Ally Blake
Wysokie loty
1
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Siena Capuletti jechała do domu.
Większość ludzi na jej miejscu byłaby zachwycona perspektywą ujrzenia
dobrze znanych kątów, ona jednak miała mieszane uczucia.
No dobrze. Jej zwarzony humor po części brał się stąd, że na sąsiednim
miejscu w samolocie siedział nadąsany chłopiec, pochłaniający ogromne ilości
coca-coli z puszki.
Tak naprawdę wiedziała jednak, że to myśl o rodzinnym domu wprawiała
ją w niepokój.
W tej chwili kropla brązowego gazowanego napoju kapnęła prosto na jej
kostium od Dolce & Gabbana. Jedyne eleganckie ubranie, jakie z sobą zabrała.
- Świetnie - mruknęła pod nosem.
Odwróciła głowę, szukając wzrokiem stewardesy, ale oczywiście żadnej
nie było widać. Jakoś specjalnie jej to nie zdziwiło.
To był znak. Nie powinna lecieć tego dnia do Cairns. Powinna siedzieć w
biurze MaxAir ubrana w błękitną spódnicę, koszulę i beżowe buty na wysokim
obcasie. Jak co dzień.
Jednak kiedy Maximillian Sned, jej ekscentryczny pracodawca, właściciel
niewielkich linii lotniczych, dla których od lat pracowała, zaprosił ją na
spotkanie do swojej posiadłości w Cairns, żeby, jak to określił, „omówić spekta-
kularne posunięcie w jej karierze", nie miała wyjścia.
Głośne siorbnięcie na fotelu obok przywróciło ją do rzeczywistości.
Starając się ignorować znudzonego malca po swojej lewej stronie, próbowała
przypomnieć sobie to, czego nauczyła się na kursach medytacji. Zamknąć oczy,
zrobić kilka głębokich oddechów i pomyśleć o jakimś miłym miejscu. Plaża na
Hawajach? Narty w Szwecji? A może sklep z butami na Madison Avenue, gdzie
zazwyczaj jednorazowo wydaje tygodniową pensję?
skandalo
us
2
Jednak okazało się, że nie jest w stanie wyobrazić sobie niczego innego
poza wnętrzem samolotu, którym właśnie leciała.
- Przepraszam, że tak długo to trwało! Mamy z tyłu pasażera, który
żongluje puszkami od napojów. Zaczął mnie uczyć i nawet mi się trochę udało.
Siena spojrzała na doskonale umalowaną blondynkę z przyczepioną do
piersi tabliczką z imieniem. Jessica. Uśmiechała się promiennie, podając Sienie
wilgotną chusteczkę do wytarcia spódnicy, a chłopcu kolejną puszkę coli.
Siena, która sama przez siedem lat latała jako stewardesa, potrafiła czytać
w ludzkich twarzach jak w książkach. Wiedziała, który pasażer pójdzie do
toalety na nielegalnego dymka, który zaraz po starcie poprosi o drinka, a który
będzie podszczypywał przechodzące kobiety.
Jessica była słodka, ale zupełnie nie nadawała się do swojej pracy.
Zamiast kolejnej puszki coli powinna dać chłopcu pudełko kredek i szklankę
ciepłego mleka.
Przez chwilę zastanawiała się, czy nie powinna powiedzieć o tym
Maximillianowi, ale uznała, że to nie najlepszy pomysł. W końcu nie na darmo
wychowywała się ze starszym o dwanaście lat bratem. Skutecznie wyplenił z
niej wszelkie skłonności do donosicielstwa.
- Tym razem, Freddy, będziesz pił przez słomkę, żeby niczego nie rozlać
na sąsiadów, dobrze? - zagruchała Jessica.
Uśmiechnęła się przepraszająco do Sieny.
- Mam wrażenie, że gdzieś już panią widziałam. Czy my się znamy?
Znów się zaczyna... Siena często była rozpoznawana. W minionym roku
jej twarz uśmiechała się z billboardów przy autostradach w całym kraju,
reklamując linie lotnicze MaxAir. Sesja zdjęciowa zajęła nie więcej niż godzinę,
a mogła zmienić całe jej dotychczasowe życie.
Czy Max rzeczywiście ma zamiar zaproponować jej stałą pracę w Cairns,
a jeśli tak, to czy ona wyrazi na to zgodę? Musiałaby odwrócić się plecami do
firmy, w której pracowała, odkąd skończyła szkołę.
skandalo
us
3
Nie miała na to ochoty. Całkowicie identyfikowała się z firmą, a praca
stanowiła istotną część jej życia. Pozostanie w Cairns nie wchodziło w grę.
- Może z bożonarodzeniowego przyjęcia - powiedziała do Jessiki. - Też
pracuję dla Maksa, więc może spotkałyśmy się przy takiej okazji.
- Bardzo możliwe. Jedziesz na dłuższy urlop czy tylko na weekend na
plaży?
Siena nie miała zamiaru wspominać o czekającej ją rozmowie.
- Mój brat z rodzinę mieszka w Cairns. Urodziło im się dziecko i jadę ich
zobaczyć. - Nie wspomniała o tym, że po raz pierwszy zobaczy też jego
czteroletnie bliźniaki.
- Wow! - wykrzyknęła Jessica.
Siena wiedziała jednak, że tak naprawdę dziewczyna jej nie słucha.
- W takim razie miłej zabawy - powiedziała Jessica, szukając wzrokiem
żonglera z tylnego rzędu i ruszając na tył samolotu.
Siena patrzyła, jak się oddala, przytrzymując się dla równowagi foteli.
Ona sama musiała popracować kilka lat, zanim opanowała sztukę prostego
chodzenia po pokładzie w butach na wysokich obcasach.
Była profesjonalistką. Urodziła się, żeby latać. Daleko, daleko...
Gdyby tylko Max potrafił dostrzec, że jest w stanie zrobić dla firmy
znacznie więcej niż tylko użyczyć swojej twarzy do reklamy. Gdyby zaoferował
jej posadę w Paryżu.
Siena westchnęła i wsunęła się głębiej w fotel. Zamknęła oczy i przez
chwilę pozwoliła sobie na marzenia. W Paryżu było samo centrum MaxAir.
Sama śmietanka. To byłby naprawdę wielki krok w jej karierze.
Dźwięk silników uzmysłowił jej, że samolot zaczyna podchodzić do
lądowania. Wyjrzała przez niewielkie okno i ujrzała morze z żółtymi plażami,
za którymi rozciągały się zielone przestrzenie. Tropikalne Cairns. Raj na ziemi.
Dom...
skandalo
us
4
Okay, masz jeszcze kilka minut. Pomyśl o czymś przyjemnym i oddychaj
głęboko.
Zapaliły się światła nakazujące zapięcie pasów. Siena wsunęła głębiej pod
fotel swoją czerwoną torbę, którą kupiła w Hongkongu.
Kątem oka dostrzegła, że jej młody towarzysz wpatruje się w swój pas,
ściskając między kolanami puszkę z colą. Miał na buzi wąsy od coca-coli, a na
czole krople potu, ale stewardesa była zajęta kimś innym.
Czy jego rodzice uznali, że pięcioletnie dziecko jest wystarczająco
samodzielne, żeby lecieć samo samolotem? Wielokrotnie spotykała się z takimi
małymi pasażerami, ale nigdy tego nie pochwalała.
Lepiej niż inni rozumiała, co taka przedwczesna odpowiedzialność może
oznaczać dla dziecka. Dziecko zrobi wszystko, aby zwrócić na siebie uwagę
dorosłych, aby rodzice się nim zajęli.
Poczuła nagły przypływ sympatii dla malca. W końcu w ciągu ostatnich
pięciu minut nic na nią nie wylał i należała mu się jakaś nagroda.
- Może chcesz, żebym ci pomogła? - spytała.
- Tak - odparł malec.
Siena sięgnęła po jego pas i spięła obie części. Dopiero wtedy zobaczyła
na policzkach chłopca ślady łez. No nie, czy to jakaś kara?
Znów współczucie wzięło górę. Przez następny kwadrans rozmawiała ze
swoim towarzyszem, wytarła mu buzię i kiedy wreszcie wylądowali, dziecko
nawet się uśmiechało.
Poczekała, aż ludzie wysiądą z samolotu, chwyciła swoją torbę, w której
miała mundur na sobotni lot do Melbourne, i wolno ruszyła w stronę wyjścia.
Kiedy znalazła się na zewnątrz, upał uderzył w nią jak obuchem.
Powietrze było gorące, lepkie i wilgotne. Czuła, jak w jednej chwili pokryła się
potem. Zapach pobliskiego morza w niczym nie poprawiał sytuacji.
skandalo
us
5
Wewnątrz klimatyzowanej sali stał mężczyzna z siwymi wąsami, ubrany
w trzyczęściowy uniform MaxAir i trzymał w ręku tabliczkę z ogromnym
napisem „Capuletti".
Kierowca? Max zastosował najgrubszą amunicję. I choć był to miły gest,
Siena nie poczuła się dzięki temu lepiej. Wręcz przeciwnie.
- Ja jestem Siena Capuletti - oznajmiła, zbliżając się do mężczyzny.
- Rufus - przedstawił się niskim barytonem. - Maximillian polecił mi być
do pani dyspozycji przez ten weekend.
- No cóż, miło z jego strony. - Siena ruszyła w stronę taśmy z bagażami,
czekając, aż pojawi się jej walizka. Rufus uparł się, żeby wziąć jej bagaż, a ona
nie bardzo miała ochotę mu się sprzeciwiać.
- Muszę szybko zadzwonić - powiedziała mu, zanim wyszli z hali. Rufus
zatrzymał się tam, gdzie stał, jakby był zaprogramowanym robotem.
Siena usiadła w spokojnym kącie i wykręciła numer do brata.
- Halo - usłyszała po chwili jego głęboki głos.
Przez chwilę miała ochotę przerwać połączenie. Nie znał jej numeru, więc
nawet nie wiedziałby, kto dzwonił.
- Halo, słucham! - ponaglił ją i Siena poddała się.
- Rick, to ja, Siena.
Minęła chwila, zanim odpowiedział.
- No, no, no. Piccolo. Minęło sporo czasu, odkąd słyszałem cię ostatni raz.
Jego złośliwa uwaga wyprowadziła ją z równowagi. Zacisnęła zęby.
- Chwileczkę. - Usłyszała w tle krzyki małych chłopców, a potem naganę,
jakiej udzielił im Rick. Dało jej to chwilę, żeby się pozbierać.
- Michael! Leo! Usiądźcie do stołu i poczekajcie na mamę. Zaraz
przyniesie wam śniadanie. Przepraszam, Piccolo, ale śniadanie to jak wojna.
Gdzie więc jesteś dzisiaj? W Paryżu? Londynie?
- Jestem na lotnisku w Cairns.
Cisza. Rick najwyraźniej był zaszokowany tym, że przyjechała do domu.
skandalo
us
6
- Czy to oznacza, że będę miał okazję zobaczyć twoją śliczną buzię w
naturze, a nie tylko na wielkich plakatach?
Siena zamknęła oczy i oparła czoło na pięści.
- Jestem tu do soboty wieczór, więc mam nadzieję, że uda nam się
zobaczyć. Jutro po południu mam spotkanie z Maximillianem, ale poza tym
jestem wolna jak ptak. Żadnych obowiązków.
- Zaraz po ciebie przyjadę.
- Nie, dziękuję, mam kierowcę.
Oczekiwała, że Rick się roześmieje, ale nic takiego nie nastąpiło.
- Ale nocujesz u nas - powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu. - Tina
zaraz przygotuje pokój.
Pomyślała o ogromnym łożu, zaścielonym prześcieradłami z egipskiej
bawełny, które czekało na nią w hotelu.
- Proszę, Siena. Zostań u nas. Najwyższy czas, żebyś poznała bratanicę i
bratanków.
To jedno słowo zrobiło na niej ogromne wrażenie. Nie przypominała
sobie, aby Rick kiedykolwiek ją o coś prosił. Zazwyczaj wydawał jej polecenia,
rozkazywał, ewentualnie nalegał.
- Jasne - powiedziała przez zaciśnięte gardło. - Ale tylko na kilka dni.
Przyjechałam tu w konkretnym celu, a to jutrzejsze spotkanie jest bardzo
ważne...
- Brzmi wspaniale, Piccolo.
Siena skinęła głową, choć brat nie mógł jej widzieć.
- Masz nasz nowy adres?
Nie miała. Wiedziała, że niedawno sprzedali rodzinny dom i
przeprowadzili się. Jej część pieniędzy została zdeponowana na bankowym
koncie i leżała nienaruszona.
- Możesz mi go podać jeszcze raz - oznajmiła, sięgając do torebki po
elektroniczny notes.
skandalo
us
7
Podał jej namiary. Nie znała tego miejsca. Cóż, odkąd się stąd
wyprowadziła, minęło siedem lat.
- Idziemy teraz do pracy, ale zostawimy ci klucz pod wycieraczką. Czuj
się jak u siebie w domu.
Dom. To małe słowo poruszyło w niej jakąś strunę.
- Zobaczymy się wieczorem?
- Naturalnie. - Rozłączyła się i poszła szukać Rufusa. Czekał na nią
niewzruszony jak skała. Kiedy ją ujrzał, podszedł do niej i wskazał głową
wyjście.
- Prosto do Palm Cove, pani Capuletti?
- Mała zmiana planów, Rufusie. Palm Cove jest nam zupełnie nie po
drodze.
- Ale Maximillian...
- Jeśli to zbyt wielki kłopot, mogę wziąć taksówkę - powiedziała, patrząc
mu prosto w oczy.
Uniósł jedną siwą brew, jakby chciał spytać, czy Siena zamierza być
równie uparta przez cały weekend. Uśmiechnęła się w odpowiedzi.
W oczach Sieny upór był zaletą.
Godzinę później była pod domem Ricka. Poleciła Rufusowi, żeby
przyjechał po nią następnego dnia przed zaplanowanym spotkaniem i pożegnała
go.
Mieszkanie wyglądało tak, jak się spodziewała. Obok starych mebli z ich
rodzinnego domu ustawiono proste sprzęty z Ikei, a w powietrzu unosił się
zapach spaghetti z sosem pomidorowym.
Na starym pianinie z pożółkłymi klawiszami stały rodzinne zdjęcia.
Przypomniała sobie, jak Rick katował ją, zmuszając, aby co wieczór ćwiczyła
gamy. Niczym skazaniec odbywający karę za popełnioną zbrodnię spędzała przy
nim długie godziny, podczas gdy jej przyjaciele chodzili do kina czy do knajpy.
skandalo
us
8
Weszła na górę, gdzie dojrzała kluczyki samochodowe i notatkę.
„Kluczyki są do zielonego samochodu. Kolacja o siódmej".
Przebrała się w dżinsy i koszulkę, poszukała w książce telefonicznej
adresu najbliższej pralni i wyruszyła w drogę.
Zielony samochód okazał się ogromnym ośmiocylindrowym Ute, którym
zapewne Tina przewoziła rośliny do swojego ogrodu.
Odpaliła silnik i wyjechała z garażu. Czuła się, jakby posadzono ją za
kierownicą autobusu. Kiedy jako tako przyzwyczaiła się do ręcznej skrzyni
biegów i ogromnych pedałów, wyjechała na drogę.
Był piękny dzień. Upalny i słoneczny. W Cairns większość dni była taka,
dzięki czemu turyści zjeżdżali tu całymi tabunami. Rzeczywiście, było tu jak w
raju. Choć byli i tacy, którzy nie mogli znieść upałów i dużej wilgotności
powietrza.
Włączyła klimatyzację i po chwili w samochodzie zrobiło się zupełnie
znośnie.
Przejechała obok sklepu z antykami i mlecznego baru, skręciła w prawo w
ulicę, która wydała się jej znajoma, a przy której stały dwa rzędy uroczych
domów. Było tu spokojnie i miło. Ozdobione kwiatami frontowe ganki przycią-
gały wzrok, a małe ogródki wręcz wabiły, aby w nich odpocząć. Dokładnie tak
jak na pocztówce.
Nagle zdała sobie sprawę, że jest na swojej ulicy. Tuż zaraz był dom, w
którym spędziła osiemnaście lat życia.
Zwolniła, słysząc dochodzący zza któregoś z okien dźwięk pianina.
Spojrzała na numer skrzynki pocztowej, żeby skupić na czymś wzrok.
Jabłoniowa czternaście. Nawet nazwa była urocza. Ona jednak wiedziała,
że pozory mylą. Za fasadami tych domów często kryły się dramaty, w niczym
nie przypominające sielanki.
Kątem oka dostrzegła jakiś ruch. Oderwała wzrok od skrzynki pocztowej i
ujrzała wyjeżdżające z jednej z posesji dziecko.
skandalo
us
9
Zaklęła głośno i nacisnęła hamulec. Samochód zaczął hamować z piskiem
opon, skręcając przy tym na pobocze.
Czuła, jak wjeżdża na krawężnik. Po chwili ujrzała przed sobą ogromne
drzewo. Trzask zderzenia i zapach palonej gumy zlały się w jedno.
Potem słyszała już tylko bicie własnego oszalałego serca.
Przypomniała sobie o dziecku i wyjrzała przez szybę, aby je odszukać.
Nic.
Wyjrzała przez boczne okienko i odwróciła się.
W polu widzenia nie dostrzegła ani dziecka, ani roweru.
skandalo
us
10
ROZDZIAŁ DRUGI
James był pewien, że słyszał dźwięk ostro hamującego samochodu.
Wyłączył silnik elektrycznej piły, zsunął ochronne okulary na głowę i zaczął
nasłuchiwać.
Jednak do jego uszu nie doszedł żaden podejrzany dźwięk. Widocznie się
przesłyszał.
Już miał wrócić do pracy, kiedy usłyszał trzaśnięcie samochodowych
drzwiczek. W jednej chwili wybiegł z warsztatu i ruszył wzdłuż alejki do bramy.
Pierwsze co ujrzał, to zielony Ute, który wjechał w drzewo. Drzwi od
strony kierowcy były otwarte, a spod maski unosił się czarny dym.
Drugą rzeczą, która wpadła mu w oko, był rower Kane'a leżący na ulicy
tuż obok samochodu.
Od razu wyobraził sobie najgorsze. Jeśli Kane też zostanie mu odebrany...
Na miękkich nogach podszedł do samochodu i na widok syna siedzącego
na ulicy odetchnął z ulgą. Żył. Rozmawiał podniesionym głosem z młodą
kobietą, która klęczała przed nim, nerwowo obmacując mu kończyny i głowę.
Kobieta była młoda i miała ciemne, kręcone włosy, które podskakiwały
jej wokół głowy, gdy się ruszała. Kiedy się pochyliła, nad paskiem od dżinsów
pojawił się wąski pasek oliwkowej skóry. James nie potrafił od niego oderwać
wzroku.
Potrząsnął głową, żeby wrócić do rzeczywistości i ruszył w kierunku tej
dwójki.
Kane podniósł wzrok.
- Tata? - odezwał się drżącym głosem.
- Jestem tu - powiedział James, klękając przed synem. - Wszystko w
porządku?
Kane skinął głową, po czym wstał, żeby zademonstrować ojcu, że jest
cały i zdrowy.
skandalo
us
11
- Nic mi nie jest. Zadrapałem się tylko w ramię, ale już powiedziałem
Sienie, że to nie boli.
James spojrzał w jej kierunku. Stała nieopodal z zatroskaną miną. Miała
uniesione brwi, szeroko otwarte zielone oczy i pełne usta.
Wytarła drżące dłonie w nogawki dżinsów i zachwiała się w butach na
niebotycznie wysokich obcasach. Nie miał pojęcia, jak można prowadzić
samochód w takich butach. Poczuł nagłą ochotę, by jej o tym powiedzieć.
Chciał na nią nakrzyczeć, żeby dać upust złości i uwolnić myśli kłębiące mu się
w głowie.
Ona jednak wiedziała, o czym teraz myśli. Widział to w jej twarzy.
Dostrzegł na niej zakłopotanie, strach, ulgę. Wszystko naraz. A potem zobaczył,
że doszła do etapu „weź się garść i powiedz coś do tego faceta"
- Jestem Siena Capuletti - przedstawiła się lekko drżącym głosem i
wyciągnęła rękę.
- James Dillon - odparł, ujmując wyciągniętą dłoń.
Miała ciepłą rękę. I bardzo delikatną. Ta ręka na pewno często bywała u
manikiurzystki. W przeciwieństwie do jego własnej, nawykłej do ciężkiej pracy,
szerokiej i twardej.
Pierwszy cofnął dłoń, a dziewczyna pospiesznie schowała rękę do
kieszeni spodni, ponownie ukazując przy tym pasek opalonego brzucha.
Spojrzał jej w oczy. Były duże, szmaragdowe, osłonione najdłuższymi
rzęsami, jakie kiedykolwiek widział. Nagle poczuł się zakłopotany.
- To mój samochód - oznajmiła, wskazując ręką na zielonego Ute. - A w
zasadzie mojego brata, Ricka. Osobiście nie kupiłabym w tym kolorze nawet
koszulki, nie wspominając już o samochodzie za sześćdziesiąt tysięcy dolarów.
Jechałam bardzo wolno. W ostatniej chwili zobaczyłam Kane'a, który wyjechał
rowerem na ulicę. Skręciłam, ostro zahamowałam i wylądowałam na tym
drzewie.
Spojrzała na chłopca.
skandalo
us
12
- Jesteś pewien, że cię nie zahaczyłam?
Kane skinął głową, przyglądając się Sienie z niekłamanym
zainteresowaniem. James widział, że jego syn jest nią równie mocno zauroczony
jak on,
- Bogu dzięki - westchnęła. - Ten samochód jest taki wielki i ciężki, że...
Rick na pewno mnie zabije za to, co zrobiłam. Oczywiście, zapłacę za szkody,
jakie wyrządziłam w pana ogrodzie i ogrodzeniu.
Minęło kilka sekund, zanim James zdał sobie sprawę z tego, że skończyła
mówić. Popatrzył na syna, który opierał się o samochód. Przynajmniej nie
płakał. Odniósł wrażenie, że z nich dwojga to Siena Capuletti odniosła większą
szkodę.
Uśmiechnął się do niej, żeby dać jej do zrozumienia, że przyjął
przeprosiny. Odpowiedziała mu uśmiechem, a jej oczy rozjaśniły się przy tym.
Pochylił się i podniósł z ulicy rower. Postawił go, odgradzając się od
nieznajomej.
- Skoro Kane twierdzi, że pani go nie dotknęła, to znaczy, że tak było. Nie
powinien wyjeżdżać w ten sposób na ulicę. Zawsze mu to mówię.
Potrząsnęła energicznie głową.
- Nie, to ja powinnam była jechać ostrożniej. W końcu to osiedlowa
uliczka.
Przez dłuższą chwilę patrzyła na jego dom, po czym ponownie przeniosła
wzrok na Jamesa. Nagle odniósł wrażenie, że skądś ją zna. Może mieszkała w
sąsiedztwie i widywał ją w supermarkecie?
Nie, chyba jednak nie. Nigdy przedtem jej nie widział. Było w niej coś, co
przykuwało jego uwagę. Niemal siłą zmusił się do tego, aby odwrócić od niej
wzrok i spojrzeć na Kane'a.
- Co stało się z twoją ręką, synu?
Kane obrócił rękę, żeby pokazać mu zadrapanie. Wokół widać było
zakrzepłą krew. To wystarczyło, by zająć umysł Jamesa.
skandalo
us
13
Syn był dla niego wszystkim. Jego życiowym celem była ochrona syna i
wychowanie go na przyzwoitego człowieka. Chronienie go za wszelką cenę i
zapewnienie mu bezpieczeństwa.
- Może jednak powinniśmy pójść do lekarza, żeby upewnić się, że
wszystko jest w porządku?
Kiedy tylko to powiedział, zrozumiał, że popełnił błąd. Kane zbladł, a
jego oczy zrobiły się ogromne jak spodki.
A niech to! Już ponad rok wychowywał syna samotnie, a wciąż zdarzały
mu się podobne wpadki. Chłopiec ostatni raz widział matkę, jak wsiadała do
karetki. Jechała do szpitala na badania i nigdy już nie wróciła.
James nerwowym gestem przejechał ręką przez włosy. Nocą będzie miał
czas, żeby zastanawiać się nad popełnionymi błędami, ale teraz musiał działać.
Kucnął przed Kane'em, żeby móc spojrzeć mu w oczy.
- A może wystarczy odrobina wody utlenionej i bandaż? Na początku
może trochę zaszczypać, ale na pewno wytrzymasz, prawda?
Kane skinął głową, ale nie sprawiał wrażenia do końca przekonanego.
- Ja jestem przeszkolona w zakresie udzielania pierwszej pomocy -
usłyszał zza pleców głos Sieny. - Nie dalej jak tydzień temu odbyłam coroczny
kurs w tym zakresie. To wszystko moja wina - powiedziała, zbliżając się do
niego. Poczuł zapach jej perfum. Były subtelne i na pewno bardzo drogie. -
Pozwól mi to dla was zrobić.
Patrzyła na niego z taką intensywnością, że przez chwilę miał trudności ze
zrozumieniem sensu jej słów. Trwało to tylko chwilę, ale wystarczyło, by
zapomnieć o całym bólu istnienia. O smutku, o stracie, jakiej doświadczył, o
pustce w jego życiu. W tej chwili widział tylko kolor jej oczu.
Otarł wierzchem dłoni czoło i wcale się nie zdziwił, kiedy zobaczył, że
jest mokra od potu. I to wcale nie z powodu wysokiej temperatury.
Obawiając się, że Siena zasłabnie na jego trawniku z emocji i upału,
poddał się.
skandalo
us
14
- Chodźcie do domu. Zaraz zadzwonię, żeby zabrali twój samochód.
Myślę, że zimna lemoniada doskonale nam zrobi.
Kane posłusznie ujął wyciągniętą w jego stronę rękę ojca. James
przyciągnął chłopca do siebie, po czym sięgnął po rower. Nie miał pojęcia, jak
to się stało, że zaprosił do domu zupełnie obcą osobę, podczas gdy jego najbliżsi
przyjaciele nie byli u niego od miesięcy.
Siena podeszła do samochodu, żeby wziąć z niego torebkę i swój
elektroniczny notes. Z trzaskiem zamknęła drzwi i nie oglądając się za siebie,
ruszyła za nieznajomym i jego synem.
Jabłoniowa numer czternaście. Szok. Powód, dla którego znów miała
wejść do tego domu, był dla niej absolutnym zaskoczeniem.
Dlaczego po prostu nie poczekała przy samochodzie, aż mężczyzna
wezwie pomoc drogową? Miała przecież coś do załatwienia. Na tylnym
siedzeniu leżał jej kostium od Dolce & Gabbana, czekając na zawiezienie do
pralni. Mogła zadzwonić do Rufusa, który na pewno zjawiłby się tu szybciej niż
jakakolwiek pomoc drogowa.
Ale nie. Z jakichś niepojętych względów podążała za tym mężczyzną do
swojego domu... do jego domu, żeby napić się lemoniady, choć w obecnym
stanie ducha na pewno lepiej zrobiłby jej dżin z tonikiem.
Celowo zignorowała widok podjazdu, który lekko zakręcał w prawo, a
który zbudował jej ojciec, gdy miała dziewięć lat, oraz czarnych okiennic na
drugim piętrze, które kiedyś wyrwała z zawiasów, próbując wyjść nocą przez
okno.
Zamiast tego skupiła wzrok na szerokich plecach idącego przed nią
mężczyzny, na jego umięśnionych ramionach i wytartych dżinsach opinających
jego długie nogi.
Kiedy mijali ukochany różany klomb jej ojca, podeszła do Jamesa tak
blisko, że dokładnie widziała równą linię włosów, najwyraźniej niedawno
skandalo
us
15
ściętych u fryzjera. Tuż pod nią rozpoczynał się silny, opalony kark,
przechodzący łagodnie w barczyste ramiona.
No dobrze, nie będzie łatwo. Ale czy rzeczywiście musi uciekać się do
takiego niestosownego zachowania, żeby to wszystko przetrwać? Ten człowiek
był ojcem. Nie miał na palcu obrączki, co od razu zauważyła. Mimo to był za-
przeczeniem tego, co lubiła w mężczyznach, z którymi spotykała się w różnych
miejscach na świecie podczas swoich rozlicznych podróży.
