Melanie Milburne
Razem na Korfu
Tłumaczenie: Joanna Żywina
HarperCollins Polska sp. z o.o.
Warszawa 2021
Tytuł oryginału: The Return of Her Billionaire Husband
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2020
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2020 by Melanie Milburne
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2021
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub
całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo
do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie
przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami
należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego
licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do
HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane
bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
ISBN 978-83-276-6763-2
Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek /
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Czyż to nie ironia przybyć na ślub najlepszej przyjaciółki
z dokumentami rozwodowymi w walizce? Juliette postanowiła jednak, że
w żaden sposób nie zepsuje Lucy i Damonowi tego szczególnego dnia. Cóż,
dokładnie rzecz biorąc, nie dnia, lecz weekendu. Na Korfu.
Miała być świadkową, a jej nieobecny mąż świadkiem.
Juliette zdusiła nieprzyjemne uczucie, starając się nie myśleć o ślubie
z Joem Allegranzem. Ani o pospiesznej ceremonii w wiejskim kościółku,
który był prawie pusty. Miała na sobie starą suknię ślubną matki, która
gryzła ją i uwierała, podkreślając jeszcze jej zaokrąglony brzuch. Nie
chciała też myśleć o rozczarowaniu, które malowało się na twarzach jej
rodziców – ich jedyna córka wychodziła za mąż za praktycznie obcego
mężczyznę – efekt wpadki po jednonocnej przygodzie.
Nie chciała też myśleć o dziecku – dziewczynce, której nie dane było
zaczerpnąć pierwszego oddechu…
Juliette wysiadła z wynajętego autokaru i po chwili znalazła się
w korytarzu luksusowej willi na Barbati. Celeste Petrakis, organizatorka
wesela, umieściła gości weselnych w jednym miejscu, żeby kolacja próbna
i inne aktywności przebiegały bez zakłóceń. Juliette chciała się zatrzymać
w jednym z hoteli nieopodal; nie miała ochoty widzieć się z Joem częściej,
niż było to konieczne. Na samą myśl o tym, że miałaby prowadzić
uprzejme rozmowy z prawie byłym już mężem podczas wspólnych śniadań
i obiadów, dostawała niestrawności. Nie chciała jednak burzyć zapiętego na
ostatni guzik planu. Miała ochotę zrezygnować z roli świadkowej, ale
wtedy wszyscy pomyśleliby, że nadal żywiła do Joego jakieś uczucia.
A przecież nic do niego nie czuła, czego dowodem były papiery
rozwodowe.
– Dzień dobry – elegancko ubrana recepcjonistka powitała ją
z uśmiechem jak z reklamy pasty do zębów. – Pani godność?
– Bancroft… to znaczy Allegranza. – Żałowała teraz, że nie została przy
panieńskim nazwisku. Nadal nie wiedziała, dlaczego tego nie zrobiła. Ich
związek był specyficzny. Nie było randek, zalotów, romantycznych
oświadczyn. Tylko jedna noc nieziemskiego seksu, a potem pożegnanie
i wspomnienia. Nie wymienili nawet numerów telefonu. Gdy odnalazła
Joego i zebrała się w końcu na odwagę, żeby powiedzieć mu o ciąży,
nalegał, żeby za niego wyszła. To nie były oświadczyny. Jako małżeństwo
spędzili ze sobą trzy miesiące, potem ich związek dobiegł końca – tak jak
ciąża.
Gdy tylko Joe podpisze dokumenty, będzie wolna i wróci do swojego
nazwiska. Będzie mogła zacząć wszystko od nowa, bo tkwienie w tym
bagnie było nie do zniesienia. Jeśli nie odetnie się od przeszłości, nigdy nie
poradzi sobie z żałobą.
Musi zacząć wszystko od nowa.
– Zgadza się. J. Allegranza – powiedziała recepcjonistka, patrząc na
ekran komputera. – A „J” jak…?
– Juliette. – Zastanawiała się, dlaczego Lucy nie powiedziała
organizatorce wesela, że Juliette rozstała się z Joem? A może razem
z Damonem mieli nadzieję, że jakimś cudem wrócą do siebie?
Nie ma szans. Ten związek nigdy nie miał przyszłości.
Gdyby Harvey, miłość jeszcze z czasów szkolnych, jej nie porzucił, nie
wylądowałaby w ramionach przystojnego nieznajomego. Przygodny seks
jako lekarstwo na złamane serce. Kto by się spodziewał, że była do tego
zdolna? Z reguły nie zagadywała nieziemsko przystojnych mężczyzn
w modnych londyńskich barach. Nie była dziewczyną na jedną noc, ale
tamtego wieczoru stała się kimś innym.
Pamiętaj. Tylko nie myśl o jego dotyku.
Ich krótka historia nie miała mieć szczęśliwego zakończenia. W końcu
powód, dla którego się pobrali, nie miał już racji bytu. Był martwy.
Pochowany głęboko w małej białej trumience.
– Pani apartament jest już gotowy – oznajmiła recepcjonistka. –
Kierowca przyniesie bagaże z autokaru.
– Dziękuję.
Recepcjonistka wręczyła jej klucze i wskazała drogę do windy.
– Pani apartament znajduje się na trzecim piętrze. Celeste spotka się
z państwem na tarasie punkt osiemnasta, gdzie omówi dokładnie cały
harmonogram na nadchodzące dni.
– Rozumiem. – Juliette poruszyła wargami, próbując ułożyć je w coś na
kształt uśmiechu. Na nic więcej nie było ją stać. Wzięła klucz, przerzuciła
torebkę przez ramię i ruszyła do windy. Papiery rozwodowe wystawały
z torebki, przypominając, że miała tu coś do załatwienia. Za tydzień ten
rozdział będzie już zamknięty.
Już nigdy nie będzie musiała myśleć o Joem Allegranzie.
Joe Allegranza bardziej niż ślubów nienawidził tylko pogrzebów. O,
i jeszcze urodzin – z naciskiem na własne. Nie mógł jednak odmówić
najlepszemu kumplowi, nawet jeśli oznaczało to spotkanie z prawie już
byłą żoną, Juliette.
Jego żoną…
Trudno uwierzyć, że te dwa proste słowa nadal wywołują uczucie
pustki – bolesna wyrwa, której nic nie jest w stanie wypełnić. Nie potrafił
myśleć o niej bez poczucia, że zawiódł w każdy możliwy sposób. Jak mógł
dopuścić, żeby wszystko wymknęło mu się spod kontroli?
Przede wszystkim musiał przestać o niej myśleć. Zatracił się w pracy,
tak jak inni szukają zapomnienia w alkoholu lub jedzeniu. Był inżynierem
i zajmował się naprawą błędów konstrukcyjnych, a międzynarodową
karierę zawdzięczał niezwykłym zdolnościom analitycznym. Potrafił
analizować wadliwe struktury mostów i budynków, jednak nie umiał
naprawić własnego małżeństwa. Ich separacja trwała już ponad rok, a jego
życie stanęło w miejscu. Miał wrażenie, że wyrosła przed nim niewidzialna
ściana.
Spojrzał na obrączkę ślubną, wciąż tkwiącą na palcu. Mógł ją przecież
zdjąć i zamknąć w sejfie, razem z obrączką i pierścionkiem Juliette, które
zostawiła, odchodząc.
Ale tego nie zrobił.
Nie był pewny, dlaczego. Uparcie unikał myśli o rozwodzie, choć
pojednanie było równie nierealne. Utknął w próżni, z której nie było
wyjścia.
Joe wszedł do recepcji luksusowej willi, w której odbywało się wesele.
Od progu powitał go olśniewająco biały uśmiech recepcjonistki.
– Dzień dobry. Czy mogę prosić pańską godność?
– Joe Allegranza – powiedział, zdejmując okulary przeciwsłoneczne. –
Rezerwację robiła organizatorka.
Recepcjonistka pochyliła się nad monitorem, studiując coś z uwagą.
– Ach tak, zgadza się. Teraz widzę. Myślałam, że rezerwacja jest na
jedną osobę. – Posłała mu śnieżnobiały uśmiech i pożałował, że zdjął
okulary. – Pańska żona jest już na miejscu. Przyjechała godzinę temu.
Żona. Poczuł ciężar na piersi. Czy organizatorka nie dostała
wiadomości o ich separacji? Natrętna myśl prześlizgnęła się przez
szczelinę, grożąc zburzeniem równowagi. Weekend w pokoju z prawie byłą
żoną. Przez chwilę miał ochotę powiedzieć, że zaszła pomyłka, ale dał się
ponieść fantazji… Znowu zobaczy Juliette. Sam na sam. Będzie mógł z nią
porozmawiać. Do tej pory uparcie odrzucała połączenia i nie odpowiadała
na wiadomości. Gdy próbował się do niej dodzwonić po raz ostatni,
operator poinformował go, że numer jest już nieaktywny. Chciał jej
powiedzieć o zorganizowanej przez siebie zbiórce na rzecz fundacji
opiekującej się kobietami po poronieniach. Juliette najwyraźniej nie chciała
mieć z nim kontaktu.
Sumienie nie dawało mu spokoju.
Co ty sobie wyobrażałeś? Chyba dość już namieszałeś!
Wystarczy, że spotkają się na ślubie. Spędzenie z Juliette czasu sam na
sam było szaleństwem. Zniszczył jej życie – tak jak swojej matce. Czasem
miał wrażenie, że ciąży na nim klątwa. Matka zmarła, wydając go na
świat – dzień jego narodzin był dniem jej śmierci.
Joe odchrząknął.
– Chyba zaszła jakaś pomyłka. Moja żona... Po prostu jesteśmy
w separacji. – Nienawidził tego słowa. To było jak przyznanie się do
porażki; wiedział, że żona odeszła z jego winy.
Recepcjonistka zmarszczyła brwi.
– Och, bardzo mi przykro. A jeśli chodzi o rezerwację, nie mamy
wolnych pokoi i…
– W porządku – przerwał jej Joe, wyciągając telefon. – Znajdę coś
w okolicy. – Zaczął przeglądać oferty. Na pewno jest tu pełno hoteli, zresztą
prześpi się nawet na ławce w parku. Nie będzie dzielił pokoju z byłą żoną.
To zbyt niebezpieczne, kuszące, po prostu złe.
– Podejrzewam, że nie znajdzie pan zbyt wielu opcji – powiedziała
recepcjonistka. – W ten weekend na Korfu jest kilka wesel i większość
hoteli jest pełna, poza tym Celeste nalegała, żeby wszyscy goście mieszkali
w jednym miejscu, aby wesele miało bardziej kameralny i rodzinny
charakter. Będzie załamana, gdy się dowie, że zrobiła błąd w pańskiej
rezerwacji. Bardzo się starała, żeby wesele jej kuzyna było idealne.
Joe przypomniał sobie, co Damon mówił mu o młodszej kuzynce
Celeste. To było jej pierwsze zlecenie po długiej walce z nowotworem.
Chyba białaczka. Nie pamiętał dokładnie, ale nie chciał psuć jej tego
wydarzenia.
– W porządku. Proszę więc o niczym jej nie mówić. Podzwonię po
hotelach i zobaczę, czy uda mi się coś znaleźć.
Rozwiązywanie problemów było jego specjalnością. Zajmował się tym
na co dzień. Potrafił naprawić to, z czym inni nie potrafili sobie poradzić.
Ten problem też uda mu się rozwiązać.
Po godzinie jednak jego frustracja sięgnęła zenitu – najwyraźniej
w okolicy nie było wolnych pokoi. Stał na słońcu, czuł pot spływający mu
po szyi i plecach. Przez chwilę miał nawet ochotę kupić tu jakiś dom. Miał
przecież wystarczająco pieniędzy, mógł kupić wszystko, czego
potrzebował.
Oprócz szczęścia.
I spokoju.
Oprócz życia jego córeczki…
Gdy w końcu się poddał, bateria telefonu była na wyczerpaniu.
W okolicy wszystko było zajęte. Fatum, przeznaczenie lub jakieś
wyjątkowo złośliwe bóstwo zdecydowało, że spędzi weekend w pokoju
z Juliette. Może będzie okazja, żeby porozmawiać. Dystans niczego nie
naprawił. Może to szansa, żeby coś zrobić? Zakończyć jakoś tę niezdrową
sytuację.
Joe wrócił na recepcję.
– Nie udało się? – spytała recepcjonistka.
– Niestety.
– Proszę. – Dziewczyna wręczyła mu klucze. – Mam nadzieję, że
będzie pan zadowolony z pobytu.
– Dziękuję. – Wziął klucz i ruszył do windy.
Zadowolony z pobytu? Był przerażony spotkaniem z Juliette. Wiedział,
że był przyczyną wszystkich jej problemów, ale może uda im się
porozmawiać bez świadków. Powie to, co trzeba, znajdzie wyjście
z sytuacji, a wtedy oboje będą mogli zacząć wszystko od nowa.
ROZDZIAŁ DRUGI
Juliette wykąpała się i założyła mięciutki szlafrok, ozdobiony na prawej
piersi jej inicjałami – „J.A.”. Jaka szkoda. Szlafrok był cudowny i nie
chciała go wyrzucać. Może po powrocie do domu uda jej się przerobić haft
na „J.B.”?
Organizatorka naprawdę pomyślała o wszystkim. Na stoliku nocnym
leżała tacka z ręcznie robionymi czekoladkami z inicjałami państwa
młodych oraz karafka na wodę ozdobiona zdjęciem młodej pary. Spojrzała
na roześmianą twarz przyjaciółki, starając się stłumić ukłucie zazdrości.
Dlaczego nie mogła znaleźć mężczyzny, który kochałby ją tak, jak
Damon kochał Lucy? Myślała kiedyś, że Harvey ją kochał. Jak mogła być
tak ślepa?
Joe również jej nie kochał, ale przynajmniej był szczery. Ich związek
był wygodnym wyjściem z niewygodnej sytuacji. Małżeństwo
z obowiązku, które miało zapewnić dziecku dom i bezpieczną przyszłość.
Wiedziała o tym od początku, a jednak za niego wyszła. Gdyby została
samotną matką, jeszcze bardziej rozczarowałaby rodziców.
Mierzyła się z tym całe życie – każdy gorszy stopień w szkole, niezdany
egzamin, każda chwila, gdy ich zawiodła, nie spełniając oczekiwań, była
dla niej źródłem bólu. Poprzeczka została zawieszona wysoko przez
utalentowanych i ambitnych braci i samych rodziców – utytułowanych
pracowników naukowych. Była późnym dzieckiem. Urodziła się
w momencie, gdy jej rodzice myśleli, że czasy pieluch mają dawno za sobą.
I tak było, obowiązki wychowawcze spadły więc na liczne nianie.
Juliette położyła dłoń na płaskim brzuchu, a serce jej się ścisnęło na
myśl o życiu, które rosło w niej przez siedem miesięcy. Ciąża była
przypadkowa, ale nigdy nie myślała o Emilii jako o błędzie. Nie powinna
wymawiać jej imienia, nawet w myślach. Wspomnienie drobnej,
pomarszczonej twarzyczki, jej maleńkich nóżek i rączek, które nigdy jej nie
obejmą, przejmowało Juliette nieopisanym bólem.
Wróciła myślami do rzeczywistości. Musiała się skupić na tym, co
miała zrobić. Potrafi zapanować nad emocjami, w końcu zaczynała
dochodzić do siebie. Przepracowywała żałobę najlepiej, jak potrafiła.
Częścią procesu było między innymi przetrwanie tego weekendu
i wręczenie Joemu papierów rozwodowych.
Wciąż nie zdecydowała, którą sukienkę założy wieczorem, rozłożyła
więc wszystkie na łóżku – olbrzymim, pełnym miękkich poduszek,
z pościelą z egipskiej bawełny. W podobnym łóżku spędziła z Joem tamtą
pamiętną noc.
Noc, której jej umysł i ciało nie potrafiły zapomnieć.
Odwróciła się i sięgnęła po kosmetyczkę. Musiała się umalować.
Potrzebowała dobrej zbroi, nie tylko w postaci kosmetyków. Wściekłość
jest jej najlepszym sprzymierzeńcem, gotującym się pod powierzchnią jak
lawa. Dzięki temu potrafiła pokonać rozpacz, która odebrała jej resztki
chęci do życia. Szczęście stało się czymś, czego doświadczają inni, nigdy
nie było i nie będzie jej udziałem. Coś w niej umarło na zawsze.
Idąc do łazienki, usłyszała pukanie do drzwi.
– Proszę wejść i zostawić na stoliku. Dziękuję – zawołała, przekonana,
że to kelner, który przyniósł zamówienie.
Weszła do łazienki i zamknęła drzwi, słysząc dochodzące z salonu
pobrzękiwanie naczyń; wózek z herbatą najwyraźniej wjechał do środka.
Potem drzwi apartamentu się zamknęły.
Czy powinna była dać kelnerowi napiwek? Ostatnio jej się nie
przelewało. Uparcie nie tykała sporej sumy, którą co miesiąc przelewał jej
Joe. Wyrzuty sumienia? Wątpliwe. Raczej ulga. Gdy przyjechał do szpitala
pół godziny po porodzie, nie widać było na jego twarzy rozpaczy po stracie
dziecka. Ulżyło mu – widziała to wyraźnie. Stał przed nią człowiek, który
czuł ulgę, że wyplątał się z niewygodnego małżeństwa i w końcu miał
wymówkę, żeby odejść. Ich dziecko umarło, a z nim nadzieja, że mogą być
razem.
Chyba od początku wiedziała, że do siebie nie pasowali. Joe był
elegancki i błyskotliwy. Człowiek sukcesu, który wszystko zawdzięczał
własnej pracy. Chłodna wyniosłość i powściągliwość przyciągały ją jak
ćmę do ognia.
I w końcu się sparzyła. Minęły trzy miesiące od ślubu, a on nadal
trzymał dystans, co tylko wzmagało jej niepokój. Takiego samego dystansu
emocjonalnego doświadczała ze strony rodziców; prześladowało ją uczucie,
że jest niewystarczająca – niewystarczająco mądra, zdolna, ładna.
Westchnęła. Joe większość czasu spędzał w podróżach służbowych,
a ona zostawała sama w należącej do niego willi w Positano. Miała
wrażenie, że po ślubie w ogóle nie zmienił stylu życia, jakby zapomniał, że
ma żonę. Oczekiwał, że to ona się dostosuje. Przeprowadziła się do innego
kraju, zostawiła rodzinę i przyjaciół i zamieszkała w dużej willi, mając do
towarzystwa jedynie zatrudnionych w domu ludzi. Zmieniali się tak często,
że nie zdążyła nawet zapamiętać ich imion, nie mówiąc już o nauce obcego
języka.
Wzięła pędzel do makijażu i przesunęła palcami po miękkim włosiu.
Zawsze czekała na jego powrót; fizycznie dogadywali się bez problemu,
seks był wspaniały, ale Joe prawie nie bywał w domu. Odbierała to
osobiście – jej rodzice robili przecież to samo. Ciągłe zagraniczne podróże,
odczyty, konferencje, a ona zostawała sama w szkole z internatem.
Nałożyła podkład, żeby zakryć cienie pod oczami. Zdjęła ręcznik
z włosów, które opadły luźno na ramiona. Spojrzała w lustro – nikt by się
nie domyślił, że kiedykolwiek była w ciąży. Waga wróciła do normy… to
znaczy do nowej normy, bo od dawna nie miała apetytu. Włosy, które
wypadały garściami przez stres i hormony, zdążyły już zgęstnieć i odrosnąć.
Wyglądała jak dawniej, ale nie była już tą samą osobą.
Wyszła z łazienki i ruszyła do stojącej pod oknem tacy z herbatą. Czuła
w powietrzu aromat bergamotki – wysokiej jakości herbata Earl Grey…
i coś jeszcze. Coś, co budziło wspomnienia; poczuła dreszcz.
Odwróciła się gwałtownie i zobaczyła go. Joe Allegranza siedział na
sofie. Miała ochotę krzyknąć, ale głos uwiązł jej w gardle.
– Co ty tu robisz? – Miała zachrypnięty głos, a puls łomotał jej
w skroniach.
Joe wstał z kanapy; jego twarz była nieodgadniona.
– Najwyraźniej to także mój pokój. – Ten znajomy, głęboki głos
z wyraźnym włoskim akcentem.
Poczuła bolesny skurcz żołądka. Zmarszczyła brwi.
– Co masz na myśli?
– Pomylono rezerwacje.
Zmrużyła oczy.
– Pomylono? – Wiedziała coś na temat pomyłek. On był jej największą.
Oplotła się ramionami; żałowała, że pod szlafrokiem była zupełnie naga.
Potrzebowała zbroi, żeby stawić mu czoło.
Nie mogła oderwać od niego wzroku. Ostro zarysowana szczęka,
wysokie, arystokratyczne kości policzkowe, atramentowo czarne brwi nad
ciemnymi jak węgiel oczami. Zmysłowe usta, które zawróciły jej w głowie
w chwili, gdy pierwszy raz się do niej uśmiechnął.
Nie będzie myśleć o jego pocałunkach.
Ani o nieziemskim seksie.
Przecież była na niego wściekła. Na tym musi się skupić.
– Juliette… – zaczął z powagą. – Mamy dwa wyjścia. Możemy zejść na
dół, narobić zamieszania i ściągnąć na siebie uwagę albo przełknąć to jakoś
i zostawić tak, jak jest.
Juliette otworzyła szerzej oczy.
– Oszalałeś? Dlaczego mamy ich nie informować, że zaszła pomyłka?
To chyba błąd organizatorki? Celeste Petrakis zajmowała się noclegami.
Dostała kupę kasy za to, żeby wszystko było dopięte na ostatni guzik.
A to – wskazała na nich oboje – zdecydowanie nie jest w porządku.
Zmarszczył brwi i strzepnął z rękawa jakiś nieistniejący paproch. Jej
serce zamarło, gdy dostrzegła błysk obrączki na jego palcu. Czyżby nadal ją
nosił? Dlaczego? Juliette zostawiła swoją w willi w Positano, ale prawie
codziennie łapała się na tym, że szuka jej palcu.
Spojrzał jej w oczy.
– Celeste jest kuzynką Damona. To jej pierwsze zlecenie po wyjściu ze
szpitala. Walczyła z nowotworem krwi. Jego krewni z pewnością nie będą
zachwyceni, że robimy aferę z powodu pokoju. Dla Greków rodzina jest
najważniejsza. Poza tym to ślub Lucy i Damona. Nie chcę robić
zamieszania i ściągać na siebie uwagi.
Juliette przygryzła dolną wargę; wiedziała, że miał rację. Goście
powinni przede wszystkim wspierać państwa młodych, a nie stwarzać
problemy. Poza tym byłoby to nie na miejscu również z uwagi na Celeste.
Podziwiała ją, że tak wytrwale pracowała na swój sukces. Sama nie była
w stanie wrócić do pracy po śmierci dziecka. Od tamtego dnia nie
zilustrowała już żadnej książki. Wydawca, redaktorzy i Lucy, która
współtworzyła z nią książki dla dzieci, byli wyjątkowo cierpliwi, ale kto
wie, jak długo to jeszcze potrwa?
– Jedno z nas może się przecież zatrzymać w innym pokoju. Może inny
hotel? Tutaj jest sporo opcji…
– Nie – przerwał jej. – Spędziłem prawie godzinę na szukaniu i nic
z tego. Lucy i Damon chcieli, żeby wszyscy goście zatrzymali się w jednym
miejscu, a tutaj nie ma już pokoi. Będziemy więc musieli zostać tu razem.
– To niedorzeczne – powiedziała, chodząc po pokoju w tę
i z powrotem. – Nie wierzę, że to się dzieje naprawdę. Mam spędzić z tobą
weekend w jednym pokoju?
– Spędziłaś ze mną więcej czasu w dużo bardziej intymnych sytuacjach.
Ten pokój przypomina mi naszą pierwszą noc. – Jego rzeczowy ton
przyprawił ją o dreszcze. Poczuła, jak jej ciało powoli opanowuje gęsta,
gorąca lawa.
Nie chciała myśleć o tamtej nocy. Jej ciało tak silnie na niego
reagowało, zmysły szalały, topniała pod jego dotykiem. Ile kobiet całował
i pieścił, odkąd się rozstali?
– Ile kobiet zaprosiłeś do takiego pokoju po naszym rozstaniu? –
spytała, choć wcale nie chciała tego wiedzieć.
Coś ulotnego przemknęło po jego twarzy.
– Żadnej. Formalnie rzecz biorąc, wciąż jesteśmy małżeństwem –
odparł niskim, gardłowym głosem, patrząc jej prosto w oczy. Stała jak
zahipnotyzowana, nie mogąc odwrócić wzroku.
Żadnej? Nie miał po niej ani jednej kochanki? Przełknęła ślinę
i w końcu odzyskała mowę.
– Przez cały ten czas żyłeś w celibacie? Przez ponad rok?
Uśmiechnął się lekko i poczuła ucisk w sercu.
– Tak trudno w to uwierzyć?
– Cóż… Tak, ponieważ jesteś… – urwała, rumieniąc się.
– Jaki?
– Jesteś świetny w łóżku. Myślałam, że za tym zatęsknisz i po naszym
rozstaniu szybko znajdziesz sobie kochankę, niejedną.
– A ty sobie kogoś znalazłaś? – Na jego twarzy widać było lekkie
napięcie.
Juliette zdusiła śmiech. Ona miałaby się przespać z kimś innym? Nawet
jej to nie przyszło do głowy. Co w sumie było dziwne. Związek z Joem
powinien należeć do przeszłości.
– Oczywiście, że nie.
Joe patrzył jej prosto w oczy.
– Ale dlaczego? Ty też jesteś świetna w łóżku. Nie brakuje ci tego?
Już sam jego głos potrafił rozbudzić wszystkie jej zmysły. Pamiętała
jego dotyk, jakby jego dłonie na zawsze pozostawiły ślad na jej skórze.
Pragnienie stało się tak naturalne, jakby wniknęło w jej krwiobieg, a każde
jego spojrzenie przyprawiało ją o szybsze tętno.
Wytarła wilgotne dłonie o szlafrok, odwracając się do niego plecami.
– Właśnie dlatego nie chcę dzielić z tobą pokoju.
– Bo nadal mnie pragniesz.
Juliette odwróciła się i spojrzała na niego z wściekłością. Czy powinna
wspomnieć o papierach rozwodowych? Planowała wręczyć mu dokumenty
po ślubie Lucy i Damona.
– Myślisz, że nie jestem w stanie ci się oprzeć? – Z trudem panowała
nad głosem.
– Nie chcę się z tobą kłócić.
– A więc czego chcesz? – Nie powinna zadawać tego pytania; w jego
ciemnych, płonących oczach widziała odpowiedź.
Nie drgnęła, gdy ruszył do niej powoli. Miała wrażenie, że straciła
władzę w nogach, wola zupełnie ją opuściła i nie była w stanie znaleźć
choćby jednego powodu, dla którego miałaby nie rozkoszować się tą
chwilą.
Dotknął jej twarzy, wodząc palcem od ucha do podbródka. Dotyk był
delikatny niczym muśnięcie skrzydeł motyla, ale jej ciało zareagowało
gwałtownie, jakby wyrwane nagle ze snu. Czuła limonkowe nuty jego
perfum, widziała wyraźnie cień zarostu na jego brodzie. Patrzyła na usta,
które kiedyś ją całowały.
– Spróbuj zgadnąć, na co mam ochotę. – Zmrużył oczy, a powietrze
nagle wypełniło się magnetyczną siłą.
Juliette czuła, jak jej ciało przechyla się w jego stronę. Jej dłonie nie
były już zaciśnięte w pięści, ale spoczęły na jego twardej piersi.
Położył dłonie na jej biodrach, a ich ciepło podziałało na nią jak
narkotyk, który powoli opanowuje całe ciało. Odetchnął gwałtownie
i poczuł, jak budzi się w nim coś dzikiego i pierwotnego. Przyciągnął ją do
siebie, aż poczuła jego twardy wzwód. Przysunął się do niej; ich usta dzielił
teraz zaledwie milimetr.
– W tej sferze chyba nigdy nie mieliśmy problemów, prawda? – Jego
ciepły oddech pieścił jej usta. Poddała się. Resztki silnej woli ją opuściły.
– Nie rób tego, Joe…
Dotknął delikatnie nosem jej nosa, a ciało Juliette znów przeszyła fala
pożądania.
– Czego, hm? – Jego wargi dotykały kącika jej ust. Nie był to
pocałunek, ale pieszczota przeszyła ją dreszczem. Przesunął brodą po jej
policzku, a szorstki zarost sprawił, że w dolnej części ciała poczuła coś
gorącego i wilgotnego.
Rozchyliła usta i przymknęła oczy. Co ona wyprawia? Wzięła głęboki
oddech i odsunęła się.
– Co ty robisz? – Spojrzała na niego gniewnie.
– Pocałowałbym cię tylko wtedy, gdybyś tego chciała. A chciałaś,
prawda?
Juliette miała ochotę uderzyć go w twarz.
