Maxwell Megan Odgadnij kim jestem Tom 3 Tej nocy

background image
background image
background image

Korekt

a

Agnieszka

Deja

Projekt

graficznyokładki

MałgorzataCebo-Foniok

Zdjęcie

na

okładce

©S_L/Shutterstock

Tytułoryginału

Adivina

quiénsoyestanoche

Copyright

©MeganMaxwell,2014

Copyright

©EditorialPlaneta,S.A.,2014

All

rightsreserved.

Wszelkie

prawazastrzeżone.

Żadnaczęść

tej

publikacjiniemożebyćreprodukowana

ani

przekazywanawjakiejkolwiekformiezapisu

bez

zgodywłaścicielaprawautorskich.

For

thePolishedition

Copyright

©2015byWydawnictwoAmberSp.zo.o.

ISBN

978-83-241-5714-3

Warszawa

2015.WydanieI

Wydawnictwo

AMBERSp.zo.o.

02-952

Warszawa,ul.Wiertnicza63

tel.620

4013,6208162

www.wydawnictwoamber.pl

Konwersja

dowydaniaelektronicznego

P.U.OPCJ

A

juras@evbox.p

l

background image

Miłość

jest

jakkawa.

Czasami

mocna,czasamisłodka,

czasami

zwykła,czasemurozmaicona,

ale

nigdyniepowinnabyćzimna.

Buziaki,mam

nadzieję,żetapowieśćWamsięspodoba.

Megan

Maxwell

background image

1.Tragedia

D

źwięk

ciszy

jestonieśmielający.

Nadal

mamwuszachpiskopon.

Żyję!

Ja

żyję!

SłyszęgłosDylana.Chcęodpowiedzieć.Słyszę,żezbliżasię

do

mnieszybkimikrokami,aleparaliżuje

mniestrach.Leżęnaulicyiledwiemogęoddychać.

Drżę,

a

mojeoczyspotykająsięzoczamiTifany,żonyOmara.Leżynaziemiobokmnie.Patrzymyna

siebie.Obieoddychamyztrudem,ależyjemy.

Nic

ciniejest?–pytaledwiesłyszalnymgłosem.

Kiwam

głową,boniemogęrozchylićwarg,alejejpytaniesprawia,żewszystkosobieprzypominam.

Samochód nadjeżdżający z ogromną prędkością. Strach. Dłoń Tifany, która mnie ciągnie. To, jak obie
padamyzimpetemzasamochodemOmara.Nieprawdopodobnyodgłoshamowania,apóźniejcisza.

Ta

ciszazostajenagleprzerwanakrzykami.Przeraźliwymipiskami.Omarpochylasięzniepokojem,a

kilkachwilpóźniejdobieganasgłosDylana.

Nie

ruszajich,Omar!Dzwońpopogotowie.

Ale

jasięruszam.Przewracamsięnaplecyiwydajęzsiebiejęk.Bolimnieramię.Cholera,itojak

boli!Mojeoczynatrafiająnaoczymojegoukochanego,którypochylasięnademnązniepokojem.

– Yanira, mój Boże, kochanie… –

szepcze

przejęty, dotykając mnie delikatnie, żeby nie zrobić mi

krzywdy.–Nicciniejest?

Nie

przestajemnieprzytulać.Potrzebujęjegociepła,jegoczułości,jegopięknychsłówipoczucia,że

onmniepotrzebuje.

Nic

miniejest…–odpowiadam,żebygouspokoić.–Niemartwsię…Nicminiejest.

–Robaczku,kręci

mi

sięwgłowie–skarżysięTifany,próbującsiępodnieść.

–Spokojnie,skarbie…

Nie

ruszajsię–uspokajająOmar.

Nagle

natrafiamnawzrokTifany.

–Dziękuję–szepczę

wzruszona

tym,cotadziewczynadlamniezrobiła.

Młoda

blond

żona Omara, o której myślałam, że ma mniej rozumu niż Skalmar Obłynos, przyjaciel

SpongeBoba, uśmiecha się. Właśnie uratowała mnie przed śmiercią pod kołami samochodu, ryzykując
tym,żesamaprzeniesiesięnatamtenświat.Będęjejzatodozgonniewdzięczna.Dozgonnie.

Dylan

niechcącodotykamojejręki,ajawydajęzsiebieprzerażającykrzyk.Cholera,cozaból!

Patrzy

namnieprzerażony.

Nie

ruszajsię,kochanie–szepcze,oddychającszybko.

Boli

mnie…boli…

–Wiem…wiem…

Spokojnie

–mówizezmartwionąminą.

Czuję,że

z

oczu zaraz trysną mi łzy jak fontanny z powodu nieznośnego bólu, który czuję. Widzę, że

Dylandzwoniposwojegokolegęlekarza,którypędzidonas.

background image

–Poproś

w

pubieolód.Pilniepotrzebujęlód!

Poruszam

sięiznówkrzyczęzbólu.Dylanpatrzynamnieizdejmujemarynarkę.

Chyba

przyupadkuwybiłaśsobiebark.

W

tej chwili nie wiem, co to znaczy „wybić sobie” ani czym jest bark, ale mój chłopak ma ponurą

minę.Bardzoponurąitonapawamniestrachem.

–Cholera…

Ale

boooooooooliiiiiiiiiii!–jęczę.

Kiedy

zjawiasiękolegaDylanazworeczkiemlodu,Dylanklnie.

Fran,musisz

mipomóc–mówi,spoglądającnaniego.

Kładą

mnie

naplecachnachodniku,obchodzącsięzemnąjakzlalką,iczuję,żeFrantrzymamnieza

głowę.Denerwujęsię.Cochcąmizrobić?

Boli

mnie,Dylan…Bardzomnieboli.

Mój

ukochany

siadanaziemiikładziestopęobokmojegotułowia.

–Wiem,skarbie…

Ale

zarazciminie.Złapięcięmocnozarękęipociągnędomnie.

Nie!Nie

dotykajmnie!Umieramzbólu!–krzyczęprzestraszona.

Rozumie

mójstrach.Jestemprzerażona.Dylanpróbujemnieuspokoić,akiedymusiętoudaje,znów

zajmujewcześniejsząpozycję.

–Muszęprzestawić

ci

bark,kochanie.Będzieboleć.

Nie

dając mi czasu nawet na mrugnięcie powieką, widzę, że spoglądają na siebie z Franem i nagle

Dylanwykonujegwałtownyruch,którypowoduje,żepojawiająmisięprzedoczamiwszystkiegwiazdy
nafirmamencieikrzyczęrozpaczliwie.

O

Boże,cozabóóóóóól!

Łzytryskają

mi

zoczu.Płaczęjakgłupia.Jestemzła,żerozklejamsięprzytychwszystkichludziach,

aleniemogęsiępowstrzymać.Bolimnietak,żeniejestemwstaniemyślećoniczyminnym.

–Już…już,kochanie.–

Dylan

mnieprzytula,żebymnieuspokoić.

Siedzimy

tak chwilę i czuję, że moczę mu koszulę łzami. Nie wypuszcza mnie. Nie odsuwa się ode

mnie. Patrzy tylko na mnie i szepcze mi cudowne słowa miłości wśród mijających nas przechodniów.
Kiedysięuspokajam,ostrożniewypuszczamniezobjęć,owijalódmarynarkąirobimizniegookładna
bark.

Spokojnie, moja

kochana – mówi, widząc, że patrzę na niego oczami zaczerwienionymi od łez. –

Zarazprzyjedziepogotowie.

Staram

sięuspokoić,aleniemogę.Popierwszedlatego,żemałoniezginęłampodkołamisamochodu.

Podrugiedlatego,żecholerniebolimnieramię.Apotrzeciedlatego,żeudzielamisięzdenerwowanie
Dylana.

–Powiedz,że

nic

ciniejest–nalega.

–Nic…nic…–

udaje

misięwybełkotać.

Moja

odpowiedźgouspokaja,alenaglezrywasięzziemiwściekły,oddalasięodemnieisłyszę,jak

krzyczyrozjuszony:

Jak

mogłaśtozrobić?!

Przestraszona

jego złością, unoszę się lekko, chociaż wszystko mnie boli, i widzę, że idzie w stronę

samochodu,któryomałomnienieprzejechał.WśrodkusiedziCaty,zgłowąnakierownicy.

background image

Suka!Podłażmija!

Patrzy

na Dylana i widzę, że płacze. Jęczy. Wzdycha. Mój chłopak, podminowany, otwiera z

wściekłościądrzwisamochodu,małoichniewyrywając,iwyciągają,krzyczącjakopętany.Mężczyzna,
któregowcześniejwidziałamzCaty,podchodzidonichzpochmurnąminą.Domyślasię,cozaszło.

Omar

–szepczęobolała.–IdźuspokoićDylana,proszę.

Kiwa

głową, podchodzi do brata z zagniewaną miną i stara się interweniować, ale Dylan jest

wzburzony.Bardzowzburzony.

W

końcuOmarowiidrugiemumężczyźnieudajesięodciągnąćgoodCatyiuspokajajągo.

Nie

mogęprzestaćnaniąpatrzeć.Jestzaledwiepięćmetrówodemnie.

–Przepraszam…–Słyszę,

jak

mówiprzezłzy.–Przepraszam…

Co

za tupet! Mało cię nie zabiła, a teraz wielce szlocha – szepcze Tifany, widząc, w którą stronę

patrzę.

To

prawda.Takobietaniemawstydu.Pozatymniewiem,jakmamrozumiećto„przepraszam”,czy

jestszczere,czyudawane.

Nie

mogęochłonąćpotym,cosięwydarzyło.Rozumiem,żejestzakochanawDylanie,alewgłowie

misięniemieści,żeposunęłasiędoczegośtakiego.Nieulegawątpliwości,żemacośzgłową.Cholera,
małomnieniezabiła!

Spokojnie,dziewczyny

–słyszęgłosOmara,którypodchodzidoswojejżonyidomnie.–Pogotowie

jużjedzie.

–Zniszczyłam

sobie

dwapaznokcie,robaczku.

Jutro

zrobiszsobienowe,skarbie–odpowiadaOmarzuśmiechem.

Przeraźliwe

wycie

karetekisamochodówpolicyjnychzagłuszawszystkoinne.Szybkootaczająmiejsce

iodsuwajągapiów,alekarzezajmująsięTifanyimną.Unieruchamiająmiramięiszyję.Podnosząmnie
niczympiórkoikładąnanoszach,iwidzę,żeniosąmniedokaretki.PatrzęnaTifany,zktórądziejesięto
samo, co ze mną. Biedaczka. Odwracam głowę na noszach i znów spoglądam na Caty. Nie przestaje
płakać,ajejtowarzyszkręcigłowąipatrzywziemię.

Omar

nie wytrzymuje. Biega od noszy, na których leży jego żona, do tych, na których leżę ja. Kiedy

wsadzająmniedokaretki,słyszę,jakDylanoznajmia:

–Pojadę

z

nią.

Dwaj

mężczyźniikobietazkaretkispoglądająnasiebie.

Wie

pan,żepanunieodmówimy,doktorzeFerrasa–mówikobietazuśmiechem.–Alemytumusimy

pracować.

Nie

podoba mu się to, zamyka na chwilę oczy, a potem wyjaśnia, co zrobił w ramach pierwszej

pomocy, ale nie chce przeszkadzać, więc w końcu kiwa głową i drzwi się zamykają. Kilka sekund
późniejsłyszę,żeprzedniedrzwirównieżsięzamykająikaretkarusza,uruchamiającprzeraźliwąsyrenę.

Chcę być

z

Dylanem. Chce mi się płakać, ale muszę się zachowywać jak silna kobieta, a nie

rozkapryszonanastolatka,którapłacze,boniemaoboksiebieswojegochłopaka.

Kobieta

ijedenzmężczyznzaczynająmniebadać.

–Pamiętasz,

jak

cinaimię?–pytaonapoangielsku.

W

dalszymciąguoszołomiona,rozumiemją,aleodpowiadampohiszpańsku.

background image

Nazywam

się…nazywamsięYaniraVanDerVall.

Kobieta

kiwagłową,bierzestrzykawkę,napełniająbezbarwnympłynemiumieszczająwwenflonie,

któryzałożyłamikilkasekundwcześniej.

Spokojnie, Yanira

– mówi z uśmiechem, również po hiszpańsku. – Zaraz będziemy w szpitalu

RonaldaReagana.

A

Dylan?GdziejestDylan?

Zaczyna

misiękręcićwgłowie,ażnaglesłyszęjegogłos:

Jestem

tutaj,kochanie.

Na

tyle,nailemogę,odwracamgłowęispoglądamwgórę.PrzezszybęwidzęDylana,siedzącegow

przedniejczęścikaretki,isięuśmiecham.

background image

2.Mojelekarstwo

W

szpitalu robią mi prześwietlenia i unieruchamiają mi rękę na temblaku. Pielęgniarz pcha wózek

inwalidzki,naktórymsiedzę.Zatrzymujesięprzeddrzwiami,akiedyjeotwiera,widzęDylana.

–Cześć,skarbie–mówinamójwidok.
Widać,żesięmartwi.Pielęgniarz,którypchałwózek,pomagamiusiąśćnałóżku,apotemodchodzi,

zostawiającnassamych.Dylandajemiprzelotnego,czułegobuziakawusta,głaszczemniepopoliczkui
pyta,czybardzomnieboli.

Czujęniewielkiból,zupełnienieporównywalnyztym,któryodczuwałamwcześniej.
–Dozniesienia–odpowiadam.Pamiętam,cosięwydarzyło,więcdodajęszeptem:–Ajaksięczuje

Tifany?

–Ma zwichniętą kostkęi stłuczone nogii ręce, jak ty.Ale spokojnie, będzieżyć i naciągnie mojego

bratanatenpierścionek,którytakbardzochcesobiekupić,ipewnienacośjeszcze.

Uśmiechamysięoboje.
–Chcesz,żebyśmyzadzwonilidotwoichrodziców?–pyta.
Zastanawiamsięprzezchwilę,alewkońcukręcęgłową.Wiem,żebardzobysięzmartwili,wdodatku

taodległość…Lepiej,żebyniewiedzieli.Nicminiejestiniechcę,żebyniepotrzebniesięzamartwiali.
Zamykamoczy.Jestemobolałajakbyktośmnieporządniezbił.

–ZCatywszystkowporządku?–pytam.
PochwiliniezręcznejciszyDylankiwagłową.
–Tak.Kiedydojdziedosiebie,będziemiaławielkiproblemznamiizprawem–dodaje,wzdychając

ciężko. – Zapewniam cię, że to, co zrobiła, nie ujdzie jej na sucho. Rozmawiałem z ojcem, będzie nas
reprezentował.Dopilnuję,żebyzapłaciłazato,cozrobiła.To,copróbowałazrobićta…

–Dylan,nie–ucinam.–Niemogęsięnatozgodzić.
–Jakto:niemożeszsięnatozgodzić?Omaływłoscięniezabiła,kochanie.
Kiwamgłową.Wiemotym.Wiem,żewtamtejchwiliCatychciałazrobićwłaśnieto.
– Uspokój się i pomyśl. Proszę… – ciągnę. – Jeżeli ktoś nienawidzi tej kobiety z całego serca, to

właśnieja,aleniemogęzapomniećotym,żecierpizmiłości.Kochacię.Alkoholuderzyłjejdogłowy,
wypiłazadużoi…i…pozatymjaprzechodziłamwmiejscu,wktórymniepowinnam.Częśćwinyleży
równieżpomojejstronie.

– Yanira – odzywa się Dylan poważnym tonem. – Mogła cię zabić. Gdyby osiągnęła swój cel, nie

rozmawialibyśmytuteraz,nierozumiesz?

Znówkiwamgłową.Pewnie,żerozumiem.
–Alerozmawiamy,Dylan–nieodpuszczam.–Jestemtuztobąibędęjutro,pojutrzeikażdegodnia.–

Próbujęsięuśmiechnąć,aleminiewychodzi.–Niedoniosęnanią,kochanie–ciągnę.–Przykromi,ale
niemogę.Chybaitakbędziejejciężkoporadzićsobieztym,cosięstało.

–Jesteśzadobra,zadobra,iuważam,że…
–Nie.Powiedziałam:nie–oznajmiam.

background image

Patrzynamniezrozdziawionymiustami,akiedydocieradoniego,żewżadensposóbnienakłonimnie

dozmianyzdania,szepcze:

– Do głowy mi nie przyszło, że Caty mogłaby zrobić coś takiego. Nigdy. Nie wiem, jak cię za to

przepraszaći…

– Dylan – przerywam mu. – Ty nie masz mnie za co przepraszać, bo nie jesteś niczemu winien,

kochanie.Odbiłojej.Cotymaszztymwspólnego?

–Czujęsięwinny.Powinienembyłbyćbardziejprzewidujący.
–Przewidujący?!
Robigniewnąminę.
–Catyodlatcierpinadepresję–wyjaśnia.–Leczysięi…
–Cholera…
– Kolega za szpitala powiedział mi, że sprzedała poradnię pediatryczną w tym roku, w którym

zniknąłem.Niejestjużjejwłaścicielką.Pracujetamtylkoprzezkilkagodzin,aja…japowinienembył
przewidzieć,żemożewydarzyćsięcośtakiego.

Przypominamsobie,żetegowieczorupodczaskolacjiopowiadałanamoswojejporadni.
–Iznającprawdę,dlaczegosięnieodezwałeśwczasiekolacji?–pytam.
–Ajaknibymiałemtopowiedzieć,Yanira?Niemogłembyćtakokrutny.Pozatymniewiem,ilena

tematswojegożyciawyjawiłamężczyźnie,któryzniąbyłiniechciałemstrzelićgafy.Niechciałemjej
też pytać o chorobę. Nie była to odpowiednia chwila ani miejsce, kochanie. Chciałem z nią
porozmawiać, zadzwonić do niej któregoś dnia i spytać, jak się czuje. Dlatego dzisiaj, kiedy ją
zobaczyłem, bez zastanowienia zaprosiłem ją do naszego stolika. Zasługiwała na to, żebyśmy
potraktowali ją serdecznie, my i rodzina Ferrasa. Zawsze była dobrą przyjaciółką, chociaż jej się
wydawało…

–Jejsięwydawało,żejestdlaciebiekimświęcej,prawda?
Dylankiwagłowąiwzdycha.
–Zawszebyłemwobecniejszczery.Setkirazymówiłemjej,żemiędzynaminigdyniebędzieniczego

poważnego, ale ona uparcie trwała przy mnie, a ja egoistycznie jej na to pozwalałem. Możesz wierzyć
lub nie, robiłem to nie tylko dla siebie, ale też dla niej. Widziałem, że jest szczęśliwa, choroba była
opanowanaitomiwystarczało.Aleterazwidzę,żeniepostąpiłemwłaściwie.

–Niezadręczajsię,kochanie.
– Dlatego mówię, że to moja wina, Yanira – ciągnie. – Niechcący doprowadziłem do tego, co się

wydarzyło.Jestemtemuwinny,niewidzisz?

Widzęrozpaczwjegooczach.
–Nie,mójskarbie–odpowiadam.–Niejesteświnny.Toprawda,żebawiłeśsięjejuczuciami,nie

myślącotym,ilebólumożeszjejprzysporzyć,aletonietykazałeśjejusiąśćzakierownicą,nacisnąćgaz
iruszyćnamnie.

Dylannieodpowiada.
– A teraz, wiedząc to, co wiem, jak miałabym na nią donieść? – ciągnę. – Nie potrafiłabym już

wcześniej,ateraztymbardziej.

Mójprzystojniaknieodpowiada,alejachcępostawićsprawyjasno.

background image

–Niepozwolęnato,żebyśobwiniałsięowszystko,cosięwokółciebiedzieje–oznajmiam.–Dzieje

sięto,comasięstać,ikropka.Amożeteżponosiszwinęzadziuręozonową?AlbozagłódnaTrzecim
Świecie?

Wkońcunamniespogląda.
– Chcę, żeby było jasne, panie Ferrasa, że dla mnie winę będziesz ponosił tylko za to, co zrobisz

bezpośredniomnie,jasne?

Nieruszasię.Patrzytylkonamnie.Niemogęuwierzyć,żepodobniejakwprzypadkumatki,poczucie

winy nie daje mu żyć. Dlaczego tak się czuje? Ale nie mam zamiaru pozwolić, żeby żył w ciągłym
poczuciuwiny.

– Nie mam zamiaru odezwać się do ciebie słowem, dopóki mi nie powiesz, że zrozumiałeś i że nie

ponosiszwinyzanic,cosięwydarzyło,dobrze,mójkochany?

Kiwagłowąipokilkusekundachpełnychnapięciasięuśmiecha.
–Choćbypoto,żepowiedziałaśdomnie:mójkochany,wartobyłocięposłuchać–odpowiada.
–Dylan!–protestuję.
Uśmiechasięwkońcuikiwagłową.
–Zgoda,kapryśnapanno.Zrozumiałem,niejestemniczemuwinny.
–Dobrze!
Obejmujemnieostrożnieisłyszymy,żedrzwidosalisięotwierają.ToTifanynawózkuinwalidzkim,

z Omarem i ładną ciemnowłosą pielęgniarką. Tifany podjeżdża do mnie i chwyta mnie za rękę. W tej
chwiliwybuchamniepohamowanympłaczem.

–Tifany,powiedz,żenicciniejestbo…–mówię,szlochając.
–Och,skarbieeee,niepłaaacz.Rzęsywgórę!–żartujezpromiennąminą.
–Bardzomiprzykrozpowodutego,cocisięstało.
–Spokojnie,Yanira–wtrącaOmarzuśmiechemipuszczaokodopielęgniarki,któraznimiprzyszła.–

Zapewniamcię,żewynagrodzęmojążoneczkęzabohaterskiczynjaktylkowyjdziezeszpitala.

–Robaczkuuuuu…–odzywasięTifany,rozbawiona.–Niemówtak,głupolku.
Widzę,żeOmaripielęgniarkapatrząnasiebie,ażwkońcuonawychodzizsali.Cozatupet!
GdybyDylanzrobiłcośtakiegowmojejobecności,wydrapałabymmuoczy.Mójszwagierpodchodzi

dobrata,żebymucośpowiedzieć.

–Wprzyszłymtygodniuwybierzemysięnazakupy,dobrze?–mówidomnieTifanyściszonymgłosem.
Dostajęatakuśmiechuikiwamgłową,rozbawiona.
–Tacwaniaraodrazumisięniespodobała–dodaje.–Ichybadałamcitodozrozumieniawzrokiem

wczasiekolacji,bowidziałam,jakrozpływałasięzakażdymrazem,kiedywlepiałaoczywDylana.Aw
klubie?Nowłaśnie,wklubie!Kiedyzaczęłaopowiadaćteintymnehistorie,odeszłam,bomiałamochotę
wrzasnąćdoniej:„Ej,laska,pstryknijizniknij!”,aleniechciałambyćchamska.

Jejsposóbmówieniamniebawi.Tifanynieumiałabybyćchamskanawet,gdybychciała!
–Niewiem,jakcidziękować.
Uśmiechasię.
–Dajspokój,laleczka,możetyniezrobiłabyśdlamnietegosamego?–odpowiada,ściszającgłos.
Kiwamgłową.Bezwątpieniabymtozrobiła.

background image

–Kochamcięsupermocno–podsumowujeTifanyzładnymuśmiechem.
Jateżsięuśmiecham.Jestemjejwdzięcznazadowodyuczuciawtakiejchwili.Prawiesięnieznamy,

alewydajemisię,żezbytszybkojąosądziłamiżezasługujenakolejnąszansę.Icieszymnie,żemyśli,że
zrobiłabymdlaniejtosamo.

BraciaFerrasapatrząnanasrozbawieni.
– Bracie, okaże się jeszcze, że tata miał rację co do tego, że blondynki to tylko problemy – mówi

Omar.

Mnietobawi,aleTifanysięobrusza.
–Robaczkuuuuuuu,niemówtak,głupolku.
Tęnocspędzamyweczwórkęwszpitalu.Dylanniezgadzasię,żebywypisanoTifanyimnie,amysię

poddajemy.Niezłezakończenieimprezyimójpoczątekwnowymdomu!

Nadranem,kiedysiębudzę,widzę,żeDylansiedzinafoteluprzyłóżkuiczytaksiążkę.Przyglądammu

sięspodprzymrużonychpowiek.Niewidzimnie.Jakzwyklejestprzystojnyiseksowny,jeszczebardziej
ztąpoważnąminąirozpiętąkoszulą.Wiem,żezamartwiasiętym,cosięstało.Widzętowjegooczachi
poliniiwarg.Martwisięomnie.Och,mójkochany.

Przez chwilę mu się przyglądam i upajam się widokiem, ale kiedy widzi, że się poruszam, odkłada

książkęnastolik,wstajeipodchodzidomnieszybko.

–Cosiędzieje,kochanie?
Jegogłosdodajemiotuchy.Jegoobecnośćzapewniamipoczuciebezpieczeństwa.Niejestemwstanie

milczeć.

–Chciałamcitylkopowiedzieć,żeciękocham.
Uśmiechasię.Dotykamojegoczoła.
– Uderzenie było chyba silniejsze niż mi się z początku wydawało. Powinienem się martwić? –

szepczezkomicznymwyrazemtwarzy.

Jegożartizabawnaminawywołująuśmiechnamojejtwarzy.Niezłazemnieromantyczka!Przezkilka

sekundśmiejemysięoboje,ażwkońcumówięnagle:

–Chcęzaciebiewyjśćjutro.
Zaskoczonyznówwbijawemniekasztanoweoczy.
–Jesteśpewna?
–PojedźmydoLasVegas,tyija–odpowiadam.–Urządźmyszalonyślub,innyi…
–Kochanie–przerywami.–Pobierzemysię,kiedybędzieszchciała,aleniewLasVegas.
–Dlaczego?
–BochcęsięztobąożenićprzedBogiem.
Nieźle…Odkiedytojesttakiwierzący?
Robiępodkówkę,Dylanmniecałuje,uśmiechasięiwkońcujateżsięuśmiecham.Alejestemłatwa

przytymfacecie!

Dylanznowumniecałuje.
–Zajmęsięwszystkim–oznajmia.
–Dobrze,aleproszęcięojedno.
–Oco?

background image

–Chcęszalonejimprezy.
–Obiecuję–odpowiada,obejmującmnie.

background image

3.Nieproszęcięogwiazdkęznieba

N

astępnegodniajestemjużwdomu.Muszęmiećunieruchomionąrękęprzeztydzieńalbodwa,dopóki

nieprzestaniemnieboleć.Muszęteżzażywaćśrodkiprzeciwzapalne.

Anselmo,ojciecDylana,dzwonidonas.Rozmawiazsynem,apóźniejzemną,alejaniemamzamiaru

ustąpić.Niewystąpięprzeciwkotejkobiecie.

Mówimymuoślubieimamwrażenie,żesięcieszy,itobardzo.Czytomożliwe,żeterazażtakzamną

przepada?

Wilma, kobieta, która przychodzi sprzątać dom, jest czarująca i od pierwszej minuty dwoi się i troi,

żebym czuła się wspaniale, a kiedy dowiaduje się o planowanym ślubie, postanawia zrobić generalne
porządki.Tylkotegobrakowało!

WkońcuDylankażemizadzwonićdomojejrodzinyiopowiedziećotym,cosięstało.Przedstawiam

im wersję złagodzoną. Nie mówię im całej prawdy, tylko tyle, że przechodziłam w niedozwolonym
miejscu. Jak należy się spodziewać, wszyscy mnie strofują i mówią, że jestem wariatką. Znoszę to z
uśmiechem,apotemkończęinformacjąotym,żeślubzostałprzyspieszony.Tataodrazupyta,czyjestem
w ciąży. Rozbawiona, wyprowadzam go z błędu. Zanim się rozłączę, zapewniają mnie, że załatwią
dokumenty,którychpotrzebujędoślubu.

Mija dziesięć dni. Jak mogę, opędzam się od Dylana i Wilmy, którzy każą mi pić mleko. Ale są

namolni z tym wapniem! W końcu mogę się uwolnić od temblaka. Mogłabym zdjąć go wcześniej, ale
życiezlekarzempodjednymdachemniejestłatwe.

Dylan ściągnął do domu fizjoterapeutę, żeby prowadził ze mną rehabilitację. Jego zdaniem nie

zaszkodzizapobiegaćewentualnymproblemomiprawdęmówiąc,bardzodobrzemizrobiła.

Wdniu,kiedykończąsięwszystkiezabiegi,czujęsięszczęśliwa.Znówjestemsobą!Doślubuzostają

dwa tygodnie. Ma się odbyć dwudziestego pierwszego grudnia, a ja ciągle nie mogę uwierzyć, że
wychodzęzamąż.ZarównoDylan,jakija,jesteśmyprzeciwnikamiślubów,ajednakmamyzamiarwziąć
ślubkościelny,zksiędzem,bankietem,romantycznympierwszymtańcemikrojeniemtortu.

Mójchłopakjesttrochęzmartwionytym,żeniebędziemymiećmiodowegomiesiąca.Poślubiewraca

doszpitalapodługiejnieobecnościiniejesttonajlepszymomentnawyjazd.

Przełożymy podróż. Ja się tym nie przejmuję za bardzo. Chcę być tam, gdzie on. Nic więcej. Nie

zajmujęsięniczymwzwiązkuześlubem,wszystkozałatwiaDylan.Twierdzi,żemanadzieję,żezrobimi
niespodziankę.Ufammu.Niemamwyboru.Alemamproblem.Wielkiproblem.

Nienawidzęmiejsca,wktórymmieszkamy.Wszystko,comnieotacza,przypominamioniej.OCaty.O

kobiecie,któramałoniewysłałamnienatamtenświatiktórakiedyśpomagałaDywanowiurządzaćten
dom.KiedymówięDylanowiotym,coprzeżywam,rozumiemnieiupierasię,żebyśmyzrobiliremont.
Problemwtym,żejesttakpochłoniętyorganizacjąślubu,żeciężkosiętymzająćwtejchwili.

PlanA:zrobięremontmimozamieszaniaślubnego.
PlanB:poczekam,ażbędziepoślubie.
Bezwątpieniastwierdzam,żenajlepszyjestplanB.Poczekam.

background image

Tifany szuka ze mną sukni ślubnej. Była projektantką ubrań dla marki, którą uwielbia, ale rzuciła to,

kiedypoznałaOmara.Zostawiławszystkozmiłości.Dlaswojegorobaczka.

Któregoś popołudnia razem z koleżankami zabiera mnie do świata pięknych młodych panien. Nie

muszę mówić, że przymierzam najlepsze suknie ślubne na świecie i chociaż ciężko mi się do tego
przyznać, wyglądam w nich po prostu bosko. Nie ma sukni, która leżałaby na mnie źle. Wyglądam jak
laleczka.Czyżbymrobiłasięzarozumiała?

Wkońcudecydujęsięnasuknięoromantycznymkroju,ztiulowąspódnicąiszarąwstęgąwtalii,od

projektantkiVeryWang,którąjestemzachwycona,aTifanysięzniejśmieje.Mówi,żejestwstylutej,
którą kilka lat temu miała na sobie Kate Hudson w filmie Ślubne wojny. W sukni wybieram piękny
welon.Jedwabnytiul,którymocująminaniskoupiętymkoku,akiedyprzeglądamsięwlustrzewcałej
tejoprawie,szczękamiopada.Wyglądamzjawiskowo!

Uśmiecham się, kiedy wyobrażam sobie, jak Dylan i moja rodzina mnie taką zobaczą. Wiem, że ich

zaskoczę,bopierwszązaskoczonąbędęjasama!

Kilkarazypytamocenę.Niemamnajmniejszychwątpliwości,żetowszystkokosztujemajątek,alenie

chcąmipowiedziećile.Tifanyodmawia.ToprezentodniejiOmarananaszślub.Wkońcusięzgadzam.
Niemamwyjścia.

–Terazmusiszwybraćsuknięnaprzyjęcie–mówijednazjejkoleżanek.
–Mowyniema–odpowiadam.
Tifany i pozostałe dziewczyny cofają się o krok i unoszą dłonie do ust, przerażone. Cholera. Co

najmniejjakbymimpowiedziała,żerobięnapadnasklepiżejezabiję.

–Musisz–upierasięAshley,którazdążyłajużochłonąć.–Obowiązkowotrzebasięzaprezentowaćw

więcejniżjednejsukni.Jednanaceremonię,akilkainnychnaprzyjęcie.

Cotakiego?!
Niemogę!
Jakto:więcejniżjednasuknia!Odkiedy?
Mojamatkamiałatylkojednąsuknięślubną.Jedną!Dlaczegojamamnaglemiećdwiealbowięcej?

Nie.Mowyniema.

Stawiamczołatemusnobizmowi,jakiusiłująminarzucić.
–Chcęmiećtylkojednąsuknię–mówięzprzekonaniem.–Tejsukniniezałożęjużnigdywięcejichcę

sięniąnacieszyć,ilesięda.

–Alewmodziejestzmianasuknii…
–Mamgdzieśto,cojestwmodzie–przerywamTifany,którastoizrozdziawionąbuzią.Chcętylkotę

suknię.Anijednejwięcej.

Wkońcuonaijejprzyjaciółkiniechętnieustępują.Pewniemyślą,żejestemstuknięta,alesiętymnie

przejmuję.Tegodniachcętańczyćibawićsięwjednejsukni.Wtej,naktórąpewnegodniapopatrzę,tak
jakmojamama,kiedywyciągaswojązkufra,iuśmiechnęsię,wspominającpięknechwile,jakiewniej
przeżyłam.

Wracam do domu wieczorem, ledwie żywa. Chyba będę musiała przyznać rację Tifany i jej

przyjaciółkom, które twierdzą, że chodzenie po sklepach jest wykańczające. Nigdy wcześniej nie
przymierzałamtylusukni,wdodatkuślubnych.

background image

Szesnastego grudnia przejęta czekam na lotnisku na moją rodzinę. Kiedy ich widzę, podskakuję i

krzyczę, i biegnę się z nimi przywitać. Oni robią to samo i po chwili całujemy się i obejmujemy jak
szaleni. Dylan wita ich z taką samą radością jak ja. Kilkoma samochodami jedziemy do miejsca, które
teraz jest moim domem. Po drodze mama mówi mi, że Arturo i Luis przesyłają mi miliony buziaków.
Szkoda, że nie ma ich tutaj i że nie krzykną mi: „Tulipanko!” ale wiedziałam, że nie będą mogli
przyjechaćzpowodupracy.Wiedziałam,borozmawiałamznimiprzeztelefonibardzomibyłoprzykro.
Byłabym szczęśliwa, gdybym mogła się z nimi zobaczyć, ale sytuacja na rynku pracy w Hiszpanii jest
taka,żelepiejonicnieprosić,boprzypadkiemmożnadostaćwypowiedzenie.

Mama mówi mi też, że wysłała wszystkie moje rzeczy statkiem i że pomiędzy rzeczami ukryła parę

paczekzsuszonąszynkąikabanosami,któreuwielbiam.Klaszczęzradości.

MójbratArgenzPatriciąpostanawiajązamieszkaćwpobliskimhotelu.ChcąintymnościiDylanija

ichrozumiemy.Alemoirodzice,pozostalidwajbraciaibabciezatrzymująsięwnaszymdomu.ACoral,
moja szalona Coral, postanowiła zadomowić się w salonie. Nie chce spać z moimi babciami. Dylan
patrzynamniezdziwiony,jakzwykle,ajasięśmieję.Jegorodzinaniejesttakahałaśliwajakmoja,ale
domtryskażyciemiradością,ajajestemzachwycona.

Jak można było przypuszczać, mój osobisty Grubciuszek domaga się wieczoru panieńskiego. Tylko

tegobrakowało!Tifany,któraznaLosAngeleslepiejodemnie,organizujebabskąkolację.Owszem,w
najbardziej snobistycznym lokalu w mieście. Mina Coral, kiedy poznaje Tifany i jej przyjaciółki, jest
bezcenna.Płaczęześmiechu!

NawieczorzejestAshley,CloeiTifany,mojebabcie,mama,Coralija.Restauracja,wktórejjemy

kolację, jest bardzo, ale to bardzo ładna, a jedzenie wyborne. Problem w tym, że ilości są tak nikłe,
minimalne,taklight,żewszystkimjestmało.

–Chwileczkę–szepczeCoral,zerkającnaTifanyijejkoleżanki.–Skądsięwzięłytetopdamy?
Śmiejęsię,boniemogęsiępowstrzymać.
–Siedźcichoinieróbsiary.
– Ja robię siarę? Widziałaś, co to za egzemplarze? W „National Geographic” sporo by za nie

zapłacili!

Znów się śmieję, starając się zachować równowagę pomiędzy top damami i moją przyjaciółką,

Grubciuszkiem.

–Coral–mówięszeptem.–Sąjakiesą,atyjesteś,jakajesteś.Trzebaakceptowaćkażdegoczłowieka

i…

Ale

one

przez

cały

czas

wygadują

bzdury,

jak:

„Olśniewająceeeee!

Jestem

superzachwyconaaaaaaaa!” albo: „Kochanieeeeeeeee!”. Nie mówiąc już o tym, że ze swoimi
superprzyjaciółkamiżegnająsię:„Papulki.Buziaczki,kotku”.

Znówsięśmieję.
– Jak można pokroić krewetkę na kawałki i twierdzić, że jest wyborna? Cholera… Ja bym musiała

zjeśćztuzin,żebypoczućsmak.Atujedna!

Coral ma rację. Dostałyśmy najmodniejszą i najbardziej elegancką sałatkę z jedną krewetką na

wierzchu.Jedną!Niezdążęjednaknicpowiedzieć.

–YaniroVanDerVall,jeżelisiędonichupodobnisz,przysięgam,żepourywamciuszy.

background image

Zakrywamusta,żebynieparsknąćśmiechemnacałygłos.Zcałąpewnościąnigdyniestanęsiętakajak

Tifanyijejprzyjaciółki.Popierwszedlatego,żesamasobienatoniepozwolę,apodrugiedlatego,żeby
nie stracić uszu. Po wyjściu z restauracji Coral proponuje, żebyśmy wybrały się do lokalu z męskim
striptizem.Chcezobaczyćświeżemięso,aledziewczynysięniezgadzająiwkońcuidziemynadrinkado
lokaluonazwieFashion&Look.Jesttakijakprzypuszczałam:pełenprzepychuiładnychludzi,którzy
patrzą na moje babcie jak na kosmitki. Siedzimy tam godzinkę, aż mama i babcia Nira stwierdzają, że
chcąwracać.Sązmęczone,atakailośćmuzyki,ludziihałasujedenerwuje.AlebabciaAnkieniechce
jeszczeiśćspać,Coralteżnie.Niezłesą!Wkońcu,kiedymamaibabciaNiraodjeżdżajątaksówką,moja
przyjaciółkaspoglądanamnie.

– A może pójdziemy na burgera? – proponuje. – Umieram z głodu, marzę o tłustym wielkim

hamburgerzezpodwójnymserem.

Mój gromki śmiech mówi wszystko, a przerażenie na twarzy Tifany i jej przyjaciółek również. W

końcu,ponieważnaCoralniemamocnych,idziemywszystkienaburgera!

Kiedykończymyociekającetłuszczempodwójnehamburgeryzcebulowymikrążkamiifrytkami,Coral

nalega,żebyśmyposzłydolokaluzchłopakami,alewidząc,żejejpomysłniespotkałsięzentuzjastyczną
reakcjązestronytopdam,jakochrzciłjemójGrubciuszek,mojababciaproponuje,żebyśmyposzłydo
Cool&HotjejprzyjacielaAmbrosiusa.

Nagleprzypominamsobie,ilerazyonimmówiła.Tobyłnarzeczony,któregomiała,zanimwyszłaza

dziadka.

–Utrzymujeszznimkontakt?–pytamzaskoczona.
Ankiekiwagłową.
–Lepszy,odkądistniejeFacebookimediaspołecznościowe–odpowiada.
Niezłatamojababcia!
OdprzyjazdudoLosAngelesniebyłamwCool&Hot,alewystarczyspojrzećnaminytrzechtopdam,

żebywiedzieć,żetomiejscenapewnoluksusoweniejest,copotwierdzająsłowaAshley:

–Kotku…Toniejestestetycznemiejsce,jestnieładne.
– Nie zawsze to, co najpopularniejsze i najlepiej urządzone, jest najlepsze, kochanie – mówi moja

babcia,któraprzedchwiląjezażyła.–Dalej,Ambrosiusnanasczeka!–krzyczy,nieczekającnanic.

–Czekananas?–pytamoszołomiona.
Babciakiwagłowąipuszczadomnieoko.
–Rozmawiałamznimprzedchwiląprzeztelefon–szepcze.–Niemożesiędoczekać,żebysięzemną

zobaczyć.

Coralsięuśmiecha.Janie,bojestemmiędzymłotemakowadłem.Wsiadamywszystkiedosamochodu

Tifanyipodrodzebabciawyjaśnianam,żetoklubmuzyków,wktórymktochce,możeśpiewać.

Ambrosiusjestdawnympiosenkarzemcountry,urodzonymwDallas.Uśmiechamsięnamyślotym,że

upodobaniamuzycznemojejbabcisątakżefundamentemjejprzyjaźni.

LokalznajdujesięnaprzedmieściachLosAngeles.Kiedyprzyjeżdżamy,widzimy,żeprzeddrzwiami

stoipełnowielkichmotocykli.Tifanyprzysuwasiędomnie.

–Tomiejsceniemadobrejsławy–mruczy.
–Dlaczego?

background image

Nimzdążyodpowiedzieć,drzwibarugwałtowniesięotwierająiblondynwielkijakszafaibardziej

umięśnionyniżSchwarzeneggerwyciągaześrodkapijanegofaceta.

–Wejdźjeszczeraz,apożałujesz,dupku!–krzyczy.
Wszystkiestajemyjakwryte.Blondyn,widzącnas,pytazzaciętąminą:
–Paniewchodzą?
Tifany i jej przyjaciółki drżą jak przestraszone chihuahua, ale moja babcia staje odważnie przed

facetem.

–SzukamAmbrosiusaForda–oznajmia.
–Ktoszuka?–pytaobcesowo.
Mojaodważnababcianiedajesięzbićztropu.Mierzyfacetazgórynadół.
–Proszępowiedzieć,żeprzyjechałaAnkie,Holenderka.Będziewiedział,okogochodzi.
Naglewielkipotwórzmieniaminę.
–CiociuAnkie,toty?–pytaaksamitnymgłosem.
–Dewitt?!–wykrzykujebabcia.–ŚwiętyBoże,jaktywyrosłeś!
Stojęjakwrytaipatrzęjakmojamałababciaitengigantobejmująsięicałują.
–Niezłababcia!–komentujeCoralrozbawiona.–Zniąsięniemożnanudzić.
Ankieprzedstawianaspokoleinieznajomemuiinformujenas,żetosynjejprzyjacielaAmbrosiusa.

Topdamyzaniemówiły,aDewitt,zachwycony,wpuszczanasdośrodka,brutalnieodsuwającmłokosów,
którzydonaspodchodzą.

Cool&Hotjestbombowy!
Żadnych luksusów ani cudów na kiju. Sufit jest wytapetowany biletami, a na ścianach pełno gitar i

fotografii setek piosenkarzy. Nagle w głębi lokalu pojawia się dojrzały mężczyzna z siwymi włosami.
Wyglądajakstuprocentowykowboj,copodkreślakapelusz,którymanagłowie.Babciaionspoglądają
nasiebie,uśmiechająsię,ażwkońcupadająsobiewobjęciapotym,jakdająsobiebuziakawusta,który
trwadłużejniż,moimzdaniem,powinien.

Nieźleeeee!
Radośćbabcijestprzeogromna.Znównasprzedstawia.Mężczyzna,kiedydowiadujesię,żejestemjej

wnuczkąYanirą,stwierdza:

–Jesttakładnajakty,Ankie.
Babciadajemuczułegokuksańcawrękę.
–Oj,głuptasie–odpowiadaaksamitnymgłosem.–Przychylnienamniepatrzysz.
Przez ponad dziesięć minut patrzę, jak moja babcia śmieje się jak nigdy wcześniej. Widzę, jak

kokietuje,mrugaizamykaoczy.

–NiezłataAnkie,pożeraczkamęskichserc!–mówiCoral.
Kiwamgłowązuśmiechem.Widokbabciwtakiejakcjijestdlamniezadziwiającyiprzyglądamjej

sięzafascynowana,ażwkońcuspoglądamnaTifanyijejkoleżanki.Stojąsztywnejakbykijpołknęły,a
przewijającysięprzezlokalfaceciobsypująjemilionemzaczepek.

–Zróbrządizjeżdżajstąd–wypalanagleTifanydojednegoznich.
Pękająześmiechuinicdziwnego.Jakmogę,włączamsiędorozmowybabcizAmbrosiusemiproszę

go,żebyzaprowadziłnasgdzieś,gdziebędziemymogliusiąść.

background image

Kiedy wchodzimy do strefy, którą on uważa za część dla VIP-ów, rozluźniam się. To mały kącik ze

staroświeckimifotelami,aletuprzynajmniejniebędąnasnękaćfaceci.Wtejwłaśniechwilisłyszę,jak
Ashleyszepcze:

–Jestemsuperprzestraszona.
Słyszęjąnietylkoja,alerównieżbabcia,którachwytajązarękę.
– Strach sobie zostaw na inną okazję, dziecko, a jeżeli podejdzie do ciebie ktoś z niezbyt dobrymi

zamiarami,wybijmuzęby.WzrostuirąkciPanBógnieposkąpił.

Ashleyzamykadziób.Chybaterazboisięmojejbabci.
Śmieję się serdecznie. Kelnerka z wielkim biustem i w strasznie krótkiej dżinsowej spódniczce

uśmiechasięipodchodzidonas.AmbrosiusprzedstawianamTessę,żonęswojegosyna.

– Przynieś sześć śrubokrętów – mówi, a potem spogląda na nas i puszcza do nas oko. – To nasz

sztandarowydrink!–wyjaśnia.

–Ja…wolęShirleyTemplezdwiemawiśniami–oznajmiaAshley.
Rozwalamnie!
Kelnerkapatrzynanią.Zpewnościąsięzastanawia,skądonasięurwała.
– Nie mam, skarbie – wyjaśnia z anielską cierpliwością. – Ale ręczę, że śrubokręt będzie ci

smakował.Wychodząmibardzodobre.

–Śrubokrętydlawszystkich!–krzyczymojababcia.
–Będziemymiećtudziśznimiproblemik–szepczeCoralobokmnie,kiedykelnerkaodchodzi.
Patrzęnanie.Żalmiich.Wzdycham.
–Tonieichklimaty–mówię.–Trzebatozrozumieć.
Ale po czterech śrubokrętach zmieniają nastawienie i mam nawet wrażenie, że całkiem dobrze się

bawią. Jak można się było spodziewać, moja babcia w towarzystwie Ambrosiusa wchodzi na scenę i
raczy nas piosenką Sweet Home Alabama. My wychodzimy na parkiet i poruszamy się w rytm muzyki.
Kiedypiosenkasiękończy,prosimyobisibabciazachęcamnie,żebymweszłanascenę.Śpiewamzniąi
z Ambrosiusem. Kiedy widzę, jak na siebie patrzą, rozumiem, dlaczego moja babcia zawsze włącza tę
piosenkędoswoichwystępów.Alesiękryła!

Kiedypiosenkasiękończy,schodzęzescenywśródoklaskówludzi,akiedymojababciachcerównież

zejść,Ambrosiuschwytajązarękę,każejejusiąśćnastołku,asamsiadaobok.Comajązamiarzrobić?

NaznakAbrosiusaświatławlokalugasną.
– Przyjaciele – odzywa się. – Dzisiaj jest dla mnie bardzo… bardzo… bardzo wyjątkowy dzien. Ta

piękna kobieta, która siedzi przy mnie, była, jest i będzie do mojej śmierci moją jedyną prawdziwą
miłością.Mojądziewczyną!

Wszyscywiwatująibijąbrawo,aja,zaskoczona,wypijamłykmojegośrubokręta.
–Poznałemwielekobiet–ciągnieAmbrosius.–Włączniezmatkąmoichdzieci,którapewnegodnia

odeszłainiewróciła,dziękiBogu.

Wszyscysięśmieją,chociażjaniewidzęwtymnicśmiesznego.
–AlemojacudownaAnkiejestjedyną,któraskradłamojeserceinigdymigonieoddała.Kilkalat

temu spotkaliśmy się ponownie przypadkiem na koncercie w Londynie. Występowała ze swoim
zespołem,ajazmoimi,przyjaciele,znówmiędzynamizaiskrzyło!

background image

Ludziegwiżdżą.
– Ale wtedy każde z nas miało swoje życie i postanowiliśmy niczego nie zmieniać. Chociaż przed

wamiprzyznaję,ionaotymwie,żemimożeodtamtejporywidzieliśmysięniewięcejniżdziesięćrazy,
uwielbiamjązcałegoserca.

–Och,jejusieńkuuu…Jakietopiękneeeeeee!–mruczyTifany,spoglądającnamnie.
–Kotku,jestidealnieee!–potwierdzaAshleyzeswoimśrubokrętemwręce.
Uśmiechamsięniepewnie.Coralprzysuwasiędomnie.
–Powiedziała:jejusieńku?–szepcze.
Kiwam głową, ale nie jestem w stanie się na niej skupić. Patrzę na babcię i Ambrosiusa, którzy

doprowadzająmniedoszaleństwa.

Cośmnieominęło?
BabciauśmiechasiękokieteryjniedoAmbrosiusa,aonodgarniajejwłosyztwarzy.
– Jest taka piosenka, którą kiedy tylko usłyszałem, wiedziałem, że jest stworzona do tego, żebyśmy

zaśpiewali ją razem, moja dziewczyna i ja – wyjaśnia, wskazując na Ankie. – Przesłałem jej ją tymi
dzisiejszymi nowoczesnymi sposobami, przez Facebooka, żeby posłuchała, i któregoś dnia, kiedy
rozmawialiśmynaSkypie,zaproponowałem,żebyśmywspólniejązaśpiewali.

Babciasięuśmiecha.
–Zaśpiewaszjązemną,tymrazempatrzącmiwoczy?–pytaAmbrosius.
Mojababciawie,cotoSkype?
Kiwagłowązuśmiechem.
Cholera…cholera…choleraztąmojąekscentrycznąbabcią!
Właśniesiędowiedziałam,okimmyślałaprzeztewszystkielata,kiedyzamykałaoczyiśpiewała.Z

całąpewnościąterazlepiejrozumiemwielespraw.

Ambrosius się uśmiecha, wszyscy na nich patrzymy, a kiedy oświetla ich żółte światło reflektora,

mówi:

–PiosenkanositytułIfIDidn’tKnowBetter.
Zaczynagraćnagitarzeipopierwszychakordachbabciazaczynaśpiewaćcichymgłosem.
Z rozdziawioną buzią siadam na krześle i słucham. Nie znałam tej spokojnej, melodyjnej piosenki.

Czujęsięconajmniejupojona.WzruszonaTifanypatrzynamnieiszepcze,żetapiosenkazostaławydana
wseriiNasville.Nieznamjej.Niewidziałamjej,aleposzukam.

Kiedybabciamilknie,zaczynaśpiewaćAmbrosiusiwzdycham,słuchającsłówonamiętnościukrytej

podpłaszczemprzyjaźni,miłościciężkiejitrudnej.

Nieźle…nieźle…
Patrzę jak babcia i jej przyjaciel śpiewają kolejną zmysłową piosenkę, spoglądając sobie w oczy,

porozumiewającsięmuzykąispojrzeniem.

–Zatymsiękryjecośgrubszego–szepczeCoral.
Kiwam głową. Oj, tak, coś grubego, grubszego i najgrubszego, i nie tylko ja to widzę. Ankie i

Ambrosius śpiewając na scenie nie ukrywają, co do siebie czują, a ja nie wiem, czy mam się śmiać,
płakać,czybiegiemuciekać.

Kiedypiosenkasiękończy,zapadacisza.Ludziewstrzymująoddech.Pochwilirozlegająsiębrawa,a

background image

jawracamdorzeczywistości.

–Super,mniesiępodobało–cieszysięTifany.
–Alesłodkieeeeeeeeeee!–zachwycasięAshley.
Coral, z typową drwiącą miną, do której się już przyzwyczaiłam, chce się odezwać, ale gromię ją

wzrokiem.

–Siedźcicho,Grubciuszku–nakazuję.
Po paru minutach babcia w końcu schodzi ze sceny i idzie w naszą stronę. Wszyscy jej gratulują, a

kiedypodchodzidomnie,spoglądamynasiebie.

–Tak,kochanie–mówi,chociażjanieodezwałamsięsłowem.–Onjestmiłościąmojegożycia.
O czwartej nad ranem, po nocy pełnej zabawy, śrubokrętów, tańców i piosenek zaśpiewanych na

scenie, odwozimy Ashley i Cloe do domów, nieźle wstawione. Kiedy dotrze do nich, że tańczyły i
śpiewałybeznajmniejszychoporów,chybamnieznienawidzą.Alecóż,liczęsięztym.

OdwozimyteżTifany,któraniejestwstanieprowadzić,apotemCoral,babciaijajedziemytaksówką

do domu. Babcia, bujając nadal w obłokach, idzie spać, a Coral i ja idziemy do kuchni. Otwieramy
lodówkęiCoralbierzebutelkęszampanazróżowąetykietą.

–Toten!Słyszałam,żejestpyszny–mówi.
Nie wiem, o czym mówi, ale kiwam głową. Dla mnie kolor etykiety nie ma znaczenia. Siadamy na

podłodze w kuchni i opieramy się o meble. Coral zaczyna się rozpływać nad cudownym miejscem, w
którymsięznajdujemy,aja,zmęczona,poparudrinkachzaczynamjejopowiadać,jakbardzonienawidzę
tejkuchniitegomiejsca.Kiedywyznajęjejpowódmojejnienawiści,ona,zrozdziawionąbuzią,podaje
mibutelkę.

–Jakto:nieoskarżysztejżmii?Chciałacięzabić!
Wypijamłykzgwinta.
–Niezaczynajity.
Przezchwilęsłucham,jaksiębulwersuje,żeźlerobię,niezgłaszającsprawynapolicję,alejaobstaję

przyswoim.SpoglądamnaczerwonyblatiniemogęsobieprzestaćwyobrażaćDylanaiCaty,jaksięna
nimkochają.

Dlaczego?Dlaczegotosobierobię?
Przezgłowęprzemykająmiobrazymojegochłopakazagryzającegodolnąwargę,apotemcoś,conie

jestwargą,iwściekławstaję.

–Niechcęotymwięcejrozmawiać.
–Kwiatuszku,wyluzuj.
–Dośćmiciężkoztym,żemuszęmieszkaćwtymdomu.Patrzęnatecholerneczerwoneblatyimam

ochotę…mamochotęwymiotowaći…

–Niktciniemówił,żełatwobędziebyćzmężczyznątakimjakDylan.Pozatym,wychodziszzaniego.
Znówosuwamsięnapodłogę,opadamobokniej,wypijamłykszampanazbutelki.
–Nowłaśnie…pojutrze…–mówię.
–Zazdroszczęci–szepczeCoralrozbawiona.–Ichociażwieczórpanieńskiniebyłtaki,jakiegobym

chciała,zgorącymi,apetycznymimięśniakami,muszęcipowiedzieć,żeDylanjestwspaniałymfacetemi
wystarczyspojrzećjaknaciebiepatrzy,żebywiedzieć,żejestwtobiezakochanypouszy.Szkoda,żenie

background image

wpadłammuwokojazamiastciebie.Nawetwtejkwestiimaszszczęście,cholero.

– Wiem. – Uśmiecham się na myśl o moim chłopaku. – Dylan jest cudownym facetem, najbardziej

wrażliwym,romantycznym,pociągającym,namiętnymigorącym,jakiegowżyciupoznałam.Iprzyznaję:
chcętegowszystkiegotylkodlasiebie!Absolutniewszystkiego!Stajęsięniesamowiciezaborcza.

–Dobrzerobisz.Bozapewniamcię,żejakgowypuścisz,bioręgoja.
Śmiejemysięobieiwtejchwilizapalasięświatłowkuchni.TomojababciaAnkie,któraniemoże

spać.Rozmawiamychwilęwetrzy,apotemCoralidziedosalonu,kładziesięnakanapieizasypiaod
razu.

Kiedyzostajemysame,babciapatrzynamnie.
– Kochałam twojego dziadka z całego serca. Ambrosiusa poznałam w czasie wyjazdu do Stanów,

kiedy byłam młodziutka. Och, jaki był przystojny i młody! Był wokalistą zespołu country, a ja muzyki
pop.Połączyłnascudownyromans,alepopowrociedoHolandiipodpisałazemnąizmoimzespołem
umowę firma fonograficzna i postanowiłam zapomnieć o uczuciach i zająć się karierą muzyczną. W
tamtychczasachniebyłoFacebookaaniSkype’a,animożliwościutrzymywaniastałegokontaktu,akiedy
przestałamdostawaćodniegolisty,pomyślałam,żeomniezapomniał.Poparulatachpoznałamtwojego
dziadka i po pewnym czasie postanowiłam za niego wyjść i dalej zajmować się muzyką. Czas płynął,
urodził się twój ojciec, później dziadek zachorował, a dziesięć lat temu, kiedy byłam z zespołem w
Londynie, życie znów postawiło przede mną Ambrosiusa. I… Och, Yanira… Było to dla mnie
wstrząsające.Elektryzujące.Niewiarygodnie.Wystarczyło,żenasiebiespojrzeliśmy,rozpoznaliśmysię
i poczuliśmy to samo, co wtedy, kiedy byliśmy młodzi. I cóż… po trzech dniach wydarzyło się to, co
musiałosięmiędzynamiwydarzyć.Nieczujęsiędumnazpowodutego,żezdradziłamtwojegodziadka,
alebyłchoryi…

–Niemusiszsiętłumaczyć,Ankie.
Uśmiechasię,ajaspinamwłosyklamrą.
–Wiem,skarbie.Wiem.Alechcęimuszęciotymopowiedzieć.Twójdziadekbyłchory.Naszeżycie

małżeńskiezawszebyłobardzopowściągliwe,akiedyponownietrafiłamnamiłośćmojegożycia,moje
ciałosięzbuntowałoidostałamzaćmieniaumysłu.Przysięgamci,Yanira,żenicwięcejniewidziałam.

Uśmiecham się. Rozumiem, o czym mówi. Ja to nazywam namiętnością. Kiedy widzisz osobę, którą

uwielbiasziniepotrafiszsiępowstrzymać.ToczułamiczujędoDylanaigdybymniemogłaznimbyć,
każdenaszeponownespotkaniekończyłobysiętaksamo.

– Później dziadek zmarł, a ja i Ambrosius spotykaliśmy się, kiedy tylko mogliśmy. Pamiętasz moje

podróżedoBarcelony,RzymuiHolandii?

Kiwamgłowa.
–Jechałam,żebysięznimspotkać–ciągnie.–Każdymaswojeżycieiobowiązki,aleAmbrosiusai

mnie bez wątpienia łączy wyjątkowa historia miłosna. Dlatego, chociaż wiem, jak bardzo kochasz
śpiewać,jeżelinaprawdękochaszDylana,awiem,żegokochasz,niemarnujczasu.Żyj,kochanie.Ciesz
się. Korzystaj z życia tak, jakby to był twój ostatni dzień. Ze śpiewania nie rezygnuj! Walcz o swoje
marzenia.Aleniechzawszeprowadzicięserce,boinaczejbędzieszkiedyśżałować.

Kiedy nad ranem wchodzę do sypialni, jest ciemno, ale czuję obecność Dylana. Ostrożnie wkładam

lekką żółta koszulkę, ale idzie mi niezdarnie. Za dużo wypiłam. Mój wzrok powoli oswaja się z

background image

ciemnością, a na moich wargach pojawia się uśmiech, kiedy słyszę, że mój ukochany się porusza. Nie
odzywa się, ale wiem, że nie śpi i że mi się przygląda. Czeka na mnie. Spoglądam na cyfrowy zegar z
pomarańczowymiliczbami,którystoinaszafce.Osiemnaściepopiątej.Podchodzędołóżka.Dylanleży
naplecach.Patrzęnaniego.Managitorsizamknięteoczy.Ależjestseksownyikuszący!

Kładęsiędołóżkai,niecierpliwie,siadamnanimokrakiem.Uśmiechamsię,widzę,żeunosząmusię

kącikiwarg.

Oszust!Wiedziałam,żenieśpi.
Przysuwamsiędoniegopowoli.Uwielbiamjegomęskizapach.Całujęgowczoło,wlewypoliczek,

wprawy,wczubeknosa,wbrodę,ażwkońcuprzysuwamsiędoust.

–Jesteśmój–szepczę.–Tylkomój.
Uśmiechasię.
Wiem,żelubisłuchać,kiedytakonimmówię.
Otwieraoczyi,jakzwykle,zaczynampłonąćodjegospojrzenia.
–Dużoflirtowałaś?–pyta.
Gdybym miała być szczera, musiałabym powiedzieć, że tak. W barze Ambrosiusa byłam podrywana,

komplementowanainietylko.

–Znikimtakcudownymjakty–odpowiadam.
Dajemiklapsa,któryniesiesięechem.
–Awięcjednakflirtowałaś–nieustępuje.
Niechcę,żebysięobraziłzpowodutakiejgłupoty.
–Mamciebieinikogoinnegoniepotrzebuję–odpowiadam.
Pozwalamipożeraćswojewargi,akiedysięrozłączamy,szepczę:
–Copowiesznato,żebyśmyprzenieślisięnatenfotel,któryczekananasprzyjacuzziizabawilisię

wtrójkącie?Ty,onija.

Nieodpowiada.Wiem,żemojapropozycjadoprowadzagodoszaleństwa.Czuję,jakdrży.
–Hmmm…Maszochotęnazabawę–mruczy,przyciskającmniedosiebie.
Kiwamgłową.
–Zabawmysięwodgadnij,kimjestemtejnocy.
Jegodłoniewędrująpomoimciele.Uśmiechasię.Bezwątpieniataperwersyjnaigorącagra,podczas

którejprzestajemybyćYanirąiDylanem,astajemysięinnymiosobami,corazbardziejnamsiępodoba.

– Jestem tak rozpalony, tak chętny i tak za tobą szaleję, że w tej chwili byłbym skłonny rozchylić ci

nogi,żebyktośinnyciępieprzył,kiedyjabymsięprzyglądał…–odpowiada.–I…

–Zrobiłbyśto…?–przerywammupodnieconatym,cosłyszę.
Trójkątów oboje próbowaliśmy osobno i mam nadzieję, że któregoś dnia będziemy mogli przeżyć to

doświadczeniewspólnie.Kiedywyobrażamsobieto,cowłaśniemiproponuje,nakręcamsięnamaksa.
Dylanotymwie,wyczuwatoiwydajezsiebiejęk.

–Dlaciebiebyłbymwstaniezrobićwielerzeczy…króliczku–szepcze.
Próbuje się poruszyć, żeby przejąć kontrolę, ale mu nie pozwalam. Wbijam mocno kolana w łóżko i

przejmujęstery.

–Nie…nie…–szepczę.–Dziśrządzęja.

background image

Zmysłowo unoszę ręce i zdejmuję klamrę. Moje blond włosy, które tak się podobają Dylanowi,

opadają mi na ramiona, a on od razu zaczyna je pieścić. Czule szukam wargami jego dłoni i całuję ją
słodko,czującprzyspieszonebicieserca.

Dylanbudzimojesercedożycia.Niktnierobitegotakjakon.
Wyciągam się pod jego bacznym spojrzeniem, pochylam się i zachęcam go, żeby pocałował moje

piersi. Robi to przez koszulkę. Przygryza je, aż w końcu to mu nie wystarcza i niecierpliwie zsuwa
tkaninęzmojegociała,dopadamojepiersiipożerajegorącymiwargami.

O,Boże,cozarozkosz!
Pochylamsięnadnim.Oddajęmusię.Jegojęzykbawisięmoimipiersiami,sprawiając,żestająsię

twarde,ajadomyślamsię,żejegoszaleństwospowodowanejestmojąpropozycjątrójkąta.Rozpalony
liżemnie,ssiezpożądaniem.Jabezwstydnieporuszananimbiodramiiczuję,jakogromnaerekcjarośnie
podemną.Ślinkamicieknie!