Lubiła mężczyzn w garniturach, gładko ogolonych, z dużym zasobem
gotówki i wolnego czasu. Mężczyzn, którzy wiedzieli, czego chcą od życia i
którzy konsekwentnie dążyli do osiągnięcia celu. Mężczyzn podobnych do niej
samej.
Ten był inny. Ukrywał się za solidną ścianą milczenia i wymuszonym
uśmieszkiem.
Jak dla niej, był zbyt grzeczny, a przede wszystkim mieszkał w Cairns.
Dlatego był zupełnie poza sferą jej zainteresowań.
Kiedy doszli do głównych drzwi, James zrzucił buty, ukazując czarne
skarpetki z dziurami na palcach. Kane zrobił dokładnie to samo co ojciec.
Siena nagle poczuła, że braknie jej tchu w piersiach. Oto zaraz miała
znaleźć się w domu swojego dzieciństwa, w którym mieszkało teraz inne
dziecko. Scena, której przed chwilą była świadkiem, głęboko ją poruszyła. Było
w niej tyle intymności, że przez moment poczuła się jak intruz.
Czyżby odezwała się w niej tęsknota za czymś nieznanym? Mało
prawdopodobne. Była kobietą sukcesu. Zwiedziła niemal cały świat i wiele
widziała.
Może po prostu zrobiło jej się słabo z gorąca? W końcu przed chwilą
miała wypadek samochodowy. Każdy mógłby poczuć się po takim przeżyciu
trochę niepewnie. To tłumaczyłoby jej nagłe zainteresowanie karkiem
nieznajomego i dziwną słabość, jaką odczuwała w okolicy kolan.
skandalo
us
16
Kiedy stanęła pod daszkiem ganku, obiekt jej obserwacji uśmiechnął się
do niej tym samym dziwnym uśmieszkiem co wcześniej. Ten uśmiech nie sięgał
oczu, które pozostały zimne i szare.
- Tato - Kane pociągnął ojca za ramię. To wystarczyło, żeby uśmiech
Jamesa nabrał diametralnie innego charakteru.
W szarych oczach Jamesa Dillona pojawiły się ciepłe iskierki, na prawym
policzku zrobiła się pionowa zmarszczka i nagle Siena zaczęła się zastanawiać,
czego tak naprawdę się obawiała.
- Chodź, nie bój się, nikt cię tu nie zje. - James popatrzył na nią z
uśmiechem. Wszedł do domu, zostawiając za sobą otwarte drzwi.
Nie miała wyboru. Nie chciała pielęgnować w sobie poczucia winy za to,
co się wydarzyło. Wiedziała, że jeśli do tego dopuści, do końca życia będzie
ciągnąć za sobą to brzemię.
Na pewno sobie poradzi. W końcu stawiała już czoło znacznie
trudniejszym wyzwaniom.
Z determinacją zrzuciła czerwone szpilki od Jimmy'ego Choosa, ustawiła
je równo przed wejściem, modląc się w duchu, żeby żadna gospodyni domowa
nie przechodziła w pobliżu podczas jej wizyty, i weszła do środka.
Weszła i zatrzymała się w miejscu. O ile z zewnątrz dom przypominał
ten, w którym się wychowywała, w środku wszystko zostało całkowicie
zmienione.
Jej dom był ciemny i zagracony. Stało w nim mnóstwo starych mebli,
włoskich rzeźb i leżało zbyt wiele dywanów. Dom Jamesa Dillona przypominał
słoneczny letni dzień. Jasnożółte ściany, kremowe dywany, piękne krzesła z jas-
nego drewna, niewielkie nowoczesne stoliki i szafki tworzyły wrażenie niczym
nieograniczonej przestrzeni. W starym domu czuła się trochę klaustrofobicznie,
ale teraz było tu zupełnie inaczej. Kuchnia pomalowana była na biało i
wykończona drewnem, a z tyłu domu dobudowano przeszkloną werandę, której
centralnym punktem była zarzucona poduszkami sofa.
skandalo
us
17
Podeszła do czarnego pianina stojącego w miejscu, w którym niegdyś
stało jej narzędzie tortur. Na zamkniętej pokrywie dostrzegła cały zestaw
fotografii.
Położyła torebkę na pianinie i pochyliła się, aby się im przyjrzeć.
Obecnie James nosił krótko ostrzyżone włosy i widać w nich było siwe
nitki. Na fotografii miał dłuższe włosy, lekko kręcące się wokół twarzy. Biegł
po plaży z małym Kane'em przerzuconym przez ramię. Westchnęła, rozpoznając
krajobraz Palm Cove, maleńkiej plaży, na której zapewne by teraz była, gdyby
Rick nie namówił jej na zmianę planów.
Na innej fotografii James łowił ryby, na jeszcze innej uczył Kane'a jeździć
na łyżwach. Na wszystkich był roześmiany od ucha do ucha, podobnie jak jego
syn.
- Tu cię mamy - powiedziała do siebie, zadowolona, że odkryła
prawdziwą naturę swego gospodarza. Cichy, uśmiechający się półgębkiem
James w rzeczywistości był pełnym życia i energii mężczyzną.
Poczuła nagły niepokój. Czy wypadało jej myśleć w ten sposób o obcym
człowieku, w dodatku będącym ojcem małego chłopca? Powinna natychmiast
opuścić jego dom.
Wyciągnęła rękę, by wziąć torebkę, kiedy jej wzrok padł na fotografię
kobiety, stojącą z tyłu za zdjęciami, przedstawiającymi Jamesa i Kane'a. Wzięła
ją do ręki.
Słońce rozświetlało jasne włosy kobiety. Szeroki uśmiech ukazywał rząd
równych białych zębów. Ciemne oczy nie spoglądały w obiektyw aparatu, ale na
osobę, która go trzymała.
- Siena? - gdzieś z tyłu usłyszała głos Jamesa.
- Idę - odkrzyknęła, pospiesznie umieszczając fotografię na miejscu.
- Jesteśmy tutaj - odkrzyknął.
Poszła w kierunku, z którego dochodził głos, i ujrzała Kane'a siedzącego
na zamkniętej muszli klozetowej. James stał przed otwartą łazienkową szafką,
skandalo
us
18
przeszukując jej zawartość. Łazienka znajdowała się w pomieszczeniu, w któ-
rym niegdyś była pralnia.
I choć niemal nie potrąciła małego chłopca, a na pianinie stała fotografia
pięknej kobiety, patrząc na Jamesa, nie mogła nie przypomnieć sobie tego
pełnego życia mężczyzny, który spoglądał na nią ze zdjęć.
Kiedy odwrócił głowę, dostrzegł, że mu się przygląda. Jego szare oczy
zwęziły się i znieruchomiały.
Siena zamrugała powiekami, po czym przeniosła wzrok na leżące na
krześle różnej wielkości bandaże, plastry i antyseptyczne płyny.
- Szykujesz się na wypadek wojny nuklearnej?
- Nie wydaje mi się, żeby ten zakątek świata był na pierwszym miejscu
ewentualnych celów ataku nuklearnego - odparował pełnym sarkazmu tonem.
Siena poczuła coś na kształt szacunku.
- To dobrze. W takim razie zapewne nosisz się z zamiarem otwarcia
apteki.
- A co jest złego w tym, że mam zapas leków w domu?
- Nic, nic. Nie krytykuję cię, tylko komentuję to, co widzę.
Popatrzył na nią przeciągle spod zmrużonych powiek i wiedziała, że
podjął grę.
- Co jeszcze zauważyłaś? - spytał, opierając się o drzwi szafki.
Spojrzała na Kane'a, który wpatrywał się w nią pełnym ufności wzrokiem.
- Cóż, widziałam w życiu niejednego twardziela, który mdlał na widok
krwi. A teraz może się odsuniesz i pozwolisz mi zrobić, co trzeba?
James posłusznie wstał i odsunął się w odległy kąt łazienki. Siena
chwyciła butelkę z brązowym płynem, którego Rick zawsze używał, gdy
wracała do domu z zadrapaniami po walce z miejscowymi łobuziakami.
Kiedy James usiadł na brzegu owalnej wanny, odniosła wrażenie, że
temperatura w pomieszczeniu podniosła się o kilka stopni. Cały czas przyglądał
się jej uważnie.
skandalo
us
19
- Boję się, że jeśli kropla tego płynu upadnie mi na waszą nieskazitelnie
białą podłogę, włączą się syreny alarmowe, a z sufitu popłynie zimna woda.
- Nie martw się, mamy osobę do sprzątania.
- Doprawdy? - spojrzała na Kane'a, który uśmiechnął się do niej,
odsłaniając za duże zęby.
- Ma na imię Matt - wyjaśnił. - Przychodzi prawie codziennie i sprząta.
Zajmuje się też ogrodem. No i zmywarką do naczyń.
- Zmywarką? Boże, co byście bez niego zrobili?
Ku swemu zdumieniu ujrzała, że na twarzy Jamesa cały czas gości
uśmiech. Odwróciła od niego wzrok.
- I odbiera mnie ze szkoły - ciągnął Kane, nieświadomy tego, co działo się
w łazience. - A jeśli tata musi dłużej popracować, zostaje ze mną w domu.
- Rozumiem - pokiwała głową, choć tak naprawdę nic nie rozumiała. Cały
czas zastanawiała się, co robi promienna blondynka, kiedy James zostaje dłużej
w pracy.
W końcu co za różnica? Liczyło się tylko to, że jest w domu swojego
dzieciństwa Wzięła do ręki wacik. Kane krzyknął na sam jego widok.
- Nie krzycz tak, bo czuję się wtedy jak jakiś oprawca.
- Matt skończył kurs pierwszej pomocy, bo jest kierowcą karetki, a ty?
- Ja jestem główną stewardesą w liniach MaxAir. Znasz je? To te, które
latają takimi małymi niebieskimi samolotami. Zajmuję się ludźmi, którzy
poczują się źle w czasie lotu, więc co roku muszę przechodzić odpowiednie
szkolenie. Wiesz, że na początku stewardesami zostawały pielęgniarki?
Najwyraźniej kwalifikacje Matta robiły na nim większe wrażenie niż jej,
postanowiła więc zmienić taktykę.
- Jeśli chcesz wiedzieć, ukończyłam też jakieś sto innych kursów.
- Na przykład jakie?
- Umiem naprawić cieknący zbiornik, skończyłam kurs samoobrony, mam
licencję nurka i mówię czterema językami.
skandalo
us
20
- Czterema? - Kane wyraźnie się ożywił.
- Tak. Moi rodzice urodzili się we Włoszech, więc mówiłam po włosku,
jeszcze zanim poznałam angielski. Mówię też po niemiecku i francusku.
Oczy Kane'a omal nie wyszły z orbit.
- Chciałbyś, żebym nauczyła cię liczyć po włosku do dziesięciu?
Kane skinął głową.
- Dobrze. A więc zaczynamy. Uno... - Siena zaczęła przemywać ranę
chłopca zwilżonym wacikiem.
- Duo... - Wytarła ranę do sucha.
- Tre... - Odkręciła butelkę z antyseptycznym płynem.
- Quattro... - Tym razem nalała płynu na wacik.
- Cinque... - Przemyła ranę.
- Sei... - Zakręciła butelkę.
- Sette... - Zaczęła bandażować ramię Kane'a.
- Otto... - Przymocowała koniec bandaża, żeby się nie rozwinął.
- Nove... - Wygładziła ręką opatrunek.
- Dieci! Doskonale! Teraz powiedz mi, czy potrafisz powtórzyć?
Chłopiec potrząsnął przecząco głową.
- Powiedz jeszcze raz.
Siena znowu policzyła do dziesięciu i tym razem Kane powtórzył.
Poczuła na plecach łaskotanie i zdała sobie sprawę, że James ciągle się jej
przygląda. Nadal był uśmiechnięty, ale tym razem jego uśmiech był bardziej
przyjazny. Nie wiedzieć czemu, poczuła radość.
Parzył na nią tak długo i intensywnie, że teraz już wiedziała, że wokół
źrenic ma błękitną obwódkę.
Miała jednocześnie dziwne uczucie, że on też jest w stanie określić kolor
jej oczu.
- Naucz mnie jeszcze innego języka! - nalegał Kane.
skandalo
us
21
- Nie teraz - zaoponował James. Wziął syna za rękę. - Musimy się czegoś
napić.
Coś jej się wydawało, że gdyby nie obecność malca, zaproponowałby jej
raczej dżin z tonikiem, a nie lemoniadę.
- Dasz się skusić?
Wstała, wsuwając dłonie do tylnych kieszeni dżinsów. Wiedziała, że pyta
ją, czy napije się lemoniady, ale mimo woli odbierała jego słowa zupełnie
inaczej.
- Na lemoniadę? Jasne.
- Chodź, pokażę ci mój pokój - zaproponował Kane, patrząc na nią
zachęcająco.
Tym jednym prostym zdaniem zupełnie pozbawił ją tchu.
skandalo
us
22
ROZDZIAŁ TRZECI
- No, sama nie wiem - zawahała się Siena.
Jednak zanim zdążyła dojść do drzwi, Kane ujął jej rękę w swoje ciepłe,
lepkie paluszki.
- Chodź, zobaczysz mój nowy komputer. Są na nim gry, piosenki i inne
rzeczy.
Jego brązowe oczy rozbłysły, a dolna warga zaczęła lekko drżeć. Mogła
znieść dziecko, które krzyczy. Sama w dzieciństwie często się wydzierała. Ale
jak powiedzieć „nie" chłopcu, którego ogromne brązowe oczy wypełniają się
łzami? W końcu była tylko człowiekiem.
- Wiesz co? Bardzo chętnie zobaczyłabym twój ogródek. Wiesz, dlaczego
tu przyjechałam? Kiedy byłam w twoim wieku, mieszkałam w tym domu.
- Naprawdę?
- Naprawdę. Ogród należał do moich ulubionych miejsc. Mieliśmy w nim
huśtawki, a jedna ze sztachet w płocie była obluzowana i mogłam przez nią
przejść.
- Wiem! Jak się wprowadziliśmy, tata ją naprawił. Ale fajnie. Który
miałaś pokój?
- Założę się, że ten na froncie domu - wtrącił się do rozmowy James.
- Skąd wiesz?
- Gdy się wprowadziliśmy, potrzebowałem kilku dni, żeby zakleić
wszystkie dziury w ścianie po pinezkach do przypinania plakatów.
Uśmiechnęła się.
- Byłam zakochana w kilku wokalistach z kapel rockowych i tak
wyrażałam swoje uwielbienie.
- Wcale w to nie wątpię - odpowiedział jej uśmiechem. - A teraz?
- Teraz moje gusty nieco się zmieniły.
- Blues?
skandalo
us
23
- Nie do końca. Wolę muzykę klasyczną.
- Roześmiał się głośno, a ona miała wrażenie, że usłyszała szum oceanu w
upalny dzień. W jej wnętrzu coś się rozgrzało. Flirtowała, i to na całego.
Musiała jednak pamiętać o tym, że jest z nim dziecko. Zmieniła temat.
- Mój brat Rick sprzedał ten dom trzy lata temu. Rick Capuletti.
Kupiliście go od niego?
- Tata kupił ten dom mamie w prezencie ślubnym - oznajmił triumfalnie
Kane, uszczęśliwiony, że może ponownie wtrącić coś do rozmowy.
Spojrzała na Jamesa, którego wzrok nagle pociemniał. Odniosła wrażenie,
że myślami jest zupełnie gdzie indziej. Miała ochotę potrząsnąć nim, żeby
wrócił do rzeczywistości.
- Och - westchnęła, nie bardzo wiedząc, co innego mogłaby w tej sytuacji
powiedzieć. A więc ta promienna blondynka była matką Kane'a. I to ona dostała
piękny dom w prezencie ślubnym.
Zaraz, zaraz...
- Ale my sprzedaliśmy ten dom... - jak zwykle najpierw coś powiedziała,
zanim pomyślała. Chciała dodać „trzy lata temu". Kane nie był dzieckiem
poczętym w trakcie miodowego miesiąca. Całkiem możliwe, że James nie był
nawet jego biologicznym ojcem.
Wyraz twarzy Jamesa powiedział jej, że doskonale wie, o czym teraz
myślała. Zarumieniła się, speszona swoim brakiem taktu.
James wstał i przyciągnął syna do siebie, jakby chciał ochronić go przed
złem tego świata.
- Może pokażesz Sienie swoją nową trampolinę, a ja w tym czasie
przygotuję lemoniadę?
- Doskonały pomysł - oznajmiła, wdzięczna, że znalazł wyjście z
niezręcznej sytuacji.
Kane ponownie ujął ją za rękę i pociągnął do wyjścia. Zostawili Jamesa w
kuchni.
skandalo
us
24
- Najpierw pokażę ci szopę taty - powiedział chłopiec, prowadząc ją na tył
domu. Cały teren był pięknie utrzymany, ale nie miała czasu dokładnie się mu
przyjrzeć, gdyż Kane już otworzył przed nią ciężkie drzwi nowo wybudo-
wanego budynku.
Wewnątrz była jaskinia cudów.
Przez umieszczone pod sufitem okna wpadały słoneczne promienie,
oświetlając wnętrze. W równych rzędach leżały rozmaite narzędzia, wszystkie
czyste, naostrzone i naoliwione. Obok nich stał wielki dębowy stół, poznaczony
plamami z farby i nacięciami. Na ławce leżały ochronne okulary, jakby ktoś
zdjął je w środku pracy.
Pod ścianą stały różnych rozmiarów drewniane kloce, ułożone jeden na
drugim w wysokie pryzmy.
- Co twój tata tu robi?
- Meble - oznajmił z dumą Kane.
Dotknęła drewnianej ławki, czując pod palcami nierówności. Na skraju
ławy jej dłoń napotkała na coś przykrytego zakurzonym prześcieradłem.
Zawahała się, a potem odchyliła brzeg.
Kiedy ujrzała, co było pod nim, westchnęła z zachwytu. Tak pięknego
mebla jeszcze nie widziała.
Stolik do przewijania niemowlęcia, na lekko zakrzywionych nóżkach, z
pięcioma szufladami na drobiazgi. Na górnej z nich wycięto imię Lachlan, a na
pozostałych wyrzeźbiono małe figurki misiów i zajączków.
Zachwyciła ją dbałość o szczegóły. Sama chodziła kiedyś na warsztaty
stolarskie, wiedziała więc, ile czasu i cierpliwości potrzeba było, żeby
wyrzeźbić i wypolerować takie kształty.
Tutaj twórca posunął się znacznie dalej. Dobrał poszczególne warstwy
drewna kolorami i układem sęków tak, że połączone w jedno tworzyły
niepowtarzalną i cudowną całość.
skandalo
us
25
Człowiek, który to zrobił, musiał być obdarzony niezwykłą cierpliwością i
wyobraźnią. Początkowo uznała, że James Dillon jest zwykłym rzemieślnikiem,
ale teraz wiedziała już, że się pomyliła. Był niezwykłym artystą.
Wyjrzała przez ogromne okno, przez które widać było podwórko i dom.
Dostrzegła, że przedmiot jej rozmyślań przemierza kuchnię z telefonem
przy uchu. Czyżby dzwonił po pomoc drogową? A może po taksówkę, która
miała zabrać ją do domu?
Nie wiedzieć czemu, ta myśl sprawiła jej przykrość. Nie chciała jeszcze
iść.
Zrobiła krok do tyłu i wpadła przy tym na niewielki stolik stojący w kącie
szopy. Potrąciła zakurzonego laptopa, który na nim stał. W ostatniej chwili
podtrzymała go, żeby nie spadł na podłogę. Dostrzegła, że jest otwarty na
stronie internetowej, którą rozpoznała jako blog.
Sama często opisywała swoje przygody z rozlicznych podróży, podobnie
jak jej koledzy, którzy w ten sposób informowali swoje rodziny o tym, co
przeżywają.
Ta strona była zatytułowana „Dinah", a data zamieszczona poniżej tytułu
poinformowała Sienę, że jest poświęcona kobiecie, która zmarła nieco ponad
rok temu.
Nie mogła się powstrzymać. Sięgnęła po mysz i przejechała do daty
sprzed kilku miesięcy.
Przez ostatnie dni odczuwam dziwny niepokój. Nie wiem, z czego to
wynika, ale po części na pewno zawdzięczam go Kane'owi, który jest marudny i
nie czuje się najlepiej.
Siena spojrzała przez ramię. Kane stał nieopodal i opowiadał jej z
przejęciem o tym, jak co sobotę pomaga tacie w pracy, jak James pozwala mu
wybrać papier ścierny i jak dzięki temu zarobił ostatnio pięć dolarów. Siena
przeniosła wzrok na ekran monitora. Chciała wiedzieć więcej.
Serce waliło jej tak mocno, że słyszała jego bicie w uszach.
skandalo
us
26
Przez chwilę odczuła skrupuły, że czyta czyjś dziennik, ale przecież blog
z definicji był przeznaczony dla wszystkich, którzy zechcą go przeczytać. Sieć
jest przecież ogólnodostępna.
Przekonana tym argumentem, zaczęła po chwili wahania czytać dalej.
Czasami jest to ból brzucha, czasami gardła, a jeszcze kiedy indziej ból
głowy.
Wiem, że mogą to być symptomy tego, że potrzebuje intensywniejszej
terapii, ale przecież jest zima i wokół panuje mnóstwo infekcji. Może
przesadzam?
Mówiąc szczerze, chyba wiem, jak on się czuje. Doskonale go rozumiem.
Przeniosłem warsztat do domu, ograniczyłem do minimum czas spędzany
ze znajomymi, a wszystko po to, aby poświęcić Kane'owi maksimum uwagi.
Doszedłem do punktu, w którym łapię się na tym, że czasami nie chce mi się
wstać rano, wykąpać, zjeść śniadania, nie mówiąc już o tym, żeby zrobić je dla
kogoś innego. Na sarną myśl o tym, że miałbym wyjść z domu, oblewam się
zimnym potem.
A potem myślę o tej małej smutnej twarzy, o tych wielkich brązowych
oczach tak bardzo podobnych do oczu jego matki i o dniu sprzed roku, kiedy
poprosił mnie, żebym nie szedł do pracy. I wtedy moja miłość do niego
zwycięża.
Dla niego zrobiłbym wszystko.
Wszystko
Siena zamrugała.
A więc ta piękna blondynka miała na imię Dinah. Ona była matką Kane'a
i ona dostała ten dom w prezencie ślubnym. I już jej nie było.
- Hej, chcesz zobaczyć moje huśtawki? Są znacznie lepsze od tych, które
zostały po was.
Siena odwróciła się i ujrzała Kane'a wpatrującego się w nią niewinnymi
oczami. Z wrażenia spociły się jej ręce, a na policzkach wykwitły rumieńce.
skandalo
us
27
Jak mogła czytać blog Jamesa? Czy całkiem odebrało jej rozum?
- Jasne, Kane. - Zamknęła laptopa i lekko pchnęła chłopca w kierunku
wyjścia. - Ale musimy się pospieszyć. Powinnam już wracać do domu.
James skończył rozmawiać z pomocą drogową i odłożył słuchawkę.
Oparł się o kuchenny stół i patrzył, jak jego syn ciągnie Sienę za rękę w
kierunku trampoliny.
Szła za nim posłusznie, nie zważając na to, że długie dżinsy brudzą się w
piasku, a wiatr plącze jej długie czarne włosy.
James głęboko nabrał powietrza do płuc.
Siena Capuletti była dla niego absolutną nowością. Niezależnie od tego, z
której strony na to nie spojrzeć, wyraźnie ze sobą flirtowali. Nie był pewien,
które z nich zaczęło, ale zanim zorientował się, co się dzieje, podjął grę.
Nie miał jednak czasu, żeby się nad tym teraz zastanawiać, gdyż w tej
samej chwili Siena wbiegła do domu przez kuchenne drzwi.
- Umieram z pragnienia - oznajmiła, opierając się o stół tuż obok niego. -
Dziś jest naprawdę gorąco. Podobnie zresztą jak zawsze. - Spojrzała na
przygotowaną tacę z piciem. - Mogę?
James skinął głową. Patrzył, jak jednych haustem opróżnia szklankę z
lemoniadą, jakby od tego zależało jej życie.
Kiedy skończyła, potarła ręką tył szyi, a Jamesowi przyszło do głowy, że
podczas wypadku ona sama mogła doznać jakichś obrażeń.
Zmarszczył brwi. Powinien był pomyśleć o tym wcześniej. Co się z nim
ostatnio dzieje? Czy tak dużo czasu spędza z Kane'em, że zapomniał już, jak
rozmawia się z dorosłą osobą? Lemoniada i cukierki? Wielkie nieba!
Siena nie sprawiała wrażenia rannej. Najwyraźniej po prostu lubiła
pocierać skórę u nasady włosów. Wcale się jej nie dziwił. Sam miałby ochotę
zanurzyć place w tej burzy ciemnych loków.
skandalo
us
28
- Robisz tam całkiem piękne rzeczy - powiedziała i zlizała z ust resztkę
lemoniady. - Widziałam stolik do przewijania, który zrobiłeś. Jest naprawdę
wspaniały. Jesteś bardzo utalentowany.
- Tak mówią. - Skinął lekko głową w geście podziękowania.
- Zastanawiam się, ile trzeba zapłacić za takie cudo. Oparła się o ławę i
skrzyżowała prawą stopę, ukazując przy tym brudną od chodzenia po ziemi
podeszwę.
Na podłodze dostrzegł ślady bosych kobiecych stóp. Ciekawe, co sobie
pomyśli Matt, gdy je zobaczy.
Dla niego były to jak ślady stóp na Księżycu. Były dowodem na to, że
przeprowadził w kuchni „dorosłą" konwersację, co w jego przypadku było
czymś zupełnie wyjątkowym.
- Więcej niż mogłabyś sobie wyobrazić - przyznał. - Ten mebel zrobiłem
na zamówienie nieprzyzwoicie bogatej aktorki, która spodziewa się wkrótce
syna. Jestem pewien, że gdyby moje meble nie były odpowiednio drogie, nigdy
by do mnie nie zadzwoniła.
- Rozumiem, że w ten grzeczny sposób dajesz mi do zrozumienia, że
nigdy nie będzie mnie stać na takie cudo.
- Ależ skąd - roześmiał się. - Tyle tylko że musiałabyś ustawić się w
kolejce.
Uniosła brew w geście wyrażającym dezaprobatę. Na Jamesie nie zrobiło
to większego wrażenia. Co więcej uznał, że jej brwi podobają mu się tak samo
jak jej włosy.
- Odkąd zacząłem pracować w domu, ceny ustala mój menadżer i nie
mam na nie większego wpływu.
- Czyli rzeczywiście nie byłoby mnie na nie stać. Ponownie wybuchnął
śmiechem, zauroczony faktem, że po raz pierwszy od wielu miesięcy może użyć
płuc do czegoś innego niż tylko oddychanie.
- Czy praca w domu nie wydaje ci się trochę nudna?
skandalo
us
29
- Nie. Pracuję, kiedy chcę i jestem pod ręką, gdy Kane mnie potrzebuje.
Nie chciałbym pracować w mieście.
Nie powiedział jej, że w ostatnim okresie jego życie tak bardzo
skoncentrowało się na osobie Kane'a, że wyczuwał jego nastroje niemal na
odległość.
- Sama nie wiem. Gdyby mnie zamknięto w czterech ścianach, chybabym
oszalała.
- Czy twoje samoloty nie są równie klaustrofobiczne? Zastanowiła się
chwilę, zanim odpowiedziała.
- Może trochę, ale pamiętaj, że każdy lot to dwieście nowych twarzy.
- Od jak dawna latasz?
Nagle poczuł, że za wszelką cenę chce przedłużyć to uczucie, jakiego
doświadczał, kiedy z nią rozmawiał.
Jednak gdy Siena ponownie uniosła jedną brew, odczuł zakłopotanie. Już
tak dawno nie rozmawiał z nikim obcym, że zatracił zdolność prowadzenia
swobodnej konwersacji. Czy powiedział coś nie tak? Chciał przecież tylko
trochę z nią porozmawiać, nic ponadto.
Siena najwyraźniej była zaskoczona jego pytaniem.
- Siedem lat, a dlaczego pytasz?
- Nigdy nie spotkałem kogoś, kto lata samolotami. Zawsze mi się
wydawało, że jesteście dobrze wyszkolonymi robotami - oznajmił, zanim
pomyślał, co mówi.
