Nigel Barley – Niewinny antropolog. Notatki z glinianej chatki str. 31-76
-Misje rujnują tradycję kulturową i poczucie godności, sprowadzając ludzi na całym globie do stanu bezradnych, zbitych z tropu kretynów, żyjących z dobroczynności pod ekonomicznym i kulturalnym jarzmem Zachodu. Największa nieuczciwość polega wszakże na eksportowaniu do Trzeciego Świata systemów myślenia, które Zachód sam już w większości odrzucił.
-Miałem to wszystko na uwadze dotarłszy do amerykańskiej misji w Ngaoundere. Czymś na kształt zdrady w aspekcie etyki antropologicznej była sama rozmowa z misjonarzami: antropolodzy mają obsesję na punkcie trzymania się z dala od tej zarazy, odkąd Malinowski, samozwańczy odkrywca badań terenowych, zaapelował płomiennie, by etnografowie opuścili misyjne werandy i powędrowali do wiosek.
-Misja nie była wyłącznie punktem pierwszej pomocy dla antropologa kompletnie nie przygotowanego ani materialnie, ani psychicznie do pracy w buszu, lecz także nader ważnym przybytkiem, dokąd się uciekało, gdy miał człowiek wszystkiego dosyć, gdzie można było zjeść trochę mięsa, pogadać po angielsku i pobyć z ludźmi, którym nie musiało się obszernie wyjaśniać nawet najprostszych sformułowań.
-*(Barley badał lud Dowayów w Kamerunie)
-Dowayowie wiedzieli, jak wyjaśnić tę sytuację: podkreślali, że protestant jest kowalem. U Dowayów kowale stanowią osobną grupę, z którą kontakty powinny być skrupulatnie ustalane. Kowale nie mogą wstępować w związki małżeńskie z innymi Dowayami, jeść razem z nimi, czerpać wspólnie z nimi wody ani też wchodzić do ich domów. Kowale bowiem zakłócają porządek hałasem, zapachem i dziwnym sposobem mówenia.
-Dowayowie wierzą w reinkarnację. Wyjaśniali, że ona jest jak piwo w Garoua: ludzie to butelki, które trzeba napełniać duchem. Umieranie i pochówek były odsyłaniem pustych butelek z powrotem do fabryki.
-Dowayowie dzielili się na dwie grupy: na mieszkańców gór i mieszkańców równin.
-Chaty Dowayów to okrągłe gliniane budowle o stożkowatych dachach.
-Naczelnik u Dowayów to ktoś bogaty, czyli posiadający bydło. Ktoś, kogo stać na organizowanie świąt religijnych, stanowiących istotną część obrzędów. Biedni mogą dołączyć do świętujących bogaczy i uczestniczyć tym samym w rytuałach, na których odbywanie nie mogliby sobie inaczej pozwolić. Naczelnicy są więc bardzo ważnymi osobami. Niektórzy upodabniają się do członków dominującego w okolicy plemienia Fulanów i próbują podwyższyć swój status, nie używając języka Dowayów także w rozmowach ze współplemieńcami. Udają, że go nie rozumieją, mimo że jest to ich pierwszy język.
Niektórzy naczelnicy przejęli też od fulańskich dostojników zwyczaj otaczania się przepychem. Przypasują miecze i mają umyślnego, który nosi ponad ich głową czerwony parasol. Niektórzy mają nawet piewcęswych cnót, który podąża przed nimi i uderzając w bęben, przytacza listę ich wyjątkowych dokonań, zawsze w języku Fulanów.
-Dowayowie posługują się uproszczoną formą języka Fulanów, pozbawioną wszelkich nieregularności. Sens słów zostaje niejednokrotnie zmieniony tak, by odpowiadał pojęciom Dowayów.
-Według wierzeń Dowayów wszyscy biali ludzie mieszkający przez dłuższy okres w ich kraju są wcieleniem zmarłych czarowników. A zatem pod białą skórą, która nas skrywała, byliśmy czarni. Widziano, że kiedy idę spać, zdejmuję białą skórę i wieszam ją na wieszaku. Gdy jestem na misji, ja i inni biali ludzie zaciągamy na noc zasłony, zamykamy drzwi na klucz i zdejmujemy białe skóry.
-Sporo bzdur napisali ci, którzy ich pisać nie powinni, o tak zwanym "akceptowaniu antropologów". Sugerowano nawet czasami, że tubylcy zaczynają postrzegać gościa odmiennej rasy i kultury jako osobę we wszystkim podobną do miejscowych. Tak niestety nie jest. W najlepszym razie może człowiek liczyć na to, że będzie traktowany jako nieszkodliwy idiota, którego obecność przynosi wiosce określone korzyści. Jest mianowicie źródłem pieniędzy i daje ludziom pracę.
-Dowayowie powinni spędzać bydło na noc do zagrody we wsi, rzadko jednak zadają sobie taki trud. Zgodnie z tradycją pilnowanie i pasienie bydła przypada w udziale małym chłopcom, lecz w dzisiejszych czasach mali chłopcy muszą chodzić do szkoły. Bydło bląka się wskutek tego po polach, wyrządzając wielkie szkody. Kobieta wie, że stratowane pole stanie się dowodem na jej cudzołóstwo i mąż jeszcze ją za to obije, dlatego kobiety są szczególnie czujnymi strażnikami. Wobec ryzyka utraty żywności na następny rok pozostają na polach przez długie tygodnie. Bardzo nieliczne, które odwiedzają wioskę, wracają na pole wcześnie rano.
-Po śmierci bogatego człowieka, który miał, powiedzmy, czterdzieści sztuk bydła, powinno się zabić dziesięć sztuk, a nawet więcej, i mięso rozdać krewnym zmarłego. Dzisiejsze scentralizowane rządy starają się zapobiegać tak zwanemu marnowaniu zasobów, ale zwyczaj jest nadal przestrzegany. Także inne ceremonie przewidują zabijanie bydła dla zmarłych, bydłem płaci się również kupując żonę.
-Początkowo martwiłem się, że nie potrafię wyciągnąć od Dowayów więcej niż dziesięciu słów na krzyż za jednym zamachem. Kiedy prosiłem, żeby mi coś opisali – uroczystość czy zwierzę – mówili jedno albo dwa zdania i milkli. Musiałem zadawać następne pytania dla uzyskania dalszych informacji. Niezbyt mnie to zadowalało, ponieważ kierowałem wówczas ich odpowiedziami w większym stopniu, niż to nakazywała metodyka badań terenowych. Pewnego dnia, po bez mała dwóch miesiącach bezowocnych usiłowań, znalazłem powód. Dowayowie mieli po prostu całkowicie odmienne reguły prowadzenia konwersacji. Podczas gdy na Zachodzie uczy się nas, że nie należy przerywać, gdy mówią inni, w Afryce zasada taka nie obowiązuje. Stojąc twarzą w twarz, trzeba postępować tak, jak w przypadku rozmowy telefonicznej, kiedy częste wtrącenia i reakcje słowne są potrzebne dla zapewnienia drugiej strony, że wciąż jest się na linii i poświęca się uwagę rózmówcy. Słuchając czyjejś kwestii, Dowayo ponuro spogląda na podłogę, kołysze się w przód i w tył i co pięć sekund wymrukuje "tak", "rzeczywiście", "w porządku". Uchybienie takiemy zwyczajowi powoduje, że interlokutor natychmiast milknie.