Kate Walker
Włoski kochanek
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Alice Howard nie musiała sprawdzać, kto tak
energicznie dzwoni do drzwi. Ten mężczyzna był
ostatnią osobą na świecie, którą chciałaby spotkać,
choć jednocześnie marzyła, by ujrzeć go pono
wnie.
Na samą myśl o nim poczuła, że uginają się pod
nią nogi. Nawet nie mogła podejść do okna, aby
potwierdzić tożsamość nieoczekiwanego gościa.
Zresztą wcale nie zamierzała tego robić. Była
całkowicie pewna, że się nie myli.
Zdziwił ją tylko ten pośpiech. Zaledwie trzy
dni wcześniej wysłała do niego list z informacją,
że powinni omówić pewną ważną sprawę. Po
głaskała brzuch, w którym zaczynało rosnąć
dziecko tego człowieka. Bardzo ważna sprawa
- tak to ujęła w liście. Z pewnością się nie
myliła.
Przyjechał błyskawicznie, i to bez żadnej zapo
wiedzi, bez ostrzeżenia. Nie usłyszała nawet war
kotu silnika auta sunącego wiejską drogą prosto
pod jej bramę.
Dzwonek zabrzmiał donośnie i zdecydowanie.
176
KATE WALKER
Natrętnie zakłócił ciszę panującą w małym domku,
zimny i nieustępliwy niczym sam Domenico.
Domenico.
Wreszcie pozwoliła sobie na to, by wypowie
dzieć to imię w myślach. Przyznała przed samą
sobą, że niecierpliwie oczekiwała tego gościa,
choć zarazem to spotkanie budziło w niej potworne
obawy.
A może zwyczajnie wciąż go pragnęła?
Niestety, Alice nie znała odpowiedzi na to py
tanie.
Pokręciła głową. Ciemne, długie włosy opadły
na jej bladą, niemal białą twarz. Przygryzła dolną
wargę i zmrużyła zmęczone, błękitne oczy.
- Domenico...
Mimowolnie wypowiedziała jego imię na głos
i usiadła na wąskim łóżku w niewielkiej, bardzo
skromnie umeblowanej sypialni. W oknach wisia
ły grube, aksamitne zasłony o barwie soczystej
zieleni, ale i tak wiedziała, co się za nimi znajduje.
Mimo usilnych starań od dłuższego czasu nie
mogła zapomnieć przystojnego barczystego bru
neta o ciemnych oczach. Kiedyś, zaledwie kilka
miesięcy temu, szczerze go kochała. Łzy, które
przelała po rozstaniu, nie wystarczyły, aby udało
się jej wymazać z pamięci obraz mężczyzny, nie
gdyś najważniejszego w jej życiu.
Niestety, Domenico jasno dał do zrozumienia,
że nie interesuje go jej miłość. Potraktował ją
okrutnie i niegodziwie, choć otworzyła się przed
WŁOSKI KOCHANEK 1 7 7
nim bez żadnych zahamowań. Była dla niego nic
nieznaczącą zabawką. Nie pozostało jej nic in
nego, jak tylko go zostawić i wyjechać. Nie znios
łaby kolejnych upokorzeń.
Sądziła, że powrót do rodzinnego domu w Ang
lii załatwi sprawę. Mieszkała na wsi, tysiące kilo
metrów od urokliwej, włoskiej Florencji, miasta,
w którym poznała Domenica. Wróciła do kraju,
gdyż chciała odzyskać równowagę psychiczną
i ponownie stanąć na nogi.
Dopiero teraz, siedząc na łóżku, zrozumiała, że
wysłanie listu do Domenica było błędem. Nie
powinni się spotykać. Przynajmniej jeszcze nie
teraz. Nie była na to gotowa.
- Alice!
No tak, naturalnie był to jego głos. Jeszcze,
niedawno z rozkoszą wsłuchiwała się w ten dźwię
czny, poetycki akcent. Teraz jednak Domenico
ledwie panował nad wściekłością, krzyczał donoś
nie - a właściwie zwyczajnie się darł.
- Alice, słyszysz mnie? Alice? Otwórz te cho
lerne drzwi, psiakrew! Przecież dobrze wiem, że
tam jesteś!
Pomyślała, że to blef. Niby skąd miał to wie
dzieć? Celowo ją prowokował, jak zwykle. Inaczej
po prostu nie potrafił.
Już dawno temu doszła do wniosku, że Domeni
co nigdy nie przyznawał się do błędu i zawsze był
niesłychanie pewny siebie. Uważał, że wszystko
wie i rozumie, bez trudu i bez żadnych zahamowań
178
KATE WALKER
radził sobie z przeciwnościami losu. Z pewnością
urodził się taki. Alice pomyślała złośliwie, że już
jako niemowlę leżał w łóżeczku i spoglądał na
świat z zadufaniem godnym maleńkiego rzym
skiego cesarza, świadomy, że wystarczy byle gest
czy westchnienie, aby gromada służących biegła
mu z pomocą. Zapewne większość dzieci bogaczy
dorastała w przekonaniu, że cały świat należy do
nich i nikt nie jest w stanie się im przeciwstawić,
bo pieniądze są w stanie wszystko załatwić.
Teraz oczywiście frustrowało go, że Alice nie
wykonuje jego polecenia, więc postanowił ją zmu
sić, by się ujawniła.
- Idź stąd! - wymamrotała pod nosem i zerk
nęła w kierunku okna. Była całkowicie pewna, że
Domenico jej nie widzi. Nie miał żadnych dowo
dów, że się tu skryła.
Dobrze wiedziała, że jeśli pozostanie na miej
scu, daleko od okna, ukryta za grubymi murami
domu, wówczas frustracja Domenica ostatecznie
przerodzi się w znużenie, a potem w złość na
samego siebie. Niepożądany przybysz sążniście
zaklnie pod nosem, zatrzaśnie za sobą drzwi samo
chodu i odjedzie z niesmakiem oraz zgrzytem opon
na kamienistym podjeździe.
I Alice znowu będzie wolna.
Przynajmniej na jakiś czas.
Rzecz jasna, nie mogła liczyć na to, że Domeni
co Parrisi rozzłości się do tego stopnia, by zniknąć
na zawsze i już nigdy nie wrócić. Niestety, tak
WŁOSKI KOCHANEK
179
łatwo nie odpuszczał. Z pewnością nie zamierzał
darować sobie po pierwszej próbie.
Domenico właściwie nigdy nie rezygnował.
Wszyscy zgodnie potwierdzali, że jak nikt potrafi
zawziąć się w swoim uporze i nie poddawać, nawet
wbrew rozsądkowi.
Było całkiem oczywiste, że niedługo wróci, aby
przeprowadzić rozmowę, o którą poprosiła go w li
ście. Co jej przyszło do głowy? No cóż, mogła
winić tylko siebie za to, że stał teraz pod domem
i głośno pokrzykiwał.
Póki co jednak, Alice mogła odetchnąć z ulgą.
Zyskała na czasie, miała okazję zastanowić się nad
strategią. Była pewna, że Domenico lada moment
znudzi się i odjedzie.
Na dworze zapanowała podejrzana cisza.
Umilkł natrętny dzwonek, podobnie jak głos Do-
menica. Nie słyszała, jak samochód odjeżdżał - ale
w końcu nie słyszała również, jak przyjeżdża!
Naprawdę dał sobie spokój i pojechał? Czyżby
tym razem dopisało jej szczęście i uniknęła kon
frontacji? Niemal bała się w to uwierzyć.
Podeszła do okna, aby wyjrzeć, lecz zielona
zasłona uniemożliwiała ocenę sytuacji. Alice od
sunęła aksamit o kilka centymetrów, pochyliła się
i spojrzała...
Prosto w śniadą, urodziwą twarz. Błękitne oczy
dziewczyny znajdowały się na wysokości ciemno
brązowych oczu Domenica.
Przystojny Włoch oddalił się od drzwi domu
180
KATE WALKER
i stał oparty o maskę srebrnego sportowego auta.
Długie nogi skrzyżował w kostkach, ręce na piersi.
Łagodne, wiosenne słońce rozjaśniało jego czarne
włosy, delikatny wiatr muskał lśniące kosmyki.
Czekał, niczym potężny kocur, zaczajony przy
mysiej dziurze, w pełni świadomy, gdzie zniknął
drobny, płochliwy gryzoń. Wiedział, w którym
miejscu mysz zjawi się ponownie, więc oczekiwał
jej cierpliwie, przekonany o tym, że dopnie swego.
Miał czas. Miał mnóstwo czasu.
Teraz spoglądał prosto na Alice. Zmrużył oczy
i zacisnął wargi, zwykle kusząco rozchylone.
Chłód w jego źrenicach zdawał się przeszywać
dziewczynę na wskroś, docierając do serca.
Potem podniósł rękę i wyniośle machnął dłonią.
Wymowa tego gestu była aż nazbyt jasna dla
Alice. Równie dobrze mógłby wielkimi literami
wypisać polecenie na karoserii swojego drogiego
samochodu.
„Chodź tutaj, i to już", zdawał się mówić.
„Biegiem, bo zaczynam tracić cierpliwość".
Alice poczuła, jak zmienia się jej nastrój. No
cóż, konfrontacja była nieunikniona.
- Zgoda - mruknęła do niego ze swojej bez
piecznej kryjówki za szybą. - Przyjdę. Ale ostrze
gam: możesz tego żałować.
Domenico przeczuwał, że Alice jest w domu
i ulżyło mu, gdy się przekonał, że miał rację. Ze
smutkiem spojrzał jej w twarz, która szybko znik-
WŁOSKI KOCHANEK 1 8 1
nęła za zasłoną. Dobrze, że jednak tu była, w prze
ciwnym wypadku musiałby wracać z niczym. Nie
miał czasu ani ochoty na bezsensowne wyjazdy.
Może prościej byłoby wymazać ją z pamięci,
jak ona bez żadnego wysiłku wymazała te wszyst
kie miesiące, które razem spędzili? Nie mógł.
W jego umyśle bezustannie tkwiły wspomnienia,
których nie chciał ani trochę odświeżać.
On i Alice Howard tworzyli parę. Tak przynaj
mniej uważał, ona jednak najwyraźniej była in
nego zdania. Z zimną krwią oświadczyła mu w pe
wnej chwili, że tylko „dobrze się bawiła", ale
skoro zabawa dobiegła końca, to na nią pora.
Dodała jeszcze, żeby nie próbował jej szukać, bo to
bez sensu.
I już. Tylko tyle. Spakowała manatki i zniknęła.
Opuściła jego dom, jego życie, świat. Ani razu nie
obejrzała się za siebie, nie wytłumaczyła się ze
swojej decyzji. Po prostu dała mu do zrozumienia,
że nie ma dla niego czasu i nie jest nim zaintereso
wana.
Kobieta w oknie tego nędznego, małego domku
na wsi nie wydawała się ani trochę rozentuzjaz
mowana jego widokiem. Patrzyła na niego jak na
wyjątkowo paskudnego stwora, który właśnie wy
pełzł z zarośniętego bajorka pośrodku zaniedbane
go trawnika. Zamiast ruszyć się, aby wpuścić goś
cia, Alice stała jak wryta.
Rzuciła go. Nie przywykł do takiego traktowa
nia i jej zachowanie wyjątkowo go uraziło. Co tu
182
KATE WALKER
kryć, uraziła jego ambicję. W gruncie rzeczy za
wsze on decydował o rozstaniu z kobietą, i taki
układ mu odpowiadał. Dzięki temu wiadomo było,
że nie ma powrotu do dotychczasowego związku.
On za to ręczył.
Niejasne sytuacje utrudniały życie, powstrzy
mywały człowieka przed wyruszeniem w dalszą
drogę. Domenico wolał jednoznaczne rozwiąza
nia. W wypadku Alice nie było mowy o jedno
znaczności.
Wiedział, co ryzykuje. Nie musiał tutaj przyjeż
dżać. Nie bardzo uśmiechała mu się perspektywa
zamkniętych drzwi w domu byłej dziewczyny. Być
może cała podróż miała się okazać niepotrzebną
stratą czasu. Z pewnością jednak nie zamierzał
ponownie się tu pojawiać, gdyby po raz drugi
zmieniła zdanie i postanowiła się z nim spotykać,
mimo wszystko.
Nagle zamarł, usłyszawszy szczęknięcie klam
ki. Pomalowane na biało drzwi się uchyliły i Alice
stanęła na progu.
- Damnazionel
Zaklął cicho, kiedy uświadomił sobie, jak pioru
nujące wrażenie na nim wywarła. Wyraźna reakcja
w dolnych partiach jego ciała aż nader dobitnie
świadczyła o tym, czemu pokonał tak długą drogę,
aby się znaleźć blisko Alice.
Nadal rozpaczliwie pragnął tej kobiety.
Pożądał jej od pierwszego wejrzenia i nic się nie
zmieniło, choć bardzo by sobie tego życzył.
WŁOSKI KOCHANEK 1 8 3
Alice była ubrana znacznie mniej formalnie niż
wtedy, kiedy się spotykali. Przywykł do tego, że
zwykle nosiła klasyczne, eleganckie stroje o dos
konałym kroju, dziś jednak włożyła długi luźny
podkoszulek w kolorze jasnofioletowym, czarne
dżinsy, a także czarny bawełniany kardigan. Wy
tarty materiał spodni pięknie podkreślał jej długie
nogi, a miękka bawełna podkoszulka opinała
kształtne biodra. Domenicowi zaschło w ustach
z pożądania. Alice stała boso, lekko podkurczając
drobne, różowe palce na chłodnym kamieniu.
- Słucham? - spytała ostro, nieprzyjaźnie.
Jej surowy ton przypomniał mu, że bardzo go
skrzywdziła. Opuściła go, a nigdy wcześniej nie
spotkało go nic podobnego.
- Buongiorno, signorina Howard - odezwał
się, z trudem przezwyciężając suchość w gardle
i spojrzał jej w oczy.
Alice wydawała się bledsza niż zwykle, a w do
datku lodowato onieśmielająca.
Wcześniej powtarzał sobie, że umysł płata mu
figla, że we wspomnieniach wyolbrzymia urodę tej
kobiety. Teraz jednak Domenico pojął, że ponow
ne rozstanie z nią nie wchodzi w grę. Najbardziej
na świecie pragnął podbiec do niej, chwycić ją
w ramiona i zanieść do najbliższego łóżka, albo
choćby wziąć ją na podłodze. Jego mięśnie stężały,
gdy bezskutecznie próbował zapanować nad sobą.
- Jak rozumiem, chciałaś ze mną rozmawiać
-powiedział. W jego głosie pobrzmiewało napięcie.
184
KATE WALKER
Alice nie sprawiała wrażenia zadowolonej ze
spotkania. Najwyraźniej nie poczuła żadnej ulgi.
Dziwne, przecież sama do niego napisała, a on
przyjechał najszybciej, jak mógł. Jej niebieskie
oczy wydawały się zimne i odległe niczym ocean
- ten angielski ocean, który nie przypominał wód
Morza Śródziemnego.
- Więc mów - dodał zirytowany.
Mów!
Rozkaz zadźwięczał w głowie Alice.
Mów.
Co mogła powiedzieć? Czy istniał temat, który
mogła bezpiecznie poruszyć? Przecież nie mogła
tak po prostu obwieścić mu na wstępie, że jest
w ciąży.
- Powinniśmy porozmawiać w środku.
- Jak wolisz.
Głos Domenica wydawał się równie ostry i nie
przyjemny jak wyraz twarzy.
Jego spojrzenie zdawało się mówić: „Sprowa
dziłaś mnie pod swoje drzwi, ale na tym koniec.
Nie zmusisz mnie do tego, żebym zrobił coś, na co
nie mam ochoty". Przenikliwy wzrok Domenica
był dla niej równie bolesny, jak uderzenie w poli
czek.
Jak mogła rozmawiać z człowiekiem, który
najwyraźniej miał wobec niej złe intencje? Kiedyś
była przekonana o jego szczerości i uczciwości,
więc brała za dobrą monetę historie, które jej
WŁOSKI KOCHANEK 1 8 5
opowiadał. We wszystko wierzyła bez najmniej
szych zastrzeżeń. Doskonale pamiętała, jak kiedyś
otwarcie oświadczył, że nie będzie się bawił w mał
żeństwo.
Musiała wziąć się w garść.
- Pić mi się chce - oznajmiła bezbarwnym
głosem. Usiłowała mówić tak, jakby jego po
trzeby kompletnie jej nie obchodziły. - Jeśli
chcesz, wejdź. Jeśli nie, zostań na dworze - do
dała.
Zostawiła otwarte drzwi. Zabrakło jej śmiało
ści, aby zerknąć przez ramię, czy za nią idzie.
Usiłowała sobie wmówić, że kompletnie jej to nie
obchodzi, ale doskonale wiedziała, że oszukuje
samą siebie.
Jego bliskość zachwiała światem Alice. Jej ser
ce biło gwałtownie, walczyła z zawrotami głowy.
W pewnej chwili poczuła falę mdłości.
Niedawno musiała stoczyć ze sobą bitwę, aby
się od niego uwolnić, a teraz najwyraźniej znowu
wpadła w pułapkę uczuć. Była bezradna. Nie wie
działa, jak sobie z nimi poradzić.
Czemu przyjechał? Tylko dlatego, że wysłała
mu list? Dlaczego dopiero po dwóch długich mie
siącach postanowił ją odnaleźć? Wcześniej zupeł
nie go nie obeszło, że postanowiła się z nim
rozstać?
- Możesz mi zrobić drinka.
Nie słyszała, by za nią wchodził, więc pod
skoczyła jak przestraszona kotka i niechcący
186
KATE WALKER
uderzyła szklanką o kran, z którego nalewała sobie
wody.
- Nerwowa jestem, co? - spytał Domenico
ironicznie. - W czym problem? Masz poczucie
winy?
- Ani trochę. - Alice z trudem zapanowała nad
drżeniem rąk. Nalała wody do szklanki, zakręciła
kurek i odwróciła się do gościa. Liczyła na to, że
Domenico odbiera jej zachowanie jako nonszalanc
kie i swobodne. - Po prostu uznałam, że jednak
zostaniesz na dworze i nie zechcesz wejść. No, ale
skoro się zdecydowałeś... Czego się napijesz? Ka
wy? A może herbatki?
- Żartujesz sobie, prawda? Dobrze wiesz, że
nie pijam herbaty. - Aż nim zatrzęsło z obrzydze
nia. Nie rozumiał angielskiego uzależnienia od tej
paskudnej używki. - Chyba o tym nie zapom
niałaś?
- Och, wybacz, proszę. Co z oczu, to z serca
- mruknęła.
To mu się wyraźnie nie spodobało. Spojrzał na
Alice tak złowrogo, że poczuła ucisk w gardle.
Doszła do wniosku, że niepotrzebnie go roz
złościła. Chciała, by jej uważnie wysłuchał i by
wspólnie coś postanowili w sprawie przyszłości
dziecka, które miało się urodzić. Zaślepiony
wściekłością nie był do tego zdolny. Postanowiła
złagodzić ton.
- Mogłeś przecież zupełnie się zmienić. Nasz
związek skończył się już jakiś czas temu - ciągnęła
WŁOSKI KOCHANEK
187
z pozorną obojętnością. - Poza tym wcale nie
jestem pewna, czy w ogóle kiedykolwiek znałam
prawdę o tobie. Nie byliśmy sobie specjalnie
bliscy.
- Spędziliśmy razem pół roku.
- Chyba zapominasz, że przez większość czasu
przebywałeś w pracy lub za granicą - przypo
mniała mu chłodno.
- Zanim się zaangażowałaś, ostrzegłem cię, że
tak to będzie wyglądało - przypomniał jej Dome-
nico spokojnie. - Nigdy nie mydliłem ci oczu.
- To prawda - przyznała. - Podkreślałeś to aż
nazbyt często.
Domenico zawsze twierdził, że praca jest treś
cią jego życia. Nie osiągnąłby wiele, gdyby był
wielbicielem życia rodzinnego i tylko siedział
w domu, a przecież stał na czele imperium kom
puterowego Parrisi, wartego setki milionów fun
tów. Tak, z Domenikiem należało się liczyć.
Ludzie niewiele o nim wiedzieli, nawet dzien
nikarzom nie udało się dotrzeć do jego rodziny.
Sprawy związane ze swoim pochodzeniem otaczał
tajemnicą. Krążyły pogłoski, że nigdy nie sypia,
rzadko kiedy jada, głównie pracuje. Podobno jedy
nych rozrywek zażywał nocą, podczas schadzek
z pięknymi kobietami.
Trzeba przyznać, że wyjątkowo urodziwymi.
Widywano je u jego boku podczas wszystkich
ważnych uroczystości, na których naturalnie nie
mogło zabraknąć prasy. Następnego dnia rubryki
188
KATE WALKER
towarzyskie były pełne jego zdjęć. Zawsze po
jawiał się w towarzystwie jakiejś niezwykłej pięk
ności.
Alice zdążyła się przekonać, że kobiety, z który
mi się afiszował, w gruncie rzeczy nie miały dla
Domenica najmniejszego znaczenia.
- Więc nie dlatego wyjechałaś?
Zdumiała się zarówno tym nieoczekiwanym
pytaniem, jak i faktem, że Domenico stał teraz
niepokojąco blisko niej. Serce Alice załomotało.
- Powiedziałam ci przecież, dlaczego musia
łam wyjechać - zauważyła cicho.
- O tak, rzeczywiście. Przestałaś się dobrze przy
mnie bawić, i w związku z tym postanowiłaś odejść.
- W jego głosie usłyszała lekko uwodzicielski ton.
A może tylko się jej zdawało... -A teraz powiedz mi
prawdę. Czemu się znudziłaś, słonko? Hm? Na
prawdę myślisz, że nie znam twojej tajemnicy?
- Po prostu...
Zawiesiła głos, nie mogąc wykrztusić ani słowa.
Na przemian otwierała i zamykała usta, lecz nie
wydobył się z nich żaden dźwięk. Czuła, że wy
gląda jak bezmyślna ryba. Domenico uśmiechnął
się pod nosem.
- Kiedy skończyła się dla ciebie dobra zabawa?
- dopytywał się. - Bo dla mnie trwała do samego
końca.
- Do końca?
Czy ten piskliwy głosik naprawdę wydobywał
się z jej gardła?
WŁOSKI KOCHANEK 1 8 9
- Bezwzględnie - potwierdził.
- Kawa gotowa - oświadczyła, aby zmienić
temat i zebrać myśli.
Domenico powoli pokręcił głową, a jego
uśmiech stał się wyraźnie łobuzerski.
- Za kawę raczej podziękuję - mruknął.
Co takiego? Alice znowu chciała coś powie
dzieć, ale naprawdę żaden dźwięk nie chciał
przejść przez jej ściśnięte gardło. Nerwowo prze
sunęła językiem po pełnych wargach. Nagle zdała
sobie sprawę z tego, że gość nie odrywa wzroku od
jej ust.
- Słucham? - wykrztusiła chrapliwie.
- Jest coś, na co mam znacznie większą ochotę.
Zanim zdołała ponownie odetchnąć, przywarł
wargami do jej ust.
ROZDZIAŁ DRUGI
Domenico musiał to przyznać: poniósł porażkę.
Nie zdołał się oprzeć pokusie. Wszedł do domu
Alice z mocnym postanowieniem, że będzie tylko
obserwował, jak się rozwinie sytuacja, żeby przy
padkiem nie popełnić błędu przy podejmowaniu
następnej decyzji.
Znajome, nieznośne pożądanie dopadło go jed
nak w chwili, gdy spojrzał na Alice.
Z początku zamierzał pozostać na dworze.
Przynajmniej w ten sposób mógł utrzymać dystans
między sobą a seksownym ciałem byłej kochanki.
Pokusa sprawiła, że przestał racjonalnie myśleć,
identycznie jak na samym początku ich znajomo
ści. Zapragnął Alice już po pięciu minutach od
chwili, gdy się poznali. Następnego dnia stało się
- wylądowali w łóżku. Nie potrafił przy niej nor
malnie myśleć, przytłoczony najbardziej pierwo
tnymi żądzami.
I do czego to doprowadziło? Po pół roku Alice
go zostawiła, oświadczając, że ma go dość, że
przestała się dobrze bawić i że nigdy nie wróci.
Dodała również, żeby jej nie szukał.
WŁOSKI KOCHANEK
191
Dlatego tym razem obiecał sobie rozwagę przy
podejmowaniu decyzji. Chciał najpierw myśleć,
potem działać. Dobrze się zastanowić przed na
stępnym ruchem. Nie mógł dopuścić do sytuacji,
w której jego libido zdominowałoby rozum.
Kompletne fiasko tych szczytnych planów na
stąpiło w chwili, gdy Alice odwróciła się do niego
plecami i ruszyła z powrotem do domu. Jej nie
świadome kołysanie biodrami podziałało na niego
jak płachta na byka. Na widok zgrabnych, dosko
nale wyrzeźbionych damskich pośladków w obcis
łych, czarnych dżinsach Domenico stracił kontrolę
nad sobą. Jego tętno gwałtownie przyśpieszyło,
ugięły się pod nim nogi.
Od całych dwóch miesięcy ta kobieta nie gościła
w jego łóżku. Nadeszła pora, by położyć temu kres.
- Coś, czego potrzeba mi znacznie bardziej niż
kawy - dodał szeptem.
Z początku zesztywniała, zaskoczona pieszczo
tą, nie odsunęła się jednak ani na centymetr. Zdzi
wiło go, że zupełnie nie stawiała oporu.
Pocałował ją ponownie, tym razem mocniej.
Bardziej stanowczo. Wsunął dłonie w jedwabiste
włosy Alice i objął jej głowę tak, aby bez prze
szkód rozkoszować się jędrnymi wargami ko
chanki.
Alice pozwalała mu na wszystko. Zamknęła
oczy, rozchyliła usta, ale zachowywała się biernie.
Nie przytuliła się do niego, czekała.
- Alice... Ukochana...
