzną pomoc i błogosławieństwo zewnętrzne. Kiedy dżniani umiera, nie ma go już w tym samym sensie, w jakim rzeka rozpływa się w morzu. Nie ma już żadnego kształtu i nazwy, lecz woda pozostaje ta sama, zjednoczona z oceanem. Gdy dżniani jednoczy się z powszechnym umysłem, cała jego dobroć i mądrość staje się dziedzictwem ludzkości i spływa na każdą ludzką istotę.


R: Jesteśmy przywiązani do naszej osobowości. Naszą indywidualność, naszą odmienność bardzo sobie cenimy. Zdaje się jednak, że pan to neguje jako rzecz bezwartościową. Jaki mamy pożytek z pańskiego nieprzejawionego?

M: Nieprzejawione i przejawione, indywidualność, osobowość /nirguna, saguna, wjakta, wjakti/ - wszystko to wyłącznie słowa, punkty widzenia, intelektualne podejścia. Nie ma w nich niczego realnego. Realne doświadczane jest w milczeniu. Pan lgnie ku osobowości, chociaż czuje się pan osobą tylko wtedy, gdy spotykają pana kłopoty; kiedy ich nie ma, nie myśli pan o sobie.


R: Nie powiedział mi pan, jaka jest korzyść z nieprzejawionego.

M: Zapewne, musi pan spać, żeby się obudzić. Musi pan umrzeć, aby żyć. Musi pan się roztopić, aby na nowo się ukształtować. Musi pan burzyć, aby budować, unicestwiać zanim pan coś stworzy. Najwyższe jest uniwersalnym rozwiązaniem, przenika przez każdą zaporę, przepala każdą przeszkodę. Bez odrzucenia wszystkiego tyrania rzeczy byłaby absolutna, najwyższe jest wielkim ładem, gwarancją ostatecznej i doskonałej równowagi, życia w wolności. To ono pana wyzwala i przywraca panu prawdziwy byt.


R: Na pewnym poziomie to wszystko jest słuszne. Ale jak jest w codziennym życiu?

M: Codzienne życie jest życiem czynu. Czy odpowiada to panu, czy nie, musi pan działać. Jeśli działa pan dla własnej korzyści, grozi to wybuchem; pewnego dnia wydostaje się to wszystko na zewnątrz i szerzy zniszczenie w panu i w pańskim świecie. Kiedy się pan oszukuje, że pracuje dla dobra wszystkiego, pogarsza pan tylko sytuację, bo przestaje pan czuć co naprawdę jest dobre dla innych. Człowiek, który wie co jest dobre dla innych, jest niebezpieczny.


R: Jak więc należy pracować?.

M: Nie dla siebie, ani dla innych, a tylko dla samej pracy. Sprawa warta działania jest swoim własnym sensem i celem. Niech pan nie czyni jednego dla czegoś innego. Niech pan niczego nie wiąże. Bóg nie stwarza żadnej rzeczy, aby służyła innej. Każda rzecz powstaje dla siebie samej, Ponieważ zaś została stworzona dla siebie samej, nie wtrąca się do innej. Używa pan rzeczy i ludzi w jakimś określonym celu i szerzy zniszczenie na świecie i w sobie.


R: Mówi pan, że nasz prawdziwy byt jest przez cały czas z nami. Jak to się dzieje, że tego nie zauważamy?

M: Tak, zawsze jest pan najwyższym. Lecz pana uwaga przykuta jest do rzeczy fizycznych lub mentalnych. Kiedy zaś uwaga odrywa się od rzeczy, wtedy przez chwilę jest pan czystym bytem. Gdy dzięki praktyce rozróżniania i nielgnięcia /wiweka-wajragja/ zawiesza pan zmysłowe postrzeganie i stany mentalne, wówczas wyłania się czysty byt, który jest pańskim naturalnym stanem.


R: Jak usunąć to poczucie oddzielności?

M: Przez skupienie umysłu na "jestem", na sensie bytu. "Jestem taki czy inny" rozpada się, pozostaje tylko poczucie "jestem świadkiem", a ono wreszcie pogrąża się w świadomości "jestem wszystkim". Wtedy wszystko staje się Jednym, a Jedno panem, nie oddzielonym ode mnie. Proszę pozbyć się pojęcia jakiegoś odrębnego "ja", a nie będzie kwestii "czyjegoś doświadczenia".


R: Mówi pan ze swego własnego doświadczenia. Jak mogę uczynić je swoim?

M: Mówi pan o moim doświadczeniu jako różnym od pańskiego, wierzy pan bowiem, że jesteśmy oddzieleni. Ale tak nie jest. Na głębszej płaszczyźnie moje doświadczenie jest pańskim. Niech pan bardziej zagłębi się w sobie, a łatwo i po prostu pan to odkryje. Proszę kierować się drogą owego "jestem".




30 stycznia 1971 r.

M a h a r a j: Świat jest niczym innym jak widowiskiem, błyskotliwym ale pozbawionym treści. Istnieje tak długo, jak długo chcę go widzieć i w nim uczestniczyć. Gdy przestaję troszczyć się o niego, znika. Nie ma on żadnej przyczyny i nie służy żadnemu celowi. Po prostu zdarza się w chwili naszego braku uwagi. Pojawia się dokładnie taki, jakim go widzimy, nie ma w nim jednak głębi ani treści. Realny jest tylko widz, którego można nazwać Jaźnią lub Atmanem. Dla Jaźni świat jest tylko barwnym widowiskiem, które bawi tak długo, jak długo trwa, i o którym się zapomina gdy się ono kończy. To co dzieje się na scenie, przyprawia widza o dreszcz zgrozy lub zmusza go do śmiechu, ale cały czas jest on świadomy, że to tylko widowisko. Nie bawią go w nim tylko dwie rzeczy: pożądanie i lęk.


R o z m ó w c a: Osoba pogrążona w tym świecie ma urozmaicone życie. Płacze, śmieje się, kocha i nienawidzi, lęka się i pożąda, raduje się i cierpi. A jakie życie ma dżniani, który jest wolny od pragnień i obaw? Czy powściągliwość nie osadza go na mieliźnie życia?

M: Nie jest on tak zaślepiony. Doznaje czystej niczym nie spowodowanej błogości. Jest szczęśliwy i w pełni świadomy, że to szczęście jest jego prawdziwą naturą i że nie musi robić żadnych wysiłków, aby je sobie zapewnić. Towarzyszy mu ono zawsze, jest bardziej realne niż ciało, nawet bliższa niż umysł. Nie wyobraża sobie pan szczęścia bez przyczyny, a dla mnie zależność szczęścia od czegokolwiek byłoby skrajnym nieszczęściem. Przyjemności czy przykrości mają zawsze jakąś przyczynę, podczas gdy mój stan należy w pełni do mnie, absolutnie niczym nie jest spowodowany, od niczego niezależny, nienaruszalny.


R: Czy tak jak przedstawienie w teatrze?

M: Sztuka sceniczna jest pisana, planowana i sprawdzana w wielu próbach. Świat natomiast powstaje z niczego i do nicości powraca.


R: A czy stwórca nie istnieje? Czy świat nie istniał już w umyśle Brahmana, zanim został stworzony?

M: Znajdując się poza moim stanem będzie pan miał stwórców, opiekunów i burzycieli. Zjednoczywszy się ze mną, będzie pan znał tylko Jaźń i widział siebie we wszystkim.


R: Tym niemniej pan działa.

M: Gdy odczuwa pan zawrót głowy, cały świat wydaje się obracać dookoła. W swojej obsesji środków i celów, pracy i zamiarów, widzi mnie pan na pozór działającego. W rzeczywistości ja tylko patrzę. Cokolwiek się dzieje, to dzieje się na scenie. Radość i smutek, życie i śmierć, są realne tylko dla człowieka zniewolonego: dla mnie to wszystko jest widowiskiem tak samo realnym jak widowisko w teatrze.

Mogę postrzegać świat tak samo jak pan, tylko pan uważa, że w nim się znajduje, podczas gdy ja widzę go jako mieniącą się barwami kroplę w niezmierzonej przestrzeni świadomości.


R: Starzejemy się wszyscy. Starczy wiek to nie przyjemność, ale różne bóle i dolegliwości, osłabienie i bliskość śmierci. Jak dżniani odczuwa swoją starość? Jak jego jaźń patrzy na tę starość?

M: Z biegiem lat dżniani staje się coraz bardziej szczęśliwy i spokojny. Przeciąż powraca on do swego domu. Coś jak podróżny, który zbliża się do celu podroży; przygotowuje swój bagaż i opuszcza pociąg bez żalu.


R: Chyba jest w tym jakaś sprzeczność. Mówiliśmy, że dżniani trwa poza wszelkimi zmianami. Jego poczucie szczęścia nie rośnie ani nie maleje. Jakże może się czuć szczęśliwszy z powodu starości, będąc ponadto fizycznie osłabiony?

M: Nie ma sprzeczności. Wir przeznaczenia zbliża się do kresu i umysł jest szczęśliwy. Mgła cielesnej egzystencji, rozwiewa się, ciążenie ciała znika z dnia na dzień.


R: Powiedzmy, że dżniani jest chory. Przeziębił się i czuje dokuczliwy ból w stawach. Co się dzieje wtedy w jego umyśle?

M: Każda dolegliwość rozważana jest w doskonałym spokoju umysłu. Niczego się nie pragnie, niczego się nie odpycha. Wszystko się dzieje jak się dzieją, a dżniani obserwuje to z uśmiechem czułego dystansu.


R: Może oddzielić się zupełnie od swego cierpienia, chociaż ono trwa.

M: Ono istnieje, ale to nie ma znaczenia. W jakimkolwiek stanie znajduję się, traktuję go jak stan umysłu i akceptuję go.


R: Cierpienie jest cierpieniem. Mimo wszystko pan je odczuwa.

M: Kto doświadcza ciała, musi doświadczać cierpień i przyjemności. Ja nie jestem ciałem.


R: Przypuśćmy, że ma pan dwadzieścia pięć lat, że zawarł pan małżeństwo i spadło na pana mnóstwo obowiązków domowych. Jak by się pan czuł?

M: Czułbym się tak samo, jak teraz się czuję. Pan upiera się nieustannie przy twierdzeniu, że moje wnętrze kształtują czynniki zewnętrzne. Tak zaś nie jest. Cokolwiek by się wydarzyło, ja będę nie zmieniony. Korzeniem mego istnienia jest intensywny punkcik świetlny czystej wszechświadomości. Punkcik ten promieniuje sam z siebie, bez wysiłku i spontanicznie tworzy w przestrzeni obrazy i zdarzenia w czasie. Jak długo jest to czysta wszechświadomość, nie ma żadnych problemów. Dopiero gdy się pojawia różnicujący umysł, który rozróżnia oraz wprowadza podziały, powstaje też przyjemność i ból. Podczas snu umysł pozostaje w zawieszeniu, nie istnieją więc przyjemności i przykrości. Proces twórczy jest kontynuowany, ale umysł go nie zauważa. Umysł jest formą świadomości, a świadomość jest przejawem życia. Życie jest źródłem wszystkiego, ale Najwyższe znajduje się poza wszystkim.


R: Najwyższe jest panem a świadomość jego sługą.

M: Problem leży w świadomości a nie poza nią. Dla niej Najwyższe jest zarówno siłą stwórczą jak i niszczącą, skupiającą i rozpraszającą. Ale Najwyższe trwa poza zasięgiem słów i umysłu.


R: Dżniani robi wrażenie istoty bardzo samotnej, pozostawionej tylko sobie.

M: Rzeczywiście jest samotny, ale jest wszystkim. Nie jest natomiast żadną pojedynczą istotą. Jest bytem wszystkich bytów. A nawet i to określenie nie wystarcza. Nie ma na to odpowiednich słów. Jest tym, kim jest - glebą, na której wszystko wyrasta.


R: Czy nie boi się pan śmierci?

M: Opowiem panu, jak mój guru umierał. Po stwierdzaniu, że nadchodzi koniec, zaprzestał przyjmowania pokarmu, nie zmieniając niczego w swoich codziennych zajęciach. Jedenastego dnia, w czasie modlitwy, śpiewał i akcentował rytm klaskaniem, i nagle zakończył życie. Pomiędzy jednym i drugim gestem, jakby to było zdmuchnięcie świecy. Człowiek umiera tak, jak żyje. Nie boję się śmierci, ponieważ nie boję się życia. Żyję życiem szczęśliwym i szczęśliwa będzie również moja śmierć. Niedolą są narodziny ale nie umieranie. Wszystko zależy od tego, jak na to spojrzymy.


R: Brak jest jakiegokolwiek dowodu na pański stan. Wszystko co o nim wiem, pan sam mi powiedział. Widzę po prostu bardzo interesującego starszego mężczyznę.

M: To przecież pan jest interesujący starszym mężczyzną. Ja się nigdy nie urodziłem. Jak wiec mogę być starszy mężczyzną? To, czym się panu być wydaję, istnieje tylko w pańskim umyśle. I nie chcę z tym mieć nic wspólnego.


R: Nawet jak na marzenie senne jest pan wyjątkowo niezwykły.

M: Jestem snem, który może pana obudzić. Będzie pan miał na to dowód w chwili przebudzenia.


R: Wyobraźmy sobie, że otrzymuje pan wiadomość o moim zgonie. Ktoś mówi do pana: "Czy zna pan tego człowieka? On umarł". Jaka byłaby pańska reakcja?

M: Byłbym bardzo uradowany, że wrócił pan do domu. Naprawdę byłby rad widzieć pana wolnego od tej bzdury.


R: Od jakiej bzdury?

M: Od wyobrażeń, że się pan urodził a potem umrze, że jest pan ciałem posiadającym umysł i od innych tego rodzaju absurdów. W mojej ojczyźnie nikt się nie rodzi i nikt nie umiera. Ludzie udają się w podróż i wracają, a niektórzy nigdy nie wyjeżdżają. Co za różnica, czy oni podróżują w krainie marzeń, czy też każdy jest spowity we własne marzenie? Ważny jest tylko stan czuwania. Wystarczy znać prawdę czystej obecności /"jestem"/ i miłości.


R: Moja postawa nie jest taka skrajna, dlatego zadałem to pytanie. Ludzie zachodu także poszukują, rzeczywistych wartości. Zwracają się ku nauce, która wiele im mówi o materii, bardzo niewiele o umyśle, a prawie nic o naturze i istocie świadomości. Dla nich rzeczywistość jest obiektywna, nie dająca się bezpośrednio zaobserwować i opisać. O subiektywnym aspekcie rzeczywistości niczego nie wiedzą, niesłychanie ważne jest wykazanie im, że istnieje rzeczywistość osiągalna dla świadomości wolnej od materialnych ograniczeń i wypaczeń. Większość ludzi na świecie nie wie nawet, że istnieje taka rzeczywistość, która może być odkryta i doświadczana dzięki świadomości. Bardzo ważnym szczegółem wydaje mi się, aby ludzie mogli tę dobrą nowinę usłyszeć od kogoś, kto faktycznie tego doświadczył. Tacy świadkowie istnieli zawsze i świadectwo ich jest bezcenne.

M: Słusznie. Ewangelia samorealizacji raz usłyszana, nigdy nie będzie zapomniana. Tak jak nasienie w glebie, oczekujące na właściwą porę, aby wypuścić korzenie i rozrosnąć się w potężne drzewo.






13 lutego 1971 r.

R o z m ó w c a: Od lat pańskie nauki są takie same, jakby w nich nie było żadnego postępu.

M a h a r a j: W szpitalach leczeni są ludzie i wyniki są dobre. Leczenie to swego rodzaju rutyna, prawie nic się nie zmienia. Nie ma natomiast monotonii, w zdrowiu człowieka. Moje nauki mogą wydawać się rutyną, ale owocowanie ich jest u każdego różne.


R: Co to jest realizacja? Kim jest człowiek urzeczywistniony? Po czym można poznać dżnianiego?

M: Dżniana /mądrość/ nie ma żadnych znaków rozpoznawczych. Tylko ignorancję można rozpoznać, nigdy dżnianę. Także dżniani nie ma żadnych cech specjalnych. Wszyscy ci, którzy głoszą swoją wielkość i szczególną rolę na pewno do dżnianich nie należą. Autentyczny dżniani nigdy nie rozgłasza, że jest dżnianim, uważa się bowiem za człowieka zupełnie zwykłego, wiernego swej prawdziwej naturze. Wszelkie oświadczenia na temat własnej wszechmocy, wszechwiedzy czy boskości są oczywistym dowodem ignorancji.


R: Czy dżniani może przekazać swoje doświadczenia ignorantowi? Czy dżniana może być w ogóle przeniesiona z jednego człowieka na drugiego?

M: Tak. Słowa dżnianiego mają w sobie siłę, która może rozproszyć niewiedzę i mrok umysłu. Ale to nie same słowa są ważne lecz siła ukryta poza nimi.


R: Jaka to jest siła?

M: Siła przekonania oparta na jego własnym bezpośrednim doświadczeniu, na jego urzeczywistnieniu.


R: Niektórzy ludzie urzeczywistnieni głoszą, że wiedzę trzeba zdobywać, a nie otrzymywać. Niektórzy potrafią tylko wykładać, natomiast uczenie się pozostawiają słuchaczowi.

M: To na jedno wychodzi.


R: Są ludzie, którzy mimo praktykowania jogi przez lata nie doszli do żadnych wyników. Co może być przyczyną takiego niepowodzenia?

M: Niektórzy popadają w transe, pozostawiając świadomość w stanie zawieszenia. Ale czy bez pełnej świadomości mogą przychodzić postępy?


R: Wiele osób praktykuje samadhi /stan wzniosłego skupienia/. W samadhi świadomość ma być w pełni intensywna, a jednak i na tym polu żadnych osiągnięć nie mają.

M: Jakich osiągnięć pan oczekuje? I dlaczego dżniana miałaby być rezultatem czegoś? Jedna rzecz prowadzi do innej i ale dżniana nie jest ograniczona przyczynami i skutkami. Dżniana znajduje się w ogóle poza wszelką przyczynowością, gdyż pochodzi z Jaźni. Jogin widzi wiele cudów, ale co do Jaźni może być ignorantem. Dżniani może wyglądać zupełnie zwyczajnie, ale Jaźń zna dobrze.


R: Jest wielu ludzi, którzy dążą poważnie do samopoznania, a wyniki osiągają znikome. Jaka może być tego przyczyna?

M: Nie zbadali w sposób dostateczny źródeł wiedzy, nie poznali w pełni swoich wrażeń, uczuć i myśli. To może być jedną przyczyną zwłoki. Inną może być fakt, że jakieś pragnienia są w nich nadal żywe.


R: Wzloty i upadki są w sadhanie /w praktyce jogi/ nie do uniknięcia. Nawet poważny poszukiwacz posuwa się naprzód z trudem. Co dżniani może zrobić dla niego?

M: Jeśli poszukiwacz jest poważny, światło może spłynąć na niego. Światło istnieje zawsze i dla wszystkich, tylko poszukujących jest mało, a wśród nich niewielu jest gotowych. Potrzebna jest dojrzałość serca i umysłu.


R: Czy doszedł pan do realizacji przez wysiłek, czy też dzięki łasce pańskiego guru?

M: Jego dziełem było nauczanie, moim - zaufanie. Moja ufność sprawiła, że uznawałem jego słowa za prawdziwe, wchodziłem głębiej w ich znaczenie, przeżywałem je i w taki oto sposób zrozumiałem czym jestem.


R: Czy realizacja może być dana bez pośrednictwa słów, bez zaufania, ale tak jak teraz - bez żadnego przygotowania?

M: Tak, może, ale gdzie jest taki odbiorca? Ja z moim guru byłem tak zestrojony, tak bezwzględnie jemu ufałem, że oporów we mnie prawie nie było, a wszystko szło naprzód łatwo i szybko. Nie każdy jednak ma tyle szczęścia. Lenistwo i zniecierpliwienie nierzadko stają na przeszkodzie i dopóki nie zostaną dostrzeżone i usunięte, postęp jest powolny. Ci, którzy doszli do realizacji natychmiast, przez dotknięcie, spojrzenie lub myśl, byli odpowiednio dojrzali. Ale takich jest bardzo mało. Większość potrzebuje czasu na dojście do dojrzałości. Sadhana jest przyspieszonym dojrzewaniem.


