Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
JULIUSZ S£OWACKI
PODRÓ¯
DO ZIEMI ŒWIÊTEJ
Z NEAPOLU
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gdañsk 2000
3
PIE΄ I
WYJAZD Z NEAPOLU
1
Muzo, mdlej¹ca z romantycznych cierpieñ,
Przyb¹dŸ i pomó¿! Wzywam ciebie krótko,
Sentymentalna; bo koñczy siê sierpieñ,
Bo z koñcem sierpnia i koniem, i ³ódk¹
Puszczam siê w drogê przez Puli¹, Otranto,
Korfu... gdzie jadê, powie drugie canto
2
Tymczasem pierwsze opowiedzieæ musi,
Sk¹d siê wybra³em, po co, i dlaczego?
Chrystusa diabe³ kusi³ i mnie kusi.
Na wie¿y œwiata postawi³ smutnego
¯ycia nicoœci¹ i pokaza³ wszêdzie
Pustynie mówi¹c: „Tam ci lepiej bêdzie”.
3
A jednak gdyby mniej pamiêci bolu,
Zachceñ i marzeñ, a wiêcej rozs¹dku,
Toby mi dobrze by³o w Neapolu,
Gdzie pod oknami na prawym przyl¹dku
Widzia³em szare wiêzienie stolicy,
A zaœ Wezuwiusz gór¹ po lewicy.
4
4
B³êkitne morze pomiêdzy wiêzieniem
A miêdzy gór¹ popio³ów i lawy
Czeka³o ciche, a¿ góra p³omieniem,
A konstytucj¹ buchnie wulkan prawy.
Tak by³o niegdyœ, nim siê na Francuzów
Król i Fra diabe³ ruszyli z Abruzów...
5
To jest za króla rusza³ siê kardyna³,
Za kardyna³em fradiabelska banda,
Ta rozgrzesza³a, rak czerwony œcina³
W imieniu Boga, Papy, Ferdynanda;
Gdy zaœ wyr¹ba³ do Kyrie Elejson
Litani¹ œwiêtych, wyrêczy³ go Nelson.
6
Mówi³bym dalej, ale Pan Podstoli,
Dziady, a zw³aszcza tych Dziadów czêœæ czwarta,
Ucz¹ porz¹dku, w opowiadañ roli
Rysuj¹c proste œcie¿ki. Wiec do czarta
Mego Pegaza wyskoki i liczne
Opowiadania semihistoryczne.
7
Wiêc do porz¹dku! A jednak miê boli
Dawaæ odsy³acz do pana Coletty,
Gdzie opowiada, jak trup Caraccioli
Z ³añcuchem u nóg na morzu... Niestety,
Przyrzek³em trzymaæ wêdzid³o na pysku
Apolinowym. Lecz powiem w przypisku.
5
8
A jeœli drukarz znajdzie, ¿e do treœci
Z podró¿y w¹tkiem znajdzie siê przypisek,
To go pod strof¹ poprzedni¹ umieœci,
Zmazawszy parê skrzy¿owanych krysek,
I nie dozwoli, by za gwiazdek tropem
Czytelnik goni³ z Herszla teleskopem.
9
Przypisek winien byæ pisany proz¹,
Lecz ja nie mogê pisaæ tylko wierszem;
Kto by pomyœla³, ¿e mnie rymy wioz¹,
¯e sobie konno usiad³em na pierwszym,
A za mn¹ drugi jedzie krok za krokiem:
Rym z parasolem, z p³aszczem i z t³ómokiem.
10
Wierzcie mi jednak, ¿e leksza od rymu
(Dla œniegów jechaæ nie mog³em przez Turyn)
Para mnie gna³a z Marsylii do Rzymu,
Do Neapolu zaœ przywióz³ veturyn.
Carozze jego i cabrioletti
Zalecam wszystkim... zowie siê Paretti.
11
Zalecam nowy hotelik „Vittoria”,
Który staremu nie uj¹wszy s³awy,
Tak siê podzieli³ fam¹, jak cykoria
Wmieszana zgrabnie do mokañskiej kawy,
I marmurami, wygod¹ i luksem
Ze starym idzie, jak Kastor z Poluksem.
6
12
Zalecam tak¿e (zostanê Astolfem,
Bo mój hipogryf staje siê skrzydlatym),
Zalecam tobie miêszkanie nad Golfem
Na œwiêtej £ucji... a jesliœ bogatym,
Jeœli ci kura z³ote nosi jaja,
Mieszkaj przy Villa Reale na Chiaja.
13
Dosyæ ju¿! dosyæ! Wyznajê ze wstydem,
¯e pohamowaæ nie umiej¹c weny,
Z wieszcza zostanê prozaicznym gidem
Ja, com zamierza³ wyp³akiwaæ treny
Nad Caracciolim i kl¹æ Ferdynanda;
Dziœ piszê, jaka, gdzie stoi loccanda.
14
Bo te¿ kto dzisiaj jest na sta³ym l¹dzie
A jutro myœli wêdrowaæ po morzu,
A pozajutro jeŸdziæ na wielb³¹dzie,
Nie jedz¹c miêsa, ani œpi¹c na ³o¿u,
Chcia³by Europê, co mu z oczu znika,
UnieϾ jak Jowisz przemieniony w byka.
15
Jeœli Europa jest nimf¹, Neapol
Jest nimfy okiem b³êkitnym; Warszawa
Sercem - cierniami w nodze – Sewastopol,
Azof, Odessa, Petersburg, Mittawa;
Pary¿ – jej g³ow¹ – a Londyn – ko³nierzem
Nakrochmalonym, a zaœ Rzym – szkaplerzem.
7
16
Gdzieœ porównanie podobne w Szekspirze
Na Niderlandach koñczy siê zamkniête.
Lecz ja wyje¿d¿am pod Golgoty krzy¿e
Po œwiête myœli i szkaplerze œwiête,
Wiêc przed wyjazdem robiê œlub niez³omny,
¯e bêdê nieco zabawny, lecz skromny.
17
A jeœli kiedy mój przyjaciel Szekspir
Na z³¹ myœl zagna rymy buntownicze,
Po³o¿ê jaki suspir albo ekspir,
Z muzyki znaku milczenia po¿yczê
I muzê moj¹ w rymowym balecie
Na zakrêconym wstrzymam piruecie.
18
O Neapolu! ty nie po¿egnany
Czekasz, a¿ ciebie po¿egnam epicznie.
Jak bia³a Wenus urodzona z piany
Wyszed³eœ z morza zap³oniony œlicznie
Skrawymi s³oñca zachodniego ³uny,
Cichy pod gór¹, co ciska pioruny.
19
O! Neapolu! gdzie jest twoja dusza?
Bo dusz¹ twoj¹ nie jest ruch i ¿ycie,
Patrzê na ciebie z grobu Wirgiliusza,
A ty na niebie i na fal b³êkicie
Tak roztopiony w zorzy malowid³a,
Jak upuszczona na brzeg bañka z myd³a...
8
20
O! Neapolu! wieczorne wyziewy
Twym s¹ rumieñcem, twe dymy s¹ têcz¹,
Harmonizujesz siê tak jako œpiewy
Z cisz¹ powietrza, twe dzwony nie jêcz¹,
A twój domami okryty pagórek
Ma bia³oœæ lekkich na b³êkicie chmurek.
21
Tylko po Chiai i po Margelinie
Id¹ przeciwne sobie dwa rynsztoki,
Rój mrówek lezie i rz¹d karet p³ynie,
Wszystko siê rusza. Grób wieszcza wysoki
W³aœnie tam stoi, dove fa il torso
Ulica. – Z grobu patrza³em na Corso.
22
A choæ przeje¿d¿a³ w przeœwietnej osobie
Królewic ma³y, choæ mu siê rój k³ania³;
Jam siê nie sk³oni³, bom siedzia³ na grobie.
Masztalerz jecha³ i kijem rozgania³
Mrówki id¹ce w przeznaczenia drogê
Z królewicami... gdzie? zgadn¹æ nie mogê.
23
Choæ bardzo lubiê filozofi¹ Kanta,
Gniewam siê na ni¹, ¿e ludzi nie uczy,
Gdzie iœæ po œmierci. Wolê piek³o Danta;
W³aœnie je czytam pod³ug nowych kluczy,
Które przyczyn¹ mo¿e bêd¹ schizmu,
Mówi¹c, ¿e Dant chcia³ republikanizmu,
9
24
I w poemacie u¿ywa³ jêzyka
Sekretnych zwi¹zków. A gdy tajemnicze
K³ad³ majuskule, to pod³ug krytyka
Na koñcu rymu po³o¿one B. I. C. E.
Wcale znaczy³o co innego w pieœni
Ni¿ Beatricze. Wam siê o tym nie œni!
25
A ja dowodzê, ¿e Dant o kochance
Nie œni³, a jeszcze mniej œni³ o Vororcie
Albo Konwencji – i nie topi³ w szklance
Cesarza Niemców, i w piek³a retorcie
Nie sma¿y³ rz¹du lepszego, co przyjdzie –
Jak niegdyœ Platon kiep na Atlantydzie.
26
Z grobowca wieszcza widzê, jak nad g³ow¹
Wulkanu ksiê¿yc wysun¹³ siê bia³y,
A u stóp góry Castello del’Ovo,
Zamek podobny do stercz¹cej ska³y,
Gmach, co siê trzyma przez królewsk¹ wolê
W morzu, jak jaje Kolumba na stole;
27
Sczernia³ przy fali migaj¹cej z³ocie,
A gdy na niebie szafirowym ze dna,
Gwiazd zapalonych wychodzi³o krocie,
I z okien zamku b³yska gwiazda jedna,
Czerwona, rubin zamglonych b³êkitów,
Siostra b³yszcz¹cych gwiazd u Karmelitów.
10
28
O! gladiatorzy wydarci ludowi
W godzinie zgonu i mr¹cy na s³omie,
Idê powiedzieæ o was Chrustusowi
Pod jego krzy¿em w Jego mêki domie.
Idê zapytaæ g³oœno w Oliwecie,
Gdzie siê zbudzicie i zmartwychwstaniecie?
29
I tam, gdzie Chrystus zap³aka³ sam w sobie,
Z oliwy bladej ga³¹zki rwaæ bêdê,
A jeœli znajdê, ¿e ju¿ œpicie w grobie,
Liœciami p³aczu posypiê tê grzêdê,
Pod któr¹ bêdzie cichy sen grobowy,
Koœcie bez czaszek i trupy bez g³owy.
30
O! bracia moi ³añcuchami zbrojni,
O! nie targajcie wy siê jak w rozpaczy!
O bracia moi, b¹dŸcie wy spokojni!
S³oñce was jutro po kratach zobaczy
Bladszych wilgoci¹, straw¹ i myœlami,
A ja was ¿egnam... Niech œmieræ bêdzie z wami!
31
¯egnam i ciebie, o! garsteczko prochów,
Le¿¹ca zawsze pod laurem klasycznym;
Turkot powozów z Pauzylipu lochów
Wo³a pod tob¹ hymnem romantycznym,
¯e s³awa przejdzie, a bryki nie przejd¹,
¯e ta bryk droga jest wieku Eneid¹.
11
32
Most pod Tamiz¹ jest kupców Iliad¹,
I wiele bêdzie do sprzeczki powodów,
Czy jeden Rotszyld jak wieszcz nad Hellad¹,
Czy te¿ brzêcz¹cych kompania rapsodów
Autorem mostu, gdzie w oknach przez szyby
Anglikom siê w twarz przypatruj¹ ryby.
33
Lecz niech miê ciemnoœæ Erebu ogarnie,
Jeœli ok³amiê Pauzylipu grotê.
W ciemny korytarz spadaj¹ latarnie
Jedna za drug¹ jak gwiazdeczki z³ote.
A tam, gdzie nikn¹ i gdzie ciemnoœæ krucza,
Œwiat³o dnia wpada jak z dziurki od klucza.
34
I jeszcze wy¿ej wzniós³szy siê na duchu
Powie ci Muza w opisaniach szczytna,
¯e na uwitym z latarni ³añcuchu
Zawis³a ma³a gwiazda dnia b³êkitna,
A w tej gwiazdeczki lazurowym ³onie
Rodz¹ siê ludzie, powozy i konie.
35
Rodz¹ siê, rosn¹ i w latarni b³yskach
Id¹ wiêkszej¹c d³ugim korytarzem.
Je¿eliœ nie by³ w romantycznych spiskach,
A jesteœ przysz³ych wulkanów malarzem,
Tu nie lêkaj¹c siê dyb i powroza
Zbieraj modele jak Salvator Rosa.
12
36
Lecz chodŸmy w miasto. Ju¿ ksiê¿yc wysoko,
A golf ubrany latarni przepask¹.
Stolico! gdzie nikt nie myœli g³êboko,
Gdzie zabroniono nawet myœleæ p³asko,
Niech twój rz¹d stworzy jakie s³owo œwiête
Na niemyœlenie jak na far-niente!
37
Dyjogenesów lud rynki zasiada,
„Czego chcesz?” – pyta Wolnoœæ lazarona:
„ZejdŸ z mego s³oñca” – nêdzarz odpowiada;
Je¿eli nie ma karlinów, to skona
Z g³odu – i pójdzie na ³ódki, gdzie Charon
Dusze przep³awia... Wolnoœæ? czy lazaron?
38
Wolnoœæ... ju¿ dla niej uszyto symarê
Z gazet Giovine Italia... Lazaron
Bêdzie ¿y³, póki ma frutti di mare,
Niebo b³êkitne i ¿ó³ty makaron,
I koszyk, w którym le¿y jak ostryga.
Pytasz siê, co w dzieñ porabia? Doœciga...
39
A m³odzie¿ lepsza, co ma grosz w kieszeni,
Tytu³y contów i w oknach firanki,
W cieniu dopiero siê ledwo zieleni...
Kto temu winien? – Neapolitanki...
One to winne, ¿e siê lud nie budzi;
Bo któ¿ z m³odzie¿y umie robiæ ludzi?...
13
40
Ja wiem, ¿e wiele winienem kochance,
Sama po w³osku uczy³a mnie czytaæ,
Improwizowaæ (ale nie przy szklance),
Brwi smutnie marszczyæ, we œnie p³akaæ, zgrzytaæ,
Na Archipelag uciekaæ po laur
I awantury – jak Korsarz i Giaur.
41
Ona uczy³a miê chodziæ jak scenarz
(Lepsze ni¿ aktor s³owo niech zostanie);
Wmówi³a we mnie, ¿e zamiast Ojczenasz
Lepsz¹ modlitw¹... ksiê¿yco-wzdychanie...
Dziœ miê nawraca bez ¿adnego skutku
Na katolicyzm...mam religi¹ smutku...
42
I odpisa³em... co? ju¿ nie pamiêtam...
Coœ odpisa³em, lecz nie tak gor¹co
Jak Russo – ani tak sucho jak Bentham.
„Jako dwie ska³y, kiedy je roztr¹c¹
Strumienie rzeki, choæ je nurt rozdziera,
Patrz¹ na siebie niebem...” et ceatera.
