Michel de Montaigne, Próby, przeł. Tadeusz Żeleński (Boy), Warszawa 1985
O nierówności, jaka jest między ludźmi
Plutarch powiada gdzieś, iż mniejszy jest przedział między zwierzęciem a zwierzęciem niż między człowiekiem a człowiekiem. Ma na myśli zdatność duszy i wnętrznych przymiotów. W istocie, taką widzę przepaść między Epaminondasem (jak go sobie wyobrażam) a innym jakim z ludzi, których znam (ba, nawet mających swój rozum), iż chętnie poszedłbym jeszcze dalej niż mniemanie Plutarcha, i rzekł, iż większy jest odstęp między tym pierwszym a drugim człowiekiem niż między drugim człowiekiem a zwierzęciem:
Jakżeż góruje nieraz człowiek nad człowiekiem.
Ter. Eunuch. II, 3, l.
i że tyleż jest stopni ducha, ile sążni stąd do nieba, i tak samo niezliczonych. Ale co się tyczy oceny ludzi, dziwne jest, iż, z wyjątkiem nas samych, wszelką rzecz ocenia się jeno wedle jej własnych zalet: chwalimy konia za to, że silny i zwinny,
Bo i jakoż sławimy rączego rumaka,
Co niejedną nagrodę zdobył! Toż cyrk cały
Grzmi rozgłośnymi krzyki na końskie zwycięstwo.
Juv. VIII. 57.
a nie za jego rząd i siodło; charta za chyżość, nie za obrożę; sokoła za skrzydła, nie za kaptur i dzwonki: dlaczego tak samo nie oceniamy człowieka wedle tego, co jego własne? Ma liczny dwór, piękny pałac, szerokie wpływy, tyle a tyle dochodu: wszystko to jest dokoła niego, nie w nim. Nie kupujcie kota w worku: jeśli targujecie konia, zdejmujecie mu derki, oglądacie go bez pokrycia, nago; albo jeżeli jest okryty (jak niegdyś przyprowadzano je książętom na przedaż), to jeno w częściach najmniej ważnych, iżbyście nie zabawiali się nad pięknością sierści albo szerokością zadu, ale głównie zatrzymali się przy rozważaniu nóg, oczu i pęcin, które są członki najbardziej pożyteczne:
Nim książę kupi konia, rozkulbaczyć każe
Bacznie ważąc, czy mimo przepięknej postaci
Nie ma nóg pozrywanych, by się nie oszukać
Pozorem, że zad piękny, łeb krótki, kark wzniosły.
Hor. Sat. I, 2, 86
Dlaczegóż, oceniając człowieka, oceniacie go całkowicie zawiniętym i opakowanym? Wystawia nam na pokaz jeno te części, które zgoła nie są jego, a kryje te, przez które jedynie można osądzić istotną wartość. Warn chodzi o jakość szpady, nie pochwy: czasem nie dalibyście za nią może ani szeląga, gdybyście ją obejrzeli w pełnym blasku. Trzeba oceniać człowieka wedle niego samego, a nie wedle jego przyodziewy; bardzo trefnie powiada ku temu starożytny: „Czy wiesz, dlaczego mniemasz go być wielkim? Liczysz go wraz z wysokością szczudeł." Postument nie należy do posągu. Oglądajcie go bez oprawy: niech odłoży na stronę bogactwa i zaszczyty; niech się pokaże w koszuli. Ma-li ciało sposobne do swoich funkcji, rześkie i zdrowe? Jaką ma duszę? Czy jest piękna, zdatna i równomiernie zaopatrzona? Czy bogata swoim, czy cudzym? Czy los odmienny nic na niej nie wskóra? Czy z otwartymi oczami oczekuje obnażonych mieczów; czy obojętne jej, którędy odda tchnienie: ustami czy gardzielą; czy jest stateczna, równa i pogodna: to wszystko trzeba wiedzieć i tą miarą oceniać ogromne różnice, jakie są między nami. Czy jest
...Mędrzec, sobie pan prawdziwy,
Co depce swoje żądze, odrzuca zaszczyty,
Sam dla siebie całością, jak kula wymierną.
Nie ma gdzie słabizny, o którą zaczepia
Zła Fortuna, co bije zawdy we wadliwe...
Hor. Sat. II, 7, 83.
taki człowiek jest na tysiąc sążni ponad królestwa i księstwa; sam dla siebie jest swoim cesarstwem.
Mędrzec zawsze potrafi stworzyć dla się szczęście.
Plaut, Trinumm. II, 2, 84.
czegóż pozostaje mu jeszcze pragnąć?
