Barbara Cartland
FORELLA
(Najpiękniejsze miłości
1
Od Autorki
Książę Walii, późniejszy Edward VII, miał swój specjalny sposób na odnajdowanie
sypialni pięknej kobiety, którą się interesował. Ponieważ domy, w których bywał Jego Wyso-
kość, były zwykle olbrzymie, sugerował on, że róża wystawiona na zewnątrz danej sypialni
ułatwi jego poszukiwania i zapobiegnie kłopotliwym pomyłkom.
Książę ożenił się z piękną Aleksandrą Duńską w 1863 roku, ale już pięć lat później,
gdy przyszło na świat ich trzecie dziecko, księżniczka Viktoria, jego romanse ożywiały plotki.
Mówiło się o ponętnych pięknościach w Rosji, gdzie książę był obecny na ślubie Dagmary,
siostry księżniczki Aleksandry, z carewiczem Aleksandrem i kuszących księżniczkach, a
także aktorkach w Paryżu, dokąd pojechał sam następnego roku. Tam książę wodził rej, a
młodsi członkowie towarzystwa chętnie naśladowali go. Dla wielu z nich był to mile widziany
bunt przeciwko powadze i dokładności Księcia Pana, a po jego śmierci, przeciwko
przygnębieniu, nudzie i nieustającej żałobie Królowej Wiktorii w Zamku Windsor.
2
Rozdział 1
Rok 1870
Po obiedzie panie przeszły do wielkiego salonu ozdobionego kryształowymi
kandelabrami i ogromną ilością egzotycznych kwiatów. Ubrane w suknie spiętrzone z tyłu na
tiurniurach, które według wskazówek Frederica Wortha zajęły miejsce krynolin, wyglądały
jak wspaniałe łabędzie. Tiurniury idealnie akcentowały ich cienkie talie, a ponad nimi opięte
gorsety doskonale podkreślały wypukłość i krągłość piersi, które przyciągały wzrok dzięki
znów modnym głęboko wyciętym dekoltom.
Kogoś, kto nie wiedział, że gospodarzem przyjęcia jest książę Janos Kovac, mógłby
zdziwić widok tak wielu pięknych kobiet zebranych w jednym pokoju. Zdawało się, że całe
Alchester otoczone jest aurą bogactwa.
Niewielu zapewne z przybyłych tu na weekend gości mogło pamiętać jak wyglądał
zamek, zanim duke Alchester sprzedał go księciu.
—
Jedyne pocieszenie — powiedziała starsza bogata dama w stroju mieniącym się
diamentami — to to, że Alchesterowie nie tylko byli w stanie zapłacić swoje rachunki,
ale odkąd pozbyli się zamku, wiedli swoje życie we względnym komforcie.
—
Moja droga, czy pamiętasz jak tu było? — zawołała jej rozmówczyni. —Zimą
przejmujący chłód, a sufit i ściany wilgotne z powodu cieknącego dachu! Nic nie było
reperowane ani poprawiane od blisko pięćdziesięciu lat! I to nie-zjadliwe jedzenie!
Damy roześmiały się ironicznie.
— Zupełnie inaczej, niż dziś wieczór!
Zamilkły nagle obydwie zdając sobie sprawę, jak wspaniała była kolacja i jaką
radością dla każdego smakosza było wino podawane do kolejnych dań.
Książę Janos, właściciel ponad tysiąca akrów ziem we wschodnich Węgrzech,
przyjechał do Anglii przede wszystkim po to, by polować. Tak bardzo jednak zauroczył go
sport, który uprawiał z ogromnym entuzjazmem w Shires, że nie tylko został członkiem kilku
klubów, lecz stał się także posiadaczem stajni dla koni wyścigowych, które na dokładkę
3
bardzo szybko zaczęły odnosić zwycięstwa.
Gdyby udało się to jakiemuś innemu młodemu człowiekowi, rozsiewałby wokół siebie
zazdrość i nienawiść. Jednak nie książę Janos. Był coraz bardziej popularny nie tylko wśród
tych, którzy dosiadali jego koni i kibicowali mu, ale także w Klubie Jeździeckim, którego stał
się członkiem. Zaproszenia na jego przyjęcia były wręcz rozchwytywane, a on znalazł sposób
na to, jak to ktoś zauważył trochę złośliwie, by pomieścić więcej piękności na jednym metrze
kwadratowym, niż udało się to kiedykolwiek innym gospodarzom.
Rozglądając się po pokoju, widząc te wszystkie blondynki, brunetki i rude, nikt nie
miał wątpliwości, że nawet Parysowi, gdyby mógł być tam obecny, trudno byłoby zdecydo-
wać, której z nich należy się złote jabłko.
Książę znał mnóstwo pięknych kobiet i nie było wątpliwości, że one były nim
zafascynowane, zaintrygowane i zaślepione, i z całą pewnością znajdował się w centrum
ich uwagi. Tym więc dziwniejsze było to, że nawet najbardziej wścibscy intryganci
towarzystwa mogli powiedzieć tak niewiele o nieskandalizującym i dyskretnym księciu
Janosu, co bynajmniej nie odnosiło się do jego gości. W momencie, gdy lady Esme Meldrum
podchodziła do jednego ze zdobionych złotymi ramami luster, markiza Claydon śledziła jej
ruchy wzrokiem pełnym nienawiści. Bez wątpienia lady Esme była nadzwyczaj piękna, a jej
uroda podziwiana przez współczesnych artystów. Wydawało się niemożliwe, by mógł gdzieś
istnieć ktoś cudowniejszy od niej, złotowłosej, z oczami koloru miodu, o cerze jak
przeźroczysta porcelana. Poruszała się pięknie, a jej figura przypominała figurę bogini.
Z prawdziwej miłości poślubiła Sir Richarda Meldrum. Co prawda jej rodzice
oczekiwali że znajdzie lepszą partię, ale gdy o Sir Richardzie Meldrum zaczęto mówić jako o
jednym z najbardziej obiecujących ambasadorów w Europie, pogodzili się z wyborem córki.
Jednak po ośmiu latach małżeństwa z mężczyzną który był coraz bardziej pochłonięty
swoimi obowiązkami, lady Esme zaczęła szukać rozrywki.
Hrabia Sherburn zwrócił uwagę na jej piękność w tym samym momencie, w którym
ona stwierdziła, że niewątpliwie jest on szalenie atrakcyjną partią.
Osmond Sherburn był bogaty, przystojny, odrobinę już znudzony odnoszonymi
sukcesami i absolutnie nie zainteresowany małżeństwem. Dużo ambitnych matek uważało,
4
że właśnie ich córki z wdziękiem zdobiłyby klejnoty Sherburnów i na pewno byłyby
czarującymi paniami rodzinnego domu hrabiego i innych jego posiadłości. Wykazał on jed-
nak na tyle sprytny, by kierowe swoją uwagę ku kobietom zamężnym. Narażał się przez to
ich małżonkom, czasami do tego stopnia nawet, iż gotowi byli wyzwać go na pojedynek.
Jednak przyjaźń hrabiego z Księciem Walii i jego pozycja w towarzystwie, zmuszały ich do
pewnych ustępstw i słusznych przemyśleń, że prowokowanie go byłoby na pewno błędem.
Tym to sposobem hrabia mógł bawić się na całego, dokonując przy tym odkrycia, że
tylko nieliczne kobiety odmawiały spełnienia jego życzeń.
Właśnie zakończył krótkotrwały, acz przyjemny romans z markizą Claydon. Jak
zwykle, to on ochłonął pierwszy i zastanawiał się, jak wyswobodzić się z jej kurczowo
zaciśniętych i zaborczych objęć, gdy na horyzoncie pojawiła się lady Esme.
Mówienie, że stracił dla niej głowę byłoby przesadą gdyż hrabia zawsze stał twardo
na ziemi. Jego sercem zawsze rządził rozum, gdyż nawet w najbardziej żarliwych i burzliwych
romansach zachowywał ostrożność. To właśnie, bardziej niż cokolwiek innego sprawiało, że
zakochane w nim kobiety zawsze zdawały sobie sprawę, że nigdy w pełni nim nie zawładną.
—
Nie mogę zrozumieć, dlaczego straciłam Osmonda — szlochała do markizy jakaś
piękność, zanim ona i hrabia zwrócili na siebie uwagę.
—
Moja droga, może byłaś zbyt uległa — odparła Kathie Claydon.
—
A jak inaczej można zachowywać się przy Osmondzie? — zapytała piękność. —
On jest taki dominujący, taki władczy, a i jego przygniatająca przewaga sprawia, że
nie sposób odmówić mu czegokolwiek.
Markiza trafnie oceniła sytuację i stwierdziła, że tym razem hrabiemu potrzebne jest
wyzwanie.
Kiedy więc spotkali się na przyjęciu, na którym żadne z nich nie było zainteresowane
nikim innym, posyłała mu zagadkowe spojrzenia. Była w swym zachowaniu prowokująca, a
jednocześnie intrygująca, zachęcająca i tajemnicza.
Ale gdy zostali już kochankami, jej siła osłabła i nie była już w stanie dłużej go
prowokować, tak jak wcześniej zamierzała. Stała się absolutnie uległa i posłuszna
wszystkiemu, czego od niej żądał. Kiedy więc zdała sobie sprawę, a była bardzo
5
doświadczona w sztuce miłości, że hrabia oddala się od niej, ogarnęła ją rozpacz.
Uświadomiła sobie, że pokochała hrabiego tak, jak nigdy dotąd nikogo w całym
swoim życiu nie kochała.
Jej małżeństwo było zaaranżowane przez rodziców i chociaż pochlebiał jej fakt bycia
markizą Claydon, nie zdarzyło się, by nawet w bardziej intymnych chwilach doznała
przyjemności. Dopiero wtedy, gdy obdarowała męża dwoma synami i córką i gdy wzięła
swojego pierwszego kochanka, odkryła namiętność. Zrozumiała jak wiele w życiu straciła,
ale przecież i tak nigdy nie była naprawdę zakochana. Aż do chwili, dopóki w jej życiu nie
pojawił się hrabia.
Potem, gdy już zakochała się tak bardzo, że gotowa była błagać hrabiego by uciekł
gdzieś razem z nią odkryła, że żyła dotąd w świecie złudzeń. Fakt, że jej miejsce zajęła lady
Esme, był dla niej bardziej gorzki, niż gdyby chodziło o jakąś nieznaną piękność należącą do
tego samego kręgu towarzyskiego, w którym nieuchronnie widywali się prawie każdego
dnia.
W ciągu ostatnich kilku lat Książę Walii znów zaczął cieszyć się wolnością. Otaczał
się młodymi, żądnymi rozrywki, najbogatszymi i nie szanującymi etykiety członkami to-
warzystwa londyńskiego.
W 1863 roku poślubił piękną Aleksandrę Duńską ale już w 1868 roku, kiedy to
przyszło na świat ich trzecie dziecko, księżniczka Viktoria, liczba jego romansów była na tyle
duża, że nie sposób było je tuszować lub choćby ignorować.
Już dwa lata wcześniej, gdy odwiedził St. Petersburg, by wziąć udział w przyjęciu
weselnym siostry księżniczki Aleksandry, Dagmary, z carewiczem Aleksandrem, dużo ludzi
szeptało, że nie poprzestawał tylko na flirtach z ponętnymi pięknościami rosyjskiej stolicy.
Jeszcze więcej opowieści dotarło z Paryża, dokąd samotnie udał się następnego roku.
Odtąd jego podboje i ich efekty, dosyć barwnie opisywane, szybko następowały po
sobie.
Pierwszą z wielu aktorek, które zaistniały w jego życiu, była ponętna Hortensja
Schneider. Po niej były też inne piękne kobiety, poczynając od debiutujących w towarzystwie
panien, które miał okazję spotkać na balach, aż do dojrzałych, zamężnych piękności Beau
6
Monde.
Książę Walii miał swój styl — całkiem inny niż jego ojciec czy matka uważaliby za
właściwy — i nie sposób było mu się oprzeć.
Ułatwiło to bardzo życie innym dżentelmenom, którzy dotąd dbali o pozory porządnego
zachowania. W istocie, dopóki nie umarł ojciec księcia zawsze narażeni byli na burę lub wyklu-
czenie z dworu z powodu najmniejszego nawet skandalu.
Nikt już nie stawiał barier, a romanse Księcia Walii były jawne i akceptowane prawie
przez wszystkich, z wyjątkiem niektórych rodzin z zasadami, jak na przykład rodzina markizy
Salisbury. Życie tym samym stało się łatwiejsze i znacznie przyjemniejsze dla arystokratów w
wieku księcia lub nieco od niego starszych.
Nie ułatwiało to markizie Claydon pogodzenia się z faktem, że hrabia Sherburn
znudził się nią. Próbowała oszukiwać samą siebie i wierzyć, że to tylko chwilowy nastrój i że
on wróci do niej. Jednak przerwy między jego odwiedzinami stawały się coraz dłuższe, a
tłumaczenia, że jakiś niecierpiący zwłoki interes wymagał jego obecności, nie były już
przekonywające. Wkrótce, gdy stało się jasne, że tym „interesem" był lady Esme Meldrum,
złość i zazdrość markizy osiągnęły szczyt. Jeszcze nigdy w życiu nie darzyła nikogo taką
nienawiścią, jak lady Esme.
Godzinami wpatrując się w lustro zastanawiała się, dlaczego nie zdołała utrzymać
hrabiego, mimo że w opinii innych, z burzą ciemnych włosów, błyszczącymi oczami i szla-
chetnymi rysami, była daleko bardziej atrakcyjna od swojej rywalki. W końcu jednak musiała
pogodzić się z faktem, że hrabia odszedł. Nie widziała go od miesiąca, aż do chwili, gdy
dzisiaj znaleźli się wśród innych gości w zamku Alchester.
Sama skarciła siebie w duchu, gdy przed kolacją na widok hrabiego wchodzącego do
salonu, jej serce podskoczyło i poczuła, że jest jej ciężko oddychać. Była zbyt dumna, by się
skarżyć, tak jak to czyniły inne kobiety po utracie hrabiego. Udawała, nawet jeśli nikt w to nie
wierzył, że ona pierwsza zakończyła ten romans, ponieważ już jej nie bawił.
Markiza miała wiele wad, ale na pewno nie była typem kobiety, która zdruzgotana
przeciwnościami losu szlochałaby i lamentowała, nawet jeśli utraciła coś, co było dla niej
najważniejsze w życiu. Przyrzekła sobie, że będzie walczyła, i nawet jeśli hrabia nie wróci
7
do niej, znajdzie sposób na to, by pożałował tego, jak z nią postąpił. Prędzej czy później,
myślała, odegra się także na Esme Meldrum i sprawi, by cierpiała tak, jak ona teraz.
Być może wśród przodków markizy znalazł się jakiś gorącokrwisty Włoch lub Hiszpan,
którzy dobrze wiedzieli co znaczy vendetta.
Wszystkie inne kobiety porzucone przez hrabiego płakały straciwszy nadzieję, ale
nie działały. Markiza zdecydowała, że będzie inna.
— Ukaram go — mówiła do swojego odbicia w lustrze — nawet jeśli miałaby to być
ostatnia rzecz, jaką uczynię w moim życiu.
W nocy leżała z otwartymi oczami i myślała o nieszczęściach i katastrofach, które
ściągnie na głowę hrabiego, aż pewnego dnia ten przypełznie do niej na kolanach błagając
o litość. Fantazje te, choć na krótko, koiły ból po stracie, ból, który był jak otwarta rana w
sercu.
Teraz, gdy obserwowała go jak wszedł do salonu i witał się z księciem miała
pewność, że z żadnym mężczyzną, który ją całował, nie czuła się tak dobrze, jak z nim.
Gardziła sobą wierząc, że gdyby w tym momencie wyciągnął do niej ręce, bez wahania
pobiegłaby do niego. Zamiast tego jednak, sztywno wyprostowana i cała oficjalna w swej
pozie odezwała się do niego gdy podszedł:
—Dobry wieczór, Osmondzie, miło cię tu widzieć.
—
Chyba nie muszę ci mówić, że wyglądasz piękniej niż kiedykolwiek — odparł
hrabia lekko...
To co powiedział brzmiało szczerze, ale wyraz jego oczu tylko utwierdził markizę w
przykrym przekonaniu, że hrabia nie jest już nią zainteresowany. Jej nienawiść wzmogła
się. Z wysiłkiem, gdyż trudno jej było wydobyć z siebie głos, powiedziała:
— George cieszy się na spotkanie z tobą, ale najpierw poznaj jego bratanicę, córkę
zmarłego brata Petera, która właśnie przyjechała, by zamieszkać z nami.
Mówiąc to wskazała na stojącą obok niej bardzo młodą i schowaną w cieniu
dziewczynę.
— Forello — ciągnęła markiza—to jest hrabia Sherburn, właściciel najświetniejszych
koni wyścigowach w Anglii, jak również słynny sportowiec.
8
Ton głosu markizy sprawił, że charakterystyka ta zabrzmiała jak obelga. Hrabia
doceniając jej sarkazm, skłonił się lekko w stronę bratanicy i przesunął w kierunku lady
Esme, która stała po drugiej stronie pokoju. Sposób w jaki podała mu rękę i wyraz oczu, z
jakim na niego patrzyła potwierdził tylko to, czego markiza była już pewna.
Gdy odwróciła się, by z przesadną wylewnością przywitać się z innymi znanymi sobie
gośćmi, pałała żądzą zemsty.
Stojąc obok ciotki i bacznie obserwując Forella zastanawiała się, skąd pochodzi źródło
tej złości. Podczas dziwnego życia jakie wiodła ze swoim ojcem, nauczyła się oceniać ludzi
nie tylko po tym co mówią ale także wyczuwając wibracje pochodzące od nich.
Zorientowała się szybko, gdy zjawiła się tydzień temu w domu swojego wuja na
Park Lane, że jej ciotka nie ucieszyła się z tej wizyty. Markiza sprzeciwiała się zamieszkaniu
z bratanicą męża pod jednym dachem.
Mimo, że nie była obecna przy kłótniach toczących się na temat jej osoby, doskonale
zdawała sobie z nich sprawę.
Od momentu przyjazdu z Włoch, gdzie w czasie epidemii tyfusu zmarł jej ojciec,
wiedziała, że ciotka nie przyjmie jej życzliwie.
—
Czy chcesz mi powiedzieć, George — zapytała markiza z niedowierzaniem — że
córka twojego brata, której nie widziałam w życiu na oczy, zamieszka razem z nami i
że to ja będę musiała przedstawiać ją na Dworze i wprowadzić do towarzystwa?
—
Nie pozostaje nam nic innego do zrobienia Kathie — odpowiedział markiz krótko. —
Teraz, po śmierci Petera, stałem się opiekunem tej dziewczyny, a ponieważ ona ma
dziewiętnaście lat, powinna była zostać wprowadzona do towarzystwa już prawie
rok temu.
—
Ależ to było niemożliwe, bo szalała po świecie ze swoim ekscentrycznym ojcem —
odrzekła markiza ostro.
—
Wiem o tym — odparł markiz — dotąd jednak nie była to nasza sprawa, że Peter
wiódł życie według własnego widzimisię. Teraz jednak my musimy zrobić to, co jest
najwłaściwsze dla jego córki.
—
Ona z pewnością musi mieć jeszcze jakąś rodzinę, która chętnie przejęłaby opiekę
9
nad nią, gdybyś im dobrze zapłacił.
—
Ich pozycja jest inna niż nasza — odparł markiz. — Uważam, że opieka nad nią
jest moim obowiązkiem aż do chwili, gdy wyjdzie za mąż.
Zapadła cisza, a po chwili markiza wybuchła:
—
Więc tak naprawdę chodzi ci o to, żebym to ja znalazła dla niej męża!
—
Czemu nie? — zapytał markiz. — Masz mnóstwo znajomych, którzy plączą się tu,
piją moje wino i korzystają z mojej gościnności. Na pewno któryś z nich nadawałby
się na męża mojej bratanicy!
—
Bratanicy bez posagu i bez obycia towarzyskiego, sądząc po sposobie życia jakie
prowadził twój brat? — spytała urażona markiza.
—
Jest piękną dziewczyną— odpowiedział markiz — i przypuszczam, że możesz
zadbać o jej wygląd i nauczyć tego, co powinna wiedzieć.
Jego żona nic nie odpowiedziała, a dopiero po chwili on dodał już bardziej
pojednawczym tonem:
—
No, Kathie, przecież nie tak dawno temu też byłaś młoda. Nie moglibyśmy przecież
zostawić tej dziewczyny w slamsach Neapolu bez nikogo, kto mógłby się nią zająć,
poza starym sługą Petera, który podróżował razem z nimi przez wszystkie te lata.
—
Chyba nie masz zamiaru i jego tutaj sprowadzić? — zapytała markiza.
—
Nie, zamierzam dać mu odprawę — odpowiedział markiz. — Jest dobrym
człowiekiem i podaruję mu domek na wsi.
Po chwili ciszy jaka zapadła markiza spytała:
—A dziewczyna?
—
Przyjedzie za trzy tygodnie. W drodze przez Francję towarzyszyć jej będzie
siostra zakonna i kurier. Uważałem za stosowne dać jej trochę czasu, by mogła
dojść do siebie po śmierci ojca... Słowo „śmierć" zapaliło światełko w mroku tego
wszystkiego, o co prosił ją mąż.
—
Jeśli Forella jest w żałobie, nie może się spodziewać, że będzie uczestniczyła w
balach. Nikt nie chce widzieć małej, czarnej wrony na przyjęciach.
10
—Tym nie musisz się martwić — odrzekł markiz.
—Czemu?
—
Ponieważ wiesz, że Peter był zawsze niezwykły. Otóż zaznaczył w swoim
testamencie, że nikt nie powinien być po nim w żałobie, czy też ubierać się na
czarno. Życzył sobie również, żeby pochować go bez żadnego zamieszania. Markiz
zamilkł na chwilę, po czym dodał:
— Mój brat napisał do mnie: „Wiodłem cholernie dobre życie i cieszyłem się każdą
jego chwilą. Jeśli ktokolwiek zatęskni za mną, to mam nadzieję, że wypije szklankę
szampana w imię mojej pamięci i będzie życzyć mi szczęścia, gdziekolwiek znajdowałbym
się w przyszłości".
Jego głos załamał się lekko po przytoczeniu słów brata, ale markiza tylko
prychnęła:
—
To brzmi dokładnie tak nonsensownie, jak tylko można się było spodziewać po
twoim bracie, ale myślę, że w znacznym stopniu ułatwi mi to właściwe zajęcie się jego
dzieckiem. Jednocześnie nie myśl, George, że będzie to dla mnie łatwe, bo wcale
nie będzie.
—
Chcesz powiedzieć — odrzekł markiz —- że nie za bardzo podoba ci się pomysł
bycia opiekunką debiutantki i ponieważ nie jestem głupcem, naprawdę doceniam to.
Najlepszą więc rzeczą jaką możesz zrobić, jest wydanie jej za mąż tak szybko, jak
tylko się da. Wtedy oboje będziemy mieli ją z głowy.
Zamilkł, zanim po chwili dodał:
— Dam jej trzysta gwinei rocznie, co powinno wszystko ułatwić, a poza tym możesz
wydać na jej wyprawę tyle, ile zechcesz.
Dopiero teraz spojrzenie markizy jakby trochę złagodniało.
—To wyjątkowo hojnie, George.
—
Byłem dumny z Petera — powiedział markiz zamyślony — i, możesz mi wierzyć lub
nie, często zazdrościłem mu.
Nie mówiąc nic więcej wyszedł z pokoju, podczas gdy markiza patrzyła za nim
zdumiona. Jak to możliwe żeby George, który miał wszystko: tytuł, bogactwo i pozycję
11
zarówno na Dworze, jak i w towarzystwie, zazdrościł swojemu bratu? Nie widywała Petera
zbyt często i nie darzyła sympatią, czego powodem było głównie to, że go po prostu nie
rozumiała.
Peter był trzecim z kolei potomkiem poprzedniego markiza, a tym samym nie miał
najmniejszej szansy na dziedziczenie tytułu. W czasie, gdy George ożenił się i miał syna,
Peter zaczął wieść życie zupełnie inne niż reszta rodziny. Było tradycją, że młodsi synowie
otrzymywali niewiele, podczas gdy wszystkie pieniądze i dobra przypadały dziedzicowi.
Wiedząc, że nie mógłby prowadzić życia towarzyskiego, które interesowało i bawiło jego
dwóch braci, postanowił wyruszyć na podbój świata. Niezadługo wydał swój mały kapitał i
musiał polegać na pensji, którą otrzymywał co sześć miesięcy od prawników rodziny. Było to
jednak wystarczająco dużo, by mógł podróżować a także ożenić i być szczęśliwym z żoną,
której podobał się ten sam dziwny styl życia. Ich jedyne dziecko, Forella, przemierzyła
pustynie na grzbiecie wielbłąda zanim jeszcze zaczęła chodzić. Dotarła z rodzicami do tylu
dziwnych i ciekawych miejsc, gdzie angielska kobieta i mężczyzna byli rzadkością i gdzie
tubylcy przyglądali im się z lękiem. Czasami żona nakłaniała Petera, by napisał do
Królewskiego Towarzystwa Geograficznego o swoich podróżach i niezwykłych rzeczach jakie
oglądał. Ale zazwyczaj, choć wspominał nawet o książce, jego czynny tryb życia pochłaniał
go bez reszty, i brakowało stale czasu by usiąść i przelać wspomnienia na papier.
— Zrobię to, kiedy będę już stary — mówił śmiejąc się, a potem znów jechali w
jakieś inne miejsce, które Peter uznał za ekscytujące i warte odwiedzenia.
Życie Forelli było kalejdoskopem barw, nowych ludzi, dziwnych zwyczajów i tak jak
ojciec uwielbiała podróże. Dopiero po śmierci matki zdała sobie sprawę, że teraz ona jest
odpowiedzialna za ojca i musi dbać o niego, ponieważ było jasne, że on nie był w stanie
dbać o nią. Nigdy w swoim życiu Peter Claydon nie martwił się o dzień następny. Podpo-
rządkował je pewnej filozoficznej sentencji: „Ciesz się dniem dzisiejszym, bo nie wiadomo, czy
jutrzejszy nadejdzie".
Dopadło go, gdy z braku pieniędzy musieli zatrzymać się w prawdziwych slamsach
Neapolu. Co prawda ostrzegano ich, że było kilka przypadków tyfusu w mieście, ale on śmiał
się:
12
— Jestem niezniszczalny — chwalił się, a w tydzień później już nie żył.
To Jackson, sługa Petera, miał na tyle rozsądku, by napisać do markiza. Forella nie
była zadowolona, gdy dowiedziała się o tym.
—
Czemu to zrobiłeś? — spytała. — Wuj George nie interesował się nami przez lata.
Czemu miałby martwić się teraz?
—
Ktoś musi zatroszczyć się o panienkę, Forello — odparł Jackson.
—Dlaczegóż to?
—
Dlatego, że teraz, gdy ojciec panienki nie żyje, Bóg niech świeci nad jego duszą,
Jego Wysokość jest jedynym opiekunem panienki i on musi coś postanowić.
Forella spojrzała smutnym wzrokiem na kościstego, małego człowieka.
—
Co przez to rozumiesz? Ja wcale nie chcę, żeby ktokolwiek się mną opiekował.
—
Niech panienka posłucha — powiedział Jackson — teraz, kiedy mistrza nie ma już
z nami, musimy robić to, co jest dobre i właściwe, i czego matka, ta cudowna kobieta,
pragnęłaby dla panienki, gdyby żyła.
—
Nie wiem, o czym mówisz — odrzekła Forella, ale wiedziała jednak i przerażało
jato.
Jak można się było tego spodziewać, dwa tygodnie później w odpowiedzi na list
Jacksona markiz zjawił się w Neapolu. Ponieważ przypominał jej z wyglądu tatę i był przy
tym bardzo wyrozumiały, Forella rozpłakała się po raz pierwszy od śmierci ojca.
—
Brakuje mi go, wuju George — powiedziała przez łzy. — Było z nim tak wesoło i
dobrze, a już na pewno nigdy więcej tak nie będzie.
—
Wiem, moja droga — odparł markiz — ale teraz musisz zacząć nowe życie, a to
oznacza wyjazd ze mną do Anglii.
—O nie! — Forella krzyknęła mimochodem.
—Nie podoba ci się ten pomysł?
—
Przeraża — wyjaśniła. — Tata zwykł śmiać się i opowiadać, jacy ty i ciocia Kathie
jesteście mądrzy.
Zamilkła na chwilę, zanim zaczęła mówić dalej:
— Czasem czytaliśmy o was w starych gazetach, gdzieś w Singapurze czy
13
Hongkongu i tata wtedy mówił: „Widzisz Forello, mój brat George panuje nad nimi
wszystkimi, a ja jestem z niego dumny, bardzo dumny. Ale dzięki Bogu, że nie muszę
prowadzić takiego życia jak on, nawet jeśli jest kimś tak ważnym".
Markiz roześmiał się.
— Zupełnie jakbym słyszał Petera. On zawsze uważał towarzystwo za żart.
Po chwili Forella odezwała się cichym, proszącym głosikiem:
— Błagam, wuju George... czy mogłabym... zostać tu... z Jacksonem?
Markiz wziął ją za rękę i powiedział:
— Posłuchaj mnie, Forello, Jackson to niewątpliwie bardzo miły staruszek, podczas
gdy ty jesteś młoda, bardzo młoda i masz jeszcze całe życie przed sobą.
Uścisk jego dłoni był pocieszający, gdy mówił dalej: - Teraz musisz zostać damą w
pełnym tego słowa znaczeniu. Tak będzie dla ciebie najlepiej i wierzę, że twój ojciec
myślałby tak samo.
Forella nie mogła znaleźć argumentów, by temu zaprzeczyć, gdyż miała niejasne
przeczucie, że jednak była to prawda. Pamiętała jak podczas jakiejś kolejnej wyprawy matka
powiedziała:
— Kiedy Forella będzie miała osiemnaście lat, wrócimy do Anglii kochanie, by dać jej
szansę cieszyć się tym wszystkim co ty porzuciłeś, a czego ja nigdy nie pragnęłam.
Słuchając tego Forella była pewna, że ojciec sprzeciwi się gwałtownie, ale on tylko
odpowiedział:
— Czy rzeczywiście wyobrażasz sobie nas w Pałacu Buckingham wyelegantowanych
w te sztywne stroje i Forellę w śmiesznych piórach na głowie, próbującą dygać bez
potykania się o swój tren.
— Tak, mogę — odpowiedziała stanowczo jego żona.
Po krótkiej chwili ojciec dodał:
— Tak czy owak, jeśli już będę musiał znosić te niewygody, z pewnością dużo gorsze
od obecnych, przynajmniej będą mi towarzyszyły dwie najpiękniejsze kobiety przy wejściu do
Sali Tronowej. Forella nigdy więcej nie myślała o tej rozmowie, aż do dziś. Nie dyskutowała
dłużej z markizem. On zaś zorganizował dla niej i Jacksona eskortę do Londynu, zaraz po
14
tym jak przejdą kwarantannę, nałożoną od czasu epidemii tyfusu na mieszkańców Neapolu.
Trzy tygodnie później zjawiła się na Park Lane, lecz gdy ujrzała swoją ciotkę
natychmiast wyczuła, że nie była tu mile widziana. Mimo to, markiza zrobiła wszystko czego
od niej oczekiwano, i chociaż Forella nie była tego świadoma, ciotka wzięła sobie do serca
sugestie męża, by wydać dziewczynę jak najszybciej za mąż. Wybrała się z Forella do
najlepszych sklepów, gdzie kupiła dla niej eleganckie suknie i rękawiczki. Jej włosy zostały
ostrzyżone i uczesane przez najlepszych i najdroższych fryzjerów w Londynie, a wszystko,
co przywiozła ze sobą z Włoch, zostało wyrzucone lub spalone.
„Nie jestem już sobą— myślała Forella dziesiątki razy — ale kukłą, której sznurki
pociąga ciotka Kathie i to sprawia, że nie myślę już sama i nie mogę powiedzieć niczego,
co nie byłoby wcześniej przez nią zaaprobowane".
Jej wykształcenie było bardzo kosmopolityczne. Nauczyła się w różnych częściach
świata dwunastu języków, umiała szybko liczyć i gotować lepiej, niż większość kucharzy. Te-
raz ciotka skoncentrowała się na lekcjach tańca. Nauczyciel dobrych manier przychodził
codziennie, by uczyć Forellę jak wchodzi się do pokoju, jak używa wachlarza, i jak należy dy-
gać i podawać rękę. Umiała już siadać tak, żeby nie pokazywać kostek i aby czubek buta
był jak najmniej widoczny. W rzeczywistości nauczyła się wielu tańców na Wschodzie,
chcąc sprawić przyjemność swemu ojcu. Nauczyciel uważał ją za uczennicę nadzwyczaj
pojętną pełną wdzięku i giętkości, które to cechy wyróżniały ją spośród innych, często nie-
zdarnych panienek.
— Czy mogę ci pokazać jak Japończycy witają swoich gości? — pytała Forella. —A
tak robią to mieszkańcy Wysp Mórz Południowych.
Najpierw nauczyciel cofał się, niby ze strachu, a potem śmiali się oboje na głos.
Markiza wchodziła wówczas do pokoju, by sprawdzić czemu robią tyle hałasu.
Kiedy nadszedł dzień, gdy była już gotowa by uczestniczyć w swoim pierwszym w
życiu balu, Forella czuła jakby została przemieniona z ostrego i surowego kamienia w wy-
gładzony i wypolerowany klejnot, tak samo twardy, myślała sobie, jak i nieciekawy.
Gdy pozwolono jej wreszcie poznać niektórych znajomych ciotki, odkryła, że najlepsze
co mogła robić, to milczeć. Szybko zresztą zdała sobie sprawę, że oni w ogóle nie byli nią
15
zainteresowani.