Siena spojrzała na swoje bose stopy.
- Czy ja wyglądam na robota?
- Ależ nie, wyglądasz doskonale.
Kiedy ponownie podniosła na niego wzrok, James został nagrodzony
promiennym uśmiechem. Uśmiechem, który poruszył coś w jego wnętrzu. Nie
był na to zupełnie przygotowany. Próbował się wycofać, ale było za późno.
skandalo
us
30
Siena przyglądała mu się z uwagą, jakby próbując go rozszyfrować. Albo
przypomnieć sobie, czy rzeczywiście kiedyś się już spotkali. On także miał
ochotę o to spytać, ale wiedział, że nie byłoby to najzręczniejsze odezwanie.
- Po pierwsze - zaczęła, opierając dłoń na biodrze - nie jestem zwykłą
stewardesą. Jestem przełożoną wszystkich latających stewardes i stewardów w
liniach MaxAir. A po drugie, jestem ubrana w dżinsy, a nie w mój ulubiony ko-
stium od Dolce & Gabbana, ponieważ jakieś dziecko wylało na mnie colę
podczas rejsu z Melbourne. Powiedz mi, że Kane nie pija coca-coli.
- Nie pija coli - oznajmił James.
- To świetnie - odparła, kiwając energicznie głową, przy czym jej ciemne
loki zatańczyły wokół twarzy.
Czy klimatyzacja w tym domu w ogóle działa? Miał wrażenie, że oblewa
go gorący pot.
Zapadła cisza. James rozpaczliwie myślał, o czym jeszcze mógłby z nią
porozmawiać, ale nic nie przychodziło mu do głowy.
- Wezwałeś pomoc drogową? - spytała, odstawiając ostrożnie szklankę do
zlewu. - Widziałam, że przed chwilą rozmawiałeś przez telefon.
- Już tu jadą.
Siena odczuła wyraźną ulgę. Nie chciała prosić Rufusa o pomoc, a
przecież musiała jakoś dostać się do domu.
Teraz już wiedziała, co kryło się za tymi szarymi oczami, które
spoglądały na nią z taką uwagą. Była poruszona tym, czego dowiedziała się z
jego blogu. Na tyle, żeby stać tu i rozmawiać z nim o niczym, zamiast zająć się
organizowaniem własnego dnia. Prawda była taka, że chciała się przekonać, jak
to jest, kiedy jego gorzki uśmieszek przekształci się w czarujący, promienny
uśmiech.
Chociaż jakie to mogło mieć znaczenie? Za dwa dni będzie w Melbourne,
albo, jeśli zdoła przekonać Maksa, poleci do Paryża.
skandalo
us
31
- Doskonale. - Złożyła ręce, przerywając niezręczną ciszę. - Zaczekam na
niego na dworze. Muszę się upewnić, że zawiozą samochód tam, gdzie chcę, bo
inaczej brat mnie zabije.
Ruszyła w stronę drzwi, myśląc, że to pożegnanie, ale James podążył za
nią. Widząc jego wlepione w siebie ciemne oczy, odczuła niezrozumiałą
tęsknotę.
Nie. Nic z tego.
Chwyciła leżącą na pianinie torebkę i energicznym krokiem podążyła w
stronę drzwi.
W pośpiechu zahaczyła nogą o brzeg dywanu i gdyby James w ostatniej
chwili jej nie podtrzymał, zapewne uderzyłaby głową we framugę.
Trzymał ją mocno za nadgarstek, a jego dotyk niemal ją palił. Poczuła
zapach wody po goleniu i cedrowego drzewa. Ten facet pachniał domem i
rodzinnym ciepłem.
Przypomniała sobie ojca, który nalegał, aby meble w jadalni polerować na
wysoki połysk. Kiedy zabrakło mamy, ona przejęła to zadanie. Emulsja do
polerowania mebli pachniała cedrowym olejkiem, a ojciec nigdy nie zapomniał
podziękować jej czułym poklepaniem po głowie czy pocałunkiem.
To wspomnienie było tak żywe, że omal się nie rozpłakała.
James ścisnął ją mocniej, a wolną ręką lekko objął w talii. Nie wiedzieć
czemu jego galanteria wyprowadziła ją z równowagi. Nie potrzebowała, żeby
jakiś facet wyciągał do niej pomocną dłoń, kiedy się potknęła.
- Dzięki - mruknęła, wyrywając rękę z jego uścisku. Wyszła z domu,
chwyciła buty i nie zakładając ich na nogi, ruszyła do furtki.
Dopiero teraz zobaczyła, jak bardzo uszkodziła samochód. Część maski
została wgnieciona, w powietrzu unosił się zapach spalonego oleju.
Ubezpieczenie to najmniejszy z jej problemów. Miała pieniądze ze
sprzedaży domu. Problemem był Rick. Całe życie uważał, że jego siostra jest
nieodpowiedzialną osobą, która najpierw strzela, a potem zadaje pytania. Była w
skandalo
us
32
Cairns zaledwie pół godziny, a już pojechała do miejsca, którego unikała przez
wiele lat. Udowodniła, że się nie mylił.
Kiedy doszła do samochodu, zobaczyła, że szkody są jeszcze większe, niż
sądziła. Zanim uderzyła w drzewo, wjechała w klomb z różami. Posadziła te
róże razem z ojcem pewnego wiosennego dnia. Doskonale pamiętała, jak się do
niej wówczas uśmiechał, jakby była jego małą księżniczką.
- Och, tak mi przykro - szepnęła, odczuwając nagły żal nie tylko z
powodu zniszczonych róż.
- Nie martw się nimi - usłyszała zza pleców głos Jamesa. Owionął ją
zapach cedru, domu, rodziny... Odwróciła się w jego stronę.
- Jeśli to cię pocieszy, te krzewy będzie można posadzić na nowo.
Nie zaproponowała, że to zrobi. Wyczyszczenie rany Kane'a stworzyło
tylko nowe problemy. Nie chciała popełnić tego błędu ponownie.
James wyciągnął jeden z kwiatów spod opony. Łodyga była uszkodzona,
ale kwiat pozostał nietknięty. Biała, dziewicza róża. Doskonała w swojej
urodzie.
- Proszę - powiedział, wyciągając rękę w jej stronę. Zawahała się. Jego
gest był tak intymny i romantyczny, że nie wiedziała, jak zareagować.
W jego oczach również dostrzegła wahanie. Zupełnie jakby ten gest coś
mu przypomniał.
Czyżby uraziła jego uczucia? Czy przeżył już coś podobnego ze swoją
żoną?
Nie mogła patrzeć na ból, jaki dostrzegła w jego oczach. Uśmiechnęła się
szeroko, po czym wzięła z jego ręki różę.
- Dzięki, James. To ja sadziłam te róże, więc czuję do nich pewne prawo.
- Powąchała kwiat i zmrużyła oczy. - Pachnie bosko.
W tej samej chwili na szczycie ulicy pojawił się niewielki czerwony
samochód. Jego kierowcą był siwy mężczyzna mniej więcej pięćdziesięcioletni,
który przyjaźnie zamachał do nich ręką.
skandalo
us
33
- Witajcie - poklepał Jamesa po plecach i uśmiechnął się wesoło do Sieny.
- Cześć, Matt. Kane jest na trampolinie, jeśli chcesz się z nim przywitać.
Matt ze zdziwieniem uniósł brwi.
- Nie powinien być w szkole?
Siena dopiero teraz uzmysłowiła sobie, że jest czwartek. Tak bardzo
przywykła do pracy w systemie trzy dni pracy, dwa wolne, że nigdy dokładnie
nie wiedziała, jaki jest dzień tygodnia.
- Nie czuł się dziś dobrze - wyjaśnił James.
Bóle brzucha, głowy, gardła, przypomniała sobie wpis na blogu.
- Rozumiem. Dlatego tak chętnie skacze na trampolinie - powiedział z
przekąsem Matt, po czym zwrócił się w jej stronę. - A cóż my tu mamy za
piękny kwiat?
Uśmiechając się radośnie, przeniósł wzrok z Sieny na Jamesa, po czym
ponownie na Sienę. Nie byłaby zdziwiona, gdyby w tym memencie w
porozumiewawczym geście trącił Jamesa łokciem.
Omal nie przejechałam jego dziecka! - chciała krzyknąć. Zamiast tego
wyręczyła Jamesa i przedstawiła się.
- Siena Capuletti. Kierowca tego ogromnego zielonego potwora
zaparkowanego na drzewie Jamesa.
Matt uścisnął wyciągniętą dłoń.
- Siena mieszkała w tym domu w dzieciństwie - James odzyskał głos.
- Miło mi cię poznać. Jesteś spokrewniona z Rickiem Capulettim?
- To mój brat.
- W takim razie pozdrów go od Matta O'Connora.
- Na pewno to zrobię - zapewniła go.
Nadjechał samochód pomocy technicznej. Kierowca wysiadł z kabiny i
ruszył w ich stronę.
- Hej, to samochód Ricka! - krzyknął na powitanie.
- Jestem jego siostrą - oznajmiła z westchnieniem rezygnacji.
skandalo
us
34
- Ach, nasza dezerterka.
No tak, najwyraźniej Rick zrobił jej odpowiednią reklamę w mieście.
Powinna była wiedzieć, że po tym wszystkim nie zdoła utrzymać języka
za zębami. Choć Cairns bardzo się rozrosło, i tak każdy znał tu każdego.
Wkrótce wszyscy dowiedzą się, że jest w mieście, że rozbiła samochód brata i
że spędziła część dnia z Jamesem Dillonem.
- Może zabierzemy go stąd jak najszybciej, zanim mój ukochany brat o
wszystkim się dowie i przyjedzie tu, żeby zmyć mi głowę? - zaproponowała
grzecznym, ale stanowczym tonem.
Spojrzała na Matta i Jamesa, którzy do tej pory milczeli, i poczuła, że
winna im jest pewne wyjaśnienie.
- Tutaj się wychowałam, ale kilka lat temu wyjechałam z kraju. Teraz
wpadłam w odwiedziny. Niestety, mój wielki brat jest strasznym zrzędą, który
powinien pilnować swojego nosa - oznajmiła rzeczowo.
- Nie ma to jak rodzina - skonstatował Matt. Siena uśmiechnęła się.
- Żebyś wiedział.
- A więc nie mieszkasz na stałe w Cairns? - spytał James, dotykając tym
samym najistotniejszej kwestii.
- Nie - potrząsnęła przecząco głową, nie spuszczając wzroku z róży. -
Zasadniczo mieszkam w Melbourne.
- Melbourne - powtórzył Matt, robiąc przy tym minę, jakby połknął
cytrynę. - Jak to możliwe, żeby ktoś dobrowolnie chciał mieszkać w zimnym,
deszczowym Melbourne, znając ten kawałek raju?
- Och, sama nie wiem. Może jakieś znaczenie mają tamtejsze sklepy,
teatry, opery, stadiony sportowe i galerie sztuki?
- Sklepy? No, teraz mnie przekonałaś.
James parsknął śmiechem. Jego oczy rozjaśniły się i dostrzegła w nich
ciepłe iskierki. Przypomniała sobie Jamesa ze zdjęć. A to z kolei przypomniało
jej, dlaczego chciała jak najszybciej opuścić jego towarzystwo.
skandalo
us
35
Oderwała od niego wzrok, rzuciła ostatnie spojrzenie na dom i ruszyła w
stronę samochodu.
- Jeśli chcesz, żeby James cię gdzieś podwiózł, mogę popilnować Kane'a -
zaproponował Matt.
- Dzięki, ale dam sobie radę - pomachała im ręką na pożegnanie,
wsiadając do szoferki samochodu do holowania. - Dzięki za lemoniadę. I
podziękuj Kane'owi za oprowadzenie mnie po twoim warsztacie. Naprawdę
bardzo mi się podobało.
Po chwili kierowca usiadł obok niej i spojrzał na nią pytająco.
- Gotowa?
- Jak najbardziej.
Była wolna jak ptak. Dom Dillonów był więzieniem dla mężczyzn, którzy
w nim mieszkali
Matt machnął jej na pożegnanie i zniknął w domu.
Tylko James stał nieruchomo i patrzył za odjeżdżającym samochodem.
Widziała go w bocznym lusterku. Ubrany w stare dżinsy i zakurzoną
koszulkę stał nieruchomo z rękami spuszczonymi wzdłuż ciała.
skandalo
us
36
ROZDZIAŁ CZWARTY
- Masz zamiar nadal pracować dla tych powietrznych piratów czy też
przyjechałaś do Cairns, żeby dać Maksowi odprawę? - spytał Rick, kiedy po
kolacji znaleźli się sami w kuchni.
Siena usiadła na stołku i zaczęła przeglądać reklamy, które przyszły
pocztą. Bliźniaki biegały po domu, korzystając z ostatnich chwil wolności przed
snem. Tina poszła położyć Rosie do łóżeczka.
- Naturalnie, że mam zamiar nadal dla nich pracować. Dlaczego miałoby
być inaczej?
- Zawsze wszystkim szybko się nudziłaś. - Rick uniósł brwi, w
oczekiwaniu wybuchu, ale Siena tylko zamknęła gazetę, którą bezmyślnie
przeglądała, i usiadła na dłoniach.
- To nie tylko mój problem. Całe moje pokolenie cierpi na deficyt uwagi.
Kiedy tak posiwiałeś, Riccione? - spytała, celowo używając jego pełnego
imienia.
- W noc po twojej ucieczce z domu - odparł. Oddychaj głęboko,
upomniała się w duchu. Pomyśl o jakimś szczęśliwym miejscu.
- Mam wrażenie, że na tej pracy naprawdę ci zależy, siostrzyczko.
Niewiarygodne, że mojej małej siostrze zależy na czymś innym niż tylko na
tym, by poczuć wiatr w żaglach.
- Chyba żartujesz! Mnie przecież nie zależy na niczym - powiedziała,
choć nie była to prawda. Bardzo chciała nadal pracować dla Maksa.
- Skoro wyczerpaliśmy już temat pracy, może powiesz mi, co słychać na
froncie damsko-męskim? Nasz kuzyn Ash wspominał mi w ostatnim mejlu, że
masz jakiegoś faceta w Nowym Jorku, choć według moich informacji spo-
tykałaś się z kimś w Paryżu.
skandalo
us
37
- Nie mam żadnego faceta w Nowym Jorku. Gage, podobnie jak ja,
uwielbia gnocchi i tak się składa, że wie, gdzie w Nowym Jorku podają
najlepsze. A Raoul z Paryża przepada za dobrą kawą. Po prostu się z nimi przy-
jaźnię.
W sąsiednim pokoju coś spadło z hukiem na podłogę, po czym usłyszeli
krzyk bliźniąt. Rick przerzucił ścierkę przez ramię i poszedł sprawdzić, co się
stało. Jednak jeszcze w drzwiach zatrzymał się i spojrzał w jej stronę.
- Posiadanie faceta w każdym porcie niesie za sobą jeden zasadniczy
problem.
- Jaki?
- Przychodzi taki moment, że jedynym bezpiecznym miejscem, w którym
można się schronić, jest dom.
Jednak nie dane jej było przemyśleć jego mądrych sentencji, gdyż w tej
samej chwili zadzwonił jej telefon. Rufus? Maximillian?
- Halo?
- Siena?
James. Prawie nie znała tego człowieka, ale jego imię przyszło jej do
głowy, kiedy tylko usłyszała w słuchawce głęboki męski głos.
- Mówi James. James Dillon. Poznaliśmy się tego popołudnia.
Żartujesz, pomyślała, ale nie powiedziała tego na głos.
- Witaj, James.
- Dzwonię, żeby ci powiedzieć, że zostawiłaś u mnie swój elektroniczny
notes. Znalazłem go na pianinie, kiedy zaczął przeraźliwie piszczeć. Nie bardzo
wiedziałem, jak go wyłączyć. Naciskałem wszystkie guziki po kolei, aż wresz-
cie zamilkł.
Piszczeć? Może przypominał jej o tym, że przyszedł do niej mejl z
rozkładem lotów na przyszły tydzień.
skandalo
us
38
- Na pewno przesyłał ci jakąś wiadomość, więc może będziesz go
potrzebować? Znalazłem adres Ricka i twój numer telefonu. Jestem na rogu
Henderson Street, za pół minuty będę u was.
- Rozumiem. Dobrze.
Ostatnia rzecz, której teraz pragnęła, to wizyta przystojnego Jamesa
Dillona w domu brata. Zwłaszcza po jego uroczej uwadze na temat faceta w
każdym porcie.
Choć musiała przed sobą przyznać, że James był mężczyzną wartym
grzechu. Kiedy go zobaczyła, poczuła, jak w jej ciele coś budzi się do życia.
- Poczekam na ciebie przed wejściem - zaproponowała, zastanawiając się
gorączkowo, jak niepostrzeżenie wyrwać
się z domu. - Dom Ricka poznasz po fontannie w kształcie trytona.
- Dzięki. A zatem do zobaczenia.
Siena przez chwilę nasłuchiwała, gdzie jest Rick, po czym zbiegła do holu
i wyszła przed dom. Upalne powietrze uderzyło ją niczym obuchem.
Ruszyła w stronę ciemnego sedana, który zaparkował obok skrzynki na
listy. Boczne okienko otworzyło się i ukazała się twarz Jamesa.
- Mam twój notes - rzucił przez zaciśnięte usta niczym jakiś chicagowski
gangster. Bardzo przystojny gangster, na którego widok serce zabiło jej żywiej.
Wyciągnął rękę, na której leżał elektroniczny gadżet. Cóż to była za ręka.
Długie palce, krótkie paznokcie, opalona skóra. Żadnego manikiuru ani
biżuterii.
James Dillon miał rękę prawdziwego mężczyzny. Bardzo jej się to
podobało. Podobnie jak jego zapach...
- Ile mnie to będzie kosztowało? - spytała.
- Wystarczy zwykłe dziękuję i ujmujący uśmiech pięknej kobiety.
Choć w powietrzu było mnóstwo wilgoci, poczuła, jak zasycha jej w
gardle. Wzięła od niego notes.
- Dziękuję.
skandalo
us
39
- Nie ma za co.
- Jak się ma Kane? - spytała, zastanawiając się, dlaczego przedłuża to
spotkanie.
- Dobrze. Został w domu z Mattem. Pomaga mu przygotować kolację.
Nawet nie chcę myśleć o tym, co tam zastanę, kiedy wrócę.
- Rozumiem.
Skinęła głową. On lekko się uśmiechnął. Choć wiedziała, że powinna się
pożegnać i wrócić do domu, zanim Rick zacznie jej szukać, czuła, że jakaś siła
przyciąga ją do tego człowieka. Teraz, kiedy księżyc świecił im nad głową, ta
siła była jeszcze większa niż za dnia.
Zrobiła ruch, jakby chciała odejść.
- Cieszę się, że miałem pretekst, żeby tu przyjechać - oznajmił
niespodzianie.
- Naprawdę?
- Chciałem ci podziękować. Od dawna nie widziałem, żeby Kane
uśmiechał się tak, jak dziś. Widzisz, zupełnie niedawno stracił matkę.
Kiedy usłyszała słowo „niedawno", serce skurczyło jej się z bólu. Z blogu
wiedziała, że minął już ponad rok.
- Przykro mi.
- Zapewne już się domyśliłaś, że ożeniłem się z jego mamą, gdy miał pięć
lat. Całe szczęście zdążyliśmy dopełnić wszystkich procedur adopcyjnych
jeszcze przed śmiercią Dinah. W przeciwnym razie mógłby zostać zmuszony do
zamieszkania z ojcem.
A więc miała rację. Kane nie był dzieckiem Jamesa! Wielkie nieba. Nie
mogła wydusić z siebie słowa.
- Jego ojciec jest komiwojażerem. Bardzo dużo podróżuje. Chciałem,
żebyś to wiedziała. Żebyś zrozumiała.
Nagle poczuła, że chce wiedzieć wszystko, ale bała się o cokolwiek
spytać.
skandalo
us
40
- Ostatnie miesiące były dla nas trudne - ciągnął, jakby teraz, kiedy zaczął
się jej zwierzać, nie mógł przestać.
- Zwłaszcza dla Kane'a. I twoja wizyta sprawiła nam obu ogromną
przyjemność.
Kiedy to mówił, nie uśmiechał się. Jego słowa poruszyły Sienę bardziej,
niż mogłaby to sobie wyobrazić.
Zrobiła głęboki wdech i położyła dłoń na jego ręku.
- Dla mnie to też była przyjemność. Kto by pomyślał, że to całe
nieprzyjemne zajście tak miło się skończy? Czasami wystarczy zmienić
otoczenie, żeby zdać sobie sprawę z tego, co cię omija.
Zsunęła dłoń z ramienia Jamesa i odsunęła się na bezpieczną odległość.
- Dziękuję, że przywiozłeś mój notes - powiedziała.
- Dzięki za wspólne popołudnie. I za wysłuchanie mnie.
- Nawzajem.
- Dobranoc, Siena.
- Żegnaj, James.
Odwróciła się i pobiegła do domu, nie oglądając się za siebie. Za plecami
usłyszała warkot odjeżdżającego samochodu.
Weszła do kuchni akurat w momencie, kiedy Rick pojawił się tam,
trzymając pod pachą jednego z chłopców. Drugi bliźniak szedł za ojcem.
- Ciocia Enna! - krzyknął malec.
Oparła dłoń na jego głowie, dziwiąc się, jak przyjemne w dotyku były
miękkie włosy dziecka. Chłopcy byli cudowni. Mieli kochających rodziców i
żadnych zmartwień. Nic nie zagrażało ich przyszłości ani nie budziło złych
wspomnień.
- Rick, obiecaj mi, że nigdy nie powiesz swoim dzieciom, że są
beznadziejne - powiedziała wiedziona nagłym impulsem.
- Słucham?
skandalo
us
41
- Są wspaniałe i uważam, że powinny o tym wiedzieć. A teraz idę spać.
Jutro czeka mnie ważny dzień.
Rick popatrzył na nią z uwagą, ale nic nie powiedział.
- Wszyscy idziemy spać - odparł, przenosząc wzrok na syna.
- W takim razie do zobaczenia rano.
Kiedy James zamknął drzwi do sypialni Kane'a, dochodziła ósma.
Chłopiec jednak spał już jak suseł.
Zazwyczaj robił wszystko, co mógł, aby opóźnić moment pójścia do łóżka
i wynajdywał tysiące wymówek. Jednak tego wieczoru już przy kolacji
zamykały mu się oczy.
Czy rzeczywiście była to zasługa tego, że w tym dniu nie było tak jak
zwykle? Może obaj potrzebowali w życiu jakiejś odmiany?
James sam był senny, ale wiedział, że musi wrócić do pracy. Wyszedł na
podwórko, pozbierał zabawki Kane'a i odłożył je na miejsce.
W warsztacie odsłonił stół, na którym pracował, i przez chwilę patrzył w
milczeniu na to, co na nim leżało. Podziw Sieny dla jego pracy sprawił mu
niebywałą przyjemność. Jej komplement wydawał się szczery.
Sam był zdziwiony powodzeniem, jakim cieszyły się jego prace. Siena
miała rację - w jego przypadku zmiana miejsca pracy zdziałała cuda.
Miała rację nie tylko w tym względzie.
Była kimś wyjątkowym.
Niby tutejsza, a jednak trochę obca.
Dlaczego jego myśli tak uporczywie wracały do jej osoby? Ostatnią
rzeczą, której teraz potrzebował w życiu, było kolejne traumatyczne przeżycie.
Kiedy Matt nazwał ją uroczym świeżym kwiatem, uznał w duchu, że ta
metafora doskonale do niej pasuje.
Była niepodobna do żadnej kobiety, jaką znał. Pełna energii, a
jednocześnie niezwykle delikatna. Kiedy dotknęła jego ramienia, poczuł w nim
dziwne mrowienie, a serce zaczęło mu bić jak oszalałe.
skandalo
us
42
Nawet z Dinah było inaczej. Przy niej czuł raczej błogie ciepło, a nie
wulkan energii.
Przypomniał sobie noc, w którą poznał żonę. Poszedł z kilkoma kolegami
do baru i kiedy już niemal nad ranem siedział przy stoliku, popijając drinka i
czekając na kumpli, przysiadła się do niego wspaniała blondynka. Jej włosy
były w nieładzie, makijaż rozmazany, a skóra błyszcząca od potu.
- Dinah - powiedziała, wyciągając dłoń.
- James - odpowiedział, ujmując wyciągniętą dłoń. Ku jego zdumieniu
była zimna jak lód.
- Przyglądałam się tobie - oznajmiła dziewczyna. James uniósł z
niedowierzaniem brwi.
- Dlaczego nie poprosiłeś mnie do tańca? James roześmiał się.
- Wreszcie! - wykrzyknęła, wyrzucając do góry ramiona. - Wreszcie
widzę twój uśmiech. Zastanawiałam się już, czy kiedykolwiek się śmiejesz.
- Często się śmieję, pod warunkiem że jest z czego.
- Rozumiem. Z przyjemnością napiłabym się kawy. Nie masz ochoty już
stąd iść?
Nie masz ochoty pójść ze mną? To miało oznaczać jej pytanie. James
zgodził się niemal natychmiast. Od tego dnia byli parą. James i Dinah. No i
jeszcze jej syn. Nieśmiały, delikatny trzyletni chłopiec, w którym James zako-
chał się od pierwszego wejrzenia.
Zawsze zastanawiał się nad tym, czy Dinah wypatrzyła go tej nocy
dlatego, że szukała kogoś odpowiedzialnego, kto pomógłby jej zajmować się
synem. Ale on i tak ją kochał, być może dlatego, że tak bardzo go potrzebowała.
Ponieważ nalegała, przeprowadzili się na przedmieścia, a ponieważ on
nalegał, adoptował jej syna. W ten sposób stali się prawdziwą rodziną.
Kiedy Dinah skończyła trzydzieści lat, rozpoznano u niej marskość
wątroby. Po sześciu miesiącach rozpaczliwej walki z chorobą, przeklinając
szalone lata młodości, w których choroba się zaczęła, odeszła.
skandalo
us
43
Siena... Może powinien... właściwie co? Zaprosić ją na randkę? Wysłać
jej kwiaty? Napisać kartkę? Już tak dawno nie robił niczego podobnego.
Należało do niej zadzwonić czy raczej wysłać SMS-a?
Usłyszał w pokoju Kane'a jakiś hałas. Malec zamruczał przez sen, po
czym ponownie zamilkł.
Kane. To jedno słowo wyciszyło wszystkie jego instynkty. Ostatnio tak
dużo myślał o własnych potrzebach, że niemal zapomniał o synu.
Przejechał palcami przez włosy w nadziei, że uśmierzy tym nieznośny ból
głowy.
Ten ból głowy najpewniej zawdzięczał temu, że za dużo myślał o
rzeczach, o których w ogóle nie powinien myśleć. Siena w niczym nie
przypominała Dinah. Była młoda, mieszkała cztery godziny lotu stąd i
prowadziła samochód w czerwonych butach na obcasach.
Ignorując pulsujący ból głowy, James otworzył laptopa i odszukał swój
blog.
Kiedy był w bardzo złym stanie, poszedł do lekarza, który poradził mu,
żeby zaczął pisać dziennik. Przelewanie myśli na papier miało mu pomóc.
Zamiast zapisywać wszystko w zeszycie, zaczął pisać blog. Wysyłanie
myśli w eter sprawiało, że odczuwał pewną ulgę, a z czasem weszło mu w
nawyk.
Teraz też usiadł do stołu, zrobił głęboki wdech i zaczął pisać.
Siena wykąpała się i ubrała w swoją ulubioną czerwoną welwetową
piżamę. Oparła się wygodnie na poduszkach i otworzyła na kolanach laptopa.
Zamierzała szybko przejrzeć pocztę i odpowiedzieć jedynie na najpilniejsze
wiadomości.
Nie było jeszcze rozkładu lotów na następny tydzień. Tym bardziej
zaczęła się zastanawiać, co Max dla niej przygotował. Czyżby miała latać
jeszcze więcej?
skandalo
us
44
Dostała mejla od Raoula z Paryża, zatytułowanego tak ryzykownie, że
głośno się roześmiała. Przypomniała sobie uwagę Ricka na temat faceta w
każdym porcie... W końcu dlaczego nie? Dzięki temu jej życie było proste,
dokładnie takie, jak chciała.
