1
Barbara
Cartland
,,Tajemnica Anuszki”
NOTKA OD AUTORKI
Mikołaj I, panujący w latach 1825—1855 przeszedł do historii Rosji jako władca okrutny,
napastliwy i ekscentryczny.
Tyrania i bezwzględność cara nękały pięćdziesiąt milionów jego poddanych. Nikt nie mógł
się przed nim uchronić, gdyż mieszał się do wszystkiego.
Gdy dzwony biły na alarm i słychać było sygnał trąbki strażackiej, osobiście dawał
wskazówki, jak walczyć z ogniem.
Książę Jusupow został skazany na wygnanie na Kaukaz z powodu miłostki, która nie
podobała się matce cara.
Córka szlachcica była źle traktowana przez męża — car Mikołaj I orzekł rozwód i
oświadczył, że młoda kobieta jest nietkniętą dziewicą.
W równie brutalny sposób, nie licząc się z nikim, nakazywał zawieranie małżeństw
ludziom, którzy nie mieli na to najmniejszej ochoty.
Jego tajna policja, osławiony Trzeci Oddział, była okrutna i bezlitosna. Ktokolwiek dostał
się w jej szpony, już nie oglądał światła dziennego. Terror, którego doświadczyła Rosja,
przetrwał jeszcze po śmierci groźnego władcy.
2
ROZDZIAŁ 1
1889
Drzwi do biblioteki uchyliły się ostrożnie. Mateusz, prywatny sekretarz i intendent księcia
de Ravenstocka, przemierzył pokój i zatrzymał się niedaleko okna, przy którym stało biurko.
Mateusz stał cicho i czekał, aż zostanie zauważony. Po chwili książę, który właśnie pisał,
podniósł głowę i niecierpliwie zapytał:
— Co takiego?
— Przyniesiono prezent, wasza łaskawość. Przysłany z pałacu Marlboro od ich książęcych
wysokości księcia i księżnej Walii.
— Tak? A co to jest?
— Waza, wasza łaskawość. Książę jęknął.
— Jeszcze jedna!
— Ale ta jest prawdziwym dziełem sztuki. Zabytkowa rzecz i, jeśli wolno zauważyć, z
masywnego srebra.
— Będę musiał napisać osobiście jeszcze jeden list z podziękowaniami.
— Obawiam się, że tak, wasza łaskawość.
— Najlepiej zrobię to zaraz. Chcę być po ślubie zupełnie wolny od tej pańszczyzny. Nie
mam zamiaru spędzać podróży poślubnej na pisaniu listów.
— Nawet jeśli Wasza łaskawość nie zdąży wszystkim podziękować przed ceremonią
ślubu, przyjaciele zrozumieją to na pewno.
Poważną twarz księcia rozświetlił uroczy uśmiech.
Nic dziwnego, pomyślał Mateusz, że z takim uśmiechem nasz pan jest ulubieńcem kobiet.
Istotnie, wysoki, o wyjątkowo zgrabnej sylwetce, wąski w pasie, szeroki w barach, książę
był bez wątpienia jednym z najbardziej czarujących, choć kontrowersyjnych, mężczyzn w
Londynie. Jego liczne przygody i awanturki, o których było głośno, niezbyt podobały się na
dworze królewskim.
Opowieści o jego wyczynach na torach wyścigowych i niezliczonych romansach obiegały
całe miasto. Przekazywano je sobie szeptem w salonach Mayfair i na przedmieściach.
Brukowe pisemka donosiły na swych łamach o jego podbojach. Obojętny na słowa krytyki,
książę wiódł nadal beztroski żywot, co wielu gorszyło.
Lubił także bawić się swoim nazwiskiem, Raven bowiem znaczy kruk. Nazywał tak więc
swoje zaprzęgi, ekwipaże, czapki dżokejów. A kiedy jego konie były blisko mety, tłum
skandował: „Naprzód Kruk, naprzód Czarny!" Wiele koni z jego stajni było faworytami i
bardzo często wygrywały.
3
Jeśli chodzi o kobiety, wydawało się, że pragną tylko jednego: potwierdzać opinię o nim
jako o uwodzicielu. Tłoczyły się wokół niego zachwycone i szczęśliwe na myśl o jego ataku i
zwycięstwie. Przyjaciele szczerze podziwiali niezaprzeczalny urok Ravena, nieprzyjaciele zaś
nazywali tę jego cechę wstydliwą perwersją.
Tymczasem gdy przepowiadano mu, że kiedyś musi się to źle skończyć, ku ogólnemu
zdumieniu i zaskoczeniu zakochał się. Przez dobrych kilka lat spekulowano, kiedy i z kim
może to się zdarzyć, jeżeli w ogóle się zdarzy. Za młodych lat sprawa byłaby jasna i prosta:
wybrałby młodą pannę na wydaniu. Ale w trzydziestym czwartym roku życia nie było to już
takie łatwe. Zwłaszcza że zupełnie nie pociągały go młódki. Skłaniał się raczej ku kobietom
dojrzałym. Ale w takim razie, którą z nich wybierze? Chyba tylko wdowę lub panienkę, którą
osobiste troski zniechęciły do życia towarzyskiego.
Zupełnie nie było wiadomo, co o tym myśleć. Tymczasem książę, daleki od planów
małżeńskich, rozszerzał zasięg swoich podbojów. W kołach towarzyskich zbliżonych do
księcia Walii pamiętano jeszcze doskonale przygodę z przepiękną Lily Langtry. Bardzo
szybko zastąpiła ją urocza lady Brooke, którą jakoby darzył ogromną miłością.
Jeśli zaś chodzi o damy dworu królowej czy o aktorki, już ich nawet nie liczono. Ale
każdej następnej konkiecie towarzyszyły plotki i cierpkie, nieżyczliwe komentarze. Książę
jednak nigdy się tym nie przejmował i dalej swobodnie żeglował po niepewnych wodach
miłostek.
Jak to zwykle bywa z ludźmi mającymi powodzenie, był mocno zblazowany i im
łatwiejsza była zdobycz, tym szybciej ją porzucał. Ogromnie lubił polowania i szybko się
rozczarowywał, jeśli wspaniała zwierzyna nie tylko nie uciekała na jego widok, ale wręcz
przeciwnie — sama przybiegała do myśliwego. Piękne damy nie unikały go, a raczej odnosiło
się wrażenie, że czekają w kolejce. Wystarczyło, żeby spojrzał na którąś swoim
uwodzicielskim wzrokiem, a już miłośnie wyciągały się ku niemu ramiona. Zdecydowanie
było to bardzo łatwe. Za łatwe. Pewnego dnia książę Walii zapytał go:
— W końcu, Raven, jaki jest pański sekret, jakich czarów pan używa?
— Jestem tylko zuchwały, sir — odparł wtedy. Książę uśmiechnął się.
— Pańska odpowiedź to cały pan.
Jednakże w miarę upływu czasu, im więcej było przygód, tym krócej one trwały. W
kącikach ust księcia pojawił się już grymas przesytu. Jego najbliżsi przyjaciele, zwłaszcza ci,
którzy żywili doń szczere uczucia, zapytywali, jak to się skończy.
Właśnie w tym czasie, podczas wytwornego party wydanego na cześć księcia Walii w
pałacu Warwick, niedaleko Sedgewick, książę Raven spotkał lady Cleodel Sedgewick.
4
Wśród zaproszonych gości znajdowali się również książę i księżna Sedgewick, rodzice
lady Cleodel. Podczas obiadu książę siedział obok dziewczyny. Natychmiast zauważył jej
niezwykłą urodę. Takiej piękności nie zdarzyło mu się spotkać od lat. W toku rozmowy, którą
podjął, dowiedział się, że żałoba w rodzinie nie pozwoliła lady Cleodel bywać w świecie.
Miała dziewiętnaście lat, była więc trochę starsza od panienek przedstawianych w kwietniu
tego roku na dworze. Książę uśmiechnął się.
— Oczywiście, w przeciwnym razie zauważyłbym panią z całą pewnością.
Uśmiechem podziękowała za komplement.
— Jednakże — dodała skromnie — sala tronowa w Buckingham Palace jest ogromna.
Jak odnalazłby mnie pan w tłumie gości?
Teraz z kolei on się uśmiechnął, ale nie odpowiedział. Podziwiał ją. W świetle
kandelabrów jej uroda promieniała czarownym blaskiem. Długie brązowe rzęsy, stanowiące
zaskakujący kontrast z płynnym złotem włosów, ocieniały jej oczy. Widząc jego zachwyt,
wyjaśniła, że odziedziczyła ten właśnie kolor włosów po irlandzkich przodkach.
Głos miała cichy i słodki, o czarodziejskim niemal brzmieniu. Natychmiast zacząłby ją
emablować, gdyby nie była tak bardzo młoda. Jednakże zajmował się nią przez cały wieczór.
Do drugiej sąsiadki skierował parę kurtuazyjnych zdań, czego ta nie omieszkała z żywym
rozczarowaniem zauważyć.
Po skończonym obiedzie panowie przeszli do palarni, a panie udały się do drugiego
dużego salonu. Książę tak manewrował, żeby zostać z paniami i znaleźć się obok lady
Cleodel. Poprosił o pozwolenie złożenia jej nazajutrz wizyty. Był przyzwyczajony, że tego
rodzaju propozycje przyjmowano zawsze z entuzjazmem. Tymczasem lady Cleodel dała
wymijającą odpowiedź, co wyglądało raczej na unik.
— Muszę zapytać mamę, czy będziemy w domu. Ostatnio bardzo dużo bywamy.
Zaskoczył go jej trochę jakby lekceważący ton. Po obiedzie upewnił się, że jej matka,
księżna Sedgewick, przyjmie go w ich letniej rezydencji.
Wracając do Londynu, zdał sobie sprawę z oczywistej prawdy: lady Cleodel rzadko
bywała dostępna. Podrażniony wyczuwanym oporem, zaczął bywać na przyjęciach, co do
których miał pewność, że ją tam spotka. Nigdy uzyskanie od kobiety zgody na taniec nie
przedstawiało dla niego problemu, teraz jednak, po raz pierwszy w życiu, musiał wpisywać
się do już zapełnionego karnetu. Pewnego Wieczoru zdarzyło się nawet, że w ogóle nie było
dla niego miejsca: karnecik był szczelnie wypełniony.
5
Nie zniechęcało go to bynajmniej. W dwa tygodnie później nastąpiło spotkanie, ale lady
Cleodel była daleka i nieuchwytna. Książę zabiegał o to, by ją widywać, marzył o chwilach
słodkiego tete a tete z tą, którą w myślach ośmielał się już nazywać narzeczoną.
Za każdym jednak razem, kiedy wreszcie na krótko pozostawiono ich samych, kiedy w
końcu mógł się do niej zbliżyć, ona zawsze potrafiła trzymać go na dystans. Nie mówiła
wprost, że nie chce go pocałować, gdy o to gorąco prosił, ale znajdowała liczne preteksty:
— Nie powinniśmy zostawać sami, to nie podobałoby się mamie. Bardzo proszę mnie
zostawić — mówiła, gdy nalegał, i odsuwała się. — Mama gniewałaby się.
Tak bardzo mu zależało choćby na jednym pocałunku!
— Pani matka? Dlaczego miałaby wiedzieć?
— Ależ zdradziłyby mnie potargane włosy. A moje usta byłyby drugim świadkiem.
— Błagam! Jeden jedyny pocałunek.
Odparła ze słodyczą:
— Mam taką samą ochotę jak i pan, ale to byłoby źle. I mama na pewno ukarałaby mnie,
zabraniając widywać pana!
Dla Ravena było to doświadczenie zupełnie nowe. Ponieważ potrafił doskonale kpić z
samego siebie, z westchnieniem ograniczył się do dotknięcia wargami delikatnej dłoni, której
mu nie broniono tak jak ust. Jest taka młoda, tłumaczył sobie, musi zatem uzbroić się w
cierpliwość, musi być rozsądny.
Przychodziło mu to z trudem. Ruchy, gesty, spojrzenia Cleodel były tak czarujące, a jej
twarzyczka tak pełna wyrazu niewinności i świeżości! Obiecał sobie, że kiedy ją poślubi —
bo był już na to zdecydowany — będzie ją uczył miłości. Z góry cieszył się na tę myśl, na
razie jednak hamował gorące porywy.
Rodzice Cleodel nie ukrywali swojego zadowolenia, że już niedługo ich zięciem zostanie
człowiek z tak wysoką pozycją towarzyską, w dodatku bajecznie bogaty. Ojciec dziewczyny
nie był, oczywiście, biedny, miał kilka majątków, ale nie mogło się to równać z fortuną
księcia. Zapewne spodziewał się, że córka obdarzona tak wyjątkową urodą zrobi karierę, ale
w żadnym razie nie przypuszczał, że aż tak błyskotliwą. Książę Ravenstock przez swoje
koligacje plasował się w hierarchii społecznej zaraz po książętach krwi.
Jeśli jednak cała rodzina Sedgewicków była zachwycona, najbliższych i przyjaciół księcia
ta zaskakująca nowina przede wszystkim zdumiała. Oczywiście, milczeli taktownie,
zachowując dla siebie opinię o tym małżeństwie. Nikt nie ośmieliłby się wtrącać w tak
osobiste sprawy. Jeden tylko Harry Carrington, najbliższy przyjaciel, powiedział, co o tym
6
myśli. Dowiedział się o oficjalnych zaręczynach po powrocie ze Szkocji, gdzie łowił łososie.
Kiedy książę poinformował go o swoich matrymonialnych zamiarach, zakrzyknął:
— Ależ ty przecież jesteś zatwardziałym kawalerem! Nie żartuj! Wszak zaprzysiągłeś...
— Wiem doskonale — odparł spokojnie książę — co przysięgałem. Ale zwróć, proszę,
uwagę, że wtedy nie znałem Cleodel!
— Przekonałeś mnie już, że jest niezwykle piękna. Rozumiem. Ale ona ma zaledwie
dziewiętnaście lat! Czy nie jest za młoda?
— A jakież to ma znaczenie? — odparł swobodnie książę, widząc malujące się na twarzy
przyjaciela zaskoczenie. — Owszem, byłem gorącym przeciwnikiem małżeństwa. Bałem się
nudy, jaką może ono ze sobą nieść, obawiałem się również, że mógłbym być zdradzony. Ileż
kobiet zabiegało o mnie! Sam przecież wiesz!
— Ravenie!
— To prawda. Prawdą jest tęż, że zawsze uważałem, iż los mężów nie jest godny
pozazdroszczenia. Zwłaszcza tych, którzy wybierają za żony podlotki. Tak, przyznaję, że tak
mówiłem!
— No tak! Ale...
— Odkąd, mój drogi Harry, spotkałem Cleodel, przestały mnie interesować kolejne
wcielenia bóstw. Ona uosabia czystość i niewinność.
— Ravenie, pomyśl tylko chwilę! Załóżmy, że ta kobieta będzie ci wierna. Ale ty? Czy
wyrzekniesz się tych wszystkich pięknych kobiet, które dotychczas wypełniały twoje życie?
Książę machnął ręką i zmarszczył brwi.
— Oszczędź mi, przyjacielu, tych wspominków. Ja się zmieniłem. Zresztą wszystkie te
kobiety... Sam wiesz, że nigdy nie lubiłem przedłużać takich historyjek.
Harry potwierdził.
— To prawda. Ale powiedz mi nareszcie, czym twoja Cleodel tak bardzo różni się od
innych kobiet?
— Sam zobaczysz. Jeśli chcesz, przedstawię ci ją jeszcze dziś wieczorem.
— Będę zachwycony.
Kiedy Harry ujrzał Cleodel, zrozumiał swego przyjaciela. Oczywiście, była piękna, ale
przecież książę spotykał wiele kobiet równie pięknych. Jednakże na jej młodziutkiej
twarzyczce istotnie gościł wyraz niewinności i czystości. Jej spojrzenie było jasne, a mowa
spokojna. Daleka była od tych wszystkich wyrachowanych kobiet, które stale otaczały księcia
i zarzucały nań swe sieci.
Raven ujął przyjaciela pod ramię.
7
— Wiesz — powiedział — to ja biegam za nią... Gdybyś tylko wiedział...
Harry pokiwał głową. Było dla niego jasne, że przyjaciel odkrył skarb. Potrafi obronić ją
przed zakusami innych mężczyzn. Z myśliwego stał się strażnikiem zwierzyny. Małżeństwo
ma szansę być długotrwałe i szczęśliwe. Harry uśmiechnął się na tę myśl, żywił bowiem dla
księcia głębokie uczucie przyjaźni i z góry cieszył się jego przyszłym szczęściem.
Rodzice Cleodel, bojąc się ewentualnej zmiany uczuć Ravena, taktownie namówili go do
skrócenia narzeczeństwa. W stanie umysłu, w jakim się znajdował, było to bardzo łatwe. Tak
więc ustalono datę ślubu na ostatni tydzień czerwca, tuż przed końcem sezonu. Kilka dni
wcześniej miały się odbyć słynne biegi w Royal Ascot, w których Raven wystawiał kilka
swoich koni.
Zdecydowano, że uroczystość ślubna odbędzie się w katedrze St. George przy Hannover
Square.
Zaabsorbowana przygotowaniami do ślubu i wyprawą, Cleodel była prawie nieuchwytna.
Świadom swych obowiązków narzeczonego, Raven — coraz bardziej zakochany — skarżył
się, że tak rzadko jest mu dane ją widywać.
Cleodel pocieszała go delikatnie.
— Ależ wcale cię nie zaniedbuję, Ravenie. Wprost przeciwnie, pilnuję moich krawców i
szwaczek, bo chcę być ciebie godna.
— Naprawdę myślisz o mnie, przebierając w tych wszystkich fatałaszkach?
— Oczywiście! Wiem, że masz znakomity gust, wiem także, że jesteś bardzo
wymagający. Boję się, że mogę ci się nie dość podobać!
— Ależ taka, jaka jesteś, jesteś doskonała, i podobasz mi się zawsze. Pragnę tylko
jednego: pojąć cię jak najszybciej za żonę i wywieźć daleko, aby udowodnić, jak bardzo cię
kocham.
— To prawda?
— Jak możesz wątpić, Cleodel?! Zrobię wszystko, żeby zdobyć twą miłość, i to będzie
nasza najwspanialsza przygoda.
Mówił przepełniony szczerością, która jego samego zaskakiwała. Zbliżył się do niej i
wziąwszy ją w ramiona, delikatnie całował, powstrzymując niecierpliwość z obawy, aby jej
nie przestraszyć. Przecież już kilka razy prosiła, żeby poczekać. Tym razem również odsunęła
się. Natychmiast ją zapewnił:
— Nie bój się, ptaszyno, nie przestraszę cię.
— Nie o to chodzi — odpowiedziała czerwieniąc się — ale nigdy jeszcze nikt mnie nie
całował. Odnoszę wrażenie, że staję się więźniem, że już nie mam własnej woli.
8
Ucałował jej ręce. Nigdy nie spotkał kobiety bardziej pociągającej, ale i bardziej
płochliwej.
— Ukochana, to ja jestem twym więźniem. Nie obawiaj się jednak — potrafię
pewściągnąć moje uczucia.
Wszystkie jego dawne kochanki prześcigały się teraz w obmawianiu go i oskarżaniu.
— Raven — mówiła jedna — był najbardziej fascynującym donżuanem Londynu, a teraz
stał się nudny, wierny...
— To prawda — dorzucała inna — ale zawsze można żywić nadzieję. Ta mała gąska
zaledwie opuściła szkolne mury, ona nie zagrzeje go długo. Zobaczycie, najwyżej do Bożego
Narodzenia.
— Założę się — perorowała trzecia — że znudzi się nią znacznie wcześniej.
Większość towarzystwa wychwalała zalety Cleodel, tylko Harry nie podziwiał
bezkrytycznie młodej lady. Powróciły wszystkie jego zastrzeżenia, był jednakże zbyt
taktowny, by powiedzieć o tym przyjacielowi lub innym znajomym. Wiedział zresztą, że
zostałoby to natychmiast bądź źle zinterpretowane, bądź powtórzone komu nie trzeba. Ilekroć
jednak znajdował się w obecności dziewczyny nie mógł się oprzeć uczuciu niechęci do niej.
Była, jego zdaniem zbyt afektowana, a manifestowana niewinność trąciła sztucznością —
brakowało jej spontaniczności.
Raven natomiast pławił, się w szczęściu, liczył jak uczniak godziny dzielące go od
następnego spotkania.
Prywatna rezydencja księcia w Park Lane, obszerniejsza i piękniejsza niż pałacyk
rodziców Cleodel, została wybrana na miejsce uroczystego przyjęcia ślubnego. Raven sam
organizował wszystko do najdrobniejszych szczegółów. Goście będą przyjmowani w
olbrzymiej sali balowej, wychodzącej na park. Prezenty wyłoży się w galerii portretów.
Wszystkie pomieszczenia mają tonąć w świeżych kwiatach, sprowadzonych wprost z jego
wiejskiej posiadłości.
Jednakże, pomimo imponujących rozmiarów, rezydencja nie mogła pomieścić tłumu
zaproszonych gości, okolicznych farmerów, domowników. Książę postanowił więc wydać
drugie przyjęcie: uda się wraz z małżonką do Ravenstock specjalną salonką po skończonym
pierwszym przyjęciu. Pod koniec uroczystości nastąpią tradycyjne przemówienia, toasty i
oficjalne podziękowania ze strony księcia. Na zakończenie feeria sztucznych ogni.
Noc poślubna odbędzie się nie w londyńskim pałacu, ale w Ravenstock, rodowym
gnieździe. Książę myślał o tym z rozczuleniem, upatrując w tym dobrej wróżby. Dotąd nigdy
9
nie myślał o potomkach, ale teraz był bardzo szczęśliwy, że właśnie w tym starym rodzinnym
domu będzie płodził swych synów.
Tymczasem cierpiał katusze z powodu wyraźnego chłodu narzeczonej. Na którymś z
balów błagał ją gorąco:
— Niech pani chociaż powie, że mnie kocha!
— Oddałam panu moje serce.
— Nie starczy mi życia, żeby panią uwielbiać! Pewnego dnia zaczął pisać poemat, w
którym chciał wysłowić piękność dziewczyny. Zamierzał go wręczyć wraz z wiązanką
pięknych lilii w Sedgewick House. Widział w tych kwiatach nie tylko symbol niewinności,
ale także młodości swojej narzeczonej. Podczas pracy wszedł, jak zawsze cichutko, Mateusz.
— Co się dzieje? — spytał niechętnie sekretarza.
— Przyjechała księżna wdowa z Glustombury. Książę zerwał się natychmiast.
— Jak to? Moja babka! Nie miałem pojęcia, że ma przyjechać! Już idę!
Porzucił wiersze i pobiegł do salonu przyjęć.
Mimo osiemdziesięciu lat księżna zachowała doskonałą postawę, a jej twarz nosiła ślady
dawnej urody. Czas obszedł się z nią łaskawie. Złagodził rysy, nie przydając jej zmarszczek i
bruzd. Włosy, zupełnie białe, o pięknym lśniącym odcieniu, miała bardzo gęste. Uroczy
ciepły uśmiech dodawał uroku leciwej i nobliwej damie.
Przycisnęła gorąco wnuka do serca.
— Babciu! Nie wiedziałem, że wybierasz się do Londynu! Dlaczego mnie nie
uprzedziłaś?
— Zdecydowałam się w ostatniej chwili. Znasz mnie przecież. Nie mogłam wyrzec się
takiej przyjemności jak wizyta u królowej w Windsorze. Zaprasza mnie na wyścigi w Ascot.
Ucałowała go jeszcze raz bardzo serdecznie i kazała usiąść obok siebie. Trzymała go za
rękę, patrząc czule, ale i ze sprytnym błyskiem w oczach.
— Znalazłaś, babciu, bardzo słaby pretekst. Przyznaj się, że chciałaś zobaczyć moją
narzeczoną.
— Oczywiście — odpowiedziała — umieram z ciekawości, żeby zobaczyć, jak wygląda
dziewczyna, która usidliła mego Casanovę! Ciebie, który oparłeś się tylu pięknościom!
— To prawda, babuniu. Jestem pogrążony!
— Nie mogę uwierzyć.
Książę ucałował dłoń staruszki.
— Zdołam cię przekonać, babciu, a raczej zrobi to moja narzeczona. Tymczasem jestem
szczęśliwy, że cię widzę. Oczywiście, zatrzymasz się u mnie.
10
— A czyż jest milsze miejsce w Londynie?
— Pochlebiasz mi, babciu!
Księżna przyjrzała się wnukowi uważnie.
— Więc to jednak prawda! Dałeś się usidlić?
— Jak tylko przedstawię ci Cleodel, sama zrozumiesz.
— Może, może... Ale jeśli jesteś naprawdę zakochany tak jak mówisz, to co stanie się z
piratem, z donżuanem, który mieszka w tobie?
Raven uśmiechnął się.
— Babciu, mówisz takie śmieszne rzeczy. Nikt nigdy do mnie tak nie mówił. Ale jeśli
chcesz znać prawdę, pirat przestał istnieć. To postanowione. Ustatkowałem się.
— Nie wierzę własnym uszom, mój wnuku. Tyle kobiet wypełniało twoje życie.
— Teraz liczy się tylko Cleodel.
Rozmowę przerwał służący, wnosząc tacę. Kiedy pili herbatę, Raven opowiadał o
prezentach, które już dostał, i o podróży poślubnej.
Księżna babka słuchała uważnie. Tak jak i Harry, zapytywała sama siebie, jak wnuk, który
miał u swoich stóp najsłynniejsze, najpiękniejsze i najinteligentniejsze kobiety Londynu,
mógł zainteresować się tak młodziutką dziewczyną. Na pewno była piękna, ale cóż mogła mu
ofiarować oprócz wdzięku, urody i niedoświadczenia? On twierdził, że to właśnie jej
niewinny urok tak go urzekł.
Zrozumiałabym może, pomyślała, gdyby Raven był dużo starszy. Nie ma nic gorszego niż
stary kawaler zakochany w młodej dziewczynie. Ale on ma zaledwie trzydzieści cztery lata.
Ciągle daleko mu do popadnięcia w — jak to nazywają — „szpony demona południa".
Westchnęła głęboko i znów pogrążyła się w myślach. W końcu, powiedziała sobie,
najważniejsze jest, żeby był szczęśliwy; nieważne, jak to osiągnie.
Księżna babka kochała Ravena najbardziej ze wszystkich wnuków. Od najmłodszych lat z
pobłażaniem odnosiła się do jego porywczego charakteru i licznych psot. Ją samą
wychowywano bardzo surowo w czasach regencji, toteż była zwolenniczką rozwijania
żywego umysłu wnuka, którego wyczyny rozjaśniały szarą i nudną solidność epoki
wiktoriańskiej.
Zawsze mówiła sobie, że jej wnuk byłby najszczęśliwszy w okresie rządów Jerzego IV.
Kiedy w jej obecności krytykowano Ravena, zawsze brała go w obronę, uważając, że jego
awanturki wnoszą szczyptę soli w nudną, pełną pruderii i hipokryzji epokę.
Kiedyś jeden z jej wnuków stwierdził, że zachowanie Ravena szokuje go. Odpowiedziała,
patrząc nań z pogardą:
11
— Kłopot, mój drogi, polega na tym, że jesteś po prostu zazdrosny! Gdybyś miał połowę
jego uroku i śmiałości, postępowałbyś tak samo. Ale skoro jesteś taki, jaki jesteś, możesz
tylko grymasić i być głupio zazdrosny.
Babcia i wnuk mieli sobie tyle do powiedzenia, że książę dotrzymywał jej towarzystwa aż
do wieczora. Zostało mu już bardzo mało czasu na przebranie się, na wieczór bowiem był
zaproszony do pałacu Marlboro. W wieczorowym stroju, przy orderach wyglądał
olśniewająco.
Już wychodził, kiedy przypomniał sobie o nie dokończonym liście. Służący już pewnie
przygotował zamówiony bukiet z lilii. Poszedł do biblioteki, dorzucił kilka zdań
zapewniających o gorącej miłości, zapieczętował i- zamierzał wezwać służącego, ale nagle
zmienił zdanie i postanowił postąpić inaczej. Że też wcześniej nie wpadł na tak świetny
pomysł.
W drodze do pałacu Marlboro myśli miał wypełnione obrazem ukochanej. Ostatnimi
dniami widywał ją bardzo rzadko i tylko przelotnie. Poprzedniego wieczoru byli razem na
krótkim spacerze, ale ani przez chwilę sam na sam. Oczywiście, nie udało mu się zdobyć
wymarzonego pocałunku. A tak bardzo go pragnął! Podniecony cudowną świeżością
dziewczyny, gorąco jej pożądał. Jej niedoświadczenie nadzwyczaj go pociągało. Wydawała
się z pozoru chłodna, ale on wiedział, że potrafi zmienić ją w kobietę. Jeszcze był pogrążony
w myślach, kiedy stangret oznajmił, że zajechali na miejsce.
— Na ławeczce — zwrócił się do stangreta — zostawiłem bukiet i list. Niech tam leżą.
Proszę po mnie przyjechać za jakieś trzy godziny.
— Będę punktualnie, wasza wysokość.
W pałacu, Raven został bardzo serdecznie przyjęty przez księcia i księżnę Walii.
Natychmiast otoczyło ich grono pięknych kobiet. Kiedy indziej byłby zachwycony i na pewno
zainteresowałby się którąś z uroczych dam. Dziś jednak myśli i serce miał wypełnione
narzeczoną.
Atmosfera w pałacu Marlboro była zawsze wesoła i ożywiona, wymieniano dowcipy i
uwagi na aktualne ! tematy. Przy stole książę siedział obok jednej ze swych dawnych
kochanek.
Zaatakowała go wprost:
— Mówią — zaczęła — że postanowiłeś się poprawić. Podobno stałeś się pustelnikiem?
— Uwierzysz, jeśli ci odpowiem, że tak? — odparł.
— Słyszałam, że lampart nigdy nie pozbędzie się swojego cętkowania.
— Mylisz przysłowia, Kitty — odparował. — A tym razem w ogóle się mylisz.
12
— Ależ jeśli to prawda, to wprost straszne! Rzeczywiście chcesz stać się obrońcą
uciśnionych wdów i porzuconych sierot?
Książę nie mógł powstrzymać uśmiechu.
— Jeśli chodzi o wdowy, to — o ile mnie pamięć nie myli — uchodziłem raczej za
atakującego, a nie obrońcę.
— To do ciebie podobne.
Raven znów się uśmiechnął.
— A co do porzuconych sierot, to — o ile mi wiadomo — nigdy takich nie miałem na
sumieniu.
— Kto wie, czy nie szkoda — odparła Kitty z cieniem nostalgii w głosie.
Później, zmieniając temat, zapytała:
— Powiedz, czego to małe uosobienie cnót wszelakich , ma więcej niż te kobiety, które
kochałeś dotychczas?
— Cleodel, moja miła, jest najwspanialsza ze wszystkich, jakie do tej pory znałem.
Kitty jęknęła.
— Niewielka to dla mnie pociecha.
Rozmawiali w ten sposób do końca kolacji. Wieczór zakończył się krótko przed północą,
albowiem w obecności księżnej Walii nie grano w karty.
Przy pożegnaniu gospodarz przyjęcia zapytał księcia:
— Czy myśli pan wygrać złoty puchar, Ravenie?
— Mam nadzieję, wasza wysokość.
— Do licha! Wobec tego moje konie nie mają żadnych szans!
— Tego bym nie powiedział.
— Wiem, że pan ma zawsze szczęście — odrzekł książę Walii, biorąc go pod ramię. —
Nie chcę stracić pańskiej przyjaźni, Ravenie. Bardzo proszę po ślubie przyjechać z małżonką
do Sandvingham na otwarcie sezonu łowieckiego.
— Będzie to dla nas obojga zaszczytem, wasza wysokość.
— Liczę na pana i myślę, że znowu będzie pan królem polowania — dodał książę.
— Postaram się nim nie zostać — odpowiedział ze skromną miną Raven.
Obydwaj panowie wybuchnęli śmiechem.
Po wyjściu z pałacu książę kazał zawieźć się na Green Street. Przed domem Cleodel
zatrzymał powóz i wysiadł, zabierając ze sobą bukiet i list.
— Możecie jechać do domu — polecił. — Wrócę pieszo.
13
Stał teraz przed pałacykiem Sedgewick. Otaczał go duży park. Bywał tu ostatnio tak
często, że znał każdy zakątek. Wielka brama prowadząca do podjazdu była zamknięta.
Obszedł park od tyłu i koło zabudowań gospodarskich znalazł niezbyt wysoki mur. Raven był
znakomicie wysportowany, toteż pomimo nieco krępującego ubioru, wspiął się na niego bez
trudu. Za chwilę był już na terenie posesji. Przedarł się przez krzaki gęsto obrastające mur i
bezszelestnie zbliżył się do budynku. Znał dobrze rozkład pokoi. Na parterze była jadalnia —
wąska i długa, bez wdzięku. Za nią mieścił się salon z trzema francuskimi oknami
wychodzącymi na taras. Do niego przylegał mały buduarek, gdzie wolno mu było ostatnio
spędzić z ukochaną parę chwil sam na sam.
Na pierwszym piętrze znajdował się pokój z balkonem należący do Cleodel. Z drugiej
strony był identyczny pokój jej matki.
Któregoś dnia Raven, stojąc w ogrodzie pod balkonem, zażartował, że to idealne miejsce
do odegrania roli Romea. Cleodel spojrzała nań wtedy zaniepokojona.
— Nie sądzę, żeby mama była zachwycona takimi żartami.
— Ale — odparł wówczas — to byłoby tak romantyczne: wdrapywać się na balkon!
Patrząc na panią, już czuję się jak Romeo.
Cleodel rzuciła mu wtedy powłóczyste spojrzenie i po chwili odpowiedziała:
— Trochę romantyzmu może by się przydało. Chciałabym, żeby był pan moim rycerzem
i zabijał dla mnie smoki.
— Będę to robił z największą przyjemnością, jeśli tylko nadarzy się okazja. Ale
zapewniam, że smok, który ze mną będzie miał do czynienia, spędzi najgorszy kwadrans
swego życia.
— Bardzo pana kocham takim właśnie — powiedziała słodko Cleodel.
Wracając do rzeczywistości, książę pomyślał, że położy list i bukiet na balustradzie.
Będzie to chyba dostatecznie romantyczne? Wdrapanie się na balkon nie sprawi mu większej
trudności.
Z każdą inną postąpiłby po kawalersku — dałby znać o sobie i zostałby zaproszony do
środka. Przez chwilę się wahał. Miał wielką ochotę rzucić w okno kilka małych kamyków.
Nie ryzykował wiele, bo matka Cleodel spała twardo, jak sama zapewniała, a jej pokój
znajdował się po drugiej stronie pałacyku.
Niezdecydowany jeszcze, co zrobi, powoli i cicho szedł ku domowi. Nagle ujrzał jasno
oświetlone okno. Zatrzymał się. Pomyślał, że to gra cieni. Szerzej otworzył zdumione oczy.
Ale nie było to przywidzenie: po drabinie przystawionej do balkonu wchodził jakiś człowiek.
Był zwinny, toteż szybko dotarł na górę, po czym cicho i zręcznie przeskoczył balustradę.
14
Przyszedłem na czas, pomyślał książę, będę mógł odegrać rolę dzielnego rycerza, o którym
mówiła Cleodel. Unieszkodliwię złodziejaszka. Nędznik obiecuje sobie ograbić spokojnie
śpiących mieszkańców.
