[podpis] Agnieszka Wróblewska
MAGAZYN nr 44 dodatek do MAGAZYN, dodatek do Gazety Wyborczej nr 261, wydanie z dnia 08/11/1996REPORTAŻ, str. 6
Położenie: na wschód od Krakowa. Obszar: 122 km kwadratowe. Ludność: 20 tysięcy. Burmistrz gminy: mgr inż. Stanisław Kracik, włączył się do opozycji na posadzie konstruktora aparatury pomiarowej.
Nie możesz zrobić mi tego świństwa - przeraził się dyrektor, kiedy jego główny konstruktor postanowił założyć koło "Solidarności" w krakowskiej fabryce.
- Muszę ci je zrobić - odpowiedział Kracik, bo mdliło go za każdym razem, kiedy podpisywał zgodę na "odstępstwo materiałowe".
Komitet Obywatelski u schyłku lat 80. zakładał tam, gdzie mieszkał - w Niepołomicach.
- Niepołomice miały wtedy szczęście do ludzi, którzy wiedzieli, czego chcą - uważa Jerzy Miller, wicewojewoda krakowski.
Tych ludzi gmina wybrała w pierwszych wyborach samorządowych.
- Przedtem był tutaj brud, smród i ubóstwo - mówi pani Nina Librowa, która otworzyła niedawno wraz z mężem prywatną klinikę.
PRZEMYSŁ
Kurczaki
Niewidzialna ręka rynku najpierw spadła na największego w gminie pracodawcę - Państwowe Zakłady Drobiarskie. Nim burmistrz kazał zawiesić kłódkę na bramie, kurczaki już rozkradziono, silniki elektryczne przerzucono przez płot, linię produkcyjną i transport dyrekcja sprzedała na licytacji.
- Taki majątek zniszczyli - ubolewa Józef Dziadoń, ostatni naczelnik gminy z PRL-u. - Przez to, że za szybko chcieli wszystko zmienić.
Resztę majątku po drobiarstwie gmina wykupiła do spółki z hodowcami drobiu. Ubojnia drobiu się uratowała, a na tym samym terenie powstała jeszcze austriacka wytwórnia wędlin i firma kosmetyczna.
Betoniarnia
Niewidzialna ręka rynku w Niepołomicach pada następnie na przedsiębiorstwo Igloopol, zakłady sprzętu wędkarskiego, betoniarnię. Także GS nie radzi sobie z deficytem, zwalnia ludzi, wycofuje się z gastronomii i z większości sklepów.
- Nie mogliśmy udawać, że to nie jest sprawa władzy lokalnej - mówi burmistrz.
Betoniarnię kupują od wojewody i zaraz połowę gruntu sprzedają za podwójną cenę niemieckiemu producentowi okien. Drugą połowę tanio odstępują polskim inwestorom. Jeden z nich uruchamia produkcję lad chłodniczych, drugi robi ramy do luster dla Ikei.
Korzystając z ustawy o komunalizacji gruntów, powołują komisję, żeby przygotowała wnioski o przejęcie gruntów i budynków. Na czele komisji stanął radny Wiesław Kłusek, obecnie dyrektor działu gospodarki nieruchomościami.
- Śpieszyliśmy się - mówi - i to się opłaciło. Wtedy jeszcze w urzędzie wojewódzkim wnioski rozpatrywano od ręki, a decyzje wydawano bez ceregieli.
Ta gmina, jako pierwsza w województwie, stała się posiadaczem pokaźnego majątku trwałego, z którym przystąpiła do interesów.
Coca-Cola
W gabinecie burmistrza można obejrzeć stół, przy którym przez 80 godzin władze gminy kłóciły się z koncernem Coca-Cola o każde słowo.
Ktoś powiedział burmistrzowi, że koncern szuka terenu pod budowę fabryki. Zgłosili ofertę. Ofert wpłynęło 25, najgroźniejszym konkurentem była gmina Kraków.
