Klasyka Wampiryzmu Carter Angela Piotruś i Wilk (1982)

background image

http://blood-luna.ovh.org

– Polska Biblioteka Wampira – „BLOOD LUNA”

1

KLASYKA WAMPIRYZMU

by blood luna

PIOTRUŚ I WILK

Angela Carter






oryg. "

Peter and the Wolf", 1982










* * *

tłum. Aleksandra Ambros

background image

http://blood-luna.ovh.org

– Polska Biblioteka Wampira – „BLOOD LUNA”

2



Materiał na potrzeby prywatne






http://blood-luna.ovh.org

Portal „BLOOD LUNA”

Polska Biblioteka Wampira



Kolekcja klasyki wampiryzmu

background image

http://blood-luna.ovh.org

– Polska Biblioteka Wampira – „BLOOD LUNA”

3

W końcu wspaniałość gór staje się monotonna: w miarę przyzwyczajenia

krajobraz przestaje budzić grozę i zachwyt i podróżny patrzy na szczyty
obojętnym okiem tych, którzy mieszkają tu od zawsze. Na pewnej wysokości
drzewa już nie rosną. Cienie chmur przesuwają się po nagich szczytach tak
swobodnie, jak same chmury przesuwają się po niebie.

Dziewczyna z wioski na niżej położonych zboczach zostawiła matkę

wdowę i poślubiła człowieka, który mieszkał na pustkowiu. Wkrótce zaszła w
ciążę. W październiku zerwała się gwałtowna burza. Stara kobieta, wiedząc,
że czas córki się zbliża, czekała na wiadomość, ale wiadomości nie było.
Kiedy burza przeszła, staruszka wybrała się zobaczyć, co się dzieje, a
ponieważ się bała, wzięła ze sobą dorosłego syna.

Już z daleka dostrzegli, że dym nie unosi się z komina. Wszystko wokół

ziało pustką. Rozwarte drzwi chwiały się na zawiasach. Pustka ich
wchłonęła. Na klepisku leżały wilcze odchody, poznali więc, że wilki były w
domu, zwłoki młodej matki zostawiły jednak w spokoju, ale dziecka nie było
ani śladu, tylko pewien rozgardiasz wskazywał, że się urodziło. Nie było też
śladu zięcia, poza ogryzioną stopą w bucie.

Zawinęli zmarłą w kołdrę i zabrali ze sobą do domu. Zrobiło się późno.

Wycie wilków rozrywało zapadającą nocną ciszę.

Nadeszła zima z lodowatymi podmuchami, wszyscy siedzieli w domu i

dokładali drew do paleniska. Syn starej ożenił się z córką kowala, która z
nim zamieszkała. Stopniały śniegi, była już wiosna. Przed następnym Bożym
Narodzeniem pojawił się tryskający zdrowiem wnuczek. Mijał czas, urodziło
się więcej dzieci.

Kiedy najstarszemu wnukowi, Piotrusiowi, szedł już siódmy rok, był

dostatecznie duży, żeby pójść z ojcem w góry, jak to robili mężczyźni co roku
celem wypasu kóz na świeżej trawie. Siedział sobie Piotruś w młodym słońcu,
wyplatając słomę na koszyki, aż raptem zobaczył, jak to, czego nauczono go
bać się najbardziej, zbliża się bezgłośnie po wygonie za sterczącą skałą. A za
pierwszym wilkiem drugi.

Gdyby to nie były pierwsze wilki, jakie ujrzał w życiu, chłopiec nie

przypatrywałby im się tak uważnie: pluszowej szarej sierści, której włosy z
białymi końcówkami nadają tym zwierzętom widmowy wygląd, jakby ich
kontury miały się rozpłynąć; sprężystym, puszystym ogonom, spiczastym,
węszącym maskom.

Nagle zobaczył Piotruś, że trzeci wilk był dziwem, wybrykiem natury:

goły, na czterech łapach, jak tamte, ale bez włosów na ciele, choć z włosami
na głowie.

