1
Barbara Cartland
Tajemnica Anuszki
2
NOTKA OD AUTORKI
Mikołaj I, panujący w latach 1825—1855 przeszedł do historii
Rosji jako władca okrutny, napastliwy i ekscentryczny. Tyrania i
bezwzględność cara nękały pięćdziesiąt milionów jego poddanych.
Nikt nie mógł się przed nim uchronić, gdyż mieszał się do
wszystkiego. Gdy dzwony biły na alarm i słychać było sygnał trąbki
strażackiej, osobiście dawał wskazówki, jak walczyć z ogniem.
Książę Jusupow został skazany na wygnanie na Kaukaz z powodu
miłostki, która nie podobała się matce cara.
Córka szlachcica była źle traktowana przez męża — car Mikołaj I
orzekł rozwód i oświadczył, że młoda kobieta jest nietkniętą dziewicą.
W równie brutalny sposób, nie licząc się z nikim, nakazywał
zawieranie małżeństw ludziom, którzy nie mieli na to najmniejszej
ochoty.
Jego tajna policja, osławiony Trzeci Oddział, była okrutna i
bezlitosna. Ktokolwiek dostał się w jej szpony, już nie oglądał światła
dziennego. Terror, którego doświadczyła Rosja, przetrwał jeszcze po
śmierci groźnego władcy.
3
ROZDZIAŁ 1
1889
Drzwi do biblioteki uchyliły się ostrożnie. Mateusz, prywatny
sekretarz i intendent księcia de Ravenstocka, przemierzył pokój i
zatrzymał się niedaleko okna, przy którym stało biurko. Mateusz stał
cicho i czekał, aż zostanie zauważony.
Po chwili książę, który właśnie pisał, podniósł głowę i
niecierpliwie zapytał:
— Co takiego?
— Przyniesiono prezent, wasza łaskawość. Przysłany z pałacu
Marlboro od ich książęcych wysokości księcia i księżnej Walii.
— Tak? A co to jest?
— Waza, wasza łaskawość.
Książę jęknął.
— Jeszcze jedna!
— Ale ta jest prawdziwym dziełem sztuki. Zabytkowa rzecz i,
jeśli wolno zauważyć, z masywnego srebra.
— Będę musiał napisać osobiście jeszcze jeden list z
podziękowaniami.
— Obawiam się, że tak, wasza łaskawość.
— Najlepiej zrobię to zaraz. Chcę być po ślubie zupełnie wolny
od tej pańszczyzny. Nie mam zamiaru spędzać podróży poślubnej na
pisaniu listów.
4
— Nawet jeśli Wasza łaskawość nie zdąży wszystkim
podziękować przed ceremonią ślubu, przyjaciele zrozumieją to na
pewno.
Poważną twarz księcia rozświetlił uroczy uśmiech. Nic dziwnego,
pomyślał Mateusz, że z takim uśmiechem nasz pan jest ulubieńcem
kobiet. Istotnie, wysoki, o wyjątkowo zgrabnej sylwetce, wąski w
pasie, szeroki w barach, książę był bez wątpienia jednym z najbardziej
czarujących, choć kontrowersyjnych, mężczyzn w Londynie. Jego
liczne przygody i awanturki, o których było głośno, niezbyt podobały
się na dworze królewskim.
Opowieści o jego wyczynach na torach wyścigowych i
niezliczonych romansach obiegały całe miasto. Przekazywano je sobie
szeptem w salonach Mayfair i na przedmieściach. Brukowe pisemka
donosiły na swych łamach o jego podbojach. Obojętny na słowa
krytyki, książę wiódł nadal beztroski żywot, co wielu gorszyło.
Lubił także bawić się swoim nazwiskiem, Raven bowiem znaczy
kruk. Nazywał tak więc swoje zaprzęgi, ekwipaże, czapki dżokejów.
A kiedy jego konie były blisko mety, tłum skandował: „Naprzód
Kruk, naprzód Czarny!" Wiele koni z jego stajni było faworytami i
bardzo często wygrywały.
Jeśli chodzi o kobiety, wydawało się, że pragną tylko jednego:
potwierdzać opinię o nim jako o uwodzicielu. Tłoczyły się wokół
niego zachwycone i szczęśliwe na myśl o jego ataku i zwycięstwie.
Przyjaciele szczerze podziwiali niezaprzeczalny urok Ravena,
nieprzyjaciele zaś nazywali tę jego cechę wstydliwą perwersją.
5
Tymczasem gdy przepowiadano mu, że kiedyś musi się to źle
skończyć, ku ogólnemu zdumieniu i zaskoczeniu zakochał się. Przez
dobrych kilka lat spekulowano, kiedy i z kim może to się zdarzyć,
jeżeli w ogóle się zdarzy. Za młodych lat sprawa byłaby jasna i prosta:
wybrałby młodą pannę na wydaniu.
Ale w trzydziestym czwartym roku życia nie było to już takie
łatwe. Zwłaszcza że zupełnie nie pociągały go młódki. Skłaniał się
raczej ku kobietom dojrzałym. Ale w takim razie, którą z nich
wybierze? Chyba tylko wdowę lub panienkę, którą osobiste troski
zniechęciły do życia towarzyskiego.
Zupełnie nie było wiadomo, co o tym myśleć. Tymczasem książę,
daleki od planów małżeńskich, rozszerzał zasięg swoich podbojów. W
kołach towarzyskich zbliżonych do księcia Walii pamiętano jeszcze
doskonale przygodę z przepiękną Lily Langtry. Bardzo szybko
zastąpiła ją urocza lady Brooke, którą jakoby darzył ogromną
miłością.
Jeśli zaś chodzi o damy dworu królowej czy o aktorki, już ich
nawet nie liczono. Ale każdej następnej konkiecie towarzyszyły plotki
i cierpkie, nieżyczliwe komentarze. Książę jednak nigdy się tym nie
przejmował i dalej swobodnie żeglował po niepewnych wodach
miłostek.
Jak to zwykle bywa z ludźmi mającymi powodzenie, był mocno
zblazowany i im łatwiejsza była zdobycz, tym szybciej ją porzucał.
Ogromnie lubił polowania i szybko się rozczarowywał, jeśli wspaniała
zwierzyna nie tylko nie uciekała na jego widok, ale wręcz przeciwnie
6
— sama przybiegała do myśliwego. Piękne damy nie unikały go, a
raczej odnosiło się wrażenie, że czekają w kolejce. Wystarczyło, żeby
spojrzał na którąś swoim uwodzicielskim wzrokiem, a już miłośnie
wyciągały się ku niemu ramiona. Zdecydowanie było to bardzo łatwe.
Za łatwe. Pewnego dnia książę Walii zapytał go:
— W końcu, Raven, jaki jest pański sekret, jakich czarów pan
używa?
— Jestem tylko zuchwały, sir — odparł wtedy.
Książę uśmiechnął się.
— Pańska odpowiedź to cały pan.
Jednakże w miarę upływu czasu, im więcej było przygód, tym
krócej one trwały. W kącikach ust księcia pojawił się już grymas
przesytu. Jego najbliżsi przyjaciele, zwłaszcza ci, którzy żywili doń
szczere uczucia, zapytywali, jak to się skończy.
Właśnie w tym czasie, podczas wytwornego party wydanego na
cześć księcia Walii w pałacu Warwick, niedaleko Sedgewick, książę
Raven spotkał lady Cleodel Sedgewick.
Wśród zaproszonych gości znajdowali się również książę i
księżna Sedgewick, rodzice lady Cleodel. Podczas obiadu książę
siedział obok dziewczyny. Natychmiast zauważył jej niezwykłą urodę.
Takiej piękności nie zdarzyło mu się spotkać od lat. W toku rozmowy,
którą podjął, dowiedział się, że żałoba w rodzinie nie pozwoliła lady
Cleodel bywać w świecie. Miała dziewiętnaście lat, była więc trochę
starsza od panienek przedstawianych w kwietniu tego roku na dworze.
Książę uśmiechnął się.
7
— Oczywiście, w przeciwnym razie zauważyłbym panią z całą
pewnością.
Uśmiechem podziękowała za komplement.
— Jednakże — dodała skromnie — sala tronowa w Buckingham
Palace jest ogromna. Jak odnalazłby mnie pan w tłumie gości?
Teraz z kolei on się uśmiechnął, ale nie odpowiedział. Podziwiał
ją. W świetle kandelabrów jej uroda promieniała czarownym
blaskiem. Długie brązowe rzęsy, stanowiące zaskakujący kontrast z
płynnym złotem włosów, ocieniały jej oczy. Widząc jego zachwyt,
wyjaśniła, że odziedziczyła ten właśnie kolor włosów po irlandzkich
przodkach.
Głos miała cichy i słodki, o czarodziejskim niemal brzmieniu.
Natychmiast zacząłby ją emablować, gdyby nie była tak bardzo
młoda. Jednakże zajmował się nią przez cały wieczór. Do drugiej
sąsiadki skierował parę kurtuazyjnych zdań, czego ta nie omieszkała z
żywym rozczarowaniem zauważyć.
Po skończonym obiedzie panowie przeszli do palarni, a panie
udały się do drugiego dużego salonu. Książę tak manewrował, żeby
zostać z paniami i znaleźć się obok lady Cleodel. Poprosił o
pozwolenie złożenia jej nazajutrz wizyty. Był przyzwyczajony, że
tego rodzaju propozycje przyjmowano zawsze z entuzjazmem.
Tymczasem lady Cleodel dała wymijającą odpowiedź, co wyglądało
raczej na unik.
— Muszę zapytać mamę, czy będziemy w domu. Ostatnio bardzo
dużo bywamy.
8
Zaskoczył go jej trochę jakby lekceważący ton. Po obiedzie
upewnił się, że jej matka, księżna Sedgewick, przyjmie go w ich
letniej rezydencji.
Wracając do Londynu, zdał sobie sprawę z oczywistej prawdy:
lady Cleodel rzadko bywała dostępna. Podrażniony wyczuwanym
oporem, zaczął bywać na przyjęciach, co do których miał pewność, że
ją tam spotka. Nigdy uzyskanie od kobiety zgody na taniec nie
przedstawiało dla niego problemu, teraz jednak, po raz pierwszy w
życiu, musiał wpisywać się do już zapełnionego karnetu. Pewnego
Wieczoru zdarzyło się nawet, że w ogóle nie było dla niego miejsca:
karnecik był szczelnie wypełniony.
Nie zniechęcało go to bynajmniej. W dwa tygodnie później
nastąpiło spotkanie, ale lady Cleodel była daleka i nieuchwytna.
Książę zabiegał o to, by ją widywać, marzył o chwilach słodkiego tete
a tete z tą, którą w myślach ośmielał się już nazywać narzeczoną.
Za każdym jednak razem, kiedy wreszcie na krótko pozostawiono
ich samych, kiedy w końcu mógł się do niej zbliżyć, ona zawsze
potrafiła trzymać go na dystans. Nie mówiła wprost, że nie chce go
pocałować, gdy o to gorąco prosił, ale znajdowała liczne preteksty:
— Nie powinniśmy zostawać sami, to nie podobałoby się mamie.
Bardzo proszę mnie zostawić — mówiła, gdy nalegał, i odsuwała się.
— Mama gniewałaby się.
Tak bardzo mu zależało choćby na jednym pocałunku!
— Pani matka? Dlaczego miałaby wiedzieć?
9
— Ależ zdradziłyby mnie potargane włosy. A moje usta byłyby
drugim świadkiem.
— Błagam! Jeden jedyny pocałunek.
Odparła ze słodyczą:
— Mam taką samą ochotę jak i pan, ale to byłoby źle. I mama na
pewno ukarałaby mnie, zabraniając widywać pana!
Dla Ravena było to doświadczenie zupełnie nowe. Ponieważ
potrafił doskonale kpić z samego siebie, z westchnieniem ograniczył
się do dotknięcia wargami delikatnej dłoni, której mu nie broniono tak
jak ust. Jest taka młoda, tłumaczył sobie, musi zatem uzbroić się w
cierpliwość, musi być rozsądny.
Przychodziło mu to z trudem. Ruchy, gesty, spojrzenia Cleodel
były tak czarujące, a jej twarzyczka tak pełna wyrazu niewinności i
świeżości! Obiecał sobie, że kiedy ją poślubi — bo był już na to
zdecydowany — będzie ją uczył miłości. Z góry cieszył się na tę
myśl, na razie jednak hamował gorące porywy.
Rodzice Cleodel nie ukrywali swojego zadowolenia, że już
niedługo ich zięciem zostanie człowiek z tak wysoką pozycją
towarzyską, w dodatku bajecznie bogaty. Ojciec dziewczyny nie był,
oczywiście, biedny, miał kilka majątków, ale nie mogło się to równać
z fortuną księcia. Zapewne spodziewał się, że córka obdarzona tak
wyjątkową urodą zrobi karierę, ale w żadnym razie nie przypuszczał,
że aż tak błyskotliwą. Książę Ravenstock przez swoje koligacje
plasował się w hierarchii społecznej zaraz po książętach krwi.
10
Jeśli jednak cała rodzina Sedgewicków była zachwycona,
najbliższych i przyjaciół księcia ta zaskakująca nowina przede
wszystkim zdumiała. Oczywiście, milczeli taktownie, zachowując dla
siebie opinię o tym małżeństwie. Nikt nie ośmieliłby się wtrącać w tak
osobiste sprawy. Jeden tylko Harry Carrington, najbliższy przyjaciel,
powiedział, co o tym myśli. Dowiedział się o oficjalnych zaręczynach
po powrocie ze Szkocji, gdzie łowił łososie. Kiedy książę
poinformował go o swoich matrymonialnych zamiarach, zakrzyknął:
— Ależ ty przecież jesteś zatwardziałym kawalerem! Nie żartuj!
Wszak zaprzysiągłeś...
— Wiem doskonale — odparł spokojnie książę — co
przysięgałem. Ale zwróć, proszę, uwagę, że wtedy nie znałem
Cleodel!
— Przekonałeś mnie już, że jest niezwykle piękna. Rozumiem.
Ale ona ma zaledwie dziewiętnaście lat! Czy nie jest za młoda?
— A jakież to ma znaczenie? — odparł swobodnie książę, widząc
malujące się na twarzy przyjaciela zaskoczenie. — Owszem, byłem
gorącym przeciwnikiem małżeństwa. Bałem się nudy, jaką może ono
ze sobą nieść, obawiałem się również, że mógłbym być zdradzony.
Ileż kobiet zabiegało o mnie! Sam przecież wiesz!
— Ravenie!
— To prawda. Prawdą jest też, że zawsze uważałem, iż los
mężów nie jest godny pozazdroszczenia. Zwłaszcza tych, którzy
wybierają za żony podlotki. Tak, przyznaję, że tak mówiłem!
— No tak! Ale...
11
— Odkąd, mój drogi Harry, spotkałem Cleodel, przestały mnie
interesować kolejne wcielenia bóstw. Ona uosabia czystość i
niewinność.
— Ravenie, pomyśl tylko chwilę! Załóżmy, że ta kobieta będzie
ci wierna. Ale ty? Czy wyrzekniesz się tych wszystkich pięknych
kobiet, które dotychczas wypełniały twoje życie?
Książę machnął ręką i zmarszczył brwi.
— Oszczędź mi, przyjacielu, tych wspominków. Ja się zmieniłem.
Zresztą wszystkie te kobiety... Sam wiesz, że nigdy nie lubiłem
przedłużać takich historyjek.
Harry potwierdził.
— To prawda. Ale powiedz mi nareszcie, czym twoja Cleodel tak
bardzo różni się od innych kobiet?
— Sam zobaczysz. Jeśli chcesz, przedstawię ci ją jeszcze dziś
wieczorem.
— Będę zachwycony.
Kiedy Harry ujrzał Cleodel, zrozumiał swego przyjaciela.
Oczywiście, była piękna, ale przecież książę spotykał wiele kobiet
równie pięknych. Jednakże na jej młodziutkiej twarzyczce istotnie
gościł wyraz niewinności i czystości. Jej spojrzenie było jasne, a
mowa spokojna. Daleka była od tych wszystkich wyrachowanych
kobiet, które stale otaczały księcia i zarzucały nań swe sieci.
Raven ujął przyjaciela pod ramię.
— Wiesz — powiedział — to ja biegam za nią... Gdybyś tylko
wiedział...
12
Harry pokiwał głową. Było dla niego jasne, że przyjaciel odkrył
skarb. Potrafi obronić ją przed zakusami innych mężczyzn. Z
myśliwego stał się strażnikiem zwierzyny. Małżeństwo ma szansę być
długotrwałe i szczęśliwe. Harry uśmiechnął się na tę myśl, żywił
bowiem dla księcia głębokie uczucie przyjaźni i z góry cieszył się
jego przyszłym szczęściem.
Rodzice Cleodel, bojąc się ewentualnej zmiany uczuć Ravena,
taktownie namówili go do skrócenia narzeczeństwa. W stanie umysłu,
w jakim się znajdował, było to bardzo łatwe. Tak więc ustalono datę
ślubu na ostatni tydzień czerwca, tuż przed końcem sezonu. Kilka dni
wcześniej miały się odbyć słynne biegi w Royal Ascot, w których
Raven wystawiał kilka swoich koni.
Zdecydowano, że uroczystość ślubna odbędzie się w katedrze St.
George przy Hannover Square. Zaabsorbowana przygotowaniami do
ślubu i wyprawą, Cleodel była prawie nieuchwytna. Świadom swych
obowiązków narzeczonego, Raven — coraz bardziej zakochany —
skarżył się, że tak rzadko jest mu dane ją widywać.
Cleodel pocieszała go delikatnie.
— Ależ wcale cię nie zaniedbuję, Ravenie. Wprost przeciwnie,
pilnuję moich krawców i szwaczek, bo chcę być ciebie godna.
— Naprawdę myślisz o mnie, przebierając w tych wszystkich
fatałaszkach?
— Oczywiście! Wiem, że masz znakomity gust, wiem także, że
jesteś bardzo wymagający. Boję się, że mogę ci się nie dość podobać!
13
— Ależ taka, jaka jesteś, jesteś doskonała, i podobasz mi się
zawsze. Pragnę tylko jednego: pojąć cię jak najszybciej za żonę i
wywieźć daleko, aby udowodnić, jak bardzo cię kocham.
— To prawda?
— Jak możesz wątpić, Cleodel?! Zrobię wszystko, żeby zdobyć
twą miłość, i to będzie nasza najwspanialsza przygoda.
Mówił przepełniony szczerością, która jego samego zaskakiwała.
Zbliżył się do niej i wziąwszy ją w ramiona, delikatnie całował,
powstrzymując niecierpliwość z obawy, aby jej nie przestraszyć.
Przecież już kilka razy prosiła, żeby poczekać. Tym razem również
odsunęła się.
Natychmiast ją zapewnił:
— Nie bój się, ptaszyno, nie przestraszę cię.
— Nie o to chodzi — odpowiedziała czerwieniąc się — ale nigdy
jeszcze nikt mnie nie całował. Odnoszę wrażenie, że staję się
więźniem, że już nie mam własnej woli.
Ucałował jej ręce. Nigdy nie spotkał kobiety bardziej
pociągającej, ale i bardziej płochliwej.
— Ukochana, to ja jestem twym więźniem. Nie obawiaj się
jednak — potrafię powściągnąć moje uczucia.
Wszystkie jego dawne kochanki prześcigały się teraz w
obmawianiu go i oskarżaniu.
— Raven — mówiła jedna — był najbardziej fascynującym
donżuanem Londynu, a teraz stał się nudny, wierny...
14
— To prawda — dorzucała inna — ale zawsze można żywić
nadzieję. Ta mała gąska zaledwie opuściła szkolne mury, ona nie
zagrzeje go długo. Zobaczycie, najwyżej do Bożego Narodzenia.
— Założę się — perorowała trzecia — że znudzi się nią znacznie
wcześniej.
Większość towarzystwa wychwalała zalety Cleodel, tylko Harry
nie podziwiał bezkrytycznie młodej lady. Powróciły wszystkie jego
zastrzeżenia, był jednakże zbyt taktowny, by powiedzieć o tym
przyjacielowi lub innym znajomym. Wiedział zresztą, że zostałoby to
natychmiast bądź źle zinterpretowane, bądź powtórzone komu nie
trzeba. Ilekroć jednak znajdował się w obecności dziewczyny nie
mógł się oprzeć uczuciu niechęci do niej. Była, jego zdaniem zbyt
afektowana, a manifestowana niewinność trąciła sztucznością —
brakowało jej spontaniczności.
Raven natomiast pławił, się w szczęściu, liczył jak uczniak
godziny dzielące go od następnego spotkania.
Prywatna rezydencja księcia w Park Lane, obszerniejsza i
piękniejsza niż pałacyk rodziców Cleodel, została wybrana na miejsce
uroczystego przyjęcia ślubnego. Raven sam organizował wszystko do
najdrobniejszych szczegółów. Goście będą przyjmowani w olbrzymiej
sali balowej, wychodzącej na park. Prezenty wyłoży się w galerii
portretów. Wszystkie pomieszczenia mają tonąć w świeżych
kwiatach, sprowadzonych wprost z jego wiejskiej posiadłości.
Jednakże, pomimo imponujących rozmiarów, rezydencja nie
mogła pomieścić tłumu zaproszonych gości, okolicznych farmerów,
15
domowników. Książę postanowił więc wydać drugie przyjęcie: uda
się wraz z małżonką do Ravenstock specjalną salonką po skończonym
pierwszym przyjęciu. Pod koniec uroczystości nastąpią tradycyjne
przemówienia, toasty i oficjalne podziękowania ze strony księcia. Na
zakończenie feeria sztucznych ogni.
Noc poślubna odbędzie się nie w londyńskim pałacu, ale w
Ravenstock, rodowym gnieździe. Książę myślał o tym z
rozczuleniem, upatrując w tym dobrej wróżby. Dotąd nigdy nie myślał
o potomkach, ale teraz był bardzo szczęśliwy, że właśnie w tym
starym rodzinnym domu będzie płodził swych synów.
Tymczasem cierpiał katusze z powodu wyraźnego chłodu
narzeczonej. Na którymś z balów błagał ją gorąco:
— Niech pani chociaż powie, że mnie kocha!
— Oddałam panu moje serce.
— Nie starczy mi życia, żeby panią uwielbiać!
Pewnego dnia zaczął pisać poemat, w którym chciał wysłowić
piękność dziewczyny. Zamierzał go wręczyć wraz z wiązanką
pięknych lilii w Sedgewick House. Widział w tych kwiatach nie tylko
symbol niewinności, ale także młodości swojej narzeczonej. Podczas
pracy wszedł, jak zawsze cichutko, Mateusz.
— Co się dzieje? — spytał niechętnie sekretarza.
— Przyjechała księżna wdowa z Glustombury.
Książę zerwał się natychmiast.
— Jak to? Moja babka! Nie miałem pojęcia, że ma przyjechać!
Już idę!
16
Porzucił wiersze i pobiegł do salonu przyjęć.
Mimo osiemdziesięciu lat księżna zachowała doskonałą postawę,
a jej twarz nosiła ślady dawnej urody. Czas obszedł się z nią łaskawie.
Złagodził rysy, nie przydając jej zmarszczek i bruzd. Włosy, zupełnie
białe, o pięknym lśniącym odcieniu, miała bardzo gęste. Uroczy
ciepły uśmiech dodawał uroku leciwej i nobliwej damie.
Przycisnęła gorąco wnuka do serca.
— Babciu! Nie wiedziałem, że wybierasz się do Londynu!
Dlaczego mnie nie uprzedziłaś?
— Zdecydowałam się w ostatniej chwili. Znasz mnie przecież.
Nie mogłam wyrzec się takiej przyjemności jak wizyta u królowej w
Windsorze. Zaprasza mnie na wyścigi w Ascot.
Ucałowała go jeszcze raz bardzo serdecznie i kazała usiąść obok
siebie. Trzymała go za rękę, patrząc czule, ale i ze sprytnym błyskiem
w oczach.
— Znalazłaś, babciu, bardzo słaby pretekst. Przyznaj się, że
chciałaś zobaczyć moją narzeczoną.
— Oczywiście — odpowiedziała — umieram z ciekawości, żeby
zobaczyć, jak wygląda dziewczyna, która usidliła mego Casanovę!
Ciebie, który oparłeś się tylu pięknościom!
— To prawda, babuniu. Jestem pogrążony!
— Nie mogę uwierzyć.
Książę ucałował dłoń staruszki.
17
— Zdołam cię przekonać, babciu, a raczej zrobi to moja
narzeczona. Tymczasem jestem szczęśliwy, że cię widzę. Oczywiście,
zatrzymasz się u mnie.
— A czyż jest milsze miejsce w Londynie?
— Pochlebiasz mi, babciu!
Księżna przyjrzała się wnukowi uważnie.
— Więc to jednak prawda! Dałeś się usidlić?
— Jak tylko przedstawię ci Cleodel, sama zrozumiesz.
— Może, może... Ale jeśli jesteś naprawdę zakochany tak jak
mówisz, to co stanie się z piratem, z donżuanem, który mieszka w
tobie?
Raven uśmiechnął się.
— Babciu, mówisz takie śmieszne rzeczy. Nikt nigdy do mnie tak
nie mówił. Ale jeśli chcesz znać prawdę, pirat przestał istnieć. To
postanowione. Ustatkowałem się.
— Nie wierzę własnym uszom, mój wnuku. Tyle kobiet
wypełniało twoje życie.
— Teraz liczy się tylko Cleodel.
Rozmowę przerwał służący, wnosząc tacę. Kiedy pili herbatę,
Raven opowiadał o prezentach, które już dostał, i o podróży
poślubnej.
Księżna babka słuchała uważnie. Tak jak i Harry, zapytywała
sama siebie, jak wnuk, który miał u swoich stóp najsłynniejsze,
najpiękniejsze i najinteligentniejsze kobiety Londynu, mógł
zainteresować się tak młodziutką dziewczyną. Na pewno była piękna,
18
ale cóż mogła mu ofiarować oprócz wdzięku, urody i
niedoświadczenia? On twierdził, że to właśnie jej niewinny urok tak
go urzekł.
Zrozumiałabym może, pomyślała, gdyby Raven był dużo starszy.
Nie ma nic gorszego niż stary kawaler zakochany w młodej
dziewczynie. Ale on ma zaledwie trzydzieści cztery lata. Ciągle
daleko mu do popadnięcia w — jak to nazywają — „szpony demona
południa". Westchnęła głęboko i znów pogrążyła się w myślach. W
końcu, powiedziała sobie, najważniejsze jest, żeby był szczęśliwy;
nieważne, jak to osiągnie.
Księżna babka kochała Ravena najbardziej ze wszystkich
wnuków. Od najmłodszych lat z pobłażaniem odnosiła się do jego
porywczego charakteru i licznych psot. Ją samą wychowywano
bardzo surowo w czasach regencji, toteż była zwolenniczką rozwijania
żywego umysłu wnuka, którego wyczyny rozjaśniały szarą i nudną
solidność epoki wiktoriańskiej.
Zawsze mówiła sobie, że jej wnuk byłby najszczęśliwszy w
okresie rządów Jerzego IV. Kiedy w jej obecności krytykowano
Ravena, zawsze brała go w obronę, uważając, że jego awanturki
wnoszą szczyptę soli w nudną, pełną pruderii i hipokryzji epokę.
Kiedyś jeden z jej wnuków stwierdził, że zachowanie Ravena
szokuje go. Odpowiedziała, patrząc nań z pogardą:
— Kłopot, mój drogi, polega na tym, że jesteś po prostu
zazdrosny! Gdybyś miał połowę jego uroku i śmiałości,
19
postępowałbyś tak samo. Ale skoro jesteś taki, jaki jesteś, możesz
tylko grymasić i być głupio zazdrosny.
Babcia i wnuk mieli sobie tyle do powiedzenia, że książę
dotrzymywał jej towarzystwa aż do wieczora. Zostało mu już bardzo
mało czasu na przebranie się, na wieczór bowiem był zaproszony do
pałacu Marlboro. W wieczorowym stroju, przy orderach wyglądał
olśniewająco.
Już wychodził, kiedy przypomniał sobie o nie dokończonym
liście. Służący już pewnie przygotował zamówiony bukiet z lilii.
Poszedł do biblioteki, dorzucił kilka zdań zapewniających o gorącej
miłości, zapieczętował i- zamierzał wezwać służącego, ale nagle
zmienił zdanie i postanowił postąpić inaczej. Że też wcześniej nie
wpadł na tak świetny pomysł.
W drodze do pałacu Marlboro myśli miał wypełnione obrazem
ukochanej. Ostatnimi dniami widywał ją bardzo rzadko i tylko
przelotnie. Poprzedniego wieczoru byli razem na krótkim spacerze,
ale ani przez chwilę sam na sam. Oczywiście, nie udało mu się zdobyć
wymarzonego pocałunku. A tak bardzo go pragnął! Podniecony
cudowną
świeżością
dziewczyny,
gorąco
jej
pożądał.
Jej
niedoświadczenie nadzwyczaj go pociągało. Wydawała się z pozoru
chłodna, ale on wiedział, że potrafi zmienić ją w kobietę. Jeszcze był
pogrążony w myślach, kiedy stangret oznajmił, że zajechali na
miejsce.
— Na ławeczce — zwrócił się do stangreta — zostawiłem bukiet i
list. Niech tam leżą. Proszę po mnie przyjechać za jakieś trzy godziny.
20
— Będę punktualnie, wasza wysokość.
W pałacu, Raven został bardzo serdecznie przyjęty przez księcia i
księżnę Walii. Natychmiast otoczyło ich grono pięknych kobiet.
Kiedy indziej byłby zachwycony i na pewno zainteresowałby się
którąś z uroczych dam. Dziś jednak myśli i serce miał wypełnione
narzeczoną.
Atmosfera w pałacu Marlboro była zawsze wesoła i ożywiona,
wymieniano dowcipy i uwagi na aktualne tematy. Przy stole książę
siedział obok jednej ze swych dawnych kochanek.
Zaatakowała go wprost:
— Mówią — zaczęła — że postanowiłeś się poprawić. Podobno
stałeś się pustelnikiem?
— Uwierzysz, jeśli ci odpowiem, że tak? — odparł.
— Słyszałam, że lampart nigdy nie pozbędzie się swojego
cętkowania.
— Mylisz przysłowia, Kitty — odparował. — A tym razem w
ogóle się mylisz.
— Ależ jeśli to prawda, to wprost straszne! Rzeczywiście chcesz
stać się obrońcą uciśnionych wdów i porzuconych sierot?
Książę nie mógł powstrzymać uśmiechu.
— Jeśli chodzi o wdowy, to — o ile mnie pamięć nie myli —
uchodziłem raczej za atakującego, a nie obrońcę.
— To do ciebie podobne.
Raven znów się uśmiechnął.
21
— A co do porzuconych sierot, to — o ile mi wiadomo — nigdy
takich nie miałem na sumieniu.
— Kto wie, czy nie szkoda — odparła Kitty z cieniem nostalgii w
głosie.
Później, zmieniając temat, zapytała:
— Powiedz, czego to małe uosobienie cnót wszelakich , ma
więcej niż te kobiety, które kochałeś dotychczas?
— Cleodel, moja miła, jest najwspanialsza ze wszystkich, jakie do
tej pory znałem.
Kitty jęknęła.
— Niewielka to dla mnie pociecha.
Rozmawiali w ten sposób do końca kolacji. Wieczór zakończył
się krótko przed północą, albowiem w obecności księżnej Walii nie
grano w karty.
Przy pożegnaniu gospodarz przyjęcia zapytał księcia:
— Czy myśli pan wygrać złoty puchar, Ravenie?
— Mam nadzieję, wasza wysokość.
— Do licha! Wobec tego moje konie nie mają żadnych szans!
— Tego bym nie powiedział.
— Wiem, że pan ma zawsze szczęście — odrzekł książę Walii,
biorąc go pod ramię. — Nie chcę stracić pańskiej przyjaźni, Ravenie.
Bardzo proszę po ślubie przyjechać z małżonką do Sandvingham na
otwarcie sezonu łowieckiego.
— Będzie to dla nas obojga zaszczytem, wasza wysokość.
22
— Liczę na pana i myślę, że znowu będzie pan królem polowania
— dodał książę.
— Postaram się nim nie zostać — odpowiedział ze skromną miną
Raven.
Obydwaj panowie wybuchnęli śmiechem.
Po wyjściu z pałacu książę kazał zawieźć się na Green Street.
Przed domem Cleodel zatrzymał powóz i wysiadł, zabierając ze sobą
bukiet i list.
— Możecie jechać do domu — polecił. — Wrócę pieszo.
Stał teraz przed pałacykiem Sedgewick. Otaczał go duży park.
Bywał tu ostatnio tak często, że znał każdy zakątek. Wielka brama
prowadząca do podjazdu była zamknięta. Obszedł park od tyłu i koło
zabudowań gospodarskich znalazł niezbyt wysoki mur. Raven był
znakomicie wysportowany, toteż pomimo nieco krępującego ubioru,
wspiął się na niego bez trudu.
Za chwilę był już na terenie posesji. Przedarł się przez krzaki
gęsto obrastające mur i bezszelestnie zbliżył się do budynku. Znał
dobrze rozkład pokoi. Na parterze była jadalnia — wąska i długa, bez
wdzięku. Za nią mieścił się salon z trzema francuskimi oknami
wychodzącymi na taras. Do niego przylegał mały buduarek, gdzie
wolno mu było ostatnio spędzić z ukochaną parę chwil sam na sam.
Na pierwszym piętrze znajdował się pokój z balkonem należący
do Cleodel. Z drugiej strony był identyczny pokój jej matki. Któregoś
dnia Raven, stojąc w ogrodzie pod balkonem, zażartował, że to
23
idealne miejsce do odegrania roli Romea. Cleodel spojrzała nań wtedy
zaniepokojona.
— Nie sądzę, żeby mama była zachwycona takimi żartami.
— Ale — odparł wówczas — to byłoby tak romantyczne:
wdrapywać się na balkon! Patrząc na panią, już czuję się jak Romeo.
Cleodel rzuciła mu wtedy powłóczyste spojrzenie i po chwili
odpowiedziała:
— Trochę romantyzmu może by się przydało. Chciałabym, żeby
był pan moim rycerzem i zabijał dla mnie smoki.
— Będę to robił z największą przyjemnością, jeśli tylko nadarzy
się okazja. Ale zapewniam, że smok, który ze mną będzie miał do
czynienia, spędzi najgorszy kwadrans swego życia.
— Bardzo pana kocham takim właśnie — powiedziała słodko
Cleodel.
Wracając do rzeczywistości, książę pomyślał, że położy list i
bukiet na balustradzie. Będzie to chyba dostatecznie romantyczne?
Wdrapanie się na balkon nie sprawi mu większej trudności.
Z każdą inną postąpiłby po kawalersku — dałby znać o sobie i
zostałby zaproszony do środka. Przez chwilę się wahał. Miał wielką
ochotę rzucić w okno kilka małych kamyków. Nie ryzykował wiele,
bo matka Cleodel spała twardo, jak sama zapewniała, a jej pokój
znajdował się po drugiej stronie pałacyku.
Niezdecydowany jeszcze, co zrobi, powoli i cicho szedł ku
domowi. Nagle ujrzał jasno oświetlone okno. Zatrzymał się. Pomyślał,
że to gra cieni. Szerzej otworzył zdumione oczy. Ale nie było to
24
przywidzenie: po drabinie przystawionej do balkonu wchodził jakiś
człowiek. Był zwinny, toteż szybko dotarł na górę, po czym cicho i
zręcznie przeskoczył balustradę.
Przyszedłem na czas, pomyślał książę, będę mógł odegrać rolę
dzielnego rycerza, o którym mówiła Cleodel. Unieszkodliwię
złodziejaszka. Nędznik obiecuje sobie ograbić spokojnie śpiących
mieszkańców.