W myśl zasady, że szczęściu trzeba pomagać, burmistrz poprawiał nieco rzeczywistość. Opowiadał na przykład, że gmina ma 15 hektarów gruntu pod budowę przygotowane od strony prawnej i nawet wstępne zezwolenie od ochrony środowiska. A papiery wcale nie były jeszcze gotowe.
Kiedy negocjacje stanęły w martwym punkcie, burmistrz wybrał się do Gdyni, gdzie Coca-Cola fabrykę już zbudowała. I tam zrozumiał, że fabryki w Niepołomicach nie zbudują, jeśli miasto nie weźmie na siebie oczyszczalni ścieków. Dalsze rozmowy poszły jak z płatka, chociaż wiele jeszcze warunków miasto musiało spełnić. Na przykład zbudować sieć telefoniczną i o dwie i pół tony zwiększyć wytrzymałość mostu.
Nie każdy bezrobotny mógł się w koncernie załapać. Wymagania pracodawcy okazały się tu całkiem różne od wymagań znanych z państwowej ubojni drobiu. Opłaciło się jednak, bo hala z czerwonymi literami na białym tle, taka sama, jakie stoją w Ameryce czy Szwajcarii, wabiła teraz kolejnych inwestorów.
Ulica Fabryczna
Przy jednej tylko ulicy Fabrycznej stoją cztery przedsiębiorstwa z kapitałem zagranicznym i cztery z krajowym.
Zakładów pracy jest w gminie blisko 60, a w dodatku 1100 rodzin prowadzi działalność - usługi, rzemiosło, handel.
- Przełamaliśmy proporcje - informuje burmistrz - więcej ludzi dojeżdża do Niepołomic do pracy, niż stąd wyjeżdża.
KOMUNIKACJA
Osobowy do Krakowa
Do Nowej Huty stąd ledwie kilkanaście kilometrów, drugie tyle do przemysłowego Krakowa. Przez ostatnie półwiecze niepołomicka siedziba Piastów i Jagiellonów służyła za chłoporobotniczą sypialnię. Rano zatłoczony osobowy wiózł do kombinatu rolników. Z powrotem przywoził proletariat, który szedł w pole albo do GS-u. Żeńska kolejka ustawiała się po kiełbasę, męska po piwo.
Teraz osobowy przestał kursować z braku chłoporobotników. Pasażerowie przesiedli się do autobusów.
Autobus gminny
Niewidzialna ręka rynku zapełniła puste półki, ustawiła na chodnikach południowe owoce, rozpięła parasole przed kawiarnią.
W Niepołomicach ludzie uważają, że to burmistrz Kracik przerobił kopciuszka na królewnę.
Rzeka Drwinka ożyła, bo burmistrz odciął ścieki, które żywcem waliły do jej koryta. Poustawiał kontenery na śmieci, żeby odpadków nie wożono do puszczy. Burmistrz posadził kwiaty, burmistrz zbudował szkołę, burmistrz odmalował domy.
Kiedyś zadzwonił do pani Kracikowej przerażony przyjaciel domu, bo usłyszał, że traktor stuknął na szosie burmistrza. Ale burmistrzowa się nie przeraziła. Wiedziała, że "burmistrzem" nazwano pierwszy autobus gminny, który ruszył na trasę wkrótce po wyborach.
Parkingi
Parkingi w mieście są bezpłatne. Kiedy właściciele sklepów na rynku protestowali przeciwko płatnym parkingom, które płoszą im klientów, gmina zaproponowała, aby równowartość miesięcznych wpływów z opłat parkingowych do kasy miasta wpłacali sami. I wpłacają.
ADMINISTRACJA
60 urzędników
Przejęli gminę z telefonem na korbkę.
Trzy tygodnie po wyborach samorząd w Niepołomicach, pierwszy w kraju, wziął pod swoją opiekę szkoły, a wkrótce potem służbę zdrowia.