43
I znowu wspomnieñ pieœñ dzika, echowa,
Zagra³a w sercu i ³zy moje p³yn¹.
O Lutko! dziecka kochanko, b¹dŸ zdrowa!
Je¿eli kiedy pod t¹ jarzêbin¹,
Co nieraz k³ad³a koralowe grona
Na twoje w³osy, si¹dziesz zamyœlona,
14
44
Je¿eli ksi¹¿kê po³o¿ysz przy sobie,
Jeœli szalona ta pieœñ z tob¹ bêdzie,
Kart nie odwracaj... bo nim spocznê w grobie,
Bêdê ci œpiewa³ jak mr¹ce ³abêdzie,
Tak nieœmiertelnym p³aczem, ¿e raz jeszcze
£ez brylantowych osypi¹ siê deszcze...
45
I ³zy siê ¿ywe rozbiegn¹ po ³onie
I strumieñ palce ró¿owe otworzy;
Jeœli sp³akan¹ twarz ukryjesz w d³onie,
Ja wtenczas bêdê spokojny, jak w zorzy
Gwiazda nikn¹ca blady – lub z obliczem
Pe³nym promieni boskich... albo niczem.
46
Jednak je¿eli Ten, co jest na niebie,
S³ysza³ o s³oñca mówione zachodach
Modlitwy moje; wszystkie nie za siebie,
A tak rozlane na œwiat... jak na wodach
Mórz lazurowych rozlewa³ siê ca³y
Kr¹g ton¹cego s³oñca – skrawo bia³y...
47
Jeœli Bóg wiedzia³, jak mi by³o trudno
Do tego ¿ycia, co mi da³, przywykn¹æ
I nie przeklinaæ... i drog¹ bezludn¹
Iœæ po tym œwiecie szalonym, i nikn¹æ,
Co dnia myœl jedn¹ rozpaczy zaczynaæ,
Myœl¹ t¹ modliæ siê... i nie przeklinaæ,
15
48
Jeœli i Boga nie zwiod³a udana
Spokojnoœæ moja – ta Chrystusa szata,
Krwi¹ poplamiona i drugi raz wdziana
Naduszê pe³n¹ bólu... i ze œwiata
Uciekaj¹c¹ na chmurach jesiennych
We dnie tak smutne jak noce bezsennych –
49
To mojej duszy dobytej z popio³ów
Da wiele ciszy; i na jak¹ blad¹
Gwiazdê, do smutnych krainy anio³ów
Przeniesie senn¹. „Trupi prêdko jad¹” –
Mówi poeta ballad w Leonorze;
Wiêc na niemieckim chcia³bym si¹œæ upiorze
50
I ruszyæ w podró¿, bo siê pieœñ przewlecze
Niejedn¹ jeszcze przerwan¹ ide¹.
Jutro kurierem wyje¿d¿am do Lecce,
Jutro wiêc zacznê œpiewaæ Odysse¹,
Albo wyprawê o Jazona runach –
Na nowej lutni i na z³otych strunach.
16
PIE΄ III
STATEK PAROWY
1
Na morze statek wylecia³ parowy;
Wre para, s³ychaæ dŸwiêk ¿elaza szklanny,
A jako z p³askiej wieloryba g³owy
W niebo srebrzyste tryskaj¹ fontanny,
Tak spod okrêtu m³yñskim bita ko³em
Wytryska piana, a dym leci czo³em.
2
Jeszcze nie rzucê porównania, chyba
S³ów mi zabraknie. Ogieñ wre zamkniêty
W drewniano-smolnym ³onie wieloryba,
A jako niegdyœ p³yn¹³ Jonasz œwiêty,
W ³onie okrêtu bez desek i miedzi,
Weso³o, w licznym towarzystwie œledzi,
3
Zapewne nieraz œmiej¹c siê z k³opotu
Trawionych fl¹der, ostryg i czefalów,
Tak nasz kapitan i wódz packetbotu
Z pasa¿erami jak z t³umem wasalów,
Oty³y, wesó³, dowcipny i m¹dry,
Nas ma za œledzie, ostrygi i fl¹dry.
17
4
Tu majtek rudel obraca mosiê¿ny,
Dalej zantejski sêdzia i sêdzina,
A miêdzy nimi synek niedo³ê¿ny,
Sêdzi¹tko z twarz¹ zwierzêc¹ kretyna,
Mo¿e przekleñstwo jakiego klienta,
Ubrane w takie cia³o jak zwierzêta.
5
Zdziwiony patrzy na okrêt i twarze,
Nie wie, co znacz¹ ³zy na matki licu,
Nie wie, ¿e przezeñ Bóg rodziców karze.
A nam widniejsze góry na ksiê¿ycu,
Morza przy górach i na morzach statki,
Ni¿ temu dziecku ³zy na oczach matki...
6
Kapitan krzykn¹³ Virgillem: „Et tantae,
Tantaene divis coelestibus ira?”
Na to siê podniós³ graf Solomon z Zante,
Poeta grecki; ucho mu rozdziera
Zmiana wyrazów i kradzie¿ œredniówek,
Wiêc chcia³ poprawiæ – lecz ¿a³owa³ s³ówek.
7
Mo¿e te¿ s³aboœæ: bo prêdko rêkoma
Wzi¹³ siê za serce i na dwóch lokai
G³oœno zawo³a³ nazwiskami dwoma;
Bo skoro tylko jeden siê narai,
Zaraz poeta na drugiego krzyczy,
Aby wiedziano, ¿e dwóch w s³u¿bie liczy.
18
8
Wielki poeto! jako miêdzy ska³y
Rzucony Tytan, tak ty w puchowniczki
Str¹con s³aboœci¹; a twój surdut bia³y
I glansowane bia³e rêkawiczki,
I twój z us³u¿nych lokajów paszalik
Œwiadcz¹, ¿e jesteœ coxcomb lub migdalik.
9
„O znam ja ciebie! której rêka trzyma
Miecz w piorunow¹ uzbrojony jasnoœæ.
O! znam ja ciebie, skrawymi oczyma
Na œwiat patrz¹ca, jak na przysz³¹ w³asnoœæ”...
Z takim to niegdyœ do wolnoœci ¿arem
Przemówi³ ów graf i zosta³ Pindarem.
10
Gdy go raz wieñcem uwieñczy³a oda,
Mówi¹, ¿e dzisiaj, co napisze, spali.
Mówi¹, ¿e wierszy popalonych szkoda,
Mówi¹, ¿e przy nim wszyscy wieszcze mali.
Szkoda, ¿e zamiast wierszy chowaæ w szafê,
Czyni z nich co dzieñ pan graf auto da fé.
11
Przy tym poecie, co by³ tak ognistym
Wewn¹trz, a z wierzchu dr¿a³ jak galareta,
Siedzia³ na œrodku w krzeœle roz³o¿ystym
Senator, starzec z twarz¹ Epikteta,
Z uœmiechem s³odkiej staroœci na twarzy,
Z podagra w nogach... z t³umem sekretarzy.
19
12
Jeden sekretarz by³ jak kropla wody
Podobny... Muzo! cyt! niechaj opinia
¯adna i ¿adnej nie poniesie szkody.
Taki by³ pok³ad... Dalej bia³a linia
Od idywidów oddziela³a masy,
To jest podró¿nych, ale drugiej klasy.
13
Tam pod ¿elazn¹ kolumn¹ komina
Siedzia³ Grek w czapce czerwonej i Turek
Wzajemnie dymy rzucaj¹c z bursztyna;
A miêdzy nimi z t³umoków pagórek
¯ó³tych i czarnych – a ko³o tej góry
Kuchnia, kuchciki, kucharze i kury.
14
Przy piersi matek rozp³akane dzieci,
Przy bokach starców stoj¹ flasze z gliny;
Czasem iskierka czerwona wyleci
Z czeluœci statku i pomiêdzy liny
B³¹ka siê d³ugo, nim zagaœnie smutna
Nie doleciawszy pod namiotu p³ótna.
15
Nad pierwsz¹ klas¹ cieñ i lekkie ch³ody,
Nad drug¹ klas¹ ci¹¿y jakaœ para
I komin sypie deszczem wr¹cej wody.
Proszê! za czworo nêdznego talara
Mo¿na unikn¹æ piek³a... ale za to
W Pary¿u nazw¹ ciê arystokrat¹.
20
16
Mi³o tak p³yn¹æ w tym okr¹g³ym œwiecie
Po morzu cichym, jasnolazurowym.
Wkrótce choroba z pok³adu wymiecie
T³um pasa¿erów i zostawi zdrowym
Odg³os dalekiej po salonach czkawki,
Rozleg³y pok³ad i bezludne ³awki.
17
Cicho. Dzieñ ca³y po b³êkitach bije
Okrêt krêcon¹ machinami skrzel¹.
Ju¿ zb³êkitnia³o Korfu – ju¿ siê kryje;
Ju¿ siê fortece Santa Maura biel¹,
A z drugiej strony przedzielona ¿wirem
Forteca Turków w górach pod Epirem.
18
Ta ani w buñczuk ustrojona koñski,
Ani w b³yszcz¹ce pióro pó³ksiê¿yca,
Cicha jak kamieñ; kiedy zamek joñski
By ustrojona do œlubu dziewica,
Ma kwiat na g³owie, tysi¹c iskier w oku,
Bukiet z latarni portowej u boku.
19
A niech wie ka¿da poetyczna Laura,
Ka¿da sawantka z twarz¹ bardzo blad¹
I ksiê¿ycow¹... ¿e ta Santa Maura
W staro¿ytnoœci zwa³a siê Leukad¹,
I pod b³êkitnym unosi ob³okiem
Ska³ê ws³awion¹ biednej Saffo skokiem.
21
20
Zna³em... lecz, szczêœciem, uleczon¹ z ¿alu
Saffonê bardzo podobn¹ do greckiej.
Ta siê, nieszczêœciem, kocha³a w Moskalu,
A Moskal zgin¹³ na wojnie tureckiej;
Ta posz³a zabraæ na warneñskim polu
Zw³oki – a uszy w Konstantynopolu.
21
Smutna! ubrana w kwiaty sympatyczne,
Posz³a nieszczêsna na brzegi Marmora,
Kêdy osobne biuro statystyczne
Liczy³o uszy z rana do wieczora
I oddzieliwszy od niezgrabnych zgrabne,
Niza³o sztucznie na sznurki jedwabne.
22
I przysz³a sama smutna jak Armida,
I rzek³a z p³aczem: „Oddajcie mi skarby!”
„Jakie?” – rzek³ gruby emir bej Raszyda.
Chcia³a powiedzieæ, lecz rumieñca farby
Zesz³y na twarzy p³acz¹cej dziewczynie,
Bo nie znalaz³a frazesu w Korynie ...
23
„ Wróæcie! mi wróæcie!” – i znowu zamilk³a,
Patrz¹c na skarbów znizanych pó³pluton.
Zrozumia³ emir i da³ sznurków kilka,
I g³adz¹c brodê œmia³ siê jak – bóg Pluton;
Œmia³ siê, zwa¿aj¹c na proœby szalone
Orfeuszowskie, co prosi³ o ¿onê
22
24
I musia³ piek³u graæ jak Paganini –
Na jednej strunie ca³y p³aczu kwartet.
Ale powróæmy do naszej bogini
Chcia³a z rozpaczy umrzeæ broken-hearted,
Wiêc wiod³a ci¹g³¹ z doktorami sprzeczkê
O krwi troszeczkê i jeszcze miseczkê...
25
Ska³o Leukady tykaj¹ca nieba!
Œmiej siê echami grot t³uczonych fal¹
Z lancetów, md³oœci i pigu³ek z chleba!
Noc bezmiesiêczna i gwiazdy siê pal¹:
Sam na pok³adzie, wichrem bity, blady,
P³ynê przy skale nieszczêsnej Leukady.
26
Piana pod piersi okrêtu siê garnie,
Stukanie pompy jak dŸwiêk idzie rymu;
Na maszcie statku b³yszcz¹ dwie latarnie
Pod ob³okami kirowego dymu;
Zda siê, ¿e œwiat³a te, zamglone sadz¹,
Okrêt w krainê piekieln¹ prowadz¹.
27
Te same gwiazdy, i ta sama ska³a,
Te same morze! Lecz gdzie¿ na tej skale
Postaæ kochanki pogardzonej bia³a
Jak drugi ksiê¿yc? gdzie? Tu – o dwa cale,
Pod t¹ pod³og¹, gdzie lampa siê pali,
Saffo œpi jakaœ sama w kobiet sali...
23
28
Raz tylko wysz³a na pok³ad i s³oñce,
Siad³a na ³awce, spojrza³a w b³êkity
Tak mglistym okiem, ¿e siê zesz³y koñce
Rzês d³ugich, czarnych – i wzrok by³ przykryty
Cyprysem oczu: nie spojrza³a w ¿adn¹
Twarz na pok³adzie. Kiedyœ by³a ³adn¹.
29
Zniszczy³ j¹ smutek. Smutna posz³a w ciemnoœæ
Na dno okrêtu, a z wierzchu mówiono,
¯e tê kobietê drêczy niewzajemnoœæ,
¯e przed miesi¹cem by³a mniej ni¿ ¿on¹,
Wiêcej ni¿... diab³a! niech dokoñczy zycer,
¯e j¹ angielski porzuci³ oficer.
30
Mój czytelniku, uderz siê ty w piersi,
B¹dŸ na pok³adzie okrêtu w noc ciemn¹,
Przy skoku Saffo: a bêdziemy szczersi.
Ja ci opowiem, jaki cieñ by³ ze mn¹
W ciemnoœciach nocnych... Co za mn¹, tu³aczem,
Bieg³o po morzu z przekleñstwy i p³aczem.
31
Sumnienie moje, niewidome œwiatu,
Jak nereida wysz³o z morza g³êbi,
Na czole pe³ne liliowego kwiatu,
I znów jak Wenus na wozie go³êbi
Lecia³o miêdzy gwiazd sferami œliczne,
Pó³chrzeœcijañskie, pó³mitologiczne.
24
32
Bo przez noc ca³¹ tak ciemn¹ i mglist¹
Co robiæ? – serce w³asne gryŸæ i k¹saæ;
Trzeba nareszcie zostaæ panteist¹,
Poznaæ siê z dusz¹ natury i pl¹saæ
Z czarownicami, co siê staj¹ widne,
Pod³ug strawnoœci piêkne lub ohydne.
33
Ave Maria! Ju¿ rosy brylanty
Sypi¹ siê z nieba i niebo ró¿owe.
Ju¿ przyp³ywamy i nad czo³em Zanty
Widaæ fortecy uzbrojon¹ g³owê
W niebie nad miastem. Ju¿ wychodz¹ ró¿ni
Na pok³ad statku zmytego podró¿ni.
34
Ten pije kawê, ów rozci¹ga cz³onki,
Wszyscy siê zdaj¹ rozrastaæ jak krzewy.
(Nasze by damy mówi³y koronki.)
