CATHERINE GEORGE
Towarzyski skandal
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Wczesna kolacja to nie był najlepszy pomysł.
Jonas miał teraz przed sobą długi wieczór, nudny
jak flaki z olejem. Sam sobie zgotował ten los. Tę
podróz˙ miał odbyć jego asystent, lecz ogarniająca
Jonasa co jakiś czas przemoz˙na chęć wyrwania się
zza biurka okazała się zbyt silna, by moz˙na się było
jej oprzeć, choć wyjazd do nieduz˙ego miasteczka
nie był z˙adną wyjątkową przygodą.
Wyjął długopis, przewrócił stronę gazety. Po-
stanowił zostać w barze, póki nie skończy rozwiązy-
wać krzyz˙ówki. Tu przynajmniej miał jakieś towa-
rzystwo. W pewnym sensie, oczywiście.
Jednak nim odgadł pierwsze hasło, goście wyszli
z baru, zapewne na kolację. No, to by było na tyle,
jeśli chodzi o towarzystwo, pomyślał ubawiony.
Ale juz˙ chwilę później ktoś się zjawił. Samotna
kobieta. Była wysoka i szczupła. Ubrana w marynar-
kę i spodnie; ciemne włosy zaczesała do tyłu, na
palcu miała pierścionek z diamentem.
Nieświadoma, z˙e ktoś ją obserwuje, Avery Craw-
ford podeszła do baru. Teraz, gdy juz˙ się tu znalazła,
jej pomysł wydawał się nieco mniej genialny, zwła-
szcza z˙e w hotelowym barze ziało pustką. No, moz˙e
niezupełnie: był tam jeden samotny męz˙czyzna. Tak
czy siak, szansa na ukrycie się w tłumie równała się
zeru. Chyba z˙e...
Popatrzyła z namysłem na męz˙czyznę, pochło-
niętego lekturą wieczornej gazety. Całkiem sym-
patyczny. Sądząc po długości nóg wyciągniętych
pod stolikiem, mógł mieć metr osiemdziesiąt pięć
wzrostu, a oczy pewnie niebieskie, bo do jasnych
włosów inne by nie pasowały... Nie namyślając się
dłuz˙ej, ruszyła ku niemu.
– Czy będzie panu przeszkadzało, jeśli się przy-
siądę? – spytała. – Sama kupiłam sobie drinka i nie
zamierzam pana podrywać ani niczego panu sprzeda-
wać, ale wolałabym nie rzucać się w oczy. Liczyłam
na to, z˙e w barze będzie pełno ludzi i łatwo zgubię się
w tłumie, ale najwyraźniej szczęście mi nie dopisało.
– Będzie mi bardzo miło – odparł nieznajomy.
– Dziękuję – usiadła, ale prawie natychmiast
zerwała się z krzesła. – Nie ma pan przypadkiem na
imię Philip? – spytała.
– Niestety, nie. Mam na imię Jonas. Jonas Mer-
cer. – Uniósł się z krzesła, skłonił z komiczną
kurtuazją.
– Chwała Bogu – mruknęła i uspokojona usiadła
z powrotem. – Juz˙ myślałam, z˙e zawaliłam sprawę.
Nazywam się Avery Crawford.
Popatrzył na nią wyraźnie rozbawiony. Oczy
miał prawie czarne, tak samo jak Avery.
– Po co pani moje towarzystwo, skoro jest pani
umówiona z tym szczęściarzem Philipem?
4
CATHERINE GEORGE
– Ja nie jestem z nikim umówiona. Odgrywam
rolę koła ratunkowego.
– Koła ratunkowego? – powtórzył i rozsiadł się
wygodnie z miną człowieka, który spodziewa się
wysłuchać zabawnej historii. – Proszę mi o tym
opowiedzieć.
– To właściwie nie moja sprawa – zaczęła z wa-
haniem – ale w zaistniałych okolicznościach chyba
mogę pana wprowadzić w temat. Wkrótce zjawi
się tu moja przyjaciółka. To ona ma się spotkać
z Philipem.
– A po co pani jest jej potrzebna?
– Frances jest po rozwodzie. Ostatnio czuła się
bardzo samotna. W chwili rozpaczy dała ogłoszenie
do miejscowej gazety. ,,Szczupła blondynka po
czterdziestce, z poczuciem humoru, pozna pana
o podobnych przymiotach...’’ i tak dalej. Philip to
jeden z tych panów, którzy odpowiedzieli na ogło-
szenie. Frances najpierw się z nim umówiła, a potem
spanikowała, więc wymyśliłam...
– Niech zgadnę! – wpadł jej w słowo. – Jak
Philip jej się nie spodoba, pani przybędzie z od-
sieczą.
– No właśnie. Przepraszam, z˙e panu przeszko-
dziłam. Proszę mi poz˙yczyć kawałek gazety, a zo-
stawię pana w spokoju.
– Zatrzymałem się w tym hotelu i zabijam czas
przed pójściem spać – wyjaśnił. – Niech się pani nie
ogląda – dodał szeptem. – Myślę, z˙e to moz˙e być
Philip.
5
TOWARZYSKI SKANDAL
Do baru wszedł męz˙czyzna o ciemnych włosach
przyprószonych siwizną. Miał na sobie tweedową
marynarkę, której krój wprawne oko Avery powita-
ło z szacunkiem.
– Wygląda obiecująco – szepnęła. – I ma akurat
tyle lat, co trzeba. Pozostali panowie z ogłoszenia
byli troszeczkę za starzy. Uprzedzałam Frances, z˙e
tak będzie. Męz˙czyźni po czterdziestce szukają ko-
biet dwudziestoletnich, najlepiej z duz˙ym biustem
i małym ilorazem inteligencji. A tak przy okazji,
trzy pionowo to będzie ,,poczwarka’’.
– Zgadza się. – Jonas wpisał słowo do diagramu,
zerknął na szklane drzwi. – Czy to jest pani ko-
lez˙anka?
Rzeczywiście, przy drzwiach stała Frances. Mia-
ła taką minę, jakby chciała uciec. Nie zdąz˙yła, bo
stojący przy barze męz˙czyzna wyszedł jej na spot-
kanie.
– Boję się na to patrzeć – mruknęła Avery,
pochylając się nad krzyz˙ówką. – Co się dzieje?
– Siadają przy stoliku.
– Czy ona wygląda na zadowoloną?
– Oboje się śmieją.
Avery zerknęła ukradkiem i odetchnęła z ulgą.
– No to chyba nie będę potrzebna. Za chwilę
uwolnię pana od swego towarzystwa.
– Ale jeszcze nie teraz! – zaprotestował szybko
Jonas.
– Nie, muszę jeszcze trochę poczekać. Mamy się
spotkać w toalecie. Gdyby Frances chciała czmych-
6
CATHERINE GEORGE
nąć, to kiedy wróci do Philipa, zadzwonię do niej, z˙e
niby coś się stało i musi natychmiast wracać do
domu. A jeśli będzie zadowolona z tej znajomości,
ja pójdę do domu.
– Mam lepszy pomysł – oznajmił Jonas. – Po-
rozmawia pani z kolez˙anką, a potem wspólnie do-
kończymy krzyz˙ówkę. Chyba z˙e ktoś na panią
czeka.
– Zupełnie nikt.
– Dobrze się składa – ucieszył się – bo na mnie
tez˙ nikt nie czeka. A szesnaście pionowo to ,,para-
pet’’.
Nikt na niego nie czeka? – zdziwiła się Avery. No
tak, nikt nie czeka w hotelu, ale w domu to inna para
kaloszy.
Mniej więcej po kwadransie Frances wyszła z ba-
ru. Avery odczekała chwilę i tez˙ podniosła się od
stolika. Tak gwałtownie, z˙e torebka wypadła jej
z ręki. Jonas zerwał się z krzesła, pozbierał roz-
rzucone po podłodze drobiazgi. A kiedy się wypros-
tował, okazało się, z˙e jest znacznie wyz˙szy, niz˙
przypuszczała. Avery się uśmiechnęła.
– Co panią tak rozbawiło? – zapytał, widząc jej
uśmiech.
– Powiem panu, jak wrócę – obiecała i wybiegła
z barku.
– Kim jest ten przystojniak? – spytała Frances,
która juz˙ od jakiegoś czasu niecierpliwie czekała na
przyjaciółkę.
– Niewaz˙ne. Lepiej mi powiedz, co z Philipem.
7
TOWARZYSKI SKANDAL
– Podoba mi się! Zaprosił mnie na kolację.
– Frances uściskała przyjaciółkę. – Dzięki, szefowo.
Bez ciebie bym tu nie przyszła i duz˙o straciła, bo
Philip jest czarujący. I chyba mu się podobam.
– A czemu nie miałabyś się podobać? Baw się
dobrze.
Avery pomalowała wargi dyskretną szminką,
specjalnie dobraną na tę akcję, i pomyślała, czy nie
rozpuścić włosów, ale z z˙alem zrezygnowała. Nie
chciała w tak oczywisty sposób dawać do zrozumie-
nia, z˙e Jonas jej się spodobał.
Gdy wróciła do baru, po Frances i Philipie nie
było ani śladu.
– Wyszli – zawiadomił ją Jonas.
– Poszli na kolację – wyjaśniła mu Avery.
– No to moz˙emy odetchnąć. Jak będzie z tym
drinkiem?
Avery poprosiła o kieliszek czerwonego wina,
a potem z lubością patrzyła, jak Jonas podchodzi do
barmana. Bardzo wysoki, szczupły, jakby codzien-
nymi ćwiczeniami utrzymywał się w formie. Nie
był piękny jak amant filmowy, raczej atrakcyjny,
jak pewny siebie człowiek sukcesu.
– A teraz mi powiedz, z czego się śmiałaś – po-
prosił, wróciwszy z kieliszkami.
– Kiedy zobaczyłam cię przy stoliku, pomyś-
lałam, z˙e masz metr osiemdziesiąt pięć wzrostu
i niebieskie oczy. W obu sprawach się pomyliłam.
– Tylko o kilka centymetrów. A ty ile masz
wzrostu? Metr siedemdziesiąt pięć?
8
CATHERINE GEORGE
– Tak, ale bez butów. Na obcasach jestem trochę
wyz˙sza. No dobrze, co z tą krzyz˙ówką?
– Krzyz˙ówkę juz˙ rozwiązałem.
– To znaczy, z˙e mogę wracać do domu?
– Czy to konieczne? – uśmiechnął się przymil-
nie. – Wolałbym, z˙ebyś została.
Zrobiło jej się przyjemnie, z˙e nowy znajomy
cieszy się jej towarzystwem. W końcu nieproszona
przysiadła się do stolika i mógł mieć jej dosyć.
– Zostanę – postanowiła, bo i tak nie miała nic do
roboty. – Ale nie na długo.
– Wobec tego zrób mi przyjemność i opowiedz
o Avery Crawford – poprosił Jonas.
Powiedziała mu, z˙e nie jest z nikim związana, z˙e
prowadzi własną firmę i ma dom na przedmieściu.
– Teraz twoja kolej – stwierdziła na końcu.
– Mniej więcej to samo. Ja tez˙ nie jestem z nikim
związany, mam dom i razem z tatą prowadzę ro-
dzinną firmę. A tutaj przyjechałem na rekonesans.
Czas szybko płynął, a kiedy nadeszła pora roz-
stania, Jonas odprowadził Avery do samochodu.
Odjez˙dz˙ając, widziała we wstecznym lusterku, z˙e
wciąz˙ stoi na parkingu.
Dobry nastrój Avery prysł jak bańka mydlana,
gdy podjechała pod dom i światła samochodu wyło-
wiły z mroku postać męz˙czyzny siedzącego na
werandzie.
– Dawno cię nie widziałem – powitał ją nie-
proszony gość.
9
TOWARZYSKI SKANDAL
– Po co przyszedłeś, Paul? – spytała nieuprzej-
mie, zatrzasnąwszy drzwi samochodu.
– Daj spokój, Avery. – Męz˙czyzna się uśmiech-
nął. – Zachowujmy się jak ludzie cywilizowani.
Napijemy się czegoś, pogadamy... Chyba z˙e piłaś
coś U Angela.
Avery spoglądała na niego z obrzydzeniem. Mó-
wił niewyraźnie, prawie bełkotał, co oznaczało, z˙e
stanowczo za duz˙o wypił.
– Skąd wiesz, z˙e tam byłam?
– Widziałem, jak wychodziłaś. Byłem w pubie
po drugiej stronie ulicy. Co to za facet?
– Nie twój interes!
– Czemu na mnie napadasz? – Zrobił uraz˙oną
minę. – Mam ci coś waz˙nego do powiedzenia.
– Mów, jeśli musisz, bo do domu cię nie wpu-
szczę.
Ale zanim się zorientowała, wyrwał jej z ręki
klucze i sam otworzył drzwi. Zaklął szpetnie, kiedy
rozległ się alarm.
– Wyłącz to! – syknął.
– Ani mi się śni. – Uśmiechnęła się, słysząc
w oddali sygnał radiowozu. – A ty lepiej się zmy-
waj, bo oddam cię w ręce policji. Kochani rodzice
nie będą zachwyceni.
Paul zawahał się, ale wycie syreny zbliz˙ało się
z kaz˙dą chwilą, więc rzucił jej wrogie spojrzenie
i chwiejnym krokiem poszedł do furtki.
Dopiero wtedy Avery wprowadziła kod wyłącza-
jący alarm. Uśmiechnęła się. Paul Morell był zbyt
10
CATHERINE GEORGE
pijany, z˙eby odróz˙nić radiowóz od karetki pogoto-
wia, podjez˙dz˙ającej pod pobliski szpital.
Uśmiech zgasł, gdy zadzwonił telefon komór-
kowy.
– Skąd masz ten numer? – warknęła do słu-
chawki.
– Zdobyłem podstępem – odrzekł głęboki głos,
zupełnie niepodobny do głosu Paula, choć tak samo
łatwy do rozpoznania.
– Przepraszam. Wzięłam cię za kogoś innego.
– Mówi Jonas Mercer. Poznaliśmy się w hotelo-
wym barze – przypominał.
– Tak, wiem. Wybacz.
– Coś nie w porządku?
– Nie, nie. Tylko zachodzę w głowę, skąd masz
mój numer.
– Zostawiłaś telefon na stoliku – wyjaśnił.
– Mam nadzieję, z˙e nie masz do mnie z˙alu.
– Raczej nie – odparła, zdumiona, z˙e wcale
a wcale jej to nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie.
– Doskonale. Bo zapomniałem zapytać, czy nie
spotkałabyś się ze mną jeszcze raz. Moz˙e pójdziemy
na kolację jutro wieczorem?
Avery w milczeniu przyglądała się swemu od-
biciu w lustrze. Minęło wiele czasu, odkąd ostatni
raz zgodziła się pójść gdzieś z męz˙czyzną. Moz˙e
nadszedł czas, z˙eby zmienić ten stan rzeczy?
– Przysięgam, z˙e nie tknę krzyz˙ówki, póki się
nie spotkamy – obiecał Jonas.
– Cóz˙ za wspaniałomyślność!
11
TOWARZYSKI SKANDAL
– A więc zgadzasz się?
– Zgadzam. Tylko błagam: nie U Angela.
– Twoje miasto, twój wybór. Tylko mi powiedz,
gdzie i o której po ciebie przyjechać.
– Umówmy się o siódmej pod bocznym we-
jściem do Angela. Zabiorę cię do Fleece. Mają tam
świetną kuchnię.
– Super! Będę czekał. Dobranoc.
Avery uśmiechnęła się do siebie. Była pewna, z˙e
po rozmowie z Jonasem nie będzie miała kłopotów
z zaśnięciem, co juz˙ samo w sobie budziło zaintere-
sowanie. Spotkanie z Paulem Morellem, którego
kiedyś kochała, wytrąciło ją z równowagi i spodzie-
wała się, z˙e przez całą noc nie zmruz˙y oka, a tym-
czasem krótka rozmowa z Jonasem w magiczny
sposób przywróciła jej równowagę.
Pracownia krawiecka Avery Alternations mieś-
ciła się w małym sklepiku w rzędzie podobnych
sobie na Stow Street, w pobliz˙u największego par-
kingu w mieście. Avery trochę zaspała, dlatego
przyszła do pracy tylko kilka chwil przed Frances.
Frances była w szampańskim nastroju, który dobit-
nie świadczył o tym, z˙e wczorajsze spotkanie udało
się nadzwyczajnie. Ale nim Avery zdąz˙yła ją
o wszystko wypytać, pojawiła się reszta niewiel-
kiego zespołu i zadzwonił telefon. Dzień pracy
zaczął się na dobre, a zaraz potem Avery musiała się
udać na pierwszą tego dnia przymiarkę.
– To moz˙e trochę potrwać, Frances – powiedzia-
12
CATHERINE GEORGE
ła, nim wyszła. – Wciśnięcie Pansy Keith-Davidson
w ślubną suknię babci nie będzie takie proste.
– Cała nadzieja w mocnych szwach! – Frances
uśmiechnęła się konspiracyjnie. – Opowiem ci
o wczorajszym spotkaniu podczas przerwy obia-
dowej.
Avery miała się stawić w domu jednej z naj-
bogatszych rodzin w całym mieście. Nim przystąpi-
ła do pracy, musiała wypić kawę, więc przymiarka
– i tak skomplikowana – zajęła całe przedpołudnie.
– Nie uwierzysz – powiedziała do Frances, kie-
dy wreszcie spotkały się na obiedzie w kafejce obok
sklepu. – Matka panny młodej zwierzyła mi się, z˙e
chciała dla córki suknię znanego projektanta i metry
welonu, ale Pansy przeczytała artykuł w jakimś
magazynie dla nowoz˙eńców i uparła się na tę suknię
po babci. Stare rzeczy są ostatnio w modzie.
– Czy w ogóle da się coś zrobić z tą suknią?
– spytała Frances.
– Oczywiście. To satyna w stylu Hollywood z lat
trzydziestych. Na szczęście kochana Pansy prze-
strzega drakońskiej diety, więc wszystko powinno
pójść jak po maśle. Ty zrobisz wstawki, ja je zakryję
haftem i nikt niczego nie zauwaz˙y. A mamusia
nawet nie mrugnęła okiem, kiedy jej powiedziałam,
ile ją to będzie kosztowało.
– Dobra robota, szefowo! – pochwaliła ją Fran-
ces.
– No, ale dość o pracy. – Avery pochyliła się nad
stolikiem. – Powiedz mi, jak twoje spotkanie.
13
TOWARZYSKI SKANDAL
– Cudownie – rozmarzyła się Frances. – Philip
jest taki czarujący, z˙e nie wiem, jakim cudem ucho-
wał się jako wdowiec.
– Czym on się zajmuje?
– Księgowością.
– Rozumiem, z˙e ci się spodobał.
– Od pierwszego wejrzenia! Moz˙e dlatego, z˙e
denerwował się tak samo jak ja. Okazało się, z˙e nie
odpowiedziałby na moje ogłoszenie, gdyby nie jego
dorosła córka. Dosłownie wypchnęła go na wczoraj-
sze spotkanie – opowiadała podekscytowana Fran-
ces. – Przegadaliśmy cały wieczór i umówiliśmy się
na sobotę. Dziękuję, Avery. Jestem twoją dłuz˙niczką.
– Nie jesteś. Idę dziś na obiad z Jonasem Merce-
rem, tym facetem, którego poznałam w barze Angela.
– No nie! – wykrzyknęła Frances. – Skąd ta
zmiana? Co w nim jest takiego, czego brakuje
tutejszym kawalerom?
– Pewnie to, z˙e nie jest tutejszy – zaz˙artowała
Avery. – Oddam ci połowę ceny tego twojego
ogłoszenia.
Po południu Avery zwolniła wszystkich do domu
odrobinę wcześniej. Potrzebowała czasu na umycie
głowy i wysuszenie włosów bez uz˙ycia suszarki, bo
wtedy układały się w piękne naturalne loki. Więcej
czasu niz˙ zwykle poświęciła na makijaz˙ i az˙ dwa
razy się przebierała, nim w końcu zdecydowała się
na dz˙insy i sztruksowy z˙akiet. Wściekała się na
siebie, z˙e zachowuje się jak nastolatka, a jeszcze
14
CATHERINE GEORGE
bardziej się zeźliła, kiedy się okazało, z˙e podjechała
pod bar Angela o całą minutę za wcześnie.
Ale Jonas juz˙ na nią czekał. W wełnianej kurtce
i sztruksowych spodniach wyglądał jeszcze lepiej
niz˙ w ubraniu, które miał na sobie poprzedniego
wieczoru.
– Dzień dobry – powiedziała Avery z uśmiechem.
– Niepotrzebnie czekałeś na dworze. Jest zimno.
– Powiedziałaś o siódmej i jesteś o siódmej.
Punktualnie co do minuty. – Wsiadł do samochodu
i popatrzył na nią z podziwem. – Masz fantastyczne
włosy!
– Nie mówiłbyś tak, gdybyś musiał walczyć
z nimi co rano, z˙eby zechciały się jakoś ułoz˙yć.
– A po co walczyć?
– Z
˙
eby nie wystraszyć klientów.
– Jeśli twoi klienci są męz˙czyznami...
– Przewaz˙nie mam do czynienia z kobietami
– przerwała mu i opowiedziała o porannej przymiar-
ce, upartej pannie młodej i jej zestresowanej matce.
– A ja się przeszedłem po mieście – powiedział
Jonas. – Koło wielkiego parkingu natknąłem się na
sklepik z szyldem ,,Avery Alternations’’.
– To moja kwatera główna – pochwaliła się
Avery. – Tam wykonujemy większość prac, ale na
przymiarki jez˙dz˙ę do klientek. No, jesteśmy na
miejscu – dodała, gdy przed nimi pojawiła się
gospoda.
Przejechali pod łukiem bramy tak wysokim,
z˙e mógłby przepuścić nawet największe powozy
15
TOWARZYSKI SKANDAL
spośród tych, które przed wiekami wjez˙dz˙ały na
brukowany dziedziniec. Teraz jednak dziedziniec
Fleece’a był wypełniony samochodami i Avery była
zadowolona, z˙e udało jej się znaleźć miejsce, w któ-
rym mogła bez trudu zaparkować.
W gospodzie, jak zwykle, było pełno gości. Avery
uśmiechnęła się do kilku par ciekawskich oczu, które
śledziły ją i Jonasa, od chwili gdy weszli do gospody.
– Od jak dawna istnieje Avery Alternations?
– spytał Jonas, gdy juz˙ złoz˙yli zamówienie.
– Mniej więcej od dwudziestu pięciu lat.
– Coś mi się tu nie zgadza. – Jonas popatrzył na
nią podejrzliwie.
– Kiedy byłam mała, mama załoz˙yła w domu
zakład usług krawieckich. Była świetną krawcową.
Nauczyła mnie wszystkiego, co sama umiała. Za-
wsze sama szyłam sobie suknie na bale uczelniane.
– Zdolna jesteś – mruknął Jonas i przysunął się
bliz˙ej, bo w gospodzie było bardzo gwarno. – Co
studiowałaś? Sztuki piękne?
– Matematykę.
– Coś podobnego! Ja tez˙. – Uśmiechnął się.
– Ale przez pierwszy rok po studiach podróz˙owałem
po świecie z plecakiem pod pozorem poznawania
systemów transportowych róz˙nych krajów. Potem
podjąłem pracę w rodzinnej firmie. Mercom zaj-
muje się transportem, magazynowaniem i robotami
budowlanymi.
– Ja tez˙ kiedyś pracowałam w City – pochwaliła
się Avery.
16
CATHERINE GEORGE
– Niemoz˙liwe – zdziwił się Jonas. – Czemu
zrezygnowałaś?
– Opowiem o tym kiedy indziej, bo teraz niosą
nasze jedzenie.
Podczas obiadu, który był wyśmienity, jak obie-
cywała Avery, Jonas nie wypytywał o przyczynę
zmiany zajęcia, za to duz˙o mówił o ogrodniczej
pasji swojej matki i osiągnięciach ojca w grze
w golfa, a takz˙e o róz˙nych krewnych, zatrudnionych
w rodzinnej firmie.
– Wszyscy mi pomagają – przyznał. – Napijemy
się kawy?
Kawa zapowiadała koniec miłego wieczoru, lecz
Avery nie chciała, z˙eby spotkanie dobiegło końca.
Po chwili zastanowienia zaproponowała, z˙eby kawę
wypić u niej w domu.
– Bardzo chętnie – zgodził się Jonas i pomachał
do kelnera, z˙eby mu przyniósł rachunek.
Podjechali pod wiktoriański dom, w którym Ave-
ry przyszła na świat.
– Mieszkasz sama? – zapytał, rozglądając się po
przedpokoju.
– Oczywiście. Chyba nie przypuszczasz, z˙e za-
bawiam się z męz˙czyznami?
– Chodziło mi raczej o krewnych.
– Nie mam juz˙ nikogo – powiedziała, prowadząc
go do kuchni w drugim końcu domu.
– To duz˙y dom jak dla jednej osoby – zauwaz˙ył.
– Kiedyś myślałam o tym, z˙eby go sprzedać albo
chociaz˙ wynająć, ale w końcu zrezygnowałam. Ten
17
TOWARZYSKI SKANDAL
dom wybudowali moi prapradziadkowie. – Avery
nastawiła wodę i spojrzała na Jonasa, który tym-
czasem usadowił się w jednym z plecionych krzeseł.
– A moz˙e zamiast kawy wolałbyś brandy?
– Poproszę o herbatę – odparł. – Powiesz mi,
czym się zajmowałaś w City?
– Byłam swego rodzaju cudownym dzieckiem
– pochwaliła się. – W dwudziestym piątym roku
z˙ycia zarządzałam inwestycjami w jednym z naj-
większych towarzystw ubezpieczeniowych. Obra-
całam miliardami.
– Wysoko latałaś – stwierdził Jonas z szacun-
kiem.
– Niestety, mama zachorowała i musiałam wró-
cić do domu. – Avery postawiła na stole dwa kubki
z gorącą herbatą. – A co ciebie przywiodło w nasze
strony?
– Tata dowiedział się, z˙e moz˙na tu kupić atrak-
cyjny teren za rozsądną cenę. Przyjechałem spraw-
dzić, czy nadaje się do celów budowlanych.
– I jak, nadaje się? – Właśnie odkryła, z˙e
z radością powitałaby kolejną wizytę Jonasa Mer-
cera.
– Jest kilka problemów, ale rozwiąz˙ę je przed
wyjazdem. – W ciemnych oczach Jonasa pojawiły
się wesołe iskierki. – Jednak zanim wyjadę, chciał-
bym się z tobą jeszcze raz zobaczyć.
– Kiedy wyjez˙dz˙asz?
– W piątek. O ile wszystko pójdzie zgodnie
z planem.
18
CATHERINE GEORGE
– Mam wolny czwartek – oznajmiła Avery po
chwili zastanowienia.
– A nie moz˙na by w środę i w czwartek? – spytał
z nadzieją w głosie.
– Nie dam rady. – Avery pokręciła głową.
– Mam teraz huk roboty i wieczorem będę śmiertel-
nie zmęczona.
– Wobec tego – Jonas opróz˙nił kubek i wstał
– pozwolę ci pójść do łóz˙ka o przyzwoitej porze.
Trochę się denerwowała, kiedy odprowadzała
gościa do drzwi. A przeciez˙ to nie była pierwsza
randka w jej z˙yciu! A nawet gdyby, to Jonas na
pewno nie zamierzał jej pocałować.
Znowu się pomyliła. Jonas pocałował ją tak, z˙e
kolana się pod nią ugięły. Potem pogłaskał palcem
jej zaczerwieniony policzek i uśmiechnął się.
– Przyjadę o siódmej – obiecał. – Dobranoc,
Avery.
19
TOWARZYSKI SKANDAL
ROZDZIAŁ DRUGI
Gdy Avery Crawford zdecydowała się poprowa-
dzić firmę mamy, zamieściła w gazecie ogłoszenie,
z˙e poszukuje wykwalifikowanej krawcowej. W ten
sposób poznała Frances White, która najpierw była
tylko pracownicą, ale wkrótce została serdeczną
przyjaciółką. Z pomocą Frances firma tak się roz-
rosła, z˙e potrzebny stał się lokal na mieście i dodat-
kowe ręce do pracy. W tym charakterze Avery
zatrudniła dwie szkolne kolez˙anki, które od małego
miały dryg do szycia.
Mogła się wtedy zająć finansami i reklamą, a tak-
z˙e poświęcać więcej czasu na przymiarki u klien-
tek. Rozwinęła tez˙ talent hafciarski, a jeśli czasami
tęskniła za z˙yciem w City, to nigdy nikomu się
z tego nie zwierzała.
W środę z samego rana usiadła we własnym
domu nad suknią ślubną babci Pansy Keith-Da-
vidson. Myślała o Jonasie. Gdy wreszcie wszyst-
kie szwy zostały wyprute, a materiał starannie
rozprasowany, było późno i piekły ją oczy. Za-
mierzała wejść pod prysznic, ale zadzwonił te-
lefon.
– Dobry wieczór. Jesteś bardzo zmęczona?
– rozległ się w słuchawce znajomy głos. – Chciałem
ci tylko powiedzieć, z˙e zamówiłem stolik w Walnut
Tree. Co ty na to?
– Nigdy tam nie byłam, ale chętnie się wybiorę.
– Przyjadę po ciebie o siódmej, ale na wszelki
wypadek zapisz sobie mój telefon.
– Chwileczkę. Wezmę coś do pisania. – Avery
pobiegła do sypialni, zapisała numer w notesiku,
który zawsze lez˙ał na jej nocnym stoliku. – Juz˙ mam.
– Dobrze. Jeszcze raz dziękuję za okazanie lito-
ści samotnemu człowiekowi.
– Bardzo miło wspominam wczorajszy wieczór
– zapewniła go.
– Ja tez˙. Powtórzymy to jutro. Dobranoc, Avery.
Krótka rozmowa z Jonasem wprawiła ją w dos-
konały nastrój. Zrobiła przegląd zawartości szafy
i zdecydowała się na klasyczną małą czarną, jedną
z tych sukienek, jakie większość kobiet trzyma
w szafie na wszelki wypadek.
Następnego dnia rano Avery przekazała Frances
drogocenną suknię, po czym zaczęła przeglądać
pocztę. Jeden z listów momentalnie popsuł jej hu-
mor. Informował o tym, z˙e Morell Properties nie
przedłuz˙y umowy najmu na następne półrocze, wo-
bec tego Avery musi zwolnić lokal przed końcem
następnego miesiąca.
