Profesor Rau i kanibalizm, czyli rzecz o
ludzkim mięsie in vitro
Nowy szef polskiej dyplomacji, profesor Zbigniew Rau, który w
płatnej ulotce wyborczej przedstawił radykalne postulaty
lewicowych ugrupowań promujących „cywilizację śmierci”, spotkał
się z krytyką i ośmieszaniem. Wykładowca prawa i polityk PiS
przekroczył bowiem pewne granice: śmiał powiedzieć głośno o
barbarzyńskich pomysłach dzisiejszych ulepszaczy człowieka i
społeczeństwa.
Promocja współczesnej wersji kanibalizmu nie jest nowością.
Środowiska akademickie od dawna pracują nad koncepcjami, które
pomogą przezwyciężyć naturalny opór społeczeństwa wobec
„innowacyjnych technologii”.
Zbigniew Rau w ulotce wyborczej z 2019 roku przestrzegał przed
„ideologią LGBT” i „cywilizacją śmierci”. Przywołał zjawiska, które
przecież mają miejsce, takie jak: legalizacja pseudomałżeństw
homoseksualnych, eutanazji, tzw. późnej aborcji czy postulaty
legalizacji zoofilii, pedofilii, a nawet kanibalizmu. Wskazał m.in., że
„dla zachodnich rzeczników nowoczesności nie ma żadnych świętości,
a ich barbarzyńskie działania wiodą wprost do iście piekielnej
cywilizacji śmierci, przed którą próbował nas ostrzegać św. Jan Paweł
II”.
Jak to w ulotce wyborczej, ówczesny kandydat na parlamentarzystę
przekonywał, by głosować na PiS, bo miałaby to być „ostatnia bariera
chroniąca nas przed chaosem, który chce nam zafundować lewica”.
Zobowiązał się ponadto do przygotowania projektu ustawy mającej
przeciwdziałać seksualizacji dzieci.
Wypowiedzi te i im podobne, zwłaszcza dotyczące postulatów
legalizacji kanibalizmu, wzbudziły powszechną krytykę środowiska
lewicowego, twierdzącego, że ktoś taki jak Rau nie może
reprezentować Polski w stosunkach dyplomatycznych. Dopytywano,
jak się wytłumaczy z „kontrowersyjnych poglądów”?
Trzeba tu postawić pytanie, skąd pretensje do kogoś, kto jedynie
przedstawił i skrytykował radykalne postulaty postępowych
naukowców? Profesor przecież odniósł się do eksperymentów
prowadzonych przez innych uczonych, do zagrożenia barbaryzacją
życia wskutek promocji niektórych innowacji biotechnologicznych
związanych m.in. z produkcją in vitro ludzkiego mięsa.
Mięso z probówki
sprzed ponad dwóch lat pytał, czy
mięso hodowane w laboratorium zniesie tabu przeciwko
kanibalizmowi. Słynny biolog ewolucyjny zamieścił link do artykułu o
możliwej komercjalizacji mięsa wyhodowanego w laboratorium, co
miało nastąpić do końca 2018 roku. „Długo nie mogłem się tego
doczekać ” – napisał. „A co, jeśli hodowalibyśmy ludzkie mięso? Czy
możemy przezwyciężyć nasze tabu przeciwko kanibalizmowi?” –
dociekał.
Mięso wyhodowane w laboratorium, jego zdaniem, byłoby
„interesującym przypadkiem testowym, zderzającym
konsekwencjalizm moralny z absolutyzmem reakcji fuj”. Innymi
słowy, ludzkie mięso wyhodowane w laboratorium mogłoby rzekomo
być etyczne w tym sensie, że nikt nie doświadczałby złych
konsekwencji: nie ma zabijania człowieka ani profanacji zwłok.
Pytanie brytyjskiego biologa, darwinisty i ateisty nie było nowe.
Portal
wskazuje na wyniki badań sugerujących, iż
skłonienie ludzi do jedzenia mięsa wyhodowanego w laboratorium
może być wyzwaniem i że rynek powstałego w ten sposób
syntetycznego mięsa ludzkiego byłby prawdopodobnie znikomy. Prof.
Owen Schafer z Centrum Etyki Biomedycznej Uniwersytetu w
Singapurze prognozuje, że spożywanie go „będzie niezwykle rzadkie”.