R: Co czyni człowieka dojrzałym?

M: Oczywiście poważne podejście. Człowiek musi szczerze tego pragnąć. Albowiem człowiek urzeczywistniony jest przede wszystkim głęboko poważny. Cokolwiek czyni, czyni to w pełni, bez żadnych ograniczeń czy zastrzeżeń. Integracja doprowadzi pana do rzeczywistości.


R: Czy pan kocha świat?

M: Zraniwszy się, płacze pan. Dlaczego? Ponieważ kocha pan siebie. Niech pan nie zawęża swej miłości przez ograniczanie jej do samego ciała. Proszę ją szeroko otworzyć - niech się stanie miłością dla wszystkiego. Gdy człowiek odrzuca wszelkie fałszywe samoidentyfikacje, to pozostaje wszystko ogarniająca miłość. Niech pan uwolni się od wszelkich idei o charakterze osobistym, nawet od myśli, że pan jest Bogiem. Utożsamianie się z czymkolwiek nie ma żadnej wartości.


R: Męczą mnie obietnice. Meczą mnie sadhany, które pochłaniają mój czas i energię, nic w zamian nie dając. Potrzebuję rzeczywistego bytu teraz i tutaj. Czy mogę go mieć?

M: Oczywiście tak, z zastrzeżeniem, że ma pan naprawdę dosyć wszystkiego, łącznie z pańską sadhaną. Jeśli pan nie żąda już niczego od świata i od Boga, jeśli niczego już pan nie chce, niczego nie szuka i niczego się nie spodziewa, to stan najwyższy spłynie na pana nieproszony i nieoczekiwany.


R: Jeśli człowiek zaabsorbowany swoim rodzinnym życiem i sprawami tego świata, praktykuje sadhanę ściśle, tak jak to jest przepisane, to czy może osiągnąć właściwe wyniki?

M: Wyniki osiągnie, ale będzie w nie omotany jak kokon.


R: Wielu świętych twierdzi, że gdy się dochodzi do stanu dojrzałości i gotowości, osiąga się pełnię realizacji. Słowa ich może są prawdziwe, ale pożytku dają niewiele. Musi istnieć jakaś droga wyjścia, bez potrzeby długotrwałego dojrzewania i męczącej sadhany.

M: Proszę nie nazywać tego drogą. To raczej pewna umiejętność, a i to nie. Proszę być otwartym i cichym - to wystarczy. To czego pan szuka, znajduje się tak blisko pana, że nie ma w ogóle miejsca na drogę.


R: Ignoranci są tak liczni na świecie, a tak mało jest dżnianich. Jaka jest tego przyczyna?

M: Niech pan nie martwi się o innych, proszę dbać o siebie. Pan jest i zdaje pan sobie z tego sprawę. Proszę nie obciążać się imionami czy etykietkami, ale po prostu być. Jakiekolwiek imię lub postać chciałby pan sobie nadać, tylko by to zaciemniło pańską, rzeczywistą naturę.


R: Dlaczego poszukiwanie jest konieczne do osiągnięcia realizacji?

M: Pragnienie prawdy jest najlepszym ze wszystkich pragnień, a jednak i ono jest jeszcze pragnieniem. Urzeczywistnienie wymaga odrzucenia wszystkich pragnień. Proszę pamiętać o tym, że pan jest. Oto pański roboczy kapitał. Niech pan go użyje, a przyniesie wiele korzyści.


R: Dlaczego powinno się w ogóle poszukiwać?

M: Całe życie jest poszukiwaniem. Poszukiwania nie można uniknąć. Gdy poszukiwania ustają, oznacza to już stan najwyższy.


R: Dlaczego najwyższy stan przychodzi i odchodzi?

M: Ani przychodzi, ani odchodzi. On j e s t.


R: Czy pan mówi z własnego doświadczenia?

M: Oczywiście. Jest to stan ponadczasowy, zawsze obecny.


R: U mnie on przychodzi i odchodzi, u pana nie. Skąd ta różnica?

M: Może stąd, że nie mam żadnych pragnień. A może dlatego, że pan nie dość mocno pragnie Najwyższego. Może też trwoży pana odrywanie się od umysłu.


R: Cale życie poświęciłem dążeniu, a osiągnąłem tak niewiele. Czytałem, słuchałem - wszystko na marne.

M: Słuchanie i czytanie weszło panu w nawyk.


R: Zaniechałem tego zupełnie. Ostatnio nic już nie czytam.

M: To, co pan kiedyś zarzucił, nie ma teraz żadnego znaczenia. Czego pan jeszcze nie zaniechał? Proszę to znaleźć i zarzucić także. Sadhana jest poszukiwaniem tego, co pozostaje jeszcze do odrzucenia. Proszę opróżnić siebie ze wszystkiego, całkowicie.


R: Czy głupi może pragnąć mądrości? Aby czegoś pragnąć, trzeba znać przedmiot owego pragnienia. Gdy Najwyższe nie jest komuś znane, jak może stanowić przedmiot pragnienia?

M: Człowiek dojrzewa zgodnie z naturą i z czasem staje się gotowy do realizacji.


R: A co jest czynnikiem sprawczym dojrzewania?

M: Pamiętanie o sobie. Świadomość "jestem" szybko czyni człowieka dojrzałym. Proszę zarzucić wszelkie wyobrażenia o sobie i po prostu być.


R: Zmęczony jestem tymi wszystkimi drogami, środkami, technikami i zabiegami, całą tą umysłową akrobatyką. Czy istnieje jakaś droga, aby osiągnąć byt realny w sposób bezpośredni i natychmiastowy?

M: Niech pan pozostawi swój umysł w spokoju i patrzy co się dzieje. Niech pan tę jedną rzecz wykonuje dokładnie. To wszystko.


R: Gdy byłem młodszy, miałem ciekawe doświadczenia, krótkie ale pamiętne. Czułem, że byłem niczym, a jednak byłem w pełni świadomy. Niebezpieczne jednak jest, że człowiek usiłuje odtworzyć w pamięci chwile, które minęły.

M: Wszystko to jest imaginacją. W kręgu świadomości pojawiają się różne rzeczy i nie należy specjalnie przywiązywać do tego wagi. Widok kwiatu jest równie cudowny jak wizja Boga. Ale po co przypominać to sobie i potem robić z tego problem? Niech pan nie dzieli wspomnień na wysokie i niskie, wewnętrzne i zewnętrzne, trwałe i przemijające. Niech pan je przekroczy i wróci do źródła, do swej Jaźni, która jest zawsze taka sama bez względu na to, co się zdarza. Słabość pańska wynika z przekonania, że pan się urodził w tym świecie. W rzeczywistości świat jest zawsze odtwarzany w panu i przez pana. Proszę patrzeć na wszystko jako na emanację światła, które jest źródłem pańskiego bytu. Odkryje pan, że w światłości tej znajduje się miłość i nieskończona energia.


R: Jeśli jestem światłością, dlaczego nic o tym nie wiem?

M: Aby wiedzieć, trzeba być do tego zdolnym. Ale pański umysł znajduje się w nieustannym ruchu, nigdy nie jest spokojny ani zdolny do refleksji. Jak pan może widzieć księżyc w całej jego krasie, jeśli ma pan chore oczy?


R: Czy można wyrazić się, że skoro słońce jest przyczyną cienia, nie sposób dojrzeć słońca stojąc w cieniu? Trzeba się przecież odwrócić.

M: Wprowadza pan trzy pojęcia: słońce, ciało i cień. W rzeczywistości podziału takiego nie ma. To o czym mówię, nie ma nic wspólnego z dwoistością czy troistością. Niech pan nie nadużywa myśli ani słów. Proszę po prostu patrzeć i być.


R: Czy muszę widzieć, że jestem?

M: Niech pan widzi to, czym pan jest. Niech pan nie pyta innych i nie słucha co o panu mówią. Proszę patrzeć w swoje wnętrze. Mogę, powiedzieć panu tylko tyle: nic pan nie uzyska krążąc od jednego nauczyciela do drugiego. We wszystkich źródłach znajduje się taka sama woda - niech pan ją zaczerpnie z najbliższego. W moim przypadku woda jest we mnie, a ja jestem wodą.






14 lutego 1971 r.



M a h a r a j: Czy ten, kto postrzega świat jest pierwszy, czy też powstaje równocześnie ze światem?


R o z m ó w c a: Co za dziwne pytanie! Jak pan może zadawać takie pytania?

M: Dopóki nie będzie pan znał prawidłowej odpowiedzi, nie zazna pan spokoju.


R: Gdy budzę się rano, świat już istnieje i na mnie czeka. Oczywiście świat powstaje pierwszy. Ja też, ale znacznie później, przynajmniej od chwili gdy się narodziłem. Ciało pośredniczy między mną a światem. Gdyby nie było ciała, nie istniałbym ani ja, ani ten świat.

M: Ciało pojawia się w pańskim umyśle, a umysł jest treścią pańskiej świadomości. Jest pan nieruchomym świadkiem strumienia świadomości, który wiecznie ulega przemianom, nie powodując żadnych zmian w panu samym. Niezmienność pańska jest na tyle oczywista, że pan nawet jej nie zauważa. Niech pan uważnie przyjrzy się sobie, a wszystkie błędne mniemania i pojęcia się rozwieją. Tak jak wszystkie wodne żyjątka nie mogą istnieć bez wody, tak i cały wszechświat znajduje się w panu i bez pana istnieć nie może.


R: Nazywamy to Bogiem.

M: Bóg jest tylko ideą w pańskim umyśle. Pan zaś jest naprawdę. Jedyne co może pan uważać za bezwzględnie pewne, to fakt: "tu w tej chwili jestem". Proszę spróbować usunąć słowa "tu w tej chwili", a pozostanie tylko słowo "jestem", jako jedyne całkowicie bezsporne. Każde słowo istnieje w pamięci, pamięć dochodzi do świadomości, a świadomość istnieje we wszechświadomości, która jest odbiciem świadka na wodach istnienia.


R: A jednak nie mogę pojąć, jak to świat może znajdować się we mnie, skoro przeciwne stwierdzenie: "jestem w świecie", jest tak oczywiste.

M: Nawet stwierdzenie: "jestem światem a świat jest we mnie" dowodzi ignorancji. Dopiero gdy zdaję sobie sprawę ze swojej tożsamości ze światem i potwierdzam to moim życiem, rodzi się we mnie siła, która niszczy ignorancję i ślady jej całkowicie usuwa.


R: Czy świadek ignorancji jest czymś odrębnym od ignorancji jako takiej? A powiedzenie "jestem ignorantem", czy nie jest częścią ignorancji?

M: Oczywiście. Zgodnie z prawdą mogę tylko powiedzieć, że "jestem", zaś wszystko inne to wnioski. A wnioski stały się nawykiem. Proszę zniweczyć wszelkie nawyki w myśleniu i widzeniu. Owo "jestem" daje wyraz głębszej przyczynie, którą można nazwać Jaźnią, Bogiem, Rzeczywistością lub jeszcze inaczej. Owo "jestem" przebywa w świecie, ale jednocześnie jest kluczem otwierającym bramę wiodącą poza świat. Księżyc tańczący na wodzie, choć na niej widoczny, jest przecież na niebie.


R: Wrócę jednak do poprzedniego wątku naszej rozmowy. Mogę przyjąć, że świat w którym żyję i działam, jest moim własnym wytworem, projekcją mego wyobrażenia w nieznanym mi świecie "absolutnej substancji", czymkolwiek by ona nie była. Świat przeze mnie kreowany może być zupełnie niepodobny do ostatecznego, rzeczywistego świata, zupełnie tak jak ekran kinowy jest całkowicie niepodobny do obrazów na nim wyświetlanych. Tym niemniej ten absolutny świat istnieje i jest całkowicie ode mnie niezależny.

M: Tak jest. Świat absolutnej rzeczywistości, na który umysł pański rzutuje obraz nierealności, jest od pana niezależny z tej prostej przyczyny, że jest właśnie panem.


R: Czy tu nie ma sprzeczności? W jaki sposób niezależność oznaczać może tożsamość?

M: Proszę przyjrzeć się ruchowi przemian, a się pan przekona. To co może się zmieniać, podczas gdy pan sam nie ulega przemianom, można określić jako od pana niezależne. Ale to co ulega przemianom, musi stanowić jedność z niezmiennym. Dwoistość implikuje pojęcie wzajemnego oddziaływania, które oznacza przemianę. Innymi słowy, wszystko co jest absolutnie materialne i absolutnie duchowe, bezwzględnie obiektywne i bezwzględnie subiektywne, jest identyczne zarówno w substancji jak i w istocie.


R: Zupełnie jak przy trójwymiarowym obrazie, gdy światło tworzy swój własny ekran.

M: Można użyć jakiegokolwiek porównania. Ważne jest, aby zdać sobie sprawę, iż pan rzutuje na siebie świat swojej wyobraźni: swe wspomnienia, pragnienia i obawy, i że sam pan się w nim uwięził. Niech pan unicestwi te złudzenia i stanie się wolny.


R: Jak tego dokonać?

M: Proszę zdobyć się na niezależność w myśleniu i działaniu. Wszystko zresztą zależy od wiary w siebie samego, od przeświadczenia, że to co pan widzi i słyszy, myśli i czuje jest realne. Dlaczego nie sięgnąć do własnej wiary? Nie ulega wątpliwości, że świat, w którym pan żyje, został namalowany przez pana samego na ekranie świadomości i jest bez reszty pańskim prywatnym światem. Tylko sens pańskiego "jestem", chociaż znajduje się ono w tym świecie, nie pochodzi a niego. Nawet przy najwytrwalszym wysiłku logicznym czy wysiłku wyobraźni, nie może pan zmienić swego "jestem" na "nie jestem". Zaprzeczając bowiem swemu bytowi, potwierdza go pan. Z chwilą gdy zda pan sobie sprawę z faktu, że świat jest pańską własną projekcją, stanie się pan wolny od niego. Czy obraz świata będzie ładny czy brzydki, to pan jest jego twórcą i dlatego nie może on pana krępować. Proszę wziąć pod uwagę, że nikt pana do tego nie przymusza; chodzi tylko o nawyk brania świata wyimaginowanego za realny. Proszę spojrzeć na złudę jak na złudę, a będzie pan wolny od lęku.


Tak jak barwy tego dywanu jawią się dzięki światłu, chociaż światło nie jest barwą, tak i pan nie jest tym światem, będąc jednak jego twórcą. To co stwarza i podtrzymuje świat, może pan nazwać Bogiem lub opatrznością, ale w końcu pan sam jest dowodem istnienia Boga, i to najbardziej uchwytnym. Jeśli padnie jakiekolwiek pytanie na temat Boga, to właśnie pan będzie musiał je postawić.


R: Bóg jest doświadczeniem w czasie, ale osoba doświadczająca trwa poza czasem.

M: Nawet osoba doświadczająca ma drugorzędne znaczenia. Najpierw jest nieskończona przestrzeń świadomości, wieczna potęga tego wszystkiego co było, jest i będzie. Gdy patrzy pan na cokolwiek, zamiast widzieć ostateczne, wyobraża pan sobie, że widzi chmurę czy drzewo.


Proszę nauczyć się patrzenia bez imaginacji, słuchania bez zniekształceń. To wystarczy. Niech pan zaniecha nadawania nazw i kształtów temu, co w istocie swej jest bezimienne i pozbawione kształtu oraz zda sobie sprawę z tego, że wszelkie postrzeganie jest subiektywne i że to co jest widziane lub słyszane, dotykane lub wąchane, odczuwane lub myślane, oczekiwane czy wyobrażane, znajduje się w umyśle a nie w rzeczywistości. Dopiero wtedy doświadczy pan spokoju i wolności od lęku. Nawet owo "jestem" składa się z czystego światła i poczucia obecności. Światło pojawia się więc niezależnie od tego, czy pan powie "ja", czy nie. Proszę być zawsze świadomy tej czystej światłości, a nigdy jej pan nie straci. Obecność w bycie, wytężona czujność w świadomości, zaangażowanie się w każde doświadczenie, nie dają się opisać, ale za to są bez trudu osiągalne.


R: Mówi pan o rzeczywistości jako o pierwszej przyczynie wszystko przenikającej, wszechobecnej, wiecznej, wszechwiedzącej i wszystko ożywiającej. Inni myśliciele w ogóle odmawiają dyskusji na ten temat. Mówią, iż rzeczywistość znajduje się poza umysłem, podczas gdy wszelkie dyskusje prowadzone są w sferze mentalnej, która jest siedliskiem nierzeczywistości. Ich podejście jest negatywne - eliminują nierzeczywistość i zmierzają wprost ku realności.

M: Różnica polega tylko na grze słów. Gdy mówię o bycie realnym, opisuję go jako coś odmiennego od nierzeczywistości. Mówię, że jest poza czasem, przestrzenią i przyczyną, że nie ma początku i końca. Wychodzi to na jedno. Jeśli prowadzi to do oświecenia, jakie znaczenie mają słowa? Co za różnica czy pan ciągnie wóz, czy go popycha, jeśli posuwa się on naprzód? Czasami może pan odczuwać zbliżanie się do rzeczywistego bytu, kiedy indziej odrzucać pan będzie fałsz; będą to tylko różne nastawienia potrzebne dla prawdziwej wolności. Będzie pan kroczył taką czy inną drogą, ale w danej chwili każda z nich będzie prawidłowa. Proszę podążać nimi z pełnym przekonaniem i nie tracić czasu na wątpliwości czy wahania.


Aby dziecko rozwijało się dobrze, trzeba mu dawać różnego rodzaju pożywienie, ale sam fakt jedzenia jest zawsze taki sam. Teoretycznie każde podejście jest dobre. Praktycznie jednak, w danej chwili będzie pan postępował tylko jedną drogą. Prędzej czy później musi pan dojść do przekonania, że aby rzeczywiście osiągnąć cel, powinien pan zawsze kierować się tak samo - do wewnątrz. Ciało i umysł nie mogą dać pana tego, czego pan szuka: bytu i samopoznania, a także bezgranicznego pokoju.


R: Niewątpliwie w każdym podejściu można znaleźć coś cennego i wartościowego.

M: Najważniejsza jest potrzeba wnikania w siebie samego. Dobieranie różnych podejść i metod może być dowodem niechęci do wnikania we własne wnętrze i lęku przed utratą złudzeń, że się jest kimś lub czymś określonym. Aby znaleźć wodę, nie będzie pan kopał wszędzie małych dołków, trzeba bowiem wiercić głęboko w jednym tylko miejscu. Tak samo aby znaleźć siebie, trzeba przeprowadzić gruntowne badanie własnego wnętrza. A w chwili gdy pan odkryje, że jest światłością świata, zda pan sobie sprawę, że jest pan również jego miłością.


Jako pierwsza pojawi się miłość do siebie samego. Z jej blasku zrodzi się miłość do świata, ponieważ świat ten jest przecież pańskim dziełem. Światłość i miłość są bezosobowe, ale przebywają w pańskim umyśle jako poznanie i życzliwość wobec samego siebie. W ogóle mamy dla siebie wiele życzliwości, ale niestety nie zawsze rozsądnej. Tylko jogini są ludźmi, u których życzliwość łączy się z mądrością.


25 marca 1971 r.

R o z m ó w c a: Przy dogłębnym poszukiwaniu człowiek szybko przekonuje się o swojej niedojrzałości i o potrzebie znalezienia jakiegoś przewodnika czy nauczyciela. Pociąga to, za sobą określoną dyscyplinę trzeba mieć bowiem zaufanie do przewodnika oraz postępować według jego wskazówek. Z drugiej strony wymagania i presja społeczeństwa są tak silne, a osobiste pragnienia i obawy tak bezwzględne, że determinacja umysłu i woli, mająca istotne znaczenie dla posłuszeństwa nie może się pojawić. Jak dojść do równowagi pomiędzy potrzebą posiadania guru i niemożnością okazywania mu absolutnego posłuszeństwa.