„Bon jour!” – tak do mnie akcentem z Genewy
Przemówi³ m³ody Zantejczyk; figura
Przez lat dwanaœcie kszta³cona na jura,
35
Przez lat dwanaœcie uczona w Genewie,
Z dala od ojca, matki i ojczyzny.
Mo¿e, czy wszyscy jeszcze ¿yj¹ – nie wie,
Mo¿e nie pozna pod œniegiem siwizny
Zmienionych twarzy. Nim zosta³ studentem,
Jecha³, dziœ wraca tym samym okrêtem.
25
36
Te same deski, co go dzieckiem nios³y,
Dziœ odnosi³y do domu cz³owiekiem.
Gdyby tak drzewom przypomnieæ, ¿e ros³y:
To by siê sêki zasklepione wiekiem
Same otwar³y, przez kory szczeliny
Niepowstrzymanych ³ez lej¹c bursztyny.
37
Ale ten cz³owiek by³ jako Ilissos
Pod Atenami – bez fal i bez wody;
I ten sam statek, ten sam „Eptanissos”,
Co go odnosi³ w rodzinne zagrody,
Dla niego prost¹ by³ tylko machin¹,
Na której ludzie za pieni¹dze p³yn¹.
38
Z jakiej¿e gliny byli ulepieni
Ci, co wracaj¹c na ziemiê ojczyst¹,
Padali czo³em na czo³o kamieni,
Ca³uj¹c ziemiê chwastami nieczyst¹,
Zimn¹; co nieraz, nim usta oddarli,
Na g³azach ziemi ca³owanej marli!...
39
Ojczyzno moja! mo¿e wszyscy wróc¹
Na twoje pola, ale ja nie wrócê!
Œmieræ – lub to wszystko, co mi losy rzuc¹
Na kamienistej drodze ¿ycia – p³uce
Ogniem po¿arte, widziane oczyma
Sny straszne twarz¹: wszystko miê zatrzyma.
26
40
Wszystko miê wstrzyma w obcej ziemi ³onie
Umar³ym, mo¿e jedn¹ chwilê wczeœniej
Ni¿ zmartwychwstanie twoje, o Syjonie,
Jerozolimo, trapiona boleœniej
Ni¿ gród Chrystusa... A gdy na tw¹ grzêdê,
Ojczyzno! inni powróc¹ – spaæ bêdê.
27
PIE΄ IV
GRECJA
1
I zaraz ku nam olbrzym Adamastor
Wyjecha³ z Zante na barce trytonów;
Na g³owie swojej mia³ pomiêty kastor,
Surdut na plecach, parê pantalonów.
Nie epopej¹ pisz¹c, nie idylli¹,
Powiem, ¿e to by³ metr hotelu „Giglio”.
2
Stan¹³ i zacz¹³ trwo¿yæ: „O! nie p³yñcie
Na greckie brzegi, w Patras kwarantanna,
Lepiej do mego hotelu zawiñcie,
Ober¿a moja podró¿nikom znana!
W Patras musicie dni dziesiêæ i cztery
Przebyæ kwarantann od osp i cholery”.
3
Chocia¿ pozna³em, ¿e to syn Adama,
Nie Adamastor sta³ przy nas na ³odzi,
Zl¹k³em siê bardziej ni¿ bohatyr Gama.
Lecz pomyœlawszy rzek³em: „Nic nie szkodzi –
P³ynê do Patras, sam ujrzê w Patrasie,
Czy jak¹ szkodê poniosê na czasie;
28
4
A ty, co trwo¿ysz, maleñki cyklopie,
Zamiast nas pozrzeæ zatrzymanych trwog¹,
A mo¿e mi³ych jakiej Penelopie,
ProwadŸ nas w miasto albo lotn¹ nog¹
Spiesz¹c przed nami, na sto³ach bez harpii
Postaw nam zrazów, bifsteku i karpi.
5
Zamiast nas pozrzeæ, my ciebie pozrzemy,
Je¿eli obiad nie wystarczy g³odnym”.
Z tak¹ odpraw¹ ober¿ysta niemy
Odjecha³. Ja zaœ z czo³em niepogodnym
Jako Eneasz modli³em siê: „Panie,
Nie daj mi w greckiej siedzieæ kwarantannie!”
6
A potem wszed³szy na fortecy góry,
Spojrza³em: Zante szmaragdami siana,
W szczerych szafirów oprawna lazury,
Niebem i morzem doko³a oblana,
Tai³a mnóstwo domków w g³êbi ³ona
Z domkiem poety hrabi Solomona.
7
Szczêœliwy! zasta³ swój ogród i drzewa,
Swoj¹ kanapê i okno na morze,
Swój mi³y stolik, gdzie pisze i ziewa,
Swoje gazami oskrzydlone ³o¿e;
Mo¿e dziœ bêdzie cieszy³ siê lub szlocha³,
Patrz¹c na domek, gdzie kocha lub kocha³.
29
8
Mi³o powróciæ i usi¹œæ na ³awach
Przed w³asnym domkiem, gdy ucichn¹ gwary,
Gdy nocne œwierszcze i koniki w trawach
Zaczn¹ piosenkê nocy, a pies stary
£ap¹ drzwi chaty zawartej otworzy,
Przyjdzie i u nóg pana siê po³o¿y.
9
I myœleæ wtenczas... O! fale! O! fale!
Szumcie wy g³ucho pod okrêtu ³onem.
Patrzê na gwiazdy i cygaro palê
I nieraz wielkim rozpaczy pok³onem
Bijê przed Bogiem, gdy z chmurnych obs³onic
B³yska... Modlê siê... lecz nie proszê o nic.
10
Mi³o byæ tak¿e na morzu oz³otnym
B³yskawicami i bia³ym ognikiem;
Mi³o byæ tak¿e dumnym i samotnym,
I nie dzielone mieæ uczucia z nikim,
I nad powietrza ulatuj¹c cisz¹
S³uchaæ harf takich, jak ludzie nie s³ysz¹.
11
Chrystus nas wo³a: „Wy, którzyœcie smutni,
ChodŸcie na ³ono Ojca!...” Patrz w b³êkity:
Oto gwiazd siedem, wszystkie w kszta³cie lutni,
Wychodz¹ z fali tam, gdzie zorzy œwity
Maj¹ zab³ysn¹æ. Lutnio ogniem sina,
Na tobie dzwoni pó³nocna godzina,
30
12
Godzina cicha, tajemnicza, senna
Na wielkim morzu, fal¹ wahanemu;
Oto nad lutni¹ lœni gwiazda promienna –
Dowi¹¿ gwiazd dziesiêæ ogniowi z³otemu
Okiem i myœl¹, a z niebios wyleci
Koñ, który parska gwiazdami i œwieci.
13
Gdy go raz oko z b³êkitów wyczyta,
Ju¿ go nie straci i myœl¹ nie zma¿e.
Na strunach lutni po³o¿y³ kopyta,
W nozdrzach, jak w romu zapalonej czarze,
P³omyk wytryska wielki, b³êkitnawy,
Czasem jak w nozdrzach arabskiego krwawy.
14
Za tymi gwiazdy wychodzi Dyjanna,
Z gwiazd najœwietniejsza, a najmilsza oku,
Gdy j¹ obleje œwiat³em zorza ranna,
Kiedy w ró¿anym topniej¹c ob³oku
Z b³êkitnej razem staje siê zielona
Jak listek, potem czerwieni¹c siê, kona.
15
Lecz kiedy wyjdzie, nim zorz¹ poblad³a,
Zapowiadaj¹c prêdkie cieniom koñce,
B³yœnie ci w oczy jak kawa³ zwierciad³a,
Z którego dziecko rzuci tobie s³oñce;
A gdy nad smutnym takie blaski roni,
Przywykasz razem do smutku i do niej.
31
16
Niebo na wschodzie okrywa purpura,
Potem j¹ skrawa zastêpuje bia³oœæ,
A ró¿ odciêty jako lekka chmura
P³ynie w b³êkity... O, klasyczna sta³oœæ!
Nieraz widzia³em przez ten ob³ok cienki
£ono sypi¹cej ró¿ami jutrzenki.
17
I dzisiaj pe³na jasnego brylantu
Rosy, ró¿ pe³na, wylecia³a do mnie
Z b³êkitnej fali, sponad gór Lepantu,
A za ni¹ s³oñce rozlane ogromnie
Wysz³o jak zegar wieczystego czasu,
Nad b³êkitnymi górami Patrasu.
18
Takie olbrzymie twarze Nibelungi
W pó³nocnych pieœniach opisuj¹. S³oñce,
Pierwszy twój promieñ pad³ na Missolungi,
Gniazdo, gdzie niegdyœ wolnoœci obroñce
Sto razy wiêkszym oparli siê si³om,
Kapitulacyj nie bior¹c mogi³om.
19
Je¿eliœ widzia³ rz¹d domków i fraszek
Poustawianych na dziecinnym stole,
Tak owe miasto. – Có¿ to? biedny ptaszek
Leci przez morza lazurowe pole,
I pada przy mnie na ³awce, a potem
Kania, z ogromnym twardych piór ³oskotem
32
20
Lec¹c, o ³awki stuknê³a siê w drewno,
I d³ugo w statku zab³¹kana liny
Na morze wysz³a z pieœni¹ p³aczu gniewn¹.
A ja – patrza³em na serce ptaszyny,
Jak bi³o, jak siê uk³ada³y piórka
Do spokojnoœci... By³a to przepiórka.
21
O! Missolungi! czy pieœñ moja zd¹¿y
Za pieœni¹ wieszczów, co s³awili ciebie?
O Missolungi!... Jak ta kania kr¹¿y
¯elaznym skrzyd³em po morzu i niebie,
Jak oczy iskrz¹ siê nad dziobu hakiem!...
Ten biedny ptaszek jest prawie Polakiem.
22
Dla niego mo¿e koœciuszkowskim czasem
By³o zniszczenie w Missolungi gniazda;
A dziœ – gdy kania z okropnym ha³asem
Piór natê¿onych, jak lec¹ca jazda
Kirasyjerów na polach Grochowa,
Goni³a. – Lecisz, ptaszyno? b¹dŸ zdrowa!
23
Lub niech ciê kania zje – boœ mi przerwa³a
Do Missolungi ju¿ zaczêt¹ odê.
Ta sobie stoi maleñka i bia³a
Pod gór¹ – patrz¹c na b³êkitn¹ wodê,
Jako nad Styksem zebrane do kupy
Bia³e umar³ych domków koœciotrupy.
33
24
Stoi nad brzegiem, nie owiana liœciem
¯adnego drzewa, lecz na ni¹ upada
Z gór czatuj¹cych nad Lepantu wniœciem
Ciemnoœæ i œwiat³o, a ka¿da z gór blada
Mg³¹ b³êkitnaw¹, a jedna z gór mroczna,
Jak piramida stoi szeœcioboczna.
25
Tak równe œciany pokazuje s³oñcu,
Tak równe boki ma cieniem pokryte,
Tak ciê¿ka spodem, tak lekka na koñcu,
Jako pod niebo rêk¹ ludzk¹ wzbite
Z cegie³ pomniki... Nim siê ten kraj ws³awi³,
Bóg wielki przeczu³ i pomnik postawi³.
26
Nie uwieñczona œniegowymi srebry,
Musi byæ u stóp œniegiem koœci bia³a.
Gdybyœ, Byronie, by³ nie umar³ z febry,
Ale od bomby, kuli lub kind¿a³a,
Da³bym tej górze posêpnej nazwisko
Grobu twojego – a Parnas tak blisko!
27
I mnie dziœ ³atwiej wleŸæ na szczyt Parnasu,
Ni¿ ludziom przebyæ przed œwiêtym Aliansem
Rów wykopany. Trzeba na to czasu.
Na Parnas bêd¹ jeŸdziæ dyli¿ansem
Wieszcze Europy – a republikanie
Za lat dwadzieœcia... Kto wie, co siê stanie!...
34
28
Wierzê w respublik ojca jedynego,
Robespiera (to Trybuny wina,
¯e zosta³ ojcem). Credo w Mochnackiego,
Rzecz-pospolitej jedynaka-syna,
Co wielkich marzeñ nie przestaje snowaæ,
Przez Dyktatora da³ siê ukrzy¿owaæ.
29
Potem zaœ wst¹pi³ do arystokracji
I trzy dni bawi³, a po tej troszeczce
Przyszed³ w obliczu przysz³ej generacji
S¹dziæ umar³ych i ¿ywych w ksi¹¿eczce.
Weñ uwierzywszy z dwóch tomów zaczêtych,
W emigracyjnych wierzê wszystkich œwiêtych.
30
I w obcowanie ich ducha z narodem,
I w odpuszczenie naszym wodzom grzesznym,
I w zmartwychwstanie sejmu pod Herodem
Obieranego; a gdyby miê œmiesznym
Nie okrzyczano, powiedzia³bym, grzeczny,
¯e w tego sejmu wierzê ¿ywot wieczny.
31
Zrobiwszy taki sumienia examen,
Takie wyznanie, biedny wierszokleta,
Chcia³bym dokoñczyæ i dobiæ... lecz „Amen”
Uwiêz³o nagle jak w gardle Makbeta.
Zacz¹³em pisaæ, teraz z wielk¹ bied¹
Bijê siê w g³owê, jak zakoñczyæ Credo.
35
32
Wierzê, ¿e id¹ ludy jako chmura
Pe³na b³yskawic na trony zachwiane;
Wierzê, ¿e nawet królewska purpura
Próchnieje w trumnach; wierzê w zatrzymane
Lawy ¿o³nierza tam, gdzie stan¹³ Kokles,
Wierzê, ¿e Milcjad ¿y³ i Temistokles;
33
Wierzê, ¿e jeszcze ¿yje dziœ Kanarys,
Bo w³aœnie teraz wracam z jego domu,
Bo sam widzia³em, jak b³êkitów farys
Od ogniowego opalony gromu,
W Patrasie greck¹ dowodzi flotyll¹,
Wierzê, bo sam go widzia³em przed chwil¹.
34
On, co ¿y³ niegdyœ jako salamandra
W ogniu brullotów – dziœ spokojny mieszka
W domku glinianym jak domek Ewandra;
Dzikimi chwasty zapl¹tana œcie¿ka
Do progów jego prowadzi – przed progiem
Od³am marmuru, co by³ kiedyœ bogiem.
35
Belek siê ledwo dotyka³y heble,
W œcianach obficiej powietrza ni¿ gliny,
Sosnowe szczeble i niebieskie szczeble,
To jest deszczu³ki z sosen i szczeliny,
Wiod¹ na piêtro – wejœcie, pierwsza próba,
Ju¿ by³o dla mnie jako sen Jakuba.
36
36
Sen mi pokaza³ a¿ w Litwie niebiesk¹
Niezabudkami rzeczu³kê – na zdroju
Miejsce k³adkow¹ przeskoczone desk¹
Zawsze b³êkitne i zawsze w pokoju,
Doko³a w kalin ustrojone wianki
By³o k¹piel¹ gwiazd i mej kochanki.
