Prof. dr hab. Jerzy Robert Nowak
Kto jest kim w lobby
filosemickim
Rozpocz
ę
ta tym tekstem seria artykułów prof. Jerzego Roberta Nowaka jest swego rodzaju
kontynuacj
ą
jego poprzedniego cyklu Za co
ś
ydzi powinni przeprosi
ć
Polaków. Pragniemy pokaza
ć
,
jak wielkie wpływy ma u nas lobby, licz
ą
ce si
ę
głównie z
ż
ydowskimi, nie polskimi racjami, jak bardzo
jest ono silne w polityce czy mediach. Stronniczy filosemityzm bardzo cz
ę
sto ł
ą
czy si
ę
u nas z
lekcewa
ż
eniem polsko
ś
ci i polskich interesów narodowych, z gwałtownymi atakami na polski
patriotyzm i rol
ę
Ko
ś
cioła katolickiego w Polsce. Przedstawiamy wi
ę
c osoby, które tendencyjnie
prezentuj
ą
racje pro
ż
ydowskie. [red.]
Aleksander Kwa
ś
niewski
(PZPR), od 1995 r. prezydent RP, który sfałszował swoje
wykształcenie. W 1989 roku ulubieniec lobby
ż
ydowskiego OKP na czele z Adamem Michnikiem, i
lansowany przez nie jako główny partner przyszłych porozumie
ń
z lewic
ą
OKP. Wdzi
ę
czny
Kwa
ś
niewski deklarował w ramach ankiety, przeprowadzonej w
ś
ród polityków, na kogo głosowałby
najch
ę
tniej poza swoj
ą
parti
ą
: W pierwszej kolejno
ś
ci głosowałbym na Adama Michnika, ale tylko
wówczas, gdyby zało
ż
ył co
ś
własnego (...). To co Michnik my
ś
li i jak my
ś
li, odpowiada mi najbardziej -
jako obywatelowi i jako politykowi (...). ("Gazeta Wyborcza" z 21 czerwca 1991). W
ś
ród pogl
ą
dów
szczególnie bliskich Michnikowi znajdujemy tak mocno akcentowane przez Kwa
ś
niewskiego
pot
ę
pienia pozostało
ś
ci narodowego egocentryzmu, za
ś
ciankowo
ś
ci, ksenofobii i poczucia dziejowej
misji, haseł poloncentrycznych i hurrapatriotycznych emocji (z obszernego dwukolumnowego artykułu
A.Kwa
ś
niewskiego na łamach "Gazety Wyborczej" z 1 lipca 1996).
Jako prezydent RP działa dla przyspieszenia przyj
ę
cia przez Sejm ustawy o zwrocie mienia
wyznaniowym gminom
ż
ydowskim, co uczyniłoby ze Zwi
ą
zku Gmin
ś
ydowskich najwi
ę
kszego
finansist
ę
w Polsce. W lipcu 1996 r. podczas spotkania z przedstawicielami organizacji
ż
ydowskich w
Nowym Jorku Kwa
ś
niewski przyobiecał szybki zwrot mienia
ś
ydom.
Pro
ż
ydowska tendencyjno
ść
prezydenta Kwa
ś
niewskiego spowodowała ostry protest prezesa
Kongresu Polonii Ameryka
ń
skiej, Edwarda Moskala, który 10 maja 1996 r. wystosował list do
Kwa
ś
niewskiego krytykuj
ą
c to,
ż
e: Brak stanowczo
ś
ci w działaniach rz
ą
du polskiego, a tak
ż
e
ewidentne bł
ę
dy urz
ę
dników pa
ń
stwowych powoduj
ą
,
ż
e
ś
ydzi pozwalaj
ą
sobie na coraz wi
ę
cej i
coraz wi
ę
cej uzyskuj
ą
. Kwa
ś
niewski odrzucił krytyczne uwagi Moskala, popieraj
ą
c
ż
ydowskie racje.
Mi
ę
dzy innymi podtrzymał d
ąż
enie do jak najszybszego zwrotu mienia dla gmin
ż
ydowskich oraz
wyst
ą
pił w obronie krytykowanych przez prezesa Moskala przeprosin wobec
ś
ydów m.in. za tzw.
pogrom kielecki, wystosowanych przez ministra Rosatiego w imieniu narodu polskiego. Sekretarz
stanu Marek Siwiec wyst
ę
puj
ą
c na konferencji prasowej w imieniu prezydenta Kwa
ś
niewskiego
stwierdził,
ż
e: Polska i społecze
ń
stwo polskie powinny przeprosi
ć
za to, co było niegodziwe w historii
Polaków i
ś
ydów po II wojnie
ś
wiatowej.
Postaw
ę
Kwa
ś
niewskiego dobrze ilustrowała jego reakcja na dokonan
ą
przez Izraelczyków masakr
ę
102 Palesty
ń
czyków w Kanie Galilejskiej. Prezydent RP skomentował barbarzy
ń
sk
ą
napa
ść
słowami,
i
ż
jest to chyba zbyt du
ż
y koszt uporz
ą
dkowania stosunków mi
ę
dzy dwoma krajami. Tylko tyle.
Rzeczywi
ś
cie - komentarz godny Europejczyka.
W 1995 roku Kwa
ś
niewski nale
ż
ał do pierwszych polskich polityków, którzy wyst
ą
pili z publicznym
pot
ę
pieniem kilku zda
ń
ksi
ę
dza prałata Henryka Jankowskiego, dzi
ś
jak wiadomo spreparowanych
przez "Gazet
ę
Wyborcz
ą
". Równocze
ś
nie za
ś
nie zareagował ani słowem na prowokacyjne
antypolskie wyst
ą
pienie laureata Nagrody Nobla,
ż
ydowskiego pisarza Elie Wiesela, wygłoszone 7
lipca br. podczas oficjalnych uroczysto
ś
ci w Kielcach w obecno
ś
ci premiera RP, w tym skrajne
uogólnienia "o polskiej nienawi
ś
ci" (a skrytykował je np. Szymon Wiesenthal oraz przewodnicz
ą
cy
Forum
ś
ydowskiego Stanisław Krajewski).
Najnowszy pobyt Kwa
ś
niewskiego w Stanach Zjednoczonych w lipcu br. stał si
ę
kolejnym
potwierdzeniem jego pro
ż
ydowskiej tendencyjno
ś
ci i konsekwentnych zabiegów o polityczne poparcie
mi
ę
dzynarodowego lobby
ż
ydowskiego. W tym samym czasie, gdy wida
ć
było brak stara
ń
o rozmowy
z rzeczywi
ś
cie reprezentatywnymi przedstawicielami Polonii w Stanach Zjednoczonych prezydent
Kwa
ś
niewski po
ś
wi
ę
cił maksimum uwagi na kolejne spotkania z najbardziej wpływowymi
przedstawicielami lobby
ż
ydowskiego w USA. Odwiedził m.in. znane z polako
ż
erstwa redakcje
zdominowanych przez
ś
ydów gazet: "New York Timesa" i "Washington Post", odbył rozmowy z rad
ą
Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie i spotkał si
ę
z przedstawicielami 56 najwi
ę
kszych organizacji
ż
ydowskich w Stanach Zjednoczonych. Zyskał ich maksymaln
ą
aprobat
ę
po dłu
ż
szych rozmowach "za
zamkni
ę
tymi drzwiami".
Jako działacz PZPR i SdRP oraz jako prezydent RP Kwa
ś
niewski ani razu nie przeciwstawił si
ę
antypolskiej nagonce ze strony kół
ż
ydowskich.
Włodzimierz Cimoszewicz
, postkomunistyczny premier RP, syn oficera Informacji
Wojskowej w latach stalinowskich, dał w lipcu 1996 roku podczas uroczysto
ś
ci w Kielcach jaskrawy
dowód tego, do jakiego stopnia niewa
ż
na jest dla niego prawda o historii i godno
ść
własnego narodu.
W sprawach stosunków polsko-
ż
ydowskich, tak skomplikowanych i zło
ż
onych, po dziesi
ę
cioleciach
przemilcze
ń
i niedomówie
ń
, postkomunistyczny premier pozwolił sobie na publiczne, obel
ż
ywe dla
Polaków stwierdzenia, jednostronnie obci
ąż
aj
ą
ce ich win
ą
za wszystkie problemy w stosunkach z
ś
ydami. Gł
ę
boko bolej
ą
c z powodu wszystkiego, w czym kiedykolwiek Polacy zawinili wobec
ś
ydów i
szczerze za to przepraszaj
ą
c (...). Samobiczowanie premiera Cimoszewicza w imieniu całego narodu
polskiego wywołało zdecydowany protest wielu
ś
rodowisk patriotycznych. W opublikowanym 9 lipca
1996 o
ś
wiadczeniu porozumienia 21 organizacji kombatanckich i niepodległo
ś
ciowych (m.in.
Ś
wiatowego Zwi
ą
zku
ś
ołnierzy AK, Stowarzyszenia Szarych Szeregów i kilku zwi
ą
zków wi
ęź
niów
politycznych) stwierdzono: (...) Zamiast niesłusznie oskar
ż
a
ć
cały naród o rzekomy antysemityzm i bi
ć
si
ę
w piersi w jego imieniu, premier Cimoszewicz powinien przeprosi
ć
za zbrodni
ę
, której dokonali jego
ideowi poprzednicy. Nie uczynił tego, nie wykorzystał znakomitej okazji do odci
ę
cia si
ę
od
komunistycznej przeszło
ś
ci, a tym samym zakłamał wyj
ą
tkowo bolesn
ą
kart
ę
naszej historii.
Podczas uroczysto
ś
ci w Kielcach Cimoszewicz zezwolił Elie Wieselowi na bezkarne obra
ż
anie Polski i
Polaków. Zamiast zdecydowanie zareagowa
ć
na prowokacyjne antypolskie i antyreligijne wyst
ą
pienie
Elie Wiesela i jego
żą
danie usuni
ę
cia krzy
ż
y z Auschwitz-Birkenau, Cimoszewicz obiecał wyj
ś
cie
naprzeciw ich
żą
daniom w sprawie usuni
ę
cia krzy
ż
y z terenów byłego obozu Auschwitz-Birkenau. W
ten sposób, jak stwierdzili senatorzy NSZZ "Solidarno
ść
" premier RP zamierza uzurpowa
ć
sobie
prawo do decydowania o symbolach religijnych w Polsce.
Ksi
ą
dz Michał Czajkowski
, asystent ko
ś
cielny "Wi
ę
zi", wykładowca na ATK.
Najskrajniejszy filosemita w
ś
ród polskich duchownych. Ł
ą
czy promowanie skrajnych zarzutów
antysemityzmu wobec Polaków z destrukcyjnymi działaniami dla rozbijania spoisto
ś
ci Ko
ś
cioła
katolickiego od wewn
ą
trz, podwa
ż
ania obrony rzeczy naj
ś
wi
ę
tszych. Tak jak cho
ć
by w sprawie krzy
ż
y
w Birkenau, w wyst
ą
pieniu na łamach "Gazety Wyborczej" i w rozmowie telewizyjnej. Pomimo
jednoznacznego o
ś
wiadczenia Komitetu Episkopatu Polski do Dialogu z Judaizmem broni
ą
cego
krzy
ż
y, ks. Czajkowski ju
ż
dzie
ń
pó
ź
niej wyszedł naprzeciw prowokacyjnym
żą
daniom Elie Wiesela.
Napisał w "Gazecie Wyborczej": (...) S
ą
pewne warto
ś
ci, o które nale
ż
y walczy
ć
, nawet do utraty
ż
ycia, natomiast gdy rozumie si
ę
alergie
ż
ydowskie, a tak
ż
e racje religijne, to nie s
ą
dz
ę
,
ż
e nale
ż
y
walczy
ć
o ka
ż
dy krzy
ż
w Birkenau. Ksi
ą
dz Czajkowski usilnie zach
ę
cał równie
ż
, by rozumie
ć
,
ż
e:
niektórych po prostu krzy
ż
w tym miejscu razi.
W wywiadzie dla "The New York Timesa" z 15 sierpnia 1989 r. zapewniał: Jeszcze bardziej b
ę
d
ę
zwalczał pozostało
ś
ci polskiego i chrze
ś
cija
ń
skiego antysemityzmu. Robi to id
ą
c w sukurs najgorszym
kłamstwom antypolonistów.
W lutym 1994 r. na Forum Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, Czajkowski popisał si
ę
odosobnionym głosem w obronie opublikowanego w "Gazecie Wyborczej" paszkwilu Michała
Cichego na temat Powstania Warszawskiego, uznaj
ą
c oskar
ż
enia o rzekome mordowanie
ś
ydów za
godne tego, by stały si
ę
chrze
ś
cija
ń
skimi rekolekcjami wielkopostnymi.
Ksi
ą
dz Michał Czajkowski pisał na łamach "Gazety Wyborczej" z 25 sierpnia 1990 roku, i
ż
:
antysemityzm to nie tylko ignorancja, głupota, to tak
ż
e moralne zboczenie. A jak okre
ś
li
ć
skrajny
antypolonizm, któremu tak ch
ę
tnie dawał upust sam ksi
ą
dz Czajkowski. Kilkakrotnie na pró
ż
no ju
ż
wzywałem go na łamach "Słowa - Dziennika Katolickiego", pocz
ą
wszy od numeru z 30 czerwca - 3
lipca 1995 roku o wyja
ś
nienie obrzydliwego pomówienia pod adresem rzekomo antysemickich
Polaków, jakiego dopu
ś
cił si
ę
na łamach "Wi
ę
zi" z czerwca 1991 roku. Chodziło o oskar
ż
enie Polaków
o rzekomy udział w pogromach na ziemi polskiej w 1905 roku. Pogromy te, jak potwierdzaj
ą
ś
wiadectwa
ż
ydowskie i rosyjskie, były w cało
ś
ci organizowane i realizowane wył
ą
cznie przez Rosjan.
Polacy nie tylko,
ż
e w nich nie uczestniczyli, ale jednoznacznie wyst
ę
powali w ró
ż
nych w obronie
ś
ydów, jak wynika z wielkiego dwutomowego dzieła wydanego przez specjaln
ą
ż
ydowsk
ą
komisj
ę
pt.
"Die Juden pogrome in Russland" (Kolonia, Lipsk 1910). Ksi
ą
dz Czajkowski, bezskutecznie po
wielokro
ć
wzywany przeze mnie na łamach prasy o wyja
ś
nienie przyczyn obrzydliwego antypolskiego
pomówienia i przeproszenia za nie, nie wykazał nawet cienia godno
ś
ci i uczciwo
ś
ci intelektualnej w tej
sprawie. I dalej, jak przedtem, szkaluje Polaków i osłabia spoisto
ść
Ko
ś
cioła.
Aleksandra Jakubowska
, rzecznik rz
ą
du premiera W.Cimoszewicza, w latach 80.
prezenterka "Dziennika Telewizyjnego". W przeszło
ś
ci jednoznacznie dawała wyraz swemu
krytycznemu stosunkowi do polsko
ś
ci w poł
ą
czeniu z trosk
ą
o obron
ę
racji
ś
ydów. Jako redaktorka
naczelna "Feminy" (dodatku do "
ś
ycia Warszawy") opublikowała na przykład jeden z najostrzejszych
ataków na ksi
ąż
k
ę
Joanny Siedleckiej Czarny ptasior, która ukazywała prawdziwe oblicze Jerzego
Kosi
ń
skiego - osławionego
ż
ydowskiego hochsztaplera i manipulatora. Znakomita ksi
ąż
ka Siedleckiej
została na łamach "Feminy" potraktowana jako wyraz skandalu, post
ę
powania według bezwzgl
ę
dnych
reguł biznesu, pozbawiona rzetelno
ś
ci. W rocznic
ę
3 Maja w tek
ś
cie na łamach postkomunistycznego
"Wprost" (3 maja 1992) stwierdziła z zadowoleniem: Zu
ż
yte, skompromitowane słowa "patriotyzm",
"polsko
ść
", "ojczyzna" nie odrodziły si
ę
w III Rzeczypospolitej.
Wiesław Kot,
autor licznych oszczerczych antypolskich i antyreligijnych tekstów na
łamach postkomunistycznego "Wprost", przedstawiaj
ą
cych Polaków jako grabie
ż
ców mienia
ż
ydowskiego, antysemitów i ciemniaków. Kot nie oszcz
ę
dził te
ż
wielkiego polskiego m
ę
czennika Ojca
Kolbe. S
ą
teksty Wiesława Kota, które wprost prosz
ą
si
ę
o jak najszybsz
ą
interwencj
ę
prokuratora, z
uwagi na ohydne oszczerstwa, godz
ą
ce w dobre imi
ę
narodu polskiego. Na przykład tekst o Li
ś
cie
Schindlera Stevena Spielberga ("Wprost" z 6 lutego 1994), stwierdzaj
ą
cy, i
ż
: Schindler jest
ś
lepy na
teorie rasistowskie, po prostu kocha
ż
ycie i w zabijaniu swych
ż
ydowskich współpracowników
dostrzega unicestwianie cz
ęś
ci Europy - czyli to, co my w Polsce dostrzegli
ś
my kilka dziesi
ę
cioleci
pó
ź
niej. Pisze to Kot jakby nie było kilkuset tysi
ę
cy Polaków bezpo
ś
rednio zaanga
ż
owanych w
ratowanie
ś
ydów, jakby nie było tysi
ę
cy Polaków i Polek straconych z tego powodu, jakby nie było
najwi
ę
kszej liczby drzewek "Sprawiedliwy W
ś
ród Narodów
Ś
wiata", zasadzonych ku czci 4,5 tysi
ą
ca
Polaków przed Yad Vashem w Jerozolimie!!!
Marek Król,
redaktor naczelny "Wprost", jednej z głównych trybun pro
ż
ydowskich racji i ci
ą
głego
oskar
ż
ania Polaków o antysemityzm (mi
ę
dzy innymi w szczególnie tendencyjnych tekstach Wiesława
Kota i Jerzego Sławomira Maca). Skrajny filosemityzm "Wprost" współgra z ci
ą
głymi atakami na
Ko
ś
ciół katolicki w Polsce, podwa
ż
aniem i o
ś
mieszaniem polsko
ś
ci i patriotyzmu.
Marcin Król,
redaktor naczelny miesi
ę
cznika "Res Publica" dofinansowywanego przez
Ministerstwo Kultury. Zarówno on, jak i redagowany przez niego miesi
ę
cznik hołduj
ą
pogl
ą
dom
skrajnie filosemickim.
9 lutego 1996 r. Król wyst
ą
pił na łamach "Tygodnika Powszechnego" (w artykule Ojczyzna) ze
stwierdzeniem: Jak
ą
kolwiek, cho
ć
by najbardziej zniuansowan
ą
form
ę
antysemityzmu lub wszelkiej
ma
ś
ci ksenofobii uwa
ż
am za po prostu skandal, który powinien ko
ń
czy
ć
si
ę
w s
ą
dzie, a nie by
ć
przedmiotem podnosz
ą
cej nieuchronnie rang
ę
problemu debaty politycznej.
Król niejednokrotnie wykazywał całkowity brak szacunku dla polsko
ś
ci i patriotyzmu, wypisywał
tek
ś
ciki o niezgułowatej Polsce. Na łamach miesi
ę
cznika "Res Publica" (nr 3 z 1991 roku) zabłysn
ą
ł
niebywałym uogólnieniem: Polska nigdy w swej najnowszej historii licz
ą
cej dwie
ś
cie lat krajem
normalnym nie była, a wi
ę
c po to,
ż
eby sta
ć
si
ę
krajem normalnym - Polska musi zapomnie
ć
sam
ą
siebie.
Król, tropiciel "polskiego antysemityzmu", przy ka
ż
dej okazji uderza w polskie tradycje narodowa. W
"
ś
yciu Warszawy" z 11 marca 1994 roku pisał: tradycja narodowe to rezerwuar mitów, co wi
ę
cej,
polskie mity narodowe s
ą
to w wi
ę
kszo
ś
ci mity martwe. Któ
ż
z nas przejmuje si
ę
cho
ć
by przez
moment Ko
ś
ciuszk
ą
pod Racławicami (...). Król wsławił si
ę
równie
ż
skandalicznym porównaniem
"My
ś
li nowoczesnego Polaka" Romana Dmowskiego z Mein Kampf Hitlera.
Bolesław Sulik
, przewodnicz
ą
cy (z nadania Unii Wolno
ś
ci) Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji,
jest jednym z najbardziej spektakularnych symboli siły lobby filosemickiego w Polsce. Syn generała w
armii Andersa, Nikodema, w 1946 roku opu
ś
cił Polsk
ę
jako
ś
yd Jakub Szteinberg, osiedlaj
ą
c si
ę
w
Anglii. Jego telewizyjny serial Zmagania o Polsk
ę
wywołał kilkaset protestów ze strony
ś
rodowisk
polonijnych. Szczególne oburzenie wywołało wyeksponowanie w filmie ró
ż
nego typu skrajnych
oskar
ż
e
ń
na temat rzekomego polskiego antysemityzmu przy równoczesnym przemilczaniu sprawy
antypolskiego zachowania si
ę
du
ż
ej cz
ęś
ci
ś
ydów na kresach wschodnich 1939-1941 i roli
ś
ydów w
komunistycznym aparacie władzy w Polsce po 1944 roku. Polscy telewidzowie mogli zapozna
ć
si
ę
z
powstałym po kampanii prezydenckiej 1990 r. jej skrajnie tendencyjnym i zafałszowanym obrazem w
filmie Sulika In Solidarity (W "Solidarno
ś
ci"). Panegirycznemu obrazowi czołowych postaci
ż
ydowskiej
"elitki" m.in. Geremka i Michnika towarzyszyły sceny maj
ą
ce zilustrowa
ć
najgorsze stereotypy
Polaków jako antysemitów. Sulik w wywiadzie dla "Polityki" z 25 maja 1991 r. broni
ą
c du
ż
ej roli "w
ą
tku
antysemickiego" w swym filmie wyst
ą
pił z własn
ą
, oryginaln
ą
definicj
ą
antysemityzmu: jak kto
ś
mi
mówi,
ż
e w Polsce nie ma antysemityzmu, to my
ś
l
ę
,
ż
e to jest wła
ś
nie antysemita.
Krzysztof Teodor Toeplitz
, redaktor naczelny skrajnie deficytowych postkomunistycznych
"Wiadomo
ś
ci Kulturalnych", wydawanych od lat z łaski byłego ministra Dejmka kosztem ogromnych
dotacji z pieni
ę
dzy polskiego społecze
ń
stwa. Jeden z głównych publicystycznych janczarów
jaruzelszczyzny w dobie stanu wojennego przez całe dziesi
ę
ciolecia nale
ż
ał do autorów najmocniej
zaanga
ż
owanych w gromieniu Polaków za ich romantyzmy i "bohaterszczyzn
ę
", wyszydzaj
ą
cych cał
ą
histori
ę
Polski jako ci
ą
g bezmy
ś
lnych "rzuca
ń
si
ę
" nacjonalistycznych i anarchicznych tłumów.
Uogólnienia o wyj
ą
tkowo strasznym charakterze narodowym Polaków ł
ą
czył ze skrajnymi atakami na
"polski antysemityzm" i Ko
ś
ciół katolicki (mi
ę
dzy innymi osławiony tekst w polemice wokół Shoah
Lanzmanna na łamach "Polityki" w 1985 roku. Te tradycje kontynuuj
ą
redagowane przez niego
"Wiadomo
ś
ci Kulturalne" (dalej "WK"). W numerze z 12 listopada 1995 r. Toeplitz powołuje si
ę
z
aprobat
ą
na stwierdzenie mało znanego w Polsce
ż
ydowskiego emigranta-grafomana Andre
Kami
ń
skiego: Nawet kiedy zniknie st
ą
d ostatni
ś
yd, nagonka si
ę
nie sko
ń
czy. Ka
ż
dy rz
ą
d, który chce
tu sprawowa
ć
władz
ę
, musi nas obrzuci
ć
błotem. Tego chce hołota. W publikowanych na łamach
"Wiadomo
ś
ci Kulturalnych" tekstach broniono np. antypolskiego komiksu "Maus" Spiegelmana, gdzie
ś
ydzi s
ą
pokazani jako myszy, Niemcy jako koty, a Polacy jako
ś
winie ("WK" z 13 sierpnia 1995 r.). To
w "WK" ukazała si
ę
chyba jedyna dot
ą
d pochwała skrajnie polako
ż
erczego filmu Sztetl Marzy
ń
skiego
(7 lipca 1996). Przypomnijmy,
ż
e nawet w "Polityce" zdobyto si
ę
w sprawie filmu Sztetl na słowa
krytyki nieuczciwych manipulacji re
ż
ysera.
Inny jaskrawy przykład hucpy w wykorzystaniu pieni
ę
dzy wyci
ą
ganych z pieni
ę
dzy całego, w
przewa
ż
aj
ą
cej cz
ęś
ci katolickiego społecze
ń
stwa. Na pierwszej stronie "WK" z 15 maja 1996 r.
widzimy osławiony rysunek
ż
ydowskiego karykaturzysty z Francji Rolanda Topora z krzy
ż
em
umieszczonym w kroczu kobiety.
Jak długo b
ę
dzie si
ę
to wszystko tolerowa
ć
?!
Michał Cichy
, kierownik działu kultury w “Gazecie Wyborczej”. Młody niedokształcony
publicysta, który postanowił zdoby
ć
herostratesow
ą
sław
ę
dzi
ę
ki zniekształceniu najpi
ę
kniejszych
tradycji polskiego bohaterstwa - historii Powstania Warszawskiego, i to jeszcze w okresie przygotowa
ń
do obchodów jego 50-lecia. Akcj
ę
oszczerstw rozpocz
ą
ł od opublikowania na łamach dodatku “Gazety
Wyborczej” - “Gazety o ksi
ąż
kach” (nr 11 1993) recenzji ze wspomnie
ń
ż
ydowskiego policjanta Calela
Pierechodnika. Wyraził w niej zdziwienie,
ż
e Pierechodnik “przetrwał nawet Powstanie Warszawskie”,
kiedy "AK i NSZ wytłukły mnóstwo niedobitków z getta” (!!!). “Rewelacje” Cichego zostały pó
ź
niej
szeroko rozwini
ę
te w jego paszkwilu o “czarnych kartach Powstania Warszawskiego”, drukowanym w
numerze 24 “Gazety Wyborczej” z 1994 roku. Artykuł roił si
ę
od skrajnych łgarstw, zdemaskowanych
pó
ź
niej publicznie przez wybitnych historyków od prof. Tomasza Strzembosza pocz
ą
wszy po red.
Leszka
ś
ebrowskiego. Cichy zarzucał powsta
ń
com warszawskim zamordowanie około 60
ś
ydów, jako
szczególnie wa
ż
ne “
ź
ródło dowodowe” eksponuj
ą
c znanego z łgarstw
ż
ydowskiego komunistycznego
pseudohistoryka-politruka Bernarda Marka, dyrektora
ś
ydowskiego Instytutu Historycznego w czasach
stalinowskich. “Twórcz
ą
” działalno
ść
naukow
ą
B.Marka (m.in. fałszowanie dokumentów przez
odpowiednie dopisy) ju
ż
dawno zdemaskowali nie tylko autorzy polscy (m.in. słynny działacz
emigracyjnej PPS Adam Ciołkosz), ale i wybitni historycy
ż
ydowscy (
ż
yj
ą
cy na emigracji w Pary
ż
u
Michał Borwicz).
Leszek
ś
ebrowski wydał w 1994 publikacj
ę
ksi
ąż
kow
ą
“Paszkwil Wyborczej”, szczegółowo analizuj
ą
c
ą
antypowsta
ń
cze i antypolskie fałszerstwa i insynuacje redaktora “GW” M.Cichego, i akcentuj
ą
c
ą
odpowiedzialno
ść
szefa “GW”. Redakcja “Wyborczej” całkowicie przemilczała tak powa
ż
ne
oskar
ż
enia, godz
ą
ce w jej imi
ę
- w odr
ę
bnej ksi
ąż
ce - i nigdy nie przeprosiła czytelników za swe
fałszerstwa. A nadworny “historyk” “GW” Michał Cichy dalej “tworzy”, zaskakuj
ą
c czytelników
rozmiarami swych zmy
ś
le
ń
. W “Magazynie” nr 21 z 1995 Cichy opublikował obszerny tekst 1945:
koniec i pocz
ą
tek, stanowi
ą
cy zgodnie z intencjami Michnika wielkie propagandowe łgarstwo,
wybielaj
ą
ce pocz
ą
tki PRL-u i rol
ę
sowieckich “wyzwolicieli”.
Henryk Dasko
, redaktor w “Ex Libris” (dodatku do “
ś
ycia Warszawy”). Hucpiarsko bronił tego
pisma przed krytyk
ą
znakomitego pisarza z emigracji Włodzimierza Odojewskiego, zarzucaj
ą
cego “Ex
Libris” reklamowanie “ton zagranicznego chłamu jak i nowomowy”. Dasko “wsławił si
ę
” jednym z
najbrutalniejszych ataków na ksi
ąż
k
ę
Joanny Siedleckiej “Czarny ptasior”, demaskuj
ą
c
ą
hochsztaplerstwa
ż
ydowskiego pisarza Jerzego Kosi
ń
skiego. W tek
ś
cie Trucizna (“Ex Libris” z 17
marca 1994) nazwał Czarnego ptasiora ksi
ąż
k
ą
nikczemn
ą
, zarzucaj
ą
c autorce antysemityzm godny
dawniejszych kampanii moczarowskich. Jak komentował Piotr Szwajcer na łamach “Nowych Ksi
ąż
ek”
(nr 6 z 1994 r.): (...) Mnóstwo ludzi (...) uwa
ż
a,
ż
e je
ś
li cokolwiek nieprzychylnego powie si
ę
o osobie
narodowo
ś
ci
ż
ydowskiej, nawet gdy s
ą
to rzeczy prawdziwe, to natychmiast trzeba bi
ć
na alarm i
przywoływa
ć
je
ś
li ju
ż
nie Holocaust, to przynajmniej Moczara (vide tekst Dasko) (...). Dasko nigdy nie
przeprosił Siedleckiej za swój nikczemny atak.
Cho
ć
w 1968 roku nie było
ż
adnego przypadku przemocy fizycznej wobec
ś
ydów, Dasko bez
ż
enady
zapewniał na łamach “GW” z 8 stycznia 1990 r. o “prawdziwie pogromowej atmosferze wiosny 1968”.
Przypomnijmy,
ż
e nawet taki “europejczyk” jak Jan Kofman, redaktor naczelny KOR-owskiej “Krytyki”,
pisał w jej numerze 28-29 (s. 65, 66), i
ż
s
ą
d głosz
ą
cy,
ż
e w Polsce roku 1968 wytworzyła si
ę
sytuacja
pogromowa nijak miał si
ę
do rzeczywisto
ś
ci (...). Przesada ma to do siebie,
ż
e przewa
ż
nie chybia
zało
ż
onego celu (...).
Alina Grabowska
, czołowa tropicielka “polskiego antysemityzmu”. Dzi
ś
bryluje jako
demokratka, sterana w bojach z komunizmem na falach RWE. Nie wspomina jako
ś
natomiast o
czasach, gdy jako autorka partyjnego “Głosu Robotniczego” w 1967 roku wypisywała najohydniejsze
bzdury o RWE, wychwalaj
ą
c re
ż
imowego politruka Janusza Kolczy
ń
skiego (por. tekst
P.Skórzy
ń
skiego w “Tygodniku Solidarno
ść
” z 23 grudnia 1994). Zanim wyemigrowała z Polski,
Grabowska zd
ąż
yła jeszcze odpowiednio napi
ę
tnowa
ć
szermowanie hasłami demokracji przez tzw.
komandosów (cyt. tam
ż
e).
W latach 90. ju
ż
jako szermierz prawdziwej demokracji Grabowska z pasj
ą
atakuje ka
ż
dego, kto w
prasie o
ś
mieli si
ę
przypomnie
ć
cokolwiek negatywnego o działaniach jakich
ś
przedstawicieli “narodu
wybranego”. Historykowi Andrzejowi Krzysztofowi Kunertowi na przykład dostało si
ę
od Grabowskiej w
marcu 1994 za przypomnienie prawdziwych imion rodziców s
ą
dowej morderczyni bohaterskiego
generała Nila (Fieldorfa), Gurowskiej: Ojca Moryca i matki Frajdy. Na łamach postkomunistycznego
“Wprost” z 11 grudnia 1994 Grabowska napi
ę
tnowała
ź
ródłow
ą
ksi
ąż
k
ę
Petera Rainy o kulisach
zbrodni na synu Bolesława Piaseckiego w 1956 roku twierdz
ą
c,
ż
e w RFN autorzy i wydawca takiej
ksi
ąż
ki stan
ę
liby rzekomo przed s
ą
dem za “podjudzanie do nienawi
ś
ci rasowej”. W “
ś
yciu Warszawy”
z 11 lutego 1994 Grabowska napi
ę
tnowała publikowane na łamach “Gazety Polskiej” listy w sprawie
ś
ydów, twierdz
ą
c,
ż
e w kraju demokratycznym nakład takiego pisma byłby skonfiskowany. Jak wida
ć
Alina Grabowska, mimo długiego sta
ż
u w RWE, dalej hołduje do
ść
szczególnemu modelowi
demokracji. Os
ą
dzi
ć
, ukara
ć
, skonfiskowa
ć
- oto jej trzy ulubione słowa skrzydlate. Jeszcze w 1990
roku Grabowska wyró
ż
niła si
ę
wytropieniem rzekomego antysemityzmu na plakacie wyborczym
ZChN. Jak perorowała podczas telewizyjnego “Studia Foksal” z wyra
ź
n
ą
zgroz
ą
w oczach: wywo
ż
eni
na taczkach komuni
ś
ci maj
ą
wybitnie semickie rysy twarzy. Ciekawe, co jeszcze wytropi tego typu
tropicielka?
Stanisława Grabska
, wiceprzewodnicz
ą
ca warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej,
znana z wielce nieudolnych, bo opartych wył
ą
cznie na jej domysłach, a nie na faktach, próbach
obrony linii “Tygodnika Powszechnego” jako swoistej wyroczni przez cał
ą
histori
ę
jego istnienia. Córka
byłego działacza endeckiego, który poprzez ró
ż
ne zakr
ę
ty historii zaw
ę
drował na stanowisko
wiceprzewodnicz
ą
cego Krajowej Rady Narodowej, swym post
ę
powaniem pod koniec
ż
ycia skrajnie
rozczarowuj
ą
c rodaków (por. np. wspomnienia lwowianki Barbary M
ę
karsko-Kozłowskiej Burza nad
Lwowem, Londyn 1992, s. 238). W polemikach ze Stanisławem Michalkiewiczem i ze mn
ą
na łamach
“Słowa-Dziennika Katolickiego” Grabska uznała za “rasizm” doszukiwanie si
ę
u współobywateli
pochodzenia obcego - niemieckiego,
ż
ydowskiego, ukrai
ń
skiego czy jeszcze innego (!!!). Gdyby
przyj
ąć
jej zarzuty za słuszne, to nale
ż
ałoby w pierwszym rz
ę
dzie uzna
ć
za rasist
ę
jej ojca prof.
Stanisława Grabskiego. W zapiskach publikowanych po
ś
miertnie na emigracji swoi
ś
cie tłumaczył on
sw
ą
przedziwn
ą
karier
ę
jako wiceprzewodnicz
ą
cego marionetkowej bierutowskiej Krajowej Rady
Narodowej. Pisał,
ż
e Polacy musz
ą
wchodzi
ć
w słu
ż
b
ę
nowej władzy, bo inaczej zostanie ona
zdominowana wył
ą
cznie przez ró
ż
nych karierowiczów
ż
ydowskiego pochodzenia.
Ostatnio filosemityzm p. Grabskiej znalazł wyraz w do
ść
szczególnym, jak na wiceprzewodnicz
ą
c
ą
warszawskiego KIK-u, wywiadzie (w “Rzeczypospolitej” z 12 lipca 1996). Opowiedziała si
ę
w nim
faktycznie za spełnieniem bezczelnych
żą
da
ń
Elie Wiesela, dla którego krzy
ż
e w Auschwitz i Birkenau
s
ą
obelg
ą
. Bo chrze
ś
cijanie w Polsce “powinni bardziej uwzgl
ę
dnia
ć
wra
ż
liwo
ś
ci
ż
ydowskie ni
ż
żą
da
ć
,
ż
eby
ś
ydzi uwzgl
ę
dniali wra
ż
liwo
ś
ci nasze”. A wi
ę
c liczmy si
ę
- zdaniem p. Grabskiej - z tym,
ż
e
ś
ydzi
“chc
ą
mie
ć
tam tylko symbole
ż
ydowskie” i “nie chc
ą
na tym terenie
ż
adnych innych znaków. W tym
kontek
ś
cie niewa
ż
ne jest oczywi
ś
cie to, czego chc
ą
potomkowie pomordowanych chrze
ś
cijan -
Polaków (!).
Małgorzata Niezabitowska
, była minister w rz
ą
dzie T.Mazowieckiego, jego rzecznik
prasowy. W przygotowanej wraz z m
ęż
em i wydanej w USA, Austrii i Niemczech ksi
ąż
ce Ostatni
ś
ydzi
polscy, jednostronnie przedstawiła
ś
ydów polskich jako biedne, wymieraj
ą
ce resztki starych pokole
ń
,
przemilczaj
ą
c prawd
ę
o bardzo du
ż
ych faktycznych wpływach lobby
ż
ydowskiego w ró
ż
nych sferach
ż
ycia w Polsce. Jako rzecznik prasowy rz
ą
du Mazowieckiego odpowiedzialna za skandalicznie wr
ę
cz
słab
ą
oficjaln
ą
reakcj
ę
strony polskiej na polako
ż
ercz
ą
wypowied
ź
premiera Izraela Icchaka Szamira z
1989 roku, zarzucaj
ą
c
ą
Polakom,
ż
e antysemityzm wyssali jako naród z mlekiem matki. “Wra
ż
liwo
ść
”
Niezabitowskiej na tragedie polskiego losu dobrze ilustruje jej zachowanie po oficjalnej wizycie w
Katyniu. Po powrocie z miejsca ka
ź
ni tysi
ę
cy Polaków “odpr
ęż
ała si
ę
” ta
ń
cami na balu wraz z
premierem T.Mazowieckim.