M a h a r a j: To co się robi pod naciekiem opinii społecznej i życiowych okoliczności, nie ma wartości, bo jest to z reguły mechaniczne, zwyczajne reagowania na wpływy. Wystarczy beznamiętnie czuwać nad sobą, odcinając się całkowicie od wszystkiego, co się wydarza. To co się robi bezmyślnie, bez zastanowienia, może być zaliczone na rachunek naszej karmy /przeznaczenia/, albo też prawie wcale może się nie liczyć. Guru wymaga tylko jasnego określenia celu, intensywności w dążeniu do niego oraz poczucia odpowiedzialności wobec siebie samego. Również sama rzeczywistość tego świata musi zostać zakwestionowana.


Kim właściwie jest guru? To Najwyższy Nauczyciel, który nie jest ani tym światem, ani nawet myślą o nim. Znalezienie go oznacza osiągnięcie stanu, w którym przestaje się uważać fantazję za rzeczywistość. Proszę zrozumieć, że guru to rzeczywistość, prawda, to co jest. Guru to realista w wyższym znaczeniu tego słowa. Nie utożsamia się on z umysłem ani ze złudami. Guru ma doprowadzić pana do rzeczywistego bytu. Proszę nie spodziewać się po nim niczego innego.


Guru, od którego oczekuje pan wskazówek czy informacji, nie jest prawdziwym guru. Natomiast wobec prawdziwego nauczyciela, który poznał rzeczywisty byt, pańskie wątpliwości co do posłuszeństwa i dyscypliny nie mają żadnego uzasadnienia, ponieważ według niego, osoby za jaką się pan uważa, w ogóle nie ma. To co dla pana istnieje, dla niego nie istnieje w ogóle. To co pan przyjmuje za rzecz naturalną, on całkowicie neguje. I w istocie nie będzie pan musiał słuchać swego guru ani iść za nim, ponieważ będzie panem kierować pana własny rzeczywisty byt. Niech pan zda sobie sprawę z faktu, że wszystko z czym się pan dotychczas utożsamiał, jest tylko strumieniem wydarzeń i że wtedy gdy coś przychodzi i odchodzi, pan sam naprawdę pozostaje niezmienny wśród masy przemijających spraw, rzeczywisty wśród rzeczy istniejących tylko w domniemaniach. Niech pan oddzieli przedmiot obserwacji od obserwatora i zaniecha wszelkich fałszywych identyfikacji.


R: Aby dojść do rzeczywistego bytu, trzeba usunąć wszystko co jest na drodze. Tymczasem potrzeby wynikające ze współżycia w danej społeczności zobowiązują człowieka do działania i znoszenia wielu trudności. Czy aby dojść do rzeczywistości, człowiek musi zrezygnować ze swego zawodu i stanowiska społecznego?

M: Niech pan swoją pracę wykonuje. Mając chwilę wolnego czasu, niech pan próbuje wniknąć w siebie. Ważne jest aby nie marnować żadnej okazji. Jeśli zadanie swoje potraktuje pan poważnie, to wolny czas wykorzysta pan w pełni. A to już wystarczy.


R: Czy podczas poszukiwania tego co istotne i usuwania nieistotnego, jest miejsce na życie twórcze? Na przykład lubię malować. Czy w tym o czym mówimy, może być pomocne kilka godzin wolnego czasu poświęconych na malowanie?

M: Cokolwiek pan będzie robił, proszę obserwować swój umysł. Musi pan również mieć chwile zupełnego wewnętrznego spokoju, całkowitej ciszy umysłu. Jeśli pan to zaniedba, wszystko pójdzie na marne, gdyż cisza umysłu się rozwieje i przyjdzie chaos myśli.


Pańska trudność polega na tym, że pragnie pan rzeczywistego bytu, a jednocześnie lęka się go. Nie zna go pan, dlatego się pan boi. Z rzeczami znanymi potrafi pan się obchodzić i czuje się z nimi bezpieczny. Rzeczy nieznane uważa pan za coś niepewnego i dlatego niebezpiecznego. Aby poznać realny byt, trzeba pozostawać z nim w harmonii. A w harmonii nie ma miejsca na lęk.


Niemowlę zna swoje ciało, ale nie zna rozróżnień ze świata ciał. Jest po prostu świadome i szczęśliwe. Zresztą to właśnie było celem jego narodzin. Przyjemność samego bycia jest najprostszą formą miłości własnej, która później przemienia się w ukochanie Jaźni. Proszę być jak to niemowlę i nie stawiać niczego pomiędzy ciałem i Jaźnią. Nie ma wtedy żadnego niepokoju psychicznego. Jaźń przypatruje się ciału w głębokim milczeniu. Jest to jakby biała kartka papieru, jeszcze nie zapisane. Niech pan będzie jak to niemowlę. Zamiast starać się być tym czy tamtym, niech pan będzie szczęśliwy z tego, że pan j e s t . Stanie się pan w pełni rozbudzonym świadkiem pola własnej świadomości. Ale nie można dopuścić do tego, aby pomiędzy panem i tym polem istniały jakieś uczucia czy wyobrażenia.


R: Zadowolenie z samego istnienia wydaje się najbardziej egoistyczną formą spędzania czasu.

M: To najlepszy sposób! Niech pan nade wszystko będzie egoistą i zapomni o wszystkim oprócz Jaźni. Jeśli pan pokocha Jaźń i nic więcej poza nią, przekroczy pan egoizm i nieegoizm. Wszelkie rozróżnienia przestaną mieć znaczenie. Miłość jednostkowa i miłość wszystkiego stopi się w miłość nową, miłość czystą i szczerą, do nikogo nie skierowaną i nie zamkniętą przed nikim. Niech pan w niej wytrwa, a potem zagłębi się w niej, bada siebie i kocha to dociekanie, aż nadejdzie chwila, gdy pan rozwiąże nie tylko swoje problemy, ale także problemy całej ludzkości. Co dalej robić, będzie pan na pewno wiedział. Niech pan nie pyta o sprawy powierzchowne, ale sięgnie do zagadnień podstawowych, do samych korzeni pańskiego bytu.


R: Czy istnieje jakiś sposób przyspieszenia realizacji?

M: Oczywiście istnieje.


R: Kto może to sprawić? Czy może pan to zrobić dla mnie?

M: Ani pan, ani ja nie będziemy tego robić. Samo się zrobi.


R: Już moje przybycie jest tego dowodem. Czy przyspieszenie realizacji następuje dzięki przebywaniu w towarzystwie świętego? Gdy poprzednio byłem w Indiach, marzyłem aby tu powrócić. No i wróciłem. Teraz jestem zrozpaczony, że muszę już wkrótce wyjechać do Anglii.

M: Jest pan jak nowo narodzone dziecko. Istniało ono już przedtem, ale nie było świadome swego istnienia. Przy narodzinach powstał w nim świat i wraz z nim powstała świadomość istnienia. Teraz pańska świadomość musi tylko wzrastać. To wszystko. Dziecko jest królem w świecie. W miarę dorastania rośnie jego odpowiedzialność za królestwo. Proszę sobie wyobrazić, że ono zachorowało i lekarz wyleczył je. Czy to znaczy, że młody królewicz zawdzięcza lekarzowi swoje królestwo? To był tylko jeden z czynników, a najistotniejszy i decydujący był fakt, że staremu królowi urodził się syn. Podobnie rzecz się ma z pomocą świadczoną przez guru. Najważniejszą pomocą jest posiadanie rzeczywistego bytu. Najważniejsze więc już pan ma. To, że przybył pan tutaj, pomogło panu także. Nie jest to jedyna rzecz, która będzie panu pomagać. Decydujący jest fakt, że posiada pan swój własny byt. Potwierdza to samo pańskie zaangażowanie.


R: A czy praca zawodowa nie jest zaprzeczeniem mojej powagi i zaangażowania?

M: Już to panu mówiłem. Dopóki będzie pan mógł zapewnić sobie dostatecznie dużo spokoju, może pan bez kłopotu uprawiać swój zawód. Ten spokój wewnętrzny może wypalić doszczętnie wszystkie przeszkody bez uszczerbku dla pana. Niech pan nie poddaje się zwątpieniu. Proszę śmiało próbować.


R: Ależ ja próbowałem!

M: Nigdy z pełnym oddaniem i nigdy nieprzerwanie. Gdyby było inaczej, nie stawiałby pan teraz takich pytań. Pyta pan, bo nie ma pan jeszcze do siebie pełnego zaufania. A nie jest pan siebie pewny, bo zawsze myślał pan o swoich doświadczeniach, a na siebie prawdziwego nie zważał. Niech pan zainteresuje się sobą niezależnie od doświadczenia, sam ze sobą przebywa, kocha siebie; ostateczną pewność znajdzie pan tylko w samopoznaniu. Najważniejsza jest żarliwość i powaga. Proszę być rzetelnym w stosunku do siebie, a nie spotka się pan nigdy ze zdradą. Zalety i siły nadludzkie to tylko dziecięce igraszki. Mogą być użyteczne w sprawach tego świata, ale nie są pomocne przy wydostaniu się z niego. Aby się wyzwolić, potrzeba czujnego bezruchu, niezmąconej uwagi.


R: Co się wtedy dzieje z fizyczną istotą?

M: Jak długo będzie pan zdrowy, żyć pan będzie dalej.


R: A czy bezruch wewnętrzny nie odbije się ujemnie na moim zdrowiu?

M: Ciało jest przetworzonym pokarmem. Zdrowie pana będzie takie, jakie będzie pożywienie.


R: A co się będzie działo z instynktem seksualnym? W jaki sposób można nad nim zapanować?

M: Seks to nawyk nabyty. Trzeba z niego wyjść. Jak długo uwaga pańska będzie skoncentrowana na sprawach ciała, będzie pan niewolnikiem jedzenia i seksu, lęku i śmierci. Proszę szukać siebie, a będzie pan wolny.






3 kwietnia 1971 r.

R o z m ó w c a: Ludzie przychodzą do pana po radę. Skąd pan wie co im odpowiadać?

M a h a r a j: Słucham pytania i przekazuje odpowiedź.


R: A skąd pan wie, że odpowiedź jest prawidłowa?

M: Znam dobrze prawdziwe źródło odpowiedzi i to mi wystarcza, aby nie mieć żadnych wątpliwości. Z czystego źródła może płynąć tylko czysta woda. Nie jestem zainteresowany ludzkimi pragnieniami i obawami. Zajmuję się faktami a nie opiniami. Ludzie wybierają sobie jakieś imiona i postacie, a ja tego nie potrzebuję. Gdybym uważał siebie za kogoś znanego z imienia, nie potrafiłbym udzielać odpowiedzi na pańskie pytania. Gdybym miał traktować pana tylko jako ciało, nie miałby pan z moich odpowiedzi żadnego pożytku. Prawdziwy nauczyciel nie zajmuje się opiniami. Widzi rzeczy takimi jakie one są i w taki sam sposób o nich się wypowiada. Gdybym traktował ludzi według tego, co o sobie myślą, wyrządzałbym im krzywdę, tak jak oni sami siebie cały czas krzywdzą. Ja jednak widzę jacy są w rzeczywistości i to im wychodzi na dobre. Gdy ktoś będzie pana pytał, co robić, jak postępować, jaką przyjąć drogę życiową, proszę odpowiadać: niczego nie wymyślaj, po prostu bądź. Tylko tak wszystko może przebiegać w naturalny sposób.



R: Odnoszę wrażenie, że pan w swoich wypowiedziach używa słów "naturalnie" i "przypadkowo" jako synonimów. A ja dopatruję się głębokiej różnicy pomiędzy tymi dwoma słowami. "Naturalny", to uporządkowany, podporządkowany jakiemuś prawu. Naturze można ufać. "Przypadkowy" to chaotyczny, niespodziewany, niemożliwy do przewidzenia. Można by sobie życzyć, aby wszystko było zgodne z naturą, podporządkowane prawu natury. Zaś trzymanie się poglądu, że wszystko jest dziełem przypadku i dzieje się bez żądnej przyczyny, jest na pewno dużą przesadą.

M: Czy wolałby pan, abym używał słowa "spontaniczny" zamiast "przypadkowy"?


R: Określenia "spontaniczny" lub "naturalny" można używać jako przeciwieństwa słowa "przypadkowy". Określenie "przypadkowy" zawiera coś z nieporządku, z chaosu. Przypadek jest zawsze złamaniem jakiejś reguły, jakimś wyjątkiem, zaskoczeniem.

M: A czy życie nie jest szeregiem zaskoczeń?


R: W naturze panuje harmonia. Przypadek wprowadza zamieszanie.

M: Pan mówi to jako osoba zamknięta w czasie i przestrzeni, ograniczona ciałem i umysłem. Za "naturalne" uważa pan to, co jest panu miłe, a to czego pan nie lubi, jest według pana "przypadkowe".


R: Lubię wszystko, co jest zgodne z naturą, trwałe, oparte na prawach i przewidywane. Boję się tego, co jest naruszaniem praw, nieporządkiem, bezsensownym zaskoczeniem. Przypadkowość jest zawsze straszna. Oczywiście mogą trafiać się tak zwane szczęśliwe przypadki, ale one potwierdzają tylko regułę, że życie we wszechświecie opartym na przypadkowości byłoby niemożliwe.

M: To nieporozumienie. Pod słowem "przypadkowe" rozumiem coś, do czego żadne znane prawo się nie stosuje. Gdy mówię, że coś jest przypadkowe, niczym nie spowodowane, to mam na myśli, że przyczyny i prawa tym rządzące znajdują się poza sferą naszego poznania i nawet poza wyobraźnią. Jeśli pan nazywa zgodnym z naturą to, co jest uporządkowane, harmonijne, dające się przewidzieć, to w takim razie wszystko, co jest posłuszne prawom wyższym i co jest kierowane przez wyższe siły, można nazwać spontanicznym. W ten sposób można mieć dwa naturalne porządki: osobisty - dający się przewidzieć, oraz pozaosobowy - nie dający się przewidzieć. Można to nazwać niższą i wyższą naturą, rezygnując ze słowa "przypadkowy". Ponieważ pan rozwija stale swoją wiedzę i intuicję, różnica pomiędzy wyższą i niższą naturą będzie się stale zacierała, ale obie one będą istniały dopóki nie będą widziane jako jedno. W rzeczywistości każda rzecz jest wspaniale niewytłumaczalna!


R: Nauka wiele wyjaśnia.

M: Nauka opiera się na nazwach i kształtach, ilościach i jakościach, wzorcach i prawach. Wszystko to jest dobre ale tylko w jej zakresie. A życie trzeba przeżywać - nie ma czasu na analizowanie. Reakcja musi być natychmiastowa - stąd ważność spontaniczności i bezczasowości. Żyjemy przecież i poruszamy się w nieznanym. Znana jest tylko przeszłość.


R: Stanowisko moje wynika z mojej własnej samooceny. Jestem osobą wśród, innych osób, ale stanowię jednostkę. Jedni ludzie są zintegrowani i zharmonizowani a inni nie. Niektórzy żyją bez wysiłku, w każdej sytuacji reagują natychmiast i prawidłowo, odpowiednio do doraźnej potrzeby, podczas gdy inni reagują niezdarnie, robią błędy i są nieznośni. Zharmonizowani ludzie mogą być określani jako zgodni z naturą, kierowani jej prawami, podczas gdy zdezorientowanych trzeba określić jako chaotycznych, podporządkowanych przypadkom.

M: Idea chaosu sama w sobie zakłada istnienie porządku, zorganizowania i wzajemnej zależności. Czyż chaos i kosmos to nie dwa aspekty tego samego stanu?


R: Ale pan wydaje się twierdzić, że wszystko jest chaosem, przypadkowością, czymś nie dającym się przewidzieć.

M: Tak, w tym jednak sensie, że nie wszystkie prawa bytu są jeszcze zbadane i że nie wszystkie wydarzenia mogą być przewidziane. Im więcej zdoła się zrozumieć, tym więcej zadowolenia dawać będzie wszechświat, zarówno pod względem emocjonalnym jak i umysłowym. Rzeczywistość jest dobra i piękna, a twórcami chaosu to my jesteśmy.


R: Jestem gotów zgodzić się z tym, jeśli pan zakłada, że to wolna wola człowieka powoduje przypadki. Ale tematu wolnej woli jeszcze nie dyskutowaliśmy.

M: Pan uważa za ład to, co daje przyjemność, a za nieład to, co sprowadza cierpienie.


R: Może pan to tak określać, ale proszę mi nie opowiadać, że dwie rzeczy to jedna. Proszę mówić do mnie w moim języku, to znaczy w języku jednostki poszukującej szczęścia. Nie chcę być wprowadzany w błąd przez niedualistyczne rozmowy.

M: Na jakiej podstawie pan uważa siebie za odrębną jednostkę?


R: Zachowuję się jak jednostka. Działam samodzielnie. Biorę pod uwagę przede wszystkim siebie samego, a innych wyłącznie w relacji do siebie samego. Krótko mówiąc, zajmuję się samym sobą.

M: Dobrze, proszę więc dalej zajmować się sobą. Ale w jakim celu przyszedł pan tutaj?


R: Aby zapewnić sobie bezpieczne i szczęśliwe warunki życia, co stanowi od dawna mój główny cel. Przyznaję, że nie osiągnąłem powodzenie. Nie jestem ani bezpieczny, ani szczęśliwy. O to dlaczego widzi mnie pan tutaj. Jest to miejsce zupełnie dla mnie nowe, ale powód mojej wizyty jest stary; poszukiwanie bezpiecznej szczęśliwości i szczęśliwego bezpieczeństwa. Jak dotąd, nie osiągnąłem tego. Czy może mi pan pomóc?

M: Nie może pan znaleźć czegoś, czego pan nigdy nie zgubił. Fakt poszukiwania bezpieczeństwa i radości utrzymuje pana z dala od nich. Proszę zaniechać szukania, a przestanie pan tracić. Pańska dolegliwość jest bardzo prosta, takie też jest lekarstwo. Źródłem niedoskonałości pańskiego bezpieczeństwa i szczęścia jest umysł. Przewidywanie powoduje niepewność, a pamięć - nieszczęście. Proszę nie nadużywać już swego umysłu, a wszystko pójdzie dobrze. Nie potrzebuje pan niczego robić, wszystko wyrówna się samo, gdy tylko porzuci pan, swoje zainteresowanie przeszłością i przyszłością, i zacznie żyć bez reszty w teraźniejszości.


R: Ale teraźniejszość nie ma żadnych wymiarów. Stałbym się wtedy nikim, niczym.

M: Właśnie. Będąc nikim i niczym, będzie pan bezpieczny i szczęśliwy. Niech pan tylko spróbuje. Powróćmy jednak do poprzedniego wątku: co jest przypadkowe, a co spontaniczne lub naturalne. Powiedział pan, że natura to porządek, a przypadek oznacza chaos. Zaprzeczyłem temu zróżnicowaniu i powiedziałem, że wydarzenie może być nazwane przypadkowym, gdy przyczyna jego nie może być stwierdzona. W naturze nie ma miejsca na chaos. Chaos istnieje tylko w ludzkim umyśle. Umysł nie chwyta nigdy całości, jego możliwości są bardzo ograniczone. Widzi tylko fragmenty i nie udaje mu się zobaczyć całego obrazu. To tak jakby człowiek słuchający dźwięków ale nie rozumiejący języka, zarzucałby mówcy bezsensowne bełkotanie. To, co dla jednego jest chaotycznym strumieniem dźwięków, dla innego może być pięknym poematem.