Budżet gminy zwiększył się od razu wielokrotnie. W urzędzie przerabia go 60 urzędników. Tyle samo pracowało dawniej, kiedy nie zajmowano się tu remontami, finansami i zaopatrzeniem w proszek do szorowania kilkudziesięciu placówek zdrowia i oświaty. - Tyle samo, ale nie tych samych - podkreśla z naciskiem Danuta Wieczorek.
USŁUGI DLA LUDNOŚCI
Mleko
Jerzy Ziętek, przedwojenny działacz samorządowy na Śląsku, poseł na Sejm do 1947 roku, zwykł mawiać, że władzy ludowej brak ołówka i kartki papieru do rachunków.
Józef Dziadoń - wspominając czasy, kiedy był w gminie naczelnikiem - powiedział, że dawniej się tak nie liczyło wszędzie pieniędzy, ważne było zrobić coś dla ludności.
Teraz gmina nie otwiera mleczarni dla ludności, tylko przedsiębiorca otwiera je dla zysku. A mleko dla ludności jest czystsze.
Wyprzedaże
Porachowali, że nie opłaca się trzymać mieszkań komunalnych. Co mieli, sprzedali lokatorom, niektóre za psi grosz, byle nie mieć na głowie remontów. Teraz będą odsprzedawać udziały w fabrykach, które swego czasu wspierali finansowo przed upadkiem. Nauczycielom sprzedali domy nauczyciela. Baraki po bazie transportowej przerobili na lokale dla najuboższych, ale ich też nie oddali darmo, tylko sprzedali tanio. Baraki można zwiedzać, już wyrosły przy nich ogródki.
Kotły gazowe
Porachowali, że warto zamienić 25 etatów dla palaczy w ośrodkach służby zdrowia na ekologiczne kotły gazowe. Za resztę można było przyjąć na etaty lekarzy specjalistów. Dla ludności.
HISTORIA
Królowie
Pierwsze wzmianki o Niepołomicach pochodzą z XIII wieku. Już wtedy królowie zjeżdżali tu z Krakowa na polowania. Ostatni z Piastów, Kazimierz Wielki, wybudował zamek myśliwski, który służył kolejnym dworom królewskim za letnią rezydencję. Stąd Władysław Jagiełło ruszał triumfalnie na Wawel, żeby święcić zwycięstwo pod Grunwaldem. Na pamiątkę tego zwycięstwa usypano kopiec.
W Niepołomicach wyznawana jest wiara, że to w ich zamku królowie polscy właściwie mieszkali na stałe, a Wawelu używali jedynie do reprezentacji.
Posyna
Podobno królowa Bona poroniła kiedyś na polowaniu i dlatego część Puszczy Niepołomickiej nazwano "posyna".
Stoi dąb, a przy nim tabliczka: "Pod tym dębem, 27 września 1730 roku, po trzydniowych łowach, ucztował król August". Dąb jest wprawdzie młodszy, ale może to wnuk świadka królewskiego śniadania?
Puszcza, położona w zachodniej części Kotliny Sandomierskiej, ciągnie się aż po dolną Rabę. Przeważa bór sosnowy i mieszany. Jest rezerwat żubrów.
Od kiedy Nowa Huta mniej truje, do puszczy wraca życie. Poznać po tym, że znów pojawiły się grzyby i jałowce.
Wiosną władze gminy urządzają w puszczy łowy z sokołem, wyścigi psich zaprzęgów, a pani Ania z referatu gospodarczego wymyśliła także krajową wystawę psów nierasowych, która weszła do tradycji.
HANDEL, GASTRONOMIA
Targowisko
Gmina dała plac, wyposażyła go w wodę, światło, kanalizację i drogi dojazdowe, a 40 handlowców zgodziło się wyłożyć pieniądze na budowę straganów, które bardziej przypominają osiedle willowe niż bazar.
Jedyna
Nastroje są takie jak interesy, a interesy idą różnie. Barbara Włodarska z kawiarni Jedyna na przykład narzeka. - Dzień jest handlowy, a widzi pani, ledwie parę osób wpadło po ciastka.
Uważa, że ludzie nie kupują, bo nie mają pieniędzy.