Andrzej Os
ę
ka
, publicysta “Gazety Wyborczej”. Krytyk sztuki, który wyspecjalizował si
ę
w
rozlicznych atakach na “polski antysemityzm”, “zdziczenie i ciemnot
ę
” polskiej prasy patriotycznej etc.
Kiedy
ś
posun
ą
ł si
ę
do nazwania Jana Olszewskiego “falangist
ą
”. Szczególnie nienawidzi jakichkolwiek
odniesie
ń
do słowa “naród”; pragnie, by Polacy si
ę
wr
ę
cz wyrzekli tego słowa. W “GW” z 21
pa
ź
dziernika 1991 pisał: wszystko niemal, co przedstawia si
ę
w polityce jako NARODOWE, jest
ponure i sycz
ą
ce nienawi
ś
ci
ą
. W “GW” z maja 1993 (nr 106) Os
ę
ka wyst
ą
pił z felietonem pod
wymownym tytułem: Boj
ę
si
ę
słowa naród, tłumacz
ą
c swe obawy tym,
ż
e słowo “naród” mo
ż
e by
ć
wykorzystywane do deprecjonowania “innych”, “obcych”. Tekst Os
ę
ki wywołał polemiczne uwagi
R.D.Goldsteina z Krakowa, w “GW” z 25 maja 1993 r.: (...) W Izraelu nikt nie
ś
mie napisa
ć
, po co
u
ż
ywa
ć
terminu “naród
ż
ydowski”. Zachód daje nam przykłady, dlaczego warto w imi
ę
narodu broni
ć
swych interesów (...).
Dariusz Rosati
, postkomunista, minister spraw zagranicznych. Wychowanek i zaanga
ż
owany
pracownik partyjny Szkoły Głównej Planowania i Statystyki, nazywanej w swoim czasie “Czerwon
ą
Ober
żą
” ze wzgl
ę
du na rol
ę
ku
ź
ni marksistowskiego my
ś
lenia w gospodarce. W PZPR od 1966 roku
(miał wtedy 20 lat) do rozwi
ą
zania w 1990 r., I sekretarz PZPR na SGPiS w stanie wojennym. Członek
Rady Nadzorczej osławionego FOZZ, co było powodem odrzucenia jego kandydatury do rz
ą
du
Pawlaka przez prezydenta RP. Natychmiast po tym, jak został ministrem spraw zagranicznych w
rz
ą
dzie Cimoszewicza wyst
ą
pił ze skierowan
ą
do
Ś
wiatowego Kongresu
ś
ydów pro
ś
b
ą
o
przebaczenie za wydarzenia kieleckie 1946, o
ś
wiadczaj
ą
c: Jest nam wstyd za to,
ż
e Polacy dokonali
tej zbrodni. Przepraszał w imieniu narodu polskiego (!!!) zamiast PZPR, z któr
ą
był zwi
ą
zany przez
ć
wier
ć
wieku.
Julian Stryjkowski
, typowy przedstawiciel
ż
ydowskiej inteligencji, przez dziesi
ę
ciolecia
prze
ż
ywaj
ą
cej “przygod
ę
z komunizmem (był ł
ą
cznie 34 lata w partii komunistycznej, pocz
ą
wszy od
skrajnie antypolskiej Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy w 1934 roku). Dziennikarz
kolaboranckiego i polako
ż
erczego “Czerwonego Sztandaru” 1939-1941, członek redakcji
targowickiego organu ZPP “Wolna Polska” w latach 1943-1946. Autor socrealistycznej ksi
ąż
ki Bieg do
Fragala (1951). Cho
ć
kiedy
ś
przyznał publicznie na spotkaniu promocyjnym w “Czytelniku”,
ż
e “czuje
si
ę
winny” propagowania stalinizmu, dzi
ś
dalej mentorsko poucza Polaków. W ró
ż
nych wypowiedziach
atakuje rzekomo niezwykle gro
ź
ny “polski antysemityzm”, który stał si
ę
niezwykle agresywny i
wulgarny” (por. “Wprost” z 2 grudnia 1990). Polsk
ę
zdecydowanie odrzuca. Jak stwierdził w wywiadzie
dla “Rzeczypospolitej” z 2-3 pa
ź
dziernika 1993: (...) ja si
ę
teraz czuj
ę
proizraelski, izraelocentryczny
(...) po wszystkich historiach antysemickich Polska nie jest moj
ą
ojczyzn
ą
.
Jerzy Tomaszewski
- przez par
ę
dziesi
ę
cioleci zdobywał ostrogi na deformowaniu historii
Polski Niepodległej 1918-1939, przedstawianiu jej jako kraju absolutnej n
ę
dzy i stagnacji. W wydanej
wspólnie ze Zbigniewem Landau ksi
ąż
ce Trudna niepodległo
ść
(Warszawa 1968, wyd. partyjne KiW,
s. 132) pisał, i
ż
“dominuj
ą
c
ą
cech
ą
” gospodarki polskiej w latach 1918-1939 była stagnacja (!!!). Kilka
stron dalej (s. 139) dowiadujemy si
ę
za
ś
,
ż
e po 1945 r. dzi
ę
ki wkroczeniu na drog
ę
socjalistycznych
przemian nast
ą
pił szybki i wszechstronny rozwój całego kraju. Nowy ustrój wyzwolił w pełni twórcze
zdolno
ś
ci - patriotyzm i inicjatyw
ę
mas ludowych. Dziesi
ę
ciolecia kłamstw o stagnacji gospodarki
Drugiej Rzeczpospolitej Tomaszewski musiał przerwa
ć
w latach osiemdziesi
ą
tych - oczernianie
dorobku Polski 1918-1939 stało si
ę
troch
ę
niemodne (Jaruzelskiemu imponował wzorzec silnych
rz
ą
dów Piłsudskiego). Tomaszewski błyskawicznie przerzucił si
ę
na tematyk
ę
mniejszo
ś
ci
narodowych. Z dnia na dzie
ń
stał si
ę
głównym specjalist
ą
od bada
ń
stosunków polsko-
ż
ydowskich. I
kłamał dalej. Kto raz przywykł do kłamania o historii... Tym razem główn
ą
metod
ą
prof.
Tomaszewskiego stało si
ę
tendencyjne przedstawianie dziejów stosunków polsko-
ż
ydowskich jako
jednego ci
ą
gu win polskich wobec
ś
ydów, dyskryminowanie biednej mniejszo
ś
ci
ż
ydowskiej przy
skrajnym wybielaniu roli
ś
ydów-litwaków w rusyfikowaniu Polski, czy
ś
ydów-komunistów w
organizowaniu antypolskiej Targowicy.
Szczególne oburzenie w
ś
rodowiskach patriotycznych wywołała ksi
ąż
eczka Jerzego Tomaszewskiego
Mniejszo
ś
ci narodowe w Polsce XX wieku, zakwalifikowana 14 maja 1991 przez ministra edukacji
narodowej do u
ż
ytku szkolnego. Profesor Leszek Tomaszewski uznał j
ą
jako "antywychowawcz
ą
,
depatriotyzuj
ą
c
ą
, mniejszo
ś
ciowocentryczn
ą
, destrukcyjn
ą
, wr
ę
cz kłamliw
ą
". Dr Andrzej Leszek
Szcze
ś
niak nazwał j
ą
ju
ż
w tytule swej recenzji Ksi
ąż
k
ą
ociekaj
ą
c
ą
nienawi
ś
ci
ą
(“Polska Dzisiaj”, maj-
czerwiec 1992, s. 18-19). Uwagi dr. A.L.Szcze
ś
niaka na temat kłamstw ksi
ąż
ki prof.
J.Tomaszewskiego posłu
ż
yły do zło
ż
enia w Sejmie 22 kwietnia 1992 interpelacji przez posła Stefana
Pastuszewskiego, po której minister edukacji narodowej Andrzej Stelmachowski poinformował,
ż
e nie
zakłada si
ę
klauzuli przewiduj
ą
cej dalsze wydania tej ksi
ąż
ki i nie wpisano jej do rejestru
podr
ę
czników i ksi
ąż
ek pomocniczych na kolejny rok szkolny. Tak ostro zaatakowana ksi
ąż
eczka
Tomaszewskiego zawierała niezwykle wiele tendencyjnych banialuk o “polskich nacjonalistach” jako
głównych winowajcach złych stosunków z innymi narodami (inne nacjonalizmy były skrajnie
wybielane). Wybielane były te
ż
rz
ą
dy sowieckie. Jerzy Tomaszewski pisał,
ż
e przy nich młodzie
ż
proletariacka (...) zyskała nieznane dawniej szanse awansu społecznego. W szczególny sposób
tłumaczył prof. Jerzy Tomaszewski sowieckie represje wobec ró
ż
nych warstw społecze
ń
stwa na
kresach: “Represje spotkały natomiast tych przedstawicieli społecze
ń
stwa polskiego, których uznano
za nale
żą
cych do warstw sprawuj
ą
cych władz
ę
i uciskaj
ą
cych proletariat, chłopów oraz mniejszo
ś
ci".
W interpelacji poselskiej zapytywano w zwi
ą
zku z tym: Czy
ż
by autor przez podanie fałszywych
informacji zamierzał przekona
ć
czytelników,
ż
e bolszewicy wymierzyli sprawiedliwo
ść
i ukarali polskich
wyzyskiwaczy? Czy potworna tragedia ludno
ś
ci kresowej (polskiej,
ż
ydowskiej, ukrai
ń
skiej,
białoruskiej) da si
ę
sprowadzi
ć
do “warstw sprawuj
ą
cych władz
ę
”? Czy do nich zalicza autor tak
ż
e
niemowl
ę
ta, których zamarzni
ę
te trupki wyrzucali enkawudy
ś
ci z transportów (...).
Pomimo przej
ś
ciowych niepowodze
ń
i demaskacji autor tych i licznych innych brecht profesor Jerzy
Tomaszewski znakomicie prosperuje na niwie naukowej. Jest czołowym po
ś
ród badaczy
ż
ydowskich,
którzy zmonopolizowali badanie historii stosunków polsko-
ż
ydowskich pod jego redakcj
ą
ukazała si
ę
główna pozycja na ten temat: Najnowsze dzieje
ś
ydów w Polsce, pełna przeró
ż
nych deformacji
(zwłaszcza w cz
ęś
ci opracowanej przez samego J.Tomaszewskiego). Profesor Tomaszewski mo
ż
e
liczy
ć
dalej na nieograniczone poparcie “czerwonych” i “ró
ż
owych” "europejczyków" w swych
tendencyjnych uogólnieniach na temat Polski i Polaków; reprezentuje Polsk
ę
z odpowiednimi skutkami
na posiedzeniach polsko-izraelskiej konferencji podr
ę
cznikowej. I nie prostuje nigdy
ż
adnego ze
swych jak
ż
e licznych “potkni
ęć
” badawczych. Na przykład dot
ą
d nie przeprosił czytelników za
zawierzenie sfałszowanemu przez
ż
ydowskich autorów raportowi o pogromie we Lwowie (por.
demaskacj
ę
fałszu i “potkni
ę
cia” J.Tomaszewskiego, który fałszowi zawierzył, bo bardzo chce zawsze
uwierzy
ć
we wszystko, co
ś
wiadczy niekorzystnie o Polakach - “Dzieje Najnowsze” nr 4 z 1993 r., s.
163-173).
Dawid Warszawski (Gebert
), publicysta "Gazety Wyborczej", jest synem starego działacza
komunistycznego. Jego ojciec był jednym z czołowych działaczy Komunistycznej Partii Stanów
Zjednoczonych, a pó
ź
niej mi
ę
dzy innymi redaktorem naczelnym słu
ż
alczego organu zwi
ą
zków
zawodowych "Głosu Pracy" w czasach stalinizmu (jego zast
ę
pc
ą
w tym organie był przez kilka lat
ojciec Adama Michnika Ozjasz Szechter). W latach 1960-1967 ojciec Dawida Warszawskiego był
ambasadorem PRL w Turcji.
W 1989 roku Warszawski odegrał pierwszorz
ę
dn
ą
rol
ę
w koordynowaniu napa
ś
ci na Prymasa Polski
Józefa Glempa po jego homilii w sprawie o
ś
wi
ę
cimskiego Karmelu. Mi
ę
dzy innymi zapocz
ą
tkował
seri
ę
ataków na Prymasa Glempa na łamach "Polityki" (nr 36 z 1989 roku) artykułem Troch
ę
mniej w
domu. Zarzucił tam Prymasowi rzekome zburzenie dialogu z
ś
ydami, okre
ś
laj
ą
c jego homili
ę
jako
skrót tego "podglebia, na którym odradza si
ę
antysemityzm". Wyst
ą
pił z artykułami-"donosami" na
Prymasa równie
ż
w prasie zagranicznej. Na przykład na łamach ameryka
ń
skiego "New Leader" z 4
wrze
ś
nia 1989 głosił: W ubiegłym miesi
ą
cu Prymas Glemp wygłosił antysemick
ą
homili
ę
. Niektórzy
obserwatorzy upatruj
ą
w wyst
ą
pieniu Glempa krok w stron
ę
utworzenia ruchu nacjonalistycznego,
bardziej podatnego na sugestie ze strony Prymasa i jego czołowego doradcy, antysemity Macieja
Giertycha, ni
ż
Solidarno
ść
(...).
Warszawski (Gebert) jest podobnie jak Michnik i liczni inni przedstawiciele społeczno
ś
ci
ż
ydowskiej w
Polsce swego rodzaju obrotowym
ś
ydo-Polakiem. Zale
ż
nie od potrzeby przedstawia si
ę
raz jako
ś
yd,
raz jako Polak. W Polsce najcz
ęś
ciej funkcjonuje jako członek
ż
ydowskiej gminy wyznaniowej w
Warszawie. Kiedy jednak chciał szczególnie mocno zaatakowa
ć
Prymasa Polski J.Glempa na łamach
ameryka
ń
skiego
ż
ydowskiego periodyku "Tikkun", to podpisał swój artykuł jako "polski dziennikarz" i
członek "Solidarno
ś
ci". Miało to uczyni
ć
tym bardziej wiarygodne jego twierdzenie, i
ż
wielu Polaków
traktuje Glempa jako aroganta i głupca (por. "Tikkun", vol. 4, nr 6, s. 92). W tek
ś
cie nie zabrakło
jeszcze gorszych epitetów, godnych "europejczyka" z "GW").
Antychrze
ś
cija
ń
ski fanatyzm Dawida Warszawskiego jest wr
ę
cz przysłowiowy. Kiedy w 1994 roku sam
Michnik uznał dalsze popieranie awanturniczego rabina-prowokatora Weissa za niemo
ż
liwe i odci
ą
ł
si
ę
od jego ch
ę
ci "sprowokowania awantury", Warszawski wyst
ą
pił w obronie Weissa na łamach
"GW", kompromituj
ą
c si
ę
totalnie. Polemizuj
ą
c ze stwierdzeniem Michnika,
ż
e ju
ż
pierwsza wizyta
Weissa doprowadziła do awantury, Warszawski napisał: Awantury polegały na tym,
ż
e rabin Weiss
został pobity przez robotników remontuj
ą
cych ko
ś
ciół. To troszeczk
ę
tak, jakby napisa
ć
,
ż
e działalno
ść
podziemnej "Solidarno
ś
ci" doprowadziła do awantur z policj
ą
. Tak ewidentne bzdury zmusiły Michnika
do kolejnego komentarza, głosz
ą
cego,
ż
e: Rabin Weiss latem 1989 roku wtargn
ą
ł na teren klasztoru
ż
e
ń
skiego bez zgody wła
ś
cicieli. Dot
ą
d my
ś
lałem,
ż
e dla ka
ż
dego z obserwatorów jest to klasyczny
przykład prowokowania awantury. Co to ma wspólnego z policj
ą
i podziemn
ą
"Solidarno
ś
ci
ą
"? (...).
Innym przejawem skrajnego fanatyzmu religijnego Warszawskiego był jego stosunek do sprawy uboju
rytualnego. Ostro wypowiadał si
ę
przeciw mo
ż
liwo
ś
ci wydania przez Sejm zakazu okrutnego
rytualnego uboju zwierz
ą
t bez oszołomienia, poprzez ich powolne wykrwawianie. Groził,
ż
e taki zakaz
mógłby by
ć
odczytany w
ś
wiecie jako wybuch polskiego antysemityzmu i mógłby spowodowa
ć
bojkot
Polski ze strony organizacji
ż
ydowskich (w tej sprawie polemizowała z nim nawet Alina Grabowska).
Przypomnijmy,
ż
e w licznych krajach, mi
ę
dzy innymi w Szwajcarii, Norwegii i Szwecji istnieje od
dawna zakaz uboju rytualnego, a w wielu innych krajach ubój ten został bardzo znacznie ograniczony
przepisami prawa.
Warszawski niejednokrotnie przedstawiał bardzo kłamliwie obraz stosunków polsko-
ż
ydowskich i ich
historii. Stawiał na przykład zarzut oboj
ę
tno
ś
ci wi
ę
kszo
ś
ci społecze
ń
stwa polskiego wobec zagłady
ś
ydów. Przypomnijmy,
ż
e według
ź
ródłowej udokumentowanej pracy Teresy Prekerowej, historyk
zwi
ą
zanej z
ś
ydowskim Instytutem Historycznym - w ok. 12 proc. mieszka
ń
- co w ósmym polskim
mieszkaniu - sublokatorami przez kilka miesi
ę
cy lub przez całe lata byli
ś
ydzi (cyt. za recenzj
ą
T.Schoena z ksi
ąż
ki T.Prekerowej, "Znak", luty-marzec 1983, s. 547). Czy to było mało w warunkach,
gdy tylko w Polsce - w odró
ż
nieniu od Francji, Danii, Holandii, W
ę
gier czy Rumunii, za ukrywanie
ś
yda
groziła natychmiastowa
ś
mier
ć
z r
ę
ki niemieckich okupantów?! Warszawskiego cechuje swoista
mentalno
ść
Kalego. W "GW" (nr 125 z 1991 r.) twierdził na przykład w zwi
ą
zku z niefortunnymi
przeprosinami Wał
ę
sy w Izraelu, i
ż
(...) winy narodu polskiego wobec
ż
ydowskiego zostały uznane.
Nie było win narodu
ż
ydowskiego wobec polskiego - lecz były winy licznych
ś
ydów wobec Polski.
Dodajmy,
ż
e przy ró
ż
nych okazjach Warszawski wybielał jak mógł rol
ę
ś
ydów w komunizmie i w UB,
akcentował tez
ę
: "Ta
ń
czyli
ś
my na cudzym weselu". Nie wyja
ś
nił tylko ile i jak wielu
ś
ydów-komunistów
skorzystało na tych ta
ń
cach przez dziesi
ę
ciolecia kosztem ujarzmionych z ich pomoc
ą
narodów
Europy
Ś
rodkowej.
Andrzej
ś
uławski
, re
ż
yser filmowy, przez wiele lat tworzył na Zachodzie, głównie pełne
szale
ń
stwa i histerii filmy dla epatowania widzów (film Bł
ę
kitna nuta etc.). Jego ksi
ąż
k
ę
Lity bór krytyka
uznała w swoim czasie za "ambitn
ą
kl
ę
sk
ę
rozhisteryzowanego artysty". W telewizyjnym programie Po
co nam...
ś
ydzi (wiosn
ą
1996) wyst
ą
pił ze skrajnie przejaskrawion
ą
krytyk
ą
mniemanego polskiego
antysemityzmu. Jego przejawem miało by
ć
mi
ę
dzy innymi niedocenienie pseudoodkry
ć
ż
ydowskiej
autorki Jadwigi Maurer na temat rzekomego
ż
ydowskiego pochodzenia Adama Mickiewicza. W
"Sztandarze Młodych"
ś
uławski popisał si
ę
kolejnym uogólnieniem: Nieprzetłumaczalny Mickiewicz,
jeden z najlepszych poetów w ogóle. Mistyk.
ś
yd (...). Dyrektor Muzeum Literatury w Warszawie
Janusz Odrow
ąż
-Pieni
ąż
ek wy
ś
miał na łamach "Rzeczypospolitej" z 13-14 lipca 1996 r. dywagacje
ś
uławskiego jako skrajne nadu
ż
ycie i przykład koniunkturalnego filosemityzmu, równie odra
ż
aj
ą
cego
jak prymitywny antysemityzm. Przypomniał,
ż
e wbrew
ś
uławskiemu i Maurer nie ma
ż
adnego,
dosłownie
ż
adnego dowodu
ż
ydowsko
ś
ci A.Mickiewicza. Były natomiast w jego twórczo
ś
ci teksty o
bardzo anty
ż
ydowskim tonie (Pchła i rabin z 1825 roku, Wiersze Franciszka Grzymały i Do Franciszka
Grzymały z 1832 r., zdanie o dziecku od
ś
ydów kłutym igiełkami w "Panu Tadeuszu", czy par
ę
bardzo
przykrych dla
ś
ydów przypowie
ś
ci w Ksi
ę
gach Pielgrzymstwa.
"NASZA POLSKA" NR 32/1996
Jerzy Baczy
ń
ski
, redaktor naczelny "Polityki". Podobnie jak jego poprzednik na tym
stanowisku, Jan Bijak, odpowiedzialny za rol
ę
odgrywan
ą
przez "Polityk
ę
" jako jednego z czołowych
centrum lobby filosemickiego w prasie, za ci
ą
głe podwa
ż
anie i o
ś
mieszanie polskich tradycji
narodowych i warto
ś
ci chrze
ś
cija
ń
skich. Za paszkwilanckie teksty R.M.Gro
ń
skiego i L.Stommy, za
nagonk
ę
S.Podemskiego na ks. H.Jankowskiego etc.
Beata Chmiel,
redaktor naczelna dodatku "Ex Libris" do "
ś
ycia Warszawy", odpowiedzialna
za rol
ę
odgrywan
ą
przez to pismo jako jedn
ą
z trybun antywarto
ś
ci. Pod jej kierownictwem "Ex Libris"
stało si
ę
jednym z uczestników nagonki na Jadwig
ę
Siedleck
ą
za Czarnego ptasiora, tu zaatakowano
Dzienniki powojenne Marii D
ą
browskiej za rzekom
ą
anty
ż
ydowsk
ą
ksenofobi
ę
. Zaatakowano równie
ż
ksi
ąż
k
ę
ż
ydowskiego publicysty Johna Sacka Oko za oko za pokazanie prawdy o
ś
ydach w UB,
przypuszczono atak na Wojciecha Cejrowskiego.
Krystyna Kersten
- historyk. Od dłu
ż
szego czasu jest czołow
ą
przedstawicielk
ą
lobby
filosemickiego w sferze bada
ń
nad histori
ą
najnowsz
ą
. Mogły si
ę
o tym naocznie przekona
ć
milionowe
rzesze telewidzów ogl
ą
daj
ą
cych 20 czerwca 1996 r. program Szczepana
ś
aryna o mordzie kieleckim
Kerstenowa nie znaj
ą
c faktów, wykluczyła by były dowody,
ż
e w czasie zaj
ść
kieleckich ubowcy byli
przebrani za andersowców.
W tendencyjno
ś
ci i fałszowaniu historii zaprawiała si
ę
za młodu. W 1965 wydała na wiele lat swe
najwa
ż
niejsze "dzieło" - panegiryczn
ą
ksi
ąż
k
ę
o marionetkowej agenturze Sowietów - PKWN-ie. W
ksi
ąż
ce z werw
ą
wychwalała "m
ą
dr
ą
polityk
ę
obozu demokratycznego" (!!!) i pi
ę
tnowała Armi
ę
Krajow
ą
, która "dyskredytowała polityk
ę
władz ludowych w oczach narodu" (K.Kersten: Polski Komitet
Wyzwolenia Narodowego 22 VII-31 XII 1944, Lublin 1965, s. 94). Na s. 100 oskar
ż
ała podziemie o
"podsycanie dezorientacji i nieufno
ś
ci", na stronie dalej pisała o "zastraszaniu ludno
ś
ci przez
polityczne podziemie". Wszystko to Kersten pisała o czasie, kiedy wojska sowieckie z pomoc
ą
NKWD
tysi
ą
cami wywoziły na Syberi
ę
najlepszych patriotów polskich, zdradziecko wyłapywały AK-owców.
Demaskowała "kompleks antyrosyjski" (s. 188), reakcyjny "
ś
wiat odchodz
ą
cy w przeszło
ść
" (s. 222).
Zapewniała w skrajnym ówczesnym
ż
argonie: Do
ś
wiadczenia kilkudziesi
ę
ciu lat historii rewolucyjnego
ruchu robotniczego nauczyły polskich komunistów doceniania leninowskiej zasady sojuszników w
rewolucji (s. 205).
Prawdziwe uj
ś
cie dla swej tendencyjno
ś
ci znalazła w odpowiednim przedstawianiu historii stosunków
polsko-
ż
ydowskich pod k
ą
tem ci
ą
głego tropienia "brzydkiej choroby" antysemityzmu (por. tekst
Kerstenowej w "Rzeczypospolitej" z 15-16 wrze
ś
nia 1990). I tropi ten "antysemityzm per fas et nefas",
posuwaj
ą
c si
ę
czasami do najskrajniejszych nieprawd. Na przykład w "Polityce" z 8 czerwca 1996 r.
artykuł Kerstenowej pt. R
ę
ka Polaka o pogromie kieleckim został zilustrowany kilkoma zdj
ę
ciami,
maj
ą
cymi pokaza
ć
rzekome okrucie
ń
stwo polskiego tłumu. Na nieszcz
ęś
cie dla Kerstenowej
czytelnicy szybko zdemaskowali
ż
ałosn
ą
wpadk
ę
- rzekomo zdj
ę
cie przedstawiaj
ą
ce Polaków
zabijaj
ą
cych
ś
ydów w Kielcach zidentyfikowano jako zdj
ę
cie publikowane ju
ż
ponad 15 lat temu, w
1979 roku w wydawnictwie "Stein and Day", z oryginalnym podpisem Litwini morduj
ą
cy
ś
ydów na
ulicach Kowna. Na zdj
ę
ciu wyra
ź
nie wida
ć
postacie dwóch osób ubranych w niemieckie mundury (por.
uwagi Jana Engelgarda: Oblicza antypolonizmu ("My
ś
l Polska" 21 lipca 1996 i pogmatwane,
nieporadne tłumaczenie si
ę
red. "Polityki" z 15 czerwca 1996, s. 74).
Pospieszne pisanie na akord cz
ę
sto ju
ż
gubiło Kerstenow
ą
. Na przykład w ksi
ąż
ce Polacy,
ś
ydzi,
komunizm. Anatomia półprawd 1939-68 (Warszawa 1992), staraj
ą
c si
ę
maksymalnie pomniejszy
ć
liczb
ę
ś
ydów, którzy opu
ś
cili ZSRR wraz z armi
ą
Andersa, podała ich liczb
ę
na zaledwie 1 300 osób
(s. 60). Zapomniała jednak co przekłamała i na s. 67 na pisała ju
ż
o 3 400
ż
ołnierzach
ś
ydach, na s.
69 o około 4 tysi
ą
cach. Ksi
ąż
ka Kerstenowej to rzeczywi
ś
cie jedna wielka antologia półprawd i
ć
wier
ć
prawd, tyle
ż
e wyszły spod pióra autorki. Pocz
ą
wszy od przedziwnych proporcji ksi
ąż
ki. W 185-
stronicowej ksi
ąż
ce o latach 1939-1968 Kerstenowa prze
ś
lizguje si
ę
na zaledwie trzech
stronach nad spraw
ą
antypolskiej kolaboracji z Sowietami wielkiej cz
ęś
ci
ś
ydów w latach 1939-
1941. Za to próbuje gołosłownie sugerowa
ć
,
ż
e w ogóle chodzi tu o jaki
ś
"polski mit o
ś
ydach pod
okupacj
ą
sowieck
ą
", o deformacj
ę
wynikł
ą
z wyolbrzymienia jednych zjawisk, a pozostawienia w
cieniu innych. Wszystko wbrew licznym
ś
wiadectwom dokumentuj
ą
cym fakty kolaboracji
ś
ydów, w tym
raportu Jana Karskiego z lutego 1940 roku (w przygotowanej do druku rozszerzonej znacznie wersji
moich Dziejów grzechu z "Naszej Polski" na ponad 35 stronach omawiam rozliczne przykłady
kolaboracji
ś
ydów na Kresach w latach 1939-1941).
W tej samej ksi
ąż
ce Kerstenowa robi, co mo
ż
e dla pomniejszenia liczby
ś
ydów w UB, twierdz
ą
c,
ż
e
stanowili oni jakoby tylko 1,7 proc. ogółu pracowników bezpieki. Milczy o faktach dowodz
ą
cych
absolutnego opanowania "wierchuszki" urz
ę
dów bezpiecze
ń
stwa i samego Ministerstwa
Bezpiecze
ń
stwa Publicznego przez
ś
ydów-ubeków, których liczba lawinowo wzrastała. W tej samej
ksi
ąż
ce na ponad 50 stronach Kerstenowa robi, co mo
ż
e dla zamulenia całej prawdy o mordzie
kieleckim, akcentuj
ą
c,
ż
e nie ma przekonywaj
ą
cych dowodów na temat, kto był rzeczywistym sprawc
ą
wydarze
ń
. By za to zaakcentowa
ć
tym silniej, jak
ą
to rol
ę
w wydarzeniach mogły zagra
ć
polskie fobie,
zacofanie kieleckiej ludno
ś
ci, "uprzedzenia, mity, korzeniami si
ę
gaj
ą
ce
ś
redniowiecza". Polacy s
ą
zreszt
ą
u Kerstenowej zawsze za wszystko winni. W "My
ś
li Polskiej" z 16-31 stycznia 1993
pisano o telewizyjnym filmie Akcja Wisła autorstwa K.Kersten jako o filmie "jednostronnym i
antypolskim".
Znaj
ą
c skrajn
ą
tendencyjno
ść
K.Kersten na niekorzy
ść
Polski i Polaków, jej fanatyczne tropienie
"polskiego antysemityzmu", mo
ż
na tylko ubolewa
ć
,
ż
e tego typu "badaczka" niejednokrotnie
reprezentowała stron
ę
polsk
ą
w rozmowach z historykami izraelskimi. I to jak "reprezentowała"!
Zapytajmy, czy to jest całkiem normalne, kiedy historyk Krystyna Kersten, po powrocie z
dwustronnego spotkania historyków polskich i izraelskich w Tel Awiwie publicznie chwaliła si
ę
tym,
ż
e b
ę
d
ą
c członkiem polskiej delegacji: nawiasem mówi
ą
c o wiele silniej akcentowałam
fakty obci
ąż
aj
ą
ce Polaków (cyt. za: Anatomia półprawd. Rozmowa z prof. Krystyn
ą
Kersten z
Instytutu Historii PAN, "Przegl
ą
d Tygodniowy", 2 luty 1992).
Adam Michnik
- publicysta, redaktor naczelny "Gazety Wyborczej", czołowy
"grubokreskowicz", najbardziej odpowiedzialny za ułatwienie drogi powrotu komunistów do władzy.
Ci
ą
gle za mało mówi si
ę
o systematycznych działaniach Michnika dla podwa
ż
ania polskiego
patriotyzmu i warto
ś
ci chrze
ś
cija
ń
skich oraz ci
ą
głego zatruwania atmosfery w stosunkach polsko-
ż
ydowskich. Przede wszystkim przez ustawiczne demaskowanie rzekomego polskiego antysemityzmu
i rzucanie fałszywych oskar
ż
e
ń
o antysemityzm na ludzi o innych pogl
ą
dach politycznych. Zwracał na
to uwag
ę
ju
ż
kilka lat temu, jako na fataln
ą
cech
ę
działa
ń
Michnika, Czesław Bielecki na łamach
"Tygodnika Solidarno
ść
", podkre
ś
laj
ą
c,
ż
e sam jest z pochodzenia
ś
ydem, ale tym bardziej nie lubi
fałszywych instrumentalnych oskar
ż
e
ń
o antysemityzm wobec przeciwników politycznych. Nic nie
nauczyło Michnika to,
ż
e musiał od czasu do czasu kaja
ć
si
ę
z powodu fałszywych oskar
ż
e
ń
(np. z
powodu niesłusznych oskar
ż
e
ń
pod adresem "prawdziwych Polaków" z regionu Mazowsza etc.). Czy
z powodu swych dawniejszych napa
ś
ci na Ko
ś
ciół (w 1977 roku w wydanej w Pary
ż
u ksi
ąż
ce Lewica,
ko
ś
ciół, dialog Michnik samokrytycznie bił si
ę
w piersi z powodu tego, i
ż
: Katolicyzm równał si
ę
dla nas
z antysemityzmem, z faszyzmem i ciemnogrodem i wszelkimi zjawiskami antypost
ę
powo
ś
ci (...). Bił
si
ę
w piersi, a potem dalej robił swoje, jak
ś
wiadczy cała linia "Gazety Wyborczej" od 1989 roku.
Z perspektywy lat coraz bardziej widoczna b
ę
dzie rola Adama Michnika jako tego, który zrobił
niebywale wiele dla sprowokowania anty
ż
ydowsko
ś
ci w Polsce przez swój fanatyzm i jawne
prowokacje, haniebne ataki na polsk
ą
histori
ę
(w stylu ataku Cichego na Powstanie Warszawskie).
Nikt bardziej ni
ż
Michnik nie przyczynił si
ę
do utrudnienia autentycznego dialogu polsko-
ż
ydowskiego,
on sam jest jego widocznym przeciwstawieniem. Osobi
ś
cie du
ż
o bardziej wierz
ę
w mo
ż
liwo
ść
dialogu
z Szymonem Wiesenthalem ni
ż
Michnikiem.
Rozmowa z Wiesenthalem, cho
ć
niełatwa, mo
ż
e bowiem oprze
ć
si
ę
na wymianie pogl
ą
dów ludzi o
stabilnych, ugruntowanych przekonaniach, jakich
ś
podstawach w sferze uznanych warto
ś
ci. Na ka
ż
dej
wymianie pogl
ą
dów z Michnikiem mo
ż
na tylko straci
ć
, bo byłaby to rozmowa z cynicznym
instrumentalnym kr
ę
taczem, dostosowuj
ą
cym swe pogl
ą
dy wył
ą
cznie do naj
ś
wie
ż
szych potrzeb
politycznych. St
ą
d te tak liczne niespodziewane ewolucje - od pot
ę
piania listu biskupów polskich na
łamach "Argumentów" do pó
ź
niejszego kajania si
ę
za antyklerykalizm w 1977 roku, czy zabiegania o
przyja
źń
z ksi
ę
dzem H.Jankowskim w latach 80., by znów dzi
ś
powróci
ć
- do maksymalnie
podst
ę
pnych działa
ń
antykatolickich.
Ile
ż
to razy Michnik bił na alarm na temat rzekomych skrajnych zagro
ż
e
ń
nacjonalistycznych i
antysemickich w Polsce. Ile
ż
to razy wysma
ż
ał skrajne "donosy na Polsk
ę
" do ró
ż
nych gremiów
zagranicznych. By przypomnie
ć
cho
ć
by dziwnie przemilczane w Polsce wyst
ą
pienie Michnika na
Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie w kwietniu 1990 r. Mówił tam,
ż
e w Polsce grozi
antykomunistyczna dyktatura, antykomunizm z bolszewick
ą
twarz
ą
, któremu towarzyszy
ć
b
ę
dzie
szowinizm, klerykalizm, populizm i ksenofobia, nie mówi
ą
c o gro
ź
bie antysemityzmu (por. Charles
Hoffman: Gray Dawn. The Jews of Eastern Europe in the Post-communist Era, New York 1992, s.
302). A potem nagle z głupia frant Michnik wyst
ę
puje z udawan
ą
obron
ą
Polaków przed zarzutami
antysemityzmu na spotkaniu z przedstawicielami francuskich
ś
ydów. A w ksi
ąż
ce Mi
ę
dzy panem a
plebanem przyznaje,
ż
e: partie, które startowały pod hasłami antysemickimi, nie dostały ani jednego
mandatu. W 1989 roku Michnikowska "Gazeta Wyborcza" maksymalnie nagła
ś
nia akcj
ę
rabina
Weissa w O
ś
wi
ę
cimiu, popieraj
ą
c j
ą
. W 1994 ten sam Michnik okre
ś
la akcj
ę
rabina Weissa z 1989
roku jako klasyczny przykład prowokowania awantury, jak wi
ę
c zale
ż
nie od potrzeby wyst
ę
puje jako
obrotowy
ś
ydo-Polak, odcinaj
ą
c odpowiednio kupony za ka
ż
dym razem od zamanifestowanej
postawy. To przedstawia si
ę
jako zatroskany o los Polski patriota, to znów przyjmuje fetowane w
Nowym Jorku jako "
ś
yd Roku 1991". W wydanej w 1995 roku ksi
ąż
ce Mi
ę
dzy panem a plebanem (s.
217) mówi: (...) Kto zajmuje si
ę
tym, co mówi Bolesław Tejkowski? Nikt. W rzeczywisto
ś
ci to wła
ś
nie
sam Michnik był odpowiedzialny za maksymalne nagło
ś
nienie tej szowinistycznej nico
ś
ci (notabene
ż
ydowskiego pochodzenia). Przypomnijmy,
ż
e wła
ś
nie w "Gazecie Wyborczej" z 4 lipca 1991 ukazał
si
ę
ogromny wywiad z B.Tejkowskim na dwu kolumnach pt.
ś
ydzi s
ą
wsz
ę
dzie, z wiadomym celem:
maksymalnym nagło
ś
nieniem, jaki to gro
ź
ny antysemityzm pojawia si
ę
w Polsce. Krzysztof Wolicki
napi
ę
tnował publikacj
ę
wywiadu z Tejkowskim jako "Nieprzyzwoito
ść
" ("GW" z 10 lipca 1991), pisz
ą
c:
Publikuj
ą
c wywiad z Bolesławem Tejkowskim. ("GW" nr 154) złamali
ś
cie normy przyzwoito
ś
ci
obowi
ą
zuj
ą
ce w krajach o demokratycznej tradycji.
