Z życia wzięte
Julian
Tuwim
Poniżej drogi czytelniku internetowy znajdziesz dwa utwory przedstawiające historie z życia wzięte. Takie zwykłe, nieważne ludzkie tragedie, które wydarzyły się gdzieś na sąsiedniej ulicy
BANALNA HISTORIA
Zadzwoniła do niego rano,
Bardzo wcześnie, jeszcze przed ósmą.
W mózgu miała noc nie przespaną
I ból, co na chwilę nie usnął.
W sercu miała ciężar rozpaczy.
Powiedziała: "Halo, to ty?
Zaraz muszę się z tobą zobaczyć".
I po twarzy, do słuchawki, łzy.
Odpowiedział: "Co za awantura?
Nie mam czasu dziś przed obiadem,
Dobrze wiesz, że muszę iść do biura.
Uspokój się nie lubię przesady".
Powiedziała: "Jeśli nawet nie możesz,
To koniecznie przyjdź, bo..." - "Bo co?"
Zapłakała: "Boże! Boże! Boże!"
Rzucił: "Dobrze. Tylko nie płacz. No!"
Spotkali się w pustej cukierence.
Cukiernie rano są puste.
I puste jest serce dziewczęce,
Gdy je rozpacz przepełnia, nic więcej.
Przyszedł z miną na smutno szlachetną
(Każdy z nas to umie, gdy chce);
"Kawa czy herbata?" - "Wszystko jedno..."
"Może ciastko?" - Dziękuję. Nie".
"Co się stało?" Uśmiechnęła się blado:
"Co się stało? Nic..." - "Więc dlaczego płaczesz?"
"Płaczę? Myślałam, że się uśmiecham...
To tak trudno odróżnić czasem.
Ach, i mówić tak trudno, gdy słowa
Są te same, a czuje się różnie.
Ale ja ci zaraz powiem, wszystko powiem..."
- "Tylko, proszę cię, prędko, bo się spóźnię".
I zaczęła jak wniebowzięta,
Jak w natchnieniu, chorobliwie, gorączkowo,
Dygotały nieszczęśliwe rączęta,
Kołysała się rozpalona głowa.
Nawet kelner poczuł litość dla niej
I pomyślał: "Coś tam złego jest,
Trzeba podać drugi cukier tej pani,
Bo jej kawa zgorzknieje od łez".
Co mówiła - ja nie wiem niestety.
Sądzę nawet, że to wszystko jedno.
Ale wy - wy, dziewczyny i kobiety,
Znacie dobrze tę mowę obłędną!
Gdy skończyła - spojrzała na niego
Jak zbity pies... wzrokiem oniemiałym...
- "Hm (powiedział), to nic nowego,
Już to wszystko sto razy słyszałem!"
I tu nagle -błysk w oczach dziewczyny,
Jakby ktoś ją obudził - i powiada:
"A myślałam, że to mówię, mój jedyny,
Pierwsza!! pierwsza od początku świata!!!"
-------
Teraz wszystko już wiemy. Naturalnie!
Bo cóż mogła innego uczynić,
Jak do domu iść i najbanalniej
Małą kartkę zostawić w sypialni:
"Proszę nikogo nie winić".
ZOŚKA WARIATKA
Po przedmieściach Warszawy chodzi wynędzniała w strzępach i łachmanach, żebraczka, wyśpiewując obłąkaną piosenkę o jakimś Felku. Tańczy przy tym - i tańcząc płacze. Oto jej historia
W domu pranie.
Białe kłęby pary, zaduch, plusk
Od ciemnej, siódmej, zimowej godziny.
Z trudem roztapia w sobie zamroczony mózg
Guz twardy snu.
Zośka słyszy, jak syczą i człapią mydliny,
I sen od farbki staje się siny,
I pęka jak bańka mydlana...
Zośka, od zmęczenia pijana,
Podnosi z tapczanu głowę:
W domu pranie...
Mętne światło naftowe...
Ojciec je śniadanie...
- Gdzieś się, ścierwo, włóczyła?
Wstała, kieckę włożyła,
Pod kranem się umyła
I do miski, do łyżki.
- Żreć to umiesz!
