Autorka powieści Bambino nominowanej do Nike, Angelusa, Cogito
nowa
proza
polska
Inga
Iwasiów
Ku słońcu
Ku słońcu
Kup książkę Przeczytaj więcej o książce
Inga
Iwasiów
Ku słońcu
Kup książkę Przeczytaj więcej o książce
Projekt graficzny serii
Małgorzata Karkowska
Ilustracja na okładce
Maria Sibylla Merian © Academy of Natural Sciences
of Philadelphia / CORBIS
Redaktor serii
Paweł Szwed
Redaktor prowadzÄ…cy
Ewa Niepokólczycka
Redakcja
Donata Lam
Redakcja techniczna
Lidia Lamparska
Korekta
Elżbieta Jaroszuk
Jadwiga Piller
Copyright ©by Inga Iwasiów, 2010
Copyright ©by Åšwiat Książki Sp. z o.o., 2010
Copyright © for the e-book edition by Åšwiat Książki Sp z o.o., Warszawa 2010
Niniejszy produkt objęty jest ochroną prawa autorskiego. Uzyskany dostęp
upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku osobę, która wykupiła prawo
dostępu. Wydawca informuje, że wszelkie udostepnianie osobą trzecim,
nieokreślonym adresatom lub w jakikolwiek inny sposób upowszechnianie,
upublicznianie, kopiowanie oraz przetwarzanie w technikach cyfrowych lub
podobnych jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom.
Świat Książki
Warszawa 2010
Świat Książki Sp. z o.o.
ul. Rosoła 10, 02-786 Warszawa
ISBN 978-83-247-2125-2
Nr 45031
Kup książkę Przeczytaj więcej o książce
Dobrze, że jesteS, dziecko zdążyła powiedzieć Ula,
co brzmi w pustej sali jeszcze wówczas, gdy jej tam nie ma,
gdy jÄ… wiozÄ… na salÄ™ operacyjnÄ…, nie poprawiajÄ…c od razu
opuszczonego łóżka, w tym celu przyjdą po chwili salo-
we, wyposażone w arsenał kubłów, mopów, chemicznych
Srodków, więc Magda machinalnie coS wygładza, napoty-
ka wzrok kobiety spod okna, badawczy, nieżyczliwy, my-
Sli, potem zmienia zdanie. Salowe, dwie zmęczone kobiety
w nieokreSlonym wieku, wtaczają wózek ze sztukami sza-
rawego płótna na górze i niebieską folią na dole, drugi ze
Srodkami czystoSci, zabierają się najpierw do posłania na-
przeciwko. Chora spod okna prosi zbolałym głosem, słowa
ledwie przeciekajÄ… przez spieczone usta, o podanie zmo-
czonego ręcznika. Magda podchodzi do umywalki, patrzy
na swoje odbicie w lustrze, i w tym lustrze widzi, że wzrok
kobiety jest nieobecny, niezdolny do ocen, niezaintereso-
wany. Najwyżej rejestruje zmianę w pokoju, kogoS wywiex-
li, ktoS wszedł, ktoS wyjdzie, coS wniosą, każą połknąć,
odłączą, podłączą, wetkną, obudzą, zapytają o samopoczu-
cie, jakby nie widzieli sami, nie mieli stosów analiz, wy-
druków ze Srodka skatowanych ciał, podglądu wnętrzno-
Sci. Poza tym nieodgadnione przepływy bólu, skurcze
nieoczekiwanych przypomnień, obojętnoSć. Rozgląda się
5
Kup książkę Przeczytaj więcej o książce
i mówi: Do widzenia , jeszcze stając w progu; chora nie
odpowiada, może drzemie, martwa cisza, w tle metaliczne
stukania, zapach gotowanych ziemniaków, kapusty, Srod-
ka dezynfekcyjnego i moczu, albo czegoS tam, nie wiado-
mo czego, gdy siÄ™ pozostaje na zewnÄ…trz, trzeba by tu zo-
stać na dłużej, po paru dniach rozpoznałaby rytm, smak
i zapach. ZaglÄ…dajÄ…c tylko na chwilÄ™, przechodzi obok i za-
ledwie odbiera natężenie obcoSci, cofa się w sobie przed
naporem nieznanych bodxców. W Srodku hałasu enklawa
martwej ciszy, szczelina zamierajÄ…cego czasu, prawie nikt
nie ma do tego kwalifikacji, może kiedyS, na końcu łań-
cuszka, ktoS odwiedzajÄ…cy kogoS z kolejnego pokolenia
odchodzących, nawykowo, z rutyną właSciwą mędrcom.