Czy nie widzimy, jako natura niczego
Nie pragnie więcej dla się, jak by z ciała zniknął
Ból precz, a duch swobodnie by używał myśli
I innych zmysłu wrażeń, bez trosk i obawy?
Lucret. II, 16.
Przyrównajcież mu ciżbę naszych człowieczków, głupią, niską, służalczą, niestałą i nieustannie miotaną burzami namiętności, które, trącając ją tam i sam, czynią ją zawisłą cale od obcej mocy. Większe tu jest zaiste oddalenie niż od nieba do ziemi; wszelako ślepota nasza, płynąca z przyzwyczajenia, jest taka, że mało zważamy na to albo nic wcale: podczas gdy jeśli zważamy chłopa i króla, szlachcica i chama, urzędnika i postronnego człeka, bogacza i biedaka, natychmiast oczom naszym przedstawia się ogromna różnica między tymi ludźmi, mimo iż różnią się nieraz, można powiedzieć, jeno krojem pludrów.
W Tracji król wyróżniał się od swego ludu w sposób bardzo sztuczny i pocieszny: miał osobną religię, boga osobnego dla siebie, którego poddanym nie godziło się uwielbiać: Merkurego; on zasię gardził bogami poddanych, Marsem, Bachusem, Dianą. Są to wszelako malowidła, które nie czynią żadnej istotnej różnicy. Jak aktorzy komedii, których widzicie na scenie przybierających miny książąt i cesarzy, a wnet potem oglądacie jako nędznych parobków i drabów, co jest prawdziwą i przyrodzoną kondycją: tak i cesarz, którego pompa olśniewa was publicznie,
Choć drogie ma szmaragdy, sadzone na złocie,
I szatę purpurową, bezcenną, by w oną
Przybrany, milej żłopał Wenery rozkosze...
Lucret. IV. 1123.
owo przyjrzyjcie mu się za kurtyną; nic, jeno pospolity człowiek, nieraz może szpetniejszy niż najlichszy z jego poddanych:
Tego szczęście jest złote, jego pozłacane. Sen. Epist. 115.
tchórzostwo, niestatek, ambicja, złość i zawiść miotają nim jako i drugim;
Ani skarby drogocenne, ani pachoły
Z toporami przy konsulu trosk nie umniejszą,
A zgryzoty i w pałacu, gdzie strop rzeźbiony,
Naprzykrzają się natrętnie...
Hor. Carm. II, 16, 9.
troska a lęk dzierżą go za gardło pośród jego wojska.
Zaprawdę, nieodstępne troski, postrach ludzi,
Nie boją się ni zbroi, ni poświstu grotów,
I śmiało między króle pchają się, mocarzów
Za nic mając ani też baczą na blask złota.
Lucret. II, 47.
Gorączka, ból głowy i podagra zaliż oszczędzają go bardziej niż nas? Kiedy starość zwali mu się na barki, zali gwardziści mu ją zdejmą? Kiedy przejmie go obawa śmierci, zali upewni go przytomność dworzan i pokojowców? Kiedy go będą trapić zazdrość i pożądanie, zali czapkowania nasze dadzą mu pociechę? Sklepienie jego łoża, całe wzdęte od pereł i złotogłowiu, nie ma mocy ukoić ani nawet napadu zwykłej kolki!
I ognista gorączka nie pierwej ustąpi,
Jeśli stękasz na kraśnych kobiercach w purpurach,
Niż gdy trzęsiesz się od niej pod derką plebejską.
Lucret. II, 34.
Pochlebcy wielkiego Aleksandra wmawiali weń, że jest synem Jowisza: owo gdy jednego dnia, będąc ranny, patrzył na krew upływającą z ciała: „No i cóż powiadacie — rzekł — nie jestże to krew czerwona i ze wszystkim ludzka? Ani podobna tej, jakiej Homer każe płynąć z ran bogów." Hermodoros, poeta, uczynił wiersze na cześć Antygona, w których nazywał go synem słońca: zasię ten: „Ów — odparł — który wymiata mój stolec, wie dobrze, że tak nie jest." Król jest to człowiek i nic więcej: a jeśli sam ze siebie jest lichym człowiekiem, władztwo całego świata nie zdoła go przystroić.
Choćby go wszystkie dziewki uwieść chciały, choćby
Pod jego stopą róże wykwitały wonne...
Pers. II, 38.
i cóż z tego, jeśli to jest dusza grubaśna i tępa? Samej rozkoszy nawet i szczęścia nie zdolen jest człowiek odczuć, bez niejakiej bystrości ducha i dowcipu.
