Krystyna
Miłobędzka niewątpliwie jest poetką docenioną. Uznanie
przyszło jednakże... po cichu, bez nadmiernego rozgłosu. Jak
wytłumaczyć ów paradoks recepcji tej twórczości? Można by
przede wszystkim wskazać na fakt niespiesznego ogłaszania swej
poezji przez Miłobędzką - począwszy od debiutu w 1960 roku
cyklem Anaglify na łamach "Twórczości",
poprzez kolejne tomiki: Pokrewne (1970), Dom,
pokarmy (1975), Wykaz treści(1984), Pamiętam.
Zapisy stanu wojennego (1992), Przed wierszem.
Zapisy dawne i nowe (1994 - wybór
wierszy), Imiesłowy (2000),wszystkowiersze (2000).
Jest w tym niespiesznym publikowaniu pewna regularność,
niezważająca na kolejne zmiany warty w polskiej poezji, swoista
niezależność wobec poetyckich generacji, nurtów, mód. Tej
osobistej drodze poetyckiej towarzyszą stale, miarowo wierni
słuchacze-recenzenci: Stanisław Barańczak, Leszek Szaruga,
Adriana Szymańska, Tadeusz Nyczek, a od niedawna (ale równie
wiernie): Marcin Sendecki, Adam Poprawa oraz Piotr Sobolczyk.
Wymieniam te nazwiska "stałych recenzentów", gdyż to
w niemałej mierze ich teksty poświadczają wyjątkowość tej
twórczości, wyznaczają jej eksponowane miejsce. Miłobędzka
bowiem nie tyle sytuuje się na uboczu, co pozostaje niezmiennie
poetką osobną, poetką, której wierszy historia literatury tak
łatwo nie wchłonie. Dlatego też najnowszy tomik Po
krzyku domaga się osobnego omówienia.
PO
ALE PRZED (WOKÓŁ TYTUŁU)
Tytułowy "krzyk"
powraca w dwu zasadniczych kontekstach w wierszach z najnowszego
tomiku Miłobedzkiej. Pierwszy z nich odwołuje się do skojarzeń,
związanych z momentem narodzenia. Stały to element poetyckiej
wyobraźni autorki Przed wierszem, obecny od początków
jej twórczości - by przypomnieć tylko utwór Śpiew ze
zbioru Pokrewne czy cały szereg wierszy z
cyklu Wykaz treści, na czele z frazą: "Wpadamy
z krzykiem" (*** [Wierzy się samo...]). Słowa te
swoiście współbrzmią z jednym z utworów zamieszczonych w Po
krzyku - cytuję w całości: "wspólna, wkrzyknięta
w ludzi" (s. 40 - żaden z wierszy najnowszego zbioru
Miłobędzkiej nie został zatytułowany, pozwolę sobie więc w
dalszym ciągu zaznaczać ich lokalizację, podając jedynie numer
strony). Krzyk okazuje się tu pierwotną reakcją w zetknięciu
ze światem. Obok jednakże skojarzeń związanych z automatyzmem
tego gestu (poświadczającym jego wspólnotowy wymiar), posiada
także odmienną konotację - okazuje się pierwszą,
uprzywilejowaną próbą od-powiedzi na świat, opisania życia
(por. frazę z wiersza *** [Zapisać bieg myśli...] ze
zbioru Imiesłowy: "Każde dziecko mnie przegoni
swoim ooo!"). Drugim zasadniczym kontekstem, w jakim pojawia
się motyw "krzyku", jest skojarzenie z milczeniem - jak
w utworze, brzmiącym następująco: "zdusiła swój krzyk /
teraz milczy o życie" (21). Ta perspektywa powraca w całej
poezji Miłobędzkiej bodaj tylko jeszcze jeden raz w wierszu ***
[To co się chce samo zawołać...] (Wykaz treści),
by w tomiku Po krzyku przybrać następującą
postać:
"znowu
dajemy sobie krzyki życia strącamy talerze, już
ledwo
starcza mi ciała na te rany
kolejna wiosna pod nogami
budzi fiołki, tyle urodzin tyle
początków, szepczemy
fiołki" (50)
Wyróżnienie
dwóch perspektyw, w których pojawia się motyw "krzyku",
wymusza postawienie pytania o zależność powracających
elementów: "krzyku" właśnie, tego, co po nim
następuje - czyli "życia", wreszcie - "milczenia".