Sama jednak idea promocji nowych technologii biomedycznych
(upowszechnienie edycji genów i procedury in vitro) w celu sztucznej
produkcji mięsa nie jest czymś odosobnionym. Eksperymenty z tzw.
mięsem laboratoryjnym, zwanym także mięsem in vitro (IVM) lub
„czystym mięsem” trwają co najmniej od kilkudziesięciu lat.
W 2013 r. holenderski medyk Mark Post, profesor Uniwersytetu w
Maastricht, zajmujący się badaniami nad komórkową hodowlą mięsa
od co najmniej 2005 roku, częstował grupę dziennikarzy, polityków i
przedsiębiorców biorących udział w konferencji prasowej w Londynie
„laboratoryjnym hamburgerem”. Badania (notabene efekt
trzyletniego innego projektu sfinansowanego przez Sergey’a Brinna,
jednego z twórców Google), zaowocowały powołaniem do życia
startupu MosaMeat, który w 2021 r. miałby wypuścić na rynek mięso
laboratoryjne znacznie tańsze niż tradycyjny hamburger.
Badanie potencjalnych odbiorców takiego produktu w Stanach
Zjednoczonych, opublikowane w 2018 roku na łamach czasopisma
wykazało, iż dwie trzecie ludzi byłoby skłonnych
spróbować tej nowości, ale tylko jedna trzecia mogłaby by ją
spożywać regularnie.
Z ankiety dowiadujemy się, że co najmniej kilka osób chciałoby
skosztować syntetycznego ludzkiego mięsa. Wskazano przy tym na
artystów performatywnych i gwiazdy, które mogłyby chcieć zarobić
na sprzedaży swoich komórek.
Filozofowie „dowodzą” etyczności kanibalizmu
Portal Livescience.com pytał: „czy powinniśmy się temu sprzeciwić?
Dlaczego mielibyśmy zabronić syntezy ludzkich komórek w coś
nadającego się do konsumpcji?”. Portal przywołał
opublikowany w 2014 roku w „Journal of Applied Philosophy”.
Owen Schaefer i Julian Savulescu próbowali tam uzasadniać rzekomą
etyczność jedzenia mięsa wyhodowanego w laboratorium, w tym
także z komórek ludzkich.
Dywagując nad sprzeciwem wobec tego typu praktyki, która może
być postrzegana jako „otwarcie drzwi do kanibalizmu na świecie”,
przypomnieli, że w 2005 roku naukowcy naszkicowali różne ścieżki
wytwarzania mięsa in vitro. Pół dekady później wielu badaczom udało
się wykonać kluczowy pierwszy krok: syntezę tkanki mięśniowej i
innych składników zwierzęcych.
I chociaż na razie koszty produkcji oraz możliwość wprowadzenia
mięsa in vitro na szeroką skalę to kwestia odległej przyszłości, to
jednak ich zdaniem nie ma „żadnych przekonujących argumentów
filozoficznych, aby uznać tego typu mięso za nieetyczne”.
Nawiązując do konsekwencjalizmu dodali, że „nawet spożywanie
mięsa in vitro wyhodowanego na bazie ludzkich komórek i krwi nie
będzie bezpośrednim kanibalizmem”, ponieważ „nikt nie musi
umierać i nikt nie zostaje zbezczeszczony”.
Napisali: „zdolność do syntezy mięsa może nie tylko zmienić sposób
jego produkcji, ale także rozszerzyć asortyment. Mógłby on
obejmować gatunki zagrożone wyginięciem, zwierzęta trudne do
udomowienia, zwierzęta wymierające i, co może najbardziej
niepokojące, ludzi. Kanibalizm jest rzeczywiście niemal uniwersalnym
tabu we współczesnym społeczeństwie, a IVM wzbudza widmo
nowego, łatwego do wytworzenia ludzkiego mięsa do spożycia przez
niewielką mniejszość, która może chcieć zaangażować się w
kanibalizm lub eksperymentować z nim. Chociaż jest mało
prawdopodobne aby kanibalizm stał się powszechnym szaleństwem,
znajdą się przynajmniej niektórzy ludzie o dziwnych upodobaniach,
niezwykłych normach kulturowych lub może po prostu chcący z
ciekawości poznać smak ludzkiego mięsa; ludzie, którzy mogą być
zainteresowani opracowaniem i spożywaniem ludzkiego mięsa in
vitro”.
Dalej autorzy pisali, że: „ze względów moralnych moglibyśmy
wprowadzić surowe ograniczenia dotyczące syntezy ludzkiego mięsa
do celów konsumpcyjnych (...). Jest to jednak zbyt pochopne.