37
Nie wiem dlaczego – lecz nieraz w gor¹co,
Gdy siê na upa³ zaczynaj¹ skar¿yæ
Œwierszcze piosenk¹ po trawach sycz¹c¹,
Szed³em na k³adkê – czytaæ albo marzyæ...
I tak czyta³em niegdyœ walkê Greka,
Jak dziecko, które czegoœ chce – i czeka.
38
Chce z g³êbi wody œlad srebrzysty dostaæ,
(Rankiem... k¹pa³a siê Lutka w tej wodzie)
Czeka, czy bia³a i powiewna postaæ
(Widaæ aleje i lipy w ogrodzie)
Mo¿e spod wielkiej jarzêbiny wstanie
I wyjdzie... Dziwnie ucz¹ce czytanie!
39
I czytam marz¹c, jako Ipsyllanty
Zwyciê¿y³ – gin¹³.. i da³ Grecji brata,
A kiedy czytam, to rosy brylanty
Strz¹saj¹c, zefir po kwiatach przylata
I fale w z³ote pomarszczywszy pr¹¿ki
Przewraca karty welinowe ksi¹¿ki...
37
40
Kartki rozwiane przycisnê kamykiem
I bêdê czyta³. Oto wódz naczelny
Demetrius, licznym dowodz¹cy szykiem,
A za nim... czarny hufiec nieœmiertelny,
Ka¿dy z nich mocny... ka¿dy bez nadziei...
Sk¹d s¹? – powstali z mogi³ Cheronei...
41
Wszyscy – prócz wodza... Ten nie zmartwychwstanie,
Zabity mieczem zgubionej stolicy,
Lecz innych dusze jak w urnowym dzbanie
Chowane w piersiach marmurowej lwicy,
Która im by³a pomnikiem po œmierci,
Wysz³y – i pomnik rozpad³ siê na æwierci.
42
Pierœ lwa rosn¹ce roztrzaska³y dusze!
I dzisiaj le¿y na samotnym polu,
Jak wielkim prochem rozsadzone kusze,
A g³owa, pe³na przedwiecznego bolu,
Pad³a na ziemiê – zda siê, ¿e spoczywa,
Wydan¹ dusz¹ smutna i straszliwa.
43
D³ugo Grek patrza³ na tê lwicy g³owê,
Jak na zamilk³e nieszczêœciami wró¿ki;
Snycerz da³ smutn¹ marmurowi mowê.
Patrz¹c – s³ysza³em dwa s³owa Koœciuszki:
„Finis Poloniae”, przechowane w g³azie,
Jak ³za w kamieniu – albo myœl w obrazie.
38
44
O Cheroneo! o! Maciejowice!...
Cyt... coœ bia³ego œród liœci jaœnieje...
Ach nie! to tylko bia³e go³êbice
Przez ogrodow¹ lecia³y alejê...
ChodŸ znowu, ksi¹¿ko, na kwiaty rzucona,
Bêdê znów czyta³ – to jeszcze nie ona.
45
Pieniêdzy krzycz¹ – Grek rzuca na szalê
Dyjamentow¹ oprawê pa³asza;
Nie dosyæ jeszcze... rzuci³ miecza stale,
P³aæcie ¿elazem... Ju¿ Ibrahim basza,
Jak Nil, co wszystkich wody na œwiat wyda,
Lub jak wal¹ca siê z gór piramida,
46
Spada na Grecjê. – Gdzie s¹ Termopile,
Po których niegdyœ w¹¿ Kserksesa przelaz³,
Gdzie s¹ ci ludzie, co ¿ywota chwile
Licz¹c nie dr¿eli – i marli?... Zavellas
W polach Klissowy z oœmi¹ set cz³owieka
Zast¹pi³ drogê dwóm baszom – i czeka.
47
S³yszê, jak serce w moich piersiach bije;
Zda siê, ¿e patrz¹c w trup Leonidasa,
Patrz¹c g³êboko – czekam, a¿ o¿yje –
A wtenczas ani jasnych kwiatów krasa,
Ani lec¹cy alej¹ go³¹bek
Nie ob³¹ka³y mych oczu na z¹bek.
39
48
Lecz wtem nadzieja odbieg³a miê wszystka:
Zerwa³em ró¿ê, co tam kwit³a œwie¿a,
I przywi¹zawszy do ka¿dego listka
Myœl i ¿yczenie, i ¿ycie rycerza
I Zavellasa... o szaleñstwo m³ode!
Wszystkie te listki rzuci³em na wodê...
49
I jeszcze listków zosta³o mi trocha;
Myœlê, ¿e siane w ziemi nie zakwitn¹,
Wiêc jeszcze jeden listek – czy mnie kocha –
Pos³a³em fal¹ wêdrowaæ b³êkitn¹;
I nie wiem, jaki los tamte poch³on¹³,
Ale ostatni – pamiêtam – uton¹³...
50
I znowu ksi¹¿kê roz³o¿y³em bia³¹
I zimne karty zacz¹³em ca³owaæ,
Wo³aj¹c... „Greki, niechaj ginê z chwa³¹!
Wy miê nauczycie, jak wrogów mordowaæ,
Jak rzuciæ drogê marzeñ ksiê¿ycow¹ –
Z umar³ym sercem i z twarz¹ surow¹...”
51
I marz¹c o krwi z uczuciem tygrysa
Stê¿a³em cz³onki krew czuj¹c na licu...
S³yszycie têtent... to koñ Botzarisa
W obóz turecki leci po ksiê¿ycu;
A nim siê stra¿e obudzone zwar³y,
Botzaris w baszy namiot wpad³ – umar³y...
40
52
I odezwa³y siê w górach klasztory,
A nie by³y to pogrzebowe dzwony,
Które kupuje na œmieræ cz³owiek chory,
Lecz jakieœ wielkie pomieszane tony
P³aczu, rozpaczy wyj¹ce po ska³ach.
I wiêkszy zemsty g³os zamkniêty w dzia³ach.
53
A wielkie morze, lazurowe morze,
Któremu niegdyœ poœwiêcano w Aulis
Córy królewskie... ciebie teraz porze
Miêdzy flotami tureckimi Miaulis;
Z nim jest drewniana ateñska forteca,
Któr¹ Kanarys brulotem oœwieca.
54
Obadwa p³yn¹ uwieñczeni w laury
Wydarte morzu – prêdkim id¹ lotem;
A ów Kanarys zda siê jak centaury –
Na pó³ cz³owiekiem, a na pó³ brulotem.
Ten cz³owiek – œmia³y... i pan dwóch ¿ywio³ów,
Którymi niszczy – czy ma twarz anio³ów?
55
Czy pod nim jako pod niebieskim duchem,
Cicha siê ³ódka nast¹piona nie gnie?
Czy jego wios³o nie s³yszane uchem?
Czy ogieñ za nim jak pies wierny biegnie?
Jak on wygl¹da, gdy b³êkitne morze
Piêæ jego czó³en obla³o w Bosforze?
41
56
Su³tan go widzi... lecz zniszczyæ niezdolny!
Nie zgasi nawet p³omyka w stambu³ce
Wodza greckiego. – Oto konik polny
Usiad³ przede mn¹ na cichej rzeczu³ce,
I suszy skrzyde³ przezroczystych szkie³ka
B³yszcz¹c siê w s³oñcu by têczy pere³ka.
57
I such¹ nog¹ na ŸdŸble ¿ó³tej s³omy,
Dziecko powietrza, wêdruje na ³ódce
Przez zwierciadlane rzeczu³ki za³omy,
I port w rozchwianej znajdzie niezabudce
Albo pop³ynie dalej z nurtem wody
Pod brzóz p³acz¹cych nachylone ch³ody.
58
A kiedy p³yn¹³ i srebrzystym rysem
Znaczy³ rzeczu³ki fale zwierciadlane,
Myœl moja ca³a z wielkim Kanarysem
P³ynê³a za nim... w kraje malowane
Piêkn¹ przysz³oœci¹... i widzia³em ¿ycie
Z twarz¹ na s³oñcu – z oczyma w b³êkicie.
59
O, przysz³oœæ! przysz³oœæ Jam siê tak do ciebie
Uœmiecha³ dzieckiem – ty z tak¹ œwiat³oœci¹
Dni moje sia³aœ jak gwiazdy na niebie!
A moje smutne dzisiaj... jest przysz³oœci¹.
Kwiat spodziewany na w¹t³ej ³odydze
¯ycia mojego – rozwin¹³ siê... Widzê...
42
60
Co? jeszcze w myœlach owa przysz³a chwila,
Jeszcze marzone dawniej Greków twarze,
Jeszcze Kanarys na s³omce motyla,
Jeszcze nad ksiêg¹ le¿ê, jeszcze marzê...
I chcia³bym ca³ym w³osem siê os³oniæ
Nad dawn¹ ksiêg¹ – i dawne ³zy roniæ,
61
I byæ zbudzonym – jak dawniej – nad rzek¹,
Gdy na aleje z³ote s³oñce spad³o,
Kiedy s³yszany jakiœ g³os daleko
Wo³a³ jak echo; gdy w rzeki zwierciad³o
Patrz¹c... patrza³em na twój wzrok uroczy,
Nie œmiej¹c prosto patrzeæ... w twoje oczy...
43
PIE΄ V
PODRÓ¯ KONNA
1
Czyta³em kiedyœ wielkie porównanie...
Jak wystawiony na niebieskie rosy
Pielgrzym, gdy ze snu g³êbokiego wstanie,
Listek uwiêd³y, co mu spad³ na w³osy,
Odrzuca z czo³a – takeœ ty skaliste
Nakrycie grobu precz odrzuci³, Chryste!
2
Lecz kiedy przyjdzie zmartwychwstanie ludu,
Kiedy siê skoñczy sen pe³ny omamieñ,
Jakiego¿ trzeba bêdzie wtenczas trudu,
Aby odwaliæ nasz grobowy kamieñ –
Ów marmur, pe³ny naszych cierpieñ rytych,
Na którym modl¹ siê dzieci – zabitych.
3
Patrz¹c na oczy pe³ne b³yskawicy,
Na czo³o króla p³omieni br¹zowe,
Pyta³em znanej mu ju¿ tajemnicy,
Bo sam odwala³ kamienie grobowe
Z grobu uœpionej g³êboko ojczyzny;
Musi znaæ leki – bo zna wszystkie blizny.
44
4
Pyta³em Greka, ale w nim ju¿ nie ta
Z kradzionym ogniem pierœ Prometeusza.
Moje pytanie by³o jak Hamleta
Metafizyczne s³owo, czy œni dusza,
K³adzione zawsze na grobach od wieka,
Nie rozwi¹zane dot¹d... przez cz³owieka.
5
Chcia³em mu nadaæ wielkoœæ Waszingtona,
Moim pytaniem na zbawcê pasowaæ;
Bo te¿ mu z³otych brak³o milijona,
A móg³by spaliæ Stambu³, zamordowaæ
Tyle wezyrów, tyle krwi wytoczyæ,
¯e su³tan mia³by gdzie pióro umoczyæ
6
I czym podpisaæ na wolnoœæ firmany,
I Kanarysa odes³aæ z krain¹
Temistoklesa, przez drewniane œciany
Zdobyt¹... Dzisiaj Rigny – Navarino
Kanarysowi wykrad³y jak Parys
Helenê s³awy. – Czy cierpi Kanarys?
7
Nie wiem... Czy orze³ kiedy myœli o tem,
¯e kiedy w zimie s³oñce zda siê nisko,
Móg³ o po³udniu natê¿onym lotem
Dolecieæ – patrz¹c oczyma w ognisko
Niebieskich krain? Myœl g³upia dla ludzi,
Lecz mo¿e drêczyæ or³a, co siê nudzi...
45
8
Ale powtarzam, myœl g³upia dla œwiata
Mog³a siê przyœniæ or³owi na skale,
Lub temu z ludzi, co jak orze³ lata...
Dosyæ! cygaro hawañskie zapalê
Tymi strofami, które nie s¹ od¹
I do niczego m¹drego nie wiod¹...
9
I w³aœnie takie ciê¿kie i nietrafne
Z ust wychodzi³y moich parabole,
Kiedy ¿¹da³em, by s³owa jak Dafne
W laur przemienione, k³ad³y siê na czole
Zapomnianego przez ludzi Greczyna;
Lecz ¿e œwiat taki – to nie moja wina.
10
Mo¿e bym tak¿e chcia³ (to wszystko mary),
By jaki cz³owiek spotkawszy w ulicy
Moj¹ figurê... w³o¿y³ okulary...
Po diab³a nosiæ s³awê w tajemnicy?
Cieszy³ siê Dante... gdy przekupka rzek³a:
„Patrzcie! ten cz³owiek dziœ powróci³ z piek³a...”
11
Ja bardzo lubiê s³awê popularn¹,
Lêkam siê bardzo wymuskanej s³awy;
Dlatego ka¿ê na bibu³ê czarn¹
Biæ nowe dzie³o... go³e, bez oprawy;
I wyjdzie na œwiat ksi¹¿eczka pokorna,
Jak gdyby spod pras Bogumi³a Korna.
46
12
O moja g³upia muzo, zapominasz
Uszanowania winnego ksiêgarzom!
Ja nie znam Korna... mówi¹, ¿e luminarz...
A zaœ sk³ad jego podobny cmentarzom,
Gdzie sobie cicho autorowie le¿¹,
Co lato ziemi¹ przysypani œwie¿¹...
13
A czasem zajrzy Bogumi³ na cmentarz,
Patrz¹c, czy kiedy nie zjad³ siê w letargu
Jaki kalendarz – albo elementarz;
A kogo kocha – tego na œwiat targu
Drukiem prowadzi... i stawia za kart¹,
Wieñcz¹c go œwie¿¹, laurow¹ errat¹.
14
O mój ksiêgarzu wroc³awski! o Kornie!
Dokoñcz tej sfory!... Dalibóg, zaczêta
I pindarycznie, ¿ywo i wytwornie;
Lecz moje pióro nigdy nie pamiêta
O drugim wierszu... wbrew dawnej przestrodze:
„Nim pierwsz¹ stawisz, myœl o drugiej nodze”.
15
Tak chcia³ Feliñski: wiersz skomponuj drugi,
A potem pierwszy dosztukowuj zgrabnie,
A bêd¹ mocne – i ³añcuch siê d³ugi
Nie przerwie nigdzie, nigdzie nie os³abnie;
Na takim niañki uwi¹zani pasie
Chodz¹ dawniejsi wieszcze po Parnasie...
47
16
Lecz ja... Dobranoc! Jutro zorza z³ota
Ujrzy miê... w siodle i na Rossynancie,
Tam gdzie Cerwantes, autor Donkiszota,
Utr¹ci³ rêkê. – Mój obraz w Lepancie
Bêdzie odbija³ siê tak lazurowie,
Jak cieñ Quichota... w Cerwantesa g³owie...
17
Naprzód malowaæ trzeba kawalkadê,
Która siê brzegiem Lepantu pomyka.