Pewne możliwości odpowiedzi ujawnia analiza roli tytułowego
przyimka "po" - w zestawieniu z przyimkiem, stanowiącym
część tytułu wyboru wierszy Miłobędzkiej Przed
wierszem. Zapisy dawne i nowe. Po pierwsze, oba te krótkie
wyrazy stwarzają wrażenie pewnego linearnego rozwoju, szeregują
wedle kolejności. W tym ujęciu pierwszym elementem byłby
"krzyk", po którym następowałoby "życie"
(jako coś "po krzyku" i "przed wierszem"),
wreszcie składnikiem ostatnim okazywałby się wiersz (pojęty
jako "milczenie"?). Po drugie, wprowadzenie owej
kolejności przez przyimki stwarza wrażenie pewnej przestrzennej
relacji bliskości. W tej perspektywie dopatrzyć można by się
pewnego przesunięcia. O ile wcześniej "życie" było
raczej "przed" (wierszem), czyli poprzedzało, to - co
najmniej od zbioru Imiesłowy - ważniejsza
okazuje się inna relacja.
Podsumowując dotychczasowe
rozważania, trzeba powiedzieć, że w jakich kategoriach by nie
określić owego "czegoś pomiędzy" (czyli ogólnie
mówiąc słowem przywoływanego wiersza - "życia")
stanowi ono podstawowy problem tej poezji. Innymi słowy, "życie"
okazuje się ostatecznie problematyczną, kłopotliwą luką,
dziurą, wyrwą... dla poetki. Dlaczego?
ŻYCIOWE
PROBLEMY
Przede wszystkim kłopotliwe staje się
samo "wkrzykniecie" w świat. Ta dolegliwość
egzystencjalna konsekwentnie obecna jest w twórczości
Miłobędzkiej od jej początków, już od zasadniczego
stwierdzenia z tomikuPokrewne: "Wykołowali mnie na
człowieka" (37). To rozpoznanie przypomina Heideggerowskie
wrzucenie w świat (warto w tym miejscu choćby zasygnalizować
ważną rolę zaimka "się" w tej poezji), z jednym z
jego zasadniczych właściwości - poddaniu władzy czasu.
Egzystencja okazuje się w konsekwencji przede wszystkim
byciem-ku-śmierci (problem ten staje się tematem kilku utworów
- 16, 33, 34), a wszystko, co się pojawia, jest przywoływane w
przestrzeni wiersza dotknięte zostaje pośpiechem przemijania.
Podstawowymi obrazami tego rozpoznania poetka czyni przyśpieszony
oddech czy "dyszenie" (warto w tym miejscu zauważyć,
że "zdyszane oziminy" [23] swych krewnych miały we
wcześniejszych obrazach "dyszącego motyla" z
wiersza Umieszczona sobie dnia tego i tego między
rodzicami z tomiku Pokrewne, "zdyszanego
zwierzątka" powracającego w wierszach ze zbiorów Dom,
pokarmy i Wykaz treści; na istotność tego
motyw zwracali zresztą już uwagę Stanisław Barańczak, Adriana
Szymańska, a Piotr Sobolczyk postawił go nawet w samym centrum
swych rozważań, określając wiersze Miłobędzkiej jako "wyrwy
z zadyszeń") oraz "bieg" (Stanisław Barańczak
już w recenzji z cyklu Pokrewne pisał o
"nieustannej pogoni"). Ważne w tej perspektywie okazuje
się też powracające słowo "chwila", swoiście
wyróżnione w zakończeniu wiersza otwierającego tomik Po
krzyku:
"śpiesz
się!
mów się!
zostaje ci ta chwila"
W
utworze tym w sposób naturalny (poetycko uzasadniony paralelną
konstrukcją dwóch pierwszych wersów) na dolegliwości
egzystencjalne nałożone zostają problemy literackie (z kręgu
tego, co za tytułami zbiorów można by określić mianem -
"wiersza" czy "zapisu"). A jest ich niemały
katalog - w tym miejscu wymienię tylko podstawowe. Przede
wszystkim kłopotliwa staje się nieadekwatność tego, co
zobaczone (ten zmysł zostaje szczególnie wyróżniony) i tego,
co wypowiedziane (np. 6), czyli po prostu - "życia" i
"wypowiadania" (13). Nieadekwatność owa rodzi się z
kilku powodów: przewagi - liczebnej - "żywego" nad
"słowami" (26); mechanizmów różnicujących językowe
obrazy świata poszczególnych ludzi (37, 38); trudności
rodzących się podczas "zapisywania w pośpiechu" (17),
w pośpiechu "życia" (49); niedostateczny okazuje się
także gest nazywania, nadawania imienia (11) oraz sama natura
imion, "celność słów" (nieuchronnie
uprzedmiotawiających, zatrzymujących to, co w ruchu, to, co
biegnie; 44). Najważniejszym jednakże kłopotem z (poetyckim)
nazywaniem okazuje się napięcie między konkretnością każdego
szczegółu rzeczywistości z osobna a nieredukowalną siecią,
labiryntem powiązań bytów jednostkowych. Wszystko to chyba
zmusza poetkę do emocjonalnego w tonie stwierdzenia: "ciągle
ta sama nieopowiadalność! / (świecenie świata, szarość
papieru)" (24).