Salowe są już w następnej sali chorych, puste łóżka przy-
krywajÄ… foliÄ… jak produkty wystawione na handel, jak
w jakimS magazynie słynącym z higieny mySli Magda,
patrząc jeszcze na przeszkloną dyżurkę pielęgniarek, prze-
stronnÄ… i jasnÄ…, z pomalowanymi na seledynowo Sciana-
mi. Ciekawe, jaki tam panuje zapach. Kobiet? Czekolady?
Kawy? Zupy mlecznej? Krwi? Zmęczenia?
Idzie przez pusty korytarz, powinna może pod blok
operacyjny, na parterze, właSciwie poniżej poziomu parte-
ru, gdzie mieSci się również sala pooperacyjna, wolałaby
tam nie wchodzić, pamięta jeszcze odwiedziny u wujka
Romana przyjechała specjalnie, jak teraz, niepotrzebnie,
bo Tomek nie oczekiwał wsparcia kobiety i mężczyxni
z odsłoniętymi klatkami piersiowymi, aparatura, Swiatło
przez całą dobę, sponiewierani ludzie, po obu stronach
łóżek obojętny, uciekający wzrokiem personel. To się po-
winno było zmienić, ale wie, że jest tak samo, w tym sa-
mym miejscu, korytarz odnowiony, farba przykrywa stare
warstwy cierpień, za drzwiami z dzwonkiem pacjenci pod
specjalnym nadzorem, żeby życie nie mogło z nich po pro-
6
Kup książkę Przeczytaj więcej o książce
stu uciec, obserwacja funkcji życiowych, za wszelką cenę,
nawet gdyby kogoS trzeba było dobić, Swiecąc mu przez
całą dobę w oczy Swiatłem i Smiercią sąsiadów, w końcu
ludzie umierajÄ… w szpitalu, nie powinniSmy za wiele wy-
magać. Rmierci nic nie zmoże. JeSli Ulę tam położą... jej
szczelne zasłony, zmieniane co dwadzieScia lat na bardziej
szczelne, zawsze miała Swiatłowstręt. Nie założyła rolet,
lubiła wzorzyste materiały. W wysokie szpitalne okna
słońce zaczyna Swiecić za wczeSnie, nawet o tej porze
roku, w lecie byłoby gorzej, strasznie. Pacjentka z lewej
strony mówiła coS o magnesie u sióstr w dyżurce, że sio-
stry mają magnes do żaluzji, bo ludzie wszystko kradną.
Jaki magnes? O co może chodzić? I czy wątłe żaluzje, za-
łóżmy, że zamagnesowane, zasłonią ból atakujący oczy?
Po co kradną? Co robią z odkręconymi uchwytami do pa-
pieru toaletowego? Teraz kolorowe liScie trzymajÄ…ce siÄ™
drzew tworzą rodzaj filtra, słońce nisko, wyblakłe, zaled-
wie przez parÄ™ godzin dziennie zaglÄ…dajÄ…ce w te wielkie
okna. Żadnej osłony; kogo wewnętrzne przesłony zapo-
wiadające ostateczne oddalenie nie odgradzają od Swiatła,
może najwyżej odwrócić się do Sciany, jeSli nie przeszka-
dza w tym kroplówka. Ale może w Srodku jest inaczej, po-
ciesza się Magda, może tylko ja się tak boję. Patrząc z boku
na to, czego oni tu nie widzą. Może są w Srodku, w mięk-
kiej osłonie z samych siebie, ze swoich znieczulonych far-
makologicznie tkanek. Oby tak było. Oby tak było. Ula
i ciotka Anna lubiły powtarzać życzenia, zaklinały los, krę-
cąc w takt słów głowami: Oby ci się, dziecko, powiodło ,
kwitowały każde posunięcie, nową pracę, przeprowadzkę,
zwiÄ…zek. Potem Ula sama, bez towarzystwa, bez przyja-
ciółek. Przez telefon powtarzała też te zdania od oby i na
pewno kręciła głową.