Królowi Dżanace śniło się, że jest żebrakiem. Po przebudzeniu zapytał swego guru, Wasisztę: "Czy ja jestem królem, któremu się śni, że jest żebrakiem, czy żebrakiem, któremu się śni, że jest królem? Guru odpowiedział: "Nie jesteś ani jednym ani drugim, jesteś jednym i drugim. Jesteś, a jednocześnie nie jesteś tym, za kogo się uważasz. Jesteś, ponieważ zachowujesz się odpowiednio. Nie jesteś, ponieważ nie jest to trwałe. Czy możesz pozostać na zawsze królem lub żebrakiem? Wszystko musi się zmieniać. A ty jesteś tym, co się nie zmienia. A więc kim jesteś?" A Dżanaka odpowiedział: "Tak, nie jestem ani królem, ani żebrakiem, jestem tylko beznamiętnym świadkiem". Wtedy guru dodał: "To twoje ostatnie złudzenie, że jesteś dżnianim, który różni się od przeciętnego człowieka i zajmuje wyższą od niego pozycję. Jednocześnie utożsamiasz się ze swoim umysłem, który popisał się dobrą, przykładną postawą. Jak długo będziesz dostrzegał choćby najmniejszą różnicę, nie poznasz rzeczywistości. W tej chwili znajdujesz się jeszcze na poziomie umysłu. Gdy znika poczucie "jestem sobą", przychodzi świadomość "jestem wszystkim". Gdy "jestem wszystkim" odchodzi, pojawia się "jestem". A gdy "jestem" znika, pojawia się sama rzeczywistość, w której jest zachowane i uhonorowane każde "jestem". Odmienność bez oddzielania się, to ostatnie zadanie. Poza nim ustaje wszelka aktywność, ponieważ dzięki niemu wszelkie cele są osiągane i zamiary spełniane".


R: Czy stan najwyższy można dzielić z innymi?

M: Stan najwyższy jest uniwersalny: jest on tutaj i teraz. Dochodzi się do niego przez samopoznanie i żarliwość. Kogo nie cieszy byt, kto nie zna radości bycia świadomym, ten nie dojdzie do niego, albowiem czystość i jasność duszy jest niezbędna. Czy się go doświadcza samemu? Nie wszyscy są gotowi go przyjąć. Tak jak pyłek, który wpadnie do oka, może spowodować stan zapalny i przeszkodzić w widzeniu świata, podobnie fałszywa idea "jestem ciałem-umysłem" powoduje zainteresowanie samym sobą, które przesłania człowiekowi wszechświat. Walka o przetrwanie ograniczonej i oderwanej osoby jest bezsensowna, skoro korzenie zostały pozbawione gleby. Egoizm zakorzeniony jest w błędnych wyobrażeniach o sobie. Oczyszczenie umysłu jest zadaniem jogi.




8 kwietnia 1971 r.

R o z m ó w c a: Powiedział mi pan kiedyś, że mogę być traktowany na trzy sposoby: osobowo /wjakti/, ponadosobowo /wjakta/ i bezosobowo /awjakta/. "Awjakta" to kosmiczne, czyste i prawdziwe "Ja", "wjakta" to odbite w świadomości poczucie "jestem", zaś "wjakti" to całość procesów fizycznych i życiowych. Krótko mówiąc, "ponadosobowe" należy rozumieć jako czujne dostrzeganie osoby w przestrzeni i w czasie, i to nie tylko jednej osoby, lecz całego szeregu ludzi związanych wspólną karmą. W istocie rzeczy świadek jest jakby esencją wszystkich doświadczeń, siedliskiem pamięci i ogniwem wiążącym /sutratma/. Jest to człowieczy charakter tworzony i kształtowany przez życia od jednych narodzin do drugich. Jaźń kosmiczna natomiast niema żadnego imienia ani kształtu, znajduje, się poza świadomością i charakterem, jest czystym, wolnym od samoświadomości bytem. Czy ująłem to zgodnie z pańskimi poglądami?

M a h a r a j: Na poziomie umysłu, tak. Jednak poza zasięgiem umysłu słowa nie mają zastosowania.


R: Rozumiem, że osoba jest wytworem umysłu, terminem ogólnym dla całego zbioru wspomnień i nawyków. Ale czy ten, któremu osoba się przydarza, świadek, jest także mentalny?

M: Osoba potrzebuje podstawy, jakiegoś ciała, z którym mogłaby się identyfikować; zupełnie tak jak barwa, która by się ujawnić, wymaga jakiegoś miejsca. Widzenie barw jest niezależne od rodzaju barwy, jest zawsze takie samo bez względu na barwę. Aby widzieć, trzeba posiadać oczy. Barwy są liczne, wzrok jest pojedynczy. Pierwiastek osobowy odgrywa tę samą rolę, co światło dla barw i dla oka - jest prosty, niepodzielny i zwykle niezauważalny. Nie jest niepoznawalny, ale trudno go dostrzec i wyodrębnić. Nie jest materialny ani mentalny, nie jest obiektywny ani subiektywny - jest korzeniem materii i źródłem świadomości. Jest on wszystko obejmującym i wszystko wykluczającym Życiem, dla którego narodziny są śmiercią a śmierć narodzinami.


R: Czy absolut lub Życie, o którym pan mówi, jest czymś realnym, czy też tylko teorią mającą zastąpić naszą niewiedzę?

M: Jednym i drugim. Dla umysłu jest to teorie. W istocie jednak to rzeczywistość. Rzeczywistością jest dzięki spontaniczności i całkowitemu odrzuceniu fałszu. Tak jak światło likwiduje ciemność przez samą swoją obecność, tak i absolut niszczy imaginację. Dostrzec, że wszelka wiedza jest formą imaginacji, to dowód działania rzeczywistości.


Świadek nie jest osobą. Osoba powstaje, gdy istnieje dla niej podstawa czyli organizm, ciało. Absolut jest w nim obecny jako wszechświadomość. Wszechświadomość staje się świadomością świadka, gdy istnieje Jaźń. Gdy nie ma Jaźni, nie na również świadka. Wszystko to jest bardzo proste; komplikacje powoduje obecność osoby. Proszę zrozumieć, że nie ma czegoś takiego, co by można było nazwać trwale wyodrębnioną osobą, a wszystko stanie się jasne. Wszechświadomość, umysł i materia są jedną rzeczywistością w dwóch aspektach; statycznym i czynnym, posiadającą ponadto trzy właściwości: bezwładność, energię i harmonię.


R: Co jest pierwsze: świadomość czy wszechświadomość?

M: Wszechświadomość staje się świadomością, gdy posiada przedmiot. Przedmiot ten ulega ciągłym przemianom, dlatego świadomość to ruch. Wszechświadomość z istoty swej odznacza się bezruchem i ponadczasowością, jest tutaj i teraz.


R: Słyszymy w tej chwili o wielkich cierpieniach i rozlewie krwi we wschodnim Pakistanie. Jak pan ocenia to, co się tam dzieje? Jak pan na to reaguje?

M: W czystej świadomości nigdy nic się nie wydarza.


R: Proszę, niech pan zstąpi z tych metafizycznych wyżyn! Cóż z tego przyjdzie cierpiącemu człowiekowi, gdy mu się powie, że nikt poza nim samym nie zdaje sobie sprawy z jego cierpienia? Sprowadzanie wszystkiego do pojęcia iluzji byłoby dodawaniem zniewagi do doznanej krzywdy. Bengalczyk i jego cierpienia to fakty. Proszę nie rozpatrywać tego zagadnienia poza kręgiem ludzkiej egzystencji. Czyta pan na pewno dzienniki, słyszy pan, co ludzie o tym mówią. Nie noże się pan zasłaniać ignorancją. Jakie więc jest pańskie stanowisko wobec tego, co się tam dzieje?

M: Nie mam żadnego stanowiska. Nic się nie dzieje.


R: W każdej, chwili może się pan spotkać z rozruchami przed swoim domem. Mogą pojawić się ludzie zabijający się nawzajem. Jasne jest, iż nie będzie pan mógł wtedy mówić, że nic się nie dzieje i pozostawać na uboczu.

M: Nigdy nie mówiłem o pozostawaniu na uboczu. Równie dobrze mógłby pan zobaczyć mnie rzucającego się w tłum walczących, aby kogoś ratować, i w tym tłumie zabijanego. A jednak dla mnie nic się nie dzieje.


Niech pan wyobrazi sobie jakiś walący się dom. Niektóre pomieszczenia legły w gruzach, inne pozostały nietknięte. Czy może pan mówić o przestrzeni zrujnowanej albo nietkniętej? Ucierpiał tylko kształt budynku oraz ludzie, którzy właśnie w nim mieszkali. Samej przestrzeni nic się nie stało. Podobnie życiu nic złego się nie dzieje, gdy kształty rozpadają się, a niektóre nazwiska są wymazywane z listy mieszkańców. Złotnik przetapia starą biżuterię, aby zrobić nową. Nierzadko dobry fragment ulega zniszczeniu wraz ze złym. Złotnik przechodzi nad tym do porządku dziennego, bo wie, że złota nie ubyło.


R: To nie z powodu śmierci ja protestuję, Chodzi mi tylko o warunki, w których się umiera.

M: Śmierć jest zjawiskiem naturalnym, sposób umierania jest dziełem człowieka. Poczucie odrębności jest źródłem lęku i agresji, które z kolei są przyczyną gwałtu. Zlikwidujmy stworzone przez człowieka podziały, a wszystkie te okropności wzajemnego zabijania się ludzi znikną. W rzeczywistości nie ma ani zabijania, ani umierania. Rzeczywiste nigdy nie umiera, nierealne nigdy nie żyło. Proszę uporządkować swój umysł, a wszystko będzie dobrze. Gdy pan zrozumie, że świat jest jeden, że jedna jest ludzkość, będzie pan działał właściwie. Przede wszystkim jednak musi pan zważać na to, co pan sam czuje, myśli i przeżywa. Dopóki nie ma porządku w panu samym, nie może być ładu na świecie. W rzeczywistości nic się nie wydarza. Na ekranach umysłów przeznaczenie nieustannie rzutuje swoje obrazy czy wspomnienia poprzednich obrazów, i w ten sposób iluzja stale się odnawia. Obrazy przychodzą i odchodzą, a światło zatrzymuje ignorancja. Niech pan dostrzega światło a nie obraz.


R: Cóż za nieczuły punkt widzenia. Ludzie zabijają się i są zabijani, a pan opowiada o obrazach.

M: Proszę bardzo! Miech pan idzie i pozwoli się zabić, jeśli tak pan pojmuje swoją powinność, jeśli uważa pan to za swój obowiązek. Ale nie tedy wiedzie droga do likwidacji zła. Zło jest fetorem rozsiewanym przez chory umysł. Proszę uzdrowić swój umysł, a to zatrzyma projekcje skrzywionych, strasznych obrazów.


R: Rozumiem pański tok rozumowania, ale emocjonalnie nie mogę tego zaakceptować. Ten czysto idealistyczny pogląd na życie budzi we mnie głęboki sprzeciw. Po prostu nie mogę sobie pozwolić na ciągłe przebywanie w marzeniach.

M: Jak pan może przebywać ciągle w stanie spowodowanym przez nietrwałe ciało? Przyczyna tego nieporozumienia tkwi w przekonaniu, że pan jest ciałem. Proszę to dokładnie zbadać, a się pan przekona, że pańska obecna egzystencja podobna jest do strumienia iskier, z których każda trwa nie dłużej niż sekundę, a cały strumień minutę. Zjawisko, którego początek jest jednocześnie końcem, nie może mieć żadnego stanu pośredniego. Rzeczywisty byt nie może być chwilowy. Jest wieczny, ale wieczność nie oznacza ciągłości.


R: Zakładam i ja, że świat w którym żyję, nie jest światem realnym, świat realny istnieje, lecz ją widzę tylko jego zniekształcony obraz. Zniekształcenie to może być spowodowane jakąś skazą w moim ciele lub w umyśle. Ale pan twierdzi, że nie ma świata realnego, istnieje zaś tylko świat złudzeń w moim umyśle, i na to nie mogę się zgodzić. Mógłbym uwierzyć, że wszystkie okropności egzystencji pochodzą z faktu, że posiadam ciało. Ale wtedy drogą wyjścia mogłoby być tylko samobójstwo.

M: Jak długo będzie się pan kierował swoimi lub cudzymi wyobrażeniami, będzie pan miał kłopoty. Jeśli jednak zignoruje pan uczone wykłady, książki oraz wszystko co zostało wyrażona w słowach, zagłębi się pan w sobie i odnajdzie siebie, to wszystkie pańskie problemy rozwiążą się same, pan zaś stanie się mistrzem w każdej sytuacji, bo nie będzie pan już opanowany przez swoje idee.


Proszę wziąć taki przykład. Przebywa pan w towarzystwie atrakcyjnej kobiety. Ma pan o niej swoje wyobrażenia, które tworzą erotyczną sytuację. Powstaje wtedy problem, który pan stara się rozwiązać z pomocą książek o wstrzemięźliwości albo o zażywaniu rozkoszy. Gdybyście byli dziećmi, moglibyście być oboje nadzy, a żaden problem miłości i seksu by się nie pojawił. Wystarczy bowiem nie myśleć o tym, że jesteście ciałami. Znikną wtedy obawy, przykrości i pogoń za rozkoszą. Pozostanie tylko wszechświadomość.






6 listopada 1971 r.

M a h a r a j: Istnieje ciało. Okazuje się, iż wewnątrz niego jest obserwator, a na zewnątrz świat obserwowany. Obserwator i obserwacja, a także obserwowany świat, razem pojawiają się i znikają. Poza tym wszystkim jest sama pustka.


R o z m ó w c a: To co pan mówi, wydaje się proste, lecz nie każdy mógłby to rzec. To pan i tylko pan mówi o tych trzech rzeczach i o pustce poza nimi. Ja postrzegam jedynie świat, który wszystko w sobie zawiera.

M: Nawet to "jestem"?


R: Nawet to "jestem". Owo ''jestem" znajduje się tam, ponieważ świat jest tam.

M: A świat jest tam, ponieważ owo "jestem" tam przebywa.


R: Tak, dzieje się to na dwa sposoby. Nie mogę ich oddzielić ani wyjść poza nie. Nie mogę powiedzieć, iż coś jest, jeśli tego nie doświadczam, jak również nie mogę powiedzieć, że czegoś nie ma, gdy tego nie doświadczam. Czego więc pan doświadcza, skoro mówi pan z taką pewnością?

M: Znam siebie takiego, jakim jestem - bezczasowego, bezprzestrzennego i nie posiadającego przyczyny. Pan nie uświadamia sobie tego, będąc zaabsorbowany innymi rzeczami.


R: Dlaczego jestem tak zaabsorbowany?

M: Bo jest pan zainteresowany.


R: Co jest przyczyną mego zainteresowania?

M: Obawa przed bólem i pragnienie przyjemności. Przyjemność jest kresem bólu, zaś ból jest kresem przyjemności. Tworzą one nieskończony szereg następstw. Będzie pan tkwił w tym błędnym kole, dopóki nie odkryje siebie poza nim.


R: Czyż nie musi mi w tym pomóc pana łaska?

M: Łaska pańskiej Wewnętrznej Rzeczywistości stale z panem przebywa. Samo pańskie pytanie o łaskę, jest dowodem jej istnienia. Niech pan nie martwi się o moją łaskę, ale czyni to co mówię. O gorliwości świadczy działanie, a nie oczekiwanie łaski.


R: O cóż więc powinienem zabiegać?

M: Wytrwale badać wszystko, cokolwiek pojawia się w polu pańskiej uwagi, wraz z praktyką pole to będzie się rozszerzało i badanie pogłębiało, aż stanie się spontaniczne i nieograniczone.


R: Czy uważa pan urzeczywistnienie za skutek praktyki? Praktyka działa w ramach ograniczeń fizycznej egzystencji. Jakże więc może zrodzić coś nieograniczonego?

M: Oczywiście, nie może być żadnego przyczynowego związku pomiędzy praktyką i mądrością. Jednakże praktyka silnie oddziałuje na trudności pojawiające się na drodze ku mądrości.


R: Jakie to są trudności?

M: Złe wyobrażenia oraz pragnienia prowadzące do złych czynów, które powodują zużycie i słabość ciała oraz umysłu. Dlatego potrzebne jest dostrzeżenie i zaniechanie fałszu, odrzucenie tego co przeszkadza rzeczywistemu wejść do umysłu.


R: Mogę rozróżnić dwa stany umysłu: "jestem" i "jest świat". Obydwa te stany razem powstają i wzajemnie się podtrzymują. Ludzie powiadają: "Jestem, ponieważ jest świat". Pan natomiast zdaje się mówić: "Świat jest, ponieważ ja jestem". Które z tych stwierdzeń jest prawdziwe?

M: Ani jedno, ani drugie. W czasie i przestrzeni oba są jednym i tym samym stanem. Poza nimi jest bezczasowość.


R: Co mają ze sobą wspólnego czas i bezczasowość?

M: Bezczasowość zna czas, czas nie zna bezczasowości. Wszelka świadomość znajduje się w czasie i dla niej bezczasowość jest nieświadoma. Jednak bezczasowość czyni świadomość możliwą. Światło świeci w ciemnościach. W świetle ciemność nie jest widzialna. Albo mówiąc inaczej: na nieskończonym oceanie światłości pojawiają się chmury świadomości. Ciemność i ograniczoność dostrzegane są przez kontrast. Są to wyłącznie usiłowania, by przedstawić słownie coś bardzo prostego, jednak zarazem niewyrażalnego.


R: Słowa powinny służyć za most.

M: Słowa dotyczą jakiegoś stanu umysłu, nie zaś realności. Rzeka, jej brzegi i most przez nią przerzucony istnieją tylko w umyśle. Same słowa nie mogą wyprowadzić nas poza umysł. Potrzebna jest usilne pragnienie prawdy albo bezwzględne zaufanie wobec guru. Proszę mi wierzyć, że nie istnieje żadna droga ani cel, który należy osiągnąć. Pan sam jest drogą i celem, nie istnieje nic więcej, co należałoby osiągnąć poza samym sobą. Potrzeba panu tylko zrozumienia, a zrozumienie jest rozkwitaniem umysłu. Drzewo jest czymś trwałym, zaś kwitnienie i owocowanie przychodzi w swoim czasie. Zmieniają się pory roku ale nie drzewo. To pan jest drzewem. Wydawał pan z siebie w przeszłości niezliczone liście i gałęzie, i może też wydawać je w przyszłości, a mimo to pan trwa. Musi pan poznać nie to, co było lub będzie, ale to co jest. To pańskie pragnienie stwarza wszechświat. Niech pan się przekona, że świat jest pana własnym dziełem, a będzie pan wolny.


R: Mówi pan, że świat jest dzieckiem miłości. Jeśli widzę jego okropności, wojny, obozy koncentracyjne, nieludzki wyzysk, jak mogę być przekonany, iż jest to moim własnym dziełem? Choćbyś nie wiem jak bardzo był ograniczony, nie mógłbym stworzyć tak okrutnego świata.

M: Proszę odkryć, komu jawi się ten okrutny świat, a będzie pan wiedział, dlaczego jawi się taki okrutny. Pańskie pytania są doskonale uzasadnione, jednak nie można na nie właściwie odpowiedzieć, jeśli nie wie pan, czyj jest ten świat. Aby zbadać sens jakiejś rzeczy, musi pan zapytać o jej sprawcę. Powiadam panu: sam pan jest sprawcą świata, w którym pan żyje i tylko pan może go zmienić albo nie uczynić tego.


R: Jak może pan mówić, że ja stworzyłem ten świat? Ja zaledwie się w nim orientuję.

M: Nie ma na świecie niczego, czego by pan nie wiedział, jeśli zna pan siebie. Uważając siebie za ciało, zna pan świat jedynie jako zbiorowisko materialnych rzeczy. Ale jeśli zna pan siebie jako ośrodek świadomości, świat okazuje się być oceanem umysłu. Gdy pozna pan prawdziwego siebie, pozna pan świat jako siebie samego.


R: To brzmi bardzo pięknie, ale nie zawiera odpowiedzi na moje pytanie. Dlaczego jest tak wiele cierpienia na świecie?

M: Jeśli będzie pan tylko obserwatorem, nie będzie pan cierpiał. Zobaczy pan, że świat jest tylko przedstawieniem, bardzo interesującym przedstawieniem.


R: Och, nie! Nie odpowiada mi ta teoria gry świata /lila/. Cierpienie jest zbyt ostre i wszędzie obecne. Cóż za przewrotność bawić się widokiem cierpienia! Jakże okrutnego Boga pan mi ukazuje!

M: Przyczyna cierpienia leży w utożsamianiu się postrzegającego z postrzeganym. Z tego rodzi się pragnienie, a z pragnienia ślepe, niepełne skutków działanie. Proszę się rozejrzeć, a zobaczy pan, że cierpienie jest dziełem człowieka.