Stosunek ciotki do niej odkąd zamieszkała na Park Lane nie zmienił się nawet
odrobinę, więc Forella schodziła jej z drogi gdy tylko mogła. Wuj natomiast był zawsze
miły i często, gdy wracał do domu z Izby Lordów, wślizgiwała się do jego pokoju, gdzie
odpoczywał i czytał gazetę. Lubiła z nim porozmawiać. Ku jej zdziwieniu on rzeczywiście inte-
resował się podróżami jej ojca. Prosił nawet, by opowiedziała mu o wyprawie ojca do źródeł
Nilu i wytłumaczyła, w jaki sposób dawali sobie radę w Sudanie z różnymi, rzekomo
agresywnymi, plemionami.
—
Raz czy dwa — mówiła Forella z uśmiechem — mama myślała, że wybiła nasza
ostatnia godzina, ale tata umiał postępować z tymi ludźmi i znał ich język, co całkiem
zmieniało naszą sytuację.
—
Ciekawe skąd on miał ten dar? — zastanawiał się markiz. — Ja nie opanowałem
nawet francuskiego. Te żabojady mówią zbyt szybko, bym z tego potoku mowy
zrozumiał choć słowo.
Forella śmiała się.
—Tata zawsze umiał sobie poradzić, a mama uważała, że wszystkie języki są tak
samo łatwe jak jej własny.
—
Oczywiście — zgodził się markiz — ale ona była cudzoziemką.
Chciał, by zabrzmiało to łagodnie, jakby nie stanowiło żadnego problemu. Ciotka
dała jej natomiast jasno do zrozumienia, że narodowość matki Forelli powinna być zapo-
mniana, jeśli dziewczyna ma odnieść sukces w towarzystwie.
— Cudzoziemcy, chyba że są to Francuzi lub członkowie rodzin królewskich, nie są
tak naprawdę akceptowani — mówiła wyniosłym tonem. — Oczywiście, królowie i książęta
to zupełnie co innego. Tym samym musimy ci znaleźć angielskiego męża i zapomnieć, że
niestety nie jesteś w pełni Angielką.
Nie było sensu wdawać się w dyskusję, więc Forella tylko potulnie odpowiedziała:
—Tak, ciociu Kathie.
—
Nie ma potrzeby wnikać w szczegóły. Jesteś bratanicą swojego wuja i to jest
twoim głównym atutem, z tym, że niestety nie masz zbyt dużo pieniędzy. Trzeba jak
16
najbardziej wykorzystać fakt, że pochodzisz z Claydonów, a nikt nie może
zaprzeczyć, że jest to jedna z najbardziej arystokratycznych rodzin w kraju.
Forella próbowała nie myśleć o tym, jak jej ojciec zwykł śmiać się ze snobów i tych,
którzy wspinali się po stopniach drabiny społecznej, więc odparła tylko:
— Tak, ciociu Kathie.
Nie była świadoma faktu, że dla większości gości stanowiło wielką niespodziankę
ujrzeć tak młodą osobę na przyjęciu wydawanym przez księcia Janosa. Było bowiem
regułą, że spotykali się u niego wybrani przyjaciele, mniej więcej w jego wieku. Kobiety
mogły być odrobinę młodsze, ale zawsze zamężne. Miały przeważnie te same zainte-
resowania, bawiły je te same żarty i obracały się w tych samych kręgach co reszta, nie
trzeba więc było wysilać się na wyszukane uprzejmości. Wyjątkiem na przyjęciach u
księcia była zawsze obecność jakiejś starszej kobiety, która pełniła rolę gospodyni i
zajmowała miejsce jego żony.
Tym razem była to lady Roehampton. Cieszyła się sympatią znała wszystkie intrygi i
orientowała się kto kogo lubi i kto z kim się nie znosi. Takiej właśnie wiedzy oczekiwano od
dobrej gospodyni.
Lady Roehampton była zbulwersowana, gdy książę poinformował ją, iż markiz pytał
o zgodę na przyprowadzenie swojej bratanicy.
—Młodą dziewczynę? Ależ to absurdalny pomysł!
—
Wiem o tym — odrzekł książę — ale nie mogłem odmówić Claydonowi po tym
wszystkim, co dla mnie zrobił. Jeśli dobrze pamiętasz, to właśnie George wprowadził
mnie do White's Club, kiedy po raz pierwszy przyjechałem do Anglii i to on był moim
sponsorem, gdy chciałem przyłączyć się do Klubu Jeździeckiego. Mam wobec niego
dług wdzięczności, a to jest dobry sposób, by go spłacić.
—
Rozumiem, ale przecież to młoda dziewczyna! Co mam z nią na Boga począć?
—
Z tego, co mówił George, zrozumiałem, że ona dopiero co przyjechała z zagranicy i
nic nie wie o Anglii. Nie powinniśmy sobie zawracać nią głowy.
Książę roześmiał się, po czym dodał:
—
Moim zdaniem, będzie ona zdziwiona i zarazem zaskoczona tym wszystkim, i to
17
co zobaczy i pozna uzna za coś absolutnie niezrozumiałego, tak jak jestem pewny i
ty uznałaś będąc w jej wieku.
—
To było tak dawno temu, że nie pamiętam — odrzekła lady Roehampton i położyła
mu rękę na ramieniu:
—
Masz całkowitą rację Janos, nie mogłeś Georgowi tego odmówić, ale założę się, że
Kathie jest wściekła, iż musi ciągnąć ze sobą tę młodą dziewczynę.
—
W takim razie współczuję temu dziecku — odparł książę.
—
Zapewne słyszałeś — lady Roehampton ciągnęła dalej — że Kathie straciła
Osmonda?
—Chcesz powiedzieć, że ich romans się skończył?
—
Oczywiście, jakieś trzy tygodnie temu, zaraz po tym jak wyjechałeś do Paryża.
Doszły mnie słuchy, choć mogę się mylić, że aktualnie zajęty jest Esme Meldrum.
—
Dobry Boże! — zawołał książę. — I oni wszyscy mają przyjechać w ten weekend!
Powinnaś była mnie uprzedzić.
Lady Roehamptom rozłożyła ręce w znaczącym geście.
— Czym się przejmujesz? Przecież muszą prędzej czy później spotkać się,
natomiast innym da to dobry pretekst do rozmowy.
Książę westchnął.
—Mam nadzieję, że się nie mylisz, ale chętnie poprosiłbym Esme Meldrum, by
przyjechała tu innym razem.
—
Myślę, że byłoby to bardzo niegrzeczne — odparła lady Roehampton — a poza
tym nie jestem pewna, czy rzeczywiście jest coś między Esme i Osmondem.
Zmarszczyła brwi i mówiła dalej:
—
To na razie szepty, ale podejrzewam, że Osmond zwróci uwagę na Esme, i wtedy na
pewno nie będzie mógł się oprzeć jej urodzie i wdziękowi.
—Nieodpartemu — dodał książę.
Lady Roehampton spojrzała na niego surowo.
—Co to znaczy... co chcesz przez to powiedzieć Janos?
—Nie, nic — odparł książę — to by tylko jeszcze bardziej pogmatwało i tak już
18
skomplikowane sprawy.
Uśmiech gościł na jego twarzy, gdy opuszczał pokój i patrząc za nim lady
Roehampton zastanawiała się, czy kiedykolwiek jakaś kobieta usidli serce Janosa Kovaca.
Pomimo że znała go całkiem nieźle, pozostawał dla niej zagadką.
19
Rozdział 2
Gdy tylko panowie dołączyli do pań, hrabia wcale nie siląc się na dyskrecję przesunął
się w stronę Esme Meldrum. Obserwując ją, gdy tak stała naprzeciw niego na tle egzotycz-
nych kwiatów i patrzyła mimochodem na ostatnie promienie zachodzącego słońca
pomyślał, że jest bardzo piękna.
U księcia, w przeciwieństwie do innych gospodarzy, nie zasłaniano zasłon, dopóki
rzeczywiście nie zapadła noc. Świece paliły się w kandelabrach, a ich blask odbijał się w
diamentach na szyi Esme. Dla hrabiego ten blask nie był jednak tak silny, jak światło w jej
oczach. Mając duże doświadczenie w obcowaniu z kobietami doskonale wiedział, że w jej
ciepłym uśmiechu było niezaprzeczalne zaproszenie. Stał przez chwilę patrząc na nią w
milczeniu, lecz żeby zbytnio go nie przedłużać powiedział zaraz:
—
Chyba obydwoje wiemy, że choć patrzysz na zachód słońca, jest on dla nas
preludium świtu.
—
Czy jesteś pewien, że tego... właśnie chcesz? — spytała.
—Ponieważ jest to zupełnie niepotrzebne pytanie, odpowiem na nie później —
odparł, a po chwili zapytał:
—W którym pokoju będziesz spała?
Spojrzała na niego dając jasno do zrozumienia, że pragnie go tak samo mocno jak on
jej. Pomyślał, że to dar niebios, iż Richard Meldrum miał przyjechać dopiero nazajutrz.
Szybko, zanim zdążyła odpowiedzieć, zaproponował:
— Ponieważ jest tu bardzo dużo pokoi, lepiej weźmy przykład z Księcia Walii.
Obydwoje wiedzieli, że gdy książę starał się o względy ładnej dziewczyny w domu
którego nie znał, proponował zawsze, by zaznaczyła swoją sypialnię stawiając różę przed
drzwiami.
— Masz całkowitą rację—zgodziła się Esme — nie chciałabym absolutnie, żebyś
się zgubił.
Po sposobie w jaki wypowiedziała te słowa, hrabia wiedział już wszystko co chciał
20
wiedzieć i pomyślał, że teraz rozsądnie byłoby odejść od niej. Mógłby przyłączyć się np. do
kilku innych mężczyzn, lub zaszczycić swoją uwagą wiele innych kobiet. Ale ponieważ był
zepsuty i zawsze robił to na co miał ochotę, zdecydował, że w tym momencie istnieje tylko
jedna osoba z którą chciałby rozmawiać i pozostał tam gdzie był.
Książę Janos wskazał gościom stolik do kart przygotowany dla nich w sąsiednim
pokoju i rozejrzał się, żeby sprawdzić, czy kogoś nie przeoczył. Wtedy to spostrzegł
markizę stojącą obok kominka. Podążając w jej stronę zauważył, że ona wcale nie patrzy
na niego, lecz obserwuje dwoje ludzi rozmawiających ze sobą przy oknie. Wściekłość
malująca się w jej oczach była tak wyraźna, że książę nie musiał zgadywać powodu.
Zamiast tego podszedł do niej z wdziękiem i biorąc ją za ręką powiedział:
— Nie muszę ci chyba mówić Kathie, że jesteś tu najpiękniejszą kobietą i że za
każdym razem gdy cię widzę jestem przekonany, że stajesz się coraz piękniejsza.
Na chwilę oczy markizy rozszerzyły się ze zdumienia. Książę zawsze był dla niej
uprzejmy, była mu bardzo wdzięczna za to, że tak często zapraszał ją i Georga na swoje
przyjęcia. Jednak nigdy jej nie wyróżniał i ani przez chwilę nie pomyślała, że mógłby zostać
jej kochankiem. Nie przegapiłaby oczywiście najmniejszej choćby szansy na to, gdyż
zawładnięcie sercem księcia Janosa Kovaca byłoby powodem do chwały dla każdej
kobiety. Przemknęło jej nawet przez myśl, że jeśli rzeczywiście uważa ją za atrakcyjną,
byłby na pewno bardzo odpowiednim następcą hrabiego. Przymknęła oczy i spojrzała na
niego tajemniczo. Wypróbowała to już na innych mężczyznach i zawsze działało.
—
Drogi Janos, jesteś zawsze tak miły. Chciałabym wierzyć, że to co mówisz jest
prawdą.
—
Jak możesz w to wątpić — spytał książę i dodał — Kathie, właśnie kupiłem obraz i
chciałbym zasięgnąć twojej opinii. Myślę, że spodoba ci się, bo w pewien sposób
przypomina ciebie.
Nie czekając na odpowiedź, książę wyprowadził markizę z salonu i poszli przez hall
do pięknej bawialni, gdzie obraz o którym mówił wisiał nad kominkiem. Był to portret nie-
znanej weneckiej kobiety. Namalowano go w początkach XVIII wieku. Kobieta była piękna,
a w ciemnych włosach i oczach modelki markiza zauważyła niewątpliwe podobieństwo do
21
siebie samej. Wygięła szyję w sposób, który wiedziała że podkreślał jej piękną linię i będąc
świadoma, że książę na nią patrzy powiedziała:
—Dziękuję Janos. Pochlebiasz mi.
—
Jak mógłbym to robić — spytał książę — kiedy wiesz dobrze, że jesteś pięknością
każdego balu w jakim bierzesz udział. Zauważyłem, że nie było nikogo, kto by
dorównał ci tamtego wieczoru w Marlbolugh House i słyszałem, że książę Albert
mówił to samo.
—
Powinnam udawać zawstydzoną? — spytała markiza— Czy też poprosić byś
mówił dalej?
—
Uczyniłbym to bardzo chętnie — odparł książę — ale przedtem muszę zająć się
moimi gośćmi. Niemniej, Kathie, mamy cały weekend przed sobą.
Delikatnie ujął jej dłoń i pocałował. W wykonaniu takiego mistrza jak książę, był to
gest pełen wdzięku i zmysłowości. To sprawiło, że markiza wstrzymała oddech i gdy
zmierzali w stronę drzwi trzymając się za ręce, uśmiechała się i wyglądała zupełnie inaczej
niż wcześniej w salonie. Książę odprowadził ją do stolika baccarata. Inni goście już go
oczekiwali. Posadził markizę po swojej prawej stronie mówiąc:
— Czuję, że przyniesiesz mi szczęście, więc dzisiaj będziemy grać razem.
Markiza była zachwycona. Tym razem on pokryje jej straty, podczas gdy każda
następna wygrana należeć będzie do niej. Jakkolwiek nie byliby bogaci członkowie
towarzystwa, nigdy nie odmówili sobie możliwości wzbogacenia się jeszcze bardziej.
Markiza zaczynając grać, planowała już kupno sobolowej etoli, którą pragnęła mieć, a
której George odmówił jej uważając za zbyt drogą. Ponieważ książę był bardzo bogaty i
większość jego gości również, stawki przy stole baccarata były wysokie. Jak na świetnego
gospodarza przystało, książę Janos potrafił tak wszystkich usadzić, żeby ci, których nie stać
było na przegrane, znaleźli się przy stoliku brydżowym, nie czując się tym absolutnie
urażeni.
Po pewnym czasie markiza znów powróciła myślami do hrabiego i Esme Meldrum.
Stos żetonów przed nią był już pokaźny. Dopiero gdy przy ostatnim rozdaniu przegrała,
pomyślała, że może szczęście odwróciło się od niej i że byłoby rozsądnie odejść z ciągle
22
jeszcze dużą wygraną. Książę jakby domyślił się tego i powiedział:
— Jestem pewien, że masz ochotę na kieliszek szampana. Może pójdziemy na
szklaneczkę, zanim zaczniemy nową partię?
—
Byłoby cudownie — odpowiedziała markiza. Podnieśli się od stołu, a jeden z
gości zapytał:
—Chyba nas nie opuszczasz Kovac?
— Nie, oczywiście, że nie — odparł książę. — Rozprostujemy tylko nogi i ugasimy
pragnienie.
—
Być może będziesz mógł wznieść toast za siebie samego — padła odpowiedź —
ale spiesz się, mam zamiar się odegrać.
—Będziesz miał okazję — odparł książę rozbawiony.
Udał się z markizą w stronę drzwi prowadzących do salonu, a gdy już tam weszli
zauważył, że na samym końcu siedzi hrabia z Esme Meldrum i rozmawia z nią cicho. W po-
koju były jeszcze jakieś inne dwie osoby i markiza spostrzegła ze zdumieniem, że to jej mąż i
Forella. Rozmawiali z ożywieniem, i gdy książę z markizą podchodzili do nich, Forella śmiała
się spontanicznie dźwięcznym śmiechem. Wyglądała uroczo, a markiza znów
uświadomiwszy sobie jak bardzo hrabia zainteresowany był jej rywalką poczuła, że musi na
kimś odreagować. Zatrzymała się obok męża i odezwała się do Forelli:
—
Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę iż powinnaś już spać i nie przeszkadzać
biednemu wujowi, który z pewnością bardzo tęskni za stolikiem karcianym.
—
I tu się mylisz — rzekł markiz, zanim jego bratanica zdążyła coś powiedzieć. —
Prowadzimy z Forellą bardzo interesującą rozmowę i bawimy się doskonale.
—
Miło to słyszeć — odparła markiza, nie słuchając jednak dokładnie tego, co mówi jej
mąż, ponieważ kątem oka obserwowała hrabiego stojącego po drugiej stronie
pokoju.
Książę nadszedł od bocznego stolika, gdzie napełnił dwa kieliszki szampana.
Podając jej jeden spytał:
—Może tobie George zrobić drinka?
—
Nie, dziękuję — odrzekł markiz. — Zrobię sobie sam. Przyznam, że twoje wina
23
podane do kolacji były wyśmienite.
—Miałem nadzieję, że będą wam smakowały.
Markiza zauważyła, że Forella stoi przy swoim wuju czekając, by mogła powiedzieć
dobranoc. Specjalnie więc odwróciła się, by rozmawiać z księciem. Jednak i tak usłyszała jak
Forella mówi:
— Dziękuję wuju George, że byłeś tak miły. Bawiłam się tego wieczoru lepiej niż
potrafię to wyrazić.
Pocałowała go w policzek, a potem chcąc uciec przed krytyką ciotki, w pośpiechu
skierowała się w stronę drzwi. Markiza pomyślała, że im szybciej wyda tę dziewczynę za
mąż tym lepiej, i to właśnie wtedy przyszedł jej niespodziewanie do głowy pewien
pomysł.
Kiedy Forella znalazła się w hallu, przestała się spieszyć. Wchodząc powoli po
wspaniale rzeźbionych schodach myślała o tym, że zamek był jedną z najświetniejszych
budowli, jakie widziała, a już na pewno największą z tych, w jakich mieszkała. Stwierdziła,
że bez względu na to co inni mieli zamiar robić nazajutrz, ona znajdzie kogoś kto
oprowadzi ją po zamku i pokaże obrazy. Jej matka bardzo interesowała się sztuką i
Forella odwiedzała muzea za każdym razem, gdy znaleźli się w mieście, które je posiadało.
To ona nauczyła ją rozumieć i doceniać prawdziwe piękno.
„Piękno jest wszędzie, kochanie — powiedziała kiedyś — nie musisz mieć go na
własność, wystarczy, że będziesz je miała w myślach i wtedy bez względu na to, czy
będziesz bogata czy biedna, ono będzie twoje na zawsze".
Forella nie zapominała o tym. Teraz idąc korytarzem, w którym stały wspaniałe meble,
a na ścianach wisiały rzeźbione lustra i obrazy pędzli wielkich mistrzów, mówiła sobie, że
to wszystko jest jej.
„Następnym razem, gdy będę spała w namiocie na pustyni, pomyślała, albo w ciasnej
kajucie małego zatęchłego parowca, wyczaruję sobie to wszystko co teraz widzę". Potem
przypomniała sobie z bólem serca, że to koniec z podróżami w nieznane, koniec z trudami i
przygodami, które były zawsze ekscytujące. W zamian za to, będzie wiodła życie to-
24
warzyskie z ciotką i wujem, życie, które czasem uważała za nudne, innym znów razem za
niezrozumiałe:
„Oni jedzą i mówią, mówią i jedzą i tak biegnie dzień po dniu, pomyślała, nic
dziwnego, że mężczyźni tyją a kobiety stają się fałszywe".
Była bardzo inteligentną dziewczyną i szybko zorientowała się, jak dwulicowi
bywają goście i przyjaciele ciotki, i jakie gierki prowadzi ona sama. Forella nie rozumiała ich
żartów, a wszystkie insynuacje puszczała mimo uszu. Jednocześnie miała uczucie, że
wszystko wokół niej jest marne, nieważne i ulotne. Tęskniła do rozmów ze swoim ojcem o
zwyczajach Berberów, znaczeniu Mekki dla muzułmanów, czy planowania z nim wyprawy,
która zawiodłaby ich na terytoria, gdzie dotarło zaledwie kilku Europejczyków.
„Och tato, zapłakała z głębi serca, dlaczego musiałeś mnie tak zostawić?"
W sypialni czekała na nią pokojówka, by pomóc się jej rozebrać. To był ten luksus, na
który nie zgodziła się w domu wuja na Park Lane i powiedziała szybko:
—
Przepraszam, powinnam była powiedzieć, żebyś nie czekała na mnie.
—
To mój obowiązek, panienko — odpowiedziała pokojówka.
—
Czy nie jesteś zbyt zmęczona? — zapytała Forella ciekawie.
—
Czasem mam szansę, panienko, położyć się po południu. To tylko w weekendy
dom jest tak wypełniony ludźmi i musimy być na nogach do późna.
Nie czekała, aż Forella się odezwie tylko mówiła dalej:
— Panienka wróciła wcześnie. Reszta gości będzie się bawić do godzin rannych.
Kiedy pokojówka wieszała jej suknie w garderobie, ona przeszła przez pokój do
wewnętrznych drzwi łączących jej pokój z pokojem ciotki, żeby sprawdzić, czy są dobrze za-
mknięte. Gdy już to zrobiła pomyślała z uśmiechem, że jeśli ciotka znalazłaby najmniejszy
nawet powód do narzekania, że np. przeszkadzało jej chrapanie lub odgłosy dochodzące z
pokoju, nie zawaha się by ją obwiniać i rugać przez cały poranek.
Sypialnia Forelli była ogromna i miała wielkie łóżko z udrapowanym jedwabnym
baldachimem, robiącym niewątpliwie duże wrażenie.
— Widzę, że masz pokój obok wuja i mnie — powiedziała markiza, gdy przyjechali. —
Myślę, że to bardzo rozważnie ze strony lady Roehampton, gdyż zwykle młode dziewczyny
25
są umieszczone w pojedynczych pokojach w drugiej części zamku.
Sposób w jaki to powiedziała, zabrzmiał raczej jak wymówka niż uznanie. Markiza
dała jej jasno do zrozumienia, że obecność takiej młodej dziewczyny jak ona, była bardzo
niezwykła na przyjęciu ludzi starszych.
— Jeśli chodzi o księcia Janosa — dodała — nie słyszałam, żeby zaprosił
kiedykolwiek kogoś tak młodego.
Forella milczała, ponieważ nie przyszło jej do głowy nic, co mogłaby na to
odpowiedzieć.
—
Mam nadzieję, że rozumiesz jakie spotkało cię szczęście — zakończyła ciotka
twardym głosem, jakim zwykle zwracała się do niej.
—Jestem naprawdę bardzo wdzięczna, ciociu Kathie.
—
Powinnaś być! Pomyśl o poniesionych na ciebie wydatkach. Bóg raczy wiedzieć,
co powie twój wuj, kiedy zobaczy rachunki.
Forella słyszała tę uwagę tak często, że nie dotknęła już jej tak, jak za pierwszym
razem. Prawdę mówiąc zwróciła się kiedyś do wuja, gdy byli sami:
— Dziękuję wuju George, że jesteś tak dobry i hojny, i dajesz mi tak wiele pięknych
sukien, ale jestem pewna, że wystarczyłoby mi tylko kilka.
Jej wuj uśmiechnął się serdecznie:
— Jesteś bardzo ładna, kochanie, a kobiety potrzebują pięknych strojów.
—Wiem, ale są tak strasznie drogie.
—
Nie martw się, nie zbankrutuję przez ciebie, a kiedy już będę cię prowadził do
ołtarza, byś poślubiła kogoś ważnego, sprawi mi to ogromną przyjemność.
Forella wiedziała, że mówiąc „ważny", miał na myśli kogoś z tego samego
towarzystwa, do którego należeli oni sami. Chciała powiedzieć, że wolałaby raczej poślubić
odkrywcę lub cudzoziemca, ale wiedziała, jakby to przeraziło jej ciotkę. Od kiedy tylko
zjawiła się w Londynie, ta wbijała jej dzień po dniu do głowy, że sposób życia jej ojca był
ekscentryczny, wręcz skandaliczny, i że miała dużo szczęścia, iż została uratowana. Nie
sposób było protestować mówiąc, że czuje się uwięziona w czterech ścianach i że bez tego
miękkiego łóżka można się obejść, że tęskni za szerokimi przestrzeniami pod usianym
26
gwiazdami niebem i za kołyszącymi falami morza.
„Ciotka Kathie nigdy by nie zrozumiała" — myślała z rozpaczą i wiedziała, że nie było
sensu nawet próbować mówić jej o tym, co czuła.
Teraz odsłoniła ciężkie brokatowe zasłony, podciągnęła żaluzje i otworzywszy
wszystkie okna wpuściła do środka nocne powietrze. Było chłodne i orzeźwiające po upale,
jaki panował w pokoju na dole. Forella wychyliła się. Niebo usiane było gwiazdami, ale miała
wrażenie, że nie taką ilością i nie takimi świecącymi jak te, które błyszczały nad nią na
Wschodzie. Księżyc dawał jednak wystarczająco dużo światła, by można było zobaczyć jego
odbicie w jeziorze przed domem i odróżnić stare dęby daleko na końcu parku.
„Gdyby tata tu był — powiedziała do siebie — pomógłby mi przestudiować historię
zamku, docenić jego bogactwo, a jednocześnie nie traktowałby zgromadzonych tu ludzi tak
całkiem serio!" Pomyślała, że jej przygnębienie brało się ze zbyt poważnego podejścia do
nowego życia z ciotką i wujem. Tę część mojego życia, powiedziała do siebie, można
porównać do wspinania się pod górę z bolącym bąblem na stopie, albo do spania w jednym z
tych baraków z wężami pod stopami. Pamiętała, jak pewnego razu złapał ich w Turcji okropny
sztorm i musieli skryć się w jaskini, w której czuć było jeszcze zapach dzikich zwierząt. Po
niedługim czasie wszyscy drapali się po ukąszeniach insektów, które zwierzęta pozostawiły po
sobie. Jej ojciec przeklął parę razy dosadnie i kiedy jej mama napominała go ze śmiechem,
odpowiedział:
„Kilka brytyjskich przekleństw nigdy nikomu nie zaszkodziło. Mam tylko nadzieję, że
te cholerne muchy rozumieją angielski". Wszyscy roześmieli się, wspominając potem całe
zdarzenie jak niezły żart.
„Muszę bardziej humorystycznie traktować to, co mi się przydarza", powiedziała do
siebie Forella. Położyła się do łóżka i patrząc na gwiazdy zasnęła.
Śniło się jej, że była ze swoim ojcem, gdy nagle obudził ją dźwięk otwieranych drzwi.
Ponieważ tak często sypiała w różnych dziwnych miejscach, jej sen był bardzo czujny. Nau-
czyła się nawet budzić na szelest kobry na podłodze, lub na prychanie dzikiego zwierza na
zewnątrz. Zauważyła ku swojemu zdumieniu, że ktoś stoi w drzwiach. Nie mogła rozpoznać
27
kto to, bo światło gwiazd i księżyca, które wpadały przez okno nie sięgało tak daleko. Była
jeszcze na wpół pogrążona we śnie i chociaż wiedziała, że ktoś tam jest, nie bała się.
Potem, gdy wysoka postać mężczyzny zaczęła zbliżać się do jej łóżka, westchnęła lekko
próbując spytać:
—Kim... jesteś? Czego... chcesz?
—Esme, to ty? — usłyszała.
W tym momencie, gdy otworzyła usta żeby krzyknąć, wewnętrzne drzwi otworzyły się i
jej ciotka weszła do pokoju niosąc srebrny świecznik z zapalonymi świecami. Była ubrana w
wytworny, satynowy szlafrok z koronkami i wyglądała, jak pomyślała Forella, imponująco i
niezaprzeczalnie pięknie. Markiza jednak nie patrzyła na nią ale na mężczyznę stojącego
koło jej łóżka. Teraz dopiero Forella dostrzegła, że ten który ją przestraszył, to hrabia
Sherburn. Mężczyzna wpatrywał się w nią w absolutnym zdziwieniu.
— Osmondzie, jak mogłeś próbować uwieść tak młodą osobę jak Forella? —
spytała markiza.
Przez chwilę hrabia nie mógł wydobyć głosu, w końcu powiedział:
—Oczywiście pomyliłem pokoje!
—
Nie możesz się chyba spodziewać, żebym w to uwierzyła.
Mówiła to w kpiący sposób i Forella zauważyła, że jakiś nieprzyjemny triumfalny
uśmiech pojawił się na jej ustach. Ciotka odwróciła się by zawołać:
— George, proszę, przyjdź tu szybko, mówiłam ci, że ktoś jest w pokoju Forelli.
Słowa te jakby zmusiły hrabiego do działania. Stanął przed markizą. Chociaż mówił
cichym głosem, Forella wszystko słyszała:
—
Wiesz dobrze Kathie, jaka jest prawda i byłoby wielkim błędem z twojej strony,
gdybyś zrobiła scenę!
—
Nie wiem o czym mówisz — odpowiedziała takim samym niskim głosem markiza.
Potem bez odwracania się, czując, że jej mąż wszedł do pokoju i stoi za nią
powiedziała:
—
Nie mogę wyobrazić sobie nic bardziej haniebnego niż znaleźć cię tutaj.
—O co tu chodzi? Co się dzieje? — zapytał markiz.
28
—
Dobrze, że pytasz George — odpowiedziała jego żona. — Usłyszałam hałas, tak
jak ci mówiłam, przyszłam sprawdzić i oto znalazłam Osmonda przy łóżku Forelli.
Markiz przez moment wydawał się być zaskoczony.
— O co tu chodzi Sherburn? — spytał — Poznałeś tę dziewczynę dopiero dziś!
Markiza zaśmiała się nieprzyjemnie.
—
Z tego co wiemy George, mogli się spotykać w Londynie, albo gdziekolwiek indziej.
Co zamierzasz z tym zrobić?
—
Co masz na myśli? — spytał markiz. Po chwili jakby domyślił się, że oczekiwano
od niego czegoś więcej, powiedział:
—Uważam Sherburn, że powinieneś przeprosić.
—
Już wytłumaczyłem — odparł hrabia — że pomyliłem się i wszedłem do
niewłaściwego pokoju. Oczekuję, że wierzysz mi George, nawet jeśli twoja żona mi
nie wierzy.
—
Tak, oczywiście jeśli... — zaczął markiz, ale markiza przeszkodziła mu.
—
Mój drogi George, musisz zdawać sobie sprawę, że jedyną rzeczą jaką w tych
okolicznościach nasz przyjaciel hrabia Sherburn może zrobić, to zachować się z
honorem. Nie możesz pozwolić, żeby reputacja twojej bratanicy była zszargana i
żeby on tego nie naprawił we właściwy sposób.
—
Dobry Boże, chyba nie myślisz, że... — zaczął markiz pytająco.
—
Tak — odparła markiza zdecydowanie — jedyne co Osmond może zrobić w tych
okolicznościach, to poślubić Forellę.
Po jej słowach zapadła cisza, a Hrabia wstrzymał oddech. Forella, która siedziała na
łóżku krzyknęła przerażona.
— Nie, nie! Oczywiście, że... nie! To była... pomyłka, ciociu Kathie! Oczywiście, że
to była pomyłka!
Mówiąc to miała przed oczami hrabiego z piękną lady Meldrum i przypomniała sobie,
że gdy rozmawiała z wujem, myślała o tym jak oni pięknie razem wyglądają. Prawie tak,
jakby byli bohaterami jakiejś sztuki. Wiedziała, choć nie mogła ich słyszeć, że hrabia flirtował
z lady Esme i że ona flirtowała z nim spojrzeniami, ustami i drobnymi gestami. To było tak
29
fascynujące, że Forella nie miała ochoty odrywać od nich wzroku, lecz czułaby się
zażenowana, gdyby oni zorientowali się, że są obserwowani. Teraz oczywiście rozumiała, że
hrabia chciał być sam na sam z lady Esme, co było niemożliwe na dole. Chciał iść do jej
sypialni, ale przez pomyłkę wszedł do niej. Gdy usiłowała to wyjaśnić, markiza wyraźnie
wściekła powiedziała:
— Ty bądź cicho! Jesteś bez wątpienia tak samo winna temu niemoralnemu
zachowaniu jak i on! Zwracam ci uwagę Forello, że żaden mężczyzna nie przyszedłby do
twojej
sypialni bez zachęty z twojej strony!
Atak jej ciotki był tak zdumiewający, że przez chwilę Forella mogła tylko patrzeć na nią
z otwartą buzią i gdy próbowała znaleźć odpowiednie słowa by wyrazić swoją niewinność,
markiz powiedział:
— Nie mogę pozwolić na splamienie reputacji mojej bratanicy przez zamieszanie jej
w tak młodym wieku w jakikolwiek skandal...
Znów zapadła cisza i Forella patrząc na hrabiego uważnie, pomyślała, że nigdy nie
widziała tak zawziętego, a jednocześnie tak pełnego pogardy mężczyzny. Patrząc na ciotkę
powiedział:
— Dobrze, wygrałaś! Poślubię twoją bratanicę i mam nadzieję, że ucieszy ją fakt, iż
zostanie moją żoną!
Jego słowa zdały się wibrować w pokoju. Po chwili wyszedł trzasnąwszy drzwiami.
Forella odzyskawszy głos powiedziała:
—
Nie... proszę... wuju George... To jest wszystko okropna pomyłka...
—
Przypuszczam, że mówisz prawdę — rzekł markiz — ale twoja ciotka ma rację. Nie
możesz pozwolić sobie na zszarganie reputacji, zanim w ogóle zostałaś
komukolwiek przedstawiona.
Forella patrzyła na niego z rozpaczą.