– Co się stało? – zaniepokoiła się Frances, wi-
dząc jej minę.
– Eksmisja. – Avery pokazała list przyjaciółce.
– Zawsze podpisywano ze mną umowę tylko na pół
21
TOWARZYSKI SKANDAL
roku, więc powinnam się była spodziewać, z˙e tak się
to skończy.
Teraz zrozumiała, po co Paul Morell złoz˙ył jej
wizytę. Jego ojciec był właścicielem Morell Proper-
ties i to właśnie Paul go namówił, z˙eby wynajął
Avery lokal przy Stow Street. Z początku Avery nie
przeszkadzał ani półroczny termin umowy, ani na-
wet konieczność odczuwania wdzięczności wobec
Paula, bo nie mogła kręcić nosem na lokal w dobrej
dzielnicy i za niewygórowaną cenę.
– Co teraz będzie? – spytała Frances.
– Mamy ponad miesiąc na znalezienie nowego
lokalu. W najgorszym wypadku przeniesiemy pra-
cownię do mojego domu, a potem poszukamy od-
powiedniego lokum – powiedziała Avery z trochę
naciągną pewnością siebie. – Zawiadom Louise
i Helen i powiedz im, z˙eby się nie martwiły.
Zamknęła się w maleńkiej przebieralni, zadzwo-
niła pod znany numer w City i po raz pierwszy
od trzech lat poprosiła o połączenie z Paulem Mo-
rellem.
– Morell – odezwał się słuz˙bowym tonem.
– Avery Crawford – przedstawiła się równie
oschle.
– Avery? – powtórzył z niedowierzaniem. – Cu-
downie, z˙e zadzwoniłaś. Co za niesamowity zbieg
okoliczności. Właśnie miałem do ciebie dzwonić,
z˙eby przeprosić za wczoraj...
– Nie potrzebuję twoich przeprosin – przerwała
mu w pół słowa. – Zadzwoniłam, bo mam do ciebie
22
CATHERINE GEORGE
sprawę. Rozumiem, z˙e wczoraj chciałeś mnie
uprzedzić o eksmisji.
– To nie z˙adna eksmisja, tylko nieprzedłuz˙enie
dzierz˙awy – poprawił ją. – Próbowałem ubłagać
ojca, z˙eby dał ci więcej czasu, ale okazało się, z˙e
sprzedaje grunt razem ze sklepami.
– Kto go kupił?
– Mercom Group. Chciałem się czegoś o nich
dowiedzieć, ale nie są znani w City. To podobno
solidna stara firma, załoz˙ona jeszcze przed wojną.
Transport, magazynowanie i takie tam... Jesteś tam,
Avery?
– Jestem – mruknęła.
W słuchawce rozległy się jakieś głosy, a potem
znów odezwał się Paul.
– Przepraszam, Avery, muszę lecieć. Nawet nie
wiesz, jak się cieszę, z˙e do mnie zadzwoniłaś. Czy
to oznacza...?
– Nie – przerwała mu. – Zadzwoniłam do ciebie
wyłącznie po informację.
Zapadła cisza, po czym w słuchawce rozległo się
westchnienie.
– Nie masz pojęcia, jak bardzo chciałbym cof-
nąć czas – powiedział gorzko Paul. – Byłem strasz-
nie głupi.
– To ja byłam głupia, nie ty. – Odłoz˙yła słu-
chawkę.
Jonas Mercer był pierwszym od lat męz˙czyzną,
jakim się zainteresowała. Niestety był takz˙e szefem
firmy, która najpewniej zburzy sklepy w centrum
23
TOWARZYSKI SKANDAL
miasta, do czego zresztą ma pełne prawo. Wkurzyło
ją, jeśli nie zraniło, z˙e Jonas wiedział, jak ta transak-
cja wpłynie na los Avery Alternations, jednak nie
uznał za stosowne uprzedzić o tym właścicielki.
Ledwo wyszła z przebieralni, wpadła na nią
Louise.
– Byłam w kawiarence – oznajmiła zdyszana.
– Wyobraź sobie, Avery, z˙e tylko my dostałyśmy
wymówienie!
– Czyz˙by? To rzeczywiście ciekawe.
Frances spojrzała znacząco na Helen i Louise,
a potem poprosiła Avery o pomoc w dopasowaniu
wstawek do starej sukni ślubnej. Przez resztę dnia
Avery była taka zapracowana, z˙e Frances jej poradzi-
ła, by po herbatce u pani Keith-Davidson nie wracała
juz˙ do pracowni, tylko pojechała prosto do domu.
Spotkanie z szóstką dziewczynek i ich trosk-
liwymi mamusiami zajęło mnóstwo czasu i pochło-
nęło tyle energii, z˙e Avery wracała do domu wykoń-
czona. Kilka razy w ciągu dnia zastanawiała się, czy
nie zadzwonić do Jonasa, ale w końcu postanowiła
zrobić sobie przyjemność i porozmawiać z nim
osobiście. Kiedy podjechała pod dom, Jonas juz˙ na
nią czekał.
– Tym razem się spóźniłaś – powitał ją, szar-
mancko otwierając drzwi auta. – Zamówiłem stolik
na ósmą.
– Odwołaj rezerwację. – Avery wysiadła, uda-
jąc, z˙e nie widzi jego wyciągniętej dłoni. – Nie
jestem głodna.
24
CATHERINE GEORGE
– Co się stało? – zdziwił się Jonas.
– Powiem, jak wejdziemy do domu. – Otworzyła
drzwi, wyłączyła alarm. – Proszę tutaj.
Zaprowadziła go do salonu, gdzie znajdowały się
meble i obrazy kupione jeszcze przez pradziadków
Avery. Jedynym świadectwem nowoczesności były
dwa grzejniki tak rzadko uz˙ywane, z˙e temperatura
w pokoju odpowiadała chłodowi, bijącemu od
Avery.
– Siadaj, proszę – powiedziała, lecz Jonas po-
kręcił głową.
– Postoję – odparł, prostując się na całą wyso-
kość.
– Wobec tego od razu przejdę do rzeczy. Poin-
formowano mnie, z˙e twoja ,,rodzinna firma’’ kupiła
grunt, na którym stoją sklepy na Stow Street.
– Kto śmiał się wygadać? – zirytował się Jonas.
– Jeszcze nie podaliśmy tego do publicznej wiado-
mości.
– Agencja nieruchomości Morell Proprieties po-
informowała mnie listownie, z˙e nie przedłuz˙y mi
umowy najmu, więc przeprowadziłam prywatne
śledztwo. – Spojrzała mu prosto w oczy. – Od
początku o tym wiedziałeś. Dlaczego mnie nie
uprzedziłeś?
– Zamierzałem to zrobić natychmiast po pod-
pisaniu umowy – zapewnił Jonas – co stało się
dzisiaj późnym popołudniem.
– Ach, tak... Rozumiem.
– Pogadam
sobie
z
George’em
Morellem
25
TOWARZYSKI SKANDAL
– stwierdził ponuro Jonas. – Uprzedziłem go, z˙e
chcę osobiście porozmawiać z najemcami, zanim
otrzymają od niego oficjalne pisma.
– Nikt prócz mnie nie dostał wymówienia
– przyznała Avery.
– A więc to sprawa osobista. – Jonas nachmurzył
się jeszcze bardziej. – Czy moz˙esz mi powiedzieć,
o co w tym wszystkim chodzi?
– Jakiś czas temu Paul Morell wymógł na ojcu
wynajęcie mi tego lokalu – wyjaśniła Avery. – Pra-
wdę mówiąc, spodziewałam się wymówienia za
kaz˙dym razem, kiedy zbliz˙ał się termin odnowienia
umowy, więc w tej części sprawa nie była dla mnie
szokująca, ale wściekłam się na ciebie, z˙e mnie nie
uprzedziłeś. Wściekłam się, bo cię polubiłam.
– Avery... – zaczął, ale musiał odebrać telefon,
który akurat w tej chwili się rozdzwonił. Zdener-
wowany wypytywał o coś rozmówcę, a minę miał
coraz bardziej ponurą. W końcu wyłączył telefon.
– Jedna z naszych cięz˙arówek miała wypadek – po-
wiedział. – Muszę tam natychmiast pojechać.
Wyszedł do przedpokoju, wyciągnął z kieszeni
kopertę i podał ją Avery.
– Zamierzałem ci to dać na koniec dzisiejszego
wieczoru, który miał być o wiele milszy. Przeczytaj,
gdy wyjdę. – Zawahał się. Przez chwilę Avery miała
nadzieję, z˙e i tym razem ją pocałuje, ale on tylko
popatrzył na nią z z˙alem. – Do widzenia.
Pozamykała drzwi, posprawdzała zamki i włą-
czyła alarm. W końcu usiadła i przeczytała list.
26
CATHERINE GEORGE
Wynikało z niego, z˙e Mercom nie zamierza burzyć
sklepów na Stow Street, a najemcy sami zdecydują,
czy zrezygnują z najmu, czy podpiszą umowę z no-
wym właścicielem.
Avery chodziła po kuchni w tę i z powrotem,
klnąc George’a Morella w z˙ywy kamień. Jego nie-
zdrowy pośpiech w przekazaniu jej wymówienia
zniszczył coś, co mogło się przerodzić w bardzo
piękną przyjaźń.
Avery zaśmiała się gorzko.
Kogo ja chcę oszukać? – pomyślała. Po raz
pierwszy od lat marzyłam o czymś więcej niz˙ tylko
o przyjaźni. A teraz nawet na przyjaźń nie mam
szans.
– No to po kłopocie – oświadczyła Avery swojej
załodze. – Będę płaciła czynsz nowemu właścicie-
lowi.
Opowiedziała o spotkaniu z przedstawicielem
Mercomu, ale dopiero podczas obiadu zwierzyła
się Frances, z˙e tym przedstawicielem jest Jonas
Mercer.
– Bez ogródek mu powiedziałam, co myślę
o tym, z˙e mnie nie uprzedził – opowiadała Avery
– a wtedy on mi wręczył ten list.
Podała list Frances, a ta, przeczytawszy, ode-
tchnęła z ulgą.
– A więc nikt nas nie wyrzuca na ulicę! Mam
nadzieję, z˙e przeprosiłaś pana Mercera.
– Nie miałam okazji. Musiał wyjechać, bo zdarzył
27
TOWARZYSKI SKANDAL
się jakiś wypadek. – Westchnęła cięz˙ko. – Nie
sądzę, z˙ebym go jeszcze kiedyś zobaczyła.
W piątek po południu zakończono wszystkie
prace związane ze ślubem Pansy Keith-Davidson.
Avery odwiozła suknię ślubną oraz sukienki dla
druhenek, w zamian za co otrzymała czek na dość
pokaźną kwotę. Z czekiem pojechała do banku,
a potem z powrotem do pracowni, z˙eby zabrać do
domu co pilniejsze prace, jak to zwykle robiła
w weekendy.
Jonas się nie odezwał. Avery otrzymała tylko
oficjalny komunikat od adwokata o warunkach wy-
najmu sklepów na Stow Street, proponowanych
przez nowego właściciela.
W sobotni wieczór, w dniu Guya Fawkesa, wy-
brała się do centrum, z˙eby popatrzeć na tradycyjny
pokaz sztucznych ogni i spotkać się z Louise, Helen
i Frances na dobrej kolacji.
– Co się stało, z˙e masz wolny wieczór, Frances?
– zaz˙artowała Avery.
– Powiedziałam Philipowi, z˙e spotkamy się do-
piero jutro – odparła Frances z uśmiechem. – Jestem
zaproszona na niedzielny obiad u niego w domu.
– A więc on gotuje? – zdumiała się Helen.
– Spytaj, czy mogę wysłać do niego na nauki
swojego Toma.
Avery cieszyła się, z˙e z˙ycie przyjaciółki wresz-
cie zaczęło się układać, ale kiedy samotnie wracała
do domu, nie mogła pozbyć się zazdrości. Frances
spędzi całą niedzielę z Philipem. Avery – jak zwyk-
28
CATHERINE GEORGE
le – będzie nadrabiać zaległości z całego tygodnia:
sprzątanie, pranie...
Kiedyś i ona miała wielu przyjaciół, ale odkąd
związała się z Paulem, poświęcała mu kaz˙dą wolną
chwilę, bo on nie tolerował konkurencji. A gdy
romans się zakończył, okazało się, z˙e krąg przyja-
ciół takz˙e się rozproszył. Avery została sama.
Potem zachorowała mama i właściwie nie było
czasu na nic. Do tego doszły zajęcia w firmie, bo
mama nie chciała odpoczywać i pracowała do śmier-
ci. Potem Avery najpierw chciała sprzedać dom,
zamknąć firmę i wrócić do City, ale przez lojalność
wobec matki pozostała. Dostawała coraz więcej
zamówień, az˙ w końcu rozkręciła pracownię, wysta-
wiając tym swoisty pomnik ukochanej mamie. I coraz
rzadziej myślała o tym, czego w jej z˙yciu brakowało.
Do chwili spotkania z Jonasem była zadowolona
ze swego poukładanego, spokojnego z˙ycia. Jonas
był pierwszym od lat męz˙czyzną, który wzbudził
w niej zainteresowanie.
Wyrwał ją z zamyślenia coraz silniejszy zapach
dymu. Łuna na niebie zwiastowała nieszczęście.
Avery biegiem zawróciła do centrum. Przebiegając
pusty o tej porze plac targowy, natknęła się na kilku
młodzieńców, gnających co sił w nogach w prze-
ciwnym kierunku. Jeden z nich się potknął, i przez
chwilę Avery wyraźnie widziała jego twarz. Po-
znała go, ale pobiegła dalej tam, gdzie jaśniała łuna.
Na Stow Street stanęła jak wryta. Palił się punkt
loteryjny, sąsiadujący z jej pracownią.
29
TOWARZYSKI SKANDAL
– Nie martw się, Avery – pocieszał ją sierz˙ant
Griffith z miejscowej straz˙y poz˙arnej – ogień juz˙
dogasa. Twojemu lokalowi nic się nie stało, choć
sąsiedni jest w opłakanym stanie. Tylko trochę
śmierdzi dymem i niektóre rzeczy odrobinę się
przybrudziły.
– Wiadomo, co się stało? – pytała, z trudem
łapiąc oddech po wyczerpującym biegu.
– Ustaliliśmy, z˙e jakieś dzieciaki puszczały og-
nie sztuczne na placu za sklepami. Jedna z rakiet
musiała spaść na dach punktu loteryjnego – uśmie-
chnął się ponuro. – Któryś z tych łobuzów miał
sumienie i zadzwonił po straz˙ poz˙arną.
W końcu dowódca straz˙y pozwolił Avery wejść
do pracowni w towarzystwie dwóch straz˙aków.
Dziewczyna jęknęła na widok poczerniałej ściany,
dzielącej jej pracownię od punktu loteryjnego.
– Nie ma się czym przejmować – pocieszał ją
jeden ze straz˙aków. – Nic się nie spaliło, nawet
szyby są całe. Wystarczy pomalować jedną ścianę
i nie będzie śladu po poz˙arze.
– Niech pani lepiej posprawdza maszyny do
szycia – poradził jej drugi straz˙ak.
– Maszyny zabiorę do domu – powiedziała.
– I tyle materiału, ile zdołam zmieścić w samo-
chodzie.
Policjanci pomogli Avery przewieźć maszyny
i wszystko, czego mogła potrzebować. Była czwarta
rano, kiedy poz˙egnała posterunkowego, który nim
wyszedł, zrobił jej jeszcze herbatę, z˙eby trochę
30
CATHERINE GEORGE
ochłonęła po przez˙yciach tej nocy. Podziękowała
mu serdecznie, wypiła herbatę i wreszcie połoz˙yła
się spać, przeklinając na głos Guya Fawkesa, przez
którego od 1605 roku piątego listopada w całej
Anglii puszcza się ognie sztuczne.
Zdawało jej się, z˙e przespała zaledwie kilka
minut, gdy zadzwonił telefon.
– Halo – powiedziała nieprzytomnie, przygoto-
wując się na kolejne nieszczęście.
– Avery? Mówi Jonas Mercer. Nic ci się nie
stało?
– O, cześć. Mnie nic, tylko pracownia trochę
ucierpiała.
– Niech diabli wezmą pracownię! – burknął.
– Byłaś tam, kiedy wybuchł poz˙ar?
– Nie, nie w środku. Wracałam pieszo do domu.
Jak zobaczyłam łunę, pognałam tam jak wariatka.
Sąsiedni lokal jest w opłakanym stanie. Jego właś-
ciciel wciąz˙ nie moz˙e dojść do siebie. Przywiozłam
do domu maszyny. Właściwie nie ja, tylko Tony.
– Co za Tony?
– Przystojny młody policjant. Nie tylko przy-
wiózł mi do domu maszyny, ale jeszcze zrobił
herbatę.
– Porządny człowiek. – W słuchawce na chwilę
zapadła cisza. – Jutro przyjadę obejrzeć szkody.
Rano do ciebie zadzwonię i wtedy ustalimy konkret-
ną godzinę.
– Jonas...
– Tak?
31
TOWARZYSKI SKANDAL
– Dziękuję.
Avery odłoz˙yła słuchawkę, nie precyzując, za co
właściwie mu dziękuje. Potem wstała i powlokła się
do łazienki.
W normalnych warunkach najpierw zawiadomi-
łaby Frances, ale poniewaz˙ wiedziała, z˙e przyjaciół-
ka rzuciłaby wszystko, nawet niedzielny obiad
u Philipa, Avery zadzwoniła do Helen. Tak jak się
spodziewała, mąz˙ Helen, który sprawował pieczę
nad maszynami, zgodził się poświęcić niedzielne
przedpołudnie.
Avery nagrała wiadomość na automatyczną sek-
retarkę Louise. Ubrała się w dz˙insy i sweter i nawet
zdąz˙yła napić się kawy, nim Helen i Tom Bennet-
towie stanęli u drzwi.
– Zawieźliśmy chłopców do rodziców Toma,
dlatego ja tez˙ mogłam przyjechać – oznajmiła od
progu Helen. – Wiedzą juz˙, kto to zrobił?
– Podobno dzieci puszczały sztuczne ognie na
placu za Stow Street. Jakaś rakieta musiał trafić
w dach punktu loteryjnego. Bogu dzięki, z˙e w piątek
dostarczyłam suknię ślubną do Keith-Davidsonów.
– Nawet nie chcę myśleć, jak by wyglądały te
hafty i koronki pokryte czarną sadzą – jęknęła Helen.
Maszyny okazały się sprawne, a materiał tylko
trochę okopcony. Avery uznała, z˙e po praniu nada
się na podszewki. Naprędce przygotowała obiad, po
czym wyprawiła swoich pomocników do domu,
postanawiając kupić Tomowi butelkę najdroz˙szej
whisky w podzięce za poświęcony czas.
32
CATHERINE GEORGE
Po południu zadzwoniła Louise.
– Co się stało, Avery? Właśnie wróciliśmy od
moich rodziców.
Avery opowiedziała jej o wydarzeniach sobot-
niej nocy i Louise obiecała przyjść nazajutrz z sa-
mego rana.
– Frances juz˙ wie? – spytała.
– Nie chciałam jej psuć niedzielnego obiadu
u Philipa – odparła Avery. – Zadzwonię do niej
wieczorem.
– Lepiej zrób to od razu – poradziła Louise.
– Dowie się od kogoś innego i będzie zła.
Frances dowiedziała się o poz˙arze z radiowych
wiadomości. Zadzwoniła, nim Avery zdąz˙yła się
z nią skontaktować. Jak przewidziała Louise, była
oburzona, z˙e od razu jej nie zawiadomiono.
– Nie chciałam ci psuć niedzieli – tłumaczyła się
Avery. – Zresztą i tak nie miałabyś tu nic do roboty.
Tom juz˙ przejrzał maszyny, a Helen pomogła mi
z materiałami.
– Będę u ciebie za pięć minut – zapowiedziała
Frances.
– Ani mi się waz˙! Ja zaraz idę spać. Wczoraj
prawie nie zmruz˙yłam oka.
Avery naprawdę potrzebowała snu. Kiedy wresz-
cie się połoz˙yła, zasnęła kamiennym snem.
33
TOWARZYSKI SKANDAL
ROZDZIAŁ TRZECI
Od rana był straszny ruch. Avery co chwila
odbierała telefony od znajomych i stałych klientek.
Wszyscy chcieli wiedzieć, jak duz˙e są straty i prze-
kazać wyrazy współczucia, ale ona czekała na tele-
fon od Jonasa i z kaz˙dą chwilą coraz bardziej się
denerwowała.
Około południa poszła do sypialni poprawić
szminkę, która od rana prawie całkiem zeszła, ale
nie zdąz˙yła odwrócić się od lustra, kiedy do pokoju
wpadła Frances.
– Chodź na dół! Szybko! On tu jest! – szeptała,
wypychając Avery na korytarz.
– Kto taki?
– Przyszedł pan Mercer, przedstawiciel Merco-
mu – oznajmiła Frances oficjalnym tonem, prze-
znaczonym dla uszu Jonasa. A potem szepnęła
Avery do ucha: – Błagaj o przebaczenie!
Avery uśmiechnęła się na widok Jonasa w ele-
ganckim garniturze tak dobrze dopasowanym, z˙e
musiał zostać uszyty na miarę.
– Witam – powiedziała.
– Dzień dobry – odparł. – Czy znajdziesz czas,
z˙eby zjeść ze mną obiad?
– Teraz?
Trudno mu było się nie uśmiechnąć, bo zegar
właśnie wybił wpół do pierwszej.
– To chyba najlepsza pora.
– Oczywiście – zgodziła się uprzejmie Avery.
– Zastąpisz mnie, Frances?
– Z przyjemnością – odparła bez namysłu jej
przyjaciółka.
Avery wyszła z domu, powtarzając sobie w du-
chu, z˙e ma dwadzieścia osiem lat i nie powinna się
zachowywać jak smarkula tylko dlatego, z˙e Jonas
zjawił się bez uprzedzenia, zamiast zadzwonić
i umówić się, tak jak obiecał.
– Jak się czujesz? – zapytał Jonas, usadowiwszy
ją w eleganckim sportowym samochodzie.
– Teraz juz˙ dobrze, bo wreszcie się wyspałam.
W nocy z soboty na niedzielę prawie nie zmruz˙y-
łam oka.
– Nietrudno mi w to uwierzyć.
– Przy okazji chciałabym ci podziękować – powie-
działa trochę później, gdy zajechali na parking pod
Fleece. – I przepraszam, z˙e tak na ciebie naskoczyłam.
– Nie dziwię się. Byłaś wściekła – stwierdził,
parkując auto w miejscu tak ciasnym, z˙e Avery by
się na to nie odwaz˙yła.
Od stolika przy oknie Avery przyglądała się, jak
Jonas gawędzi z barmanem. Włosy miał gęste,
doskonale ostrzyz˙one i był wyz˙szy niz˙ większość
męz˙czyzn, co bardzo przemawiało na jego korzyć,
zwłaszcza gdyby kiedyś przyszła jej ochota włoz˙yć
pantofle na wysokim obcasie.
35
TOWARZYSKI SKANDAL
– Cóz˙ to za ponura mina? – zagadnął Jonas,
wróciwszy do stolika.
– Nie ponura, tylko zamyślona – sprostowała
Avery.
– Nadal jesteś na mnie zła – domyślił się Jonas.
– Nie nadal, tylko znowu.
– Bo zamiast zadzwonić od razu przyjechałem?
– No właśnie. Akurat dzisiaj...
– Próbowałem się dodzwonić – przerwał jej Jo-
nas – ale telefon był zajęty, więc nagrałem wiado-
mość. Sprawdziłaś pocztę głosową?
Avery się zarumieniła.
– Pewnie byłaś strasznie zabiegana – powiedział
łagodnie, jak ojciec do niesfornego dziecka.
– Co nie usprawiedliwia nieuprzejmości. Prze-
praszam. – Uśmiechnęła się smutno. – Byłeś juz˙ na
Stow Street?
– Nie byłem. Przyjechałem prosto do ciebie. Na
Stow Street pojedziemy po obiedzie. Pokaz˙esz mi,
jak to wygląda, a potem odwiozę cię do domu. Czy
przez ten poz˙ar macie mniejsze obroty?
– To raczej nam nie grozi. Mamy stałe dostawy
poprawek ze sklepu z odziez˙ą, a na przymiarki
jez˙dz˙ę do klientek, więc ta część działalności nie
powinna ucierpieć. Najpewniej stracimy tylko drob-
ne naprawy, które ludzie zlecają po drodze z parkin-
gu do centrum.
Co rusz podchodził do nich ktoś, kto chciał
wyrazić współczucie z powodu poz˙aru. Za kaz˙dym
razem Avery przedstawiał Jonasa z imienia i na-
36
CATHERINE GEORGE
zwiska, celowo pomijając jego funkcję i powód
przyjazdu do miasta.
– Pewnie nie z˙yczysz sobie, z˙eby wszyscy wie-
dzieli, kim jesteś – usprawiedliwiała się, gdy na
chwilę zostali sami.
– Jest mi to obojętne – zapewnił Jonas i tak na
nią popatrzył, z˙e dech jej zaparło. – Nie obchodzi
mnie, czy ktoś się dowie, z˙e reprezentuję Mercom,
ani co sobie pomyślą twoi znajomi, ale wolałbym
wiedzieć, czy któryś z nich ma prawo uznać mnie za
uzurpatora.
– Z
˙
aden – odparła Avery z udaną obojętnością.
– Zdaje się, z˙e wspomniałam o tym na początku
naszej krótkiej znajomości.
– Wciąz˙ nie mogę się temu nadziwić.
– Dlaczego?
Jonas pochylił się nad stolikiem, jego spojrzenie
budziło niepokój.
– Poniewaz˙ spodobałaś mi się od pierwszego
wejrzenia. Pomimo skromnej garsonki i włosów
upiętych w koczek.
– Głupio mi było ci się narzucać, ale naprawdę
nie miałam wyjścia – sumitowała się Avery, nie
chcąc pokazać po sobie, jak wielką przyjemność jej
sprawił tym wyznaniem.
– Gdybyś ty do mnie nie podeszła, to sam bym to
zrobił – przyznał z uśmiechem. – A kiedy potem
zobaczyłem cię z rozpuszczonymi włosami, z usta-
mi pomalowanymi czerwoną szminką, przyszły mi
na myśl cygańskie skrzypce i seks.
37
TOWARZYSKI SKANDAL
Avery tak stanowczo odstawiła filiz˙ankę na spo-
dek, z˙e zabrzęczała porcelana.
– Czas na mnie – powiedziała, wstając.
– Szkoda – westchnął Jonas i takz˙e podniósł się
od stolika. – Chciałbym ci opowiedzieć o planach
Mercomu wobec zakupionych terenów – odezwał
się, gdy jechali juz˙ na Stow Street.
– Bardzo jestem ciekawa – odparła Avery, która
juz˙ trochę ochłonęła po tym wszystkim, co usłyszała
od niego w restauracji.
– Pomysł dojrzewał od jakiegoś czasu, ale wizy-
ta w tym mieście utwierdziła mnie w przekonaniu,
z˙e wybudowanie kompleksu kinowego to będzie
strzał w dziesiątkę.
– To tutaj ma być kino? – zdumiała się Avery.
– Myślałam, z˙e budujecie magazyny.
– Taki był pierwotny zamysł, ale po obejrzeniu
tego miejsca zaproponowałem radzie miasta wybu-
dowanie czegoś, co by posłuz˙yło lokalnej społeczno-
ści. – Jonas skręcił w Stow Street, zatrzymał auto na
parkingu. – O ile dobrze się orientuję, do najbliz˙szego
kina trzeba jechać ponad dwadzieścia kilometrów.
– Nareszcie będzie w mieście kino! – ucieszyła
się Avery. – Naprawdę świetny pomysł!
– Chciałem ci o tym powiedzieć w tamten czwar-
tek w Walnut Tree, niestety, okoliczności sprzysięg-
ły się przeciwko mnie.
– A właśnie, co z tym wypadkiem? – przypo-
mniała sobie Avery. – Przez ten poz˙ar zupełnie
zapomniałam cię o to spytać.
38
CATHERINE GEORGE
– Na szczęście nic powaz˙nego, choć wyglądało
naprawdę groźnie. Nasz kierowca zderzył się z fur-
gonetką, która wjechała na skrzyz˙owanie przy czer-
wonym świetle. To prawdziwy cud, z˙e nikt nie
zginął. Właściwie to chciałem do ciebie potem
zadzwonić, ale w końcu uznałem, z˙e to nie ma sensu.
– Rozumiem – mruknęła. – Byłam niemiła.
– Tym bym się nie przejął – Jonas się uśmiech-
nął – ale ten twój przeraz˙ający pokój... Przypominał
gabinet dyrektora mojej szkoły, który wezwał mnie
na dywanik, kiedy przyłapano mnie na wdrapywa-
niu się przez okno do sypialni bursy dla dziewcząt.
Avery się roześmiała.
– Nie byłoby tak źle, gdyby mnie przyłapano,
jak stamtąd wychodziłem. – Jonas uśmiechnął się
do wspomnień. – Niestety, przypadły mi w udziale
same przykrości. Dokładnie tak samo jak w zeszły
czwartek.
– O, nie, więcej nie będę cię przepraszać – za-
protestowała. – Błaganie o przebaczenie nie przy-
chodzi mi łatwo.
– To akurat rozumiem, tylko nie wiem, czemu az˙
tak się wściekłaś. Nie pamiętam, z˙ebym sobie na to
zasłuz˙ył.
Avery otworzyła pracownię, wpuściła Jonasa do
środka i dopiero wtedy odpowiedziała.
– Powiedziano mi, z˙e Mercom kupił ten teren
i wyburzy wszystkie budynki. Bardzo mnie ubodło,
z˙e mnie o tym nie uprzedziłeś, chociaz˙ wiedziałeś,
z˙e wynajmuję lokal na Stow Street.
39
TOWARZYSKI SKANDAL
– Nie zadzwoniłem natychmiast po podpisaniu
umowy, bo chciałem ci wręczyć list osobiście. Mia-
łem nadzieję, z˙e mnie ucałujesz z radości. Chciałem
ci zaimponować, tak samo jak tamtej dziewczynie,
dla której wdrapywałem się przez okno do sypialni.
Niestety, znów się nie udało. Widać taki mój los.
Avery wybuchnęła śmiechem na widok komicz-
nie zmartwionej miny Jonasa.
– Jeszcze raz przepraszam – powiedziała. – Ale
na tym koniec.