Widok wilka bez sierści tak go zafascynował, że byłby najpewniej stracił

swoją trzódkę, może i sam został zjedzony, a niewątpliwie zbity na kwaśne
jabłko za niedbalstwo, gdyby same kozy nie podniosły łbów, nie zwietrzyły
niebezpieczeństwa i nie uciekły, becząc płaczliwie, na co nadbiegli mężczyźni
ze strzelbami i narobili takiego rabanu, że odstraszyli wilki.

Ojciec był za bardzo zły, żeby słuchać Piotrusiowego gadania. Dał mu

parę kuksańców w głowę i odesłał do domu. Matka karmiła tegoroczne
niemowlę. Babka siedziała przy stole, łuskając groch do garnka.

- Babciu, z wilkami była dziewczynka - opowiadał Piotruś. Dlaczego był

tak pewny, że dziewczynka? Może dlatego, że miała takie długie włosy, takie

background image

http://blood-luna.ovh.org

– Polska Biblioteka Wampira – „BLOOD LUNA”

4

długie i pełne życia. - Dziewczynka, chyba w moim wieku, sądząc po
wielkości - dodał.

Babka wyrzuciła płaski strąk za drzwi, żeby kury mogły sobie dziobać.
- Widziałem dziewczynkę z wilkami - nie dawał za wygraną Piotruś.
Babka nalała wody do garnka, wstała od stołu i zawiesiła garnek z

grochem na haku nad paleniskiem. Tego wieczora nie było już czasu, ale
następnego ranka, bardzo wcześnie, sama zaprowadziła chłopca z powrotem
w góry.

- Powiedz ojcu, coś mnie mówił.
Poszli popatrzeć na wilcze ślady. Na kawałku wilgotnego gruntu znaleźli

odcisk niepodobny do odcisku psiej łapy, a tym bardziej do stopy dziecka, ale
Piotruś marudził i głowił się, dopóki nie zrozumiał.

- Biegła na czworakach z zadkiem w górze... więc cały ciężar musiała

opierać na przodzie podeszwy, nie? I rozstawiała palce, o tak, zobacz.

Latem chodził boso, jak wszystkie dzieci z wioski. Włożył palce własnej

stopy w odcisk, żeby pokazać ojcu, jaki ślad by zostawił, gdyby też biegał na
czworakach.

- Piętą się nie dotyka, jak się tak biega. Więc nie zostawiła odcisku

pięty. Logiczne.

Wreszcie ojciec zdołał docenić dedukcyjne zdolności Piotrusia, rzucając

dziecku ukradkiem niespokojne spojrzenie. To było bystre dziecko.

Szybko ją znaleźli. Spała. Jej kręgosłup stał się tak giętki, że potrafiła

się zwinąć w idealne C. Obudziła się, kiedy ich usłyszała, i zaczęła uciekać,
ale ktoś schwytał ją w pętlę przyczepioną na końcu liny, pętla przeszła przez
głowę i zacisnęła się; mała upadła na ziemię, przewracając oczami
wyskakującymi z orbit. Wielka, szara, rozgniewana suka pojawiła się nie
wiadomo skąd, ale ojciec Piotrusia rozerwał ją na kawałki za pomocą swojej
strzelby. Dziewczynka byłaby się udusiła, gdyby stara kobieta nie położyła jej
głowy na swoich kolanach i nie rozluźniła węzła. Dziewczynka ugryzła babkę
w rękę.

Drapała i walczyła, aż mężczyźni szpagatem przywiązali jej nadgarstki

do kostek, a następnie zawiesili ją na kiju i ponieśli do wioski. Wtedy
zwiotczała. Nie wrzeszczała, nie krzyczała, chyba nie potrafiła, z głębi jej
gardła wydobyło się tylko parę głuchych chrapliwych dźwięków, a choć raczej
nie umiała płakać, woda popłynęła z kącików jej oczu.

Jak spalona była od słońca i wiatru! Cała jasnobrązowa, a jaka brudna!