Zapach róż
Państwo Gaudynowie z przemysłowego inaczej tłumaczą mały ruch. - Kiedyś w mieście był jeden sklep z konfekcją i butami, teraz jest 13 i na placu leży ten sam towar w pięciu miejscach.
Ojciec pana Ferdynanda Gaudyna prowadził sklep w rynku jeszcze przed wojną. Po wojnie najpierw obrabowała go banda Banasia, powiązana z miejscowym UB, a ledwie się dźwignął, kazali oddać lokal gminnej spółdzielni. Ferdynand miał w papierach haka i nie dostał się na studia. Egzamin zdał, ale komisja dorzuciła mu pytanie dodatkowe: jak by pan przekonał prostego człowieka o wyższości naszego ustroju? Został poligrafem, a potem przejął od ojca sklep.
Wchodzi para rolników, kupują dwie pary butów i dwa pudełka zapachu róży do łazienki.
Biała dama
W restauracji U Jedynaka jem "białą damę" - kotlet z indyka w śmietanie z pomarańczami.
Pan Jedynak zna receptury, był przedtem kucharzem w krakowskim hotelu.
OŚWIATA
Liceum
Warto zwiedzić Zespół Szkół Średnich im. Jana Pawła II. Wyrósł na miejscu starych magazynów. Zwiedzałam go z wycieczką samorządowców ze Słowacji, którzy zazdrościli zwłaszcza pracowni komputerowej i sali gimnastycznej wysokiej na dwa piętra. Młodzież przyzwyczajona tu do wycieczek, zrywa się uprzejmie na powitanie. Przed Słowakami zadziwiały się też liczne wycieczki z Zachodu.
Na korytarzu wiszą zdjęcia - wmurowanie kamienia węgielnego: maj 1993. Poświęcenie części dydaktycznej budynku i rozpoczęcie nauki - 1 września 1993.
- Budowę liceum obiecywano Niepołomicom od roku 1945 - opowiada Maria Sondel, dyrektor szkoły. - Za Gierka działaczki społeczne dobrnęły nawet przed jakieś ważne oblicze i liceum wstawiono do planu.
Ale akurat kiedy budowę skończono, nastała moda szkół zbiorczych i klasy licealne ściśnięto na jednym piętrze. Co rok było gorzej, zdolni uczniowie uciekali do Krakowa, tu przyjmowano wyrzutki z innych szkół.
Gmina zdecydowała, że liceum będzie pierwszą inwestycją i że musi być w pierwszym gatunku. Kuratorium pokrywało jedną trzecią kosztów budowy.
- Władze gminne wykazały się wyobraźnią - mówi wicewojewoda Miller. - Większość wyborców wybrałaby zapewne w pierwszej kolejności budowę dróg albo przyspieszenie kanalizacji. Ale ta młodzież, która dziś się tu uczy, drugi raz do liceum nie pójdzie.
Dyrektor Sondel myśli czasami, że ta piękna szkoła, w której jest dyrektorem, tylko jej się śni.
SPRZĄTANIE MIASTA
Uczniowie
20 uczniów szkoły średniej codziennie od 15.30 sprząta miasto. Wyposażeni przez gminę w pomarańczowe kurtki, światełka odblaskowe, miotły i wypłatę. Niektórzy wyciągają 120 zł miesięcznie. Po miesiącu samorząd uczniowski losuje wśród chętnych, których zawsze jest więcej niż miejsc, następne 20 osób. Ta akcja nie jest może całkiem zgodna z rachunkiem ekonomicznym - bardziej opłacałoby się kupić mechaniczną zamiatarkę, ale jak wycenić fakt, że młodzież dba teraz o ulice, zamiast na nich śmiecić?
Pijaczki
Pijaczkom gmina postawiła gratis stół i ławy, żeby nie pili wina pod płotem.
BUDOWNICTWO, REMONTY, ZABYTKI
Podzamcze
Stopień "oddziadziania" gminy można mierzyć ilością dachów, z których już nie cieknie.