Zbliżył się równie cicho i zręcznie. I wtedy dopiero zauważył, że człowiek ma na sobie
strój wieczorowy. Rzecz raczej niebywała wśród złodziei. Kiedy złoczyńca odwrócił się, żeby
wskoczyć na balkon, ukazała się w świetle księżyca jego twarz. Książę zamarł z wrażenia.
Człowiek, którego wziął za złodzieja, był jednym z jego przyjaciół, członkiem jego klubu, z
którym jeszcze wczoraj pił toast za swoje szczęśliwe małżeństwo!
— Niech ci los zawsze sprzyja — powiedział wtedy Jimmy Hudson.
Książę serdecznie podziękował mu za życzenia. A teraz oto miał go przed sobą, pod
oknem narzeczonej! W tym momencie, prawdopodobnie zaniepokojona hałasem, wyszła na
balkon Cleodel. Książę już chciał biec jej na pomoc, ratować przed niespodziewaną napaścią,
kiedy nagle zauważył, że Cleodel, daleka od wszczęcia alarmu, nie wykazując najmniejszego
zaniepokojenia, rzuca się w ramiona intruza i całuje go namiętnie.
Jej twarz, wyraźnie oświetlona blaskiem księżyca, wydała mu się jeszcze cudowniejsza i
czystsza. W momencie, kiedy go tak podstępnie zdradzała, na jej obliczu malował się wyraz
niebiańskiego szczęścia. Trwało to chwilę. Później oboje, objęci wpół, zniknęli w pokoju,
zamykając za sobą okno.
Jedynie samotnie stojąca, oparta o mur drabina świadczyła, że książę nie śnił na jawie...
ROZDZIAŁ 2
Przez kilka chwil, które dla Ravena były całym wiekiem, stał zmartwiały, z oczyma
wpatrzonymi w okno pokoju. Powoli wracał do siebie. Obrazki łamigłówki, których
wcześniej nie rozumiał, teraz zaczęły się układać w logiczną całość. Zrozumiał, jak zręcznie
się nim posłużono, jak okrutnie z niego zadrwiono.
Jego żywa inteligencja, wsparta wspaniałą pamięcią, pozwalała mu osiągać świetne
rezultaty przy minimum pracy. Tak było w szkołach, a potem w Oxfordzie. Teraz też
pomogła mu w precyzyjnym odtworzeniu wszystkich szczegółów.
Pewnego dnia w pałacu Warwick Jimmy Hudson poprosił go o danie mu szansy na
wygraną.
— Bardzo cię proszę, Ravenie — powiedział wtedy — bądź wspaniałomyślny!
— Ależ... — starał się zaoponować. Jimmy przerwał mu wówczas gwałtownie:
— Widzisz, dosiadam konia księcia Sedgewick.
15
— A jaka jest stawka?
— Tysiąc funtów, srebrny puchar i jedno serce.
Książę zgodził się wtedy na jego prośbę i wycofał swoje dwa konie, ale pomyślał, że tysiąc
funtów jest dla jego przyjaciela ważniejsze niż czyjeś serce.
W rzeczy samej, Jimmy Hudson, syn szlachcica z prowincji, nie był zamożny. Opuścił
uniwersytet i wstąpił do wojska. Bardzo szybko jednak zrozumiał, że bez pieniędzy nie
zajdzie wysoko. Rzucił się więc w wir życia towarzyskiego, zdecydowany znaleźć bogatą
dziedziczkę.
Uzyskał list polecający do pewnej damy, matki dwóch nieciekawych, ale posażnych
panien. Jimmy sądził, że to właśnie jest jego szansą. Był przystojny, jeśli chciał — nawet
uroczy i uwodzicielski. Ponadto ubierał się z nieco tradycyjną elegancją, co także miało swoje
znaczenie. Z natury inteligentny i dowcipny, kiedy zadał sobie trochę trudu, potrafił być
bardzo miłym kompanem. Kobiety chętnie poszukiwały jego towarzystwa. Tym razem jednak
obydwie bogate panny pozostały zupełnie niewrażliwe na jego wdzięki. Natomiast zakochała
się w nim ich matka.
Jimmy natychmiast zorientował się w korzyściach, jakie mógł z tego faktu wyciągnąć. Tak
więc w niedługim czasie dostał się, dzięki zakochanej kobiecie, do najwyższych sfer
towarzyskich. Wszedł w krąg ludzi z otoczenia księcia Walii. Umiał uplasować się w ścisłym,
ekskluzywnym i zazdrośnie strzegącym swych przywilejów kółku. To przekraczało jego
najśmielsze oczekiwania.
A że był z natury wesoły i dowcipny, rychło osiągnął poważne sukcesy towarzyskie. Na
spotkaniach w pałacu Marlboro ożywiał atmosferę. Był tu uważany za swego.
Od tej pory coraz więcej kart wizytowych gromadziło się na tacy w korytarzu jego
mieszkania. Mógł je nieomal kolekcjonować. Wszyscy chcieli utrzymywać z nim dobre
stosunki.
Kilka znacznych wygranych w karty pozwoliło mu na spłacenie najpilniejszych długów, a
także wystarczyło na sute napiwki dla służby w domach, w których zaczął bywać.
Kobiety znajdowały w nim gorącego kochanka. Wdzięczne, szczodrze obdarowywały go
drogimi prezentami: złotymi spinkami i papierośnicami, cennymi szpilami do krawatów,
srebrnymi drobiazgami, na które nigdy dotąd nie mógł sobie pozwolić.
Tak jak Raven, dopóki nie spotkał Cleodel, Jimmy był zatwardziałym kawalerem. Mowy
nie było o miłości do jednej tylko kobiety, skoro otwierały się przed nim wytworne i
eleganckie salony, wabiły wyrafinowane buduary, a on przechodził od jednej zdobyczy do
drugiej. Sam był zresztą zdziwiony swoim powodzeniem.
16
Teraz dopiero książę uświadomił sobie, że przecież Jimmy musiał od dawna znać Cleodel:
spotykał się z nią na przyjęciach, bywał u niej w domu. To on obmyślił iście makiaweliczny
plan: uwieść Cleodel i następnie nauczyć ją, w jaki sposób ma wciągnąć w swe sieci
człowieka, którego oceniano jako jedną z najlepszych partii w Anglii.
Oczywiście, chodziło mu o to, żeby wyciągnąć dla siebie korzyści. Wszyscy wiedzieli, że
Jimmy jest interesowny. Zdobycie Cleodel miało dla niego niewielkie znaczenie. Była piękna,
to nie ulegało wątpliwości, ale na pewno nie miała posagu, o jakim marzył. W takich rejonach
zazwyczaj nie polowano. Ponadto Jimmy, raz wszedłszy w najbliższe otoczenie księcia,
poznał go dobrze. Wszak często wymieniali poglądy na temat kobiet. Wiele razy Raven
zwierzał mu się, że łatwe zdobycze psują urok polowania.
Książę przypomniał sobie teraz, że pewnego dnia powiedział do Jimmy'ego:
— To gra, ale bardzo kiepska gra. Wolałbym, żeby zdobycz była warta swej ceny. To
wszystko jest takie łatwe. Za łatwe!
Jimmy zgodził się wtedy z nim.
— W końcu mam takie wrażenie, że jestem lisem gonionym przez sforę.
— A to staje się nudne — uzupełnił Jimmy.
I obaj się roześmieli.
W czasie takich i innych rozmów Jimmy dobrze poznał jego gusta, przyzwyczajenia i
skłonności. Wiedział już, że książę nie oprze się dziewiczemu urokowi. Było więc jasne, że
musiał dokładnie poinstruować Cleodel. Nauczył ją, jak powściągać zaloty Ravena, jak
okazywać oziębłość wobec jego zapałów. Oboje zatem byli zgodni co do planu zakpienia z
księcia. Nie tłumaczyło to jednak bynajmniej, dlaczego rzuciła się w ramiona Jimmy'ego. Nic
jej do tego nie zmuszało. Chyba że zakochała się w swoim perfidnym nauczycielu. Tak,
musiała kochać Jimmy'ego i kpiła sobie z Ravena. Chodziło tylko i wyłącznie o jego majątek,
którym zapewne zamierzała się potem podzielić z Jimmym.
Stojąc nadal pod balkonem, zakipiał z wściekłości na myśl, że dał sobą tak manipulować,
że tak głupio wpadł w zastawioną pułapkę. W pierwszym odruchu chciał wejść na balkon,
wtargnąć do pokoju i przyłapać niecną parkę in flagranti.
Jednakże powstrzymał się. Byłby to banalny odruch zemsty i w dodatku ośmieszyłby
siebie samego.
Niewiele go obchodziło, co nazajutrz mówiono by w całym mieście i na dworze.
Zastanawiał się tylko, jak ma postąpić. Może, błysnęła mu myśl, zmilczeć całą sprawę, udać,
że nic nie wie, i mimo wszystko ożenić się z Cleodel? O, nie! To było niemożliwe!
Niech będę przeklęty, powiedział sobie w duszy, jeśli okażę słabość wobec takiej kobiety.
17
Straszna boleść oślepiła go. Zamglonymi bólem oczami ujrzał dom, balkon — wszystko
czerwone, zalane krwią. Zaszlochał.. Z wolna przychodził do siebie. Pomału zbierał zmysły.
Nie chciał dać się ponieść rozpaczy. Zmusił się do spokojnego myślenia. Zemsta! Tak. Ale
zemści się inaczej, w sposób bardziej przebiegły. Uderzy Cleodel i Jimmy'ego tak jak oni
jego. W myślach zaczął mu się już zarysowywać pewien plan. Odzyskał spokój, opanował się
i wolno skierował do ogrodzenia.
Tak jak przypuszczał, furtka otwierała się do wewnątrz. Wyszedł na opustoszałą ulicę.
Szedł równym krokiem. W pewnej chwili uświadomił sobie, że ciągle trzyma w ręku list i
białe lilie. Podarł ostatni znak miłości, dokładnie połamał łodyżki mocno pachnących
kwiatów i czubkiem buta strącił je do rynsztoka.
Cyniczny grymas pojawił się w kącikach jego ust.
Przypomniał sobie, że w przystani stoi jego jacht gotowy do drogi. W najbliższych
godzinach przepłynie Kanał i dotrze do brzegów Francji.
Kiedy wracał do siebie pustymi ulicami, plan powzięty pod balkonem Cleodel przybrał
konkretny kształt. Było już dobrze po północy, kiedy dotarł do swego pałacu. Odźwiernemu
nakazał obudzić sekretarza. Po chwili do biblioteki wszedł Mateusz.
Jak generał przed bitwą, książę wydawał krótkie, precyzyjne rozkazy, które trzymały jego
ludzi na nogach przez resztę nocy. Kończono pakowanie bagaży, specjalny goniec pojechał
do Dover, inny udał się na dworzec, żeby przypilnować dołączenia prywatnego wagonu-
salonki księcia do najbliższego pociągu opuszczającego Londyn w kierunku wybrzeża.
Książę znalazł kilka godzin na odpoczynek. Potem ubrał się w strój podróżny i zjadł lekkie
śniadanie. Cyniczny, gorzki wyraz nie opuszczał jego twarzy.
Mateusz wręczył mu paszport oraz dużą kwotę gotówką. Sekretarz był tak przejęty tym
dziwnym i nagłym wyjazdem, że ośmielił się zapytać:
— Wiele osób będzie się zapewne dopytywało o księcia. Co mam odpowiadać, wasza
łaskawość?
— Nic. Dosłownie nic. Wyśle pan tylko do gazet notatkę, którą zredagowałem, że mój
ślub z lady Cleodel Sedgewick jest odwołany. Ani słowa więcej.
Mateusz w zdenerwowaniu zapytał ponownie:
— Nic, wasza łaskawość?
— Nic — brzmiała zdecydowana odpowiedź.
— Żadnego bliższego wyjaśnienia?
— Absolutnie nic!
18
— A jeśli lady Cleodel lub książę, jej ojciec... — zaczął PQnownie Mateusz, ale Raven
przerwał mu.
— Czyś słyszał, Mateuszu? Żadnych informacji, żadnych komentarzy! To rozkaz.
— Rozumiem, wasza łaskawość.
Książę nie dodał już nic, wyszedł szybko i wsiadł do czekającego nań powozu. Udał się na
dworzec. Przejazd pociągiem nie trwał długo. Przeprawa przez Kanał również odbyła się bez
przeszkód. W Calais czekał już na niego specjalny posłaniec. Do salonki doczepionej do
paryskiego ekspresu odprowadzili go ceremonialnie francuscy urzędnicy.
Noc spędził w swoim pałacu przy Polach Elizejskich, zawsze gotowym na jego przyjęcie.
Nazajutrz lekki, elegancki powóz zaprzężony w dwie pary koni uniósł go w kierunku
Wersalu. Ale książę bynajmniej nie udał się tam, aby zwiedzić historyczną siedzibę królów
Francji. Kazał zatrzymać powóz w maleńkiej wiosce przed wejściem do zakładu sióstr Sacre
Coeur.
Nie było to miejsce, gdzie by oczekiwano mężczyzny, zwłaszcza o takiej reputacji, jaką
cieszył się książę. A jednak jego przyjazd nie wywołał zdumienia. Młodziutka zakonnica
otworzyła ciężkie wierzeje i powiodła go długim korytarzem aż do progu sali wychodzącej na
ogród.
— Jego łaskawość książę de Ravenstock, wielebna matko — powiedziała.
Z głębi pokoju podniosła się matka przełożona i z okrzykiem radości, z wyciągniętymi
ramionami powitała przybyłego, ściskając go serdecznie.
— Ravenie! — zawołała. — Tak się cieszę, że cię widzę! Myślałam, że jesteś zbyt
zaabsorbowany przygotowaniami do ślubu. Przypuszczałam, że jeśli przyjedziesz do Paryża,
to tylko w podróży poślubnej!
Na te słowa książę zmienił się na twarzy. Zauważyła to natychmiast i niespokojna
zapytała:
— Co się dzieje? Stało się coś, braciszku?
— Właśnie przyjechałem, żeby ci wszystko wyjaśnić, siostrzyczko. Ale jak ty się
czujesz? Usiądźmy, jeśli pozwolisz. Będzie nam łatwiej rozmawiać.
— Oczywiście, mój drogi, oczywiście, ale przedtem poproszę, żeby nam przyniesiono
wino i specjalność naszego klasztoru — twoje ulubione biszkopty. Nie zapomniałeś, myślę,
ich smaku?
Raven uśmiechnął się mimo woli. Nie było zresztą sensu odmawiać, bo już weszła młoda
zakonnica, niosąc tacę z biszkoptami, butelkę wina i kieliszki. Postawiła ją na stole przy
19
kanapie, na której usiadł Raven ze swoją siostrą. Skłoniła się skromnie i wyszła, zostawiając
rodzeństwo samo.
Książę spojrzał na swą siostrę. Była prawie piętnaście lat starsza od niego, ale jej twarz nic
nie straciła ze swej urody i czaru. Wyglądała jak za czasów młodości, kiedy to ich rodzice
snuli plany świetnego losu dla jedynej córki. Żeby pomóc jej w wyborze męża, organizowali
wspaniałe bale z udziałem arystokratycznej młodzieży nie tylko angielskiej, ale i
zagranicznej.
Lady Małgorzacie nie zależało wszakże na tak wysokich koligacjach. Jej wybór padł na
najstarszego syna lorda Landsdowna. Rodzina nie należała do najwyższych kręgów
arystokracji, ale znana była z uczciwości i szlachetności. Młodzi ludzie zakochali się w sobie.
Artur Landsdown, starszy od Małgorzaty, robił właśnie świetną karierę w armii. Cieszył się
nieposzlakowaną opinią i większość swego czasu poświęcał żołnierzom. Kiedy spotkał lady
Małgorzatę, wiedział z całą pewnością, że jest to kobieta jego życia.
Rodzice Małgorzaty z radością przyjęli jej wybór. Ślub został wyznaczony za sześć
miesięcy. Nieprzytomna ze szczęścia dziewczyna godziła się na wszystko za cenę szybkiego
połączenia się z ukochanym. Oczekując na tę chwilę, spotykała się z narzeczonym, kiedy
tylko pozwalały mu na to jego obowiązki.
Na dwa miesiące przed ślubem Artur został wysłany z misją specjalną do Sudanu. Sprawa,
którą mu zlecono, była prosta, rutynowa i w żadnym razie nie powinna opóźnić daty ślubu.
Ale Artur nigdy nie powrócił. Zginął, zasztyletowany przez fanatyka, który rzucił się na niego
w chwili niepoczytalności.
Na wiadomość o śmierci ukochanego lady Małgorzata przeżyła szok. Zamknęła się w
sobie, głucha na pocieszenia rodziców i przyjaciół. Wyjechała do Francji i tam skryła się w
katolickim klasztorze.
Pomimo błagań rodziców, żeby odczekała jakiś czas i pozwoliła zasklepić się ranie,
zmieniła wyznanie i w dniu osiągnięcia pełnoletności złożyła śluby zakonne.
Jej wielka inteligencja oraz fortuna pomogły znaleźć się w nowym środowisku. Po latach
została matką przełożoną klasztoru, który założyła w kupionym przez siebie majątku
niedaleko Paryża.
Przyjmowała dziewczęta, najczęściej z arystokracji, które wykazywały powołanie do życia
zakonnego. Wiele też było wśród nich takich, które chciały przedłużyć nowicjat, aby mieć
więcej czasu na zastanowienie się przed powzięciem tak ważnej decyzji.
Dzieło, które prowadziła, zyskało uznanie kardynała biskupa Paryża i błogosławieństwo
Ojca Świętego.
20
Raven dawno już odkrył, że to, co robi jego siostra, jest wspaniałe. Nie tylko ofiarowała
schronienie tym, które uciekając od światowego życia, szukały drogi służenia Bogu, ale także
starała się rozwijać talenty u swoich wychowanek.
A wiele z nich przejawiało duże zdolności. Lady Małgorzata, a właściwie już matka
przełożona, zachęcała je, stwarzała ku temu warunki. Kilka napisało książki, przyjęte z wielką
życzliwością przez krytykę. Inne wyróżniały się doskonałym malarstwem, jeszcze inne
robieniem koronek i haftami. Wszystkie te talenty, umiejętnie rozwijane i podsycane,
przyczyniały się do tego, że zakład Sacre Coeur zyskał dużą sławę.
Przy okazji każdej wizyty Raven stwierdzał, że wbrew przewidywaniom sfery, do której
należeli oboje, siostra znalazła tu spokój i niespodziewane szczęście. Ponadto pod jej
mądrymi, rozsądnymi rządami klasztor kwitł.
Odkryte powołanie sprawiło, że ujawniła się w niej zdolność do zrozumienia innych, jak
również ogromna wyrozumiałość. Raven wiedział, że jeśli pewnego dnia uderzy weń piorun,
zawsze znajdzie u lady Małgorzaty pomoc i duchowe wsparcie.
I po to właśnie tu dzisiaj przyjechał.
Lady Małgorzata nalała trochę wina do kryształowego kieliszka. Potem spojrzała na
Ravena z ogromną miłością i zapytała:
— Co się stało, braciszku?
— Nie chcę teraz o tym mówić — odparł lekko zachrypniętym głosem. — Krótko:
przyjechałem do ciebie z ogromną prośbą. Chcę, żebyś mi znalazła żonę. Dziewczynę czystą i
niewinną!!
Matka przełożona nie dała po sobie nic poznać. Popatrzyła tylko na niego uważnie,
oczyma pełnymi wielkiej miłości i współczucia. Ponieważ po tej ogłuszającej deklaracji brat
milczał, zapytała wreszcie łagodnie:
— Po to przyjechałeś do mnie?
— Tak — odparł bez wahania. — Myślałem, że może pomiędzy odbywającymi nowicjat
znajdzie się dziewczyna nie skażona bywaniem w świecie i przez ten świat...
Przerwał na chwilę.
— Tak, rozumiem. Mów dalej, proszę — poprosiła łagodnie.
— Ledwie to mogę sformułować przed tobą. Chodzi mi o dziewczynę naprawdę
nieskalaną, rozumiesz?
Gorycz, z jaką wyrzekł to zdanie, powiedziała lady Małgorzacie więcej o piekle, przez
jakie musiał przejść jej ukochany brat, niż najdłuższa nawet rozmowa.
Skrzyżowała ręce, westchnęła głęboko i odrzekła:
21
— Myślę, że gdybym nawet zwątpiła w skuteczność mojej modlitwy, przekonałbyś mnie
o czymś zgoła odwrotnym.
Raven nie zrozumiał; czekał, co powie jeszcze.
— Modliłam się za ciebie i kiedy najmniej się tego spodziewałam, zostałam wysłuchana,
bo oto zjawiasz się przede mną i u mnie szukasz pociechy i podpory.
Idąc za tokiem jej myśli, zapytał:
— Czy możesz spełnić to, o co cię proszę?
Zawahała się z odpowiedzią.
— Mogę, oczywiście że mogę. Ale nie wiem, czy powinnam!
Rysy jego twarzy ściągnęły się. Niezupełnie dobrze rozumiejąc, co siostra chce przez to
powiedzieć, zaczął domyślać się jej zastrzeżeń.
— Czy nie sądzisz, moja kochana, że lepiej bym cię zrozumiał, gdybyś zechciała
wypowiedzieć twoją myśl do końca i wyjaśniła mi, w jakiej intencji modliłaś się dziś za
mnie?
Lady Małgorzata wstała, podeszła do okna i oparła się o wysoki parapet. Zatopiona w
myślach, błądziła wzrokiem po ogrodzie i milczała. Zielona gęstwina, poprzecinana
kwietnymi trawnikami, błyszczała w promieniach słońca. Wśród tego bogactwa pięknego i
zadbanego ogrodu wolno spacerowały mniszki. Miały białe habity, o kroju nieco
złagodzonym, szyte według projektu lady Małgorzaty. Lekkie wiązane sandały, które
zastąpiły niezgrabne, wysokie sznurowane buciki, nadawały ruchom gracji, a postaciom
swoistego wdzięku.
Książę czekał cierpliwie. Wysączył do dna resztę wina. Milczenie przeciągało się.
Wreszcie odwróciła się. Widać było, że powzięła decyzję.
— Przed dziesięcioma laty — zaczęła wolno — porzucono na progu naszego zakładu
małe dziecko. Była to dziewczynka. Siostra furtianka, otwierając rano drzwi, zobaczyła ją na
progu. Mała była sama. W rączce trzymała kopertę. Znalazłyśmy w niej pięć tysięcy funtów.
— Pięć tysięcy funtów szterlingów w rękach podrzuconego dziecka! — wykrzyknął
książę.
— Rzeczywiście, stanowiło to bardzo poważną kwotę — odparła lady Małgorzata. —
Był przy tym i list. Zachowałam go i zaraz ci pokażę.
Otworzyła sekretarzyk i podała bratu pożółkły papier.
— Czytaj! — poprosiła.
Książę zaczął czytać półgłosem: „Dziewczynka ma na imię Anuszka. Ma dziewięć lat. Jej
ojciec jest Anglikiem. Prosi pokornie o zajęcie się dzieckiem. Jego życzeniem jest, aby po
22
ukończeniu dwudziestu jeden lat przyjęła święcenia, jeśli, oczywiście, taka będzie jej wola.
Zakład będzie otrzymywał regularnie pieniądze na pokrycie wszelkich kosztów związanych z
jej wychowaniem i studiami. Jeśli wykaże zdolności, uprasza się o zapewnienie jej
najlepszych profesorów."
Książę oddal list siostrze i zapytał:
— Tylko ten list i nic więcej?
— Nic.
— I bez podpisu?
— Bez. Ale piękne, staranne pismo zdradza dobre wychowanie, powiedziałabym, że
nawet angielskie.
— I?
— No cóż! Snułam najrozmaitsze przypuszczenia, ale nic z tego nie wynikało.
— Jak długo to dziecko jest już tutaj?
— Jak ci mówiłam, jest u nas dziesięć lat. Miała około dziewięciu, kiedy ją tu
podrzucono. Często rozmyślam na temat jej przyszłości.
— Myślisz ją zatrzymać i zrobić z niej zakonnicę?
— Nie — odparła zdecydowanie lady Małgorzata.
— Dlaczego?
— Z dwóch powodów. Przede wszystkim widzę, że nie ma powołania. Jest bardzo
zdolna, inteligentna, wykazuje piękne cechy charakteru. Jednakże czasami nie do końca ją
rozumiem.
— Mówiłaś o dwóch powodach. Jaki jest drugi?
— Tak. Otóż dwa lata temu dostałam dla niej bardzo poważną kwotę.
— Ile konkretnie?
— Siedemdziesiąt tysięcy funtów szterlingów.
— Ależ to wygląda na posag!
— W rzeczy samej. I od tego czasu tajemniczy korespondent nie dał już więcej znaku
życia.
— A czy wywiązywał się z obietnic złożonych w liście?
— Tak. Bardzo skrupulatnie. Co dwa lata otrzymywałam pięć tysięcy funtów
szterlingów. Oczywiście, nie wydałam wszystkiego. Teraz Anuszka ma majątek. Jest bogata.
— Co zamierzasz z nią zrobić?
23
— Właśnie zastanawiałam się nad jej dalszym losem. Nie chcę jej dłużej trzymać w tych
murach. Szukam więc w pamięci kogoś odpowiedniego z towarzystwa, kto mógłby jej pomóc
w stawianiu pierwszych kroków w świecie.
Spojrzała w zadumie na brata.
— Tak bardzo prosiłam Boga, żeby mnie oświecił... i nagle przyjeżdżasz ty!
— Istotnie, wydaje mi się, że przywożę rozwiązanie twoich problemów i odpowiedź na
pytanie, co z nią dalej robić. Dobrze wiem, co myślisz, wiem, co stoi na przeszkodzie: moja
reputacja donżuana. I to, że oficjalnie ogłoszono moje zaręczyny. Ale jeśli o to chodzi,
możesz być zupełnie spokojna — zaręczyny zostały zerwane.
Lady Małgorzata mimo wszystko pokiwała sceptycznie głową.
— A co do mojej reputacji — ciągnął — dobrze wiesz, że nasza rodzina gorąco sobie
życzy, bym się ożenił, ustatkował i miał potomstwo. I to właśnie zrobię. Chcę się ożenić,
mieć dzieci, ale do tego, jak się zapewne domyślasz, potrzebuję kobiety, kobiety absolutnie
pewnej, nieskazitelnej. Ta, która będzie nosiła moje nazwisko, musi być niewinna i skromna!
Ton Ravena znowu stał się bolesny i gorzki. Siostra zrozumiała, że musiał dużo przejść, i
zrobiło jej się go bardzo żal. Zdecydowała się odpowiedzieć.
— Nie przypuszczam, Ravenie, żeby Anuszka była odpowiednią dla ciebie partią. Mam
nadzieję, iż pewnego dnia spotka człowieka, którego pokocha i który ją będzie kochał. Ale
pamiętaj, że choć obecnie jest bardzo bogata, zawsze pozostanie dzieckiem znalezionym. Nie
wiadomo, skąd pochodzi, z jakiej rodziny się wywodzi. Nie znamy nawet jej nazwiska.
Książę machnął ręką. : — To mnie nie obchodzi!
— Nie mów tak. To jest jednak problem.
— Dla kogo?
— W sferze, w której żyjesz... Przerwał jej.
— Jeśli ja decyduję, że pochodzenie mojej żony nie ma dla mnie znaczenia, to nie sądzę,
aby ktoś z mego otoczenia ośmielił się poruszyć ten temat.
W głębi duszy lady Małgorzata była tego samego zdania, uważała jednak za swój
obowiązek przedstawić bratu wszystkie obiekcje.
— Wprawdzie rodzice już nie żyją, Ravenie, ale musisz pomyśleć o reszcie rodziny. Jaka
będzie ich reakcja? Jeśli o mnie chodzi, obserwuję Anuszkę dzień po dniu i jestem głęboko
przekonana, że pochodzi z równie dobrej rodziny jak nasza, ale jest prawdopodobne, że to
dziecko nieślubne, i musisz to wziąć pod uwagę.
— Dzieci z nieprawego łoża — powiedział — stają się przeważnie ludźmi wyjątkowymi.
W dziejach Francji na przykład wsławili się odwagą i wybitnymi zdolnościami.
24
Lady Małgorzata uśmiechnęła się.
— Wybacz, ale ten temat znacznie przekracza moje kompetencje. Pomyśl jednakże:
nigdy, modląc się o przyszłość Anuszki, nawet nie wyobrażałam sobie, że mógłbyś w jakiś
sposób wkroczyć w jej życie. — Westchnęła. — Upewnij mnie, Ravenie, może idę
niewłaściwą drogą? Może nie mam racji, pragnąc dla niej życia poza murami klasztoru. Może
byłoby lepiej, żeby przyjęła święcenia... Chociaż muszę ci wyznać, nauczyłam się już
rozpoznawać, które z dziewcząt przejawiają autentyczne powołanie do stanu zakonnego, a
które odwrotnie — są stworzone do życia rodzinnego u boku męża, wśród gromadki dzieci.
Wydaje mi się, że Anuszka należy do tej drugiej kategorii.
Przy ostatnich słowach jej głos lekko zadrżał. Książę zrozumiał, że siostra jest wciąż
wierna pamięci człowieka, którego była narzeczoną, i wspomnieniu ich krótkiej, a tak pięknej
miłości.
— Widzę, moja droga, że przemyślałaś wszystkie aspekty problemu. Jeśli chodzi o tę
dziewczynę, kieruj się instynktem. To czasami lepszy przewodnik niż zimna logika.
— Dziękuję, że tak mówisz. Sądzę, że masz rację. Podświadomie czuję, że Anuszka
należy do innego niż ten świata. Jednakże gdyby się tak stało, że zabrałbyś ją stąd, nie
zapominaj, że ona praktycznie nic nie wie o życiu. Wyrosła tu, wśród nas, i to, co tobie wyda
się banalne i naturalne, dla niej będzie odkryciem. — Nie mogła ukryć wzruszenia. —
Zresztą, nie mam własnego zdania. Pomyśl, przecież nawet się nie znacie! Nie możesz żenić
się w takich okolicznościach.
— Dlaczego nie mogę?
— Ależ, Ravenie...
— To rozsądek dyktuje ci teraz te słowa! Wiesz równie dobrze jak ja, że są kraje
Wschodu, gdzie małżonkowie poznają się dopiero w dniu ślubu. Jeśli o mnie chodzi, jestem
zdecydowany na to małżeństwo. A czy sądzisz, że dziewczyna, której przynoszę mitrę
książęcą, będzie robiła ceregiele tylko dlatego, że mnie nie zna? A jej krewni, jeśli tacy
istnieją? Dla nich będzie to ostatnie zmartwienie, będą zachwyceni taką gratką. To wszystko.
— Jakiż ty jesteś cyniczny!
— Nie, mylisz się. Jestem tylko realistą.
— Nie wierzę własnym uszom. Siedzę tu z tobą i dyskutujemy o tak poważnych
sprawach niczym o banalnym interesie.
— Ależ to zupełnie naturalne.
— Tak uważasz?
25
— Oczywiście. To prawda, że znalazłem, się w niezwyczajnej sytuacji. Ale właśnie
dlatego przybyłem do ciebie po pomoc.
— Uważaj, bracie! Palisz za sobą mosty. Musisz chyba jednak zobaczyć Anuszkę, zanim
zdecydujesz się ożenić z dziewczyną, której nie znasz nawet nazwiska...
— Ależ...
Lady Małgorzata przerwała mu.
— Zanim poweźmiesz decyzję, pomyśl o reszcie rodziny. Przecież ich reakcje mogą być
okropne.
Książę spojrzał na siostrę i z całym spokojem powiedział:
— Powtarzasz się, moja droga. A poza tym chcę, żeby wszystko między nami było jasne:
o moim małżeństwie decyduję ja sam. Nie dbam o opinię rodziny. Jej zdanie mnie nie
obchodzi. Absolutnie i dokładnie. Zdecydowałem się ożenić natychmiast i nikomu nie muszę
się z tego tłumaczyć. Taka jest moja wola i nie widzę nic, co mogłoby mi w jej realizacji
przeszkodzić.
Jego ton brzmiał tak zdecydowanie, że lady Małgorzata spojrzała nań z głęboką troską. Po
raz pierwszy zauważyła u brata rys nieprzejednania i niemal okrucieństwa.
— Nie unoś się, Ravenie — powiedziała cicho i serdecznie. — Wyobrażam sobie, jak
musiałeś cierpieć. Ale nawet jeśli twoje dotychczasowe życie nie było wzorem cnót
wszelakich, przynajmniej zawsze byłeś dobry i wspaniałomyślny. I zawsze umiałeś
uszczęśliwiać ludzi wokół siebie.
Położyła rękę na jego ramieniu.
— Wiem — powiedziała — wiem i czuję, że cierpisz. Ale nie każ cierpieć niewinnym.
— Nie wiem, o czym mówisz — odpowiedział z uporem Raven.
— No, no, powiedzmy! Ale pamiętaj, że nienawiść wraca jak bumerang, który uderza w
tego, kto go rzucił, równie silnie jak w cel.
— Nie nienawidzę nikogo — uciął krótko Raven. — Chcę tylko zmyć obelgę w sposób
jak najbardziej widoczny.
— Czy sprawi to komuś ból?
— Żywię taką nadzieję.
— To nieszlachetne! Dotychczas twoje życie było bardzo szczęśliwe. Los obdarował cię
ponad miarę. Może to właśnie jest moment, żeby wypłacić się Opatrzności.
— Zdaje się, że zapomniałaś, co mówi Biblia.
— Co masz na myśli?
26
— Jest napisane w Piśmie Świętym: „Oko za oko, ząb za ząb!" I to jest słuszne, to jest
sprawiedliwe.
— Gdybyś zadał sobie trochę trudu, żeby przeczytać następne wersety, dowiedziałbyś się,
że powinniśmy przebaczać naszym wrogom — żywo odparła lady Małgorzata.
— Może i to zrobię — zdecydował Raven — ale najpierw ukarzę winnych.
Lady Małgorzata westchnęła.
— Wydaje mi się, że występujesz w roli sędziego i kata jednocześnie. Obawiam się, że
popełniasz błąd.
— Ale nie jesteś tego pewna, prawda? A teraz — dodał łagodniejszym już tonem — chcę
zobaczyć Anuszkę.
Wiedział już, że siostra żałuje wszystkiego, co mu powiedziała, być może żałuje nawet, że
modliła się o rozwiązanie problemu Anuszki.
Wyciągnął do niej rękę w geście zgody.
— Nie martw się, siostrzyczko. Wiem, że popełniłem wiele błędów — powiedział
ciepłym, wzruszającym tonem. — Wiem również, że szokowałem rodzinę moim
zachowaniem, to oczywiste. Ale przysięgam, że nigdy, jak daleko sięgam pamięcią, nie
działałem wbrew prawu, nie zawiodłem kobiety, która mi zaufała.
Był bardzo przekonywający. Opór lady Małgorzaty powoli malał. Uśmiechnęła się.
— Wierzę ci, Ravenie, i zaufam ci. Tylko ty sam możesz zdecydować, czy Anuszka
będzie ci odpowiadać i czy rzeczywiście chcesz się z nią ożenić.
— Masz rację, siostrzyczko!
— Pójdę po nią — odpowiedziała wstając — tylko to mi pozostaje. Gdyby ci się nie
spodobała lub okazała się nie taka, jakiej oczekujesz, zawsze możesz poszukać gdzie indziej.
Książę został sam; nalał sobie następny kieliszek lśniącego rubinowo wina i podszedł do
okna.