– Juz˙ dawno się nie gniewam – zapewnił i rozej-
rzał się po okopconej pracowni. – Wygląda okro-
pnie – ocenił.
– Jak tutaj weszłam w sobotę, postanowiłam
wynająć coś innego – przyznała Avery – ale po
namyśle wolałabym tu zostać. Lokal jest wprawdzie
odrobinę za mały na pracownię krawiecką, ale za to
lokalizacja znakomita.
– Nie ma problemu – zapewnił ją Jonas. – A jeśli
chodzi o remont, to moz˙esz zatrudnić miejscowych
wykonawców, a Mercom pokryje koszty. Weź fir-
mę, która szybko i solidnie przeprowadzi prace.
– Czemu zawdzięczam tę hojność? – spytała
Avery podejrzliwie.
– Takie mamy zasady – odparł. – Lokal nalez˙y
do Mercomu, więc Mercom pokrywa koszty utrzy-
mania go w stanie nadającym się do uz˙ytku. Najem-
cy tylko płacą czynsz.
– Rozumiem – mruknęła.
– Ale prywatnie chciałbym cię prosić, z˙ebyś
40
CATHERINE GEORGE
poszła ze mną na kolację. Dzisiaj, bo wyjez˙dz˙am
jutro z samego rana.
Avery nie odpowiedziała od razu; dała sobie
trochę czasu na zastanowienie. W pewnym sensie
dobrze było mieszkać w małym mieście, gdzie
wszyscy się znali, ale w tym przypadku to oczywista
wada. Gdyby po raz drugi tego samego dnia zoba-
czono ją w restauracji z tym samym męz˙czyzną,
domysłom i plotkom nie byłoby końca.
– Wystarczy powiedzieć ,,nie’’ – dodał Jonas,
zrozumiawszy opacznie jej milczenie.
– Alez˙ ja bardzo chcę – zaprotestowała – ale
wolałabym za bardzo nie rzucać się w oczy. Moz˙e
byśmy się spotkali u mnie w domu?
– Wstydzisz się mnie! – Jonas poczuł się uraz˙ony.
– Albo zjesz kolację ze mną w moim domu, albo
gdzie chcesz, ale beze mnie. Wybieraj.
– U ciebie – odparował bez namysłu. – Zamów
coś, a ja zapłacę rachunek. Chyba macie tu jakąś
restaurację z daniami na wynos?
– No to jesteśmy umówieni – podsumowała
Avery. – Na którą przygotować kolację?
Avery wróciła do domu w doskonałym humorze.
Juz˙ od progu zawiadomiła swój zespół, z˙e nowy
właściciel Stow Street pokryje koszta remontu i z˙e
prace moz˙na zacząć choćby zaraz. Dziewczyny
przyjęły wiadomość z widoczną ulgą, a gdy Louise
i Helen wyszły, Frances zaz˙ądała szczegółowego
sprawozdania ze spotkania z Jonasem.
41
TOWARZYSKI SKANDAL
– A więc stosunki między wami się ociepliły
– stwierdziła po wysłuchaniu relacji.
– Owszem – potwierdziła Avery. – O ósmej
przyjdzie do mnie na kolację.
– Bomba! – ucieszyła się Frances. – Co zrobisz
do jedzenia?
– Jonas chciał, z˙ebym coś zamówiła.
– Bzdura! – prychnęła Frances. – Musisz sama
coś przygotować. Męz˙czyźni to lubią. Usmaz˙ mu
stek czy coś w tym rodzaju, a bez szemrania zrobi,
co zechcesz.
– No to muszę pojechać po zakupy – westchnęła
Avery.
Frances wyprawiła ją z domu, a kiedy Avery
wróciła, okazało się, z˙e przyjaciółka posprzątała jej
mieszkanie.
– Tylko parter – powiedziała. – Sypialni nie
dotykałam.
– W ogóle nic nie musiałaś robić – zapewniła
przyjaciółkę Avery. – Ale nie wiesz, jaka ci jestem
wdzięczna! Dzięki tobie mogę się spokojnie zająć
obiadem. Myślisz, z˙e befsztyk z sałatą i pieczonymi
ziemniakami to będzie dobry zestaw?
– Doskonały. Powinnaś trafić prosto do serca
Jonasa. Jak ci się uda, to wypróbuję ten patent na
Philipie.
– To znaczy, z˙e dziś się z nim nie spotkasz?
– Chciał – odparła Frances, wkładając płaszcz
w przedpokoju – ale ostroz˙ności nigdy za duz˙o. Nie
zaszkodzi, jak go przetrzymam do wtorku.
42
CATHERINE GEORGE
Dzięki gorącej wodzie z prysznica i parze w kuch-
ni włosy Avery skręciły się maksymalnie. Pomalo-
wała usta szminką czerwoną jak obcisły sweterek,
w który się ubrała, uszy ozdobiła wielkimi kolistymi
kolczykami. Dla podkreślenia, z˙e to nie z˙adna spe-
cjalna okazja, tylko zwykły domowy obiad, włoz˙yła
dz˙insy.
Jonas przyjechał minutę przed ósmą. Oniemiał na
widok Avery.
– Alez˙ ty jesteś piękna! – westchnął, podając jej
butelkę wina i wielki bukiet tulipanów. – Gdybym
umiał malować, namalowałbym cię taką jak w tej
chwili.
– Nie wygłupiaj się. – Avery spłoniła się lekko.
– Dziękuję za wspaniały bukiet. Chodź do kuchni.
Znasz drogę.
– Ale pachnie. – Jonas wszedł za nią do domu.
– Juz˙ przywieźli jedzenie?
– Postanowiłam sama coś ugotować. – Avery
wstawiła tulipany do zlewu i pochyliła się, by
poszukać odpowiedniego wazonu. Nie spieszyła się
zbytnio, pozwalając, by Jonas nasycił oczy wido-
kiem jej kształtnej pupy. Wyprostowała się, od-
rzuciła włosy do tyłu i popatrzyła na niego. Wpat-
rywał się w nią z taką miną, z˙e się zaczerwieniła.
– Czy mógłbyś nalać wina?
– Oczywiście. – Napełnił kieliszki, odsunął so-
bie krzesło. Nie spuszczał oka z Avery. – Podobno
nie dało się ustalić, kto spowodował poz˙ar.
– Niezupełnie. Ja mogę zidentyfikować przynaj-
43
TOWARZYSKI SKANDAL
mniej jednego winowajcę – pochwaliła się. – Biegł
za kolegami, ale potknął się i to akurat pod latarnią.
Dokładnie widziałam jego twarz.
– I co zamierzasz z tym zrobić? – zapytał, nie
kryjąc zainteresowania.
– Pytasz z ciekawości, czy jako szefMercomu?
– Z ciekawości. Wszystko, co mi powiesz, pozo-
stanie między nami – zapewnił.
– To dobrze. Wolałabym, z˙eby nikt się nie do-
wiedział – stwierdziła Avery. – To był Daniel
Morell, syn George’a, miejscowego agenta nieru-
chomości i potentata budowlanego w jednej osobie.
44
CATHERINE GEORGE
ROZDZIAŁ CZWARTY
– Tatuś na pewno by się nie ucieszył. – Jonas az˙
gwizdnął ze zdumienia.
– Tatuś o niczym się nie dowie – stwierdziła
stanowczo. – Daniel wie, z˙e go widziałam, i będzie
się bał, z˙e wszystko się wyda. To dla niego najlepsza
kara. Biedny chłopiec – westchnęła.
– Ten biedny chłopiec spowodował poz˙ar
– przypomniał jej Jonas.
– Przeciez˙ nie zrobił tego umyślnie. Rakieta
musiała polecieć nie tam, gdzie trzeba.
– Puszczali je stanowczo za blisko zabudowań.
Zabudowań będących własnością Mercomu – do-
dał. – Ale poniewaz˙ powiedziałaś mi o tym w zaufa-
niu, wszystko pozostanie między nami. A befsztyki
są wyśmienite. Dziewczyna z twoją urodą nie po-
winna tak dobrze gotować.
– A to dlaczego? – zdziwiła się.
– Bo męz˙czyzna nie ma z˙adnych szans – odparł
Jonas z uśmiechem. – Jesteś piękna, odnosisz suk-
cesy i do tego umiesz gotować, więc dlaczego...
– Dlaczego dotąd nikt mnie nie porwał? – do-
kończyła za niego. – Uroda to złudzenie. Zawdzię-
czam ją włosom i odpowiednim kosmetykom. W in-
teresach mi się powiodło, bo cały swój czas i energię
poświęcam pracy; nie muszę się zajmować męz˙em
ani dziećmi.
– A więc małz˙eństwo to dla ciebie tylko obowiąz-
ki? A miłość, przyjaźń? Nigdy o tym nie myślałaś?
– Za duz˙e ryzyko. – Avery pokręciła głową.
– Moje poprzednie związki zapowiadały i jedno,
i drugie, a w końcu zawodziły na wszystkich fron-
tach. Ale poniewaz˙ nie wiązało mnie małz˙eństwo,
mogłam w kaz˙dej chwili odejść.
– I nigdy nie z˙ałowałaś?
– Alez˙ skąd. – Avery spuściła wzrok. – Za
kaz˙dym razem.
Jonas spojrzał na jej zgnębioną minę i odłoz˙ył
sztućce.
– To był najlepszy obiad w moim z˙yciu – oświad-
czył. – Z
˙
adna restauracja nie moz˙e się równać
z posiłkiem zjedzonym w towarzystwie pięknej
kobiety, która własnoręcznie go przygotowała.
Ubawiona tym pochlebstwem Avery zakrzątnęła
się wokół parzenia kawy.
– Zanieś to, proszę, do pokoju – poprosiła, wrę-
czając mu tacę.
– Jeśli masz na myśli tamten lodowato zimny
salon – mruknął Jonas – to wolałbym zostać tutaj,
w ciepłej kuchni.
Uśmiechnęła się tajemniczo i wskazała mu drzwi
obok schodów. Prowadziły do pokoiku z półkami na
ksiąz˙ki, ustawionymi wzdłuz˙ ścian. Na duz˙ym ok-
nie balkonowym wisiały welwetowe zasłony koloru
kawy z mlekiem. Było tu jeszcze biurko z kom-
46
CATHERINE GEORGE
puterem i kanapa ustawiona w pobliz˙u kominka, na
którym płonął ogień.
– To jest mój gabinet – oznajmiła Avery i doło-
z˙yła polano do ognia. – Okna wychodzą na ogród.
Jonas postawił tacę na biurku i rozejrzał się po
pokoju.
– Tutaj mi się podoba – pochwalił.
– To był ulubiony pokój mojej mamy – powie-
działa smutno Avery. – Zaciszny kącik, w którym
mogła się schować, kiedy wróciła do domu po
śmierci taty.
– Nigdy przedtem nie wspominałaś o swoim
tacie – zauwaz˙ył, biorąc od Avery filiz˙ankę z kawą.
Usiadła w drugim końcu kanapy. W pierwszej
chwili zamierzała, jak zwykle, zmienić temat, ale
juz˙ po chwili nabrała ochoty na zwierzenia.
– John Avery był policjantem – zaczęła. – Ro-
dzice poznali się w Londynie. To była miłość od
pierwszego wejrzenia i mama wkrótce zaszła w cią-
z˙ę. Rodzice załatwili sobie ślub cywilny w Bermond-
sey, ale na dwa dni przed wyznaczonym terminem
tata dostał śmiertelny postrzał podczas pościgu za
groźnym bandytą. Ellen Crawford nie pozostało nic
innego, jak wrócić do rodzinnego miasta w roli
samotnej matki. W tamtych czasach – Avery uśmiech-
nęła się smutno – samotne macierzyństwo sprowa-
dzało hańbę na całą rodzinę. Zwłaszcza w małym
mieście, gdzie wszyscy się znają.
– A czy dla ciebie to miało znaczenie?
– Tylko dlatego, z˙e mama i dziadkowie się tym
47
TOWARZYSKI SKANDAL
przejmowali. Byłam najlepszą uczennicą, z˙eby mog-
li być ze mnie dumni. Z tego samego powodu po
śmierci mamy zostałam tutaj, zamiast co prędzej
wracać do City. Dzięki powodzeniu Avery Alter-
nations mogę patrzeć z góry na tych, którzy mogliby
pamiętać o moim pochodzeniu.
– A co na to rodzina twojego taty?
– Kiedy byłam mała, często jeździłam z mamą
do dziadków w Bermondsey, ale umarli, nim skoń-
czyłam szkołę podstawową. – Avery się uśmiech-
nęła. – No to teraz juz˙ wiesz o mnie to, czego nigdy
nikomu nie mówiłam. Potrafisz słuchać. Powinie-
neś był zostać księdzem.
– Nie pociąga mnie ta profesja.
– Ze względu na celibat?
– To tez˙. – Jonas się roześmiał. – Ale głównie
dlatego, z˙e brak mi powołania. Jednak jeśli dotąd
nikomu nie opowiadałaś o swoim tacie, to znaczy,
z˙e twoje dotychczasowe związki nie były zbyt ser-
deczne. Rozumiem, z˙e Paul Morell był jednym
z twoich narzeczonych.
– Tak. – Avery skinęła głową. – Jako dzieci
znaliśmy się z widzenia, ale naprawdę poznaliśmy
się jako dorośli ludzie u znajomych w Londynie.
Rodzice Paula nie byli zachwyceni.
– Dlaczego?
– Po śmierci dziadków dom odziedziczyła moja
mama – opowiadała Avery. – Dziadkowie nie zo-
stawili pieniędzy, więc mama utrzymywała nas
z szycia. Matka Paula była jej stałą klientką, a ja
48
CATHERINE GEORGE
zazwyczaj dostarczałam jej gotowe stroje. Widzisz
więc, z˙e nie pasowałam do towarzystwa Morellów.
Napijesz się jeszcze wina? A moz˙e brandy?
– Dziękuję, niczego mi nie trzeba. – Jonas wy-
ciągnął przed siebie długie nogi. – Mam wszystko,
czego człowiekowi potrzeba do szczęścia. Na razie
nie będę cię prosił o więcej.
– Ach, więc ty prosisz?
– Zawsze – oznajmił z mocą. – Mama mnie
nauczyła mówić ,,proszę’’ i ,,dziękuję’’ i napomina-
ła, z˙ebym zawsze przeprowadzał staruszki przez
jezdnię.
– Niezalez˙nie od tego, czy chcą przejść, czy nie?
– Ja tylko usiłuję ci wytłumaczyć, z˙e chociaz˙
bardzo cię pragnę, nie zrobię nic w tej sprawie, póki
sama nie zechcesz.
– Jesteś pewien, z˙e kiedyś w końcu zechcę?
– Oczywiście.
– Zanim dojdę do tego etapu, muszę naprawdę
dobrze poznać męz˙czyznę – oznajmiła powaz˙nie.
– Ja nie mam nic do ukrycia – zapewnił Jonas.
– Jestem dokładnie taki, jak widać.
– Nie pochwaliłeś się, z˙e zamierzasz kupić pose-
sję, na której wynajmuję sklep – wytknęła mu.
– Juz˙ ci mówiłem, z˙e czekałem na oficjalne
podpisanie dokumentów – westchnął. – Chciałbym
ci złoz˙yć pewną propozycję... – powiedział nieocze-
kiwanie. – Nie jesteś zbyt ufna, prawda?
– Raczej nie. Za to bardzo ciekawa. Co to za
propozycja?
49
TOWARZYSKI SKANDAL
– Właściciel punktu loteryjnego zrezygnował
z wynajmu, więc po remoncie mogłabyś powięk-
szyć pracownię. Co ty na to?
– Super! – zawołała uradowana, ale zaraz spoj-
rzała na niego podejrzliwie. – W tym miejscu po-
winnam ci okazać wdzięczność? Na to liczyłeś?
– To nie jest obowiązkowe. – Wzruszył ramio-
nami. – Moz˙esz powiększyć swoją pracownię bez
z˙adnych zobowiązań.
Milczeli przez chwilę długą jak wieczność,
az˙ wreszcie Avery zirytowała się własną hipo-
kryzją. Zapraszając Jonasa do domu, złamała naj-
waz˙niejszą ze swoich zasad, prócz tego ugoto-
wała dla niego obiad i wystroiła się tak, by wzbu-
dzić w nim poz˙ądanie. Nie tylko w obcisły czer-
wony sweterek, ale takz˙e w koronkową bieliznę
w takim samym czerwonym kolorze. A Jonas
przeciez˙ powiedział, z˙e to ona musi zrobić pierw-
szy krok.
Pochyliła się i delikatnie pocałowała go w usta.
Jonas zamarł, a potem porwał ją w ramiona i namięt-
nie pocałował. Jednak Avery – niespodziewanie dla
samej siebie – wyrwała się z uścisku i usiadła na
swoim końcu kanapy. Jonas się nie poruszył, tylko
nerwowo zacisnął zęby. Cisza, która zapadła, była
tak głęboka, z˙e słychać było tylko ich przyspieszone
oddechy. Avery az˙ podskoczyła, gdy w kominku
przepaliło się polano i spadło na ruszt. Wstała
zdumiona, z˙e mimo wszystko moz˙e się utrzymać na
nogach i dołoz˙yła drew do ognia. A kiedy się
50
CATHERINE GEORGE
odwróciła, Jonas stał tuz˙ przy niej z wyciągniętymi
ramionami. Bez wahania pozwoliła się przytulić.
– Czemu się rozmyśliłaś, Avery?
– Będziesz się śmiał.
– Nie będę – obiecał, odgarniając jej włosy
z czoła.
– Wyszłam z wprawy – mruknęła, spuszczając
wzrok. – A w mojej sypialni panuje straszliwy
bałagan. Łazienka jest w jeszcze gorszym stanie.
Moz˙e to głupie – ciągnęła, gdy Jonas wybuchnął
śmiechem – ale skoro pytasz...
– Zrozum – tłumaczył Jonas, jak małej dziew-
czynce. – Chyba nie ma na świecie męz˙czyzny,
który przejąłby się nieładem w sypialni, jeśli tylko
jest tam jakieś łóz˙ko i jez˙eli mógłby się w nim z tobą
kochać. Zresztą nawet nie musi być z˙adnego łóz˙ka
i sama sypialnia tez˙ nie jest konieczna. Mnie wystar-
czyłaby podłoga, choćby w tym pokoju.
– Trochę to niebezpieczne. Ze względu na ogień
w kominku.
– No właśnie. A poniewaz˙ nie trzeba nam dodat-
kowego z˙aru, więc posiedzimy sobie i porozmawia-
my. – Uniósł jej dłoń do ust. – Przede wszystkim
muszę ci o czymś powiedzieć.
– Tylko mi nie mów, z˙e jesteś z˙onaty – przerazi-
ła się Avery.
– Na litość boską! – wykrzyknął, puszczając jej
dłoń. – Nie obraz˙aj mnie. Gdybym był z˙onaty, to
nigdy nie doszłoby do takiej sytuacji.
– Dobrze, juz˙ dobrze. Przepraszam. Znowu cię
51
TOWARZYSKI SKANDAL
przepraszam! Co mi chciałeś powiedzieć? – Avery
odsunęła się od niego i skuliła na swoim końcu
kanapy.
– Na drzwiach mojego gabinetu wisi tabliczka
z napisem ,,zastępca naczelnego dyrektora’’. Tytuł
jest trochę na wyrost, jednak oznacza, z˙e rzadko
zajmuję się tak drobnymi sprawami jak budowa
kina w małym mieście. Mercom ma pracowników
odpowiedzialnych za inwestycje tego kalibru.
– Więc po co tu przyjechałeś?
– Tata przekazał mi firmę stanowczo za wcześ-
nie jak na moje chęci. Tylko mnie źle nie zrozum
– zastrzegł. – Lubię swoją pracę, ale czasami muszę
się wyrwać. Ten projekt trafił na jeden z moich
zwariowanych okresów, dlatego postanowiłem
przyjechać tu osobiście. Tamtego wieczoru w hote-
lu nudziłem się jak mops i przeklinałem się za to, z˙e
nie wysłałem któregoś z pracowników. A potem
przysiadła się do mnie piękna kobieta...
– Wcale nie wyglądałam pięknie – wpadła mu
w słowo. – Mówiłam ci, z˙e zamierzałam się wtopić
w tłum.
– Gdybyś wyglądała tak jak w tej chwili, byłoby
to absolutnie niemoz˙liwe. – Wpatrywał się w nią jak
urzeczony. – Wszyscy trochę się dziwili, kiedy
oznajmiłem, z˙e znów się tu wybieram.
– Więc czemu przyjechałeś?
– Znasz odpowiedź – odparł, patrząc jej w oczy.
– Chciałem cię zobaczyć i upewnić się, z˙e zrobiono
dla ciebie wszystko, co się da. Ale musiałem się
52
CATHERINE GEORGE
nieźle nagimnastykować, z˙eby wygospodarować
wolny dzień i moz˙e minąć sporo czasu, nim znów
uda mi się tu przyjechać.
– Rozumiem.
Jonas przyciągnął Avery do siebie i posadził ją
sobie na kolanach.
– Ale wrócę. Na pewno. Więc nie dawaj nadziei
z˙adnemu innemu męz˙czyźnie. Dzisiaj coś się za-
częło i raczej prędzej niz˙ później zamierzam do-
prowadzić sprawę do końca. – Pocałował ją, przeje-
chał dłonią po jej wspaniałych włosach.
I nagle wszystko stało się proste.
– Najlepiej zróbmy to zaraz – mruknęła.
Zaprowadziła Jonasa na górę, otworzyła drzwi
sypialni.
– Dobrze, z˙e przynajmniej łóz˙ko jest pościelane
– stwierdziła, zrzucając pantofle.
Jonas się roześmiał i wziął ją w ramiona.
– Uwielbiam kobiety, które znają hierarchię war-
tości – szepnął. – Kochanie, ty drz˙ysz...
– Ze strachu – przyznała. – Tak dawno tego nie
robiłam...
Pocałował ją, a potem wyciągnął się obok niej,
przytulił i otarł policzkiem o jej policzek.
– Przypomnisz sobie – zapewnił. – Z tym jest jak
z jazdą na rowerze. Ale jak nie chcesz...
– A ty byś chciał?
– Tez˙ pytanie!
Jonas ją przytulił. Zobaczyła jego powaz˙ne, pyta-
jące spojrzenie i od razu przestała się denerwować.
53
TOWARZYSKI SKANDAL
– Ja tez˙ chcę – wyszeptała. – Ale... mam bliznę.
Zsunął jej spodnie, przytulił usta do czerwonej
linii widniejącej nad trójkątem majteczek.
Kochali się bez pamięci, gorąco i z czułością,
jakiej Avery nigdy przedtem nie doświadczyła.
Kiedy potem lez˙ała wtulona w jego ramię, zdała
sobie sprawę, dlaczego to, co przez˙yła z Jonasem,
było zupełnie inne od wszystkich poprzednich
doświadczeń. Przedtem zawsze jakąś częścią sie-
bie obserwowała to, co się działo, z czymś w ro-
dzaju obojętnego zdziwienia, z˙e pozwala robić
ze sobą coś tak niesłychanie intymnego. Przy Jo-
nasie nie była zdolna do ani jednej świadomej
myśli.
– Widzisz, nie zapomniałaś – odezwał się póź-
niej.
– Nie zapomniałam. – Przeciągnęła się rozkosz-
nie. – Tylko z˙e to w niczym nie przypomina jazdy na
rowerze.
– Czy to ma być komplement?
– Jak chcesz poznać ocenę w skali od jednego do
dziesięciu, to będzie co najmniej jedenaście – zape-
wniła Avery.
– Kaz˙dy lubi, kiedy go doceniają – mruknął
Jonas i pocałował ją w usta. – Co zwykle robisz
w weekendy?
– W soboty siedzę w pracowni, a w niedziele
przewaz˙nie sprzątam – odparła, zaskoczona tą nagłą
zmianą tematu. Spojrzała przez ramię na niedo-
mknięte szuflady, z których wystawały części
54
CATHERINE GEORGE
ubrań, na nieład na toaletce. – Sam widzisz, jak to
wygląda. A czemu pytasz?
– Czy tylko z tego powodu zawahałaś się tam, na
dole?
– Nie tylko – przyznała. – Blizna tez˙ miała
w tym swój udział. Bałam się, z˙e cię zniechęci.
– Wkrótce się przekonasz, jak bardzo się myliłaś
– powiedział takim tonem, z˙e dreszcz rozkoszy
przeszedł jej po plecach. – Chciałbym się z tobą
znowu zobaczyć. Najlepiej jak najszybciej. Czy
kolez˙anka zastąpiłaby cię w sklepie, gdybyś chciała
zrobić sobie wolną sobotę?
– Pewnie tak.
– Postaram się wygospodarować wolny week-
end. Czy tobie to odpowiada?
– Tak, ale...
– Ale wolałabyś nie spotykać się ze mną na
własnym terenie? – domyślił się Jonas.
– To małe miasto, a ty jesteś właścicielem wyna-
jmowanej przeze mnie pracowni, a na dodatek zapro-
ponowałeś mi korzystniejsze warunki – tłumaczyła
Avery. – Nie mogę sobie pozwolić na to, z˙eby plotki
zaszkodziły firmie, w którą włoz˙yłam tyle pracy.
– A czemu ludzie mieliby plotkować?
– Plotki to sens z˙ycia małych miasteczek.
– Więc wyjedź ze mną na wieś. W zeszłym roku
kupiłem dom w Herfordshire, ale ostatnio bardzo
rzadko tam bywam. – Jonas mocniej ją przytulił.
– Moglibyśmy się tam spotkać, powiedzmy: za dwa
tygodnie.
55
TOWARZYSKI SKANDAL
– Bardzo chętnie – tym razem bez wahania
przystała na propozycję.
– Ale to będzie dopiero za dwa tygodnie. – Po-
głaskał ją po policzku. – Na razie cieszmy się
chwilą.
56
CATHERINE GEORGE
ROZDZIAŁ PIĄTY
Wygramoliła się z łóz˙ka po kilku godzinach zbyt
krótkiego snu. Długo stała pod prysznicem, z˙eby się
rozbudzić.
– Wyglądasz na zmęczoną, szefowo – zauwaz˙y-
ła Frances, która jak zwykle pierwsza stawiła się
w pracy. – I jak poszło? Czy nasz nowy właściciel
zasmakował w twojej domowej kuchni?
– Na pewno. – Avery zarumieniła się pod spoj-
rzeniem przenikliwych oczu przyjaciółki.
– A więc wieczór zakończył się sukcesem?
– Tak. – Avery nie była skłonna do zwierzeń.
– Spotkacie się jeszcze?
– Za dwa tygodnie. Pod warunkiem, z˙e w sobotę
zastąpisz mnie w pracowni.
– Oczywiście, z˙e cię zastąpię. Przyjedzie tutaj?
– Nie. Ja pojadę do jego wiejskiego domu.
– Naprawdę? Gdzie to jest?
– Gdzieś w Herfordshire, ale dokładnie nie
wiem.
Przybycie reszty zespołu połoz˙yło kres rozmo-
wom. Jak co dzień, zaczął dzwonić telefon i firma
Avery Alternations rozpoczęła zwykły dzień pracy.
Część pracowitego dnia Avery spędziła w samo-
chodzie, w drodze na kolejne przymiarki, a wracając
do domu, wpadła na chwilę na Stow Street, z˙eby się
spotkać z przedsiębiorcą budowlanym, z którego
usług juz˙ przedtem korzystała. Wróciła na Gresham
Road przekonana, z˙e z pomocą Mercomu z Jonasem
na czele Avery Alternations wkrótce powróci do
centrum miasta.
Promieniała, pokazując pracownicom plany po-
większonej pracowni.
– Będziemy miały przymierzalnię z prawdziwe-
go zdarzenia i pokoik, w którym będę mogła doko-
nywać napraw bez konieczności woz˙enia ich do
domu.
– Super – ucieszyła się Helen. – Jak długo po-
trwa remont?
– Frank Cowley twierdzi, z˙e niedługo. Nazwa
,,Mercom’’ czyni istne cuda.
– Bardzo się cieszę z tego kina – emocjonowała
się Louise. – Nie będzie trzeba wozić dzieci na drugi
koniec świata, z˙eby sobie obejrzały nowy film Dis-
neya.
– À propos maluchów. – Avery znacząco po-
stukała w tarczę zegarka. – Zmykajcie do domu.
– Dobrze mieć takiego Jonasa – powiedziała
Frances, gdy Helen i Louise poszły do domu.
– Tez˙ tak uwaz˙am, ale wolałabym, z˙eby się nie
rozniosło, z˙e spotykam się z nim prywatnie.
– Nikomu nie pisnę słowa – obiecała Frances.
– Nawet Philipowi.
– Dziękuję – Avery się uśmiechnęła. – Mówiłam
Jonasowi, z˙e miejscowy telegrafbez drutu powie-
58
CATHERINE GEORGE
działby, z˙e dostałam większy metraz˙, bo przespa-
łam się z nowym właścicielem. Niektórzy są prze-
konani, z˙e Morell wynajął mi ten lokal tylko dlate-
go, z˙e sypiałam z jego synem.
– Nie jest tak źle – pocieszyła ją Frances. – Mog-
li powiedzieć, z˙e załatwiłaś sobie dzierz˙awę, bo
spałaś ze starym Morellem.
Gdy i Frances wyszła do domu, Avery zrobiła
sobie kawę i poszła do gabinetu popracować nad
rachunkami. Poniewaz˙ jednak nie miała dość ener-
gii, by zająć się jakąkolwiek pracą, skuliła się na
sofie i czekała na telefon Jonasa.
Kiedy wreszcie telefon zadzwonił, kiedy usły-
szała w słuchawce głęboki głos Jonasa, serce pod-
skoczyło jej w piersi.
– Jak się masz, Avery?
– W porządku. A ty?
– Jestem wykończony. Autostrada była komple-
tnie zakorkowana. – Zaśmiał się. – Oczywiście
zauwaz˙ono moje zmęczenie. Zasugerowano mi na-
wet, z˙ebym w przyszłości wysyłał pracowników do
tego rodzaju spraw.
– Ciekawe, jak zareagowałeś.
– Wyprostowałem się, bo to zawsze dobrze dzia-
ła, i poinformowałem doradcę oraz wszystkich obec-
nych, z˙e jeśli chcę osobiście doglądać jakiegoś
przedsięwzięcia, to nikt mi w tym nie przeszkodzi.
No, ale mów, co u ciebie. Spotkałaś się z tym
facetem od remontu?