– Nienawidzę cię – wyszeptała z trudem. – Nawet nie wiesz, jak bardzo.
– Może to dobrze. – Jego twarz znów przybrała wygląd maski.
Nieprzeniknionej, chłodnej i odległej.
Dlaczego od razu go nie odepchnęła? Dlaczego w jego ramionach czuła
się tak dobrze i bezpiecznie – jak w domu? Powoli uniosła wzrok,
odsuwając od siebie sprzeczne uczucia. Gdzie podział się gniew?
Potrzebowała go, żeby przetrwać.
– Nie chcę zepsuć Lucy i Damonowi wesela, ale dzielenie z tobą
pokoju… – Przygryzła wargę, nie mogąc wypowiedzieć tego na głos. Nie
chciała tego przyznać nawet przed sobą.
Joe uniósł jej brodę i spojrzał w oczy.
– A jeśli obiecam, że cię nie pocałuję? Czy wtedy będziesz spokojna?
Odsunęła się od niego, żeby nie zdradzić się przed nim do końca.
– W porządku. To brzmi rozsądnie. – Była dumna, że jakimś cudem
udało jej się nad sobą zapanować. – Żadnych pocałunków ani fizycznego
kontaktu.
Joe powoli skinął głową.
– Zgoda.
Podszedł do kanapy i usiadł.
Jej kobieca próżność poczuła się urażona, że tak łatwo mu to przyszło.
Przecież mógł wykazać choć trochę oporu. Ale może kłamał i miał kogoś?
Zmęczył go celibat i był gotowy, żeby znów wrócić do gry. W końcu minął
już ponad rok. To mnóstwo czasu dla młodego, zdrowego mężczyzny.
– Bardzo dobrze – odparła oschłym tonem – ale w takim razie co
powiemy Lucy i Damonowi, gdy się zorientują, że dzielimy apartament? –
Podeszła do lodówki, wyjęła butelkę z wodą i nalała do szklanki. – Jakieś
pomysły? – spytała, odwracając się do niego ze szklanką w dłoni.
Twarz Joego nadal była nieprzenikniona, ale wyczuła w nim jakąś
rezerwę. Wydawał się aż nazbyt zrelaksowany i obojętny.
– Możemy powiedzieć, że próbujemy poukładać nasze sprawy.
Juliette napiła się wody, walcząc z pokusą, żeby nie rzucić w niego
szklanką. Odstawiła ją głośno na stolik.
– Poukładać? Małżeństwo, które od początku nie miało szans?
Mięśnie wokół jego ust stężały.
– To nie ja odszedłem.
Juliette podeszła do okna i odetchnęła z drżeniem.
– Nie, ponieważ od początku nie byłeś zaangażowany w ten związek.
Zapanowała długa cisza, jakby czas się nagle zatrzymał. Usłyszała, jak
wstawał z kanapy i ruszył w jej stronę, ale nie odwróciła się. Stanął tuż za
nią i spojrzał na widoczną za oknem plażę i lazurowe morze. Po dłuższej
chwili odwrócił wzrok i spojrzał na nią.
– Gdybyś była szczera, przyznałabyś, że ty również się w pełni nie
zaangażowałaś. Nadal leczyłaś się po rozstaniu z tamtym mężczyzną.
Dlatego poszłaś ze mną do łóżka. Nie chciałaś być sama, gdy żenił się
z inną kobietą.
Juliette chciała zaprzeczyć, ale to była prawda. Zdrada Harveya
zupełnie ją załamała. Spotykali się od tak dawna, gdy się dowiedziała, że
romans z Clarą trwał od miesięcy. Nie miała o niczym pojęcia i długo żyła
w kłamstwie. Tamtego wieczoru myślała, że się jej oświadczy, a on ją
poinformował, że odchodzi. Harvey Atkinson-Lloyd, wybrany dla niej
przez rodziców, idealny zięć. Po raz kolejny ich zawiodła.
Juliette była rozdarta: z jednej strony wściekła na Joego, z drugiej na
samą siebie, że wpakowała się w to wszystko. Odwróciła się i spojrzała mu
w oczy.
– A ty jaką masz wymówkę? Dlaczego poszedłeś ze mną do łóżka?
A może masz zwyczaj sypiania z nieznajomymi?
Na jego twarzy pojawiło się na moment jakieś uczucie, krótkotrwałe jak
zakłócenie transmisji. Przerwa, a potem reset.
– To była rocznica śmierci mojej matki. – Jego głos był zupełnie
pozbawiony emocji, choć smutek przebijał delikatnie przez pozorną
obojętność.
Juliette spojrzała na niego z niedowierzaniem.
– Nic nie rozumiem… Myślałam, że twoja matka wyjechała do
Australii. Czy to nie dlatego nie pojawiła się na ślubie?
– Mówisz o mojej macosze. Moi rodzice nie żyją.
Czy się wtedy przesłyszała? Próbowała przywołać w pamięci tamtą
rozmową. Wiedziała, że jego ojciec umarł parę lat temu, ale o matce prawie
nie wspominał. Odniosła wrażenie, że to dla niego temat tabu, więc nie
naciskała. Nie rozmawiali zbyt dużo o swoich rodzinach, głównie dlatego,
że Joe był ciągle w podróży. Ich krótkie, wspólne chwile były pełne
namiętności i fizyczności, a ona pragnęła czegoś więcej. Gdy próbowała się
do niego zbliżyć, wyjeżdżał w kolejną podróż, zostawiając ją samą – jakby
wyczuwał, że chce nawiązać z nim głębszą więź.
– Przepraszam… – powiedziała, marszcząc czoło. – Musiałam coś źle
zrozumieć.
Uśmiechnął się z wysiłkiem.
– Mój ojciec ożenił się ponownie, gdy byłem dzieckiem, ale po jego
śmierci macocha wyjechała do Melbourne razem z moim przyrodnim
rodzeństwem. Ma tam krewnych.
– Masz z nimi jakiś kontakt? Urodziny, święta, tego typu rzeczy?
– Na tyle, na ile trzeba.
Juliette zaczynała rozumieć, jak mało wiedziała o mężczyźnie, którego
poślubiła. Dlaczego nie starała się go poznać? Gdy w końcu otrząsnęła się
z szoku na wieść o ciąży, zebrała się na odwagę, żeby do niego zadzwonić,
a on od razu zjawił się w Londynie z pierścionkiem zaręczynowym
w kieszeni. Czuła, że powinna przyjąć oświadczyny, żeby choć trochę zmyć
z siebie wstyd, jaki przyniosła rodzicom.
Spojrzała na niego raz jeszcze. Jak to możliwe, żeby czuć tak silną
fizyczną więź z kimś praktycznie obcym?
– Ile miałeś lat, gdy zmarła twoja mama?
Joe zerknął na zegarek i zaklął cicho.
– Czy nie powinniśmy się zbierać?
– Cholera. Nie jestem gotowa, nie zdążyłam się nawet uczesać.
Przeczesał delikatnie palcami pasmo jej brązowych włosów.
– Wyglądasz pięknie – powiedział niskim głosem, a jego oczy
pociemniały.
Juliette odchrząknęła, starając się nie patrzeć na jego usta.
– Zapomniałeś o zasadach?
Cofnął rękę i się odsunął.
– Jakżebym mógł.
ROZDZIAŁ TRZECI
Juliette ruszyła do łazienki, a Joe przeczesał dłonią włosy. Żadnego
dotyku ani pocałunków. Jasne, będzie przestrzegał zasad, ale nie zdawał
sobie sprawy, że będzie to tak trudne. Nie potrafił o niej zapomnieć, gdy
dzieliły ich setki kilometrów, a teraz miał spędzić z nią cały weekend.
Musiał przyznać, że czuł ulgę, gdy nie odbierała telefonów. Im bardziej
zaawansowana była jej ciąża, tym więcej czasu spędzał poza domem,
załatwiając sprawy, którymi spokojnie mógł się zająć jeden z pracowników.
Joe rzucił się w wir pracy. Musiał się czymś zająć, bo myśl o dziecku
rosnącym w brzuchu Juliette napawała go przerażeniem. A jeśli ona też
umrze w trakcie porodu? Jeśli nagle wdadzą się komplikacje, które nie
pozwolą jej uratować?
Czy to przez niego ich dziecko umarło? Ocaliłby je, gdyby spędzał
więcej czasu w domu? Może jego nieobecność wywoływała u Juliette
niepotrzebny stres? Wtedy myślał, że robi dobrze. Ich związek nie był
oparty na miłości, pobrali się ze względu na dziecko, a Juliette przystała na
te warunki. Chciał zapewnić jej i dziecku stabilizację i poczucie
bezpieczeństwa.
Odkąd się rozstali, zaczął się angażować w akcje charytatywne na rzecz
fundacji, która pomagała kobietom po poronieniach. To był jego sposób na
radzenie sobie z żałobą. Uważał to za dużo bardziej produktywne niż
pogrążenie się w rozpaczy – jak to zrobił jego ojciec po śmierci żony. Joe
chciał zebrać pieniądze na badania, żeby inni nie musieli przechodzić przez
to, co on. Badania były drogie, a wsparcie dla rodziców dotkniętych taką
tragedią niewystarczające. Dzięki jego wysiłkom powoli ulegało to
zmianie. Regularne dotacje oraz program zbierania środków na badania
miały zmniejszyć liczbę poronień na całym świecie.
Joe przebrał się w świeże ubrania i rozpakował niewielką walizkę.
Otworzył szafę, w której znajdowały się już jej rzeczy. Dotknął dłonią
jednej z jedwabnych bluzek, po czym zanurzył w niej twarz, wdychając
charakterystyczne perfumy Juliette. Gdy odeszła, nie mógł się zdobyć, żeby
wejść do ich wspólnej sypialni. Kazał gospodyni przenieść rzeczy do
innego pokoju, pozbawionego wspomnień.
Zamknął cicho drzwi szafy, żałując, że równie łatwo nie może odciąć
się od pożądania. Pragnął ją pocałować, jego usta wciąż płonęły. Wiedział,
że nie jest mężczyzną dla niej, przysporzył jej tylko cierpienia. Niszczył
każdego, kto się do niego zbliżył, i najwyraźniej nie miał na to żadnego
wpływu. Dziś jednak zrozumiał, że sprawy pomiędzy nimi nie zostały
zamknięte. Ich związek może miałby jakieś szanse, gdyby dziecko żyło.
Na myśl o małym, martwym ciałku jego serce przeszył ból. Drobna,
pomarszczona twarzyczka, maleńkie stopy, dłonie i zamknięte na zawsze
oczy.
Czy ciążyła na nim jakaś klątwa? Sprowadził śmierć na własną matkę,
a dzień jego urodzin, najbardziej znienawidzony dzień w roku, był również
rocznicą jej śmierci. Właśnie tego dnia spotkał w londyńskim barze Juliette
i ich życie zmieniło się na zawsze.
Drzwi łazienki się otworzyły i do pokoju weszła Juliette. Włosy miała
upięte w elegancki kok.
– Łazienka jest twoja – powiedziała, unikając jego wzroku.
Miała na sobie różową sukienkę do połowy łydki z paskiem w talii, a na
stopach szpilki, które podkreślały smukłość jej nóg. Zawsze wyglądała
szykownie, zarówno w drogiej sukience, jak i spodniach dresowych
i swetrze.
– Wyglądasz pięknie.
Zarumieniła się lekko.
– Dziękuję. – Odwróciła wzrok i przeszła obok niego, żeby dostać się
do szafy. – Wezmę tylko torebkę.
Joe z trudem się powstrzymał, żeby jej nie dotknąć. Apartament był
zbyt mały, by mogli zachować bezpieczny dystans. Większą część
przestrzeni zajmowała sypialnia z olbrzymim łóżkiem, otwarta na niewielki
salon – żadnych drzwi. Niespełna dwa metry od łóżka stała sofa, fotel,
stolik kawowy i minibar, a z okna rozciągał się widok na plażę Barbati.
Apartament był luksusowo wyposażony, ale niezbyt przestrzenny; idealny
na miesiąc miodowy, ale z pewnością nie na ten weekend.
Juliette otworzyła szafę i wyjęła torebkę. Gdy zauważyła jego ubrania,
zmarszczyła lekko brwi.
– Czy to wbrew zasadom? – spytał Joe, opierając się o ścianę. – Nasze
ubrania też nie powinny się stykać?
Zamknęła drzwi szafy trochę zbyt gwałtownie. Policzki jej płonęły,
a szare oczy przypominały wzburzone morze.
– Nie potrzebowalibyśmy zasad, gdybyś nie patrzył na mnie w taki
sposób.
– Jaki?
Uniosła głowę.
– Jakbyś chciał mnie dotknąć.
– Bo tego chcę, ale zasady to zasady.
Zarumieniła się jeszcze bardziej.
– Nie powinnam w ogóle iść z tobą do łóżka. To było do mnie zupełnie
niepodobne.
– Wiem – odparł, podchodząc do niej. – Dlatego ta noc była tak
wyjątkowa.
– Naprawdę tak uważasz? – spytała.
Uśmiechnął się lekko i dotknął delikatnie jej policzka, zanim zdążył się
pohamować.
– Nigdy nie spotkałem nikogo takiego jak ty.
– Bo nie byłam w ciebie ślepo zapatrzona, jak większość kobiet? –
spytała z lekką ironią w głosie.
Przesunął palcem wokół jej ust, wiedząc, że łamie zasady, ale nie
potrafił się oprzeć.
– Nie interesowały cię moje pieniądze ani pozycja. Potrzebowałaś
odskoczni po fatalnym dniu, zupełnie jak ja.
Oblizała wargi.
– Spóźnimy się na kolację, Joe.
Bliskość Juliette, jej zapach i miękkość ust sprawiały, że serce biło mu
coraz szybciej. Żądza rozlewała się po jego ciele lepką, gorącą lawą –
pierwotna tęsknota, którą od tylu miesięcy ignorował i odsuwał od siebie,
teraz tętniła życiem ze zdwojoną siłą. Przesunął dłoń na jej kark i spojrzał
jej w oczy.
– Dlaczego nie każesz mi przestać?
Westchnęła i spojrzała na jego usta.
– Ja… nie wiem… – szepnęła drżącym głosem.
– Powiem ci, dlaczego. Bo w głębi duszy tego pragniesz. Myślisz, że
jakieś głupie zasady zduszą tę niezwykłą namiętność pomiędzy nami? –
Czuł elektryzującą energię, która przenikała przez nich jak prąd.
Nagle w jej oczach pojawił się chłód, złapała go za rękę i odsunęła ją od
twarzy.
– Nie ma żadnej namiętności. Nic do ciebie nie czuję.
Przytrzymał jej dłoń.
– Możemy to sprawdzić? Tylko jeden pocałunek. Zobaczymy, co się
stanie.
– Nie bądź śmieszny. – Patrzyła na niego z wściekłością, ale w jej głosie
kryło się coś jeszcze.
Joe nachylił się nad nią, odurzony znajomym zapachem.
– Tylko jeden pocałunek.
– Myślisz, że nie będę w stanie ci się oprzeć? Mylisz się.
– Udowodnij.
Znów spojrzała na jego usta.
– Nie muszę ci nic udowadniać.
– Więc udowodnij sobie.
Wahała się przez chwilę, po czym spojrzała na niego chłodno.
– W porządku, pokażę ci, że jestem całkowicie odporna na twoje
wdzięki. – Stanęła na palcach i pocałowała go lekko w usta. – Widzisz?
Żadnych fajerwerków.
Joe zaśmiał się lekko i puścił ją.
– Myślę, że nikt nie uwierzy, że do siebie wróciliśmy, a już na pewno
nie Damon i Lucy.
Zmarszczyła brwi.
– Chyba nie zamierzasz…? – przerwała i odwróciła się, żeby wziąć
torebkę. – Więc co im powiemy? – spytała, stojąc do niego plecami
i bawiąc się zapięciem torebki.
– Prawdę.
Odwróciła się na pięcie.
– Słucham?
– Jesteśmy w separacji, ale żyjemy w dobrych stosunkach i możemy
spędzić ze sobą kilka dni w jednym apartamencie, jak dwoje dorosłych
osób. To dla nas żaden problem.
– W dobrych stosunkach? Żaden problem? Zabawne. Widzę to zupełnie
inaczej.
– Zastanów się, Juliette. Możemy udawać, że znów jesteśmy razem,
a wtedy będziesz musiała pozwolić mi się dotykać, inaczej nikt w to nie
uwierzy. Będę musiał trzymać cię za rękę, obejmować w talii, może jakiś
pocałunek. Okłamiesz najlepszą przyjaciółkę. Chcesz tego?
Patrzyła na niego ze złością.
– Chcę mieć ten weekend za sobą. To wszystko.
– Cóż, ja również.
Może wtedy będzie mógł zacząć życie od nowa.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Impreza powitalna odbywała się na tarasie przy wychodzącym na plażę
basenie. Taras udekorowano latarniani i bukietami kwiatów, których słodki
zapach unosił się w powietrzu. Na stole stała fontanna z szampanem,
a dwóch kelnerów w białych koszulach stało dyskretnie z boku, w każdej
chwili gotowych, by podać gościom apetycznie wyglądające przystawki.
Na końcu tarasu, pod kaskadą purpurowej bugenwilli, grał kwartet
smyczkowy. Na dużej tablicy ozdobionej białymi i różowymi kwiatami
widniało serce z wykaligrafowanymi imionami Lucy i Damona. Juliette
nigdy nie widziała tak romantycznej aranżacji i starała się nie porównywać
jej z własnym ślubem.
Na jej ceremonii nie było żadnych tablic z sercem.
Celeste Petrakis, szczupła brunetka z krótkimi włosami, chodziła po
tarasie z tabletem w ręku. Gdy tylko ich zobaczyła, od razu ruszyła w ich
kierunku.
– Mój Boże, tak mi przykro! Chyba pomyliłam wasze rezerwacje! –
zawołała Celeste. – Tylko raz wpisałam na listę J. Allegranza. Nie wiem,
jak mogłam się tak pomylić. Damon powiedział mi, że są państwo
w separacji, ale zupełnie wyleciało mi to z głowy. To chyba przez tę
chemioterapię, najwyraźniej nie służy koncentracji. Jest mi naprawdę
głupio, wolałabym umrzeć. – Zasłoniła usta dłonią i otworzyła szeroko
oczy, jakby się spodziewała, że za chwilę uderzy w nią piorun. – Ups! Nie
to miałam na myśli. Przez dwa lata robiłam wszystko, żeby nie umrzeć. Ale
naprawdę bardzo mi przykro.
Joe stał tuż obok Juliette, ale jej nie dotykał.
– Wszystko w porządku, Celeste. Dla nas to żaden problem.
Juliette zmusiła się do uśmiechu.
– To prawda. Więc proszę się nie martwić. Doskonale się pani spisała,
wszystko wygląda wspaniale, a miejsce jest bajkowe. Lucy i Damon będą
mieli cudowny weekend.
Celeste położyła dłoń na sercu, a jej oczy zaszły łzami.
– Czy to znaczy, że…? Och, to takie romantyczne! Tak się cieszę, że do
siebie wróciliście. Przygotuję dla was specjalny toast…
– Nie – przerwał jej Joe. – Nie wróciliśmy do siebie.
Twarz Celeste posmutniała.
– Och, przepraszam… Źle zrozumiałam. Czy mam zorganizować
dostawkę do pokoju? Pewnie nie chcecie wspólnego łóżka…
– Byłoby świetnie – odparła Juliette, starając się zignorować
magnetyzujące ciepło ciała Joego. Ich ramiona prawie się stykały i z trudem
nad sobą panowała.
Dotknij go. Dotknij…
Te słowa zdawały się pulsować razem z krwią.
– Zobaczę, co się da zrobić – powiedziała Celeste, patrząc to na Joego,
to na Juliette. – Mogę tylko jeszcze raz przeprosić za pomyłkę. Nie chcę,
żebyście przeze mnie czuli się niekomfortowo…
– Proszę się nie martwić – odparł Joe lekkim tonem, ocierając się
ramieniem o nagą skórę Juliette. – To żaden problem.
Juliette odsunęła się i uśmiechnęła do Celeste.
– Nie chcemy odciągać uwagi od Lucy i Damona. To ich czas.
– Dziękuję, że jesteście tak wyrozumiali. – Celeste oddaliła się,
machając im na pożegnanie.
Juliette spojrzała na Joego.
– Muszę porozmawiać z Lucy. Jeszcze pomyśli, że nie odpowiada mi ta
sytuacja i będzie się stresować. Nie chcę, żeby coś popsuło jej ten dzień…
– Więc udawaj, że wszystko jest w porządku. To nie takie trudne.
– Łatwo ci mówić. Ty nigdy nie pokazujesz po sobie emocji.
Joe wzruszył ramionami i spojrzał na wchodzących gości.
– Co nie znaczy, że ich nie mam. – Usłyszała w jego głosie jakąś nową,
nieznaną nutę.
Zmarszczyła brwi i przygryzła wargę. Zawsze był taki poważny
i niedostępny. Jak odległa skalista wyspa, wokół której krążyła, wciąż
szukając odpowiedniego miejsca, żeby zacumować.
Ich oczy się spotkały.
– Ten weekend wbrew pozorom może się dla nas okazać prawdziwym
błogosławieństwem. Może uda nam się poukładać pewne sprawy.
– Nie sądzę, żeby nasze sprawy dało się jeszcze poukładać, Joe.
– Możliwe, ale nie zaszkodzi spróbować. Żałuję tego, jak się
zachowywałem, gdy byliśmy razem.
On czegoś żałuje? Nie chciała tego słuchać. Wiedziała, że ożenił się
z nią wyłącznie z poczucia obowiązku, był z nią na własnych zasadach,
w ogóle nie myśląc o jej potrzebach. Pojawiał się i znikał, a ich związek od
początku był bez szans.
Naiwnie wierzyła, że dziecko ich zbliży – sprawi, że Joe pokocha
również ją. Chciała, żeby ją kochał. Czy nie o tym marzy każda
dziewczyna? Gdyby ją pokochał, łatwiej byłoby jej się pogodzić z tym, jak
zaczął się ich związek. Nie czułaby się tak winna z powodu swoich uczuć.
Uległa pożądaniu, które nadal ją obezwładniało.
Posłała mu lodowate spojrzenie.
– Naszego związku nie da się naprawić, niezależnie od tego, co teraz
powiesz. Nie wyobrażaj sobie, że ten weekend może coś zmienić. To od
początku nie miało sensu.
W tym momencie podszedł kelner z tacą pełną drinków i Juliette wzięła
kieliszek szampana. Była boleśnie świadoma bliskości Joego, który,
sięgając po kieliszek, otarł się o nią ramieniem. Wypiła duszkiem
szampana, starając się odsunąć od siebie stres i inne kłębiące się w niej
emocje, podczas gdy on nawet nie uniósł kieliszka do ust.
– Nigdy nie mówiłem, że chcę do ciebie wrócić – zauważył z ironią,
która dotknęła ją do żywego. Spojrzał na nią gniewnie. – To ostatnia rzecz,
jakiej pragnę.
Juliette wzięła kolejny łyk szampana.
– Dobrze wiedzieć. – Teraz przynajmniej miała pewność. Chciał się
z tego wyplątać, tak samo jak ona. Dlaczego więc miała wrażenie, jakby
jakiś ciężar gniótł ją w pierś, odbierając oddech? Zamrugała, żeby
opanować łzy, a gardło miała zupełnie ściśnięte.
Joe odetchnął powoli i podszedł bliżej, kładąc dłoń na jej ramieniu.
W jego oczach nie było już gniewu.
– Przepraszam, że nie owijam w bawełnę, ale co się stało, to się nie
odstanie.
Juliette odepchnęła jego dłoń.
– Myślałam, że ustaliliśmy zasady? Żadnego dotykania – powiedziała
ostrym tonem.
– Powitajcie młodą parę. – Ich rozmowę przerwał radosny głos Celeste,
a po chwili, przy akompaniamencie kwartetu smyczkowego i głośnych
owacji, Lucy i Damon weszli na taras.
Goście zgromadzili się w jednym miejscu, żeby lepiej widzieć, i teraz
wszyscy tłoczyli się obok siebie. Juliette uśmiechnęła się, wpychając
jednocześnie łokieć w jego żebra. Joe jęknął, zdecydowanie zbyt
seksownie. Objął ją ramieniem, kładąc dłoń na jej biodrze. Zerknęła
i zauważyła, że na palcu wciąż miał obrączkę. Czuła jego bliskość każdym
fragmentem ciała, jakby była wyczulona właśnie na jego dotyk.
Rozpoznałaby go nawet z zamkniętymi oczami.
Lucy i Damon zbliżyli się, idąc ramię w ramię i uśmiechając się
szeroko. Emanowało od nich szczęście i Juliette pragnęła, żeby choć mała
część spadła również na nią. Dlaczego nie mogła znaleźć kogoś, kto by ją
pokochał?
– O rany! Nie wierzę własnym oczom – powiedziała Lucy, przytulając
mocno Juliette, która prawie wylała resztę szampana. – Co się dzieje?
Chyba mi nie powiesz, że wy…?
– Nie – uciął Joe tonem, który nie pozostawiał wątpliwości, a Juliette
znów poczuła bolesne ukłucie. Zabrał rękę z jej talii. – Zrobiono błąd
w naszej rezerwacji, ale nie chcemy robić kłopotu Celeste.
– Och, cóż, w takim razie… – oczy Lucy zamigotały jak diament na jej
palcu – mam nadzieję, że to nie będzie dla was zbyt duży problem? – W jej
głosie słychać było wyraźną sugestię.
– Żaden problem – zapewniła Juliette, starając się nad sobą panować,
choć nad zarumienionymi policzkami nie miała żadnej kontroli. Wciąż
czuła mrowienie na biodrze w miejscu, gdzie przed chwilą spoczywała dłoń
Joego.
Damon uśmiechnął się i uścisnął rękę przyjaciela.
– Kto wie, co przyniesie ze sobą ten weekend, co? Cieszę się, że
jesteście oboje.
– Nigdy bym tego nie przegapił – odparł Joe z enigmatycznym
uśmiechem.
Po chwili Lucy i Damon odeszli, żeby przywitać się z innymi gości,
a Juliette dopiła szampana.
– Wspólny pokój to żaden problem. Kto by pomyślał, że potrafię tak
doskonale kłamać.
Joe zamyślił się na chwilę.
– Mówiłem, że możemy wykorzystać ten weekend i poukładać nasze
sprawy. Zamknąć w końcu ten rozdział.
Uniosła brwi, posyłając mu wymowne spojrzenie.
– A jak według ciebie mamy to zrobić? Pocałunek na zgodę? Chyba
podziękuję.
Wziął od niej pusty kieliszek i odstawił go na stolik.
– To byłby jakiś początek, nie sądzisz? – Jego oczy pociemniały,
a spojrzenie powędrowało do ust, jakby chciał sobie przypomnieć ich
wszystkie pocałunki.
Spojrzała na niego z ukosa.
– Nie wiem, czy pamiętasz, ale tak właśnie się w to wpakowaliśmy.
Pocałowałeś mnie.
Uśmiechnął się lekko.
– Wydaje mi się, że to ty zrobiłaś pierwszy krok.
Zacisnęła zęby. Czy musiał jej przypominać, że była tak bezpośrednia?
Zachowała się bezmyślnie i nieodpowiedzialnie, zupełnie jak nie ona.
– Nie musiałeś mi ulegać.
– Naprawdę przeceniasz moją silną wolę.
Juliette uniosła brodę.
– Mam nadzieję, że teraz jest w lepszej formie.
Uniósł brew.
– Zamierzasz mnie błagać, żebym poszedł z tobą do łóżka?
Zacisnęła dłonie w pięści, inaczej chyba by go uderzyła.
– Niedoczekanie – odparła tak pewnym głosem, na jaki było ją stać.
Uśmiechnął się, wziął jej zaciśniętą pięść i powoli otworzył, pocierając
palcem wnętrze dłoni w bardzo seksowny sposób. Patrzył jej prosto w oczy,
a jego wzrok był hipnotyzujący.
– Nie musisz się wstydzić chemii, która jest między nami – powiedział
niskim, seksownym głosem.
Juliette zabrała dłoń.
– Nie wstydzę się. Jestem zniesmaczona. I, na miłość boską, przestań
mnie dotykać.
Dalej się uśmiechał, ale coś w jego oczach zgasło.
– Uważaj, jesteśmy w miejscu publicznym. Potem będziesz mogła się
na mnie wyżywać, ile zechcesz.
Juliette zamrugała, starając się odpędzić od siebie seksowne sceny,
które stanęły jej przed oczami. Jej ciało płonęło na samo wspomnienie
wspólnych namiętnych chwil. Z byłym chłopakiem dopiero po dwóch
latach miała pierwszy orgazm, a potem i tak nie zawsze się udawało. Przy
Joem od pierwszego pocałunku była rozpalona, a on zawsze pilnował, żeby
najpierw zadbać właśnie o nią. Znał jej ciało lepiej niż ona sama. Nie
pozostawała mu dłużna, badając każdy fragment jego ciała – nie poznawała
sama siebie, nigdy wcześniej nie była tak otwarta. Teraz stał tak blisko, że
mogła go dotknąć, i tęskniła za nim jeszcze bardziej. Czuła niewidzialną
siłę, która przyciągała ją do niego.
