Ku doskonałości
Jak być szczęśliwym w małżeństwie? Niewątpliwie na pytanie to stara się znalezć
odpowiedz większość osób zamężnych i żonatych, choć - przyznajmy - nie zawsze z
dobrym skutkiem. Niewykluczone więc, że książka tak właśnie zatytułowana, czyli Jak
być szczęśliwym w małżeństwie" znajdzie wielu wdzięcznych czytelników l stanie się dla
nich pomocą w nękających ich kłopotach. Co interesujące, praca, o której tutaj mowa,
ukazała się nakładem krakowskiego Wydawnictwa WAM - Księża Jezuici. Niewielu
czytelnikom mającym kłopoty małżeńskie przychodzi zapewne na myśl, że pomocy mogą
szukać pod tym właśnie adresem.
Nie jest to, jak się okazuje, pozycja o charakterze incydentalnym. Książka została
wydana w serii rodzinnej obok pracy wieloletniego naszego autora, prof. Włodzimierza
Fijałkowskiego, zatytułowanej Niewykorzystany dar płci". Okazuje się ponadto, że
wspomniane wydawnictwo ma w swym dorobku i inne pozycje o tematyce rodzinnej,
wśród nich Billa Doddsa Tato w katolickim stylu" albo Stanisława Głaza, Krzysztofa
Orzeszka i Iwony Wiśniewskiej Rodzina. Biologiczne i psychologiczne podstawy jej
funkcjonowania".
Jak być szczęśliwym w małżeństwie" jest pracą zbiorową, którą przygotowali specjaliści
z różnych dziedzin, wśród nich księża. Ale myliłby się ten, kto by sądził, że główny w niej
nacisk został położony na problematykę teologiczną. Nawet rozdział zatytułowany
Małżeństwo we wspólnocie Kościoła" napisany przez księdza Czesława Drążka daje
niejako przy okazji interesujący przegląd historyczny. Nie wiemy dokładnie - czytam w
tym rozdziale - jak wyglądała liturgia zawierania małżeństwa w pierwotnym
chrześcijaństwie.
Ogólnie można powiedzieć, że wierni z jednej strony trzymali się przepisów prawa
cywilnego, z drugiej zaś starali się wprowadzić do rytuału zaślubin treści religijne.
Chrześcijanie żyjący w kręgu kultury łacińskiej zawierali małżeństwa podobnie jak
obywatele imperium rzymskiego. Najpierw odbywały się zaręczyny, chłopiec wkładał
swojej dziewczynie na czwarty palec lewej ręki pierścionek, narzeczoną zasłaniano
welonem, a następnie młodzi ślubowali sobie wierność, wymieniając przy tym uścisk
dłoni i pocałunek.
Na co dzień nie mamy z reguły świadomości, jak wiele zwyczajów wywodzących się ze
starożytności przetrwało w formie niemal nie zmienionej aż do naszych czasów.
Oczywiście mamy na uwadze małżeństwo katolickie. Wymagania Kościoła - pisze
wspomniany autor - rodzą się z autentycznej troski o ludzką miłość i małżeństwo, mają
na celu uświadomienie młodzieży doniosłości wydarzenia.
Franciszek Adamski, autor kolejnego rozdziału, poświęconego tym razem duchowości
życia małżeńsko-rodzinnego, podkreśla, że chodzi tu głównie o proces wzajemnego
doskonalenia się małżonków. Trwa on przez całe życie małżeńskie i nie należy się
nastawiać na szybkie osiągnięcie pełni doskonałości. Pierwszym etapem, a zarazem
pierwszą troską małżonków powinno być pielęgnowanie wzajemnej miłości. Kolejną -
doskonałe wypełnianie codziennych obowiązków.
Gdzie jednak znajduje się owa konkretna odpowiedz na pytanie będące tytułem książki?
Można ją po części znalezć na przykład w rozdziale zatytułowanym Rozwój miłości w
małżeństwie" autorstwa Marii Braun-Gałkowskiej. Małżeństwo - pisze ona - można
porównać do układu partnerów przy brydżu, którzy nie mają osobnych wygranych.
Trudność tkwi jednak w tym, że małżonkowie często traktują swój związek jak grę, w
której wygrana jednego związana jest z przegraną drugiego. Taka myśl, choćby ukryta w
podświadomości, jest już zaczątkiem choroby małżeństwa.
Warto chyba także przyjrzeć się oczekiwaniom wobec małżeństwa wyrażanym przez
osoby zadowolone i niezadowolone ze swego związku. Otóż osoby z małżeństw
udanych częściej nastawiają się na zaspokojenie raczej potrzeb partnera niż własnych,
na współdziałanie i wyłączność związku. Osoby z małżeństw nieudanych rezygnują z
reguły z oczekiwań związanych z partnerskim współdziałaniem z małżonkiem, częściej
koncentrując się na zaspokajaniu swoich potrzeb seksualnych lub materialnych, jak
dorobienie się i zabezpieczenie na starość. Ogólnie ich oczekiwania są mniejsze niż
osób zadowolonych.
Pozytywny program sprowadza się i do takiej na przykład kwestii, że rodzice powinni
mieć coś, co ich łączy niezależnie od dzieci. Nie powinni w okresie wielkiego
zaabsorbowania nimi i przemęczenia pracą dla nich, zapominać o narzeczeńskim
chodzeniu ze sobą", choćby czasami, i o wspólnych przyjemnościach. Powinni
rozmawiać ze sobą także o innych sprawach niż dzieci i kłopoty materialne (np. sprawy
społeczne, religia, praca zawodowa), gdyż w przeciwnym razie z czasem nic nie będzie
ich łączyć.