W
ś
ród najhaniebniejszych Michnikowskich "donosów na Polsk
ę
" swoiste miejsce zaj
ę
ły oszczercze
stwierdzenia w rozmowie z niemieckim socjologiem Jurgenem Habermasem: Zanim tu Hitler
przyszedł, my
ś
my zało
ż
yli własny obóz koncentracyjny w Berezie Kartuskiej ("Polityka" 1993, nr 47).
Kiedy takie stwierdzenie Michnika ukazuje si
ę
na łamach prasy niemieckiej, a pó
ź
niej ameryka
ń
skiej
(w presti
ż
owym "New York Times Review of the Book", sprzyja potwierdzaniu najgorszych oszczerstw
o polskich obozach koncentracyjnych. W grudniu 1994 roku Michnik posun
ą
ł swe tropienie polskiego
nacjonalizmu i ksenofobii do najwy
ż
szych granic zarzucaj
ą
c,
ż
e w pa
ź
dzierniku 1956 polscy
nacjonali
ś
ci domagali si
ę
usuni
ę
cia z aparatu władzy obcych: Ruskich,
ś
ydów etc.
W ksi
ąż
ce dialogu z ks. Tischnerem: Mi
ę
dzy panem a plebanem (Kraków 1995, s. 167, 187, 191,
385), Michnik starał si
ę
maksymalnie zdemonizowa
ć
Marzec 1968, jako rzekomo najwi
ę
ksze
nieszcz
ęś
cie polskie po wojnie. Mówił,
ż
e: Marzec utytłał polsk
ą
ś
wiadomo
ść
, rok '68 to był horror
horrorów, rok 1968 przyniósł wielk
ą
rehabilitacj
ę
polskiej megalomanii narodowej, która owocowała
straszliwym spustoszeniem społecznej substancji. I dodawał: Dla mnie Marzec to było r
ż
enie demona.
Wtedy - pierwszy raz za mojego
ż
ycia - w Polsce zar
ż
ał przera
ż
aj
ą
cy demon nacjonalizmu. Wszystkie
te oskar
ż
enia o Marcu 1968 jako "horrorze horrorów" głosił człowiek, którego rodzina
ż
yła na
znakomitych "synekurach" w dobie rzeczywi
ś
cie koszmarnego dla Polaków okresu stalinizmu (brat
Stefan Michnik jako morderca s
ą
dowy, wydaj
ą
cy wyroki
ś
mierci na AK-owców i oficerów WP, matka
jako autorka komunistycznych podr
ę
czników zalecaj
ą
cych, jak zwalcza
ć
religi
ę
, ojciec - Ozjasz
Szechter - od 1 kwietnia 1946 do 31 grudnia 1950 zatrudniony jako kierownik Wydziału Prasowego
serwilistycznej Centralnej Rady Zwi
ą
zków Zawodowych, od 1 stycznia 1951 do 11 marca 1953
zast
ę
pca redaktora naczelnego stalinowskiego szmatławca zwi
ą
zkowego "Głosu Pracy"). Adam
Michnik, jeden z czołowych współczesnych szermierzy antysemityzmu, odpowiedzialny za haniebne
szkalowanie Powstania Warszawskiego, krytykował w cytowanej ksi
ąż
ce Mi
ę
dzy panem a plebanem
(s. 146) Prymasa Tysi
ą
clecia kardynała Stefana Wyszy
ń
skiego za to,
ż
e ani razu nie zdobył si
ę
na
jednoznaczne pot
ę
pienie antysemityzmu, istniej
ą
cego w
ś
ród Polaków i na polskiej ziemi. Nie pot
ę
pił
przedwojennego getta ławkowego, ani pogromów anty
ż
ydowskich. T
ę
krytyk
ę
wygłaszał Adam
Michnik, człowiek, który nigdy nie zdobył si
ę
na pot
ę
pienie antypolonizmu twórców koncepcji "Judeo
Polonii", działa
ń
na szkod
ę
Polski, podejmowanych przez jak
ż
e licznych
ś
ydów-działaczy KPP i
KPZU, w tym jego ojca Szechtera, w którego gazecie, tak zdominowanej przez autorów
ż
ydowskich,
nigdy nie zdobyto si
ę
na uczciwy samorozrachunek z
ż
ydowsk
ą
antypolsk
ą
kolaboracj
ą
z Sowietami
na wschodnich kresach Drugiej Rzeczypospolitej w latach 1939-1941.
Jerzy Urban
, redaktor naczelny "Nie". Przed laty, w powszechnie dzi
ś
zapomnianym tek
ś
cie w
"Szpilkach" z 22 marca 1981 r. z jednej strony akcentował,
ż
e faktycznie nie czuje si
ę
ś
ydem,
stwierdzaj
ą
c w typowej dla
ń
stylistyce: (...) Moje
ż
ydowskie pochodzenie zwisa mi mi
ę
dzy nogami
mał
ą
nie obrzezan
ą
glist
ą
(...). Równocze
ś
nie zaznaczał,
ż
e traktuje swoj
ą
"polsko
ść
" jako
przynale
ż
no
ść
do pewnego klubu z mocy urodzenia, paszportu, miejsca zamieszkania czy j
ę
zyka, bez
odczuwania jakich
ś
wi
ę
kszych zbiorowych narodowych emocji. Tu mocno podkre
ś
lał,
ż
e:
nieprzylepno
ść
do polsko-katolickich tradycji ojczy
ź
nianych, asymilacja kulturalna raczej od strony
Brzozowskiego czy Boya, a nie innych infantylnych wieszczów: Konopnickiej i Sienkiewicza, czyni
mnie takim, jakim jestem. Wła
ś
nie takim na przykład,
ż
e nic mnie nie obejd
ą
listy, które przyjd
ą
: "To
ś
pan wła
ś
nie nie Polak, bo Polak łamie si
ę
opłatkiem i płacze jak graj
ą
Rot
ę
". Po prostu jestem głuchy
na d
ź
wi
ę
k tego j
ę
zyka, podobnie jak kanarek na godowe ryki jelenia.
W czasie ponad
ć
wier
ć
wiecza, jakie upłyn
ę
ło od tego wyznania, Urban bardzo wyra
ź
nie dowiódł,
ż
e
rzeczywi
ś
cie jest głuchy jak spróchniały pie
ń
na wszelkie uczucia polsko
ś
ci, czy prze
ż
ycia religijne,
przeciwnie wr
ę
cz marzy tylko o tym, jak je zohydzi
ć
i poni
ż
y
ć
. Brukowa pornografia "Nie" szczególnie
cz
ę
sto uderza w rzeczy drogie Polakom i ludziom wierz
ą
cym. Przyznawano to nawet w "Gazecie
Wyborczej" z 22 maja 1991, cytuj
ą
c zwroty z "Nie" w stylu: To Piłsudski natchn
ą
ł nas cip
ą
, czy
opisuj
ą
c jak to wizerunek Matki Boskiej Cz
ę
stochowskiej s
ą
siadował w "Nie" o 10 centymetrów z
ilustracj
ą
przedstawiaj
ą
c
ą
sztuczne penisy. Kiedy indziej Urban popisał si
ę
zwrotem pieprzona Polska,
a prokurator umorzyła
ś
ledztwo w tej sprawie, nie widz
ą
c w tego typu zwrocie "ustawowych znamion
czynu niedozwolonego" (por. H.Paj
ą
k: Urbana "Nie" w wojnie z Ko
ś
ciołem katolickim, Lublin 1993, s.
59-61).
W marcu 1993 Urban uczcił 40 rocznic
ę
ś
mierci wielkiego ludobójcy Josifa Wissarionowicza
Stalina, publikuj
ą
c w rosyjskich "Nowoje Wremia" (nr 10 z 1953) artykuł przedstawiaj
ą
cy
Stalina jako faktycznego dobroczy
ń
c
ę
Polski i Polaków. Pisał,
ż
e przest
ę
pstwa polskiego
stalinizmu miały ograniczony charakter, natomiast w owych czasach biedniejsze warstwy ludno
ś
ci
otrzymały szanse socjalnego awansu, co pó
ź
niej stworzyło impuls do powstania "Solidarno
ś
ci" i w
nast
ę
pstwie ekonomicznego i politycznego przewrotu w Polsce lat 90. To Stalin faktycznie zbli
ż
ył
Polsk
ę
do Europy, przesuwaj
ą
c geograficzne granice Rzeczypospolitej ze wschodu na zachód, dzi
ę
ki
czemu do czasu tych działa
ń
Stalina si
ę
gaj
ą
korzenie "obecnej integracji Polski z Europ
ą
". Tego typu
"rewelacyjne" przesłanie adresował Urban do rosyjskich czytelników, w
ś
ród których, jak wiemy,
bardzo du
ż
e wpływy ma ci
ą
gle propaganda poststalinowców, akcentuj
ą
ca przeró
ż
ne "dobrodziejstwa"
Stalina dla Rosji i jej s
ą
siadów. Andrzej Kern skomentował powy
ż
szy artykuł Urbana w rosyjskiej
prasie jako głos wyrz
ą
dzaj
ą
cy niewyobra
ż
alne wr
ę
cz szkody interesom polskiej racji stanu,
akcentuj
ą
c: Czytaj
ą
c te słowa nie mogłem oprze
ć
si
ę
wra
ż
eniu,
ż
e słysz
ę
jaki
ś
szata
ń
ski chichot
unosz
ą
cy si
ę
nad mogiłami pomordowanych Polaków (zwłaszcza Sybiraków i Kresowiaków),
rozrzuconymi po całym obszarze byłego Zwi
ą
zku Radzieckiego,
ż
e mogiły te w sposób bezczelny i
brutalny zbezczeszczono. Nie mogłem oprze
ć
si
ę
uczuciu zawstydzenia, bo na moich oczach próbuje
si
ę
deprecjonowa
ć
warto
ść
cierpie
ń
tych, którzy prze
ż
yli piekło stalinowskich łagrów i ubeckich
kazamatów (...) (A.Kern: Szata
ń
ski chichot, "Słowo-Dziennik Katolicki", 22 marca 1993).
Kiedy Jerzy Urban skierował pozew przeciw prof. Ryszardowi Benderowi za to,
ż
e ten nazwał go
"Goebbelsem okresu stanu wojennego", Bender wyja
ś
niał,
ż
e Urban nie powinien obra
ż
a
ć
si
ę
za
porównanie go z Goebbelsem; ten przynajmniej nie szkalował własnego narodu jak Urban (...) (cyt. za
"Nowy
Ś
wiat" z 18 sierpnia 1992). Uwa
ż
na lektura tekstów redagowanego przez Urbana brukowca
dowodzi,
ż
e atakom na polsko
ść
i katolicyzm towarzyszy wybranianie ró
ż
nych filosemickich racji i
próby o
ś
mieszenia ich krytyków. Wyra
ź
nie wida
ć
to na przykład w sposobie przedstawiania w "Nie"
ż
ydowskich roszcze
ń
do mienia w Polsce, a ostatnio w reakcjach na prawd
ę
o kulisach tzw. pogromu
kieleckiego z 4 lipca 1946. W "Nie" kilkakrotnie w ogromniastych artykułach wyszydzano wersj
ę
K
ą
kolewskiego o prowokacji NKWD i UB (por. np. teksty Michaela Szota: Kto od
ż
ydził Kielce ["Nie", nr
10 1995], Jak
ś
ydy na zło
ść
gojom same si
ę
wyr
ż
n
ę
ły ["Nie", nr 27 z 1996 r.], Wrzód na polskiej dupie
["Nie", nr 28, 1996]).
Powie mi kto
ś
,
ż
e niepotrzebnie po
ś
wi
ę
ciłem a
ż
tyle miejsca na prezentacj
ę
pogl
ą
dów cuchn
ą
cych na
odległo
ść
, pogl
ą
dów osobnika, który sam nazywa si
ę
"renomowanym chamem" ("Polityka" z 30
kwietnia 1994), a na przykład od Macieja Iłowieckiego zyskał wdzi
ę
czny przydomek "łachudra".
Fakty jednak dowodz
ą
,
ż
e Urban jest faktycznym mózgiem SdRP, kształtuj
ą
cym cał
ą
jej
strategi
ę
w obliczu bardzo miałkiego i nieporadnego intelektualnie Aleksandra
Kwa
ś
niewskiego. Jego tygodnik "Nie" za zasłon
ą
z przekle
ń
stw i inwektyw ustala strategi
ę
dla
setek tysi
ę
cy starego post-PZPR-owskiego betonu, setek tysi
ę
cy antyPolaków, wyzutych z
jakiegokolwiek poczucia warto
ś
ci i przyzwoito
ś
ci. Urban daje im sygnały kogo zwalcza
ć
, zarówno
ze strony prawicy, jak i PSL (bardzo cz
ę
ste ataki i próby skompromitowania chłopskiego "koalicyjnego
sojusznika" na łamach "Nie").
Janusz Zaorski
jako przewodnicz
ą
cy Radiokomitetu, a pó
ź
niej przewodnicz
ą
cy Krajowej
Rady Radiofonii i Telewizji konsekwentnie promował programy skrajnie filosemickie, nierzadko
fałszuj
ą
ce prawd
ę
o stosunkach polsko-
ż
ydowskich i historii Polski. Równocze
ś
nie blokował
przedstawianie w polskiej telewizji filmów o pomocy Polaków dla
ś
ydów, czy w ogóle uczciwych
ś
wiadectw o stosunkach polsko-
ż
ydowskich. Za jego panowania w TVP doszło do przedstawienia w
telewizji, i to w czasie
Ś
wi
ą
t Wielkanocnych, skrajnie blu
ź
nierczego programu Magdy Umer Big Zbig
Show.
IZABELLA CYWI
Ń
SKA
, była minister kultury w rz
ą
dzie T.Mazowieckiego. Po jego
przegranej w kampanii prezydenckiej uznała Polsk
ę
za ten absurdalny kraj (por. “Gazeta Wyborcza”
z 21 grudnia 1990). W rzeczywisto
ś
ci to jej kierowanie resortem kultury było jednym ci
ą
giem
absurdów, niekompetencji i nieudolno
ś
ci; wielu uwa
ż
ało j
ą
za “grabark
ę
” kultury polskiej. Pó
ź
niej,
według NIK-u, odpowiedzialna za fatalne gospodarowanie finansami w Fundacji Kultury, z której
prezesostwa odeszła w niesławie. Jeszcze b
ę
d
ą
c ministrem w rz
ą
dzie Mazowieckiego popisała si
ę
wychwalaniem gen. W.Jaruzelskiego jako patrioty o ogromnej szlachetno
ś
ci (por. J.J.Skorupski:
Zrozumie
ć
Polaków, Warszawa 1990, s. 40). W swej polityce personalnej wyra
ź
nie popierała ró
ż
ne
osoby z lobby filosemickiego.
17 wrze
ś
nia 1991 r. Cywi
ń
ska opublikowała w “Gazecie Wyborczej” ogromniasty tekst: Nadchodzi
wielka Mława na tle zaj
ść
antycyga
ń
skich w Mławie, w którym snuła skrajne uogólnienia na temat
tłumu prawdziwych Polaków w Mławie i gro
ź
by nacjonalistycznego zdziczenia polskiego
społecze
ń
stwa. Tekst Cywi
ń
skiej spotkał si
ę
z ostr
ą
polemik
ą
przewodnicz
ą
cego Zwi
ą
zku Polskich
Artystów Plastyków Zbigniewa Makarewicza (Mława naciera, Brooklyn atakuje, “Gazeta Wyborcza”,
z 18 wrze
ś
nia 1991 r.) twierdz
ą
cego,
ż
e uogólnienia Cywi
ń
skiej s
ą
całkowicie bezpodstawne. Zdaniem
Makarewicza zgodnie ze stylistyk
ą
, zastosowan
ą
przez Cywi
ń
sk
ą
mo
ż
na by było wytkn
ąć
zdziczenie
całemu społecze
ń
stwu ameryka
ń
skiemu (w zwi
ą
zku z zaj
ś
ciami w Brooklynie) czy Francuzom w
zwi
ą
zku z tamtejszymi zaj
ś
ciami lokalnymi.
W 1994 r. Cywi
ń
ska była autork
ą
powszechnie krytykowanego kiczowatego (nazwanego oberchałtur
ą
)
spektaklu na 50-lecie Powstania Warszawskiego. Wyra
ź
nie pomyliły si
ę
jej uroczysto
ś
ci - w programie
powtarzały si
ę
ż
ydowskie melodie ze Skrzypka na dachu, a do podniosłych scen patriotycznych wzi
ę
to
szereg aktorów z wyszydzaj
ą
cego patriotyzm kabaretu Olgi Lipi
ń
skiej. Redaktor naczelny paryskiej
“Kultury” Jerzy Giedroy
ć
pisał (“Kultura”, nr 9 z 1994 r., s. 179) o zupełnie nieodpowiedzialnym
organizowaniu rocznic i obchodów, ilustruj
ą
c to spraw
ą
obchodu rocznicy Powstania Warszawskiego,
tym kompromituj
ą
cym widowiskiem, zorganizowanym przez p. Cywi
ń
sk
ą
, które pochłon
ę
ło ogromne
sumy.
BRONISŁAW GEREMEK
, członek władz Unii Wolno
ś
ci, przewodnicz
ą
cy sejmowej
komisji spraw zagranicznych, główny guru “europejczyków”. Pochodzi z rodziny łódzkich
chasydów Lewartowskich, jest synem rabina (por. P.B
ą
czek: Profesor Geremek gracz, “Gazeta
Polska” z 20 kwietnia 1995 r.). W czasie wojny znalazł schronienie u pa
ń
stwa Geremków we
Wschowie. Zaanga
ż
owany komunista, przez wiele lat pó
ź
niej tłumaczył sw
ą
partyjn
ą
gorliwo
ść
(był
mi
ę
dzy innymi sekretarzem POP): marksizm dawał mi ogromn
ą
wolno
ść
my
ś
lenia (!!!). Wyst
ą
pił z
partii dopiero w 1968 roku. W 1981 roku przepadł w wyborach do Komisji Krajowej “Solidarno
ś
ci”.
Stan wojenny przyniósł jednak stopniowe systematyczne wzmacnianie pozycji Geremka w
“Solidarno
ś
ci”. W warunkach niedemokratycznych okazał si
ę
mistrzem zakulisowych rozgrywek. W
1989 roku nadeszła jego chwila - stał si
ę
głównym rozgrywaj
ą
cym opozycyjnej lewicy laickiej
przy “okr
ą
głym stole”, a pó
ź
niej głównym selekcjonerem do wyborczej wyra
ź
nie zdominowanej
przez lewic
ę
“dru
ż
yny Wał
ę
sy”. Dwukrotnie spaliły jednak na panewce jego plany zostania
premierem - najpierw w lipcu-sierpniu 1989, pó
ź
niej jesieni
ą
1991 roku. Odegrał jednak ogromn
ą
rol
ę
w zablokowaniu autentycznego rozliczenia z komunizmem i utrzymaniu polityki “grubej
kreski”. Ponosi szczególn
ą
odpowiedzialno
ść
za narzucenie OKP antynarodowego planu
gospodarczego Sorosa i Sachsa. W swych wyst
ą
pieniach za granic
ą
niejednokrotnie wyst
ę
pował ze
swego rodzaju “donosami na Polsk
ę
”, skrajnie eksponuj
ą
c rzekome niebezpiecze
ń
stwa
“antysemityzmu”, “nacjonalizmu” i “populizmu” (np. w: “Telerama” z 15 wrze
ś
nia 1990 r., por.
“Tygodnik Solidarno
ść
” z 5 pa
ź
dziernika 1990 r.). Po kl
ę
sce T.Mazowieckiego w wyborach
prezydenckich 1990 roku Geremek “wsławił si
ę
” diagnoz
ą
,
ż
e społecze
ń
stwo polskie nie dojrzało do
demokracji.
Geremek - skrajny manipulator - znany jest z niezwykle rozwini
ę
tych umiej
ę
tno
ś
ci rozmijania si
ę
z
prawd
ą
. Jest wynalazc
ą
nowego typu dezinformacji, zwanego faktem prasowym, (chodzi o
zdarzenie, które nigdy nie zaistniało w rzeczywisto
ś
ci, ale stało si
ę
wiarygodne, bo napisano o nim w
prasie!!!). Typowym przykładem kr
ę
tactwa Geremka były jego ró
ż
ne wypowiedzi w sprawie
konkordatu. W Polsce publicznie opowiadał si
ę
za jego ratyfikacj
ą
i krytykował winnych odraczania
konkordatu. Na u
ż
ytek zewn
ę
trzny natomiast (dla irlandzkiej dziennikarki J.Hayden (ksi
ąż
ka Poles
Apart; Solidarity and New Poland) uznawał,
ż
e by
ć
mo
ż
e konkordat był bł
ę
dem, uskar
ż
ał si
ę
na
rzekomy triumfalizm Ko
ś
cioła w Polsce. 16 pa
ź
dziernika 1983 r. w wywiadzie dla francuskiego
dziennika “La Croix” ogromnie wychwalał rol
ę
polskiego Ko
ś
cioła, bo wtedy potrzebował Ko
ś
cioła i z
niego korzystał. Dziesi
ęć
lat pó
ź
niej w wyst
ą
pieniu w telewizji “ARTE” zarzucił Ko
ś
ciołowi polskiemu,
ż
e działa szkodliwie, bo pewne kategorie ludzi wyklucza poza nawias (por. Ks. W.Kiedrowski:
Geremek konra Geremek, paryski “Głos Katolicki” 4-11 lipca 1993 r.).
Najwi
ę
ksze szkody polskim interesom narodowym przyniosło wieloletnie kierowanie przez Geremka
komisj
ą
zagraniczn
ą
Sejmu. Pozycj
ę
t
ę
Geremek wykorzystał dla faktycznego kierowania polityk
ą
kadrow
ą
MSZ, staraj
ą
c si
ę
o maksymalne dobieranie na placówki ró
ż
nych kolegów “europejczyków”.
Dzi
ę
ki tego typu podej
ś
ciu mieli
ś
my przeró
ż
ne specyficzne “michałki” polskiej dyplomacji. Np.
ambasadorem polskim we Włoszech został krytyk filmowy Bronisław Michałek, nie maj
ą
cy poj
ę
cia o
polityce i nie znaj
ą
cy si
ę
na gospodarce (a był ambasadorem w jednym z krajów czołowych partnerów
gospodarczych Polski). Michałek miał za to inn
ą
zalet
ę
- przez lata jako krytyk filmowy popierał jak
najskrajniejsze rozrachunki z polskimi powstaniami narodowymi i polsk
ą
histori
ą
, polsk
ą
“bohaterszczyzn
ą
” i atakował obro
ń
ców naszych dziejów. W wydanym przeze mnie wyborze
w
ę
gierskiego eseju (W
ę
gierskie wyznania, Warszawa 1979, s. 126) przytoczyłem opini
ę
w
ę
gierskiego
eseisty Sandora Fekete, który nijak nie mógł zrozumie
ć
, dlaczego Michałek jako przewodnicz
ą
cy
mi
ę
dzynarodowej FIPRESCI krytykuje nawet filmy Wajdy za podtrzymywanie mitu bohaterskiego i
szlachetnego Polaka, padaj
ą
cego wprawdzie, ale triumfuj
ą
cego moralnie. Fekete dodawał,
ż
e on
jako
ś
nie potrafi uwolni
ć
si
ę
od pewnych mitów i nadal wierzy,
ż
e bohaterski, odwa
ż
ny Polak
Ko
ś
ciuszko i jego
ż
ołnierze moralnie triumfowali nad ksi
ę
ciem Suworowem. Mo
ż
na sobie wyobrazi
ć
jak taki demaskator “mitów” o polskiej historii troszczył si
ę
o obraz Polski i Polaków b
ę
d
ą
c
ambasadorem.
Na W
ę
grzech ambasadorem został protegowany Michnika, mało pracowity, ale za to bardzo
“internacjonalistyczny” historyk Maciej Ko
ź
mi
ń
ski, przez lata “wyró
ż
niaj
ą
cy si
ę
” demaskowaniem
rzekomego polskiego i w
ę
gierskiego “nacjonalizmu” i “faszyzmu”. W swojej głównej ksi
ąż
ce Polska i
W
ę
gry przed drug
ą
wojn
ą
ś
wiatow
ą
, pa
ź
dziernik 1938 - wrzesie
ń
1939 Ko
ź
mi
ń
ski oskar
ż
ał polityk
ę
polsk
ą
przed 1939,
ż
e sprawiła, i
ż
wpływy hitlerowskie mogły rosn
ąć
w sił
ę
, a rz
ą
d polski cz
ę
stokro
ć
zawinił okoliczno
ś
ciami, za które Polska zapłaciła utrat
ą
niepodległo
ś
ci (por. szerzej J.R.Nowak:
Odstraszanie od Polski, “Słowo-Dziennik Katolicki”, 8-10 wrze
ś
nia 1995 r.).
Tego typu “odbr
ą
zowiacz historii Polski”, jak M.Ko
ź
mi
ń
ski, zostawszy ambasadorem Polski w
Budapeszcie “wyró
ż
nił si
ę
” głównie skrajn
ą
czystk
ą
ludzi o pogl
ą
dach patriotycznych, usuwaj
ą
c ich z
ambasady i z ró
ż
nych o
ś
rodków polskich. W pierwszym rz
ę
dzie usun
ą
ł ze stanowiska dyrektora
O
ś
rodka Kultury Polskiej w Budapeszcie, najpopularniejszego polskiego mieszka
ń
ca W
ę
gier, poet
ę
i
in
ż
yniera Konrada Sutarskiego, odznaczonego medalem Gabora Betlena za zasługi dla w
ę
gierskiej
kultury, medalem przyznanym dot
ą
d niewielu cudzoziemcom.
Inny ambasador z por
ę
ki Geremka Jan Widacki znany jest głównie z nieubłaganej walki z
przywódcami polskich organizacji na Litwie, a w szczególno
ś
ci Zwi
ą
zku Polaków. “Wsławił si
ę
”
uogólnieniami,
ż
e: J
ę
zyk polski na Litwie jest ubogi, rezerwowaty i tym nie zachwyca. To j
ę
zyk
archaiczny, nie nadaj
ą
cy si
ę
do opisu rzeczywisto
ś
ci, do komunikowania si
ę
(por. A.Chajewski:
Jeszcze o Widackim. Ignorancja?... Nie!!! Intryganctwo, “My
ś
l polska o kresach”, nr 10, grudzie
ń
1995
r.). Widacki znany jest z rozlicznych wyst
ą
pie
ń
“demaskuj
ą
cych” rzekomy nacjonalizm w
ś
ród polskiej
mniejszo
ś
ci narodowej na Wile
ń
szczy
ź
nie i równoczesnego maksymalnego popierania grupek
faktycznie prolitewskich.
Z kolei ambasadorem Polski w W.Brytanii mianowano w 1990 roku pod egid
ą
Geremka adwokata
Tadeusza de Viriona, zupełnie nieprzygotowanego (cho
ć
by pod wzgl
ę
dem znajomo
ś
ci j
ę
zyka) do
pracy na takim stanowisku. Jak de Virion rozumie polskie interesy narodowe najlepiej
ś
wiadczy
pierwsza praca, jakiej si
ę
podj
ą
ł natychmiast po zako
ń
czeniu ambasadorowania w Wielkiej Brytanii.
Były reprezentant III Rzeczypospolitej został adwokatem Bagsika, usilnie zabiegaj
ą
cym o to, aby
władze Szwajcarii nie wydały Polsce oszusta, który naraził na taki uszczerbek polski maj
ą
tek
narodowy.
JACEK KURO
Ń
,
kandydat Unii Wolno
ś
ci na prezydenta. Jako zaanga
ż
owany, wr
ę
cz
fanatyczny komunista, lider “czerwonego harcerstwa”, tzw. walterowców, bez reszty anga
ż
ował si
ę
w
rozgrywk
ę
frakcji partyjnych “Chamów” i “
ś
ydów” po stronie frakcji
ż
ydowskiej ("puławian"). We
wspomnieniowej ksi
ąż
ce Wiara i wina (Warszawa 1989 r., s. 15-25), atakuj
ą
c rzekomy polski
antysemityzm tendencyjnie eksponował wył
ą
cznie racje
ż
ydowskie. Szczególnie skandaliczne były
jego uogólnienia o tym, jak to Polacy wzbogacili si
ę
w czasie wojny na
ś
ydach: (...) Trzy miliony
wymordowanych polskich
ś
ydów to przecie
ż
trzy miliony mieszka
ń
, które w wi
ę
kszo
ś
ci zaj
ę
li Polacy, a
do tego doda
ć
trzeba inne mienie: złoto, meble, warsztaty, futra czy cho
ć
by stare palta, buty, ubranie
itp. Niemcy brali tylko to, co lepsze, a i tak nie do wszystkiego umieli dotrze
ć
. Nie ulega w
ą
tpliwo
ś
ci,
ż
e eksterminacja
ś
ydów poł
ą
czona była z awansem społecznym polskiej biedoty (...) (Wiara i wina,
op.cit., s. 20).
Domorosły statystyk Kuro
ń
zapomina,
ż
e 3 miliony osób to wcale nie trzy miliony mieszka
ń
,
ż
e oprócz
polskiej biedoty była równie
ż
ż
ydowska biedota, i to bardzo liczna (jedna trzecia polskich
ś
ydów,
grubo ponad milion osób, utrzymywała si
ę
wył
ą
cznie z pomocy
ż
ydowskiego Jointu ze Stanów
Zjednoczonych). Bardzo wielu
ś
ydów gnie
ź
dziło si
ę
całymi rodzinami w potwornych klitkach. Miliony
Polaków utraciły całe mienie i mieszkania (w Warszawie i gdzie indziej) na skutek zniszcze
ń
miast,
rabunku przez okupantów etc. To dla polskich czytelników jest na ogół wiadome, ale ksi
ąż
k
ę
Kuronia
tłumaczono na francuski i niemiecki. Mo
ż
na sobie wyobrazi
ć
skutki takiego deformowania obrazu
Polaków w ksi
ąż
ce serwowanej niemieckim czytelnikom (por. J.Kuro
ń
: Glaube und Schuld, Berlin und
Weimar 1991, s. 35).
7 listopada 1985 Kuro
ń
wyst
ą
pił na łamach “Tygodnika Mazowsze” z panegiryczn
ą
pochwał
ą
wspaniałego Shoah i atakiem na jego krytyków. Kuro
ń
bez
ż
enady wychwalał antychrze
ś
cija
ń
ski i
antypolski film Lanzmanna, nie widz
ą
c w nim jakoby nic obra
ź
liwego dla Polaków (cho
ć
sam
Lanzmann wyznał w wywiadzie dla “Liberation”,
ż
e jego film uderza w Polsk
ę
). Dodajmy,
ż
e w
przeciwie
ń
stwie do Kuronia Shoah krytykowali liczni uczciwi intelektualnie
ś
ydzi, jak cho
ć
by profesor
Israel Shahak.
W 1989 r. Kuro
ń
udzielił na łamach “Gazdety Wyborczej” absolutnego poparcia antypolskiemu
awanturnikowi rabinowi Weissowi, stwierdzaj
ą
c: Czuj
ę
si
ę
gł
ę
boko zawstydzony jako Polak tym, co
was spotkało, i mówi
ą
c,
ż
e O
ś
wi
ę
cim jest ziemi
ą
ż
ydowsk
ą
(“GW”, 18 lipca 1989 r.). Stwierdzenie
Kuronia zostało uznane za wyraz dziwnej mentalno
ś
ci przez Rad
ę
Duszpasterstwa Byłych Wi
ęź
niów
Obozów Koncentracyjnych i Wi
ę
zie
ń
, która przypomniała,
ż
e my Polacy nie nazywamy ziemi
katy
ń
skiej ziemi
ą
polsk
ą
.
Ze skrajnym filosemityzmem u Kuronia szedł w parze absolutny brak słuchu na wszystko, co
dotyczy losów polskich. Gdy 8 wrze
ś
nia 1990 jeden z posłów wyst
ą
pił przeciw
dyskryminowaniu Polaków mieszkaj
ą
cych na Litwie przez rz
ą
d litewski i domagał si
ę
od rz
ą
du
polskiego wyst
ą
pienia w obronie praw obywatelskich mniejszo
ś
ci polskiej, spotkał si
ę
z
natychmiastow
ą
gwałtown
ą
ripost
ą
Kuronia. Jego zdaniem wszelkie mówienie, ba, nawet
napomykanie o tym,
ż
e Polacy s
ą
dyskryminowani przez Litwinów, szkodzi przede wszystkim tam
mieszkaj
ą
cym Polakom. Za
ś
najlepiej pomo
ż
emy Polakom
ż
yj
ą
cym na Litwie, Ukrainie, Kazachstanie
czy w Niemczech, je
ś
li Polacy
ż
yj
ą
cy tu w Polsce nie b
ę
d
ą
dyskryminowali mniejszo
ś
ci narodowych
(według Westerplatte, nr 1/1993, s. 16). B
ę
d
ą
c na Ukrainie Kuro
ń
popisał si
ę
do
ść
szczególnym
o
ś
wiadczeniem: Ja Polak ze Lwowa dumny jestem z tego,
ż
e Lwów jest ukrai
ń
skim miastem (por.
ukrai
ń
skie pismo “Wysokoj Zamok” z 5 lipca 1992 r.).
Kuro
ń
dopu
ś
cił si
ę
bezprecedensowego szkalowania legendarnego partyzanta antykomunistycznego
J.Kurasia (“Ognia”), zarzucaj
ą
c mu,
ż
e jakoby kazał rozstrzela
ć
w 1945 r. grup
ę
chorych na gru
ź
lic
ę
ż
ydowskich dzieci. Tak niesamowity oszczerczy zarzut Kuronia wywołał protest nawet na łamach
osławionego pisma “europejczyków” - “Po Prostu” (nr 23 z 1990 roku). Danuta Szczepa
ń
ska pisała w
artykule Kim jest “Ogie
ń
”: (...) Zarzut wydaje mi si
ę
nieprawdopodobny, wymaga weryfikacji (...). Nie
jestem skłonna s
ą
dzi
ć
,
ż
e człowiek, któremu zastrzelono dziecko mógłby powtórzy
ć
tak
ą
zbrodni
ę
,
zwi
ę
kszaj
ą
c jej rozmiar. Szczególnie,
ż
e nie było mu obce uczucie chrze
ś
cija
ń
skiego miłosierdzia.
OLGA LIPI
Ń
SKA
, re
ż
yserka. Kierowany przez ni
ą
Kabaret Olgi Lipi
ń
skiej od lat przewodzi
w atakach na domniemany polski antysemityzm i nacjonalizm, polski Ciemnogród,
agresywno
ść
i panoszenie si
ę
Ko
ś
cioła. W czasach jaruzelszczyzny Lipi
ń
ska przodowała w
próbach przełamywania bojkotu telewizji przez aktorów. W podziemnym czasopi
ś
mie “Kraj” (nr 2 z
lutego 1984 r.) powołano si
ę
na informacje z Teatru Narodowego stwierdzaj
ą
ce,
ż
e Lipi
ń
ska
poinformowała kogo trzeba o nazwiskach inicjatorów akcji wyklaskiwania aktorów-kolaborantów. I
dodano: Ta sama aktorka zło
ż
yła ostatnio donos na aktorów, którzy odmówili udziału w
przygotowanym przez ni
ą
programie TVP. Lipi
ń
skiej zarzucano w owym czasie równie
ż
,
ż
e
sugerowała Rakowskiemu, aby zabra
ć
kartki bojkotuj
ą
cym aktorom. Lipi
ń
ska wypierała si
ę
tego
parokrotnie (mi
ę
dzy innymi w telewizyjnym programie “Bariery” z 27 lutego 1993 r.). Kilka lat temu w
wywiadzie dla “Wprost” zaatakowała mi
ę
dlenie oficjalnej hurrapatriotycznej wersji historii, zwłaszcza w
działalno
ś
ci partii o charakterze narodowym. W ten sposób nawet Katy
ń
mo
ż
na “zagłaska
ć
na
ś
mier
ć
”. Jestem przekonana,
ż
e młody człowiek, który dzisiaj opuszcza szkoł
ę
jest zbrzydzony tymi
tematami i w ogóle ideologi
ą
narodow
ą
, preparowan
ą
na u
ż
ytek półinteligencji (...).
ANTONI MARIANOWICZ,
nale
ż
ał do czołowych autorów paszkwilanckiej satyry
politycznej PRL (na Andersa, Trumana etc.), zast
ę
pca redaktora naczelnego “Szpilek” w
czasach stalinowskich, pocz
ą
wszy od 1949 roku. Dzi
ś
jeden z tropicieli polskiego “antysemityzmu”
(por. tekst Marianowicza w “
ś
yciu Warszawy” z 7 maja 1993 r., “Polityka” z 6 maja 1995 r. i in.).
STEFAN MELLER
, ambasador, pierwszy sekretarz Komitetu Uczelnianego ZMS w latach
60., przyjaciel Michnika z tego okresu. Jego ojca, dyrektora MSZ usuni
ę
to w 1968 roku. W 1990 r. po
tym, jak został redaktorem naczelnym czasopisma “Mówi
ą
wieki”, Meller eksponował w nim
szczególnie mocno autorów z lobby filosemickiego w
ś
ród historyków typu Kerstenowej, Eislera,
Tomaszewskiego, Paczkowskiego, przy równoczesnym przemilczaniu licznych patriotycznych
autorów. W artykułach o problematyce
ż
ydowskiej w jego czasopi
ś
mie wyra
ź
nie dominowały
jednostronnie podawane racje
ż
ydowskie. Dowarto
ś
ciowany przez W.Bartoszewskiego nominacj
ą
na
wiceministra spraw zagranicznych w 1994 roku. Wyje
ż
d
ż
a, aby obj
ąć
stanowisko ambasadora do
Francji.
JERZY TUROWICZ,
redaktor naczelny “Tygodnika Powszechnego”. Pisz
ą
c o historii
"Tygodnika Powszechnego" trzeba ci
ą
gle pami
ę
ta
ć
,
ż
e mamy tu do czynienia ze szczególnie du
żą
porcj
ą
przekłama
ń
i manipulacji, zmierzaj
ą
cych do pokazywania linii "TP" jako zawsze jednolitej, i
Turowicza jako jedynego dominuj
ą
cego w "TP" głównego redaktora. Zaciera si
ę
w ten sposób rol
ę
,
odgrywan
ą
przez zało
ż
yciela i pierwszego redaktora "TP" ks. Jana Piwowarczyka (por. uwagi na ten
temat prof. Z.