Wzięła kolejny kieliszek szampana od mijającego ich kelnera, żeby
zająć czymś ręce.
– Znasz kogoś z gości? – zapytał Joe po dłuższej chwili milczenia.
– Tylko Lucy. I oczywiście Damona. Nie znam żadnej z druhen. Lucy
poznała je już po przeprowadzce do Grecji. A ty?
– Słyszałem wcześniej o kuzynce Damona, Celeste, ale dopiero dziś ją
poznałem. Spotkałem jednak parę razy dwie z druhen. – Wziął niewielki
łyk szampana i odsunął kieliszek od ust.
Juliette poczuła ukłucie zazdrości.
– Naprawdę? – spytała, starając się nadać głosowi neutralny ton, choć
tak naprawdę chciała wiedzieć wszystko: daty, miejsca i szczegóły spotkań,
a przede wszystkim: czy spał z którąś z nich? Czy jakakolwiek kobieta
byłaby w stanie mu się oprzeć? Wiedziała, że z pewnością nie ona.
Joe spojrzał na nią, a z jego twarzy nie można było wyczytać żadnych
emocji.
– Jak na ironię, Damon i Lucy poznali się dzięki nam.
– Co w tym ironicznego?
Wzruszył ramionami i spojrzał na kieliszek, który trzymał w dłoni.
– Wydają się razem bardzo szczęśliwi. Czy to przetrwa, to już inna
sprawa.
– Musisz być taki cyniczny? Są zakochani. Widać to na pierwszy rzut
oka. Tego właśnie nam brakowało. Pobraliśmy się ze złych powodów.
Nie odpowiedział, ale opróżnił kieliszek do końca. Nie mogła oderwać
oczu od jego opalonej szyi i zarysu szczęki, na której widać już było
delikatny cień zarostu, choć golił się całkiem niedawno. Ile razy czuła na
skórze tę rozkoszną szorstkość? Na twarzy, brzuchu, pomiędzy udami…
Juliette stłumiła dreszcz i odwróciła się do gości, którzy gromadzili się
na kolejną zorganizowaną przez Celeste niespodziankę. Które z druhen
poznał Joe? Blondynkę? Elegancką brunetkę? A może tę z dużym biustem
i nogami do ziemi?
Joe wyciągnął rękę, żeby zabrać od niej pusty kieliszek.
– Może napijesz się czegoś bez alkoholu? Sok pomarańczowy? Woda?
Juliette podała mu kieliszek, uważając, żeby go nie dotknąć.
– Sugerujesz, że mogę się upić i zrobić z siebie pośmiewisko?
Wciągnął powietrze i zacisnął usta.
– Posłuchaj, wiem, że ta sytuacja nie jest dla ciebie łatwa. Spotykamy
się pierwszy raz od twojego odejścia. – Włożył ręce do kieszeni i nachylił
się lekko w jej stronę. – Wolałbym spotkać się z tobą w Londynie, ale nie
odpowiadałaś na moje wiadomości.
Juliette od miesięcy ignorowała wszelkie próby kontaktu z jego strony.
Zablokowała nawet jego numer. W ten sposób chciała go ukarać za to, że
nie było go przy niej, gdy najbardziej tego potrzebowała. W pewien sposób
ukarała jednak siebie, zupełnie się izolując. Rodzina i przyjaciele próbowali
ją wspierać, ale po kilku miesiącach byli już tym zmęczeni. Nawet Lucy,
zajęta przygotowaniami do wesela, nie miała już dla niej tyle czasu,
zwłaszcza że od śmierci Emilii Juliette nie przygotowała ilustracji do
książek, które wspólnie wydawały. Potrzebowała kogoś, kto zrozumie,
przez co przechodziła – żałobę, rozpacz i stratę.
– Nie byłam gotowa – odparła, patrząc w podłogę. – To było… zbyt
świeże.
Podszedł bliżej i dotknął delikatnie jej dłoni.
– To zrozumiałe. – Jego głos był ciepły jak pieszczota. Uniosła wzrok
i popatrzyła mu w oczy.
– Myślisz o niej czasem?
W jego oczach na chwilę pojawił się ból, nad którym chyba nie potrafił
zapanować.
– Cały czas. Dlatego regularnie wspieram organizacje prowadzące
badania kobiet, które poroniły. Chciałem zrobić coś dobrego i pomóc
ludziom, którzy przechodzą przez to samo. Gdybyś czytała moje mejle,
wiedziałabyś o tym. Wpłacam pieniądze w imieniu nas obojga.
Poczuła ucisk w sercu. Wspierał finansowo takie badania?
Gniew, który do tej pory był jej tarczą, nagle się ulotnił, a ona pozostała
bezbronna. Nie czytała jego mejli, oznaczając je jako spam – wtedy dawało
jej to ulgę i satysfakcję. Dobrze wiedzieć, że pomagał innym, ale gdzie był,
gdy ona przechodziła piekło? Stała nad grobem ich dziecka zupełnie sama.
Przechodziła żałobę samotnie.
– Nie rozumiem jednego. Mówisz, że przekazałeś pieniądze na cele
charytatywne, a znając ciebie, była to spora suma, ale od pogrzebu ani razu
nie odwiedziłeś jej grobu.
Joe zacisnął usta.
– Nie lubię cmentarzy. Wolę czcić pamięć o zmarłych w inny sposób.
Juliette co tydzień odwiedzała grób dziecka, za każdym razem mając
nadzieję, że zobaczy na nim kwiaty lub kartkę od Joego. Nigdy się tego nie
doczekała. Nie potrafiła tego zrozumieć ani mu wybaczyć. Bywał
w Londynie regularnie ze względu na pracę. Czy tak trudno było znaleźć
chwilę, żeby zajrzeć na cmentarz? Może nie chciał pamiętać o dziecku i ich
nieudanym małżeństwie?
– Trzymałeś się z daleka w obawie, że na mnie wpadniesz? – Nie
potrafiła ukryć oskarżycielskiego tonu.
Spojrzał na nią, a ona nie była w stanie odczytać emocji na jego twarzy
przypominającej rzeźbioną w kamieniu maskę.
– Jak często tam chodzisz?
– Co tydzień.
– Czy to ci pomaga w żałobie?
Juliette westchnęła, czując rosnącą frustrację.
– Nic mi w tym nie pomaga, ale przynajmniej nie ignoruję tego, że
Emilia istniała.
– I myślisz, że ja tak robię?
– A nie? – spytała, unosząc brodę.
Wciągnął gwałtownie powietrze i znów odwrócił się do okna. Stał
prosto i sztywno, jakby splątany niewidzialnymi linami.
– Nie ma jednego sposobu na przeżywanie żałoby. Każdy przechodzi to
po swojemu – mówił przez zaciśnięte zęby, stojąc z rękami w kieszeniach.
– A twój sposób się sprawdza?
Odwrócił się i spojrzał na nią ze smutkiem.
– A jak myślisz?
Problem w tym, że nie miała pojęcia, co myśleć. Joe zawsze był
nieprzewidywalny i działał zupełnie inaczej, niż zakładała. Nie mówił tego,
co chciała usłyszeć, i nie robił tego, na co liczyła. Ich związek opierał się na
jego poczuciu obowiązku wobec niej i dziecka, więc gdy stracili córeczkę,
przyszła pora, żeby się rozstać. Nie dał jej żadnego powodu, żeby
kontynuować to małżeństwo. Nie okazywał jej żadnych uczuć, ona
natomiast czuła jedynie niewyobrażalny smutek, który z czasem zamienił
się w gniew.
– Myślę, że w głębi duszy czujesz ulgę, że nie masz wobec mnie
żadnych zobowiązań – powiedziała w końcu, patrząc na niego lodowato.
Poruszał przez chwilę szczęką, po czym zacisnął mocno usta.
– Zostawmy tę rozmowę na później. To ślub naszych przyjaciół,
pamiętasz? – Po czym bez słowa odwrócił się i odszedł, zostawiając ją
samą.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Po kolacji Joe wdał się w rozmowę z innymi gośćmi, jego myśli jednak
cały czas krążyły wokół Juliette. Szukał jej wzrokiem, czując ucisk w piersi
za każdym razem, gdy dojrzał w tłumie jej miodowobrązowe włosy.
Często myślał o tym, żeby się wybrać na cmentarz, ale za każdym
razem tchórzył. Przez całe dzieciństwo ojciec co roku w urodziny ciągnął
go na grób matki; cierpiał katusze, stojąc przed kamiennym pomnikiem
i wiedząc, że to on jest przyczyną jej śmierci. Żadne modlitwy nie są
w stanie przywrócić życia ani jego matce, ani ich córeczce. Zawsze uważał
zachowanie ojca za destrukcyjne, sam natomiast postanowił przejść żałobę
bardziej konstruktywnie, przeznaczając pieniądze na badania, które pomogą
uratować wiele dzieci, jak również małżeństw.
Gdy znów spotkał Juliette, czuł jej bliskość i zapach, które sprawiały, że
krew szybciej płynęła mu w żyłach. Zaczął się zastanawiać, czy dla nich
również może wyjść z tego coś dobrego. Chemia i namiętność wciąż
istniały, tak samo gwałtowne. To właśnie one były początkiem ich związku
i nigdy nie wygasły. Nawet teraz czuł tę magnetyczną siłę, która ciągnęła go
do niej.
Juliette odwróciła się i spojrzała na niego. Poczuł ucisk w sercu. Nie
była klasyczną pięknością, ale miała delikatną i dziewczęcą urodę, która
zapierała dech w piersi. Szarobłękitne oczy przypominały mu wzburzone
morze, była szczupła niczym baletnica i poruszała się z niezwykłą
elegancją. Miała bladą skórę i delikatne piegi na małym, lekko zadartym
nosie, a jej cudnie wykrojone usta, różowe i kuszące, przypominały mu, jak
bardzo tęsknił za jej uśmiechem – tym szczerym, prawdziwym, który
rozjaśniał całą jej twarz.
Juliette przeniosła wzrok na stojącą przy niej starszą parę – rodziców
panny młodej – ale Joe widział, że nie była szczególnie pochłonięta
rozmową. Przygryzała dolną wargę i bawiła się zapięciem torebki, jakby nie
mogła się doczekać, żeby ten wieczór dobiegł końca.
Niedługo oboje znajdą się razem w apartamencie.
Kwartet smyczkowy grał coraz żywsze utwory, a na parkiecie pojawiło
się kilka par. Pamiętał pierwszy wspólny taniec z Juliette – poruszała się tak
płynnie i naturalnie, jakby tańczyli ze sobą od lat.
W łóżku zgadzali się tam samo.
Po ich pierwszej wspólnej nocy nie potrafił o niej zapomnieć. Musiał
szybko wracać do Włoch, a potem do Niemiec, gdzie prowadził kilka
projektów, ale cały czas o niej myślał. Wtedy nagle do niego zadzwoniła
i powiedziała, że spodziewa się dziecka. Był w szoku. Zabezpieczyli się, ale
los postanowił inaczej. Ich dziecko nie zdążyło nawet zaczerpnąć
pierwszego oddechu.
Joe odetchnął głęboko. Ból powrócił, jak zawsze, gdy myślał
o córeczce. Obwiniał się o to, że nie był przy Juliette, gdy zaczął się poród.
Może gdyby był na miejscu, szybciej trafiłaby do szpitala i sprawy
potoczyłyby się inaczej. Tyle rzeczy zrobiłby inaczej…
Joe przecisnął się przez niewielki tłum gości i dołączył do niej, biorąc ją
za rękę.
– Może zatańczymy? – Uznał, że tylko w ten sposób będzie miał
powód, żeby być blisko niej. A ona nie będzie mogła zatańczyć z kimś
innym.
Przez chwilę miał wrażenie, że odmówi, ale potem wzruszyła
ramionami, unikając jego wzroku.
– Jasne. Czemu nie?
Joe poprowadził ją na parkiet, z którego rozciągał się widok na ocean.
Kwartet grał akurat romantyczną balladę, więc przyciągnął Juliette do
siebie i zaczęli poruszać się w rytm wolnej melodii.
– Miałem wrażenie, że nie byłaś zbyt zaangażowana w rozmowę –
powiedział, wdychając kwiatowy zapach jej włosów.
– To było aż tak widoczne? – spytała, marszcząc brwi.
– Tylko dla mnie – odparł, prowadząc ją w tańcu z dala od innych gości
na parkiecie. – Dobrze znasz rodziców Lucy?
– Dość dobrze. Spędzałam u nich sporo czasu, gdy byłyśmy
nastolatkami. – Westchnęła lekko i dodała: – Bardzo jej zazdrościłam. Jej
rodzice byli zupełnie inni.
– W jakim sensie?
Długo milczała i zaczął się zastanawiać, czy usłyszała pytanie.
– Byli tacy… pełni wsparcia – odezwała się w końcu. – Nie
przypominam sobie, żeby kiedykolwiek skrytykowali Lucy czy jej wybory
życiowe.
Joe spojrzał na nią uważnie.
– A twoi rodzice często cię krytykowali?
Przewróciła oczami i opuściła wzrok.
– Nigdy przy ludziach. Są zbyt dobrze wychowani. Ale wiem, jak
bardzo ich rozczarowałam. Nie wybrałam kariery naukowej, nie poszłam
w ślady rodziców i starszych braci.
Joe nie był specjalnie zaskoczony tym wyznaniem, ale dlaczego nigdy
nie naciskał, żeby opowiedziała mu coś więcej o rodzinie? Teraz tego
żałował. Jak to o nim świadczyło? Jaki mąż nie interesuje się przeszłością
żony?
Taki, który nie jest specjalnie dumny ze swojej i sam woli unikać
podobnych pytań.
Joe spotkał jej rodziców i braci zaledwie dwa razy – podczas ich wesela
i podczas pogrzebu Emilii. Pogrzeb pamiętał jak przez mgłę, a na weselu
nie wydawali się szczególnie otwarci. Wcale im się nie dziwił. Byli
uprzejmi, ale pełni rezerwy. W końcu młodzi pobierali się z powodu,
o którym rodzice panny młodej raczej nie marzą. Wpadka po jednonocnej
przygodzie nie zrobi wrażenia na przyszłych teściach, Joe jednak nie chciał,
żeby dziecko dorastało bez ojca. Uważał, że ślub to najlepsze rozwiązanie.
Dziecko było najważniejsze.
Rodzice nie odwiedzili Juliette w szpitalu, ponieważ właśnie byli za
granicą. Widziała się z nimi wcześniej, odwiedziła ich, zanim wyruszyli
w trzymiesięczną podróż, potem wróciła prosto do Włoch i następnego dnia
zaczęła rodzić. Joe przyleciał najszybciej, jak to było możliwe, ale już było
po wszystkim.
– Przecież jesteś bardzo utalentowana, Juliette. Twoje ilustracje są
doskonałe. Czy nie są z ciebie dumni?
– Jestem jedyną osobą w rodzinie bez doktoratu. Ledwie skończyłam
szkołę średnią. Ilustratorka książek dla dzieci to według nich nie jest żadna
kariera, zwłaszcza że nie mam wykształcenia plastycznego. Oczywiście są
dumni, że moje prace są publikowane, ale nadal uważają to za swego
rodzaju hobby. – Westchnęła ponownie. – Od miesięcy niczego nie
stworzyłam, więc może mieli rację. Pora poszukać czegoś innego. Nie
wiem, jak Lucy ze mną wytrzymywała. Przeze mnie cierpi również jej
kariera.
Joe dotknął jej policzka i spojrzał w oczy.
– Nie myśl o pracy, dopóki nie będziesz gotowa. Przelewałem środki na
twoje konto. To powinno pokryć utracony dochód.
Zarumieniła się i spojrzała na niego wojowniczo.
– Nie chcę i nie potrzebuję twoich pieniędzy. Nie tknęłam ani centa.
Przesunął kciukiem po jej brodzie.
– Aż tak mnie nienawidzisz?
Spuściła wzrok.
– Nigdy nie chciałam twoich pieniędzy. Nie dlatego za ciebie
wyszłam. – Odsunęła się od niego i objęła się ramionami, jakby było jej
zimno, choć wieczorne powietrze było aksamitnie ciepłe.
– Cóż, oboje wiemy, dlaczego za mnie wyszłaś. – Joe nie był w stanie
ukryć w głosie cynizmu. – Chciałaś odegrać się na swoim byłym i pokazać
mu, że masz kogoś nowego.
Zacisnęła usta, a jej policzki jeszcze bardziej pociemniały.
– To nieprawda. To nie miało z nim nic wspólnego. Ledwie pamiętam,
jak on wygląda. Wychodząc za ciebie, myślałam o dziecku. Uznałam, że to
dla niego najlepsze. Poza tym to ty nalegałeś na małżeństwo. Ja chętnie
zgodziłabym się na opiekę naprzemienną.
– Miałaś jakieś wieści od byłego chłopaka? Widujesz się z nim
czasami? – Sam nie wiedział, po co zadaje te pytania. Wcale nie chciał
wiedzieć. Zwykle nie bywał zazdrosny, ale myśl o tym, że mogłaby być
blisko z innym mężczyzną, doprowadzała go do obłędu. Chyba by umarł,
gdyby się dowiedział, że zaszła w ciążę z kimś innym.
Juliette spojrzała na niego z irytacją.
– To chyba nie twoja sprawa, z kim się spotykam.
Joe wziął ją za łokieć i poprowadził na bok, z dala od innych gości.
– Oficjalnie nadal jesteśmy małżeństwem, więc to moja sprawa.
Puścił jej łokieć, z trudem się powstrzymując, żeby nie przyciągnąć jej
do siebie i nie pocałować.
Popełnił sporo błędów i nie był w stanie cofnąć czasu. Czy próba
ratowania ich związku byłaby kolejnym błędem?
Juliette patrzyła na niego wojowniczo.
– To zabawne, że moje życie nagle zaczęło cię interesować. – Spojrzała
na jego usta, jakby się spodziewała, że za chwilę zrobi to, czego tak
pragnął. – I dlaczego wciąż nosisz obrączkę? To chyba bezcelowe.
Joe wziął jej dłoń i przesunął palcem po pustym miejscu na palcu.
Spodziewał się, że zabierze rękę, ale nie zrobiła tego. Spojrzała mu w oczy.
– Bynajmniej. Dzięki temu nie muszę opędzać się od natrętnych
kobiet. – Zamilkł na chwilę, po czym dodał: – Wciąż mam twoją obrączkę
i pierścionek zaręczynowy.
Sam nie wiedział, po co jej o tym mówi. Wyszedł za sentymentalnego
głupca, który nie potrafi się pogodzić z odejściem żony. Czy powinien jej
powiedzieć, że wszystkie rzeczy czekają tam, gdzie je zostawiła? Że nie jest
w stanie spać w ich wspólnej sypialni, bo wspomnienia nie dają mu
spokoju? Nie wspominając nawet o pokoju dziecinnym. Nie był tam ani
razu. Miał wrażenie, że gdyby otworzył tamte drzwi, rozpadłby się na
kawałki.
Juliette patrzyła przez chwilę na ich splecione dłonie, po czym
podniosła wzrok.
– Jestem zaskoczona, że nie kazałeś ich przetopić ani nie znalazłeś dla
nich nowej właścicielki.
Joe potarł delikatnie jej dłoń, patrząc jej w oczy. Widział, jak jej źrenice
się rozszerzyły, a oddech przyspieszył.
– Należą do ciebie.
Podniosła głowę, a jej oczy rozbłysły.
– Nie chcę ich.
– Możliwe, ale mnie nadal pragniesz – powiedział Joe, przyciągając ją
do siebie. – Mylę się?
– Tak – odparła twardo, choć jej ciało mówiło co innego.
Uniósł lekko jej brodę i dotknął kciukiem dolnej wargi.
– Trudno jest czasem przezwyciężyć dumę, nieprawdaż? Chciałbym
powiedzieć, że cię nie pragnę, ale okłamałbym nas oboje.
Wstrzymała oddech, po czym drżąc, wypuściła powietrze.
– Joe… proszę…
– O co? – Położył dłoń na jej policzku, a drugą ręką przyciągnął ją do
siebie jeszcze bliżej. – Zamierzasz dalej zaprzeczać, że mnie pragniesz? Że
pragniesz mnie od chwili, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy? Dlatego nie
odbierałaś moich telefonów, prawda? Nie chciałaś pamiętać, co do mnie
czujesz.
Juliette położyła dłonie na jego piersi i zamarła, patrząc jak
zahipnotyzowana na jego usta.
– Jesteśmy w separacji i…
– Nie w ten weekend. Mamy wspólny pokój. I jedno łóżko.
– Nie. – Zabrała dłonie i spojrzała na niego buntowniczo. – Celeste
powiedziała, że zorganizuje dostawkę dla…
– Rozmawiałem z nią parę minut temu – odparł Joe. – Nie była w stanie
na dziś nic załatwić, ale jutro znowu spróbuje.
Zacisnęła usta i odsunęła się od niego.
– Oboje musimy zacząć nowe życie i zapomnieć o przeszłości.
Wracanie do tego, co było, tylko wszystko skomplikuje.
Położyła dłoń na czole i zamknęła oczy.
– Proszę cię, Joe. Nie utrudniaj tego. – Opuściła rękę i spojrzała mu
w oczy. – Wracam do pokoju i kładę się do łóżka. Sama.
Juliette wymknęła się z przyjęcia niepostrzeżenie, wróciła do
apartamentu i zamknęła za sobą drzwi. Miała ochotę przetańczyć z Joem
całą noc. Idealna wymówka, żeby znów znaleźć się w jego ramionach. Ale
to prosta droga do złamanego serca. Nigdy nie należeli do siebie.
Gdyby tylko jej ciało nie okazywało się tak zdradzieckie. Jedno jego
spojrzenie sprawiało, że nogi się pod nią uginały. Otworzyła się przed nim
i opowiedziała o relacji z rodzicami i wątpliwościach związanych z pracą.
Jedna chwila słabości przyniosła jej ulgę. Mogła być z nim szczera. Okazał
wsparcie i zrozumienie, którego się po nim nie spodziewała.
I dotacje na rzecz fundacji…
Nie mogła przestać o tym myśleć. Zbierał pieniądze na badania, które
mogły uratować wiele dzieci, a ona przez cały ten czas wyrzucała mu, że
nie przeżywa żałoby tak, jak tego oczekiwała. Joe postanowił zrobić coś, co
pomoże innym. Teraz jeszcze trudniej było jej odnaleźć w sobie tamten
gniew i zachować dystans.
To nie oznaczało jednak, że ich związek można uratować.
Przecież między nimi nie było miłości, jedynie czysta, zwierzęca
namiętność. To za mało, żeby zbudować relację, zwłaszcza po takiej
tragedii. Gdyby nie ciąża, nigdy by się nie pobrali. Joe zwykle spotykał się
z zupełnie innymi kobietami. Juliette nie była elegancka, obyta ani
wykształcona, nie wyglądała też jak supermodelka. Nigdy by się z nią nie
ożenił, gdyby nie przypadkowa ciąża.
Wyjęła spinki z włosów, położyła je na stoliku i weszła do łazienki. Na
półce, tuż obok jej kosmetyczki, stały przybory do golenia Joego. Poczuła
dreszcz podniecenia. Dzielenie łazienki to coś bardzo intymnego. Sięgnęła
po jego wodę kolońskiej, zdjęła nakrętkę i zamknęła oczy, wdychając
znajome, cytrusowe nuty. Odstawiła butelkę i cofnęła się o krok.
Musi być silna.
Wróciła do sypialni i spojrzała na torebkę, w której wciąż kryły się
papiery rozwodowe. W niedzielę, po odjeździe Lucy i Damona, wręczy
Joemu dokumenty. Świadomość, że je przygotowała i teraz tylko czeka na
właściwy moment, dodawała jej siły. Myślał, że tylko pstryknie palcem,
a ona przybiegnie do niego, jakby się nic nie stało. A przecież wszystko się
zmieniło.
Ona się zmieniła.
I nie zamierzała wracać do tego, co było.
Joe wrócił do apartamentu późno i zastał Juliette śpiącą w olbrzymim
łóżku, podzielonym na pół rzędem poduszek. Lampa nocna wciąż się paliła,
a przytłumione światło oblewało jej rysy złotą poświatą. Włosy leżały na
poduszce, a jej skóra, teraz bez makijażu, była świeża i lśniąca jak
u dziecka. Usta miała lekko rozchylone i oddychała miarowo. Zdjął krawat
i rzucił go na pobliskie krzesło.
Juliette otworzyła oczy, usiadła i zamrugała.
– Och, to ty…
– Dzięki za wylewne powitanie – odparł Joe, rozpinając koszulę.
Zmrużyła oczy i naciągnęła wyżej kołdrę.
– Co ty robisz?
Zdjął koszulę i rzucił ją w to samo miejsce co krawat.
– Rozbieram się.
– Mógłbyś to zrobić w łazience? – Zarumieniła się i uciekła
wzrokiem. – I proszę cię, żebyś założył bokserki. I trzymaj się swojej
strony łóżka.
– Chyba trochę za późno na nieśmiałość, moja droga. Znam na pamięć
każdy fragment twojego ciała, tak jak ty znasz moje.
Odrzuciła kołdrę i złapała wiszący na drugim krześle szlafrok. Miała na
sobie satynową piżamę, a ramiączko topu zsunęło się lekko, odsłaniając
zarys piersi. Narzuciła pospiesznie szlafrok i związała go mocno w pasie.
– Jak sobie chcesz. Łóżko jest twoje, prześpię się na sofie.
Gdy przechodziła, złapał ją za nadgarstek.
– Nie dramatyzuj. Nie zamierzam cię do niczego zmuszać. Łóżko jest
twoje, ja wezmę sofę.
Przygryzła wargę i spojrzała na niewielką kanapę.
– Jesteś za wysoki. Nie zmrużysz oka.
I tak by nie zasnął, gdy Juliette była tak blisko.
– Jestem pewien, że możemy spać w jednym łóżku i nie przekraczać
granic – odparł.
– W porządku, ale musisz obiecać, że mnie nie dotkniesz.
– Masz moje słowo – powiedział, kładąc dłoń na sercu.
– Mam wrażenie, że ze mnie żartujesz – odparła, patrząc mu w oczy.
Opuścił rękę.
– Uwierz mi, od dawna nie jest mi do śmiechu.
Jej twarz momentalnie posmutniała, odwróciła wzrok i wróciła do
łóżka, okrywając się szczelnie kołdrą.
– Dobranoc.
Joe spojrzał na buteleczkę z tabletkami nasennymi, stojącą na jej stoliku
nocnym.
– Od jak dawna je bierzesz? – spytał, wskazując na leki.
– Od czasu do czasu, tylko jak nie mogę zasnąć – odparła, obracając się
na plecy.
– Czyli jak często?
Odwróciła wzrok.
– Dość często – szepnęła.
Joe odgarnął pasmo włosów z jej czoła, czując bolesny ucisk w piersi.
Wciąż sobie wyrzucał to, jak się zachowywał przez ostatnie miesiące.
Cierpiała w samotności. Powinien być wtedy przy niej. Myślał, że chciała,
żeby się trzymał na dystans, ale najwyraźniej jej to nie pomagało. Jemu
również. Na usta cisnęło mu się tyle nic nieznaczących słów, które ludzie
wypowiadają w takich chwilach.
Czas leczy rany.
Z czasem będzie lepiej.
Po wszystkim będziesz silniejsza.
Wybrał jednak milczenie.
– Nie mogę przestać się obwiniać. Może nie powinnam lecieć wtedy do
Anglii, żeby odwiedzić rodziców przed ich podróżą. Nie musiałam.
Mogłam poprosić, żeby to oni przyjechali.
Dlaczego zdecydowała się lecieć do Anglii? Bo jak zwykle zostawił ją
samą i wyjechał w kolejną podróż służbową. Jeśli ktoś ma się czuć winny,
to tylko on. Wziął ją za rękę i przyłożył do swojej piersi.
– Nie możesz się obwiniać – powiedział ochrypłym głosem. – Z ciążą
było wtedy wszystko w porządku, nie było żadnych niepokojących znaków.
Skrzywiła się lekko.
– Nie było cię przez pierwsze trzy miesiące. Nie wszystko szło tak
gładko. Czułam się fatalnie praktycznie codziennie.
Joe żałował, że nie było go przy niej, ale dowiedział się o ciąży, dopiero
gdy była w dwunastym tygodniu.
– Po naszej wspólnej nocy tyle razy chciałem się z tobą skontaktować –
powiedział, gładząc kciukiem wierzch jej dłoni.
Zmarszczyła lekko brwi.
– Naprawdę? Nigdy o tym nie wspominałeś.
Uśmiechnął się kwaśno.
– Nie wymieniliśmy się numerami, ale znalazłem cię w sieci. Chciałem
do ciebie napisać i zaproponować spotkanie, jakiegoś drinka.
– Więc dlaczego tego nie zrobiłeś?