Gid jedzie przodem, a ja za nim jadê...
Lecz wam opiszê pierwej przewodnika,
Który albañskie rozwiawszy wyloty,
Jecha³ na koniu gdyby motyl z³oty.
18
Na kapeluszu s³omianym mia³ mycê
Do roziskrzonych podobn¹ p³omyków,
Ze sztuki p³ótna marszczon¹ spódnicê;
Gada³ mozaik¹ dziesiêciu jêzyków,
Œmia³ siê jak dziecko, a dzieckiem by³ prawie,
Œpiewa³, jak polny konik œpiewa w trawie.
19
Twarz jego m³od¹ gdzieœ widzia³eœ we œnie,
Mo¿e na jakim widzia³eœ rysunku,
Gdzie m³ody Greczyn, wys³any za wczeœnie
Z ojcowskiej chaty, w wojennym rynsztunku,
Patrzy na Turków oczyma tygrysa
Na litografii zgonu Botzarisa.
48
20
S¹ twarze w ludach powszechne. C’est tout clair –
T³omaczyæ przyczyn by³oby to wstydem;
Wreszcie opisze go wam ksi¹¿ê Puckler-
Muskau, co z naszym podró¿owa³ gidem
I pokazywa³ sw¹ karykaturê
Grekom, wylaz³szy na Parnasu górê;
21
Który siê nie k³ad³ spaæ, a¿ bi³a czwarta;
Który chcia³ ogród za³o¿yæ niemiecki
W guœcie angielskim tam, gdzie by³a Sparta,
Dla Bawarczyków pozawieszaæ niecki,
By siê hojdaj¹c, z krainy Likurga
Mogli przenosiæ myœl¹ – do Strasburga;
22
Który – to zawsze mówiê o tym ksiêciu:
Niechaj pamiêta autor o autorze –
Który zasn¹wszy wieczór w przedsiêwziêciu,
Zbudzony... spyta³ siê: „W jakim kolorze?”
A rz¹d bawarski, myœl¹c o sadzonym
W Sparcie ogrodzie, powiedzia³: „W zielonym...”
23
Który siê na to obrazi³... i chwilê
Zastanowiwszy siê – po kilku chwilkach
Tak zadr¿a³ gniewem, ¿e wszystkie motyle,
Na kapeluszu siedz¹ce na szpilkach...
Zaczê³y spadaæ i k³uæ w nos Ottona.
O zemsto... mówi¹, ¿eœ s³odka – ty s³ona,
49
24
Zw³aszcza gdy ciebie Puckler w sól attyck¹
Ca³¹ osypie... i da na zabawkê
Figurê wroga – pod Momusa myck¹,
Osolonego sol¹, jak pijawkê;
Tak siê zapewne krêciæ i wiæ bêdzie
W dziele... pan Otton... na króla urzêdzie.
25
Lecz k³aniaj za to ogrodowi w Sparcie;
Ziemia gruzami pozostanie skalna...
Sparta zostanie na œwiatowej karcie
Spart¹... historia straci naturalna
Na jakim kwiatku, co ma kszta³t pantofli,
Lub na rodzaju Spartañskich kartofli...
26
Adieu! Pucklerze, bo mi nie do uszu
Twe imiê w rymów sadzone ogrodzie;
Podró¿uj w twoim wielkim kapeluszu,
Co tak wygl¹da jak ¿agiel na wodzie,
W górach jak tarcza okr¹g³a Pelida,
Nad ruinami bogów... jak egida...
27
B¹dŸ zdrów!... a jednak mia³bym proœbê ma³¹
Do Waszej Moœci ksi¹¿êco-autorskiej,
A¿ebyœ tak¿e moje grzeszne cia³o
Na koniu – skreœli³. – Na szkapie cecorskiej
Tak musia³ niegdyœ ¯ó³kiewski ponury
W trzy dni po zgonie straszyæ grzeszne ciury... –
50
28
„Trudno znaæ siebie” – powiada przys³owie,
A ja powiadam: trudniej widzieæ siebie
Przez te szk³a biedne, które w naszej g³owie
Oprawi³ Stwórca kryj¹c siê na niebie,
Tak ¿e choæ b³êkit przenikniecie do dna,
Skryta wam jedna rzecz – widzenia godna...
29
A druga tak¿e rzecz bardzo ciekawa
Dla nas – my sami... tak¿e nam ukryta;
Szczêœciem, ¿e wierne zwierciad³o i s³awa,
Czêsto niewierna, wszak wiecie – kobieta,
Dopomagaj¹ nam szk³em i umys³em
Patrzeæ na siebie... i s¹ szóstym zmys³em...
30
Dlatego bardzo i gor¹co ¿¹dam
Widzieæ siê kiedy w gazet artykule
Takim, jak jestem albo jak wygl¹dam...
Tymczasem muszê ca³¹ ziemsk¹ kulê
Przebiegaæ sobie samemu nie znany
Z twarzy i z g³owy... nie wymalowany...
31
Szczêœliwy Józef Poniatowski (czyli
Szczêœliwy, gdyby nie umar³...), ¿e widzi
Siebie samego w najciekawszej chwili
Na ka¿dej œcianie. A niech nikt nie szydzi
Z tej strofy, bo j¹ skoñczy myœl Solona:
„Nie mów, ¿e cz³owiek szczêœliwy – a¿ skona”.
51
32
Zaprawdê, ja wam powiadam, co rzek³y
Przede mn¹ usta filozofów wielu,
¯e... Lecz nadzwyczaj stajê siê rozwlek³y;
Wiêc nic nie powiem – i prosto do celu,
Nie zatrzymany strof¹ ni mora³em
Na moim koniu biednym pêdzê czwa³em.
33
Hop! hop... jak upiór... obracam tak nogi,
¯e kwadratowe tureckie strzemiona
Kol¹ w bok konia jakoby ostrogi,
A moja szkapa z wiatrami puszczona
Pêdzi, jak gdyby czu³a ¿³ób koniczyn;
Lecz wtem... zwolni³em kroku... dla trzech przyczyn.
34
Primo: towarzysz mój (a tu mi sk³onno
A¿ do ³ez, pomn¹c na konia strukturê),
By³ jako cz³owiek, który idzie konno;
A kiedy biedne zwierzê sz³o pod górê
I chocia¿ mog³o iœæ o w³asnej mocy,
JeŸdziec udziela³ mu swych nóg pomocy...
35
I tak siê razem nieœli... O widoku
Rozczulaj¹cy! £ez nie pojmie profan...
A jako niegdyœ w b³êkitnym ob³oku
Sokrata skreœli³ b³azen Arystofan,
Lataj¹cego po niebieskim sklepie
Na ¿ó³wia nogach, w szyldkretu czerepie,
52
36
Tak ja po greckich w gimnazji naukach
Móg³bym podobn¹ ubawiæ was scen¹,
Wymalowawszy na g³êbokich jukach
Ukochanego filozofa Zeno...
Który w tej chwili przez niemo¿noœæ skoku
By³ pierwsz¹ z przyczyn, ¿e zwolni³em kroku.
37
Druga z tych przyczyn by³a tak¿e cnot¹
Filantropiczn¹: w³aœciciele koni
Za kochanymi koñmi szli piechot¹...
Jeden jak Turek mia³ turban na skroni,
Drugi jak ojciec podobny do syna –
Belwederskiego mia³ twarz Apollina.
38
Trzeci¹ z tych przyczyn – dla których wstrzymana
Wietrznoœæ mojego by³a wiatronoga:
Oto, ¿e nagle ja i karawana
Przyszliœmy, gdzie siê zakoñczy³a droga
Przeszkod¹ – wprawdzie dla Moj¿esza ma³¹...
Z tej strony morzem, a z tej strony ska³¹.
39
Wiêc wszystkich œwiêtych wezwawszy i biesa,
Rzucam siê w morze... Czy w cudy wierzycie?
Z fali, stracona rêka Cerwantesa,
Jak cieñ wielkiego nosa na suficie
Wysz³a... figowe pokazuj¹c god³a
Œwiatu – a mnie zaœ przez fale przewiod³a...
53
40
I opryskani fal¹ o brzeg bit¹,
Na popas... w ma³ym stanêliœmy khanie,
Tam z g³ow¹ senn¹, cieniem drzew nakryt¹,
Inni spoczêli przy chruœcianej œcianie,
A ja, nie spity napojami maku,
Znalaz³em grotê w rododendrów krzaku.
41
Na samej wst¹¿ce srebrzystego ¿wiru,
Co siê nad morzem pod krzakami win¹³,
Jak sztuczna bia³a oprawa szafiru,
Spocz¹³em... i wzrok na b³êkicie zgin¹³
I myœl smutniejsza przysz³a mnie ko³ysaæ,
Ni¿ myœli, które chcê i mogê pisaæ.
42
Smutne! Myœlicie, ¿e grzechów siedmioro
Przysz³o miê drêczyæ... lub ³za emigranta...
Nie – ach, myœla³em, ¿e ju¿ madrepor¹
Sta³o siê ramiê biednego Cerwanta,
Ramiê nieszczêsne, które zaczyna³o
Czuæ, ¿e siê jakiœ duch obleka³ w cia³o...
43
I urodzony w Cerwantesa g³owie
Bêdzie radoœci¹ wstrz¹sa³ wszystkie nerwy;
Ramiê, co by³o w romansu po³owie,
Potem dozna³o takiej wielkiej przerwy,
Jak kiedy zabrzmi tr¹b dziesiêæ tysiêcy,
Potem milczenie... nic nie s³ychaæ wiêcej...
54
44
Dziwnie utraciæ jaki cia³a cz³onek
I myœleæ potem, ¿e ju¿ le¿y trupem,
¯e ju¿ w nim ¿adna z kosteczek ni z b³onek
Nie myœli o nas... i sta³a siê ³upem
Robaków – a zaœ dusza pe³na sromu
Do ciaœniejszego przenios³a siê domu.
45
Dziwnie byæ musi p³akaæ nad cz¹steczk¹
W³asnej mogi³y... i czyœæca mêczarnie
Od niej odwracaæ... bo jeszcze jest sprzeczk¹,
Czy dusza za nas p³aci solidarnie,
Czy cz³onek, co siê na cia³a pogrzebie
Nie znajdzie, w piekle zap³aci za siebie...
46
A tu bym bardzo m¹drze i g³êboko
Dowiód³... ¿e kiedy nasz Zbawiciel kaza³
Wy³amaæ rêkê lub wy³upiæ oko,
Wiêc... trzeba, abym tê strofê przemaza³,
Bo jej dokoñczyæ, jak chcecie, nie mogê,
Bo osiod³any koñ... i ruszam w drogê...
55
PIE΄ VI
NOCLEG W VOSTIZY
1
Dalej, mój koniu! powoli – doœæ czasu –
Krajograficznie strofami wy³o¿ê,
Jaka mnie droga prowadzi z Patrasu;
Po prawej stronie góry – z lewej morze,
Za morzem znowu i ska³y, i góry
Nad niemi niebo b³êkitne bez chmury –
2
Nie ma ta ziemia czego z³o¿yæ w styrcie;
Koñ dzwoni w g³azy, depce chwast, dziewanny;
Czasem przy drodze w roz³o¿ystym mircie
Widaæ rudera tureckiej fontanny,
Gdzie w kamieñ woda p³acz¹ca nie têtni,
Na które patrz¹c... nawet Grecy smêtni...
3
Taka g³êboka przy fontannach cisza,
Tak ciemne mirty... i tak liœciem szumi¹
Nad fontannami jak pacierz derwisza.
Ca³y ten smutek b³êkitami t³umi¹
Wody Lepantu i z czystego nieba
Patrz¹ce czo³o (jestem w Grecji) Feba.
56
4
Ani po drogach bawi¹cej siê dziatwy,
Ani cz³owieka w polu, ni na drodze,
Czasem szumi¹cym lotem kuropatwy
Porw¹ siê w stado... tu¿ przy konia nodze,
I padn¹ blisko... i znów cisza wielka.
Jaskó³ek ¿adna nie wyszle ci belka...
5
Niebo, tych czarnych gwiazdek pozbawione,
Wiecznie b³êkitne, zda siê, ¿e nad smêtnym
Krajem przesz³oœci – le¿y zamyœlone
Jakim obrazem dawnym i pamiêtnym
Tylko samemu Bogu... co w nim duma,
Kraj ten zniszczy³a tak wolnoœci d¿uma.
6
Z¹bek siê lasu dopióro wyrzyna;
Ma³e sosenki jako pszczo³y brzêcz¹
Jedwabnym kolcem... Je¿eli masz syna,
A tego kraju ludzie nie zmêcz¹,
Mo¿e zobaczy Grecj¹ pe³n¹ krasy,
Ubran¹ w ludzi szczêœliwych – i w lasy.
7
Ale my, dzieci nieszczêœcia, st¹pamy
Po g³azach, chwastach, i ruinach – g³uchych;
My siê przez wielkie pustynie wo³amy
W ciszy bezludnej. My przy Ÿród³ach suchych
Szukamy wody, spaleni zarzewiem.
Gdzie bêd¹ szukaæ naszych mogi³? – Nie wiem.
57
8
Gdy tak myœla³em, mrok os³oni³ szary
Przybywaj¹cych wreszcie do Vostizy.
Tu jeszcze pomnik turecki, d¹b stary,
Na podniesieniu z g³azów przy ulicy
Siedzia³ spokojny. O tej to godzinie
Turek tu niegdyœ pi³ dymy w bursztynie.
9
Lubi³em lipê, co nad s³awnym Janem
Cieñ rozstrzelony zbiera³a pod siebie
I co rok miodu obdarza³a dzbanem
Niewymyœlnego w ¿¹dzach i w potrzebie,
Co by³a drugim poety mieszkaniem,
G³oœna s³owików – szpaków narzekaniem,
10
Pod któr¹ nieraz b³yszcza³ dzban na stole,
Co tak wysoko nios³a czo³a wianki,
Jakby ze dworu wygl¹da³a w pole
Na przyjazd pana lub pañskiej kochanki,
Co nad szmerami s³odkich ust dziewicy...
Szumia³a cicho, pe³na tajemnicy...
11
Ta lipa dla nas jak Partenon grecki,
Ma pe³no smutku niewymówionego.
Stan¹³em patrz¹c na ten d¹b turecki;
Smuci³ miê tak¿e – lecz nie wiem, dlaczego...
Bezu¿yteczny liœciami i ch³odem,
Oko zadziwia wielkim pnia obwodem...
58
12
Pieñ jego w sobie ma si³y potêgê
I wielki smutek staroœci... i ¿a³oœæ
Nad tymi, co go znali... Stone-henge
Zaniesie myœli w olbrzymi¹ zuchwa³oœæ
Tytanów dawnych... W tej œwi¹tyni progu
Myœlisz o cz³eku, co j¹ sia³... i Bogu.
13
O mój turecki dêbie! dêbie stary!
Ty mi cudownym wyros³eœ koœcio³em;
Tutaj siê mog¹ modliæ wszystkie wiary,
Tu wszyscy ludzie biæ ugiêtym czo³em.