Może wróci po prostu na salę, trzeba się dowiedzieć,
7
Kup książkę Przeczytaj więcej o książce
czekać. Pielęgniarka mówi do niej nadspodziewanie ser-
decznie, jakby znała ją od dawna: Babcia jeszcze jest ope-
rowana, niech pani wróci potem, po południu, nie ma na
co czekać . MySli, że w filmach jest inaczej, zawsze ktoS
wychodzi do rodziny, rzeczowa rozmowa, poklepanie po
plecach, dobrze, że chociaż pielęgniarka ma do niej cierpli-
woSć, brzmi to osobiScie, właSnie prawie jak na filmach,
trzeba docenić, przy tych zarobkach nikt nie powinien
mieć wygórowanych oczekiwań, i ile razy w życiu można
tak Sciszać głos do ciepłego altu, uspokajając zagubione
zdrajczynie? Nieodwiedzające na co dzień matek córki,
mieszkających o tysiące kilometrów stąd braci, nieprzygo-
towane koleżanki z pracy, łatwo przechodzące na drugą
stronę, tam gdzie Smierć brzmi pusto, wScibskie sąsiadki
szukajÄ…ce tematu do plotek. Po ilu miesiÄ…cach, latach ma
się ochotę powiedzieć im coS prawdziwego? Udawać, że
facet z misiem koala przywiezionym matce z lotniska jest
w porządku, fajny i godny współczucia? Korytarz w tej
częSci też Swieżo odnowiony, na szczęScie, nie uruchamia
tych dziwnych skojarzeń z więzieniem, z wojną, skojarzeń
czytelniczki Foucaulta, oczywiScie. Beżowa Sciana skręca
do pomieszczenia ze stolikami i ekspresem do kawy,
ludzie w szlafrokach i dresach siedzÄ… tam z ubranymi wyj-
Sciowo. Czemu do szpitala idzie się jak do koScioła? W ko-
szuli, w białej bluzce? Dla kogo ta odSwiętnoSć, ta deli-
katnoSć, ta maskarada? Widocznie ważna, Magda mySli
o swojej małej walizce. Dokupić odSwiętne bluzki? Wi-
działa w drodze sklepy na miejscach starych sklepów. Cie-
kawe, czy wiedziałaby, gdzie kupić białą bluzkę. Ostatnią,
maturalną, szyła jej sąsiadka pod dyktando Uli.
Niech pani powiększy dekolt, matura sama w sobie jest
ponura, nie będziemy tego pogłębiać zakonnym strojem.
Niebezpiecznie zbliżała zapalonego papierosa do udra-
8
Kup książkę Przeczytaj więcej o książce
powanej na Magdzie etaminy. Bluzka musiała zrekompen-
sować brak balowej sukienki studniówka i bal maturalny
zostały odwołane z powodu stanu wojennego. Szkoda, Ula
miała dla Magdy przechowane specjalnie na tę okazję atła-
sowe buciki.
Wychodzi przez wahadłowe drzwi, schodami w dół
i na dziedziniec. Zawsze tu wieje, przypomina sobie, na-
wiewa ludzi z powrotem do budynków kto nie ma doSć
sił, wraca podobno z góry jeszcze widać plan swastyki,
mimo dobudowanego skrzydła. Swastyka z przybudówką,
tak projektowali i trudno byłoby rozwalić miejsca cudem
niezbombardowane. OczywiScie, lepiej z nich korzystać.
Prawie wszystkie szczecińskie szpitale mieszczą się w tych
przedwojennych budynkach. Wiele mySli nieskoordyno-
wanych i pozornie bez związku przelatuje przez głowę,
również SwiadomoSć, że tu umierała mama Uli, chyba, ta-
kie wspomnienie musi ją teraz dręczyć. Niewiele rozma-
wiały na te tematy, Magda była po prostu za młoda, a po
Smierci Marysi unikała poważnych wglądów w przeszłoSć.
Inni ją w tym wspierali należało zainwestować w przy-
szłoSć, za wszelką cenę. Podobno Ula chciała, żeby ją za-
wiexli tutaj, w innych szpitalach, w każdym szpitalu, umie-
rał ktoS, kogo odwiedzała, nazbierało się tego przez lata.
Lubiła chodzić do znajomych, odkąd przeszła na emerytu-
rę, nosiło ją po nieszczęSciach, odprowadzała bliskich i dal-
szych znajomych do reperacji i na cmentarze, większoSć
wciąż na ten największy, przy ulicy Ku Słońcu. Nie paso-
wało do Uli, do jej zrównoważonej, smutnawej chęci życia,
a jednak... Wybrała ten szpital, chociaż matka powinna być
wspomnieniem najsilniejszym, Smierć matki powinna sta-
nowić memento. Memento lub prostszą drogę, wyzna-
czoną czymS niedostępnym dla postronnych ludzi. Albo
nie, kto wie, czy jeszcze mogą dręczyć ją widma prze-
9
Kup książkę Przeczytaj więcej o książce
szłoSci, raczej teraxniejszoSć, pusty dom, bolące ciało, Mag-
da daleko, staroSć, choroba. Ja bym mySlała o tym, dokłada
sobie, z naciskiem na Magda , dochodzÄ…c do przystanku.