R: Gdyby człowiek miał stwarzać tylko własne cierpienie, zgodziłbym się z panem. Ale w swej głupocie zadaje także cierpienie innym. Śpiący ma tylko swoje własne widziadła i nikt nie cierpi prócz niego. Ale cóż to za rodzaj snu, który sieje spustoszenie w życiu innych?

M: Słowa są liczne i sprzeczne. Rzeczywistość jest prosta - wszystko jest jednością. a harmonia jest wiekuistym prawem. Nie musi pan cierpieć. Cierpi pan tylko wtedy, gdy stara się coś opisać i wyjaśnić, a słowa zawodzą.


R: Pamiętam, iż raz powiedział mi Gandhi, że Jaźń nie jest ograniczona prawem niekrzywdzenia /ahinsa/. Przejawiająca się Jaźń może zadawać cierpienie, o ile to jest słuszne. Jaźń pozbawia osobowość cech niepożądanych i zmusza ją do posłuszeństwa, aby czyniła to, co jest konieczne.

M: Może tak być na poziomie dualizmu, ale rzeczywiście istnieje tylko źródło, samo niewidoczne ale użyczające światła wszystkiemu. Niedostrzegalne powoduje postrzeganie. Nieodczuwalne powoduje uczucie. Pozamyślowe powoduje myślenie. Nie istniejące daje początek istnieniu. Ono jest nieruchomą podstawą ruchu. Jeśli pan w nim przebywa, jest pan wszędzie u siebie.


R: Jeśli jestem nią, to dlaczego się rodzę?

M: Pamięć przeszłych, niespełnionych pragnień chwyta energie, która przejawia się sama jako osoba. Gdy ten zasób energii się wyczerpuje, osoba umiera. Nie zaspokojone pragnienia przenoszą się dalej, w następne narodziny. Utożsamianie się z ciałem stwarza wciąż nowe pragnienia, którym nie ma końca, jeśli nie widzi się jasno mechanizmu tego zniewolenia. Tylko jasne zrozumienie jest wyzwalające, nie można bowiem porzucić pragnień, jeśli nie widzi się jasno przyczyn i skutków. Nie mówię, że odradza się ta sama osoba. Umiera ona bezpowrotnie. Ale jej wspomnienia pozostają, a także pragnienia i obawy. Dostarczają one energii na ukształtowanie się nowej osoby. Rzeczywiste nie bierze w tym udziału, ale tylko czyni to możliwym jako źródło światła.


R: Mam następujący problem: jak mogę widzieć, że każde doświadczenie ma swoją własną rzeczywistość, w której się dokonuje? Przecież chwila, w której pytań, komu to doświadczenie się przydarza, kto jest obserwatorem itd, szybko mija, i wszystko co mogę zbadać, jest już tylko wspomnieniem. Nie mogę właśnie zbadać bieżącego momentu - t e r a z. Moje dostrzeganie go jest pamięciowe a nie aktualne. Gdy zdaję sobie z czegoś sprawę, nie dzieje się to nigdy t e r a z ale we wspomnieniu. Czy rzeczywiście możliwa jest uwaga wobec teraźniejszości?

M: To co pan opisuje, nie jest w ogóle uwagą, lecz tylko myśleniem o doświadczeniu. Prawdziwa uwaga /sanwid/ jest stanem czystego świadka, bez najmniejszego usiłowania, aby zrobić cokolwiek z bieżącym wydarzeniem. Pańskie myśli i uczucia, słowa i czyny mogą być również jakąś częścią tego wydarzenia, ale patrzy pan na wszystko bez zaangażowania, z pełną jasnością i zrozumieniem. Dokładnie pan rozumie przemijające wydarzenie, ponieważ ono pana nie dotyczy. Może się to wydawać postawą zimnej obojętności, ale naprawdę takie nie jest. Jeżeli choć raz będzie pan tak uważny, stwierdzi pan, że kocha wszystko co widzi, jakie by to nie było. Ta miłość, która nie wybiera sobie przedmiotu, jest dowodem prawdziwej uwagi. Jeśli jej nie ma, znaczy to, że jest pan po prostu interesowny.


R: Dopóki istnieje ból i przyjemność, jest się zmuszonym do interesowności.

M: A tak długo istnieć będzie ból i przyjemność, jak długo trwać będzie zwykła świadomość. Na szczeblu świadomości nie może pan walczyć z bólem i przyjemnością. Aby wyjść poza nie, musi pan przekroczyć świadomość, co jest możliwe tylko wtedy, gdy patrzy pan na nią jak na coś, co się panu przydarza, coś zewnętrznego i obcego. Wówczas nagle uwalnia się pan od świadomości, jest pan naprawdę sam i nic pana nie niepokoi. I to jest pańskim prawdziwym stanem. Świadomość jest jak odczucie swędzenia, które sprawia, że się pan drapie. Oczywiście, nie może pan wyjść ze świadomości z racji samej idei wyjścia poza świadomość. Ale jeżeli nauczy się pan patrzeć na swoją świadomość jak na pewien rodzaj gorączki, wyłącznie osobistej, w której jest pan odizolowany niby kurczę w swojej skorupie, wówczas z samej tej postawy wyłoni się kryzys, który tę skorupę rozsadzi.


R: Budda mawiał, iż życie jest cierpieniem.

M: Musiał mieć na myśli, że wszelka świadomość jest bolesna, a to jest oczywiste.


R: A czy śmierć daje wyzwolenie?

M: Kto wierzy, że się urodził, jest bardzo śmiercią przerażony. Z drugiej strony, dla kogoś, kto zna siebie, śmierć jest szczęśliwym wydarzeniem.


R: Hinduska tradycja mówi, że przeznaczenie rodzi cierpienie, jeśli człowiek na nie zasłuży. Proszę tylko spojrzeć na bezmiar nieszczęść, naturalnych czy spowodowanych przez człowieka, na powodzie, trzęsienia ziemi, wojny, rewolucje. Czy możemy ośmielić się myśleć, iż każdy cierpi za swoje własne grzechy, skoro nie ma o nich w ogóle pojęcia? Czy miliony cierpiących, to wszystko kryminaliści słusznie ukarani?

M: Czy trzeba cierpieć za swoje własne grzechy? Czy naprawdę jesteśmy oddzieleni? W tym ogromnym oceanie cierpimy za grzechy innych ludzi, a inni cierpią za nasze grzechy. Oczywiście prawo równowagi bierze górę i rachunki są w końcu wyrównywane.


R: Tak, jak rzekł to poeta: "Żaden człowiek nie jest wyspą".

M: Za każdym doświadczeniem stoi Jaźń i jest nim zainteresowana. Można to nazwać pragnieniem lub miłością - słowa nie mają znaczenia.


R: Czyż mogę pragnąć cierpień? Czy mogę rozmyślnie starać się o ból? Czy nie jestem raczej podobny do człowieka, który przygotował dla siebie wygodne łóżko, spodziewając się, że dobrze spędzi noc, a tymczasem nawiedzają go koszmarne sny, dlatego rzuca się na łóżku i krzyczy przez sen. Na pewno nie miłość powoduje te senne koszmary.

M: Wszelkie cierpienie pochodzi z egoistycznego izolowania się, z sobkostwa i zawiści. Kiedy dostrzega się przyczynę cierpienia i usuwa ją, cierpienie ustaje.


R: Mogę usunąć przyczyny mojego cierpienia, inni jednakże będą nadal cierpieć.

M: Aby zrozumieć cierpienie, musi pan wyjść poza ból i przyjemność. Własne pragnienia i lęki utrudniają panu zrozumienie i uniemożliwiają pomaganie innym. W rzeczywistości nie ma żadnych innych, dlatego pomagając sobie, pomaga pan każdemu. Jeśli poważnie obchodzą pana cierpienia ludzkości, musi pan udoskonalić jedyne narzędzie pomocy, jakie pan posiada - siebie samego.


R: Cały czas obstaję pan przy tym, iż ja jestem stwórcą, zachowawcą i niszczycielem tego świata i wszechobecnym, wszechwiedzącym i wszechmogącym. Gdy rozważam pańskie słowa, zapytuję siebie samego: jak to się dzieje, że tak wiele zła jest w moim świecie?


M: Nie ma żadnego zła, nie ma żadnego cierpienia; przede wszystkim jest radość życia. Proszę spojrzeć, jak wszystko lgnie do życia, jak drogie jest istnienie.


R: Na ekranie mego umysłu wyobrażenia idą jedne za drugimi nie kończącym się szeregiem. Nie ma we mnie niczego trwałego.

M: Niech pan spojrzy na siebie uważniej. Ekran istnieje i się nie zmienia, światło stale świeci. Jedynie film pomiędzy nimi sprawia wrażenie ruchu i powoduje, że pojawiają się obrazy. Może pan nazwać ten film przeznaczeniem /prarabdha/.


R: Co tworzy przeznaczenie?

M: Niewiedza jest przyczyną nieuniknionego.


R: Jaka niewiedza?

M: Przede wszystkim nieznajomość siebie samego. A także nieznajomość prawdziwej natury rzeczy, ich przyczyn i skutków. Patrzy pan na wszystko dokoła bez zrozumienia i bierze pozór za rzeczywistość. Wierzy pan, że zna świat i siebie, a w istocie to tylko pańska niewiedza sprawia, że mówi pan: wiem. Niech pan zacznie od przyznania się do własnej niewiedzy.


Nic nie może bardziej pomóc światu, jak położenie kresu pańskiej niewiedzy. Nie będzie wtedy potrzebna żadna inna pomoc. Samo pańskie istnienia będzie już pomocą, niezależnie od tego, czy będzie pan działał czy nie.


R: Jak można poznać niewiedzę? Poznanie niewiedzy zakłada przecież wiedzę.

M: Słusznie. Samo stwierdzenie: jestem ignorantem, oznacza początek wiedzy. Ignorant nie wie o swojej niewiedzy. Można powiedzieć. że niewiedza nie będzie istnieć od chwili, gdy ją pan dostrzeże. Dlatego może pan ją nazwać nieświadomością lub ślepotą. Wszystkiego, co będzie pan widział wokół siebie i w sobie, nie będzie pan znał ani rozumiał. Wiedzieć, że się nie wie i nie rozumie, jest prawdziwą wiedzą, wiedzą pokornego serca.


R: Tak. Chrystus powiedział: "Błogosławieni ubodzy duchem..."

M: Może pan to określić, jak pan sobie życzy, faktycznie wiedza jest tylko o niewiedzy. Wie pan, że pan nie wie.


R: Czy niewiedza musi się skończyć?

M: Co jest złego w braku wiedzy? Nie musi pan znać wszystkiego. Dosyć jest wiedzieć, co trzeba wiedzieć. Na resztę może pan patrzeć bez wiedzy. Ważne jest, aby pańska nieświadomość nie działała przeciwko świadomości, wówczas nastąpi integracja na każdym poziomie. Wiedza nie jest taka ważna.


R: To co pan mówi, jest słuszne psychologicznie. Ale kiedy przychodzi do poznawania innych i świata, wówczas moja wiedza, że nie wiem, niewiele mi pomaga.

M: Kiedy wewnętrznie się pan zintegruje, wówczas zewnętrzna wiedza przyjdzie do pana spontanicznie. W każdej chwili swojego życia będzie pan wiedział co należy. W oceanie powszechnego umysłu zawarta jest wszelka wiedza; jest ona na pańskie żądanie. Chociaż jej większej części nie musi pan nigdy poznać, ona cała należy do pana. To samo dotyczy również siły. Wszystko zdarza się w sposób niezawodny, tak jak pan czuje, że się powinno zdarzyć. Choć z pewnością Bóg daje sobie radę w zarządzaniu światem, jednak cieszy się mając jakąś pomoc. Jeśli pomocnik jest bezinteresowny oraz inteligentny, wszystkie moce wszechświata są na jego rozkazy.


R: Nawet ślepe siły przyrody?

M: Nie ma żadnych ślepych sił. Świadomość jest siłą. Niech pan zdaje sobie sprawę, co powinno być zrobione, a będzie zrobione. Trzeba być tylko czujnym i spokojnym. Gdy raz pan osiągnie swoje przeznaczenie i pozna własną prawdziwą naturę, wówczas pańskie istnienie stanie się błogosławieństwem dla wszystkich. Może pan świata nie znać, ani nie poznawać, ale ta pomoc będzie promieniowała. Istnieją na świecie ludzie, którzy czynią więcej dobra, niż wszyscy mężowie stanu i filantropi, razem wzięci. Promieniują światłem i spokojem bez żadnego zamiaru czy wiedzy. Gdy inni mówią im o cudach przez nich dokonanych, oni sami są zdziwieni. Wiedząc, że niczego nie posiadają, nie są ani dumni, ani nie pragną uznania. Nie potrafią pragnąć niczego dla siebie, nawet radości pomagania innym. Wiedzą, że Bóg jest dobry i trwają w pokoju.




9 listopada 1971 r.

R o z m ó w ca : Jestem bardzo przywiązana do swojej rodziny i do majątku. Jak mogłabym przezwyciężyć to przywiązanie?

M a h a r a j: Powstaje ono wraz z pojęciami "ja" i "moje". Niech pani odkryje prawdziwe znaczenie tych pojęć, a wyzwoli się pani z wszelkich więzów. Posiada pani umysł, który rozciąga się w czasie. Wokół pani dzieją się różne rzeczy, rejestrowane przez pamięć. Nie ma w tym niczego złego. Problem powstaje dopiero wtedy. gdy wspomnienia przeszłych trosk i przyjemności, tak istotne dla każdego żywego organizmu, pozostawiają osad bezwzględnie determinujący zachowanie się człowieka. Osad ten przyjmuje postać "Ja" i wykorzystuje ciało oraz duszę dla swoich celów, a to z kolei prowadzi do poszukiwania przyjemności lub unikania bólu. Z chwilą gdy pozna pani prawdę o swym "Ja", odkryje, że jest ono wiązką pragnień i obaw, gdy pani zrozumie, czym jest "moje" jako czynnik wprzęgający wszystkie rzeczy i wszystkich ludzi do ochrony pani przed bólem i zapewniania jej przyjemności, zobaczy pani wówczas, że te pojęcia są fałszywe, że nie mają pokrycia w rzeczywistości. Stworzone przez umysł, opanowują one swego twórcę, który uważa je za prawdziwe. Gdy je zrozumiemy i zakwestionujemy, znikają. "Ja" i "moje" nie istnieją same przez się, potrzebują więc podpory i znajdują ją w ciele. Ciało staje się ich punktem odniesienia. Gdy mówi pani "mój mąż" czy "moje dzieci", to myśli pani o mężu swego ciała i o dzieciach swego ciała. Proszę nie myśleć, że jest pani ciałem i postawić sobie pytanie: k i m j e s t e m ? Od razu rozpocznie się w pani proces powrotu do rzeczywistości, albo raczej proces sprowadzania pani umysłu do rzeczywistości. Tylko nie noże się pani bać!


R: Czego miałabym się obawiać?

M: Rzeczywistości. Dlatego pojęcia "ja" i "moje" muszą odejść. I odejdą one, jeśli tylko im pani pozwoli. Odzyska pani wtedy swój normalny, naturalny stan, w którym nie będzie już pani ciałem ani umysłem, nie będzie "ja" ani "moje"; okaże się on zupełnie innym stanem. Będzie to po prostu niczym nie skażono poczucie bytu, bez utożsamiania się z czymkolwiek w szczególności lub w ogóle. W tym czysty świetle świadomości nie ma niczego, nawet pojęcia nicości.


R: Istnieją przecież ludzie, których kocham. Czy mam się od nich odsunąć?

M: Proszę rozluźnić tylko swoje przywiązanie. Reszta będzie już ich rzeczą. Mogą przestać interesować się panią albo nie.


R: Jakże mogliby to zrobić? Czyż nie należą oni do mnie?

M: Należą do pani ciała ale nie do pani, Albo inaczej: nie ma nikogo, kto by nie należał do pani.


R: A co z mola majątkiem?

M: Gdy "moje" nie będzie już istniało, nie będzie też problemu majątku.


R: Proszę mi powiedzieć, czy tracąc móje "ja", muszę tracić wszystko?

M: Może pani ale nie musi. Będzie to dla pani obojętne. Strata z pani strony będzie przecież zyskiem dla kogoś innego. Nie będzie pani się tym przejmować.


R: Jeśli nie będę się przejmować, stracę wszystko.

M: Nie posiadając niczego, nie będzie pani miała żadnych problemów.


R: Stanę wtedy wobec problemu utrzymania się przy życiu.

M: Jest to problem ciała. Można go rozwiązać przez jedzenie, picie i spanie. Wystarczy tego dla wszystkich, jeśli wspólnie będą się tym dzielić.


R: Społeczeństwo nasze opiera się na grabieży, a nie na wspólnym dzieleniu się.

M: Dzieląc się z innymi, będzie pani mogła to zmienić.


R: Nie wydaje mi się, abym miała ochotę to robić. Przecież płacę podatki,

M: To nie to samo, co dobrowolne dzielenie się z innymi. Przez stosowanie przymusu społeczeństwo się nie zmieni. Wymaga ono przede wszystkim przemiany duchowej. Proszę zrozumieć, że nic nie jest pani własnością i że wszystko należy do wszystkich. Tylko w taki sposób społeczeństwo może się zmienić.


R: Zrozumienie tego przez jednego człowieka niewiele światu pomoże.

M: Świat, w którym pani żyje, głęboko to odczuje. Będzie to świat zdrowy i szczęśliwy, świat nie zróżnicowany, promieniujący i oddziałujący szeroko i daleko. Wielka jest siła rzetelnego serca!


R: Proszę, niech pan mówi dalej.

M: Mówienie nie jest moim hobby. Czasem mówię, czasem nie. Zależy to od sytuacji a nie ode mnie. Gdy mówię, słyszę siebie mówiącego. Kiedy indziej mogę nie mówić. Wszystko mi jedno. Bez względu na to, czy mówię, czy nie, jasność i miłość bytu, którym jestem, pozostają nietknięte ani nie są przeze mnie kontrolowane. One trwają i ja o tym wiem. Radosna to wiedza, chociaż nie ma tego, kto by się nią radował.


Oczywiście poczucie tożsamości istnieje, ale jest to tożsamość pamięciowego zapisu, podobna do logicznego następstwa obrazów na kinowym ekranie. Bez światła i ekranu nie ma obrazu. Aby poznać obraz jako grę światła na ekranie, trzeba być wolnym od myśli, że projektowany obraz jest rzeczywistością.


Całe pani zadanie polega na zrozumieniu, że kocha pani swą Jaźń i że Jaźń kocha panią, a także, iż poczucie "jestem" to łącznik tej miłości. Musi pani również odkryć swoją tożsamość z Jaźnią, pomimo pozornej odmienności. Proszę spojrzeć na owo "jestem" jako na znak miłości pomiędzy wnętrzem i światem zewnętrznym, pomiędzy rzeczywistością i pozorami. Zupełnie jak we śnie, gdy wszystko jest różne z wyjątkiem poczucia "ja", które umożliwia pani stwierdzenie "ja śniłam". Tak i tutaj poczucie "jestem" upoważnia panią do stwierdzenia: "Jestem znowu moją prawdziwą Jaźnią. Nie czynię niczego i nic nie jest czynione dla mnie. Jestem tym, czym jestem i nic mnie nie dotyka. Wydaje się, że jestem zależna od wszystkiego, ale faktycznie wszystko zależy ode mnie".


R: Jakże można mówić, że pan niczego nie robi? Czyż nie mówi pan do mnie?

M: Nie czuję, że mówię. Mówienie się dzieje - to wszystko.


R: Ja mówię.

M: Pani mówi? Słyszy pani swoja mówienie i stwierdza: "ja mówię".


R: Wszyscy mówią: "pracuję", "działam", "idę"...