Nie widział jednak ani słońca igrającego na kwiatach i krzewach, ani pełnych gracji
sylwetek siostrzyczek spacerujących w skupieniu po ogrodzie. Jeden tylko obraz miał przed
oczyma, a była nim twarz Cleodel uśmiechająca się do Jimmy'ego w bladym świetle księżyca.
Wizja była tak plastyczna, że ścisnął w ręku kieliszek, który rozprysnął się na drobne
kawałeczki. Ten dźwięk otrzeźwił go. Nadal jednak był w szponach morderczych instynktów.
Chciałby ścisnąć delikatną szyję Cleodel i zmiażdżyć ją. Z jej to powodu, po raz pierwszy w
życiu, odczuwał chęć mordu. Pałał żądzą zemsty. Zasada, którą przed chwilą przypomniał
siostrze: „Oko za oko, ząb za ząb", byłaby tylko marną namiastką odwetu za tak brutalne
zniszczenie ideału, który nosił w sercu.
27
To bowiem uczyniła Cleodel. Unicestwiła jego ideał i zdusiła w nim chęć odmiany życia,
która zrodziła się pod wpływem jej pięknej i niewinnej twarzyczki.
A przecież uosabiała wszystko, czego zawsze pragnął, wypełniła ogromną pustkę w jego
życiu. Gdyby rzeczywiście była taka, za jaką usiłowała uchodzić, dałaby mu to, czego
nieświadomie oczekiwał od bardzo dawna, od zawsze. Nic więc dziwnego, że ulokowawszy
w niej wszystkie nadzieje, po odkryciu jej zdrady poczuł się wyzuty ze wszystkiego i
udręczony do ostateczności. Miejsce, które zajmowała w jego sercu, było teraz puste.
Nienawidził Cleodel z siłą, której istnienia nigdy u siebie nie podejrzewał.
Jadąc poprzedniego dnia pociągiem do Paryża, przeżywał raz jeszcze całą nocną scenę.
Żałował, że nie uległ pierwszej myśli, aby wtargnąć po drabinie do pokoju, powalić na ziemię
Jimmy'ego, sterroryzować Cleodel i zmusić ich, aby błagali o przebaczenie.
Uspokoił się jednak i powtarzał sobie, że byłoby to niegodne jego, księcia, wymierzać
zemstę w taki sposób i zachowywać się po grubiańsku jak tragarz. To, co obmyślił, było
daleko subtelniejsze. Rana, jaką zada, będzie głębsza i boleśniejsza. O tej porze Cleodel jest
już pewnie zdziwiona, dlaczego wierny narzeczony dotąd się nie zjawił.
To jej ojciec, czytając rano gazety, odkryje w „Timesie" i „Morning Poste" ogłoszenie o
odwołaniu ślubu. Konsternacja nieszczęśnika będzie bliska komizmu. Szkoda, pomyślał
Raven, że nie będę mógł tego oglądać.
Wyobraził sobie pytania, przypuszczenia, które osaczą jej ojca i ją samą. Narzeczony
poprzedniego dnia jeszcze tak czuły, troskliwy... Ojciec na pewno zdecyduje się napisać do
niego, prosząc o spotkanie w celu wyjaśnienia.
Mateusz był doskonale poinstruowany, co ma odpowiadać, i bez wątpienia dokładnie
zastosuje się do wskazówek swego pana.
Rodzice Cleodel będą mieli jedno tylko wyjście: czekać na znak, na odpowiedź... A
tymczasem będą napływać ślubne podarunki.
Raven potarł ręce. Zdecydowanie ten rodzaj zemsty był najlepszy, dawał mu więcej
satysfakcji niż jakiekolwiek inne gwałtowne pociągnięcia.
Już niedługo rozpęta się burza, a Cleodel znajdzie się w jej epicentrum. Bezskutecznie
będzie dociekała przyczyny tak nagłego zniknięcia narzeczonego. Pozna, co to popłoch i
trwoga.
Niedobry uśmiech wykrzywił usta Ravena.
W tym momencie odwrócił się nagle, bo drzwi za jego plecami otworzyły się. Oślepiony
światłem, na które patrzył przez dłuższą chwilę, dostrzegł tylko dwie postacie, które weszły
do ocienionej części pokoju. Usłyszał delikatny i ciepły głos siostry:
28
— Ravenie, oto Anuszka.
ROZDZIAŁ 3
Lady Małgorzata w towarzystwie młodej dziewczyny zbliżała się do okna.
— Anuszko, przedstawiam ci księcia de Ravenstocka, mego brata.
Dziewczyna wykonała głęboki ukłon. Wyprostowała się i stała teraz w blasku słonecznej
smugi.
Raven widział ją w pełnym świetle. Wyobrażał ją sobie zupełnie inaczej. Nie miała nic z
Cleodel i zupełnie nie była do niej podobna. A on w swojej naiwności sądził, że czystość i
niewinność to dwoje błękitnych oczu, dziecinna twarzyczka i koniecznie blond loki.
Młoda dziewczyna, która stała przed nim, była zupełnie inna. Szczupła, wysoka,
prezentowała się nadzwyczaj godnie. Okolona woalem nowicjuszki twarz była pełna
tajemniczości. Zadziwiająco poważny, jak u tak młodej kobiety, wyraz twarzy dodawał jej
urodzie nieco dojrzałego wdzięku. Zgrabny, cienki jak u królowej Egiptu nosek, bardzo
delikatnie zarysowane usta. Cała przypominała piękną klasyczną rzeźbę. Emanowała z niej
silna indywidualność; spojrzenie było otwarte, szczere i zdecydowane. Wyczuwało się w tej
młodej istocie energię i wolę.
Widząc ją taką, książę zrozumiał, dlaczego siostra wahała się, czy zostawić ją w
klasztorze. Trudno było sobie wyobrazić młodą kobietę, tak hojnie obdarzoną przez naturę,
zamkniętą na całe życie w klasztorze. Wprost przeciwnie — wszystko w niej wydawało się
stworzone do pełni życia. Była tak obca w tym otoczeniu. I choć przecież tu wyrosła i tu się
wychowała, jak egzotyczny ptak zamknięty w klatce. Wszystko w niej zdawało się zrywać do
lotu.
Raven zrozumiał, że musi coś powiedzieć.
— Siostra mówiła mi, że żyje tu pani od dziesięciu lat.
— Tak jest w istocie, wasza wysokość.
Zupełnie instynktownie użyła tej formy. Czy był to z jej strony wyraz szacunku, czy
przejaw grzeczności wobec brata matki przełożonej?
— Czy jest tu pani szczęśliwa?
— Tak, wasza wysokość.
— A jednak zmiana, jaka nastąpiła w pierwszych latach pani życia, musiała być dla pani
trudna?
Anuszka nie odpowiedziała. Ravena zdziwiło jej milczenie. Nie było ono bynajmniej
spowodowane nieśmiałością czy zakłopotaniem, ani tym bardziej niemożnością znalezienia
29
odpowiednich słów. Stała zupełnie swobodnie. Po prostu odmawiała odpowiedzi. Książę
spojrzał niepewnie na siostrę.
— Anuszka — powiedziała lady Małgorzata, rozumiejąc nieme pytanie brata — przed
przybyciem tu obiecała nigdy nie mówić o przeszłości. I dotąd dotrzymała słowa.
Raven nie mógł powściągnąć irytacji. Zrobił kilka kroków po pokoju i ponownie stanął
przed siostrą.
— Czy pozwolisz, Małgorzato, że porozmawiam z Anuszką w cztery oczy? Rozumiem,
że wyjaśnisz jej powód mojego tu pobytu, ale jeśli nie widzisz w tym nic niestosownego,
wolałbym sam jej to powiedzieć.
Lady Małgorzata nie ukrywała zaskoczenia.
— Tak szybko?
— Nie widzę powodu, aby przeciągać sprawę. Nie mam czasu do stracenia!
Jego siostra była wyraźnie zaniepokojona. Uważała, że brat działa zbyt pośpiesznie.
Jednocześnie jednak od śmierci rodziców uznawała w nim głowę rodu.
Książę zbliżył się do niej i powiedział cicho:
— Zaufaj mi, siostrzyczko. Nie zrobię nic, co mogłoby urazić twoją wychowankę.
— Wiesz dobrze — odpowiedziała — że to rzecz zupełnie niespotykana w naszym
Domu. Naszym siostrom nie wolno się widywać z obcymi inaczej niż tylko w obecności innej
siostry. Daję ci dziesięć minut.
Ruszyła ku drzwiom. Wyprzedzając księcia Anuszka podbiegła i otworzyła je, składając
przed matką przełożoną uroczy głęboki ukłon. Następnie zamknęła drzwi i odwróciła się.
Wtedy spostrzegł, że jej ciemne źrenice miały w pełnym świetle fiołkowy odcień. Odniósł
dziwne wrażenie, że nie patrzy na niego jak na pięknego mężczyznę, którym niezaprzeczalnie
był, do którego wzdychały światowe damy. Czuł, że jej wzrok sięga głęboko, do duszy, że
zupełnie nie dostrzega jego powierzchowności. Zaproponował, aby usiedli.
Gestem ręki wskazał kanapę. Zbliżyła się z gracją, która przywodziła na myśl kobiety
Wschodu i ich królewski sposób poruszania się. Podczas gdy przysuwał sobie krzesło, usiadła
wyprostowana i czekała na rozpoczęcie rozmowy. Zauważył, że były w niej spokój i pogoda;
cechy, które tak podziwiał u Małgorzaty.
— Siostra — zaczął — opowiedziała mi pani historię. Ponieważ ma pani dziewiętnaście
lat, zdecydowała, że opuści pani klasztor, aby lepiej poznać świat, o którym, na dobrą sprawę,
nic pani nie wie. Co pani na to?
— To by mi się podobało.
— A zatem nie ma pani chęci złożenia ślubów i zostania zakonnicą?
30
— Myślałam o tym, ale jest mi bardzo trudno powziąć tak ważną decyzję, ponieważ nie
mam żadnego porównania, nie wiem, jakie byłoby to moje nowe życie.
— Słusznie — powiedział książę — ale ja mam dla pani własną propozycję.
Sądził, że Anuszka okaże ciekawość i zapyta, o co chodzi, ona jednak milczała. Patrzyła
tylko uważnie wprost na niego, jakby ważyła każde słowo, które wypowiadał.
Chciał ją zadziwić, olśnić, zmusić do okazania uczuć. Powiedział więc znienacka:
— Chcę się z panią ożenić.
Anuszka nawet nie drgnęła, tylko w ciemnych oczach mignął wyraz nieufności. Po dość
długiej chwili zapytała cicho:
— Czy dobrze zrozumiałam waszą wysokość? Pan prosi, żebym została jego żoną?
— Dokładnie tak. I muszę dodać, że zamierzam uczynić panią szczęśliwą. Jeśli wyrazi
pani zgodę, pani pozycja w Anglii będzie jedną z najbardziej godnych pozazdroszczenia.
Zostanie pani księżną de Ravenstock.
— Sądzi pan, że jestem godna nią zostać?
— Będzie pani musiała wiele się nauczyć, ale będę przy pani i pomogę w unikaniu
błędów.
Mówię, pomyślał z niesmakiem, jak człowiek interesu. Wystraszę to młode stworzenie.
Ale jednocześnie miał wrażenie, że Anuszka woli proste i jasne stawianie spraw. Milczała,
a on pomyślał cynicznie, że niewiele znalazłoby się kobiet, które by się zawahały wobec
takiej propozycji.
Po chwili szepnęła cicho:
— Nie myślałam jeszcze o zamążpójściu.
— Jeśli nie ma pani powołania do życia zakonnego, małżeństwo może być dla pani
właściwą drogą, kiedy opuści pani klasztor.
— Tego tematu matka przełożona nigdy ze mną nie poruszała.
— Teraz jest właśnie stosowna ku temu okazja. Gdyż, z powodów ściśle osobistych,
życzę sobie pojąć panią za żonę natychmiast. Wiem, że nie ma pani co na siebie włożyć i nie
zostawiam pani czasu na przygotowanie się, ale nie będzie trudno skompletować w Paryżu
wyprawę godną przyszłej księżnej de Ravenstock.
W jego pojęciu był to argument nie do odparcia. Wyprawa! Żadna z kobiet, które
dotychczas znał, nie oparłaby się pokusie odwiedzenia najsławniejszych domów mody,
kobiecego raju. Toalety od Wortha, które ofiarowywał kochankom, sprawiały im często
więcej przyjemności niż kolie, bransolety czy kolczyki.
31
Anuszka jednak nie okazała żadnego zainteresowania tym tematem. Widać było, że
rozważa zupełnie co innego. Wreszcie swoim cichym melodyjnym głosem powiedziała:
— Pan twierdzi, że nauczy mnie zawodu żony. Ale jeśli mi się nie uda i rozczaruję pana?
Spojrzał na nią zdumiony. Czyż to możliwe? Uważała go za jeszcze jednego profesora!
Szybko ją zapewnił:
— Nie przewiduję rozczarowań ze strony tak inteligentnej osoby jak pani. Myślę, że będę
w tej materii dobrym nauczycielem i potrafię umilić pani etapy, które będziemy mieli do
przejścia i które przemierzymy razem.
Pomyślał, że to, co teraz mówi na temat małżeństwa, może dziewczynie wydać się mało
pociągające. Nie wiedział jednak, jak ją przekonać.
Anuszka z wielką powagą rozważała tak nagłą i niespodziewaną propozycję. Jej reakcje
podyktowane były rozsądkiem. Raven zapytywał siebie, ile trzeba będzie czasu, żeby
odezwało się w niej serce, i czy dostrzeże w nim kiedyś mężczyznę, a nie tylko jednego z
nauczycieli.
Wreszcie podniosła na niego wzrok i zapytała po prostu:
— Czy mam wybór, czy tylko alternatywę: zostać w klasztorze albo opuścić go z panem?
Książę żachnął się.
— Moja siostra, oczywiście, nie będzie wywierała na panią żadnej presji. Niewiele kobiet
— dodał podrażnionym tonem — odrzuciłoby taką ofertę.
— Ale też niewiele kobiet jest takimi ignorantkami jak ja — odparła. — Nie mam
żadnego doświadczenia, nie znam niczego poza tymi murami, za którymi wyrosłam. Pan mi
mówi o innych kobietach? Myślę, że im byłoby bardzo łatwo nagiąć się do waszych praw, ale
ja, cóż ja wiem o życiu?
— Pomogę pani. Po ślubie nie pojechalibyśmy od razu do Londynu. Moglibyśmy
podróżować, co pozwoliłoby nam poznać siebie nawzajem. To naprawdę będzie daleko
prostsze, niż się pani wydaje.
Pomimo jego zapewnień i nalegań Anuszka była ciągle nieufna. Wreszcie zdecydowała się
spytać:
— Czy może mi pan zostawić trochę czasu na zastanowienie się?
— Oczywiście. Pewnie chce się pani pomodlić?
— Tak — odparła spokojnie. Książę wstał. Anuszka popatrzyła nań.
— Pójdę do naszej kaplicy.
— Proszę, niech pani idzie. Będę tu czekał na pani decyzję.
Przed odejściem złożyła piękny ukłon i szepnęła:
32
— Postaram się, żeby nie czekał pan zbyt długo, wasza wysokość.
Raven patrzył za nią, jak oddalała się płynnym, harmonijnym krokiem. Uważał sytuację za
co najmniej dziwną. W przeszłości nie byłby zdolny przeprowadzić takiej rozmowy z młodą
dziewczyną. Zdawał sobie sprawę, że mówił bez ogródek, może nawet nieco brutalnie. Ale
Anuszka odpowiadała jego oczekiwaniom. Była piękna i miała klasę. Teraz stał przed nim
jeden tylko cel: doprowadzić akt zemsty do końca.
Zbliżył się do okna i otworzył je szeroko. Potrzebował powietrza i długo wdychał je pełną
piersią. Na jego twarzy znów pojawił się okrutny wyraz. Myślał o pionkach, które przesuwał
jak na szachownicy. Następny ruch będzie fatalny dla Cleodel. Jej miłość własna zostanie
głęboko zraniona.
Był zagłębiony w myślach, kiedy weszła lady Małgorzata.
— Spotkałam Anuszkę — powiedziała. — Szła do kaplicy.
Książę uśmiechnął się ponuro.
— Pierwszy raz w życiu spotykam kobietę, która odczuwa potrzebę pomodlenia się, zanim
odpowie na propozycję matrymonialną.
— Anuszka jest inna niż kobiety, które znałeś dotychczas. Mówiłam ci już. Ja także
odczuwam potrzebę skupienia się.
— I modlitwy! — rzucił ironicznie jej brat.
Lady Małgorzata zignorowała jego uwagę.
— Jeżeli Anuszka zdecyduje się poślubić cię, co zresztą nie jest wcale takie pewne...
Książę przerwał jej krótko:
— Czy naprawdę możesz przypuszczać, że dziewiętnastoletnia dziewczyna odmówi
tytułu księżnej de Ravenstock?
— Ależ Ravenie, tu tylko ty i ja wiemy, co to oznacza! Dla niej nie znaczy to nic,
absolutnie nic. Uświadom to sobie jasno. Dla Anuszki „Ravenstock" jest takim samym
nazwiskiem jak każde inne. Nie zapominaj, że jej znajomość świata ogranicza się do kilku
książek, które przeczytała. A wierz mi, lektury są tu bardzo starannie dobierane. Ponieważ
książę milczał, mówiła dalej.
— Dla Anuszki dzielić z tobą życie to jak wylądować na innej, obcej planecie. Nie wie i
nie zna nic. Wyścigi, bale, kolacje na mieście, teatr — oczywiście zna te słowa, ale jest to
znajomość czysto abstrakcyjna. Nie wiem — dodała po chwili zastanowienia — czy możesz
sobie wyobrazić, co to oznacza. Ty i ja, którzy żyliśmy w tym świecie, mamy doświadczenie,
ale nie ona, Ravenie.
Potrząsnęła głową z irytacją.
33
— Czy rozumiesz, co usiłuję ci wyjaśnić? Przy największej nawet dobrej woli Anuszka
nie jest w stanie wyobrazić sobie, co ten świat zewnętrzny przedstawia, jaki jest, co z sobą
niesie. Nie będzie również potrafiła właściwie oceniać ludzi, z którymi przyjdzie jej się
spotykać, kiedy opuści te mury.
Była teraz zupełnie przerażona.
— Im więcej o tym myślę, tym bardziej uważam ten pomysł za absurdalny, nie do
zrealizowania. Szczerze, Ravenie, takie jest moje zdanie. Wracaj do Anglii i szukaj kogoś z
naszego środowiska, kogoś, kto wyrósł w takich warunkach jak my. Nie bierz za żonę
dziewczyny, która została wychowana w klasztorze.
Jej głos przybrał ton serdeczniejszy, mniej surowy.
— Wyobrażam sobie, co czujesz. Odgaduję głęboko zranioną duszę. Ale, wierz mi, nie
złagodzisz ciosu, który otrzymałeś, przez małżeństwo z Anuszką. Nie sądzę, żebyś mógł
uczynić ją szczęśliwą. A dla ciebie też nie tędy droga. To nie jest sposób, żeby zapomnieć o
przeszłości.
Książę odpowiedział zdecydowanie:
— A jednak chcę się z nią ożenić.
Lady Małgorzata westchnęła głęboko. Rozmowa z bratem była bardzo trudna. Szepnęła
jakby do siebie samej:
— Popełniłam poważny błąd. Nie powinnam była mówić ci o Anuszce. Gdyby miała
opuścić klasztor, pragnęłabym, żeby znalazła szczęście. Zasługuje na to.
— Czy uważasz, że jestem niezdolny uczynić ją szczęśliwą? — zapytał gniewnie.
Siostra starała się go uspokoić.
— Życzę jej jak najgoręcej, żeby znalazła miłość, uczucie podobne do tego, które kiedyś
połączyło mnie i Artura. To dar jedyny, nieporównywalny, prawdziwy dar niebios.
Książę przemierzał salę nerwowym krokiem tam i z powrotem. Nagle zatrzymał się przed
siostrą.
— Załóżmy przez chwilę, że nie znajdzie w małżeństwie ze mną tej nadzwyczajnej
miłości, która — jak sama powiadasz — pisana jest niewielu wybranym. Czy nie będziesz się
czuła odpowiedzialna za to, że pozbawiasz ją szansy poznania czegoś, może istotnie mniej
nadzwyczajnego, niemniej jednak liczącego się? Większość kobiet nie pogardziłaby zapewne
tym, co ofiaruję twojej protegowanej.
— Doskonale cię rozumiem, braciszku. Ale i ty postaraj się mnie zrozumieć. Jestem
bardzo niespokojna. Więcej, po raz pierwszy od wielu lat jestem wstrząśnięta. Czuję się
34
odpowiedzialna za Anuszkę i sama już nie wiem, co jest dla niej dobre. Posiałeś we mnie
ziarno zwątpienia.
Raven starał się przemówić jej do rozsądku.
— Posłuchaj, siostrzyczko. Przybyłem tu szukać u ciebie oparcia i ty mi je dałaś. O ile
pamiętam, do niczego cię nie zobowiązywałem. Mogłaś mi nic nie mówić o Anuszce.
Lady Małgorzata odsunęła się od brata, jakby czując, że nie pokona go, że walka z nim jest
beznadziejna.
— Dobrze więc — powiedziała — zgadzam się na małżeństwo Anuszki, jeśli ona,
oczywiście, wyrazi zgodę. Nie będę przeciwstawiała się temu związkowi, pod jednym
wszakże warunkiem.
Książę zadrżał.
— Jakim? — zapytał.
— Wiem, że masz bardzo duże doświadczenie i znasz kobiety, prowadzisz swobodny
tryb życia. Nie będę komentowała twojej reputacji. Ale, jeśli poślubisz Anuszkę, wymagam,
wręcz żądam — powiedziała kategorycznym tonem — żebyś dał mi słowo honoru, iż nie
tkniesz jej przez trzy miesiące. Zachowaj ją, według twoich własnych słów, czystą i niewinną
przez ten czas. Potem uczynisz z niej swoją żonę w sensie biblijnym. Ale tylko wtedy.
Książę spojrzał na siostrę uważnie.
— Myślisz, że to rozsądne? Małżeństwo powinno zostać skonsumowane, aby nabrało
cech trwałości.
— Małżeństwo tradycyjnie pojęte na pewno tak — potwierdziła lady Małgorzata — ale
wydaje mi się, że twoje wymyka się wszelkim regułom. Uważasz, że to moralne szukać żony
w murach klasztoru?
Znowu gniew zabrzmiał w jej głosie.
— Przyznaj, że rzadko spotyka się kogoś, kto tak gwałcił zasady moralne jak ty. Nie
zapominaj, że prowadzisz się nadzwyczaj swobodnie! Nie tylko twój przyjazd tu jest czymś
niezwykłym, ale również zdumiewające jest, że znalazłeś taką dziewczynę jak Anuszka.
Wydaje się, że to sama Opatrzność postawiła cię na jej drodze.
— Przyrzeknij mi — nalegała. — Proszę cię na wszystko! To jedyny sposób, żeby mnie
uspokoić. W zamian zrobię co w mojej mocy, aby pomóc wam w znalezieniu wzajemnego
porozumienia — tu głos ją trochę zawiódł. — Kocham cię bardzo, wiesz o tym, i zawsze
życzyłam ci szczęścia. Jeśli mam zastrzeżenia co do sposobu, w jaki zdecydowałeś się ożenić,
to musisz zrozumieć mój warunek.
Upewniony co do ostatecznej zgody matki przełożonej, książę dodał lekko:
35
— Nie należy być zbyt wymagającym wobec życia.
Lady Małgorzata odparła wyniośle:
— Ani ty, ani ja nie byliśmy przyzwyczajeni do szukania łatwych rozwiązań.
— W rzeczy samej — odparł brat.
Jednakże w tej samej chwili pomyślał o tym momencie, kiedy był bliski zgody na wszelkie
kompromisy, byleby tylko zatrzymać Cleodel. Zadrżał na tę myśl. Wówczas nie mógłby już
nigdy odwołać się do siostrzanej miłości. Niech niebiosa będą błogosławione, myślał, że w
porę się powstrzymał. Był wdzięczny losowi, że oszczędził mu duchowej rozterki. Żeby
oderwać się od takich myśli, powiedział:
— Chciałbym, droga siostrzyczko, wyrazić moją wdzięczność w sposób bardziej
konkretny. Chcę złożyć dar na rzecz twego klasztoru.
Lady Małgorzata powstrzymała go gestem ręki.
— To zbędne, kochany. Mój osobisty majątek pozwala mi na utrzymanie klasztoru i
prowadzenie go zgodnie z moimi zasadami. Nie mam żadnych trudności ani problemów
finansowych. Jedyne, o co proszę, to abyś przyrzekł to, o czym mówiłam uprzednio... Jeszcze
tego nie zrobiłeś.
— Dobrze — powiedział poważnie Raven — przyrzekam. Masz moje słowo.
— I wiesz, że nie możesz jej poślubić wbrew jej woli?
— To oczywiste — odparł z odrobiną przekory w głosie.
Myślał teraz o tym, że po raz pierwszy w życiu znajdzie się wobec kobiety, która nie
będzie używała wszystkich swoich wdzięków i sztuczek, aby rzucić się w jego ramiona i stać
się jego kochanką. Jaskrawym wyjątkiem była oczywiście Cleodel, ale ona robiła wszystko,
żeby doprowadzić do ślubu. Zdradziła, oszukała. Co się z nią teraz dzieje? Zapewne będzie
musiała zadowolić się Jimmym. A jak on przyjmie wiadomość o zerwaniu zaręczyn? On,
który obiecywał sobie zapewne wszelkie korzyści płynące z tego związku. Może teraz każdej
nocy wchodzi na balkon, żeby wślizgnąć się do jej łóżka?
Na tę myśl ogarnęła go nie kontrolowana fala wściekłości. Ta sama co wtedy, owej
pamiętnej nocy, czerwona zasłona spadła mu na oczy. Zacisnął pięści w bezsilnej pasji i
upokorzeniu.
Siostra patrzyła nań z niepokojem i chciała coś powiedzieć, kiedy rozległo się pukanie do
drzwi.
— Proszę — powiedziała.
Anuszka weszła wolno i skierowała się ku biurku, za którym stała matka przełożona.
Skłoniła się i stanęła nieruchomo, bardzo poważna, czekając na przyzwolenie mówienia.
36
— Czy modliłaś się, moje dziecko? — zapytała lady Małgorzata.
— Tak, wielebna matko.
— Czy sądzisz, że teraz widzisz jaśniej?
— Tak sądzę.
— Co postanowiłaś, Anuszko?
— Jeśli wielebna matka uzna, że jestem tego godna i że potrafię wypełniać w sposób
zadowalający obowiązki, które mnie czekają, przyjmę propozycję, którą uczynił mi książę.
— Bądź spokojna, moja maleńka. Jestem więcej niż pewna, że sprostasz swojej
powinności.
Lady Małgorzata zwróciła się teraz do brata. Raven miał dziwne wrażenie, że bierze udział
w sztuce teatralnej, ale nie wiedział, czy przypada mu rola głównego bohatera, czy też
zdrajcy. Chwycił rękę Anuszki, podniósł ją do ust, a potem zapewnił gorąco:
— Jestem głęboko przejęty zaszczytem, jaki mi pani wyświadczyła, zgadzając się na
poślubienie mnie. Obiecuję, że zrobię wszystko, aby uczynić panią szczęśliwą.
Po powrocie do swego pałacyku na Polach Elizejskich książę przywołał Jakuba Telliera,
Francuza, który zajmował się jego sprawami we Francji. Zamknął się z nim w gabinecie,
żeby omówić najpilniejsze sprawy.
Kiedy sekretarz usłyszał, że nazajutrz książę bierze ślub, tylko dzięki swemu taktowi i
dobremu wychowaniu zdołał ukryć zaskoczenie. Opanował się jednak i przede wszystkim
złożył swemu chlebodawcy gratulacje.
— Natychmiast idę do merostwa załatwić wszystkie niezbędne formalności —
oświadczył.
— Po ślubie cywilnym — dodał książę — odbędzie się w ścisłym gronie
błogosławieństwo w kaplicy klasztoru Sacre Coeur.
Uzgodnił to z siostrą poprzedniego wieczoru, przed powrotem do Paryża. Zapytał ją
wtedy:
— Rozumiem, że Anuszka jest katoliczką?
Lady Małgorzata odpowiedziała nieco wymijająco:
— Została wychowana w naszej wierze i księża naszego klasztoru nauczyli ją podstaw
naszej religii.
— Czy znaczy to, że...?
— Podejrzewam, że zanim się u nas znalazła, była wychowywana w prawosławnym
obrządku.
37
— Istotnie, jej imię ma brzmienie rosyjskie. Jeśli ojciec jest, jak przypuszczam,
Anglikiem, może matka jest lub była Rosjanką? To tłumaczyłoby imię „Anuszka". Ale
mówiłaś, że miała już dziewięć lat, kiedy ją tu pozostawiono. Czy nigdy nic nie mówiła na ten
temat?
Lady Małgorzata westchnęła.
— Nie dałeś mi nawet czasu na powiedzenie ci o niej niektórych szczegółów. Jest pewne,
że zanim ją tu podrzucono, została odpowiednio poinstruowana, żeby nigdy nie mówić o
przeszłości. Pomimo tak młodego wieku wykazała ogromny charakter w uszanowaniu tego...
nazwijmy: układu, tej obietnicy... Nie wiem, jakie słowo byłoby tu na miejscu, bo nic nie
wiem o jej przeszłości. Nigdy nie wymknęło się jej najmniejsze słówko.
— Nigdy?
— Nigdy! Zapewniam cię. Ani na temat religii, ani co do rodziców.
— Nigdy ani słowa? To wprost nie do wiary!
— Istotnie, to zadziwiające i zdumiewające — przyznała lady Małgorzata. — Z początku
jej milczenie kładłam na karb szoku, jakiego zapewne doznała. Została porzucona,
opuszczona, rozdzielona z tymi, których na pewno kochała. Później już nawet nie nalegałam,
uszanowałam jej milczenie. Nigdy też nie wywierałam na nią żadnej presji. Myślałam, że
może z czasem nabierze więcej ufności.
— Ale tak się nie stało?
— Nie. Najmniejszej wskazówki, która pozwoliłaby naprowadzić nas na ślad. Również
nigdy, w żadnych okolicznościach, nie dała poznać, że może pochodzi z innego kraju, z
innego środowiska.
— Nie do wiary!
— Tak. Mówiłam ci, że jest inna. Zawsze zadziwiały mnie jej rozwaga i powaga.
— I sądzisz, że była wychowana w obrządku prawosławnym?
— To tylko przypuszczenie.
— Bardzo to wszystko skomplikowane, siostrzyczko — westchnął książę. — Myślisz, że
nie zechce wyjść za protestanta?
— Zapytam ją o to — obiecała siostra — ale bardzo wątpię, czy odpowie. Musi wiedzieć,
że jesteś protestantem, bo przecież jesteś moim bratem. A na pewno wie również, że ja
zmieniłam wyznanie i przeszłam na katolicyzm po schronieniu się we Francji. —
Uśmiechając się dodała jeszcze: — Widzisz, nowicjuszki są zawsze bardzo ciekawe, jakie
życie prowadziłam w Anglii, kiedy byłam w ich wieku.
— Rozmawiasz z nimi na ten temat?
38
Lady Małgorzata uśmiechnęła się sprytnie:
— Mówię im tylko to, co może być dla nich pożyteczne.
Roześmiali się oboje.
Książę wysłał kilku swoich zaufanych do najelegantszych dostawców paryskich w celu
skompletowania wyprawy Anuszki. Suknia ślubna, oczywiście, miała być od Wortha,
wspaniałego krawca, który zwykle ubierał jego przyjaciółki, znał dobrze gust księcia, można
więc było oczekiwać, że stworzy małe cudo sztuki krawieckiej. Najważniejsza jednak była
garderoba na co dzień, tak żeby Anuszka mogła habit zostawić w klasztorze. Książę pragnął,
żeby wyprawa była wspaniała, godna przyszłej księżnej. Sam dawał dokładne wskazówki.
Dzięki zręczności sekretarza formalności ślubne zostały skrócone do niezbędnego
minimum. Jakub Tellier reprezentował pannę młodą, bo ślub odbył się per procura.
Ceremonia była, tak jak życzył sobie książę, bardzo krótka. Po złożeniu podpisów pod aktem
zawarcia małżeństwa do księcia podszedł mer i serdecznie mu pogratulował, życząc długiego
i szczęśliwego pożycia oraz licznego potomstwa.
Raven schylił się w ukłonie, myśląc jednocześnie, co by ten dobry Francuz powiedział,
gdyby wiedział, że małżeństwo nie zostanie skonsumowane przed upływem trzech miesięcy.
Przez ten czas żona pozostanie czysta i nietknięta, tak jakby żyła jeszcze w klasztorze.
Wieczorem, kiedy znalazł się sam w swoim pokoju, doszedł do wniosku, że dziwny
warunek postawiony przez siostrę wcale nie był taki zły. Nie wyobrażał sobie teraz miłości z
żadną kobietą i czuł podświadomie, że gdyby dotknął ust Anuszki, wzbudziłoby to
niemożliwą do zniesienia udrękę. Obraz Cleodel był jeszcze zbyt świeży w jego pamięci, a
wspomnienia paliły jak rana.
Zapytywał siebie, jak je wymazać. Bał się, że mogą go prześladować przez całe życie.
Nazajutrz zjadł pożywne śniadanie i poprosił do siebie sekretarza.
— Proszę nadać do gazet francuskich i do agencji zagranicznych komunikat o moim
ślubie. Koniecznie proszę zaznaczyć, że muszą ukazać się jednocześnie w prasie brytyjskiej i
francuskiej.
Był to ostatni akt zemsty. Cios wymierzony bezpośrednio w Cleodel i Jimmy'ego.
Własnoręcznie poprawił tekst, ważąc każde słowo: „Wczoraj w Paryżu w gronie
najbliższych odbył się ślub księcia de Ravenstocka. Książę wraz z małżonką pozostaną kilka
dni w stolicy Francji, a następnie książęca para uda się do Nicei i na Riwierę, gdzie spędzi
miesiąc miodowy." - Przepisał własnoręcznie tekst i oddał sekretarzowi.
Dużo dałby, żeby być świadkiem otwierania w Anglii najświeższych gazet zawierających
zawiadomienie o ślubie! Oczyma wyobraźni widział zdziwienie i zaskoczenie malujące się na
39
twarzach zarówno przyjaciół, jak i wrogów. Nawet jego najbliżsi uznają nowinę za tak
niebywałą, że początkowo trudno im będzie uwierzyć. Tym bardziej że upłynęło bardzo
niewiele czasu od pierwszego zawiadomienia o ślubie z lady Cleodel. Ta okoliczność da
wiele do myślenia, podnieci ciekawość. Będą gubić się w domysłach.
Bardzo szybko odkryją, że ożenił się bynajmniej nie z córką księcia Sedgewicka. W pałacu
Mayfair będzie to nie kończący się temat do rozmów, prowadzonych w takim mniej więcej
stylu:
— Co się stało?
— A jednak się ożenił!
— Ale nie z Cleodel!
— W takim razie z kim?
— Jej rodzina milczy!
— Jak mógł tak potraktować biedną lady Cleodel? — Wydawało się, że tak dobrze go
znamy!
— Co za zaskakująca decyzja!
— Nieomal zamach stanu!