Nie wsiada do autobusu, mija wiatÄ™, idzie dalej, nie wie
dokąd, potrzebuje powietrza. Ma ochotę wyjąć telefon,
wystukać ten numer, który pamięta, niezapisany w książce
telefonicznej. Wysiłek pamiętania, na początku uzasadnio-
ny, przeszedł w nawyk. Nie robi tego, nie. Musiałaby mó-
wić w obcym dla przechodniów języku, o obcych dla ko-
goS po tamtej stronie sprawach, Nie, nie teraz, z domu,
wieczorem. Idzie. Czuje wyciskanie numeru na metalowej
klawiaturze, słyszy własny głos, przepowiada sobie wie-
czornÄ… rozmowÄ™. Rozgrzewa siÄ™ tym planem rozmowy,
tym mówieniem dobrych rzeczy w słuchawkę, do siebie.
Od pewnego momentu jest tak: rozmowa biegnie miękką
falą zwrotną, nieważne, kto ją inicjuje. Od pewnego mo-
mentu, może do następnej granicy, gdy nie ma się ochoty
mówić tak miękko, gdy powraca pragnienie przygody,
walki z czymS nieznanym, znów o coS. Magda zaczyna się
bać miękkoSci. Jeszcze nie formułuje stanowczych pytań,
ale czasem rezygnuje ze słodyczy porozumienia.
Dobrze, że jesteS.
Na szczęScie zdążyła. Na szczęScie w domu była ostat-
nia ze starych sąsiadek, pani Róża, równie dobrze mogło
być inaczej, mogła być sama, przewrócić się w drodze do
drzwi, umrzeć w niesprzątanym od tygodni, nawet od mie-
sięcy, mieszkaniu, Magda musi spojrzeć prawdzie w twarz.
Nie, mówi się w oczy , przecież nie zapomniała. Automa-
tyzm języka zawiódł, zawodzi teraz, Magda mySli o za-
mkniętych oczach pacjentek i o ich niedostępnych twarzach.
Ula mogłaby już nie żyć, a tych parę dni darowanych jest
przez przypadek, raczej Magdzie, żeby zagłuszyć wyrzuty
sumienia. Ciocia mnie chroni, mySli przez chwilÄ™. Zawsze
10
Kup książkę Przeczytaj więcej o książce
chroniła, irracjonalna mySl, że i teraz, odraczając własne
odejScie, aranżując jego przebieg, wydaje się prawdopo-
dobna. Przyjechała, owszem, dobrze, że jest, ale za póxno.
Wystarczająco jak na pożegnanie, niewystarczająco na spła-
cenie długu. Wystarczająco, żeby raz jeszcze się przekonać,
że ciocia Ula o niej pamięta, kupi w drodze do domu loda,
wyjmie dobre ciasteczka, poScieli łóżko i wreszcie załatwi
bilet, wypchnie jÄ… w Swiat. Tylko na dworzec nikogo, od
dawna, nie odprowadza. Ma prawo czegoS nie lubić, nie
znosić. Powiedzieć w oczy, że ma prawo. Teraz przymknię-
te, gałki pod zamkniętymi powiekami wpadają raz na
kwadrans w ruch.