ś
migrodzkiego: Wielko
ść
i mit, "Nasza Polska" z 9 listopada 1995 i J.Zabłockiego: Dwa
"Tygodniki Powszechne" - "Ład" z 30 kwietnia 1995 r.). Zaciera si
ę
równie
ż
ch
ę
tnie histori
ę
ró
ż
nych
skrajnych nieraz zygzaków "TP" pod redakcj
ą
Turowicza, cho
ć
by jego superpanegirycznego artykułu
w XX-lecie PRL. I zaciera si
ę
pami
ęć
o tym, dlaczego władze PRL tolerowały "Tygodnik Powszechny",
cho
ć
wsadzili do wi
ę
zienia redaktorów du
ż
o bardziej zdecydowanego pod wzgl
ę
dem linii i bardzo
patriotycznego "Tygodnika Warszawskiego". Zaciera si
ę
pami
ęć
,
ż
e dla "internacjonalistów" z elity
PRL-owskiej pod pewnymi wzgl
ę
dami dogodny był antynacjonalistyczny duet Turowicz-Stomma.
Turowicz wyró
ż
niał si
ę
swymi krytykami polskiego nacjonalizmu i "antysemityzmu" ju
ż
przed 1939
rokiem.
Wbrew tak cz
ę
sto akcentowanej rzekomej ogromnej pryncypialno
ś
ci red. Jerzego Turowicza warto
przypomnie
ć
,
ż
e tak
ż
e w sprawach stosunków polsko-
ż
ydowskich przez dziesi
ę
ciolecia kluczył na
ró
ż
ne sposoby, zale
ż
nie od celów bliskiego mu
ś
rodowiska, by dopiero od 1987 roku pocz
ą
wszy
otwarcie zamanifestowa
ć
"jedyn
ą
słuszn
ą
" skrajnie filosemick
ą
lini
ę
. Przypomn
ę
,
ż
e jeszcze 17 marca
1957 roku J.Turowicz tak pisał w "Tygodniku Powszechnym" o sytuacji w czasie wojny: Ta ówczesna
wspólnota prze
ś
ladowanych, cierpi
ą
cych i walcz
ą
cych zmieniła do
ść
zasadniczo stosunki polsko-
ż
ydowskie w naszym kraju. W ogromnej cz
ęś
ci społecze
ń
stwa polskiego znikn
ę
ły
ś
lady
antysemityzmu (podkr. J.R.N.), a na jego miejsce pojawiło si
ę
poczucie solidarno
ś
ci, zjawiła si
ę
-
szeroko wprowadzona w czyn - wola pomocy ludziom prze
ś
ladowanym (...). W tym
ż
e artykule
Turowicz pisał: Twierdz
ę
,
ż
e w latach powojennych antysemityzm - w zasadzie w Polsce nie istniał
(...).
W "Tygodniku Powszechnym" (nr 25 z 1967 r.) Turowicz recenzuj
ą
c ksi
ąż
k
ę
Bartoszewskiego i
Lewinówny Ten jest z ojczyzny mojej, ostro przeciwstawiał si
ę
powstałej po wojnie na Zachodzie
legendzie obci
ąż
aj
ą
cej Polaków odpowiedzialno
ś
ci
ą
za tragiczny los
ś
ydów w czasie wojny. A
od 9 lat - pocz
ą
wszy od haniebnego tekstu Jana Bło
ń
skiego w "TP" z 1987 roku - ta kłamliwa
legenda jest z coraz wi
ę
ksz
ą
werw
ą
upowszechniana na łamach "Tygodnika Powszechnego".
I to wszystko wbrew dawniejszym tekstom samego Turowicza o zachowaniu si
ę
ogromnej cz
ęś
ci
społecze
ń
stwa polskiego w czasie wojny. Czy
ż
by Turowicz teraz du
ż
o lepiej widział, co si
ę
naprawd
ę
działo w Polsce w czasie wojny, ni
ż
w 1957 roku? A mo
ż
e łatwiej kłama
ć
, gdy zaciera si
ę
pami
ęć
.
Typowym dla dzisiejszej postawy Turowicza był jego artykuł Oboj
ę
tno
ść
nasza powszednia w "GW" z
1-2 lipca 1995, gdzie w sposób skrajny rozpisywał si
ę
o rzekomym zagro
ż
eniu antysemityzmem w
Polsce, podaj
ą
c jako koronny dowód,
ż
e np. Bronisław Geremek, który jest w moim przekonaniu
jednym z najm
ą
drzejszych, naj
ś
wietniejszych umysłów politycznych, nie mógłby dzi
ś
w Polsce zosta
ć
prezydentem, a nawet i premierem - tylko dlatego,
ż
e jest z pochodzenia
ś
ydem.
Mo
ż
na by długo wylicza
ć
ró
ż
ne przykłady skrajnego filosemityzmu "Tygodnika Powszechnego" typu
nadania specjalnego wyró
ż
nienia antypolskiej ksi
ąż
ce Henryka Grynberga Dziedzictwo ("TP" z 2
stycznia 1994) czy entuzjastycznej recenzji z polako
ż
erczej ksi
ąż
ki Thomasa Kenneally'ego Lista
Schindlera (o wiele bardziej polako
ż
erczej od filmu Spielberga i pełnej bł
ę
dów merytorycznych i
przekłama
ń
(por. "Tygodnik Powszechny" z 13 marca 1994).
Trzeba przyzna
ć
,
ż
e J.Turowicz w kształtowaniu linii swego pisma ma prawdziwie mocne oparcie w
odpowiednio dobranym zespole swej redakcji. By wymieni
ć
tylko niektóre z bardziej wpływowych
osób. Pocz
ą
wszy od zast
ę
pcy red. naczelnego "Tygodnika Powszechnego" Józefy Hennelowej, byłej
posłanki UW. Patriotyczna polska
ś
ydówka z Drohobycza Dora Kacnelson mówiła z oburzeniem w
"Ładzie" (z 26 czerwca 1994 r.) w oparciu o stenogramy Komisji Sejmowej, zajmuj
ą
cej si
ę
Polakami
poza granicami,
ż
e Hennelowa zawsze blokowała, gdy tylko kto
ś
w komisji stawiał spraw
ę
pomocy dla
Polaków dyskryminowanych na Kresach. Hennelowa twierdziła w "Tygodniku Powszechnym" z
uporem godnym lepszej sprawy,
ż
e w Polsce mamy do czynienia z antysemityzmem w skali
masowej, dziwnie przemilczaj
ą
c antypolonizm, któremu ulegaj
ą
mi
ę
dzy innymi niektóre osoby
w jej własnej redakcji (vide omawiany ju
ż
w "Naszej Polsce" Marcin Król). Hennelowa od dawna
znana jest jednak z faryzejskiego rozmijania si
ę
z prawd
ą
(kiedy
ś
jaskrawy przypadek tego typu
wytkn
ą
ł jej własny kolega redakcyjny Maciej Zi
ę
ba OP (por. "Gazeta Wyborcza" z 1-2 sierpnia 1992).
Trudno mówi
ć
o uczciwo
ś
ci p. red. Hennelowej w sytuacji, gdy jako posłanka wraz z dwoma innymi
posłami udeckimi wykorzystała poczt
ę
biura poselskiego do bezprawnego rozsyłania propagandowych
zach
ę
t na rzecz kandydatury T.Mazowieckiego na prezydenta (po oburzeniu, jakie cała sprawa
wywołała i odpowiednim werdykcie musiała zwróci
ć
bezprawnie oszcz
ę
dzone pieni
ą
dze). Dodajmy,
ż
e
Hennelowa od dawna była równie "post
ę
powa", jak Jerzy Turowicz (w 1989 r. w pryncypialnej dyskusji
na temat przyszło
ś
ci Polski z niepokojem pisała,
ż
e przecie
ż
chyba nie b
ę
dziemy zaprowadza
ć
u nas
kapitalistycznych stosunków (por. uwagi J.Majcherka o "Tygodniku Powszechnym" - Mi
ę
dzy Kuri
ą
a
"Piwn
ą
", "
ś
ycie Warszawy" z 24 marca 1995 r.).
Inny filar "Tygodnika Powszechnego" -
Stanisław Stomma
, członek zespołu tygodnika od kilku
dziesi
ę
cioleci znany jest ze skłonno
ś
ci do pomawiania o antysemityzm i nacjonalizm. W latach 90.
przy ró
ż
nych okazjach ostrzegał,
ż
e w Polsce jakoby dominuj
ą
czynniki sprzeczne z porz
ą
dkiem
zachodnioeuropejskim i panuj
ą
cymi tam kierunkami rozwoju, stwierdzaj
ą
c expressis verbis: (...)
Czynnik pierwszy to panoszenie si
ę
tendencji skrajnie nacjonalistycznych (...) (cyt. za "GW" z 5 lutego
1991 r.). Warto przypomnie
ć
,
ż
e Stomma w styczniu 1963 roku w swoisty sposób "uczcił" stulecie
Powstania Styczniowego na łamach "TP", przedstawiaj
ą
c je podobnie jak inne polskie powstania
narodowe jako wyraz anachronicznego, zapiekłego kompleksu antyrosyjskiego. Wywołało to
gwałtowny protest Prymasa Tysi
ą
clecia Stefana Wyszy
ń
skiego, który dosłownie zdruzgotał wywody
Stommy w kazaniu 27 stycznia 1963 r., mówi
ą
c,
ż
e w Powstaniu Styczniowym chodziło o niezbywalne
prawa Narodu do wolno
ś
ci, a nie o
ż
aden kompleks (por. P.Raina: Stefan Kardynał Wyszy
ń
ski Prymas
Polski, Londyn 1988, tom III, s. 164-165).
Z pot
ę
pieniem tradycji powsta
ń
narodowych szły u Stommy wyra
ź
ne skłonno
ś
ci do kolaboracji z
re
ż
imem komunistycznym, tworzenia czego
ś
w rodzaju polskie Vichy (mówił o Stommie w tym
kontek
ś
cie słynny emigracyjny sowietolog Leopold Łab
ę
d
ź
("Arka" 1991, nr 36, s. 96). Znany z
ró
ż
nych oportunistycznych kompromisów Stomma (por. "Gazeta Polska" z 21 wrze
ś
nia 1993 r.) z tym
wi
ę
ksz
ą
rado
ś
ci
ą
przyj
ą
ł za to odwołanie rz
ą
du Olszewskiego (por. "GW" z 9 czerwca 1992).
Czołowi redaktorzy "Tygodnika Powszechnego" odznaczali si
ę
podobnie jak Turowicz, Hennelowa
czy Stomma skłonno
ś
ci
ą
do maksymalnego montowania za wszelk
ą
cen
ę
sojuszu "europejczyków" z
tygodnikowej katolewicy z laickimi "europejczykami" z "GW". Jej szczególnym symbolem jest
Roman Graczyk,
były sekretarz redakcji "TP" i srogi cenzor Kisiela, któremu strasznie
uprzykrzył ostatnie lata w "TP" dzi
ś
publicysta "GW" z werw
ą
dokładaj
ą
cy Ko
ś
ciołowi, by za to tym
mocniej idealizowa
ć
PRL-owsk
ą
przeszło
ść
. Innym symbolem tych zwi
ą
zków katolewicy i lewicy
laickiej jest były zast
ę
pca redaktora naczelnego "TP" przez wiele lat
Krzysztof Kozłowski,
były minister spraw wewn
ę
trznych w rz
ą
dzie T.Mazowieckiego. Ten, który wsławił si
ę
rewelacyjnym
odkryciem,
ż
e: Kuro
ń
ma chrze
ś
cija
ń
sk
ą
dusz
ę
. Inny były zast
ę
pca redaktora naczelnego "TP"
Andrzej Romanowski,
równie
ż
wielki zwolennik Kuronia, wydał w 1995 r. wielk
ą
cegł
ę
publicystyczn
ą
- tj. dokonany przez siebie wybór publicystyki A.Michnika z lat 1985-1994 pt. Diabeł
naszego czasu. Kiedy
ś
na łamach "Znaku" Romanowski proponował Polakom całkowit
ą
bezbronno
ść
we wszelkich dyskusjach z
ś
ydami, wr
ę
cz przyj
ę
cie postawy "przepraszam,
ż
e
ż
yj
ę
". Według
Romanowskiego bowiem: (...) mam zasadnicze w
ą
tpliwo
ś
ci, czy w obliczu zagłady polskiego
ż
ydostwa (...) czy w obliczu ostatniej emigracji
ś
ydów z Polski (...) mam w ogóle prawo upomina
ć
si
ę
obsesyjnie o uszanowanie polskiego punktu widzenia (...). Konsekwentnie tak
ą
wła
ś
nie postaw
ę
reprezentuj
ą
liczni inni redaktorzy "Tygodnika", wci
ąż
upominaj
ą
c si
ę
jak Turowicz o
ż
ydowski punkt
widzenia. Por. np. atakuj
ą
cy polskie stanowisko w sprawie o
ś
wi
ę
cimskiego Karmelu haniebny wr
ę
cz
tekst obecnego kierownika działu politycznego "TP" Adama Szostkiewicza na łamach "
Ś
wiata" (nr z
18 wrze
ś
nia 1989 r.). Inny, a
ż
nazbyt znany z dialogu z "michnikowcami" redaktor "TP" ksi
ą
dz Józef
Tischner doczekał si
ę
ostatnio pochwał nawet na łamach "Playboya" za swe skrajne drwiny z
polskiego katolickiego za
ś
cianka (por. J.Miliszkiewicz: Kapłan na luzie, "Playboy" z grudnia 1995, s.
132-134). Ulubiony ksi
ą
dz "GW" i "Wprost" Józef Tischner doszedł a
ż
do oskar
ż
e
ń
,
ż
e Polska
grz
ęź
nie w antysemityzmie, jak stwierdził we wspólnej z Michnikiem ksi
ąż
ce Mi
ę
dzy Panem a
Plebanem.
Dodajmy jeszcze niektórych stałych współpracowników "Tygodnika Powszechnego", jak skrajn
ą
filosemitk
ę
Stanisław
ę
Grabsk
ą
(por. "Nasza Polska" z 8 sierpnia 1996 r., czy stałego felietonist
ę
"TP"
Stanisława Lema
, konsekwentnego ateusza, ale za to tropiciela polonocentryzmu. I
wielbiciela Urbanowego "Nie", który posun
ą
ł si
ę
a
ż
do zaatakowania w "Tygodniku Powszechnym" (!!!)
(nr 25 z 1996 r.) wydawnictwa PWN za to,
ż
e nie umie
ś
ciło osobnego hasła "Nie" w 4 tomie Nowej
Encyklopedii. Pomini
ę
cie to Lem uznał jako przejaw praktyk totalitarnych (!). Czy
ż
by
ś
my byli ju
ż
na
etapie przechodzenia "Tygodnika Powszechnego" od sojuszu z "Gazet
ą
Wyborcz
ą
" do sojuszu z
"Nie"?! I to ma by
ć
pismo katolickie!
Władysław Bartoszewski,
historyk, były minister spraw zagranicznych. Przez lata
stanowczo bronił najnowszej historii przed oszczerstwami i demaskował próby oczerniania Polaków
dla wybielenia Niemiec w sprawie eksterminacji
ś
ydów (np. w gło
ś
nym referacie w dyskusji w Klubie
Krzywego Koła). Współautor znakomitego wyboru
ś
wiadectw o ratowaniu
ś
ydów przez Polaków w
czasie wojny Ten jest z ojczyzny mojej (1996 r.). W "Trybunie Ludu" z 2 kwietnia 1968 r.
przedstawiono tekst ówczesnego obszernego wywiadu W.Bartoszewskiego dla PAP-u, uderzaj
ą
cego
w kłamstwa antypolskiej propagandy i przedstawiaj
ą
cego ogromne rozmiary pomocy polskiej dla
ś
ydów w czasie drugiej wojny
ś
wiatowej. Tak
ż
e w pó
ź
niejszych latach Bartoszewski niejednokrotnie
bronił racji polskich za granic
ą
(m.in. na polsko-
ż
ydowskiej konferencji w Oxfordzie), w licznych
tekstach przypominał rozmiary pomocy polskiej dla
ś
ydów, wskazywał na fataln
ą
rol
ę
Judenratów etc.
W latach 70. Bartoszewski stopniowo zacz
ą
ł ewoluowa
ć
w stron
ę
coraz wi
ę
kszej akceptacji
argumentacji
ż
ydowskiej w ró
ż
nych sprawach. Wpłyn
ę
ło na to kilka czynników. Z jednej strony
uleganie wpływom Turowiczowskiej opcji w "Tygodniku Powszechnym" (Bartoszewski był zwi
ą
zany z
redakcj
ą
tego tygodnika od bardzo długiego czasu), jak i filosemickiej elitki PEN-Clubu (od 1972 r.,
gdy Bartoszewski został sekretarzem generalnym tej organizacji). Swoje zrobiły konsekwentne zabiegi
ze strony
ż
ydowskiej o pozyskanie Bartoszewskiego, granie na jego pró
ż
no
ś
ci przez bardzo mocne
fetowanie go w Izraelu (Bartoszewski został m.in. Honorowym Obywatelem Izraela). Ewolucja
Bartoszewskiego w kierunku filosemickim wyra
ź
nie nasiliła si
ę
w czasie pobytu na stanowisku
ambasadora w Wiedniu od 1990 roku. Jako minister spraw zagranicznych w postkomunistycznym
rz
ą
dzie Józefa Oleksego od 1994 roku Bartoszewski maksymalnie rozczarował entuzjastów jego
dawnej działalno
ś
ci naukowo-publicystycznej. Był ministrem do
ść
nieudolnym, a sprawuj
ą
c sw
ą
funkcj
ę
w wyst
ą
pieniach publicznych bardzo cz
ę
sto mówił o wiele szybciej ni
ż
my
ś
lał.
28 kwietnia 1995 wyst
ą
pił na forum Bundestagu z bardzo niefortunnym przemówieniem -
przeprosinami za wysiedlenie Niemców z Polski, w którym zani
ż
ył liczb
ę
polskich ofiar wojny z 3
milionów do dwóch. I to na forum niemieckiego parlamentu (!!!) (por. szerzej moj
ą
polemik
ę
z
dyrektorem gabinetu ministra spraw zagranicznych Tomaszem Lisem - "Słowo-Dziennik Katolicki", 21-
23 lipca 1995 r.).
Jako szef polskiego MSZ-u nie zrobił niczego istotniejszego dla napi
ę
tnowania coraz haniebniejszych
wybryków antypolonizmu w
ś
wiecie. "Wsławił si
ę
" natomiast niechlubnym "donosem na Polsk
ę
"
w przemówieniu w izraelskim Knesecie (mówił w nim o antysemickich "ciemniakach" na
polskiej prowincji, dziwnie zapominaj
ą
c o antypolskich wypowiedziach "ja
ś
nie o
ś
wieconych"
premierów Bergina i Szamira.
Bartoszewski podj
ą
ł tak
ż
e szereg niefortunnych decyzji personalnych, wzmacniaj
ą
cych filosemickie
lobby w MSZ, m.in. poprzez mianowanie wiceministrem Stefana Mellera, poprzez wyznaczenie na
specjalnego pełnomocnika do stosunków z
ż
ydowsk
ą
diaspor
ą
, która przecie
ż
"nie jest podmiotem
prawa mi
ę
dzynarodowego", znanego ze skrajnie pro
ż
ydowskiej tendencyjno
ś
ci byłego współredaktora
"Gazety Wyborczej" Krzysztofa
Ś
liwi
ń
skiego (w 1989 roku popisał si
ę
brutaln
ą
napa
ś
ci
ą
na Prymasa
Polski w zwi
ą
zku ze spraw
ą
o
ś
wi
ę
cimskiego Karmelu).
Zbigniew Bujak,
polityk, działacz podziemnej "Solidarno
ś
ci". W 1990 roku jeden z
przywódców skrajnie lewicowego ugrupowania dawnej lewicy laickiej ROAD. Polityczny wychowanek
Kuronia, wyró
ż
niał si
ę
skrajn
ą
gorliwo
ś
ci
ą
w tropieniu rzekomego "polskiego antysemityzmu",
nacjonalizmu, ksenofobii etc. Po
ś
wi
ę
cił tym sprawom prawie połow
ę
swego wyst
ą
pienia 22 kwietnia
1990 r. na II Zje
ź
dzie "Solidarno
ś
ci" (por. "GW" z 25 kwietnia 1990 r.). Skrajny manipulator. Kiedy
ś
wyznał,
ż
e Manipulacja jest podstaw
ą
demokracji ("Tygodnik Gda
ń
ski" z 13 maja 1990). Wsławił si
ę
swoistym "donosem na Polsk
ę
" w wyst
ą
pieniu na
Ś
wiatowym Kongresie Studiów Sowietologicznych i
Wschodnioeuropejskich w Hurrogate (W.Brytania). Twierdził tam,
ż
e w "Solidarno
ś
ci" nurtowi
liberalnemu i obywatelskiemu, otwartemu na Europ
ę
przeciwstawia si
ę
nurt autorytarny, bazuj
ą
cy na
nienawi
ś
ci do komunizmu, populizmie i szowinizmie, instrumentalnie posługuj
ą
cy si
ę
autorytetem
Ko
ś
cioła (wg "
ś
ycia Warszawy" z 23 lipca 1990 r.). W wywiadzie dla "Konfrontacji" z 10 sierpnia
1990 r. zademonstrował skrajne lekcewa
ż
enie polskich tradycji narodowych, mówi
ą
c: (...)
ROAD jest miejscem, w którym my warto
ś
ci narodowe chcemy podporz
ą
dkowa
ć
wła
ś
nie zasadzie
wej
ś
cia do Europy. Wiele ró
ż
nych ugrupowa
ń
dla sukcesu wyborczego odwołuje si
ę
do tych
najgorszych pokładów
ś
wiadomo
ś
ci, które w nas drzemi
ą
. Wła
ś
nie odwołuje si
ę
do naszego
przywi
ą
zania do polskiej tradycji, które przeradza si
ę
w narodowy szowinizm.
W ci
ą
gu nast
ę
pnych miesi
ę
cy Bujak z zapałem kontynuował akcj
ę
przedstawiania ludzi z innego
nurtu "Solidarno
ś
ci" jako szowinistów i antysemitów. Zrobił to mi
ę
dzy innymi w skandalicznej
wypowiedzi na łamach "Moskowskich Nowosti" z 9 wrze
ś
nia 1990 r., powi
ę
kszaj
ą
cej i tak ju
ż
niemałe
uprzedzenia wobec Polaków w rosyjskiej opinii publicznej. Stwierdził tam: (...) W latach 1980-1981 nie
było w "Solidarno
ś
ci" miejsca dla antysemityzmu, dla fobii antyniemieckich, antyrosyjskich czy
antyukrai
ń
skich. Nie było te
ż
poczucia wy
ż
szo
ś
ci nad Czechami czy Słowakami. A teraz wypłyn
ę
ły
nastroje szowinizmu, ju
ż
nawet wiara i krzy
ż
słu
żą
jako or
ęż
w walce. Kiedy
ś
nacjonali
ś
ci musieli
podporz
ą
dkowa
ć
si
ę
tradycji "Solidarno
ś
ci" i nie
ś
mieli mówi
ć
, o czym naprawd
ę
my
ś
l
ą
. Po dokonaniu
rozłamu przestali si
ę
jednak powstrzymywa
ć
. Poczuli si
ę
jakby poza obszarem "Solidarno
ś
ci"...
Nie grzesz
ą
cy oryginalnym intelektem Bujak był typem działacza-papugi, o pogl
ą
dach stanowi
ą
cych
lustrzane odbicie pogl
ą
dów Kuronia, Geremka czy Michnika. "Gazeta Samorz
ą
dowa" z 2 wrze
ś
nia
1990 r. odnotowała do
ść
znamienny głos czytelnika: Bujak ta
ń
czy jak mu Geremek zagra, ju
ż
nawet
j
ę
czy jak Geremek. Po stworzeniu Ruchu Demokratyczno-Społecznego oparł jego działanie głównie
na propagandzie proaborcyjnej. Po klapie tego Ruchu znalazł schronienie w Unii Pracy.
Waldemar D
ą
browski,
były prezes Komitetu Kinematografii w randze wiceministra.
Został nim we wrze
ś
niu 1990 roku dzi
ę
ki poparciu minister Cywi
ń
skiej, zgodnie z tak modn
ą
wówczas polityk
ą
"grubej kreski". W.D
ą
browski był w latach 70. i 80. "ulubie
ń
cem komuny",
przyjacielem
Ś
wirgonia. Były działacz ZSMP, został w 1979 r. rekomendowany przez PZPR na
stanowisko wicedyrektora Wydziału Kultury m.st. Warszawy. Według artykułu przewodnicz
ą
cego
Sekretariatu Kultury i
Ś
rodków Przekazu w NSZZ "Solidarno
ść
" Jacka Weissa na łamach "Tygodnika
Solidarno
ść
" D
ą
browski, "ulubieniec komuny", po tym, jak został prezesem Komitetu Kinematografii
przez cztery lata niszczył kinematografi
ę
.
W.D
ą
browski maksymalnie zaanga
ż
ował si
ę
w poparcie dla realizacji filmu Lista Schindlera
Stevena Spielberga i w jego ogromnie nagło
ś
nion
ą
promocj
ę
w Polsce. Ani przez chwil
ę
nie
zatroszczył si
ę
przy tym o wyeliminowanie z tego filmu scen szkaluj
ą
cych Polaków, czy wr
ę
cz
deformuj
ą
cych histori
ę
(polskie komendy w obozie zagłady, podanie liczby zaledwie 4 tys.
ocalonych w Polsce
ś
ydów, wst
ę
pna informacja,
ż
e Niemcy rzekomo rozbili Polsk
ę
w dwa
tygodnie etc.). Przypomnijmy,
ż
e film Spielberga był kr
ę
cony w koprodukcji z polskim
przedsi
ę
biorstwem filmowym Heritage Films, kierowanym przez Lwa Rywina,
ż
e trzon ekipy
filmuj
ą
cej stanowili Polacy (75 osób),
ż
e w filmie wyst
ę
powało 10 polskich aktorów i aktorek, a zdj
ę
cia
kr
ę
cono w Krakowie. Wiceminister D
ą
browski zamiast wyeliminowa
ć
te fałszerstwa, brał udział w
bezkrytycznym fetowaniu filmu Spielberga podczas jego krakowskiej premiery, a samego Spielberga
okre
ś
lił jako najwi
ę
kszego re
ż
ysera
ś
wiata. Dzi
ę
ki wiceministrowi D
ą
browskiemu Polska jeszcze
znacz
ą
co dopłaciła do reklamowania Spielberga z wyra
ź
nymi akcentami antypolskimi. By
przypomnie
ć
cho
ć
by informacje podane w artykule K.Bielas i J.Szczerby na łamach "GW": (...)
Przewodnicz
ą
cy D
ą
browski, chc
ą
c wyrazi
ć
sw
ą
wdzi
ę
czno
ść
dla autora Listy Schindlera (za co? za
oszczercze uwagi o Polakach? - J.R.N.) opublikował w ameryka
ń
skich pismach bran
ż
owych "Variety" i
"Hollywood Reporter" kilka ogłosze
ń
. W ostatnim (...) po rozdaniu Oscarów, napisał: We are proud to
have shared in your experience, STEVEN (jeste
ś
my dumni z udziału w Twoim przedsi
ę
wzi
ę
ciu,
Steven). Jednak podczas oscarowej gali Spielberg nawet si
ę
nie zaj
ą
kn
ą
ł o polskim tak przecie
ż
znacz
ą
cym, udziale w tym filmie (...). W raporcie NIK krytycznie oceniono ogromne wydatki Komitetu
Kinematografii na akcj
ę
promocyjn
ą
za Oceanem (2,5 mld starych złotych!!!). NIK w ogóle bardzo
ostro oceniła lekcewa
ż
enie prawa i nonszalancj
ę
w wydawaniu pieni
ę
dzy przez urz
ę
dników
kierowanego przez D
ą
browskiego Komitetu Kinematografii. Kiedy D
ą
browski zło
ż
ył na r
ę
ce
premiera rezygnacj
ę
ze swej funkcji (29 wrze
ś
nia 1994 r.) nast
ę
pnego dnia nagrodzono go z
inicjatywy ministra przekształce
ń
własno
ś
ciowych Wiesława Kaczmarka nowym, bardzo
dochodowym stanowiskiem prezesa zarz
ą
du Pa
ń
stwowej Agencji Inwestycji Zagranicznych
SA.
Kinga Dunin
, dziennikarka, pracownik redakcji "Ex Libris", dodatku do "
ś
ycia Warszawy".
Fanatyczna feministka, tropicielka "polskiego antysemityzmu bez
ś
ydów", była autork
ą
skrajnego
ataku na Dzienniki powojenne Marii D
ą
browskiej za ich rzekom
ą
antysemick
ą
"ksenofobi
ę
". W 48
numerze "Ex Libris" z 1994 r. wyst
ą
piła za odrzuceniem całej literatury polskiej jako
niepotrzebnego, bezu
ż
ytecznego balastu, pisz
ą
c expressis verbis: (...) przesta
ń
my uwa
ż
a
ć
,
ż
e
literatura polska musi istnie
ć
. Nie musi. Nawet je
ż
eli zniknie - i tak b
ę
dzie w Polsce istniała jaka
ś
literatura. Ka
ż
dy b
ę
dzie mógł sobie co
ś
wybra
ć
z ogromnej
ś
wiatowej oferty (...). Zdaniem Dunin
literatura polska to patos, nuda i troska, bez
ż
adnego rezonansu społecznego, i trzeba przesta
ć
si
ę
ni
ą
zajmowa
ć
, zanurzaj
ą
c si
ę
bez reszty w bogactwie literatury
ś
wiatowej. Co dla Kingi Dunin oznacza
bogactwo
ś
wiatowej oferty, mo
ż
na si
ę
domy
ś
li
ć
czytaj
ą
c reklamowane na łamach "Ex Libris" ró
ż
ne
Harlequiny.
Pogl
ą
dy "europejki" z "Ex Libris" na temat literatury rodzimej spotkały si
ę
z ostr
ą
krytyk
ą
Włodzimierza Odojewskiego, znakomitego polskiego pisarza,
ż
yj
ą
cego od wielu lat na emigracji. W
tek
ś
cie Czy literatura polska jest niepotrzebna ("Tygodnik Powszechny" z 3 kwietnia 1994), Odojewski
polemizował ze stanowiskiem tych, którzy nie rozumiej
ą
znaczenia własnej literatury dla przetrwania
narodu, i za wszelk
ą
cen
ę
reklamuj
ą
ś
wiatowy chłam. Jego zdaniem s
ą
oni tak jak exlibrisowa autorka
- nie wiem, czy
ś
wiadomie kontynuatorami pogl
ą
dów i haseł internacjonalistycznych, lansowanych w
niedalekiej przeszło
ś
ci przez komunistyczne partie, zmienili oni tylko barw
ę
swych sztandarów i
kierunek ze wschodniej na zachodni
ą
adoracj
ę
. By
ć
mo
ż
e nie zdaj
ą
sobie te
ż
sprawy,
ż
e maszeruj
ą
c
pod tymi sztandarami do Wspólnoty Europejskiej - sztandarami upodobnienia, ujednolicenia, stopienia
si
ę
z reszt
ą
Europy, robi
ą
fataln
ą
przysług
ę
naszemu społecze
ń
stwu, nie wprowadzaj
ą
tam bowiem
nacji, bo nacja musi mie
ć
swoj
ą
odr
ę
bn
ą
kultur
ę
, swoje zakorzenienie, swoj
ą
duchowo
ść
, ale grup
ę
regionaln
ą
, a jako grupa regionalna tak naprawd
ę
nikogo we Wspólnocie Europejskiej nie
interesujemy, interesuj
ą
ca jest osobno
ść
nadaj
ą
ca narodowi osobowo
ść
, odr
ę
bno
ść
, specyficzno
ść
,
które mog
ą
by
ć
owymi cennymi kamykami dorzuconymi do mozaiki Europy Ojczyzn (...).
Kazimierz Dziewanowski
, publicysta, były ambasador w USA. W 1987 roku autor
jednego z najgwałtowniejszych ataków na Władysława Sił
ę
-Nowickiego za jego obron
ę
polskich racji
w polemice z Janem Bło
ń
skim na łamach "Tygodnika Powszechnego" Dziewanowski wychwalał
antypolskie oszczerstwa Bło
ń
skiego, sławi
ą
c go za to,
ż
e wreszcie, nazwał rzeczy po imieniu.
Twierdził,
ż
e Bło
ń
ski miał prawo, a nawet obowi
ą
zek (!!!) napisa
ć
taki artykuł. Swój tekst
Dziewanowski zatytułował: Prosz
ę
nie mówi
ć
za mnie, zarzucaj
ą
c Sile-Nowickiemu,
ż
e
ś
mie
wypowiada
ć
si
ę
w imieniu milionów Polaków, ura
ż
onych przez antypolskie pomówienia Bło
ń
skiego. W
nagrod
ę
za tak
ą
postaw
ę
, obc
ą
jakiemukolwiek poczuciu polskiej godno
ś
ci narodowej,
Dziewanowskiego mianowano, z por
ę
ki Geremka, ambasadorem za rz
ą
dów Mazowieckiego w tak
kluczowym dla polskich interesów pa
ń
stwie, jak Stany Zjednoczone. Nic nie wiadomo by na tym
stanowisku zrobił cokolwiek istotnego dla obrony dobrego imienia Polski. A zwłaszcza dla
przeciwstawienia si
ę
tak przybieraj
ą
cemu na sile wła
ś
nie w Stanach Zjednoczonych najjadowitszemu
ż
ydowskiemu antypolonizmowi.
Henryk Grynberg
, pisarz, wyemigrował z Polski pod koniec 1967 r. W licznych ksi
ąż
kach
wydanych w Polsce w ostatnich latach (m.in. Dziedzictwo), artykułach i wywiadach, dawał wyraz
fanatycznej, zapiekłej nienawi
ś
ci do Polski i Polaków. W "Naszej Polsce" z 27 czerwca 1996 r.
przytaczałem ju
ż
"odkrywcze" teorie Grynberga, jak to Polacy znakomicie dorobili si
ę
w czasie drugiej
wojny
ś
wiatowej (na maj
ą
tkach
ś
ydów). U Grynberga, podobnie jak u Edelmana i Turowicza,
obserwujemy z biegiem lat ten sam schemat skrajnego pogarszania ocen zachowania Polaków wobec
ś
ydów. Jeszcze w listopadzie 1968 roku Grynberg pisał na łamach paryskiej "Kultury" o potrzebie
pami
ę
tania równie
ż
o aktach szlachetno
ś
ci, ofiarno
ś
ci, odwagi i braterstwa Polaków w niesieniu
pomocy
ś
ydom. Teraz w jego ksi
ąż
kach, artykułach i wywiadach wyra
ź
nie dominuje kra
ń
cowe
przyczernianie obrazu Polski i Polaków. Grynberg kre
ś
li wizje krwio
ż
erczych Polaków, którzy zawsze
zdradzali
ś
ydów, rabowali ich i mordowali. W ameryka
ń
skim czasopi
ś
mie "Midstream" z kwietnia
1991 r. Grynberg postawił ju
ż
nawet znak równania mi
ę
dzy AK i stalinowsk
ą
bezpiek
ą
.
Ojciec Grynberga został zamordowany - według jego relacji - przez polskiego chłopa, któremu w
swoim czasie zostawił dwie krowy. St
ą
d
ź
ródło ci
ą
głej nienawi
ś
ci, i to nie tylko do tego chłopa, ale
generalnie do Polaków, chrze
ś
cijan. Pisał w Dziedzictwie: Nie potrafi
ę
przebaczy
ć
. Nie chc
ę
. Nie czuj
ę
si
ę
upowa
ż
niony (...). Uwa
ż
am,
ż
e sprawiedliwe jest pot
ę
pienie. Wieczne bez przedawnienia.
Komentuj
ą
c te słowa Grynberga o wiecznym pot
ę
pieniu krytyk Tadeusz Drewnowski zapytywał w
"Polityce" (z 11 grudnia 1993): Pot
ę
pienie całego wschodniego Mazowsza? Całego - prócz rodaków -
ś
wiata? I opowiedział si
ę
za czym
ś
wr
ę
cz odmiennym od Grynbergowskiego przesłania - za potrzeb
ą
ludzkiego wybaczenia. Dodajmy,
ż
e zastygły w nienawi
ś
ci Grynberg, wci
ąż
t
ę
nienawi
ść
rozpami
ę
tuj
ą
cy, ci
ą
gle wypomina Polakom
ś
mier
ć
ojca, zabitego przez prymitywnego, pazernego
chłopa, a coraz bardziej zapomina o tym,
ż
e on sam i jego matka uratowali si
ę
wła
ś
nie dzi
ę
ki
Polakom. Dzi
ę
ki człowiecze
ń
stwu takich osób, jak Pszczółkowska czy Orli
ń
scy, o których jeszcze pisał
w "Twórczo
ś
ci" z 1965 roku (nr 6, s. 52-60) w utworze Wojna
ż
ydowska, a o których teraz wyra
ź
nie ju
ż
nie chce wspomina
ć
. Teraz woli tworzy
ć
antychrze
ś
cija
ń
skie uogólnienia: Dobrzy chrze
ś
cijanie
ch
ę
tnie i szczerze współczuj
ą
ż
ydowskiemu losowi. Nie mog
ą
si
ę
tylko pogodzi
ć
z
równouprawnieniem
ś
ydów (H.Grynberg:
ś
ycie osobiste, wyd. podziemne "Fakt", Łód
ź
1988, s. 23).