Pokryta zaschłym błotem i pyłem. Każdy centymetr jej kasztanowatego zadu
naznaczony był bliznami i strupami powstałymi w wyniku gwałtownego
otarcia się o skały i ciernie. Kiedy ją nieśli, jej włosy ciągnęły się po ziemi,
pełne rzepów, a tak brudne, że nie sposób było ustalić ich koloru. Roiło się
na niej robactwo. Śmierdziała. Była tak chuda, że sterczały jej wszystkie
żebra. Ładny, pulchny, wykarmiony kartoflami chłopiec był o wiele od niej
większy, chociaż musiała być starsza o jakiś rok.

Głęboko przejęty, dreptał za nią. Stara kobieta kuśtykała obok,

zawinąwszy ugryzioną rękę w fartuch. Kiedy dziewczynkę zrzucono na
podłogę w domu jej babki, chłopiec ukradkiem dotknął jej pośladka
wskazującym palcem, z ciekawości, żeby zobaczyć, jaka jest w dotyku. Była

background image

http://blood-luna.ovh.org

– Polska Biblioteka Wampira – „BLOOD LUNA”

5

ciepła, ale twarda. Nawet nie drgnęła, kiedy jej dotknął. Zrezygnowała z
walki, leżała zwinięta na podłodze i udawała nieżywą.

W chacie babki była jedna duża izba, którą w zimie dzielili z kozami.

Ledwo wielki, bury kocur myszołap poczuł dziewczynkę, od razu zasyczał jak
przekłuty balon i skoczył na drabinę prowadzącą na stryszek. Zupa parowała
na palenisku i stół był nakryty. Zbliżała się pora wieczerzy, ale wciąż było
zupełnie jasno, latem w górach noc zapada późno.

- Rozwiąż ją - powiedziała babka.
Syn z początku się nie kwapił, ale babka nie ustępowała, tak więc wziął

nóż do chleba i rozciął sznur wokół kostek dziewczynki. Ograniczyła się do
kopniaka, ale kiedy przeciął sznur wokół jej nadgarstków, można by
pomyśleć, że wypuścił na wolność złego ducha. Gapie wybiegli na dwór,
reszta rodziny rzuciła się do drabiny wiodącej na strych, ale babcia i Piotruś
skoczyli ku drzwiom, żeby zasunąć rygiel i nie pozwolić dziewczynce uciec.

Uwięziona, miotała się po izbie. Buch - przewrócił się stół. Trzask, prask

- potłukły się naczynia przygotowane do wieczerzy. Buch, trzask, prask -
poleciała komoda na twardy biały łupek zastawy, którą zwaliła z siebie przy
upadku. Wywróciła się beczka z mąką, dziewczynka zakasłała, kichnęła, jak
kicha dziecko, nie inaczej, po czym na sztywnych ze strachu kończynach
zaczęła podskakiwać w białej chmurze, aż mąka osiadła wszędzie, jak
czarodziejski proszek, który wszystko przemienia. Po pierwszym ataku szału
przykucnęła na chwilę, węsząc długim nosem, następnie zaczęła dokonywać
małych szybkich wypadów to tu, to tam, chwytając zębami, ujadając i
potrząsając oszołomioną głową.

Ani razu nie stanęła na dwóch nogach, cały czas była przykucnięta,

opierając się o ziemię dłońmi i czubkami palców u nóg, jednak nie całkiem
dawało się to nazwać przykucnięciem, widać bowiem było, że pozycja na
czworakach jest dla niej tak naturalna, jak gdyby zawarła odmienny niż my
pakt z siłą przyciągania, widać też było, jak mocne stały się w górach mięśnie
jej nóg, jak napięte łukowate wygięcia stóp i że istotnie używała pięt tylko
wtedy, kiedy przysiadała na zadzie. Zawyła, a od czasu do czasu wyrzucała z
siebie te przejmujące, chrapliwe pomruki rozpaczy. Jej wywrócone oczy
ukazywały tylko białka, błękitnawe, jarzące się bielą śniegu.

Kilka razy opróżniła kiszki, najwyraźniej mimowolnie. W kuchni

śmierdziało jak w wychodku, ale nawet jej ekskrementy różniły się od
naszych - resztki surowego, obcego, tajemniczego i niepokojącego pokarmu,
wilcze gówno.