Wsiada do autobusu na następnym przystanku, zajmu-
je miejsce obok starego mężczyzny. Ula narzekała na ruch
w mieScie, a jej wydaje się puste. W niedzielne popołudnie,
kiedy przyjechała, niemal spustynniałe centrum. Z siedze-
nia nie widzi mijanych miejsc, szyby zasłania reklama. Nie
bardzo wie, kiedy powinna wysiąSć, czuje zdenerwowanie:
na którym przystanku, liczy w pamięci, odtwarza topogra-
fię tej częSci miasta. Na nic, nie jexdziła nigdy w tę stronę
autobusem. Miasto zachodzi na miasto, wiele miejsc, przy-
stanków, takich chwil niepewnoSci wysiąSć teraz czy na
następnym? Jak i kogo zapytać? Stary typ wozu, bez wy-
Swietlacza sygnalizującego ulice. Na szczęScie jest luxno,
staje blisko wyjScia, mijają duże skrzyżowanie, tak, to już
tutaj. Trzeba się cofnąć, wrócić do starej kamienicy, mija po
drodze wypożyczalnię DVD, nawet nie zwalnia, chociaż
coS w niej się lekko kurczy. Sentymenty, mySli, ale chętnie
uchwyciłaby się czegoS. Może na przykład dawnej trasy
dom szkoła ciotka, może postałaby w bramie, w której
znikała, kiedy odprowadzał ją Tomek, nagła zamiana ról
był taki moment, raczej on ją odprowadzał. Patrzył z tros-
ką, niepewny, czy między piętrami nie skręci na przykład
11
Kup książkę Przeczytaj więcej o książce
w stronę otwartego okna. Otwartego, bo Slady gazów
łzawiących trzymały się chropowatych Scian bez końca, od
manifestacji do manifestacji. No tak, kiedy Smierdziało, już
było wiadomo, że z powrotem przyfastrygowało ją do ży-
cia. Zapach przedostał się do płuc i do samego Srodka,
obudził ją wówczas, pomieszany z zapachem trutki i stęch-
lizny piwnicznej, nowy, drażniący, usprawiedliwiający na-
pady płaczu i euforii. Wybrała życie, kiedy zacisnęli pętlę,
zdławili radoSć, odebrali nadzieję na dobry koniec, projek-
tujÄ…c sobie jednoczeSnie, nieSwiadomie, ostateczny upa-
dek. Podobno teraz twierdzą, niedobitki dawnych władców,
że Swiadomie, i że nie mieli innego wyjScia. Magda prze-
glÄ…da w internecie polskÄ… prasÄ™.
Jednak wchodzi bez zatrzymywania siÄ™ po zdewasto-
wanych schodach, nie patrząc na odrapane Sciany, odsła-
niajÄ…ce wszystkie warstwy, od przedwojennej farby GmbH
Hempel Farben po lamperiÄ™ z roku 1977. A jednak staje
przy oknie, patrzy. Na pierwszym piętrze dobrze utrzyma-
ne okna, plastiki, firanki do połowy, Swiatło w pierwszym
pokoju. Ma ochotę tam być, usiąSć przy biurku, za jakimS
stołem, mężczyzna podszedłby do niej z kubkiem herbaty,
może ktoS jeszcze, dziecko. Może rozmawialiby o przeczy-
tanej książce, o rachunkach za prąd rosnących od lat re-
gularnie, o planach. ZwykłoSć, przekreSlana codziennie
zwykłoSć. Dziecko mówiłoby mamo , tego się bała, uży-
cia słowa sprawiającego ból, teraz mySli, że niesłusznie. Ina-
czej brzmiałoby tutaj, inaczej tam, gdzie żyje, ale i tak nie
chciała. Próbuje sobie wyobrazić, kto tam teraz mieszka,
kto chodzi po pokojach, czy zmodernizował staroSwiecką
łazienkę, wstawił nową wannę, wywalił tę na lwich no-
gach, czy może dobudował do niej stylowe schodki. Czy
kłócą się wieczorami, jak za ich czasów, kiedy głos niósł
daleko, odbity od podwórka, leciał z nocnym powietrzem
12
Kup książkę Przeczytaj więcej o książce
aż do stacji Turzyn, skąd z rzadka odchodziły towarowe
pociągi, dołączał do pijackiego Spiewu ludzi wychodzą-
cych z restauracji Ryska , kołował, ulegał rozproszeniu,
dzieci chowały głowy pod poduszki, aż robiło się cicho,
a rano zwyczajnie, wczesne wyjScia do pracy, nikt nie był
pewien, czy ta kolejna awantura po prostu nie Sniła się ka-
mienicy. Teraz głos więxnie w pokojach osłoniętych szczel-
nymi oknami, resztki dxwięków toną w odgłosach ulicy.
