Seksafera była naprawdę
Dominika Wielowieyska 2011-08-11, ostatnia aktualizacja 2011-08-11 14:27:00.0
Stawianie afery gruntowej na równi z tzw. seksaferą w Samoobronie jest wielkim nadużyciem. Podobnie jak
sugestia, że obydwie sprawy były prowokacją służb po to, by Leppera zniszczyć
"Były wicepremier został wykończony, a Samoobrona rozbita na skutek całkowicie świadomej działalności organów
państwa. (...) Gdyby nie afera gruntowa i częściowo nieprawdziwa seksafera, Lepper byłby w innej sytuacji" - mówi
Jacek Żakowski w "Fakcie"(8. 08). A w "Gazecie Wyborczej" (
"Szlachetność i przyzwolenie"
, 8.08) dodaje: "Gwiazda
Leppera gasła, od kiedy wszedł w koalicję z PiS i LPR, ale zdmuchnięcie jej było skutkiem wymyślonych w gabinetach
władzy fikcyjnych oskarżeń znanych jako afera gruntowa i częściowo fałszywych (m.in. ojcostwo dziecka Anety K.), a
częściowo niewyjaśnionych oskarżeń o przestępstwa seksualne".
Afera gruntowa była pułapką zastawioną na Andrzeja Leppera, by dowieść, że był łapówkarzem. Prowokacja się nie
udała, bo Leppera ostrzeżono. Natomiast seksafera to historia zupełnie inna. Była działaczka Samoobrony Aneta
Krawczyk opowiedziała Marcinowi Kąckiemu z "Gazety Wyborczej" o tym, jak w Samoobronie kobiety dostają pracę w
zamian za seks z czołowymi działaczami w partii. A przede wszystkim Krawczyk nie oskarżała Leppera czy innych
działaczy o to, że są ojcami jej dziecka. Mówiła jedynie o Stanisławie Łyżwińskim, czego nie potwierdziły badania
genetyczne. Potem dorobiono jej gębę tej, która kolejnych mężczyzn oskarża o ojcostwo swego dziecka.
Ona twierdziła natomiast, że i Lepper i Łyżwiński zmuszali ją do seksu. Prokuratura postanowiła więc także Leppera
poddać badaniom genetycznym, które wykluczyły jego ojcostwo. Ale fakt, iż Leper nie jest ojcem, w żaden sposób nie
podważał zeznań Krawczyk i innych świadków zeznających przeciwko liderom Samoobrony.
W seksaferze - i chyba trzeba to podkreślać wielokrotnie - nie chodziło o to, kto jest ojcem dziecka Anety Krawczyk, ale
o haniebny proceder wymuszania na kobietach seksu pod groźbą wyrzucenia z pracy. Dla samotnej matki z dziećmi,
której mąż nie płaci alimentów, była to sytuacja katastrofalna. Jacek Żakowski chyba nie pamięta tej sprawy zbyt
dokładnie, natomiast uległ propagandzie, którą działacze Samoobrony dość skutecznie uprawiali: Krawczyk jest
niewiarygodna, źle się prowadziła, nie wiedziała, z kim ma dziecko.
Cytowany
niedawno w "Gazecie" przez Miładę Jędrysik Roger Canaff
, amerykański prawnik, ekspert w sprawach
przemocy wobec kobiet i dzieci, tłumaczył: "W sprawach o przemoc na tle seksualnym, w których oskarżałem,
najczęściej używałem jednego sformułowania: Nie wybieramy ofiar w castingu. Bierzemy je z życia. Twardego,
spontanicznego, nieupiększonego życia". Canaff powtarzał członkom ławy przysięgłych, że ofiary przestępstw nie są
aniołami. Niestety - pisze - w przypadku przemocy seksualnej "powinny nimi być", bo inaczej opinia publiczna (i
przysięgli) zwraca się przeciwko nim.
Mimo że Aneta Krawczyk nie była aniołem, sąd przyznał jej rację i Stanisław Łyżwiński został skazany prawomocnym
wyrokiem. Sam Andrzej Lepper był niewinny w chwili swej śmierci, bo został skazany w pierwszej instancji, ale sąd
apelacyjny polecił sprawę rozpatrzyć jeszcze raz. Tyle i tylko tyle. Ale twierdzenie, że dziś już mamy pewność, iż
seksafera była oparta na fałszywych oskarżeniach, jest nieprawdą.
Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.pl -
http://wyborcza.pl/0,0.html
© Agora SA
Strona 1 z 1
Seksafera była naprawdę
2011-08-11
http://wyborcza.pl/2029020,75515,10100637.html?sms_code=