– Wciąż dochodziłaś do siebie po rozstaniu z byłym chłopakiem.
Myślałem, że nie jesteś gotowa na nowy związek.
Spuściła wzrok i zabrała dłoń.
– Skreśliłam Harveya w momencie, gdy mi powiedział, że zdradza mnie
z Clarą. A ty szukałeś wtedy jednorazowej przygody, a nie związku. – Było
to raczej stwierdzenie niż pytanie.
Joe wstał i spojrzał na nią z góry. Nie potwierdził ani nie zaprzeczył.
Nigdy nie czuł potrzeby, żeby się ustatkować, wolał życie bez zobowiązań.
Bezpieczne relacje, nikt nikogo nie zrani.
– Lepiej się prześpij, cara. Dobranoc.
Juliette leżała w łóżku, słuchając dobiegających z łazienki odgłosów
i szumu prysznica. Starała się nie myśleć o Joem stojącym pod strumieniem
gorącej wody ani o ich wspólnych prysznicach. Gwałtownej namiętności,
niezaspokojonej żądzy, obezwładniających orgazmach.
Jęknęła cicho i odwróciła się plecami do łazienki. Czekała, aż wróci
i położy się do łóżka. Wszystkie jej zmysły były zbyt wyostrzone, żeby
mogła teraz usnąć. Otworzyła oczy i spojrzała na buteleczkę z tabletkami,
stojącą przy szklance z wodą. Wyjęła jedną i popiła.
Położyła się i czekała, aż nadejdzie sen…
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Juliette nie miała pojęcia, jak długo spała. Gdy się obudziła, było
jeszcze ciemno, a do pokoju wpadało światło księżyca. Usiadła na łóżku
i odgarnęła włosy z twarzy. Miejsce obok było puste, a poduszki
nietknięte – Joe w ogóle się nie położył.
Odrzuciła kołdrę i przeszła do saloniku.
Joe siedział wyciągnięty na kanapie, z głową przechyloną na jedną
stronę, pogrążony we śnie. Był nagi, z wyjątkiem zawiązanego wokół
bioder ręcznika.
Juliette wiedziała, że powinna wrócić do łóżka i przestać się nad nim
litować, że musi spędzić noc w niewygodnej pozycji. Nie miała prawa
gapić się na jego opalone, atletyczne ciało, które w blasku księżyca
wyglądało jak ciało greckiego boga. Stała jednak bez ruchu, jak
zahipnotyzowana, nie mogąc oderwać od niego wzroku.
Nie wiedziała, czy wydała jakiś dźwięk, ale nagle Joe otworzył oczy,
zamrugał i wyprostował się, przeczesując zmierzwione włosy.
– Chrapałem? – zapytał, krzywiąc się.
– Nie. Czy to jakiś nowy zwyczaj, odkąd my… – przerwała w pół
słowa. Powiedział jej, że od ich rozstania nie był z żadną kobietą, ale to się
pewnego dnia zmieni. Nie chciała o tym myśleć. W końcu ktoś pojawi się
w jego życiu, będzie dzielić z nim łóżko, doświadczy tej nieziemskiej
namiętności, która dla niej była już tylko wspomnieniem.
Joe zsunął nogi z kanapy i pochylił się.
Zapadło milczenie – tak gęste, że Juliette z trudem oddychała.
– Dlaczego nie położyłeś się do łóżka?
Joe uniósł wzrok i spojrzał na nią. Jego oczy były czarne
i nieprzeniknione.
– Nie chciałem cię budzić. Potrzebowałaś snu.
Juliette podeszła bliżej, jakby jej ciało kierowało się własną wolą.
– Możemy przecież spać w jednym łóżku, Joe. Jesteśmy dorośli i…
– W porządku. Przespałem się już parę godzin, tyle mi wystarczy. –
Wstał z kanapy, podszedł do okna i rozsunął zasłony.
Nie mogła oderwać wzroku od jego idealnie wyrzeźbionych pleców
i ramion, wąskich bioder i długich, silnych nóg. Sama świadomość, że pod
ręcznikiem był zupełnie nagi, sprawiała, że krew gotowała jej się w żyłach,
a całe ciało ożywało. Poczuła napięcie rosnące w dolnej części brzucha –
zmysłowe, erotyczne wspomnienia o jego twardym, grubym członku,
poruszającym się w niej.
Joe odwrócił się od okna i odgarnął włosy z czoła.
– Wracaj do łóżka, Juliette. – Jego ton był rozkazujący
i zniecierpliwiony.
– Joe… – Zrobiła krok w jego stronę.
Podszedł do niej i położył dłonie na jej ramionach. Ciepło jego palców
przeniknęło przez jej skórę, budząc głód i tęsknotę, nad którą nie potrafiła
zapanować. Spojrzał na jej usta. Był tak blisko, że jej piersi ocierały się
o niego. Cienki materiał piżamy nie był w stanie ukryć reakcji jej ciała.
Czuła, jak sutki jej twardnieją, a gęsta lawa rozlewa się w dolnej części
ciała.
Położył dłoń na jej policzku, gładząc go kciukiem.
– Pocałunek byłby prosty. Ale zatrzymanie się na jednym to zupełnie
inna sprawa. – Jego głos był niski i ochrypły.
Juliette spojrzała na jego zmysłowo wykrojone usta.
– Kto powiedział, że chcę, żebyś mnie pocałował? – Chciała zabrzmieć
spokojnie, ale zdradziło ją drżenie w głosie.
Uśmiechnął się lekko i kącik jego ust powędrował do góry. Coraz
trudniej było mu się oprzeć. Gładził kciukiem jej dolną wargę.
– Gdy przyjechałem tutaj, powtarzałem sobie, że tego nie zrobię.
Juliette nie zdawała sobie sprawy, że się poruszyła, dopóki nie znalazła
się tuż przy nim, czując jego twardą erekcję. Jej ciało zareagowało
momentalnie.
– Czego? – Jej głos był niewiele mocniejszy od szeptu.
– Dobrze wiesz. – Pochylił się i ją pocałował.
Wiedziała, że musi go odepchnąć. Zatrzymać to, zanim sprawy zajdą za
daleko. Nie powinna kusić losu ani poddawać się pokusie, ale w chwili, gdy
ich usta się spotkały, coś w niej pękło i rozsypało się jak domek z kart. Jego
usta poruszały się wytrwale i badawczo, jakby odkrywając na nowo jej
smak, kontury i miękkość jej warg. Jęknęła i otworzyła się przed nim, ich
języki złączyły się w erotycznym tańcu.
Przesunęła dłońmi po jego piersi i oplotła go za szyję, wplatając palce
w jego gęste, czarne włosy. Jęknął i zaczął ją całować jeszcze zachłanniej.
Po chwili nogi się pod nią ugięły.
Wziął jej twarz w dłonie, oddychał prawie tak gwałtownie jak ona. Po
chwili odsunął się od niej i zaklął cicho, jakby sam siebie nienawidził za to,
że jest tak słaby. A potem znów ją pocałował.
Przesunął dłoń na jej plecy, przyciskając do siebie jej biodra. Drugą
dłoń wsunął w jej włosy. Rozkoszne dreszcze wstrząsały całym jej ciałem,
spływając cudowną falą wzdłuż ud.
Joe oderwał na chwilę przestał ją całować i przesunął dłonie na jej
biodra.
– Chyba pora się zatrzymać. – Ton głosu go zdradził; słyszała tęsknotę
tak samo przeszywającą jak ta, którą sama czuła.
Zatrzymać się? Teraz?
Jej ciało krzyczało, domagało się więcej. W końcu powróciło do życia.
I dlaczego to nie ona przerwała to szaleństwo? Palący wstyd wylał się na jej
policzki, odepchnęła jego dłonie i odsunęła się, oddychając gwałtownie, jak
bohaterka dramatu kostiumowego.
– W co ty ze mną pogrywasz? Dlaczego mnie tak całujesz?
– Mógłbym zadać ci to samo pytanie – odparł, unosząc brew.
Juliette nie wytrzymała jego wzroku i odwróciła głowę.
– Idę pod prysznic. Zaraz i tak trzeba się szykować na wesele. –
Odwróciła się i poszła do łazienki, zamykając za sobą drzwi. Westchnęła.
Dlaczego pozwoliła, żeby odkrył jej słabość? Nie potrafiła się oprzeć jego
dotykowi.
A jej uczucia były tak niebezpiecznie niejednoznaczne i poplątane…
Ślub miał się odbyć rankiem na plaży. Jakimś cudem Juliette udało się
wykąpać i ubrać, nie wpadając przy tym na Joego. Wyszedł z apartamentu,
gdy była pod prysznicem, i podejrzewała, że zobaczy go dopiero na
ceremonii. Teraz szła do pokoju Lucy, gdzie razem z innymi druhnami
miała się przygotować na uroczystość: makijaż, fryzury i inne babskie
sprawy.
Na powitanie Lucy wręczyła Juliette lampkę szampana.
– Wypij to, a potem opowiadaj, jak minęła noc. Pogodziliście się?
Juliette wzięła szampana, ale upiła tylko mały łyk.
– Lepiej porozmawiajmy o tobie. Denerwujesz się?
– Ja? Ani trochę. – Rozpromieniła się. – Nie mogę się doczekać, żeby
wyjść za Damona. – Jej uśmiech przygasł lekko. – Ale chciałabym, żeby
sprawy pomiędzy tobą i Joem się ułożyły. Jesteś pewna, że nie ma szans na
to, żebyście do siebie wrócili?
– Żadne z nas tego nie chce.
– Jesteś pewna? Widziałam, że wczoraj nie spuszczał z ciebie oka.
A kiedy tańczyliście… Cóż, każdy, kto was widział, pomyślałby, że
jesteście…
– Ale nie jesteśmy – przerwała miękko Juliette. Otworzyła długie,
wąskie pudełko, w którym znajdował się ręcznie haftowany welon. – Joe
spał na kanapie.
– Och…
Juliette odwróciła się, żeby spojrzeć na przyjaciółkę.
– Nie chcę, żeby nasze sprawy w jakikolwiek sposób popsuły ci ten
dzień. – Uśmiechnęła się promiennie. – A teraz musimy cię wyszykować na
spotkanie z mężczyzną twojego życia. Tak na marginesie, suknia wygląda
zjawiskowo.
Lucy obróciła się kilka razy, a obszerny tiulowy dół satynowej sukni
tańczył wokół niej. Idealnie dobrany odcień bieli sprawiał, że jej
egzotyczna karnacja wyglądała jeszcze piękniej.
– Nie sądzisz, że wyglądam jak beza? – spytała. – Zastanawiałam się
nad bardziej dopasowaną u dołu suknią. Oglądałyśmy taką w Mayfair, ale
zawsze chciałam w dniu ślubu wyglądać jak księżniczka.
– Jesteś prawdziwą księżniczką – powiedziała Juliette, starając się
zignorować ukłucie zazdrości. – Do tego zakochaną.
Joe stał obok Damona pod ozdobioną tropikalnymi kwiatami pergolą,
którą ustawiono na plaży. Starał się nie myśleć o własnym ślubie; w niczym
nie przypominał dzisiejszej ceremonii. Czy jeśli pobraliby się z Juliette
w innych okolicznościach, to ich małżeństwo miałoby jakieś szanse? Ze
względu na dziecko chciał, żeby ślub odbył się jak najszybciej. Raczej nie
wybrałby zimnego i surowego wiejskiego kościoła, gdzie odbywały się
prawie wszystkie śluby, pogrzeby i chrzciny w jej rodzinie, ale chciał, żeby
Juliette czuła wsparcie najbliższych.
– Idą – powiedział Damon, szturchając go lekko.
Joe odwrócił się i zobaczył Juliette, która szła jako pierwsza po
obsypanym płatkami kwiatów czerwonym dywanie. Miała na sobie
satynową suknię w kolorze głębokiego błękitu, którego odcień przywodził
na myśl fale szumiącego obok oceanu. Suknia idealnie podkreślała jej
szczupłe biodra i wąską talię. We włosach miała wianek z kwiatów, który
dodawał jej eteryczności, jakby uciekła prosto ze „Snu nocy letniej”. Poczuł
ukłucie w piersi, wstrzymał oddech; poczucie winy odezwało się na nowo.
Tak bardzo ją zawiódł. Ślubował, że będzie ją kochał i chronił, ale zawiódł
na obu frontach. Miłość i romantyzm były mu obce. Wątpił nawet, czy
naprawdę istnieją, z nielicznymi wyjątkami.
Sam nigdy nie doświadczył podobnych uczuć.
Gdy zobaczył dziś Juliette, coś w nim pękło. Poczuł miękkość w piersi,
coś się zaczęło otwierać… Przestraszył się i zepchnął to znów w mrok.
Zatrzasnął i zaryglował drzwi. Przeżył zbyt wiele rozczarowań.
Bezpieczniej było unikać uczuć, odsuwać je od siebie i mieć wszystko pod
kontrolą.
Ich oczy się spotkały i Juliette uśmiechnęła się niepewnie. Dziś rano
całował te miękkie usta – a to mu przypomniało, jak niebezpieczna była jej
bliskość. Pragnął jej, pożądał i potrzebował, ale przecież nie mógł się
łudzić, że ich związek można jeszcze uratować. Czy miał prawo prosić
o drugą szansę? To przyniesie im tylko więcej bólu. W tym był najlepszy –
przynosił ból ludziom, na którym najbardziej mu zależało. Lepiej jest, gdy
nie dba, nie pragnie, nie liczy na nic.
Juliette odwróciła wzrok, a on poczuł pustkę i rozczarowanie.
Jej uśmiech był skierowany do gości, nie do niego.
Widząc Joego, od razu się zarumieniła na wspomnienie porannego
pocałunku. Gdy na niego patrzyła, powracały wspomnienia ich ślubu.
Formalna, pozbawiona emocji ceremonia, przygotowana z poczucia
obowiązku. Jego przyrzeczenia nic nie znaczyły.
A jej? Juliette się zamyśliła. Dlaczego teraz przyszło jej to na myśli? To
nie ona nalegała na małżeństwo. Zrobiła, co do niej należało –
poinformowała go, że zostanie ojcem, dała mu wybór. Mógł się
zaangażować w wychowanie dziecka lub odejść. Powinna była odrzucić
jego ofertę… Dlaczego tego nie zrobiła?
Juliette stała obok Lucy i Damona, gdy młodzi wymieniali przysięgi.
Mieli łzy w oczach. Widać było, jak są w sobie zakochani. Zauważyła, że
przygląda jej się z kamiennym wyrazem twarzy. Przygryzła wargę
i odwróciła wzrok; miała wrażenie, jakby niewidzialna dłoń ścisnęła ją za
serce.
Może oceniła go zbyt pochopnie. Jej rodzice zawsze powtarzali, że
działa zbyt impulsywnie. Reagowała, zanim zdążyła pomyśleć, a potem
często tego żałowała. Nie zadała Joemu żadnych pytań, ale sama
wyciągnęła wnioski, nie chciała nawet z nim porozmawiać.
Z bólem zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo przyczyniła się do
rozpadu ich związku. Czy składając pozew o rozwód, popełni błąd? Ale
skoro Joe jej nie kocha, ich małżeństwo nie ma sensu…
Nowożeńcy pocałowali się, a goście zaczęli klaskać – Juliette
przypomniała sobie pospieszny pocałunek, jaki wymieniła z Joem: nikt nie
klaskał, nie było łez wzruszenia.
Fotograf zrobił młodej parze kilka oficjalnych zdjęć na plaży, po czym
rozpoczęła się mniej formalna część uroczystości – przyjęcie odbywało się
w wychodzącej na plażę sali bankietowej.
Juliette tańczyła z każdym z drużbów, uparcie unikając Joego. Bała się,
że gdy znów znajdzie się w jego ramionach, nie będzie w stanie ukryć
swoich uczuć. Bawiła się, tańczyła, piła i jadła, ale w środku cierpiała
i coraz trudniej jej było robić dobrą minę do złej gry. Jedna z kuzynek
Damona była w zaawansowanej ciąży i, widząc ją, Juliette poczuła jeszcze
większy ból i smutek.
Wzięła kolejny kieliszek szampana od przechodzącego kelnera i gdy się
odwróciła, stanęła oko w oko z Joem.
– To na pewno dobry pomysł? – spytał, wskazując na kieliszek.
– Od kiedy jesteś abstynentem? – spytała, unosząc brwi.
Zabrał jej kieliszek i odstawił na stolik.
– Chyba ci już wystarczy.
– Chyba powinieneś dać mi spokój – powiedziała ze złością. – To, że
źle się bawisz, nie znaczy, że ja też muszę.
– Chcesz powiedzieć, że to według ciebie jest dobra zabawa? – Spojrzał
na nią i westchnął. – Udajesz tak samo jak ja, ale lepiej ci to wychodzi.
Sama nie wiedziała dlaczego, ale gniew jakby wyparował.
– Czy ciebie też boli patrzenie na ich szczęście?
– Tak.
Juliette próbowała wyczytać coś z jego twarzy, ale nie potrafiła. Może
dlatego, że zaczęło jej się lekko kręcić w głowie od szampana. A może to
świadomość, że już niedługo wręczy Joemu pozew rozwodowy. Musiała
być silna; miała zadanie do wykonania – uzyskać podpis na dokumentach.
Jeden pocałunek niczego nie zmienia.
– Chyba muszę się położyć. Myślisz, że Lucy i Damon będą źli, jeśli
wyjdę wcześniej?
Joe spojrzał na państwa młodych, którzy tańczyli przytuleni.
– Nie sądzę, żeby mieli coś przeciwko. Chodź – wyciągnął rękę –
odprowadzę się do pokoju.
Joe zaprowadził Juliette do apartamentu. Kolejna noc tortur –
świadomość, że jest tak blisko, ale nie może jej dotknąć. Wystarczająco
blisko, by czuć niezwykłą namiętność, która ich ze sobą złączyła; żeby
żałować popełnionych błędów; żeby się zastanawiać, czy jeszcze jest dla
nich szansa…
Ta myśl zakiełkowała i zagnieździła się w jego głowie, spychając na
dalszy plan wszystkie lęki i wątpliwości. Namiętność wciąż istniała, teraz
to wiedział. Ich pocałunek był najlepszym dowodem na to, jak silna jest ich
więź.
Jeśli nie spróbuje po raz ostatni, nigdy sobie tego nie wybaczy.
Joe zamknął drzwi apartamentu, ale zorientował się, że to nie była
najlepsza pora na rozmowę. Do salonu wstawiono dodatkowe, pojedyncze
łóżko, a Juliette wyglądała na zmęczoną i poirytowaną.
– Wszystko w porządku? – spytał.
Skinęła głową, usiadła na kanapie i położyła poduszkę na kolanach,
chowając się za nią jak za tarczą.
– Będzie dobrze. Muszę się tylko napić wody.
Joe przyniósł jej szklankę, a Juliette wypiła wodę duszkiem.
– Dzięki – powiedziała, oddając mu szklankę.
– Przynieść ci więcej?
– Nie teraz… – Odrzuciła poduszkę i sięgnęła po telefon. –
Zapomniałam wysłać mamie zdjęcia Lucy i Damona – powiedziała,
wysyłając wiadomość. Zamilkła, wpatrując się w telefon ze zmarszczonym
czołem. – Joe?
– Tak?
Podniosła głowę i spojrzała na niego zmieszana.
– Właśnie dostałam mejl. Czy to jakiś spam? Podobno oboje jesteśmy
nominowani do jakiejś nagrody charytatywnej. Tu jest napisane, że
jesteśmy Charytatywną Parą Roku. – Podała mu telefon.
Joe pochylił się i przeczytał wiadomość, po czym sięgnął po swój
telefon. On również dostał ten mejl. Co za tragiczna ironia losu! Para roku?
Nie byli już parą. Wsunął telefon do kieszeni.
– To nie jest spam. Wspominałem ci, że składałem datki w imieniu nas
obojga. Informowałem cię o tym w wiadomościach, których nie
odczytywałaś. Za miesiąc w Paryżu ma się odbyć uroczysta gala, na którą
jesteśmy zaproszeni…
Juliette zerwała się z kapany.
– Chyba oszalałeś! Nie pojadę z tobą do Paryża. To nie podlega
dyskusji. Wszyscy będą myśleć, że wciąż jesteśmy razem.
– I co z tego?
– Nie jesteśmy razem, Joe – powiedziała z naciskiem, a jej błękitne
oczy miały teraz stalowy odcień. – To, że mieszkamy w jednym pokoju,
jeszcze nic nie oznacza.
Joe odetchnął głęboko. Nie zamierzał iść na tę galę bez niej. To była
doskonała okazja, żeby spędzić z nią więcej czasu. Ten weekend to za mało.
– Posłuchaj, Juliette. Tu nie chodzi o nas, ale o pomoc tym, którzy
przechodzą przez to samo co my. Jak to będzie wyglądało, jeśli nie
pojawimy się razem?
Spojrzała na niego ostro.
– Prawdziwie. Jesteśmy w separacji – powiedziała, kładąc nacisk na
każde słowo, które było jak cios prosto w brzuch. Podeszła do stolika po
torebkę, z której wyciągnęła jakieś dokumenty.
– Proszę. Postanowiłam z tym zaczekać do teraz – powiedziała,
wręczając mu plik.
Joe od razu się zorientował, co to jest. Dokumenty rozwodowe. Poczuł
ból, który rozlał mu się w piersi, paląc żywym ogniem, przenikając ciało
i kości.
A więc stało się.
Juliette już podjęła decyzję. Przyjechała na wesele przyjaciół, żeby
wręczyć mu papiery rozwodowe. Sprawa zamknięta. Żadnej drugiej szansy.
Koniec.
W tym momencie poczuł rosnący upór. To on zdecyduje, kiedy to
małżeństwo dobiegnie końca. Nie zamierzał podpisywać dokumentów
rozwodowych podczas wesela najlepszego przyjaciela. Wziął od niej
papiery i rzucił je na sofę, jak nic nieznaczącą makulaturę.
– Podpiszę to, kiedy będę gotowy. Pojedź ze mnę do Paryża, a dam ci
rozwód.
Uniosła głowę, a jej oczy rozbłysły.
– To jest szantaż?
Roześmiał się ochryple.
– A żebyś wiedziała. Postanowiłaś wręczyć mi te papiery na weselu
najlepszej przyjaciółki? Myślałem, że masz więcej klasy.
Juliette zebrała dokumenty i włożyła je z powrotem do koperty.
Wyglądała na spokojną i opanowaną, ale widział, ile ją to kosztowało.
Zacisnęła usta, a jej gniew zdawał się wypełniać pokój. Włożyła kopertę do
torebki, po czym odwróciła się i spojrzała na niego lodowato.
– Wrócimy do tego rano. Boli mnie głowa i nie mam ochoty się z tobą
kłócić.
Joe przyglądał jej się uważnie. On również był wściekły. Gniew
pulsował mu w żyłach jak tysiąc zaciśniętych pięści.
– Jutro usłyszysz ode mnie to samo. Nie podpiszę niczego, dopóki nie
będę gotów. Kropka – odwrócił się i wyszedł z apartamentu.
Juliette wzdrygnęła się, słysząc zatrzaskujące się za nim drzwi.
Z drżeniem wypuściła powietrze z płuc. Poszło dobrze. Wyciągnęła wsuwki
z włosów i pozwoliła im opaść na ramiona. Nie pomogło na ból głowy,
podobnie jak konfrontacja z Joem. Dlaczego był taki uparty? Przecież sam
mówił, że chce się z nią rozstać. A może ma ochotę na krótki romans przed
rozstaniem? Dlatego nalega na wyjazd do Paryża? Nie może pozwolić, żeby
wykorzystywał ją w ten sposób. Nie wspierał jej, gdy tego potrzebowała,
a ona nie zamierzała znów wystawiać się na zranienie. Tak chętnie pomaga
innym, ale dlaczego jej nie chciał wtedy pomóc?
Tej nocy spała jak zabita. Gdy obudziła się następnego ranka, na stoliku
nocnym leżała wiadomość od Joego.
„Do zobaczenia w Paryżu”.
Rozejrzała się po pokoju. Jego rzeczy zniknęły, pokój opustoszał, jakby
go tu nigdy nie było.
Zacisnęła zęby, zmięła kartkę i rzuciła nią o ścianę.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Miesiąc później…
Juliette zastanawiała się, co zrobić: uprzedzić Joego, że odwiedzi go
w willi w Positano, czy zjawić się bez uprzedzenia i wręczyć mu
dokumenty rozwodowe. Zamierzała zdobyć jego podpis, choćby to była
ostatnia rzecz, jaką zrobi. Od wesela Lucy i Damona nie miała z nim
kontaktu. Tak jak wcześniej. Wciąż trzęsła się ze złości na wspomnienie
ultimatum, jakie jej postawił; a potem odszedł bez pożegnania, więc
dopiero po miesiącu czuła się gotowa, żeby znów stanąć z nim twarzą
w twarz.
Nie zamierzała przystać na te niedorzeczne żądania. W końcu
postanowiła, że zjawi się u niego bez zapowiedzi, aby nie mógł wymyślić
żadnej wymówki. Od Damona wiedziała, że Joe zatrzymał się w Positano.
Miał tam luksusową willę na wzgórzach nad Morzem Śródziemnym.
Wiedziała więc, że go zastanie. Poza tym nadal miała klucze. W razie
gdyby go nie było, mogła poczekać na niego w środku – nawet jeśli
miałoby to zająć dwa tygodnie. Chciała mieć ten rozwód za sobą, a do tego
potrzebowała jego podpisu.
Miała jeden cel: rozwieść się i zacząć nowe życie.
Dotarła na miejsce dopiero wieczorem. Najpierw jej lot się opóźnił,
a potem taksówkarz krążył po okolicy, zanim dowiózł ją na miejsce. Było
to dość kosztowne i z pewnością celowe. Pokrzyżowało jej to plany, bo nie
zamierzała zostawać dłużej niż pięć minut, ale zwolniła taksówkę. Zamówi
kolejną, gdy już wszystko załatwi. Noc spędzi w hotelu, który
zarezerwowała online, a z samego rana wróci do Londynu.
Na szczęście w oknach paliło się światło, więc z nadzieją zadzwoniła do
drzwi. Nikt nie odpowiedział, spróbowała ponownie – znów bez rezultatu.
Przy wejściu była kamera. Jeśli Joe był w środku, doskonale zdawał sobie
sprawę, kto dzwoni. Dlaczego nie otwierał? Jeśli go nie było, mógł jej
przecież otworzyć ktoś z obsługi.
Za wcześnie, żeby Joe poszedł do łóżka, chyba że nie był w nim sam…
Zignorowała ukłucie bólu. Przecież w końcu zacznie wieść normalne
życie – zwłaszcza po rozwodzie.
Dlaczego tak ją to denerwowało? To bardzo niedojrzałe, przecież już
z nim skończyła. Musi z nim skończyć…
Nie było odwrotu.
Juliette sięgnęła do torebki, wyjęła klucz i wsunęła go do zamka,
modląc się, żeby nie włączył się alarm. Otworzyła drzwi i weszła do
środka.
– Halo? – Jej głos poniósł się echem po marmurowym korytarzu.
Gdzieś w głębi domu coś spadło, a po chwili usłyszała głos Joego, który
zaklął głośno.
Zostawiła torbę podróżną przy drzwiach i ruszyła w głąb domu.
– Joe? – Weszła do mniejszego salonu, widząc światło wylewające się
spod szczeliny pod drzwiami. Stał obok barku i trzymał w ręku szklankę.
W pokoju panował bałagan; poduszki z kanapy walały się po podłodze,
gdzieś w rogu leżało pudełko po pizzy, a panujący w środku zaduch
sugerował, że od wielu dni nikt nie otwierał tu okien.
Jeśli Joe był zaskoczony jej widokiem, nie dał tego po sobie poznać.
Uniósł szklankę i wypił duszkiem do dna, po czym otarł usta wierzchem
dłoni.
– Czemu zawdzięczam ten zaszczyt? – Ton jego głosu był gorzki. Miał
podkrążone i nabiegłe krwią oczu, włosy w nieładzie i nie golił się
przynajmniej od dwóch dni. Miał na sobie zmiętą koszulę, niechlujnie
wetkniętą w dżinsy. W ogóle nie przypominał eleganckiego mężczyzny,
którego znała. Zawsze podziwiała go w duchu za to, jak dbał o wygląd.
Odżywiał się zdrowo, nie pił za dużo i unikał używek – dokładne
przeciwieństwo jej byłego chłopaka, dla którego wykwintna kolacja
składała się z burgera z popularnej sieciówki i za którego nieraz musiała się
wstydzić, bo lubił sobie wypić.
Sama trochę przesadziła na weselu Lucy i Damona, ale to była inna
sytuacja…
Juliette zmarszczyła brwi, zszokowana, że widzi go w tym stanie.
– Czy ty… jesteś pijany?
Uśmiechnął się krzywo.
– Nie, ale niezły pomysł. Masz ochotę się przyłączyć? – Odstawił
szklankę na blat barku i sięgnął po butelkę.