Ależgopragnę!
–Tomiprzeszkadza–słyszę,jakmówi.
Jednym ruchem zrywa ze mnie koszulę, która opada na łóżko. Uśmiecham się. Jego szaleństwo jest

moimszaleństwem,jegonamiętnośćjestmojąnamiętnością…akiedyjegowargiodrywająsięodmoich
piersi i przysuwają niecierpliwie do moich, wiem, że przegram bitwę i że to on przejmie kontrolę nad
sytuacją.Odczuwamspazmrozkoszy,czującjegodominację.Tylkomniedotyka…Tylkomniecałuje…
Alematakąwładzęnadmoimciałemicałąmną,żejużmusiępoddałam.

Szybkimruchemkładziemniepodsobą.Opadamnamaterac,aDylankładziesięnamnie.
–Tęskniłemzatobą,kochanie–słyszęjegosłowa.
Płonę…
Palęsię…
Topięsięwjegoramionach…
Rozkoszujęsięjegopieszczotamiiświatpełensłodkichipociągającychpokuszaczynawciągaćmnie

corazbardziej.Jękisąmoimjedynymzaworembezpieczeństwa.

Cozarozkooooosz!
–Tomiteżprzeszkadza–mówiznowu.
Znów szarpie, a ja się uśmiecham. Właśnie zerwał mi majtki. Żegnaj, kompleciku! Pół biedy, że był

tani…

Jegowargi,jegowymagającewargi,przesuwająsięwdółpomoimbrzuchu,zostawiającpodrodze

setki słodkich pocałunków. Oj, tak. Mój ukochany mnie rozpala, sprawia, że płonę, spalam się i
rozkoszujęsię,pozwalającmutorobić.

–Dzisiajniebędziemysiębawićwodgadnij,kimjestem,króliczku.
–Dlaczego?–pytamgotowanawszystko.
Dylansięuśmiecha.
–Bodziśwnocychcęcięmiećdlasiebie,kapryśnadamo.
Namiętnie gryzie mnie, całuje, liże, a kiedy znajduje się pomiędzy moimi nogami, domagam się w

dreszczachpożądaniainamiętności:

–Weźmnie!

background image

Dylanunosigłowę.Patrzynamnie,uśmiechasięiprzesuwasięwgórępomoimpłonącym,oddanym

ciele,domoichwarg.

–Jeszczenie–szepcze.
Jakto:jeszczenie?!
Ale nie mogę zaprotestować. Jego wargi dopadają moje z dzikością, a Dylan dociera do każdego

fragmentumoichust,przyprawiającmnieodrżenie.

Och,tak…Uwielbiam,kiedytorobi.
– Któregoś dnia będę w stanie spełnić tę fantazję z trójkątem z innym mężczyzną – szepcze. – Tego

dniachwycęcięzaręce,żebyśniemogłagodotknąćizażądam,żebyśrozchyliładlaniegonogi…

–Tak…Tak…
Mój rozpalony szept go podnieca, a ja poddaję się jego pieszczotom i wyginam się w jego stronę.

Kiedyczuję,żekolanamirozchylaminogiidotykamojejwilgoci,znówdyszęniecierpliwie.

– Właśnie… Tak… Wilgotną będziemy cię pieprzyć, ten facet i ja, a tobie będzie miło, prawda,

króliczku?

–Tak…Och,tak…–jęczęokrokodorgazmu.
PrzezkilkaminutDylanszepczemidouchagorące,perwersyjnerzeczy.Niemamwątpliwości,żemój

przyszłymążijabędziemysięświetniebawić.

–Twojejękidoprowadzająmniedoszaleństwa–mruczy.
Całuję go. Rzucam się na jego usta i teraz to ja namiętnie rozkoszuję się każdym milimetrem jego

językainim.Uwielbiamgo.Kocham.Potrzebuję.

Naszzwierzęcyinstynkt,ten,któryogarnianas,kiedyjesteśmysamnasam,dochodzidogłosuzcałą

mocą,amyzabawiamysięidajemysobierozkosznatysiącjedensposobów.Jegoczłonekjestsztywny,
gotowy, ogromny, a ja jestem rozpalona, wilgotna i otwarta na niego. Pragnę i nie mogę się doczekać,
żeby poczuć go w sobie, poruszam się, aż czuję koniuszek jego członka u wejścia do mojej drżącej
pochwy.

Tak,kochanie!Och,tak!
Chcęcięwsobie,natychmiast!
Dylanotymwie,wyczuwato,domyślasię.Chwytaswójczłonekiwprowadzagowemnie,aletylko

troszeczkę. Oddech mi się przyspiesza, kiedy czekam na ciąg dalszy i chwytam go mocno za ramiona,
rozchylam nogi i poruszam biodrami, żeby ułatwić mu dostęp, gotowa i szalejąca za tym, żeby poczuć
jegoostre,szybkie,zaborczepchnięcia.

Potrzebujęgo!
Ale Dylan mi tego nie daje. Kusi mnie, doprowadza do szaleństwa, dręczy. A kiedy nie mogę już

dłużej,zcałejsiłyrzucamgonałóżko,asamaznówsiadamnanimokrakiem.

Zaskoczonytymdzikimatakiemuśmiechasię.
–Laleczko…Jesteśbardzorozpalona–szepcze.–Copiłaś?
Oczywiście,żejestemrozpalonaiwstawiona,izachwyconachwilą.
–Toiowo–odpowiadam.
Chcęzaspokoićmojepragnienie.Chwytamjegoczłonek,alekiedychcęnanimusiąść,Dylanchwyta

mniezcałejsiłyzabiodra,żebyprzytrzymaćmniewpowietrzu.

background image

–Jeszczenie–szepcze.
–Dylan,pragnętego–proszępodniecona.
Uśmiechasię.
–Dzisiajchcęposzerzyćsześćfazorgazmuosiódmą.Chcę,żebyśpoznałanowypoziom,którynazwę

fazągwieździstą.

Uśmiecha się, a kiedy ja szaleję, słysząc, co mówi, on wykrzykuje ochrypłym, pełnym pożądania

głosem:

–Chcę,żebyśpofaziezabójczejzobaczyłagwiazdy.
Wzdychamisięśmieję.Mójchłopakijegospecyficznepoczuciehumorumnieuszczęśliwiają.Krew

wemniewrze.Pragnęgo.

Niemogędłużejczekać,alekiedychcęznówzaprotestować,Dylanpozwalamiopaśćnajegoczłonek,

ajaczujęnieopisanąrozkosz,niepowtarzalnąiniezrównaną,iwidzęgwiazdy!

Zmojegownętrzawydobywasięprzeciągłyjękpełenpożądania,ajaledwomogęsięporuszyć.Byłam

tak podniecona, że kiedy wreszcie poczułam go w sobie, odebrało mi dech. On nie wypuszcza moich
bioder,wsuwasięgłębiej,patrzącnamnieiprzywierającdomojegociała.

–Podobacisię?–słyszę,jakpyta.
Kiwamgłową.
–Widziałaśgwiazdy?
Wydajęjękrozkoszy.
–Całynieboskłon–odpowiadamledwiesłyszalnymgłosem.
Dylan się uśmiecha, a ja przygryzam wargi, żeby nie zacząć krzyczeć z rozkoszy i nie obudzić całej

mojejrodziny.

Niezłatortura!
Mojeciałojestbombąnuklearnąpełnązakończeńnerwowych,którezkażdąsekundąodczuwającoraz

większąrozkosz.Dylannieprzestajepatrzećmiwoczy,jegopchnięciastająsięcorazszybsze,aja,bez
sił,pozwalam,żebymnąporuszał.Naglewidzę,żeprzygryzadolnąwargę.

–Powiedzmojeimię,kochanie–prosi.
Nabierampowietrza.
–Dylan…–mówięczule.
Jegociałosiępręży,apchnięciestajesięgłębsze.
–Jeszczeraz–prosiznowu,oszalałyzpożądania.
–Dylan…
OgarniagotakiesamoszaleństwojakmnieiDylanzaborczyiwładczy,któregouwielbiam,pojawia

sięwnaszejsypialni.Rozszalała,słyszęjegodyszenieimojejęki,kiedywchodziwemnieiwychodzi.
Tracępanowanienadsobąiwbijampaznokciewjegoramiona.

Widząc, że przygryzam wargi, żeby nie krzyczeć, przysuwa usta do moich, a jego członek pulsuje w

moimwnętrzu,

–Tak,kochanie…Tak…Zobaczmygwiazdyrazem…
Robięto.Onteż,robimytorazem.
Bez wątpienia to robimy, kiedy on pożera mnie wargami, a nowe pchnięcie jest jeszcze głębsze,

background image

zalewamnienowafalarozkoszyiczuję,żenaszepłynynaszalewają.

Moja rozkosz doprowadza go do szaleństwa, a jego rozkosz sprawia, że tracę rozum. Chwyta mnie

dłońmi za pupę i zaczyna przesuwać mnie w tył i w przód, nadając dręczący rytm, który w końcu
doprowadzagonaszczyt.

Och,tak!Chcęwidziećgowekstazie.
Po paru minutach, kiedy oboje odzyskujemy oddech, leżę na jego torsie. Nie wypuszcza mnie.

Uwielbia mnie tak mieć, a ja uwielbiam tak leżeć. Jest tak czuły, że mogłabym przeleżeć na nim całe
życie. Ale musimy się umyć, oboje jesteśmy mokrzy. Wyciągam rękę, biorę paczkę chusteczek
higienicznychzestolika,wyciągamkilka.

–Masz,wytrzyjsię–mruczę,całującgo.
Mójchłopakcałujemniewczołoiznówkładziemnienasobie.
–Dobrzesiębawiłaśnawieczorzepanieńskim?–pyta.
Kiwamgłową.Rozkoszujęsięjegopieszczotami.
–Niemogęsiędoczekać,kiedyzaciebiewyjdę,kochanie–szepczę.
CiałoDylanadrga,kiedyparskaśmiechem.Tulimniedosnu.
–Odpocznij,mojakochana…–mówi.–Widać,żewypiłaśtoiowo.

background image

4.Powoli

N

adchodzitakwyczekiwanydzieńślubu.Bożedrogi…Bożedrogi,cozanerwy!

Dylan,podnaciskiemmojejmatkiibabciNiry,przenosisiędobrataOmara,żebysięubrać.Biedak…

Widziałampojegominie,żeniechceiść,alebyłposłusznyiniepisnąłsłowem.

Według mojej mamy i babci, niedobrze, żebyśmy się widzieli przed ceremonią. Wiem, że Dylan nie

chcemniezostawić.Cośmimówi,żeniejestmniedokońcapewien.Boisię,żeucieknę?

Uśmiechamsię.
–Nieopuściłabymnaszegoślubuzażadneskarby–mówię,żebygouspokoić.
Kiedy odchodzi, czuję ogromną pustkę. Dlaczego moja mama i babcia są takie upierdliwe z tymi

tradycjami?

Pozwalam pomóc się ubrać jedynie mamie i Coral. Chcę, żeby dla obu ta chwila była wielką

przyjemnością.Itakjest.Widzętopoichtwarzach,potym,jaksięuśmiechają.Wzruszająsiętysiącrazy,
akiedyfryzjerkaprzyczepiamiwelon,mamapłacze.

–Oj,mojedzieckooooo.Oj,mojaYaniraaaaaaaaa.
–Mamo,proszę.–Śmiejęsię.–Borozmażemisiętuszdorzęs,jaksięrozpłaczę.
– Oj, moje dziecko, ale pięknie wyglądasz! Masz coś niebieskiego, coś nowego, coś starego i coś

pożyczonego?

Uśmiechamsię.Nowajestsukienka.Staryjestkluczyk,któryDylanowipodarowałamatka,iktóryon

podarowałmnie,przyczepiłamgosobiedoniebieskiejpodwiązki.Apożyczonymamkompletkolczyków
inaszyjnik,którydoślubumiałanasobiemojamama.

–Mamo,spokojnie.Pytałaśmniejużotosiedemrazy.
–Niewiarygodne,Yanira.Całkiemnieźlewyglądasz–wypalaCoral.
Rozśmieszamnietym.Tosamopomyślałam,kiedyzobaczyłamsięwsukniślubnejpierwszyraz.Nie

wiem, czy to przez blond włosy czy niebieskie oczy, ale nie da się ukryć, że w takim stroju jestem
uosobieniemdziewictwa.

–Wyglądaszpięknie,kochanie.Pięknie!
–Superboskaaaaaaaaa–żartujeCoral.
Mojamamazoczamipełnymiłezwchodzidołazienki,żebyjeotrzećinierozmazaćsobiemakijażu.
–Zawszemyślałam,żebędzieodwrotnie–mówiCoral,patrzącnamnieichwytającmniezaręce.–Ja

wsukniślubnej,atypomagaszmisięubrać,ale…

–Przyjdzietakidzień–przerywamjej.–Niebądźgłupia.
–Zrobiłamsiębardzowybredna–szepczezuśmiechem,wzdychając.–Terazalbodająmisześćfaz

orgazmu,jaksiępatrzy,albozmiejscadostająkosza.

–Ajeżelicipowiem,żejestsiedemfaz?
Coralpatrzynamnieisiędomnieprzysuwa.
–Natychmiastmipowiedz,cotozafaza,Kwiatuszku,boniewyjdzieszstądżywa–szepcze.
Patrzymynasiebie.

background image

–Siódmajestfazagwieździsta–szepczę,śmiejącsię.–Pozabójczej,szóstej,Dylanpokazałmijak

widziećgwiazdy–wyjaśniam,kiedywidzę,jaknamniepatrzy.

–NiezłyogierztegoDylana…–żartujemojaprzyjaciółka.–Jeszczesięokaże,żefaktyczniecistarsi

mająswojezalety–dodajeżartem.

–Zapewniamcię.
–Dobra,skorotyprzeżyłaśtęfazę,jateżchcęjąpoznać.Będęcięinformowaćomoichorgazmowych

odkryciach.

Zaśmiewamysię,kiedywracadonasmojamama.
– Zobaczysz, co będzie, jak cię zobaczy tata, babcie i bracia – mówi. – Och, jaka jesteś piękna,

kochanieeeeeeee.

Zadowolona przeglądam się w lustrze. To odbicie, które w nim widzę, to ja, ale ciągle w to nie

wierzę.Wtymuczesaniuisukniwyglądamjakhollywoodzkagwiazdaimamnadzieję,żeDylanbędzie
podtakimsamymwrażeniemjakmojamama.

Wychodzęzpokojuipierwsząosobą,którąwidzę,jestmójbratGarret,któryczekanadolewholu.

Patrzymy na siebie i uśmiecham się, widząc, że jest przystojnym Jedi. Wygląda bardzo elegancko.
Niczegoinnegosięponimniespodziewałam,chociażniechcęsobienawetwyobrażaćoburzeniamojej
babciNiry.

Powolnymkrokiemschodzęposchodach,aGarretwychodziminaspotkanie.Chwytamniezarękęi

całujemniewdłoń.

–Dzisiejszydzieńbędziedniem,którynadługozapamiętam.Zawszebyłaśpiękna,mojaksiężniczko,

aledziśtwojepięknoprzerastawszelkiewyobrażenie.

–Kochanie…jestemsuperzachwyconaaaaaaaaaaa–wykrzykujeCoral.
Śmieję się. Mój brat jest świetny, a moja przyjaciółka zwariowana… Jakbym stała przed królem,

kiwamlekkogłową.

–KawalerzeJediGarretcieSkywalkerze,jestemzaszczyconakomplementami,alemuszęciwyznać,że

tysamjesteśniewiarygodnieelegancki.

–Nimteżjestemsuperzachwyconaaaaaaaaa–drwiCoral.
Mamaprzewracaoczami.
–Dalej–ganinas.–Skończcieztymigłupotami,chodźmyzrobićzdjęcia.
Śmiejącsię,chwytamGarretazarękęirazemwchodzimydosalonu,gdzieczekaresztamojejrodziny.

Namójwidokwszyscystojąoniemiali.

–No,ażtakbrzydkowyglądam?–żartuję.
Babcia Nira wybucha płaczem, a babcia Ankie podbiega, żeby mnie pocałować. Tata stoi jak

sparaliżowany,nieodrywaodemniewzroku.Argensięuśmiecha.

– Wyglądasz wystrzałowo, siostrzyczko – stwierdza Rayco. – Mam nadzieję, że na przyjęciu będą

takiepięknościjakty.

Chwilępóźniej,szczęśliwi,robimysobiezdjęcia,akiedyprzyjeżdżaponasbiałyimponującyhummer,

babciaAnkiecałujemnieioznajmia:

–Jesteśnajpiękniejsząpannąmłodą,kochanie.
Uśmiechamsięirównieżjącałuję.

background image

Wsiadamy wszyscy do samochodu. Moi bracia i Coral są zachwyceni. Nie chcę sobie nawet

wyobrażać,cosiębędzieznimidziało,jakzobacząniektórychgości.

Docieramy na 540 South Commonwealth Avenue i jestem zaskoczona, widząc tak piękny kościół.

Byłam w nim tylko raz i to wieczorem. Nigdy nie widziałam go w świetle dziennym. Moja rodzina
wysiadazsamochoduiwszyscyzaczynająwchodzićposchodach.JaczekamztatąnaNianięiPiękną.

Mała biegnie mnie uściskać. Wygląda przepięknie w tiulowej sukience, którą wybrałam razem z

Tifany, a ja, zachwycona, obsypuję ją pocałunkami. Kiedy ją wypuszczam, obejmuje mnie Niania.
Szepczemidoucha,żemanadzieję,żebędębardzoszczęśliwa.

–Bądźgrzeczna,Piękna–zwracasiędomałej,wypuszczającmniezobjęć.–Ipamiętaj,musisziść

przedYanirąisypaćpłatkinaziemię,dobrze?

MałakiwagłowąimacharączkąNiani,którawchodzidokościoła.
–Dziśjestjedenznajszczęśliwszychdnimojegożycia,wzdychaczu–mówitata,spoglądającnamnie

z uśmiechem. – Dzisiaj wydaję cię za mąż i mam nadzieję, że będziesz tak szczęśliwa jak ja z twoją
mamą.

Wzdychamzewzruszenia.
Tatajestmałomówny,alejegosłowazawszewzruszająmniedogłębi.Całujęgowpoliczekipojego

uściskuwyczuwam,jakbardzojestwzruszony.NaglezeschodówschodząmojababciaAnkieiCoral.

–Powiedziałamci,żejesteśnajpiękniejsząpannąmłodąnaświecie,alepoczekaj,ażzobaczyszpana

młodego–mówibabcia.–Powalający,mojedziecko!Tenchłopakjestpowalający!

–Mamooooooo–ganijączuletata.
–Poważnie,Yanira…–wtrącaCoral,któratrzymababciępodrękę.–Aleprzystojny!Aleprzystojny!

Mamochotępodstawićcinogę,zedrzećzciebiesuknięiwejśćdokościołapodrękęztwoimtatą.Jeżeli
przyjdziecidogłowypowiedziećprzedołtarzem„nie”,przysięgam,żewyjdęzaniego,ibędęoglądać
gwiazdy.Cozaprzystojnyfaceeeeeeeeeeeeet!

Babciaparskaśmiechem.Wkońcuobiepuszczajądomnieokoiwracajądokościoła.
–Gotowa,córeczko?–pytatata,kiedyznikająnamzoczu.
Kiwam głową, daję Pięknej znać, żeby ruszyła przed nami i we troje zaczynamy wchodzić po

schodach.Kiedystajemyprzeddrzwiami,ogarniamniestrach.Kościółjestpełenludzi,rozbrzmiewają
organy.Pięknapatrzynamnie.

–TerazmusiszpowolutkuiśćdoNiani,sypiącpłatkamizkoszyczka,dobrze?–szepczę.
Małakiwagłową,ajaidęprzezśrodekkościoła,trzymająctatępodrękę.Goście,aktorzy,muzycyi

piosenkarzeuśmiechająsiędomnie,ajadonich.Toniemanicwspólnegozmojąpropozycjąceremonii
wLasVegas,alemisiępodoba.Przyznaję,żemisiępodoba.KiedywidzęDylana,oBoże…OBoże!
Niejestemwstaniepatrzećjużnanikogoinnegopozanim.

Matkojedyna,cozanieziemskimężczyzna,facet,przystojniak!Jestmój,tylkomój!
Wczarnymfrakuwyglądabardzoelegancko.
Cholera!Alemisiępodoba!
Uwielbiamgo!Kocham!Potrzebuję!
Jegouśmiechito,jaknamniepatrzy,napełniająmnieszczęściem.Namiłośćboską,wydajemisię,że

zaraz dostanę zawału z zachwytu! Pobieramy się. Jestem po uszy zakochana w Dylanie, a on we mnie.

background image

Czegowięcejmogępragnąć?

Kiedydocieramyprzedołtarz,NianiachwytaPięknązarękęizabierajądorodzinyFerrasa.
Patrzę na nich z uśmiechem, oni też się do mnie uśmiechają i puszczają do mnie oko. Tifany kiwa

głowązadowolona,ajaczytamzjejwarg:

–Jestemsuperzachwyconaaaaaaaaaaaaaaaaa…
TatacałujemniewpoliczekiwtejchwiliczujędłońDylananamojej.Chwytamniemocno,pewniei

przyciągadosiebie.

– Gdybyśmy nie byli tu, gdzie jesteśmy, zdarłbym z ciebie tę suknię – szepcze mi do ucha. –

Wieczoremzrozkosząposiądękażdymilimetrtwojegociała,kapryśnadamo.

Nieźle!Alegorąco!
Jakmożemimówićcośtakiegowtakiejchwili?
Docholery,jesteśmywkościele!
Robięsięwilgotna,słyszącjegosłowa,aDylanuśmiechasięniewinniejakbynigdynic.Zabijęgo!
Szczęśliwa i zadowolona puszczam do niego oko, a on do mnie. Później spoglądam przed siebie i

rozpoczynasięceremonia.

Zaczynamy!

background image

5.Woparachmiłości

N

iechżyjemłodapara!–krzyczyzjawiskowaCoral,kiedyDylanijawychodzimypodrękęzkościoła,a

setkiróżanychpłatkówopadająnanasrazemzziarenkamiryżu.

Ludzienasrozdzielają.Całują,ściskają,składajążyczenia,ajamogęsiętylkouśmiechać,uśmiechaći

uśmiechać…

WyszłamzaDylana!
Fotoreporterzy robią nam zdjęcia. Ożenił się syn słynnej Luisy Fernández, Lwicy! Patrzę na to

wszystko oszołomiona. Zabijają się, żeby zrobić zdjęcie nam i gościom. W końcu mojemu świeżo
poślubionemu mężowi udaje się do mnie podejść. Chwyta mnie mocno za rękę i czuję się
bezpieczniejsza. Prawie nie znam otaczających nas osób, ale jestem pod wrażeniem ogromnej liczby
sławnychludzi,którzyzachwycenicałująnasiżycząnamnajwiększegoszczęścianaświecie.Matko,jest
nawetDwayneJohnson,KrólSkorpion!JakCoralgozobaczy,dostaniezawału.

Oniemiałapatrzę,jakpodchodzidonasMichaelBubléiskładanamżyczenia.Życzynamnajwiększego

szczęścianaświecie,ajauśmiechamsięjakgłupia.Niewiem,czydlatego,żewidzęBublé,czyprzezto,
żewtejchwiliczujęsięprzeszczęśliwa.CozaprzyjaciółmaDylan?

Potem jedziemy do hotelu, w którym ma się odbyć przyjęcie, Regent Beverly Wilshire. Na miejscu

odbieramimowę,kiedywidzę,żetohotelzfilmuPrettyWoman.

Aleodjazd!
Znówczekająnanasdziennikarze.Zdjęcia,zdjęciaijeszczerazzdjęcia.Wchodzędohoteluiwidzę

moichbraci,którzysąwyraźnieoszołomieni.Niewierząwzainteresowanie,jakiewzbudziłnaszślub,a
tymbardziejwobecnośćtylusławnychludzi.Rozbawionapatrzę,jakrobiąsobieznimizdjęcia.Sągorsi
niżpaparazzi.

–Yaniraaaaaaaa,widziałamprzystojniakaodzębów!KrólaSkorpiona!–krzyczyCoralwstrząśnięta.

–Alejazda!Alejazda!Widziałaś,jakieciacho?

Niedajemiodpowiedzieć,bosięoddala.
–Idęsobiezrobićznimzdjęcie,dozobaczeniazachwilę–mówi.
Śmiejęsię.Wiedziałam,żetakzareaguje,kiedyzobaczyDwayne’aJohnsona.
Wchodzimy na salę, gdzie podają przekąski. Jestem potwornie głodna i próbuję wszystkich. Są

znakomite. Pomiędzy jedną kanapką a drugą witam się z Markiem Anthonym, Luisem Fonsi, Rickym
Martinem i prawie mdleję, kiedy mój świeżo upieczony mąż przedstawia mi piosenkarza, którego
słuchamy prawie zawsze, kiedy się kochamy, Maxwella. Jest czarujący, bardzo sympatyczny i od razu
dostrzegam,żedoskonalerozumiesięzDylanem.

Jakieśczterdzieścipięćminutpóźniejotwierająsiędrzwiinnejsaliigościezaczynająwchodzić.W

tej chwili Anselmo, mój teść, razem z Omarem, małą Piękną, Tifany i Tonym, drugim bratem Dylana,
zatrzymująnasiodciągająnabok.Dylansięuśmiecha,aAnselmopodajemikopertę.

–TojestodmojejLuisy–mówi.–Wielelattemu,zpowoduczęstychpodróży,schowaławsejfietrzy

koperty,nawypadek,gdybycośjejsięstało.Jednądlakażdegozsynów.Powiedziała,żejeżelijejnie

background image

będzie,wdniuślubukażdegoznichmamjąwręczyćżoniepanamłodego.Proszę.

PatrzęnaAnselmozaskoczonaiwtejchwiliPięknapodchodzidoTifany,którarobizaskoczonąminę.

Alemałachwytajązarękęiodchodząrazem.Cośtakiego,wkońcunawetsiępolubią.Zostajęsamaz
czteremamężczyznamiFerrasa,którzypatrząnamniewzruszeni.Obejmujęwszystkichpokolei.Wiem,ze
potrzebują tego uścisku. Bez wątpienia Luisa była kobietą, która myślała o wszystkim i chciała być
obecnawkażdymszczególnymmomencieżyciaswoichsynów.Brawodlaniej!

–Odlatchciałemsiędowiedzieć,cojestwtejkopercie–mówiDylan,którystoiobokmnie.–Ale

tataniepozwoliłmijejotworzyć.

– Kazano mi wręczyć ją twojej żonie w dniu twojego ślubu – mówi z uśmiechem Anselmo, już

spokojniejszy.

–Mojąjużprzeczytaliście–wtrącaOmar.
–Nawetdwarazy–podkreślaTonyrozbawiony.
Po głośnym wybuchu śmiechu, dzięki któremu napięcie opada, robię to, o co wszyscy czterej proszą

mniewzrokiem.Otwieramkopertęiodczytujęnagłos.

Mojakochanacórko!
Jestem przekonana, że dzisiaj jest jeden z najszczęśliwszych dni w życiu mojego cudownego syna

Dylana i chcę Ci podziękować, bo bez wątpienia zawdzięcza to temu, że odnalazł kobietę swojego
życia,Ciebie,iżepodarowałjejkluczdoswojegoserca.

ŻyczęWamdługiego,szczęśliwegowspólnegożyciaimamnadzieję,żezapamiętaszterady.
Ten,ktopierwszyprosiowybaczenie,jestodważniejszy.
Ten,ktopierwszyprzebacza,jestsilniejszy.
Ten,ktopierwszyzapominajestszczęśliwszy.
Dbajomojegosyna,takjakjegoojciec,braciaijaoniegodbamy.
Dylanjestistotąpełnąświatła,miłościiuczuć.
Kochająca,
MamaLuisa
PSPowiedzAnselmo,żebysięwięcejuśmiechał.Wtedyjestbardzoprzystojny.

Kończęłamiącymsięgłosemiwzruszonaunoszędłońdoust.Patrzęnaczterechfacetów,którzywtej

chwilisąmiękcyjakgalareta.Dylanowibłyszcząoczy,jakmnie.Obejmujęgo.Widać,żesłowamatkigo
wzruszyły,takjakAnselmo,OmaraiTony’ego.

Odsuwam się od niego i ocieram łzę, która spływa mi po policzku i z uśmiechem dotykam brody

Anselma,którywycieraoczychusteczką.

– Plan A – mówię. – Odczekamy kilka minut, aż minie nam wzruszenie. Plan B: wchodzimy tak jak

jesteśmyi…

–PaniFerrasa,popieramplanA–przerywamiDylan,uśmiechającsię,iściskazaramięwzruszonego

Omara.

PrzyglądamsięFerrasomwmilczeniu.Tacywielcyitacywrażliwi.Niesamowitejakciczterejfaceci,

każdynaswójsposób,całyczastęskniązaLuisą.Zkażdymdniemnabieramwiększegoprzekonania,że

background image

byłaniezwykłąkobietą.

Kiedyodzyskujęsiły,podajęlistDylanowi,którychowagodowewnętrznejkieszenifraka.
–Zęby…zęby…–mówię.
Całaczwórkapatrzynamnie,nierozumiejąc,ocomichodzi.
–Takmówiłapewnasławazmojegokraju,kiedystawałaprzedkameramiiniechciałaokazaćuczuć–

wyjaśniamrozbawiona.

Uśmiechająsię.
–Widzicie?Zęby!–pokazuję.
W końcu wchodzimy do imponującej sali, a goście witają nas oklaskami. Uśmiechamy się wszyscy

pięcioro,idziemydonaszegostołuirozpoczynasiękolacja.Niemuszęmówić,żepodawanesąnajlepsze
potrawy, w ogromnych ilościach. Nie chcemy, żeby ktokolwiek był głodny i musiał iść później na
hamburgera.

Po kolacji Anselmo i moi rodzice wchodzą na podest i wznoszą toast za nasze szczęście. To

najbardziej wzruszająca chwila kolacji i goście śmieją się z pomysłów tej trójki. Kiedy przemowy się
kończą,rozpoczynasiębal.Orkiestrajestbardzoelegancka,ajejczłonkowiesąwbiałychkoszulachz
czarnąmuchą.Zaczynajągrać,ajabijębrawo,widząc,żenascenęwchodziMichaelBublé.

Niemogęwtouwierzyć!Będziedlanasśpiewał!
Witawszystkichgości.Jestcudownymdżentelmenem,którywułamkusekundyzjednujenasząsympatię

swoją wielką serdecznością. Próbuje nawet powiedzieć coś po hiszpańsku, żeby zrozumiała go moja
rodzina.Aleszaaaaał!

Późniejzwracasiędomnie.
–Yanira,jakąpiosenkęchceszzatańczyćzeswoimcudownymmężem?–pyta.
Wszyscy na mnie patrzą, a ja czuję, że płoną mi policzki. Moje spojrzenie napotyka wzrok mojego

brataArenaiobojesięuśmiechamy.Onnapewnowie,jakąpiosenkęchcęusłyszeć.Kiwamgłowądo
mojego brata, patrzę na miłość mojego życia, a jego mina mówi wszystko. Nie lubi znajdować się w
centrumuwagi,alejachcęupajaćsiętąmagiczną,wyjątkową,jedynąchwilą.SpoglądamnaMichaela.

–Zaśpiewaj,proszę,YouWillNeverFind.
RozbawionaznówspoglądamnaDylanaidomyślamsię,żebyłbywstaniezrobićwszystko,żebytylko

nie zatańczyć. Biedak! Ale zaskakuje mnie. Chwyta mnie za rękę i prowadzi na środek parkietu, gdzie
przyciągamniedosiebiezaborczymgestem.

–Zanicnaświecieniezrezygnowałbymznaszegopierwszegotańca.
Jakzawszeromantyczny.Uwielbiamgo.
Wtulona w niego daję się prowadzić muzyce. Uwielbiam tę piosenkę. Tańczymy, a Michael z

zaangażowaniem śpiewa, uważnie obserwowany przez setki osób. Kiedy piosenka się kończy, Dylan
mniecałuje,awszyscybijąnambrawo.

Namiłośćboską,tojestjakzfilmuuuuuuuuuu!
PochwiliMichaelschodzizesceny,aorkiestragrakolejnąpiosenkę.Parkietsięzapełnia.Przeztrzy

godziny wszyscy tańczą i bawią się przy muzyce. Ja przyglądam się temu zachwycona, a kiedy Coral
spogląda na mnie, tańcząc z Królem Skorpionem, nie mogę się powstrzymać i parskam śmiechem. Nie
jest to szalone, ogniste wesele, jakiego się spodziewałam, ale wszyscy się dobrze bawią i to mi

background image

wystarczy.

Odwunastejnocsiękończy.
Oj,jakaszkoda!Amnietaksięchcebawić!
Goście się żegnają, a ja, szczęśliwa i zakochana, żegnam się z nimi, trzymając mojego eleganckiego

mężazarękę.PięknajestwyczerpanaiNianiarazemzOmaremiTifanyzabierajądodomu.Anselmoi
Tonyjadąznimi.Coral,moirodziceibraciabiorątaksówkę.Dylandajeimkluczedonaszegodomu,a
onidająnambuziaka,życządobrejnocyiwychodzą.ArgeniPatriciarównieżidą.Kiedyzostajemysami,
spoglądamnaDylanaiwidzę,żemarzęsęnapoliczku.Chwytamjąostrożniepalcamiiprzysuwamdo
niego.

–Kiedykomuśwypadnierzęsa,musidmuchnąćipomyślećżyczenie.
Uśmiechasięzdziwiony,alenicnierobi.
–Dalej,dmuchnij,żebyrzęsazniknęłaiżebyspełniłocisiężyczenie–powtarzam.
Robito,akiedyrzęsasfruwazmojegopalca,całujęgożarliwie.Jestemtakaszczęśliwa!
–Wyrwijmijeszczejednąrzęsę,chcępomyślećjeszczejednożyczenie–mówizrozbawionąminą,

kiedysięodniegoodsuwam.

Parskamśmiechem.Niezłyagent!
Idziemydoladyrecepcji,trzymającsięzaręce.
–Mówiłemcijuż,jakpiękniewyglądasz?–szepczeDylan,spoglądającnamnie.
–Jakiśmilionrazy,kochanie–żartuję.
Dylanprzyciągamniedosiebieimuskanosemmojewłosy.
–Uwielbiamto,żejesteśpaniąFerrasa–mruczy.
Podniecona jego słowami wyobrażam sobie, jak mnie rozbiera i daje wszystko. Och, tak, kochany…

Dzisiajzobaczysz!

Chcę spędzić wspaniałą noc pełną seksu w naszym fantastycznym apartamencie z moim świeżo

poślubionymmężulkiem.

–Dobrzesiębawiłaśnaprzyjęciu?–pyta.
Kiwamgłową,radosnajakskowronek,alenagleDylansięzatrzymuje.
–Mamdlaciebieostatniąniespodziankę–mówi.Wyciągazkieszeniczarnąapaszkęipokazujemiją.

–Alenajpierwmuszęzasłonićcioczy–wyjaśnia.

Chce mi się śmiać. Zamierza zawiązać mi oczy na środku hotelowego holu? Odważny! Nie mam

wątpliwości,żenasznocpełnaseksubędziewspaniała.

–Dalej,zakryjmioczy!–poganiam.–Chcęteniespodzianki.
Robito,dającmiprzelotnegobuziakawusta,apóźniejbierzemniewramiona.
–Świetnie.Zobaczmytęniespodziankę.
Czujęświeżepowietrzenatwarzy.Wychodzimyzhotelu?
Kilkachwilpóźniejsadzamnienafotelusamochodu.
–Odpocznijteraz,kochana–szepcze–bozachwilę,zapewniamcię,niebędziecitodane.
Uśmiechamsiępodniecona,asamochódrusza.Dokądonmniewiezie?
Czujęustamojegoukochanegonamoich.Całujemnie,pożera,przygryzawargi.Pochłaniamniecałą,a

jasiępoddajętemu,czegochce,niewiedząc,dokądjedziemy,ktoprowadzi,aninic.

background image

Niewiem,ileczasujesteśmywsamochodzie,wiemtylko,żejegodłoniebłądząpomoimciele,aon

szepczeczułemiłosnesłowa,którymisięupajam,smakuję,rozkoszuję!

Alechcęwięcej.Problememjestsuknia,takailośćtiuluniepozwalajegodłoniomdotrzećzłatwością

do miejsca, w którym ich pragnę i to mnie frustruje. Chcę, żeby zdarł ze mnie suknię i mnie posiadł.
Potrzebujętego!

Naglesamochódsięzatrzymuje.Dylanotwieradrzwi,wysiadaiznówbierzemnienaręce.Namiejscu

jestcicho,nicniesłyszę.Naglestawiamnienaziemi.

–Gotowananiespodziankę?–pytamnienaucho.
Kiwamgłowąjakdziecko.Tak,chcęseksuuuuuuu.
Alenaglesłyszędźwiękigitaryelektrycznej.Niemożliwe!KiedyDylanzdejmujemiprzepaskęzoczui

widzę na scenie moją babcię Ankie ze swoim zespołem oraz niektórych gości weselnych, krzyczę i
zaczynamskakaćzeszczęścia,awszyscybijąbrawo.

– Przyjaciółki twojej babci nie chciały przyjść na ślub, żeby zrobić ci tę niespodziankę – mówi mi

Dylannaucho.–Przyleciałydziśrano.

PatrzęnaPepi,CintięiManuelęiposyłamimbuziakawpowietrzu.Uśmiechająsięiprzesyłającałusy

mnie.

–Zgadnij,ktomnieprzywiózłnamotorze?!–krzyczyCoral,stającprzedemną.
Niemamwątpliwości,sądzącpotym,jakjestprzejęta,domyślamsię,żepewnieKrólSkorpion.
–Ambrosius!–mówi.–Narzeczonytwojejbabci!Dylangozaprosił!
Patrzęnamojegochłopaka,którysięuśmiecha.
–Ankiemnieotopoprosiła–mruczy–iniemogłemjejodmówić.
Mojababciazuśmiechempodchodzidomikrofonu.
–Tępiosenkędedykujęnowożeńcom–mówi.–Dalej,dzieciaki,wyjdźcienaparkiet,przytulciesię

mocno,pocałujciezmiłościąibawciesię.

Wszyscybijąbrawo.
–Chcęwidziećwszystkichnaparkiecie,kołyszącychbiodrami.Dalej!
IzaczynagraćnagitarzepiosenkęSantanyFlordeluna.Patrzęnababcięipuszczamdoniejoko.Wie,

żeuwielbiamtenutwór.PodrodzenaparkietmijammojąrodzinęirodzinęDylana,któreuśmiechająsię
donaszachwyceni.PodchodzidomnieTifany.

–Kotku,niemogłamciotympowiedzieć–szepcze.–Tobyłasurprise.
ŚmiejęsięirozpoznajędomOmara.Jesteśmywwielkiejsalibalowej.Spoglądamnamojąszaloną,

egzaltowanąszwagierkęipostanawiamwłączyćsięwjejgrę.

–Jestemsuperzachwyconaaaaaaa!–odpowiadam.
TrzymjącDylanazarękę,wchodzęnaparkietizaczynamtańczyć.Parkietsięzapełnia,ajaobserwuję

wyrazpodziwudlamojejbabcinatwarzachgości.BrawodlamojejAnkie!

–Podobacisięniespodzianka?–pytamnieDylan.
–Bardzo.
– Twoim jedynym wymaganiem była szalona impreza, więc ją masz! Teraz moim jedynym

wymaganiemjestto,żebyśnigdyomnieniezapomniała.Niemogęsiędoczekać,kiedyznajdęsięsamna
samztobąwhotelu.

background image

Patrzęnamojegoprzystojniakazcałamiłościąświataisięuśmiecham.
–Jesteśnajlepszy,kochanie–mówię.–Najlepszy.
Dylansięuśmiecha.
–Amożemyślałaś,żetymognistymprzyjęciembyłaimprezawhotelu?Zażadneskarbyniechciałem

dokońcażyciawysłuchiwaćtegowyrzutu–odpowiada.

Śmiejęsię.Aleonmniezna.
– Gdyby chodziło o mnie – dodaje – byłbym już w apartamencie z moim króliczkiem i robił to, co

lubię najbardziej, ale wiem, jak bardzo tego pragniesz, więc tańcz, śpiewaj i szalej. Ale żadnych
chichaítos!Chcęcięmiećtrzeźwąitylkodlamnie,kiedywrócimydoapartamentu.

Całujęgozakochana.
– Obiecuję, że będę najbardziej gorącym i perwersyjnym króliczkiem na świecie – mówię szeptem,

odsuwającsięodniego.–Zapewniamcię,żetejnocyniezapomnisz.

Dylansięuśmiechaiznówmniecałuje.
–Bawsiędobrzenaprzyjęciu,apotemsprawisz,żejasiębędędobrzebawił–odpowiada.
Tańczymyprzytuleniwrytmtejładnejpiosenki,apotympierwszymtańcumojababciaijejszalone

koleżankigrająjeszczeczterypiosenkizeswojegorepertuaru.Muzycy,aktorzy,producenciipiosenkarze
obecninasalipatrząnaniezpodziwem,ajajestemzachwycona.

Kiedy zjawia się Ambrosius, całuje mnie w policzek, wita się z Dylanem i gratuluje nam ślubu.

Później mówi mi, że muszę wejść na scenę, bo babcia chce, żebym z nią zaśpiewała. Robię to bez
wahania.

Wciągutrzechgodzinprzezscenęzdążyliprzewinąćsięwszyscy.WłączniezCoral,któraśpiewała

Macarenę,iDylanem,któryzTonymiOmaremzaśpiewalisalsęichmatki,którapowalamnienakolana.
No, nooooooooo, ale ładnie śpiewa ten mój mąż! I ma poczucie rytmu. Bez wątpienia prawdziwe jest
powiedzenie:ktodobrzetańczy,włóżkuiseksiejestkrólem.Niechżyjemójkról!

Kiedychodzizesceny,oklaskujęgo.Odtejporyjestemjegofankąnumerjeden.
Uśmiechasię.Świadomość,żejestszczęśliwyzeswojąrodzinąiprzyjaciółmisprawia,żeijajestem

szczęśliwa.Lubięobserwowaćgowjegośrodowisku,sprawiamitoradość.Rzadkobyłtakswobodny.
Przyglądam się również Omarowi. Jego tupet w zalotach do jakiejś rudowłosej kobiety odbiera mi
mowę.Nieulegawątpliwości,żezwiązekmojegoszwagraiTifanyjestconajmniejdziwny.

Naglewidzęmoichrodziców,którzyzaczynającośpićibiegnędonich.
–Copijecie?
Mamapatrzynamnierozbawiona.
–Nazywasięchybachichaíto.TypowedlaPortoryko,jakpowiedziałakelnerka.
O,nie…Niemogąprzeżyćtego,coprzeżyłamja.Wyjmujęimkieliszkizdłoni.
–Uwierzciemi,niepijciewięcejniżdwa,bojutroprzezcałydzieńniebędzieciewstaniepodnieść

sięzłóżka–mówię.

– Ale ty lubisz przesadzać, wzdychaczu! – śmieje się tata, bierze ode mnie kieliszek i wypija

zawartośćzadowolony.

WtejchwilizarękęchwytamniemójbratRayco.
–Chodźzatańczymy,księżniczko.

background image

Idziemynaparkiet,apodrodzekrzyczędorodziców:
–Uprzedzałamwas!
Zaczynam tańczyć z przystojniakiem Rayco i śmieję się, widząc, że moi rodzice unoszą kieliszki i

wypijająduszkiemchichaíto.

Matko,jaktosięskończy!
Kiedypiosenkasiękończyiudajemisięprzezdwiesekundypobyćsamej,widzę,żeArgeniPatricia

się całują. Ale się cieszę, gdy widzę, że mój brat jest taki szczęśliwy. Widać, że Patricia wypełnia tę
pustkę,którązawszewsobienosił.Coraltańczyzjakimśbrunetem.Niewiem,ktotojest,alewidzę,że
moja przyjaciółka bawi się fenomenalnie. Uśmiecham się. Chcę widzieć ją tak szczęśliwą, jak na to
zasługuje.

BabciaNirarozmawiazAnselmo,moimteściem.Chybajestimmilo.Luisamarację.Tenfacetjesto

wieleprzystojniejszy,kiedysięuśmiecha.

Garret, rodzinny Jedi, obserwuje, jak zwykle, ale z zaskoczeniem widzę, że spogląda na dziewczynę

stojącąwgłębisali,aonazerkananiego.Czyżbywpadlisobiewoko?Dwieminutypóźniejmójbrat
podchodzidoniej,siadaobokizaczynarozmawiać.Niedowiary!Porazpierwszywidzę,żezbliżasię
dojakiejśkobiety,któraniezaliczasiędojegostukniętychkoleżanek.

Nagle,oniemiała,dostrzegam,żebabciaAnkieznikazadrzwiamizAmbrosiusem,całująsię.
Oszalała?Jaktozobaczymójojciec,będzieoburzony,isłusznie.Cholera,przecieżtojegomatka!
W tej chwili za rękę chwyta mnie Tony i znów wyciąga mnie na parkiet. Grają salsę i bez wahania

rzucamy się w wir zabawy. Widzę, że Dylan rozmawia ze swoim przyjacielem Maxwellem i obaj się
śmieją.

Piosenkasiękończy,zaczynasiękolejnaitymrazemtańczęzOmarem.Widać,żeLuisabardzodobrze

nauczyłasynówtańczyć.Potejpiosencetańczękilkakolejnychzkażdym,ktomnieprosi,ażmójwzrok
spotyka się ze wzrokiem Dylana, który głową daje i znak, żebyśmy wyszli. Nie chcę. Nie chcę, żeby
imprezasięskończyła!Robiępodkówkę,aonpoddajesięzuśmiechem.Jakszaleć,toszaleć!

KiedykończętańczyćzbardzosympatycznymkolegąTony’ego,podchodzędobaruzdrinkamiiwtej

samejchwilidopadamnieTifany.

–Kotku,jestemsuperzdegustowanatymstarymmrukiem.
Wiem, kto jest tym „starym mrukiem”, nie muszę pytać. Nie da się ukryć, że kiedy Anselmo się

zaweźmie,potrafibyćprawdziwymtyranemiwiem,żedlaTifanywłaśnienimjest.Patrzęnaparkieti
widzę,żeDylanrozmawiazkilkomamężczyznami,aOmarcałujewszyjęrudą.Cośpodobnego!Jedną
dłoniąszybkochwytambutelkęszampana,dodrugiejbiorędwakieliszkiispoglądamnakobietę,która
zawszebyławobecmnieserdeczna.

–Chodźzemną,Tifany–mówię.
Siadamy przy stole oddalonym od zgiełku, gdzie nikt nas nie znajdzie. Otwieram butelkę, napełniam

kieliszkiijedenpodajęsiedzącejzemnąblondynce.

–Wypijmyzamiłość–proponuję.
–Acotojest?–drwibiedaczka.
Nieodpowiadam.Stukamkieliszkiemojejkieliszekipijemy.
–DalicilistodLuisy?

background image

Kiwamgłową.
–Mójprzeczytalijużwcześniej–mówi.–ByłamdrugążonąOmara,więcniezwrócilinamnieuwagi.
–Acownimbyłonapisane?
–Generalnie,żebymbardzokochałarobaczka,żebymmiałasiłęizaskakującgo,sprawiała,żebędzie

szczęśliwy–szepcze.–Alenibyczymmamzaskakiwaćmężczyznę,którymawszystko?

–Czymś,czegoniemaiczegoniemożnakupićzapieniądze.
Mojaszwagierkawypijałykszampana.
– Widocznie ta ruda, którą przyprowadził na wesele, potrafi go zaskoczyć. Cholerna suka i cholerny

rozpasanypawian.

Niechmnie!Mojaszwagierkapowiedziała:sukainazwałaswojegorobaczkarozpasanympawianem?
Nieźle!Nieźle!
Jestemoniemiała,słysząc,żemówiwtensposób.
–Mojemałżeństwoleżyikwiczy–mówi,patrzącnamnie.
–Więcdlaczegototolerujesz?
–Bogokocham.
Żal mi jej. Widać, że jest szczera. Tifany z całą pewnością ma maniery księżniczki z bajki, ale z

każdymdniemprzekonujęsięcorazbardziej,żemawielkieserceijestdobrądziewczyną.

– Słowo ci daję, że gdyby Dylan zrobił coś takiego i pojawił się na jakiejś uroczystości z inną,

zabiłabymgo–oznajmiam.

–Oj,kotku,niebądźbrutalna!
–Brutalna?!–syczęoszołomiona,awmyślachpobrzmiewamimuzykazeSpongeBoba.–Przecieżon

bez żadnych zahamowań przyprowadza… Cholera, Tifany, to twój dom, a on ją tu sprowadził. Jak
możeszmunatopozwalać?

– Powiedziałam ci już: bo go kocham. Uwielbiam mojego robaczka, chociaż wiem, że nie jest

wyłącznie mój. Pociesza mnie jedynie to… – dodaje po chwili wymownego milczenia, podczas której
dostrzegamból,któryczuje–…żeogrwie,żeniejestemznimdlapieniędzy.Mojarodzinajestbardzo
dobrzesytuowanai…

–Powinnaśpostawićsprawyjasno–ucinam.–Jakpowiedziałabycimojababcia:lepiejbyćsamej

niżwnieodpowiednimtowarzystwie.

–Jestemtchórzem.Takajestprawda.Cojabymbezniegozrobiła?
Ogarniamniezłość.Niemogęznieśćtego,żejakaśkobietatakmyśli.
–Przedewszystkim,owielewięcejniżcisięwydaje–mówię.–Zmojegopunktuwidzeniapowinno

liczyćsiętylkoto,żebyśbyłaszczęśliwazkimś,ktociękochatak,jaktyjego.Powinnaśzacząćbardziej
cenić siebie samą i sprawić, żeby ciebie ceniono. Powiedziałaś, że byłaś projektantką. Dlaczego nie
wróciszdozawoduinieprzestanieszbyćzależnaodOmara?

Tifanypatrzynamnie.Dotykablondloka.
–Janiejestemtakajakty–mówizesmutnąminą.–Tataimamanauczylimnie,żetrzebabyćdobrą

żonąi…

–Idlategomusiszpubliczniedawaćsięponiżać?Czytwoirodzicewiedzą,cosiędzieje?
Zjejminywidzę,żetak.Niedowiary!Wkońcunapełniamsobieznówkieliszekijąprzepraszam.

background image

–Wybacz.Chybawtykamnoswnieswojesprawy.
Tifanyjednymhaustemwypijaszampana.
– Dziękuję za szczerość – mówi. – Ale na razie jest, jak jest. A w kwestii moich rodziców, szkoda

gadać.Ichżycieniejestnajlepszymprzykładem.

Biedna.Czuję,żejejrodzinaniejesttakajakmoja.Wychowanojąwprzekonaniu,żetrzebawszystko

znosićiudawać.

Pijęznowu.Tojejżycieiskoroonanatopozwala,niemamprawarobićjejwyrzutów.
–Dlaczego ciebie ogrszanuje, a mnienie? – pyta naglemoja szwagierka pochwili milczenia. – Co

takiegozrobiłaś?

Doskonalewiem,cozrobiłam.
–Wypowiedziałammuwojnęibyłamdlaniegotaksamoniemiła,jakondlamnie–odpowiadam.
– Ja tak nie umiem! I denerwuje mnie, że myśli, że jestem po prostu głupią blondynką. Ty też tak

uważasz?

Duszęsię.Cholera,alejestemniedobra!Tifanyjesttakadobra,jakmogętakmyśleć?Znówpróbuję

byćzniąszczera.

–ChybapowinnaśzmienićpodejściedocałejrodzinyFerrasaizacząćsięcenić–mówię.
Patrzynamnieikiwagłową.
–JakmówiRebeca,urodziłamsięksiężniczką,bosukbyłojużwystarczającodużo.
Parskamśmiechem.
– Nie musisz być suką, żeby zdobyć sympatię ogra i uwagę Omara, wystarczy, że będziesz trochę

bardziejprzebiegłaipokażeszim,żemaszcharakteriżewalczyszoto,cokochasz.Możejakaśreakcja,
którejsięniespodziewająalbostawieniemimczołasprawią,żezacznąpatrzećnaciebieinaczej.

– Na samą myśl o tym ogarnia mnie niepokój – popłakuje. – Nie jestem w stanie powiedzieć ani

jednemu,anidrugiemu:róbrządispadajstąd!

Uśmiechamsię.Niemaco,TifanytoTifany!
– Kiedy ogr patrzy na mnie tym morderczym wzrokiem, przeraża mnie! Nic na to nie poradzę. Dla

niegozawszebędęgłupiąblondynką,którawyszłazajegostarszegosyna.

Biedaczka.Żalmi,żetakuważa.Alewiem,żeAnselmonaprawdętakoniejmyśliibolimnieto.Przy

pierwszymkontakcieTifanymożesięwydawaćpustaipróżna,alekiedysięjąpozna,człowiekwidzi,że
jest słodka, czuła, sympatyczna i ma wielkie serce. Jestem przekonana, że w tym właśnie zakochał się
Omar,kiedyjąpoznał.

–ComyśliszoPięknej?–pytam.
–Jakmówijejimię,jestpięknotką.
–Ajakoosoba?–nalegam.
–Odlot,jestemjejmacochą!Jaktoźlebrzmi,prawda?
Uśmiechamsię.
–Niekojarzycisięztązłą?–pyta.–Och,kotku…Małanapewnomnienienawidzizato,żejestem

macochąjaktazbajek.IlekrzywdyzrobiłDisneyniektórymifilmami!

Przyniejzrywambokiześmiechu.Niemogęsiępowstrzymać.Napełniamznówkieliszki.
–Comyśliszomałej?–pytamznowu.

background image

–Cudownedziecko.–Uśmiechasię.–Zawszetakmyślałam,chociażkiedysiędowiedziałam,żemój

robaczek ma córkę, byłam bardzo rozżalona. Ale za każdym razem, kiedy lecimy ją odwiedzić w
Portoryko,corazbardziejsięwniejzakochuję.Jesttakasłodkairozkoszna,żeniemożnajejniekochać.
Omarniechcedzieci–dodaje,ściszającgłos.–AlePięknaskradłamuserce.

–Atychceszmiećdzieci?
Tifanykiwagłowąiwzruszaramionami.
–Strasznie!–odpowiada.–Alewiem,żejeślirobaczekniechce,nicnatonieporadzę.–Uśmiecha

się i zmienia temat. – Piękna jest cudowna. Ma ciemne oczka jak Selena Gomez, kolor skóry Penelope
CruziustaAngelinyJolie.Jestidealna!

Patrzęnaniązaskoczona,kiedysłuchamtego,comówi.Widać,żewyglądjestdlaniejnajważniejszy.

Myślęomałejijestemwszoku,borzeczywiściemausteczkajakJolie.Alefajnie!Chociażalkoholcoraz
mocniejnamniewpływa,pijędalej,patrzącnamojąsuperboskąszwagierkę.

– Jeżeli nie umiesz sobie dać rady z ogrem, podejdź go od innej strony. Pokochaj Piękną. To, że

będziesz ją kochać, a mała pokocha ciebie, na pewno sprawi, że Anselmo zmieni zdanie. Dla niego
miłośćjestnajważniejsza.Ważniejszaniżdajeposobiepoznać.

MinaTifanyjestbezcenna.
–Yanira…Jestemjejmacochą.Myślisz,żemniepokocha?
–Pewnie,żetak!
Uśmiechasięzadowolona.
–Małajestspragnionaczułościimiłości–dodaję.–Wystarczy,żejejtodasz,aniebędziechciała

bezciebieżyć.Tifany,przecieżjesteśbardzoczułąkobietą.

Znównapełniasobiekieliszek,opróżniabutelkęiwrzucajądogórydnemdowiaderkazlodem.
– Mam problem, kotku. Nie wiem, jak opiekować się dzieckiem. Och, Yanira, strasznie ciężko być

mną.

Wzdycham.
PlanA:szturchnąćją,żebyoprzytomniała.
PlanB:zmienićtematipowiedzieć,żemapięknąsuknię,żebysięuśmiechnęłaizapomniałaocałym

świecie.

PlanC:ciągnąćtematwnadziei,żeosiągnępozytywnyskutek.
WybieramplanC.MojaszwagierkanatozasługujeiPięknateż.
Wiem, że może być bardzo dobrą matką dla małej. Nie mam wątpliwości, że kiedy między nimi

zaiskrzy,wszystkowichżyciusięzmieni.Trzebatylkoznaleźćsposób,żebysiępokochałyiniemogły
bezsiebieżyć.

–Cotusiedzicietakiesame?
Oglądamysięzasiebieiwidzimy,żepodchodzidonasstrasznieeleganckiTony.Siadaznamiizerka

nabutelkęszampana.

–Wypiłyściejąsame?–pyta.
–Samiutkie–potwierdzaTifany.
Usmiechasię.
–Mojedwieszwagierkirazem,jasnowłosyraj!–Spoglądanamnie.–Mójbratcięszuka–dodaje.–

background image

Chcewracać.

Mamochotęzaprotestować,aleTifanysięuśmiecha.
–Mamidealnąprzyjaciółkę,Tony–szepcze.–Idealnądlaciebie.
Wstajezuśmiechem.
–Narazieeeeeeeee–mówi,oddalającsię.
Śmiejemysięobie,akiedyMarcAnthonyzaczynaśpiewaćnascenie,wstajemyibiegniemytańczyć.

Chwilępóźniejschodzęzparkietuspragnionaiwpadamnamojegoteścia.

– Na miłość boską – mówi na mój widok. – Czy ta twoja rockowa babcia nie ma za grosz

przywoitości?

Och…och…Obawiamsię,żeogrzobaczyłjązAmbrosiusem.
–Cosięstało?
Mójteśćściszagłos.
–Natknąłemsięnanią,jakwychodziłazłazienkiztymswoimprzyjacielemipojejwyglądziesądząc,

niemożnabyłopomyślećnicdobrego.

Do licha z tą moją babcią. Śmieję się, bo nie jestem w stanie się powstrzymać. Moja Ankie ma

niespożytytemperament.Bioręteściapodrękęiidęsięznimczegośnapić.

Przy barze spotykamy mojego brata Garreta. Dalej rozmawia z dziewczyną, z którą wcześniej

widziałam, jak flirtował i jestem zaskoczona. Ale zaskoczenie znika, kiedy słyszę, że z przejęciem
rozmawiająoGwiezdnychwojnach.

Drugaztakimbzikiemjakon?!
Jaktosięmówi:każdapotworaznajdzieswojegoamatora.
–Niechmocbędziezwami,ludzie–mówimójbrat,przechodzącoboknas.
Dostajęatakuśmiechu,aojciecDylanapatrzynamnieikręcigłowązuśmiechem.
–Tymisięwydawałaśwyjątkowa,aletwojababciaibratbijącięnagłowe–mówi.
Nicdziwnego.Ci,którzyznająmojąrodzinę,pewniemyślą,żewieluznasbrakujepiątejklepki.Mój

brat Garret, który ma ponad trzydzieści lat, jest świrem jakich mało, na moim ślubie wystąpił w stroju
Jedi.

Raycojestkobieciarzem,ababcia,rockendrolówąwkażdymcalu,któraniejestwstaniepohamować

swoichseksualnychzapędów.

Przyznaję. Moja rodzina jest specyficzna. Ale przecież każda rodzina jest wyjątkowa. Kto nie ma w

swojejdziwaka?

ZachęconaprzezmojądobrotliwąbabcięNire,wchodzęnascenęiśpiewampiosenkęzmoichwysp.Z

mojejpięknejkanaryjskiejziemi.ZapraszamPepi,CintięiManuelę,żebymiakompaniowały.Imudasię
tolepiejniżkomukolwiek.PopierwszychakordachrozpoczynampasodobleWyspyKanaryjskie.

Wszyscysłuchają.Podobaimsięłagodnyrytmpiosenki,chociażwielujejnierozumie,bośpiewampo

hiszpańsku.Rodzicetańcząprzytulenidosiebie,ababciaNirazapraszadotańcaAnselmo.

OBoże,wzruszamsię,śpiewająctępięknąpiosenkę!
Tęsknotazamojąojczyznąnadalwywołujełzy.Niemogęnicporadzić,tryskająmizoczu,alemimo

wszystko się uśmiecham. Chcę, żeby wszyscy wiedzieli, że są to zły wzruszenia. Kocham mój kraj.
Jestemprzekonana,żebezwzględunato,czyjesteśzSantaCruznaTeneryfie,zGomery,zGranCanarii,

background image

z Las Palmas, Majorki, La Palmy, Lanzarote, Ekstremadury czy Andaluzji, słowa tego pasodoble
chwytającięzaserce,jeżeliprzebywaszzdalekaodswojejziemi.

Uśmiechamsię,patrzącnababcięNirę.Wiem,żesięcieszy,żeśpiewamtępiosenkę,któraprzywodzi

jejnamyślcudownewspomnienia.Widzętowjejspojrzeniuiporozumiewawczopuszczamdoniejoko.
WśródkupublicznościszukamwzrokiemDylana,widzę,żenamniepatrzyiczujęjegomiłość.Wiem,że
rozumiemojełzyiuśmiechamsię,kiedyposyłamibuziaka.Wjegospojrzeniuodczytujęsłowa:kocham
cię.

Kiedy kończę śpiewać, wszyscy mnie oklaskują. Schodzę ze sceny i babcia Nira i mama obejmują

mniewzruszone,amójukochanypodchodzidomnie,chwytamniewpasieicałujewczoło.

–Copowiesznato,żebyśmyterazurządzilisobieimprezęnaosobności,tylkowedwoje?
Zjednejstronymamwielkąochote,alezdrugiejświetniesiębawię.
–Poczekajjeszczetroszkę,skarbie–odpowiadam.–Proszę…proooooszę…
WtejchwilipodchodzidoniegoOmariszepczemucośnaucho,arudaidziedobarupodrinki.
–Niezłatatwojababciaikowboj,któryzniąjest–mówidomniemójszwagier.–Rozmawiałemz

nimiprzedchwiląipowiedziałem,żepojutrzeczekamnanichwstudiunagrań.Sąświetni!

–Cotywygadujesz?
Dylan,słyszącto,marszczybrwi.
–Omar,uważaj,corobisz–szepcze.
Szwagierpuszczadomnieoko.
–Spokojnie,braciszku–odpowiadarozbawiony.–Spokojnie.–Odchodzi.
Patrzęnanichinicnierozumiem.Niewiem,czyuwagaDylanadotyczyłarudejczymojejrodziny.
Wtejchwilizjawiasięprzystojnyznanyaktor,któregoimienianiepamiętam,chwytamniezarękęi

zapraszadotańca.Dylanwzdycha,aja,rozbawiona,posyłammubuziaka.

Na parkiecie rodzice tańczą jak szaleni i po ich ruchach widzę, że wypili za dużo chichaítos.

Biedaki…biedaki…biedaki…

Zkażdągodzinąimprezarobisiębardziejszalonaiwesoła.KiedywychodzęzaśpiewaćLabomba z

RickymMartinem,rozpętujesięistneszaleństwo.Tańczynawetreflektor!

Jestemwswoimżywiole.PotejpiosenceRickyijaśpiewamyLacopadelavidaiwszyscykrzyczą,

unoszącręce.

Kończymy,ajaroześmianapadamwobjęciaDylana,któryprzytulamniezadowolonyicałujemniew

szyję.

–Możemyjużiść?–szepcze.
Mojespojrzeniemówiwszystko.Odsuwamsięodniego.
–Jeszczechwiiiiilkę–proszę.
Mijają godziny. Starsi wychodzą z przyjęcia, zostają najwięksi imprezowicze. Dylan wodzi za mną

wzrokiemwnadziei,żezdecydujęsięwyjść.Ale,cholera,takświetniesiębawię,żechcę,żebytosięjuż
skończyło!

Ci,którzybawiąsięjeszczeoszóstejrano,sąnieźlewstawieni.TymrazemDylanmniejużniepyta.