– Owszem. Nazwa ,,Mercom’’ podziałała. Naj-
59
TOWARZYSKI SKANDAL
wyraźniej ma nadzieję na przyszłą współpracę
z twoją firmą.
– Niewykluczone, jeśli spełni wymogi. Powiedz
mu, z˙eby jak najszybciej przysłał mi kosztorys.
– Kosztorys jest juz˙ w drodze.
– Grunt to rodzinka! – Jonas się roześmiał.
– A co robisz w tej chwili?
– Zamierzam wcześniej połoz˙yć się spać. Ty
powinieneś zrobić to samo, bo inaczej jutro zrazisz
sobie wszystkich pracowników.
– Nie w głowie mi teraz pracownicy – jego głos
stał się czuły, a serce Avery przyspieszyło biegu.
– Wczorajsza noc była dla mnie fascynującym do-
świadczeniem. Czas, który nas dzieli od spotkania,
wydaje mi się teraz wiecznością. Co nie znaczy, z˙e
jak tylko przekroczysz próg mego domu, zaraz
zaciągnę cię do łóz˙ka – zapewnił.
– Najpierw kaz˙esz mi zrobić obiad – zaz˙artowa-
ła Avery. – Niestety, nie przekroczę progu twojego
domu, dopóki mi nie powiesz, gdzie mam go szukać.
Wysłuchała instrukcji Jonasa i bardzo się zdziwi-
ła, bo okazało się, z˙e jego letni dom znajduje się
zaledwie o godzinę drogi od jej mieszkania.
– Dlaczego wybrałeś to miejsce? – spytała.
– Dom znaleźli mi przyjaciele, którzy mieszkają
w tej okolicy. Na pewno ci się spodoba.
Pewnie tak, pomyślała Avery. Ale gdybym miała
choć odrobinę rozumu, trzymałabym się z daleka od
Jonasa Mercera i jego wiejskiego domu, zanim
beznadziejnie zakocham się w nich obu.
60
CATHERINE GEORGE
Nazajutrz Avery pracowała samotnie w swoim
pokoju, kiedy wpadła Frances, by powiedzieć, z˙e na
dole czeka na nią pani Morell.
– Czego ona moz˙e chcieć? – zdziwiła się Avery.
– Nie powiedziała. Kazałam jej zaczekać w sa-
lonie. Wprawdzie strasznie tam zimno, ale pewnie
nie chciałabyś jej wpuszczać do gabinetu.
– Jasne, z˙e nie. Powiedz, z˙e juz˙ schodzę.
Poprawiła włosy, włoz˙yła buty na wysokim ob-
casie i ruszyła na spotkanie.
Kiedy weszła do zimnego jak lodownia salonu,
przysadzista, kosztownie ubrana kobieta popatrzyła
na nią z obawą.
– Dzień dobry – powitała ją Avery grzecznie acz
lodowato. – Czym mogę słuz˙yć?
– Dzień dobry – powiedziała sztywno pani Mo-
rell. – Wiem, z˙e nalez˙ało najpierw zadzwonić, ale
bałam się, z˙e jeśli to zrobię, to pani nie zechce się ze
mną spotkać.
– Proszę spocząć. – Avery wskazała gościowi
jedno z eleganckich krzeseł.
– Dziękuję. Nie zabiorę pani wiele czasu. Przy-
szłam w sprawie Daniela.
– Daniela? – zdziwiła się Avery. – A cóz˙ pani
syn moz˙e mieć wspólnego ze mną?
– Pani sama najlepiej wie – odparła pani Morell.
– Jest w strasznym stanie. Bałam się, z˙e zachorował,
ale w końcu mi powiedział, z˙e widziała go pani,
kiedy uciekał z miejsca poz˙aru na Stow Street.
Avery milczała.
61
TOWARZYSKI SKANDAL
– Prócz niego byli tam takz˙e inni chłopcy, ale
tylko on zostanie ukarany. To niesprawiedliwe – ję-
knęła. – Muszę wiedzieć, czy zamierza pani zawia-
domić policję.
– A jeśli tak?
– Ile mam zapłacić, z˙eby zmieniła pani zdanie?
– Daphne Morell wyjęła ksiąz˙eczkę czekową. – Pro-
szę ustalić cenę.
– A więc przyszła pani mnie kupić. Czy mąz˙
pani wie o tym? A moz˙e to jego pomysł? Zapewne
uznał, z˙e pani lepiej potrafi zagrać na moim współ-
czuciu?
– Mąz˙ o niczym nie wie i nie moz˙e się dowie-
dzieć! – Pani Morell zaczerwieniła się z zaz˙enowa-
nia. – Proszę panią! Błagam! Daniel to dobry chło-
piec. Nie mogę nawet myśleć o tym, z˙e miałby
stanąć przed sądem. Zrozumiałaby mnie pani, gdy-
by była pani matką.
Avery zacisnęła usta. Chwilę patrzyła w mil-
czeniu na swego gościa, po czym odwróciła się na
pięcie i podeszła do drzwi.
– Proszę schować czeki, pani Morell. Jestem
bardzo zajęta, więc muszę panią teraz poz˙egnać.
– A więc złoz˙y pani meldunek – jęknęła udrę-
czona kobieta. – Dlatego, z˙e nie pochwalałam pani
związku z Paulem?
– Nie. – Spojrzenie Avery stało się jeszcze bar-
dziej lodowate. – Proszę wrócić pamięcią do cza-
sów, kiedy ja miałam tyle lat co Daniel i przynosi-
łam pani stroje, które moja matka starannie kopio-
62
CATHERINE GEORGE
wała z ,,Vogue’’. Wówczas nie była pani taka chętna
do wystawiania czeków. Za kaz˙dym razem kazała
nam pani czekać po kilka tygodni.
– Mści się pani?
– Absolutnie nie. Uwaz˙am, z˙e dzieci nie powin-
ny cierpieć za grzechy rodziców.
– Bogu dzięki! – Kolory powróciły na pobladłe
policzki pani Morell. – Jestem taka wdzięczna. Nie
potrafię wyrazić...
– Nie tak prędko – przerwała jej Avery. – Muszę
porozmawiać z Danielem. Proszę mu powiedzieć,
z˙eby do mnie przyszedł.
– Nie rozumiem, czemu to ma słuz˙yć! – obru-
szyła się pani Morell, ale dostrzegłszy spojrzenie
Avery, pospiesznie skapitulowała. – No, dobrze.
– Niech przyjdzie tu dziś o szóstej. Sam.
Daphne Morell popatrzyła na Avery z niedowie-
rzaniem.
– Pani matka była taka drobna i delikatna – po-
wiedziała. – Pani ani trochę jej nie przypomina.
– Jestem podobna do ojca. Słuz˙ył w policji – od-
parła z dumą Avery. – Moje podobieństwo do niego
było jedyną pociechą w smutnym z˙yciu mamy.
A teraz z˙egnam panią, pani Morell.
Daniel Morell był przystojnym ciemnowłosym
młodzieńcem tak podobnym do starszego brata, z˙e
w pierwszej chwili Avery poczuła do niego niechęć.
– Cześć, jestem Dan Morell. Mama mówiła, z˙e
63
TOWARZYSKI SKANDAL
chce się pani ze mną zobaczyć. – Strzelił palcami,
ale zaraz się zaczerwienił i schował dłoń za siebie.
Denerwuje się, pomyślała Avery. Doskonale.
– Wejdź, proszę – powiedziała.
Zamierzała zaprowadzić go do salonu, ale był tak
przeraz˙ony, z˙e wprowadziła go do mniej odstrasza-
jącego gabinetu. Poprosiła, by usiadł, więc Dan
przycupnął na skraju kanapy. Avery stała wypros-
towana przy kominku, wykorzystując swój wzrost
do zastraszenia chłopca, zgodnie z naukami Jonasa.
– Czy to ty rzuciłeś rakietę na Stow Street?
– spytała.
– To był wypadek – zaprotestował. – Nikt nicze-
go nie rzucał. Mieliśmy odpalić sztuczne ognie na
imprezie u kolegi, ale jego tata nie zgodził się, z˙eby
to zrobić w ogrodzie, więc całą paczką poszliśmy...
– Więc zamiast w ogrodzie kolegi odpaliliście je
za sklepami?
– Stanęliśmy najdalej, jak to moz˙liwe – opowia-
dał przejęty Daniel. – Naprawdę bardzo uwaz˙aliśmy,
przysięgam. Widocznie ta rakieta miała jakiś defekt.
– Więc uciekliście?
– Bardzo się tego wstydzę. – Daniel poczer-
wieniał, zerwał się na równe nogi. – Ale zanim
uciekłem, zadzwoniłem z komórki po straz˙ poz˙arną.
– Pewnie byś chciał, z˙eby ten fakt przemówił na
twoją korzyść – stwierdziła Avery, przyglądając się
chłopcu z namysłem. – Nie pójdę na policję, ponie-
waz˙ nie lubię, kiedy robi się z kogoś kozła ofiar-
nego. Wszyscy powinniście ponieść karę.
64
CATHERINE GEORGE
– Koledzy chcieli – pospieszył z wyjaśnieniem
Dan – ale tylko ja byłem taki głupi, z˙eby się potknąć
akurat pod latarnią. W dodatku pani mnie poznała,
więc muszę wziąć winę na siebie.
– Postawa godna pochwały. Ilu was tam było?
– Oprócz mnie jeszcze trzech – odparł Dan nie-
chętnie.
– Rozumiem – Avery popatrzyła na chłopca,
który nerwowo bawił się brzegiem kurtki. – A więc,
mój d’Artagnanie, skoro postanowiłeś puścić wolno
pozostałych trzech muszkieterów, muszę to uszano-
wać. Wrócisz tu jutro o szóstej. Wtedy się dowiesz,
co postanowiłam.
Kiedy wieczorem zadzwonił Jonas, Avery opo-
wiedziała mu o spotkaniu z Danielem i jego matką.
– Kazałam mu przyjść jutro na ogłoszenie wyro-
ku – zakończyła opowieść. – Nie zawiadomię poli-
cji, ale uwaz˙am, z˙e jakąś karę powinien ponieść.
Mógłby popracować w moim ogrodzie.
Rozmawiali jeszcze kilka minut, az˙ Jonas powie-
dział, z˙e musi kończyć, bo ma rozmowę na drugiej
linii.
– Jutro wieczorem mam piekielnie nudną słuz˙-
bową kolację, ale jak wrócę do domu, to do ciebie
zadzwonię – obiecał.
– Nie musisz.
– Dobrze wiesz, z˙e muszę. Dobranoc, kochanie.
– Dobranoc – powiedziała cicho. Odłoz˙yła słu-
chawkę, a potem odetchnęła głęboko.
Była zła na siebie. Przeciez˙ nie pierwszy raz
65
TOWARZYSKI SKANDAL
powiedziano do niej ,,kochanie’’, ale nigdy tak, jak
zrobił to Jonas Mercer. Od tego głosu dosłownie
ugięły się pod nią kolana.
Nazajutrz Avery opowiedziała Jonasowi, jak Da-
niel przyjął wiadomość, z˙e musi zrekompensować
straty, jakie poniosła jej firma w wyniku poz˙aru.
– Z początku był uszczęśliwiony, z˙e nie zamie-
rzam złoz˙yć doniesienia. Ale potem zrobił się zielo-
ny na myśl o tym, z˙e będzie musiał prosić ojca
o pieniądze na zadośćuczynienie.
– Z
˙
ałuję, z˙e nie mogłem być muchą na suficie.
– Jonas się roześmiał.
– Kamień spadł mu z serca, gdy zrozumiał, z˙e
nie chodzi o pieniądze, tylko o pracę. Ma przyjść
w niedzielę rano.
– Tylko nie wpuszczaj go do domu!
– Czemu?
– Chłopcy w tym wieku mają rozbuchane hor-
mony.
– Jestem stanowczo za stara dla Dana.
– W tym wieku trudno się oprzeć czarowi sek-
sownej starszej pani – zapewnił ją Jonas.
– Czyz˙byś miał w tej kwestii własne doświad-
czenia? – zapytała słodziutko.
– Oczywiście. Byłem bez wzajemności zako-
chany w z˙onie dyrektora szkoły.
– Zanim zakradłeś się do sypialni dziewcząt czy
potem?
– Równocześnie. Miałem wtedy tyle hormonów,
z˙e starczyłoby na całą z˙eńską szkołę. Na wszelki
66
CATHERINE GEORGE
wypadek związ˙ włosy w kok. Jutro znów do ciebie
zadzwonię. Śpij dobrze, moje kochanie.
Sobotni wieczór spędziła samotnie przed telewi-
zorem, a w niedzielę wstała wcześnie, z˙eby się
przygotować na powitanie niewolnika. Daniel zja-
wił się punktualnie, ubrany jak na pieszą wędrówkę.
– Dzień dobry, panno Crawford – powitał ją
uśmiechem. – Nie przyniosłem z˙adnych narzędzi,
bo mama nie chce, z˙eby tata się dowiedział, gdzie
naprawdę poszedłem.
– Nie szkodzi, mam wszystko, co potrzeba.
– Avery wzięła klucz i zaprowadziła Daniela do
ogrodowej szopy. – Pracujesz czasami w ogrodzie
rodziców, czy mam cię wszystkiego nauczyć?
– Czasami pomagam tacie, więc trochę się na
tym znam – znowu się uśmiechnął.
– W porządku – ucieszyła się Avery. – Trzeba
przyciąć krzewy wawrzynu, a jak zostanie trochę
czasu, zrobisz porządek na rabatce kwiatowej.
O dziesiątej przerwa na kawę, o wpół do pierwszej
koniec pracy.
Avery wzięła robotę do sypialni i stamtąd po-
patrywała, jak Daniel z zapałem zajmuje się jej
ogrodem.
67
TOWARZYSKI SKANDAL
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Dzień był piękny, słoneczny.
Avery dotarła do wioski, która była ostatnim
punktem orientacyjnym na trasie. Domy jak z ob-
razka, z białymi ścianami poprzecinanymi czarnymi
belkami, kilka pubów na głównej ulicy i górujący
nad wioską stary kościół. W kaz˙dym innym przypad-
ku zatrzymałaby się na zwiedzanie, ale tym razem
nawet przyspieszyła.
Jonas powiedział, z˙e jego dom stoi nad jeziorem
na terenie posiadłości Eardismont. Skręciła w wiej-
ską drogę i juz˙ po chwili dostrzegła połyskującą
w oddali taflę jeziora. Była na miejscu. Im bardziej
się zbliz˙ała, tym bardziej rosło jej zdziwienie. Stoją-
cy nad jeziorem budynek nie był z˙adnym domem,
tylko starą stodołą. Z pewnością było to miejsce,
o którym Jonas tyle jej opowiadał, bo czekał tam na
nią z rozwianymi włosami i radosnym uśmiechem
na twarzy.
Ledwo wyłączyła silnik, wyciągnął ją z samo-
chodu i pocałował.
– Spóźniłaś się – powiedział.
– Chciałam, z˙ebyś na mnie czekał – przyznała
i tym razem ona pocałowała jego.
– Postawiłaś na swoim – oświadczył. – Wnio-
sę twoje rzeczy do domu, a potem coś przekąsi-
my.
– Wolę najpierw obejrzeć tę twoją samotnię.
Prawie całą przestrzeń zajmował jeden duz˙y po-
kój dzienny. Umeblowano go z całkowitym brakiem
szacunku dla oryginalnego przeznaczenia budynku.
Na wysokich oknach wisiały zasłony z szarego lnu,
który przykrywał takz˙e dwie sofy na tyle duz˙e, by
mógł się na nich wylegiwać człowiek wzrostu Jona-
sa. Między sofami stał marmurowy postument
z kwadratowym szklanym blatem zwieńczonym
posąz˙kiem gryfa, mitycznego skrzydlatego lwa.
– Grecki – powiedział Jonas, podąz˙ając za jej
spojrzeniem. – I to tez˙ – dodał, wskazując stolik
z lez˙ącym na nim hełmem z brązu, który mógłby
nalez˙eć do Agamemnona.
Zamiast stylowego kominka, jaki sobie Avery
wyobraz˙ała, na jednej ze ścian była kwadratowa
wnęka, w której ułoz˙ono elektryczne kłody z peł-
gającymi po nich sztucznymi płomieniami. Po obu
stronach tego ,,kominka’’ znajdowały się nisze za-
budowane białymi szafkami, a zamiast gzymsu nad
kominkiem umocowano kamienny relief, przedsta-
wiający konnicę staroz˙ytnych Greków.
– Sam to urządziłeś, czy zatrudniłeś dekoratora?
– chciała wiedzieć.
– Sam własnymi rękami – zapewnił Jonas i po-
prowadził ją na górę spiralnymi schodami.
Sufit sypialni zdobiły drewniane krokwie, ale
poza tym urządzona była na wskroś nowocześnie.
69
TOWARZYSKI SKANDAL
Ogromne łóz˙ko, dwie nocne szafki, na nich lampy,
a na ścianie wielki telewizor.
– Za tymi drzwiami jest garderoba i łazienka, ale
mam tylko jedno łóz˙ko. Jeśli nie chcesz spać ze
mną, mogę się przespać na sofie.
– Chrapiesz?
– Nie mam pojęcia. A ty?
– Nie wiem.
Chwilę patrzyli na siebie, ale zaraz tulili się do
siebie, całowali i rozbierali w pośpiechu.
– Skłamałem – przyznał się potem Jonas.
– W jakiej sprawie? – spytała sennie Avery.
– Obiecałem, z˙e nie wciągnę cię do łóz˙ka, jak
tylko znajdziesz się w moich progach.
– Czy ja się skarz˙ę? – Uniosła się na łokciu,
odgarnęła włosy. – Wiesz, coś sobie przypomnia-
łam. Wspomniałeś o jedzeniu, a ja nigdzie nie
widziałam kuchni.
– Kuchnia jest pod schodami – wyjaśnił. – Po-
trzebowałem miejsca na swoje zbiory. Dla siebie
zresztą tez˙.
Kuchnia przypominała kambuz. Była mała, ale
funkcjonalna, a przy szklanych drzwiach prowadzą-
cych na taras ustawiono niewielki stół z dwoma
krzesłami.
Jonas postawił na stole koszyk z pieczywem
i deskę z serami, nalał do talerzy gorącą zupę
z termosu, w końcu usiadł i uśmiechnął się, widząc,
jak Avery chwyta kawałek chleba.
70
CATHERINE GEORGE
– Zgłodniałam – tłumaczyła się ze śmiechem.
– Spodziewałam się, z˙e po przyjeździe dostanę
chociaz˙ kubek kawy.
– Miałem taki zamiar, ale rozum mi odjęło,
kiedy cię zobaczyłem. – Uśmiechnął się do niej
promiennie. – Dobrze cię mieć przy sobie, Avery
Crawford.
Podczas spaceru wokół jeziora opowiedzieli so-
bie wszystko, o czym nie było czasu porozmawiać
przez telefon. W pewnej chwili Jonas pokazał wid-
niejący w oddali duz˙y dom.
– Tam mieszka właściciel Eardismont – powie-
dział. – Sprzedał mi stodołę, pozwolił urządzić
wnętrze po mojemu, ale postawił warunek: ma
prawo pierwokupu, gdybym kiedyś chciał się jej
pozbyć.
– A w ogóle jest taka moz˙liwość?
– Teraz na pewno nie, ale kiedyś będę musiał się
z nim rozstać. Nie ma tutaj miejsca dla dzieci.
– Masz dzieci? – zdumiała się Avery.
– Jeszcze nie – Jonas roześmiał – ale kiedyś
w końcu załoz˙ę rodzinę.
– Mam ochotę na herbatę – powiedziała Avery,
więc wrócili do domu. Jonas posadził ją przed
kominkiem, a sam poszedł do kuchni zaparzyć
herbatę.
– Na kolację mamy wałówkę od mojej mamy
– powiedział potem, siadając tuz˙ obok Avery.
– Powiedziałeś mamie, z˙e mnie tu zaprosiłeś?
– Owszem – przyznał się. – Ale nie było z˙adnych
71
TOWARZYSKI SKANDAL
komentarzy, moz˙e prócz zwykłych w takich razach
napomknień o wnukach. Mama nigdy nie wypytuje
mnie o kobiety.
– Duz˙o ich było? – Avery nie umiała powstrzy-
mać tego pytania.
– To zalez˙y od tego, co kto uwaz˙a za ,,duz˙o’’.
– Wzruszył ramionami. – Poza tym niewaz˙ne ile, bo
ani razu nie zaangaz˙owałem się uczuciowo. A ty?
– Do pewnego stopnia – przyznała niechętnie.
– Morell?
Skinęła głową.
– Przed nim był jeszcze niejaki Richard Man-
ners, ale to nie trwało długo.
– Opowiedz mi o tym Richardzie – poprosił,
obejmując ją ramieniem.
– Naprawdę muszę?
– Nie musisz. Ale skoro zasłuz˙ył na twoje uczu-
cie, to chciałbym się czegoś o nim dowiedzieć.
Nim zaczęła opowiadać, wypiła kilka łyków her-
baty.
– Poznałam go wkrótce po podjęciu pracy w Ci-
ty – zaczęła. – Był znacznie starszy ode mnie,
bardzo przystojny, inteligentny i zabawny. Zapew-
niał, z˙e mnie uwielbia, a poniewaz˙ byłam młoda
i naiwna, uwierzyłam i zakochałam się w nim na
zabój. Przez cały miesiąc było mi jak w niebie,
a potem wróciła z˙ona, o której jakoś zapomniał mi
powiedzieć. Była u rodziców w Nowej Zelandii. No
i tak to się skończyło.
Jonas pocałował ją w rękę.
72
CATHERINE GEORGE
– A potem zakochałaś się w Morellu?
– To było duz˙o później. Po doświadczeniu z Ri-
chardem unikałam spotkań tylko we dwoje. Znacz-
nie lepiej się czułam w większej grupie i często
spotykałam się z przyjaciółmi, ale gdy związałam
się z Paulem, to się skończyło. Twierdził, z˙e nie
chce się mną z nikim dzielić.
– Dlatego z nim zerwałaś?
– Rozstaliśmy się, kiedy zrezygnowałam z pracy
i wróciłam do domu, z˙eby zaopiekować się mamą.
– Mimo z˙e byłaś w nim zakochana? – zdziwił się
Jonas.
– Do tego czasu moje uczucia uległy zmianie
– odparła, spuszczając wzrok.
– Czy to Morell sprawił, z˙e postanowiłaś nie
wpuszczać za próg z˙adnego męz˙czyzny?
– Nie tylko. W ciągu pierwszego roku byłam
zbyt zajęta, z˙eby choć pomyśleć o męz˙czyźnie, a po
śmierci mamy pracowałam jak wół, z˙eby postawić
na nogi jej ukochaną firmę. To był mój sposób na
z˙ałobę. Nie interesowałam się męz˙czyznami, więc
miejscowi kawalerowie przestali się interesować
mną.
– A więc miałem wielkie szczęście, z˙e zgodziłaś
się przyjąć moje zaproszenie tamtego wieczoru,
kiedy się poznaliśmy – stwierdził Jonas. – Dlaczego
się zgodziłaś?
– Polubiłam cię, dlatego odrobinę nagięłam za-
sady – odparła.
Na mocy milczącego porozumienia nie rozma-
73
TOWARZYSKI SKANDAL
wiali juz˙ więcej o przeszłości. Zjedli kolację przed
telewizorem, a potem przenieśli się do sypialni.
– Poleniuchujmy sobie za wszystkie czasy – za-
proponował Jonas, układając ją obok siebie na
łóz˙ku.
– Co robisz, kiedy przyjez˙dz˙asz tu sam? – spyta-
ła Avery.
– Nic poza tym, co konieczne. Niestety, rzadko
udaje mi się wyrwać. I nigdy dotąd nie miałem
towarzystwa. Nie licząc inspekcji rodziców i wizyt
właściciela posiadłości.
Avery ucieszyła się, z˙e nigdy z˙adna kobieta nie
lez˙ała w tym łóz˙ku z Jonasem. Zazdrość była cał-
kiem nowym uczuciem w jej z˙yciu.
Zbudzili się o świcie, ale minęło sporo czasu, nim
zeszli na dół. Jonas pojechał do wsi po gazety,
a Avery przygotowała śniadanie. Oboje rzucili się na
jedzenie, jakby od tygodnia nie mieli nic w ustach.
– Chyba to wiejskie powietrze tak na mnie dzia-
ła – stwierdziła Avery.
Pogoda była paskudna, ale doskonale nadawała
się na leniuchowanie przed kominkiem. Siedzieli
blisko siebie na sofie i czytali kaz˙de inną część
gazety.
– Patrz, jaki fajny brzdąc – powiedział w pewnej
chwili Jonas, pokazując zdjęcie sławnej modelki
z fotogenicznym dzidziusiem.
– Mamusia tez˙ niezła – mruknęła Avery, ode-
rwana od przeglądu nowości wydawniczych.
74
CATHERINE GEORGE
– Nie przepadasz za dziećmi? – domyślił się
Jonas.
– Chyba nie mam instynktu macierzyńskiego.
– Nie chcesz mieć dzieci?
– Zadajesz mnóstwo pytań.
Zamiast odpowiedzi, pocałował ją w czubek nosa
i wrócił do lektury.
Przez resztę dnia nie robili nic, prócz przygoto-
wania posiłku z resztek i rozwiązywania krzyz˙ówki.
To ostatnie tak zmęczyło Jonasa, z˙e zaciągnął Ave-
ry do łóz˙ka, a ona oddała się z ochotą temu, co Jonas
Mercer określił mianem popołudniowej drzemki.
Avery nigdy nie lubiła poniedziałków, a po idyl-
licznym weekendzie z Jonasem najchętniej otuliła-
by się kołdrą i przespała calutki dzień.
Niestety, rozpoczął się czas rautów i balów, z czym
wiązało się zapotrzebowanie na nowe stroje lub
przynajmniej przeróbki czy naprawy zeszłorocz-
nych. To był złoty okres dla Avery Alternations,
a nawał pracy pozwalał zapomnieć, z˙e od spotkania
z Jonasem dzielą ją trzy tygodnie.
W najbliz˙szą sobotę Jonas musiał się zjawić na
przyjęciu w oficjalnej roli zastępcy prezesa Mer-
comu, a w kolejną – Avery miała uczestniczyć
w balu dobroczynnym na rzecz oddziału pediatrycz-
nego miejscowego szpitala.
Powrót w spokojne koleiny, jakimi toczyło się jej
z˙ycie przed pojawieniem się Jonasa okazał się nie-
zwykle trudny. Uczestniczyła w spotkaniach Cechu
75
TOWARZYSKI SKANDAL
Kupców, chodziła na koncerty i na przedstawienia
miejscowego teatru, ale prawdziwą atrakcją były
wyłącznie wieczorne rozmowy telefoniczne z Jona-
sem. Jedyną osobą, która o tym wiedziała, była
Frances.
– Czy zdajesz sobie sprawę, z˙e kaz˙dy, kto na
ciebie patrzy, widzi bijący od ciebie blask – powie-
działa jej Frances któregoś dnia, kiedy sprzątały po
pracy. – Wmówiłam dziewczynom, z˙e bierzesz wi-
taminy.
– Domyśliłam się! – Avery wybuchnęła śmie-
chem. – Louise mnie pytała, co to za preparat i gdzie
go moz˙na kupić. Na szczęście w supermarkecie
mają w tym tygodniu w ofercie nowy preparat
multiwitaminowy.
– Czy naprawdę stałoby się coś strasznego, gdy-
by ludzie się dowiedzieli, z˙e spotykasz się z Jona-
sem? – dopytywała się Frances. – Przeciez˙ wcześ-
niej tez˙ bywałaś związana z męz˙czyznami.
– Tamte sprawy działy się w anonimowym Lon-
dynie, a nie tu, gdzie wszyscy mnie znają.
Gdy poprzednie romanse sprawiały jej zawód,
rozpacz była jej prywatną sprawą, poniewaz˙ kole-
dzy z pracy nic o nich nie wiedzieli. Tym razem
wszystko było inaczej. Gdyby się dowiedziano, z˙e
Avery spotyka się z kimś tak wysoko postawionym
jak Jonas Mercer, miasto rozhuczałoby się od plo-
tek, nie mówiąc o tym, co by się działo, kiedy ten
związek się rozpadnie. O tym, z˙e wcześniej czy
później się rozpadnie, Avery była przekonana.
76
CATHERINE GEORGE
Doroczny bal fundacji wspomagającej oddział
pediatryczny miejskiego szpitala był waz˙nym wy-
darzeniem towarzyskim. Odbywał się w siedzibie
cechu, rozpoczynał kolacją, a kończył tańcami. Jako
skarbnik fundacji Avery zaprosiła na bal Frances,
Louise i Helen wraz z ich męz˙czyznami.
Z okazji balu wszystkie cztery pracowały po
godzinach nad kreacjami, które miały potwierdzić
klasę Avery Alternations.
– Nie ma to jak autoreklama – stwierdziła Fran-
ces, przeglądając się w lustrze w szatni.
– Szefowa i tak nas przyćmiła – westchnęła
Louise. – Jak się ma taką figurę, nawet w worku
wygląda się elegancko. Szkoda tylko, z˙e nie rozpuś-
ciłaś włosów.
– Do tej sukni to byłaby przesada – zaprotes-
towała Avery.
– Uwielbiam ten odcień czerwieni – powiedzia-
ła Helen, spoglądając zazdrośnie na jedwabną suk-
nię bez rękawów, którą miała na sobie Avery.
– Niestety, muszę się zadowolić czernią, z˙eby za-
maskować nadwagę.
Okazało się, z˙e mimo róz˙nicy wieku Philip Les-
ter świetnie się dogaduje z Tomem i Andym. Avery
była zachwycona jego uwielbieniem dla Frances.
Gdyby nie namówiła przyjaciółki na tamto pierwsze
spotkanie z Philipem, nie byłoby tego wszystkiego.
I ona sama nie poznałaby Jonasa...
– Zobacz, kto przyszedł – szepnęła jej do ucha
Frances.
77
TOWARZYSKI SKANDAL
Avery się odwróciła. George i Daphne Morell
wraz z synami zajmowali miejsca przy stoliku dla
dygnitarzy.
– Pokaz rodzinnej solidarności – skomentowała
Avery. – Biedny Daniel. Widać, z˙e nie cierpi takich
imprez.
– Paul tez˙ – dodała Frances. – Zobacz, jaką ma
nieszczęśliwą minę.
– Powinienem o czymś wiedzieć? – zapytał Phi-
lip, napełniwszy kieliszki.