Położyła torebkę na krześle i weszła głębiej do pokoju, przekraczając
leżącą na ziemi stertę gazet.
– Nie przyjechałam na imprezę, Joe. – Starała się, żeby jej głos brzmiał
stanowczo, choć czuła się trochę niedorzecznie.
Z ulgą zauważyła, że nie nalał zbyt dużo alkoholu.
– Może drinka? – Podał jej szklankę, spoglądając na nią wyzywająco.
– Nie, dziękuję.
– Mogę otworzyć szampana, jeśli masz ochotę. Specjalnie dla ciebie. –
W jego uśmiechu czaiło się coś okrutnego. – Może się upijemy, a potem
zobaczymy, co się stanie.
Juliette zacisnęła usta i spojrzała na niego surowo.
– To nie będzie konieczne. Nie mam czego świętować.
Jego spojrzenie stało się twarde.
– Nawet moich urodzin?
Juliette przyglądała mu się przez chwilę. Jak mogła zapomnieć?
Małżeństwo trwało zbyt krótko. Rozstała się z nim przed jego urodzinami,
ale widziała datę w paszporcie – czwarty kwietnia.
Zaraz… Ta data przypomniała jej o czymś jeszcze…
Co za zbieg okoliczności, że przyjechała właśnie dzisiaj!
– Nie zdawałam sobie sprawy, ale przecież właśnie tego dnia się
poznaliśmy. Myślałam, że to data śmierci twojej matki?
– Zgadza się. – Jego twarz była nieprzenikniona, zimna i pozbawiona
emocji, jedynie w oczach czaił się jakiś cień.
Zmarszczyła brwi, starając się połączyć wszystkie fakty.
– Matka umarła w dzień twoich urodzin?
Odstawił głośno szklankę.
– Si.
Czuła w gardle olbrzymią gulę, której nie potrafiła przełknąć.
– Ile miałeś wtedy lat? – Głos jej drżał. Oczami wyobraźni zobaczyła
małego chłopca, płaczącego po stracie matki. Dlaczego nigdy jej o tym nie
powiedział? Jak mógł zataić coś tak istotnego? Dlaczego sama nie starała
się dowiedzieć o nim czegoś więcej? Byli małżeństwem bardzo krótko,
pobrali się z niewłaściwych powodów, ale to nie powinno być żadnym
usprawiedliwieniem. Nie próbowała go poznać ani zrozumieć.
– Trzydzieści trzy minuty. – Jego głos był pozbawiony emocji, ale
w ciemnych oczach widać było ból.
Otworzyła usta.
– Trzydzieści…? Och, Joe, czyli ona umarła przy porodzie?
Odwrócił się, żeby zakręcić butelkę.
– Dlatego nie obchodzę urodzin. Nie mam czego świętować.
Juliette podeszła do niego i dotknęła jego ramienia.
– Wyobrażam sobie, jak się czujesz, ale nie możesz się winić. To mógł
być błąd lekarza albo… – W tym momencie zdała sobie sprawę, jak surowo
i niesprawiedliwie go oceniała. Poczuła przytłaczające wyrzuty sumienia.
Odsunął się od niej.
– Wiem, że chcesz dobrze, ale nie mam ochoty o tym teraz
rozmawiać. – Potarł twarz dłonią i odetchnął głęboko. – Po co
przyjechałaś? – dodał po chwili. – Zmieniłaś zdanie co do Paryża? To już
w przyszły weekend. Pamiętaj, że inaczej nici z rozwodu.
Rozwód mógł poczekać. Nie mogła wręczyć mu tych dokumentów
w dniu urodzin. Poza tym wyrzuty sumienia nie dawały jej spokoju i nie
chciała robić nic, czego będzie potem żałować. A co do Paryża… Może to
nie był taki zły pomysł?
– Nie jestem tu tylko w sprawie rozwodu. Chciałam przyjechać…
również z innego powodu.
Joe otworzył butelkę z wodą i spojrzał na nią z uwagą.
– A dokładniej?
– Hm… chodzi o materiały do mojej nowej książki. – To było
kłamstwo, ale przecież mogła zrobić kilka szkiców, skoro już tu jest.
Oczywiście jeśli nie wyrzucił jej przyborów malarskich, bo nic z sobą nie
wzięła, a Joe niczego jej nie odesłał. Nie mogła przecież zostawić go bez
słowa w dniu jego urodzin. Najpierw podejrzewała, że jest pijany, ale
potem zdała sobie sprawę, że po prostu był zmęczony i rozbity, jakby od
tygodni nie sypiał. Miała też wrażenie, że schudł: policzki miał lekko
zapadnięte, a wokół ust widać było linie, których jeszcze niedawno tam nie
było.
Joe minął ją i usiadł na kanapie, wyciągnął nogi i skrzyżował je
w kostkach. Napił się wody, po czym na nią spojrzał.
– Jak długo zamierzasz zostać we Włoszech?
Juliette usiadła naprzeciwko i położyła dłonie na udach.
– Jeszcze nie zdecydowałam. Pomyślałam, że zobaczę najpierw, jak mi
idzie… Od dawna nie rysowałam, może już nie potrafię tego robić…
Joe znów sięgnął po szklankę z wodą.
– Gdzie się zatrzymałaś?
– W niewielkim hotelu obok Fornillo Beach.
Milczał przez chwilę.
– Przyjechałaś sama?
– Tak.
Zapadła cisza.
Juliette założyła pasmo włosów za ucho. Była niespokojna i nie
wiedziała, jak się przy nim zachować. Z papierami rozwodowymi w torbie
nie powinna mówić tego, co tak bardzo chciała teraz powiedzieć. Żałowała,
że nie ma odwagi wstać, podejść do niego i rozmasować mu kark, tak jak
kiedyś.
Joe odchylił głowę i zamknął oczy.
– Myślę, że trafisz sama do drzwi.
Odprawił ją!
Widziała, jak pomiędzy nimi wyrasta mur, ale z jakiegoś powodu nie
wstała z kanapy i wciąż mu się przyglądała, a w jej sercu coś zaczynało się
budzić do życia. Czuła w piersi dziwne łaskotanie, jakby nadzieja
rozkładała powoli skrzydła. Nadzieja, że ich związek ma jeszcze jakąś
szansę.
Którą tym razem wykorzystają.
Wcześniej nie zadała sobie trudu, żeby go poznać. Wiadomość o ciąży
zaskoczyła ich oboje, decyzja o ślubie była zbyt pochopna, a utrata dziecka
sprawiła, że zupełnie zapomniała o wszystkim, co było między nimi
dobrego. Czy mogli jeszcze to odbudować?
– Joe?
Otworzył oczy.
– Co? – Nie zabrzmiało to zbyt zachęcająco, ale Juliette powoli
zaczynała rozumieć, że czuł się niekomfortowo. Lubił mieć wszystko pod
kontrolą, a jej nagłe odwiedziny zupełnie go zaskoczyły.
Juliette zerknęła w stronę kuchni.
– Mogę sobie zrobić herbaty?
– Proszę bardzo.
– A ty masz ochotę?
Uśmiechnął się półgębkiem. Wyglądał teraz jak niesforny chłopiec.
– Jeszcze nie skończyłem z alkoholem.
– Wiem, że nie jesteś pijany.
Pochylił się i oparł łokcie na kolanach.
– Nie prosiłem, żebyś tu przychodziła. Wolałbym być dzisiaj sam. –
Opryskliwy ton jej nie zniechęcił. Teraz wiedziała, jak bezbronny się czuł.
Podeszła i usiadła na oparciu kanapy, tuż obok niego. Zaczęła gładzić
jego gęste, czarne włosy. Jęknął głucho, ale jej nie odepchnął.
Rozczesywała palcami pasmo po paśmie, powoli i delikatnie.
Po chwili uniósł głowę i spojrzał na nią. Jego oczy były ciemne
i przepastne.
– Powinnaś wyjść jakieś pięć minut temu. – Jego głos był tak ostry, że
włosy zjeżyły jej się na karku.
Przesunęła palcem wzdłuż jego nosa.
– Dlaczego?
Chwycił jej nadgarstek; jego palce były ciepłe. Poczuła dreszcze na
wspomnienie jego mocnego ciała.
– Bo potem mogę ci nie pozwolić odejść.
Czy powiedział to pod wpływem alkoholu? A może to prawdziwe
uczucia, które dotąd przed nią skrywał?
Juliette dotknęła drugą dłonią jego szczęki.
– Joe… dlaczego nie powiedziałeś mi o śmierci matki? Prawie nic
o tobie nie wiem, a gdy próbuję się czegoś dowiedzieć, zamykasz się lub
odwracasz moją uwagę. Albo zasłaniasz się pracą i znikasz na całe dnie.
Opuścił wzrok i spojrzał na jej nadgarstek, który ściskał w dłoni.
– Nie było o czym opowiadać. Matka umarła przy porodzie i choć
ojciec starał się mnie wychować najlepiej, jak potrafił, jej śmierć położyła
się cieniem na naszych relacjach.
– Chcesz powiedzieć, że cię obwiniał?
Próbował się uśmiechnąć, ale na jego twarzy pojawił się nieprzyjemny
grymas.
– Nigdy nic takiego nie powiedział, ale zawsze w dniu urodzin zabierał
mnie na cmentarz. Musiałem sprzątać jej grób i zmieniać kwiaty.
Nienawidziłem tego. Przyznam, że to było trochę przerażające. Kiedy
miałem piętnaście lat, w końcu się zbuntowałem. Powiedziałem, że więcej
tam nie pójdę. I od tego czasu nie byłem ani razu.
Serce jej się ścisnęło. Wyobrażała sobie Joego jako małego chłopca,
który nic nie rozumie, nie wie, dlaczego ojciec zmusza go do tego, boi się.
Potem przechodził przez to jeszcze wiele lat, co roku mierząc się ze
śmiercią matki, choć przecież był zupełnie niewinny. Myśli wirowały jej
w głowie. Czy dlatego był tak nieobecny podczas pogrzebu ich dziecka?
Zachowywał się jak robot, prawie się nie odzywał, nie widać było po nim
żadnych emocji i nie próbował nawet wspierać Juliette, kiedy tak tego
potrzebowała. Czy dlatego ani razu nie odwiedził grobu córeczki? Gdy była
w ciąży, odsunął się od niej, zamknął się i zdystansował. Czy bał się, że
spotka ją to samo, co jego matkę?
– Och, Joe… – Poczuła pod powiekami piekące łzy. Obróciła dłoń,
którą wciąż trzymał, i odwzajemniła uścisk. – Szkoda, że nic nie
powiedziałeś. To musiało być dla ciebie straszne. Byłeś małym dzieckiem.
Joe puścił jej dłoń i wstał z kanapy.
– Po co tak naprawdę przyjechałaś, Juliette? – spytał, stając w drugiej
części pokoju, plecami do niej. Jego głos był zimny i oskarżycielski.
Juliette oblizała spierzchnięte wargi.
– Już ci powiedziałam. Szukam inspiracji do…
Odwrócił się gwałtownie i spojrzał na nią groźnie.
– Kiepsko kłamiesz. – Podszedł do stolika i zaczął przerzucać leżące
tam książki, aż znalazł długopis. – Masz te dokumenty ze sobą? Gdzie mam
podpisać?
Juliette wstała i objęła się ramionami.
– To naprawdę głupi pomysł. Nie powinieneś nic podpisywać po
alkoholu. Porozmawiamy o tym kiedy indziej.
Miała wrażenie, że liczył do dziesięciu, żeby się uspokoić. Odłożył
długopis i wyszedł z pokoju.
– Trafisz do wyjścia. Zakładam, że pamiętasz drogę – rzucił przez
ramię.
Juliette zamknęła oczy. Jednego była pewna: dziś stąd nie wyjedzie.
Zostanie, dopóki nie porozmawiają o tym, o czym powinni byli
porozmawiać już dawno.
Z trudem był w stanie się jej oprzeć, gdy był trzeźwy, i choć wypił parę
drinków, wiedział, że lepiej się trzymać na dystans. Był na siebie wściekły,
że tak się dziś rozkleił. Zwykle starał się ignorować urodziny, ale ten rok
przywołał wiele wspomnień. Rocznica poznania Juliette. Cudowna,
namiętna noc, o której nie był wstanie zapomnieć. Choć ten jeden raz nie
myślał, co to za dzień. A potem wieść o ciąży – chyba od początku
wiedział, że to się dobrze nie skończy Przecież jemu zawsze przytrafiają się
takie rzeczy. Jakby nosił w sobie truciznę, którą zarażał każdego, kogo
dotknął. Nie powinien się łudzić, że to się wkrótce skończy.
Wiedział, dlaczego Juliette tu była. Te cholerne papiery rozwodowe.
Nie mógł tego odkładać w nieskończoność, w końcu będzie musiał je
podpisać. Angielskie prawo gwarantowało rozwód bez orzekania o winie
po dwóch latach separacji. U nich trwa to już ponad rok.
Jeszcze osiem miesięcy i oboje będą wolni.
Bez orzekania o winie? Dobrze wiedział, kogo należy winić.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Juliette czekała na dole, aż się upewniła, że Joe położył się spać.
Wróciła na korytarz i wzięła torbę, starając się nie hałasować. Na
pierwszym piętrze było kilka wolnych pokoi dla gości. Główna sypialnia
była zamknięta, więc uznała, że Joe już śpi. Zastanawiała się, czy nie
sprawdzić, ale uznała, że lepiej zostawić go w spokoju, żeby mógł odespać.
Nie ufała sobie, kiedy był tak blisko, zwłaszcza gdy był w takim nastroju.
Poza tym nie chciała wchodzić do sypialni, którą kiedyś dzielili – zbyt
wiele wspomnień. Ich nogi splątane ze sobą, jej ciało reagujące z oddaniem
i zachłannością na jego pieszczoty.
Wzdrygnęła się lekko i ruszyła dalej, aż dotarła do drzwi dziecinnego
pokoju. Zatrzymała się, nie mogąc zrobić kroku. Miała wrażenie, że nagle
wyrosła przed nią szklana ściana, która nie pozwoli jej przejść dalej, jeśli
nie zajrzy do środka. Chciała zobaczyć, czy coś się tu zmieniło od jej
wyjazdu.
Sama urządziła ten pokój. Spędziła tu wiele godzin, dekorując fryz
i układając zabawki. Sama zaprojektowała półki, wybrała materiał na
zasłony i je uszyła. We wszystko włożyła całe serce i miłość do dziecka.
Gdy w dwudziestym tygodniu miała kolejne USG, dowiedzieli się, że
będą mieli córeczkę. Juliette najpierw chciała mieć niespodziankę, ale Joe
nalegał. Teraz dużo lepiej go rozumiała, jego niepokój podczas każdej
wizyty u lekarza. Wcześniej uważała, że jego brak entuzjazmu wynika
z tego, że ciąża była nieplanowana, nie byli zakochani i wzięli ślub tylko ze
względu na dziecko. Teraz rozumiała, jak trudne musiały być dla niego te
wizyty. Przypominały mu o matce i jej ciąży, która zakończyła się dla niej
śmiercią. Gdyby tylko wiedziała, może ich związek wyglądałby inaczej,
a ich drogi nie rozeszłyby się po utracie córeczki.
Juliette nadal nie potrafiła wypowiedzieć na głos jej imienia. Emilia.
Pewnego razu w Londynie usłyszała, jak młoda matka wołała tym imieniem
swoją córeczkę. Juliette musiała wyjść ze sklepu, nie zdążyła nawet zrobić
zakupów. Gdy słyszała to imię, rozpadała się na tysiąc kawałków.
Jak się poczuje, gdy wejdzie do tego pokoju?
A może po jej odejściu Joe kazał go wyremontować? Czy pozbył się
wszystkich śladów po niej i dziecku? Pokusa, żeby poznać prawdę, była
zbyt silna, choć wiedziała, ile ją to będzie kosztowało.
Odetchnęła głęboko, nacisnęła klamkę, popchnęła drzwi i włączyła
światło. Miała wrażenie, że przeniosła się w czasie. Nic się nie zmieniło.
Nieme zabawki obserwowały pokój niewidomymi oczyma. Łóżeczko było
zaścielone ręcznie wyszywanym kocykiem, a nad nim wisiał obrazek
z imieniem, które sama wyhaftowała. Emilia.
Poczuła w gardle olbrzymią gulę, serce jej się ścisnęło, a oczy
wypełniły się łzami. Joe niczego nie zmienił. Wszystko było dokładnie tak,
jak w dniu, gdy odeszła. Weszła do pokoju i dotknęła wiszącej nad
łóżeczkiem karuzeli. Nie miała odwagi włączyć grającej dziecięcą
kołysankę pozytywki. Tego byłoby za dużo.
Otarła oczy dłonią, odeszła od łóżeczka i wzięła z półki jednego
z pluszaków – białego, puchatego królika z różową kokardą. Wtuliła
w niego twarz, wdychając zapach pluszowego futerka. Zastanawiała się,
czy kiedykolwiek będzie w stanie pomyśleć o dziecku bez bólu, który
miażdżył jej pierś.
Odłożyła królika i podeszła do stojącej obok przewijaka komody.
Otworzyła pierwszą szufladę, w której leżały poskładane maleńkie
bluzeczki, śpioszki i buciki. Wyciągnęła jedną parę, którą sama zrobiła na
drutach. Odłożyła je na miejsce i zamknęła szufladę. Oczy ją piekły,
a uczucia zalewały jej ciało gwałtowną, brutalną falą.
Podeszła do drzwi i jeszcze raz spojrzała na pokój. Czy jest coś
smutniejszego niż pusty pokój dziecinny, w którym nigdy nie zamieszkało
żadne dziecko?
Z westchnieniem zgasiła światło i zamknęła cicho drzwi.
Juliette ruszyła dalej korytarzem, aż dotarła do położonej na samym
końcu sypialni. Otworzyła drzwi, włączyła światło i zamarła. Na łóżku leżał
Joe, pogrążony we śnie i zupełnie nagi. Spał na brzuchu, z rękami po obu
stronach głowy.
Jej wzrok wędrował po umięśnionych plecach i ramionach, idealnie
wyrzeźbionych pośladkach i długich, silnych nogach. Podeszła bliżej,
sięgnęła po leżący w nogach łóżka koc, wyciągnęła go ostrożnie spod jego
nóg i okryła go delikatnie.
Dlaczego nie spał w głównej sypialni, tylko w pokoju gościnnym?
Juliette zaczęła się wycofywać i już zamierzała wyjść z pokoju, gdy Joe
otworzył oczy i odwrócił się. Koc ledwie zakrywał jego biodra. Ciemne
włosy biegły w dół umięśnionego brzucha, znikając pod kocem, ale
wyobraźnia podpowiedziała jej resztę. Zarumieniła się gwałtownie, a krew
zaczęła szybciej krążyć w jej żyłach.
– Prze… przepraszam. – Odskoczyła. – Nie wiedziałam, że tu jesteś.
Usiadł i przeczesał dłonią zmierzwione włosy.
– Lepiej mi się śpi w tym pokoju. – Ziewnął, odrzucił koc, wstał i się
przeciągnął.
Juliette odwróciła się tak gwałtownie, że aż zakręciło jej się w głowie.
A może na widok jego nagiego ciała zrobiło jej się słabo? Z pożądania.
– Czy mógłbyś się czymś zakryć? – powiedziała jak pruderyjna stara
panna, ale ten widok za bardzo na nią działał.
Joe podszedł do niej i położył dłonie na jej ramionach. Juliette
wstrzymała gwałtownie powietrze. Wszystkie jej zmysły nagle się
wyostrzyły. Czuła gorąco bijące od jego ciała, tak kuszące, zachęcające, by
poddała się pokusie. Oparła się o niego, poczuła cudownie twardy członek.
Pochylił się i pocałował ją tuż za lewym uchem, a ona odchyliła głowę.
Cała jej silna wola nagle uleciała.
– Nie znasz tego przysłowia? Nie budź licha, kiedy śpi? – Jego usta
błądziły po jej skórze, pieszcząc ją ciepłym oddechem. Jego głęboki, niski
głos sprawił, że nogi się pod nią ugięły.
– Już ci mówiłam. Nie miałam pojęcia, że tu jesteś. Chciałam się
położyć w pokoju gościnnym i…
Odwrócił ją do siebie, wpatrywał się w jej usta seksownie zmrużonymi
oczyma. Uniósł dłoń i przejechał kciukiem po jej dolnej wardze.
– Chodź ze mną do łóżka.
Był to bardziej rozkaz niż propozycja, ale jej to nie przeszkadzało.
Wręcz przeciwnie. Nie chciała się zastanawiać, dlaczego nagle znalazła się
w jego ramionach, a jej ciało płonęło. Powrót do domu, który przywoływał
tyle wspomnień, sprawił, że coś się w niej budziło. Dowiedziała się o Joem
rzeczy, które postawiły go w zupełnie innym świetle – a ona, niczym ćma,
chciała być bliżej tego światła. Teraz chciała tylko być w jego ramionach,
poczuć go w sobie, poddać się namiętności i pożądaniu, zaznać
pierwotnego spełnienia.
Objęła go ramionami za szyję, przywierając do niego. Czuła, jak
pożądanie ją zalewa, jak wilgotnieje, przygotowując się dla niego.
– Prosisz czy rozkazujesz? – Jej głos był cichy jak szept.
Joe uśmiechnął się i przyciągnął ją jeszcze bliżej.
– W tej chwili byłbym gotów cię nawet błagać.
Stanęła na palcach i przysunęła się do niego, ich usta dzielił tylko
oddech. Wtedy go pocałowała.
Jęknął i odwzajemnił pocałunek. Ich zatraciły się w gwałtownym
i zachłannym tańcu. Pozwoliła, by wsunął język, a każdy jego ruch
wzniecał w jej ciele iskry, które rozpalały wszystkie nerwy. Z każdą chwilą
pragnęła go coraz bardziej i zastanawiała się, jakim cudem wytrzymała tak
długo. Jej ciało ożyło, pragnąc jak najszybciej poczuć go w sobie.
Joe odsunął się od niej i zaczął ją rozbierać.
– Pozbądźmy się tego. Chcę cię zobaczyć. Całą.
Juliette próbowała mu pomóc, ale dłonie odmówiły współpracy, zajęte
błądzeniem po jego ciele – od umięśnionej klatki, przez wyrzeźbiony
brzuch, aż po twardy członek. Wzięła go w dłoń i zaczęła pieścić tak, jak
lubił najbardziej.
Joe jęknął i odsunął jej dłoń.
– Najpierw się rozbierz – powiedział, zdejmując z niej ubranie. – Jesteś
taka piękna i seksowna. Zaraz oszaleję. – Mocował się z zapięciem jej
topu. – Cholera, dlaczego musisz nosić takie skomplikowane ubrania!
Juliette roześmiała się i pomogła mu rozpiąć top; teraz była już w samej
bieliźnie. Joe położył dłonie na jej piersiach. Okryte cienką koronką sutki
momentalnie stwardniały.
Przesunął dłonie na jej biodra i spojrzał na nią z powagą.
– Jesteś pewna, cara? Nie będzie odwrotu.
Potarła wargami jego usta.
– Całkowicie. Pragnę cię. Nie każ mi dłużej czekać.
Pocałował ją mocno, ich języki się spotkały, a ciałami zawładnął ogień,
którego nie dało się już opanować. Joe sprawnie odpiął jej stanik, który
upadł na podłogę, po czym zsunął z niej majtki. Wyplątała z nich kostki
i znów do niego podeszła.
Położył dłoń na jej piersi, pieszcząc sutek, a potem schylił się i zaczął
go całować, okrążając językiem i drażniąc zębami. Całym jej ciałem
wstrząsały dreszcze, doprowadzając ją na skraj szaleństwa. Pożądanie
pulsowało gwałtownie pomiędzy jej udami, w rytm płynącej krwi.
– Nawet nie wiesz, od jak dawna tego pragnąłem… – Jego głos był
ochrypły, a jedna z dłoni powędrowała pomiędzy jej uda.
Juliette westchnęła z rozkoszy, gdy wsunął w nią palec.
– Och, tak za tym tęskniłam. Tęskniłam za tobą. – Zadrżała cała, gdy
pieścił ją palcem.
Znów ją pocałował, długo i zachłannie, aż zapomniała o wszystkim,
oprócz doznań, które wstrząsały jej ciałem. Smakował jak sól, whisky
i niebezpieczeństwo, a ona była uzależniona. Uzależniona od niego.
Wprawne ruchy jego palców sprawiały, że spadała coraz głębiej w wirującą
otchłań, gdzie nie istniało nic oprócz rozkoszy.
Złapała go za ramiona.
– Nie puszczaj mnie. Chyba za chwilę nie będę w stanie utrzymać się na
nogach.
– Nie puszczę. Jeszcze z tobą nie skończyłem. – Jego szorstki ton i silne
ręce sprawiły, że roztopiła się w środku.
Zaprowadził ją na łóżko, położył i usiadł nad nią, napawając się jej
widokiem. Wodził powoli palcem po jej piersiach, brzuchu, aż po pępek.
Rozsunął jej uda, pochylił się i zaczął ją pieścić ustami. Wciągnęła
powietrze. Jego język smakował ją, drażnił, doprowadzał na skraj kolejnego
nieziemskiego orgazmu. Fale zalewały jej ciało, jedna za drugą, aż straciła
oddech.
Joe położył dłoń na jej brzuchu i spojrzał na nią.
– Pragnę cię.
Weź mnie! Weź mnie!
Juliette powtarzała te słowa bez tchu, jej serce wciąż biło jak oszalałe
po orgazmie, ale ciało nadal go pragnęło, chciała poczuć go głęboko
w sobie. Sięgnęła po niego i wzięła jego członek w dłoń.
– Na co czekasz? – spytała.
Odsunął jej dłoń.
– Potrzebuję prezerwatywy. Zaczekaj.
– Nigdzie się nie wybieram. – Juliette patrzyła, jak szukał opakowania,
ale trwało to zbyt długo. Pragnienie narastało, pulsując pomiędzy jej udami.
Otworzył portfel i zaklął, odrzucając go.
Juliette wsparła się na łokciach.
– Co się stało? Nie możesz znaleźć? Może w łazience?
Joe podszedł do niej i pocałował ją w usta.
– Zaraz wracam.
Miał nadzieję, że znajdzie gdzieś prezerwatywy, które nie były
przeterminowane. Musieli się zabezpieczyć, nieważne, czy są razem. Nie
mógłby jej narazić na kolejną ciążę i ewentualną utratę dziecka.
Zastanawiał się, co ta noc znaczyła dla Juliette. A dla niego? Chwila
słabości, której rano będą żałować?
Zamierzał zaryzykować. Pragnął jej tak bardzo, że doprowadzało go to
do szaleństwa. Myślami wybiegał poza tę noc. Budziła się w nim nadzieja,
że może uda im się uratować coś z ich związku.
Przeszukał szufladę w łazience i znalazł kilka prezerwatyw
w kosmetyczce, którą zabierał ze sobą w podróże. Były tam od miesięcy,
z czego nie zdawał sobie sprawy – przecież od odejścia Juliette z nikim nie
spał. Nie tylko dlatego, że technicznie nadal byli małżeństwem, po prosto
nie potrafiłby dotknąć innej kobiety. Miał wiele romansów na koncie.
Majątek i status społeczny ułatwiały zawieranie przelotnych znajomości.
Wszystko zawsze toczyło się według ustalonego schematu: kolacja lub
drinki, a potem seks. Wybierał kobiety, które szukały tego samego, co on.
Schemat sprawdzał się idealnie, jednak do czasu.
Poznał Juliette, wylądowali w łóżku i koniec. Od tego momentu nie był
sobą. Od tamtej nocy nie spał z nikim innym. Nawet przez te trzy miesiące,
zanim poinformowała go o ciąży. Winę zrzucał na pracę – był zbyt zajęty,
za dużo podróżował i był przemęczony. To mogłaby być prawda, ale
w głębi duszy wiedział, że noc z Juliette obudziła w nim coś, co nie chciało
już zasnąć. Musiał jednak coś wymyślić; nie miał pewności, czy Juliette
zostanie z nim, jeśli zaproponuje, żeby spróbowali jeszcze raz.
Musiał pamiętać, że przyjechała tutaj prosić go o rozwód. Pewnie to
miał być seks na pożegnanie. Nic więcej. Dlaczego wmawiał sobie, że to
mogło coś znaczyć?
Joe wrócił do sypialni; Juliette leżała na brzuchu z dłonią pod brodą.
Napawał się widokiem jej delikatnych krągłości, czując rosnące napięcie.
– Znalazłeś?
– Tylko dwie, więc jeśli miałaś ochotę na maraton, to muszę cię
rozczarować.
Coś nieuchwytnego przemknęło po jej twarzy, zatrzymując się na
chwilę w oczach.
– Jakie masz plany na weekend? – Ton jej głosu był niezobowiązujący.
Aż nazbyt.
Joe usiadł obok niej, położył dłoń na jej biodrze i odwrócił ją na plecy.
Pochylił się nad nią, patrząc na jej cudowne piersi. Jego lędźwie płonęły.
– To chyba ja powinienem zadać to pytanie?