Przerzucamniesobieprzezramięiwśródowacjigościwsadzamniedosamochoduiwracamydohotelu.
Całującsięiskładającsobieperwersyjnepropozycje,docieramydoimponującegoapartamentuikiedy

background image

Dylan zamyka drzwi, rzucam mu się w ramiona i wsuwam język do jego ust, szukając perwersji i
namiętności.

Chcęseksu!
Całujęgo,onmnie,ażnaglemuszęsięodsunąćibiegnędołazienki.
Dylanidziezamną,opierasięofutrynęipatrzynamniezerzygnowany.
–Znowuchichaítos?–pyta.
Kręcęgłową.Zkażdąsekundączujęsięgorzej.
–Rozumiem–słyszę,jakmówizrezygnacją.–Wtakimraziewszystkopotrochu,zgadłem?
Kiwamgłową,boniejestemwstaniesięodezwać.
Niezłanocpoślubna!
Kiedyniemamjużczymwymiotować,Dylanbierzemnienaręceiniesiedosypialni.Zsuwazamek

mojejsukni,któraopadawokółstóp.Ledwieudajemisięutrzymaćotwartepowieki.Dylankładziemnie
dołóżkainicwięcejniepamiętam.

background image

6.Obudzęcię

N

astępnego ranka budzę się sama w pokoju i naga. Mam sucho w ustach i czuję kwaśny, odpychający

smak.

–Cholera…
Niemogęuwierzyć,żewnocpoślubnąodsypiałamweselneszaleństwo.Chcęsięzapaśćpodziemię.

BiednyDylan!

Dotykamgłowyiczuję,żewłosymamtakskołtunione,żewstajęizprzerażeniemprzeglądamsięw

lustrze.

Gorzej wyglądać się nie da. Mam rozmazany tusz do rzęs, zwarzony makijaż, a na głowie coś, co

wyglądajakopuszczoneptasiegniazdo.ŚwiętyBoże,makabra!

Nieulegawątpliwości,żejestemzaprzeczeniempięknaielegancji.
Żalpatrzeć!
Wchodzę do łazienki i ostrożnie wyciągam wsuwki. Ile oni mi ich nawkładali do tego cholernego

koka? Kiedy wydaje mi się, że pozbyłam się już wszystkich, wchodzę pod prysznic i zastanawiam się,
gdziemożebyćDylan.

Obraziłsię?
Ajeżelirzuciłmniezato,żepijęiszaleję,izażądarozwodu?
Nie.Toniemożliwe.
Wychodzę spod prysznica, rozczesuję mokre włosy, wracam do pokoju, ale Dylana nadal nie ma.

Zaczynam poważnie brać pod uwagę możliwość rozwodu i ogarnia mnie niepokój. Biorę komórkę i
dzwoniędoDylana.Odzywasięnastolikuobokmnie.

Cholera,zostawiłtelefonwpokoju!
Martwięsię.Niewiem,jaksięznimskontaktować!
Rozglądam się dookoła i widzę moją suknię ślubną na podłodze. Jaka szkoda! Kosztowała taki

majątek,aterazleżyjakszmata!Niechcęotymmyśleć.Zakładamczystemajtki,którewyciągamzmałej
walizki z ubraniami, którą zostawiliśmy w hotelu poprzedniego dnia. Później znów wkładam na siebie
suknięślubnąibuty.Chcę,żebyDylan,kiedywróci,takąmniezobaczył.Wstrojupannymłodej.

Kiedykończę,dostrzegamkopertęnastole.TotaodLuisy,którąwręczyłmiwczorajAnselmo.Jeszcze

raz czytam list, który zostawiła dla mnie matka mojego męża i się uśmiecham. Musiała być wspaniałą
kobietą.

Otwieram małą walizkę, wyciągam torebkę i chowam do niej list. Z pewnością stanie się jednym z

naszychskarbów.

Nawózkuzjedzeniemwidzęowoce,ciastka,kawęimleko.Biorępączkaijemgo,wyglądającprzez

okno,zastanawiającsię,gdziejestmójukochany.NagledrzwipokojusięotwierająistajewnichDylan
zczarnątorbą.Podbiegamdoniegoipadammuwobjęcia.

–No…–mruczy,przytulającmnie.–Mójpijanykróliczekodzyskałprzytomność.
Zawstydzonacałujęgowszyję.

background image

–Przepraszam,kochanie–mówię,odsuwającsięodniego.
Nieodzywasię.Patrzytylkonamnie.
Odsuwamsięjeszczetrochęispoglądamnaniegowzrokiemzbitegopsa,robiącpodkówkę.Dylanowi

łącząsiębrwiirobito,cotaklubię:minęmordercy.

–Wczorajwnocyniemogłemposiąśćkażdegocentymetratwojegociała,jakzamierzałem.Czekałem

namojegorozpalonegokróliczka,którymiobiecałniesamowitąnocpoślubną,alesięniezjawił…

–Naprawdębardzocięprzepraszam–powtarzam.
Dylansięodemnieodsuwa.Kładzietorbęnałóżku.
– Skoro nie mogłam ci dać niesamowitej nocy poślubnej, jak chciałam, pozwól mi dać ci poślubny

poranektaki,najakizasługujesz–mówięczule,chcącmuzrekompensowaćwczorajszerozczarowanie.–
Jakwidzisz,mamnasobiesuknięślubną.

Uśmiechasię…Jasięuśmiecham.
Aleprzystojniakztegomojegomęża!
Podchodzędoniegoigocałuję.Natychmiastodwzajemniapocałunekiprzytulamysię.Czule,powoli

przygryzamiwargi.OBoże!Jaklubię,kiedytorobi!

Wśródśmiechówszepcze,żezamnąszaleje.
Zaczynapodciągaćmisuknięślubną,aleprzytejobszernejtiulowejspódnicytosięnigdynieskończy.

Wkońcujegodłońdocieratam,gdzieobojepragniemy.Dotykamnieprzezmajtki.

–PaniFerrasa–szepcze,nieodrywającwzrokuodmoichoczu.–Jesteświlgotna–szepcze.
–Boprzyprawiaszmnieoszybszebicieserca,panieFerrasa.Nicnatonieporadzę.
Widzę,żewolnądłoniąrozpinasobiedżinsyiuśmiechamsię,widzącjegogotowysztywnyczłonek.
Dobrzeeeeee!
Bezsłowaodwracamnie,każemisiępochylićipołożyćręcenałóżku,zadzieramisuknię,opuszcza

majtkidokolaniwchodziwemnie.Och,tak!

Posiada mnie delikatnymi, powolnymi ruchami. Porusza biodrami i przyciska mnie do siebie, a ja,

oddana,jęczęzpowodujegodelikatności.

–Podobacisię,kochanie?
Z wyschniętymi ustami, prawie przyklejonymi do pościeli, odpowiadam właściwie spod tiulowej

spódnicy.

–Nieprzestawaj,proszę…nieprzestawaj.
Dajemiklapsa,ajasięuśmiecham.Uwielbiabraćmniewtensposób.
Jego członek jest nieprawdopodobnie sztywny i czuję go bardzo głęboko. Krzyczę z rozkoszy. Bez

pośpiechu, ale nie przerywając, kontynuuje swój taniec w moim wnętrzu, a ja czuję, że przyspiesza,
potęgującmojąrozkosz.Nogimisięuginają,alemnieprzytrzymuje.Trzymamnieirazzarazemdajemi
to, o co proszę i bierze to, czego pragnie. A kiedy czuję, że jestem o krok od niesamowitego orgazmu,
Dylanwysuwasięzemnieszybkoisięodsuwa.

Nonie!
Cosięstało?
Nicnierozumiem.Podnoszęsięiwidzę,żewchodzidołazienki.Podciągammajtkijakmogę,żebypo

drodzeniewyłożyćsięjakdługa,iidęzanim.Myjeczłonekwumywalce.

background image

–Dlaczegoprzerwałeś?
Bierzeręcznik,wycierasię,wrzucagodobidetuposępnymruchemizapinazamekspodni.
–Bochcę,żebyśpoczułasiętak,jakjasięczułemwczoraj.
Oszołomionajegoodpowiedziąchcęzaprotestować.
–Alespokojnie,nicsięniestało.Wczorajtymniezostawiłaśzniczym,dzisiajzostawiamcięja.Jest

remis.

PlanA:zabijęgo!
PlanB:dobiję.
PlanC:zmierzęsięztymiprzyznamsiędobłędu.
PochwilizastanowieniawybieramplanC.Tojasięwczorajupiłamizakażdymrazemodwlekałam

powrótdohotelu.

Dylanpatrzynamnie.
–Kochanie,tobyłnaszślub–tłumaczęsięzeskruszonąminą.–Świętowałami…
–Dość!–krzyczy,przerywającmi.
Dlaczegosiętakzachowuje?
Zdezorientowanapodążamzanimwzrokiem,kiedywychodzizłazienki.Podchodzidooknaiwygląda

nazewnątrz.Idędoniego,alekiedychcęgodotknąć,odsuwasię.Denerwujemnieto.Dylanpatrzyna
mnie,prowokujemnie.

–Wporządku,wczorajpostąpiłamźle–mówię,niechcącrobićprzedstawienia.
–Bardzoźle–podkreśla.
Widać wyraźnie, że ma ochotę się pokłócić, ale ja nie mam zamiaru, więc wzdycham i odgarniam

sobiekosmykwłosówztwarzy.

–Przyznaję–ciągnę.–Niemyślałamotobie.Aleniewiedziałam,żeażtaksięwściekniesz.
– Ja, owszem, myślałem o tobie i nigdy bym nie pomyślał, że będziesz wolała towarzystwo obcych

ludziodemnie–syczy.

No…no…no…
Jazcałąpewnościąnigdybymniepomyślała,żemójpierwszydzieńmałżeńskiegożyciabędzietaki

niemiły.Wiem,żewpewnymsensieDylanmarację.Pamiętam,żepodchodziłdomniewielerazy,aja
zakażdymmuodmawiałam,ażwkońcumniewyniósł.

Boże,jakmogłamtakźlesięzachować?
Nie chcę, żeby ten dzień był niemiły. Robię krok w jego stronę, wspinam się na palce i go całuję.

Potrzebuję go. Dylan porusza się, żeby się ode mnie odsunąć, ale ja idę za nim. Znów go całuję. Tym
razemsięnierusza,alenieotwieramust,żebyodwzajemnićpocałunek.Poprostuograniczasiędotego,
żestoiprzedemnąjakposąg,ajapróbujęuwieśćgowargami.

–Pocałujmnie,kochanie–proszę.
–Nie.
–Pocałujmnie,proszę.–Nieustępuję.
Kręcigłową,amnieogarniafrustracja.
Niecierpiętego,żegootoproszę,aonmiodmawia.Nienawidzętego…Nienawidzę!
Patrzynamniebezsłowa.Zaciskazęby,ajaniewiem,cozrobić,anicopowiedzieć.Naglerobidwa

background image

kroki,zaciągazasłonyiwpokojurobisięciemno.

Jużlepiej!
Podchodzidomnieiobcesowoodwracamnieiprzysuwasiędomoichpleców.
– Nie zasługujesz na pocałunek ani uścisk – mówi mi na ucho. – Zasługujesz na karę za swoje złe

zachowanie.

Uśmiechamsię.Wiem,żemójdzikiwilkjestwygłodniały.
–Ukarzmnie–szepczę,pragnącsięznimzabawić.
Nie widzę jego twarzy, ale czuję, że zaczyna głębiej oddychać. Muska nosem moje jeszcze wilgotne

włosyiprzebiegamniedreszcz,kiedysłyszę,jakzgrzytazębami.

Ażtakjestnamniezły?
Myśl o karze, jaką dla mnie przewidział, podnieca mnie. Wiem, że nie zrobi mi krzywdy. Wiem, że

naszazabawasprawimiogromnąrozkosz.Kiedychcęsięodezwać,zsuwadłoniepomojejsukniażdo
mojegowzgórkałonowegoiściskago.

–Wdzisiejszejzabawieniebędziemuzykianiromantyczności–szepcze.–Niepozwolęcikrzyczeć

ani dojść, bo chcę cię ukarać. Jestem wściekły i chcę, żebyś poczuła taką bezsilność, jaką ja czułem
wczorajwnocy.Zgadzaszsię?

Kiwamgłowąpodniecona.
–Wtejtorbiemamprzedmioty,którewykorzystam.Atyminatopozwolisz,prawda?
Znówkiwamgłowąiczuję,żejegowargibłądząpomojejszyi.Zamykamoczygotowapozwolićna

perwersyjną grę. Rozpina zamek na plecach mojej pięknej sukni, która opada na podłogę. Zostaję w
samychmajtkachzdelikatnejbiałejkoronki.

Dylansięodemnieodsuwa.Okrążamnie,nieprzestającmnieobserwować.
–Usiądźnakrześle–syczywkońcu.
Robięto,ocomnieprosi.Wyciągaztorbyczarneskórzanepasyibezsłowachwytanajpierwjedną

mojądłoń,potemdrugąiprzywiązujemniedooparcia.Późniejprzywiązujeobienogiwkostkachdonóg
krzesła.

–Terazbędzieszjeść–szepcze,patrzącnamnie,iprzysuwawózekześniadaniem.
Będziemniekarmił?
Mamochotępowiedzieć,żezjadłamdwapączki,alerezygnuję.Nieodzywamsię.Tagrazbijamniez

tropu.Widzę,żeDylanprzygotowujekawęzmlekiem,słodzijąiszepcze:

–Otwórzustaipij.
Robięto,akiedyodsuwafiliżankęodmoichust,niewielkailośćpłynuspływamipobrodzie.Widzito

iwkońcuprzysuwaustaidelikatnieobluzujemibrodę.

Hmmm…Podobamisię!
Potemkarmimnierogalikiem.Jestpyszny,akiedykończę,widzę,żebierzebanana.Przesuwanimpo

moichpiersiach,wargach,pomajtkach,ażwkońcugocofaizaczynaobierać.

Jestempodniecona.Bardzopodniecona.
Jegomina,zktórątowszystkorobi,podniecamniejeszczebardziej,akiedyodkładaskórkębananana

talerz, przysuwa owoc do moich ud i przesuwa nim po nich. Oddech mi przyspiesza, kiedy przesuwa
bananadomojegobrzucha,dopiersi,rozgniatagoiwkońcujeoblizuje.

background image

Smakująbananem?
Kiedymojebrodawkisątwardejakskała,znówprzesuwabananadomoichmajtek.Przesuwanimpo

nich,akiedyprzyciskagodomojegowilgotnegownętrzaiczujęjegotwardość,jęczę.

Dylanzatrzymujesię,spoglądanamnie,odsuwabananaiganimniewzrokiem.
–Prosiłem,żebyśjęczała?–pyta.
–Nie.
Wstaje. Odkłada owoc na wózek ze śniadaniem i energicznym ruchem rozpina zamek spodni. Jego

sztywnyczłonekwyłaniasięodrazu,aDylanbezsłowa,ukrywajączadowolenie,wsuwamigodoust.
Chwytamniezagłowęiporuszanią,szukającwłasnejprzyjemności.

Szalejąc z pożądania, przesuwam wargami po jego olbrzymim członku, przyjmując jego pchnięcia i

czuję,żezanurzasięażpomigdałki.

Jestemzwiązanainiemogęgodotknąć,aleczuję,żedrży.Staramsięnaniegopatrzeć.Unoszęwzroki

widzę,żemaodchylonągłowęiustarozchylonezrozkoszy,ażnagleostryruchbiodersprawia,żesię
wyginam.Dylanprzerywa.Odsuwasięipatrzynamnie.Kiedywidzi,żesięuspokajam,znówwchodzi
do moich ust i karze mnie dalej. Tym razem, kiedy na niego spoglądam, widzę, że mnie obserwuje i
kontrolujegłębokośćpchnięć.

Posłusznierobięmuloda,aonzanurzapalcewmoichwłosach.
–Tak…–Słyszęjegoochrypłygłos.–Tak…cała…Kapryśnadamo…Tak…
Jego głos mnie podnieca, rozbudza. To, co robimy, jest dzikie. Szybkie. Mocne. Namiętne. Szaleję i

zaciskamwarginajegoczłonku,chcącdaćmujaknajwiększąrozkosz.Poruszamgłowąwprzódiwtył.
Wyciągam cały członek z ust, a potem znów biorę go całego. Dylan jęczy i pod wpływem rozkoszy
zamykaoczy.

Czuję,żedrżąmunogi.Czujęnawargachinajęzykujakpulsujeiwyczuwam,żenieuchronniezbliża

siędoorgazmu.Zaczynaszybciejoddychać,zwiększaprędkośćpchnięć,ażwkońcusłyszęochrypłyjęki
wychodzizemnie,bowiem,żenielubięsmakuspermy.Czuję,jakjegonasieniespływamiposzyi.

Patrzęnaniego,oddychającnierówno,podnieconatym,cosięstało.Dylanteżnamniepatrzy,pochyla

sięimocnomniecałuje.Jegojęzykwsuwasiędomoichustiporuszasięwnich,ażwkońcubezsłowa
Dylanwstajeiidziedołazienki,zostawiającmniesamą,związaną.Słyszęodgłosprysznicaidomyślam
się, co robi. Nie mogę ruszyć się z krzesła. Mnie też jest gorąco. Jestem spocona, poplamiona i chcę
wziąćprysznic.

W milczeniu czekam na jego powrót. Wchodzi do pokoju owinięty w pasie ręcznikiem i z drugim w

ręce, i nie odzywając się do mnie, wyciera moją szyję. Jestem mu wdzięczna. Wyrzuca ręcznik,
podchodzi do czarnej torby, którą ze sobą przyniósł i wyrzuca jej zawartość na łóżko. Widzę parę
seksualnychzabawek.

–Tojestżelowazatyczkaanalnaodługościdziewięciucentymetrówidwóchśrednicy–mówiDylan,

biorącjedną.–Niedługoznajdziesięwtwoimpięknymtyłeczku.

Och…och…Tomnieniebawi.
–Dylan,myślę,że…
–Pozwoliłemcisięodezwać?–ucina,podnoszącgłos.
Kręcęgłową.

background image

–Wczorajwieczoremtyniepozwoliłaśmówićmnie–ciągnie.–Patrzyłemnaciebieiniemogłemnic

zrobić.Dlategosiedźcicho,dobrze?

Kiwamgłową.Matakponurąminę,żenieodzywamsięjużanisłowem.Niktnieodważyłbysięmu

sprzeciwić,kiedyjestwtakimnastroju.

–Ato…–Uderzawłóżko.–Tojestpejczzkrótkimipaskami,którymbędęsięzabawiał.Tybędziesz

miećczerwonąpupęibędzieszmnieprzepraszaćzato,cosięstało.

Niewiem,czymamsiębać,czynie.Powinnam?
Jego słowa to sugerują, ale jego oczy mówią mi, żebym była spokojna. Dwie sekundy później

rozwiązuje mnie bez namysłu, podnosi mnie z krzesła i niesie do ciemnego drewnianego stołu, który
znajdujesięwapartamencie.

–Odwróćsię,chwyćsięstołuidotknijgopiersiami.Chcęwidziećtyłek,którymwczorajwywijałaś

dlawszystkich,tylkoniedlamnie.

No…no…no…Chybaprzesadza!
Drżę, ale robię to, o co mnie prosi. Moja pupa, nadal zakryta majtkami, wypina się, a on daje mi

klapsadłonią.

– Nie wiesz, jak cię wczoraj pragnąłem – syczy. – Teraz mi za to zapłacisz – dodaje przy kolejnym

klapsie.

Robię się wilgotna. Czuję, że majtki szybko stają się mokre, a moja pochwa drży, kiedy słyszę jego

słowa.

Chybajestemlubieżna!
Niemogęnaniegospojrzeć.Pozycjaminatoniepozwala.Leżęwpołowienastoleitrzymamsięgo.

Wtejchwiliczuję,żeDylanchwytamniezamajtkiijednymszarpnięciemjezemniezrywa.

Wzdycham.Szkodamajtek.Byłytakieładne.
Dylan smaruje mi żelem pupę i wiem, co to jest. Boję się. Zrobi z tą zabawką seksualną to, co

powiedział.

–Rozluźnijsię–rozkazuje,widząc,żejestemspięta.
Próbuję,alegraprzestajemniebawić.Niepodobamisięto,jaksięczuję.Niepodobamisięto,żenie

mogęzaprotestować.Niepodobamisięto,cosiędzieje.

Jegodłoniewędrująpomojejpupieinaglewsuwapalecdomojejpochwy.Rozkoszbierzenademną

górę.Chybazaczynamisiępodobaćto,cosiędzieje.Żebyniejęczećaniniedyszeć,zagryzamwargi.W
pokoju rozlega się bzyczenie i kiedy czuję, że jego wolna dłoń rozchyla moje wargi sromowe, a on
umieszczato,cowydajebrzęk,namojejłechtaczce,oddychamzulgą.Czujęogromnąrozkosz.OBoże!

Tak…tak…tak…Drżębezskrępowania.
–Niechcę,żebyśdoszła,jasne?–szepczemidoucha.
Cholera,jakmożemówićmicośtakiego,jakgdybynigdynic?
Przecieżniejestemspecjalistkąodpowstrzymywaniaorgazmów,wdodatkułechtaczkowych.
Nie reaguję. On odsuwa cudowny aparacik, wysuwa palce z mojego wnętrza i zamiera. Dyszę jak

lokomotywa.Dylanodwracamniegwałtownie,sadzamnienajpierwnastole,apotemmniekładzie.Jego
lubieżnespojrzeniemówiwszystko.

Kiedyjużleżę,każemipodciągnąćnoginastółirozchylamiuda.

background image

Hmm…Jaknamniepatrzy!Czysteszaleństwo!
Tomisiępodoba…Bardzomisiępodoba.
Jegowargiwędrująprostodomojejwilgotnejpochwy,gryziemnie,liże,ajapozwalam,żebytorobił.

Rozkoszujęsięiodchodzęodzmysłów,oddającmusięzradością.

Och,tak,Dylan…Nieprzerywaj.
Poruszam się… Poprawiam się na jego wargach i jęczę! Nie przejmuję się konsekwencjami. Moje

kolejnewestchnienieostrzegagoiDylanprzerywa.

Zdejmujemniezestołuizponurąminąbierzepejcz.Pokazujemigo.Zmuszamnie,żebymrozchyliła

nogiiuderzamnienimmiędzynimi.

–Mówiłem,żebyśniejęczała–szepcze.
Bolimnie.
Pejczznówmnieuderza.Chcęzaprotestować.
–Niechcęwidzieć,żejestcimiło–dodaje.
Dłużejniewytrzymam.Dośćtego!
Jeżeliwyrwęmupejcz,uderzęgonimwtwarzalbojeszczelepiejwjegosztywnyczłonek,ciekawe,

conatopowie.Ostragramisiępodoba,aleniemamzamiarutegodalejciągnąćbezprotestu.Wzdycham
igopopycham.

–Przesadzasz–syczę.
Dylanunosibrwi.
–Typrzesadziłaśwczoraj–odpowiada.
Niedajemidokończyć,chwytamnie,ajasięznimszarpię.Jakwygłodniaływilkrzucasięzemnąna

łóżko,zachwyconytym,jakpotoczyłasięzabawa.Nieoglądającsię,usiłujęgozsiebiezepchnąć,alema
więcejsiłyniżja.Jestemzdananajegołaskę.

–Rozumiem,żejesteśnamniezłyoto,żenieprzeżyłeśidealnejnocypoślubnej,ojakiejmarzyłeś–

mówięrozzłoszczona.–Aleniepozwolę,żeby…

Niemogęmówićdalej.Jegowargipożerająmoje.Całujemnienamiętnie,zoddaniem,wymagająco,a

jaodpowiadamtymsamym.Pożądamgoszaleńczo.

Pokilkuminutachodsuwasięodemnie.
–Nigdyniezrobiłbymczegoś,czegobyśniechciała,kochanie–mówi.–Jeszczeotymniewiesz?
Wiem.Wiem,żemówiprawdę.
–Weźmnie–proszęoczarowanatym,cowemniewyzwala.–Potrzebujętego.
–Niezasługujesz–odpowiada,oddychającszybko.
Cholera…cholera…cholera…Wkońcusiędoigra!
–Wtakimrazie,skoromnieniemożebyćmiło,tobieteżniebędzie–bełkoczę,boniejestemwstanie

dłużejmilczeć.–Albobawimysięoboje,albonikt.

Dylansięuśmiecha.Alekanaliaztegomojegomęża!
Minawkońcumułagodniejeiniebezpiecznieprzysuwawargidomoich.
–Kapryśnadamo…–szepcze.
Próbuje mnie pocałować, ale teraz to ja odwracam twarz. Ja też się chcę bawić. Chcę być tą złą.

Bardzozłą.

background image

Togoożywia,podnieca,nakręca.Jakwygłodniaływilkunieruchamiamnienałóżku,chwytamnieza

brodę,otwierausta,wkładamiswójgorącyjęzykdośrodkaikochasięzemnąwtensposób.

Upajamsięjegopocałunkiem,podniecona.
Uwielbiam jego zaborczość! Jego wargi odsuwają się od moich, a jego dłonie masują moje piersi.

Całuje mnie w brodę, w szyję, w piersi, w brzuch, aż w końcu wsuwa głowę między moje nogi, a ja
zanurzampalcewjegowłosachiwkońcuwiem,żemogęjęczećikrzyczećzrozkoszy.

Poddajęsięjegopieszczotomipozwalam,żebymójukochanymnielizał,bawiłsięmojąłechtaczką,

przygryzałją,ażwstrząsamnąniszczycielskiorgazmiztrudemłapiępowietrze.

Dylan kładzie się na mnie i zanurza się we mnie niecierpliwie i energicznie, a ja czuję, jak moja

spragniona,wilgotnapochwawciągagoiprzeżywamnowy,niesamowityorgazm.OBoże,cozarozkosz!

Znówmniecałuje,aja,rozszalała,drapięgopoplecach,kiedyposiadamniegwałtownieisprawia,że

widzę gwiazdy i wszystkie konstelacje. Zanurza się we mnie bez przerwy raz za razem, nie odrywając
wargodmoich.Patrzymysobiewoczy.

Patrzenie na niego jest podniecające, a kiedy nie może już dłużej, pręży się, wydaje ryk rozkoszy i

padanamnienałóżku.

Kiedy oddech nam się uspokaja, Dylan odwraca się na bok i pociąga mnie, aż znajduję się na nim.

Wyczerpanakładęgłowęnajegotorsie.

–Pamiętaj–mówi.–Wkwestiiseksunigdyniezrobięnic,cobyłobydlaciebieniemiłe.
Uśmiechamsię.Osiągnęłamzakończenie,jakiegopragnęłam.
–Wiem.
Dylansięuśmiechaimniecałuje.
– Podobało mi się to zmaganie się z tobą w łóżku. Chyba musimy częściej się w to bawić. To było

podniecające.

Parskamśmiechem.Widać,żetazabawawzłychspodobałasięnamobojgu.
–Przepraszamzawczorajsząnoc–mówię.–Niepanowałamnadsobą,zadużowypiłami…
–Nieulegawątpliwości.Mamtylkonadzieję,żedziękitemu,cozrobiłem,poczułaśtęsamąfrustrację,

którąwczorajczułemja.

Obejmujemnie,przyciągadosiebie,ajazamykamoczy.Uwielbiamtakleżeć.Kiedyczuję,żejesttaki

mój,takoddany.Cudowniepachnie.Seksem,mężczyzną,namiętnością.

–Chcębyćtwoimprzestraszonymkróliczkiem–mówiępochwili,biorącpejcz,któryDylanwypuścił

wczasienaszegozmagania.

Dylansięuśmiecha.
–Hmmmm…Niekuśmnie.
–Chcęciękusić.
–Dlaczego?
–Bojesteśmojąnajwiększąseksualnąfantazją–odpowiadamrozbawiona.
Mojaodpowiedźmusiępodoba,amnieprowokuje.
–Pamiętaszzabawęzostatniejnocy,kiedybyliśmyrazemnastatku?–pytam.
Dylankiwagłową.
–Chybajużtamtejnocydotarłodonas,żeobojelubimyostrzejszezabawy,niesądzisz?–ciągnę.

background image

Mójukochanykiwagłową.Wie,cochcępowiedzieć.Kładziemnieoboksiebie.
–Chceszsięzabawićjeszczetrochę–mruczy.
Kiwamgłową.
–Chcęzobaczyćgwiazdy–mówięzszelmowskąminą.
Uśmiechasię.Znimjestemgotowanakażdązabawę.Patrzynamniejakwilk.
–Króliczku,podgwiazdamiwilkciępożre–mówi,rozśmieszającmnie.

background image

7.Zatobą,zamną

M

ojarodzinawracadoHiszpaniitydzieńpoślubie.Wdniuichwyjazdupękamiserce.Odjeżdżaważna

częśćmnie.Niemogępowstrzymaćsięodpłaczu.Płaczetata.Płaczemama.PłaczebabciaNira,areszta
starasiętrzymaćfason,zatojaszlochamjakdziecko.

Dlaczegonaglezrobiłamsiętakasentymentalna?
DyskretnieobserwujębabcięAnkie,którażegnasięzkowbojem.Obojesięuśmiechają.Babciadaje

mu lekkiego buziaka w usta, na widok którego wszystkim, oprócz Coral i mnie, szczęka opada, a
Ambrosiuspatrzynanas,dotykakapeluszawgeściepożegnaniaiodchodzi.

Tatapatrzynamatkę,oczekującwyjaśnienia.
–Jestemdorosła,prawda,synu?–mówibabcia.
Tatakiwagłową.
– Ambrosius mi się podoba. Jestem wdową, nie jestem martwa i nikomu nie robię krzywdy tym, że

cieszęsięmojąseksualnością.Amożerobiękrzywdętobie?

Ojciecsięzastanawia,kręcigłowąiwkońcusięuśmiecha.Aletenmójtatajestdobrotliwy.
Żegnamsięczulezewszystkimipokolei,ażwkońcupodchodzędobabciAnkie.
– Dbaj o siebie i o Dylana – mówi. – Możesz wierzyć albo nie, on jest i zawsze będzie sensem

twojego życia. A, i jeżeli możesz, odwiedzaj od czasu do czasu Ambrosiusa. Będzie mu miło, a ja się
będęcieszyć,żebędzieszmiećnaokutegoflirciarza.

Uśmiechamsię.Dobrydowcip…CałababciaAnkie!
Kiedy żegnam się z zapłakaną Coral, Dylan mówi jej, że do niej zadzwoni. Zna właścicieli różnych

hoteli, którzy mogliby jej dać pracę w jakiejś dobrej restauracji. Jestem szczęśliwa. Byłabym
zachwycona,mającCoraltakblisko!

Kiedyodchodzą,potysiącu„dowidzenia”imilionachpocałunków,Dylanmnieobejmujeicałujew

czoło.

–Chodź,kochanie,wracajmydodomu.
Dni płyną… Dylan wraca na pełny etat do pracy w szpitalu. Tęsknię za rodziną. Nie mogliśmy

poleciećnaTeneryfęzpowodujegopracy,awLosAngeleswszystkojestinne.Anilepsze,anigorsze.
Poprostuinne.

BożeNarodzeniezdalekaodHiszpaniiniewydajesięBożymNarodzeniem,alepostanawiamcieszyć

sięświętamizmężczyzną,któregouwielbiamiwidzę,żedwoisięitroi,żebymnieuszczęśliwiać.

Anselmo i Niania przylatują z Portoryko z małą Piękną i razem z Tonym świętujemy Sylwestra u

OmaraiTifany.

Widać,żeszwagierkapostanowiłaskorzystaćzczęścimoichradizzachwytemobserwuję,jakPiękna

chodzizaniąilubiprzyniejbyć.Tifanypatrzynamniezaskoczona.Zaiskrzyłomiędzynimi!

Tifanysięprzekonała,żemałanieutrudniajejzadania,wręczodwrotnie,ułatwia.Pięknanieszczędzi

czułościitochwytazasercemojąsuperfajnąszwagierkę.Wzruszająirozczula.Niemamnajmniejszych
wątpliwości,żebędziedobrąmatkądlamalutkiej.

background image

Omarpatrzynaniezdumą,ajasięuśmiecham.Mamnadzieję,żeonrównieżbędziejekochałtak,jak

natozasługująiprzestaniesięzachowywaćjakdupek,którymsięrazporazokazuje.

ZkoleiAnselmoobserwujejezrezerwą.Widać,żenadalmaobiekcjewobecmojejszwagierki.Ale

cośsięwnimzmieniło.TerazprzynajmniejuwzględniaTifany,kiedymówioOmarzeimałej,ajakna
niego,tobardzowiele.

WczasiekolacjiOmarznowuporuszakwestięsprowadzeniamałejdoLosAngeles,aleAnselmosię

sprzeciwia.Bardzopoważniepotraktowałrolędziadkaipozwolisięwyprowadzićmałejdopiero,kiedy
zaczniesięrokszkolny,niewcześniej.

OmarzerkanaTifany,kiwagłowąikolacjaupływawprzyjemnej,spokojnejatmosferze.
Pod koniec stycznia idę do szpitala po Dylana. Chcę zobaczyć, gdzie pracuje i spędza tyle godzin z

daleka ode mnie. Kiedy mnie widzi, uśmiecha się i zachwycony przedstawia mnie wszystkim.
Zadowolonawitamsięzniezliczonąliczbąosób,aleuśmiechznikamiztwarzy,kiedywidzę,żewiele
pielęgniarekmierzymniezgórynadół.

Sąkobietami,jakja,irozumiemysię.Oj,jaksięrozumiemy!
Dylan przedstawia mnie najważniejszemu szefowi, doktorowi Halleyowi. Starszy, siwowłosy

mężczyznapodajemirękęzuśmiechem.Rozmawiamyznimserdecznieprzezchwilę,alecośmimówi,
żepatrzynamniezniechęcią.Zapominamosprawie,akiedyzostajemysami,Dylanprowadzimniedo
swojegogabinetu.

Jestniesamowity.Widać,żedoktorFerrasajestwszpitaluszanowanyicieszymnietaświadomość.

Powyjściuzgabinetuoprowadzamnieposzpitalu,akiedyprzechodzimyprzezokulistykę,wspominam,
ze chciałabym zrobić sobie operację na krótkowzroczność, żeby móc zapomnieć o okularach i
soczewkach.Dylanzmarszuwchodzidogabinetukolegi,okulistyMartínaRodrígueza,iprzedstawiamu
temat. Od razu badają mi wzrok i wychodzę z gabinetu z datą operacji wyznaczoną na kolejny tydzień.
Niesamowite.DlapaniFerrasawszystkojesttakieproste?

Przeztydzieńżyjęwpanicznymstrachu,akiedynadchodzidzieńoperacji,jestemtakzdenerwowana,

żeniewiem,cozesobązrobić.WchodzimydoszpitalaiDylanmnienieodstępuje.Zakraplająmioczy,a
kiedyprzychodząpomniepielęgniarki,Dylancałujemnieczule.

–Czekamtunaciebie,kochanie–mówizuśmiechem.–Niemogęwejść.
Wchodzę na słabo oświetloną salę, na której wita mnie Martín z czarującym uśmiechem, uspokaja

mnie,każemisiępołożyćnałóżku,którewyglądajakstatekEnterprise,przymocowujemigłowęiprzy
miejscowymznieczuleniuokolicyoczuoperujenajpierwjednooko,potemdrugie.Zabiegnietrwanawet
piętnastu minut i jest zupełnie bezbolesny. Kiedy doktor Rodríguez kończy, pielęgniarka pomaga mi się
podnieśćzłóżkaiidziezemnąnasalę.Każemipoczekaćspokojnieparęminut,akiedybędęsięczuła
pewnie,mogęiść.

Czekamchwilę,apóźniejotwieramoczy.Czuję,jakbymmiaławnichpiasek,alewidzę.Naszczęście!

Nieoślepłam.

Siedzęjeszczechwilę.Chcęsięczućdobrze,kiedyzobaczęDylana.Naglezgabinetuobokdobiegają

mniemęskiegłosy.RozpoznajęgłosszefaDylana,doktoraHalley,którypyta:

–OperowałeśżonędoktoraFerrasy?
–Tak–odpowiadadoktorMartínRodríguez,okulista.

background image

–Ijakposzło?
–Dobrze–odpowiadaMartín.–Standardowo.
Pokilkusekundachciszy,znówsłyszęgłosdoktoraHalleya.
–Mamnadzieję,żeDylanwie,zkimsięożenił.Tadziewczynaniejestdobrąpartiądlaszanowanego

lekarza,jakon.Miejmynadzieję,żetapiosenkareczkaniewywołażadnegoskandalu.

–Piosenkarka?–powtarzaokulista.–Dylanmiotymniewspomniał.
–Nicdziwnego–stwierdzaHalleyoschle.–Chybaniejestdumnyzjejzawodu.
Sztywnieję. Kim jest ten idiota, żeby w ten sposób o mnie myślał? Wstaję z krzesła, ostrożnie

otwieramoczy,wychodzęzpokojuiwracamdopoczekalni,wktórejwcześniejzostawiłamDylana.

–Dobrzesięczujesz,kochanie?–pyta.
Kiwam głową bez słowa. Jestem jeszcze przestraszona, nie tylko z powodu operacji. Dylan

odprowadzamniedosamochodu.Dajemirecepty,którepodałmidoktorRodríguezitłumaczy,comam
robićdonastępnejwizyty.Niewspominamotym,cosłyszałam.Niechcęgomartwić.

Po powrocie do domu Dylan upiera się, żebym się położyła. Nie sprzeciwiam się, bo jestem

wykończona.Zeszłejnocyprawieniespałamzezdenerwowania,aleterazniejestemwstanieprzestać
myślećotym,cousłyszałam.

Totakiezłebyćpiosenkarką?
Amożezłąrzecząjestślubzszanowanymlekarzem?
Zmęczona, z bólem głowy, w końcu zasypiam. Parę godzin później budzi mnie Dylan. Muszę wziąć

lekarstwa, a Dylan zakrapla mi oczy. Daje mi buziaka i wychodzi, a ja znów się kładę w ciemnym
pokoju.Zasypiam.Niechcęmyśleć.

Takmijają mi dwadni. Dylan niechodzi do pracy. Nieodstępuje mnie nakrok i jest niesamowitym

pielęgniarzem. Najlepszym. Trzeciego dnia wstaję z łóżka, a kiedy wychodzę na korytarz, jestem
oszołomiona tym, jak dobrze widzę. Szczęśliwa, zachwycona perspektywą nowego życia, obejmuję
mojegochłopaka.

–Dziękuję,doktorzeFerrasa.
–Zaco?
Patrzęmuwoczyzuśmiechem.
–Zato,żetroszczyłeśsięomniejakokrólowąizato,żetakmniekochasz.
Dni płyną, życie wraca do normy. Widzę niesamowicie dobrze, rozróżniam nawet znaki drogowe,

kiedyjadęsamochodem.

W walentynki Dylan zaskakuje mnie cudowną kolacją dla dwojga w domu. Zamówił ją w znanej

restauracji, a kiedy wracam po wypadzie z Tifany i jej nieznośnymi koleżankami, zastaję wszystko
przygotowane,awtlesłychaćmuzykęMaxwella.

Nocjestobiecująca!
Znamgoiwiem,żejestnajbardziejromantycznymfacetemnaświecie,więcmamdlaniegoprezent.

Kupiłammukoszulęwniebieskieprążkiidotegokrawat,wktórychbędziewyglądałniesamowicie.Ale
jegoprezentprzebijamój.

KupiłmipięknączarnąwieczorowątorebkęSwarovsky’ego,którąkiedyświdziałamwsklepie,kiedy

znimszłam,awśrodkuznajdujesiękarteczkaznapisem:vouchernaweekendwNowymJorku.

background image

Obsypujęgopocałunkami.Jaktomożliwe,żemamtakiegocudownegomęża?
DwaweekendypóźniejlecimydoNowegoJorku,którynaszachwycaipostanawiamy,żejeszczedo

niegowrócimy.

Czwartegomarcabudzęsięiwidzę,żemójukochanynieposzedłdopracy.Todzieńmoichurodzini

chce go spędzić ze mną. Jestem wzruszona tym, że będę go miała przez cały dzień dla siebie i
wykorzystujętodogranic,aonzasypujenieprezentamiispełniamojekaprysy.

MojarodzinairodzinaDylanadzwonią,żebyzłożyćmiżyczenia,ajasięuśmiecham,widzącprezenty,

któremójmążmiałdlamniepochowaneiktóredajemiodnich.

Kochamy się spokojnie, później idziemy na plażę, spacerujemy, a potem jemy obiad w ładnej

restauracji.WieczoremświętujemyzprzyjaciółmiDylana,którzysąteżmoimiprzyjaciółmi.Naimprezę
przychodząteżOmariTifany,amojaszwagierkawręczamipięknąbransoletkęodCartiera.

ChwilępóźniejzjawiasięMartínRodríguez,okulista,którymnieoperował.Niemamwątpliwości,że

darzymniesympatią.Wystarczytylkospojrzeć,jaknamniepatrzy.

Zachwyconaimprezątańczę,śpiewamicudowniesiębawię.
Wpewnejchwili,kiedyDylanrozmawiazkolegami,podchodzędookulisty.
–Mogęcioczymśpowiedzieć?–pytam.
–Oczywiście,Yanira–zgadzasięMartín.
–Alemusiszmiobiecać,żeniepowieszoniczymDylanowi.
Patrzynamniezaskoczony.
–Niepokoiszmnie.Cosięstało?–odpowiada.
Przysuwamsiędoniegotrochębardziej,żebyniktniemógłmnieusłyszeć.
–Wdniuoperacjiusłyszałam,conamójtematpowiedziałcidoktorHalley.
Kiwagłową.Wie,oczymmówię.
–Problemwtym,żejestemmłoda,czyżejestempiosenkarką?
Martínsięuśmiechaikręcigłową.
– Problem w tym, że Halley chciałby, żeby Dylan spędzał w szpitalu dwadzieścia cztery godziny na

dobę. A o skandalu powiedział dlatego, że wiele lat temu ożenił się z aktorką. Po trzech latach się
rozwiódł, a w szpitalu dzień i noc koczowali dziennikarze. Halley nie zniósł tego dobrze, to wszystko.
Niemyślotym.

–E,Rodríguez,podrywaszmojążonę?–pytaDylan,podchodzącdonas.
Rozbawiona spoglądam na mojego męża, który wznosi z przyjacielem toast piwem, które trzyma w

ręce.

–Przykromi,kolego,alejazobaczyłemjąpierwszy–dodaje.
Wśród śmiechu i pocałunków zapominam o rozmowie i bawię się dalej, i cieszę się prezentami.

Jednak z każdą mijającą godziną coraz bardziej marzę o kimś, kto ma metr osiemdziesiąt siedem, jest
ciemnyinazywasięDylanFerrasa.Onjestmoimnajwiększyminajlepszymprezentem.

PopowrociedodomuDylanwciskacyfrynapaneluiodblokowujealarm.Kładęwszystkieprezenty

nastolewjadalni,aonchwytamniewpasie.

–Mamdlaciebieostatniprezent.
Jego prowokująca mina wywołuje uśmiech na mojej twarzy. Nakleja sobie szybko sztuczne wąsy,

background image

patrzynamnieiodzywasięzfrancuskimakcentem.

–Odgadnij,kimjestemtejnocy.
Parskamśmiechem.Alezabawniewyglądazwąsami!
Całujemysię,apojegospojrzeniuwidzę,żejestrozpalony,bardzorozpalonyiżebędziemysiębawić.
Chwilę później chwyta mnie za rękę i całuje mnie szarmancko w dłoń, mówiąc z tym samym

francuskimakcentem:

–Bardzomimiłopaniąpoznać,panno…
Szybkomyślę:jestemFrancuzką!
–Claire.ClaireLemoine–odpowiadam.
Dylancałujemniewdłoń.
–Bardzomimiło,pannoLemoine.JanazywamsięJean-PaulDupont.
Chcemisięśmiać.Mójmążnieprzestajemniezaskakiwać.Podchodzidobaru.
–Czegosiępaninapije?
–Czystejwhisky.
Zaskoczonymojąprośbąchcesięodezwać,alegouprzedzam:
–Odrobinkę.
Przygotowujedrinki,apóźniejpodchodzidopółkizkolekcjąpłyt.Pochwili,kiedyzgłośnikówpłyną

pierwszedźwięki,spoglądanamnie.

–Podobasiępanimuzyka,pannoLemoine?
Kiwamgłową.
–Trochę.
Mójprzystojniaksięuśmiecha,ajaodwzajemniamuśmiech.Kiedybawimysięwodgadnij,kimjestem

tej nocy, nigdy nie włącza Maxwella. Jego muzyki słuchamy tylko wtedy, kiedy jesteśmy Yanirą i
Dylanem.

–Copanwłączył?–pytam.
Podchodzidomnietakzmysłowo,żerobimisięsuchowustach.
– The Pasadenas. Angielski zespół bardzo odwołujący się do brzmienia Motown z lat

siedemdziesiątych. Mieszali funky z rytm & bluesem i popem. Grali bardzo dobrze. – Zatrzymuje się
przedemną.–Acomłodakobietatakajakpanirobisamawtymmiejscu?–pyta.

Bioręszklankę,którąmipodaje,wypijamłykwhisky,którasmakujestęchlizną.
–Jestemwpodróży,postanowiłamwyjśćsięczegośnapić–odpowiadam.
–Sama?–drąży.
Niemogęsiędoczekać,żebymniedotknąłipocałował,więcprzysuwamsiędoniegotrochębardziej.
–Niesama,jestemzpanem–szepczę.
Dylansięuśmiecha.Wie,żewłączyłamsiędogry.Wypijałykswojegodrinka.
–Wiepanico?Lubiępatrzećnapięknerzeczyijepodziwiać–mówi.
–Niesamowite…
Mójukochanykiwagłową.
–Nowłaśnie,niesamowite…
Przezchwilępatrzymynasiebiewmilczeniu.Obojepragniemyzrobićnastępnykrok.

background image

–PannoLemoine,zatańczypanizemną?
–Oczywiście,panieDupont.ProszęmówićdomnieClaire.Będzieswobodniej.
Oddaję mu się w ramiona, a kiedy przysuwa swoje ciało do mojego, słysząc początek kolejnej

piosenki,pytam:

–TorównieżpiosenkaThePasadenas?
Dylankiwagłową.
–Jakimatytuł?
EnchantedLady.
Tańczymy. Upajam się cudowną muzyką i zmysłowością, z jaką porusza się mój ukochany. Czuję, że

jegoniebezpiecznewargiwędrująpomoimuchuidostajęgęsiejskórki,kiedysłyszęjegoszept.

–Bardzodobrzepanitańczy,pannoClaire.
–Panuteżnieźleidzie,panieDupont.
–ProszęmówićdomnieJean-Paul.Będzieswobodniej.
Matkokochana…matkokochana…Jakteżmniekręcitazabawa!
Dajęsięjejponieść.
–Podniecamnienaszabliskość,paniąteż?–mówi.
Kiwamgłową.Niejestemwstaniesięodezwać.Dylankładziedłonienamojejpupie.
–Wgłębilokalusiedzimężczyzna,któryniespuszczazpaniwzroku–szepcze.–Zpewnościąpociąga

gopanitakjakmnie.

Jegodłoniezaczynająpodciągaćmisukienkę.
–Niebędziepaniprzeszkadzać,żebędępaniądotykał,kiedyonnanaspatrzy?–szepcze,wsuwając

dłoniepodmateriał.

Kręcę głową. Jestem tak podniecona, że nic mi nie będzie przeszkadzać. Tańczymy dalej w rytm

zmysłowej piosenki, a ja czuję na pupie jego wielkie, gorące dłonie. Masuje mi ją, a ja jęczę bez
skrępowania.

Boże,cozaperwersja!
Dylansięuśmiechaiprzesuwapalcempowewnętrznejkrawędzimoichmajtek.
–Mapanijedwabistąskórę,Claire,zapachpaniwłosówdoprowadzamniedoszaleństwa–ciągnie.
Nieodzywamsię.Nadalniejestemwstanie.Jeżelimupowiem,comniedoprowadzadoszaleństwa,

odrazubędziepozabawie,więcdalejtańczęwmilczeniu.Pozwalamjegorozpalonymdłoniomzakradać
sięcorazdalejpodmojemajtki.Wsuwapalecdomojejpochwyiporuszanimdelikatnie.Dotykamnie,
mówiąc do mnie na ucho po francusku. Nie rozumiem, co szepcze. Rozumiem jedynie jego pewność,
zmysłowośćichęćzaprowadzeniamnienanajwyższyszczytrozkoszy.

Jet’aimeJet’aime…–słyszęjegoszept.
Torozumiem!
Kiedywydajemisię,żeeksplodujęzmiłości,szczęściairozkoszy,Dylanwysuwazemniepalceibez

słowazaczynarozpinaćguzikimojejsukienki.Patrzęnaniego,ajegoustawędrująprostodomoich,ale
mnie nie całuje. Muska wargami moje, a kiedy nie mogę już dłużej wytrzymać, przygryzam jego dolną
wargę. Nie wypuszczam jej, a on dalej rozpina guziki. Kiedy sukienka opada na podłogę i zostaję w
samymstanikuimajtkach,uwalniamjegowargę.

background image

Tigressepassionnée–mówi.
Nazwałmnienamiętnątygrysicą!Alefajnieeeee!
Patrzę na jego wąsy i śmieję się, widząc, że z jednej strony się odklejają. Przyklejam je na nowo.

Wygląda,jakbyteżchciałsięroześmiać,alejegodłoniewędrujądozapięciamojegostanika,rozpinago
imojepiersisąprzednimnagie.

Ohlàlà…!Précieux!–wykrzykuje.
Oboje się uśmiechamy, a on liże moje brodawki, aż stają się twarde, ja jęczę jak szalona, a on

przesuwa się w dół do mojego pępka i całuje go. Jego dłonie obejmują mnie w pasie, obsypuje mnie
gorącymi,intymnymipocałunkami.Jęczę,akiedyjegowargiprzesuwająsięwdół,domoichmajtek,na
którychzostawiasłodkiepocałunki,słyszę,jakmówi:

Souhaitable.
Niewiem,copowiedział.Nieznamfrancuskiego,aleniematodlamnienajmniejszegoznaczenia.Nie

chcę, żeby przerywał. Chcę, żeby grał dalej. Drżę pod wpływem jego pieszczot, aż nagle on wstaje i
czuję,żerozpinaspodnie,szepczącmiwusta:

– Claire, odwróć się, stań w rozkroku i chwyć się fotela, który jest za tobą. Będę cię pieprzył jak

jeszczeniktnigdy.

Cozaperwersja!
Robięto,ocomnieprosi.Kiedystajęwrozkroku,kładziejednądłońwokolicynerekinaciska,bez

słowaprzysuwająckoniecczłonkadomojejwilgotnejpochwyiwchodziwemniejednympchnięciem.

Oboje krzyczymy pod wpływem tego ostrego wtargnięcia. O Boże, ale jesteśmy rozpaleni. Mój

ukochanywykonujeokrężneruchybiodrami,żebyzanurzyćsięwemniegłębiejigłębiej,ajaczuję,że
mojeciałozrozkoszągoprzyjmuje.

Chwytamniezawłosyidelikatnieodchylamojągłowędotyłu.
–Tak,Claire…–szepcze.–Bardzodobrze.Wygnijsię,żebymmógłwejśćwciebiegłębiej.Podoba

cisię…tocisiępodoba.

Oui…–odpowiadam,jakumiem.
Mon amour – syczy przez zęby. – Trochę głębiej. Pozwól mi wejść trochę głębiej. Tak… tak…

Ach…

Jego energiczne pchnięcia przyprawiają nas o drżenie. Widać, że Jean-Paul chce odcisnąć na mnie

swójślad.

–Cała…tak…cała…–jęczy.
–Dylan…
Klapsściągamnienaziemię.Przerywa.
–JestemJean-Paul.Dylanniemawstępudotejzabawy.Jasne?
Kiwamgłową.Wymsknęłomisię.Żebywszystkosięudało,niemogęwypaśćzgry.Znówczujęatak.

Wbijasięwemniejakszalonyisłyszę,jakjęczy,czuję,żejegoczłonekdocieradosamegokońcamojej
pochwyiwyginamsięwłuk,żebymógłsięzanurzyćjaknajgłębiej.

–Tak…tak…
–Hm…–dyszę.
–Tak,Claire…Bardzodobrze,mała…Pozwólmicięprzelecieć.

background image

Mójjękidyszeniegoożywiają.Wie,żerozkoszujęsiętym,corobi,iniewahasię,żebytopowtórzyć.

Razzarazemzanurzasięwemniebezlitośnie,wyzwalajączemniesetkilubieżnychjęków,ażprzesuwa
dłoniąpomoimbrzuchu,zsuwająwdół,otwierasobiedostępdomojegownętrza,dotykamnieipalcem
pieściłechtaczkę.

– Zaprosiłem mężczyznę, który na nas patrzył, żeby przyłączył się do zabawy – szepcze namiętnie. –

Zgadzaszsię?

Oui–odpowiadampodniecona.
OdchodzęodzmysłówiDylantoczuje.
–Terazjesteśmywetroje–mruczymidoucha.–Rozchylnogibardziej…bardziej…
Zmuszamnie,żebymtozrobiła.
– Pozwól, żeby cię lizał. Czujesz? Czujesz, jak ssie wargami twoją łechtaczkę, kiedy cię pieprzę i

posiadam?

Niejestemwstanieodpowiedzieć.Rozkosz,perwersjacałkowiciemnieoszałamiają,aonmruczypo

francusku:

Jeravisdevousavoir.Vousêtesdélicieuse.
Kontynuujeswójszalonyatak,ajakrzyczęijęczęzrozkoszy,domagającsię,żebynieprzerywałiżeby

pieprzyłmniemocniej.

Mójostatniprezentjestwyjątkowy,niesamowityichcę,żebytrwałwiecznie.
Tej nocy Jean-Paul i gość kochają się z Claire kilka razy, a kiedy wychodzą, mój ukochany i ja

kładziemysiędołóżka,szczęśliwiizaspokojeninasząperwersyjnągrą.

background image

8.Imyślętylkootym,żebycię

kochać

N

astępnegodnia,ponocyniewiarygodnegoseksu,Dylanwracadopracy,cowywołujewemniegłęboki

smutek.Tęsknięzanim.Brakujemigo.Chcędalejsięznimzabawiać,alerozumiem,żeżycienieskłada
siętylkozseksu.Amożejednak?

Śmieję się, kiedy o tym myślę, i chociaż mnie to drogo kosztuje, mam świadomość tego, że doktor

DylanFerrasapracujeiżemuszęsiędotegoprzyzwyczaić.

Dni mijają. Kiedy tylko mogę odwiedzam Ambrosiusa, sama albo z Dylanem. Uwielbia się z nami

spotykać. Oczywiście nie potrzebuje nadzoru, jest mężczyzną, który doskonale wie, czego chce, a chce
mojej babci. Opowiada mi o niej. Pokazuje mi ich wspólne zdjęcia, a ja patrzę i jestem oszołomiona,
widząc,żeopowieścibabciotym,żepoznałaElvisaPresleyaiBeatlesów,sąprawdziwe.

ZmojąszwagierkąTifanyijejprzyjaciółkamizkażdymdniemjestemcorazbliżej.Sądziwne,aleto

jedynekoleżanki,jakietutajmam.Jest,jakjest,przynichdużosięśmieję.Pewnegorankawybieramsięz
Cloe,AshleyiTifanydoRodeoDriveiwpewnejchwilimyślę,żegłowamieksploduje!Ratunku!

Mówiądosiebiekotkualbokochanieichociażzpoczątkumnietośmieszyło,potym,jaktysiącrazy

usłyszałam:„Kotku…tojestidealne”,„Kochanie…kochamcięsupermocno”albo„Kotku…posłuchaj”,
mamochotęjewszystkiepozabijać.Jakmogąbyćtakiminiewiarygodnymisnobkami?

Rodeo Drive jest wspaniałe. Zadbane, ekskluzywne i niesamowite. Ale za każdym razem, kiedy

spoglądamnametkęjakiegośubrania,robimisięsłabo.Naprawdęwszystkokosztujetufortunę?

Zniedowierzaniempatrzę,jakAshleywydajesobielekkąrękąmająteknasukienkęibutyimałonie

zemdleję. Ludzieeeee… Ja takich pieniędzy w życiu nie zarobiłam! Moja mentalność normalnego
człowieka, a nie supersnobki, nie pozwala mi wydać dwóch tysięcy euro na buty, kiedy wiem, że buty
mogękupićzadwadzieścia.Mamświadomość,żemuszęzmienićczip.Żemojasiłanabywczapoślubiez
Dylanemuległazmianie,aleniezmieniłysięwartości,którewpoilimirodzice,atewłaśniewartościnie
pozwalająminawydawanietakichilościpieniędzy.

Wszystkie mnie namawiają, żebym coś kupiła, ale ja się opieram. Nie chcę korzystać z karty

kredytowej Dylana, chociaż mnie do tego zachęcał. Ale nie mam zamiaru w ten sposób wyrzucać
pieniędzy, kiedy w moim kraju panuje takie bezrobocie. Jedna sprawa to kupić sobie coś drogiego na
wyjątkowąokazję,acałkieminna–miećtownormie.

Mimowszystkoudajeimsięmnienamówić,żebymprzymierzyłazjawiskowączerwonąsuknię,akiedy

przeglądamsięwlustrze,czujęsięniewiarygodniepięknaipewnasiebie.

Matkojedyna,alezemnieseksbomba!Sukniależynamniejakulał.
–Jesteśsuper…superboska!Jestsuperidealnie,kotku!–mówią.
–GdybyDylancięwniejzobaczył,kazałbycijąkupić–stwierdzaTifany.
Sprzedawczynispoglądanamniezuprzejmąminą.
– To sukienka retro z pozłacanymi detalami. Uszyta z jedwabnego szatungu, wygląda w niej pani

bardzoładnie.

background image

Kiwam głową. Prawda jest taka, że nigdy nie widziałam się w takiej sukni i jestem oszołomiona.

Zerkam dyskretnie na etykietę. Osiem tysięcy dwieście dolarów. W myślach przeliczam to szybko na
euro.Sześćtysięcyeurasów!Odlot!

Nie. Mowy nie ma, w życiu nie wydam takich pieniędzy. Nie daję się zwieść pochlebstwom moich

koleżanek,ściągamtocudoiznajwiększąostrożnościąnaświecieoddajęsuknięekspedientce.

Jestpiękna!
Alenie,niekupięjej.
Przezchwilęprzyglądamsięjakmojetrzytowarzyszkiprzymierzająikupująsetkirzeczy,ażwkońcu

czuję,żemojacierpliwośćosiągnęłagranice.

–Wiesz,co,muszęsięczegośnapić–mówiędoTifany.
Moja wspaniała egzaltowana szwagierka natychmiast kiwa głową i wszystkie cztery wychodzimy z

tego koszmarnie drogiego sklepu i wchodzimy do kawiarni, w której jestem pewna, że skasują nas za
każdypostawionykrok.

Zamawiamcoca-colęzlodem,boumieramzpragnienia.Onekawęzchmurkąodtłuszczonegomleka.
–Rebecasięrozwodzi–szepczeAshley.
TifanyiCloespoglądająnasiebieoszołomione.Ja,ponieważnieznamżadnejRebeki,dalejpijęsobie

spokojnie.

–Cotypowiesz,kochana?–mruczyTifany.–Przecieżpiętnaściednitemubyłyśmyzniąnazakupachi

kupiłasobietęolśniewającąsuknię.

–Przysięgamcinamojeimportowanekosmetyki–zaklinasięAshley.
Muszę się roześmiać. Ashley jest zabawna. Jest tak… tak… egzaltowana, że nie jest w stanie tego

ukryć,asłuchającjejuwagmożnaskonaćześmiechu.

Kelner,który,trzebatopowiedzieć,jestprzystojniakiemjakichmało,przynosiimtackęzciastemdo

kawy,aonewszystkiewpatrująsięwniego,mrugającpowiekamijakpiętnastolatki.Cozatrio!

– Dowiedziałam się z plotek od Lupe, mojej gosposi, która jest koleżanką gosposi Rebeki – ciągnie

Ashley,kiedykelnerodchodzi.–Powiedziała,żetydzieńtemusiępokłócili,botendrętwyBillniechciał
iśćnaprzyjęciepiętnastego.

–Nabankiet?–pytaTifanyzniedowierzaniem.
–Oj…biedulka.AtakąpięknąsuknięodYvesSaintLaurentasobiekupiłanatękolację–drwiCloe.
Ashleykiwagłową.
–TencałyBillzawszeunikałprzyjęć–mówi.
–Nowłaśnie–potwierdzaCloe.–Pamiętacie,jakniechciałiśćnaotwarcieShentona?
Wszystkiekiwajągłowamizdezaprobatą.
– Zadzwoniłam do niej wczoraj wieczorem, żeby zapytać, co u niej słychać, i wszystko mi

opowiedziała–oznajmiaAshley.–Ostateczniepostanowione,rozwodzisięzBillem.

Niewierzęwłasnymuszom.Rozwodzisię,boonniechceiśćnaprzyjęcie?
–Cóż–kwitujeTifany,kiwającgłową.–Rebecachybaniebędziebardzocierpiała,jakbyniebyło,to

jejtrzecirozwód,nigdynierwaławłosówzgłowy.Poostatnimchybapojechaładochodzićdosiebiena
Tahiti?

Wszystkietrzy„kotki”spoglądająnasiebieikiwajągłowami.

background image

–Kochaniutkie–odzywasięAshley.–JakmawiaRebeca,nazłechwile,DonnaKaran.
Śmiejęsię.DonnaKaran?!
Pękamprzynichześmiechu.GdybymojaCoraltubyła,jużbypowiedziała,coonichmyśli.
–Aha,OmarniedawnodałDylanowizaproszenieimiennenagalę.Jestjeszczeczas,aleprzyjdziecie,

prawda?–pytamnieszwagierka.

Patrzęnanią.Niemampojęcia,oczymmówi.
–Koteczku,togala,którąorganizujefirmafonograficznaOmara–wyjaśnia.–Tojejpiętnastarocznica

iwyprawiająztejokazjiwspaniałeprzyjęciepełnegwiazd.Niemożecięzabraknąć.

Dylannicminiepowiedział,ależebyniewypaśćźle,potwierdzam:
–Oczywiście.Pewnie,żeprzyjdziemy.
Moja odpowiedź ją zadowala, ale ja zaczynam się zastanawiać, dlaczego Dylan mi o tym nie

wspomniał.Chcęiśćnatęgalę.Mimowszystkostaramsiębyćopanowana.Niechcę,żebywyczułymój
niepokój.

Kiedy postanawiamy wyjść, Cloe upiera się, że zapłaci za wszystko. Nie muszę mówić, że oczy mi

wychodząnawierzch,kiedywidzę,ilekosztujekawawtymlokalu.Niewiarygodne.

WychodzimyijeszczeprzezgodzinęchodzimypowszystkichsklepachRodeoDrive,ażwkońcuCloe

i Ashley jadą do domu, dzięki Bogu!, a ja zmuszam szwagierkę, żeby zawiozła mnie do centrum
handlowego,bomuszęsobiekupićcośdoubrania.

Tifany z początku się opiera, ale kiedy widzi, że mówię to całkiem poważnie, w końcu się zgadza i

zawozimniedonormalnychsklepów.Drogich,dlategożetowLosAngeles,aleprzystępnegodlamojej
kartykredytowej.Wchodzimydokilkusklepów,aleonanicsobieniekupuje.Zatojakupujęnowebuty,
dżinsyiparękoszulek.Wjednymzesklepówwidzędwieniewiarygodnesukniewieczorowe.Czerwoną
iczarną.Postanawiamjeprzymierzyćikupićsobiektórąśnapiątkowąkolacjęzmoimukochanym.Chcę
zrobićnanimwrażenie.