— Poczekaj... proszę poczekaj... wuju George — krzyczała.
Markiza podeszła do jej łóżka mówiąc:
— Ucisz się i nie bądź taką idiotką! Załatwiłam ci męża, dla którego poślubienia
30
wiele dziewcząt oddałoby wszystko i chociaż bez wątpienia będziesz miała z nim ciężkie
życie, zostaniesz hrabiną Sherburn!
Wydawało się, że pluła tymi słowami na Forellę. Potem, jakby już nie mogła znieść
jej widoku, odwróciła się szybko i podążyła za mężem zabierając ze sobą świecznik.
Forella krzyknęła ze strachu. Trudno jej było uwierzyć, że to co się stało nie było nocnym
koszmarem. Wiedziała jednak, że to niemożliwe, kompletnie i absolutnie niemożliwe, żeby
ona poślubiła mężczyznę, którego nie znała i który w dodatku, czego była pewna, kochał
kogoś innego.
„Nie mogę tego zrobić! Och, tato, uratuj mnie!" modliła się. Wyszła z łóżka i
podeszła do okna, żeby popatrzeć na gwiazdy.
Gdy hrabia dotarł do swojej sypialni czuł podobnie jak Forella, jakby dostał się w
nocny koszmar, z którego nie można się wydostać. Rozumiał nawet zbyt jasno co się stało.
Kiedy już wszyscy poszli spać, Kathie musiała sprawdzić, czy przy drzwiach Esme jest
wystawiona róża. Teraz przypomniał sobie, jak przy jakiejś okazji oboje śmiali się z uzgodnień
księcia z kobietą, którą ten był zainteresowany. Zrozumiał, iż Kathie odgadła, że wykorzystał
on ten znak do rozpoznania sypialni Esme. To był z jej strony rewanż, powiedział sam do
siebie, ale jakże wyrafinowany. Poza tym, wszystkie affaire de coeur w które się angażował
nie trwały zbyt długo i było niezwykłe by kobiety, które porzucił, stały się jego wrogami.
Zawsze starał się, podobnie jak Książę Walii, aby pozostały jego przyjaciółkami. Było
zrozumiałe, że gdy romans się kończył, on pozostawał lojalny wobec damy z którą się
rozstawał, tak jak i ona wobec niego. Sporadycznie zdarzało się by dama, którą nie był już
więcej zainteresowany robiła mu sceny i groziła. Jednak żadna z tych pogróżek, nawet
najbardziej dramatyczna, nigdy nie stała się rzeczywistością. Tym razem, pomyślał, markiza
zwyciężyła tam, gdzie inne przegrały. Nie miał zamiaru, przynajmniej przez wiele jeszcze lat,
żenić się, a j uż na pewno, myślał wściekły, nie z tak młodą dziewczyną która co prawda
mogłaby być pokorną żoną ale którą zanudziłby się już po miesiącu trwania ich związku. Co
więcej, każdy nerw w nim oburzał się przed naciskaniem go do małżeństwa, lub powiedzmy to
jasno przed złapaniem go w sidła, jak to się właśnie stało.
31
„Nie zrobię tego na pewno! — mówił do siebie z bezsilną wściekłością.
Markiza miała wszystkie atuty w ręku i oczywiście robiła z nich użytek. Przy tym
wiedział, że jeśli ma zacząć działać, musi to zrobić szybko. Był pewien, że jutro Kathie
zawiadomi lady Roehampton, jeśli nawet nie księcia, że on oświadczył się Forelli. Ze
względu na dobro dziewczyny nie wytłumaczy w jakich okolicznościach do tego doszło, ale
przewidując jej rozumowanie, będzie pewnie insynuowała, że spotykali się w Londynie od
czasu, gdy Forella przyjechała z Neapolu. Później zapewne powie, że skorzystał ze
sposobności ostatniej nocy, gdy wszyscy byli w zamku, żeby poinformować jej ciotkę i wuja o
swych zamiarach. W głowach tych, którzy obserwowali jego zachowanie wobec lady Esme
zalęgną się wątpliwości. Jednak będą oni zachwyceni, że został złapany nareszcie w więzy
małżeństwa — tak, więzy to najbardziej odpowiednie określenie. Już jakby słyszał wylewne
gratulacje i cyniczne życzenia wszystkiego dobrego na przyszłość.
„Co ja do diabła mogę zrobić" — zapytywał samego siebie w ciemności. Przemknęło
mu przez myśl, że mógłby wyjechać za granicę, ale to niczego by nie rozwiązało, bo prze-
cież nie zostanie tam na zawsze. Był pewien, że zwrócenie się do Forelli nie ma sensu,
gdyż jest ona całkowicie podporządkowana swojej ciotce i wujowi. Wiedział, że Kathie bę-
dzie zachwycona, gdy pozbędzie się tej dziewczyny. Hrabia dobrze znał się na kobietach i
gdy usłyszał plotkę o przyjeździe bratanicy Georga Claydona wiedział, że Kathie będzie
wściekła.
—
Nienawidzę młodych dziewczyn — powiedziała mu kiedyś, gdy byli razem. —Nie
mogę wyobrazić sobie, w jaki sposób stają się one zabawnymi i dowcipnymi
kobietami.
—
Ty sama musiałaś być kiedyś bardzo młoda — powiedział kpiąco.
—
Nigdy! — zawołała Kathie. Urodziłam się dojrzała i mądra, od razu znając się na
wszystkim co ma jakieś znaczenie, a także ze znajomością czarów, na co zresztą ty
sam się skarżyłeś.
—
Oczywiście — ochoczo zgodził się hrabia — zaczarowałaś mnie od pierwszego
momentu, gdy cię ujrzałem. To była odpowiedź, jakiej oczekiwała i kiedy oplotła
rękoma jego szyję i poczuł bliskość jej ciała i... pomyślał, że rzeczywiście miała w
32
sobie nieodparty czar. Ale czarownice mogą być niebezpieczne i teraz zdał sobie
sprawę, że nigdy nie powinien był zadać się z Kathie. Zawsze wolał jasnowłose
kobiety o niebieskich oczach, kobiety, które zazwyczaj nie grzeszyły inteligencją.
Podczas gdy markizę można było bez wątpienia zaliczyć do najbardziej intrygujących
czarnowłosych piękności, jakie kiedykolwiek widział, to jej oczy powinny były go
ostrzec, że może ona okazać się bardzo mściwa i nieprzejednanie niebezpieczna, jak
przekonał się teraz na własnej skórze. Było za późno. Dał się złapać w pułapkę,
którą na niego zastawiła i żadne szarpanie nie mogło go z niej uwolnić.
33
Rozdział 3
Książę wstawał zwykle wczesnym rankiem i około szóstej udawał się na
przejażdżkę. Tego dnia jednak obudził się o godzinę wcześniej. Otworzył oczy i zobaczył
promienie słońca wpadające przez okno. Poprzedniego wieczoru położył się z jakimś
dziwnym niepokojem, a jego węgierska intuicja podpowiadała mu, że coś jest nie w
porządku.
Nie był pewien co to mogło być, ale miał nieodpartą świadomość, że w jakiś sposób
dotyczyło to markizy i lady Esme. Ponieważ zaraz po przebudzeniu się lubił być aktywny,
więc wstał i ubrał się bez dzwonienia po lokaja, zszedł na dół i udał się w kierunku stajni. O
tej porze kilka młodszych sprzątaczek ubranych w czepki i sukienki w kratkę zaczynało
odsłaniać zasłony i czyścić paleniska. Książę zauważył także, że lokaje sprzątali szklanki i
kieliszki w salonie i pokoju karcianym, gdzie były pozostawione poprzedniego wieczoru.
Później dopiero pojawią się starsi służący, by ich dopilnować, dać instrukcje i upewnić się,
że wszystko jest w doskonałym porządku na czas, gdy zjawi się on lub jego goście. Fakt,
że pojawił się nadzwyczaj wcześnie sprawił, że służący patrzyli na niego pytającym
wzrokiem, jakby przeczuwali, że coś jest nie tak. Książę przeszedł jednak zdecydowanym
krokiem do stajni, czując, że to czego mu najbardziej potrzeba, to przejażdżka na jednym z
jego najszybszych koni. Potem będzie cieszył się walką o przewagę, w której będzie
niezmiennie odnosił zwycięstwo, czerpiąc satysfakcję z faktu, że je wywalczył. Regularnie
sprowadzał z Węgier konie, które były półujeżdżone. Wiedział, że jego doświadczenie z
końmi było doceniane nie tylko przez jego przyjaciół, ale przez wszystkich których
zatrudniał. Doszedł do stajni, która od czasu gdy kupił zamek została całkowicie
przebudowana. Zawsze winszował sobie nie tylko zaprojektowania budynku tak, by
pasował do architektury zamku, ale także tego, że jego konie były otoczone znacznie
większym komfortem niż u kogokolwiek innego w tym kraju.
Ponieważ przyszedł tak wcześnie, zastał tylko pomocnika, który rzucił na niego
przestraszone spojrzenie, po czym pośpieszył zawiadomić stajennego. Książę ruszył
34
wzdłuż przegród dla koni by zdecydować, którego wybrać na dzisiejszą jazdę i zauważył z
przyjemnością że koń przywieziony poprzedniego tygodnia z Węgier uspokoił się. Przy-
najmniej nie walczył już o wolność, nie próbował kopaniem rozbić przegrody, tak jak to robił
po przyjeździe. Książę zdecydował, ponieważ był jakoś dziwnie zaniepokojony, że tego
ranka będzie jeździł na Aspadzie. Miał właśnie otworzyć jego przegrodę, gdy przybiegł
zadyszany stajenny.
—
Dzień dobry, Wasza Wysokość — powiedział z szacunkiem. — Nie spodziewałem
się pana tak wcześnie.
—
Wiem Barton — odparł — ale jest taki piękny ranek, że przyda mi się trochę
gimnastyki. Książę samowolnie poddawał się rygorowi, by utrzymać swoje ciało i
emocje pod ścisłą kontrolą. Odkrył, że całkiem dobrze czuje się po trzech godzinach
snu, podczas gdy inni mężczyźni potrzebowali go dwa razy tyle.
—
Pomyślałem sobie Barton — powiedział — że miałbym ochotę pojeździć dzisiaj
na Aspadzie. Widzę, że jest dużo spokojniejszy niż zaraz po przyjeździe.
—
Dobrze Wasza Wysokość — odpowiedział stajenny — To najświetniejszy koń,
jakiego kiedykolwiek widziałem, a gdy książę go wytrenuje, będzie fantastyczny.
—
I ja tak myślę — odrzekł książę i postąpił za Bartonem, żeby otworzyć drzwi
przegrody, ale ku jego zdziwieniu mężczyzna zatrzymał się.
—O co chodzi? — zapytał książę.
—
Właśnie miałem powiedzieć Wasza Wysokość — odpowiedział Barton. — Była już
tu dziś rano pewna dama i nalegała, żeby pojeździć na Gyorgy.
Książę patrzył na niego w zdumieniu.
—Gyorgy! — zawołał.
—
Tak Wasza Wysokość, oczywiście gdybym o tym wiedział, nie zgodziłbym się, ale
był tu tylko ten przygłupi stajenny. Gyorgy nie jest bezpiecznym koniem dla kobiety.
— Książę wiedział, że to była prawda. Gyorgy był koniem, którego on sam ujeżdżał
ostatnio, ale stale jeszcze był bardzo dziki i czasem trudny do opanowania.
—
Myślę, że musiała tu zajść jakaś pomyłka, Barton. Czy Jeb wie kim była ta kobieta,
która poprosiła o Gyorgy?
35
—
On nie znał jej imienia, Wasza Wysokość — odparł Barton, ale powiedział, że była
bardzo ładna i dużo młodsza od gości księcia, którzy zwykle tu przyjeżdżają.
—
Osiodłaj szybko Joska, a ja dowiem się od Jeba, w którą stronę pojechała ta pani.
Książę odszedł szybkimi krokami, a Barton pośpieszył-do przegrody Joska. Był on
jednym z najszybszych i nawięk-szych koni w stajni i gdziekolwiek trzeba, zawiezie księcia
szybciej, niż każdy inny.
Książę odnalazł Jeba, gdy ten niósł wiadra z wodą.
— Czy może wiesz — spytał spokojnie — w którą stronę pojechała panna Claydon
na Gyorgy?
— Tak, Wasza Wysokość — Jeb położył wiadra na ziemi, wskazał na daleki koniec
parku i wyjaśnił.
—
Widziałem jak odjeżdżała, Gyorgy wariował i martwiłem się, że może ją zrzucić,
ale ona jechała na nim tak, jakby znała się na tym.
—
Mam nadzieję — odparł książę prawie bez tchu. Odwrócił się w stronę Bartona,
który prowadził Joska ze stajni na podwórze.
Szybko dosiadł konia i gdy duży czarny ogier zaczął niespokojnie ciągnąć wodze by
ruszyć, on poprowadził go przez park we wskazanym przez Jeba kierunku. Jadąc myślał z
niedowierzaniem, że jakakolwiek młoda dziewczyna wybrała Georgy na przejażdżkę
uważając, że jest w stanie utrzymać się na koniu, który jemu samemu przysparzał tak wiele
problemów. Nie tylko trudno go było utrzymać pod kontrolą, ale także płoszyło go
wszystko, co było mu nie znane. Książę myślał, że znajdzie pannę Claydon, nie mógł sobie
przypomnieć jej imienia, leżącą gdzieś na ziemi, nieprzytomną a gdy odwiezie ją do domu,
będzie musiał wysłać dużo służby w poszukiwaniu konia. Nie przyszłoby mu nigdy do głowy,
że ktokolwiek będzie chciał pojeździć konno tak wcześnie, gdy nie będzie jeszcze Bartona,
który by nie dopuścił, by jakikolwiek niebezpieczny koń opuścił stajnię. Wiedział, że stało się
tak, bo Jeb był zbyt głupi, by obudzić Bartona i spytać o radę i że Claydon na pewno zachwy-
cona wyglądem Gyorgy poprosiła właśnie o niego. Kiedy myślał o niej, próbował
przypomnieć sobie jak wyglądała, i jednego był pewien: na pewno nie była typem
jeźdźca. Mógł tylko mieć nadzieję, że kiedy Gyorgy zrzuci ją co bez wątpienia nastąpi tak
36
szybko jak to możliwe, upadnie na miękki grunt, najlepiej na łąkach, gdzie raczej nie zła-
mie sobie niczego. To na pewno wywoła poruszenie i popsuje przyjęcie, no i będzie
musiał przepraszać markizę, tłumaczyć, dlaczego tak się stało.
Książę dojechał do granicy parku, potem pozwolił Josce na galop przez płaską część
pola, którą ogier pokonał z szybkością jakiej nikt nie dorównałby mu na żadnych wyścigach.
Zmierzał do najwyższego miejsca, skąd mógł mieć widok na kilka mil nad doliną przez którą
przepływał mały strumień. Ścigając cugle spowodował, że Joska wspiął się na ostre
wzniesienie wolniej i gdy dojechali na szczyt zatrzymał się.
Książę najpierw rozejrzał się w oczekiwaniu, że zobaczy w zasięgu ręki leżące
nieruchomo ciało i Gyorgy biegającego dziko w oddaleniu. Nie było śladu żadnego z nich i
dopiero, gdy popatrzył dalej, na wprost ponad drzewami w kierunku strumienia zobaczył ich
w odległości jakichś dwóch mil. Ku jego zdziwieniu dziewczyna wciąż jeszcze trzymała się w
siodle i spokojnie jechała wzdłuż strumienia. Wyglądało, że chce znaleźć miejsce do jego
przekroczenia, chociaż nie miał pojęcia po co. W ostatnim miesiącu spadło dosyć dużo
deszczu i strumień zwykle płytki, wezbrał podwójnie. Teraz, gdy już ją zobaczył, książę nie
tracił czasu by zastanawiać się nad jej zamiarami, ale wiedział, że im prędzej dotrze do
niej, tym lepiej. Zjechał ze wzgórza znów pozwalając Josce na galop, który przywiódł go
do doliny i który pozwolił na pokonanie odległości dzielącej go od Forelli w mniej niż
piętnaście minut.
Ciągle jechała wzdłuż strumienia próbując znaleźć odpowiednie miejsce do
przekroczenia go. Wymyśliła, że skoro Londyn był na północ od rzeki, najkorzystniej dla
niej będzie jechać na południe. Chociaż zupełnie nie znała angielskiej wsi ani okolic
posiadłości księcia, pomyślała, że ziemia po drugiej stronie wody wygląda na bardziej dziką
i zaniedbaną. Była skoncentrowana na jednym, chciała uciec i wiedziała, że miała dużo
szczęścia mogąc jechać na tak silnym i wytrzymałym koniu. Musiała ściągnąć wodze i za-
trzymać Gyorgy w miejscu, gdzie po raz pierwszy mogła dojrzeć dno strumienia.
Wiedziała, że nie było tu zbyt głęboko i koń brodząc mógłby łatwo przedostać się na drugi
brzeg. W pewnym momencie spojrzała za siebie i zobaczyła mężczyznę zbliżającego się do
niej na koniu. Instynktownie poczuła, że jest w niebezpieczeństwie i nie brnąc już dalej w
37
strumień zawróciła Gyorgy i popędziła, w kierunku w jakim jechali wcześniej. Koń jakby
tylko czekał na to, by pokazać co potrafi. Żeby jednak zademonstrować swoją niezależność
najpierw stanął dęba, mając nadzieję, że jeździec spadnie, a potem ponieważ się to nie
udało, posłuszny ostrogom ruszył dzikim galopem.
Obserwując wierzgającego konia książę wstrzymał dech, spodziewając się, że
zobaczy Forellę spadającą na ziemię. Wiedział, że w takiej sytuacji niedoświadczony
jeździec bardzo łatwo mógł być zrzucony. Kiedy zobaczył, że Forella nadal utrzymuje się w
siodle, aczkolwiek z bardzo dużym wysiłkiem, pomyślał że to cud, a jednocześnie wyzwanie
dla Joska. Książę nie musiał go nawet lekko dotykać batem czy użyć ostróg. Ogier
naprężając każdy mięsień skoczył do przodu z grzmotem kopyt. Forelli trudno było uwierzyć,
że jakiekolwiek zwierzę mogło dorównać temu, na którym jechała ona. Nie zatrzymała się
jednak, aż w końcu książę na Josce zrównał się z nią i wtedy rozpoznała, kto podążał za nią.
Widok księcia sprawił jej ulgę, gdyż przypuszczała, że był to wysłany przez ciotkę markiz,
który miałby ją sprowadzić z powrotem. Ponieważ nie było już sensu się ścigać, powoli i co
zauważył książę, bez większego wysiłku, zwolniła tempo. On postąpił tak samo. Po tak
morderczej jeździe zadał całkiem inne pytanie niż zamierzał:
— Gdzie na litość boską nauczyłaś się jeździć w ten sposób?
Ponieważ było to tak niespodziewane odezwanie, Forella roześmiała się:
— Gyorgy jest cudowny! Zobaczyłam jego imię napisane na przegrodzie, więc
wiedziałam, że przyjechał z Węgier.
- Oczywiście — odparł książę — aleja chciałbym wiedzieć panno Claydon, dokąd się
na nim wybierasz?
Forella chciała odpowiedzieć, że właściwie nigdzie, gdy uświadomiła sobie, że książę
zauważył zwinięty węzełek przytroczony do jej siodła. Nie było tego dużo, ale pomyślała, że
nie może wyjechać zupełnie bez niczego. Ponieważ Jeb nie rozumiał o co jej chodziło, sama
aczkolwiek z pewnymi trudnościami, ponieważ Gyorgy był zniecierpliwiony, przyczepiła
węzełek do siodła. Była ekspertem w tych sprawach, ponieważ bardzo często musiała
pakować wszystko co posiadała na konia, muła czy wielbłąda, gdy podróżowała ze swoim
ojcem. W jednej kieszeni siodła miała szczotkę i grzebień, a szczoteczkę do zębów, gąbkę i
38
kawałek mydła w drugiej. Ponieważ zwykła podróżować z niewielkim bagażem, wiedziała, że
przynajmniej przez jakiś czas nie będzie musiała kupować tych niezbędnych rzeczy i tym
samym naruszać niewielką sumę pieniędzy, jaką miała ze sobą. Zastanawiała się desperacko
co odpowiedzieć, lecz książę uprzedził ją i pomyślała, że było to nadzwyczaj domyślne z
jego strony:
— Jeśli uciekasz to myślę, że mam przynajmniej prawo zapytać, dokąd zabierasz
mojego konia?
Zobaczył jak rumieniec zalewa jej twarz, zanim odparła cicho:
— Ja przepraszam... że kradnę go... ale przysięgam... oddałabym go tak szybko...
jak tylko byłoby to możliwe.
Po chwili książę rzekł:
— Zastanawiam się, czy moglibyśmy o tym porozmawiać, chociaż nie mogę cię
zmusić, żebyś mi zaufała. Jest coś, o co chciałbym cię prosić ze względu na Gyorgy.
Ponieważ sposób, w jaki to mówił nie był potępiający ani nieprzyjemny, a wydawał
się być wręcz życzliwy, Forella powiedziała szybko:
— Byłoby dużo prościej, Wasza Wysokość.. .jeśli mógłbyś... udać, że mnie nie
widziałeś i pozwolił mi... uciec.
— Czy wyobrażasz sobie, jakie byłoby to dla mnie frustrujące— zapytał książę—
zastanawiać się co się stało z tobą i Gyorgy, i nie być w stanie pomóc wam w kłopotach?
Małe światełko zabłysło nagle w oczach Forelli, gdy spytała:
—
Czy mógłbyś... pomóc mi... jeśli powiedziałabym... co się stało?
—
Mogę cię zapewnić — odpowiedział książę — że spróbuję z całej mocy zrobić to,
co dla ciebie najlepsze.
Poczuł, że Forella odetchnęła z ulgą zanim powiedziała:
—
Bałam się, że będziesz... bardzo zły na mnie, że zabrałam Gyorgy, ale myślę, że
żaden inny koń nie mógłby jechać szybciej... niż on.
—To dlatego go wybrałaś?
—
Jak mogłam się oprzeć czemuś tak pięknemu, a poza tym jestem pewna, że
mógłby prześcignąć każdego konia.
39
—
Skąd mogłaś to wiedzieć... — zaczął książę, po czym zatrzymał się. — Panno
Claydon, ponieważ musimy porozmawiać, czy nie zjadłabyś ze mną śniadania na
jednej z moich farm, niedaleko stąd?
Forella zawahała się, gdyż przyszło jej do głowy, że być może szuka on możliwości,
by zabrać jej konia, żeby nie mogła odjechać, lub by w jakiś inny sposób zmusić ją do
powrotu z nim do zamku.
— Nie knuję żadnego podstępu — powiedział — i jak już przyrzekłem wcześniej,
pomogę ci jeśli będę mógł i mam nadzieję, że mi zaufasz.
Spojrzała na niego, a on pomyślał, że jej oczy mają bardzo dziwny kolor. Było w nich
trochę zieleni, chociaż mogło to być tylko złudzenie odbitej trawy po której jechali.
—Ja... ufam ci — powiedziała cicho po pewnej przerwie.
—
Dziękuję — odparł książę — farma jest tam. — Wskazał na miejsce, gdzie w pewnej
odległości widać było jakieś stogi siana, a za nimi dym unoszący się z komina.
Dotknął lekko Joska swoim batem i gdy ogier ruszył do przodu, Gyorgy podążył za
nim. Jechali szybko w stronę farmy i książę stwierdził, że jeszcze nigdy nie znał kobiety,
która umiałaby tak dobrze jeździć konno i która w jakiś magiczny sposób mogła utrzymać
kontrolę nad koniem tak dzikim jak Gyorgy. Dopiero kiedy dotarli do farmy i książę skierował
się w stronę stajni, gdzie Gyorgy już kiedyś był, koń zaprotestował. Zaprezentował
rutynowe płoszenie się, stawanie dęba, wierzganie, ale książę który już zsiadł, obserwował
tylko Forellę. Ona nie tylko pewnie siedziała w siodle, ale utrzymywała nad koniem
kontrolę w sposób, w jaki on sam nie umiałby lepiej i jednocześnie mówiła do Gyorgy:
— No chodź, odpoczniesz sobie trochę, nie chcę, żebyś się za bardzo zmęczył
przez te wygibasy, bo będziesz zbyt wyczerpany, by zawieźć mnie tam, dokąd będę
chciała.
W jej głosie było coś miłego i hipnotyzującego i Gyorgy wiedząc, że nie uda mu się jej
zrzucić, stał się nagle łagodny. Pozwolił nawet bez żadnych dalszych protestów zaprowadzić
się do stajni. Książę w milczeniu udał się do domu, gdzie w drzwiach czekała już rumiana
kobieta w średnim wieku, która schyliła się w ukłonie, gdy zbliżyli się do niej.
—Dzień dobry, Wasza Wysokość, miło pana widzieć. Mieliśmy nadzieję, że książę
40
znów nas niedługo odwiedzi.
—
No i oto jestem pani Hickson — odpowiedział książę — i przywiozłem ze sobą tę
młodą damę na śniadanie. Jest ona tak samo głodna jak i ja.
Pani Hickson skłoniła się w stronę Forelli i ciągle mówiąc poprowadziła ich do
wygodnego pokoju ze stołem przy oknie. Wprawnie zasłała stół czystym obrusem.
-— Przyjechałeś w dobrym czasie, Wasza Wysokość. Mój mąż zabił świniaka, a ja
uwędziłam szynkę w zeszłym tygodniu, wiem że będzie ci smakowała, panie.
— Jestem pewny, że tak — odpowiedział książę. — Zawsze to powtarzam, że nikt w
całej posiadłości nie potrafi tak wędzić szynki jak pani.
Z uśmiechem zadowolenia pani Hickson wyszła spiesznie z pokoju. Książę
spostrzegł, że Forella zdjęła z głowy swój kapelusz, stanęła na palcach i przeglądała się
w lusterku. Kiedy odwróciła się w jego stronę pomyślał, że jest bardzo atrakcyjna.
Wyglądała zupełnie inaczej niż kobiety, które przedtem widywał. Sprawiały to nie
tylko jej włosy z domieszką złota i pojedynczymi loczkami wymykającymi się z koczka,
które zresztą daremnie usiłowała utrzymać na miejscu, bo i tak układały się po swojemu.
Było też coś niesamowitego w jej ogromnych, zielonkawych oczach. Miała bardzo długie
rzęsy, ciemne na początku, zawinięte i złote na końcach. Uśmiechnęła się nieśmiało,
potem usiadła przy stole mówiąc:
— Muszę przyznać, że teraz czuję się głodna.
Książę usiadł naprzeciwko niej i powiedział:
—Mamy dużo spraw do omówienia, ale wszystko będzie prostsze, jeśli powiesz mi
najpierw, jak masz na imię.
—Forella.
— A poza tym — mówił dalej — powiedz, gdzie nauczyłaś się jeździć lepiej niż
jakakolwiek kobieta jaką znam.
Po chwili milczenia dodał:
—
Wyruszając na poszukiwanie ciebie byłem pewien, że znajdę cię gdzieś
nieprzytomną i Gyorgy biegającego gdzieś daleko i zajmie godziny, jeśli nie dni,
złapanie go.
41
—
Jeździłam od dziecka — odpowiedziała Forella po chwili — ale żaden z koni nie
był tak świetny jak Gyorgy. Po chwili ciszy dodała impulsywnie. — Odesłałabym
go... z powrotem.
— Nie rozumiem, dlaczego musiałaś uciekać z zamku zaraz po swoim przyjeździe?
— potem, jakby szukając słów dodał — Czy jestem rzeczywiście takim złym gospodarzem?
Mówił to lekko, ale ku jego zdumieniu, Forella wyglądając przez okno odezwała się z
desperacją w głosie:
—Ja... ja... muszę jechać.
—Dlaczego?
—Lepiej, żebym ci o tym nie mówiła.
—
Wolałbym dowiedzieć się od ciebie co się stało, niż usłyszeć o całej historii od
twojego wuja i ciotki gdy wrócę.
—Myślę... że nie powiedzą... prawdy.
—Więc chyba powinienem wiedzieć?
Domyślał się, że stało się coś bardzo złego i pochylając się nad stołem nadał
swojemu głosowi brzmienie, któremu dotychczas nie mogła się oprzeć żadna kobieta:
— Proszę, zaufaj mi Forello, przysięgam, że to co mi powiesz będzie naszą
tajemnicą i nie zrobię nic, co mogłoby cię zranić lub pogorszyć sytuację.
Powoli odwróciła głowę ku niemu. Czuł, że potrzebuje ona jakiegoś zapewnienia, iż
może mu zaufać.
—
Nie pozostaje mi nic innego... jak tylko uciec i ukryć się.
—Przed czym?
—
Przed tym, co stało się... ostatniej nocy.
—Czy powiesz mi, co się wydarzyło?
Forella wstrzymała na chwilę oddech, po czym powiedziała ledwo słyszalnym
głosem:
— Hrabia.. Sherburn... wszedł do mojej sypialni przez pomyłkę, myśląc, że to...
pokój lady Esme.
Książę zesztywniał, gdyż trudno mu było uwierzyć, że to co słyszy jest prawdą, ale
42
kiedy Forella mówiła dalej zrozumiał.
— Spałam — mówiła — i kiedy się obudziłam przestraszyłam się, bo w moim
pokoju... był mężczyzna, ale zanim... zdołałam coś powiedzieć, do pokoju weszła ciotka
Kathie.
Książę nie musiał słuchać dalej by wiedzieć, co nastąpiło później. Był to rewanż
Kathie Claydon planowany już wtedy, gdy widział z jaką nienawiścią patrzy na Esme
Meldrum w bawialni. To był rewanż, któremu instynktownie chciał przeszkodzić zabierając
ją do innego pokoju i pokazując obraz, który kupił. Gdy Forella trochę chaotycznie opowie-
działa mu co się zdarzyło, zgadł, że hrabia pomylił, zgodnie z planem Kathie, pokój Forelli z
sypialnią zajmowaną przez Esme. A Kathie czekała na niego jak kot na mysz przy mysiej
dziurze.
—
Jak... ja mogę poślubić mężczyznę... z którym... nigdy nawet nie rozmawiałam?
— spytała Forella. To właśnie dlatego... musiałam uciekać.
—Rozumiem, co czujesz — powiedział książę cicho.
—
Ro-rozumiesz mnie... naprawdę?
—
Oczywiście, że tak — odpowiedział — ale dokąd się wybierałaś?
Forella wykonała mały bezradny gest, który był w jakiś sposób bardzo patetyczny.
— Jestem w Anglii... dopiero od dwóch tygodni... ale myślałam, że znajdę jakieś
miejsce, gdzie mogłabym się ukryć przed ciotką Kathie, dopóki to wszystko nie pójdzie w
zapomnienie.
A masz ze sobą jakieś pieniądze?
— Mam... trochę.
Po czym dodała niechętnie, jakby czytała mu w myślach:
—Prawie pięć funtów.
—
I myślisz, że rzeczywiście wystarczyłoby ci, żebyś nie głodowała?
— Mogłabym znaleźć... jakąś pracę— odpowiedziała broniąc się Forella.
—A co umiesz robić?
—
Zastanawiałam się nad tym — powiedziała. — Umiem gotować, chociaż być może
nikt nie zatrudniłby mnie bez żadnych referencji, a poza tym znam dobrze kilka
43
obcych języków, także arabski.
Książę zdumiony zapytał:
—Gdzie się tego nauczyłaś?
—Byłam w wielu dziwnych miejscach z moim ojcem.
—
Obawiam się, że nic o tobie nie wiem — powiedział książę. — Proszę, opowiedz mi
o swoich rodzicach. Jestem ciekaw, jacy byli.
—
Mój ojciec pod koniec lutego zmarł na tyfus w Neapolu. Gdy to powiedziała,
zauważyła lekkie zdziwienie w o-czach księcia, tak jakby zastanawiał się, dlaczego
Forella nie nosi żałoby, wyjaśniła więc szybko:
—
Tata prosił, żeby nikt nie nosił żałoby po nim, bo... on nie wierzył w śmierć.
Zamilkła na chwilę, po czym dodała:
—
Na Wschodzie, gdzie spędziliśmy dużo czasu, wszyscy wierzą w reinkarnację. Tata
był pewien, że ponieważ tak bardzo kochali się z mamą spotkają się znów w innym
życiu. .. Mówił, że miłość jest niezniszczalna i nie może umrzeć!
—
Więc kiedy umarł twój ojciec, przyjechałaś z powrotem do Anglii?
—
Nie napisałabym do wuja Georga — powiedziała Forella— ale zrobił to nasz
sługa. Znam go od dawna, gdy byłam jeszcze małym dzieckiem i uważał, że tak
powinien postąpić.
—Miał rację — zgodził się książę.
—
Ale ja nie chcę prowadzić życia, z jakiego śmiał się tata. Mówił, że towarzystwo
jest wielkim nonsensem i składa się z głupich ludzi, którzy ścigają się ze sobą o
większe i lepsze tytuły, tracąc czas i energię na hazard, narzekania i plotki.
Mówiła to w tak zabawny sposób, że książę musiał się roześmiać.
—
Myślę, że twój ojciec miał rację, ale jednocześnie nie ma specjalnej alternatywy dla
takiej młodej damy jak ty.
—
Ja nie chcę być „młodą damą" — powiedziała Forella przekornie. — Chciałabym
nadal żyć tak, jak żyłam z tatą, tylko nie jestem pewna, jak mogę to zrobić... sama.
— A jak żyłaś; ze swoim ojcem?
Uśmiechnęła się do niego psotnie, dając tym do zrozumienia, że będzie zdziwiony
44
gdy się dowie.
— Urodziłam się w namiocie Beduinów — odpowiedziała — próbowałam dotrzeć
do źródeł Gangesu, wspinałam się po niższych partiach Himalajów, widziałam łowców
głów w Sarawah, a na dokładkę jadłam obiad z plemieniem, którego ulubionym daniem jest
upieczony chrześcijanin.