Nawet najlepsi przyjaciele, jak na przykład Harry, nie odgadną motywów jego decyzji;
może jeden Jimmy będzie się domyślał przyczyn tak nagłego wyjazdu księcia z Londynu i
równie szokującego ślubu z inną kobietą. No, i jego kochanki, które nie ukrywały zazdrości
wobec Cleodel, zawistne z powodu jej młodości i urody, one na pewno — kierowane kobiecą
intuicją — domyśla się wszystkiego. Jeśli zniknął w tak tajemniczy sposób, oznacza to, że
nasz kochany Raven dobrze wiedział, co czyni. Nie jest człowiekiem, który działa w sposób
nie przemyślany. Przyczyny, bo taka istnieje na pewno, należy szukać nie po jego stronie, ale
po stronie kobiety, którą porzucił.
Uśmiechnął się sam do siebie. Tak, zdecydowanie znalazł najlepszy sposób zemsty!
Cleodel nic nie miała na swoją obronę. Również jej rodzice nie znajdą żadnego
wytłumaczenia czy wymówki dla świata. W sytuacji, kiedy rozwiały się tak piękne projekty,
pozostanie im tylko jedno: opuścić Londyn, który stał się widownią ich klęski, i zaszyć się na
wsi. Dla Cleodel będzie to oznaczało powtórną — po niedawnym okresie żałoby —
rezygnację z bywania w świecie, z przyjęć i balów, na których ostatnio tak wspaniale
błyszczała. Nawet nie będzie mogła pokazać się na królewskich Derby w Ascot.
Zostanie jej... może... Jimmy.
Książę jednak gotów był się założyć, że ten ostatni nie będzie już gorliwie nadskakiwał
kobiecie, którą tak świetnie przygotował do zdrady narzeczonego, a później zapewne i męża.
40
Rozkoszował się zemstą, która wypełniała go całego. Niewielu z jego otoczenia
potrafiłoby przeprowadzić cały plan tak przebiegle i konsekwentnie. Chciał być jednak
pewien, że jego rozkazy zostały dokładnie wypełnione. W tym celu wysłał do Londynu przez
specjalnego posłańca list, na który oczekiwał odpowiedzi w Paryżu. Chodziło o sprawdzenie
na miejscu, czy ogłoszenia ukazały się w londyńskiej prasie zgodnie z jego życzeniem.
Posłaniec miał tam pozostać dwa dni, aby zorientować się w sytuacji. Przed wyjazdem do
Londynu zapytał księcia:
— Jeśli ktoś z przyjaciół waszej łaskawości będzie chciał złożyć panu wizytę w Paryżu,
co mamy odpowiadać?
— Tylko to, że spędzam miodowy miesiąc i nie życzę sobie żądnego innego towarzystwa
oprócz mojej żony. Na inne pytania proszę nie odpowiadać, nawet jeśli będą nalegać.
Dla zapewnienia pełnej dyskrecji wysłał posłańca do Londynu jeszcze przed ceremonią
ślubu, wychodząc z założenia, że nic nie wiedząc, nie będzie on mógł nic mówić.
Książę był więcej niż pewien, że książę Sedgewick, dowiedziawszy się o przybyciu
posłańca, zrobi wszystko, żeby się z nim skontaktować. Ciekawe, jak się zachowa. Pewnie
będzie się wahał pomiędzy przekupstwem a zastraszeniem.
Książę przeżywał to wszystko w myślach, jadąc otwartym powozem przez Pola Elizejskie.
Jechał na swój ślub. Wyglądał wspaniale i wytwornie, w odpowiednim na tę uroczystą okazję
stroju uszytym według mody francuskiej.
Smak zemsty był mu tak miły, że uśmiechnął się z wyrazem okrucieństwa takim samym,
jaki wcześniej zauważyła jego siostra.
Dla nadania ceremonii większego splendoru i dla uhonorowania swej przyszłej małżonki
książę przepasał się szarfą Orderu Podwiązki, który z lewego ramienia opadał na bok.
Pożałował, że Cleodel nie może go teraz widzieć w pełnym blasku. Może zrozumiałaby, ile
przez swoją perfidię straciła. Wszak pod nieśmiałymi i słodkimi minkami ukrywała olbrzymie
ambicje i aspiracje. Jej jedynym celem było wznieść się jak najwyżej i dzielić z nim
wszystkie honory. Tyle już kobiet przed nią bezskutecznie tego próbowało. Jej jednej udało
się dojść tam, gdzie inne ponosiły klęskę.
To właśnie bolało go najbardziej. Szczycił się, że obdarzony jest zmysłem odróżniania
fałszu, hipokryzji i kłamstwa, a tymczasem wpadł w najstarszą pułapkę świata. W istocie, nie
było to takie trudne wzbudzić w mężczyźnie uczucia opiekuńcze i spowodować
przyśpieszone bicie serca za pomocą gierki w niewinność i czystość. Jakiż dżentelmen nie
rzuci się w ogień lub nie włoży zbroi, by ochronić swą piękną wybrankę? A zasadzka została
41
zastawiona mistrzowską ręką. Przewidziano każdy jego ruch. Jemu wyznaczono rolę
najgłupszego z pionków. Na samą myśl o tym chciało mu się wyć i krzyczeć.
Bóg ich ukarze, pomyślał.
Odczuwał niedobrą radość. Jego zemsta piętnowała Cleodel tak, jak w purytańskiej
Ameryce- naznaczano rozpalonym żelazem grzeszne kobiety. Jednocześnie wciąż widział jej
skórę, tak białą i gładką, jej jasne spojrzenie, uroczy uśmiech i usta czyste w chwili, gdy
odwróciła się do Jimmy'ego, żeby go pocałować. Głęboki ból, jaki odczuł na to wspomnienie,
wskazywał, że rozkosz zemsty nie zabliźniła rany.
ROZDZIAŁ 4
W pięknym salonie prywatnej rezydencji książę czekał, aż Anuszka zejdzie na obiad. Był
ubrany wieczorowo, ale nie przy orderach. Popijając szampana, rozmyślał o dziwnej porannej
ceremonii tak różnej od tego, co sobie niegdyś wyobrażał.
Ślub z Cleodel byłby wydarzeniem sezonu: przepełniony kościół Świętego Jerzego, książę
Walii z małżonką reprezentujący — jak to było w zwyczaju — królową, liczni
przedstawiciele arystokratycznych rodów z Europy. Długo by omawiano taką uroczystość...
Niemal wszystko przygotował na ślub i przyjęcie weselne. Salę balową jego pałacu w Park
Lane mieli wspaniale przystroić najsłynniejsi dekoratorzy. Mnóstwo gości, tłok. Ogród i park
stanowiłyby niespodziankę; w nich nowe dekoracje kwiatowe, lampiony i sztuczne ognie...
Zamiast tych wspaniałości odbył się cichy i skromny ślub z Anuszką; uczestniczyła w nim
jedynie jego siostra, lady Małgorzata, i stareńka zakonnica pięknie grająca na organach.
Był zaskoczony, sądził bowiem, że cały klasztor weźmie udział w ceremonii ślubu.
Zrozumiał jednak wyjaśnienie siostry, że taka uroczystość mogłaby wytrącić starsze
zakonnice z ich codziennych medytacji religijnych, a młodszym podsunąć niewłaściwe myśli
i skojarzenia. Małgorzata dodała jeszcze:
— Arcybiskup Paryża, który pofatyguje się tutaj specjalnie dla ciebie, udzieli wam
błogosławieństwa w asyście dwóch księży z tej parafii i dwojga dzieci. Nie będzie nikogo
innego, Ravenie. Chcę, żebyś to wiedział.
Zgodził się bez protestu.
— A zatem w ścisłym gronie, Małgosiu. Tak, jak chciałem.
Siostra wskazała mu kaplicę.
— Może zechciałbyś wejść tu, a ja pójdę po Anuszkę.
Książę wszedł do małej kaplicy, której spokojne mury zdawały się przechowywać echa
odmawianych w niej modlitw.
42
Arcybiskup, tak jak i dwaj pozostali księża, mieli na sobie wspaniałe szaty haftowane w
klasztorze. Ołtarz tonął w powodzi kwiatów świeżo zerwanych w ogrodach Sacre Coeur.
Organy zapowiedziały cichym pasażem wejście matki przełożonej. Lady Małgorzata
wkroczyła w towarzystwie Anuszki.
Książę odwrócił głowę i spojrzał na oblubienicę. Anuszka po raz pierwszy od chwili
przekroczenia klasztornych murów nie miała na sobie zakonnych szat. Ubrana była w
cudownie elegancką w swej prostocie kreację: skromny obcisły staniczek, a do tego spódnica
z kombinacją gazy, przechodzącej z tyłu w długi tren. Lekkie jak mgiełka stare bezcenne
koronki zdobiły głowę, otoczoną koroną z kwiatów pomarańczy.
W dłoni — zamiast wspaniałego bukietu, który kazał przysłać do klasztoru — trzymała
małą, oprawną w kość słoniową książeczkę do nabożeństwa. Szła wyprostowana, z twarzą
pogodną, patrzyła wprost, nie spuszczając oczu, jak zapewne zrobiłaby każda inna
narzeczona, zbliżając się do przyszłego małżonka.
Ich spojrzenia spotkały się. Co mogła, zapytywał siebie, myśleć w tej chwili ta oto młoda
dziewczyna.
Z powodu różnic wyznaniowych przyszłych małżonków ceremonia ślubu została skrócona
do uroczystego błogosławieństwa. Arcybiskup powiedział kilka wzruszających słów, których,
szczerość i serdeczność poruszyły Ravena.
Czyż ślub ten nie był ostatnim aktem zemsty? Czyż Anuszka, której jego siostra gorąco
życzyła takiego szczęścia, jakiego sama zaznała z Arturem, nie była li tylko pionkiem w tej
grze?
Zdając sobie z tego sprawę, książę przysiągł w duszy, że zrobi wszystko dla szczęścia jego
młodej żony. W tym, co robił dziś, było dużo podłości. Zdawał sobie z tego sprawę i ogarnął
go wstyd.
Ustalono, że po skończonej ceremonii młoda para natychmiast opuści klasztor. Książę
wyszedł z kaplicy, trzymając Anuszkę pod rękę. Czekał już na nich powóz.
Zbliżyła się lady Małgorzata.
— Tu moja rola się kończy, Ravenie. Mogę już tylko życzyć wam obojgu szczęścia. Będę
nieustannie modlić się za waszą pomyślność.
W jej spojrzeniu był niepokój, ale i nadzieja. Wziął siostrę w ramiona, uściskał serdecznie,
a potem — całując ją w rękę — pochylił się w kornym ukłonie.
— Dziękuję, Małgorzato.
Wsiedli oboje do powozu i niespokojne konie ruszyły. Wtedy, dopiero wtedy, Raven po
raz pierwszy spojrzał uważnie na swą żonę.
43
Zdjęła welon i książę ujrzał jej włosy — bardzo piękne, ale dziwne. Całe ciemne, lśniące,
przecięte były jasną smugą blond, jakby księżyc zapalił w nich swój promień. Widocznie
zmieszanie różnych krwi spowodowało tę osobliwość.
Zaniepokoiła się jego tak uważnym spojrzeniem.
— Jak mnie pan znajduje? — i nie czekając na odpowiedź, dodała: — Wszystko to jest
dla mnie takie dziwne. Wie pan, kiedy ujrzałam ślubną suknię, którą mi pan przysłał, nie
mogłam powstrzymać się od śmiechu.
— Od śmiechu? Dlaczego?
Uśmiechnęła się i było to tak, jakby promień słoneczny rozświetlił ją całą.
— Wydało mi się bardzo śmieszne, że suknia tak prosta z przodu jest tak wypracowana i
ozdobiona z tylu.
Raven odpowiedział również z uśmiechem.
— To moda lansowana obecnie przez Wortha, króla krawców.
Anuszka spojrzała nań z niedowierzaniem. Nie była pewna, czy z niej nie kpi.
— Czy mam rozumieć, że to mężczyzna szył tę kreację?
Książę wyjaśnił:
— On ją zaprojektował i narysował, a dziesiątki młodych kobiet wykonały ją w jego
atelier.
Młody, swobodny, pozbawiony afektacji śmiech rozległ się w powozie.
— To naprawdę bardzo śmieszne pomyśleć, że mężczyźni szyją suknie dla kobiet.
Sądziłam, że szycie to domena kobiet. — A widząc, że się uśmiecha, dodała: — Wczoraj w
nocy myślałam, że będę musiała u pana boku nauczyć się masę rzeczy. Czy wszystkie będą
takie zabawne i nadzwyczajne?
Raven był zdumiony reakcjami Anuszki. Wszystko jednakże przebiegało zgodnie z
przewidywaniami jego siostry. Po latach odosobnionego życia w klasztorze dla Anuszki
wszystko, co napotykała, było tak dziwne, jakby znajdowała się na obcej planecie.
Przypomniało mu się jego pierwsze z nią spotkanie. Była bardzo poważna, w surowej
szacie zakonnej. I tak bardzo serio rozważała propozycję małżeństwa.
Dzień przebiegł zupełnie inaczej, niż sobie wyobrażał. Nie przestawał dyskretnie
obserwować żony.
Pojechali do pałacu na Polach Elizejskich. Przy każdym nowym odkryciu Anuszka
sprawiała wrażenie pilnej uczennicy słuchającej swego profesora.
Prawda, że patrzyła na wiele rzeczy z humorem i młodzieńczą wesołością, co wprawiało
go w dobry nastrój. Kiedy jej twarz się ożywiała, zwłaszcza kiedy się śmiała, w oczach
44
pojawiały się małe figlarne iskierki, które zdawały się rozpraszać jej zwykły, nieco
tajemniczy wyraz. Był oczarowany jej jasnym, spontanicznym śmiechem. Nie mógł jednakże
powstrzymać się od porównywania go ze śmiechem Cleodel, który zawsze był wymuszony,
pojawiał się z trudem i oporem.
Anuszka z ciekawością oglądała obrazy zawieszone na ścianach. Chciała zapytać o coś
męża i odwróciła się ku niemu. Wyraz jego twarzy spłoszył ją.
— Czy zrobiłam coś niewłaściwego? — zapytała z niepokojem.
— Bardzo mi przykro, ale nie słyszałem pytania.
— Wydawał się pan zagniewany.
— Nie na panią... Myślami byłem gdzie indziej, daleko — odparł żywo.
Starał się zmienić wyraz twarzy. Anuszka nie spuszczała z niego oczu. Teraz, tak jak w
klasztorze, wydawało mu się, że jej wzrok sięga w głąb jego duszy.
— O czym pani myśli, Anuszko?
Odwróciła głowę ku obrazom, nie odpowiadając.
— Zadałem pani pytanie, Anuszko.
Odrzekła cicho, nie podnosząc oczu:
— Wolę nie odpowiadać. Boję się powiedzieć coś, czego nie chciałby pan może usłyszeć.
Książę nie ukrywał swego niezadowolenia.
— Ustalmy jedną rzecz raz na zawsze. Pobraliśmy się i byłoby dużym błędem, gdybyśmy
nie byli wobec siebie szczerzy. Prosiła mnie pani o tłumaczenie jej wszystkich niejasności.
Jeśli zrobi pani lub powie coś nie tak, jak należy, zwrócę pani uczciwie uwagę i nie musi się
pani obrażać.
— Tak właśnie to rozumiem.
— Jeśli o mnie chodzi, również nie będę czuł się urażony. Proszę jednak, żeby była pani
ze mną zawsze szczera i lojalna wobec mnie. Jednego tylko nie zniosę: kłamstwa.
— Nigdy nie skłamię.
— Proszę zatem odpowiedzieć na moje pytanie.
— Dobrze. Widziałam, że był pan pochłonięty myślami niegodnymi pana.
— Proszę wyjaśnić to bliżej.
— Uważam, że jest pan urzekający... nie tylko w sensie fizycznym. Jest pan również
szlachetny i wspaniałomyślny. Dlatego właśnie zgodziłam się wyjść za pana.
Raven zamarł z wrażenia, a ona spokojnie mówiła dalej:
— Przed chwilą ukazał mi się pan w zupełnie innym świetle... Czułam, że coś dziwnego
bardzo silnie pana zaabsorbowało.
45
Raven milczał dalej. Anuszka mówiła głosem spokojnym, prawie beznamiętnym. Takim
właśnie, jakim on zwracał się do niej przed chwilą. Był to ton, jakim rozmawiają ze sobą
ludzie interesu, zupełnie pozbawiony ciepła, którego należałoby się spodziewać pomiędzy
dwiema istotami niedawno połączonymi więzami małżeńskimi.
Musiał przyznać, że Anuszka wykazuje dużą znajomość psychologii. Odpowiedział
dopiero po dłuższej chwili:
— Dziękuję za szczerość. Jestem pełen podziwu dla pani spostrzegawczości.
Anuszka popatrzyła nań uważnie i dodała półgłosem, wskazując na portrety:
— Zbyt przypomina pan swoich przodków uwiecznionych na tych obrazach. Nie
zniosłabym, gdyby moje wyobrażenie o panu okazało się fałszywe.
Za chwilę, uznając, że dyskusja została zakończona, zmieniła temat. Podziwiała sewrską
porcelanę. Opowiedział jej przy okazji, jak pani de Pompadour stworzyła słynną fabrykę w
Sevres.
Słuchała uważnie, a potem poprosiła o szczegóły:
— Czytałam o tym w moim podręczniku historii, ale za każdym razem, kiedy pytałam
profesora o panią de Pompadour, odpowiadał, że to osoba bez znaczenia, niewarta uwagi.
Dlaczego według pana, odmawiano mi wyjaśnień?
Zawahał się z odpowiedzią, ale pomyślał, że wcześniej czy później i tak będzie musiał
poruszyć z żoną ten temat.
— Pani de Pompadour — powiedział śmiało — była kochanką króla Ludwika XV.
— Co chce pan przez to powiedzieć?
— Nie domyśla się pani?
— Nie mam najmniejszego pojęcia. W książkach traktujących o historii Francji wiele się
mówi o roli, jaką odgrywały niektóre kobiety, i o ich wpływie na władzę w kraju. Niektóre z
nich nie należały do arystokracji. Ale jeśli nikt mi nie wytłumaczy, nigdy nie zrozumiem, w
jaki sposób mogły wznieść się tak wysoko.
Książę bawił się tą rozmową, ale bał się urazić Anuszkę. Szukał więc odpowiednich słów i
zaczął ostrożnie.
— Królowie żenią się na ogół ze względów politycznych. Małżeństwo jest sposobem na
umocnienie tronu lub powiększenie własnego państwa. Miłość w takich wypadkach rzadko
wchodzi w rachubę, jednakże — przerwał na chwilę, po czym mówił dalej — królowie są
także ludźmi. Jeśli nie znajdują uczucia u królowych, mogą go szukać gdzie indziej, u innych
kobiet, pięknych, inteligentnych, zdolnych wzbudzać pożądanie i przywiązanie.
46
Mówiąc nie przestawał obserwować reakcji żony. Słuchała go w ogromnym skupieniu,
starając się nic nie uronić z tego, co jej wyjaśniał.
— Czy — zapytała po chwili — król kochał kobietę, którą wziął sobie za kochankę?
— Kochał... czasami — odparł. — Ludwik XV na przykład nie tylko kochał panią de
Pompadour, ale, co było bardzo rzadkie, był jej wierny.
— Chce pan przez to powiedzieć — spytała wzburzona — że królowie mogli mieć po
kilka kochanek?
— Czasami rzeczywiście tak bywało. Dam pani do przeczytania książkę o życiu króla
Anglii Karola II, który miał ich bardzo dużo. Wszystkie były niezwykle piękne.
Najsławniejsza była pewna Francuzka, Ludwika de Keroual. W moim pałacu na wsi zobaczy
pani jeden z najpiękniejszych jej portretów.
Anuszka zastanowiła się przez chwilę, zanim zadała następne pytanie.
— A czy zdarza się, że mężczyźni, którzy nie są królami, też miewają kochanki?
Odparł z uśmiechem:
— Jeśli tylko mogą sobie na to pozwolić...
— Czy mam przez to rozumieć, że one są kosztowne?
— Tak — odparł — na ogół tak.
— Dlaczego?
Zrobił lekki ruch ręką.
— Z wielu przyczyn...
— Z jakich mianowicie?
Weszli na śliski teren, książę nie wiedział, jak z tego wybrnąć. Nie miał najmniejszej
ochoty rozważać tego problemu, zwłaszcza ze swoją żoną, i to zaraz po ślubie. Z drugiej
jednakże strony było jasne, że prędzej czy później będzie musiał to uczynić.
Zaczął odważnie.
— Kochanka obdarza swego... kochanka... względami, ale oznaki uczucia nie muszą być,
siłą rzeczy, zupełnie bezinteresowne. Musi pani wiedzieć, Anuszko, że mężczyźni wychodzą
naprzeciw ich oczekiwaniom. Jest w zwyczaju dawanie im, oprócz pocałunków i dowodów
miłości, również prezentów, często ogromnej wartości.
Widać było, że Anuszka stara się zrozumieć.
— Myślałam — powiedziała wreszcie bardzo poważnie — że miłość jest darem od Boga
i że nie płaci się za nią.
Docenił wagę jej wypowiedzi, ale zdecydował się przeciąć rozmowę. Nie miał już ochoty
kontynuować tematu sprzedajnej miłości.
47
— Nie mówmy o tym więcej — rzekł — to nie jest temat na dzień dzisiejszy, dzień
naszego ślubu.
Anuszka znów spojrzała na niego uważnie.
— Nie chce pan chyba przez to powiedzieć, że i pan miał kochanki?
— Jeśli nawet je miałem, jest pewne, że nie chcę o tym mówić z moją żoną.
Powiedział to sucho i odpychająco i natychmiast pożałował swej brutalności.
— Proszę wybaczyć, jeśli byłam nietaktowna — szepnęła. — Pozwoliłam sobie na to,
ponieważ zapewniał mnie pan, że nie powinniśmy nic przed sobą ukrywać.
Książę zrozumiał, że znalazł się w pułapce. Wydawało mu się, że błądzi w labiryncie.
— Nie cofam niczego, co powiedziałem! Po prostu chciałbym rozmawiać teraz o
milszych sprawach, zwłaszcza dziś. Jeśli pani pozwoli, pokażę jej mój pałac. Jest naprawdę
godny obejrzenia.
— Jak pan sobie życzy. Wszystko, co pan robi i mówi, niezmiernie mnie interesuje.
Wiedział, że mówi prawdę. Długo oglądali salony, kolekcję obrazów, piękne drogocenne
sprzęty.
— Jutro zabiorę panią do Wortha. Musi go pani poznać. To on będzie panią ubierał. On
najlepiej potrafi podkreślić pani urodę.
Przypuszczał, że zainteresuje tym Anuszkę, mówił więc dalej:
— Dziś wieczorem, kiedy uda się pani do swego pokoju, aby przebrać się do obiadu,
znajdzie pani kilka sukien, które tymczasem kazałem uszyć. Potem będzie pani już sama
wybierała modele. Myślę, że toalety ode mnie będą się pani podobały, jak również wszystkie
dodatki do nich.
— Obawiam się, że ktoś powinien pomóc mi się ubrać. Sama tego nie potrafię.
— Proszę się nie martwić. Zajmie się tym pani pokojówka, a uczesze panią najlepszy
fryzjer w Paryżu. Spod jego rąk wyjdzie pani zupełnie odmieniona.
— Fryzjer? — zdziwiła się. — Chce pan powiedzieć, że będzie mnie czesał mężczyzna?
— W rzeczy samej! I to najlepszy. Jest sławą. Jeśli decyduje się kimś zająć, każe sobie
słono płacić.
— Jeśli dobrze zrozumiałam, stanie się kobietą światową jest nie tylko bardzo
skomplikowane, ale również kosztowne.
Spojrzenie jej było tak wyraziste, że książę mógł doskonale odczytać jej myśli. Uważała,
że przyjmując od niego tak wiele, postępuje jak jedna z jego kochanek, i zapewne zapytywała
samą siebie, na czym polega różnica między kochanką a legalną małżonką. Jeśli zapyta, co jej
odpowie, jak jej to wyjaśni?
48
Nie zapomniał jednak o obietnicy złożonej siostrze. Przyrzekł sobie unikać wszelkich
tematów, które mogłyby przysięgę uczynić zbyt trudną.
Tuż przed obiadem Anuszka weszła do salonu w uroczej toalecie. Chociaż nie pochodziła
ona od Wortha i nie miała jego charakterystycznego kroju, była jak stworzona dla niej.
Długa tiulowa spódnica o bardzo delikatnym różowym odcieniu spadała szerokim kręgiem
ku podłodze. Góra z tego samego materiału, mocno dekoltowana, ukazywała perłowy blask
ramion. Tak piękną książę widział ją po raz pierwszy.
Zbliżając się ku niemu z wielką powagą i gracją, przedstawiała obraz tak doskonały, że
nagle zapragnął bić brawo.
Jej uczesanie było prawdziwym dziełem sztuki. Włosy rozdzielone przedziałkiem okalały
twarzyczkę zgodnie z modą wylansowaną przez księżnę Walii. Gładko zaczesane,
podkreślały klasyczny owal twarzy.
Nie miała prawie przezroczystej karnacji Cleodel, jednakże rozkwitała młodością.
Wrażenie dziewczęcej niewinności zawdzięczała nie dziecięcym rysom jak Cleodel, ale
wyrazowi twarzy. Podeszła, śmiejąc się do księcia.
— Miał pan rację, wasza wysokość! Stałam się inna. Kiedy się ubierałam, lustro ukazało
mi obraz zupełnie obcej osoby. Ale jest jedna rzecz, która mnie niepokoi — powiedziała
nieco drżącym głosem, przestając się śmiać. — Czy to wypada nosić taką suknię? Ma
przecież tak głęboki dekolt!
Nie zaczerwieniła się pod wzrokiem Ravena, ale nie ukrywała lekkiego niesmaku. Szybko
ją zapewnił:
— To w zupełnym porządku, Anuszko. I muszę dodać, że suknia wieczorowa mogłaby
być jeszcze bardziej dekoltowana.
— Zdecydowanie nic nie rozumiem. Wieczorem jest zawsze o wiele chłodniej niż w
ciągu dnia, a właśnie wieczorem trzeba się odkrywać. To nierozsądne, zwłaszcza w zimie.
— Może i nierozsądne, ale o ileż ładniejsze!
— Jak to? — zdziwiła się.
— Proszę sobie wyobrazić piękne kobiety, ubrane jak pani teraz, tańczące w ramionach
kawalerów. Co za piękny widok...
W czasie gdy Anuszka zastanawiała się nad jego dziwną odpowiedzią, książę wziął ze
stołu zielone etui i podał jej. Spojrzała pytająco. Położył etui na jej dłoni.
— To podziękowanie za twą piękność, Anuszko. Proszę traktować to jako prezent ślubny
i jako rekompensatę za wszystkie podarunki, które panią ominęły z powodu zbyt
pośpiesznego ślubu. Chociaż z drugiej strony pośpiech oszczędził nam widoku licznych
49
wazonów, serwisów, kandelabrów, świeczników, którymi zwykle zarzuca się nowożeńców.
Dzięki niemu uniknęliśmy też podziękowań za prezenty.
— To ludzie, którzy się pobierają, otrzymują prezenty?
— Tak — odparł ironicznie — masami!
Myślał o rozlicznych prezentach, które teraz zalegały wielką salę balową pałacu w Park
Lane.
— I jest również w zwyczaju, że małżonkowie obdarowują się nawzajem? Nie
wiedziałam o tym. Nic nie mam dla pana.
— Kupi mi pani później.
— Ależ ja nie mam pieniędzy!
— Czy moja siostra nie powiedziała pani, że jest pani bardzo bogata?
— Ja? — zdumiała się.
— Ależ tak, pani.
— Naprawdę? A więc mój tatu...
Przerwała nagle, zagryzając dolną wargę.
— Chciałbym, żeby pani skończyła rozpoczęte zdanie — poprosił.
Anuszka potrząsnęła głową. Mimo to nalegał:
— Co chciała pani powiedzieć?
Nie odpowiedziała. Patrzyła na etui, które ciągle trzymała w dłoni. Niechcący dotknęła
zameczka i pudełko otworzyło się.
Na czarnym aksamicie, rzucając tysiące iskier, leżał brylantowy garnitur: kolia,
bransoletka, kolczyki i pierścionek. Patrzyła olśniona. Pytanie księcia zostało bez odpowiedzi.
Nie nalegał więcej.
— To dla pani — powiedział poważnie. — Prócz tego będzie pani także nosić, jak
przystało księżnej de Ravenstock, wszystkie klejnoty rodzinne, przechowywane w moim
pałacu w Park Lane i przekazywane z pokolenia na pokolenie.
— Te są cudowne! Nigdy nie przypuszczałam, że mogę mieć coś równie pięknego.
— Należą do pani. Pomogę je pani włożyć.
Wziął kolię i opasał nią delikatną szyję, zamykając zameczek. Ileż takich kolii zamykał już
na innych szyjach! Przegnał jednak te wspomnienia.
Pierwszy raz w życiu ozdabiał klejnotami kobietę, która nigdy w życiu ich nie miała.
Do delikatnych uszu przypiął kolczyki. Kiedy spojrzał w lustro, zauważył, że Anuszka
uważnie śledzi jego ruchy. Przez chwilę obawiał się, że brylantowe kolczyki będą może za
50
ciężkie dla tak małych, delikatnych uszu. Ale zabłysły tak pięknie, że Anuszka uśmiechnęła
się.
— Gdybym miała jeszcze koronę — powiedziała — wyglądałabym jak królowa.
— Czy sugeruje mi pani, że powinienem ofiarować jej także diadem? — z kolei on się
uśmiechnął.
Spojrzała na niego, sprawdzając, czy mówi poważnie.
— Jest pan dla mnie tak szczodry, że nigdy o nic nie poproszę. Pan mnie rozpieszcza. A
swoją drogą, wiem co to jest diadem. Czy są okoliczności, w których trzeba go nosić?
— Ależ oczywiście! — odparł. — Jest to ozdoba głowy w czasie wielkich przyjęć,
balów, uroczystych obiadów, na przykład w pałacu Marlboro u księstwa Walii.
Z dowcipną minką szybko wyciągnęła wniosek.
— W końcu to taki sam czepeczek jak każdy inny.
Odpowiedź rozbawiła go; zaczął się śmiać.
— Świetne określenie. Proszę się jednak nie obawiać: zawsze będę przy pani i
podpowiem, co należy robić.
— Tylko tego sobie życzę. Pan zna tyle mądrych i potrzebnych rzeczy, które mnie
zadziwiają. Na przykład, jak nauczył się pan wybierać suknie dla pań? Bo to przecież pan
zamówił dla mnie toalety, a są doskonałe. Wie pan, jak kobieta powinna być ubrana w
różnych okolicznościach. A mnie wydaje się, że większość kobiet byłaby w kłopocie, gdyby
przyszło im decydować, co mężczyzna ma nosić.
Wydawało się, że mówi sama do siebie. Uświadomiła to sobie i szybko powiedziała:
— Proszę nie zwracać uwagi na moje słowa. Na pewno mówię głupstwa. Ale wszystko to
dla mnie, która żyłam tylko wśród zakonnic, jest tak dziwne i niepojęte. One nic nie wiedzą o
świecie, o mężczyznach. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że mężczyzna może okazywać tyle
zainteresowania kobietami.
— Nie wszystkimi kobietami. Zakonnicami na przykład zdecydowanie nie! — odparł.
— A jakimi?
— Takimi, którymi większość mężczyzn się interesuje. Mnie interesuje towarzystwo
kobiet. To duża przyjemność spędzać czas z miłymi kobietami.
— Ale kim one są?
— To bardzo pociągające kobiety, na które lubimy patrzeć, podziwiać je, a nawet... —
zawahał się, ale dokończył szybko — nawet kochać je od czasu do czasu.
— Nawet jeśli nie żenicie się z nimi?
Potrząsnął głową.
51
Anuszka niestrudzenie pytała dalej.
— Wobec tego te kobiety, które pan kochał, to właśnie pańskie kochanki?
— Niekoniecznie — odrzekł. — Jak już pani powiedziałem dziś po południu, jest jeszcze
za wcześnie, aby o tym rozmawiać. Wrócimy niejednokrotnie do tego tematu.
Myślał przy tym, że niełatwo będzie wyjaśnić jej różnicę pomiędzy kochanką, kurtyzaną,
tą, którą Biblia nazywa prostytutką, a jeszcze inną, kobietą światową, z którą ma się
romansik. Żeby uniknąć odpowiedzi i dalszych wyjaśnień, wyjął z etui ciężką brylantową
bransoletę i włożył ją na rękę Anuszki, a później wsunął jej na palec przepięknie cyzelowany
pierścionek z dużym brylantem. Majordomus oznajmił, że podano do stołu. Książę poczuł się
wybawiony z kłopotliwej sytuacji.
Po doskonałym posiłku przy stole udekorowanym wyłącznie białymi kwiatami, w blasku
świec w srebrnych lichtarzach, przeszli do salonu na kawę.
— Wieczór dopiero się zaczął, jest jeszcze bardzo wcześnie — powiedział do żony. —
Proponuję, żebyśmy wybrali się do miasta. Chciałbym, aby odkryła pani Paryż nocą.
Pójdziemy do lokalu, a jutro zabiorę panią do teatru.
Anuszka szeroko otworzyła oczy.
— Czy to naprawdę możliwe?
— Nie widzę nic, co mogłoby nam w tym przeszkodzić. Chyba że nie lubi pani teatru czy
opery.
— Ależ chcę wszystko zobaczyć! I teatr, i operę!
— Spełnimy te życzenia — odparł. — Dziś wieczorem zaczniemy od lokalu, gdzie zjemy
kolację. Są tam też tańce.
Anuszka zasmuciła się.
— Dobrze pan wie, że nie umiem tańczyć.
— Będzie pani pobierała lekcje tańca, a tymczasem sam nauczę panią kilku pas.
— Och! To będzie zabawne. Ale co powiedziałaby na to matka przełożona?
— Nie jest już pani w klasztorze. Odtąd jestem jedynym pani rzecznikiem i jako mąż
czuję się za panią odpowiedzialny.
— Jest mi bardzo wstyd, że nie znam tylu rzeczy, które dla pana są codziennością.
Uśmiechnął się.
— Nie ma powodu do wstydu. Mówiłem pani przecież, że będę jej nauczycielem.
Obiecałem, że objaśnię wszystko, co będzie tego wymagało. A musi pani wiedzieć, że to trud
ogromnie dla mnie miły. Pani reakcje są tak żywe, tak spontaniczne, tak różne od tych, jakich
oczekiwałem.
52
— A czego pan oczekiwał?
Książę zawahał się chwilę.
— Obawiałem się — odpowiedział — że może pani reagować jak mała pruderyjna
dziewczynka. Bałem się również, że to, co mówię, nie będzie się pani podobało.
Spojrzała na niego z uśmiechem.
— Jakżebym mogła pana w czymkolwiek krytykować? Wszystko jest dla mnie takie
nowe, takie zabawne.
— Co się pani wydaje takie zabawne? — zdziwił się.
— Ależ... wszystko! Twarze służących, wciśniętych w nieskazitelne i sztywne liberie,
wspaniałe dania serwowane na ciężkich srebrnych półmiskach... Dziwne i zabawne jest
również to, że ma pan tyle domów, tyle posiadłości, a był pan dotąd kawalerem, bez żony, bez
dzieci...
Raven odparł spokojnie.
— Temu moglibyśmy łatwo zaradzić.
— Chce pan przez to powiedzieć, że moglibyśmy mieć dzieci?
— Szczerze tego pragnę.
— Ja także — oświadczyła Anuszka — ale jak to zrobimy? W klasztorze wciąż nam
powtarzano, że jesteśmy dziećmi Boga, ale nigdy nie wyjaśniono, jak postępowali nasi
rodzice, żeby nas wydać na świat.