– Zjawił się były narzeczony Avery – wyjaśniła
Frances.
– Tylko jeden? – zaz˙artował Philip.
– Akurat! – prychnął Andy. – Wszystkie chłopa-
ki w szkole za nią szalały, ale była tak pochłonięta
nauką, z˙e nie zwracała na nas uwagi.
Jak tylko posprzątano ze stołów, orkiestra za-
grała do tańca. Niemal w tej samej chwili do Avery
podszedł młody męz˙czyzna.
– Czy mogę panią prosić do tańca? – spytał Dan
Morell.
– Oczywiście – odparła zaskoczona.
Daniel niepewnie prowadził ją po parkiecie, więc
z˙eby trochę go uspokoić, zaczęła wypytywać o plany
na przyszłość. Chłopiec od razu się uspokoił i zaczął
opowiadać o tym, jak to chce zostać prawnikiem,
z˙eby któregoś dnia zostać królewskim adwokatem.
– Wyobraz˙am sobie ciebie w todze i peruce.
– Avery się roześmiała. Kątem oka dostrzegła mor-
dercze spojrzenie Paula.
78
CATHERINE GEORGE
– Czeka mnie straszna harówa, zanim osiągnę
ten stopień – stwierdził Dan i pomylił krok. – Prze-
praszam – jęknął – zupełnie się do tego nie nadaję.
Na szczęście taniec się skończył. Daniel się ukło-
nił i chciał odprowadzić Avery z powrotem do
stolika, ale na to juz˙ się nie zgodziła.
– Rodzina była oburzona – poinformowała przy-
jaciółkę Frances.
– Przeciez˙ nie mogłam odmówić – obruszyła się
Avery. – Mam nadzieję, z˙e drugi raz mnie nie
poprosi.
Za to Paul ją zaprosił do tańca. Avery poruszała
się po parkiecie w ramionach męz˙czyzny, którego
kiedyś kochała, i nie mogła się nadziwić, z˙e jedyną
reakcją na jego bliskość jest poboz˙ne z˙yczenie, by
muzyka jak najszybciej przestała grać.
– W co ty sobie pogrywasz? – zapytał, świdrując
ją spojrzeniem. Był wściekły.
– Nie mógłbyś mówić jaśniej?
– Zostaw Daniela w spokoju. Czy to jasne?
– To on mnie poprosił do tańca – przypomniała
Avery, patrząc na Paula z góry.
– Kazałaś mu pracować w swoim ogrodzie – syk-
nął.
– Twoi rodzice woleli to niz˙ sprawę sądową.
– Avery się wyprostowała i Paul musiał wyz˙ej niz˙
kiedyś zadzierać głowę. Tego wieczoru miała na
nogach szpilki! – Twoja mamusia chciała mi nawet
zapłacić za milczenie.
– Mama chciała ci zapłacić? – zdziwił się.
79
TOWARZYSKI SKANDAL
– Mnie tez˙ to zaskoczyło. W przeszłości nigdy
się nie spieszyła z zapłatą za pracę, którą moja
mama dla niej wykonała.
– Na to nic nie poradzę – westchnął pokonany
Paul – ale jeśli dasz mi szansę, zrobię co w mojej
mocy, by zmazać swoje winy.
– Przykro mi, nic nie moz˙esz zrobić. Zupełnie
nic – powtórzyła.
Zostawiła go na parkiecie i śpiesznie wróciła do
swego towarzystwa.
– Następny kawałek zarezerwuj dla mnie – pora-
dził jej Tom. – Na wypadek gdyby George Morell
tez˙ chciał z tobą zatańczyć.
Avery wybuchnęła śmiechem.
– Co się stało? – spytała, bo na sali zapadła
głucha cisza.
Odwróciła się. Z niedowierzaniem patrzyła, jak
Henry Mason, przewodniczący Rady Miejskiej,
zmierza do ich stolika w towarzystwie Jonasa Mer-
cera.
– Witam wszystkich. Przedstawiam wam pana
Jonasa Mercera z Mercomu – powiedział Henry.
– Właśnie skończyliśmy spotkanie, podczas którego
pan Mercer wyraził chęć załoz˙enia dotacji na rzecz
twojej fundacji, Avery. Zaproponowałem, z˙eby zo-
stał na balu i osobiście wręczył czek skarbnikowi.
80
CATHERINE GEORGE
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Jonas Mercer tak doskonale dopasował się do
towarzystwa Avery, z˙e wyszli na parkiet dopiero
wtedy, kiedy dyrygent ogłosił ostatni taniec wie-
czoru.
Avery była absolutnie pewna, z˙e stanowią cen-
trum zainteresowania wszystkich zebranych, ale juz˙
jej to nie przeszkadzało. Ponad opiekuńczym ramie-
niem swego partnera dostrzegła wrogie spojrzenie
Paula Morella i... juz˙ więcej o nim nie myślała.
– Postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce
– szepnął jej do ucha Jonas. – Nie gniewasz się?
– A przejąłbyś się, gdybym się pogniewała?
– Zawsze bardzo się przejmuję – odrzekł, pat-
rząc na nią tak, z˙e Avery zmyliła krok. – Fantastycz-
nie wyglądasz. Chociaz˙ powinnaś rozpuścić włosy.
– Skromna sukienka wymaga skromnej fryzury.
– Z przodu, owszem, nawet zbyt skromna – mó-
wił Jonas tonem towarzyskiej pogawędki – ale
widok z tyłu zabójczy. Kiedy będziemy mogli stąd
wyjść?
– Nieprędko – odrzekła Avery, tłumiąc śmiech.
– Gdzie się zatrzymałeś?
– U ciebie. Niezalez˙nie od tego, czy masz po-
sprzątaną sypialnię, czy nie.
Goście zaczęli się rozchodzić i towarzystwo
Avery tez˙ wkrótce się poz˙egnało. Avery wróciła do
domu sama i całe dziesięć minut czekała niecierp-
liwie, nim dzwonek u drzwi wreszcie się odezwał.
Jonas wszedł do domu, przytulił ją i namiętnie
pocałował.
– Nie mogłem się doczekać – wyznał, gdy wresz-
cie się od niej oderwał.
– Ja tez˙.
Wziął ją na ręce, zaniósł do sypialni, połoz˙ył na
łóz˙ku, ukląkł i całował od nasady szyi do miejsca,
w którym kończył się dekolt sukni.
– Cały wieczór o tym marzyłem – mruknął zado-
wolony i odwrócił Avery na plecy. – Zresztą nie tylko
ja. W kaz˙dym razie Paul Morell na pewno. A wiesz,
jestem prawie pewien, z˙e juz˙ gdzieś go widziałem.
– Moz˙liwe. – Avery uwolniła uszy od kolczyków.
– Pewnie trzeba było cię uprzedzić, z˙e wieczo-
rem przyjadę, ale bardzo lubię robić ci niespodzian-
ki. – Usiadł na brzegu łóz˙ka, przesunął palcem po jej
policzku. – Potrzebuję cię jak powietrza, ale wystar-
czy, z˙e powiesz jedno słowo, a przez całą noc będę
cię tylko przytulał.
– Naprawdę mógłbyś to zrobić?
– Mógłbym spróbować – odparł, a oczy mu się
śmiały.
– Nie ma mowy – powiedziała z uczuciem.
– Cały tydzień o tym marzyłem – westchnął.
– Rozpuść włosy, kochanie.
– Masz obsesję na punkcie moich włosów – zbe-
82
CATHERINE GEORGE
ształa go Avery, ale potrząsnęła głową i loki roz-
sypały się po poduszce.
– Mam obsesję na punkcie kaz˙dego kawałeczka
ciebie – oznajmił, całując bliznę na jej brzuchu.
Następnego dnia podczas śniadania Avery oznaj-
miła Jonasowi, z˙e powzięła dwa waz˙ne postano-
wienia.
– Nie wiem dlaczego, ale juz˙ się boję. Czyz˙byś
chciała mi zapowiedzieć, z˙e to się nie moz˙e po-
wtórzyć?
– Niezupełnie – odparła z uśmiechem. – Wpraw-
dzie wolałabym mieć potajemnego kochanka, ale
jeśli wolisz, z˙eby ludzie dowiedzieli się o naszym
związku, to nie mam nic przeciwko temu.
– Tak się cieszę! – Jonas pocałował ją w rękę, po
czym wrócił do przerwanego śniadania. – A to
drugie odkrycie?
– Jeśli chcesz częściej sypiać w moim domu, to
muszę kupić większe łóz˙ko. Strasznie się rozpy-
chasz.
– Uwielbiam być blisko ciebie – westchnął ko-
micznie.
– Ja tez˙, ale nie lubię spadać z łóz˙ka.
– Nie będziemy ryzykować uszkodzenia ciała.
Zamów łóz˙ko, a ja zapłacę.
– Dziękuję, nie trzeba. Sama zapłacę.
– Przeciez˙ gdyby nie ja, nie potrzebowałabyś
nowego – przekonywał. – Nalegam, z˙ebyś pozwoli-
ła mi pokryć rachunek.
83
TOWARZYSKI SKANDAL
– Moz˙esz sobie nalegać, ale za łóz˙ko nie za-
płacisz.
– No dobrze, niech ci będzie – Jonas wreszcie się
poddał. – Ale nie myśl sobie, z˙e odtąd juz˙ zawsze
będziesz stawiała na swoim.
– Bo wstaniesz, wyprostujesz się na całą długość
i śmiertelnie mnie przestraszysz? – zakpiła.
– Nie myśl, z˙e tego nie potrafię – odgryzł się
Jonas.
Tak zaczął się nowy rozdział w ich związku. Aby
podtrzymać w mocy decyzję Avery, Jonas zdołał
w następny weekend przyjechać na Gresham Road
i zaprosił ją na obiad do Walnut Tree.
– Mam nadzieję, z˙e wynagrodziłam ci tamten
wieczór, kiedy zamiast iść z tobą na kolację, zrobi-
łam ci awanturę – powiedziała Avery, gdy usiedli
przy stoliku. – Nawet mam na sobie tę samą sukien-
kę, którą wtedy zamierzałam włoz˙yć.
– Coś tak prostego i eleganckiego zarazem mu-
siało kosztować majątek – powiedział Jonas z uzna-
niem. – A moz˙e sama ją uszyłaś?
– Taką sukienkę nasze matki nazywały ,,małą
czarną’’. Kaz˙da kobieta ma w szafie coś podobnego.
Ale ta pochodzi z czasów, kiedy zarabiałam w City
naprawdę duz˙e pieniądze. – Avery bawiła się sznu-
rem pereł. – I, jak widzisz, rozpuściłam włosy.
Specjalnie dla ciebie.
– Zauwaz˙yłem. Zarumieniłaś się – stwierdził.
– Co ja takiego powiedziałem?
84
CATHERINE GEORGE
– Nie chodzi o to, co powiedziałeś, tylko o spo-
sób, w jaki na mnie patrzysz.
– Jakbym cię chciał poz˙reć?
– No właśnie. – Avery westchnęła. – To nie
moz˙e trwać wiecznie, prawda?
– Jakie ,,to’’ masz na myśli?
– Seks – szepnęła, pochylając się nad stolikiem.
Jonas wrócił do tematu, dopiero kiedy znaleźli
się z powrotem na Gresham Road.
– Czy właśnie w taki sposób myślisz o naszym
związku? – zapytał. – W Walnut Tree powiedziałaś,
z˙e to co nas łączy, to tylko seks.
– A ty jak byś to nazwał?
– Jakiegokolwiek słowa uz˙yję na określenie fi-
zycznego aspektu naszego związku, to zawsze bę-
dzie tylko jeden jego aspekt. Uwielbiam wszystko,
co kryje się pod nazwą Avery Crawford: serce,
rozum, wygląd i tę twoją przeklętą niezalez˙ność.
Wolałbym tylko, z˙eby było w tym nieco więcej
zaufania.
– Nigdy z˙adnemu męz˙czyźnie nie ufałam tak jak
tobie – oświadczyła Avery.
– Odkąd poznałem Paula Morella, trudno mi to
uznać za komplement – skrzywił się Jonas.
Avery pociągnęła go za sobą na sofę.
– Jeśli chcesz usłyszeć komplement, to ci po-
wiem, z˙e z tobą fizyczny aspekt jest całkiem
inny – powiedziała, przytulając się do Jonasa.
– W poprzednich związkach jakaś część mnie
zawsze obserwowała rozwój wydarzeń, jakbym
85
TOWARZYSKI SKANDAL
była jednocześnie i widzem, i uczestnikiem. Przy
tobie zapominam o boz˙ym świecie.
Jonas ją pocałował, tak jak na to zasługiwała, po
czym poruszył kwestię Boz˙ego Narodzenia.
– Zamknę się w domu i przeczekam. – Avery
westchnęła.
– Najchętniej zamknąłbym się razem z tobą, ale
pierwszy dzień świąt muszę spędzić na łonie rodzi-
ny. Za to drugiego dnia z samego rana mogę być
w Stodole. Przyjedziesz do mnie?
– Jasne – odparła z z˙arem i mocno go poca-
łowała.
Helen i Louise były, jak zwykle, zajęte przygoto-
waniami do rodzinnych spotkań przy świątecznym
stole, a Frances, która poprzednie święta spędziła
razem z Avery, w tym roku wybierała się z Philipem
do jego córki. Dziewczyny z˙yły w przekonaniu, z˙e
Avery spędzi Boz˙e Narodzenie z Jonasem, a ona ani
myślała wyprowadzać ich z błędu.
Naprawdę nie miała nic przeciwko samotności
w ten jeden dzień, zwłaszcza z˙e przygotowania,
w tym dekoracja wystawy pracowni, pochłonęły
mnóstwo czasu i dodatkowej pracy.
Po dłuz˙szym niz˙ zwykle wylegiwaniu się w łóz˙ku
Avery upiekła mięsa, porozmawiała z Jonasem
przez telefon, a potem zrobiła sobie kawę i skuliła
się na kanapie z nową ksiąz˙ką, którą zostawiła sobie
specjalnie na te święta.
Nie była zachwycona, gdy ktoś zadzwonił do
86
CATHERINE GEORGE
drzwi, ale poczłapała otworzyć. Na progu stał Da-
niel Morell z wielką kamelią w doniczce.
– Wesołych świąt, panno Crawford! – zawołał.
– Nie byłem pewien, czy zastanę panią w domu, ale
wolałem nie przynosić prezentu do pracowni.
Chciałbym jeszcze raz przeprosić panią za spowo-
dowanie poz˙aru.
– Dziękuję, jesteś bardzo miły. Ja tez˙ z˙yczę
ci wesołych świąt – pokryła uśmiechem niezado-
wolenie.
– Myślę, z˙e mogłaby pani posadzić tę kamelię
w tamtym pustym miejscu przy z˙ywopłocie – mówił
Dan, zmierzając bez zaproszenia w stronę kuchni.
Ta poufałość sprawiła, z˙e w głowie Avery roz-
dzwoniły się dzwonki alarmowe.
– Czeka pani na kogoś? – zapytał na widok
sterty jedzenia.
– Owszem – odparła bez namysłu. – Nie mogę ci
nawet zaproponować kawy, bo mój gość będzie tu
lada chwila.
Wyprowadziła Daniela do przedpokoju, otwo-
rzyła drzwi.
– Zasadzę pani tę kamelię, kiedy się zrobi ciep-
lej – zaproponował.
– Bardzo ci dziękuję, ale sama sobie poradzę
– powiedziała.
Dan pochylił się szybko, złoz˙ył na jej ustach
mokry pocałunek, a potem szybko wyszedł i tyle go
widziała.
Zaszokowana Avery zatrzasnęła drzwi, zamknęła
87
TOWARZYSKI SKANDAL
zasuwy i z odrazą wytarła usta. Pomyślała o Jonasie.
Bardzo chciała do niego zadzwonić, ale nie wypadało
przeszkadzać mu w spotkaniu z rodziną.
Na szczęście kilka minut później Jonas sam się
do niej odezwał. Po raz trzeci tego świątecznego
dnia.
– Co się stało? – zapytał bez wstępów.
– Skąd wiesz, z˙e coś się stało?
– Masz całkiem inny głos. Co się wydarzyło po
tym, jak rozmawialiśmy poprzednim razem?
Avery opowiedziała ze szczegółami o wizycie
Dana, a Jonas zaklął soczyście.
– Juz˙ ja sobie porozmawiam z panem Morellem!
– odgraz˙ał się Jonas.
– Nie porozmawiasz! Sama sobie poradzę.
– Nie rozumiesz, z˙e jeśli ten młokos jeszcze raz
do ciebie przyjdzie, to nie poprzestanie na pocałun-
ku? Uwierz mi. Ja tez˙ kiedyś miałem szesnaście lat.
– Juz˙ nigdy więcej nie wpuszczę go do domu
– obiecała Avery.
– Kaz˙ sobie zainstalować domofon. Musisz wie-
dzieć, komu otwierasz drzwi.
– Dobrze – zgodziła się, choć w pierwszej chwili
zamierzała zaprotestować.
– Z
˙
adnego sprzeciwu? – zdumiał się Jonas.
– Ten łobuz musiał cię nieźle nastraszyć. Zanim
połoz˙ysz się spać, sprawdź dobrze wszystkie zamki.
– Pozamykałam wszystko, jak tylko Daniel wy-
szedł. Myślałam, z˙eby od razu do ciebie zadzwonić,
ale nie chciałam ci psuć rodzinnego obiadu.
88
CATHERINE GEORGE
– Na przyszłość dzwoń do mnie o kaz˙dej porze
– polecił. A po chwili milczenia dodał: – Chciałbym
ci zaproponować drobną zmianę planu. Nie ma
sensu, z˙ebyśmy jechali do Stodoły kaz˙de swoim
samochodem. Wstąpię po ciebie po drodze, dobrze?
– Jasne! – zawołała uszczęśliwiona.
Avery wygasiła ogień w kominku, pozapalała
światła na parterze, z˙eby zdawało się, z˙e jej gość juz˙
zawitał, włączyła alarm, a w końcu zamknęła się
w sypialni.
Gresham Road lez˙ała w najspokojniejszej części
miasta, a tego dnia cisza panująca na ulicy była tak
absolutna, z˙e az˙ przeraz˙ająca. Avery przyszło na
myśl, z˙eby podstawić krzesło pod klamkę. To było
naprawdę idiotyczne, zwłaszcza z˙e nigdy nie bała
się, będąc w domu.
Po kilku godzinach miała serdecznie dosyć ksiąz˙-
ki, sypialni i tej strasznej ciszy, której nawet radio
nie zdołało zagłuszyć. Poszła pod prysznic. Stojąc
pod gorącym strumieniem wody, całkiem bez po-
wodu przypomniała sobie film Hitchcocka i słynną
scenę pod prysznicem. Zła na siebie zakręciła kran,
wytarła się do sucha, włoz˙yła szlafrok i akurat
wtedy rozdzwonił się telefon.
– Gdzie byłaś? – spytał Jonas, gdy zdyszana
podniosła słuchawkę.
– Pod prysznicem. Miałam powyz˙ej uszu wyle-
giwania się w łóz˙ku.
– Czyz˙byś się nudziła we własnym towarzys-
twie?
89
TOWARZYSKI SKANDAL
– Zgadłeś. Co robisz?
– Stoję przed drzwiami twojego domu.
Avery pisnęła z radości, pobiegła na dół. Prze-
klinając alarm, o którym zapomniała i który – oczy-
wiście – się włączył, wcisnęła kod, z˙eby go uciszyć,
pootwierała wszystkie zasuwy i wreszcie mogła
rzucić się Jonasowi na szyję.
Podniósł ją do góry i wniósł do przedpokoju.
– Szczęśliwego Boz˙ego Narodzenia – powie-
dział.
– Teraz jest szczęśliwe. – Avery cieszyła się jak
dziecko. – Skąd się tu wziąłeś?
– Ta historia z młodym Morellem bardzo mnie
zdenerwowała, więc wyobraziłem sobie, jak musia-
ła podziałać na ciebie. Wyszedłem wcześniej
z przyjęcia, zabrałem z domu rzeczy i przyjechałem.
Pojawienie się Jonasa było jej wymarzonym pre-
zentem gwiazdkowym.
Po czterech cudownych dniach w Stodole poz˙eg-
nanie było dla Avery bolesnym doświadczeniem.
Wolała pojechać w piątek z samego rana, ale Jonas
się uparł, z˙e sprawdzi, czy kominek działa prawid-
łowo, czy zamki są naoliwione i czy naprawdę
dobrze trzymają i w ogóle czy Avery jest bezpiecz-
na w domu.
Na Gresham Street było zimno. Avery włączyła
ogrzewanie, a Jonas rozpalił ogień w kominku.
– No to mogę wreszcie wygłosić mowę – powie-
dział, tuląc ją do siebie.
90
CATHERINE GEORGE
– Na jaki temat?
– W pierwszym dniu nowego roku tata zamierza
oficjalnie przekazać Mercom w moje ręce.
– Cieszysz się?
– Raczej godzę się z tym, niz˙ cieszę. Tata ciągle
marudzi, z˙e nie ma czasu na grę w golfa ani na
podróz˙owanie z mamą i na takie tam rzeczy dla
starych ludzi. A przeciez˙ nie ma jeszcze sześć-
dziesięciu lat! Nie spodziewałem się, z˙e tak prędko
przejdzie na emeryturę.
– Czy to oznacza, z˙e twoje z˙ycie się zmieni?
– spytała pełna najgorszych przeczuć.
– Nie tak bardzo. Dostanę większy gabinet, będę
miał mniej czasu dla siebie, ale moje obowiązki
pozostaną mniej więcej takie same. Mówię ci o tym
dopiero teraz, bo nie chciałem, z˙eby cokolwiek
zepsuło nam święta.
– Nie będziesz miał czasu, z˙eby do mnie przyjez˙-
dz˙ać – stwierdziła, gładząc go po policzku.
– Cały czas o tym myślę. – Jonas posadził ją
sobie na kolanach. – A to prowadzi do drugiej części
mojego oświadczenia. Kocham cię, Avery. Czy
zgodzisz się zostać moją z˙oną?
91
TOWARZYSKI SKANDAL
ROZDZIAŁ ÓSMY
Avery patrzyła na niego oniemiała.
– Prawdę mówiąc, oczekiwałem nieco innej re-
akcji – skrzywił się Jonas. – Gdybym nie był pe-
wien, z˙e mnie kochasz, nie zaproponowałbym ci
małz˙eństwa.
– Wiem – odparła smutno. – Naprawdę cię ko-
cham, Jonas. Tak bardzo, z˙e... nie mogę zostać
twoją z˙oną.
– Co ty wygadujesz? To jakaś bzdura! A moz˙e
masz juz˙ męz˙a, tylko zapomniałaś mi o tym powie-
dzieć?
– Zwariowałeś?
– Więc o co chodzi? Masz jakąś straszną skazę,
której nie chcesz przekazać następnym pokole-
niom?
– To nie jest temat do z˙artów.
– A czy ja się śmieję? Chyba mam prawo wie-
dzieć, dlaczego nie chcesz albo nie moz˙esz mnie
przyjąć, zwłaszcza z˙e oświadczyłem się po raz
pierwszy w z˙yciu.
– Oczywiście, masz prawo – jęknęła zrozpaczo-
na Avery. – Nie powinnam była pozwolić, z˙eby
sprawy zaszły tak daleko. Od początku to wiedzia-
łam. Jak tylko przyjechałam do Stodoły.
– Przeciez˙ ci się podobała – zdziwił się.
– Nadal mi się podoba, tylko z˙e nie ma tam
miejsca dla dzieci. Sam powiedziałeś, z˙e chciałbyś
w przyszłości mieć dzieci, a ja nie mogę ci ich dać.
– Przestań dramatyzować i powiedz, o co cho-
dzi.
– Kiedy kochaliśmy się pierwszy raz, dałam ci
do zrozumienia, z˙e biorę pigułki – powiedziała, nie
patrząc mu w oczy, tylko na długie palce Jonasa
głaszczące jej dłoń. – A prawda jest taka, z˙e kilka lat
temu przeszłam operację, która zabrała mi nadzieję
na posiadanie rodziny. Nie chciałam ci pokazywać
blizny nie dlatego, z˙e jest paskudna, tylko z powodu
tego, co ona symbolizuje. Tyle z˙e wtedy jeszcze nie
wiedziałam, nie zdawałam sobie sprawy...
– Z czego?
– Nie wiedziałam, jak nam się ułoz˙y. – Popat-
rzyła na niego zrozpaczona. – Kocham cię, Jonas.
Kocham cię tak bardzo, z˙e az˙ boli, ale postąpiłabym
nieuczciwie, gdybym zgodziła się wyjść za ciebie.
Czy nie moz˙e być tak, jak jest, dopóki... – Zamilkła
pod cięz˙arem jego spojrzenia.
– Póki nie zamienię cię na kogoś, kto będzie
mógł mi załatwić nowe opakowanie dla moich
genów – dokończył zjadliwie. – Własnym uszom
nie wierzę! Po co ja w ogóle wspominałem o dzie-
ciach?
– Przyjdzie czas, z˙e zechcesz zostać ojcem. Sam
mi mówiłeś, z˙e twoja mama juz˙ wspomina o wnuku
– przypomniała Avery.
93
TOWARZYSKI SKANDAL
– Mama nie ma tu nic do rzeczy. – Jonas chwycił
ją za ramiona, patrzył jej prosto w oczy. – Naprawdę
odmawiasz mi tylko z tego powodu?
– Mówisz o tym, jakby to była jakaś głupia
zachcianka – obruszyła się Avery. – A przeciez˙ ja
się tylko staram zrobić to, co nalez˙y. I wcale nie jest
mi łatwo. Zwłaszcza po tych kilku cudownych
dniach, które mamy za sobą.
– Tak, wiem. – Jego spojrzenie złagodniało.
Puścił ją, siadł w drugim końcu kanapy i wpatrywał
się w dogasający ogień. – Przeciez˙ moz˙na to jakoś
obejść. Zapłodnienie in vitro, adopcja...
– Dla mnie z˙adne zapłodnienie nie jest moz˙liwe
– przerwała mu. – Nie zostanę twoją z˙oną, bo wiem,
z˙e przyjdzie dzień, kiedy będziesz tego gorzko
z˙ałował. Będą twoją kochanką tak długo, jak bę-
dziesz chciał, ale...
– Ja chcę cię mieć na zawsze!
– W dzisiejszych czasach ludzie nie z˙enią się
bez powodu – zauwaz˙yła Avery.
– Wiem. Tez˙ nie chciałem się z˙enić, zanim cię
poznałem. – Popatrzył na nią groźnie, niemal wro-
go. – Ale teraz wspólny weekend od czasu do czasu
juz˙ mi nie wystarcza.
– Kiedy przejmiesz obowiązki swojego taty to
będzie jedyna moz˙liwość.
Jonas milczał przez chwilę, a potem popatrzył na
Avery tak, z˙e zrobiło jej się nieswojo.
– Niech ci będzie – burknął. – Skoro małz˙eństwo
nie wchodzi w grę, to zamieszkamy razem, jak ci
94
CATHERINE GEORGE
wszyscy ludzie, o których wspomniałaś. Przenie-
siesz się do mnie, do Londynu.
– Mam zostawić dom i pracownię?
– Jak nie chcesz się rozstać z domem, to moz˙esz
go wynająć. Frances pewnie zechce przejąć pracow-
nię, a z twoim doświadczeniem w dziedzinie finan-
sów bez trudu znajdziesz sobie zajęcie w Londynie.
– Widzę, z˙e wszystko za mnie postanowiłeś.
– Jej oczy zabłysły złowieszczo. – Mam tego po
dziurki w nosie. Idę spać. Poprzednim razem za-
proponowałeś, z˙e prześpisz się w pokoju gościnnym
i teraz ci na to pozwolę.
Jonas pokręcił głową. Wstał, wyprostował się
i spojrzał na nią z góry. Rzeczywiście wyglądał
groźnie.
– Nie ma sensu przedłuz˙ać tej męczarni. Wyjez˙-
dz˙am.
– Jak sobie z˙yczysz. – Wyszła do przedpokoju
z wysoko uniesioną głową. – Wobec tego, z˙egnaj.
– Na litość boską, Avery! Czy to naprawdę
wszystko, co masz mi do powiedzenia? Czy to się
musi tak skończyć?
– Oczywiście, z˙e nie. To ty podjąłeś decyzję.
Avery była szczęśliwa, z˙e Helen i Louise mają
wolne i z˙e będzie miała do czynienia tylko z Frances.
Po przepłakanej nocy miała czerwone oczy, zapuch-
nięte powieki i z˙aden makijaz˙ nie zdołałby tego
ukryć przed przenikliwym spojrzeniem Frances.
– O, Boz˙e! Co się stało?
95
TOWARZYSKI SKANDAL
– Zerwałam z Jonasem – powiedziała głucho.
– Przez całą noc wypłakiwałam to z siebie i... – Łzy
znowu popłynęły jej po policzkach.
Frances powiesiła na drzwiach wywieszkę infor-
mującą, z˙e pracownia jest zamknięta, i zaprowadzi-
ła przyjaciółkę do pomieszczenia socjalnego, które
wygospodarowały po powiększeniu lokalu.
– Ja zrobię kawę, a ty tu posiedź i popłacz.
Avery sumiennie wykonała polecenie, w końcu
jednak otarła oczy i nawet spróbowała się uśmiech-
nąć. Frances podała jej kubek z kawą.
– Jez˙eli chcesz, to ci opowiem, jak spędziłam
święta i ani razu nie zapytam o twoje – zapropono-
wała. – Albo moz˙esz mi opowiedzieć, co się stało,
a ja zatrzymam tę wiedzę dla siebie.
Avery opowiedziała. Poczynając od nieszczęsnej
operacji, która pozbawiła ją szans na macierzyń-
stwo, az˙ po oświadczyny Jonasa.
– Kiedy pierwszy raz spotkaliśmy się w tej jego
Stodole, powiedział mi, z˙e w przyszłości chciałby
mieć dzieci, więc sama rozumiesz, z˙e nie mogłam
przyjąć jego propozycji – tłumaczyła Avery, pocią-
gając nosem. – A poniewaz˙ nie chciałam się zgodzić
na małz˙eństwo, zaproponował, z˙ebym się przepro-
wadziła do niego do Londynu.
– Ten pomysł tez˙ ci się nie spodobał?