Grynbergowska obsesja wiecznej nienawi
ś
ci, bez przedawnienia, wydaje si
ę
szczególnie szokuj
ą
ca
dla narodów, tak jak polski wychowany we wr
ę
cz przeciwstawnej tradycji chrze
ś
cija
ń
skiej. Tradycji,
która stała si
ę
ź
ródłem płomiennego apelu polskich biskupów z 1965 roku do Niemców: "Przebaczamy
i prosimy o przebaczenie". Dodam,
ż
e osobi
ś
cie nigdy nie przestałem odczuwa
ć
tak bolesnej straty
ojca, zamordowanego przez Niemców, gdy miałem tylko cztery lata. A jednak ju
ż
jako pocz
ą
tkuj
ą
cy
publicysta (w wieku dwudziestu trzech lat) zamie
ś
ciłem w "Polityce" w 1963 roku artykuł apeluj
ą
cy o
to, aby
ś
my opisuj
ą
c histori
ę
stosunków z Niemcami nie pisali tylko o ciemnych stronach wzajemnych
stosunków, ale szukali równie
ż
innych tradycji - pami
ę
ci o zbli
ż
eniach typu wspaniałego przyj
ę
cia
polskich powsta
ń
ców 1831 roku w Nadrenii. W stosunkach mi
ę
dzy narodami trzeba zachowywa
ć
pami
ęć
, ale te
ż
i umie
ć
wybacza
ć
.
Wypowiedzi Grynberga to ci
ą
głe absolutyzowanie jako jedynej i wył
ą
cznej tragedii narodu
ż
ydowskiego i zupełna niewra
ż
liwo
ść
na tragedi
ę
innych narodów,
ś
mier
ć
milionów Polaków, Rosjan
etc. Grynberg zaatakował na przykład zdanie Nałkowskiej z Medalionów: Ludzie ludziom zgotowali ten
los, wykrzykuj
ą
c - to nieprawda. To ludzie
ś
ydom zgotowali ten los. Polemizuj
ą
c z t
ą
tak uproszczon
ą
wizj
ą
Grynberga, pisarz Andrzej Braun stwierdził: Holocaust to było co
ś
, co tylko
ś
ydzi przeszli. Jak
gdyby innych narodów nie wymordowano. Przepraszam, a Indian, Azteków nie wymordowano? I wielu
innych społeczno
ś
ci, narodowo
ś
ci, kultur? (cyt. za My - w smudze czasu... Rozmowa z Andrzejem
Braunem, "Literatura" 1989, nr 7, s. 16). Przypomnijmy,
ż
e A.Braun w 1968 roku oddał legitymacj
ę
partyjn
ą
w 1968 roku na znak protestu przeciw urz
ę
dowej fali anty
ż
ydowsko
ś
ci.
Grynberg milczy o antypolskim zachowaniu si
ę
du
ż
ej cz
ęś
ci
ś
ydów na kresach wschodnich w latach
1939-1941, o roli
ś
ydów jako czołowych katów w UB, ale za to tym ch
ę
tniej porównuje polskie
wydarzenia marcowe 1968 roku do Holocaustu (zrobił to w przemówieniu w PEN-Clubie). Jeszcze 7
marca 1992 r. w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" stwierdził o marcu 1968 r.,
ż
e były to
najhaniebniejsze prze
ś
ladowania
ś
ydów od upadku III Rzeszy (por. "Rzeczpospolita" 7-8 marca 1992
r.). W tekstach Grynberga nie ma natomiast nawet cienia refleksji o rzeczywistych zbrodniach,
popełnionych przez niektórych
ś
ydów, jak cho
ć
by wymordowania ponad 250 Arabów, w tym kobiet i
dzieci, w 1948 roku w wiosce Deir Jassin, które uroczy
ś
cie pobłogosławił przyszły izraelski premier -
"humanista" Menachem Begin.
Najbardziej szokuje niebywały tupet, z jakim pisarz i aktor Henryk Grynberg kreuje si
ę
na historyka
stosunków polsko-
ż
ydowskich i domorosłego historyka literatury. W artykule dla "Wprost" z 31 maja
1992 r. pt. Zagadka Mickiewicza, Grynberg oskar
ż
ył wybitnych polskich historyków literatury typu
Stanisława Pigonia o antysemityzm ze wzgl
ę
du na odrzucanie przez nich mitu o
ż
ydowskim
pochodzeniu Mickiewicza. Według Grynberga odrzucanie to dowodzi, jak gł
ę
bokie s
ą
korzenie
antysemityzmu w polskiej filozofii (!!!). Nie przeszkodziło to Grynbergowi w tym samym artykule
ubolewa
ć
na tym,
ż
e Mickiewicz przej
ś
ciowo uległ presji antysemickiej w "Ksi
ę
gach pielgrzymstwa i
narodu polskiego". Zaraz znalazł wytłumaczenie,
ż
e Mickiewicz potrzebował antysemickiego alibi, co
ś
wiadczy jak przemo
ż
na była presja antysemityzmu. W tym samym artykule Grynberg zaatakował
prof. Pigonia za to,
ż
e twierdził, i
ż
ś
ydzi popierali w 1812 roku Rosj
ę
przeciw Napoleonowi,
szpiegowali na rzecz Rosji. Zdaniem Grynberga takie twierdzenie zostało wyssane przez prof. Pigonia
z antysemickiej wyobra
ź
ni, bo
ś
ydzi mieli o wiele wi
ę
cej powodów,
ż
eby sprzyja
ć
Napoleonowi - który
w podbitych krajach dawał im prawa obywatelskie, a kolaboracjonistów miał carat zawsze wi
ę
cej
w
ś
ród Polaków bez
ż
adnych "przymieszek". Niedouczek Grynberg nie doczytał licznych historyków, w
tym M.Handelsmana, Kutrzeby, rosyjskiego historyka Schildera,
ż
ydowskich historyków S.Hirszhorna i
J.Schalla, którzy zgodnie pisali o maksymalnym poparciu
ś
ydów dla Rosji przeciw Napoleonowi.
ś
ydzi
gremialnie poparli cara przeciw Napoleonowi, poniewa
ż
przewodz
ą
cy im skrajnie konserwatywni rabini
chasydzcy bali si
ę
jak ognia nowoczesnych praw Napoleona.
ś
ydowski historyk Jakub Schall pisał w
Dziejach
ś
ydów na ziemiach polskich,
ż
e w 1812 roku Chasydzi garn
ą
si
ę
do ciemnej Rosji i do cara
jako do wrogów post
ę
pu i Napoleona. W wielu ksi
ąż
kach m.in. u rosyjskiego historyka Schildera, czy
w Listach litewskich J.U.Niemcewicza mo
ż
na przeczyta
ć
znamienne fakty o szpiegostwie
ś
ydów na
rzecz Rosji. Gdy za
ś
chodzi o kolaboracjonistów, to przypomnijmy znów,
ż
e w czasie Powstania
Listopadowego
ś
ydzi wyra
ź
nie dominowali w
ś
ród prorosyjskich szpiegów (pisze o tym M.Mochnacki),
ż
e
ś
yd, wła
ś
ciciel winiarni Rosenthal wydał carskiej policji słynnego emisariusza Szymona
Konarskiego,
ż
e Artur Goldman wydał Traugutta etc.
Ireneusz Krzemi
ń
ski,
socjolog wyspecjalizowany w badaniu tzw. antysemityzmu w
Polsce. Jego badania na ten temat finansuje Komitet Bada
ń
Naukowych (KBN) - (por.
"Rzeczpospolita" z 28-29 listopada 1992). Pytanie, czy KBN w obecnym składzie kiedykolwiek
zdob
ę
dzie si
ę
na finansowanie badania problemów antypolonizmu za granic
ą
i u nas w kraju,
problemów o ile
ż
bardziej nabrzmiałych, jak wskazuj
ę
w swoim cyklu. O ile wiem Ireneusz Krzemi
ń
ski
jest jak dot
ą
d jedyn
ą
osob
ą
po
ś
ród polskich
ś
rodowisk filosemickich, która zdobyła si
ę
na publiczne
przeproszenie z powodu fałszywego pomówienia o rzekomy antysemityzm. Pomówienie odnosiło si
ę
do Tomasza Wołka, przez kilka lat redaktora naczelnego "
ś
ycia Warszawy". Wymowny był sam tekst
przeproszenia pt. Przepraszam Pana Wołka ("Gazeta Wyborcza" z 21 listopada 1990 r.). Krzemi
ń
ski
pisał tam: Mniej wi
ę
cej rok temu w czasie II Kongresu Gda
ń
skich Liberałów zarzuciłem p. Tomaszowi
Wołkowi posiadanie i głoszenie antysemickich przekona
ń
. Czyniłem to w dobrej wierze, wiedziony
pogl
ą
dami tzw.
ś
rodowiska (podkre
ś
lenie J.R.N.). Jednak
ż
e mimo lektury Jego licznych artykułów
nie udało mi si
ę
znale
źć
tekstu, który byłby
ś
wiadectwem antysemickiego pogl
ą
du na
ś
wiat.
Niniejszym wi
ę
c chciałbym przeprosi
ć
Pana Wołka. Ciekawa była w ogóle sama metoda - najpierw
zaatakowanie publiczne w czasie Kongresu pod zarzutem antysemityzmu, a potem szukanie na to
dowodów.
Mieczysław F.Rakowski,
polityk PZPR. Jako redaktor naczelny "Polityki", a pó
ź
niej
wicepremier i w ko
ń
cu premier PRL, główny protektor publicystycznego lobby filosemickiego od
Urbana po KTT i Kału
ż
y
ń
skiego. "Wsławiony" rozlicznymi "donosami na Polsk
ę
", skrajnymi
uogólnieniami negatywnymi o polskich cechach narodowych, m.in. w niemieckiej prasie. Obecnie
redaktor naczelny skrajnie nudnego marksistowskiego periodyku "Dzi
ś
".
Dariusz Szymczycha
, dziennikarz. Redaktor naczelny SDRP-owskiej "Trybuny".
Utrzymuje j
ą
w stanie kra
ń
cowej nudy,
ż
e odstrasza najwytrwalszych czytelników. Decyduje o
tym prezentacja licznych skompromitowanych dziennikarzy czasów minionych w stylu starego
stalinowca Kazimierza Ko
ź
niewskiego, dzi
ś
tropiciela "polskiego antysemityzmu". Trudno byłoby w
"Trybunie" szuka
ć
obrony polskich interesów narodowych, cho
ć
by w gospodarce czy polityce
zagranicznej. Wyst
ą
pienia w obronie tych interesów dla Szymczychy oznaczaj
ą
"zapach za
ś
cianka,
smrodek za mocno narodowy" (por. jego tekst w "Trybunie" nr 54 z 1995 r., s. 6). Znamienna była
pełna pasji replika Szymczychy z 4 lipca 1995 r. na artykuł w "Słowie - Dzienniku Katolickim",
krytykuj
ą
cy jednostronno
ść
polemiki z ks. Prałatem Jankowskim i domagaj
ą
cy si
ę
, by raz wreszcie
zabra
ć
si
ę
za rozliczenie z antypolonizmem. Szymczycha natychmiast uznał to za prób
ę
odwrócenia
uwagi od "najwa
ż
niejszego" problemu owych dni - obrazu "narodu wybranego", jak
ą
przypisano
ksi
ę
dzu Jankowskiemu.
Krzysztof Turowski
, dziennikarz, realizator wyj
ą
tkowo partacko robionego programu
telewizyjnego pt. Godzina szczero
ś
ci, popularnie zwanej "Godzin
ą
wazeliny". Cz
ę
stokro
ć
w programie
tym dochodziło do eksponowania antypolonizmu i skrajnego filosemityzmu. Tak jak to miało miejsce w
niedawnej Godzinie szczero
ś
ci z Janem Karskim. Pogl
ą
dy "europejczyka" Turowskiego dobrze
ilustrowała jego wypowied
ź
w jednym z programów Godziny szczero
ś
ci o patriotyzmie: To dzi
ś
tr
ą
ci
staro
ś
wiecko
ś
ci
ą
(cyt. za tekstem T.Kra
ś
ki w "Globie" z 30 lipca 1992 r.).
"NASZA POLSKA" NR 35/1996.
Stanisław Bara
ń
czak,
poeta i krytyk, jeden z ulubionych idolów michnikowców. Przebywa
od kilkunastu lat w Stanach Zjednoczonych, gdzie wykłada na uniwersytecie. Odpowiadaj
ą
c w
ankiecie "Polityki" (z 9 kwietnia 1994) na pytanie: Wraca
ć
czy nie wraca
ć
do kraju? odpowiedział,
ż
e
pytanie to niecałkiem stosuje si
ę
do niego. Ono stosuje si
ę
jedynie do mojego "ja" fizycznego, którego
miejsce przebywania w danym momencie w danym punkcie kuli ziemskiej jest spraw
ą
drugorz
ę
dn
ą
i
zale
ż
n
ą
od trywialnych okoliczno
ś
ci, takich jak miejsce zatrudnienia i sposób zarabiania na
ż
ycie,
dom, sprawy rodzinne, przyzwyczajenia itp. Wyra
ź
nie upodobawszy sobie Stany Zjednoczone i
ameryka
ń
sk
ą
pensj
ę
dla rozwoju swojego "ja" fizycznego, Bara
ń
czak nie zapomina jednak o rodakach
rozwijaj
ą
cych swe "ja" fizyczne w kraju mi
ę
dzy Odr
ą
a Bugiem. Robi, co mo
ż
e, by obrzydzi
ć
im
wła
ś
nie to, co ich najmocniej podtrzymuje na
ż
yciu w pobalcerowiczowskiej Polsce - etos polsko
ś
ci,
najpi
ę
kniejsze symbole polskiego
ż
ycia duchowego. W 1995 roku Bara
ń
czak wydał w Krakowie
skrajnie partack
ą
parodi
ę
ró
ż
nych słynnych polskich wierszy patriotycznych, wzbudzaj
ą
c powszechne
oburzenie w
ś
ród ludzi czuj
ą
cych i my
ś
l
ą
cych po polsku (por. np. tekst El
ż
biety Morawiec: Paskudna
ksi
ąż
ka Bara
ń
czaka, "Tygodnik Solidarno
ść
" z 15 wrze
ś
nia 1995 r.).
Bara
ń
czak umie
ś
cił w swym tomie pozbawione cho
ć
by krzty smaku i przyzwoito
ś
ci szydercze
przeróbki ró
ż
nych wierszy patriotycznych. Oto charakterystyczna przeróbka zwrotki wiersza
J.Kasprowicza:
Rzadko na moich wargach. Niech dzi
ś
to warga ma wyzna
Go
ś
ci krwi
ą
przepojony najdro
ż
szy wyraz ojczyzna.
U Bara
ń
czaka zwrotka ta, poddana odpowiedniej satyrycznej przeróbce brzmiała:
Rzadko na moich wargach zjawia si
ę
ś
wi
ę
ta jedyna
w dymie po
ż
arów w
ę
dzona Najdro
ż
sza nazwa słonina.
Przejmuj
ą
cy wiersz Mickiewicza
Ś
mier
ć
pułkownika został przerobiony u Bara
ń
czaka na Kieł
Pułkownika ze "Słonic
ą
Bohater Tr
ą
bonos
ą
Emilij
ą
Plater". Szczególnie oburzaj
ą
ce dowcipy
Bara
ń
czaka z przepowiedni Słowackiego na temat Papie
ż
a-Polaka z odpowiednim "komentarzem" do
pontyfikatu Jana Pawła II - ilustracj
ą
papie
ż
a ze słoniow
ą
tr
ą
b
ą
zamiast twarzy. I to wszystko
wydano w "mieni
ą
cym si
ę
katolickim" wydawnictwie "Znak". Zdumiewali si
ę
komentatorzy,
omawiaj
ą
c znajduj
ą
ce si
ę
wyra
ź
nie na granicy grafomanii antypatriotyczne i antyreligijne
parodie Bara
ń
czaka.
Wiosn
ą
1996 roku Bara
ń
czak był autorem obrzydliwego listu, atakuj
ą
cego prezesa Kongresu Polonii
Ameryka
ń
skiej Edwarda Moskala za jego stanowcze, pełne godno
ś
ci wyst
ą
pienie przeciw ci
ą
głym
polskim ust
ę
pstwom wobec lobby
ż
ydowskiego. Bara
ń
czak twierdził w swym li
ś
cie,
ż
e premier Moskal
nie ma jakoby prawa wyst
ę
powa
ć
w imieniu Polaków w tej sprawie, bo On, Bara
ń
czak, ma zupełnie
odmienn
ą
opini
ę
na ten temat. I tak mamy nowy swoisty model patriotyzmu a la Bara
ń
czak: Do kraju
nie wraca
ć
, by nie poniosło uszczerbku fizyczne "ja" autora, bo tam Ojczyzna, gdzie dobrze. Wi
ęź
z
Krajem wyra
ż
a
ć
przez wyszydzanie najdro
ż
szych dla Polaków symboli, a wi
ęź
z emigracj
ą
poprzez ataki na jej przywódców, broni
ą
cych dobrego polskiego imienia.
Wojciech Gieł
ż
y
ń
ski
, dziennikarz. Typowy przykład filosemickiego koniunkturalizmu, tym
gorliwszego,
ż
e musi odrabia
ć
stare grzechy z 1968 roku. Gieł
ż
y
ń
ski nale
ż
ał bowiem do "rycerzy"
pomarcowej kampanii moczarowskiej. W paszkwilanckiej broszurze "Oko w oko z polityk
ą
" (wyd.
"Iskry", Warszawa 1968), Gieł
ż
y
ń
ski z furi
ą
demaskował mi
ę
dzy innymi byłego członka bandy
Łupaszki, Jasienic
ę
, piewc
ę
"zachodniego liberalizmu" Antoniego Słonimskiego, wojuj
ą
cego katolika
Kisielewskiego, czołowego adwokata dobrych przedwojennych czasów (s. 27 broszury). Pi
ę
tnuj
ą
c
kapitalizm i w
ś
ciekło
ść
propagandy syjonistycznej, młodych wichrzycieli antysocjalistycznych (s. 9)
wysławiał niebywałe jego zdaniem osi
ą
gni
ę
cia demokracji socjalistycznej, wzoru wolno
ś
ci dla
gniecionej przez imperializm reszty
ś
wiata.
Pi
ę
tnuj
ą
c imperialistycznych i syjonistycznych wrogów ludu, Gieł
ż
y
ń
ski powoływał si
ę
na odpowiednie
"autorytety": K.K
ą
kola (s. 5), W.Machejka (s. 11), W.Gomułk
ę
(s. 9 i 25), J.Cyrankiewicza (s. 16). W
tym
ż
e 1968 roku w odr
ę
bnej ksi
ąż
ce Demokracja socjalistyczna Gieł
ż
y
ń
ski zapewniał ju
ż
na jej
pierwszej stronie: (...) zdezorientowani studenci w dniach wydarze
ń
marcowych domagali si
ę
demokracji, czyli tego wła
ś
nie, co ustrój socjalistyczny zrealizował ju
ż
w sposób pełniejszy ni
ż
jakikolwiek z dotychczasowych ustrojów znanych dziejom ludzko
ś
ci (...). Ciekawe, z jakim uczuciem
czytali te wyznania Gieł
ż
y
ń
skiego studenci ze
ś
wie
żą
pami
ę
ci
ą
milicyjnych pałowa
ń
czy osoby
wyrzucone w pomarcowych czystkach.
Min
ę
ły lata, przyszła inna koniunktura. I oto Gieł
ż
y
ń
ski od
ż
ywa w roli tropiciela polskiego
"antysemityzmu". W 1989 z hukiem ogłasza zaprzestanie publikowania na łamach "Ładu", by
zaprotestowa
ć
przeciw drukowi na jego łamach "anty
ż
ydowskich" tekstów J.Korwin-Mikke. Stara si
ę
jak mo
ż
e, by przypodoba
ć
si
ę
dominuj
ą
cemu filosemickiemu lobby. Ostatnio na łamach
"Rzeczypospolitej" z 24-25 sierpnia, atakuj
ą
c ROP jako rzekomy obóz populistów-ksenofobów, który
twórczo przetworzył fenomen tymi
ń
szczyzny.
Agnieszka Holland
, re
ż
yser filmowy. Przebywa od 1981 roku za granic
ą
(od lat jej stałym
miejscem pobytu stała si
ę
Francja). Podobnie jak Bara
ń
czak, nie wyra
ż
a skłonno
ś
ci do szybkiego
powrotu do Polski. Tłumaczy to tym,
ż
e par
ę
rzeczy przeszkadza jej w Polsce w sposób dojmuj
ą
cy. A
konkretnie: Przeszkadza mi antysemityzm oraz głupota, cynizm i korupcja polityków. Przypomnijmy
wi
ę
c,
ż
e we Francji nie brakuje ani antysemityzmu, ani korupcji polityków (sławna historia
samobójstwa premiera, przyłapanego na korupcyjnej aferze etc.). A.Holland jest córk
ą
znanego
komunistycznego dziennikarza Henryka Hollanda, którego aresztowano w 1961 roku za ujawnienie
partyjnych tajemnic francuskiemu korespondentowi (w czasie rewizji w jego mieszkaniu Holland
wyskoczył z okna). Udział wpływowych przedstawicieli ("puławian" - frakcji
ż
ydowskiej KC PZPR) w
pogrzebie Hollanda, Gomułka potraktował jako antypartyjn
ą
manifestacj
ę
. Po
ś
mierci Hollanda
esbecja prze
ś
ladowała jego córk
ę
, która zwi
ą
zała si
ę
z ruchem dysydenckim.
Utalentowana re
ż
yserka filmowa A.Holland ma niestety zbyt wiele uprzedze
ń
wobec Polski i Polaków,
tak jak
ś
wiadczy cytowana na wst
ę
pie wypowied
ź
. W wywiadzie dla "Super Expressu" z 23-24
wrze
ś
nia 1995 wyznała: Nie mam specjalnych sympatii ani dla katolicyzmu, ani dla Ko
ś
cioła, ani tym
bardziej dla kleru. Mimo to zdecydowała si
ę
na zrobienie filmu na "modny" w swoim czasie temat o
zamordowaniu ksi
ę
dza Popiełuszki. Nie czuj
ą
c polskiego katolicyzmu poszła zupełnie na komercj
ę
, w
której niewa
ż
ne były prawdziwe fakty o m
ę
cze
ń
stwie ksi
ę
dza. Centraln
ą
postaci
ą
jej filmu Zabi
ć
ksi
ę
dza była nie ofiara - ksi
ą
dz Popiełuszko, lecz jego zabójca, kat, kapitan Piotrowski (por.
recenzja M.Pawlickiego Zabi
ć
znaczy przegra
ć
, "Tygodnik Kulturalny" z 26 lutego 1992).
Staraj
ą
c si
ę
o komercyjno
ść
Holland tworzyła odpowiedni
ą
aur
ę
erotyczn
ą
wokół postaci ksi
ę
dza
(w
ą
tek zakochanej w Popiełuszce Ewy) (por. szerzej recenzj
ę
Stefana Muchy: Zabi
ć
ksi
ę
dza
Agnieszki Holland, "Ład", 12 listopada 1989). Nawet komentatorka z miesi
ę
cznika "europejczyków" -
"Respublica" (nr 2 z 1989) Małgorzata Dziewulska uskar
ż
ała si
ę
na ra
żą
ce nasze uczucie
prawdziwo
ś
ci w
ą
tku masowego kina zachodniego w filmie Holland, stwierdzaj
ą
c m.in.: (...)
zaakceptowałam ten film, cho
ć
i mnie na pocz
ą
tku przeszły ciarki na widok hollywoodzkiej wersji nocy
trzynastego grudnia (...). Ksi
ą
dz wygl
ą
da jak reklama rakiet tenisowych - w najlepszym wypadku - a
pasty do z
ę
bów w najgorszym (...). Agnieszka Holland nie tylko przedstawiła nieprawdziwie Polsk
ę
stanu wojennego, lecz w ogóle, jak to si
ę
mówi, odwróciła kota ogonem. Zaprzeczyła naszemu poj
ę
ciu
o tym, kim był ojciec Popiełuszko i kim jest Grzegorz Piotrowski (...). Maciej Pawlicki za
ś
konkludował,
komentuj
ą
c skutki współpracy Holland z komercyjnymi producentami zachodnimi: (...) Wyra
ź
nie wida
ć
,
ż
e Holland wielokrotnie i
ść
musiała na kompromisy, które niekiedy niebezpiecznie zbli
ż
aj
ą
si
ę
do
granicy dobrego smaku.
Ta skłonno
ść
do ci
ą
głych wielkich kompromisów z komercj
ą
cechuje ci
ą
gle filmy Holland, cho
ć
by jej
najbardziej okrzyczany film Europa, Europa, tworzony wyra
ź
nie według ró
ż
nych uproszczonych
stereotypów. Obok ciekawej postaci głównego bohatera Szymona Perela, młodego
ś
yda ratuj
ą
cego
si
ę
dzi
ę
ki udawaniu Niemca i działaj
ą
cego w Hitlerjugend, obserwujemy obraz młodego Polaka-
"antysemity", który płaci w ko
ń
cu
ś
mierci
ą
za sw
ą
antysemick
ą
zajadło
ść
i obraz dobrego Niemca. W
"Przegl
ą
dzie Tygodniowym" z 29 marca 1992 r. komentowano film Europa, Europa jako kolejny dowód
na to,
ż
e Agnieszka Holland (...) idzie na bardzo powa
ż
ne kompromisy z koniunkturalnie reaguj
ą
cym
tzw. widzem masowym (...).
Andrzej Jonas
, dziennikarz "nawrócony" na "Solidarno
ść
", były pracownik tygodnika "Tu i
Teraz" (w latach 1982-1984), kierowanego przez osławionego janczara stanu wojennego Kazimierza
Ko
ź
niewskiego. Zało
ż
yciel i redaktor naczelny wpływowego pisma polskiego w j
ę
zyku angielskim "The
Warsaw Voice". Jego postaw
ę
dobrze ilustruj
ą
słowa wypowiedziane w nocnej dyskusji o patriotyzmie
(w styczniu 1995 roku), któr
ą
prowadził w telewizji: Mamy wiele kłopotów z patriotyzmem. W czasie,
gdy powszechnie si
ę
widzi, jak wielkim problemem jest słabni
ę
cie polskiego patriotyzmu, podwa
ż
anie
polskich tradycji narodowych, p. Jonas et consortes maj
ą
wci
ąż
"wiele kłopotów" z polskim
patriotyzmem.
Krzysztof Skubiszewski
, były minister spraw zagranicznych, zało
ż
yciel Rady Polityki
Zagranicznej. Jako szef MSZ-u w rz
ą
dzie T.Mazowieckiego był od pocz
ą
tku całkowicie uzale
ż
niony
od kierownictwa lewicy OKP, które wiedziało o niechlubnych kartach z jego przeszło
ś
ci. Chodziło nie
tylko o dziwnie mało wspominane członkostwo Skubiszewskiego w Radzie Konsultacyjnej przy
Jaruzelskim, ale o długotrwał
ą
karier
ę
w roli TW pod pseudonimem "Kosk". Tylko absolutne
poparcie udecji uratowało Skubiszewskiego przed skutkami publicznego ujawnienia faktów jego tajnej
współpracy z re
ż
imem - najpierw przez doradc
ę
premiera Olszewskiego Krzysztofa Wyszkowskiego, a
pó
ź
niej w zwi
ą
zku z ogłoszeniem tzw. Listy Macierewicza. Przeszło
ść
Skubiszewskiego nie pozostała
bez wpływu na jego fatalne z punktu widzenia polskich narodowych interesów zachowanie w
decyduj
ą
cym momencie finalizowania traktatu z Rosj
ą
w maju 1992 - katastrofalnym ust
ę
pstwom
Skubiszewskiego wobec Rosjan zapobiegła w ostatniej chwili bezpo
ś
rednia interwencja
Olszewskiego. Podatno
ść
Skubiszewskiego na poda
ż
e w zwi
ą
zku z jego przeszło
ś
ci
ą
wpłyn
ę
ła
przypuszczalnie równie
ż
na jego skrajny serwilizm wobec Amerykanów.
Znany z niebywałego nad
ę
cia Skubiszewski był swoistym Profesorem Pimko polskiej dyplomacji.
Najwi
ę
kszy samochwał w
ś
ród ministrów III RP, starał si
ę
jako sukces przedstawi
ć
najbardziej
oczywiste nawet fiaska swej polityki, vide np. przedstawienie jako sukcesu fatalnego blama
ż
u w
zwi
ą
zku z oficjaln
ą
wizyt
ą
szefa polskiego MSZ-u w Białorusi, katastrofalnie nieprzygotowan
ą
(Białorusini wyst
ą
pili podczas tej wizyty(!!!) z roszczeniami terytorialnymi do Polski!).
Fetowany przez udeck
ą
pras
ę
jako pewny kandydat na fotel sekretarza generalnego ONZ,
Skubiszewski znalazł si
ę
na 11 miejscu w
ś
ród 14 rozpatrywanych kandydatów, z zaledwie dwoma
głosami oddanymi na jego kandydatur
ę
(por. "
ś
ycie Warszawy" z 30 listopada 1991).
Niezwykle pyszałkowaty, wr
ę
cz despotyczny wobec podwładnych, Skubiszewski dosłownie jadł z
r
ę
ki Geremkowi. Wiedział,
ż
e przy takich "hakach", jakie ma w swym
ż
yciorysie, musi posłusznie
słucha
ć
wszechwładnego guru udecji. Przy serwilizmie Skubiszewskiego, człowiekiem, który
faktycznie decydował o wszystkich nominacjach nowych ambasadorów, był filar lobby filosemickiego
Bronisław Geremek. I tak to formalnie pod batut
ą
Skubiszewskiego wci
ąż
wzrastała liczba
ambasadorów, nie maj
ą
cych nic wspólnego z obron
ą
polskich interesów narodowych, za to tym
wra
ż
liwiej reaguj
ą
cych na postulaty
ż
ydowskiej diaspory.
Za kadencji Skubiszewskiego równolegle do skrajnych zaniedba
ń
w polityce wschodniej i w
ogóle w stosunkach z s
ą
siadami, za ministerium Skubiszewskiego nadano szczególnie wysok
ą
rang
ę
stosunkom z Izraelem. Na łamach periodyku "Puls" zdumiewano si
ę
: (...) Prezydent
Wał
ę
sa składa wizyt
ę
w Izraelu w pół roku zaledwie od rozpocz
ę
cia swej kadencji i przed wa
ż
nymi
wizytami w krajach s
ą
siednich: Zwi
ą
zku Sowieckim, Czecho-Słowacji i Niemczech. Oznacza to,
ż
e do
wizyty tej przywi
ą
zuje si
ę
w Belwederze szczególne znaczenie: bie
żą
ce stosunki polsko-izraelskie nie
uzasadniaj
ą
jednak takiej oceny (...). Dodajmy,
ż
e fatalnie przygotowana przez resort
Skubiszewskiego wizyta Wał
ę
sy w Izraelu sko
ń
czyła si
ę
zupełnym blama
ż
em. Wał
ę
sa wyst
ą
pił z
przeprosinami pod adresem
ś
ydów, które du
ż
a cz
ęść
prasy
ś
wiatowej zaakceptowała jako
przepraszanie przez Polaków za wymordowanie
ś
ydów w czasie wojny. Przyczyniło si
ę
do tego
ordynarne zachowanie premiera Izraela Szamira, który w odpowiedzi na przeprosiny Wał
ę
sy wygłosił
obra
ź
liwe dla Polaków przemówienie, w którym znalazł si
ę
skandaliczny pasus o polskich obozach
koncentracyjnych. Strona polska ci
ęż
ko zapłaciła za absolutne nieprzygotowanie programu wizyty i
brak uzgodnienia tekstów przemówie
ń
Wał
ę
sy i Szamira (o ile
ż
zr
ę
czniej post
ą
pili np. dyplomaci
Egiptu, którzy przed wzajemnym spotkaniem głów pa
ń
stwa Egiptu i Izraela dokładnie uzgodnili teksty
przemówie
ń
, które mieli obok siebie wygłosi
ć
). W zamian za obel
ż
ywe poszturchiwania Szamira
(wsławionego ju
ż
w 1989 publicznym atakiem na Polaków, którzy jakoby wyssali antysemityzm z
mlekiem matki), Skubiszewski robił, co mógł dla spełniania postulatów Izraela kosztem naszych
narodowych interesów gospodarczych. Tak było na przykład z rezygnacj
ą
pod presj
ą
Stanów
Zjednoczonych i Izraela z wielkiego kontraktu na sprzeda
ż
polskich czołgów do pa
ń
stw
arabskich po zobowi
ą
zaniach, zło
ż
onych przez prezydenta Wał
ę
s
ę
w Izraelu (por. tekst
S.Grzymskiego o Iranie, "Rzeczpospolita" z 5 sierpnia 1991 r.). Redaktor naczelny paryskiej "Kultury",
tak fetowany w kr
ę
gach "europejczyków", Jerzy Giedroy
ć
, nie ukrywał w tej sprawie swego skrajnego
pot
ę
pienia dla głupoty polskiej decyzji, mówi
ą
c w wywiadzie dla "Polityki" z 19 pa
ź
dziernika 1991: (...)
We
ź
my cho
ć
by afer
ę
z czołgami. Polska miała sprzeda
ć
w rejon Zatoki Perskiej tysi
ą
c czołgów, co
było operacj
ą
do
ść
istotn
ą
, bior
ą
c pod uwag
ę
stan naszego przemysłu wojskowego. Attache
ameryka
ń
ski dał do zrozumienia,
ż
e jego rz
ą
d jest przeciwny tej transakcji i Polacy si
ę
podporz
ą
dkowali. Kontrakt przej
ą
ł Havel o
ś
wiadczaj
ą
c,
ż
e interesy czeskie s
ą
dla niego
najwa
ż
niejsze. I okazało si
ę
,
ż
e Amerykanie doskonale to przełkn
ę
li. Nie było
ż
adnych sankcji w
stosunku do Pragi. Ale władzom polskim wystarczyło zmarszczenie brwi drugorz
ę
dnego urz
ę
dnika
departamentu stanu. Jednostronna postawa proizraelska i skrajne lekcewa
ż
enie stosunków Polski z
krajami arabskimi zaprowadziły resort Skubiszewskiego do nieszcz
ę
snego dla polskich interesów
gospodarczych na Bliskim Wschodzie pomysłu reprezentowania przez Polsk
ę
interesów
ameryka
ń
skich w Iraku w czasie Wojny Pustynnej.
"Zaszczyt" reprezentowania interesów ameryka
ń
skich w Iraku oznaczał faktyczne zerwanie realnych
polsko-irackich kontaktów gospodarczych, które zapewniały prac
ę
tysi
ą
com polskich techników i
robotników oraz wielkie pieni
ą
dze dla polskiego eksportu. Dodajmy,
ż
e fatalne bł
ę
dy antyarabskiej
polityki resortu Skubiszewskiego wzmocnione zostały dodatkowo przez działania ówczesnego ministra
spraw wewn
ę
trznych Krzysztofa Kozłowskiego (przez lata redaktora naczelnego "Tygodnika
Powszechnego"). Na jego polecenie polski wywiad z Iraku pomógł tam w ratowaniu Amerykanów
powi
ą
zanych z CIA, i co najgorsze - Kozłowski pó
ź
niej tym si
ę
publicznie pochwalił. (Wbrew wszelkim
zasadom pracy wywiadu i kontrwywiadu, umacniaj
ą
c nieufno
ść
i niech
ęć
do Polski w krajach
arabskich). Dodajmy,
ż
e Polska - bez
ż
adnych rekompensat - cho
ć
by poprzez bardziej przyjazn
ą
polityk
ę
Izraela - pomogła w tranzycie kilkudziesi
ę
ciu tysi
ę
cy
ś
ydów z Rosji przez teren Polski, co te
ż
wpłyn
ę
ło na pogorszenie stosunków z pa
ń
stwami arabskimi. Zawsze skrajnie spolegliwy wobec
Izraela i
ż
ydowskiej diaspory minister Skubiszewski okazał si
ę
za to niebywale twardy w reakcji na
propozycje arabskie. Stanowczo odrzucił pro
ś
b
ę
kierowanej przez Arafata Organizacji Wyzwolenia
Palestyny o po
ś
redniczenie Polski we wzajemnych pertraktacjach mi
ę
dzy Palesty
ń
czykami i
ś
ydami.
Okazało si
ę
pó
ź
niej,
ż
e i tak doszło do nich - z pomy
ś
lnym skutkiem - bez skorzystania przez polskie
MSZ z szansy poprawienia swego image'u w krajach arabskich.
Paweł Smole
ń
ski
, dziennikarz "Gazety Wyborczej", jeden z najskrajniejszych tropicieli
"polskiego antysemityzmu" i "nacjonalizmu" na łamach "GW". Mi
ę
dzy innymi autor skrajnej
paszkwilanckiej napa
ś
ci na generała Stanisława Skalskiego ("Magazyn GW" z 29 pa
ź
dziernika 1993),
napa
ś
ci na pozna
ń
ski - ZChN pt. Nam fanatyk nie przeszkadza, na łódzki ZChN i Łódzkie
Porozumienie Obywatelskie ("GW" z 25 sierpnia 1990), na Zygmunta Wrzodaka ("GW" z 25 maja
1993). "Popisał si
ę
" równie
ż
tekstem z jakiej
ś
anonimowej wioski, w której Polacy rzekomo mordowali
niegdy
ś
ś
ydów ("GW" z 14-15 sierpnia 1990) i atakiem na prawdziwych Polaków - chrze
ś
cija
ń
skich
"nacjonałów" w Przemy
ś
lu ("GW" z 20 kwietnia 1991) oraz atakiem "narodowców" (Przymierze ludu z
narodem, "GW" z 28 kwietnia 1990). W wydanej w 1989 roku w Pary
ż
u ksi
ąż
ce Pokolenie kryzysu,
Smole
ń
ski po
ś
wi
ę
cił osobny rozdział Twierdza nienawi
ś
ci (s. 91, 102) atakowi na warszawsk
ą
parafi
ę
przy ul. Zagórnej za dopuszczenie do sprzeda
ż
y literatury o anty
ż
ydowskiej wymowie. W 1991 roku
Smole
ń
ski wydał po francusku w Pary
ż
u ksi
ąż
k
ę
o "Gazecie Wyborczej" jako rzekomym zwierciadle
demokracji, ze wst
ę
pem Michnika. Był to jakby ksi
ąż
kowy odpowiednik tendencyjnego filmu B.Sulika
In Solidarity (vide np. szczególnie zakłamane rozdziały o konflikcie polsko-
ż
ydowskim wokół
o
ś
wi
ę
cimskiego Karmelu czy o "wojnie na górze").