Właśnie miała otworzyć wiadomość od Raoula, kiedy usłyszała hałas
dochodzący z sąsiedniego pokoju. Rick kładł dzieci spać. Spojrzała na wiszący
zegar, który wskazywał kilka minut po ósmej. Jej wzrok ześlizgnął się na stolik,
na którym leżała biała róża, którą otrzymała tego dnia od Jamesa.
Sięgnęła po nią i przysunęła kwiat do nosa. Pachniał oszałamiająco.
Zapach benzyny i oleju, płynu do odkażania ran i świeżego drewna. Kto by
pomyślał, że taka mieszanka może być tak atrakcyjna?
Zanim pomyślała, co robi, pospiesznie wystukała adres blogu Jamesa i po
króciutkiej chwili wahania wcisnęła klawisz Enter.
Kiedy wyświetliła się poszukiwana strona, jej wzrok przyciągnął wyraz
„DINAH". Pospiesznie zamknęła laptopa.
Co ona robi? Szpieguje go? Po co? Przecież nigdy w życiu nie zobaczy
już tego faceta. A skoro tak, to co jej szkodzi poczytać trochę tego, co napisał?
Bardzo powoli uniosła pokrywę laptopa. Na jego stronie nie było żadnych
fotografii, żadnych linków, żadnych komentarzy. Czyste wynurzenia
anonimowego człowieka. Anonimowego dla każdego, kto przypadkowo
otworzyłby tę stronę, ale nie dla niej.
Przeczytała o tym, jak puszczał Kane'owi film nakręcony za życia Dinah.
A potem o chwilach spędzonych z patologiczną rodziną Dinah, z jej matką
alkoholiczką i nieodpowiedzialnym pierwszym mężem. Przeczytała też o chwi-
lach zwątpienia, których wcale nie było tak mało, i o tym, jak pogardzał sobą za
to, że w ogóle przyszła mu do głowy myśl o tym, żeby się poddać.
Po godzinie jej policzki były mokre od łez. Nawet ich nie ocierała.
skandalo
us
45
Jeden zapis sprzed kilku miesięcy był wyjątkowo dramatyczny. James
nawet nie zadał sobie trudu, by poprawić błędy. Po prostu przelał swoje uczucia
na ekran i wysłał je w eter, na zawsze utrwalając.
Sobota 16:12
Dzisiaj minęła druga rocznica śmierci mojego sąsiada, Carla. Z tej okazji
jego żona, Dorothy, zorganizowała dla najbliższych przyjaciół wyprawę do jego
ulubionego pubu.
Dorothy i Carl spędzili razem 58 lat. Ja byłem z Dinah zaledwie pięć.
Co jakiś czas spotykamy się z Dorothy i rozmawiamy o różnych rzeczach.
O bieżących sprawach, o Kanie, o tym, jak daję sobie radę i ile jeszcze mnie
czeka. Nic nadzwyczajnego, ale dla mnie te rozmowy są ogromną pomocą.
Mimo to nie byłem pewien, czy chcę iść do tego pubu, ale Dorothy
oznajmiła, że bez mojej pomocy nie da sobie rady. James, mój drogi",
powiedziała. „Gdybyś mnie tam zawiózł, siostra przywiozłaby mnie z powrotem
do domu!' Jak mogłem odmówić?
W końcu okazało się, że bawiłem się lepiej, niż mogłem się spodziewać.
Nie odczuwałem specjalnej radości, ale też nie nudziłem się. Choć wiedziałem,
przez co przechodzi Dorothy, nie bardzo potrafiłem jej współczuć. Dlaczego?
Czy nie jestem już w stanie odczuwać żadnych ludzkich uczuć?
Czy już nigdy nie będę czuł niczego poza pustką i zobojętnieniem, jakie
towarzyszą mi każdego dnia?
Siena odłożyła różę na stolik i sięgnęła po papierową chusteczkę.
Dorothy. Pamiętała ją. Miła starsza pani, która zawsze trzymała w
lodówce pyszny owocowy jogurt, na wypadek gdyby odwiedziła ją Siena. To
właśnie ona i Carl zajęli się nią, kiedy zmarł ojciec i Rick musiał pozałatwiać
formalności.
skandalo
us
46
Westchnęła głęboko i zamknęła oczy. Uznała, że na dziś jej wystarczy.
Jutro ma przed sobą ważny dzień i nie chce obudzić się z zapuchniętymi od
płaczu oczami. Powinna dobrze wyglądać.
Przejechała na koniec i zobaczyła, że James zamieścił dziś kolejny wpis.
No dobrze, jeszcze tylko ten kawałek. Jednak kiedy przeczytała pierwsze
zdanie, nie po raz pierwszy w życiu pożałowała, że jest taka ciekawska.
Czwartek, 20:07
Dziś poznałem dziewczynę.
Takie słowa i więżące się z nimi konotacje powstały w moim umyśle po
raz pierwszy od sześciu lat.
Oczywiście, w tym okresie spotykałem mnóstwo kobiet. Znajome, klientki,
nieznajome na ulicy, kobiety pracujące w sklepie, banku czy gdziekolwiek
indziej. Nauczycielki Kane'a i jego lekarki.
Ale dziś poznałem dziewczynę po raz pierwszy od czasu, gdy byłem z
Dinah.
Siena zamrugała. Raz, drugi, trzeci. Słowa nie znikały. James Dillon
poznał dziewczynę. I choć nie napisał żadnego imienia, nie podał żadnych
szczegółów, wiedziała, że chodzi o nią.
skandalo
us
47
ROZDZIAŁ PIĄTY
Następnego ranka Siena siedziała w sklepie brata, przeglądając
bezmyślnie stare magazyny motoryzacyjne.
Miała za sobą nieprzespaną noc, która minęła jej na rozmyślaniach o
przystojnym stolarzu. Kiedy wstała, dostrzegła kartkę od Ricka, na której
napisał, że jadąc do pracy, odbierze z pralni jej kostium.
Nie była z tego zadowolona. Teraz nie będzie miała co robić do przyjazdu
Rufusa, a on przyjedzie po nią koło pierwszej. Trochę czasu zajęło jej ułożenie
fryzury i zrobienie starannego makijażu. Założyła dżinsy i bawełniany top. Na
nogi oczywiście założyła czerwone szpilki. Taksówką pojechała do warsztatu
Ricka, żeby tam na niego poczekać.
I czekała,
- Siena?
Odwróciła wzrok, spodziewając się ujrzeć kolejnego pracownika Ricka,
oferującego jej następną filiżankę nie nadającej się do picia kawy. Ku swemu
zdumieniu ujrzała jednak przed sobą obiekt swoich snów.
Zerwała się na równe nogi.
- James!
Słysząc jej entuzjastyczny okrzyk, James lekko się uśmiechnął. Choć nie
był to radosny uśmiech, Siena i tak była wniebowzięta.
James był ubrany inaczej niż wczoraj. Miał na sobie ciemnoszare spodnie,
białą bawełnianą koszulkę i jasnozieloną marynarkę z lnu. Ten strój doskonale
podkreślał błękitnoszary odcień jego oczu.
- Co ty tu robisz? - spytała nienaturalnie wysokim głosem.
- Matt powiedział mi, gdzie pracuje twój brat - oznajmił i przejechał
nerwowym gestem przez włosy. - Przyjechałem w nadziei, że cię tu spotkam.
skandalo
us
48
- Jestem - potwierdziła. Serce podeszło jej do gardła. Choć James nie miał
pojęcia o tym, że ona wie, dlaczego tu przyszedł, ona wiedziała.
- Piccolo - usłyszała z recepcji głos brata. - Jesteś tu? Jadę teraz po twój
kostium. Wrócę za jakieś pół godziny.
Siena westchnęła. Jeśli Rick zobaczy, że jest tu z mężczyzną, nie da jej
spokoju. Zamiast jednak natychmiast coś odpowiedzieć, zawahała się. Rick
wyjrzał ze swojej dziupli, wycierając ręce w roboczy fartuch.
- Siena?
Kiedy zobaczył, że stoi obok Jamesa, zaczął im się przyglądać.
- A kogóż my tu mamy? Uśmiechnęła się do Ricka.
- James, to mój brat, Rick Capuletti, właściciel tego doskonale
prosperującego zakładu. Rick, to jest James Dillon.
- Facet od mebli - dopowiedział Rick.
- W rzeczy samej.
- Wiem, wiem. Masz w mieście ogromną wystawę swoich prac. Moja
żona tak długo wierciła mi dziurę w brzuchu, aż kupiłem jej stolik pod lampkę.
Zobaczyła go w jakimś kolorowym magazynie i po prostu musiała go mieć.
Kosztował mnie fortunę.
James uśmiechnął się do Ricka, ale jego uśmiech nie sięgnął oczu.
Czyżby te błękitne błyski w jego oczach były zarezerwowane tylko dla
wybranych?
- Miło mi cię poznać, Dillon - Rick wyciągnął dłoń, po czym cofnął ją,
gdy uzmysłowił sobie, jaka jest brudna.
James zasalutował.
- Uważam powitanie za dokonane - zażartował.
- Skąd się znacie? - spytał Rick z promiennym uśmiechem.
Siena z ledwością powstrzymała jęk. Zaczyna się, pomyślała. Wiedziała,
że Rick traktował ją czasami, jakby był jej ojcem.
skandalo
us
49
- Wczoraj omal nie przejechałam twoim zielonym potworem jego syna -
wyjaśniła, chcąc mieć to jak najszybciej za sobą.
- Przy okazji okazało się, że kupiłem wasz rodzinny dom - dodał James, a
Siena zaklęła w duchu, że nie zdołała go powstrzymać.
Nie trzeba być geniuszem, żeby się domyśleć, że pojechała tam celowo. I
to niezależnie od tego, że siedem lat temu przyrzekła, że jej noga nigdy tam już
nie postanie.
- Jesteś pewien? Z tego, co pamiętam, sprzedałem dom kobiecie.
Campbell? Diana Campbell?
- Dinah - James skinął głową i choć jego głos pozostał spokojny, Siena
dostrzegła, jak bardzo się spiął.
- Zgadza się. A więc masz syna.
- Ma na imię Kane. Osiem lat.
- Ja mam dwóch chłopców. Bliźniaki. I małą córeczkę. Nieźle, prawda?
- Całkiem nieźle - przyznał James.
- Jesteś więc żonaty?
- Już nie.
- Rozwodnik?
- Rick! - krzyknęła Siena. Za wszelka cenę chciała przerwać to
przesłuchanie.
Rick podniósł ręce w geście poddania.
- Dobrze, już dobrze. Przepraszam.
- Jak można być tak wścibskim?
- Jakbyś ty nie była.
- Riccione! Dość tego. Wybacz mu - powiedziała do Jamesa, nie
spuszczając wzroku z brata. - On jest taki bardzo... włoski - dodała.
Byłaby naprawdę zdziwiona, gdyby James zrozumiał, co miała na myśli.
Musiałby znać historię jej rodziny.
skandalo
us
50
- Przyjechałeś w jakimś konkretnym celu? - spytała, zwracając się do
Jamesa w nadziei, że nie będzie dalej drążył tematu.
- Szczerze mówiąc, tak Właśnie jechałem napić się kawy i wstąpiłem,
żeby spytać, czy w ramach podziękowania za opatrzenie rany Kane'a nie
pojechałabyś ze mną?
- Rany? Czyżby moja zepsuta do szpiku kości siostra zraniła kogoś
naprawdę?
Siena odwróciła się do niego plecami i ujęła Jamesa pod ramię.
- Z miłą chęcią. Kawa, którą mnie tu poczęstowano, nie zasługuje na to
miano. Udowodnij mi, że ktoś w tym mieście potrafi zaparzyć prawdziwe
cappuccino.
Nie oglądając się za siebie, pociągnęła Jamesa Dillona za ramię i ruszyła
prosto do drzwi.
- Na twoim miejscu uważałbym na siebie, kolego - krzyknął za nimi Rick.
- Ona jest równie niebezpieczna w życiu jak za kierownicą.
Nie oglądając się, machnęła bratu na pożegnanie. James odniósł wrażenie,
że ten gest był cokolwiek niegrzeczny, ale nie wiedzieć czemu wydało mu się to
bardzo zabawne. Nie pamiętał już, kiedy ostatnio coś go tak rozbawiło.
Teraz wiedział już, dlaczego do niej przyjechał, choć wcześniej podjął
decyzję, że nie będzie ciągnął tej znajomości.
Ten blog rzeczywiście był dla niego błogosławieństwem. Wypisywał tam
rzeczy, do których nie chciał się przyznać nawet przed samym sobą. Gdyby
kłamał na tych stronach, byłoby to zaprzeczeniem całej istoty tej terapii.
Kiedy szli wzdłuż ulicy, nie mógł nie poczuć energii, jaka promieniowała
na jego ramię z miejsca, w którym trzymała go Siena. Zupełnie jakby zachodziła
w nim jakaś chemiczna, elektryczna, a może biologiczna reakcja, gdy Siena była
w pobliżu.
skandalo
us
51
Teraz jednak nie był pewien tego, co powinien zrobić, Posłał Kane'a do
szkoły, pomimo kolejnego „bólu głowy" przyjechał do warsztatu jej brata i
zaprosił ją na kawę, a ona się zgodziła.
Zaryzykował spojrzenie na Sienę. Zrobiła coś z włosami. Dziś były
gładko zaczesane i związane w ciasny węzeł. Oczy miała pomalowane tak, że
sprawiały wrażenie ciemnych i lekko zapadniętych.
Choć był uszczęśliwiony faktem, że znów są razem, nie mógł nie
dostrzec, że Siena jest spięta. Miała ściągnięte brwi, a usta przypominały cienką
kreskę. Niechętnie wyprostował łokieć, pozwalając, by jej ręka zsunęła się z
jego ramienia.
- Hej, Speedy Gonzales, dokąd tak pędzisz? Zwolniła, jakby nagle
przypomniała sobie, że idą razem.
- Och, przepraszam. Znasz jakieś miejsce, gdzie moglibyśmy coś
przekąsić? Nie zdążyłam zjeść śniadania. Jestem głodna jak wilk. Jeśli za pięć
minut nie napiję się przyzwoitej kawy, zniknę z tej planety.
Miał na myśli jedno ciekawe miejsce, ale to było jakieś piętnaście minut
drogi stąd. Mimo to postanowił zaryzykować.
- Wolisz espresso w papierowym kubeczku i pączka czy też doskonałe
cappuccino i jajka na bekonie, chociaż za trochę dłużej? Obiecuję, że nie
pożałujesz.
Spojrzała na niego z uwagą.
- Jest pan dziś bardzo tajemniczy, panie Dillon.
- A jestem. Więc co wybierasz?
Po kilku sekundach wahania Siena podjęła decyzję.
- Prowadź.
Po mniej więcej piętnastu minutach stanęli w ogonku do słynnej kolejki
Skyrail, która w malutkich, sześcioosobowych wagonikach wciągała ludzi po
siedmiokilometrowej linie na szczyt góry Kuranda.
skandalo
us
52
- Nie mogę uwierzyć, że o tym zapomniałam - powiedziała, kiedy znaleźli
się przy kasie. - Tę kolejkę zbudowano kilka lat przed moim wyjazdem.
Błagałam Ricka, żeby mnie tu przywiózł, ale on ma lęk wysokości i nie zgodził
się. Przyznam, że w dużej mierze tak mi na tym zależało, bo wiedziałam, że
będzie się bał. - Uśmiechnęła się do niego zalotnie. - Poznałeś go. Nie uważasz,
że na to zasługuje?
- Nie zaprzeczę.
Wsiedli do wagoniku, szklane drzwi bezszelestnie się za nimi zamknęły i
po chwili ziemia została daleko w dole.
- Ale jazda! - wykrzyknęła Siena, spoglądając z przejęciem na
rozciągający się pod nimi las. James przyglądał się jej w milczeniu.
Po chwili spojrzała na niego pytająco. Nie mógł się nie uśmiechnąć.
- Zachowujesz się jak rasowa turystka.
- Dziwisz się? To jest zdumiewające! Ile czasu zajmie nam wjechanie na
szczyt?
- Jakieś trzydzieści pięć minut - wyznał. Spodziewał się wybuchu złości,
ale ona tylko skinęła głową i zaczęła chodzić od okna do okna, żeby mieć naj-
lepszy widok na okolicę.
Resztę drogi przebyli milczeniu, podziwiając rozciągające się poniżej
widoki. Porośnięte winoroślą wzgórza, paprocie, klony, drzewa iglaste tworzyły
pod nimi malowniczy dywan, urzekający bogactwem kolorów i faktur. Kiedy
wreszcie ujrzeli srebrne pasmo Barron River, James przerwał panującą ciszę.
- Szykuj się, zaraz wysiadamy.
Siena spojrzała na niego z uśmiechem. Jej policzki były zaróżowione z
emocji i po raz pierwszy, odkąd ją poznał, sprawiała wrażenie naprawdę
rozluźnionej.
- Mam nadzieję, że nie wystawili tam na szczycie jakichś koszmarnych
bloków i pawilonów handlowych. W przeciwnym razie stracę całe dobre zdanie
o tym miejscu.
skandalo
us
53
James zaśmiał się głośno.
- Nie martw się. Na pewno prędzej znajdziesz tu stragany z mieszankami
okolicznych ziół niż Starbucksa.
- To doskonale - uśmiechnęła się tak promiennie, że Jamesowi zaparło
dech w piersiach. - Właśnie przyszło mi do głowy, co kupię Rickowi na Boże
Narodzenie!
Kiedy wysiedli z kabiny, pan z obsługi przypomniał im, żeby nie
zapomnieli uśmiechnąć się do żaby. Jak się okazało, chodziło mu o uśmiech w
stronę aparatu w kształcie żaby, którym fotografowano turystów. Siena
przysunęła się do Jamesa i zrobili sobie wspólne zdjęcie.
James ujął ją za rękę i ruszyli do miasteczka. Siena nie wyrwała dłoni, a
kiedy po chwili na nią spojrzał, dostrzegł, że jej twarz jest nadzwyczaj pogodna.
Po chwili puścił ją na moment, po to tylko, aby wejść do pobliskiego
sklepu. Po minucie wyszedł z niego z ogromnym kapeluszem w dłoni.
- Nic z tego - zaprotestowała na jego widok.
- Musisz - powiedział nie znoszącym sprzeciwu tonem. - Kosztował pięć
dolarów, a ponadto masz już czerwony nos.
Choć kapelusz był na nią trochę za duży, założyła go ostrożnie, żeby nie
zniszczyć koka.
Szli, oglądając okna wystawowe, aż znaleźli się przed uroczą kafejką,
która wyglądała tak, jakby cała reszta miasta została zbudowana wokół niej.
Weszli do środka. Na ich widok od jedynego zajętego stolika zerwała się
para ludzi.
- Dużo pracy? - spytał James kelnerkę, która uśmiechnęła się do niego
promiennie.
- Za dużo, jak na mój gust - odparła, wskazując im stolik w rogu sali.
- Myślisz, że umieją tu zrobić cappuccino? - spytała szeptem Siena,
odkładając na bok kapelusz i przygładzając ręką włosy, które od wilgoci zaczęły
jej się kręcić.
skandalo
us
54
- Zaraz się przekonamy.
- Często tu przychodzisz? - spytała, przyglądając się podejrzliwie
niezamiecionej podłodze i wolno obracającym się wiatrakom, które wprawiały
w nieznaczny ruch ciężkie od wilgoci powietrze.
- Dawno już nie byłem. Mój dziadek był stolarzem i miał tu w okolicy
warsztat. Narzekał na ich kuchnię, ale to było wieki temu.
- To on cię wszystkiego nauczył?
- Nie wszystkiego.
Nie mógł nie zauważyć, że ton jej głosu zmienił się, jakby celowo z nim
flirtowała. Był ciekaw, czy Siena zdaje sobie sprawę, jakim wyczynem z jego
strony było zaproszenie jej na kawę.
- Co państwu podać? - spytała kelnerka, stając przy ich stoliku.
- Dwie kawy cappuccino i dwa zestawy śniadaniowe - odparł James.
- Doskonale - powiedziała krótko Siena. Coś się w niej zmieniło. Nie była
już tą swobodną dziewczyną, z którą rozmawiał minionego dnia. Jakby była
czymś zdenerwowana.
Kelnerka puściła do nich oczko i wetknęła bloczek do kieszeni fartucha.
Odeszła do kuchni, żeby zrealizować zamówienie.
Zostali sami. Sami na randce. James z dziewczyną. Z kobietą. Piękną
kobietą.
Siena zaczęła rozglądać się po sali, byle tylko nie spojrzeć na niego.
Zastanawiał się, co on sobie do diabła wyobrażał, zapraszając ją tutaj.
- Jak nazwałaś dziś swojego brata? Rigatoni? - zaczął rozmowę.
Tak jak się spodziewał, na wspomnienie brata na twarzy Sieny zagościł
uśmiech. Odstawiła cukierniczkę, którą się bawiła, i zaczęła dla odmiany
męczyć serwetki.
- Mój brat, ja i jeszcze jeden kuzyn dostaliśmy imiona na cześć miast w
Toskanii. Nasi rodzice stamtąd pochodzą. Rick to Riccione. Mój kuzyn Ash
dostał imię na część Asciano, a ja, jak się domyślasz, na cześć Sieny.
skandalo
us
55
Musiał się powstrzymać niemal siłą, żeby nie położyć ręki na jej dłoni,
aby się uspokoiła.
- To piękne imię - powiedział, starając się skierować tok jej myśli na coś
przyjemnego. Emanowała z niej taka energia, że nawet jego stopy pod stołem
zaczęły mimowolnie przytupywać. - Pasuje do ciebie.
Uśmiechnęła się nieco krzywo, co James odebrał jako przejaw
niezadowolenia. Poczuł, jak uchodzi z niego cała para.
Popełnił błąd.
Za dużo chciał wyczytać między wierszami. Może ona po prostu lubiła
słuchać? Minęło już tak wiele czasu, odkąd ostatni raz rozmawiał z kimś o
swoim życiu.
Zaufał instynktowi i wyszedł ze swojej skorupy. Może należało posłuchać
ekspertów i robić to, co ich zdaniem było najlepsze dla niego i Kane'a?
Umawianie się na randki z niemal nieznajomą kobietą na pewno do tych rzeczy
nie należało.
W tej chwili ich spojrzenia skrzyżowały się. Jej spojrzenie powiedziało
mu znacznie więcej o sytuacji, w jakiej się znaleźli, niż którekolwiek z nich
chciałoby przyznać na głos.
Siena nie mogła odwrócić od niego wzroku. W oczach Jamesa wciąż
czaiła się melancholia, ale tym razem dostrzegła w jego spojrzeniu coś więcej.
Determinację i upór. Zupełnie jakby zdecydował, że pomimo swego smutku
będzie patrzył na świat nowym spojrzeniem.
Była młodszą siostrą, ambitną pracownicą linii lotniczych, ale w jego
oczach była kimś znacznie więcej. Zdenerwowała się.
Niedobrze.
Nie powinna używać go jako narzędzia do uwolnienia się od Ricka.
Zwłaszcza po tym, jak szczerze opowiedział jej o Dinah.
skandalo
us
56
Jednak jego zapach i ciepło jego dłoni tak bardzo ją otumaniły, że
zupełnie zapomniała o oczywistej prawdzie. James nie jest materiałem na
przelotną znajomość, w jakich teraz gustowała.
To człowiek, który jest wzorem odpowiedzialności, podczas gdy ona to
chodzące nieszczęście. Ona niszczy rodziny. Jest dezerterem. Nałogową
pracoholiczką. Nie można jej powierzyć odpowiedzialności za życie drugiej
osoby.
Musi mu to jakoś uzmysłowić. Delikatnie, ale stanowczo. Przyszedł jej do
głowy tylko jeden sposób.
- Opowiedz mi więcej o Dinah.
Spodziewała się, że ze smutkiem zwiesi głowę, ale jego oczy pozostały
jasne.
Miała nadzieję, że zacznie o niej mówić i dopiero po jakimś czasie zda
sobie sprawę z tego, że zanudził ją na śmierć i będzie z tego powodu bardzo
zakłopotany. Potem odwiezie ją do domu i nigdy więcej się nie zobaczą.
- Co konkretnie chciałabyś o niej wiedzieć? - spytał, nie spuszczając z niej
wzroku.
No dobrze, może nie będzie jej zanudzał. Zupełnie jakby przejrzał jej
intencje.
- Widziałam jej fotografię na twoim pianinie, kiedy się rozglądałam.
Lubię rozglądać się po obcych domach, przyznaję. To moja ogromna wada.
Niestety, nie mogę się jej pozbyć. Ale taka już jestem. W każdym razie
widziałam jej fotografię. Wydała mi się bardzo podobna do Kane'a. Jaka była
naprawdę?
- Dinah była... - spojrzał na sufit, jakby tam szukał natchnienia, aby ją
opisać. - Promienna.
Nie wiedziała, co o tym myśleć. O niej nikt nigdy tak nie powiedział.
Bystra, na pewno. Zdecydowana, też. Ale promienna? Któremu mężczyźnie
przyszłoby do głowy użyć tak pięknego słowa na określenie kobiety? Temu,
skandalo
us
57
który tworzył tak cudowne rzeczy z pachnącego cedrowym olejkiem drewna i
który zaprosił ją na podniebną przejażdżkę i na kawę.
- To prawda, Kane jest do niej podobny - ciągnął, znajdując nagle za
oknem coś niesłychanie frapującego.
Miała ochotę chwycić go za podbródek i obrócić jego twarz ku sobie.
- Chociaż zawsze uważałem, że z usposobienia przypomina raczej mnie -
ciągnął. - A może to tylko moje pobożne życzenia.
- Sprawia wrażenie miłego dziecka - powiedziała, ostrożnie dobierając
słowa. - Jestem pewna, że w dużej mierze to twoja zasługa.
Miłego? Miły to takie bezpieczne słowo. Zganiła się w duchu za tę
błyskotliwość, ale James zdawał się tego nie zauważać. Skinął głową, biorąc jej
słowa za dobrą monetę. I było tak w rzeczywistości. Siena naprawdę chciała
wyrazić tymi słowami uznanie.
Brzdęk.
Na stoliku wylądowały talerze z ich śniadaniem. Siena miała ochotę
uściskać nadmiernie opaloną kelnerkę, która w tej chwili uratowała jej życie.
Pociągnęła spory łyk kawy, aby ukoić rozedrgane nerwy. James miał
rację. Kawa była wyśmienita, ale też bardzo gorąca. Siena poparzyła sobie
wnętrze ust i teraz zapewne jej jajka i bekon będą smakowały jak tektura. Po
prostu świetnie.
James niespiesznie zaczął jeść śniadanie. Chciała zrobić tak samo, ale nie
potrafiła. W przeciwieństwie do Jamesa nie potrafiła zachować umiaru ani w
jedzeniu, ani w życiu.
James zostawił sobie nawet na koniec odrobinę piany z cappuccino.
- Czy twoi rodzice nadal mieszkają gdzieś w okolicy? - spytał, kiedy
skończyli.
- Nie, nie. Byłam bardzo późnym dzieckiem.
Początkowo chciała na tym zakończyć temat, ale po chwili uznała, że
skoro tyle powiedział jej o Dinah, nie może go tak zbyć.
skandalo
us
58
- Moja mama zmarła przy porodzie.
W jego oczach dostrzegła nagle tyle współczucia, że mimo woli się
cofnęła.
- Dorastanie bez niej musiało być trudne.
- Jakoś przeżyłam. Miałam brata, który pilnował mnie bardziej niż
najlepsza matka. Poza tym trudno żałować czegoś, czego się nigdy nie poznało.
Inaczej niż Kane, pomyślała. On dokładnie wiedział, co stracił. Stracił
swoją promienną matkę, która na pewno była radością jego życia. Serce Sieny
skurczyło się z bólu.
Przestań! - zganiła się w duchu.
Złożyła razem dłonie, jakby chciała przypomnieć sobie uczucia, jakich
kiedyś doświadczała.
- A twój ojciec?
- Tata zmarł, kiedy miałam piętnaście lat - powiedziała, unosząc lekko
ramiona, żeby złagodzić napięcie, jakie zazwyczaj odczuwała, gdy rozmawiała z
kimś o tym okresie swojego życia.
- Z jakiego powodu? - spytał wprost.
Znów odczuła wszystko naraz: żal, ból, poczucie winy, wyrzuty sumienia.