Zbliżył się równie cicho i zręcznie. I wtedy dopiero zauważył, że
człowiek ma na sobie strój wieczorowy. Rzecz raczej niebywała
wśród złodziei. Kiedy złoczyńca odwrócił się, żeby wskoczyć na
balkon, ukazała się w świetle księżyca jego twarz. Książę zamarł z
wrażenia. Człowiek, którego wziął za złodzieja, był jednym z jego
przyjaciół, członkiem jego klubu, z którym jeszcze wczoraj pił toast
za swoje szczęśliwe małżeństwo!
— Niech ci los zawsze sprzyja — powiedział wtedy Jimmy
Hudson.
Książę serdecznie podziękował mu za życzenia. A teraz oto miał
go przed sobą, pod oknem narzeczonej! W tym momencie,
prawdopodobnie zaniepokojona hałasem, wyszła na balkon Cleodel.
Książę już chciał biec jej na pomoc, ratować przed niespodziewaną
napaścią, kiedy nagle zauważył, że Cleodel, daleka od wszczęcia
alarmu, nie wykazując najmniejszego zaniepokojenia, rzuca się w
ramiona intruza i całuje go namiętnie.
Jej twarz, wyraźnie oświetlona blaskiem księżyca, wydała mu się
jeszcze cudowniejsza i czystsza. W momencie, kiedy go tak
25
podstępnie zdradzała, na jej obliczu malował się wyraz niebiańskiego
szczęścia. Trwało to chwilę. Później oboje, objęci wpół, zniknęli w
pokoju, zamykając za sobą okno.
Jedynie samotnie stojąca, oparta o mur drabina świadczyła, że
książę nie śnił na jawie...
ROZDZIAŁ 2
Przez kilka chwil, które dla Ravena były całym wiekiem, stał
zmartwiały, z oczyma wpatrzonymi w okno pokoju. Powoli wracał do
siebie. Obrazki łamigłówki, których wcześniej nie rozumiał, teraz
zaczęły się układać w logiczną całość. Zrozumiał, jak zręcznie się nim
posłużono, jak okrutnie z niego zadrwiono.
Jego żywa inteligencja, wsparta wspaniałą pamięcią, pozwalała
mu osiągać świetne rezultaty przy minimum pracy. Tak było w
szkołach, a potem w Oxfordzie. Teraz też pomogła mu w
precyzyjnym odtworzeniu wszystkich szczegółów.
Pewnego dnia w pałacu Warwick Jimmy Hudson poprosił go o
danie mu szansy na wygraną.
— Bardzo cię proszę, Ravenie — powiedział wtedy — bądź
wspaniałomyślny!
— Ależ... — starał się zaoponować.
Jimmy przerwał mu wówczas gwałtownie:
— Widzisz, dosiadam konia księcia Sedgewick.
— A jaka jest stawka?
— Tysiąc funtów, srebrny puchar i jedno serce.
26
Książę zgodził się wtedy na jego prośbę i wycofał swoje dwa
konie, ale pomyślał, że tysiąc funtów jest dla jego przyjaciela
ważniejsze niż czyjeś serce.
W rzeczy samej, Jimmy Hudson, syn szlachcica z prowincji, nie
był zamożny. Opuścił uniwersytet i wstąpił do wojska. Bardzo szybko
jednak zrozumiał, że bez pieniędzy nie zajdzie wysoko. Rzucił się
więc w wir życia towarzyskiego, zdecydowany znaleźć bogatą
dziedziczkę.
Uzyskał list polecający do pewnej damy, matki dwóch
nieciekawych, ale posażnych panien. Jimmy sądził, że to właśnie jest
jego szansą. Był przystojny, jeśli chciał — nawet uroczy i
uwodzicielski. Ponadto ubierał się z nieco tradycyjną elegancją, co
także miało swoje znaczenie.
Z natury inteligentny i dowcipny, kiedy zadał sobie trochę trudu,
potrafił być bardzo miłym kompanem. Kobiety chętnie poszukiwały
jego towarzystwa. Tym razem jednak obydwie bogate panny
pozostały zupełnie niewrażliwe na jego wdzięki. Natomiast zakochała
się w nim ich matka.
Jimmy natychmiast zorientował się w korzyściach, jakie mógł z
tego faktu wyciągnąć. Tak więc w niedługim czasie dostał się, dzięki
zakochanej kobiecie, do najwyższych sfer towarzyskich. Wszedł w
krąg ludzi z otoczenia księcia Walii. Umiał uplasować się w ścisłym,
ekskluzywnym i zazdrośnie strzegącym swych przywilejów kółku. To
przekraczało jego najśmielsze oczekiwania.
27
A że był z natury wesoły i dowcipny, rychło osiągnął poważne
sukcesy towarzyskie. Na spotkaniach w pałacu Marlboro ożywiał
atmosferę. Był tu uważany za swego. Od tej pory coraz więcej kart
wizytowych gromadziło się na tacy w korytarzu jego mieszkania.
Mógł je nieomal kolekcjonować. Wszyscy chcieli utrzymywać z nim
dobre stosunki.
Kilka znacznych wygranych w karty pozwoliło mu na spłacenie
najpilniejszych długów, a także wystarczyło na sute napiwki dla
służby w domach, w których zaczął bywać. Kobiety znajdowały w
nim gorącego kochanka. Wdzięczne, szczodrze obdarowywały go
drogimi prezentami: złotymi spinkami i papierośnicami, cennymi
szpilami do krawatów, srebrnymi drobiazgami, na które nigdy dotąd
nie mógł sobie pozwolić.
Tak jak Raven, dopóki nie spotkał Cleodel, Jimmy był
zatwardziałym kawalerem. Mowy nie było o miłości do jednej tylko
kobiety, skoro otwierały się przed nim wytworne i eleganckie salony,
wabiły wyrafinowane buduary, a on przechodził od jednej zdobyczy
do drugiej. Sam był zresztą zdziwiony swoim powodzeniem.
Teraz dopiero książę uświadomił sobie, że przecież Jimmy musiał
od dawna znać Cleodel: spotykał się z nią na przyjęciach, bywał u niej
w domu. To on obmyślił iście makiaweliczny plan: uwieść Cleodel i
następnie nauczyć ją, w jaki sposób ma wciągnąć w swe sieci
człowieka, którego oceniano jako jedną z najlepszych partii w Anglii.
Oczywiście, chodziło mu o to, żeby wyciągnąć dla siebie
korzyści. Wszyscy wiedzieli, że Jimmy jest interesowny. Zdobycie
28
Cleodel miało dla niego niewielkie znaczenie. Była piękna, to nie
ulegało wątpliwości, ale na pewno nie miała posagu, o jakim marzył.
W takich rejonach zazwyczaj nie polowano. Ponadto Jimmy, raz
wszedłszy w najbliższe otoczenie księcia, poznał go dobrze. Wszak
często wymieniali poglądy na temat kobiet. Wiele razy Raven
zwierzał mu się, że łatwe zdobycze psują urok polowania.
Książę przypomniał sobie teraz, że pewnego dnia powiedział do
Jimmy'ego:
— To gra, ale bardzo kiepska gra. Wolałbym, żeby zdobycz była
warta swej ceny. To wszystko jest takie łatwe. Za łatwe!
Jimmy zgodził się wtedy z nim.
— W końcu mam takie wrażenie, że jestem lisem gonionym przez
sforę.
— A to staje się nudne — uzupełnił Jimmy.
I obaj się roześmieli.
W czasie takich i innych rozmów Jimmy dobrze poznał jego
gusta, przyzwyczajenia i skłonności. Wiedział już, że książę nie oprze
się dziewiczemu urokowi. Było więc jasne, że musiał dokładnie
poinstruować Cleodel. Nauczył ją, jak powściągać zaloty Ravena, jak
okazywać oziębłość wobec jego zapałów. Oboje zatem byli zgodni co
do planu zakpienia z księcia.
Nie tłumaczyło to jednak bynajmniej, dlaczego rzuciła się w
ramiona Jimmy'ego. Nic jej do tego nie zmuszało. Chyba że zakochała
się w swoim perfidnym nauczycielu. Tak, musiała kochać Jimmy'ego i
29
kpiła sobie z Ravena. Chodziło tylko i wyłącznie o jego majątek,
którym zapewne zamierzała się potem podzielić z Jimmym.
Stojąc nadal pod balkonem, zakipiał z wściekłości na myśl, że dał
sobą tak manipulować, że tak głupio wpadł w zastawioną pułapkę. W
pierwszym odruchu chciał wejść na balkon, wtargnąć do pokoju i
przyłapać niecną parkę in flagranti.
Jednakże powstrzymał się. Byłby to banalny odruch zemsty i w
dodatku ośmieszyłby siebie samego. Niewiele go obchodziło, co
nazajutrz mówiono by w całym mieście i na dworze. Zastanawiał się
tylko, jak ma postąpić. Może, błysnęła mu myśl, zmilczeć całą
sprawę, udać, że nic nie wie, i mimo wszystko ożenić się z Cleodel?
O, nie! To było niemożliwe! Niech będę przeklęty, powiedział sobie
w duszy, jeśli okażę słabość wobec takiej kobiety.
Straszna boleść oślepiła go. Zamglonymi bólem oczami ujrzał
dom, balkon — wszystko czerwone, zalane krwią. Zaszlochał… Z
wolna przychodził do siebie. Pomału zbierał zmysły. Nie chciał dać
się ponieść rozpaczy. Zmusił się do spokojnego myślenia. Zemsta!
Tak. Ale zemści się inaczej, w sposób bardziej przebiegły. Uderzy
Cleodel i Jimmy'ego tak jak oni jego. W myślach zaczął mu się już
zarysowywać pewien plan. Odzyskał spokój, opanował się i wolno
skierował do ogrodzenia.
Tak jak przypuszczał, furtka otwierała się do wewnątrz. Wyszedł
na opustoszałą ulicę. Szedł równym krokiem. W pewnej chwili
uświadomił sobie, że ciągle trzyma w ręku list i białe lilie. Podarł
ostatni znak miłości, dokładnie połamał łodyżki mocno pachnących
30
kwiatów i czubkiem buta strącił je do rynsztoka. Cyniczny grymas
pojawił się w kącikach jego ust. Przypomniał sobie, że w przystani
stoi jego jacht gotowy do drogi. W najbliższych godzinach przepłynie
Kanał i dotrze do brzegów Francji.
Kiedy wracał do siebie pustymi ulicami, plan powzięty pod
balkonem Cleodel przybrał konkretny kształt. Było już dobrze po
północy, kiedy dotarł do swego pałacu. Odźwiernemu nakazał obudzić
sekretarza. Po chwili do biblioteki wszedł Mateusz.
Jak generał przed bitwą, książę wydawał krótkie, precyzyjne
rozkazy, które trzymały jego ludzi na nogach przez resztę nocy.
Kończono pakowanie bagaży, specjalny goniec pojechał do Dover,
inny udał się na dworzec, żeby przypilnować dołączenia prywatnego
wagonu-salonki księcia do najbliższego pociągu opuszczającego
Londyn w kierunku wybrzeża.
Książę znalazł kilka godzin na odpoczynek. Potem ubrał się w
strój podróżny i zjadł lekkie śniadanie. Cyniczny, gorzki wyraz nie
opuszczał jego twarzy. Mateusz wręczył mu paszport oraz dużą kwotę
gotówką. Sekretarz był tak przejęty tym dziwnym i nagłym
wyjazdem, że ośmielił się zapytać:
— Wiele osób będzie się zapewne dopytywało o księcia. Co mam
odpowiadać, wasza łaskawość?
— Nic. Dosłownie nic. Wyśle pan tylko do gazet notatkę, którą
zredagowałem, że mój ślub z lady Cleodel Sedgewick jest odwołany.
Ani słowa więcej.
Mateusz w zdenerwowaniu zapytał ponownie:
31
— Nic, wasza łaskawość?
— Nic — brzmiała zdecydowana odpowiedź.
— Żadnego bliższego wyjaśnienia?
— Absolutnie nic!
— A jeśli lady Cleodel lub książę, jej ojciec... — zaczął ponownie
Mateusz, ale Raven przerwał mu.
— Czyś słyszał, Mateuszu? Żadnych informacji, żadnych
komentarzy! To rozkaz.
— Rozumiem, wasza łaskawość.
Książę nie dodał już nic, wyszedł szybko i wsiadł do czekającego
nań powozu. Udał się na dworzec. Przejazd pociągiem nie trwał
długo. Przeprawa przez Kanał również odbyła się bez przeszkód. W
Calais czekał już na niego specjalny posłaniec. Do salonki
doczepionej do paryskiego ekspresu odprowadzili go ceremonialnie
francuscy urzędnicy.
Noc spędził w swoim pałacu przy Polach Elizejskich, zawsze
gotowym na jego przyjęcie. Nazajutrz lekki, elegancki powóz
zaprzężony w dwie pary koni uniósł go w kierunku Wersalu. Ale
książę bynajmniej nie udał się tam, aby zwiedzić historyczną siedzibę
królów Francji. Kazał zatrzymać powóz w maleńkiej wiosce przed
wejściem do zakładu sióstr Sacre Coeur.
Nie było to miejsce, gdzie by oczekiwano mężczyzny, zwłaszcza
o takiej reputacji, jaką cieszył się książę. A jednak jego przyjazd nie
wywołał zdumienia. Młodziutka zakonnica otworzyła ciężkie wierzeje
32
i powiodła go długim korytarzem aż do progu sali wychodzącej na
ogród.
— Jego łaskawość książę de Ravenstock, wielebna matko —
powiedziała.
Z głębi pokoju podniosła się matka przełożona i z okrzykiem
radości, z wyciągniętymi ramionami powitała przybyłego, ściskając
go serdecznie.
— Ravenie! — zawołała. — Tak się cieszę, że cię widzę!
Myślałam, że jesteś zbyt zaabsorbowany przygotowaniami do ślubu.
Przypuszczałam, że jeśli przyjedziesz do Paryża, to tylko w podróży
poślubnej!
Na te słowa książę zmienił się na twarzy. Zauważyła to
natychmiast i niespokojna zapytała:
— Co się dzieje? Stało się coś, braciszku?
— Właśnie przyjechałem, żeby ci wszystko wyjaśnić,
siostrzyczko. Ale jak ty się czujesz? Usiądźmy, jeśli pozwolisz.
Będzie nam łatwiej rozmawiać.
— Oczywiście, mój drogi, oczywiście, ale przedtem poproszę,
żeby nam przyniesiono wino i specjalność naszego klasztoru — twoje
ulubione biszkopty. Nie zapomniałeś, myślę, ich smaku?
Raven uśmiechnął się mimo woli. Nie było zresztą sensu
odmawiać, bo już weszła młoda zakonnica, niosąc tacę z biszkoptami,
butelkę wina i kieliszki. Postawiła ją na stole przy kanapie, na której
usiadł Raven ze swoją siostrą. Skłoniła się skromnie i wyszła,
zostawiając rodzeństwo samo.
33
Książę spojrzał na swą siostrę. Była prawie piętnaście lat starsza
od niego, ale jej twarz nic nie straciła ze swej urody i czaru.
Wyglądała jak za czasów młodości, kiedy to ich rodzice snuli plany
świetnego losu dla jedynej córki. Żeby pomóc jej w wyborze męża,
organizowali wspaniałe bale z udziałem arystokratycznej młodzieży
nie tylko angielskiej, ale i zagranicznej.
Lady Małgorzacie nie zależało wszakże na tak wysokich
koligacjach. Jej wybór padł na najstarszego syna lorda Landsdowna.
Rodzina nie należała do najwyższych kręgów arystokracji, ale znana
była z uczciwości i szlachetności. Młodzi ludzie zakochali się w sobie.
Artur Landsdown, starszy od Małgorzaty, robił właśnie świetną
karierę w armii. Cieszył się nieposzlakowaną opinią i większość
swego czasu poświęcał żołnierzom. Kiedy spotkał lady Małgorzatę,
wiedział z całą pewnością, że jest to kobieta jego życia.
Rodzice Małgorzaty z radością przyjęli jej wybór. Ślub został
wyznaczony za sześć miesięcy. Nieprzytomna ze szczęścia
dziewczyna godziła się na wszystko za cenę szybkiego połączenia się
z ukochanym. Oczekując na tę chwilę, spotykała się z narzeczonym,
kiedy tylko pozwalały mu na to jego obowiązki.
Na dwa miesiące przed ślubem Artur został wysłany z misją
specjalną do Sudanu. Sprawa, którą mu zlecono, była prosta,
rutynowa i w żadnym razie nie powinna opóźnić daty ślubu. Ale Artur
nigdy nie powrócił. Zginął, zasztyletowany przez fanatyka, który
rzucił się na niego w chwili niepoczytalności.
34
Na wiadomość o śmierci ukochanego lady Małgorzata przeżyła
szok. Zamknęła się w sobie, głucha na pocieszenia rodziców i
przyjaciół. Wyjechała do Francji i tam skryła się w katolickim
klasztorze. Pomimo błagań rodziców, żeby odczekała jakiś czas i
pozwoliła zasklepić się ranie, zmieniła wyznanie i w dniu osiągnięcia
pełnoletności złożyła śluby zakonne.
Jej wielka inteligencja oraz fortuna pomogły znaleźć się w
nowym środowisku. Po latach została matką przełożoną klasztoru,
który założyła w kupionym przez siebie majątku niedaleko Paryża.
Przyjmowała
dziewczęta,
najczęściej
z
arystokracji,
które
wykazywały powołanie do życia zakonnego. Wiele też było wśród
nich takich, które chciały przedłużyć nowicjat, aby mieć więcej czasu
na zastanowienie się przed powzięciem tak ważnej decyzji.
Dzieło, które prowadziła, zyskało uznanie kardynała biskupa
Paryża i błogosławieństwo Ojca Świętego. Raven dawno już odkrył,
że to, co robi jego siostra, jest wspaniałe. Nie tylko ofiarowała
schronienie tym, które uciekając od światowego życia, szukały drogi
służenia Bogu, ale także starała się rozwijać talenty u swoich
wychowanek.
A wiele z nich przejawiało duże zdolności. Lady Małgorzata, a
właściwie już matka przełożona, zachęcała je, stwarzała ku temu
warunki. Kilka napisało książki, przyjęte z wielką życzliwością przez
krytykę. Inne wyróżniały się doskonałym malarstwem, jeszcze inne
robieniem koronek i haftami. Wszystkie te talenty, umiejętnie
35
rozwijane i podsycane, przyczyniały się do tego, że zakład Sacre
Coeur zyskał dużą sławę.
Przy okazji każdej wizyty Raven stwierdzał, że wbrew
przewidywaniom sfery, do której należeli oboje, siostra znalazła tu
spokój i niespodziewane szczęście. Ponadto pod jej mądrymi,
rozsądnymi rządami klasztor kwitł.
Odkryte powołanie sprawiło, że ujawniła się w niej zdolność do
zrozumienia innych, jak również ogromna wyrozumiałość. Raven
wiedział, że jeśli pewnego dnia uderzy weń piorun, zawsze znajdzie u
lady Małgorzaty pomoc i duchowe wsparcie. I po to właśnie tu dzisiaj
przyjechał.
Lady Małgorzata nalała trochę wina do kryształowego kieliszka.
Potem spojrzała na Ravena z ogromną miłością i zapytała:
— Co się stało, braciszku?
— Nie chcę teraz o tym mówić — odparł lekko zachrypniętym
głosem. — Krótko: przyjechałem do ciebie z ogromną prośbą. Chcę,
żebyś mi znalazła żonę. Dziewczynę czystą i niewinną!!
Matka przełożona nie dała po sobie nic poznać. Popatrzyła tylko
na niego uważnie, oczyma pełnymi wielkiej miłości i współczucia.
Ponieważ po tej ogłuszającej deklaracji brat milczał, zapytała wreszcie
łagodnie:
— Po to przyjechałeś do mnie?
— Tak — odparł bez wahania. — Myślałem, że może pomiędzy
odbywającymi nowicjat znajdzie się dziewczyna nie skażona
bywaniem w świecie i przez ten świat...
36
Przerwał na chwilę.
— Tak, rozumiem. Mów dalej, proszę — poprosiła łagodnie.
— Ledwie to mogę sformułować przed tobą. Chodzi mi o
dziewczynę naprawdę nieskalaną, rozumiesz?
Gorycz, z jaką wyrzekł to zdanie, powiedziała lady Małgorzacie
więcej o piekle, przez jakie musiał przejść jej ukochany brat, niż
najdłuższa nawet rozmowa.
Skrzyżowała ręce, westchnęła głęboko i odrzekła:
— Myślę, że gdybym nawet zwątpiła w skuteczność mojej
modlitwy, przekonałbyś mnie o czymś zgoła odwrotnym.
Raven nie zrozumiał; czekał, co powie jeszcze.
— Modliłam się za ciebie i kiedy najmniej się tego spodziewałam,
zostałam wysłuchana, bo oto zjawiasz się przede mną i u mnie
szukasz pociechy i podpory.
Idąc za tokiem jej myśli, zapytał:
— Czy możesz spełnić to, o co cię proszę?
Zawahała się z odpowiedzią.
— Mogę, oczywiście że mogę. Ale nie wiem, czy powinnam!
Rysy jego twarzy ściągnęły się. Niezupełnie dobrze rozumiejąc,
co siostra chce przez to powiedzieć, zaczął domyślać się jej
zastrzeżeń.
— Czy nie sądzisz, moja kochana, że lepiej bym cię zrozumiał,
gdybyś zechciała wypowiedzieć twoją myśl do końca i wyjaśniła mi,
w jakiej intencji modliłaś się dziś za mnie?
37
Lady Małgorzata wstała, podeszła do okna i oparła się o wysoki
parapet. Zatopiona w myślach, błądziła wzrokiem po ogrodzie i
milczała. Zielona gęstwina, poprzecinana kwietnymi trawnikami,
błyszczała w promieniach słońca. Wśród tego bogactwa pięknego i
zadbanego ogrodu wolno spacerowały mniszki. Miały białe habity, o
kroju nieco złagodzonym, szyte według projektu lady Małgorzaty.
Lekkie wiązane sandały, które zastąpiły niezgrabne, wysokie
sznurowane buciki, nadawały ruchom gracji, a postaciom swoistego
wdzięku.
Książę czekał cierpliwie. Wysączył do dna resztę wina. Milczenie
przeciągało się. Wreszcie odwróciła się. Widać było, że powzięła
decyzję.
— Przed dziesięcioma laty — zaczęła wolno — porzucono na
progu naszego zakładu małe dziecko. Była to dziewczynka. Siostra
furtianka, otwierając rano drzwi, zobaczyła ją na progu. Mała była
sama. W rączce trzymała kopertę. Znalazłyśmy w niej pięć tysięcy
funtów.
— Pięć tysięcy funtów szterlingów w rękach podrzuconego
dziecka! — wykrzyknął książę.
— Rzeczywiście, stanowiło to bardzo poważną kwotę — odparła
lady Małgorzata. — Był przy tym i list. Zachowałam go i zaraz ci
pokażę.
Otworzyła sekretarzyk i podała bratu pożółkły papier.
— Czytaj! — poprosiła.
38
Książę zaczął czytać półgłosem: „Dziewczynka ma na imię
Anuszka. Ma dziewięć lat. Jej ojciec jest Anglikiem. Prosi pokornie o
zajęcie się dzieckiem. Jego życzeniem jest, aby po ukończeniu
dwudziestu jeden lat przyjęła święcenia, jeśli, oczywiście, taka będzie
jej wola. Zakład będzie otrzymywał regularnie pieniądze na pokrycie
wszelkich kosztów związanych z jej wychowaniem i studiami. Jeśli
wykaże zdolności, uprasza się o zapewnienie jej najlepszych
profesorów."
Książę oddal list siostrze i zapytał:
— Tylko ten list i nic więcej?
— Nic.
— I bez podpisu?
— Bez. Ale piękne, staranne pismo zdradza dobre wychowanie,
powiedziałabym, że nawet angielskie.
— I?
— No cóż! Snułam najrozmaitsze przypuszczenia, ale nic z tego
nie wynikało.
— Jak długo to dziecko jest już tutaj?
— Jak ci mówiłam, jest u nas dziesięć lat. Miała około
dziewięciu, kiedy ją tu podrzucono. Często rozmyślam na temat jej
przyszłości.
— Myślisz ją zatrzymać i zrobić z niej zakonnicę?
— Nie — odparła zdecydowanie lady Małgorzata.
— Dlaczego?
39
— Z dwóch powodów. Przede wszystkim widzę, że nie ma
powołania. Jest bardzo zdolna, inteligentna, wykazuje piękne cechy
charakteru. Jednakże czasami nie do końca ją rozumiem.
— Mówiłaś o dwóch powodach. Jaki jest drugi?
— Tak. Otóż dwa lata temu dostałam dla niej bardzo poważną
kwotę.
— Ile konkretnie?
— Siedemdziesiąt tysięcy funtów szterlingów.
— Ależ to wygląda na posag!
— W rzeczy samej. I od tego czasu tajemniczy korespondent nie
dał już więcej znaku życia.
— A czy wywiązywał się z obietnic złożonych w liście?
— Tak. Bardzo skrupulatnie. Co dwa lata otrzymywałam pięć
tysięcy funtów szterlingów. Oczywiście, nie wydałam wszystkiego.
Teraz Anuszka ma majątek. Jest bogata.
— Co zamierzasz z nią zrobić?
— Właśnie zastanawiałam się nad jej dalszym losem. Nie chcę jej
dłużej trzymać w tych murach. Szukam więc w pamięci kogoś
odpowiedniego z towarzystwa, kto mógłby jej pomóc w stawianiu
pierwszych kroków w świecie.
Spojrzała w zadumie na brata.
— Tak bardzo prosiłam Boga, żeby mnie oświecił... i nagle
przyjeżdżasz ty!
— Istotnie, wydaje mi się, że przywożę rozwiązanie twoich
problemów i odpowiedź na pytanie, co z nią dalej robić. Dobrze
40
wiem, co myślisz, wiem, co stoi na przeszkodzie: moja reputacja
donżuana. I to, że oficjalnie ogłoszono moje zaręczyny. Ale jeśli o to
chodzi, możesz być zupełnie spokojna — zaręczyny zostały zerwane.
Lady Małgorzata mimo wszystko pokiwała sceptycznie głową.
— A co do mojej reputacji — ciągnął — dobrze wiesz, że nasza
rodzina gorąco sobie życzy, bym się ożenił, ustatkował i miał
potomstwo. I to właśnie zrobię. Chcę się ożenić, mieć dzieci, ale do
tego, jak się zapewne domyślasz, potrzebuję kobiety, kobiety
absolutnie pewnej, nieskazitelnej. Ta, która będzie nosiła moje
nazwisko, musi być niewinna i skromna!
Ton Ravena znowu stał się bolesny i gorzki. Siostra zrozumiała,
że musiał dużo przejść, i zrobiło jej się go bardzo żal. Zdecydowała
się odpowiedzieć.
— Nie przypuszczam, Ravenie, żeby Anuszka była odpowiednią
dla ciebie partią. Mam nadzieję, iż pewnego dnia spotka człowieka,
którego pokocha i który ją będzie kochał. Ale pamiętaj, że choć
obecnie jest bardzo bogata, zawsze pozostanie dzieckiem
znalezionym. Nie wiadomo, skąd pochodzi, z jakiej rodziny się
wywodzi. Nie znamy nawet jej nazwiska.
Książę machnął ręką. :
— To mnie nie obchodzi!
— Nie mów tak. To jest jednak problem.
— Dla kogo?
— W sferze, w której żyjesz...
Przerwał jej.
41
— Jeśli ja decyduję, że pochodzenie mojej żony nie ma dla mnie
znaczenia, to nie sądzę, aby ktoś z mego otoczenia ośmielił się
poruszyć ten temat.
W głębi duszy lady Małgorzata była tego samego zdania, uważała
jednak za swój obowiązek przedstawić bratu wszystkie obiekcje.
— Wprawdzie rodzice już nie żyją, Ravenie, ale musisz pomyśleć
o reszcie rodziny. Jaka będzie ich reakcja? Jeśli o mnie chodzi,
obserwuję Anuszkę dzień po dniu i jestem głęboko przekonana, że
pochodzi z równie dobrej rodziny jak nasza, ale jest prawdopodobne,
że to dziecko nieślubne, i musisz to wziąć pod uwagę.
— Dzieci z nieprawego łoża — powiedział — stają się
przeważnie ludźmi wyjątkowymi. W dziejach Francji na przykład
wsławili się odwagą i wybitnymi zdolnościami.
Lady Małgorzata uśmiechnęła się.
— Wybacz, ale ten temat znacznie przekracza moje kompetencje.
Pomyśl jednakże: nigdy, modląc się o przyszłość Anuszki, nawet nie
wyobrażałam sobie, że mógłbyś w jakiś sposób wkroczyć w jej życie.
— Westchnęła. — Upewnij mnie, Ravenie, może idę niewłaściwą
drogą? Może nie mam racji, pragnąc dla niej życia poza murami
klasztoru. Może byłoby lepiej, żeby przyjęła święcenia... Chociaż
muszę ci wyznać, nauczyłam się już rozpoznawać, które z dziewcząt
przejawiają autentyczne powołanie do stanu zakonnego, a które
odwrotnie — są stworzone do życia rodzinnego u boku męża, wśród
gromadki dzieci. Wydaje mi się, że Anuszka należy do tej drugiej
kategorii.
42
Przy ostatnich słowach jej głos lekko zadrżał. Książę zrozumiał,
że siostra jest wciąż wierna pamięci człowieka, którego była
narzeczoną, i wspomnieniu ich krótkiej, a tak pięknej miłości.
— Widzę, moja droga, że przemyślałaś wszystkie aspekty
problemu. Jeśli chodzi o tę dziewczynę, kieruj się instynktem. To
czasami lepszy przewodnik niż zimna logika.
— Dziękuję, że tak mówisz. Sądzę, że masz rację. Podświadomie
czuję, że Anuszka należy do innego niż ten świata. Jednakże gdyby
się tak stało, że zabrałbyś ją stąd, nie zapominaj, że ona praktycznie
nic nie wie o życiu. Wyrosła tu, wśród nas, i to, co tobie wyda się
banalne i naturalne, dla niej będzie odkryciem. — Nie mogła ukryć
wzruszenia. — Zresztą, nie mam własnego zdania. Pomyśl, przecież
nawet się nie znacie! Nie możesz żenić się w takich okolicznościach.
— Dlaczego nie mogę?
— Ależ, Ravenie...
— To rozsądek dyktuje ci teraz te słowa! Wiesz równie dobrze
jak ja, że są kraje Wschodu, gdzie małżonkowie poznają się dopiero w
dniu ślubu. Jeśli o mnie chodzi, jestem zdecydowany na to
małżeństwo. A czy sądzisz, że dziewczyna, której przynoszę mitrę
książęcą, będzie robiła ceregiele tylko dlatego, że mnie nie zna? A jej
krewni, jeśli tacy istnieją? Dla nich będzie to ostatnie zmartwienie,
będą zachwyceni taką gratką. To wszystko.
— Jakiż ty jesteś cyniczny!
— Nie, mylisz się. Jestem tylko realistą.
43
— Nie wierzę własnym uszom. Siedzę tu z tobą i dyskutujemy o
tak poważnych sprawach niczym o banalnym interesie.
— Ależ to zupełnie naturalne.
— Tak uważasz?
— Oczywiście. To prawda, że znalazłem, się w niezwyczajnej
sytuacji. Ale właśnie dlatego przybyłem do ciebie po pomoc.
— Uważaj, bracie! Palisz za sobą mosty. Musisz chyba jednak
zobaczyć Anuszkę, zanim zdecydujesz się ożenić z dziewczyną, której
nie znasz nawet nazwiska...
— Ależ...
Lady Małgorzata przerwała mu.
— Zanim poweźmiesz decyzję, pomyśl o reszcie rodziny.
Przecież ich reakcje mogą być okropne.
Książę spojrzał na siostrę i z całym spokojem powiedział:
— Powtarzasz się, moja droga. A poza tym chcę, żeby wszystko
między nami było jasne: o moim małżeństwie decyduję ja sam. Nie
dbam o opinię rodziny. Jej zdanie mnie nie obchodzi. Absolutnie i
dokładnie. Zdecydowałem się ożenić natychmiast i nikomu nie muszę
się z tego tłumaczyć. Taka jest moja wola i nie widzę nic, co mogłoby
mi w jej realizacji przeszkodzić.
Jego ton brzmiał tak zdecydowanie, że lady Małgorzata spojrzała
nań z głęboką troską. Po raz pierwszy zauważyła u brata rys
nieprzejednania i niemal okrucieństwa.
— Nie unoś się, Ravenie — powiedziała cicho i serdecznie. —
Wyobrażam sobie, jak musiałeś cierpieć. Ale nawet jeśli twoje
44
dotychczasowe życie nie było wzorem cnót wszelakich, przynajmniej
zawsze byłeś dobry i wspaniałomyślny. I zawsze umiałeś
uszczęśliwiać ludzi wokół siebie.
Położyła rękę na jego ramieniu.
— Wiem — powiedziała — wiem i czuję, że cierpisz. Ale nie każ
cierpieć niewinnym.
— Nie wiem, o czym mówisz — odpowiedział z uporem Raven.
— No, no, powiedzmy! Ale pamiętaj, że nienawiść wraca jak
bumerang, który uderza w tego, kto go rzucił, równie silnie jak w cel.
— Nie nienawidzę nikogo — uciął krótko Raven. — Chcę tylko
zmyć obelgę w sposób jak najbardziej widoczny.
— Czy sprawi to komuś ból?
— Żywię taką nadzieję.
— To nieszlachetne! Dotychczas twoje życie było bardzo
szczęśliwe. Los obdarował cię ponad miarę. Może to właśnie jest
moment, żeby wypłacić się Opatrzności.
— Zdaje się, że zapomniałaś, co mówi Biblia.
— Co masz na myśli?
— Jest napisane w Piśmie Świętym: „Oko za oko, ząb za ząb!" I
to jest słuszne, to jest sprawiedliwe.
— Gdybyś zadał sobie trochę trudu, żeby przeczytać następne
wersety, dowiedziałbyś się, że powinniśmy przebaczać naszym
wrogom — żywo odparła lady Małgorzata.
— Może i to zrobię — zdecydował Raven — ale najpierw ukarzę
winnych.
45
Lady Małgorzata westchnęła.
— Wydaje mi się, że występujesz w roli sędziego i kata
jednocześnie. Obawiam się, że popełniasz błąd.
— Ale nie jesteś tego pewna, prawda? A teraz — dodał
łagodniejszym już tonem — chcę zobaczyć Anuszkę.
Wiedział już, że siostra żałuje wszystkiego, co mu powiedziała,
być może żałuje nawet, że modliła się o rozwiązanie problemu
Anuszki.
Wyciągnął do niej rękę w geście zgody.
— Nie martw się, siostrzyczko. Wiem, że popełniłem wiele
błędów — powiedział ciepłym, wzruszającym tonem. — Wiem
również, że szokowałem rodzinę moim zachowaniem, to oczywiste.
Ale przysięgam, że nigdy, jak daleko sięgam pamięcią, nie działałem
wbrew prawu, nie zawiodłem kobiety, która mi zaufała.
Był bardzo przekonywający. Opór lady Małgorzaty powoli malał.
Uśmiechnęła się.
— Wierzę ci, Ravenie, i zaufam ci. Tylko ty sam możesz
zdecydować, czy Anuszka będzie ci odpowiadać i czy rzeczywiście
chcesz się z nią ożenić.
— Masz rację, siostrzyczko!
— Pójdę po nią — odpowiedziała wstając — tylko to mi
pozostaje. Gdyby ci się nie spodobała lub okazała się nie taka, jakiej
oczekujesz, zawsze możesz poszukać gdzie indziej.
Książę został sam; nalał sobie następny kieliszek lśniącego
rubinowo wina i podszedł do okna.