Lubiê ciê, dêbie wynios³ego czo³a,
Z liœciem rozwianym jak skrzyd³o anio³a.
14
Szczêœliwi ludzie, których anio³ dzier¿y
W swojej opiece! szczêœliwe te kraje,
Co maj¹ drzewa – na miejscu ober¿y –
Siane po ³¹kach, gdzie p³acz¹ ruczaje –
Wêdrowiec staje, gdzie kwiatów najwiêcej...
Nagle krzykn¹³em... „Do kroæset tysiêcy
15
Milionów...” tu mi kochany Eurypid
S³owo eumenid da³ do wykrzyknika,
A mój towarzysz rzek³: „Mais c’est insipide
Spaæ tu... w tej klatce... co ma kszta³t kurnika;
Comment, Giuliano!” – (tak siê zwa³ nasz s³uga) –
W Vostizy musi byæ ober¿a druga!”
59
16
„Non c’é” – rzek³ s³uga. „Wiêc spaæ tu – na ziemi?
Wszak to nie œciany, lecz z ³uczywy krata,
Pajêczynami wybita czarnemi”.
A ja doda³em: „Jak horyzont œwiata
Zawarty zewsz¹d... bez okien, którêdy
Dusza by mog³a wyjœæ za zmys³ów b³êdy...”
17
I zakoñczy³em s³owami: „Daj œwiecy!”
„Œwiecy! – rzek³ kompan – „wszak tu wiatr zagasi
S³oñce w lichtarzu, ksiê¿yc w szabaœnicy!”
Rzek³em: „Giuliano, hej! tho se mu krassi...
Gorzkie jak pio³un – niech Bóg bêdzie z nami!
Jest co jeœæ? – nie ma... wiêc tho se mu psami!”
18
To siê po grecku znaczy: „daj mi chleba!”
Przyniós³... postawi³... i znowu zapyta³
Bardzo uk³adnie: „Czego panom trzeba?”
A gdybym na chlebie zêbami pozgrzyta³,
Zdjêty poczuciem nieszczêœliwych wró¿ek,
Nie spodziewaj¹c siê... wo³a³em – „£ó¿ek...
19
I œwiat³a... œwiat³a... tu na biegunie
Pó³nocnym ciemno – i wiatr wszêdy œwiszcze;
Pusto jak w zgni³ym orzechu œwistunie...”
Tu mój towarzysz rzek³: „Wiêc ja przepiszczê
Na hebanowym moim fla¿olecie
Tê noc, przepêdzê j¹ najlepiej w œwiecie”.
60
20
I ju¿ wyci¹ga³ wiatrobrzmi¹cy bardon,
Lecz ledwie zacz¹³ donoœnie w otwory
Przegrywaæ – jakiœ g³os: „I beg your pardon,
But I don’t like the music, I am sorry” –
Z prawej siê strony wydoby³ przez kratki:
Anglik zamkniêty by³ do drugiej klatki.
21
I by³a Babel okropna jêzyków,
A¿ wreszcie jakaœ Opatrznoœci rêka
Zes³a³a parê p³on¹cych knocików,
I dwa napiête jak struny krosienka;
To by³y ³ó¿ka... jeœli kto nie wierzy,
T³omaczê jaœniej: to na czym siê le¿y...
22
Ach, le¿y tylko – bo wszystkie zefiry
Zbieg³y siê do nas – i wiatr z nami pl¹sa³,
A dar krosienek... jako Dejaniry
Koszula – gdzie siê go dotkniesz... tam k¹sa³;
Ach, jam siê dotkn¹³ – i ogieñ miê z³apa³,
I by³em w piekle; mój towarzysz chrapa³.
23
S¹ chwile w ¿yciu, w których cz³owiek zda siê
Samemu sobie bardzo poetycznym:
Na ska³y igle, na ruin terasie –
W usposobieniu umys³u vehmicznym –
Kiedy g³os przeczuæ bardzo g³oœno gada
Trzykrotnym g³osem: „Biada! biada! biada!”
61
24
Gdy patrzy w s³oñce o zachodzie krwawsze,
Kiedy siê ¿egna z kim i przy miesi¹cu
Mówi z westchnieniem g³êbokim: „Na zawsze!”
Gdy przy dognanym zeskoczy zaj¹cu,
Dobêdzie no¿a – i obcina skoki...
Gdy nañ piorunem strzelaj¹ ob³oki;
25
W chwili, gdy skoñczy szko³y i nauki,
Gdy go za rêkê uœciœnie sam rektor;
Gdy go mianuj¹ sêdzi¹; gdy go wnuki
Obsi¹d¹; gdy kraj obroni jak Hektor
Albo gdy myœli o zbawieniu Lachów
Gdy wygra parti¹ bilardu lub szachów...
26
Albo gdy idzie sam w nocy na cmentarz
I na kochanki usi¹dzie mogile...
Albo gdy mówi doñ kto: „Czy pamiêtasz
Pary¿?...” S¹ ró¿ne poetyczne chwile:
Kiedy na przyk³ad w towarzystwie znanym
Si¹dziesz poœrodku – na cenzurowanym...
27
Albo gdy ciebie nazw¹ obskurantem,
To jest, ¿e mo¿esz zgasiæ oœwiecenie;
Albo gdy jesteœ dzia³ asekurantem
I w napolioñskie wierz¹c przeznaczenie,
S³uchasz bez dr¿enia – kul lec¹cych œwistu...
Gdy „Comte” przeczytasz na kopercie listu;
62
28
Gdy... i tam dalej... Z tych mi³oœci w³asnych
¯adna nie przysz³a do snu miê ko³ysaæ...
Przy dwóch œwiate³kach jak gwiazdy niejasnych
Chcia³em z krosienek moich wstaæ i pisaæ
Czekaj¹c zorzy ró¿anego œwitu...
Wtem deszcz... w tej klatce nie by³o sufitu...
29
I zawo³a³em: „Ty spisz, Eneaszu,
A tu deszcz na nas ... leje siê z dachówek!”
Wnet rozbudzeni oba na poddaszu,
Wiêcej do czynu sposobni ni¿ s³ówek,
Wœciekaæ siê wiêcej zdolni ni¿ ³zy roniæ
Przemyœlaliœmy, jak i gdzie siê schroniæ...
30
Szczêœciem, ¿e w œcianie uwitej z soœniny
Po obu stronach by³y dwie framugi –
Ach nie framugi – zaczête kominy,
Wiêc ja jak krótki – mój kompan jak d³ugi,
Oba jak d³utem z marmuru wyciêci,
W niszach przeciwnych – kto by rzek³, ¿e œwiêci...
31
Przy naszych nogach zapalone lampy,
Rêce z³o¿one na piersiach pobo¿nie.
Ka¿dy z nas bia³y... jak w operze Zampy
WiedŸma z marmuru – bardzo nieostro¿nie
Pierœcionkiem z³otym za ¿onê pojêta,
Lub jak niewiasta Lotowa w sól œciêta,
63
32
Lub jako mumia w œcianach piramidy –
Niech porównania dalej lec¹ k³usem.
Byliœmy jako ów pos¹g Tetydy
Zakryty wody srebrzystej obrusem,
Stoj¹cy sucho w wodnej samo³ówce,
Który czytelnik zobaczy w Sofiówce.
33
Tu, wychyliwszy g³owê, mój towarzysz
G³osem ¿a³osnym... rzek³: „Czy ¿yjesz?” – „¯yjê”. –
A on mi znowu rzek³: „O czym ty marzysz?”
A ja mu rzek³em... ¿e siê nie ukryje
¯adna zas³uga – pod ¿adn¹ przeszkod¹;
Ja mówiê pacierz... Bóg s³yszy pod wod¹.
34
Cnota skarb wieczny, cnota klejnot drogi –
Nie spali ogieñ... A kompan: „Nie s³yszê;
Woda tak szumi, ju¿ mokre mam nogi...”
A ja mu na to: „Cierp, a ja opiszê
Nasze cierpienia œci¹gniête bez winy
I przedam wiernie córkom Mnemozyny...
35
„I kiedyœ, w póŸne wieki... wstanie mœciciel,
I tu postawi hotel... moœci panie!
Tu, na tym miejscu, gdzie teraz Jan Chrzciciel
Móg³by duszeczki k¹paæ jak w Jordanie;
Tu gdzie stoimy – ja ci przepowiadam,
¯e stanie hotel... tu, gdzie w nurty padam,
64
36
„W nurty natchnienia... myœl¹c o ¿egludze
Dawnych rycerzy – Eneja, Ulissa...”
A mój towarzysz rzek³ mi: „Ja siê nudzê
Stoj¹c w tej niszy jak kozacka spisa;
Wyznaj, ¿e Grecja – c’est ennuyeux en diable,
Ja ca³y mokry – mais c’est insupportable!
37
„Nie masz zegarka? ja mój do kompasu
Zregulowa³em... tam na ³ó¿ku le¿y...”
A ja mu na to: „Mamy dosyæ czasu!
Nim Febus we drzwi Aurory uderzy,
Gadajmy sobie o czym po¿ytecznym:
Lub o zbawieniu, lub o ogniu wiecznym...
38
„Albo œpiewajmy sobie kontredansy
Tañczone dawniej – ja dyszkantem wlekê –
Albo ci powiem powieϾ Sancho Pansy
O trzystu owcach wiezionych przez rzekê...
Ty licz, ja bêdê tron mówcy dziedziczy³;
Jeœli chcesz... ty mów – a ja bêdê liczy³...
39
„Czy znasz Byrona? – nie? – to wielka szkoda!
Móg³byœ siê teraz przenieœæ w idea³y;
Czajld Harold niegdyœ by³ w Grecyj... Ta woda
£ó¿ka nam porwie srebrzystymi wa³y...
Czy znasz Platona?... przysz³o mi do g³owy
Zaczêcie jednej Sokrata rozmowy...
65
40
„»ChodŸmy – rzek³ – w klonu szerokiego cieniu
Na pochylonej odpocz¹æ murawie;
Oba zanurzymy tu stopy w strumieniu;
Jak tu cieñ mi³y... jak te œwierszcze w trawie
Œpiewaj¹ s³oñcu... « Dalej w sprzeczce walnej
Sokrat piêknoœci daje idealnej
41
Rysy, granice... i w mgliste przezrocze
Obwija pos¹g – cudownego wdziêku;
A strumieñ ¿ywy stopy mu ³askocze” –
Tu nasz Juliano – z latareñk¹ w rêku
Wszed³... i zobaczy³... nasze dwie figury
Jak dwa pos¹gi oprawione w mury;
42
Z lampami w nogach... Rzek³em: „Pigmalionie,
Jeœli z pos¹gów chcesz mieæ ¿ywych ludzi ,
Przynieœ parasol.” – Tak przez wodne tonie
Przeszliœmy oba – a jeœli was nudzi
Ta pieœñ... pomyœlcie, ¿e to jest obrazem
Greckich ober¿y... ³ó¿ek – i nas razem.
66
PIE΄ VII
MEGASPILLEON KLASZTOR
1
Wiem, ¿e ze œmiechu przeskakiwaæ w smutek
Jest wielkim b³êdem... charakteru wina,
A raczej nerwów rozche³zanych skutek,
Brak sentymentu – ¿e w trop Lamartina
Id¹c nie ³¹czê... w pieniach – o, herezja!
Trzech westchnieñ ci¹g³ych... „Mi³oœæ! Bóg! Poezja!”
2
Mi³oœæ od Boga staje siê odporem –
Spytaj siê oto panny Cho³oniewskiej,
Co rz¹dzi m³odych panienek klasztorem –
Mi³oœæ (prócz czystej mi³oœci niebieskiej)
Wprowadza duszê w jakiœ grzeszny zamêt.
Nie wolno kochaæ, jak Œwiêty Sakrament –
3
Lecz pierwsza mi³oœæ – pierwsza! platoniczna –
O! wstaw siê za mn¹, O! Najœwiêtsza Panno!
Ty jesteœ taka na obrazach œliczna –
Widzia³am Ciebie – dziœ pod têcz¹ rann¹
Nad b³êkitami Lepantu, w niebiosach,
W têczy, na chmury rozp³akanej w³osach...
67
4
Poezja tak¿e czêsto walczy z Bogiem,
Chybabyœ pisa³ ci¹gle o myœlistwie,
Jak Pan Tadeusz obeznany z rogiem.
Bóg Lamartina jest w z³ym towarzystwie;
Chrystusa trzeba daæ do takich kmotrów,
By³by znów Chrystus miêdzy dwojgiem ³otrów.
5
Wiêc rozwi¹zawszy tak dobrze zawi³oœæ
Teologiczn¹, przyjmujê za god³o
Tych kart – Poezj¹, Chrystusa i Mi³oœæ –
I to miê bêdzie teraz ci¹gle wiod³o
Z góry na górê, od boru do boru –
Do Megaspilon na tê noc, klasztoru.
6
A ty, Poezjo, nie b¹dŸ wiêcej œmieszk¹,
Ale opowiedz – jak szed³em wysoko
Nad przepaœciami zawieszon¹ œcie¿k¹,
Jak coraz dalej posy³a³em oko
Za laurem piêknie kwitn¹cym pode mn¹
I za otch³ani¹ mórz b³êkitnie ciemn¹,
7
Jak o po³udniu cieñ kolczastej gruszy
Os³oni³ ca³¹ podró¿nych gromadê...
Jak ciernia krzaki, które wiatr wysuszy,
Da³y nam ognie w oczach s³oñca blade,
Jak Ÿród³o w naszym zajêcza³o dzbanie,
Jakeœmy or³ów s³yszeli krakanie...
68
8
A morze jasnym wabi¹ce lazurem
Daleko od nas – szukane oczyma –
Za gór przebytych b³ysnê³o siê murem
Przez dwie szczeliny – maczug¹ olbrzyma
Albo Rolanda rozciête zamachem.
Powietrze cz¹brów poi³o zapachem...
9
A teraz myœlê, jak z liter i cyfer
U³o¿yæ oczom klasztor Megaspilion,
Klasztor, gdzie niegdyœ broni³ siê Lucyfer
Mahometowi – tak d³ugo jak Ilion,
Albo jak nasza piêkna Czêstochowa,
Kulami ryta – cudem boskim zdrowa...
10
Zje¿d¿aj na koniu w dolinê g³êbok¹.
Góra zielona... wje¿d¿aj na tê górê –
Œlimacz¹ drog¹... teraz podnieœ oko!
Gdzie patrzysz? wy¿ej... tam – tam – a¿ pod chmurê!
O! jaki widok!... Ska³a roœnie z³ota
Z arabeskowym rysunkiem Calota;
11
Z ³ona zielonych krzewin i cyprysów
Wyrasta œcian¹ prostopad³¹ ska³a
Porysowana jak mnóstwem napisów –
Mnóstwami domków, a jaskó³ka œmia³a –
Ów mi³y piastun wieœniaczy i bo¿y –
Tak nie przylepi gniazd i nie u³o¿y.