Książę patrzył! na nią niedowierzająco, a ona roześmiała się widząc jego minę.
Pomyślał, że jej śmiech brzmi tak naturalnie i spontanicznie, jak śmiech dziecka.
— Spytałeś mnie, ale nie musisz mi wierzyć — powiedziała, zanim zdążył się
odezwać.
—
Myślę, że \ poznałbym, gdybyś kłamała — odparł książę.
—Dlaczego * tak uważasz?
—
Mam intuicję i chociaż brzmi to nieprawdopodobnie, wiem że mówisz* prawdę.
—
Więc jeśli i mi wierzysz, wiesz, że nie chcę spędzić mojego życia z ludami, którzy
głównie zajmują się obgadywaniem swoich nieobecnych przyjaciół.
Usta księcia ściągnęły się i powiedział:
— Myślą, że; to dosyć surowy osąd.
—
Poza tym — ciągnęła Forella innym tonem — nienawidzę siedzieć całymi dniami w
przegrzanym, przeperfumowanym pokoju, przymierzając ubrania i jedząc w
regularnych odstępach czasu. Zamilkła na chwilę, po czym zapytała:
—
Czy masz pojęcie, ile mogą zjeść codziennie tacy ludzie jak wuj George i ciotka
Kathie? Jeśli włożyłbyś to wszystko razem do wiadra, można byłoby nakarmić setki
głodujących w Indiach dzieci.
Mówiła to dosyć zapalczywie, więc książę chcąc załagodzić napiętą atmosferę,
powiedział:
— Rozumiem, że jest to dla ciebie pewien szok, nawet kulturowy.
Forella wzruszyła lekko ramionami, zanim odparła:
—
Od momentu przyjazdu do Anglii nosiłam się z zamiarem jak najszybszego wyjazdu
stąd, a teraz tym bardziej nie mogę tu pozostać.
—
Nie uważasz, że poślubienie hrabiego Sherburn dałoby ci w towarzystwie pozycję,
45
którą większość młodych kobiet uznałaby za godną pozazdroszczenia? — spytał
książę.
—
To właśnie powiedział wuj George, ale moja odpowiedź brzmi „nie". Jak mogłabym
poślubić mężczyznę, którego nie kocham? A poza tym, hrabia jest zakochany w kimś
innym.
Książę nawet nie próbował się spierać.
—
Cały ten pomysł wydania mnie na siłę za mąż, ponieważ ciotka Kathie chce się
mnie pozbyć, jest poniżający i wstrętny — ciągnęła Forella. — W żadnym razie nie
chcę pozycji w towarzystwie za cenę bycia kukiełką która pociągana za odpowiednie
sznurki będzie mówiła' właściwe rzeczy, a także zachowywała się i myślała w sposób,
jaki jej się powie by myślała! Chcę być wolna... chcę być sobą!
—
Czy jesteś pewna, że jest to całkiem niewykonalne w otoczeniu, w jakim żyją
twój wuj i ciotka?
Książę zadał to pytanie poważnie i ku jego zdziwieniu, zamiast popatrzeć na niego
ze złością Forella zastanowiła się zanim odpowiedziała:
— Jest to problem, który zwykliśmy dyskutować z tatą. Myślę, że każdy może być
sobą wszędzie w świecie tak długo, jak długo nie jest zmuszany do robienia rzeczy, które on
sam uważa za złe. Tata mówił, że całe życie jest poszukiwaniem samego siebie, a ponieważ
on i mama byli tak szczęśliwi razem, nie miało to znaczenia, jakie niewygody musieli znosić,
ponieważ mogli się z nich śmiać, a każdy nowy dzień był dla nich odkryciem.
—
A cóż takiego spodziewali się oni odkryć? — spytał książę.
—
Myślę, że prawdziwą odpowiedzią na to są ich Dusze — odpowiedziała Forella.
Mówiła prosto i książę znów pomyślał, że to dziwne, iż
ktoś mógł mówić takie
rzeczy, nie będąc tym zażenowany. W tym momencie drzwi otworzyły się i do pokoju
weszła pani Hickson niosąc tacę z jedzeniem. Chwilę później Forella odezwała się:
—
Tata opowiadał, jak wspaniałe są angielskie jaja na bekonie. Spróbowałam ich po
raz pierwszy i teraz dopiero wiem, co rzeczywiście miał na myśli. Mówiąc to
poczęstowała się jeszcze jednym kawałkiem chleba i posmarowała go masłem.
Książę nalał sobie filiżankę herbaty, zanim powiedział:
46
—
Myślę Forello, że teraz powinniśmy wrócić do najważniejszego pytania, a
mianowicie co masz zamiar zrobić.
—
Zgodziłeś się przecież, że powinnam wyjechać — odparła szybko Forella.
—
Powiedziałem, że rozumiem dlaczego chcesz to zrobić.
—Ale nie zatrzymasz mnie?
—
Myślę, że tak naprawdę to powinienem to uczynić — odpowiedział książę.
Forella odłożyła kromkę chleba i odezwała się zupełnie innym tonem:
—
Po tym jak mnie tu przywiozłeś i kiedy ci zaufałam, nie możesz mnie zdradzić.
—
Mam nadzieję, że nadal będziesz mi ufać - odpowiedział książę. — Jednocześnie
musisz zdać sobie sprawę, że twoja ucieczka jest prawie niewykonalna.
—
Zrobię to i nie masz prawa mi przeszkodzić.
- Nawet nie mam zamiaru, ale dostrzegam ogrom trudności, jakie mogą cię czekać.
—Pokonywałam już różne trudności.
—Ale nie sama.
To była niezbita prawda i Forella milczała, gdy on mówił dalej:
—
Na samotną kobietę czyha tak wiele niebezpieczeństw, że trudno byłoby je policzyć.
Bez wahania ktoś ukradłby ci Gyorgy, a wtedy znalazłabyś się w biedzie, bez
pieniędzy i zdana na samą siebie.
—
Dlaczego mam w to wierzyć? — spytała Forella wrogo.
—
Dlatego, że taka właśnie jest prawdziwa Anglia — odpowiedział książę.
—
Więc im szybciej wyjadę z tego kraju, tym lepiej — odpowiedziała Forella.
—
To, co mam zamiar ci zaproponować jest prostsze. Rozumiem, że nie możesz się
zwrócić o pomoc do rodziny ojca, ale na pewno musisz mieć w kraju jakąś rodzinę ze
strony matki? — zapytał książę.
Po chwili ciszy Forella powiedziała ostro:
— Moja matka nie była Angielką!
Ku jej zdziwieniu książę wykrzyknął:
—
Miałem rację! Czułem, że jest w tobie coś innego. Przypuszczam, że twoja matka
była Węgierką!
47
—Dlaczego tak uważasz?
— Bo chyba tylko osoba, w których żyłach płynie węgierska krew, potrafi tak dobrze
jeździć konno. Jest też coś w twojej twarzy, co mnie zastanowiło, ale teraz już wiem.
— Tak, moja matka była Węgierką— przyznała Forella — ale ciotka Kathie
powiedziała, żebym nikomu o tym nie mówiła. Mogłoby to podobno sprawić, że żaden
mężczyzna nie zechciałby mnie poślubić.
Książę odwrócił głowę i zaśmiał się:
- Nigdy nie słyszałem czegoś równie śmiesznego! Przypuszczam iż wiesz, że także
jestem Węgrem?
—Tak, oczywiście.
—Więc czemu nie opowiedziałaś mi o swojej matce?
—Nie myślałam, że to by mogło cię zainteresować.
—Oczywiście, że tak! Jak się nazywała, zanim poślubiła
twojego ojca?
—
Rakozi, ale nie sądzę, żeby ci to coś mówiło. Jej rodzina pochodziła ze
wschodnich Węgier.
—
Oczywiście, że słyszałem o nich — odparł książę. — Są słynną węgierską
rodziną i tak się składa, że ich ziemie sąsiadują z moimi.
—
Matka uciekła z tatą więc jeśli masz to na myśli, Rakozi na pewno nie powitają
mnie z radością.
—
Wątpię, rzeczywiście — głośno zastanawiał się książę — jednocześnie myślę, że
zabrałoby to bardzo dużo czasu, żeby sprawdzić jaki jest ich stosunek do tej sprawy.
Mam całkiem inny pomysł.
—Jaki? — spytała Forella.
W jasności jej oczu mógł prawie zobaczyć kłębiące się w głowie myśli. Powiedział
bardzo cicho:
— W obojgu nas płynie węgierska krew Forello i chociaż byłem gotowy już przedtem
ci pomóc, teraz uważam, że jestem do tego zobowiązany honorem jako twój krajan.
48
— Naprawdę, pomożesz mi?
Stale nie była go pewna, ale zauważył w jej oczach błysk nadziei, którego nie było
wcześniej.
— Rozumiem — książę mówił powoli — że byłoby niemożliwe, czując to co czujesz,
poślubić hrabiego Sherburn, nawet jeśli ze społecznego punktu widzenia byłby to znakomity
i nieoczekiwany ślub.
— Ale on kocha lady Esme — odpowiedziała Forella. Książę pomyślał, że były inne,
bardziej adekwatne określenia uczuć łączących hrabiego i Esme Meldrum, lecz Forella,
pomimo włóczęg po świecie, była zbyt niewinna by to zrozumieć.
—
To byłby rzeczywiście bardzo nieszczęśliwy dla ciebie sposób zamążpójścia—
powiedział— a to co jest dla mnie ważne, to twoje uczucia. Więc zamiast jechać
sama w nie znany kraj i stawiać czoła niebezpieczeństwom, niedostatkowi, a może i
głodowi mając tylko pięć funtów w kieszeni, chcę ci coś zaproponować.
—
Jeśli myślisz o rozmowie z ciotką Kathie mogę ci zaręczyć, że nie będzie słuchać
— powiedziała Forella szybko. — Chce mnie wydać za mąż i myślę, chociaż mogę
się mylić, że także w jakiś sposób chce ukarać tym ślubem hrabiego.
—Sama to wymyśliłaś? — dopytywał się książę.
—
Wywnioskowałam to ze sposobu, w jaki patrzyła na mnie ostatniej nocy i z tonu jej
głosu — odpowiedziała Forella. — Nie wiem dlaczego, ale jestem pewna, że była
zła na niego nie tylko z tego powodu, że znalazł się w mojej sypialni, ale z zupełnie
jeszcze jakichś innych przyczyn.
Teraz, odkąd książę wiedział że jest Węgierką był pewien, że jej intuicja jest tak samo
silna jak jego, ale nie było sensu o tym mówić, odparł więc tylko łagodnie:
—
Chcę ci zaproponować i wiem że będzie to bezpieczniejsze i wygodniejsze, niż
twój plan, żebyś schroniła się w domu, który znajduje się jakieś pięć mil stąd.
—Dom? — spytała Forella.
—
Mieszka w nim moja krewna — odpowiedział książę — która ponieważ jest
częściowo sparaliżowana, sama prowadzi tam spokojne i ciche życie w dworku,
który kupiłem jej pięć lat temu, gdy po raz pierwszy przyjechała z Węgier.
49
—Jest Węgierką?
—Tak jak powiedziałem, jest moją krewną.
—I... mogłabym z nią zostać?
— Myślę, że byłaby tym zachwycona. Nie mówi dobrze po angielsku i tak naprawdę
nic nie wie o życiu towarzyskim w tym kraju, który ty uznałaś za nieprzyjazny. Jest bardzo
oczytaną i inteligentną osobą i myślę, że spodobacie się sobie.
Forella popatrzyła na niego, zanim zapytała:
—
Czy rzeczywiście nie powiesz wujowi George i ciotce Kathie, gdzie się ukrywam?
—
Daję ci słowo, a kiedy okaże się w zamku, że zniknęłaś, będę udawał ogromne
zdziwienie.
—
Co ze stajennym, on na pewno powie, że zabrałam Gyorgy?
—
Zostaw to mnie — powiedział książę — znajdę jakieś wytłumaczenie, może że
znalazłem Gyorgy włóczącego się po polu i zostawiłem go pod opieką przyjaciół —
uśmiechnął się, zanim dodał. — Spodziewam się, że chciałabyś móc na nim jeździć,
gdy będziesz w Dworku Ledbury?
— Czy właśnie tak się nazywa ten dom, do którego mnie zawieziesz?
Książę przytaknął, a Forella zaklaskała:
—
Czy możesz być rzeczywiście tak miły... i wyrozumiały... nie wiem jak ci
dziękować.
—
Tak jak ci powiedziałem — odpowiedział książę — Węgier nie może pozostać
obojętny na głos innego Węgra wołającego o pomoc.
—Dziękuję... dziękuję.
Książę sięgnął do kieszeni kamizelki po swój zegarek i powiedział:
— Ponieważ droga do Ledbury zabierze nam trochę czasu, więc myślę, że
powinniśmy ruszać niezwłocznie. Muszę być na śniadanie w zamku, by stawić czoła
nowinom, gdy ogłoszą twoje zniknięcie. Oczy Forelli miały figlarny wyraz, gdy powiedziała:
— Jest przynajmniej jedna osoba, którą na pewno zachwyci moje zniknięcie i która
będzie miała nadzieję, że jestem już nieżywa. Tym kimś jest hrabia Sherburn. Książę
roześmiał się, zanim powiedział:
50
—
Nie mam zamiaru temu zaprzeczać. Osmond Sherburn mówił od lat, że nie ma
zamiaru się żenić.
—
On będzie zadowolony, natomiast ciotka Kathie wściekła.
—
Moja kuzynka zajmie się tobą— obiecał książę — a tak przy okazji, nazywa się
księżniczka Maria Dabas.
Forella uśmiechnęła się do niego zachwycona i powiedziała:
—
To jakby przeznaczenie, że mama opuściła dom i wszystko co węgierskie by być z
tatą i teraz ja wracam, żeby być uratowana przez Węgra przed czymś, co byłoby dla
mnie bez wątpienia piekłem.
—Z tego co mówisz, Forello — odpowiedział książę — myślę że los odgrywa bardzo
znaczącą rolę w twoim życiu.
—Ależ oczywiście — przytaknęła dziewczyna.
—
Mogę cię tylko zapewnić, że to było zrozumiałe — rzekł książę — a teraz chodź i
pokaż mi jeszcze raz, jak dobrze dajesz sobie radę z Gyorgy.
Wstał od stołu i nie zastanawiając się nad tym, wyciągnął do niej rękę jak do
dziecka. Gdy ona wsunęła swoją dłoń w jego pomyślał, że właściwie pomagając jej w
ucieczce zachowuje się karygodnie. Ale jego instynkt i węgierska intuicja mówiły mu, że nie
tylko było to słuszne, ale też nie było innego wyjścia.
51
Rozdział 4
Przejechali już kawałek drogi, zanim książę odezwał się:
—Myślałem o nowej tożsamości dla ciebie.
—
Tak, rzeczywiście, to bardzo ważne — zgodziła się Forella.
—
Wydaje mi się, że najlepszą rzeczą i na pewno najbardziej wiarygodną jest
przedstawić cię jako córkę mojego węgierskiego przyjaciela, który zamierzał
przyjechać do mnie.
—Węgierskiego? — przerwała Forella.
—
Chcę ci zasugerować, żebyś przybrała nazwisko twojej matki — odparł książę — a
jeśli się nie mylę, miała też i tytuł.
—
Była hrabianką— potwierdziła Forella— ale oczywiście nigdy się tym nie
posługiwała.
—
Teraz się przyda — stwierdził książę. — Będziesz hrabiną Forella Rakozi.
Forella roześmiała się.
— Ależ ja usiłuję właśnie uciec od towarzystwa i tych wszystkich błyszczących
głupstw.
Książę pokręcił głowę.
— W tym przypadku musisz zgodzić się na te frywolności... Zakładam, że umiesz
mówić po węgiersku na tyle dobrze, że nikt nie będzie mógł zakwestionować twojego
pochodzenia.
— To mnie obraża — odpowiedziała Forella. — Mama mówiła po węgiersku, gdy
byłyśmy same, po to, by nie wyjść z wprawy. Tata też dobrze nim władał, tak jak i wieloma
innymi językami.
Mówiła to z odrobiną prowokacji w głosie i książę już się nie spierał z nią, tylko
powiedział prawie uniżenie:
—Przepraszam.
52
—
Myślę, że wyśmiewasz się ze mnie — odparła Forella — ale ponieważ mam tak
mało rzeczy należących tylko do mnie, moja inteligencja jest mi szczególnie droga.
To była tak oryginalna uwaga, że książę roześmiał się i pomyślał, że jego kuzynka,
która jak już wspomniał była bardzo inteligentną kobietą, uzna Forellę za pociechę w swojej
monotonnej w tych dniach egzystencji.
— Teraz musimy to wszystko poukładać w głowach — powiedział książę — tak,
żeby wersje naszych opowiadań zgadzały się.
Wiedział, że Forella słucha z przejęciem, gdy mówił da-lej:
— Opuściliście Węgry około miesiąca temu, żeby przyjechać do Anglii i zamieszkać
ze mną, ale gdy przyjechaliście do Triste, twój ojciec nagle zmarł.
Forella zauważyła, że trzyma się on możliwie blisko prawdziwej wersji wydarzeń.
—
Więc przyjechałaś do Anglii sama — kontynuował książę —ponieważ jesteś w
żałobie, nie chcesz być w Londynie, ale wolisz raczej zamieszkać na wsi w ciszy, to
znaczy właśnie tam gdzie cię teraz zabieram.
—
To jest bardzo dobra i wiarygodna opowieść — przytaknęła Forella. — Muszę
bardzo uważać, żeby zapamiętać swoje nowe nazwisko.
—
Jestem pewien, że nie będzie z tym żadnych trudności, a kiedy dojedziemy na
miejsce chciałabym, żebyś napisała krótką kartkę do swojego wuja.
—Kartkę? — strach znów pojawił się w oczach Forelli.
—
Tylko po to, żeby mu dać znać, że odjechałaś by zamieszkać z jakimiś przyjaciółmi
— powiedział książę szybko — że jesteś całkiem bezpieczna i nie ma potrzeby mar-
twić się o ciebie.
Gdy Forella milczała, on po chwili dodał:
— W innym razie, jeśli okaże się że po prostu zniknęłaś, jest bardzo prawdopodobne,
że twój wuj wyśle policję i detektywów w poszukiwaniu ciebie.
Forella krzyknęła ze strachu.
—Nie można do tego dopuścić!
—
Nie, oczywiście, że nie — zgodził się książę — dlatego właśnie jest tak ważne,
żebyś napisała list w którym oczywiście nie podasz adresu.
53
—
Myślę, że jesteś bardzo mądry — powiedziała po chwili zastanowienia się. —
Jestem ci bardzo wdzięczna.
Potem, ponieważ książę miał niewiele czasu, jeśli chciał wrócić do zamku o
rozsądnej godzinie, jechali dosyć szybko i gdy konie galopowały łeb w łeb, nie dawało się
rozmawiać. W pewnym momencie książę powiedział:
— Przed nami Little Ledbury!
Przez chwilę Forella widziała tylko drzewa i potem między nimi kilka krytych słomą
dachów. Dalej odkryła małą wioskę, gdzie czarne i białe domki z krytymi słomą dachami
wyglądały jak z bajki. Przed każdym z nich był mały ogródek mieniący się kwiatami. Poza
małym sklepem z oknami w kształcie łuków i kościołem z szarego kamienia nie było nic
więcej.
Jakieś pięćdziesiąt jardów za kościołem wjechali w bramę, gdzie po obu jej stronach
niby strażnicy siedziały dwa kamienne lwy. Kiedy Forella zobaczyła już Dworek Ledbury
zrozumiała, że pochodzi on z tego samego okresu co kościół, czyli XVII w. Wybudowany także
z szarego kamienia i z wysokimi kominami był bardzo piękny. Nad wejściem umieszczona
była kamienna tablica z datą „1623" upamiętniającą jego pierwszego właściciela. Dom nie
był duży. Miał trzy piętra i szybki w oknach w kształcie rombów. Z jednej strony ogrodzony
był wysokim murem. Kłębiące się na dachu i trzepocące wokół ogromne ilości gołębi
sprawiały wrażenie, że dom wyglądał jak ze snu. Były tak piękne, że Forella z zachwytem
powiedziała:
— Gołębie! Towarzysze Afrodyty!
Gdy zsiedli z koni pojawiło się dwóch stajennych, którzy przywitali księcia z
szacunkiem, po czym odprowadzili konie do stajni. Gyorgy próbował wierzgać, ale stajenny
szybko go uspokoił. Forella obserwowała go z niepokojem.
— Nic mu nie będzie. Thomas jest bardzo doświadczonym człowiekiem, inaczej nie
powierzyłbym mu stajni, powiedział książę.
Wskazywało to, że w posiadłości znajduje się więcej koni i gdy wchodzili do domu
Forella zastanowiła się, jak sobie radzi z tym wszystkim częściowo sparaliżowana kuzynka
księcia. Jednak nie wypadało pytać o to, czy nawet myśleć o czymś innym niż o swojej
54
nowej tożsamości. Książę po powitaniu się z kamerdynerem rzekł:
— Jestem pewien, że chciałabyś się trochę odświeżyć, a dla mnie będzie zręczniej
najpierw porozmawiać z kuzynką na osobności zanim przedstawię jej ciebie.
— Tak, oczywiście — zgodziła się Forella.
Książę zwrócił się do kamerdynera:
—
Newman, czy możesz poprosić swoją żonę, by zajęła się moim gościem? —
Potem przyprowadź panią do saloniku, gdzie jak się spodziewam znajdę Jej
Wysokość.
—
Tak jest — odpowiedział Newman i poprowadził ją schodami na górę, gdzie
czekała już na nich starsza kobieta. Ukłoniła się lekko i powiedziała:
—
Witam panią, bardzo się cieszymy, że książę znów nas odwiedził.
Nie czekając na odpowiedź skierowała się do pięknej sypialni. Okno ozdobione
kwiecistymi zasłonami wychodziło na starannie utrzymany ogród, który jak spostrzegła
Forella, prowadził do małego strumienia. Pani Newman nie przestawała mówić, pomagając
Forelli zdjąć kapelusz, a potem żakiet.
— Jest bardzo gorąco, proszę pani — powiedziała. — Jej Wysokość zrozumie, że
będzie się pani lepiej czuła tylko w samej bluzce.
Była to w istocie bardzo ładna bluzka. Uszyta z białego batystu z wstawką z
prawdziwej koronki, o której sprzedawca zapewniał, że właśnie nadeszła z Paryża. Na wzór
francuski zrobiona była z zielonej piki i zakończona białą wstążką. Forella dostała ją od
ciotki.
— To jest coś, co nie nadaje się na polowanie — powiedziała markiza.
Forella była zbyt zajęta ucieczką, by jeszcze myśleć o ubraniach, i teraz dopiero
uzmysłowiła sobie, że miała tylko jedną suknię w pakunku przytroczonym do siodła Gyorgy.
Pomyślała jednak, że najlepiej będzie nie mówić o tym, co ze sobą przywiozła, dopóki nie
będzie pewna, że kuzynka księcia pozwoli jej tu zostać. Umyła więc twarz i ręce, a pani
Newman uczesała ją. Potem czując się już trochę lepiej podeszła do schodów, gdzie w hallu
czekał na nią Newman. Gdy schodziła na dół modliła się, żeby nie było żadnych nagłych
zmian w planach i żeby nie musiała po tym wszystkim wyruszyć znów sama w drogę. Teraz
55
myśląc o tym, zdała sobie sprawę, jakie to było przerażające przedsięwzięcie. Kiedy
uciekała, w potwornej panice nie miała czasu myśleć o szczegółach ani o tym, jak da sobie
radę z Gyorgy i bardzo małą sumą pieniędzy.
„Książę ma rację i jest bardzo... bardzo... dobry" — stwierdziła wchodząc do hallu.
Pomyślała nagle z lękiem, że być może gdy do niego podejdzie okaże się, że on zmienił
zdanie, ale gdy ukazała się w pięknym saloniku do którego słońce wpadało przez okna złotą
powodzią, wiedziała gdy wstał na jej widok, że wszystko jest w porządku. Jakby domyślał
się, co ona może czuć, podszedł do niej i wziął za rękę.
— Kuzynko Mario, to jest Forella Rakozi o której ci mówiłem.
Mówił po węgiersku i księżniczka odezwała się w tym samym języku wyciągając do
niej rękę:
— Biedne dziecko, tak mi cię szkoda, oczywiście, że możesz zostać ze mną tak długo
jak sobie życzysz. Dla mnie będzie to cudownie mieć tu kogoś, z kim mogłabym rozmawiać
w moim języku.
Forella dygnęła.
—
To bardzo miło ze strony Waszej Wysokości — powiedziała myśląc jednocześnie,
że księżniczka musiała być kiedyś bardzo piękna, Forella czuła, że coś
instynktownie ciągnie ją do księżniczki i była prawie pewna, że tamta odczuwa to
samo. Potem kiedy już usiadła, księżniczka powiedziała:
—
Jesteś bardzo piękna i nic w tym dziwnego, Rakozi słynął przecież z tego, czyż nie
tak Janos?
—Zawsze tak mówiono — odpowiedział książę — i oczywiście zgadzam się z tym.
—
Obawiam się, że możesz się tu nudzić — rzekła księżniczka — ale Janos
powiedział mi, że jesteś w żałobie i potrzebujesz ciszy.
—
Mam nadzieję ją tu znaleźć — odparła Forella — i mogę tylko być wdzięczna za
gościnę.
—
To ja powinnam dziękować tobie — odpowiedziała księżniczka — nie mogę
udawać, że to miejsce kipi wesołością. Wyglądało to na wymówkę, ale książę
roześmiał się:
56
—
Chcesz, żeby było mi ciebie żal kuzynko Mario — zaprotestował — ale tak samo
dobrze jak ja wiesz, że doktor kazał ci odpoczywać.
Księżniczka położyła mu dłoń na ramieniu i powiedziała:
—
Tak naprawdę to ja nie narzekam Janos, i wiesz, że jestem ci niezmiernie
wdzięczna za to wszystko, co dla mnie zrobiłeś.
—
Teraz czuję się zażenowany — zaprotestował książę. — Zostawiam ci Forellę,
podczas gdy ja wracam dopilnować mojego przyjęcia.
—
Czy jest to jak zwykle kolekcja pięknych kobiet szukających rozrywki i kobiet
poszukujących przystojnych mężczyzn? — dopytywała się księżniczka.
Książę roześmiał się.
— Nie mógłbym tego wyrazić lepiej.
Pocałował ją w rękę i powiedział:
—
Wybacz mi, że zabiorę na chwilę Forellę do pokoju dziennego. Ma adresy ludzi, z
którymi powinienem skontaktować się w jej imieniu.
—
Tak, oczywiście — odparła księżniczka. — Znajdziesz tam wszystko co potrzeba.
Forella wstała, a księżniczka zwróciła się do księcia:
—Kiedy znów cię zobaczymy?
—
Całkiem niedługo — może gdy skończy się przyjęcie, zanim jeszcze wyjadę do
Londynu.
—
Będę zachwycona — odpowiedziała księżniczka, usiadła i patrzyła jak Forella
wychodzi z księciem, potem wzięła do rąk gazetę, którą czytała zanim jej przerwano i
uważnie zaczęła studiować „Wiadomości Dworskie", szukając imienia swojego
kuzyna.
Książę i Forella weszli do pokoju dziennego i gdy zamknął drzwi powiedział:
—
Napisz list do swojego wuja. Chcę także, żebyś podała mi swoje wymiary.
—Wymiary? — spytała Forella zdziwiona.
—
Nie sądzę, żebyś miała zamiar codziennie ubierać się w to samo.
—
Rzeczywiście, zapomniałam o tym — powiedziała Forella — i podejrzewam, że
57
księżniczka mogłaby to uznać za dziwne, że nie mam żadnych strojów.
—
Nawet bardzo — zgodził się książę. — Dlatego muszę posłać po jakieś do
Londynu.
Zapadła cisza i rumieńce napłynęły na policzki Forelli, gdy ta odezwała się speszona:
—Uważam, że to jest... przesada.
—
Chcesz przez to powiedzieć, że to nie jest zwyczajne, ale przecież wszystko co
robisz, czy zrobiłaś dotąd Forello, jest niecodzienne i nie ma sensu, byśmy ulegając
konwenansom zaprzepaścili cały plan.
Podobał mu się sposób, w jaki odpowiedziała:
—
Pomagasz mi, bo jesteś Węgrem, może pewnego dnia ja jako Węgierka, też będę
mogła ci pomóc.
—
Uważam to za swój obowiązek po prostu dlatego, że nieszczęśliwe okoliczności w
jakich się znalazłaś zdarzyły się w moim domu.
—
Osobą przez którą znalazłam się w tym ambarasie jest hrabia Sherburn — odparła
Forella — i to właściwie powinien być jego obowiązek, a nie twój.
Książę uśmiechnął się.
— Myślę jednak, że nie jesteś gotowa wytknąć mu jego obowiązków.
Forella wydała okrzyk na półprzerażenia, a na półżartobliwy:
— Napiszę list i będę się modliła, żeby wuj George uwierzył, że wszystko w porządku
i nie wysłał za mną detektywów.
Stolik do pisania stał przy oknie. Usiadła, wyjęła kartkę papieru listowego ze
skórzanej oprawy, która, co zauważyła, nosiła insygnia księcia. Nożyczkami odcięła adres
zwrotny z górnej części kartki. Uważnie napisała to, co podyktował jej książę:
„Drogi Wuju George
Uciekłam, gdyż uważałam, że nie mogę poślubić hrabiego Sherburn, skoro on nie
chciałby poślubić mnie. Jedyne co mogę zrobić to szybko zniknąć, by nikt nie dowiedział się
co zaszło. Mieszkam z przyjaciółmi i nie próbuj mnie szukać. Dziękuję za okazanie mi
serca. Pozostaję z szacunkiem.
Twoja kochająca bratanica Forella".
58
Gdy to napisała, przeczytała całość raz jeszcze, żeby sprawdzić czy nie zrobiła
błędów. Potem podała kartkę księciu. Wziął ją od niej, przeczytał i oddał z powrotem:
—
Bardzo dobrze! Uważaj tylko i włóż do koperty bez
znaku z tyłu.
Forella znalazła jedną w bibularzu, włożyła kartę do środka i zalepiła. Potem napisała
na innym kawałku papieru swoje wymiary, które po tylu zakupach w Londynie znała na pa-
mięć. Wstała od stolika, podała obie kartki księciu, po czym powiedziała:
—
Obawiam się, że nie mam nic poza jedną sukienką i koszulą nocną, ale proszę nie
wydawaj za dużo pieniędzy, w przeciwnym razie zbyt dużo czasu zajmie mi ich
zwrot.
—
Myślałem, że wyraziłem się jasno, iż to co przyślę masz potraktować jako
podarunek. Zastanawiam się tylko co byś wolała, ubierać się jak angielska, czy też
węgierska debiutantka! — spytał książę.
—
Nie widzę potrzeby odpowiadać na to pytanie — uśmiechnęła się Forella. —
Byłam szczęśliwa w ubraniach, które nosiłam będąc z tatą, a które ciotka Kathie
uznała, że nadają się tylko na śmietnik, gdzie zresztą rzeczywiście je wyrzuciła.
—
Rozumiem dokładnie co masz na myśli — odparł książę — ale zawsze uważałem,
że piękny obraz wymaga pięknej ramy.
— Teraz mówisz jak aktor w jakiejś sztuce — powiedziała Forella. — Myślałam
ostatniej nocy, że to wszystko co się działo nie może być rzeczywistością, lecz rozgrywa się
na jakiejś scenie.
Zauważyła że wyglądał na zdziwionego, lecz kontynuowała opowieść:
— To bawiło publiczność, ale nawet przez chwilę nie pomyśleli oni, że aktorzy i aktorki
były prawdziwe lub, że pokazują coś, co rzeczywiście pochodzi z ich serc.
Książę spostrzegł, że wyśmiewa się z niego, więc powiedział:
— Zastanawiam się tylko Forello, dlaczego uważasz się za krytyka, sędziego i ławę
przysięgłych za jednym zamachem i jakim prawem wydajesz oceny i formułujesz takie
absurdalne przypuszczenia.
Zapadła cisza, a po chwili dziewczyna odrzekła:
59
— Masz... absolutnie rację. Jestem... impertynencka i... przepraszam!
Zapomniałam... przez chwilę, że nie... rozmawiam z tatą. Zwykliśmy pojedynkować się na
słowa... zawsze próbowaliśmy... ogrywać się nawzajem.
Gdy to mówiła zarumieniła się i książę zrozumiał, że był tylko zbyt surowy wobec
osoby tak młodej i jak to teraz odczuł, bardzo wrażliwej.
— Podoba mi się pojedynkowanie z tobą, jak to nazwałaś — powiedział szybko — i
jest to coś, czego nie robiłem w ten sposób z nikim innym.
Zauważył, że jej to nie uspokoiło więc dodał:
— Chcę, żebyś nadal była ze mną szczera i mówiła to co myślisz. Nie uważam, żeby
towarzystwo w którym żyję było tak zdeprawowane jak to przedstawiasz, ale muszę się
przyznać, że jest dużo prawdy w tym co mówisz.