1 9 2 KATE WALKER
Przesunął dłonią po jej plecach, sięgnął do bio
der i wsunął rękę pod jej luźny podkoszulek.
Lekko drgnęła, zdrętwiała i nieruchoma. Choć
nie oderwała ust od warg Domenica, jej krótko
trwałe wahanie dało mu do myślenia. Postanowił
się nie śpieszyć, aby przypadkiem nie spłoszyć
kobiety, na której mu zależało.
Powoli odchylił głowę, ponownie położył dłoń
na biodrze Alice i spokojnie obciągnął bawełniany
materiał.
- Nie - szepnął, choć z trudem wytrzymywał
napięcie. - Nie.
Z niedowierzaniem zamrugała oczami.
- Nie? - spytała, wyraźnie zdezorientowana.
O co mu chodziło? Alice nie potrafiła znaleźć
odpowiedzi na to oczywiste pytanie. Zmienność
nastrojów Domenica była doprawdy męcząca.
Przyjechał oziębły i wściekły do tego stopnia, że
nie chciał nawet wejść do jej domu. Potem uparł się
z nią rozmawiać. Przestraszył ją, że zna jej tajemni
cę. Następnie przeobraził się w dobrze jej znanego
uwodziciela, a na sam koniec postanowił się wyco
fać. Najprawdopodobniej po prostu kpił sobie z niej.
- To nie byłoby rozsądne - oświadczył. - Przy
najmniej nie teraz.
Alice wstrzymała oddech i zacisnęła zęby. Kor
ciło ją, by zetrzeć butny uśmieszek z twarzy tego
Włocha. Sama była sobie winna. Ledwie jej do
tknął, a ona momentalnie uległa, zupełnie jakby się
wcale nie rozstali. Ten mężczyzna złamał jej serce
WŁOSKI KOCHANEK 1 9 3
i nie mógł tego naprawić, więc na co właściwie
liczyła?
- Więc kawa - mruknęła.
- Kawa - potwierdził Domenico, ale się nie
odsunął.
Nie uśmiechał się, patrzył na nią z powagą.
Czuła się tak, jakby próbował prześwietlić ją wzro
kiem na wylot. Przypominał wielkiego, drapież
nego kota, który się zastanawia, czy to niespokojne
stworzonko w ogóle jest warte zachodu.
Czyżby zatem ten pocałunek nic dla niego nie
znaczył? Czyżby chciał tylko dowieść swojej siły?
Drżącą ręką sięgnęła po słoik z kawą oraz dzba
nek i w tej samej chwili przypomniała sobie, że
w ciąży przestała tolerować zapach mielonej ka
wy. Momentalnie żołądek podszedł jej do gardła.
Zamknęła oczy, aby zapanować nad odruchem
wymiotnym.
- Coś ci się stało? - Domenico zauważył jej
reakcję i poruszył się niespokojnie.
- Nie - burknęła. - Nic mi nie jest.
Błyskawicznie otworzyła oczy. Postanowiła
wstrzymać oddech, aby nie wciągać do płuc nie
znośnej woni kawy, którą musiała przełożyć do
szklanego dzbanka.
- Szczerze mówiąc, nie wyglądasz najlepiej
- zauważył Domenico.
- Po prostu nie spodziewałam się twojego
przybycia.
Mówiła prawdę. Była przekonana, że Domenico
1 9 4 KATE WALKER
zadzwoni w odpowiedzi na jej list, w którym
prosiła go o rozmowę. Niby po co miałby się tu
stawiać we własnej osobie?
- Nie mogłem wytrzymać, musiałem przyje
chać. Żeby cię zobaczyć - wyznał.
- Akurat. - Nie wierzyła mu ani na jotę. Musiał
mieć jakiś ukryty powód.
Wzruszył ramionami, dając Alice do zrozumie
nia, że nie obchodzą go jej wątpliwości.
- Trudno cię było znaleźć - zauważył.
- Może nie chciałam zostać znaleziona. - Na
gle dotarł do niej sens jego słów. - Szukałeś mnie?
Mówisz poważnie?
- Pewnie - przyznał.
- Jakoś trudno mi w to uwierzyć.
Jej ręce tak drżały, że kawa wysypała się ze
słoika prosto na blat.
- Psiakrew!
Pośpiesznie sięgnęła po papierowy ręcznik i za
częła zbierać drobinki zmielonej kawy, w rezul
tacie tylko jeszcze bardziej je rozsypując.
- Ja się tym zajmę.
Podskoczyła, gdy Domenico położył rękę na jej
dłoni. Po chwili w kuchni znów panował idealny
porządek, lecz Alice nie mogła się uspokoić, poru
szona dotykiem Domenica. Uścisk był zarazem
delikatny i na tyle mocny, że nie była w stanie się
odsunąć.
- Straszna ze mnie niezdara - wykrztusiła ner
wowo.
WŁOSKI KOCHANEK
195
Jej serce waliło jak młotem, ledwie udawało się
jej złapać oddech.
- Niezdara - przytaknął. - Za to jaka piękna.
- Co? - Pomyślała, że się przesłyszała.
- Masz cudowne dłonie...
Domenico poruszył kciukiem. Przesunął nim po
jej środkowym palcu, po kostkach i delikatnej
skórze dłoni. Po grzbiecie Alice przebiegły ciarki.
- Bella...
- Dom... - To słowo ugrzęzło jej w gardle.
Dopiero gdy zapadła cisza, Alice uświadomiła
sobie, że wypowiedziała zdrobnienie od jego imie
nia...
Długo się przyzwyczajała do takiej formy. Kie
dyś myślała, że tylko i wyłącznie ona może się tak
do niego zwracać. Była z tego dumna, czuła się
wyróżniona.
- Czemu nie miałbym cię szukać, skoro jesteś
taka piękna? I w dodatku masz cudowne dłonie...
- Ponownie przesunął kciukiem po ręce Alice.
Jego przenikliwe spojrzenie utkwiło w jej
oczach z taką intensywnością, że nie potrafiła
odwrócić wzroku. Ani na moment nie puszczając
palców Alice, podniósł drugą dłoń, po czym do
tknął jej czoła, skroni, przesunął opuszkiem po
policzku i zarysie szczęki, aby łagodnie ująć ją za
brodę.
Nie miał wątpliwości, co widzi w jego oczach.
Pożądanie.
Palącą, nieskrywaną żądzę, która łagodziła jego
1 9 6 KATE WALKER
surowy wzrok i pogłębiała czerń źrenic, i tak
mrocznych, niezgłębionych.
- Dom... - Spróbowała ponownie, ale on jej nie
słuchał.
- Masz piękne oczy - mruknął i pochylił się ku
niej, aby złożyć ciepły pocałunek na powiece Ali
ce. - I piękne włosy.
Zamknęła oczy, lecz wyraźnie czuła, jak jego
wargi pieszczą kosmyki jej włosów. Dopadł ją
dobrze znany, pierwotny głód, który bezlitosnym
pulsowaniem przypomniał jej o tym, co wielokrot
nie czuła przy tym mężczyźnie.
Wrażenie okazało się zbyt silne, aby zdołała
zebrać myśli.
- I takie piękne, piękne usta...
Przez cały czas miała zamknięte oczy, lecz
wiedziała, że Domenico jest blisko, tuż obok.
Wyczuła na ustach ciepło jego oddechu.
Wiedziała, że pocałuje ją ponownie, a gdy to
nastąpi, ona przepadnie. Będzie bezbronna. Z pew
nością mu się nie oprze.
Zaledwie chwilę temu, kiedy wziął ją w ramio
na, z najwyższym trudem zapanowała nad sobą
i swoimi uczuciami. Niewiele brakowało, a pod
dałaby mu się wtedy, pogrążyła się w otchłani
pożądania.
Wykluczone!
Czyżby całkiem zwariowała? Nie mogła do
tego dopuścić, za żadne skarby nie mogła się
poddać. Była świadoma, że zmysłowe doznania,
WŁOSKI KOCHANEK
197
jakie jej fundował, były nawykiem, może uzależ
nieniem, lecz niczym więcej!
Spędziła z Domenikiem pół roku. Od samego
początku byli kochankami - nie potrafiła ani nawet
nie chciała mu się oprzeć. Przez sześć miesięcy
niemal uzależniła się od jego pocałunków i piesz
czot. Doskonale wiedział, jak jej dotykać, jak
całować, a jej ciało, świetnie do niego dopasowa
ne, reagowało momentalnie, niczym najwyższej
klasy instrument muzyczny pod palcami mistrza.
To tylko nawyk, powtórzyła w myślach. Z pew
nością się nie myliła... Dlaczego zatem ta świado
mość w niczym jej nie pomagała?
- Alice... - wyszeptał Domenico.
Z trudem rozchyliła powieki. Ujrzała jego twarz
bliżej, niż się spodziewała, zaledwie kilka centy
metrów od własnej. Oczy mu płonęły, a niewiary
godnie długie, czarne i gęste rzęsy prawie ocierały
się o jej skórę, gdy mrugał.
Nie zdołała odwrócić wzroku, nawet kiedy przy
sunął się tak blisko, że ich usta się musnęły. Dotknął
jej, nic więcej. Lekko, delikatnie, przelotnie. Zaraz
potem znów odsunął głowę, lecz nawet ten krótko
trwały kontakt wprawił Alice w stan oszołomienia.
- Dom, proszę cię... - westchnęła. - Nie...
chcę...
Jego usta rozchyliły się w uśmiechu. Wiedziała,
co teraz nastąpi, musiała się z tym pogodzić.
- Nie chcesz? - spytał cicho. - A może chcesz,
tylko czegoś innego?
198
KATE WALKER
Nie potrafiła udzielić mu odpowiedzi, sama nie
rozumiała, o co jej chodzi. Była kompletnie roz
darta: jednocześnie chciała i nie chciała. W końcu
musiała się na coś zdecydować.
Domenico nie czekał na wyjaśnienia. Ponow
nie się pochylił, przywarł wargami do jej ust
i lekko przechylił głowę. Alice przepadła z krete
sem. Za pierwszym razem była bliska szaleństwa.
Teraz nie mogła się już dłużej bronić i powstrzy
mywać.
Myliła się. Zrozumiała, że to nie żaden nawyk,
nie nałóg. Przetoczyły się po niej gorące fale
zmysłowości. Tak wyglądała namiętność, cielesna
żądza, pragnienie.
Pożądanie.
Czy miłość?
Wielkie nieba, nie! Na pewno nie miłość.
Oby tylko nie okazało się, że w grę wchodzi
głębsze uczucie. Teraz było już na nie za późno!
Potrafiła poradzić sobie z żądzą. Umiała sobie
wytłumaczyć pożądanie. Namiętność... Domenico
zawsze rozbudzał w niej palącą namiętność, której
nie potrafiła kontrolować, przed którą nie znała
drogi ucieczki. Od początku znajdowała się na
przegranej pozycji. Wyglądało na to, że Domenico
ponownie poprowadzi ją znajomą ścieżką.
Nie chciała go kochać. Miłość była zbyt boles
na. Po rozstaniu Alice cierpiała tak bardzo, że
niemal postradała zmysły.
- Nie każ mi przestawać - wyszeptał Domeni-
WŁOSKI KOCHANEK
199
co. Nie była w stanie zorientować się, czy żądał,
czy też prosił. - Nie zdołam się powstrzymać!
Jego głos brzmiał chrapliwie, drapieżnie. Za tę
szorstkość odpowiadał ten sam głód, który trawił
jej żyły.
Między jednym a drugim słowem Domenico
całował Alice, coraz natarczywiej, coraz mocniej.
Z każdym pocałunkiem jej opór topniał, aż wresz
cie znikł całkowicie. Przywarła do ukochanego,
otoczyła mu szyję rękami. Była na niego gotowa,
a on doskonale to wyczuwał.
- Nie mogę się powstrzymać! Nie potrafię!
- Nie przestawaj...
Głos uwiązł Alice w gardle. Chciała raz jeszcze
zaznać tej zniewalającej namiętności. Pragnęła po
czuć siłę jego uścisku, jego dotyk na skórze, wargi
na swoich ustach.
Być może tylko zaklinała rzeczywistość, lecz
w głębi jej serca tliła się jeszcze iskierka nadziei,
która mogła rozniecić pożar, wbrew zdrowemu
rozsądkowi.
Nie mogłem się trzymać z daleka.
Jego słowa zawirowały jej w głowie, tłumiąc
wszystkie inne myśli.
Trudno cię było znaleźć.
Szukał jej. Przyjechał nie tylko dlatego, że
wysłała do niego list. Pragnął ją odnaleźć. Przy
jechałby już wcześniej, jednak coś go przed tym
powstrzymywało. Teraz tutaj był, obejmował ją,
całował.
2 0 0 KATE WALKER
Ogarnęło ją wrażenie, że jest bliska szaleństwa
i że postrada zmysły, jeśli natychmiast mu się nie
odda.
- Nie przestawaj... - westchnęła ponownie
i wyczuła, że na jego ustach pojawił się przelotny
uśmiech nieskrywanej satysfakcji.
- Nie przestanę - obiecał szczerze. - Przysię
gam, że nie przerwę do czasu, gdy oboje będziemy
zbyt wyczerpani, aby myśleć, zbyt nasyceni, aby
oddychać.
Wziął ją w ramiona i odwrócił się ku drzwiom.
- Na górę? - mruknął chrapliwym głosem z bar
dzo mocnym akcentem.
- Na górę - potwierdziła, świadoma, że tego
właśnie pragnie, bez względu na to, co się wydarzy
potem.
ROZDZIAŁ TRZECI
Kuchnia wydawała się mniejsza niż zwykle,
gdyż przytłoczyła ją obecność Domenica, lecz gdy
wszedł do sypialni, skurczyła się ona do rozmia
rów pokoiku dla lalek. Przy potężnie zbudowanym
mężczyźnie normalne przedmioty wydawały się
maleńkie, a jego ciemna cera i czarne włosy dziw
nie kontrastowały z biało-zielonym, kwiecistym,
wręcz dziewczęcym wystrojem wnętrza oraz meb
lami z bejcowanej sosny.
Po jednej stronie pomieszczenia spadzisty dach
całkowicie uniemożliwiał przebywanie w pozycji
stojącej, więc Domenico się pochylił, niosąc Alice
do łóżka. Nawet kiedy kładł ją na zniszczonej
narzucie i siadał obok, musiał bezustannie pochy
lać głowę, aby nie uderzyć nią w sufit.
Już po chwili zaczął obsypywać Alice pocałun
kami. Nie mogła zebrać myśli, kręciło się jej
w głowie. Domenico położył dłonie na jej karku
i palcami przeczesał czarne, miękkie włosy. Potem
zbliżył do niej twarz.
- Brakowało mi twojej bliskości - wyszeptał.
- Nawet nie podejrzewasz, jak bardzo.
2 0 2 KATE WALKER
Przy silnym, obcym akcencie Domenica, te
ciche słowa były ledwie zrozumiałe.
Alice nie musiała jednak wyraźnie słyszeć wy
znań kochanka, aby je świetnie rozumieć. Dosko
nale wyczuwała jego żądzę, kiedy ją głaskał,
kiedy niecierpliwie ściągał jej sweter z ramion,
szarpał luźny podkoszulek. Jego twarde palce
zdawały się wypalać znaki na jej skórze, gdy
badały wszystkie krzywizny ciała, sunąc coraz
wyżej.
Wstrzymała oddech, gdy jego duże dłonie dotar
ły do piersi i objęły je łagodnie.
- Nie masz stanika? - spytał cicho. Jego ciem
ne oczy zalśniły.
- Nie, jestem...
Raptownie umilkła, w ostatniej chwili uświado
miwszy sobie, jak bliska była wyjawienia tajem
nicy.
Od kilku tygodni unikała noszenia stanika, źle
się w nim czuła. Jej piersi stały się wrażliwe
i delikatne, więc chciała im oszczędzić zbędnego
ucisku. Nawet delikatny jedwab i koronka momen
tami boleśnie ugniatały i drażniły skórę.
Już wcześniej dostrzegła zmiany w swoim cie
le. Jej sylwetka się zaokrągliła, dojrzała. Nic
dziwnego, że Alice zwracała ogromną uwagę na
własne ciało i zmiany z nim związane, ale czy
Domenico dostrzeże różnice w kształtach, które
nie tak dawno temu znał na pamięć? Czy wyczuje
zmianę?
WŁOSKI KOCHANEK 2 0 3
Dotknął jej, a wtedy położyła głowę na podusz
ce i mimowolnie jęknęła. Nadwrażliwość ciała
nagle okazała się jej sprzymierzeńcem.
- Spodobało ci się to, co robię?
Uśmiech Domenica pełen był głębokiej, dra
pieżnej satysfakcji, jaką odczuwa stuprocentowy
mężczyzna, widząc, że pod wpływem jego dotyku
kobieta traci panowanie nad sobą. Najwyraźniej
spodziewał się tej niekontrolowanej eksplozji roz
koszy.
- Pewnie, że ci się spodobało. - Sam sobie
odpowiedział. Bezczelnie nie krył pewności sie
bie. - To jeszcze nie koniec. Wyobraź sobie,
że ja jestem inny niż ty. Dla mnie to nie jest
tak, że co z oczu, to z serca. Możesz mi nie
wierzyć, ale myślałem o tobie bez przerwy od
dnia, w którym wróciłem do domu i cię nie
zastałem.
- Bez przerwy? - powtórzyła Alice chrapliwie.
Pragnienie kompletnie wysuszyło jej usta.
- Tak jest - potwierdził. - Jakże mógłbym
zapomnieć o czymś tak niesamowitym?
- Domenico...
Wypowiedziała jego imię z niekłamanym za
chwytem i poruszyła się instynktownie, aby łatwiej
mógł ściągnąć podkoszulek z jej ciała. Następnie
znieruchomiała w napięciu i patrzyła, jak rozpina
jej czarne dżinsy i zsuwa je powoli
- Och, proszę... - krzyknęła Alice. - Domeni
co, proszę!
204 KATE WALKER
Nie potrafiła się pohamować. Nie umiała po
wstrzymać fali głodu, która ją porwała. Nie mia
ła pojęcia, jak Domenicowi udawało się zacho
wać spokój, może tylko pozorny, dlaczego nie
zdziera z siebie ubrania, nie rzuca się na nią,
nie rozładowuje napięcia i nie zaspokaja ciele
snej żądzy. Przecież mógł to uczynić, leżała
przed nim gotowa na wszystko, ciepła, gościn
na...
Pragnął jej, doskonale to wyczuwała, gdy się
o nią ocierał, gdy muskał jej skórę.
W pewnej chwili odchylił głowę i jęknął. Jego
ciemne oczy błyszczały, gdy ponownie spojrzał na
jej zarumienioną twarz.
- Och, proszę... - powtórzył drwiąco, bezlito
śnie naśladując jej ton. - Bella, powiedz, jak
mnie zapamiętałaś? Czy przypadkiem nie zapo
mniałaś, jak to jest być z mężczyzną? Z praw
dziwym facetem, który potrafi zaspokoić ko
chankę?
Miała zapomnieć? Skąd, pamiętała wszystko,
i wiedziała, że pamięć nigdy jej nie zawiedzie.
Usiłowała zepchnąć niewygodne wspomnienia
w najodleglejszy kąt umysłu, na próżno jednak.
Spędziła z Domenikiem zbyt dużo czasu, aby nagle
puścić wszystko w niepamięć. Tyle niekończących
się, wyczerpujących nocy, które przetrwała samot
nie, usiłując zasnąć - czyż istniał lepszy dowód na
to, jak dobrze pamięta ekskochanka? Długie go
dziny przemyśleń, poświęconych wyłącznie Do-
WŁOSKI KOCHANEK 2 0 5
menicowi, jego bliskości w dużym, miękkim łóżku
w mieszkaniu w Mediolanie lub w willi pod Flo
rencją. Kochali się bez opamiętania, a ona zawsze
dawała się porwać zmysłowej satysfakcji. Potem
leżała wyczerpana, zadowolona, zaspokojona pod
każdym względem.
Jak mogłaby o tym zapomnieć? Czy ktokolwiek
potrafiłby wymazać z pamięci równie porywające
wspomnienia?
Nawet kiedy zasypiała, w jej snach roiło się od
palących, erotycznych obrazów, wspomnień roz
grzewających krew i ciało. Rzucała się wtedy
w pościeli, przewracała z boku na bok, często
głośno jęcząc w środku nocy. Po wielokroć budziła
się na zmiętym prześcieradle, zaplątana w kołdrę,
z gwałtownie walącym sercem, ciężko dysząc. Jej
skórę pokrywał wtedy pot, który pojawiał się na
samą jej myśl o tym, że Domenico mógłby leżeć
tuż przy niej.
Teraz jej marzenia się ziściły, sny okazały się
rzeczywistością. Domenico ją obejmował, jego
dłonie pieściły jej ciało, a męski zapach drażnił
nozdrza. Doskonale wiedziała, za czym i za kim
tęskniła, czego jej brakowało. Gdy byli z dala
od siebie, toczyła skazane na porażkę zmagania
z samotnością i pustką. Pustką, którą tylko Do
menico mógł zapełnić.
Była całkiem świadoma, że nie ma już dla niej
odwrotu.
Nie obchodziło jej, czy to, co zrobi za chwilę
206 KATE WALKER
z tym nieprawdopodobnie przystojnym Włochem,
zrobi po raz ostatni. Była zdecydowana mieć go
dla siebie choćby na jedną noc, choć - rzecz jasna
- skrycie marzyła o tym, że razem spędzą przy
szłość. Mogła się cieszyć chwilą, ale nie rezyg
nowała z nadziei na to, że stworzy wspólny dom
z tym człowiekiem. Nie zamierzała dawać za wy
graną. Czuła, że jeśli nie dopnie swego, z pewnoś
cią nie poradzi sobie z samotnością.
Ponownie poruszyła się pod jego ciężarem. Ce
lowo odchyliła plecy, aby mocniej do niego przy
wrzeć, i dotknęła palcami guzików jego koszuli.
- Nie zapomniałam - przyznała chrapliwie
i przytuliła twarz do jego policzka, aby nie patrzeć
mu w oczy. Tak mocno przywarła ustami do oliw
kowej skóry kochanka, że dobrze wyczuwała jego
kiełkujący, gęsty zarost. - Ani na chwilę. Są rze
czy, których się nigdy nie zapomina.
W odpowiedzi Domenico zaśmiał się triumfal
nie, gardłowo i uniósł dłoń, aby pomóc Alice
rozpiąć guziki. Poradził sobie z nimi szybko i spraw
nie, wystarczyło mu kilka sekund. Wyprostował
się nieznacznie i zrzucił z siebie koszulę wraz
z doskonale skrojoną marynarką. Błyskawicznie
cisnął ubranie na bok, nie zwracając uwagi na to,
gdzie wyląduje.
Alice przypomniała sobie, że Domenico zawsze
tak robi. Cóż, tego akurat nie zapamiętała. Z przy
jemnością patrzyła teraz na jego gładką i miękką
skórę, pod którą prężyły się mięśnie szerokich
WŁOSKI KOCHANEK 2 0 7
barków. Nie potrafiła opędzić się od myśli, że
rewelacyjne ciało Domenica jest rozkoszne pod
każdym względem: świetnie wygląda i doskonale
nadaje się do dotykania.
Była przekonana, że nigdy więcej tego nie zro
bi, jednakże pragnienie, by dotykać mężczyzny
w intymny sposób, okazało się tak silnym dozna
niem erotycznym, że uderzyło jej do głowy niczym
spory haust mocnej brandy. W ułamku sekundy
przyjemnie podniecające ciepło rozlało się po ca
łym jej ciele. Nawet gdyby chciała, nie mogła się
powstrzymać. Musiała go głaskać, pieścić, czuć.
Zebrała się nawet na odwagę i przywarła ustami do
jego rozpalonego ciała, aby przypomnieć sobie
wyjątkowy smak jego skóry, jej zapach. Chciała
znowu znaleźć się jak najbliżej niego.
- Alice... - Domenico nie był w stanie wy
krztusić nic więcej. Stracił panowanie nad sobą.
Nawet jej imię wypowiedział inaczej niż dotąd
- nie zwyczajnie, zgodnie z angielskimi zasadami
fonetyki, lecz znacznie bardziej egzotycznie. Alice
nie słyszała, by ktokolwiek poza nim tak uroczo
przeciągał głoski w jej imieniu.
Wsunął mocne dłonie pod jej włosy na karku
i zacisnął palce na ciemnych, lśniących pasmach.
Odchylił głowę Alice, aby zagarnąć jej pełne,
wilgotne usta. Ani na moment nie zwalniając uści
sku, niecierpliwie sięgnął do pasa i zaklął agresyw
nie, kiedy rozporek nie rozpiął się dostatecznie
szybko.
208
KATE WALKER
Właściwie nie rozpiął się wcale, co wzbudziło
wyraźną irytację krewkiego Włocha.
- Pomogę ci - zaproponowała Alice i wpraw
nym ruchem sięgnęła do zamka błyskawicznego.
Rozsunęła go.
Ten ruch wystarczył, aby Domenico natych
miast stracił resztki panowania nad sobą. Wyszep
tał imię ukochanej i sam się zdumiał, że zabrzmia
ło ono zarazem agresywnie i czule. Pchnął Alice na
poduszkę, potem pocałował ją mocno, głęboko.
Brutalnie ściągnął z jej ciała skrawek jedwabiu,
ostatni element garderoby, który miała na sobie.
Zachował się tak gwałtownie, że Alice usłyszała
trzask rozrywanego materiału i poczuła, że elas
tyczna gumka na jej biodrach pęka.
Ani na moment nie przejęła się jednak tym
dziełem zniszczenia. Interesował ją wyłącznie do
tyk ust Domenica na jej ciele, jego gorący język.
Ciepła, zdecydowana dłoń rozbudzała jej zmysły,
kiedy ją głaskał, kusił, pieścił. Ta zmysłowa sty
mulacja była oszałamiająca i doprowadzała ją na
skraj eksplozji.