Raven z trudem tylko utrzymywał powagę.
— Ta sprawa wymaga głębokiego zastanowienia. Proszę pozwolić, że tę kwestię również
odłożymy na później. Powóz czeka, jedziemy zwiedzić słynne miasto świateł.
Uśmiechnęła się. Podniecona radością, z błyszczącymi oczyma, nie mogła usiedzieć na
miejscu.
Lokaj podał etolę z gronostajów. Książę narzucił na ramiona pelerynę podbitą czerwoną
satyną, wziął z rąk służącego cylinder, rękawiczki i laskę z gałką z kości słoniowej. Na szyję
założył długi biały szal.
W powozie Anuszka natychmiast zapytała:
— Po co panu laska? Przecież nie będziemy spacerować.
— Taki jest zwyczaj — odparł.
— To tak jak kobieta, która trzyma wachlarz?
— Tak.
— Śmieszne to wszystko.
53
— Nigdy nie zwracałem na te szczegóły uwagi, ale oczywiście to i owo może
zaskakiwać, na przykład zwyczaj niewkładania rękawiczek, lecz trzymania ich w ręce. To
tradycja w dodatku zupełnie zbędna.
— Ale ja włożyłam rękawiczki, czy to w porządku?
— Oczywiście, najzupełniej — odrzekł. — Lady musi zawsze nosić rękawiczki. Jeśli
wychodzi na miasto, oczywiście.
— Zawsze?
— Tak. Byłoby niestosowne nie mieć na dłoniach rękawiczek.
— Ale za to stosowne jest mieć nagie ramiona i głęboki dekolt.
— Przyznaję, że istotnie może to wydawać się nieco dziwne, ale to nie ja decyduję o
modzie. Muszę jednak potwierdzić, że bardzo się ona rozwinęła od czasu, kiedy nasza
pramatka Ewa, po wypędzeniu jej z raju wraz z Adamem, okrywała się listkiem figowym.
Słuchała go śmiejąc się.
— Czy pan poważnie myśli, że Adam i Ewa wybrali listki figowe, żeby być w zgodzie z
modą? Księża w klasztorze, wyjaśniając ten werset z Biblii, wskazywali na fakt, że popełnili
oni grzech pierworodny i uświadomiwszy sobie własną nagość, zawstydzili się.
— Rozumiem zakłopotanie księży z powodu konieczności poruszania takich spraw
wobec młodych niewinnych panien.
— Zupełnie nie rozumiem, dlaczego — odparła Anuszka z niezachwianą logiką. — Czyż
nie przychodzimy wszyscy nago na świat?
— Na szczęście nie pozostajemy zbyt długo w tym stanie. Proszę sobie wyobrazić nagość
w zimie. A moda ma czasami i dobre strony. Pięknie skrojona suknia może ukryć niezgrabne
nogi czy zbyt obfity biust, co mogłoby odstraszyć adoratorów.
Dziewczyna wybuchnęła śmiechem.
— W klasztorze nie wolno nam było mówić o nogach. Niektóre miały bardzo brzydkie,
grube. Na szczęście moje są szczupłe i chyba zgrabne.
Rozbawiony Raven był bliski tego, by poprosić ją o pokazanie mu ich, ale rozsądnie
powstrzymał się w porę. Było dla niego oczywiste, że Anuszka rozmawia z nim jak z
przyjaciółką. Kiedy prosił swoją siostrę o wyszukanie mu dziewczyny czystej i niewinnej,
przez myśl mu nawet nie przeszło, że może być ona zupełną ignorantką w sprawach życia.
A taka była właśnie Anuszka. Nigdy nie zbliżyła się do mężczyzny i było oczywiste, że jej
zmysły są uśpione. Było również jasne, że nie zdaje sobie sprawy z różnic w budowie
mężczyzny i kobiety. Przecież nie można było oczekiwać od księży, którzy uczyli w
klasztorze, że ją w tym względzie uświadomią.
54
Mogła jednak stykać się z mężczyznami, zanim oddano ją do klasztoru. Tu przypomniał
sobie słowo o ojcu, które się jej wyrwało, kiedy mówił, że jest bogata. Był teraz pewien, że
Anuszka pamiętała przeszłość i pomyślała wtedy, że pieniądze pochodzą od jej ojca, że jest to
niewątpliwie spadek.
Dużo by dał, żeby znać prawdę. Tak jak lubił trudne wyczyny sportowe, lubił również
rozwiązywać zagadki, które go intrygowały. A do takich należało pochodzenie jego żony. Był
zdecydowany wyjaśnić tę tajemnicę.
Planował, że punkt po punkcie dojdzie do okoliczności, które przywiodły Anuszkę pod
bramy klasztoru. Pozna nazwisko tego lub tych, którzy ją tam przywiedli i zapewnili pobyt w
Sacre Coeur, pokrywali wszystkie koszty związane z jej wychowaniem i wykształceniem, a
na koniec pozostawili jej wspaniałą fortunę.
Nie dopowiedziane słowa Anuszki wskazują, że to jej ojciec był mocodawcą — tego
książę był pewien. Nie rozumiał jednak dramatu, który nie pozwolił mu na ujawnienie się
przez tyle długich lat. Dlaczego tak zamożny człowiek ukrywał się? Książę mógł raczej
zrozumieć nieobecność matki, która być może chciała w ten sposób pozbyć się „dziecka
miłości", starając się jednak zapewnić mu dostatnią przyszłość. Ale ojciec?
Muszę, powtarzał sobie, odkryć prawdę.
Poczuł nagły przypływ entuzjazmu dla zadania, które sobie postawił. Uczucie myśliwego,
który pójdzie świeżym tropem, było tak silne, że przesłoniło wszystkie przykre wspomnienia.
Lokal, który wybrał Raven, żeby odkryć przed Anuszka nocne życie stolicy, był
najelegantszy w Paryżu. Po kolacji odsunięto stoliki pod ściany, uzyskując miejsce do tańca.
Orkiestra grała modne melodie.
Książę miał zarezerwowany stolik na półpiętrze w rodzaju lodżii, skąd doskonale było
widać tańczących. Po świetnym obiedzie w domu Raven zamówił lekką kolację: szampan i
kawior, co do którego był pewien, że Anuszka nigdy go nie jadła. Służący przyniósł na
srebrnej tacy czarki napełnione lśniącymi kulkami. Ten widok wywołał w Anuszce dziwny
odruch, którego książę nie zrozumiał. Wyjaśnił więc:
— To rosyjski kawior. Rarytas poszukiwany przez największych smakoszy. Uchodzi za
doskonały.
— Wiem — odpowiedziała.
Obserwował ją uważnie. Oddychała trochę szybciej.
— Pani wie, co to jest?
— Myślałam, że już nigdy w życiu nie będę miała okazji go jeść.
Raven nie odezwał się. Miał nową poszlakę, tym razem poważniejszą.
55
Uwzględniając skąpe informacje siostry, nabrał już prawie pewności, że matka Anuszki
była Rosjanką. Przypomniał sobie podróż, którą pięć lat temu odbył do Sankt Petersburga.
Spotkane tam w Pałacu Zimowym kobiety były bardzo piękne. Anuszka miała wielkie oczy i
tajemnicze spojrzenie kobiet Wschodu.
Ale jednocześnie nie przedstawiała czystego typu rosyjskiego. Ojciec musiał być
najpewniej Anglikiem. Czar i urocza osobowość Anuszki były pochodną zmieszania tych
dwu typów.
Czekał cierpliwie, aż zje swój kawior. Jadła szybko, zachłannie, lekceważąc tosty, które
podano.
Kiedy skończyła, zapytał:
— Czy zjadłaby pani jeszcze?
— A czy byłoby niestosowne, gdybym odpowiedziała: tak?
— Jestem bardzo zadowolony, że pani smakuje — odparł. — Ja także bardzo lubię
kawior i założę się, że w klasztorze go nie podawano.
— Sądzę, że oprócz matki przełożonej żadna zakonnica nie wie, co to jest.
— Jestem zdumiony — powiedział, chcąc wyciągnąć z niej nieco informacji — że
pamięta pani kawior ze swego dzieciństwa. Dzieci na ogół nie mają jeszcze wykształcone go
smaku i zapewne uważałyby go za bardzo tłusty — skończył, dumny, że znalazł tak zgrabną
furteczkę.
Ale był to trud zbędny. Anuszka odwróciła oczy i patrzyła na taneczny krąg. Kiedy zaś
podjęła rozmowę, było oczywiste, że chce zmienić jej temat.
— Myślę, że wielebna matka przełożona uważałaby sposób, w jaki tancerze ściskają
swoje partnerki, za szokujący.
— Ale tu nie ma wielebnej matki, jestem natomiast ja, Anuszko. Pani tymczasem wciąż
unika odpowiedzi na moje pytanie, choć zgodziła się na to, że będziemy wobec siebie
szczerzy.
Popatrzyła na niego przenikliwie.
— Bardzo proszę..! niech mi pan nie ma tego za złe... niech się pan nie gniewa. Nie
mogę... naprawdę nie mogę odpowiedzieć.
— Ale dlaczego?
— Dałam słowo.
— Komu?
— Na to pytanie także nie mogę odpowiedzieć.
56
— Rozumiem, że musi pani zostać wierna danemu słowu. Ale jest ktoś, dla kogo
powinna pani zrobić wyjątek.
— Kto taki?
— Pani mąż. Czyż nie wie pani, że dzisiejsza uroczystość połączyła nas w jedno? Jesteśmy
sobie winni lojalność, której nie musimy przestrzegać wobec innych.
Milczała dobrą chwilę, a potem podnosząc oczy spytała:
— Czy jest pan zupełnie pewien tego, co pan powiedział?
— Tak. Tak właśnie rozumiem sens małżeństwa i nawet pani spowiednik, gdyby go pani
zapytała, odpowie to samo.
Westchnęła.
— Trzeba, żeby mi pan szczegółowo wytłumaczył, co właściwie oznacza małżeństwo.
Zakonnicom i nowicjuszkom w klasztorze nie wolno było rozmawiać na ten temat.
— Ale teraz jest pani mężatką — odrzekł Raven. — Jestem tu po to, żeby wyjaśnić pani,
co znaczy słowo „mąż"... Jak również po to, żeby powiedzieć, co żona powinna, a czego nie
powinna robić.
Anuszka znowu odwróciła oczy i patrzyła na tańczących, ale nie roniła ani jednego słowa.
Zrozumiał jednak, że naleganie byłoby błędem. Nie chciał popełnić niezręczności,
kontynuując tę rozmowę. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Biorąc pod uwagę
inteligencję Anuszki, nie byłoby łatwo prowadzić dalej konwersacji w tonie rodzinnym i
banalnym, mówić o sprawach błahych, podczas gdy ją intrygowało samo życie. Musiał być
bardzo ostrożny, żeby jej nie urazić.
Wiedział, że będzie musiał odkrywać przed nią zupełnie nowe horyzonty, mnóstwo spraw i
rzeczy, o których dotychczas nie miała najmniejszego pojęcia.
Myśląc o tym wszystkim, doszedł do wniosku, że Anuszka była nie tylko bardzo żywa i
inteligentna — to nie ulegało wątpliwości — ale była czymś znacznie więcej: była unikatem.
Nie on jeden to dostrzegł. Spojrzenia zebranych w lokalu osób towarzyszyły im od chwili
przyjścia. Zainteresowanie nią było ogromne. Nawet teraz wielu nie mogło się powstrzymać
od patrzenia w jej kierunku. Anuszka zupełnie nie zdawała sobie z tego sprawy, obserwując
otoczenie swymi dziecięcymi i niewinnymi oczyma.
Tak patrzy na świat, myślał Raven, ale jej osobowość jeszcze się nie rozwinęła. Kiedy to
się stanie, niejednemu zawróci w głowie.
Krąg tańczących powiększał się. Pary cisnęły się na parkiet. Niektórzy, wypiwszy za dużo,
zachowywali się niewłaściwie, potrącając innych. W pewnej chwili jedna z kobiet poślizgnęła
się i upadła.
57
Anuszka wzdrygnęła się z odrazą.
— Czy parkiet jest tak bardzo śliski? — zapytała.
— Nie — odparł — ale ci, którzy wypili zbyt dużo, nie mogą utrzymać się na nogach.
Zmarszczyła z dezaprobatą brwi.
— Słyszałam o pijaństwie, ale nie miałam pojęcia, że to może krępować ruchy przy
chodzeniu czy tańczeniu.
— Nie zawsze tak się dzieje — wytłumaczył. — Najczęściej alkohol powoduje, że ludzie
zaczynają się zbyt głośno zachowywać. Śmieją się i rozmawiają nadmiernie hałaśliwie.
Zauważył, że w jej oczach pojawił się wyraz niechęci. Odsunęła kieliszek, tak jakby się
bała, że może się upić. Uśmiechnął się i pośpieszył z zapewnieniem:
— Nie ryzykuje pani, że się upije. Jestem tu, by czuwać, żeby nie przydarzyło się pani nic
niemiłego.
— O tak, bardzo proszę — odparła żywo. — To byłoby okropne, gdybym tak jak tamta
kobieta... Nigdy nie chcę się znaleźć w podobnej sytuacji.
Spojrzał w kierunku parkietu. Dwóch panów usiłowało podnieść kobietę, która głośno
chichotała. Inne pary obrzucały ją spojrzeniami pełnymi pogardy i wzruszały ramionami,
wykazując lekceważenie, jak to tylko Francuzi potrafią.
Anuszka starała się nie patrzeć w tamtą stronę. Wyraźnie czuła się nieswojo. Wreszcie
zwróciła się do księcia:
— Myślę, że ta scena jest... odrażająca. Nie podoba mi się zachowanie tej kobiety... i nie
chcę być przy tym obecna... Bardzo pana proszę, czy nie moglibyśmy stąd wyjść?
— Ależ oczywiście. Obawiam się, że przyjście do tego lokalu nie było moim najlepszym
pomysłem.
Wstał, rzucił na stół zwitek banknotów i kazał służbie zawołać powóz. Maitre d'hdtel
natychmiast się tym zajął.
Na zewnątrz noc błyszczała tysiącami gwiazd tak jasno, że polecił zaciągnąć na powozie
budę.
Anuszka spojrzała na męża i powiedziała bardzo cicho:
— Tak mi przykro, zepsułam panu wieczór.
— Ależ nie — zaprzeczył. — Widok, na jaki panią naraziłem, jest w lokalu tej klasy
czymś naprawdę wyjątkowym. Po prostu pech, gdyż w zasadzie jest to miejsce bardzo
eleganckie, i zapewniam, że takie rzeczy zdarzają się tam nadzwyczaj rzadko.
Kończąc zdanie zorientował się, że Anuszka go nie słucha. Z głową opartą na poduszkach
powozu podziwiała niebo. Mijane światła uliczne wydobywały z cienia jej klasyczny, czysty
58
w linii profil, łagodne wygięcie długiej szyi, na której połyskiwały milionem lśnień brylanty
kolii. Jej piękność, skąpana w srebrnej poświacie, wydawała się bardziej uduchowiona niż za
dnia.
Chwilę jechali w milczeniu.
— To ciekawe — odezwała się — że w taką bajkową noc mężczyźni i kobiety wolą dusić
się w źle oświetlonym miejscu, niż patrzeć w gwiazdy.
— Taniec — zaczął ostrożnie — pozwala ludziom zbliżyć się do siebie... A gwiazdy są
tak odległe...
Anuszka odwróciła się ku niemu.
— Mężczyźni i kobiety, ci ludzie, których widziałam dzisiaj, tak przyciskali się do siebie,
bo byli zakochani?
— Niekoniecznie. Wśród kobiet, które tam bywają, są też niezamężne, szukające dobrych
partii. A jeśli chodzi o mężczyzn, większość z nich uważa, że przyjemnie jest potańczyć z
uroczymi kobietami.
Po namyśle Anuszka oświadczyła:
— Nie sądzę, żebym kiedykolwiek polubiła taniec. Gdyby jednak przyszła mi taka
ochota, myślę, że wolałabym tańczyć sama, tylko dla siebie.
ROZDZIAŁ 5
Cały następny dzień był wypełniony śmiechem i okrzykami radości. Anuszkę bawiło
wszystko, co odkrywała. Książę natomiast był oczarowany świeżością jej odczuć, do jakiej
zupełnie nie przywykł. Znajdowała tyle przyjemności w spacerze po Lasku Bulońskim, co
dzieci prowadzane tam każdego dnia dla zabawy i rozrywki. Dobrze się poczuła, zupełnie jak
na wsi, wśród wielkich drzew, które dyskretnie zasłaniały okazałe rezydencje prywatne.
Trochę dalej mieścił się teatr marionetek, słynny Grand Guignol; Anuszka z przyjemnością
obejrzała przedstawienie. Przyglądała się drewnianym konikom karuzeli, bawili ją
sprzedawcy gofrów, kolorowych baloników, zabawek oraz wynajmujący maleńkie wózki
ciągnione przez osiołki, na których jeździły zachwycone brzdące. Po okrzykach radości i jej
śmiechu Raven, który ciągle pilnie ją obserwował, poznał, że ona odkrywa to wszystko, że
jest to dla niej zupełnie nowe i że w dzieciństwie nie zaznała takich radości. Aż się palił, żeby
zadać jej parę pytań, ale bał się, by znowu nie zamknęła się w skorupie milczenia, którego nie
potrafił przezwyciężyć. Powstrzymywał się więc rozsądnie.
59
Potem pojechali otwartym powozem zwiedzić Paryż, którego przecież nie znała. Budowa
wieży Eiffla była rozpoczęta. Zatrzymali się przy wykopach. Anuszka ze zdumieniem
przyglądała się monstrualnym żelaznym nogom wyłaniającym się z ziemi.
— Jak wpadli na pomysł takiej ohydy? — zapytała.
— Może to i nie będzie zbyt estetyczne — zauważył Raven — ale proszę pomyśleć o
odwadze takiego przedsięwzięcia. Wieża będzie centralnym punktem przyszłej Wystawy
Światowej. No i proszę sobie wyobrazić ten wyjątkowy widok, jaki będzie się roztaczał ze
szczytu, kiedy skończą budowę.
— Będzie aż tak wysoka?
— Trzysta metrów!
Bulwary nad Sekwaną zafascynowały Anuszkę, a trzeba przyznać, że ruch był tam bardzo
ożywiony. Maleńkie stateczki płynęły w górę rzeki i pod prąd, obwieszone lampionami i
przyozdobione kolorowymi chorągiewkami. Słychać było śmiech praczek, piorących bieliznę
na drewnianych pomostach.
Na Wielkich Bulwarach Anuszka nie mogła się nadziwić tłumom przechodniów, gapiów,
ludzi zalegających tarasy kawiarń. Dandysi, światowe damy i kobiety z półświatka; większość
osób ubrana bardzo modnie, w jaskrawe kolory, niektórzy odziani wręcz ekscentrycznie.
Anuszka uważała, że gwar i ruch uliczny są bardzo zabawne, niezwykłe, i była zupełnie
oszołomiona modą i przesadą niektórych strojów. Jej własna suknia była przecież także
skrojona według ostatnich wymogów mody, ale przy tym miała pewną klasę; prostota kroju
podkreślała zgrabną sylwetkę i grację ruchów jej właścicielki.
Na zakończenie spaceru książę kazał zatrzymać się dłużej na rue de la Paix, przed domem
mody słynnego Fryderyka Wortha. Znał dobrze tę drogę. Ileż to młodych i pięknych kobiet
przyprowadzał w to miejsce, a każda z drżeniem i zachłannością w głosie wymieniała
nazwisko słynnego krawca! Przelotne znajome księcia zupełnie bezwolnie poddawały się
wymaganiom króla mody, naginały do jego żądań i zrobiłyby chyba wszystko dla uzyskania
kreacji stworzonej przez Wortha wyłącznie dla siebie. Książę czekał teraz z wielką
niecierpliwością i zaciekawieniem na reakcję Anuszki. Zaczął ją już trochę poznawać i
zadawał sobie pytanie, jak zachowa się przed obliczem mistrza.
Zauważył lekko kpiący grymas w kącikach jej ust i złociste ogniki w głębi oczu. W rzeczy
samej, sławny krawiec przedstawiał sobą widok dość niezwykły. Ubrany był w marynarkę
obszytą futrem. Spod futrzanego toczka wymykały się siwe kosmyki. Księcia znał od dawna.
Był to jeden z jego najlepszych klientów, który wydawał majątek na stroje, nigdy nie licząc
się z pieniędzmi. Worth przyjął go z wielką uniżonością.
60
Długo patrzył na Anuszkę krytycznym okiem, zanim dokonał oceny jej urody. Wreszcie
oświadczył szczerze, głosem dalekim od kupieckiej rutyny:
— Będzie dla mnie prawdziwą przyjemnością, książę, ubierać księżną, której oryginalna,
wyjątkowa uroda zupełnie odbiega od wyglądu moich dotychczasowych klientek.
Anuszka spojrzała na męża pytająco, nie wiedząc, czy ma traktować tę wypowiedź jako
komplement. Raven uśmiechnął się i odparł spokojnie:
— Życzę sobie dla księżnej kompletną garderobę, i będę bardzo rad, jeśli zechce pan to
wykonać jak najszybciej.
Na znak mistrza weszła dostojnie gromadka krawcowych, asystentek, pomocnic i
podręcznych, dźwigając naręcza delikatnych jedwabi, brokatów, lam lśniących złotem i
srebrem, drogocennych koronek i zwiewnych tiuli o tysiącu odcieni.
Worth krążył wokół Anuszki, zarzucał na nią i drapował materiały, zakrywał i odkrywał
ramiona, okręcał wokół talii, grał po mistrzowsku kolorami. Ciągle w ruchu, mierzył,
pasował, rzucał cyframi i szybko szkicował coś w bloku, który trzymała w pogotowiu jedna z
asystentek.
Po ostatecznym wybraniu materiałów, kolorów i fasonów zażądał mnóstwa dodatków,
którymi chciał uzupełnić stworzone dla Anuszki kreacje.
Oszołomiona całym tym zamętem wokół jej osoby, Anuszka rychło nie była w stanie
powziąć najbłahszej decyzji, o które upominał się mistrz igły. Inicjatywę przejął więc książę.
Poprosił o szkice, obejrzał je okiem znawcy, zapytał o kilka szczegółów, zaproponował parę
drobnych zmian. W rezultacie to on wybierał suknie i dodatki. Widać było, że Anuszka jest z
tego bardzo rada.
Po wyjściu ze słynnego magazynu mody Anuszka dobrą chwilę przychodziła do siebie.
Kręciło się jej w głowie i brakowało tchu. Długo wdychała świeże powietrze na placu
Vendome, zanim odzyskała swoją wesołość i zdolność śmiechu. Książę, który wciąż
dyskretnie obserwował żonę, powiedział z rozbawieniem:
— Jak może się pani śmiać po spotkaniu z najznakomitszym człowiekiem w Paryżu?
— Bo to doprawdy było już zbyt zabawne — odparła. — Cały ten rojący się wokół
mistrza światek i on, wydający rozkazy, jakby chodziło co najmniej o stworzenie świata, a nie
zwykłej sukni.
— Ależ to obraza majestatu, Anuszko. Czy zdaje sobie pani z tego sprawę? Gdyby doszło
do jego wiadomości, że popełniła pani taką herezję, natychmiast odmówiłby przyjęcia
zamówienia, a ja — mimo mego majątku — nic nie mógłbym na to poradzić. Co zrobiłaby
pani w takim wypadku?
61
— Byłabym zmuszona, jak Ewa, zdobyć listek figowy, tyle że nie szukałabym go w raju,
lecz w Lasku Bulońskim.
Oboje wybuchnęli śmiechem.
Na lunch pojechali do Pre Catelan, właśnie w Lasku Bulońskim. Po drodze mijali piękne
amazonki, galopujące z gracją pomiędzy Porte Dauphine a polami Auteuil, miejscem
wyścigów konnych.
Po spacerze oboje nabrali apetytu i zadowoleni, zatrzymali się w restauracji, gdzie stoliki
ocienione były wielkimi drzewami. Będą mogli posilić się i porozmawiać.
Książę zapomniał jednak, że w Pre spotykał się cały modny Paryż i miły, intymny nastrój
będzie niemożliwy. Na zmianę decyzji było już jednak za późno. Pomimo więc ciekawości,
którą wzbudzała Anuszka u jego boku, usadowili się przy stoliku, nieco na uboczu. W
przejściu musiał dokonać przelotnej prezentacji, przedstawić żonie mijanych przyjaciół i
znajomych. Kiedy szli do stolika, powiedział do niej:
— Zjemy lekki posiłek, bo dziś wieczorem chcę panią zabrać do słynnej restauracji. Co
prawda nie tańczy się tam, ale za to lokal słynie ze wspaniałej kuchni.
— Wydaje mi się, że Francuzi są ludźmi zdecydowanie łakomymi. Czy myślą tylko o
jedzeniu?
— Sądzę, że mają jeszcze jedną pasję.
— Jaką mianowicie?
— Miłość.
Anuszka szeroko rozwarła oczy.
— Miłość? Na tym samym poziomie co kuchnia? Czy obu tych rzeczy uczą się
jednocześnie?
Książę nie mógł powstrzymać się od uśmiechu.
— Niezupełnie. Ale Francuzi traktują miłość na równi ze sztuką, taką jak malarstwo,
muzyka, rzeźba i... trzeba przyznać — kuchnia.
Milczała chwilę zamyślona, a potem rzekła:
— Miłość to zapewne bardzo szeroki temat?
— W sztuce kochania Francuzi nie mają sobie równych. Poświęcają jej większą część
życia.
W tym miejscu ich rozmowę przerwało nadejście trzech osób. Wydając radosne okrzyki
powitania, zbliżała się ku nim dama w towarzystwie dwóch panów. Młoda kobietą była
ubrana z wyszukaną elegancją. Książę miał z nią swego czasu romans, który zakończył się
62
wraz z wysłaniem jej męża, dyplomaty na dworze królewskim, na daleką placówkę
zagraniczną.
Księżna de Portales była świadoma swej piękności i nieodpartego uroku. Bujne, wspaniałe
rude włosy, wielkie zielone oczy poczyniły niemało spustoszenia w dyplomatycznym świecie.
Towarzyszący jej dwaj panowie należeli do grona totumfackich księcia. Po przywitaniu się
rudowłosa piękność zaatakowała:
— Chciałam, drogi Ravenie, spotkać się dziś z panem dla złożenia gratulacji. Moich
najlepszych życzeń szczęścia. Wie pan, jak bardzo go panu życzę, jak bardzo chcę, żeby był
pan szczęśliwy.
Oczy wpatrujące się w księcia mówiły jasno, że szczęście to może osiągnąć jedynie z nią,
z nikim innym. Książę pominął to nieme wezwanie i z szacunkiem ucałował podaną mu dłoń.
— Przyjmuję pani życzenia, droga przyjaciółko. Pozwoli pani przedstawić sobie moją
małżonkę — i odwrócił się ku Anuszce mówiąc: — Księżna de Portales, której wyjazd z
Londynu był niepowetowaną stratą dla całej Anglii. — Księżna skłoniła lekko głowę, znów
rzuciła księciu uwodzicielskie spojrzenie i rzekła:
— Twoje małżeństwo, Ravenie, to wielka niespodzianka.
Nie pozostawiając mu czasu na odpowiedź, odwróciła się do Anuszki i podczas gdy
panowie wymieniali kilka zdań, odezwała się kwaśnym tonem:
— Byliśmy bardzo bliskimi przyjaciółmi, pani mąż i ja. Był jednym z najmilszych mi
przyjaciół. Miałam pełne prawo spodziewać się, że zawiadomi mnie przynajmniej o swoich
planach małżeńskich.
Anuszka popatrzyła na nią uważnie i zrozumiała, dlaczego książę musiał być tak bardzo
zainteresowany księżną de Portales. Była wyjątkowo piękną kobietą. Ale pod ugrzecznionym
tonem i takimiż słowami wyczuwało się złośliwość, którą od chwili, gdy dowiedziała się o
ślubie Ravena, bardzo źle ukrywała. Po chwili dodała:
— Musi pani, księżno, koniecznie mnie odwiedzić. Myślę, że nie sprawi to pani kłopotu.
Mamy z pani mężem tyle wspólnych wspomnień. Raven jest moim starym przyjacielem.
Tym razem nuta agresji zabrzmiała już wyraźnie. Widać było, że małżeństwo księcia
irytowało ją w najwyższym stopniu.
Anuszka bardzo szybko odgadła jej niezadowolenie i chcąc sprawę postawić jasno,
zapytała najbardziej niewinnie w świecie:
— Była pani kochanką mego męża, nieprawda?
Księżna de Portales zaniemówiła. Pytanie Anuszki było tak bezpośrednie, że zupełnie nie
wiedziała, co odpowiedzieć. Po chwili czerwona i zła rzuciła:
63
— Jak pani śmie mówić podobne rzeczy? W życiu nie słyszałam takiej bezczelności!
Mówiła tak ostrym tonem i tak głośno, że książę i dwaj panowie rozmawiający obok
obejrzeli się. Wściekła, księżna odwróciła się i opuściła Anuszkę, furkocząc falbanami jak
rozzłoszczony indyk. Jej dwaj towarzysze wymamrotali przeprosiny i popędzili za nią.
— Co się stało? — zapytał książę. — Co wprawiło ją w taki szał?
— Jest mi bardzo przykro, jeśli ją dotknęłam — odparła spokojnie Anuszka.
Rozmawiając wrócili do stolika. Anuszka usiadła.
— Co właściwie powiedziała jej pani? — nalegał książę.
Anuszka patrzyła za oddalającą się księżną de Portales, która gestykulując gwałtownie,
chciała najwyraźniej opuścić lokal. Widać było, że jej towarzysze starali się ją ułagodzić. Nie
mieli ochoty być wmieszani w publiczny skandal.
Anuszka próbowała wytłumaczyć mężowi, że nie było jej intencją ubliżyć księżnie, i tym
zapewnieniem zakończyła wyjaśnienia.
— Ale wreszcie, Anuszko, co jej pani powiedziała?
— Tak bardzo zależało jej na panu, tak gorąco zapewniała o głębokiej przyjaźni, która
was łączyła, że zapytałam po prostu, czy była pana kochanką.
Przez jego twarz przemknął lekki grymas, a potem Raven wybuchnął śmiechem. Anuszka,
pilnie śledząc jego reakcję, zapytała:
— Więc nie gniewa się pan na mnie?
— Jakżeż mógłbym? Wszystko to moja wina. I w dodatku... pani de Pompadour!
Powinienem być bardziej precyzyjny, wytłumaczyć jaśniej. To ja oczywiście powinienem był
uchronić panią przed takimi atakami. Nigdy nie należy mówić kobiecie wprost, że jest lub
była czyjąś kochanką, zwłaszcza światowym damom. W takim wypadku obowiązuje
tajemnica, nawet jeśli jest to tajemnica poliszynela. Zazwyczaj trzeba udawać, że się o
niczym nie wie.
— Ale w tym wypadku chyba się nie omyliłam? Była pana kochanką?
— Anuszko, niech pani nie nalega i nie wymaga, żebym zdradzał tajemnice kobiety.
Proszę zrozumieć, że nie mogę odpowiedzieć na to pytanie.
— Nawet swojej żonie?
Raz jeszcze książę wpadł we własne sidła. Czyż nie zapewniał jej wczoraj, że między
małżonkami powinna obowiązywać całkowita szczerość? A teraz sam zrywał pakt, który
zaproponował. Jednocześnie zapytywał siebie, jak mógł prowadzić dotąd życie tak puste i
lekkomyślne, a wyjaśnienia, które dawał żonie, wydały mu się odrażające.
Anuszka, wielce zmartwiona, zauważyła:
64
— Bardzo żałuję, że powiedziałam coś niestosownego, ale uprzedzałam pana: jestem za
dużą ignorantką, aby być żoną godną pana.
— Ależ skąd, Anuszko. Ten incydent wcale nie dotyczy naszego małżeństwa. To
zupełnie tak, jakby mi pani oświadczyła, że nie może już chodzić do szkoły, bo dostała pani
zły stopień. Co innego natomiast wydaje mi się godne pożałowania. To mianowicie, że
nauczyciel nie stanął na wysokości zadania.
Uśmiechnęła się.
— Myślę, że nawet pańscy wrogowie nie ośmieliliby się powiedzieć, że jest pan złym
nauczycielem. Sądzę, że jest pan zupełnie wyjątkowy.
— Uważa się pani za kompetentną, aby mnie oceniać?
W jego głosie zabrzmiał ton nieco sarkastyczny. Anuszka odpowiedziała szybko:
— Mogę tylko porównać pana do mężczyzn, których dotąd znałam, do profesorów w
klasztorze i oczywiście do księży, którzy zajmowali się naszym wykształceniem i
wychowaniem. Wszyscy byli ludźmi nadzwyczajnymi. Dwa razy w roku składał nam wizytę
arcybiskup Paryża. A to już był najwspanialszy człowiek.
— I potrafiła pani ocenić ich wartość?
Anuszkę zmroził ton i słowa. Zmieszała się i nie odpowiedziała, patrząc w dal. Świadom
tego, że ją dotknął i zranił, książę starał się usprawiedliwić.
— Proszę się nie martwić, Anuszko. Jestem bardzo szczęśliwy, że docenia pani moje
skromne zalety, i chciałbym w przyszłości zasłużyć na więcej pochwał.
— To ja muszę prosić o wybaczenie. Zdaję sobie sprawę, że jest za wcześnie na
osądzanie pana i porównywanie do innych mężczyzn, nawet jeśliby to był sam arcybiskup
Paryża.
Była inteligentna, toteż szybko uświadomiła sobie, że jest zbyt młoda, w dodatku tak
niedawno opuściła klasztor, impertynencją więc było osądzać człowieka, który miał zapewne
duże doświadczenie życiowe. Fakt, że osąd ten wypadł dodatnio, niczego nie zmieniał.
Książę natomiast uważał, że usłyszał najpiękniejszy w życiu komplement, gdyż Anuszka
skorzystała w sposób doskonały z nauk otrzymanych w klasztorze. Widać profesorowie
kształcili jej inteligencję i umysł.
Jakby czytając w jego myślach, powiedziała cichutko:
— Będę szczęśliwa, jeśli pan zapomni o tym niewczesnym wybryku. Obiecuję nie robić
więcej żadnych aluzji. Nie chciałabym, żeby moja niezręczność zepsuła miło zaczęty lunch.
Była tak ładna i tak żarliwie przemawiała w swojej sprawie, że książę musiałby chyba
mieć serce z kamienia, gdyby nadal się na nią boczył.. Z wielką czułością poprosił:
65
— Zapomnijmy o tym epizodzie bez znaczenia i zamówmy coś do jedzenia.
— Ale... pańska przyjaciółka, księżna...
— Bukiet pięknych kwiatów i parę słów przeproszenia załatwią wszystko.
— Chciała się z panem spotkać?
— Ale to nie jest moim życzeniem.
Anuszka spojrzała nań szybko.
— Jeśli macie sobie do powiedzenia ważne rzeczy, mogę zostać w domu, a pan złoży jej
wizytę.
— Nie ma nawet mowy! — odparł.
Dziwił się sobie, że tak zdecydowanie wyraża swój pogląd. Ale było dlań oczywiste, że nie
miał najmniejszej ochoty widzieć się z księżną de Portales.
Po lunchu pojechali na spacer do Bois de Boulogne. Kiedy wrócili do domu, upał trwał
nadal. Usiedli więc na tarasie, skąd rozciągał się widok na park otaczający posiadłość. Czuli
bryzę docierającą znad Sekwany. Lokaj podał napoje orzeźwiające.