Wspomnienie tamtych wydarzeń trawiło ją niczym jakaś choroba.
- Powiedzenie, że byłam żywym dzieckiem, byłoby eufemizmem. Tata
miał słabe serce. Przysparzałam mu wielu zmartwień i któregoś razu po prostu
nie wytrzymał.
- Bzdura - stwierdził stanowczo James. - Nie byłaś w stanie kontrolować
tego, jak bardzo się o ciebie martwił ani w jaki sposób postanowił sobie z tym
radzić. Kochał cię i martwił się o ciebie, ale na pewno nie umarł dlatego, że
zaczęłaś przeklinać rok wcześniej niż twoi rówieśnicy.
Przez chwilę prawie mu uwierzyła. Ciężar, który ją do tej pory
przygniatał, znikł. W końcu James był ojcem. Miał trudne dziecko. Wiedział,
jak to jest...
skandalo
us
59
Ale Kane ma zaledwie osiem lat. Nie jest nawet nastolatkiem.
Zastanawiała się, czy powiedzieć Jamesowi, co go jeszcze może czekać. Coś
jednak powstrzymywało ją przed zgaszeniem tego blasku, który dostrzegała
teraz w jego oczach.
- Domyślam się, że Rick stał się twoim strażnikiem.
- Niestety, zostało mu to do dziś.
- Po to właśnie są starsi bracia.
- Ale to nie oznacza, że ja to muszę lubić.
- Skoro jesteś taką zdeklarowana koczowniczką, co
sprowadza cię teraz do domu? - spytał, pochylając ku niej głowę.
Dom. Siena czekała, aż na dźwięk tego słowa chwycą ją mdłości. Jednak
James wypowiedział je w taki sposób, że po raz pierwszy, odkąd wysiadła z
samolotu, nie odczuła nieprzyjemnego ucisku w żołądku.
- Dziś po południu mam odbyć rozmowę z samym Maximillianem. -
Spojrzała na zegarek i zdała sobie sprawę, że wkrótce będzie musiała się
zbierać.
- Rozumiem. Główne biuro MaxAir jest w Port Douglas. Kilka lat temu
nawet coś dla niego robiłem.
Powiedział to takim niskim, seksownym głosem, że niemal poczuła, jak
ten głos obmywa każdy fragment jej nagiej skóry. Odsunęła się, ale i tak czuła
jego zapach.
- Zapewne nie był to stolik do przewijania niemowląt - raczej stwierdziła,
niż zapytała.
- Nie, nie był. Zaprosił cię, żeby przekonać do pozostania w firmie?
Poznałem kilku ludzi, którzy byli kuszeni propozycją dobrej pracy i nigdy stąd
nie wyjechali. To chyba jego standardowa procedura.
Siena tego właśnie się obawiała. Jej koledzy nawet porobili zakłady,
spodziewając się podobnego rozwoju wypadków.
- Nie wiem, czego Max ode mnie chce.
skandalo
us
60
- A co byłoby dla ciebie idealne?
- Paryż - oparła bez wahania. - To najlepsza praca, jaką mogę mieć.
Bardzo bym chciała tam pojechać.
Twarz Jamesa spochmurniała. Siena wiedziała, że to z jej powodu.
Wymownie spojrzała na zegarek.
- A skoro już mowa o Maksie, muszę się zbierać. James poprosił kelnerkę
o rachunek.
Siena sięgnęła do kieszeni dżinsów, ale James zbył ją ruchem reki.
- Nie zapominaj, że ja cię tu zaprosiłem.
- Widzę, że jesteś mężczyzną starej daty. Mężczyźni, z którymi chodzę na
randki, płacą tylko za siebie i w najlepszym razie dają napiwek.
Randki. Czyżby chciała mu dać do zrozumienia, że traktuje to spotkanie
jak randkę?
- No cóż - odezwał się, uśmiechając się do niej przekornie. Spojrzał na
cennik. - Możesz zapłacić następnym razem.
Następnym razem? A niech go!
James wstał zza stołu i podał jej rękę. Ujęła ją, zadowolona, że udało jej
się powstrzymać drżenie. Kiedy już wstała, wcale jej nie puścił.
Szli do wyjścia z luźno splecionymi palcami, ale jednak razem. James
spojrzał na nią i uśmiechnął się. Siena nie mogła nie odpowiedzieć mu
uśmiechem. Jej policzki zarumieniły się.
Kiedy znaleźli się na dworze, założył jej na głowę kapelusz, ujął za łokieć
i przyciągnął do siebie.
Jutro wyjeżdżam! - powtarzała sobie w duchu, kiedy tak szli razem przez
opustoszałe miasteczko. W sobotę wieczorem będę w samolocie lecącym do
Melbourne i nieprędko tu znów wrócę.
Spędziła z nim uroczy poranek. Miły, pogodny, radosny ranek.
Rozmawiała, słuchała, dowiadywała się ciekawych rzeczy o kimś innym. O
kimś, kto sprawiał, że czuła się dobrze.
skandalo
us
61
Spotykała się w życiu z wieloma mężczyznami. Chodziła z nimi na
kolacje, do teatru, na spacery. Gdyby jednak zsumowała te wszystkie randki,
nigdy nie dałoby jej to takiej satysfakcji jak śniadanie zjedzone wspólnie z
Jamesem.
Zanim dotarli do stacji kolejki, prawie zdołała się przekonać, że James
może zostać jej przyjacielem w Cairns. Gdyby częściej tu przyjeżdżała,
wpadaliby na kawę do różnych dziwnych lokali. To dopiero byłoby zabawne.
Ale wtedy przypomniała sobie fragment z jego blogu.
Są dni, kiedy na myśl o wyjściu z domu oblewa mnie zimny pot.
Mężczyzna, który zaprosił ją na kawę, nie szukał rozrywki, nawet, jeśli
sam myślał inaczej. Czegokolwiek szukał, ona nie mogła mu tego dać.
W drodze powrotnej oboje milczeli. Kiedy dotarli do warsztatu Ricka,
Siena zatrzymała się i popatrzyła na Jamesa. Nie chciała, żeby wchodził z nią do
środka.
- Okay, to by było na tyle.
James skinął głową, a wyraz jego twarzy był nieprzenikniony.
- Powodzenia na twojej rozmowie. Mam nadzieję, że dowiesz się samych
dobrych rzeczy.
- Dzięki.
Miała świadomość, że to pożegnanie. Nie wiedzieć czemu, ta myśl
napełniła ją smutkiem.
Na twarzy Jamesa pojawił się lekki uśmiech. Niespodziewanie pochylił
się ku niej, a ona, wiedziona najbardziej pierwotnym z instynktów, zmrużyła
oczy, rozkoszując się dotykiem jego gładkiego policzka na swojej skórze. James
objął ją w pasie, a Siena oparła dłonie na jego piersi.
- Dzięki za wspólną kawę, Siena. Mam nadzieję, że wkrótce się
zobaczymy - mruknął jej do ucha.
skandalo
us
62
Pocałował ją w policzek, po czym szybko się odsunął. Odszedł,
zostawiając ją tak zmieszaną, że nie wiedziała, jak stawiać stopę przed stopą,
aby dojść tam, dokąd chciała.
skandalo
us
63
ROZDZIAŁ SZÓSTY
- Jak się udała randka? - spytał Matt, gdy tylko James przekroczył próg
domu.
James podskoczył jak oparzony.
- Ale mnie przestraszyłeś! Nigdy więcej tak nie rób. Rzucił klucze na
stolik w holu i ruszył do kuchni. Otworzył lodówkę.
Matt jednak nie dawał za wygraną.
- Nie odpowiedziałeś mi na pytanie - powiedział, stając tuż obok lodówki.
- To nie była żadna randka, Matt. Po prostu zaprosiłem ją na kawę, żeby
podziękować za to, co wczoraj zrobiła dla Kane'a.
- Mnie nie oszukasz. Marynarka, fryzura, pachnąca woda. Zupełnie jakbyś
szedł na spotkanie z jakimś ważnym klientem.
- Przesadzasz.
Matt niespodziewanie przejechał palcem po jego policzku i uśmiechnął
się.
- Świeżo ogolony. Czy mi się zdaje, czy przed wyjściem coś prasowałeś?
Deska do prasowania została rozłożona, a ja jej nie używałem.
James niespiesznie ugryzł kawałek jabłka, które wyjął z lodówki. Matt
uśmiechnął się.
- No, dobrze. To był amatorski błąd. A teraz powiedz wreszcie, jak było.
James opadł na krzesło. To był dla niego wyjątkowy dzień. Pierwsza
randka od wielu lat, pierwsza kobieta, której dłoń pasowała do jego dłoni tak,
jakby została w tym celu stworzona, i pierwszy raz, kiedy powiedział komuś o
tym, jak bardzo pragnie, aby Kane był do niego podobny.
- Było dziwnie - powiedział ostrożnie. - Przerażająco, ekscytująco i
jednocześnie tajemniczo.
- Jednym słowem, wspaniale.
skandalo
us
64
- Wspaniale? - Poprawił się na krześle. - Matt, nawet nie mam pojęcia, co
ja sobie w ogóle wyobrażałem. Kane nadal przed zaśnięciem mówi do Dinah i
nie ma dnia, żeby przed pójściem do szkoły nie narzekał, że coś mu dolega. Nie
sądzę, żeby był gotowy na coś takiego.
- Wymówki. Nie wspomniałeś ani słowem, co ty czujesz. James
westchnął.
- Czyżbym starał się zbyt mocno? Próbuję wrócić do normalnego życia,
zacząć spotykać się z kobietami, żeby znów stać się normalnym człowiekiem.
Cóż, może tak naprawdę nie muszę przechodzić przez to wszystko drugi raz.
Związek z kobietą wymagał wiele zachodu. Ich świat był zupełnie inny od
świata mężczyzn, miały odmienne oczekiwania.
- No dobrze, rozumiem twoje rozterki Powiedz mi tylko, dlaczego akurat
teraz?
- Nie rozumiem,
- Zbierałeś się do tego od dłuższego czasu czy po prostu spotkałeś
kobietę, która cię zainteresowała?
James nie był pewien. Kilkakrotnie pisał o tym, ale były to raczej
hipotetyczne rozważania. Retoryczne pytanie rzucone w przestrzeń, na które nie
spodziewał się odpowiedzi.
- Mówiąc szczerze, dopiero teraz zacząłem się nad tym poważniej
zastanawiać.
- To znaczy dopiero wtedy, gdy ją poznałeś?
James milczał, rozważając słowa Matta. Schował głowę w dłonie.
- Skoro tak, to wytłumacz mi, dlaczego na jej pytanie o Dinah
odpowiedziałem, że była promienna?
- Powiedziałeś jej, że co?
- Że Dinah była promienna. Chodziło mi o to...
- Wiem, o co ci chodziło. I rozumiem, dlaczego powiedziałeś tak na
waszej pierwszej randce. Są dwie możliwości. Albo jesteś przerażony tym, jak
skandalo
us
65
bardzo ci się podoba, albo jest zupełnie odwrotnie. Tylko ty wiesz, która z tych
odpowiedzi jest prawdziwa.
Poklepał delikatnie przyjaciela po ramieniu, wstał i wyszedł z kuchni,
zostawiając milczącego Jamesa sam na sam z jego myślami.
A raczej z własnym sumieniem, bo to ono nie dawało Jamesowi spokoju.
- Więc jak udała się randka? - spytał Rick, kiedy Siena wynurzyła się z
łazienki.
Ubrana w swój kostium od Dolce & Gabbana, czuła się bardziej sobą niż
kiedykolwiek w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin.
- To nie była randka - oznajmiła, sprawdzając palcem, czy błyszczyk jest
należycie rozprowadzony na ustach.
Położyła torebkę na winylowym krzesełku i usiadła na drugim,
wyciągając przed siebie nogi. Rick usiadł po drugiej stronie zawalonego
papierami biurka.
- Jeśli ten sympatyczny James Dillon zaprosił cię na kawę, to ewidentnie
była to randka. Choć tak naprawdę nie wiem, w co wy się bawicie. Ten facet ma
dziecko i jakoś wykrętnie odpowiedział, gdy spytałem go o żonę.
Siena spojrzała na brata.
- Jest samotnym ojcem, Rick. Jego żona zmarła ponad rok temu, ale nie
chciałam ci tego przy nim mówić. Za kogo ty mnie w ogóle uważasz, Rick?
- Rzadko cię widuję, Siena - powiedział, nie spuszczając z niej wzroku. -
Nie wiem, jaka teraz jesteś.
- Dowiedz się zatem, że nigdy nie spotykam się z żonatymi mężczyznami.
I żeby całkiem cię uspokoić, dodam jeszcze, że nie zamierzam narzucać swojej
skromnej osoby sympatycznemu Jamesowi Dillonowi. Jutro wyjeżdżam, więc to
i tak do niczego by nie doprowadziło.
- A twój znajomy z Nowego Jorku? Z nim spotkałaś się, chociaż
następnego dnia wyjeżdżałaś.
Rick bawił się starą piłką nożną, przerzucając ją z ręki do ręki.
skandalo
us
66
- James zaprosił mnie na kawę, bo jest miłym człowiekiem, a ja się
zgodziłam, ponieważ mam już dość patrzenia na twoją paskudną gębę!
Rick odchylił się na krześle.
- Znów zaczynasz starą śpiewkę.
- Co to ma znaczyć?
- Kiedy tu jesteś, nie możesz usiedzieć na miejscu i czym prędzej
uciekasz, żeby przypadkiem nie zapuścić tu korzeni. Ale ten Dillon zawrócił ci
w głowie, choć zapewne nie zasługujesz na kogoś takiego jak on.
Oto Rick, od którego pragnęła uciec jak najdalej. I tak była zdziwiona, że
zajęło mu aż dwadzieścia cztery godziny, żeby powiedzieć jej, że jest niewiele
warta.
W dzieciństwie tak często słyszała z jego ust podobne uwagi, że niemal
zaczęła w to wierzyć.
Ale udowodniła mu, jak bardzo się myli. Udowodniła to całemu światu.
W końcu przyleciała tu na spotkanie z samym Maximillianem!
Rick rzucił w jej stronę piłkę, którą ona odruchowo złapała.
- Ten facet to łapacz, Siena. Jest niezależny finansowo i, zgodnie z tym,
co powiedziały dziewczyny z biura, bucha seksem. Nie odrzucaj go tak, jak
odrzucałaś innych facetów, którzy chcieli się do ciebie zbliżyć.
Wyprostowała się i poprawiła spódnicę.
- Nikogo nie odrzucam.
- Ależ tak. Odkąd zostałaś nastolatką, przysparzałaś ojcu samych
kłopotów.
Byłam wtedy młoda i głupia! - chciała krzyknąć. Wszystkie nastolatki
przechodzą okres buntu, a zwłaszcza te, które są ukochanymi córeczkami
swoich tatusiów. Ale nie musi to oznaczać, że z jej powodu dostał zawału
serca...
- Zawsze próbowałaś udowodnić wszystkim, jaka jesteś niezależna. Ja
jednak wiedziałem, że nigdy nie odlecisz tak daleko, by nie móc tu wrócić.
skandalo
us
67
- Daj spokój. Nic o mnie nie wiesz.
- Oczywiście, że wiem. Jesteś moją siostrą. Moja żona cię uwielbia. I
bliźniaki. A mała Rosie wygląda dokładnie tak jak ty w jej wieku.
- Czekaj, czekaj...
- Siena, naprawdę myślisz, że uda ci się mnie oszukać? Nawet nie próbuj.
Kiedy była młodsza, nieustannie próbowała wyrwać się spod jego
kurateli. Gdy postanowiła wyjechać, uznała, że wygrała tę podjazdową wojnę
raz na zawsze. Teraz jednak, kiedy tu była, zdała sobie sprawę, że to było tylko
czasowe zawieszenie broni.
Ktoś zapukał do drzwi i po chwili do pokoju zajrzał jeden z pracowników
Ricka.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale jest tu jakiś facet w śmiesznym
kapeluszu, który twierdzi, że przyszedł po twoją siostrę.
Siena wstała i ostrożnie odłożyła piłkę na biurko.
- To zapewne Rufus, mój kierowca. Dzięki.
Czekała, aż Rick zrobi jakąś kąśliwą uwagę, ale zamiast tego tylko
westchnął.
- W takim razie leć już.
- Witaj, Rufusie - przywitała się, wsiadając do limuzyny.
- Pani Capuletti, naprawdę powinna była pani zadzwonić po mnie, żebym
zawiózł panią wczoraj do starego domu - powiedział, zamykając za nią tylne
drzwi limuzyny i siadając za kierownicą. - Mogła pani zostać ranna. Na
szczęście skończyło się na strachu.
Zdawało jej się, że dodał coś jeszcze na temat kobiet za kierownicą, ale
nie była pewna.
- Skąd pan o tym wie?
- Znam faceta, który zna faceta - powiedział, spoglądając na nią we
wstecznym lusterku.
Z jękiem oparła się o zagłówek. To miasto naprawdę było strasznie małe.
skandalo
us
68
- Och, po prostu już jedź.
Jej kierowca uśmiechnął się i przekręcił kluczyk w stacyjce.
- Tak jest, pani Capuletti.
Ruszył w kierunku przepięknych plaż na Far North Queensland. Minęli
stację kolejki, która przypomniała jej poranną wycieczkę. Warto było wrócić do
Cairns choćby po to, żeby ją odbyć.
Z głębokim westchnieniem odwróciła głowę w przeciwnym kierunku,
gdzie rozciągały się piaszczyste plaże. Między nimi tu i ówdzie widać było
plantacje bananowców i farmy trzciny cukrowej.
Minęli Palm Cove, prawdziwy raj na ziemi. W zamierzchłej przeszłości
zapewne nie zadzwoniłaby do Ricka, tylko przyjechała od razu tutaj. Opalałaby
się cały dzień albo spędziła go w tutejszym spa czy też wynajęłaby łódź, żeby
popłynąć na Green Island i ponurkować.
Uwielbiała ten zakątek świata i uważała, że nigdzie na ziemi nie ma
piękniejszych plaż. Większość ludzi uważałaby się za szczęściarzy, mieszkając
w miejscu, gdzie rosły palmy, a słońce świeciło trzysta pięćdziesiąt dni w roku.
Pół godziny później dojechali do Port Douglas. Samochód zwolnił. Minęli
pola golfowe, skręcili w kierunku plaży, po czym wjechali w szeroką aleję,
wzdłuż której widniały bramy wjazdowe do rezydencji. Posesja Palazzo
Maximillian znajdowała się na samym końcu alei. Był to trzykondygnacyjny
biały budynek otoczony wszechobecnymi w tym zakątku globu palmami.
Maximillian czekał na nią na podjeździe. Ubrany w białe satynowe
spodnie i marynarkę, trzymał w ręku kieliszek martini. Siena pomyślała, że
wygląda, jakby czekał na ekipę telewizyjną.
Zaprosił ją do domu.
- Cieszę się, że mogłaś przyjechać, Siena.
- Ja też się cieszę - odparła, ze wszystkich sił starając się ukryć
zdenerwowanie. Policzyła w duchu do dziesięciu, próbując zapanować nad
oddechem.
skandalo
us
69
Max wskazał jej drogę przez wyłożone marmurem foyer na tył domu,
gdzie znajdował się basen ze szmaragdową wodą błyszczącą w popołudniowym
słońcu.
Popatrzyła na swego gospodarza. Był przystojny, bogaty i bez wątpienia
można było o nim powiedzieć, że jest człowiekiem sukcesu. Przy tym
wszystkim nie miał jednak połowy tego uroku, który charakteryzował Jamesa
Dillona.
A więc lubisz Jamesa, pomyślała. Wpadł ci w oko. No dobrze, może
nawet coś więcej. Kiedy na ciebie patrzy, serce zaczyna ci trzepotać w piersiach
jak ptak w klatce. Dobrze o tym wiesz.
Max zaprosił ją gestem, aby usiadła na jednym z białych foteli stojących
pod błękitnymi parasolami. Przed ich oczami rozciągał się ocean, a z drugiej
strony pola golfowe.
Kiedy usiedli, od razu przeszedł do rzeczy.
- Zakładam, że domyślasz się, w jakim celu cię tu dziś zaprosiłem.
Skinęła głową, ale nie odezwała się. Nie chciała wychodzić przed
orkiestrę i wolała najpierw usłyszeć, co ma jej do powiedzenia.
Max uśmiechnął się, odsłaniając olśniewająco białe zęby.
- To doskonale. Nie będziemy więc tracić czasu. Siena, kampania
reklamowa z twoją twarzą na billboardach przyniosła doskonałe efekty.
Najwyraźniej wzbudzasz w ludziach zaufanie.
Och nie, chyba nie zamierza poprosić jej, żeby została!
Niezależnie od tego, co zaproponuje jej Max, nie wróci do regularnego
latania, które jeszcze niedawno było dla niej szczytem marzeń. Było, ale już nie
jest.
Teraz chce czegoś więcej.
Patrzyła na niego i czekała, a serce tłukło się jej w piersiach jak oszalałe.
- Zapewne słyszałaś o naszych kłopotach w Rzymie i Paryżu - ciągnął
Max. - W ciągu ostatnich dziesięciu lat niektóre większe firmy przewozowe
skandalo
us
70
mocno dały nam się we znaki. Chciałbym, żebyś tam pojechała. Zastrzyk młodej
australijskiej krwi dobrze im zrobi. Masz postawić Paryż na nogi.
W tej chwili pojawił się kelner z tacą, niosąc na niej świeże martini dla
Maksa i cytrynową wodę dla niej.
- Dostaniesz własne mieszkanie - ciągnął Max, kiedy kelner zniknął tak
cicho, jak się pojawił. - Chcę, żeby moje dziewczyny były wypoczęte, dlatego
będziesz pracować tylko trzy dni w tygodniu przez dwa miesiące na kwartał.
Jeśli sądziłaś, że latasz wysoko, dopiero teraz zobaczysz, co to znaczą wysokie
loty.
Rzym. Po tych wszystkich obawach, wątpliwościach Max proponował jej
Paryż - spełnienie marzeń.
- Dlaczego ja? - spytała, nie potrafiąc ukryć zdziwienia. Słysząc jej
pytanie, Max uśmiechnął się, choć ten
uśmiech nie sięgnął jego oczu.
- Wszystkie marketingowe badania, które przeprowadziliśmy,
wykazywały, że twoja twarz jest najbardziej rozpoznawalna. Twoje publiczne
wystąpienia zostały ocenione bardzo wysoko. Zawsze byłaś w pełni
dyspozycyjna. W przeciwieństwie do innych dziewcząt nie byłaś związana
rodziną czy narzeczonym. Zapewne nawet nie jesteś tego świadoma, ale w ciągu
siedmiu lat pracy tylko dwa dni byłaś na zwolnieniu.
Dopiero teraz w pełni dotarło do niej znaczenie tego faktu. Podczas gdy
jej koledzy mieli życie osobiste, ona takowego po prostu nie posiadała. Odkąd
wyjechała z domu, nieustannie przed czymś uciekała i dzięki temu stała się
pracownikiem roku. Albo nawet dziesięciolecia.
I nagle zadała sobie pytanie, dlaczego chciała być taką osobą.
Jej milczenie przywołało uśmiech na twarz Maksa. Rozłożył przed nią
kartkę firmowego papieru, wyjął z kieszeni marynarki złote pióro, napisał coś i
podał jej kartkę.
- To moja propozycja.
skandalo
us
71
Rozum podpowiadał jej, żeby nie patrzeć. Domyślała się, że proponowana
kwota będzie bardzo wysoka. Tak wysoka, że nie pozostanie jej nic innego, jak
tylko upaść Maksowi do stóp i dziękować za hojność. Serce natomiast szeptało,
aby to przemyślała.
Spojrzała na kartkę.
Dwa razy więcej niż zarabiała dotychczas. Mogłaby latać bez ograniczeń
w każde miejsce, do którego latał Max-Air, miałaby kierowcę do dyspozycji i
tydzień czasu na to, by podjąć pracę.
Była to propozycja nie do odrzucenia. Mruknęła coś niezrozumiałego pod
nosem.
- Czy mam rozumieć, że się zgadzasz?
Umysł Sieny pracował gorączkowo. Większość ludzi bez wahania
powiedziałaby „tak". Jeszcze tydzień temu ona sama nie zastanawiałaby się ani
sekundy.
Złożyła kartkę na pół i schowała do torebki.
- Ile mam czasu na zastanowienie?
Uśmiech Maksa na chwilę zbladł, po to tylko, by za chwilę jeszcze
bardziej rozjaśnić jego twarz.
- Myślę, że dwadzieścia cztery godziny powinny ci wystarczyć.
Skinęła głową. Ma cały dzień, żeby się zastanowić.
- Jutro o tej porze dam ci odpowiedź. Max wstał, by się z nią pożegnać.
Poczuła za plecami czyjąś obecność. Kiedy się obejrzała, dostrzegła
stojącego nieopodal Rufusa. Domyśliła się, że jej wizyta dobiegła końca.
Wzięła do ręki torebkę, pożegnała się i podążyła za kierowcą,
zastanawiając się, jak ten człowiek wytrzymuje w trzyczęściowym garniturze w
taki upał. Ona sama była mokra od potu. Ale może nie był to tylko skutek
upału? Może pociła się, ponieważ właśnie spełnił się jej sen, a ona zaczęła się
zastanawiać, czy naprawdę tego pragnie?
skandalo
us
72
- Jak poszło, pani Capuletti? - spytał Rufus, kiedy znaleźli się w
przestronnym foyer.
- Doskonale.
Spojrzał na nią w taki sposób, że zastanowiła się, czy przypadkiem nie
jest jakimś komandosem, który pracuje jako kierowca, czekając aż armia znów
będzie go potrzebowała.
- I co pani myśli o Paryżu? - spytał, a ona wcale nie była zdziwiona tym,
że wszystko wie.
- Uwielbiam Paryż. Sklepy, galerie, wino... Zawsze chciałam tam
mieszkać. Ale powiedziałam Maksowi, że muszę się zastanowić. Czy ja
postradałam rozum? A może powinnam biegiem wrócić, powiedzieć mu, że się
zgadzam i że spakuję się, jak tylko dotrę do domu?
Rufus otworzył przed nią drzwi limuzyny.
- Nie - powiedział zdecydowanym tonem. - Niech poczeka. I tak wszystko
dostaje zawsze jak na talerzu.
Uśmiechnął się, a Siena odpowiedziała mu uśmiechem. Uznała, że
pomimo swojego groźnego wyglądu Rufus to dobry człowiek.
- Wczoraj przywieziono tu nowy sprzęt do ćwiczeń. Max uznał, że może
chciałaby go pani zobaczyć.
Siena skinęła głową, zadowolona, że będzie miała chwilę, aby pozbierać
myśli. Rufus podjechał pod biało-niebieski budynek biura, w którym mieściła
się siłownia.
Wnętrze było urządzone bardzo stylowo. Siedem lat temu zaczęła chodzić
na siłownię na przedmieściach Melbourne, w starym bloku. Od tamtej pory ona i
Max pokonali długą drogę.
- Ty jesteś Siena Capuletti, zgadza się? - usłyszała za plecami głos.
Odwróciła się i ujrzała grupkę dziewczyn ubranych w treningowe stroje.
Wszystkie były klonami Jessiki i wszystkie patrzyły na nią jak
zahipnotyzowane.
skandalo
us
73
- Tak, jestem Siena.
- Kiedy pojawiły się reklamy z twoją twarzą, zakładałyśmy się, że tak
naprawdę nie latałaś jako stewardesa dla MaxAir - powiedziała najjaśniejsza z
blondynek. - Żadna z nas z tobą nie latała. Naprawdę jesteś jedną z nas?
- Latałam siedem lat. Przez ostanie trzy głównie do Europy i może dlatego
się nie spotkałyśmy.
- Wiele bym dała, żeby latać do Europy - powiedziała blondynka, patrząc
na nią z rozmarzeniem.
I wtedy Siena zauważyła mały pierścionek z brylantem na serdecznym
palcu dziewczyny. Popatrzyła na nią ze współczuciem. Jej marzenie nigdy się
nie spełni.
Życie stewardesy nie jest łatwe. Mieszkasz na walizkach. Pracujesz w
przeróżnych godzinach. Musisz być w pełni dyspozycyjna i zawsze w formie.