Gdy Alice była pewna, że kompletnie się za
traci, niecna prowokacja dobiegła końca. Domeni
co wepchnął jej między uda jedno kolano i roz
chylił jej nogi, aby się przed nim otworzyła.
- Jeśli o mnie chodzi, zapamiętałem właśnie to
- oświadczył z mocnym włoskim akcentem, wyraź
nie i dobitnie. - Tak się z tobą bawiłem, tego od
ciebie chciałem i tego zawsze będę pragnął.
WŁOSKI KOCHANEK
209
Gdy w nią wszedł, Alice w jednej chwili zapom
niała o całym świecie. Straciła poczucie czasu
i zanurzyła się w otchłani rozkoszy. Docierało do
niej tylko to, że jest z mężczyzną, którego pragnie
nad życie. Dominował nad nią i to jej odpowiadało.
Chciała być całkowicie pod jego wpływem.
Nie miała pojęcia, ile czasu zajął jej powrót na
ziemię. Wiedziała tylko, że powoli, niechętnie
odzyskiwała świadomość, wciąż drżąc pod wpły
wem szalonej rozkoszy. W myślach kołatało się jej
tylko jedno wspomnienie - słowa Domenica, który
wyznał, że nie mógł się trzymać z daleka i że
niełatwo było mu ją znaleźć.
Był taki pewny siebie, triumfował. Nie sądziła,
że jej ucieczka tak się zakończy. Nie bardzo wie
działa, jaki będzie jego następny ruch, jak Domeni-
co spróbuje sobie poradzić z dotychczasowymi
problemami. Musiała jednak przyznać, że właś
ciwie mało ją to obchodziło.
Istotne było tylko to, że Domenico leżał tuż
obok, blisko, bardzo blisko. Szukał jej, a gdy tylko
do niego napisała, momentalnie przybył. Nie za
wahał się, nie zadzwonił, nie napisał listu - zjawił
się osobiście, aby wyjawić, że nie mógł się trzymać
od niej z daleka. Potem kochał się z nią tak
żarliwie, jakby chciał dowieść wyjątkowej inten
sywności swoich uczuć. Nigdy nie podejrzewała,
że darzy ją takim uczuciem. Znów przepełniło ją
szczęście.
Rzecz jasna, istniało jeszcze wiele kwestii,
210
KATE WALKER
które musieli sobie wyjaśnić. Chciała poznać pra
wdę o Pippie Marinelli i musiała jeszcze poinfor
mować Domenica, że wkrótce zostanie ojcem.
Wszystko to jednak mogło zaczekać na odpowied
niejszą chwilę. Teraz to było naprawdę bez zna
czenia.
Zaspokojona, wyczerpana i zadowolona, zapad
ła w mocny sen.
Świadomość powracała powoli. Alice powróci
ła do rzeczywistości po bardzo głębokim śnie
i przede wszystkim zwróciła uwagę na ciszę. Wo
kół panował zaskakujący spokój. Nagle przypo
mniała sobie, co się tu działo zaledwie kilka godzin
temu, i mimowolnie się zarumieniła.
Czyżby Domenico również zasnął? Może jesz
cze się nie obudził? Czy zapadł w rozkoszne
odrętwienie po tym, jak rozładował napięcie, które
dręczyło ich oboje od ponad dwóch miesięcy?
Przeszło jej przez myśl, że nadszedł czas praw
dy. Musiała mu wyznać wszystko, co ją dręczyło.
Leżał obok niej, spokojny i odprężony. Postanowi
ła wyjawić mu, czemu prosiła go o przybycie,
i miała nadzieję, że jej uważnie wysłucha. Cieka
we, czy mogła liczyć na to, że jej dziecko będzie
miało ojca... Wszystko wskazywało na to, że nic
nie stoi na przeszkodzie.
Po kilku minutach jednak Alice zrozumiała, że
otaczająca ją cisza jest nietypowa i pełna napięcia.
Grała jej na nerwach. Dziewczyna czuła się co
WŁOSKI KOCHANEK 2 1 1
najmniej dziwnie - odnosiła wrażenie, że jest
obserwowana. Nie wiedziała, z czego to wynika.
Domenico leżał u jej boku, właśnie lekko się
poruszył. Zapewne dopiero się budził, tak jak ona
przed chwilą.
Ponieważ Alice dobrze znała Domenica, była
pewna, że lada moment odzyska on pełnię sił
witalnych. Jego zdolność szybkiej regeneracji
i niespożyty apetyt seksualny były wręcz zdumie
wające. To, co wyczyniali przed zaśnięciem, bez
wątpienia zaostrzyło mu smak i będzie się domagał
dokładki. Kto wie, może już był podniecony...
Alice instynktownie wyczuła jednak, że coś jest
nie tak. W sypialni panowała dziwna atmosfera,
daleka od zmysłowości i odprężenia, których ocze
kiwała. Mężczyzna obok niej wydawał się dziwnie
spięty. Rytm jego oddechu sugerował zmianę na
stroju, i to na taki, którego wcale sobie nie życzyła.
Po grzbiecie Alice przebiegł zimny dreszcz,
jej wyciągnięte nogi mimowolnie zesztywniały.
Zrobiło się jej chłodno, zupełnie jakby zaczynała
chorować.
Powoli, niepewnie, rozchyliła powieki i spo
jrzała prosto w oczy mężczyzny u swojego boku.
Domenico nie spał już od dawna, obudził się
jeszcze przed Alice. Teraz leżał oparty na łokciu
i obserwował kochankę. Nie miała pojęcia, czemu
tak na nią patrzy. Jego oszałamiająco piękna twarz
o regularnych rysach nie zdradzała absolutnie żad
nych uczuć.
212
KATE WALKER
Alice uśmiechnęła się do niego na powitanie.
Nie odpowiedział jej jednak uśmiechem, jego
zmysłowe usta pozostawały mocno zaciśnięte.
- Cześć - szepnęła cicho i ponownie obda
rzyła go uśmiechem. Spoważniała niemal na
tychmiast, gdyż Domenico przez cały czas obser
wował ją z chłodną powagą. - Tak bardzo się
cieszę, że jesteś tutaj ze mną. Od dawna nie
śpisz?
Puścił jej pytanie mimo uszu, nie poświęcając
mu nawet sekundy uwagi. Przyjrzał się kochance
od stóp do głów. Mimo że miał lodowate spo
jrzenie, napawał się widokiem ciała dziewczyny,
wciąż odprężonej po seksualnej eksplozji. Po
chwili, wyraźnie usatysfakcjonowany, ponownie
popatrzył na jej twarz.
- Skończyły się uciechy, co? - spytał cynicz
nie. - Tak mi przykro, słonko, ale musisz coś
wiedzieć: nie wierzę ci. Nie wierzę ani jednemu
twojemu słowu. To, co między nami zaszło, dowo
dzi, że jesteś kłamczucha. I to niskich lotów,
niestety. Aż przykro mi o tym mówić.
- Ależ... co ty mówisz, Domenico...
Alice usiłowała znaleźć odpowiednie słowa,
aby wyrazić, co czuje, lecz za każdym razem, gdy
próbowała cokolwiek powiedzieć, emocje tłumiły
jej dech w piersiach. Zdawała sobie sprawę z tego,
że na jej policzkach wykwitły rumieńce. Nic na to
nie mogła poradzić. Domenico patrzył na jej mę
czarnie i zdawał się czerpać z nich satysfakcję.
WŁOSKI KOCHANEK 2 1 3
- Przyznaj się, sama przed sobą, bo przede mną
nie musisz - ciągnął Włoch, kompletnie ignorując
jej konsternację. - Robiłaś to wszystko wyłącznie
dla uciechy, prawda? Nieźle się bawiłaś, przyznaj.
Będę szczery: mnie również było dobrze. Chętnie
powtórzyłbym z tobą to, co nam obojgu sprawiło
taką frajdę. Nie da się ukryć, mam słabość do
twojego ciała. Chciałbym nasycić się nim po uszy,
ale tak naprawdę nie zależy mi na tobie. Nie jestem
w tobie zakochany. Przyjechałem wyłącznie dla
seksu, bella mia. Nawet jeśli twoim zdaniem nasz
związek przygasł i nagle zabrakło w nim namięt
ności, ja jestem innego zdania. Dowiodłem ci tego,
chyba mi wierzysz? Zapamiętaj sobie jedno - nasz
związek będzie trwał, dopóki zechcę. Mam na
ciebie ochotę i prędko mi to nie minie, więc
pozostaniemy razem, na pewien czas, oczywiście.
I jeszcze jedno. Może sobie tego nie uświadomiłaś
do tej pory, więc coś ci wyjaśnię: żadna kobieta
nie będzie mnie samowolnie opuszczała. Wydaje
ci się, że możesz mnie rzucić, kiedy zechcesz?
Nie, to wykluczone. Zapamiętaj to sobie raz na
zawsze. Przeliczyłaś się, słonko. Będzie tak, jak
ja chcę.
Pochylił się i pocałował ją w lekko rozchylone
ze zdumienia usta. Był to jednak pocałunek oschły,
zimny, całkowicie pozbawiony namiętności. Ta
lodowata wzgarda kochanka wdarła się do duszy
Alice i pozbawiła ją złudzeń.
- Alice, nasz związek trwa i będzie trwał,
2 1 4 KATE WALKER
chyba że zadecyduję inaczej - ciągnął, zupełnie
niepotrzebnie, bo przestała słuchać. - Zostaniesz
ze mną, bo ja tak ci każę. Jesteś moja, chcę ciebie.
Dam ci znać, gdy będziesz mogła odejść. Sam
zadecyduję, kiedy to nastąpi.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Alice poczuła się tak, jakby Domenico ją spoli-
czkował. Jeszcze nigdy dotąd nie doznała takiego
upokorzenia ze strony mężczyzny, poza którym
jeszcze niedawno nie widziała świata.
Mocny, okrutny pocałunek wprawił ją w osłu
pienie. Oddychała ciężko, zdumiona, że jeszcze
nie straciła przytomności. Czuła ból w całym ciele.
- Przecież ja... I ty...
Nie byłaby bardziej wstrząśnięta i obolała, gdy
by w środku nocy na jej głowie wylądowało wiadro
lodowatej wody. Prysły jej nadzieje, wszystko
wydawało się bez sensu. Marzenia, które jeszcze
przed chwilą snuła, przeobraziły się w senny kosz
mar. Jej serce łomotało jak oszalałe.
Groził jej. Uznał ją za swoją własność. W tym
związku nie miała absolutnie nic do powiedzenia,
bo liczył się tylko i wyłącznie on - Domenico.
Właśnie dlatego do niej przyjechał. Nie chodzi
ło o to, że przejmował się jej losem, chciał dla niej
jak najlepiej. Po prostu zabrakło mu w domu
cennej maskotki, więc postanowił ją odszukać
i wskazać należne jej miejsce. Skoro całkowicie ją
216 KATE WALKER
zaanektował, uznał za swoją własność, to należało
przygotować się na to, że ją wyrzuci, gdy najdzie
go taki kaprys.
Ta myśl zabolała ją jeszcze bardziej. Alice
uświadomiła sobie, że przestała panować nad wła
snym losem. Ktoś inny podejmował decyzje doty
czące jej życia i przyszłości. Jej cierpienie stało się
tak intensywne, że była bliska omdlenia z bólu.
Instynktownie zacisnęła dłonie na kołdrze i gwał
townie ją szarpnęła, aby przysłonić nagość. Nie
mogła znieść zaborczego, złowrogiego spojrzenia
Domenica. I pomyśleć, że nosi w brzuchu dziecko
takiego potwora!
Jej gest odniósł jednak skutek całkowicie od
mienny od zamierzonego. Domenico nic nie mó
wił, ale jego oczy zdawały się świdrować ledwie
osłonięte ciało pięknej dziewczyny. Analizował ją
niczym owada pod mikroskopem. Jego mina naj
wyraźniej miała dać jej do zrozumienia, że Dome
nico uważa niepotrzebną wstydliwość za żenującą
i dziecinną. Ostatecznie znał jej ciało niemal na
pamięć, nie miała przed nim żadnych tajemnic.
Dlaczego więc usiłowała się przed nim ukryć, na
dodatek tak nieporadnie?
Alice chciała wykrzyczeć, że nie może go
znieść, bo jego pocałunki okazały się judaszowe!
Okłamał ją czułością, zwodniczymi gestami. Da
wał pozory troski, a tymczasem za wszelką cenę
dążył do jej zniewolenia. Udało mu się sprawić, że
zaczęła wierzyć w łączące ich uczucie, w miłość...
WŁOSKI KOCHANEK 2 1 7
Co za naiwność... Tego człowieka interesowało
wyłącznie postawienie na swoim, udowodnienie,
że to on jest panem sytuacji. Posiadł ją tam, gdzie
chciał, i w taki sposób, jaki sobie zaplanował. Była
zdana na jego łaskę.
- Nie mogę... - Alice chciała coś powiedzieć,
lecz słowa nie przechodziły jej przez zaciśnięte
gardło. Jak mogła wyrazić to, co czuła, skoro pod
wpływem wstrząsu jej struny głosowe odmówiły
posłuszeństwa? Zakrztusiła się i umilkła zawsty
dzona.
- Nie możesz? - zadrwił Domenico.
Jego kpiący ton sprawił, że Alice miała ochotę
wybiec z sypialni i uciec jak najdalej. Powstrzyma
ła ją tylko świadomość, że jest kompletnie naga.
Odetchnęła głęboko i nagle poczuła gniew, który
dodał jej odwagi.
- Ciekawe - wycedziła. - Czyżbym nie miała
nic w tej sprawie do powiedzenia?
- Będziesz miała prawo mówić, kiedy otrzy
masz ode mnie pozwolenie. Na razie ci go nie
przyznałem - oświadczył butnie.
Sprawiał wrażenie tak pewnego siebie, jakby
nawet nie brał pod uwagę możliwości jej sprzeci
wu. Alice pomyślała, że sama jest sobie winna
- traktowała go zbyt łagodnie i teraz ma za
swoje. Z pewnością ani trochę nie liczył się z jej
opinią.
- Wydaje mi się, że już dostatecznie jasno
wyraziłaś, co czujesz - ciągnął Domenico.
218 KATE WALKER
Dla podkreślenia swojej dominującej pozycji
rozparł się na poduszkach i skrzyżował ręce na
karku. Niechcący odchylił przy tym kołdrę, ukazu
jąc fragment muskularnego brzucha i wąskiego
biodra. W przeciwieństwie do Alice w ogóle nie
był zakłopotany swoją nagością. Zachowywał się
tak, jakby był u siebie w domu.
- Doprawdy? - spytała oszołomiona.
Domenico pokiwał głową.
- Czy byłabyś tutaj ze mną, gdybyś sama tego
nie chciała? - zapytał z drwiącym uśmiechem.
- Nie przypominam sobie, abym musiał cię zacią
gać do łóżka. Szczerze mówiąc, odniosłem wraże
nie, że ochoczo wskoczyłaś pod kołdrę - dodał,
aby ją ostatecznie upokorzyć.
- Przecież...
Alice chciała zaprotestować, ale nie przycho
dził jej do głowy żaden konkretny argument. Bez
silnie patrzyła na pościel. Domenico miał rację
- sama, bez żadnego nalegania z jego strony,
wskoczyła z nim do łóżka. Przypomniała sobie, jak
krzyczała z rozkoszy. Nie potrafiła się pohamo
wać, a teraz gorzko tego żałowała. Dała temu
okrutnemu człowiekowi powód do satysfakcji.
Wykorzystał ją jak zabawkę.
- Czyżbyś chciała powiedzieć, że nie zamie
rzałaś się ze mną kochać?
- Nie! - Alice zaprotestowała gwałtownie
i ugryzła się w język.
Nie chciała ujawniać swoich przemyśleń, na
WŁOSKI KOCHANEK
219
pewno nie przed Domenikiem. Nie zasługiwał na
jej szczerość i otwartość.
Co więc mogła powiedzieć?
Przyszło mi do głowy, że przyjechałeś, bo się
o mnie troszczysz. Byłam pewna, że przejmujesz się
mną jak żadną inną kobietą, dlatego powitałam cię
z otwartymi ramionami. Gdybyś za mną nie tęsknił,
zrezygnowałbyś z poszukiwań i na pewno nie zde
cydowałbyś się na tak długą podróż.
Tylko czy gdybym powiedziała coś takiego,
zostałoby to właściwie zrozumiane? Szczerze w to
wątpiła. Domenico na pewno by zaprzeczył i wy
śmiał jej przypuszczenia.
- Nie mówię, że cię nie pragnęłam. Przeciwnie,
chodzi o to...
Nagle umilkła. Pojęła absurd całej sytuacji.
Tłumaczyła się przed mężczyzną, który traktował
ją z niesłychaną pogardą, z tego, co robiła? Kto mu
dał prawo do zniewalania jej w taki sposób? Prze
cież mogła złożyć doniesienie na policji - natrętny
cudzoziemiec ją terroryzował.
Raptownie wstała z łóżka, owinęła się kołdrą
i drobnymi kroczkami ruszyła do wyjścia, po dro
dze chwytając biały szlafrok, zawieszony na
drzwiach. Pośpiesznie wepchnęła ręce do ręka
wów i zaciągnęła pasek. Doszła do wniosku, że
nawet taki strój jest lepszy niż kompletna nagość.
- Tylko na tyle cię stać? Nawet nie dokoń
czyłaś myśli, a już uciekasz - usłyszała za plecami
i stanęła jak wryta. Odwróciła się z furią.
2 2 0 KATE WALKER
- Fakt, że cię pożądam, nie oznacza, że jestem
twoją niewolnicą! - krzyknęła rozzłoszczona.
- Nigdy nie twierdziłem, że nią jesteś - pry
chnął. - Przeciwnie, uważam, że jesteś kimś zna
cznie ważniejszym. Jeszcze nie zdążyłem znudzić
się naszym związkiem i powinnaś z tego korzys
tać. Poza tym doskonale wiem, że mnie prag
niesz.
- Zerwałam z tobą!
- Tak ci się tylko wydaje. Ja z tobą nie ze
rwałem. Powiedziałem ci, że przestaniesz być mo
ją kobietą, kiedy sam o tym zadecyduję. Czyżby to
do ciebie nie dotarło?
Gdy pierwsza fala złości przeminęła, Alice na
gle głęboko pożałowała, że się odwróciła, wy
chodząc z sypialni. Gdy wstawała i sięgnęła po
kołdrę, nie przyszło jej do głowy, że przy okazji
odsłoni Domenica. Teraz leżał przed nią w całej
okazałości. Najwyraźniej zupełnie się nie wsty
dził. Był całkowicie odprężony, świadom własnej
urody oraz wrażenia, jakie wywierał. Przyłapała
się na tym, że wpatruje się w niego z zachwytem.
Na muskularnym ciele Domenica nie dostrzegła
ani grama zbędnego tłuszczu. Przeszło jej przez
myśl, że tak właśnie powinien wyglądać idealny
mężczyzna. Niczego mu nie brakowało: był silny,
smukły, zabójczo przystojny. Momentalnie nabra
ła ochoty, aby pochylić się nad ustami kochanka
i go pocałować.
Nagle dotarło do niej, że zachowuje się jak
WŁOSKI KOCHANEK
221
osoba uzależniona. Wbrew faktom, wbrew rozsąd
kowi czuła pociąg do człowieka, który traktował ją
przedmiotowo. Sama była sobie winna. Skoro po
zwalała, by tak się do niej odnosił, to mógł wyciąg
nąć jedyny oczywisty wniosek: taka sytuacja jej
odpowiada. Postanowiła wziąć się w garść.
- Nie powinieneś czegoś na siebie narzucić?
- zapytała.
W odpowiedzi tylko nonszalancko wzruszył
ramionami. Mimowolnie zwrócił w ten sposób jej
uwagę na swoje szerokie barki i opaloną skórę.
- Nie śpieszy mi się. Wolę najpierw wziąć
prysznic - oznajmił. - Szczerze powiedziawszy,
miałem nadzieję, że razem się wykąpiemy.
- Nadzieja matką głupich, mój drogi - burk
nęła nieuprzejmie. - Nigdy w życiu.
Opowiedział jej ironicznym uśmiechem, a Ali
ce zirytowała się jeszcze bardziej.
- Kiedyś nieźle się przy tym bawiłaś - przypo
mniał jej nie bez satysfakcji. - Jeszcze nie tak
dawno temu zawsze braliśmy prysznic po tym,
jak...
- Trafiłeś w sedno: kiedyś. - Przerwała mu, bo
nie chciała słuchać o tym, jak się kochali. - Kiedyś
tak było, teraz tak nie jest.
- Szczerze mówiąc, chętnie bym wrócił do
tego zwyczaju.
Domenico przeciągnął się leniwie i wstał, wyso
ki, dominujący, na wskroś męski. Mimo to Alice
była zdecydowana mu się przeciwstawić.
222 KATE WALKER
- Ale ja nie mam na to ochoty - obwieściła
jednoznacznie.
- Czemu?
Ku nieopisanej uldze Alice, Domenico wreszcie
sięgnął po bokserki i spodnie. Wciągnął je, ale nie
zapiął guzika ani rozporka. Alice miała ochotę
wyciągnąć ręce i pogłaskać gładką, złocistą skórę
mężczyzny. Na wszelki wypadek szybko we
pchnęła dłonie do kieszeni szlafroka - tylko w taki
sposób mogła zapanować nad tym zdradzieckim
odruchem.
Dlaczego musiał wspomnieć o ich wspólnych
prysznicach? Zawsze wspólnie szli się myć po
seksie, aż wreszcie ten rytuał przeobraził się
w kontynuację miłości fizycznej. Wzajemne pole
wanie się wodą często kończyło się następnym
zbliżeniem, a na pewno nie służyło wystudzeniu
namiętności. Alice zadrżała na wspomnienie seksu
w strumieniach ciepłej wody, kiedy opierała się
o gładkie kafelki, wdychała woń kosmetyków
i rozkoszowała się pieszczotami gorącego męż
czyzny.
- Właściwie dobrze się razem bawiliśmy...
- westchnęła.
Domenico nie odrywał od niej wzroku. Co tej
kobiecie chodziło po głowie? Bez przerwy zmie
niał się jej nastrój. Z trudem rozpoznawał w niej
dawną kochankę. Może po prostu nie znał jej tak
dobrze, jak przypuszczał?
Jej wzrok ponownie padł na zmiętą pościel.
WŁOSKI KOCHANEK 2 2 3
Tylko w jednym miejscu Alice przypominała
siebie sprzed miesięcy - w łóżku. Była tam tą samą
kobietą, z którą spędził niezapomniane pół roku.
Żadna inna nie potrafiła rozpalić w nim takiej
żądzy. Jej uśmiech go rozgrzewał, dotyk pobudzał,
spojrzenie oszałamiało... Bez niej jego życie i jego
sypialnia były puste i zimne.
Nie zamierzał dopuścić do tego, by go po
nownie opuściła. Gubił się, nie był w stanie
się rozeznać, które z jej słów są prawdziwe,
a które nie.
Coś ją trapiło. Najwyraźniej miała jakiś prob
lem i jeszcze nie była gotowa się do tego przyznać.
Domenico wiedział jednak, że wydobędzie z niej
prawdę. Miał serdecznie dość prowadzonych przez
Alice gierek, które na przemian go rozpalały i stu
dziły. Najpierw odgrywała rolę namiętnej królo
wej seksu, a po chwili zmieniała się w królową
śniegu.
- Mam nadzieję, że dobrze sobie zapamiętałeś
te nasze zabawy. Nie licz na powtórkę - dodała
Alice szyderczo.
- Jesteś pewna? - spytał z niedowierzaniem.
Znowu wpuściła go w maliny.
- Powiedziałam to już wtedy, gdy cię opusz
czałam, ale mi nie uwierzyłeś.
Domenico musiał przyznać, że miała rację. Nie
wierzył jej, nie traktował jej poważnie. Kiedy
oświadczyła, że odchodzi, zakładał, że to tylko
przelotna burza, po której znowu się rozpogodzi.
224
KATE WALKER
Potem jego dom świecił pustkami przez długi czas.
Pusty dom, puste łóżko...
- Nie mam pojęcia, o co ci chodzi! - wykrzyk
nął, nie wytrzymując napięcia. -Przede wszystkim
nie wyjaśniłaś mi, czemu odchodzisz. W jednej
chwili wszystko było dobrze, a zaraz potem...
- A zaraz potem dowiedziałam się o twojej
kochance!
- Co takiego?
Jej wyznanie było tak nieoczekiwane, że spadło
na niego jak grom z jasnego nieba. Zmrużył oczy.
Alice z pewnością mówiła szczerze. Wyczuwał to
w jej tonie, rozpoznawał po usztywnionej sylwet
ce. Nie wymyśliła tego po to, żeby naprędce uspra
wiedliwić swoje postępowanie.
- Oczekuję wyjaśnień - warknął chłodno. - Po
wiedz mi, o co ci chodzi.
Alice zacisnęła zęby i uniosła brodę. Jej niebie
skie oczy wydawały się zimne jak lód.
- Nie zrozumiałeś? - syknęła. - Czy chcesz mi
wmówić, że nagle zapomniałeś najprostszych an
gielskich słów?
- Psiakrew, dobrze wiesz, że rozumiem twoje
słowa!
Domenico z irytacją ruszył ku Alice, lecz nagle
się zatrzymał. Zrozumiał, że jeśli nie zachowa
spokoju, sytuacja tylko się skomplikuje.
- Po prostu nie rozumiem, co tu jest grane
- wyjaśnił. Oparł się o ramę okna i skrzyżował ręce
na piersi.
WŁOSKI KOCHANEK
225
- Chodzi mi o Pippę Marinelli!
Pippa Marinelli!
Zakręciło mu się w głowie. Tak bardzo próbo
wał zachować ostrożność. Nie chciał, aby ktokol
wiek dowiedział się o jego spotkaniach z Pippą
i pochopnie wyciągał wnioski.
Był pewien, że Alice nigdy nie pozna prawdy...
Niestety, jak widać się przeliczył.