Pod fast foody podjeżdżają dobre samochody starych rocz-
ników, trzeba chronić nie tylko uszy, także węch. Rmierdzą
frytki i spaliny. Dziewczynka widziana w oknie czyta coS
na ekranie komputera, w sÄ…siednim pokoju ktoS oglÄ…da te-
lewizję. Wchodzi wyżej, nie widzi stąd balkonu kuchni
Uli, wie, że odpadają od niego kawałki tynku, ciocia o tym
balkonie mówiła przy każdej okazji, temat pozwalający
unikać innych. Odwraca się, zanim wyjmie z torebki klu-
cze, podwórko zastawione samochodami, zniknęły gdzieS
drzewa, oficyna kamienicy zamykajÄ…cej tak niegdyS znany
czworokÄ…t plac broni, plac zabaw, poletko dorastania
prawie zupełnie ciemna, na drugim piętrze przez deski
w oknach przeSwituje Swiatło, chyba ktoS tam na dziko za-
mieszkał. Rmietniki wyglądają na nigdy nieopróżniane,
czuje drganie Scian, przez wewnętrzną bramę przejechał
cięższy samochód. Prawie nic dzisiaj nie jadła, ma dresz-
cze, nie była przygotowana na ten widok z klatki schodo-
wej, na tę nędzę SródmieScia. W jej dawnym mieszkaniu
na Kreuzbergu balkon wychodził na podwórko ze starymi
drzewami, piaskownicą, trawnikiem i mySlała zawsze, że
to całkiem jak w domu, jak w Szczecinie. Siadywała na nie-
wielkim balkonie, wdychając zapach lip, zapach bzów, za-
pach maciejki, zapach piwonii, zapach kawy. Brakowa-
ło krzyków z okien, wołania dzieci, wołania sąsiadek na
kawę marki Kawa , mieloną w topornych ruskich młyn-
13
Kup książkę Przeczytaj więcej o książce
kach, zalewaną wrzątkiem w pękających często szklan-
kach. Kto wie, czego jeszcze brakowało, nigdzie tego nie
było tyle, tylko w opowieSciach o przeszłoSci. Kreuzberg
pachniał jak cała przeszłoSć wszystkich ludzi zamknięta
w jednym podwórku, w jednym flakonie, udoskonalonym
przez skrupulatnych rzemieSlników dla wygody i dobre-
go samopoczucia, a jednak jakiejS nuty nie mogła poczuć,
nawet robiÄ…c kawÄ™ zalewajkÄ™ i zapraszajÄ…c goSci z Polski.
Pojechała dalej, jednak znów dalej i dalej, autostrada nie
zbliżała do Polski, nie było na to rady. Chyba że nie zna-
lazłaby swojego miejsca, nie miała dobrego zawodu, pracy,
znajomych, kochanków, wreszcie domu pod Amsterda-
mem. Udawanie bycia właSciwie w domu, wówczas, było
zbyt trudne. Sto szeSćdziesiąt kilometrów niemożliwego.
Trzysta kilometrów niemożliwego, tysiąc kilometrów, dzie-
sięć tysięcy. OdległoSci nie mierzy czasem dojazdu, raczej
zanikaniem drobnych spraw, przypadkowych węzełków,
niezbędnych czynnoSci. Kupowanie chleba i picie wina od-
bywa siÄ™ ostatecznie tam, poza Szczecinem. Tu wpada
rzadko, szuka połączeń, sklepów, słów. Teraz ma dreszcze,
więc wyciąga klucze, przez chwilę się waha, delikatnie
umieszcza metal w metalu, przekręca. Nie, zła kolejnoSć.
Najpierw patentowe zamki. Działa. Popycha drzwi i od
razu uderza jÄ… zapach niewynoszonych Smieci, nieSwie-
żego chleba, perfum, odSwieżacza powietrza, czegoS nie-
okreSlonego i już nieznanego, wcale nie taki zapach, jaki
mogłaby chcieć pamiętać. Tego nie utrwalił i nie przetwo-
rzył nikt nigdy dla nikogo. Pamięć zapachów zniekształcają
sentymenty. Nikt nie tęskni do smrodu, rozpadu, gnicia.
W mieszkaniu niewiele się zmieniło, zauważa, nie cie-
sząc się z tego. Powinny były nastąpić zmiany, zużyte meble
powinny ustąpić nowym, sama nie wie, czego się spodzie-
wa. Przynajmniej znany, ten sam niezapomniany rozkład.
14
Kup książkę Przeczytaj więcej o książce
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Godzinki ku czci Św Michała Archanioła tekstRoshi Przebudź się ku prawdziwej jaźniPotop jako powieść ku pokrzepieniu sercBaśń o słońcu i wietrzeku teatrowi ubogiemuKu doskonałościMartial Arts Wado Ryu Karate Kata Ku ShankuKu PalestynieKu¶ Jan, Stalenga Jarosławwięcej podobnych podstron