Miłobędzka sięga po całe
spektrum poetyckich środków sygnalizowania dręczącego jej
poezję problemu. W tym miejscu wymienię tylko trzy takie
sposoby, jeszcze nie zauważone przez krytyków. Metaforą
nieadekwatności zapisu życia i jego samego staje się motyw
"szyby", powracający w zbiorze Po krzyku dwukrotnie,
ale stale obecny w tej poezji od jej początków (także -
charakterystyczny dla poetyckich wyobraźni borykających się z
problemem referencji). Kolejny środek, który pomaga (poetycko)
osiągnąć wrażenie nieadekwatności, polega na specyficznym
użyciu zaimka liczebnego "tyle". Dzięki swej
gramatycznej przynależności powinien on wskazywać na
policzalność, określoność tego, o czym mówi (w końcu
odpowiada! na pytanie "ile?"). Tymczasem w kolejnych
wierszach z Miłobędzkiej (18, 36, 50) pojawia się w kontekstach
wyraźnie podważających jego właściwości. Dobrze uwidacznia
ten mechanizm choćby następująca fraza: "ty, nie wiem
nawet które, tyle tyle tego ty" (25). Znaczące wydaje się
także powracanie form zaprzeczonych, które odnaleźć można
niemal w każdym utworze, a które w sposób wyrazisty organizują
szczególnie jeden z wierszy (13):
"to
idę to myślę to mówię, nie
to się ze sobą nie
to
jedno przez drugie trzeciemu nie
kto wciąż tymi
drzwiami nie wchodzi?"
Zostawiając
całe bogactwo znaczeń wpisanych w ten utwór interpretacjom
bardziej szczegółowym, wypada zaznaczyć jedynie trzykrotne
powtórzenie partykuły "nie" w mających eliptyczną
konstrukcję kolejnych klauzulach. Pierwsze zaprzeczenie ma
charakter ogólny, wytrąca z oczywistego ciągu (że to, co
przeżyte, pomyślane może zostać następnie bez problemów
wypowiedziane). Kolejne "nie" domagają się
dopowiadania: "to się ze sobą nie [łączy]", "to
jedno przez drugie trzeciemu nie [odpowiada]". Pytanie
zamykające utwór także ma charakter negatywny, ale właśnie ze
względu na ów znak zapytania staje się wyrazem swoistego
oczekiwania - na pojawienie się tego, co nie nadchodzi
(rzeczywistości w zapisie?). Co warto podkreślić to
wyczekiwanie nosi nawet znamiona pewnej niecierpliwości.
ŻYCIOWE
SZANSE I PRAGNIENIA
W jednym z wierszy ów brak
cierpliwości zostaje nawet (oksymoronicznie) nazwany: "była
zdrowa na chorobę łączenia wszystkiego ze wszystkim" (45).
Przypadłość rzeczywistości, naturalne splatanie się tego, co
pojedyncze, konkretne choć wydaje się nie do powtórzenia w
(poetyckich) zapisach, stanowi jednakże ciągłe wyzwanie dla
poetki, upatrującej swojej szansy w tym, że - by powiedzieć
frazą jednego z wierszy - "ty, które liści igli nagli goni
tuli" "wpadnie w słowo, dziecinnie proste" (25).
Co należy od razu zauważyć Miłobędzka wydatnie pomaga owemu
(się przydarzającemu) "wpadaniu" rzeczywistości
("życia") w przestrzeń wiersza. Tak dzieję się
choćby w zafascynowaniu, jakim przepojony jest utwór o
fotografii, w którym poetka poświęca zasady zapisu graficznego,
by wyrazić swój zachwyt nad faktem, że rzeczywistość
"wpadła", pojawiła się: "są na fotografii! /
matkaojciec klombkońjesion piwonie // wemniewzięci, nareszcie
bezpieczni" (32). W innym wierszu zapisowi pragnienia: "żeby
biec żeby biegło żeby ci się to wszystko naraz zbiegło"
towarzyszy niespodziewane spotkanie, połączenie osobnych
elementów krajobrazu w prostym rymie (wzmocnionym wyrazistym
uporządkowaniem rytmicznym): "chwilko chmurko / dziecino
motylowa górko" (48).