- Kto ci o niej powiedział? - wycedził.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Kto jej o tym powiedział?
A zatem Domenico nie zamierzał się bronić ani
usprawiedliwiać. Nawet nie przyszło mu do gło
wy, że mógłby wyprzeć się znajomości z Pippą,
ba, wręcz zaprzeczyć jej istnieniu! Nie starał się
udawać, że nie wie, o co oskarża go Alice, nie
przekonywał jej również, że nie zna tego nazwi
ska, tylko natychmiast przeszedł do kontrataku.
Cały on.
- Czy to ma znaczenie? - wykrztusiła. Głos jej
się łamał. - Nie wystarczy, że wiem?
- Oczywiście, że to ma znaczenie.
Oczy Domenica lśniły chłodno, zaciskał usta.
Wydawał się jeszcze bardziej zirytowany niż kilka
minut temu. Alice mogła sobie pogratulować
- najwyraźniej trafiła w dziesiątkę. Intuicja jej
nie zawiodła.
Tylko czego można by się spodziewać po kimś
takim? Wyrzutów sumienia? Zakłopotania? Wsty
du?
Najwyraźniej uczucia te były mu zupełnie obce.
- Powinieneś lepiej pilnować swojego telefonu
WŁOSKI KOCHANEK 2 2 7
komórkowego - warknęła. - Zostawiasz go byle
gdzie, a potem się dziwisz, że inni znają fakty
z twojego życia.
- Chyba śnię - wymamrotał. - To po prostu
niewiarygodne. Odebrałaś telefon do mnie? A mo
że przeczytałaś wiadomości w moim aparacie?
Domenico nie musiał ryczeć z wściekłości, aby
Alice uświadomiła sobie, jak bardzo się wściekł na
samą myśl o tym, że ktoś ruszał jego telefon.
- Oczywiście, że nie! - prychnęła, szczerze
oburzona. - Co ty sobie myślisz? Po prostu pod
niosłam twój aparat. Pewnie wypadł ci z kieszeni,
znalazłam go pod łóżkiem. Nazwisko, jej nazwi
sko, widniało na wyświetlaczu.
Zauważyła jeszcze inne ślady wskazujące na to,
że coś się święci. List, pośpiesznie ukryty, kiedy
przyszła odwiedzić Domenica w gabinecie. W in
nych okolicznościach nie zwróciłaby uwagi na
korespondencję kochanka, ale zapamiętała imię
Pippa, które tym razem dostrzegła na kopercie.
Przez dłuższy czas starała się nie łączyć tej
nieznanej kobiety z częstymi, niewyjaśnionymi
nieobecnościami Domenica. Być może wszystko
potoczyłoby się inaczej, gdyby lepiej się jej ukła
dało z przystojnym Włochem. Całymi tygodniami
nie potrafiła się z nim porozumieć - późno wracał
do domu, wcześnie wychodził do pracy.
Najbardziej przekonującym dowodem na to, że
miał romans, był fakt, że nie uprawiali już seksu
tak często jak dawniej. Zresztą zwykle spała, kiedy
2 2 8 KATE WALKER
wracał, a jeśli nawet nie spała, Domenico niejed
nokrotnie wynajdywał mniej lub bardziej wiarygo
dne wymówki. Potrafił na przykład oświadczyć
Alice, że ma mnóstwo pracy, po czym zostawiał ją
samą w wielkim, królewskim łożu i szedł do swo
jego gabinetu.
Poza tym coraz częściej zdarzały się głuche
telefony - oczywiście tylko wtedy, gdy słuchawkę
podnosiła Alice. Jeśli odbierał Domenico, oświad
czał krótko, że w tej chwili nie może rozmawiać,
ale zadzwoni później.
- Nie rozmawiałaś z nią?
- Nie, nie rozmawiałam - odparła szczerze.
- Ale czy to by miało jakieś znaczenie? Zakła
dam, że obmyśliłeś sobie plan awaryjny na oko
liczność wpadki. Poza tym bez wątpienia oboje
nie byliście zbyt dyskretni. Ludzie na pewno
was widywali, bo pojawiły się pogłoski. Sama
słyszałam.
Zapadła cisza. Domenico mógł powiedzieć coś
na swoją obronę, ale milczał. Zamknął się w sobie,
był zimny i wyniosły. Spod zmrużonych powiek
przypatrywał się Alice, najwyraźniej czekając na
jej następne słowa.
- Czy masz pojęcie, jak to jest? - ciągnęła ze
wzburzeniem. - Któregoś dnia poszłam do toalety
w restauracji. Już w kabinie usłyszałam jakieś
kobiety, plotkujące na mój temat. Wyobraź sobie,
że nazwały mnie biedną, naiwną kretynką. No cóż,
trzeba im przyznać, że miały rację - chyba tylko ja
WŁOSKI KOCHANEK 2 2 9
jedna w mieście nie wiedziałam, że mój partner
mnie zdradza z nową kochanką, Pippą Marinelli.
- Chcesz powiedzieć, że rzuciłaś mnie z powo
du plotek? - spytał z nieskrywaną pogardą.
- Nie tylko...
- Pippa Marinelli nie jest moją kochanką.
Powiedział to bez wahania, cicho, ale dobitnie.
- Co takiego? - Uznała, że się przesłyszała.
- Pippa nie jest moją kochanką - powtórzył.
Zdziwiła się, że nie podniósł głosu. - Nie ob
chodzi mnie, co mówią ludzie. Tak się składa, że
najczęściej wygadują koszmarne głupstwa, sama
najlepiej powinnaś zdawać sobie z tego sprawę.
Twoja wybujała wyobraźnia podpowiada ci naj
gorsze scenariusze, niemające nic wspólnego
z rzeczywistością. Lepiej zacznij z tym walczyć,
dobrze ci radzę. Zapamiętaj sobie, bo mówię to
po raz ostatni: Pippa Marinelli nie jest moją
kochanką.
Te słowa brzmiały niesłychanie przekonująco
i wiarygodnie. Alice doszła do wniosku, że przy
najmniej tym razem Domenico na pewno nie kła
mie. Niby po co miałby to robić? Jasno dał jej do
zrozumienia, że nie jest dla niego ważna, więc
z pewnością by się nie wysilał.
- Wierzysz mi? - spytał na wszelki wypadek.
- Skoro tak mówisz... Tak, wierzę ~ przyznała
cicho.
Dwa miesiące wcześniej, wczoraj i nawet go
dzinę temu wiele by dała za uśmiech na jego
230
KATE WALKER
twarzy. Teraz, gdy kąciki warg Domenica wyraź
nie się uniosły, nie czuła radości.
Wczoraj pojawił się na jej progu, nie szczędząc
uwodzicielskich słów, ale w głębi serca skrywał
bezlitosną determinację. Udało mu się zaciągnąć
Alice do łóżka. Wykorzystał jej naiwność do włas
nych, egoistycznych celów i oświadczył, że ode
jdzie od niego, tylko jeśli on jej na to pozwoli.
- Wierzę ci - powtórzyła z westchnieniem.
- To dobrze.
Domenico odsunął się od ściany i wyprostował.
Chciał podejść do Alice i wziąć ją w ramiona.
Intencje miał wypisane na twarzy.
Musiała go powstrzymać - gdyby jej dotknął,
byłaby zgubiona. Z trudem uniosła rękę.
- Stój - warknęła ostrzegawczo. - Skoro Pippa
nie jest twoją kochanką, to kim jest?
Jej słowa skutecznie go powstrzymały. Ponow
nie zacisnął usta. Wyglądał niemal wrogo.
- To nieistotne - oświadczył sztywno.
- Jak dla kogo.
- Nie twój interes - burknął niegrzecznie. - Nie
zaprzątaj sobie głowy tą kobietą. Powiedziałem ci,
że z nią nie sypiam. Czego jeszcze chcesz?
Wszystkiego.
Niczego.
Alice nie wiedziała, na którą odpowiedź się
zdecydować.
Problem polegał na tym, że Domenico nie miał
pojęcia, co jest dla niej istotne, a co nie.
WŁOSKI KOCHANEK 2 3 1
- Nie ufasz mi - mruknął.
- Zaufanie nie ma tu nic do rzeczy.
Po mniej więcej czterech miesiącach związku
z Domenikiem zaczęła odnosić wrażenie, że staje
się mu coraz bardziej obojętna. Zakochała się
w nim po uszy i wręcz wskoczyła mu do łóżka, bez
wahania i bez zastanowienia. Nie potrafiła się
otrząsnąć z zauroczenia, nie myślała racjonalnie.
Uwielbiała kochać się z nim, rozkoszować jego
towarzystwem, dzielić z nim życie. Domenico stał
się dla niej całym światem. Musiało minąć sporo
czasu, nim zaczęła sobie uświadamiać, powoli
i boleśnie, jak mało istotną rolę odgrywała w jego
życiu.
- Na czym więc polegał problem? Nie, nic nie
mów. Powtórzę to, co mówiłem wcześniej: prze
stałaś się dobrze bawić, co? - spytał cynicznie.
- Trafiłeś w sedno. - Usiłowała mówić lekkim
tonem, aby utwierdzić Domenica w przekonaniu,
że trafnie ją ocenił i od samego początku domyślał
się, z kim ma do czynienia.
Poznali się przypadkowo, gdy Domenico przy
szedł do restauracji, w której tymczasowo zatrud
niła się jako kelnerka. W Anglii, skąd pochodziła,
pracowała jako kierowniczka dużego sklepu
odzieżowego, lecz nie cierpiała tego zajęcia.
W końcu je rzuciła i wyjechała do Włoch na
wakacje. Musiała przemyśleć, co chce robić ze
swoim życiem. Dotarła do Florencji i tam wynajęła
mieszkanie, po czym przyjęła pracę w restauracji.
232
KATE WALKER
Gdy poznała Domenica, natychmiast zrozumiała,
czego pragnie. Ten mężczyzna stanowił sens jej
życia.
Niestety, Domenico nie podzielał jej uczuć.
Niewątpliwie mu się podobała, od samego po
czątku dawał jej to jasno do zrozumienia. Pragnął,
by była obecna w jego życiu, w jego łóżku, ale nie
oczekiwał niczego poza tym. Związek z nią trak
tował jak formę relaksu. Alice odgrywała rolę
partnerki Domenica na przyjęciach i imprezach,
a także stanowiła atrakcyjny obiekt do rozładowy
wania nagromadzonej żądzy.
Nie chciał więcej. Do jego słownika nie weszły
pojęcia takie jak związek, przyszłość, miłość. Po
kilku tygodniach Alice już się zorientowała, czego
pragnie - czegoś więcej, niż to, co jej zaoferował.
Domenica zadowalało status quo.
Naprawdę starała się do niego dostosować i przez
pewien czas nawet jej się to udawało. Im bardziej
jednak próbowała tłumić potrzeby serca, tym częś
ciej się odzywały. Robiła dobrą minę do złej gry,
oświadczyła Domenicowi, że oczekuje dobrej zaba
wy, uciechy, i niczego więcej. Czuła się jednak tak,
jakby jej dusza powoli obumierała. Miłość, która
powinna wypełniać jej życie, doprowadziła ją do
stanu wewnętrznej pustki i samotności.
Plotki o Pippie Marinelli wyrwały ją z maraz
mu. Musiała podjąć konkretną decyzję: albo coś
zmieni w życiu, albo już niedługo inna kobieta
zastąpi ją u boku Domenica.
WŁOSKI KOCHANEK
233
Problem w tym, że nawet nie poinformowała go
o ciąży.
A była w ciąży!
Wielkie nieba, zupełnie zapomniała, dlaczego
ściągnęła Domenica do Anglii. Musiała w końcu
powiedzieć mu o dziecku. Ostatecznie był jego
ojcem i w związku tym przysługiwały mu pewne
prawa. O ile chciał z nich skorzystać, rzecz jasna.
- Nasz związek zakończył się, zanim jeszcze
wyjechałam - oświadczyła z ciężkim sercem. Mó
wiła szczerą prawdę. - Było nam ze sobą źle. Nie
tego oczekiwałam od życia.
- Rozumiem, że umierałaś z nudów - burknął
Domenico głosem zimnym jak stal. - W którym
miejscu popełniliśmy błąd? Za rzadko chodziliśmy
na imprezy? Nudziłaś się w domu?
Alice zrobiła wielkie oczy i dumnie uniosła
brodę.
- Nic nie rozumiesz, wcale nie o to chodzi!
- oświadczyła zdecydowanie.
- Więc mów wreszcie, bella, w czym rzecz.
Czego jeszcze byś chciała? Czego ode mnie nie
dostałaś? Miałaś ochotę na więcej ciuchów, a ja się
tego nie domyśliłem? Dobrze zgaduję? Wiem! Za
mało podróżowaliśmy. Chciałaś się wypuścić
w podróż dookoła świata?
- Posłuchaj...
- Wiem dobrze, co masz mi do powiedzenia.
- Domenico machnął ręką, jakby chciał ostatecz
nie odciąć się od słów Alice. - Powtarzasz się.
234 KATE WALKER
Wyznaj mi wreszcie prawdę: czego chciałaś? Co ci
nie odpowiadało?
Nie rozumiał, dlaczego po prostu nie powie
działa mu, na czym jej zależy. Przecież od razu by
jej to ofiarował i tyle. Wielkie rzeczy: jeden pre
zent więcej nie stanowił żadnej różnicy. Dla niego
to naprawdę był drobiazg.
- Jasne! - wykrzyknął. - Oczekujesz pienię
dzy, ale wstydzisz się przyznać. Chcesz więcej
kasy, tak? Nie dostawałaś ode mnie dostatecznie
dużo gotówki?
- Jak śmiesz? Zrozum wreszcie, człowieku, że
zupełnie nie o to chodzi!
Wydawała się wstrząśnięta. Jej skóra pobielała,
a wielkie, niebieskie oczy lśniły niczym jeziora.
Zatem nie chodziło o pieniądze. Powinien się
poczuć lepiej - ostatecznie wyglądało na to, że
Alice faktycznie nie czyha na zawartość jego port
fela.
Wtedy nadeszło olśnienie. Skoro wszystkie inne
podejrzenia okazywały się nieuzasadnione, wyjaś
nienie musiało być tylko jedno.
- Już wszystko rozumiem! - obwieścił z wiel
kim zadowoleniem. - Polujesz na męża. Dobrze
trafiłem, Alice? Masz chrapkę na złotą obrączkę na
palcu?
Uznał, że trafił w dziesiątkę. Milczała, a ta cisza
zabrzmiała w jego uszach jak potwierdzenie. A za
tem Alice chodziło o małżeństwo.
- Powiedziałem ci przecież, że nie jestem zain-
WŁOSKI KOCHANEK 2 3 5
teresowany ślubem - mruknął. - Chyba podkreś
liłem to dostatecznie jasno, jeszcze na samym
początku naszej znajomości.
- Tak, to prawda - przyznała.
- Mógłbym zmienić zdanie tylko w jednym
wypadku, do którego nigdy nie dojdzie...
Jej twarz stężała. Patrzyła na Domenica w dziw
ny, nieznany mu wcześniej sposób. Wydawała się
zaniepokojona i zaszczuta zarazem. Poczuł głębo
ką satysfakcję. Jego urocza Alice zaczynała sobie
w końcu uświadamiać, że marzenia o zostaniu
signorą Parrisi nigdy się nie ziszczą.
- Kontynuuj - wycedziła przez zaciśnięte zę
by, choć odniósł wrażenie, że mówienie sprawia
jej trudność. Pewnie dlatego, że zabrakło jej ar
gumentów. Niebieskie oczy Alice wydawały się
lekko zamglone. Wydawała się zakłopotana,
wręcz zdezorientowana. - Cóż to może być za
wypadek?
- Mniejsza z tym. Żadne z nas nie chciałoby
nawet rozważać tej ewentualności. Skupmy się na
fakcie, że nie jestem zainteresowany małżeń
stwem, a jeśli masz choć odrobinę oleju w głowie,
to ty również nie...
- Choć odrobinę? - zaniosła się oburzeniem.
- Nie uważasz, że to bezczelność? Jak śmiesz
zwracać się do mnie w taki sposób? - Oddychała
ciężko.
- Będę się do ciebie zwracał w taki sposób,
w jaki zechcę - oznajmił lekceważąco. - Zresztą
2 3 6 KATE WALKER
podobam ci się, więc jesteś w stanie sporo mi
wybaczyć. Przyznaj sama, że chętnie korzystasz
z uciech cielesnych, które ci zapewniam.
- Moje ciało podpowiada mi... - Jej głos za
drżał, więc na moment umilkła. Po chwili jednak
dodała: - Ciało mi podpowiada, że jesteś seksow
ny. Od razu tak pomyślałam, przy naszym pierw
szym spotkaniu. Od tamtej pory nie zdarzyło się
nic, co mogłoby mnie skłonić do zmiany zdania.
Doskonale wiesz, jaki jesteś atrakcyjny. Nie pora
na fałszywą skromność. Rzecz w tym, że nie
interesuje mnie trwały związek z kimś, z kim chcę
się tylko przespać. Mam takie same potrzeby fizy
czne jak każdy człowiek.
- Czyżby mój przyjazd zbiegł się w czasie
z natężeniem twoich potrzeb cielesnych? - spytał
Domenico, patrząc na nią sceptycznie.
- Jesteś bardzo przenikliwy - odparła ironicz
nie. - Owszem, nastąpił taki zbieg okoliczności.
- Uśmiechnęła się chłodno, bez cienia wesołości.
- Poza tym wiem, że czułeś to samo. Powiedz, czy
znalazłeś już kogoś na moje miejsce?
- Co takiego?
Tak bezpośrednio postawione pytanie zupełnie
zbiło go z tropu. Dopiero po chwili Domenico
odzyskał zdolność racjonalnego myślenia, a na
stępnie wpadł we wściekłość. Zupełnie mu się nie
spodobało, że Alice uważa go za osobę płytką
i nieodpowiedzialną.
- Psiakrew, co ty sobie wyobrażasz?!
WŁOSKI KOCHANEK 2 3 7
Uśmiechnęła się ponownie, jeszcze bardziej lo
dowato i oschle niż poprzednio.
- Jesteś sfrustrowany, sam przyznaj - zauwa
żyła. - Czy mam przez to rozumieć, że przez dwa
miesiące powstrzymywałeś się od tego, co dla
ciebie najważniejsze? Skłonna jestem w to uwie
rzyć. To niezwykłe, ale teraz czujesz to samo, co
ja. Mamy podobne doświadczenia.
- Co ty...
- Co ja wygaduję? Czy mam to powiedzieć
wprost? Zgoda, jak sobie życzysz. Oboje przeżyli
śmy chwilę szaleństwa - i już! Teraz poszliśmy po
rozum do głowy, sytuacja stała się jasna i w sumie
jestem ci winna podziękowanie.
- Podziękowanie? Za co?
Zdumiał się tak, jakby Alice przeobraziła się
w śmiertelnie niebezpieczną kobrę, plującą mu
jadem prosto w twarz. Nie poznawał tej oziębłej,
zdystansowanej kobiety o lodowatym spojrzeniu.
Jej niespodziewana transformacja go oszołomiła.
Domenico machinalnie sięgnął po koszulę i wsu
nął ręce w rękawy, po czym zapiął dwa guziki
i nieoczekiwanie opuścił dłonie.
~ Tak, podziękowanie! Nie przesłyszałeś się.
- Alice pokiwała głową. - Jeszcze niedawno cho
dziły mi po głowie idiotyczne wątpliwości. My
ślałam sobie: a może jednak popełniłam błąd?
Może do niego wrócę? Uświadomiłeś mi, jaką
niedorzecznością byłoby takie postępowanie. Do
menico, byłeś dla mnie ciężarem, nieznośnym
238 KATE WALKER
brzemieniem, które w końcu zrzuciłam z ramion.
Masz na koncie dobry uczynek. A teraz byłabym
wdzięczna, gdybyś raczył sobie pójść i więcej nie
wracać.
- Nawet o tym nie myśl. - Nie ruszył się nawet
o centymetr.
- Za późno, mój drogi. Już o tym pomyślałam
-warknęła. - Idź stąd, nie chcę cię więcej widzieć.
Z wysoko uniesioną głową podeszła dumnie do
drzwi i otworzyła je szeroko.
- Do widzenia - dodała stanowczo, by go po
zbawić wszelkich złudzeń.
W drodze ku drzwiom nawet nie zauważyła, jak
strąca na ziemię kopertę, którą wcześniej sama
położyła na komodzie. Papier przez chwilę kołysał
się w powietrzu i opadł na podłogę, niemal pod
nogi Domenica.
Trudno się było dziwić, że koperta od razu
przyciągnęła uwagę gościa. Pochylił się i wziął
ją do ręki. Wystarczył mu jeden rzut oka na
kopertę, by znieruchomiał i rozchylił usta z wra
żenia.
- Domenico? - Alice nagle sobie uświadomiła,
że jej gość błądzi myślami gdzie indziej. - Życzę
sobie, żebyś... Nie!
Rzuciła się ku niemu spod drzwi, wyciągając
rękę po kopertę, lecz Domenico odwrócił się i błys
kawicznie ją otworzył. Musiał poznać treść pisma.
Alice bezsilnie patrzyła, jak Domenico wyciąga
kartkę papieru z koperty, na której widniał nadruk:
WŁOSKI KOCHANEK
239
„Klinika prenatalna" i czyta: „Droga pani Ho
ward... wizyta... u lekarza położnika...".
Klinika prenatalna. Położnik. Bez względu na
to, ile razy odczytywał te magiczne słowa, za
każdym razem znaczyły to samo.
Ciąża. Poród. Dziecko.
- Jesteś...?
Wbił wzrok w Alice. Od razu się zorientował, że
wszelkie pytania są zbędne.
- Jesteś w ciąży.
Alice spodziewała się po nim wybuchu wściek
łości lub innego rodzaju wrogiej reakcji. Ta chłod
na i spokojna deklaracja wzbudziła w niej nie
pokój.
- To jest potwierdzenie wizyty u lekarza położ
nika - wymamrotał wstrząśnięty. - Spodziewasz
się dziecka.
- Tak... - wykrztusiła Alice. Nie mogła powie
dzieć nic innego.
Domenico nagle odsunął się od niej o krok.
- Moje?
Wyraźnie podenerwowany, drżącymi rękami
zapiął pozostałe guziki koszuli, jakby chciał się
odgrodzić od Alice choćby cienką warstwą ba
wełny.
- Oczywiście, że twoje! Jak śmiesz w ogóle
o to pytać? A niby czyje?
- Jak to możliwe?
Przez ułamek sekundy miała chęć udzielić mu
2 4 0 KATE WALKER
dowcipnej odpowiedzi, w rodzaju: „Widzisz, kie
dy dwoje ludzi robi w łóżku pewne rzeczy...", ale
bala się jego reakcji, więc na wszelki wypadek
potraktowała to pytanie serio.
- To się stało wtedy, gdy miałam dolegliwości
żołądkowe - wyjaśniła. - Pamiętasz, było mi nie
dobrze, wymiotowałam. Oczywiście połknęłam
pigułkę, ale byłam chora, więc pewnie nie za
działała jak należy. To się czasami zdarza. Nie
minęło jeszcze dziesięć tygodni...
Domenico pokiwał głową.
- Moje - westchnął niespodziewanie. Jego zde
cydowana akceptacja oczywistego faktu nie uspo
koiła Alice. Zadrżała. Nie wiedziała, czego się
spodziewać po krewkim Włochu.
- Tak... - zaczęła, lecz Domenico przemówił
jednocześnie z nią.
- Moje - powtórzył zamyślony. - Rozumiem.
Nie patrzył na kochankę. Wbił wzrok w podłogę
i dopiero po chwili Alice zorientowała się, że
szukał butów. W końcu je zlokalizował i wsunął na
bose stopy - nie chciało mu się tracić czasu na
poszukiwanie skarpetek. Jednocześnie sięgnął po
marynarkę.
- Domenico... - szepnęła. Gdy się ku niej od
wrócił, ujrzała w jego oczach furię. Głos uwiązł jej
w gardle, znieruchomiała.
- Nosisz moje dziecko. Moje dziecko... Od
miesięcy... I nie powiedziałaś mi o tym?
- Nie... - zająknęła się. - Ale...
WŁOSKI KOCHANEK
241
- Byłaś gotowa pozwolić mi odejść stąd w nie
świadomości! Nie powiedziałaś mi o tym, choć
mam prawo znać prawdę!
Chciała zauważyć, że właśnie dlatego sprowa
dziła go do siebie. Dlatego prosiła, aby przyjechał.
Zamierzała z nim porozmawiać o tym, co już na
zawsze ich połączyło.
Ze zgrozą patrzyła jednak, jak Domenico od
wraca się na pięcie i wychodzi bez słowa. Znikł za
drzwiami, zanim zdołała pojąć, co się właściwie
dzieje.
Odrętwiała ze zdumienia, wsłuchiwała się
w stukot jego ciężkich, pośpiesznych kroków na
schodach. Potem dotarł do niej zgrzyt otwieranych
drzwi wejściowych i trzask towarzyszący ich za
mykaniu.
Powagę sytuacji zrozumiała dopiero w chwili,
gdy rozległ się warkot silnika. Po chwili samochód
odjechał.
Na różne sposoby próbowała się pozbyć Dome-
nica, za każdym razem bezskutecznie. Osiągnęła
swój ceł dopiero wtedy, gdy przyznała się do ciąży.
Szkoda tylko, że po tym wyznaniu liczyła na to, że
ojciec jej dziecka jednak z nią zostanie.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Pod koniec dnia Alice powiedziała sobie, że
właściwie w jej życiu nic się nie zmieniło. Ran
kiem mieszkała w małym domu, korzystając z goś
cinności ciotki, bez pracy, bez pieniędzy, samotna,
i w ciąży.
Teraz wszystko było po staremu. Domenico
z siłą huraganu przeleciał przez jej dzień. Na kil
ka godzin wywrócił jej życie do góry nogami
i znikł. Właściwie nie powinna się tym przejmo
wać, przecież ten człowiek już jej nie obchodził.