Powinniśmy najpierw zapytać, co jest takiego złego w kanibalizmie
sztucznie stworzonych ludzkich komórek i tkanek, że należałoby tego
zakazać?” – pytali.
Uczeni argumentowali, iż „większość aktualnych przypadków
kanibalizmu budzi moralny sprzeciw, ponieważ oprócz spożywania
ludzkiego mięsa, wiążą się one z dwoma cechami: zabijaniem istot
ludzkich i profanacją zwłok”. Podkreślali, że „w tym sensie kulturowe
tabu przeciwko kanibalizmowi jest generalnie uzasadnione innymi
względami niż odrażający akt”.
„Ale IVM, co ważne – czytamy – nie obejmuje żadnego z tych
czynników. Żaden człowiek nie zostałby zabity w procesie produkcji
ludzkiego mięsa z in vitro ani żadne zwłoki nie zostałyby
zbezczeszczone. Czy zatem kanibalizm jest zły?” – prowokowali.
Autorzy rozpatrywali także przypadek kanibalizmu „za zgodą”. Podają
przykład głośnej sprawy niemieckiego informatyka Armina Meiwesa,
który w marcu 2001 roku zamordował i częściowo zjadł poznanego
przez internet mężczyznę, Bernda Jürgena Armando Brandesa. Ofiara
miała wcześniej zgodzić się na ten proceder.
„Być może sami nigdy nie chcielibyśmy uczestniczyć w takim
kanibalizmie, ale wstręt do czegoś nie jest powodem, aby uważać to
za niemoralne, tak jak wstręt do bakłażana nie jest powodem, aby
uważać jego spożycie za niemoralne. Co ciekawe, w literaturze
niewiele uwagi poświęca się temu, czy w kanibalizmie jest jeszcze coś
złego poza zabijaniem i profanacją. Być może dlatego, że obecnie
rzadko ma to praktyczne znaczenie” – napisali Schaefer i Savulescu.
Podsumowując swoje intelektualne dywagacje uczeni stwierdzili, że
„alternatywnie może się zdarzyć, iż początkowa produkcja mięsa z in
vitro wymagałaby od ludzkiego „dawcy” dostarczenia próbek
genetycznych lub tkanek, które posłużyłyby jako model dla przyszłych
produktów. Jednak oznacza to po prostu, że dawca musi wyrazić
odpowiednią, świadomą zgodę. Po jej uzyskaniu nie byłoby powodu
do obaw, iż dawca jest traktowany bez szacunku”.
Żeby wyprodukować pierwszego „laboratoryjnego hamburgera”,
trzeba było uśmiercić setki płodów cielęcych.
Romuald Zabielski i Joanna Zarzyńska z Katedry Chorób Dużych
Zwierząt oraz Katedry Higieny Żywności i Ochrony Zdrowia
Publicznego warszawskiego Instytutu Medycyny Weterynaryjnej
SGGW w
poglądowym zatytułowanym: „Wyzwania związane
z produkcją sztucznego mięsa” zauważają, że po prezentacji
hamburgera przez Posta w 2013 r. „badania nad sztucznym mięsem
dosłownie ruszyły z kopyta. Powstało też wiele publikacji naukowych
pisanych przez zwolenników, jak i przeciwników jego produkcji. Sama
idea jest bardzo atrakcyjna w kontekście etycznym – dążenie do
ograniczenia utrzymywania i zabijania zwierząt dla wyżywienia
rosnącej liczby ludności na świecie. Pierwszym głównym powodem
rozwoju badań były jednak które zrodzone na początku nowego
millenium obawy o środowisko. Były one związane głównie z
wyczerpywaniem się możliwości zwiększenia produkcji zwierzęcej (…)
oraz zanieczyszczeniem środowiska, produkcją gazów cieplarnianych
(…), a także utratą bioróżnorodności ziemi użytkowanej rolniczo”.
Polscy autorzy zdradzili szereg szczegółów dotyczących technicznej
strony produkcji mięsa in vitro. Przypomnieli, że komórki macierzyste
uzyskuje się od zwierząt w rzeźni lub poprzez biopsję, ale w
organizmie zwierzęcym jest ich stosunkowo niewiele, a ponadto
„mają one zaprogramowaną, ograniczoną liczbę podziałów, więc w
produkcji wielkoskalowej trzeba byłoby sukcesywnie uzyskiwać je od
zwierząt dawców”.