Nic nie odpowiedziała, ale książę zauważył, że z jej ust zniknął uśmiech, a z oczu
psotność i zapytał sam siebie, jak mógł być tak niezdarny. Jednocześnie jeszcze bardziej
uświadomił sobie, że ta dziewczyna nie poradzi sobie sama w świecie. Kiedy pożegnał się,
Forella podziękowała mu raz jeszcze i jej wdzięczność była rzeczywiście szczera. Gdy stała
na schodkach patrząc jak dosiada Joska przyprowadzonego ze stajni, książę popatrzył na
nią po raz ostatni i pomyślał, że wygląda tak młodo i zarazem samotnie. Odjeżdżał z nadzie-
ją, że zrobił dobrze pomagając jej tak, jak go o to poprosiła. Jednocześnie wiedział, że wziął
na siebie ciężki obowiązek i zachował się w sposób jaki większość ludzi uznałaby za co
najmniej nieodpowiedzialny. W końcu, w towarzystwie, żadna młoda dziewczyna nie pragnęła
nic więcej, jak zostać żoną hrabiego Sherburn bez względu na okoliczności, które zmusiłyby
go do ślubu. Książę wiedział, że w Anglii tak jak w większości krajów, córki arystokratów
nie miały wiele do powiedzenia w sprawie małżeństwa. Ślub był w rzeczywistości taką
samą transakcją, jakie prowadzono w czasach rzymskich i które oznaczały wymianę
pieniędzy czy ziem. Zakładano, że królowie poślubiają królów, więc arystokrata powinien
poślubić arystokratę. Z tego punktu widzenia, Osmond Sherburn był świetną partią dla
Forelli.
„Sądzę, że gdybym myślał jak Anglik i zachowywał się tak jak Anglik — powiedział
książę do siebie samego — to zmusiłbym Forellę, by wróciła ze mną do zamku".
60
Ale był Węgrem i raz dając Forelli słowo, nie złamałby go...
„Poza tym, próbował uspokoić swoje wyrzuty sumienia, ona jest zupełnie inna niż
angielskie panny... Oczywiście dlatego, że płynie w niej także węgierska krew".
Do zamku dotarł przed dziewiątą, o której to godzinie dżentelmeni będą stopniowo
schodzić chwiejnym krokiem na śniadanie. Panie zadzwonią dużo później po swoje poko-
jówki i większość z nich nie pojawi się przed lunchem. Zatem książę mógł bardzo łatwo
dotrzeć do sypialni Forelli, by zostawić na stoliku przy jej drzwiach napisany przez nią do
wuja list. Było mało prawdopodobne, aby szybko go znaleziono i oddano markizowi. Do tego
czasu, planował książę, zdąży już powiedzieć Bartonowi, że nie widział śladu Gyorgy ani
jeźdźca, zatem wrócił do zamku mając nadzieję, że wrócili inną drogą. Zobaczywszy się z
Bartonem napisał do krawcowej na Bond Street, u której wydał w przeszłości ogromne
sumy pieniędzy. Przeszedł później do biblioteki, gdzie tak jak oczekiwał większość jego
męskiej części gości zebrała się i czytała gazety. Był między nimi i markiz. Książę pomyślał z
satysfakcją, że zapewne on i jego żona zaplanowali wystrzelenie fajerwerków na później.
Nie było śladu hrabiego i dopiero po jakiejś godzinie książę dowiedział się, że pojechał on na
przejażdżkę w towarzystwie lady Esme.
Jedną z przyczyn powodzenia, jakim cieszyły się przyjęcia księcia było to, że jego
goście mogli robić dokładnie to, na co mieli ochotę. Mieli udostępnione konie i powozy, łódki
na jeziorze, dwa pola do krykieta, kilka kortów tenisowych i ostatnio zainstalowany kryty
kort, który był cudownym wynalazkiem, gdy padał deszcz. Można było również grać w golfa,
a w zamku czekał stół bilardowy. Książę myślał o tym, czego może dotyczyć rozmowa
hrabiego i lady Esme i stwierdził, że tego jeszcze dnia czeka hrabiego miła niespodzianka.
Jechali wolno przez las, w którym dróżki były wycięte tak, by dokładnie dwa konie
mogły zmieścić się obok siebie, gdy hrabia odezwał się:
—
Co mam zrobić Esme? Co do diabła mam z tym zrobić?
—
Uważam, że to co wymyśliła Kathie jest haniebne, a poza tym zachowała się
podstępnie! — krzyknęła lady Esme. — Czuję, że nie będę mogła już z nią
rozmawiać.
61
Wyglądała nadzwyczaj pięknie, choć była blada z powodu nie przespanej połowy
nocy, gdy zastanawiała się dlaczego hrabia nie przyszedł do jej pokoju, tak jak to obiecał.
Gdy otrzymała od niego liścik zaraz po przebudzeniu, wiedziała, zanim zdążyła go
przeczytać, że coś się stało:
„Muszę cię zobaczyć niezwłocznie. Proponuję, żebyśmy wybrali się na przejażdżkę.
Będę czekał w stajniach za pół godziny".
Esme trudno było ubrać się tak szybko, nawet z pomocą bardzo doświadczonej
pokojówki, ale jakoś się udało. Gdy dołączyła do hrabiego i spojrzała na niego z lekką
wymówką w niebieskich oczach, zdziwił ją wyraz jego twarzy. Chociaż było to niemożliwe,
wyglądał tak, jakby znacznie postarzał się od momentu, gdy widziała go po raz ostatni. Wo-
kół jego ust pojawiły się zmarszczki, a w oczach niezrozumiały mrok. Dopiero gdy
powiedział jej co się stało, krzyknęła z gniewu i frustracji, a to sprawiło, że zapragnął wziąć
ją w ramiona i utulić.
—
To jest szatańskie! Absolutnie szatańskie! Kathie jest diabłem planując coś
takiego!
—
To moja wina — powiedział hrabia. — Nie powinniśmy byli używać znaków
Księcia Walii, z których śmieje się każdy klub i jak przypuszczam każdy buduar.
—
W moim wazonie w pokoju nie było róż — wyjaśniła Esme — więc wystawiłam
zamiast nich lilie.
Przez głowę hrabiego przemknęła myśl, że ten wybór kwiatów mógł rozzłościć Kathie
jeszcze bardziej. Wiedział bowiem, że podczas gdy Kathie miała wielu kochanków od czasu
gdy stała się niewierną żoną, on byłby pierwszym kochankiem Esme i wtedy lilie byłyby w
jakiś sposób adekwatne.
— Gdybym przyszedł do ciebie ostatniej nocy, kochanie, po tym wszystkim co się
stało i opowiedział ci o wszystkim, czułbym się znacznie lepiej, niż gdy poszedłem do
mojego pokoju i zostałem sam na sam z tymi wszystkimi demonami, które szydziły, że
dałem się złapać w pułapkę.
—
Tak dokładnie było — krzyknęła Esme oburzona. — Pułapka zastawiona przez
Kathie! Nienawidzę jej!
62
—
Czuję dokładnie to samo — zgodził się hrabia — Pytanie tylko, jak mogę uchronić
się przed marszem do ołtarza, gdy z wszystkiego czego pragnę, to pozostać wolnym
człowiekiem.
Pomyślał jednak, że zabrzmiało to dosyć niegrzecznie, więc dodał szybko:
—I być z tobą moja najmilsza!
—
Ja też tego pragnę — powiedziała Esme miękko — ale poza wszystkim kochany
Osmondzie, jeśli będziesz miał żonę tak jak ja mam męża, nie sprawi to większej
różnicy.
Była już prawie pora lunchu, gdy markiza poprawiając swój wygląd przed wyjściem
odezwała się do pokojówki:
—
Jones, idź i powiedz pannie Forelli, że chcę z nią porozmawiać, a jeśli zeszła już
na dół przekaż któremuś z służących, by ją odszukał.
—
Tak, milady — odpowiedziała Jones — ale nie słyszałam żadnego hałasu,
spodziewam się więc, że ciągle jeszcze śpi.
—
Więc obudź ją! — powiedziała markiza ostro, uśmiechając się do swojego odbicia
w lustrze.
Dokonała tego, że hrabia zapłaci za to, jak ją potraktował. Upewniła się także tego
ranka, zanim George zszedł na dół na śniadanie, że nie cofnie on swojej decyzji i hrabia
będzie musiał poślubić Forellę.
—
Jeśli chcesz znać moje zdanie, to było bardzo nieostrożne ze strony Sherburna,
żeby pomylić pokoje —powiedział markiz.
—
Masz rację, George — odpowiedziała jego żona — było nieostrożne, ale
jakkolwiek na to patrzeć, przez tę wielką pomyłkę właśnie Forella musiałaby
pokutować.
Spojrzała szybko na męża, czy ją słucha i ciągnęła dalej:
— Dobrze wiesz tak jak ja, że jeśli rozejdzie się choćby najmniejsza pogłoska o tym,
że on był w jej sypialni i widziano go jak stamtąd wychodzi, wszyscy liczący się gospodarze
63
wykreślą to dziecko z list gości.
Ucichła, po czym dodała dramatycznym głosem:
—
Nigdy nie znaleźlibyśmy jej męża, który wybaczyłby coś podobnego.
—
Dobrze, Kathie, rozumiem co mówisz — odpowiedział markiz niecierpliwie — ale
jednocześnie lubię Osmonda i czuję, że jest to raczej chamskie zagranie postąpić
z nim w ten sposób.
—
Cokolwiek myślisz George — odpowiedziała markiza — jest jakaś satysfakcja w
tym, że wiedząc o fortunie Osmonda nie będziesz musiał dawać Forelli posagu.
Stać go na to, by zaopiekować się swoją żoną.
—
Nie myślałem o pieniądzach — ostro odpowiedział markiz. — Miałem na myśli
Sherburna i oczywiście Forellę, która nie da sobie z nim rady.
Nie czekając na odpowiedź żony, wyszedł z pokoju głośno trzaskając drzwiami. Nie
zaniepokoiło to markizy. Zaśmiała się cicho i pomyślała, że od tej pory hrabia będzie
żałował, że ją kiedykolwiek porzucił.
W tym czasie Jones zapukała do drzwi Forelli i ponieważ nikt nie odpowiadał, weszła
cicho do środka. Słońce wpadało przez nie zasłonięte okno i jedno spojrzenie wystarczyło,
żeby zorientować się, że Forelli nie ma. Poszła więc na górę, przywołała jednego Z gońców i
kazała mu ją odszukać.
—
Słyszałem od jej pokojówki — odpowiedział goniec, że pojechała rano na
przejażdżkę i jeszcze nie wróciła.
—
Dobrze, więc powinna być niedługo z powrotem — odparła Jones. — Gdy się
pojawi powiedz jej, że pani chce ją widzieć.
Jones wróciła do markizy.
— Sprawdziłam proszę pani, wydaje się, że panna Forella jest na przejażdżce.
Markiza zerknęła na zegar.
—
Spóźni się na lunch — odpowiedziała. — Doprawdy, jakie te dziewczyny potrafią
być męczące! Puste miejsce przy stole rozzłości księcia.
—Jeszcze jest dużo czasu. Na pewno panienka zdąży wrócić i przebrać się —
powiedziała Jones uspokajająco.
64
W tym czasie chociaż markiza nie wiedziała o tym, pokojówka, która odkurzała
korytarz znalazła list zaadresowany przez Forellę do jej wuja. Oddała go gońcowi, by ten
przekazał go kamerdynerowi. Kamerdyner włożył na siebie smoking, położył list na srebrnej
tacy i bez specjalnego pośpiechu udał się do biblioteki, gdzie spodziewał się znaleźć mar-
kiza. O tej porze goście zaczęli gromadzić się na lunch. Chwilę wcześniej dołączył do nich
hrabia, a chwilę później lady Esme.
— Masz dużo energii Sherburn — zauważył jeden z gości — Miałem zamiar
pojeździć dzisiejszego ranka, ale po tym jak późno poszliśmy spać i oczywiście po
świetnym winie gospodarza, wysiłek ten przewyższył moje zamiary!
Hrabia wymruczał jakąś niezrozumiałą uwagę i skrył się za gazetą „The Times".
Ponieważ zdawał się być nie w sosie, pozostawiono go samego sobie. Kiedy pojawiła się
Esme, markiza zauważyła z fałszywym uśmieszkiem:
—
Jak świeżo wyglądasz! To musi być wynik tak rannej i szybkiej jazdy!
—
Było rzeczywiście bardzo przyjemnie — odpowiedziała lady Esme jakimś sztucznym
głosem mając cichą nadzieję, że nienawiść do markizy nie pojawiła się w jej oczach.
Potem przeszła przez pokój, żeby porozmawiać z dwiema innymi kobietami, które
uznały za daleko przyjemniejsze leżenie w łóżku niż spotkanie ze słońcem.
Kamerdyner podał list markizowi, a ten biorąc go do ręki przez moment zastanowił
się dlaczego mu go przysłano, skoro dał wyraźne instrukcje służbie na Park Lane,
że ponieważ nie będzie go w domu tylko przez weekend nie życzy sobie, żeby
przesyłać mu jakąkolwiek korespondencję. Wyjął list Forelli z koperty, przeczytał i
wykrzyknął prawie bez tchu:
— Dobry Boże!
Przeczytał list raz jeszcze, żeby mieć pewność, że się nie pomylił, zanim podszedł
do rozmawiającej z księciem żony i odciągnął ją na bok.
—
Co się stało, George? — spytała go uważając, że jego zachowanie było bardzo
niestosowne.
—
Muszę ci coś pokazać — powiedział markiz cicho. Zdecydowanym ruchem wziął
ją pod rękę i poprowadził w róg pokoju, gdzie nikt nie mógłby ich podsłuchać. Nie
65
pozostało jej nic innego jak podporządkować się i pójść za nim. Dopiero gdy
przeczytała list od Forelli wpatrzyła się w papier tak, jakby nie mogła uwierzyć
własnym oczom.
—
Myślałam, że ona nie ma przyjaciół w Anglii — powiedziała przeciągle.
—Jeśli ma, nie wiem kim są.
—Co zamierzasz zrobić?
— A co byś radziła? — odpowiedział pytaniem markiz.
Markiza zwinęła list i włożyła z powrotem do koperty, po czym powiedziała:
—
Jeśli to spisek między nią i Osmondem Sherburn, zabiję go.
—
Nie możesz zrobić tu sceny — powiedział markiz szybko.
—
Nie, oczywiście, że nie — odpowiedziała jego żona — ale porozmawiam z
Osmondem po lunchu. Teraz nie było już na to czasu, bo Newman podszedł do lady
Roehampton i powiedział:
—Lunch podany mi lady...
Lady Roehampton, która rozmawiała z księciem w drugim końcu pokoju zaczęła
zapraszać panie, by przeszły do pokoju stołowego. Podchodząc do markizy odezwała się
takim tonem jakby ona sama była najważniejszą tu damą:
—Proszę bardzo, Kathie kochanie!
—
Obawiam się, chociaż uznasz to za złe wychowanie — powiedziała markiza — że
Forella nie będzie obecna na lunchu. Mogę tylko przeprosić, że nie powiedziałam ci
tego wcześniej, ale później wyjaśnię wszystko.
Lady Roehampton bez żadnych komentarzy poinformowała lokaja by zabrał jedno
nakrycie ze stołu, a gdy zbliżali się do jadalni, zastanawiała się jak porozsadzać gości przy
stole, by mężczyźni nie siedzieli obok siebie. Szybko zdecydowała, że będzie to niemożliwe.
Zamiast tego udało się jej zręcznie usadzić obok siebie dwóch miłośników wyścigów.
Obserwując hrabiego markiza zauważyła, że rozgląda się przy stole tak, jakby szukał
Forelli. Była prawie pewna, że to tylko wybieg i że on dobrze wie ojej zniknięciu.
Namówił ją by odjechała, żeby mógł w jakiś sposób uwolnić się od zaręczyn —
kalkulowała — ale nigdy do tego nie dopuszczę! Ożeni się z nią, nawet jeśli George będzie
66
musiał wyzwać go na pojedynek!
Była pewna, że do tego nie dojdzie, bo zarówno hrabia jak i markiz bali się skandalu
lub opisania w gazecie w uwłaczający im sposób. Markiza cieszyła się na myśl o mał-
żeństwie hrabiego, a jednocześnie satysfakcjonował ją fakt wygranej. Cokolwiek przyniesie
przyszłość, on zawsze będzie wiedział, że ona śmieje się z niego.
„Wygrałam! Wygrałam! — mówiła do siebie triumfalnie. — Za każdym razem gdy
spojrzy na kobietę, która będzie nosiła jego nazwisko będzie żałował, że mnie zostawił".
Gdy panie opuszczały pokój stołowy udało jej się mijając hrabiego odezwać się tak,
żeby tylko on mógł usłyszeć.
— Muszę się z tobą widzieć Osmondzie! To ważne!
Zauważyła, że chciał jej odmówić, ale gdy panowie weszli do biblioteki, chwilę
później przesunęła się w jego stronę i powiedziała:
— Chodźmy do ogrodu, chcę ci coś pokazać!
Wiedziała, że chce się jej pozbyć i nie słuchać tego, co ma mu do powiedzenia, ale
czując że to tylko mogłoby pogorszyć sytuację, zgodził się. Ponieważ dobrze go znała, wie-
działa co czuł nawet nie patrząc na jego zaciśnięte szczęki i twardy wzrok. Przeszli przez
łąkę, aż znaleźli się poza zasięgiem uszu tych, którzy wyszli na taras. Markiza bez słowa
podała mu list Forelli. Poczekała aż skończył czytać i powiedziała:
—
Jeśli to twoja sprawka, życzę sobie byś powiedział dokąd ją wysłałeś.
—
Nie mam z tym nic wspólnego i nie mam pojęcia dokąd ta dziewczyna pojechała —
ostro odpowiedział hrabia.
—Myślisz, że ci w to uwierzę?
—
Wierz w co chcesz — odparł. — Mogę sobie tylko wyobrazić, że miała dość dobrego
smaku, by zgorszyć się twoim zachowaniem ostatniej nocy. Była zbyt zawstydzona,
by znosić twoje, czy moje towarzystwo.
—
Jesteś bardzo elokwentny — powiedziała markiza szyderczo — ale jak możesz
sobie wyobrazić, George jest bardzo poruszony tym, co przydarzyło się Forelli. Nie
była nigdy wcześniej w Anglii, nie ma przyjaciół i z tego co wiem od służby, pojechała
przed śniadaniem na jednym z koni księcia i dotąd nie wróciła.
67
Po raz pierwszy hrabia okazał zainteresowanie:
—Pojechała sama?
—
Oczywiście, że sama — warknęła markiza. — Nie zna nikogo w domu poza mną i
wujem.
—
Wszystko co mogę powiedzieć — to to, że wykazała dużo zdrowego rozsądku.
—
Nie mów tak — odpowiedziała markiza wściekle. — Powiedz mi lepiej dokąd
pojechała.
—
Mogę tylko powtórzyć, że nie mam bladego pojęcia — odpowiedział hrabia. — Nie
wiem nic o twojej bratanicy, oprócz tego co już powiedziałem, że wykazała dużo
zdrowego rozsądku.
—
Czy chcesz mi powiedzieć, że to wszystko co wiesz w tej sprawie? — spytała
markiza.
—
A na co liczysz, że ci powiem? — odparł hrabia. — Czy chcesz żebym wziął psy i
zapolował na nią jak na lisa?
Zamilkł, po czym po chwili dodał:
— Jeśli chodzi o mnie, może ona nie pokazywać się tak długo, jak tylko zechce,
ponieważ ogłoszenie naszych zaręczyn w czasie nieobecności przyszłej panny młodej
byłoby bez sensu i przyczyniłoby się do wielu komentarzy.
Na twarzy hrabiego pojawił się wyraz satysfakcji, który sprawił, że markiza miała
ochotę go uderzyć. Ponieważ nic nie mogła na to odpowiedzieć i wiedziała, że mimo wszyst-
ko ma rację, odeszła.
68
Rozdział 5
Forella zsiadła z Gyorgy przed drzwiami frontowymi i odezwała się do Thomasa, który
towarzyszył jej w przejażdżce:
—Dziękuję, było bardzo przyjemnie.
—
Mnie również, milady — odpowiedział Thomas. Gdy odjeżdżał w stronę stajni, zdjął
czapkę z głowy, a Forella idąc do domu pomyślała, że to bardzo miły człowiek.
Przestraszyła się kiedy okazało się, że jeśli chce pojeździć na Gyorgy, musi jej
towarzyszyć stajenny. Pomyślała, że pewnie będzie zwalniał tempo i narzekał, jeśli
ona będzie jechała zbyt daleko przed nim. Ku swojemu zdziwieniu odkryła, że stajnie
Ladbury posiadają wiele wyjątkowo dobrych koni i że Thomas, który był za nie
odpowiedzialny, różnił się od przeciętnego angielskiego stajennego, jakiego oczeki-
wała tu zastać. Był przystojnym mężczyzną około czterdziestki, o bardzo dobrych
manierach i chyba jak na wykonywaną pracę za dobrze wykształconym. Oczywiście
nie znała angielskich stajni, ale przynajmniej umiała rozpoznać eksperta znającego
się na koniach, a Thomas bez wątpienia nim był. Doceniła go i, co zauważyła od
pierwszej chwili przejażdżki, Thomas także poznał się na jej umiejętnościach. Gdy
Gyorgy był mniej więcej pod kontrolą, Thomas powiedział:
— Gratuluję milady.
Forella posłała mu uśmiech.
—
Gyorgy tylko tak się bawi, a ja nigdy nie cieszyłam się jazdą konną ani nie
czekałam na nią tak bardzo, jak dzisiejszego ranka.
—
Jestem pewien, że się panienka nie zawiedzie — powiedział Thomas.
Zabrał ją na daleką przejażdżkę, a ponieważ wiedziała, że jadą w przeciwnym
kierunku, niż zamek, nie obawiała się spotkać jakiegokolwiek gościa z przyjęcia księcia.
Zresztą spotykali tylko nieliczne osoby, samych mężczyzn pracujących na polu i czasem
dwukółkę lub farmerski wóz toczący się po wąskich dróżkach.
Dwa dni później Forella nabrała wystarczająco odwagi, żeby zapytać:
69
— Dlaczego Jego Wysokość trzyma tutaj tak dużo koni i kto na nich jeździ?
Thomas odpowiedział dopiero po chwili:
—
Niektóre z nich są końmi zaprzęgowymi milady, a inne Jego Wysokość zostawił
bym je ujeżdżał, gdy on sam nie ma na to czasu.
—
Czy od dawna dla niego pracujesz? — spytała Forella i znów musiała trochę
poczekać na odpowiedź:
—
W zasadzie jestem z Jego Wysokością prawie trzy lata.
Było oczywiste, że Thomas nie życzy sobie być indagowany i pomyślała, że to było
natrętne z jej strony zadać mu tak wiele pytań. Jednocześnie była nim zainteresowana coraz
bardziej, tak jak i wieloma innymi rzeczami w miarę upływających dni. Nie mogła zrozumieć
organizacji dworku samego w sobie, który zresztą od początku uznała za piękny. Pani
Newman przynosiła jej śniadanie do sypialni sugerując, że ponieważ księżniczka spożywa je
zawsze w łóżku, ona też będzie się lepiej czuła tu, niż sama w pokoju stołowym.
— Tak będzie bardziej wytwornie — zgodziła się Forella.
Przyszło jej do głowy, gdy to powiedziała, że w ciągu ostatnich lat po śmierci
mamy, zwykle wstawała wcześnie, by sama przygotować śniadanie dla swojego ojca. Nawet
gdy mieli służbę, nie zawsze podane dania mu smakowały. Kiedy indziej, zwłaszcza
podczas podróży, śniadania były często przygotowywane nad ogniskiem lub składały się z
kukurydzy i orzechów, którym smaku dodawało mleko kokosowe. Cokolwiek by to nie było,
choćby tylko świeży owoc prosto z drzewa, Forella zawsze przynosiła go ojcu i czekała, aż
jej powie czy mu smakował. Czasem prawie nostalgicznie mówił:
„Mam dosyć tego jedzenia, mam ochotę na dobre angielskie śniadanie, jaja na
bekonie i do wyboru pół tuzina srebrnych półmisków na bocznym stole, jak to bywało w
domu, a potem śmiał się i dodawał:
— Muszę się robić zgrzybiały, jeśli nawet zaczynam o tym myśleć! Ale nie ma
wątpliwości, co się ze mną stanie na stare lata".
Potem mówił podekscytowany o nowych krajach do zwiedzenia lub o wyprawie, która
wymagała wielkiego planowania i zawsze kosztowała więcej niż mogli wydać.
Drugiego ranka, gdy Forella skończyła śniadanie usłyszała ciche gruchanie
70
dobiegające z otwartego okna i zobaczyła białego gołębia siedzącego na parapecie,
patrzącego na nią ciekawie. Wyszła z łóżka, uważnie, by go nie wystraszyć, wzięła do ręki
kawałek chleba ze srebrnej tacy i przeszła przez pokój rozdrabniając go. Gołąb wcale się
nie bał i spokojnie czekał, aż położy pierwszy okruch przed nim. Zjadł go, a potem wziął
resztę z jej dłoni. Gdy odtruwał, pani Newman weszła do pokoju.
—Czy zjadła panienka śniadanie? — spytała.
—Tak, dziękuję — odpowiedziała Forella — a to czego już nie mogłam, zjadł jeden z
tych ślicznych białych gołębi.
Zaśmiała się, ale pani Newman zmarszczyła brwi.
—
Myślę, że nie powinna ich panienka karmić. — One należą do biednej pani.
—Do biednej pani — spytała Forella.
Pani Newman odwróciła się, zabrała tacę i powiedziała szybko:
— Nie, jestem pewna, że wszystko jest w porządku, niech panienka zapomni o tym, co
przed chwilą powiedziałam, popełniłam błąd.
Wyszła z pokoju zanim Forella mogła zapytać o coś więcej, ale patrzyła w ślad za nią
zastanawiając się, kim też mogła być biedna pani. Może odnosiło się to do księżniczki, ale jak
dotychczas nie widziała jej karmiącej gołębie. Nawet, pomyślała Forella, nie dalej jak wczoraj
narzekała, że robią one tyle hałasu i że budzą ją rano, a w ogóle, to jest ich za dużo.
—Ale są takie ładne — zaoponowała Forella.
—
Może i tak, ale bałaganią—odparła księżniczka i zmieniła temat.
Więc, jeśli nie chodziło o Księżniczkę, to kim mogła być biedna pani? Forella
zauważyła, że w domu było dosyć dużo służby, dużo więcej niż się spodziewała. Nie
interesowała się organizacją angielskich domów, chociaż ojciec opowiadał jej o wielkich
zastępach służby, jakie zatrudniał jego ojciec, a jej dziadek, w ich rodzinnym domu w
Huntingtonshier. Pamiętała jak wyliczał wszystkich, zaczynając od pomywacza a kończąc na
kamerdynerze, który był tak ważny, że służba bała się go jak swojego pana. Ponieważ lubił
opowiadać o rodzinnym domu i przodkach, Forella żeby mu zrobić przyjemność prosiłaby
robił to często. Opisywał jej więc ze szczegółami jak był wychowywany, gdy był małym chłop-
cem i o dużych przyjęciach, które wydawano w Claydon Park. Gdy przebywała z mamą
71
zachęcała ją do opowiadań o życiu na Węgrzech, o pałacu w którym żyła jej rodzina, o
ziemiach, które posiadali we wschodnich Węgrzech. Od samego początku gdy znalazła się
w Anglii żałowała, że nie ma przy niej ojca, który umiał żartować z wszystkich narzucanych i
wymaganych reguł. Wiedziała jednocześnie, że to dzięki tym właśnie regułom w tak wielkim
domu księcia wszystko działało jak w zegarku.
Dworek natomiast był mały. Pokojówki w pasiastych sukniach sprzątały dom każdego
ranka, a młodzi lokaje ze zdobnymi guzikami przy swoich liberiach pomagali Newmanowi
podawać do stołu księżniczce.
Forella często zastanawiała się, czym zajmowały się pokojówki po skończonej
pracy w jadalni, ale podejrzewała, że Newman, który cieszył się dużym autorytetem,
zawsze znalazł im jakieś zajęcie. Jeśli chodziło o nią, każdy dzień był oczarowaniem
wszystkim, co działo się dookoła. Tuż po śniadaniu, gdy księżniczka nie wymagała jej
towarzystwa, zawsze cieszyła się przejażdżką. Po południu każda chwila rozmowy z
księżniczką przynosiła radość. Była to mądra i wyrozumiała kobieta. Forella odnosiła
wrażenie, że słucha kogoś, kto opowiada jej baśnie.
Było to we wtorek i obie miały nadzieję, że przyjęcie się skończyło i że książę
przyjedzie odwiedzić je, gdy nagle księżniczka spytała:
— Czy Janos opowiadał ci o mnie?
— Powiedział, że jesteś jego kuzynką i że dał ci ten dom, gdy przyjechałaś do
Anglii.
—Nie powiedział, dlaczego musiałam tu przyjechać?
—Nie.
—
Więc być może już wiesz, że jeśli istnieje jakiś anioł na tej ziemi, to jest nim
Janos Kovac!
—
Nie myślałam o nim w ten sposób, chociaż był dla mnie bardzo dobry —
odpowiedziała Forella.
—
Jest dobry dla wszystkich — uśmiechnęła się księżniczka. —Nie ma nikogo, kto
zwrócił się do Janosa o pomoc i nie otrzymał jej. Czasem leżę nie śpiąc w nocy i
myślę, dlaczego człowiek o takim sercu nie może być szczęśliwy.
72
—
On nie jest szczęśliwy? — spytała Forella zdziwiona. Wydawało jej się, że
księżniczka chce coś jeszcze dodać, ale nagle zmieniła zdanie i powiedziała zamiast
tego:
—
Bogaci nie zawsze są tak szczęśliwi, jak to sobie ludzie wyobrażają.
—
Opowiedz mi o tym, w jaki sposób książę był dobry dla ludzi — poprosiła Forella.
Po chwili księżniczka odparła:
— Nie ma powodu, żebyś nie wiedziała. Tak jak ci powiedział, jestem jego kuzynką,
ale z innej generacji. Podejrzewam, że tak jak wszystkie węgierskie rodziny, Kovacowie
trzymają się razem na dobre i złe, chyba że ktoś taki jak ja specjalnie zerwie więzy, które
łączą nas ze sobą.
Forella słuchała z zainteresowaniem.
—
Co masz na myśli? — spytała. Księżniczka uśmiechnęła się i powiedziała:
—Poślubiłam mężczyznę, którego kochałam.
—I Kovacowie nie pogodzili się z tym.
—Więcej, bo niemalże z furią wyrazili swój protest.
—Ale dlaczego?
—
O tym właśnie chcę ci opowiedzieć, kochanie — odparła księżniczka. — Mój mąż
nie był arystokratą, nie był też człowiekiem z ludu, lecz rewolucjonistą.
—Jak wspaniale!
Forella patrzyła na księżniczkę szeroko otwartymi oczami i starsza pani ciesząc się,
że ma tak uważnego słuchacza ciągnęła dalej:
—
Kiedy zagrozili, że zastrzelą Imbe Dabas, jeśli się do mnie zbliży, uciekłam z nim.
—
Jak odważnie z twojej strony! — powiedziała Forella i pomyślała, że może łatwiej
jest uciec z kimś, kogo się kocha niż samotnie tak jak próbowała ona.
—
Wykradłam się pewnej nocy, zupełnie jak bohaterka romantycznej noweli — mówiła
księżniczka — niosąc wszystko co miałam wartościowego owinięte w szalu. Imbe
czekał na mnie i odjechaliśmy z pałacu ojca, wiedząc, że gdyby nas złapali, Imbe na
pewno zostałby stracony, a ja byłabym ni mniej ni więcej tylko uwięziona w pałacu
bez szansy na ucieczkę.
73
—Ale jednak wam się udało! — krzyknęła Forella.
—
Jechaliśmy dwa dni bez snu — opowiadała księżniczka — aż opuściliśmy ziemie
ojca, a potem wzięliśmy ślub.
—Gdzie to się odbyło?
—W małym kościółku u stóp gór.
—I nigdy nie żałowałaś ucieczki?
—
Nigdy, przenigdy! — krzyknęła księżniczka. — Kochałam Imbe, a on mnie uwielbiał.
Myślę, że można powiedzieć, że byliśmy dla siebie stworzeni. Razem tworzyliśmy
jedność.
—
Jakie to romantyczne — powiedziała Forella — to samo czuli do siebie mój
ojciec i mama.
—
Mówimy o prawdziwej miłości — powiedziała księżniczka — i cokolwiek zdarzyło
się później wiedziałam, że od momentu gdy Imbe wziął mnie za żonę, stałam się naj-
szczęśliwszą kobietą na całym świecie.
Mówiła bardzo wzruszonym głosem.
—Co się stało potem? — spytała Forella.
—
Zaczęliśmy żyć na Węgrzech — odpowiedziała księżniczka — ale Imbe stał się już
znany z tego, że stale atakował zadowolony z siebie rząd, żądając reform, biorąc w
obronę tych, którzy byli uciskani i traktowani niesprawiedliwie.
—Czy pomagałaś mu? — spytała Forella.
—
Pomagałam kochając go i utrzymując życie domowe z dala od spraw
publicznych.
Forella musiała wyglądać na trochę rozczarowaną, bo księżniczka powiedziała:
— Tego właśnie chciał. Ponieważ byłam mu tak droga, nie pozwoliłby mi działać w
świecie, gdzie on sam był obrażany i nie zrozumiany.
—
Myślę, że tak dzieje się z wszystkimi reformatorami — wymruczała Forella.
—
Masz rację — odpowiedziała księżniczka — i gdy dużo ludzi potępiało go i
nienawidziło, on nie zgadzał się z nimi i naprawił wiele nadużyć, co przecież nigdy
by się nie zdarzyło, gdyby nie walczył za tych, którzy byli za słabi by sami walczyć o
74
swoje prawa.
—Brzmi cudownie.
—
Też tak myślałam — odpowiedziała księżniczka — więc nic mnie nie obchodziło,
że nikt z mojej rodziny nie będzie ze mną rozmawiał, i że moi tzw. przyjaciele wyprą
się mnie jeśli mnie zobaczą, ponieważ nikt tak naprawdę nie był ważny w moim życiu
poza Imbe.