Dlaczego więc czuła się znacznie gorzej niż cho
ciażby wczoraj?
Rzecz w tym, że jeszcze rankiem żywiła na
dzieję na pojednanie - co prawda próżną nadzieję,
niepopartą przemyśleniami, nieuzasadnioną. Ale
cóż innego jej pozostało?
Nadzieja.
Alice odsunęła się od okna, przez które obser
wowała, jak nad ogrodem zapada zmrok.
Nadzieja? Kogo chciała oszukać? Siebie?
Po co marzyła, że Domenico ją wesprze, gdy się
dowie o nieplanowanej ciąży? Czemu wydawało
WŁOSKI KOCHANEK 2 4 3
się jej, że przy niej pozostanie, aby jej pomóc i być
przy dziecku? Od chwili pojawienia się Domenica
wszystko układało się źle. Czuła się tak, jakby
kręciła się na karuzeli i nie mogła zejść na ziemię.
Za każdym razem, gdy chciała wyznać byłemu
kochankowi prawdę, coś ją powstrzymywało i do
chodziła do wniosku, że to niedobry moment.
Dobry moment najwyraźniej nie istniał.
Domenico nie był zainteresowany małżeń
stwem, a jego reakcja na wieść o dziecku dowiod
ła, że marny będzie z niego ojciec.
Pogłaskała brzuch i osłoniła go opiekuńczym
gestem. W środku rosło dziecko, na razie jeszcze
maleńkie, ale z każdym dniem coraz większe.
- Liczysz się tylko ty i ja, moje słonko - wy
szeptała. - Ty i ja, nikt więcej.
Poprzysięgła sobie, że właściwie zadba o to
maleństwo. Co z tego, że zostało poczęte w niedo
brych okolicznościach, skoro ona się nim zajmie
tak, jak należy?
Na początek zacznie wcześniej chodzić spać.
Do łóżka będzie brała filiżankę zielonej herbaty...
Warkot silnika samochodu na podjeździe był
tak nieoczekiwany, że przez parę sekund Alice nie
chciała uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Wyob
raźnia z pewnością płatała jej figla.
Potem jednak rozległo się trzaśnięcie drzwi i na
żwirze zachrzęściły pośpieszne kroki.
W połowie drogi między salonem a kuchnią
Alice znieruchomiała z mocno walącym sercem.
244
KATE WALKER
Ledwie udawało się jej złapać oddech. Klamka
przy drzwiach wejściowych się poruszyła i po
chwili w wąskiej sieni znalazł się Domenico. Na
widok Alice stanął jak wryty.
Nie wypowiedział ani słowa, podobnie jak
Alice. Na jego twarzy widniały krople deszczu.
Kilka osiadło mu na rzęsach, więc wyglądał tak,
jakby płakał. Łzy? U Domenica? Absurd. Do
menico nigdy nie płakał, to nie było w jego
stylu.
Miał rozpiętą marynarkę. Deszcz zrosił mu ko
szulę, która przylepiła się do jego torsu. Wilgotne
i brudne plamy na ubraniu świadczyły o tym, że
sporo czasu spędził na świeżym powietrzu, a nie
w samochodzie.
- Domenico... - wykrztusiła drżącym głosem.
- Wróciłeś.
Jego kształtne usta wykrzywiły się chłodno.
Alice poniewczasie uświadomiła sobie, jak oczy
wista była jej uwaga.
- Wróciłem - potwierdził. - Jak widać.
- Ale dlaczego? Co ty tu robisz?
- To chyba oczywiste. - Przyczesał mokre wło
sy dłonią. - Wróciłem po swoje dziecko.
Alice poczuła się tak, jakby czyjaś lodowata
dłoń chwyciła ją za serce i mocno je ścisnęła.
A więc wrócił tylko dlatego, że interesował się
dzieckiem w jej łonie. Ona sama, jako kobieta,
była mu obojętna. Najwyraźniej postanowił trak
tować ją jak żywy inkubator.
WŁOSKI KOCHANEK
245
- Ale przecież... Przecież... Nie możesz zabrać
dziecka beze mnie... Niby jak...
Domenico lekceważąco machnął ręką. Dro
biazg, zdawał się mówić ten gest. Czymś tak
błahym nie warto się zajmować.
- Wiem - westchnął. - To oczywiste, choć
bardzo nad tym ubolewam. Właśnie dlatego po
stanowiłem, że weźmiemy ślub.
Alice osłupiała. Czy tak powinny wyglądać
oświadczyny? Nie odrywała wzroku od rozmów
cy. Zawsze wydawało jej się, że oświadczyny
polegają na tym, że mężczyzna pyta kobietę o zda
nie, proponuje jej związek na resztę życia i daje
szansę odmowy. Tymczasem Domenico nie za
mierzał pozostawiać Alice wyboru.
Powinien był podkreślić, że nie ma innego wy
jścia, bo dziecko nie może dorastać bez ojca i musi
nosić jego nazwisko. Powinien był wytłumaczyć tę
propozycję matrymonialną. Nic takiego jednak nie
zrobił.
Alice poczuła się tak, jakby nagle znalazła się
w pułapce. Przecież jeszcze niedawno Domenico
podkreślał, że przenigdy nie wsunie obrączki na jej
palec.
Potem jednak zobaczył list i uznał, że musi
całkowicie zmienić swoją postawę. Sam doszedł
do wniosku, że matka jego dziecka zasługuje na
inne traktowanie. Małżeństwo stało się absolutną
koniecznością.
Z ostateczną decyzją zwlekał przez kilka godzin.
2 4 6 KATE WALKER
Wahał się, bo miał ku temu powody. Zatrzymał
samochód niedaleko, zaledwie kilka kilometrów
od domu Alice. Zaparkował, wyszedł i ruszył
przed siebie. Szedł długo, aby ochłonąć i aby serce
przestało mu walić jak młotem. Gdy się trochę
uspokoił, wsiadł do samochodu i wrócił do domu
Alice, żeby przedstawić jej swoją decyzję.
Nie spodziewał się, że jego słowa tak nią
wstrząsną. Znowu nie rozumiał, o co chodzi tej
kobiecie. Czyżby w ostatniej chwili postanowiła
go odtrącić?
- Przecież jeszcze dziś twierdziłeś, że nie inte
resuje cię małżeństwo - zauważyła Alice po namy
śle. Mówiła cicho, niepewnie.
- Interesuje mnie, jeśli w grę wchodzi dobro
mojego dziecka-wyjaśnił. - N o s i s z moje dziecko,
prawda? Nie cudze?
- Pytałeś już o to, przestań wreszcie! Oczywiś
cie, że twoje! Co ty insynuujesz? Odkąd się po
znaliśmy, nie spałam z żadnym innym mężczyzną.
Jeśli mi nie wierzysz...
- Wierzę ci - przerwał.
Szczerze mówiąc, nie miał co do tego żadnych
wątpliwości. Znal Alice dosyć dobrze - z każdą
chwilą dowiadywał się o niej coraz więcej - i był
absolutnie pewien, że nie należała do kobiet, które
sypiają z innymi mężczyznami, jeśli pozostają
w stałym związku. Nigdy nawet nie spojrzała na
innego. Właśnie dlatego jej nieoczekiwane wy
znanie, że przestała się dobrze bawić, tak go przy-
WŁOSKI KOCHANEK
247
tłoczyło. Nadal nie potrafił zrozumieć, z jakiego
powodu tak naprawdę odeszła
- Dlatego bierzemy ślub.
- Nie mam wyboru? - spytała Alice ostro.
- Masz. Taki sam, jak ja.
- A jeśli nie zgodzę się za ciebie wyjść?
Nie bądź głupia, zdawało się mówić jego pełne
pogardy spojrzenie. Oczywiście, że się zgodzisz!
Domenico podejrzewał, że Alice drażni się
z nim celowo i usiłuje się w ten nieporadny sposób
zemścić za to, że wcześniej stanowczo twierdził,
że jej nie poślubi.
- Dam ci wszystko, czego zapragniesz. Wszyst
ko - oświadczył. - Obiecuję, nigdy nie pożałujesz,
że zostałaś moją żoną.
- Wszystko? - Jego słowa dały jej do myślenia.
- Jesteś pewien? Dlaczego?
- Moje dziecko musi się urodzić z zalegalizo
wanego związku.
Nawet nie miał pojęcia, jak agresywnie za
brzmiały jego słowa. Alice cofnęła się o krok,
wyraźnie zaniepokojona.
- Wystarczy, że umieszczę twoje nazwisko na
świadectwie urodzenia.
- To zdecydowanie za mało - odparł Domeni
co bezlitośnie i energicznie pokręcił głową. - Tyl
ko małżeństwo...
- Proszę, proszę! Zmieniłeś front - zadrwiła.
- Jeszcze parę godzin temu żaden ślub nie wcho
dził w grę! Nigdy! Teraz nie możesz się doczekać,
248 KATE WALKER
aż wsuniesz mi obrączkę na palec. Kto by po
myślał... Więc co planujesz: jeśli nie małżeństwo,
to co?
- Wojna.
Domenico od razu się zorientował, że trafił
w dziesiątkę. Alice sprawiała wrażenie zdezorien
towanej.
- Jesteś gotowa wszcząć wojnę sądową? - spy
tał. - Walczyć o opiekę nad dzieckiem? Zatrudnię
najlepszych prawników.
- Bo na takich cię stać - dodała Alice niechętnie.
- Oczywiście - odparł, niezmieszany. Najwy
raźniej nie potrafił wyczuć sarkazmu w glosie
rozmówcy.
Alice nagle poczuła, że opada z sil. Kręciło się
jej w głowie, była bliska omdlenia.
- Muszę usiąść - wykrztusiła.
Odwróciła się pośpiesznie i skierowała do salo
nu, lekko powłócząc nogami. Usłyszała, jak za jej
plecami Domenico mamrocze coś pod nosem, wy
raźnie wstrząśnięty.
- Alice? - Czyżby w jego głosie pobrzmiewało
współczucie?
Podtrzymał ją i prowadził w kierunku kanapy.
- Wszystko dobrze? - dopytywał się. -Usiądź...
Może chcesz się czegoś napić?
Przemknęło jej przez myśl, że jest zdumiewają
co delikatny jak na tak potężnie zbudowanego
mężczyznę. Posadził ją na kanapie i wsunął jej
poduszkę pod plecy.
WŁOSKI KOCHANEK 2 4 9
- Proszę.
Otworzyła oczy i sięgnęła po szklankę. Wcześ
niej w ogóle nie zauważyła, by Domenico się
oddalał, a przecież musiał pójść po wodę. Pomyś
lała, że naprawdę musi z nią być źle. Wypiła kilka
łyków i z wdzięcznością spojrzała na rozmówcę.
Zawroty głowy powoli ustępowały.
- Kiedy ostatnio coś jadłaś?
Domenico ponownie ją zaskoczył. Pytanie było
celne i sensowne. Alice niemal się skuliła z za
kłopotania.
- Próbowałam zjeść śniadanie...
Wiedziała, że takie naiwne tłumaczenie na nie
wiele się zda.
- Niemądra, musisz jeść! -ofuknął ją. -Jesteś
w ciąży!
Pewnie. Powinna się była tego domyślić - ob
chodziło go tylko dziecko.
- Zrobiło mi się niedobrze... - A potem przyje
chałeś i świat oszalał, chciała dodać, ale na szczęś
cie ugryzła się w język.
- Odpręż się - polecił jej, jak zwykle wład
czym i zdecydowanym tonem. Czy ten człowiek
kiedykolwiek miewał rozterki? - Dam ci coś sma
cznego, od razu odzyskasz siły. Na co miałabyś
chęć?
- Zjadłabym tost.
- I jeszcze zupę - mruknął Domenico. - Musisz
zjeść coś konkretnego, skoro przez cały dzień
pościłaś.
250
KATE WALKER
- I zupę - przytaknęła Alice. Po co miała się
spierać? Uparty Włoch i tak postawiłby na swoim.
Po chwili Domenico znikł w kuchni, a Alice
postanowiła przemyśleć swoją obecną sytuację.
Nie mogła jednak się skupić, bo choć została sama
w pokoju, z pomieszczenia obok dobiegały głośne
hałasy. Domenico krzątał się po małej kuchni,
otwierał szafki i po chwili je zatrzaskiwał. Niewątp
liwie nie mógł znaleźć tego, czego szukał, bo co
chwila mamrotał pod nosem jakieś przekleństwa
po włosku i ze złością przestawiał garnki.
- Chleb jest w drewnianym pojemniku obok
lodówki - powiedziała głośno, gdy na moment
zapadła cisza. - A masło...
- Chleb? - zdumiał się Domenico, widząc po
zostałości małego bochenka. - Tak ma wyglądać
chleb, twoim zdaniem?
Z niesmakiem zatrzasnął pokrywkę pojemnika
i otworzył szafkę. Potem drugą.
- Gdzie znajdę toster?
Alice uśmiechnęła się szeroko.
- Nigdzie - odparła. - W tym domu nie ma
tostera. Musisz zapalić gaz i upiec chleb na grillu.
Kuchnię wypełniła świeża seria soczystych,
włoskich przekleństw.
- Psiakrew, jak ty sobie tutaj dajesz radę?
- Nie stać mnie na wygody. - Wzruszyła ra
mionami. - Zapominasz, że nie każdy jest multi-
milionerem. Może.sama zrobię tę grzankę, co? Bo
widzę, że to cię przerosło.
WŁOSKI KOCHANEK 2 5 1
- Poradzę sobie, Alice - oświadczył oburzony
po chwili wymownego milczenia. - Znam się na
gotowaniu.
- Czyżby?
Nie spodziewała się takiej deklaracji. Mieszkała
z tym człowiekiem przez pół roku, lecz nie miała
okazji sprawdzić jego talentów kulinarnych.
W swoim miejskim apartamencie i w rezydencji
pod Florencją zawsze dysponował armią służą
cych, którzy gorliwie dbali o jego potrzeby.
Domenico stanął na progu kuchni.
- Nie zawsze byłem multimilionerem - mruk
nął.
- Rozumiem. Po prostu... nigdy nie propono
wałeś, że zrobisz coś do jedzenia.
Domenico niechętnie mówił o przeszłości. Do
tąd nigdy nie dzielił się z Alice sekretami ze
swoich młodzieńczych lat, więc tym bardziej ją
zdziwiło, że tym razem był gotów to uczynić.
- W dzieciństwie uznałbym twój dom za praw
dziwy pałac - westchnął, a Alice otworzyła usta ze
zdumienia. Co jak co, ale tego się nie spodziewała.
- Dlatego właśnie nie mogę uwierzyć, że w ogóle
bierzesz pod uwagę wychowywanie dziecka w tej
norze. Dobrze wiesz, że mogę wam oboju zapew
nić nieporównanie lepsze warunki. Tylko musisz
być posłuszna.
Równie dobrze mógłby wbić jej nóż w serce.
Alice na moment zdążyła zapomnieć, jak bolesne
bywają słowa tego człowieka, i dała się zaskoczyć.
252
KATE WALKER
- Więc jednak uważasz, że możesz mnie kupić,
tak? - spytała cicho.
- Nikt nie mówi o kupowaniu, moja droga
- oznajmił łagodnie. - Po prostu proponuję układ,
który zadowoli nas oboje.
- Ale dlaczego zaraz małżeństwo? Nie może
my po prostu zamieszkać razem?
- Już ci mówiłem: moje dziecko musi pocho
dzić z legalnego związku - powtórzył.
- Przecież w dzisiejszych czasach to nie ma
żadnego znaczenia! - prychnęła.
- Dla mnie ma.
Dalsza dyskusja na ten temat nie miała sensu.
Było jasne, że Domenico nie zamierza ustąpić.
Jak mogłaby poślubić kogoś takiego? Miałaby
zrezygnować z wolności i zamieszkać z mężczyz
ną, który jej nie kochał? Przecież interesował się
nią tylko ze względu na dziecko w jej łonie...
- Alice, proszę, nie sprzeczaj się ze mną, przy
najmniej nie o to - mruknął Domenico. - Nie
wygrasz, dobrze o tym wiesz. Jestem gotów wal
czyć o swoje dziecko do upadłego.
Nie czekając na odpowiedź, wrócił do kuchni.
Po kilku minutach aromatyczny zapach zupy wy
pełnił dom. Alice dopiero teraz poczuła autentycz
ny głód.
Przeszło jej przez myśl, że z pełnym brzuchem
lepiej będzie się jej myślało. Może nawet odważy
się powiedzieć Domenicowi, że nie chce wiązać
się z mężczyzną, którego nie...
WŁOSKI KOCHANEK
253
W tym samym momencie uświadomiła sobie,
że nie potrafi z czystym sumieniem oświadczyć, że
nie kocha Domenica. Prawda była całkiem inna.
Nadal go kochała.
Nie zostawiła go dlatego, że jej miłość wygasła.
Chodziło wyłącznie o to, że przestał o nią dbać,
stała się mu obojętna, i znalazł sobie inną. Nigdy
jej nie kochał. Nie miała złudzeń: wiedziała dosko
nale, że ich związek nie potrwa wiecznie, i nawet
nie liczyła na małżeństwo. Nie śmiałaby marzyć
o ślubie z Domenikiem. Przez cały czas bała się, że
jej ukochany pewnego dnia znajdzie sobie inną
kobietę na jej miejsce, zapewne świeższą, młod
szą, bardziej fascynującą. Pogłoski na temat Do
menica i Pippy Marinelli przesądziły sprawę. Alice
nie pozostało nic innego, jak tylko odejść, by
zachować resztki godności.
Potem okazało się, że los okrutnie z niej za
drwił: była w ciąży. A może powinna traktować to
dziecko jak dar niebios? Przecież to za jego sprawą
Domenico postanowił wziąć z nią ślub, aby jego
potomek miał ojca.
- Nie gwarantuję, że zupa będzie dobra - wy
rwał ją z rozmyślań jego głos.
Włoch stał na progu z tacą, na której ustawił
miskę gorącego wywaru i talerz tostów.
- Na puszce było napisane minestrone, ale jak
na mój gust to ani trochę nie przypomina praw
dziwej włoskiej zupy jarzynowej - oświadczył na
wstępie.
254 KATE WALKER
Postawił tacę na stoliku do kawy i przesunął go
bliżej Alice. Potem usiadł w fotelu i z zaintereso
waniem obserwował, jak dziewczyna się pochyla
i sięga po łyżkę.
- Musisz zjeść wszystko - powiedział.
Wydawał się odprężony, lecz jego długie palce
na poręczach fotela poruszały się niespokojnie,
wystukując niecierpliwy rytm.
Alice od razu założyła, że Domenico przygoto
wuje się do ataku, i jak się okazało, miała słusz
ność. Ledwie zjadła połowę zupy, gość powrócił
do tematu dnia.
- Ile mnie to będzie kosztowało? - wypalił
znienacka.
- Kosztowało? - powtórzyła.
Nie takich słów się spodziewała. Obawiała się
następnych pogróżek, ostrzeżeń o procesie sądo
wym, na który żadną miarą nie mogłaby sobie
pozwolić. Pytanie o koszty wytrąciło ją z równo
wagi.
- Jakie są twoje warunki? Co chcesz dostać,
aby wyrazić zgodę na ślub?
- Nie mam warunków, nic nie chcę dostać.
Ale z niej uparciuch, pomyślał Domenico i zaklął
pod nosem. Alice była całkowicie nieprzewidywal
na. Mógłby przysiąc, że jej ucieczka dwa miesiące
temu miała na celu wyłącznie ukaranie go i skłonie
nie do oświadczyn. Teraz, gdy postawiła na swoim
i zaproponował jej ślub, odrzuciła jego ofertę,
zupełnie jakby nigdy nie była nią zainteresowana.
WŁOSKI KOCHANEK
255
- Alice, nie proponuję ci małżeństwa z rozsąd
ku. - Westchnął ciężko. - Będziemy nie tylko
świetnymi rodzicami, ale także doskonałymi mał
żonkami.
Znieruchomiała, wyraźnie zaskoczona, i spo
jrzała na Domenica.
- To będzie prawdziwe małżeństwo. Będziesz
moją żoną, w moim domu, w moim życiu... w mo
im łóżku.
Powoli odłożyła łyżkę, którą właśnie zamierza
ła wsunąć do ust, i z uwagą wsłuchiwała się
w słowa Domenica.
- To, co nas dzisiaj połączyło, z pewnością
dowodzi, że bylibyśmy zgraną parą - oświadczył.
- Masz na myśli zgranie w łóżku? - spytała
wprost. Jej słowa zabrzmiały szorstko, ale przynaj
mniej nie zrobiła mu awantury.
- W łóżku i poza nim - potwierdził ostrożnie.
- Już powiedziałem: co z tego, że ty się zmęczyłaś
naszym związkiem, skoro ja nie zmęczyłem się
tobą? Nadal cię pragnę, tak samo, a nawet bardziej,
niż wtedy, gdy byliśmy razem.
Alice rozchyliła usta, jakby chciała coś powie
dzieć, lecz natychmiast je zamknęła
- Naprawdę? - spytała po chwili.
Domenico zaśmiał się cicho. Czy ta kobieta nie
miała oczu? Jak mogła w to wątpić? Oparł ręce na
kolanach i pochylił się ku niej.
- Nie słuchałaś tego, co mówiłem ci wcześ
niej? - wyszeptał. - Nie wyciągnęłaś wniosków
2 5 6 KATE WALKER
z tego, co się między nami zdarzyło? Pragnę cie
bie... i chcę naszego dziecka. Powtarzam po raz nie
wiem który: zrobię, co w mojej mocy, aby nasz
potomek urodził się w legalnym związku.
- Czemu tak się przy tym upierasz? Przecież
nigdy nie twierdziłam, że będę ci utrudniała do
stęp...
Umilkła, gdy Domenico gwałtownie pokręcił
głową na znak sprzeciwu.
- Nie? - upewniła się.
- Nie. Dostęp to za mało, Alice. Chcę ślubu.
- Ale dlaczego tak na to nalegasz? Nie rozu
miem, wytłumacz mi. Nie powinieneś oczekiwać
ode mnie zgody, skoro unikasz odpowiedzi na tak
ważne dla mnie pytanie.
Alice nawet nie podejrzewała, jak ważkie pyta
nia mu postawiła. Jeszcze nikt nie zaglądał mu tak
głęboko w duszę, nie próbował ujawnić skrzętnie
ukrywanych prawd.
Skoro jednak stawką było jego dziecko... Ich
dziecko...
A także wspólne życie z Alice...
- Dom?
Dom... Nie tak dawno temu wypowiadała jego
imię z najwyższą czułością, czasem z namiętnoś
cią, kiedy się kochali.
Dom.
Nikt inny nie miał prawa tak się do niego
zwracać. Nie mogąc znieść bezruchu, Domenico
wstał z fotela i podszedł do okna. Wbił wzrok
WŁOSKI KOCHANEK
257
w ciemność i wsłuchał się w szum rzęsistego
deszczu. Nie wiedział, od czego zacząć. Miał tak
dużo do powiedzenia i jednocześnie tak bardzo się
wahał... Trzymał te fakty w tajemnicy przez trzy
dzieści cztery lata życia.
- Dom? - powtórzyła Alice.
Odwrócił się ku niej i spojrzał w jej niebieskie
oczy. Czekała na odpowiedź.
Wyciągnął ku niej dłoń. Podała mu rękę i wsta
ła, po czym zrobiła krok w jego kierunku.
Delikatnie dotknął jej brzucha, w którym rosło
jego dziecko. Ich wspólne dziecko
- Moi rodzice nie żyją - wyznał.
To już wiedziała. Od samego początku ich
związku powtarzał, że nie ma ojca ani matki.
- Nie mam innych krewnych.
Alice mimowolnie wstrzymała oddech.
- Żadnych?
- Ani jednego.
- A jacyś dalecy kuzyni?
- Brak. - Pogłaskał jej brzuch. - To dziecko
jest jedyną na świecie istotą, w której żyłach płynie
moja krew. Chcę, aby maleństwo nosiło moje
nazwisko.
To nie była cała prawda, ale Domenico miał
nadzieję, że Alice poczuje się usatysfakcjonowa
na. Reszty nie zdradził nikomu i wolał ją zachować
tylko dla siebie, aż do grobowej deski.
- Wyjaw mi swoją cenę, a dostaniesz tyle, ile
będziesz chciała - zapowiedział.
2 5 8 KATE WALKER
Zwilżyła językiem spierzchnięte usta i ode
tchnęła głęboko.
- Wystarczy ślub - oznajmiła cicho.
- Słucham?
Pochylił się ku niej, aby lepiej słyszeć.
- Wystarczy mi małżeństwo z tobą - odparła
Alice, nadal szeptem, ale wyraźniej. - Tego
pragnę.
- Wyjdziesz za mnie?
- Tak. Zostanę twoją żoną. - Nagle podniosła
głowę i popatrzyła mu prosto w oczy. - Ale co
z Pippą Marinelli?
- Pippą się nie przejmuj - pośpieszył z zapew
nieniem. - Już nigdy nie będziesz musiała wy
słuchiwać żadnych pogłosek o mnie i o tej kobie
cie. Przysięgam.
Alice pokiwała głową, tym razem z większym
przekonaniem.
- W takim razie wyjdę za ciebie i wspólnie
wychowamy nasze dziecko.
Domenico z wdzięcznością i zachwytem po
chylił głowę, aby pocałować Alice w usta, lecz
w tym samym momencie uświadomił sobie boles
ną prawdę, której wcześniej do siebie nie dopusz
czał.
Małżeństwo. Tylko tyle i nic więcej. To oczy
wiste.
Każdej kobiecie, z którą spotykał się w prze
szłości, zależało tylko na małżeństwie z nim, bo
dzięki niemu nabywała prawa do połowy jego
WŁOSKI KOCHANEK
259
majątku. Nie musiał ustalać z Alice ceny - ona już
ją znała.
W następnej chwili ich usta jednak się zetknęły
i wszystko inne stało się nieistotne.