46
Nie widział jednak ani słońca igrającego na kwiatach i krzewach,
ani pełnych gracji sylwetek siostrzyczek spacerujących w skupieniu
po ogrodzie. Jeden tylko obraz miał przed oczyma, a była nim twarz
Cleodel uśmiechająca się do Jimmy'ego w bladym świetle księżyca.
Wizja była tak plastyczna, że ścisnął w ręku kieliszek, który
rozprysnął się na drobne kawałeczki.
Ten dźwięk otrzeźwił go. Nadal jednak był w szponach
morderczych instynktów. Chciałby ścisnąć delikatną szyję Cleodel i
zmiażdżyć ją. Z jej to powodu, po raz pierwszy w życiu, odczuwał
chęć mordu. Pałał żądzą zemsty. Zasada, którą przed chwilą
przypomniał siostrze: „Oko za oko, ząb za ząb", byłaby tylko marną
namiastką odwetu za tak brutalne zniszczenie ideału, który nosił w
sercu.
To bowiem uczyniła Cleodel. Unicestwiła jego ideał i zdusiła w
nim chęć odmiany życia, która zrodziła się pod wpływem jej pięknej i
niewinnej twarzyczki. A przecież uosabiała wszystko, czego zawsze
pragnął, wypełniła ogromną pustkę w jego życiu. Gdyby rzeczywiście
była taka, za jaką usiłowała uchodzić, dałaby mu to, czego
nieświadomie oczekiwał od bardzo dawna, od zawsze.
Nic więc dziwnego, że ulokowawszy w niej wszystkie nadzieje,
po odkryciu jej zdrady poczuł się wyzuty ze wszystkiego i udręczony
do ostateczności. Miejsce, które zajmowała w jego sercu, było teraz
puste. Nienawidził Cleodel z siłą, której istnienia nigdy u siebie nie
podejrzewał.
47
Jadąc poprzedniego dnia pociągiem do Paryża, przeżywał raz
jeszcze całą nocną scenę. Żałował, że nie uległ pierwszej myśli, aby
wtargnąć po drabinie do pokoju, powalić na ziemię Jimmy'ego,
sterroryzować Cleodel i zmusić ich, aby błagali o przebaczenie.
Uspokoił się jednak i powtarzał sobie, że byłoby to niegodne jego,
księcia, wymierzać zemstę w taki sposób i zachowywać się po
grubiańsku jak tragarz. To, co obmyślił, było daleko subtelniejsze.
Rana, jaką zada, będzie głębsza i boleśniejsza. O tej porze Cleodel jest
już pewnie zdziwiona, dlaczego wierny narzeczony dotąd się nie
zjawił.
To jej ojciec, czytając rano gazety, odkryje w „Timesie" i
„Morning Poste" ogłoszenie o odwołaniu ślubu. Konsternacja
nieszczęśnika będzie bliska komizmu. Szkoda, pomyślał Raven, że nie
będę mógł tego oglądać. Wyobraził sobie pytania, przypuszczenia,
które osaczą jej ojca i ją samą. Narzeczony poprzedniego dnia jeszcze
tak czuły, troskliwy...
Ojciec na pewno zdecyduje się napisać do niego, prosząc o
spotkanie w celu wyjaśnienia. Mateusz był doskonale poinstruowany,
co ma odpowiadać, i bez wątpienia dokładnie zastosuje się do
wskazówek swego pana. Rodzice Cleodel będą mieli jedno tylko
wyjście: czekać na znak, na odpowiedź... A tymczasem będą
napływać ślubne podarunki.
Raven potarł ręce. Zdecydowanie ten rodzaj zemsty był najlepszy,
dawał mu więcej satysfakcji niż jakiekolwiek inne gwałtowne
pociągnięcia. Już niedługo rozpęta się burza, a Cleodel znajdzie się w
48
jej epicentrum. Bezskutecznie będzie dociekała przyczyny tak nagłego
zniknięcia narzeczonego. Pozna, co to popłoch i trwoga.
Niedobry uśmiech wykrzywił usta Ravena.
W tym momencie odwrócił się nagle, bo drzwi za jego plecami
otworzyły się. Oślepiony światłem, na które patrzył przez dłuższą
chwilę, dostrzegł tylko dwie postacie, które weszły do ocienionej
części pokoju. Usłyszał delikatny i ciepły głos siostry:
— Ravenie, oto Anuszka.
ROZDZIAŁ 3
Lady Małgorzata w towarzystwie młodej dziewczyny zbliżała się
do okna.
— Anuszko, przedstawiam ci księcia de Ravenstocka, mego brata.
Dziewczyna wykonała głęboki ukłon. Wyprostowała się i stała
teraz w blasku słonecznej smugi.
Raven widział ją w pełnym świetle. Wyobrażał ją sobie zupełnie
inaczej. Nie miała nic z Cleodel i zupełnie nie była do niej podobna. A
on w swojej naiwności sądził, że czystość i niewinność to dwoje
błękitnych oczu, dziecinna twarzyczka i koniecznie blond loki.
Młoda dziewczyna, która stała przed nim, była zupełnie inna.
Szczupła, wysoka, prezentowała się nadzwyczaj godnie. Okolona
woalem nowicjuszki twarz była pełna tajemniczości. Zadziwiająco
poważny, jak u tak młodej kobiety, wyraz twarzy dodawał jej urodzie
nieco dojrzałego wdzięku. Zgrabny, cienki jak u królowej Egiptu
nosek, bardzo delikatnie zarysowane usta. Cała przypominała piękną
49
klasyczną rzeźbę. Emanowała z niej silna indywidualność; spojrzenie
było otwarte, szczere i zdecydowane. Wyczuwało się w tej młodej
istocie energię i wolę.
Widząc ją taką, książę zrozumiał, dlaczego siostra wahała się, czy
zostawić ją w klasztorze. Trudno było sobie wyobrazić młodą kobietę,
tak hojnie obdarzoną przez naturę, zamkniętą na całe życie w
klasztorze. Wprost przeciwnie — wszystko w niej wydawało się
stworzone do pełni życia. Była tak obca w tym otoczeniu. I choć
przecież tu wyrosła i tu się wychowała, jak egzotyczny ptak
zamknięty w klatce. Wszystko w niej zdawało się zrywać do lotu.
Raven zrozumiał, że musi coś powiedzieć.
— Siostra mówiła mi, że żyje tu pani od dziesięciu lat.
— Tak jest w istocie, wasza wysokość.
Zupełnie instynktownie użyła tej formy. Czy był to z jej strony
wyraz szacunku, czy przejaw grzeczności wobec brata matki
przełożonej?
— Czy jest tu pani szczęśliwa?
— Tak, wasza wysokość.
— A jednak zmiana, jaka nastąpiła w pierwszych latach pani
życia, musiała być dla pani trudna?
Anuszka nie odpowiedziała. Ravena zdziwiło jej milczenie. Nie
było ono bynajmniej spowodowane nieśmiałością czy zakłopotaniem,
ani tym bardziej niemożnością znalezienia odpowiednich słów. Stała
zupełnie swobodnie. Po prostu odmawiała odpowiedzi.
Książę spojrzał niepewnie na siostrę.
50
— Anuszka — powiedziała lady Małgorzata, rozumiejąc nieme
pytanie brata — przed przybyciem tu obiecała nigdy nie mówić o
przeszłości. I dotąd dotrzymała słowa.
Raven nie mógł powściągnąć irytacji. Zrobił kilka kroków po
pokoju i ponownie stanął przed siostrą.
— Czy pozwolisz, Małgorzato, że porozmawiam z Anuszką w
cztery oczy? Rozumiem, że wyjaśnisz jej powód mojego tu pobytu,
ale jeśli nie widzisz w tym nic niestosownego, wolałbym sam jej to
powiedzieć.
Lady Małgorzata nie ukrywała zaskoczenia.
— Tak szybko?
— Nie widzę powodu, aby przeciągać sprawę. Nie mam czasu do
stracenia!
Jego siostra była wyraźnie zaniepokojona. Uważała, że brat działa
zbyt pośpiesznie. Jednocześnie jednak od śmierci rodziców uznawała
w nim głowę rodu.
Książę zbliżył się do niej i powiedział cicho:
— Zaufaj mi, siostrzyczko. Nie zrobię nic, co mogłoby urazić
twoją wychowankę.
— Wiesz dobrze — odpowiedziała — że to rzecz zupełnie
niespotykana w naszym Domu. Naszym siostrom nie wolno się
widywać z obcymi inaczej niż tylko w obecności innej siostry. Daję ci
dziesięć minut.
Ruszyła ku drzwiom. Wyprzedzając księcia Anuszka podbiegła i
otworzyła je, składając przed matką przełożoną uroczy głęboki ukłon.
51
Następnie zamknęła drzwi i odwróciła się. Wtedy spostrzegł, że jej
ciemne źrenice miały w pełnym świetle fiołkowy odcień. Odniósł
dziwne wrażenie, że nie patrzy na niego jak na pięknego mężczyznę,
którym niezaprzeczalnie był, do którego wzdychały światowe damy.
Czuł, że jej wzrok sięga głęboko, do duszy, że zupełnie nie dostrzega
jego powierzchowności.
Zaproponował, aby usiedli. Gestem ręki wskazał kanapę. Zbliżyła
się z gracją, która przywodziła na myśl kobiety Wschodu i ich
królewski sposób poruszania się. Podczas gdy przysuwał sobie
krzesło, usiadła wyprostowana i czekała na rozpoczęcie rozmowy.
Zauważył, że były w niej spokój i pogoda; cechy, które tak podziwiał
u Małgorzaty.
— Siostra — zaczął — opowiedziała mi pani historię. Ponieważ
ma pani dziewiętnaście lat, zdecydowała, że opuści pani klasztor, aby
lepiej poznać świat, o którym, na dobrą sprawę, nic pani nie wie. Co
pani na to?
— To by mi się podobało.
— A zatem nie ma pani chęci złożenia ślubów i zostania
zakonnicą?
— Myślałam o tym, ale jest mi bardzo trudno powziąć tak ważną
decyzję, ponieważ nie mam żadnego porównania, nie wiem, jakie
byłoby to moje nowe życie.
— Słusznie — powiedział książę — ale ja mam dla pani własną
propozycję.
52
Sądził, że Anuszka okaże ciekawość i zapyta, o co chodzi, ona
jednak milczała. Patrzyła tylko uważnie wprost na niego, jakby
ważyła każde słowo, które wypowiadał. Chciał ją zadziwić, olśnić,
zmusić do okazania uczuć. Powiedział więc znienacka:
— Chcę się z panią ożenić.
Anuszka nawet nie drgnęła, tylko w ciemnych oczach mignął
wyraz nieufności. Po dość długiej chwili zapytała cicho:
— Czy dobrze zrozumiałam waszą wysokość? Pan prosi, żebym
została jego żoną?
— Dokładnie tak. I muszę dodać, że zamierzam uczynić panią
szczęśliwą. Jeśli wyrazi pani zgodę, pani pozycja w Anglii będzie
jedną z najbardziej godnych pozazdroszczenia. Zostanie pani księżną
de Ravenstock.
— Sądzi pan, że jestem godna nią zostać?
— Będzie pani musiała wiele się nauczyć, ale będę przy pani i
pomogę w unikaniu błędów.
Mówię, pomyślał z niesmakiem, jak człowiek interesu. Wystraszę
to młode stworzenie. Ale jednocześnie miał wrażenie, że Anuszka
woli proste i jasne stawianie spraw. Milczała, a on pomyślał
cynicznie, że niewiele znalazłoby się kobiet, które by się zawahały
wobec takiej propozycji.
Po chwili szepnęła cicho:
— Nie myślałam jeszcze o zamążpójściu.
— Jeśli nie ma pani powołania do życia zakonnego, małżeństwo
może być dla pani właściwą drogą, kiedy opuści pani klasztor.
53
— Tego tematu matka przełożona nigdy ze mną nie poruszała.
— Teraz jest właśnie stosowna ku temu okazja. Gdyż, z powodów
ściśle osobistych, życzę sobie pojąć panią za żonę natychmiast. Wiem,
że nie ma pani co na siebie włożyć i nie zostawiam pani czasu na
przygotowanie się, ale nie będzie trudno skompletować w Paryżu
wyprawę godną przyszłej księżnej de Ravenstock.
W jego pojęciu był to argument nie do odparcia. Wyprawa! Żadna
z kobiet, które dotychczas znał, nie oparłaby się pokusie odwiedzenia
najsławniejszych domów mody, kobiecego raju. Toalety od Wortha,
które ofiarowywał kochankom, sprawiały im często więcej
przyjemności niż kolie, bransolety czy kolczyki.
Anuszka jednak nie okazała żadnego zainteresowania tym
tematem. Widać było, że rozważa zupełnie co innego. Wreszcie
swoim cichym melodyjnym głosem powiedziała:
— Pan twierdzi, że nauczy mnie zawodu żony. Ale jeśli mi się nie
uda i rozczaruję pana?
Spojrzał na nią zdumiony. Czyż to możliwe? Uważała go za
jeszcze jednego profesora! Szybko ją zapewnił:
— Nie przewiduję rozczarowań ze strony tak inteligentnej osoby
jak pani. Myślę, że będę w tej materii dobrym nauczycielem i potrafię
umilić pani etapy, które będziemy mieli do przejścia i które
przemierzymy razem.
Pomyślał, że to, co teraz mówi na temat małżeństwa, może
dziewczynie wydać się mało pociągające. Nie wiedział jednak, jak ją
przekonać.
54
Anuszka z wielką powagą rozważała tak nagłą i niespodziewaną
propozycję. Jej reakcje podyktowane były rozsądkiem. Raven
zapytywał siebie, ile trzeba będzie czasu, żeby odezwało się w niej
serce, i czy dostrzeże w nim kiedyś mężczyznę, a nie tylko jednego z
nauczycieli.
Wreszcie podniosła na niego wzrok i zapytała po prostu:
— Czy mam wybór, czy tylko alternatywę: zostać w klasztorze
albo opuścić go z panem?
Książę żachnął się.
— Moja siostra, oczywiście, nie będzie wywierała na panią żadnej
presji. Niewiele kobiet — dodał podrażnionym tonem — odrzuciłoby
taką ofertę.
— Ale też niewiele kobiet jest takimi ignorantkami jak ja —
odparła. — Nie mam żadnego doświadczenia, nie znam niczego poza
tymi murami, za którymi wyrosłam. Pan mi mówi o innych kobietach?
Myślę, że im byłoby bardzo łatwo nagiąć się do waszych praw, ale ja,
cóż ja wiem o życiu?
— Pomogę pani. Po ślubie nie pojechalibyśmy od razu do
Londynu. Moglibyśmy podróżować, co pozwoliłoby nam poznać
siebie nawzajem. To naprawdę będzie daleko prostsze, niż się pani
wydaje.
Pomimo jego zapewnień i nalegań Anuszka była ciągle nieufna.
Wreszcie zdecydowała się spytać:
— Czy może mi pan zostawić trochę czasu na zastanowienie się?
55
— Oczywiście. Pewnie chce się pani pomodlić?
— Tak — odparła spokojnie.
Książę wstał. Anuszka popatrzyła nań.
— Pójdę do naszej kaplicy.
— Proszę, niech pani idzie. Będę tu czekał na pani decyzję.
Przed odejściem złożyła piękny ukłon i szepnęła:
— Postaram się, żeby nie czekał pan zbyt długo, wasza wysokość.
Raven patrzył za nią, jak oddalała się płynnym, harmonijnym
krokiem. Uważał sytuację za co najmniej dziwną. W przeszłości nie
byłby zdolny przeprowadzić takiej rozmowy z młodą dziewczyną.
Zdawał sobie sprawę, że mówił bez ogródek, może nawet nieco
brutalnie. Ale Anuszka odpowiadała jego oczekiwaniom. Była piękna
i miała klasę. Teraz stał przed nim jeden tylko cel: doprowadzić akt
zemsty do końca.
Zbliżył się do okna i otworzył je szeroko. Potrzebował powietrza i
długo wdychał je pełną piersią. Na jego twarzy znów pojawił się
okrutny wyraz. Myślał o pionkach, które przesuwał jak na
szachownicy. Następny ruch będzie fatalny dla Cleodel. Jej miłość
własna zostanie głęboko zraniona.
Był zagłębiony w myślach, kiedy weszła lady Małgorzata.
— Spotkałam Anuszkę — powiedziała. — Szła do kaplicy.
Książę uśmiechnął się ponuro.
— Pierwszy raz w życiu spotykam kobietę, która odczuwa
potrzebę
pomodlenia
się,
zanim
odpowie
na
propozycję
matrymonialną.
56
— Anuszka jest inna niż kobiety, które znałeś dotychczas.
Mówiłam ci już. Ja także odczuwam potrzebę skupienia się.
— I modlitwy! — rzucił ironicznie jej brat.
Lady Małgorzata zignorowała jego uwagę.
— Jeżeli Anuszka zdecyduje się poślubić cię, co zresztą nie jest
wcale takie pewne...
Książę przerwał jej krótko:
— Czy naprawdę możesz przypuszczać, że dziewiętnastoletnia
dziewczyna odmówi tytułu księżnej de Ravenstock?
— Ależ Ravenie, tu tylko ty i ja wiemy, co to oznacza! Dla niej
nie znaczy to nic, absolutnie nic. Uświadom to sobie jasno. Dla
Anuszki „Ravenstock" jest takim samym nazwiskiem jak każde inne.
Nie zapominaj, że jej znajomość świata ogranicza się do kilku
książek, które przeczytała. A wierz mi, lektury są tu bardzo starannie
dobierane.
Ponieważ książę milczał, mówiła dalej.
— Dla Anuszki dzielić z tobą życie to jak wylądować na innej,
obcej planecie. Nie wie i nie zna nic. Wyścigi, bale, kolacje na
mieście, teatr — oczywiście zna te słowa, ale jest to znajomość czysto
abstrakcyjna. Nie wiem — dodała po chwili zastanowienia — czy
możesz sobie wyobrazić, co to oznacza. Ty i ja, którzy żyliśmy w tym
świecie, mamy doświadczenie, ale nie ona, Ravenie.
Potrząsnęła głową z irytacją.
— Czy rozumiesz, co usiłuję ci wyjaśnić? Przy największej nawet
dobrej woli Anuszka nie jest w stanie wyobrazić sobie, co ten świat
57
zewnętrzny przedstawia, jaki jest, co z sobą niesie. Nie będzie również
potrafiła właściwie oceniać ludzi, z którymi przyjdzie jej się spotykać,
kiedy opuści te mury.
Była teraz zupełnie przerażona.
— Im więcej o tym myślę, tym bardziej uważam ten pomysł za
absurdalny, nie do zrealizowania. Szczerze, Ravenie, takie jest moje
zdanie. Wracaj do Anglii i szukaj kogoś z naszego środowiska, kogoś,
kto wyrósł w takich warunkach jak my. Nie bierz za żonę dziewczyny,
która została wychowana w klasztorze.
Jej głos przybrał ton serdeczniejszy, mniej surowy.
— Wyobrażam sobie, co czujesz. Odgaduję głęboko zranioną
duszę. Ale, wierz mi, nie złagodzisz ciosu, który otrzymałeś, przez
małżeństwo z Anuszką. Nie sądzę, żebyś mógł uczynić ją szczęśliwą.
A dla ciebie też nie tędy droga. To nie jest sposób, żeby zapomnieć o
przeszłości.
Książę odpowiedział zdecydowanie:
— A jednak chcę się z nią ożenić.
Lady Małgorzata westchnęła głęboko. Rozmowa z bratem była
bardzo trudna. Szepnęła jakby do siebie samej:
— Popełniłam poważny błąd. Nie powinnam była mówić ci o
Anuszce. Gdyby miała opuścić klasztor, pragnęłabym, żeby znalazła
szczęście. Zasługuje na to.
— Czy uważasz, że jestem niezdolny uczynić ją szczęśliwą? —
zapytał gniewnie.
Siostra starała się go uspokoić.
58
— Życzę jej jak najgoręcej, żeby znalazła miłość, uczucie
podobne do tego, które kiedyś połączyło mnie i Artura. To dar jedyny,
nieporównywalny, prawdziwy dar niebios.
Książę przemierzał salę nerwowym krokiem tam i z powrotem.
Nagle zatrzymał się przed siostrą.
— Załóżmy przez chwilę, że nie znajdzie w małżeństwie ze mną
tej nadzwyczajnej miłości, która — jak sama powiadasz — pisana jest
niewielu wybranym. Czy nie będziesz się czuła odpowiedzialna za to,
że pozbawiasz ją szansy poznania czegoś, może istotnie mniej
nadzwyczajnego, niemniej jednak liczącego się? Większość kobiet nie
pogardziłaby zapewne tym, co ofiaruję twojej protegowanej.
— Doskonale cię rozumiem, braciszku. Ale i ty postaraj się mnie
zrozumieć. Jestem bardzo niespokojna. Więcej, po raz pierwszy od
wielu lat jestem wstrząśnięta. Czuję się odpowiedzialna za Anuszkę i
sama już nie wiem, co jest dla niej dobre. Posiałeś we mnie ziarno
zwątpienia.
Raven starał się przemówić jej do rozsądku.
— Posłuchaj, siostrzyczko. Przybyłem tu szukać u ciebie oparcia i
ty mi je dałaś. O ile pamiętam, do niczego cię nie zobowiązywałem.
Mogłaś mi nic nie mówić o Anuszce.
Lady Małgorzata odsunęła się od brata, jakby czując, że nie
pokona go, że walka z nim jest beznadziejna.
— Dobrze więc — powiedziała — zgadzam się na małżeństwo
Anuszki, jeśli ona, oczywiście, wyrazi zgodę. Nie będę
59
przeciwstawiała się temu związkowi, pod jednym wszakże
warunkiem.
Książę zadrżał.
— Jakim? — zapytał.
— Wiem, że masz bardzo duże doświadczenie i znasz kobiety,
prowadzisz swobodny tryb życia. Nie będę komentowała twojej
reputacji. Ale, jeśli poślubisz Anuszkę, wymagam, wręcz żądam —
powiedziała kategorycznym tonem — żebyś dał mi słowo honoru, iż
nie tkniesz jej przez trzy miesiące. Zachowaj ją, według twoich
własnych słów, czystą i niewinną przez ten czas. Potem uczynisz z
niej swoją żonę w sensie biblijnym. Ale tylko wtedy.
Książę spojrzał na siostrę uważnie.
— Myślisz, że to rozsądne? Małżeństwo powinno zostać
skonsumowane, aby nabrało cech trwałości.
— Małżeństwo tradycyjnie pojęte na pewno tak — potwierdziła
lady Małgorzata — ale wydaje mi się, że twoje wymyka się wszelkim
regułom. Uważasz, że to moralne szukać żony w murach klasztoru?
Znowu gniew zabrzmiał w jej głosie.
— Przyznaj, że rzadko spotyka się kogoś, kto tak gwałcił zasady
moralne jak ty. Nie zapominaj, że prowadzisz się nadzwyczaj
swobodnie! Nie tylko twój przyjazd tu jest czymś niezwykłym, ale
również zdumiewające jest, że znalazłeś taką dziewczynę jak
Anuszka. Wydaje się, że to sama Opatrzność postawiła cię na jej
drodze.
60
— Przyrzeknij mi — nalegała. — Proszę cię na wszystko! To
jedyny sposób, żeby mnie uspokoić. W zamian zrobię co w mojej
mocy, aby pomóc wam w znalezieniu wzajemnego porozumienia —
tu głos ją trochę zawiódł. — Kocham cię bardzo, wiesz o tym, i
zawsze życzyłam ci szczęścia. Jeśli mam zastrzeżenia co do sposobu,
w jaki zdecydowałeś się ożenić, to musisz zrozumieć mój warunek.
Upewniony co do ostatecznej zgody matki przełożonej, książę
dodał lekko:
— Nie należy być zbyt wymagającym wobec życia.
Lady Małgorzata odparła wyniośle:
— Ani ty, ani ja nie byliśmy przyzwyczajeni do szukania łatwych
rozwiązań.
— W rzeczy samej — odparł brat.
Jednakże w tej samej chwili pomyślał o tym momencie, kiedy był
bliski zgody na wszelkie kompromisy, byleby tylko zatrzymać
Cleodel. Zadrżał na tę myśl. Wówczas nie mógłby już nigdy odwołać
się do siostrzanej miłości. Niech niebiosa będą błogosławione, myślał,
że w porę się powstrzymał. Był wdzięczny losowi, że oszczędził mu
duchowej rozterki. Żeby oderwać się od takich myśli, powiedział:
— Chciałbym, droga siostrzyczko, wyrazić moją wdzięczność
w sposób bardziej konkretny. Chcę złożyć dar na rzecz twego
klasztoru.
Lady Małgorzata powstrzymała go gestem ręki.
— To zbędne, kochany. Mój osobisty majątek pozwala mi na
utrzymanie klasztoru i prowadzenie go zgodnie z moimi zasadami.
61
Nie mam żadnych trudności ani problemów finansowych. Jedyne, o
co proszę, to abyś przyrzekł to, o czym mówiłam uprzednio... Jeszcze
tego nie zrobiłeś.
— Dobrze — powiedział poważnie Raven — przyrzekam. Masz
moje słowo.
— I wiesz, że nie możesz jej poślubić wbrew jej woli?
— To oczywiste — odparł z odrobiną przekory w głosie.
Myślał teraz o tym, że po raz pierwszy w życiu znajdzie się
wobec kobiety, która nie będzie używała wszystkich swoich
wdzięków i sztuczek, aby rzucić się w jego ramiona i stać się jego
kochanką. Jaskrawym wyjątkiem była oczywiście Cleodel, ale ona
robiła wszystko, żeby doprowadzić do ślubu. Zdradziła, oszukała.
Co się z nią teraz dzieje? Zapewne będzie musiała zadowolić się
Jimmym. A jak on przyjmie wiadomość o zerwaniu zaręczyn? On,
który obiecywał sobie zapewne wszelkie korzyści płynące z tego
związku. Może teraz każdej nocy wchodzi na balkon, żeby wślizgnąć
się do jej łóżka?
Na tę myśl ogarnęła go nie kontrolowana fala wściekłości. Ta
sama co wtedy, owej pamiętnej nocy, czerwona zasłona spadła mu na
oczy. Zacisnął pięści w bezsilnej pasji i upokorzeniu.
Siostra patrzyła nań z niepokojem i chciała coś powiedzieć, kiedy
rozległo się pukanie do drzwi.
— Proszę — powiedziała.
62
Anuszka weszła wolno i skierowała się ku biurku, za którym stała
matka przełożona. Skłoniła się i stanęła nieruchomo, bardzo poważna,
czekając na przyzwolenie mówienia.
— Czy modliłaś się, moje dziecko? — zapytała lady Małgorzata.
— Tak, wielebna matko.
— Czy sądzisz, że teraz widzisz jaśniej?
— Tak sądzę.
— Co postanowiłaś, Anuszko?
— Jeśli wielebna matka uzna, że jestem tego godna i że potrafię
wypełniać w sposób zadowalający obowiązki, które mnie czekają,
przyjmę propozycję, którą uczynił mi książę.
— Bądź spokojna, moja maleńka. Jestem więcej niż pewna, że
sprostasz swojej powinności.
Lady Małgorzata zwróciła się teraz do brata. Raven miał dziwne
wrażenie, że bierze udział w sztuce teatralnej, ale nie wiedział, czy
przypada mu rola głównego bohatera, czy też zdrajcy. Chwycił rękę
Anuszki, podniósł ją do ust, a potem zapewnił gorąco:
— Jestem głęboko przejęty zaszczytem, jaki mi pani
wyświadczyła, zgadzając się na poślubienie mnie. Obiecuję, że zrobię
wszystko, aby uczynić panią szczęśliwą.
Po powrocie do swego pałacyku na Polach Elizejskich książę
przywołał Jakuba Telliera, Francuza, który zajmował się jego
sprawami we Francji. Zamknął się z nim w gabinecie, żeby omówić
najpilniejsze sprawy.
63
Kiedy sekretarz usłyszał, że nazajutrz książę bierze ślub, tylko
dzięki swemu taktowi i dobremu wychowaniu zdołał ukryć
zaskoczenie. Opanował się jednak i przede wszystkim złożył swemu
chlebodawcy gratulacje.
— Natychmiast idę do merostwa załatwić wszystkie niezbędne
formalności — oświadczył.
— Po ślubie cywilnym — dodał książę — odbędzie się w ścisłym
gronie błogosławieństwo w kaplicy klasztoru Sacre Coeur.
Uzgodnił to z siostrą poprzedniego wieczoru, przed powrotem do
Paryża. Zapytał ją wtedy:
— Rozumiem, że Anuszka jest katoliczką?
Lady Małgorzata odpowiedziała nieco wymijająco:
— Została wychowana w naszej wierze i księża naszego klasztoru
nauczyli ją podstaw naszej religii.
— Czy znaczy to, że...?
— Podejrzewam, że zanim się u nas znalazła, była wychowywana
w prawosławnym obrządku.
— Istotnie, jej imię ma brzmienie rosyjskie. Jeśli ojciec jest, jak
przypuszczam, Anglikiem, może matka jest lub była Rosjanką? To
tłumaczyłoby imię „Anuszka". Ale mówiłaś, że miała już dziewięć lat,
kiedy ją tu pozostawiono. Czy nigdy nic nie mówiła na ten temat?
Lady Małgorzata westchnęła.
— Nie dałeś mi nawet czasu na powiedzenie ci o niej niektórych
szczegółów. Jest pewne, że zanim ją tu podrzucono, została
odpowiednio poinstruowana, żeby nigdy nie mówić o przeszłości.
64
Pomimo tak młodego wieku wykazała ogromny charakter w
uszanowaniu tego... nazwijmy: układu, tej obietnicy... Nie wiem, jakie
słowo byłoby tu na miejscu, bo nic nie wiem o jej przeszłości. Nigdy
nie wymknęło się jej najmniejsze słówko.
— Nigdy?
— Nigdy! Zapewniam cię. Ani na temat religii, ani co do
rodziców.
— Nigdy ani słowa? To wprost nie do wiary!
— Istotnie, to zadziwiające i zdumiewające — przyznała lady
Małgorzata. — Z początku jej milczenie kładłam na karb szoku,
jakiego zapewne doznała. Została porzucona, opuszczona, rozdzielona
z tymi, których na pewno kochała. Później już nawet nie nalegałam,
uszanowałam jej milczenie. Nigdy też nie wywierałam na nią żadnej
presji. Myślałam, że może z czasem nabierze więcej ufności.
— Ale tak się nie stało?
— Nie. Najmniejszej wskazówki, która pozwoliłaby naprowadzić
nas na ślad. Również nigdy, w żadnych okolicznościach, nie dała
poznać, że może pochodzi z innego kraju, z innego środowiska.
— Nie do wiary!
— Tak. Mówiłam ci, że jest inna. Zawsze zadziwiały mnie jej
rozwaga i powaga.
— I sądzisz, że była wychowana w obrządku prawosławnym?
— To tylko przypuszczenie.
— Bardzo to wszystko skomplikowane, siostrzyczko —
westchnął książę. — Myślisz, że nie zechce wyjść za protestanta?
65
— Zapytam ją o to — obiecała siostra — ale bardzo wątpię, czy
odpowie. Musi wiedzieć, że jesteś protestantem, bo przecież jesteś
moim bratem. A na pewno wie również, że ja zmieniłam wyznanie i
przeszłam na katolicyzm po schronieniu się we Francji. —
Uśmiechając się dodała jeszcze: — Widzisz, nowicjuszki są zawsze
bardzo ciekawe, jakie życie prowadziłam w Anglii, kiedy byłam w ich
wieku.
— Rozmawiasz z nimi na ten temat?
Lady Małgorzata uśmiechnęła się sprytnie:
— Mówię im tylko to, co może być dla nich pożyteczne.
Roześmiali się oboje.
Książę wysłał kilku swoich zaufanych do najelegantszych
dostawców paryskich w celu skompletowania wyprawy Anuszki.
Suknia ślubna, oczywiście, miała być od Wortha, wspaniałego
krawca, który zwykle ubierał jego przyjaciółki, znał dobrze gust
księcia, można więc było oczekiwać, że stworzy małe cudo sztuki
krawieckiej. Najważniejsza jednak była garderoba na co dzień, tak
żeby Anuszka mogła habit zostawić w klasztorze. Książę pragnął,
żeby wyprawa była wspaniała, godna przyszłej księżnej. Sam dawał
dokładne wskazówki.
Dzięki zręczności sekretarza formalności ślubne zostały skrócone
do niezbędnego minimum. Jakub Tellier reprezentował pannę młodą,
bo ślub odbył się per procura. Ceremonia była, tak jak życzył sobie
książę, bardzo krótka. Po złożeniu podpisów pod aktem zawarcia
66
małżeństwa do księcia podszedł mer i serdecznie mu pogratulował,
życząc długiego i szczęśliwego pożycia oraz licznego potomstwa.
Raven schylił się w ukłonie, myśląc jednocześnie, co by ten dobry
Francuz powiedział, gdyby wiedział, że małżeństwo nie zostanie
skonsumowane przed upływem trzech miesięcy. Przez ten czas żona
pozostanie czysta i nietknięta, tak jakby żyła jeszcze w klasztorze.
Wieczorem, kiedy znalazł się sam w swoim pokoju, doszedł do
wniosku, że dziwny warunek postawiony przez siostrę wcale nie był
taki zły. Nie wyobrażał sobie teraz miłości z żadną kobietą i czuł
podświadomie, że gdyby dotknął ust Anuszki, wzbudziłoby to
niemożliwą do zniesienia udrękę. Obraz Cleodel był jeszcze zbyt
świeży w jego pamięci, a wspomnienia paliły jak rana.
Zapytywał siebie, jak je wymazać. Bał się, że mogą go
prześladować przez całe życie.
Nazajutrz zjadł pożywne śniadanie i poprosił do siebie sekretarza.
— Proszę nadać do gazet francuskich i do agencji zagranicznych
komunikat o moim ślubie. Koniecznie proszę zaznaczyć, że muszą
ukazać się jednocześnie w prasie brytyjskiej i francuskiej.
Był to ostatni akt zemsty. Cios wymierzony bezpośrednio w
Cleodel i Jimmy'ego.
Własnoręcznie poprawił tekst, ważąc każde słowo:
„Wczoraj w Paryżu w gronie najbliższych odbył się ślub księcia
de Ravenstocka. Książę wraz z małżonką pozostaną kilka dni w stolicy
Francji, a następnie książęca para uda się do Nicei i na Riwierę, gdzie
spędzi miesiąc miodowy."
67
Przepisał własnoręcznie tekst i oddał sekretarzowi.
Dużo dałby, żeby być świadkiem otwierania w Anglii
najświeższych gazet zawierających zawiadomienie o ślubie! Oczyma
wyobraźni widział zdziwienie i zaskoczenie malujące się na twarzach
zarówno przyjaciół, jak i wrogów. Nawet jego najbliżsi uznają nowinę
za tak niebywałą, że początkowo trudno im będzie uwierzyć. Tym
bardziej że upłynęło bardzo niewiele czasu od pierwszego
zawiadomienia o ślubie z lady Cleodel. Ta okoliczność da wiele do
myślenia, podnieci ciekawość. Będą gubić się w domysłach.
Bardzo szybko odkryją, że ożenił się bynajmniej nie z córką
księcia Sedgewicka. W pałacu Mayfair będzie to nie kończący się
temat do rozmów, prowadzonych w takim mniej więcej stylu:
— Co się stało?
— A jednak się ożenił!
— Ale nie z Cleodel!
— W takim razie z kim?
— Jej rodzina milczy!
— Jak mógł tak potraktować biedną lady Cleodel? — Wydawało
się, że tak dobrze go znamy!
— Co za zaskakująca decyzja!
— Nieomal zamach stanu!