Bo to rzeczy są takie, jak duch, co je miewa:
Kto ich zażywać umie, temu dobre; kto zaś
Źle ich użyje, temu na złe się obrócą.
Ter. Heaut. I. 3. 21.
Choćby dary fortuny były i największe, trzebaż jeszcze posiadać i czucie, aby je smakować. Użycie, nie posiadanie, czyni nas szczęśliwymi.
Ni pałac, ni wieś luba, ani wory złota
Nie odpędzą od pana chorego złej febry
Ani trosk od umysłu. Musi pan być zdrowym,
Jeśli chce swoich skarbów używać rozkosznie.
Kogo chuć i strach dręczy, wówczas tak go cieszy
Dom lub mienie, jak obraz kaprawego albo
Okłady podagryka.
Hor. Epist. l, 2, 47.
Jeśli jest głupcem, jeśli smak ma tępy i jałowy, równie mało się nim cieszy, co paralityk słodyczą greckiego wina albo koń przepychem rzędu, w który go obleczono. Tak samo, powiada Platon, zdrowie, piękność, siła, bogactwo i wszystko, co się nazywa „dobrem", wszystko to równie jest złem niegodnemu, jak dobrem godnemu; i złe tak samo, na odwrót. A potem, gdzie ciało i dusza są w złym stanie, na cóż się zdadzą te zewnętrzne dogodności? Zważywszy, iż najmniejsze ukłucie szpilką i najlżejszy zamęt duszy wystarczają, aby nam odjąć rozkosz władztwa świata. Darmo mu być Najjaśniejszym i Majestatem: za pierwszą potyczką, jaką mu wyda podagra,
Choćby cały był złotem wyłożon i srebrem.
Tib. I, 2, 71.
zali nie traci wraz pamięci o swoich pałacach i wielkościach? Jeśli jest w gniewie, czyż księstwo chroni go od tego, by bladł, czerwieniał, zgrzytał zębami jak opętaniec? Zasię, jeśli to jest roztropny i godny człowiek, władztwo niewiele przyda do jego szczęścia;
Jeśli masz zdrów żołądek i lędźwie, i nogi,
To i cóż ci dać mogą by skarby królewskie?
Hor. Epist. I. 12, 5.
widzi, że to jest jeno dym i złuda. Ba, może będzie zdania króla Seleuka, „że gdyby kto znał istotny ciężar berła, nie raczyłby go podnieść znalazłszy na ziemi", rozumiał pod tym wielkie i ciężkie obowiązki, spoczywające na dobrym królu.
Zaiste, nie jest to mała rzecz musieć kierować drugimi, skoro w kierowaniu sobą tyle spotykamy trudności. Co się tyczy rozkazywania, które zdaje się tak lube, to, zważywszy niezdarność ludzkiego rozumu i trudność wyboru w nowych i wątpliwych rzeczach, jestem bardzo tego zdania, iż łatwiej o wiele i milej jest być prowadzonym niż prowadzić; i że to jest wielkie wytchnienie dla ducha iść wyżłobioną koleją i odpowiadać jeno za siebie.
Tak iż lepiej w spokoju być uległym władzy,
Niźli chcieć władać państwem...
Lucret. V, 1126.
Dodajmy do tego, co powiadał Cyrus, iż nie przystoi nikomu rozkazywać drugim, o ile nie jest więcej wart od tych, którym rozkazuje. Zasię król Hieron, w Ksenofoncie, powiada więcej: Iż nawet w kosztowaniu rozkoszy władcy są w gorszym położeniu niż osoby prywatne, ile że łatwość i dogodność odejmuje im ową korzenną zaprawę, którą my w nich znajdujemy.
Miłość, o ile przeszkód nie ma do zwalczenia,
Rodzi przesyt i nudzi, jak zbyt słodkie jadło.
Ovid. Amor. II, 19, 25.
Czy wyobrażamy sobie, iż chłopaki drące się na chórze wielką znajdują rozkosz w swej muzyce? Przesyt czyni im ją raczej obmierzłą. Festyny, pląsy, maszkary, turnieje, radują tych, którzy nie widzą ich często i stęsknią się za nimi; ale komu są codzienną strawą, temu smak ich staje się mdły i uprzykrzony. Dziewki nie łechcą tego, kto syci się nimi po dziurki w nosie: kto nie czeka, aż mu przyjdzie pragnienie, nie znajdzie rozkoszy w piciu. Figle kuglarzy radują widzów; im samym zasię są uciążliwą mordęgą. Że tak jest, widzimy stąd, iż rozkoszą dla książąt i ich prawdziwym świętem jest móc niekiedy się przebrać i zstąpić do gminnych i pospolitych obyczajów życia.