Domenico zdołał jeszcze pomyśleć, że pienią
dze go nie obchodzą. Nie zależało mu na nich.
Doszedł do wniosku, że warto oddać połowę mająt
ku za przywilej sprowadzenia tej kobiety z po
wrotem do łóżka. Warto poświęcić się dla niej i dla
dziecka.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Równo dwa tygodnie wcześniej Alice stała przy
oknie i wpatrywała się w spowity mrokiem ogród.
Teraz robiła to samo, o tej samej porze. Tyle tylko,
że jej obecna sytuacja nie mogłaby być bardziej
odmienna.
Ślub miał się odbyć jutro.
Robotnicy przy podjeździe nadal doprowadza
li do porządku fontannę. Na parterze rozstawio
no kwiaty i stoły, specjalnie na wesele. Państwo
młodzi mieli wziąć ślub w wiejskim kościółku,
a potem otwartym powozem wrócić do Villa
d'Acqua.
- Mój mąż... - szepnęła Alice.
Nadal nie mogła uwierzyć w to, co się działo.
Jutro o tej porze będzie już panią Parrisi. Na jej
palcu zabłyśnie obrączka, ona i Domenico zostaną
mężem i żoną.
Jej dziecko dorośnie przy ojcu, ze świadomoś
cią, że jest kochane przez oboje rodziców.
Kochane...
Alice poczuła nagły ból i drgnęła. Jutro odbędą
się ślub i wesele, doskonałe pod niemal każdym
WŁOSKI KOCHANEK 2 6 1
względem. Tylko jednego będzie brakowało w tym
związku - miłości partnerów.
Jej przyszły mąż zachowywał się wzorowo i trak
tował ją z olbrzymim szacunkiem. Zadbał o wszyst
kie szczegóły uroczystości, już dwa tygodnie te
mu przystąpił do przygotowań. Alice musiała tyl
ko spakować walizkę z drobiazgami i przenieść
się do willi. Na jej barkach spoczęła też odpo
wiedzialność za znalezienie odpowiedniej sukni
ślubnej.
Nawet pod tym względem Domenico okazał
się pomocny. Skontaktował się ze słynnym projek
tantem, po czym umówił się z nim na spotkanie
w willi. Alice dostała wszystko, czego sobie za
życzyła. Teraz suknia jej marzeń wisiała w gar
derobie, a jutro do ołtarza miał ją poprowadzić
ojciec.
To także była zasługa Domenica. Skontaktował
się z jej rodzicami w Nowej Zelandii, gdzie miesz
kali, kupił im bilety pierwszej klasy na samolot,
aby mogli pojawić się na ślubie córki. Zaprosił
także najbliższych przyjaciół Alice. Nie popełnił
ani jednego błędu.
Może dlatego Alice fatalnie się czuła. Jej narze
czony był uprzejmy, delikatny, wrażliwy, ale przez
cały czas bardzo zdystansowany. Alice odnosiła
wrażenie, że dzieli ich gruba szyba. Trzeba jednak
przyznać, że Domenico interesował się dzieckiem.
Przede wszystkim zapewnił Alice doskonałą opie
kę lekarską, zapłacił za wszelkie możliwe badania
2 6 2 KATE WALKER
i kontrole. Dopiero potem zgodził się, aby pojecha
ła do jego domu pod miastem.
Słysząc ciche pukanie do drzwi, Alice odwróci
ła się gwałtownie i momentalnie zakręciło się jej
w głowie. Takie zawroty nękały ją od paru dni, ale
je ignorowała - ostatecznie bezustannie czuła zmę
czenie i miała nudności.
- Proszę - powiedziała, właściwie niepotrzeb
nie, bo Domenico już był w pokoju.
- Kazałem ci odpoczywać - przypomniał jej
i surowo ściągnął brwi. - Miałaś leżeć z nogami do
góry.
- Za bardzo się denerwuję, żeby spać - wy
znała szczerze. - Muszę pamiętać o tylu rzeczach,
czeka mnie jeszcze dużo przygotowań...
- Nie powinnaś się niczym przejmować - prze
rwał jej. - Nad wszystkim panuję. Strasznie jesteś
blada, prawie nic nie zjadłaś na obiad.
Czyżby tak uważnie ją obserwował? Rzeczy
wiście, ledwie skubnęła posiłek, choć udawała
apetyt.
- Wszystko przez te mdłości. Podobno powin
ny być poranne, a tymczasem objawiają się o naj
różniejszych porach - poskarżyła się mu ze smut
kiem.
Niespodziewanie dotknął dłonią jej policzka.
Serce Alice niemal zamarło w reakcji na ten nie
oczekiwany gest.
Od dwóch tygodni Domenico prawie się do niej
nie zbliżał. Choć wcześniej deklarował, że pragnie
WŁOSKI KOCHANEK
263
jej jak nigdy dotąd, ani razu nie poszedł z nią do
łóżka, nie okazywał jej ciepła. Tak bardzo przy
zwyczaiła się do jego oziębłości, że niemal straciła
równowagę, kiedy cmoknął ją w policzek po ode
braniu jej rodziców z lotniska.
Dopiero chwilę potem zorientowała się, że był
to gest wyłącznie na użytek jej matki. Mieli prze
cież udawać, że ich ślub jest prawdziwy pod każ
dym względem.
- Masz cienie pod oczami - zauważył. Alice
natychmiast straciła nadzieję, że Domenico po
głaskał ją ze szczerej sympatii. Pewnie obawiał się,
że jej stan może się negatywnie odbić na dziecku.
- Tracisz na wadze.
Objął ją dłońmi w talii, aby sprawdzić, czy nie
za bardzo schudła. Oględziny najwyraźniej nie
wypadły pomyślnie, bo zmarszczył brwi i pokręcił
głową.
- To dobrze - odparła. - Gdybym utyła, nie
zmieściłabym się w tej piekielnie drogiej sukni
ślubnej, którą mi zafundowałeś.
- Będziesz źle wyglądała, jeśli za bardzo schu
dniesz - burknął. - Poza tym to niedobre dla
dziecka, przecież doskonale o tym wiesz. Postaraj
się zadbać o siebie.
- Tak naprawdę chcesz powiedzieć, żebym za
dbała o twojego potomka? - prychnęła urażona.
- Dziwne, że w ogóle mnie dostrzegasz! Przecież
jestem tylko inkubatorem, w którym dojrzewa
twoja pociecha, niczym więcej.
264
KATE WALKER
- Och, zauważam cię doskonale - warknął
z irytacją. - Widzę cię, bo nie mam innego wyj
ścia. Zresztą, ten widok zupełnie nie przypadł mi
do gustu. Wyglądasz tak mizernie, jakbyś nie
miała siły wstać o własnych siłach. Pamiętaj
o dziecku! Jakbyś się czuła, gdyby doszło do
nieszczęścia?
- Chodzi o to, jak ty byś się czuł w wypadku
nieszczęścia, tak? - zakpiła. - Okazałoby się, że
zmarnowałeś mnóstwo pieniędzy i czasu, a w do
datku bez sensu wziąłeś ślub ze mną. Wszystko na
próżno!
Domenico zareagował natychmiast, ale nie tak,
jak się tego spodziewała.
- Czy tego właśnie chcesz? - warknął. - Wo
lisz odwołać ślub? Wycofujesz się z umowy?
Pomyślał, że nie powinien się dziwić. W końcu
nie zaproponował tej dziewczynie nic poza sta
bilizacją finansową. Może teraz żałowała swojej
decyzji.
- Więc jak? - ponaglił ją.
- Nie - oświadczyła stanowczo. - Nie, nie
wycofam się. Powiedziałam, że za ciebie wyjdę,
i tak się stanie. Która kobieta zrezygnowałaby
z poślubienia właściciela takiego majątku? - Wy
mownie rozejrzała się po kosztownie wyposażo
nym wnętrzu. - Nie zwieję ci sprzed ołtarza, bez
obaw. O ile jeszcze mnie chcesz.
O ile jej chce? Czy Alice upadła na głowę? Nie
widziała, jak na nią reagował?
WŁOSKI KOCHANEK 2 6 5
- To znaczy, o ile chcesz mnie i dziecka - do
dała cicho.
- Oczywiście, że was chcę - odparł natych
miast. - Który mężczyzna nie chciałby tak pięknej
kobiety za żonę? Na dodatek ta piękna kobieta nosi
w brzuchu mojego pierworodnego potomka.
- Pierworodnego?
Przed chwilą nie sądził, że Alice może jeszcze
bardziej zblednąć, teraz jednak jej skóra zdawała
się wręcz przezroczysta.
- Pierworodnego... - powtórzyła. - Nie przy
pominam sobie, abym się zgadzała na następne
dzieci.
- Chyba zrozumiałaś, że angażujemy się w praw
dziwe małżeństwo, a nie tylko transakcję finan
sową.
- Prawdziwe? Na jak długo?
Zaczynała go irytować. Jak mogła uwierzyć, że
chodzi mu tylko o nazwisko dziecka na akcie
urodzenia?
- Na tak długo, jak to będzie konieczne - od
parł bez ogródek. - Chcę, aby moje dziecko doras
tało w normalnej rodzinie, z obojgiem rodziców,
a także braćmi i siostrami, o ile to będzie możliwe.
- Chcesz powiedzieć...
- Chcę powiedzieć, że dotrzymam przysięgi
małżeńskiej. Będę dobrym mężem dla ciebie i oj
cem dla naszych dzieci.
- To znaczy, że pozostaniesz ze mną do grobo
wej deski? - wykrztusiła, oszołomiona.
266
KATE WALKER
- Z całą pewnością nie interesują mnie prowi
zoryczne rozwiązania.
- Ale... Ale my się nie kochamy.
- Miłość! - Domenico zaśmiał się cynicznie.
- Wierzysz w miłość? Czy takie uczucie faktycz
nie istnieje? Dlaczego sądzisz, że jest trwałe?
Chyba nie mamisz się marzeniami o dozgonnym
szczęściu z ukochanym? To tylko iluzja, stworzo
na przez piosenkarzy i pisarzy o zbyt wybujałej
wyobraźni. Małżeństwa z rozsądku, starannie za
aranżowane i zaplanowane, doskonale funkcjono
wały przez wieki.
- A nasze małżeństwo?
- Nie udawaj, że musisz o to pytać! Nasze
małżeństwo będzie miało solidne podstawy, bo mi
się podobasz!
Chwycił ją za przegub ręki i delikatnie pociąg
nął ku sobie, po czym dotknął jej brody i delikatnie
pocałował ją w usta. Automatycznie przywarła do
niego i potulnie rozchyliła wargi. Objął ją i dopiero
wtedy zorientował się, jaka jest szczupła i krucha.
Jeden mocniejszy uścisk wystarczyłby, aby ją
zgnieść.
- Dobry Boże - wymamrotał prosto w jej usta.
- Tracę przy tobie panowanie nad sobą... Przestań...
Momentalnie pożałował, że to powiedział. Ali
ce zesztywniała i odwróciła głowę.
- Przepraszam. Byłam pewna... że chcesz...
Jej głos był przytłumiony przez koszulę, lecz
Domenico zrozumiał ją doskonale.
WŁOSKI KOCHANEK 2 6 7
- Chcę ciebie, pragnę cię, Alice - zapewnił
żarliwie. - Jeszcze nigdy nie pragnąłem tak żadnej
kobiety.
Chciał ją ponownie pocałować, ale znienacka
się odsunął.
- Zaraz, zaraz, coś sobie przypomniałem. Mó
wiłaś mi o zwyczaju, w który wierzysz: narzeczeni
powinni spać z dala od siebie w noc poprzedzającą
ślub. Zgadza się?
- To prawda. Złamanie tej tradycji podobno
przynosi pecha - przytaknęła Alice. Wydawała się
zmęczona i przybita.
- Wobec tego nie będziemy ryzykowali. Poza
tym wyglądasz na wyczerpaną. Nic dziwnego, te
wszystkie przygotowania do ślubu... Odpoczywaj,
myśl o dziecku.
- O dziecku... - powtórzyła i pokiwała głową.
- Położę się dzisiaj wcześniej.
- Świetnie.
Domenico musnął ustami jej czoło i wstał. Wie
dział, że jeśli zaraz nie wyjdzie, może stracić
panowanie nad sobą. Nie wolno mu było uczynić
nic głupiego - żałowałby tego do końca życia.
- Jutro czeka nas ciężki dzień - zauważył.
- Gdy zostaniemy mężem i żoną, będziemy mogli
cieszyć się każdą wspólną nocą. Dobranoc, słonko.
Do zobaczenia przed ołtarzem.
Po tych słowach wyszedł. Alice bardzo chciała
mu wierzyć. Nie mogła się doczekać wspólnych
nocy, o których wspomniał, gdyż teraz czuła się
268
KATE WALKER
okrutnie samotna. Westchnęła ciężko. Co mu od
biło? Nie obchodziły jej przesądy, nie wierzyła
w nie i chciała być blisko Domenica. Szkoda, że
nie został przy niej.
Gdy się wykąpała i położyła spać, sen przyszedł
momentalnie, ledwie zamknęła powieki. Dzięki
temu przez wiele godzin nic nie czuła, nie martwiła
się o przyszłość, nie przejmowała teraźniejszością.
W pewnym momencie poczuła jednak przez
sen, że dzieje się coś niedobrego. Drgnęła nie
spokojnie. To było coś strasznego, wręcz potwor
nego. Usiadła raptownie. Serce waliło jej jak mło
tem, nie potrafiła zapanować nad drżeniem ciała.
- Pomocy... - wykrztusiła i potarła twarz dłonią.
To nie był sen. Do jej snu wdarła się rzeczywis
tość, okrutna, bolesna.
Przybyła w postaci fali bolesnych skurczów.
Alice machinalnie przycisnęła dłoń do brzucha.
- Au!
Odetchnęła głęboko, bezskutecznie próbując
zapanować nad bólem. Otworzyła szeroko usta.
- Och...
Przez moment miała nadzieję, że ból ustępuje,
lecz po chwili powrócił...
- Och, nie... Dziecko!
Dziecko.
Nie mogła...
- Błagam, tylko nie to, nie dziecko!
Pulsujący ból na chwilę osłabł, więc zwlokła się
z łóżka, z trudem wyprostowała i ruszyła przed
WŁOSKI KOCHANEK
269
siebie, choć kręciło się jej w głowie i nie mogła
utrzymać równowagi.
Domenico.
Musiała do niego dotrzeć. Będzie wiedział, co
robić. Na pewno jej pomoże...
- Och... - Ból powrócił z nową siłą.
Zlana potem, z trudem chwytała powietrze
w płuca. Jej nogi drżały, ale jakoś zdołała wydo
stać się na korytarz. Długi, ciemny korytarz...
Pokój Domenica znajdował się zaledwie parę
drzwi dalej, naprzeciwko wielkiego apartamentu,
w którym mieli zamieszkać po ślubie.
Gdyby wzięli ślub. Po czymś takim...
Alice z najwyższym trudem dotarła do drzwi
narzeczonego.
- Domenico...
Od razu nacisnęła klamkę, bo nie miała czasu
ani sił pukać, a potem czekać. W następnej chwili
poczuła, jak, trzymając się kurczowo drzwi, wpada
do środka pomieszczenia.
- Co u licha... Alice?
Usłyszała głos Domenica, ochrypły ze zdumie
nia. Z trudem spojrzała na przyszłego męża. Nie
obudziła go - wciąż miał na sobie normalne ubra
nie, czarne dżinsy i podkoszulek w tym samym
kolorze.
- Wybacz...
- Alicia, carissima... Co się stało?
- Och, Dom... Dziecko... chyba nie mogę go
utrzymać...
270
KATE WALKER
Więcej nic nie zapamiętała. W następnej sekun
dzie Domenico wyciągnął ku niej ręce i wiedziała,
że cokolwiek się stanie, on będzie przy niej: zdecy
dowany, godny zaufania. Wszystkim się zajmie.
Z ulgą zaprzestała walki i wpadła w jego ra
miona.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Domenico poruszył się na krześle i wyciągnął
zdrętwiałe nogi. Przez wiele godzin siedział w tej
samej pozycji przy łóżku Alice, czekając, aż jego
narzeczona się ocknie.
Nie miał pojęcia, co jej wtedy powie.
Nie mógł spać. Jego myśli cały czas krążyły
wokół przyszłej żony i ich wspólnego dziecka.
Powiedział jej, że nie ma rodziców, że nie żyją.
Skłamał.
Tak naprawdę nie miał pojęcia, co się z nim
działo. Być może faktycznie nie żyli, a może
miewali się całkiem dobrze. Wychował się w do
mu dziecka, prowadzonym przez zakonnice, i nie
miał pojęcia, co oznacza słowo „rodzina". Dopie
ro przy Alice zaczął poznawać jego sens.
- Dom...
Alice westchnęła, poruszyła się. Momentalnie
pochylił się nad nią.
- Alice? Nie śpisz?
Popołudniem przywieziono ją półprzytomną po
koniecznej operacji. Wtedy nie zdawała sobie
sprawy z tego, gdzie jest ani co się zdarzyło. Po
272
KATE WALKER
kilku minutach zapadła w głęboki sen, ocknęła się
dopiero teraz.
Domenico bał się tej chwili. Wiedział, że Alice
powinna się wzmocnić i wypocząć, aby zdołała
znieść to, co musiał jej przekazać. Prawda była
bolesna i smutna. W najczarniejszych snach nie
podejrzewał, że do tak tragicznego dramatu do
jdzie w dniu ich ślubu. Teraz, gdy powinni święto
wać i przygotowywać się do wyjazdu na miesiąc
miodowy, oboje straszliwie cierpieli...
Nie będzie miesiąca miodowego. Nie było ślu
bu. I, co najgorsze, nie będzie dziecka.
Dziecka, które miało być jego jedynym krew
nym, jego najbliższą rodziną.
Domenico nerwowo potarł piekące oczy. Nie
myślał o zakładaniu rodziny do czasu, gdy się
dowiedział o ciąży Alice. Ostatnie dwa tygodnie
odmieniły jego świat, lecz nie do końca. Teraz się
dowiedział, że jego nadzieje legły w gruzach.
Nawet nie podejrzewał, że tak bardzo pokochał
dziecko, które było w drodze i które nigdy nie
dotarło do celu.
A co z Alice? Czy go teraz opuści? Czy po
stanowi związać się z kimś innym, kto zaoferuje jej
lepsze, ciekawsze życie? Kto będzie ją lepiej trak
tował?
- Dom?
Ponownie skupił uwagę na Alice.
- Jestem.
Skierowała na niego wzrok i od razu zrozumiał,
WŁOSKI KOCHANEK 2 7 3
że nie musi nic mówić. Alice bez słów pojęła
prawdę, miał ją wypisaną na twarzy. Jednak w jej
oczach dostrzegł iskierki nadziei. Musiał ją roz
wiać.
- Przykro mi - szepnął.
Ziściły się najgorsze obawy Alice. Ostatnie, co
zapamiętała, to widok Domenica w jego pokoju.
Potem wszystko się zlało w bezładną plątaninę
wrażeń, odczuć, impresji...
Jeszcze usłyszała jego okrzyk rozpaczy i prze
strachu, poczuła, jak ją bierze na ręce i niesie do
limuzyny z kierowcą, siada koło niej i jadą do
szpitala. Tam całkowicie straciła kontakt z rzeczy
wistością.
- Tak mi przykro - powtórzył łamiącym się
głosem.
- Nie... - jęknęła zrozpaczona. Miała ochotę
ponownie zapaść w sen, odizolować się od tego, co
się stało.
- Twoja mama jest tutaj - powiedział cicho.
- Mam ją przyprowadzić?
- Chcę być tylko z tobą - wyznała.
- Kochanie... -jęknął. Miał wrażenie, że zaraz
pęknie mu serce. Bez zastanowienia przytulił ją
mocno do siebie, aby mogła się wypłakać w jego
ramionach.
Płakała bardzo, bardzo długo.
- Lekarz mówi, że możesz wrócić do domu
choćby dzisiaj. - Mama Alice celowo usiłowała
274
KATE WALKER
przybrać lekki ton. - Lepiej się tam poczujesz,
prawda?
Alice wymamrotała w odpowiedzi coś, co z tru
dem można by uznać za potwierdzenie. W gruncie
rzeczy wątpiła, by Villa d'Acqua była jej domem.
Nie miała nic. Ani dziecka, ani męża, ani domu.
Domenico oświadczył się jej wyłącznie przez
wzgląd na potomka. Była pewna, że teraz, korzys
tając z okazji, się wycofa. A nawet jeśli tego nie
zrobi, to tylko ze względu na litość. Jeśli miała
choć odrobinę przyzwoitości, sama powinna ze
rwać.
Poczuła, jak po jej policzku spływa wielka łza.
- Kochanie, wszystko będzie dobrze - usłysza
ła głos mamy. - Poczekaj kilka tygodni, a sama się
przekonasz. Wtedy spróbujecie ponownie.
- Mamo, nie wiem, czy chcę czekać i jeszcze
raz próbować...
- W twoim sercu na zawsze pozostanie miejsce
dla tego dziecka. Jesteś młoda i zdrowa, przecież
zawsze możesz mieć następne, które także poko
chasz...
- Mamo, to dziecko pojawiło się przypadkiem
- przerwała Alice. - Nie starałam się o nie, wcale
go nie pragnęłam. Właściwie nie wiem, czy chcę
być matką.
Nagle obie ujrzały Domenica, który stanął na
progu i przysłuchiwał się rozmowie. Ile usłyszał?
Alice nie miała pojęcia. Z całą pewnością dotarły
do niego jej ostatnie słowa. Otworzyła usta, aby
WŁOSKI KOCHANEK
275
pośpieszyć z wyjaśnieniem, lecz zamknęła je z po
wrotem. Tak było lepiej. Bezpieczniej. Łatwiej.
Jeśli uznał, że Alice w przyszłości nie będzie
chciała mieć z nim dziecka, nie będzie się czuł
przymuszony do małżeństwa z nią.
- Samochód czeka - powiedział z nieprzenik
nioną miną. - Jesteś gotowa?
- Oczywiście - potwierdziła, choć tak napraw
dę bała się opuścić prywatny jednoosobowy pokój
w szpitalu.
- Zatem w drogę.
Domenico podał jej rękę i wyszli na korytarz,
a za nimi mama Alice.
Podróż powrotna do willi przebiegła w ciszy
i spokoju. Alice trzymała ręce na brzuchu, jakby
chciała poniewczasie uchronić się przed tym, do
czego doszło. Nie potrafiła się z tym pogodzić.
Czuła, że utrata dziecka będzie dla niej oznacza
ła także utratę Domenica.
Wkrótce pojawiły się dowody, uzasadniające
jej podejrzenia.
Z początku nie potrafiła ogarnąć umysłem tego,
co ukazało się jej oczom. Oszołomiona przeżytym
wstrząsem dopiero po kilku sekundach zrozumia
ła, na czym polega różnica - co zrobił Domenico.
Tylko Domenico mógł zlecić usunięcie wszyst
kich lampek, zdobiących podjazd do domu. Tylko
Domenico mógł kazać ogrodnikom zabrać ułożone
wokół fontanny kwiaty.
276
KATE WALKER
Tylko Domenico mógł zadecydować o zlikwi
dowaniu wszelkich śladów niedoszłego ślubu i we
sela.
- Jesteśmy na miejscu - obwieścił niepotrzeb
nie. - Dobrze się czujesz?
Jej wahanie go zaniepokoiło.
- Kazałeś zabrać kwiaty - powiedziała cicho.
- Tak było najlepiej.
Musiała dowieść, że jest silna. Nadeszła pora,
aby ukryła prawdziwe uczucia i schowała się za
maską, jak wtedy, gdy po raz pierwszy padło
nazwisko Pippy Marinelli.
- Słusznie. - Pokiwała głową. - Dobrze po
stąpiłeś.
- Cieszę się, że przyznajesz mi rację. - Głos
Domenica nieoczekiwanie stał się lekko ochrypły.
- Wejdziesz po schodach sama czy mam cię
wnieść?
- Poradzę sobie.
Zerknął na nią z wyraźną troską w oczach.
- Masz ochotę coś zjeść? Może się czegoś
napijesz? - zaproponował.
- Nie, dziękuję. - Pokręciła głową. - Jestem
trochę zmęczona, chętnie bym się położyła.
- Oczywiście.
Przez chwilę bała się, że weźmie ją w ramiona
i zaniesie do sypialni. Nie zniosłaby tego.
- Wiesz, gdzie co jest - dodał. - Gdybyś czegoś
potrzebowała, daj mi znać.
- Nie, nie. Mam wszystko, dam sobie radę
WŁOSKI KOCHANEK 2 7 7
- pośpieszyła z zapewnieniem. - Muszę tylko
wypocząć.
Powoli weszła na piętro, minęła korytarz i za
trzymała się przed drzwiami sypialni. Zawahała
się. Nie wiedziała, czy powinna wchodzić do po
mieszczenia, z którym wiązały się tak dramatycz
ne przeżycia.
W pewnej chwili usłyszała ciche kroki i za jej
plecami pojawił się Domenico. W ręku trzymał jej
torbę z drobiazgami.
- Przyniosłem, pewnie ci się przyda - powie
dział. - Pozwól.
Wyciągnął rękę i nacisnął klamkę. Alice spo
jrzała niechętnie do środka i... znieruchomiała.
To nie był jej pokój!
To znaczy, to było to samo pomieszczenie, ale
wszystko w środku się zmieniło. Znikły kremowe
i złote dodatki, w ich miejsce pojawiła się jasna
zieleń i biel. Wszystko wyglądało świeżo i czysto.
- Zmieniłem wystrój - wyjaśnił Domenico.
Zrobił to dla niej. Aby zatrzeć jej przykre wspo
mnienia.
- Dziękuję - wyszeptała. - Bardzo ci dziękuję.
Odpowiedziało jej milczenie. Odwróciła się
zdziwiona, lecz Domenica już nie było. Tylko
torba na podłodze świadczyła o jego niedawnej
obecności.