Spojrzała na jego usta.
– Nie wiem, co to ma oznaczać… – Dotknęła jego twarzy. – To znaczy,
co my robimy…
– Dla mnie to dość oczywiste, cara. – Oparł się na łokciu i zaczął
wodzić powoli palcem wokół jej sutka.
Patrzyła na niego z niepokojem.
– Seks na rozstanie? Czy… coś innego?
To było pytanie, na które Joe nie znał odpowiedzi. Jego twarz pozostała
nieporuszona, choć w środku drżał w oczekiwaniu.
– A co by to mogło być? W końcu przyjechałaś tu po rozwód.
Zmarszczyła lekko brwi i dotknęła palcem jego ust.
– Przyjechałam, żebyś podpisał dokumenty. To był mój cel. Moja
misja… ale teraz… – westchnęła lekko, przesuwając dłoń na jego kark
i przyciągając bliżej jego twarz – chcę się z tobą kochać. Wiem, że to
niewłaściwe, ale tego właśnie pragnę. Przynajmniej gdy jestem we
Włoszech.
Krótki romans z prawie byłą żoną.
Ale Joe pragnął jej tak bardzo, że zgodziłby się na wszystko.
– Chcę, żebyś została do bankietu w Paryżu. – Wiedział, że sporo
ryzykuje, ale nie mógł się powstrzymać.
Spojrzała na jego usta.
– W porządku, pojadę z tobą do Paryża.
– Świetnie. Ale pod warunkiem, że oboje mamy jasność, co jest między
nami.
Czy on miał? Wiedział jedynie, że znów ma ją w ramionach i to było
cudowne. Tylko co zrobi, gdy przyjdzie czas rozstania? Czy mógł się
łudzić, że ona z nim zostanie? To by jednak oznaczało, że musi się
zmierzyć z ich problemami i wszystkimi błędami, które popełnił.
– Pragnę cię, Joe – powiedziała miękko i delikatnie.
– Ja też tak bardzo cię pragnę. – Pocałował ją, zatracając się w gorącej,
zmysłowej pokusie. Ich języki się spotkały i poczuł, jak jego ciało
przeszywa prąd. Wziął ją w ramiona, ich nogi splątały się w tak znajomy
sposób, ale miał wrażenie, jakby odkrywał jej ciało po raz pierwszy,
wszystkie krągłości i zagłębienia, każdy kontur, smak jej ust i intymne
ciepło jej oddechu, który mieszał się z jego oddechem.
Całował jej szyję, obojczyki i piersi. Jęczała, wyginając się; rozsunęła
nogi szerzej, zapraszając go do środka. Tylko ona potrafiła go tak rozpalić.
Wsunął prezerwatywę i wszedł w nią jednym, głębokim pchnięciem.
Jęknęła, wijąc się pod nim, a potem zaczęła poruszać się razem z nim. Jej
szczupłe nogi splecione były z jego nogami. Nie był w stanie zwolnić, tak
jak planował. Nie potrafił się opanować. Poruszał się coraz szybciej, krew
pulsowała mu skroniach, skóra mrowiła. Wsunął dłoń pomiędzy ich ciała
i zaczął ją pieścić.
Odrzuciła głowę do tyłu, wiła się i jęczała, aż odpłynęła na fali
orgazmu, a on razem z nią. Szybkie, mocne spazmy jej ciała doprowadziły
go do szaleństwa. Ukrył twarz w zagłębieniu jej szyi, jęcząc i drżąc
z rozkoszy. Wznosił się i opadał, zapominając o wszystkim – o rozwodzie
i samotnej pustce i przyszłości bez niej.
Było tylko magiczne, ślepe zatracenie.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Juliette obudziła się w ramionach Joego. Ich nogi były splecione,
a głowę ukrył w zagłębieniu jej szyi – czuła we włosach jego ciepły
oddech. Jedna dłoń spoczywała na jej żebrach. Joe wymruczał coś pod
nosem i przesunął dłoń na pierś. Zadrżała. Jej ciało obudziło się na
wspomnienie ich nocnej namiętności.
Joe westchnął z satysfakcją, podniósł się i obrócił ją na plecy. Odgarnął
włosy z jej twarzy ruchem tak delikatnym, że coś w jej piersi zadrżało.
– A więc stało się. Nastał poranek. – Jego ton był żartobliwy, ale
wyczuła kryjące się pod spodem napięcie.
Odgarnęła mu włosy z czoła.
– Chyba musisz znaleźć inny sposób na spędzanie urodzin. Koniec
z piciem w samotności i jednonocnymi przygodami z nieznajomymi.
Przesunął palcem po jej ustach, jego wzrok był nieprzenikniony.
– Czy tak było wczoraj? Przygoda z nieznajomą?
Położyła dłoń na jego policzku.
– Nie jesteśmy nieznajomymi. W końcu… mieliśmy okazję szczerze
porozmawiać.
Zmarszczył czoło i spojrzał na nią ostrożnie.
– Czy dlatego poszłaś ze mną do łóżka? Z litości?
Cofnęła dłoń i uniosła brodę.
– Jak możesz tak myśleć? – spytała zszokowana. – Chciałam się z tobą
kochać. Prawie cię o to błagałam.
Położył dłoń na jej udzie i poczuła dreszcz płynący przez całe ciało.
– Pewnie powinienem powiedzieć ci o tym już dawno, ale sam staram
się nie pamiętać, w jakich okolicznościach przyszedłem na świat. Nie lubię
o tym myśleć, a tym bardziej rozmawiać.
Juliette znów dotknęła jego policzka i pogładziła go kciukiem.
– To musi być okropne uczucie nienawidzić własnych urodzin. Na
pewno było ci ciężko dorastać bez matki, zwłaszcza ze świadomością tego,
jak umarła. Ale to nie była twoja wina. Twój ojciec powinien ci to jasno
wytłumaczyć.
W jego oczach migotały cienie, jakby zagłębił się we wspomnieniach
z dzieciństwa.
– Bardzo długo ją opłakiwał. Na początku tego nie rozumiałem. Był
młodym mężczyzną, a żył jak zombie. Matka była miłością jego życia.
Poznali się w szkole podstawowej i pobrali, gdy mieli zaledwie dwadzieścia
jeden lat. – Skrzywił się i zamknął oczy. – A w wieku dwudziestu dwóch lat
matka już nie żyła. Umarła, zanim jej życie na dobre się zaczęło. Nie
zdążyła zrealizować marzeń i planów. – Przełknął ciężko i ciągnął
zduszonym głosem: – Nienawidziłem odwiedzać jej grobu. Było mi
niedobrze na samą myśl, że to przeze mnie umarła. Zabrałem jej wszystko:
ukochanego mężczyznę, wymarzoną przyszłość, rodzinę. Straciła to przeze
mnie.
Juliette zamrugała, próbując powstrzymać łzy.
– Och, Joe, szkoda, że o tym nie wiedziałam. Jestem na siebie zła, że
nie próbowałam dowiedzieć się o tobie więcej. Dlatego byłeś taki
niespokojny, gdy dowiedziałeś się o ciąży? Czułam, że z każdym dniem
coraz bardziej się oddalałeś, znikałeś na dłużej.
Wziął ją za rękę i położył jej dłoń na swojej piersi.
– Chciałem cię wspierać, dlatego nalegałem na ślub. Chciałem się wami
zaopiekować. Ale gdy zobaczyłem, jak twój brzuch robi się coraz większy,
poczułem rosnącą panikę i uciekłem w pracę. Tylko tak mogłem nad tym
zapanować. Chyba nie robiłem tego świadomie, ale teraz widzę, jak to
musiało wyglądać.
– Gdy przyjechałeś do szpitala, miałam wrażenie, że ci ulżyło… Przez
chwilę cię nienawidziłam. Nie mogłam uwierzyć, że możesz być tak
nieczuły.
Ścisnął mocniej jej dłoń, a w jego oczach pojawił się ból.
– To prawda, poczułem ulgę, że żyjesz. – Jego głos był zachrypnięty
i nierówny. – W tamtej chwili nie myślałem o dziecku. Nie mogłem
uwierzyć, że to się może powtórzyć. Czy teraz zabiłem własną żonę?
Juliette przygryzła wargę. Nie mogła uwierzyć, że była tak ślepa. Jak
mogła pomyśleć, że nie zależało mu na niej czy na dziecku? Objęła go za
szyję i przytuliła policzek do jego piersi. Gardło miała boleśnie ściśnięte.
– Popełniłam tyle błędów. Przepraszam, że tak źle cię oceniłam.
Joe oparł brodę o jej głowę i głaskał ją po włosach.
– Oboje popełniliśmy błędy. – Jego niski głos pieścił jej ucho. –
Najważniejsze, to nie popełnić ich znowu.
Czy ta noc też była błędem? Pragnęła go tak bardzo, a dokumenty,
z którymi przyjechała i które czekały w torbie, wydawały się teraz czymś
niedorzecznym. Joe nie powiedział, że ją kocha, ona też nie wyznała mu
miłości. Wciąż nie była pewna, jak opisać to, co do niego czuła. Oboje
pogrążyli się w żalu, żałobie i goryczy i dopiero zaczęli wydostawać się na
powierzchnię. Jednego była pewna – to uczucie w niczym nie przypominało
„miłości”, którą darzyła byłego chłopaka.
Sama nie wiedziała, jak długo chce tu zostać. Zarezerwowała hotel
tylko na jedną noc, bo planowała wrócić do Anglii zaraz po podpisaniu
papierów rozwodowych. Teraz jednak nie spieszyło jej się do domu. Tyle
się dowiedziała o Joem i wciąż pozostawały pytania, na które chciała
poznać odpowiedź.
Było jej głupio, że wtedy na Korfu tak dziecinnie zareagowała na
wspólny wyjazd do Paryża, ale czy nie było za wcześnie na jakiekolwiek
wspólne plany? Czy mogła mieć nadzieję, że Joe kiedykolwiek ją pokocha?
Ona powoli odkrywała w sobie miłość do niego – ale czy tak naprawdę nie
kochała go od samego początku? Więź, która ich połączyła, wywróciła jej
życie do góry nogami, nie tylko z powodu ciąży, która miała tak tragiczny
finał. Gniew, który do niego czuła, maskował tylko prawdziwe uczucia,
które zakiełkowały już tej pierwszej wspólnej nocy.
– Wiem, że jesteś zajęty pracą, ale mogłabym tu trochę zostać,
przygotować kilka szkiców i odpocząć przed podróżą do Paryża. Postaram
się nie wchodzić ci w drogę.
Uśmiechnął się lekko, a w jego oczach zamigotało pożądanie.
– Możesz mi wchodzić w drogę, kiedy tylko masz ochotę. – Przesunął
palcem po jej ustach. – Im częściej, tym lepiej.
Juliette zadrżała pod jego dotykiem.
– Nie będę ci przeszkadzać?
– Ani trochę – odparł i pocałował ją.
Juliette obudziła się jakiś czas później i zobaczyła, że miejsce obok niej
jest puste. Spojrzała na zegarek i ze zdziwieniem zauważyła, że jest tak
późno. Już dziewiąta? Nie pamiętała, kiedy ostatni raz tak dobrze spała.
Zwykle cierpiała na bezsenność i często się wybudzała w ciągu nocy.
Odrzuciła kołdrę i założyła szlafrok Joego. Wtuliła twarz w miękki
materiał, wdychając jego zapach.
Jak mogłaby tego żałować? To niemożliwe. Nie zaznała z nikim takiej
bliskości. W końcu poznała jego przeszłość i nie mogła sobie wybaczyć, że
była tak ślepa. Czy nietknięty pokój dziecinny nie był znakiem? Niczego
tam nie zmienił. Zeszłej nocy pokazał jej, jak bardzo za nią tęsknił.
Wyszła z sypialni i ruszyła na dół. Słyszała, jak Joe krzątał się
w kuchni. Po drodze zatrzymała się jednak przy sypialni, którą kiedyś z nim
dzieliła. Dlaczego już tam nie sypiał? Otworzyła drzwi i weszła do pokoju.
Wspomnienia powróciły, wywołując w niej emocje, których się nie
spodziewała. Podeszła do łóżka, w którym spędzili tyle wspólnych nocy.
Otworzyła drzwi garderoby – w środku wisiały jej ubrania, wszystko
dokładnie tak, jak w dniu, gdy odeszła. Czuła nawet delikatną woń swoich
perfum. Przeszła do łazienki – na marmurowym blacie leżały kosmetyki,
których ze sobą nie zabrała.
Mógł przecież poprosić pokojówkę, żeby uprzątnęła jej rzeczy.
Dlaczego tego nie zrobił? A może Joe miał nadzieję, że wróci?
Juliette zmarszczyła brwi, wyszła z łazienki i zobaczyła Joego, który
stał w progu z tacą ze śniadaniem. Nie potrafiła odczytać z twarzy jego
uczuć. Na zewnątrz wydawał się zrelaksowany, ale czuła bijące od niego
napięcie.
– Chciałem przynieść ci śniadanie do łóżka.
– Dlaczego nie pozbyłeś się moich rzeczy? – spytała.
Wszedł do sypialni i odstawił tacę na stolik. Wyprostował się i spojrzał
jej w oczy.
– Uznałem, że jeśli byłyby ci potrzebne, zabrałabyś je ze sobą albo
poprosiłabyś mnie, żeby ci je odesłał.
Juliette wpatrywała się w niego, starając się wyczytać coś z jego oczu.
– Czy spodziewałeś się, że wrócę?
Skrzywił się lekko.
– Nie. Wolałem się nie łudzić – odparł głosem pozbawionym emocji.
Usiadła na brzegu łóżka i spojrzała na niego.
– Joe… dlaczego już nie śpisz w tym pokoju?
Potarł szyję, jakby cisnął go kołnierzyk koszuli.
– Już ci mówiłem. W drugim pokoju lepiej mi się śpi.
– Ale dlaczego?
Joe odetchnął głośno.
– Na miłość boską, czy muszę ci to przeliterować?
– Obawiam się, że tak.
Wciągnął mocno powietrze i tym razem wypuścił je spokojniej. Usiadł
obok niej i wziął ją za rękę.
– Za każdym razem, gdy tu przychodziłem, myślałem tylko o tym, jak
bardzo cię zawiodłem. Wszystko mi o tobie przypominało. Łatwiej było nie
przychodzić tu wcale.
Juliette dotknęła jego świeżo ogolonego policzka.
– Dlatego niczego nie zmieniłeś w pokoju dziecinnym?
W jego oczach pojawił się ból.
– Nie potrafię nawet wypowiedzieć jej imienia, a tym bardziej wchodzić
tam, gdzie wszystko mi o niej przypomina.
Oczy Juliette zaszły łzami.
– Och, Joe, mnie też jej imię nie przechodzi przez gardło. Czasami sama
myśl o tym sprawia, że rozpadam się na kawałki.
Joe położył dłoń na jej twarzy i otarł łzy. Jego oczy były suche, ale
pełne cierpienia.
– W pracy zajmuję się naprawianiem wadliwych konstrukcji. Znajduję
usterki, których inni nie są w stanie dostrzec. Ale nie potrafiłem tego zrobić
dla nas.
Juliette objęła go i położyła głowę na jego piersi.
– Cieszę się, że możemy być ze sobą szczerzy. Dzięki temu wiem, że
nie tylko mnie jest tak ciężko.
Gładził ją delikatnie po włosach, a ostatni mur wokół jej serca powoli
się rozpadał.
– Żałuję, że nie byłem przy tobie, żeby cię wspierać. Tyle rzeczy
zrobiłbym inaczej. – Czuła przy policzku jego szorstki głos, przepełniony
bólem i poczuciem winy.
– Gdybyśmy się lepiej znali, wszystko mogłoby się ułożyć inaczej –
powiedziała Juliette, patrząc na niego. – Nie zdążyliśmy tego zrobić przed
ślubem. Dopiero teraz mam wrażenie, że zaczynam cię poznawać, kiedy
jest już za późno. A może nie? – Spojrzała na tacę ze śniadaniem. –
Zastanawiam się, co najpierw: śniadanie czy pocałunek?
Jego oczy pociemniały, gdy przytulił ją mocniej.
– Dlaczego mielibyśmy poprzestawać na jednym?
Kilka dni przed wyjazdem do Paryża Joe wszedł do pokoju, w którym
pracowała Juliette. Miał długą konferencję na Skypie i cały ranek spędził
w gabinecie.
– Przepraszam, że tak długo to trwało – powiedział, całując ją w czubek
głowy. – To wspaniale, że znów rysujesz. – Wziął jeden z gotowych
rysunków, który przedstawiał go podczas snu. Zmarszczył brwi. –
Wyglądam na zrelaksowanego – powiedział, odkładając rysunek.
Juliette obróciła się na krześle, żeby na niego spojrzeć. Było w nim coś
nieobecnego, jakiś dystans w oczach.
– Wszystko w porządku? Coś nie tak w pracy?
– Myślałem o wyjeździe do Paryża.
Juliette wyprostowała się, niepewna, jak rozumieć wyraz jego twarzy.
– Nadal chcesz, żebym z tobą pojechała… zgadza się?
– Nie powinienem cię do tego zmuszać. Mogę pojechać sam, jeśli nie
masz na to ochoty.
Juliette wstała, niepewna, co myśleć o jego nagłej niechęci, żeby mu
towarzyszyła. Nie chciał pokazać się z nią publicznie, żeby ludzie nie
pomyśleli, że łączy ich więcej, niż tak naprawdę łączyło? W końcu
oficjalnie do siebie nie wrócili. Wolał, żeby ich relacje nie przedostały się
do prasy? A może powód był inny?
Odwróciła się do niego plecami i spojrzała na rozciągający się za
oknem ocean.
– Obawiasz się, że palnę albo zrobię coś głupiego? Że cię
skompromituję?
Joe podszedł do niej, położył dłonie na jej ramionach i obrócił ją do
siebie.
– Nie. Boję się, że będziesz się czuła niekomfortowo. Wiesz, jak
wyglądają takie imprezy. Utkniesz przy stole obok kogoś, kto będzie chciał
poznać każdy szczegół z twojego życia albo opowie ci o swoim –
odchrząknął. – Wiem, że to impreza charytatywna, ale ludzie potrafią być
bardzo wścibscy. Nie chcę, żeby ktoś cię zranił, zadając pytania, na które
nie masz ochoty odpowiadać.
Serce Juliette podskoczyło.
Martwił się o nią. Chciał ją chronić.
Jak zwykle wysnuła pochopne wnioski. A jemu naprawdę na niej
zależało.
Położyła dłonie na jego piersi, jej biodra ocierały się o niego.
– Unikałam z tego powodu wielu wydarzeń. Co będzie, jeśli ktoś
zapyta, czy mam dzieci. Czy je planuję, czy chcę spróbować jeszcze raz. Co
mam powiedzieć? Czy mogę w ogóle nazywać się matką, skoro moje
dziecko urodziło się martwe?
Joe ujął jej twarz w dłonie.
– Zawsze będziesz matką Emilii. Nikt ci tego nie odbierze. Nikt.
Poczuła piekące łzy.
– Wy… wymówiłeś jej imię…
Joe gładził ją delikatnie po pliczkach.
– Może kiedyś to nie będzie tak bolało.
– Może… – Juliette westchnęła i oparła głowę o jego pierś. – Podobno
czas leczy rany, ale jak długo ma to trwać?
– Tyle, ile trzeba.
Zapadła cisza, słychać było jedynie szmer jego dłoni przesuwającej się
po jej włosach i ich ciche oddechy.
Czuła ulgę, że dzielą ten ból i smutek. Niesłusznie założyła, że śmierć
dziecka miała na niego mniejszy wpływ, bo to nie on nosił je w sobie i nie
był przy jego narodzinach. Zrozumiała, że Joe zupełnie inaczej przeżywał
żałobę.
Uniosła głowę i spojrzała na niego.
– Nie mogę do końca życia unikać spotkań towarzyskich. Chcę z tobą
pojechać. To ważne, żeby wspierać tak szczytny cel.
Uśmiechnął się lekko, a jego oczy rozbłysły.
– Możemy zrobić sobie krótkie wakacje w Paryżu. Co ty na to?
Zarzuciła mu ręce na szyję i uśmiechnęła się.
– Cudowny pomysł. Tak dawno tam nie byłam.
– Powinienem wcześniej cię tam zabrać – odparł, całując ją.
Juliette bawiła się jego włosami, ale czuła lekki niepokój. Paryż. Miasto
zakochanych. Czy zabrał tam już kogoś? Nie zdawała sobie sprawy, że
marszczy czoło, dopóki Joe nie uniósł jej twarzy.
– Co się dzieje?
Juliette zmusiła się do uśmiechu.
– Pewnie byłeś tam wiele razy… z różnymi osobami… – Kochankami;
tego słowa nie była w stanie wypowiedzieć na głos.
Spojrzał na nią miękko i położył dłoń na jej karku.
– Nie masz powodów do zazdrości, cara.
Juliette wysunęła się z jego objęć i nagle zajęła się układaniem
rysunków na stoliku.
– Nie jestem zazdrosna. Wiem, że sporo podróżujesz i spotykasz
mnóstwo ludzi.
– Ale żadna z tych osób nie była moją żoną.
Żona. Te słowa zabrzmiały tak… trwale. A przecież jeszcze nie
zdecydowali, co się stanie z ich małżeństwem. Omówili wiele spraw
i bardzo się do siebie zbliżyli, ale wiedziała, że jeszcze sporo przed nimi.
Na przykład, czy będą się starać o kolejne dziecko. Tego pytania bała się
najbardziej. Od śmierci córeczki nie potrafiła nawet pomyśleć, że mogłaby
znów spróbować. Kolejna ciąża w strachu i brak gwarancji, że dziecko
urodzi się żywe.
Oparła się o krzesło i spojrzała na puste miejsce na palcu. Zdawało się
z niej drwić. Mówił o niej jak o żonie, ale niczego sobie nie obiecywali.
Oficjalnie jeszcze do siebie nie wrócili, nie było obietnic i deklaracji
miłości.
Spojrzała na niego.
– Czy powiedziałeś komuś, że my…? – Nie dokończyła, niepewna, jak
opisać ich relacje. Przygoda brzmiało zbyt trywialnie, romans jeszcze
gorzej.
– Nie. A ty?
Zacisnęła usta i odgarnęła włosy.
– Nie sądziłam, że to konieczne… w tych okolicznościach.
– Dokładnie. – Coś w tym słowie było nie tak. Jakaś niepotrzebna,
fałszywa nuta.
– Głupio byłoby robić ludziom nadzieję. Na przykład Lucy
i Damonowi.
Nie mówiąc o niej samej.
– A jeśli bankiet w Paryżu okaże się bardzo medialnym wydarzeniem?
Czy ludzie nie uznają, że wróciliśmy do siebie na dobre?
Cisza, która zapadła, trwała zdecydowanie za długo. Dlaczego nie
poprosił, żeby wróciła na dobre? Dlaczego nie rozwiał jej wątpliwości,
wyznając jej miłość?
– Nie ma żadnych reguł dla rozwodzących się par odnośnie wspólnego
uczestniczenia w wydarzeniach towarzyskich – powiedział sztywno Joe. –
Pokaże to jedynie, że potrafimy się zachowywać cholernie przyzwoicie.
Przyglądała się jego napiętym rysom i zastanawiała się, czy miał
wątpliwości co do rozwodu. Ale dlaczego nic nie powiedział?
– Joe…?
Przejechał dłonią po włosach i westchnął.
– Prasa pewnie zrobi z tego szopkę, ale można się tego spodziewać.
Postaram się ciebie chronić.
Juliette podeszła i dotknęła jego ramienia.
– Chcę być z tobą. – Nie potrafiła sobie wyobrazić, czego mogłaby
pragnąć bardziej. Nie tylko podczas podróży do Paryża. Na zawsze. Czy
była naiwna, łudząc się, że chciałby spróbować jeszcze raz? Może ten
wyjazd im pomoże, a Joe zrozumie, że mają jeszcze szansę wszystko
naprawić.
Lekko się rozluźnił. Patrzył jej w oczy, jakby chciał w nich coś
odnaleźć.
– Kolacja trwa tylko parę godzin. Resztę czasu możemy spędzić razem.
Objęła go za szyję.
– Nie mogę się doczekać.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Dotarli do Paryża w piątkowe popołudnie i po zameldowaniu się
w hotelu Joe zasugerował, żeby poszli na zakupy.
– Zakupy? – Juliette spojrzała na niego z niepokojem. – Ale ja niczego
nie potrzebuję.
– A co z suknią na wieczór? – spytał z uśmiechem; chciał ją
rozpieszczać. Sprawić, żeby ten weekend był wyjątkowy i trwał jak
najdłużej.
– Przywiozłam ze sobą. Nie musisz wydawać na mnie pieniędzy…
– Ale ja nalegam.
Zamarła i spojrzała na niego uważnie.
– Obawiasz się, że będę nieodpowiednio ubrana?
Joe zaklął w duchu. Powinien się już zorientować, że była bardzo
dumna i wrażliwa. Wziął ją za rękę i przyciągnął do siebie.
– Zawsze wyglądasz pięknie, nieważne, co masz na sobie. Zrób mi tę
przyjemność i pozwól się trochę rozpieścić.
Spojrzała na rozpięty kołnierzyk jego koszuli i przygryzła wargę.
– Mam wyrzuty sumienia, że wydajesz na mnie tyle pieniędzy. Ten
hotel, lot pierwszą klasą, a teraz drogie ubrania.
Uniósł jej głowę i spojrzał jej w oczy.
– Nie uważasz, że jesteś tego warta?
Spojrzała na niego niepewnie.
– Nie chodzi o to…
– A więc o co?
Znów przygryzła wargę i wysunęła się z jego objęć.
– Nie zachowujemy się jak para, która niedługo ma się rozwieść,
prawda?
– Nie wiedziałem, że mamy się trzymać jakichś z góry ustalonych
reguł. – Joe nie był w stanie opanować goryczy w głosie. Słowo rozwód
nagle stało się bardziej bolesne niż dwa najgorsze słowa: urodziny
i pogrzeb. Na sam jego dźwięk serce mu się ściskało.
Juliette odwróciła się, żeby wziąć jedwabny szalik, który rzuciła na
łóżko. Owinęła nim szyję, po czym odwróciła się do Joego.
– Głupio mi przyjmować od ciebie prezenty, gdy nie jesteśmy…
– A nie jest ci głupio ze mną sypiać?
– Nie. – Zarumieniła i spojrzała na jego usta. – Nie czuję, żeby było
w tym coś niewłaściwego, ale wiem, że powinnam tak myśleć. –
Zmarszczyła brwi, jakby starała się zgłębić jakąś tajemnicę.
Joe położył dłonie na jej biodrach, czując przyjemne napięcie
w lędźwiach.
– Byłoby w tym coś niewłaściwego, gdyby jedno z nas tego nie chciało.
Lub spotykalibyśmy się z kimś innym. Na razie jednak jesteśmy tylko dla
siebie.
Na jej ustach błąkał się cień uśmiechu.
– To prawda. – Odetchnęła głębiej. – Na razie – wypowiedziała te słowa
z naciskiem.
– Jeśli coś ci nie odpowiada, musisz mi o tym powiedzieć.
Jej szarobłękitne oczy były jasne i przejrzyste niczym dwa jeziora, ale
widział, że pod powierzchnią coś się czai.
– Wszystko w porządku – powiedziała z przekonaniem i uśmiechnęła
się trochę zbyt promiennie.
Joe uniósł jej dłoń do ust i pocałował, patrząc jej w oczy.
– Więc nie zmarnujmy ani chwili.
Parę godzin później Juliette czuła się jak Kopciuszek, który znalazł
magiczne pantofelki. Joe zabrał ją do najbardziej ekskluzywnych sklepów,
gdzie kupił jej nie jedną, ale kilka przepięknych kreacji. Starała się nie
myśleć, ile kosztowały ani dlaczego chciał wydać na nią tyle pieniędzy.
Miło było dać się rozpieszczać i poczuć się jak księżniczka. W jego
towarzystwie czas mijał jej tak cudownie.
– Pora na kawę? – spytał Joe, gdy mijali kawiarnię.
– Świetny pomysł – odparła, siadając naprzeciw niego.
Rosnące wzdłuż chodnika drzewa zamykały się nad głowami
spacerujących liściastym baldachimem, popołudnie było ciepłe, wiał
delikatny wiatr, który od czasu do czasu wprawiał liście w ruch – tańczyły
nad ich głowami niczym tysiące zielonych klejnotów. W oddali widziała
katedrę Notre Dame, odbudowywaną właśnie po pożarze, który naruszył
konstrukcję budynku. Przypominało jej to związek z Joem – gwałtowny
pożar wstrząsnął ich życiem, zostawiając po sobie pogorzelisko. Żadne
z nich nie wyszło z tego cało, ale może z czasem będą w stanie odbudować
małżeństwo, tym razem silniejsze i bardziej odporne na zniszczenia.
Kelner podszedł i przyjął zamówienie, i już po chwili na stoliku
pojawiło się espresso dla Joego oraz herbata i maślany croissant dla Juliette.
