background image

80 | zwierciadło | styczeń  

ŻYCIE WEWNĘTRZNE | zNAKI

     styczeń | zwierciadło 81

– Po co człowiekowi władza?

K.M.:  Władza  to  najgorsze,  czego  może  chcieć  dla  siebie 

człowiek. Chęć władzy to chęć postawienia siebie ponad innymi. 

W.E.:  Jeżeli  ktoś  za  wszelką  cenę  pragnie  władzy,  dąży 

i prze do niej, to z reguły oznacza, że ma w swojej strukturze 

psychicznej jakiś istotny deficyt. A ponieważ dążenie do wła-

dzy jest powszechnie akceptowane, a nawet cenione jako wy-

raz siły i determinacji, to szanse na to, że zamiast realizować to 

dążenie, zajmie się rozwiązywaniem kompleksów, są małe.  

K.M.: Zwykle nie chce nawet zobaczyć, że ma jakiś defi-

cyt. A to oznacza, że gdy już tę władzę zdobędzie, natychmiast 

się od niej uzależni. Istnieje też niebezpieczeństwo, że jej nad-

użyje, by ją utrzymać za wszelką cenę, jeśli tylko poczuje, że 

jego pozycja może być zagrożona. 

– O jakim deficycie mówimy?

K.M.: Jeśli człowiek nie ma w sobie dziur – tak owe de-

ficyty nazywam – nie musi sobie sztucznie poprawiać samo-

poczucia, wie, że czymś dysponuje. Na przykład realistycz-

nym poczuciem własnej wartości, ważności, adekwatności. 

Ale  mnóstwo  ludzi  owe  dziury  ma,  bo  nie  dostali wystar-

czająco dużo uwagi, miłości, wsparcia jako dzieci. W takich 

osobach jest wiele bólu i żalu, poczucie odrzucenia. Nie chcą 

czuć  tych  uczuć,  próbują więc,  jak  potrafią,  zdobyć  uwagę 

świata, poczucie ważności i własnej wartości. Choćby sięga-

jąc po władzę.

W.E.: Ludzi, którzy prą do władzy, władza łatwo demora-

lizuje, stwarza bowiem pokusę, by odgrywali się na innych za 

swoje wczesne, dziecięce niepowodzenia i krzywdy. Dlatego 

gdy władza dostaje się w ręce człowieka wewnętrznie słabego, 

łatwo czyni z niego tyrana, staje się dlań narkotykiem, a nie 

tym, czym powinna być, czyli służbą. Służba jest trudem i od-

powiedzialnością, które bierze się na swoje barki raczej nie-

chętnie. Tylko taki sposób sprawowania władzy nie wprowa-

dza rządzących w stan euforii ani samouwielbienia.

– Nie chcę, ale muszę...

K.M.: Tak, choć w tym zdaniu może też się kryć pewna 

próżność. Jednak należy zdecydowanie rozróżnić pazerność 

i dążenie po trupach do celu od próżności, bardziej zrozumia-

łej. Człowiek, nawet taki, który władzy nie szukał, może się 

poczuć  mile  połechtany  tym,  że  go wybierają,  cenią.  Może 

być kimś w rodzaju urodzonego lidera, w odpowiednim mo-

mencie poprowadzić ludzi, bo ma jakąś wizję lepszego świata 

i wiarę, że da radę ją urzeczywistnić. Ludzie się temu chętnie 

poddają, bo czują w głębi duszy, że przywództwo to ciężar, 

ale też łatwo później rozliczają takiego lidera. Z postaci histo-

rycznych taki był np. Klaudiusz. Zdawał sobie sprawę z tego, 

że przypadkowo udało mu się zostać cezarem, wcale nie za-

mierzał się tym karmić. Mało tego, chciał zostać władcą po to, 

by doprowadzić do powstania republiki, czyli do zniesienia 

władzy absolutnej. Bardzo nietypowa postać.

W.E.: Władza może być wspaniałą pożywką dla próżno-

ści. Człowiek, który czuje się wewnętrznie pusty, nadyma się 

i puszy, żeby się innym wydać większym, lepszym. Pragnie 

się ukryć za imponującą fasadą. Wszyscy wielcy dyktatorzy 

byli dyktatorami dlatego, że czuli się wewnętrznie puści. Im 

bardziej  imponującą  fasadą  się  obudowywali,  tym  bardziej 

nasilała  się  dysproporcja  między  tym,  co  czuli  wewnątrz, 

a  tym,  co  prezentowali  na  zewnątrz.  Im  bardziej  czuli  się 

uzurpatorami, tym większymi musieli się stawać tyranami. 