Nawet najlepsi przyjaciele, jak na przykład Harry, nie odgadną
motywów jego decyzji; może jeden Jimmy będzie się domyślał
przyczyn tak nagłego wyjazdu księcia z Londynu i równie
szokującego ślubu z inną kobietą. No, i jego kochanki, które nie
68
ukrywały zazdrości wobec Cleodel, zawistne z powodu jej młodości i
urody, one na pewno — kierowane kobiecą intuicją — domyśla się
wszystkiego. Jeśli zniknął w tak tajemniczy sposób, oznacza to, że
nasz kochany Raven dobrze wiedział, co czyni. Nie jest człowiekiem,
który działa w sposób nie przemyślany. Przyczyny, bo taka istnieje na
pewno, należy szukać nie po jego stronie, ale po stronie kobiety, którą
porzucił.
Uśmiechnął się sam do siebie. Tak, zdecydowanie znalazł
najlepszy sposób zemsty! Cleodel nic nie miała na swoją obronę.
Również jej rodzice nie znajdą żadnego wytłumaczenia czy wymówki
dla świata. W sytuacji, kiedy rozwiały się tak piękne projekty,
pozostanie im tylko jedno: opuścić Londyn, który stał się widownią
ich klęski, i zaszyć się na wsi. Dla Cleodel będzie to oznaczało
powtórną — po niedawnym okresie żałoby — rezygnację z bywania
w świecie, z przyjęć i balów, na których ostatnio tak wspaniale
błyszczała. Nawet nie będzie mogła pokazać się na królewskich Derby
w Ascot.
Zostanie jej... może... Jimmy.
Książę jednak gotów był się założyć, że ten ostatni nie będzie już
gorliwie nadskakiwał kobiecie, którą tak świetnie przygotował do
zdrady narzeczonego, a później zapewne i męża.
Rozkoszował się zemstą, która wypełniała go całego. Niewielu z
jego otoczenia potrafiłoby przeprowadzić cały plan tak przebiegle i
konsekwentnie. Chciał być jednak pewien, że jego rozkazy zostały
dokładnie wypełnione. W tym celu wysłał do Londynu przez
69
specjalnego posłańca list, na który oczekiwał odpowiedzi w Paryżu.
Chodziło o sprawdzenie na miejscu, czy ogłoszenia ukazały się w
londyńskiej prasie zgodnie z jego życzeniem. Posłaniec miał tam
pozostać dwa dni, aby zorientować się w sytuacji. Przed wyjazdem do
Londynu zapytał księcia:
— Jeśli ktoś z przyjaciół waszej łaskawości będzie chciał złożyć
panu wizytę w Paryżu, co mamy odpowiadać?
— Tylko to, że spędzam miodowy miesiąc i nie życzę sobie
żądnego innego towarzystwa oprócz mojej żony. Na inne pytania
proszę nie odpowiadać, nawet jeśli będą nalegać.
Dla zapewnienia pełnej dyskrecji wysłał posłańca do Londynu
jeszcze przed ceremonią ślubu, wychodząc z założenia, że nic nie
wiedząc, nie będzie on mógł nic mówić. Książę był więcej niż pewien,
że książę Sedgewick, dowiedziawszy się o przybyciu posłańca, zrobi
wszystko, żeby się z nim skontaktować. Ciekawe, jak się zachowa.
Pewnie będzie się wahał pomiędzy przekupstwem a zastraszeniem.
Książę przeżywał to wszystko w myślach, jadąc otwartym
powozem przez Pola Elizejskie. Jechał na swój ślub. Wyglądał
wspaniale i wytwornie, w odpowiednim na tę uroczystą okazję stroju
uszytym według mody francuskiej. Smak zemsty był mu tak miły, że
uśmiechnął się z wyrazem okrucieństwa takim samym, jaki wcześniej
zauważyła jego siostra.
Dla nadania ceremonii większego splendoru i dla uhonorowania
swej przyszłej małżonki książę przepasał się szarfą Orderu Podwiązki,
który z lewego ramienia opadał na bok. Pożałował, że Cleodel nie
70
może go teraz widzieć w pełnym blasku. Może zrozumiałaby, ile
przez swoją perfidię straciła. Wszak pod nieśmiałymi i słodkimi
minkami ukrywała olbrzymie ambicje i aspiracje. Jej jedynym celem
było wznieść się jak najwyżej i dzielić z nim wszystkie honory. Tyle
już kobiet przed nią bezskutecznie tego próbowało. Jej jednej udało
się dojść tam, gdzie inne ponosiły klęskę.
To właśnie bolało go najbardziej. Szczycił się, że obdarzony jest
zmysłem odróżniania fałszu, hipokryzji i kłamstwa, a tymczasem
wpadł w najstarszą pułapkę świata. W istocie, nie było to takie trudne
wzbudzić w mężczyźnie uczucia opiekuńcze i spowodować
przyśpieszone bicie serca za pomocą gierki w niewinność i czystość.
Jakiż dżentelmen nie rzuci się w ogień lub nie włoży zbroi, by
ochronić swą piękną wybrankę? A zasadzka została zastawiona
mistrzowską ręką. Przewidziano każdy jego ruch. Jemu wyznaczono
rolę najgłupszego z pionków. Na samą myśl o tym chciało mu się wyć
i krzyczeć.
Bóg ich ukarze, pomyślał.
Odczuwał niedobrą radość. Jego zemsta piętnowała Cleodel tak,
jak w purytańskiej Ameryce - naznaczano rozpalonym żelazem
grzeszne kobiety. Jednocześnie wciąż widział jej skórę, tak białą i
gładką, jej jasne spojrzenie, uroczy uśmiech i usta czyste w chwili,
gdy odwróciła się do Jimmy'ego, żeby go pocałować. Głęboki ból,
jaki odczuł na to wspomnienie, wskazywał, że rozkosz zemsty nie
zabliźniła rany.
71
ROZDZIAŁ 4
W pięknym salonie prywatnej rezydencji książę czekał, aż
Anuszka zejdzie na obiad. Był ubrany wieczorowo, ale nie przy
orderach. Popijając szampana, rozmyślał o dziwnej porannej
ceremonii tak różnej od tego, co sobie niegdyś wyobrażał.
Ślub z Cleodel byłby wydarzeniem sezonu: przepełniony kościół
Świętego Jerzego, książę Walii z małżonką reprezentujący — jak to
było w zwyczaju — królową, liczni przedstawiciele arystokratycznych
rodów z Europy. Długo by omawiano taką uroczystość...
Niemal wszystko przygotował na ślub i przyjęcie weselne. Salę
balową jego pałacu w Park Lane mieli wspaniale przystroić
najsłynniejsi dekoratorzy. Mnóstwo gości, tłok. Ogród i park
stanowiłyby niespodziankę; w nich nowe dekoracje kwiatowe,
lampiony i sztuczne ognie...
Zamiast tych wspaniałości odbył się cichy i skromny ślub z
Anuszką; uczestniczyła w nim jedynie jego siostra, lady Małgorzata, i
stareńka zakonnica pięknie grająca na organach.
Był zaskoczony, sądził bowiem, że cały klasztor weźmie udział w
ceremonii ślubu. Zrozumiał jednak wyjaśnienie siostry, że taka
uroczystość mogłaby wytrącić starsze zakonnice z ich codziennych
medytacji religijnych, a młodszym podsunąć niewłaściwe myśli i
skojarzenia. Małgorzata dodała jeszcze:
— Arcybiskup Paryża, który pofatyguje się tutaj specjalnie dla
ciebie, udzieli wam błogosławieństwa w asyście dwóch księży z tej
72
parafii i dwojga dzieci. Nie będzie nikogo innego, Ravenie. Chcę,
żebyś to wiedział.
Zgodził się bez protestu.
— A zatem w ścisłym gronie, Małgosiu. Tak, jak chciałem.
Siostra wskazała mu kaplicę.
— Może zechciałbyś wejść tu, a ja pójdę po Anuszkę.
Książę wszedł do małej kaplicy, której spokojne mury zdawały się
przechowywać echa odmawianych w niej modlitw.
Arcybiskup, tak jak i dwaj pozostali księża, mieli na sobie
wspaniałe szaty haftowane w klasztorze. Ołtarz tonął w powodzi
kwiatów świeżo zerwanych w ogrodach Sacre Coeur. Organy
zapowiedziały cichym pasażem wejście matki przełożonej. Lady
Małgorzata wkroczyła w towarzystwie Anuszki.
Książę odwrócił głowę i spojrzał na oblubienicę. Anuszka po raz
pierwszy od chwili przekroczenia klasztornych murów nie miała na
sobie zakonnych szat. Ubrana była w cudownie elegancką w swej
prostocie kreację: skromny obcisły staniczek, a do tego spódnica z
kombinacją gazy, przechodzącej z tyłu w długi tren. Lekkie jak
mgiełka stare bezcenne koronki zdobiły głowę, otoczoną koroną z
kwiatów pomarańczy.
W dłoni — zamiast wspaniałego bukietu, który kazał przysłać do
klasztoru — trzymała małą, oprawną w kość słoniową książeczkę do
nabożeństwa. Szła wyprostowana, z twarzą pogodną, patrzyła wprost,
nie spuszczając oczu, jak zapewne zrobiłaby każda inna narzeczona,
zbliżając się do przyszłego małżonka.
73
Ich spojrzenia spotkały się. Co mogła, zapytywał siebie, myśleć w
tej chwili ta oto młoda dziewczyna. Z powodu różnic wyznaniowych
przyszłych małżonków ceremonia ślubu została skrócona do
uroczystego
błogosławieństwa.
Arcybiskup
powiedział
kilka
wzruszających słów, których, szczerość i serdeczność poruszyły
Ravena.
Czyż ślub ten nie był ostatnim aktem zemsty? Czyż Anuszka,
której jego siostra gorąco życzyła takiego szczęścia, jakiego sama
zaznała z Arturem, nie była li tylko pionkiem w tej grze? Zdając sobie
z tego sprawę, książę przysiągł w duszy, że zrobi wszystko dla
szczęścia jego młodej żony. W tym, co robił dziś, było dużo podłości.
Zdawał sobie z tego sprawę i ogarnął go wstyd.
Ustalono, że po skończonej ceremonii młoda para natychmiast
opuści klasztor. Książę wyszedł z kaplicy, trzymając Anuszkę pod
rękę. Czekał już na nich powóz.
Zbliżyła się lady Małgorzata.
— Tu moja rola się kończy, Ravenie. Mogę już tylko życzyć wam
obojgu szczęścia. Będę nieustannie modlić się za waszą pomyślność.
W jej spojrzeniu był niepokój, ale i nadzieja. Wziął siostrę w
ramiona, uściskał serdecznie, a potem — całując ją w rękę — pochylił
się w kornym ukłonie.
— Dziękuję, Małgorzato.
Wsiedli oboje do powozu i niespokojne konie ruszyły. Wtedy,
dopiero wtedy, Raven po raz pierwszy spojrzał uważnie na swą żonę.
Zdjęła welon i książę ujrzał jej włosy — bardzo piękne, ale dziwne.
74
Całe ciemne, lśniące, przecięte były jasną smugą blond, jakby księżyc
zapalił w nich swój promień. Widocznie zmieszanie różnych krwi
spowodowało tę osobliwość.
Zaniepokoiła się jego tak uważnym spojrzeniem.
— Jak mnie pan znajduje? — i nie czekając na odpowiedź,
dodała: — Wszystko to jest dla mnie takie dziwne. Wie pan, kiedy
ujrzałam ślubną suknię, którą mi pan przysłał, nie mogłam
powstrzymać się od śmiechu.
— Od śmiechu? Dlaczego?
Uśmiechnęła się i było to tak, jakby promień słoneczny rozświetlił
ją całą.
— Wydało mi się bardzo śmieszne, że suknia tak prosta z przodu
jest tak wypracowana i ozdobiona z tylu.
Raven odpowiedział również z uśmiechem.
— To moda lansowana obecnie przez Wortha, króla krawców.
Anuszka spojrzała nań z niedowierzaniem. Nie była pewna, czy z
niej nie kpi.
— Czy mam rozumieć, że to mężczyzna szył tę kreację?
Książę wyjaśnił:
— On ją zaprojektował i narysował, a dziesiątki młodych kobiet
wykonały ją w jego atelier.
Młody, swobodny, pozbawiony afektacji śmiech rozległ się w
powozie.
— To naprawdę bardzo śmieszne pomyśleć, że mężczyźni szyją
suknie dla kobiet. Sądziłam, że szycie to domena kobiet. — A widząc,
75
że się uśmiecha, dodała: — Wczoraj w nocy myślałam, że będę
musiała u pana boku nauczyć się masę rzeczy. Czy wszystkie będą
takie zabawne i nadzwyczajne?
Raven był zdumiony reakcjami Anuszki. Wszystko jednakże
przebiegało zgodnie z przewidywaniami jego siostry. Po latach
odosobnionego życia w klasztorze dla Anuszki wszystko, co
napotykała, było tak dziwne, jakby znajdowała się na obcej planecie.
Przypomniało mu się jego pierwsze z nią spotkanie. Była bardzo
poważna, w surowej szacie zakonnej. I tak bardzo serio rozważała
propozycję małżeństwa.
Dzień przebiegł zupełnie inaczej, niż sobie wyobrażał. Nie
przestawał dyskretnie obserwować żony. Pojechali do pałacu na
Polach Elizejskich. Przy każdym nowym odkryciu Anuszka sprawiała
wrażenie pilnej uczennicy słuchającej swego profesora.
Prawda, że patrzyła na wiele rzeczy z humorem i młodzieńczą
wesołością, co wprawiało go w dobry nastrój. Kiedy jej twarz się
ożywiała, zwłaszcza kiedy się śmiała, w oczach pojawiały się małe
figlarne iskierki, które zdawały się rozpraszać jej zwykły, nieco
tajemniczy wyraz. Był oczarowany jej jasnym, spontanicznym
śmiechem. Nie mógł jednakże powstrzymać się od porównywania go
ze śmiechem Cleodel, który zawsze był wymuszony, pojawiał się z
trudem i oporem.
Anuszka z ciekawością oglądała obrazy zawieszone na ścianach.
Chciała zapytać o coś męża i odwróciła się ku niemu. Wyraz jego
twarzy spłoszył ją.
76
— Czy zrobiłam coś niewłaściwego? — zapytała z niepokojem.
— Bardzo mi przykro, ale nie słyszałem pytania.
— Wydawał się pan zagniewany.
— Nie na panią... Myślami byłem gdzie indziej, daleko — odparł
żywo.
Starał się zmienić wyraz twarzy. Anuszka nie spuszczała z niego
oczu. Teraz, tak jak w klasztorze, wydawało mu się, że jej wzrok sięga
w głąb jego duszy.
— O czym pani myśli, Anuszko?
Odwróciła głowę ku obrazom, nie odpowiadając.
— Zadałem pani pytanie, Anuszko.
Odrzekła cicho, nie podnosząc oczu:
— Wolę nie odpowiadać. Boję się powiedzieć coś, czego nie
chciałby pan może usłyszeć.
Książę nie ukrywał swego niezadowolenia.
— Ustalmy jedną rzecz raz na zawsze. Pobraliśmy się i byłoby
dużym błędem, gdybyśmy nie byli wobec siebie szczerzy. Prosiła
mnie pani o tłumaczenie jej wszystkich niejasności. Jeśli zrobi pani
lub powie coś nie tak, jak należy, zwrócę pani uczciwie uwagę i nie
musi się pani obrażać.
— Tak właśnie to rozumiem.
— Jeśli o mnie chodzi, również nie będę czuł się urażony. Proszę
jednak, żeby była pani ze mną zawsze szczera i lojalna wobec mnie.
Jednego tylko nie zniosę: kłamstwa.
— Nigdy nie skłamię.
77
— Proszę zatem odpowiedzieć na moje pytanie.
— Dobrze. Widziałam, że był pan pochłonięty myślami
niegodnymi pana.
— Proszę wyjaśnić to bliżej.
— Uważam, że jest pan urzekający... nie tylko w sensie
fizycznym. Jest pan również szlachetny i wspaniałomyślny. Dlatego
właśnie zgodziłam się wyjść za pana.
Raven zamarł z wrażenia, a ona spokojnie mówiła dalej:
— Przed chwilą ukazał mi się pan w zupełnie innym świetle...
Czułam, że coś dziwnego bardzo silnie pana zaabsorbowało.
Raven milczał dalej. Anuszka mówiła głosem spokojnym, prawie
beznamiętnym. Takim właśnie, jakim on zwracał się do niej przed
chwilą. Był to ton, jakim rozmawiają ze sobą ludzie interesu, zupełnie
pozbawiony ciepła, którego należałoby się spodziewać pomiędzy
dwiema istotami niedawno połączonymi więzami małżeńskimi.
Musiał przyznać, że Anuszka wykazuje dużą znajomość
psychologii. Odpowiedział dopiero po dłuższej chwili:
— Dziękuję za szczerość. Jestem pełen podziwu dla pani
spostrzegawczości.
Anuszka popatrzyła nań uważnie i dodała półgłosem, wskazując
na portrety:
— Zbyt przypomina pan swoich przodków uwiecznionych na tych
obrazach. Nie zniosłabym, gdyby moje wyobrażenie o panu okazało
się fałszywe.
78
Za chwilę, uznając, że dyskusja została zakończona, zmieniła
temat. Podziwiała sewrską porcelanę. Opowiedział jej przy okazji, jak
pani de Pompadour stworzyła słynną fabrykę w Sevres.
Słuchała uważnie, a potem poprosiła o szczegóły:
— Czytałam o tym w moim podręczniku historii, ale za każdym
razem, kiedy pytałam profesora o panią de Pompadour, odpowiadał,
że to osoba bez znaczenia, niewarta uwagi. Dlaczego według pana,
odmawiano mi wyjaśnień?
Zawahał się z odpowiedzią, ale pomyślał, że wcześniej czy
później i tak będzie musiał poruszyć z żoną ten temat.
— Pani de Pompadour — powiedział śmiało — była kochanką
króla Ludwika XV.
— Co chce pan przez to powiedzieć?
— Nie domyśla się pani?
— Nie mam najmniejszego pojęcia. W książkach traktujących o
historii Francji wiele się mówi o roli, jaką odgrywały niektóre kobiety,
i o ich wpływie na władzę w kraju. Niektóre z nich nie należały do
arystokracji. Ale jeśli nikt mi nie wytłumaczy, nigdy nie zrozumiem,
w jaki sposób mogły wznieść się tak wysoko.
Książę bawił się tą rozmową, ale bał się urazić Anuszkę. Szukał
więc odpowiednich słów i zaczął ostrożnie.
— Królowie żenią się na ogół ze względów politycznych.
Małżeństwo jest sposobem na umocnienie tronu lub powiększenie
własnego państwa. Miłość w takich wypadkach rzadko wchodzi w
rachubę, jednakże — przerwał na chwilę, po czym mówił dalej —
79
królowie są także ludźmi. Jeśli nie znajdują uczucia u królowych,
mogą go szukać gdzie indziej, u innych kobiet, pięknych,
inteligentnych, zdolnych wzbudzać pożądanie i przywiązanie.
Mówiąc nie przestawał obserwować reakcji żony. Słuchała go w
ogromnym skupieniu, starając się nic nie uronić z tego, co jej
wyjaśniał.
— Czy — zapytała po chwili — król kochał kobietę, którą wziął
sobie za kochankę?
— Kochał... czasami — odparł. — Ludwik XV na przykład nie
tylko kochał panią de Pompadour, ale, co było bardzo rzadkie, był jej
wierny.
— Chce pan przez to powiedzieć — spytała wzburzona — że
królowie mogli mieć po kilka kochanek?
— Czasami rzeczywiście tak bywało. Dam pani do przeczytania
książkę o życiu króla Anglii Karola II, który miał ich bardzo dużo.
Wszystkie były niezwykle piękne. Najsławniejsza była pewna
Francuzka, Ludwika de Keroual. W moim pałacu na wsi zobaczy pani
jeden z najpiękniejszych jej portretów.
Anuszka zastanowiła się przez chwilę, zanim zadała następne
pytanie.
— A czy zdarza się, że mężczyźni, którzy nie są królami, też
miewają kochanki?
Odparł z uśmiechem:
— Jeśli tylko mogą sobie na to pozwolić...
— Czy mam przez to rozumieć, że one są kosztowne?
80
— Tak — odparł — na ogół tak.
— Dlaczego?
Zrobił lekki ruch ręką.
— Z wielu przyczyn...
— Z jakich mianowicie?
Weszli na śliski teren, książę nie wiedział, jak z tego wybrnąć.
Nie miał najmniejszej ochoty rozważać tego problemu, zwłaszcza ze
swoją żoną, i to zaraz po ślubie. Z drugiej jednakże strony było jasne,
że prędzej czy później będzie musiał to uczynić.
Zaczął odważnie.
— Kochanka obdarza swego... kochanka... względami, ale oznaki
uczucia nie muszą być, siłą rzeczy, zupełnie bezinteresowne. Musi
pani wiedzieć, Anuszko, że mężczyźni wychodzą naprzeciw ich
oczekiwaniom. Jest w zwyczaju dawanie im, oprócz pocałunków i
dowodów miłości, również prezentów, często ogromnej wartości.
Widać było, że Anuszka stara się zrozumieć.
— Myślałam — powiedziała wreszcie bardzo poważnie — że
miłość jest darem od Boga i że nie płaci się za nią.
Docenił wagę jej wypowiedzi, ale zdecydował się przeciąć
rozmowę. Nie miał już ochoty kontynuować tematu sprzedajnej
miłości.
— Nie mówmy o tym więcej — rzekł — to nie jest temat na dzień
dzisiejszy, dzień naszego ślubu.
Anuszka znów spojrzała na niego uważnie.
81
— Nie chce pan chyba przez to powiedzieć, że i pan miał
kochanki?
— Jeśli nawet je miałem, jest pewne, że nie chcę o tym mówić z
moją żoną.
Powiedział to sucho i odpychająco i natychmiast pożałował swej
brutalności.
— Proszę wybaczyć, jeśli byłam nietaktowna — szepnęła. —
Pozwoliłam sobie na to, ponieważ zapewniał mnie pan, że nie
powinniśmy nic przed sobą ukrywać.
Książę zrozumiał, że znalazł się w pułapce. Wydawało mu się, że
błądzi w labiryncie.
— Nie cofam niczego, co powiedziałem! Po prostu chciałbym
rozmawiać teraz o milszych sprawach, zwłaszcza dziś. Jeśli pani
pozwoli, pokażę jej mój pałac. Jest naprawdę godny obejrzenia.
— Jak pan sobie życzy. Wszystko, co pan robi i mówi,
niezmiernie mnie interesuje.
Wiedział, że mówi prawdę. Długo oglądali salony, kolekcję
obrazów, piękne drogocenne sprzęty.
— Jutro zabiorę panią do Wortha. Musi go pani poznać. To on
będzie panią ubierał. On najlepiej potrafi podkreślić pani urodę.
Przypuszczał, że zainteresuje tym Anuszkę, mówił więc dalej:
— Dziś wieczorem, kiedy uda się pani do swego pokoju, aby
przebrać się do obiadu, znajdzie pani kilka sukien, które tymczasem
kazałem uszyć. Potem będzie pani już sama wybierała modele. Myślę,
82
że toalety ode mnie będą się pani podobały, jak również wszystkie
dodatki do nich.
— Obawiam się, że ktoś powinien pomóc mi się ubrać. Sama tego
nie potrafię.
— Proszę się nie martwić. Zajmie się tym pani pokojówka, a
uczesze panią najlepszy fryzjer w Paryżu. Spod jego rąk wyjdzie pani
zupełnie odmieniona.
— Fryzjer? — zdziwiła się. — Chce pan powiedzieć, że będzie
mnie czesał mężczyzna?
— W rzeczy samej! I to najlepszy. Jest sławą. Jeśli decyduje się
kimś zająć, każe sobie słono płacić.
— Jeśli dobrze zrozumiałam, stanie się kobietą światową jest nie
tylko bardzo skomplikowane, ale również kosztowne.
Spojrzenie jej było tak wyraziste, że książę mógł doskonale
odczytać jej myśli. Uważała, że przyjmując od niego tak wiele,
postępuje jak jedna z jego kochanek, i zapewne zapytywała samą
siebie, na czym polega różnica między kochanką a legalną małżonką.
Jeśli zapyta, co jej odpowie, jak jej to wyjaśni?
Nie zapomniał jednak o obietnicy złożonej siostrze. Przyrzekł
sobie unikać wszelkich tematów, które mogłyby przysięgę uczynić
zbyt trudną.
Tuż przed obiadem Anuszka weszła do salonu w uroczej toalecie.
Chociaż nie pochodziła ona od Wortha i nie miała jego
charakterystycznego kroju, była jak stworzona dla niej. Długa tiulowa
spódnica o bardzo delikatnym różowym odcieniu spadała szerokim
83
kręgiem ku podłodze. Góra z tego samego materiału, mocno
dekoltowana, ukazywała perłowy blask ramion. Tak piękną książę
widział ją po raz pierwszy.
Zbliżając się ku niemu z wielką powagą i gracją, przedstawiała
obraz tak doskonały, że nagle zapragnął bić brawo. Jej uczesanie było
prawdziwym dziełem sztuki. Włosy rozdzielone przedziałkiem
okalały twarzyczkę zgodnie z modą wylansowaną przez księżnę
Walii. Gładko zaczesane, podkreślały klasyczny owal twarzy.
Nie miała prawie przezroczystej karnacji Cleodel, jednakże
rozkwitała
młodością.
Wrażenie
dziewczęcej
niewinności
zawdzięczała nie dziecięcym rysom jak Cleodel, ale wyrazowi twarzy.
Podeszła, śmiejąc się do księcia.
— Miał pan rację, wasza wysokość! Stałam się inna. Kiedy się
ubierałam, lustro ukazało mi obraz zupełnie obcej osoby. Ale jest
jedna rzecz, która mnie niepokoi — powiedziała nieco drżącym
głosem, przestając się śmiać. — Czy to wypada nosić taką suknię? Ma
przecież tak głęboki dekolt!
Nie zaczerwieniła się pod wzrokiem Ravena, ale nie ukrywała
lekkiego niesmaku. Szybko ją zapewnił:
— To w zupełnym porządku, Anuszko. I muszę dodać, że suknia
wieczorowa mogłaby być jeszcze bardziej dekoltowana.
— Zdecydowanie nic nie rozumiem. Wieczorem jest zawsze o
wiele chłodniej niż w ciągu dnia, a właśnie wieczorem trzeba się
odkrywać. To nierozsądne, zwłaszcza w zimie.
— Może i nierozsądne, ale o ileż ładniejsze!
84
— Jak to? — zdziwiła się.
— Proszę sobie wyobrazić piękne kobiety, ubrane jak pani teraz,
tańczące w ramionach kawalerów. Co za piękny widok...
W czasie gdy Anuszka zastanawiała się nad jego dziwną
odpowiedzią, książę wziął ze stołu zielone etui i podał jej. Spojrzała
pytająco. Położył etui na jej dłoni.
— To podziękowanie za twą piękność, Anuszko. Proszę
traktować to jako prezent ślubny i jako rekompensatę za wszystkie
podarunki, które panią ominęły z powodu zbyt pośpiesznego ślubu.
Chociaż z drugiej strony pośpiech oszczędził nam widoku licznych
wazonów, serwisów, kandelabrów, świeczników, którymi zwykle
zarzuca się nowożeńców. Dzięki niemu uniknęliśmy też podziękowań
za prezenty.
— To ludzie, którzy się pobierają, otrzymują prezenty?
— Tak — odparł ironicznie — masami!
Myślał o rozlicznych prezentach, które teraz zalegały wielką salę
balową pałacu w Park Lane.
— I jest również w zwyczaju, że małżonkowie obdarowują się
nawzajem? Nie wiedziałam o tym. Nic nie mam dla pana.
— Kupi mi pani później.
— Ależ ja nie mam pieniędzy!
— Czy moja siostra nie powiedziała pani, że jest pani bardzo
bogata?
— Ja? — zdumiała się.
— Ależ tak, pani.
85
— Naprawdę? A więc mój tatu...
Przerwała nagle, zagryzając dolną wargę.
— Chciałbym, żeby pani skończyła rozpoczęte zdanie —
poprosił.
Anuszka potrząsnęła głową. Mimo to nalegał:
— Co chciała pani powiedzieć?
Nie odpowiedziała. Patrzyła na etui, które ciągle trzymała w
dłoni. Niechcący dotknęła zameczka i pudełko otworzyło się. Na
czarnym aksamicie, rzucając tysiące iskier, leżał brylantowy garnitur:
kolia, bransoletka, kolczyki i pierścionek. Patrzyła olśniona. Pytanie
księcia zostało bez odpowiedzi.
Nie nalegał więcej.
— To dla pani — powiedział poważnie. — Prócz tego będzie pani
także nosić, jak przystało księżnej de Ravenstock, wszystkie klejnoty
rodzinne, przechowywane w moim pałacu w Park Lane i
przekazywane z pokolenia na pokolenie.
— Te są cudowne! Nigdy nie przypuszczałam, że mogę mieć coś
równie pięknego.
— Należą do pani. Pomogę je pani włożyć.
Wziął kolię i opasał nią delikatną szyję, zamykając zameczek. Ileż
takich kolii zamykał już na innych szyjach! Przegnał jednak te
wspomnienia. Pierwszy raz w życiu ozdabiał klejnotami kobietę, która
nigdy w życiu ich nie miała.
Do delikatnych uszu przypiął kolczyki. Kiedy spojrzał w lustro,
zauważył, że Anuszka uważnie śledzi jego ruchy. Przez chwilę
86
obawiał się, że brylantowe kolczyki będą może za ciężkie dla tak
małych, delikatnych uszu. Ale zabłysły tak pięknie, że Anuszka
uśmiechnęła się.
— Gdybym miała jeszcze koronę — powiedziała —
wyglądałabym jak królowa.
— Czy sugeruje mi pani, że powinienem ofiarować jej także
diadem? — z kolei on się uśmiechnął.
Spojrzała na niego, sprawdzając, czy mówi poważnie.
— Jest pan dla mnie tak szczodry, że nigdy o nic nie poproszę.
Pan mnie rozpieszcza. A swoją drogą, wiem co to jest diadem. Czy są
okoliczności, w których trzeba go nosić?
— Ależ oczywiście! — odparł. — Jest to ozdoba głowy w czasie
wielkich przyjęć, balów, uroczystych obiadów, na przykład w pałacu
Marlboro u księstwa Walii.
Z dowcipną minką szybko wyciągnęła wniosek.
— W końcu to taki sam czepeczek jak każdy inny.
Odpowiedź rozbawiła go; zaczął się śmiać.
— Świetne określenie. Proszę się jednak nie obawiać: zawsze
będę przy pani i podpowiem, co należy robić.
— Tylko tego sobie życzę. Pan zna tyle mądrych i potrzebnych
rzeczy, które mnie zadziwiają. Na przykład, jak nauczył się pan
wybierać suknie dla pań? Bo to przecież pan zamówił dla mnie
toalety, a są doskonałe. Wie pan, jak kobieta powinna być ubrana w
różnych okolicznościach. A mnie wydaje się, że większość kobiet
87
byłaby w kłopocie, gdyby przyszło im decydować, co mężczyzna ma
nosić.
Wydawało się, że mówi sama do siebie. Uświadomiła to sobie i
szybko powiedziała:
— Proszę nie zwracać uwagi na moje słowa. Na pewno mówię
głupstwa. Ale wszystko to dla mnie, która żyłam tylko wśród
zakonnic, jest tak dziwne i niepojęte. One nic nie wiedzą o świecie, o
mężczyznach. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że mężczyzna może
okazywać tyle zainteresowania kobietami.
— Nie wszystkimi kobietami. Zakonnicami na przykład
zdecydowanie nie! — odparł.
— A jakimi?
— Takimi, którymi większość mężczyzn się interesuje. Mnie
interesuje towarzystwo kobiet. To duża przyjemność spędzać czas z
miłymi kobietami.
— Ale kim one są?
— To bardzo pociągające kobiety, na które lubimy patrzeć,
podziwiać je, a nawet... — zawahał się, ale dokończył szybko —
nawet kochać je od czasu do czasu.
— Nawet jeśli nie żenicie się z nimi?
Potrząsnął głową.
Anuszka niestrudzenie pytała dalej.
— Wobec tego te kobiety, które pan kochał, to właśnie pańskie
kochanki?
88
— Niekoniecznie — odrzekł. — Jak już pani powiedziałem dziś
po południu, jest jeszcze za wcześnie, aby o tym rozmawiać. Wrócimy
niejednokrotnie do tego tematu.
Myślał przy tym, że niełatwo będzie wyjaśnić jej różnicę
pomiędzy kochanką, kurtyzaną, tą, którą Biblia nazywa prostytutką, a
jeszcze inną, kobietą światową, z którą ma się romansik. Żeby
uniknąć odpowiedzi i dalszych wyjaśnień, wyjął z etui ciężką
brylantową bransoletę i włożył ją na rękę Anuszki, a później wsunął
jej na palec przepięknie cyzelowany pierścionek z dużym brylantem.
Majordomus oznajmił, że podano do stołu. Książę poczuł się
wybawiony z kłopotliwej sytuacji.
Po doskonałym posiłku przy stole udekorowanym wyłącznie
białymi kwiatami, w blasku świec w srebrnych lichtarzach, przeszli do
salonu na kawę.
— Wieczór dopiero się zaczął, jest jeszcze bardzo wcześnie —
powiedział do żony. — Proponuję, żebyśmy wybrali się do miasta.
Chciałbym, aby odkryła pani Paryż nocą. Pójdziemy do lokalu, a jutro
zabiorę panią do teatru.
Anuszka szeroko otworzyła oczy.
— Czy to naprawdę możliwe?
— Nie widzę nic, co mogłoby nam w tym przeszkodzić. Chyba że
nie lubi pani teatru czy opery.
— Ależ chcę wszystko zobaczyć! I teatr, i operę!
— Spełnimy te życzenia — odparł. — Dziś wieczorem zaczniemy
od lokalu, gdzie zjemy kolację. Są tam też tańce.
89
Anuszka zasmuciła się.
— Dobrze pan wie, że nie umiem tańczyć.
— Będzie pani pobierała lekcje tańca, a tymczasem sam nauczę
panią kilku pas.
— Och! To będzie zabawne. Ale co powiedziałaby na to matka
przełożona?
— Nie jest już pani w klasztorze. Odtąd jestem jedynym pani
rzecznikiem i jako mąż czuję się za panią odpowiedzialny.
— Jest mi bardzo wstyd, że nie znam tylu rzeczy, które dla pana
są codziennością.
Uśmiechnął się.
— Nie ma powodu do wstydu. Mówiłem pani przecież, że będę
jej nauczycielem. Obiecałem, że objaśnię wszystko, co będzie tego
wymagało. A musi pani wiedzieć, że to trud ogromnie dla mnie miły.
Pani reakcje są tak żywe, tak spontaniczne, tak różne od tych, jakich
oczekiwałem.
— A czego pan oczekiwał?
Książę zawahał się chwilę.
— Obawiałem się — odpowiedział — że może pani reagować jak
mała pruderyjna dziewczynka. Bałem się również, że to, co mówię,
nie będzie się pani podobało.
Spojrzała na niego z uśmiechem.
— Jakżebym mogła pana w czymkolwiek krytykować? Wszystko
jest dla mnie takie nowe, takie zabawne.
— Co się pani wydaje takie zabawne? — zdziwił się.
90
— Ależ... wszystko! Twarze służących, wciśniętych w
nieskazitelne i sztywne liberie, wspaniałe dania serwowane na
ciężkich srebrnych półmiskach... Dziwne i zabawne jest również to, że
ma pan tyle domów, tyle posiadłości, a był pan dotąd kawalerem, bez
żony, bez dzieci...
Raven odparł spokojnie.
— Temu moglibyśmy łatwo zaradzić.
— Chce pan przez to powiedzieć, że moglibyśmy mieć dzieci?
— Szczerze tego pragnę.
— Ja także — oświadczyła Anuszka — ale jak to zrobimy? W
klasztorze wciąż nam powtarzano, że jesteśmy dziećmi Boga, ale
nigdy nie wyjaśniono, jak postępowali nasi rodzice, żeby nas wydać
na świat.