–Jakcisiępodobataczerwona?
–Bardziejeleganckabyłata,którąmierzyłaśwRodeoDrive,kochanie.
–Alepodobacisię?–pytamponownie.
–Przymierzczarną–odpowiadaTifany.–Tawogóledomnienieprzemawia.
Robięto,przeglądamsięwlustrzeiwidzę,żewyglądamładnie.Myślę,żewieczorowatorebka,którą

dostałamodDylanazokazjiwalentynekbędziedoniejpasować.Tiulowaspódnicaidrapowanygorsetz
dekoltemwłódkę.Tifanywstaje,patrzynamnieikiwagłową.

–Supermisiępodobaaaaaaaaaaa!–wykrzykuje.
Patrzęnaniązadowolona.Chwytametkę,którawisiprzyrękawie.
–Kosztujetylkodwieściesiedemdziesiąttrzydolary?–szepczeoszołomiona,patrzącnamnie.
Kiwamgłową.Tookołodwustueuro.Cenadlamnieprzystępna,zwłaszczajaknawieczorowąsuknię.
Niejesttostrójsuperdrogiejmarki,alemisiępodoba,dobrzesięwniejczujęitosiędlamnieliczy.
–Niesamowite!–wykrzykujeTifany.–Jestświetna…świetna.
Kiwamgłową,aonazbieramiwłosywkitkę.
–Ajakzrobiszsobiewłoskąkitkę,będzieszwyglądaćsupertruper!–mówi,rozśmieszającmnie.
Kupuję suknię, a po zakupach siadamy w kawiarni w centrum handlowym, żeby się czegoś napić.

background image

KiedyTifanyidziedołazienki,dzwonimojakomórka.Wiadomość.

„Gdziejesteś?”.
Widzę,żetoDylan.Odpisujęzuśmiechem.
„NakawiezTifany”.
Komórkaznówdzwoni.
„CałydzieńmyślęoTobie.Wrócędziśwcześniejdodomu.Niebądźdługo,Piękna”.
Rozbawiona,pytam:
„Jakieśplany?”.
Odpowiedźprzychodziodrazu.
„Zmoimkróliczkiem,jakzawsze”.
Kiedyczytamtoprzezwisko,którymnazywamnietylkoon,natychmiastzalewamniefalagorąca.Parę

minutpóźniejwracaTifany.Pijemykawę,apotemwracamydodomu.Jestemniecierpliwa.

Kiedy taksówka wysadza mnie przed drzwiami, uśmiecham się. Za tą bramą czeka mój ukochany.

Sercewyrywamisięzpiersi.Jegosamochódstoi!Jużwrócił!

Nie zastaje go w salonie, więc wbiegam po schodach i słyszę muzykę w łazience. Słucha Briana

Adamsa.Chowamsukniędoszafy,niepokazującmujej,iidędołazienki.Wchodzęizastajęimponujący
widok. Mój przystojniak leży w wannie, z głową oparta o brzeg, kieliszkiem w dłoni i zamkniętymi
oczami.

Dylanniejestseksowny,jestbardzoseksowny!
Musiałmnieusłyszeć,bootwieraoczyispoglądanamnie.Mierzymniewzrokiem.
–Tabiałaminiówkapodkreślatwójładnytyłeczekitwojepięknenogi,wiedziałaśotym?–szepcze.
Rozśmieszamnie.
–Nie.Alewłaśniesiędowiedziałam–odpowiadam.
Uśmiechasiędomnieiwypijałykzkieliszka,którytrzymawdłoniach.
–Rozbierzsię–szepcze.
Jego zmysłowy głos i sposób, w jaki na mnie patrzy, doprowadzają mnie do szaleństwa. Nie musi

powtarzać,robięto,ocomnieprosiicopragnęzrobić.Zdejmujębuty,spódniczkę,sweter,którymamna
sobie,stanikimajtki.Kiedychcędoniegopodejść,odzywasię:

–Nieruszajsię.Stójtam,gdziejesteś,dopókiciniepowiem.
Patrzęnaniegozaskoczona,aon,niespuszczajączemniewzroku,wykonujegest,którytaklubię,każąc

mi się obrócić dookoła. Robię to z uśmiechem. Kiedy nasze oczy znów się spotykają, Dylan wypija
kolejnyłykzkieliszka,odstawiagonabokiwidzę,żewstaje.

Matkojedynaaaaaa!
Jestimponujący.
Ztymciałem…Śniadąskórą…Jegosztywnyczłonek,gotowydlamnie,jużmniezdobyłiniemogęsię

doczekać,żebyzobaczyćgwiazdy.

Dylanwychodzizłazienkiimokrystajewpewnejodległościodemnie.Patrzynamnie.
–Gdziebyłaś?–pytazpoważnąminą.
–NazakupachzTifanyijejkoleżankami.Mówiłamcijuż.
Kiwagłową.Głaszczesiępobrodzie,akiedychcęsięodezwać,uprzedzamnie.

background image

–Patrzyłnaciebiejakiśmężczyzna?
Jegopytaniemniezaskakuje.
–Niewiem–odpowiadam.–Niezwróciłamuwagi.
Widzę,żekiwagłową.Robikrokwmoimkierunku,późniejkolejny…ikolejny…akiedyjegotorsi

mojepiersisięstykają,spoglądamynasiebie.

–Napewnoktóryśchciałrozchylićcinogiiupajaćsiętobą,niesądzisz?–szepcze.
Nierozumiem,ocochodzi.
–Jestempewien,żeniejedenpatrzyłnatwojepiersi,pupęichciałzedrzećzciebiespódniczkę,żeby

wsunąćdłonieiwargimiędzytwojenogi–mówi,widzącmojązdezorientowanąminę.

Słuchamtegopodniecona.Jestemmaksymalnienakręcona.
–Miałemdzisiajparęspotkańwszpitalu–ciągnie.–Przedstawionomiparumężczyzn,wśródnichbył

mójdawnyprzyjacielipomyślałemotobie.

–Dlaczegoomniepomyślałeś?–pytamzaskoczona.
Jegodłoniewędrujądomoichwłosów.Sązwiązanewkońskiogon.Rozpuszczaje.
–Kiedyśdzieliłemsięznimkobietą–szepcze.–Iwyobraziłemsobieciebienagąmiędzynimamnąi

siępodnieciłem.

Szczękamiopada.Chcęsięodezwać,aleonciągniebeznajmniejszegoskrępowania:
–Pozebraniumusiałemiśćdołazienkiwmoimgabinecie,żebysobieulżyć.
–Nieźleeee..
Dylan,słyszącmojąreakcję,uśmiechasię.
– No właśnie, nieźle! – powtarza. – Kiedy wychodziłem z łazienki nie miałem wątpliwości co do

jednego – dodaje szeptem, który przyprawia mnie o szybsze bicie serca. – Uwielbiam nasze zabawy,
uwielbiamnasząperwersjęipragnęwidzieć,jakinnymężczyznaciępożera,jadajęmudostępdociebie,
atyleżyszzzawiązanymioczami.

–Zawiązanymi?
Kiwagłową.
–Niechcę,żebypatrzyłciwoczy.
Chcemisięśmiać,aleoncałkiempoważniemówidalej:
–Nieobiecujęwięcej,niżpowiedziałem.Niewiem,czykiedśnadejdzietakachwila,żebędęwstanie

patrzećirobićto,coproponuję,alejestemtakpodniecony,żejeżelichcesz,mogędoniegozadzwonići
będzietuzadwadzieściaminut.

Aleodlot!
Niezłąbombęodpalił.
Spotkałsięzdawnymkoleżkąodzabawichcesięznimmnąpodzielić.Jestempodniecona,ożywiona,

rozpalona, przestraszona, zaniepokojona i wzburzona. Jestem tak oszołomiona tym, co powiedział, że
mogętylkoodpowiedzieć:

–Jestemtwoimkróliczkiem.Jestemtwojai,jeżelichcesz,zgadzamsię.Wiesz,żeniebędzietomój

pierwszytrójkąt.

Dylan kiwa głową niechętnie, ale wyciąga rękę, chwyta komórkę z blatu umywalki i po kilku

sekundachsłyszę,jakmówi:

background image

–Wiesz,gdziemieszkam.
Wyłączatelefon.
–Przeleciałbymciętuiteraz,alechcę,żebyśmybylibardzo,bardzopodnieceniigotowinato,cosię

wydarzy.Chodź,chcęcięprzygotować.

Wchodzimy do wielkiej kabiny prysznicowej, Dylan odkręca kran i z nowoczesnej deszczownicy

zaczyna lecieć woda. Bierze żel, wylewa go na dłonie i rozprowadza po moim ciele. Po całym moim
ciele.Dotykamnieczule,przesuwadłonie,wilgotneiśliskie,domojejpochwy.

–Spróbowałemjużtrójkątówidziśchcętozrobićztobą–szepcze.
–Zrobiszto–mówiępodniecona.
–Podniecacięto,cobędziemyrobić?
–Tak–potwierdzambezwahania.
Dylan mnie całuje. Pragnie mnie, ale się powstrzymuje. Ja go kuszę, chcę seksu, ale on się tylko

uśmiecha.

–Później,kochanie…później–szepcze.
Pozwalam, żeby mnie mył wśród gorących pocałunków, żeby z czułością przemierzał moje ciało, a

kiedydotykałechtaczki,jęczę.

–Powiedzmi,żetobędzietylkomoje,nawetjeżelipozwolęinnemusięztobązabawiaćismakować,

kiedybędziemyspełniaćnaszefantazje–mruczy.

Kiwamgłową.Jegopieszczotywyzwalająmojejęki.
– Jest i będzie tylko twoje, kochanie – odpowiadam. – Ty będziesz kierował fantazjami dla naszej

wspólnejrozkoszy.Tylkotybędzieszpozwalał,żebyktośsięniąbawił,kiedybędzieszchciał.

– Kiedy ja będę chciał? – powtarza ochrypłym głosem z uśmiechem na twarzy, zanurzając we mnie

palec.

Kiwamgłowąbezgraniczniepodniecona.
–Twójkróliczekjestzawszedlaciebiegotowy.
Całujemysię.Pocałuneksmakujemiodem,rozkoszą.Pewnymruchemchwytamjegosztywnyczłoneki

spoglądamnaniego.

–Powiedz,żeonzawszebędziemój,nawetjeżelikiedyśpozwolę,żebyjakaśkobietasięnimbawiła.
Dylansięuśmiecha.
–Jestizawszebędzietwój,kochanie–szepcze.
Kiedy wychodzimy spod prysznica, oboje jesteśmy ogromnie podnieceni. Rozmowa podnieciła nas

jeszczebardziej.Naglesłyszymydzwonekdodrzwi.Patrzymynasiebie.Wiemy,ktotojest.Dylanowija
sięręcznikiemwokółbioder.

–Jesteśpewna?–pyta.
Kiwamgłową,alezatrzymujęgo.
–Aty,jesteśpewien?–pytam.
–Zaczekajtu–odpowiada,patrzącnamnie.–Przyjdępociebie.
Kiedy zostaję sama w ogromnej łazience, górę biorą nerwy. Jestem bliska paniki. To będzie coś

więcejniżnaszazabawaodgadnij,kimjestemtejnocy.

Przeglądam się w lustrze, szybko chwytam grzebień i rozczesuję włosy. Na Boga, ale jestem

background image

rozczochrana! Wyglądam jak żółtodziób! Dylana długo nie ma. Ogarnia mnie coraz większa panika, a
kiedydrzwisięwkońcuotwierająiwidzę,żewchodzi,jestemoniemiała.

–Jestwniebieskimpokoju–mówi.
Jestemmuwdzięczna.Chcę,żebynaszasypialnianależałatylkodonas.
Całujemnie.Jegojęzykzrozkosząbłądzipomoichwargach.
–Jestembezgraniczniepodniecony,kochanie–mówi,kiedyodrywasięodmoichwarg.
Niewiem,copowiedzieć,ażnagledostrzegam,żewdłoniachtrzymaróżneprzedmioty.Wśródnich

pończochy, ciemną maskę i czerwony buty na niebotycznie wysokim obcasie. Widzi, że im się
przyglądam.

–Kupiłemjedziśdlaciebie–wyjaśnia.
Kiwamgłową.
–Włóżpończochy–mówi.
Robię to w ciągu dwóch minut. Są również czerwone, a kiedy gumka dopasowuje się do moich ud,

Dylansiępochylaizakładamibuty.

Potemwstaje,dotykakluczyka,którymipodarowałiktórynoszęnaszyi.
–Nazawsze–mruczy.
–Nazawsze–powtarzam.
Unosiciemnąmaskę.
–Założęciją.Niechcę,żebyśnaniegopatrzyła.Niechcę,żebyświedziała,kimjestmężczyzna,który

oprócz mnie będzie rozkoszował się twoim ciałem i sprawi, że będziesz krzyczeć z rozkoszy. Pod tym
względemjestemegoistą,kochanie.Kiedywejdziemydopokoju,położęcięnałóżkuibędęcięprosiło
to,ocochcę,dobrze?

Zgadzam się. Tak jak on jestem bezgranicznie podniecona. Dylan zakłada mi maskę, którą przyniósł,

bierzemniezaręceidajemibuziaka.

–Bawmysię,króliczku.
Sercewalimitysiącrazynaminutę,kiedydajęmusiępoprowadzić.Słyszęmuzykę.Uśmiechamsię,a

kiedy Dylan się zatrzymuje, wiem, że jesteśmy na miejscu i że oprócz Dylana obserwuje mnie drugi
mężczyzna.Dylanostrożniekładziemnienałóżku,całujewustaiodsuwasięodemnie.

Przezchwilę,którawydajemisięwiecznością,niktsięnierusza,niktnicniemówi.Wiemtylko,żemi

sięprzyglądają.SłyszęgłosDylana.

–Kochanie,rozchylnogiirozsuńuda.
Robięto,ocomnieprosi.Zaczynamszybciejoddychać.Nicniewidzę.Nicnieczuję.Alewiem,że

jestobokmniedwóchmężczyzn,którzychcąmnieposiąść,ajasięimoddam.Niktmnieniedotyka.

–Rozchylpalcamiwargisromoweipokażnamswójraj–mówiwkońcumójukochany.
Bez wahania spełniam jego erotyczne żądanie. W Dylanie podoba mi się właśnie jego elegancki

sposób mówienia, proszenia, kochania mnie. Nie jest wulgarny. Jest wyjątkowy, szczególny. Jestem
podniecona,kiedyrobięto,ocomniepoprosił.

–Bardzoapetyczne…–mruczygłos,któregonieznam.
Czyjeśdłonieprzesuwająsięwgórępomoichnogachizatrzymująsięprzedzłączeniemud.Drżę.To

nie są dłonie mojego ukochanego. Wiem to. Nie znam ich. Chciałabym zobaczy wzrok Dylana.

background image

Chciałabympatrzećmuwoczyiwiedzieć,czymusiętopodoba,czysprawiamutoprzyjemność,alenie
mogę.Niepozwalami.

Oddechnieznajomegodocieradomojejpochwy.Czuję,żejestblisko.Bardzoblisko.Wyczuwam,że

mnieobserwuje,żemniepożąda,izaczynamdyszećniespokojnie,ażsłyszęwuchugłosDylana.

– Chcę rozpalonego, oddanego, bezwstydnego króliczka. Kochanie, zwiążę ci ręce jak wtedy, kiedy

byliśmyzmoimprzyjacielemmalarzem,dobrze?

Kiwamgłową.
–Rozchylnogi,rozkoszujsięisprawmirozkosz.
Chwytamniezaręceirobito,copowiedział.
–Możeszjejdotknąć–mówipochwili.
–Tylkodotknąć?–pytanieznajomygłos.
–Pamiętaj,oczymrozmawialiśmy.
Tadziwnarozmowamniepodnieca.Rozpala.Rozmawialiomnieiorozkoszy,jakąchcąmidaćito

mnie kręci. Łóżko się porusza. Dłonie, które czułam chwilę wcześniej znów dotykają moich nóg i
rozchylająmiuda.

–Apetycznyprzysmakmioferujesz,przyjacielu.
–Zacznij,zanimsięrozmyślę.
PogłosieDylanasłychać,żejestspięty.Niemuszęgowidzieć,żebytowiedzieć.Przywołujęgo.
–Dylan.
–Tak,kochanie.
Niewidzęgo,czujęjedynieobok.
–Jeżelityniemaszochoty,janiechcę…–szepczę.
Całujemnie.Bierzemojewargipowoli.
–Spokojnie–mówi,kiedysięodsuwa.–Wszystkowporządku.Bawmysię.
Nieznajomycałujewewnętrznąstronęmoichud,ajajęczę,kiedyczuję,żemabrodęalbowąsy,które

dająmidziwnedoznanie,inne.

–Podobacisię?–pytamnienauchoDylanochrypłymgłosem.
Kiwamgłowąinagleczuję,żemężczyznarozchylamojewargisromoweiocierasięomniebrodą.
Dylanznówbierzemojewargiwposiadanie,anieznajomyzajmujesięwnętrzem.Obajsmakująmnie

jednocześnie, a ja mogę się tylko rozkoszować, jęczeć i oddawać im się, dając im dostęp do mojego
ciała,domojejesencji.

Przezkilkaminut,kiedysłychaćjedynietęnieznanąmimuzykę,rozkoszujemysięseksem,ajapoddaję

siędoznaniom,którychdostarczająmicidwajmężczyźni.

Cztery dłonie i dwie pary ust w różnych miejscach mojego ciała są czymś niewiarygodnym.

Perwersyjnymipodniecającym.

WargiDylanaodrywająsięodmoich,przesuwająsięposzyiizatrzymująsięnapiersiach.
Och,tak!
Pieścije,liże,przygryzamojebrodawki,apotemjegowargiprzesuwająsięniżej,dopępkaiczuję,że

jegodłonierozchylająmiuda,kiedynieznajomypieścimojąłechtaczkę.

–Jesteśspięta,kochanie–słyszęjegogłos.–Rozluźnijsięipoddajsiętemu.

background image

Staramsię,aleniemogę.
–Rozwiążmiręce–mówięwkońcu.–Wtakiejpozycjiniejestemwstaniesięrozluźnić.
Czuję, że Dylan się porusza i robi to, o co go proszę. Uwolniona z więzów, wyciągam ręce i chcę,

żebymnieprzytulił.Robito,awtedyczuję,żespiętyjeston.

Comujest?
Znów mnie całuje, a nieznajomy nadal zabawia się między moimi nogami. Ja czerpię przyjemność i

jęczę,czując,comirobi.Boże…Ależądzęwemniewzbudza.

NagleDylanzdejmujemimaskęispoglądamiwoczy.
–Podobacisięto,corobi.
Niemogęodpowiedzieć.Mężczyznaposiadamniepalcemijęzykiem,ajawydajęzsiebiekolejnyjęk.
–Tak–mruczę,zadowolona.
Nieznajomy coraz śmielszymi ruchami wkłada palce do mojej pochwy i je wysuwa, a mój ukochany

całujemnie,patrzącmiwoczy.Alejegospojrzeniemnieniepokoi.Niewiem,czyjestmimiło,czynie,i
sztywniejębezwiednie.

–Niechcę,żebyśdoszła,dopókicięniepoproszę.
–Dylan,niewiem,czy…
–Ćśś…Daszradę,bądźposłuszna.
Przekonana,żeniebędęwstanie,poruszamsię,anieznajomy,któregoniewidzę,dalejprowadziswój

specyficznyatak.Wpokojurozlegasiębrzękzabawkiikiedykładziejąnamojejnabrzmiałejłechtaczce,
wydajęzsiebiepisk.Próbujęsięporuszyć,aleminiepozwalają.Unieruchamiająmnie,amnąwstrząsają
konwulsje.

–Aaaaach!–krzyczę.
–Niełącznóg,laleczko…Tak…rozchyljedlamniemocno–prosimężczyzna,któregoniewidzę.
Kiedysłyszęjegogłos,zerkamnaDylana,którypatrzynamniezpoważnąminą.
–Tak…niehamujsię…bądźwilgotna,alejeszczeniedochodź,kochanie.Jeszczenieteraz.
Szalejącpodwpływemtego,cotenrozkazzemnąrobi,zmuszamsię,żebyutrzymaćrozchyloneudai

czuję mój własny płyn. Mężczyzna odsuwa zabawkę od mojej łechtaczki, liże mnie, a mną wstrząsają
dreszcze.

– Uwielbiam smak twojej kobiety – mówi. – Słodki i gorzki jednocześnie. Spijałbym jej soki przez

całąnoc.Twojalaleczkajestboska.

–Jestwyborna–potwierdzaDylanzponurąminą,patrzącnamnie.
MojejękistająsięstraszniegłośneiDylandotykamoichwarg.Chcękrzyczeć,alemójukochanymi

niepozwala.Całujemnie.Pochłaniamojejęki.

–Jeszczetrochę–szepcze,jakbyprzekonywałsamsiebie.–Jeszczetylkotrochę…
Jeszczetrochę?Jeszczetrochęczego?
–Tak,piękna…tak…Jakąmaszpięknąłechtaczkę…podobamisię.Lubisz,jakjąpożeram…
Czuję,jakjegojęzykjąuderza.Chwytamniezapupę,unosidosiebieissiezrozkoszą.
–Dylan!
Zaciskamzęby.Czuję,żezarazdojdę.
–Nieróbtego–prosimójukochany.–Jeszczenie…

background image

Drżenie ogarnia moje ciało. Najpierw nogi, potem pochwa, a mężczyzna liże mnie dalej bezlitośnie.

Czuję, że nie będę w stanie się powstrzymać, kiedy na nowo rozlega się brzęk i nieznajomy znów
przysuwazabawkędomojejpochwy.

– Wytrzymaj, laleczko… – słyszę głos nieznajomego. – Nie dochodź, ale daj mi jeszcze troszkę

twojegonektaru.

Znówzalewająmniemojepłyny,aonjezlizuje.
–Jestemsadystą…wiem,alemuszęczuć,żepanujęnadsytuacją–mruczyDylan,patrzącnamnie.
Najegotwarzyniewidzętego,cochcę.Niewidaćupojenia,któreodczuwamjaizaczynamczućsię

nieswojo, widząc go w takiej sytuacji, kiedy ja daję rozkosz i ją odczuwam, ale nie daje mi jej mój
ukochany.

–Wypełnijją–słyszęnagległosDylana.
Zakładamimaskęiznówotaczamnieciemność.Czuję,żemójukochanysięodemnieodsuwa,chwyta

mniezaręceikładziemijenadgłową.Przytrzymujemije,adrugimężczyznawsuwasięmiędzymoje
nogiiparęsekundpóźniejzanurzasięwemnie.Chwytamniezabiodraiwchodziwemnie.Jęczę.Tosię
dzieje.

Wyginam się na łóżku i czuję, jak on wsuwa dłonie pod moje ciało, żeby przysunąć mnie do siebie.

Czujęnasobiejegociężar.Dylanwypuszczamojedłonie.Niewiem,coznimizrobić,więcprzesuwam
jedomężczyzny,którybierzemnierazzarazem,ażnagleczuję,żewychodzizemniepośpiesznie.

–Koniec…wynocha…–słyszęgłosmojegomęża.
Leżęnałóżku,oddychającnierówno,ażsłyszę,żedrzwipokojusięzatrzaskują.Czekambezruchu.
Dylanzdejmujemimaskę,spoglądamiwoczy.
–Niemogę,Yanira–szepczezezbolałąminąskonsternowany.–Niemogę.
Czułam,żecośjestnietak.
Obejmujęgoileżymytakprzezchwilę,ażsłyszę,żetamtenmężczyznawychodzi.Niewidziałamgo.

Niewiem,ktotojest.Paręminutpóźniejwstajemyzłóżkaiidziemypodprysznicdołazienkiprzynaszej
sypialni.Obejmujęgoczule.

–Nienawidzęsięzato,cozaproponowałem–wyznaje.–Niepowinienembyłtegorobić.
–Dylan,spokojnie.
– Wydawało mi się, że będę w stanie. Podniecała mnie myśl o tej sytuacji, ale kiedy cię z nim

zobaczyłem…

–Spokojnie.
Wylewasobieżelnadłonie.
–Pozwól,żebymcięumył.Muszęzmyćzciebiejegozapach,żebyśpachniałatylkomną.
Kiwamgłowąiwmilczeniupozwalam,żebyostrożniemniemył.Widać,żejestwzburzony.Patrzymi

woczybezsłowa.

–Wybaczmi,kochanie–mruczy,dającmisłodkiegobuziaka.
–Co?–pytam,obejmującgo.
Dylanprzezkilkasekundwytrzymujemojespojrzenie.
– To, że chciałem wprowadzić coś do naszego życia i nie byłem w stanie zrobić tego do końca –

odpowiada.–Wydawałomisię,żedamradę.Aleokazałosię,żewyobrażaniesobietego,cochciałem

background image

przeżyć,niemanicwspólnegoztym,coczułem,kiedyoncięmiał.Podniecałamnietachwila,aleja…

–Spokojnie,Dylan,kochanie.
– Nie wiem, co się ze mną dzieje, Yanira. Chcę to zrobić, podnieca mnie to, co sobie wyobrażam,

ale…ale…późniejniemogę…Szaleję…Niemogę.

Przejętajegosłowamizmuszamgo,żebynamniespojrzał.Uśmiechamsię,całujęgo.
–Japragnętylkociebie–szepczęwkońcuzprzekonaniem.–Ciebie…
Dylan bierze mnie na ręce, przyciska do ściany, a jego spojrzenie mówi wszystko. Potrzebuje mnie.

Potrzebujepoczuć,żenależędoniego.Zanurzyćsięwemnie.Aja,gotowaoddaćsiętysiącrazyiojeden
więcej,mężczyźnie,któregokochamzcałejduszy,mówię:

–Pragnęcię,kochanie…Zróbto…Potrzebujętego.
Bez słowa zanurza we mnie sztywny członek, a ja z jękiem go przyjmuję. Trzymam go za ramiona i

nabijamsięnaniego.

–Chcęciętylkotakądlasiebie–mruczyzwściekłością,kiedyjestjużwemnie.–Tylkodlamnie.
Jegobiodraporuszająsięenergicznie,ałazienkęwypełniajegokrzyk.
Całuję go. Nasze jęki się stapiają. Chcę, żeby wiedział, że mój pocałunek oznacza pełną akceptację

tego,cojestmiędzynami,aonszybkimi,desperackimiruchamikochasięzemną.Zanurzasięwemniez
piekielnąsiłą.Drży.

ZwiązekzDylanemtonajlepszarzecz,jakaprzydarzyłamisięwżyciu.Przygryzammudolnąwargęi

czuję,jakjegoimojaskórastapiająsięzesobąistająsięjednym.Jegociałojestprzedłużeniemmojegoi
odwrotnie.

Z każdą sekundą mina mu łagodnieje. Wściekłość się ulatnia, a ja chcę tylko go kochać i żeby on

kochałmnie.

Jegopoczątkowaobcesowośćzamieniasięwzrozumienieipragnienie.Obejmujęgonogamiwpasie,

żebydaćmudosiebielepszydostępizarzucammuręcenaszyję.

–Jestemtwoja–szepczę.–Wieszotym,prawda?
Kiwa głową. Cieszę się, że nie ma co do tego wątpliwości. Znów zaczyna zanurzać się we mnie,

desperacko, niecierpliwie, namiętnie. Nasze gwałtowne ruchy doprowadzają nas na skraj szaleństwa,
woda spływa po naszych ciałach, a my robimy wszystko, żeby się nie poślizgnąć i nie zabić pod
prysznicem.

CałujęDylananamiętnie.Chcę,żebyczuł,żetylkoonwyzwalawemnietakiedoznaniaiwiem,żemi

sięudało,kiedypatrzynamniezuśmiechem.

Trzyma dłonie na mojej pupie i daje mi lekkiego klapsa, który mi się podoba. Ten głupi gest mnie

uspokaja.

Poruszamnąwgóręiwdółwmorderczymrytmie,ajaczuję,jakwibrujewmoimwnętrzuicałuje

mnierozpaczliwie.

Zanurzasięwemnierazzarazem,zkażdąchwilącorazbardziejgwałtownie,zwiększymimpetem,z

większą zapalczywością, a kiedy widzę, że odchyla głowę, wydaje z siebie ryk wojownika i odsłania
zęby,wiem,żenadchodzijegoorgazmipozwalamsobiedojśćznim.Zmoimukochanym.

PowszystkimDylanopierasięościanęprysznicaiostrożnieosuwasię,ażsiadanapodłodze,zemną

nakolanach.Zmęczeni,przezkilkaminutstaramysięzłapaćoddech.Otaczanaszapachseksu.Patrzęna

background image

Dylanazuśmiechem.

–Jesteśmój,ajatwoja–mówię.–Niepotrzebujemynikogowięcej.
Dylankiwagłowąijegopięknyuśmiechwkońcudajemipewność,żewszystkojestwporządku.

background image

9.Powiedzim

N

astępnegodniaoszóstejranoDylanwstaje,żebyiśćpobiegać,alemuniepozwalam.Zatrzymujęgow

łóżku.Musimyporozmawiaćotym,cosięstało.Onwieotymrówniedobrze,jakja.

– Nie wiem, co się ze mną przy tobie dzieje – mówi, opierając głowę na poduszce. – Chcę, ale nie

mogęi…

– Spokojnie – szepczę. – Powiedziałam ci, że nie potrzebujemy nikogo więcej. Od czego mamy

wyobraźnię?

Uśmiechamysię.
–Aletobiesiętopodoba–ciągnie.–Widziałemtowczorajwtwoichoczach,potwoimciele,ustach,

tym, jak się wyginałaś z rozkoszy, kiedy rozchylałem ci uda i oddawałem cię innemu mężczyźnie. –
Widzącmojązakłopotanąminę,uśmiechasięidodaje:–Możeszmiwierzyćalbonie,aledopewnego
momentumnieteżbyłomiło,ażnaglecośmniezblokowałoimusiałemtoprzerwać.Kiedyzobaczyłem
minęmojegoprzyjaciela,ja…

–Możeproblemztym,żetobyłtwójprzyjaciel,niesądzisz?
Dylansięzastanawia.
–Toniebyłpierwszyraz,kiedydzieliliśmysiękobietą–mówiwkońcu.
Czujęukłuciezazdrościwsercu.
–Możewtymproblem–mówię.–Wcześniejdzieliłeśsięznimkobietami,doktórychnieczułeśtego,

codomnie.Pomyśl,żejestemtwojążoną.

– Tak… – odpowiada. – Chyba masz rację. Na tamtych nie zależało mi tak jak na tobie i kiedy

widziałem,jakonciębrał,wściekłemsię.

Uśmiechamysięoboje.
–Powtórzymytokiedyśzkimśinnym–szepcze.–Niechcępozbawiaćciebieanisiebieczegoś,co

obojelubimy.

Chcęsięodezwać,alekładziepalecnamoichwargach.
–Kochanie,sztywniejeminasamąmyślotym–szepcze.Chwytamniezarękęikładziejąnaswoim

sztywnym członku. – Wczoraj mało nie eksplodowałem z podniecenia. Kiedy widziałem cię z
rozchylonyminogamidlainnegomężczyznyidlamnie,widziałem,jakrobiszsięwilgotnai…

–Rozpalaszmniedoczerwoności,doktorze–żartuję.
Mójukochanysięuśmiechaibezsłowadajemito,ocoproszę.
Dni płyną. Nie rozmawialiśmy więcej o tym, co się stało, nie powtórzyliśmy tego, ale gramy w

odgadnij, kim jestem tej nocy i świetnie się bawimy. W naszej perwersyjnej grze jesteśmy tym, kim
chcemy: policjantami, lekarzami, stolarzami, żołnierzami, stewardami, recepcjonistami… Wszystko jest
dozwolonewnaszejprywatnejgrze.

Dylanjestcałkowiciepochłoniętypracąizkażdymdniemcorazbardziejzanimtęsknię.Jegodługie

dyżury w szpitalu mnie dobijają, ale jak powiedziałaby moja mama, nie powinnam się skarżyć, bo ma
pracę,wdodatkutaką,którajestjegopasją.

background image

Zawsze,kiedyidęponiegodoszpitala,jegoszefwitamnieuprzejmie,alewiem,cotaknaprawdęo

mnie myśli. Postrzega mnie przez pryzmat aktorki, z którą się ożenił i boi się, że jeżeli kiedyś odniosę
muzycznysukces,Dylanprzeżyjetosamo,coon.

Przezjakiśczasmójmążmusisporopodróżować,żebybraćudziałwróżnychkonferencjach.Chociaż

gootonieproszę,zabieramniezesobą,bo,jakmówi,jesteśmynierozłączni.Uśmiechamsię.

Kiedyonjestnakonferencjach,zebraniachczyoperacjach,jazwiedzammiasto.Podobamisię.Cieszę

się, że poznaję miejsca, o których nie myślałam, że będzie mi dane poznać. A najlepsze są wieczory,
kiedyspotykamysięwpokoju.

Kiedy nie pracuje, zapomina o całym świecie i skupia się tylko na mnie. Istnieję dla niego tylko ja.

Pieścimnie,całuje,kocha.Wychodzimynakolację,naobiad,zabieramnienazwiedzanieLosAngeles.
Organizuje romantyczne weekendy w niesamowitych hotelach, a ja nie mogę być szczęśliwsza. Robi
wszystko, co może, żeby mi udowodnić, jak szczęśliwy jest przy mnie i jak bardzo mnie kocha i
potrzebuje.

Niewspomniałammusłowemogali,októrejkiedyśmówiłaTifany.Chciałabympójść,alewiem,co

Dylanmyślinatemattychmuzycznychwydarzeń.Nielubiich,aja,żebyniepsućtakwspaniałegookresu,
któryprzeżywamy,milczę.Wystarczy,żejestemznimszczęśliwa.Mojamuzycznakarierazeszłąnadrugi
plan.

Ale dni płyną i czasami nudzę się jak mops i nie wiem, co robić. Czytam, słucham muzyki, oglądam

filmy, rozmawiam na Facebooku i Twitterze z koleżankami. Obżeram się łyżkami cola cao w proszku.
UmawiamsięzTifanyijejkoleżankami,chodzęnazakupy,zapisujęsięnasiłownię,alewszystkiegomi
mało.Muszęrobićcośproduktywnego!

PewnegorankawpadamnieodwiedzićTonyipostanawiammutowarzyszyć.Jedziedostudianagrań,

gdziemaspotkaniedotyczącedwóchpiosenek,któresprzedał.

Niejestemzaskoczona,żenamiejscuspotykamOmaraikilkudyrektorówfirmyfonograficznej.Witają

sięzemnąserdecznie,ajauśmiechamsięzadowolona,rozglądającsiędookoła.Alewypasionestudio!

Kiedy sobie idą, zachęcona przez Tony’ego, wchodzę do kabiny nagraniowej, żeby nie czekać

samotnie, a Stefano, jeden z inżynierów dźwięku, wyjaśnia mi zasady działania wszystkich urządzeń.
Niesamowite,copotrafią!

Zaktórymśrazem,kiedyidędokawiarni,widzęOmarazprowokującąbrunetką,którauśmiechasiędo

niego, bezwstydnie mu się oferując. Wściekam się, kiedy to widzę. Myślę o Tifany i o wszystkim, co
robi,żebyzdobyćjegomiłośćiuratowaćmałżeństwo.JestemwzburzonaimamochotęchwycićOmara
zagłowęimująukręcić.

Cozatyp!
Wściekła, postanawiam przestać patrzeć, ale nim zdążę to zrobić, jestem świadkiem tego, jak mój

szwagierekdajeklapsawpupębrunetce,któraśmiejesięlubieżnie.

Odwracamsięi,żałującAnselmo,wieszampsynaojcuOmara.
Pięć minut później, kiedy znów jestem w szklanej kabinie, widzę przechodzącego na zewnątrz

chłopakaioczomniewierzę,żetoKiranMc!

Cholera…cholera…cholera.MójbratRaycoijauwielbiamytegopiosenkarza,azwłaszczajegorap

pod tytułem Cosa del talento. Bezwiednie zaczynam śpiewać ten utwór w myślach. Uwielbiam go…

background image

uwielbiam…uwielbiam.

Kiedypowiemmojemubratu,żewidziałamgozodległościmniejszejniżdwametry,będziewszoku!

NiechżyjeKiranMc!

Zadowolona wzdycham i się uśmiecham. Nagle drzwi się otwierają i widzę, że do środka wchodzi

kilkumuzyków.Odbieramimowę,kiedyrozpoznajęJ.P.Parkera.Namiłośćboską,J.P.Parkerstoimetr
odemnie!

Jest wysoki, śniady, ma wyjątkowe szare oczy i wygląd żigolaka, który doskonale wie, że jest

przystojny. Kiedy mnie widzi po drugiej stronie szyby, wita mnie. Jak podfruwajka odwzajemniam
powitaniezgłupimuśmieszkiem,któryzawstydzanawetmniesamą.

Aleodlot,przywitałsięzemnąJ.P.Parker!
Zoczamiwielkimijakspodkiprzyglądamsię,jakpracuje,inimsięobejrzę,mijajątrzygodziny.Ale

wszystkosiękończy,amnierobisięsmutno.Taksiędobrzebawiłam!

Kiedystudionagrańpustoszeje,Omardajemiznakizapraszamnie,żebymweszła.Wie,żepodobami

się to wszystko i nie przepuszcza okazji, żeby skusić mnie muzyką. Kiedy wychodzimy, wpadamy na
Tony’ego.Niewyglądanazadowolonego.IdziewtowarzystwieJ.P.Parekra.

– Potrzebuję twojej pomocy – mówi do mnie. Nim zdążę odpowiedzieć, dodaje: – Musisz to z nim

zaśpiewać.

Wpadamwpanikę.
–Cotakiego?!–pytamledwiesłyszalnymgłosem.
– Skomponowałem chóralną piosenkę, ale on nie jest do niej przekonany – wyjaśnia Tony. – Ale

jestempewien,żekiedyznimzaśpiewasz,spodobamusię.

Patrzęnaniegooszołomiona.
PlanA:uciecbiegiem,nieoglądającsięzasiebie.
PlanB:powiedzieć,żemamchrypę,chociażminieuwierzą.
PlanC:zdematerializowaćsię.
PonamyśledecydujęsięnaplanB.Mamchrypę.
–Oszalałeś?–mówię.–Jakmamzaśpiewać?Mamchrypę!
Tonysięuśmiecha.
–Niekłam,bocinosurośnie–mówispokojnie.
–Ale,Tony…
–Maszpięknygłos–ucina.–Iznaszsięnamuzyce.Zagrammelodięnapianinie,żebyśzobaczyłajaki

tonchcę,żebyśnadała.Spokojnie,wszystkociwytłumaczęipójdzieciznakomicie.

–Nie…nie…nie…Zwariowałeś?
–Zwariowałbym,gdybymcięotoniepoprosił.Maszgłos,któregopotrzebuję,żebyJ.Pzakochałsięw

tejpiosence–szepcze.–Proszę,Yanira.

Niemogę.Niemogę!Odmawiam.AledoakcjiwkraczaOmar.
–Gdybytoniebyłoważne,Tonybycięnieprosił–oznajmia.–Zróbtodlaniego,proszę.
Urażonapatrzęnaniego.
–Tyteżmógłbyśzrobićcośdlaswojejżony,niesądzisz?–odpowiadam.
Omarpatrzynamnie,alenicniemówi.WkońcuodwracamsiędoTony’ego.

background image

–Dobrze…Zgoda–mówię.
Braciasięuśmiechają.MamsłabośćdoFerrasów.Idązemnądookrągłegomikrofonu,Tonysiadaza

klawiszami,aJ.P.wyraźniezły,stajeobokmnie.

Uśmiecham się, on nie i zaczynam się denerwować. Nie jest zachwycony tym, że tu stoję. Tony bez

oporówgrarazpiosenkęodpoczątkudokońcaiśpiewa.Słuchamjegowskazówek,akiedywiem,oco
muchodzi,postanawiamzrobićtonajlepiej,jakumiem.

Czymisięuda?
J.P.piosenkasięniepodobainieukrywatego.RozmawiazOmaremidwomainnymimężczyznami,a

Tonypatrzynamnieipokazujemi,wktórymmomenciechcewysokichtonów.Kiedydrugirazzaczyna
graćmelodię,śpiewam,czytającsłowazkartki,którądostałam.J.P.,Omaripozostalimężczyźnimilknąi
słuchająmniewskupieniu.Nagleraperbierzekartki,którekilkachwilwcześniejpołożyłnapianiniei
zaczynaśpiewaćzemną.Kiedykończymy,mamwrażenie,żesercewyskoczymizpiersi,aleJ.P.prosi
Tony’ego,żebyzagrałjąjeszczeraz.Tymrazemtoonzacznie,ajabędępowtarzać.Takrobię.Łapięton
i zaczyna mi się to podobać. Za szóstym razem J.P. się uśmiecha, a kiedy kończymy, przybija piątkę z
Tonym.

–Chcętenkawałek,bracie–mówi.
ObejmujęTony’egoimugratuluję.Nagleczuję,żektośchwytamniezarękę.Odwracamsięiwidzę

J.P.,któryzuśmiechemnatwarzypyta:

–Jakmasznaimię,pięknooka?
–Yanira.
–WięcYanira,bardzobymchciał,żebyśzaśpiewałazemnątępiosenkęnanagraniupłyty.Cotynato?
Stojęjakwrytainiewiem,copowiedzieć.Cholera,toJ.P.Parker!
Omar,którytosłyszy,wtrącaszybko:
–TożonaDylana.Niedługozaczniemyrozkręcaćjejmuzycznąkarierę,tomogłobybyćdobredlawas

obojga.

Niedługizacznąrozkręcaćmojąmuzycznąkarierę?
Cozakłamcaaaaaaaaaaaa.
Cholera…cholera…Cośmnietrafi!
J.P.patrzynamnie.Wbijawemnieswojeniespokojneszareoczy.
– Jeżeli mi pozwolisz, z radością zostanę twoim chrzestnym ojcem – mówi z uwodzicielskim

uśmiechem.

Milczę.Wyglądamjakgłupia,aleniewiem,copowiedzieć.Szukamplanu,alenic…Niemamnawet

planów!

Przez kilka minut słucham, jak rozmawiają na ten temat. Nie ma wątpliwości, że gdyby ten modny

piosenkarzwziąłmniepodswojeskrzydła,byłbytodlamniesiedmiomilowykrok.Tonypatrzynamniei
puszczadomnieoko.

–Wiedziałaś,żeprędzejczypóźniejtonastąpi,prawda?–mówi.
Nieodpowiadam.
–J.P.możeotworzyćcidrzwinarynekangielski.Rynek,naktórymjestdużakonkurencja,alejeżeli

sięspodobasz,maszsporodowygrania.

background image

Trzęsąc się ze strachu, wychodzę ze studia i idę ze szwagrami do pokoju dźwiękowców. Siadamy i

Omar,uśmiechającsiędobrunetki,któraprzynosimukawę,zwracasiędotechnika:

–Stefano,puść,żebyśmyodsłuchali.
Jestemoszołomiona,kiedywgłośnikachsłyszęswójgłos.Nagralitępiosenkę?Dołączylijądorapu

J.Piosiągnęliimponującyioryginalnyefekt.

Cholera,aledobrześpiewam!
ChwilępóźniejwychodzęzTonymzestudiaiwsiadamdojegosamochodu.
–Wniezłekłopotymniewpakowałeś,Tony–mówię.
–Dlaczego?
Widzącmojąminę,kiwagłową.
–Ach,tak…Dylan…
–Tak,Dylan–powtarzam.
–Posłuchaj,Yanira.Mójbratniejestgłupiiwie,żechceszsiętymzajmować.Cowtymzłego?
–Obiecałammuczas,Tony.Czasnato,żebyznimbyći…
–Imugodajesz.
–Wiemirobiętozradością,botomisiępodoba.Jestemprzynimtakaszczęśliwa,żeniepotrzebuję

niczegowięcej.Niczego.

–Rozumiemcięicieszęsię,żetosłyszę.Dylanzasługujenato,żebybyćszczęśliwymiwiem,żety

dajeszmutoszczęście,aleniemożeszcałymidniamiprzesiadywaćsamawdomu,czekając,ażwrócize
szpitala. Ty się do tego nie nadajesz. Jesteś młoda, dynamiczna, z ogromnym potencjałem. I musisz to
wykorzystać.Wiem,żemójbratzdajesobieztegosprawę.Wie,chociażnicniemówi.

–Dziękujęzatwojesłowa,alewtejchwiliniechcęrobićnicoprócz…
–Niegadajgłupot,Yanira!Jakmożeszniechciećspełnićswoichmarzeń?
Zdenerwowanajegouporeminieugięta,chcęodpowiedziećzezłością,aleonmnieuprzedza.
–Wporządku,Yanira…Jużsięnieodzywam.
I nie mówi nic więcej. Biedak. W głębi duszy wiem, że ma rację. Jestem za bardzo uległa wobec

Dylanawkwestiimojegozawodu,alewiemteż,żeteostatniemiesiącebyłynajszczęśliwszymiwmoim
życiu.Jestemgotowaspróbować.Zerkamnaszwagra.

–OpowiemDylanowiotejpiosencezJ.P.Parkerem–mówię.
Tonysięuśmiechaikiwagłową.
–Dylancięniezje–żartuje,kiedywidzi,żewzdycham.
Aletejnocy,kiedywracadodomu,niejestemwstaniemuotympowiedzieć.Mówię,żewidziałam

KiranaMciżeJ.P.Parkersięzemąprzywitał,alenicwięcej.TonaszanochorrorówiDylanwracataki
zadowolonyzpracypoudanejoperacji,żeniechcęodbieraćmuradości,któraażbijezjegotwarzy.

Zamawiamy chińskie potrawy i jemy kolację wśród śmiechu, pocałunków i pieszczot. Po kolacji

wstawiamytalerzedozmywarki,Dylanpatrzynamnieisiadaobokmnieztorbą.

–Dobrze,kochanie,zaczynajmynasząfilmowąnochorrorów.
–Dobrze!
Otwieratorbęiwyciągaczteryfilmy.
–KupiłemObecność,Ostatniegzorcyzm,Krzyk3iPiłę.Którywybierasz?

background image

–Nieźle…tesąstraszne,tofakt–odpowiadam,śmiejącsię.
–Widziałaśje?
–Nie.
–Jateżnie.Właściwieniegustujęwtakichfilmach.
–Wtakimrazieobejrzymywszystkie–oznajmiamszczęśliwa.
–Wszystkie?!
Kiwamgłowąbeztrosko.
–Myślałemojednym,apotemzrobićztobą…
–Tobędzienoctotalnegoprzerażenia–ucinam.–Jesteśtchórzem?–pytam,widzącjegominę.
–Niejestemtchórzem–odpowiada.
Patrzęnaniegodrwiącoizaczynamnucić,tańczącpopokoju.
–Tchórz…Dylanjesttchórzeeeeeeeeem.
WśródśmiechówwkońcuwybieramObecność.Tytułwzbudzamojąciekawość.
Zanimgowłączymy,postanawiamyzrobićprażonąkukurydzę.Dylanprzynosijeszczecośdopicia,a

ja,bohaterka,każęmuzgasićświatławcałymdomu.Takiefilmynależyoglądaćwciemności.Alejużpo
kilkuminutachdrżę,zakrywamoczy,podskakujęiprzytulamsiędoDylana.Krótkomówiąc:umieramze
strachu! Dylan pęka ze śmiechu, obserwując moje reakcje. Film jest z tych, w których sama muzyczka
wystarczy,żebywłosystanęłyczłowiekowidęba,anapięcieniedajeżyć.Wdodatkujestnafaktach!

Comistrzeliłodogłowy,żebykazaćzgasićświatła?!
Kiedyfilmsiękończy,siedzęnaDylanie.
–Podobałcisię,kochanie?–pyta,niewłączającświatła.
Nadalpodwrażeniem,zsercembijącymtysiącrazynaminutę,kiwamgłową.
–Ateraz,którychceszobejrzeć?
–Następny?!
–Przecieżchciałaśnochorrorów–szepczezczarującymuśmiechemicałujemniewszyję.
Marację.Odparudnimęczyłamgootęcholernąnochorrorów,więcterazniemogęsięwycofać.
–Włącz…włącz,którychcesz–mówięszeptem.
Zaskoczonymojąuległością,patrzynamnieipróbujewstać,alemuniepozwalam.
–Dokądidziesz?
–Muszęiśćnachwilędołazienki,kochanie.
–Teraz?!
–Jesteśtchórzem?–pyta,patrzącnamnie.
–Nieeeeeeeeee.
–Boiszsięzostaćsama?–drwi.
–Niegadajgłupstw–odpowiadamischodzęzniego,żebygouwolnić.–Włączymyświatło?–pytam,

kiedywstaje.

–Nie,niechtakzostanie–odpowiada.–Jestwięcejemocji.
Kiwamgłową,przełykamślinęipróbujęsięuspokoić.
Dylanwychodzi,ajazostajęsamawciemnymsalonie.Niesłychaćnicpozabzyczeniemtelewizora.

Patrzę na niego i nagle przypomina mi się Poltegrist. Uff… Serce mi łomocze. Matko jedyna… matko

background image

jedyna.Myślęofilmie,któryprzedchwiląobejrzeliśmy.Alestraszny!Gdybycośtakiegoprzydarzyłosię
mniewjakimśdomu,zwariowałabymprzypierwszymstrachu.Cośpotwornego!

Czujęruchpomojejprawejstronie,alepatrzęinicniewidzę.Przełykamślinę.Kolejnyruchpolewej

stronie znów mnie niepokoi. Nie ma nikogo. Umierając ze strachu, wstaję z kanapy. Jestem sztywna z
przerażenia, a serce bije mi tysiąc razy na minutę. Zaglądam za fotel, ale nic nie widzę. Jestem sama.
Nagleświatłazapalająsięigasną.Jednymsusemwracamnasofęizakrywamsiępoduszką.

Niezłabroń,poduszka!
Kiedy przestaję się trząść jak ratlerek, wyciągam szyję nad oparcie i ledwie słyszalnym głosem

wołam:

–Dy-lan.
Niktnieodpowiada.
Przerażającamuzyczkautkwiłamiwgłowieiteraznawetczujęczyjśoddechnaszyi.Wzdrygamsię.

Niewiem,pocooglądamhorrory,skoropotemzawszeprzeżywamtosamo.Lubięjeiśmiejęsię,kiedy
jeoglądam,alepóźniejczujęsięfatalnie.

–Dylan,odezwijsię,docholery!–powtarzam.
Czekam,aleniereagujesłowem.Dodiabła,gdzieonsiępodział?
Słyszę hałas dobiegający z głębi korytarza. Mój umysł zaczyna odtwarzać sceny z filmu, który przed

chwiląobejrzałam.

Niechtoszlag!Niechtoszlag!
Serce chce mi wyskoczyć z piersi. Słyszę, jak mocno mi bije i słyszę też własny oddech. Z pilotem

jakobroniąidępowoliwstronękorytarza,plecamiprzyklejonadościany.Naciskamwłącznikświatła,
alesięniezapala.Chcękrzyczeć.Bojęsię!Zarazdostanęzawału!

Powinnamwyjśćzdomu,aleniemogębezDylana.Wtedyrobiętosamo,corobiąwszystkieidiotkiw

filmach:biegnęnagórępoukochanego,całyczaszpilotekwdłoni.

Dlaczegorobięto,cokrytykuję?
Nagórzekierujęsiędołazienki.
–Dy-lan–krzyczęznów.
Nic,dalejsięnieodzywa.Mójumysłzaczynarobićminiemiłepsikusy.
Dlaczegonieodpowiada?Ktośgozabił?
Boże…Nawetniechcęotymmyśleć!
Sercemiwyskoczyprzezgardło!
Nagle czyjaś dłoń ląduje na moim ramieniu, a kiedy się odwracam, widzę przed sobą przerażającą

maskęzPiły,oświetlonąświatłemlatarni.Krzyczęjakwariatkaichcęuciekać,alekiedysięodwracam,
uderzamościanę.Odskakujędościanynaprzeciwko,alemojarozpaczliwapróbaucieczkikończysięna
podłodze.Piszczęiwymachujępilotemnalewoiprawo.

Ktośmniechwyta,aja,czującadrenalinę,zaczynamkopaćiwalićłokciamijakopętana,krzyczącjak

wariatka.

–Kochanie…–Słyszęnagle.–Przestań…przestań!Toja!Kochanieeeeeeeeeeeee!
DylanściągaszybkomaskęzPiły.Mamochotęgozabić.
–Iktoterazjesttchórzem?–pyta.

background image

–Czytyjesteśnormalnyyy?!–krzyczę,wypuszczającpilottelewizora.
–Kochanie…
–Dupek!–bełkoczęzdenerwowana.–Imbecyl!Jakmogłeśzrobićmicośtakiego?!
Nieźle. Ja go wyzywam od najgorszych, a on tylko rechocze. Z sercem w gardle pozwalam mu się

przytulićisłyszę,jaksięśmieje,akiedywkońcudocieradomnie,cosięstało,jateżsięśmieję.

Cholera…cholera…cholera…Alemnieprzestraszył!
Mójchłopakbierzemnieczulenaręceiniesiedosypialni.
–Patrzcie,patrzcie–mruczyrozbawiony.–Mojakapryśnadamasięprzestraszyła.
Śmiejęsięzawstydzona.
–Dylan,nieróbtegonigdywięcej–mówię,unoszącdłońdoserca,kiedywidzę,jakgotobawi.
Parskaśmiechem.
–Zrobiłaśsobiecośprzyupadku?–pyta.
–Nie,tylkosięlekkouderzyłam,ale…
–OglądamydalejfilmyczymożemyprzejśćdomojegoplanuB?
Zcałąpewnościątejnocyniemamjużochotynakolejnądawkęstrachu.
–TwojegoplanuB?–pytam.
Kiwagłowąimuskamójnosswoim.
–Pomyślałem,żebyśmyzrobilisobiefantastycznąnocmasaży–odpowiada.–Cotynato?
–Pomysłbardziejniżwspaniały.
Kiedysięodemnieodsuwa,chwytamgorozpaczliwie.
–Dokądidziesz?–pytam.
–Włączyćprąd.Wyłączyłemkorki,żebycięprzestraszyć.
–Świnia!
Idęznimwśródśmiechów.Niechcęzostaćsamaaninasekundę.Dylanprzerzucamniesobieprzez

ramięjakworekziemniakówiidziezemnąprzezcałydom.Śmiejemysię,akiedywracamydosypialni,
rzuca mnie na łóżko i włącza muzykę. To Maxwell; noc będzie upojna. Ale kiedy włącza lampy na
nocnychstolikachiwidzę,żeżarówkisączerwone,niemogęprzestaćsięśmiać.

–Nieźle,tenkolorjest…
–Seksowny,jakty–kończy.
Zachwycona kiwam na niego i po chwili orientuję się, że siedzę na czarnych poduszkach, które

przypominająplastikowe.

Dylan,widzącmojązaskoczonąminę,całujemniewszyję.
–Cosądziszomasażach?–pyta.
–Uwielbiaaaaaaam.
– Wiem, kapryśna damo – odpowiada, przygryzając płatek mojego ucha. – Dlatego kupiłem

niesamowiteolejkidomasażuozapachujabłkaimamzamiarzrelaksowaćmojąpięknążoneczkępotym
strachu,jakiprzeżyła,oglądającpotwornyfilm.Jakcisiępodobamójplan?

–Bardzodobry–odpowiadamzgłupimuśmiechem.
Niemogęsiędoczekaćtegomasażu,azwłaszczadłoniDylananamojejskórze.
Nietracącczasu,Dylanrozpinamidżinsy,zdejmuje,apotemściągaswójdres.Kiedyzostajęwsamej

background image

bieliźnie, uśmiecha się z satysfakcją i zabójczą miną, która chwyta mnie za serce. Rozpina mi stanik,
któryopadanapodłogę,apóźniejpochylasię,żebyzdjąćmimajtki.

Kiedyjestemjużnaga,przysuwanosdomojegowzgórkałonowegoiocierasięoniego,apotemdaje

misłodkiegobuziaka.

–Myślałemomasażu,aleterazzaczynamchciećczegośinnego–szepcze.
Uśmiechamysięoboje.Dylanwstajeisięrozbiera.
–Połóżsięnaplecach–mówi.
Robię to, o co mnie prosi. Siada na brzegu łóżka, wylewa sobie na dłonie olejek pomarańczowy i

rozcierago.

–Zacznęodstóp.Wtensposóbtwojaskóraitypowolibędzieciesięoswajaćzmasażem.
–Tylkomnieniełaskocz.
–Obiecuję–odpowiada,uśmiechającsięczule.
Pewnym gestem chwyta moją stopę i zaczyna ją masować. Kiedy jestem pewna, że nie będzie mnie

łaskotał,zamykamoczyiupajamsięjegodotykiem,kontaktemjegoskóryzmojąipozwalamsięuwieść
zmysłowej muzyce Maxwella, słuchając, jak Dylan nuci. Masaż jest delikatny i niewiarygodnie
zmysłowy, a ja jestem zachwycona. Dłonie Dylana przesuwają się do moich kostek, później do kolan i
podążajądalejwgórępozewnętrznejstronieud.Kiedykierująsiędowewnątrz,dostajęgęsiejskórki.O
Boże,niewiem,jakdługowytrzymam!

– Spokojnie, skarbie – mówi Dylan z uśmiechem. Kładzie dłonie na moim brzuchu. – To masaż

erotyczny–mruczy.–Niebędęciępieścił.Nie…Ominętęstrefęiwrócędoniejpóźniej.Cotynato?

–Tragedia.
Dylan mnie kusi, podnieca tak, jak tylko on potrafi i kontynuuje zmysłowy masaż. Jego dotyk jest

delikatny,arytmpowolny,nieśpieszny,alejasięrozpalam.Jegodotyksprawia,żepragnęczegoświęcej
niżmasażu.Nicnatonieporadzę!

Siadanamnieokrakiem.Otwieramoczyiwidzę,żeznówwylewasobienadłonieolejekijerozciera.
–Podobnoniejestdobrzewylewaćolejekbezpośrednionaciało.Lepiejgoogrzaćwdłoniachprzed

zastosowaniem.–Kładziedłonienamoimbrzuchuizaczynagomasować.–Jakcisiępodoba?–pyta.

– Bardzo. Bardzo mi się podoba – udaje mi się odpowiedzieć, kiedy czuję na brzuchu jego sztywny

członek.

Patrzęnajegoźreniceiwidzę,żesąrozszerzone.Mojepewniewyglądajątaksamo.Kładziedłoniena

moichpiersiach.

–Podobnosąsetkisposobówrobieniadobregomasażu.Alenajbardziejklasycznypoleganapewnym

nacisku,jakprzyugniataniu–szepcze.

–Torobiszzmoimipiersiami–szepczę,czującruch.
Kiwagłową,ajedenzjegopalcównaciskabrodawkę.
–Uwielbiamto,corobisz–szepczę.
Dylansięuśmiecha.
–Bardzocisiępodoba?–pytasłodko.
Kiwamgłową.
–Byłabymwsiódmymniebie,gdybyśwróciłdomiejsca,zktóregozaczynałeś–mówięprowokująco.

background image

Przesuwadłońwdółidotykamniedelikatnie.
–Tutaj?–pyta.
Kiwamgłową,kiwamijeszczerazkiwam.
Totam,zcałąpewnością!
Oddechmiprzyspiesza.Dylansiadaznówwnogachłóżka,chwytamniezastopę,kładziejąsobiena

jednymramieniuizaczynamasowaćmojeuda.Jestemstraszniepodnieconaiczuję,żejegooczypatrzą
nawilgotnecentrummojegopożądania.Przesuwadłonietak,żeprawiegodotyka,alewostatniejchwili
jecofa,wywołującwemniewściekłość.Widzę,żekącikijegowargsięunoszą.Mojafrustracjasprawia
musatysfakcję,ażnaglepodskakuję,czującwewnętrzujedenjegopalec.

Och,tak!Tak!
–Króliczekjestbardzorozpalony.–Słyszęjegogłos.
–Płonę–przyznaję.
Unosidrugąnogęikładziejąsobienaramieniu,przysuwasiędomnie,ajawzdychamzsatysfakcją,

kiedyjegoczłonekwchodziwemniedokońca.Zachwyconazaczynamsięporuszać,aleonsięwysuwai
przywieradomojejłechtaczki.

Dyszę.
Mój ukochany się uśmiecha. Zdejmuje moje nogi ze swoich ramion, chwyta mnie za obojczyki i

delikatnieściska.

–Kochana…
Wiem, że się nie oprze i mnie pocałuje. Robi to. Przygryzam jego dolną wargę i w ten sposób

zatrzymujęgoprzysobie.PatrzymysobiewoczyzodległościkilkucentymetrówiDylanmnierozumie.
Nie wypuszczając jego wargi, czuję, jak jego dłonie wędrują do mojego wilgotnego wnętrza i wsuwa
palecdośrodka.

Wydajęzsiebiejękiwypuszczamjegowargę,aonkładziesięnamnieirozchylamojenogiswoimi.

Zanurza się we mnie powoli, aż jesteśmy tak, jak chcę. Zamykam oczy i daję się ponieść pożądaniu, a
Dylanzanurzasięwmoimciele,dominującjakzwykle.

Cozarozkosz!
Jego dłonie niecierpliwie błądzą po mojej skórze. Zatrzymują się przy piersiach, bawią się nimi,

pieszczą,Dylanmniecałujeiliże,przyprawiającmnieoszaleństwo.

Nasze oddechy są jak utwór muzyczny. Mężczyzna, którego kocham, wchodzi we mnie, podnosząc

mojątemperaturęiwzniecającwemnieniesamowityżar.

–Doprowadzaszmniedoszaleństwa,skarbie–mówi.
Uśmiechamsię,obejmujęgonogamiwpasie,poruszamsięiwidzę,żeprzygryzadolnąwargętak,jak

lubię.

–Jeszcze–domagamsię.
Posiadamnierazzarazemdelikatnymiruchami,ajasięotwieram,żebygoprzyjąćipoczućgłębokow

środku.Jakzwykledogłosudochodzinaszzwierzęcyinstynkt.Dylanchwytamniemocno,zanurzasięwe
mniegłęboko,ajaniepozwalammuwyjść.Drapięgopoplecach.Jesteśmyupojeniekstazą.Ogarnianas
szaleństwoidopadanasorgazm,przerywającharmonieoddechówiwypełniającpokójjękamirozkoszy.

Cudownie!

background image

Wyczerpanileżymyspokojnie,anaszewargisięsmakują.
–Zniszczyłaśmojemasażoweplany.
–Wiem–odpowiadamrozbawiona.
Widzęoboksiebieflakonikzolejkiem,bioręgoiwylewanaplecyleżącemunamnieDylanowi.
–Chcęolejkowejnocy–mruczę,kiedypłynciekniepojegociele.
Dajemy się ponieść chwili wśród śmiechu, pocałunków i gorącego, szczęśliwego seksu i spędzamy

wspaniałą,wesołąnoc,podczasktórejkróliczekiwilkpożerająsięnawzajem.

background image

10.Chciałabymbyć

D

nimijająiDylannadalminiewspominaomuzycznejgali.Janiepytam.Niechcę.

Ja,zkolei,niepowiedziałammuniconagraniuzraperemiczujęogromnąulgę,żeniezrobiłtegoani

Omar,aniTony,aniniktinny.Muszętozrobićsama.Tylkoniewiemkiedy.

KtóregoświeczorupokolacjirozmawiamzDylanemnatematremontuwdomu.Nadeszłatachwila.

Nie jestem w stanie już dalej mieszkać w takim, jak jest obecnie. Dylan się zgadza i proponuje, żeby
wynająćdekoratora.Sprzeciwiamsię.Mamdużowolnegoczasuichcęsiętymzająćsama.Dokładniew
chwili,kiedymamzamiarpowiedziećmuonagraniu,dzwonijegotelefoniprzerywanasząrozmowę.

Niechto!
Następnegoranka,jakcodzień,kiedywracazbiegu,bierzeprysznicipowspólnymśniadaniuidziedo

pracy.Kiedyzostajęsama,bezopamiętaniajemłyżeczkacolacao,apóźniejpostanawiamwybraćsięna
zakupydocentrumhandlowegowpobliżudomu.