Nie można założyć rodziny, bo żaden mężczyzna tego nie zniesie. Dla Sieny
takie życie było wprost wymarzone, ale dla młodej kobiety, która jest
zakochana?
W MaxAir nie było miejsca na trwałe związki. Prędzej już mężczyzna w
każdym porcie...
- Wiem, że pewnie wyda ci się to śmieszne - przerwała jej rozmyślania
blondynka - ale czy mogłabym prosić cię o autograf?
- Jasne. - Siena napisała dziewczynie kilka słów. Nie miała serca
powiedzieć jej, co ją czeka.
- Szczęśliwych lotów - krzyknęła za nią dziewczyna, kiedy ruszyła do
wyjścia.
- Nawzajem - odparła Siena i wyszła na zalany słońcem dziedziniec. Nie
wiedzieć czemu zrobiło jej się bardzo smutno.
Ona nie miała nikogo, kto zechciałby podarować jej mały pierścionek z
brylantem.
skandalo
us
74
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Kiedy Rufus wiózł ją przez zalane słońcem, wypełnione turystami Cairns,
uzmysłowiła sobie, dlaczego tak bardzo nie cierpi tego miejsca.
Jechali wzdłuż nadmorskiego deptaka, po którym spacerowali opaleni,
ubrani w plażowe ubrania ludzie. Restauracje, sklepiki i okoliczne kawiarnie
były pełne turystów i wszyscy sprawiali wrażenie bardzo z siebie zadowolo-
nych.
Przez ostatnie siedem lat to miasto naprawdę się zmieniło. Podobnie
zresztą jak ona.
Nie była już zbuntowaną, nastawioną wojowniczo do całego świata
nastolatką. Zrobiła karierę, miała przyjaciół na całym świecie, a jednak czegoś
jej brakowało. Zaszła daleko, ale nagle poczuła, że nie ma ochoty iść dalej.
Kiedy dojechali do znajomego skrzyżowania w kształcie litery T,
powiedziała do Rufusa, żeby się zatrzymał.
- Zmiana planów, pani Capuletti? Ten facet ma dar jasnowidzenia.
- Mówiąc szczerze, tak. Chciałabym prosić cię o pewną przysługę. Muszę
zrobić małe zakupy.
Jakieś pół godziny później znaleźli się na Jabłoniowej numer czternaście.
Ogromny dąb rosnący w ogrodzie miał dużą dziurę w miejscu, gdzie uderzył w
niego samochód Ricka. Trawnik wokół niego również nie wyglądał najlepiej. A
krzewu różanego w ogóle nie było.
- Ma pani coś przeciw drzewom, pani Capuletti?
- Nie byłabym zdziwiona, gdybyś wiedział, ile razy spadłam z drzewa w
dzieciństwie.
Uśmiechnął się i Siena pomyślała, że lepiej go o to nie pytać.
- Dziękuję. Byłeś bardzo cierpliwy.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Do zobaczenia jutro, pani Capuletti.
skandalo
us
75
Chciała dać mu napiwek, ale nie przyjął. Życzył jej powodzenia i
odjechał.
Stała na chodniku przed swoim dawnym domem, ubrana w swój
elegancki kostium, umalowana jak gwiazda filmowa i nie wiedziała, co ze sobą
począć.
I nagle stał się cud. Po chwili drzwi uchyliły się i ukazał się w nich Matt.
- Czyżbym miał przed oczami Sienę Capuletti, siostrę Ricka, genialnego
kierowcę i byłą mieszkankę tego domu?
- Cześć, Matt. Zastałam Jamesa?
W tej samej chwili w kuchennych drzwiach pojawił się James we własnej
osobie. Miał na sobie stare dżinsy i spłowiałą koszulkę polo. Był boso i mówił
coś do kogoś, kto został w kuchni.
- James, masz gościa - krzyknął Matt i schował się w przyległym pokoju.
James odwrócił się, ujrzał Sienę i zamilkł. W jednej chwili jego twarz
rozjaśniła się.
Nawet nie próbował ukryć, jakie uczucia do niej żywił. A ona je
odwzajemniała. Teraz przynajmniej była pewna, że jej rozterki związane z pracą
nie są bezpodstawne.
- Cześć, Siena - powiedział, podchodząc do niej.
- Cześć. - Przestąpiła niepewnie z nogi na nogę. - Mam prezent dla
Kane'a. - Wskazała na stojący obok niej rower.
James spojrzał przelotnie na BMX-a, po czym omiótł spojrzeniem jej
czerwone buty, elegancki kostium i efektowny makijaż. Poczuła się niezręcznie.
Oboje wiedzieli, że rower jest tylko pretekstem.
Jednak kiedy napotkała jego wzrok, uczucie śmieszności zniknęło jak za
dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Uśmiechał się do niej naprawdę. Z
miłością. Poczuła się ważna.
Położył rękę na sercu.
skandalo
us
76
- Wyglądasz... zdumiewająco. - Ujął ją delikatnie za palce, żeby się jej
lepiej przyjrzeć. I nagle przestał się uśmiechać. - Jak ci poszło?
Skinęła głową, niezdolna wydusić z siebie słowa. Jego pełen czułości
wzrok zupełnie ją rozbroił. Dawno już nikt tak na nią nie patrzył. Ciepło
ludzkiego dotyku, świadomość, że jest się dla kogoś kimś ważnym, kompletnie
ją rozbroiły.
- Wiem, że Kane jest jeszcze w szkole, ale limuzyna, którą przysłał po
mnie Max, była ogromna. Szkoda było z niej nie skorzystać.
- Jasna sprawa. W takim razie wejdź, proszę. - Oparł rower o ścianę domu
i ujął ją za rękę. Poczuła jego twarde odciski i mimo woli zadrżała.
W kuchni rozległ się głośny kobiecy śmiech. Siena zawahała się.
- Nie, wszystko w porządku - powiedziała kobieta. - Nie powinniśmy
przyjeżdżać bez uprzedzenia. Sama nie wiem, co mi przyszło do głowy.
James doskonale wiedział, co jej przyszło do głowy. On. Był jednak zbyt
dobrze wychowany, by to powiedzieć.
- Ależ nie ma o czym mówić - oznajmił, wchodząc z Sieną do kuchni.
Sienie przypomniał się nagle jej pierwszy pocałunek. Nawet nie pamiętała
już imienia tego chłopca. Zaprosiła go do domu w nadziei, że Rick ją znajdzie i
pokaże chłopakowi, kto tu rządzi. Pocałowali się. Rick nie zawiódł jej ocze-
kiwań i przez następny miesiąc musiała wracać ze szkoły późniejszym
autobusem, żeby nie spotkać się z tym nieszczęśnikiem.
- Siena, to są moi przyjaciele. Chciałbym, żebyś ich poznała. Proszę,
przyłącz się do nas.
Ujął ją za łokieć i pociągnął za sobą. Zdjęła buty, jakby robiła to u niego
już setki razy, i podążyła za nim.
Kiedy drzwi kuchni zamknęły się za nimi, głosy ucichły i popatrzyły na
nią dwie nieznajome twarze.
- Dave, Cate, to jest Siena.
- Ach, księżniczka Kane'a w lśniącej zbroi.
skandalo
us
77
- Kto? - spytał Dave.
- Ta od zielonych oczu i zielonego samochodu - wyjaśniła Cate,
podchodząc do Sieny i wyciągając na powitanie rękę. Niewiele myśląc,
zaprowadziła Sienę na podwórze, gdzie stał rozpalony grill.
To popołudnie pozwoliło jej wyobrazić sobie, jak by to było, gdyby stała
się częścią świata Jamesa. Piłka nożna, wyścigi samochodowe, a nawet
znienawidzone lekcje gry na fortepianie.
Zważywszy na to, że jej notes był pełen telefonów do pralni chemicznych,
pedikiurzystek i firm taksówkarskich na całym świecie, niełatwo jej było się
przyłączyć. Wystarczyło jednak jedno spojrzenie na Jamesa, który uśmiechał się
do niej, jakby była ósmym cudem świata, i wszystko nabierało właściwych
proporcji.
Po jakiejś godzinie zdjęła żakiet, pozostając jedynie w koronkowym topie
i spódnicy. W pewnej chwili zostali przy stole tylko we dwoje. Matt z Dave'em
zajęli się przyrządzaniem steków, Cate usadowiła się na brzegu basenu i za-
nurzyła stopy w wodzie. Siena i James siedzieli na drewnianych ławach w
cieniu pergoli i popijali chłodne piwo.
- Nigdy piwo nie smakuje tak dobrze jak w słoneczny, upalny dzień -
stwierdził James.
- Kim oni są? - spytała, wskazując na Cate i Davea.
- To moi starzy przyjaciele, jeszcze z czasów dzieciństwa. Nie
widzieliśmy się od miesięcy, oczywiście z mojej winy. Całe szczęście, że byli
dostatecznie uparci, by przyjść tu po takim czasie. Wygląda na to, że ten dzień
jest dla mnie wyjątkowo szczęśliwy.
Siena upiła spory łyk piwa.
- Opowiedz mi o rozmowie z Maksem - poprosił James. Przesiadł się na
ławkę naprzeciwko niej.
Przypomniała sobie Maksa w satynowych spodniach i jego śmieszny
dom, ale wiedziała, że nie o to pytał. Chciał wiedzieć coś zupełnie innego.
skandalo
us
78
- Zaproponował mi pracę w Paryżu - powiedziała bez ogródek.
Gdyby teraz nie siedział, na pewno miałby trudności z utrzymaniem
równowagi. To tyle, jeśli chodzi o szczęśliwy dzień.
- Paryż?
Siena skinęła głową.
Nie wyjeżdżaj! - chciał krzyknąć, ale wiedział, że nie może tego zrobić.
Prawie jej nie znał. Ona prawie nie znała jego. Jakie miał prawo, żeby mówić
jej, co powinna zrobić? Albo żeby ją o coś prosić? Zwłaszcza kiedy miała taki
zacięty wyraz twarzy.
- Tego właśnie chciałaś, prawda? - spytał zdziwiony, że te słowa w ogóle
przeszły mu przez gardło.
- Tak, to prawda. Ale poprosiłam go, żeby dał mi czas do namysłu. Za
dwadzieścia cztery godziny mój los zostanie przesądzony.
Kawałki układanki złożyły się w całość. Po rozmowie przyszła prosto do
niego. Nie do warsztatu Ricka. Nie do jego domu. Ani na lotnisko.
Przyszła do niego.
I nagle nie musiał się już niczego domyślać. To nie było powolne
przebudzenie, którego przyczyną była piękna kobieta. To nie dlatego zaczął
znów coś czuć i snuć śmiałe plany na przyszłość.
Między nimi wydarzyło się coś naprawdę ważnego. Coś zupełnie
nieoczekiwanego, co całkowicie zmieniło ich dotychczasowe życie.
- Dzwoni Dude - oznajmił Matt, podając Jamesowi słuchawkę. James
nawet nie słyszał, że zadzwonił telefon. A przecież był na tym punkcie
wyczulony. Gdyby dzwonił Kane...
- To ze szkoły. Kane cię potrzebuje.
Ruszył pędem do kuchni. Po drodze omal nie wpadł na Dave'a i Cate.
- Zostańcie, proszę. Popływajcie, zjedzcie coś. Szkoła jest niedaleko.
Zaraz wracamy.
Dave pomachał mu ręką.
skandalo
us
79
- Będziemy się zbierać. I tak mieliśmy niedługo wychodzić. Dzięki za
przyjęcie, stary.
Spojrzał na Sienę, która siedziała na brzegu starej ogrodowej ławki.
Wyglądała pięknie. Była elegancka i bardzo, bardzo zmartwiona.
James wyciągnął do niej rękę.
- Chodź.
Kiedy ujrzał światło, jakie zapaliło się w jej oczach, gdy ją o to poprosił,
serce załopotało mu w piersiach.
Kiedy wstała i podeszła do niego, wiedział, że nie ma wyboru. Jeszcze
tego samego dnia poprosi ją, żeby została. Na zawsze.
Choć w drodze do szkoły Kane'a James skrupulatnie przestrzegał
prędkości, Siena czuła, jak bardzo jest spięty.
Ciągle na nią spoglądał i wtedy w jego oczach pojawiał się ciepły
uśmiech, ale kiedy tylko odwracał od niej wzrok, koncentrował się na tym, by
jak najszybciej dotrzeć do szkoły. Żałowała, że z nim pojechała.
Dla Jamesa zawsze najważniejszy będzie syn. Z każdą chwilą coraz
bardziej utwierdzała się w tym przekonaniu.
Kiedy zajechali pod szkołę, otworzył jej drzwi i podał rękę. Starał się iść
niezbyt szybko, wiedząc, że Siena ma wąską spódnicę i wysokie obcasy. Mimo
to i tak niemal biegł.
Mijali klasy wypełnione dziećmi, aż doszli do końca korytarza. Tam
czekała na nich ubrana w granatowy kostium kobieta z blond włosami,
schludnie związanymi w koński ogon.
- James, przykro mi, że musiałam cię wezwać, zwłaszcza że dzień szkolny
prawie dobiegł końca - powitała go, kładąc rękę na jego ramieniu.
- W porządku, Mandy. Wiesz, jakie są zasady. Jeśli mnie potrzebuje,
rzucę wszystko i przyjadę.
- Cześć, jestem Siena, przyjaciółka rodziny - Siena sama się przedstawiła,
gdyż James tego nie zrobił.
skandalo
us
80
Wyciągnęła rękę na powitanie. Mandy nie miała wyboru, musiała puścić
Jamesa i ująć wyciągniętą dłoń.
- Miło mi cię poznać. Kane wspominał dziś o tobie. Zrobił nawet małe
przedstawienie.
- Naprawdę? Ciekawa jestem, co takiego pokazywał.
- Swoją bliznę - oznajmiła Mandy, patrząc na nią jednym z tych
belferskich spojrzeń, których zapewne uczą na uniwersytecie. - Robi wrażenie.
A teraz może was do niego zaprowadzę?
- Idź - powiedziała Siena do Jamesa, który najwyraźniej nie był pewien,
co zrobić. - Ja tu zaczekam.
Usiadła na krzesełku pod ścianą, żeby na nich spokojnie poczekać.
- Dzięki, Siena. Zaraz będziemy.
Odwrócił się i poszedł za Mandy do niewielkiego pokoju.
Siena siedziała na zbyt małym krześle, nasłuchując głosu Jamesa
dochodzącego zza zamkniętych drzwi. Mówił coś do syna, pocieszał go, a na
końcu zażartował i głośno się roześmiał.
Gdy ona była dzieckiem, nigdy nie czuła się taka bezpieczna. Zawsze
obawiała się, że ci, których kocha, opuszczą ją któregoś dnia, tak jak odeszła jej
matka. Śmierć ojca była tylko dowodem potwierdzającym słuszność jej teorii.
W obu przypadkach była to jej wina.
Nie chciała przekazywać tej negatywnej energii Jamesowi i Kane'owi.
Kane mógłby stać się taki jak ona. Wychodziłby z domu przez okno, żeby po
kryjomu spotkać się z przyjaciółmi. Oskarżałby ojca o wszelkie niepowodzenia.
A któregoś dnia mógłby nawet zagrozić Jamesowi, że odejdzie i nigdy nie
wróci...
- Nie tylko Kane wspominał mi dziś o tobie. Podniosła głowę i ujrzała
stojącą obok niej Mandy.
- Tak?
- Matt też mi o tobie mówił.
skandalo
us
81
- Znasz Matta?
Ciekawe, jak dalece ta kobieta jest zaangażowana w życie Jamesa i
Kane'a.
Mandy usiadła obok niej, krzyżując nogi w kostkach. Pachniała kredą i
sokiem. Miała delikatną urodę i w jej obecności Siena czuła się tak, jak dawniej
w szkole. Gorsza od innych dzieci, które miały oboje rodziców.
- To ja ich ze sobą poznałam. Uważam, że są dla siebie stworzeni.
Siena zauważyła, że kiedy Mandy wymawiała imię Matta, zarumieniła
się.
- Czy ty i Matt jesteście... parą? - spytała.
- W pewnym sensie - odparła Mandy, uciekając wzrokiem w bok. - A
raczej to ja chciałabym, żeby tak było.
Siena poprawiła się na krzesełku.
- Słyszałam, że w ostatnich dniach bardzo zaprzyjaźniłaś się z Jamesem -
Mandy zmieniła temat.
- James jest dla mnie miły, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę
okoliczności, w jakich się poznaliśmy.
- Nie wątpię. James to dżentelmen. W dużej mierze dlatego poświęcamy
jemu i Kane'owi tyle czasu. Mamy nadzieję, że wyjdą z tego obronną ręką. Obaj
mają ogromny potencjał. Kane jest wspaniałym dzieckiem. Lojalnym,
grzecznym, bystrym. A James...
Mandy lekko westchnęła, a Siena znów zapragnęła, żeby ta kobieta
zniknęła z powierzchni ziemi.
- Większość samotnych matek jest w nim po uszy zakochana, a te, co
mają mężów, chętnie by go nakarmiły.
Siena grzecznie przytaknęła. Ona sama nie miała takich zapędów. Zresztą
na jej domowym jedzeniu specjalnie by się nie posilił. W ogóle chyba nie
przypominała typowej kobiety. Nie marzyła o wyjściu za mąż, nie pragnęła
mieć dzieci i nie miała gdzie osiąść na stałe.
skandalo
us
82
Skoro tak, to dlaczego wciąż za nim biega, jak wszystkie samotne
kobiety, które znalazły się na jego orbicie?
Nie miała zamiaru nikomu oznajmiać, że James został zdobyty ani że ona
pozwoliła się zdobyć. Uśmiechnęła się uśmiechem z serii „witam na pokładzie"
i pozwoliła Mandy snuć domysły.
- Siena?
W drzwiach pokoju stanął James z nachmurzoną miną. Kane również nie
sprawiał wrażenia uszczęśliwionego. Miał czerwone od płaczu oczy.
- Wracamy do domu. Siena wstała.
- Cześć, Kane. Jak leci?
Kane spojrzał na nią tak, jakby widział ją po raz pierwszy w życiu, i
schował się za nogę Jamesa.
No tak. Najwyraźniej czuł się paskudnie. Był nieszczęśliwy i nie miał
najmniejszego powodu, żeby jej o tym mówić. W końcu kim dla niego była?
Kolejną dorosłą osobą, która pojawiła się w jego życiu i która zapewne
zaraz zniknie. Była miła, podobnie jak pani sprzedawczyni w supermarkecie i
pani fryzjerka. A ona kupiła mu rower, jakby była jego serdeczną przyjaciółką.
Co za idiotka!
- Idziemy? - spytała, ruszając w stronę wyjścia. Nagle zapragnęła znaleźć
się jak najdalej od tego miejsca.
W jednej chwili wszystko zrozumiała. Jej przeznaczeniem jest żyć
samotnie. Może mieć przyjaciół, znajomych, ale to wszystko. Była zakałą
swojej rodziny. To dlatego wybrała pracę, która wykluczała posiadanie bliskich.
I to dlatego odczuwała nieustanną potrzebę bycia w ruchu, przemieszczania się z
miejsca na miejsce, zmiany otoczenia.
- Tak, pójdziemy już. Do zobaczenia, Mandy. - Pocałował ją w policzek,
chociaż ani na chwilę nie spuszczał wzroku z Sieny. - Dzięki, że zadzwoniłaś.
- Nie ma za co. - Przykucnęła, żeby spojrzeć w oczy Kane'owi. - Lepiej
się czujesz?
skandalo
us
83
Kane skinął głową.
- Dbaj o siebie. Pamiętaj, że w poniedziałek rozpoczynamy próby do
przedstawienia. Nie chciałbyś tego stracić, prawda?
Chłopiec pomyślał chwilę, po czym powtórnie skinął głową.
Najwyraźniej nie chciał palić za sobą mostów. Bardo mądrze. I bardzo w jej
stylu.
Ona również kierowała się w życiu ambicją i ślepym instynktem.
Zobowiązania są dla tych, którzy mają przy sobie jakichś ludzi, z których
zdaniem muszą się liczyć.
skandalo
us
84
ROZDZIAŁ ÓSMY
W drodze do domu milczeli.
James był na siebie zły za to, że wciągnął Sienę w ich sprawy.
Siena była dziewczyną z wielkiego miasta. Właśnie zaoferowano jej pracę
życia, a on proponuje jej uroki małomiasteczkowych rozrywek: piwo w
ogrodzie, grill, pogawędki ze znajomymi.
W swoim zarozumialstwie wciągnął ją w... prawdziwe życie. Inne niż to
bajkowe, w którym do tej pory się obracała.
Kiedy zajechali pod dom, zastali pod nim tylko czerwony samochód
Matta. Kane wysiadł z samochodu i pobiegł prosto do domu.
Siena wysiadła niespiesznie i popatrzyła na Jamesa.
- Może pokażesz mu, co kupiłaś? - zaproponował, zanim zdążyła
cokolwiek powiedzieć.
- Ty mu pokaż.
James wziął ją za rękę. Nie miał zamiaru pozwolić, żeby ten wspaniały
dzień zakończył się w taki niemiły sposób.
- Nic z tego. To ty go kupiłaś i ty mu go dasz.
Siena posłusznie podążyła za nim do domu. Nie potrafił odgadnąć, o
czym myśli.
- Kane, zaraz będzie herbata. I kiełbaski z grilla - krzyknął, kiedy znaleźli
się w środku. - Uwielbia kiełbaski z grilla, więc jeśli nie zjawi się tu w ciągu
trzydziestu sekund, to będzie oznaczało, że naprawdę jest chory.
Pomachał przez kuchenne okno Mattowi, który czyścił basen.
- Myślisz, że symuluje? - spytała Siena, delikatnie uwalniając rękę z jego
uścisku. Przeszła na drugą stronę kuchni, jakby tam czuła się bardziej
bezpieczna.
James był na siebie wściekły. Znów się od niego oddaliła. Niech to diabli.
skandalo
us
85
Wiedziała, kiedy zostawić go samego. Porozmawiała z Mandy i ponownie
przedstawiła się jego synowi. A oni ją zawiedli. On i Kane z ich problemami i
całym tym bagażem, jaki dźwigali.
Cóż, będzie musiał teraz mocno się starać. Otworzył lodówkę, żeby wyjąć
kiełbaski, które Matt na pewno dla nich zostawił. Włożył je do mikrofalówki,
nacisnął odpowiedni przycisk i odwrócił się w jej stronę.
- Sam nie wiem. Często się tak zachowuje, ale dziś wyprowadził mnie z
równowagi. Powiedziałem mu w szkole, co o tym myślę.
Siena uśmiechnęła się lekko. No tak, jej codzienność to piloci i
biznesmeni, a nie chore dzieci i ich sfrustrowani ojcowie.
- Byłaś w dzieciństwie obrażalska? - spytał nieoczekiwanie, patrząc na nią
badawczo.
- Jasne. Kiedy się urodziłam, Rick miał dwanaście lat, więc uważałam się
za pępek świata. Nieustannie się o coś obrażałam. Rick mnie uwielbiał, a tata
był zbyt zajęty pracą, żeby nad tym panować.
- Wygląda na to, że obaj dostali to, na co zasłużyli. Miał to być żart, ale
gdy to powiedział, Siena zbladła.
Przypomniał sobie, jak opowiadała mu o śmierci ojca. Coś mu mówiło, że
to siebie winiła za jego śmierć.
Skąd on to znał? Wiedział, co to znaczy stracić ukochaną osobę...
- Hej, nie chciałem przez to nic powiedzieć - stwierdził, wyciągając w jej
stronę rękę, ale się odsunęła.
- Wiem. Wszystko w porządku. Naprawdę.
Mikrofalówka zadzwoniła. James otworzył okno, żeby zawołać Matta.
Matt z kolei pomachał, żeby wyszedł na zewnątrz.
- Poczekaj, zaraz wrócę - powiedział do niej i ruszył do drzwi.
Kiedy została sama, oparła głowę na rękach. Czy naprawdę jest
przewrażliwiona? Nie dane jej było rozstrzygnąć tej kwestii, gdyż właśnie w tej
skandalo
us
86
chwili usłyszała odgłos sunących po podłodze kapci i do kuchni wszedł wciąż
nadąsany Kane.
Ma uklęknąć przed nim jak Mandy i spytać, czy lepiej się czuje? Ne, nie
byłby zadowolony, gdyby rozmawiała z nim jak z małym dzieckiem.
- Masz ochotę na kiełbaskę z chlebem czy nie będziesz jadł?
Kane przyglądał się jej spod długich rzęs, jakby ją oceniał. Nie była
słodka jak Mandy, zaślepiona miłością jak tata ani szorstka jak Matt.
- A więc jak, Kane? Moim zdaniem znalazłeś się w narożniku i musisz
zdecydować, czego chcesz.
Zamrugał zaskoczony, że mówi do niego w ten sposób. Wzruszył
ramionami i podszedł do pojemnika z chlebem. Wyjął kromkę i zaczął
smarować ją masłem i sosem pomidorowym
No, no, pomyślała, zaskoczona jego zachowaniem. Jednocześnie odczuła
promyk nadziei.
- Lubisz majonez? - spytał Kane, nie patrząc na nią. - Ja go nie cierpię, ale
tata zawsze smaruje kiełbaski majonezem.
- Nie, dzięki - odparła, stając obok niego i sięgając po drugi nóż. - Jestem
Australijką. Tylko chleb, masło i keczup.
Kane spojrzał na nią z uśmiechem. Jego oczy nadal były zaczerwienione,
a on sam bardzo blady, ale ewidentnie się uśmiechnął.
- Chciałabyś zobaczyć teraz mój pokój? - spytał z nadzieją w głosie.
Zgodziła się.
Szła za nim, wstrzymując oddech. Demony z przeszłości nie dawały jej
spokoju.
Za jej czasów schody były pokryte chodnikiem, teraz szła po czystym
drewnie. Poręcze zostały wymienione na drewniane i zapewne były dziełem
Jamesa. Dotknęła gładkiej powierzchni, wyobrażając sobie Jamesa spędzającego
nad nimi długie godziny.
skandalo
us
87
Jednak wciąż były to te same schody. Mogłaby po nich iść z zamkniętymi
oczami.
Prawie słyszała głos Ricka, który oskarżał ją o to, że swoim zachowaniem
wpędziła ojca do grobu.
Kane skręcił w lewo. Okazało się, że pokój Ricka został przerobiony na
bawialnię. Będzie musiała mu o tym powiedzieć.
Chłopiec zaprowadził ją do sypialni, która kiedyś należała do niej.
Oczywiście, różowe tapety i koronkowe firanki zniknęły, a zamiast nich ujrzała
pomalowane na żółto ściany, ciężkie białe zasłony i półki z zabawkami.
Pomiędzy nimi dostrzegła podpisaną przez North Queensland Cowobys piłkę.
Ale nawet gdy pokazywał jej z dumą komputer, stereo i inne cenne przedmioty,
nie mogła powstrzymać się przed spoglądaniem na koniec korytarza.
Sypialnia pana domu.
Sypialnia jej taty.
Nie powinna tu być.
To był dzień, w którym miała basen. Zapomniała kostiumu, więc żeby
uniknąć kłopotów, postanowiła powiedzieć, że jest chora i poprosić ojca o
usprawiedliwienie.
Za pieniądze na bilet kupiła sobie lody, dlatego wracała do domu na
piechotę. Zajęło jej to prawie godzinę.
Kiedy weszła do domu, dochodziła pierwsza.
Wbiegła na górę do sypialni ojca, żeby zobaczyć, czy na komodzie nie
leżą jakieś drobne.
Leżał na łóżku i nie oddychał...
Nagle zaschło jej w ustach. Dopiero okrzyk Kane'a uświadomił jej, że stoi
na końcu korytarza z ręką na klamce.
- Siena! - zawołał James, kiedy ponownie znalazł się w kuchni. Kiedy nikt
mu nie odpowiedział, krzyknął znowu: - Kane!
- Idź sprawdź na górze, a ja poszukam na zewnątrz - zaproponował Matt.
skandalo
us
88
Wbiegł na górę po dwa schodki, żywiąc irracjonalną nadzieję, że ich tam
znajdzie.
Wiedział, że kupowanie Kane'owi nowej zabawki nie przywiąże go do
niej na stałe, ale jeśli chciała znaleźć jakiś sposób, by się do niego zbliżyć, był
gotów jej w tym pomóc.