M: Nie sprzeciwiam się konwencji pani języka, ale konwencja ta wypacza rzeczywistość. Bardziej prawidłowa byłyby wyrażenia: "to jest mówienie, praca, działanie, chodzenie" itd. Albowiem wszystko, co ma nastąpić, musi być zgodne z całym wszechświatem. Błędny jest pogląd, że jakiś szczegół może być przyczyną pewnego zdarzenia. Każda przyczyna jest uniwersalna. Nawet pani ciało nie mogłoby istnieć bez udziału całego wszechświata, przyczyniającego się do jego tworzeni a i trwania. W pełni zdaję sobie sprawę z faktu, że wszystko dzieje się tak, jak się dzieje, ponieważ świat jest taki, jaki jest. Ażeby wpłynąć na bieg wydarzeń, powinienem wprowadzić do świata nowy czynnik, a tym czynnikiem może być tylko siła miłości i zrozumienia, której jestem ośrodkiem.

Gdy ciało się rodzi, różne rzeczy w nim zachodzą i ma pani w tym swój udział, ponieważ uważa pani siebie za ciało. Jest pani jak człowiek w kinie, który śmieje się i krzyczy, śledząc obraz na ekranie, chociaż wie doskonale, że cały czas siedzi w fotelu i że obraz jest tylko grą światła. Aby rozwiał się urok, wystarczy przenieść uwagę z ekranu na siebie samego.

Gdy ciało umiera, życie, którym obecnie pani żyje, będące następstwem wielu fizycznych i psychicznych czynników, dochodzi do kresu. Może się to zdarzyć nawet teraz, nie czekając na śmierć ciała. Wystarczy przenieść uwagę na swoją Jaźń i tam się zatrzymać. Wszystko dzieje się tak, jak gdyby jakaś tajemnicza siła tworzyła rzeczy i wprawiała w ruch. Niech się pani przekona, że nie jest pani sprawcą lecz tylko obserwatorem. To wystarczy, ażeby pokój zapanował w pani.


R: Czy, ta siła jest ode mnie oddzielona?

M: Oczywiście, że nie. Ale musi pani rozpoczynać jako beznamiętny obserwator. Tylko wtedy będzie pani mogła odkryć swą prawdziwą rolę: kosmicznego miłośnika i aktora. Jak długo będzie pani uwikłana w cierpienia jednostkowej osobowości, niczego poza nią wzrokiem pani nie ogarnie. W końcu jednak zauważy pani, że nie jest ani jednostkowa, ani powszechna, że znajduje się pani poza jednym i drugim. Tak jak cieniutkim ostrzem ołówka można wyrysować niezliczone obrazy, tak i bezwymiarowy punkt wszechświadomości może nakreślić zawartość całego wszechświata. Niech pani znajdzie ten punkt, a będzie pani wolna.


R: Z czego miałabym tworzyć ten świat?

M: Ze swych własnych wspomnień. Jak długo nie zna pani siebie jako twórcy swego świata, jest on ograniczony i banalny. Jeśli jednak raz wykroczy pani poza utożsamiania się ze swoją przeszłością, będzie pani miała swobodę tworzenia nowego świata, świata harmonii i piękna. Albo też będzie pani tylko pozostawać poza bytem i niebytem.


R: Co mi pozostanie, jeśli oddalę od siebie wspomnienia?

M: Nic nie pozostanie.


R: To mnie przeraża.

M: Będzie pani tak długo przerażona, dopóki nie doświadczy pani wolności i jej błogosławieństw. Oczywiście pewna ilość wspomnień jest niezbędna, aby utrzymać ciało i nim kierować. Ten rodzaj pamięci pozostaje, nie zachowuje się natomiast żadne przywiązanie do ciała jako takiego. W ten sposób nie będzie już podłoża, na którym powstawałyby pragnienia i obawy. Wszystko to nie jest nazbyt trudne do zrozumienia i praktykowania. Trzeba tylko zaangażowania. Bez zaangażowania niczego osiągnąć się nie da. Gdy stwierdzi pani teraz, że jest tylko garścią wspomnień utrzymywanych razem przez przywiązanie, na pewno przekroczy je pani i spojrzy z zewnątrz. Będzie pani mogła po raz pierwszy dostrzec coś, co nie jest wspomnieniem. Nie będzie już osoby X czy Y, pochłoniętej swoimi sprawami. Będzie pani wreszcie spokojna. Zrozumie pani, że ze światem nic złego się nie działo, ale że pani sama nie była w porządku, i że wreszcie to wszystko minęło. Nigdy już nie zostanie pani schwytana w sidła pragnień zrodzonych z niewiedzy.






13 listopada 1971 r.

R o z m ó w c a: Czy możemy prosić, aby pan powiedział, jak przebiegała pańska realizacja?

M a h a r a j: Jakoś w moim przypadku było to bardzo proste i łatwe. Przed śmiercią mój Guru powiedział: "Wierz mi, jesteś Najwyższą Rzeczywistością. Nie wolno ci wątpić w moje słowa i nie wierzyć. Mówię ci prawdę i według niej działaj". Tych słów nigdy nie mogłem zapomnieć i dlatego nastąpiła moja realizacja.


R: A faktycznie co pan robił?

M: Nic specjalnego, żyłem moim życiem. Pracowałem zarobkowo, troszczyłem się o rodzinę. Ale każdą wolną chwilę spędzałem na wspominaniu mego Guru i jego słów. Niebawem umarł, a mnie pozostało tylko to wspomnienie. Ale ono wystarczyło.


R: Musiała to sprawić łaska i moc pańskiego Guru.

M: Jego słowa były prawdziwe, więc przyniosły prawdę. Mój Guru niczego nie robił. Jego słowa działały, gdyż były zgodne z prawdą. I wszystko przyszło z wnętrza - nie wzywane i nie oczekiwane.


R: Czy Guru zapoczątkował proces pańskiej realizacji, nie biorąc w nim potem udziału?

M: Może pan to określić jak pan chce. Rzeczy dzieją się tak, jak się dzieją - któż może powiedzieć dlaczego i po co? Działałem bez jakichkolwiek zamiarów. Wszystko przychodziło samo przez się: spokój, samotność, pogrążenie się w sobie.


R: Nie czynił pan żadnych wysiłków?

M: Żadnych. Może pan mi wierzyć lub nie - nawet nie pragnąłem realizacji. Guru powiedział mi tylko, że jestem Najwyższym i potem umarł. Nie mogłem mu nie wierzyć. Reszta nastąpiła sama. Zauważyłem wówczas, że się zmieniłem - to wszystko. Naprawdę byłem zdumiony. Zrodziło się we mnie jednak pragnienie sprawdzenia jego słów w pełni. Byłem zdecydowany na wszystko, ale nie wiedziałam jeszcze co robić. Ciągle myślałem o nim i o jego zapewnieniu, nie wmawiając jednak sobie niczego, a tylko przypominając sobie co mówił.


R: Co się wtedy stało? Jak się pan przekonał, że jest Najwyższym?

M: Nikt nie przyszedł, aby mi to powiedzieć. Ani sam sobie tego nie wmawiałem. Faktem jest tylko, że na początku, gdy stawiałem pierwsze kroki, przechodziłem przez dziwne doświadczenia: widywałem światła, słyszałem głosy, spotykałem bogów i boginie, rozmawiałem z nimi. Raz zjawił się sam Guru i powiedział: "Ty jesteś Najwyższą Rzeczywistością". Potem wizji i transów już nie miałem. Byłem spokojny i naturalny. Zauważyłem, że coraz mniej wiem i pragnę, aż przyszła chwila, kiedy z najwyższym zdumieniem stwierdziłem, że naprawdę niczego nie wiem ani nie pragnę.


R: Czy rzeczywiście stał się pan wolny od pragnień i wiedzy, czy też uosabiał pan dżnianiego zgodnie z wyobrażeniem danym panu przez Guru.

M: Nie otrzymałem ani nie posiadałem żadnego wyobrażenia. Guru nigdy mi nie mówił, czego mam się spodziewać.


R: Różne rzeczy mogą się panu przydarzyć. Czy jest pan już u kresu swojej wędrówki?

M: Nigdy nie było żadnej wędrówki. Jestem taki, jaki zawsze byłem.


R: Czym się okazała ta Najwyższa Rzeczywistość, którą miał pan osiągnąć?

M: Pozbyłem się złudzeń - to wszystko. Przywykłem tworzyć świat i go zaludniać. Teraz już tego nie czynię.


R: Gdzie więc pan żyje?

M: W próżni, poza bytem i niebytem. I poza świadomością. Ta próżnia jest jednocześnie pełnią. Niech pan się nade mną nie lituje. Mogę powtórzyć słowa pewnego człowieka: "Spełniłem moje zadanie i nic nie pozostało do zrobienia".


R: Swoją realizację wiąże pan z pewną datą. Czy to znaczy, że właśnie wtedy coś się panu przydarzyło? Co to było?

M: Umysł, przestał tworzyć wyobrażenia. Nieprzerwane do tej pory poszukiwania zakończyły się. Niczego już nie chciałem i nie oczekiwałem. Niczego nie uważałem za swoje. Nie było żadnego "ja" i żadnych dążeń. Nawet samo "jestem" zniknęło. Zauważyłem ponadto, że wszystkie przekonania, do których przywykłem, zatraciły się. Poprzednio byłem pewny wielu rzeczy, a teraz wręcz przeciwnie. Ale czułem, że nie straciłem niczego z powodu mej niewiedzy, ponieważ cała moja wiedza była fałszywa. Mój brak wiedzy sam w sobie był wiedzą, że cała wiedza jest ignorancją, że stwierdzenia "nie wiem niczego" jest jedynym prawdziwym stwierdzeniem, na jakie umysł może się zdobyć.


Weźmy na przykład wyobrażenie, że się pan urodzi. Może pan sądzić, że jest prawdziwe. Ale nie jest. Nigdy pan się nie urodził i nigdy nie umrze. To wyobrażenie urodziło się i umrze ale nie pan. Przez utożsamienie się z nim stał się pan śmiertelny. Zupełnie jak w kinie wszystko jest światłem, tak i świadomość stanowi ten wielki świat. Proszę przyjrzeć się mu bliżej, a zobaczy pan, że wszystkie nazwy i formy są tylko przejściowymi falami na oceanie świadomości i że tylko o świadomości można mówić, że j e s t , a nie o jej przejawach.


W bezmiarze świadomości pojawia się światło, mały punkcik poruszający się szybko i kreślący jakieś kształty, myśli i uczucia, koncepcje i idee, zupełnie jak pióro piszące na papierze. Atramentem, którego ślady pozostają, jest pamięć. Pan jest tym małym punkcikiem; dzięki jego ruchowi świat jest ciągle odtwarzany. Niech pan zatrzyma ten ruch, a świat przestanie istnieć. Niech pan spojrzy w siebie, a zobaczy pan, że świetlny punkcik jest odbiciem bezmiaru światłości. Znajduje się ona w pańskim ciele jako poczucie "jestem". Jest tylko światło, wszystko inne to pozór.


R: Czy zna pan to światło? Czy pan je widział?

M: Dla umysłu jest ono ciemnością. Można je poznać tylko przez jego odbicie. Wszystko spostrzegane jest w świetle dziennym, z wyjątkiem dziennego światła.


R: Czy mam przez to rozumieć, że nasze umysły są podobne?

M: Jak to być może? Ma pan swój prywatny umysł, nasycony wspomnieniami, trzymający się pragnień i obaw. Ja nie mam własnego umysłu - to, co ja potrzebuję wiedzieć, wszechświat przede mną stawia. Zjadam postawione przede mną pożywienie.


R: Czy wie pan wszystko, co chce pan wiedzieć?

M: Niczego nie chcę. Gdy zachodzi potrzeba, abym coś wiedział, to się dowiaduję.


R: Czy ta wiedza przychodzi do pana z wnętrza czy z zewnątrz?

M: Jest inaczej. Moje wnętrze znajduje się na zewnątrz, a zewnętrzne - wewnątrz. Mogę od pana w danej chwili czegoś się dowiedzieć, ale nie znaczy to, że jest pan poza mną.


R: Czym jest turija, czwarty stan, o którym tyle słyszymy?

M: Być świetlnym punktem rysującym świat - to jest właśnie turija. Być samym światłem, to jest turijatita. Ale jaki pożytek z nazw, jeśli rzeczywistość jest tak blisko?


R: Czy w pańskim stanie jest jakiś postęp? Gdy porówna pan siebie z dnia wczorajszego ze sobą dzisiejszym, czy znajduje pan jakieś zmiany świadczące o postępie? Czy pańska wizja rzeczywistości rozszerza się i pogłębia?

M: Rzeczywistość jest nieporuszona, choć znajduje się w ciągłym ruchu. Jak potężna rzeka, która płynie, ale jest tu nadal. Łożysko rzeki i brzegi nie płyną, ale tylko jej wody. Podobnie guna sattwa, kosmiczna harmonia, zmaga się po drodze z tamasem i radżasem, siłami ciemności i rozpaczy. W sattwie jest ciągła przemiana i postęp, w radżasie - zmienność i regres, zaś tamas to chaos. Wszystkie te trzy guny odwiecznie walczą ze sobą; co do tego faktu nie może być różnicy zdań.


R: Czy ja muszę zawsze być otępiany przez tamas i doprowadzany do rozpaczy przez radżas? Gdzie jest sattwa?

M: Sattwa to promieniowanie pańskiej prawdziwej natury. Ją i jej liczne światy może pan zawsze znaleźć poza umysłem. Ale jeśli pociąga pana ten świat, musi pan pogodzić się z trzema gunami materii, energii i życia, które w istocie są jednością, a jawią się jako różne. Mieszają się one i płyną w świadomości. W czasie i przestrzeni istnieje wieczne falowanie: narodziny i śmierć, śmierć i narodziny, postęp i cofanie się, znowu postęp i cofanie się - pozornie bez początku i końca, a w rzeczywistości jest to bezczasowa i niezmienna, bezcielesna i bezumysłowa wszechświadomość - szczęście.


R: Rozumiem, że według pana wszystko jest stanem świadomości, świat jest pełen przedmiotów: ziarnko piasku to przedmiot i planeta to przedmiot. Jak się one mają do świadomości?

M: Materia zaczyna się tam, gdzie nie dociera świadomość. Rzecz jest formą bytu, której nie zrozumieliśmy. Wydaje się nam, iż rzecz się nie zmienia, jest zawsze taka sama, że pojawia się jako twór samodzielny, jako coś obcego i odmiennego. Oczywiście rzeczy znajdują się też w świadomości /czit/, ale wydają się być poza nią z powodu swej pozornej niezmienności. Podstawą rzeczy jest pamięć. Bez niej nie można by ich było rozpoznawać. Tworzenie - refleksja - odrzucenie /Brahman - Wisznu - Siwa/ to odwieczny proces, który rządzi wszystkimi rzeczami.


R: Jak można mu się wymknąć?

M: Nic innego nie robię w tej chwili, jak tylko pokazuję sposób wymknięcia się. Proszę zrozumieć, że jedno składa się z trzech, że pan jest tą jednią i że ma pan być wolny.


R: Co dzieje się więc z moją świadomością?

M: Po okresie tworzenia przychodzi etap badania i refleksji, a w końcu faza odejścia i zapomnienia. Świadomość pozostaje ale niewidoczna i spokojna.


R: Czy poczucie tożsamości pozostaje?

M: Poczucie tożsamości jest nieodłączne od rzeczywistości i nigdy nie zanika. Ale tożsamość nie łączy się ani z przemijającą osobowością /wjakti/, ani z indywidualnością /wjakta/ obciążoną karmą. Gdy człowiek odrzuca jako fałszywe utożsamianie się z czymkolwiek, pozostaje wtedy czysta świadomość, poczucie wszechbytu.


Świadomość jest czysta na początku i czysta na końcu. Kiedy indziej może być skażona przez imaginację, która zalega u samych korzeni stworzenia. Po wszystkie czasy świadomość pozostaje taka sama i poznanie jej - czystej czy zaciemnionej - jest urzeczywistnieniem i wiecznym pokojem.


R: Czy poczucie "jestem" jest rzeczywiste czy nierealne?

M: I tak, i nie. Nierealne jest wtedy, gdy mówimy "jestem tym, jestem tamtym". Jest realne, gdy stwierdzamy: "nie jestem tym ani tamtym". Poznający zjawia się i znika wraz z poznawanym, jest więc przemijający. Ale ten, kto wie, że nie wie, kto jest wolny od wspominania i przewidywania, przekracza czas.


R: Czy "jestem" jako takie, to świadek czy coś innego?

M: Jedno bez drugiego nie może istnieć. A jednak nie są one tym samym. Podobne to jest do kwiatu i jego barwy. Bez kwiatu nie ma barwy, bez barwy kwiat jest niewidoczny. Poza tym jest światło, które w kontakcie z kwiatem stwarza barwę. Proszę zrozumieć, że tylko czyste światło jest pana prawdziwą naturą, zaś oba pozostałe czynniki, postrzegający i postrzegane, pojawiają się i znikają jednocześnie. Oto co czyni je możliwymi, a jednak ani jeden, ani drugi nie jest pana realnym bytem, to znaczy nie jest pan "tym" ani "tamtym", lecz po prostu czystą świadomością bytu i niebytu.


Gdy wszechświadomość zwraca się ku sobie samej, odczuwa się brak jakiejkolwiek wiedzy. Gdy zwrócona jest na zewnątrz, poznawane zaczyna istnieć. Powiedzenie "znam siebie" stanowi sprzeczność, ponieważ to, co jest "znane", nie może być "mną".


R: Jeżeli Jaźń pozostaje zawsze nieznana, cóż więc się realizuje w samorealizacji?

M: Zrozumienie, że "znane" nie może być ani "mną", ani "moje", jest już wyzwoleniem. Wolność od utożsamiania się ze zbiorem wspomnień i nawyków, stan cudownej nieskończoności bytu, jego niespożyta zdolność twórcza, zupełna transcendentność i absolutna nieustraszoność, wypływają z głębokiego i niewyczerpanego źródła. Wiedzieć. że źródło jest źródłem a pozór jest pozorem, i że samemu jest się tym źródłem, to właśnie samorealizacja.


R: Po której stronie znajduje się świadek? Czy jest on realny, czy nierealny?

M: Nie można powiedzieć "jestem świadkiem". Samo stwierdzenie "jestem" to zawsze świadectwo. Stan nie lgnącej do niczego Wszechświadomości jest "umysłem-zwierciadłem" czyli świadomością świadka. Powstaje ona wraz ze swym przedmiotem i dlatego wcale nie jest realna. Jakikolwiek jest przedmiot, pozostaje ona ta sama i w tym sensie jest realna. Udziela się po obu stronach, realnej i nierealnej, a zatem jest mostem pomiędzy obiema.


R: Jeśli wszystko dzieje się w związku z "jestem", jeśli "jestem" to poznawane, poznający i sama wiedza, to jaka jest rola świadka? Czemu on służy?

M: Nie ma on żadnej roli i niczemu nie służy.


R: To po co o nim mówimy?

M: Ponieważ on jest. Most służy tylko jednemu celowi: aby po nim przechodzić. Nie buduje pan przecież domów na moście. "Jestem" patrzy na rzeczy, a świadek patrzy poprzez nie. Widzi je takimi, jakimi one są - nierealnymi i przemijającymi, "Nie ja" i "nie moje" to stwierdzenie należące do świadka.


R: Czy istnieje przejawione /saguna/, które reprezentuje nieprzejawione /nirguna/?

M: Nieprzejawione nie jest reprezentowane. Nic przejawionego nie może reprezentować nieprzejawionego.


R: To dlaczego pan o nim mówi?

M: Bo ono jest moją ojczyzną.



20 listopada 1971 r

R a z m ó w c a: Mamy już za sobą długi okres narkotyzowania się. Zażywaliśmy przede wszystkie narkotyki rozszerzające pole świadomości. Dało to nam doświadczenia w zakresie różnych, wysokich i niskich stanów świadomości, a także przekonanie, że narkotyki to środek bardzo niepewny, w najlepszym razie - doraźny, a w najgorszym - destrukcyjny dla organizmu i osobowości. Poszukujemy lepszych środków rozwoju świadomości i transcendencji. Chcemy, aby owoce naszych poszukiwań pozostały w nas i wzbogaciły nasze życia, zamiast powracania do wyblakłych wspomnień i bezradnego narzekania.