– Spodobał. – Avery westchnęła z˙ałośnie. – Ale
nie mogę postawić wszystkiego na jedną kartę! Nie
miałabym do czego wrócić, kiedy ten związek się
rozpadnie. A z doświadczenia wiem, z˙e kiedyś się
96
CATHERINE GEORGE
rozpadnie. No ale dosyć o mnie. Opowiedz, jak
tobie minęły te święta.
– Nie bardzo wiem, jak ci to powiedzieć... Philip
mi się oświadczył i ja go przyjęłam.
– Wreszcie jakaś dobra wiadomość! – Avery
uściskała przyjaciółkę. – No to chyba dobrze zrobi-
łam, z˙e zaciągnęłam cię wtedy do Angela.
Avery wróciła do domu wykończona. Spraw-
dziła automatyczną sekretarkę, ale nagrała się tylko
jedna wiadomość: firma instalująca urządzenia alar-
mowe prosiła o telefon w sprawie ustalenia terminu
spotkania. Avery nie miała pojęcia, o jakim spot-
kaniu mowa, mimo to poszukała w torebce telefonu
komórkowego. Nie znalazłszy go, pomyślała, z˙e
został w pracowni.
Na szczęście wciąz˙ jeszcze istniały telefony sta-
cjonarne, więc zadzwoniła do tej firmy z kuchni.
Dowiedziała się, z˙e Mercom polecił zainstalować
domofon w jej domu na Gresham Road. Zamiast
posłać ich do wszystkich diabłów, Avery umówiła
się na następny tydzień, ale poleciła obciąz˙yć kosz-
tami ją, a nie Mercom.
Z samego rana razem z Frances przeszukały całą
pracownię, ale telefon się nie znalazł.
– Nie zostawiłaś go czasem w Stodole? – spytała
Frances.
– Jeśli tak, to niech tam zostanie!
– A masz jeszcze ten klucz?
– Jasny gwint! – syknęła Avery. – Zupełnie
97
TOWARZYSKI SKANDAL
zapomniałam! Pewnie, z˙e mam. Muszę go odesłać
Jonasowi.
– Ale przedtem wpadnij tam i poszukaj swojego
telefonu – poradziła zawsze praktyczna Frances.
– A jeśli go tam zastanę?
– Az˙ tak bardzo ci to przeszkadza?
– Bardzo. Powiedział, z˙e nie ma sensu prze-
dłuz˙ać cierpienia i ja się z nim zgadzam.
Mimo wszystko postanowiła skorzystać z rady
Frances i pojechać do Stodoły. Zwłaszcza z˙e pogo-
da była piękna, nie chciało jej się siedzieć w domu.
Jechała tak szybko, jak na to pozwalały ogranicze-
nia prędkości. A kiedy skręciła w boczną drogę, gdy
w oddali ukazała się Stodoła, poczuła zawód. Do-
piero w tej chwili uświadomiła sobie, jak bardzo
liczyła na to, z˙e zastanie tutaj Jonasa. Ale przed
Stodołą nie było samochodu.
Avery zawróciła, zaparkowała samochód i wtedy
straciła werwę, a przeszukiwanie domu Jonasa wy-
dało jej się przestępstwem, a co najmniej wykro-
czeniem. Niechętnie otworzyła drzwi, wyłączyła
alarm i stanęła w wysokim pokoju, który sprawiał
wraz˙enie dwa razy większego, niz˙ kiedy była tu
z Jonasem.
W Stodole było ciepło. Avery zamarła. Włączo-
ne ogrzewanie świadczyło o tym, z˙e Jonas tu był,
tylko na chwilę pojechał gdzieś samochodem.
Trzeba się było spieszyć. Rozejrzała się po poko-
ju, poszukała w kuchni, ale telefonu nigdzie nie
widziała. Pognała na górę. Zajrzała pod niepoście-
98
CATHERINE GEORGE
lone łóz˙ko i do łazienki. Przeklęty telefon nie chciał
się znaleźć, więc dała za wygraną. Wyrwała kartkę
z notesu i napisała:
,,Zgubiłam telefon. Myślałam, z˙e tu go zostawi-
łam, więc przyjechałam poszukać, ale go nie znalaz-
łam. Zostawiam Ci klucz. Przepraszam za najście.
Avery.’’
Wyszła, zamknęła za sobą drzwi, a potem owinę-
ła klucz liścikiem i wsunęła go pod drzwi.
Była juz˙ przy samochodzie, kiedy usłyszała wo-
łanie. Odwróciła się. Jonas pędził co sił w nogach.
Towarzyszyły mu dwa psy.
– Avery! – krzyczał. – Zaczekaj!
Jonas w swetrze i pikowanej kamizelce stał przed
nią, cięz˙ko dysząc. Oczy miał tak samo podkrąz˙one
i zapuchnięte jak Avery.
– Cześć – powiedziała niepewnie, bo juz˙ sama
nie wiedziała, czy cieszyć się ze spotkania, czy moz˙e
z˙ałować, z˙e nie odjechała kilka minut wcześniej.
– Znalazłem twój telefon – powiedział bez wstę-
pu. – Dzwoniłem do ciebie w tej sprawie, ale cię nie
zastałem.
– Ja właśnie po to przyjechałam – przyznała
skrępowana.
– Wejdź do domu, zrób sobie kawy, herbaty czy
na co tam masz ochotę – poprosił. – Odprowadzę
psy i przywiozę samochód. To nie potrwa dłuz˙ej
niz˙ dwadzieścia minut.
– Musisz mi dać swój klucz. Mój został w środ-
ku...
99
TOWARZYSKI SKANDAL
– Rozumiem. – Wyjął z kieszeni klucz, podał go
Avery. – Zaraz wracam.
Weszła do domu dopiero wtedy, gdy Jonas
z czworonoz˙ną obstawą zniknęli jej z oczu. Pod-
niosła z podłogi swój klucz, owinięty kartką papieru
i połoz˙yła go za gryfem. Miała wielką ochotę na
herbatę, ale nie chciała sobie pozwalać na taką
poufałość jak krzątanie się w cudzej kuchni.
Miała wraz˙enie, z˙e minęły wieki, nim usłyszała
warkot samochodu.
– Bałem się, z˙e pojedziesz – powiedział Jonas od
progu. – Przepraszam, z˙e to trwało tak długo, ale
gospodyni chciała mnie poczęstować herbatą i mi-
nęło sporo czasu, nim się wykręciłem.
– Byłoby niegrzecznie, gdybym odjechała przed
twoim powrotem – powiedziała cicho Avery.
Jonas zauwaz˙ył kartkę wetkniętą za gryfa, wziął
ją do ręki, przeczytał.
– Lakoniczna – stwierdził. – Zrobiłaś sobie her-
baty?
– Nie.
– A chciałabyś się napić?
– Bardzo chętnie.
– Chodź do kuchni.
Jakby się bał, z˙e ucieknę, pomyślała Avery, gdy
usadowił ją przy stole.
Nie odezwał się ani słowem, póki nie podał
herbaty.
– Przy okazji oddania telefonu zamierzałem
opowiedzieć ci pewną historię. – Jonas upił łyk
100
CATHERINE GEORGE
herbaty. – To taka łzawa historia miłosna, a jej
bohaterem jest mój szkolny kolega. Poznaliśmy się
z Charliem pierwszego dnia szkoły.
– Czy to ten sam Charlie, który ukradł ci dziew-
czynę? – spytała Avery.
– Ten sam. – Jonas skinął głową. – Pierwszego
września rodzice zostawili nas samych w nowej
szkole i obaj z Charliem pociągaliśmy nosami. Ja
byłem wysoki jak na swój wiek, a on drobniutki.
Z początku wszyscy go terroryzowali, ale szybko
połoz˙yłem temu kres.
– Jakoś nie mogę sobie wyobrazić, z˙eby ktokol-
wiek próbował terroryzować ciebie. – Avery się
uśmiechnęła.
– Wzrost robi swoje – stwierdził Jonas i opo-
wiadał dalej. – Kilka lat później Charlie wylądował
w szpitalu akurat w dniu potańcówki w z˙eńskiej
szkole. Skręcał się z zazdrości, kiedy mu opo-
wiadałem o róz˙nych ślicznotkach, zwłaszcza o pan-
nie Henrietcie Farrar, którą byłem oczarowany.
Zresztą opowiadałem o niej nie tylko Charliemu,
ale wszystkim dookoła. W końcu koledzy mnie
podpuścili i pewnej nocy zakradłem się do bursy
dziewcząt. Po drodze odechciało mi się kaskader-
skich wyczynów, ale duma nie pozwoliła z nich
zrezygnować. – Jonas uśmiechnął się krzywo.
– Byłbym wyleciał ze szkoły, ale całe zajście
miało miejsce przed egzaminami i, co bardziej
istotne, przed najwaz˙niejszym meczem krykieta
z konkurującą z nami szkołą, więc tylko dostałem
101
TOWARZYSKI SKANDAL
szlaban. Tymczasem Charlie wyzdrowiał i zjawił
się na balu na koniec roku. Starczyło, z˙eby panna
Farrar na niego spojrzała, z˙ebym przeszedł do histo-
rii. Ani mój wzrost, ani mistrzowskie akcje podczas
meczu krykieta nie mogły się równać z tym, co ona
widzi w Charliem.
– Widzi? – spytała Avery przekonana, z˙e się
przesłyszała.
– Pobrali się następnego dnia po tym, jak dostał
dyplom wydziału Zarządzania Nieruchomościami.
Ja byłem świadkiem. – Jonas wyjął z portfela zdję-
cie, na którym prześliczna dziewczyna w ślubnej
sukni uśmiechała się do niskiego, chuderlawego
męz˙czyzny, który prócz promiennego spojrzenia
niczym szczególnym się nie wyróz˙niał.
– Jest wyjątkowo piękna – stwierdziła zachwy-
cona Avery.
– A z wiekiem jeszcze bardziej wyładniała. – Jo-
nas czule popatrzył na zdjęcie i schował je do
portfela. – Charlie przeszedł świnkę. Bezpłodność
to rzadkie powikłanie, ale jemu się trafiło. Nie moz˙e
spłodzić małych Tremayne’ów, którym mógłby
przekazać Eardismont.
– A więc to jest bajka z morałem – stwierdziła
Avery.
– No właśnie. – Jonas skinął głową. – Dla Hetty
i Charliego najwaz˙niejsze jest to, z˙e mogą być
razem.
– Czy o problemie Charliego dowiedzieli się
przed ślubem, czy juz˙ po nim?
102
CATHERINE GEORGE
– Po ślubie. Ale i dla niej, i dla niego nie miało to
z˙adnego znaczenia. Gdybyś ich znała, wiedziała-
byś, z˙e to najprawdziwsza prawda. Charlie bez z˙alu
przekaz˙e kiedyś Eardismont swojemu siostrzeńco-
wi, pod warunkiem, z˙e nikt mu nie odbierze Hetty.
– Wierzę ci na słowo, ale i tak nie zostanę twoją
z˙oną.
– Przeciez˙ cię o to nie proszę.
Avery spłonęła rumieńcem i dopiero wtedy Jonas
się zreflektował.
– Chciałem powiedzieć, z˙e przyjmuję twoje wa-
runki – powiedział, zrywając się od stołu. Podniósł
ją z krzesła, postawił przed sobą. – Chcę, z˙ebyś była
ze mną, Avery. Nawet gdybym do końca z˙ycia miał
być tylko kochankiem na przychodne.
– A więc jednak się zgadzasz? – spytała z biją-
cym sercem.
– A mam inne wyjście? – westchnął zrezyg-
nowany. – Jest tylko jeden problem: teraz ty bę-
dziesz musiała przyjez˙dz˙ać do mnie do Londynu.
Avery przyglądała się ich złączonym dłoniom.
Milczała. W końcu jednak uniosła głowę.
– Zgoda – powiedziała. – Zobaczymy, jak nam
się ułoz˙y.
– A dzisiaj ze mną zostaniesz? Rozwiąz˙emy
krzyz˙ówkę, pójdziemy na spacer, posłuchamy mu-
zyki... Co tylko zechcesz.
– Mam zostać tutaj na noc? – zapytała niepewna,
czy dobrze zrozumiała jego prośbę.
– Oczywiście!
103
TOWARZYSKI SKANDAL
– Ale nie mam z˙adnego ubrania na zmianę.
– Poz˙yczysz sobie coś ode mnie. – Jego smutne,
podkrąz˙one od niewyspania oczy patrzyły na nią
prosząco.
Nie umiałaby odmówić, nawet gdyby chciała.
– Dobrze – zgodziła się. – A masz coś do je-
dzenia?
104
CATHERINE GEORGE
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Problem z zaopatrzeniem został rozwiązany
w jednym z pubów w miasteczku. Jonas, dobrze
tutaj znany ze swoich poprzednich pobytów w Ear-
dismont, został zaproszony do gry w rzutki. Avery
kibicowała mu całym sercem i cieszyła się głośno,
kiedy trafiał w sam środek tarczy.
– Nie wiedziałam, z˙e jesteś taki dobry w rzutki
– powiedziała, gdy wracali do samochodu.
– Charlie jest lepszy ode mnie, ale Hetty bije nas
obu na głowę.
Avery postanowiła wrócić do Stodoły na piechotę.
Jonasowi przypadł w udziale obowiązek odprowa-
dzenia samochodu i nastawienia wody na herbatę.
Doszła na miejsce w samą porę, z˙eby zobaczyć,
jak Jonas wyjmuje z auta sporą paczkę.
– Co to takiego? – spytała zaciekawiona.
– Tak się do ciebie spieszyłem, z˙e całkiem zapo-
mniałem o cieście pani Holmes – odparł Jonas.
– Co to za pani Holmes?
– Gospodyni Charliego. Znała mnie, kiedy by-
łem dzieckiem, bo co roku spędzałem tutaj połowę
wakacji.
Weszli do kuchni, Jonas rozpakował ciasto, roz-
szedł się smakowity zapach.
Pochłonęli ciasto, popijając herbatą i niewiele
przy tym rozmawiając.
– Zgłodniałam po tym spacerze – powiedziała
Avery, chociaz˙ i przed spacerem była głodna. Sama
obecność Jonasa wzmagała jej apetyt.
Zdjęła pantofle, podkuliła nogi pod siebie i wpat-
rywała się w płomienie, pełgające po sztucznych
kłodach.
– Jak spędziłaś sylwestra? – zapytał Jonas.
– Oglądałam film na wideo, a kiedy o północy
puszczono fajerwerki, wypiłam kieliszek wina. Na-
wet w londyńskich czasach zawsze brałam sobie
wolne na święta i sylwestra, z˙eby móc spędzić te dni
z mamą.
– Mogliśmy razem witać Nowy Rok – powie-
dział Jonas z goryczą.
– To ty odszedłeś, a nie ja – wytknęła mu.
– Cięz˙ko przez˙yłem odrzucenie – mruknął Jo-
nas.
– Odrzuciłam propozycję małz˙eństwa, a nie cie-
bie – zauwaz˙yła Avery. – I nie podobało mi się, z˙e
bez pytania o zdanie ułoz˙yłeś mi na nowo całe z˙ycie.
Ale rozumiem twoją reakcję. Przyzwyczaiłeś się, z˙e
wszyscy tańczą tak, jak im zagrasz.
– Moz˙e masz rację – westchnął – choć po tym,
co mi opowiadałaś o swoim dzieciństwie, przyjąłem
za pewnik, z˙e chciałabyś się wynieść z tego miasta.
– Chciałabym – przyznała Avery – ale jak sprze-
dam dom i firmę, nie będę miała do czego wrócić,
gdy...
106
CATHERINE GEORGE
– Kiedy znajdę kandydatkę na matkę moich
dzieci – dokończył za nią Jonas.
– Kiedy juz˙ nie będziemy razem – poprawiła go
Avery.
– To nigdy się nie zdarzy! – oświadczył z mocą.
– Nazywam się Mercer, nie Morell. Nie wiem, co
takiego zrobił ci ten drań, z˙e straciłaś wiarę w ludzi,
ale najwyz˙szy czas zapomnieć o przeszłości i wresz-
cie obdarzyć mnie zaufaniem. Obiecuję ci, z˙e za-
wsze będziemy razem, czy to w małz˙eństwie, czy
nie. Kocham cię, Avery, i to się nigdy nie zmieni.
Przysięgam.
– A komu wobec tego przekaz˙esz Mercom?
– spytała ze łzami w oczach.
– Z tym nie będzie z˙adnego problemu. Wpraw-
dzie nie mam siostrzeńca, tak jak Charlie, ale jest
kilku młodych kuzynów, którzy tylko czekają, z˙eby
mi wyrwać pałeczkę, jak będę do tego gotów, albo
jeszcze szybciej. Ale dość juz˙ o tym – pocałował ją
bardzo delikatnie.– Szczęśliwego Nowego Roku,
kochanie.
– Szczęśliwego Nowego Roku, Jonas. – Avery
uśmiechnęła się do niego. – Teraz wierzę, z˙e na-
prawdę będzie szczęśliwy.
– Podejmijmy noworoczne postanowienie – za-
proponował. – W przyszłości po kaz˙dej kłótni,
awanturze czy nieporozumieniu jeszcze tego same-
go dnia musimy się pogodzić.
– To nie ja odeszłam, tylko ty.
– Będziesz mi o tym przypominać do końca z˙ycia?
107
TOWARZYSKI SKANDAL
– Raczej tak. A juz˙ na pewno do późnej starości.
– Jeśli obiecasz zostać ze mną do późnej starości,
to moz˙esz mi to wypominać, kiedy tylko zechcesz.
– Skoro tak, to się zgadzam. – Avery wyciągnęła
rękę. – Niech słońce nie zachodzi nad naszym
gniewem.
– No to podjęliśmy postanowienie. – Jonas moc-
no uścisnął jej dłoń. – Niech słońce nie zachodzi nad
naszym gniewem – powtórzył.
Ten dzień w niczym nie przypominał dni, które
dotąd spędzali razem w Stodole. Duz˙o ze sobą
rozmawiali, czytali gazety, słuchali muzyki, roz-
wiązując przy tym krzyz˙ówkę, a potem oglądali
telewizję, siedząc na dole na sofach, zamiast – jak
kiedyś – w sypialni.
W pewnym sensie Avery była zadowolona, lecz
z drugiej strony niespodziewanie dla samej siebie
poczuła się dotknięta powściągliwością Jonasa.
Zrobiło się późno. Avery zaczęła ziewać.
– Chcesz spać? – zapytał ją, zrywając się z miej-
sca.
– Oczy same mi się zamykają – poskarz˙yła się.
– Ostatnio niezbyt dobrze sypiam.
– Posiedź tu jeszcze chwilę, a ja zmienię pościel
– uśmiechnął się przepraszająco. – Nie spodziewa-
łem się gościa.
Wrzucił uz˙ywaną pościel do kosza na brudną
bieliznę, ale nie znalazł szczoteczki do zębów.
– Jeśli nie masz nic przeciwko temu – powie-
działa Avery – to skorzystam z twojej.
108
CATHERINE GEORGE
– Będę zaszczycony – skłonił się z wdzięcznoś-
cią. – Moz˙esz nawet pierwsza z niej skorzystać?
Czego jeszcze z˙yczy sobie moja pani?
– Przydałby mi się jakiś płaszcz kąpielowy, bo
chciałabym wziąć prysznic. A do tego koszulka
i bokserki, z˙ebym miała w czym spać.
Jonas przyniósł białą koszulkę, granatowe bokser-
ki i czerwony płaszcz kąpielowy.
– Ten płaszcz to prezent gwiazdkowy od mamy
– powiedział.
– Dziękuję. – Avery wzięła rzeczy i pocałowała
go w policzek.
Jonas przyciągnął ją do siebie, pocałował tak, z˙e
obojgu tchu zabrakło, a potem postawił ją na pod-
łodze, odwrócił twarzą do łazienki i lekko klepnął
w pupę.
– Zmykaj – burknął.
Przeprała w rękach rajstopy, przysięgając sobie
w duchu, z˙e od teraz juz˙ nigdy nie ruszy się z domu
bez szczoteczki do zębów i zapasowej zmiany bieliz-
ny. Potem wzięła prysznic. Kiedy sucha, otulona
płaszczem kąpielowym rozczesywała włosy przed
lustrem, uznała, z˙e najwyz˙szy czas na coś się zdecy-
dować. Mogła włoz˙yć koszulkę i bokserki i tym
samym dać Jonasowi do zrozumienia, z˙e nie z˙yczy
sobie z˙adnych poufałości. Gdyby została w samym
płaszczu kąpielowym... Zdecydowała się na płaszcz.
– Wspaniale wyglądasz w tym szlafroku. – po-
wiedział Jonas, gdy weszła do pokoju. – A jak reszta
ciuchów? Nie utopiłaś się w nich?
109
TOWARZYSKI SKANDAL
– Nawet nie przymierzyłam. Moz˙e ty tez˙ byś
wziął prysznic. – Avery uśmiechnęła się słodko.
– I pospiesz się – dodała, chcąc mieć pewność, z˙e
dobrze zrozumiał przesłanie.
Kiedy się rano obudziła, Jonas ją poprosił, z˙eby
została z nim do rana w poniedziałek. Półprzytomna
zgodziła się bez mrugnięcia okiem.
– Będę musiał wyjechać o świcie, ale ty nie
musisz się tak wcześnie zrywać – powiedział, tuląc
ją do siebie. – Tak bym chciał, z˙ebyś pojechała ze
mną do Londynu.
– Przyjadę za dwa tygodnie, zapomniałeś? Będę
u ciebie w sobotę wieczorem.
– I zostaniesz do poniedziałku rano? – zapytał
błagalnie, ale zaraz zmienił ton. – Jak obiecasz, z˙e
wyjedziesz dopiero w poniedziałek, to zabiorę cię
na obiad w absolutnie wyjątkowe miejsce.
– Nie mam się w co ubrać – zaprotestowała
Avery.
– Nie musisz się ubierać, z˙eby wyglądać wyjąt-
kowo – zapewnił ją takim tonem, z˙e się zarumieniła.
– Najbardziej mi się podobasz taka jak w tej chwili.
Tym wyjątkowym miejscem okazał się mały pub
w Marches. Jonas musiał się schylić, z˙eby nie
zawadzić głową o belkę u sufitu zatłoczonej salki
restauracyjnej.
– Pierwszy raz byłem tu z Hetty i Charliem. To
miejsce dobrze znane smakoszom. Miałem szczęś-
110
CATHERINE GEORGE
cie, z˙e udało mi się dostać dzisiaj stolik. Jak poda-
dzą jedzenie, przekonasz się dlaczego.
– Mam nadzieję, z˙e nie kaz˙ą nam długo czekać.
Umieram z głodu.
– Trzeba było zjeść śniadanie.
– Wstałam tak późno, z˙e nie było sensu za-
wracać sobie głowy śniadaniem. – Uśmiechnęła się
do niego.
Kiedy przyniesiono posiłek, przestali rozmawiać,
a jedynie wymieniali uwagi na temat rozkosznego
smaku tutejszej kuchni. Jagnięcina duszona w czer-
wonym winie podana z warzywami wprost roz-
pływała się w ustach.
– Wyśmienite – powiedział Jonas kelnerce, któ-
ra przyszła zabrać talerze. – Zechce pani powtórzyć
to kucharzowi. Co się stało, kochanie? – zaniepokoił
się na widok miny Avery.
– Nie wierzę własnym oczom – jęknęła, spog-
lądając w okno. – Skąd się tu wziął Paul Morell?
– Chcesz wyjść? – zapytał Jonas.
– Jeśli nie masz nic przeciwko temu... Napijemy
się kawy przy tym twoim sztucznym kominku.
Niestety, jedyna droga prowadząca do wyjścia
wiodła obok stolika Paula.
– Cześć, Paul – powiedziała zrezygnowana Ave-
ry, bo zauwaz˙ył ich i wstał, by się przywitać.
– Cześć – odparł radośnie, choć jego zimne jak
lód oczy świdrowały Jonasa na wylot. – Cieszę się,
z˙e was tu spotykam. W zeszłym tygodniu prze-
czytałem o tym lokalu w prasie. Wy zapewne tez˙.
111
TOWARZYSKI SKANDAL
– My nie. – Jonas pokręcił głową. – Przyjaciele
przywieźli mnie tu kilka lat temu, zanim tutejsza
kuchnia stała się sławna na cały kraj.
– Poniewaz˙ Paul zapomniał mnie przedstawić,
muszę to zrobić sama – odezwała się kobieta, która
z nim przyszła. – Jestem Annette Hughes. Pracuję
u starszego pana Morella. Cieszę się, z˙e cię widzę,
Avery.
– Ja takz˙e się cieszę – odparła serdecznie Avery.
– Przedstawiam ci Jonasa Mercera, człowieka od-
powiedzialnego za nasze nowe kino.
– Czytałam o tym w lokalnej prasie – pochwaliła
się Annette. – Kiedy rusza budowa?
– Jutro – odparł Jonas. – Przepraszam, ale trochę
się spieszymy.
– Wracacie do miasta? – zapytał Paul.
– Nie dzisiaj – poinformowała Avery lodowatym
tonem. – Świętujemy nadejście Nowego Roku w let-
nim domu Jonasa w posiadłości Eardismont.
– Uśmiechnęła się ciepło do Annette i wyszła z re-
stauracji z Jonasem, nieodstępującym jej ani na krok.
– Brawo – powiedział Jonas, gdy wyszli na
dwór. – To była ostra walka.
– Nie podobało ci się?
Przytulił ją i pocałował na oczach wszystkich,
którzy chcieliby popatrzeć na tę scenę. Dopiero
potem otworzył drzwi auta.
– Bardzo mi się podobało, kochanie, ale Morel-
lowi na pewno nie. Chyba wiesz, z˙e nadal jest
w tobie beznadziejnie zakochany.
112
CATHERINE GEORGE
– Beznadziejnie, to właściwe określenie. – Ave-
ry wsiadła do samochodu, odjechali. – Odkąd ze-
rwaliśmy, tylko raz się z nim skontaktowałam, z˙eby
zapytać, kto kupił Stow Street. To było tego dnia,
kiedy zamiast pojechać z tobą na obiad, zrobiłam
awanturę.
– A więc to jego wina – mruknął Jonas.
– Niestety, moja – sprostowała Avery. – Nie
pozwoliłam ci się odezwać, tylko od razu na ciebie
nawrzeszczałam. – Połoz˙yła mu dłoń na kolanie.
– Jeszcze raz cię przepraszam, kochanie.
– Po raz pierwszy powiedziałaś do mnie ,,kocha-
nie’’, kiedy prowadzę samochód. – Na chwilę na-
krył dłonią jej dłoń. – Ale zabierz rękę, bo to się
moz˙e źle skończyć.
– Niech ci będzie – Avery się roześmiała i cof-
nęła dłoń. – Zaczekam, az˙ wrócimy do domu.
Tej nocy kochali się gorączkowo, jakby zbliz˙ają-
ca się pora rozstania nadała ich poz˙ądaniu nowy
wymiar.
Wstali bardzo wcześnie. Jonas umył się, ubrał
w garnitur i przytulił do siebie Avery.
– Wyjdę po ciebie na stację – zapowiedział.
– Tylko mi się nie spóźnij na pociąg.
– Na pewno się nie spóźnię – obiecała. – Szero-
kiej drogi.
Pocałował ją, wziął torbę i, nie oglądając się za
siebie, wyszedł z sypialni.
113
TOWARZYSKI SKANDAL
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Frances spojrzała na Avery i wydała radosny
okrzyk.
– Pogodziliście się!
– Jonas był w Stodole – opowiadała rozradowana
Avery. – Tak samo jak ja spędził samotnie sylwestra
i tez˙ był bardzo nieszczęśliwy. Ciągle powtarza, z˙e
woli mnie bezdzietną niz˙ jakąś inną płodną kobietę,
więc w końcu przestałam się opierać.
– Fantastycznie. Czy moz˙emy juz˙ przestać opo-
wiadać dziewczynom bajdy o witaminach i powie-
dzieć, dlaczego naprawdę tak jaśniejesz?
– Czemu nie? Wszyscy mogą się dowiedzieć.
Frances obiecała posiedzieć w pracowni w sobot-
nie popołudnie, z˙eby przyjaciółka mogła pojechać
do Londynu wcześniejszym pociągiem. Avery chęt-
nie się na to zgodziła, uszczęśliwiona, z˙e tym razem
wreszcie ona zrobi Jonasowi niespodziankę. Na
razie jednak od szczęśliwego dnia dzielił ją cały
tydzień i jeden weekend.
W niedzielę zrobiła się prawdziwie wiosenna
pogoda. Avery skorzystała z okazji i posadziła
w ogrodzie kamelię, którą dostała od Dana. Pozo-
stało jej jeszcze podlanie roślinki. Właśnie nabierała
wody do konewki, kiedy do ogrodu wszedł Paul.
– Cześć, Avery – powitał ją, uśmiechając się pod
wąsem na widok jej brudnych rękawic i ubłoconych
kaloszy. – Widzę, z˙e jesteś zajęta.
– Czego chcesz? – burknęła.
– Pogadać.
– Nie moz˙esz. Ty nigdy się nie poddajesz,
prawda?
Avery wzruszyła ramionami. Napełniła konewkę
wodą, wróciła do świez˙o posadzonej kamelii. Paul
poczłapał za nią, krzywiąc się, gdy eleganckie pan-
tofle poślizgnęły się na mokrej trawie.
– Po co przyszedłeś? Ciągle za mną łazisz.
– Poszedłem na bal, bo rodzice sobie tego z˙yczy-
li – odparł. – A spotkanie w Ivy Bush to czysty
przypadek. Czy ty i ten Mercer to tak na powaz˙nie?
– Co cię to obchodzi?
– Dobrze wiesz, z˙e nadal darzę cię uczuciem.
Nie chcę, z˙ebyś cierpiała.
– I kto to mówi? – Avery zaśmiała się gorzko.
– Rozpytałem się o niego – opowiadał niepytany
Paul. – Straszny kobieciarz z tego twojego Mercera.
– To chyba normalne u heteroseksualnego męz˙-
czyzny w tym wieku.
– Kochasz go?
– Tak, Paul – odparła, patrząc mu prosto w oczy.
– A takz˙e bardzo go lubię i dobrze się czuję w jego
towarzystwie. I szanuję go, co jest miłą odmianą
w moim stosunku do męz˙czyzn.
– Wiesz, jak trafić człowieka w czułe miejsce
– syknął Paul.
115
TOWARZYSKI SKANDAL
– Oczywiście. Uczyłam się od mistrza – powie-
działa słodko. – A teraz bądź łaskaw zostawić mnie
w spokoju. I bądź tak dobry i przekaz˙ swojemu
bratu, z˙e on tez˙ nie jest tu mile widziany.