A może jest samolubny? Może myśli tylko o tym, co jest dobre dla niego,
a nie dla jego syna?
Proszę, bądź na górze. Proszę, bądź. Jeśli po cichu wyszła z domu... Nie
chciał nawet o tym myśleć.
Kiedy usłyszał szmer głosów dochodzących z jego sypialni, zwolnił.
- Tata zrobił to przed moim urodzeniem - dobiegł go głos Kane'a.
- Jest piękny.
Kiedy usłyszał głos Sieny, kolana omal się pod nim nie ugięły. Sam był
zdziwiony rozmiarem ulgi, jaką odczuł.
- Ten należał do mamy. Ona lubiła trochę inne rzeczy niż my. Bardziej
ozdobne. My z tatą wolimy klasykę.
James oparł się o ścianę i przygryzł z rozbawieniem wargę. Co za
pocieszny dzieciak...
- Jaka jest twoja mama? - usłyszał po chwili pytanie Kane'a.
W pierwszej chwili miał ochotę rzucić się Sienie na ratunek, ale wiedział,
że nie jest to dobry pomysł.
- Nigdy nie znałam mojej mamy - oznajmiła cicho Siena. - Umarła przy
moim urodzeniu.
- A to pech! - szepnął Kane pełnym współczucia głosem. Był chyba
trochę zdziwiony faktem, że ktoś, kogo znał, też stracił matkę.
Nastąpiła chwila ciszy, po czym rozległ się głos Sieny.
- Żałuję, że jej nie znałam. Nawet przez krótki czas.
Usłyszał dźwięk, który wskazywał na to, że Siena usiadła na łóżku. Na
jego łóżku.
skandalo
us
89
- Ty to masz szczęście, Kane.
- Ja? Ale...
- Żadnych „ale". Wiesz, jak twoja mama wyglądała, i to nie tylko z
fotografii. Jak się śmiała i co lubiła jeść. O której lubiła rano wstawać, a nawet
jakie były jej ulubione meble. Mam rację?
Kane westchnął.
- Masz.
- A poza tym masz wspaniałego tatę. Tatę, który tak bardzo cię kocha, że
jest gotów przerwać przyjęcie i pojechać po ciebie do szkoły, kiedy źle się
poczujesz.
- Naprawdę uważasz, że mój tata jest wspaniały? James wstrzymał
oddech.
- Naprawdę. - Chwila ciszy. - Uważam, że twój tata jest najwspanialszym
człowiekiem, jakiego w życiu poznałam.
Wolno wypuścił powietrze. Najwspanialszym człowiekiem. Nie tatą, ale
człowiekiem.
- Poważnie. Uważam, że mając takiego tatę, mógłbyś bardziej się starać.
Cisza, po czym ponownie dźwięk uginającego się materaca. Wyobraził
sobie syna wdrapującego się na łóżko obok Sieny.
No, dalej, chłopcze, pokaż jej, ile jesteśmy warci. Niech się nami
zachwyci i niech nas pokocha.
- Nie cierpiała poranków - odezwał się w końcu Kane. - Tata zawoził
mnie do szkoły, ale za to wieczorami zawsze leżała ze mną, aż zasnąłem.
Czasami budzę się i myślę, że jest obok mnie...
Zajrzał ostrożnie przez uchylone drzwi, ale zobaczył tylko ich nogi.
Szczupłe, białe wystające z szortów nogi Kane'a i opalone, kształtne nogi Sieny,
z pomalowanymi na czerwono paznokciami u stóp.
- Ostatnią rzeczą, której twoja mama pragnęłaby dla ciebie, to żebyś był
smutny. Nie uważasz, że chciałaby, abyś brał udział w szkolnych projektach?
skandalo
us
90
Zaprzyjaźnił się z kimś z klasy? I żebyś częściej uśmiechał się, tak jak wtedy,
gdy skaczesz na trampolinie?
- Chyba tak.
- Mam wrażenie, że tata też by tego chciał. Musisz wiedzieć, że on
najbardziej na świecie pragnie tego, żebyś był szczęśliwy.
- Wiem.
- Więc bądź.
- Tak po prostu?
- Tak po prostu. Obudź się z uśmiechem na twarzy, miej dobry dzień. To
proste. - Chwila ciszy. - No, może nie całkiem takie proste, ale od czegoś trzeba
zacząć, prawda? Myślę, że oboje powinniśmy o tym pamiętać. Nie wolno pod-
dawać się smutkowi.
Kane przysunął się do Sieny, a ona instynktownie wyprostowała nogi i
przytuliła się do niego. James zdał sobie sprawę, że Kane ją objął. Oparł się o
ścianę, żeby zachować równowagę.
- No dobrze - powiedziała Siena, a jej głos zabrzmiał dziwnie ochryple. -
Chyba powinniśmy zejść na dół. Inaczej twój tata pomyśli, że uciekliśmy i sam
zje wszystkie kiełbaski.
James oderwał się od ściany i zszedł dwa schodki, żeby zaczekać na nich
jak gdyby nigdy nic. Nie chciał wprawić ich w zakłopotanie.
- Tata! - wykrzyknął Kane, a jego oczy jaśniały wewnętrznym blaskiem.
- Tak? - spytał najbardziej obojętnym tonem, na jaki było go stać.
- Zostawiłem w pokoju kiełbaskę - oznajmił Kane i pobiegł do swojego
pokoju.
W tym momencie z jego sypialni wyszła Siena. Kiedy zobaczyła go na
szczycie schodów, zrobiła zdziwioną minę.
- Nie mów mi, że Kane pokazał ci skrzynię na pościel - uśmiechnął się
James. - Kiedy był malutki, uwielbiał się w niej chować.
Uśmiechnęła się do niego.
skandalo
us
91
- Mogę to sobie wyobrazić. A teraz powiedz mi, gdzie są te kiełbaski.
Umieram z głodu.
Przeszła obok niego i zbiegła ze schodów, pozostawiając za sobą zapach
drogich perfum.
To popołudnie było jednym z najdziwniejszych w jej życiu. Jadła
odgrzewane kiełbaski z mężczyzną, dzieckiem i starzejącym się hipisem. Kiedy
przyjęcie dobiegło końca, zaczęła się żegnać.
- Czy to twój rower stoi przy drzwiach? - spytał Kane.
- O rany! Omal bym zapomniała. Kupiłam go dla ciebie - oznajmiła. -
Zniszczyłam twój poprzedni rower, uznałam więc, że należy ci się jakaś
nagroda. Ale jest jeden warunek. Jeżdżąc nim, masz zawsze zakładać kask i
mówić tacie, dokąd jedziesz. Ach, i jeszcze budzić się rano tak, jak sobie
powiedzieliśmy. Co ty na to?
- Jasne! Dzięki - Kane ujął rower za kierownicę, spróbował, jak dzwoni
dzwonek i jak się kręcą pedały. - Obiecuję!
- Pożegnaj się teraz - polecił mu James.
- Do widzenia, Siena! - Nie czekając na odpowiedź, wsiadł na rower i
zaczął jeździć.
- O co chodziło z tym budzeniem się rano? - spytał James, kiedy szli w
stronę samochodu.
- Nic takiego - odpowiedziała.
James oparł się o samochód i lekko się uśmiechnął.
- A więc?
- A więc... dzisiejsze popołudnie było... pouczające. Nie miała pojęcia, co
sobie o niej teraz myśli. Nie znała go dostatecznie dobrze, ale przez całą kolację
James sprawiał wrażenie bardzo z siebie zadowolonego.
Z tym swoim półuśmieszkiem na ustach był niewiarygodnie seksowny.
Męski i szalenie pociągający. Ona również nie potrafiła powstrzymać uśmiechu.
skandalo
us
92
Przypuszczała, że duży wpływ na jej samopoczucie miała rozmowa z
Kane'em.
- Mogłabyś zostać - powiedział cicho James. Czekała, aż dokończy
zdanie, a kiedy nic nie mówił, serce zaczęło jej rosnąć w piersiach.
Jednak po krótkiej przerwie dopowiedział swoją myśl.
- Na kolację.
- Chyba nie mogę. To mój ostatni wieczór w Cairns i sądzę, że powinnam
spędzić go z Rickiem i jego rodziną. Zwłaszcza że nie wiem, kiedy znów ich
odwiedzę.
James bez słowa wyciągnął rękę i poprawił jej niesforny kosmyk włosów,
który wysunął się zza ucha. Nie potrafiła powstrzymać westchnienia, które
wyrwało się z jej ust.
- W takim razie dlaczego wyjeżdżasz? - spytał cicho. Tym razem była
pewna, że wie, o co mu chodzi.
Prosił, żeby została w Cairns. Z nim.
Poczuła, że braknie jej powietrza. Zanim jednak zdołała zebrać myśli,
żeby odpowiedzieć mu coś sensownego, James pochylił się i pocałował ją.
Zamknęła oczy.
Nigdy w życiu nie była tak ożywiona i jednocześnie tak przerażona jak w
tej chwili. Spadała, ale wiedziała, że na dole będzie James, który ją pochwyci.
Liczył się tylko James. Jego usta i jego ciepło. Jego siła i jego pragnienie,
żeby została. Żeby została niezależnie od tego, jak mało wie o miłości.
James odsunął się, zupełnie jakby słyszał jej myśli.
Kiedy ich usta wreszcie się rozłączyły, westchnęła. Otworzyła oczy,
spodziewając się ujrzeć w spojrzeniu Jamesa cień winy albo zdziwienia.
Ale on tylko się uśmiechał. Jego błękitnoszare oczy promieniały, a na
prawym policzku ukazał się dołeczek. Zupełnie jakby w jego życiu wreszcie
pojawiło się coś, co było warte jego uśmiechu.
skandalo
us
93
- Czy mogę spytać, co się dzieje w tej twojej ślicznej głowie? - spytał, nie
przestając się uśmiechać.
- Myślę o tym, że powinieneś zamówić mi taksówkę - oznajmiła. Musi
stąd uciec i to jak najszybciej. Taksówka przyjedzie prędzej niż Rufus.
Jednak James nie miał zamiaru tak łatwo się poddać.
W tym momencie dostrzegła kątem oka jakiś ruch. Białe zasłony na
piętrze w jej dawnym pokoju poruszyły się.
Mieli widownię. Kiedy Kane wbiegł do domu?
Świetnie. Ciekawe, jak dawno chłopiec ich obserwuje. Nie chciała, żeby
poczuł się zakłopotany albo, co gorsza, zagrożony.
- Siena, nie rób tego. Nie uciekaj... - zaczął James. Przerwała mu, zanim
zdążył powiedzieć coś, czego by potem żałował.
- James, naprawdę uważam, że powinieneś wezwać taksówkę. - Wskazała
ręką okno. James podniósł wzrok i ujrzał syna.
Brwi Jamesa ściągnęły się w jedną linię, a uśmiech zniknął z twarzy.
Zastanawiał się, ile Kane widział.
- Mogę cię odwieźć do domu - powiedział cicho.
- Zostań tu. Dam sobie radę, a Kane cię potrzebuje.
- To prawda.
Siena sięgnęła po torebkę i wyjęła z niej telefon. Wybrała numer
informacji, aby spytać o numer przedsiębiorstwa taksówkowego. Tym razem
James nie protestował.
Chciała się uśmiechnąć, ale nie mogła. W głębi duszy wiedziała bowiem,
że James kocha Kane'a tak bardzo, że pozwoli jej odejść. Miała wiele rzeczy do
przemyślenia, a w jego bliskości nie była w stanie sklecić najprostszej myśli.
Taksówka przyjechała błyskawicznie i po chwili Siena siedziała już w
samochodzie, żegnając się z Jamesem.
- Zadzwonię do ciebie później. Nie wiem, czy odbiorę, pomyślała.
skandalo
us
94
- Powiedz Kane'owi, że życzę mu zdrowia. I żeby jeździł ostrożnie na
rowerze.
Podała kierowcy adres Ricka.
- Żegnaj, James - powiedziała, kiedy samochód wolno ruszył.
skandalo
us
95
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Siena wzięła długi, chłodny prysznic, ubrała się w czerwoną welwetową
piżamę i zeszła na dół. Rick siedział w fotelu, popijając brandy i przeglądając
dzisiejszą gazetę.
- A czemuż to nie poszłaś na randkę ze swoim przystojnym mężczyzną?
- On nie jest moim mężczyzną - zaprzeczyła być może nieco zbyt
pospiesznie.
- A czemuż to?
- Bo ja nie zamierzam mieć swojego mężczyzny. A w każdym razie nie w
takim sensie, jak myślisz.
- Ciekawy jestem, dlaczego.
- Do tej pory unikałam mężczyzn jak ognia i bałam się trwałego związku.
Teraz nie jestem już taka pewna, że tego nie chcę, ale nadal nie czuję się w tej
materii najpewniej. Rozmawiałam dziś z ośmioletnim chłopcem i zdałam sobie
sprawę, jak śmieszne jest to, że przez te wszystkie lata winiłam się za śmierć
taty.
- Co robiłaś? - Rick omal nie eksplodował, słysząc jej słowa. Gazeta
spadła mu na podłogę, ale on zdawał się tego nie zauważać.
Patrzyła na brata, przypominając sobie wydarzenia minionego dnia.
Pocałunek Jamesa i rozmowę z Kane'em. To dzisiaj zrozumiała, że kocha
Jamesa.
- Mam na myśli dzień, w którym wcześniej wróciłam ze szkoły i zastałam
go martwego na łóżku. Wpadłeś do pokoju z wrzaskiem. Dokładnie pamiętam,
co wtedy krzyczałeś. „Zobacz, co zrobiłaś". Ale to nie była moja wina, Rick. -
Spojrzała bratu prosto w oczy. - Potrzebowałam dużo czasu, żeby to sobie
uzmysłowić. Ale tak naprawdę moje życie zmieni się dopiero wtedy, kiedy ty
zdasz sobie z tego sprawę.
skandalo
us
96
Rick otworzył usta, żeby zaprzeczyć. Nie ponaglała go. Wiedziała, że
potrzebuje czasu. W Ricku nagle jakby coś się załamało. W jednej chwili
postarzał się o kilka lat.
- Miał sześćdziesiąt pięć lat. Przez całe życie chorował na serce. Jeśli
kiedykolwiek dałem ci do zrozumienia, że zmarł przez ciebie, jestem dupkiem.
Siena mogła tylko patrzeć w milczeniu na brata i słuchać słów, na które
czekała przez całe dorosłe życie.
Jednak zamiast rzucić mu je w twarz ze słowami „a nie mówiłam", czuła,
jak te słowa ją spowijają, oplatają niczym lina, która przyciąga ją do brata.
Brata, którego uważała dotąd za tyrana.
- Tata umarł dlatego, że objadał się salami. Zbyt dużo pracował i nigdy
nie uprawiał żadnego sportu. Naprawdę przykro mi, że przez te lata uważałaś
inaczej.
Przykrył oczy dłonią.
- Byłaś takim fajnym dzieckiem, Siena. Zawsze pełna życia, bystra i
pogodna. Nadal taka jesteś. Ale wolałaś spędzać noce z przyjaciółmi, zamiast
rozwijać swoje talenty. I boli mnie to, że nadal marnujesz sobie życie.
Siena poczuła, że pod powiekami zbierają się jej łzy. Wiedziała, że nie
może się w tym momencie rozkleić. Ta sprawa była dla niej zbyt ważna.
- Chciałam jedynie zwrócić na siebie uwagę taty - szepnęła.
I chciałam, żebyś ty mnie dostrzegł. Mnie jako osobę, a nie młodszą
siostrę, która jest jedynie przyczyną zmartwień. Nie chciałam cię rozczarować...
- Wiem o tym. Wtedy też o tym wiedziałem. Podobnie jak to, że byłaś dla
niego wszystkim.
- Dlaczego więc krzyczałeś na mnie, że założyłam skarpetki nie do pary,
podczas gdy on nawet nie podniósł głosu, kiedy wracałam późno do domu z
rozmazaną szminką?
skandalo
us
97
- Każdy z nas kocha inaczej, Piccolo. Ja kocham werbalnie. Tata wolał
przyglądać się z boku, jak jego mała córeczka dorasta i zmienia się w kobietę.
Zawsze mnie ganił za to, że próbuję podciąć ci skrzydła.
- Naprawdę?
- Pamiętaj, że kiedy się urodziłaś i kiedy umarła mama, miałem dwanaście
lat. Stałaś się moim oczkiem w głowie. A kiedy zmarł tata, mi?łem niewiele
więcej lat niż ty teraz. Wyobraź sobie, że nagle stajesz się odpowiedzialna za ja-
kiegoś nastolatka. Kiedy zostaniesz matką, zrozumiesz, że twoje własne
potrzeby schodzą na dalszy plan, bo najważniejsze jest dobro dziecka.
I nagle, w jednej chwili Sienę opuścił cały gniew. Odczuła niewymowną
ulgę i jednocześnie straszliwe zmęczenie. Zupełnie jakby przebiegła maraton.
Po raz kolejny przypomniała sobie swoją rozmowę z Kane'em. Chłopiec
patrzył na nią, jakby zjadła wszystkie rozumy świata i jakby była dla niego
jedynym ratunkiem. Rzeczywiście, miała ochotę bronić go, zapewnić mu bez-
pieczeństwo i zrobić wszystko, co w jej mocy, żeby już nigdy nie cierpiał.
Bądź szczęśliwy, poradziła mu. I zawsze zakładaj kask.
To właśnie Rick zrobił dla niej. Przez wszystkie te lata starał się ją
chronić. Przełknęła, chcąc powiedzieć mu, jak bardzo jej przykro. Słowa
uwięzły jej w gardle.
- Rick...
- Nic nie mów - podniósł się z krzesła. - Wiem. Słowa są zbędne.
Pocałował ją w czubek głowy i wyszedł z kuchni, zostawiając ją sam na
sam z jej myślami. Poczuła się, jakby dziś dopiero go poznała.
I uzmysłowiła sobie, ile ma do odrobienia.
Kiedy Kane zasnął, James opadł na sofę w salonie. Nadal było bardzo
gorąco i czuł w powietrzu zapach nadciągającej burzy.
- Chętnie napiłbym się herbaty przed wyjściem do domu oznajmił Matt. -
Masz ochotę?
skandalo
us
98
James skinął głową. Cokolwiek, byle Matt jeszcze chwilę został. Musiał
się przed kimś wygadać. Wiedział, że tym razem pisanie w pamiętniku nie
wystarczy. Musiał z kimś porozmawiać, żeby uzyskać odpowiedzi na swoje
pytania.
- Widzę na twoim czole nową zmarszczkę, a to o czymś świadczy -
stwierdził Matt, sadowiąc się naprzeciw niego.
James uśmiechnął się.
- Zmarszczki dodają powagi.
- Tobie dodają jeszcze urody. Wyglądasz dojrzalej i bardziej interesująco.
- Naprawdę tak myślisz? - James poczuł, że napięcie nieco go opuściło.
- Nie zrozum mnie źle. Powtarzam tylko to, co słyszałem tu i ówdzie.
- Rozmawiałeś z Mandy?
Matt upił łyk herbaty, ale James i tak dostrzegł rumieniec, jaki pojawił się
na policzkach przyjaciela.
- Z nią też. A wracając do tematu, mam wrażenie, że przyczyną powstania
tej nowej zmarszczki jest kobieta.
- Masz rację.
- A dokładnie Siena. Nawet Mandy zadzwoniła do mnie pięć minut po
tym, jak wyszliście ze szkoły, żeby mnie porządnie ochrzanić za to, że nie
powiedziałem jej wszystkiego o Sienie.
Wiedział, że Matt ma rację. Sposób, w jaki na niego patrzyła, mówił sam
za siebie.
No i jeszcze to, jak odpowiedziała na jego pocałunek. Jej całe ciało
obudziło się do życia, wtopiła się w niego, jakby chciała przeniknąć do jego
wnętrza.
- Pocałowałem ją - wyznał.
- No, no.
- Kane chyba nas widział. - Pochylił się i oparł brodę na lewej dłoni. - I
poprosiłem ją, żeby została.
skandalo
us
99
- Wielkie nieba! Wiem, że przypadliście sobie do gustu, ale nie sądzisz, że
trochę za bardzo ją naciskasz?
- Nie mam wyboru. Szef zaoferował jej pracę w Paryżu. Juro po południu
ma mu dać ostateczną odpowiedź. A potem wraca do Melbourne. Nie mam
czasu na romantyczne randki, rozmowy i wszystko to, co normalnie robi się w
takiej sytuacji.
- Wiem, to wspaniała dziewczyna, ale jesteś pewien, że zaangażowała się
w to tak samo mocno jak ty?
- Podsłuchałem, jak mówiła Kane'owi, że jestem najwspanialszym
człowiekiem, jakiego poznała. Mogła powiedzieć, że jestem fajnym tatą albo
miłym facetem, albo jeszcze coś podobnego. Użyła jednak dokładnie tych słów,
które ci przytoczyłem.
- I uważasz, że to wystarczający dowód?
- Matt, dzięki niej zacząłem się uśmiechać. Sama jej obecność sprawia, że
chce mi się śmiać. Co więcej, przy niej śmieję się, nawet jak nie mam na to
ochoty. Nieustannie. Kiedy tylko jest przy mnie, czuję, jak spływa na mnie
energia, a kiedy jej nie ma, liczę godziny do chwili, kiedy znów ją zobaczę. Nie
chodzi tylko o to, że jest piękną kobietą. Przy niej chce mi się żyć.
- W takim razie...
- W takim razie co? - spytał niecierpliwie James, ciekawy, co przyjaciel
ma na ten temat do powiedzenia.
- Nie sądzę, żebyś potrzebował czyjejś rady w tym względzie. Zresztą
widzę, że wziąłeś już sprawy w swoje ręce.
Tak naprawdę Jamesa martwiło tylko jedno. Nie odległość, jaka może ich
dzielić.
- A co z Kane'em?
- Co z Kane'em? - powtórzył Matt.
- Czy on również nie powinien mieć czegoś do powiedzenia w tej
sprawie?
skandalo
us
100
- To ty ją kochasz, James, nie on. Bo to chyba właśnie usiłujesz mi
powiedzieć.
Spojrzał na Jamesa, który w odpowiedzi skinął głową.
- Rozumiem. Kane nie ma tu nic do gadania. Podobnie jak ty. Ale jeśli
chcesz znać moje zdanie, to doskonale mu zrobi, jeśli w jego życiu pojawi się
taka osoba jak Siena. Tobie zresztą też.
Matt poklepał Jamesa po kolanie, wziął puste kubki po herbacie i ruszył
do kuchni.
James mógł myśleć tylko o jednym. Kiedy pocałował Sienę,
odpowiedziała mu całą sobą.
A on całując ją, zapomniał o całym świecie. Zapomniał o Kanie i
odpowiedzialności, jaką za niego ponosi. Liczyła się tylko Siena, jej gorące usta
i fakt, że ją kochał.
Przy niej był szczęśliwy.
Żeby jego syn był szczęśliwy, żeby nauczył się żyć w nowej
rzeczywistości, najpierw on sam powinien znaleźć szczęście.
A mógł je znaleźć tylko u boku Sieny.
Nie chciał czekać na jej kolejną wizytę sześć miesięcy. Nie wytrzymałby
tak długo bez jej widoku, bez dotykania jej, całowania, bez słuchania jej głosu.
Sama myśl o tym sprawiała mu ogromny ból.
Był tylko jeden sposób, żeby temu zaradzić.
- Matt, bardzo mi przykro, że muszę cię o to prosić, ale chciałbym, żebyś
został dziś nieco dłużej.
Siena siedziała po turecku na łóżku, czytając e-maile, kiedy usłyszała, że
ktoś puka do frontowych drzwi.
Rick, jak co piątek, poszedł z Tiną i dziećmi do rodziców Tiny. Ona sama
wymówiła się bólem głowy, który rzeczywiście odczuwała. Siedziała więc i
czekała, aż nieproszony gość sobie pójdzie.
skandalo
us
101
Po chwili jednak pukanie rozległo się ponownie. Tym razem ktoś rzucił
szyszką w okno jej sypialni.
Podeszła do okna i wyjrzała do ogrodu. Na skąpanym w księżycowym
blasku trawniku stał James. W ręku trzymał bukiet kwiatów, a tuż za nim
tryskała woda z idiotycznej fontanny Ricka.
Głowa bolała ją od myślenia. Nie potrzebowała teraz Jamesa z jego
romantycznymi gestami, żeby jeszcze bardziej utrudnił jej sprawę.
Ale nie mogła go tak po prostu przepędzić. W końcu przyszedł do niej z
bukietem kwiatów!
Otworzyła okno i odezwała się do niego teatralnym szeptem.
- Chcesz zbić mi szybę? Poczekaj, zaraz do ciebie zejdę.
Zbiegła na dół i dopiero gdy zobaczyła minę Jamesa, zdała sobie sprawę,
że jest w piżamie.
- Matko jedyna! - gwizdnął na jej widok, nie mogąc oderwać wzroku od
fragmentu nagiej skóry, która ukazała się nad gumką od spodni.
Starając się zignorować jego reakcję, podeszła do niego, załapała za rękę i
energicznie pociągnęła w bardziej zacienione miejsce.
- Co ty, do diabła, wyrabiasz?
Patrzyła na ogromny bukiet róż, który trzymał w dłoni. Gdyby jej go dał,
przynajmniej miałaby co zrobić z rękami.
- Kiedy dziś ode mnie wychodziłaś, dałaś mi do zrozumienia, że nie
zamierzasz wrócić. A ja nie chcę na to pozwolić.
- Doprawdy?
- Chciałem ci zaśpiewać serenadę - powiedział z tym swoim
półuśmieszkiem, który doprowadzał ją do szaleństwa - ale okazało się, że jesteś
łatwiejsza, niż sądziłem.
Oparła ręce na biodrach i popatrzyła na niego z wściekłością.
- Co takiego?
James uśmiechnął się rozbrajająco.
skandalo
us
102
- Nie sądzę, żeby jakikolwiek mężczyzna w historii dziejów musiał tak
bardzo się namęczyć, żeby przekonać kobietę, ile dla niego znaczy.
- Chcesz powiedzieć, że ja znaczę coś dla ciebie?
- Siena, skarbie. - Zrobił krok w jej stronę. - Odkąd cię poznałem, nie
myślę o nikim innym.
Ujął ją za ramiona, nie wypuszczając bukietu z dłoni. Delikatne płatki i
ostre łodygi dotknęły jej skóry, wywołując dziwne doznania. A może to jego
bliskość tak na nią podziałała? Spojrzała w jego szare oczy, czując, że się w nich
zatraca.
- James, wcale nie jestem taka wyjątkowa, jak sądzisz. Uwierz mi.
Jego uśmiech pogłębił się.
- Ależ jesteś.
- Naprawdę chcesz widzieć mnie w swoim życiu, James? Bo takie
odnoszę wrażenie.
W odpowiedzi wzruszył tylko ramionami.
- Wiem, że nie przekonam cię, stawiając ci piwo i kiełbaski z grilla,
zabierając cię na kawę na Kuranda czy też pozwalając ci zaprzyjaźnić się z
Kane'em. To ma być alternatywa dla wspaniałego życia w Paryżu. Sama
powinnaś zdecydować, czy wolisz to, czy pokusy wielkiego świata.
- Lubię pokusy - oznajmiła, spoglądając na róże, które nadal trzymał w
dłoni. - Och, daj mi wreszcie te przeklęte kwiaty.
Kiedy to zrobił, zanurzyła w nich twarz, wciągając w nozdrza znajomy
zapach.
Były to róże z jego ogrodu i pachniały tak wspaniale jak ta, którą trzymała
przy łóżku.
- James, są przepiękne.
- Nie tak piękne jak ty.
skandalo
us
103
Prawie się roześmiała. Prawie. Ton jego głosu uświadomił jej, jak bardzo
poważnie traktuje to, co powiedział. To była deklaracja, a nie zwykłe
stwierdzenie.
Siena jednak nie była gotowa stawić czoła takiej deklaracji. Gdyby mogła
znaleźć jakiś sposób na to, żeby sobie poszedł, i spotkać się z nim dopiero
rano...
Podniosła głowę. Ich twarze dzielił w tej chwili jedynie bukiet. Szare oczy
błyszczały w ciemności i patrzyły na nią z powagą.
Zamierzał ją pocałować. Za chwilę znajdzie się w jego objęciach i
zapomni o całym świecie.