Trzeba też starać się zachować pewien dystans w stosunku do bieżących kłopotów i
świadomie starać się opanować powszechną tendencję do pośpiechu. Dzieci są małe
bardzo krótko, warto przeżyć wspólnie radość z ich posiadania, a nie tylko czekać, aż
podrosną. Trzeba też urządzić sobie, nawet z dużym wysiłkiem organizacyjnym i
finansowym, choćby krótkie wakacje we dwoje dla odświeżenia radości przebywania
razem, tak aby nie tylko kłopoty były sprawą łączącą małżonków. Jeżeli się nie będzie o
tym pamiętało - ostrzega Maria Braun-Gałkowska - po dorośnięciu dzieci rodzice będą
się starali zbyt długo przetrzymywać je w zależności od siebie, a po ich odejściu
stwierdzą, że nie mają już nic wspólnego.
Dlatego, choć dzieci są najbardziej naturalnym wspólnym celem działania, nie powinny
stać się jedyną wartością łączącą małżonków. Trzeba świadomie te wspólne wartości
odkrywać i wzajemnie je sobie ofiarowywać. Wtedy następny etap miłości małżeńskiej -
już po odchowaniu dzieci - może stać się najpiękniejszy. By z kolei małżeństwo było
wspólnotą, a nie spółka bardziej lub mniej licznych interesów, trzeba, by zachowana była
przez cały czas małżeństwa pełna komunikacja wzajemna. Największym
niebezpieczeństwem jest zerwanie komunikacji, gdy małżonkowie mówią do siebie, aby
się wzajemnie atakować lub bronić, a nie by się wzajemnie informować i lepiej
poznawać, albo gdy w ogóle przestają się do siebie odzywać.
Jeżeli podobieństwo osobowości nie ma znaczenia - konkluduje tak szeroko tutaj
prezentowana autorka - bo można je znalezć w bardzo różnych układach, to zgodność
postaw, czyli ustosunkowania się do wartości może być bardzo ważna. Niestety młodzi
ludzie często nie zdają sobie z tego sprawy i, jak wykazały badania socjologiczne, tylko
znikomy procent narzeczonych interesuje się poglądami religijnymi swojego partnera. A
przecież z religijnością łączą się tak zasadnicze w małżeństwie sprawy, jak jego
nierozerwalność, regulacja urodzeń, wychowanie dzieci, sposób spędzania dni
świątecznych itd.
A więc znowu przechodzimy na płaszczyznę religijną. Ks. Piotr Poręba pisze w tej
książce, że chrześcijańscy małżonkowie świadomi swej godności, którą otrzymali od
Boga, jak i swej miłości uczestniczącej w Jego miłości, modlą się za siebie, by w niej
wytrwali i ją pogłębiali przez swą ofiarność w stosunku do siebie. Ale w gruncie rzeczy
rozdział zatytułowany Pielęgnowanie uczuć miłości małżeńskiej" dotyka i innych
zagadnień, Czytam w nim na przykład bardzo interesującą konstatację, że
niebezpieczeństwo wygasania uczuć małżonków do siebie pojawia się m.in. wtedy, kiedy
mają trudności we współżyciu, we wzajemnym przystosowaniu do siebie. Występują
wtedy uczucia przeciwne, uczucia zniechęcenia, następują nieporozumienia i bardzo
często posądzanie drugiej strony o złą wolę, o chęć postawienia na swoim itp.
Niejako zamknięciem prezentowanej tutaj problematyki jest rozdział autorstwa ks. Jana
Śledzianowskiego' zatytułowany Optymalny model dzietności". Zdaniem autora
najbardziej pozytywnym modelem dzietności w aspekcie pedagogicznym w obecnym
czasie jest rodzina średnia. Daje ona pełne możliwości rozwojowe zarówno rodzicom, jak
i dzieciom, nie obciążając jej członków nadmiernie, ponad siły i możliwości.
Rodzina wielodzietna wymaga dużych wyrzeczeń zarówno ze strony rodziców, jak i
dzieci. Z kolei rodzina niepełna i mata nie tylko ze względów demograficznych, ale i
wychowawczych nie może być zalecana. Z pedagogicznego i psychologicznego punktu
widzenia liczne rodzeństwo jest pierwszym naturalnym i podstawowym środowiskiem
wychowawczym, które należy przywrócić tam, gdzie go nie ma.
Nie ukrywam, że przystępując do lektury tej książki spodziewałem się dość wąskiego,
ściśle religijnego podejścia do problematyki szczęścia w małżeństwie. Otrzymałem
jednak porcję solidnej wiedzy z wielu dziedzin, która nawet mnie, mającemu spore
rozeznanie w problematyce rodzinnej, wydała się niezmiernie pożyteczna. Patrząc wokół
na kłopoty małżeńskie, przynajmniej dla niektórych z nich po lekturze książki można
znalezć przekonujące wytłumaczenie. Prawidłowa diagnoza zaś to klucz do sukcesu, w
tym przypadku - szczęścia.
CEZARY PRASEK
Jak być szczęśliwym w małżeństwie. Praca zbiorowa. Wydawnictwo WAM - Księża
Jezuici. Kraków 1997
Copyright by Moja Rodzina, nr 7-8/1998
opr. TG/PO
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Godzinki ku czci Św Michała Archanioła tekstRoshi Przebudź się ku prawdziwej jaźniku sloncuDOSKONALENIE PRZEPŁYWU MATERIAŁÓW W U KSZTAŁTNEJ LINII MONTAŻUPotop jako powieść ku pokrzepieniu sercMICHALKIEWICZ PRÓŻNIA DOSKONAŁABrian Tracy i Tajniki doskonalej sprzedazyŁabońska Śląska kucharka doskonałaDoskonałośćV0610więcej podobnych podstron