– Czy Danny ci się narzucał?
– Zjawił się w pierwszy dzień Świąt Boz˙ego
Narodzenia z tą kamelią – ruchem głowy pokazała
roślinkę.
– Czy Mercer był u ciebie?
– Nie. Przyjechał później.
– A więc byłaś sama. – Oczy mu się zwęziły.
– Poprosił cię o buziaka w podzięce za prezent?
– Nie poprosił, tylko sobie wziął! Pocałował
mnie i uciekł.
– Dopilnuję, z˙eby to się więcej nie powtórzyło
– syknął wściekle Paul.
– Cóz˙ za korzystna odmiana – prychnęła pogard-
liwie Avery. – Podczas balu kazałeś mi go zostawić
w spokoju.
– To był tylko pretekst – przyznał się Paul.
– Chciałem z tobą zatańczyć, bo to jedyny sposób,
z˙eby móc cię znowu przytulić. Naprawdę chcesz
wyjść za mąz˙ za Mercera?
– Naprawdę – skłamała, chcąc raz na zawsze
skończyć z Paulem.
Lecz on, zamiast sobie pójść, przytulił ją do
siebie i zaczął namiętnie całować, a zaraz potem
lez˙ał na trawie, a jego młodszy brat stał nad nim
z zaciśniętymi pięściami i mordem w oczach.
– Zostaw ją! – krzyczał Daniel.
116
CATHERINE GEORGE
Purpurowy z wściekłości Paul zerwał się z traw-
nika, rzucił się na brata i obaj upadli na ziemię.
– Przestańcie! – mitygowała ich Avery, ale oni
okładali się pięściami i pewnie nawet jej nie słysze-
li, więc pobiegła napełnić konewkę. – Przestańcie
– powtórzyła, a poniewaz˙ nie reagowali, polała im
głowy lodowatą wodą.
Bracia podnosili się z ziemi, prychając i otrząsa-
jąc się.
– Czemu to zrobiłaś? – warknął Paul, usiłując
zetrzeć błoto z marynarki.
– Ja panią uratowałem! – dąsał się Daniel.
– A w ogóle, co ty tutaj robisz?! – wrzasnął na
brata Paul.
– Przyszedłem pomóc pannie Crawford w ogro-
dzie i zobaczyłem, jak się na nią rzucasz – wyjaśnił
Dan, nie kryjąc odrazy. – Rzygać mi się chce, jak na
ciebie patrzę!
– Dość tego! – przerwała im Avery. – Z
˙
yczę
sobie, z˙ebyście natychmiast wyszli z mojego ogro-
du. Obaj!
– Avery... – zaczął Paul, ale ona nie chciała go
słuchać.
– Dość tego – powtórzyła, tym razem spokoj-
niej. – I nie pokazuj się nigdy więcej w pobliz˙u
mojego domu. Jasne?
Dan zrobił minę zbitego psa, ale Paul spojrzał na
nią tak, z˙e gdyby wzrok mógł zabijać, lez˙ałaby
martwa.
117
TOWARZYSKI SKANDAL
Postanowiła zapomnieć o niemiłym incydencie
i nikomu o nim nie wspominać, zwłaszcza Jonaso-
wi. W sobotę wsiadła do pociągu szczęśliwa, z˙e
zrobi mu niespodziankę. Taksówką podjechała pod
dom w Chiswick, który był tak niepodobny do
Stodoły, az˙ trudno było uwierzyć, z˙e nalez˙y do tej
samej osoby. Avery wbiegła na schodki i nacisnęła
dzwonek.
– Niespodzianka! – zawołała radośnie, gdy usły-
szała w domofonie znajomy głos.
Ale gdy drzwi się otworzyły, przestało jej być do
śmiechu.
– Po co przyjechałaś? – powiedział tonem, ja-
kiego Avery nigdy dotąd nie słyszała. Dopiero
po chwili zauwaz˙yła, z˙e Jonas trzyma w dłoni
szklankę.
– Coś się stało? – spytała.
– Owszem – odparł i zatoczył się na ścianę.
– Odprawiam z˙ałobę.
– Bardzo ci współczuję, kochanie. – Avery rzu-
ciła torbę, podeszła do niego. – Kto...
– Nie kto, tylko co – przerwał brutalnie Jonas.
– O czym ty mówisz? – Avery zrobiło się zimno,
mimo z˙e miała na sobie wełniany płaszcz.
– Znam wiele kobiet, ale z˙adna z nich cię nie
przebije – uśmiechnął się lodowato. – Jesteś jedyna
w swoim rodzaju.
– Rozumiem, z˙e to nie jest komplement – stwier-
dziła, po czym wzięła głęboki oddech, z˙eby się
uspokoić. – Opowiedz mi o tej z˙ałobie.
118
CATHERINE GEORGE
– Chodź – polecił i nie oglądając się, poszedł do
salonu. Chwiał się na nogach. – Zamordowano moje
złudzenia – oświadczył dramatycznie. – J’accuse,
Avery Crawford. Ty je zamordowałaś!
– A ty jesteś pijany!
Zaśmiał się gorzko, poczłapał do stolika, na
którym stały butelki.
– Muszę się napić – mruknął.
– Najpierw powiesz mi, co się stało. – Avery
zabrała mu szklankę.
Jonas wyprostował się na całą długość, by popat-
rzeć na nią z góry, ale zachwiał się i efekt diabli
wzięli.
– Usiądź, bo upadniesz – poleciła Avery, sadza-
jąc go w ogromnym skórzanym fotelu.
Jonas cięz˙ko padł na fotel i spojrzał na nią nie-
z˙yczliwie.
– Zaspałem – skarz˙ył się w pijackim rozz˙aleniu.
– Jak się obudziłem, zadzwoniłem do tej twojej
pracowni. Chciałem ci powiedzieć, z˙ebyś się ode
mnie odczepiła, ale ty juz˙ wyjechałaś. No i mamy
kłopot...
Avery zrobiło się gorąco dla odmiany. Zdjęła
płaszcz i połoz˙yła go na krześle.
– Siadaj – rozkazał Jonas. – Głowa mi pęka od
tego patrzenia w górę.
Usiadła na brzez˙ku obitego skórą krzesła, mil-
cząc. Jonas był w takim stanie, z˙e wypytywanie go
o cokolwiek nie miało sensu.
– Połknęłaś język? – odezwał się po chwili.
119
TOWARZYSKI SKANDAL
Avery pokręciła głową.
– Nie chcesz się dowiedzieć, o co chodzi?
– Chcę.
– Spotkałem twojego kumpla – zaczął Jonas.
– Nie, nie spotkałem. Wybrałem się do El Vino.
I wiesz, kto poszedł za mną do toalety? Twój
ukochany Paul Morell! Przynajmniej juz˙ wiem,
skąd go znam. Często go tam spotykałem. To zna-
czy w El Vino, nie w męskiej toalecie. – Jonas
spróbował wstać. – Muszę się napić.
– Nie musisz. – Avery pchnęła go z powrotem na
fotel.
– Nie rozkazuj mi, kobieto – warknął. – Chcę się
napić!
– Napijesz się. Ale dopiero jak powiesz, co ci
zrobił Paul, z˙e zalałeś się w trupa.
– Nie zrobił. Powiedział. – Jonas wybuchnął
pijackim śmiechem. – Powiedział, z˙e zostaniesz
moją z˙oną. Ciekawe... On wie, a ja nie wiem.
Powiedział, z˙e nie moz˙esz mieć dzieci.
– Sama ci o tym mówiłam – przypomniała mu
Avery.
– Tak. Ale nie powiedziałaś dlaczego. A on
powiedział. Zapomniałaś, z˙e miałaś dziecko z Mo-
rellem? – Wpatrywał się w nią kłującym jak sztylet
spojrzeniem. – Nie moz˙esz mieć więcej dzieci po
komplikacjach przy porodzie.
– To prawda – potwierdziła beznamiętnie.
– Przyznajesz się? – Widocznie az˙ do tej chwili
z˙ył nadzieją, z˙e Paul go okłamał. – Co się stało
120
CATHERINE GEORGE
z dzieckiem? Oddałaś je do adopcji? Głupie pytanie
– skrzywił się. – Co innego mogłabyś zrobić? Mo-
rell by się z tobą nie oz˙enił. Nie chciałaś, z˙eby
historia się powtórzyła. Jeszcze jedna panna Craw-
ford z nieślubnym dzieckiem!
Avery zerwała się z krzesła, wymierzyła mu
siarczysty policzek i wybiegła z domu, zatrzaskując
za sobą drzwi. Jak na zawołanie podjechała taksów-
ka. Avery wsiadła i wtedy z domu wypadł Jonas.
Przewrócił się...
– Wszystko w porządku, kochana? – spytał kie-
rowca, ujrzawszy w lusterku jej poszarzałą twarz.
– W porządku. Poproszę na dworzec Paddington
– powiedziała i zmusiła się do uśmiechu. – Niech się
pan nie boi, nie zwymiotuję w samochodzie.
Dotrzymała słowa wyłącznie dzięki nadludzkiej
woli. Na dworcu pobiegła do toalety. Zdąz˙yła
w ostatniej chwili.
Wróciła do domu najbliz˙szym pociągiem.
Była odrętwiała z bólu i ze zmęczenia. Zamknęła
za sobą drzwi, sprawdziła automatyczną sekretarkę.
Było kilka wiadomości. Wszystkie od pana Mer-
cera.
Odłoz˙yła na bok słuchawkę domowego telefonu,
wyłączyła komórkowy i nastawiła wodę na herbatę.
Marzyła o mocnej gorącej herbacie.
Obiecała sobie solennie, z˙e juz˙ nigdy w z˙yciu nie
wpuści za próg męz˙czyzny. I na pewno z˙adnemu nie
zaufa.
121
TOWARZYSKI SKANDAL
W niedzielę obudziła się wcześnie, niewyspana
i obolała. Gruntownie posprzątała dom, a potem
pojechała do supermarketu po zakupy. Wróciła szyb-
ko, bo niewiele potrzebowała, nawet na cały ty-
dzień. Ledwo skończyła lokować zakupy w lodów-
ce, kiedy zadzwonił dzwonek nowiutkiego domo-
fonu.
– Tak? – powiedziała do słuchawki.
– Wpuść mnie, Avery.
– Kto mówi?
– Jonas Mercer – powiedział ostro. – Nie uda-
waj, z˙e nie wiesz. Przywiozłem ci płaszcz.
Avery się zdumiała. A więc jechała taki kawał
drogi i nawet nie zauwaz˙yła, z˙e jest bez płaszcza!
– Trzeba go było wysłać pocztą – warknęła.
– Myślałem, z˙e będziesz go potrzebować. Pro-
szę cię, otwórz mi drzwi.
Właściwie, czemu nie, pomyślała znuz˙ona Ave-
ry. Jest okazja, z˙eby definitywnie zamknąć sprawę.
Wpuściła go do domu. Na widok wymizerowanej
twarzy Jonasa poczuła nieznaną dotąd sadystyczną
przyjemność.
– Chodź do kuchni – powiedziała bez powitania.
– Płaszcz powieś na poręczy.
Jonas stanął w progu. Wyglądał, jakby miał zaraz
zemdleć i tym razem Avery go poz˙ałowała.
– Zrobić ci kawy? – spytała.
– Proszę. Chcę z tobą porozmawiać.
– Skoro czujesz się tak, jak wyglądasz, mądrzej
było porozmawiać przez telefon. – Nalała kawę do
122
CATHERINE GEORGE
kubków, jeden z nich podała Jonasowi, a z drugim
usiadła przy stole, naprzeciw niego. – Masz ochotę
coś zjeść?
– Nie! Dziękuję. A odebrałabyś telefon?
– Nie sądzę.
– Dlatego przyjechałem.
– Podobno chciałeś mi oddać płaszcz.
– Wiesz, z˙e mogłem go odesłać pocztą. Przyje-
chałem, z˙eby cię przeprosić.
– Za to z˙e mnie obraziłeś, czy za to, z˙e zasugero-
wałeś coś obrzydliwego o mojej mamie?
– Za jedno i za drugie. Jeszcze nie skończyłem
mówić, a juz˙ poz˙ałowałem. Miałaś pełne prawo dać
mi w twarz. Sam miałem ochotę sobie to zrobić.
Avery w milczeniu popijała kawę. Jonas nawet
nie tknął swojego kubka.
– Czy przyjmiesz moje przeprosiny?
– Gdyby chodziło tylko o mnie, pewnie bym je
przyjęła, ale poniewaz˙ wplątałeś w to moją mamę,
to nie przyjmę.
– Jasne.
– Lepiej wypij tę kawę – poradziła Avery.
– Przyda ci się trochę kofeiny.
– Nie przełknę nawet kawy. Poprosiłem o kawę
tylko po to, z˙eby zyskać na czasie.
Zdumiona wyrzutami sumienia, jakie ją nagle
ogarnęły, wyjęła z lodówki kartonik soku pomarań-
czowego.
– Wypij – powiedziała, stawiając sok przed Jo-
nasem.
123
TOWARZYSKI SKANDAL
Wbił słomkę w kartonik i jednym haustem wypił
całą jego zawartość.
– Strasznie mnie suszyło – mruknął i tak na nią
popatrzył, z˙e nie miała ani cienia wątpliwości, co
teraz nastąpi. – Powiesz mi, co się stało z dziec-
kiem? Wiem, z˙e nie mam prawa pytać, ale wariuję,
jak o tym myślę.
W pierwszym odruchu Avery chciała wrzasnąć,
z˙e nic mu do tego i z˙eby się wynosił, ale zaraz
pomyślała, z˙e skoro Paul go w to wplątał, to teraz
jest to takz˙e sprawa Jonasa.
– Powiem – zadecydowała. – W końcu to w pe-
wnym sensie takz˙e moja wina. Powinnam była
wiedzieć, z˙e Morell będzie się mścił.
– Za co?
Avery opowiedziała o zajściu w swoim ogrodzie.
– Zakazałam obydwu Morellom zbliz˙ać się do
mnie – kończyła opowieść. – Paul był wściekły
i nawet było po nim widać, z˙e wymyślił coś paskud-
nego. Pewnie się domyślasz, z˙e nie powiedział ci
wszystkiego, a ja nie pozwolę mu roznosić po
świecie półprawd na mój temat. – Wstała, dolała
sobie kawy, a Jonasowi podała jeszcze jeden karto-
nik soku.
– Antykoncepcja nalez˙ała do obowiązków Paula
– mówiła, wpatrując się w blat stołu. – Ale widocz-
nie czegoś nie dopilnował, a kiedy mu powiedzia-
łam, z˙e jestem w ciąz˙y, wpadł w szał. Nie chciał
zostać ojcem i nie z˙yczył sobie, z˙ebym ja była
matką. Tłumaczył mi, z˙e w naszym z˙yciu nie ma
124
CATHERINE GEORGE
miejsca dla dziecka. Nalegał, z˙ebym przerwała cią-
z˙ę, bo to najlepsze wyjście: szybkie, skuteczne i bez
ryzyka. Oczywiście miał zapłacić za zabieg, a nawet
zawieźć mnie do szpitala.
– Co za cholerna wspaniałomyślność – warknął
Jonas. – Przepraszam cię, mów dalej.
– Nie miałam zamiaru usuwać ciąz˙y – ciągnęła
Avery. – Jak tylko się dowiedziałam, z˙e będę miała
dziecko, zdecydowałam się na samotne rodziciel-
stwo. Wiele kobiet w dzisiejszych czasach wycho-
wuje dzieci bez ojca. A mama była zachwycona, z˙e
wreszcie będzie miała wnuka.
Jonas tak źle wyglądał, z˙e Avery go spytała, czy
przypadkiem nie chce się napić wody. Ale on tylko
pokręcił głową i gestem dał jej znak, by opowiadała
dalej.
– Któregoś dnia źle się poczułam w pracy, a po
powrocie do domu musiałam się połoz˙yć. Ale to nic
nie dało, bo wkrótce zaczęły się straszliwe bóle.
Zemdlałam. Wtedy Paul się wystraszył i wezwał
pogotowie. – Avery popatrzyła na Jonasa pełnymi
łez oczyma. – To była ciąz˙a pozamaciczna. Wywią-
zał się krwotok i trzeba było zrobić operację. Usu-
nięto mi uszkodzony jajnik, a potem jeszcze się
okazało, z˙e z drugim jajnikiem tez˙ jest coś nie
w porządku i nigdy nie będę miała dzieci.
– Oczywiście Morell był zachwycony – domyś-
lił się Jonas.
– Nie posiadał się z radości, z˙e ,,nasz problem
sam się tak ładnie rozwiązał’’. To jego słowa.
125
TOWARZYSKI SKANDAL
– Avery się skrzywiła. – On był w siódmym niebie
i nic go nie obchodziło, z˙e ja straciłam dziecko!
– Wstała, poszukała chusteczki, wytarła nos. – Czu-
łam się okropnie, wszystko mnie bolało i bez prze-
rwy płakałam. Kiedy Paul mnie przywiózł na Gres-
ham Road, byłam tak zajęta sobą, z˙e dopiero po
kilku dniach zauwaz˙yłam, jak źle wygląda moja
mama. Dowiedziałam się od lekarza, z˙e ma powaz˙-
ne kłopoty z sercem, więc zrezygnowałam z pracy.
Zostałam w domu, z˙eby zaopiekować się nią i do-
trzymać jej towarzystwa przez tych kilka miesięcy
z˙ycia, jakie jej jeszcze zostały. Paulowi powiedzia-
łam, z˙e między nami wszystko skończone. Nie
chciał przyjąć tego do wiadomości. Nadal nie chce,
choć odkąd mnie tu przywiózł trzy lata temu, nie
przekroczył progu mojego domu.
– Zabiję drania! – Jonas zacisnął pięści. – Mało
brakowało, a zrobiłbym to w piątek w El Vino.
Złapałem go za gardło, potrząsnąłem jak szczurem
i powiedziałem, z˙e jeśli piśnie jeszcze choć słowo,
to nie tylko przefasonuję mu buźkę, ale rozpowiem
wszem i wobec, z˙e robił mi nieprzyzwoite propozy-
cje w tej toalecie. Miał szczęście, z˙e ktoś wszedł, bo
mogłoby nie skończyć się na strachu. – Jonas po-
chylił się nad stołem. – Łobuz pewnie liczył na to, z˙e
kiedyś zmienisz zdanie, a potem ja się zjawiłem,
więc umyślił sobie, z˙e się mnie pozbędzie.
– I udało mu się – stwierdziła Avery.
– Udało się – zgodził się z nią Jonas. Milczał
długą chwilę, a potem podniósł głowę i popatrzył
126
CATHERINE GEORGE
prosto w oczy Avery. – Domyślam się, z˙e nie masz
ochoty mnie słuchać, ale muszę ci to powiedzieć.
Kocham cię, Avery.
– A jednak uwierzyłeś Paulowi. – Avery pat-
rzyła na niego smutno. – Ciekawe, gdzie się po-
działo to zaufanie, o którym tyle mówiłeś.
– Tak, wiem, zawaliłem sprawę. – Przetarł oczy
palcami. – Przysięgam na Boga, z˙e chciałbym cof-
nąć to, co powiedziałem.
– Tez˙ bym tego chciała, niestety to niemoz˙liwe.
– Wzruszyła ramionami. – Jestem pamiętliwa i ni-
gdy nie przebaczam.
Jonas przyglądał się jej w milczeniu. W końcu
skinął głową i wstał.
– Wobec tego nie mam ci juz˙ więcej nic do
powiedzenia.
– Na pewno jesteś w stanie jechać tak daleko?
– Avery z troską spoglądała na jego bladą twarz.
– Przez˙yję. Po drodze wstąpię do rodziców. Po-
wiem, z˙e jestem chory i pozwolę mamie trochę mnie
porozpieszczać. – Uśmiechnął się ponuro i syknął
z bólu. – Cholernie boli! Ciągle jeszcze czuję ten
policzek. Dobrze, z˙e nie mam się teraz z czego
śmiać.
Ja tez˙ nie mam, pomyślała, patrząc, jak kuśtyka
do swego samochodu. Przy furtce przystanął, od-
wrócił się i podniósł rękę w poz˙egnalnym geście.
Wolała zamknąć drzwi, niz˙ patrzeć, jak na zawsze
znika z jej z˙ycia.
127
TOWARZYSKI SKANDAL
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Na trzeci dzień od wyprawy do Londynu Avery
właśnie zamykała pracownię, kiedy zadzwoniła Na-
dine Cox.
– Dobrze, z˙e cię złapałam. Mam dla ciebie kwia-
ty. Bądź taka kochana i przyjdź po nie. Zaoszczę-
dzisz mi podróz˙y na Gresham Road.
Avery poszła do pobliskiej kwiaciarni. Oczy jej
wyszły na wierzch na widok ogromnego bukietu
róz˙owych róz˙.
– Ta odmiana nazywa się Lovely Lady. Śliczne,
prawda? Pan Mercer powiedział, z˙e zadzwoni i oso-
biście wszystko wyjaśni. Weź ten bukiet, a ja ci
zaniosę do samochodu drugi.
– To jest jeszcze jeden?
Nadine wyniosła z zaplecza naręcze ogniście
czerwonych peonii.
– Kosztują majątek – trajkotała Nadine. – Zresz-
tą róz˙e tez˙ nie są tanie o tej porze roku.
Avery połoz˙yła bukiety na stole w kuchni i pat-
rzyła. Wspaniałe peonie mówiły same za siebie,
a róz˙e... Czyz˙by był jasnowidzem?
Wstawiła róz˙e do kryształowego wazonu babci,
a potem poszukała czegoś na tyle duz˙ego, z˙eby
zdołało pomieścić naręcze peonii.
Na szczęście dla Avery Jonas zadzwonił, zanim
ciekawość skłoniła ją, by pierwsza się do niego
odezwała.
– Dostałaś kwiaty? – spytał.
– Dostałam i dziękuję. Są prześliczne.
– To mój niezbyt oryginalny sposób na powie-
dzenie, z˙e bardzo cię przepraszam.
– Peonie rozumiem, ale po co jeszcze róz˙e?
– Jako bezsensowne, ale z głębi serca płynące
przeprosiny dla twojej mamy.
– Ach, tak. – Avery postanowiła nie mówić
Jonasowi, z˙e ze wszystkich kwiatów świata Ellen
Crawford najbardziej lubiła właśnie róz˙owe róz˙e.
– Kwiaty pewnie cię nie pocieszą – mówił Jonas
– ale dzięki nim ja czuję się nieco lepiej.
– Mnie tez˙ zrobiło się lepiej od tych kwiatów.
– Ale nie na tyle, z˙ebyś zmieniła zdanie?
– Nie – powiedziała łagodnie. – Nie az˙ do tego
stopnia.
Avery Alternations miała mnóstwo zamówień
z okazji zbliz˙ających się ślubów, w tym najwaz˙niej-
szego w tym sezonie ślubu Frances i Philipa, który
uparł się, z˙eby jego narzeczona poszła do ołtarza
w białej sukni.
– Tłumaczyłam Philipowi, z˙e biel dla kobiety
w moim wieku to lekka przesada, zwłaszcza w lu-
tym, ale w końcu mnie przekonał – opowiadała
kolez˙ankom Frances. – Uszyję sobie gładką prostą
suknię, z˙ebym mogła ją zakładać na kolacje podczas
129
TOWARZYSKI SKANDAL
miodowego miesiąca, a na to narzucę tę koronkową
kamizelę, którą kupiłam na targu staroci.
– Najpierw trzeba nad nią popracować – mruk-
nęła Avery.
– I to właśnie jest zadanie dla ciebie – oznajmiła
przyszła panna młoda. – Zrobisz to dla mnie? Proszę.
– Taniej by wyszło kupić koronkę na nową ka-
mizelę.
– Ale ja wolę antyczną – upierała się Frances
i uz˙yła argumentu nie do odparcia. – Gdyby ktoś
obcy ją przyniósł do naprawy, tobyś nie odmówiła.
Pokonana Avery obiecała zrobić co w jej mocy,
jednakz˙e z zastrzez˙eniem, z˙e jeśli rezultat będzie
gorszy od spodziewanego, zostanie wdroz˙ony plan
B, czyli kupno koronki na nową kamizelę.
W głębi duszy była zadowolona, z˙e ma przed sobą
masę z˙mudnej pracy, która wymagała takiej staran-
ności, z˙e została zabrana do domu, z˙eby Avery mogła
poświęcić jej wieczory, jakie teraz, kiedy Jonas
zniknął z jej z˙ycia, ciągnęły się w nieskończoność.
Ku zadowoleniu Avery z˙ycie róz˙ i peonii nie było
długie. Ilekroć popatrzyła na róz˙e, zdawało jej się,
z˙e słyszy głos mamy, napominający, z˙e ludzkie
z˙ycie takz˙e jest krótkie, z˙e Jonas jest tylko człowie-
kiem i pewnie uderzył mu do głowy alkohol pomie-
szany z zazdrością, dlatego nie był w pełni władz
umysłowych, kiedy powiedział to, za co sprawied-
liwie dostał po twarzy.
W końcu zgodziła się z tą argumentacją. Stop-
niowo jej pamiętliwe serce stawało się coraz bar-
130
CATHERINE GEORGE
dziej zapominalskie i tęskniło za Jonasem tak samo
jak ciało i dusza. Najgorsza z nich była tęsknota
ciała. Gdy Avery lez˙ała sama w wielkim łóz˙ku,
które kupiła po to, by je dzielić z Jonasem, myślała
o nim w taki sposób, z˙e czasami musiała brać zimny
prysznic.
– Jesteś przemęczona – zauwaz˙yła Frances któ-
regoś popołudnia, gdy Helen i Louise poszły do do-
mu. – Z
˙
ałuję, z˙e kazałam ci naprawiać tę kamizelę.
– To nie kamizela, tylko bezsenność – uspokoiła
ją Avery.
– A powodem tej bezsenności jest Jonas?
– A kto inny?
– Co poszło nie tak, kochana? – Frances wresz-
cie zdecydowała się zadać to pytanie.
Avery zwięźle opowiedziała całe zajście.
– Wtedy nie dałam się przebłagać – zakończyła
opowiadanie – ale teraz mam nieco bardziej ra-
cjonalny ogląd całej sprawy. Czuję, z˙e gdyby mama
z˙yła, kazałaby mi wybaczyć i zapomnieć.
– Więc powiedz o tym Jonasowi.
– Nie mogę!
– Dlaczego?
– Duma.
– Alez˙ przez nią jesteś nieszczęśliwa! Zadzwoń
do Jonasa. Najlepiej jeszcze dzisiaj.
– Dzisiaj mam spotkanie w cechu.
– Chyba nie będzie trwało do rana. – Frances
zwróciła oczy ku niebu. – Zadzwoń do niego po
powrocie do domu.
131
TOWARZYSKI SKANDAL
Avery poszła na spotkanie, wybrała się z całym
towarzystwem na drinka do Angela, a po powrocie
do domu – jak zwykle – sprawdziła, czy nie ma
jakiegoś nagrania na automatycznej sekretarce
i – jak zwykle – nie było z˙adnej wiadomości od
Jonasa.
Następnego dnia od rana miała przymiarki na
mieście i do pracowni dotarła dopiero przed przerwą
obiadową.
– Dobrze, z˙e jesteś – ucieszyła się Frances.
– Z samego rana przyniesiono sukienkę do naprawy.
Ma być gotowa na jutro.
– A co w tym dziwnego?
– Zobacz, to się nie rozpruło samo. – Frances
wywróciła na lewą stronę sukienkę z czarnego jed-
wabiu z metką, od której Avery oczy wyszły na
wierzch. Boczny szefbył ewidentnie nadpruty.
– Ktoś to specjalnie przeciął noz˙yczkami.
– Moz˙e właścicielka próbowała ją odrobinę po-
szerzyć – spekulowała Avery.
– Nie sądzę. – Frances pokręciła głową. – Tak
bardzo się spieszyła, z˙e zapomniała powiedzieć, jak
się nazywa.
– Rzeczywiście, dziwne. Dobrze, zrobię to dziś
po południu.
– Dzwoniłaś wczoraj do Jonasa? – chciała wie-
dzieć Frances.
– Nie dzwoniłam. Mówiłam ci, z˙e idę na spot-
kanie, a potem wybraliśmy się jeszcze na drinka do
Angela.
132
CATHERINE GEORGE
– Jasne. Ciekawe, jaką wymówkę wymyślisz
sobie na dzisiejszy wieczór.
– Właściwie powinnam od razu ci powiedzieć
– Avery uniosła wysoko głowę – z˙e nie zamierzam
dzwonić do Jonasa ani dzisiaj, ani nigdy.
Frances popatrzyła na nią skonsternowana, lecz
coś w postawie Avery powiedziało jej, z˙e lepiej juz˙
nic nie mówić.
Właścicielka czarnej sukienki zjawiła się następ-
nego dnia. Kilka minut przed przerwą obiadową.
Avery starczyło na nią spojrzeć, z˙eby wiedzieć,
z kim ma do czynienia.
– Dzień dobry. – Młoda kobieta się uśmiech-
nęła. – Czy mam przyjemność z Avery Crawford?
Jestem Hetty Tremayne.
– Tak, wiem – westchnęła Avery, demonstrując
klientce naprawiony szef.
– Świetna robota! – ucieszyła się Hetty. – Nie
ma śladu, z˙e coś tu się popruło. Ile jestem winna?
Avery wymieniła najniz˙szą kwotę, jakiej mogła
zaz˙ądać za tak prostą naprawę, Hetty Tremayne
zapłaciła i uśmiechnęła się niepewnie.
– Mieszkam daleko stąd – powiedziała. – Muszę
coś przegryźć przed podróz˙ą, a w podzięce za tak
szybką naprawę chciałabym cię zaprosić na obiad.
– Bardzo chętnie – Avery zgodziła się bez na-
mysłu.
– Nie podałam wczoraj swojego nazwiska – tłu-
maczyła się Hetty, kiedy szły do pobliskiej kawiarni
– bo bałam się, z˙e nie zechcesz się ze mną zobaczyć.
133
TOWARZYSKI SKANDAL
– I po to zniszczyłaś sukienkę? – zdziwiła się
Avery.
– Wolałam się zabezpieczyć. – Hetty uśmiech-
nęła się przepraszająco.
Zaprowadziła Avery prosto do stolika, przy któ-
rym siedział szczupły jasnowłosy męz˙czyzna.
– Witam. – Na ich widok zerwał się na równe
nogi. – Nazywam się Charlie Tremayne.