- Burmistrz zaprosił nas do ratusza i spytał, czy nie odnowilibyśmy na własny koszt elewacji domów, gdyby gmina załatwiła wykonawców - opowiada Ferdynand Gaudyn, właściciel sklepu przemysłowego w rynku. - Myślałem, że kiedyś i tak trzeba będzie położyć nowe tynki, więc czemu nie?
Potem zebrał właścicieli sklepików przy zamku, przedstawił im własny projekt budowy pawilonów, które pasowałyby wyglądem do historycznego miejsca. Wszyscy, poza jednym, zgodzili się wyłożyć na ten cel pieniądze. Teraz w sąsiedztwie zamku stoją pawilony kryte dachówką, w jednolitym stylu, można uwierzyć, że pamiętają królów.
Po lewej stronie zamku - jednorodzinny dom w budowie. - Powiedziałem właścicielowi rudery, która tu stała, że jeśli ją wyburzy i postawi coś ładnego, zwolnię go z podatku od nieruchomości - objaśnia burmistrz.
Nie wszyscy podzielają estetyczne pasje burmistrza. Kiedy na rynku stare ogrodzenie wymieniono na nowe, z kutego żelaza, słychać było głosy, że wyrzuca się społeczne pieniądze na fanaberie. Ale burmistrz uważa, że ten wydatek był niezbędny w królewskim otoczeniu.
Zamek
Zamek w Niepołomicach przeżył wojnę w niezłej kondycji, zrujnowały go dopiero lata pokoju. Z Encyklopedii Powszechnej PWN z 1975 roku można się dowiedzieć, że jest "nie zachowany".
W przepastnych jego murach pomieszczono wszystko, co było do pomieszczenia: izbę porodową, szkołę, pocztę, organizacje i urzędy. O poważnym remoncie nie było co marzyć, więc zamek dziadział sobie powoli. Tynk skapywał, z każdym rokiem szybciej. Jak zabytkowe drzwi spróchniały, to je wymieniono na zwyczajne, blokowe. Jak się okno nie domykało, to je zabijano sklejką. Jak się wykruszyła tralka na arkadowych krużgankach, to dziurę zamurowano, żeby dziecko nie wypadło na podwórze. W podziemiach składowano odpady, których nie było gdzie z miasta wywozić, ściany toczył grzyb.
Burmistrz Kracik pokazuje mi album ze zdjęciami zrobionymi przed remontem. Dwa kilometry pęknięć w murze. Dobrze, że ma te zdjęcia, bo już dziś trudno uwierzyć. Przez ostatnie lata wymieniono drzwi i okna, położono tynki, zbudowano kolumny, zrobiono elewację zewnętrzną, a także dziedziniec łudząco podobny do Wawelu.
Kilkudziesięciu bezrobotnych stale tu coś dłubie. Tylko w tym roku zamek będzie kosztował gminę 420 tys. złotych i 200 tys., które dostali od wojewody.
- Niepołomice z zamkiem mają szansę stać się całkiem innymi Niepołomicami - uważa burmistrz.
Ma tu być część muzealna, centrum szkolenia ekologicznego, mozartowskie konserwatorium międzynarodowe. Sala Myśliwska ma niezwykłą akustykę, będzie więc wynajmowana na koncerty i nagrania. Planowana jest też część kongresowo-hotelowa.
Burmistrz zapewnia, że ma w głowie cały plan powiązania inwestycji z zyskami sponsorów.
Dworek polski
Samorząd uzbroił kilkadziesiąt działek pod budownictwo jednorodzinne i sprzedał je na pniu. Odkąd chleb z masłem kupuje się w gminie tak samo jak w województwie, odkąd jest wodociąg, kanalizacja i asfalt, budują sobie domy w stylu polskich dworków ludzie, którzy z gmin uciekali - pracownicy nauki, specjaliści, przedsiębiorcy.
Dojazd do Krakowa trwa pół godziny, więc czemu by nie zamieszkać przy puszczy?