Przedewszystkimmamzamiarzmienićkolorścianwsypialni.Chcę,żebystałasięnasząsypialnią.
Wchodzę do sklepu z farbami i ogarnia mnie szaleństwo. Nie wiem, którą wybrać! W końcu

postanawiamkupićtrzyróżnekolorynapróbę.

Do powrotu Dylana mam cały dzień, więc po powrocie do domu związuję włosy w koński ogon,

ubieramsięwwygodneciuchy,którychnieszkodamipoplamićibezniczyjejpomocyprzesuwammeble,
zdejmujęobrazyiprzykrywampodłogęidrzwi,żebysięniepoplamiły.Nicnowego,tosamorobiłamw
domuzrodzicamiprzykażdymmalowaniu.Niezływycisksobieszykuję,alecieszęsię,bomamcorobić!

Zachwyconatym,żemamzajęcie,wyciągamwszystkiemojepłytyzmuzykąAlejandraSanzaisłucham

ich po kolei, śpiewając. Uwielbiam mojego Alejandra Sanza. Tyle lat go słucham i śpiewam jego
piosenki, że stały się już częścią mnie i mojego życia. Jego zachrypnięty głos, sposób śpiewania i
komponowaniasągodnepodziwu,aja,jakopiosenkarkaijegofanka,jestempełnapodziwudlaniego.

PopołudniuDylanwracazpracywnieskazitelnymszarymgarniturzeiwchodzidopokoju.
–Cotusięstało?–pyta.
Uśmiechamsięzachwyconaipokazujęścianę.
– Który kolor bardziej ci się podoba? – pytam. – Popołudniowa herbatka, oszroniona jeżyna czy

zielonykhaki?

Dylannieodpowiada.Wchodzidopokoju.
–Przestawiałaśmeblesama?–pyta.
Kiwamgłową,niezwracającnaniegowiększejuwagi,iprzyglądamsiękolorom.
–Chybawybioręoszronionąjeżynę–mruczę.
–Różowy?
–Niejestróżowy.Toliliowy.
–Możnawiedzieć,dlaczegorobisztosama?–warczyurażony.
–Bomamdużowolnegoczasu,kochanie.Podobacisiękolor?
Dylanpatrzynaścianę.

background image

–Dlamniejestróżowy–syczy.
Oj,niejestwnajlepszymhumorze.
–Pomyślałam,żebiałeikawowemeblemogłybyświetniepasowaćdotakiegoodcieniaścian–ciągnę

mimowszystko.–Zapewniamcię,żepokójbędziepiękny.Teraztobędzienaszpokój!

Alekiedyonsięnacośuprze,mamtwardyorzechdozgryzienia.
–Gdziebędziemydzisiajspać?–pyta.
–Wktórejśzczterechpozostałychsypialni.Boże,Dylan,przecieżdomniejestmałyi…
– Ale, Yanira. – Nie poddaje się. – Takich rzeczy nie robi się znienacka. Nie można ot tak sobie

zaczynaćremontówi…

– Może w twoim kraju, przystojniaku – odpowiadam, coraz bardziej wzburzona. – Mam wolne całe

cholerne dni i mogę robić remont i wszystko, na co tylko mam ochotę. W czym problem? – Staram się
złagodzić ton, bo strasznie się za nim stęskniłam. – Daj spokój, kochanie, proszę cię tylko o opinię na
tematkoloru–dodaję.–Jutrobędęmogłapomalowaćścianęi…

–Yanira–przerywami.–Mamdośćpieniędzy,żebyzapłacićprofesjonalistom,żebytozrobili.Nie

wiem,dlaczegomusisztorobićty.

Tauwagawyprowadzamniezupełniezrównowagi.Trzymamwręcewałekmokryodfarby,według

niego różowej, i bez wahania przesuwam nim po jego nieskazitelnej marynarce. Niszczę mu garnitur,
krawatikoszulę.

Patrzynamnieoszołomiony.
–Dlaczegotozrobiłaś?–krzyczy.
Rzucamwałeknaziemięzezłością.
–Spokojnie–odpowiadam.–Maszdośćpieniędzy,żebykupićsobieinnygarnitur.
Wpokojuzapadacisza,ajaodgarniamsobiewłosyztwarzy.
– Pokój maluję sama, bo muszę mieć jakieś zajęcie – wyjaśniam. – Nie mogę całymi dniami

wylegiwaćsięnakanapieiczekać,ażwróciszzpracy.Czasamiwracaszwieczorem,kiedyjestemjużw
łóżku.Co,wedługciebie,mamrobić?Zamienićsięwfokęodjedzeniapizzy,ziemniakówiprzekąsek,
czekając,ażsięzjawisz?

Nieodpowiada.Patrzynamnietylko.
Toczymy pojedynek na spojrzenia, jak zawsze, a kiedy dłużej nie mogę wytrzymać, odwracam się.

Chcemisiępłakać,aleniemamzamiarusobienatopozwolić.Nie,niebędępłakać.Nagleczuję,żecoś
przesuwasiępomojejpupiewgórę,naplecy.OdwracamsięiwidzęDylanazwałkiemwręce.

–Natobietenkolorpodobamisiębardziej.
Wyraztwarzymuzłagodniał.Mnieteż,alekiedywidzę,żechcedomniepodejść,syczę:
–Anikrokudalej,bozadzwoniępostrażzwierząt.
–No,kochanie…Uśmiechnijsię–mruczyDylan.
Niemamochotyułatwiaćmusprawy.
– Słuchaj, przystojniaku – wypalam. – Masz seksowny głos i najbardziej niesamowite oczy, jakie w

życiuwidziałam.Jeżelichcesz,żebymsięuśmiechnęła,zasłużsobienato.

Dylanbierzemnienaręceicałujemniedoutratytchu.
–Tolubię,zasłużyłeśsobie.

background image

Mójukochanysięuśmiecha,ajaszepczęczule:
–Kochanie,przepraszam,żepoplamiłamcigarnitur,ale…
–Choćbypoto,żebyśpowiedziaładomniekochanie,wartobyło,żebyśgopoplamiła.
Śmiejemysięoboje.
–Zcałąpewnością–stwierdzazprzekonaniem–najlepszymkoloremdotegopokojujestoszroniona

jeżyna.

Tegowieczoru,pokąpielipodprysznicemikolacji,kiedywkładamynaczyniadozmywarki,dzwoni

telefon.ToArgen.

–Coumojejulubionejblondynki?
–Argeeeeeeeeen.
Widząc,żerozmawiamzbratem,Dylansięuśmiechaisiada,żebyobejrzećtelewizję.Wie,żenasze

rozmowy ciągną się w nieskończoność. Po dziesięciu minutach, kiedy wypytuję o całą moją rodzinę, o
jegocukrzycęiwszystko,cosięwydarzyłoimasięwydarzyć,Argenwypala:

–Muszęprzekazaćciinformację,którawbijecięwziemię.
–Żeniszsię?
–Nie.–Śmiejesię.–Aleowszem,odwczorajoficjalniemieszkamzPatricią.
–Cotymówisz?Poważnie?
–Tak,iuważaj,siostrzyczko,bozasiedemmiesięcyzostanieszciocią.
–Cotakiegoooo?!
–Będzieszciocią,Yanira.
Jestemwzruszona.ŁzynapływająmidooczuiDylanpatrzynamniezniepokojem.
–OBoże,Dylan,będzieszwujkiem!–krzyczę.
Mójchłopakklaszcze,robidwakroki,odbieramitelefonizaczynarozmawiaćzmoimbratem.Jasię

tylkouśmiecham,wzruszonadołez.

Będęciocią!
KiedyDylanoddajemitelefon,jestemjużbardziejopanowana.
–Opowiedzmiwszystko.Chcęwszystkowiedzieć.JaksięczujePatricia?Jakmamazareagowałana

wiadomość?Atata?Ababcie?Aświry?

Mójbratparskaśmiechemiopowiadawszystko,ocozapytałam.Patriciaczujesiędobrze,arodzice,

babciaibraciasązachwyceniwiadomością.Rozmawiamyjeszczeprzezdobrąchwilęotysiącuspraw.
Kończęrozmowę,zadowolona.Słychaćbyło,żeArgenjestbardzoszczęśliwyiwiem,żewszystkojestw
porządku.Sercemamprzepełnioneradością.

NastępnegodniapowyjściuDylana,wracamdosklepuzfarbami.Powiedziałam,żepomalujępokój,i

gopomaluję!Alemójentuzjazmnaglegaśnie,bowpadamnaCaty.

Choleraaaaaaaaaa!
Onajestzaskoczonataksamo,jakja.Patrzymynasiebiekilkasekund.
–Przepraszam.Ja…ja…–mruczy.
–Trzymajsięodemniezdaleka,jasne?
Chcęodejść,aleCatychwytamniezarękę.Odwracamsię.
–Cośmnienapadło.Przestałambraćlekii…

background image

– Posłuchaj – syczę, podchodząc do niej. – Dziękuj Bogu, że nic mi się nie stało, bo w przeciwnym

razie zapewniam cię, że miałabyś niezłe problemy ze strony Dylana i rodziny Ferrasa. Wiesz o tym,
prawda?

Dooczunapływająjejłzy.
–Wiedziałam,żeDylanwracadoLosAngeleszaręczonyiprzeznaczenie,czycokolwiek,sprawiło,że

spotkaliśmysięwtamtejrestauracjii…

–Iwychodzączpubu,postanowiłaśzrobićnajwiększągłupotęświata,prawda?
Kiwagłową.
Chwileczkę.Dlaczegomijejżal?Czytomożliwe,żejestemażtakskończonąidiotką?Dlaczegojaz

niąwogólerozmawiam?Przecieżusiłowaławysłaćmnienatamtenświat.

Pochwilipełnejnapięciaiciszy,wzdychamicelujęwniąpalcem.
– Chyba najlepiej będzie, jeżeli pójdziesz dalej swoją drogą, a my swoją – mówię, starając się nad

sobąpanować.–Takbędzienajlepiejdlawszystkich,niesądzisz?

Kiwagłową,patrzącnamnie.
– Nie będę wam przeszkadzać – mówi. – Możesz mi nie wierzyć, ale nie jestem złym człowiekiem.

DbajoDylana,jestniesamowitymmężczyznąizasługujenakogośszczególnegouswojegoboku.

PlanA:wyrwaćjejwłosy.
PlanB:spraćjąpogębie.
PlanC:milczećinicnierobić.
WybieramplanC.Bezwątpieniajestnajlepszydlawszystkich.
Spogląda na mnie smutnym wzrokiem, który przeszywa mnie na wskroś, odwraca się i odchodzi. Z

sercembijącymdwieścienaminutęopieramsięosklepowyregał.Niewiem,czyCatywtouwierzy,ale
zkażdymdniemcorazbardziejrozumiemjejreakcję.StratamężczyznytakiegojakDylanmusiałabyćdla
niej niełatwa. Nie chcę sobie nawet wyobrażać, co zrobiłabym na jej miejscu. Reakcja Carrie z filmu
byłabydziecinnązabawąwporównaniuzmoją.

Po kilku minutach, kiedy udaje mi się ochłonąć po tym spotkaniu, idę dalej i zatrzymuję się przed

stoiskiem z farbami. Kupuję parę puszek koloru, który wybraliśmy, a później wchodzę do sklepu z
meblami i zamawiam ogromne łoże z kutego żelaza w białym kolorze, w którym zakochałam się od
pierwszegowejrzenia.Mapięknyzagłówekijestempewna,żeDylanowisięspodoba.Wybieramjeszcze
kilkameblidosypialni,wsiadamdosamochoduiruszamwdrogępowrotnądodomu.Niechcęmyślećo
Caty.

Po powrocie do domu zabieram się za wymazywanie śladów przeszłości. Potrzebuję tego. Maluję

godzinami,pokójsięzmienia.Śpiewamprzytym,tańczęisiębawię.Dzwonitelefon.ToTony,żebymi
powiedzieć,żeJ.P.jestbardzoprzejętynowąpiosenką.

Wzdychamisięzgadzam.MuszępowiedziećotymDylanowi.
Po południu położone są już dwie warstwy farby. Pokój wygląda zjawiskowo i świętuję to,

nastawiającnacałyregulatorRollingontheRiverTinyTurner.Tańczęjakszalonaiśpiewamochrypłym
głosem w stylu Tiny. Zarzucam włosami, poruszam biodrami, wyciągam ręce w górę i okręcam się
seksownie. Z pędzlem w dłoni cieszę się muzyką, a kiedy piosenka się kończy, wyczerpana słyszę
oklaski.

background image

OdwracamsięiwproguwidzęDylana.
Kiedydoniegopodchodzę,zatrzymujemnie.
–Odłóżpowolipędzelnaziemię–mówi.–Bardzolubiętengarnitur.
Robiętorozbawiona.
–Jesteśwyjątkowa,skarbie–mówi,kiedydoniegopodchodzę.
Niedotykamnie.Śmiejęsięipokazujęrękąpokój.
–Jakcisiępodoba?
Dylanzdejmujemarynarkę,rozwiązujekrawatibierzemniewramiona,nieprzejmującsiętym,żego

pobrudzę.

–Dalej,wspaniała–mruczyzuśmiechem.–Chcęwziąćztobąprysznic.
Tegowieczoruoglądamyfilm,leżącnakanapie.NagleDylanwręczamikopertę.
–Omardałmitonatenpiątek.Maszochotęiść?
Otwieramkopertęiczytam.
–Gala:kolacja,muzykaiwięcej.–Zachowujęsię,jakbymoniczymniewiedziała.–Cotojest?
–Kolacjazokazjipiętnastejrocznicyfirmyfonograficznej.
Serce mi łomocze. To zaproszenie, o którym mówiła Tifany! Powinnam była powiedzieć mu o

nagraniu.Igramzogniemiwkońcunieźlesięsparzę.

–Aproposmuzyki–mówię.–Muszęcioczymśpowiedzieć.
Dylanpatrzynamniepodejrzliwie,alepostanawiambyćszczera.
–Chodzioto,żejakiśczastemuTonyprzyjechałranoizabrałmniedostudianagrańiOmar…
–ItampoznałaśJ.P.Parkera,prawda?
Choleraaaaaaaaaa!Szpiegujemnie?
Patrzęnaniegooszołomiona.
–Dlaczegotakdługozwlekałaśztym,żebymiotympowiedzieć?–pyta.
–Niewiem…
–Myślisz,żecięzjem?
–Nie.
Pochwilimilczenia,wczasiektórejnieodrywaodemniewzorku,pytam:
–Skądotymwiesz?
– Kilka dni temu zadzwonił do mnie tata i mi powiedział. Omar powiedział o tym jemu, a on mnie.

Naprawdęmyślałaś,żesięotymniedowiem?

Kulę się na kanapie. Czuję się fatalnie. Jestem straszna. Jak mogłam to przed nim ukrywać? Usiłuję

znaleźćlogicznewyjaśnienie,alewkońcusiępoddaję.

–Dylan,niewiem,dlaczegotozrobiłam–odpowiadam.–Toznaczy,wiem…Taknaprawdęukryłam

to przed tobą, bo się bałam, że zepsuję naszą dobrą passę. Kocham cię, potrzebuję cię i nie chciałam,
żeby to zatruło te krótkie godziny, które spędzamy razem. Ale jestem tak długo sama, że… cóż… tak
naprawdębardzosięucieszyłam,kiedymitozaproponowalii…

–Isięzgodziłaś,prawda?
–Tak.
Przygryzam wargi zdenerwowana. Mam odciętą drogę ucieczki. Dylan obejmuje mnie na kanapie i

background image

przyglądamisięzminązabójcy.Wkońcuwzdychaiopieragłowęosofę.

–Zdajęsobiesprawęztwoichżyciowychcelówiwiedziałem,żemającrodzinę,jakąmam,wcześniej

czy później to się stanie – mówi. – I chociaż wiesz, że nie tego dla nas bym chciał, chcę też, żebyś
wiedziała,żeniebędęcistawiałprzeszkódnadrodze,bochcę,żebyśbyłaszczęśliwa,kochanie.

Słysząctesłowa,czuję,jakbyktośodjąłmistolatirzucamsięnaDylana.Obsypujęgopocałunkami.
– Czy powinienem wiedzieć coś jeszcze, czego mi nie powiedziałaś? – pyta, kiedy nasze wargi się

rozdzielają.

Wzdycham.Nieulegawątpliwości,żedziśsiępokłócimy.
–RanospotkałamsięzCatyi…
Zrywasięzkanapyipatrzynamnie.
–Zrobiłacicoś?–dopytuje.
–Nieeeee.Aleporozmawiałyśmyi…
–Anibycotyjejmaszdopowiedzenia?
Jegowładczytonmniedenerwuje.
– Generalnie wszystko, na co mam ochotę – odpowiadam. – Żeby cię uspokoić, zachowała się

grzecznie,jateż,iwszystkozostałowyjaśnione.Chybaniebędziemymiećjużprzezniąproblemów.

Dylanklnie.Zamykaoczy,akiedyjeotwiera,jestjużspokojniejszy.
– Przepraszam, że postąpiłem źle, kochanie – mówi, słodszym tonem. – I chcę, żebyś wiedziała, że

chociaż nie podoba mi się to, że spotkałaś się z Caty, ani to, że ukryłaś przede mną sprawę piosenki z
J.P.,wpewnymsensiecięrozumiem.

–Rozumieszmnie?
–Tak.Nieułatwiłemcisprawy.Wiem,ilewysiłkuwkładaszwto,żebybyłomimiłoi…
–Toniejestżadenwysiłek,Dylan–przerywammu.–Robiętozradością,bociękocham.
Uśmiechasięigłaszczemniepopoliczku.
–Jestemegoistąichcęciętylkodlasiebie–mówi.
Jegosłowamniewzruszają.Przysuwamsiędoniego.
– Masz mnie tylko dla siebie, przecież wiesz – mówię. – Ale nie mogę tak dalej żyć, bo w końcu

wyburzęścianę,żebypowiększyćsalonalbowykopiędółprzedwejściem,żebyzrobićbasen.

Dylansięuśmiecha.Bierzemnienaręceisadzasobienakolanach.
–Niechcę,żebyśmymieliprzedsobątajemnice–mówi,patrzącmiwoczy.–Zgoda?
–Obiecuję.
Całujemysię.
– Piosenka jest piękna i ty śpiewasz ją niewiarygodnie cudownie. Jedynym „ale” jest ten J.P. Nie

cieszy się dobrą opinią, jeżeli chodzi o kobiety i nie podoba mi się to, że chce być twoim muzycznym
mentorem,anito,żebędziebliskociebie.

–Zazdrosny?
Kiwagłową.
–Spokojnie,kochanie–szepczęrozbawiona.–Niedorastacidopięt.
Słyszęszczęśliwyśmiechmężczyzny,któregokocham.
–Słuchałeśpiosenki?–pytam.

background image

–Ajakmyślisz?
Śmiejęsię.
–J.P.niejestwmoimtypie–mówię,myślącotym,copowiedziałwcześniej.–Niewątpię,żemoże

podobać się milionom kobiet, ale zapewniam cię, że jestem całkowicie, po uszy, zakochana w moim
mężuiżenanikogoinnegopozanimniezwracamuwagi.

–Hmmm…Aleszczęściarzztegotwojegomęża–kpi.
Przezchwilęoddajemysiętemu,colubimynajbardziej.Całujemysięipieścimy.Zeświadomością,że

Dylanwiejużonagraniu,czuję,jakbyktośzdjąłmiogromnyciężarzbarkówijestemzaskoczona,żetak
spokojnietoprzyjął.Kiedysiadamznówobokniegonakanapie,jeszczerazzerkamnazaproszenie.

–Widziałaś,ktobędzienakolacji?–pytaDylan.
Odczytujęnazwiska.
–OBoże,kochanie,poznamBeyoncé,JustinaTimberlanda,KiranaMc,AlejandraFernándeza,Adele,

Shakirę.OBoże!OBożeeeeeeeeeeeeeeeee!

Dylanpękaześmiechu.Ciąglegobawito,jakreagujęnaniespodzianki.
–Będzieszmogłapoznać,kogotylkozechcesz.Omar,Tonyijazradościąciichprzedstawimy.Znasz

jużMarcaAnthony’ego,Maxwellai…

–Napewnoniebędąmniepamiętać.
Dylansięuśmiecha,apotempoważnieje.
–Namojenieszczęście,będą.Mamtylkonadzieję,żetymrazemmnieprzeznichniezostawiszjakw

nocpoślubie,dobrze,skarbie?

Rzucamsięnaniegoicałujęgowszyję.Mójchłopaksięśmieje.
–Natwoimmiejscudałbymsobiejutrospokójzmalowaniempokoiiposzedłbymkupićpięknąsuknię.
Myślęoczarnejsukni,którąkupiła,alemarację.Powinnammiećlepszą.Bezwahaniakiwamgłową.

Niemogębyćszczęśliwsza.

background image

11.Chcębyć

W

eleganckiejsrebrnejsukni,którakosztowałamajątek,wwystrzałowychniebotycznychszpilachidęna

galę,trzymającDylanapodrękę.Wśródtylupiosenkarzyisławjestemjakmaładziewczynkawsklepiez
łakociami,alesięhamuję.Jednakzakażdymrazem,kiedywidzęktóregośzmoichidoli,ściskammocno
zarękęmojegobiednegomęża.

OmariTifanypodchodząsięznamiprzywitać.Idąpodrękę,mojaszwagierkawyglądaimponującow

sukni, którą ma na sobie, jest piękna i seksowna. Tifany jest boginią, nie wiem, jak ten dureń, mój
szwagier, może ją zdradzać. Witamy się z nimi, a ja z zaskoczeniem widzę przy Tonym mojego teścia.
Tonyodrazumnieobejmuje.

Wepaaa,szwagierko,piękniewyglądasz!
–Atyelegancko–odpowiadamrozbawiona.
Anselmopuszczadomnieporozumiewawczooko.
–Nieuściskaszswojegoulubionegoogra?–szepcze.
Śmiejącsię,padammuwramiona.Pięćminutpóźniej,wtowarzystwieeleganckichFerrasów,Tifanyi

jawłączamysięwtłumgości.

Zżerają mnie nerwy i Dylan się uśmiecha, kiedy mnie widzi. Rozglądam się dookoła i nie mogę

uwierzyć,gdziejestem.

Sątumuzycyipiosenkarze,którychpodziwiamprzezpółżycia!
Ferrasowie witają się ze wszystkimi. Dylan, Tony, Omar i Anselmo przedstawiają mnie wielu

gościom,którzy,jaksięokazuje,sąludźmizkrwiikości,zupełniejakja,izezdziwieniemdowiaduję
się,żeomniesłyszeli.

Omarsięuśmiecha.Dylannie.
Nagle w głębi sali dostrzegam Marca Anthony’ego, który, widząc mnie, puszcza do mnie oko i

podchodzisięznamiprzywitać.Jakionsympatyczny!Oprócztego,żejestdobrympiosenkarzem,jestteż
przemiłymczłowiekiem.Wcześniejgolubiłam,aterazwręczuwielbiam!

Później podchodzi do nas jeszcze kilku innych artystów, aż w końcu postanawiamy odszukać nasz

stolikiusiąść.Dylanspoglądanamnie.

–Widzisz,żeciępamiętają?–mówiminaucho.
Tak,tomniezaskoczyłoisprawiło,żepoczułamsięważna.
Przy naszym stoliku siedzą już wujowie Dylana. Witam się z nimi serdecznie, a później Anselmo

chwyta mnie za rękę i przestawia kilku mężczyznom, którzy chcą mnie poznać. Jestem najnowszym
nabytkiemrodzinyFerrasaiprzedstawiamniezdumą.

Kiedysiadamy,Dylanbierzemniezarękęicałujewpalce.
–Wszystkowporządku?–pyta.
Kiwam głową. Kto by powiedział, że nie? Przed sobą widzę Beyoncé, piękną jak nigdy, przy innym

stolikuMadonnarozmawiaiśmiejesięzBryanemAdamsem.Todlamnieraj.AlekiedyDylanprowadzi
mnie do ciemnowłosego chłopaka, który się odwraca i widzę, że to mój ukochany, uwielbiany,

background image

niezastąpionyAlejandroSanz,umieram,itonajprawdziwsząśmiercią.

OBoże,cozachwila!
Alejandrojesttaki,jaksobiezawszewyobrażałam.Sympatyczny,uprzejmyiczarujący.Rozmawiamy

znimchwilę,żegnamysięiDylanobejmujemniewtalii.

–Jestemzazdrosny…–szepczerozbawiony.–Bardzozazdrosny.
Uśmiechamsięigocałuję.
–Dziękuję,skarbie–szepczę,całyczasoszołomiona.–Dziękuję,żemigoprzedstawiłeś.
Rozpoczyna się kolacja. Zachwycona rozmawiam z Anselmem i pozostałymi gośćmi, aż nagle

podchodzidonasJ.P.izerkanaDylana.

–Mogęciukraśćżonę?–pyta.
–Nie–odpowiadaDylankategorycznie.
J.P.parskaśmiechemipokoleżeńskuprzybijapiątkęzDylanem.
– Właśnie się dowiedziałem, że Alicja Keys nie mogła przyjechać, a miałem z nią zaśpiewać.

Rozmawiałem z Omarem i zaproponowałem, że zaśpiewamy piosenkę, którą razem nagraliśmy.
Przydałobysię,żebyusłyszeli,jakśpiewasz,ci,którzytusą.Cotynato?

–Powiedziałemmu,żetoświetnypomysł–stwierdzaOmar.
Kątemokawidzę,żeDylanspoglądanabratazłowrogo,chociażstarasiętoukryć.Taniespodziewana

sytuacjawcalegoniebawi.

Umręęęęęęęę!
Muszęmiećtakoszołomionąminę,żewszyscydookołamniesięuśmiechają,ajamamwrażenie,żeza

chwilęstaniemiserce.

Kręcęgłową.Nie.Niemogętegozrobić.WujowieDylanamniezachęcają.Tifanyrównież.Anselmo

przyglądamisiębadawczo,aDylanprawienieoddycha.Niemogętakniztego,nizowegozaśpiewać
tejpiosneki.Nie.Nie.Nie.

–Wypadnieszznakomicie,Yanira.Dalej!–ponaglamnieOmar.
–Robaczku,niezmuszajjej–mówiTifany,widzącmojąminę.
– Nie zastanawiaj się, szwagierko – wtrąca Tony. – Wiemy, że zrobisz to bardzo dobrze. Dalej,

zaśpiewaj!

Anselmonicniemówi,ajegomilczeniejestdlamniebardzowymowne.
–Nie.Toniejestodpowiednimoment–odpowiadam.SpoglądamnaJ.P.,któryczekaobokmnie.–

Jestemciwdzięczna,alenie–zwracamsiędoniego.–Niećwiczyliśmyi…

– Co ty wygadujesz, Yanira – przerywa mi Omar, nie przejmując się miną Dylana. – Całe życie

śpiewasz z zespołami i bez trudu potrafisz się odnaleźć w każdej sytuacji, nawet bez prób. Zrobisz to
rewelacyjnie.PozatymJ.P.marację,dobrzecizrobi,jeżeliusłyszącięci,którzytusą.

Drżę. Nie wiem, co robić. W końcu spoglądam na jedynego mężczyznę, który się tu dla mnie liczy,

Dylana.Jestpoważny,alewkońcupodnaciskiemspojrzeńinnychosób,poddajesię.

–Kochanie,wypadnieszświetnie–mówi,próbującsięuśmiechnąć.
J.P.chwytamniezarękę,pociągamnie,żebymwstała.
– Chodź, pogadamy z moim zespołem – mówi. Spogląda na Dylana. – Spokojnie, bracie, za

dwadzieściaminutcijąoddaję–dodaje.

background image

–Zadziesięć–słyszę,jakmówi,kiedyoddalamsięzraperem.
Niemogęodmówić.Dajęmusięprowadzić,widząc,jakpatrząnamniemójteśćiDylan.Wiem,co

myśląimnietoniepokoi.

Wchodzimydosalki,wktórejsiedziparuchłopakówwmoimwieku,ubranijedengorzejoddrugiego.

J.P.rozmawiaznimionikiwajągłowami.

–Chodźzemnąnachwilę–mówiraper.
–Posłuchaj,J.P.–mówię.–Naprawdęniemusisztegorobić.Niewiem,czysprostam…
– Co ty wygadujesz! – przerywa mi z uśmiechem. – Zrobisz to fenomenalnie. Skoro zaśpiewałaś to

genialniewtedywstudio,nieznającpiosenkianirytmu,dzisiajpójdziecitymlepiej.Pozatym,piękna,
mamzamiarzostaćtwoimmuzycznymmentoremiOmardoskonalewie,corobi.Wie,żetobędziesukces.
Dalej,bądźoptymistką,jasnonooka!

DodiabłazOmarem.Niezłazniegomuzycznaswatka.
Ćwiczymykilkarazypiosenkę,apotemwracamdostolika.J.P.damiznać,kiedybędęmiaławyjśćna

scenę. Wracam, siadam na moim miejscu pomiędzy Anselmem i Dylanem i spoglądam na mojego
chłopaka.

–Chybabędęwymiotować–mruczę.
Śmiejesię.Wyglądanato,żeodzyskałhumor.Dajemibuziakawskroń.
–Spokojnie,kochanie–mówi.–Wypadnieszwspaniale.
Odtejporyniejestemjużwstanieniczjeść.Odsamegopatrzenianajedzenierobimisięniedobrze,

chociaż widzę, że Dylan i Anselmo nie mają już ponurych min i w pewnym stopniu mnie to uspokaja.
Jednakzdenerwowaniecorazbardziejdajeosobieznać,kiedyróżniartyścipokoleiwchodząnascenę.
Niejestemwstaniesięnaniczymskupić.Cierpiękatusze,myśląctylkootym,żezaparęminutjateżsię
tamznajdęiwszyscyobecnibędąświadkamitego,jaksięośmieszam.

Dlaczegodałamsięnatonamówić?Dlaczego?
Kiedywidzę,jakJ.P.wchodzinascenę,gorączkowoszukamwzrokiemwyjściaawaryjnego.
PlanA:zwieję,gdziepieprzrośnie.
PlanB:schowamsiępodstołem.
PlanC:dostanęzawału.
Boże, jestem taka zdenerwowana, że nie wiem, czy wybrać plan A, B czy C. Nie mogę myśleć.

Dlaczegojasiępakujęwtakiehistorie?

Dylan, który chyba czyta w moich myślach, kiedy ma ochotę, chwyta mnie mocno za rękę. Drżę jak

listek na wietrze, a J.P. śpiewa jeden ze swoich przebojów, a jego tancerze poruszają się na scenie,
wypełniającjąświatłem,dźwiękiemikolorem.Fascynujemniepewność,zjakąśpiewaitańczy.Kiedy
piosenkasiękończyidajemiznak,mamochotęumrzeć.

Ratunkuuuuuuuu!
Na nasz stół pada światło wielkiego reflektora, a kiedy J.P. wypowiada moje imię, wszyscy biją

brawo.

Cholera…cholera…cholera!
Dylan i wszyscy siedzący przy stole wstają i również mnie oklaskują, a ja się czuję

małaaaaaaaaaaaaaaaa,maleńkaaaaaaaaaaa,maluteńkaaaaaaaainiemogęwstać.

background image

OBoże,zarazzemdlejeizrobięzsiebienajwiększepośmiewiskowżyciu.
Nie mogę się utrzymać na nogach i mój chłopak, który jest bystry jak nikt na świecie, chwyta mnie

mocno w pasie, ciągnie i jak dżentelmen odprowadza mnie do schodów prowadzących na scenę. Tam
dajemibuziakawusta.

–Niemaszodwrotu,więcichpowal!–szepcze.
Wiem, dlaczego mówi, że nie mam już odwrotu i jestem zdenerwowana. Ale kiedy widzę, że się do

mnieuśmiechaipuszczaoko,trochęsięuspokajam.

Nanogachjakzwatywchodzęposchodach,aJ.P.bezskrępowaniazwracasiędogościiprzedstawia

mniejakożonęswojegoprzyjacielaDylanaFerrasyiprzyszłąpartnerkęmuzyczną.

Wszyscy przyglądają mi się z zaciekawieniem, a ja nie mam wątpliwości, że po tym wieczorze nie

będęjużdlanichosobąnieznaną.

J.P.opowiada,jakpoznaliśmysięwstudio,jakdałammulekcjęoptymizmuiwszyscysięuśmiechają,

słuchającanegdoty.Przezkilkaminutrozmawiamynasceniepodczujnymspojrzeniemwszystkichgości.
Raperzadajemipytania,ajawłączamsięwjegogrę,wszyscygościeśmiejąsię,widzącnasząswobodę
inaturalność.

Wyczuwam,żeJ.P.dajemiteminutynauspokojenie,itosięsprawdza.Zaczynamczućsiępewniejiw

końcuczuję,żekrewznówpłyniemiwżyłach.

–Dalej,Yanira–mówięsobie.–Daszradę!
Ogarniamniespokójiterazjużwiem,żejestemwstanietozrobić.
Kiedyrozbrzmiewająpierwszeakordypiosenkiitancerzezaczynająsięporuszaćwokółnas,robięto

samo. Zaczynam tańczyć. Nagle J.P. zaczyna śpiewać niewiarygodnym głosem. Porusza się po scenie,
rapując,ajastaramsięuspokoićoddech.

Zachowujęsięjakzawodowiec:zamykamoczyipoddajęsiętejrytmicznejmuzyce,akiedynadchodzi

momentmojegowejściarobiętotakdobrze,żesamawtoniewierzę.

On rapuje, a ja śpiewam. Połączenie naszych głosów i stylów podoba się publiczności, która nas

oklaskuje,amyobojewystępujemyswobodnie.

Widząc ciepłe przyjęcie, daję się ponieść muzyce i zapominam o nerwach. Robię to, co tak lubię:

śpiewam.Odczuwamradość,jakiejniezaznałamodwielumiesięcy,nawettańczęzJ.P.

PróbujeodnaleźćwzrokiemDylana,aleświatłasątakmocne,żegoniewidzę.Alewiem,żenamnie

patrzy.Wiemto.Czuję.

Piosenka opowiada o miłości. O miłości trudnej, wzruszającej, niemożliwej z powodu różnic

społecznych. Czas płynie nieprawdopodobnie szybko i nagle rozlegają się oklaski. Uśmiecham się
promiennie, a raper dziękuje mi, że wykonałam z nim tę piosenkę. Jestem tak przejęta, że prawie nie
mogęmówić.

No,nawetczteryskrętyniewprawiłymniewtakinastrójwmoichszalonychlatach.
Za rękę z moim scenicznym partnerem schodzę na dół, gdzie czeka na mnie Dylan z promiennym

uśmiechem.Całujemniewusta.

–Kapryśnadamo,jesteśnajlepsza–mruczy.
Pękamzdumy.
Niesamowiciejestsłyszećtakiesłowazustmężczyzny,doktóregonależymojeserce.

background image

Kiedywracamdostołuwszyscymnieoklaskują.
–Byłaśfantastyczna,blondyneczko–mówimójteść,kiedysiadam.
Śmiejęsię,aonspoglądamiprostowoczy.
–Terazpamiętaj,stopynaziemi,Yanira–mówi.–Pamiętajotym.
Kiwam głową, a dłoń Dylana ściska moją i wiem, że nie mogę o tym zapomnieć. Przez resztę nocy

jestemwsiódmymniebie.NawetAlejandroSanzprzychodzimipogratulowaćwystępu.Nieźle!

Wszyscy chcą mnie poznać. Dylan, dumny, uśmiecha się obok mnie. Jego mina zmienia się jednak,

kiedyrozmawiajązemnąmłodzipiosenkarzeizostawiająmiwizytówki,żebymsięznimiskontaktowała.
Omarprzyglądasiętemuzadowolony.Widziwemnieinteresiuśmiechasięzsatysfakcją.

Kilka razy różni znani piosenkarze porywają mnie do tańca, a ja zgadzam się zadowolona. Mój

ukochanyobserwujemnie,rozmawiajączojcemiinnymimężczyznami.

Paręrazywidzę,żepodchodządoniegopiękne,zjawiskowekobiety,alemójchłopakjespławia.
NiechżyjemójFerrasa!
Nocjestmłodaiszalona.RozmawiamzJustinemTimberlakiem,któryokazujesięświetnymfacetem.

Tańczymy jedną piosenkę i naocznie się przekonuję, jak świetnie się rusza. Przedstawiają mnie też
modnemu zespołowi One Direction. Kojarzę ich i widzę, że są bardzo fajni. Jestem od nich trzy czy
czterylatastarsza,alerozumiemysięrewelacyjnie,kiedytańczymyirozmawiamy.

DonaszejgrupydołączaJ.P.ijegoraperzy,akiedypodchodzidomnieDylan,żartobliwiesięzniego

nabijają. Nazywają go dziadkiem z powodu różnicy wieku. On się uśmiecha z whisky w dłoni i nie
zwracananichnajmniejszejuwagi.Aleznamgo,więcbronięgojaklwica.Uwielbiammojegostaruszka
iniktwmojejobecnościniebędziemówiłnajegotematnic,comogłobygourazić.

Wnocy,kiedywracamydodomu,Dylanniejestwnajlepszymhumorze.Namójgustwypiłzadużoi

wiem,żeonrównieżmategoświadomość.

Dziśsiępokłócimy,takczysiak.Jestempewna.
Jestzły,itobardzo.Porazpierwszytaksięwobecmniezachowujeiniewiem,cozrobić.Dlategow

domu idę od razu do kuchni. Potrzebuję dwóch sekund, żeby pomyśleć. Poza tym sucho mi w ustach i
muszęsięnapićwody.

Kiedy zamykam drzwi lodówki, Dylan stoi w wejściu do kuchni i ściąga muszkę. Patrzy na mnie

wyraźniezły.

–Dobrzesiębawiłaś?
Kiwamgłową.
–Pewniewolałabyśiśćztwoimirówieśnikamidalejsiębawić,co?–wypala.
–Nie,Dylan,ja…
– Nie kłam, do cholery! – protestuje wściekły. – Wystarczyło popatrzeć, jak dobrze się z nimi

dogadujesz.

Milczę,bowydajemisię,żetakbędzielepiej.Aleoncelujewemniepalcem.
– Od tej pory tak już będzie zawsze, o ile tego nie powstrzymasz – syczy. – Zastanów się, czego

chcesz,Yanira.Wiesz,czegojachcę.

–Dylan,posłuchaj,ja…
–Porazpierwszy–przerywami–poczułem,żejestmiędzynamiróżnicawieku.Dzisiajpoczułemsię

background image

źle.Bardzoźle.

Nieźle.Wiedziałam,żeprzyjdziemizapłacićzatego„dziadka”.
–Ale,kochanie,jaciękochami…
–Musisztopowstrzymać,Yanira…Musisz.
–Anibyjak?Mamnieśpiewać?Odrzucićofertę,którądostanęodwytwórniOmara?–odpowiadam.

–Mambyćkurądomową,którasiedziwdomuirobinadrutach,którejmążpracujeiprzynosigazetędo
domu?O,nie…Jatakaniejestem,wieszotym,Dylan.Doskonaleotymwiesz.

–Nieproszęcięoto.Proszę,żebyśsięzastanowiła.
–Więcocomnieprosiszwtakimrazie?
–Oczas.
Jegoodpowiedźjesttakzwięzła,żeniewiem,copowiedzieć.
–Dajęcigo,Dylan–mruczęwkońcu.–DajęcigoodprzeprowadzkidoLosAngeles,niemożeszmi

zarzucić, że to nieprawda. Dziś wieczorem nie robiłam nic, żebyś tak się wobec mnie zachowywał.
Zaśpiewałam jedną piosenkę, a później byłam miła dla ludzi, którzy ze mną rozmawiali. Powiedz, co
powinnambyłazrobić?

–Przedewszystkimniezostawiaćmniesamego.
–AleDylan,ja…
–Zamknijsięipomyśl!Jakbyśsięczuła,gdybymtojazrobiłcicośtakiegowmoimtowarzystwie?

Kiedy pojechałaś ze mną w delegację albo chodziłaś na kolacje nigdy, nigdy!, ani na sekundę nie
zostawiłemcięsamej.Możezapomniałaś?

Marację.Nawyjazdachikolacjachzawszejestprzymnie.
Patrzęnaniegoprzerażona.Nigdyniewidziałamgotakwstawionegoitakzdenerwowanego.
Nie patrząc na mnie, podchodzi wielkimi krokami do lodówki, otwiera zamrażarkę, wyciąga parę

kosteklodu,wrzucadoszklanki,którąwyciągazszafkiiodchodzi,zostawiającmniesamą.

–Niesądzisz,żedośćwypiłeś?!–krzyczęzajegoplecami.
Nieodpowiada,niechgoszlag.Idęzanim.Wchodzidogabinetu,ajazanim.Bierzebutelkęinapełnia

sobieszklankę.Wie,żetujestem.Napewnomniesłyszał,aleponieważsięnieodwraca,wołamgo,bo
chcęwyjaśnićtonieporozumienie.

–Dylan…
Niezwracanamnieuwagi.Cozauparciuch.
–Dylan…spójrznamnie.
Nierobitego.Nieruszasię.Pije,apóźniejznowunalewasobiewhiskydoszklanki.
Jestem wściekła i nie mam zamiaru się zgodzić na takie traktowanie. Zdejmuję but i rzucam nim w

niego.Trafiamwplecy.Tymrazem,owszem,odwracasię.

–Oszalałaś?–syczy,patrzącnamnie.
–Nie,mójkochany,nieoszalałam,aleskorojesteśwrednymcholernikiem,któryniereaguje,jakgo

wołam,nieobrażajsiępóźniej,żeczymśwciebierzucam.

–Jakmyślisz,jaksięczuję,patrząc,jakmojażonatańczyibawisięzewszystkimitylkoniezemną?
–Tonieprawda!–krzyczę.
–Owszem,prawda!–krzyczygłośniejodemnie.

background image

Tarozmowazamieniasięwzawody:ktogłośniej,więcściszamgłos.
– Oczywiście, że się z tobą bawię. Dlaczego uważasz, że nie? Ale ty nie tańczysz, nienawidzisz

tańczyćpublicznie.Więcjateżniemogę?

Nieodpowiada.Pijewhisky.
–Yanira–wypala.–Mamparęlatwięcejodciebieiwiem,czegochcąodciebieniektórzyfaceci.
–Niegadajgłupstw–protestuję.–Niktminicnieinsynuowałi…
–Poukręcamimwszystkimłby,jeżelitozrobią!–krzyczy,niepanującnadsobą.
Oszołomionatym,wktórąstronęidzietarozmowa,wzdycham.
–Widziałam,żespokojnierozmawiałeśzojcemi…
–Acomiałemrobić?–przerywami.–Cowedługciebiemiałemrobić?
–Dylan…
Gwałtownymruchemzrywazsiebiemarynarkęirzucająniedbalenajedenzfoteli.
–Rozmawiałemznimi,czekającnaciebie.Jeszczedociebieniedotarło,żejapoprostuczekałemna

ciebie? Że poszedłem na to cholerne przyjęcie tylko po to, żeby ci zrobić przyjemność, bo nie lubię
towarzystwa,któreprzewijasięnatakichimprezach.Naprawęjeszczesięniezorientowałaś?

Marację.Wiem,żegdybychodziłooniego,nieposzedłbynatoprzyjęcie,alejestemzmęczonajego

złymhumorem.

–Zgoda,rozumiemto–odpowiadam.–Kolejnyrazzachowałamsięźle.
–Bardzoźle,Yanira…Bardzoźle.
–Nieprzesadzaj.Niemacodramatyzować.
–Niedramatyzuję!Toprawda!–znówpodnosigłos.
Oszołomionabiegiemspraw,pytam:
–Możeszmipowiedzieć,co,wtakimrazie,powinnambyłazrobić?
Dylan nie odpowiada. Przygląda mi się tylko, a kiedy widzi, że ściągam drugi but, celuje we mnie

palcem.

–Nieważsię,bopożałujesz–cedziprzezzęby.
Akurat,rzucęwniegoijuż.Niktminiepodskoczy!
Tymrazemzatrzymujebutręką.Naszczęście,boleciałmuprostonatwarz.Mogłammuwybićoko!
Słyszę,jakklnie.Odstawiaszklankęnastółipodchodzidomnie.Nieruszamsię.Niechsiędzieje,co

chce.

–Przynajmniejdomniepodszedłeś–mówię,kiedymamgoprzedsobą,zanimzdążymniedotknąć.
Ze zwierzęcym impetem porywa mnie w ramiona i całuje. Pożera moje usta, a kiedy czuję, że zaraz

zemdlejęzpowodubrakupowietrza,odsuwamnieodsiebie.

–Jeżelidostanieszsięwwirmuzyki,jużnigdynicniebędzietakiesamo–mruczy.–Alemówiłemci

jużkiedyś,janiebędęcistawałnadrodze.Chcę,żebyśśpiewała,żebyśspełniałaswojemarzenia,ale
późniejnieskarżsię,żecośsięmiędzynamizmieniło.

–Alecomasięzmienić?–pytam.
Dylanzamykaoczyiprzysuwaczołodomojego.
–Ty–szepcze.–Tysięzmienisz,kochanie.Ajabędęcierpiał,kiedycistracę,chociażbędęcięmiał

przysobie.

background image

Jakmożemniestracić,skoromniema?Staramsiętozrozumieć.Rodzicenauczylimniemiędzyinnymi

tego, jak ważne jest być szczęśliwym z ukochaną osobą, ponad wszystko inne. Tłumaczę mu to, jak
potrafię. Dylan słucha, ale jego mina się nie zmienia. Z każdym słowem jego desperacja staje się
większa,ażwkońcuniejestemwstaniedłużejtegowytrzymać.

–Przytulmnie–mówię.
Patrzynamniezdezorientowany.
–Powiedziałam,żepotrzebujęprzytulenia–powtarzam.
–Nie,Yanira…Terazniemamochotycięprzytulać.
–Nie?!
–Nie.
–Potrzebujęcię!–krzyczęzwściekłością.–Pocałujmnie,przytulmnieikochajsięzemną!
AleDylansięnierusza.
Niezwracanamnieuwagi.Niechcemniepocałować,aniprzytulić,anisięzemnąbawić,akiedynie

mogę znieść dłużej upokorzenia, zaczynam krzyczeć na niego jak wariatka. On, bez wahania, wyrzuca
mniezgabinetuizamykadrzwi.

Dupek!
Wściekławchodzęnagórę.Jestembardzowściekła.
Łzyizłośćprzesłaniająmizdrowyrozsądek.Wchodzędopokoju,zdejmujępięknąsuknięirzucamją

nałóżko.Otwieramszafę,żebywyjąćpiżamę,alesięzatrzymuję.Nienawidzętegocholernegodomu.Od
przyjazdu do Los Angeles nie robiłam nic poza czekaniem na Dylana. Żyję w miejscu, którego
nienawidzę, w którym nie czuję pozytywnych wibracji, a ta absurdalna kłótnia pchnęła mnie do granic
wytrzymałości.

Patrzęnadżinsy.Wkładamje,niewahającsięanichwili.Niemamnastrojunapiżamę.
Alekiedyjezapinam,czujęsięfatalnie.Nigdyniechciałam,żebyDylanpoczułsięźle.Klnę.Niechcę

być na niego zła. Pragnę się z nim pogodzić. Otwieram szufladę i wyjmuję koszulkę pojednawczą, tę z
napisem:„Zamienięuśmiechnapocałunek”,isięuśmiecham.

Kiedyjązobaczy,napewnoniebędziewstaniesięoprzeć.
Zakładamją,wkładamsportowebutyischodzędosalonu.MuszęporozmawiaćzDylanem.Drzwido

gabinetu nadal są zamknięte. Zatrzymuję się przed nimi i słyszę muzykę. Muzykę klasyczną. Lubi taki
rodzajmuzyki?

Uśmiechamsię,chwytamklamkę,akiedypróbujęotworzyćdrzwi,docieradomnie,żesązamknięte

odśrodka.

Jakonmógł?!
Tomnierozwściecza,rozwścieczaijeszczerazrozwściecza.
–Dylan,otwierajdrzwi!–krzyczę!
Nieodpowiada,aja,zapominając,żemamnasobiekoszulkępojednawczą,krzyczę.
–Otwierajtecholernedrzwi,jeżeliniechcesz,żebymjewyważyła!
Wodpowiedzizgłaśniamuzykę.
Cozaidiota!
Krewsięwemniegotuje.Klnę.Wykrzykujęnajgorszewiązanki,jakieprzychodząmidogłowy,aleon

background image

nadalnieotwiera.Przezchwilępróbuję,ażwkońcusiępoddajęirozglądamsięwokółsiebie.Wszystko,
cotujest,jestmiobce.Zniczymsięnieutożsamiam.Możezezdjęciamiślubnymiwcyfrowejramie.

Pokonana włączam ramkę i przez kilka minut oglądam zdjęcia z naszego ślubu. Jesteśmy na nich

szczęśliwi, uśmiechnięci, teraz też się uśmiecham, kiedy na nie patrzę. Uwielbiam widzieć Dylana
takiego szczęśliwego. Zdjęcia przewijają się jedno za drugim, aż nie mogę na nie dłużej patrzeć i
postanawiamusiąśćwpluszowymczarnymfoteluwsalonie.Niewiem,corobić.

Czasmija,Dylanniereaguje,aja,wściekłajaknigdywżyciu,otwieramszafę,biorębiałąskórzaną

kurtkę,torebkęiwychodzęzdomu.Świeżepowietrzedobrzemizrobi.

background image

12.Emocjonalnie

C

hodzę bez celu po opustoszałych ulicach i nie wiem, dokąd pójść. Jestem w emocjonalnej rozsypce.

Nie mogę pójść do Omara i Tifany, bo jest u nich Anselmo, który od razu powiadomi Dylana. Jeżeli
zadzwoniędoTony’ego,skończysiętymsamym.Niemamochotysłuchaćniczyichopiniianipozwolić
sięwtrącaćwnasząkłótnię.

Nagle zjawia się taksówka i nie zastanawiam się ani chwili. Zatrzymuję ją, wsiadam, a kiedy

taksówkarz pyta, dokąd jedziemy, nie wiem, co odpowiedzieć. W końcu, nie wiedząc, czemu,
odpowiadam,żebyzawiózłmniedoSantaMonica.

Na miejscu wysiadam z taksówki, ale widzę, że miejsce jest bardzo mało uczęszczane, więc proszę

mężczyznę,żebypoczekałkilkasekund.Idędopobliskiegobankomatuiwypłacampieniądze.Nawszelki
wypadek chcę mieć przy sobie gotówkę. Chcę wsiąść z powrotem do taksówki, ale dostrzegam czynny
bar. Płacę taksówkarzowi i idę do lokalu. Kiedy wchodzę, patrzy na mnie kilku mężczyzn, ale ja idę
prostodobaru,niezwracającnanichnajmniejszejuwagi.Obsługujemniezjawiskowabrunetka.

–Cocipodać?–pytaniskimgłosemzmiłymśmiechem.
Pochwilinamysłuproszęorumzcolą.
Dwieminutypóźniejmamprzedsobąszklankęipijępogrążonawrozmyślaniach.Zamawiamnastępny.

Hiszpańskojęzyczna brunetka podaje mi drink, a ja zwracam uwagę na jej duże dłonie, a kiedy się
odwraca, na jej dżinsową winiówkę. Niezłe nogi, takie wyrzeźbione. Przez dobrą chwilę dyskretnie
przyglądam się jej twarzy, popijając drink. Z całą pewnością ten nos i wargi, tak idealne, nie są
naturalne. Uśmiecha się, nic sobie nie robiąc z tego, że jej się przyglądam. Chcę zamówić trzecią
szklankę.

–Przykromi,skarbie,alejużzamykamy.Jeżelichceszpićdalej,musiszposzukaćinnegolokalu.
Płacęiwychodzę.
Naulicyniemażywegoducha.Niewidaćteżtaksówki,więcstojęwmiejscu.Niejestemtchórzem,

aleprzyznaję,żeniejestemteżnajodważniejsząkobietąnaświecie,żebyotejporzeiśćsamotnietymi
ulicami.Niewiem,corobić,więcsiadamnaławceprzybarze.

Niemogęuwierzyć,żezaledwieparęgodzintemuotaczalimnienajsławniejsiludziezeświatamuzyki,

aterazjestemsamanatejciemnejulicyiniemamsięgdziepodziać.Myślęotym,cozaszłomiędzymnąi
Dylanem. Jak mógł mnie wyrzucić z gabinetu? Jak mógł nie chcieć ze mną rozmawiać? To mnie
denerwuje.Nagleświatławbarzegasnąiwszystkostajesięczarnejaklisianora.

Wstaję z ławki przestraszona. Powinnam stąd iść jak najszybciej. To miejsce nie wygląda mi na

przyjazne,aleniemamdokądpójść.

–Cotytujeszczerobisz?–pytanagleczyjśgłos.
Odwracamsięiwidzębrunetkęwbutachnanieziemskimobcasie.Wzdycham.
–Potrzebujętaksówkę,ależadnejniewidzę–odpowiadamlekkozdenerwowana.
Kobietauśmiechasięispoglądanamnie.
–Otejgodzinietunicniejeździ.Musiałabyśprzejśćkilkaprzecznic,żebyzłapaćtaksówkę.

background image

–Dokąd?
Wskazujepalcem.
–Dziękuję–dukam,patrzącnanią.
Ruszam.
–NiejesteśprzypadkiemHiszpanką?–pyta.
Zatrzymujęsię,patrzęnaniąikiwamgłowąjakporzuconypies.
–Jestem.
Kobietazczarującymuśmiechemwyciągaręce.
–Jateż!
Zupełniejakbymmiałaprzedsobąnajlepsząprzyjaciółkę,podchodzędoniejijąobejmuję.
–Skądjesteś?–pytam.
–ZMadrytu,aty?
– Z Teneryfy, moja kochana. – Wzruszona tak, jakbym wygrała na loterii, dodaję: – Mam na imię

Yanira.

–AjaValeria.–Niespuszczazemniewzroku.–Acorobiotejporzeblondyneczkaztwojąklasąw

miejscutakimjakto?

Uśmiechamsię.
Uwagaoklasiemnierozśmiesza.Wzdycham.
–Myślę–odpowiadam.–Pokłóciłamsięzmężemi…
–Oj,oj!Niemusiszmówićnicwięcej!
Oddychamzulgą,wzruszamramionamiiznówruszam.
–Miłobyłociępoznać–mówię.–Wpadnętujeszczekiedyś.
Odgłosmoichkrokówniesiesięwnocnejciszy.
–Yanira,wsiądźzemnądoauta–proponujeValeria.–Toniejestdobrypomysł,żebyśszłasamatymi

ulicamiotejporze.Podwiozęciędogłównejulicy,tamzłapiesztaksówkę.Dalej,wskakuj.

Nawet się nie zastanawiam. Tak się boję samotnego spaceru po tych ciemnych ulicach, że nie mam

oporówprzedtym,żebywsiąśćdosamochodunieznajomej.Odpalaijedziemywstronęgłównejulicy.

–Oddawnajesteśmężatką?–pyta,spoglądającnamnie.
–Paręmiesięcy.
Valeriasięuśmiecha.
–Och,kochanie,wtakimraziepojednaniebędziezjawiskowe–mówi.
Uśmiechamsię.Niechcęsobienawetwyobrażać,cosiębędziedziało,kiedyDylansięzorientuje,że

niemamniewdomu.

–Jakikolwiekmaszznimproblem,mamnadzieję,żeszybkosięrozwiąże–mówi.–Patrz,tammasz

postójtaksówek–dodaje.

Spoglądamwkierunku,którywskazuje.
–Dziękizauprzejmość–mruczę.
Kiedychcęwysiąść,chwytamniezarękę.
–Pojedzieszdodomu,prawda?–pyta.
Kręcęgłowąkategorycznie.

background image

–Natęnocchybaposzukamsobiehotelu.
Wsamochodziezapadacisza.
– Mieszkam w niedrogim hotelu apartamentowym. Nie ma wielkich luksusów, ale jest czysty i

schludny.Aledalekostąd.Jeżelichcesz,zadzwonięispytam,czymająwolnepokoje.

Niewiem,coodpowiedzieć.Zupełnienieznamtejdziewczyny.Niewiem,czypowinnamjejufać,ale

robięto.Potrzebujęprzyjaciółki,więckiwamgłową.Uśmiechasięirozmawiazkimśprzeztelefon.

–Isabella,właścicielka,powiedziała,żemadlaciebiepokój–mówi,kiedysięrozłącza.
–Świetnie.
Niewiem,dokądmniewiezie.Wiemtylko,żejesttodzielnica,wktórejnigdyniebyłamzDylanem.

Kiedy docieramy do hotelu, widzę, że faktycznie jest czysty i przyzwoity. Na zewnątrz widnieje szyld:
AparthotelDosAguas.PłacęzanoclegzgórygotówkąiwitamsięzIsabellą,zabawnąWłoszką,która
wręczamikluczdopokoju.Piętnastka.

IdziemyzValeriąwstronępokoju,aonazatrzymujesięprzednumeremdwanaście.
–Chceszwejśćczywoliszbyćsama?–pyta.
Zcałąpewnościąniechcębyćsama.Zapraszamniedoswojegopokoju,akiedywchodzę,widzę,żeto

małe mieszkanie. Wszystko zredukowanej wielkości: aneks kuchenny w salonie, łazienka i oddzielona
drzwiamisypialnia.

–Mójpokójteżtakwygląda?
Valeriasięuśmiechaiodkładatorebkęnapomarańczowąsofę.
–Nie,królowo–odpowiada.–Isabelladajemidobrącenęijamampokójdwuosobowy.Jakwidzisz,

urządziłamsobietumałyraj.Jestemfryzjerkąimakijażystkąimojeklientkiprzychodzątu,żebymzrobiła
jenabóstwo.

Uśmiechamsię,widzącjejwspaniałepaznokcieiświetnieobciętewłosy.Zpewnościąjestniezław

tym,corobi.Zachwycona,rozglądamsiędookoła.Niczegoniebrakujeiwszystkowyglądanawygodne,
czyste,aprzedewszystkimprzytulne.

–Idęsięprzebrać.
Znikawdrugimpokoju,ajazzainteresowaniemprzyglądamsięzdjęciompowieszonymnaścianachi

uśmiechamsię,rozpoznającznanąmadryckąPuertadeAlcalá.Nakilkuzdjęciachsąosoby,którychnie
znamiktórepewnienależądojejrodziny,boValeriajestdoniektórychpodobna.

Wychodzizpokojuwwygodnymstroju.Manasobieszarąsukienkę,którasięgajejdopołowyudai

klapki.

Bezpytaniawyciągazlodówkinapojeipodajemijeden.
–Mamtylkopiwo,przepraszam.
Biorępuszkęzadowolonaiwypijamłyk.Smakujenieziemsko.Siadamynawygodnejpomarańczowej

sofie i przez godzinę rozmawiamy o naszym życiu i o tym, dlaczego wylądowałyśmy w Los Angeles.
Opowiadam jej, że na statku poznałam Dylana i że się w sobie zakochaliśmy. Niewiele więcej. Nie
wiem,kimjestiniechcęwyjawiaćzbytwieluinformacji.

–Cóż,wieszjuż,żejestemwLosAngleszmiłości.Aty?–pytam.
Wypijałykpiwaiwzruszaramionami.
–Powiedzmy,żeznikłamzhoryzontu,żebymojarodzinamogłaspokojnieżyć–odpowiada.

background image

–Poważnie?
–Zupełniepoważnie.
–Niewiedzą,gdziejesteś?
–Jestemczarnąowcąwrodzinieijestempewna,żeimdalejodnichsiętrzymam,tymlepiejdlanich.
Tesłowawydająmisiębardzosurowe.Rodzinapowinnabyćdlaczłowiekaostoją.Domem.Jestmi

przykro.

–Niewiesz,jakmiprzykro,Valeria–mruczę.
Uśmiechasię,dotykającpięknychczarnychwłosów.
–Kiedyśteżbyłomiprzykro,aledowszystkiegomożnasięprzyzwyczaić–mówi.
Idziedołazienki.Zerkamnakomórkę.Dwanaściepodrugiejwnocy.Niemamżadnegonieodebranego

połączenia,żadnejwiadomości.Dylanpewniedalejsiedzizamkniętywswoimgabinecie.

Cozaosioł!
NagledzwonitelefonValerii,akiedynaniegozerkam,dostrzegamnawyświetlaczunazwisko:Gemma

JuanGiner.Niewiemczemugopodnoszę,podchodzędołazienki,doktórejdrzwisąotwartenaoścież,
zaglądamdośrodkaiodejmujemimowę.

Valeriawstajezsedesui…i…i…
Cholera,cotojest?!
Cojejzwisamiędzynogami?
Naszespojrzeniasięspotykają.
–Właśniedlategojestemczarnąowcąwrodzinie–wyjaśnia,widzącmojąminę.
Przyglądamsięjej,oszołomiona.Wnajśmielszychwyobrażeniachniepomyślałabymtegooniej.
–Przepraszam–mruczęzmieszana.–Zadzwoniłtelefonija…ja…
Uśmiecha się, opuszcza sukienkę, myje ręce, podchodzi do mnie i za rękę prowadzi mnie znów na

kanapę.

–Chodź,niebyłamztobądokońcaszczera–mówi.
–Valeria,naBoga–mówięspeszona.–Niemusiszminictłumaczyć.
–Wielelattemupostanowiłamsobie,żeniebędękłamać.
Kiedy siedzimy już wygodnie na kanapie, ona zbiera w koński ogon swoje czarne włosy i płatkiem

kosmetycznymzmywamakijaż.

–Oddzieckawiedziałam,żecośzemnąjestnietak–opowiada.–Musiałamsiębawićzchłopakami,

ale ciągnęło mnie, żeby bawić się lalkami z dziewczynami. Uwielbiałam Barbie, kiedy tylko mogłam,
pożyczałamjeodsąsiadekiczesałam,jakmisiępodobało.Jestemjedynaczkąijakonastolatkazawsze
byłam nerwowa, zaczęłam się buntować i stawiać. Traumatycznym okazało się dla mnie odkrycie, że
jestemuwięzionawciele,któredomnieniepasujeiżenikt,absolutnienikt,mnienierozumieiniemoże
mi pomóc. W domu sytuacja stała się na tyle nie do zniesienia, że odbijała się na wszystkim, na życiu
domowym,nanauce,ażwkońcumójojciec,zmęczonymoimzachowaniem,postanowiłzabraćmnieze
szkołyizmusiłdopracy.Przezrokpracowałamwbarzeuwujostwa,alesytuacjatylkosiępogorszyła.
Dzień w dzień musiałam znosić drwiny, więc kiedy skończyłam osiemnaście lat, rzuciłam tę pracę,
usamodzielniłamsięistarałamsięzarobićnażycienajlepiej,jakumiałamimogłam.Matkanieułatwiała
miżycia,aojciec,wojskowy…Możeszsobiewyobrazić.Dlaniegojestemzakałą.

background image

–Przykromi.
– Usiłowałam z nimi porozmawiać z tysiąc razy i spróbować im wyjaśnić, co przeżywam, ale oni

rozwiązywali wszystkie problemy, nazywając mnie degeneratem albo pedałem. Dla nich zawsze będę
JuanemLuisem,jedynakiem,anieValerią,osobą,którąjestemnaprawdę.

– Valeria – mruczę, chwytając ją za rękę. – Musiało być ci strasznie ciężko przechodzić przez to

wszystkosamotnie.

Kiwagłową.Wypijałykpiwa.
–Tobyłonajstraszniejsze.Odrzuceniadoświadczasięzewszystkichstron.Odrodziny,przyjaciół,a

na gruncie zawodowym czy towarzyskim spotykasz się jedynie z pogardą i zepchnięciem na margines.
Dla wielu jesteś dziwakiem, dla innych, degeneratem. Kiedy postanowiłam wyjechać z Madrytu,
zamieszkałamwEkstremadurze.Tamznalazłampracęwbarzenanocnązmianę,awciągudniauczyłam
się fryzjerstwa. Cierpliwie, myśląc o sobie, rozpoczęłam leczenie psychologiczne i hormonalne w
państwowejsłużbiezdrowia.Nigdyniebyłotołatwe,ależycieniejestłatwe,prawda?

Kiwamgłową.
–Starałamsięrobićwszystkodobrze,bojestemValerią,kobietąodpowiedzialnąigotowąwalczyćo

to,żebyiśćnaprzód.