Raven z trudem tylko utrzymywał powagę.
— Ta sprawa wymaga głębokiego zastanowienia. Proszę
pozwolić, że tę kwestię również odłożymy na później. Powóz czeka,
jedziemy zwiedzić słynne miasto świateł.
Uśmiechnęła się. Podniecona radością, z błyszczącymi oczyma,
nie mogła usiedzieć na miejscu.
Lokaj podał etolę z gronostajów. Książę narzucił na ramiona
pelerynę podbitą czerwoną satyną, wziął z rąk służącego cylinder,
rękawiczki i laskę z gałką z kości słoniowej. Na szyję założył długi
biały szal.
W powozie Anuszka natychmiast zapytała:
— Po co panu laska? Przecież nie będziemy spacerować.
91
— Taki jest zwyczaj — odparł.
— To tak jak kobieta, która trzyma wachlarz?
— Tak.
— Śmieszne to wszystko.
— Nigdy nie zwracałem na te szczegóły uwagi, ale oczywiście to
i owo może zaskakiwać, na przykład zwyczaj niewkładania
rękawiczek, lecz trzymania ich w ręce. To tradycja w dodatku
zupełnie zbędna.
— Ale ja włożyłam rękawiczki, czy to w porządku?
— Oczywiście, najzupełniej — odrzekł. — Lady musi zawsze
nosić rękawiczki. Jeśli wychodzi na miasto, oczywiście.
— Zawsze?
— Tak. Byłoby niestosowne nie mieć na dłoniach rękawiczek.
— Ale za to stosowne jest mieć nagie ramiona i głęboki dekolt.
— Przyznaję, że istotnie może to wydawać się nieco dziwne, ale
to nie ja decyduję o modzie. Muszę jednak potwierdzić, że bardzo się
ona rozwinęła od czasu, kiedy nasza pramatka Ewa, po wypędzeniu
jej z raju wraz z Adamem, okrywała się listkiem figowym.
Słuchała go śmiejąc się.
— Czy pan poważnie myśli, że Adam i Ewa wybrali listki figowe,
żeby być w zgodzie z modą? Księża w klasztorze, wyjaśniając ten
werset z Biblii, wskazywali na fakt, że popełnili oni grzech
pierworodny i uświadomiwszy sobie własną nagość, zawstydzili się.
— Rozumiem zakłopotanie księży z powodu konieczności
poruszania takich spraw wobec młodych niewinnych panien.
92
— Zupełnie nie rozumiem, dlaczego — odparła Anuszka z
niezachwianą logiką. — Czyż nie przychodzimy wszyscy nago na
świat?
— Na szczęście nie pozostajemy zbyt długo w tym stanie. Proszę
sobie wyobrazić nagość w zimie. A moda ma czasami i dobre strony.
Pięknie skrojona suknia może ukryć niezgrabne nogi czy zbyt obfity
biust, co mogłoby odstraszyć adoratorów.
Dziewczyna wybuchnęła śmiechem.
— W klasztorze nie wolno nam było mówić o nogach. Niektóre
miały bardzo brzydkie, grube. Na szczęście moje są szczupłe i chyba
zgrabne.
Rozbawiony Raven był bliski tego, by poprosić ją o pokazanie mu
ich, ale rozsądnie powstrzymał się w porę. Było dla niego oczywiste,
że Anuszka rozmawia z nim jak z przyjaciółką. Kiedy prosił swoją
siostrę o wyszukanie mu dziewczyny czystej i niewinnej, przez myśl
mu nawet nie przeszło, że może być ona zupełną ignorantką w
sprawach życia.
A taka była właśnie Anuszka. Nigdy nie zbliżyła się do
mężczyzny i było oczywiste, że jej zmysły są uśpione. Było również
jasne, że nie zdaje sobie sprawy z różnic w budowie mężczyzny i
kobiety. Przecież nie można było oczekiwać od księży, którzy uczyli
w klasztorze, że ją w tym względzie uświadomią.
Mogła jednak stykać się z mężczyznami, zanim oddano ją do
klasztoru. Tu przypomniał sobie słowo o ojcu, które się jej wyrwało,
kiedy mówił, że jest bogata. Był teraz pewien, że Anuszka pamiętała
93
przeszłość i pomyślała wtedy, że pieniądze pochodzą od jej ojca, że
jest to niewątpliwie spadek.
Dużo by dał, żeby znać prawdę. Tak jak lubił trudne wyczyny
sportowe, lubił również rozwiązywać zagadki, które go intrygowały.
A do takich należało pochodzenie jego żony. Był zdecydowany
wyjaśnić tę tajemnicę.
Planował, że punkt po punkcie dojdzie do okoliczności, które
przywiodły Anuszkę pod bramy klasztoru. Pozna nazwisko tego lub
tych, którzy ją tam przywiedli i zapewnili pobyt w Sacre Coeur,
pokrywali wszystkie koszty związane z jej wychowaniem i
wykształceniem, a na koniec pozostawili jej wspaniałą fortunę.
Nie dopowiedziane słowa Anuszki wskazują, że to jej ojciec był
mocodawcą — tego książę był pewien. Nie rozumiał jednak dramatu,
który nie pozwolił mu na ujawnienie się przez tyle długich lat.
Dlaczego tak zamożny człowiek ukrywał się? Książę mógł raczej
zrozumieć nieobecność matki, która być może chciała w ten sposób
pozbyć się „dziecka miłości", starając się jednak zapewnić mu
dostatnią przyszłość. Ale ojciec?
Muszę, powtarzał sobie, odkryć prawdę.
Poczuł nagły przypływ entuzjazmu dla zadania, które sobie
postawił. Uczucie myśliwego, który pójdzie świeżym tropem, było tak
silne, że przesłoniło wszystkie przykre wspomnienia.
Lokal, który wybrał Raven, żeby odkryć przed Anuszka nocne
życie stolicy, był najelegantszy w Paryżu. Po kolacji odsunięto stoliki
pod ściany, uzyskując miejsce do tańca. Orkiestra grała modne
94
melodie. Książę miał zarezerwowany stolik na półpiętrze w rodzaju
lodżii, skąd doskonale było widać tańczących.
Po świetnym obiedzie w domu Raven zamówił lekką kolację:
szampan i kawior, co do którego był pewien, że Anuszka nigdy go nie
jadła. Służący przyniósł na srebrnej tacy czarki napełnione lśniącymi
kulkami. Ten widok wywołał w Anuszce dziwny odruch, którego
książę nie zrozumiał. Wyjaśnił więc:
— To rosyjski kawior. Rarytas poszukiwany przez największych
smakoszy. Uchodzi za doskonały.
— Wiem — odpowiedziała.
Obserwował ją uważnie. Oddychała trochę szybciej.
— Pani wie, co to jest?
— Myślałam, że już nigdy w życiu nie będę miała okazji go jeść.
Raven nie odezwał się. Miał nową poszlakę, tym razem
poważniejszą. Uwzględniając skąpe informacje siostry, nabrał już
prawie pewności, że matka Anuszki była Rosjanką. Przypomniał sobie
podróż, którą pięć lat temu odbył do Sankt Petersburga. Spotkane tam
w Pałacu Zimowym kobiety były bardzo piękne.
Anuszka miała wielkie oczy i tajemnicze spojrzenie kobiet
Wschodu. Ale jednocześnie nie przedstawiała czystego typu
rosyjskiego. Ojciec musiał być najpewniej Anglikiem. Czar i urocza
osobowość Anuszki były pochodną zmieszania tych dwu typów.
Czekał cierpliwie, aż zje swój kawior. Jadła szybko, zachłannie,
lekceważąc tosty, które podano.
Kiedy skończyła, zapytał:
95
— Czy zjadłaby pani jeszcze?
— A czy byłoby niestosowne, gdybym odpowiedziała: tak?
— Jestem bardzo zadowolony, że pani smakuje — odparł. — Ja
także bardzo lubię kawior i założę się, że w klasztorze go nie
podawano.
— Sądzę, że oprócz matki przełożonej żadna zakonnica nie wie,
co to jest.
— Jestem zdumiony — powiedział, chcąc wyciągnąć z niej nieco
informacji — że pamięta pani kawior ze swego dzieciństwa. Dzieci na
ogół nie mają jeszcze wykształconego smaku i zapewne uważałyby go
za bardzo tłusty — skończył, dumny, że znalazł tak zgrabną furteczkę.
Ale był to trud zbędny. Anuszka odwróciła oczy i patrzyła na
taneczny krąg. Kiedy zaś podjęła rozmowę, było oczywiste, że chce
zmienić jej temat.
— Myślę, że wielebna matka przełożona uważałaby sposób, w
jaki tancerze ściskają swoje partnerki, za szokujący.
— Ale tu nie ma wielebnej matki, jestem natomiast ja, Anuszko.
Pani tymczasem wciąż unika odpowiedzi na moje pytanie, choć
zgodziła się na to, że będziemy wobec siebie szczerzy.
Popatrzyła na niego przenikliwie.
— Bardzo proszę..! niech mi pan nie ma tego za złe... niech się
pan nie gniewa. Nie mogę... naprawdę nie mogę odpowiedzieć.
— Ale dlaczego?
— Dałam słowo.
— Komu?
96
— Na to pytanie także nie mogę odpowiedzieć.
— Rozumiem, że musi pani zostać wierna danemu słowu. Ale jest
ktoś, dla kogo powinna pani zrobić wyjątek.
— Kto taki?
— Pani mąż. Czyż nie wie pani, że dzisiejsza uroczystość
połączyła nas w jedno? Jesteśmy sobie winni lojalność, której nie
musimy przestrzegać wobec innych.
Milczała dobrą chwilę, a potem podnosząc oczy spytała:
— Czy jest pan zupełnie pewien tego, co pan powiedział?
— Tak. Tak właśnie rozumiem sens małżeństwa i nawet pani
spowiednik, gdyby go pani zapytała, odpowie to samo.
Westchnęła.
— Trzeba, żeby mi pan szczegółowo wytłumaczył, co właściwie
oznacza małżeństwo. Zakonnicom i nowicjuszkom w klasztorze nie
wolno było rozmawiać na ten temat.
— Ale teraz jest pani mężatką — odrzekł Raven. — Jestem tu po
to, żeby wyjaśnić pani, co znaczy słowo „mąż"... Jak również po to,
żeby powiedzieć, co żona powinna, a czego nie powinna robić.
Anuszka znowu odwróciła oczy i patrzyła na tańczących, ale nie
roniła ani jednego słowa. Zrozumiał jednak, że naleganie byłoby
błędem. Nie chciał popełnić niezręczności, kontynuując tę rozmowę.
Doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Biorąc pod uwagę inteligencję
Anuszki, nie byłoby łatwo prowadzić dalej konwersacji w tonie
rodzinnym i banalnym, mówić o sprawach błahych, podczas gdy ją
97
intrygowało samo życie. Musiał być bardzo ostrożny, żeby jej nie
urazić.
Wiedział, że będzie musiał odkrywać przed nią zupełnie nowe
horyzonty, mnóstwo spraw i rzeczy, o których dotychczas nie miała
najmniejszego pojęcia.
Myśląc o tym wszystkim, doszedł do wniosku, że Anuszka była
nie tylko bardzo żywa i inteligentna — to nie ulegało wątpliwości —
ale była czymś znacznie więcej: była unikatem. Nie on jeden to
dostrzegł. Spojrzenia zebranych w lokalu osób towarzyszyły im od
chwili przyjścia. Zainteresowanie nią było ogromne. Nawet teraz
wielu nie mogło się powstrzymać od patrzenia w jej kierunku.
Anuszka zupełnie nie zdawała sobie z tego sprawy, obserwując
otoczenie swymi dziecięcymi i niewinnymi oczyma. Tak patrzy na
świat, myślał Raven, ale jej osobowość jeszcze się nie rozwinęła.
Kiedy to się stanie, niejednemu zawróci w głowie.
Krąg tańczących powiększał się. Pary cisnęły się na parkiet.
Niektórzy, wypiwszy za dużo, zachowywali się niewłaściwie,
potrącając innych. W pewnej chwili jedna z kobiet poślizgnęła się i
upadła.
Anuszka wzdrygnęła się z odrazą.
— Czy parkiet jest tak bardzo śliski? — zapytała.
— Nie — odparł — ale ci, którzy wypili zbyt dużo, nie mogą
utrzymać się na nogach.
Zmarszczyła z dezaprobatą brwi.
98
— Słyszałam o pijaństwie, ale nie miałam pojęcia, że to może
krępować ruchy przy chodzeniu czy tańczeniu.
— Nie zawsze tak się dzieje — wytłumaczył. — Najczęściej
alkohol powoduje, że ludzie zaczynają się zbyt głośno zachowywać.
Śmieją się i rozmawiają nadmiernie hałaśliwie.
Zauważył, że w jej oczach pojawił się wyraz niechęci. Odsunęła
kieliszek, tak jakby się bała, że może się upić. Uśmiechnął się i
pośpieszył z zapewnieniem:
— Nie ryzykuje pani, że się upije. Jestem tu, by czuwać, żeby nie
przydarzyło się pani nic niemiłego.
— O tak, bardzo proszę — odparła żywo. — To byłoby okropne,
gdybym tak jak tamta kobieta... Nigdy nie chcę się znaleźć w
podobnej sytuacji.
Spojrzał w kierunku parkietu. Dwóch panów usiłowało podnieść
kobietę, która głośno chichotała. Inne pary obrzucały ją spojrzeniami
pełnymi pogardy i wzruszały ramionami, wykazując lekceważenie, jak
to tylko Francuzi potrafią.
Anuszka starała się nie patrzeć w tamtą stronę. Wyraźnie czuła się
nieswojo. Wreszcie zwróciła się do księcia:
— Myślę, że ta scena jest... odrażająca. Nie podoba mi się
zachowanie tej kobiety... i nie chcę być przy tym obecna... Bardzo
pana proszę, czy nie moglibyśmy stąd wyjść?
— Ależ oczywiście. Obawiam się, że przyjście do tego lokalu nie
było moim najlepszym pomysłem.
99
Wstał, rzucił na stół zwitek banknotów i kazał służbie zawołać
powóz. Maitre d'hdtel natychmiast się tym zajął.
Na zewnątrz noc błyszczała tysiącami gwiazd tak jasno, że polecił
zaciągnąć na powozie budę.
Anuszka spojrzała na męża i powiedziała bardzo cicho:
— Tak mi przykro, zepsułam panu wieczór.
— Ależ nie — zaprzeczył. — Widok, na jaki panią naraziłem, jest
w lokalu tej klasy czymś naprawdę wyjątkowym. Po prostu pech,
gdyż w zasadzie jest to miejsce bardzo eleganckie, i zapewniam, że
takie rzeczy zdarzają się tam nadzwyczaj rzadko.
Kończąc zdanie zorientował się, że Anuszka go nie słucha. Z
głową opartą na poduszkach powozu podziwiała niebo. Mijane światła
uliczne wydobywały z cienia jej klasyczny, czysty w linii profil,
łagodne wygięcie długiej szyi, na której połyskiwały milionem lśnień
brylanty kolii. Jej piękność, skąpana w srebrnej poświacie, wydawała
się bardziej uduchowiona niż za dnia.
Chwilę jechali w milczeniu.
— To ciekawe — odezwała się — że w taką bajkową noc
mężczyźni i kobiety wolą dusić się w źle oświetlonym miejscu, niż
patrzeć w gwiazdy.
— Taniec — zaczął ostrożnie — pozwala ludziom zbliżyć się do
siebie... A gwiazdy są tak odległe...
Anuszka odwróciła się ku niemu.
— Mężczyźni i kobiety, ci ludzie, których widziałam dzisiaj, tak
przyciskali się do siebie, bo byli zakochani?
100
— Niekoniecznie. Wśród kobiet, które tam bywają, są też
niezamężne, szukające dobrych partii. A jeśli chodzi o mężczyzn,
większość z nich uważa, że przyjemnie jest potańczyć z uroczymi
kobietami.
Po namyśle Anuszka oświadczyła:
— Nie sądzę, żebym kiedykolwiek polubiła taniec. Gdyby jednak
przyszła mi taka ochota, myślę, że wolałabym tańczyć sama, tylko dla
siebie.
ROZDZIAŁ 5
Cały następny dzień był wypełniony śmiechem i okrzykami
radości. Anuszkę bawiło wszystko, co odkrywała. Książę natomiast
był oczarowany świeżością jej odczuć, do jakiej zupełnie nie
przywykł. Znajdowała tyle przyjemności w spacerze po Lasku
Bulońskim, co dzieci prowadzane tam każdego dnia dla zabawy i
rozrywki. Dobrze się poczuła, zupełnie jak na wsi, wśród wielkich
drzew, które dyskretnie zasłaniały okazałe rezydencje prywatne.
Trochę dalej mieścił się teatr marionetek, słynny Grand Guignol;
Anuszka z przyjemnością obejrzała przedstawienie. Przyglądała się
drewnianym konikom karuzeli, bawili ją sprzedawcy gofrów,
kolorowych baloników, zabawek oraz wynajmujący maleńkie wózki
ciągnione przez osiołki, na których jeździły zachwycone brzdące.
Po okrzykach radości i jej śmiechu Raven, który ciągle pilnie ją
obserwował, poznał, że ona odkrywa to wszystko, że jest to dla niej
zupełnie nowe i że w dzieciństwie nie zaznała takich radości. Aż się
101
palił, żeby zadać jej parę pytań, ale bał się, by znowu nie zamknęła się
w skorupie milczenia, którego nie potrafił przezwyciężyć.
Powstrzymywał się więc rozsądnie.
Potem pojechali otwartym powozem zwiedzić Paryż, którego
przecież nie znała. Budowa wieży Eiffla była rozpoczęta. Zatrzymali
się przy wykopach. Anuszka ze zdumieniem przyglądała się
monstrualnym żelaznym nogom wyłaniającym się z ziemi.
— Jak wpadli na pomysł takiej ohydy? — zapytała.
— Może to i nie będzie zbyt estetyczne — zauważył Raven — ale
proszę pomyśleć o odwadze takiego przedsięwzięcia. Wieża będzie
centralnym punktem przyszłej Wystawy Światowej. No i proszę sobie
wyobrazić ten wyjątkowy widok, jaki będzie się roztaczał ze szczytu,
kiedy skończą budowę.
— Będzie aż tak wysoka?
— Trzysta metrów!
Bulwary nad Sekwaną zafascynowały Anuszkę, a trzeba
przyznać, że ruch był tam bardzo ożywiony. Maleńkie stateczki
płynęły w górę rzeki i pod prąd, obwieszone lampionami i
przyozdobione kolorowymi chorągiewkami. Słychać było śmiech
praczek, piorących bieliznę na drewnianych pomostach.
Na Wielkich Bulwarach Anuszka nie mogła się nadziwić tłumom
przechodniów, gapiów, ludzi zalegających tarasy kawiarń. Dandysi,
światowe damy i kobiety z półświatka; większość osób ubrana bardzo
modnie, w jaskrawe kolory, niektórzy odziani wręcz ekscentrycznie.
102
Anuszka uważała, że gwar i ruch uliczny są bardzo zabawne,
niezwykłe, i była zupełnie oszołomiona modą i przesadą niektórych
strojów. Jej własna suknia była przecież także skrojona według
ostatnich wymogów mody, ale przy tym miała pewną klasę; prostota
kroju podkreślała zgrabną sylwetkę i grację ruchów jej właścicielki.
Na zakończenie spaceru książę kazał zatrzymać się dłużej na rue
de la Paix, przed domem mody słynnego Fryderyka Wortha. Znał
dobrze tę drogę. Ileż to młodych i pięknych kobiet przyprowadzał w
to miejsce, a każda z drżeniem i zachłannością w głosie wymieniała
nazwisko słynnego krawca!
Przelotne znajome księcia zupełnie bezwolnie poddawały się
wymaganiom króla mody, naginały do jego żądań i zrobiłyby chyba
wszystko dla uzyskania kreacji stworzonej przez Wortha wyłącznie
dla siebie. Książę czekał teraz z wielką niecierpliwością i
zaciekawieniem na reakcję Anuszki. Zaczął ją już trochę poznawać i
zadawał sobie pytanie, jak zachowa się przed obliczem mistrza.
Zauważył lekko kpiący grymas w kącikach jej ust i złociste ogniki
w głębi oczu. W rzeczy samej, sławny krawiec przedstawiał sobą
widok dość niezwykły. Ubrany był w marynarkę obszytą futrem. Spod
futrzanego toczka wymykały się siwe kosmyki. Księcia znał od
dawna. Był to jeden z jego najlepszych klientów, który wydawał
majątek na stroje, nigdy nie licząc się z pieniędzmi. Worth przyjął go
z wielką uniżonością.
103
Długo patrzył na Anuszkę krytycznym okiem, zanim dokonał
oceny jej urody. Wreszcie oświadczył szczerze, głosem dalekim od
kupieckiej rutyny:
— Będzie dla mnie prawdziwą przyjemnością, książę, ubierać
księżną, której oryginalna, wyjątkowa uroda zupełnie odbiega od
wyglądu moich dotychczasowych klientek.
Anuszka spojrzała na męża pytająco, nie wiedząc, czy ma
traktować tę wypowiedź jako komplement. Raven uśmiechnął się i
odparł spokojnie:
— Życzę sobie dla księżnej kompletną garderobę, i będę bardzo
rad, jeśli zechce pan to wykonać jak najszybciej.
Na znak mistrza weszła dostojnie gromadka krawcowych,
asystentek, pomocnic i podręcznych, dźwigając naręcza delikatnych
jedwabi, brokatów, lam lśniących złotem i srebrem, drogocennych
koronek i zwiewnych tiuli o tysiącu odcieni.
Worth krążył wokół Anuszki, zarzucał na nią i drapował
materiały, zakrywał i odkrywał ramiona, okręcał wokół talii, grał po
mistrzowsku kolorami. Ciągle w ruchu, mierzył, pasował, rzucał
cyframi i szybko szkicował coś w bloku, który trzymała w pogotowiu
jedna z asystentek. Po ostatecznym wybraniu materiałów, kolorów i
fasonów zażądał mnóstwa dodatków, którymi chciał uzupełnić
stworzone dla Anuszki kreacje.
Oszołomiona całym tym zamętem wokół jej osoby, Anuszka
rychło nie była w stanie powziąć najbłahszej decyzji, o które
upominał się mistrz igły. Inicjatywę przejął więc książę. Poprosił o
104
szkice, obejrzał je okiem znawcy, zapytał o kilka szczegółów,
zaproponował parę drobnych zmian. W rezultacie to on wybierał
suknie i dodatki. Widać było, że Anuszka jest z tego bardzo rada.
Po wyjściu ze słynnego magazynu mody Anuszka dobrą chwilę
przychodziła do siebie. Kręciło się jej w głowie i brakowało tchu.
Długo wdychała świeże powietrze na placu Vendome, zanim
odzyskała swoją wesołość i zdolność śmiechu. Książę, który wciąż
dyskretnie obserwował żonę, powiedział z rozbawieniem:
— Jak może się pani śmiać po spotkaniu z najznakomitszym
człowiekiem w Paryżu?
— Bo to doprawdy było już zbyt zabawne — odparła. — Cały ten
rojący się wokół mistrza światek i on, wydający rozkazy, jakby
chodziło co najmniej o stworzenie świata, a nie zwykłej sukni.
— Ależ to obraza majestatu, Anuszko. Czy zdaje sobie pani z
tego sprawę? Gdyby doszło do jego wiadomości, że popełniła pani
taką herezję, natychmiast odmówiłby przyjęcia zamówienia, a ja —
mimo mego majątku — nic nie mógłbym na to poradzić. Co zrobiłaby
pani w takim wypadku?
— Byłabym zmuszona, jak Ewa, zdobyć listek figowy, tyle że nie
szukałabym go w raju, lecz w Lasku Bulońskim.
Oboje wybuchnęli śmiechem.
Na lunch pojechali do Pre Catelan, właśnie w Lasku Bulońskim.
Po drodze mijali piękne amazonki, galopujące z gracją pomiędzy
Porte Dauphine a polami Auteuil, miejscem wyścigów konnych.
105
Po spacerze oboje nabrali apetytu i zadowoleni, zatrzymali się w
restauracji, gdzie stoliki ocienione były wielkimi drzewami. Będą
mogli posilić się i porozmawiać.
Książę zapomniał jednak, że w Pre spotykał się cały modny Paryż
i miły, intymny nastrój będzie niemożliwy. Na zmianę decyzji było
już jednak za późno. Pomimo więc ciekawości, którą wzbudzała
Anuszka u jego boku, usadowili się przy stoliku, nieco na uboczu. W
przejściu musiał dokonać przelotnej prezentacji, przedstawić żonie
mijanych przyjaciół i znajomych. Kiedy szli do stolika, powiedział do
niej:
— Zjemy lekki posiłek, bo dziś wieczorem chcę panią zabrać do
słynnej restauracji. Co prawda nie tańczy się tam, ale za to lokal słynie
ze wspaniałej kuchni.
— Wydaje mi się, że Francuzi są ludźmi zdecydowanie
łakomymi. Czy myślą tylko o jedzeniu?
— Sądzę, że mają jeszcze jedną pasję.
— Jaką mianowicie?
— Miłość.
Anuszka szeroko rozwarła oczy.
— Miłość? Na tym samym poziomie co kuchnia? Czy obu tych
rzeczy uczą się jednocześnie?
Książę nie mógł powstrzymać się od uśmiechu.
— Niezupełnie. Ale Francuzi traktują miłość na równi ze sztuką,
taką jak malarstwo, muzyka, rzeźba i... trzeba przyznać — kuchnia.
Milczała chwilę zamyślona, a potem rzekła:
106
— Miłość to zapewne bardzo szeroki temat?
— W sztuce kochania Francuzi nie mają sobie równych.
Poświęcają jej większą część życia.
W tym miejscu ich rozmowę przerwało nadejście trzech osób.
Wydając radosne okrzyki powitania, zbliżała się ku nim dama w
towarzystwie dwóch panów. Młoda kobietą była ubrana z wyszukaną
elegancją. Książę miał z nią swego czasu romans, który zakończył się
wraz z wysłaniem jej męża, dyplomaty na dworze królewskim, na
daleką placówkę zagraniczną.
Księżna de Portales była świadoma swej piękności i nieodpartego
uroku. Bujne, wspaniałe rude włosy, wielkie zielone oczy poczyniły
niemało spustoszenia w dyplomatycznym świecie. Towarzyszący jej
dwaj panowie należeli do grona totumfackich księcia. Po przywitaniu
się rudowłosa piękność zaatakowała:
— Chciałam, drogi Ravenie, spotkać się dziś z panem dla złożenia
gratulacji. Moich najlepszych życzeń szczęścia. Wie pan, jak bardzo
go panu życzę, jak bardzo chcę, żeby był pan szczęśliwy.
Oczy wpatrujące się w księcia mówiły jasno, że szczęście to może
osiągnąć jedynie z nią, z nikim innym. Książę pominął to nieme
wezwanie i z szacunkiem ucałował podaną mu dłoń.
— Przyjmuję pani życzenia, droga przyjaciółko. Pozwoli pani
przedstawić sobie moją małżonkę — i odwrócił się ku Anuszce
mówiąc: — Księżna de Portales, której wyjazd z Londynu był
niepowetowaną stratą dla całej Anglii. — Księżna skłoniła lekko
głowę, znów rzuciła księciu uwodzicielskie spojrzenie i rzekła:
107
— Twoje małżeństwo, Ravenie, to wielka niespodzianka.
Nie pozostawiając mu czasu na odpowiedź, odwróciła się do
Anuszki i podczas gdy panowie wymieniali kilka zdań, odezwała się
kwaśnym tonem:
— Byliśmy bardzo bliskimi przyjaciółmi, pani mąż i ja. Był
jednym z najmilszych mi przyjaciół. Miałam pełne prawo spodziewać
się, że zawiadomi mnie przynajmniej o swoich planach małżeńskich.
Anuszka popatrzyła na nią uważnie i zrozumiała, dlaczego książę
musiał być tak bardzo zainteresowany księżną de Portales. Była
wyjątkowo piękną kobietą. Ale pod ugrzecznionym tonem i takimiż
słowami wyczuwało się złośliwość, którą od chwili, gdy dowiedziała
się o ślubie Ravena, bardzo źle ukrywała. Po chwili dodała:
— Musi pani, księżno, koniecznie mnie odwiedzić. Myślę, że nie
sprawi to pani kłopotu. Mamy z pani mężem tyle wspólnych
wspomnień. Raven jest moim starym przyjacielem.
Tym razem nuta agresji zabrzmiała już wyraźnie. Widać było, że
małżeństwo księcia irytowało ją w najwyższym stopniu. Anuszka
bardzo szybko odgadła jej niezadowolenie i chcąc sprawę postawić
jasno, zapytała najbardziej niewinnie w świecie:
— Była pani kochanką mego męża, nieprawda?
Księżna de Portales zaniemówiła. Pytanie Anuszki było tak
bezpośrednie, że zupełnie nie wiedziała, co odpowiedzieć. Po chwili
czerwona i zła rzuciła:
— Jak pani śmie mówić podobne rzeczy? W życiu nie słyszałam
takiej bezczelności!
108
Mówiła tak ostrym tonem i tak głośno, że książę i dwaj panowie
rozmawiający obok obejrzeli się. Wściekła, księżna odwróciła się i
opuściła Anuszkę, furkocząc falbanami jak rozzłoszczony indyk. Jej
dwaj towarzysze wymamrotali przeprosiny i popędzili za nią.
— Co się stało? — zapytał książę. — Co wprawiło ją w taki szał?
— Jest mi bardzo przykro, jeśli ją dotknęłam — odparła spokojnie
Anuszka.
Rozmawiając wrócili do stolika. Anuszka usiadła.
— Co właściwie powiedziała jej pani? — nalegał książę.
Anuszka patrzyła za oddalającą się księżną de Portales, która
gestykulując gwałtownie, chciała najwyraźniej opuścić lokal. Widać
było, że jej towarzysze starali się ją ułagodzić. Nie mieli ochoty być
wmieszani w publiczny skandal.
Anuszka próbowała wytłumaczyć mężowi, że nie było jej intencją
ubliżyć księżnie, i tym zapewnieniem zakończyła wyjaśnienia.
— Ale wreszcie, Anuszko, co jej pani powiedziała?
— Tak bardzo zależało jej na panu, tak gorąco zapewniała o
głębokiej przyjaźni, która was łączyła, że zapytałam po prostu, czy
była pana kochanką.
Przez jego twarz przemknął lekki grymas, a potem Raven
wybuchnął śmiechem. Anuszka, pilnie śledząc jego reakcję, zapytała:
— Więc nie gniewa się pan na mnie?
— Jakżeż mógłbym? Wszystko to moja wina. I w dodatku... pani
de Pompadour! Powinienem być bardziej precyzyjny, wytłumaczyć
jaśniej. To ja oczywiście powinienem był uchronić panią przed takimi
109
atakami. Nigdy nie należy mówić kobiecie wprost, że jest lub była
czyjąś kochanką, zwłaszcza światowym damom. W takim wypadku
obowiązuje tajemnica, nawet jeśli jest to tajemnica poliszynela.
Zazwyczaj trzeba udawać, że się o niczym nie wie.
— Ale w tym wypadku chyba się nie omyliłam? Była pana
kochanką?
— Anuszko, niech pani nie nalega i nie wymaga, żebym zdradzał
tajemnice kobiety. Proszę zrozumieć, że nie mogę odpowiedzieć na to
pytanie.
— Nawet swojej żonie?
Raz jeszcze książę wpadł we własne sidła. Czyż nie zapewniał jej
wczoraj, że między małżonkami powinna obowiązywać całkowita
szczerość? A teraz sam zrywał pakt, który zaproponował.
Jednocześnie zapytywał siebie, jak mógł prowadzić dotąd życie tak
puste i lekkomyślne, a wyjaśnienia, które dawał żonie, wydały mu się
odrażające.
Anuszka, wielce zmartwiona, zauważyła:
— Bardzo żałuję, że powiedziałam coś niestosownego, ale
uprzedzałam pana: jestem za dużą ignorantką, aby być żoną godną
pana.
— Ależ skąd, Anuszko. Ten incydent wcale nie dotyczy naszego
małżeństwa. To zupełnie tak, jakby mi pani oświadczyła, że nie może
już chodzić do szkoły, bo dostała pani zły stopień. Co innego
natomiast wydaje mi się godne pożałowania. To mianowicie, że
nauczyciel nie stanął na wysokości zadania.
110
Uśmiechnęła się.
— Myślę, że nawet pańscy wrogowie nie ośmieliliby się
powiedzieć, że jest pan złym nauczycielem. Sądzę, że jest pan
zupełnie wyjątkowy.
— Uważa się pani za kompetentną, aby mnie oceniać?
W jego głosie zabrzmiał ton nieco sarkastyczny. Anuszka
odpowiedziała szybko:
— Mogę tylko porównać pana do mężczyzn, których dotąd
znałam, do profesorów w klasztorze i oczywiście do księży, którzy
zajmowali się naszym wykształceniem i wychowaniem. Wszyscy byli
ludźmi nadzwyczajnymi. Dwa razy w roku składał nam wizytę
arcybiskup Paryża. A to już był najwspanialszy człowiek.
— I potrafiła pani ocenić ich wartość?
Anuszkę zmroził ton i słowa. Zmieszała się i nie odpowiedziała,
patrząc w dal. Świadom tego, że ją dotknął i zranił, książę starał się
usprawiedliwić.
— Proszę się nie martwić, Anuszko. Jestem bardzo szczęśliwy, że
docenia pani moje skromne zalety, i chciałbym w przyszłości zasłużyć
na więcej pochwał.
— To ja muszę prosić o wybaczenie. Zdaję sobie sprawę, że jest
za wcześnie na osądzanie pana i porównywanie do innych mężczyzn,
nawet jeśliby to był sam arcybiskup Paryża.
Była inteligentna, toteż szybko uświadomiła sobie, że jest zbyt
młoda, w dodatku tak niedawno opuściła klasztor, impertynencją więc
111
było osądzać człowieka, który miał zapewne duże doświadczenie
życiowe. Fakt, że osąd ten wypadł dodatnio, niczego nie zmieniał.
Książę natomiast uważał, że usłyszał najpiękniejszy w życiu
komplement, gdyż Anuszka skorzystała w sposób doskonały z nauk
otrzymanych w klasztorze. Widać profesorowie kształcili jej
inteligencję i umysł.
Jakby czytając w jego myślach, powiedziała cichutko:
— Będę szczęśliwa, jeśli pan zapomni o tym niewczesnym
wybryku. Obiecuję nie robić więcej żadnych aluzji. Nie chciałabym,
żeby moja niezręczność zepsuła miło zaczęty lunch.
Była tak ładna i tak żarliwie przemawiała w swojej sprawie, że
książę musiałby chyba mieć serce z kamienia, gdyby nadal się na nią
boczył.. Z wielką czułością poprosił:
— Zapomnijmy o tym epizodzie bez znaczenia i zamówmy coś do
jedzenia.
— Ale... pańska przyjaciółka, księżna...
— Bukiet pięknych kwiatów i parę słów przeproszenia załatwią
wszystko.
— Chciała się z panem spotkać?
— Ale to nie jest moim życzeniem.
Anuszka spojrzała nań szybko.
— Jeśli macie sobie do powiedzenia ważne rzeczy, mogę zostać
w domu, a pan złoży jej wizytę.
— Nie ma nawet mowy! — odparł.
112
Dziwił się sobie, że tak zdecydowanie wyraża swój pogląd. Ale
było dlań oczywiste, że nie miał najmniejszej ochoty widzieć się z
księżną de Portales.
Po lunchu pojechali na spacer do Bois de Boulogne. Kiedy wrócili
do domu, upał trwał nadal. Usiedli więc na tarasie, skąd rozciągał się
widok na park otaczający posiadłość. Czuli bryzę docierającą znad
Sekwany. Lokaj podał napoje orzeźwiające.