Często książętom mila odmiana,
Biesiada skromna, strzecha słomiana,
Bez purpurowych kobierców łoże
Na chmurnym czole uśmiech wymoże.
Hor. Carm. III. 29, 13.
Nie masz nic bardziej uciążliwego i sprzykrzonego niż zbytek. Jakaż chuć by się nie stępiła widząc trzysta kobiet na skinienie, jako ma wielki sułtan w swym seraju? Jakąż rozkosz w polowaniu mógł czerpać ów jego przodek, który nie ruszał nigdy na łowy w mniej niż siedem tysięcy sokolników? Prócz tego mniemam, iż ów blask wielkości czyni im niemałe przeszkody w kosztowaniu bardziej słodkich rozkoszy: są oni zbyt na widoku i na oczach świata. A poza tym w jakiś sposób wymaga się od nich, by bardziej ukrywali swe błędy: to bowiem, co u nas jest płochością, u nich staje się w oczach ludu tyranią, wzgardą i poniewieraniem praw. Rzekłbyś, iż prócz skłonności do grzechu znajdują jeszcze rozkosz w obrażaniu i deptaniu nogami publicznej obyczajności. Jakoż Platon w swoim Gorgiaszu określa jako tyrana tego, kto ma swobodę czynić w państwie wszystko, co mu się podoba: z tej przyczyny często pokaz i jawność ich błędów bardziej kłuje w oczy niż same błędy. Nikt nie lubi, aby go szpiegowano i kontrolowano: oni są pod kontrolą ciągle, aż do najmniejszego ruchu, nawet zgoła myśli; jako iż cały naród uważa, że ma prawo i interes je osądzać. Dodajmy, iż plamy zdają się większe wedle naoczności i jasności miejsca, w którym się usadowią: drobne znamię lub brodawka na czole bardziej razi niż indziej cała szrama. Oto, czemu poeci przedstawiają Jowisza, iż, popadłszy w tkliwe upały, odmienia wprzódy swą postać; i z tylu miłosnych praktyk, które mu przypisują, jak mniemam, można znaleźć zaledwie jedną, gdzie występuje w całej wielkości i majestacie.
Ale wróćmy do Hierona. Powiada też, ile cierpi utrapień w swojej królewskości, iż nie może wędrować i podróżować swobodnie, będąc jakoby więźniem w granicach kraju; dalej, że we wszystkich sprawach czuje się zawżdy otoczony natrętną ciżbą. W istocie, patrząc na naszych królów, jak samotnie siedzą przy stole, oblężeni mnogością pyskaczy i nieznanych gapiów, często doświadczałem raczej współczucia niż zazdrości. Król Alfons powiadał, że osły lepszą w tym mają kondycję niż królowie; panowie pozwalają się im paść swobodne; gdy królowie za nic nie mogą tego uzyskać u swoich sług. I nigdy nie mogłem pojąć, aby to była w życiu dorzecznego człowieka wielka dogodność, iż ma ze dwa tuziny kontrolerów, gdy siedzi na stolcu; ani żeby służby człowieka, który ma dziesięć tysięcy funtów dochodu, który zdobył Kazal lub obronił Siennę, miały mu być milsze i znośniejsze niż usługa zdatnego i wyćwiczonego pachołka.
Przywileje władcy są niemal ze wszystkich urojone. Każdy stopień fortuny ma jakowyś pozór władztwa. Cezar nazywa królikami wszystkich panów, wykonujących za jego czasu wymiar sprawiedliwości we Francji. Po prawdzie, oprócz imienia „Najjaśniejszego", my wszyscy niewiele w tyle jesteśmy za królami. Ot, weźcież, w prowincjach odległych od dworu, w Bretanii na przykład, dwór, wasalów, oficerów, tryb życia, porządki i ceremoniał jakiego możnego panka, odludka i domatora, jak żyje w otoczeniu swych sług, i spójrzcie także na lot jego wyobraźni: nie może być nic bardziej królewskiego! Słyszy o swoim władcy ledwie raz na rok, jakoby o królu perskim, i zna go jedynie z jakiegoś odwiecznego krewieństwa, które sekretarz prowadzi w regestrach. Zaiste, prawa nasze są dość swobodne, i ciężar zwierzchności nie daje się szlachcicowi francuskiemu uczuć częściej niż ledwie dwa razy w ciągu życia. Istotne i czynne poddaństwo dotyczy jedynie tych, którzy się doń garną i którzy radzi są przysporzyć sobie czci i bogactw taką służbą: kto chce się zagrzebać w swych pieleszach i umie prowadzić dom bez kłótni i procesów, ten jest tak swobodny jak doża wenecki. Mało jest takich, których zmuszono do niewoli, więcej tych, co dobrowolnie w nią idą. Sen. Epist. 22.