Horror!
Obiła się o palenisko, potrąciła garnek i rozlana zawartość zgasiła ogień.

Gorąca zupa poparzyła jej przednie łapy. Szok bólu. Przysiadłszy na zadzie i
trzymając przed sobą zranioną łapę, żałośnie dyndającą z nadgarstka,
wydała przeciągły, podobny do szlochu skowyt.

Nawet stara kobieta, która poprzysięgła sobie, że będzie kochać dziecko

swojej zmarłej córki, przeraziła się, usłyszawszy skowyt dziewczynki.

Piotrusiowi podskoczyło serce i wykonało salto, miał wrażenie, że spada;

nie zdawał sobie sprawy z własnego strachu, bo nie mógł oderwać oczu od
szczeliny między nogami dziewczynki, doskonale widocznej, kiedy ta siedziała
na swojej kości ogonowej. Zapadła już noc na tyle ciemna, na ile to było

background image

http://blood-luna.ovh.org

– Polska Biblioteka Wampira – „BLOOD LUNA”

6

możliwe o tej porze roku - to znaczy nie całkiem ciemna; biała nitka księżyca
wisiała na jasnym niebie u szczytu komina, tak że w środku nie było ani
ciemno, ani jasno, ale chłopiec widział płeć dziewczynki tak wyraźnie, jakby
fosforyzowała. Ten obraz budził w nim nieodpartą fascynację.

Kiedy wyła, rozwarte usta dziewczynki bez jej intencji i woli odsłaniały

przed nim kolejne warstwy pofałdowanego wnętrza, które jak w systemie
chińskich pudełek zdawały się otwierać jedna po drugiej, wciągając go w głąb
jej ciała, do intymnego sekretnego miejsca, którego perspektywa bez przerwy
się od niego oddalała, ofiarowując mu pierwsze, miażdżące, przyprawiające o
zawrót głowy doświadczenie nieskończoności.

Wyła i wyła, i nie przestawała wyć, aż z gór, najpierw pojedynczo, a

potem w złożonej polifonii, odpowiedziały jej w końcu głosy w tym samym
języku.

Wyła nadal, choć brzmiało to już mniej tragicznie.
Wkrótce mieszkańcy domu musieli przyjąć do wiadomości, że wioskę

zaatakowała wataha wilków.

Wtedy mała się uspokoiła, opadła na ziemię, oparła głowę na przednich

łapach, tak że włosy jej moczyły się w stygnącej zupie, i w ten sposób
zamknęła zabronioną księgę, nie mając najmniejszego pojęcia, że ją
kiedykolwiek otworzyła ani że jest to księga zakazana. Ciężkie powieki opadły
na brązowe, krwią nabiegłe oczy. Domowa strzelba wisiała na gwoździu nad
paleniskiem, gdzie umieścił ją ojciec Piotrusia po powrocie do domu, ale
kiedy teraz postawił stopę na najwyższym szczeblu drabiny, żeby zejść na dół
po broń, dziewczynka skoczyła, warcząc i obnażając żółte kły.

Wycie na dworze mieszało się teraz z głosami przerażonych zwierząt

domowych. Pozostali wieśniacy pozamykali się w domach.

Wilki stały u drzwi.
Chłopiec ujął babkę za zdrową rękę. Początkowo staruszka nie chciała

się ruszyć, ale szarpnął ją mocno i opamiętała się. Dziewczynka popatrzyła
wilkiem, jednak pozwoliła im przejść. Chłopiec pchnął babkę przed sobą na
drabinę, a kiedy wspięli się po niej oboje, drabinę wciągnął. Nękały go
straszliwe przeczucia. Dałby wszystko, żeby odwrócić czas, uciec z
ostrzegawczym okrzykiem, kiedy tylko dostrzegł wilki, i nigdy jej nie
zobaczyć.

Drzwi drżały pod naporem skaczących na nie wilków, a śruby

przytwierdzające nasadę rygla do framugi trzeszczały, piszczały i
najwyraźniej miały zamiar puścić. Na to dziewczynka podskoczyła i zaczęła w
podnieceniu robić małe wypady do drzwi i z powrotem. Śruby bardzo szybko
wypadły z framugi. Wilki hurmem, jeden przez drugiego, wpadały do środka.