— Tu oddycha się lepiej — zauważyła.
— Myślę, że wciąż jeszcze jest zbyt upalnie. Ale to nic w porównaniu z tym, co czeka
nas jutro na południu Francji. Tam jednakże przynajmniej wieczorami czuć będziemy morski
powiew. I nic nie będziemy robili, tylko czekali na nadejście mego jachtu.
— Ma pan jacht? — zapytała, szeroko otwierając zdumione oczy.
— Kazałem, żeby czekał na nas w Nicei. Stamtąd popłyniemy w podróż po Morzu
Śródziemnym, zatrzymując się tyle razy, ile tylko pani zechce. — Obserwował ją swoim
zwyczajem.
— Popłyniemy — mówił dalej — do Włoch, na Sycylię, do Grecji, a jeśli pani sobie
zażyczy, możemy zapuścić się aż do Konstantynopola i na Morze Czarne.
Wydawało mu się, że wstrzymała oddech. Zanim zdołał dorzucić słowo, powiedziała
nagle:
— Tak, tak, tak. Zróbmy to wszystko! To byłaby najpiękniejsza przygoda. I wie pan,
wcale się nie boję podróży morskiej.
Książę skrzętnie zapamiętał następną wskazówkę, ale nie zrobił żadnej uwagi i zmienił
temat.
— Toalety zamówione u Wortha pojadą za nami. Jest możliwe, że jedna lub dwie suknie
będą gotowe już jutro. Ale tymczasem, na wszelki wypadek, zamówiłem kilka w innej firmie.
— Kosztuję pana majątek.
— Mogłaby pani swobodnie sama kupić to wszystko.
66
— To prawda. Mówił pan, że jestem bogata. W klasztorze nie byłyśmy przyzwyczajone
do posiadania pieniędzy. Musi mi pan wytłumaczyć, jak zabrać się do tego, gdybym chciała
kupić coś bardzo ważnego.
Spojrzał na nią z zaciekawieniem.
— A co takiego chciałaby pani kupić?
— Chcę ofiarować panu prezent. Musi być bardzo drogi i bardzo piękny.
— Co za pomysł, Anuszko!
— Chcę w ten sposób podziękować za wszystko, co pan dla mnie zrobił.
— Ależ to dopiero początek, Anuszko. Nie ma dla mnie większej przyjemności, niż
ubierać kobietę od stóp do głów.
Zareagowała natychmiast.
— Pańskie słowa, książę, każą mi myśleć, że przede mną ubierał pan wiele kobiet.
Swoich...
Chciała powiedzieć: „kochanek", ale powstrzymała się.
Stłumił uśmiech. Ileż kobiet kazało sobie płacić haracz w zamian za udzielane mu łaski!
Kupował nie tylko toalety, ale i bezcenne futra — gronostaje, sobole, także klejnoty, perły,
brylanty.
Zawsze uważał te wydatki za oczywiste. Zdobywane kobiety — damy z towarzystwa lub
kobiety z półświatka, — wiedziały o jego fortunie i kazały sobie słono płacić. Ponieważ
przeważnie były miłe i uprzejme, same ofiarowywały mu w rewanżu drobne upominki i
świadczyły uprzejmostki, które go bardzo bawiły.
Ale to, co zamierzała Anuszka, było czymś zgoła innym. Chciała odwzajemnić się i zrobić
mu prezent wartościowy. To mu się jeszcze nigdy nie przytrafiło. Wzruszyło go to bardzo.
Anuszka tymczasem kontynuowała rozmowę:
— Bardzo, ale to bardzo, chciałabym ofiarować panu taką rzecz, jakiej pan jeszcze nie
ma, ale czy będzie to możliwe? Wszystkie pana siedziby są zapewne tak zapełnione jak ta
paryska. Coś sobie obmyśliłam, ale mogę to wykonać tylko z pańską pomocą.
— Proszę, niech pani mówi.
- Bardzo chciałabym kupić panu... konia! Te, które ma pan tutaj, są z pewnością piękne, te
w Anglii chyba też — i nie zważając na zdumienie malujące się na twarzy księcia, z
entuzjazmem ciągnęła dalej. — Musi być piękny, najpiękniejszy ze wszystkich, musi
wygrywać wszystkie konkursy. I bardzo proszę pomóc mi wybrać. Jeśli będę mogła go
ofiarować, wynagrodzę panu wszystkie wydatki, które pan ponosi na moje suknie i klejnoty.
67
— To cudowna myśl, Anuszko, i... — dodał po sekundzie trochę rozbawiony, ale i
rozczulony — jestem pani bardzo wdzięczny. Jeszcze nikt nie pomyślał, żeby ofiarować mi
konia w prezencie ślubnym. Muszę przyznać szczerze, że ogromnie mi się ten pomysł
podoba.
Anuszka klasnęła w ręce.
— Kiedy pójdziemy go wybrać?
— Po powrocie do Anglii, w Tattersalu. Kupiłem tam moje najlepsze rasowe konie.
Odwiedzimy kilka znanych stajni, zanim się zdecydujemy.
Jej oczy błyszczały radością. Zawołała:
— Wiedziałam, że to dobra myśl. Tak się cieszę, że i panu się ten pomysł podoba!
— Obiecuję solennie, że wybierzemy go razem. Ale chciałbym o coś panią zapytać. Czy
można?
— Tak?
— Czy umie pani jeździć konno?
— Obawiam się, że nie bardzo — powiedziała cichutko. — Kiedyś jeździłam zupełnie
nieźle, ale to było tak dawno.
— Dosiadała pani konia przed wstąpieniem do klasztoru?
Zorientowała się, że wymknęły się jej słowa, których nie chciała powiedzieć. Zamilkła,
speszona. Po sekundzie wahania odpowiedziała szczerze:
— Tak. I myślę, że tego się nie zapomina;
— Sprawdzimy to niebawem. Jednakże wolałbym, żeby jeździła pani na moich koniach
w Londynie, a nie na tutejszych.
— Tak, oczywiście. Byłabym bardzo upokorzona, gdyby w Bois de Boulogne zdarzył mi
się upadek. Tyle tam osób. Chciałam jeszcze prosić o jedno. Czy zgodziłby się pan osobiście
nauczyć mnie jeździć? Czułabym się wtedy pewniejsza.
— Ależ z największą przyjemnością. Jestem przekonany, że będzie pani świetną
amazonką.
— Wiele bym dała, żeby się pan nie mylił. Wydaje mi się, że Anglicy celują w tym
sporcie.
Raven był już teraz zupełnie pewien, że Anuszka raz jeszcze wspomina i przeżywa w
myślach swoją przeszłość.
— Sądzę — powiedział — że zachowa pani nadal dobrą opinię o moich rodakach. Jak już
dobrze opanuje pani jazdę konną, będziemy razem jeździli na polowania. To mój ulubiony
sport, mam wspaniałą, dobrze wytresowaną sforę psów gończych.
68
— Musi mnie pan nauczyć wszystkiego. Chcę wszystko wiedzieć. A to, co robiłam, jest
takie dalekie, tak odległe. Wydaje mi się, że wszystko zapomniałam.
Dzień minął bardzo szybko, ale książę miał wrażenie, że nigdy jeszcze nie przeżył
radośniej szych chwil. Był oczarowany sposobem bycia Anuszki i jej zaskakującymi
reakcjami. Jej wykształcenie było równe jego. Liczne braki w innych dziedzinach
najwyraźniej chciała uzupełnić. Był zdecydowany pomóc jej w tym. Znalazł się w położeniu
rodziców, szczęśliwych, że mogą odpowiadać na pytania dziecka. Anuszka jednak nie była
już dzieckiem, a jej niezwykła pamięć pozwalała na robienie szybkich postępów.
Tego wieczoru, kiedy po przebraniu się na obiad weszła do salonu piękna i tak bardzo
radosna, książę uznał, że szkoda przywiązywać tyle wagi do zalet jej rozumu, skoro można
cieszyć się jej niezwykłą urodą.
Anuszka zmieniała się szybko i znakomicie adaptowała do nowych warunków — tak jak
kolor jej oczu zmieniający się w zależności od barwy sukni. Ponadto fryzjer wypróbował
kilka rodzajów uczesania i książę był doprawdy w kłopocie, w którym było jej najbardziej do
twarzy. Tego wieczoru miała na sobie suknię z lamy. Kupił ją, bo uważał, że jest odpowiednia
dla młodej mężatki. Srebrne blaski odbijały się w jej włosach i zdawały się lekko igrać na
jasnym paśmie blond. Na szyi miała kolię z pereł, którą ofiarował jej na zmianę z brylantami.
Opałowe lśnienia uwydatniały matową biel ramion. Tak wystrojona, wydawała się jeszcze
młodsza, niż była w istocie, i zupełnie pozbawiona godności księżnej. Widząc ją taką —
młodą, świeżą — pomyślał, że przypomina cudowną grę świateł i wody w fontannach
Wersalu. Anuszka, niepewna swego wyglądu, poszukała wzrokiem męża, chcąc się upewnić i
uspokoić.
— Jesteś cudowna, Anuszko! Czy muszę koniecznie potwierdzać to, co powiedziało ci
już na pewno zwierciadło?
— Jak pan odgadł, że przed zejściem tutaj przeglądałam się w lustrze?
— Każda kobieta tak postępuje, kiedy ma nową suknię. Gdyby ta nie znalazła pani
uznania, przebrałaby się pani i spóźniła na obiad.
— Nigdy nie ośmieliłabym się kazać panu czekać, ale byłabym bardzo rozczarowana,
gdybym się panu nie spodobała.
— Kiedy będziemy starym małżeństwem, znudzą się pani moje komplementy.
— Wcale nie — powiedziała potrząsając główką — uwielbiam je. To jest dla mnie takie
nowe.
— Wierzę. I dlatego będzie pani wolała przebywać raczej w towarzystwie mężczyzn niż
kobiet, które w większości mówią tylko o sobie.
69
— Czy wszyscy mężczyźni są tak uprzedzająco grzeczni jak pan?
— Sama się pani przekona. Będzie pani otoczona podziwem i obdarzana pochlebstwami,
zanim osiągnie pełnoletność.
Książę się nie mylił. Ich wejście do Grand Fevour, jednej z najznakomitszych restauracji
Paryża, zostało owacyjnie powitane przez licznych przyjaciół księcia. Wszyscy tłoczyli się
przy ich stoliku, a książę przedstawiał ich kolejno Anuszce. Każdy w niskim ukłonie całował
jej rękę i w doskonałej angielszczyźnie komplementował, a ona tylko szeroko otwierała swoje
piękne oczy.
— Jak zdobyć, Ravenie, taki skarb? Że też musisz nas zawsze wyprzedzić w każdej
dziedzinie!
Któryś zapewnił:
— Księżno, jest pani promiennie błyszczącą gwiazdą, o jakiej każdy z nas marzy. Ale
Raven przywłaszczył sobie cały blask, który powinien olśniewać wszystkich. Podchodzili tak
kolejno i wygłaszali pompatyczne madrygały jedne bardziej kwieciste od drugich. Wreszcie
małżonkowie zostali sami. Anuszka parsknęła śmiechem.
— Miał pan rację co do tych komplementów. Ale muszę ze wstydem przyznać, że mimo
wszystko podobały mi się one. I mam nadzieję otrzymywać jeszcze dużo, dużo innych.
— Dwaj ostatni dżentelmeni dali się ponieść lirycznej przesadzie — stwierdził Raven,
marszcząc nieco czoło. — Anglik powiedziałby po prostu, że jest pani piękna. Nigdy nie
posunąłby się do tak mętnych poetyckich dywagacji.
Tym razem Anuszka zapytała, nie ukrywając rozbawienia:
— A pan, jakie komplementy mówi kobietom, które podziwia?
— Nie odpowiem na to pytanie.
— To tajemnica?
— Niedyskrecja... która mogłaby wywołać zazdrość legalnej żony.
— Czy chce pan przez to powiedzieć, że jeśli będzie pan podziwiał inną kobietę, ja
muszę okazywać zazdrość?
— To byłby przecież zupełnie naturalny odruch.
— Dlaczego?
— Bo zakłada się, że małżonkowie powinni być sobie wierni.
— Jednakże księżna, którą spotkaliśmy, była zamężna, kiedy staliście się przyjaciółmi...
bardzo bliskimi.
70
Jeszcze raz książę poczuł, że wpadł we własne sidła. Z zakłopotania wybawił go maitre
d'hdtel, który zbliżył się z kartą.
Podczas posiłku Anuszka była zadumana. Wydawało mu się, że przemyśliwa wszystkie
poprzednie pytania i odpowiedzi. Kiedy na koniec postawiono przed nimi kawę i książę
zamówił koniak, odważyła się przerwać milczenie.
— Czy mogę pana o coś zapytać?
— Słucham.
— Teraz, kiedy jesteśmy małżeństwem, jeśli spotka pan kobietę obdarzoną wszelkimi
zaletami... i będzie się panu bardzo podobała, i chciałby pan jej to... powiedzieć, czy
powinnam udać, że nic nie zauważam?
— Przypuszczenie jest prawdopodobne — odparł — ale gdyby nawet tak się stało, to
musiałoby to pozostać tajemnicą. Nigdy by się pani o tym nie dowiedziała i nie miałaby
powodu do niepokoju.
— Mówił pan przed chwilą, że kobiety są zazdrosne.
— Tak. Myślę, że kobiety są zazdrosne i stale obawiają się rywalek, które mogą im odbić
męża.
Odpowiedź była niejasna. Anuszka podjęła więc znowu:
— Załóżmy, że przyjmuję innych mężczyzn, którzy mi nadskakują i którzy mnie
interesują. Czy podtrzymuje pan swoje zdanie, że nie powinien pan nic zauważać?
Zmarszczył brwi i odpowiedział sucho:
— To się nigdy nie powinno zdarzyć. W żadnym wypadku. Moja żona musi być wierna i
prowadzić się bez zarzutu. Nie może być w pani życiu, Anuszko, żadnego innego mężczyzny.
Mówiąc te słowa pomyślał, że małżeństwo na pewno nie powstrzymałoby Cleodel od
kontynuowania romansu z Jimmym. Na samą myśl o tym ogarnął go taki niesmak, że mimo
woli jego głos nabrał ostrego brzmienia, a słowa nasiąkły mściwą złośliwością. Natychmiast
jednak zdał sobie z tego sprawę i bojąc się, że był zbyt brutalny, poszukał innych,
łagodniejszych słów.
Ale ona, swoim zwyczajem, nie pozostawiła mu czasu na ich wypowiedzenie. Szepnęła
cicho:
— To doprawdy niesprawiedliwe.
— Niesprawiedliwe? — książę nieomal podskoczył.
— No tak, to niesprawiedliwe, że mężczyzna ma prawa, których odmawia się kobiecie!
Nie, to zupełnie niesłuszne. To, co stosuje się do jednego, powinno także stosować się do
drugiego.
71
Tak rozumując Anuszka z całą pewnością myślała w sensie ogólnym. Nie broniła swego
osobistego punktu widzenia. Rozumiał to doskonale, ale zbyt bolesne były dlań przeżycia z
Cleodel. Postanowił więc wyjaśnić rzecz do końca.
Upił trochę koniaku.
— Jestem — powiedział — winien pani prawdę. — Nie zwracał zupełnie uwagi na jej
gest świadczący o przestrachu i ciągnął dalej: — Proszę pozwolić mi mówić. Kiedy
przyjechałem do klasztoru, moim celem było znalezienie kobiety zupełnie różnej od tych,
które znałem dotychczas.
— Różnej w jakim sensie?
— Poprosiłem moją siostrę o wybranie mi spośród nowicjuszek młodej panny. Chciałem,
żeby była czysta i niewinna.- I to właśnie panią wybrała moja siostra.
— Czy mam rozumieć, że inne... że te kobiety, które pan znał dotychczas, nie były takie?
Raz jeszcze rozmowa zaprowadziła go znacznie dalej, niż tego chciał. Odpowiedział
niejasno:
— Trudno powiedzieć. Należy przypuszczać, że większość młodych panien zachowuje
czystość do ślubu, ale istnieje przecież ryzyko silnej pokusy, gdyż żyją w świecie, w którym
nie zawsze można uniknąć pułapki.
— A zatem te dziewczyny musiały spotykać mężczyzn, i to bez wiedzy rodziców czy
opiekunów. Mogły mieć przygody, pozwalać się całować?
Anuszka niewzruszenie ciągnęła swoją myśl dalej, ale książę wolał uciąć to krótko.
— Dokładnie tak. W najlepszych arystokratycznych domach zdarza się, że młoda panna
spotyka mężczyzn. Mogą to być: kierownik maneżu, wodzirej na balu, urzędnicy, sekretarz
ojca. Pomiędzy nimi nie brak osobników zupełnie wyzutych ze skrupułów i poczucia
moralności. Są zdolni uwieść młodą dziewczynę. Wystarczy trochę uroku osobistego i
umiejętności znalezienia się w towarzystwie.
Znów jego głos stał się szorstki na wspomnienie Jimmy'ego i Cleodel. Powiedziała:
— Nigdy nie wyjaśnił mi pan, co się właściwie panu przydarzyło... Czuję, że został pan
zraniony, upokorzony i że stara się pan zapomnieć o bolesnej przeszłości, budując nowe
życie.
Była bardzo czuła. Podziwiał ją, umiała znaleźć właściwe słowa i odgadywała najbardziej
złożone sytuacje.
Nie chciał już nic dorzucać do tego, co powiedział, zmienił więc temat rozmowy.
Żeby odwrócić jej uwagę, zaczął opowiadać historię restauracji Grand Fevour, gdzie się
właśnie znajdowali. Wspomniał, że dawniej był tu Palais Royal, którego liczne budynki
72
tworzyły wielki, zwarty kompleks architektoniczny. Książę Orleański, mający podówczas w
Palais Royal swą paryską rezydencję, w ciągu jednej nocy dorobił się kolosalnego majątku,
zmieniając sale, komnaty i galerie w sieć sklepów, butików, salonów gier, restauracji i
kantorów.
Anuszka słuchała uważnie.
— Czy wtedy — zapytała — mężowie prowadzili tam swoje żony?
— Z całą pewnością nie — odparł. — Kobiety z towarzystwa nie bywają w takich
miejscach. Zresztą po powrocie do Londynu my również nie będziemy chodzić do restauracji
ani kabaretów.
— Dlaczego?
— Bo to nie miejsce dla lady.
— Ale na pewno zdarzało się panu bywać w restauracjach.
— To prawda.
— Z kochankami?
— Owszem.
— Myślę zatem, że te kobiety, o których istnieniu nie wolno mi nawet wspomnieć, wiodą
życie o wiele bardziej interesujące niż na przykład... ja.
— Tak. W pewnym sensie tak. Ale zależy to także od tego, co nazywa pani interesującym
życiem. Jest pani obecnie księżną i musi zachowywać się dystyngowanie. Będzie pani
uczestniczyć we wszystkim, co się w moim kraju liczy. Pozna pani wpływowych ludzi,
będziemy ich przyjmować w naszej rezydencji na wsi. Będą do nas przyjeżdżać z wizytami
do pałacu w Londynie. Znajdzie się pani w centrum zainteresowania. W moim majątku
rodzinnym, Ravenstock, jest zatrudnionych około dwóch tysięcy osób. Będzie czym zapełnić
czas.
— Jak mam to zrobić?
— Moja matka miała zwyczaj odwiedzać swoich ludzi. Pomagała im, leczyła. Na Boże
Narodzenie organizowała wielkie święto, na które zapraszała wszystkich dzierżawców, służbę
i ich dzieci. Kochali ją wszyscy.
— Czy myśli pan, że mnie również mogliby pokochać?
— Niewątpliwie.
— A pan, czy pan jest też kochany?
— Mam nadzieję. Może nie tak jak matka, ale wiem, że moi ludzie podziwiają mnie i
żywią dla mnie duży szacunek — uśmiechnął się. — Kobiety zaś, o których mówiliśmy
przedtem, nie znają podobnych uczuć i to na pewno nie z nimi miałbym dzieci, którym
73
przekazałbym nazwisko. Nasz najstarszy syn będzie kiedyś dziedziczył tytuł i rodowy
majątek.
Pierwszy raz w życiu książę spojrzał poważnie na sprawę sukcesji i poczuł się bardzo
szczęśliwy. Już widział siebie uczącego synów strzelania, dosiadania koni, wszystkiego, co
sam lubił.
Anuszka spuściła oczy.
— Jeśli — powiedziała cicho — będziemy mieli dziecko, nigdy się z nim nie
rozstaniemy. Prawda, że nigdy?
— Nigdy! — zapewnił gorąco.
Wiedział, że myśli o swojej własnej młodości, o dramacie sieroty umieszczonej w
klasztorze. Bardziej niż kiedykolwiek zapragnął poznać jej losy. Ale bojąc się, że zrani ją zbyt
obcesowymi pytaniami, znów powstrzymał się. Powiedział tylko:
— Nasze dzieci będą przy nas tak długo, aż chłopcy osiągną wiek, kiedy będą musieli
pójść do szkół. Córki pozostaną przy nas, ale z synami nie będzie to możliwe. Będą nas
jednak odwiedzać w wakacje i przyjeżdżać na święta. A jak wstąpią do Eton, my z kolei
będziemy ich odwiedzać i dbać, żeby im na niczym nie zbywało — rozmarzył się i przez
chwilę milczał.
Potem ciągnął dalej.
— Miała pani rację, Anuszko. Po co mi tyle domów, pałaców? Przecież nie po to, żeby
żyć w nich samotnie. Jakież to będzie wspaniałe i cudowne patrzeć, jak dzieci wzrastają,
bawią się i wprowadzają do domu ruch i radość, a nawet nieporządek.
Anuszka słuchała, ale jej myśli biegły własnym torem.
— Jeśli może pan mieć dzieci ze mną, dlaczego nie ma ich pan z kobietami, o których
była mowa?
Książę, bardzo zmieszany, znów wykręcił się od odpowiedzi.
— Jest już późno! Czy chce pani pójść jeszcze gdzie indziej, czy też woli wrócić do
domu? Chciałbym, żebyśmy poszli spać wcześniej, bo jutro rano wyjeżdżamy.
— To zależy tylko od pana — odparła zgodnie.
Wsiedli do czekającego powozu. Tak jak poprzedniego wieczoru, Anuszka marzyła na
jawie. Wydawała się teraz daleka i obca. Każda inna kobieta na jej miejscu przytuliłaby się do
męża, ujęła go za rękę, oczekując na przejmujące słowa miłości.
Ale ona nie uczyniła żadnego gestu. Siedziała prosto, milcząca, lekko tylko oparta o
poduszki. Ocknęła się dopiero na Polach Elizejskich i nagle zaproponowała:
74
— Jeśli nie chce pan zaraz pójść spać, może ma pan ochotę wrócić do przyjaciół? Jeśli
tak, to proszę się nie krępować. Z powodzeniem mogę pojechać do domu sama.
Znów zdawała się czytać w jego myślach. Właśnie przez sekundę zawahał się, czy nie
wyskoczyć do Maxima. Odnalazłby tam wesołą kompanię i najpiękniejsze, najbardziej
dostępne dziewczęta paryskiego półświatka. Ale natychmiast uświadomił sobie, że spędza
właśnie miodowy miesiąc i jego pojawienie się u Maxima spowodowałoby lawinę mało
przyjemnych uwag, również pod adresem jego żony. Odpowiedział Anuszce z całą
szczerością:
— Nie, Anuszko. Tak jak powiedziałem, chcę się dziś położyć wcześniej. Pomyślę o
naszej podróży. Jestem przekonany, że będzie mi pani stawiała tysiące pytań, muszę więc się
do tego odpowiednio przygotować.
— Odpowie pan na wszystkie? Jakiekolwiek by były?
— Będę się starał. Ale już dostaję gęsiej skórki na myśl, że mogę się zblamować.
Anuszka się zaśmiała.
— Nie ma obawy. Ale co ze mną zrobimy, żeby nie powtórzył się dzisiejszy incydent?
— Prosiłem, żeby pani zapomniała.
— Staram się. Tylko że pan mi wybaczył, ale księżna na pewno mnie znienawidziła.
Bardzo mnie to martwi, bo jestem pańską żoną i noszę pana nazwisko.
— Zapewniam solennie, że uczucia księżnej nie mają najmniejszego znaczenia.
Było już po północy, kiedy powóz zatrzymał się przed podjazdem pałacyku. Wysiedli i
skierowali się do swoich apartamentów. Książę nie zatrzymał się, jak to miał w zwyczaju, w
gabinecie na kieliszek przed snem. Wszedł na górę razem z Anuszką.
Ich sypialnie były na tym samym piętrze; łączyły je drzwi, obecnie zamknięte na klucz.
Książę zatrzymał się przed pokojem żony, chcąc się pożegnać. Ucałował jej dłoń, a ona
podziękowała mu za cudowny obiad.
— To ja jestem winien wdzięczność za uroczy wieczór.
— Czy z kimś innym byłby pan tak samo zadowolony? — zapytała.
— Nie przypuszczam, Anuszko. Z panią wszystko staje się pogodne, wesołe,
zaskakujące.
— Nie nudził się pan?
— Ani przez chwilę, zapewniam panią. Nie wyobrażam sobie milszej towarzyszki.
Radosny uśmiech rozświetlił jej twarzyczkę.
— Teraz mówi pan nareszcie niczym prawdziwy Francuz. A ja przypuszczałam, że
Anglicy są skąpi w prawieniu komplementów.
75
— Jestem zatem wyjątkiem — odpowiedział książę, śmiejąc się również.
— Z całą pewnością. Musi pan w przyszłości mówić mi ich dużo, dużo. Tak lubię je
słyszeć z pana ust...
Bardzo proszę jak najczęściej zapominać, że jest pan Anglikiem.
— Obiecuję!
— Będę się starała zasłużyć na pochwały, ale...
— Tak?
— Komplement, nawet jeśli jest niezupełnie szczery, to zawsze komplement. A
komplementy tak przyjemnie słyszeć.
— Bardzo mi się podobają pani riposty i pani szybki refleks.
Znów pochylił się nad jej ręką i ucałował gładką, delikatną dłoń. Był o krok od objęcia jej i
posunięcia się nieco dalej. Nie ośmielił się jednak. Uznał, że stanowczo na to za wcześnie.
Bał się ją urazić i przestraszyć. Zatrzymał tylko przez chwilę jej dłoń w swojej.
— Niech pani śpi dobrze, Anuszko. Jutro zaczynamy podróż, która, mam nadzieję, będzie
piękna.
— Z góry cieszę się na nią — zapewniła z uśmiechem.
Patrzył, jak wchodzi do pokoju, jak ginie w drzwiach tren wieczorowej sukni.
Wszedł do swojej sypialni zamyślony, z mieszanymi uczuciami. Wydawało mu się, że
przeoczył coś ważnego. Może okazję? Ale szybko wyzbył się tej myśli.
W czasie gdy lokaj pomagał mu się rozebrać, nie mógł przestać myśleć o swojej młodej
żonie.
ROZDZIAŁ 6
Jacht pruł wody Morza Czarnego. Od czasu do czasu książę rzucał spojrzenie na Anuszkę,
pilnie śledząc jej reakcję.
Był zdecydowany rozwikłać tajemnicę jej pochodzenia i w czasie postoju w Nicei zdobył
interesującą wskazówkę. Wszystko zostało przygotowane na przyjęcie młodej pary. Po
opuszczeniu wagonu-salonki, specjalnie doczepionego w Paryżu do ekspresu, wsiedli do
czekającego na nich otwartego powozu. Było bardzo ciepło; przed silnymi promieniami
słonecznymi chronił płócienny daszek. Jechali jakiś czas wzdłuż wybrzeża. Morze miało
niepowtarzalnie piękny czysty lazur. Potem skręcili ku wzgórzom okalającym Niceę. Tam
dość wysoko znajdowała się posiadłość księcia.
Krajobraz był coraz piękniejszy, wspanialszy. Za którymś zakrętem Anuszka krzyknęła,
wyrywając księcia z zadumy.
76
— Cyprysy! — zawołała drżącym głosem, a jej twarzyczka przybrała wyraz ogromnej
radości. — Cyprysy — powtórzyła już ciszej.
Książę, który obiecał sobie nie zadawać jej już więcej kłopotliwych pytań, ograniczył się
tylko do obserwacji. Zapytywał siebie, jakie wspomnienia mogły w niej obudzić drzewa tak
pospolite na Lazurowym Wybrzeżu i na włoskich wzgórzach. Nagle przypomniał sobie, co
mu opowiadano w czasie jednej z jego podróży na Wschód. Podobno cyprysy zostały
sprowadzone do Rosji przez Katarzynę Wielką, po jej podróży z Potiomkinem po krajach
śródziemnomorskich. Drzewa przyjęły się, rozrosły i upowszechniły, upodabniając wygląd
Odessy do miast śródziemnomorskich.
Odkrycie to bardzo ucieszyło Ravena. Pomału odsłaniała się przed nim przeszłość
Anuszki. Teraz był już prawie pewien, że musiała znać Odessę. Poczuł się szalenie dumny z
umiejętności dedukowania, zupełnie jakby wygrał wyścigi albo mecz na ringu. Postanowił
zachować to odkrycie dla siebie i zawieźć żonę do Odessy. Będzie naprawdę ciekawe
obserwować, jak się zachowa. Z tego powodu postanowił skrócić pobyt w Nicei. Po dwóch
zaledwie dniach wypoczynku ruszyli w rejs do Villefranche, pierwszego etapu ich podróży.
Pogodabyła przepiękna, upał łagodziła bryza morska.
Anuszka, zupełnie jak dziecko, któremu ofiarowano nową zabawkę, odkrywała tajniki
jachtu, tak jak przedtem wspaniały wagon-salonkę księcia.
Z uwag, jakie robiła od czasu do czasu, zorientował się, że musiała już kiedyś podróżować
morzem, ale zapewne dużym statkiem pasażerskim.
Ponieważ nie naglił ich żaden przymus, żeglowali wolno wzdłuż włoskiego wybrzeża,
zatrzymując się w małych uroczych portach, czasami schodząc na ląd. Książę zdecydował
jednak, że nie udadzą się ani do Rzymu, ani do Neapolu. Nie zatrzymają się nawet w Pompei.
Później, płynąc wśród meandrów licznych wysepek greckich, zrozumiał powód swojej
decyzji: jeśli nie chciał napotkać ludzi i zachować Anuszkę, przynajmniej na razie, tylko dla
siebie, to znaczy, że się zakochał.
Zdecydował, że nigdy już nie będzie interesował się innymi kobietami. Wciąż jednak
wmawiał sobie, że myli się co do swoich uczuć, że to tylko złudne igraszki łagodnego
klimatu.
Ale Anuszka była obecna każdego dnia, miał ją przed oczyma, słyszał jej radosny śmiech,
odpowiadał na rozliczne pytania. Musiał przyznać, że wszystko w niej było pociągające —
nie tylko jej urok i piękność, ale także coś niewypowiedzianie głębokiego, co podbiło go bez
reszty.
77
A przecież opuścił Anglię zdecydowany po historii z Cleodel nigdy już nie dać się złapać
w sidła miłości, teraz zaś... Kiedy to się stało? — pytał siebie. Na pewno w Nicei. To tam
dotarła do niego poczta z Anglii. Z niej dowiedział się, jak zostało przyjęte jego pośpieszne
małżeństwo. Donoszono mu o niebotycznym zdumieniu przyjaciół. Sekretarz dokładnie
opisał szaloną scenę, jaką urządził w pałacu księcia ojciec Cleodel. Wszyscy zresztą
dopytywali uporczywie, co było przyczyną dziwnego zachowania księcia. Mateusz jednak
postępował zgodnie z otrzymanymi wskazówkami: nic nie wiedział, nic nie słyszał. A teraz
cały ten skandal był bardzo daleko od Ravena.
Płynęli dalej w kierunku Konstantynopola. Książę jasno zdał sobie sprawę, że nie tylko
pokochał Anuszkę, ale że było to uczucie zupełnie nowe, nie znane mu, które przyprawiało go
o drżenie serca. Trzeba przyznać, że znalazł się w sytuacji dla siebie nietypowej. Nigdy
jeszcze nie przebywał tak długo w bezpośredniej bliskości kobiety, której nie posiadł i która
wcale, nie wydawała się nim zainteresowana. Traktowała go jak profesora, szanowała i
podziwiała, ale nie okazywała ani cienia innego zainteresowania jego osobą.
Kiedy mówił do niej, słuchała z uroczą uwagą, wielkie oczy patrzyły na niego spokojnie, a
twarz promieniała pogodą, jaką widywał tylko u swej siostry Małgorzaty. Kiedy dyskusja
schodziła na tory akademickiej polemiki, Anuszka broniła się świetnie, kiedy zaś zapuszczali
się głębiej, książę musiał dobrze mieć się na baczności, żeby nie dać się zapędzić w kozi róg.
Teraz, choć patrzyła nań jak uczennica na swego profesora, on zmienił się zupełnie. Na jej
widok skronie mu pulsowały, był rozgorączkowany, coraz trudniej przychodziło mu ukryć
pożądanie. A przecież zawsze dotąd był panem swojej woli i uczuć. Uważał, że daje dowód
wielkiej szlachetności, i pocieszała go myśl, że umie ochronić jej niewinność. Jednakże
gotował się wewnętrznie i zapytywał siebie, czy zdoła się powstrzymać od wzięcia jej w
ramiona przed upływem miesiąca. Ale po upływie tego czasu przyjdzie mu czekać jeszcze
jeden miesiąc, a potem jeszcze jeden... Szybko porzucał te myśli, chcąc za wszelką cenę
dotrzymać słowa danego siostrze. Nie wyobrażał sobie jednak, jak tego dokona.
Jedna jedyna Anuszka mogła go zwolnić z przysięgi, ale ona była tak czysta, niewinna,
nieskalana. Uważała swego męża za towarzysza podróży, nauczyciela i... nic więcej.
Każdego wieczoru, kiedy wycofywał się do swej kabiny, zapytywał siebie, co zrobić, jak
postępować, żeby to ona poprosiła o miłość.
Noce były długie. Chodził wzdłuż relingów, nie mogąc zmusić się do snu. Nigdy nie
zaznał takiej samotności. Powoli zaczął wątpić w siebie. Ileż to kobiet go uwodziło. Niektóre
dałyby wiele, żeby go zdobyć. A teraz nie potrafił obudzić najmniejszego nawet pożądania w
78
młodej dziewczynie. W końcu była jego żoną! Mimo to nie zdołał wykrzesać w niej żadnej
oznaki uczucia.
Minęli Konstantynopol, płynęli teraz Morzem Czarnym ku Bosforowi.
Tego dnia posiłek przygotowany przez najlepszego kucharza był arcydziełem. Anuszka w
białej prześlicznej sukni przypominała kwiaty rozkwitające na śladach pozostawionych przez
bogów na greckich wyspach. Tak ją przynajmniej widział książę, prowadząc na górny pokład.
— Teraz — zapytał — kiedy zaczyna już pani lepiej poznawać świat, co pani o nim
myśli?
— Cóż mogę odpowiedzieć? Wszystko, co dzięki panu oglądam, jest takie cudowne. W
klasztorze zdarzało mi się czasami malować pejzaże, o których czytałam w książkach.
Trzymałam te obrazki przy sobie i marzyłam. Czasami zdawało mi się, że śnię. A teraz
marzenie stało się rzeczywistością.
— Czy w snach widzi pani zawsze tylko pejzaże?
— Czasami są i ludzie.