69
12
Ca³a budowa jako wachlarz p³aska,
Jeden ma tylko bok i jedno lice,
A wytnij sobie z jakiego obrazka
Ca³¹ niemieckich miasteczek ulicê,
Niechaj mur jeden jednostajnie siny
Nosi te domki – kru¿ganki, kominy
13
I galeryjki, i sine okienka,
I domki wczora tynkowane œwie¿o,
Niechaj to wszystko ró¿norodnie wsiêka
W jedn¹ podstawê – po¿egnaj siê z wie¿¹
I z dzwonnicami, któreœ sobie roi³,
A jeœliœ domki pobudowa³, spoi³
14
I sobie ca³¹ u³o¿y³ strukturê,
Zanieœ to wszystko – wyobraŸni okiem –
Na szmaragdow¹ cyprysami górê,
Przylep do ska³y... jeszcze pod ob³okiem
Na samym szczycie, gdzie g³azu u³omek,
Postaw forteczkê ... i jaskó³czy domek...
15
Niech dom, co mnichów kominami goni,
Framugê sadzy zrobi pod klasztorem,
Niech siê to wszystko kiedyœ Turkom broni,
Niech teraz bêdzie spokojne wieczorem
I zda siê lekkim pajêczyny w³oknem,
W p³omieniach s³oñca jasne ka¿dym oknem.
70
16
Niechaj to wszystko razem siê poka¿e
Nad g³ow¹ twoj¹ – i za drzewy znika,
I znów jak dziewic szpieguj¹ce twarze,
Gdy spoza liœci œledz¹ wêdrownika
I same tak¿e œledzone ciekawie,
Znów b³yska, znika – i œni siê na jawie:
17
A bêdziesz widzia³; nie widzisz?... wiêc pró¿no!
Ja doskonalej nie opiszê rymem...
Trzeba, a¿ebyœ wzi¹³ sakwê podró¿n¹,
Mój czytelniku, i zosta³ pielgrzymem;
Inaczej z wielk¹ litoœci¹ i ¿alem
Bêdê o tobie myœla³ – w Jeruzalem.
18
Tymczasem... co to... wiosenny skowronek
Œpiewa nad nami w ob³oków b³êkicie ?
Nie, to klasztorny na kru¿ganku dzwonek
Ju¿ zapowiedzia³ pielgrzymów przybycie.
Widzê na ganku dzwoni¹cego mnicha,
Znów karawana idzie w górê cicha...
19
Oczy po takim ci¹g³ym wniebowziêciu
Patrz¹ w ob³oki... a klasztor przed nami,
A mnichów trzystu szeœædziesiêciu piêciu
W b³êkitnych szatach, z czarnymi brodami
Snu³o siê w s³oñca z³otego odb³ysku,
Jak rój komarów lub mrówki w mrowisku,
71
20
Lub jak rój pszczeli – bo tak doskonale
W plastrze tyñkowym porobi³ komory,
Tak poœwidrowa³ korytarze w skale,
Wisz¹cym domkom takie da³ podpory,
Tyle zapasów nagromadzi³ w do³y,
¯e Bóg siê spyta: „Ludzie wy? czy pszczo³y?
21
„Czy jakie inne i mniejsze robaki,
Co w przylepionym na skale listeczku
Nagromadziliœcie wina, tabaki,
Cnót po troszeczku, grzechów po troszeczku,
Czekaj¹c jasnej zmartwychwstania chwa³y,
Gdy cicho listek odedrê ze ska³y?
22
„I wy myœlicie, ¿e ja wam przepuszczê,
Patrz¹c na tyñku odpad³ego ³atê,
Na korytarze wasze, co jak bluszcze
Idê na ska³ê – krête, wêz³owate,
Na Ÿród³o wasze cudowne, na sk³ady,
O moje ma³e bezp³ciowe owady!
23
„Wy, którzy œwiecê zapalacie jasn¹,
Gdy pielgrzym k³adzie grosz swój do karbony –
Nie obrazowi, lecz na mi³oœæ w³asn¹
Rzucaj¹c blaski – wy, kracz¹ce wrony,
W kraju bezp³odnym – i piêknego nieba,
Gdzie siê i modliæ – lecz i oraæ trzeba!
72
24
„A¿ ta¿ to beczka! (to wszystko Jehowa
Mówi do mnichów tam, gdzie s¹d ich czeka,
A ja powtarzam tylko Bo¿e s³owa)
Ta beczka – votum chorego cz³owieka,
Któr¹ da³ biedny – ach nie mnie, Jehowie,
Lecz wam – za cudem odzyskane zdrowie...
25
„I wasze g³upstwo, ¿eœcie siê chwalili
Z takiego daru, i wasza ciemnota,
¯ycie podobne do pró¿niackiej chwili
I wasza gruboœæ ch³opska – nie prostota,
I wasze k³amstwo cudów... i tam dalej,
WeŸ, Lucyferze... niech ich piek³o spali...”
26
Tu siê jednego twarz Archimandryty
Odwróci z jednym mnichów pokoleniem
I rzeknie Bogu: „Nasz dom, nie zdobyty
Ibrahimowym mieczem i p³omieniem,
Zniszczy³eœ, Bo¿e... a Lucyfer dumny,
¯eœ odkry³ pe³ne prochem – grzechów trumny –
27
„A œlad na skale gmachu – jak na belce
Znak skruszonego gniazdeczka jaskó³ek,
A pomyœl – kiedyœ zatrwo¿ony wielce
W naszym klasztorze lud znalaz³ przytu³ek,
Wtenczas widzia³byœ – dla mr¹cych z przestrachu
Anio³em stró¿em ka¿dy kamieñ gmachu.
73
28
„I gmach siê wtenczas ca³y w lud zamieni³...
Jak twój tron jasny mieni siê w anio³ów;
Bo wiele duchów zebra³ i spromieni³
W twoje podnó¿e... i do naszych sto³ów
Siada³o wiele... nas, mnichów niegodnych,
Lecz wiele sierót p³acz¹cych... i g³odnych...
29
„I w nocy pe³nej pioruna i b³ysku
Sam szed³em – w³asne zapaliæ szpichlerze,
Co pod nogami na ska³y urwisku
Sta³y – ubrane w cyprysowe wie¿e,
I zapali³em... i przy tym po¿arze
Widzia³em w dole bia³e Turków twarze.
30
„Potem z klasztoru patrzaliœmy, mnichy,
Na mur – poryty ognistymi rysy,
Na dom nasz w³asny... ju¿ jak wêgiel lichy,
I na stoj¹ce w p³omieniach cyprysy,
Jak ci szatani – co tam, widzisz, Bo¿e,
Stoj¹ przy piek³a p³omiennym otworze.
31
„Niejeden mr¹cy, spragniony i ranny –
W ostatniej chwili us³ysza³ nad sob¹
P³acz... brylantowej cudami fontanny,
Otworzy³ usta – westchn¹³ – i by³ z Tob¹...
•ród³o, ¿e wiecznie p³aka³o nad ludem
¯ywych i mr¹cych – nazwaliœmy cudem”.
74
32
Wtenczas przytomny obronom szlachetnym,
Na potêpienie mnicha rzek³em z boku:
„A owa! owa! – w tysi¹cznym oœmsetnym
Trzydziestym szóstym... (nie mylê siê) roku,
Dnia trzynastego wrzeœnia (tak mi œwie¿a
Data i dzieñ ten) – dana mi wieczerza?
33
„Sam j¹ kaza³eœ zastawiæ na stole
I sam przyszed³eœ, o archimandryto,
Cieszyæ siê patrz¹c, jak miê w gard³o kole
Koœæ twoich garnków, twego chleba ¿yto –
Mszcz¹c siê, ¿e paszport wyda³a mi Francja,
¯e czczê papie¿a... Lecz gdzie tolerancja?...
34
„Czyli dlatego, ¿e wam do koœcio³a
Przys³ano z Moskwy obraz Niko³uszki...”
Tu mnich ulecia³ na skrzyd³ach anio³a,
A ja na ³onie tureckiej poduszki
Budz¹c siê, widma sp³oszy³em niesforne;
S³oñce b³yszcza³o przez szyby klasztorne.
35
Lubiê, gdy cichy promieñ s³oñca strzeli
W ciemn¹ altanê lub na sklep... gdzie prix fixe
B³yszcz¹ klejnoty... lub do ksiê¿nej celi
Z³otym promieniem lec¹c na krucyfiks,
Albo na rzymskich koœcio³ów mozaiki,
Lub na b³êkitny dym rzucony z fajki;
75
36
Lubiê, gdy pada promieñ z³otolity
Na siwe w³osy starego ¿ebraka
Albo na czo³o umar³ej kobiety,
Albo na skrzyd³a p³ywaj¹ce ptaka,
Albo na ró¿e, co wysoko nios¹
Jesienne czo³a b³yszcz¹ce siê ros¹...
37
Lubiê, gdy pada z chmur na ods³onion¹
W pochmurnym rynku statuê Kopernika,
Lubiê, gdy pada w nasze ciemne ³ono
I znów z cz³owieka robi s³onecznika,
Za œwiat³em ¿ycia obracaj¹c twarz¹
Myœli marz¹ce... póty, póki marz¹...
38
W komnacie mnisiej, otoczonej w ko³o
Rzêdem tureckich sof kwiecistej barwy,
Promieñ s³oneczny pad³ na moje czo³o
I snów zwichrzonych rozpêdziwszy larwy,
Rozwin¹³ znowu moje myœli senne
Na ¿ycie marzeñ mglistych ca³odzienne.
76
PIE΄ VIII
GRÓB AGAMEMNONA
1
Niech fantastycznie lutnia nastrojona
Wtóruje myœli posêpnej i ciemnej;
Bom oto wst¹pi³ w grób Agamemnona,
I siedzê cichy w kopule podziemnej,
Co krwi¹ Atrydów zwalana okrutn¹.
Serce zasnê³o, lecz œni. Jak mi smutno!
2
O! jak daleko brzmi ta harfa z³ota,
Której mi tylko echo wieczne s³ychaæ!
Druidyczna to z g³azów wielka grota,
Gdzie wiatr przychodzi po szczelinach wzdychaæ
I ma Elektry g³os – ta bieli p³ótno
I odzywa siê z laurów : „Jak mi smutno!”
3
Tu po kamieniach z pracown¹ Arachn¹
K³óci siê wietrzyk i rwie jej przêdziwo,
Tu cz¹bry smutne gór spalonych pachn¹,
Tu wiatr obieg³szy górê ruin siw¹,
Napêdza nasion kwiatów – a te puchy
Chodz¹ i w grobie lataj¹ jak duchy,
77
4
Tu œwierszcze polne, pomiêdzy kamienie
Przed nagrobowym pochowane s³oñcem,
Jakby mi chcia³y nakazaæ milczenie,
Sykaj¹. Strasznym jest rapsodu koñcem
Owe sykanie, co siê w grobach s³yszy –
Jest objawieniem, hymnem, pieœni¹ ciszy.
5
O! cichy jestem jak wy, o Atrydzi!
Których popio³y œpi¹ pod œwierszczy stra¿¹.
Ani miê teraz moja ma³oœæ wstydzi,
Ani siê myœli tak jak or³y wa¿¹.
G³êboko jestem pokorny i cichy
Tu, w tym grobowcu s³awy, zbrodni, pychy.
6
Nad drzwiami grobu, na granitu zrêbie
Wyrasta d¹bek w trójk¹cie z kamieni,
Posadzi³y go wróble lub go³êbie
I listkami siê czarnymi zieleni,
I s³oñca w ciemny grobowiec nie puszcza;
Zerwa³em jeden liœæ z czarnego kuszcza;
7
Nie broni³ mi go ¿aden duch ni mara,
Ani w ga³¹zkach jêknê³o widziad³o;
Tylko siê s³oñcu sta³a wiêksza szpara,
I wbieg³o z³ote, i do nóg mi pad³o.
Zrazu myœla³em, ¿e ten co siê wdziera
Blask, by³a struna to z harfy Homera;
78
8
I wyci¹gn¹³em rêkê na ciemnoœci,
By j¹ u³owiæ i napi¹æ, i dr¿¹c¹
Przymusiæ do ³ez i œpiewu, i z³oœci
Nad wielkim niczym grobów i milcz¹c¹
Garstk¹ popio³ów – ale w moim rêku
Ta struna drgnê³a i pêk³a bez jêku.
9
Tak wiêc – to los mój na grobowcach siadaæ
I szukaæ smutków b³ahych, wiotkich, kruchych.
To los mój senne królestwa posiadaæ,
Nieme mieæ harfy i s³uchaczów g³uchych
Albo umar³ych – i tak pe³ny wstrêtu...
Na koñ! chcê s³oñca, wichru i têtentu!
10
Na koñ!... Tu ³o¿em suchego potoku,
Gdzie zamiast wody p³ynie laur ró¿owy;
Ze ³z¹ i z wielk¹ b³yskawic¹ w oku,
Jakby miê wicher gna³ b³yskawicowy,
Lecê, a koñ siê na powietrzu k³adnie;
Jeœli napotka grób rycerzy – padnie.
11
Na Termopilach? – Nie, na Cheronei
Trzeba siê memu za³amaæ koniowi,
Bo jestem z kraju, gdzie widmo nadziei
Dla ma³owiernych serc podobne snowi.
Wiêc jeœli koñ mój w biegu siê przestraszy,
To tej mogi³y, co równa jest – naszej.
79
12
Mnie od mogi³y termopilskiej gotów
Odgoniæ legion umar³ych Spartanów;
Bo jestem z kraju smutnego ilotów,
Z kraju – gdzie rozpacz nie sypie kurhanów,
Z kraju – gdzie zawsze po dniach nieszczêœliwych
Zostaje smutne pó³ – rycerzy – ¿ywych.
13
Na Termopilach ja siê nie odwa¿ê
Osadziæ konia w w¹wozowym szlaku;
Bo tam byæ musz¹ tak patrz¹ce twarze,
¯e serce skruszy wstyd – w ka¿dym Polaku.
Ja tam nie bêdê sta³ przed Grecji duchem –
Nie – pierwej skonam, ni¿ tam iœæ – z ³añcuchem.
14
Na Termopilach – jak¹ bym zda³ sprawê,
Gdyby stanêli mê¿e nad mogi³¹
I pokazawszy mi swe piersi krwawe,
Potem spytali wrêcz: „W i e l e w a s b y ³ o?”
Zapomnij, ¿e jest d³ugi wieków przedzia³. –
Gdyby spytali tak – có¿ bym powiedzia³?
15
Na Termopilach, bez z³otego pasa,
Bez czerwonego le¿y trup kontusza,
Ale jest nagi trup Leonidasa,
Jest w marmurowych kszta³tach piêkna dusza;
I d³ugo p³aka³ lud takiej ofiary,
Ognia wonnego i rozbitej czary.
80
16
O Polsko! póki ty duszê anielsk¹
Bêdziesz wiêzi³a w czerepie rubasznym,
Póty kat bêdzie r¹ba³ twoje cielsko,
Póty nie bêdzie twój miecz zemsty strasznym,
Póty mieæ bêdziesz hyjenê na sobie,
I grób – i oczy otworzone w grobie!