— Tu oddycha się lepiej — zauważyła.
— Myślę, że wciąż jeszcze jest zbyt upalnie. Ale to nic w
porównaniu z tym, co czeka nas jutro na południu Francji. Tam
jednakże przynajmniej wieczorami czuć będziemy morski powiew. I
nic nie będziemy robili, tylko czekali na nadejście mego jachtu.
— Ma pan jacht? — zapytała, szeroko otwierając zdumione oczy.
— Kazałem, żeby czekał na nas w Nicei. Stamtąd popłyniemy w
podróż po Morzu Śródziemnym, zatrzymując się tyle razy, ile tylko
pani zechce. — Obserwował ją swoim zwyczajem.
— Popłyniemy — mówił dalej — do Włoch, na Sycylię, do
Grecji, a jeśli pani sobie zażyczy, możemy zapuścić się aż do
Konstantynopola i na Morze Czarne.
Wydawało mu się, że wstrzymała oddech. Zanim zdołał dorzucić
słowo, powiedziała nagle:
— Tak, tak, tak. Zróbmy to wszystko! To byłaby najpiękniejsza
przygoda. I wie pan, wcale się nie boję podróży morskiej.
Książę skrzętnie zapamiętał następną wskazówkę, ale nie zrobił
żadnej uwagi i zmienił temat.
113
— Toalety zamówione u Wortha pojadą za nami. Jest możliwe, że
jedna lub dwie suknie będą gotowe już jutro. Ale tymczasem, na
wszelki wypadek, zamówiłem kilka w innej firmie.
— Kosztuję pana majątek.
— Mogłaby pani swobodnie sama kupić to wszystko.
— To prawda. Mówił pan, że jestem bogata. W klasztorze nie
byłyśmy przyzwyczajone do posiadania pieniędzy. Musi mi pan
wytłumaczyć, jak zabrać się do tego, gdybym chciała kupić coś
bardzo ważnego.
Spojrzał na nią z zaciekawieniem.
— A co takiego chciałaby pani kupić?
— Chcę ofiarować panu prezent. Musi być bardzo drogi i bardzo
piękny.
— Co za pomysł, Anuszko!
— Chcę w ten sposób podziękować za wszystko, co pan dla mnie
zrobił.
— Ależ to dopiero początek, Anuszko. Nie ma dla mnie większej
przyjemności, niż ubierać kobietę od stóp do głów.
Zareagowała natychmiast.
— Pańskie słowa, książę, każą mi myśleć, że przede mną ubierał
pan wiele kobiet. Swoich...
Chciała powiedzieć: „kochanek", ale powstrzymała się.
Stłumił uśmiech. Ileż kobiet kazało sobie płacić haracz w zamian
za udzielane mu łaski! Kupował nie tylko toalety, ale i bezcenne futra
— gronostaje, sobole, także klejnoty, perły, brylanty.
114
Zawsze uważał te wydatki za oczywiste. Zdobywane kobiety —
damy z towarzystwa lub kobiety z półświatka, — wiedziały o jego
fortunie i kazały sobie słono płacić. Ponieważ przeważnie były miłe i
uprzejme, same ofiarowywały mu w rewanżu drobne upominki i
świadczyły uprzejmostki, które go bardzo bawiły.
Ale to, co zamierzała Anuszka, było czymś zgoła innym. Chciała
odwzajemnić się i zrobić mu prezent wartościowy. To mu się jeszcze
nigdy nie przytrafiło. Wzruszyło go to bardzo. Anuszka tymczasem
kontynuowała rozmowę:
— Bardzo, ale to bardzo, chciałabym ofiarować panu taką rzecz,
jakiej pan jeszcze nie ma, ale czy będzie to możliwe? Wszystkie pana
siedziby są zapewne tak zapełnione jak ta paryska. Coś sobie
obmyśliłam, ale mogę to wykonać tylko z pańską pomocą.
— Proszę, niech pani mówi.
— Bardzo chciałabym kupić panu... konia! Te, które ma pan tutaj,
są z pewnością piękne, te w Anglii chyba też — i nie zważając na
zdumienie malujące się na twarzy księcia, z entuzjazmem ciągnęła
dalej. — Musi być piękny, najpiękniejszy ze wszystkich, musi
wygrywać wszystkie konkursy. I bardzo proszę pomóc mi wybrać.
Jeśli będę mogła go ofiarować, wynagrodzę panu wszystkie wydatki,
które pan ponosi na moje suknie i klejnoty.
— To cudowna myśl, Anuszko, i... — dodał po sekundzie trochę
rozbawiony, ale i rozczulony — jestem pani bardzo wdzięczny.
Jeszcze nikt nie pomyślał, żeby ofiarować mi konia w prezencie
115
ślubnym. Muszę przyznać szczerze, że ogromnie mi się ten pomysł
podoba.
Anuszka klasnęła w ręce.
— Kiedy pójdziemy go wybrać?
— Po powrocie do Anglii, w Tattersalu. Kupiłem tam moje
najlepsze rasowe konie. Odwiedzimy kilka znanych stajni, zanim się
zdecydujemy.
Jej oczy błyszczały radością. Zawołała:
— Wiedziałam, że to dobra myśl. Tak się cieszę, że i panu się ten
pomysł podoba!
— Obiecuję solennie, że wybierzemy go razem. Ale chciałbym o
coś panią zapytać. Czy można?
— Tak?
— Czy umie pani jeździć konno?
— Obawiam się, że nie bardzo — powiedziała cichutko. —
Kiedyś jeździłam zupełnie nieźle, ale to było tak dawno.
— Dosiadała pani konia przed wstąpieniem do klasztoru?
Zorientowała się, że wymknęły się jej słowa, których nie chciała
powiedzieć. Zamilkła, speszona. Po sekundzie wahania odpowiedziała
szczerze:
— Tak. I myślę, że tego się nie zapomina;
— Sprawdzimy to niebawem. Jednakże wolałbym, żeby jeździła
pani na moich koniach w Londynie, a nie na tutejszych.
— Tak, oczywiście. Byłabym bardzo upokorzona, gdyby w Bois
de Boulogne zdarzył mi się upadek. Tyle tam osób. Chciałam jeszcze
116
prosić o jedno. Czy zgodziłby się pan osobiście nauczyć mnie jeździć?
Czułabym się wtedy pewniejsza.
— Ależ z największą przyjemnością. Jestem przekonany, że
będzie pani świetną amazonką.
— Wiele bym dała, żeby się pan nie mylił. Wydaje mi się, że
Anglicy celują w tym sporcie.
Raven był już teraz zupełnie pewien, że Anuszka raz jeszcze
wspomina i przeżywa w myślach swoją przeszłość.
— Sądzę — powiedział — że zachowa pani nadal dobrą opinię o
moich rodakach. Jak już dobrze opanuje pani jazdę konną, będziemy
razem jeździli na polowania. To mój ulubiony sport, mam wspaniałą,
dobrze wytresowaną sforę psów gończych.
— Musi mnie pan nauczyć wszystkiego. Chcę wszystko wiedzieć.
A to, co robiłam, jest takie dalekie, tak odległe. Wydaje mi się, że
wszystko zapomniałam.
Dzień minął bardzo szybko, ale książę miał wrażenie, że nigdy
jeszcze nie przeżył radośniej szych chwil. Był oczarowany sposobem
bycia Anuszki i jej zaskakującymi reakcjami. Jej wykształcenie było
równe jego. Liczne braki w innych dziedzinach najwyraźniej chciała
uzupełnić. Był zdecydowany pomóc jej w tym. Znalazł się w
położeniu rodziców, szczęśliwych, że mogą odpowiadać na pytania
dziecka. Anuszka jednak nie była już dzieckiem, a jej niezwykła
pamięć pozwalała na robienie szybkich postępów.
Tego wieczoru, kiedy po przebraniu się na obiad weszła do salonu
piękna i tak bardzo radosna, książę uznał, że szkoda przywiązywać
117
tyle wagi do zalet jej rozumu, skoro można cieszyć się jej niezwykłą
urodą.
Anuszka zmieniała się szybko i znakomicie adaptowała do
nowych warunków — tak jak kolor jej oczu zmieniający się w
zależności od barwy sukni. Ponadto fryzjer wypróbował kilka
rodzajów uczesania i książę był doprawdy w kłopocie, w którym było
jej najbardziej do twarzy. Tego wieczoru miała na sobie suknię z
lamy. Kupił ją, bo uważał, że jest odpowiednia dla młodej mężatki.
Srebrne blaski odbijały się w jej włosach i zdawały się lekko igrać
na jasnym paśmie blond. Na szyi miała kolię z pereł, którą ofiarował
jej na zmianę z brylantami. Opałowe lśnienia uwydatniały matową
biel ramion. Tak wystrojona, wydawała się jeszcze młodsza, niż była
w istocie, i zupełnie pozbawiona godności księżnej. Widząc ją taką —
młodą, świeżą — pomyślał, że przypomina cudowną grę świateł i
wody w fontannach Wersalu. Anuszka, niepewna swego wyglądu,
poszukała wzrokiem męża, chcąc się upewnić i uspokoić.
— Jesteś cudowna, Anuszko! Czy muszę koniecznie potwierdzać
to, co powiedziało ci już na pewno zwierciadło?
— Jak pan odgadł, że przed zejściem tutaj przeglądałam się w
lustrze?
— Każda kobieta tak postępuje, kiedy ma nową suknię. Gdyby ta
nie znalazła pani uznania, przebrałaby się pani i spóźniła na obiad.
— Nigdy nie ośmieliłabym się kazać panu czekać, ale byłabym
bardzo rozczarowana, gdybym się panu nie spodobała.
118
— Kiedy będziemy starym małżeństwem, znudzą się pani moje
komplementy.
— Wcale nie — powiedziała potrząsając główką — uwielbiam je.
To jest dla mnie takie nowe.
— Wierzę. I dlatego będzie pani wolała przebywać raczej w
towarzystwie mężczyzn niż kobiet, które w większości mówią tylko o
sobie.
— Czy wszyscy mężczyźni są tak uprzedzająco grzeczni jak pan?
— Sama się pani przekona. Będzie pani otoczona podziwem i
obdarzana pochlebstwami, zanim osiągnie pełnoletność.
Książę się nie mylił. Ich wejście do Grand Fevour, jednej z
najznakomitszych restauracji Paryża, zostało owacyjnie powitane
przez licznych przyjaciół księcia. Wszyscy tłoczyli się przy ich
stoliku, a książę przedstawiał ich kolejno Anuszce. Każdy w niskim
ukłonie całował jej rękę i w doskonałej angielszczyźnie
komplementował, a ona tylko szeroko otwierała swoje piękne oczy.
— Jak zdobyć, Ravenie, taki skarb? Że też musisz nas zawsze
wyprzedzić w każdej dziedzinie!
Któryś zapewnił:
— Księżno, jest pani promiennie błyszczącą gwiazdą, o jakiej
każdy z nas marzy. Ale Raven przywłaszczył sobie cały blask, który
powinien olśniewać wszystkich. Podchodzili tak kolejno i wygłaszali
pompatyczne madrygały jedne bardziej kwieciste od drugich.
Wreszcie małżonkowie zostali sami. Anuszka parsknęła śmiechem.
119
— Miał pan rację co do tych komplementów. Ale muszę ze
wstydem przyznać, że mimo wszystko podobały mi się one. I mam
nadzieję otrzymywać jeszcze dużo, dużo innych.
— Dwaj ostatni dżentelmeni dali się ponieść lirycznej przesadzie
— stwierdził Raven, marszcząc nieco czoło. — Anglik powiedziałby
po prostu, że jest pani piękna. Nigdy nie posunąłby się do tak mętnych
poetyckich dywagacji.
Tym razem Anuszka zapytała, nie ukrywając rozbawienia:
— A pan, jakie komplementy mówi kobietom, które podziwia?
— Nie odpowiem na to pytanie.
— To tajemnica?
— Niedyskrecja... która mogłaby wywołać zazdrość legalnej
żony.
— Czy chce pan przez to powiedzieć, że jeśli będzie pan
podziwiał inną kobietę, ja muszę okazywać zazdrość?
— To byłby przecież zupełnie naturalny odruch.
— Dlaczego?
— Bo zakłada się, że małżonkowie powinni być sobie wierni.
— Jednakże księżna, którą spotkaliśmy, była zamężna, kiedy
staliście się przyjaciółmi... bardzo bliskimi.
Jeszcze raz książę poczuł, że wpadł we własne sidła. Z
zakłopotania wybawił go maitre d'hdtel, który zbliżył się z kartą.
Podczas posiłku Anuszka była zadumana. Wydawało mu się, że
przemyśliwa wszystkie poprzednie pytania i odpowiedzi. Kiedy na
120
koniec postawiono przed nimi kawę i książę zamówił koniak,
odważyła się przerwać milczenie.
— Czy mogę pana o coś zapytać?
— Słucham.
— Teraz, kiedy jesteśmy małżeństwem, jeśli spotka pan kobietę
obdarzoną wszelkimi zaletami... i będzie się panu bardzo podobała, i
chciałby pan jej to... powiedzieć, czy powinnam udać, że nic nie
zauważam?
— Przypuszczenie jest prawdopodobne — odparł — ale gdyby
nawet tak się stało, to musiałoby to pozostać tajemnicą. Nigdy by się
pani o tym nie dowiedziała i nie miałaby powodu do niepokoju.
— Mówił pan przed chwilą, że kobiety są zazdrosne.
— Tak. Myślę, że kobiety są zazdrosne i stale obawiają się
rywalek, które mogą im odbić męża.
Odpowiedź była niejasna. Anuszka podjęła więc znowu:
— Załóżmy, że przyjmuję innych mężczyzn, którzy mi
nadskakują i którzy mnie interesują. Czy podtrzymuje pan swoje
zdanie, że nie powinien pan nic zauważać?
Zmarszczył brwi i odpowiedział sucho:
— To się nigdy nie powinno zdarzyć. W żadnym wypadku. Moja
żona musi być wierna i prowadzić się bez zarzutu. Nie może być w
pani życiu, Anuszko, żadnego innego mężczyzny.
Mówiąc te słowa pomyślał, że małżeństwo na pewno nie
powstrzymałoby Cleodel od kontynuowania romansu z Jimmym. Na
samą myśl o tym ogarnął go taki niesmak, że mimo woli jego głos
121
nabrał ostrego brzmienia, a słowa nasiąkły mściwą złośliwością.
Natychmiast jednak zdał sobie z tego sprawę i bojąc się, że był zbyt
brutalny, poszukał innych, łagodniejszych słów.
Ale ona, swoim zwyczajem, nie pozostawiła mu czasu na ich
wypowiedzenie. Szepnęła cicho:
— To doprawdy niesprawiedliwe.
— Niesprawiedliwe? — książę nieomal podskoczył.
— No tak, to niesprawiedliwe, że mężczyzna ma prawa, których
odmawia się kobiecie! Nie, to zupełnie niesłuszne. To, co stosuje się
do jednego, powinno także stosować się do drugiego.
Tak rozumując Anuszka z całą pewnością myślała w sensie
ogólnym. Nie broniła swego osobistego punktu widzenia. Rozumiał to
doskonale, ale zbyt bolesne były dlań przeżycia z Cleodel. Postanowił
więc wyjaśnić rzecz do końca.
Upił trochę koniaku.
— Jestem — powiedział — winien pani prawdę. — Nie zwracał
zupełnie uwagi na jej gest świadczący o przestrachu i ciągnął dalej: —
Proszę pozwolić mi mówić. Kiedy przyjechałem do klasztoru, moim
celem było znalezienie kobiety zupełnie różnej od tych, które znałem
dotychczas.
— Różnej w jakim sensie?
— Poprosiłem moją siostrę o wybranie mi spośród nowicjuszek
młodej panny. Chciałem, żeby była czysta i niewinna.- I to właśnie
panią wybrała moja siostra.
122
— Czy mam rozumieć, że inne... że te kobiety, które pan znał
dotychczas, nie były takie?
Raz jeszcze rozmowa zaprowadziła go znacznie dalej, niż tego
chciał. Odpowiedział niejasno:
— Trudno powiedzieć. Należy przypuszczać, że większość
młodych panien zachowuje czystość do ślubu, ale istnieje przecież
ryzyko silnej pokusy, gdyż żyją w świecie, w którym nie zawsze
można uniknąć pułapki.
— A zatem te dziewczyny musiały spotykać mężczyzn, i to bez
wiedzy rodziców czy opiekunów. Mogły mieć przygody, pozwalać się
całować?
Anuszka niewzruszenie ciągnęła swoją myśl dalej, ale książę
wolał uciąć to krótko.
— Dokładnie tak. W najlepszych arystokratycznych domach
zdarza się, że młoda panna spotyka mężczyzn. Mogą to być:
kierownik maneżu, wodzirej na balu, urzędnicy, sekretarz ojca.
Pomiędzy nimi nie brak osobników zupełnie wyzutych ze skrupułów i
poczucia moralności. Są zdolni uwieść młodą dziewczynę. Wystarczy
trochę uroku osobistego i umiejętności znalezienia się w
towarzystwie.
Znów jego głos stał się szorstki na wspomnienie Jimmy'ego i
Cleodel. Powiedziała:
— Nigdy nie wyjaśnił mi pan, co się właściwie panu
przydarzyło... Czuję, że został pan zraniony, upokorzony i że stara się
pan zapomnieć o bolesnej przeszłości, budując nowe życie.
123
Była bardzo czuła. Podziwiał ją, umiała znaleźć właściwe słowa i
odgadywała najbardziej złożone sytuacje. Nie chciał już nic dorzucać
do tego, co powiedział, zmienił więc temat rozmowy.
Żeby odwrócić jej uwagę, zaczął opowiadać historię restauracji
Grand Fevour, gdzie się właśnie znajdowali. Wspomniał, że dawniej
był tu Palais Royal, którego liczne budynki tworzyły wielki, zwarty
kompleks architektoniczny. Książę Orleański, mający podówczas w
Palais Royal swą paryską rezydencję, w ciągu jednej nocy dorobił się
kolosalnego majątku, zmieniając sale, komnaty i galerie w sieć
sklepów, butików, salonów gier, restauracji i kantorów.
Anuszka słuchała uważnie.
— Czy wtedy — zapytała — mężowie prowadzili tam swoje
żony?
— Z całą pewnością nie — odparł. — Kobiety z towarzystwa nie
bywają w takich miejscach. Zresztą po powrocie do Londynu my
również nie będziemy chodzić do restauracji ani kabaretów.
— Dlaczego?
— Bo to nie miejsce dla lady.
— Ale na pewno zdarzało się panu bywać w restauracjach.
— To prawda.
— Z kochankami?
— Owszem.
— Myślę zatem, że te kobiety, o których istnieniu nie wolno mi
nawet wspomnieć, wiodą życie o wiele bardziej interesujące niż na
przykład... ja.
124
— Tak. W pewnym sensie tak. Ale zależy to także od tego, co
nazywa pani interesującym życiem. Jest pani obecnie księżną i musi
zachowywać się dystyngowanie. Będzie pani uczestniczyć we
wszystkim, co się w moim kraju liczy. Pozna pani wpływowych ludzi,
będziemy ich przyjmować w naszej rezydencji na wsi. Będą do nas
przyjeżdżać z wizytami do pałacu w Londynie. Znajdzie się pani w
centrum zainteresowania. W moim majątku rodzinnym, Ravenstock,
jest zatrudnionych około dwóch tysięcy osób. Będzie czym zapełnić
czas.
— Jak mam to zrobić?
— Moja matka miała zwyczaj odwiedzać swoich ludzi. Pomagała
im, leczyła. Na Boże Narodzenie organizowała wielkie święto, na
które zapraszała wszystkich dzierżawców, służbę i ich dzieci. Kochali
ją wszyscy.
— Czy myśli pan, że mnie również mogliby pokochać?
— Niewątpliwie.
— A pan, czy pan jest też kochany?
— Mam nadzieję. Może nie tak jak matka, ale wiem, że moi
ludzie podziwiają mnie i żywią dla mnie duży szacunek —
uśmiechnął się. — Kobiety zaś, o których mówiliśmy przedtem, nie
znają podobnych uczuć i to na pewno nie z nimi miałbym dzieci,
którym przekazałbym nazwisko. Nasz najstarszy syn będzie kiedyś
dziedziczył tytuł i rodowy majątek.
125
Pierwszy raz w życiu książę spojrzał poważnie na sprawę sukcesji
i poczuł się bardzo szczęśliwy. Już widział siebie uczącego synów
strzelania, dosiadania koni, wszystkiego, co sam lubił.
Anuszka spuściła oczy.
— Jeśli — powiedziała cicho — będziemy mieli dziecko, nigdy
się z nim nie rozstaniemy. Prawda, że nigdy?
— Nigdy! — zapewnił gorąco.
Wiedział, że myśli o swojej własnej młodości, o dramacie sieroty
umieszczonej w klasztorze. Bardziej niż kiedykolwiek zapragnął
poznać jej losy. Ale bojąc się, że zrani ją zbyt obcesowymi pytaniami,
znów powstrzymał się. Powiedział tylko:
— Nasze dzieci będą przy nas tak długo, aż chłopcy osiągną wiek,
kiedy będą musieli pójść do szkół. Córki pozostaną przy nas, ale z
synami nie będzie to możliwe. Będą nas jednak odwiedzać w wakacje
i przyjeżdżać na święta. A jak wstąpią do Eton, my z kolei będziemy
ich odwiedzać i dbać, żeby im na niczym nie zbywało — rozmarzył
się i przez chwilę milczał.
Potem ciągnął dalej.
— Miała pani rację, Anuszko. Po co mi tyle domów, pałaców?
Przecież nie po to, żeby żyć w nich samotnie. Jakież to będzie
wspaniałe i cudowne patrzeć, jak dzieci wzrastają, bawią się i
wprowadzają do domu ruch i radość, a nawet nieporządek.
Anuszka słuchała, ale jej myśli biegły własnym torem.
— Jeśli może pan mieć dzieci ze mną, dlaczego nie ma ich pan z
kobietami, o których była mowa?
126
Książę, bardzo zmieszany, znów wykręcił się od odpowiedzi.
— Jest już późno! Czy chce pani pójść jeszcze gdzie indziej, czy
też woli wrócić do domu? Chciałbym, żebyśmy poszli spać wcześniej,
bo jutro rano wyjeżdżamy.
— To zależy tylko od pana — odparła zgodnie.
Wsiedli do czekającego powozu. Tak jak poprzedniego wieczoru,
Anuszka marzyła na jawie. Wydawała się teraz daleka i obca. Każda
inna kobieta na jej miejscu przytuliłaby się do męża, ujęła go za rękę,
oczekując na przejmujące słowa miłości.
Ale ona nie uczyniła żadnego gestu. Siedziała prosto, milcząca,
lekko tylko oparta o poduszki. Ocknęła się dopiero na Polach
Elizejskich i nagle zaproponowała:
— Jeśli nie chce pan zaraz pójść spać, może ma pan ochotę
wrócić do przyjaciół? Jeśli tak, to proszę się nie krępować. Z
powodzeniem mogę pojechać do domu sama.
Znów zdawała się czytać w jego myślach. Właśnie przez sekundę
zawahał się, czy nie wyskoczyć do Maxima. Odnalazłby tam wesołą
kompanię i najpiękniejsze, najbardziej dostępne dziewczęta
paryskiego półświatka. Ale natychmiast uświadomił sobie, że spędza
właśnie miodowy miesiąc i jego pojawienie się u Maxima
spowodowałoby lawinę mało przyjemnych uwag, również pod
adresem jego żony. Odpowiedział Anuszce z całą szczerością:
— Nie, Anuszko. Tak jak powiedziałem, chcę się dziś położyć
wcześniej. Pomyślę o naszej podróży. Jestem przekonany, że będzie
127
mi pani stawiała tysiące pytań, muszę więc się do tego odpowiednio
przygotować.
— Odpowie pan na wszystkie? Jakiekolwiek by były?
— Będę się starał. Ale już dostaję gęsiej skórki na myśl, że mogę
się zblamować.
Anuszka się zaśmiała.
— Nie ma obawy. Ale co ze mną zrobimy, żeby nie powtórzył się
dzisiejszy incydent?
— Prosiłem, żeby pani zapomniała.
— Staram się. Tylko że pan mi wybaczył, ale księżna na pewno
mnie znienawidziła. Bardzo mnie to martwi, bo jestem pańską żoną i
noszę pana nazwisko.
— Zapewniam solennie, że uczucia księżnej nie mają
najmniejszego znaczenia.
Było już po północy, kiedy powóz zatrzymał się przed podjazdem
pałacyku. Wysiedli i skierowali się do swoich apartamentów. Książę
nie zatrzymał się, jak to miał w zwyczaju, w gabinecie na kieliszek
przed snem. Wszedł na górę razem z Anuszką.
Ich sypialnie były na tym samym piętrze; łączyły je drzwi,
obecnie zamknięte na klucz. Książę zatrzymał się przed pokojem
żony, chcąc się pożegnać. Ucałował jej dłoń, a ona podziękowała mu
za cudowny obiad.
— To ja jestem winien wdzięczność za uroczy wieczór.
— Czy z kimś innym byłby pan tak samo zadowolony? —
zapytała.
128
— Nie przypuszczam, Anuszko. Z panią wszystko staje się
pogodne, wesołe, zaskakujące.
— Nie nudził się pan?
— Ani przez chwilę, zapewniam panią. Nie wyobrażam sobie
milszej towarzyszki.
Radosny uśmiech rozświetlił jej twarzyczkę.
— Teraz mówi pan nareszcie niczym prawdziwy Francuz. A ja
przypuszczałam, że Anglicy są skąpi w prawieniu komplementów.
— Jestem zatem wyjątkiem — odpowiedział książę, śmiejąc się
również.
— Z całą pewnością. Musi pan w przyszłości mówić mi ich dużo,
dużo. Tak lubię je słyszeć z pana ust... Bardzo proszę jak najczęściej
zapominać, że jest pan Anglikiem.
— Obiecuję!
— Będę się starała zasłużyć na pochwały, ale...
— Tak?
— Komplement, nawet jeśli jest niezupełnie szczery, to zawsze
komplement. A komplementy tak przyjemnie słyszeć.
— Bardzo mi się podobają pani riposty i pani szybki refleks.
Znów pochylił się nad jej ręką i ucałował gładką, delikatną dłoń.
Był o krok od objęcia jej i posunięcia się nieco dalej. Nie ośmielił się
jednak. Uznał, że stanowczo na to za wcześnie. Bał się ją urazić i
przestraszyć. Zatrzymał tylko przez chwilę jej dłoń w swojej.
— Niech pani śpi dobrze, Anuszko. Jutro zaczynamy podróż,
która, mam nadzieję, będzie piękna.
129
— Z góry cieszę się na nią — zapewniła z uśmiechem.
Patrzył, jak wchodzi do pokoju, jak ginie w drzwiach tren
wieczorowej sukni. Wszedł do swojej sypialni zamyślony, z
mieszanymi uczuciami. Wydawało mu się, że przeoczył coś ważnego.
Może okazję? Ale szybko wyzbył się tej myśli.
W czasie gdy lokaj pomagał mu się rozebrać, nie mógł przestać
myśleć o swojej młodej żonie.
ROZDZIAŁ 6
Jacht pruł wody Morza Czarnego. Od czasu do czasu książę
rzucał spojrzenie na Anuszkę, pilnie śledząc jej reakcję.
Był zdecydowany rozwikłać tajemnicę jej pochodzenia i w czasie
postoju w Nicei zdobył interesującą wskazówkę. Wszystko zostało
przygotowane na przyjęcie młodej pary. Po opuszczeniu wagonu-
salonki, specjalnie doczepionego w Paryżu do ekspresu, wsiedli do
czekającego na nich otwartego powozu.
Było bardzo ciepło; przed silnymi promieniami słonecznymi
chronił płócienny daszek. Jechali jakiś czas wzdłuż wybrzeża. Morze
miało niepowtarzalnie piękny czysty lazur. Potem skręcili ku
wzgórzom okalającym Niceę. Tam dość wysoko znajdowała się
posiadłość księcia.
Krajobraz był coraz piękniejszy, wspanialszy. Za którymś
zakrętem Anuszka krzyknęła, wyrywając księcia z zadumy.
130
— Cyprysy! — zawołała drżącym głosem, a jej twarzyczka
przybrała wyraz ogromnej radości. — Cyprysy — powtórzyła już
ciszej.
Książę, który obiecał sobie nie zadawać jej już więcej
kłopotliwych pytań, ograniczył się tylko do obserwacji. Zapytywał
siebie, jakie wspomnienia mogły w niej obudzić drzewa tak pospolite
na Lazurowym Wybrzeżu i na włoskich wzgórzach. Nagle
przypomniał sobie, co mu opowiadano w czasie jednej z jego podróży
na Wschód. Podobno cyprysy zostały sprowadzone do Rosji przez
Katarzynę Wielką, po jej podróży z Potiomkinem po krajach
śródziemnomorskich. Drzewa przyjęły się, rozrosły i upowszechniły,
upodabniając wygląd Odessy do miast śródziemnomorskich.
Odkrycie to bardzo ucieszyło Ravena. Pomału odsłaniała się
przed nim przeszłość Anuszki. Teraz był już prawie pewien, że
musiała znać Odessę. Poczuł się szalenie dumny z umiejętności
dedukowania, zupełnie jakby wygrał wyścigi albo mecz na ringu.
Postanowił zachować to odkrycie dla siebie i zawieźć żonę do Odessy.
Będzie naprawdę ciekawe obserwować, jak się zachowa. Z tego
powodu postanowił skrócić pobyt w Nicei. Po dwóch zaledwie dniach
wypoczynku ruszyli w rejs do Villefranche, pierwszego etapu ich
podróży. Pogoda była przepiękna, upał łagodziła bryza morska.
Anuszka, zupełnie jak dziecko, któremu ofiarowano nową
zabawkę, odkrywała tajniki jachtu, tak jak przedtem wspaniały
wagon-salonkę księcia. Z uwag, jakie robiła od czasu do czasu,
131
zorientował się, że musiała już kiedyś podróżować morzem, ale
zapewne dużym statkiem pasażerskim.
Ponieważ nie naglił ich żaden przymus, żeglowali wolno wzdłuż
włoskiego wybrzeża, zatrzymując się w małych uroczych portach,
czasami schodząc na ląd. Książę zdecydował jednak, że nie udadzą się
ani do Rzymu, ani do Neapolu. Nie zatrzymają się nawet w Pompei.
Później, płynąc wśród meandrów licznych wysepek greckich,
zrozumiał powód swojej decyzji: jeśli nie chciał napotkać ludzi i
zachować Anuszkę, przynajmniej na razie, tylko dla siebie, to znaczy,
że się zakochał.
Zdecydował, że nigdy już nie będzie interesował się innymi
kobietami. Wciąż jednak wmawiał sobie, że myli się co do swoich
uczuć, że to tylko złudne igraszki łagodnego klimatu. Ale Anuszka
była obecna każdego dnia, miał ją przed oczyma, słyszał jej radosny
śmiech, odpowiadał na rozliczne pytania. Musiał przyznać, że
wszystko w niej było pociągające — nie tylko jej urok i piękność, ale
także coś niewypowiedzianie głębokiego, co podbiło go bez reszty.
A przecież opuścił Anglię zdecydowany po historii z Cleodel
nigdy już nie dać się złapać w sidła miłości, teraz zaś...
Kiedy to się stało? — pytał siebie. Na pewno w Nicei. To tam
dotarła do niego poczta z Anglii. Z niej dowiedział się, jak zostało
przyjęte jego pośpieszne małżeństwo. Donoszono mu o niebotycznym
zdumieniu przyjaciół. Sekretarz dokładnie opisał szaloną scenę, jaką
urządził w pałacu księcia ojciec Cleodel. Wszyscy zresztą dopytywali
uporczywie, co było przyczyną dziwnego zachowania księcia.
132
Mateusz jednak postępował zgodnie z otrzymanymi wskazówkami:
nic nie wiedział, nic nie słyszał. A teraz cały ten skandal był bardzo
daleko od Ravena.
Płynęli dalej w kierunku Konstantynopola. Książę jasno zdał
sobie sprawę, że nie tylko pokochał Anuszkę, ale że było to uczucie
zupełnie nowe, nie znane mu, które przyprawiało go o drżenie serca.
Trzeba przyznać, że znalazł się w sytuacji dla siebie nietypowej.
Nigdy jeszcze nie przebywał tak długo w bezpośredniej bliskości
kobiety, której nie posiadł i która wcale, nie wydawała się nim
zainteresowana. Traktowała go jak profesora, szanowała i podziwiała,
ale nie okazywała ani cienia innego zainteresowania jego osobą.
Kiedy mówił do niej, słuchała z uroczą uwagą, wielkie oczy
patrzyły na niego spokojnie, a twarz promieniała pogodą, jaką
widywał tylko u swej siostry Małgorzaty. Kiedy dyskusja schodziła na
tory akademickiej polemiki, Anuszka broniła się świetnie, kiedy zaś
zapuszczali się głębiej, książę musiał dobrze mieć się na baczności,
żeby nie dać się zapędzić w kozi róg.
Teraz, choć patrzyła nań jak uczennica na swego profesora, on
zmienił się zupełnie. Na jej widok skronie mu pulsowały, był
rozgorączkowany, coraz trudniej przychodziło mu ukryć pożądanie. A
przecież zawsze dotąd był panem swojej woli i uczuć. Uważał, że daje
dowód wielkiej szlachetności, i pocieszała go myśl, że umie ochronić
jej niewinność.
Jednakże gotował się wewnętrznie i zapytywał siebie, czy zdoła
się powstrzymać od wzięcia jej w ramiona przed upływem miesiąca.
133
Ale po upływie tego czasu przyjdzie mu czekać jeszcze jeden miesiąc,
a potem jeszcze jeden... Szybko porzucał te myśli, chcąc za wszelką
cenę dotrzymać słowa danego siostrze. Nie wyobrażał sobie jednak,
jak tego dokona.
Jedna jedyna Anuszka mogła go zwolnić z przysięgi, ale ona była
tak czysta, niewinna, nieskalana. Uważała swego męża za towarzysza
podróży, nauczyciela i... nic więcej.
Każdego wieczoru, kiedy wycofywał się do swej kabiny,
zapytywał siebie, co zrobić, jak postępować, żeby to ona poprosiła o
miłość.
Noce były długie. Chodził wzdłuż relingów, nie mogąc zmusić się
do snu. Nigdy nie zaznał takiej samotności. Powoli zaczął wątpić w
siebie. Ileż to kobiet go uwodziło. Niektóre dałyby wiele, żeby go
zdobyć. A teraz nie potrafił obudzić najmniejszego nawet pożądania w
młodej dziewczynie. W końcu była jego żoną! Mimo to nie zdołał
wykrzesać w niej żadnej oznaki uczucia.
Minęli Konstantynopol, płynęli teraz Morzem Czarnym ku
Bosforowi. Tego dnia posiłek przygotowany przez najlepszego
kucharza był arcydziełem. Anuszka w białej prześlicznej sukni
przypominała kwiaty rozkwitające na śladach pozostawionych przez
bogów na greckich wyspach. Tak ją przynajmniej widział książę,
prowadząc na górny pokład.
— Teraz — zapytał — kiedy zaczyna już pani lepiej poznawać
świat, co pani o nim myśli?
134
— Cóż mogę odpowiedzieć? Wszystko, co dzięki panu oglądam,
jest takie cudowne. W klasztorze zdarzało mi się czasami malować
pejzaże, o których czytałam w książkach. Trzymałam te obrazki przy
sobie i marzyłam. Czasami zdawało mi się, że śnię. A teraz marzenie
stało się rzeczywistością.
— Czy w snach widzi pani zawsze tylko pejzaże?
— Czasami są i ludzie.
— Czy kiedyś znajdę się i ja w pani śnie?