— Czy kiedyś znajdę się i ja w pani śnie? Zadając to pytanie, książę uświadomił sobie, że
jest głupie i beznadziejne. Kiedyś nie musiał go zadawać. Kobiety powtarzały mu
nieprzerwanie, że był jedynym obiektem ich sennych marzeń.
Anuszka z niezmąconym spokojem i logiką odpowiedziała:
— Skąd mogę to wiedzieć przed faktem?
— Byłbym niepocieszony, gdyby nigdy się to nie stało. Czyż nie jestem jedynym
mężczyzną, którego pani zna?
— Czy to jest konieczne śnić o mężczyźnie?
— Tak sądzę. Kobiety nie lubią żyć w samotności. Potrzebują towarzysza nie tylko w
życiu codziennym, ale także we śnie.
Anuszka milczała, ciągnął więc dalej.
— Na ogół, jeśli kobieta marzy o jakimś mężczyźnie, to dlatego, że chce go poślubić.
— Co się dzieje, kiedy dopnie celu?
Uśmiechnął się. Mógł przewidzieć to pytanie. Pomyślał chwilę, potem odpowiedział:
— Ideałem byłoby, żeby kobiety marzyły o swoich mężach, ale obawiam się, że nie
zawsze tak jest.
— Ale przecież sam pan twierdził, że kobieta powinna podziwiać tylko swego męża.
— Tak przynajmniej myślą mężowie i... tego oczekuję od pani.
— Nigdy pan nie pozna moich snów — odparła spokojnie. — Jeśli będę śnić o innym,
tylko ja będę wiedziała, że grzeszę.
79
Rozważał poważnie jej słowa.
— Gdyby tak miało być w istocie, czułbym się bardzo dotknięty i byłoby mi bardzo
przykro.
— Ależ nie wiedziałby pan o tym! To byłby mój sekret. Zresztą mogę śmiało przyznać,
że gdyby pan śnił o innej kobiecie mnie też byłoby bardzo przykro.
— Naprawdę? Byłoby pani przykro?
Pytanie było tak bezsensowne, że Anuszka, zamiast odpowiedzieć, spojrzała na morze. On
jednakże oczekiwał odpowiedzi. Po chwili namysłu odrzekła więc:
— Czy słusznie robimy, dyskutując o takich rzeczach? Nasza rozmowa staje się dziwna.
Moje sny są czasami bardzo skomplikowane. Wczoraj na przykład śniło mi się, że płynęłam
nad falami, unosząc się jak ptak...
— Sama?
— Tak, o ile pamiętam. To było cudowne uczucie. Poruszałam się lekko, swobodnie. Co
za rozczarowanie po obudzeniu!
Książę westchnął. Jeszcze jedno rozczarowanie. Rozmowa zawiodła go na manowce.
Anuszka zdecydowanie odmawiała mu innej roli niż profesora, któremu zadaje się pytania,
oczekując wyczerpujących odpowiedzi.
Idąc za własnymi myślami, powiedziała:
— Obiecał pan, że nauczy mnie żeglowania po morzu. Chyba pan nie zapomniał? To
byłoby zapewne równie cudowne jak latanie we śnie.
— Dotrzymam obietnicy — odparł. — Wydałem odpowiednie dyspozycje i wkrótce
rzucimy kotwicę. Spróbujemy, jak tylko zelżeje upał.
W rzeczy samej ten projekt mu odpowiadał. Nie chciał dobić do portu w Odessie przed
następnym rankiem. Miał zamiar obserwować Anuszkę, kiedy odkryje miasto w pełnym
świetle dnia, a nie w zapadającym zmierzchu.
Ponadto łudził się, że po wyjściu na ląd zdoła wreszcie dotrzeć do sekretu, którego ciągle
nie chciała mu zwierzyć. Żywił głęboką nadzieję, że może wtedy pękną bariery, które ich
dzielą, i Anuszka obudzi się do miłości.
Była tak piękna, tak pociągająca, że nie spuszczał z niej oczu. Musiał przywołać całą siłę
woli, żeby nie porwać jej w ramiona.
Przypomniał sobie pewien wieczór we Włoszech. Zakotwiczyli w małym porcie na
południe od Neapolu. Przebywali w salonie, gdzie przez szeroko otwarte okna dochodziła z
brzegu muzyka przygodnych grajków. Anuszka zbliżyła się do okna, żeby lepiej słyszeć.
80
Melodia była wesoła, a muzykanci grali na skrzypcach, mandolinie i tamburynie. Byli ubrani
bardzo kolorowo. Zaczęła się śmiać.
Zbliżył się do niej.
— To świetna okazja, żeby nauczyć się tańczyć.
Objął ją; była niesłychanie lekka i bardzo szybko chwyciła rytm, tańcząc z ogromną
gracją. Kiedy muzyka ustała, zaczęła bić brawo, prosząc o jeszcze. Tym razem był to walc.
Anuszka tańczyła świetnie. A jemu trudno było ukryć wzruszenie, jakiego doznawał w
kontakcie z jej młodym ciałem.
Kiedy muzyka się skończyła, stali jeszcze chwilę objęci, a książę zatopił wzrok w oczach
Anuszki. Odezwał się głosem ochrypłym z emocji tak, że każda inna kobieta o minimalnym
nawet doświadczeniu zorientowałaby się, co odczuwa:
— Jestem — powiedział — bardzo szczęśliwy, że tak nam razem dobrze. Jesteś bardzo
zdolna, Anuszko, i będziemy jeszcze wiele razy ze sobą tańczyć.
— Chętnie. Bardzo chętnie. Uważam taniec za bardzo podniecający. W klasztorze
niektóre nowicjuszki próbowały opowiedzieć, co się czuje tańcząc, ale nic z tego, co
usiłowały przekazać, nie odpowiadało prawdzie.
— Jakiej prawdzie?
— Przyjemności, jakiej się doznaje słuchając muzyki, czując jej przenikanie, stapiając się
z nią w jedno.
Już chciał powiedzieć: „To samo będziesz odczuwała w miłości", ale wiedział, że Anuszka
nic by z tego nie zrozumiała. Wyswobodziła się z jego ramion w sposób bardzo naturalny i
znów podeszła do okna. Pomachała ręką zaimprowizowanej orkiestrze na podziękowanie.
Książę usłyszał, jak jeden z muzykantów grzecznie odpowiedział:
— Grazie, signora, tante grazie!
Anuszka odwróciła się do męża, który stanął obok.
— I ja — rzekł — powiem: Molto grazie, signora.
Odsunęła się nieco, wykonała śliczny, niemal dworski, ukłon i powiedziała:
— Grazie, signore!
Twarzyczka jej promieniała, oczy błyszczały, ale książę nie znalazł w nich wyrazu, który
tak bardzo chciał ujrzeć.
Wspomnienie tamtej chwili owładnęło nim teraz, kiedy szykowali się do przejścia na małą
łódkę żaglową. Właśnie ją przygotowywano. W rzeczywistości była to szalupa ratunkowa, do
której dodano maszt i czerwony żagiel. Płótno falowało lekko pod wpływem wieczornej
bryzy.
81
Anuszka usiadła na ławeczce. Książę ujął ster i odbił Od burty jachtu. Żagiel wypełnił się
wiatrem.
— To wspaniałe! — zawołała. — Jak szybko możemy się poruszać?
— To zależy od siły wiatru. Ale myślę, że jeśli będzie wiatr, a kapitan mówił, że będzie,
to nawet dość szybko.
— Oby tak się stało!
— To bardzo proste. Wystarczy, żeby pani zagwizdała. Wszyscy marynarze wiedzą, że
trzeba gwizdać, aby podniósł się wiatr.
Anuszka bardzo poważnie złożyła usta do gwizdnięcia. Książę uznał, że jest w tej chwili
tak cudowna, iż chciałby ją porwać w ramiona i całować, ale nagle podniósł się
zapowiedziany wiatr. Musiał zająć się manewrowaniem. Wybrał więc żagiel i wyostrzył na
wiatr, by jak najbardziej wykorzystać jego siłę. Łódź pomknęła chyżo, tnąc z pluskiem fale.
— Udało mi się, udało! — zawołała Anuszka z młodzieńczym entuzjazmem. —
Zagwizdałam i zerwał się wiatr.
Bryza napinała żagiel, który Wyglądał teraz jak wielki rubinowy wykrzyknik nad
głębokim błękitem wód; słychać było chlupot wody o burty
— Szybciej, jeszcze szybciej! Dopomniała się Anuszka.
Wiatr wzmagał się, rosła także prędkość łodzi, nawet, jak na rozeznanie Ravena, trochę za
bardzo. Starał się ją zredukować.
Płynęli już dobre pół godziny i słońce zaczęło pomału zachodzić. Niebo błyskawicznie
pokryło się gęstymi chmurami, które pędził wiatr. Wzburzone nagle morze stawało się
groźne. Chcąc spełnić życzenie Anuszki, książę zapuścił się dalej, niż zamierzał. Stracił z
oczu jacht. Powrót zresztą zabrałby za dużo czasu i stawał się już niebezpieczny. Odwrócił
się, żeby sprawdzić, jak ona się czuje. Potem krzyknął:
— Opuść głowę, będę przerzucał bom!
Skuliła się na dnie łodzi.
Raven zdecydowanym, twardym ruchem odepchnął od siebie drążek steru. Żagiel
gwałtownie załopotał, a ciężki drewniany bom przemknął ponad głową Anuszki i z głośnym
trzaskiem napinanego płótna zawisnął nad lewą burtą.
Wykonał manewr po mistrzowsku, był przecież doświadczonym żeglarzem. Wiele razy
zmagał się z morzem i ze wspaniałymi zawodowcami na południu Francji. Zdobył niemało
nagród w regatach krajowych i międzynarodowych. Żeglarstwo, oprócz polowania, było jego
najukochańszym sportem.
82
Miał dość doświadczenia, żeby zrozumieć, iż popłynęli za daleko, nie zwracając
początkowo uwagi na nagłą zmianę pogody. Wiedział dobrze, jak niebezpieczne bywają tu
takie zmiany.
— Czy wszystko w porządku? — zapytała Anuszka.
Nie chciał jej niepokoić.
— Przerzuciłem bom i postaram się jak najszybciej wrócić do jachtu.
— Morze się burzy.
— Widzę — odparł trochę ironicznie — ale czy nie mówiła mi pani, że już kiedyś
uprawiała żeglarstwo?
— To prawda i czułabym się bardzo upokorzona, gdybym teraz nie potrafiła się
zachować.
— Nie można ufać Morzu Czarnemu — krzyknął poprzez hałas — choć nosi moją barwę.
To skojarzenie nasunęło mu się nieoczekiwanie i zapytywał siebie, co powiedziałaby
Anuszka, słysząc na torze wyścigowym krzyczący tłum: „Naprzód Czarny, naprzód Raven!"
Sam zawsze bardzo lubił entuzjazm i uznanie tłumu dla jego wspaniałych koni.
— Dlaczego — zapytała — czarny jest pana kolorem?
— To nieprzetłumaczalna gra słów. Moje imię brzmi Raven, a to oznacza: kruk, czarny
kruk.
— Zupełnie nie pasuje do pana.
— Dlaczego?
— Jest pan raczej podobny do orła, a nie do kruka. Zauważył pan dziś rano krążącą nad
jachtem parę orłów?
— Oczywiście. Dlaczego uważa pani, że jestem podobny do orła?
— Orły to wspaniałe, władcze ptaki. Czyż nie nazywa się ich ptakami królewskimi?
Płyną po niebie doskonale obojętne, jakby przynależne do zupełnie innego świata.
— I ja sprawiam na pani takie wrażenie?
— Sądzę, że tak jak te ptaki jest pan władczy i zupełnie niezdolny nagiąć się do cudzej
woli, nawet jeśli zupełnie swobodnie porusza się pan w obrębie różnych klas społecznych.
Zapytał sucho:
— Co każe pani tak przypuszczać?
Anuszka nie odpowiedziała. Zajęty mocowaniem fału, zawołał:
— Odpowiedz, Anuszko!
— To trudno wytłumaczyć — odkrzyknęła. — Wydaje mi się jednak, że nie odczuwa pan
potrzeby obcowania z innymi ludźmi, nie trzeba panu przewodnika, doradcy, podpory...
83
— Z jednej strony to nawet i pochlebne, ale z drugiej, jeśli się pani nie myli w ocenie
mojej osoby, jakiż to obraz straszliwej samotności.
Starała się sprecyzować swoją myśl.
— Chciałam tylko powiedzieć, że w przeciwieństwie do większości ludzi sprawia pan
wrażenie człowieka, który nigdy nikogo nie potrzebuje.
Był ciekaw, co powiedziałaby, gdyby wyznał, jak bardzo jej potrzebuje. Ale było jeszcze
za wcześnie, zbyt wcześnie na takie deklaracje. No i nie był to z pewnością właściwy
moment, żeby o tym myśleć. Morze stawało się coraz bardziej burzliwe i niebezpieczne,
musiał więc skoncentrować się całkowicie na prowadzeniu łodzi. Pogoda pogarszała się z
minuty na minutę. Podniosły się już silne burzowe podmuchy. Uderzenia wichru stawały się
coraz mocniejsze, łódź coraz głębiej wrzynała się w grzbiety fal. Gromadzące się na
horyzoncie od dłuższego czasu ciężkie, ołowiane chmury były teraz prawie nad ich głowami.
Raven próbował ze wszystkich sił utrzymać ster. Brzeg nie był już zbyt daleko, ale mimo
zapadających ciemności widać było, że jest niegościnny. Zarysowywał się z dala wysoki,
stromy, a fale rozbijały się o niego gwałtownie. Mimo to Raven zbliżał się do stromizny; jego
bystry wzrok wypatrzył poprzez mgłę maleńkie piaszczyste zakole, gdzie mógł zaryzykować
stosunkowo bezpieczne lądowanie. W tym miejscu brzeg obniżał się wyraźnie i tworzył
rodzaj małej plaży otoczonej drzewami.
— Będę usiłował przybić do brzegu — krzyknął poprzez huk fal i wichru.
Anuszka z głębi łodzi posłała mu uśmiech pełen ufności.
Skupił całą uwagę na manewrowaniu. Wiatr pchał go gwałtownie ku bliskiemu brzegowi.
Starał się jak tylko mógł omijać sterczące z wody i coraz to oblewane białą pianą ostre skały.
Tuż przy brzegu cętkowane fale ustępującego przyboju, w zetknięciu z napierającą siłą wody
i wiatru, tworzyły straszliwe wiry utrudniające manewrowanie.
Silniejszy niż poprzednio atak wichru wyrwał mu z rąk ster; jednocześnie zaczął padać
potokami gwałtowny deszcz. W kilka minut oboje byli przemoczeni do suchej nitki.
Znajdująca się przed nimi czarna ściana, utkana z mgły i deszczu, nie pozwalała przebić się
wzrokiem, nie widzieli więc, gdzie jest zbawczy brzeg. Raven prosił niebiosa, żeby prądy i
fale nie rzuciły ich na skały. Huk rozbijających się o nie wód i szum wiatru były tak silne, że
nie słyszeli własnych głosów.
Jeden z gwałtowniejszych porywów burzy odrzucił Ravena z wielką mocą w głąb łodzi.
Kiedy próbował podnieść się z oczyma piekącymi ód słonej wody, łódka nagle i szybko
zawirowała. Usłyszeli ocieranie się o kamienie i pękanie dna. Łódź osiadła albo na piasku
plaży, albo na skałach.
84
Rozpaczliwie usiłował przybliżyć się do Anuszki, kiedy kolejna fala zniosła łódź;
zachybotała gwałtownie, tak że nie miał nawet czasu na najmniejszy ruch. Został wciśnięty w
głąb łódki, głową uderzył w deski i zapadł w ciemność.
Kiedy przyszedł do siebie, ciężko walcząc, żeby głębiej odetchnąć, nie wiedział, gdzie się
znajduje. Noc już zapadła. Słyszał szmer cichej rozmowy, po chwili rozpoznał nawet głos
Anuszki, ale nie rozumiał ani słowa z tego, co mówiła. Przez moment sądził, że stracił rozum.
Szybko jednak rozpoznał kilka słów rosyjskich.
Anuszka mówiła wyraźnie, co jakiś czas zatrzymując się, jakby dla znalezienia
odpowiedniego słowa. Nie była sama. Odpowiadał jej głos męski. Po intonacji poznał, że to
człowiek kulturalny. Obcy człowiek i Anuszka rozmawiali dalej. Raven ponownie stracił
przytomność.
Kiedy przebudził się, wokół panowała zupełna cisza. Chciał się poruszyć. I wtedy dał o
sobie znać gwałtowny ból głowy. Próbował otworzyć oczy, ale znowu powróciła ciemność.
W chwilę później przez zamknięte powieki odczuł jasność. Otworzył ostrożnie oczy i
rozejrzał się dokoła. Leżał przed kominkiem, w którym rozniecony był wielki ogień. Chciał
zawołać Anuszkę. Siedziała u jego wezgłowia. Widział ją z dołu, była bardzo wysoko, jego
posłanie bowiem znajdowało się bezpośrednio na podłodze.
Z trudem wykrztusił:
— Gdzie jestem?
— Wreszcie pan przyszedł do siebie! Tak się bałam! Może pan mówić, co za szczęście!
Ale bardzo proszę nie męczyć się.
— Czy — zapytał już pewniejszym głosem — nie jesteś ranna?
— Nie — odparła — wszystko w porządku.
— Co się właściwie stało? Nic nie pamiętam.
— Burza rzuciła nas na skały i łódź się rozbiła. Na szczęście na brzegu znajdował się
człowiek. Wyciągnął nas z topieli. Tak bardzo się bałam, żeby pan, żebyś — poprawiła się
prędko i naturalnie — nie utopił się.
Wzruszony jej niepokojem i przejściem na „ty" chciał wyciągnąć do niej ramiona. Ale w
tym momencie zdał sobie sprawę, że pod kocem jest zupełnie nagi. Anuszka zaś miała na
sobie jakieś dziwne, nie znane mu odzienie i rozpuszczone włosy.
Pochyliła się ku niemu.
— Mieliśmy szalone szczęście. Człowiek, który cię uratował, jest lekarzem. Przebywamy
w jego chacie. Przyjeżdża tu czasami latem.
— Nie ma go teraz?
85
— Nie. Poszedł do pobliskiej wioski, żeby znaleźć jakiś sposób skontaktowania się z
naszym jachtem. Mówił, że do rana burza się uspokoi. Powiedział, że postara się szybko
wrócić. Mój Boże, co zrobilibyśmy bez niego?!
— A ty, Anuszko, jak się czujesz?
— Nie mam nawet zadrapania. Natomiast bardzo mnie martwi twój stan.
— Musiałem uderzyć głową o maszt.
— Prawdopodobnie. Straciłeś przytomność, ale nic nie masz złamanego. Lekarz długo cię
badał. Według niego głowa będzie jeszcze bolała ze dwa, trzy dni, ale potem szybko wróci
zdrowie i dobre samopoczucie. Powiedział, że masz bardzo odporny i silny organizm.
Chciał unieść się na łokciu, ale ból mu nie pozwolił.
— Proszę się nie ruszać — powiedziała łagodnie, pomagając mu ułożyć się. Wtedy
dopiero zauważył z najwyższym zaskoczeniem, że to, co wziął uprzednio za suknię, było w
rzeczywistości dużą męską koszulą. Rękawy miała zawinięte. Zaczęła się śmiać, widząc jego
niebotyczne zdumienie.
— Proszę nie zwracać uwagi na mój strój. Byliśmy zupełnie przemoczeni i lekarz
nalegał, żebym włożyła coś suchego, kiedy ciebie rozbierał. Nasze ubrania suszą się i na
pewno wyschną do rana. Włosy też mi pewnie wyschną.
Była rozczulająca z rozpuszczonymi włosami, które falą opadały na ramiona i bawełnianą
koszulę, otwartą na piersiach. Widok był zachwycający. Uczuł ogarniającą go głęboką
tkliwość. Anuszka uklękła przy nim. Koszula zaledwie zakrywała jej nogi. Pomyślał, że kiedy
wstanie, będą jeszcze bardziej odsłonięte.
Anuszka, odgadując jak zwykle jego myśli, powiedziała z odrobiną ironii:
— Po odejściu lekarza musiałam się przebrać. Włożyłam to, co było pod ręką, nie
znalazłam nic stosowniejszego. W każdym razie, kiedy moja suknia wyschnie, będzie
przypominała bardziej szmatę niż kreację Wortha. Tymczasem muszę się zadowolić takim oto
przebraniem.
— Na pewno nie będę się na to uskarżał — odparł z uśmiechem. — A ja, co ja włożę na
grzbiet?
— Nie pomyśleliśmy o twoim ubraniu. Sama nie mogłabym nawet marzyć o
przeniesieniu ciebie tutaj, a cóż dopiero — dodała z figlarnym uśmieszkiem — rozebrać z
mokrego ubrania. Zrobił to doktor.
Mówiła zupełnie naturalnie, bez cienia afektacji.
— Kiedy lekarz odchodził — ciągnęła dalej — dał mi kilka bardzo prostych wskazówek.
Muszę podtrzymywać ogień i czuwać nad spokojem pacjenta. Jeśli będziemy głodni, w
86
spiżarce są wędliny i, oczywiście, pod dostatkiem herbaty. Cóż poczęliby Rosjanie bez
herbaty?
Książę poczuł się nieco lepiej. Zaczął rozglądać się wokół. Izdebka była wystarczająco
duża dla samotnego człowieka. Książki i kilka instrumentów medycznych przypominały, że
właściciel jest lekarzem.
Było to jedno pomieszczenie, ale dostatecznie obszerne. Szerokie posłanie mogło
swobodnie pomieścić dwie osoby. Jeśli lekarz nie miał żony, było to świetne miejsce dla
uroczych towarzyszek. Przy ścianie stał stół i dwa krzesła. Obok mały kredens, a w nim
porządnie ułożone talerze, szklanki i kieliszki. Na ścianie wisiała strzelba, wędki i lornetka.
W izbie było czysto i schludnie. Anuszka obserwowała księcia z rozbawieniem i ciekawością.
— Nie jest to wprawdzie pałac na Polach Elizejskich czy willa w Nicei, ale co za
szczęście znaleźć taki dach nad głową po tym, jak nas wyłowił z morza nasz wybawca.
— Istotnie, mieliśmy bardzo dużo szczęścia — odpowiedział.
Pomyślał o swojej szczęśliwej gwieździe, która go nigdy nie opuszczała i raz jeszcze
ocaliła. A znajdował się wiele razy w bardzo trudnych sytuacjach i niejednokrotnie był bliski
utraty życia. Za każdym jednak razem Opatrzność miała go w swojej opiece. Los był dlań
łaskawy, a jego szczęście wprost przysłowiowe. I tym razem został uratowany w ostatniej
chwili.
Bez cudownej wprost interwencji lekarza utopiliby się oboje. A jeśli nawet nie, musieliby
spędzić z Anuszka straszliwą noc, drżąc z zimna w mokrych ubraniach, bez żadnej osłony i
ochrony przed zimnem i deszczem. Dziewczyna podniosła się.
— Zrobię herbatę i będziesz mógł stwierdzić, że nie kłamałam mówiąc, że mam chude
nogi.
— Obiecuję nic nie uronić ze spektaklu.
Anuszka wstała śmiejąc się. Koszula, której właściciel był zapewne wysoki, sięgała jej do
kolan. W pasie przewiązała się sznurkiem. Wyglądała jak młoda, dzika dziewczyna. Nie
miała nic wspólnego z wytwornymi i światowymi damami, które książę znał dotychczas.
Pomyślał, że jest podobna do leśnej nimfy wychodzącej z lasu albo do małej syreny
wyłaniającej się z fal. Ponieważ jednak musiał wreszcie zdecydować się, do czego Anuszka
podobna jest najbardziej, uznał, że przypomina wizerunek z rosyjskich ikon, zwłaszcza teraz
— z olbrzymimi ciemnymi oczyma i rozpuszczonymi włosami.
Tymczasem Anuszka przygotowywała w ciężkim samowarze herbatę. Nie spuszczał z niej
oka. Widok był tak uroczy, że nie odczuwał już nawet bólu głowy. Przeciągnął się z rozkoszą
pod ciepłym, włochatym kocem.
87
Widział, że Anuszka, przygotowując herbatę, jakby odnajdywała zapomniane, a kiedyś
znajome gesty.
Zapytała:
— Czy nie jesteś głodny?
— Nie. Jeszcze nie. Ale bardzo chce mi się pić. Tobie pewnie też?
— Tak. Bardzo.
— A cały ten ceremoniał przygotowywania herbaty przypomniał ci zapewne
dzieciństwo?
Anuszka udała, że nie słyszy i posłała mu spojrzenie pełne wyrzutu. Według niej był
stanowczo za ciekawy.
Wyjęła z bufetu dwie szklanki, napełniła aromatycznym płynem i podeszła do księcia.
Podała mu szklankę i usiadła obok ze swoją.
— Jak długo nasz gospodarz będzie nieobecny? — zapytał.
— Nie wróci wcześniej niż jutro rano.
— To bardzo delikatne z jego strony.
— Miasteczko, a raczej wioska, jest — odpowiedziała nie rozumiejąc jego aluzji —
bardzo daleko. A musi tam jeszcze zrobić zakupy. Opowiadał mi, że praktykuje w Odessie i
latem, żeby odpocząć od męczących pacjentów, chroni się tutaj od czasu do czasu.
— Szczęśliwie się składa, że mówisz jego językiem. Anuszka podskoczyła.
— Słyszałeś mnie?
— Tak.
— Byłeś zaskoczony?
— Nie za bardzo. Nosisz przecież rosyjskie imię.
— To prawda.
Wstała i podeszła do kominka. Poprawiła żarzące się głownie. Patrzył na tę ukochaną
twarz, na której igrały teraz odblaski ognia. Czuł się dobrze i bezpiecznie. Było mu ciepło.
Kiedy odwróciła się ku niemu, powiedział:
— Odkąd cię znam, widziałem cię w tak różnych ubraniach. Najpierw byłaś nowicjuszką
w habicie, potem oblubienicą na ślubie, później światową damą w kreacji Wortha w Paryżu...
a teraz...
— Jeśli ja teraz noszę ubranie nieco frywolne, to cóż powiedzieć o pańskim, wasza
wysokość?
— To prawda — przyznał rozbawiony — jestem jak Adam w ogrodach edenu.
Odwróciła twarz, żeby ukryć filuterny uśmieszek. Potem powiedziała:.
88
— Bardzo mi się podoba i zadziwia wszystko, co mówisz, ale nigdy nie mogę odgadnąć,
czy odpowiadasz bezpośrednio na pytanie, które ci zadałam.
— To ty mnie, Anuszko, ciągle zadziwiasz.
Zamilkł, gdyż zmęczenie, ciepło ognia i gorąca herbata zmożyły go. Ledwo mógł ukryć
ziewanie.
Anuszka delikatnie wyjęła mu z ręki pustą szklankę.
— Powinien pan, powinieneś przespać się. Lekarz powiedział, że to najlepszy środek na
przyjście do siebie.
— Jestem bardzo zmęczony — powiedział sennie.
— Proszę spróbować zasnąć.
Zbliżyła się do niego i zaczęła lekko masować mu czoło. To było cudowne uczucie. Raven
zamknął oczy i pogrążył się we śnie.
Kiedy obudził się, w izbie panowała cisza. Dopalona świeca stała na skleconym z desek
stole i tylko rudawe odblaski ognia w kominku rzucały trochę światła. Polana były ogromne,
tak że paliły się i żarzyły długo.
Odwrócił się na łóżku i odkrył, że śpiąca głęboko Anuszka leży wyciągnięta obok niego.
Nie czuł jej obecności przedtem. Posłanie było bardzo szerokie i dzieliła go od żony spora
przestrzeń. Zdziwił się widząc, że śpi jak dziecko i że położyła się z całą niewinnością koło
niego. Leżała w koszuli lekarza, a sen nadawał jej rysom słodki wyraz. Długie rzęsy rzucały
cień na policzki, włosy rozsypały się na poduszce. Jedno z ramion spoczywało na kocu.
Patrzył na nią długo z podziwem. Wydawało mu się, że wkracza w inny świat, świat
nowych wartości.
ROZDZIAŁ 7
Pochylił się ku niej ostrożnie i ucałował delikatnie soczyste usta śpiącej. Były świeże i
czyste. W pierwszej chwili nie poczuła nic, ale potem, kiedy nie mógł się powstrzymać i
przedłużył pocałunek, Anuszka poruszyła się we śnie i szepnęła sennym głosem:
— Śniłeś mi się.
Zdawało mu się, że nie jest świadoma pocałunku.
— Nie mogłem się pohamować, Anuszko. Od tak dawna mam nieodpartą ochotę całować
cię — szepnął.
Pochylił się znowu nad twarzyczką ukochanej. Ich usta spotkały się; wargi Ravena były
nalegające. Z ogromną tkliwością przedłużył pocałunek.
89
W półśnie Anuszka instynktownie zbliżyła się do niego. Otoczył ją ramionami, nie
przerywając pocałunku. Nigdy jeszcze nie był tak upojony szczęściem. Odkrywał dziwną,
przejmującą radość, uczucie zupełnie nowe, które przepełniało całe jego jestestwo.
Ogarnęło go pożądanie, ale jednocześnie chciał ochronić Anuszkę i pozostać wiernym
obietnicy danej siostrze.
Nie wiedział, jak wyrazić to nowe uczucie, które nim owładnęło. Gotów był walczyć z
całym światem za jej szczęście. Doskonale zdawał sobie sprawę, że jeśli położyła się koło
niego, to tylko dlatego, żeby odpocząć. Była niezdolna wyobrazić sobie pożądanie, jakie
może ogarnąć mężczyznę i kobietę leżących tak blisko siebie. Żadna zdrożna myśl nie
zmąciła jej duszy.
Nareszcie znalazł to, czego szukał tak długo. Nie tylko niewinność ciała, ale i czystą duszę.
Anuszka, teraz już rozbudzona zupełnie, szepnęła: — Nie wiedziałam, nie przeczuwałam, że
pocałunek może spowodować...
— Co? — zapytał głosem drżącym i pełnym nadziei.
— Że może być samą szczęśliwością. Czymś cudownym, odnajdywanym dawniej
czasami w modlitwie.
— Tak bardzo cię kocham, Anuszko! Czekałem z tym wyznaniem, bo miałem nadzieję,
że wreszcie obudzi się w tobie trochę uczucia do mnie. Byłem zdecydowany uszanować cię,
ale kiedy zobaczyłem, że jesteś tak blisko, taka dostępna, zapomniałem o moim zobowiązaniu
i nie mogłem powstrzymać się od całowania ciebie.
Anuszka uśmiechnęła się uroczo. W izbie zrobiło się jaśniej, kiedy powiedziała słodko:
— Wolałabym, żebyś mnie tak bardzo nie szanował.
Chcę być jeszcze całowana.
Raven otoczył ją silnym ramieniem i lekko dotknął ust.
— Czy kochasz mnie, Anuszko, moja słodka miłości? Tak długo i tak niecierpliwie
czekałem na tę chwilę. Długo też wątpiłem, czy zdołasz mnie pokochać jak kobieta
mężczyznę.
— Nie wiem — odpowiedziała cicho — co czuje się kochając... Ale odkąd żyję u pana
boku, wiem, co to szczęście. I nie było jednej nocy, żebym nie śniła o panu.
— Dlaczego to ukrywałaś?
— Myślałam, że pan nie może mnie pokochać. Wiedziałam, czułam, że jakaś kobieta
boleśnie pana zraniła. Bałam się, że pańskie serce będzie już zawsze pełne nienawiści do
kobiet i że wzgardzi pan mym uczuciem.
90
— Ależ ja cię kocham, Anuszko! Kocham, jak nigdy dotąd w życiu. Byłem na tyle głupi,
że nie przeczuwałem, iż kiedyś spotkam taką istotę jak ty.
— Uważa więc pan, że jestem... inna niż wszystkie?
— O tak, zupełnie inna. Tak bardzo inna, że — moja ukochana — życia mi nie starczy na
wysłowienie naszego szczęścia. Nasze życie będzie całkowicie różne od tego, które wiodłem
dotychczas. — I uśmiechając się do niej, dodał: — Byłem twoim nauczycielem i usiłowałem
nauczyć cię tego, o czym nie wiedziałaś, czego nie umiałaś. Odtąd ja będę pilnym uczniem, a
ty będziesz mnie uczyć miłości. Będzie cudownie.
Znów pocałował ją gorąco. Ogień, który go przenikał, zdawał się budzić śpiące uczucie.
Serce biło mu mocno, nieomal rozsadzało piersi. Znów ogarnęło go pożądanie i musiał użyć
całej siły woli, żeby zostać wiernym przyrzeczeniu złożonemu Małgorzacie. Przepalona
głownia złamała się i upadła na dno paleniska, wyrzucając snop iskier. Ogień ponownie
rozgorzał wysoko i jasno, oświetlając twarz Anuszki. Raven wyczytał w niej pewność, której
tak bardzo oczekiwał od dawna, od wieków, od zawsze. Anuszka budziła się do miłości.
Słodkie usta drgały; oddech miała krótki i szybki. Pod bawełnianą koszulą jej małe piersi
unosiły się leciutko.
Odwrócił ją ku sobie i delikatnie przyciągnął. Całował gładki kark, ramiona widoczne w
wycięciu koszulki, piersi o jasno perłowym odcieniu. Anuszkę ogarnął nie znany jej płomień.
Upojona, szepnęła:
— To cudowne... Dlaczego nigdy nie mówiono mi, że miłość jest tak wspaniała?
— A co czujesz, najukochańsza?
— Miriady gwiazd zapalają się w moim sercu. Jakby unosiły mnie fale. Jestem
rozgorączkowana, spragniona...
— Anuszko, moje kochanie...
— Całuj mnie, całuj jeszcze. Przytul mnie mocno, chcę stopić się z tobą w jedno...
Anuszka nie rozumiała znaczenia słów, które się jej wyrywały, ale podświadomie
odpowiadała na pożądanie męża. Nie mógł powstrzymać słów, które cisnęły mu się na usta:
— Kocham cię, uwielbiam, a jednak nie możesz być moją, chyba że sama o to poprosisz.
Anuszka nie zrozumiała, o czym mówi.
— O co mam cię poprosić?
— Anuszko, kiedy ożeniłem się z tobą, moja siostra, matka przełożona, wymogła na mnie
przyrzeczenie, że nie uczynię cię moją żoną przez trzy miesiące. Uważała, że próba taka jest
konieczna, żebyśmy zaznali miłości głębszej, takiej, jakiej ona doświadczyła.
91
— Niezupełnie dobrze rozumiem. Czy mogę być jeszcze bliżej ciebie, niż jestem w tej
chwili? Czy istnieje przeżycie jeszcze silniejsze, cudowniejsze niż całowanie?
Raven odpowiedział głuchym głosem:
— Tak. Istnieje.
— Czy mogę poprosić, żebyś mnie tego nauczył? Teraz, zaraz.
— Możesz, ukochana.
Zaśmiała się radośnie.
— Chcę! Chcę, żebyś mnie kochał! Naucz mnie tego, co uczyni mnie naprawdę twoją
żoną!
Nigdy jeszcze nie słyszał jej tak mówiącej. Było tyle uczucia w jej słowach!
Pił z jej ust słodycz, która przenikała mu głęboko do serca. Czuł, że za moment poniesie
ich wicher na wyżyny tylko przez nich osiągalne.
Jasno już było, kiedy się obudził. Przez okiennice przenikało do izby światło poranka,
wiatr ustał. Po nocnej burzy nastał piękny dzień. Na kominku ogień zgasł, ale wśród
wypalonych i sczerniałych bierwion tu i ówdzie pełzały ogniki. Anuszka wtuliła się w niego,
z główką na ramieniu, zalewając go falą włosów.