Ale zwłaszcza cierpi Hieron nad tym, iż pozbawiony jest wszelkiej przyjaźni i wzajemnego obcowania, na czym zasadza się najbardziej słodki i doskonały owoc ludzkiego żywota. Jakiż bowiem dowód przywiązania i dobrej woli mogę otrzymać od tego, kto, chce czy nie chce, winien mi jest wszystko, co może? Czy mogę liczyć sobie za coś jego uniżoną mowę i pokorne ukłony, zważywszy, iż nie sposób mu uchylić się od nich? Cześć, jaką nam świadczą ci, co się nas lękają, nie jest czcią; owe objawy szacunku przypadają randze królewskiej, nie mnie.
To jest największy królewski przywilej,
Że lud zmuszony jest nie tylko cierpieć
Działalność jego, ale zawsze sławić.
Sen. Thyest. II, l, 30.
Czyli nie widzę, iż zły i dobry król, ten, którego nienawidzą i którego kochają, tyleż ma z tego jeden co i drugi? Tej samej parady, tej samej ceremonii, służb zażywał mój poprzednik i takoż będzie następca. Jeśli poddani moi nie czynią mi przykrości, nie jest to świadectwem żadnych dobrych uczuć: dlaczegóż miałbym to brać za dowód przychylności, skoro nie mogliby czynić inaczej, choćby chcieli? Nikt nie trzyma się mnie z przyjaźni, jaka by istniała między nim a mną; nie może się zadzierzgnąć przyjaźń, gdzie jest tak mało bliskości i porozumienia. Wielkość moja wyniosła mnie poza towarzystwo ludzi; zbyt wielka jest nierówność i nieproporcja. Otaczają mnie z obowiązku i zwyczaju albo raczej nie tyle mnie, ile mą fortunę, aby pomnożyć przy niej swoją. Wszystko, co mówią i czynią, to jeno barwiczka, ile że swoboda ich spętana jest z wszystkich stron przemocą, jaką mam nad nimi. Widzę dokoła siebie same jeno opończe i maski.
Jednego dnia dworzanie chwalili cesarza Juliana, że wydaje sprawiedliwe sądy; na co rzekł: „Czułbym się dumny z tej pochwały, gdyby pochodziła od osób, które by śmiały zganić mnie lub potępić, o ile bym zasłużył." Wszystkie prawdziwe korzyści, jakie mają władcy, są im wspólne z ludźmi średniej fortuny: bogów sprawą jest jeździć na skrzydlatych rumakach i karmić się ambrozją. Sen ich i apetyt nie różni się od naszego; klinga ich nie jest z hartowniejszej stali; korona nie zasłania ich od słońca ani deszczu.
Dioklecjan, który nosił swoją na głowie tak chlubnie i szczęśliwie, złożył ją, aby się cofnąć w wywczasy prywatnego życia; a gdy w jakiś czas potem obrót spraw publicznych wymagał, aby znów dźwignął ich ciężar, odpowiedział tym, którzy go o to prosili: „Nie podjęlibyście się nakłaniać mnie do tego, gdybyście widzieli piękny porządek drzew, które u siebie posadziłem, i piękne melony, które sam wyhodowałem."
Zdaniem Anacharsisa, najpiękniejsze urządzenie państwa byłoby to, gdzie przy równych warunkach pierwszeństwo odmierzałoby się cnocie, zasię ostatnie miejsce występkowi.
Kiedy król Pyrrus postanowił wkroczyć do Italii, Kineasz, roztropny doradca, chcąc mu dać uczuć czczość jego ambicji, spytał: „Powiedz mi, panie, w jakimż celu podejmujesz tę wielką wyprawę?" „Aby się stać panem Italii" — odparł tamten bez namysłu. „A później — ciągnął Kineasz — gdy to się spełni?" „Wkroczę — odparł król — do Galii i Hiszpanii." „A potem?" „Podbiję Afrykę; a w końcu, kiedy świat cały rzucę sobie pod stopy, odpocznę i będę żył w swobodzie i weselu." „Na Boga, panie — rzekł wówczas Kineasz — powiedzcie mi, co przeszkadza, byście już teraz tak żyli, jeżeli macie ochotę? Czemu nie zawijasz dziś do tego portu, do którego rzekomo dążysz, i czemu nie oszczędzisz sobie tylu trudów i niebezpieczeństw, którymi się odeń odgradzasz?"