Zadając to pytanie, książę uświadomił sobie, że jest głupie i
beznadziejne. Kiedyś nie musiał go zadawać. Kobiety powtarzały mu
nieprzerwanie, że był jedynym obiektem ich sennych marzeń.
Anuszka z niezmąconym spokojem i logiką odpowiedziała:
— Skąd mogę to wiedzieć przed faktem?
— Byłbym niepocieszony, gdyby nigdy się to nie stało. Czyż nie
jestem jedynym mężczyzną, którego pani zna?
— Czy to jest konieczne śnić o mężczyźnie?
— Tak sądzę. Kobiety nie lubią żyć w samotności. Potrzebują
towarzysza nie tylko w życiu codziennym, ale także we śnie.
Anuszka milczała, ciągnął więc dalej.
— Na ogół, jeśli kobieta marzy o jakimś mężczyźnie, to dlatego,
że chce go poślubić.
— Co się dzieje, kiedy dopnie celu?
Uśmiechnął się. Mógł przewidzieć to pytanie. Pomyślał chwilę,
potem odpowiedział:
135
— Ideałem byłoby, żeby kobiety marzyły o swoich mężach, ale
obawiam się, że nie zawsze tak jest.
— Ale przecież sam pan twierdził, że kobieta powinna podziwiać
tylko swego męża.
— Tak przynajmniej myślą mężowie i... tego oczekuję od pani.
— Nigdy pan nie pozna moich snów — odparła spokojnie. —
Jeśli będę śnić o innym, tylko ja będę wiedziała, że grzeszę.
Rozważał poważnie jej słowa.
— Gdyby tak miało być w istocie, czułbym się bardzo dotknięty i
byłoby mi bardzo przykro.
— Ależ nie wiedziałby pan o tym! To byłby mój sekret. Zresztą
mogę śmiało przyznać, że gdyby pan śnił o innej kobiecie mnie też
byłoby bardzo przykro.
— Naprawdę? Byłoby pani przykro?
Pytanie
było
tak
bezsensowne,
że
Anuszka,
zamiast
odpowiedzieć, spojrzała na morze. On jednakże oczekiwał
odpowiedzi. Po chwili namysłu odrzekła więc:
— Czy słusznie robimy, dyskutując o takich rzeczach? Nasza
rozmowa staje się dziwna. Moje sny są czasami bardzo
skomplikowane. Wczoraj na przykład śniło mi się, że płynęłam nad
falami, unosząc się jak ptak...
— Sama?
— Tak, o ile pamiętam. To było cudowne uczucie. Poruszałam się
lekko, swobodnie. Co za rozczarowanie po obudzeniu!
136
Książę westchnął. Jeszcze jedno rozczarowanie. Rozmowa
zawiodła go na manowce. Anuszka zdecydowanie odmawiała mu
innej roli niż profesora, któremu zadaje się pytania, oczekując
wyczerpujących odpowiedzi.
Idąc za własnymi myślami, powiedziała:
— Obiecał pan, że nauczy mnie żeglowania po morzu. Chyba pan
nie zapomniał? To byłoby zapewne równie cudowne jak latanie we
śnie.
— Dotrzymam obietnicy — odparł. — Wydałem odpowiednie
dyspozycje i wkrótce rzucimy kotwicę. Spróbujemy, jak tylko zelżeje
upał.
W rzeczy samej ten projekt mu odpowiadał. Nie chciał dobić do
portu w Odessie przed następnym rankiem. Miał zamiar obserwować
Anuszkę, kiedy odkryje miasto w pełnym świetle dnia, a nie w
zapadającym zmierzchu.
Ponadto łudził się, że po wyjściu na ląd zdoła wreszcie dotrzeć do
sekretu, którego ciągle nie chciała mu zwierzyć. Żywił głęboką
nadzieję, że może wtedy pękną bariery, które ich dzielą, i Anuszka
obudzi się do miłości. Była tak piękna, tak pociągająca, że nie
spuszczał z niej oczu. Musiał przywołać całą siłę woli, żeby nie
porwać jej w ramiona.
Przypomniał sobie pewien wieczór we Włoszech. Zakotwiczyli w
małym porcie na południe od Neapolu. Przebywali w salonie, gdzie
przez szeroko otwarte okna dochodziła z brzegu muzyka przygodnych
grajków. Anuszka zbliżyła się do okna, żeby lepiej słyszeć. Melodia
137
była wesoła, a muzykanci grali na skrzypcach, mandolinie i
tamburynie. Byli ubrani bardzo kolorowo. Zaczęła się śmiać.
Zbliżył się do niej.
— To świetna okazja, żeby nauczyć się tańczyć.
Objął ją; była niesłychanie lekka i bardzo szybko chwyciła rytm,
tańcząc z ogromną gracją. Kiedy muzyka ustała, zaczęła bić brawo,
prosząc o jeszcze. Tym razem był to walc. Anuszka tańczyła świetnie.
A jemu trudno było ukryć wzruszenie, jakiego doznawał w kontakcie
z jej młodym ciałem.
Kiedy muzyka się skończyła, stali jeszcze chwilę objęci, a książę
zatopił wzrok w oczach Anuszki. Odezwał się głosem ochrypłym z
emocji tak, że każda inna kobieta o minimalnym nawet doświadczeniu
zorientowałaby się, co odczuwa:
— Jestem — powiedział — bardzo szczęśliwy, że tak nam razem
dobrze. Jesteś bardzo zdolna, Anuszko, i będziemy jeszcze wiele razy
ze sobą tańczyć.
— Chętnie. Bardzo chętnie. Uważam taniec za bardzo
podniecający. W klasztorze niektóre nowicjuszki próbowały
opowiedzieć, co się czuje tańcząc, ale nic z tego, co usiłowały
przekazać, nie odpowiadało prawdzie.
— Jakiej prawdzie?
— Przyjemności, jakiej się doznaje słuchając muzyki, czując jej
przenikanie, stapiając się z nią w jedno.
Już chciał powiedzieć: „To samo będziesz odczuwała w miłości",
ale wiedział, że Anuszka nic by z tego nie zrozumiała. Wyswobodziła
138
się z jego ramion w sposób bardzo naturalny i znów podeszła do okna.
Pomachała ręką zaimprowizowanej orkiestrze na podziękowanie.
Książę usłyszał, jak jeden z muzykantów grzecznie odpowiedział:
— Grazie, signora, tante grazie!
Anuszka odwróciła się do męża, który stanął obok.
— I ja — rzekł — powiem: Molto grazie, signora.
Odsunęła się nieco, wykonała śliczny, niemal dworski, ukłon i
powiedziała:
— Grazie, signore!
Twarzyczka jej promieniała, oczy błyszczały, ale książę nie
znalazł w nich wyrazu, który tak bardzo chciał ujrzeć.
Wspomnienie tamtej chwili owładnęło nim teraz, kiedy szykowali
się do przejścia na małą łódkę żaglową. Właśnie ją przygotowywano.
W rzeczywistości była to szalupa ratunkowa, do której dodano maszt i
czerwony żagiel. Płótno falowało lekko pod wpływem wieczornej
bryzy.
Anuszka usiadła na ławeczce. Książę ujął ster i odbił Od burty
jachtu. Żagiel wypełnił się wiatrem.
— To wspaniałe! — zawołała. — Jak szybko możemy się
poruszać?
— To zależy od siły wiatru. Ale myślę, że jeśli będzie wiatr, a
kapitan mówił, że będzie, to nawet dość szybko.
— Oby tak się stało!
— To bardzo proste. Wystarczy, żeby pani zagwizdała. Wszyscy
marynarze wiedzą, że trzeba gwizdać, aby podniósł się wiatr.
139
Anuszka bardzo poważnie złożyła usta do gwizdnięcia. Książę
uznał, że jest w tej chwili tak cudowna, iż chciałby ją porwać w
ramiona i całować, ale nagle podniósł się zapowiedziany wiatr. Musiał
zająć się manewrowaniem. Wybrał więc żagiel i wyostrzył na wiatr,
by jak najbardziej wykorzystać jego siłę. Łódź pomknęła chyżo, tnąc z
pluskiem fale.
— Udało mi się, udało! — zawołała Anuszka z młodzieńczym
entuzjazmem. — Zagwizdałam i zerwał się wiatr.
Bryza napinała żagiel, który Wyglądał teraz jak wielki rubinowy
wykrzyknik nad głębokim błękitem wód; słychać było chlupot wody o
burty
— Szybciej, jeszcze szybciej! — Dopomniała się Anuszka.
Wiatr wzmagał się, rosła także prędkość łodzi, nawet, jak na
rozeznanie Ravena, trochę za bardzo. Starał się ją zredukować.
Płynęli już dobre pół godziny i słońce zaczęło pomału zachodzić.
Niebo błyskawicznie pokryło się gęstymi chmurami, które pędził
wiatr. Wzburzone nagle morze stawało się groźne. Chcąc spełnić
życzenie Anuszki, książę zapuścił się dalej, niż zamierzał. Stracił z
oczu jacht. Powrót zresztą zabrałby za dużo czasu i stawał się już
niebezpieczny. Odwrócił się, żeby sprawdzić, jak ona się czuje. Potem
krzyknął:
— Opuść głowę, będę przerzucał bom!
Skuliła się na dnie łodzi.
Raven zdecydowanym, twardym ruchem odepchnął od siebie
drążek steru. Żagiel gwałtownie załopotał, a ciężki drewniany bom
140
przemknął ponad głową Anuszki i z głośnym trzaskiem napinanego
płótna zawisnął nad lewą burtą. Wykonał manewr po mistrzowsku,
był przecież doświadczonym żeglarzem. Wiele razy zmagał się z
morzem i ze wspaniałymi zawodowcami na południu Francji. Zdobył
niemało nagród w regatach krajowych i międzynarodowych.
Żeglarstwo, oprócz polowania, było jego najukochańszym sportem.
Miał dość doświadczenia, żeby zrozumieć, iż popłynęli za daleko,
nie zwracając początkowo uwagi na nagłą zmianę pogody. Wiedział
dobrze, jak niebezpieczne bywają tu takie zmiany.
— Czy wszystko w porządku? — zapytała Anuszka.
Nie chciał jej niepokoić.
— Przerzuciłem bom i postaram się jak najszybciej wrócić do
jachtu.
— Morze się burzy.
— Widzę — odparł trochę ironicznie — ale czy nie mówiła mi
pani, że już kiedyś uprawiała żeglarstwo?
— To prawda i czułabym się bardzo upokorzona, gdybym teraz
nie potrafiła się zachować.
— Nie można ufać Morzu Czarnemu — krzyknął poprzez hałas
— choć nosi moją barwę.
To skojarzenie nasunęło mu się nieoczekiwanie i zapytywał
siebie, co powiedziałaby Anuszka, słysząc na torze wyścigowym
krzyczący tłum: „Naprzód Czarny, naprzód Raven!" Sam zawsze
bardzo lubił entuzjazm i uznanie tłumu dla jego wspaniałych koni.
— Dlaczego — zapytała — czarny jest pana kolorem?
141
— To nieprzetłumaczalna gra słów. Moje imię brzmi Raven, a to
oznacza: kruk, czarny kruk.
— Zupełnie nie pasuje do pana.
— Dlaczego?
— Jest pan raczej podobny do orła, a nie do kruka. Zauważył pan
dziś rano krążącą nad jachtem parę orłów?
— Oczywiście. Dlaczego uważa pani, że jestem podobny do orła?
— Orły to wspaniałe, władcze ptaki. Czyż nie nazywa się ich
ptakami królewskimi? Płyną po niebie doskonale obojętne, jakby
przynależne do zupełnie innego świata.
— I ja sprawiam na pani takie wrażenie?
— Sądzę, że tak jak te ptaki jest pan władczy i zupełnie niezdolny
nagiąć się do cudzej woli, nawet jeśli zupełnie swobodnie porusza się
pan w obrębie różnych klas społecznych.
Zapytał sucho:
— Co każe pani tak przypuszczać?
Anuszka nie odpowiedziała. Zajęty mocowaniem fału, zawołał:
— Odpowiedz, Anuszko!
— To trudno wytłumaczyć — odkrzyknęła. — Wydaje mi się
jednak, że nie odczuwa pan potrzeby obcowania z innymi ludźmi, nie
trzeba panu przewodnika, doradcy, podpory...
— Z jednej strony to nawet i pochlebne, ale z drugiej, jeśli się
pani nie myli w ocenie mojej osoby, jakiż to obraz straszliwej
samotności.
Starała się sprecyzować swoją myśl.
142
— Chciałam tylko powiedzieć, że w przeciwieństwie do
większości ludzi sprawia pan wrażenie człowieka, który nigdy nikogo
nie potrzebuje.
Był ciekaw, co powiedziałaby, gdyby wyznał, jak bardzo jej
potrzebuje. Ale było jeszcze za wcześnie, zbyt wcześnie na takie
deklaracje. No i nie był to z pewnością właściwy moment, żeby o tym
myśleć. Morze stawało się coraz bardziej burzliwe i niebezpieczne,
musiał więc skoncentrować się całkowicie na prowadzeniu łodzi.
Pogoda pogarszała się z minuty na minutę. Podniosły się już silne
burzowe podmuchy.
Uderzenia wichru stawały się coraz mocniejsze, łódź coraz głębiej
wrzynała się w grzbiety fal. Gromadzące się na horyzoncie od
dłuższego czasu ciężkie, ołowiane chmury były teraz prawie nad ich
głowami. Raven próbował ze wszystkich sił utrzymać ster. Brzeg nie
był już zbyt daleko, ale mimo zapadających ciemności widać było, że
jest niegościnny. Zarysowywał się z dala wysoki, stromy, a fale
rozbijały się o niego gwałtownie.
Mimo to Raven zbliżał się do stromizny; jego bystry wzrok
wypatrzył poprzez mgłę maleńkie piaszczyste zakole, gdzie mógł
zaryzykować stosunkowo bezpieczne lądowanie. W tym miejscu
brzeg obniżał się wyraźnie i tworzył rodzaj małej plaży otoczonej
drzewami.
— Będę usiłował przybić do brzegu — krzyknął poprzez huk fal i
wichru.
Anuszka z głębi łodzi posłała mu uśmiech pełen ufności.
143
Skupił całą uwagę na manewrowaniu. Wiatr pchał go gwałtownie
ku bliskiemu brzegowi. Starał się jak tylko mógł omijać sterczące z
wody i coraz to oblewane białą pianą ostre skały. Tuż przy brzegu
cętkowane fale ustępującego przyboju, w zetknięciu z napierającą siłą
wody i wiatru, tworzyły straszliwe wiry utrudniające manewrowanie.
Silniejszy niż poprzednio atak wichru wyrwał mu z rąk ster;
jednocześnie zaczął padać potokami gwałtowny deszcz. W kilka
minut oboje byli przemoczeni do suchej nitki. Znajdująca się przed
nimi czarna ściana, utkana z mgły i deszczu, nie pozwalała przebić się
wzrokiem, nie widzieli więc, gdzie jest zbawczy brzeg. Raven prosił
niebiosa, żeby prądy i fale nie rzuciły ich na skały. Huk rozbijających
się o nie wód i szum wiatru były tak silne, że nie słyszeli własnych
głosów.
Jeden z gwałtowniejszych porywów burzy odrzucił Ravena z
wielką mocą w głąb łodzi. Kiedy próbował podnieść się z oczyma
piekącymi od słonej wody, łódka nagle i szybko zawirowała.
Usłyszeli ocieranie się o kamienie i pękanie dna. Łódź osiadła albo na
piasku plaży, albo na skałach.
Rozpaczliwie usiłował przybliżyć się do Anuszki, kiedy kolejna
fala zniosła łódź; zachybotała gwałtownie, tak że nie miał nawet czasu
na najmniejszy ruch. Został wciśnięty w głąb łódki, głową uderzył w
deski i zapadł w ciemność.
Kiedy przyszedł do siebie, ciężko walcząc, żeby głębiej
odetchnąć, nie wiedział, gdzie się znajduje. Noc już zapadła. Słyszał
szmer cichej rozmowy, po chwili rozpoznał nawet głos Anuszki, ale
144
nie rozumiał ani słowa z tego, co mówiła. Przez moment sądził, że
stracił rozum. Szybko jednak rozpoznał kilka słów rosyjskich.
Anuszka mówiła wyraźnie, co jakiś czas zatrzymując się, jakby
dla znalezienia odpowiedniego słowa. Nie była sama. Odpowiadał jej
głos męski. Po intonacji poznał, że to człowiek kulturalny. Obcy
człowiek i Anuszka rozmawiali dalej. Raven ponownie stracił
przytomność.
Kiedy przebudził się, wokół panowała zupełna cisza. Chciał się
poruszyć. I wtedy dał o sobie znać gwałtowny ból głowy. Próbował
otworzyć oczy, ale znowu powróciła ciemność. W chwilę później
przez zamknięte powieki odczuł jasność. Otworzył ostrożnie oczy i
rozejrzał się dokoła. Leżał przed kominkiem, w którym rozniecony
był wielki ogień. Chciał zawołać Anuszkę. Siedziała u jego
wezgłowia. Widział ją z dołu, była bardzo wysoko, jego posłanie
bowiem znajdowało się bezpośrednio na podłodze.
Z trudem wykrztusił:
— Gdzie jestem?
— Wreszcie pan przyszedł do siebie! Tak się bałam! Może pan
mówić, co za szczęście! Ale bardzo proszę nie męczyć się.
— Czy — zapytał już pewniejszym głosem — nie jesteś ranna?
— Nie — odparła — wszystko w porządku.
— Co się właściwie stało? Nic nie pamiętam.
— Burza rzuciła nas na skały i łódź się rozbiła. Na szczęście na
brzegu znajdował się człowiek. Wyciągnął nas z topieli. Tak bardzo
145
się bałam, żeby pan, żebyś — poprawiła się prędko i naturalnie — nie
utopił się.
Wzruszony jej niepokojem i przejściem na „ty" chciał wyciągnąć
do niej ramiona. Ale w tym momencie zdał sobie sprawę, że pod
kocem jest zupełnie nagi. Anuszka zaś miała na sobie jakieś dziwne,
nie znane mu odzienie i rozpuszczone włosy.
Pochyliła się ku niemu.
— Mieliśmy szalone szczęście. Człowiek, który cię uratował, jest
lekarzem. Przebywamy w jego chacie. Przyjeżdża tu czasami latem.
— Nie ma go teraz?
— Nie. Poszedł do pobliskiej wioski, żeby znaleźć jakiś sposób
skontaktowania się z naszym jachtem. Mówił, że do rana burza się
uspokoi. Powiedział, że postara się szybko wrócić. Mój Boże, co
zrobilibyśmy bez niego?!
— A ty, Anuszko, jak się czujesz?
— Nie mam nawet zadrapania. Natomiast bardzo mnie martwi
twój stan.
— Musiałem uderzyć głową o maszt.
— Prawdopodobnie. Straciłeś przytomność, ale nic nie masz
złamanego. Lekarz długo cię badał. Według niego głowa będzie
jeszcze bolała ze dwa, trzy dni, ale potem szybko wróci zdrowie i
dobre samopoczucie. Powiedział, że masz bardzo odporny i silny
organizm.
Chciał unieść się na łokciu, ale ból mu nie pozwolił.
146
— Proszę się nie ruszać — powiedziała łagodnie, pomagając mu
ułożyć się.
Wtedy dopiero zauważył z najwyższym zaskoczeniem, że to, co
wziął uprzednio za suknię, było w rzeczywistości dużą męską koszulą.
Rękawy miała zawinięte. Zaczęła się śmiać, widząc jego niebotyczne
zdumienie.
— Proszę nie zwracać uwagi na mój strój. Byliśmy zupełnie
przemoczeni i lekarz nalegał, żebym włożyła coś suchego, kiedy
ciebie rozbierał. Nasze ubrania suszą się i na pewno wyschną do rana.
Włosy też mi pewnie wyschną.
Była rozczulająca z rozpuszczonymi włosami, które falą opadały
na ramiona i bawełnianą koszulę, otwartą na piersiach. Widok był
zachwycający. Uczuł ogarniającą go głęboką tkliwość. Anuszka
uklękła przy nim. Koszula zaledwie zakrywała jej nogi. Pomyślał, że
kiedy wstanie, będą jeszcze bardziej odsłonięte.
Anuszka, odgadując jak zwykle jego myśli, powiedziała z
odrobiną ironii:
— Po odejściu lekarza musiałam się przebrać. Włożyłam to, co
było pod ręką, nie znalazłam nic stosowniejszego. W każdym razie,
kiedy moja suknia wyschnie, będzie przypominała bardziej szmatę niż
kreację Wortha. Tymczasem muszę się zadowolić takim oto
przebraniem.
— Na pewno nie będę się na to uskarżał — odparł z uśmiechem.
— A ja, co ja włożę na grzbiet?
147
— Nie pomyśleliśmy o twoim ubraniu. Sama nie mogłabym
nawet marzyć o przeniesieniu ciebie tutaj, a cóż dopiero — dodała z
figlarnym uśmieszkiem — rozebrać z mokrego ubrania. Zrobił to
doktor.
Mówiła zupełnie naturalnie, bez cienia afektacji.
— Kiedy lekarz odchodził — ciągnęła dalej — dał mi kilka
bardzo prostych wskazówek. Muszę podtrzymywać ogień i czuwać
nad spokojem pacjenta. Jeśli będziemy głodni, w spiżarce są wędliny
i, oczywiście, pod dostatkiem herbaty. Cóż poczęliby Rosjanie bez
herbaty?
Książę poczuł się nieco lepiej. Zaczął rozglądać się wokół.
Izdebka była wystarczająco duża dla samotnego człowieka. Książki i
kilka instrumentów medycznych przypominały, że właściciel jest
lekarzem.
Było to jedno pomieszczenie, ale dostatecznie obszerne. Szerokie
posłanie mogło swobodnie pomieścić dwie osoby. Jeśli lekarz nie miał
żony, było to świetne miejsce dla uroczych towarzyszek. Przy ścianie
stał stół i dwa krzesła. Obok mały kredens, a w nim porządnie ułożone
talerze, szklanki i kieliszki. Na ścianie wisiała strzelba, wędki i
lornetka. W izbie było czysto i schludnie.
Anuszka obserwowała księcia z rozbawieniem i ciekawością.
— Nie jest to wprawdzie pałac na Polach Elizejskich czy willa w
Nicei, ale co za szczęście znaleźć taki dach nad głową po tym, jak nas
wyłowił z morza nasz wybawca.
— Istotnie, mieliśmy bardzo dużo szczęścia — odpowiedział.
148
Pomyślał o swojej szczęśliwej gwieździe, która go nigdy nie
opuszczała i raz jeszcze ocaliła. A znajdował się wiele razy w bardzo
trudnych sytuacjach i niejednokrotnie był bliski utraty życia. Za
każdym jednak razem Opatrzność miała go w swojej opiece. Los był
dlań łaskawy, a jego szczęście wprost przysłowiowe. I tym razem
został uratowany w ostatniej chwili.
Bez cudownej wprost interwencji lekarza utopiliby się oboje. A
jeśli nawet nie, musieliby spędzić z Anuszka straszliwą noc, drżąc z
zimna w mokrych ubraniach, bez żadnej osłony i ochrony przed
zimnem i deszczem. Dziewczyna podniosła się.
— Zrobię herbatę i będziesz mógł stwierdzić, że nie kłamałam
mówiąc, że mam chude nogi.
— Obiecuję nic nie uronić ze spektaklu.
Anuszka wstała śmiejąc się. Koszula, której właściciel był
zapewne wysoki, sięgała jej do kolan. W pasie przewiązała się
sznurkiem. Wyglądała jak młoda, dzika dziewczyna. Nie miała nic
wspólnego z wytwornymi i światowymi damami, które książę znał
dotychczas.
Pomyślał, że jest podobna do leśnej nimfy wychodzącej z lasu
albo do małej syreny wyłaniającej się z fal. Ponieważ jednak musiał
wreszcie zdecydować się, do czego Anuszka podobna jest najbardziej,
uznał, że przypomina wizerunek z rosyjskich ikon, zwłaszcza teraz —
z olbrzymimi ciemnymi oczyma i rozpuszczonymi włosami.
Tymczasem Anuszka przygotowywała w ciężkim samowarze
herbatę. Nie spuszczał z niej oka. Widok był tak uroczy, że nie
149
odczuwał już nawet bólu głowy. Przeciągnął się z rozkoszą pod
ciepłym, włochatym kocem. Widział, że Anuszka, przygotowując
herbatę, jakby odnajdywała zapomniane, a kiedyś znajome gesty.
Zapytała:
— Czy nie jesteś głodny?
— Nie. Jeszcze nie. Ale bardzo chce mi się pić. Tobie pewnie też?
— Tak. Bardzo.
— A cały ten ceremoniał przygotowywania herbaty przypomniał
ci zapewne dzieciństwo?
Anuszka udała, że nie słyszy i posłała mu spojrzenie pełne
wyrzutu. Według niej był stanowczo za ciekawy. Wyjęła z bufetu
dwie szklanki, napełniła aromatycznym płynem i podeszła do księcia.
Podała mu szklankę i usiadła obok ze swoją.
— Jak długo nasz gospodarz będzie nieobecny? — zapytał.
— Nie wróci wcześniej niż jutro rano.
— To bardzo delikatne z jego strony.
— Miasteczko, a raczej wioska, jest — odpowiedziała nie
rozumiejąc jego aluzji — bardzo daleko. A musi tam jeszcze zrobić
zakupy. Opowiadał mi, że praktykuje w Odessie i latem, żeby
odpocząć od męczących pacjentów, chroni się tutaj od czasu do czasu.
— Szczęśliwie się składa, że mówisz jego językiem.
Anuszka podskoczyła.
— Słyszałeś mnie?
— Tak.
— Byłeś zaskoczony?
150
— Nie za bardzo. Nosisz przecież rosyjskie imię.
— To prawda.
Wstała i podeszła do kominka. Poprawiła żarzące się głownie.
Patrzył na tę ukochaną twarz, na której igrały teraz odblaski ognia.
Czuł się dobrze i bezpiecznie. Było mu ciepło.
Kiedy odwróciła się ku niemu, powiedział:
— Odkąd cię znam, widziałem cię w tak różnych ubraniach.
Najpierw byłaś nowicjuszką w habicie, potem oblubienicą na ślubie,
później światową damą w kreacji Wortha w Paryżu... a teraz...
— Jeśli ja teraz noszę ubranie nieco frywolne, to cóż powiedzieć
o pańskim, wasza wysokość?
— To prawda — przyznał rozbawiony — jestem jak Adam w
ogrodach edenu.
Odwróciła twarz, żeby ukryć filuterny uśmieszek. Potem
powiedziała:
— Bardzo mi się podoba i zadziwia wszystko, co mówisz, ale
nigdy nie mogę odgadnąć, czy odpowiadasz bezpośrednio na pytanie,
które ci zadałam.
— To ty mnie, Anuszko, ciągle zadziwiasz.
Zamilkł, gdyż zmęczenie, ciepło ognia i gorąca herbata zmorzyły
go. Ledwo mógł ukryć ziewanie.
Anuszka delikatnie wyjęła mu z ręki pustą szklankę.
— Powinien pan, powinieneś przespać się. Lekarz powiedział, że
to najlepszy środek na przyjście do siebie.
— Jestem bardzo zmęczony — powiedział sennie.
151
— Proszę spróbować zasnąć.
Zbliżyła się do niego i zaczęła lekko masować mu czoło. To było
cudowne uczucie. Raven zamknął oczy i pogrążył się we śnie.
Kiedy obudził się, w izbie panowała cisza. Dopalona świeca stała
na skleconym z desek stole i tylko rudawe odblaski ognia w kominku
rzucały trochę światła. Polana były ogromne, tak że paliły się i żarzyły
długo.
Odwrócił się na łóżku i odkrył, że śpiąca głęboko Anuszka leży
wyciągnięta obok niego. Nie czuł jej obecności przedtem. Posłanie
było bardzo szerokie i dzieliła go od żony spora przestrzeń. Zdziwił
się widząc, że śpi jak dziecko i że położyła się z całą niewinnością
koło niego. Leżała w koszuli lekarza, a sen nadawał jej rysom słodki
wyraz. Długie rzęsy rzucały cień na policzki, włosy rozsypały się na
poduszce. Jedno z ramion spoczywało na kocu.
Patrzył na nią długo z podziwem. Wydawało mu się, że wkracza
w inny świat, świat nowych wartości.
ROZDZIAŁ 7
Pochylił się ku niej ostrożnie i ucałował delikatnie soczyste usta
śpiącej. Były świeże i czyste. W pierwszej chwili nie poczuła nic, ale
potem, kiedy nie mógł się powstrzymać i przedłużył pocałunek,
Anuszka poruszyła się we śnie i szepnęła sennym głosem:
— Śniłeś mi się.
Zdawało mu się, że nie jest świadoma pocałunku.
152
— Nie mogłem się pohamować, Anuszko. Od tak dawna mam
nieodpartą ochotę całować cię — szepnął.
Pochylił się znowu nad twarzyczką ukochanej. Ich usta spotkały
się; wargi Ravena były nalegające. Z ogromną tkliwością przedłużył
pocałunek.
W półśnie Anuszka instynktownie zbliżyła się do niego. Otoczył
ją ramionami, nie przerywając pocałunku. Nigdy jeszcze nie był tak
upojony szczęściem. Odkrywał dziwną, przejmującą radość, uczucie
zupełnie nowe, które przepełniało całe jego jestestwo. Ogarnęło go
pożądanie, ale jednocześnie chciał ochronić Anuszkę i pozostać
wiernym obietnicy danej siostrze.
Nie wiedział, jak wyrazić to nowe uczucie, które nim owładnęło.
Gotów był walczyć z całym światem za jej szczęście. Doskonale
zdawał sobie sprawę, że jeśli położyła się koło niego, to tylko dlatego,
żeby odpocząć. Była niezdolna wyobrazić sobie pożądanie, jakie
może ogarnąć mężczyznę i kobietę leżących tak blisko siebie. Żadna
zdrożna myśl nie zmąciła jej duszy.
Nareszcie znalazł to, czego szukał tak długo. Nie tylko
niewinność ciała, ale i czystą duszę. Anuszka, teraz już rozbudzona
zupełnie, szepnęła:
— Nie wiedziałam, nie przeczuwałam, że pocałunek może
spowodować...
— Co? — zapytał głosem drżącym i pełnym nadziei.
— Że może być samą szczęśliwością. Czymś cudownym,
odnajdywanym dawniej czasami w modlitwie.
153
— Tak bardzo cię kocham, Anuszko! Czekałem z tym
wyznaniem, bo miałem nadzieję, że wreszcie obudzi się w tobie
trochę uczucia do mnie. Byłem zdecydowany uszanować cię, ale
kiedy zobaczyłem, że jesteś tak blisko, taka dostępna, zapomniałem o
moim zobowiązaniu i nie mogłem powstrzymać się od całowania
ciebie.
Anuszka uśmiechnęła się uroczo. W izbie zrobiło się jaśniej,
kiedy powiedziała słodko:
— Wolałabym, żebyś mnie tak bardzo nie szanował.
Chcę być jeszcze całowana.
Raven otoczył ją silnym ramieniem i lekko dotknął ust.
— Czy kochasz mnie, Anuszko, moja słodka miłości? Tak długo i
tak niecierpliwie czekałem na tę chwilę. Długo też wątpiłem, czy
zdołasz mnie pokochać jak kobieta mężczyznę.
— Nie wiem — odpowiedziała cicho — co czuje się kochając...
Ale odkąd żyję u pana boku, wiem, co to szczęście. I nie było jednej
nocy, żebym nie śniła o panu.
— Dlaczego to ukrywałaś?
— Myślałam, że pan nie może mnie pokochać. Wiedziałam,
czułam, że jakaś kobieta boleśnie pana zraniła. Bałam się, że pańskie
serce będzie już zawsze pełne nienawiści do kobiet i że wzgardzi pan
mym uczuciem.
— Ależ ja cię kocham, Anuszko! Kocham, jak nigdy dotąd w
życiu. Byłem na tyle głupi, że nie przeczuwałem, iż kiedyś spotkam
taką istotę jak ty.
154
— Uważa więc pan, że jestem... inna niż wszystkie?
— O tak, zupełnie inna. Tak bardzo inna, że — moja ukochana —
życia mi nie starczy na wysłowienie naszego szczęścia. Nasze życie
będzie całkowicie różne od tego, które wiodłem dotychczas. — I
uśmiechając się do niej, dodał: — Byłem twoim nauczycielem i
usiłowałem nauczyć cię tego, o czym nie wiedziałaś, czego nie
umiałaś. Odtąd ja będę pilnym uczniem, a ty będziesz mnie uczyć
miłości. Będzie cudownie.
Znów pocałował ją gorąco. Ogień, który go przenikał, zdawał się
budzić śpiące uczucie. Serce biło mu mocno, nieomal rozsadzało
piersi. Znów ogarnęło go pożądanie i musiał użyć całej siły woli, żeby
zostać wiernym przyrzeczeniu złożonemu Małgorzacie. Przepalona
głownia złamała się i upadła na dno paleniska, wyrzucając snop iskier.
Ogień ponownie rozgorzał wysoko i jasno, oświetlając twarz
Anuszki. Raven wyczytał w niej pewność, której tak bardzo oczekiwał
od dawna, od wieków, od zawsze. Anuszka budziła się do miłości.
Słodkie usta drgały; oddech miała krótki i szybki. Pod bawełnianą
koszulą jej małe piersi unosiły się leciutko.
Odwrócił ją ku sobie i delikatnie przyciągnął. Całował gładki
kark, ramiona widoczne w wycięciu koszulki, piersi o jasno perłowym
odcieniu. Anuszkę ogarnął nie znany jej płomień. Upojona, szepnęła:
— To cudowne... Dlaczego nigdy nie mówiono mi, że miłość jest
tak wspaniała?
— A co czujesz, najukochańsza?
155
— Miriady gwiazd zapalają się w moim sercu. Jakby unosiły
mnie fale. Jestem rozgorączkowana, spragniona...
— Anuszko, moje kochanie...
— Całuj mnie, całuj jeszcze. Przytul mnie mocno, chcę stopić się
z tobą w jedno...
Anuszka nie rozumiała znaczenia słów, które się jej wyrywały, ale
podświadomie odpowiadała na pożądanie męża. Nie mógł
powstrzymać słów, które cisnęły mu się na usta:
— Kocham cię, uwielbiam, a jednak nie możesz być moją, chyba
że sama o to poprosisz.
Anuszka nie zrozumiała, o czym mówi.
— O co mam cię poprosić?
— Anuszko, kiedy ożeniłem się z tobą, moja siostra, matka
przełożona, wymogła na mnie przyrzeczenie, że nie uczynię cię moją
żoną przez trzy miesiące. Uważała, że próba taka jest konieczna,
żebyśmy zaznali miłości głębszej, takiej, jakiej ona doświadczyła.
— Niezupełnie dobrze rozumiem. Czy mogę być jeszcze bliżej
ciebie, niż jestem w tej chwili? Czy istnieje przeżycie jeszcze
silniejsze, cudowniejsze niż całowanie?
Raven odpowiedział głuchym głosem:
— Tak. Istnieje.
— Czy mogę poprosić, żebyś mnie tego nauczył? Teraz, zaraz.
— Możesz, ukochana.
Zaśmiała się radośnie.
156
— Chcę! Chcę, żebyś mnie kochał! Naucz mnie tego, co uczyni
mnie naprawdę twoją żoną!
Nigdy jeszcze nie słyszał jej tak mówiącej. Było tyle uczucia w jej
słowach! Pił z jej ust słodycz, która przenikała mu głęboko do serca.
Czuł, że za moment poniesie ich wicher na wyżyny tylko przez nich
osiągalne.
Jasno już było, kiedy się obudził. Przez okiennice przenikało do
izby światło poranka, wiatr ustał. Po nocnej burzy nastał piękny dzień.