– Ktoś taki żyje w strachu, że ktoś inny odkryje prawdę 

i mu tę władzę odbierze.

K.M.: A skoro się boi, że ją straci, musi zacząć unieszko-

dliwiać  przeciwników.  W  wersji  łagodnej  ośmieszać,  kom-

promitować, w wersji ostrzejszej więzić czy nawet uśmiercać. 

Źródłem tego typu zachowań jest właśnie lęk przed tym, że 

inni odkryją prawdę. Ten lęk może nawet prowadzić do para-

noi. Mamy tu oczywiste przykłady Stalina, Hitlera – wielkich 

malutkich.

Dlatego często mówi się: pokaż mi szefa firmy, a powiem 

ci,  jaka  to  firma.  Jeśli  szef  nie  przyjmuje  do  pracy  lepszych 

od  siebie  fachowców,  tylko  samą  miernotę,  słabeuszy,  przy 

których może błyszczeć i nadal jednoosobowo rządzić, to do-

prowadzi prędzej czy później swoją firmę do ruiny. Ale za to 

czuje, że nikt mu nie zagraża. Poza nim samym, dodałabym. 

W.E.:  Dlatego  Stalin  pozbywał  się  swoich  najwierniej-

szych przyjaciół i oddanych mu ludzi, którzy przyczyniali się 

do poszerzania jego władzy. Widział, że są wartościowi, po-

strzegał ich w związku z tym jako swoje zagrożenie. 

– Takie postrzeganie świata oznacza izolację i dotkli-

wą samotność. 

K.M.: Władca, szczególnie taki, zwykle jest sam. To bar-

dzo wielka samotność, cierpienie, ale nieuświadomione, pro-

jektowane na zewnątrz, dlatego nie może się zaleczyć, tylko 

przenosi się dalej. Świadomość jest kluczem do zmian. Gdy-

by tacy ludzie zdawali sobie sprawę, że problem tkwi w nich 

samych,  a  nie  w  otaczającym  świecie,  że  w  gruncie  rzeczy 

sami są swoim największym wrogiem, mieliby szansę z tego 

wyjść.

W.E.: Ale nie mają tej świadomości. Nawet jeśli pamiętają 

swoje dziecięce traumy, nie są w stanie dostrzec ich związku 

z tym, co robią w dorosłym życiu. Wydaje im się, że pozycja, 

jaką zdobyli, świadczy o tym, że się z tego wydźwignęli, że sta-

li się innymi ludźmi. Biorą nowe objawy tej samej choroby za 

przejaw ozdrowienia. Władza jest tylko przebraniem, nie jest 

w stanie załatać owych dziur.

I kto tu rządzi?

Jedna z wielkich ludzkich namiętności, jedna z głównych 

motywacji do działania, jeden z naszych demonów. Władza. 

Uwodzi i zwodzi, uskrzydla i demoralizuje. Dlaczego tak jej 

pragniemy? – Tatiana Cichocka pyta

 

Katarzynę Miller

 

Wojciecha Eichelbergera 

zdjęcIA Zosia Zija

KaTaRZYNa MiLLER

background image

82 | zwierciadło | styczeń  

ŻYCIE WEWNĘTRZNE | zNAKI

W sesji z

djęciowej wyk

orzys

tan

o meble IKEA: s

tół Bjur

sta 699 zł; krz

esła Kaus

tb

y 149,95 zł, maki

jaż i fry

zury: Aneta Kacprzyk

zwycięstwa nad trudną, bolesną przeszłością nasyconą upoko-

rzeniem, wykluczeniem. 

K.M.:  Przywódca,  który  jest  podszyty  lękiem,  odwołuje 

się  do  lęku w  innych.  Ponieważ  głównie  straszy,  śledzi,  po-

dejrzewa, szuka dziury w całym, opiera się na karach, nie ufa, 

blady strach pada na wszystkich. Bo przemawia do tego, co 

w ludziach też kalekie, wyparte, małe. I w końcu sprawia, że 

podwładnymi  również  zaczyna  rządzić  ta  smutna,  lękowa, 

pełna podejrzliwości i paranoi ich część. To się dzieje bardzo 

szybko, zło szerzy się szybciej niż dobro.

Gdy władza w kraju, w firmie, w rodzinie zaczyna się ży-

wić strachem, bardzo szybko rozpadają się dobre struktury. 