Niech
ęć
do ró
ż
nych polskich
ś
rodowisk narodowych i obsesyjne tropienie "polskiego antysemityzmu"
id
ą
u Smole
ń
skiego w parze ze skrajn
ą
niech
ę
ci
ą
do wszelkich idei gł
ę
bszej dekomunizacji (por. np.
tekst Smole
ń
skiego Łowcy głów, "GW" z 24 kwietnia 1991 czy atak na były zespół lustracyjny
Macierewicza pt. Czas patriotów, "GW" z 13-14 czerwca 1992). Gło
ś
ny stał si
ę
pełen przekłama
ń
tekst
Smole
ń
skiego Dzieci rewolucji ("GW" z 15-16 lipca 1995), ogromny publicystyczny pomnik dla
"czerwonego harcerstwa" walterowców Kuronia. Oto charakterystyczna próbka tekstu Smole
ń
skiego:
(...) Mówiono o nich: czerwone, komunistyczne,
ż
ydowskie pionierstwo. Lecz to ich nie mogła strawi
ć
władza, a nie harcerzy w szarych mundurach. To ich zlikwidowano; byli zbyt gro
ź
ni dla systemu (...).
Kłamstwo Smole
ń
skiego polega na przemilczeniu faktu niezwykle wielkiej roli, jak
ą
odegrali wła
ś
nie
czerwoni walterowcy w rozbiciu tradycyjnego harcerstwa, kierowanego przez słynnego twórc
ę
Kamieni
na szaniec Aleksandra Kami
ń
skiego. Przyznawał to nawet w swych wyznaniach autobiograficznych
Jacek Kuro
ń
, despotyczny guru walterowców (Kuro
ń
był naszym guru, lepił z nas nowych, lepszych
ludzi - wyznawał Smole
ń
skiemu dawny czerwony walterowiec, a pó
ź
niej wiceminister spraw
zagranicznych III RP za Bartoszewskiego Robert Mroziewicz).
Jerzy Sosnowski
, publicysta "Gazety Wyborczej", tropiciel "polskiego antysemityzmu" i
"nacjonalizmu". Pisz
ą
c o polskim my
ś
leniu o ojczy
ź
nie w "GW" z 5 sierpnia 1991, Sosnowski
stwierdził,
ż
e: (...) Nad Polsko
ś
ci
ą
otwart
ą
na ró
ż
norodno
ść
, wzi
ę
ło gór
ę
Polactwo: patriotyzm
znerwicowany, ksenofobiczny, autorytarny (...). Charakterystyczn
ą
cech
ę
Polactwa stanowi
przekonanie,
ż
e w Polsce nie ma antysemityzmu, s
ą
natomiast
ś
ydzi (...). Prawdziwy Polak dostrzega
bole
ś
nie ich obecno
ść
na eksponowanych stanowiskach (...). Ideałem dla Sosnowskiego byłoby jak
najpełniejsze zerwanie z narodowymi tradycjami w Polsce, uwolnienie si
ę
od obci
ąż
enia
bogoojczy
ź
nianym fatum, garbem historii.
Edmund Szot
, publicysta "Rzeczypospolitej", autor stałego cotygodniowego przegl
ą
du prasy
"Na zdrowy rozum". Znany ze skrajnego filosemityzmu i ataków na polski patriotyzm, tradycje
narodowe i Ko
ś
ciół katolicki. Atakom na "polski antysemityzm" towarzyszy w jego tekstach uporczywe
powtarzanie banialuk,
ż
e Mickiewicz był
ś
ydem z pochodzenia, i tym podobne "odkrycia" (por. np.
"Rzeczpospolita" z 2 kwietnia 1994 i 6 lipca 1994). Szot ci
ą
gle tropi "dowody" mniemanego polskiego
"antysemityzmu". Nie przepu
ś
ci na ten temat
ż
adnej informacji w najodleglejszym organie prasy
terenowej. 30 kwietnia 1993 z ogromnym szumem powoływał si
ę
na przykład na informacje "Gazety
Nowej" o anty
ż
ydowskich napisach w zielonogórskim osiedlu "Słoneczne".
Szczególnym hobby Szota stało si
ę
wyszydzanie ró
ż
nych cech narodowych Polaków. Czytaj
ą
c jego
teksty, wci
ąż
dokładaj
ą
ce Polakom - przedstawianym jako mało okrzesany i zdolny naród, wyra
ź
nie
wyczuwa si
ę
sugesti
ę
,
ż
e Polacy egzystuj
ą
głównie dzi
ę
ki ratuj
ą
cemu nas, nieszcz
ę
snych,
zbawczemu zastrzykowi z krwi obcej. Vide np. rozwa
ż
ania Szota w "Rzeczypospolitej" z 6 lipca 1994
r. o tym,
ż
e nie ma
ż
adnych dowodów,
ż
e Kopernik mówił po polsku i tym ch
ę
tniej przypomnijmy,
ż
e
najwi
ę
kszy poeta polski był synem
ś
ydówki, najwi
ę
kszego polskiego muzyka spłodził Francuz,
najwybitniejszy polski rze
ź
biarz pochodził z Norymbergi, a najdzielniejszy polski król (Batory) znał
tylko par
ę
słów w naszym j
ę
zyku. Szot "wsławił si
ę
" haniebnym porównaniem
ż
ałoby w Polsce po
kl
ę
sce po Maciejowicach do
ż
ałoby w Korei Północnej po
ś
mierci KimIrSena ("Rzeczpospolita" z 8-9
pa
ź
dziernika 1994).
W Szotowym przegl
ą
dzie prasy wci
ąż
natykamy si
ę
na skrajnie agresywne tony antychrze
ś
cija
ń
skie, a
przede wszystkim antykatolickie. Raz jest to wyeksponowanie brecht z jakiego
ś
terenowego dziennika
o tym,
ż
e Jezus jakoby nie umarł na krzy
ż
u, lecz
ż
ył długo z Mari
ą
Magdalen
ą
. Innym razem
katolicyzm jest przedstawiany jako symbol biedy, w przeciwie
ń
stwie do bogactwa protestantów (Szot
wyra
ź
nie jakby nic nie wiedział o bogatej katolickiej Bawarii czy Belgii!). W jednym z numerów
"Rzeczypospolitej" (z 26 sierpnia 1995) Szot przykładnie "doło
ż
ył" biskupowi S.Głodziowi,
przedstawiaj
ą
c go jako symbol Wszechpolactwa za krytyk
ę
takich "polskoj
ę
zycznych" czasopism jak
"Wprost". Jako wzór szczególnie godnej postawy Szot wybrał uczennic
ę
liceum Anet
ę
Grudzie
ń
,
która napisała w "Kurierze Lubelskim": Moim zdaniem, co najmniej nietaktem jest kreowanie w
młodych ludziach postawy antyrosyjskiej i antyniemieckiej, a brak mi słów na okre
ś
lenie tego,
ż
e
prawie ka
ż
dy przedstawiciel innego pa
ń
stwa, odwiedzaj
ą
cy nasz sk
ą
din
ą
d pi
ę
kny kraj, jest
zapraszany na zwiedzenie obozu koncentracyjnego w O
ś
wi
ę
cimiu. Szot przyklaskuje pannie Grudzie
ń
i woła: Znamienny jest ten głos młodej Polki, gdy
ż
dowodzi on,
ż
e polska młodzie
ż
do
ść
ma ju
ż
pot
ę
pie
ń
czych swarów oraz rozpami
ę
tywania si
ę
w martyrologii. Zaduszki s
ą
raz w roku i chwatit. W
tym szale
ń
stwie jest metoda. Szotowi i jego kolegom zale
ż
y bowiem,
ż
eby cały monopol na
martyrologi
ę
mieli
ś
ydzi i oni byli postrzegani jako jedyne ofiary drugiej wojny. A ci starannie ju
ż
zabiegaj
ą
,
ż
eby zwiedzaj
ą
cy Polsk
ę
przedstawiciele obcych pa
ń
stw zwiedzali głównie tereny getta
warszawskiego lub
ż
ydowsk
ą
ekspozycj
ę
w O
ś
wi
ę
cimiu (vide naciski na odpowiedni program wizyty
królowej Anglii El
ż
biety II w Polsce). Poprzednicy Szota wcze
ś
niej zadbali,
ż
eby przez
dziesi
ę
ciolecia w Warszawie był tylko pomnik Bohaterów Getta, a nie było pomnika Bohaterów
Warszawy.
Wojciech Tochman,
publicysta "Gazety Wyborczej", który "wsławił si
ę
" skrajnymi
napa
ś
ciami na Zwi
ą
zek Polaków na Litwie. Por. teksty Tochmana o wymownych tytułach: Raz na
narodowo ("GW" z 20 marca 1995), Polsko
ść
- co to znaczy? ("GW" 29 marca 1995). W tym ostatnim
tek
ś
cie Tochman wyra
ż
ał zadowolenie,
ż
e "na szcz
ęś
cie" Polacy nie wygrali w wyborach w Wilnie, i
atakował obci
ąż
one fobiami narodowe polskie getto na Wile
ń
szczy
ź
nie. Tochman jest zawzi
ę
tym
"tropicielem" dyskryminacji wobec Murzynów,
ś
ydów, homoseksualistów i chorych na AIDS (por. tekst
Tochmana: Z nimi nie ta
ń
cz
ę
, "GW" z 4 listopada 1994 r.).
"NASZA POLSKA" NR 36/1996
Seweryn Blumsztajn
(przez przyjaciół Blumem nazywany), dziennikarz. W młodo
ś
ci jeden
z komunistycznych walterowców z “czerwonego harcerstwa”, przedstawił ich panegiryczny obraz w
ksi
ąż
ce Je rentre au pays (Paris 1985). Pó
ź
niej jeden z przedmarcowych “komandosów” z grupy
Michnika. Autor polako
ż
erczych stwierdze
ń
: Przez setki lat
ś
yd nie był traktowany w Polsce jak bli
ź
ni i
przez ogromn
ą
cz
ęść
społecze
ń
stwa nie był te
ż
tak traktowany w czasie okupacji (“Gazeta Wyborcza”
z 8 marca 1991 r.). Przypomnijmy wi
ę
c znów kilka uparcie przemilczanych faktów. Słynny my
ś
liciel
ż
ydowski, rabin krakowski Moj
ż
esz Isserles pisał w XVI wieku,
ż
e je
ś
liby Bóg nie dał
ś
ydom Polski
jako schronienia, los Izraela byłby rzeczywi
ś
cie nie do zniesienia (według ksi
ąż
ki znanego
ż
ydowskiego historyka B.Weinryba: The Jews of Poland. A Social Economic History of the Jewish
Community in Poland from 1100 to 1800, Philadelphia, The Jewish Publication Society of America,
1972 r., s. 166). W monumentalnym dziele innego
ż
ydowskiego historyka Barneta Litvinoffa: The
Burning Bush: Antisemitism and World History, London 1988, s. 92, czytamy
ż
e: Polska
prawdopodobnie ocaliła
ż
ydostwo przed wyt
ę
pieniem, ocaliła od zupełnego zaniku. Nawet tak lubi
ą
cy
perorowa
ć
o polskim antysemityzmie Stefan Bratkowski przyznawał w “GW” z 18-19 sierpnia 1990 r.:
Do XVIII wieku zwano Polsk
ę
w Europie “paradis Judaeorum” (tak nas okre
ś
lała jeszcze Wielka
Encyklopedia Francuska). Paradis Judaeorum - raj dla
ś
ydów, tak pisano o kraju, który Blumsztajn
oskar
ż
a o niech
ęć
do
ś
ydów.
Faktem jest,
ż
e ogromna cz
ęść
ś
ydów nie zintegrowała si
ę
ze społecze
ń
stwem polskim, w
ś
ród
którego
ż
yła. Tylko kto za to odpowiadał? Na pewno nie maksymalnie otwarte wobec innych
społecze
ń
stwo polskie, w którym z łatwo
ś
ci
ą
integrowali si
ę
Niemcy, Tatarzy, Ormianie. Istnieje na to
ogromnie wiele przykładów. Przeszkod
ą
w integracji byli przede wszystkim konserwatywni
ż
ydowscy
rabini, którzy jak ognia bali si
ę
zintegrowania
ś
ydów z Polakami, ich polszczenia, uwa
ż
aj
ą
c,
ż
e
poznanie j
ę
zyka polskiego przez ich wiernych spowoduje natychmiast ich przechrzczenie i odej
ś
cie od
wyznania
ż
ydowskiego ku katolicyzmowi. Istnieje a
ż
nadto wiele
ś
wiadectw autorów
ż
ydowskich od
Leona Hollenderskiego po Feldmana, Korenfelda, Langego, Segala, Hirszfelda, nawet Singera,
pokazuj
ą
cych jak bardzo silna była niech
ęć
do integrowania si
ę
z bli
ź
nimi polskimi wła
ś
nie w
ś
ród
ś
ydów. Nawet XX-wieczny przywódca syjonistów w Polsce W.
ś
aboty
ń
ski pisał w ksi
ąż
ce Pa
ń
stwo
ś
ydowskie (Warszawa 1937, s. 29): Getta tworzyli
ś
my sami, dobrowolnie.
Trudno oceni
ć
czy to, co wypisywał Blumsztajn wynikało z totalnej niewiedzy, czy ze złej woli (ta
ostatnia na pewno miała miejsce w przypadku publikuj
ą
cych jego banialuki redaktorów “GW”).
Blumsztajnowi radz
ę
przysi
ąść
fałdów i zabra
ć
si
ę
do studiów nad wyja
ś
nieniem
ź
ródeł skrajnego
odizolowywania si
ę
od innych przez bardzo wielk
ą
cz
ęść
ś
ydów. Na pocz
ą
tek radz
ę
mu, by zabrał si
ę
do przestudiowania m
ą
drej ksi
ąż
ki izraelskiego profesora Israela Shaka Jewish History, Jewish
Religion (London, Boulder Colorado, 1994). Zwłaszcza tego, co znakomity naukowiec izraelski pisze o
współczesnej ksenofobii w Izraelu i o sile oddziałuj
ą
cych tam dzi
ś
jeszcze pełnych nienawi
ś
ci do
chrze
ś
cijan zapisów z Talmudu, zalecaj
ą
cych, aby nie-
ś
ydów w
ż
adnym razie nie traktowa
ć
jako
bli
ź
nich.
Andrzej Drawicz
, rusycysta, dziennikarz, były szef Radiokomitetu. W 1988 roku
opublikował ogromniasty artykuł atakuj
ą
cy pomarcow
ą
kampani
ę
propagandow
ą
1968 roku,
zarzucaj
ą
c jej propagowanie kryteriów rasistowskich etc. (por. “Tygodnik Powszechny”, nr 14-15 z
1988 r.). Artykuł Drawicza nale
ż
ał do najbardziej tendencyjnych i zakłamanych artykułów o marcu
1968 roku. Całkowicie przemilczał np. fakt wzajemnego zderzenia si
ę
wówczas dwóch PZPR-owskich
frakcji partyjnych czy jakiekolwiek wcze
ś
niejsze bł
ę
dy i
ś
wi
ń
stwa
ż
ydowskiej frakcji PZPR-u,
odpowiedzialno
ść
wielkiej cz
ęś
ci
ś
ydów-komunistów za stalinizm. Co wi
ę
cej, Drawicz starał si
ę
zaakceptowa
ć
“wyj
ą
tkowo
ść
” marca 1968 r. i wyst
ę
puj
ą
cych wówczas partyjnych “egzekutorów”
twierdz
ą
c,
ż
e oni nie mieli
ż
adnych okoliczno
ś
ci łagodz
ą
cych w postaci niewiedzy czy niepełnego
zrozumienia tego, co czynili. Inaczej było natomiast w przypadku stalinistów. Według Drawicza: Ich
poprzednicy w krzywdzeniu (czyli stalini
ś
ci - J.R.N.) mog
ą
przywoływa
ć
na swe usprawiedliwienie
ideowe za
ś
lepienie, wiar
ę
w wy
ż
sze racje. Drawicz nie zaj
ą
kn
ą
ł si
ę
tylko ani słowem nad ró
ż
nic
ą
w
krzywdzeniu w czasach stalinizmu (gdy ludzie Bermana i Fejgina z zimn
ą
krwi
ą
zamordowali tysi
ą
ce
Polaków) a tym, co dotkn
ę
ło wielu
ś
ydów i Polaków
ż
ydowskiego pochodzenia po marcu 1968 roku.
Pomija równie
ż
zasadnicze ró
ż
nice mi
ę
dzy grupami osób, które opu
ś
ciły Polsk
ę
po marcu. Z jednej
strony nagonka moczarowska dotkn
ę
ła liczne osoby, najcz
ęś
ciej prostych ludzi, w pełni
zintegrowanych z polsko
ś
ci
ą
i nagle padaj
ą
cych ofiar
ą
starcia gangów wewn
ą
trzpartyjnych. Takich jak
Klara Mirska, Polka
ż
ydowskiego pochodzenia, która jeszcze w 12 lat po wyemigrowaniu z Polski w
1968 roku, pisała o Polakach z tkliwo
ś
ci
ą
, bez negatywnych uogólnie
ń
, stwierdzaj
ą
c w kontek
ś
cie losu
ś
ydów w drugiej wojnie
ś
wiatowej,
ż
e nie wie, czy w jakimkolwiek innym narodzie znalazłoby si
ę
tylu
romantyków, tylu ludzi bez skazy, tylu aniołów, którzy by z takim po
ś
wi
ę
ceniem, z takim
lekcewa
ż
eniem własnego
ż
ycia tak ratowali obcych (K.Mirska: W cieniu wielkiego strachu, Pary
ż
1980, s. 457). I wła
ś
nie takie
ś
wiadectwa
ż
ydowskie o Polakach s
ą
konsekwentnie przemilczane przez
ludzi z filosemickiego lobby. I była inna, bardzo znacz
ą
ca grupa, zło
ż
ona z dawnych stalinowskich
krzywdzicieli, oficerów bezpieki, informacji wojskowej, zaciekłych antypolskich politruków. Dla nich
wszystkich pomarcowa czystka stała si
ę
głównie okazj
ą
do wyjazdu na doskonałe synekury na
Zachodzie (por. cytowan
ą
w “Naszej Polsce” z 6 czerwca 1996 r. opini
ę
Leopolda Tyrmanda).
Usprawiedliwianie stalinowskich “poprzedników w krzywdzeniu” przez Drawicza nie budzi
szczególnego zdziwienia, gdy zwa
ż
ymy,
ż
e sam Drawicz nale
ż
ał w swoim czasie do fanatycznych
stalinowców. Rado
ś
nie opiewał
ś
mier
ć
mieszczucha oraz konanie kapitalizmu (w wierszu na łamach
czasopisma “Wie
ś
” w 1952 roku) i wypisywał prawdziwe peany na cze
ść
czołowej prosowieckiej
targowiczanki Wandy Wasilewskiej (por. “Pokolenie” z 12 pa
ź
dziernika 1952 r.). Komentuj
ą
c obraz
przedstawionych w powie
ś
ciach Wasilewskiej losów małej poleskiej wsi Olszyny, Drawicz pisał: (...)
Polityka rz
ą
du sanacyjnego stworzyła mi
ę
dzy nimi a napływow
ą
ludno
ś
ci
ą
polsk
ą
mur nienawi
ś
ci.
Panowały wyzysk i ciemnota. Tote
ż
wkroczenie Armii Czerwonej we wrze
ś
niu 1939 roku przyj
ę
li
olszyniacy z ogromnym entuzjazmem. Wyzwoleni od policyjnych pałek i ucisku, ocaleni przed
hitlerowskimi bandytami - rozpoczynaj
ą
nowe, lepsze
ż
ycie (...). Ksi
ąż
ka (...) demaskuje przy tym z
zawzi
ę
to
ś
ci
ą
i pasj
ą
urz
ę
dników i oficerów Andersa, obna
ż
a mechanizmy zdrady, kieruj
ą
cej oddziały
polskie w piaski Iranu zamiast na front stalingradzki i rozp
ę
tuj
ą
cej powstanie w Warszawie dla swych
brudnych, politycznych celów. I wszystko to pisał syn wy
ż
szego urz
ę
dnika przedwojennego MSW,
rozstrzelanego przez Rosjan w 1941 roku w Łucku na Wołyniu. Uprawianie serwilistycznej antypolskiej
publicystyki ł
ą
czył ze
ż
mudn
ą
prac
ą
komunistycznego agitatora, który obje
ż
d
ż
ał ró
ż
ne regiony
Mazowsza, by zaagitowa
ć
chłopów do tworzenia spółdzielni produkcyjnych.
W latach 60. Drawicz był propagatorem “rozumnego konformizmu” na łamach “Radaru”. Ten “rozumny
konformizm” interpretował, jak si
ę
zdaje, w sposób nieograniczony (vide informacja o Drawiczu jako
TW, ps. Kowalski, “Zbigniew”; “Nasza Polska” 7 grudnia 1995 r.).
Po tym, jak został szefem Radiokomitetu za rz
ą
dów T.Mazowieckiego, Drawicz robił wszystko, co
tylko było mo
ż
liwe dla uratowania przed usuni
ę
ciem z Telewizji osób najbardziej nawet
skompromitowanych w stanie wojennym. Pod jego egid
ą
dalej doskonale prosperowali Tumanowicz,
Małczy
ń
ski etc. Co najlepsze, niech
ęć
do gł
ę
bszych zmian osobowych Drawicz tłumaczył swym
respektem wobec etyki chrze
ś
cija
ń
skiej, nakazuj
ą
cej unikania zemsty (por. “GW” z 30 stycznia 1990).
Andrzej Wajda oburzał si
ę
wspominaj
ą
c w “Polityce” z 9 marca 1996 r., jak napotkał na totalny opór
Drawicza wobec
żą
dania usuni
ę
cia dawnych skompromitowanych twarzy z dzienników i programów
politycznych telewizji. Według Wajdy, Drawicz wszedł do Telewizji po to, by nic nie zmienia
ć
i tylko tak
widział swoj
ą
rol
ę
, uzgodnion
ą
pewnie z Tadeuszem Mazowieckim. Jako szef Radia i Telewizji
Drawicz maksymalnie popierał lobby filosemickie i kontynuował tak silny ju
ż
za prezesury Urbana
zalew telewizji przez ró
ż
ne programy i filmy o tematyce
ż
ydowskiej, nieproporcjonalny do ich warto
ś
ci
merytorycznej i artystycznej. To za urz
ę
dowania Drawicza jako prezesa wprowadzono równie
ż
stał
ą
audycj
ę
“Foksal 90”, popularyzuj
ą
c w skali całej Polski i maksymalnie nagła
ś
niaj
ą
c marginalne pod
wzgl
ę
dem znaczenia
ś
rodowisko we spotkania warszawskiej “elitki” przy ul. Foksal, utrzymane na
niewielkim poziomie intelektualnym. Za prezesury Drawicza urz
ą
dzono telewizyjn
ą
superpromocj
ę
ż
ydowskiego pisarza-hochsztaplera Jerzego Kosi
ń
skiego.
Na tle całej przeszło
ś
ci Drawicza nie dziwi to,
ż
e ostatecznie zdj
ą
ł przyłbic
ę
w 1965 roku i otwarcie
poparł Aleksandra Kwa
ś
niewskiego w kampanii prezydenckiej (lizus Drawicz nazwał go
Aleksandrem Znacz
ą
cym). Wspaniał
ą
symbioz
ę
z komunistami Drawicz ukoronował zamieszczon
ą
w
“GW” z 9-10 marca 1996 r. pochwał
ą
Urbanowego “Nie” jako pisma zdrowego ze wzgl
ę
du na swe
funkcje wentylacyjne, przydaj
ą
cego si
ę
do higieny,
ż
eby nie wszystko było nasycone kadzidłem.
Najwi
ę
ksze szkody przynosi jednak działalno
ść
Drawicza jako skrajnego rusofila, z ogromn
ą
werw
ą
atakuj
ą
cego na ró
ż
nych łamach “obra
ż
aj
ą
cych Rosjan” oszołomów. Rusofilstwo Drawicza nie ma
dosłownie
ż
adnych granic. Do tego stopnia,
ż
e kiedy rozeszły si
ę
pogłoski, i
ż
Drawicz ma zosta
ć
ambasadorem Polski w Moskwie, zło
ś
liwi mówili,
ż
e nie warto go wysyła
ć
, gdy
ż
jest sto razy lepszym
ambasadorem Rosji w Warszawie (por. tekst K.Czaba
ń
skiego w “Rzeczypospolitej” z 16-17 grudnia
1995 r.).
Zofia Kuratowska
, lekarz, polityk - wicemarszałek Senatu, radykalna działaczka lewicy
Unii Wolno
ś
ci. Jak si
ę
zdaje wiele nauczyła si
ę
od swego m
ęż
a - Grzegorza Jaszu
ń
skiego, niegdy
ś
jednego z najbardziej kłamliwych dziennikarzy-politruków
ż
ydowskiego pochodzenia. (Np. w ksi
ąż
ce
Ameryka
ń
ska odmiana faszyzmu, Jaszu
ń
ski sugerował,
ż
e najaktywniejsi w upowszechnianiu
faszyzmu w Stanach Zjednoczonych s
ą
bankierzy z Wall Street. Bankierzy-faszy
ś
ci!!!). Kuratowska
okazała si
ę
równie gorliw
ą
w tropieniu faszystów. Porównała uczestników antybelwederskiej
manifestacji w lutym 1992 r. z Ku-Klux-Klanem i doj
ś
ciem Hitlera do władzy (!) ze wzgl
ę
du na palenie
kukieł, głoszenie antysemickich haseł (por. “Sztandar Młodych” z 26 lutego 1993 r.). W pa
ź
dzierniku
1991 r. Kuratowska zaatakowała biskupa Józefa Michalika za stwierdzenie: (...) Nieraz powtarzam i
b
ę
d
ę
powtarzał, katolik ma obowi
ą
zek głosowa
ć
na chrze
ś
cijanina, muzułmanin na muzułmanina,
ś
yd
na
ś
yda, mason na masona, ka
ż
dy komunista na komunistów (...) (por. “GW” z 2 pa
ź
dziernika 1991
r.). W wywiadzie dla “Polityki” z 14 grudnia 1991 r. ostrzegała przed rzekomymi “nacjonalizmami” w
programach niektórych partii, współtworz
ą
cych “pi
ą
tk
ę
” partii centrowych i prawicowych. Wielu
zaszokowało zachowanie Kuratowskiej podczas telewizyjnej dyskusji w magazynie “Luz” o
patriotyzmie 21 lutego 1994 r. Jaki
ś
nastolatek perorował w nim,
ż
e nie uwa
ż
a si
ę
za patriot
ę
i mógłby
st
ą
d wyjecha
ć
, bo to, co teraz si
ę
dzieje w Polsce to nacjonalizm, bo teraz wszyscy (podkr. J.R.N.)
wołaj
ą
,
ż
eby bi
ć
ś
ydów,
ż
eby bi
ć
Murzynów, a w Polsce nie ma faktycznie patriotyzmu. Zamiast
sprostowa
ć
tego typu skrajnie przesadne uogólnienia, Kuratowska skomentowała to słowami: Nie ma
nic gorszego, i to nie jest patriotyzm ten Polak katolik i ten Polak nacjonalista. I tak to dzi
ę
ki
Kuratowskiej nagle wszedł do dyskusji dziwny znak równo
ś
ci katolik-nacjonalista (por. J.Pobóg:
Zapiski do
ś
wiadczonego telewidza, “Ład” z 6 marca 1994 r.).
W latach 80. Kuratowska korzystała ze schronienia pod opieku
ń
czymi skrzydłami Ko
ś
cioła, działała w
Prymasowskim Komitecie Pomocy Pozbawionym Wolno
ś
ci i Ich Rodzinom i w Duszpasterstwie
Słu
ż
by Zdrowia przy ko
ś
ciele
ś
w. Krzy
ż
a w Warszawie. Wówczas prezentowała si
ę
jako natchniona
obro
ń
czyni warto
ś
ci. Po 1989 roku agresywnie antyklerykalna. Powieszenie krzy
ż
a w Senacie przez
jednego z senatorów porównała z czasami wojen krzy
ż
owych i uznała za prób
ę
uczynienia
kolejnego kroku w kierunku pa
ń
stwa wyznaniowego (por. O jeden krzy
ż
bli
ż
ej, “Rzeczpospolita” z
12 grudnia 1992 r.). Ostro krytykowała wprowadzenie nauczania religii do szkół i stała si
ę
bardzo
aktywn
ą
uczestniczk
ą
ruchu na rzecz legalizacji aborcji.
Kuratowska niejednokrotnie wyst
ę
powała za zapewnieniem maksimum praw dla mniejszo
ś
ci
seksualnych, nie wyja
ś
niaj
ą
c konkretnie, jak ma wygl
ą
da
ć
w praktyce egzekwowanie praw tych
mniejszo
ś
ci. Czy na przykład przy doborze delegacji na wyjazdy zagraniczne trzeba zabezpieczy
ć
odpowiednio równy udział tak
ż
e pedofilów, nekrofilów, zoofilów i sadystów, bez dyskryminowania
ż
adnej grupy kochaj
ą
cych inaczej? Kuratowska bojowniczka o prawa do legalizacji mał
ż
e
ń
stw
homoseksualistów, opowiadała si
ę
mi
ę
dzy innymi za prawem par seksualnych do adopcji dzieci, które
powinny ustabilizowa
ć
ich
ż
ycie uczuciowe i odwie
ść
ich od niewierno
ś
ci. Nie zastanawiała si
ę
tylko,
jak wpływ takich “rodziców” odbije si
ę
na psychice adoptowanych dzieci (por. komentarz paryskiego
“Głosu Katolickiego” z 27 marca 1994 r.).
Kuratowska ma typow
ą
dla “Homo Sovieticus” skłonno
ść
do tropienia wrogów za wszelk
ą
cen
ę
. W
1990 roku np. uznała konflikt wokół chorych na AIDS w Głoskowie za wynik działa
ń
wrogów rz
ą
du
premiera Mazowieckiego (por. komentarz Stanisława Szareckiego: Wrogowie ludu, “Młoda Polska” z 7
lipca 1990 r.). Kuratowska wsławiła si
ę
wówczas stwierdzeniem,
ż
e sprawa AIDS w Polsce to trudny
egzamin z demokracji dla naszego społecze
ń
stwa. Jak komentowano - zdaniem Kuratowskiej to
społecze
ń
stwo powinno zdawa
ć
przed rz
ą
dem egzamin ze swego demokratyzmu, a nie odwrotnie. W
1996 r. pod patronatem arcyliberalnej p. Kuratowskiej zorganizowano seminarium “Kara
ć
czy nie
kara
ć
” (za narkomani
ę
). Spotkanie “u
ś
wietnił” zaproszony przez p. Kuratowsk
ą
specjalny ameryka
ń
ski
ekspert Ethan A.Nadelmann, gor
ą
cy przeciwnik karania za posiadanie narkotyków, bo jest to nie do
przyj
ę
cia z punktu widzenia praw człowieka. Zdumiewa taka obrona narkomanów w czasie, gdy w
przeciwie
ń
stwie do Polski w USA i w wi
ę
kszo
ś
ci krajów Europy Zachodniej istniej
ą
bardzo surowe
kary za posiadanie narkotyków, a wprowadzenia takich kar wymaga od nas prawo mi
ę
dzynarodowe -
konwencja wiede
ń
ska (por. “Niedziela” nr 31 z 1996 r.).
Kuratowska, niegdy
ś
jedna z zało
ż
ycielek skrajnie lewicowego ROAD, po 1993 roku atakowała
prawic
ę
jako “politycznych bankrutów", równocze
ś
nie gor
ą
co popieraj
ą
c wchodzenie UW w sojusze z
radnymi postkomunistycznymi (mi
ę
dzy innymi w SdRP-owskiej “Trybunie” z 28 listopada 1995 r.). Ju
ż
wcze
ś
niej (w wypowiedzi
ą
radiowej dla pr. III z 7 maja 1992 r.) popisała si
ę
wypowiedz
ą
,
ż
e: Prawa
komunistyczne były bardzo dobre, tylko ich nie przestrzegano. Celnie skomentował j
ą
Tomasz
Kału
ż
ny w “Najwy
ż
szym Czasie” z 30 maja 1992: Teraz ju
ż
wszystko jasne, dlaczego tak wielu
dzisiejszych członków UD wyrzucono z PZPR w ró
ż
nych okresach PRL-u, oni po prostu chcieli te
wspaniałe prawa wprowadza
ć
w
ż
ycie.
Daniel Passent,
dziennikarz, felietonista “Polityki”. Wychowanek bardzo wpływowego w
pocz
ą
tkach stalinizmu w Polsce komunistycznego generała Jakuba Prawina. Wyrafinowany
chwalca stanu wojennego. Porównywano jego pisarstwo do ci
ą
głego boksowania na dwie strony,
raz w lewo, raz w prawo, aby si
ę
nadmiernie nie wychyli
ć
. Felietonom-ciosom lewym prostym w ludzi
betonu towarzyszyły zaraz potem felietony - prawe sierpowe, w ludzi z opozycji: Bratkowskiego,
Maziarskiego, Wierzy
ń
skiego, Holoubka, Hann
ę
Krall, Osma
ń
czyka, czy nawet w
popularyzuj
ą
cego polsk
ą
“Solidarno
ść
” słynnego angielskiego dziennikarza Timothy Garton Asha
(por. felieton Passenta: Pół uczony, pół dziennikarz, “Polityka” z 8 czerwca 1985 r.). Jeszcze w 1989
roku Jerzy Szperkowicz zadziwiał si
ę
zajadło
ś
ci
ą
, z jak
ą
red. Passent wyszydza i pomniejsza wszelkie
akty niezale
ż
no
ś
ci duchowej, wszelkie odruchy niepogodzenia, wszelkie zwyci
ę
stwa godno
ś
ci
osobistej nad uległo
ś
ci
ą
. Po wznowieniu “Polityki” w stanie wojennym Autor oddawał si
ę
wy
ś
miewaniu
własnych kolegów, którzy wzgardziwszy szans
ą
bezpiecznej egzystencji pod skrzydłami
współsprawcy stanu wojennego Mieczysława F.Rakowskiego, opu
ś
cili redakcj
ę
(por. J.Szperkowicz:
Dlaczego Passent to robi? “GW” 7 grudnia 1989 r.). Ciekawe,
ż
e “reformator” Passent jeszcze w
“Polityce” (nr 13 z 1988 roku) ostrzegał władz
ę
przed zbyt pospiesznym zawieraniem kompromisów z
opozycj
ą
, pisz
ą
c: To, co w polityce liczy si
ę
naprawd
ę
, to władza i walka o ni
ą
(...) proponowane
neokompromisy i pakty nic by nie pomogły w realizacji niepopularnych posuni
ęć
w rodzaju podwy
ż
ek
cen, zamra
ż
ania płac, dociskania pasa itp., itd. (...) powinni to zrozumie
ć
zwłaszcza ci obserwatorzy
krajowi i zagraniczni, którzy stwierdzaj
ą
jednym tonem - władza nie ma
ż
adnego oparcia i dlatego
powinna wprowadzi
ć
demokracj
ę
, czyli zało
ż
y
ć
sobie stryczek na szyj
ę
(...). W swej zajadło
ś
ci
publicystycznej Passent cz
ę
stokro
ć
skrajnie rozmijał si
ę
z faktami (vide gło
ś
ny protest słynnej włoskiej
dziennikarki Oriany Fallaci przeciw zafałszowaniu jej tekstu przez Passenta; “Polityka” z 18 wrze
ś
nia
1993 r.).
Przez wiele lat zast
ę
pca redaktora naczelnego “Polityki”. Po odej
ś
ciu z niej M.F.Rakowskiego,
faktyczny “mózg” tej redakcji w latach 80. i na pocz
ą
tku lat 90., odpowiedzialny za kontynuowanie
antynarodowej linii w “Polityce”, rozliczne publikacje tropicieli polskiego “nacjonalizmu” i
“antysemityzmu” typu Kału
ż
y
ń
skiego, Gro
ń
skiego, KTT czy Ko
ź
niewskiego. To Passent, od lat
zaprzyja
ź
niony z autorem antypolskiego Malowanego ptaka -
ż
ydowskim pisarzem-hochsztaplerem
Jerzym Kosi
ń
skim, zrobił najwi
ę
cej dla jego skrajnego rozreklamowania w Polsce (por. osławiony tekst
w “Polityce” z 30 maja 1987:
ś
ycie dzi
ę
kuj
ę
ci za Kosi
ń
skiego. (Trzeba przyzna
ć
,
ż
e Passent bronił
Kosi
ń
skiego wci
ąż
uparcie i w latach 90., pomimo zdemaskowania jego oszustw (por. np. pełny tupetu
tekst Passenta: Zamach na Kosi
ń
skiego, “Polityka” z 6 maja 1995 r.). Passent nale
ż
ał do
panegirycznych chwalców skrajnego tropiciela “polskiego antysemityzmu" Jana Bło
ń
skiego.
Wysławiał go za jego haniebny atak na Zofi
ę
Kossak-Szczuck
ą
(por. Sprawiedliwy z Krakowa,
“Polityka” z 3 wrze
ś
nia 1994 r.). Z werw
ą
przeciwstawiał si
ę
sugestiom, by deportowa
ć
z Polski
chorego z nienawi
ś
ci do Polaków rabina Weissa, twierdz
ą
c,
ż
e ludzi o odmiennej tradycji
niekoniecznie trzeba zaraz odstawia
ć
na Ok
ę
cie i deportowa
ć
z Polski. Mimo
ż
e chodziło o nie
posiadaj
ą
cego polskiego obywatelstwa ameryka
ń
skiego rabina, awanturnika-recydywist
ę
. Du
ż
o
wcze
ś
niej, w 1985 roku, ze wzgl
ę
dów politycznych ten sam Passent nie miał
ż
adnych skrupułów w
poparciu zablokowania wjazdu do Polski dla posiadaj
ą
cego obywatelstwo polskie, ale nara
ż
aj
ą
cego
si
ę
wówczas komunistycznej władzy, Seweryna Blumsztajna (por. tekst Leszka Maleszki z 5
wrze
ś
nia 1994 r. w “GW”, przypominaj
ą
cy, jak Daniel Passent bronił decyzji o deportacji Blumsztajna
w “Polityce” z kwietnia 1985 roku).