Na kominku ogień zgasł, ale wśród wypalonych i sczerniałych
bierwion tu i ówdzie pełzały ogniki. Anuszka wtuliła się w niego, z
główką na ramieniu, zalewając go falą włosów.
Czuł wielkie, niebywałe szczęście, inne i silniejsze niż wszystko,
co dotychczas przeżywał. Nigdy nie przypuszczał, że coś takiego
może być jego udziałem. Doznał tego uczucia w momencie, kiedy
Anuszka była już jego. Była to chwila najwyższej ekstazy.
Miłość, która nimi owładnęła, kazała im zapomnieć o upływie
czasu. Nawet nie zauważali otoczenia, w jakim się znaleźli. Raven,
szczęśliwy bez miary, pozbył się resztek skrupułów. Później, dużo
później zapytał:
— Moja najdroższa, ukochana, czy nie sprawiłem ci bólu?
— Och nie, kochany... Kocham cię, chciałabym ci to powtarzać w
nieskończoność. To takie cudowne!
Raven ucałował jej włosy i szepnął:
157
— Nigdy, przenigdy nie wyobrażałem sobie, że naszą pierwszą
noc miłości spędzimy w ubogiej izbie, na nędznym barłogu, wśród
szorstkich koców.
— Przecież to zupełnie nieważne! Dla mnie to najpiękniejsze
miejsce na świecie. Wydaje mi się, że wylądowaliśmy na nieznanej
ziemi, na innej planecie, gdzie tylko my jesteśmy.
Książę uśmiechnął się, przypominając sobie słowa siostry. Czyż
nie powiedziała mu wtedy, że opuściwszy klasztor, Anuszka
odkrywać będzie inny świat i inne życie?
— Nie wiem — powiedział — jaka siła zmusiła mnie do okazania
ci mojej miłości. W każdym razie nie mogłem się oprzeć tej
przemożnej sile. Zresztą wcześniej czy później i tak musiało się to
zdarzyć.
Anuszka przytuliła się do niego.
— Dzięki Bogu, że nie czekaliśmy trzech miesięcy. Mogłam żyć
tyle czasu i nie wiedzieć, jak cudownie jest się kochać.
— Czy naprawdę, Anuszko? Czy jesteś pewna, że odpowiada ci
miłość fizyczna?
— Słów nie znajduję. Miałam wrażenie, że już nie jestem sobą, że
stapiam się z tobą w jedno. Wydawało mi się, że wstępuję do raju.
Należę do ciebie ciałem i duszą, i nic nas nie może już rozdzielić.
Na te słowa Raven przyciągnął ją mocniej i z dzikim wyrazem
twarzy powiedział:
158
— Zabiję, własnymi rękoma zabiję każdego, kto ośmieliłby się
zabrać mi ciebie. Jesteś moja, Anuszko, moja na wieki, i nic nas nie
rozdzieli.
— Jak słodko to słyszeć — powiedziała, podnosząc ku niemu
oczy, i uśmiechnęła się po swojemu. — Powiedziałeś mi kiedyś, że
powinnam być zazdrosna, jeśli... jeśli w twoim życiu byłaby inna
kobieta. Wtedy nie rozumiałam, co to znaczy. Teraz już wiem...
umarłabym, gdybyś pokochał inną.
— Nie musisz się niepokoić. Przed tobą nie kochałem żadnej
naprawdę. Tak jak i ty dotychczas, aż do tej nocy, nie wiedziałem, co
to miłość. Wszystko, co robiłem w przeszłości, było fałszem.
Zapomnijmy o tym.
Anuszka przytuliła się mocniej.
— Jesteś cudowny. Jak to możliwe, że tak wspaniały człowiek
zakochał się właśnie we mnie?
— Niewielu znałaś ludzi, Anuszko. Ale jest mi bardzo miło
słyszeć, że nie jestem takim sobie zwyczajnym człowiekiem.
— Dla mnie jesteś wspaniały. Myślę, że byliśmy sobie
przeznaczeni. Czy to nie zarozumialstwo tak myśleć?
Odpowiedział po chwili wahania.
— Absolutnie nie. Myślę zupełnie tak samo. Byliśmy stworzeni
dla siebie, Anuszko. Cudowny przypadek nas połączył.
Nagle przestraszona, zapytała:
— A gdybyś nie przyjechał do twojej siostry, do klasztoru?
Gdybyś poślubił inną?
159
Raven pomyślał w tym momencie o Cleodel, ale to wspomnienie
już prawie uleciało z jego pamięci. Z trudem mógł sobie przypomnieć
rysy jej twarzy. Odpowiedział zdecydowanie:
— Trzeba wierzyć w przeznaczenie. Kieruje nami siła wyższa, nie
pochodząca od ludzi.
Wiedział już teraz, że siła, o której wspomniał, uchroniła go przed
niedobrym małżeństwem, które od początku byłoby zbudowane na
zdradzie. Ta sama zbawczą siła zaprowadziła go na próg klasztoru,
gdzie, ku swemu szczęściu, spotkał Anuszkę, choć wtedy przepojony
był wyłącznie chęcią zemsty.
Przycisnął ją mocniej.
— Nie oglądajmy się wstecz. Robiłem wiele rzeczy, o których nie
chcę teraz myśleć i mówić. Nie chcę! Liczy się tylko przyszłość.
Nasza wspólna przyszłość.
— Nie mam innego celu — odparła słodko — jak tylko
uszczęśliwić ciebie. W każdej sekundzie mego życia będę myślała
tylko o twoim szczęściu.
Poddała się pocałunkom, a jego ogarnął żar, święty ogień miłości.
Anuszka należała do niego całym sercem, całym ciałem i duszą.
Kochając się z nią, doznał boskiego uczucia.
Raven wciągnął koszulę i spodnie należące do doktora. Otworzył
szeroko okiennice, wpuszczając do izby światło dnia. Słońce stało już
wysoko na jasnym, pogodnym niebie. Anuszka jako całe odzienie
miała na sobie tę samą co ubiegłego wieczoru koszulę. Długie włosy
160
opadały falą na ramiona i plecy. Przygotowywała śniadanie, postawiła
na stole dwa nakrycia. Jej gesty były lekkie i pełne wdzięku.
Raven czuł się szczęśliwy ponad miarę. Przeciągnął się.
— Do śniadania wstanę, owijając się w koc. Potem pójdę się
wykąpać. Morze jest spokojne, woda musi być odpowiednia do
kąpieli.
— Czy czujesz się już zupełnie dobrze? — zapytała troskliwie
Anuszka.
— Nie można lepiej. Miłość jest najlepszym lekarstwem, a ja tak
bardzo cię kocham...
— Trzeba doradzić naszemu lekarzowi, żeby zalecił tę kurację
swoim pacjentom. Na pewno będą zachwyceni.
— Anuszko, jesteś coraz piękniejsza! Wiejskie powietrze
wyraźnie ci służy. I w tej koszulce jesteś cudowna, niemniej jednak
wolę cię bez niczego. Niestety, nasze ubrania już wkrótce będą
zupełnie suche. Co za głupota wracać do cywilizacji. Ile czasu, ile
niepotrzebnie wydawanych pieniędzy.
Roześmiała się.
— Strzeż się, kochany! Klimat rosyjski jest bardzo zdradliwy.
Nawet w Odessie zimy mogą być bardzo ostre.
Raven spojrzał na nią serdecznie i zarazem poważnie.
— Niewiele odkryłaś mi ze swojej tajemnicy. Powiesz mi teraz?
— Jeszcze nie. Błagam cię! Najpierw pojedziemy do Odessy.
Tam dowiesz się wszystkiego o tym, czego nigdy nikomu nie
wyjawiłam.
161
— Jak chcesz, moje kochanie — odparł zgodnie.
Przyciągnął ją i czule, długo całował. Ich usta dotykały się
najpierw lekko, a potem złączył je długi, przepełniony ogromnym
uczuciem pocałunek.
Doktor dotrzymał obietnicy i po południu w pobliże zatoczki
przypłynął jacht. Pożegnanie było krótkie, lekarz bowiem wypływał z
rybakami na połów i śpieszył się. Anuszka, która odgrywała rolę
tłumacza, gorąco mu podziękowała za uratowanie obojgu życia.
— Nie chcę stąd wyjeżdżać — oświadczyła. — Byłam tu taka
szczęśliwą.
— Też chciałbym zostać — potwierdził Raven.
Wszedł do chaty, zamknął drzwi izby na zasuwę, wziął Anuszkę
na ręce i zaniósł na posłanie. Dopiero znacznie później przywołała ich
do rzeczywistości syrena jachtu.
Nazajutrz rano wpłynęli do portu Odessa. Książę nie znał Odessy.
Teraz był oczarowany. Port o harmonijnych proporcjach był bardzo
kolorowy. Miasto, zbudowane na wzgórzach, lśniło wieżycami i
dzwonnicami wynurzającymi się z morza dachów. Obecny charakter
nadał Odessie generalny gubernator Besarabii i Noworosyjska, książę
Woroncew.
Dzięki jego wysiłkom miasto niebywale się rozwinęło. Raven,
niepewny słów, których nauczył się kiedyś po rosyjsku, chciał
najszybciej zejść na ląd, żeby się przekonać, czy pamięta co nieco.
Ale cały jego czas wypełniała Anuszka.
162
Miała błyszczące z podniecenia oczy. Chwilami chwytała go za
rękę albo przytulała się doń gwałtownie. Jej ruchy stały się
spontaniczne, co kontrastowało z jej poprzednią rezerwą. Kiedy ich
palce spotykały się, Raven ściskał mocniej jej dłoń, rozkoszując się
nowymi dla siebie wrażeniami.
Ona zaś patrzyła nań z oczarowaniem, które napełniało go dumą.
Jednocześnie doznawał wobec niej uczucia pokory. Nigdy dotąd nie
przeżywał czegoś podobnego.
Powtórzył po raz setny chyba:
— Kocham cię.
Słowa były zbyt słabe, żeby oddać całą siłę i głębię uczucia.
Rzucono trap i służący poszedł sprowadzić dorożkę. Wkrótce
nadjechała. Woźnica nosił na długich włosach dziwny kaszkiet.
Wielka broda i gęste wąsy zakrywały połowę twarzy. Miał dobre,
łagodne wejrzenie. Pomógł Anuszce wsiąść. Wytłumaczyła mu po
rosyjsku, gdzie chcą jechać. Trzasnął z bicza i zaprzęg ruszył z
kopyta.
Anuszka nie poinformowała męża o celu ich wycieczki.
Przytulona do niego, szepnęła:
— Nigdy, przenigdy nie przypuszczałam nawet w najśmielszych
marzeniach, że może mi się to przydarzyć.
— Twój powrót tutaj?
— Tak — odparła. — I jeszcze to, że wcale się nie boję.
— Czego miałabyś się obawiać?
163
— Odkąd jestem twoją żoną, nikt nie może mi nic zrobić,
prawda?
— Nikt! — położył rękę na jej ramieniu. — Nie pozwolę, żeby
cię ktokolwiek skrzywdził, dotknął czy przestraszył. A jeśli znajdzie
się taki śmiałek, będę o ciebie walczył:
Anuszka posłała mu pełne wdzięczności spojrzenie.
— Wiem — odparła — i dlatego przy tobie czuję się bezpieczna.
Nie pytał już o nic, tylko podziwiał piękno okolicy.
Opuścili portową dzielnicę i dolne miasto. Droga wznosiła się
teraz coraz wyżej, na stromy brzeg morski. To tu wzniósł książę
Woroncew najpiękniejsze budowle Odessy. Minęli pałac gubernatora.
Następnie dom o bardzo pięknej architekturze. Anuszka zatrzymała na
nim przez chwilę wzrok, tak jakby budził jej wspomnienia.
Gdy dorożka stanęła, zeszli na chodnik. Książę odruchowo
skierował się do głównego wejścia budynku, ale Anuszka poszła do
bocznej furtki, która prowadziła na małe, ukwiecone podwórko. W
głębi wznosiła się prześliczna, bogato zdobiona kaplica. Jej złota,
pękata i zwieńczona podwójnym krzyżem kopuła lśniła w blasku
słońca jak drogocenny klejnot.
Weszli do środka. Ściany pokrywały stare, sczerniałe ikony.
Świeczniki i srebrne lampy zwisające z sufitu dawały łagodne światło,
odkrywając liczne wazony z kwiatami. Miejsce było ciche i bardzo
pogodne. Anuszka podeszła do ołtarza i w milczeniu uklękła obok
pogrążonego w modlitwie kapłana. Raven stanął tuż za nią.
Duchowny, wyczuwając czyjąś obecność, odwrócił się. Spojrzał na
164
Anuszkę, a później wstał, odwrócił się do niej i powiedział parę zdań
po rosyjsku.
Ona także powstała i odpowiedziała w tym samym języku.
— Nie poznajecie mnie, ojcze, prawda? Wcale mnie to nie dziwi.
Światło z witraży padło na jego twarz. Był to człowiek posunięty
już w latach, zupełnie siwy i zapewne krótkowidz, bo patrząc na
Anuszkę mrużył oczy. Wreszcie twarz rozświetlił mu wyraz
najwyższego zdumienia.
— Impossible! Niemożliwe! — wykrzyknął, mieszając w wielkim
wzruszenie słowa francuskie i rosyjskie. — Anuszka! Moja maleńka!
To naprawdę ty? Co za nadzwyczajny cud!
— Tak, mój ojcze, to ja! Przyjechałam tu, żeby przedstawić mego
męża.
— Męża! — zdumiał się.
Anuszka wyciągnęła rękę do księcia, który zbliżył się i skłonił
przed sędziwym kapłanem.
— To ojciec Aleksy, Ravenie. On mnie chrzcił i zajmował się
moim wychowaniem, zanim zostałam wywieziona do Francji.
— A ja, mój ojcze — odrzekł wzruszony Raven, wyciągając na
powitanie rękę — jestem książę de Ravenstock. Jak powiedziała
księżna, jesteśmy od niedawna małżeństwem.
— Będę się nieustannie modlił za wasze szczęście. Ale chodźcie,
moje dzieci. Mamy sobie sporo do powiedzenia.
Przeszedł z nimi do pomieszczeń klasztornych. Klasztor był mały
i surowy, acz nie pozbawiony uroku. Pokój, do którego wprowadził
165
gości, był bardzo skromnie umeblowany, za to ikony, zdobiące białe
ściany, uderzały wyjątkową pięknością. Anuszka rozejrzała się wokół.
— Poznaję ten pokój. To tu udzielał mi ojciec lekcji. Jakim
dobrym nauczycielem byłeś, ojcze. Zdałam sobie z tego sprawę, kiedy
znalazłam się w klasztorze.
Kapłan uśmiechnął się dobrotliwie.
— Jak miło, że to mówisz. Ale pozwól, niech ci się przyjrzę. Już
opuszczając mnie byłaś bardzo miłą dziewczynką, a teraz widzę
przepiękną młodą niewiastę.
Anuszka nie odpowiedziała, ale jej wzrok wyrażał nieme pytanie.
— Jesteś bardzo podobna do matki — szepnął wzruszony.
— To właśnie chciałam usłyszeć. Ale jestem też chyba podobna
do ojca, prawda?
— Jakżeż mogłoby być inaczej? Oboje bardzo cię kochali.
Mówiąc to podsuwał gościom krzesła, zapraszał gestem, aby
usiedli, a potem zajął miejsce koło nich i ciągnął dalej.
— Wcale nie jestem zdziwiony, widząc cię mężatką. Nie
wydawałaś mi się stworzona do zakonu. Żywiłem nadzieję, że dobry
Bóg sam pokieruje twoimi losami.
— Bóg był dla mnie łaskaw — odparła Anuszka — ale
chciałabym, żeby ojciec był tak dobry i opowiedział mężowi moją
historię. Dotąd przez tyle lat nie zdradziłam się nawet jednym
słowem, a wiem, że Raven płonie chęcią poznania prawdy.
Kapłan skinął głową potakująco.
166
— Zawsze wiedziałem, że jesteś zdolna dochować tajemnicy.
Byłaś dzieckiem dzielnym i lojalnym. Nigdy nie zrobiłaś nic, co
mogłoby zmartwić twego ojca.
— Nie było trudno dochować tajemnicy, dopóki nie zostałam
mężatką — odparła, patrząc z uśmiechem na męża.
— Bardzo chciałbym poznać jej historię — poprosił książę.
— Zaraz opowiem. Otóż matka Anuszki przyszła na świat w
Sankt Petersburgu w tysiąc osiemset trzydziestym roku na dworze
carskim. Była bratanicą cara Mikołaja.
— Jego bratanicą? — szepnął książę, zdumiony tą rewelacją.
Anuszka pochodziła z królewskiego rodu! Kapłan podjął
opowieść.
—
Tak,
bratanicą.
Jej
wysokość
księżniczka
Natasza
wychowywała się na dworze carskim. Nie muszę opisywać waszej
łaskawości bogactwa i przepychu, jakie tam panowały. Księżniczka
Natasza nie przejawiała jednak żadnego zainteresowania życiem
dworskim. Była mądra, dobra, a ponadto bardzo powściągliwa. Kiedy
skończyła dwadzieścia jeden lat, rodzina zdecydowała, że trzeba ją
wydać za mąż. Wybrano jej więc męża. Myślę, że ten zwyczaj nie
zdziwi waszej łaskawości. Jest on jeszcze dość częsty.
— Oczywiście — odparł książę.
— Ale narzeczony, którego jej przedstawiono, wzbudził w niej
odrazę. Był to człowiek zniszczony, zdeprawowany nadużywaniem
uciech życia. Jednym słowem, wstrętny hulaka. Ponadto typowy
łowca posagów. Księżniczka, która była ogromnie miłosierna i oddana
167
wspomaganiu swego ludu, zdecydowała, że woli klasztor niż takie
małżeństwo.
Nie mogła jednak zostać na dworze ani w jego pobliżu, bo car był
władny zmusić ją do nie chcianego małżeństwa. Takie przypadki już
się zdarzały. Uciekła więc potajemnie do Odessy, gdzie jej ojciec miał
stary, podupadły już pałac.
Książę słuchał uważnie.
— Kiedy zobaczyłem księżniczkę Nataszę, taką piękną, młodą,
rwącą się do życia, zrozumiałem, że byłoby błędem uczynić z niej
zakonnicę. Zaproponowałem, żeby przed powzięciem ostatecznej
decyzji odczekała czas jakiś.
Stary pop spojrzał wzruszony na Anuszkę.
— Może pamiętasz, moje drogie dziecko, twoja matka miała silny
charakter, zdecydowała się więc natychmiast. Gdyby nie podjęła
takiej decyzji, car mógł ją odnaleźć i sprowadzić do Sankt
Petersburga.
— To car Mikołaj już wtedy panował? — zapytał książę.
— Tak, wasza łaskawość. Monarcha despotyczny i okrutny. Jego
zbrodnie pozostawiły krwawy ślad w historii naszego kraju.
Kapłan przeżegnał się trzykrotnie.
— Tak, jak należało się spodziewać — mówił dalej — car wysłał
do Odessy emisariuszy tajnej policji. Tymczasem jej wysokość
księżniczka Natasza złożyła śluby i przywdziała habit. Odtąd należała
już tylko do Boga i nawet sam car Wszechrosji nie miał nad nią
168
władzy — tu kapłan zawahał się przez sekundę — tak przynajmniej
sądziliśmy.
— A jak było naprawdę? — zapytał zdumiony tym
oświadczeniem książę.
— Niech Bóg mi wybaczy, nie była to cała prawda. Zgodziłem
się, żeby jej wysokość została przyjęta na łono Kościoła, ale specjalna
tajna klauzula pozwalała decyzję tę odwołać, gdyby jej wysokość
wyraziła pewnego dnia chęć opuszczenia klasztoru..
Przez chwilę pogrążył się we wspomnieniach. Ani Anuszka, ani
książę nie przerywali mu. Po chwili zaczął opowiadać dalej.
— Po śmierci jej ojca, a twego dziadka, moje dziecko, jej
wysokość odziedziczyła pałac. Wyremontowała go i ofiarowała naszej
małej społeczności.
— A zatem z pałacu zrobiono klasztor? — zapytał książę.
— Dokładnie tak. Był bardzo obszerny i mogliśmy swobodnie
urządzić w nim także szpital.
Raven pytał dalej, chcąc jak najszybciej dotrzeć do sedna
tajemnicy Anuszki.
— A kto zajmował się chorymi?
— Zakonnice, które w większości były wykwalifikowanymi
pielęgniarkami. Jedyne zresztą na południu Rosji osoby mogące w
fachowy sposób nieść pomoc chorym i rannym żołnierzom. Można
sobie wyobrazić wdzięczność, jaką im okazywano. Zwłaszcza lekarze
i prosty lud wiejski.
169
Książę wiedział z doświadczenia, jak trudno było znaleźć zespół
wykwalifikowanych pielęgniarek tak w czasie pokoju, jak i wojny.
Sam był przez jakiś czas żołnierzem i przekonał się, jak często tylko z
powodu niekompetencji lekarzy wojskowych i opłakanego stanu
lazaretów żołnierze umierali jak muchy. Więcej ginęło ich z braku
odpowiedniej opieki niż na polu bitwy.
— Nasze życie — ciągnął dalej kapłan — biegło bez zakłóceń aż
do tysiąc osiemset sześćdziesiątego piątego roku, kiedy to do Odessy
przybył sir Reginald Sherdon.
— Mój ojciec — uzupełniła Anuszka.
— Twój ojciec — potwierdził kapłan. — Był wielkim
podróżnikiem. Objechał dookoła świat kilka razy. Ale zdrowie mu nie
dopisywało. Kupił dom na przedmieściach Odessy, gdyż bardzo
odpowiadał mu tutejszy klimat. Chciał pisać książkę.
— Rzeczywiście, chyba napisał. Teraz sobie przypominam, że
czytałem jego prace.
— Mam kilka egzemplarzy tej książki, chętnie ofiaruję jeden
waszej łaskawości.
— Pięknie ojcu dziękuję. Z ochotą skorzystam.
— Sir Reginald był uroczym człowiekiem i szybko staliśmy się
przyjaciółmi. Niestety, pod koniec drugiej zimy, którą spędził w
Odessie, bardzo poważnie zachorował.
Książę zaczął się domyślać dalszego ciągu.
— Wkrótce stało się jasne, że nie wystarczy leczyć go w domu.
Jej wysokość przeniosła go więc do swego szpitala. Było to jedyne
170
miejsce, gdzie mógł otrzymać wszystko, co niezbędne w stanie, który
wydawał się beznadziejny. Dostał cichy pokój z widokiem na ogrody i
morze, aby mógł w nim spokojnie umrzeć.
— Ale on przeżył! — wykrzyknęła Anuszka.
— Tak. Przeżył. Wyłącznie dzięki bezustannej trosce twojej
matki. Szybko oboje odkryli, że się kochają. Dobry Bóg wziął ich pod
swoją opiekę i zaznali najwyższego szczęścia. Ale nie wiedzieli, co
począć. Zapytali więc mnie o radę.
— I co im ojciec doradził?
— Udzieliłem im ślubu — odparł po prostu kapłan. — Ceremonia
odbyła się w największej tajemnicy. Co prawda po carze Mikołaju I
zasiadł na tronie Aleksander, ale było sprawą oczywistą, że ślub
najjaśniejszej księżniczki nawet z takim arystokratą jak sir Reginald,
jest niemożliwy.
— Rozumiem — rzekł Raven.
Stary człowiek westchnął.
— Nigdy nie widziałem szczęśliwszych ludzi niż twój ojciec,
Anuszko, i twoja matka. Nie było zbyt trudno zachować ich związek
w tajemnicy. Wszyscy przypuszczali, że sir Reginald jest za słaby,
aby powrócić do domu.
— Tymczasem — opowiadał dalej — twoja matka została
mianowana przeoryszą klasztoru. Mogła więc bardzo łatwo
przebywać z twoim ojcem tak, aby nikt o tym nie wiedział.
— Teraz rozumiem, dlaczego byli tak ogromnie szczęśliwi —
szepnęła Anuszka.
171
Spojrzała czule na męża, myśląc o wspaniałych chwilach, jakie
przeżyła z nim w chatce lekarza.
Raven zrozumiał to spojrzenie, a staruszek kontynuował.
— Twoi rodzice, moje dziecko, przeżyli cudowną miłość. Potem
twoja matka zorientowała się, że oczekuje dziecka: ciebie, Anuszko.
— Ile lat miała wtedy? — zapytał książę.
— Niecałe czterdzieści. I tak jak sir Reginald, nie wyobrażała
siebie nawet, że może mieć dziecko.
— Co zatem uczyniła?
— Nie miała wyboru. Ukrywała swój stan prawie do ostatniej
chwili, co nie przyszło jej trudno: suknie zakonne były bardzo
obszerne.
Zamyślił się na chwilę. Odżyły dawne, tak poważne problemy.
Książę niecierpliwie zapytał:
— I co dalej? Co stało się potem?
— Twierdziliśmy, że sir Reginald musiał, ze względu na swoje
zdrowie, udać się do Konstantynopola, żeby skonsultować się z
tamtejszym sławnym lekarzem. Zły stan jego zdrowia był pretekstem,
aby pojechała z nim twoja matka i bardzo oddana stara służąca, która
zresztą później nie opuściła go aż do śmierci.
— Anuszka urodziła się zatem w Konstantynopolu — stwierdził
Raven.
— Tak. Właśnie tam się urodziła. W trzy tygodnie później jej
najjaśniejsza wysokość i sir Reginald byli razem z powrotem w
Odessie.
172
— A jak wytłumaczono obecność dziecka? — z niepokojem
zapytał Raven.
— Skłamaliśmy. Wymyśliliśmy całą historię, która brzmiała dość
prawdopodobnie — odpowiedział pokornie stary człowiek. — Długo
się umartwiałem, żeby Bóg mi wybaczył.
— I co wymyśliliście?
— Popełniłem święte kłamstwo. Wymyśliliśmy mianowicie
rodzinę sir Reginalda. Rzekomo przyjął on do siebie i zaopiekował
się ubogą daleką krewną, która urodziła dziecko. Ojciec dziewczynki
zginął, a matka, jak twierdziliśmy, nie przeżyła bardzo ciężkiego
porodu. Sir Reginald podjął się wychowania dziecka i adoptował je.
— Bardzo rozsądne — przyznał książę.
— Trzeba było pomyśleć o adopcji, żeby Anuszka mogła
swobodnie nazywać sir Reginalda ojcem.
— Bardzo kochałam tatusia — rzekła Anuszka. — Zrozumiałam,
że nie żyje, w dniu, w którym dowiedziałam się, iż otrzymałam
znaczny majątek. To mógł być tylko spadek.
— Skąd ta pewność, Anuszko?
— Trudno wytłumaczyć. Czułam pustkę. Jednocześnie, kiedy
modliłam się za ojca w klasztornej kaplicy, miałam silne wrażenie
jego obecności przy mnie. Tak silne, że nabrałam pewności, iż nie ma
go już wśród żywych, nie ma go w Odessie. Jeśli czułam go tak
wyraźnie przy mnie, to mogło oznaczać tylko jedno: że przebywał w
świecie, z którego mógł zawsze swobodnie do mnie dotrzeć.
173
— Jego duch cię chronił, moje dziecko. Za życia nigdy nie
przestawał cię kochać i troszczyć się o ciebie. Gdyby tylko mógł, nie
ryzykując, nigdy by cię nie opuścił.
— Ale co go zmusiło do rozstania się z córką? — zapytał Raven.
— Już wyjaśniam, wasza łaskawość. Otóż jej wysokość umarła,
kiedy Anuszka miała osiem lat. Była bardzo podobna do matki. Po
urodzeniu córeczki jej matka zaczęła coraz bardziej zapadać na
zdrowiu. Może czterdzieści lat to było zbyt późno na urodzenie
pierwszego dziecka, a może lekarze czegoś zaniedbali, w każdym
razie słabła coraz bardziej. Jej śmierć była dla nas ogromnym
wstrząsem.
— Pamiętam — szepnęła z ciężkim westchnieniem Anuszka.
Książę zbliżył się do niej. Ujął jej rękę, a ona — jakby szukając
opieki — przytuliła się do niego. Staruszek ciągnął dalej swą
opowieść.
— Bardzo szybko zorientowałem się, jakie będą konsekwencje
śmierci jej najjaśniejszej wysokości. Anuszka nie mogła pozostać w
Odessie. To było zbyt niebezpieczne.
— Niebezpieczne? Ależ dlaczego?! — zawołał Raven.
— Bo trzeba było zawiadomić cara o zgonie członka jego
rodziny. Zdawałem sobie doskonale sprawę, że kiedy wiadomość
dotrze do Sankt Petersburga, tryby maszyny zostaną puszczone w
ruch. Trzeba byłoby zaspokoić ciekawość dworu, co nie było jeszcze
najgorsze, ale tajna policja carska na pewno wysłałaby — jak to było
w zwyczaju — tajnych agentów i szpicli, żeby dokładnie zbadali
174
przyczyny śmierci księżniczki Nataszy. Myśleliśmy, że żyjemy na
końcu świata, spokojni, z dala od dworskich intryg, ale to mogło
szybko się skończyć. Świat mógł przyjść do nas, do Odessy.
— Co więc zrobiliście?
— Sir Reginald i ja mieliśmy takie samo zdanie. Anuszka była
przecież dzieckiem z królewskiego rodu, wnuczką arcyksięcia, kuzyna
cara.
— Przypuszczaliście zapewne, że mogą ją wam zabrać.
— Władze zrobiłyby to na pewno. Zostałaby zawieziona do Sankt
Petersburga i wychowana w atmosferze dworu carskiego, z którego jej
matka uciekła.
— Teraz wszystko rozumiem — westchnął książę.
— Właśnie dlatego, żeby nie wyrastała na dworze, sir Reginald
zdecydował się wysłać Anuszkę do Francji. Ale ta decyzja i
perspektywa rozstania raniły mu serce.
Nie wszystko jednak było zupełnie jasne dla Ravena.
— Jak Anuszka znalazła się akurat w klasztorze Sacre Coeur, w
którym matką przełożoną jest moja rodzona siostra?
— Słyszałem o tym zakładzie od pewnego katolickiego księdza, z
którym korespondowałem. A sir Reginald znał kilku członków
pańskiej rodziny, z którą utrzymywał kontakty, kiedy mieszkał jeszcze
w Anglii.
— Więc to wam, ojcze, zawdzięczał sir Reginald wysłanie jej do
Francji?
175
— W rzeczy samej. Sir Reginald natomiast zorganizował całą
resztę. To było najlepsze rozwiązanie. I najpewniejsze.
— I uchroniło cię, Anuszko — dodał Raven — przed dworską
egzystencją.
— Właśnie — uzupełnił kapłan. — Nie zniosłaby jej na pewno.
Anuszka szepnęła:
— Było mi bardzo ciężko rozstać się z ojcem.
— Rozumiem cię doskonale, moje kochanie. Nie sądzę, żeby
podobało ci się życie na dworze w Sankt Petersburgu.
— Na pewno nie. Mama mówiła zawsze z trwogą o tajnej policji
carskiej. Bardzo się jej bała.
— Wszyscy się ich boją jeszcze teraz — potwierdził kapłan. —
Nawet dziś, choć sytuacja nie jest już tak niepokojąca, byłoby, wasza
łaskawość, bardzo niebezpiecznie wyjawić tu pochodzenie Anuszki.
— Zgadzam się z wami, ojcze, i wydam odpowiednie dyspozycje,
żeby uniknąć jakiejkolwiek niedyskrecji. Ale o ile rozumiem, że nie
można ujawnić nazwiska matki Anuszki, nie pojmuję, w czym -
mogłoby jej zaszkodzić ujawnienie nazwiska ojca.
Kapłan pokręcił głową.
— W Anglii można zapewne bez przeszkód wyjawić takie
sprawy, ale tu, w Odessie? Lepiej powstrzymajcie się, niech mi pan
wierzy.
— Posłucham rady — powiedział książę. — Zresztą wydaje mi
się, że w tych warunkach bezpieczniej będzie opuścić Rosję.
Zbliżył się do leciwego kapłana.
176
— Ale zanim wyjedziemy, czy zechciałby ojciec udzielić nam
błogosławieństwa? Wzięliśmy ślub w kościele katolickim, myślę
więc, że moja żona byłaby bardzo szczęśliwa, gdyby pobłogosławił
nas ojciec zgodnie z rytuałem religii, w której została wychowana.
— Nic nie sprawi mi większej przyjemności, moje dzieci —
odparł kapłan.
Kiedy młoda para otrzymała błogosławieństwo, Anuszka wstała i
rzuciła się w ramiona męża.
— Najdroższy, najukochańszy, rozumiesz wszystko i uprzedzasz
moje życzenia! Kocham cię.
Jacht nie stał przy nabrzeżu, był zakotwiczony pośrodku zatoki.
Po obiedzie Raven z Anuszką podziwiali z jego pokładu miasto i
ogrody pełne cyprysów. Zadnia był to widok bardzo piękny, a w nocy
stawał się iście feeryczny.
Światło księżyca błyszczało na złoconych kopułach kościołów i
cerkwi, nadając im nadnaturalne piękno. Czarne sylwety cyprysów
odcinały się od murów, tysiące świateł miasta wydawało się spadłymi
gwiazdami. Morze powtarzało ten obraz wzbogacony i pomnożony o
rozedrgany blask księżyca.
Anuszka milczała. Spojrzał na nią. Ledwo oświetlona twarzyczka
była cudownie piękna i delikatna. Czując na sobie jego wzrok, rzuciła
mu się radośnie w ramiona. Wizyta u sędziwego kapłana przywołała
tyle wspomnień. Była jeszcze ciągle wstrząśnięta i instynktownie
szukała u męża oparcia.
— O czym myślisz? — zapytał cicho.
177
— O moim przeznaczeniu. O fascynującej historii moich
rodziców. Zachowamy ten sekret i nigdy go nie zapomnimy. Jestem
głęboko wzruszona wiedząc, że moi rodzice przeżyli tak wielką,
szaloną miłość. Będzie ona dla nas przykładem.
— Czuję takie samo oczarowanie, Anuszko — szepnął całując jej
włosy. — Pragnę, żeby nasze dzieci były dziećmi miłości. Takiej
miłości, jaka połączyła twoich rodziców. I czuję się na siłach dać ci
wszystko.
— Pragnę tego z całej duszy.
Raven podniósł głowę i zanim odpowiedział, popatrzył w
gwiazdy.
— Prosiłem niebiosa o żonę czystą i niewinną. I zostałem
wysłuchany. Jednocześnie dane mi było poznać najwspanialszą
kobietę mego życia. Jak mógłbym okazać mą wdzięczność?
Chciałbym teraz uklęknąć i podziękować Bogu za tak bezcenny dar.
Anuszka popatrzyła mu głęboko w oczy. W jej spojrzeniu nie
było już tajemnicy, ale odblask niewysłowionego uczucia.
Książę mówił dalej:
— Kocham cię, moja miłości, skarbie mój jedyny, z taką siłą, że
słowa są tu bezsilne, aby oddać głębię moich uczuć.
Anuszka westchnęła ze szczęścia. A on przytulił ją mocniej do
siebie. Szepnęła cichutko:
— Kocham cię. Tak bardzo cię kocham. Czuję w sobie, tak jak ty,
boski ogień. Jesteś najwspanialszy z ludzi.
178
Jej usta poszukały warg męża. Wymienili pocałunek, który
połączył ich dusze. Trwał długo i spowodował szalone bicie serc
przepełnionych miłością i pożądaniem.
— Kocham cię —szepnęła ponownie Anuszka tuż przy jego
ustach i dodała słodko. — Jak mogę cię przekonać o mojej miłości?
— Myślę, że bardziej już kochać nie można, a noc, która należy
do nas, dowiedzie, iż się nie mylę.
Wzrokiem ogarnął miriady gwiazd, nieruchomy księżyc,
migocące w oddali światła miasta. Wziął żonę na ręce i zaniósł w głąb
statku. Miłość ich, piękna i czysta, była wspaniała.