Pracowałam  kiedyś  w  dziale  personalnym  pewnej  wielkiej 

firmy, mieliśmy świetną szefową, która chwaliła ludzi, ale też 

otwarcie mówiła, co jej się nie podoba. Wszyscy wiedzieli, na 

czym stoją, ufali jej. Dobrze się pracowało, były dobre stosun-

ki między ludźmi. Przyszedł nowy prezes z nadania partii, 

przeniósł naszą szefową na inne stanowisko, a na jej miejsce 

zatrudnił swoją laleczkę, którą bawiło intrygowanie. W trzy 

miesiące skłóciła dział. Ludzie zaczęli się bać, nie wiadomo 

było, kto poleci, a kto nie, szepty na korytarzach, jakieś plotki 

przez nią rozsyłane, podgryzanie się... Totalna degeneracja. 

Tylko z tego powodu, że przyszła władza, która się odwołała 

do strachu. Do tego cienia, który przecież jest w każdym. 

W.E.: Łatwo rządzić za pomocą strachu. Znacznie trud-

niej odwoływać się w rządzeniu do tego, co dobre w ludziach 

–  do  solidarności,  współpracy,  tolerancji,  nadziei,  miłości. 

Można  się  śmiać,  ale  rzeczywiście  ważnym  kryterium  do-

boru polityków powinno być to, czy potrafią kochać. Czy są 

to ludzie, którzy potrzebę władzy realizują z innego czakra-

mu, mówiąc językiem ezoterycznym. Czyli z innego pozio-

mu świadomości niż adlerowska potrzeba mocy i wpływu. 

Na  razie  jednak  to  ona  rządzi  zachowaniami  społecznymi 

ogromnej  większości  ludzi.  Ale  prawdą  jest,  że  pierwszo-

rzędnym tytułem do władzy powinna być potrzeba zrobie-

nia czegoś dobrego z miłości do ludzi. W dodatku nie tylko 

tych z własnego plemienia czy klanu. 

Bliskim  naszym  czasom  przywódcą  tego  typu  był  Ma-

hatma Gandhi. Władza  go  nie  kręciła.  Nie  puszył  się,  nie 

czerpał  z  jej  zewnętrznych  atrybutów  żadnej  mocy. Wręcz 

przeciwnie, unikał wszelkich symboli władzy, stawiał się na 

równi z ludźmi, którzy go wybrali. Mówił z miejsca miłości, 

odwoływał się do niej, dlatego szli za nim nie ze strachu, ale 

z szacunku i miłości właśnie.

–  I  zapłacił  za  to  życiem.  Podobnie  jak  Olof  Palme, 

szwedzki premier, który też nie obnosił się z władzą, nie 

miał ochrony.

K.M.: Ale nie zapłacili stratą siebie i swej godności. Nie 

wszyscy  ludzie  są  na  takim  poziomie  świadomości,  by  ich 

postawę docenić. Niektórzy nie są zdolni do miłości. Wielka 

miłość wywołuje równie wielką nienawiść. Te dwa poziomy 

świadomości walczą ze sobą w dzisiejszym świecie. Poza tym 

każda  władza  kosztuje.  Uzurpatorzy  też  płacą:  strachem, 

lękiem, samotnością, paranoją... Trudno mądrze nieść wła-

dzę. To prawda dotycząca wielu eksponowanych zawodów, 

między innymi psychoterapeutów. Jednym z pytań, które się 

swego czasu zadawało kandydatom, było: Kim byś był, gdy-

byś nie był psychoterapeutą? Czyli gdybyś nie był władcą... 

W.E.: Psychoterapia daje władzę nad ludźmi, więc niesie 

ze sobą pokusę nadużyć. Dlatego nigdy dosyć takich pytań: 

czy muszę być psychoterapeutą?, kim bym był, gdybym prze-

stał?, czy jestem od tego uzależniony, czy raczej robię to z tzw. 

zdrową niechęcią? To ważne pytania dla wszystkich, którzy 

sprawują jakąkolwiek władzę. 

K.M.: Dobra władza to relacja równych sobie ludzi. Dobry 

władca szanuje podwładnych i rośnie wraz z nimi. Fałszywy, 

zły władca musi ich poniżać, umniejszać, by się wywyższyć. 

W  ostateczności  skracać  o  głowy,  zadawać  ból.  Przemoc  fi-

zyczna czy psychiczna to jedna z najstraszniejszych odmian 

władzy.