Zresztą nie każdy z domu jednorodzinnego będzie codziennie dojeżdżać. Zawsze ktoś z członków rodziny zasili miejscowe społeczeństwo. Mąż wykłada na AGH, ale żona jest nauczycielką. Inna żona pragnie tu otworzyć gabinet kosmetyczny, a inny mąż stara się o stację benzynową.
OBYWATELE
Robin Huffstutler
Młoda i śliczna Amerykanka z Kalifornii przyjechała do Niepołomic w ramach Korpusu Pokoju, żeby uczyć w liceum angielskiego. Zorientowana jest ekologicznie, więc zaraz w urzędzie gminy rozstawiła tekturowe pudła z napisem: "Recycling - białe papiery".
Jacek Ponikowski; niepełnosprawni; niewidomi
Ksiądz z Lasek pod Warszawą remontuje dom, który Laski kupiły od gminy za symboliczną złotówkę. Będzie się tu opiekował gromadką ociemniałych rozbitków.
Krzysztof Czwartkiewicz
A na drugim biegunie "król pieniądza", jak nazywają w mieście absolwenta tutejszego liceum. Nie chce rozmawiać, więc nie wiadomo, jak w wieku dwudziestu paru lat doszedł do fortuny.
Zawodowy oficer komandosów
(nazwisko i adres znane redakcji). Na skraju puszczy otworzył hurtownię materiałów hutniczych. Kto by pomyślał, że klienci dojadą w taką głuszę? A jednak obok hurtowni komandos stawia willę.
Takich kolorowych postaci dawniej się w gminach nie spotykało.
POŁOŻNICTWO
Trójkątna wanna
W prywatnej klinice położniczej w rynku urodziło się we wrześniu pierwsze dziecko. Właściciel kliniki dr Zbigniew Liber jest wziętym specjalistą od leczenia bezpłodności. Prowadzi trzy prywatne gabinety. W Niepołomicach mieszka i pracuje od piątku do niedzieli. Od poniedziałku do środy przyjmuje w Warszawie, w czwartki i piątkowe przedpołudnia - w Krakowie.
Państwo Librowie przez cztery lata budowali swoją klinikę w podziemiach rodzinnego domu. Jej wartość oceniana jest na 400 tys. złotych. Sala porodowa, w niej trójkątna wanna, do której wchodzi położnica, żeby uśmierzyć bóle w ciepłej wodzie. Łóżko w cenie samochodu twingo, dla rodziny krzesła. Gabinet zabiegowy, pokój dla lekarzy, dwa pokoje dla pacjentek, w każdym telewizor kolorowy i łazienka z bajerami.
Poród oraz trzy dni pod opieką lekarską w klinice kosztuje 1200 złotych. Rodzice pierwszego niemowlaka mają gospodarstwo średniej wielkości. Mama leczyła się kiedyś u dr. Libra, ale potem już dwukrotnie rodziła w państwowym szpitalu. Więc nie ze strachu przed uspołecznioną służbą zdrowia zdecydowali się na prywatny poród. Zafundowali sobie luksus intymności - żeby można było przychodzić w odwiedziny, kiedy się chce, i czuć się jak w domu.
Jeżeli takie potrzeby zawędrowały pod strzechy, można wierzyć, że prywatna klinika na gminnym rynku wyżyje.
KULTURA
Klub "12 września"
12 września w ratuszu w Niepołomicach spotykają się każdego roku naukowcy, literaci, politycy, dziennikarze, różni ludzie, którzy popierają kierunek zmian zapoczątkowany historycznym przemówieniem Tadeusza Mazowieckiego w Sejmie w roku 1989.
Powołali Klub "12 września", bo uznali, że tego dnia nastąpiło przejęcie od komunistów odpowiedzialności za sprawy publiczne.
- Witam wszystkich - zwraca się do gości burmistrz Stanisław Kracik. - Dobrze zorganizowane państwo to takie, które mocno trzyma się na budowanym od dołu fundamencie. Jeśli fundament będzie trwały, niegroźne jest nawet okresowe zwycięstwo gorszego rządu - mówił na spotkaniu prof. Michał Kulesza.