Dysonans. Przerażenie. Hałas, jakby wszystkie wichry zimowe

zamknięto w jednej skrzyni. To, czego na zewnątrz obawiali się najbardziej,
było teraz w środku razem z nimi. Niemowlę na strychu zakwiliło, a matka
przycisnęła je do piersi, jakby i to dziecko mogły porwać wilki, ale ekipa
ratownicza przyszła tylko po swoją wychowankę.

W całym domu zostawiły za sobą przeraźliwy smród i wszędzie białe

ślady mąki. Wyłamane drzwi chwiały się na zawiasach. Czarne, osmalone
szczapy z wygasłego ogniska walały się po podłodze.

background image

http://blood-luna.ovh.org

– Polska Biblioteka Wampira – „BLOOD LUNA”

7

Piotruś myślał, że stara kobieta teraz się rozpłacze, ale wydawała się

nieporuszona. Kiedy już było bezpiecznie, zeszli pojedynczo po drabinie i jak
gdyby uwolnieni z zaklęcia, zaczęli mówić w podnieceniu, wszyscy, z
wyjątkiem milczącej starej kobiety i zrozpaczonego chłopca. Chociaż dawno
minęła północ, synowa poszła po wodę do studni, żeby wyszorować chałupę i
pozbyć się zwierzęcego odoru, sprzątnięto i wyrzucono potłuczone naczynia.
Ojciec Piotrusia zbił na powrót stół i komodę. Zdumieni sąsiedzi wyszli ze
swoich domów: wilki nie ruszyły nawet jednego kurczęcia z kurników, nie
zabrały jednego jajka.

Ludzie wynieśli pod gwiazdy piwo, kartoflaną wódkę i przekąski, bo z

podniecenia zgłodnieli. Straszliwa noc zakończyła się jednym wielkim
przyjęciem, ale babka nie chciała nic jeść ani pić i położyła się do łóżka,
kiedy tylko chałupa została posprzątana.

Następnego dnia poszła na cmentarz i posiedziała chwilę przy grobie

córki, ale się nie modliła. Po powrocie do domu zaczęła szatkować kapustę
na wieczorny posiłek, musiała to jednak zostawić, bo rana w ręce jątrzyła się.

Tej zimy, po śmierci babki, w czasie przymusowego nieróbstwa z

powodu śniegów Piotruś poprosił wiejskiego proboszcza, żeby go nauczył
czytać Biblię. Proboszcz chętnie się zgodził, Piotruś był pierwszym z jego
trzódki, który okazał jakiekolwiek zainteresowanie nauką czytania.

Chłopiec stał się bardzo pobożny, co rodzinę zdziwiło, a także jej

zaimponowało. Młodsze dzieci dokuczały mu i przezywały świętym Piotrem,
ale to go nie powstrzymywało od wymykania się do kościoła, żeby się
pomodlić, kiedy tylko miał wolną chwilę. Podczas postu dosłownie się głodził.
W Wielki Piątek się biczował. Jak gdyby oskarżał się o śmierć staruszki, jak
gdyby uważał, że to on sprowadził na dom fatalną zarazę, która ją z tego
domu zabrała. Ogarnęła go wszechwładna pasja pokuty. Noc w noc klęczał
nad księgą przy słabym świetle świecy, poszukując drogi zbawienia, dopóki
matka nie zapędziła go spać.

Ale jakby na przekór czterem ewangelistom, których co noc przyzywał,

by strzegli jego łóżka, koszmary niezmiennie zakłócały mu sen. Rzucał się i
przewracał na posłaniu z szeleszczącej słomy, które dzielił z dwójką
młodszego rodzeństwa. Zachwycony rozwiniętą nad wiek inteligencją
Piotrusia, proboszcz zaczął go uczyć łaciny. Piotruś odwiedzał księdza, gdy
tylko pozwalały mu na to obowiązki przy stadzie. Kiedy skończył czternaście
lat, proboszcz powiedział rodzicom, że Piotruś powinien pójść teraz do
seminarium w mieście w dolinie, gdzie sam wyuczy się na księdza. Ponieważ
synów im nie brakowało, oddali jednego Bogu, tym bardziej że przez swoje
książki i modły stał się im obcy. Kiedy kozy na zimę zeszły z hal, Piotruś
ruszył w drogę. Był październik.