Jeżeli pod słowem "duchowy" należy rozumieć badanie i rozwój samego siebie, to cel naszego przyjazdu do Indii jest jednoznacznie duchowy. Na szczęście etap hipizmu znajduje się poza nami; jesteśmy teraz poważni, i ruszamy z miejsca. Wiemy, że należy odkryć rzeczywistość, ale nie wiemy jak to zrobić i utrzymać. Nie trzeba nas przekonywać, przyszliśmy tylko po radę. Czy może nam pan pomóc?

M a h a r a j: Nie potrzebujecie pomocy. Tylko wskazówki są wam potrzebne. To czego szukacie, jest już w was. Weźcie pod uwagę mój przypadek. Nie robiłem niczego dla własnej realizacji. Mój Mistrz powiedział, iż Rzeczywiste znajduje się we mnie samym. Wejrzałem do mego wnętrza i znalazłem dokładnie to wszystko o czym Mistrz mi mówił. Dostrzeganie Rzeczywistego jest tak proste jak widzenie twarzy w lustrze. Ale lustro musi być czyste i wierne. To znaczy, trzeba mieć spokojny i czysty umysł, nie wypaczony przez pragnienia i lęki, wolny od pojęć i opinii. Niech pan będzie czysty i spokojny, czujny i bezstronny, a wszystko przyjdzie samo.


R: Musiał pan swój umysł uczynić jasnym i spokojnym przed urzeczywistnieniem prawdy. Jak pan tego dokonał?

M: Niczego nie dokonałem, samo się stało. Żyłem moim życiem, troszcząc się o potrzeby rodziny. Ani mój Guru tego nie dokonał. Po prostu wszystko zdarzyło się tak, jak on powiedział.


R: Rzeczy nie dzieją się same. Wszystko musi mieć jakąś przyczynę.

M: Wszystko co się dzieje, jest przyczyną wszystkiego co się dzieje. Przyczyny są niezliczone. Pojęcie jednej przyczyny jest iluzją.


R: A jednak musiał pan wykonywać coś specjalnego, jakąś medytację lub jogę. Jak może pan mówić, że realizacja nastąpiła sama przez się?

M: Nic specjalnego nie robił. Po prostu żyłem moim życiem.


R: Jestem zdumiony.

M: Ja też byłem zdumiony. Ale naprawdę, cóż w tym było dziwnego? Sprawdziły się po prostu słowa mego nauczyciela. Znał mnie lepiej, niż ja siebie. To wszystko. Po co szukać przyczyn? Na samym początku poświęcałem uwagę i wolny czas poczuciu "jestem", ale tylko na początku. Wkrótce potem mój Guru umarł, a ja żyłem dalej. Słowa jego okazały się prawdziwe. Istnieje tylko jeden proces, a pan dąży do wyodrębniania rzeczy w czasie i potem szuka ich przyczyn.


R: Czym pan się teraz zajmuje? Co pan robi?

M: Wyobraża pan sobie, że bycie i działania są tym samym. Ale tak nie jest. Umysł i ciało poruszają się, zmieniają i powodują, że inne umysły i ciała poruszają się i zmieniają. Nazywa się to czynnością, działaniem. Uważam, że w naturze działania leży stwarzanie kolejnego działania, tak jak ogień podtrzymywany jest przez palenie się. Ja ani działam, ani przyczyniam się do działania. Jestem natomiast nieustannie czujny wobec tego, co się dzieje.


R: W pana umyśle, czy także w umysłach innych ludzi?

M: Istnieje tylko jeden umysł, który roi się od idei: "jestem tym", "jestem tamtym", "to jest moje", "tamto jest moje". Nie jestem umysłem, nigdy nie byłem i nie będę.


R: W jaki sposób powstał umysł?

M: Świat składa się z materii, energii oraz inteligencji. Jawią się one w różnoraki sposób. Pragnienie i wyobraźnia stwarzają świat, a inteligencja godzi je ze sobą, tworząc poczucie harmonii i spokoju. Wszystko to zdarza się i mnie. Jestem w pełni świadomy, ale niewzruszony.


R: Nie można być świadomym i niewzruszonym. Jest w tym przecież sprzeczność. Percepcja zakłada zmianę. Z chwilą gdy doświadcza pan jakiegoś wrażenia, pamięć nie pozwala panu powrócić do poprzedniego stanu.

M: Tak. Coś, co zostało dodane do pamięci, nie może być łatwo wymazane. Ale to jest możliwe i faktycznie cały czas to robię. Jak ptak w locie - nie pozostawiam żadnych śladów stopy za sobą.


R: Czy świadek posiada nazwę i postać, czy też znajduje się poza nimi?

M: Świadek jest tylko punktem we wszechświadomości. Nie ma nazwy ani postaci. Podobny jest do odbicia słonecznego światła w kropli rosy. Kropla rosy ma swoją nazwę i kształt, ale mały punkt świetlny jest stwarzany przez słońce. Czystość i gładkość kropli są niezbędne, ale same przez się nie wystarczają. Również jasność i cisza umysłu są konieczne, aby odbicie Rzeczywistości mogło się w umyśle pojawić, jednakże warunki te nie są wystarczające. Musi istnieć poza tym sama Rzeczywistość. A ponieważ Rzeczywistość jest wiecznie obecna, należy więc położyć nacisk na niezbędne warunki.


R: Czy może się zdarzyć, że umysł jest jasny i spokojny, a jednak żadne odbicie się nie pojawi?

M: Należy wziać pod uwagę przeznaczenie. Nieświadomość jest we władzy przeznaczenia. Ściśle biorąc to ona jest przeznaczeniem. Niekiedy trzeba czekać. Ale jakkolwiek ciężka byłaby ręka przeznaczenia, może się ona usunąć dzięki naszej cierpliwości i czuwaniu nad sobą. Czystość i prawość mogą usunąć przeszkody i Rzeczywistość pojawi się w umyśle.


R: W jaki sposób powinienem siebie kontrolować? Mam bardzo słabą wolę.

M: Musi pan przede wszystkim zrozumieć, że nie jest osobą, za którą się pan uważa. To, co pan sądzi o sobie, jest tylko tworem wyobraźni, fikcją. Nie ma pan żadnych rodziców, nie urodził się pan i nie umrze. Albo proszę zawierzyć temu co mówię, albo niech pan osiągnie to samo przez studia i badanie. Droga całkowitej wiary jest szybka, każda inna jest powolna i wymaga wytrwałości. Obie drogi należy sprawdzać w działaniu. Niech pan działa według tego, co pan uważa za słuszne - oto droga do prawdy.


R: Czy prawdziwa zasługa i przeznaczenie, to jedno i to samo?

M: Tak. Oba te czynniki istnieją w nieświadomości. Świadoma zasługa jest tylko próżnością. Świadomość zawsze dotyczy przeszkód. Gdy nie napotyka się na przeszkody, znaczy to, że wykroczyło się poza ograniczoną świadomość.


R: Czy zrozumienie, że nie jestem ciałem, da mi siłę charakteru niezbędną w kontroli nad sobą?

M: Jeśli pan wie, że nie jest ciałem ani umysłem, nie zostanie pan przez nie opanowany. Będzie pan szedł w ślad za prawdą, gdziekolwiek by ona prowadziła, i będzie pan czynił co należy, bez względu na cenę jaką trzeba będzie zapłacić.


R: Czy działanie ma istotne znaczenie dla samorealizacji?

M: Dla realizacji istotne jest zrozumienie. Działanie jest zawsze przypadkowe. Człowiek naprawdę rozumny nigdy nie będzie powstrzymywać się od działania. Działanie jest testem prawdy.


R: Czy sprawdziany są konieczne?

M: Jeżeli przez cały czas nie sprawdza pan siebie, nigdy nie będzie pan zdolny odróżnić Rzeczywistości od fantazji. Obserwacja i logika do pewnego stopnia pomagają, ale Rzeczywistość jest paradoksalna. Jak może pan wiedzieć o swoim urzeczywistnieniu, jeśli nie będzie pan czuwał nad swoimi myślami i uczuciami, słowami i czynami, jeśli nie będzie pan zdziwiony zmianami zachodzącymi bezwiednie w pańskim wnętrzu? Przecież właśnie dlatego, że są one tak zaskakujące, może pan stwierdzić, że są realne. To co przewidywane i oczekiwane, rzadko pokrywa się z prawdą.


R: Jak powstaje osoba?

M: Dokładnie tak jak cień, gdy jakieś ciało zasłania światło słoneczne. Osoba powstaje, gdy czysta samoświadomość zostaje przesłonięta przez wyobrażenie "jestem ciałem". I jak cień zmienia swój kształt i pozycję zależnie od ruchu Ziemi, tak samo pojawia się osoba, aby radować się i cierpieć, odpoczywać lub pracować, znajdować albo tracić, zgodnie ze swym przeznaczeniem. Gdy ciało znika, osoba przepada zupełnie i bezpowrotnie. Pozostaje tylko świadek i Wielkie Nieznane. Świadek mówi "widzę", osoba mówi "ja działam". Stwierdzenie "widzę" nie jest fałszem, a tylko ograniczeniem. Zaś powiedzenie "ja działam" jest całkowicie fałszywe, ponieważ działający nie istnieje. Wszystko dzieje się samo przez się, również wyobrażanie sobie sprawcy.


R: A więc czym jest działanie?

M: Wszechświat jest pełen działania, ale nie ma aktora. Niezliczona mnogość osób małych i wielkich, nawet bardzo wielkich, identyfikuje się z jakimiś czynnościami, ale to nie zmienia faktu, że świat działania /madhakaś/ jest jedną całością, w której wszystko zależy od wszystkiego i wszystkiego dotyczy. Gwiazdy oddziałują na nas silnie i my oddziałujemy na gwiazdy. Niech pan przejdzie od działania do świadomości, pozostawi działania ciału i umysłowi - to ich domena. Niech pan pozostania czystym świadkiem, póki nie rozpłynie się pan w Najwyższym.


Proszę wyobrazić sobie gęsty las, pełen ciężkich, potężnych drzew. Wykrojono deskę, potom ołówek do pisania. Świadek czyta napisane słowa i wie, że wprawdzie deska i ołówek są z lasem związane, to jednak pisanie nie ma z nim nic wspólnego. Nieobecność lasu i deski nie odgrywa żadnej roli. Rozpłynięcie się osobowości daje zawsze poczucie wielkiej ulgi, jak gdyby ubył jakiś wielki ciężar.


R: Gdy mówi pan, że znajduje się poza świadkiem, jakie doświadczenie ma pan na myśli? W jaki sposób rożni się ono od stanu świadka?

M: Podobne to jest do prania poplamionego materiału. Najpierw znika plama, następnie barwa, a w końcu cały materiał jest zupełnie biały. Osobowość ustępuje miejsca świadkowi, potem odchodzi świadek i pozostaje czysta wszechświadomość. Materiał był biały na początku i jest biały na końcu; plama i barwy istniały tylko przez jakiś czas.


R: Czy można być w pełni świadomym, nie mając przedmiotu świadomości?

M: Czystą świadomość wraz z przedmiotem nazwaliśmy świadkiem. Gdy występuje także utożsamianie się z przedmiotem, spowodowane przez pragnienie czy lęk, mamy wtedy osobę. W rzeczywistości istnieje tylko jeden stan. Gdy jest on zakłócony przez utożsamianie się z czymkolwiek nosi nazwę osoby. Gdy zabarwiony jest poczuciem bytu, nosi nazwę świadka. Gdy jest bez koloru i nieograniczony, zwie się Najwyższym.


R: Dostrzegam w sobie ciągły niepokój, tęsknoty i oczekiwania; szukam czegoś, znajduję, chwytam, porzucam i szukam znowu. Co utrzymuje mnie w tym stanie wrzenia?

M: Naprawdę szuka pan siebie samego, choć pan o tym nie wie. Jest pan miłością tęskniącą do czegoś godnego miłości i doskonałego. Przez swą ignorancję szuka pan tego w świecie przeciwieństw i sprzeczności. Gdy odkryje pan w swoim wnętrzu, poszukiwania będą zakończone.


R: Zawsze będzie istnieć ten smutny świat walki i rywalizacji.

M: Niech pan nie przewiduje. Niczego pan nie wie. Prawdą jest, że każde zjawisko ma swoje przeciwieństwo. Rozkosz i ból, dobro i zło, wyższość i niższość, postęp i cofanie się, odpoczynek i wysiłek - wszystkie one pojawiają się i znikają razem. Dopóki istnieć będzie świat, istnieć będą jego przeciwieństwa. Mogą wprawdzie zdarzać się okresy harmonii, szczęścia i piękna, ale tylko na krótki czas. To, co jest doskonałe, powraca do źródła wszelkiej doskonałości, zaś przeciwieństwa prowadzą swoją grę.


R: Jak mam osiągnąć doskonałość?

M: Proszę zachowywać spokój. Niech pan działa w tym świecie, ale wewnętrznie pozostaje cichy. Wtedy wszystko przyjdzie do pana samo. Niech pan nie myśli o pracy dla urzeczywistnienia. Może to przydać się innym ale nie panu. Niech pan pokłada nadzieję w ciszy umysłu i w spokoju serca. Ludzie urzeczywistnieni są bardzo spokojni.






27 listopada 1971 r.

R o z m ó w c a: Czy do urzeczywistnienia własnej Jaźni potrzeba czasu czy nie? Czy samorealizacja jest tylko kwestią czasu, czy też zależy od innych czynników?

M a h a r a j: Wszelkie oczekiwanie jest daremne. Uzależnianie od czasu rozwiązania naszych problemów jest łudzeniem się. Przyszłość pozostawiona sama sobie jest tylko powtarzaniem przeszłości. Przemiana może nastąpić wyłącznie teraz, nigdy w przyszłości.


R: Co powoduje przemianę?

M: Całkowicie jasne dostrzeżenie potrzeby przemiany. To wszystko. Ale musi pan być zmęczony czekaniem.


R: Czy samorealizacja dokonuje się w materii, czy poza nią? Czy jest ona doświadczeniem zależnym od ciała i umysłu?

M: Każde doświadczenie jest iluzoryczne, ograniczone i tymczasowe. Niech pan nie spodziewa się niczego po doświadczeniu. Realizacja sama w sobie nie jest doświadczeniem, chociaż może ona prowadzić do nowego rodzaju doświadczeń. Tym niemniej nowe doświadczenia, jakkolwiek interesujące, nie są bardziej realne niż stare. Realizacja zaś nie jest, nowym doświadczeniem. Jest ona odkrywaniem w każdym doświadczeniu odwiecznego czynnika. To wszechświadomość czyni doświadczenie możliwym. Tak jak w każdym kolorowym świetle znajduje się czynnik pozbawiony barwy, tak w każdym doświadczeniu obecna jest wszechświadomość, mimo że sama nie jest doświadczeniem.


R: Jeśli wszechświadomość nie jest doświadczeniem, to w jaki sposób może być urzeczywistniona?

M: Wszechświadomość jest zawsze. Nie musi wiec być urzeczywistniana. Niech pan zrzuci ze swego umysłu zasłonę, a spłynie na niego światło.


R: Czym jest materia?

M: Tym czego pan nie rozumie.


R: Nauka zna materię.

M: Nauka tylko poszerza granice naszej ignorancji.


R: A czym jest natura?

M: Naturą jest całość świadomych doświadczeń. Jako świadoma Jaźń jest pan częścią natury. Jako wszechświadomość jest pan poza nią. Widzenie natury jako swej świadomości jest wszechświadomością.


R: Czy istnieją różne poziomy wszechświadomości?

M: Istnieją poziomy świadomości, ale nie wszechświadomości. Jest ona jednorodna niepodzielna. Jej odbiciem w umyśle jest miłość i zrozumienie. Istnieją stopnie jasności zrozumienia oraz siły miłości, ale nie dotyczy to ich źródła. Źródło jest proste i jedyne, zaś dary jego są nieskończone. Ale niech pan nie bierze darów za źródło. Niech pan urzeczywistni siebie jako źródło, a nie jako rzekę.


R: Jestem również rzeką.

M: Oczywiście. Jako "jestem" jest pan rzeką płynącą pomiędzy rzekami ciała. Ale jest pan także źródłem, oceanem i chmurami na niebie. Gdziekolwiek istnieje życia i świadomość tam i pan jest obecny. Mniejszy od najmniejszego, większy od największego, pan j e s t, podczas gdy wszystko inne tylko się pojawia.


R: Czy sens bytu i sens życia są tym samym, czy są różne?

M: Tożsamość w przestrzeni tworzy jedno, trwanie w czasie stwarza drugie.


R: Powiedział pan kiedyś, że widz, widzenie i widziane, to jedna rzecz a nie trzy. Dla mnie te trzy rzeczy są odrębne. Nie podaję w wątpliwość pańskich słów, ale ich nie rozumiem.

M: Proszę spojrzeć uważniej, a zobaczy pan, że widz i widziane pojawiają się wyłącznie wtedy, gdy istnieje widzenie. Stanowią uzupełnienie widzenia. Gdy pan mówi "widzę to", wówczas podmiot i przedmiot powstają wraz z widzeniem, nie wcześniej. Nie może pan mieć nie widzianego przedmiotu, ani nie widzącego podmiotu.


R: Mogę powiedzieć: "nie widzę".

M: A więc stwierdzenie "widzę to" ustąpiło miejsca stwierdzeniu "widzę, że nie widzę" albo "widzę ciemność". Widzenie pozostaje. Z trzech rzeczy: znane, poznanie, poznający, tylko poznanie jest faktem. Słowa "ja" oraz "to" są wątpliwe. Kto poznaje? Co jest znane? Nie ma żadnej pewności poza tą, że jest poznanie.


R: Dlaczego pewne jest poznanie a nie poznający?

M: Poznanie jest refleksem pańskiej prawdziwej natury. Poznający i znane są tworem umysłu. W naturze umysłu leży stwarzanie rozdwojenia na podmiot i przedmiot.


R: Co jest przyczyną pragnienia i lęku?

M: Oczywiście pamięć o minionych cierpieniach i przyjemnościach. Nie ma w tym żadnej wielkiej tajemnicy. Konflikt rodzi się dopiero wówczas, gdy pragnienie i lęk odnoszą się do tego samego przedmiotu.


R: Jak zniweczyć pamięć?

M: Ani to jest konieczne, ani możliwe. Proszę zrozumieć, że wszystko dzieje się w świadomości i że pan jest jej korzeniem, źródłem i podstawą, świat jest niczym innym jak dziedzictwem doświadczeń, pan natomiast czyni je świadomymi, samemu jednak pozostając poza wszelkim doświadczeniem. Jest to podobne do zjawiska ciepła, płomienia i płonącego drewna. Ciepło podtrzymuje płomień, płomień pożera drewno. Bez ciepła nie byłoby płomienia ani opału. Tak samo bez wszechświadomości nie byłoby świadomości, ani życia, które przeobraża materię w przewodnik świadomości.


R: Twierdzi pan, że beze mnie nie byłoby świata i że świat oraz moja wiedza o nim są jednym i tym samym. Nauka doszła do całkiem innej konkluzji: świat istnieje jako coś w pełni konkretnego i trwałego, podczas gdy ja jestem ubocznym produktem ewolucji biologicznej układu nerwowego, który jest nie tyle zbiornikiem świadomości, co mechanizmem zapewniającym moje przetrwanie jako jednostki i przedstawiciela gatunku. Pański pogląd jest całkowicie subiektywnym punktem widzenia, podczas gdy nauka próbuje każdą rzecz opisać w sposób obiektywny. Czy ta sprzeczność jest nieunikniona?

M: To pozorny, czysto werbalny problem. Jest to co jest. Nie jest to ani subiektywne, ani obiektywne. Materia i umysł nie są czymś odrębnym, są wyrazem tej samej energii. Niech pan spojrzy na umysł jako na funkcje materii, a będzie pan miał naukę. Jeśli spojrzy pan na materię jako na wytwór umysłu, będzie pan miał religię.


R: Ale co naprawdę powstaje najpierw: umysł czy materia?

M: Żadne nie powstaje najpierw, ponieważ żadne z nich nie pojawia się samo. Materia to postać, umysł zaś to miano. Wspólnie tworzą świat. Rzeczywistość jest poza nimi. Czysty byt - wszechświadomość - szczęście jest pana prawdziwą naturą.