Czuła na sobie jego wzrok, gdy odrywała kawałek rogalika.
– Chcesz kawałek? – spytała, podsuwając mu talerzyk.
Pokręcił głową z tajemniczym uśmiechem i poklepał się po twardym
jak skała brzuchu.
– Nie, dzięki. Muszę dbać o linię.
Juliette się roześmiała.
– Przez ciebie mam poczucie winy.
Na chwilę zapadła cisza.
– Tęskniłem za twoich śmiechem – powiedział, unosząc filiżankę do
ust. Upił łyk kawy, nie odrywając od niej wzroku.
Juliette poczuła, że się rumieni.
– Nie pamiętam, kiedy ostatnio się śmiałam. – Westchnęła i dodała: –
Mam wrażenie, że wieki temu.
Odstawił filiżankę i wziął ją za rękę. Ścisnął delikatnie jej palce
i patrzył z powagą na ich złączone dłonie.
– Miałem chyba pięć czy sześć lat, gdy po raz pierwszy usłyszałem
śmiech ojca. Taki prawdziwy, szczery. – Gładził puste miejsce na jej
palcu. – Kiedyś go o to spytałem. Powiedział, że gdy był szczęśliwy,
dopadały go wyrzuty sumienia. – Spojrzał jej w oczy. – Jakby zdradzał
pamięć o mojej matce.
Juliette wzięła go za rękę.
– Dorastanie bez matki musiało być trudne. Moja czasami doprowadza
mnie do szału, ale nie wyobrażam sobie, że mogłoby jej nie być.
Uśmiechnął się ze smutkiem.
– Zwykle odsuwałem od siebie te myśli, ale czasami coś mi
przypominało, że nie jestem taki, jak inne dzieci w szkole. Niektórzy
wychowywali się w niepełnych rodzinach, ale ich rodzice byli rozwiedzeni
lub w separacji. Najtrudniejszy był Dzień Matki, kiedy nauczyciele kazali
nam przygotowywać kartki z życzeniami. Ja robiłem wtedy kartkę dla
babci.
– Byłeś z nią blisko?
– Uwielbiałem ją. Sama była wdową, więc rozumiała, przez co
przechodził ojciec, ale umarła, gdy miałem dziewięć lat. – Skrzywił się
lekko. – Rodziców matki nigdy nie poznałem. Nie chcieli mieć z ojcem nic
do czynienia. Nigdy nie przepadali za zięciem, więc możesz sobie
wyobrazić, co się działo, gdy ich córka umarła. Winili go za jej śmierć.
Jestem pewien, że to mu nie pomogło.
Tyle smutku, bólu i żałoby. Jego opowieść sprawiła, że nagle trochę
łatwiej było jej znieść to, przez co sama przeszła. Odrobinę łatwiej.
– Nie wiem, jak poradziłeś sobie z tym wszystkim. Czy sytuacja się
polepszyła, gdy twój ojciec ponownie się ożenił?
– Tak i nie. – Joe puścił jej dłoń i sięgnął po kawę. – Ojciec był
wyraźnie szczęśliwszy. Macocha była miłą osobą, ale wychowywanie
cudzego dziecka nie jest łatwe. Nagle miała zastąpić mi matkę, a przecież
nic nas nie łączyło. Potem urodziły się ich wspólne dzieci, a ja czułem się
jeszcze bardziej samotny. Jakbym nie należał do tej rodziny. – Napił się
kawy i odstawił filiżankę na spodek. – Po śmierci ojca macocha nie musiała
dłużej udawać, że jesteśmy jedną, szczęśliwą rodziną.
Gdyby tylko opowiedział jej o tym wcześniej, zrozumiałaby traumy
i przeżycia, które go ukształtowały, i wiedziałaby, skąd brało się jego
zachowanie.
Odsunęła od siebie talerz i dotknęła jego dłoni.
– Żałuję, że nie dowiedziałam się o tym, gdy się poznaliśmy.
Spojrzał jej w oczy i uścisnął delikatnie jej dłoń.
– Nie pamiętam, kiedy ostatni raz komuś o tym opowiadałem. Nie lubię
o tym rozmawiać. Wielu ludzi przeszło dużo gorsze rzeczy.
– Tak, ale pobraliśmy się i powinnam cię lepiej rozumieć. – Spojrzała
na ich splecione dłonie. Obrączka na jego palcu przypominała jej, że to ona
odeszła. Czy zdejmie ją, gdy sfinalizują rozwód? Żołądek jej się ścisnął na
myśl, że Joe zacznie się z kimś spotykać. – Powinnam się bardziej postarać,
żeby cię poznać.
Joe pochylił się i dotknął jej policzka.
– To nie twoja wina. Miałaś swoje problemy. Byłaś po rozstaniu.
Juliette wyprostowała się na krześle.
– Wolałabym, żebyś przestał wracać do mojego byłego. Tak naprawdę
nigdy go nie kochałam. Trwałam w tym związku, żeby zadowolić rodziców.
Przyglądał jej się dłuższą chwilę.
– Ucieszyli się, gdy się rozstaliśmy?
Juliette westchnęła, garbiąc się lekko.
– Nie. Uważali, że zachowuję się zbyt impulsywnie i daję się ponieść
emocjom. Szybko urwałam dyskusję i od tego czasu niczego nie komentują.
– W tej sytuacji trudno się dziwić, że działałaś pod wpływem emocji.
Juliette spuściła wzrok, pochyliła się i zaczęła się bawić kawałkiem
croissanta leżącym na talerzyku.
– Ostatnio prawie ich nie widuję. Ciągle są zapracowani. Wiem, że
kariera zawsze była dla nich bardzo ważna, ale przez to czułam, że ja tak
mało dla nich znaczę. Zastanawiam się, czy coś się zmieni, gdy przejdą na
emeryturę. Jeśli przejdą.
Zapadła cisza.
Juliette zerknęła na Joego, ale wpatrywał się w przestrzeń, pogrążony
w myślach. Przyglądała się przez chwilę jego twarzy.
Zamieszał kawę, choć wiedziała, że nie słodził, i wpatrywał się
w filiżankę.
– Niektórzy żyją, żeby pracować, inni pracują, by móc żyć.
Juliette poruszyła się niespokojnie na krześle.
– Pewnie uważasz, że zachowuję się jak rozpuszczony dzieciak, który
chce, żeby życie rodziców kręciło się wokół niego.
Spojrzał jej w oczy.
– W ogóle tak nie myślę. Nie jest łatwo, gdy opiekunowie nie
wywiązują się z zadania tak, jak tego oczekujemy. Czasem przez
okoliczności, a czasem jest to kwestia osobowości.
Znów zapadła cisza.
– Byłam wpadką. Pomyłką. Wywróciłam ich życie do góry nogami.
Twarz Joego spochmurniała.
– Chyba nie powiedzieli ci, że cię nie chcą?
Juliette przygryzła wargę.
– Nie, nigdy… Małe dziecko w ich wieku musiało być niedogodnością.
Moi bracia mieli osiemnaście i dwadzieścia lat, większość czasu spędziłam
w towarzystwie niań i opiekunek, a potem w szkole z internatem, której
szczerze nienawidziłam. Chyba dlatego nauka nigdy za dobrze mi nie szła.
– Nie myśl, że jakiś głupi tytuł i kilka literek przed nazwiskiem
świadczy o twojej wartości. Jesteś inteligentna i bardzo utalentowana.
Juliette miała nadzieję, że jej kariera ilustratorki się rozwinie, ale po
śmierci dziecka nie była w stanie tworzyć. Nie potrafiła odnaleźć w sobie
chęci i siły, by cokolwiek zrobić, a motywacja dopiero teraz powoli
wracała.
– Dzięki.
Uśmiechnął się i wskazał ręką na jej filiżankę.
– Masz ochotę na dolewkę?
– Nie, dziękuję. – Wstała od stolika, podczas gdy Joe zbierał torby
z zakupami.
Zapłacił rachunek i po chwili byli już w drodze do hotelu. Gdy dotarli
na miejsce, Joe wręczył torby portierowi i ruszył razem z Juliette do
prywatnej windy, która zawiozła ich do apartamentu.
– Może odpoczniesz trochę przed kolacją? – spytał, gdy weszli do
środka. – Mam jeszcze kilka spraw, którymi muszę się zająć.
Juliette poczuła lekkie rozczarowanie.
– Długo ci zejdzie?
Pochylił się i pocałował ją w usta.
– Nie.
Joe spacerował ulicami Paryża, zastanawiając się nad tym, jak radził
sobie z trudnymi sytuacjami. Myślał o tym, co Juliette powiedziała
o swoich rodzicach, którzy ciągle byli zapracowani. Od dziecka uciekał
w naukę, a potem w pracę, żeby zapomnieć o problemach. Sukces,
bogactwo i spełnienie zawodowe nadawało sens jego życiu, dopóki nie
poznał Juliette.
Teraz czuł, jak wszystko się zmienia, fundamenty, na których zbudował
całe życie, ulegają przewartościowaniu. Nagle zaczął kwestionować własną
tożsamość – mężczyzny, który nikogo nie potrzebuje, nie angażuje się
emocjonalnie i zawsze zachowuje bezpieczny dystans.
Im więcej czasu spędzał z Juliette, tym wyraźniej widział, kim mógłby
się stać, gdyby uporał się z przeszłością. Byłby człowiekiem zdolnym do
miłości i zasługującym na nią. Nie musiałby dłużej tłumić wszystkich
uczuć. Mógłby pozwolić sobie na słabość i zmierzyć się ze wszystkim, co
szykuje mu życie.
Starał się zignorować to, co czuł do Juliette, i naprawdę dobrze mu szło.
Przekonał sam siebie, żeby nie błagać jej, by z nim została, nie opowiedzieć
jej prawdy o sobie. Gdyby postąpił inaczej, wszystko mogłoby się jakoś
ułożyć.
Teraz jednak uczucia powoli zaczynały wychodzić z ukrycia. Spojrzał
na obrączkę, którą wciąż miał na palcu. Nie miał pojęcia, czego Juliette
oczekuje. Może chce tylko spędzić z nim kilka dni przed powrotem do
Londynu?
Czy mógłby jeszcze zmienić jej zdanie?
Juliette wzięła prysznic, ubrała się i właśnie kończyła nakładać makijaż,
gdy Joe wrócił do hotelu. Ich spojrzenia spotkały się w lustrze.
– Zdążysz się przygotować? Kolacja jest o wpół do ósmej.
Uśmiechnął się lekko.
– Nie potrzebuję dużo czasu. – Wsunął dłoń w kieszeń marynarki
i wyciągnął prostokątne pudełeczko. – Znalazłem coś dla ciebie.
Juliette odwróciła się i uniosła brwi.
– Znalazłeś? Chcesz powiedzieć, że to leżało na chodniku? – spytała
z kpiną w głosie i pogroziła mu palcem. – Wydałeś już na mnie za dużo
pieniędzy.
Podał jej pudełeczko.
– Dlaczego miałbym cię nie rozpieszczać? – Pochylił się i pocałował ją
w czubek głowy – Mmm… Pięknie pachniesz.
– Zawsze używam tych perfum.
Musnął palcem jej brodę, a w jego ciemnych oczach czaiło się
pożądanie.
– Wiem. Czułem je w całym domu, gdy odeszłaś. – Spuścił wzrok,
jakby samo wspomnienie sprawiało mu ból. – No dalej. Otwórz.
Juliette spojrzała na pudełeczko i przesunęła palcem po złotym napisie
odciśniętym na czarnym, aksamitnym wieczku. Otworzyła i zamarła – na
poduszeczce mienił się diament na złotym łańcuszku, w towarzystwie
dwóch kolczyków do kompletu.
– Och, Joe, są przepiękne. – Wolała nie myśleć, ile kosztowały. Taką
biżuterię kupują tylko ci, którzy nie muszą patrzeć na cenę.
– Pozwól, że ci pomogę. – Głos miał lekko zachrypnięty, a twarz
nieprzeniknioną.
Podała mu pudełko i odwróciła się z powrotem do lustra, patrząc, jak
wyjmuje ostrożnie łańcuszek z diamentem. Poczuła dreszcz, gdy jego palce
musnęły skórę jej szyi, a chłodny diament spoczął na jej dekolcie. Podał jej
kolczyki, jeden po drugim, żeby mogła je zapiąć. Położył dłonie na jej
ramionach i przyjrzał się jej odbiciu.
– Wyglądasz oszałamiająco.
Juliette dotknęła zawieszki palcami, kolczyki migotały w jej uszach jak
gwiazdy.
– Mam nadzieję, że żadnego nie zgubię.
Uśmiechnął się smutno.
– W życiu można zgubić dużo cenniejsze rzeczy. – W jego głosie
pobrzmiewał smutek.
Dotknęła jego dłoni i ścisnęła ją. W jej oczach zamigotały łzy.
– Lepiej się przebierz. Zaraz wychodzimy.
Spojrzał na nią, jakby chciał coś powiedzieć, ale potem zmienił zdanie.
Ścisnął jej ramiona i odwrócił się, żeby się przebrać do kolacji.
Bankiet charytatywny odbywał się w sali balowej jednej z prywatnych
posiadłości, niedaleko hotelu, w którym się zatrzymali. Gdy dotarli na
miejsce, goście wypili już powitalne drinki we foyer i teraz zajmowali
miejsca przy stołach. Sala udekorowana była prostymi i eleganckimi
bukietami kwiatów, a papierowe rozety w pastelowych kolorach i wstążki
zastąpiły zdecydowanie mniej ekologiczne balony.
Joe najwyraźniej znał tu sporo osób i w drodze do stolika co chwilę
komuś ją przedstawiał. Uśmiechała się i ściskała dłonie kolejnych osób,
zastanawiając się w duchu, czy ktoś z nich wie o tym, jaki był status ich
małżeństwa.
Juliette usiadła obok Joego i kobiety o imieniu Marisa, która, jak się
okazało, była członkiem zarządu fundacji.
– Miło mi wreszcie panią poznać – powiedziała Marisa, uśmiechając się
ciepło. Spojrzała na Joego, który rozmawiał z siedzącym obok
mężczyzną. – Jesteśmy bardzo wdzięczni za wszystko, co razem z Joem
robicie dla naszej fundacji. Cieszę się, że mogła mu pani dziś towarzyszyć.
– Och, to Joe zajmował się zbieraniem funduszy. Obawiam się, że nie
miałam z tym dużo wspólnego.
Marisa położyła rękę na jej dłoni w geście współczucia.
– Nie musi pani nic tłumaczyć. To, przez co przeszliście, rozbiło
niejedno małżeństwo. Sama poroniłam pomiędzy pierwszym i trzecim
dzieckiem. To było traumatyczne doświadczenie. Codziennie go
wspominam. Daliśmy mu na imię Alexandre.
Juliette spojrzała w jej orzechowe oczy i po raz pierwszy od dawna
poczuła się mniej samotna.
– Tak mi przykro.
– W zeszłym miesiącu skończyłby dziesięć lat. Tak naprawdę nigdy
o tym nie zapomnisz. Niesiesz ze sobą ten bagaż przez całe życie. Miałam
szczęście, że urodziłam już jedno dziecko, w przeciwnym razie nie wiem,
czy odważyłabym się spróbować po raz trzeci. Ale cieszę się, że to
zrobiłam. Dziewczynki to moja największa radość.
Juliette przełknęła z trudem.
– Jak szybko… znów spróbowaliście? – spytała ostrożnie. Temat
kolejnego dziecka pojawił się w jej głowie, odkąd znów odwiedziła pokój
Emilii. Myśli kiełkowały gdzieś z tyłu głowy, ale ostatnio stały się coraz
wyraźniejsze. Już niedługo zacznie sobie wyobrażać, jak trzyma
w ramionach piękne niemowlę.
Żywe dziecko.
Dziecko Joego.
– Minęły miesiące – odparła Marisa. – Wybuchałam płaczem za
każdym razem, gdy patrzyłam na męża, ale zawsze chcieliśmy mieć dużą
rodzinę. Uznaliśmy, że to może nam pomóc. I udało się. To nie znaczy, że
nie opłakuję już Alexandre’a. Czasami jest naprawdę ciężko, ale razem
z Henrim parę lat po stracie dziecka założyliśmy tę fundację i to nam
bardzo pomogło. Wsparcie Joego jest dla nas bardzo ważne. Możemy
kontynuować badania i opłacać grupy wsparcia. Sam przechodził tak trudny
okres, ale postanowił nam pomóc.
Juliette znów poczuła wyrzuty sumienia. Być może Joe nie odwiedził
grobu ich córki, ale zrobił tak dużo dobrego i dzięki niemu inni ludzie nie
będą musieli przechodzić przez to, co oni. Nie próbowała go zrozumieć,
tylko go odepchnęła, odeszła i zostawiła go samego z całym tym bólem.
– Joe… jest bardzo dobrym i hojnym człowiekiem – powiedziała,
czując, jak przepełnia ją miłość do niego. Czuła to od chwili, gdy go
poznała, a uczucie rosło i dojrzewało. Pierwszy pocałunek, pierwsza
wspólna noc, która złączyła na zawsze ich losy, prowadząc do wspólnej
tragedii. Czy kiedykolwiek uda im się to przepracować?
Marisa ścisnęła delikatnie jej dłoń.
– Poczuje pani, gdy przyjdzie właściwy moment. Pewnie niepokój
nigdy nie minie, to zupełnie naturalne i nieuniknione, ale radość, gdy po raz
pierwszy bierzemy w ramiona dziecko, wynagrodzi każde cierpienie. Tego
uczucia nie da się z niczym porównać.
Juliette odwzajemniła uścisk.
– Dziękuję, że mi to pani opowiedziała. Tak trudno mi było
z kimkolwiek o tym rozmawiać. Niektórzy uważają, że już dawno
powinnam się otrząsnąć.
– Ale chyba nie Joe, prawda? – spytała Marisa, marszcząc brwi.
– Nie, on nie. – Juliette westchnęła. – Byłam dla niego bardzo
niesprawiedliwa. Pogrążyłam się we własnym bólu i nie zdawałam sobie
sprawy, że on czuje to samo, tylko wyraża to w innym sposób.
Marisa pokiwała głową ze zrozumieniem.
– Skąd ja to znam. Czasami wściekałam się na Henriego z byle powodu,
aż zrozumiałam, że w ten sposób przekierowywałam wszystkie emocje.
Z gniewem mogłam sobie jakoś poradzić, ale z tym przejmującym,
obezwładniającym bólem już nie. W końcu jednak wszystko jakoś
poukładaliśmy i potem byliśmy dużo silniejsi i staliśmy się sobie bliżsi.
Juliette nie mogła przestać myśleć o słowach Marisy, a tymczasem
zaczęła się bardziej oficjalna część bankietu. Wręczono nagrodę i Joe razem
z Juliette stanęli na podium. Rozbłysły flesze, a jeden z dziennikarzy
poprosił o wywiad. Joe powiedział parę słów o fundacji, umiejętnie
omijając tematy prywatne. Juliette nadal nie miała pojęcia, czego od niej
oczekiwał – czy to miała być krótka przygoda przed rozstaniem, czy chciał,
żeby z nim została.
Silniejsi i bliżsi sobie…
Czy te słowa będą się kiedyś odnosić do nich? Czuła teraz wyraźnie, że
chce żyć dalej. Być silniejszą od gniewu, który w końcu rozproszył się
niczym mgła po wschodzie słońca. Zrozumiała, że aby uleczyć rany,
pragnie spełnić swoje największe marzenie – stworzyć rodzinę. Być
w szczęśliwym związku, wychowywać razem dzieci w domu pełnym
miłości i wsparcia.
Czas podobno leczy rany, ale czy miłość nie jest potężniejszym
lekarzem?
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Wracali do hotelu w ciszy. Juliette miała tyle pytań, tak wiele
wątpliwości i nadziei. Gdy znaleźli się w pokoju, odwróciła się i spojrzał na
niego.
– Joe? Żałuję, że nie wiedziałam o twoim zaangażowaniu w fundację.
To dla mnie wiele znaczy. Starałeś się pomóc osobom w podobnej sytuacji.
Przepraszam, że odcięłam się od ciebie i unikałam kontaktu.
Zdjął marynarkę i powiesił ją na krześle. Usta miał zaciśnięte,
a w oczach widać było ból.
– Z jednej strony cieszyłem się, że nie odbierasz moich wiadomości.
Bałem się, że to cię zdenerwuje. Kiedy rozmawialiśmy o dziecku… –
zamilkł na moment. – Widzę, jak to na ciebie wpływa. Sprawia ci ból.
Podeszła do niego ze łzami w oczach i objęła go.
– Unikanie rozmowy o niej boli mnie jeszcze bardziej. Utrata Emilii
zawsze będzie dla mnie bolesna, to normalne i nieuniknione. Przeżyliśmy
wielką tragedię, ale chciałabym żyć dalej najlepiej, jak potrafię, a to
oznacza rozmawianie o tym, co czujemy.
Joe położył dłoń na jej twarzy i spojrzał na nią czule.
– Gdy nasze dziecko umarło, czułem się bezsilny. Wspieranie fundacji
było jedyną rzeczą, która dawała mi poczucie, że działam i mam na coś
wpływ. Uznałem, że w ten sposób mogę sprawić, że kogoś ominie podobna
tragedia. To mi pomogło poradzić sobie z bólem. Próbowałem przekuć go
w coś pozytywnego. Nie chciałem być jak mój ojciec, który całe lata żył
pogrążony w żałobie.
Juliette gładziła go po twarzy.
– To, co zrobiłeś, było wspaniałe. Pokazuje, że jesteś dobrym
i wrażliwym człowiekiem.
Pochylił się i przysunął usta do jej twarzy.
– Nie rób ze mnie bohatera, tesoro. Wiele rzeczy zrobiłem nie tak.
Juliette objęła go za szyję.
– Pocałuj mnie, Joe. Kochaj się ze mną.
Przyciągnął ją do ciebie, obejmując ciasno silnymi ramionami,
i pocałował miękko i namiętnie. Wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni,
jakby była lekka jak piórko. Postawił przed sobą i zaczął rozbierać. Juliette
nie pozostała dłużna i zaczęła ściągać z niego ubranie. Już po chwili oboje
byli nadzy na łóżku, w miłosnym uścisku.
Joe pocałował ją, tym razem mocniej i zachłanniej. W dole brzucha
czuła pulsujące napięcie, które rozlewało się między jej udami. Błądził
ustami po jej szyi, dekolcie i obojczykach, aż do delikatnych wzgórków
piersi. Jego język sprawiał, że wstrząsały nią cudowne dreszcze, sutki
stwardniały, ciało zrobiło się ciężkie i rozpalone, jej pragnienie rosło
z każdą chwilą.
Wsunął dłoń pod jej pośladki.
– Dio mio, tak bardzo cię pragnę. – Jego głos był niski i zdyszany.
Znów ją pocałował, a potem odsunął się, żeby wziąć prezerwatywę.
Juliette miała ochotę powiedzieć mu, żeby tego nie robił, mogliby
zrezygnować z zabezpieczenia i spróbować znów spłodzić dziecko, ale
uznała, że zostawi tę rozmowę na kiedy indziej. Najpierw chciała się
upewnić, jakie są jego plany i uczucia. Nigdy nie powiedział, że ją kocha,
ale czuła, że mu na niej zależy. Bardziej, niż był skłonny przyznać. A czy
ona nie zachowywała się w ten sam sposób? Nigdy nie wyznała mu uczuć.
Jeszcze nie.
Joe założył prezerwatywę i wrócił do niej. W jego ciemnych oczach
płonął ogień namiętności.
– Tak się cieszę, że przyleciałaś ze mną do Paryża.
Juliette pocałowała go delikatnie w usta.
– Ja też się cieszę – odparła, oplatając nogą jego biodro.
Uśmiechnął się seksownie i nachylił się nad nią.
– Na czym skończyliśmy?
W nocy znów się kochali. Światło księżyca wpadało przez okno,
okrywając jej ciało srebrną poświatą. Wyglądała jak anioł, który zstąpił
z nieba i położył się przy nim. Czuł się jak w niebie, mogąc trzymać ją
w ramionach. Kochać się z nią, czuć jej ciało tak blisko, widzieć, jak
reaguje na jego dotyk.
Jej dłoń wędrowała w dół, aż sięgnęła po jego członek.
– Nie śpisz? – szepnęła.
Jęknął, gdy jego ciałem wstrząsnął dreszcz rozkoszy.
– Już nie.
Spojrzała na niego, uśmiechając się zalotnie.
– Mam przestać?
Joe miał wrażenie, że umarłby, gdyby przestała. Obrócił ją na plecy
i pochylił się nad nią, wspierając się na przedramionach.
– Może teraz ja ci się zrewanżuję? – Dotknął jej piersi, pieszcząc sutek,
i patrzył na jej reakcję; przyspieszony oddech, rozchylone usta, wzrok
utkwiony w jego ustach. Jego dłoń powędrowała niżej, do jej pępka.
– Och… – jęknęła, rozchylając nogi. – Tak…
Joe przesunął się niżej i zaczął ją pieścić ustami. Seksu z nią nie dało się
porównać z niczym, czego do tej pory doświadczył. Jej reakcje na każdy
dotyk rozpalały go jeszcze bardziej. Rozkoszował się każdym ruchem jej
ciała, dotykiem, muśnięciem ust, jakby wszystkie nerwy w ciele weszły
w ten niezwykły rejestr.
Juliette opadła na poduszki, policzki miała zarumienione, a oczy jej
błyszczały.
– A teraz pora na rewanż.
– Czy to obietnica?
Uśmiechnęła się i usiadła, popychając go na plecy.
– A jak myślisz?
Usiadła na nim i przesunęła się niżej, aż jej usta znalazły się przy jego
członku.
Wstrzymał oddech.
– Nie jestem w stanie teraz myśleć.
– Więc nie myśl. Skup się na doznaniach. – Gdy wzięła go w usta,
wszystko odpłynęło. Liczyła się tylko potężna, upajająca rozkosz. Pieściła
go ustami, drażniła językiem, aż zatracił się całkowicie w nieziemskiej,
wirującej ekstazie.
Powrócił na ziemię z głębokim jękiem zadowolenia i przyciągnął ją do
siebie, aż położyła się na nim. Gładził ją po plecach, czując bicie jej serca
i włosy pieszczące jego skórę. Słuchał, jak jej oddech powoli się uspokaja,
a ona odpływa i zapada w sen.
Po dłuższej chwili również zamknął oczy, ale minęło jeszcze sporo
czasu, zanim zasnął…
W poniedziałkowy poranek Joe obudził się trochę później niż zwykle.
Odwrócił się, żeby przytulić Juliette, ale miejsce obok niego było puste.
W pierwszej chwili poczuł panikę, która ścisnęła jego pierś niewidzialnymi
kleszczami – nagłe, bolesne wspomnienie wszystkich poranków, gdy budził
się bez niej. Potem jednak usłyszał, że krzątała się w łazience, i odetchnął
z ulgą.
Weekend spędzili w Paryżu i dziś po południu wracali do Włoch. Nie
pamiętał, kiedy ostatnio przepełniała go tak żywa nadzieja – że ich związek
ma szansę przetrwać, odbudować się i odnowić. Juliette początkowo
zgodziła się zostać na parę tygodni, ale co dalej? Chciał, żeby została
dłużej. Miał nadzieję, że ich małżeństwo odżyje i zaczną wszystko od
nowa, zbudują związek na porozumieniu, które udało im się osiągnąć, gdy
spędzili ze sobą więcej czasu i wyjaśnili wiele spraw.
Juliette wróciła z łazienki, wykąpana i już ubrana.
– Dzień dobry, śpiochu. – Uśmiechnęła się promiennie.
– Cóż, zmęczyłaś mnie w nocy. – Odwzajemnił uśmiech i wstał.
– Joe? – zaczęła, a w jej oczach czaiło się coś dziwnego.
Podszedł do niej i przesunął dłonią po jej ramieniu.
– O co chodzi, cara?
Milczała przez chwilę, po czym powiedziała:
– Powiedziałam, że musimy być ze sobą szczerzy w kwestii tego, co
czujemy, pamiętasz? No więc… nie chcę się rozwodzić.
Joe przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił, czując obezwładniającą
ulgę.
– Ja też nie chcę. Pragnę, żebyś ze mną została. – Jego głos był
ochrypły od dławiących go emocji, a serce ścisnęło się z radości. –
Zaczniemy wszystko od początku. Pojedziemy na prawdziwy miesiąc
miodowy. Możemy nawet odnowić przysięgę małżeńską.
Odsunęła się lekko i spojrzała mu prosto w oczy.
– Ale dlaczego? Powiedz mi, czemu chcesz ciągnąć to małżeństwo?
– Przecież wiesz – powiedział, czując rosnący niepokój. – Dobrze nam
ze sobą. Rozumiemy się.
Spojrzała na jego usta.
– Małżeństwo to nie tylko seks, Joe. – Znów spojrzała mu prosto
w oczy. – Kocham cię.