Po pierwszym dniu wędrówki dotarł do rzeki, która z gór spływała w

dolinę. Noce były już chłodne; rozpalił ognisko, pomodlił się, zjadł chleb i ser,
które przygotowała mu matka, i spał, jak mógł. Mimo pragnienia, żeby
zanurzyć się w oczekujący nań biały świat skruchy i pobożności, był
niespokojny i zdenerwowany, a nie umiał sobie wyjaśnić przyczyny.

O pierwszym brzasku, brzasku, który jedynie klaruje ciemność, jak

skorupki jajka wpuszczone w mętny płyn, zszedł do rzeki napić się i umyć
twarz. Było tak cicho, że mógłby być jedynym żywym stworzeniem.

background image

http://blood-luna.ovh.org

– Polska Biblioteka Wampira – „BLOOD LUNA”

8

Jej ręce, lędźwie i nogi pokrywała gęsta sierść, a włosy opadały na

twarz, trudno więc było dostrzec rysy. Przysiadła na przeciwległym brzegu
rzeki. śłopała wodę tak pełną liliowego światła, iż zdawać by się mogło, że
wypijała świt, w miarę jak się pojawiał, jednak w czasie gdy Piotruś na nią
patrzył, powietrze stawało się coraz bledsze. Samotność i milczenie: wszystko
nieruchome.

Nigdy by sobie nie uświadomiła, że odbicie w rzece jest jej odbiciem. Nie

wiedziała, że ma twarz, nigdy się nie dowiedziała, że ma twarz, i tak jej twarz
sama w sobie była lustrem innego rodzaju świadomości niż nasza, podobnie
jak jej nagość, pozbawiona niewinności czy ostentacji, była nagością naszych
pierwszych rodziców przed upadkiem. Włosy miała długie jak Magdalena na
pustyni, a jednak skrucha znajdowała się poza zasięgiem jej pojmowania.

Język obracał się w proch pod ciężarem jej niemoty.
Dwa małe wilczki wygramoliły się z krzaków, tarmosząc jeden drugiego.

Nie zwracała na nie najmniejszej uwagi.

Chłopak zaczął się trząść i drżeć. Poczuł gęsią skórkę na całym ciele.

Zdawało mu się, że jest ze śniegu i może się roztopić. Coś wymamrotał czy
zaszlochał.

Nadstawiła uszu na niewyraźny, stapiający się z szumem rzeki dźwięk,

wilczki także go usłyszały, przestały baraszkować i pobiegły wtulić
przestraszone łebki w jej bok. Ona jednak zdecydowała po chwili, że nie ma
niebezpieczeństwa, i znowu pochyliła pysk nad powierzchnią wody, która
porwała jej włosy i rozrzuciła wokół głowy.

Skończyła pić i cofnęła się parę kroków, otrząsając mokrą sierść.

Wilczki przywarły pyszczkami do jej kołyszących się piersi.

Piotruś nie wytrzymał, wybuchnął płaczem. Nie płakał od czasu

pogrzebu babki. Łzy spływały mu po twarzy i rozpryskiwały się na trawie.
Chwiejnym krokiem, z rozpostartymi ramionami, popychany impulsem
niemal wizjonerskiej ekstazy, wszedł w rzekę, chcąc przedostać się na drugą
stronę i podzielić jej wspaniały prywatny stan łaski. Ale jego kuzynka
przestraszyła się nagłego ruchu, wyrwała dzieciakom swoje cycki i skoczyła
do ucieczki. Popiskujące wilczki pomykały za nią. Biegła na czworakach, jak
gdyby był to jedyny sposób wbiegania pod górę, w jasny labirynt nie
dokończonego świtu.