17
Zrzuæ do ostatka te p³achty ohydne,
Tê – Dejaniry pal¹c¹ koszulê:
A wstañ jak wielkie pos¹gi bezwstydne,
Naga – w styksowym wyk¹pana mule,
Nowa – nagoœci¹ ¿elazn¹ bezczelna –
Nie zawstydzona niczym – nieœmiertelna!
18
Niech ku pó³nocy z cichej siê mogi³y
Podniesie naród i ludy przelêknie,
¯e taki wielki pos¹g – z jednej bry³y,
A tak hartowny, ¿e w gromach nie pêknie,
Ale z piorunów ma rêce i wieniec,
Gardz¹cy œmierci¹ wzrok – ¿ycia rumieniec.
19
Polsko! lecz ciebie b³yskotkami ³udz¹;
Pawiem narodów by³aœ i papug¹,
A teraz jesteœ s³u¿ebnic¹ cudz¹.
Choæ wiem, ¿e s³owa te nie zadr¿¹ d³ugo
W sercu – gdzie nie trwa myœl nawet godziny,
Mówiê – bom smutny – i sam pe³en winy.
81
20
Przeklnij – lecz ciebie przepêdzi ma dusza,
Jak eumenida przez wê¿owe rózgi,
Boœ ty jedyny syn Prometeusza:
Sêp ci wyjada nie serce – lecz mózgi.
Choæ muzê moj¹ w twojej krwi zaszargam
Siêgnê do wnêtrza twych trzew – i zatargam.
21
Szczeknij z boleœci i przeklinaj syna,
Lecz wiedz – ¿e rêka przekleñstw wyci¹gniêta
Nade mn¹ – zwinie siê w ³êk jak gadzina
I z ramion ci siê odkruszy zeschniêta,
I w proch j¹ czarne szatany rozchwyc¹;
Bo nie masz w³adzy przekl¹æ – niewolnico!
22
Nie! nie, dopóki bêdziesz rêk¹ dr¿¹c¹
Zakrywaæ piersi puste, owdowia³e,
To ja nie klêknê, nawet przed klêcz¹c¹,
Bo ja mam inn¹, smutn¹ matkê – chwa³ê,
Co mi ociera ³zy, p³yn¹ce rzadko,
A i tê trzeci¹ mam... co mi jest matk¹...
23
O najbiedniejsza! tobie z pól myceñskich
Chcia³bym ju¿ pos³aæ prochów moich urnê...
Wrzuæ w proch ten – dwoje obr¹czek ma³¿eñskich,
Zaklnij Dyjannê i duchy pochmurne,
Aby ci widzieæ mnie raz pozwoli³y
W promieniach... jam ci by³ drogi mi mi³y.
82
24
Teraz nie jestem niczym – a te mary,
Co okr¹¿y³y mnie... wzywaj¹ dalej
I pokazuj¹ girlandy i gwary
Anielskich duchów... Pójdê... krew mnie pali;
Ju¿ os¹dzony, œpiewam jak ³abêdzie,
Lecz gdy ciê dojdzie pieœñ, co z tob¹ bêdzie!
25
Tyœ uœmiecha³a siê – to by³o wczora,
Kiedyœ miê smutnym w dzieñ znalaz³a inny
Zap³akanego – nad œmierci¹ Hektora.
Nie by³ to g³upi p³acz – ani dziecinny,
G³upsze s¹ teraz ³zy... co lec¹ skorsze,
Gdy wspomnê los mój – ach! ³zy stokroæ gorsze.
26
¯urawie, co tam nad Koryntu gór¹
Rozci¹gnê³yœcie ³añcuch ku pó³nocy,
WeŸcie na skrzyd³a mojê pieœñ ponur¹,
Zanieœcie z sob¹... mo¿e przysz³ej nocy
Kraj przelatywaæ bêdzie ta pieœñ g³ucha,
Jak dzwon ¿a³osny brzmi¹c w krainach ducha.
27
¯urawie! wy, co w powietrze ró¿ane
Co rano d³ug¹ wzlatujecie szarf¹,
Wyœcie mi by³y niegdyœ ukochane,
Wyœcie jesienn¹ moj¹ by³y harf¹!
Wy – i szumi¹ce sosny nad grobami,
Gdzie¿ siê ja dzisiaj zobaczy³em z wami?
83
28
A jednak... jam to przeczu³ w ¿ycia wiosnê,
¯e bêdê kiedyœ nieszczêsny i b³êdny...
¯e mo¿e z serca niedoli urosnê
I bêdê z duchów mia³ wieniec podrzêdny,
I z dzik¹ kiedyœ po¿egnam têsknot¹
Wasz ³añcuch – zorz¹ poch³oniêty z³ot¹.
29
Dziœ ta godzina przysz³a... b¹dŸcie zdrowe!
Tam Archipelag mnie wo³a b³êkitny,
Tam Korynt trzyma koronow¹ g³owê,
A za Lepantem Parnas staro¿ytny...
O muzo moja! jak¿e ty pozdrowisz
Górê, gdzie siedzia³ Apollo i Jowisz?
30
O romantyczna muzo, na kolana!
Bo ja uk³ony mam tu dla tej góry
Od lipy wonnej klasycznego Jana
I od œpiewaka dzieci i tonsury,
I od œpiewaka Potockich ogrojca,
I cichy... ³zawy pok³on mego ojca.
31
Ja wiem, ¿e teraz on jest przy mnie duchem
Ale mu twarda œmieræ zamknê³a wargi;
Oto mi nawet szeleœci nad uchem
Figowe drzewo... jakby – szmerem skargi...
S³yszê... g³os mi ju¿ ojca niepamiêtny,
Lecz jego musi to byæ g³os – bo smêtny.
84
32
Wiêc smutnym g³osem i niedomówionym
Pozwala czasem œmieræ mówiæ po œmierci.
Góro, co b³yskasz ksiê¿ycem czerwonym,
Jak wulkan krwawy... o, pêknij na æwierci...
Boœ ty wyœmiana wróblów œwiergotaniem,
Albo za wczesnym rannych kurów pianiem.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . .
85
PIE΄ IX
1
Jest na korynckiej górze ma³a grota,
Figowym drzewem od wejœcia zakryta,
I tam odbieg³a miê moja têsknota;
Stamt¹d albowiem oko têskne wita
Kraj ca³y – ¿yzny, zielony, szeroki,
Przer¿niêty wstêg¹ korynckiej zatoki.
2
Nigdzie tak piêkne i tak szafirowe
Morze nie œwieci, jak tu, w tej dolinie.
Kiedy przez szar¹ drzew oliwnych g³owê
Oko na morze to b³êkitne wp³ynie,
To zamyœlone odwróciæ siê nie chce,
Tak go ten b³êkit rozwidnia i ³echce.
3
A tam na prawo, gdzie drzew nagle braknie,
Korynt... Ju¿ myœlisz... ¿e tam kolumnady,
Jakich wzrok czêsto pó³nocnika ³aknie;
Lecz Korynt dzisiaj... to chatek gromady,
Nad niemi kolumn niewielkich wierzcho³ek,
A matk¹ wszystkich kolumn – ten koœcio³ek.
86
4
Wszed³em... w œwi¹tyni dwie m³ode Greczynki
Miot³ami z ziemi zmiata³y na kopce –
Czarne od prochu korynckie rodzynki,
A na kolumnach œciêtych mali ch³opce,
Pasterze... w dudki z trzcin wyciête grali,
Kilka baranów sennych i tam dalej...
5
Ju¿ wiesz, jakie s¹ obrazy sielanek...
Lecz nie widzia³eœ ich na greckiej ziemi;
Ten smutny kolumn ju¿ bez¿ennych wianek,
Te drzewa ¿ywe, co z marmurowymi
Takimi s¹ tu nieraz przyjacio³y,
Jak u nas lipy z wiejskimi koœcio³y.
6
Tu s³oñca krwawy blask czerwieni niwy...
Pe³ny baranów cieñ ka¿dej kolumny
I pe³ny owiec cieñ ka¿dej oliwy,
A pasterz na te cienie patrzy dumny,
Bo s¹ jak sznury pere³ dla kochanki,
A w cieniu od drzew le¿¹ owiec wianki.
7
Tu duch przesz³oœci... spokojnoœæ rozlewa
Na œpi¹ce owce... na pasterzy twarze.
Zefir siê rzadko na trawy rozgniewa
I Jowisz rzadko tu piorunem karze...
Wszystko zamkniête na wiekowe blizny...
I w takiej ziemi byæ! i bez ojczyzny!
87
8
Czemu¿ nie jestem tu owiec pasterzem?
Czemu nie jestem panem tej winnicy,
Panem tej chaty nad morza wybrze¿em,
Nad któr¹ Parnas – w he³mie z b³yskawicy –
Czuwa – i ciche sny bogów nastrêcza,
Co siê w powietrzu unosz¹ jak têcza.
9
O s³oñca wschodzie wstawa³bym – pobo¿ny,
Od moich owiec raniej – od jaskó³ki;
Do mnie by go³¹b zlatywa³ nietrwo¿ny,
Z Hymetu by siê zlatywa³y – pszczó³ki,
I k³ad³y miody w z³amanej kolumnie,
Bóg by³by ze mn¹ i spokojnoœæ u mnie.
10
Na mej policy... czara staro¿ytna
I pe³na wina starego amfora;
Przed chat¹ – jaka najada b³êkitna,
Wylewaj¹ca ³zy w ciszy wieczora,
Brzêcz¹ca smutno o marmur wymyty;
Kilka drzew... kilka malw z jasnymi kity
11
I sad... gdzie ciemna liœciami cytryna
S³oñce odstrzela liœciem zwierciadlanym,
Pod któr¹ wczeœnie noc ju¿ byæ zaczyna,
Noc sprzyjaj¹ca myœlom zadumanym,
Zielonociemna, cicha, wonna, œwie¿a,
Noc dla poety i owiec pasterza.
88
12
O wy, Amora s³udzy, wietrzne duchy,
Z motylowymi skrzyd³ami wietrzniki...
Ja bym rozes³a³ was gdzie na pods³uchy
I przez was wiedzia³ natury tajniki,
I co wieczora, pij¹c nektar s³odki,
Str¹ca³bym z czary – was mówi¹cych plotki...
13
O ró¿nych ludzkich mi³oœciach tajemnych,
O sercach, które nie kochane – pêk³y,
O skarbie w stra¿y anio³ów podziemnych;
A gdybyœcie mi o czym smutnym jêk³y,
O jakim kraju, co le¿y w mogile,
Wzi¹wszy was, duchy, za skrzyd³a motyle,
14
Sk¹pa³bym ca³ych w czerwonym falernie,
Malwy rozkwit³¹ sch³osta³bym ³odyg¹,
Miêdzy ró¿ane gdzie zarzuci³ ciernie
Lub wzi¹wszy za ³eb – zrobi³bym go fryg¹,
Aby siê krêci³, szed³ w ciemne Ereby,
¯e mi przypomnia³ smutek – bez potrzeby.
15
Przed moj¹ chat¹ przyjaciele m³odzi,
Kiedy siê dla nich ca³y baran piecze,
Pokazaliby s³oñcu, co zachodzi,
W piryjskim tañcu wydobyte miecze;
Przed nimi z twarz¹ jasn¹ i weso³¹
Gra³bym na lutni – i prowadzi³ ko³o.
89
16
A tam na szarej kolumny u³omku
Wianek s¹siadów moich siwobrodych,
Pochy³ych ludzi – przy pochy³ym domku,
Dawa³by rêk¹ takt tañcowi m³odych...
I przyklaskiwa³by memu rymowi.
Duchy – sny – straty – starce, b¹dŸcie zdrowi...
17
Czy nie widzicie, ¿em chory – szatanizm,
Bajronizm – siedem mnie drêczy boleœci;
Wierzê w religi¹ mas – w republikanizm,
W postêp... a nawet... wierzê w te czterdzieœci
Cztery... choæ nie wiem, co ta liczba znaczy,
Ale w ni¹ wierzê jak w dogmat... z rozpaczy.
18
Mam tak¿e ufnoœæ wielk¹ w jezuick¹
Reakcj¹... lecz siê nie ³¹czê i czekam;
Tymczasem trudniê siê mow¹ sanskryck¹,
I z Europy znudzony uciekam,
Jak cz³owiek, co siê na przysz³oœæ sposobi
I chce przekonaæ ludzi – ¿e coœ robi.
19
Najwyæwiczeñsi w tej sztuce k³amania
Nie warci s¹ mi rozwi¹zaæ trzewika;
Ci¹gle mam czarny palec od pisania
I w oczach ci¹gle coœ na kszta³t p³omyka
Poetycznego... st¹d miê czêœciej wita
Poet¹ – ten, co widzi, ni¿ co czyta.
90
20
Biorê na œwiadki te strofy ostatnie,
Czy w nich poezji jest choæ za trzy grosze.
Nie bój siê, niech je twa krytyka p³atnie –
Od nieprzyjació³ moich wiêcej znoszê –
Te strofy s¹ z³e, powiedz to otwarcie;
Pisa³em, jakbym nigdy nie by³ w Sparcie;
21
Te strofy s¹ z³e – no, wiêc na to zgoda;
Niepoetyczne... zgadzam siê i na to...
ChodŸ¿e tu do mnie... patrz... b³êkitna woda
Igra pod moj¹ kaik¹ skrzydlat¹,
£ódka przez fale rozbudzone pêdzi
Jak najkszta³tniejszy z Olimpu ³abêdzi.
22
Przez nachylone ¿agle ksiê¿yc blady
Pokazuje mi majtki zadumane;
Stoj¹ jak dawni rycerze Hellady,
O maszt oparci... z³otem haftowane
Pancerze maj¹ i bia³e kapoty...
Ksiê¿yc jest na nich b³êkitny i z³oty.
23
Oni umiej¹ zostaæ nieruchomi
Jako pos¹gi, patrz¹c w niebo czyste,
Eol sam wichry szalone poskromi
I z ¿aglów – muszle porobi srebrzyste,
W których siê oni... na pó³ skryci – mieszcz¹
Jak duchy – myœl¹ wywo³ane wieszcz¹.
91
24
I cicho, i wraz... o godzino œwiêta!
£ódka siê w morskie rzuci³a g³êbiny
I z jêkiem stanê³a nagle wzdrygniêta...
To by³a pierwsza fala Salaminy:
Spotkaæ pierwszego Polaka przybieg³a,
I wstrzês³a mnie tak... i jêk³a, i leg³a.
25
A za ni¹ inne fale z wielkim gwarem
Od brzegu bieg³y, szerz¹ce wzdychania.
Jutrzenka ¿ywym sp³onê³a po¿arem.
S³oñce... ju¿ by³o bliskie swego wstania;
Myœla³em, ¿e w tym wiekopomnym kraju
Stanie w piorunach – jak Bóg na Synaju.