Chwile, gdy w przestrzeni
wiersza udaje się stworzyć iluzję (?) odtworzyć (?)
rzeczywiste (wewnątrzświatowe) połączenia, nie są jednakże w
stanie przekreślić zasadniczej świadomości poetki, że
"choroba łączenia" jest wynikiem tego, że - by
ponownie oddać głos przytaczanemu już wierszowi:
"kochała
ze śmiertelnie bliskiej
odległości
wciąż
bliżej było z nią i dlatego wciąż dalej
dziś
dziwi się sobie całym starym ciałem" (45).
Bycie
choćby nawet najbliżej (tuż przed - wierszem) pozostaje nadal
nieredukowalną "odległością". Dlatego może późna
świadomość poetki kieruje się raczej ku temu, co tuż po
(krzyku). Tak mogłaby brzmieć pierwsza uwaga zapisywana na
marginesie tego wiersza. Druga zmierzałby do podkreślenia
wyraźniejszego w najnowszym zbiorze - w porównaniu z cyklami
poprzednimi - gestu przypatrywania się poetki samej sobie,
spoglądania zmierzającego do powtarzanego w końcowych
fragmentach tomiku na różne sposoby redukowania swojej
obecności: "rozbierz się z Krystyny" (53), "jestem
do znikania" (54), "pisz pisz aż w pisaniu znikniesz"
(58). Można te słowa przeczytać jako (przejmujący) wyraz
późnej świadomości odchodzącego człowieka, kolejny literacki
obraz pożegnania. Zapewne istnieje taka możliwość. Ważniejsze
jednak wydaje się inne prawdopodobne odczytanie. Istotną
właściwością tego procesu redukcji jest świadomość wpisana
w następujące słowa: "nie mam słów / nie mogę nawet
oniemieć" (57). Poetka zdaje się mówić, że aby móc być
"po krzyku" trzeba "oniemieć", doprowadzić
wiersz do milczenia. Dlatego wiele spośród utworów najnowszego
tomiku Miłobędzkiej liczy zaledwie kilka linijek (czasem - kilka
słów), dlatego zapewne poetka w coraz większym stopniu
rezygnuje z poetyckiego myślenia obrazami (nieodłącznie
obecnego w jej początkowych zbiorach). Na to, żeby "oniemieć",
poezja jednak nie znajduje słów! Miłobędzka, świadoma
niemożliwości wpisanych w swoją (ciągle podejrzewaną)
profesję, kończy zbiór Po krzyku melodyjnie
kołysząc czytelnika do snu obrazami odpoczynku (jakby
spełniającymi pragnienie wpisane w zakończenie jednego z
wierszy - "dojść tam, odpocząć w zieleni"):
"zaśpiewam
ci przebudzankę:
pod ciężkim śniegiem na zielonej
trawie..." (64)
Kołysanka
okazuje się "przebudzanką"! Jak poeta nigdy
ostatecznie nie zamilknie, tak ludzie zawsze pozostaną
"wykołowani na człowieka".
WYKOŁOWANY
NA KRYTYKA
Jak brzmi ostateczna odpowiedź
Miłobędzkiej? Takiej odpowiedzi próżno by szukać. Innymi
słowy, "zapisy" autorki Przed wierszem zawsze
pozostaną - jak w jednym z wierszy, będącym cytatem z zapewne
gdzieś zasłyszanej wypowiedzi - "»jakoś się urządzaniem
pewnie i przejściowo«" (19), zawsze pozostaną jak: "ty,
które pisze bardzo piękny wiersz ale go nie prowadzi / do
puenty" (25).
Krytyk, przysłuchujący się tym
niepewnym zapisom, może im tylko pokornie towarzyszyć - zamiast
kropek stawiać znaki zapytania; zamiast udawać, że możliwa
jest klarowna spójność, łamać płynność wywodu licznymi
nawiasami; zamiast zdążać pewnie do konkluzji, błędnie
zataczać lekturowe kręgi; zamiast udawać, że wie lepiej niż
słowa samej poetki, czasem skrywać swe myśli za celnymi
cytatami. Czy to jedna z krytycznoliterackich strategii? Może
raczej konsekwencja spotkania z prawdziwie osobnym poetyckim
światem Krystyny Miłobędzkiej.
Tomasz
Cieślak-Sokołowski
Krytyk literacki, doktorant
polonistyki UJ. Wydał książkę "Mój wszechświat
uczyniony". O poezji Janusza Szubera (2004).
Tekst
był publikowany w 1 numerze "Dekady Literackiej" z 2005
roku.
|