Rozejrzała się po pokoju i natychmiast spo
strzegła, że brakuje sukni ślubnej, butów, welonu...
A zatem uznał, że najlepiej będzie usunąć
2 7 8 KATE WALKER
wszelkie ślady niedoszłego ślubu, a Alice musiała
przyznać mu słuszność. Właściwie cieszyła się, że
tak postąpił. Nie wiedziała jednak - bo niby skąd?
- że Domenico czuł się teraz tak, jakby popełnił
największy błąd swojego życia.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
- Twoi rodzice pewnie właśnie lądują.
Domenico postarał się, aby ta uwaga zabrzmiała
zupełnie naturalnie, lecz spięta Alice i tak drgnęła
niespokojnie.
- Rzeczywiście - wymamrotała, usiłując mó
wić tak samo obojętnym tonem jak on. - Wspo
mnieli, że dotrą na miejsce około ósmej wieczorem
naszego czasu.
- Pat wspomniała, że zachęcała cię do wyjazdu
razem z nimi.
Nie oderwał oczu od listu, który czytał, lecz
Alice doskonale wyczuła jego niepokój.
- To prawda - przyznała. - Zasugerowała, że
urlop dobrze mi zrobi.
- Wolałaś zostać?
- Tak. Twoim zdaniem popełniłam błąd?
Odkąd wyszła ze szpitala, nie potrafiła inaczej
rozmawiać z Domenikiem. Od wielu tygodni za
chowywali się jak dwa nieprzyjazne koty, skaczą
ce sobie do oczu.
Do tego Domenico ani razu nie wspomniał
o przyszłości ich związku. Choć zdawało się, że
280
KATE WALKER
nie ma nic przeciwko temu, że Alice nadal u niego
mieszka, nigdy nie rozmawiał z nią o tym, co
będzie później
- Uważasz, że powinnam polecieć do Nowej
Zelandii razem z rodzicami? - powtórzyła Alice
z naciskiem.
Obojętnie wzruszył ramionami.
- To zależy od ciebie. Chciałaś tam polecieć?
Alice zacisnęła dłoń na szklance z wodą. Tak
naprawdę najbardziej pragnęła znowu być w ciąży,
ale wiedziała, że to niemożliwe.
- Raczej nie - odparła ostrożnie.
- Zatem powinnaś być zadowolona - oznajmił
z kamienną miną.
- Nie masz nic przeciwko temu?
- Skąd. Miejsca jest mnóstwo, a skoro nie masz
ochoty na podróże...
- To nie podróżowanie jest dla mnie prob
lemem!
Popatrzył na nią uważnie, ale milczał.
- Po prostu uważam, że moi rodzice powinni
ode mnie odpocząć. Ostatecznie, są praktycznie
nowożeńcami.
- Jak to? - zdumiał się. - Przecież musieli
spędzić razem... Bo ja wiem, pewnie dwadzieścia
sześć lat.
- Bo ja mam dwadzieścia pięć? Niezupełnie.
Byli razem z przerwami.
- Rozstali się na pewien czas?
- To się zdarzyło osiem lat temu. Bezustannie
WŁOSKI KOCHANEK
281
się kłócili i w końcu zdecydowali się na separację.
Uruchomili nawet procedurę rozwodową. Właśnie
wtedy mama wyjechała do Nowej Zelandii, do
siostry. Któregoś dnia firma taty wysłała go służ
bowo do Auckland. Pod wpływem impulsu tata
skontaktował się z mamą i zaprosił ją na kolację.
Potem poszli na następną... i jeszcze jedną... aż
w końcu uznali, że wcale nie chcą się rozwodzić.
No i odwołali rozwód.
- I twój ojciec przeniósł się na stale do Nowej
Zelandii?
Alice skinęła głową.
- Chcieli zacząć wszystko od początku, a No
wa Zelandia przyniosła im szczęście. Dlatego na
zywam ich nowożeńcami. Niedawno kupili dom
i odkrywają się na nowo. Cieszę się, że im się jakoś
układa i nie zamierzam wchodzić w paradę... Po
wiedz mi, czy w ogóle znałeś swoich rodziców?
- zmieniła nagle temat.
- Nie. Nie mam żadnych wspomnień.
- Musiałeś być bardzo mały, kiedy umarli.
- Byłem wtedy noworodkiem.
Na chwilę umilkła. Zupełnie nie wiedziała, co
powiedzieć.
- Twoi rodzice to mili ludzie - ciągnął. - Nie
przeszkadzali mi, mogli zostać. Oczekiwali, że
my, jako zaręczeni ze sobą, będziemy dzielili łoże.
Zaręczeni?
Czyżby Domenico uważał, że są zaręczeni?
- Ale nie podejrzewasz chyba, że będę ci się
sip A43
282
KATE WALKER
narzucał w tak trudnym momencie życiowym?
Musisz najpierw przezwyciężyć traumę. Może tru
dno ci w to uwierzyć, ale potrafię zapanować nad
pewnymi odruchami. Umiem się kontrolować,
i tyle.
- Więc chodzi tylko o samokontrolę, tak?
- spytała wyzywająco. Nagle się ożywiła i pokiwa
ła głową. - O nic więcej?
- Co masz na myśli?
- To, co powiedziałam. Tylko samokontrola
sprawia, że pozostajesz w swoim pokoju, a nie
w moim?
- Jest tak, jak powiedziałem.
- Pytam się, czy to prawda? Nie uważasz, że
nasz problem może tkwić w czym innym?
- Masz jakieś podejrzenia? - Zdenerwowany
Domenico rzucił list na stół i wstał. Wydawało mu
się, że postępuje jak prawdziwy dżentelmen,
a tymczasem... - Alice, to jest...
- Głupie - dokończyła za niego. - Zgadza się!
Powiem więcej: to ja jestem głupia.
Podszedł do niej i złapał ją za ręce.
- Nigdy nie powiedziałem, że jesteś głupia
- zawołał z desperacją w głosie. - Dlaczego takie
myśli lęgną ci się w tej obłąkanej głowie?
- Najpierw głupia, potem obłąkana - mruk
nęła. - Dziwne, że chcesz tracić czas na taką
wariatkę jak ja. Oczywiście, byłoby niestosowne,
gdybyś wyrzucił mnie z domu na oczach rodziców.
Bo przecież potrafisz zapanować nad sobą, tak?
WŁOSKI KOCHANEK
283
- Wykorzystujesz moją wstrzemięźliwość
przeciwko mnie? Usiłuję okazać ci współczucie
i zrozumienie. Co mnie w zamian spotyka? - spy
tał wzburzony.
- Ciekawe, jak rozumiesz współczucie, skoro
sprowadziłeś mnie do swojego domu zaraz po tym,
jak wyszłam ze szpitala?
- Zaraz, zaraz, czyżbyś uznała mnie za win
nego i wydała wyrok? Zastanów się, co robisz!
- Domenico stracił panowanie nad sobą.
- Pomyśl: przyjeżdżam ze szpitala i co widzę?
Znikły wszystkie kwiaty i lampy, kazałeś pozdej
mować dekoracje i uprzątnąć świece. Do czego to
podobne?
- Uznałem...
- Na twoje polecenie zabrano wszystko, co
mogłoby się kojarzyć ze ślubem. Tort, pawilon...
Wszystko. - Jej słowa zmieniły się w szloch.
Domenico usiłował do niej podejść, lecz znieru
chomiał na widok jej ostrzegawczo wzniesionej
dłoni. - I moja biała suknia. To nazywasz zro
zumieniem? To zwykła podłość i okrucieństwo!
- Od razu widać, że nie zaznałaś w życiu podło
ści - burknął Domenico. - Po prostu pomyślałem,
że przypominanie ci o ślubie będzie nie na miejscu,
bo przeżywasz trudne chwile...
Alice spojrzała na niego zimno, ściągnęła z pal
ca pierścionek zaręczynowy i cisnęła mu go
w twarz.
- Teraz masz już komplet! - wybuchnęła. - Już
2 8 4 KATE WALKER
nic na świecie nie będzie mi przypominało o tym
niechcianym ślubie! Ty masz wszystko, a ja jestem
wolna!
Domenico pomyślał, że na szczęście nie po
dzielił się z niedoszłą żoną przemyśleniami, które
go dopadły tuż po jej wyjściu ze szpitala. Mil
czenie jest złotem, przypomniał sobie.
- Tak - potwierdził oschle. - Możesz robić, co
ci się żywnie podoba.
- W takim razie najchętniej od razu się spakuję
i wyniosę w ciągu godziny, abyś już nigdy nie
męczył się moim widokiem.
Chciał dać jej odejść. Próby przekonania jej do
swoich racji były skazane na niepowodzenie.
Wstał, aby zrobić jej przejście. Kiedy jednak go
mijała, coś w niego wstąpiło - może przez jej
zapach, może błysk w jej pięknych oczach, może
muśnięcie sukienki o jego skórę...
- Nie - zaprotestował mimowolnie. - Nie!
Wyjął dłonie z kieszeni, chwycił ją i przyciąg
nął mocno do siebie.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
- Nie? - Alice nie wierzyła własnym uszom.
- Nie odchodź - poprosił. - Nie chcę, żebyś
odchodziła.
Serce waliło jej tak mocno, jakby chciało wy
rwać się z piersi.
- Dlaczego? - spytała niepewnie.
- Dlaczego? - powtórzył. - Może to ci wyjaśni.
Pocałował ją tak, jak jeszcze nigdy dotąd. Był
spragniony czułości, a ona wbrew sobie poddała
się jego pieszczotom.
- Teraz już rozumiesz? - zapytał po dłuższej
chwili.
Alice westchnęła i nadstawiła usta do następ
nego pocałunku. Nie musiała długo czekać.
Gdy ją całował, jego dłonie odbywały wędrów
kę po jej ciele i przytulały ją tak mocno, że musiała
wspiąć się na palce.
- Więc nadal mnie pragniesz? - wyszeptała
oszołomiona.
- Ponad wszystko -wyznał.
Rozluźnił uścisk dłoni, którą ją przytrzymywał,
i powoli pogłaskał nagą skórę jej ramienia. Potem
2 8 6 KATE WALKER
chwycił Alice za nadgarstek i pocałował wnętrze
jej dłoni. Musnął ustami jej palce i zaczął je
pieścić. Przez cały czas mruczał uwodzicielskie
włoskie słowa, przeznaczone wyłącznie dla jej
uszu. Alice rozumiała ten język na tyle dobrze, by
pojąć, że mówi o jej urodzie, zapewnia o swym
podziwie dla niej, potrzebie bliskości i szaleń
stwie, którego jest bliski w jej obecności.
- Chodź ze mną, mifidanzata... Chodź ze mną
na górę, udowodnię, jak bardzo cię pragnę...
Mi fidanzata.
Moja narzeczona.
Spojrzała mu w oczy i lekko skinęła głową,
godząc się na jego propozycję. W następnej chwili
pocałował ją w usta, wziął na ręce i zaniósł na
piętro.
Popiskiwanie telefonu komórkowego, porzuco
nego gdzieś w pokoju, było ostatnią rzeczą, którą
Domenico chciał słyszeć.
Świat zewnętrzny ani trochę go nie interesował.
Teraz chciał się zajmować wyłącznie tą cudowną
kobietą, która leżała u jego boku, wyczerpana
i zaspokojona.
Odetchnął głęboko i zaklął pod nosem. Tak
bardzo nie chciało mu się wstawać... Mimo to
zsunął nogi na podłogę i rozejrzał się po sypialni.
Gdzie się podział ten nieszczęsny aparat?
Nagle Domenico przypomniał sobie, że właśnie
na tę godzinę umówił się na telefon. Momentalnie
WŁOSKI KOCHANEK 2 8 7
się ożywił i szybko wydobył srebrny aparat ze
splątanego kłębka ubrań, porzuconych na pod
łodze.
- Słucham?
Głos w słuchawce należał do kobiety, która
odezwała się po włosku, jak się tego spodziewał.
Mimo to nie mógł rozmawiać swobodnie, zacho
wywał się niepewnie, był skrępowany. Zerknął
niespokojnie na Alice, która właśnie leniwie prze
ciągała się na łóżku.
- Za chwilę oddzwonię - mruknął cicho i po
śpiesznie się rozłączył. Poniósł ubranie, podszedł
do łóżka i delikatnie pogłaskał Alice po włosach.
- Kochana...
- Dom... - westchnęła.
Senny uśmiech na jej ustach stanowił pokusę
nie do odparcia, lecz Domenico wiedział, że Pippa
Marinelli to niecierpliwa kobieta i nie znosi cze
kania.
Wkrótce mógł się spodziewać następnego tele
fonu. Nie wolno mu było dopuścić do tego, by
Alice przysłuchiwała się rozmowie.
- Muszę zadzwonić w pewne miejsce, słonecz
ko - wyszeptał. Bardzo zależało mu na tym, by nie
poznała tożsamości jego rozmówczyni. Dlaczego
Alice musiała się przebudzić właśnie teraz? - Pój
dę na parter. Wiem, ja też nie mam ochoty, ale
zaraz wrócę. - Uśmiechnął się szeroko, bo Alice
nawet nie otworzyła oczu. - Śpij dalej, za moment
będę koło ciebie.
2 8 8 KATE WALKER
- Ale...
Zdawało się, że na wpół uśpiona dziewczyna
chce zaprotestować, więc delikatnie musnął pal
cami jej usta.
- Musisz dużo wypoczywać - podkreślił.
- Wrócę, zanim się rozbudzisz. Wtedy nadrobimy
zaległości.
Wyprostował się powoli i otulił Alice kołdrą.
- Wracaj szybko - szepnęła.
- Jak najszybciej - obiecał jej. - Nie mogę się
doczekać.
Musiał stąd zniknąć, bo jeszcze chwila i nie
udałoby mu się wyjść w ogóle. Natychmiast po
biegł do gabinetu. Chciał mieć absolutną pewność,
że Alice go nie podsłuchuje, więc starannie za
mknął za sobą drzwi. Potem wyciągnął telefon
z kieszeni i wybrał numer.
- Pippa? Co masz mi do powiedzenia?
Z początku Alice leżała spokojnie i rozkoszo
wała się komfortem łóżka. Po pewnym czasie
zaczęła się jednak zastanawiać, czemu jej kocha
nek tak długo nie wraca. Co to była za rozmowa
telefoniczna, której nie mógł przeprowadzić w sy
pialni?
Nagle otworzyła oczy, wyraźnie zaniepokojo
na. Czyżby Domenico miał przed nią jakieś tajem
nice? Musiała to sprawdzić. Wstała i zaczęła szu
kać swojego ubrania. Jej wzrok padł na przenośny
komputer Domenica, który stał otwarty na biurku.
WŁOSKI KOCHANEK 2 8 9
Popatrzyła na kolorowy wygaszasz ekranu - Do-
menico zapewne zamierzał wyłączyć sprzęt, ale
zapomniał. Wystarczyło dotknąć płytki sterującej
kursorem i na monitorze pojawiły się rzędy na
zwisk oraz tytułów wiadomości. Domyśliła się, że
Domenico sprawdzał pocztę.
Zerknęła obojętnie na ekran. Zamierzała zająć
się swoimi sprawami, kiedy nagle jej uwagę zwró
ciło jedno z nazwisk na górze listy.
Nazwisko, którego nie słyszała od wielu tygo
dni. Miała nadzieję, że więcej go nie usłyszy.
Pippa Marinelli.
Kobieta, o której Domenico nie chciał powie
dzieć nic bliższego. Jak twierdził, nigdy nie była
jego kochanką, choć stugębna plotka głosiła co
innego.
Alice momentalnie przypomniała sobie, jak wy
brała się z Domenikiem do jednej z najbardziej
eleganckich restauracji w Mediolanie. Gdy w pew
nej chwili udała się do toalety, zamknięta w kabi
nie usłyszała swoje nazwisko. Grupka kobiet bez
ustannie trajkotała i plotkowała przed lustrem.
- Widziałyście tę biedną, głupiutką Angielkę?
Jak jej tam, Alice Howard. Naiwna kretynką.
Na parkiecie patrzyła Domenicowi Parrisiemu
w oczy jak oszalały z miłości królik. Myślałam,
że pęknę ze śmiechu. Nawet nie podejrzewa,
że on ją robi w konia. Razem z Luisą widziałam
jej ukochanego z inną kobietą, w restauracji.
Nie odrywali od siebie wzroku. Mówię ci, coś
290
KATE WALKER
niesamowitego. Luisa wie, jak ta babka się nazywa
- Pippa Marinelli...
Alice zamknęła oczy. Najwyraźniej Pippa Ma
rinelli ponownie zaistniała w życiu jej niedoszłego
męża. Powoli, z wahaniem otworzyła list.
Dom...
Dlaczego ta kobieta w ten sposób zwracała się
do Domenica? Przecież nawet Alice pozwolił mó
wić tak do siebie dopiero po wielu miesiącach
wspólnego związku.
Dom — rzecz jasna rozumiem, czemu chcesz,
abym zachowała większą ostrożność. Po poronie
niu Alice będzie szczególnie wrażliwa na wszystko,
co ją może urazić, a przecież nie chcesz, aby
cokolwiek podejrzewała lub wtykała nos w nie
swoje sprawy. Bez obaw - ode mnie niczego się nie
dowie. Wiem, co to dyskrecja.
Pippa
Ogarnięta wściekłością Alice miała ochotę wy
biec z domu i pobiec pędem przed siebie. Jak
Domenico śmiał tak ją traktować? Tak bezczelnie
okłamywać? Dość tego. Co za fałszywy, wstrętny
człowiek!
Powiedziała sobie, że nie pozwoli się dłużej
wykorzystywać. Chwyciła pierwsze z brzegu ubra
nie, czyli czarny szlafrok Domenica, i ruszyła na
jego poszukiwania. Postanowiła jak najszybciej
stawić mu czoło.
WŁOSKI KOCHANEK 2 9 1
Starając się nie oddychać zbyt głęboko, aby nie
czuć zapachu Domenica, którym przesiąknięty był
szlafrok, wsunęła ręce w rękawy i mocno zawiąza
ła pasek.
Potem, usiłując odsunąć od siebie wątpliwości,
otworzyła drzwi wejściowe do sypialni, przeszła
długim korytarzem i zeszła po schodach, w ciszy,
na bosaka. Była gotowa na konfrontację.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Domenico zaczynał się niecierpliwić.
Ta rozmowa do niczego nie prowadziła, a do
tego trwała stanowczo zbyt długo. A może tak
naprawdę do niczego nie prowadziła, bo on się
wyłączył i nie słuchał. Jego myśli błądziły na
górze, tam, gdzie najpiękniejsza kobieta na świecie
leżała w łóżku, czekając na niego...
- Rozumiesz chyba...
Damski głos po drugiej stronie linii ponownie
wdał się w wyjaśnienia, jednak słowa wypowiada
ne przez tę kobietę wydawały się pozbawione
sensu. Szczerze mówiąc, Domenico nie był w sta
nie wyodrębnić choćby jednej sylaby, a co dopiero
połączyć je w jakieś sensowne informacje. Myślał
tylko i wyłącznie o Alice.
Pięknej, zmysłowej, seksownej Alice, nagiej
w jego łóżku. Była szczęśliwa i zaspokojona, miała
przymknięte powieki i uśmiechała się łagodnie. Jej
ciało wciąż było rozpalone po namiętności, która
ich połączyła.
Namiętność ta była niesamowita, oszałamiająca
- czegoś takiego jeszcze nigdy nie zaznał. Bardzo
WŁOSKI KOCHANEK
293
pragnął jak najszybciej doświadczyć jej ponownie.
Na samo wspomnienie jego mięśnie stężały. Pożą
danie było wręcz nieznośne. Z trudem opanował
się, żeby nie odesłać Pippy do wszystkich diabłów,
nie rzucić aparatu i...
- Czy to rozumiesz? - zapytała nagle Pippa.
Niby co miał rozumieć? Co takiego powie
działa?
- Tak, oczywiście - odparł stanowczym tonem,
choć nie miał pojęcia, o co jej chodzi.
Jakiś cichy odgłos w oddali przykuł jego uwagę.
Domenico przechylił lekko głowę i zaczął nasłu
chiwać. Czyżby Alice wstała?
Nie usłyszał jednak nic więcej, więc, odprężo
ny, oparł się wygodniej o biurko z mocnym po
stanowieniem jak najszybszego zakończenia roz
mowy.
- No cóż, to wielkie rozczarowanie, ale nic się
już na to nie poradzi. Rozumiem. Jestem ci bardzo
wdzięczny za wszystko, co zrobiłaś, ale chyba pora
zostawić tę sprawę. To już przeszłość. Słucham?
- Umilkł, podczas gdy Pippa znowu zaczęła traj-
kotać. Potem pokręcił głową, ale przypomniał so
bie, że ona przecież go nie widzi. - Nie, przykro
mi, ale nie dam rady. Nie możemy się spotkać
w tym tygodniu. Szczerze mówiąc...
Znowu przerwał, kiedy hałas gdzieś za nim
zmusił go do odwrócenia głowy. Znieruchomiał na
widok kobiety, która właśnie otwierała drzwi
i wchodziła do pokoju.
294
KATE WALKER
Alice.
Miała potargane włosy i bose stopy. Smukłe,
drobne ciało otuliła zbyt obszernym czarnym
szlafrokiem, przewiązanym paskiem w talii.
Domenico poczuł się tak, jakby ktoś znienacka
zapalił światło w pokoju - nie, jakby zza chmur
wyszło piękne, letnie słońce. Oczywiście było to
idiotyczne, bo przecież dobiegała dziesiąta w no
cy, a słońce zaszło wiele godzin temu.
Wtedy uświadomił sobie, że to obecność Alice
tak na niego działa. Przez chwilę rozkoszował się
tym uczuciem, aż nagle zrozumiał, co to oznacza
dla niego i dla jego przyszłości.
Kiedy weszła do pokoju, w jego głowie pojawi
ła się nowa myśl, zupełnie innego rodzaju - uświa
domił sobie, że pod tym czarnym szlafrokiem
Alice jest całkiem naga. Napawał się jej widokiem
i doszedł do wniosku, że rozumie, dlaczego
w przeszłości, kiedy kobiety ubierały się w długie
suknie, rękawiczki i kapelusze, by starannie zakryć
każdą część ciała, widok nagiej kostki potrafił
wywoływać dzikie pożądanie u mężczyzny. Nagie
stopy Alice na wypolerowanej drewnianej posadz
ce sprawiły, że zakręciło mu się w głowie. Omal
nie rzucił telefonu, ale zdołał się opanować. Popat
rzył na twarz Alice, prosto w jej piękne błękitne
oczy, które nie były już senne, tylko lśniące. Do
strzegł w nich coś, co sprawiło, że natychmiast
przestał myśleć o seksie. Jej miękkie, seksowne
usta już się nie uśmiechały - zaciskała je mocno,
WŁOSKI KOCHANEK 2 9 5
podobnie jak pięści. Cała była napięta, zupełnie
jakby usiłowała powstrzymać się od wybuchu.
Nie taką Alice pozostawił na górze. Zdarzyło
się coś, co kompletnie odmieniło jej nastrój. Mu
siał jak najszybciej dowiedzieć się, co zaszło.
Najpierw jednak należało zakończyć rozmowę
z Pippą.
- Pippa... - odezwał się, przerywając monolog
rozmówczyni.
- Pippa!
Alice wypowiedziała to słowo przyciszonym
głosem, ale z taką furią, że Domenico umilkł,
zupełnie jakby ktoś go spoliczkował
- Pippa Marinelli!
Zanim zdążył mrugnąć czy choćby zebrać my
śli, Alice energicznym krokiem przeszła przez
pokój, wyrwała mu telefon z ręki i popatrzyła na
niego wściekle. Teraz jej oczy błyszczały jeszcze
mocniej, dostrzegał w nich złość i rozczarowanie.
Była blada jak płótno, widział, że usiłowała trzy
mać emocje na wodzy.
- Alice... - zaczął, ale całkowicie go zignoro
wała. Przyłożyła aparat do ucha.
- Pippa Marinelli?
Nigdy nie słyszał u niej takiego tonu, nawet
kiedy wściekała się na niego. Teraz każda sylaba
brzmiała jak wykuta z lodu. Domenico podświa
domie oczekiwał, że zamarznięte litery wydostaną
się z jej ust i spadną na podłogę, a tam się roz
puszczą.
296 KATE WALKER
- Witam, panno Marinelli, mówi Alice Howard.
Chciałam się tylko upewnić, że pani zrozumiała,
co powiedział Domenico. Naprawdę w tym tygo
dniu nie może się z panią spotkać. Szczerze mó
wiąc, w ogóle nie może się z panią spotkać. Jeśli
ma pani choć odrobinę przyzwoitości, w co bardzo
wątpię, w przyszłości będzie się pani trzymała
z dala od mojego narzeczonego. Żegnam panią! Na
zawsze!
Znowu popatrzyła lodowatym wzrokiem na Do-
menica. Nagle, zupełnie niespodziewanie, uniosła
rękę i rzuciła w niego komórką.
Alice nie mogła uwierzyć, że posunęła się tak
daleko. Dopiero w chwili, gdy telefon wyleciał
z jej ręki, uświadomiła sobie, co przed chwilą
zrobiła, i pomyślała o ewentualnych skutkach
swojej nieprzemyślanej decyzji. Rzucony z całej
siły srebrzysty telefon z pewnością narobiłby
bardzo wiele szkód, gdyby trafił w cel, czyli
w uśmiechniętą twarz Domenica. Na szczęście
jakiś instynkt, szósty zmysł, kazał mu się uchylić,
aparat zaś z grzechotem wylądował na biurku tuż
za nim.
Przez cały czas Domenico ani na moment nie
spuścił wzroku z jej twarzy, na dodatek się uśmie
chał. Właściwie wyglądał jak człowiek, który nie
może uwierzyć, że spełniło się jego najskrytsze
marzenie.
Alice zdębiała. Nie miała pojęcia, co o tym
myśleć.