Joe wiedział, że powinien odpowiedzieć tym samym, wypełnić
narastającą między nimi ciszę dwoma wyświechtanymi słowami, ale
w ustach mu zaschło, a oddech zamarł w piersi. Nigdy nikomu tego nie
powiedział. Nawet ojcu i babci. Okazywał to w inny sposób, ale
wypowiedzenie tego na głos obudziłoby w nim coś, czego tak bardzo się
obawiał.
– Wiesz, że mi na tobie zależy, cara – zdołał w końcu wydusić.
Jej twarz się zmieniła, w oczach pojawił się ból.
– Nie chcę, żeby ci na mnie zależało. Chcę, żebyś mnie kochał. I chcę
też, żebyśmy znów postarali się o dziecko. Jestem już gotowa. Proszę
powiedz, że ty też.
Nie był w stanie odetchnąć. Nagle zrobiło mu się słabo, poczuł się
zdezorientowany. Ogarnęła go panika. Kolejne dziecko… kolejna ciąża…
dziewięć miesięcy strachu, przerażenia i bólu.
Joe puścił jej dłoń, próbował odetchnąć, odzyskać równowagę
i poczucie bezpieczeństwa.
– Nie tak prędko… Nie jestem nawet w stanie o tym myśleć. Nie teraz.
Zmarszczyła brwi, otworzyła i zamknęła usta, jakby nie wiedziała, co
powiedzieć. Potem odetchnęła.
– Joe – jej głos był spokojny i opanowany – wiem, że boisz się, że coś
się może stać mnie albo dziecku. Pewnie większość mężów ma podobne
obawy, gdy się ich o to zapyta, zwłaszcza jeśli przeszli przez to, co my. Ale
postaramy się o najlepszą opiekę medyczną i będziemy mieć nadzieję, że
tym razem się uda.
Joe przesunął dłonią po włosach, miał wrażenie, że mózg zaraz mu
eksploduje od natłoku myśli.
– Nie jestem gotowy, żeby o tym rozmawiać.
– Ale jeśli będziemy razem, musimy rozmawiać również o trudnych
sprawach. Właśnie ten błąd popełniliśmy w przeszłości. Zamiataliśmy
sprawy pod dywan, zamiast stawić im czoło.
– Nie chcę o tym rozmawiać. Nie ma mowy.
Otworzyła szerzej oczy i pobladła.
– Nigdy?
Potarł twarz dłonią, pierś miał tak ściśniętą, że z trudem oddychał.
Głowa mu pulsowała, a żołądek skręcał się z niepokoju. Chciał, żeby do
siebie wrócili, niczego tak nie pragnął, ale kolejna ciąża, która mogła się
skończyć tak samo, to było dla niego za dużo.
– Posłuchaj… Chciałbym, żebyśmy do siebie wrócili, naprawdę, ale nie
ma mowy o kolejnym dziecku. To nie podlega dyskusji. Po prostu nie
jestem w stanie. Przepraszam.
– Ale myślałam, że ci na mnie zależy? Myślałam, że może nawet…
mnie kochasz, choć nie chcesz tego powiedzieć.
Joe nie sądził, że kiedykolwiek doświadczy miłości. Tłumił w zarodku
każde uczucie, z którym nie umiał sobie poradzić. Odetchnął głęboko.
– Mówiłem, że mi na tobie zależy.
– Ale mnie nie kochasz – powiedziała głucho. W jej głosie słychać było
smutek i rezygnację.
Joe przełknął nerwowo.
– Nikt wcześniej nie wzbudził we mnie takich uczuć, ale nie mogę
zagwarantować, że to jest miłość.
Spojrzała mu uważnie w oczy. Miała wrażenie, jakby historia zatoczyła
koło.
– W dzieciństwie zastanawiałam się, czy jestem kochana tak samo, jak
moi bracia, i nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że nie spełniam oczekiwań
rodziców. Czułam się obco we własnej rodzinie. Nie chcę, żeby tak
wyglądało moje małżeństwo. Pragnę szczerości i partnerstwa.
Co jeszcze mógł dodać? Był z nią szczery.
– Przykro mi, że tak się czułaś, dorastając. Wiem, jak to jest żyć
w poczuciu samotności i wyobcowania, ale nasze małżeństwo może być
udane bez tego wyidealizowanego, przeromantyzowanego wyobrażenia,
o którym mówisz.
– Pewnie mogłabym pogodzić się z tym, że mnie nie kochasz –
powiedziała Juliette. – Wiedziałam to, gdy za ciebie wychodziłam. Ale chcę
mieć kiedyś dziecko. To nie musi być teraz, ale jak możemy być razem,
skoro nawet nie chcesz o tym rozmawiać?
– Oczywiście, że możemy być razem – powiedział Joe, z trudem
zachowując spokój. – Miniony tydzień był tego najlepszym dowodem.
Wiele się zmieniło, dużo lepiej się znamy i…
– Wiem, ale to za mało. – Przerwała mu i wyprostowała się, jakby
wstąpiła w nią nowa siła. – Chcę mieć rodzinę, Joe. Pragnę być matką. Nie
mogę mieć pewności, że to się uda, zwłaszcza po tym, co się stało, ale i tak
chcę spróbować.
Czuł rosnącą panikę, niczym zwierzę złapane w sidła, z których chce się
jak najszybciej wydostać.
– Wiem, że posiadanie dzieci dla wielu ludzi jest bardzo ważne, ale
próbowaliśmy i prawie nas to zniszczyło. Nie lepiej dać sobie spokój?
Możemy mieć wspaniałe życie, podróżować, spełniać marzenia.
Spuściła oczy, jej twarz posmutniała.
– Nigdy jej nie chciałeś, prawda? Tak naprawdę nigdy nie chciałeś mieć
dziecka. Dlatego nie chcesz spróbować jeszcze raz. Masz zupełnie inny
plan na życie.
– To nieprawda. Pragnąłem tego dziecka tak samo jak ty…
– Więc odpowiedz szczerze. Czy kiedykolwiek będziesz jeszcze chciał
mieć dzieci?
Zapadła cisza.
– Nie wiem. Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. – W końcu udało
mu się wydusić z siebie te słowa.
Jej szarobłękitne oczy zamieniły się w dwa zimne jeziora, których
powierzchnia pokryła się lodem.
– Chyba już wszystko rozumiem. Przepraszam, że tyle mi to zajęło –
powiedziała lodowatym tonem. – Chodzi o to, że nie chcesz mieć dziecka
ze mną. To ja jestem problemem.
– To nieprawda – powiedział Joe, próbując znaleźć jakieś wyjście z tej
nieszczęsnej rozmowy. Miał wrażenie, że stąpa po ruchomych piaskach,
z każdym krokiem zapada się coraz głębiej i tonie. Czy to możliwe, że
znów ją straci?
Ale… kolejne dziecko?
Nie. Nie. Nie da rady znów przez to przejść.
– Jeśli nie chcesz być ojcem mojego dziecka, to pora się pożegnać.
Nie! W środku skręcał się, błagał ją, żeby została, ale wołanie pozostało
nieme. Joe zacisnął usta, nie chcąc pokazać, co naprawdę czuje.
Wydostanie się z tego bagna i odzyska kontrolę. Robił to już w przeszłości
i teraz też mu się uda. Nie miał innego wyjścia.
– Szantaż nie jest w twoim stylu, Juliette. Powinnaś się już zorientować,
że na mnie to nie działa.
Uniosła głowę i popatrzyła mu prosto w oczy.
– Więc znaleźliśmy się w martwym punkcie.
– Nie bądź śmieszna – zaczął.
– Nie jestem śmieszna – przerwała mu. – Myślę racjonalnie. Jaki jest
sens trwać w tym małżeństwie, jeśli jedno z nas nie dostanie tego, czego
pragnie? Z czasem cię znienawidzę za to, że przez ciebie nie mam rodziny,
której tak pragnę.
Joe podszedł do Juliette, ale jej nie dotknął. Gdyby to zrobił, zgodziłby
się na wszystko. Nie mógł ryzykować. Potrzebował czasu, żeby przemyśleć
wszystko, co mu powiedziała.
– Związki zawsze opierają się na kompromisie – odparł, zszokowany
spokojem swojego głosu, gdy w środku rozpadał się na kawałki.
Juliette spojrzała na niego ze spokojem.
– Wiem coś na ten temat. Po ślubie to ja zmieniłam całe swoje życie
i dostosowałam się do ciebie. Ale na taki kompromis nie jestem gotowa.
Gdybyś mnie kochał, zrozumiałbyś, jakie to dla mnie ważne.
– Więc może cię nie kocham.
Jakiś głos w jego głowie krzyczał, że właśnie popełnił olbrzymi błąd,
podczas gdy drugi głos zapewniał go, że w końcu jest bezpieczny.
Juliette wzdrygnęła się, jakby wymierzył jej policzek, i Joe poczuł do
siebie nienawiść. Ale czy tak nie będzie lepiej? W głębi duszy zawsze
wiedział, że na nią nie zasługuje. Nie był dla niej wystarczająco dobry.
Zniszczy jej życie.
– Chyba już wszystko sobie powiedzieliśmy. – Jej głos był prawie
spokojny i obojętny, ale widział, jak bardzo ją zawiódł. – Nie wrócę z tobą
do Włoch. Polecę prosto do Londynu.
Te słowa były jak cios prosto w serce, ale nic nie mógł zrobić.
Juliette odwróciła się i zaczęła się pakować.
Powstrzymaj ją. Powiedz jej prawdę. Powiedz jej, co tak naprawdę
czujesz. Nie pozwól jej odejść.
Joe jednak nie słuchał. Wyszedł do łazienki, a gdy po kilku minutach
wrócił do pokoju, jej już nie było.
Juliette nie wiedziała nawet, jak dotarła na lotnisko i kiedy znalazła się
w samolocie do Londynu.
Joe nie chce kolejnego dziecka.
Joe jej nie kocha.
Nigdy jej nie kochał.
Jak mogła uwierzyć, że było inaczej? Przez chwilę żyła w wymyślonej
przez siebie rzeczywistości, gdzie mogła ukryć się przed bólem – gdzie
narodziny kolejnego dziecka umocnią ich związek. Jak mogła być tak
naiwna?
Co było z nią nie tak, że zawsze pragnęła miłości, której nie mogła
mieć?
Nigdy nie była pewna, czy rodzice ją kochali, nie miała poczucia, że ich
miłość jest bezwarunkowa. Sądziła, że musi na nią zasłużyć. Myślała, że
Harvey ją kochał – uwierzyła mu, ale kłamał.
Skuliła się na siedzeniu i patrzyła niewidzącym wzrokiem przez okno
samolotu. Serce jej pękało i cały świat rozpadał się na kawałki.
To naprawdę był koniec.
Jej małżeństwo przestało istnieć i nic już nie można było na to poradzić.
Przez chwilę miała nadzieję, że mogło być inaczej, ale ta nadzieja
została jej brutalnie odebrana. Gdy ją całował, dotykał i pieścił, czuła, że ją
kocha. Jak mogła być taka głupia?
Teraz musiała zacząć wszystko od nowa. Miała przed sobą całe życie.
Poczuła bolesny skurcz w sercu.
Życie bez Joego…
Po odejściu Juliette Joe rzucił się w wir pracy. Zawalenie się konstrukcji
mostu w Hiszpanii okazało się w tej sytuacji pomocne, bo mógł się skupić
na rozwiązywaniu problemów innych ludzi, dzięki czemu nie myślał o tym,
czego nie potrafił naprawić. Choć praca dawała mu dużo satysfakcji, nie
potrafił już wypełnić pustki po Juliette.
Był niczym naruszona konstrukcja budynku, a praca była jedynie
tymczasowym rozwiązaniem, które nie zapewni długoterminowej
stabilności.
Stoicyzm, poleganie jedynie na sobie, poczucie kontroli i panowanie
nad emocjami – narzędzia, które nigdy go dotąd nie zawiodły, teraz okazały
się bezskuteczne. Były niczym korniki, które powoli i cicho niszczą
konstrukcję.
Od czego zacząć naprawę tak poważnych zniszczeń?
Znał odpowiedź na to pytanie: musiał zacząć od początku.
Grób matki Joego był zarośnięty i opuszczony. Widząc to, poczuł wstyd
i wyrzuty sumienia. Ukląkł i zaczął wyrywać gęste chwasty. Wstawił do
kamiennego wazonu świeże kwiaty i spojrzał na napis na marmurowym
nagrobku.
„Giovanna Giulia Allegranza
Kochająca żona i matka
Na zawsze w naszej pamięci”.
Nigdy nie poznał matki i nic o niej nie wiedział, ale jakimś cudem czuł,
że bardzo go kochała. Był wzruszony, że ojciec tak nalegał, aby na
nagrobku znalazło się słowo „matka”, choć Giovanna nigdy nie miała syna
w ramionach. Dlaczego wcześniej nie zwrócił na to uwagi? Gdy ojciec
zabierał go na cmentarz, Joe stał ponuro, wpatrując się w ziemię, podczas
gdy ojciec sprzątał grób, a łzy płynęły mu po policzkach. Odrzucało go to,
że ojciec jest tak słaby, nie potrafi panować nad emocjami i kocha żonę zbyt
mocno.
Dlaczego wyrobił sobie tak toksyczne pojęcie o męskości? Dlaczego
przez tyle lat odmawiał sobie prawa do odczuwania tego, co jest tak do
głębi ludzkie? Zdolność czucia i wyrażania szczerych emocji, umiejętność
poddania się temu, co nieuniknione.
Dopuszczenie do siebie głębokiej i prawdziwej miłości do Juliette.
Wiedział już, że praca nigdy nie wypełni pustki, którą po sobie
zostawiła. Jego miłość była trwała i niewzruszona jak fundamenty, na
których mogą budować wspólną przyszłość.
Joe wstał i rozejrzał się dookoła. Na nagrobkach wyrytych było tyle
historii. Niektórzy mieli szczęście i dożywali dziewięćdziesiątki, inni, jak
Emilia, nie przetrwali dziewięciomiesięcznej ciąży. Niektórzy umierali
w dzieciństwie lub w średnim wieku. Żałoba nie znała liczb, była ludzką
reakcją na utratę kochanej osoby. Nieważne, ile mieli lat – po ich odejściu
pozostaje tęsknota.
Tak jak on tęsknił za córeczką…
Ból ścisnął go za serce; zamrugał, walcząc ze łzami. Czy będzie
w stanie to zrobić? Odwiedzić ten maleńki grób i stanąć twarzą w twarz
z rozpaczą, która zabijała go od środka?
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Juliette szkicowała w swoim mieszkaniu w Londynie, choć jej myśli
wciąż krążyły wokół Joego. Nie odzywał się od jej wyjazdu z Paryża. Nie
oczekiwała tego. Wszystko zostało już powiedziane, ale gdy usłyszała
dzwonek do drzwi, zamarła. Czyżby…?
Otworzyła i zgarbiła się lekko.
– Och… cześć, mamo… – Ton jej głosu nie był zbyt zachęcający, choć
bardzo tęskniła za czyimś towarzystwem. Czymkolwiek, co choć na chwilę
zajęłoby jej myśli.
– Przyszłam nie w porę? – spytała Claudia.
Juliette zmusiła się do uśmiechu.
– Skądże. Właśnie rysowałam… – Zaprowadziła matkę do kuchni,
gdzie zostawiła wszystkie przybory.
Claudia spojrzała na szkice.
– A więc wróciłaś do pracy?
– Tak jakby. – Juliette pozbierała kartki na kupkę. – Myślę o tym, żeby
stworzyć książeczkę na temat śmierci. Pomyślałam, że to mogłoby pomóc
dzieciom, które tracą rodzica lub kogoś bliskiego. Choćby ukochane
zwierzę.
– To wspaniały pomysł – powiedziała Claudia, siadając na krześle. Po
chwili spytała: – Podpisaliście już dokumenty rozwodowe?
Juliette nie powiedziała matce o wyjeździe do Włoch ani weekendzie
w Paryżu i nagle zdała sobie sprawę, jak niezręcznie będzie opowiedzieć jej
o tym.
Usiadła naprzeciwko Claudii.
– Posłuchaj, mamo… przez chwilę zastanawiałam się, czy do niego nie
wrócić. Spotkaliśmy się na ślubie Lucy i Damona, a potem pojechałam do
Positano, żeby się z nim zobaczyć. Zostałam na tydzień i naprawdę miałam
nadzieję, że uda nam się to odbudować. Dowiedziałam się, że jego matka
zmarła przy porodzie, czy to nie okropne? Zdałam sobie sprawę, że go
kocham. Wiem, że może ci się to wydać trochę głupie, ale chyba
zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. Poza tym chcę mieć
kolejne dziecko, ale on nawet nie chce o tym słyszeć. Nie mogę pójść na
taki kompromis. Wiem, że nie ma pewności, że kiedykolwiek urodzę
zdrowe dziecko, ale chcę spróbować.
Claudia wzięła ją za rękę.
– Kochanie, to wcale nie brzmi głupio – westchnęła. – Może wydaję ci
się opanowana i zawsze racjonalna, ale pozory mylą. W środku nie zawsze
taka jestem. Zakochałam się w twoim ojcu w podobny sposób. To było tak
nagłe, uderzyło we mnie jak grom z jasnego nieba. Poza tym zawsze
miałam wrażenie, że muszę udowodnić coś jego rodzicom, a twoim
dziadkom, żeby zrozumieli, dlaczego twój ojciec mnie wybrał.
– Naprawdę? Myślałam, że babcia i dziadek cię uwielbiają.
– To prawda – uśmiechnęła się Claudia – w końcu mnie pokochali, ale
głównie dlatego, że robiłam wszystko, by się im przypodobać. Studia
magisterskie, a potem doktorat. W ten sposób udowadniałam im, że jestem
inteligentna i warta ich syna. – Posmutniała. – Gdy zaszłam z tobą w ciążę,
właśnie rozpoczęłam studia doktoranckie. Nie mogłam z nich zrezygnować,
ale serce mi pękało, że nie mogę poświęcać ci wystarczająco dużo czasu.
Nienawidziłam się za to, ale z drugiej strony nie potrafiłabym zostawić
studiów. Poza tym byłam już starsza i cóż, nie miałam tyle energii co
kiedyś.
– Och, mamo… – Juliette wstała i podeszła, żeby ją objąć. – Chyba
większość matek czuje podobnie.
– Chciałabym, żebyś była szczęśliwa, kochanie. Ostatnie miesiące były
dla ciebie takie trudne, ale z tego, co mówisz, Joemu również nie było
łatwo. Pewnie przez całą ciążę odchodził od zmysłów. Nic dziwnego, że nie
chce znów przez to przechodzić. Nie chciałby ryzykować, że może cię
stracić.
Juliette odsunęła się od matki.
– On mnie nie kocha, mamo. Powiedział mi, że mu na mnie zależy, ale
to za mało. Chcę, żeby mnie kochał.
Claudia zmarszczyła brwi.
– Jesteś pewna, że cię nie kocha? Nauka nauczyła mnie jednego:
zawsze dokładnie badaj dowody. Przyglądaj się każdej informacji,
sprawdzaj dwa razy i zawsze patrz trzeźwym okiem. Mężczyźni nie zawsze
potrafią okazywać emocje, czasem nawet nie zdają sobie sprawy, co czują.
Latami są uczeni, żeby tłumić uczucia, więc trudno im się otworzyć wtedy,
kiedy powinni.
Czy Claudia może mieć rację? Ale dlaczego Joe pozwolił jej odejść?
Dlaczego nie zadzwonił ani nie napisał?
– Sama nie wiem… – Westchnęła. – Czasem miałam wrażenie, że mnie
kocha. Jest taki dobry i szczodry. Ale od powrotu z Paryża nie odezwał się
do mnie. Gdyby mu na mnie zależało, to chyba szukałby kontaktu?
– Zawsze oczekujemy, że inni zareagują tak, jak sami byśmy
zareagowali, ale każdy z nas radzi sobie z problemami na swój sposób –
powiedziała Claudia. – Joe wygląda mi na człowieka, który potrzebuje
czasu, żeby sobie wszystko przemyśleć, a dopiero potem działa. Po prostu
trwa to dłużej, niż byś chciała.
– A jeśli się mylisz?
Claudia uśmiechnęła się ciepło.
– Spójrz na dowody, kochanie.
Po wyjściu Claudii Juliette poszła do kwiaciarni, a potem pojechała na
grób Emilii, który znajdował się w małej wiosce pod Londynem. Pogoda
była przepiękna, świeciło słońce, a różane krzewy mieniły się pełnią barw,
wypełniając powietrze słodkim zapachem.
Juliette ruszyła do grobu córeczki i już z daleka coś przykuło jej wzrok.
Przy marmurowym nagrobku siedział pluszowy miś w różowej spódniczce
baletnicy. Uklękła i wzięła przyczepioną do niego karteczką.
„Dla mojej kochanej Emilii.
Zawsze będę cię kochał, mio piccolo.
Odpoczywaj w pokoju,
Papa”.
Od razu poznała jego charakter pisma. Był tutaj, i to niedawno.
Odwiedził grób Emilii po raz pierwszy od jej śmierci.
A to znaczy, że był w Anglii.
Juliette odwróciła się i rozejrzała po cmentarzu, ale oprócz starszej pary
stojącej przy grobie nieopodal wokół było pusto. Zgarbiła się lekko
i wstawiła kwiaty do wazonu. To, że tu przyjechał, nie oznacza, że zamierza
się z nią zobaczyć.
Co jeszcze mógłby jej powiedzieć?
„Więc może cię nie kocham”.
Te słowa ją prześladowały, niszcząc resztki nadziei.
Juliette wracała do Londynu z ciężkim sercem. Skręciła w swoją uliczkę
i zobaczyła, że ktoś czeka pod jej drzwiami. Serce jej podskoczyło, a krew
zaczęła szybciej krążyć w żyłach. Próbowała zachować spokój, choć
w środku wszystko w niej szalało.
Podeszła do niego, zachowując spokój na twarzy, choć serce waliło jej
bardzo mocno.
– Witaj – zabrzmiało to chłodno i oficjalnie, jakby zwracała się do
domokrążcy.
– Możemy porozmawiać w środku? – Joe miał lekko zachrypnięty głos.
– Tak – odparła i otworzyła drzwi. Zapach jego perfum podziałał na jej
zmysły jak narkotyk. Chciała go dotknąć, znaleźć się w jego ramionach,
kochać się z nim.
Drzwi się za nimi zamknęły i zapadła cisza.
– Widziałam misia, którego zostawiłeś – powiedziała w końcu Juliette.
– Tak, byłem rano na cmentarzu. Czy kiedykolwiek mi wybaczysz?
Nienawidzę się za to, że byłem taki ślepy i nie rozumiałem, co do ciebie
czuję.
Juliette odetchnęła głębiej, starając się nie robić sobie złudnych nadziei.
– A co do mnie czujesz?
Uśmiechnął się i wziął ją za rękę.
– Kocham cię. Myślę, że pokochałem cię już tamtej pierwszej nocy, ale
odpychałem od siebie to uczucie i sam przed sobą nie chciałem się do tego
przyznać. Zachowałem się potwornie, nie potrafię sobie tego wybaczyć.
Byłem przerażony tym, że chcesz mieć kolejne dziecko. Spanikowałem.
Czy powinna mu zaufać? Zaryzykować, że znów złamie jej serce?
– Skąd mogę wiedzieć, że teraz jesteś szczery? Może po prostu chcesz,
żebym do ciebie wróciła?
Ścisnął mocniej jej dłoń.
– Nie dziwię się, że masz wątpliwości. Byłem przerażony myślą
o dziecku, ale nie powinienem się tak zachować. To było okrutne. Ale
kocham cię całym sercem. Nie potrafię sobie wyobrazić życia bez ciebie.
– Nie mówisz tego tylko po to, żeby mnie odzyskać?
– Mówię to, bo to prawda. Tylko przy tobie mogę być naprawdę sobą –
stać się człowiekiem, którym powinienem być. Dzięki tobie jestem tym,
kim zawsze chciałem być. Nie sądziłem, że jestem zdolny do tak głębokich
uczuć.
– Och, Joe… – Zamrugała, walcząc ze łzami. – Tak się boję, że znów
zostanę zraniona. Utrata ciebie i dziecka była najgorszą rzeczą, jaka mnie
kiedykolwiek spotkała.
Podniósł jej dłoń do ust i patrzył w oczy.
– Nie stracisz mnie, cara. Zawsze będę przy tobie. Nie mogę
zagwarantować, że nie stracimy kolejnego dziecka. Nikt nam tego nie
zagwarantuje, ale możesz być pewna, że nigdy cię nie opuszczę.
Poczuła, jak w jej piersi rozkwita nadzieja.
– A więc myślisz o tym, żeby mieć kolejne dziecko?
Przyciągnął ją do siebie, a jego oczy pełne były ciepła i miłości.
– Pewnie będę wrakiem nerwowym przez całą ciążę, ale będzie warto,
jeśli los da nam dziecko. Prześladuje mnie myśl, że mogę cię utracić, tak
jak mój ojciec stracił żonę, ale kiedy odwiedziłem grób matki…
– Byłeś na jej grobie?
Joe uśmiechnął się ze smutkiem.
– Tak, choć zrobiłem to zdecydowanie zbyt późno. Teraz widziałem to
zupełnie inaczej, niż gdy byłem dzieckiem. Patrzyłem na groby
i zrozumiałem, że nikt nam nie zagwarantuje, że w pewnym momencie nie
doświadczymy bólu i straty. To część życia, której nikt nie uniknie. Bycie
w pełni człowiekiem oznacza zdolność do dawania, przyjmowania
i okazywania miłości.
Pogłaskał ją po twarzy, patrząc jej głęboko w oczy.
– Bardzo cię kocham. Nie potrafię znieść myśli, że mógłbym spędzić
choćby chwilę bez ciebie. Za dużo czasu zmarnowałem. Wróć do mnie,
tesoro mio. Proszę.
Juliette zamrugała, starając się opanować łzy, i zarzuciła mu ręce na
szyję.
– Kocham cię i nie chcę żyć bez ciebie. Możemy się wstrzymać
z kolejnym dzieckiem. To może poczekać.
– Po odnowieniu przysięgi małżeńskiej zaczniemy się znów starać.
– Naprawdę chcesz to zrobić?
– Oczywiście – odparł z uśmiechem. – Możemy poprosić kuzynkę
Damona, żeby wszystko zorganizowała. To będzie wyjątkowe wydarzenie.
Dam jej wolną rękę.
Juliette się roześmiała.
– Nie musisz tego robić. Wystarczy prosta ceremonia, chcę tylko
usłyszeć z twoich ust te słowa.
– Będę cię kochał, szanował i chronił aż do śmierci. – Pocałował ją,
wkładając w to całą miłość i nadzieję na nowy początek. – Uczyniłaś mnie
szczęśliwszym niż kiedykolwiek. Zawsze będę opłakiwał naszą córeczkę,
ale to nie oznacza, że nie możemy stworzyć cudownej przyszłości.
Będziemy się wspierać w trudnych chwilach i celebrować te dobre.
Juliette przytuliła go mocno, przepełniona miłością i szczęściem.
– Nie mogę uwierzyć, że naprawdę mnie kochasz. Że już zawsze będę
się budzić przy tobie i nigdy nie będę sama.
Joe pochylił się i pocałował ją w czubek nosa.
– Nie sądziłem, że potrafię kogoś tak kochać, ale jeśli potrzebujesz
dowodów… – Uśmiechnął się seksownie, przysuwając się do niej.
Juliette uśmiechnęła się i stanęła na palcach, żeby dosięgnąć jego ust.
– Jestem wielką fanką dowodów.
EPILOG
Piąty kwietnia, następnego roku
Joe wziął na ręce nowo narodzonego syna i spojrzał na swoją piękną,
choć teraz bardzo zmęczoną żonę. Po ciąży, która przebiegła bez większych
komplikacji, Juliette zaczęła rodzić dzień przed urodzinami Joego,
a dziesięć minut po północy na świat przyszedł Alessandro Guiseppe
Allegranza.
– Czyż on nie jest piękny? – spytała Juliette rozmarzonym głosem.
Joe kołysał niemowlę w ramionach i miał wrażenie, że jego serce zaraz
pęknie z nadmiaru miłości.
– Jest cudowny, tak jak jego mama.
Dotknął delikatnie maleńkiego noska i czarnych włosków. Nowe życie
zmyło część bólu, które przyniosły jego własne narodziny. Pomoże im żyć
dalej i pogodzić się ze stratą Emilii. To dziecko nie zastąpiło im córeczki,
ale stało się nową szansą na doświadczenie radości i wyzwań rodzicielstwa.
Joe uśmiechnął się szeroko.
– Nie mógłbym sobie wymarzyć lepszego prezentu urodzinowego. –
Spojrzał na dziecięcą twarzyczkę. – A ty, mój mały, nie mógłbyś sobie
wymarzyć lepszej mamy.
SPIS TREŚCI:
OKŁADKA
KARTA TYTUŁOWA
KARTA REDAKCYJNA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY
ROZDZIAŁ ÓSMY
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
ROZDZIAŁ JEDENASTY
ROZDZIAŁ DWUNASTY
EPILOG