Przełknęła. Kiedy wychodziła dziś z jego domu, nie zamierzała oglądać
się za siebie. Niełatwo jednak było wytrwać w tym postanowieniu, skoro on sam
był taki zdeterminowany.
Musiała podjąć jakąś decyzję. Po raz pierwszy w życiu naprawdę musiała
skoncentrować się na przyszłości, a nie na tym, co było kiedyś. I nie wiedziała,
co zrobić. Nie miała pojęcia, co powie jutro Maksowi.
Paryż był szczytem jej marzeń. Zaczęła się jednak zastanawiać, czy marzy
o nim z właściwych pobudek. Czy naprawdę chodzi jej o to, że mogłaby
prowadzić takie życie, jakiego zawsze pragnęła? A może chciała udowodnić coś
sobie i Rickowi? Teraz wszystko stanęło na głowie.
Pojawił się James...
Potrzebowała czasu, żeby uporządkować wszystko, czego dowiedziała się
w ciągu ostatnich dni na swój temat i na temat mężczyzn w swoim życiu. Gdyby
James dziś nie przyszedł, gdyby pozwolił jej spędzić noc w samotności, kto wie,
jaka byłaby jej jutrzejsza decyzja?
W tej chwili wiedziała jedynie, że potrzebuje dużo więcej czasu.
Zaczął zbliżać jej twarz do swojej, a ona w panice myślała o tym, co
powiedzieć, żeby go powstrzymać.
skandalo
us
104
- James, czytałam twój blog. Zobaczyłam go na ekranie twojego
komputera pierwszego dnia. Po tym, jak opowiedziałeś mi o Dinah, musiałam
poznać prawdę. Sądziłam, że nigdy więcej cię już nie zobaczę, ale i tak chciałam
dowiedzieć się jak najwięcej. Próbowałam cię ostrzec, że jestem wścibska.
W tej chwili sama nie wiedziała, czego chce. Czy woli, żeby ją za to
znienawidził, czy też uznał, że jej ciekawość była usprawiedliwiona. A może
czytała ten blog, żeby już na początku przekreślić wszelkie szanse na
kontynuowanie tej znajomości?
James analizował wiadomość, którą mu przekazała. Z całą pewnością
pomyślał o intymnych szczegółach, które tam opisał. Patrzyła mu w oczy,
starając się coś z nich wyczytać, ale nie była w stanie.
Na niebie zebrały się ciężkie, burzowe chmury i wiał tropikalny wiatr.
Ona jednak drżała z zimna. Z każdą sekundą robiło jej się coraz zimniej i nic nie
było w stanie tego zmienić. Zadrżała i objęła się ramionami.
- Czytałaś mój blog - powiedział w końcu.
- Caluteńki. - Okłamywanie go nie miało sensu. I tak myślał o niej jak
najgorzej.
- Pierwszej nocy?
- Później też.
- Nie powinienem był zostawiać go włączonego. W końcu Kane też mógł
przeczytać.
Księżyc zaszedł za chmurę i oczy Jamesa zrobiły się ciemne jak noc. I
wtedy dostrzegła w nich coś jakby błysk uśmiechu. Czy to możliwe? Powinien
być na nią wściekły.
I znów miała wrażenie, że się uśmiechnął. Tym razem szerzej. Jak to
możliwe? Przecież zrobiła coś naprawdę okropnego.
Odczuła nagłą ochotę, by rzucić mu się w ramiona i nie pozwolić odejść.
Wiedziała jednak, że nie może tego zrobić. Jeszcze nie teraz. Niezależnie od
tego, jak daleko w przyszłość zabierały ją jej marzenia, ciągle z nimi walczyła.
skandalo
us
105
- A skoro już robimy sobie dziś różne wyznania... - zaczął i zbliżył się do
niej jeszcze bardziej. - Zapewne powinienem ci wyznać, że słyszałem twoją
rozmowę z Kane'em, którą odbyliście w mojej sypialni.
- Co takiego? - wykrzyknęła, zapominając o tym, żeby zachowywać się
cicho.
James roześmiał się serdecznie. Jego śmiech poruszył ją do głębi.
- Podsłuchiwałeś? Wcale mnie to nie dziwi. Po tym, jak przeszukałeś mój
elektroniczny notes, mogłam się tego domyślić.
- I kto to mówi? Czytałaś mój prywatny blog, a to znacznie gorsze od
podsłuchiwania.
Miał rację. Oboje byli siebie warci. Stworzeni dla siebie...
- Ale mną kierowały pobudki altruistyczne - odpowiedziała z mniejszym
niż na początku przekonaniem.
- A mną nie - odparł, a w jego oczach dostrzegła ogień.
Sprawiał wrażenie, jakby całe życie czekał na moment, w którym Siena
pokona upór i uczyni pierwszy krok.
Pochylił się i zaczął ją całować. Namiętnie, mocno, nie przyjmując
odmowy. Smakowała pastą do zębów i gorącem. Jej skóra była miękka i
delikatna jak jedwab.
Objęła go ręką, w której trzymała bukiet, i przyciągnęła do siebie. Poczuł,
jak jej piersi opierają się o jego tors.
Boże. Była ubrana tylko w cienką pidżamę. Objął ją w talii i wsunął dłoń
pod miękki materiał.
Siena wspięła się na palce. Bez tych swoich butów na wysokim obcasie
była taka drobna. Taka delikatna i niezwykle krucha...
Wreszcie razem. Wreszcie tak blisko siebie, wreszcie mogli poczuć swój
smak.
skandalo
us
106
Zanurzył palce w jej włosy, dokładnie tak, jak tego pragnął od pierwszej
chwili, gdy ją ujrzał. Trzymał ją mocno, a jednocześnie delikatnie. Była
dokładnie tam, gdzie chciał ją widzieć.
I w tej chwili usłyszał jakiś natrętny dźwięk.
- Twój telefon... - mruknęła Siena.
- Do diabła z nim - szepnął, nie przestając jej całować. Ale ona już się
wycofała.
- James... - odepchnęła go lekko.
Odsunął się, zrobił głęboki wdech i przejechał dłonią przez włosy. Potem
sięgnął ręką po telefon i wyjął go z kieszeni.
- To z domu - oznajmił, marszcząc czoło.
Okazało się jednak, że była to wiadomość od Matta, żeby wracając, kupił
mleko.
- Powinieneś iść - powiedziała Siena łagodnie.
Przez krótką chwilę pomyślał, że chce, aby odszedł na zawsze.
- Mam iść? - powtórzył.
Skinęła głową. Jej oczy były smutne i niespokojne.
Zrobił głęboki wdech i ujął jej dłoń. Była wilgotna i zimna. Poczuł, że
Siena drży. Chciał ją do siebie przytulić, pocieszyć, ale jakoś nie był
przekonany, że to pomoże.
Musi być z nią szczery. Przestać uprawiać słowną szermierkę.
- Siena, przyszedłem dziś do ciebie, żeby cię prosić, abyś nie jechała do
Paryża. Chciałbym, żebyś została. Została ze mną. Myślę, że warto się
przekonać, dokąd nas ta znajomość zaprowadzi.
Patrzyła na niego bez słowa.
- Tak po prostu? - odezwała się w końcu.
Cóż, uważał, że mówiąc jej to, wykazał się ogromną determinacją i
odwagą, i oczekiwał jakiejś bardziej spontanicznej odpowiedzi.
skandalo
us
107
Co będzie, jeśli Siena zostanie, a ich znajomość utknie w martwym
punkcie?
A jeśli zostanie, ale będzie traktowała znajomość z nim jako miłą
rozrywkę, a Kane za bardzo się do niej przyzwyczai?
A gdy się okaże, że przecenił swoje siły i wcale nie jest gotowy do
trwałego związku? Albo przeciwnie, gdy ona będzie traktowała ich znajomość z
mniejszym zaangażowaniem niż on? Czy będzie potrafił z tym żyć? Wiedział,
że Dinah uważała, że kocha go bardziej niż on ją, ale ona miała Kane'a.
- Tak po prostu. W tej chwili nie jestem w stanie zaproponować ci
niczego innego.
Boże, przynajmniej próbował.
Siena doceniała jego starania. Jego propozycja miała sens i każda
normalna dziewczyna byłaby nią zachwycona.
Dla niej jednak to było za mało.
Kochała Jamesa. Kochała go za jego czułość, delikatność i za to, że
zawsze starał się dostrzec jasną stronę każdej sytuacji.
Problem polegał na tym, że to przez niego zaczęła myśleć, że zasługuje na
to, by być na pierwszym miejscu.
- Pytałeś, czy jako dziecko byłam obrażalska. - Przygryzła usta, żeby nie
zacząć płakać. To była ostatnia rzecz, jakiej teraz potrzebowała. - Nadal jestem,
James. Od tak dawna sama dbam o siebie, że nie wyobrażam sobie innego życia.
Jestem uparta i, jak powiedział Rick, jestem urodzonym nomadą. Tak więc
dziękuję ci za twoją ofertę, ale chyba z niej nie skorzystam.
Kłamała. Zdała sobie sprawę z tego faktu, gdy tylko wypowiedziała te
słowa.
Mógł zacząć krzyczeć, że nie wierzy w ani jedno jej słowo, ale nie zrobił
tego. Łzy, jakie lśniły w jej oczach, uczucie, z jakim odwzajemniała jego
pocałunki, a nawet jego własne serce podpowiadały mu, że Siena kłamie.
Nie miał tylko pojęcia, dlaczego.
skandalo
us
108
- Dobrze. - Spojrzał na zegarek - Robi się późno. Powinienem już wracać.
Powiedział to, co zamierzał powiedzieć, przychodząc tutaj. Obnażył
swoje uczucia, wyznał, co mu leży na sercu tak, jak umiał najlepiej.
Przyniósł jej kwiaty, powiedział, że odkąd ją poznał, może myśleć tylko o
niej, a kiedy ją całował, robił to całą duszą.
Ale ona go nie chciała.
Przejeżdżający ulicą samochód oświetlił na chwilę Sienę. Przyciskała do
piersi bukiet z taką siłą, że aż pobielały jej knykcie. Włosy miała zmierzwione, a
usta obrzmiałe od pocałunków.
Przez chwilę nie potrafił się oprzeć wrażeniu, że kocha go równie mocno
jak on ją, ale z jakichś względów odrzuca tę miłość. Musiał użyć całej swojej
silnej woli, żeby nie zaciągnąć jej do sypialni i nie udowodnić, jak bardzo się
myli, odrzucając jego uczucie.
Ale w tej chwili zaczęły spadać pierwsze ciężkie krople deszczu.
Wiedział, że jeśli tu zostaną, to za pół minuty będą przemoczeni do suchej nitki.
Odsunął się od niej.
- Dobranoc, Siena.
Czekał, żeby coś mu powiedziała, żeby chwyciła go za rękę z taką pasją
jak przed chwilą, ale ona nawet nie powiedziała mu do widzenia.
Odwrócił się i odszedł, z trudem walcząc z cisnącymi się pod powieki
łzami.
Siena miała tak zaciśnięte gardło, że nie była w stanie wydobyć z siebie
głosu. Patrzyła na odchodzącego w deszczu Jamesa i umierała z rozpaczy.
Tropikalny deszcz skończył się tak nagle, jak się zaczął. Wbiegła po
schodach na górę i rzuciła się na łóżko.
Jej biedne kwiaty były w równie opłakanym stanie, jak ona.
Dopiero teraz dostrzegła przyczepioną do nich karteczkę. Sięgnęła po nią
i ujrzała zdjęcie, jakie zrobili na stacji kolejki Skyrail. Najwyraźniej musiał je
skandalo
us
109
kupić, kiedy ona zajęła się szukaniem prezentów dla bliźniaków w sklepie z
pamiątkami.
Patrzyła na fotografię i nie mogła powstrzymać łez.
Na zdjęciu pochylała się w stronę Jamesa, uśmiechając się tak
promiennie, jak nigdy w życiu.
skandalo
us
110
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Było sobotnie popołudnie. Siena siedziała w tym samym fotelu obok
basenu Maksa co przed dwudziestoma czterema godzinami.
Miała za sobą nieprzespaną noc, podczas której zastanawiała się, czego
tak naprawdę chce od życia.
- I co? - Max spojrzał na nią znad kieliszka martini. - Co zdecydowałaś,
Siena? Masz zamiar nadal wspinać się po szczeblach kariery czy też wolisz
pozwolić, żeby prozaiczne życie stanęło ci na drodze?
- Ani to, ani to, Max - odpowiedziała spokojnym głosem, choć wewnątrz
cała drżała. Właśnie zamierzała podjąć największe ryzyko w swoim życiu, choć
wcale nie była pewna, czy temu podoła.
Do tej pory wiele poświęciła dla firmy i była lojalna jak nikt inny. Miała
nadzieję, że było warto i że teraz odbierze nagrodę.
- Max, chciałabym ci coś zaproponować. Wydaje mi się, że to propozycja
nie do odrzucenia.
- Wydawało mi się, że nie można ci zaproponować niczego lepszego niż
Paryż.
- Bo tak jest. Problem polega na czym innym. Chciałabym... muszę tu
zostać. Nie w Paryżu. Muszę zostać w Cairns.
Max popatrzył na nią zza okularów i westchnął ciężko.
- Boże, jeśli powiesz mi, że się zakochałaś, sam sobie przygotuję następne
martini.
- Nie chciałam, żeby tak się stało, ale obawiam się, że masz rację.
Max przewrócił oczami.
- Dlaczego w dzisiejszych czasach nie ma eunuchów z twoimi
zdolnościami? Jeśli będę nadal zatrudniał same kobiety, wkrótce zostanę sam.
skandalo
us
111
- I tu tkwi sedno sprawy. Nie uważam, że musisz mnie stracić, Max.
Wydaje mi się, że mogłabym ci przydać się tu na miejscu. - Wyjęła z torebki
kartkę papieru. - Pozwolisz?
Machnął ręką na znak, żeby kontynuowała.
To oznaczało mniejsze zarobki, więcej godzin pracy, ale także i to, że
nigdy więcej nie musiałaby pchać ciężkich wózków z drinkami na
dwudziestocentymetrowych obcasach.
To oznaczało także, że musiałaby poszukać sobie w Cairns stałej bazy
zamiast maciupeńkiego mieszkanka w Melbourne, które tak naprawdę było
większą szafą na pieczołowicie gromadzone ubrania.
Ale wcale jej to nie przeszkadzało. Bo dzięki temu mogła zaproponować
coś Jamesowi. I miała nadzieję, że także będzie to propozycja nie do odrzucenia.
Nadszedł czas, by się zatrzymać. I kiedy rano siedziała na ganku domu
Ricka, patrząc na wschodzące słońce, doszła do wniosku, że pierwszy krok już
ma za sobą.
Przyjechała, żeby udowodnić Maksowi, że potrzebuje jej tu na miejscu.
Mogła tylko ufać głęboko, że uda jej się go przekonać, że wie na temat
prowadzenia jego firmy więcej niż on sam.
James siedział w pracowni, wyglądając przez okno na swój rozległy
ogród.
Choć była sobota, Kane nie został w domu, by pomóc mu w pracy, tak jak
to czynił zazwyczaj. Cate i Dave zabrali go dzisiaj rano na plażę i w domu
panowała niezwykła cisza.
Popatrzył na swój telefon, który uparcie milczał, i westchnął.
W promieniach wpadającego przez okno słońca widać było unoszący się
w powietrzu kurz.
Siena zapewne już wróciła od Maksa. Choć wiedział, że to tylko jego
pobożne życzenie, wyobrażał sobie, że odrzuciła ofertę wyjazdu.
skandalo
us
112
Domyślał się jednak, że po wydarzeniach ostatniej nocy nie zadzwoni do
niego, żeby podzielić się wiadomością.
Mimo to, musiał wiedzieć, co postanowiła.
Kochał ją. Sama myśl, że mógłby jej więcej nie zobaczyć, napawała go
rozpaczą. Miłość do niej wypełniała całe jego jestestwo, przynosiła mu radość i
ból i za nic by z niej nie zrezygnował. A ponieważ ją kochał, chciał, żeby była
szczęśliwa. Oczywiście, wolałby, żeby znalazła szczęście u jego boku, ale jeśli
zdecydowała, że woli wyjechać...
Uderzył pięścią w stół. A niech to! Gdyby rozegrał to wszystko inaczej...
Nigdy dotąd nie czuł się taki bezsilny. Całe dotychczasowe życie
kontrolował coś albo kogoś: żonę, syna, pracę, uczucia, czyny. A teraz, kiedy
naprawdę mu na czymś zależało, nie miał nic do powiedzenia.
Wiedział, że będąc w takim stanie ducha, niczego dziś nie zrobi.
Postanowił otworzyć blog.
Żeby powiedzieć do widzenia? Zakończyć te zwierzenia? Miał wrażenie,
że w końcu do tego dojrzał. Przepędził najgorsze koszmary.
Jego blog bardzo mu pomógł, ale teraz spełnił już swoje zadanie. Miał
przyjaciół i to do nich teraz będzie się zwracał w trudnych chwilach.
Otworzył blog i zaczął się zastanawiać, jak napisać pożegnanie. Kiedy tak
wpatrywał się w ekran, dostrzegł, że rano ktoś napisał komentarz.
Ciekawość zwyciężyła, kliknął myszką, żeby otworzyć tekst. A kiedy go
przeczytał, gardło ścisnęło mu się ze wzruszenia.
Sobota, 8:12
Dwa dni temu poznałam chłopaka.
Nie, żebym specjalnie kogoś szukała, ale zazwyczaj tak właśnie jest.
Spotyka cię to w najmniej oczekiwanym momencie.
skandalo
us
113
Dopóki go nie poznałam, uważałam, że wiodę wspaniałe życie. W Paryżu
byłam pięćdziesiąt razy. Pięćdziesiąt! Skończyłam kurs samoobrony, pielęgnacji
drzewek bonsai i tuzin innych. Dlaczego? Ponieważ byłam samodzielną,
niezależną, samowystarczalną kobietą, która za nic nie chciała niczego w swoim
życiu zmieniać. Nikogo nie potrzebowałam do szczęścia.
Ale ten mężczyzna pokazał mi, jaką cenę muszę płacić za tę niezależność.
Niezależność oznacza izolację. A ta przerodziła się w samotność. Sprawił, że
zadałam sobie pytanie, czy naprawdę chcę samotnie dryfować przez resztę życia.
Bez zobowiązań.
I jaka była odpowiedź?
Nie, nie chcę. Ponieważ odkąd go poznałam, zdałam sobie sprawę, że tak
naprawdę nigdy nie byłam samotną wyspą. Dzięki niemu odkryłam, gdzie jest
mój macierzysty port.
Mam tylko nadzieję, że nie jest jeszcze zbyt późno, aby powiedzieć mu, jak
wiele to dla mnie znaczy.
Mógł uznać, że życie ze mną nie byłoby łatwe. Po ostatniej nocy może
wątpić w to, że chciałam jedynie zrobić to, co najlepsze dla niego i jego syna,
którego tak bardzo kocha. Mimo to zależy mi na tym, żeby wiedział, co czuję.
Jeśli ten mężczyzna, którego kocham bardziej niż kogokolwiek na świecie,
jest w stanie mi wybaczyć, jeśli chce wziąć moje pozlepiane serce i jeśli widzi
jakiś sposób pokonania mojego uporu, może mnie mieć. Kocham go bardziej niż
swoją niezależność i bardziej niż Paryż ze wszystkimi jego pokusami.
Ponieważ teraz, kiedy zrozumiałam już, że chcę wrócić do domu, pojęłam
też inną prawdę. Żaden dom nie będzie prawdziwy, jeśli on nie będzie w nim ze
mną.
James przeczytał tekst kilkakrotnie, żeby upewnić się, że nie śni.
Kiedy wreszcie uwierzył, zaklął głośno i sięgnął po telefon. Drżącą ręką
wybrał numer do sklepu Ricka.
skandalo
us
114
- Mówi Rick.
- Rick, tu James Dillon. Jest Siena?
- Nie, stary. Ten jej ponury szofer zabrał ją jakieś pół godziny temu na
lotnisko. Musi polecieć do Melbourne, ale myślałem, że wiesz...
James nie słuchał dłużej. Odłożył słuchawkę i zbiegł na dół. Chwycił
kluczyki do samochodu, założył koszulkę i wybiegł z domu z szybkością
światła. Choć na ulicach pełno było niedzielnych kierowców, jakoś posuwał się
do przodu. Dostał od losu ostatnią szansę i nie zamierzał jej zaprzepaścić.
Tuż przed samym lotniskiem omal nie wjechał w latarnię, kiedy zapatrzył
się na ogromny plakat z piękną twarzą Sieny.
Zwolnił, przetarł oczy, a kiedy kierowca jadący za nim zatrąbił, zjechał na
bok. Plakat może zaczekać. Jeśli los nadal będzie mu sprzyjał, może dostanie
prawdziwą Sienę.
Prawdziwą...
Boże, tyle miał jej do powiedzenia. Tym razem zrobi to jak należy.
Wczoraj w nocy myślał, że powiedział jej wszystko, co miał zamiar
powiedzieć. Jednak dopiero kiedy przeczytał jej miłosny list, zrozumiał, jak
bardzo się mylił.
A niech to! Niewiele brakowało, a wszystko by schrzanił! Mógł stracić ją
bezpowrotnie tylko dlatego, że nie powiedział jej jasno, jak bardzo ją kocha.
Wjechał na parking, znalazł wolne miejsce i ruszył biegiem do hali
odlotów. Przepychał się między turystami, wymijał wózki bagażowe i biegł do
swojej kobiety.
Chciał z nią spędzić resztę życia. Kochał ją za to, że była taka uparta i
taka trudna. Ale przede wszystkim kochał ją za to, że ona kochała jego. To
budziło w nim najsilniejsze uczucia.
Ale nie powiedział jej tego.
skandalo
us
115
Pomachał jej przed nosem marchewką, w nadziei, że to wystarczy. A
teraz może było już za późno. Może odleciała do Rzymu i nigdy jej nie
zobaczy...
Kiedy wbiegł do sali odlotów, poszukał na monitorze lotu do Melbourne.
Samolot jeszcze nie wystartował.
Pobiegł do hali odpraw i zaczął się rozglądać, szukając wzrokiem
znajomych ciemnych loków.
W końcu jego wysiłki zostały nagrodzone.
Gdzie indziej mogłaby być, jak nie w kawiarni nad filiżanką cappuccino?
Wpatrywała się ze smętną miną w stos ułożonych na stole paczuszek z solą.
Kiedy ją ujrzał, zwolnił, pozwalając sobie na rozkosz wpatrywania się w
nią.
Głowę przechyliła na bok, a zebrane z tyłu włosy spłynęły jej na ramię.
Ubrana w błękitny mundurek MaxAir wyglądała niezwykle seksownie i bardzo,
bardzo realnie.
Jej szmaragdowe oczy były pełne smutku i miał wrażenie, że musiała
użyć sporo pudru, żeby ukryć ślady łez. Łez, które wylała z jego powodu? Łez,
na myśl o których serce ścisnęło mu się z bólu. Łez, które, miał nadzieję, były
ostatnimi wylanymi łzami w jej życiu.
Siena. Kobieta, którą pokochał. Jak do tego doszło?
Jak to możliwe, że udało mu się odnaleźć miłość dwa razy w życiu? Nie
miał pojęcia, czym sobie zasłużył na takie wyróżnienie.
- Siena - powiedział głosem nabrzmiałym z emocji. Podniosła głowę. Nie
mogła uwierzyć w to, co widzi.
- James?
Siedziała przy stoliku, myśląc o tym, czy przeczytał jej list. I oto był.
Prawdziwy. Żywy. Jej.
Wstała z krzesła, nie spuszczając wzroku z oczu Jamesa. Dostrzegła w
nich jedynie miłość, ciepło i zachętę.
skandalo
us
116
Stał przed nią ubrany niemal tak samo jak pierwszego dnia: w stare
dżinsy, T-shirt i miękkie zamszowe buty. Jego brązowe włosy były w nieładzie,
jakby wielokrotnie przesuwał przez nie palcami.
Był najseksowniejszym i najwspanialszym mężczyzną, jakiego
kiedykolwiek znała. Seksowniejszym nawet od Jamesa z fotografii. Ten James
należał do niej. Tego kochała.
Bez słowa podeszła do niego, objęła go za szyję i przytuliła się do niego.
Drżała na całym ciele, dając upust tak długo tłumionym emocjom. Uchodziły z
niej cały ból i niepokój, ale także miłość i szczęście. Wszystkie te uczucia zlały
się teraz w jedno i sprawiły, że nie potrafiła i nie chciała opanować płaczu.
Kiedy wreszcie jej szloch nieco ucichł, James wolno odsunął się i
delikatnie przejechał palcem po jej mokrym policzku.
- I po co ten płacz? - spytał miękko, uśmiechając się do niej z czułością.
Siena pociągnęła nosem i spojrzała na niego bezradnie.
- Nie mogę uwierzyć, że tu jesteś.
- Kobieto małej wiary.
- Pragnęłam tego. Miałam nadzieję. Ale tak naprawdę nie wierzyłam, że
to się stanie.
- Opowiedz mi o tym - powiedział, gładząc ją po głowie. - Ja marzyłem o
czymś takim całe miesiące, ale nie wierzyłem, że jeszcze kogoś tak pokocham.
- Poleciałbyś za mną do Melbourne? Pomyślał przez chwilę, zanim
odpowiedział.
- Sądzę, że tak.
- W takim razie masz szczęście, że do tego nie doszło. Zarezerwowałam
sobie powrotny lot na jutrzejsze popołudnie.
- Chcesz powiedzieć, że będziesz lecieć jako stewardesa? - spytał.
- Jako pasażer! Pomyślałam, że skoro mam tu pracować, to powinnam
sobie znaleźć w Cairns jakieś przytulne mieszkanko. Naturalnie z klimatyzacją.
skandalo
us
117
- Tylko mi nie mów, że rzuciłaś MaxAir - powiedział, a w jego oczach
pojawiło się coś na kształt uśmiechu.
Prawie słyszała, jak w jego głowie obracają się trybiki, kiedy analizował
to, co przed chwilą usłyszał.
- Nie do końca - oznajmiła. - Złożyłam Maksowi ofertę nie do odrzucenia.
Chciałam ci o tym powiedzieć jutro wieczorem, bo planowałam zrobić ci
niespodziankę i odwiedzić cię znienacka. Jak widać jednak, oszczędziłeś mi
kłopotu... Zaproponowałam mu, że skoro jestem takim wspaniałym
pracownikiem, powinien mnie zatrzymać tu na miejscu. Będę szkoliła nowych
pracowników. Będę im mówić prawdę. Opowiem o wszystkich korzyściach,
jakie płyną z tej pracy, ale również o poświęceniach, jakie będą musieli ponieść.
I Max uznał, że moja propozycja to świetny pomysł!
- Wcale w to nie wątpię. Byłby bardzo głupi, gdyby myślał inaczej.
Uśmiechnęła się do niego. Zanim zorientowała się, co zamierza zrobić,
James zamknął ją w ciasnym uścisku i podniósł.
Roześmiała się głośno. Czuła się kochana, doceniana i oszołomiona
własnym szczęściem. Zupełnie jak bohaterka romantycznej reklamy, na widok
której dziewczyny na całym świecie zalewają się łzami wzruszenia.
James postawił ją ostrożnie na ziemi, ale nadal nie wypuszczał z objęć.
- Nie szukaj mieszkania - szepnął jej do ucha cichym, ale zdecydowanym
głosem.
- Nie?
- Mówiłem poważnie, kiedy proponowałem ci, żebyś została. Tyle tylko
że na twój widok w tej czerwonej piżamie zupełnie zmąciło mi rozum i nie
użyłem odpowiednich słów.
Przerwał i zsunął dłonie z jej ramion na plecy. Po chwili wsunął je pod jej
błękitny żakiet.
- Siena, kochanie, zostań ze mną. Zamieszkaj ze mną. Bądź ze mną.
Wyjdź za mnie.
skandalo
us
118
- Czy ja dobrze usłyszałam...?
- Siena, chyba wiesz, jak bardzo cię kocham. Wiem, pomyślała. Teraz już
wiem.
- Ja też cię kocham.
Jednocześnie zbliżyli ku sobie głowy i pocałowali się.
Ø
I Siena wiedziała, że wreszcie, po tylu latach błąkania się po całym
świecie, znalazła dom.
skandalo
us