Wypijamłykpiwa.
–AjakznalazłaśsięwLosAngeles?–pytam.
–PięćlattemuzakochałamsięwAmerykaninie.PochodziłzChicago.Kiedyprzyleciałam,czekałana

mnieniespodzianka–dowiedziałamsię,żemażonęidzieci.

–Cozadupek!
– To prawda, kochanie. Ale po okresie załamania odrodziła się we mnie natura wojowniczki i

przeprowadziłam się do Los Angeles. Od tamtej pory odkładam pieniądze na operacje, które robię
stopniowo,natyle,nailemogęsobiepozwolić.Przedemnąjeszczetanajdroższa,operacjazmianypłci.
Kiedyjużjązrobię,mojeżyciebędziewkońcutakie,jakiegozawszechciałam.Ichociażpotychciosach,
które przeżyłam, nie wierzę już w miłość ani w księcia na białym koniu, wierzę w siebie i chcę być
szczęśliwa.

Patrzęnaniąwzruszona.
To,comiopowiedziała,jestsmutneistraszne,aleniemamwątpliwości,żemamprzedsobąkobietęz

krwiikości,którachceżyćibyćszczęśliwa,mimowszystkichkomplikacji,któreprzyniosłojejżycie.

Brawo, Valeria! Widząc jej uśmiech, nigdy nie wyobraziłabym sobie jej potwornej historii.

Rozmawiamyjeszczechwilę,apotemżegnamysięiidędomojegopokoju,kładęsiędołóżka,zwijam
sięwkłębekizasypiamzezbolałymsercem.Potrzebujęsnu.

background image

13.Zmiłościjużsięnieumiera

B

udzi mnie dzwonek mojej komórki. Zerkam na zegarek, jest piętnaście po szóstej. Odbieram bez

zastanowienia.

–Tak?
–Docholery,gdziejesteś?!
KiedysłyszękrzykDylana,mójumysłsiębudzi.Siadamnałóżkuinagledocieradomnie,gdziejestem

idlaczego.Nieodpowiadam.

–Powiedzmi,gdziejesteśinatychmiastpociebieprzyjadę!–krzyczyznowu.
–Niechcęztobąrozmaw…
–Yanira,niewkurzajmniebardziej.Gdziejesteś?
–Zostawmniewspokoju.
Potychsłowachwyłączamsię.Alekomórkadzwoniznowu.Toznówon.
– Nie chciałeś ze mną rozmawiać! – krzyczę, żeby mnie wysłuchał. – Wyrzuciłeś mnie z gabinetu, a

terazniemamzamiarucięsłuchać,jasne?Pozatym…

–Powiedzmi,docholery,gdziejesteś!–przerywamiobcesowo.
–Mowyniema!
Znówsięrozłączamitymrazemwyłączamdźwięki.Niechcęznimrozmawiać.Mowyniema.
Aleniemogęjużzasnąć.Siadamnałóżkuiprzezkilkagodzinobserwujętelefon,którynieprzestaje

wibrować.WkońcuDylanprzerzucasięnasmsy.

„Jestemidiotą,zadzwońdomnie”.
Bezwątpieniajestidiotą.
„Kochanie,nieróbmitego.Odbierztelefon”.
Niechsięwypcha.Wczorajmniezignorowałizamknąłsięwgabinecie.
„KochamCię.Proszę,powiedz,gdziejesteś”.
Czytam wiadomości od niego jedna za drugą. Widzę, że żałuje, że jest zrozpaczony, zdaję sobie

sprawęztego,żejestwściekły,aleniebędęznimrozmawiać.Onzemnąteżniechciałrozmawiać.Nie
dałmiszansy,jateżniemamzamiarumujejdawać.

Odziewiątejranooczymisięzamykająisiedzącnałóżku,czuję,żezasypiam.Budzimniepukaniedo

drzwi.Podskakuję.Zerkamnazegarek.Dwadzieściatrzypodwunastej.Pocichupodchodzędodrzwii
uspokajamsię,słyszącgłosobsługi.

–Obsługahotelowa,posprzątać?
–Nie,dziękuję–odpowiadam.
Jestemgłodna.Bardzogłodna.Dzwoniędorecepcjiizamawiamkanapkizautomatuicośdopicia.Pół

godzinypóźniejprzynosząmizamówienie,którepożeramprzyakompaniamenciewibrującegotelefonu.

„Yanira,odbierz,proszę,proszę,proszę”.
Wzdycham.Proszę?Wybuchampłaczem.
Terazpłaczę?

background image

Chybaniktmnieniezrozumie.
Za dwadzieścia trzecia mam ochotę rozbić telefon. Dylan nie przestaje. Nie chcę sobie nawet

wyobrażać,wjakimjeststanie.NaglezerkamnatelefoniwidzępołączenieodTony’ego.Wahamsię,ale
wkońcuodbieram.

–Namiłośćboską,Yanira,gdziejesteś?–pytamójszwagier.
PlanA:powiemmu.
PlanB:niepowiem.
BezwahaniawybieramplanB.ToFerrasa,napewnopowiebratu.
–Usiłujęsięprzespać,jeżelitwójbratitymipozwolicie–odpowiadam.
– Yanira, nie wiem, co się stało, ale Dylan szaleje. Dzwonił do mnie parę godzin temu, żeby mi

powiedzieć,żezniknęłaśzdomu.Żesiępokłóciliściei…

–Pokłóciliśmysię?–przerywammu.–Raczejpokłóciłsięon,apotemzamknąłsięwgabinecieinie

chciałzemnąrozmawiać.Niechsięwypcha!

–Totwójmąż,Yanira.Niemożeszgoignorować.
–Bardzomiprzykro,aledziśmamtakizamiar.
– Wiem, jaki jest Dylan – mówi Tony i słyszę, że się uśmiecha. – Ma wiele wad, ale można z nim

porozmawiać.

Znowuoczynapełniająmisięłzami.
–Tonieprawda…–mówię,łkając.
–Niedasięznimporozmawiać.
–Yanira…
–Odepchnąłmnieodsiebieeeeeeee.
–Płaczesz?
–Tak!–krzyczęzdesperowana.–Wiesz,żeuwielbiamtwojegobrata,ale…ale…
–Nieróbmitego,kochanie–szepczeTony.–Niepłacztamsama.Proszę,powiedz,gdziejesteś,aza

pięćminutprzyjadę.Ja…

–Nie…nieprzyjedzieszzapięćminut,bojestemdaleko…bardzodaleko…–kłamię.
Słyszę,jakwzdycha.Wiem,żesięmartwi.
–Wszystkojedno,jakdalekojesteś,przyjadę.Powiedz,gdziejesteś.
–Nie.Niechcę,żebyśprzyjeżdżał,anity,aniżadenFerrasa.
Potychsłowachsięrozłączam,alewtejsamejchwilitelefondzwoniznowu.Dylan.
Wyczerpanachowamaparatdominibaru.Wtejchwilirozlegasiępukaniedodrzwiirozpoznajęgłos

Valerii.Otwieram,aonapatrzynamnieoszołomiona.

–Cosiędzieje,kochanie?–pyta.
Jakwierzbapłacząca.Taksięczuję.Wykończonawramionachnowejprzyjaciółkipozwalamjejsię

przytulić i obdarzyć czułością. Ona, która tak tego potrzebowała, daje mi to, chociaż mnie nie zna, nie
prosząconicwzamianiznosimójpłacz,ajaopowiadamjejowszystkim,cozaszło.

–Musiszznimporozmawiać–radzimi,zbierającmojewłosywkońskiogon.–Weźtelefon.Onna

pewnojesttaksamorozbityjakty.

–Niechsięwypcha.Samjestsobiewinien.

background image

Valeriasięuśmiechaiodgarniamiwłosyztwarzy.
–Niewidzisz,żeciękocha,żetygokochasziżeobojerobiciegłupotę,marnującwtensposóbczas?

Musiciesięspotkaćidaćsobieszansenawyjaśnienia.

–Nie,niechcę.
Wkońcusiępoddaje.
–Jadłaścoś?
Kiwamgłową,pokazującplastikoweopakowaniapokanapkach.
–Toniejestjedzenie–mówi.–Chodź.Zaczynamwbarzezaniecałągodzinę.Pójdzieszzemnąidam

cicośporządnegodozjedzenia.

–Nie…niechcę.Niejestemgłodna,naprawdę.
Valeriapatrzynamnie,zastanawiasięnadtym,copowiedziałamidajemibuziakawczoło.
– W porządku – mówi. – Muszę iść do pracy. Jak wrócę w nocy, zajrzę do ciebie. Jeżeli nie

otworzysz, jak będę pukać, będę wiedzieć, że śpisz. – Notuje coś na kartce. – Tu nasz numer mojej
komórki.Gdybyśczegośpotrzebowała,dzwoń.Zgoda,Yanira?

Kiwam głową. Jestem zaskoczona tym, jakim dobrym jest człowiekiem i jak się o mnie martwi. W

końcuidzie,ajazostajęsamaikładęsiędołóżka.Muszęsięprzespać.Chcemisięspać.

Dwanaściepodziesiątejbudzęsięnagle.
Mampodpuchnięteoczyiwiem,żenapewnowyglądamconajmniejżałośnie.Wpokojujestciemnoi

cicho.Tomisiępodoba.MyślęoDylanie,otym,jakjestzdesperowany,żebymnieodnaleźćiczuję,że
gopotrzebuję.Takzanimtęsknię…

Wstaję,wyciągamtelefonzminibaruiodczytujęostatniewiadomości.
„Oszaleję.Gdziejesteś,kochanie?”.
Znówzaczynampłakać.
„Jestemwinienwszystkiemu…wszystkiemu.Proszę,pozwólmiwytłumaczyć.KochamCię”.
Płaczę dalej przez następne dwie godziny, a kiedy patrzę na telefon, jest wyłączony. Próbuję go

włączyć,alebateriasięwyczerpała.Nicdziwnego.DylanipozostaliFerrasowiedzwonilibezustanku.
O dwunastej w nocy postanawiam poprosić w recepcji o ładowarkę. Na szczęście mają pasującą do
mojegomodelutelefonuiprzynosząmijąrazemzbutelkąwody.Podłączamaparatiodrazumamtelefon
odniego,odmojegoukochanego.Opierwszejwnocy,spokojniejszaispragnionajegogłosu,odbieram.

–Kochanie,posłuchajmnie,nierozłączajsię–mówi.
Robię,ocomnieprosi,chcącpoprostusłyszećjegogłos.
–Żałujęwszystkiego,copowiedziałem,azwłaszczamojegoabsurdalnegozachowania.Wybaczmii

powiedz,gdziejesteś.Proszę,muszęwiedzieć,gdziejesteś.

–Dlaczegozamknąłeśsięwgabinecieimniewyrzuciłeś?
–Bojestemidiotą.
–Zabolałomnieto,żeminieotworzyłeśiżezgłośniłeśmuzykę.
–Wiem,kochanie,nigdysobietegoniewybaczę.
Wzdycham,zamykamoczyiopieramgłowęopoduszkę.
–Gdziejesteś,Yanira?–pyta.
–Daleko–kłamięponownie.

background image

–Gdzie,daleko?!–podnosigłos.
–Niepowiemci,ajeżelizacznieszkrzyczeć,rozłączęsię.
Słyszę,jakklnie,aleściszagłos.
– Wiem, że wczoraj w nocy wypłacałaś pieniądze w bankomacie w Santa Monica. Powiedz mi,

proszę,proszę,gdziejesteś.Musimyporozmawiać.

–Powiedziałamci,żejestemdaleko,Dylan.
Słyszę,jakwzdycha.
–Potrzebujęcię,kochanie…Muszęsięztobązobaczyć,bozwariuję.
–Niechcęsięztobąwidzieć.
–Alejamuszęcięmiećprzysobie–odpowiada.–Nierozumiesz?
Zcałymspokojem,najakimniestać,mruczę,czującpotwornemdłości:
–Miałeśmnieimnieodrzuciłeś.
–Wiem,kochanie…Wieminigdysobietegoniewybaczę.
–Kończę.
–Nieważsięrozłączać–warczyjakwilk.
Jegotonimojezuchwalstwoniesąnajlepszympołączeniem.
–Aktomizabroni?!Ty?!–krzyczę.
– Yanira… – warczy, ale się powstrzymuje. Po chwili pełnej niepokoju ciszy, powtarza: – Powiedz

mi,gdziejesteś.Pojadępociebieiwszystkorozwiążemy.Obiecujęci,że…

–Nie.Niechcęcięwidzieć.Dajmiodpocząć.
–Oszaleję,jeżeliniepowieszmi,gdziejesteś!–krzyczy.
–Trzebabyłomyśleć,zanimmnieosądziłeśipotraktowałeś,jakpotraktowałeś.
Potychsłowachrozłączamsięibiegnędołazienki.
Telefondalejdzwoni,ajaczujęsięfatalnie.
Niezłymomentnatakiesamopoczucie!
Wychodzę,włączamtelewizjęiszukamkanałuMTVwnadziei,żemożemuzykazdołapodnieśćmnie

naduchu.

Przez dobrą chwilę nie odrywam wzroku od ekranu. Różne klipy, różne głosy, różni piosenkarze

pozwalają cieszyć się swoją twórczością i wydaje mi się, że trochę się rozluźniam. Ale nagle
rozbrzmiewa piosenka, która zawsze wydawała mi się strasznie romantyczna i zaczynam płakać jak
głupia. Michael Bolton śpiewa How Am I Supposed to Live Without You. Piękna historia miłości
zniszczonejprzezkłótnie,aon,zrozpaczony,zadajesobiepytanie,jakmażyćbezswojejukochanej.

Płaczę,płaczęipłaczę,upajającsięwłasnymsmutkiem.JakmamżyćbezDylana?
Nagle rozlega się pukanie do drzwi i wiem, że to Valeria. Biegnę otworzyć. Kiedy mnie widzi, jej

uśmiechgaśnie.

–Chybaniepłakałaś,odkądwyszłam?–pyta.
Mamgłowęjakbęben,anosjakpomidor,alekręcęgłową,aonapokazujemitorbę.
–Dalej,przestańpłakać,bosięodwodnisz.Musiszcośzjeść.
Otwieramtorbęisięuśmiechamnawidokplastikowychpojemników.Valeriamijepokazuje.
– Zupa, cielęcina w sosie i sernik z żurawiną. Mamy w barze świetnego kucharza, chociaż ludzie,

background image

którzytamprzychodzą,niepotrafiągodocenić.Dalej,zróbmiprzyjemność,chcępopatrzeć,jakjesz.

Telefonznowudzwoni,więcwyłączamdźwiękiichowamgozpowrotemdominibaru.
–Napewnobędzieświeżutki–mówiValeria,patrząc,corobię.
Niechcemisięgadać.Bioręzupęipodwóchłyżkachsięuśmiecham.Jestwyśmienita.Późniejzjadam

cielęcinęwsosie,akiedyprzychodzikolejnasernik,niejestemwstaniegojużzmieścić.

Valeria idzie po piżamę, wraca i każe mi ją założyć. Jest na mnie trochę za duża, bo ja mam metr

sześćdziesiątosiem,aonajakieśmetrsiedemdziesiątpięć.Kiedywychodzęwniejzłazienki,patrzyna
mniezmatczynymuśmiechem.

–Aterazdołóżka,spać–mówi.–Jutromamwbarzedziennązmianę,kołoczwartejpopołudniubędę

zpowrotem,dobrze?

Kiwamgłowązuśmiechem.
KiedyValeriawychodzi,otwieramminibariniejestemzaskoczona,widząc,żetelefonwibruje.Patrzę

na niego i nagle połączenia się urywają. Zdziwiona biorę go i go oglądam. Nie dzwoni. Nie wibruje.
Widocznie Dylan w końcu zrozumiał, że potrzebuję czasu i przestrzeni i daje mi odpocząć. Mam tylko
nadzieję,żeonteżodpocznie.

Kiedy się budzę, światło słoneczne pada mi prosto na twarz. Spoglądam na zegarek. Piętnaście po

dwunastej.Nieźle…Jestemzałamana,aleśpięjaksuseł.

Spoglądam na telefon. Jest kilka wiadomości od Dylana, połączeń od Omara, Anselmo, Tony’ego i

Tifany.DzwonilidomniewszyscyFerrasowie.

Telefonznówsięodzywa.TymrazemtoTifany.Zastanawiamsię,corobićiwkońcuodbieram.
–Zadziesięćminutzadzwoniędociebiezinnegotelefonu–mówimojaszwagierka.–Odbierz.
Po tych słowach się rozłącza, zaskakując mnie. Po dziesięciu minutach telefon dzwoni znowu. Nie

znamnumeru,alepostanawiamodebrać,podejrzewając,żetoona.Faktycznie.

–Alejestemniespokojna,Yanira…Wszystkowporządku,kochanie?
Słychaćodgłossamochodów.
–Tak,wszystkowporządku.Skąddzwonisz?
–ZkabinyprzyRodeoDrive.Stądmogęztobąspokojnieporozmawiać.No,kotku,powiedzmi,cosię

stało?

–Przecieżwiesz,Tifany,pocopytasz?
–Wiemtylko,żezniknęłaś.Tylkotylewiem.Omartwierdzi,żepokłóciliściesięzDylanemi…
–Właśnie.Pokłóciliśmysięipostanowiłamodejść.
–Powiedz,gdziejesteś,słoneczko,będętamzapięćminut.
–Nie.
Słyszę,jakwzdycha.
–Słuchaj,Yanira–syczytonem,jakiegonigdywcześniejniesłyszałam.–Dośćjestemzdenerwowana,

niedenerwujmniebardziej.Jesteśsama.Nieznasznikogowtymmieścieinapewnopotrzebujesz,żeby
cięktośprzytulił.Mamrację?

Owszem,marację,chociażmamnowąprzyjaciółkę,Valerię.
–Tifany,niechcęwidziećDylanaaniżadnegoFerrasy,akiedycipowiem…
–Jeżelipowieszmnie,topowieszmnie.Myślisz,żecięzdradzęiprzyprowadzękogośzrodziny?Na

background image

miłośćboską,kotku,jeszczeminieufasz?

Niewiem.Chybanie,aleczuję,żemuszęsięzniązobaczyć.
– Umówmy się za godzinę przy diabelskim młynie w Pacific Park i przysięgam na Boga, Tifany, że

jeżelipojawiszsięzkimśzrodziny,nigdywżyciusięjużdociebienieodezwęsłowem,jasne?

–Jasnejaksłońce,kochanie.
Rozłączamsięiwzdycham.Doigramsięprzeznią.
Biorępryszniciprzeglądamsięwlustrze.Niewyglądamnajlepiej,alewszystkomijedno,niemam

wyjścia.Biorętaksówkę.Wpierwszymnapotkanymsklepiezpamiątkamikupujęsobieniebieskączapkę.
Zakrywam nią włosy i idę w stronę diabelskiego młyna, mijając szczęśliwych ludzi, którzy jedzą watę
cukrową.

NamiejscuniewidzęTifany,więcczekamnaniązboku.Muszęwidzieć,czyprzyjdziesama.Dziesięć

minut później zjawia się moja wspaniała szwagierka w pięknych butach na obcasie. Zawsze wygląda
nieprawdopodobnie elegancko. Obserwuję ją przez parę minut, a kiedy mam pewność, że jest sama,
podchodzędoniej.

–Chodźmycośzjeść–mówię.
Kiedymniewidzi,obejmujemniemocnoiserdecznie.
Alefajnie!
Tomniepociesza,aletylkonachwilę.
–Źlewyglądasz,kotku–szepcze.
Wzdychamipróbujęsięuśmiechnąć.
–Dzięki.Teżzatobątęskniłam–mówię.
Próbujemniezaprosićdodobrejrestauracji,aleodmawiam.Niechcękusićlosuizmuszamją,żeby

poszła ze mną do baru, w którym pracuje Valeria. Ma dzienną zmianę i na pewno posadzi nas w
dyskretnymmiejscu.

Kiedywchodzimy,Tifanyjestprzerażona.Zpewnościąlokalnienależydotakich,doktórychzwykła

chodzić.Wystarczyspojrzeć,jaksięwszystkiemuprzygląda.NagledostrzeganasValeria,rzucaścierkę,
którątrzymawrękachipodchodzidonas.

–Kochanie,cotyturobisz?–pyta.
–Valeria,poznajmojąszwagierkęTifany.
Patrząnasiebieobie,alesiędosiebieniezbliżają.
–Umówiłamsięznią,żebycośzjeśćipomyślałam,żetutaj…
–Oczywiście–potwierdzaValeria.–Chodźciezamną.Zaprowadzęwasdomiłegostolikawgłębi.
Tifanyjestoszołomiona,kiedywidzijejdługiepaznokciezkolorowymiserduszkami.
–Znaszją?–pyta,kiedyidziemyzanią.
–Tak.
–Możnajejufać?Matakiestrasznepaznokcie.
–Tak–potwierdzam,niechcączajmowaćsięgłupotami.–Jestempewna.
Siadamy w głębi baru i zamawiamy coś do jedzenia. Dzwoni telefon. To Dylan, wyłączam dźwięki.

Tifanytowidzi.

–Jaknigdyniezrobiłamczegośtakiegomojemurobaczkowi–mówiszeptem.

background image

–Więcmożewkońcupowinnaś–odpowiadam.
Kiwagłową.Ściągamczapkęiodsłaniamwłosy.
–Maszpotworniepodkrążoneoczy–oznajmiaTifany.–Nieumalowałaśsię,prawda?
–Nie.Niemiałamochoty.
–Rozumiem.Niebądźtaka,słoneczko.
Widząc,jaknamniepatrzy,uśmiechamsięiuspokajam.
–Muszęsobiekupićjakieśubrania–mówiębardziejprzyjaznymtonem.–Mamtylkoto,conasobie

i…

–ZarazpojedziemynaRodeoDrive.
Patrzęnaniąiniewierzę.Telefonnieprzestajewibrować.
–Tochybaniebyłdobrypomysł,żebysięztobąspotykać.Dowidzenia–syczęiwstaję.
Tifanychwytamniezarękęiniewypuszcza.
–Siadaj,Yanira…Siadaj–mruczy.
Rozmawiamy przez kilka godzin, a Valeria nas obsługuje. Opowiadam, co się wydarzyło, a Tifany

słuchaiwydajemisię,żemnierozumie.

Płaczę.Onateż.
Śmiejęsię.Onazemną.
Złoszczęsię.Onateż.
Wczułasięwmojąsytuację.
–OdemnieFerrasowiesięniedowiedzą,żesięztobąwidziałam–mówi.
–Przysięgasz?
Mojaszwagierkakiwagłowąisplatakciukzmoim.
–Przysięgamnamojeimportowanekosmetyki–mówiściszonymgłosem.
Uśmiechamysięobie.Valeriapodchodzidonasisiada.
–Skończyłamzmianę.Comacieochotęrobić?
Tifanypatrzynaniązprzerażeniem.Miałabygdzieśpójśćzdziewczynązpaznokciamiwserduszka?

Odzywamsię,zanimzdążypowiedziećcoś,czegomogłabyżałować.

–Muszęsobiekupićjakieśubranienazmianę.
–Mamkilkaprzyjaciółek,któresprzedająubrania–mówiValeria.
–Jakiegoprojektanta?–pytaTifany.
Mojanowaprzyjaciółkapatrzynanią.
–KupująhurtowoodCygana–odpowiada.
Mojaszwagierkachcezaprotestować,alejawstajęimówię:
–Chodźmydotwoichkoleżanek,Valeria.
Zakładamznówczapkę.Niechcę,żebynamierzyłmniektóryśFerrasa.Byłobydziwne,gdybyktóryśz

nichtusiękręcił,aledziwniejszerzeczydziejąsięnaświecie!

Idziemy do sklepów przyjaciółek Valerii i jestem zachwycona. Do takich właśnie jestem

przyzwyczajona, chociaż przyznaję, że ubrania są zbyt krzykliwe. Tifany nic nie mówi, przygląda się
tylko wszystkiemu z przerażeniem. Widok dżinsów za czterdzieści pięć dolarów, w dodatku z metką
Mersache,zpewnościąwywołujeuniejgęsiąskórkę.

background image

Śmiejęsię.Gdybywybrałasięnatargwmoimmiasteczku,dostałabyzawału.
Kupujękilkakoszulekiparędżinsów,płacęgotówkąiidziemy.
Jestpóźnoipostanawiamywracaćdohotelu.
Valeriazostawianassame,żebyśmymiałytrochęprywatności.
–Będziecizniądobrze?–pyta,patrzącnanią.
–Tak,spokojnie.Widziałaś,żejestczarująca.
Wkońcukiwagłowąimnieobejmuje.
–Kochamcięsupermocno,Yanira–mówi.–Zaufajmi,proszę.Musiszmidaćtylkoszansę,żebysię

przekonać,żemożeszmiwierzyć.

Kiwamgłową.Szansęjużma.
–Aterazposłuchajmnie,błagamcię.PowinnaśwrócićdoDylana,on…
–Nie,Tifany.Niechcęgowidzieć.Jeszczenieteraz.
– Ale, kotku… – szepcze, patrząc na Valerię. – Nie możesz spać nie wiadomo gdzie. A jeżeli cię

najdzie,żebyzrobićsobiepaznokciezserduszkami,jakona?

Niemogęsiępowstrzymaćiparskamśmiechem.
–Niemartwsię–odpowiadam.–Nigdymisięniepodobałydługiepaznokcieiraczejniemaszans,

żebymisiętakiezamarzyły.

Unoszędłońizatrzymujętaksówkę.
–No,wracajdodomu–mówię,dającjejbuziaka.–InaczejOmarsięzdziwi.
Kiwagłową.
–Powiedzmitylko,żezadzwonisz,gdybyśczegośpotrzebowała.
Rozbawiona,splatamkciukzjejkciukiem.
–PrzysięgamnamojehasłonaFacebooku–mówię.
Śmiejemysięobie,całujemy,akiedywidzę,żetaksówkasięoddala,wracamdoValerii.
–Możemyjużwracaćdodomu–mówię.
Whotelużegnamsięzniąiidęprostopodprysznic.Wodaspływapomoimciele,ajazamykamoczyi

wyobrażamsobie,żejestzemnąDylan,przytulamnie,całujewszyjęiszepczecudownesłowamiłości.
Jakjazanimtęsknię!Tęskniędobólu.

Wychodzęspodprysznicaiwkładamszlafrok,któryzostawiłamiValeria.Wracamdopokojuisłyszę,

że dzwoni mój telefon. Zerkam na wyświetlacz i zaskoczona widzę, że to Ambrosius. Odbieram bez
wahania.

–Yanira,piękna,dzwoniłdomnieDylan.Cosięstało?
Klnęwduchu.
–Nic–odpowiadam.–Poprostusięznimpokłóciłam.NiepowiedziałeśotymAnkie,prawda?
Słyszę,żesięśmieje.
–Nie,spokojnie.
Oddychamzulgą.Tylkotegobrakowało,żebywmojeproblemyzostaławciągniętamojarodzina.
–Dylanzadzwoniłmniespytać,czyniewiem,gdziejesteś–ciągnie.–Kiedyusłyszałemgotakiego

zaniepokojonego,spytałem,cosięstałoimiopowiedział.

–Cóż,przykromi,żezostałeśwciągniętywmojeproblemy,Ambrosius.

background image

–Amniejestprzykro,żenieprzyszłaśznimidomnie.
–Szczerzemówiąc,niewpadłomitodogłowy.–Wzdycham.–Alewidzę,żedobrzesięstało.Dylan

dociebiedzwonił,ajaniechcę,żebywiedział,gdziejestem.

Słyszę,żeznówsięśmieje.
– Typowa reakcja twojej babci Ankie, Yanira. Nawet pod tym względem jesteście podobne.

Pamiętam,raz,jaksiępokłóciliśmyizniknęła.Niemiałemodniejznakużyciaprzeztydzień.Takjakty,
doskonaleumiesięukryć,kiedychce.

Uśmiecham się, słysząc to, rozmawiam z nim chwilę i obiecuję, że do niego zadzwonię, jeżeli będę

czegośpotrzebowała,apotemsięrozłączam.Ambrosiuswywołałuśmiechnamojejtwarzy.

Kładęsiędołóżka,żebyodpocząć,aleznówdzwonitelefon.
Cozabeznadziejnyaparat!
Patrzęnawyświetlacziwidzęimięmojegoukochanego.
PlanA:odebrać.
PlanB:nieodbierać.
PlanC:rzucićtelefonemościanę,żebyprzestałdzwonić.
ZcałąpewnościąnajmniejsensownyjestplanC.WybieramplanB,alekończysiętym,żerealizujęA:

odbieram.

–Kochanie…
Wjegogłosiesłychaćzmęczenieiniepokój.Zamykamoczy.
–Co?
–Kochamcię…
–Świetnie.Cieszęsię.
Wiem,żemójchłódranimuserce.Zmieniataktykęiznówzaczynapytać.
–Gdziejesteś?
–Niewypytuj,bociniepowiem.
–Dlaczego?
–Boniechcęcięwidzieć.
Niezłekłamstwomuwciskam.Samawtoniewierzę!Pochwilipewnejnapięciaciszywzdycha.
–Umieramztęsknoty–mruczy.–Oddałbymwszystko,żeby…
–Nienawidzętegodomu–przerywammu.–Nienawidzętejkuchniitegocholernegoblatu,naktórym

wiem,żekochałeśsięzCaty.Niechcęwracać,bonieczuję,żetomójdomi…

– Kupimy inny – przerywa mi. – Jaki będziesz chciała. Sama wybierzesz i przyrzekam, że nie

sprzeciwięsięniczemu,cobędzieszchciała.Ale,proszę,powiedz,gdziejesteśalbowróć.

–Nie.
Słyszęjegodesperację.
–Przynajmniejsięnierozłączaj–prosi,niezmieniająctonu.–Dajmipoczuć,żemamcięprzysobie,

możeszsięnawetnieodzywać.

Siedzęnałóżkuwszlafroku,nieruszamsię,nieodzywam…nierozłączamsię.
Słysząc jego oddech w słuchawce, uspokajam się. Siedzimy tak dziesięć minut. Żadne z nas się nie

odzywa,ażwkońcuDylanprzerywamilczenie.

background image

–Kochamcię,skarbie.Chcę,żebyśotymwiedziała.
Nie jestem w stanie dłużej tego wytrzymać, więc się rozłączam, a po policzkach spływają mi dwie

ciężkiełzy.Mamnadzieję,żetelefonzadzwonijeszczeraz.Aleniedzwoni.Milczy,ajazwijamsięw
kłębeknałóżkuizasypiam.

Budzę się zziębnięta. Zasnęłam w samym szlafroku, z mokrymi włosami. Spoglądam na zegarek i

widzę,żejesttrzynaściepodrugiejwnocy.Wstajęiprzeglądamsięwlustrze.

Wyglądam strasznie, włosy mam oklapnięte z jednej strony. Ściągam wilgotny szlafrok, ubieram się,

związujęwłosywkitkęisiadamwfotelu.

Włączamtelewizjęizapomocąpilotaprzełączamkolejnodwieściedostępnychkanałów,ażtrafiamna

filmTomusiszbyćtyiwpatrujęsięwniegojakgłupia.

Uwielbiam komedie romantyczne. W czasie trwania filmu zajmuję się tylko oglądaniem i nie chcę

myślećoniczyminnym,aleDylan,chociażniedzwoni,jestobecnywmoimżyciu,wmojejgłowieiw
moimsercu.Nieulegawątpliwości,żeniedasięznimwalczyć.Kiedyfilmsiękończy,wycieramoczy
chusteczkąhigieniczną.

Nie chce mi się spać. Szukam MTV i szczęka mi opada, bo znowu trafiam na piosenkę Michaela

Boltona.Czyżbytobyłznak?Niewiem,aleznówpłaczę.Potrzebnamiświeżachusteczka.Biorętorebkę,
otwieramiznajdujęwśrodkulistodLuisy,matkiDylana,któryzostawiła,abywręczonomigowdniu
ślubu.Jeszczetujest?Otwieramgoikilkarazyczytam,łkając.

Ktopierwszyprosiowybaczenie,jestodważniejszy.
Ktopierwszywybacza,jestsilniejszy.
Ktopierwszyzapomina,jestszczęśliwszy.
W tej chwili jej słowa sprawiają, że dociera do mnie, że nie mogę tego dłużej ciągnąć, a przede

wszystkim,żeniejestemwstanieżyćbezmojegoukochanego.

Postanawiamwięczakończyćtenabsurd.Dotykamkluczyka,którynoszęnaszyi.
Patrzęnazegarek,jestzadwadzieściatrzypiąta.PiszęliścikdlaValerii,wsuwamgojejpoddrzwi,

zbieram moje rzeczy, płacę w recepcji, zamawiam taksówkę, podając adres miejsca, które jest teraz
moimnowymdomem.

Namiejscu,kiedytaksówkaodjeżdża,otwierambramęzsercembijącymtysiącrazynaminutę.Idędo

domuiwidzęzzewnątrzświatłowsalonie.Bezszelestniewsuwamkluczdozamka,wchodzęizamykam
drzwi.Przezkilkasekundstoję,opierającsięonie.

Alejestemzdenerwowana!
Zostawiamtorebkęwwejściu,idędosalonu,wktórymzastajęDylana.Siedzinakanapiezgłowąna

oparciu.Mazamknięteoczy.Przyglądammusięizzaskoczeniemdostrzegamciemnyzarostnabrodzie.
Odkądgoznam,nigdyniewidziałamgozbrodą.Wyglądaseksownieikusząco.

Śpi.Przednimleżykomórka,włączonacyfrowaramkazezdjęciami,otwartabutelkawodyiszklanka.

Potym,ilewypiłtamtegowieczoru,napewnodługobędziemiałdośćalkoholu.Widać,żekatowałsię
oglądaniemzdjęć.

Dlaczegomy,ludzie,jesteśmytacygłupi?
Kiedymamgoprzedsobą,mojeciałosięrozluźnia.
Kiedymamgoprzedsobą,mojeżycieodzyskujesens.

background image

Kiedymamgoprzedsobą,mamwszystko,cokocham,czegopragnęiczegoniebędęsięwyrzekać.
Po cichu podchodzę do niego, ale kiedy mam go dotknąć, zamieram. Widać, że jest zmęczony i ma

podkrążoneoczy.Takjakja.

Niezłyduet!
Ściągam białą skórzaną kurtkę, patrzę na koszulkę, którą mam na sobie i się uśmiecham. Siadam na

stoleprzednimimusięprzyglądam.

Podobno kiedy ktoś człowieka obserwuje, ciało to wyczuwa i reaguje. Chcę się przekonać czy to

prawda. Ale niecierpliwość bierze górę. Przesuwam się do Dylana, kładę wargi na jego wargach i go
całuję.

Och,tak…Jegozapach,jegosmak…Jakjazanimtęskniłam!
Dylan,czującto,otwieraoczy.
–Yanira…–szepczezdezorientowany.
Budzisięisiadanakanapie.
–Kiedy…kiedywróciłaś?
–JakmówiMichaelBolton,jakmamżyćbeztwojejmiłości?–szepczęzakochanapouszy.
Patrzy na mnie oszołomiony. Romantyczny w naszym związku jest on, nie ja. Pewnie myśli, że

zwariowałamalboupiłamsięchichaítos.

–Zawszelubiłemtępiosenkę–mówi.
Nieźleeeeeee!Znają!
–Jateż.–Nieodrywamodniegowzroku.
Dylanchcesięruszyć,alejaniepozwalammuwstaćanimniedotknąć.
–Twojamatkamiałarację.
–Mojamatka?–pytazdezorientowany.
– W liście napisała, że ten, kto pierwszy prosi o wybaczenie, jest odważniejszy, ten, kto pierwszy

wybacza,jestsilniejszy,ten,ktopierwszyzapomina,jestszczęśliwszyi…

Ale nie mogę powiedzieć już nic więcej. Mój chłopak, mój mąż, mój przystojniak, mój ukochany,

bierzemniewramionaicałuje…całuje…całuje.

Chcę upajać się nim tak jak on mną. Przywieram do jego ciała i całuję go szaleńczo, z desperacją.

Trwamytakkilkasekund,ażwkońcuDylannamniespogląda.

–Maszkoszulkępojednawczą–szepcze.
Uśmiechamsię.Oddechmamyprzyspieszony.
–Tęsamą,którąmiałamnasobietamtejnocy,kiedypróbowałamwejśćdotwojegogabinetu,alemnie

niewpuściłeś.Chciałam,żebywszystkosiędobrzeskończyło,ale…

–Przykromi,kochanie.Przepraszam.Obiecujęci,żetosięnigdywięcejniepowtórzy.
Pragnępoczućjegowargiipieszczoty.
–Wiem,alemusimyporozmawiać–mówię,całującgo.
–Tak.
–Teraz–nalegam.
–Później–odpowiada.
Obsypuje moją twarz, szyję i wargi słodkimi pocałunkami, a ja się odwzajemniam. Oboje chcemy

background image

zgody.Potrzebujemysięnatychmiast.Niechcemysiękłócić.Tylkosiękochaćibyćrazem.Tylkotego.

–Maszrację,musimyporozmawiać–szepczeDylan,kiedyjegowargiodrywająsięodmoich.
–Później–mówięterazja,podniecona.
Uśmiechasięiodsuwasięodemnie.
–Muszęsięumyć–mówi.–Chyba…
–Później–powtarzam.
Nieodrywającodniegowzroku,wsuwamdłoniepodjegoszarąkoszulkęiściągamją.Dotykamjego

barków,całujęjeiwdychamzapachjegoskóry.Uwielbiamgo.Potrzebujęgo.Podnieconytym,cowidzi
wmoimspojrzeniu,równieżzdejmujemikoszulkęipozwalajejopaśćnapodłogęobokmojej.Później,
nie odrywając swoich pięknych oczu od moich, rozpina mi stanik. Patrzy na moje piersi, wypuszcza
bieliznęzdłoniimniecałuje.dajęmudostępdomojejszyiicałejmnie,chwytamgozcałejsiły,aon
rozpinamidżinsyijezdejmuje.

Rozbiera mnie niecierpliwie, namiętnie, z rozkoszą. Przemierza moje ciało podnieconym wzrokiem,

pozbywającsięspodniibokserek,akiedyjużobojejesteśmynadzy,rozpaleniispragnieniseksu,chwyta
mnieisadzanastole.Późniejkładziemnienaplecachizaborczymgestemściągamajtki.

–Niewiesz,jakciępotrzebuję–mówi.
Kiwamgłową.Bezwątpieniajapotrzebujęgotaksamojakonmnie.Rozchylamnogi,żebyzrobiłto,o

cobezsłówgoproszę.

–Pokażmi.
Dylanklękaprzedemną.Jegotwarzznajdujesięnawysokościmojejwilgotnej,kuszącejpochwy.Bez

wahania kładzie na niej wargi i robi to, czego potrzebuję. Pożera mnie gwałtownie, z miłością, z
namiętnością,ajaotwieramsiędlaniegoidajęmucałąsiebie.Jęczęzrozkoszyi,unoszącsię,siadam
nastole,zanurzampalcewjegowłosachizachęcamgo,żebykontynuował,asamaprzywieramdoniego.

Ochtak…Tegowłaśniechcę.
Przypiera szalony atak, a ja czuję, że bierze mnie wargami. Wykorzystuje każdą swoją broń, żeby

doprowadzić mnie do szaleństwa, a kiedy moja łechtaczka jest nabrzmiała i tkliwa, ssie ją, a ja
rozpływamsięzrozkoszy.

Jęczę znów, drżę jak szalona, a Dylan bierze mnie na ręce, opiera o ścianę i chce się odezwać, ale

szepczęmuwusta:

– Twój króliczek prosi cię o wszystko. Domagam się, żebyś mnie wziął. Żebyś był mój. Chcę się

poczuć żywa w twoich ramionach i chcę zapomnieć o tym, co się stało. Pieprz mnie, kochanie. Pieprz
mniegwałtownie,zimpetem,gorączkowo,botegopotrzebuję.

Uśmiechasię.Uwielbiamjegouśmiech.Muskawargamimoje.
–Kapryśnico…–szepcze.
Pewniemarację.Jestemkapryśna.Alemoimkaprysemjeston.Naszewspólnechwile.Naszszalonai

dzikaseksualność.

Niemówiącnicwięcej,zanurzaswójsztywny,podnieconyczłonekwmojejintymnejwilgoci,akiedy

znajduje się we mnie cały i czuję jego miednicę przy mojej, krzyczymy oboje, jęczymy i dajemy się
ponieśćperwersjiichwilowemuspełnieniu.

Wjegoramionachrozkoszujęsięprzyjemnością,jakąmidaje,aonzanurzasięwemnierazzarazem

background image

desperackimi pchnięciami. Przyjmuję go, marząc, żeby nigdy nie skończył. Żar rozlewa się po moim
ciele,ajemudrżąnogi.Wiem,żejegoorgazmjestblisko.

–Boże,kochanie…–szepcze.–Pragnęciętak,żechybabędęzbytostry.
Nowepchnięciewyzwalazemniejęk.
–Chcę,żebymójwilkbyłostry,silny,wymagający–krzyczęrozszalała.–Nieprzerywaj.
–Jesteśpewna?
Kiwamgłową.
–Domagamsiętego,kochanie–szepczę.–Akiedyskończymy,chcęwejśćdopokojuidalejsięztobą

zabawiać, do rana. Jestem rozpalona, stęskniona. Potrzebuję cię i chcę widzieć i wiedzieć, jak bardzo
potrzebujeszmniety.

Podniecony moimi słowami wydaje z siebie stłumiony ryk, chwyta mnie za uda, rozchyla i je bez

wahaniaizanurzasięwemniezimpetem.OBoże,cozarozkosz!

Tak…tegowłaśniechcę…tegopragnę…tegopotrzebuję.
Pomiędzy ścianą a nim czuję się całkowicie bezwolna, kiedy jego dłonie trzymają mnie od

wewnętrznejstronyud,rozchylającjebardziej,żebymdałamulepszydostęp.Podobamisięto,jestmi
miło,adoznanie,jakiewywołujetakgłębokajegoobecność,jestnatylemiażdżące,żepochwilioboje
drżymyiosiągamyorgazm.

Zmęczeni,aleszczęśliwi,trwamywswoichramionach,opierającsięościanę.
Przezkilkaminutpokójwypełniająnaszegorąceoddechy.Piersinamsięunosząiopadająjakszalone.

WkońcuDylanwysuwasięzemnie.

–Jużnigdywięcejniepozwolęciodejść–mruczy,niewypuszczającmnie.
– Ja też sobie na to nie pozwolę, kochanie. A teraz chodźmy do sypialni na ciąg dalszy, jak ci

zapowiedziałam.Jesteśgotowy?

Patrzynamniezuśmiechem,przerzucamniesobieprzezramięidajemiklapsawpupę.
–Króliczeknabrałochotynazabawę–szepcze.
Uśmiechamsięrozbawiona.Szczęścieznówprzepełniamojąduszę.
–Ijestbardzorozpalony–dodaję.

background image

14.Niemogębezciebieżyć

P

oupojnejnocypełnejseksuzmężembudzęsięlekkozdezorientowana.Alekiedyzerkamnajeżynowy

kolor ścian, wiem, gdzie jestem i się uśmiecham. Po raz pierwszy, odkąd tu jestem, kiedy otworzyłam
oczy,poczułamsięjakwdomu.

Zerkam na cyfrowy zegarek, który stoi na szafce nocnej i widzę, że jest piętnaście po dziewiątej.

DrzwidołazienkisięotwierająiwychodzizniejDylanowiniętyczarnymręcznikiemwpasie.

Patrzynamnie,przygryzającdolnąwargę.
–Jeszczeniemaszdość?–pyta.
Spoglądamnaniego.
–Nie–odpowiadam,widzącjegozmysłowespojrzenie.–Zwłaszcza,kiedyprzygryzasztakwargę.
Parskaśmiechem,ajaprzywołujęgo,żebypołożyłsięobokmnie.
–Przyjemnośćnicniekosztuje.
–Chciałaśpowiedzieć:myślenie–mówirozbawiony.
Zachwyconatym,żejestemobokniego,wzdycham.
–Bezwątpienia,jeżelichodziociebie,toprzyjemność–odpowiadam.
Dylan,mójromantycznymążprzysuwawargidomoichidoprowadzamniedoszaleństwa,nucąc:
TellmehowamIsupposedtolivewithoutyou.
NowthatI’vebeenlovingyousolong
.
Maprzepięknygłos.SłuchanietejpiosenkiMichaelaBoltonawjegowykonaniu,kiedymniecałujei

patrzymiwoczy,jestseksowne,gorąceiprowokujące.Bardzoprowokujące.

Kiedykończypocałunek,mamochotęwziąćgobezlitości,alewiem,czegopotrzebujemy.
–Musimybardzopoważnieporozmawiać–mówię.
Muskapalcemkonturmojejtwarzy.
–Kiedysięzłościsz,jesteśbardzoładna–szepcze.
Podobająmisięjegosłowa.
–Atyjesteśdziwny.
Dylanparskaśmiechem,niewypuszczającmniezobjęć.
–Powiedziałemcitowłaśniesłowamipiosenki:„Jakmamterazżyćbezciebie?”.
Krewsięwemnieburzy.
–Niechcęjużnigdywięcejprzechodzićprzezto,coprzeżyliśmywostatnichdniach–dodaje,patrząc

miwoczy.–Izapewniamcię,żezmojejstronytosięnigdywięcejniepowtórzy.

Chybagozjem!Kiedychcęobsypaćgopocałunkami,magicznąchwilęprzerywajakiśdźwięk.
TopagerDylana.Klnieisięnierusza,ażwkońcujakgobioręznocnejszafkiimupodaję.
–Możetocośważnego–mówię.
Bierzegoodemniezwyraźnymniezadowoleniem,patrzyiklnie.Ajednakcośważnego.
–Muszęjechaćdoszpitala.Mójpacjent…
Kładępalecnajegowargach.Niemusimisiętłumaczyć.Wjegorękachspoczyważycieinnychludzi.

background image

–Rozmawiałemzeznajomym,którymaagencjęnieruchomości–mówi,ubierającsię.–Umówiłemsię

z nim na spotkanie dziś po południu, o piątej. Do tej godziny skończę pracę. Może przyjechałabyś po
mnieopiątejdoszpitalaizaczęlibyśmysięwspólnierozglądaćzanowymdomem?

–Mówiszpoważnie?
Czuległaszczemniepogłowie.
–Całkiempoważnie.Mogębyćszczęśliwytylkowtedy,kiedytyjesteśszczęśliwa,kochanie.
Jakzwyklejegoromantyzmodbieramimowę.Kiwamgłowązadowolona.
– Później możemy pójść na kolację – ciągnie. – Musimy porozmawiać o tym, co się stało, a jeżeli

wrócimydodomu,rozbioręcięirozmowyniebędzie.Cotynato?

–Będęopiątejwszpitalu.
PółgodzinypóźniejDylanwychodzi,ajazostajęsama.To,cozamierzadlamniezrobić,jestbardzo

ważne. Wiem, jak bardzo lubi ten dom i to, że chce go ze względu na mnie sprzedać, żeby kupić inny,
sprawia,żejestembardzo…bardzoszczęśliwa.

W ciągu dnia rozmawiam ze wszystkimi Ferrasami. Co za klan. Jeden po drugim dzwonią do domu,

żebysiędowiedzieć,czydobrzesięczujęiczykryzyszostałzażegnany.Śmiejęsię,kiedyrozmawiamz
ogrem. Jest przejęty moim powrotem do tego stopnia, że nawet popłakuje. Rozmawiam też z
Ambrosiusem. Chcę go uspokoić. Dzwonię również do Valerii, która cieszy się z naszego pojednania.
ChcęjąktóregośdniaodwiedzićzDylanem,żebyjejgoprzedstawić.Zgadzasię,zachwycona,chociaż
kiedy się rozłączam, odnoszę wrażenie, że mi nie uwierzyła. Jestem przekonana, że myśli, że o niej
zapomnę.

Po południu zakładam ładną, skromną turkusową sukienkę. Do szpitala docieram parę minut przed

piątąipostanawiamwjechaćnapiętro,naktórymznajdujesięgabinetmojegocudownegomęża.Kiedy
drzwiwindysięotwierają,widzęgowgłębi,jakrozmawiazinnymlekarzem,wniebieskimczepkuna
głowie.

Aleprzystojniakztegomojegośniadegodoktora!
Nie podchodzę do niego. Wygląda na skupionego, kiedy z drugim lekarzem patrzy w tablet, który

trzyma w dłoni. Podchodzi do niego pielęgniarka, która podaje mu papiery, ale po tym, jak na niego
patrzy,wnioskuję,żechętniedałabymucoświęcej.

Namiłośćboską,czytażmijaniemawstydu?
Chwileczkę, czy ta suka nie widzi obrączki, którą mój mąż nosi na palcu? Nie ma co, my, kobiety,

kiedychcemy,jesteśmyprawdziwymiegoistycznymiharpiami.Wtejchwilitaniąwłaśniejest.

Nie ruszając się z miejsca, obserwuję jak Dylan przegląda dokumenty, a ona robi słodkie minki i

kokieteryjniedotykasobiewłosów.Pourywamjejuszy!

Wrze we mnie moja hiszpańska krew, a kiedy nie jestem w stanie znieść tego wzburzenia dłużej,

podchodzędonichzprędkościąhuraganuiwitamsię.

–Cześć,kochanie.
Dylanuśmiechasięnamójwidokicałujemniewusta.
–Cześć,skarbie,dawnoprzyjechałaś?
Cieszę się, że nie ma nic do ukrycia i pozwalam mu się objąć w pasie. Dylan spogląda na swoich

kolegów.

background image

–ZnaciemojążonęYanirę?
Kręcągłowami,aDylanspoglądanamnie.
–ToOlfoiTessa–mówi.
WitamsięzobojgiemuprzejmieiobejmujęDylanawpasie.
–Dużocizostało?Jeślichcesz,poczekamnaciebiewtwoimgabinecie–mówię.
Uśmiechasięizdejmujeniebieskiczepek.
–Odtejchwilijestemcałytwój,piękna.
Uśmiecham się, a pozostała dwójka mi się przygląda. Mina Tessy zmieniła się zupełnie, a ja mam

ochotę powiedzieć jej: pieprz się! Ale się powstrzymuję, posyłam jej jedynie przelotne, ale wymowne
spojrzenie,wzdycham,puszczamdonichokoiżegnamsięznimi.

IdęprzezszpitalzarękęzDylanemiuśmiechamsię,kiedyrozpoznajęniektórychlekarzy.Spotykamy

sięzMartínemRodríguezem,okulistąiumawiamysięktóregoświeczorunakolację.

Kiedywchodzimydogabinetu,Dylanzamykadrzwiicałujemnieniecierpliwie.
–Boże,mała,niemogłemsiędoczekaćtwojegoprzyjścia–mruczy.
Rozśmieszamnie.
– Słuchaj, wiesz, że jesteś bardzo seksowny w tym stroju? Chyba powinieneś zabrać do domu taki

czepekifartuch.Niesądzisz?

Dylanparskaśmiechem.
–Niemogęsiędoczekać,żebyzabawićsięztobąwlekarzaipacjentkę–dodaję.
Rozbawiony ściąga fartuch i wchodzi do wydzielonej części, żeby się ubrać. Idę za nim. Jest w niej

małe łóżko. Bez wahania rzucam mu się znowu w objęcia i dwie sekundy później leżymy na małym
tapczanie.Bezsłowawsuwamdłońdojegospodniizaczynamgopieścić.

–Odważysiędoktornaszybkinumerek?–mruczę.
Uśmiechasięniepewnie.Kusigotapropozycja,alewkońcuwstajezłóżka.
–Drzwisąotwarteiwszyscywiedzą,żetujesteśmy.Obiecuję,żewdomuzrobiętoztobątylerazy,

iletylkobędzieszchciała.

Robiępodkówkę,aonzamykadrzwipokoikuirozpinasobiespodnie.
–Chodźtu,kapryśnico–mówi.
Bierzemniewramionaiopieramnieodrzwi,którezamknął,żebymiećpewność,żeniktniebędzie

mógł ich otworzyć. Jego dłonie wsuwają się pod moją sukienkę. Nie zdejmuje mi majtek, przesuwa je
tylkonabok.

–Powstrzymajjęki–szepcze,patrzącnamnie–bocałyszpitalsiędowie,corobimy.
Wchodziwemnie.Rozkoszjestintensywna,niewiarygodna.
Obejmujęgonogamiwpasieidajęsięponieśćchwili.Dajęmusięprzelecieć.Dajęmusięposiąść.

Tojazachęciłamgo,żebytozrobiłiterazpostanawiamzwyczajnieupajaćsięzwycięstwem.

Jak powiedziałam, numerek jest szybki, bez wstępów i ceregieli. Kiedy kończymy, stawia mnie na

podłodzeisięwycieramy.

–Dalej–szepczerozbawiony,otwierającdrzwi.–Chodźmystąd,zanimzaczniemynastępny,jużnie

takiszybki.

–Hmmm…–mruczę.–Nawetsobieniewyobrażasz,jakiepomysłyprzychodząmidogłowynato,co

background image

moglibyśmyrobićwtymłóżku.

–Dalej,kusicielko,wychodźstąd!
Zaśmiewającsię,wchodzimydowindyizjeżdżamynaparking,gdziewsiadamydojegosamochodui

jedziemy prosto do agencji jego znajomego. Kiedy mnie pytają, jakie mam oczekiwania wobec domu,
dostaję słowotoku. Pomysłów nie ma końca! Mówię, że chciałabym, żeby miał dach z czarnego łupka,
dwa piętra, cztery lub pięć sypialni, parę łazienek, przestronną kuchnię, a spełnieniem marzeń byłby
basen.Pokazująnamtrzydomy,którespełniająmojewymagania,ależadenmnienieprzekonuje.Jakma
jedno, to brakuje mu czegoś innego. Umawiamy się ze znajomym Dylana, że przyjedziemy jeszcze raz
obejrzećkolejne.Żegnamysięznimijedziemynakolację.Miejsce,którewybrałDylan,znajdujesięna
przedmieściach. Jest to hotel z restauracją, który nazywa się California Suite. Wie, że uwielbiam
bakłażanyiobiecuje,żetutejszebędąmismakowały.Ifaktycznie,sąrewelacyjne.

–Cóż…–zaczynamójchłopak.–Chybajapierwszyzabioręgłos.Popierwsze,chcęcięprzeprosić

zawszystko,cosięwydarzyło.Chybajestemegoistą,jeżelichodziociebie.Chcęcięmiećwyłączniedla
siebiedotegostopnia,żeniedocieradomnie,żezasługujesznacoświęcej.

–Więcej?!
Dylankiwagłową.
– Zasługujesz na to, żeby spełnić swoje marzenia. Urodziłaś się, żeby śpiewać, nie po to, żeby

malowaćścianyiprzesuwaćmeble.

Uśmiechamysię.
–Pozatym,zakochałemsięwtobiemiędzyinnymizewzględunatwojąosobowośćipięknygłos.Ale

bojęsięmyśli,żebyćmoże,kiedyosiągnieszswójcel,zapomniszomniei…

–Dylan,jakmożesztakmyśleć?
– To ty, niechcąco, czasami sprawiasz, że zaczynam we wszystko wątpić. Wiem, że mnie kochasz,

wiemto,kochanie.Alemojamatkabyłajednąznajwiększychartysteknaziemiiwidziałem,jakbardzo
sięztegopowodukochaliinienawidzili.Aterazjestemwtakimsamympołożeniuipodświadomiesię
boję. Boję się tego, że tak bardzo skupisz się na karierze, że o mnie zapomnisz. Że podczas podróży
kogośpoznaszalboże…

–Cotyzagłupotywygadujesz?–przerywammu.–Niejestemtwojąmatkąi…
– Ona była wielką kobietą, na scenie i poza nią – przerywa mi. – Ale sława i kariera czasami

sprawiały,żepodejmowałaniewłaściwedecyzjei…

–Jategoniezrobię–oznajmiamzprzekonaniem.
–Tonieuniknione,kochanie.Wierzmi,wiem,oczymmówię.
–Niepodejmęzłychdecyzji–powtarzam.
Dylansięuśmiechaigłaszczemniepopoliczku.
–Chcętylko,żebyśpamiętała,żeciępotrzebujęikocham.Towszystko.
OBoże!OBoże!
Mam ochotę obsypać go pocałunkami. Jak to możliwe, że jest taki przystojny i na dodatek mówi mi

takieromantycznerzeczy?

Przysuwamsiędoniegozuśmiechemi,przywołującpiosenkęMichaelaBoltona,szepczę:
–Niezapominaj,żeniejestemwstaniebezciebieżyć.

background image

Nieźleeeee!Zkażdymdniemstajęsiębardziejromantyczna.
Dylansięuśmiecha.Tapiosenkajestzcałąpewnościąwyjątkowadlanas.
–Wybaczmi,proszę–ciągnie,całującmnie.–Wszystkowymknęłomisięwtedyspodkontroli.Przez

całąkolacjędręczyłamniezazdrośći…

–Dlaczegobyłeśzazdrosny?
Wypijałykdrinka.
– Widziałem, że świetnie dogadujesz się z wieloma osobami. Nie mogę zapominać, że jestem od

ciebieojedenaścielatstarszyi…

–Ipomyślałeś,żeznimimogęsięlepiejbawićniżztobą,prawda?
Niezaprzecza,ajaprzysuwamsiędoniegoiszepczęzakochana:
–Aletyjesteśgłuptasem,skarbie,atakinibydorosły!
Jegominamówiwszystko,ajaparskamśmiechem.
–Zapomniałeś,żekiedyścipowiedziałam,żedlamniewiekmaznaczenietylkowprzypadkuwinai

serów?–Widzę,żesięuśmiecha.–Chcęcipowiedziećjasno,żenigdyniegustowałamwrówieśnikach
–dodaję.–Zawszewolałamstarszych.Takichjaty.

Zakłopotanaminanieznikazjegotwarzy.
–I…odkądciępoznałam,niezwracamuwaginanikogopozamoimcudownymmężulkiem.–Widzę,

że minę ma cały czas tę samą. – I, albo zmienisz minę, albo przysięgam, że się wścieknę i zrobię tu
karczemnąawanturę–syczę.

Wjednejchwilinajegotwarzypojawiasięuśmiech.Tomisiępodoba.Wykorzystujęsytuację.
–Terazmojakolej.Dlaczegowyrzuciłeśmniezgabinetuiniepozwoliłeśwejść?
–Bobyłemwściekły,akiedysięwściekam,lepiejżebymbyłsamisięuspokoił,boinaczejwybuchnę.

Znamsiebie,takjestlepiej.

–Izawszetakbędzie?
– Nie. Bo jeżeli po wyjściu z gabinetu ciebie ma nie być, wolę wybuchnąć w twojej obecności,

najwyżejoberwieszrykoszetem.

–Niewiem,czytakaodpowiedźmniezadowala.
– Innej nie ma, kochanie. Mam trzydzieści siedem lat i do tej pory zawsze, kiedy mi się coś działo,

reagowałemwtensamsposób.Aleterazniejestemsami…

–Inigdyjużtegoniezrobisz,prawda?
Dylankręcigłową.
–Chcęcięspytaćocośzinnejbeczki.
–Słucham.
–MiałeśromanszTessą?
Zaskoczonytym,jakiobrótprzyjęłarozmowa,patrzynamnie,jakbynierozumiał,ocochodzi.
– Z Tessą, pielęgniarką ze szpitala – drążę. – Może nie zauważyłeś, że patrzy na ciebie wzrokiem

dalekimodprzyzwoitości?

Dylansięuśmiecha.
–Nie,skarbie.Nicmiędzynaminiebyło–odpowiada.
–Napewno?

background image

–Napewno.Niebędęcięokłamywałwtakbłahejkwestiiiproszę,niedoszukujsięczegoś,czegonie

ma. Nie będę zaprzeczał, że niektóre kobiety ze szpitala są czasami dla jednych lekarzy milsze niż dla
innych, ale spokojnie, jedyną, która jest w stanie zatrzymać mnie w łóżku, żebym spełniał jej kaprysy,
jesteśty.

–Hmmmmm…Podobamisięto–mówięzadowolona,oblizująclódzłyżeczki.
–Mojakolejnapytanie–mówiDylan.–Gdziesięzaszywałaśprzeztedniinoce?
–WAparthoteluDosAguas,zValerią.
–KimjestValeria?–pytazaskoczony.
– To czarująca dziewczyna, z Madrytu, którą poznałam tej nocy, kiedy wyszłam z domu. Można

powiedzieć, że to ona o mnie dbała przez te dni i że mam w Los Angeles przyjaciółkę spoza kręgu
znajomychrodzinyFerrasa.Jeżelichcesz,jakskończymy,możemyjechaćdobaru,wktórymjąpoznałam.
Rozmawiałamzniąranoidziśmawieczornązmianę.Maszochotę?

–Tak.Chcęjejpodziękowaćzato,żesiętobązajęła.
–Skoromowaowdzięczności,Valeriamamałyproblemimożebędzieszwstaniejejpomóc.
–Pewnie–odpowiadaDylan.–Cojejjest?
Opowiadamto,cousłyszałamodValerii,akiedykończę,mójmążpatrzynamniezpoważnąminą.
–Tytonazywaszmałymproblemem?–pyta.
– Chciałabym, żeby miała najlepszych lekarzy, i wiem, że ty możesz to załatwić. Od jakiegoś czasu

odkłada pieniądze i marzy, żeby zakończyć to wszystko raz na zawsze. Może byłbyś w stanie to
przyspieszyć.Maszkontaktyijestempewna,że…

–Zobaczę,comogęzrobić,kochanie,dobrze?
Kiwamgłową.
–Omarmipowiedział,żeludziezwytwórnichcąsięztobąspotkać–mówi.
–Wcelu?
–Chcąwydaćtwojąpłytę.Chcąjaknajszybciejrozkręcićtwojąkarierę.
Kiedytomówi,widzę,żepochmurnieje.
–Teraznie…–szepczę.–Terazchcętylkobyćztobą.
Dylanwbijawemniekasztanoweoczyizadzierabrodę.
– Wiesz, że gdyby chodziło o mnie, zapomniałbym o sprawie – mówi. – Ale chcę, żebyś była przy

mnieszczęśliwainiebędędlaciebieprzeszkodą.Tyzaakceptowałaśmojąpracę,jejgodzinyiwyjazdyz
niązwiązane,ajazaakceptujętwoją.Chcę,żebyśnagrałatępłytę,dlamnieidlasiebie.

Jegopewnośćisłowaprzyprawiająmnieogęsiąskórkę.
–Jesteśpewien?
Nieodrywającwzorkuodmoichoczu,kiwagłową.
–Podarowałemcikluczdomojegoserca–szepcze.–Jestempewien.
Wszystko w nim mnie zachwyca. Nie przejmując się tym, że na nas patrzą, wstaję, siadam mu na

kolanach,obejmujęgozuwielbieniemicałuję.

–Nigdywięcejmnieodsiebienieopychaj,bopożałujesz,jasne?
–Odebrałemnauczkę,kapryśnico.
Uśmiechamy się oboje. Dylan prosi o rachunek i objęci wychodzimy z restauracji. Samochodem

background image

Dylana jedziemy do molo w Santa Monica, parkujemy i za rękę idziemy do baru, w którym pracuje
Valeria.Kiedywchodzimy,przyglądanamsięparumężczyzn,akiedyValeriasięodwracaimniewidzi,
jejtwarzrozświetlaszerokiuśmiech.

Odstawiatacęipodchodzidonasnieśmiało.Obejmujęją.Onadesperackoodwzajemniauścisk.
–Dziękuję,dziękuję,dziękuję,Yanira–mruczy.
Wzruszonatym,codlanasobuznaczyto„dziękuję”,spoglądamnaniąiwskazujęDylana,którynam

sięprzygląda.