Passent skrajnie wychwalał Urbana (tekst Polska walcz
ą
ca, “Polityka” z 20 sierpnia 1994 r.), pisz
ą
c,
ż
e: Urban, b
ę
d
ą
c całkowicie pokonany i wzgardzony, rzucił wyzwanie trzem najwi
ę
kszym siłom w
Polsce, kiedy były u szczytu pot
ę
gi: Ko
ś
ciołowi, “Solidarno
ś
ci” i Wał
ę
sie. Kr
ę
taczunio Passent
przemilczał prosty fakt,
ż
e wła
ś
nie cała działalno
ść
Urbana po 1989 roku dowodzi nie pot
ę
gi, a wielkiej
słabo
ś
ci i arcypobła
ż
ania “Solidarno
ś
ci” dla wrogów demokracji. W normalnie funkcjonuj
ą
cym
demokratycznym pa
ń
stwie prawa przykładnie rozliczono by Urbana za wszystkie jego podło
ś
ci z lat
jaruzelszczyzny, pocz
ą
wszy od stanu wojennego, a przede wszystkim za podjudzanie nienawi
ś
ci
przeciw bezbronnym ofiarom (w sprawie ksi
ę
dza J.Popiełuszki, matki G.Przemyka etc.). I nie tylko,
ż
e
nie miałby mo
ż
liwo
ś
ci wydawania tygodnika i niebywałej łatwo
ś
ci uzyskania na
ń
taniego lokalu, ale
otrzymałby co najmniej dziesi
ę
cioletni zakaz druku za zbrodnicz
ą
kolaboracj
ę
(za de Gaulle’a
niektórych kolaborantów dziennikarzy i pisarzy potraktowano jeszcze o wiele ostrzej!).
Tak zasłu
ż
ony dla zr
ę
cznej obrony okopów komunistycznej władzy przez dziesi
ę
ciolecia Passent dzi
ś
nagle twierdzi,
ż
e “Polityka” pismem komunistycznym nie jest i niektórzy zauwa
ż
yli to ju
ż
kilkadziesi
ą
t
lat temu (“Polityka” z 9 listopada 1991 r.). Pytanie, czy zauwa
ż
yli to wtedy, gdy “Polityka” powstała w
1957 roku jako bastion skrajnego dogmatyzmu partyjnego, specjalizuj
ą
c si
ę
w nagonce na odwil
ż
owe
“Po Prostu”? Czy mo
ż
e zauwa
ż
yli to w czasie, gdy redaktor naczelny “Polityki” M.F.Rakowski, b
ę
d
ą
c
równocze
ś
nie wicepremierem PRL-u w stanie wojennym firmował najnikczemniejsze nawet działania
generałów wojuj
ą
cych ze swym narodem? Jednego nie mo
ż
na zaprzeczy
ć
Passentowi, tj. skrajnego
cynizmu i dezynwoltury, z jak
ą
uderzał w ludzi, którzy znale
ź
li si
ę
w innym obozie politycznym, cho
ć
by
nawet kiedy
ś
ł
ą
czyła go z nimi przyja
źń
(vide ataki Passenta na D.Fikusa i innych byłych członków
redakcji “Polityki”). Sam bezpo
ś
rednio odczułem Passentow
ą
hipokryzj
ę
w całej pełni. W 1981 roku,
kiedy Passentowi zale
ż
ało na utrzymaniu mojej współpracy z jego pismem, nawet polemizuj
ą
c pisał,
ż
e: Ozdob
ą
bie
żą
cego numeru jest artykuł Jerzego Roberta Nowaka (...) znakomitego - sk
ą
din
ą
d, jak
wszystko, co wychodzi spod pióra Nowaka (...) (“Polityka” nr 38 z 19 wrze
ś
nia 1981 r.). W 1993 roku
ten sam Passent, reaguj
ą
c na moje felietony w katolickim “Ładzie” w miejsce dyskusji na argumenty
wymy
ś
lał mi od oszołomów (“Polityka” z 22 maja 1993 r.). Ni
ż
si za
ś
od niego pretorianie “Polityki”
Gro
ń
ski, Henzler etc. zacz
ę
li wypisywa
ć
teksty podwa
ż
aj
ą
ce moje jakiekolwiek umiej
ę
tno
ś
ci
dziennikarskie czy naukowe. Taki typowy dla “Polityki” sposób “merytorycznej” dyskusji z inaczej
my
ś
l
ą
cymi.
Stanisław Podemski
, publicysta “Polityki” od spraw s
ą
dowych. Ostatnio wyspecjalizował
si
ę
w skrajnej nagonce na ks. Prałata Henryka Jankowskiego, domagaj
ą
c si
ę
jak najszybszego
przykładnego skazania go za rzekome obra
ż
enie
ś
ydów. Nic nie wiadomo o tym, by Podemski
wykazał równ
ą
gorliwo
ść
w
żą
daniu ukarania osób winnych rzeczywistego obra
ż
enia Polaków jako
narodu, cho
ć
cz
ęść
z nich ma pod bokiem we własnej redakcji. Dodajmy,
ż
e Podemski jest przy tym
od dawna gor
ą
cym rzecznikiem abolicji dla autorów stanu wojennego (por. np. jego artykuł: Szansa na
przebaczenie, “Polityka” z 22 maja 1993 r.).
Tomasz Wróblewski
, dziennikarz “
ś
ycia Warszawy”. Syn omawianego ju
ż
na tych łamach
Andrzeja Krzysztofa Wróblewskiego z “Polityki” i Agnieszki Wróblewskiej, zaciekłej przeciwniczki
“oszołomów” broni
ą
cych polskiego interesu narodowego (vide jej nagonka w “GW” i “
ś
W” przeciw
El
ż
biecie Jaworowicz. Zd
ąż
ył si
ę
ju
ż
wsławi
ć
wielu prasowymi manipulacjami, mi
ę
dzy innymi
skrajnym nagła
ś
nianiem “rewelacji” niejakiego Bernsteina o rzekomym spisku papie
ż
a Jana Pawła II z
Reaganem przeciw Zwi
ą
zkowi Sowieckiemu. W swoim czasie (jesieni
ą
1991) Tomasz Wróblewski
rozp
ę
tał fal
ę
oskar
ż
e
ń
(“faktów prasowych”) przeciw ministrowi Zalewskiemu, zarzucaj
ą
c mu,
ż
e
jakoby sondował reakcje strony ameryka
ń
skiej na odej
ś
cie Balcerowicza. Stara si
ę
maksymalnie
o
ś
mieszy
ć
wszelkie protesty strony polskiej przeciw fałszowaniu obrazu stosunków polsko-
ż
ydowskich
(np. w sprawie Listy Schindlera). W tegorocznym “Wprost” mo
ż
na było znale
źć
próbk
ę
stylistyki
T.Wróblewskiego. W czasie rozmowy z prezesem Kongresu Polonii Ameryka
ń
skiej Edwardem
Moskalem powiedział: Nie tylko
ś
ydzi, ale tak
ż
e wielu Amerykanów polskiego pochodzenia uwa
ż
a
pana za antysemit
ę
i - co wi
ę
cej - s
ą
zdania,
ż
e pa
ń
ska postawa mo
ż
e zaszkodzi
ć
Polsce w
zabiegach o ameryka
ń
skie poparcie dla rozszerzenia NATO.
Stefan Bratkowski,
publicysta. Obserwowanie dzisiejszego Bratkowskiego, naładowanego
fobiami i agresj
ą
, jest spraw
ą
ogromnie przykr
ą
dla wielu z tych, którzy go dawniej znali. Kiedy
ś
bardzo przyja
ź
nili
ś
my si
ę
. On pisał entuzjastycznie o moich “w
ę
gierskich” ksi
ąż
kach w “Polityce” i w
“
ś
yciu i Nowoczesno
ś
ci”. Ja ceniłem go jako kogo
ś
, kto starał si
ę
wci
ąż
godzi
ć
, ł
ą
czy
ć
, integrowa
ć
.
Całym sercem byłem z nim, gdy toczył boje z ró
ż
nymi “Siwakami” z betonu. Podziwiałem okre
ś
lone
przez niego wizje samoorganizuj
ą
cego si
ę
społecze
ń
stwa i jak najefektywniejszego współczesnego
modelu pracy organicznej, przypominanie tradycji zwyci
ę
stwa Polaków w “najdłu
ż
szej wojnie
nowoczesnej Europy”. Tym bardziej zaszokowało wi
ę
c mnie nowe oblicze Bratkowskiego, wyłaniaj
ą
ce
si
ę
po 1989 roku, obraz skrajnego udeckiego zadufka i nienawistnika, z furi
ą
atakuj
ą
cego wszystkich
inaczej my
ś
l
ą
cych. Tak, jak to robi w najnowszym tek
ś
cie w “Rzeczypospolitej” (z 31 sierpnia - 1
wrze
ś
nia 1996 r.), gdzie nie przebieraj
ą
c w słowach atakuje “Ciemnogród”, endecj
ę
(...) podchodz
ą
c
ą
faszyzmem i agresj
ą
zawistnych frustratów.
W tym kuriozalnym tek
ś
cie Bratkowskiego, Cejrowski urasta do roli prawdziwego monstrum
politycznego, porównywanego z anty
ż
ydowskimi “prowokatorami” z 1956 roku (aluzja do Natolina!).
Według Bratkowskiego w 1956 roku ochronili
ś
my si
ę
przed tragedi
ą
W
ę
gier, nie daj
ą
c si
ę
sprowokowa
ć
. Mimo roli odgrywanej w naszym stalinizmie przez Fejginów, Ró
ż
a
ń
skich, Bermanów
itp. nie udało si
ę
wywoła
ć
hec antysemickich, cho
ć
ówcze
ś
ni Cejrowscy robili co mogli, by nas w
oczach
ś
wiata załatwi
ć
- pisze Bratkowski. Jak okre
ś
li
ć
takie pomówienie? Dodajmy do tego tak
znamienny czas ataku Bratkowskiego na Cejrowskiego. Akurat w czasie, gdy telewizyjna cenzura
starała si
ę
raz na zawsze zadławi
ć
“WC Kwadrans”, Bratkowski, niegdysiejszy obro
ń
ca wolno
ś
ci
słowa, spieszy w sukurs cenzorom z telewizyjnego betonu. Wcze
ś
niej - w “Rzeczypospolitej” z 6-7
lipca 1996 r.) Bratkowski oskar
ż
ył Cejrowskiego o blokowanie wej
ś
cia Polski do NATO (!!!), pisz
ą
c:
(...) Cejrowski, ha
ń
bi
ą
cy antysemickimi popisami
ś
wi
ę
te miejsce,
ś
wi
ą
tyni
ę
ks. Jerzego Popiełuszki,
pracuje dla Primakowa, byłego szefa KGB, a dzi
ś
rosyjskiego ministra spraw zagranicznych,
przeciwnego naszemu wej
ś
ciu do NATO.
Zadziwiała fantazyjna ró
ż
norodno
ść
opluwanek słownych, którymi Bratkowski obrzucał znienawidzon
ą
przez niego prawic
ę
i “narodowców”, oskar
ż
aj
ą
c ich o “latrynizm polityczny”, choroby psychiczne,
faszyzowanie etc. Bardzo ró
ż
norodne było te
ż
grono atakowanych, od s
ę
dziwego Władysława Siły-
Nowickiego i Chrzanowskiego poprzez Jana Olszewskiego i Macierewicza, Maziarskiego i
Wierzbickiego po Radio Maryja i Prymasa Polski Józefa Glempa. Bratkowski, który lubił gromko
wzywa
ć
do ochrony przed nadu
ż
yciami wolno
ś
ci słowa i zniesławieniami (np. w “Gazecie Wyborczej”
z 13 marca 1991 r.) sam jest najskrajniejszym przykładem takich wła
ś
nie nadu
ż
y
ć
. By przypomnie
ć
cho
ć
by nazwanie przez niego Wiesława Chrzanowskiego Fuhrerem (“Po Prostu” z 5 czerwca 1990), a
Zjednoczenia Chrze
ś
cija
ń
sko Narodowego Zjednoczeniem Chrze
ś
cija
ń
skiej Nienawi
ś
ci (“Gazeta
Wyborcza” nr 85 z 1991 roku). Rzecznik ZChN komentował w li
ś
cie do “Gazety Wyborczej” (z 10 maja
1991): Kojarzenie słowa “nienawi
ś
ci” ze słowem “chrze
ś
cija
ń
stwo” to doprawdy nikczemno
ść
.
Szczególn
ą
nienawi
ś
ci
ą
Bratkowski zapałał do rz
ą
du Jana Olszewskiego. Zaledwie w par
ę
tygodni po
jego obaleniu postulował, by były premier przeprosił Sejm i społecze
ń
stwo za
ś
wi
ń
stwa, którym
patronował (“GW” z 19 czerwca 1992 r.). Jeszcze 20 lutego 1993 Bratkowski z furi
ą
pi
ę
tnował rz
ą
d
Olszewskiego, nazywaj
ą
c go rz
ą
dem psychicznych.
Znakomitego publicyst
ę
Jacka Maziarskiego pocz
ę
stował gradem inwektyw zamiast argumentów,
zarzucaj
ą
c mu Alzheimer kulturowy, pisanie felietonów nie piórem, lecz pałk
ą
, tak,
ż
e co
ś
zacz
ę
ło
wonie
ć
,
ż
e z pałki spływa nie atrament, lecz... Przytaczam te próbki stylu Bratkowskiego z
prawdziwym za
ż
enowaniem i odraz
ą
- jako kolejn
ą
ilustracj
ę
skrajnego faryzeizmu i hipokryzji ludzi
powi
ą
zanych z udeck
ą
“warszawk
ą
”. Bo przecie
ż
pisz
ą
cy te wyzwiska Stefan Bratkowski tak lubi
apelowa
ć
o kultur
ę
słowa, a siebie samego okre
ś
lił jako człowieka goł
ę
biego serca, który wszystkich,
jak wiadomo, lubi i wszystkim wszystko darowuje (“GW”, 20 lutego 1993 r.). Bratkowskiemu,
rzekomemu “człowiekowi dialogu”, który tak zapewnia o swym szacunku dla pogl
ą
dów innych, jako
ś
nie przeszkadzały drwiny z uczu
ć
religijnych (cho
ć
by w rysunkach Juliana Bohdanowicza,
zamieszczanych w redagowanej przez Bratkowskiego rubryce miesi
ę
cznika “Wiedza i
ś
ycie”). Jeden z
rysunków przedstawiał np. kapłana, który przy ołtarzu podnosił do góry w czasie Przeistoczenia
zamiast Hostii - błyszcz
ą
c
ą
monet
ę
(por. uwagi w “Niedzieli” z 30 pa
ź
dziernika 1994 r. w dziale
“Rozmaito
ś
ci”).
Stopniowo Bratkowski stał si
ę
jednym z najbardziej widomych symboli niebywałego nad
ę
cia
warszawskiej “elitki” udeckiej, “autorytetów” nie mog
ą
cych si
ę
pogodzi
ć
z jak
ą
kolwiek konkurencj
ą
. W
“Po Prostu” z 7 czerwca 1990 r. (nr 17) pouczał: (...) My naprawd
ę
tych “prawicowców” i “narodowców”
bierzemy zbyt powa
ż
nie. Przecie dla nich “lewica” to nie s
ą
inne pogl
ą
dy. “Lewica” to s
ą
faceci, którzy
powinni odda
ć
swoj
ą
władz
ę
, swoje pozycje społeczne i sław
ę
, bo to maj
ą
- czego “prawica” jako
proletariat
ż
ycia umysłowego i towarzyskiego nie ma. Ci biedacy nawet nie wiedz
ą
,
ż
e sława i pozycja
społeczna nie pochodz
ą
z rozdziału przy zielonym stoliku,
ż
e nie wystarczy si
ę
razem podpisa
ć
, by
sta
ć
si
ę
kim
ś
(...).
Jad nienawi
ś
ci do “narodowców” i prawicy, tropienie rzekomych “antysemitów” idzie w parze u
Bratkowskiego z konsekwentnym rozgrzeszaniem twórców stanu wojennego i działa
ń
postkomunistów, ci
ą
głym wybielaniem ich intencji. Ju
ż
w kilka dni po obaleniu rz
ą
du Olszewskiego,
Bratkowski gor
ą
czkowo zapewniał,
ż
e dekomunizacja jest czym
ś
nonsensownym i niemo
ż
liwym, bo
przecie
ż
: Połowa kraju ma kogo
ś
w rodzinie, kto dzier
ż
ył jakie
ś
stanowisko (“GW” z 9 czerwca 1992
r.). Wkrótce pó
ź
niej (23 czerwca 1992 r.) pisał w “GW” w panegiryku o umowach “okr
ą
głego stołu”,
ż
e
Polacy przyszło
ś
ci b
ę
d
ą
dumni tak
ż
e z tych polskich generałów, którzy potrafili przeło
ż
y
ć
dobro Polski
nad korzy
ś
ci swej władzy (por. równie
ż
tekst Bratkowskiego w “GW” z 3 listopada 1992 r.,
wychwalaj
ą
cy gen. Jaruzelskiego jako “bohatera pozytywnego” za “pokojowe przekazanie władzy” w
roku 1989). W czasie, gdy postkomuni
ś
ci przegrupowywali siły do decyduj
ą
cej ofensywy politycznej,
Bratkowski dalej w najlepsze kierował cały swój jad inwektyw na faszyzuj
ą
c
ą
w stylu prawic
ę
. I
zapewniał naiwnych czytelników “GW”, i
ż
: (...) W
ś
ród byłej komuny jest komunistów jedynie na
lekarstwo, a z tych jedynie chorzy roj
ą
o powrocie. Pisał tak 3 listopada 1992 r., na niecały rok przed
wyborczym triumfem komuny (!!!). Sw
ą
niech
ęć
do dekomunizacji Bratkowski poł
ą
czył z wezwaniem
do rezygnacji z rozliczania nawet zbrodni stalinowskich, ostrzegaj
ą
c,
ż
e nazwanie winnych zbrodni
stalinowskich mogłoby doprowadzi
ć
niemal do wojny domowej (por. interesuj
ą
c
ą
polemik
ę
Bronisława
Wildsteina z tego typu wywodami Bratkowskiego w tek
ś
cie Spór o dekomunizacj
ę
, “Res Publica” nr 4,
1993 r., s. 29).
Kazimierz Dejmek
, re
ż
yser, były minister kultury. Od pierwszego okresu po wojnie
entuzjastycznie poparł now
ą
władz
ę
komunistyczn
ą
. Jako 25-latek został dyrektorem i kierownikiem
artystycznym Teatru Nowego w Łodzi. Z całym zaanga
ż
owaniem wystawiał tam stalinowskie sztuki
socrealistyczne, na czele z Brygad
ą
szlifierza Karhana. Wst
ą
pił do PZPR w najgorszym okresie
polskiego stalinizmu - w 1951 roku. W 1968 roku nagle zyskał opozycyjn
ą
sław
ę
dzi
ę
ki politycznej roli,
odegranej przez re
ż
yserowane przez niego przedstawienie Dziadów Mickiewicza. S
ą
dz
ą
c po
wcze
ś
niejszych i pó
ź
niejszych działaniach i wyst
ą
pieniach Dejmka, nieprawdziwe byłoby
przedstawienie go jako twórcy przeciwnego komunistycznej władzy, był on raczej zwi
ą
zany z
jednym z odłamów PZPR-owskiej władzy - "puławianami". Do dzi
ś
w pełni nie pokazano kulisów
decyzji PZPR-owskich decydentów, którzy ochoczo zaakceptowali pomysł wystawienia sztuki o takiej,
jak Dziady wymowie w stosunku do Rosji akurat na 50-lecie obchodów bolszewickiej rewolucji
pa
ź
dziernikowej w 1967 roku, i nawet przyznali na ni
ą
specjaln
ą
dotacj
ę
(5 mln złotych) (według “Res
Publica”, nr 3 z 1988 r., s. 29). Sztuk
ę
oceniał, puszczaj
ą
c j
ą
bez trudu - według Dejmka trzeciorz
ę
dny
cenzor, w dodatku syjonista (tam
ż
e, s. 30), który wkrótce potem wyst
ą
pił o papiery emigracyjne.
Nimb rzekomej opozycyjno
ś
ci Dejmka całkowicie przygasł w stanie wojennym. Dejmek uparcie
przeciwdziałał aktorskiemu bojkotowi telewizji, a w jego wystawieniu Wyzwolenia znalazły si
ę
antysolidarno
ś
ciowe akcenty. W 1993 roku, gdy został zostawszy ministrem kultury w rz
ą
dzie
koalicji SLD-PSL przeznaczył hojn
ą
r
ę
k
ą
kosztem społecze
ń
stwa wielomiliardowe sumy na
finansowanie skrajnie deficytowego tygodnika “Wiadomo
ś
ci Kulturalne” (ju
ż
na wst
ę
pie wydano
na to pismo około 22 miliardy złotych). Tygodnik ten, przez wielu zwany “kulturaln
ą
gadzinówk
ą
”, pod
redakcj
ą
Krzysztofa Teodora Toeplitza zmienił si
ę
w trybun
ę
prymitywnych ataków na polsko
ść
,
polski patriotyzm i Ko
ś
ciół katolicki przy równoczesnym tendencyjnym popularyzowaniu ró
ż
norakich
ż
ydowskich uprzedze
ń
antypolskich. Pomimo licznych protestów przeciw subsydiowaniu z kasy
pa
ń
stwowej antynarodowego i niszcz
ą
cego warto
ś
ci chrze
ś
cija
ń
skie deficytowego tygodnika o bardzo
niskim poziomie artystycznym, Dejmek konsekwentnie ładował kolejne sumy pieni
ę
dzy, by zapobiec
upadkowi pisma Toeplitza, zaprzyja
ź
nionego z nim od dziesi
ę
cioleci. Gło
ś
no chlubił si
ę
t
ą
sw
ą
postaw
ą
w wywiadzie dla “Wiadomo
ś
ci Kulturalnych”. Trudniej zrozumie
ć
natomiast postaw
ę
PSL-u,
tak cz
ę
sto lubi
ą
cego akcentowa
ć
sw
ą
pełn
ą
identyfikacj
ę
z ideami patriotyzmu, a mimo to toleruj
ą
cego
wyrzucanie w błoto polskich pieni
ę
dzy na antynarodowe pismo przez ministra, który wszedł do ławy
poselskiej i do rz
ą
du z ramienia PSL-u. Dodajmy,
ż
e Dejmek jako jeden z nielicznych (pi
ę
ciu)
posłów z PSL wpisał si
ę
na list
ę
ha
ń
by głosuj
ą
c w Sejmie przeciw pot
ę
pieniu zbrodniczych
działa
ń
aparatu bezpiecze
ń
stwa pa
ń
stwowego w latach 1944-1956.
Piotr Gadzinowski
, dziennikarz, zast
ę
pca redaktora naczelnego “Nie” J.Urbana, staraj
ą
cy
si
ę
maksymalnie go na
ś
ladowa
ć
jako swego idola. W swoim czasie wychowanek A.Kwa
ś
niewskiego,
pod którego batut
ą
terminował w “itd” w latach 80. Ju
ż
w czasie pracy w “itd” jako felietonista
“wyró
ż
niał si
ę
” zamiłowaniem do malowania w jak najczarniejszych barwach Polaków jako narodu.
Maksymalnie poparł publikowan
ą
po w
ę
giersku antypolsk
ą
ksi
ąż
k
ę
ż
ydowskiego pisarza z W
ę
gier
Gyorgya Spiró Iksowie, cho
ć
w
ę
gierskiego nie znał i ksi
ąż
ki nie czytał. Wiedział jednak nieomylnie,
ż
e to pisarz wielki, bo odpowiednio dosala Polakom, równo mieszaj
ą
c z błotem luminarzy polskiej
nauki i kultury, od Staszica po Niemcewicza, i wielkim polskim wodzom, od Ko
ś
ciuszki po ksi
ę
cia
Józefa Poniatowskiego. A w błocie Gadzinowski wielce tapla
ć
si
ę
lubi.
W 1990 roku na krótko został redaktorem naczelnym “itd”. W grudniu 1994 “wsławił si
ę
” wynurzeniami
na łamach SdRP-owskiej “Trybuny”, przeciwstawiaj
ą
cymi “dobrego” gen. Jaruzelskiego maksymalnie
oczernionej “Solidarno
ś
ci”, posuwaj
ą
c si
ę
do stwierdzenia: (...) na tle tego, co etosiacy zrobili ze
swoimi ideałami, co zrobili z obietnicami składanymi ludziom za nich strajkuj
ą
cym, nawet pracownicy
stalinowskiego UB staj
ą
si
ę
sympatyczni (...). Wcze
ś
niej, na łamach tej
ż
e postkomunistycznej
“Trybuny” pod
ś
wiatłym kierownictwem D.Szymczychy, Gadzinowski napisał z cał
ą
powag
ą
(!) w
styczniu 1994 r.,
ż
e ludzie pracy wprost t
ę
skni
ą
za restytuowaniem partii w zakładach pracy, za tym,
ż
eby było cho
ć
po jednym sekretarzu w ka
ż
dym zakładzie pracy, na dzielnicy, osiedlu. - Obiecywali
pieni
ą
dze, dadz
ą
sekretarzy - skomentował błagalny apel Gadzinowskiego Grzegorz Sieczkowski w
“
ś
yciu Warszawy”.
Jako zast
ę
pca naczelnego “Nie”, Gadzinowski nale
ż
y do najgorliwszych niszczycieli polskiego
patriotyzmu i najfanatyczniejszych wrogów Ko
ś
cioła katolickiego. Spod jego pióra wyszedł jeden
z najhaniebniejszych tekstów w całej historii “Nie” - Polsko, Macioro Nasza (“Nie” z 11 wrze
ś
nia 1993
r.). W tym paszkwilu na Polaków na Wile
ń
szczy
ź
nie Gadzinowski zaprezentował postaw
ę
pełn
ą
skrajnego cynizmu i pogardy wobec problemów jakich
ś
tam biednych wile
ń
skich aborygenów,
przypadkowo mówi
ą
cych po polsku. Oto typowa próbka “gadzinowskiego” stylu z tego artykułu: (...)
Siedziba Zwi
ą
zku Polaków na Litwie przypomina dekoracje radzieckich filmów wojennych. Jakby
godzin
ę
wcze
ś
niej zako
ń
czył si
ę
ostrzał. To zrozumiałe, bieda. Był system radziecki. Zwi
ą
zek nie ma
funduszy (...). A mo
ż
e ta bieda jest pokazowa?
ś
eby Polakom z Polski, Polakom z Zachodu zrobiło si
ę
smutniej i polska maciora podstawiła dodatkowy cycek? (...). A dalej znajdujemy swoist
ą
puent
ę
,
wło
ż
on
ą
w usta rzekomego anonimowego rozmówcy Gadzinowskiego - K.L.: (...) Polska, ta
ś
niona
legendarna macierz, okazała si
ę
zwykł
ą
macior
ą
. I teraz wielu Polaków marzy, aby dorwa
ć
si
ę
do jednego z jej cycków (...).
W innym tek
ś
cie, łkaj
ą
c nad losem przep
ę
dzonego przez tłum robotników Ursusa, Gadzinowski
przyrównał zebranych w ursuskim domu kultury jako “prawdziwych Polaków” do prawdziwych
nazistów (“Nie” z 9 lutego 1994 r.). Zarzucił Ko
ś
ciołowi katolickiemu,
ż
e na skutek jego “agresywnej
ewangelizacji” wytwarza si
ę
podział na “Ciemnogród” i “Jasnogród”, wyja
ś
niaj
ą
c odpowiednio, co tym
Ciemnogrodem jest: To obóz monopolizuj
ą
cych patriotyzm “prawdziwych Polaków”.
ś
arliwych, cho
ć
cz
ę
sto nie doczytanych, obro
ń
ców Hetmanki - Królowej Polski. W
ę
sz
ą
cych spiski
ż
ydo-komuno-
maso
ń
skie (...). Marz
ą
cych o jednolitym, karnym, korporacyjnym narodzie polskim (...) (“Nie" z 9
lutego 1994 r.). Ostatnio Gadzinowski popisał si
ę
kolejnym godnym gadzinówki tekstem atakuj
ą
cym
Ko
ś
ciół katolicki i polski “antysemityzm” - Niech
ż
yje mord (“Nie" z 22 sierpnia 1996 r.). W
ogromniastym tek
ś
cie, rozpocz
ę
tym na pierwszej kolumnie Urbanowego brukowca, Gadzinowski
przedstawił skrajny obraz Rzeczypospolitej obojga narodów jako krainy rytualnych mordów na
ś
ydach, całkowicie przemilczaj
ą
c tak dominuj
ą
ce w ówczesnej Polsce tradycje ogromnej
tolerancji dla
ś
ydów, “
ż
ydowskiego raju”. Tradycje, które zmieniły Polsk
ę
w schronienie dla
przewa
ż
aj
ą
cej cz
ęś
ci
ś
ydów
ś
wiata.
Ludwik Stomma
, felietonista “Polityki”, etnograf. Syn znanego działacza katolickiego
Stanisława Stommy, od dziesi
ę
cioleci zwi
ą
zanego z “Tygodnikiem Powszechnym”. Ultraczerwony w
pogl
ą
dach, poszedł na maksymaln
ą
identyfikacj
ę
z postkomunistami, posuwaj
ą
c si
ę
a
ż
do
publikacji w Urbanowym “Nie” (por. “Nie” nr. 51-52 z 1993 roku). Z zapałem wychwala ró
ż
ne
postacie postkomunistyczne, z Leszkiem Millerem na czele, i gromi antykomunistycznych
oszołomów. Wyró
ż
nia si
ę
przy tym swoist
ą
odmian
ą
chuliga
ń
stwa prasowego (vide np. pogró
ż
ka
L.Stommy pod adresem Janusza Korwina-Mikke, “Polityka”, nr 35 z 1992 roku): S
ą
dz
ę
,
ż
e jako były
bokser nie miałbym wi
ę
kszych kłopotów w konfrontacji fizycznej z Korwinem-Mikke. To MY daliby
ś
my
mu w mord
ę
, a nie on NAM. Kiedy indziej stwierdził,
ż
e Giertychowi jako antysemicie, powinno si
ę
da
ć
po mordzie (cyt. za tekstem R.Ziemkiewicza, “Najwy
ż
szy Czas”, nr 1 z 1992 r.). Dodajmy,
ż
e tego typu
pogró
ż
ki miota Stomma, wci
ąż
przedstawiaj
ą
cy si
ę
jako "europejczyk", który nawet swój felieton
zatytułował Widziane z Szampanii. Rzeczywi
ś
cie, szampa
ń
skie maniery. Ju
ż
jesieni
ą
1990 r.
L.Stomma zabłysn
ą
ł gromkim pokrzykiwaniem przeciwko “ferworowi” zmieniania nazw ulic (“Polityka”,
nr 46 z 1990 roku), oponuj
ą
c mi
ę
dzy innymi przeciw odej
ś
ciu od nazwy ku czci znanej młodzie
ż
owej
działaczki komunistycznej Hanki Szapiro (Sawickiej).
W tekstach Stommy mo
ż
na nierzadko znale
źć
skrajn
ą
wr
ę
cz odmian
ę
rusofilstwa. Kiedy na przykład
w “Polityce” z 21 stycznia 1995 r. jak mógł minimalizował tragedi
ę
Czeczenii, podkre
ś
laj
ą
c,
ż
e
przecie
ż
Rosjanie załatwiaj
ą
spraw
ę
Czeczenii wewn
ą
trz swoich własnych granic. Co innego
Amerykanie, i tu nast
ą
piło bezwzgl
ę
dne pot
ę
pienie najbrutalniejszych interwencji ameryka
ń
skich w
Grenadzie, na Haiti czy w Nikaragui. W “Polityce” z listopada 1994 r. Ludwik Stomma oskar
ż
ył naród
polski o ksenofobiczn
ą
, ordynarn
ą
antyrosyjsko
ść
, tym samym dzielnie wspieraj
ą
c rozhu
ś
tane napa
ś
ci
antypolskie ze strony ró
ż
nych rosyjskich szowinistów. Jak wida
ć
, Ludwik Stomma od lat godnie kroczy
ś
ladami ojca - który w styczniu 1963 roku zaatakował Powstanie Styczniowe jako wyraz chronicznego
polskiego kompleksu antyrosyjskiego.
Par
ę
lat temu Stomma wyspecjalizował si
ę
w swoistej metodzie odbr
ą
zowienia (czytaj
“zafałszowania”) historii Polski. Polegała ona na apoteozowaniu najwi
ę
kszych niedoł
ę
gów i głupców
lub szkodników z historii Polski typu Władysława Hermana, Michała Korybuta Wi
ś
niowieckiego czy
Augusta II Sasa i równoczesnego starannego mieszania z błotem najwi
ę
kszych władców polskich typu
Bolesława Chrobrego, Krzywoustego czy Łokietka. Jak to trafnie podsumował Bronisław Wildstein w
“Rzeczypospolitej” z 6-7 listopada 1993 r.: (...) Metoda Stommy jest prosta. Je
ś
li monarcha jaki
ś
jest w
historii powszechnie uznany za gnu
ś
nego, nieudolnego czy wr
ę
cz zbrodniczego, Stomma prezentuje
go jako wzór cnót; i na odwrót: je
ś
li wydarzenie jakie
ś
uznane zostaje za brzemienne w złowrogie
konsekwencje, Stomma robi wszystko, aby ukaza
ć
,
ż
e było dokładnie przeciwnie. Nie licz
ą
c si
ę
absolutnie z udokumentowanymi faktami. Wildstein uznał tak
ą
metod
ę
pisania za jaskrawy przejaw
nihilizmu historycznego, buszowania w historii, byle tylko dowie
ść
z góry wymy
ś
lonych tez. Takich na
przykład jak w opowie
ś
ci o Władysławie Hermanie (“Polityka”, nr 42 z 1993 r.), dowodz
ą
cej,
ż
e
trucicielscy włoscy Borgiowie ró
ż
nili si
ę
od polskich Piastów wył
ą
cznie brakiem hipokryzji.
Typowe dla metody pisania L.Stommy, sk
ą
din
ą
d gorliwego tropiciela “polskiego antysemityzmu", było
przedstawienie wydarze
ń
z czasów buntu niemieckich mieszczan w Krakowie za Łokietka. L.Stomma
fałszuj
ą
c histori
ę
, przedstawił tłumienie tego buntu niemieckich mieszczan jako okrutny pogrom
ś
ydów. Zmuszanie przez Polaków do wypowiadania przez mieszczan słów “soczewica, koło, miele
młyn” (których niepoprawne wymówienie karano
ś
mierci
ą
) było według Stommy
ś
wiadomym
morderczym testem polskich czternastowiecznych rasistów dla
ś
ydów. Niemieccy mieszczanie
bowiem byli, według Stommy, ju
ż
dobrze zasymilowani, i potrafili bez trudu przej
ść
przez
niebezpieczn
ą
prób
ę
. A ofiar
ą
polskiej “krwio
ż
erczo
ś
ci” padali jak zwykle biedni
ś
ydzi (!). Dodajmy,
ż
e
Stomma niejednokrotnie korzystał z łamów “Polityki” dla zajadłego tropienia objawów mniemanego
“polskiego antysemityzmu”. “Popisowy” wprost pod tym wzgl
ę
dem był jego numer z atakiem na
Łysiaka (“Polityka” z 18 marca 1995 r.). Oskar
ż
eniom o antysemityzm towarzyszyła typowa dla
Stommy stylistyka wyzwisk - nazwanie Łysiaka przypadkiem patologicznym, klinicznym przykładem...
samousprawiedliwienia przez agresj
ę
,
ć
wier
ć
talencikiem etc. S.Bratkowski pisał,
ż
e: zawistnych
frustratów mo
ż
na spotka
ć
tylko na prawicy, i to narodowej (!).
Maria Szyszkowska
, filozof. Zwi
ą
zana z SLD, z którego kandydowała do Sejmu w 1993
roku. Kierowniczka Zakładu Filozofii Polityki ISP PAN, s
ę
dzia Trybunału Stanu z rekomendacji SLD.
Ju
ż
w 1985 r. w czasie dyskusji o filmie Shoah wyst
ą
piła publicznie z prób
ą
minimalizowania zagro
ż
e
ń
płyn
ą
cych dla Polski z powodu niekorzystnego urabiania obrazu Polski i Polaków w
ś
wiecie przez
filmy typu Shoah. Według Szyszkowskiej, Lanzmann rejestruje stosunek pewnej cz
ęś
ci Polaków
zgodnie z rzeczywisto
ś
ci
ą
. A w ogóle zaznaczyła to: (...) Mamy niezdrow
ą
tendencj
ę
traktowania
wszystkiego w tonacji “sło
ń
a sprawa polska” i chyba niepotrzebnie przypisujemy filmowi mo
ż
liwo
ść
uogólnienia. "Shoah" mo
ż
na zestawi
ć
z "Fuch
ą
" Skolimowskiego. Tu tak
ż
e pojawiły si
ę
głosy
obra
ż
onych, i
ż
Skolimowski szkaluje dobre imi
ę
Polaków (cyt. za: "Shoah" znaczy zagłada, “Antena” z
13 listopada 1985 r.).
Szyszkowska była w ostatnich latach bardzo cz
ę
sto nagła
ś
niana w telewizji, radiu i magazynach
prasowych typu “Twój Styl”. “Europejczykom” odpowiadaj
ą
jej “nowoczesne” pogl
ą
dy filozoficzne,
podwa
ż
aj
ą
ce rol
ę
warto
ś
ci etycznych czy rodziny. Według Szyszkowskiej: W polskim społecze
ń
stwie
za bardzo gloryfikuje si
ę
rodzin
ę
(...). Nic bardziej nie zniewala ni
ż
rodzina (...). Niesłusznie traktuje si
ę
rodzin
ę
jako składnik
ż
ycia społecznego czy nawet pa
ń
stwowego (...). Rodzina to wi
ę
zy krwi, czyli co
ś
zupełnie przypadkowego. Powinni
ś
my za
ś
ceni
ć
wi
ę
zy duchowe, a wi
ę
c przyja
źń
(cyt. za
M.Miszalskim: Wi
ę
cej Szyszkowskiej! I ju
ż
bez St
ę
pnia!... (“Najwy
ż
szy Czas”, 19 marca 1994 r.).