Naukowcy wyjaśnili, że zważywszy na „niewielką liczbę komórek
macierzystych w tkankach oraz ich ograniczoną liczbę podziałów,
próbka pobrana za pomocą biopsji cienkoigłowej to o wiele za mało
dla masowej produkcji sztucznego mięsa. Rozwiązaniem może być
albo unieśmiertelnianie komórek poprzez modyfikacje genetyczne,
albo pobieranie większych ilości tkanek. W tym wypadku chyba
bardziej humanitarnym i racjonalnym rozwiązaniem byłoby
uśmiercanie zwierząt niż wycinanie rozległych partii tkanek i
zachowanie tak okaleczonych osobników przy życiu” – wskazywali.
Po pobraniu komórek wyzwaniem jest ich utrzymanie przy życiu oraz
stymulacja do podziałów i różnicowania w kierunku miocytów in
vitro. To wymaga skomplikowanego oprzyrządowania oraz dwa i pół
razy więcej prądu niż w chowie drobiu i bydła mlecznego, większych
nakładów najwyższej czystości chemicznej i mikrobiologicznej wody
oraz substancji odżywczych.
Co jednak najbardziej niepokojące, „hodowla miocytów wymaga
także zastosowania kilkuprocentowego dodatku surowicy płodowej
(najczęściej płodów cieląt). Na wytworzenie sztucznego mięsa na
pierwszego hamburgera zużyto około 50 litrów surowicy, co według
szacunków wymaga zebrania krwi od 91 do 333 płodów bydlęcych!”.
I dalej: „Dotąd nie udało się znaleźć równie skutecznego stymulatora
jak surowice płodów, ale uzyskanie takiej surowicy wiąże się z
zabijaniem płodów. Udało się stworzyć podłoża niezawierające
surowicy oraz innych składników pochodzenia zwierzęcego. Nie są
one jednak odpowiednie do wszystkich typów komórek i – jak już
wspomniano – są mniej efektywne w odniesieniu do pobudzania
wzrostu i przeżywalności komórek”.
Kolejnym wyzwaniem jest znalezienie bezpiecznych biomateriałów,
które pozwolą komórkom uorganizować się w konfigurację tkankową,
a także konieczność stosowania antybiotyków w hodowlach
komórkowych w celu zahamowania wzrostu drobnoustrojów.
Nad upowszechnieniem produkcji mięsa z probówki pracuje
Parlament Europejski. Ciekawe są wyliczenia nie tylko dotyczące
opłacalności produkcji, ale także możliwości komercjalizacji pomysłu.
Sugerują one, że jest to raczej marzenie i „fanaberia”, która
przegrywa niemal pod każdym względem z tradycyjną metodą
hodowli zwierząt na mięso.
Churchill i historia mięsa z probówki
Zatwierdzona przez Amerykańską Agencję ds. Żywności i Leków w
1995 r. produkcja mięsa in vitro może wydawać się nowym
pomysłem; jednak sama idea sięga 1912 roku, kiedy Alexis Carrel
utrzymywał serię żywych hodowli embrionalnych tkanek serca
kurcząt, które dzieliły się przez 34 lata.
W 1931 roku Winston Churchill wyobraził sobie przyszłość produkcji
mięsa in vitro w swoim
„Strand Magazine”. W 1999 roku Willem Frederik Van Eelen, lekarz i
psycholog, który od ponad 50 lat prowadził badania nad możliwością
produkcji mięsa z probówki, uzyskał pierwszy patent na przemysłową
produkcję mięsa hodowlanego, przeznaczonego do spożycia przez
ludzi lub zwierzęta. Benjaminson, Gilchriest i Lorenz sprawdzili
wykonalność pomysłu, hodując mięso in vitro dla kosmonautów.
W 2005 roku „Journal of Tissue Engineering” opublikował artykuł „In
vitro cultured meat production”, który wywołał duże zainteresowanie
naukowe i społeczne. W tym samym roku holenderscy naukowcy
otrzymali od rządu grant na badania w wysokości 2 mln euro. W 2007
r. utworzono międzynarodowy sojusz uczonych, które pod
pretekstem troski o środowisko, powołali konsorcjum mięsne in vitro,
mające zając się produkcją mięsa na skalę przemysłową. W 2008 roku
radykalna organizacja People for the Ethical Treatment of Animals
(PETA) wyznaczyła nagrodę w wysokości 1 miliona dolarów na
pierwszy komercyjnie opłacalny projekt produkcji mięsa kurcząt in
vitro, a także ufundowała stypendia na badania w tej dziedzinie. W
tym samym roku Norweski Instytut Badań nad Żywnością
zorganizował pierwsze międzynarodowe sympozjum na temat mięsa
in vitro. W 2011 r. warsztat eksploracyjny zorganizowany przez
Europejską Fundację Nauki w Szwecji ocenił możliwości,
niedociągnięcia i potencjał tej dziedziny. Ukuł też termin „mięso
hodowlane”, aby zastąpić źle kojarzące się określenie „mięso in
vitro”.