Gdzieś się włóczyła, ścierwo?!
...Jeszcze dzwonią jej w uszach kieliszki,
Pachną owoce w winie...
- Ja bym ta z nią gadała!
W pysk łupnij!
...Paprze się matka w mydlinie
Ciepło i parno w kuchni...
A na Zośce piersi jak brzoskwinie,
A pod piersią stuka i łomoce
Rozigranej gorącości chlust!
Łajdaczyła się dwa dni i dwie noce,
Wino pachnie z rozgryzionych ust.
Trochę łokieć jeszcze Zośkę boli,
Bo się hukła o komody kant,
Gdy ją rzucił na kanapę pluszową
Ta cholera, ten spocony frant!
Dymi kwasem kapusta,
A ją mierzi już, nie może znieść,
Że tak ojcu żarcie człapie w ustach,
Że tak matka brudną wodę chlusta,
Że tu z nimi spać musi i jeść.
- Mów, psia twoja!! nad uchem jej wrzasnął,
Wstał i porwał się, i prask ją w pysk,
Paska chwycił, paskiem jeszcze chlasnął,
Krzesło złapał, krzesłem Zośkę trzasnął,
Jak szpon utkwił w córce oczu błysk:
- Ja ci tu popiszczę i popłaczę,
Będziesz wiedzieć, jak po nocach pić!
Ja haruję, ty ścierwo sobacze,
A ty będziesz z chłopami się gzić?!
Matka będzie cudze brudy prała,
Będą jej paluchy puchnąć, tak?
Żeby córka z facetami latała
I foxtroty tańczyła na wznak?!
Kopnął krzesło i do miski wrócił.
A dziewczynę jakiś wstrząs podrzucił,
A dziewczynę coś za gardło ścisło,
Błyskawicą w ciemnych oczach błysło,
Coś zaczęło się we krwi rozgrzewać
I bulgotać, i kipieć jak war,
I rzuciło w gorączkę i żar,
I zaczęła ni to mówić, ni śpiewać:
- "A co? a co? możem miała z wami
Suche kluchy i czarny chleb gryźć?
Jak mnie inni karmią tłustościami,
To wolałam na zabawę iść,
Na zabawie tańczyć z fryzjerami!
Tam są wszystkie kawalery szyk,
W kolorowych kraciastych koszulach,
Każdy na mnie okiem tylko mig,
A król jeich Felek ze mną hulał!
Tłusty, pulchny, a pachnie jak róża,
A jak mówi - to oczy przymróża,
A jak tańczy - to słodko przytula
I ma wargi czerwone, ogniste,
A u niego forsy - Jezu Chryste!
Jak nie kochać fryzjerskiego króla?
A na czole ma zagięty lok,
A krawacik ma w groszki liliowe,
Komplimenty mi prawił co krok,
Niby jakiejś babilońskiej królowej.
Tańczył ze mną - o tak, o tak -
Patrzcie, starzy, jak mnie w siebie wgarniał!
Zaśpiewało mi serce jak ptak,
Zamroczyła mnie ta słodka męczarnia!
I już teraz będzie tylko śpiew,
Śpiew błagalny wszechmocnemu Bogu,
By dzieciątko wydał z moich trzew!
Córka wam się puściła, psiakrew,
Ale dziwką nie będzie na rogu!
I już teraz będzie tylko tan,
Straszny taniec Zośki obłąkanej
O tym, jak mnie po nocy pijanej
Huknął w pysk oblubieniec mój, pan,
Król fryzjerski, Felek ukochany!!"...
I zakrążył w parnej izbie strach,
I w wir porwał Zośkę-królową,
I tańczyła w śmiechu i we łzach
Z opętaną, rozwichrzoną głową.
I już stali sąsiedzi w drzwiach,
Z tchem zapartym, z odjętą mową,
A królowa-fryzjerowa szła,
Szła w zawrotnym tańcu dookoła,
Zachwycona śmieje się i łka,
Pachnącego swego gacha woła.
Z izby w sień, na podwórze i - w świat!
Już na zawsze, na wariackie tańce!...
- "Miłosierni państwo, dajcie grosz
Biednej Zośce, fryzjerskiej kochance..."