– Wiem – powiedziała Avery, ściskając jego
dłoń. – Widziałam wasze zdjęcie.
– Dziękuję, z˙e zechciałaś poświęcić nam trochę
czasu – odezwał się Charlie, gdy usiedli przy stoliku.
– Czy coś się stało? – spytała Afery, spoglądając
to na miłą, lecz przeciętną twarz Charliego, to na
olśniewająco piękną buzię Hetty.
– Stało się – potwierdziła Hetty – ale najpierw
coś zjemy. Rozmawiać będziemy potem.
Hetty postawiła na swoim. Dopiero przy herbacie
dała się wyciągnąć na spytki.
– Bardzo się cieszę, z˙e wreszcie was poznałam
– zaczęła Avery – ale nie bardzo rozumiem, dlacze-
go chcieliście się ze mną spotkać.
– Oboje kochamy Jonasa – odparła bez namysłu
Hetty. – Nie moz˙emy stać z boku i patrzeć, jak
marnuje sobie z˙ycie.
– Coś mu się stało? – przeraziła się Avery.
– Jonas zaharowuje się na śmierć – powiedział
Charlie. – Nie przyjez˙dz˙a do Stodoły, nie przy-
chodzi do Lilian na niedzielne obiady...
– Kto to jest Lilian?
134
CATHERINE GEORGE
– Matka Jonasa. Bardzo się o niego martwi. Ja
zresztą tez˙.
– Jak tak dalej pójdzie, to skończy jak oni wszyscy
– dodała Hetty. – Juz˙ widzę te nagłówki w gazetach.
– Jakie nagłówki? – Avery nic nie rozumiała.
– No wiesz, te: ,,Trzydziestolatek zmarł w swo-
im biurze z powodu niewydolności krąz˙enia’’. Czy
chcesz, z˙eby tak skończył?
– Ja nie mam z tym nic wspólnego. Nie widzia-
łam Jonasa...
– I o to chodzi! – wpadł jej w słowo Charlie.
– On to bardzo źle znosi.
– Co chcecie, z˙ebym zrobiła? – Avery powoli
mieszała kawę w filiz˙ance.
– Na początek nam powiedz, czemu nie chcesz
mu przebaczyć.
– Jonas wam to powiedział?
– Lilian. – Charlie pokręcił głową. – Zadzwoniła
do mnie po pomoc, więc popędziłem do Londynu,
z˙eby się z nim zobaczyć. Nie chciał ze mną gadać,
ale ja mam swoje sposoby. Powiedział, z˙e nie
chcesz wyjść za niego za mąz˙, ale nie pochwalił się
dlaczego.
– Kochasz Jonasa? – zapytała Hetty. – Powiedz
nam prawdę, kochanie.
Avery w pierwszej chwili chciała skłamać, ale
w końcu niechętnie skinęła głową.
– Kocham – przyznała.
– A nie mogłabyś mu tego powiedzieć? Jonas
oszalał na twoim punkcie.
135
TOWARZYSKI SKANDAL
– Poznałem go, kiedy obaj mieliśmy po trzynaś-
cie lat – odezwał się Charlie. – Pierwszy raz w z˙yciu
widzę go w takim stanie.
– Wystarczy jeden telefon. – Hetty patrzyła na
nią błagalnie. – A jak następnym razem przyje-
dziesz do Stodoły, urządzimy sobie przyjęcie.
– Rozumiem, z˙e Jonas przyprowadza wam
wszystkie swoje dziewczyny. – Avery uśmiechnęła
się krzywo.
– Nie – oświadczył Charlie. – Ty będziesz pierw-
sza.
Dzień ślubu Frances okazał się zimny i ponury,
ale po południu zimowe słońce wyszło zza chmur,
z˙eby sobie popatrzeć na ceremonię. Avery oraz
Helen i Louise z męz˙ami przyjechały wcześniej,
chcąc zająć miejsca blisko ołtarza.
Philip, zazwyczaj taki spokojny, nerwowo skubał
brzeg marynarki. Siedząca obok niego młoda kobie-
ta w zachwycającym kapeluszu szepnęła mu coś do
ucha i pocałowała go w policzek.
Punktualnie o drugiej organy zagrały marsza
weselnego i Frances weszła do kościoła wsparta na
ramieniu ojca. Miała na sobie skromną białą suknię,
a na niej olśniewającą koronkową kamizelę. Za nimi
szła siedmioletnia wnuczka Philipa w długiej su-
kience z szafirowego welwetu.
– Frances wygląda bardzo elegancko – szepnęła
Helen. – Teraz rozumiem, dlaczego tak się uparła na
tę kamizelę.
136
CATHERINE GEORGE
Ceremonia dobiegła końca, państwo młodzi byli
w połowie drogi do wyjścia, kiedy Avery zauwaz˙yła
nieopodal znajomą sylwetkę. Rozmyślnie upuściła
na podłogę torebkę, z˙eby zyskać odrobinę czasu
i ochłonąć. Jednak on nie zwracał na nią uwagi;
jakby w ogóle jej nie zauwaz˙ył.
– Nie powiedziałaś, z˙e zaprosiłaś Jonasa – mruk-
nęła Avery, kiedy przyszła jej kolej złoz˙yć z˙yczenia
młodej parze.
– To mój ślub – odparła Frances bez cienia
skruchy. – Mogę zaprosić, kogo zechcę.
Jonas podszedł do Avery dopiero po tym, jak
państwo młodzi odjechali do restauracji, w której
miało się odbyć przyjęcie.
– Witaj, Avery – pozdrowił ją uprzejmie. – Pięk-
nie wyglądasz.
Avery kupiła od Christine biały wełniany z˙akiet
i włoz˙yła go na skromną czarną sukienkę, którą
Jonas juz˙ kiedyś widział. Włosy upięła w ciasny
kok, ale złagodziła surowość tego uczesania eleganc-
kim kapeluszem.
– Dzień dobry – powiedziała. – Tobie tez˙ nicze-
go nie brakuje.
– Tom prosił, z˙ebym cię zawiózł do Angela. Nie
będziesz miała nic przeciwko temu?
– Oczywiście, z˙e nie – odparła uprzejmie.
W małej salce, w której urządzono przyjęcie,
siadła obok Helen, Louise i ich męz˙ów. Oczywiście
Jonas dołączył do towarzystwa. Avery była dumna,
z˙e z takim spokojem popija szampana, uśmiecha się
137
TOWARZYSKI SKANDAL
i rozmawia jak gdyby nigdy nic. Zasłuz˙yła sobie na
Oscara!
Gdy młoda para opuściła lokal, by udać się
w podróz˙ poślubną, Jonas zaproponował Avery, z˙e
odwiezie ją do domu. Zgodziła się! Sama nie bardzo
wiedziała dlaczego, ale się zgodziła.
– Zaproś mnie do środka – powiedział Jonas,
kiedy dotarli na Gresham Road – bo inaczej wszyst-
kie wysiłki Frances pójdą na marne.
– Nie tylko Frances. Tremayne’owie tez˙ próbo-
wali – uświadomiła go Avery. – Wejdź, jeśli na-
prawdę chcesz.
Nie oglądając się na Jonasa, pobiegła do domu,
przytrzymując ręką kapelusz.
– Co to za historia z Tremayne’ami? – chciał
wiedzieć Jonas.
– Najpierw zaparzę herbatę, potem ci wszystko
opowiem. Chyba z˙e wolisz kawę?
– Niczego nie chcę – burknął.
– To chodź tutaj – zaprosiła go do gabinetu.
Wzdrygnęła się, gdy lodowaty deszcz uderzył
o szklane drzwi, prowadzące do ogrodu. – Frances
miała szczęście, z˙e pogoda wytrzymała az˙ do tej
pory.
Avery przebrała się w dz˙insy i gruby czerwony
sweter. Kiedy wróciła do gabinetu, jej gość siedział
naburmuszony w rogu kanapy i wpatrywał się
w wygaszony kominek.
– Na pewno nie chcesz kawy? – spytała, nim
usiadła w drugim końcu tej samej kanapy.
138
CATHERINE GEORGE
– Nie chcę. – Popatrzył na nią zimno. – Chcę się
tylko dowiedzieć, o co chodziło z tymi Tremay-
ne’ami.
– Hetty przyniosła mi sukienkę do naprawy, ale
to był tylko pretekst. Chcieli się ze mną spotkać.
– Opowiedziała o rozmowie z jego przyjaciółmi.
– Hetty i Charlie, no i oczywiście moja mama
bardzo chcą mi jakoś pomóc – odezwał się, gdy Avery
skończyła opowieść. – Jak widać bezskutecznie.
– Mogłeś sam do mnie zadzwonić – burknęła.
– Po co? Kiedy ostatnim razem rozmawialiśmy,
jasno powiedziałaś, z˙e cokolwiek bym powiedział
czy zrobił i tak niczego między nami nie zmienię.
– Więc czemu przyjechałeś na ślub?
– Z
˙
eby zrobić przyjemność Frances.
A więc nie po to, z˙eby się ze mną pogodzić,
pomyślała rozz˙alona Avery.
– To bardzo miło z twojej strony – pochwaliła
wyniośle i az˙ syknęła, gdy kolejny podmuch wichu-
ry uderzył w okno. – Zwłaszcza z˙e podobno jesteś
bardzo zajęty.
– No, to będę się zbierał. – Jonas jakby dopiero
teraz przypomniał sobie o czekających go w Lon-
dynie obowiązkach.
W milczeniu przeszli do przedpokoju, Jonas ot-
worzył drzwi i zaklął siarczyście. Na dworze szalała
zamieć. Śnieg walił gęstymi płatami, a porywisty
wiatr niósł je na ogród. Zaraz jednak zmienił kieru-
nek i wdmuchnął kłąb lodowatego śniegu do przed-
pokoju.
139
TOWARZYSKI SKANDAL
– Nigdzie nie pojedziesz w taką pogodę – stwier-
dziła Avery i zatrzasnęła drzwi. – Zostaniesz
u mnie, ale nie bój się – dodała – nie wciągnę cię do
łóz˙ka.
– Nawet przez myśl mi to nie przeszło.
Ich oczy się spotkały i chwilę patrzyli na siebie
w kompletnej ciszy.
– Prześpisz się w gościnnym pokoju – odezwała
się w końcu Avery. – Ale chyba za wcześnie, z˙eby
iść spać. Moz˙e byśmy coś zjedli. Ja jestem strasznie
głodna.
– Wcale się nie dziwię. Na przyjęciu prawie nie
tknęłaś jedzenia.
– Nie przepadam za tamtejszą kuchnią, ale to
tajemnica.
– Na pewno cię nie zdradzę – zapewnił Jonas
konspiracyjnym szeptem.
– Rozpal ogień w kominku – komenderowała
Avery – a ja przez ten czas zrobię kanapki.
Sama nie wiedziała, czy ma złorzeczyć, czy tez˙
dziękować losowi za tych kilka dodatkowych go-
dzin z Jonasem. Kiedy go zobaczyła w kościele,
była przekonana, z˙e skorzystał z okazji, z˙eby się
z nią zobaczyć. Przygotowała sobie nawet przemo-
wę, która miała mu uświadomić, z˙e jeśli przyjechał
z jej powodu, to trudził się na próz˙no. A tu się
okazało, z˙e Jonas chciał zrobić przyjemność Fran-
ces i wcale nie usycha z tęsknoty za Avery Craw-
ford.
140
CATHERINE GEORGE
ROZDZIAŁ DWUNASTY
– Jesteś na mnie zły – stwierdziła Avery, gdy
w milczeniu jedli kolację w gabinecie.
– Nie na ciebie – Jonas pokręcił głową. – Na
siebie. Niepotrzebnie przyjez˙dz˙ałem. Mogłem po-
prosić Hannah, z˙eby wysłała Frances kwiaty i jakiś
kosztowny drobiazg...
– Co to za Hannah?
– Moja asystentka. Odziedziczyłem ją po tacie.
– Jonas popatrzył na nią zdziwiony tym wybu-
chem skrywanej zazdrości. – Ma tyle lat, z˙e mog-
łaby być moją matką. Poza tym jest męz˙atką i ma
dwóch synów. Jest doskonała w tym, co robi, i gdy-
by chciała odejść, padłbym na kolana i błagał,
z˙eby została.
– Rozumiem. – Avery się zaczerwieniła.
– Niestety, nie ma w moim z˙yciu innej kobiety
– mówił z z˙alem Jonas. – Jesteś niezrównana, ale
udało mi się przekonać siebie, z˙e wcale cię nie
potrzebuję. Tymczasem wystarczyło jedno spojrze-
nie... – Zdesperowany machnął ręką. – Jak upinasz
do góry te swoje cudne włosy, to nawet nie jesteś
specjalnie ładna.
– W porównaniu z Hetty Tremayne jestem pas-
kudnym kaszalotem – zgodziła się Avery.
Przygotowała mu pokój, a kiedy zeszła na dół,
usłyszała, z˙e Jonas rozmawia z kimś przez telefon.
Wycofała się pospiesznie i czekała w kuchni, az˙
skończy rozmowę. Bardzo z˙ałowała, z˙e nie ma juz˙
między nimi tej spokojnej poufałości, jaka ich łą-
czyła, zanim Paul wtrącił się w ich z˙ycie.
– Masz pościelone łóz˙ko – powiedziała, kiedy
odszukał ją w kuchni. – Ręczniki i szczoteczkę do
zębów połoz˙yłam ci w łazience.
– A więc masz nawet szczoteczkę do zębów!
– Nie potrafię się oprzeć promocji ,,dwie szczo-
teczki w cenie jednej’’.
– Gdybyś przypadkiem chciała wiedzieć, to roz-
mawiałem z mamą. – Jonas prędko zmienił temat.
– W wiadomościach mówili o śniez˙ycy w tym
rejonie, więc się zaniepokoiła. Oczywiście nie po-
wiedziałem jej, gdzie zanocuję. Gdybym powie-
dział, z˙e będę spał u ciebie, zaraz zaczęłaby na-
słuchiwać tupotu małych nóz˙ek.
Avery się wzdrygnęła.
– Przepraszam. – Jonas dotknął jej ręki.
Jakiś czas w milczeniu wpatrywał się w czubki
swoich butów, a potem zwrócił spojrzenie na Avery.
– Duz˙o myślałem w ciągu minionych tygodni
– zaczął. – Chcesz wiedzieć, do jakich wniosków
doszedłem?
– Nie wiem – odparła cichutko.
– Adoptujemy dziecko. Jeśli zechcesz, to nawet
więcej niz˙ jedno.
– Nie! – zaprotestowała stanowczo.
142
CATHERINE GEORGE
– Nie zgadzasz się na adopcję, czy nie moz˙esz
mi wybaczyć głupoty?
– Juz˙ mi przeszło. – Wzruszyła ramionami.
– A więc nie zgadzasz się na adopcję?
– Nie zgadzam.
– No to wróciliśmy do punktu wyjścia. – Za-
milkł. – Skłamałem – odezwał się po chwili.
– W jakiej sprawie?
– Przyjechałem na ślub, z˙eby się z tobą zoba-
czyć. Spodziewałem się, z˙e kaz˙ą mi się tobą za-
jmować i wiedziałem, z˙e ty się na to zgodzisz,
choćby po to, z˙eby nie sprawiać przykrości Frances.
– Nigdy bym się nie domyśliła. – Popatrzyła na
niego kompletnie zaskoczona.
– Bo jak tylko cię zobaczyłem, wściekłem się, z˙e
zmarnowaliśmy tyle czasu. Zamiast cię pocałować,
chciałem ci skręcić kark. – Uśmiechnął się do niej
serdecznie, tak jak dawniej. To właśnie ten uśmiech
prześladował ją po nocach.
– Idź spać. – Przykucnęła przed kominkiem, z˙eby
wygasić ogień. – Ja włączę alarm i pogaszę światła.
– Niech będzie – westchnął zawiedziony. – Dob-
ranoc, Avery.
Obchód domu zajął jej więcej czasu niz˙ zwykle.
Potem wzięła aromatyczną kąpiel, ale i tak nie
mogła zasnąć. Przewracała się z boku na bok, az˙
w pewnej chwili usłyszała, jak otwierają się drzwi
sypialni. Zacisnęła powieki, zamarła w bezruchu.
Zaraz potem poczuła obok siebie nagie męskie
ciało.
143
TOWARZYSKI SKANDAL
– Tak bardzo cię pragnę, z˙e nie mogę spać
– szepnął Jonas.
– Trzeba było przyjść wcześniej – odszepnęła.
Jonas się roześmiał, przytulił ją i pocałował.
– Zapomniałaś się rozebrać – zauwaz˙ył, a potem
wyłuskał ją z ciepłej piz˙amy.
Kiedy juz˙ lez˙ała przy nim całkiem naga, włączył
nocną lampkę, oparł się na łokciu i patrzył.
– Po całych nocach wyobraz˙ałem sobie ciebie
taką jak w tej chwili. – Odgarnął jej włosy z czoła.
– Muszę się upewnić, z˙e tym razem jesteś praw-
dziwa.
Po tak długiej przerwie ich pragnienie bardzo
szybko dosięgło szczytu, a poniewaz˙ oboje mieli za
sobą mnóstwo nieprzespanych nocy, prawie natych-
miast zasnęli, wczepieni w siebie, jakby się bali, z˙e
znów ich ktoś rozłączy.
Avery obudziła się o świcie przytulona do Jona-
sa. Na dworze było biało. Wiedziała, z˙e musi wstać,
ale nie chciała tego robić juz˙ teraz. Jonas był cieplu-
tki i wreszcie było jej dobrze... Lecz gdy po raz
drugi otworzyła oczy, Jonasa przy niej nie było.
Słyszała, jak gwiz˙dz˙e pod prysznicem. Zdąz˙yła
wstać z łóz˙ka i załoz˙yć szlafrok, kiedy wszedł do
pokoju nagi, z ręcznikiem owiniętym wokół bioder.
– Biedna kamelia – powiedziała Avery, spog-
lądając na pokryty śniegiem ogród.
– Niech szlag trafi przeklętą kamelię! – Przytulił
ją do siebie, ale go odsunęła.
– Muszę się umyć – powiedziała.
144
CATHERINE GEORGE
– Po tym, co się stało w nocy, nie ma sensu,
z˙ebyśmy wracali do punktu wyjścia – powiedział,
przytrzymując ją przy sobie.
– Zmarzniesz – uśmiechnęła się do niego.
– Ubierz się, a ja się przez ten czas umyję. Poroz-
mawiamy przy śniadaniu.
Byli tacy głodni, z˙e nie zamienili słowa, póki nie
wymietli talerzy do ostatniego okruszka.
– No, teraz moz˙emy rozmawiać – stwierdził
Jonas, kiedy Avery nalała herbatę do kubków. – Co
dalej, panno Crawford?
– Proponuję zawrócić. Oczywiście nie do punk-
tu wyjścia – dodała, widząc zasępioną minę Jonasa.
– Cofnijmy się do czasu, zanim Paul wtrącił się
w nasze z˙ycie.
– Znów chcesz mieć kochanka na przychodne?
– westchnął zrezygnowany.
– Na razie tak.
– Co to znaczy ,,na razie’’?
– Trzeba się znów do siebie przyzwyczaić, a jak
się okaz˙e, z˙e nadal chcemy być razem...
– Na pewno będziemy razem! – Jonas nie po-
zwolił jej skończyć myśli. – Juz˙ nigdy więcej nie
pozwolę ci odejść.
Od śniez˙nej zamieci minęły trzy tygodnie.
W piątek wieczorem Jonas przyjechał na Gresham
Road, z˙eby zabrać Avery do Stodoły.
– Nareszcie – westchnął z ulgą, gdy zobaczyli
w oddali dom, oświetlony jak na Boz˙e Narodzenie.
145
TOWARZYSKI SKANDAL
– Widzę, z˙e Hetty zarządziła iluminację. Szkoda
tylko, z˙e Charlie nie płaci za prąd.
– Sknerus! – roześmiała się Avery. – Czy będą
na nas czekać w Stodole?
– Nie. Charlie bardzo chciał, ale Hetty mu to
wybiła z głowy.
Jonas wypakował bagaz˙e, a Avery przespacero-
wała się po całym wielkim pokoju i pogłaskała
Gryfa, z˙eby odnowić starą znajomość.
– Nie przypuszczałam, z˙e jeszcze kiedyś tu
przyjadę – westchnęła.
– Nie nalez˙ało tu przyjez˙dz˙ać – stwierdził Jonas,
przytulając ją do siebie. – Powinniśmy być teraz
w Londynie i rozmawiać o zmianach, jakie chcesz
wprowadzić w naszym domu. – Spojrzał na nią
podejrzliwie. – Chyba z˙e się rozmyśliłaś. Nadal
chcesz mieszkać ze mną w Chiswick?
– Oczywiście! Dlaczego miałabym nie chcieć?
Jonas nie odpowiedział, tylko wzruszył ramiona-
mi, jakby chciał dać do zrozumienia, z˙e jego juz˙ nic
nie zdziwi.
Kolację zjedli w kuchni, ale dopiero po niej,
kiedy przy elektrycznym kominku popijali herba-
tę, Avery się przyznała, czemu tak bardzo chciała
spędzić ten weekend w Stodole, a nie w Londynie.
– Przez cały tydzień byłam okropnie zapracowa-
na – zaczęła, odsuwając się od Jonasa.
– Czemu nie wolno mi cię przytulać?
– Bo nie mogę rozsądnie myśleć. Więc nie przy-
suwaj się i nie patrz tak na mnie.
146
CATHERINE GEORGE
– To znaczy jak? – Jonas zrobił niewinną minę.
– Juz˙ ty dobrze wiesz. I nie przerywaj, bo właś-
nie usiłuję ci powiedzieć, z˙e ,,na razie’’ zbliz˙a się ku
końcowi.
– Co chcesz przez to powiedzieć? – spytał, jak
zwykle w takich razach zaniepokojony.
– Nic złego – zapewniła Avery z tak radosnym
uśmiechem, z˙e kolor wrócił mu na policzki. – Mogę
zamieszkać z tobą, kiedy tylko zechcesz.
Jonas przytulił ją do siebie i mocno trzymając,
otarł się policzkiem o jej policzek.
– Chodźmy do łóz˙ka – poprosił.
– Nie tak szybko – zbeształa go Avery i znów się
odsunęła. – Jeszcze o niczym ci nie opowiedziałam.
– Niech ci będzie. – Jonas westchnął, rozsiadł
się wygodnie na sofie. – Zamieniam się w słuch.
– W poniedziałek zaprosiłam Frances i Philipa
na kolację...
– Powiedziałaś mi o tym, kiedy rozmawialiśmy
przez telefon.
– Owszem, ale nie powiedziałam, po co to zrobi-
łam. – Posłała mu zwycięski uśmiech. – Zapytałam
Frances, co ona na to, z˙eby przejąć moją pracownię.
– Naprawdę? – Jonas az˙ podskoczył. – I co
ona na to?
– Jest za. Philip tez˙. Powiedział, z˙e chętnie się
zajmie księgowością. Frances musi tylko poszukać
kogoś, kto by mnie zastąpił.
– No, z tym to będzie miała kłopot. Jesteś jedyna
w swoim rodzaju.
147
TOWARZYSKI SKANDAL
– Juz˙ mi to kiedyś mówiłeś. We wtorek zawia-
domiłyśmy o naszych planach Helen i Louise. Po-
wiedziały, z˙e będzie im mnie brakowało, ale obieca-
ły, z˙e we wszystkim Frances pomogą. – Avery
odgarnęła włosy za ucho, wzięła głęboki oddech.
– We środę zaprosiłam do siebie agenta nierucho-
mości. Oczywiście nie George’a Morella. No więc
ten agent powiedział, z˙e mogę dostać za dom dwa
razy więcej, niz˙ się spodziewałam.
Jonas wstał, podniósł Avery, a potem znów
usiadł, tylko z˙e tym razem posadził ją sobie na
kolanach.
– Po tym, co usłyszałem, juz˙ cię nie wypuszczę
– oznajmił. – Twój tok myślenia będzie musiał jakoś
sobie z tym poradzić.
– Prawdę mówiąc i tak chciałam cię mieć blisko
siebie, bo teraz będzie najwaz˙niejsze.
– Strzelaj. Nie mogę się doczekać.
– Jestem w drugim tygodniu czwartego miesiąca
ciąz˙y. Sama jeszcze nie mogę w to uwierzyć, ale
będziemy mieli dziecko, Jonas.
– Moja kochana dziewczynko, jak to moz˙liwe?
– Jonas patrzył na nią osłupiały. – Myślałem, z˙e nie
moz˙esz...
– Powiedziano mi, z˙e nie mogę, ale nigdy te-
go nie sprawdzałam. Dopiero kiedy ciebie pozna-
łam...
– Dobry Boz˙e, to fantastyczne! – Jonas patrzył
na nią z uwielbieniem. – Kiedy się dowiedziałaś?
– Od tamtej operacji mam bardzo nieregularne
148
CATHERINE GEORGE
miesiączki, więc nie zwróciłam uwagi, z˙e okres mi
się spóźnia – tłumaczyła. – A jak wreszcie zauwaz˙y-
łam, to juz˙ nie byliśmy razem.
– Ale dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
– Duma. – Avery wzruszyła ramionami. – Uznał-
byś, z˙e chcę się za ciebie wydać.
– Natychmiast bym się z tobą oz˙enił – zapewnił
ją.
– Wiem i właśnie dlatego nic ci nie powiedzia-
łam. Chciałam, z˙ebyśmy się pogodzili, bo mnie
kochasz, a nie dlatego, z˙e tak trzeba. Poza tym
lekarz mi powiedział, z˙e jeśli do końca trzeciego
miesiąca nic złego się nie stanie, to najprawdopodob-
niej donoszę ciąz˙ę do pomyślnego rozwiązania. No
to zacisnęłam zęby i wyczekałam, az˙ skończy się ten
trzeci miesiąc. – Avery uśmiechnęła się do niego.
– Teraz juz˙ wiesz, czemu byłam przeciwna adopcji.
– I cały czas trzymałaś to w tajemnicy? – Jonas
pocałował ją czule i bardzo ostroz˙nie postawił na
podłodze. – Jutro mamy być na obiedzie u Hetty
i Charliego. Czy mogę im przekazać radosną nowinę?
– Oczywiście. Powinni wiedzieć, z˙e za pół roku
będą nam potrzebni rodzice chrzestni.
Najbardziej
poz˙ądanym
kawałkiem
papieru
w całym mieście było zaproszenie na przyjęcie
zorganizowane z okazji otwarcia kompleksu kino-
wego na Stow Street. Pośród zaproszonych gości
byli nie tylko przedstawiciele władz miasta, ale
takz˙e całkiem zwykli ludzie, którzy tylko tym się
149
TOWARZYSKI SKANDAL
wyróz˙niali, z˙e nalez˙eli do kręgu przyjaciół państwa
Mercerów.
– Daj mi go, jak się zmęczysz – szepnęła Lilian
Mercer.
– Nic z tego, mamo – Avery uśmiechnęła się
serdecznie. – Dopiero co zasnął. Dam ci go, jak się
rozwrzeszczy.
– Jak się rozpłacze, to ja go wezmę – wtrąciła się
Hetty. – Tak rzadko go widuję...
– Nie kłóćcie się, moje panie – pogodził je
Robert Mercer. – Jak się obudzi, to ja i Charlie
pójdziemy z nim na spacer.
John Avery Charles Robert Mercer zachowywał
się nadzwyczaj grzecznie. Lez˙ał uśpiony w ramio-
nach swojej mamy, ubranej na tę okazję w ogniście
czerwoną suknię, której widok budził zawiść wszyst-
kich zgromadzonych kobiet.
– Śliczni jesteście oboje – szepnął Jonas Mercer
do z˙ony. – Przemówienia jeszcze trochę potrwają.
Wytrzymasz, kochanie?
– Bez problemu – zapewniła go Avery. – Napraw-
dę mi nie powiesz, co kazałeś napisać na tej tablicy?
– Za chwilę sama się przekonasz.
W końcu ostatni dygnitarz skończył przemówie-
nie, Jonas powiedział kilka słów na zakończenie
i dopiero wtedy Avery podała teściowej śpiącego
synka. Wyprostowana jak struna podeszła do za-
słoniętej tablicy, umieszczonej w pobliz˙u schodów
prowadzących na widownię, i zwróciła się twarzą
do zebranych.
150
CATHERINE GEORGE
– W imieniu Mercom Group mam przyjemność
ogłosić Stow Street Cinema za otwarte – oznajmiła.
Pociągnęła za wstąz˙kę, zasłona opadła i Avery
Mercer wreszcie zobaczyła napis na marmurowej
tablicy.
Budynek ten jest poświęcony pamięci Ellen Craw-
ford.
– Najchętniej od razu bym cię ucałowała, ale
i bez tego będzie mnóstwo plotek – mówiła Avery,
kiedy wreszcie wrócili do domu.
– Szkoda – westchnął Jonas, przyglądając się,
jak jego mały synek zjada kolację.
– Nie potrafię powiedzieć, co czułam, kiedy
przeczytałam te słowa. – Avery odsunęła pustą
butelkę od buźki dziecka i podniosła malca do góry.
– Jesteś bardzo zmęczona. Trzeba było zanoco-
wać u Frances i dopiero jutro wrócić do domu.
– Nocowanie u kogoś z tym całym sprzętem dla
niemowlęcia jest strasznie uciąz˙liwe. Zresztą chcia-
łam jak najszybciej wrócić do domu.
– A więc naprawdę uwaz˙asz to miejsce za swój
dom? – Jonas patrzył na nią uszczęśliwiony.
– A jakz˙eby inaczej? – zdumiała się Avery.
– Przeciez˙ to nasz dom. Twój, mój i jaśnie panicza.
Avery wzięła małego od Jonasa, zaniosła do
sąsiedniego pokoju i ułoz˙yła w łóz˙eczku.
– Miejmy nadzieję, z˙e nie obudzi się od razu
– westchnęła, tuląc się do Jonasa.
– Jesteś zmęczona, kochanie?
151
TOWARZYSKI SKANDAL
– Troszeczkę, ale nie w tym rzecz. – Pocałowała
go w policzek. – Zrobiłeś dziś coś cudownego. Dla
mnie i dla mojej mamy.
– To mój prywatny hołd dla dwóch niezwykłych
kobiet.
– Znam tylko jeden sposób okazania ci wdzięcz-
ności... Chyba z˙e nie masz ochoty.
– Ja? – spytał z taką miną, z˙e Avery wybuchnęła
gromkim śmiechem.
152
CATHERINE GEORGE