Domyśliła się, że Forella jej nie zrozumiała, więc wyjaśniła:
—
Szybko zdałam sobie sprawę, że ludzie, którzy pracowali z nim i podążali za nim,
patrzyli na mnie podejrzliwie.
—Dlaczego?
—
Należałam do wyższej klasy, której po prostu nienawidzili — odpowiedziała
księżniczka.
Wykonała ekspresyjny gest dłońmi i dodała:
— Ich zachowanie jednak nie znaczyło dla mnie więcej, niż zachowanie mojej
rodziny. Istniał tylko Imbe, który przychodził do mnie i mówił jak bardzo mnie kocha. W jego
ramionach mogłam zapomnieć o wszystkich innych sprawach przynoszących zmartwienia.
Księżniczka uśmiechnęła się mówiąc:
—
Gdy będziesz w moim wieku dziecko, dowiesz się, że to co warto pamiętać, to tylko
chwile szczęścia, a to znaczy czas, gdy ktoś dawał i otrzymywał miłość.
—
Ale dostali go w końcu — powiedziała księżniczka smutno — mały błąd
popełniony przez jednego z ludzi, któremu ufał, dał im możliwość skazania go na
śmierć.
—O nie! — Forella krzyknęła z przerażenia.
—
Zabili mojego Imbe — i nie pozwolili mi nawet pożegnać go przed śmiercią.
—To okrutne i bezlitosne!
—
Bali się, że jeśli pozwoliliby mu na jakiekolwiek ustępstwo, to w jakiś sposób udałoby
mu się uciec w ostatnim momencie.
—To musiało... być... okrutne dla ciebie.
—
Uważano, że ja także powinnam być wtrącona do więzienia — ciągnęła
75
księżniczka cicho — a gdyby to się stało, wiedziałam, że nawet jeśli nie byłabym
publicznie potępiona, umarłabym.
—
I książę uratował cię? — spytała Forella tak, jakby znała już odpowiedź.
—
Tak, Jano zjawił się, gdy byłam zdesperowana i wywiózł mnie z Węgier, zanim
ktokolwiek zrozumiał, co się dzieje i przywiózł mnie do Anglii — westchnęła zanim
powiedziała dalej. — Zawsze istniała szansa, że rząd Węgier zażąda mojej
repatriacji, więc przywiózł mnie tu, bym żyła w ciszy z nadzieją, że nikt się o mnie
nie dowie, nie znajdą mnie i wkrótce zapomną o moim istnieniu. Myślę, że tak się też
stało.
—
To jest najbardziej fascynująca i ekscytująca opowieść, jaką kiedykolwiek słyszałam
— zawołała Forella — i podziwiam cię za twoją odwagę.
—
Nie chcę być podziwiana. Cieszę się, że mogłam uszczęśliwić najbardziej
kontrowersyjnego człowieka w moim kraju. To wszystko — odpowiedziała
księżniczka prosto, a po chwili dodała. —Teraz chcę tylko umrzeć, żebym mogła być
znów z nim.
—
Co na pewno się stanie — krzyknęła Forella. — Tata zawsze był pewien, że gdy
umrze, spotka się z moją mamą.
—Jeśli kocha się kogoś tak bardzo, nie ma możliwości, by go stracić —
odpowiedziała księżniczka cicho i dodała:
—
Mojemu drogiemu Janosowi też życzę, żeby odnalazł swoją miłość.
—Myślałam, że jest żonaty — powiedziała Forella.
—
Tak, jest — odpowiedziała księżniczka. — Zaaranżowano ten ślub, gdy Janos był
jeszcze bardzo młody i niestety nie przyniósł mu szczęścia.
Forella wyczuła, że księżniczka nie bardzo ma ochotę na rozwijanie tego tematu,
więc powiedziała taktownie:
—
To nie w porządku, że ktoś tak przystojny i tak dobry nie jest szczęśliwy. Jestem
pewna, że gdzieś musi być kobieta która czeka na niego, tak jak twój mąż czekał na
ciebie, i da mu to wszystko, na co książę zasługuje.
—
O to modlę się każdego ranka i każdej nocy — odpowiedziała księżniczka. —
76
Zawsze, kiedy o nim myślę.
Kładąc się tego wieczora spać Forella przyłapała się na tym, że myśli o księciu i była
zdumiona, gdy odkryła, że jest on zupełnie inny niż przewidywała. Ponieważ był otoczony
przez ludzi z towarzystwa takich jak wuj, ciotka, hrabia czy lady Esme i wszystkich innych
gości, których poznała w zamku, myślała, że chociaż był dla niej miły, odpowiada mu jednak
styl życia, z którego śmiał się jej ojciec.
—
Kto chce jechać do Pałacu Buckingham? — spytał raz jej mamę.
—
Chcę tam pojechać tylko raz — odpowiedziała — i przekonać się, czy jest
rzeczywiście tak wielki i wspaniały, jak sobie zawsze wyobrażałam.
—
Zobaczycie wielu wystrojonych głupków — odparł ojciec — czekających na uśmiech
króla, czy klepanie po ramieniu, tak jak lwy morskie czekają na rybę.
Mama śmiała się.
—Jesteś złośliwy, kochanie.
—
Bo to prawda — odparł — mężczyźni i kobiety, którzy wydawałoby się mają trochę
rozumu w głowie czołgaliby się do bieguna, byle tylko otrzymać królewską łaskę, lub
jeszcze lepiej kawałek metalu, który nazywają medalem, by powiesić go sobie na
piersi.
—Nie mów tak przy Forelli — protestowała matka.
—
Dlaczego nie? — spytał ojciec. —- Kiedy przyjdzie jej czas by mogła zostać
przedstawiona Jej Wysokości Królowej, sama zadecyduje czy jest to
najwspanialsza rzecz, jaka jej się przytrafiła, czy nie wolałaby raczej ścigać się ze
mną jadąc wzdłuż plaży na koniu, któremu przydałoby się trochę ruchu.
Jej matka śmiała się mówiąc:
— Obie będziemy się z tobą ścigać!
Potem nie było już więcej rozmów o Pałacu Buckingham, ale kpiny jej ojca pozostały
w pamięci Forelli i przyjechała do Anglii uprzedzona do życia towarzyskiego, które miała
wieść z wujem i ciotką. To co wydarzyło się później, gdy hrabia Sherburn wszedł przez
pomyłkę do jej sypialni, potwierdziło to przekonanie, że jej ojciec miał rację. Wszystko co
77
miało coś wspólnego z towarzystwem było nieprzyjemne i raczej przerażające. To co
usłyszała o księciu sprawiło, że zrewidowała swoją opinię o nim.
„To dlatego, że jest Węgrem — powiedziała do siebie. Rozumie co czuję i o czym
myślę, tak jak żaden Anglik nie potrafiłby".
Następnego dnia zdarzyło się coś, co sprawiło, że znów pomyślała jak zupełnie
inny był książę.
Zerwała w ogrodzie kilka pięknych pachnących żółtych róż dla księżniczki i niosła je,
mając zamiar wejść do saloniku, gdy nagle usłyszała czyjąś rozmowę. Nie wiedziała, kto to
mógł być i czy można przeszkodzić. Potem usłyszała mężczyznę mówiącego po francusku.
— Proszę się nie martwić księżniczko, dobrze, że pani mnie zawołała, ale to nic
groźnego.
Wtedy Forella zorientowała się, że księżniczce towarzyszy doktor i pomyślała, że
powinna zaczekać na zewnątrz aż wyjdzie. Jednocześnie była zdziwiona, że mówił po
francusku, ale prawdopodobnie księżniczce łatwiej było go zrozumieć, gdyż nie mówiła zbyt
dobrze po angielsku. I wtedy gdy już odwróciła się żeby odejść, usłyszała jak dodał:
— Biedna pani, nie mogę nic więcej dla niej zrobić poza uspokajaniem jej. Dałem jej
coś na sen i gdy się obudzi, nie będzie pamiętała co się stało.
Na te słowa Forella znieruchomiała. „Biedna pani", były to słowa, których już użyła
pani Newman. Zaciekawiona weszła do saloniku i księżniczka ujrzawszy ją odezwała się ła-
manym angielskim:
—
O, tu jesteś moje dziecko, chcę żebyś poznała doktora Bouvais, który mi towarzyszy
i jest zawsze mile widzianym gościem, zarówno zawodowo jak i prywatnie.
—
Wasza Wysokość jest bardzo łaskawa — powiedział doktor i wyciągnął rękę do
Forelli.
—Enchante, mademoiselle.
Nie tylko sposób mówienia, ale i jego wygląd powiedział Forelli, że był on Francuzem,
więc odpowiedziała w jego języku:
—Jestem zachwycona, że mogę pana poznać mounsieur.
78
—
Mówiono mi, że jesteś Węgierką—powiedział zdziwiony — ale mówisz po
francusku jak paryżanka.
—
To jest komplement, jakiego mi nie powiedział nigdy — odezwała się księżniczka.
— Mój gość, mounsieur, jest bardzo utalentowaną młodą damą.
—
I doskonałym jeźdźcem — dodał doktor. — Cała okolica mówi, że nikt nie widział
dotąd, żeby jakaś kobieta jeździła na koniu księcia tak dobrze.
Forella, która nie miała pojęcia, że ktokolwiek zauważył ją poza dworkiem pomyślała
z nadzieją, że nie będzie to niebezpieczne. Przecież pomysł księcia, by napisała do swojego
wuja i zawiadomiła go że wszystko w porządku, zapobiegnie poszukiwaniom.
—
Muszę cię teraz opuścić, madame — powiedział doktor. Francuskim zwyczajem
pocałował księżniczkę w rękę, ze szczerym zachwytem w oczach obdarzył Forellę
komplementem i wyszedł. Forella wręczyła księżniczce róże mówiąc:
—
To na pewno bardzo niezwykłe mieć francuskiego lekarza w wiosce.
Księżniczka roześmiała się.
—
Oczywiście rozumiesz, że jest to jeszcze jedna osoba ze stadka drogiego
Janosa?
—Z jakiej przyczyny znalazł się on w Little Ledbury?
—
To fakt — odpowiedziała księżniczka — że praktycznie wszyscy wokół są z jakichś
przyczyn zagrzebani w tej zabitej dechami dziurze. Jak możesz zgadnąć, jestem
ogromnie ciekawa, dlaczego i ty jesteś tutaj.
Forella odwróciła od niej wzrok i powiedziała szybko:
—Proszę, opowiedz mi o doktorze.
—
Czemu nie — odparła księżniczka — nie robi z tego sekretu, że gdyby nie Janos,
czekał go proces sądowy we Francji i na pewno dostałby wyrok kilkunastu lat
więzienia.
— Co zrobił? — spytała Forella.
Księżniczka wzruszyła ramionami.
— Nie opowiadał mi szczegółów, ale zgaduję, że przeprowadzał nielegalną
operację, i że odkryto to lub pacjent zmarł.
79
Forella nic nie powiedziała, a księżniczka mówiła dalej:
— Ale cokolwiek się zdarzyło, jestem pewna, że nie był winny, bo nie spotkałam
lepszego, bardziej rozsądnego człowieka i chociaż cieszę się, że go tu mam, nie mogę
pozbyć się uczucia, że on się tu marnuje.
Forella miała wiele spraw do przemyślenia, gdy znalazła się sama i pomyślała, że
znów coś na kształt sztuki rozgrywa się przed jej oczami. Była to „sztuka" całkiem inna niż
ta, którą widziała w zamku. Mogła bardzo dokładnie wyobrazić sobie księcia wywożącego
księżniczkę z Węgier i upewniającego się, że nie tylko była ona zadowolona, ale i bezpieczna
w jego pięknym dworku. Nie można było się też dziwić, że doktor był mu wdzięczny za to,
co dla niego zrobił. Potem zapytała sama siebie, ilu innym jeszcze ludziom książę pomógł i
była pewna, że jednym z nich jest Thomas.
„Mam nadzieję, że opowie mi swoją historię — pomyślała — lub zrobi to księżniczka".
Ale było jeszcze inne pytanie, na które bardzo chciała znać odpowiedź. Kim była biedna pani
i jeśli żyła ona w pałacu, dlaczego jej jeszcze nie spotkała.
W środę nadeszła w końcu przesyłka, na którą Forella czekała. Dotarła pocztą
konną z Londynu i jak tylko zobaczyła co zostało przyniesione do jej pokoju pomyślała, że
było to typowe dla drobiazgowości księcia. Były tam dwie skrzynie. Na każdej z nich nad
literą „R" przystęplowana była korona. Sznurki zostały rozcięte, skrzynie otwarte i pani
Newman z pokojówką zaczęły je rozpakowywać. Wtedy Forella zobaczyła ubrania kupione
dla niej przez księcia.
— Już zaczynałam myśleć milady, że pani bagaż nigdy nie przyjedzie — zawołała
pani Newman.
Forella nie podtrzymywała rozmowy, zbyt była zajęta oglądaniem sukien. Widziała,
że są piękne i będą pasowały lepiej niż te, które kupiła ciotka. Markiza chciała sprawić, by
Forella wyglądała oszałamiająco i żeby przyciągała wzrok ewentualnych kandydatów na
bogatego męża. Książę zaś, pomyślała, musiał użyć swojej węgierskiej intuicji, żeby
wiedzieć w czym będzie czuła się dobrze i co według jego własnych słów będzie
„najlepszą ramą dla jej piękności". Suknie były stosunkowo proste, ale różniły się od tych
80
wszystkich, jakie na kimkolwiek wcześniej widziała. Nie były białymi sukniami angielskich
panien, ale swoimi kolorami przypominały alpejskie kwiaty, jakie pokrywają stoki, gdy stop-
nieje śnieg i o których często opowiadała jej matka. Blado-niebieskie i różowe, złocistożółte
żyły swoim życiem i pozostawały nieskalane dotykiem człowieka. Każda suknia miała
oryginalny krój i była tak piękna, że Forella tęskniła, by zobaczyć się we wszystkich
jednocześnie. Zdecydowała, że najpierw przymierzy suknię bladozieloną, która jak się
wydawało podkreśli jeszcze bardziej zieleń jej oczu i sprawi, że cera jej będzie jeszcze
jaśniejsza niż w rzeczywistości. Pani Newman pomogła jej zapiąć guziki i powiedziała:
—
Teraz wyglądasz pani jak powiew wiosny, którą wniosłaś nam od chwili, gdy jesteś
we dworku.
—
Dziękuję pani Newman — odpowiedziała Forella zdziwiona.
—
Mówię prawdę, milady. Gdy słyszę twój śmiech i widzę cię zbiegającą po
schodach, czuję się znów naprawdę młoda.
—
Nic milszego nie mogłaś mi powiedzieć — uśmiechnęła się Forella.
Ponieważ chciała pokazać księżniczce swoją nową suknię pospieszyła w stronę
schodów, ale gdy do nich dobiegła zdała sobie sprawę, że ktoś stoi za frontowymi drzwiami.
Zatrzymała się i zobaczyła mężczyznę wchodzącego do hallu. Poczuła jak jej serce
skoczyło. Był to książę, który tak jak miały nadzieję, przyjechał zobaczyć się z nimi. Już go
miała zawołać, ale nie było potrzeby. Tak jakby to, co czuła przyciągnęło jego wzrok i spojrzał
do góry. Uśmiechnął się, gdy zobaczył ją, jak wychyla się przez balustradę. Zeszła szybko
na dół, a on obserwował jej ruchy, czekając aż dojdzie do hallu. Potem wyciągnął obie dłonie
by uścisnąć ją.
—Czy wszystko w porządku? — spytał.
—
Oczywiście i tak bardzo się cieszę, że cię widzę! — odpowiedziała Forella. —
Myślałyśmy z księżniczką, że być może zapomniałeś o nas.
—
To byłoby niemożliwe — odpowiedział. — Pozwól, że powiem, iż wyglądasz
ślicznie!
Forella spojrzała na swoją suknię.
—
Dopiero co przyjechały i tak się cieszę, że mogę ci się pokazać.
81
—Pasuje ci.
—
Też tak mi się wydaje, chociaż przypuszczam, że to niemożliwe, iż wybrałeś je...
specjalnie... dla mnie.
—
Czy mam powiedzieć, że opisałem jak wyglądasz i czego szukam komuś, kto
wiedziałem że zrozumie?
—
Jesteś tak samo mądry, jak dobry — powiedziała Forella. Sposób, w jaki
wypowiedziała ostatnie słowa sprawiły, że książę odparł:
—Mam przeczucie, że moja kuzynka rozmawiała z tobą.
—
To było bardzo interesujące posłuchać, co księżniczka miała do powiedzenia.
—
Niech zgadnę, żadna kobieta nie potrafi dotrzymać tajemnicy — zauważył książę
prowokująco, gdy szli w stronę saloniku.
—
Ja trzymam mój sekret—powiedziała Forella cicho — i proszę, musisz mi
opowiedzieć co się dzieje.
—
Oczywiście — odpowiedział książę — ale najpierw przywitam się z kuzynką.
Weszli do saloniku i księżniczka widząc księcia krzyknęła z radości.
—
Janos, tak się bałam, że pojedziesz z powrotem do Londynu nie przyjeżdżając się z
nami zobaczyć.
—
Musiałem poczekać, choć muszę powiedzieć, dość niechętnie, aż ostatni z moich
gości odjedzie — odpowiedział książę.
— Tego właśnie się spodziewałam — rzekła księżniczka — oni narzucają się tobie,
tak jak my wszyscy.
— To nieprawda, a nawet jeżeli tak, to lubię to.
Księżniczka spojrzawszy na Forellę zawołała:
—
Twoje ubrania przyjechały! Och, jak się cieszę i jaka piękna suknia! Wyglądasz w
niej wspaniale, czyż nie tak Janos?
—
Właśnie to powiedziałem — odparł książę. Gdy to mówił, jego oczy napotkały
oczy Forelli i z jakiejś niezrozumiałej przyczyny nie mogła czy też nie chciała
umknąć wzrokiem.
82
Przyjechał tak jak się spodziewała i pomyślała, że w swoich wypastowanych
oficerkach i płaszczu wyglądał tak elegancko i tak niesamowicie przystojnie, jak z obrazu
przedstawiającego eleganta z czasów księcia Jerzego. Wiedziała, że jakkolwiek
konwencjonalnie nie byłby ubrany, i tak nie wyglądał na Anglika. Było w nim coś uderzająco
cudzoziemskiego, czego nie umiała określić słowami. Newman przyszedł j z pośpiechem
do saloniku, a za nim jeden z lokai przyniósł I tacę z butelką szampana w srebrnym
pojemniku z lodem.
— Czy świętujemy dzisiaj coś specjalnego? — spytała księżniczka.
—
Celebrujemy to, że wyglądasz lepiej niż ostatnio, kuzynko Mario —
odpowiedział książę - i Forella wygląda na szczęśliwą.
—Jestem szczęśliwa! — zawołała Forella.
—
I ja także — wtrąciła księżniczka. — Przez te ostatnie kilka dni bawiłam się lepiej z
Forella niż przez całe lata będąc tu prawie sama.
— Miałem nadzieję, że to powiesz.
Newman napełnił szampanem kieliszki i kiedy już miał swój w dłoni, książę wzniósł
toast:
— Za szczęście — powiedział prosto — bo cóż mogłoby być dla nas ważniejszego?
Upił trochę szampana, postawił kieliszek na stole i spytał:
—Czy pozwolisz mi kuzynko Mario zabrać Forellę do ogrodu? Mam kilka osobistych
spraw do omówienia z nią.
—
Tak, oczywiście — odpowiedziała księżniczka — ale uważaj, by nie pobrudziła
swojej nowej sukni.
—
Będę bardzo ostrożny — odpowiedział książę udając powagę.
Wyszli przez oszklone drzwi do ogrodu, a gdy byli już na łące Forella powiedziała:
—Musisz mi opowiedzieć, co się wydarzyło.
—
Mogę dać ci na to jedyną i najlepszą odpowiedź — odparł książę — po prostu
nic.
—Nic?
—
Myślę, że twój wuj był zdziwiony, a ciotka zła, gdy przeczytała Ust.
83
—A hrabia?
—
Podejrzewam, że ciotka pokazała mu go, bo był znacznie weselszy pod koniec dnia
niż rano i spędzał każdą chwilę z lady Esme, aż do przyjazdu jej męża.
Gdy skończył mówić, zauważył, że Forella wpatruje się w niego z wielkim
zdziwieniem.
—
Jej... jej męża? — spytała jakby myślała, że źle zrozumiała. — Czy chcesz
powiedzieć, że... lady Esme.. jest mężatką?
—
Oczywiście, że tak. Myślałem, że o tym wiesz! — odparł książę. — Jej mężem jest
Sir Richard Meldrum, bardzo znany dyplomata.
—
Ale... nie miałam pojęcia! — krzyknęła Forella: — Więc, jeśli ona ma męża...
dlaczego... flirtowała z hrabią? I czemu on szukał jej sypialni?
Niewinność pytania sprawiła, że książę zanim odpowiedział wziął głęboki oddech.
— Myślę, Forello, że nie powinnaś interesować się lub martwić o tych, których
zostawiłaś za sobą po to, by zacząć nowe życie. Ty i ja znamy siłę myśli i być może,
myśląc o nich zbyt dużo, ściągniesz na siebie ich uwagę. Forella krzyknęła lekko
przestraszona.
— Tego bym nie chciała... i jestem pewna, że masz rację.
Pomyślała chwilę, zanim powiedziała dalej:
—
Kiedy byliśmy w Indiach tata mówił mi, że niektórzy Hindusi wiedzieli, albo
świadomie albo instynktownie wyczuwając, kiedy coś działo się setki mil dalej w tym
danym momencie.
—
To prawda — powiedział książę — dlatego chcę, żebyś przestała myśleć po pierwsze
o ciotce i wuju, po drugie o hrabim. Nie ma powodu, by znów wtargnęli w twoje życie.
—Czy chcesz powiedzieć — spytała Forella po chwili — że powinnam tu
zostać... na zawsze?
—
Nie oczywiście, że nie — odpowiedział książę. — Mam pewien plan dla ciebie,
chociaż nie chciałbym o nim teraz mówić.
Wiedział, że patrzy na niego zaciekawiona.
—Prosiłem cię, byś mi zaufała.
84
—
Ufam ci — odpowiedziała Forella. — Jak mogłoby być inaczej, kiedy byłeś dla
mnie tak dobry? W przyszłości będę pilnowała nie tylko mojego języka... ale i myśli.
Książę roześmiał się.
—
Jestem pewny, że to bardzo rozsądne — powiedział — a to wielka sztuka udawać i
wcielać się w rolę, którą musisz grać.
—
Staram się to robić! — odrzekła Forella. — Księżniczka jest przekonana, wiem o
tym, że jestem Węgierką i wszyscy w domu też tak myślą.
—Jesteś Węgierką!
—
Tak i jednocześnie nigdy nie byłam na Węgrzech i zawsze boję się, że się...
pomylę.
—
Co się stało z tą błyskotliwą inteligencją, która jak mi mówiłaś jest ci tak droga? —
spytał książę.
—
Teraz próbujesz mnie przestraszyć — odpowiedziała Forella. — Chociaż skoro do
tej pory miałam tyle szczęścia... jestem pewna, że i w przyszłości mi ono dopisze.
—Jestem pewien, że tak — uśmiechnął się książę.
—
Moje szczęście zawdzięczam tobie — szepnęła Forella cicho — i nigdy, nigdy nie
zapomnę, że ocaliłeś mnie, gdy byłam taka... samotna i przestraszona możliwością...
powrotu... w niełasce do zamku... i poślubienia hrabiego.
—
Zapomnij, zapomnij o tym wszystkim! —zawołał książę.
—
Spróbuję... ponieważ mnie o to prosisz... a ja... chcę cię zadowolić — odparła
Forella.
—
Zadowalasz mnie — rzekł książę — i chciałbym tylko móc zostać i patrzeć na
ciebie, ubierającą inne suknie, które dla ciebie wybrałem.
— Zostawisz... nas?
To był prawie płacz.
—
Muszę jechać dzisiaj do Londynu — odpowiedział książę — ale przyjadę
najszybciej jak tylko będę mógł.
—Przyrzeknij mi... że tak zrobisz.
Forella nie wiedziała czemu, ale miała chęć nie puszczać go, jakby chciała zapobiec,
85
żeby nie jechał, żeby został.
—
Obiecuję — odpowiedział książę — i być może następnym razem będę mógł
zostać dłużej.
—
Wiesz jak to dużo znaczy dla... księżniczki — i nie mogąc się powstrzymać
dodała — i dla... mnie.
Książę nic nie odpowiedział, ale miał bardzo dziwny wyraz twarzy. Gdy zawrócili w
stronę domu, kilka gołębi wzbiło się w górę tuż przed nimi i odleciało trzepocąc skrzydłami.
— Przypomniałam sobie, o co miałam się ciebie zapytać — powiedziała Forella. —
Doktor i pani Newman mówili o kimś, o kim oboje wyrażali się „biedna pani". Kogo mieli na
myśli?
W momencie wypowiadania tych słów zdała sobie sprawę, że popełniła błąd. Książę
zmarszczył brwi i jego twarz przybrała smutny wyraz, jakiego przedtem nie widziała.
Kiedy chciała przeprosić za swoją dociekliwość, odparł głosem bez żadnego
wyrazu:
— Mówili o mojej żonie.
86
Rozdział 6
Przez chwilę Forella nie mogła wymówić słowa. Potem zdołała tylko powtórzyć:
— Twoja... żona?
Nie wyobrażała sobie nawet przez chwilę, że księżniczka mogłaby mieszkać w
dworku, czy w ogóle przebywać w Anglii. Ale przecież było to bardzo odpowiednie miejsce dla
żony księcia, która najpewniej była kaleką. Dotarli do domu, ale zamiast wejść przez oszklone
drzwi, tak jak wyszli, książę nagle zawrócił. Ujął Forellę pod rękę i poprowadził przez trawnik
z powrotem do ogrodu do miejsca, w którym była tylko raz. Rosło tu więcej krzaków niż
kwiatów i stał mały domek letni, który jak Forella domyśliła się, był raczej rzadko używany.
Książę przystanął i spostrzegła, że tuż pod krytym słomą dachem, obrośniętym pnącymi
różami, zostało umieszczone drewniane siedzenie z poduszkami. To była dokładność,
ewidentna we wszystkim co go dotyczyło. Służący musi codziennie latem kłaść poduszki na
drewnianym siedzeniu na wypadek, gdyby ktoś zapragnął tam odpoczywać. Teraz jednak jej
myśli skoncentrowane były na tym, co powiedział książę. Niespodziewana wiadomość, że
mieszka pod jednym dachem z jego żoną wytrąciła ją z równowagi. Usiedli, a książę rzekł:
— Chcę ci opowiedzieć o mojej żonie, Forello i wolę zrobić to sam, niż gdybyś miała
usłyszeć jakąś zniekształconą wersję od kogoś innego.
Ponieważ odczuła ból w jego głosie zaprotestowała:
—
Proszę... nie opowiadaj mi... jeśli nie chcesz. Przykro mi... jeśli byłam... zbyt
ciekawa.
—To zrozumiałe.
Nie uśmiechał się, lecz siedział patrząc przed siebie nie widzącymi oczyma. Potem,
po bardzo niezręcznej dla niej przerwie zaczął:
— Ożeniłem się, gdy byłem bardzo młody z córką sąsiada — posiadacza
ziemskiego. Rodzina ta była w hierarchii równie ważna co moja. Chociaż ślub był
zaaranżowany przez
mojego ojca i ojca panny młodej, gdy zobaczyłem Gisellę, która była nadzwyczaj piękna,
87
zakochałem się w niej.
Z jakiegoś powodu, choć nie wiedziała jeszcze dlaczego, Forella poczuła się
dziwnie, słuchając opowieści o jego żonie.
— To było tuż po ślubie, ponieważ przedtem widywaliśmy się bardzo rzadko —
mówił książę — kiedy zrozumiałem, że Gisella była bardzo niedojrzała jak na swój wiek, a
w wielu sprawach reagowała zupełnie jak dziecko.
Westchnął głęboko zanim powiedział dalej:
— To jest praktycznie cała opowieść. Gisella nigdy nie dorosła i chociaż myślę, że jej
rodzice musieli wiedzieć o jej chorobie, byli tak zadowoleni z tego ślubu, że nie powiedzieli
nic, co mogłoby temu przeszkodzić.
Forella krzyknęła lekko, ale nic nie odrzekła. Książę po chwili ciągnął dalej:
— Dopiero kiedy zrozumiałem, że Gisella nie była zupełnie w stanie skoncentrować
się na czymkolwiek dłużej niż przez parę sekund, i że kwiat, czy motyl bawił ją, podczas
gdy dla mnie, jako mężczyzny nie było tak naprawdę miejsca w jej życiu, musiałem stawić
czoło prawdzie.
—
Czy były szanse... że coś się polepszy? — udało się Forelli spytać.
—
Jak możesz sobie wyobrazić — odparł książę — zabrałem ją do wszystkich lekarzy
na Węgrzech, Austrii i Francji, ale oni jedynie potwierdzali to, co już wiedziałem, czyli
że jest dzieckiem, które nigdy nie dorośnie. Powiedzieli mi, że przeszła uszkodzenie
mózgu, może przy porodzie, może gdy była upuszczona jako dziecko, ale sami nie
byli pewni przyczyn.
Głos księcia przepełniony był bólem i gdy Forella instynktownie wyciągnęła ręce w jego
kierunku, powiedział ostrzegającym tonem:
—To jeszcze nie wszystko.
—Cóż jeszcze?
—
Gdy Gisella stawała się starsza, nie była w stanie kontrolować siły swojego gniewu
i zaczynała być groźna.
—O... nie! — krzyk strachu wyrwał się z ust Forelli.
—
To właśnie dlatego — książę ciągnął dalej jakby nic nie słyszał — dwie pielęgniarki
88
muszą być zawsze przy niej i nie można jej pozwolić, by widywała się z kimkolwiek.
Może żyć tydzień, miesiąc czy dwa bez ataku, ale gdy ten przychodzi jest wręcz
przerażający.
Znów wziął głęboki oddech.
—
To wszystko, wybacz, ale chciałem, żebyś znała prawdę.
—
Dobrze... że mi powiedziałeś— powiedziała Forella — ale to tak boli kiedy
myślę, ile musiałeś... przejść.
—
Nie chcę współczucia — odrzekł książę twardo. — Los nie obszedł się ze mną
aż tak źle.
Pomyślała, że odnosi się to do jego koni, jego bogactwa, pozycji zarówno na
Węgrzech jak i w Anglii, ale teraz po raz pierwszy dotarło do niej, że poza zewnętrzną powłoką
bogactwa i świetności, musi być bardzo samotnym człowiekiem.
— W ten sposób, w jaki... pomogłeś... tak wielu ludziom — powiedziała Forella
miękko — chciałabym mieć możliwość.. .pomóc tobie.
Po raz pierwszy odkąd usiedli w letnim domku spojrzał na nią a jego oczy miały
wyraz, którego nie rozumiała:
—
Robię przygotowania, żeby wysłać cię gdzieś, gdzie będziesz bezpieczniejsza.
Na Węgry, gdzie, jeśli nie twoja rodzina, to moja cię przyjmie.
—
Na Węgry? — krzyknęła Forella prawie bez tchu. — Ale to jest tak daleko... Będę
się bała... proszę... czy nie mogę zostać tutaj? Jestem tak szczęśliwa z
księżniczką... i mogę też... czasem widywać ciebie.
Książę spojrzał na nią i poczuła, że jego oczy wydają się rosnąć, aż wszystko inne
zniknęło i wypełniły cały świat, niebo, cały wszechświat! Na sekundę — czy na wiek — czas
stanął w miejscu. Potem książę powiedział głosem, jakiego nigdy przedtem nie słyszała:
— Na litość boską nie utrudniaj jeszcze bardziej już i tak trudnych spraw! Musisz
jechać! I powinnaś wiedzieć dlaczego.
Forella lekko westchnęła. Potem prawie tak gwałtownie jak gwałtowny był jego
głos, książę podniósł się z krzesła i odszedł szybko. Zniknął między krzewami, zanim ona
zdała sobie sprawę z tego, co się wydarzyło. Dopiero gdy był już poza zasięgiem jej
89
wzroku, zrozumiała co się stało, a jego głos wibrował w powietrzu. Dotarło do niej to, o czym
mówił i zrozumiała, że go kocha.
Książę pojechał konno przez Regents Park na północ w stronę Saint John's Wood,
gdzie stało kilka małych ładnych domków z ogródkami. Zbliżył się do jednego z większych i
podał lejce stajennemu.
— Odprowadź konie, Higson, — powiedział — nie powinienem być długo.
— Dobrze, Wasza Wysokość.
Książę podszedł do drzwi i poruszył srebrną kołatkę. Po chwili drzwi otworzyła
pokojówka ubrana w stary koronkowy fartuch i wykrochmalony biały czepek, także ozdobiony
koronką. Zdziwiła się na jego widok, dygnęła w ukłonie i powiedziała:
—
Dzień dobry, Wasza Wysokość! Mademoiselle nie spodziewa się pana.
—
Wiem o tym — odparł książę wchodząc do małego hallu.
Położył kapelusz i rękawiczki, a pokojówka czekająca przy schodach spytała:
— Czy Wasza Wysokość pójdzie do mademoiselle, czy mam powiedzieć, że pan tu
jest?
Książę zatrzymał się na chwilę, zanim odpowiedział:
—
Powiedz mademoiselle, że chciałbym z nią rozmawiać w saloniku.
—Dobrze Wasza Wysokość.