–Valeria,przedstawiamcimojegomężaDylana–mówię.
Witasięzniąserdeczniedwomabuziakamiichwytajązarękę.
–Bardzodziękujęzato,żezatroszczyłaśsięomojążonę,kiedymnieniebyło.
Valeriajestspeszona.
–Całaprzyjemnośćpomojejstronie–odpowiada.
KiedywszyscysięjużznająValeriapyta,czegosięnapijemy.
–Whiskyzlodem–prosiDylanizerkanamnie.–Gdziejestłazienka?
–Wgłębipoprawej–mówię.
Kiedyzostajemysame,Valeriaspoglądanamnie.
– Na miłość boską, gdybyś mi powiedziała, że twój mąż jest takim przystojniakiem, zabiłabym cię,

żebygoprzechwycićdlasiebie–szepcze.–Yanira,alemaszniezłegomęża!

Uśmiechamsięrozbawiona.
–Toprawda,jestnajlepszy.
Valeriaprzejętawracazabar,bierzedwieszklanki,przygotowujeto,cozamówiłDylaniniepytając

mnieonic,nalewamirumzcoca-colą.

–Wszystkowróciłodonormy?–pyta.
–Tak.Wkońcupostanowiłamzrobićpierwszykrokiwrócić.Kochamysięizasługujemynato,żeby

spróbować.

–Cieszęsię,kochanie.Aletrzymajtegoswojegoprzystojniakakrótko,bozcałąpewnościąznajdzie

sięniejednawydra,którabędziechciałagozłapaćmiędzynogi.–Wachlujesię.–Nawetnamniezrobił
wrażenie,kiedygozobaczyłam.

Parskamśmiechem,akiedyDylanwraca,wetrojepogrążamysięwsympatycznejrozmowie.
Zadowolonaprzyglądamsię,jakrozmawiazValeriąbeznajmniejszychuprzedzeńitraktujejątak,jak

na to zasługuje. Jest rycerski, uprzejmy i czarujący dla nas obu. Śmiejemy się, rozmawiamy, a kiedy
Valeriaopowiada,żechowałamtelefondominibaru,mójchłopakmniecałujeiuśmiechasię,słyszącto.

Spędzamy w barze półtorej godziny, a potem postanawiamy wracać. Żegnamy się serdecznie z moją

przyjaciółką,ajaobiecuję,żeniedługodoniejzadzwonię.Tymrazemjejuśmiechmówimi,żewierzy,
żetozrobię,itomnieuspokaja.

Wdomuudzielanamsiępanującawnimcisza,akiedyDylanwyłączaalarmizamykadrzwi,pchamgo

naścianę.

–Dzisiajrządzikróliczekikażecisięrozebrać–mruczę.
–Już?!
–Już

background image

–Tutaj…–śmiejesięDylan.
–Aha.Tutaj.Chcę,żebyśtejnocybyłmoimpornogosposiem.
–Pornogosposiem?
Parskamśmiechem.Dylanniemapojęcia,oczymmówię.
– W Hiszpanii zrobiły się modne pornogosposie. Gosposie w seksownych strojach, które mają

dostarczaćwzrokowychatrakcjipracodawcom.Alejachcęczegoświęcej.Chcępornomęża.Chcę,żebyś
przygotowałmidrinkaiprzyniósłmigodojadalnicałkiemnago.

Dylanpatrzynamnie.Nierozumie,ocomichodzi.
–Dalej,czekam–ponaglamgo.–Rozbierzsięidajmiswojeubranie.Jesteśmywdomuichcęsię

upajaćwidokami,jakieoferujemimójpornomąż.

Dylan podejmuje grę i w końcu robi to, o co go proszę. Odwiesza czarną skórzaną kurtkę, zdejmuje

marynarkę,krawat,koszulę,buty,skarpetkiispodnie,alekiedychceściągnąćmajtki,powstrzymujęgo.

–Tozdejmęja.
– Nieźle… – Dylan się śmieje, a ja wsuwam palce pod gumkę i powoli je zsuwam, obsypując

pocałunkamidrogęodpępkadokolan.

Kiedyjestjużnagiicałeubranietrzymawrękach,wzdychamiwstaję.
–Chcemisiępić–oznajmiamnonszalancko.–Przynieśmicośdopicia.
–Nacomapaniochotę?
Patrzęnaniegorozmarzona,mówięmuwzrokiem,czegochcęiwzdycham.
–Napoczątekcośorzeźwiającego–odpowiadam.–To,cotychcesz.
Mójukochanyidziedokuchni.Japodziwiamjegojędrnepośladki,długienogi,szerokieplecyiśniadą

skórę.

–Matkokochana…–mówiędosiebie.–Cozaprzystojniak…
Kiedyznikawkuchni,kładęjegoubranianapodłodzeiruszamzanimjakzahipnotyzowana.Muszęna

niegopatrzeć.Wchodzęiwidzę,żeotwieraszafkę,wyciągadwieszklanki,napełniajelodem,odwraca
sięimniezauważa.

–Nieruszajsię–rozkazuję.
Dylanzatrzymujesięzeszklankamiwręce.Przygryzamwargi.
–Zróbkrokdomnie–mówię.
Robito.Patrzęnajegowielki,sztywnyczłonekiwzdycham.
–Róbdalejto,corobiłeś,zanimzmienięzdanie.
Mojauwagagorozpala,podnieca.Zrozbawionąminąotwieralodówkę.Wyjmujecoca-colę,akiedy

mijamniepodrodzedosalonu,dajęmuklapsawpupę.

–Idźdalej–mówię.
Rozbawiony robi to, o co go proszę. Uwielbiam się przyglądać, jak spaceruje nagi. Ma klasę i styl.

Nogimidrżązpodniecenia,któresamawzniecamipostanawiamusiąśćnawielkiejczarnejsofie.Dylan
przygotowuje drinki, a ja poprzestaję na tym, że przyglądam mu się z zachwytem. Wreszcie kończy,
podchodzidomnieiwyciągaszklankęwmojąstronę.

–Proszę,tujestto,ocomniepaniprosiła–mówi.
Wciągnąłsięwdzisiejszązabawę.Wypijamłykdrinka.

background image

–Czypornomążmożeusiąść?–pytaDylan
Odstawiamszklankęnastolik.
–Nie–odpowiadam.
Patrzynamniezaskoczony.
–Zatańczdlamniecośseksownego–proszę.
Dylanjestoszołomiony!Zszokowany!
Nieruszasię,ażwkońcuparskamśmiechem.Ostatniąrzeczą,jakąbyłbygotowyzrobićmójmąż,jest

egzotycznytaniec.

–Odstawdrinkipodejdźdomnie.–Kiwamnaniegopalcem.
Siedząc na kanapie, głowę mam właściwie na wysokości jego sztywnego członka. Chwytam go bez

wahania.

Dylanpodskakujeisiędomnieuśmiecha.Jateżsięuśmiecham,bioręgodobuziizaczynamlizać.Jest

sztywny,bardzosztywny.Delikatnieściskamgodłońmi.

–Dzisiajbędzieszmoimsłużącym,ajatwojąpanią–mówię.–Zrobiszwszystko,ocociępoproszę,

zgoda?

Kiwa głową podniecony. Znów wsuwam sobie do ust jego członek i przesuwam po nim kilka razy

językiem,doprowadzającgodoszaleństwa.Wstaję,patrzęnaniegoipchamgonakanapę.

–Siadaj–mruczę.
Dylan robi to, o co go proszę, a ja zaczynam się rozbierać. Zrzucam z siebie wszystko po kolei,

rozpalającgo,akiedyjestemzupełnienaga,siadamnanimokrakiemiwidzę,żesięuśmiecha.Jużwie,
żemniema,zarozumialec.Uśmiechamsiędoniegoczule,akiedymuskamwilgotnąpochwąjegosztywny
członek,szepcze:

–Proszępani,niewiem,czybędęwstaniesiępowstrzymać,żebyniewziąćsytuacjiwswojeręce.
Kręcęgłowąiprzygryzammujęzyk.
–Nieważsię.
Nasze spojrzenia, pełne namiętności, mówią nam, jak bardzo się pragniemy. Bez skrępowania kładę

usta na jego ustach i wsuwam język do środka. Dylan szybko więzi go w swoim wilgotnym wnętrzu i
bawisięnim.Upajasięmoimsmakiem,ajasięnimrozkoszuję.Doprowadzamniedoszaleństwa.

Chcę doprowadzić mojego pornomęża i służącego do szybszego bicia serca, kuszę go, próbując

wsunąćsobiedośrodkajegoczłonek.Hmmm,alepokusa!Przepełniagopożądanie,alejestempewna,że
mniebardziej!Żebyniekończyćzabawytakszybko,wstajęzjegokolan,wywołującjegodezorientację.

–Chodźzemną–mówię.
Wstajeiwśródpieszczotipocałunkówidziemydonaszejsypialni.
Uśmiechasięnawidokłóżka.
Zdrajca.
PlanA:przelecęgo.
PlanB:przelecęgo.
PlanC:przelecęgo.
PlanD:przelecęgo.
PlanE:przelecęgo.

background image

Wkońcupostanawiamzrealizowaćcałyalfabet:przelecęgo!
Alechcę,żebytagorącazabawajeszczetrwała.
–Cosądziszoswojejpani?
–Jestkuszącaiapetyczna–odpowiada,patrzącnamnienamiętnie.
Świetnie!Powiedziałto,cochciałamusłyszeć.
–Usiądźnałóżku–żądam.
Dylan robi to, a ja znów go kuszę najbardziej grzesznymi muśnięciami. Jak było do przewidzenia,

atakujemniejakwygłodniaływilk,alekiedymniedotyka,dajęmuklapsaiganię.

–Jestemtwojąpanią,niedotykajmniebezpozwolenia.
Mójukochanywzdychaipowstrzymujesięztypowądlasiebieminązabójcy.
–Przepraszampanią.
Siedzącnanimokrakiem,chwytamjegoczłonekinieodrywającodniegowzroku,przesuwampochwą

pojegokuszącymmięśniu.

Dylandrży,ajaczujęsięjakwulkanprzederupcją.
–Proszępani,doprowadzamniepanidoszaleństwa.
–Wielkiego?
Kiwagłowąiwbijawemniewzrok.
–Dobezgranicznego.
Wepaaa…!Tegowłaśniechcę!
Ślinkamicieknie,kiedysobiewyobrażam,comożemyzrobić,jeżelimunatopozwolę,iniemogącsię

powstrzymać,wsuwamgowsiebie.

Tak!Błogosławioneszaleństwo!
Dylan kładzie dłonie na moich biodrach, a ja, po dwóch pchnięciach, które smakują rozkoszą i

podsycająmojąochotęnaseks,szepczę:

–Czytwojapaniprosiłacię,żebyśtozrobił?
Przykolejnympchnięciujęczęzrozkoszy,aonodpowiadagorączkowo:
–Nie.
Chcę się poruszyć, ale mi nie pozwala. Nowe pchnięcia biorą nade mną władzę i w końcu mu na to

pozwalam,chociaż,kiedysięzatrzymuje,zsuwamsięzniegoszybko.Zaskakujęgo.Mnietodenerwuje,
alerobięto.

Muszęgraćmojąrolę„pani”.
Wstajęiidęnataras.
–Chodź!–przywołujęgo.
Kiedy jesteśmy już na zadaszonym tarasie, patrzę na czarny fotel do trójkąta, który Dylan kupiła do

zabawy.

–Przygotujgodlamnie–rozkazujęperwersyjnie.–Będęsięnanimbawićsama.
Minamurzednie.Ostatniąrzeczą,jakiejchce,tozostaćwykluczonymzgry.Alechceciągnąćzabawę,

więckiwagłową,ajapragnępodniecićgojeszczebardziej.

–Tybędzieszsięprzyglądał.
Widzę, że zaciska zęby, a żyły na jego szyi stają się widoczne. Nie bawi go to wcale, ale nie

background image

protestuje. Przyjmuje prawy sierpowy, który przed chwilą mu zaserwowałam i milczy, pozwalając mi
trzymaćstery.

Bezwstydniekładęsięnaplecachnafotelu.No,nawetnajwiększakrólowapornonierobitego,coja.

Kładęnogipoobustronachfotelairozchylamje,bacznieprzezniegoobserwowana,żebypokazaćmu,
jakajestemwilgotna.

–Nałóżnauchwytgrubąkońcówkę–rozkazuję.
Robi to bez słowa. Mój biedak. Ma anielską cierpliwość. Gdyby poprosił o coś takiego mnie,

zrobiłabymmutakąawanturę,żefruwałbypodsufitem.

Patrzęnaniegocorazbardziejpodnieconagrą.
– Włącz maszynę – żądam, kiedy kończy mocować to, o co go poprosiłam. – I wprowadź we mnie

powoli sztuczny członek. Chcę, żebyś kontrolował pchnięcia i przeprowadził mnie przez siedem faz
orgazmu.Zrozumiałeś?

Wzdycha.Nieodzywasię,alejestempewna,żewmyślachklnie,naczymświatstoi.
Marszczącbrwi,myśliotym,ocogopoprosiłam.Wahasię,niewie,cozrobić,alewkońcuwykonuje

polecenie,akiedywibratorfotelazaczynasięporuszać,jegopalcedotykająmojejpochwy,żebywsunąć
godomojegownętrza.

–Stój!–krzyczę.
Wykonuje polecenie, chociaż nic nie rozumie i patrzy na mnie zdezorientowany. Wstaję z fotela,

chwytamgozarękęipociągamgo,żebypołożyłsięnaplecach.

Uśmiechasię.
Ostrożniesiadamnanimokrakiemigocałuję.
–Naprawdęmyślałeś,żepozwolę,żebyzimna,bezosobowamaszynazrobiłato,cotyrobiszodniej

tysiącrazylepiej?

Jegouśmiechstajesięszerszy,ajaześlizgujęsięnajegoczłonek.
Cholera,alemiło!
NagleDylandajemigłośnegoklapsa.Patrzęmuwoczy.
–Tozaperwersję…proszępani–mruczyzadowolony.
Uśmiecham się. Pochylam się do jego ust i gotowa na wszystko, poruszam się, dążąc do naszego

wspólnegospełnienia.

–Terazsiędowiesz,czymjestperwersja–szepczę.
Poruszambiodramibezustanku,wzbudzającwnimfalerozkoszy.Zabawapodnieciłagobardziej,niż

przypuszczał.Jestcałkowiciezdanynamojąłaskęiniemożenicnatoporadzić.

Przytrzymujemniewpasie,chcemnieczućnaswoimczłonku.Mojeruchysątakpewne,żesięwygina

idajesięponieśćprzyjemności,jakąmudaję.

Och,tak,chcęgotakmieć.
Wsuwamiwysuwamjegoczłonekzmojegociała,trzymającgozaramiona.Tojawyznaczamrytm.W

górę…wdół…wgórę…wdół.Kiedywidzę,żezagryzadolnąwargę,zaczynamsięoniegoocierać.
Znów zawodzi go siła i może tylko jęczeć, poddając się mi lubieżnie. Moje jęki są ledwie słyszalne.
Zagłuszają je jęki mojego ukochanego, a to podnieca mnie jeszcze bardziej. Z całej siły przywieram
kolanamidojegożeberidalejporuszamsięokrężnymiruchami.

background image

Dylandrży.
–Doprowadzaszmniedoszaleństwa,kapryśnadamo–mruczy,patrzącnamnie.
Koniecgry.Żegnajpornogosposiuijegopani.Znówjesteśmysobą.
Jegogłos,pełennamiętnościierotyzmu,podniecamniebezgranicznie.
– Jesteś mój i nikt nie będzie się z tobą kochał tak, jak ja – mruczę, patrząc na niego i poruszając

biodramitak,żekrzyczy.

–Tak–jęczy.
–Tak–potwierdzam.
Jegodrżeniejestcorazsilniejszeicorazbardziejnieokiełznane.Porywamgodosiódmegonieba.Nie

mogęgopocałować.Jeżelitozrobię,osłabnę,ategoniechcę.Chcęwidzieć,jakdochodzi,domagamsię
całejjegorozkoszydlasiebie,takjakwcześniejonrobiłtozemną.

Przykolejnympchnięciujegoczłonekdocieradomojejmacicy.Terazwyginamsięja.Głębianaszego

zespoleniajestekstremalna.Czuję,żeDylandrży,amojapochwawciągagozrozkoszą.

–Och,tak…tak…–jęczyszaleńczo.
–Dojdźdlamnie–żądam.
–Nieprzerywaj,króliczku…nieprzerywaj–cedziprzezzęby.
Rozszalała, widząc go w takim stanie, przyspieszam ruchy i przytrzymuję mu dłonie. Jest zdany

całkowicienamojąłaskę.Żyłynaszyimusięnapinają,azjegogardławydobywasięochrypły,męski
dźwięk.Poostatnimruchupodwpływemjegowłasnychkonwulsji,czuję,żewypełniamniejegonasienie
inaszepłynymieszająsięistająsięjednym.

Dylanem wstrząsa rozkosz. Nigdy nie przyglądałam się temu, jak przeżywa orgazm, jestem

zachwycona. Szaleję. Sprawia, że czuję się władcza i teraz rozumiem, dlaczego on lubi nade mną
panowaćiwidziećmniewtymsamympołożeniu.

Kiedy dreszcze rozkoszy ustają, rozluźniam uścisk kolan, pochylam się nad jego ustami i czule go

całuję.Smakujęjegosłodkiewargiiprzechwytujęostatniejęki,któresąmojeitylkomoje.

–Przygotujsię,perwersyjnykróliczku–mówi.–Bokiedyokrutnywilkodzyskasiły,dacito,naco

zasłużyłaś.

Uśmiechamysięiwiem,żeobojejesteśmyszczęśliwi.

background image

15.Odległość

W

marcuDylanmusileciećdoKanadynakongresmedyczny.Proponujemi,żebymjechałaznim,ajasię

zgadzam,aleporozmowiezwytwórniąokazujesię,żetoniemożliwe.MuszębyćwtychdniachwLos
AngeleszpowodunagrańzJ.P.

–Totylkoczterydni,niemożeszprzesunąćnagrań?–pytamOmara.
SpoglądanaDylanaiprzyglądamusięzpoważnąminą.
– Przykro mi, Yanira, ale to niemożliwe – odpowiada mój szwagier. – To interes, pozostali się nie

zgodzą.J.P.mabardzonapiętykalendarzimusimynagrywaćwuzgodnionymterminie.

Spoglądamnamojegoukochanegozagniewana,aonwzruszaramionamiipuszczadomnieoko.
–Spokojnie–mruczyimniecałuje,widzącmójpodłynastrój,kiedywychodzimyzestudia.
–Dodupy,twójbratmógłtozałatwić.Totylkoczterydni.
–Niemanatowpływu–odpowiadaDylan,przytulającmnie.–Pomyśl,zeJ.P.przyjeżdżanagrywać

płytę z Londynu. Jak ci powiedział Omar, to interes, i to taki, który obraca milionami dolarów. Teraz,
kiedytamachinazostałauruchomiona,niemożnajejzatrzymać.Mówiłemcikiedyś,wszystkomadobrei
złestrony.

Dwadnipóźniejmójukochanyijamusimysięrozstać.Wjegooczachwidzę,żejestmuprzykro,ale

nic nie mówi. Przeciwnie, próbuje się uśmiechać i wywołać uśmiech na mojej twarzy. Przez pierwsze
dwadnistraszniezanimtęsknię,alepracaprzypiosencewkońcumniewciągaiskupiamsięcałkowicie
naniej.

Dziś jest dzień nagrania i jestem strzępkiem nerwów. Prawie nie mogłam spać i kiedy wstaję, czuję

lekkiezawrotygłowy.Niemogęjeść.Niemamochotynawetnacolacaonasucho,którejemcorano.

Omatko!Czujęsiępotwornie!
W każdej sekundzie, w każdej chwili dnia tęsknię za Dylanem. Gdyby tu był, dodałby mi otuchy, a

przedewszystkimuspokoił.Niktniepotrafitegotakjakon.

Kiedy zjawiam się w studio, sekretarka Omara, ta do której się przystawia pomiędzy spotkaniami,

mówimi,żemamoczekującepołączenie.Zaintrygowanabiorętelefon.

–Tak,słucham?–odzywamsię.
–Jaksięczujemójpięknykróliczek?
To Dylan. Kiedy go słyszę, mało nie rozpłaczę się ze wzruszenia. Z całą swoją miłością mówi mi

tysiącrazy,żepójdziemiwspaniale,uspokajamnieiprosi,żebymzamknęłaoczy,skupiłasięnatym,co
chcęzrobićitozrobiła.

Ależonmniezna!
Rozmawiam z nim ponad dwadzieścia minut, a kiedy się rozłączam, uśmiecham się, czując, że

naładowałambaterie.Dylanjestsensemmojegożycia.

Tonyobejmujemnienapowitanie.Wie,żerozmawiałamzjegobratemiżedziękiDylanowiczujęsię

szczęśliwaiwyjątkowa,icieszysię,jakbychodziłoojegowłasneszczęście.

Dziesięć minut później do sali wchodzi Omar i wita się ze mną. Za nim wchodzą J.P. i jego zespół.

background image

Rozmawiamy o tym, co będziemy śpiewać, a ja staram się wypaść najbardziej profesjonalnie, jak
potrafię.Udajemisię,wierzęwtonawetjasama.

Przez godzinę dopasowujemy głosy z jego raperami, a kiedy J.P. jest zadowolony, przystępujemy do

nagrania.

Nagrywamypiosenkęfragmentami.Niektóremusięniepodobająiwkońcurobimyprzerwęnaobiad.

Żołądekmiwkońcuodpuściłiudajemisięcośzjeśćiuspokoić.Niewychodzimitakźle.

WczasieposiłkupodchodziprzywitaćsięznamiSandyNewman,piosenkarka,którąbardzolubimoja

mama.Poproszęjąozdjęcie,którewyślęmamie.Będziezachwycona.Zostajemyprzedstawione.

–No,no…–mówiSandy.–TotyjesteśtąsławnąYanirą.
Padnę.Wie,kimjestem?
–Tak,zgadzasię–potwierdzaOmar.–Tomojanowawokalistka.
Sandypatrzynamnieprzezchwilęswoimiładnymioczami.
–Tyteżnależyszdotych,cozarzucajątyłkiem,kiedyśpiewają,jakwszystkiedzisiejszewokalistki?
Jejpogardliwytonwcalemisięniepodoba.
–Uwielbiamzarzucaćtyłkiem,kiedyśpiewam–odpowiadam.–Tynie?
– Boże, co za wulgarność! Jestem zdania, że na scenie należy zachowywać się elegancko. Nie

przyszłoby mi do głowy, żeby zrobić coś takiego. Jedno jest jasne: w czasie moich występów nie ma
miejscanazłysmakaninawulgarność.

Nagleczujęodrazędotejdivyiwiem,żemojamamazcałąpewnościąniedoczekasięjejzdjęcia.
–TwójstylistylYaniryzupełniesięodsiebieróżnią,Sandy–stwierdzaTony.
Tadojrzałapiosenkarkamarszczynos.
–Namojeszczęście–oznajmiazłośliwie.
Cozadebilka!
– Sandy – wtrąca się Omar. – Nowe pokolenie piosenkarzy śpiewa i tańczy. Na szczęście im to

wychodzi.

–Inatymwłaśniepolegaróżnicapomiędzyartystkątakąjakjaagwiazdkamitakimijakone–kończy.
Dymmiidzieuszamizezłości.Muszęsięodezwać,bomnierozsadzi.Coztego,żetowielkaSandy

Newman?Podniosłamiciśnienietak,żeniejestemwstaniezmilczeć.

– Wiesz, co, Sandy? – mówię złośliwie. – Moja matka była twoją wielką fanką. Słuchała cię, kiedy

byłazamnąwciąży.

Słyszę,żeTonywykrzykujecośpodnosem.
Amasz,tywielkaSandyNewman!
Moiszwagrowiesięuśmiechają,akobietaspoglądanamniezprawdziwąnienawiścią,odwracasięi

odchodzi. Kiedy zostajemy sami, patrzę na siedzących przy stole, którzy robią wszystko, żeby
powstrzymaćsięodśmiechu.

–Ocojejchodzi?–pytam.
Tonyparskaśmiechem.
–Mojamatkapewnieśmiejesięwniebie,Yanira.Sandyionaniezbytzasobąprzepadały.
Omar,rozbawiony,kładziedłońnamojej,żebymnieuspokoić.
–Spokojnie,Yanira–mówi.–Zazdrośćtobardzozłacecha.

background image

Kiwamgłową.Zpewnościązła.
Poobiedziewznawiamynagrania,aleJ.P.jestciągleniezadowolony.Patrzę,jakwprowadzapoprawki

z Tonym i widzę, że mój szwagier się denerwuje. Nie jest w stanie dać raperowi tego, czego chce. W
końcumamdośćskarginarzekańbóstwa.Chwytamgozarękę.

–Mogęcośzaproponować?
Spoglądanamniezwyższościąimierzymniewzrokiemzgórynadół.
–Oczywiście,jasnooka–odpowiada.
–Zaśpiewajzemną.Nieprzerywajipoprostuśpiewaj,ajacipokażę,jakimampomysłnatęczęść

piosenki.–Wskazujępapiery,któremamyprzedsobą.–Teraztęzwrotkęzarobięja,atyśpiewaj,nie
rapujmojej,dobrze?–dodaję.

J.P.kiwagłową.Spróbowaćniezaszkodzi.
Tonynamsięprzyglądaizaczynamyśpiewaćrazem.Kiedydochodzimydoproblematycznegomiejsca,

kiwnięciemdłonikażęJ.P.milczeć,asamarapuję.Nieźle,jużpotrafięrapować!Kiedykończę,proszę,
żebyzaśpiewałmojązwrotkę.

Po skończonym eksperymencie J.P patrzy na mnie. Nie wiem, czy mu się spodobało to, co

zaproponowałam,alewkońcunajegotwarzypojawiasiępromiennyuśmiech.

–Dobrajesteś,jasnooka!–wykrzykuje.
Nie mam wątpliwości, że przydomek już ze mną zostanie. Omar, J.P. i jego świta po drugiej stronie

szyby,zadowolenizrozwiązania,unosząkciuki.Mójpomysłimsięspodobał.Ćwiczymygoparęrazyi
nagrywamytęczęść.

Kiedywreszciekończymy,raperzdejmujesłuchawki.
–Możewieczoremwyskoczymyrazemnadrinka?–proponuje.
Spoglądamnaniegozuśmiechem.
–Dziękuję,alenie.Jestemzajęta.
Onnicsobieztegonierobi.Przysuwasiędomniebardziej.Zachwilęniewytrzymam!Nagledoakcji

wkraczaTony.

–J.P.–odzywasię,żebyrozładowaćnapięcie.–DziennikarzzRolling Stones czeka, żeby zrobić z

tobąwywiad.

Mojespojrzenieiwzrokraperaspotykająsię.
–Jestemciwinienkolację,jasnooka.Lubięztobąpracowaćichcęcięmiećprzysobie.
Kiedyznika,spoglądamnaszwagraipuszczamdoniegooko.Tonysięuśmiecha.
–NiedenerwujDylana–mruczy.
Wśródśmiechówiżartówprzechodzimydokabiny,wktórejtechnikodtwarzanamnagranie.Omari

Tonypatrząnamnie,ajasięuśmiecham.

Jestemwzruszona!
GłosJ.P.imójbrzmiąrazemcudownie,akiedysłyszę,jakrapuję,pękamześmiechu.
PowywiadzieJ.P.wracadostudia.Znówodsłuchujemypiosenkęipuszczadomnieoko,stwierdzając,

żekawałekjestświetny.

Wnosimytoastszampanem,apotemJ.P.ijegoludziewychodzą.Jazamykamoczy,przejętanamyślo

tym,cowłaśniezrobiłam.

background image

Mówię,żeidędodomu,aleTonyprosi,żebymnaniegozaczekała.Musidokończyćto,corobizinnym

piosenkarzem,więcpostanawiamusiąśćipopatrzyć,jakpracuje.

ParęgodzinpóźniejOmarwręczamiumowy,żebymrzuciłananieokiem.Wytwórniazkażdymdniem

bardziejnamnienaciska,żebymzwiązałasięznimiumową.Czytam,alewszystkobrzmidlamniejakpo
chińsku.Nagleczuję,żektoścałujemniewszyję.J.P.zdrowoprzesadził!Odwracamsię,żebyzdzielić
upierdliwcaiodejmujemimowę.ToDylan.

Jakpoparzonawydajęzsiebiekrzyk,przeskakujęprzezkanapęipadammuwramiona,aOmariTony

sięuśmiechają,bezwątpieniawzmowiezbratem.

Wzruszonatym,żemamgoprzysobie,niewypuszczamgo,aOmarpuszczamuto,conagraliśmydziśz

J.P.

Dylanuważniesłuchapiosenki.
–Niemożnabyłobyzrobićtegolepiej,kochanie–mówi.
Całujęgowzruszona,aongłaszczemniepokolaniepodsukienką.Omardajeznakbrunetce.
–Powiedz,kiedychceszsięspotkaćzludźmizwytwórni–nalega.–Niemożemysiędoczekać,żeby

mieć cię u nas. Poza tym, że będę jednym z twoich szefów, będę twoim menedżerem i będę pilnował
twoichinteresów.NależyszdoFerrasów!Onicniemusiszsięmartwić.

–Omar,jesteśupierdliwy–odpowiadam,niewspominając,żewłaściwienazywamsięVanDerVall.
–Nie,Yanira,niejestemupierdliwy–bronisię.–KiedyukażesiępiosenkazJ.P.,zasypiecięlawina

propozycji,amoimobowiązkiemjestichuprzedzićipodpisaćztobąumowę.Cholera,przecieżnależysz
dorodziny!

Nie mogę się nie uśmiechnąć, kiedy słyszę, jak mówi o lawinie propozycji. Odlot! Dylan się nie

odzywa.Decyzjępozostawiamnie,alewyczuwam,żerozmawiałjużzbraćminatentemat.

–Yanira,tointeres,jeżelinampozwolisz,możemysprawić,żeosiągnieszwświeciemuzykisukces,o

którymzawszemarzyłaś–dodajewkońcuOmar.–Maszgłos,talent,osobowośćiwygląd.Niczegoci
niebrakuje!

–Iumiemkołysaćbiodrami–dodaję,rozśmieszającich.–Cootymmyślisz?–pytamDylana.
–Totwojemarzenie–odpowiada,patrzącnamnieczule.–Totymusiszzdecydować,kiedychcesz

zacząćjerealizować.Ajeżelichodziokołysaniebiodrami…–dodajezrozbawieniem–trzebaotym
porozmawiać!

Zastanawiamsięprzezkilkasekund,alewkońcudocieradomnie,żejedynieodsuwamwczasieto,co

nieuniknione. chcę tej płyty. Teraz mam możliwości, a z Dylanem u boku czuję, że poradzę sobie ze
wszystkim.NiewypuszczamdłoniDylana.

–Będzieszzemnąnaspotkaniuzwytwórnią?–pytam.
–Oczywiście,kochanie,jeżelitegochcesz.
–Chcę–powtarzam.
Kiwagłowąisprawdzaterminarzwtablecie.
–Możebyćprzyszłyponiedziałekodziesiątejrano?–proponujeOmarowi.
–Świetnie–wykrzykujeTony.–Będęmiałczas,żebydokończyćparępiosenek,którenapewnosię

Yanirzespodobają.

– Doskonale – odpowiada Dylanowi Omar i przekazuje informację sekretarce. – Wezwij Jasona,

background image

LenonaiJackanadziesiątąwponiedziałek.

DziewczynakiwagłowąiocierasiędłoniąoOmara.
–Wponiedziałekodziesiątejwmoimgabinecie.
SekretarkaoimieniuSherezadeposyłaOmarowilubieżnyuśmiech.BiednaTifany.Kiedyodchodziz

Omarem,jaskupiamsięnamężu.

–Myślałam,żewróciszdopierojutro.
Dylankiwagłową,przysuwanosdomojejszyiiwdychamójzapach.
–Niemogłemdłużejwytrzymaćzdalekaodciebie–mówi.
Uśmiechamsięiprzytulamdoniego.
–Przeszkadzam?–pytaTony,spoglądającnanas.
Zerkamynaniegooboje.
–Skąd,głuptasie–odpowiadam.–Tynigdynieprzeszkadzasz.
– Słuchaj, szwagierko, skoro jesteśmy sami, zrób sobie przyjemność i nagraj piosenkę, jaką chcesz.

Powiedzmitylko,jakiakompaniamentcipodłożyć,ajanagramgłos–proponuje.

Krępujęsię,aleDylanzachęcamnie,żebymtozrobiła.
–ChciałabymzaśpiewaćCryMeOutPixieLott–mówięwkońcuzachęcanaprzezobubraci.
Tony szuka podkładu, a kiedy go znajduje, wychodzę z akwarium za szybę, nakładam słuchawki na

uszy,słuchammelodiiikiedyTonydajemiznak,zaczynamśpiewać.

Słowa wypływają ze mnie, a ja wpatruję się w mojego śniadego męża, cholernie eleganckiego w

ciemnymgarniturzeikrawacie.Lubiępatrzeć,jaksięuśmiecha,uwielbiamwidziećgoszczęśliwegoiw
tejchwili,kiedyśpiewamdlaniegotępiosenkę,tylkodlaniego,właśnietakijest.

Poparuminutachkończę,ściągamsłuchawkiiwchodzędoakwarium.Tonypuszczaminagranieprzez

głośniki.

Słucham z niedowierzaniem. Do tej pory śpiewałam z zespołami i słyszałam się przez głośniki, ale

nigdyniemiałamluksusunagraniaczegośwprofesjonalnymstudiunagraniowym,takimjakto.

Słuchamy zadowoleni, a kiedy piosenka się kończy, Tony otwiera teczkę, zerka na brata, który kiwa

głową,ipodajemipartyturę.

–Dylannapisałjądlaciebie,ajaskomponowałemmuzykę–mówi.
Dylanpiszepiosenki?
Oszołomionabiorękartkę,którąpodajemiTonytakimgestem,jakbybyłazczystegozłota,ajarzucam

naniąokiem.

–Naprawdętotynapisałeśtępiosenkę?–pytammęża.
Braciazerkająnasiebie.
– Tak, wtedy, kiedy cię straciłem po naszej głupiej kłótni – odpowiada. – Poczułem potrzebę, żeby

przelać na papier to, co czułem w tamtej chwili, a później pomógł mi Tony i do słów skomponował
pięknąmuzykę.Mamnadzieję,żecisięspodoba.

Widzę,żepiosenkanositytułWszystko.Czytamtekst,trzymająckartkęwdrżącychdłoniach.
–Jestpiękna,kochanie–szepczę,całującDylana.–Dziękujębardzo.
Mójukochanypękazdumy.Całujemnie,pożerającmojewargi.
–Chybajestemtuniepotrzebny.–Słyszymynagle.

background image

Uśmiechamysię,odwracamydoTony’egoiobejmujemygo.
–Dzięki,szwagier–mówię.
–Najważniejszączęśćstworzyłtwójmąż,jamutylkopomogłem.Aleeeeeeeeee…maminnepiosenki,

mamnadzieję,żecisięspodobają,ikiedypostanowiszwydaćpłytę,kupiszjeodemnie.

Uśmiechamsięzadowolonaidwiesekundypóźniej,zachęceniprzezDylana,Tonyijawchodzimydo

studianagrań.Tonysiadaprzypianinieizaczynaśpiewać.

Ujrzałemcięisięzakochałem.
Taksilnebyłouczucie,żeniewiedziałem,copowiedzieć.
Twójzapach,twojaskóra.
Twójdotyk,twojespojrzenie,twójuśmiech,twojeustaicałaty.
Niebo,morzeistatek
Byłyświadkaminaszejmiłości.
Tonyśpiewaigra,ajaniemogęoderwaćwzrokuodDylana.Tesłowamówiąonas,ohistoriinaszej

miłości.Uśmiechamsię…Mójszwagierdocieradorefrenuiśpiewa:

Topewnienoccięoświetliła
Topewniesennaspołączył
Topewnietwoichpocałunkówipieszczot
zawszepragnąłem,aterazmam…wszystko.
Nieodrywamwzrokuodmojegowspaniałegomęża,którysłuchanaszaszybą,czuję,żesercebijemi

szybciej i przepełnia mnie miłość. On, jego pocałunki, jego pieszczoty, jego nieustający romantyzm, a
teraz ta piosenka, są najlepszymi rzeczami, jakie mi się w życiu przydarzyły i nie mogę przestać się
uśmiechać.Dylanpuszczadomnieoko.

Tonykończygraćisłyszę,żepyta:
–Jakcisiępodoba?
Wzruszonakiwamgłowąiunoszącrękę,proszęgoosekundę.Wychodzęzestudiaiidęzaszybędo

Dylana. Rzucam mu się w ramiona i całuję go z autentyczną namiętnością. Słowa, które przed chwilą
usłyszałam,sąjegowyznaniemmiłości.

–Kochamcię,DylanieFerrasa–mówię,kiedykończęgocałować.
Bez najmniejszego skrępowania obdarzamy się pieszczotami, czułością i namiętnością, aż w końcu

wychodzęiwracamdoTony’ego,zktórymśpiewamnowąpiosenkę.

Szwagier przedstawia mi później inne swoje kompozycje, a zwłaszcza piosenkę pod tytułem Divina.

Śpiewa ją, ja udzielam pewnych wskazówek odnośnie do tonacji, a on, rozbawiony, patrzy, jak jego
łagodnapiosenkazamieniasięwtaneczny,rytmicznykawałek.

–Wtakiejwersjibardziejcisiępodoba?–pyta.
Zastanawiamsię,spoglądamnaDylanapodrugiejstronieszybyipytam:
–Kochanie,atobiektórawersjapodobasiębardziej?
Dylanwłączamikrofon.
–Tyjąbędzieszśpiewać,wybierztę,którąwolisz.
Kiwamgłową,spoglądającnaTony’ego.
– Mogłabym zacząć cicho i spokojnie, a po tej zwrotce przejść do wersji tanecznej w stylu lat

background image

siedemdziesiątych,cotynato?

Tony,zaskoczonyzmianą,zgadzasię,prosiDylana,żebynagrywałizaczynagraćnapianiniewedług

udzielonychprzezemniewskazówek,ajaśpiewam.Pewnatego,corobię,sięgamponiskiealbowysokie
rejestry,żebywkilkumomentachnadaćpiosencewięcejwyrazu,akiedykończymy,Tonypatrzynamnie
rozbawiony.

–Niezłajesteś,jasnooka–mówiżartobliwie.–JakusłyszytoOmar,będziezachwycony.
W końcu wychodzimy ze studia w trójkę. Tony żegna się z nami, bo umówił się z jedną ze swoich

dziewczyn.Kiedydocieramydosamochodu,Dylanspoglądanamnie.

–Noico,cieszyszsię,żetujestem?–pyta.
–Ajakmyślisz?–Śmiejęsięigoobejmuję.
Całujemy się i tym pocałunkiem mówimy sobie, jak bardzo za sobą tęskniliśmy. W końcu Dylan

odsuwasięodemnie.

–Mamdlaciebieniespodziankę–mówi.
–Spodobamisię?
–Chybatak.
Wsiadamy do samochodu i Dylan jedzie na ulicę, której nie znam, chociaż znajduje się niedaleko

naszego domu, Dylan otwiera furtkę i ukazuje nam się piętrowy budynek z dachem z czarnego łupka i
wielkimioknami.UsłyszałemotymdomuiMarcprzesłałmizdjęciae-mailem.

–Należałchybadodawnejgwiazdyfrancuskiegokina.Niemiaładzieci,więckiedyumarła,dostaligo

siostrzeńcy, którzy po prostu o nim zapomnieli, aż w końcu przejął go bank. Nie mówiłem ci, żebyś
przyjechałaobejrzećgosama,bodenerwowałaśsięnagranieminiedoceniłabyśgo.Aleterazchodźgo
obejrzeć,mamklucze.

Idziemyobejrzećdom.
Trzymając Dylana za rękę, wchodzę do środka. Korytarz jest przestronny, prowadzi do olbrzymiej

starej,zaniedbanejkuchni.

– Możemy tu zrobić kuchnię jaką tylko będziesz chciała – mówi Dylan. – Pomyśl tylko o

możliwościach,jakiedajetendom,dobrze?

Kiwamgłową.Niedasięukryć,żepotrzebadużejwyobraźni,bowobecnymstaniejestprawdziwą

ruiną. Salon i sypialnie są duże. Kiedy kończymy zwiedzanie, Dylan patrzy na mnie z szerokim
uśmiechem.

–Jestdokładnietaki,jakchciałaś–mówi.–Domzdachemzczarnegołupka,piętrowy,pięćsypialni,

kilkałazienek,przestronnakuchnia,baseni…

–Niepodobamisię.
Mojastanowczośćwprawiagowzdumienie.
–Dlaczego?–pyta.
Rozglądamsięwokółsiebie.Domjestwopłakanymstanie.Wszystkojeststare,brudneiwpołowie

zrujnowane.

–Niechodzioto,żemisięniepodoba–wyjaśniam.–Poprostuwidzę,żejeststraszniezaniedbanyi

wymagatakiegonakładupracy,żeniejestemsobiewstaniewyobrazić,żektóregośdniamożewyglądać
ładnie.

background image

Dylansięuśmiecha,przyciągamniedosiebieiopieramnieplecamioswójtors.
–Wyobrażajsobieto,cobędęciopowiadał,dobrze?–mówi.
Kiwamgłową.
–Wsaloniemożemypołożyćpodłogizciemnegodrewna–wyjaśnia.–Wstawimynowemeble,aw

rogukominekzładnymcokołemnaramkizrodzinnymizdjęciami.Pomyślałemteż,żemożnawybićdrzwi
w tej ścianie, żeby również stąd było wyjście na basen, nie tylko z kuchni. W tym rogu moglibyśmy
postawićwygodnefotele,stolikitelewizornanaszefilmowewieczory.Wyobrażasztosobie?

Kiwamgłowązuśmiechem.Kiedytakopowiada,niemamproblemówzwyobraźnią.
–Chodźmydalej–proponuje.
Przechodzimydookropnejkuchni.
–Jakąchciałabyśmiećkuchnię?Niemyślotym,cowidziszteraz,miejprzedoczamito,cochciałabyś

widzieć.

– Chciałabym, żeby była z białego drewna, z piaskowanymi drzwiczkami w górnym rzędzie. Blat z

czarnego kwarcytu ze srebrnymi punkcikami. Na wyspie na środku płyta grzejna, a nad nią ładny okap.
Sprzęt AGD ze stali nierdzewnej, a tę ścianę chciałabym wyburzyć i zrobić w całości przeszklenie, a
przeddomempostawićstółjadalniany.Podobacisię?

Dylanmnieobejmujeiuśmiechasięczule.
–Bardzo–szepczemidoucha.
Wchodzimy na piętro, na którym wszystko jest w zupełnej rozsypce. Szyby powybijane, podłogi

doszczętnie zniszczone. Dom wygląda tak, jakby przetoczyło się przez niego tornado. Dużą sypialnię
urządzamywmyślachtak,jakwobecnymdomu.Śmiejącsię,rozmawiamyotym,jakważnejestdlanas
jacuzziinaszeurządzeniedozabawy.Późniejwchodzimydokolejnegopokoju.Dylanmnieprzytula.

–Tenpokójitennaprzeciwkomogłybybyćpokojamidzieci,cotynato?
Dławięsię.Dzieci?!
Nigdyotymnierozmawialiśmy,alejanielubiędzieci.
–Ilechceszmieć?–pytambezwahania.
Zaskoczonymoimpytaniempodchodzidooknainieodpowiada.Bawimniejegozachowanie.
–Myślę,żedwójkaalbotrójkabyłabyfantastyczna,niesądzisz?–mówię.
Patrzynamniezuśmiechem,kiwagłową,chwytamniewpasieipodnosi.
–Zacząłbymjeprodukowaćjużteraz,alewszystkojesttakiebrudne,że…
Wepaaaa,Ferrasa…Wychodzizciebietwojagejowskanatura!
Dylansięśmieje.Wie,żemówiętozewzględunaczasypracynastatku,kiedybyłamprzekonana,że

jestgejem.Wypuszczamnie.

–Zdejmijmajtki,bojezciebiezedrę–szepcze.
Chwytamniezapupęiprzyciągadosiebie.Wsuwadłońpodmojąsukienkę.
– Masz dwie sekundy. – Nie odpuszcza. Zdejmuje marynarkę i rzuca ją na podłogę. – Wiesz, że nie

lubięsiępowtarzać.

PlanA:posłuchamgo.
PlanB:posłuchamgo.
PlanC:posłuchamgo.

background image

BezwahaniadecydujęsięnaplanA,BiC,aonrozpinapasekizamekspodni.Mójwilkpowrócił.
Zdejmujęmajtkiirozglądamsiędookoła.
–No,ochrzcimytenpokój–mruczę.
Mój ukochany, szalejąc z pożądania, wyrywa mi majtki z dłoni, chowa je do kieszeni swojej

marynarki, bierze mnie na ręce i bez przyciskania mnie do ściany gorączkowo zanurza w mojej już
wilgotnejpochwieswójsztywnyczłonek.

–Tobędziepokójnaszegopierwszegodziecka.
Podwpływemenergicznegopchnięcia,którymzanurzasięwemniedokońca,wyginamsię,aontrzyma

mniemocnozapośladki.

–Króliczku,obejmijmnienogamiwpasieitrzymajmniezaszyję–prosi.
Robię,cokaże.Kiedyznówwemniewchodzi,uśmiechasię,widzącmojąminę,kiedyściskamnieza

pupę.

–Będęsięztobąkochałwkażdympomieszczeniutegodomu,ażzabrakniecitchu–szepcze.
–Zróbto–krzyczę,poddającsięrozkoszy.
Chwytamgozaszyję,żebyniespaść,aonzanurzasięwemnierazzarazem,precyzyjnie.Trzydnibez

siebietodlanaszadużo,pożądanieprzesłanianamzdrowyrozsądek.

Kiedy słyszę jego jęki, kiedy we mnie wchodzi i czuję jego wielką namiętność, ogarnia mnie

szaleństwo.

–Dziękujęzapiosenkę,którądlamnienapisałeś–mruczę,patrzącnaniego.
Kiwagłowąizanurzasięwemnierozkosznie.
–Dziękujęzato,żemniekochasz–odpowiada.
Natesłowaniejestemwstaniezareagować.Jakmożemizatodziękować?Nieprzerywającnaszego

perwersyjnego zbliżenia, znów go całuję, a kiedy moje wargi odrywają się od jego warg i widzę, że
zagryzadolną,kiedyznówwemniewchodzi,szepczę:

–Och…tak…tak…
–Podobacisię,królewno?
–Takjaknaszapiosenka–odpowiadam.
Kącikijegowargsięunoszą.Podobamusięto,cowidzi,cosłyszy.Jeszczerazsięwemniezanurza.
–Zarazskończę–mówi.
Rozszalała z namiętności otwieram się dla niego. Nie chcę, żeby przerywał. Uwielbiam jego

zaborczość,to,jaksięzemnąkocha,tecudownesłowa,któremówi.Alewszystko,codobre,siękończy,
ipokilkupchnięciach,któredoprowadzająmniedosiódmejfazyorgazmu,obojedrżymyijednocześnie
osiągamyorgazm.

Trwamywtejpozycjiprzezkilkaminut,ażwkońcupowietrze,któredostajesięprzezoknoprzyciąga

mójwzrokwjegokierunku.

–Widokisącudowne.
Dylanrównieżpatrzy,dajemibuziakawnosistawiamnienapodłodze.
–Więcpodobacisiętendom?–pyta.
Niemogęzaprzeczyć,żezmieniłamzdanienajegotemat.ZachwyconaspoglądamnaDylana.
–Terazchybamusimyzajrzećdopokojucóreczki–odpowiadamszelmowsko.

background image

16.Niechcęproblemów

W

poniedziałek, podczas spotkania z Omarem i wytwórnią, Tony i ja wprawiamy wszystkich w

osłupienie, kiedy prezentujemy piosenki, nad którymi pracowaliśmy wcześniej. Wszyscy są zgodni, że
WszystkoiDivinamająwielkipotencjałimogąstaćsięprzebojami.Postanawiamy,żemoimdebiutem
zostaniepiosenkaDivina.

Dylansiedziobokmnie,przysłuchujesięrozmowieiwtrącasiętylkowtedy,kiedywzrokiemproszę

goopomoc.Jestemcałkowitąnowicjuszkąwtychsprawachichociażwiem,żeOmarmnienieoszuka,
wolę,żebyDylanteżbyłzaangażowanywtęsprawę.

NajpierwpodpisujęumowęmenedżerskązOmarem.Dylanprzeglądaprostykontraktiwydajemusię,

że wszystko jest w porządku. Kiedy przychodzi pora podpisania umowy z wytwórnią, znów proszę o
pomocmęża.Przeglądają,rozmawiazojcemprzeztelefoniprzesyłamujee-mailem.Godzinępóźniej
Anselmo,któryjestbiegływtychtematachpolatachzajmowaniasięsprawamizmarłejżony,dzwoniz
Portoryko. Rozmawia w trybie głośnomówiącym z przedstawicielami wytwórni i prosi ich, żeby
wykreślilialbozmieniliniektórezapisy.Wmilczeniuprzyglądamsię,jakterekinybiznesurozmawiają,
kłócąsięiskładająpropozycje.Podwóchgodzinachzredagowanazostajenowaumowa.Czytamją,czyta
ją również Dylan i Anselmo, a kiedy wszyscy się zgadzamy, podpisuję ją. Od tej pory przez pięć lat
wytwórniabędziesięzajmowaćmojąkarierąmuzyczną.

Tony przedstawia cztery kolejne piosenki, wszystkie nam się podobają. Omar, bez chwili wahania,

kupuje je na płytę. Brakuje nam jeszcze trzech, ale są spokojni, zrobią rozeznanie u swoich
kompozytorówikiedytrafiąnacoś,comożemisięspodobać,przedstawiąmito.Informująmnie,żena
płycieznajdziesięrównieżpiosenkanagranazJ.P.

Rozmawiają o pseudonimach i moim image’u. Proponują Yanira Ferrasa, ale się nie zgadzam. Nie

chcę,żebynazwiskomojegomężazostałozaangażowanedomojejkariery.

Dylanmówitylko,żemamrobić,cochcę.WkońcudecydujęsiępoprostunaYanira.Nazwakrótkai

wpadającawucho.

Matkokochana…matkokochana!
Zapłacą mi tyle, że będę mogła kupić rodzicom posiadłość o wiele większą od domku, w którym

mieszkająobecnieibędęichrozpieszczaćtak,jaknatozasługują.Jestemszczęśliwa.

Omarmówi,żeniedługobędęmusiałazacząćpodróżować.J.P.poprosił,żebympodkonieckwietnia

wystąpiła z nim na dwóch koncertach, w Londynie i w Madrycie. Chce, żebym zaśpiewała z nim
piosenkę,którąwspólnienagraliśmy,awytwórniawykorzystaokazjęiwłączydokoncertukilkamoich
piosenekjakosuportprzedkoncertem.J.P.sięzgadza,więcjaniemogęodmówić.

PatrzęnaDylana.Nieuśmiechasię,alepuszczadomnieokoporozumiewawczo.Jednakkiedyzaczyna

sięrozmowanatemattrasykoncertowejpromującejmojąpłytę,widzę,żeczujesięnieswojo.Wiercisię
niespokojnienakrześleiwidzę,żemarszczybrwi.Jestźle!

Rozmawiają o trasie, w której znalazłaby się Europa, Stany Zjednoczone i Ameryka Południowa.

Wytwórniachcepostawićwszystkonajednąkartę.Wedługnichjestemdobrymproduktem.

background image

Cholera!Produktem?Czujęsię,jakbymbyłabutelkąkeczupu,kiedyrozmawiająomniewtensposób,

alesięnieodzywam.Późniejkłócąsięoto,dojakiegoodbiorcymogętrafićizgadzająsię,żenapewno
spotkamsięzdobrymprzyjęciempubliczności.

Słucham ich w milczeniu, trzymając pod stołem Dylana za rękę. Wiele stwierdzeń z tych, które tu

padają,jakte,żejestematrakcyjna,miładlaoka,mamzmysłoweruchyijestemniesamowicieseksowna,
zpewnościąmusięniepodobają,alemilczy.Nieprotestuje.Słuchatylko,niewypuszczającmojejdłoni.

Kiedywychodzimyzespotkania,mójprzystojniakjestpoważny.Wiem,comusięniespodobało,ale

onmaświadomośćtego,żejeżelichcęzaistniećwmuzycznymświatku,muszępodróżowaćipromować
mojąpracę.

Popowrociedodomuchcęznimporozmawiaćnatentemat,akiedyonproponujewspólnąkąpielw

jacuzzi,zgadzamsię.Todobremiejscedorozmowy.Przygotowujędrinki,akiedywchodzędołazienki,
onjużnamnieczekawdużejokrągłejwannie.

Puszczamdoniegooko,ściągamszlafrok,wchodzędowannyichronięsięwjegoramionach.Dylan

przyciągamniedosiebie.

–Jaktomożliwe,żezawszetakpiękniepachniesz?–szepcze.
–Chybadlatego,żebardzocisiępodobam.–Uśmiechamsię.
Obsypujemysiętysiącempocałunkówipieszczotipatrzymynasiebiewzrokiempełnympożądania.
–Wszystkowporządku?–pytam.
Mójukochanypieścimniewzrokiem.
–Przytobiezawszewszystkojestwporządku–odpowiadazuśmiechem.
Obejmujemniewmilczeniu,aja,przezskórę,wyczuwamjegoniepokój.
–Niechcę,żebyśbyłzły.
–Niejestem.
–Niekłam,Ferrasa,czujęto.
Dylanwzdychaimniewypuszcza.
– Dla ciebie zniosę wszystko – mówi. – Skoro ty potrafiłaś zostawić swoją ojczyznę po to, żeby za

mnie wyjść i zacząć tu życie od zera, ja chyba powinienem wspierać cię w muzycznej karierze, nie
sądzisz?

Bezwątpieniamarację.Takbyłobysprawiedliwie!
Problemem będą trasy, nieobecność… wiem o tym. Dylan nie musi mi tego mówić. Odkąd się

zeszliśmy,najdłużejbyliśmyzdalekaodsiebietrzydni.

Aleniemamzamiaruzachowywaćsięjakmięczak.
–Tomisiępodoba.Twojepozytywnenastawienie.
–Staramsię.
–Musimysięzastanowić,jakijestnajlepszymomentnato,żebywypuścićpłytęnarynek.Chcęzrobić

wszystkodobrzei…

Mójukochanyparskaśmiechemiznówbierzemniewramiona.
– Bez względu na to, kiedy to nastąpi, będziesz musiała dużo pracować – stwierdza. – Nie myśl, że

zawszebędziezabawnie.

–Wyobrażamsobie.

background image

–Nie,niewyobrażasz.
–Ej…chcęoptymizmu–ganięgo.
Uśmiechasięisadzamniesobienakolanach.
–Wtejchwilimogęcizaproponowaćseks.Cotynato?–szepcze.
Kiedy czuję pod sobą jego członek, natychmiast ogarnia mnie podniecenie i przepełnia mnie

pragnienie.

– To chyba propozycja najlepsza z najlepszych. Chcę, żebyś mnie przeleciał – dodaję niecierpliwie,

zaczepnie.

–Chcesz,żebymcięprzeleciał?–powtarzaDylan.
–Tak.
Moja propozycja mu się spodobała. Patrzy na mnie tymi swoimi kasztanowymi oczami, które

uwielbiam.

–Ajakchcesz,żebymtozrobił?–pytazmysłowo.
Poruszamsięnanim.
–Tywiesz,jaklubię,ale…
–Ale?!
Chcemisięśmiać.Cholera,robięsięzepsuta,itobardzo!
W pewnym sensie jest mi wstyd choćby proponować mu to, co krąży mi po głowie. Ale chcę

rozkoszowaćsięnimnawszelkiemożliwesposoby.

– Nie chcę, żebyś w naszej dzisiejszej grze uważał na słowa. Ja będę twoją laleczką, a ty moim

manekinem.

–Nieźle…–Dylansięuśmiecha.
–Chcę,żebyśodzywałsiędomnieagresywniej,bardziej…
–Wulgarnie?
Kiwam głową. W niezłą sukę się zamieniam. Chwyta mnie za brodę, przygryza swoją dolną wargę i

podnieconytym,ocogoproszę,przysuwaustadomoich.

–Laleczko,chcesz,żebymciwsadziłiciępieprzył,ażbędzieszchciałarzygać?–szepcze.
Nieźle! Co on mi powiedział! Krew zaczyna we mnie wrzeć w ułamku sekundy. Jacuzzi robi się za

gorące.

–Właśnietak,manekinie,dokładnietegochcę.
Patrzynamniewskupieniu.
–Interesujące–mówiwkońcu.
Jegominawyrażawszystko.Widać,żepodobamusiętanowagra,którązaproponowałam.Nakręca

go.

–Wyjdźzwanny–rozkazuje.–Wrócimytupóźniej.
Robięto,aonwychodzizamną.Obojeociekamywodą.Dylanprzysuwasiędomnieinosemmuska

mniewszyję.

– Doprowadzasz mnie do szaleństwa tymi twoimi zabawami – szepcze. – Ale dam ci to, o co mnie

prosisz.–Chwytamniezarękęiprzyciągajądoswojegoczłonka.–Lubiszmojegofiuta?

Dotykamgo.Jesttwardy,sztywny,gotowy.Taki,jaklubię.Kiwamgłową.

background image

–Tak–szepczę.
Dylansięuśmiecha.Chwytamniezapośladkiipodnosi.
–Chceszostregobzykania,tuiteraz?–pyta.
–Tak.
– To zbyt szybka i krótka odpowiedź. Nie, laleczko, nie. Chcę tego samego, o co prosisz mnie ty –

odpowiada.

Duszęsięzewstydunamyślotym,cochce,żebympowiedziała.Nabierampowietrzadopłuc.
–Niemogęsiędoczekać,żebyśrozchyliłinogiiwsadziłmigodokońca–odpowiadam.
–Hmm…Podobamisięto–mruczy.
Idziedonaszegołóżka,kładziemnieipatrzynamnie.
–Najpierwbędzieszgolizać–mówi.
Chwytamojągłowęiprzyciągajądoswojejogromnejmęskości.Jaktegorankapoślubie,zjawiasię

wymagającyDylan,ajarobięto,ocomnieprosi.Zanurzapalcewmoichwłosachizmuszamniedotego.

Jegopchnięciasądelikatne.Poruszabiodrami,chcączanurzyćsięgłębiej.
–Tak,laleczko,tak–słyszę,jakmówi.–Uwielbiampieprzyćsięwusta.
Upajamsiędoznaniami,jakiewemniewyzwala.Patrzęnaniegoiwidzę,żezamykaoczy.Chwytamgo

zajędrnepośladkiiprzyciągamdosiebie,jeszczegłębiejwpychającsobiedoustjegoogromnyczłonek.
Słyszę, jak dyszy. Chcę być w tej chwili jego gorącym króliczkiem. Przesuwam dłoń do jego moszny i
delikatniemasujęjąpalcami.

–Och…tak,nieprzerywaj–prosi.
Odczuwam nieopisaną rozkosz przy każdym jego pchnięciu, ssę jego ogromny członek i czuję, jak

wibruje.Pokilkuminutachmęczymisięszczęka,alekiedychcęsięodsunąć,Dylanmnieprzytrzymuje.

–Mowyniema,laleczko–cedzi.–Kontynuujto,corobisz.Zachwilęspuszczęcisiędoust.
Z jedną dłonią na jego pośladkach, a drugą na mosznie, znów chwytam jego członek wargami i

przesuwamponimwgóręiwdół,wprawiającgowdrganie.

WpewnejchwiliDylanchwytamniemocnozagłowę.
–Och…bardzodobrze…bardzodobrze…Lubisz,jakciępieprzęwusta?–pyta.
Niemogęodpowiedzieć.
–Liżgocałego,laleczko…Dalej…tak…tak…
Wypuszczamojągłowę,ajaoddychamzulgą,alemójwymagającykochanekchwytamniezawłosyi

znówzanurzaczłonekwmoichustach.Tymrazemjegopchnięcianastępująwszalonymrytmie.Czuję,jak
drży.Wiem,żejestokrokodorgazmu.

–Spuszczęsię–bełkocze.
Wtejchwilijegospermazaczynatryskaćjakfontannaiczujęwustachjejsmak.Obrzydliwość!
Wysuwasięzemnie,ajegonasieniespływanamojepiersi.Dylan,widzącto,chwytaswójczłonek,

przysuwagodomoichpiersiiporuszanimmiędzynimi.

–Ach…ach…
Podniecona,pozwalammunato.Jegobiodraprzypierająatak,anogimudrżą.Kiedywylewazsiebie

wszystkodokońcaidrżypotym,cosięstało,naszespojrzeniasięspotykają.Obojeoddychamyszybko.
Wjegooczachwidzęogromnepragnienie.

background image

–Muszęwziąćprysznic–mówięrozpalona.
Dylansięuśmiechaikręcigłową.
Jestempoplamionajegonasieniem,aonrozcieramijenapiersiach.
–Chcę,żebyśmnąpachniała.
Pozwalammurozetrzećnasieniepomojejskórze,akiedykończy,wstajęiidędołazienki.Kiedychcę

wejśćpodprysznic,czujęgozasobą.Przypieramniedoumywalki.

–Jeszczeztobąnieskończyłem,laleczko–mruczy.–Włóżręcedoumywalki.
Opieramsię.Podobamisię,kiedysięsobieopieramy.Dylandajemiklapsawpupę.
–Spokojniutko–mruczy,przytrzymującmniezcałejsiły.
Znówsięporuszam,próbujęsięwyswobodzić,aleDylandajemikolejnegoklapsaiudajemusięmnie

unieruchomić.

–Oprzyjsięoumywalkęirozchylnogi–szepczemidoucha.
Robięto.Naszespojrzeniaspotykająsięwlustrze.
–Znówbędęciępieprzyłichcę,żebyświdziałamojątwarz,kiedybędętorobił–mówipodniecony.–

Kiedybędęwciebiewchodziłirozkoszowałsiętwoimciałem.

Podniecona,widząc,żeciągnienasząszalonązabawę,spoglądamwlustro.Jegodłoniewędrująprosto

domoichpiersi.Masujejeiściska.

–Masztwardeiczułebrodawki–mówi.–Takajesteśpodniecona?
–Tak.
Jegobiodraocierająsięomojąpupę.
–Dalej,ruszdlamnietymtwoimpięknymtyłeczkiem.Tak…tak…bardzodobrze…
Nie musi mi mówić dwa razy. Przywieram pupą do jego ciała i bezwstydnie zaczynam się o niego

ocierać.Jegoreakcjajestnatychmiastowa.Czuję,jakjegoczłonekrośnieisztywnieje,akiedyznajduje
sięwcałejswojejokazałości,Dylanspoglądanamniewlustrze.

–Mamnajgrubszegofiutazewszystkich,jakieciwsadzano?
Namiłośćboską,cozawulgarność!
Kiwamgłowąiwidzę,żesięuśmiecha.Cozamacho!Nieulegawątpliwości,żeDylanjestnajlepiej

obdarzonym mężczyzną, najseksowniejszym i najbardziej imponującym ze wszystkich, wszystkich z
którymibyłam.Niemogępowiedzieć,żeFrancescoczyinniniemieliokazałegoprzyrodzenia,aleDylana
jestnajlepsze.Najbardziejniesamowite.

Trzymamniemocno,pchanaumywalkę,niepozwalającsięporuszyć.Jednajegodłońodrywasięod

moich piesi, przesuwa się w dół i dotka mojej pulsującej wilgotnej szparki. Dyszę. Dylan zanurza we
mnieenergiczniejedenpalecizaczynanimporuszać.

–Więcej…chcęwięcej…–domagamsięhisterycznie.
–Więcejczego?
Wiem,żedoskonalewie,ocomichodzi.
–Chcęgłębiej–odpowiadam.
–Tak?
Zmoichustprzyjegopchnięciuwyrywasięjęk.Patrzęnaniegowlustrzeichcęcięodezwać,alemnie

uprzedza.

background image

–Czymożetak?
Krzyczę i zwijam się z rozkoszy. Teraz już dwa palce znajdują się w moim wnętrzu i poruszają się,

dostarczającmirozkoszy.