Przez lata centralnego dzielenia wędrowały z góry na dół nakazy, a z dołu do góry uciekały najlepsze kadry. Różnice między miastem a wsią rosły. Niektóre z nich, na przykład w poziomie zaopatrzenia, wyrównuje od kilku lat wolny rynek. Budowę dróg, wodociągów, kanalizacji, telefonów, załatwiają przywrócone do życia samorządy. Ale dochody własne gmin zamiast rosnąć maleją. Co z tego, że pieniądze na dole wydawane są o 30 procent bardziej racjonalnie, kiedy władza centralna woli, żeby fundament państwa twardniał na górze, nie na dole.
- Państwo zwykło się mylnie utożsamiać z instytucjami centralnymi, które ludzi rozczarowały, bo działają anonimowo - mówił gość Klubu prof. Ryszard Legutko. - Prawdziwe cnoty rodzą się tam, gdzie czytelna jest odpowiedzialność.
Przyśpiewki
Za oknem słychać ludowe przyśpiewki. Deszcz leje, ale rolnicy stoją. Przynieśli dożynkowe wieńce, wręczają burmistrzowi chleb. Burmistrz dzieli chleb na plastry i rozdaje w tłumie.
ICH CZŁOWIEK W STOLICY
Poseł
W roku 1993 burmistrz Stanisław Kracik kandydował do Sejmu z listy Unii Wolności. Na pytanie, dlaczego jest członkiem tej akurat partii, odpowiada pytaniem: a czy jest jakaś inna partia, która wie, jak reformować kraj?
Od tej pory reformuje, krążąc między Warszawą a Niepołomicami.
Czy z mandatem posła łatwiej się rządzi w mieście, czy trudniej?
Przemawia do swoich wyborców z ekranu, a wielka jest magia telewizji. Ludzie mówią: nasz człowiek w stolicy.
Wprawdzie "robienie za małpę" nie pozwala się rozluźnić i odmowa zaproszenia na wesele bywa traktowana jak arogancja, ale dzięki skali makro w Sejmie łatwiej jest zachować dystans wobec miejscowych konfliktów. Wprawdzie nie można wszystkiego dopilnować osobiście, ale może to i lepiej.
Rozumiem dylemat kwoki - przyznaje się burmistrz.
Gmina kupiła budynek po starej rzeźni, wyremontowała i przekazała harcerzom. Harcerze dom wzięli, ale ku rozczarowaniu burmistrza niewiele w nim robią.
Podobnie jest z artystyczną stodołą. Pięknie urządzone wnętrze czeka, żeby mieszkańcy tchnęli w nie ducha, na razie pomysły na imprezy rodzą się głównie w ratuszu.
- Za naszym burmistrzem trudno ludziom nadążyć - tłumaczy pani Danuta Wieczorek, jego zastępczyni i prawa ręka.
Więc może lepiej, że poseł Stanisław Kracik trochę energii może zostawić w Sejmie i nie ma czasu wybierać koloru ścian przy każdym remoncie?
* Polska gminna odziedziczyła po PRL-u niechlujstwo, można powiedzieć, strukturalne. Nigdzie wprawdzie komuniści nie pisali, że w sklepie może być brudno, a dworskim parkietem wolno palić pod kuchnią, ale takie były skutki pogardy dla własności. Główny front walki burmistrza z dziadostwem toczy się na zamku.
[podpisy pod foto]
Główne skrzyżowanie Niepołomic - widok z okna burmistrza.
Od lewej: chwila relaksu przed zebraniem - burmistrz gra w golfa w swoim gabinecie;
Niepołomickie renowacje - do remontu poszły również zamek i kościół.
Reklama przed ściągniętą do Niepołomic fabryką Coca-Coli.
Agnieszka Wróblewska
[autor fot./rys] Fot. Krzysztof Miller
RP-DGW_