Książę wszedł do pięknie umeblowanego pomieszczenia, którego okna wychodziły
zarówno na front, jak i tył domu. Poza kwiatami w wazonach, a było ich mnóstwo, stały
również wielkie kosze orchidei. Jeden z nich z czerwonymi pąkami całkowicie wypełniał
kominek, inny na stole przy oknie częściowo zasłaniał widok ogrodu. Książę położył na
małym bocznym stoliku dwie rzeczy, które przyniósł ze sobą. Potem stanął nieruchomo, a z
jego twarzy można było wyczytać ogromny ból. Po jakichś pięciu minutach dobiegł go
odgłos stóp zbiegających szybko na dół i drzwi się otworzyły. Lucille de Pre weszła do
pokoju. Jej wdzięk i sposób w jaki się poruszała powiedziałyby każdemu obserwatorowi,
który nie wiedziałby o jej sławie, że była baletnicą. Była również piękna. Jej twarz miała
prawie idealne rysy, a duże oczy okolone były długimi rzęsami. Ubrana była w szlafrok
90
narzucony na koszulę nocną a jej ciemne włosy sięgające pasa były zebrane z tyłu różową
satynową wstążką.
— Mon cher, co za niespodzianka — zawołała po francusku i wyciągnęła ręce do
księcia. On jednak nie dopuścił, by zbliżyła się zbyt blisko, ujął jej dłonie w swoje i ucałował
jedną po drugiej.
—
Nie spodziewałam się ciebie tak wcześnie — powiedziała Lucille po chwili — i
właściwie jestem zła, ponieważ tak długo nie przyjeżdżałeś, by się ze mną
zobaczyć.
—Słyszałem jednak o twoim sukcesie — odparł książę.
—
Fantastique, czyż nie? Gazety pisały o mnie, a dyrektor prosił mnie na kolanach,
żebym przedłużyła kontrakt — mówiła z uniesieniem w głosie, co dało mu do
zrozumienia, ile to dla niej znaczy.
— Cieszę się, bardzo się cieszę — odpowiedział książę — i przywiozłem coś.
—
Powinnam ci podziękować za kwiaty i za prezent, który przysłałeś mi
pierwszego wieczoru.
—
To jest inny upominek — odwrócił się do bocznego stolika, wziął do ręki
kwadratowe pudełeczko obciągnięte welwetem i otworzył je. Lucille westchnęła.
Wewnątrz, na środku pudełka leżał diamentowy naszyjnik, który mienił się na
czarnym welwetowym tle. Obok leżały dwa wiszące kolczyki i do kompletu szeroka
bransoleta.
— C’est magnifique! — zawołała Lucille. — Jak mam wyrazić swoją wdzięczność?
Znów chciała zbliżyć się do księcia, ale ten zrobił unik i wziął do ręki drugą rzecz
leżącą na stoliku. Ta zawierała jakieś pergaminowe kartki związane czerwoną taśmą które
książę podał Lucilli mówiąc:
— Moim drugim prezentem dla ciebie są akta własności tego domu.
Wpatrywała się w niego zdumiona, ale nic nie mówiła, a on ciągnął dalej:
— Zdeponowałem również pewną kwotę pieniędzy w twoim banku, która zapewni ci
komfort przez długi czas, nawet jeśli nie zarabiałabyś takich astronomicznych sum jak teraz.
Lucille spojrzała na niego i spytała:
91
—Dlaczego dajesz mi to wszystko?
—
To podziękowanie za szczęście, którego doznaliśmy razem.
—Za trzy lata? — wymruczała.
—
Tak jak mówisz, za trzy lata. Po chwili ciszy Lucille spytała:
—Czy chcesz mi powiedzieć, że odchodzisz ode mnie?
—
Oboje uzgodniliśmy — odparł książę cicho — że jeśli kiedykolwiek któreś z nas
zapragnie zerwać to, co było bardzo bliską i doskonałą przyjaźnią rozstaniemy się
bez tłumaczeń i wzajemnego obwiniania się.
—
Wiem, że tak powiedzieliśmy — odrzekła Lucille — ale nigdy nie przypuszczałam...
nigdy nie wyobrażałam sobie...
Zamilkła, a po chwili powiedziała:
—To co mi mówisz, świadczy o tym, że jest ktoś inny.
—
Jest, ale nie chcę o tym mówić — odpowiedział książę. — Chcę ci tylko życzyć
dużo szczęścia, Lucille, które jestem pewien znajdziesz i oczywiście dalszych
sukcesów i oklasków, które już odbiły się echem w Londynie.
Lucille nic nie odpowiedziała. Patrzyła tylko na biżuterię w pudełku, które trzymała w
rękach.
Książę położył akta domu z powrotem na stoliku. Potem popatrzył na nią przez
dłuższą chwilę, zanim powiedział cicho:
— Do widzenia Lucille i dziękuję.
Gdy tylko drzwi zamknęły się za nim wydawało się, że obudziła się z transu, który
trzymał ją w ciszy.
— Poczekaj! Poczekaj! — krzyczała.
Pobiegła przez pokój, żeby otworzyć drzwi, które zamknęły się za nim, ale on wyszedł
już z domu. Gdy dobiegła do frontowych drzwi, on już odjeżdżał, i mogła tylko dojrzeć zarys
jego sylwetki znikającej na końcu drogi. Wtedy dopiero cisnęła pudełeczko z biżuterią na
podłogę i zalała się łzami.
Zastanawiam się, kiedy Janos znów do nas przyjedzie — powiedziała księżniczka,
92
gdy Forella zamknęła książkę, którą czytała na głos. Wiedziała, że księżniczka wcale jej nie
słuchała, a jeśli miała być szczera, jej myśli też błądziły wokół innych spraw, czy może
raczej jednej... Odkąd książę odjechał, nie mogła się na niczym skoncentrować. Gdy
wróciła do dworku, jego już niestety nie było.
—
Teraz możemy go nie widzieć całymi tygodniami — powiedziała — ale chyba nie
powinnam narzekać. To tylko dzięki jego dobroci jestem tutaj bezpieczna.
—
Myślę, że.... on wybiera się... do Londynu— z trudem powiedziała Forella.
—
Oczywiście — odparła księżniczka — a to oznacza jego przyjaciół z towarzystwa,
w tym księcia i księżnę Walii. Czekają na niego tak niecierpliwie jak my.
Gdy Forella położyła się tego wieczora, myślała o księciu czując, że jej miłość do
niego wzrosła i że za każdym uderzeniem serca kocha go coraz bardziej. Mówiła sobie, że
to jest śmieszne, absurdalne, coś, na co nie powinna pozwolić by się zdarzyło. Podczas,
gdy jej rozum próbował oczernić go jako część towarzystwa, którego nie lubiła i nie ufała, jej
serce mówiło, że on jest inny. Walczyła z jego magnetyzmem i z faktem, że był
najprzystojniejszym mężczyzną jakiego kiedykolwiek widziała. Nawet zanim dowiedziała się
o jego wyjątkowej dobroci, współczuciu i zrozumieniu ludzi, którzy mu ufali, wiedziała gdy
przywiózł ją do dworku, że czeka na jego wizytę tak samo niecierpliwie jak księżniczka.
Dzisiaj, gdy weszła do hallu, jej serce podskoczyło na jego widok. Gdyby miała być szczera,
przyznałaby już wtedy, że to co czuła było miłością i chociaż on nie wyraził tego w tak wielu
słowach, wiedziała że też ją kocha.
Przyczyną, dla której chciał żeby wyjechała, była przecież miłość do niej. Forella
jednak nie oszukiwała siebie ani przez moment, że mogłoby nastąpić szczęśliwe zakończenie
tej historii. Po pierwsze, książę był żonaty. Po drugie, jeśli byłby wolny, cóż mogłaby mu
ofiarować przy bogactwie jakie już posiadał, sile, posiadłościach, a przede wszystkim przy
nim samym?
„Jestem nikim, ignorantką jego świata i wszystkiego co go interesuje, no, poza końmi
oczywiście. Kiedy wyśle mnie na Węgry... zapomni o mnie... aleja... go nigdy nie zapomnę".
Co więcej, gdy słuchała opowiadań księżniczki o jego sukcesach w Londynie, Paryżu i
wszędzie w świecie przypuszczała, że uczucie księcia do niej musi być tylko chwilowe.
93
— Jest podziwiany i szanowany — mówiła księżniczka — nie tylko przez polityków
i sportowców każdego kraju, ale także przez ich piękne kobiety.
Ponieważ księżniczka nie miała zbyt wielu spraw na głowie poza myśleniem o swoim
kuzynie, który uratował ją od więzienia i być może od śmierci, ślęczała nad rubrykami to-
warzyskimi gazet, żeby dowiedzieć się co robi książę Janos, kogo gości i kto podejmuje
jego. Wycinała z gazet każdą wzmiankę na jego temat i Forella odkryła w saloniku szufladę,
która była już w połowie wypełniona wycinkami prasowymi, artykułami z magazynów i
szkicami robionymi przez artystów i przez samego księcia. Często występował na tylu
rysunkach jako prowadzący do zwycięstwa w słynnych wyścigach, w których zdobył puchar,
lub nagrodę pieniężną ścigając się z zawodnikami z najświetniejszych stajni całego kraju.
Forella zachęcała księżniczkę, żeby pokazywała jej reportaże w czasopismach i
asystowała jej w wyszukiwaniu nowych.
— Posłuchaj tego — powiedziała triumfalnie księżniczka, zaraz po rozpakowaniu
gazet. — „Ostatniej nocy na balu u księżnej Manchesteru, Księżniczka Walii wyglądająca
oszałamiająco pięknie w szarej jedwabnej sukni zdobnej wenecką koronką rozmawiała z
przystojnym Janosem Kovac. Później książę, jeden z odnoszących największe sukcesy w
Europie i w Anglii właściciel stajni wyścigowych, zaprosił piękną markizę Sheer na kolację.
Jej znakomita twarz została uwieńczona na przynajmniej trzech portretach wystawionych
tego roku w Akademii Królewskiej".
Księżniczka odłożyła na chwilę gazetę.
—
Markiza Sheer — powiedział zamyślona — to jest nowa piękność i jestem
gotowa założyć się o duże pieniądze, że wkrótce będzie ona gościem zamku.
—
Czy Jego Wysokość zaprasza... tylko piękne kobiety... by mu towarzyszyły? —
spytała Forella cicho.
— Ależ oczywiście — odpowiedziała księżniczka — dlaczego miałby zajmować się
brzydkimi? Janos bardziej niż jakikolwiek inny mężczyzna oczekuje perfekcji.
Roześmiała się lekko i dodała:
—
Od swoich koni, domów i oczywiście od swoich kobiet!
—Swoich kobiet!
94
Słowa te odbiły się echem w głowie Forelli, powtarzały się i wracały same przez całą
noc. Dni, które przedtem były pełne zachwytu, teraz wydawały się płynąć wolno, podczas
gdy noce były nieskończenie długie. Gdziekolwiek by nie spojrzała, cokolwiek słyszała,
wszystko o czym myślała, wydawało się być cząstką księcia.
„Zawładnął mną" powiedziała do siebie i w pewnym sensie była to przerażająca myśl,
ale coś radosnego i drżącego wydawało się skakać w niej jak mały płomyk i łaskotać ją.
Dni mijały, a on nie przyjeżdżał do dworku i jej uniesienie zaczęło słabnąć. Opisy bali
w których uczestniczył, przyjęć na których był obecny, dawały jej do zrozumienia, jak ona
była nieważna i nie znacząca w porównaniu z tym i że książę zapomniał o niej. Być może
przypomni sobie znów, gdy otrzyma odpowiedź z Węgier i potem zostanie tam wysłana.
Będzie przynajmniej uratowana przed zabraniem jej z powrotem przez wuja i ciotkę i
zmuszona do poślubienia hrabiego Sherburn, ale będzie także odcięta od księcia, teraz
jedynej osoby znaczącej coś w jej życiu.
„Jak mogę... zostawić go... jak mogę... go stracić..." — pytała zrozpaczona.
Wiedziała, że gdy każe jej odjechać, ona będzie mu posłuszna i to będzie oznaczało koniec.
Ponieważ nie zaznaczył, żeby nie wspominała jego żony w rozmowach z księżniczką, po
trzech dniach utrzymywania tajemnicy tylko dla siebie Forella powiedziała na próbę:
— Gdy Jego Wysokość był tutaj... spytałam kogo dotyczy określenie... „biedna pani"
i on powiedział mi, że to... chodzi o jego żonę.
Księżniczka odetchnęła z ulgą.
-— To dobrze, że ci powiedział, nie chciałam ci sama o tym mówić ze strachu, że to
go rozzłości, a ponieważ ona jest tu ukryta wiedziałam, że będę bezpieczna przed wysła-
niem na Węgry i przed tymi, którzy chcieliby mnie zranić ponieważ nienawidzili mojego
męża. Zaśmiała się krótko i powiedziała:
—
Zaufaj Janosowi. On zawsze znajdzie wyjście i pomoc dla ludzi w trudnej sytuacji —
jak np. dla doktora, Thomasa, dla mnie i oczywiście biednej Giselli.
—Czy znałaś ją? — spytała Forella.
—
Tak naprawdę nigdy z nianie rozmawiałam — odpowiedziała księżniczka —
ponieważ opuściłam dom dużo wcześniej, nim Janos ją poślubił, ale widziałam ją
95
kiedyś z daleka i wydawała mi się piękną i bardzo odpowiednią dla Janosa panną
młodą, dopóki oczywiście nie poznałam prawdy. Nie czekając na odpowiedź Forelli
mówiła dalej:
— Mój drogi, biedny Janos! Modlę się co noc, żeby pewnego dnia stał się wolny i
miał rodzinę tak, jak zawsze tego pragnął.
Jej głos był wzruszony, gdy mówiła:
—
Powinien mieć synów, którzy odziedziczyliby jego tytuł i jego wielkie posiadłości,
a także córki, które kochałby i które byłyby na pewno piękne, ponieważ on otacza
się tylko pięknem.
—To zdaje się być... okrutne... że nic nie można zrobić — zająknęła się Forella.
—
Zupełnie nic — zgodziła się księżniczka. — Są związani „aż śmierć ich nie
rozłączy", a doktor Buvais powiedział mi, że księżniczka może żyć nawet dłużej niż
sam Janos!
Forelli chciało się krzyczeć z rozpaczy, ale nie mogła wyjawiać przed księżniczką
swoich uczuć.
— Czy kiedykolwiek... odwiedzasz biedną panią? — spytała.
—
Nie — odpowiedziała księżniczka—Janos prosił mnie żebym tego nie robiła, bo
goście mogą ją zdenerwować, a to byłoby szkodliwe dla niej.
—Ona ma swoje gołębie?
—
Tak, to jej gołębie, chociaż jest ich teraz o wiele za dużo — odparła księżniczka
ostro. — To niebezpieczne dla niej mieć inne zwierzęta, a gołębie zawsze mogą
odlecieć.
Teraz Forella była w pełni świadoma obecności biednej pani w innej części domu i
rozumiała też, dlaczego było tam tak dużo służby.
„Spotkał ją okrutny los, a jeszcze okrutniejszy jego", myślała Forella. Chociaż modliła
się za nich oboje, gdy dni mijały i książę nie przyjeżdżał do dworku, jej modlitwy stawały się
coraz bardziej rozpaczliwe.
Któregoś ranka, gdy pani Newman pomagała jej się ubierać powiedziała:
—
Nie oddalaj się zbytnio od domu milady, widziałam cię wczoraj przez okno, jak
96
szłaś w stronę lasu...
—
Stamtąd jest taki piękny widok — odpowiedziała Forella.
—
Hm, byłoby jednak dobrze, gdybyś trzymała się ogrodu.
— Dlaczego?
Zapadła cisza i Forella czując, że coś jest nie w porządku spytała szybko:
—Dlaczego mówisz mi o tym? Co się stało?
—
Może nie powinnam o tym wspominać milady — odpowiedziała pani Newman —
ale jakiś mężczyzna kręci się wokół dworku... Thomas widział go włóczącego się przy
stajniach, a gdy spytał go co tu robi odparł, że jest gościem, który pomylił drogę...
Forella poczuła jak zabiło jej serce. Pomimo optymizmu księcia zawsze czuła, że
prędzej czy później, wuj zniecierpliwi się, że nie wraca, poczuje się za nią odpowiedzialny
i postanowi odnaleźć. Była tak skoncentrowana na myśleniu o księciu, tak szczęśliwa i
zrelaksowana ciszą i spokojem dworku, że zapomniała o minionych wydarzeniach. Nie była
bezpieczna, oczywiście, że nie była bezpieczna od kiedy jej wuj, który był bardzo
odpowiedzialnym człowiekiem, poczuł że odnalezienie jej jest jego obowiązkiem. Potem
byłaby odwieziona do Londynu, ciotka Kathie natychmiast ogłosiłaby jej zaręczyny z hrabią
Sherburn i nigdy więcej nie udałoby jej się już uciec.
„Co mogę zrobić? Co mogę zrobić? — myślała szaleńczo. Chciała porozmawiać z
księżniczką, ale to by ją tylko zmartwiło. Zresztą, jak mogłaby pomóc, przywiązana do
swojego fotela i bezsilna jeśli chodzi o prawo. Książę byłby bezsilny również, ponieważ jak
Forella zdążyła się zorientować, opiekun miał całkowitą i absolutną władzę nad nią. Jeśli jej
wuj i ciotka nadal chcieli, by ona poślubiła hrabiego, będzie mu poślubiona bez względu na
to jak bardzo by protestowała. Teraz w obliczu niebezpieczeństwa zrozumiała, że książę
miał rację przygotowując jej wyjazd na Węgry. Gdy znajdzie się poza granicami kraju,
żaden detektyw nie znajdzie jej i im szybciej wyjedzie tym lepiej, ale tymczasem może się
okazać, że i tak jest już za późno.
Zanim wyszła frontowymi drzwiami na zewnątrz, gdzie wiedziała, że Thomas czeka
na nią z Gyorgy, pobiegła do biblioteki i szybko napisała list do księcia.
„Wasza Wysokość,
97
Jakiś mężczyzna kręci się koło domu i zadaje dużo pytań. Denerwuje wszystkich i
jestem pewna, że jest to ktoś wynajęty przez wuja George by mnie odszukać. Proszę,
przyjedź jak najszybciej i powiedz mi co mam zrobić. Boję się, bardzo się boję i czuję, że
tylko ty możesz mnie ocalić. Forella".
Włożyła list do koperty i zaadresowała do księcia na adres jego domu w Londynie,
po czym wyszła do hallu, gdzie czekał Newman.
— Czy możesz wysłać to niezwłocznie do księcia? — spytała. — Myślę, że byłoby
szybciej, gdyby ktoś... mógł zawieźć to do Londynu. To zajmie tylko dwie i pół godziny a
wydaje mi się, że książę powinien otrzymać to niezwłocznie.
Niewzruszona twarz Newmana nie zdradzała zdziwienia na to życzenie.
— Tak, oczywiście, milady — odpowiedział — zorganizuję, żeby jeden z posłańców
pojechał natychmiast.
— Dziękuję — odpowiedziała Forella i pospieszyła na zewnątrz do Gyorgy. Gdy
odjeżdżała z Thomasem, który jechał na innym cudownym ogierze należącym do księcia, po-
wiedziała:
—
Słyszałam, że jakiś mężczyzna kręci się koło domu i zadaje dużo pytań, czy
widziałeś go? Jak wygląda?
—
Widziałem go — odparł Thomas — ale nie rozmawiał ze mną wywnioskowałem,
chociaż mogę się mylić, że on nie jest zainteresowany stajniami, za co jestem mu
bardzo wdzięczny, ale raczej domem.
Forella czuła, że je serce zatrzymało się na moment zanim powiedziała:
—Nie masz pomysłu, kogo on może szukać?
—
Nie, milady — odparł Thomas — może być oczywiście tylko wścibskim
przechodniem, lub być może złodziejem szukającym okazji.
—
Myślę, że włamywacz nie zadawałby pytań i nie ryzykowałby, by ludzie go
zauważyli — odparła Forella.
—Nie, oczywiście, masz rację milady.
Zmarszczył brwi z niezadowolenia, mimo to Forella powiedziała impulsywnie:
—
Myślę, że wiesz, iż praktycznie każdy tutaj ukrywa się przed czymś i że dotyczy
98
nas wszystkich.
—
To prawda — zgodził się Thomas — też nie chcę zostać rozpoznany.
—Tak myślałam... że być może ukrywasz się., tak jak i ja — powiedziała Forella.
—
Tak, ukrywam się — odpowiedział Thomas — i to tylko dzięki Jego Wysokości
jestem wolnym człowiekiem.
Ponieważ rozmawiali, Gyorgy zaczął płoszyć się wszyskim co zauważył i Forella
musiała ściągnąć wodze.
— Pozwólmy im pobiec, milady — zaproponował Thomas — i porozmawiamy później.
Myślę, że są zazdrosne, bo nie zwracamy na nie uwagi.
Forella roześmiała się i pozwoliła Gyorgy galopować tak długo, aż się zmęczył.
Potem, gdy mogli rozmawiać, Thomas opowiedział jej o tym jak był trenerem w
Newmarket u bardzo znanego człowieka Klubu. Jeden z dżokejów bardzo chciał wygrać dwa
tysiące gwinei i pod nieobecność Thomasa podał koniowi na którym jechał doping. Wygrał
wyścig, ale inny dżokej, zazdrosny o jego sukces, wniósł skargę do sędziego i ten wszczął
śledztwo. Dżokej, żeby zachować twarz przysiągł, że jest niewinny i że Thomas-trener zdo-
pingował konia, by zwierzę było szybsze. To była jedna z tych bardziej skomplikowanych
spraw, powiedział Thomas sucho, i werdykt zależał od tego, w czyje słowo uwierzy
organizator zawodów.
—I oni nie uwierzyli tobie! — zawołała Forella.
—
Istniała możliwość, że będę poniżony i skreślony z listy — powiedział cicho Thomas.
—Cóż za niesprawiedliwość — krzyknęła Forella.
—
To się często zdarza na wyścigach konnych — odparł Thomas filozoficznie. —
Jego Wysokość namówił mnie, że najlepszą rzeczą, jaką mogę zrobić, jest
zrezygnować z zajmowanej przeze mnie posady, a tym samym uniknąć dochodzenia
i sprawy w sądzie.
Coraz ciszej mówił dalej:
— Pomógł mi napisać list zapewniający o mojej niewinności i dający jasno do
zrozumienia, że uważam, iż najlepszą rzeczą z punktu widzenia wyścigów konnych, jako
wspaniałego sportu jest uniknięcie skandalu.
99
Zaśmiał się sucho.
—
To był mądry list i rozumiem, dlaczego moje zachowanie zostało zaaprobowane
przez cały Klub Dżokejów.
—Dlatego przyjechałeś tu — powiedziała Forella.
—
Tak, Jego Wysokość przywiózł mnie tu i dał kilka wspaniałych koni pod opiekę, co
sprawiło, że życie stało się dużo bardziej przyjemne dla mnie, niż byłoby w innych oko-
licznościach.
—A co z przyszłością? — spytała Forella.
Thomas uśmiechnął się i Forella uświadomiła sobie, jak rzadko to robił:
— Jego Wysokość obiecał mi, że gdy wszystko ucichnie i nie będzie mowy o
rozpoznaniu mnie, umieści mnie jako trenera w Paryżu, gdzie ma ogromne stajnie, które
stale chce powiększać.
Forella zawołała z zachwytem:
—To będzie dla ciebie wspaniałe!
—
Czekam na to milady, ale Jego Wysokość nalega, żebym odczekał jeszcze
przynajmniej pięć lat, aż będę całkiem zapomniany w Newmarket i nie będzie
możliwości, bym we Francji był związany z trenerem, którego metody były kwe-
stionowane przez Klub Dżokejów.
Pomyślała, jak dużo racji miała księżniczka opisując wszystkich mieszkańców dworku,
jako stadko księcia.
Ponieważ wszyscy oni mieli coś do ukrycia, było oczywiste, że każdy obcy snujący się
koło domu i zadający pytania, będzie ich denerwował i niepokoił. Jednocześnie była całkiem
pewna, że skoro nikt ich wcześniej nie szpiegował, ona jest za to odpowiedzialna, bo to
poszukiwania jej przywiodły tu tego człowieka.
Książę wszystko załatwi, gdy przyjedzie, stwierdziła. Złapała się na myśleniu o tym, jak
długo zajmie posłańcowi droga do Londynu, co zrobi książę, gdy przeczyta jej list i jak szybko
będzie mógł przyjechać do dworku. Minęło dziesięć dni od czasu, gdy widziała go i pomyślała,
że dla niej było to jak całych dziesięć wieków. Miała wrażenie, że unika jej, a ona stale
przypominała sobie jak powiedział, że ona utrudnia i tak już trudne sprawy. Ale co
100
rzeczywiście miał ńa myśli? Forella poczuła się nagle bardzo samotna. Prowadząc dziwne
życie ze swoim ojcem i mamą, co mogła wiedzieć o człowieku takim jak książę Janos? I co
w ogóle mogła wiedzieć o Anglii? Spotkała sułtanów, hersztów band i szejków arabskich,
ludzi, którzy żyli po to, by walczyć, plądrować i zabijać. I dopóki nie przyjechała do Anglii,
nigdy nie spotkała mężczyzn takich jak wuj, lub hrabia i oczywiście nigdy kogoś takiego, jak
książę. Trudno było na początku uwierzyć, że są prawdziwymi ludźmi, a nie tylko elegancko
ubranymi postaciami z opowiadań. Teraz gdy pomyślała o księciu, wydał się bardzo realny.
Wiedziała, że tylko przebywanie z nim niosło radość i uniesienie, które było niemożliwe do
wyrażenia słowami, pewnie dlatego, że było to coś, co nigdy nie przydarzyło się jej
przedtem. Później śmiała się z własnych mrzonek o nim.
„Żałuje mnie, jest mu mnie szkoda. Nie jestem dla niego atrakcyjną kobietą jak te,
które wypełniają jego dom w Londynie i jego zamek, które bawią go tak, jak ja nie potrafię".
Nocą myślała o każdej rozmowie kiedykolwiek przeprowadzonej z księciem i uznała, że była
głupia kłócąc się i bez wątpienia nudząc go swoimi przemowami o towarzystwie.
Powinnam była siedzieć cicho i pozwolić mu mówić, beształa się. Rozpaczliwie
pragnęła, tak jak wiele kobiet przed nią, by mogła cofnąć czas i zachować się inaczej niż to
zrobiła.
Nie mogła zasnąć, aż gwiazdy prawie zniknęły i pozostała już tylko godzina do świtu.
Potem zapadła w drzemkę i śniło się jej, że książę był z nią i że wszystko wyglądało inaczej.
Spacerowali razem, z dłonią w dłoni i ona już się nie bała. Obudziła się nagle
zaniepokojona i wstała, by zasłonić zasłony. Jej sypialnia wychodziła na ogród i w poświacie
nocy strumień i wszystko wokół spowite było leciutką mgiełką. Było cicho i nieruchomo tak
jak zawsze, tuż przed świtem.
Po chwili Forella rozpamiętując jeszcze swój sen, spojrzała na dół. W cieniu
krzewów, które ogradzały część łąki, wyróżniał się jakiś ciemniejszy i większy kształt.
Trudno było dojrzeć dokładnie, ale po chwili wiedziała, że był to człowiek! Człowiek, który,
była pewna, patrzył w okna domu. Mimo, że nie mogła dokładnie widzieć jego twarzy czuła,
że wpatruje się w jej okno. Ponieważ bała się, chociaż było mało prawdopodobne, by mógł
ją zobaczyć, cofnęła się w głąb pokoju. Gdy to zrobiła zauważyła, że się trzęsie. Była teraz
101
absolutnie pewna, że kogokolwiek wynajął jej wuj by ją odszukać, człowiek ten odkrył, że
była we dworku i zdemaskował pod fałszywym imieniem.
102
Rozdział 7
Idąc z ogrodu z kilkoma różami, które zerwała dla księżniczki, Forella myślała
podekscytowana, że być może książę przyjedzie dzisiaj. Była pewna, że nie zignoruje jej
wezwania, ale obawiała się, że mogło go nie być w Londynie. Mógł gdzieś daleko
obserwować zwycięstwa swoich koni na wyścigach. Ale ponieważ była szansa, że go
spotka, założyła jedną z najładniejszych sukien, jakie jej przysłał. Wiedziała, gdy popatrzyła
w lustro, że jej oczy jaśniały z podniecenia i miały wyraz, który zawstydzał ją, a który był nie-
omylnie wyrazem miłości. Wydawało się niemożliwe, by mogła pokochać go tak absolutnie i
nieoczekiwanie, jednocześnie wiedząc o nim tak mało. Jej ojciec jednak tak samo zakochał
się w mamie w momencie, gdy ją zobaczył, a i mama nie pozostała obojętna.
„Uznałam go za najprzystojniejszego człowieka, jakiego kiedykolwiek widziałam,
opowiadała jej potem, a gdy spojrzał na mnie czułam, jakby moje serce miało wyskoczyć do
niego i chociaż nawet teraz wydaje się to ciągle niemożliwe, zakochałam się!"
„Rozumiem — mówiła Forella do siebie — tak jak mama kochała tatę przez całe
życie, tak i ja już nikogo nie będę mogła pokochać w ten sam sposób, w jaki kocham
księcia Janosa".
Potem przypomniała sobie biedną panią na górze i poczuła jakby jakiś cień przesłonił
słońce. W tym momencie jednak liczyła się tylko jedna rzecz: prawdopodobieństwo, że ktoś
ją śledzi. Jeśli książę nie będzie w stanie jej uratować, musi wrócić do Londynu.
Poczekam na niego do jutra, a jeśli nie przyjedzie, wtedy ucieknę — pomyślała
Forella. Teraz jednak nie mogła brać pod uwagę wyruszenia w drogę sama na Gyorgy i bez
pieniędzy, tak jak to zrobiła wcześniej.
„Książę przyjedzie, wiem że przyjedzie do mnie", pocieszała samą siebie.
Gdy weszła przez oszklone drzwi do saloniku, on już tam był. Nie spodziewała się go
tak wcześnie i przez moment wydawało się jej, że to sen, ale on był naprawdę i stał patrząc
na nią spojrzeniem, które zapierało dech. Nie miała pojęcia, ponieważ stała tyłem do słońca,
że czerwone światła w jej włosach tańczyły jak małe języki ognia i że wyglądała
103
oszałamiająco pięknie. Po dłuższym czasie udało jej się wykrztusić:
— Jesteś... tu!
Jej głos przełamał przestrzeń między nimi i książę podszedł do niej.
—
Tak, jestem tutaj — powiedział miękkim głosem — przyjechałem najszybciej jak
mogłem.
—
Jest... tak wcześnie — powiedziała Forella — że księżniczka... nie będzie
gotowa... spotkać się z tobą.
Nie myślała o tym co mówi. Patrzyła tylko na niego, jaki jest przystojny i jego bliskość
sprawiła, że czuła jak słońce przenika ją i zamienia się w płomyki dotykając jej ciała.
— To ciebie chcę widzieć — powiedział książę cicho — ale najpierw chcę się
dokładnie dowiedzieć, co się tu dzieje i jaka jest tego przyczyna.
Gdy skończył mówić, ku zdziwieniu Forelli jakiś mały chłopiec wbiegł do pokoju.
— Znalazłem je, wujku Janos! — krzyczał podniecony — i teraz chcę je
wypróbować!
Książę uśmiechnął się i powiedział:
— Miklos, niech cię przedstawię bardzo czarującej damie. Forello, to mój
siostrzeniec, który właśnie przyjechał do Anglii do szkoły, gdzie w przyszłości będzie znany
jako „Michael".
Forella wyciągnęła rękę do Miklosa, który mógł mieć około dwunastu lat, a on skłonił
się w najbardziej elegancki sposób i odezwał się tak, jakby chciał, żeby też się z nim cie-
szyła:
—
Czy wiesz co tu mam? — spytał wskazując na pudełko, które trzymał w rękach.
Forella odpowiedziała:
—Nie mam pojęcia.
—
Wujek Janos mówił mi, że to teleskop, który był używany w bitwie o Trafalgar, a
ponieważ ja chcę być marynarzem gdy dorosnę, muszę wiedzieć jak go używać.
— W zasadzie — odezwał się książę — w pudełku są dwa teleskopy i myślę, że
mógłbyś pokazać hrabinie jak działają.
— Oczywiście — zgodził się Miklos.
104
Książę spojrzał na Forellę.
— Zabierz Miklosa do ogrodu — powiedział — a kiedy spotkam się z Thomasem po
którego posłałem, będę znał więcej szczegółów i później porozmawiamy.
Forella położyła na bocznym stoliku róże, które przyniosła, a Miklos pobiegł do
ogrodu.
—
Nie bój się — rzekł książę miękkim głosem — wiesz przecież, że będę cię
pilnował.
—
Widziałam mężczyznę ostatniej nocy... obserwującego moje... okno — powiedziała
Forella. — Jestem pewna, że wuj George... wysłał go... żeby mnie odnalazł.
—
Zaufaj mi — odpowiedział książę — być może nie jest to wszystko tak
niebezpieczne jak myślisz.
—Mam nadzieję... żenię.
Chciała zostać z nim, chciała dalej rozmawiać i czuć jego bliskość. Ktoś zapukał do
drzwi i domyśliła się, że to pewnie Thomas. Nie mówiąc nic więcej wyszła szybko do ogrodu
w poszukiwaniu Miklosa. Kiedy przyłączyła się do niego poprosiła:
—Musisz mi opowiedzieć całą historię teleskopów.
—
Wuj Janos mówi, że są bardzo dokładne i w tamtym czasie były najsilniejszymi
teleskopami, jakie kiedykolwiek wykonano.
Otworzył pudełko i Forella zobaczyła dwa teleskopy leżące obok siebie:
—
Myślę — powiedziała — że moglibyśmy pójść w stronę lasu, skąd jest dobry widok i
sprawdzić, jak daleko przez nie widać.
—Dobrze, zróbmy to — zgodził się Miklos.