W.E.:  Jeśli  nie  szanujemy  siebie,  nie  potrafimy  szano-

wać innych. Można sprawować na tej samej zasadzie władzę 

w kraju, co w rodzinie. Ludzie pozbawieni szacunku do siebie 

często wprowadzają w domu rodzaj terroru. Tak samo może 

postępować nauczyciel w szkole, dyrektor, policjant na ulicy, 

ordynator  oddziału.  Jeśli  nie  mamy  szacunku  do  siebie  sa-

mych, będziemy używać innych do tego, by kreować pozory 

bycia szanowanym i godnym szacunku człowiekiem.  

c

– Dlaczego?

K.M.: Bo władza i to, co z nią się wiąże, czyli szacunek, 

poklask,  posłuch, ważność,  nie  karmi  tego  małego,  słabego 

i przeraźliwie samotnego kogoś, kto chowa się za nadętą fasa-

dą. Po prostu ten podziw czy ważność nie dotyczą tego kogoś 

w środku. Dotyczą jedynie owej fasady. 

W.E.: Wewnętrzne skrzywdzone dziecko przeżywa ataki 

paniki, lęk, smutek i samotność. Ale dorosła część nie chce 

tego  czuć, więc  taki  człowiek  znieczula  się władzą,  czerpie 

chorą satysfakcję z tego, że teraz to inni czują strach i upo-

korzenie,  które  kiedyś  było  jego  udziałem.  Nadużywanie 

władzy, przekraczanie granic, stawianie się ponad wszelkimi 

regułami  potrafi wywoływać  euforyczne  stany  podobne  do 

narkotycznych,  daje  poczucie  posiadania  niemalże  boskiej 

mocy  –  bycia  panem  uczuć,  przeszłości  i  przyszłości,  życia 

i śmierci. 

K.M.: Najlepiej pokazała to Alice Miller w książce o Hi-

tlerze „Zniewolone dzieciństwo: ukryte źródła tyranii”. Opi-

sała jego straszliwe, poniżające, pozbawione miłości dzieciń-

stwo. Nie tylko jego, ale też i Niemców w ogóle. Wychowanie 

w  absolutnym  posłuchu,  które  łamie  na  zawsze  kręgosłup. 

To zresztą tłumaczy, dlaczego za nim poszli. Bo byli w więk-

szości narodem upokorzonych dzieci, pozbawionych poczu-

cia godności i własnej wartości. W dodatku poniżonych po 

pierwszej wojnie światowej jako naród. Tacy Niemcy zoba-

czyli w nim swojego reprezentanta, który nadymając bańkę 

ich  wyobrażeń  o  Wielkich 

Niemcach,  o  dawnym  ce-

sarstwie,  o  rasie  nadludzi, 

o panowaniu nad światem, 

pozwalał  im  się  tym  kar-

mić, czuć się lepiej. Gdyby 

Hitler nie był w tym sensie 

wytworem  swoich  czasów, 

mógłby  nie  dojść  tam,  do-

kąd doszedł.

W.E.:  Musiał  „ćpać” 

władzę  i  związane  z  nią 

poczucie  panowania  nad 

innymi.  Codziennie  dostawać  nową  działkę,  by  zagłuszyć 

to, przed czym uciekał. Chciał widzieć podziw, lęk i zazdrość 

w oczach jak największej ilości ludzi, dlatego popadał w prze-

sadę w eksponowaniu zewnętrznych atrybutów władzy. Tego 

typu ludzie lubują się w defiladach, akademiach, klakierskich 

manifestacjach poparcia, w przemawianiu z wysokich trybun 

i rozdawaniu orderów. W miarę upływu czasu ich stroje stają 

się coraz bogatsze, czapki coraz wyższe, samochody coraz bar-

dziej imponujące – i potrzebują coraz więcej ochroniarzy. Taki 

ktoś może łatwo uwieść innych. Takich, którzy czują z nim we-

wnętrzne pokrewieństwo. Uwodzi pozorem i nadzieją łatwego 

Przywódca, który jest podszyty lękiem, odwołuje się do lęku 

w innych. Ponieważ głównie straszy, śledzi, podejrzewa, blady 

strach pada na wszystkich. Bo przemawia do tego, co w ludziach 

też kalekie, małe. 

Można się śmiać, ale rzeczywiście 

ważnym kryterium doboru polityków 

powinno być to, czy potrafią kochać

WojCiECH EiCHELBERGER

TaTiaNa CiCHoCKa