Od tego czasu kilka start-upów takich jak: Memphis Meats, Modern
Meadow, New Harvest, MosaMeat, JUST, Aleph Farms i Meatable
rozszerzyło projekty badawcze. Żaden nie wymyślił jeszcze modelu
produkcji mięsa in vitro na dużą skalę.
Mark Post w 2017 r. mówił, że „będziemy stopniowo przechodzić w
kierunku produkcji mięsa wolnego od zwierząt, ale jak dotąd nie jest
to możliwe przy obecnym stanie technologii”. Gdyby faktycznie
chciano całkowicie zrezygnować z poboru komórek od zwierząt,
pozostaje pobieranie komórek od ludzi?
Oron Catts, współzałożyciel SymbioticA, badacz i artysta, który
„pracuje z półżywą tkanką jako materiałem”, nie widzi nic złego w
zjadaniu ludzkiego mięsa.
Zauważył, że w 1991 Van Valen i Maiorana zaproponowali, aby
pierwszą ludzką linię komórkową, słynne obecnie komórki HeLa,
uznać za nowy gatunek drobnoustrojów. W
na łamach „Journal of Evolutionary Theory” stwierdzili: „Gatunki
powstały na różne sposoby. Komórki HeLa to najlepiej znane
hodowane komórki pochodzenia ludzkiego. Proponujemy tutaj, z całą
powagą, aby stały się one odrębnym gatunkiem ograniczonym do
określonego środowiska”.
Zgodnie z tą logiką – argumentował Catts – „możemy wywnioskować,
że jedzenie mięsa in vitro nie powinno być uważane za kanibalizm, o
ile wyhodowane komórki zostałyby w taki czy inny sposób zmienione,
tak aby stały się nowym gatunkiem drobnoustrojów”. Oznacza to, że
„komórki musiałyby przejść przez X cykli wzrostu komórek, zanim
zostaną przekształcone w mięso” – mówił.
Dodał także, iż „skoro biologia staje się technologią, a istoty stają się
surowcem (…) kwestie etyczne mogą być postrzegane jako
przeszkoda na drodze do innowacji”.
Prowadzący studia islamskie dr Abdulaziz Sachedina z George Mason
University argumentował nawet, że mięso hodowane w laboratorium
opiera się na hodowli „nieczujących kawałków mięsa, a nie na
zabijaniu czujących istot”. Mięso wyhodowane w laboratorium, które
przypomina składem chemicznym ciało ludzkie, a nie pochodzi od
prawdziwej osoby ludzkiej, nie spełnia kryteriów uznania za
pochodzące od „istoty ludzkiej” – puentował swoje wywody.
Bill Schutt, profesor biologii i autor książki: „Cannibalism: A Perfectly
Natural History” wspomina fakt, na który zwrócił mu uwagę jeden z
niemieckich profesorów. Otóż Zygmunt Freud mówił o dotyczącym
kanibalizmu społecznym tabu jako zjawisku funkcjonującym w celu
stłumienia naszego rzekomego, wrodzonego pragnienia zjadania
samych siebie, co miałoby być ostatecznym doświadczeniem
seksualnym.
Nando Parrado, autor, przedsiębiorca ocalały z katastrofy lotniczej w
Andach (rok 1972), po której wraz z piętnastoma innymi osobami
zjadał ciała ofiar, by przeżyć 72 dni wysoko w górach, uważa, że ludzi
trzeba uczyć, iż słowo „kanibalizm” jest często błędnie używane. „To,
co zrobiliśmy, to antropofagia” – tłumaczył.
W książce „Globalization and Misuses of Biotechnologies: Back to
Cannibalism” Jean-Daniel Rainhorn przypomina międzynarodowe
sympozjum, jakie odbyło się w 2014 r. w Genewie z udziałem
naukowców zajmujących się zarówno medycyną, jak i naukami
społecznymi. Poświęcone ono było niektórym nadużyciom
biotechnologii, umożliwiających dostarczanie konsumentom
„produktów medycznych pochodzenia ludzkiego” i traktowania
ludzkiego ciała jako „rezerwuaru zasobów naturalnych”.