R: Wszystko co znam jest strumieniem świadomości, nie kończącym się następstwem wydarzeń. Rzeka czasu płynie, przynosząc coś i unosząc nieubłaganie. Zmiana przyszłości w przeszłość odbywa się przez cały czas.

M: Czy nie jest pan ofiarą swego języka? Mówi pan o przepływie rzeki czasu, jak gdyby pan był statyczny. A przecież wydarzenia, które obserwował pan wczoraj, ktoś inny może widzieć jutro. To pan jest w ruchu a nie czas. Niech pan przestanie się poruszać, to i czas się zatrzyma.


R: Co to znaczy: czas się zatrzyma?

M: Przeszłość i przyszłość połączą się w wieczne t e r a z .


R: Ale jak to się ma do aktualnego doświadczenia? Skąd pan wie, że dla pana czas się zatrzymał?

M: Może to znaczyć, że przeszłość i przyszłość nie mają już żadnego znaczenia. Może to także znaczyć, że wszystko co się zdarzyło i zdarzy, staje się otwartą książką, którą można przeczytać lub nie.


R: Mogę sobie wyobrazić jakąś pamięć kosmiczną, dostępną dzięki pewny praktykom. Ale jak można znać przyszłość?! Nie sposób uniknąć niespodzianek.

M: To, co na jednym poziomie jest niespodziewane, może być pewne na wyższy poziomie. Wszystko to istnieje tylko w umyśle. W Rzeczywistości nic się nie wydarza, nie ma przeszłości ani przyszłości, wszystko pojawia się, lecz niczego nie ma.


R: Co to znaczy: niczego nie ma? Czy pan obojętnieje albo zasypia? A może rozprasza pan ten świat i utrzymuje nas wszystkich w zawieszeniu, aż do chwili gdy zostaniemy przywróceni do życia przy następnym drgnieniu pańskiej myśli?

M: O, nie! Nie jest tak źle. Świat umysłu i materii, świat nazw i kształtów trwa nadał, tylko że wcale nie ma to dla mnie znaczenia. To tak jakbym miał cień. Towarzyszy mi gdziekolwiek idę choć w żadnym razie mi nie przeszkadza. Pozostaje świat doświadczeń, ale nazwy i kształty nie dotyczą mnie przez jakiekolwiek pragnienia czy obawy. Doświadczenia są wolne od jakości, są czystymi doświadczeniami, jeśli mogę tak się wyrazić. Nazywam je doświadczeniami, ponieważ brak mi lepszego wyrażenia. Są one podobne do fal na powierzchni oceanu: zawsze obecne ale nie zakłócające jego spokoju.


R: Czy chce pan powiedzieć, że doświadczenie może nie mieć nazwy i formy, że może być nieokreślone?

M: Na początku każde doświadczenie jest właśnie takie. To tylko pragnienie i lęk, zrodzone z pamięci nadającej nazwę i kształt, odróżniają je od innych doświadczeń. Doświadczania te nie są świadome, bo nie sprzeczają się z innymi doświadczeniami. W ten sposób każde doświadczenie jest takie samo.


R: Jeśli nie jest świadome, to po co o nim mówić?

M: Większość pańskich doświadczeń jest nieświadoma. Świadomych jest bardzo niewiele. Nie zdaje pan sobie z tego sprawy, gdyż liczą się dla pana tylko świadome doświadczenia, Proszę być w pełni świadomym swej nieświadomości.


R: Czy można być świadomym nieświadomości?

M: Pragnienie i lęk są czynnikami zaciemniającymi i zniekształcającymi. Gdy umysł uwolni się od nich, nieświadomość staje się dostępna.


R: Czy to znaczy, że nieświadomość stają się świadoma?

M: Raczej chodzi tu o coś inne go. Świadoma łączy się z nieświadomym. Niezależnie od pańskiego punktu widzenia różnica pomiędzy nimi znika.


R: Nie rozumiem. Jak można być w pełni świadomym a jednak nieświadomy?

M: Wszechświadomość nie jest ograniczona, zaś świadomość jest. Wszechświadomość dotyczy wszystkiego. Świadomość zaś związana jest ze światem dwoistości. Nie ma dwoistości we wszechświadomości. Jest ona jednym czystym poznaniem. W ten sam sposób można mówić o czystym bycie - niezmiennym, bezkształtnym i milczącym, a zarazem potężnym i absolutnie realnym. Świadomość nigdy nie może zmienić się dogłębnie, może się tylko modyfikować. Aby się przemienić, każda rzecz musi przejść przez śmierć, przez ciemność i rozpad. Podobnie jak biżuteria, która musi być stopiona zanim zostanie przelana do innej formy. To, co nie godzi się na śmierć, nie może ponownie się narodzić.


R: Jak więc się umiera. Jeśli nie chodzi o śmierć ciała?

M: Wycofanie się, powściągnięcie, odejście - wszystko to jest śmiercią. Aby żyć w pełni, trzeba umrzeć. Każdy kres oznacza nowy początek. Z drugiej strony należy zrozumieć, że tylko martwy może umrzeć a nie żywy. To, co naprawdę jest w panu żywe, jest nieśmiertelne.


R: Z czego czerpią energię pragnienia?

M: Swe nazwy i formy czerpią z pamięci. Energia płynie ze źródła.


R: Niektóre pragnienia są w ogóle złe. Jakże takie pragnienia mogą płynąć ze szlachetnego źródła?

M: Źródło nie jest dobre ani złe. Także pragnienie samo w sobie nie jest dobre ani złe. Jest ono po prostu dążeniem do szczęścia. Utożsamiając się z drobiną ciała, czuje się pan zagubiony i rozpaczliwie poszukuje sensu i pełni życia. Nazywa pan to szczęściem.


R: Kiedy je utraciłem? Nigdy go nie posiadałem.

M: Miał pan je. Miał pan, zanim jeszcze obudził się pan tego ranka. Niech pan przekroczy swoją świadomość, a je pan znajdzie.


R: Jak mam przekroczyć moją, świadomość?

M: Już pan to wie. Niech pan to zrobi.


R: To tylko pan tak uważa. Ja nie potrafię.

M: Potrafi pan. Proszę to zrobić. Niech pan powróci do swego normalnego, naturalnego, najwyższego stanu. Pyłek w pana oku sprawia, że uważa pan siebie za ślepca. Niech pan je przemyje i spojrzy.


R: Ja patrzę! Widzę tylko ciemność.

M: Mimo wszystko pan widzi. Niech pan usunie pyłek, a pański wzrok napełni się światłem. Światło jest - czeka. Oczy są również gotowe. Ciemność, którą pan widzi, jest tylko cieniem małego pyłku. Niech pan go usunie i powróci do swego naturalnego stanu.



_____________________________




D O D A T E K


WYBRANE FRAGMENTY ROZMÓW

Z NISARGADATTĄ MAHARAJEM






z dn.: 12.09.70 r., 3.12.71 r.

15.01.72 r., 22.01.72 r.

Rozmówca: Czy w życiu codziennym jest pan zawsze świadomy swego prawdziwego stanu?

M a h a r a j: Ani świadomy, ani nieświadomy. Nie potrzebuję się upewniać, żyję odwagą. Odwaga jest moją istotą, jest miłością życia. Jestem wolny od wspomnień i przewidywań, nie związany z tym, czym jestem i czym nie jestem. Nie oddaję się samookreślaniu. "Soham" i "Brahmasmi" /"Jestem Tym", "Jestem Brahmanem"/ nie stosują się do mnie. Mam odwagę być niczym i widzieć, że świat także jest niczym. To brzmi prosto, ale niech pan sam spróbuje to zbadać.


R: Co daje panu odwagę?

M: Jakże wypaczone jest pańskie spojrzenie! Czyż odwaga może być dana? Pańskie pytanie sugeruje, że niepokój jest stanem normalnym, zaś odwaga nienormalnym. Jest odwrotnie. Niepokój i nadzieja powstają w wyobraźni. Jestem od nich wolny. Jestem prostym bytem i nie potrzebuję się na niczym wspierać.


R: Chyba pan wie, czym jest dla pana pański byt? Aby być szczęśliwym dzięki temu czym pan jest, musi pan wiedzieć czym jest.

M: Byt promieniuje jako poznanie, poznanie żyje w miłości. To wszystko jest jednym. Wyobraża pan sobie podziały i trudzi się zadawaniem pytań. Proszę nie zajmować się określeniami. Czysty byt nie może być opisany.


R: Jeżeli nie mogę czegoś doświadczyć i cieszyć się tym, nie ma to dla mnie znaczenia. Najpierw musi to stać się częścią mego doświadczenia.

M: Sprowadza pan Rzeczywistość do poziomu doświadczenia. Jak Rzeczywistość może zależeć od doświadczenia, jeśli sama jest jego podstawą /adhar/. Doświadczenie jest stanem umysłu, podczas gdy byt zdecydowanie nim nie jest.


R: Czy byt /sat/ jest oddzielony od poznania /czit/?

M: Oddzielność jest złudą. Podobnie jak snu nie sposób oddzielić od śniącego, tak i poznania nie można oddzielić od bytu. Rozróżnienie jest czysto werbalne.


R: Rozumiem teraz, że sat i czit są jednym. Ale jak jest ze szczęściem /ananda/? Byt i świadomość są zawsze razem, podczas gdy szczęście błyska od czasu do czasu.

M: Niezakłócony stan bytu jest błogością, zakłócenia jawią się jako świat. W niedwoistości jest błogość, w dwoistości - doświadczenie. To, co przychodzi i odchodzi jest doświadczaniem dwoistości bólu i przyjemności. Szczęśliwości nie sposób poznać. Szczęściem się jest zawsze lecz nigdy uszczęśliwionym. Szczęście nie może być cechą.


R: Chciałbym zadać inne pytanie: Niektórzy jogini osiągają swój cel, ale jaki jest z tego pożytek? Nie umieją oni, czy też nie są w stanie dzielić się. Inni mogą rozdzielać to co mają, pomagają bliźnim. Na czym polega różnica?

M: Nie ma różnicy. Błędne jest pańskie podejście. Nie ma "innych", aby im pomagać. Bogacz oddający całą fortunę rodzinie nie zostawia grosza dla żebraka. Mędrzec /dżniani/ wyzbyty jest wszelkiej władzy i własności. Niczego, dosłownie niczego nie da się o nim powiedzieć. Nie może nikomu pomóc, bo jest wszystkim. Jest nędzarzem i jego nędzą, złodziejem i jego kradzieżą. Jak można o nim mówić, że pomaga, jeśli nie jest osobny? Niech ten pomaga światu, kto myśli, że jest od świata oddzielony.


R: Lecz istnieje dwoistość, cierpienie i potrzeba pomocy. Przez sprowadzanie ich do roli zwykłego snu, niczego się nie osiągnie.

M: Można tylko pomóc obudzić się ze snu.


R: Potrzebny jest budzący.

M: On również należy do snu. Budzący oznacza początek końca. Nie ma wiecznych snów.


R: Nawet jeśli nie mają one początku?

M: Wszystko zaczyna się wraz z panem. Cóż więcej nie ma początku?


R: Mam początek w chwili narodzin.

M: To panu powiedziano, ale czy tak jest? Czy naprawdę pan uważa, że ma początek?


R: Zacząłem się właśnie teraz, wszystko inne jest pamięcią.

M: A właśnie! To, co nie ma początku, zaczyna się zawsze. W ten sposób wiecznie daję, gdyż nie posiadam niczego. Być niczym, niczego nie mieć, niczego dla siebie nie zatrzymywać - to największy dar, najwspanialsza szczodrość.


R: Czy nie pozostaje troska o samego siebie?

M: Oczywiście, troszczę się o siebie, ale Jaźń jest wszystkim. Przyjmuje to w praktyce postać dobrej woli, niezawodnej i uniwersalnej. Można to nazwać miłością wszechobecną i nieskończenie darzącą. Taka miłość jest w najwyższy stopniu czynna - bez poczucia czynienia.




* * *


M: To, co nie przychodzi i nie odchodzi - pozostaje. Zawsze chciwy umysł tworzy idee postępu i ewolucji ku doskonałości. Burzy a mówi o porządku, niszczy a szuka bezpieczeństwa.


R: Czy w przeznaczeniu, w karmie zachodzi postęp?

M: Karma jest tylko magazynem niezużytej energii - niespełnionych pragnień i niezrozumianych obaw. Magazyn stale napełnia się nowymi pragnieniami i lękami. Ale nie musi tak być zawsze. Niech pan spróbuje zrozumieć istotną przyczynę pańskich obaw /wyobcowanie z siebie samego/ i pragnień /tęsknotę za Jaźnią/, a pańska karma zniknie jak sen. Pomiędzy niebem i ziemią płynie rzeka życia. Nic złego się nie dzieje, tylko ciała powstają i niszczeją.




* * *



R: Moje poczucie trwania i tożsamości zależy od pamięci, która jest tak przelotna i niepewna. Jak niewiele pamiętam nawet z niedawnej przeszłości. Przeżyłem wiele lat i co mi pozostało? Pewna ilość wydarzeń, w najlepszym razie krótka historia.

M: Wszystko to ma miejsce w pańskiej świadomości.


R: W niej i poza nią. Za dnia - w niej, nocą natomiast - poza nią. Świadomość nie jest wszystkim. Tak wiele rzeczy zachodzi poza jej obszarem. Mówić, iż coś nie istnieje, tylko dlatego, że nie uświadamiam sobie tego, jest zupełnie niesłuszne.

M: To, co pan mówi, jest logiczne. Jednakże aktualnie wie pan tylko to, co zawarte jest w pańskiej świadomości. O tym zaś, co się znajduje poza świadomym doświadczeniem, może pan jedynie wnioskować.


R: Można o tym wnioskować, a przecież będzie to bardziej realne aniżeli dane zmysłowe.

M: Niech pan będzie ostrożny! W chwili gdy zaczął pan mówić, stworzył pan werbalny świat, świat słów, idei. pojęć i abstrakcji powiązanych ze sobą i współzależnych, a jednak pozbawionych istoty czy substancji, będących wyłącznie tworami umysłu. Słowa tworzą słowa. Rzeczywistość jest milczeniem.


R: Słyszę, że mówi pan do mnie. Czy to nie jest faktem?

M: To, że pan słyszy, jest faktem. To, co pan słyszy, nie jest nim. Faktu można doświadczyć, i w tym znaczeniu brzmienie słów oraz mentalne falowanie są prawdziwe. Poza tym nie ma żadnej innej realności. Znaczenie słów jest czysto umowne i trzeba je pamiętać. Można łatwo zapomnieć jakiś język, jeżeli go się nie używa.


R: Jeśli słowa nie są w ogóle realne, to po cóż się mówi?

M: Służą one ograniczonemu celowi wzajemnemu porozumiewaniu się ludzi. Słowa nie przedstawiają faktów, ale tylko sygnalizują je. Kiedy przekroczy pan swoją osobowość, nie będzie pan musiał mówić, aby wiedzieć.


R: Co może mnie przenieść poza osobowość? Jak mogę wyjść poza świadomość?

M: Słowa i pytania pochodzą z umysłu i zatrzymują pana w nim. Ażeby wyjść poza umysł, trzeba być milczącym i spokojnym. Spokój i milczenie, milczenie i spokój - oto droga wyjścia. Proszę przestać zadawać pytania.


R: Gdy przestanę zadawać pytania, co mam robić dalej?

M: Czekać i patrzeć.


R: Na co czekać?

M: Na wyłonienie się ze świadomości ośrodka pańskiego bytu. Te trzy stany: sen, marzenia senne i czuwanie, znajdują się w świadomości w sposób przejawiony. Także i to, co nazywa pan nieświadomością, przejawi się w swoim czasie. Nieprzejawione leży zawsze poza świadomością. A poza tym wszystkim, wszędzie jednak obecne, znajduje się serce bytu, pulsujące rytmem przejawione - nieprzejawione, nieprzejawione - przejawione /saguna - nirguna/.




* * *



R: W pewnej mierze czuję się odpowiedzialny za to, co wokół mnie się dzieje.

M: Jest pan odpowiedzialny tylko za to, co może pan zmienić. A może pan zmienić jedynie swoją postawę. Na tym polega pańska odpowiedzialność.


R: Radzi mi pan pozostawać obojętnym na cierpienia innych ludzi?

M: A czyż nie jest pan obojętny? Wszystkie cierpienia ludzkości nie przeszkadzają panu przecież cieszyć się najbliższym posiłkiem. To świadek nie jest obojętny. Jest pełnią zrozumienia i współczucia. Tylko jako świadek może pan pomóc drugiemu.


R: Przez całe życie gromadziłem słowa. Ilość słów jakie wyczytałem i usłyszałem, idzie napewno w biliony. Czy mam z tego jaki pożytek? Absolutnie nie!

M: Umysł kształtuje język, a język kształtuje umysł. Oba są narzędziami. Niech pan ich używa, ale we właściwy sposób. Słowa mogą jedynie doprowadzić pana do swoich granic. Ale żeby pójść dalej, musi pan je zostawić. Niech pan pozostanie milczącym świadkiem.




* * *



R: Rzeczy, choć przemijające, ciągle są przy nas przez swą powtarzalność.

M: Bo silne są pragnienia. Pragnienie jest przyczyną powtarzania się. Nic się nie powtarza, gdy nie ma pragnienia.


R: A jak jest z lękiem?

M: Pragnienie wynika z przeszłości, lęk dotyczy przyszłości. Wspomnienie przeszłego cierpienia oraz obawa by się nie powtórzyło, sprawiają, że lękamy się przyszłości.


R: Jest jeszcze lęk przed nieznanym.

M: Kto nie cierpiał, nie lęka się.


R: Czy jesteśmy skazani na lęk?

M: Tylko o tyle, o ile się nań godzimy i traktujemy go jako cień osobowego istnienia. Jako osoby jesteśmy więźniami lęku. Niech pan przestanie uważać siebie za osobę, a będzie pan wolny od lęku. To nie jest takie trudne. Bezpragnieniowość przyjdzie sama, gdy stwierdzi pan, iż pragnienia są fałszywe. Nie trzeba walczyć z pragnieniami. Ostatecznie przemożna potrzeba szczęścia jest czymś naturalnym, skoro istnieje cierpienie. Niech pan jednak zauważy, że pragnienia do szczęścia nie prowadzą.


R: Szukamy przyjemności.

M: Każdej przyjemności towarzyszy ból. Wkrótce odkryje pan, iż niepodobna mieć jedno, nie mając drugiego.




* * *



R: Gdy pana słucham, umysł mój przebywa w teraźniejszości, a ja jestem zdumiony, że nie mam żadnych pytań.

M: Rzeczywistość może pan poznawać tylko wtedy, gdy się pan zdumiewa.


K O N I E C



Z marathi na j. angielski przełożył:

Maurycy Frydman.

Przeklad polski: Z.M., Z.N.L., Z.L.J.






Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
14 POLSKA POEZJA ŚWIECKA XV WIEKU Rozmowa Mistrza Polikarpa ze Śmiercią, Skarga umierającego,?nti
Rozważania o marności życia i nieuchronności śmierci w Rozmowie mistrza polikarpa ze śmiercią
Rozmowa mistrza polikarpa ze smiercia, Utwór rozpoczyna się wezwaniem pomocy Bożej w tworzeniu dzieł
Rozmowa mistrza polikarpa ze smiercia, Utwór rozpoczyna się wezwaniem pomocy Bożej w tworzeniu dzieł
Rozmowa mistrza Polikarpa ze Śmiercią, Szkoła
M.Włodarski - Rozmowa mistrza Polikarpa ze Śmiercią, POLON - I rok, HLP - staropolka i lit. oświecen
Rozmowa mistrza Polikarpa ze Śmiercią, filologia polska
ROZMOWA MISTRZA POLIKARPA ZE ŚMIERCIĄ, Polonistyka, staropolka, średniowiecze
Rozmowa Mistrza streszcz, Średniowiecze i renesans
Rozmowa mistrza Polikarpa ze śmiercią
MISTRZ ZEN Zapiski rozmów mistrza zen Dogena ze swoim mistrzem Dźu Czingiem duddyzm mp3
Rozmowa mistrza Polikarpa ze śmiercią
Rozmowa mistrza polikarpa ze smiercią
Rozmowy z Mistrzem Sprzedazy rozmis 3