–Tak…Pieprzmnie…Pieprzmniepalcami.
Bezchwiliprzerwyrobito,ocogoproszę,szepczącmidouchanajbardziejwulgarneteksty,jakiez

jego ust słyszałam. Kiedy wydaje mi się, że dochodzę, przerywa. Zabiję go! Wysuwa palce, ale
zadowolonawidzę,żerobitotylkopoto,żebyzanurzyćwemnieswójsztywnyczłonek.

–Tegochcesz,prawda,laleczko?
–Tak…tak…tak…–bełkoczęwekstazie.
Palce mam białe z wysiłku, z jakim trzymam się umywalki, a on pieprzy mnie zadowolony, dłońmi

bezwstydnierozchylającmipośladki.

–Terazcałymójfiutjestwtwojejcipce,alezarazwsadzęcigowpupę,cotynato?
Nieodzywamsię.Niemogę.Rozkoszpozwalamitylkokrzyczeć.
Dajemiklapsa.
–Dalej,ruszajsię–rozkazuje.
Robięto.Szukamwłasnejrozkoszyijęczę,kiedyjąodnajduję.PrzezkilkaminutDylanwbijasięwe

mnie raz za razem, rozkazując mi, żebym patrzyła w lustro. Moje ciało porusza się przy każdym
pchnięciu,ajegodzikiinstynktdoprowadzamniedoszaleństwa.

–Miłoci?
Pchnięcie.
–Tak.
Dreszcz.
–Jakbardzo,laleczko?
Kolejnepchnięcie.
Wyginamsiędotyłu,żebygoprzyjąć,niejeden,aledwamilionyrazy.
–Bardzo–odpowiadam.–Uwielbiamczućsięwsobie.Uwielbiamtwojązaborczośći…
–Powoli,piękna–przerywami.–Dajmiciępoczućodśrodka.Tak…tak…Hmmmm…Uwielbiam,

jakpulsujesz.Jesteśgorącaiotwarta.

Moje wnętrze chce więcej i przyspieszam. Dylan wydaje z siebie męski jęk, kiedy to czuje, chwyta

mniemocnozabiodraodtyłuidajemito,ocogoproszę.

–Alerozkoszmidajesz…Nieprzerywaj.
–Podobacisię?
Czuję,żejegowielkiczłonekprzeszywamnienawskroś.
–Zarazdojdę,nieprzerywaj.
Wlustrzewidzę,żeDylansięuśmiecha.
–Właśnietak,laleczko–mruczymidouchaochrypłym,pełnymnamiętnościgłosem.
Zmoichustwydobywasiękrzykrozkoszyipodejrzewam,żesłychaćmniebyłonawetnaTeneryfie.

Dylan gryzie mnie w ramię. Jego ostatnie słowa doprowadziły mnie do szaleństwa. Czuję we wnętrzu
skurcze,którewsysajągodośrodka.Kiedywie,żeprzeżyłamorgazm,wysuwasięzemnie.

–Chodźmysięodświeżyć.

background image

–Aty?–pytam,widząc,żeniedoszedł.
–Spokojnie,mamplan.
Bierzemyszybkiprysznic,akiedynaszepocałunkiznówstająsięnamiętne,szepcze:
–Wracajmydojacuzzi.
Idęzanim.Dylamwchodzidowanny,akiedywidzę,żesiadawwodziezperwersyjnymuśmiechem,

jasiadamnakrawędziibezwstydnierozchylamprzednimnogi.

–Nadalciępragnę–mówięwyzywająco.
Patrzynamniezuśmiechem.
–Zdecydowaniejesteśnienasycona–stwierdza.
–Przytobieowszem.
Ośmielona pragnieniem palcami rozchylam wargi sromowe i wsuwam sobie palce do środka. Dylan

patrzynamniebezruchu.Przyglądamisię,kiedysięmasturbujębeznajmniejszegoskrępowania.

–Chcę,żebyśteraztylizałmnie.
Mójprzystojniaksięuśmiecha.
–Gdziemamcięlizać?
–Tutaj–mówięoszołomiona.
–To„tutaj”majakąśnazwę,prawda?
–Tak.
–Więcchcę,żebyśjąwymówiła,wulgarnie.
Ogarniamnieśmiech.Przyznaję,żekiedynazwałswójczłonekfiutem,rozpaliłmniedoczerwoności,

ale z niezrozumiałych przyczyn wstydzę się wypowiedzieć słowo „cipka”. Dylan nie odrywa ode mnie
wzroku.Czeka,ażpowiemto,cochceusłyszeć.

–Chcę,żebyśwsadziłjęzykdomojejcipkiimnienimpieprzył–mruczęwkońcu.
Mójchłopakkiwagłowąiprzysuwasiędomnie.
–Aletowulgarne!–nabijasię.
Znówsięśmieję.Alekiedykoniecjegojęzykadotykanabrzmiałejwypustkimojejrozkoszy,zamykam

oczyijęczę.Boże,uwielbiam,kiedytorobi.Pochwiliujmujemojąpupęwdłonieibezchwiliwahania
zaczynapożeraćmniezautentycznąnamiętnością.Alerozkosz!

Chwytamsięzcałejsiłykrawędzijacuzziiczuję,żejegowargiwiężąmojąrozpalonąłechtaczkę.Liże

ją,otaczajęzykiemipociąga.Zmoichustwydobywasięekstatycznykrzyk.

–Nieprzerywaj…proszę…nieprzerywaj.
Spełnia moją prośbę. Jak wygłodniały wilk liże mnie, aż doprowadza mnie do piątej fazy orgazmu.

Zanurzawemniepalec,drugi,trzeciiporuszanimi.

–Jesteśbardzowilgotna,kochanie…bardzo…–mruczy.
Wyginamsięjakszalona,kiedymniemieści.Jegowarginamojejłechtaczceipalcewmoimwnętrzu

doprowadzają mnie do szaleństwa. Nie da się ukryć, że Dylan doskonale wie, co robi, a ja się temu
poddaję.

Rozkoszujemysięoboje.Czegowięcejmożnachcieć?
–Unieśnogiipołóżminaramionach.
Robięto,aonpatrzynamnie.

background image

–Chcęciękiedyśoglądaćwtejnieprzyzwoitejpoziezinnymmężczyzną.Rozchylęcinogidlaniego,a

tybędzieszsięrozkoszować.

Wydajęzsiebiejęk.Samamyślotymmniepodnieca.
–Chcęcięmiećcałkowicienawargach–mówiDylan.
Znogaminajegoramionachiwnętrzemnajegoustachzanurzampalcewjegowłosach,chwytamgoza

głowęiprzyciągamdosiebie.Jegodłonieprzytrzymująmniezapupę,masująją,ajaczuję,jakjedenz
jegopalcówocierasięomójodbyt,okrążago.Kusiipowoliwsuwasiędośrodka.

Podskakuję,aleDylanliżemniedalej,ajegopaleczanurzasięgłębiejigłębiejwmojejpupie,dając

mirozkosz.Widocznierobiąctowcześniej,musiałutorowaćsobiedrogęiterazjestmułatwiej.Kiedy
jegopalecniemożewejśćjużgłębiej,wysuwagoizanurzadwa.Wchodzązłatwością.Poruszanimi,a
ja,rozszalałaoddoznań,rozkoszujęsięidrżę.SekszDylanemjestnieziemski.Uprawiającgozkimś,kto
dajetyle,cosambierze,przeżywasięrozkosz.Jestemszczęśliwa,żeodnalazłammężczyznętakgorącego
iskoregodozabawjakja,któryniczegosięnieboi.

Niewiem,ileczasutaktrwamy.Wiemtylko,żedochodzęnajegowargachiżeonsięodemnienie

odsuwa.Wręczprzeciwnie,ssiemniecałyczas,czekając,ażzrobięsięjeszczebardziejwilgotna.Chce
wszystkiegodla siebie, aja mu todaję. Kiedy orgazmy ustają,ostrożnie zsuwam nogiz jego ramion, a
Dylanwciągamniedowanny.

Zzamkniętymioczamiupajamsięwodą,czującwargiDylananamoich.Całujemnie.Smakujeseksem.

Mną.Otwieramoczuiwidzę,żetrzymapojemnikzżelem.

–Wezmętwójtyłeczek.Odwróćsię.
Patrzęnaniegozaskoczona.
–Jesteśgotowa–mruczy.–Odwróćsięirozluźnij.
Bezsłowarobięto,ocomnieprosi,alebardzopowoli.Niejestemprzekonana.Onotymwieiczule

szepcze,smarującsobiepalceżelem,apotemprzesuwajepodwodądomojejpupy.

– Teraz nie będę wulgarny. Od tej chwili bawią się ze sobą Dylan i Yanira i wszystko będzie

delikatne,powolneiostrożne.Spokojnie,zaufajmi–dodaje.

Robięto.Jeżelikomukolwiekufam,towłaśniejemu.Czujęjegosłodkiepocałunkinamojejszyi,jego

dłonie, które chwytają mnie pod wodą, przyciskając do siebie. Potem jedną dotyka mojej łechtaczki, a
drugawędrujedomojejpupy.

Klęczącwwannie,rozkoszujęsię,poddającsięprzyjemnościpłynącejzseksu,amójukochanyupaja

sięmną.Znówzanurzadwapalcewmoimodbycie.Niebolimnie,wręczprzeciwnie,podobamisię.Żel
ułatwiapenetrację.

–Jesteśbardzorozluźniona,kochanie–szepczeDylan.–Tomniezachęca,żebytozrobić.
Trzymając się krawędzi wanny, poruszam ciałem, zwłaszcza pupą, powoli, upajając się rozkoszą,

którą mi daje. Nie przestaje mnie całować, nie przestaje wypowiadać słów miłości, a kiedy wysuwa
palcezmojegoodbytu,azamiastnichczujęczubekjegoczłonka,ściskamniewgardle.

Dylan wchodzi we mnie ostrożnie i czuję, że skóra mojego odbytu się naciąga i otwiera jak nigdy

wcześniej.

–Boli?
Kręcęgłową,chociażledwiemogęoddychać.

background image

Wchodzi dalej bardzo powoli. Doznanie jest dziwne. Rozkosz i ból. Nie potrafię powiedzieć, co

przeważa. Wiem tylko, że skutek jest upojny i że nie chcę, żeby przerywał. Czuję go coraz głębiej w
sobie.

–Wszystkowporządku,kochanie?–pytaledwiesłyszalnymgłosem,drżączpodniecenia.
–Tak…tak…–odpowiadamprzejęta.
BólpowoliznikaiDylanzaczynaporuszaćsięwemnieswobodniej.
–Wyprężsięiwypnijpupę,kochana.
Robięto.
– Właśnie tak… Powoli… powoli… – mruczy przez zęby i wiem, że się powstrzymuje od

gwałtownegopchnięcia.

Jęczęiopuszczamgłowę.Tego,coczuję,niedasięopisać.
– Kiedyś będę cię tak pieprzył razem z innym mężczyzną i poczujesz to całkowite oddanie – słyszę,

kiedywydajęzsiebiekolejnyjęk.

–Tak–odpowiadamlubieżnie.
– To będzie nasza rozkosz. – Daje mi klapsa. – Będziesz się dla mnie rozkoszować, a my obaj

będziemyciępieprzyćodprzoduiodtyłu.

Zmoichustwydobywasięgłośnyjęk,kiedywyobrażamsobieto,comówi.Mojawyobraźniapracujei

przedoczamimamprzyprawiającąodreszcz,grzesznąscenę.

NagleDylansięzatrzymuje.Mójjękdoprowadziłgodoszaleństwa.Dłoniemudrżą,onteż.Amożeto

jadrżęzrozkoszy?

Delikatnie wysuwa biodra do przodu, żeby zanurzyć się głębiej w moim odbycie i znów czuję ból.

Mówię mu o tym, a on porusza się ostrożnie, aż w końcu czuję, że coś pęka w moim wnętrzu i Dylan
wchodzi we mnie do końca. Wydaję z siebie ogłuszający krzyk. Nie rusza się. Przytrzymuje mnie przy
swoimcieleiszepczemidouchacichym,spokojnymgłosem.Jadrżęioddychamztrudem.

–Już,kochanie…już.Nieruszajsięidopasujsiędomnie.Totwójpierwszyraz.
Dyszę.
–Spokojnie–szepczeDylan.–Ćśś.Bólustąpi,poczujeszciepło,apotembędziecimiło.Spokojnie,

mojakochana…spokojnie…oddychaj.

Robięto.Nabierampowietrzaiczuję,żebólustępujeizalewamnieciepło.
Cholera,alegorąco!
Bólprzypomniałmiten,którypoczułam,tracącdziewictwowwieludziewiętnastulat.Różnicapolega

na tym, że Dylan wie, co robi i pociesza mnie słowami, dłońmi i ruchami, a ten idiota, który mnie
rozdziewiczył,myślałtylkoowłasnejprzyjemności.

Terazpodwpływemrozkoszyzaczynamjęczećupojonaipowolizaczynamporuszaćbiodrami.
–Powoli,kochanie…powoli.
Jegogłos,jakzwykletakprzepełnionyerotyzmem,doprowadzamniedoszaleństwa,awżołądkurodzi

sięintensywneciepło,któretrawimnieodśrodka.Muszęsięporuszyć.Robięto.

–Pieprzmnie–proszę,boniemogęwytrzymać.
DłonieDylanachwytająmniemocnowpasie.Poruszasięwemnie.
–Boże,jesteśtakaciasna–szepczeprzejęty.

background image

–Mocniej,proszę…
Nierobitego.Jestostrożny.
–Niechcęzrobićcikrzywdy–mówi,zanurzającsięwmoimodbycie.–Spokojnie.
–Niezrobisz–odpowiadam,jęcząc.
Całujemniewplecy,ajazachęcamgo,żebyprzyspieszył.Powoliporuszabiodrami,corazszybciej,

dającsięponieśćchwili.

–Chcesz,żebymciępieprzył?
Kiwamgłową.Chcętego,potrzebujęidomagamsię.
Czuję, jak jego wielki członek zanurza się we mnie i wysuwa coraz energiczniej, z coraz większym

impetem. Dylan palcem pieści moją łechtaczkę. Krzyczę. Mój ekstatyczny jęk podnieca mojego
ukochanegoijużbezzahamowańporuszamysięobojewjacuzzi.Wodaprzelewasięzabrzegi,alesię
tymnieprzejmujemy.Dylanzanurzasięwmoimodbycierazzarazem,razzarazem,dajemito,czegosię
domagamiczegoonpragnie.

–Zarazdojdę–mówi.
Żądza bierze nade mną górę, gorączka doprowadza mnie do szaleństwa, trawi mnie ogień, a Dylan

mniepodnieca.Zkażdąsekundąproszę,żebypchnięciabyłysilniejsze,naszejękistająsięcorazdziksze
i bardziej ochrypłe. Nigdy nie sądziłam, że seks analny może dostarczyć takiej rozkoszy i po ostatnim
pchnięciu, przy którym czuję, że Dylan się powstrzymuje, żeby nie zrobić mi krzywdy, wyginamy się i
poddajemyrozkoszy.

Poparusekundachwysuwasięzemnie,bierzemnienaręceisadzanasobie.
–Wszystkowporządku?
Czujęsięobolała,alesięuśmiecham.
–Chybaniebędęmogłausiąśćprzeznajbliższymiesiąc,alepozatymwspaniale!–odpowiadam.
Tej nocy kładziemy się do łóżka wyczerpani. To było wspaniałe popołudnie seksu, perwersji i

swobody.Uwielbiammojegoukochanegoiwiem,żeonuwielbiamnie.

Dylanmnieobejmujeicałujewczoło.
–Pamiętaj,żeciękocham,kapryśnico.Nigdyotymniezapominaj.
Wiem,dlaczegotomówiicogomartwi.Widzi,żespełnieniemoichmarzeńzbliżasięzkażdymdniem

iboisiętego.Nicniemówi,alejatowiem.Odsuwamsięodniego.

–Atynigdyniezapominaj,jakbardzociękocham–odpowiadam,pewnatego,comówię.

background image

17.Kiedynamniepatrzysz

P

iosenkę,którąnagrałamzJ.P.Parkerem,słychaćwszędzieijesttonieprawdopodobnypunktzwrotny

wmoimżyciu.Wszyscymnieszukają,wszyscychcąwiedzieć,kimjestYanira,któraśpiewazraperem,a
Omarzajmujesięudzielanieminformacji.

Oszołomiona uświadamiam sobie, że mój szwagier miał rację. Producenci, wytwórnie, piosenkarze

zasypują mnie tysiącami propozycji, a ja przyglądam się temu oniemiała. Dylan obserwuje mnie
rozbawiony,alewiem,żeniezupełniemudośmiechu.Martwięgo,aonmnie.

Wytwórnia chce zacząć pracować nad moją płytą. Boję się, próbuję to przesunąć, ale po chwili

zastanowienia zgadzam się na rozpoczęcie nagrań. Wydaje mi się, że po tym, co widziałam, tak będzie
najlepiej.

Moiszefowieproszą,żebympostarałasięoformę.Twierdzą,żejestemgruba?Nawszelkiwypadek

robię wysiłek, wstaję wcześnie i codziennie idę biegać z Dylanem. Pierwsze dni są dla mnie torturą.
Przystajęcochwilę,skarżęsię,klnę,duszę,alemójchłopak,któryjestsupermanem,dodajemiotuchyi
skracaswojątrasę,żebymmogłamutowarzyszyć.

Stajesięmoimosobistymtrenerem,ajasięśmiejęimówięmu,żebiegajączanim,czujęsięjakosioł,

któremupokazująmarchewkę.Żebydopaśćtociało,pobiegłabymzanimnakoniecświata.Uśmiechasię
imniecałuje.

Zkażdymdniemwydłużatrasęiwidzę,wjakdobrejformiejestmójmążijakpatrząnaniegomijające

naskobiety.Żmije!

Kiedy wracamy do domu, jestem padnięta. Dylan się śmieje. Bierzemy prysznic i mój mąż daje mi

nagrodę za mój wysiłek. Przygotowuje śniadanie, a ja kończę się szykować. Siadamy przy stole
naprzeciwkosiebie,rozmawiamy,onjepysznemagdalenkialborogaliki,ajafiliżankęmlekabezmojego
ukochanegocolacao.

Towpływanamójnastrój.Dietytoniemojabajka.Dylannicniemówi,postanowiłsiędotegonie

wtrącać,aledajemiwyraźniedozrozumienia,żeniewidzinajmniejszejpotrzeby,żebymsięodchudzała,
bojegozdaniemjestemwsamraz.

Dietetyczka,doktórejskierowałamniewytwórnia,wyjaśnia,żedietaićwiczeniasąpoto,żebymbyła

w formie, bo będzie mi potrzebna, kiedy ruszę w trasę. Pozytywną stroną tego wszystkiego jest to, że
szybkowidzęefekty,czuję,żemojeciałostajesięjędrniejsze,anajbardziejpodobamisięto,jakteraz
leżąnamniedżinsy.

Tyłeczekrobimisięboski.
Od poniedziałku do piątku Dylan jeździ rano do szpitala o ósmej, a ja oszukuję dietę i po kryjomu

pożeram kilka łyżeczek cola cao na sucho, a potem, około dziewiątej, jadę do wytwórni. Tam czeka
Tony,zktórymuwielbiampracować.

Omar,któryjestrekinembiznesu,ponaglanas.Chcejaknajszybciejwydaćpłytę.
KiedyDylanniewychodzizeszpitalabardzopóźno,przyjeżdżapomniedowytwórni.Stąd,szczęśliwi

izachwyceni,jedziemydoglądaćremontunaszegonowegodomu.Szybkoposuwasięnaprzódiwygląda

background image

pięknie.Niemogęsiędoczekać,kiedypracesięskończąibędziemymoglisięprzeprowadzić.

MojaznajomośćzTifanyiValeriąsięzacieśnia.Każdanaswójsposóbudowodniła,żejestwspaniałą

przyjaciółkąiwidujemysię,kiedytylkomożemy.

Kiedy Valeria dowiaduje się, że jestem tą Yanirą, która śpiewa w radiu z raperem J.P., mało nie

dostajezawału.Taksiędenerwuje,żeniemówięjej,żemamzamiarwydaćpłytę.Powiemjejpóźniej.

CoralprzylatujedoLosAngeles,zatrudnionaprzezwspaniałąautorskąrestaurację.Dylanzałatwiłjej

pracę,aonajestprzeszczęśliwa.Pierwszednispędzawnaszymdomu,znami,aleponieważjestbardzo
niezależna,wdrugimtygodniuwyprowadzasięizaczynażyćnawłasnyrachunek.

WnastępnąsobotęDylanmazaplanowanąpoważnąoperację,więcjaumawiamsięnaobiadzCorali

z moimi nowymi koleżankami. Chcę, żeby się poznały. Kiedy zjawiam się z Coral w restauracji,
rozpoznajemniekelner.Jestemsławna!

Robimy sobie zdjęcia. Zostawiam mu autograf na serwetce, a on sadza nas przy ładnym stoliku na

zewnątrz.Jestpięknydzień.

Po kelnerze przybiegają dwie dziewczyny z kuchni. Są przejęte. Obie chcą sobie zrobić ze mną

zdjęcie,aja,zachwycona,spełniamichprośbę.Niemaco,sławajestprzyjemna!

Kiedyodchodzązadowolone,Coralpytamnieszeptem:
–Jaktojestbyćsławną?
Wzruszamramionami.Prawdęmówiąc,dlamnietocośdziwnego.
–Fajnie!–wykrzykuję.
–Aj,mójSławniuszku–nabijasię.
Kelnerprzynosinamnapojeorzeźwiające.
–Uwierzysz,żewczorajmakolacjędonaszejrestauracjiprzyszedłAntonioBanderas?–mówiCoral.
Siedzęobokniejisięopalam.
–Wierzę–odpowiadamzironią.–JesteśmywLosAngeles,Grubciuszku.
Coralspoglądanazegarek.
–Nierozumiem.Mamwolneitęsknięzamojąpracą.Czyżbymoszalała?
Patrzęnaniąrozbawionaiwzruszamramionami.
–Toznaczy,żelubiszswojąpracęalbożepodobacisięjakiśprzystojniakzrestauracji,mamrację?
Uśmiechasię.
–Przystojniaksięjeszczeniepojawił,alepatrz,idzietwojaszwagierka.Aleonamastyl!
PatrzęprzedsiebieiwidzęnadchodzącąTifany.Jakzwyklebijeodniejauraelegancji.
–Czeeeeeeeść!–witasięznami,podchodzącdostolika.
Wstajęidajęjejdwabuziaki.
–PamiętaszmojąprzyjaciółkęCoral?
Pewnie,żesiępamiętają.
–Oczywiście,kochanie–odpowiadaTifany.–Coral,cieszęsię,żeznówtujesteś.Yaniramimówiła,

żepracujeszwświetnejrestauracji.Wszystkowporządku?

–Rewelacyjnie.Acouciebie?
Tifanysiadanajednymzkrzesełekiodgarniasobiewłosyztwarzy.
–Dzisiajakuratfatalnie–wypala.

background image

–Dlaczego?–pytamzaskoczona.
Mojaszwagierkaściągamodne,drogieokularysłoneczneiwidzęjejpodkrążoneoczy.Cosięstało?

SpoglądamynasiebiezCoral.

–Czujęsiętakfatalnie,żeniewiem,czypodciąćsobieżyły,czystopićzłotąVisę–szepczeTifany.
–StawiałabymraczejnazłotąVisę–żartujeCoral.
Tifanywydajezsiebiebolesnyjęk.
–Nakryłammojegorobaczka,jakpieprzyłsięjakdzikiztąsukąsekretarkąnabiurkuwgabinecie–

ciągnie.–OBoże!Jakmożeszmitorobić,robaczku?Och,robaczku…

Mojaszwagierkapowiedziała:pieprzyćisuka?
Coralpatrzynamniezdezorientowana.
–Robaczektojejmąż–wyjaśniam.
Grubciuszekprzewracaoczami.Wiem,cootymmyśli.JaznówspoglądamnaTifanyikładędłońna

jejręce.

–Dobrzesięczujesz?–pytam.
Biednakręcigłową.
– Ta czarna, farbowana tanią farbą suka nie przekazuje mu wiadomości ode mnie, kiedy do niego

dzwonię–mówiprzezłzy.–Wczorajczekałamnaniegoprzezdwieipółgodziny,bomieliśmyiśćna
kolacjędowspaniałejrestauracji.Mieliśmyrocznicę.Zorganizowałamromantycznąkolację,kupiłammu
piękneplatynowespinki,aonanieprzekazałamuwiadomości.Ponieważsięniezjawiałinieodbierał
telefonu,pojechałamwkurzonadowytwórnii…i…

–Inakryłaśtwojegoogieraijegosekretarkęsukęnabiurkuuniegowgabinecie–podsumowujemoja

przyjaciółka.

Tifanykiwagłową,pękaiopowiadanam,cowidziała.Biedaczka…biedaczka…
Coral,którazawszeangażujesięwpomocwbeznadziejnychprzypadkach,wyciągaszybkoztorebki

chusteczkęhigienicznąi,pocieszającmojąszwagierkę,równaOmarazziemią.Goryltonajłagodniejsze
określenie, jakie wychodzi z jej ust. Nie ulega wątpliwości, że ma rację. Tego, co wyprawia mój
szwagier,niedasięnazwaćwżadensposób.Kiedywidzękelneraichcęgopoprosićowodę,słyszę:

–Czeeeeeść!Jużjestem!
To Valeria, kolejna miłosierna dusza, która na widok płaczącej Tifany rzuca torebkę na krzesło i

chwytajązaręce.

–Mojapiękna,cosiędzieje?–szepcze.
Tifany,załamana,dajesięprzytulaćnamwszystkim.Wetrzypatrzymynasiebie,niewiedząc,corobić,

a ona klnie i wygaduje okropne rzeczy. Jest w takiej nerwowej rozsypce, że w końcu Coral daje jej
kuksańca,amydrżymy,widzącto.KontrolęnadsytuacjąprzejmujeValeria.

– Teraz pójdziemy we dwie do łazienki, przemyjesz sobie twarz i się uspokoisz – mówi, podnosząc

Tifany.

Znikająrazemwlokalu.Coralpatrzynamnie.
–Możnawiedzieć,cociodbiłoztymkuksańcem?–pytam.
–Wpadławhisterię
–Alemusiałaśbićjątakmocno?

background image

–Trzebabyłojąpowstrzymać–odpowiadaCoral.
Marację.Alenadaluważam,żeszturchnięcieniebyłopotrzebne.
–Niechceszpowiedzieć,żetalaska,którazabrałaTifanydołazienki,toValeria.
Kiwamgłową.
–Niedowiary–mruczyCoral.–Wyglądalepiejodemnie.
Dwie minuty później Valeria i Tifany, dwie kobiety o całkiem odmiennym stylu, życiu i

doświadczeniach,wracajądonas.

–Coral,tojestValeria–mówię.–Valeria,tojestCoral.
Obiesięuśmiechająiwidzę,żeprzypadłysobiedogustu.JakpowiedziałabyCoral:zajebiście.
–Lepiejci?–pytamTifany,któramarozmazanymakijaż.
Mojaszwagierkakręcigłową.
–Przepraszam,żecięszturchnęłam–mówiCoral.
Tifanykiwagłową,alesięnieodzywa.Biedaczka,nawetsięniezorientowała.Żalmijej,właściwie,

wszystkimnamjejżal.

Valeria zamawia napój u kelnera, który patrzy na nas zdezorientowany, otwiera torebkę, wyciąga

kosmetyczkęiodgarniamojejszwagiercewłosyztwarzy.

–Przestańpłakać–mówi.–Żadenmężczyzna,ajużzcałąpewnościąniewierny,niezasługujenato,

żebykobietaprzezniegopłakała.Jesteśtakaładna,żetoonpowinienpłakaćprzezciebie.

Tifanykiwagłowąipozwalajejpoprawićsobiemakijaż.
–Żebym…żebymtojamogłapowiedziećmu:kupsobiekredkiinamalujsobieswójświat,robaczku.
–Lepiejzostawwspokojukredkiipowiedzmu,żebysiępierdolił–mówinatoCoral.
–Coral!–ganięją.
MojaprzyjaciółkauśmiechasięwymowniedoValerii,którachwytazarękęsmutnąTifany.
– Jak powiedziałaby moja matka: nie ma sensu rzucać pereł przed wieprze. – Widząc, jak na nią

patrzy,wyjaśnia:–Toznaczy,twójmążnaciebieniezasługuje,kochanie.

– Twoja matka ma rację, moja droga – stwierdza Valeria, zamykając przybornik z kosmetykami. W

mgnieniuokasprawiła,żeTitanywyglądanieskazitelnie.Cozaartystka!

Mojaszwagierkakiwagłową,alesprawiawrażenieskołowanej.
– Coral, Valeria, może przejdziecie się zamówić coś do jedzenia? Tifany i ja poprosimy o zieloną

sałatęzpomidorem,bezcebuli.

–Ty?Sałatę?Chorajesteś?–Coraljestoszołomiona.
Niechcemisiętłumaczyćjejtegowtejchwili,więcjedynieposyłamjejwymownespojrzenieipo

chwiliwstajezValeriąiwychodzą.Zostajęsamazeszwagierką.

–Dlaczegotoznosisz?–pytam.
–Bogokochamiwiem,żejeżeliodniegoodejdę,nigdywięcejgoniezobaczę.Ja…jestemwnimza

bardzozakochana,żebypodjąćtakądecyzję.Pozatym…pozatymchodzioPiękną.

–OPiękną?
Patrzynamnie,uśmiechającsięsłodko.
–Miałaśrację.Małajestnajlepszym,cosięOmarowiprzydarzyło–wyjaśnia.–Uwielbiamjątak,jak

ona mnie i jeżeli skończę z Omarem, Ferrasowie, a zwłaszcza ogr, zabronią mi się z nią widywać, a

background image

wtedyumręzżalu.

Jejszczerewyznaniemniewzrusza.Tifany,potym,jakotworzyłasięnaPiękną,otrzymujeodmałej

czystąibezinteresownąmiłośćitojąpowstrzymuje.

– Rozumiem, co mówisz, ale musisz coś zrobić. Nie możesz w tym dalej tkwić. Musisz pokochać

siebie,żebykochałcięon.Niewidzisz,żekiedyjesteśdobraiuległa,oncięnieszanuje?

–Aco,twoimzdaniem,mamzrobić?
– Nie wiem, co masz zrobić, ale z całą pewnością nie to, co robisz. Bycie idealną żonką na Omara

Ferrasęniedziała.Ale,oczywiście,tysamamusiszzdecydować,czychceszżyćtak,czyinaczej.–Nagle
sobieoczymśprzypominam.–ConapisałaciLuisawliście,którydostałaśwdniuślubu?

Tifanywycieraoczy.
–Takietam,żeOmarjestdobry,miły,aroganckii…
–Wdniumojegoślubupowiedziałaśmicoinnego–przerywamjej.
–Ach,tak…Pisałateżcośotym,żeżebybyćjegożoną,należywypowiedziećmuwojnęiwygrać,

pozatym,zaskakiwaćgoi…

–Nowidzisz!
–Co?!–pyta,rozglądającsięnawszystkiestrony.
Brakuje mi sił. Mam wrażenie, że Tifany ma siedem lat, a nie prawie trzydzieści. Cierpliwie

przysuwamkrzesłodojejkrzesłaiodgarniamjejwłosyztwarzy.

–Jeżeliprzeztenkrótkiczaszdążyłamsięoczymśprzekonać,tootym,żenajlepiejznałaichLuisa.I

skoro ona w liście pisze coś takiego, to znaczy, że Omar jest facetem, któremu nie można się
podporządkować. Zrób to! Zaskocz go! Przestań być dla niego taka dobra, nazywać go robaczkiem i
pokażmu,żetyteżmaszpotencjałjakokobietaiczłowiek.

–Och,kochanie,ajaktosięrobi?
ZcałąpewnościąCoralmarację.Mojaszwagierkajestprzypadkiembeznadziejnym.
– Nie wiem, Tifany, ale zrób coś – odpowiadam. – Wróć do swoich korzeni. Powiedziałaś mi, że

byłaśprojektantką,zgadzasię?

Kiwagłową.
–Więcwidzisz.Bądźniezależna.Znajdźsobieinnegorobaczkai…
– Nieeeeeeeee… Nie mogę tego zrobić, nie jestem taka! – bełkocze zdesperowana. – Za bardzo go

kocham!

Biedaczka.Żalmijejsłuchaćiżałujętego,cojejzasugerowałam.Jestempodłążmiją.Staramsięto

naprawić.

–Niekażęciszukaćsobiekochanka.Radzęcitylko,żebyśwywołaławnimzazdrośćiżebydotarłodo

niego, że jesteś kobietą, którą interesują się mężczyźni. Musisz sprawić, żeby się zorientował, że on i
jego zachowanie nie jest całym twoim światem i żeby poczuł, jeżeli naprawdę cię kocha, to, co ty
czujesz,kiedyrobicikrzywdę.Jesteśmłodaiładnainiesądzę,żebyciężkocibyłokogośznaleźć.

Tifanyporazpierwszysięuśmiecha.
–Pewnie,żenie–stwierdza.–Facetównaświecieniebrakuje.
Terazjasięuśmiecham.My,kobiety,kiedychcemy,potrafimybyćsprytne!
– Załóż własną firmę – dodaję. – Masz wszystko, środki, pieniądze i potencjał. Dlaczego nie

background image

spróbujesz?

–Znammojeograniczenia,Yanira.Jasiędotegonienadaję.Matkanauczyłamnie,żemambyćdobrą

żonąi…

– W dupie z tym, do cholery! – krzyczę wkurzona. – Może chcesz, żeby Omar dalej przyprawiał ci

rogi?Ipowiemcijedno:jeżeliDylanalboogrdowiedząsięotym,cocimówię,zabijąmnie!Namiłość
boską, Tifany, kochaj się trochę! I daj Omarowi spróbować jego własnego lekarstwa albo się z nim
rozstań.

Minajejsięzmienia.Zastanawiasięnadtym,comówię.
–Naprawdęmyślisz,żejestemwstanietozrobić?–pytawkońcu.
–Jestemprzekonana.Nieumniejszajpotęgiwalecznejkobiety.Ty,kochanaszwagiereczko,poradzisz

sobieztyminietylko.

Czuję,żeniktnigdywniąniewierzyłiżemojapewnośćjejsiępodoba.Odgarniakosmykwłosówz

twarzyizadzierabrodędumniejakJoannad’Arc.

–Otworzyłaśmioczy,Yanira.
–Świetnie!–Klaszczę.
– Jestem wściekła i od dziś nic nie będzie tak samo między moim robacz… między Omarem i mną.

Przedewszystkim,niebędęgojużnazywaćrobaczkiem!

Kiwamgłową.Uważam,żetoświetnypomysł.MyślęoFerrasach,azwłaszczaoogrze.
–Wykorzystajtęszansę,żebypokazaćtwojemukochanemumężulkowiijegoojcu,żejesteśblondynką,

alezcałąpewnościąniegłupią.Omarowiudowodnij,żejesteścholerniecennajakokobietaiżejeżeli
gozostawisz,onstraciowielewięcejniżty.

Tifanykiwagłową,ajachcęmówićdalej,alewidzę,żebiegniedomnieValeria,bardzoprzejęta.
–Toprawda,żewydajeszpłytę?
Coralbiegniezanią.Zabijęją!
WzdychamipostanawiambyćszczerawobecValerii.
–Tak–szepczę,żebyniktniesłyszał.–Alemówciszej.Ispokojnie,nietakodrazu.
–Alewnajbliższejprzyszłości–oznajmiaCoral.
Zabijęją!
Valeriasiada,gryzieswojądłońitłumikrzykradości.Wszystkiejejsięprzyglądamy,akiedykończy

tendziwnyrytuał,mówi:

– Mam sławną przyjaciółkę! – Jej entuzjazm mnie rozśmiesza. – Pamiętaj, że jestem fryzjerką i

makijażystką.Gdybyśpotrzebowała,żebycięuczesaćczyzrobićnabóstwo,dajmiznać!

Mój umysł zaczyna pracować na pełnych obrotach. Valeria jest fryzjerką, a Tifany projektantką. W

moimnowympołożeniunapewnobędęwstanieimpomóc.Patrzęnanie.

–Tifany,gdybymciępoprosiła,żebyśprzygotowaładlamnieprojektystrojów,wktórychbędęmogła

wystąpićnatrasie,zgodziłabyśsię?

Mojej szwagierce odbiera mowę i zanim zemdleje, kiedy kelner przynosi nam sałatki i befsztyki z

ziemniakamidlaValeriiiCoral,wyjaśniam:

–ParędnitemuOmarmipowiedział,żepowinnampostaraćsięobardziejseksowny,wyrazistyimage

ijestemprzekonana,żewspólnymisiłamimożemytoosiągnąć.Cotynato?

background image

Minajejsięzmienia,jestzamyślona.
–Kotku,myślisz,żebędęumiała?–pytaprzejęta.
Coral,słyszącją,kiwagłową.
–ZtwoimwyczuciemstyluipomysłamiYaniry,zcałąpewnością,kochanieee…
Mojaszwagierkamrugaiunosidłońdoust.
–Jestemsuperzachwyconaaaaaaaa–wykrzykuje.
–Świetnie!–wiwatujęfrytkąztalerzaCoral.
PóźniejpatrzęnaValerię,któracaładrży.
–Potrzebujęosobistejfry…
–Tak!Tak!Tak!–krzyczyimnieobejmuje.
Tifany,zachwycona,dołączadonaszegouścisku,amojespojrzeniespotykasięzewzrokiemCoral.
–Jaobiecuję,żebędęcirobićciastozbitąśmietaną,takie,jaklubisz,alezostawmojefrytki,tymasz

sałatkę.

background image

18.Jeżeliodejdziesz

W

połowiekwietniaukazujesiępłytaimoimżyciemzaczynarządzićszaleństwo.

Wywiady,reportaże,zdjęcia,kolacje,występy…Niemamchwiliwytchnienia.Dylantowarzyszymi,

kiedy tylko może. Divina jest kawałkiem funky, pełnym rytmu, przy którym ludzie mogą się bawić i
tańczyć.Wytwórniamocnojąpromujeiznajdujemysięnaszóstymmiejscunaliściesprzedaży.Zarazza
Beyoncé!Nieźle!

Mójukochanycieszysięzemnątym,cosiędziejeijestemmuzatowdzięczna.Ułatwiamiżyciejak

może, chociaż wiem, ile go to kosztuje, zwłaszcza przez to, że nie możemy już wychodzić na ulicę
swobodnie jak kiedyś. Gdziekolwiek pójdziemy, gromadzą się wokół mnie ludzie, którzy chcą sobie
zrobićzemnązdjęciealboprosząoautograf.

Promuję Divina w radiu, a kiedy mnie pytają o ulubioną piosenkę z albumu, nie mówię, że jest nią

Wszystko.Nieopowiadam,żenapisałjądlamnieDylan,aniżejesthistoriąnaszejmiłości,bouwielbiam
tępiosenkęponadwszystkoiwiem,żejestwyjątkowa.

Rozmawiamzrodzicami,sąwzruszeni.DzwonimydosiebieczęstoiGarretmówimi,żewczerwcu

lecidoLosAnglesnaspotkaniefanówGwiezdnychwojen.Musinanimbyć,choćbyniewiemco.

Rayco, z kolei, obiecuje, że przyjedzie się ze mną zobaczyć w Madrycie, kiedy będę występować z

J.P. Nie może się doczekać, żeby poznać swojego idola. Argen i Patricia dalej żyją w świecie swojej
miłości,ciążyiporannychwymiotów.

Jeżelichodziobabcie,jednasięcieszy,adruganiebardzo.Zaskakującejestto,żecieszysiębabcia

Nira,aniezadowolonajestAnkie.Kiedyrozmawiamzniąprzeztelefon,mówi:

–Dylanjesttwoimżyciem.Niechcinieprzyjdziedogłowyzostawićgoiwyjechaćwtrasę.
–Ankie–odpowiadamzaskoczona.–Niemogęuwierzyć,żeakurattymitomówisz.
Klnieipuszczawiązankępoholendersku,jakzawsze,kiedysiędenerwuje.
– Cieszę się, że robisz to, co kochasz – mówi, kiedy się uspokaja. – Ale moja rada jest taka, żebyś

ceniłato,cowżyciujestnaprawdęcenne.Jajejnieposłuchałam.ZostawiłamAmbrosiusadlakariery
muzycznejichociażjestemszczęśliwa,żewyszłamzatwojegodziadkaiurodziłamtwojegoojca,nigdy
nieprzestałammyślećotym,jakpotoczyłobysięmojeżycie,gdybymwybrałajego.

–Babciuuuuu,różnicamiędzynamijesttaka,żejajużżyjęzDylanem.Jestemjegożoną,zapomniałaś?
Znówmówicośpoholendersku,czegonierozumiem.
–Rób,jakuważasz–mówi.–Miejhierarchięwartości,kochana.NajważniejszypowinienbyćDylan.

Niezapominajotym.

Kiedysięrozłączam,potym,jakrozmawiamzcałąrodziną,uśmiechamsię.Sącudowniiichkocham.

Kiedy biorę prysznic, czekając na powrót Dylana, zastanawiam się nad tym, co powiedziała babcia.
Mniejwięcejtosamo,co,naswójsposób,powiedziałmiAnselmo.

Dwudziestego czwartego kwietnia jestem na lotnisku z Dylanem. Lecę do Londynu, a potem do

MadrytuzaśpiewaćzJ.P.JedziezemnąTifanyijestemjejzatowdzięczna.JadąteżOmariSean,drugi
producent.

background image

Żegnając się z Dylanem, czuję się fatalnie. Nie chcę jechać bez niego, ale on, z powodu pracy, nie

może mi towarzyszyć. Nie będzie mnie dziesięć dni. Dziesięć dni i dziesięć nocy bez mojego
ukochanego!

Cotobędzie?
Dylan mnie całuje i milczy, a Omar i Sean wręczają nam bilety i odprawiają bagaże. Patrzymy na

siebie.

–Będęzatobąbardzotęsknić–szepczęzuśmiechem.
MójosobistyFerrasakiwagłowąiprzysuwanosdomojego.
–Nietak,jakjazatobą,kapryśnadamo–odpowiada.
Naszewargisięspotykają,naszejęzykirównież,nieśpiesznie,zrozkoszą.Chcęzatrzymaćjegosmak,

słodycz,namiętność,najdłużej,jaktomożliwe.Imwięcejgocałuję,tymmniejchcęjechać.OmariSean,
poskończonejodprawie,mówiądoTifanyidomnie:

–Jakbędzieciegotowe,możemyprzejśćdosalonuVIP.
Dylan bez problemu wchodzi z nami. Nagle spośród ważnych osób pracujących tu na swoich

komputerachnajnowszejgeneracji,ktośwstajeipadawobjęciaDylanowi.

Późniejżartują,mójmążspoglądanamnieimówi:
–Tenponaciąganyibrzydkifacet,któregotuwidzisz,tochirurgplastycznyJackAdams.Jack,tomoja

żona,Yanira.

Mężczyzna,któryzbrzydkiegomatyle,cojazbrunetki,szarmanckoujmujemojądłońijącałuje.
–Bardzomimiłociępoznać…Yanira.
–Jack–ostrzegaDylanzaborczymtonem.–Tomojażona,niezapominaj.
–Wytatuujętosobie–żartuje.
Dylansięuśmiecha,aJackwitasięzOmarem,TifanyiSeanemicieszysię,kiedysiędowiaduje,że

lecimytymsamymsamolotemdoLondynu.

NiewypuszczającDylana,zniepokojemobserwujęminuty,upływającezprędkościąświatła.Chwila

rozstania zbliża się nieuchronnie i kiedy w końcu wzywają nas na pokład, mój cudowny przystojniak
przysuwawargidomoichipatrzymiwoczy.

–Jeszczeniewyjechałaś,ajużzatobątęsknię–mruczy.
Rozpłynęsię!
Oklapnęjakzwiędłastokrotka!
Niechcęwyjeżdżać!
Zpewnościąwszystkomamwypisanenatwarzy.Dylancałujemniezuwielbieniemipuszczadomnie

oko.

–Wzięłaśtabletkęnamdłości?–pyta.
–Tak.
Mojaodpowiedźjesttakzwięzła,żemójchłopakszepcze,żebydodaćmiotuchy:
–Zobaczysz,wszystkimszczękiopadną.BawsiędobrzewLondynieiwMadrycie,ajakbędzieszna

Teneryfie,pozdrówodemnieswojąrodzinę.

–Dobrze.
Słychać,żejestemprzybita.

background image

–Dniszybkopłyną–pocieszamniemójukochany.–Jakwrócisz,będętunaciebieczekał,zgoda?
Kiwamgłową.Chcemisiępłakać.
MójBoże,cosięzemnądzieje?
Cieszę się z powodu płyty i promocji. Jestem szczęśliwa, bo korzystając z okazji po koncercie w

Lodynie, pojadę się spotkać z moją rodziną, ale jednocześnie jestem przybita tym, że rozstaję się z
Dylanem.

Czyktośmimożewyjaśnić,cosięzemnądzieje?
Dylan,którymniezna,widzi,żenieodpowiadamaniniewzdycham.Znówmnieobejmuje.
–No,kochanie–szepcze.–Pomyśl,żerobiszto,colubisz.To,cokochasz.Gdybyzobaczyłacięmoja

matka,powiedziałaby,żebyśsięcieszyłaiżebyinnimoglisięcieszyćtwojąradością.

Marację.Muszęsięprzestawić.Zmuszamsię,żebysięuśmiechnąćiżebyniepogarszaćsprawy.
–Zadzwoniędociebie,jakwyląduję.
–Bezwzględunaporę.Dzwońdziśicodziennie,dobrze,kochanie?
Znów kiwam głową, obejmuję go i odchodzę za rękę z Tifany, odwracając się za siebie tysiąc razy,

żebymupomachać,aonstoibezruchu.

W samolocie siadam obok szwagierki. Odkąd nakryła Omara na akcji z sekretarką, nie zbliża się do

niego.Onprotestuje,alesięgodzi.Kulęsięnafoteluizasypiam,jeszczezanimsamolotwystartuje.To
najlepsze,comogęzrobić.

Kiedysiębudzę,widzę,żeTifanyśpi.Muszęiśćdołazienki.Ostrożnie,żebyjejnieobudzić,wstajęi

idę.Kiedywracam,mojespojrzeniekrzyżujesięzewzrokiemJacka,którynieśpiizapraszamnie,żebym
usiadłaobokniego.

Lecimyklasąbiznesitaczęśćsamolotuniejestprzepełniona.Siadam,aJackprosistewardessę,żeby

przyniosła sok. Rozmawiamy dobrą chwilę i dowiaduję się, że poznali się z Dylanem za czasów
studenckich.Rozbawionasłuchamopowieściomoimmężuiwidzę,żeJackmapoczuciehumoru.

–Naprawdęjesteśpiosenkarką?
Kiwamgłową.
–BędęwystępowaćzJ.P.ParkeremnakoncertachwLondynieiwMadrycie.
–ŚpiewaszzraperemJ.P.?Dylanożeniłsięzraperką?–pytazaskoczony.
Dostajęatakuśmiechu.
– Mam inny styl, ale cóż, można powiedzieć, że z J.P. trochę rapuję w jego piosence. Ale ja jestem

bardziejfunky–wyjaśniam.

Rozmawiamyjeszczedobrąchwilę.
–JakpoznałaśDylana?–pyta.
–Nastatku.Jaśpiewałamzzespołem,któryumilałwieczory,a…
–Trafiliścienasiebie.
–Właśnie–odpowiadam,niechcącsięwdawaćwszczegóły.–Trafiliśmynasiebie.
Nagle słyszę hałas. Odwracam się i widzę, że Tifany nie śpi, a Omar odchodzi z czerwonym

policzkiem i z wściekłością na twarzy. Nic nie rozumiem, aż dostrzegam, że szwagierka dotyka swojej
dłoniidomyślamsię,cosięstało.Wstajęszybko,przepraszamJackaiwracamdoTifany.

–Cosięstało?

background image

–Obudziłamsię,aonmiwkładałrękępodkoc,uwierzysz?–mówiwzburzona.
Śmiaćmisięchce.
– Strzeliłam mojemu roba… Omarowi w twarz. Jeżeli mu się zdaje, że jestem taka łatwa jak jego

sekretarka,tosięzdziwi!

Rozumiem jej wzburzenie, ale moim zdaniem kiedyś w końcu muszą porozmawiać i postanowić, co

dalej.Mamwrażenie,żenadalżyjąrazem,alewosobnychpokojach.Ztego,cowidzę,sytuacjazaczyna
Omaraprzerastać,aTifanysprawiawrażeniespokojnej,bardziejskupionejisilniejszej.

Pochwiliznówzasypiamyibudzimysię,kiedylądujemynalotniskuHeathrowwLondynie.Żegnamy

sięzJackiem,którybierzekilkazaproszeńVIPodOmaraiodchodzi.Paręsekundpóźniejzjawiająsię
dwajolbrzymiochroniarze,prawiealbinosi,którzybiorąnaszebagażeiprowadząnasdoładnejczarnej
limuzyny.

W Londynie jest dziewiąta wieczorem. Z samochodu dzwonię do Dylana. Kiedy słyszę jego głos i

śmiech,odprężamsię,alekiedysięrozłączam,wzbierawemniedziwnyniepokój.

WLondyniezatrzymujemysięwLondonHiltonprzyParkLane.Oszołomionapodziwiamtęogromną

wieżę z niebieskimi światłami. Jest imponująca. Rozglądam się dookoła, a pozostali meldują się w
hotelu.

Widzę,żeSean,drugiproducent,odchodziisłyszę,jakOmarwarczy:
–Tifany,zamieszkaszzemną.
–Chybaśnisz.Powiedziałamci,żechcęosobnypokój.
Mójszwagierklnie.
–Chcęprywatności.Mamswojeplany,wktórychtysięniemieścisz.
–Plany?!Jakieplany?!–pytaFerrasa.
Oszołomionasłyszę,jakTifanyodpowiada:
–Niewybiegającdalekowprzyszłość,jutropokoncerciemamrandeczkę.
–Zkimmaszrandeczkę?–Omarprawiekrzyczy.
Mojajasnowłosaszwagierkauśmiechasięzwdziękiem,któryledwiemożnaznieśćipuszczaokodo

swojegomęża.

–Zkimśtakdlamniewyjątkowymjakdlaciebietasukasekretarka.
Cholera…cholera…cholera…GdziesiępodziałaTifany?Chybaktośjąpodmienił!
Omarwalipięściąwmarmurowąladęrecepcji.Jestrozwścieczony.JaktoFerrasa.Chcesięodezwać,

alewtejchwilidzwonitelefonTifanyisłyszę,jakmówi:

–Cześć,kotkuuuuuuuuuuu.
Przyglądamjejsięoniemiała,podobniejakjejmąż,akiedydochodzędosiebie,trafiamnawściekłe

spojrzenieOmara,którywbijawemniewzrok.

–Samsięotoprosiłeś,macho.
–Niepieprz,Yanira.
–Noooooo–drwię.–UchowajPanieBoże,takzłegogustuniemam.
Wzdychaimilczy.Madość.SwojązaborczościątakbardzoprzypominamiDylana,żeściskamniew

sercu.Alenicnierobi.PatrzytylkonaTifany,którarozmawiaprzeztelefonisięśmieje.

Pięćminutpóźniejnadalstoimyprzyrecepcji.Mojaszwagierkapodchodziioznajmiatak,żebysłyszał

background image

jąrównieżOmar:

–Jutropokoncerciepójdzieszzemnąnakolacyjkęzmoimiprzyjaciółmi.Będzieświetnie!Spokojnie,

zabioręciętam,gdzieniktcięniepozna.

Kiwamgłową.Niemamniclepszegodoroboty.
DwiesekundypóźniejTifanybierzejednązkart,którąrecepcjonistkakładzienamarmurze,izerkana

swojegomęża.

–Dobrejnocy–mówi.
–Tifany,proszę…–błagaszeptem.
Bez wątpienia coś do niej czuje. Widzę to w jego oczach i w tym, jak na nią patrzy. Ale ona znów

wprawianaswosłupienie.Patrzynaniego,uśmiechasięidelikatniemuskadłoniąjegopoliczek.

–Nie,Omar…Jużnie–szepcze.
Czuję się niezręcznie, będąc świadkiem tego wszystkiego. Omar chwyta ją za łokieć i przyciąga do

siebieobcesowo.

–Jesteśmojążoną,zapomniałaś?–syczy.
–Nie,Omar,niezapomniałam–szepczeTifanymelancholijnymgłosem.–Aletyzapomniałeśotym

jakiśczastemu–dodaje.

Mójszwagierprzysuwasięjeszczebliżejizbliżawargidojejust.
–Jestemtwoimrobaczkiem,zapomniałaś?–szepcze.
Czytengorylniemawstydu,żebyniepowiedziećgorzej?
Tifanymrugaisięuśmiecha.
–Bardzolubiłamteczasy,kiedybyłeśmoimrobaczkiem,alejużnimniejesteś.Powiedziałamciw

domu:jesteśmoimmężemnapokaz,alepocichu,taksamojakty,będęmiałatylukochanków,ilutylko
zechcę.Dobranoc,Omar.

Mojemuszwagrowirzedniemina.Zcałąpewnościąbyłtoniezłyprawysierpowy!
Brawodlamojejtopdamy!
Bezsłowakierujemysiędowindy.Dwajboyehotelowiniosąnaszebagaże.
Kiedydrzwisięzamykają,mojaszwagierkasięśmieje.
–Dobrzemiposzło?–szepczeledwiesłyszalnymgłosem.
Grała?Nimzdążęsięodezwać,mówidalej.
– W pewnej chwili bałam się, że zmięknę. Kiedy mój roba… Omar mówi do mnie tym zmysłowym,

intymnymtonem,pozbawiamniesilnejwoli–wyznajezarumieniona.

Rozumiemją.Seksiintymnośćzukochanąosobąsąnajlepsząrzecząirozumiemjejsłabość.Gdybym

ja przeżyła to, co ona, i Dylan mówił do mnie tak, jak lubię i jak mnie podnieca, nie wiem, jak bym
zareagowała.

– Jutro… – Wachluje się dłonią. – Zarezerwowałam stolik na kolację w restauracji, którą znam,

malutkiejiładnej.Tylkotyija.Cotynato?

Uśmiechamsię.NiezłabyłabyzniejartystkawHollywood.
–Świetnypomysł–odpowiadam.
Dojeżdżamy na nasze piętro, żegnamy się buziakiem w policzek i każda idzie do swojego pokoju

pogrążona w rozmyślaniach. Z pewnością na temat dwóch braci Ferrasa. Wchodzę do pokoju i boy

background image

odchodzi,rozglądamsięwokółsiebiejakgłupiainiewiem,corobić.

Pokójjestpiękny,luksusowy,wielkiiniewiarygodny.Spoglądamnaogromnełóżku,uśmiechamsięi

myślęoDylanie.Alebymsiętuznimzabawiała!

Idę do łazienki i mowę mi odbiera na widok olbrzymiej okrągłej wanny jacuzzi. Bez namysłu

odkręcamkran,żebyjąnapełnić.Kąpieldobrzemizrobiprzedsnem.

Z minibaru wyjmuję torebkę czipsów i piwo. Popijając je, przechadzam się po ładnym, luksusowym

apartamencie. Dwadzieścia minut później, kiedy jacuzzi jest już takie, jak chcę, postanawiam się
rozebrać.

Naglektośpukadodrzwi.Ktotomożebyć?
Biorę szlafrok, zakładam go, otwieram drzwi i mam przed sobą boya hotelowego z bukietem

czerwonychróż.Przyjmujęjezaskoczona,zamykamdrzwiiwyciągamliścik.

Bawsiędobrze,Królewno.Myślomnieicieszsięskucesem.
Niezapominaj,żeCiękocham.
Dylan

Uśmiechamsię.AletenmójFerrasaromantyczny!
Wdychamzapachróżizamykamoczy,myśląconim.Zkwiatamiwręcewchodzędołazienkiikładęje

namarmurowymblacie.Chcęnaniepatrzeć,kiedybędęsiękąpać,imyślećoDylanie.Zanurzamsięw
wodzieiwydajęzsiebiejęk.Wciskamprzycisk,żebypojawiłysiębąbelki.

Zachwyconaopieramgłowęidotykamkluczyka,którymamnaszyi.Całujęgoispoglądamnaścianę

obokmnie.Dostrzegamsprzętgrający.Wyciągamrękęigowłączam.Brakowałomijedyniedelikatnej,
zmysłowejmuzyki,żebyjeszczebardziejsiętymwszystkimupajać.

Przezkilkaminutzwyczajniezachwycamsiędoznaniami,jakiewywołujewodawokółmojegociała,i

myślę o moim ukochanym. Z zamkniętymi oczami wyobrażam sobie, że stoi przy jacuzzi i mi się
przygląda,ajawzdycham,czującjegospojrzenie.

Mamodchylonądotyługłowę,zamknięteoczyirozchylonewargi.Mojepożądanie,mojalubieżnośći

mojefantazjeożywająnamyśloDylanie.Alejegotuniema,aniezabrałamzesobąmojegorosomaka.
Cholera!

Mojedłonie,dotejporyspokojne,wędrująprostodopiersi.Masujęje,ściskam,ugniatam.Brodawki

misięunoszą,akiedyichdotykam,czuję,żesątwarde.

–Dlaciebie,kochany–mruczę.
Powoli przesuwam jedną dłoń z piersi do brzucha, a potem niżej. Podoba mi się fantazjowanie i

wyobrażanie sobie Dylana. Moje pieszczoty przenoszą się na wzgórek łonowy. Kreślę na nim koła i
rozchylam nogi, żeby samej sobie dać lepszy przystęp, a moje biodra zaczynają się poruszać. Jestem
rozpalonaichcęspełnienia.Kciukiemipalcemwskazującymdotykamłechtaczkiidelikatniejąpieszczę.
Hmmm,cozarozkosz!Przezchwilękontynuujęzabawę,ażczujętakieciśnienie,żepostanawiampójść
dalej. Rozchylam sobie wargi sromowe, żeby całkowicie odsłonić mój przycisk rozkoszy i zaczynam
lekkouderzaćgopalcem,którydostarczamiintymnejrozkoszy.

Tegowłaśniepotrzebowałam.Żar,pożądanieipodniecenierozlewająsiępomoimciele,którechce

background image

więcej.Żądawięcej.Pewnymruchemwsuwampalecdomojegownętrza,apóźniejdwaimasturbujęsię
podwodą,poruszającbiodramiwprzódiwtył,dostarczającsobienieskończonejilościdoznań.

Wyobrażamsobiewzrokmojegoukochanegonamnieibezwahaniamasturbujęsiędlaniego,alenie

kończę.Rozkosznienadchodzi.Potrzebujęczegoświęcej…

Upojona, drżąca, wychodzę z jacuzzi, zakładam szlafrok i przeszukuję walizkę. Znajduję to, czego

szukamikładęsięnałóżku.Zsuwamszlafrokienergiczniewsuwampalcedopulsującejpochwy,agłos
Dylanaszepczemidoucha:

–Tak…królewno…Masturbujsiędlamnie.
Jegogłos,jegospojrzenie.Wyobraźniajestpotężnąsiłą!
Podniecona wspomnieniem, robię się wilgotna i drżę przy każdym pchnięciu, które sama wykonuję,

dążącdospełnienia.Alechcęwięcej,potrzebujęwięcej.

Oddychającszybko,zerkamnaszlafrokleżącyobok.Bioręgo,zwijamikładęnałóżku.Naga,siadam

na nim, żeby poczuć tarcie. Chwytam się zagłówka łóżka i energicznie zaczynam poruszać biodrami w
przódiwtył.Mojepiersipodskakują,kiedyocieramsięoszlafrokiczuje,żemojepłynywypływająze
mnieimniemoczą.Zalewamnieciepło,kiedypieprzęszlafrok,oddechmisięprzyspieszaodtwardości,
któraocierasięomojąpochwęiłechtaczkę.

Cudownie!
Zapachseksuwpokoju,mojejęki,mojawyobraźniaimojeruchysprawiająmirozkosz.Och,tak!
Przezchwilęciągnęmójspecyficznytaniecsamozadowolenia,ażwkońcubioręto,cowyciągnęłamz

walizki.Tomojaelektrycznaszczoteczkadozębów,bezbarwnykremdoustijedwabnachusteczka.

Dawno temu przeczytałam w jakimś piśmie, jak zrobić domowy wibrator i dziś wcielam się w rolę

MacGivera.

Rozpalona, nie schodząc z prowizorycznego łoża rozkoszy, owijam główkę szczoteczki jedwabną

chusteczką. Głowica jest przykryta, wyczuwalna, ale nie ostra. Sprawdzam, czy działa. Owszem, czuć
wibrację.Super!

Wnętrze pochwy mam nabrzmiałe od pocierania szlafrokiem. Kładę się, wkładając go sobie pod

biodra, które teraz znajdują się wyżej niż reszta ciała. Niecierpliwa, podniecona i bardzo rozpalona
rozchylamnogi.Pozycjaimojepożądaniesąpodniecające.

–Chcędojść–szepczę.–Muszędojść.
Dłoniąpróbujęrozchylićsobiewargisromowe,alesąwilgotne,nabrzmiałeiśliskie.Kiedywkońcu

misięudaje,pociągamjetak,jakrobitoDylan,żebyodsłonićpulsującąłechtaczkę.Czuję,jakpulsuje,i
opuszkiem palca dotykam jej delikatnie, czym doprowadzam się do szaleństwa. Spragniona doznań
otwierampudełeczkozbalsamemdoust,nabieramsporonapalceismarujęnimłechtaczkę.Boże,coza
doznanie!

Późniejkładęprowizorycznywibratordomowejrobotynawilgotnejinabrzmiałejłechtaczce,ikiedy

czujęjegowibracje,wciągukilkusekundogieńtrawiącymojeciałorozlewasięiwydobywasięzmoich
ustwpostaciszalonegojękurozkoszy.

Przyciągamnogidosiebie.Wijęsię,alesłyszę,jakDylanmówi,żebymjerozchyliła.Chcewidzieć,

jakdlaniegodochodzę.Domagasiętego.Słuchamgo,akiedytorobię,mojarozkoszsiępodwaja,aja
poruszammoimwynalazkiemzgórynadół.

background image

Cholera…podobamisię…podobamisię…bardzomisiępodoba.
Drżę.Całasiętrzęsę.Mojenogizaczęłyżyćwłasnymżyciem,mojebiodra,rozszalałe,unosząsię,a

kiedy odnajduję dokładne miejsce mojej rozkoszy, przestaję poruszać wynalazkiem. Ciepło idzie
wyżej…wyżejiwyżej,akiedydocieradomoichust,wstrząsamnąniszczycielskiorgazm,podwpływem
któregozwijamsięwkonwulsjachijęczęjakszalona.

Wyczerpana tym, co przeżyłam sama w apartamencie tego strasznie drogiego hotelu, zamykam oczy,

wypuszczamszczoteczkędozębówzdłoniiczekam,ażoddechmisięuspokoi.Żarjestdeliryczny,moja
pochwapulsuje,ajaczujęsuchośćwustach.

Boże,cozarozkosz!
Kiedynogiprzestająmidrżećjakgalareta,wstaję,idędominibaru,wyciągambutelkęwodyiwypijam

jąjednymhaustem.

Alemisięchciałopić!
Spoglądam na łóżko i widzę pozostałości po prywatnej imprezie, którą sobie urządziłam. Szlafrok,

elektrycznaszczoteczka,balsamdoust…Parskamśmiechemikręcęgłową.

–Dylan,niemogębezciebieżyć.

ciągdalszynastąpi…

Wkrótce

MeganMaxwell

Odgadnij,KimJestem

Tom4Naprawdę


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Odgadnij, Kim Jestem Tom 1
Odgadnij, Kim Jestem Tom 1(1)
Odgadnij, kim jestem naprawdę Tom 4 Maxwell Megan
1 Megan Maxwell Odgadnij, Kim Jestem
Pros Mnie o co Chcesz Dopoki jestem Tom 2 Maxwell Megan

więcej podobnych podstron