Był ładnym małym chłopcem i Forella pomyślała, że jednak los okrutnie obszedł się z
księciem i nie dał mu własnego syna. Była prawie pewna, że gdyby miał chłopca, byłby on
bardzo przystojny. Książę nauczyłby go jeździć konno, tak dobrze jak on sam i zajmować
się rzeczami, w których, była pewna, był ekspertem. Pomyślała też, że to musi być marna
namiastka dla niego interesować się dziećmi siostry. Od księżniczki wiedziała, że nie miał
braci.
—
Do jakiej szkoły będziesz chodził? — spytała Miklosa.
105
—
Wuj Janos załatwił mi szkołę w Eton — odpowiedział — mówi, że jest to najlepsza
szkoła na świecie i że mam dużo szczęścia. Ale najpierw będę chodził na kurs
przygotowujący...
—
Jestem pewna, że spodoba ci się w Eton tak bardzo jak mojemu tacie —
odpowiedziała Forella.
W tym czasie doszli do schodków przy końcu ogrodu, które prowadziły do lasu. Gdy
wspięli się trochę Forella pomyślała, że rozsądnie byłoby nie iść dalej, tak na wszelki
wypadek, by nie natknąć się na człowieka, który obserwował dom. Zatrzymała się więc i
powiedziała:
— Sprawdźmy jak daleko widać stąd.
Miklosowi nie trzeba było powtarzać. Położył pudełko na ziemi i wyjął dwa teleskopy
z których jeden podał Forelli:
—Mam nadzieję, że wiesz jak go ustawić.
—Myślę, że tak — uśmiechnęła się.
Wzięła od niego teleskop i rozejrzała się nad doliną. Zauważyła mgłę, która psuła
nieco widoczność. Obróciła teleskop w stronę domu, chcąc zobaczyć księcia i wtedy wpadła
na pewien pomysł.
—
Powiem ci, co możemy zrobić Miklos — powiedziała — jeśli popatrzymy oboje
przez teleskopy, możemy zobaczyć białe gołębie na dachu i na oknie. Zróbmy
zawody, kto policzy ich więcej.
—
Podoba mi się ten pomysł—zawołał Miklos. —A jaka będzie nagroda?
—
O to będziesz się musiał spytać wuja Janosa — odpowiedziała Forella. — Powiedz
kiedy będziesz gotowy, żeby zacząć.
—Już!
—
Bardzo dobrze — odparła Forella przykładając teleskop do prawego oka i
zamykając drugie — Jeden, dwa, trzy start!
Teleskopy były całkiem silne i mogła widzieć bardzo dokładnie białe gołębie
trzepoczące skrzydłami na szczycie. Później zauważyła ich dużo na parapecie okna na
trzecim piętrze i pomyślała, że to tam biedna pani musi je karmić. Bez zastanawiania się
106
nad tym zaczęła liczyć te, które dziobały coś na parapecie. W tym momencie ktoś podszedł
do okna. Była to kobieta. Forella mogła zobaczyć jej twarz dosyć wyraźnie i domyśliła się, że
patrzy na żonę księcia. Bez wątpienia była wciąż ładna, ale miała twarz dziecka i nawet z
daleka wyglądała bardzo młodo. Później, gdy wpatrywała się w nią zapominając przez
moment o gołębiach, rozległ się trzepot skrzydeł i zobaczyła, że księżniczka trochę za
bardzo się wychyliła przez okno. Forelli przemknęło przez myśl, że to może być
niebezpieczne i łatwo w ten sposób wypaść. Gdy tylko zdążyła to pomyśleć zobaczyła, jak
ręce biednej pani wyciągnęły się w przestrzeń, jakby próbowała się czegoś chwycić i wtedy
zrozumiała z przerażeniem, że ktoś ją popychał. Za nią stał mężczyzna. Mogła dostrzec jego
ręce i ramiona. Potem, gdy biedna pani wypadła z okna, Forelli wydawało się, że prawie
słyszy krzyk, który na pewno wydarł się jej z ust. Wszystko to stało się szybko, trzepot bieli,
który był jak skrzydła gołębi i potem biedna pani zniknęła. Wydawało się koszmarnym snem.
Potem, ponieważ Forella stale tam jeszcze patrzyła, zobaczyła w oknie mężczyznę i
dokładnie mogła przyjrzeć się jego twarzy. Nigdy przedtem go nie widziała. Ciemnowłosy, z
ciężkimi czarnymi wąsami. Spojrzał w dół, potem cofnął się i zniknął w głębi pokoju.
Miklos zawołał w tym momencie:
—
Ktoś wypadł przez okno! Widziałaś? Ona wypadła! Jestem tego pewien.
—Tak... mi się wydawało.
—Iw oknie był mężczyzna, dlaczego jej nie uratował?
—Może to było niemożliwe...
Ponieważ to, co zobaczyła było tak przerażające i jednocześnie nierealne, jakby to
był trik teleskopu powiedziała:
—...Myślę Miklos, że powinniśmy... wrócić do domu.
—
Musimy iść i powiedzieć wujowi Janosowi, co widzieliśmy — odpowiedział Miklos —
czy myślisz, że kobieta, która wypadła zraniła się?
—
Nie... wiem — odparła Forella— ale... musimy się dowiedzieć.
Gdy doszli do trawnika, zaczęła prawie biec. Miklos biegł za nią mocno trzymając
swój teleskop. Dopiero, gdy byli bliżej domu, Forella zwolniła trochę, żeby złapać oddech.
Chciała jak najszybciej dobiec do księcia, ale jednocześnie obawiała się, że cała ta sprawa
107
była dziwnym złudzeniem. Wiedziała jednak, że to się rzeczywiście stało. Miklos też to
widział. Dotarli do okna saloniku i Miklos już miał biec do do przodu, by opowiedzieć
wszystko wujowi, gdy Forella usłyszała głosy i wyciągnęła rękę, by go przytrzymać.
— Poczekaj chwilę — wyszeptała.
Nie chciała mówię księciu o tym co się stało w obecności innych. Gdy tak stała
niezdecydowanie, próbując poukładać kłębiące się myśli, usłyszała go jak zdenerwowany
mówi głosem, który wydał jej się zupełnie obcy:
— Co ty mówisz Jacques! I jeszcze nie wytłumaczyłeś mi, dlaczego tu jesteś.
Mówił po francusku i gdy Forella zastanawiała się kim był obcy mężczyzna
odezwał się:
—
Masz dokładnie dwie minuty Kovac, żeby zdecydować co zrobisz. Wybór należy
do ciebie!
—O czym ty do diabła mówisz?
—Powiem ci to jasno — Lucille jest tu ze mną.
—Lucille jest tutaj?
—
Słuchaj, nie mam czasu na rozmowy. Powiedziała pielęgniarkom pilnującym twojej
żony, że skręciła kostkę i gdy one wyszły z pokoju, ktoś wypchnął tę biedną
zwariowaną kreaturę przez okno!
—O czym ty mówisz! — zawołał książę.
—
Wybór jest taki: albo przysięgniesz, że poślubisz moją siostrę — ciągnął Jacques,
albo będziesz oskarżony o morderstwo! Jestem gotowy zeznać, że widziałem cię jak
wypychałeś swoją żonę przez okno, gdy nie było nikogo innego w pokoju.
— Myślę, że zwariowałeś lub jesteś pijany — odparł książę. — Mój lokaj był ze mną
do ostatniej sekundy, zanim tu wszedłeś.
— Zeznania twojego sługi nie będą dopuszczalne w sądzie, jeśli w grę wchodzi
sprawa o morderstwo — powiedział Jacques pogardliwie. — Więc co wybierasz Kovac, ślub
czy proces na Old Bailey?
Wtedy Forella wzięła głęboki oddech i trzymając Miklosa za rękę weszła z nim przez
otwarte drzwi do saloniku. Zauważyła, że chłopiec nie rozumiał francuskiego. Gdy weszli do
108
środka zobaczyła tam, tak jak oczekiwała, że mężczyzna stojący twarzą do księcia ma
ciężkie, czarne wąsy i jest tym samym osobnikiem, którego widziała w oknie. Książę
podniósł na nich wzrok i zanim Forella zdążyła coś powiedzieć, Miklos pobiegł w stronę
swojego wuja.
—
Wujku Janos — krzyczał — patrzyłem przez teleskop i widziałem kobietę ubraną na
biało jak wypadała przez okno! Widziałem ją!
—
Masz jeszcze minutę — powiedział Francuz, jakby chciał zignorować to
zamieszanie.
—
Ja też widziałam, co się stało — powiedziała Forella po francusku. — Biedna pani
wypadła z okna, ale została wypchnięta przez mężczyznę, który potem wychylił się,
żeby zobaczyć, gdzie upadła. Zamilkła na chwilę, potem wskazała na Francuza i
powiedziała:
— To był człowiek, którego tam widziałam!
Jacques drgnął, potem powiedział z furią:
—
Jeszcze jedno zeznanie służby? Wątpię, czy będą miały jakąkolwiek wagę przed
sędzią i ławą przysięgłych.
—
Nazywam się, jeśli to cię interesuje mounsieur — powiedziała Forella po francusku
— Forella Claydon, a moim wujem jest markiz Claydon, członek Izby Lordów na
Dworze Jej Wysokości, Królowej Wiktorii...
Mówiła tak dobitnie, że Francuz prawie skruszył się pod jej wzrokiem. Wiedział, że
jest pokonany i chociaż dalej chciał grać pewnego siebie, książę powiedział rozkazującym
głosem:
— Masz minutę, ty i Lucille, żeby wynieść się z tego domu i kraju! Jeśli
pozostaniecie w okolicy, będziesz oskarżony o morderstwo i mój gość, który widział co się
zdarzyło złoży zeznania, a to oznacza, że będziesz wisiał!
Jacques otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale książę powiedział stanowczo:
— Jedna minuta!
I prawie tak szybko jak biedna pani leciała, Jacques wybiegł z pokoju trzaskając
drzwiami.
109
Ponieważ była tak spięta i jednocześnie bała się o księcia, Forella poczuła że ściany
kręcą się wokół niej i że otaczają ciemność, ale ramiona księcia podtrzymały ją i pomógł jej
dojść do sofy. Miklos zapytał:
—
Dlaczego ten mężczyzna uciekł? Widziałem go w o-knie po tym, gdy ta kobieta
wypadła.
—
Miklos — powiedział książę cicho — chcę żebyś coś dla mnie zrobił.
—Co wuju Janos?
—
Chcę, żebyś poszedł do stajni popatrzeć na konie i żebyś zabrał ze sobą hrabinę.
—Dobrze, wuju Janos.
—
Nie mów nic rozumiesz — nic o tym co widziałeś, czy słyszałeś, aż porozmawiamy.
To bardzo ważne i wiem że zrobisz tak, jak cię o to proszę.
— Oczywiście, wuju Janos.
Książę zwrócił się znów do Forelli.
—
Czy dobrze się czujesz? — spytał. — Jeśli tak, chciałbym, byś wyszła z tego
pokoju tak szybko jak możesz.
—
Tak... dobrze się czuję... — odpowiedziała Forella szeptem.
—
Ocaliłaś mnie — powiedział książę — a teraz ja chcę ocalić ciebie i wszystkich
innych od wielu czekających nas nieprzyjemności.
—
Forella wstała. Słabość minęła i rzeczywiście czuła się już dobrze. To dlatego, że
książę był blisko niej, dotykał ją a ona kochała go. Wyciągnęła rękę do Miklosa.
— Chodź ze mną—powiedziała — wiem, że spodoba ci się oglądanie koni twojego
wuja.
Książę podszedł do drzwi i otworzył je:
— Dziękuję — powiedział miękko, gdy Forella mijała go i słowa jego były jak miła
pieszczota.
W hallu nie było nikogo. Gdy Forella i Miklos skręcili w lewo korytarzem, który
prowadził ich do bocznych drzwi najbliższych stajni, zobaczyła Newmana nadchodzącego
z przeciwka. Ruszał się dużo szybciej niż zwykle i usłyszała jak mówił do księcia.
— Muszę poprosić Jego Wysokość, by szedł ze mną natychmiast. Zdarzył się
110
okropny wypadek.
Później Forella z trudem mogła sobie dokładnie przypomnieć, co się działo i w jakiej
kolejności, ale wszystko było tak dramatyczne, że aż nierealne. Wydawało się
nieprawdopodobne, że biedna pani nie żyła i że książę jest wolny. Gdy była w stajni z Miklosem
karmiącym konie udawała, że słucha jak Thomas rozmawia z małym, ale jej myśli krążyły
wokół księcia. Być może jego żona przeżyła tylko szok i nie zabiła się, jak to planował Francuz.
Myślała, kim on był i kim mogła być Lucille, i właściwie dlaczego szantażowali księcia. Potem
stwierdziła, że stało się sprawiedliwie, bo tak jak on uratował ją przed poślubieniem hrabiego,
tak ona uratowała go przed poślubieniem kogoś, kto zaplanował ze swoim bratem
morderstwo pani. Wszystko to wydawało się takie skomplikowane i okropne, że nadal nie
mogła opanować małego drżenia, a jednocześnie przepełniającego ją szczęścia, że książę
jest wolny. „Nawet jeśli on... mnie nie zechce, myślała odkąd go kocham.. . pragnę dla
niego... wszystkiego co najlepsze".
Thomas wsadził Miklosa na grzbiet jednego z cudownych ogierów.
—
Chcę jeździć na tym koniu — powiedział Miklos. — Myślisz, że wuj Janos mi
pozwoli?
—
Będziesz musiał sam go o to zapytać — odparł Thomas.
—
Dzisiaj nie ma na to czasu — odparł Miklos — ponieważ mama czeka na mnie w
zamku, by zabrać mnie do szkoły....
—
Być może w następne wakacje — odpowiedział Thomas z uśmiechem.
—
Tak, oczywiście, w następne wakacje! — zgodził się Miklos.
Forella zastanowiła się, gdzie też ona będzie gdy nadejdą wakacje. Jej myśli
wydawały się krążyć w kółko i stale widziała wyprostowane ramiona biednej pani, gdy
próbowała znaleźć coś czego mogłaby się chwycić, gdy Jacques wypychał ją z okna. Teraz
mogła myśleć jasno o tym i wiedziała, że książę każąc mu wynieść się z domu i kraju nie
miał zamiaru ratować go od konsekwencji przestępstwa, ale chciał uniknąć skandalu i
rozgłosu, które przyniosłaby sprawa o morderstwo. To było nie tylko coś przed czym on by
się wzbraniał, ale ponad wszystko nie chciał pozwolić na cierpienie tak wielu innych ludzi
111
jak księżniczka, doktor, Thomas i ona sama. Gdyby wezwano policję, wszyscy musieliby
złożyć zeznania i ich anonimowość zostałaby ujawniona.
„Wtedy wuj George wiedziałby, gdzie jestem i nie musiałby mnie już szukać" —
pomyślała Forella z przerażeniem. Zrozumiała, że ostatniej nocy, gdy widziała Jacquesa
patrzącego jak się wtedy zdawało w jej okno, patrzył on w rzeczywistości nieco wyżej. Była
pewna, że przez ostatnie parę dni, gdy kręcił się tu i wypytywał służbę, próbował poznać do-
kładnie jak gospodarstwo było zorganizowane. Dowiedział się, że gdy jedna pielęgniarka
jadła, druga pełniła dyżur sama. Sprawa była prosta do wykonania. To była jedna szansa na
milion, że będziemy akurat patrzeć przez teleskopy, pomyślała Forella i być może dlatego, że
to moc większa niż przypadek zapewniła, że książę nie będzie oskarżony o uczynek, którego
przy szlachetności swojego serca nigdy nie popełniłby. Było to tak, jakby jej prośby zostały
wysłuchane dokładnie i gdy ona prosiła o jego szczęście, Bóg usłyszał i przyszedł, by
uratować ich oboje.
„Jeśli tylko... to mogłaby być... prawda" — wyszeptała Forella do siebie i
przestraszyła się, że może za dużo by chciała.
Gdy skończyli oglądać konie, jeden z lokajów przyszedł do stajni mówiąc, że Jego
Wysokość prosi by wrócili do domu, gdzie czeka na nich w bawialni. Zdenerwowana i prze-
straszona, że stało się coś czego nie przewidywała, blada weszła do pokoju. Książę stał
tyłem do kominka i gdy weszli odezwał się:
—
Miklos, chcę żebyś poszedł na górę i poznał swoją krewną księżniczkę Marię
Dabas, o której ci opowiadałem w drodze.
—
Z przyjemnością ją poznam, wuju Janos — odpowiedział Miklos — czytałem o
Imbe Dabas i o tym jak był stracony
—
Nie rozmawiaj z nią o tym — ostrzegł książę — ona bardzo się niecierpliwi, by cię
poznać i spiesz się, bo musimy niedługo wracać do zamku. Newman czeka przy
schodach, żeby pokazać ci drogę do księżniczki.
Gdy tylko Miklos wyszedł, książę wyciągnął ręce do Forelli:
— Posłuchaj moja droga, ponieważ będzie tu wiele rzeczy do załatwienia, chociaż
wiem, że doktor Bouvais sprawi by wszystko poszło gładko, chcę żebyś opuściła dom
112
niezwłocznie i pojechała do mojej posiadłości na drodze do Southampton.
Forella popatrzyła na niego zdumiona i on powiedział:
—
Przyjadę do ciebie później, ale musisz być wystarczająco dzielna i pojechać tam
sama. Zrobisz to?
—
Wiesz, że tak... wszystko cokolwiek mi powiesz, żebym zrobiła — odpowiedziała
Forella — ale... nie... rozumiem.
—
Potem wytłumaczę — rzekł książę — ale ważne jest to, żeby nikt cię tu nie
zobaczył. Wyjawiłaś swoje prawdziwe imię a poza tym, wokół wypadku i pogrzebu
będzie dużo szumu i niepotrzebnych plotek.
— Rozumiem i... będę czekała na... ciebie.
Książę uniósł jej dłoń i pocałował.
—
Dziękuję ci, moja kochana — powiedział miękko. — Teraz idź i przygotuj się, a ja
wytłumaczę księżniczce, co się wydarzyło. Powóz będzie czekał na ciebie, a ja
postaram się opóźnić wszystko aż odjedziesz.
—
Dziękuję... dziękuję ci — powiedziała Forella półgłosem.
Pocałował ją jeszcze raz w rękę, a potem poszła na górę do swojej sypialni. Nie
zdziwiła się, że pani Newman już tam jest.
— Jego Wysokość powiedział, że musisz zaraz wyjechać milady — powiedziała — i
to po tym wszystkim, co się dzisiaj wydarzyło, jest jeszcze bardziej smutne.
—
Przykro mi z powodu biednej pani — powiedziała Forella cicho.
—
Musimy wierzyć, że Bóg wiedział lepiej — odparła pani Newman.
— Tak też myślę — zgodziła się Forella, zastanawiając się w jaki sposób jej
modlitwy zostały wysłuchane.
Przebrała się szybko w strój podróżny i zjadła lekki posiłek przyniesiony jej na tacy.
Zauważyła, idąc pożegnać się z księżniczką że książę opuścił już dworek i zabrał Miklosa
do zamku. Potem miał spotkać się z szefem policji, by poinformować go o wypadku.
—
Jeśli chcesz wiedzieć co myślę — powiedziała księżniczka— to jest to ogromna
ulga nie tylko dla Giselli, ale także dla drogiego Janosa, chociaż oczywiście nie są
to w takiej chwili odpowiednie słowa.
113
—Nie... oczywiście, że nie — wymamrotała Forella.
—
Myślę, że wszyscy boimy się dostania do gazet — ciągnęła księżniczka cicho. —
Jeśli oni doniosą kim jesteśmy i dlaczego tu jesteśmy, wiele złego może się zdarzyć.
—
Jestem pewna, że książę załatwi to tak, żeby nie było skandalu — odpowiedziała
Forella.
—
Dlaczego miałby być? — spytała księżniczka. — To był wypadek chociaż wiem, że
biedne pielęgniarki obwiniają siebie za to, że zostawiły ją samą nikt poza
kompletnym hipokrytą udawałby, że to była tragedia.
—Muszę jechać... Wasza Wysokość.
—
Janos powiedział mi, że wysyła cię stąd — odparła księżniczka. — Było cudownie
gościć cię tutaj i jedyną rzeczą jakiej żałuję to to, że nie wyjawiłaś mi swojego
sekretu, co uważam za nieuprzejme z twojej strony biorąc pod uwagę, że znasz mój.
—
Opowiem ci wszystko następnym razem, gdy się spotkamy — obiecała Forella i
księżniczka roześmiała się.
—
Mam przeczucie, chociaż nie jestem jasnowidzem, że to może być o wiele
szybciej niż to wydaje się możliwe i może twoja sytuacja będzie całkiem inna niż w
tej chwili.
Forella nie odpowiedziała. Wiedziała, że oczy księżniczki jaśniały z ciekawości, gdy
ona schyliła się, by pocałować ją w policzek.
—Obiecuję, że jeśli będę mogła — powiedziała — napiszę i powiem ci wszystko to,
co chcesz wiedzieć.
—
Więc zrób to niedługo — odparła księżniczka — inaczej umrę z czystej
ciekawości.
Forella roześmiała się. Potem zbiegła na dół, gdzie czekał na nią kryty powóz, a
skrzynie ze wszystkimi jej pięknymi sukniami były przyczepione z tyłu. Zauważyła, że
woźnica powozi czterema dorodnymi końmi i gdy ruszyli pomyślała, że powóz jest bardzo
lekki. Wiedziała, że podróż nie będzie długa, ale jakże wygodna. Było to dziwne uczucie
ruszać w nieznane, ale ponieważ wszystko zorganizował książę, nie bała się, a raczej była
lekko podekscytowana. Późnym popołudniem konie skręciły w drogę, na końcu której
114
ukazał się bardzo piękny dom. Był tej samej wielkości co dworek, ale wybudowany z
czerwonej cegły. Jego porty ko we drzwi i okna wskazywały na to, że został wybudowany w
czasach królowej Anny.
Służba czekała, by ją przywitać i Forella pomyślała, że posłaniec musiał jechać
przodem, by zawiadomić o jej przyjeździe. Kamerdyner był nieco młodszy od Newmana, ale
przywitał ją równie elegancko:
— Witamy, milady.
To dało Forelli do zrozumienia, że stale jeszcze ma używać tytułu swojej matki. Gdy
rozejrzała się dookoła po przepięknym, marmurowym hallu, nie mogła powstrzymać okrzyku:
—Jaki piękny dom!
—
Jego Wysokość kupił go w tym samym czasie co i jacht, który trzyma w
Southampton.
Lokaj uśmiechnął się i ciągnął dalej:
—
Jego Wysokość, co stwierdzam z radością, nie interesuje się tymi modnymi i
niebezpiecznymi pociągami jako środkiem transportu. Kocha konie.
—
Konie są dużo przyjemniejsze — potwierdziła Forella.
—
Tak też i ja myślę, milady — odparł kamerdyner. — Znajdzie pani świetne konie w
stajniach, chociaż jestem pewien, że Jego Wysokość będzie chciał je sam pokazać.
Ponieważ książę miał dołączyć do niej, Forella poszła na górę jak we śnie.
Wiedziała, że każda dzieląca ich chwila przedłuża się w nieskończoność.
Starsza pokojówka czekała na nią i zasugerowała odpoczynek po podróży i
rzeczywiście, ponieważ wydarzenia tego dnia były wyczerpujące, Forella usnęła. Gdy
obudziła się zobaczyła, że jest dużo później niż się spodziewała. Wykąpała się, ubrała w
jedną z pięknych sukien przesłanych jej przez księcia z Londynu i zeszła na dół oczekując,
że zje kolację w samotności. Jednak gdy doszła do hallu kamerdyner powiedział:
—
Posłaniec właśnie przyjechał milady, by powiedzieć, że Jego Wysokość jest w
drodze i jak sądzę, powinien być z nami za jakąś godzinę. Myślałem, że może
będziesz wolała zaczekać z kolacją na niego.
—Tak... oczywiście — zgodziła się Forella.
115
Zeszła do salonu, który był wielkim, wysokim pokojem umeblowanym luksusowo i ze
smakiem, w sposób charakterystyczny dla wszystkich posiadłości księcia. W powietrzu czuć
było zapach kwiatów. Okno, gdzie zasłony nie były jeszcze zaciągnięte, wychodziło na ogród
pełen róż.
„To jest zachwycające", pomyślała Forella.
Czuła, że jej serce bije w takt zegarka i powtarza za każdym razem imię księcia,
znów i znów.
Trochę później drzwi otworzyły się. Oczekiwała, że książę zjawi się w swoim stroju
jeździeckim, w którym zwykle podróżuje. Jednak on musiał przybyć do domu, gdy o tym
nie wiedziała i zdążył się przebrać w strój wieczorowy. Wyglądał tak cudownie i był tak
przystojny, że aż krzyknęła z zachwytu nie tylko dlatego, że tam był, ale i z powodu jego
wyglądu. Drzwi za nim zamknęły się i nie zastanawiając się, pełna radości pobiegła ku
niemu. Gdy dobiegła do niego opanowała się, ale jego ramiona otuliły ją i przytrzymały tak
blisko, że mogła czuć jak bije jego serce.
—
Moja kochana, moja słodka — powiedział miękko — przepraszam że jestem tak
późno.
—
Czy... wszystko... w porządku?— Z trudem mogła wymówić słowa i głos, jakim
zadawała pytania nie brzmiał jak jej własny.
—
Wszystko dobrze — odparł — chodź, usiądź, a ja ci opowiem.
Udała się w kierunku sofy, tak jak tego oczekiwał. Gdy usiadła, drzwi otworzyły się i
weszli służący z szampanem. Napełnili kryształowe kieliszki z wygrawerowanymi na nich
insygniami księcia.
— Kolacja będzie gotowa za kilka minut, Wasza Wysokość, powiedział lokaj
wychodząc z pokoju.
— Musisz być głodna — rzekł książę. — Nie spodziewałem się, że będziesz
czekała na mnie.
Mówił zwyczajnie, ale to co mówił nie było ważne. Liczyło się spojrzenie jego oczu i
głęboka nuta w jego głosie. Fakt, że był blisko sprawiał, że Forella drżała z podniecenia i
116
czuła, jakby się unosiła w powietrzu. Nie potrafiła później odtworzyć tego co jadła, czy piła w
pokoju stołowym, lub tego o czym rozmawiali. Wiedziała tylko, że anioły śpiewały nad nimi i
że muzyka była pieśnią miłości, która złączyła ich tak mocno, że mogli się dotknąć. Gdy
wrócili do salonu zasłony były zaciągnięte i w kandelabrach paliły się świece. Książę
odezwał się:
—Mamy sobie tyle do powiedzenia.
—Czy... to prawda?
—
Myślę, że bez słów wiesz jak bardzo cię kocham — powiedział książę — i moja
węgierska intuicja mówi mi, chociaż nigdy tego nie powiedziałaś, że to co czujesz do
mnie, to początek miłości.
—
Ja... cię kocham — powiedziała Forella — ale... nigdy... nie myślałam, że będę
mogła... ci to powiedzieć.
—
Powinniśmy zaufać losowi, czy może Bogu, który nas pilnuje — westchnął głęboko
zanim powiedział dalej. — Gdy wiedziałem, że muszę cię wysłać stąd, czułem jakbym
wyrywał sobie serce, ale musiałem to zrobić.
— Dokąd... teraz mnie... wyślesz? — spytała Forella. To było pytanie, które błądziło
w jej głowie cały dzień. Książę uśmiechnął się i było tak, jakby cały pokój rozjaśnił się.
—Nigdzie cię nie wysyłam, moja najdroższa — odpowiedział. — Zabieram cię na
Węgry zaraz po ślubie.
—Ś... lub?
Forella ledwo mogła to wymówić.
— To nie będzie ślub o jakim być może marzyłaś, z druhnami i wielkim przyjęciem —
odparł książę. — Ponieważ musimy być bardzo dyskretni, zaplanowałem, że weźmiemy ślub
jutro rano w małym kościele tu w wiosce, zanim pojedziemy na jacht do Southampton i
ruszymy w podróż poślubną.
Forella zaklaskała:
—Ja... nie mogę uwierzyć... w to, co mówisz.
—
To jest oczywiście — powiedział książę — pod warunkiem, że chcesz mnie za
męża — zamilkł na chwilę, żeby dodać cicho. — Myślę moja droga, że moc silniejsza
117
od nas samych połączyła nas i że byłoby niemożliwe, abyśmy dalej żyli bez siebie.
—To prawda... ale nie myślałam... że mnie poślubisz.
—
Jesteś tą, której szukałem przez całe moje życie — odpowiedział książę — i
cokolwiek by ktoś myślał, nie mam zamiaru stracić cię, gdy cię odnalazłem.
—
Czekałam... żebyś to powiedział — odparła — ale... czy jesteś całkiem pewny...
że wybrałeś odpowiednią osobę... odpowiednią na żonę... i że... nie zawiodę cię?
—
Jestem całkowicie pewien — powiedział. — Trochę czasu mi to zabierze, abym
mógł ci dowieść, jak bardzo cię kocham, a już na pewno nie przeżyłbym utraty ciebie.
Sposób w jaki to mówił był wzruszający. Potem łagodnie objął Forellę i przyciągnął
blisko siebie. Patrzył na nią przez dłuższą chwilę.
— Jak możesz być tak doskonała, tak nadzwyczajna — spytał — że nawet gdy cię
dotykam trudno mi wierzyć, że
jesteś prawdziwa?
Nie czekał na jej odpowiedź. Jego usta napotkały jej i ona poczuła dotykając ich, że
tęskniła za tym i pragnęła odkąd uświadomiła sobie, że go kocha. Na początku całował ją
bardzo delikatnie, ale gdy poczuł, że cała wiotczeje i jej usta poddały mu się, jego
pocałunek stał się mocniejszy, bardziej namiętny i wręcz zaborczy. Przyciągnął ją bliżej i
bliżej, aż poczuła jak ogarnia ją dzika namiętność, która wypełnia piersi, gardło i usta, a
płomień wzniecony przez księcia zapłonął także i w niej.
Było to tak zachwycające, że trudno jej było uwierzyć, że rzeczywiście się dzieje.
Potem, gdy wciąż ją całował, nie była już w stanie nawet myśleć. Czuła tylko, że uniósł ją
do nieba, gdzie byli sami i dotknęli bóstwa. Gdy w końcu książę podniósł głowę, Forelli
udało się wyszeptać:
—
Kocham cię... kocham! Czy to rzeczywiście może się... dziać? Myślę... że śnię!
—
Więc ja śnię także — odparł książę — ale nasz sen stał się jawą. Znalazłem cię,
moja najdroższa i tak bardzo się bałem, że cię stracę, ponieważ nie byłem wolny i
nie mogłem cię prosić, byś została moją żoną.
Poznała po sposobie w jaki to mówił, że bał się naprawdę. Przypomniała, w jakiej ona
była rozpaczy, że jest tak wiele pięknych kobiet. Wiedziała, że ich miłość jest inna niż
118
cokolwiek mogliby czuć lub myśleć o innych ludziach, gdyż tak jak książę powiedział, byli
jedną osobą. Patrzył jej w oczy, jakby wiedział co myśli i powiedział:
— Moja kochana, moja panna młoda, moje serce, moja dusza i bez wątpienia
najlepszy jeździec, jakiego kiedykolwiek widziałem.
Ponieważ było to tak dalekie od tego, co spodziewała się usłyszeć, Forella zaśmiała
się.
—
Czy rzeczywiście... jestem dobrym jeźdźcem? — spytała.
—
Oczywiście — odpowiedział. — Będziemy razem jeździć na najlepszych i
najszybszych koniach.
Forella wciągnęła powietrze mówiąc:
—
To wszystko brzmi tak cudownie... ale wiesz że jedyna rzecz jaka się liczy... to, że ty
będziesz ze mną. Nie chciałam jechać na Węgry, kiedy powiedziałeś, że mnie... wy-
ślesz, bo to znaczyło opuszczenie cię.
—
Już tego więcej nie zrobię — powiedział książę. — Moja kochana, nigdy nie
myślałem, że mógłbym tak nieoczekiwanie znaleźć szczęście po tylu latach
samotności.
Forella nagle poczuła się za niego odpowiedzialna, delikatnie dotknęła dłonią jego
policzka:
— Nigdy już... nie pozwolę... byś czuł się samotnie — szepnęła — i pragnę...
bardziej niż czegokolwiek... innego w świecie... dać ci... syna.
Książę spojrzał na nią, jakby trudno było uwierzyć w to co usłyszał. Potem nic już nie
mówiąc pocałował ją namiętnie. Wiedziała, że podniecała go i jednocześnie mogła mu
ofiarować to, za czym tęsknił i wypełnić jego życie tak, jak żadna inna kobieta nie byłaby
zdolna.
—Kocham cię... kocham cię... — powiedziała, bo nie było innych słów, które
mogłyby wyrazić to co czuła.
—
A ja cię uwielbiam — mruczał jej do ucha książę. — Jutro moja kochana będziesz
moja i zakończą się wszystkie nasze problemy — po czym dodał — i nie będzie
więcej samotnych, bezsennych nocy spędzonych na myśleniu o tobie, ze
119
świadomością, że nie ma możliwości byś była moja. Chcę cię nauczyć tylu rzeczy
moja najdroższa, tak wiele uczuć obudzić w twoim sercu, myślach i w twoim
cudownym węgierskim ciele.
Forella wiedziała, co miał na myśli i zaśmiała się ze szczęścia.
Potem całował ją znów i nie dało się myśleć o niczym innym, jak o tym, że nic nie liczy
się w przyszłości oprócz tego, że on będzie z nią. Była jego, a on jej na wieki. Teraz, gdy
spełniły się ich marzenia, nikt nie mógł ich rozdzielić, czy zniszczyć ich miłości, która dla
nich wypełniała cały świat i była im dana przez Boga.
120