„Postęp w biomedycynie doprowadził do powstania nowych,
szczególnie lukratywnych gałęzi przemysłu (…), a ich szybki rozwój
przyczynił się do poważnych zmian w zachowaniu, które czasami
podważają pewne dobrze ugruntowane wartości, do tej pory
uważane za uniwersalne. Rzeczywiście, dzisiaj, w zglobalizowanym
środowisku neoliberalnym istnieje popyt na ludzkie ciało. (…)
Skutkuje to nowym spojrzeniem na integralność ludzkiego ciała, które
nie jest już świętą uniwersalną wartością” – ubolewał.
O przesuwaniu granic i „degustacji” ludzkiego mięsa w celu
ratowania planety
Rok temu profesor Magnus Söderlund zasugerował, że konieczne
może być zwrócenie się ku kanibalizmowi i zjadanie ludzkiego mięsa,
aby uratować planetę przed zmianami klimatycznymi.
Słowa te padły podczas dwudniowego sympozjum na temat
żywnościowej przyszłości – Gastro Summit w Sztokholmie.
Wydarzenie odbyło się 3 i 4 września. Reklamowano je jako „nowy
szczyt gastronomiczny z naciskiem na zrównoważony rozwój,
innowacje i zdrowie”. To „dynamiczna platforma do prezentacji i
dyskusji na temat trendów, ruchów i zmian społecznych, które
wpłyną na branżę HoReCa” – można było przeczytać na stronie
organizatora.
W przemówieniu zatytułowanym: „Czy możesz sobie wyobrazić
jedzenie ludzkiego ciała?”, behawiorysta i specjalista od marketingu z
„Handelshögskolan” opowiadał się za przełamaniem pradawnych
tabu przeciwko bezczeszczeniu zwłok człowieka, a także optował za
zjadaniem ludzkiego mięsa.
Söderlund oskarżył „konserwatystów”, iż nie chcą ratować planety.
Tłumaczył, że przekonanie ludzi do kanibalizmu będzie wymagało
czasu, ale już można ten „pomysł” stopniowo „sprzedawać”,
poczynając od zachęcania do „degustacji” ludzkiego mięsa.
Szwedzki uczony pytał: „czy jesteśmy ludźmi zbyt samolubnymi, aby
żyć w sposób zrównoważony?”. Konferencja Gastro Summit była
reklamowana jako miejsce, w którym padają pytania: „czy kanibalizm
jest sposobem na zrównoważony rozwój żywności w przyszłości?”;
„czy pokolenie Z ma odpowiedzi na nasze wyzwania żywieniowe?”;
„czy można skłonić konsumentów do podjęcia właściwych decyzji?”.
Podczas Gastro Summit otrzymasz odpowiedzi na te pytania, a także
zapoznasz się z najnowszymi odkryciami naukowymi i poznasz
wiodących ekspertów” – zachęcali organizatorzy.
W swoim wystąpieniu Söderlund pytał publiczność, ile osób byłoby
otwartych na „pomysł” zjadania ludzkiego mięsa. Ocenił później, że 8
procent. Sam przyznał, iż jest gotów go skosztować.
Profesor Magnus Söderlund kieruje Centrum Marketingu w
Stockholm School of Economics. Swoją szokującą propozycję
przedstawił nie tylko podczas szczytu w Sztokholmie, ale także w
szwedzkiej telewizji TV4, argumentując, że jedzenie ludzkiego mięsa
może być „zrównoważoną alternatywą dla mięsa lub nabiału”.
Tłumaczył, że ma na myśli ciała ludzi już nieżyjących i nie opowiada
się za wzajemnym zabijaniem. W rozmowie ze szwedzką prezenterką
zaznaczył, że ludzi można oszukać by podjęli właściwą decyzję,
otwierając się na „degustację”.
To tylko niektóre z coraz śmielej dyskutowanych propozycji, które
padają podczas różnych sympozjów. Dlaczego więc pokazanie
zawczasu szerszej publiczności, o czym rozmawiają renomowani
naukowcy jest czymś niedopuszczalnym, dyskwalifikującym?
Wspomniany na wstępie profesor Rau słusznie zauważył postępującą
barbaryzację życia i zwrot ku pogaństwu tyle, że przy wykorzystaniu
współczesnych, bardzo wyrafinowanych narzędzi i technologii.
Obecnie nazywa się to „innowacyjnością”.
Agnieszka Stelmach