Przyszedłszy do siebie, chłopiec osuszył łzy rękawem, zdjął przemoczone

buty i wytarł nogi połami koszuli. Następnie zjadł coś ze swego tłumoczka,
nie bardzo wiedząc co, i puścił się w dalszą drogę do miasta, ale na co było
mu teraz seminarium? Bo teraz wiedział, że niczego nie trzeba się bać.

Zaznał upojenia wolnością.
Niósł buty zawieszone przez ramię na sznurowadłach. Były bardzo

ciężkie. Zastanawiał się, czy ich nie wyrzucić, kiedy jednak znalazł się na
wybrukowanej drodze, włożył je na nogi, chociaż nadal były wilgotne.

Obudziły się ptaki i zaczęły śpiewać. Chłodne, racjonalne słońce zdziwiło

go, poranek go zaskoczył w jego uniesieniu i góry znalazły się teraz poza nim.
Obejrzał się przez ramię i zobaczył, jak z odległości zaczynają przybierać
płaski, dwuwymiarowy kształt. Zmieniały się już w swój własny obraz, w
pocztówkę upamiętniającą dzieciństwo, kupioną pośpiesznie na stacji
kolejowej albo na granicy, w wycinek z gazety, zdjęcie, jakie będzie teraz

background image

http://blood-luna.ovh.org

– Polska Biblioteka Wampira – „BLOOD LUNA”

9

widywał w obcych miastach, w innych krajach, których w tej chwili nie
potrafił sobie wyobrazić, których nazw jeszcze nie znał, miejscach, gdzie
będzie mówił w obcych językach: - Tutaj spędziłem dzieciństwo. Wyobraźcie
sobie!

Odwrócił się i długą chwilę patrzył na góry. śył w nich przez czternaście

lat, ale nigdy przedtem nie widział ich w taki sposób, jak widzi je ktoś, kto
ich nie zna jako niemal części samego siebie, tak więc po raz pierwszy ujrzał
prymitywną, bezkresną, wspaniałą, nagą, nieprzyjazną prostotę gór.
śegnając się z nimi, zobaczył, jak zmieniają się w scenerię, w cudowne tło
starej wiejskiej bajdy, bajdy o dziecku wykarmionym przez wilki, a może o
wilkach karmionych przez kobietę.

Po czym zdecydowanie zwrócił twarz w kierunku miasta i ruszył przed

siebie, w inną opowieść.

- Jeśli jeszcze raz się obejrzę - pomyślał w skurczu przesądnego strachu

- zamienię się w słup soli.



Tytuł nawiązuje do baśni symfonicznej Piotruś i wilk Sergiusza

Prokofiewa, skomponowanej w 1936, z librettem według rosyjskiej opowieści
ludowej.



W 1984 powstał głośny film Neila Jordana Towarzystwo wilków, według

wspólnego scenariusza pisarki i reżysera. Znalazły się tam, splecione w jedną
całość, wątki ze wszystkich „wilczych” opowiadań Carter: Werewolf,
Towarzystwa wilków, Wolf-Alice, Piotrusia i wilka.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Klasyka Wampiryzmu Carter Angela Towarzystwo Wilków (1977)
Klasyka Wampiryzmu Carter Angela Wilkołak Werewolf (1979)
Klasyka Wampiryzmu Carter Angela Pani Domu Miłości (1975)
Klasyka Wampiryzmu Carter Angela Oblubienica Tygrysa (1979)
Klasyka Wampiryzmu - Goethe, Narzeczona z Koryntu (1797)
Carter Angela Magiczny sklep z zabawkami
Klasyka Wampiryzmu Goethe Narzeczona z Koryntu (1797)
Carter Angela Magiczny sklep z zabawkami
Carter Angela Czarna Wenus
Klasyka Wampiryzmu Grabiński Stefan Kochanka Szamoty (1922)
Klasyka Wampiryzmu Grabiński Stefan Biały Wyrak (1922)
Carter, Angela Heroes y Villanos
Carter Angela Towarzystwo wilkow
Carter Angela Towarzystwo wików
Angela Carter The Erl King
Angela Carter The Tiger s Bride
Angela Carter Puss in Boots

więcej podobnych podstron