Czuł wielkie, niebywałe szczęście, inne i silniejsze niż wszystko, co dotychczas przeżywał.
Nigdy nie przypuszczał, że coś takiego może być jego udziałem. Doznał tego uczucia w
momencie, kiedy Anuszka była już jego. Była to chwila najwyższej ekstazy.
Miłość, która nimi owładnęła, kazała im zapomnieć o upływie czasu. Nawet nie zauważali
otoczenia, w jakim się znaleźli. Raven, szczęśliwy bez miary, pozbył się resztek skrupułów.
Później, dużo później zapytał:
— Moja najdroższa, ukochana, czy nie sprawiłem ci bólu?
— Och nie, kochany... Kocham cię, chciałabym ci to powtarzać w nieskończoność. To
takie cudowne!
Raven ucałował jej włosy i szepnął:
— Nigdy, przenigdy nie wyobrażałem sobie, że naszą pierwszą noc miłości spędzimy w
ubogiej izbie, na nędznym barłogu, wśród szorstkich koców.
— Przecież to zupełnie nieważne! Dla mnie to najpiękniejsze miejsce na świecie. Wydaje
mi się, że wylądowaliśmy na nieznanej ziemi, na innej planecie, gdzie tylko my jesteśmy.
Książę uśmiechnął się, przypominając sobie słowa siostry. Czyż nie powiedziała mu
wtedy, że opuściwszy klasztor, Anuszka odkrywać będzie inny świat i inne życie?
92
— Nie wiem — powiedział — jaka siła zmusiła mnie do okazania ci mojej miłości. W
każdym razie nie mogłem się oprzeć tej przemożnej sile. Zresztą wcześniej czy później i tak
musiało się to zdarzyć.
Anuszka przytuliła się do niego. — Dzięki Bogu, że nie czekaliśmy trzech miesięcy.
Mogłam żyć tyle czasu i nie wiedzieć, jak cudownie jest się kochać.
— Czy naprawdę, Anuszko? Czy jesteś pewna, że odpowiada ci miłość fizyczna?
— Słów nie znajduję. Miałam wrażenie, że już nie jestem sobą, że stapiam się z tobą w
jedno. Wydawało mi się, że wstępuję do raju. Należę do ciebie ciałem i duszą, i nic nas nie
może już rozdzielić.
Na te słowa Raven przyciągnął ją mocniej i z dzikim wyrazem twarzy powiedział:
— Zabiję, własnymi rękoma zabiję każdego, kto ośmieliłby się zabrać mi ciebie. Jesteś
moja, Anuszko, moja na wieki, i nic nas nie rozdzieli.
— Jak słodko to słyszeć — powiedziała, podnosząc ku niemu oczy, i uśmiechnęła się po
swojemu. — Powiedziałeś mi kiedyś, że powinnam być zazdrosna, jeśli... jeśli w twoim życiu
byłaby inna kobieta. Wtedy nie rozumiałam, co to znaczy. Teraz już wiem... umarłabym,
gdybyś pokochał inną.
— Nie musisz się niepokoić. Przed tobą nie kochałem żadnej naprawdę. Tak jak i ty
dotychczas, aż do tej nocy, nie wiedziałem, co to miłość. Wszystko, co robiłem w przeszłości,
było fałszem. Zapomnijmy o tym. Anuszka przytuliła się mocniej.
— Jesteś cudowny. Jak to możliwe, że tak wspaniały człowiek zakochał się właśnie we
mnie?
— Niewielu znałaś ludzi, Anuszko. Ale jest mi bardzo miło słyszeć, że nie jestem takim
sobie zwyczajnym człowiekiem.
— Dla mnie jesteś wspaniały. Myślę, że byliśmy sobie przeznaczeni. Czy to nie
zarozumialstwo tak myśleć?
Odpowiedział po chwili wahania.
— Absolutnie nie. Myślę zupełnie tak samo. Byliśmy stworzeni dla siebie, Anuszko.
Cudowny przypadek nas połączył.
Nagle przestraszona, zapytała:
— A gdybyś nie przyjechał do twojej siostry, do klasztoru? Gdybyś poślubił inną?
Raven pomyślał w tym momencie o Cleodel, ale to wspomnienie już prawie uleciało z jego
pamięci. Z trudem mógł sobie przypomnieć rysy jej twarzy. Odpowiedział zdecydowanie:
— Trzeba wierzyć w przeznaczenie. Kieruje nami siła wyższa, nie pochodząca od ludzi.
93
Wiedział już teraz, że siła, o której wspomniał, uchroniła go przed niedobrym
małżeństwem, które od początku byłoby zbudowane na zdradzie. Ta sama zbawczą siła
zaprowadziła go na próg klasztoru, gdzie, ku swemu szczęściu, spotkał Anuszkę, choć wtedy
przepojony był wyłącznie chęcią zemsty.
Przycisnął ją mocniej.
— Nie oglądajmy się wstecz. Robiłem wiele rzeczy, o których nie chcę teraz myśleć i
mówić. Nie chcę! Liczy się tylko przyszłość. Nasza wspólna przyszłość.
— Nie mam innego celu — odparła słodko — jak tylko uszczęśliwić ciebie. W każdej
sekundzie mego życia będę myślała tylko o twoim szczęściu.
Poddała się pocałunkom, a jego ogarnął żar, święty ogień miłości. Anuszka należała do
niego całym sercem, całym ciałem i duszą. Kochając się z nią, doznał boskiego uczucia.
Raven wciągnął koszulę i spodnie należące do doktora. Otworzył szeroko okiennice,
wpuszczając do izby światło dnia. Słońce stało już wysoko na jasnym, pogodnym niebie.
Anuszka jako całe odzienie miała na sobie tę samą co ubiegłego wieczoru koszulę. Długie
włosy opadały falą na ramiona i plecy. Przygotowywała śniadanie, postawiła na stole dwa
nakrycia. Jej gesty były lekkie i pełne wdzięku. Raven czuł się szczęśliwy ponad miarę.
Przeciągnął się.
— Do śniadania wstanę, owijając się w koc. Potem pójdę się wykąpać. Morze jest
spokojne, woda musi być odpowiednia do kąpieli.
— Czy czujesz się już zupełnie dobrze? — zapytała troskliwie Anuszka.
— Nie można lepiej. Miłość jest najlepszym lekarstwem, a ja tak bardzo cię kocham...
— Trzeba doradzić naszemu lekarzowi, żeby zalecił tę kurację swoim pacjentom. Na
pewno będą zachwyceni.
— Anuszko, jesteś coraz piękniejsza! Wiejskie powietrze wyraźnie ci służy. I w tej
koszulce jesteś cudowna, niemniej jednak wolę cię bez niczego. Niestety, nasze ubrania już
wkrótce będą zupełnie suche. Co za głupota wracać do cywilizacji. Ile czasu, ile niepotrzebnie
wydawanych pieniędzy.
Roześmiała się.
— Strzeż się, kochany! Klimat rosyjski jest bardzo zdradliwy. Nawet w Odessie zimy
mogą być bardzo ostre.
Raven spojrzał na nią serdecznie i zarazem poważnie.
— Niewiele odkryłaś mi ze swojej tajemnicy. Powiesz mi teraz?
— Jeszcze nie. Błagam cię! Najpierw pojedziemy do Odessy. Tam dowiesz się
wszystkiego o tym, czego nigdy nikomu nie wyjawiłam.
94
— Jak chcesz, moje kochanie — odparł zgodnie.
Przyciągnął ją i czule, długo całował. Ich usta dotykały się najpierw lekko, a potem złączył
je długi, przepełniony ogromnym uczuciem pocałunek.
Doktor dotrzymał obietnicy i po południu w pobliże zatoczki przypłynął jacht.
Pożegnanie było krótkie, lekarz bowiem wypływał z rybakami na połów i śpieszył się.
Anuszka, która odgrywała rolę tłumacza, gorąco mu podziękowała za uratowanie obojgu
życia.
— Nie chcę stąd wyjeżdżać — oświadczyła. — Byłam tu taka szczęśliwą.
— Też chciałbym zostać — potwierdził Raven.
Wszedł do chaty, zamknął drzwi izby na zasuwę, wziął Anuszkę na ręce i zaniósł na
posłanie. Dopiero znacznie później przywołała ich do rzeczywistości syrena jachtu. Nazajutrz
rano wpłynęli do portu Odessa.
Książę nie znał Odessy. Teraz był oczarowany. Port o harmonijnych proporcjach był
bardzo kolorowy. Miasto, zbudowane na wzgórzach, lśniło wieżycami i dzwonnicami
wynurzającymi się z morza dachów. Obecny charakter nadał Odessie generalny gubernator
Besarabii i Noworosyjska, książę Woroncew. Dzięki jego wysiłkom miasto niebywale się
rozwinęło. Raven, niepewny pij słów, których nauczył się kiedyś po rosyjsku, chciał
najszybciej zejść na ląd, żeby się przekonać, czy pamięta co nieco. Ale cały jego czas
wypełniała Anuszka.
Miała błyszczące z podniecenia oczy. Chwilami chwytała go za rękę albo przytulała się
doń gwałtownie. Jej ruchy stały się spontaniczne, co kontrastowało z jej poprzednią rezerwą.
Kiedy ich palce spotykały się, Raven ściskał mocniej jej dłoń, rozkoszując Się nowymi dla
siebie wrażeniami.
Ona zaś patrzyła nań z oczarowaniem, które napełniało go dumą. Jednocześnie doznawał
wobec niej uczucia pokory. Nigdy dotąd nie przeżywał czegoś podobnego.
Powtórzył po raz setny chyba:
— Kocham cię.
Słowa były zbyt słabe, żeby oddać całą siłę i głębię uczucia.
Rzucono trap i służący poszedł sprowadzić dorożkę. Wkrótce nadjechała. Woźnica nosił
na długich włosach dziwny kaszkiet. Wielka broda i gęste wąsy zakrywały połowę twarzy.
Miał dobre, łagodne wejrzenie. Pomógł Anuszce wsiąść. Wytłumaczyła mu po rosyjsku,
gdzie chcą jechać.
Trzasnął z bicza i zaprzęg ruszył z kopyta.
Anuszka nie poinformowała męża o celu ich wycieczki. Przytulona do niego, szepnęła:
95
— Nigdy, przenigdy nie przypuszczałam nawet w najśmielszych marzeniach, że może mi
się to przydarzyć.
— Twój powrót tutaj?
— Tak — odparła. — I jeszcze to, że wcale się nie boję.
— Czego miałabyś się obawiać?
— Odkąd jestem twoją żoną, nikt nie może mi nic zrobić, prawda?
— Nikt! — położył rękę na jej ramieniu. — Nie pozwolę, żeby cię ktokolwiek
skrzywdził, dotknął czy przestraszył. A jeśli znajdzie się taki śmiałek, będę o ciebie walczył:
Anuszka posłała mu pełne wdzięczności spojrzenie.
— Wiem — odparła — i dlatego przy tobie czuję się bezpieczna.
Nie pytał już o nic, tylko podziwiał piękno okolicy.
Opuścili portową dzielnicę i dolne miasto. Droga wznosiła się teraz coraz wyżej, na stromy
brzeg morski. To tu wzniósł książę Woroncew najpiękniejsze budowle Odessy. Minęli pałac
gubernatora. Następnie dom o bardzo pięknej architekturze. Anuszka zatrzymała na nim przez
chwilę wzrok, tak jakby budził jej wspomnienia.
Gdy dorożka stanęła, zeszli na chodnik. Książę odruchowo skierował się do głównego
wejścia budynku, ale Anuszka poszła do bocznej furtki, która prowadziła na małe, ukwiecone
podwórko.
W głębi wznosiła się prześliczna, bogato zdobiona kaplica. Jej złota, pękata i zwieńczona
podwójnym krzyżem kopuła lśniła w blasku słońca jak drogocenny klejnot.
Weszli do środka. Ściany pokrywały stare, sczerniałe ikony. Świeczniki i srebrne lampy
zwisające z sufitu dawały łagodne światło, odkrywając liczne wazony z kwiatami. Miejsce
było ciche i bardzo pogodne.
Anuszka podeszła do ołtarza i w milczeniu uklękła obok pogrążonego w modlitwie
kapłana. Raven stanął tuż za nią. Duchowny, wyczuwając czyjąś obecność, odwrócił się.
Spojrzał na Anuszkę, a później wstał, odwrócił się do niej i powiedział parę zdań po rosyjsku.
Ona także powstała i odpowiedziała w tym samym języku.
— Nie poznajecie mnie, ojcze, prawda? Wcale mnie to nie dziwi.
Światło z witraży padło na jego twarz. Był to człowiek posunięty już w latach, zupełnie
siwy i zapewne krótkowidz, bo patrząc na Anuszkę mrużył oczy. Wreszcie twarz rozświetlił
mu wyraz najwyższego zdumienia.
— Impossible! Niemożliwe! — wykrzyknął, mieszając w wielkim wzruszenie słowa
francuskie i rosyjskie. — Anuszka! Moja maleńka! To naprawdę ty? Co za nadzwyczajny
cud!
96
— Tak, mój ojcze, to ja! Przyjechałam tu, żeby przedstawić mego męża.
— Męża! — zdumiał się.
Anuszka wyciągnęła rękę do księcia, który zbliżył się i skłonił przed sędziwym kapłanem.
— To ojciec Aleksy, Ravenie. On mnie chrzcił i zajmował się moim wychowaniem,
zanim zostałam wywieziona do Francji.
— A ja, mój ojcze — odrzekł wzruszony Raven, wyciągając na powitanie rękę —jestem
książę de Ravenstock. Jak powiedziała księżna, jesteśmy od niedawna małżeństwem.
— Będę się nieustannie modlił za wasze szczęście. Ale chodźcie, moje dzieci. Mamy
sobie sporo do powiedzenia.
Przeszedł z nimi do pomieszczeń klasztornych. Klasztor był mały i surowy, acz nie
pozbawiony uroku. Pokój, do którego wprowadził gości, był bardzo skromnie umeblowany,
za to ikony, zdobiące białe ściany, uderzały wyjątkową pięknością. Anuszka rozejrzała się
wokół.
— Poznaję ten pokój. To tu udzielał mi ojciec lekcji.
Jakim dobrym nauczycielem byłeś, ojcze. Zdałam sobie z tego sprawę, kiedy znalazłam się
w klasztorze.
Kapłan uśmiechnął się dobrotliwie.
— Jak miło, że to mówisz. Ale pozwól, niech ci się przyjrzę. Już opuszczając mnie byłaś
bardzo miłą dziewczynką, a teraz widzę przepiękną młodą niewiastę.
Anuszka nie odpowiedziała, ale jej wzrok wyrażał nieme pytanie.
— Jesteś bardzo podobna do matki — szepnął wzruszony.
— To właśnie chciałam usłyszeć. Ale jestem też chyba podobna do ojca, prawda?
— Jakżeż mogłoby być inaczej? Oboje bardzo cię kochali.
Mówiąc to podsuwał gościom krzesła, zapraszał gestem, aby usiedli, a potem zajął miejsce
koło nich i ciągnął dalej.
— Wcale nie jestem zdziwiony, widząc cię mężatką. Nie wydawałaś mi się stworzona do
zakonu. Żywiłem nadzieję, że dobry Bóg sam pokieruje twoimi losami.
— Bóg był dla mnie łaskaw — odparła Anuszka — ale chciałabym, żeby ojciec był tak
dobry i opowiedział mężowi moją historię. Dotąd przez tyle lat nie zdradziłam się nawet
jednym słowem, a wiem, że Raven płonie chęcią poznania prawdy.
Kapłan skinął głową potakująco.
— Zawsze wiedziałem, że jesteś zdolna dochować tajemnicy. Byłaś dzieckiem dzielnym i
lojalnym. Nigdy nie zrobiłaś nic, co mogłoby zmartwić twego ojca.
97
— Nie było trudno dochować tajemnicy, dopóki nie zostałam mężatką — odparła, patrząc
z uśmiechem na męża.
— Bardzo chciałbym poznać jej historię — poprosił książę.
— Zaraz opowiem. Otóż matka Anuszki przyszła na świat w Sankt Petersburgu w tysiąc
osiemset trzydziestym roku na dworze carskim. Była bratanicą cara Mikołaja.
— Jego bratanicą? — szepnął książę, zdumiony tą rewelacją.
Anuszka pochodziła z królewskiego rodu! Kapłan podjął opowieść.
— Tak, bratanicą. Jej wysokość księżniczka Natasza wychowywała się na dworze
carskim. Nie muszę opisywać waszej łaskawości bogactwa i przepychu, jakie tam panowały.
Księżniczka Natasza nie przejawiała jednak żadnego zainteresowania życiem dworskim. Była
mądra, dobra, a ponadto bardzo powściągliwa. Kiedy skończyła dwadzieścia jeden lat,
rodzina zdecydowała, że trzeba ją wydać za mąż. Wybrano jej więc męża. Myślę, że ten
zwyczaj nie zdziwi waszej łaskawości. Jest on jeszcze dość częsty.
— Oczywiście — odparł książę.
— Ale narzeczony, którego jej przedstawiono, wzbudził w niej odrazę. Był to człowiek
zniszczony, zdeprawowany nadużywaniem uciech życia. Jednym słowem, wstrętny hulaka.
Ponadto typowy łowca posagów. Księżniczka, która była ogromnie miłosierna i oddana
wspomaganiu swego ludu, zdecydowała, że woli klasztor niż takie małżeństwo.
Nie mogła jednak zostać na dworze ani w jego pobliżu, bo car był władny zmusić ją do nie
chcianego małżeństwa. Takie przypadki już się zdarzały. Uciekła więc potajemnie do Odessy,
gdzie jej ojciec miał stary, podupadły już pałac.
Książę słuchał uważnie.
— Kiedy zobaczyłem księżniczkę Nataszę, taką piękną, młodą, rwącą się do życia,
zrozumiałem, że byłoby błędem uczynić z niej zakonnicę. Zaproponowałem, żeby przed
powzięciem ostatecznej decyzji odczekała czas jakiś.
Stary pop spojrzał wzruszony na Anuszkę.
— Może pamiętasz, moje drogie dziecko, twoja matka miała silny charakter,
zdecydowała się więc natychmiast. Gdyby nie podjęła takiej decyzji, car mógł ją odnaleźć i
sprowadzić do Sankt Petersburga.
— To car Mikołaj już wtedy panował? — zapytał książę.
— Tak, wasza łaskawość. Monarcha despotyczny i okrutny. Jego zbrodnie pozostawiły
krwawy ślad w historii naszego kraju.
Kapłan przeżegnał się trzykrotnie.
98
— Tak, jak należało się spodziewać — mówił dalej — car wysłał do Odessy emisariuszy
tajnej policji. Tymczasem jej wysokość księżniczka Natasza złożyła śluby i przywdziała
habit. Odtąd należała już tylko do Boga i nawet sam car Wszechrosji nie miał nad nią władzy
— tu kapłan zawahał się przez sekundę — tak przynajmniej sądziliśmy.
— A jak było naprawdę? — zapytał zdumiony tym oświadczeniem książę.
— Niech Bóg mi wybaczy, nie była to cała prawda. Zgodziłem się, żeby jej wysokość
została przyjęta na łono Kościoła, ale specjalna tajna klauzula pozwalała decyzję tę odwołać,
gdyby jej wysokość wyraziła pewnego dnia chęć opuszczenia klasztoru..
Przez chwilę pogrążył się we wspomnieniach. Ani Anuszka, ani książę nie przerywali mu.
Po chwili zaczął opowiadać dalej.
— Po śmierci jej ojca, a twego dziadka, moje dziecko, jej wysokość odziedziczyła pałac.
Wyremontowała go i ofiarowała naszej małej społeczności.
— A zatem z pałacu zrobiono klasztor? — zapytał książę.
— Dokładnie tak. Był bardzo obszerny i mogliśmy swobodnie urządzić w nim także
szpital.
Raven pytał dalej, chcąc jak najszybciej dotrzeć do sedna tajemnicy Anuszki.
— A kto zajmował się chorymi?
— Zakonnice, które w większości były wykwalifikowanymi pielęgniarkami. Jedyne
zresztą na południu Rosji osoby mogące w fachowy sposób nieść pomoc chorym i rannym
żołnierzom. Można sobie wyobrazić wdzięczność, jaką im okazywano. Zwłaszcza lekarze i
prosty lud wiejski.
Książę wiedział z doświadczenia, jak trudno było znaleźć zespół wykwalifikowanych
pielęgniarek tak w czasie pokoju, jak i wojny. Sam był przez jakiś czas żołnierzem i
przekonał się, jak często tylko z powodu niekompetencji lekarzy wojskowych i opłakanego
stanu lazaretów żołnierze umierali jak muchy. Więcej ginęło ich z braku odpowiedniej opieki
niż na polu bitwy.
— Nasze życie — ciągnął dalej kapłan — biegło bez zakłóceń aż do tysiąc osiemset
sześćdziesiątego piątego roku, kiedy to do Odessy przybył sir Reginald Sherdon.
— Mój ojciec — uzupełniła Anuszka.
— Twój ojciec — potwierdził kapłan. — Był wielkim podróżnikiem. Objechał dookoła
świat kilka razy. Ale zdrowie mu nie dopisywało. Kupił dom na przedmieściach Odessy, gdyż
bardzo odpowiadał mu tutejszy klimat. Chciał pisać książkę.
— Rzeczywiście, chyba napisał. Teraz sobie przypominam, że czytałem jego prace.
— Mam kilka egzemplarzy tej książki, chętnie ofiaruję jeden waszej łaskawości.
99
— Pięknie ojcu dziękuję. Z ochotą skorzystam.
— Sir Reginald był uroczym człowiekiem i szybko staliśmy się przyjaciółmi. Niestety,
pod koniec drugiej zimy, którą spędził w Odessie, bardzo poważnie zachorował.
Książę zaczął się domyślać dalszego ciągu.
— Wkrótce stało się jasne, że nie wystarczy leczyć go w domu. Jej wysokość przeniosła
go więc do swego szpitala. Było to jedyne miejsce, gdzie mógł otrzymać wszystko, co
niezbędne w stanie, który wydawał się beznadziejny. Dostał cichy pokój z widokiem na
ogrody i morze, aby mógł w nim spokojnie umrzeć.
— Ale on przeżył! — wykrzyknęła Anuszka.
— Tak. Przeżył. Wyłącznie dzięki bezustannej trosce twojej matki. Szybko oboje odkryli,
że się kochają.
Dobry Bóg wziął ich pod swoją opiekę i zaznali najwyższego szczęścia. Ale nie wiedzieli,
co począć. Zapytali więc mnie o radę.
— I co im ojciec doradził?
— Udzieliłem im ślubu — odparł po prostu kapłan. — Ceremonia odbyła się w
największej tajemnicy. Co prawda po carze Mikołaju I zasiadł na tronie Aleksander, ale było
sprawą oczywistą, że ślub najjaśniejszej księżniczki nawet z takim arystokratą jak sir
Reginald, jest niemożliwy.
— Rozumiem — rzekł Raven.
Stary człowiek westchnął.
— Nigdy nie widziałem szczęśliwszych ludzi niż twój ojciec, Anuszko, i twoja matka.
Nie było zbyt trudno zachować ich związek w tajemnicy. Wszyscy przypuszczali, że sir
Reginald jest za słaby, aby powrócić do domu.
— Tymczasem — opowiadał dalej — twoja matka została mianowana przeoryszą
klasztoru. Mogła więc bardzo łatwo przebywać z twoim ojcem tak, aby nikt o tym nie
wiedział.
— Teraz rozumiem, dlaczego byli tak ogromnie szczęśliwi — szepnęła Anuszka.
Spojrzała czule na męża, myśląc o wspaniałych chwilach, jakie przeżyła z nim w chatce
lekarza.
Raven zrozumiał to spojrzenie, a staruszek kontynuował.
— Twoi rodzice, moje dziecko, przeżyli cudowną miłość. Potem twoja matka
zorientowała się, że oczekuje dziecka: ciebie, Anuszko.
— Ile lat miała wtedy? — zapytał książę.
100
— Niecałe czterdzieści. I tak jak sir Reginald, nie wyobrażała siebie nawet, że może mieć
dziecko.
— Co zatem uczyniła?
— Nie miała wyboru. Ukrywała swój stan prawie do ostatniej chwili, co nie przyszło jej
trudno: suknie zakonne były bardzo obszerne.
Zamyślił się na chwilę. Odżyły dawne, tak poważne problemy. Książę niecierpliwie
zapytał:
— I co dalej? Co stało się potem?
— Twierdziliśmy, że sir Reginald musiał, ze względu na swoje zdrowie, udać się do
Konstantynopola, żeby skonsultować się z tamtejszym sławnym lekarzem. Zły stan jego
zdrowia był pretekstem, aby pojechała z nim twoja matka i bardzo oddana stara służąca, która
zresztą później nie opuściła go aż do śmierci.
— Anuszka urodziła się zatem w Konstantynopolu — stwierdził Raven.
— Tak. Właśnie tam się urodziła. W trzy tygodnie później jej najjaśniejsza wysokość i sir
Reginald byli razem z powrotem w Odessie.
— A jak wytłumaczono obecność dziecka? — z niepokojem zapytał Raven.
— Skłamaliśmy. Wymyśliliśmy całą historię, która brzmiała dość prawdopodobnie —
odpowiedział pokornie stary człowiek. — Długo się umartwiałem, żeby Bóg mi wybaczył.
— I co wymyśliliście?
— Popełniłem święte kłamstwo. Wymyśliliśmy mianowicie rodzinę sir Reginalda.
Rzekomo przyjął on do siebie i zaopiekował się ubogą daleką krewną, która urodziła dziecko.
Ojciec dziewczynki zginął, a matka, jak twierdziliśmy, nie przeżyła bardzo ciężkiego porodu.
Sir Reginald podjął się wychowania dziecka i adoptował je.
— Bardzo rozsądne — przyznał książę.
— Trzeba było pomyśleć o adopcji, żeby Anuszka mogła swobodnie nazywać sir
Reginalda ojcem.
— Bardzo kochałam tatusia — rzekła Anuszka. — Zrozumiałam, że nie żyje, w dniu, w
którym dowiedziałam się, iż otrzymałam znaczny majątek. To mógł być tylko spadek.
— Skąd ta pewność, Anuszko?
— Trudno wytłumaczyć. Czułam pustkę. Jednocześnie, kiedy modliłam się za ojca w
klasztornej kaplicy, miałam silne wrażenie jego obecności przy mnie. Tak silne, że nabrałam
pewności, iż nie ma go już wśród żywych, nie ma go w Odessie. Jeśli czułam go tak wyraźnie
101
przy mnie, to mogło oznaczać tylko jedno: że przebywał w świecie, z którego mógł zawsze
swobodnie do mnie dotrzeć.
— Jego duch cię chronił, moje dziecko. Za życia nigdy nie przestawał cię kochać i
troszczyć się o ciebie. Gdyby tylko mógł, nie ryzykując, nigdy by cię nie opuścił.
— Ale co go zmusiło do rozstania się z córką? — zapytał Raven.
— Już wyjaśniam, wasza łaskawość. Otóż jej wysokość umarła, kiedy Anuszka miała
osiem lat. Była bardzo podobna do matki. Po urodzeniu córeczki jej matka zaczęła coraz
bardziej zapadać na zdrowiu. Może czterdzieści lat to było zbyt późno na urodzenie
pierwszego dziecka, a może lekarze czegoś zaniedbali, w każdym razie słabła coraz bardziej.
Jej śmierć była dla nas ogromnym wstrząsem.
— Pamiętam — szepnęła z ciężkim westchnieniem Anuszka.
Książę zbliżył się do niej. Ujął jej rękę, a ona —jakby szukając opieki — przytuliła się do
niego. Staruszek ciągnął dalej swą opowieść.
— Bardzo szybko zorientowałem się, jakie będą konsekwencje śmierci jej najjaśniejszej
wysokości. Anuszka nie mogła pozostać w Odessie. To było zbyt niebezpieczne.
— Niebezpieczne? Ależ dlaczego?! — zawołał Raven.
— Bo trzeba było zawiadomić cara o zgonie członka jego rodziny. Zdawałem sobie
doskonale sprawę, że kiedy wiadomość dotrze do Sankt Petersburga, tryby maszyny zostaną
puszczone w ruch. Trzeba byłoby zaspokoić ciekawość dworu, co nie było jeszcze najgorsze,
ale tajna policja carska na pewno wysłałaby — jak to było w zwyczaju — tajnych agentów i
szpicli, żeby dokładnie zbadali przyczyny śmierci księżniczki Nataszy. Myśleliśmy, że
żyjemy na końcu świata, spokojni, z dala od dworskich intryg, ale to mogło szybko się
skończyć. Świat mógł przyjść do nas, do Odessy.
— Co więc zrobiliście?
— Sir Reginald i ja mieliśmy takie samo zdanie. Anuszka była przecież dzieckiem z
królewskiego rodu, wnuczką arcyksięcia, kuzyna cara.
— Przypuszczaliście zapewne, że mogą ją wam zabrać.
— Władze zrobiłyby to na pewno. Zostałaby zawieziona do Sankt Petersburga i
wychowana w atmosferze dworu carskiego, z którego jej matka uciekła.
— Teraz wszystko rozumiem — westchnął książę.
— Właśnie dlatego, żeby nie wyrastała na dworze, sir Reginald zdecydował się wysłać
Anuszkę do Francji. Ale ta decyzja i perspektywa rozstania raniły mu serce.
Nie wszystko jednak było zupełnie jasne dla Ravena.
102
— Jak Anuszka znalazła się akurat w klasztorze Sacre Coeur, w którym matką przełożoną
jest moja rodzona siostra?
— Słyszałem o tym zakładzie od pewnego katolickiego księdza, z którym
korespondowałem. A sir Reginald znał kilku członków pańskiej rodziny, z którą utrzymywał
kontakty, kiedy mieszkał jeszcze w Anglii.
— Więc to wam, ojcze, zawdzięczał sir Reginald wysłanie jej do Francji?
— W rzeczy samej. Sir Reginald natomiast zorganizował całą resztę. To było najlepsze
rozwiązanie. I najpewniejsze.
— I uchroniło cię, Anuszko — dodał Raven — przed dworską egzystencją.
— Właśnie — uzupełnił kapłan. — Nie zniosłaby jej na pewno.
Anuszka szepnęła:
— Było mi bardzo ciężko rozstać się z ojcem.
— Rozumiem cię doskonale, moje kochanie. Nie sądzę, żeby podobało ci się życie na
dworze w Sankt Petersburgu.
— Na pewno nie. Mama mówiła zawsze z trwogą o tajnej policji carskiej. Bardzo się jej
bała.
— Wszyscy się ich boją jeszcze teraz — potwierdził kapłan. — Nawet dziś, choć sytuacja
nie jest już tak niepokojąca, byłoby, wasza łaskawość, bardzo niebezpiecznie wyjawić tu
pochodzenie Anuszki.
— Zgadzam się z wami, ojcze, i wydam odpowiednie dyspozycje, żeby uniknąć
jakiejkolwiek niedyskrecji. Ale o ile rozumiem, że nie można ujawnić nazwiska matki
Anuszki, nie pojmuję, w czym -mogłoby jej zaszkodzić ujawnienie nazwiska ojca.
Kapłan pokręcił głową.
— W Anglii można zapewne bez przeszkód wyjawić takie sprawy, ale tu, w Odessie?
Lepiej powstrzymajcie się, niech mi pan wierzy.
— Posłucham rady — powiedział książę. — Zresztą wydaje mi się, że w tych warunkach
bezpieczniej będzie opuścić Rosję.
Zbliżył się do leciwego kapłana.
— Ale zanim wyjedziemy, czy zechciałby ojciec udzielić nam błogosławieństwa?
Wzięliśmy ślub w kościele katolickim, myślę więc, że moja żona byłaby bardzo szczęśliwa,
gdyby pobłogosławił nas ojciec zgodnie z rytuałem religii, w której została wychowana.
— Nic nie sprawi mi większej przyjemności, moje dzieci — odparł kapłan.
Kiedy młoda para otrzymała błogosławieństwo, Anuszka wstała i rzuciła się w ramiona
męża.
103
— Najdroższy, najukochańszy, rozumiesz wszystko i uprzedzasz moje życzenia! Kocham
cię.
Jacht nie stał przy nabrzeżu, był zakotwiczony pośrodku zatoki. Po obiedzie Raven z
Anuszką podziwiali z jego pokładu miasto i ogrody pełne cyprysów. Zadnia był to widok
bardzo piękny, a w nocy stawał się iście feeryczny.
Światło księżyca błyszczało na złoconych kopułach kościołów i cerkwi, nadając im
nadnaturalne piękno. Czarne sylwety cyprysów odcinały się od murów, tysiące świateł miasta
wydawało się spadłymi gwiazdami. Morze powtarzało ten obraz wzbogacony i pomnożony o
rozedrgany blask księżyca.
Anuszka milczała. Spojrzał na nią. Ledwo oświetlona twarzyczka była cudownie piękna i
delikatna. Czując na sobie jego wzrok, rzuciła mu się radośnie w ramiona. Wizyta u
sędziwego kapłana przywołała tyle wspomnień. Była jeszcze ciągle wstrząśnięta i
instynktownie szukała u męża oparcia.
— O czym myślisz? — zapytał cicho.
— O moim przeznaczeniu. O fascynującej historii moich rodziców. Zachowamy ten
sekret i nigdy go nie zapomnimy. Jestem głęboko wzruszona wiedząc, że moi rodzice przeżyli
tak wielką, szaloną miłość. Będzie ona dla nas przykładem.
— Czuję takie samo oczarowanie, Anuszko — szepnął całując jej włosy. — Pragnę, żeby
nasze dzieci były dziećmi miłości. Takiej miłości, jaka połączyła twoich rodziców. I czuję się
na siłach dać ci wszystko.
— Pragnę tego z całej duszy.
Raven podniósł głowę i zanim odpowiedział, popatrzył w gwiazdy.
— Prosiłem niebiosa o żonę czystą i niewinną. I zostałem wysłuchany. Jednocześnie dane
mi było poznać najwspanialszą kobietę mego życia. Jak mógłbym okazać mą wdzięczność?
Chciałbym teraz uklęknąć i podziękować Bogu za tak bezcenny dar.
Anuszka popatrzyła mu głęboko w oczy. W jej spojrzeniu nie było już tajemnicy, ale
odblask niewysłowionego uczucia.
Książę mówił dalej:
— Kocham cię, moja miłości, skarbie mój jedyny, z taką siłą, że słowa są tu bezsilne, aby
oddać głębię moich uczuć.
Anuszka westchnęła ze Szczęścia. A on przytulił ją mocniej do siebie. Szepnęła cichutko:
— Kocham cię. Tak bardzo cię kocham^ Czuję w sobie, tak jak ty, boski ogień. Jesteś
najwspanialszy z ludzi.
104
Jej usta poszukały warg męża. Wymienili pocałunek, który połączył ich dusze. Trwał
długo i spowodował szalone bicie serc przepełnionych miłością i pożądaniem.
— Kocham cię —szepnęła ponownie Anuszka tuż przy jego ustach i dodała słodko. —
Jak mogę cię przekonać o mojej miłości?
— Myślę, że bardziej już kochać nie można, a noc, która należy do nas, dowiedzie, iż się
nie mylę.
Wzrokiem ogarnął miriady gwiazd, nieruchomy księżyc, migocące w oddali światła
miasta. Wziął żonę na ręce i zaniósł w głąb statku. Miłość ich, piękna i czysta, była
wspaniała.