WŁOSKI KOCHANEK 2 9 7
- Dlaczego się tak szczerzysz, do cholery?
- zapytała, zupełnie wytrącona z równowagi, i na
tychmiast zrobiło się jej wstyd.
Przecież nie powinien się uśmiechać. W najlep
szym wypadku powinien wydawać się zaniepoko
jony jej zachowaniem. W końcu weszła w trakcie
jego rozmowy z inną kobietą, wyrwała mu słucha
wkę i kazała tej drugiej wynosić się z jego życia na
zawsze.
A do tego powinien się teraz tłumaczyć, próbo
wać ją uspokoić. Kto wie, czy właśnie nie stracił na
zawsze Pippy Marinelli.
Z jakiego powodu się uśmiechał?
- Dlaczego? - powtórzyła, tym razem dobit
niej.
Usiłowała nie myśleć o tym, jak fantastycznie
wygląda Domenico. Czarne włosy opadały mu na
czoło, jego brązowe oczy lśniły, a niezwykle zmy
słowe usta rozciągnięte były w dziwnym uśmie
chu. Prezentował się niezwykle atrakcyjnie nawet
w najzwyklejszym stroju, czyli białej koszuli
i dżinsach, które tak niedawno z niego ściągnęła.
Nie!
Nie wolno jej było myśleć o tym, do czego
doszło tak niedawno. Nie wolno jej było pamiętać,
że przejął nad nią kontrolę, sprawił, że zrobiła
wszystko, czego chciał. I że wymusił na niej obiet
nicę, że tak samo będzie w przyszłości.
Albo tylko mu się tak wydawało.
Jeśli jednak ten uśmiech na jego obliczu był
298 KATE WALKER
uśmiechem triumfu, musiała jak najszybciej wy
prowadzić go z błędu.
- No mów! - warknęła, gdy nadal milczał.
- Dlaczego się, do diabła, uśmiechasz?
- Czy to nie oczywiste? - odparł w końcu. Ten
radosny ton sprawił, że Alice zirytowała się do
żywego.
- Nie!
- Dziwne. A powinno być - mruknął. - W koń
cu który mężczyzna by się nie uśmiechał, gdy
by jego kobieta z taką determinacją i stanow
czością oznajmiła innej, że jest on jej włas
nością?
- Jego kobieta? - Ledwie zdołała wykrztusić
te słowa. Ucisk w gardle stawał się nieznośny.
- Nie jestem twoją kobietą! A ty nie jesteś moją
własnością!
Domenico kompletnie zlekceważył jej oburze
nie i tylko machnął ręką. Naturalnie Alice wściekła
się jeszcze bardziej.
- Nie masz racji, cańssima - zapewnił ją.
Z niedowierzaniem zmarszczyła brwi, a on cią
gnął zadowolonym z siebie głosem:
- „Jeśli ma pani choć odrobię przyzwoitości,
w co bardzo wątpię, w przyszłości będzie się pani
trzymała z dala od mojego narzeczonego".
Naprawdę powiedziała coś takiego? Aż Się
skrzywiła, słysząc własne słowa. Nagle zrozumia
ła, o co mu chodzi, i zaczerwieniła się po same
czubki uszu.
WŁOSKI KOCHANEK 2 9 9
Narzeczonego.
Jeśli faktycznie wygadywała takie bzdury i to
takim tonem, nic dziwnego, że się uśmiechał,
a w jego oczach lśniła satysfakcja. Zapewne uwie
rzył, że zapędził ją w kozi róg.
- Wcale nie rościłam sobie praw do ciebie - po
prostu chciałam się pozbyć tej kobiety!
- Na jedno wychodzi - oznajmił radośnie.
- Wcale nie. Dla twojej wiadomości - użyłam
tego określenia tylko po to, żeby się odczepiła.
Szczerze mówiąc, przyszłam tutaj, bo chcę tego
samego od ciebie. Najwyższy czas się pożegnać.
Nawet gdyby trafiła go telefonem w sam środek
twarzy albo z całej siły spoliczkowala, jego
uśmiech z pewnością nie zniknąłby szybciej niż
teraz. Nagle przystojna twarz Domenica wygląda
ła zupełnie inaczej.
- Alice... Nie...
- Alice, tak!
Zacisnęła zęby, starając się nie myśleć o tym, że
teraz w jego oczach nie było ciepła, że wydawały
się puste i odległe.
- Przyszłam się z tobą pożegnać. Panna wiem-
-co-to-dyskrecja Marinelli odwróciła moją uwagę.
- Widziałaś e-mail.
- Widziałam.
Fakt, że natychmiast rozpoznał cytat, sprawił,
że Alice znów poczuła ukłucie w sercu. Nawet nie
próbował się wypierać. Nie próbował udawać, że
nie ma pojęcia, o czym mówiła.
3 0 0 KATE WALKER
- Nie oczekuj, że będę cię przepraszała za to, że
zajrzałam do twojej prywatnej korespondencji...
- Wcale tego nie oczekuję - przerwał jej lodo
watym tonem.
Zrobił krok w jej kierunku, po czym znierucho
miał. Patrzyła na niego podejrzliwie, gotowa się
wycofać, gdyby podszedł bliżej.
- Cieszę się, że znalazłaś list - dodał. - Cieszę
się, że wszystko wyszło na jaw.
Tego się zupełnie nie spodziewała. Poczuła, że
kręci się jej w głowie.
- Cieszysz się?
Czy ten wysoki, piskliwy głos naprawdę należał
do niej? Brzmiał tak, jakby była na skraju załama
nia nerwowego. Może i faktycznie była, ale za nic
nie chciała, żeby Domenico się tego domyślił.
- Przysiągłeś, że ta kobieta nie jest twoją ko
chanką!
- Nie jest.
- I że z nią nie spałeś.
- Alice, adorata, nie spałem.
- Mówiłeś, że Pi... Że ona nie jest żadnym
zagrożeniem... Że więcej nigdy o niej nie usłyszę...
- I tak myślałem. Przecież gdyby nie ten e-mail,
nigdy więcej byś o niej nie usłyszała. Spłacałem ją...
Co takiego?
Przez chwilę była rozkojarzona, zapewne przez
to fałszywe, wyrachowane „adorata", ale jego
ostatnie słowa ściągnęły ją na ziemię. Nie mogła
uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszała.
WŁOSKI KOCHANEK
301
- Płaciłeś jej? I dzięki temu mam się poczuć
lepiej?
Domenico z frustracją wyrzucił w górę ręce.
- Przecież robiłem, co chciałaś; pozbywałem
się jej z naszego życia, żebyśmy...
Kiedy tak na niego patrzyła, dostrzegała, że
naprawdę miał dobre intencje. Jednak to, co przed
chwilą powiedział, kompletnie wytrąciło ją z rów
nowagi.
- Spłacałeś ją? Pozbywałeś się jej? Dom! Na
zywała cię „Dom"!
Ledwie zdołała wykrztusić ostatnie słowo, gdyż
wstrząsnął nią szloch. Choć wcześniej przysięgła
sobie, że na pewno się nie rozpłacze, zrozumiała,
że nie zdoła powstrzymać łez, które spływały po jej
policzkach.
- Najdroższa!
Domenico podszedł do niej i objął ją, nim
zdążyła zareagować. Usiłowała się wyrwać ale
trzymał ją mocno.
- Alice, cara, jeśli to cię martwi, to wiedz,
że nigdy nie pozwoliłem jej tak do mnie mówić.
Nawet prosiłem, żeby przestała używać tego zdrob
nienia - twojego zdrobnienia - ale Pippa jest
bardzo upartą kobietą i podejrzewam, że w ogóle
mnie nie słuchała.
- Widocznie niezbyt stanowczo nalegałeś. - Mia
ła taki mętlik w głowie, że zupełnie nie wiedziała,
co powiedzieć. - Albo wcale ci nie zależało na
tym, żeby ją odstraszyć.
302
KATE WALKER
- Zapewne masz rację - przytaknął z taką po
wagą, że ją to zaszokowało. - Rzeczywiście nie
chciałem odstraszyć jej od siebie ani od naszego
wspólnego projektu.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
- Projektu?
Alice zorientowała się, że z niedowierzaniem
kręci głową. Zdumiona, nie spuszczała wzroku
z twarzy Domenica.
Nie odpowiedział od razu. Zamiast tego objął ją
w talii, po czym poprowadził ku wielkiej, obitej
skórą sofie po drugiej stronie salonu. Niemal siłą
posadził ją na miękkich poduszkach, a następnie
wrócił do biurka i wyjął coś z szuflady. Usiadł
obok Alice i pomachał jej przed nosem skórzanym
portfelem.
- Co to jest? - zapytała podejrzliwie. Zauwa
żył, że całkiem zesztywniała.
Ze spokojem popatrzył jej prosto w oczy. O dzi
wo, poczuła się pokrzepiona, chociaż przecież nie
powinna.
- Otwórz - polecił jej.
Kiedy nawet nie drgnęła, sam otworzył portfel
i położył go na kolanach Alice. Nie spuszczała
wzroku z jego twarzy. Nie była w stanie oderwać
od niego spojrzenia, nie dowierzała samej sobie
304
KATE WALKER
- a to dlatego, że wbrew własnej woli czuła tęsk
notę i nadzieję.
- Popatrz. - Powiedział to tak rozkazującym
tonem, że automatycznie go posłuchała i opuściła
wzrok.
W jednej z kieszonek portfela tkwiła mała biała
wizytówka. Nazwisko na niej wydrukowane na
tychmiast przyciągnęło jej uwagę.
Pippa Marinelli - a jakże. Mogła się tego spo
dziewać. Jednak następna linijka sprawiła, że Ali
ce osłupiała.
- „Pippa Marinelli - prywatny detektyw"?
Dom, o co tu chodzi? Czym ona się zajmuje?
Tym razem jego uśmiech był nieco łobuzerski,
chłopięcy i rozbrajający. W oczach Domenica po
jawiło się coś, czego nie była w stanie ziden
tyfikować. U każdego innego mężczyzny nazwała
by to niepewnością. Ale Domenico?
- Mną.
- Tobą? Ale o co tu chodzi, na litość boską?
Zacisnęła palce na wizytówce. Zamierzała ją
podnieść, aby lepiej się jej przyjrzeć, lecz po
wstrzymał ją dotyk Domenica.
- Zaczekaj - powiedział tylko.
Poruszona brzmieniem jego głosu, posłusznie
wykonała polecenie.
Tym razem sięgnął do większej przegródki
w portfelu i wyciągnął z niej niewielką białą koper
tę. Z najwyższą ostrożnością otworzył ją i wysunął
kartkę papieru, którą następnie wręczył Alice.
WŁOSKI KOCHANEK
305
Z każdą chwilą była coraz bardziej zdezorien
towana. Posłusznie wzięła do, ręki kartkę i ze
zdumieniem spojrzała na nią. Wyblakły obrazek
przedstawiał wytartą postać świętego. Wielu Wło
chów umieszczało takie taniutkie święte obrazki
w swoich modlitewnikach. Na karteczce widniała
podobizna mnicha w białym habicie i czarnej
opończy, sięgającej niemal do samej ziemi i od
słaniającej tylko bose stopy w prostych, skórza
nych sandałach.
- Kto to? - wykrztusiła.
- Święty Dominik - odparł Domenico. - Mój
patron.
- Twój...? - Nie potrafiła zebrać myśli.
- Wyjaśnię, pozwól...
Domenico jej nie dotknął, nawet nie próbował.
Nie musiał. W jego głosie brzmiała szczerość,
oczy lśniły ciepłym brązem. Nie potrafiłaby od
wrócić wzroku, nawet gdyby chciała. Jego głos
działał na nią hipnotycznie.
- Powiedziałem ci, że oboje moi rodzice nie
żyją. To nieprawda. Rzecz w tym... - Umilkł na
moment i nerwowym gestem przeczesał włosy.
- Otóż, tak naprawdę, nie wiem tego na pewno. Nie
mam pojęcia, czy moi rodzice żyją, czy zmarli.
Nawet nie wiem, kim są, czy też kim byli. Nikt
tego nie wie. Nawet moje nazwisko nie jest moje.
- Co takiego? - spytała, z trudem usiłując zro
zumieć, o co mu chodzi.
- Porzucono mnie, gdy byłem noworodkiem.
3 0 6 KATE WALKER
Rodzice zostawili mnie na schodach kościoła. Ko
ścioła pod wezwaniem świętego Dominika w mia
steczku Parrisi.
Z uwagą obserwował Alice, która stopniowo
analizowała fakty i próbowała zapamiętać.
- Dominik... Domenico... Parrisi...
- Tak mnie nazwały zakonnice w ochronce.
Uznały, że moje imię i nazwisko powinno się
kojarzyć z miejscem, w którym zostałem zna
leziony. A także z tym obrazkiem. - Dotknął
palcem wizerunku świętego, który nadal spoczy
wał w dłoni Alice. - Nie miałem przy sobie
nic więcej. Obrazek znajdował się w kocu, któ
rym mnie owinięto. Moja mama wsunęła rysu
nek tego świętego, bo wybrała dla mnie jego
imię. To moja jedyna pamiątka po niej. Gdy
miałem pięć lat, zakonnice wręczyły mi ten
święty obrazek... - Zawahał się, celowo robiąc
pauzę. Postanowił wyjawić swoją najpilniej
strzeżoną tajemnicę. - Nikt, absolutnie nikt ni
gdy nie widział ani nie dotykał tego obrazka.
Aż do dzisiaj...
- Nikt... - powtórzyła Alice.
Zaczynała rozumieć sens tego, co mówił jej
Domenico. Nie mogła uwierzyć, że obdarzył ją aż
takim zaufaniem.
- Zatrudniłem Pippę, bo któryś z moich znajo
mych wspomniał, że nieźle sobie radzi przy po
szukiwaniach rodziców adoptowanych dzieci.
- Głos Domenica zdawał się dobiegać z bardzo
WŁOSKI KOCHANEK 3 0 7
daleka. - Myślałem, że znajdzie także moich,
a przynajmniej matkę. Zależało mi na szczególnej
dyskrecji, bo podejrzewałem, że mogłem zostać
poczęty w wyniku gwałtu, albo że moja matka była
niepełnoletnia. Kazałem więc Pippie przysiąc, że
dochowa tajemnicy.
- Tajemnicy... - powtórzyła Alice głucho.
Wszystko stało się jasne. Po jej policzkach
spłynęły łzy, ale ledwie do niej dotarło, że płacze.
Było jej żal Domenica, nie czuła już smutku ani
bólu po tym, co zrobił.
- Jak widzisz, niepotrzebnie się przejmowałaś.
Pippa nigdy nie stanowiła dla ciebie zagrożenia.
- Zmarszczył brwi. - Może tylko pod jednym
względem.
Zaskoczona Alice uniosła głowę.
- Jakim znowu względem? - zdumiała się.
- Bałem się, że dogrzebie się w mojej przeszło
ści czegoś tak strasznego, że już nigdy nie będę
mógł poprosić cię o rękę. Potem jednak...
- Ejże, zaraz, zaraz! - Alice machinalnie za
słoniła mu usta. - Chcesz powiedzieć, że wynają
łeś Pippę, zanim cię opuściłam?
No jasne. Z pewnością tak zrobił, gdyż już
wtedy jego nazwisko było łączone z tą kobietą.
Ludzie zauważyli, że razem chodzą na lunche,
zaczęły krążyć plotki.
- I postąpiłeś tak dlatego... dlatego...
Nie udało się jej dokończyć. Nie ośmieliła się
mówić dalej, aby nie zapeszyć. Zaczynała w niej
3 0 8 KATE WALKER
kiełkować nadzieja, pojawiło się podejrzenie...
Domenico dopowiedział jednak bez wahania:
- Dlatego, że chciałem ci się oświadczyć, ale
uznałem, że nie mam prawa tego robić, skoro nie
wiem nic o sobie, o swoim pochodzeniu, o rodzi
cach. Co miałem ci do zaproponowania?
- Mogłeś mi dać to, co naprawdę ważne: siebie.
Głos jej drżał. Uświadomiła sobie, jak istotne
słowa wypowiedział.
Mężczyzna, który wcześniej twierdził, że mał
żeństwo go nie interesuje, tak naprawdę przez cały
czas je planował. Zatrudnił prywatnego detektywa
- kobietę, którą wtajemniczył w najskrytsze sekre
ty. Wszystko to dlatego, że chciał się oświadczyć.
A ona - Alice - rzuciła go, oświadczając, że się
nudzi i przestała się dobrze bawić!
Drgnęła niespokojnie na samo wspomnienie.
Wstała i przez chwilę nerwowo chodziła po poko
ju, zbierając siły. Miała świadomość, że Domenico
nie odrywa od niej wzroku.
- Co do tych rozrywek, których podobno mi
brakuje... - wykrztusiła po chwili. - Właściwie to
nie tak. Po prostu usłyszałam, co ludzie mówią
o tobie i o Pippie... Poza tym sądziłam, że mnie nie
kochasz...
- Nie ułatwiałem ci życia - przyznał Domenico
i wstał, przez cały czas patrząc w oczy Alice. - Po
prostu nie chciałem nic mówić, na wszelki wypa
dek...
- Wiem. - Alice ponownie położyła mu palce
WŁOSKI KOCHANEK
309
na ustach, aby umilkł. Pragnęła uciszyć go poca
łunkiem, lecz zabrakło jej śmiałości. - Rozumiem.
Gdy wyciągnął ku niej ręce, chwyciła go za
dłonie i uścisnęła je mocno.
- Nie mogłem jednak dopuścić, abyś odeszła
- ciągnął. - Kiedy więc do ciebie przyjechałem, po
długich poszukiwaniach...
- Przecież przysłałam ci wiadomość.'..
-
Z informacją, że chcesz ze mną porozma
wiać. Wiem. Mówiłem ci już przecież, że wcześ
niej cię szukałem. Adres był mi znany. Potem
sprowadziłem cię tutaj. Nawet po tym strasznym
wypadku nosiłaś na palcu pierścionek ode mnie,
więc wszystko inne przestało się liczyć. Bałem się
zapytać...
- Pierścionek od ciebie... - Alice zamrugała,
aby powstrzymać łzy. Naprawdę cierpiała. - Nosi
łam twój pierścionek, to prawda, ale...
- Nie. - Tym razem Domenico ją uciszył. Po
całunkiem. Tak mocnym i czułym, tak pełnym
miłości, że Alice wstrzymała oddech. - Nie, cara,
nie. Nie chodziło tylko o dziecko, choć wówczas
próbowałem to sobie wmówić. Pragnąłem mieć
ciebie u swego boku, przyjąć cię do swojego życia.
Nie potrafiłem bez ciebie żyć, a kiedy myślałem,
że będziesz matką mojego dziecka, że wreszcie
założę rodzinę, czułem się tak, jakby cały świat
należał do mnie.
- Świat... rodzina... - szepnęła. - A ja zawiod
łam. Straciłam nasze dziecko.
310
KATE WALKER
Nie udało się jej powstrzymać łez. Popłynęły jej
po policzkach, lecz Domenico delikatnie je osu
szył.
- Och, nie, ukochana, nie myśl w taki sposób.
Chciałem tamtego dziecka, kochałbym je bardzo,
ale to ty jesteś moją rodziną, moim światem.
Jeśli będę miał ciebie, nic więcej nie będzie mi
potrzebne.
Jego pocałunek był długi i powolny, zdawał się
zapowiadać przyszłość: długie życie w szczęściu.
Tylko jedna myśl dręczyła Alice.
- Ale... co ze ślubem? Kiedy wróciłam ze szpi
tala, wszystko znikło. Pozbyłeś się nawet mojej
sukni. Uznałam, że na pewno nie chcesz już myś
leć o małżeństwie...
- Bo nie nosisz mojego dziecka, tak? - dokoń
czył Domenico, kiedy się zawahała. Jego głos był
głęboki i szczery aż do bólu, podobnie jak namięt
ność w jego wzroku. - Mylisz się, moja droga, i to
dramatycznie. Uprzątnąłem wszystko, bo nie
chciałem wywierać na ciebie nacisku. Chciałem,
abyś wiedziała, że jesteś wolna i możesz podjąć
decyzję. Że nie jesteś związana żadną przysięgą.
Postanowiłem zapewnić ci czas i przestrzeń, tak
bardzo potrzebne po poronieniu. Oświadczyłbym
ci się ponownie, ale dopiero po kilku miesiącach
- tym razem wszystko przebiegłoby jak należy.
Chciałem cię poślubić jeszcze bardziej niż na
początku, bo poczułem, jak to jest mieć żonę,
dziecko... rodzinę.
WŁOSKI KOCHANEK
311
Jeśli Alice żywiła jakiekolwiek wątpliwości, po
tym wyznaniu wszystkie znikły. Mężczyzna tak
silny i pewny siebie jak Domenico niepewnie
dobierał słowa, ukrywał wilgotne od łez, brązowe
oczy za kurtyną gęstych, czarnych rzęs -ten widok
poruszył serce Alice i nasunął jej myśli o miłości,
pragnieniu i samotności po stracie kogoś najbliż
szego.
W końcu ośmieliła się ruszyć przed siebie,
zarzucić Domenicowi ręce na szyję, uścisnąć go
mocno i pocałować go w usta, długo i namiętnie.
Domenico zareagował momentalnie. Przyjął
wszystko, co mu ofiarowywała, i odwzajemnił to
po tysiąckroć. Dał jej miłość, wierność, serce
- wszystko w jednym pocałunku.
Alice mogłaby spędzić przy nim resztę życia.
Nie odmówiłaby też, gdyby wziął ją na ręce i za
niósł do sypialni, aby tam mogła podarować mu
całą siebie i poczuć, że odwzajemnia jej namięt
ność. Domenico dziwnie stanowczo nie chciał ulec
jej dyskretnym zachętom, kiedy delikatnie popy
chała go ku drzwiom.
- Zaraz, zaraz, moja droga - poprosił łagodnie.
- Poczekaj chwilę, dobrze? Jest coś, co muszę
zrobić.
Alice ze zdumieniem patrzyła, jak Domenico
nagle klęka na jednym kolanie, chwyta ją za rękę
i składa na niej długi, żarliwy pocałunek.
- Alice... moja ukochana... Najdroższa... Tym
razem wszystko zrobię jak należy. Chcę, abyś
312 KATE WALKER
wiedziała i nie miała najmniejszych wątpliwości,
że cię uwielbiam, że bez ciebie świat byłby pus
ty...
Z niedowierzaniem patrzyła, jak wyciąga coś
z kieszeni. Był to ten sam pierścionek zaręczyno
wy, którym w niego cisnęła. Nie zauważyła, że go
podniósł - nic dziwnego, była tak wściekła, że
ledwie dostrzegała, co się wokół niej dzieje.
- Najdroższa Alice, moje życie, moje serce
należą do ciebie. Czy zechcesz za mnie wyjść i być
moją żoną, moją rodziną, na resztę życia? Błagam,
nie łam mi serca i zgódź się.
Alice również uklękła na dywanie i popatrzyła
głęboko w oczy Domenica, z miłością i uwiel
bieniem. Dotąd nie zdawała sobie sprawy, że moż
na tak pokochać drugiego człowieka.
- Z najwyższą przyjemnością - odparła z zapa
łem. W jej głosie nie słychać już było niepewności
ani strachu. - Tak, mój ukochany, tak. Wyjdę za
ciebie. I nie musisz mnie do tego przekonywać,
o niczym bardziej nie marzę.
W tym samym szpitalu, w którym zaledwie
piętnaście miesięcy wcześniej Domenico pełnił
długą, samotną straż przy łóżku Alice, raz jeszcze
usiadł przy pogrążonej we śnie kobiecie. Tym
razem był w zupełnie innym nastroju. Miał ochotę
krzyczeć z radości na cale gardło.
Nie mógł się doczekać, aż jego ukochana się
ocknie. Chciał jak najszybciej ujrzeć uśmiech na
WŁOSKI KOCHANEK 3 1 3
jej twarzy i przekonać się, że jest równie szczęś
liwa jak on.
W końcu Alice poruszyła się, otworzyła oczy
i powiodła wzrokiem dookoła.
- Dom? - spytała cicho. - Czy to się zdarzyło
naprawdę? Może mi się przyśniło?
- To nie był sen, ukochana - zapewnił ją łagod
nie. - To cudowna rzeczywistość. W nocy urodził
się nasz syn. Wspaniały chłopak, silny i zdrowy.
- Nasz syn - powtórzyła Alice z przejęciem. Jej
błękitne oczy promieniały radością. - Mogę go
wziąć na ręce?
- Pewnie.
Domenico podszedł do łóżeczka. Ostrożnie
podniósł maleńkie dziecko, urodzone przed zaled
wie dwunastoma godzinami, i wręczył je Alice.
Delikatnie je przytuliła i pocałowała w mały, zadar
ty nosek.
- Czy kiedykolwiek będę w stanie jakoś ci się
odwdzięczyć za ten dar? - spytał i usiadł na skraju
łóżka. Jedną ręką oparł się o materac u boku żony,
drugą podtrzymywał główkę dziecka. - Dzięki
wam jestem naprawdę szczęśliwy.
Alice spojrzała w oczy mężczyźnie, który był
jej mężem i ojcem jej dziecka. Przepełniało ją takie
szczęście, że poczuła ucisk w sercu. Powoli prze
niosła spojrzenie na śpiącego syna. Gdy Domenico
był w wieku tego maleństwa, jego matka owinęła
go w podniszczony kocyk, wsunęła do tobołka
obrazek ze świętym Dominikiem i położyła synka
314
KATE WALKER
na kamiennych schodach przed wiejskim kościo
łem. Alice nie mogła się nie cieszyć, że jej ukocha
ne dziecko czeka znacznie szczęśliwsza przy
szłość.
- Nie musisz mi dziękować - zapewniła Dome-
nica. Uśmiechnęła się do niego łagodnie. - Obiecaj
tylko, że będziesz nas kochał do końca życia
i nigdy nas nie opuścisz.
- Obiecuję ci to - zapewnił i pocałował ją
w usta, długo i namiętnie.
KONIEC