Zgodne z tym antyrodzinnym przesłaniem jest stanowisko Szyszkowskiej w sprawach płci. Uwa
ż
a
ona,
ż
e w zwi
ą
zkach homoseksualnych, poniewa
ż
nie ma w nich przepa
ś
ci pomi
ę
dzy płciami, istnieje
gł
ę
bsza wi
ęź
uczuciowa i psychiczna ni
ż
w zwi
ą
zkach heteroseksualnych (cyt. za A.Dobrochn
ą
: Don
Kichot w spódnicy, “Express Wieczorny”, nr 163 z 1995 r.).
Kobieta-filozof z SLD ma do
ść
szczególnie nowatorski typ spojrzenia na etyk
ę
generalnie. Akcentuje,
ż
e bli
ż
sze s
ą
jej warto
ś
ci estetyczne ni
ż
moralne, twierdzi: Wmawia si
ę
nam,
ż
e powinni
ś
my ocenia
ć
wszystko w kategoriach dobra i zła moralnego. Tymczasem jest wiele innych warto
ś
ci, według których
mo
ż
na kształtowa
ć
swe
ż
ycie: harmonia wewn
ę
trzna, pi
ę
kno, sprawiedliwo
ść
(cyt. za: M.Miszalski,
op.cit.). Przy takim lekcewa
ż
eniu znaczenia kategorii dobra i zła moralnego jako podstawowych, a
zaakcentowaniu np. znaczenia warto
ś
ci estetycznych czy pi
ę
kna, mo
ż
na sobie wyobrazi
ć
w
przyszło
ś
ci pełn
ą
rehabilitacj
ę
Nerona. Znany artysta Neron, który nawet w chwili
ś
mierci pami
ę
tał o
swym artystycznym powołaniu...
Na nieszcz
ęś
cie dla Szyszkowskiej wielu ludzi w Polsce nie podziela jej “odkrywczych” pogl
ą
dów na
etyk
ę
, a nawet je ostro krytykuje. Efekt, Szyszkowska głosi wszem i wobec,
ż
e jeste
ś
my narodem
nietolerancyjnym (por. np. uwagi w cytowanym artykule z “Expressu Wieczornego”, nr 163 z 1995 r.).
W 1993 roku Szyszkowska była jedn
ą
z sygnatariuszek podpisanego przez grup
ę
skrajnych
“europejczyków” tzw. Listu otwartego do polskiej inteligencji, głosz
ą
cego m.in.,
ż
e w Polsce jakoby:
Krzewi si
ę
fanatyzm religijny i nacjonalizm wraz ze
ź
le maskowanym antysemityzmem, podsyca si
ę
obsesj
ę
lustracyjno-dekomunizacyjn
ą
i neuroz
ę
domniemanych zagro
ż
e
ń
(powrotu komunizmu z
jednej, a rozgrabiania maj
ą
tku narodowego przez Zachód z drugiej strony) (por. “Wprost” z 13
czerwca 1993 r.).
Ryszard Zaj
ą
c
, poseł z SLD. Po wprowadzeniu stanu wojennego nader aktywny działacz
ś
l
ą
skiego ZSMP, mi
ę
dzy innymi wiceprzewodnicz
ą
cy Zarz
ą
du Miejskiego ZSMP w Sosnowcu. W
czerwcu 1985 roku nagle wst
ę
puje do zgromadzenia franciszkanów reformatorów. Po ponad
rocznym pobycie nie zostaje jednak dopuszczony przez prowincjała do odnowienia
ś
lubów. Pó
ź
niej
nawi
ą
zuje kontakt z solidarno
ś
ciow
ą
opozycj
ą
. Zacz
ą
ł wydawa
ć
podziemne pismo “Bajtek”. Wzbudził
jednak nieufno
ść
M.Krzaklewskiego, który w pewnym momencie odmówił zgody na dalsz
ą
sprzeda
ż
pisma. Zaj
ą
c szybko zyskał jednak protekcj
ę
Jana Lity
ń
skiego i został przez niego w 1989 roku
ś
ci
ą
gni
ę
ty nawet do Warszawy do pracy w Stołecznym KO “S” w “Niespodziance”. Zaprzyja
ź
nił
si
ę
z Lity
ń
skim, Wujcem i Kuroniem. Pó
ź
niej skrupulatnie wyszydził w “Nie” poznanych w
“Niespodziance” “solidaruchów”. O swym dawnym protektorze Lity
ń
skim dalej mówił jednak: mój
przyjaciel z czasów konspiry. Lity
ń
ski dzi
ś
okre
ś
la jednak Zaj
ą
ca mianem “łobuz” i przeprasza
wszystkich, którzy
kiedykolwiek zetkn
ę
li si
ę
poprzez niego z Zaj
ą
cem (por. tekst Rafała Geremka w
“
ś
yciu Warszawy” z 20-21 stycznia 1996 r. Według wspomnianego tekstu, dzi
ś
Zaj
ą
c
ż
ali si
ę
cz
ę
sto,
ż
e ludzie w “Solidarno
ś
ci” uwa
ż
aj
ą
go za esbeka). W 1992 r. Zaj
ą
c przesiedział 74 dni w wi
ę
zieniu za
nawymy
ś
lanie wojewodzie katowickiemu i zwi
ą
zkowcom od “palantów” z “Solidarno
ś
ci”. Został
natychmiast za to gor
ą
co rozreklamowany na łamach Urbanowego “Nie”. Stał si
ę
jednym z liderów
urbanowej “Niezale
ż
nej Inicjatywy Europejskiej” Urbana. Kilkakrotnie próbował uko
ń
czy
ć
eksternistycznie matur
ę
, lecz bez powodzenia. Du
ż
o lepiej powiodło mu si
ę
w SLD, w 1993 roku
został posłem z jego listy.
W tekstach na łamach “Nie” i w przeró
ż
nych wyst
ą
pieniach z furi
ą
atakuje “Solidarno
ść
” i Ko
ś
ciół
katolicki. 22 czerwca 1995 r. w wyst
ą
pieniu sejmowym, Zaj
ą
c nazwał Ko
ś
ciół najbardziej
niedemokratyczn
ą
instytucj
ą
na
ś
wiecie. Ze szczególn
ą
pasj
ą
atakował bardzo przez niego
znienawidzonych franciszkanów. Wyra
ź
nie nie mo
ż
e im darowa
ć
tego,
ż
e si
ę
na nim do
ść
szybko
poznali.
W pocz
ą
tkach 1995 r. gło
ś
ne stało si
ę
wyra
ż
enie przez Zaj
ą
ca w odr
ę
bnym li
ś
cie za Ocean
ogromnego uwielbienia dla rabina Abrahama Weissa wraz z pełnym poparciem dla
żą
da
ń
usuni
ę
cia Krzy
ż
a ze wszystkich mo
ż
liwych miejsc w obozie w O
ś
wi
ę
cimiu. W li
ś
cie do Weissa,
nagło
ś
nionym przez Zaj
ą
ca z trybuny sejmowej (!!!), wyraził on równie
ż
szczery
ż
al,
ż
e on,
poseł Zaj
ą
c, nie ma niestety wpływu na wybór Prymasa Polski, którym jest obecnie Prymas
Glemp. I zapewnił,
ż
e
ż
ywi do obecnego Prymasa Polski dokładnie takie same uczucia, jak
rabin Weiss (por. S.Biskupski: O
ś
wiadczyny Zaj
ą
ca, “My
ś
l Polska” z 25 marca 1995 r.).
Marcin Piasecki
, dziennikarz. Jeden z najskrajniejszych zago
ń
czyków lobby filosemickiego. Ze
szczególn
ą
zajadło
ś
ci
ą
atakował (na łamach "Gazety Wyborczej" z 4 sierpnia 1994 r. i "Polityki" z 16
kwietnia 1994 r. ksi
ąż
k
ę
Joanny Siedleckiej Czarny ptasior, demaskuj
ą
c
ą
oszustwa znanego
pisarza-hochsztaplera
ż
ydowskiego pochodzenia Jerzego Kosi
ń
skiego oraz wysługiwanie si
ę
NKWD
przez jego ojca. Piasecki oskar
ż
ał Siedleck
ą
o rzekom
ą
nierzetelno
ść
, pomówienia i oszczerstwo.
Podobnie jak Passent, Gro
ń
ski, Toeplitz etc. nigdy nie przeprosił Siedleckiej po potwierdzeniu jej
informacji przez badaczy. Prawdziwymi peanami obdarzył za to Piasecki twórczo
ść
Henryka
Grynberga, jednego z najbardziej fanatycznych rzeczników antypolonizmu. Szczególne pochwały
zyskała pod piórem Piaseckiego najostrzej szkaluj
ą
ca Polaków ksi
ąż
ka Grynberga Dziedzictwo,
ukazuj
ą
ca skrajnie zdeformowany obraz dziko-anty
ż
ydowskiej wsi polskiego, rzekomo
"powszechnego donosicielstwa" na
ś
ydów. Przesycona antypolonizmem ksi
ąż
ka Grynberga urosła
pod piórem Piaseckiego do najwybitniejszych pomników pami
ę
ci, stworzonych w historii polskiej
kultury (!!!) (por. M.Piasecki: Wstyd, nasze dziedzictwo, dodatek do "
ś
ycia Warszawy" - "Ex Libris" z
listopada 1993 r.). Powołuj
ą
c si
ę
na wymow
ę
ksi
ąż
ki Grynberga, w której nie ma ofiarnych bohaterów-
Polaków, jest za to tym wi
ę
cej donosicieli lub osób biernie obserwuj
ą
cych wydarzenia. Piasecki
sugeruje,
ż
e w rezultacie "wstyd jest naszym dziedzictwem".
I tak to wci
ąż
od
ż
ywa u nas dziedzictwo stalinowskiej publicystyki, staraj
ą
cej si
ę
upokorzy
ć
Polsk
ę
i
Polaków, zohydzaj
ą
c naród bez Quislingów, kraj, który najwi
ę
cej ucierpiał od hitlerowskich okupantów
i najdłu
ż
ej stawiał heroiczny opór przemocy.
Jerzy Diatłowicki,
socjolog, dziennikarz telewizyjny. Twórca cyklicznego programu
“Rzeczpospolita druga i pół”, wyspecjalizowanego w konsekwentnym wybielaniu postaci z
komunistycznego PRL-u od Rakowskiego a
ż
po Szyra. W 1991 roku w kilka miesi
ę
cy po ucieczce z
Polski do Izraela
ż
ydowskich hochsztaplerów Bogusława Bagsika i Andrzeja G
ą
siorowskiego wraz z
pieni
ę
dzmi ukradzionymi Polsce, Diatłowicki opublikował panegiryczn
ą
ksi
ąż
k
ę
o tych panach i ich
umiej
ę
tno
ś
ciach finansowych (por. Bagsik and G
ą
siorowski. Jak ukradli
ś
my ksi
ęż
yc. Jerzy Diatłowicki
rozmawia z Bogusławem Bagsikiem, Andrzejem G
ą
siorowskim i innymi, Tel Aviv 16 sierpnia-1
wrze
ś
nia 1991 r., Wrocław 1991). Zbiegli
ż
ydowscy oszu
ś
ci prezentowali w ksi
ąż
ce Diatłowickiego
ogromny zestaw pogardliwych okre
ś
le
ń
o Polsce i Polakach. Na s. 112 np. Bagsik twierdził,
ż
e: Polska
nie dorosła do demokracji i nale
ż
y wzi
ąć
Polaków za mord
ę
. Ten sam Bagsik ostro atakował Ko
ś
ciół
katolicki i wybielał SdRP. Najskrajniejsze były jednak zamieszczone bez komentarza uwagi
izraelskiego wspólnika Bagsika i G
ą
siorowskiego Meira Bara: Polacy s
ą
to dzisiaj najgorsi ludzie na
ś
wiecie (...) do takiego skurwysy
ń
stwa nie przyjad
ę
. Jak b
ę
d
ę
widział Polaka, a Polak b
ę
dzie zdychał
na ulicy, nawet mu r
ę
ki nie podam,
ż
eby wi
ę
cej pomóc. Nie przyjad
ę
do Polski; bye, bye (por. s. 45
cytowanej ksi
ąż
ki).
Diatłowicki odegrał znacz
ą
c
ą
rol
ę
w nagonce na Wojciecha Cejrowskiego. Ju
ż
w inauguruj
ą
cym
nagonk
ę
artykule Anny Bikont (“Gazeta Wyborcza” z 4-5 marca 1995) oskar
ż
ył Cejrowskiego, mówi
ą
c,
ż
e telewizja nadaje program faszystowski. Zło
ż
ył w s
ą
dzie pozew przeciw Cejrowskiemu, oskar
ż
aj
ą
c
go o przest
ę
pstwo zawarte w paragrafie o nawoływaniu do wa
ś
ni na tle narodowym, religijnym lub
rasowym. Z kolei Cejrowski zło
ż
ył w s
ą
dzie pozew przeciw Diatłowickiemu o zniesławienie. Postaw
ę
Diatłowickiego dobrze ilustrowało wyra
ż
one przez niego w rozmowie z redaktorem “
ś
ycia Warszawy”
(nr z 18-19 marca 1995) domniemanie nt. Cejrowskiego: Warto sprawdzi
ć
, kim s
ą
jego mocodawcy.
Słyszałem,
ż
e przychodz
ą
tam do studia jacy
ś
ksi
ęż
a w charakterze “opiekunów”. W “Gazecie
Wyborczej” z 7-8 wrze
ś
nia 1996 r. Diatłowicki wyst
ą
pił ze skrajnym atakiem na zjazd fanów Wojciecha
Cejrowskiego w Kociewiu, uskar
ż
aj
ą
c si
ę
na sposób ustosunkowania si
ę
tam do
ś
ydów i personalnie
atakuj
ą
c Cejrowskiego, K
ą
kolewskiego (za sposób przedstawienia
ź
ródeł prowokacji kieleckiej w
1946 roku) i Michalkiewicza.
Roman Graczyk
, dziennikarz. Szczególnie widomy przykład symbiozy duchowej redakcji
“Tygodnika Powszechnego” i “Gazety Wyborczej”. Mało si
ę
dzi
ś
pami
ę
ta,
ż
e Graczyk, dzi
ś
najbardziej
zagorzały zago
ń
czyk antyko
ś
cielny w “GW”, rozpocz
ą
ł karier
ę
publicystyczn
ą
na łamach katolickiego
“Tygodnika Powszechnego” i szybko zdobył w nim bardzo wpływowe stanowisko sekretarza redakcji,
ku zaskoczeniu starych redaktorów tygodnika. Graczyk uzyskał bardzo siln
ą
pozycj
ę
w kształtowaniu
linii politycznej “TP” (a robił to wyra
ź
nie w duchu bardzo lewicowym). Cieszył si
ę
przy tym wyra
ź
nym
poparciem naczelnego redaktora “TP” Jerzego Turowicza (!) W przeciwnym razie nie do
pomy
ś
lenia byłoby to wszystko, co robił Graczyk dla cenzurowania tekstów Stefana
Kisielewskiego, od dziesi
ę
cioleci najbardziej popularnego autora “TP”, skrajnie obrzydzaj
ą
c
mu współprac
ę
z tygodnikiem w 1989 roku. Tym, którzy próbuj
ą
jeszcze dzi
ś
zafałszowa
ć
histori
ę
“Tygodnika Powszechnego” i przedstawi
ć
go jako niezmienny monolit (np. skrajna filosemitka
Stanisława Grabska, wiceprzewodnicz
ą
ca warszawskiego KIK-u), radz
ę
zajrze
ć
do rocznika “TP” z
1989 roku i bardzo uwa
ż
nie go przestudiowa
ć
. Odkryj
ą
wtedy rzeczy do
ść
szokuj
ą
ce. Zobacz
ą
jak
nagle spadły wówczas długo i cierpliwie noszone maski. I jak błyskawicznie zwyci
ęż
ył duch
absolutnego progeremkowskiego i promichnikowskiego “upartyjnienia” za wszelk
ą
cen
ę
w duchu
lewicowym. Na pró
ż
no protestował przeciwko temu zawsze konsekwentnie konserwatywny Kisiel.
Maj
ą
cych krótk
ą
pami
ęć
odsyłam do numerów “Tygodnika Powszechnego” z drugiego kwartału 1989
roku. Znajd
ą
tam zapomniane dzi
ś
protesty Stefana Kisielewskiego przeciw przyspieszonemu
“glajszachtowaniu” linii “TP” i ci
ą
głemu cenzurowaniu jego własnych tekstów w redakcji “TP” (por.
teksty Kisiela w numerach “TP” z 28 maja, 11 czerwca, 18 czerwca i 25 czerwca 1989 roku). W tym
cenzurowaniu Kisiela, konfiskatach jego felietonów przez redakcj
ę
“TP” (sro
ż
szych od pa
ń
stwowych,
bo nie zaznaczonych - jak podkre
ś
lił Kisiel w “TP” z 18 czerwca 1989 roku), szczególnie negatywn
ą
rol
ę
odegrał Roman Graczyk. Kisiel oskar
ż
ył go wr
ę
cz o “nami
ę
tn
ą
niech
ęć
do ludzi inaczej my
ś
l
ą
cych
czy zajmuj
ą
cych si
ę
spraw
ą
“Solidarno
ś
ci” w inny sposób ni
ż
on. I konstatował: “kto mówi inaczej, ten
szkodnik i zatka
ć
mu g
ę
b
ę
! - oto credo Graczyka”(felieton Kisiela: Złe ptaki i prorocy przy urnie,
“Tygodnik Powszechny” z 18 czerwca 1989). Zdegustowany Kisiel, po bezskutecznych ponawianych
błaganiach, by w redakcji przestano cenzurowa
ć
i konfiskowa
ć
jego felietony, odszedł z bólem pod
koniec swego
ż
ycia z redakcji, do której był tak przywi
ą
zany przez dziesi
ę
ciolecia. (Jak wybielacze
“TP” wyja
ś
ni
ą
rol
ę
naczelnego Jerzego Turowicza, bez którego aprobaty "cenzorskie" działania
Graczyka byłyby niemo
ż
liwe?!).
Spełniwszy sw
ą
rol
ę
w boju o odpowiednie umocnienie progeremkowskiej i michnikowskiej lewicowej
linii w “TP”, Graczyk wyl
ą
dował w “GW”, staj
ą
c si
ę
tam głównym specjalist
ą
od czarnej roboty na
odcinku walki z Ko
ś
ciołem katolickim. Były sekretarz redakcji najbardziej wpływowego katolickiego
tygodnika, teraz bez ogródek i zahamowa
ń
wci
ąż
atakował w s
ąż
nistych tekstach i to niejednokrotnie
w bardzo ostry sposób, Prymasa Polski i biskupów katolickich in gremium, liczne katolickie autorytety
intelektualne, a w razie potrzeby i Ojca
Ś
wi
ę
tego. By przypomnie
ć
cho
ć
by wyst
ą
pienia Graczyka z
krytyk
ą
“Słowa biskupów” z 27 listopada 1992 (“GW” z 19-20 grudnia 1992 r.), atak na list pasterski
Episkopatu z 27 grudnia 1992 (“GW” z 21 marca 1993), ataki na komunikaty z kilku Konferencji
Plenarnych Episkopatu Polski w latach 1990 i 1991 roku (“GW” z 14 listopada 1992 r.), atak na “Słowo
z Jasnej Góry” z 26 sierpnia 1995 r. (“GW” z 8 listopada 1995 r.). Te i dziesi
ą
tki innych
antyko
ś
cielnych publikacji Graczyka na łamach “Gazety Wyborczej” cechowały wci
ąż
zawsze ta sama
jednoznaczna ostro
ść
oraz zło
ś
liwo
ść
antyko
ś
cielnego ataku i skrajne deformowanie przedstawianego
w nich obrazu Ko
ś
cioła.
Fałsze i deformacje Graczyka wywoływały w ko
ń
cu nawet protest członka redakcji “Tygodnika
Powszechnego” o. Macieja Zi
ę
by, który stwierdził w polemice z Grazykiem (“GW” z 23 maja 1994 r.):
(...) Je
ś
li
ś
wiat opisuje si
ę
tylko czarnym i białym kolorem, mo
ż
na doj
ść
do wniosku,
ż
e tzw. linia Jana
Pawła II jest kwestionowana przez obecnego papie
ż
a (...). I dodawał: (...) trzeba Panu Bogu
podzi
ę
kowa
ć
,
ż
e to nie Roman Graczyk rozstrzyga o ortodoksyjno
ś
ci pogl
ą
dów w
ś
wi
ę
tym Ko
ś
ciele
(...). Graczyk wci
ąż
upowszechniał nieprawdy o Ko
ś
ciele, straszył jego rzekom
ą
zaborczo
ś
ci
ą
i
zachłanno
ś
ci
ą
. 1 lipca 1995 r. zaatakował “Niedziel
ę
”, “Ład” i “Radio Maryja”, twierdz
ą
c,
ż
e suma
słownej agresji ze strony katolickiej co najmniej dorównuje agresji z drugiej strony (i tu wymienił m.in.
“NIE” i “Wprost” jako media, którym co najmniej dorównuj
ą
agresj
ą
wspomniane media katolickie.
Publicysta, który jeszcze nie tak dawno mienił si
ę
katolickim, wyst
ę
pował przeciwko temu,
ż
eby krzy
ż
e
wisiały na
ś
cianach szkół, twierdz
ą
c,
ż
e krzy
ż
mo
ż
e by
ć
symbolem obcym, nawet rani
ą
cym dla
jednostek nie chodz
ą
cych na religi
ę
(“GW” nr 181 z 1995 r.). Nie stronił przed
ż
adnym kłamstwem. W
artykule w “GW” (nr 2 z 1995 roku), Graczyk twierdził,
ż
e wprowadzenie religii do szkół spotkało si
ę
jakoby z powszechnym oporem. Polemizuj
ą
c z tym kłamstwem ks. Tadeusz Panu
ś
zapytywał: Jak
wi
ę
c wytłumaczy
ć
informacj
ę
Głównego Urz
ę
du Statystycznego ze stycznia ‘91,
ż
e na religi
ę
zapisało
si
ę
95,8 proc. uczniów szkół podstawowych i
ś
rednich? (”GW” 18 stycznia 1995 r.).
Jesieni
ą
1995 spadły maski z niektórych zakamuflowanych “przebiera
ń
ców” w “Solidarno
ś
ci” na czele
z Drawiczem, Milewskim i Labud
ą
, którzy uznali,
ż
e teraz ju
ż
mo
ż
na wyst
ą
pi
ć
z otwart
ą
przyłbic
ą
- pod
sztandarami postkomunisty Kwa
ś
niewskiego. Wywołało to zrozumiały wielki szok i oburzenie. Czemu
jednak wcze
ś
niej nie zauwa
ż
ono działa
ń
innych “przebiera
ń
ców” typu Graczyk? Dlaczego Jerzy
Turowicz, redaktor naczelny tygodnika zw
ą
cego si
ę
katolickim, ani słowem nie zaj
ą
kn
ą
ł si
ę
na temat
tej tak dziwnej “ewolucji” (czy to była ewolucja?) w duchu skrajnie antyko
ś
cielnym i nawet
antychrze
ś
cija
ń
skim swego tak niegdy
ś
wpływowego i hołubionego podwładnego. Kiedy ujawniona
zostanie pełna prawda o infiltrowaniu
ś
rodowisk katolickich od wewn
ą
trz przez ludzi im całkowicie
obcych, a nawet wr
ę
cz wrogich? Z czyjej por
ę
ki przyszedł Graczyk do Turowicza, i kto zadecydował o
jego tak przyspieszonym awansie na kluczowe stanowisko sekretarza redakcji “Tygodnika
Powszechnego”?
Skrajny tropiciel “zacofania” Ko
ś
cioła katolickiego w Polsce, Graczyk, z równ
ą
pasj
ą
tropi polski
Ciemnogród nacjonalistyczny, “demaskuje” ksenofobi
ę
i anty
ż
ydowsko
ść
. Szczególnie ohydny był
artykuł Graczyka: Drugie dno kresowej nostalgii (“GW” z 10 sierpnia 1994 r.) o “niebezpiecznych
t
ę
sknotach “Kresów”, dodatku do “Słowa-Dziennika Katolickiego”. Graczyk oskar
ż
ał tam
ś
rodowiska
kresowe o przemawianie j
ę
zykiem “narodowej wy
ż
szo
ś
ci”, ocieraj
ą
cym si
ę
o rewizjonizm
geopolityczny, o bezrefleksyjne “nostalgie”, sprzeczne z duchem europejskiej integracji. Za
ś
sam
dodatek do “Słowa” uznał za niebezpieczne narz
ę
dzie nacisku kresowego lobby na władze RP.
Artykuł Graczyka pisany był jak na zamówienie przeciwników Polski z krajów o
ś
ciennych, by da
ć
im
dogodny pretekst do ataków na rzekomy niebezpieczny polski rewizjonizm terytorialny wobec
s
ą
siadów. Znamienne jest, za co Graczyk najostrzej zaatakował redaktora dodatku “Słowa” Janusza
Olejnika. Otó
ż
za to,
ż
e Olejnik powoływał si
ę
na prawa polskiej mniejszo
ś
ci narodowej na
Wile
ń
szczy
ź
nie do zachowania własnej to
ż
samo
ś
ci narodowej z racji tego,
ż
e s
ą
to Polacy
ż
yj
ą
cy na
własnej ziemi, na ojcowi
ź
nie, od pokole
ń
. Graczyka obruszyło,
ż
e Olejnik
żą
da praw dla Polaków na
Wschodzie nie “z tytułu człowiecze
ń
stwa” jako dla osób ludzkich, ale ze wzgl
ę
dów narodowych jako
dla tych osób, “które mog
ą
si
ę
wylegitymowa
ć
zasiedzeniem, b
ą
d
ź
zwi
ą
zkami krwi” (zwrot Graczyka).
Jak wiemy, redaktorzy “Gazety Wyborczej” jak ognia boj
ą
si
ę
słów naród czy narodowo
ść
. Tekst
Graczyka spotkał si
ę
z zasłu
ż
onymi polemikami. Oskar
ż
ono go o d
ąż
enie do wymazania polskiej
pami
ę
ci narodowej o dawnych Kresach wschodnich. H.Jakubowicz napi
ę
tnował go jako wyraz
my
ś
lenia kosmopolitów, którym si
ę
wydaje, i
ż
posiedli prawo nieomylnych s
ę
dziów dziejów narodu i
pa
ń
stwa (H.Jakubowicz: Wyrzec si
ę
swej to
ż
samo
ś
ci i przeszło
ś
ci?, “Słowo-Dziennik Katolicki”, 24
sierpnia 1994 r.).
W równie tendencyjny sposób podchodził Graczyk do spraw stosunków polsko-
ż
ydowskich. W
artykule na łamach “Gazety Wyborczej” z 8 maja 1993 r. sugerował, pisz
ą
c o sporze o o
ś
wi
ę
cimski
Karmel, i
ż
: intencje obro
ń
ców klasztoru nie zawsze s
ą
kryształowe. Zdumiewał si
ę
nad uporem 14
kobiet zabarykadowanych jak w obl
ęż
onej twierdzy, zapytuj
ą
c: Dlaczego trzeba było a
ż
interwencji
głowy Ko
ś
cioła,
ż
eby skłoni
ć
je do ust
ą
pienia? I dlaczego wci
ąż
si
ę
nie przeprowadzaj
ą
do gotowego
ju
ż
klasztoru po drugiej stronie drogi? W tym samym tek
ś
cie Graczyka agresywna postawa rabina
Weissa, jego wdarcie si
ę
wraz z grup
ą
zwolenników na teren klasztoru zostały okre
ś
lone jako proste
przeskoczenie płotu. Według Graczyka nowojorski rabin z siedmiu uczniami przeskoczył płot(!),
ż
eby
modli
ć
si
ę
wła
ś
nie tutaj.
Z kolei w tek
ś
cie atakuj
ą
cym krakowsk
ą
“Ark
ę
” (“Gazeta Wyborcza” z 16 lutego 1995), Graczyk
oburzał si
ę
na publikowanie w niej tekstów krytykuj
ą
cych pomniejszanie duchowego dziedzictwa
polsko
ś
ci i zachwiania to
ż
samo
ś
ci narodowej. Opublikowanie w “Arce” protestu patriotycznych
ś
rodowisk intelektualnych po haniebnym ataku Cichego na Powstanie Warszawskie w “Gazecie
Wyborczej”, Graczyk okre
ś
lił jako przykład uproszcze
ń
i egzaltacji na łamach tego periodyku. Tym
ch
ę
tniej za to wybraniał przed krytyk
ą
“Arki” redaktorów kolaboranckich “Nowych Widnokr
ę
gów”,
wydawanych we Lwowie w 1940-1941 pod sowieck
ą
okupacj
ą
. Na dowód zasług redaktorów tej
gadzinówki przytaczał popularyzowanie w “Nowych Widnokr
ę
gach” Mickiewicza (odpowiednio
zafałszowanego jako “propagatora rewolucji proletariackiej”). Zafałszowanie to nie przeszkadzało
Graczykowi. Pytał: Czy jednak próba “przechowania” Mickiewicza za ka
ż
d
ą
cen
ę
- w pa
ń
stwie Stalina
nie zasługuje na chwil
ę
refleksji?
Nieubłagany wobec Ko
ś
cioła i ró
ż
nych “niebezpiecznych” polskich “nostalgii” narodowych, Graczyk
równocze
ś
nie a
ż
szokuje niebywał
ą
wr
ę
cz troskliwo
ś
ci
ą
o to, by nie przesadzano z krytyk
ą
postkomunistów b
ę
d
ą
cych u władzy. Jest u nich bowiem tyle racjonalizmu w sprawach gospodarczych
i nie tylko. Bo na przykład w sporze z prezesem Moskalem to postkomunista Kwa
ś
niewski broni tu
naszej mi
ę
dzynarodowej reputacji, a antykomunista Moskal utrwala obraz Polski jako kraju
notorycznych antysemitów (R.Graczyk: Syndrom historycznej prawdy, czyli kryzys pa
ń
stwa, “Tygodnik
Powszechny” z 21 lipca 1996 r.). I konkluduje: Ale je
ś
li nowy rz
ą
d miałaby utworzy
ć
koalicja PSL-u z
ROP-em i “Solidarno
ś
ci
ą
”, to ju
ż
mo
ż
na si
ę
zastanawia
ć
czy wa
ż
niejsze s
ą
wzgl
ę
dy symboliczne,
czy elementarny rozs
ą
dek gospodarczy, który ta koalicja (przecie
ż
dzi
ę
ki SLD, a nie PSL) jednak
zachowuje.
Ryszard Marek Gro
ń
ski
, kabareciarz i felietonista “Polityki”. Typowy prorz
ą
dowy
kabareciarz (do
ść
banalne poł
ą
czenie najgorszego gatunku
ż
ydowskiego szmoncesu z politycznym
koniunkturalizmem, staraniem, by by
ć
zawsze “na fali”). Dowiódł tego ju
ż
wyra
ź
nie w najgorszych
czasach jaruzelszczyzny, gdy w felietonach na łamach “Polityki” zajadle janczarsko gromił
przeciwników re
ż
imu. Waldemar Łysiak wspominał Gro
ń
skiego w “Najwy
ż
szym Czasie” z 10 marca
1995 r. w artykule Tragarz historii, opisuj
ą
c dawn
ą
napa
ść
Gro
ń
skiego na niego i na znakomitego
historyka Jerzego Łojka: (...) Egzekutorem wyroku był znany humanista pierwszej połowy lat
osiemdziesi
ą
tych, Ryszard Marek Gro
ń
ski, który w owym czasie - w dobie junty Jaruzelskiej - flekował
na łamach “Polityki” ka
ż
dego malkontenta olewaj
ą
cego rz
ą
dy prosowieckich jenerałów (...). Gro
ń
ski
znany jest ze skrajnie fanatycznej zajadło
ś
ci w tropieniu domniemanych antysemitów polskich. Nawet
po dziesi
ę
cioleciach potrafi wykry
ć
domniemane
ś
lady “antysemityzmu”. W wydanej w 1991 roku w
Łodzi Puszce Pandory w rozdziale: Kartki z dziejów antysemityzmu (s. 73), oskar
ż
ył o antysemityzm
nawet dawn
ą
inscenizacj
ę
Lalki Prusa, dokonan
ą
przez Adama Hanuszkiewicza. Równocze
ś
nie dziwił
si
ę
(s. 69), jak mog
ą
Polacy oburza
ć
si
ę
na Leona Urisa (najskrajniejszego
ż
ydowskiego pisarza
polako
ż
erc
ę
- por. uwagi w “Naszej Polsce” z 20 czerwca 1996 r.).
Gro
ń
ski wyspecjalizował si
ę
w atakach na polityków z obozu niepodległo
ś
ciowego (od Olszewskiego
po Kaczy
ń
skich, Parysa i Macierewicza) i patriotycznych pisarzy, historyków i publicystów. Ma na
swoim koncie ataki mi
ę
dzy innymi na Łojka, Herberta, Trznadla, Urbankowskiego, Michalkiewicza,
Siedleck
ą
,
ś
wietnego polskiego historyka z emigracji Józefa Garli
ń
skiego i... najwybitniejszego
zagranicznego historyka pisz
ą
cego o Polsce na Zachodzie Normana Daviesa (dostało mu si
ę
od
Gro
ń
skiego za zbyt du
ż
e zrozumienie dla polskich racji w kwestii stosunków z
ś
ydami). Szczególnie
obruszył si
ę
Gro
ń
ski na redaktora Stanisława Michalkiewicza za tekst w “Naszej Polsce’, zwłaszcza
za uwag
ę
,
ż
e: Nie jest dobrze z Narodem, w którego armii wi
ę
kszo
ść
korpusu oficerskiego regularnie
czytuje jedn
ą
z dwóch
ż
ydowskich gazet dla Polaków. Gro
ń
ski był tym, który najgwałtowniej
zaatakował Joann
ę
Siedleck
ą
za słynnego Czarnego ptasiora o Kosi
ń
skim. Jak pisał Marian
Miszalski w “Najwy
ż
szym Czasie” z 30 kwietnia 1994 r. o tym ataku Gro
ń
skiego: P.Gro
ń
ski w
“Polityce” najbardziej wybiegł przed orkiestr
ę
- wprost zapluł si
ę
inwektywami, no ale jemu akurat
trudno si
ę
dziwi
ć
. Z furi
ą
zaatakował autork
ę
“Solidarno
ś
ci” za krytyk
ę
paszkwilu Bara
ń
czaka Bóg,
tr
ą
ba i ojczyzna. W parze z tymi atakami szły ró
ż
ne felietonowe opluwanki Gro
ń
skiego na temat Ojca
Rydzyka i “Radia Maryja”, Prymasa Polski Józefa Glempa, “Niedzieli”, “Słowa-Dziennika Katolickiego”
czy “Ładu”.
Szczególna w
ś
ciekło
ść
ogarn
ę
ła Gro
ń
skiego, gdy zabrał si
ę
za lektur
ę
Dzienników Marii D
ą
browskiej,
jak wiadomo szokuj
ą
co krytycznej w stosunku do
ż
ydowskich ubeków i politruków panosz
ą
cych si
ę
w
Polsce w dobie stalinizmu. Gro
ń
ski z min
ą
superznawcy konstatuje,
ż
e nieocenzurowana wersja
Dzienników Marii D
ą
browskiej pokazuje cał
ą
mało
ść
wielko
ś
ci. Pokłady kołtu
ń
stwa i kobiecych
zawi
ś
ci, drzemi
ą
ce w duszy moralistki (“Polityka”, 15 czerwca 1996 r.). Na tle mało
ś
ci D
ą
browskiej tym
mocniej zachwala Leca, z którym było inaczej, który pozostał wierny racjonalistycznej i sceptycznej
tonacji swego pisarstwa. Bo po hebrajsku Lec, to tyle co trefni
ś
. A wi
ę
c Lec to M
ą
dry Błazen,
daremnie szukaj
ą
cy m
ą
drego władcy. Przypomnijmy wi
ę
c,
ż
e “m
ą
dry błazen” Lec wsławił si
ę
ju
ż
w
latach 1939-1940 jako jeden z najgorszych prosowieckich kolaborantów ze stalinizmem, wyst
ę
puj
ą
c z
wierszydłami, wychwalaj
ą
cymi mi
ę
dzy innym podbój Polski przez bolszewików (“poezj
ą
zdrady”
nazwał te “utwory” Bohdan Urbankowski w słynnej Czerwonej mszy. W wierszu Stalin Lec tak oto
pisał o Zwi
ą
zku Sowieckim, rozszerzonym o zdradziecko podbit
ą
Polsk
ę
:
Któr
ą
poeci wy
ś
piewali
ojczyzna, co to od Kamczatki
po szynach p
ę
dzi a
ż
po San,
któr
ą
jak mleka pełny dzban
podaj
ą
dzieciom czułe matki,
- to Stalin! (...)
I moja lira z nowej stali
i dumnie przemieniona muza,
obywateli jasny wzrok
I głos, i oddech, my
ś
l i krok
i wolno
ść
, która nas odurza,
- to Stalin!
Inny wiersz “m
ą
drego błazna” Leca wysławiał zdradzieck
ą
napa
ść
na mał
ą
Finlandi
ę
(ju
ż
w dwa dni
po rozpocz
ę
ciu agresji). Wołał w tek
ś
cie Do ludu fi
ń
skiego:
Wbij rewolucjo, oto pora
W pier
ś
bur
ż
uazji fi
ń
ski nó
ż
.
Dodajmy do tego liczne powojenne fraszki Leca, godz
ą
ce w “pogrobowców” przedwrze
ś
niowej Polski,
w emigrantów, sklepikarzy, imperialistów, a przede wszystkim w religianctwo i ciemnot
ę
(por.
B.Urbankowski: Czerwona msza, Warszawa 1995, s. 314). A w
ś
ród nich najbardziej chyba głupawy
tekst Leca, atakuj
ą
cy polskie tendencje do podtrzymywania
ś
cisłych zwi
ą
zków z kultur
ą
Zachodu:
O pewnych tendencjach
Znów słysz
ę
znany od młodu
faszystów
ś
piew ponury:
“My chcemy kultury Zachodu”.
A chc
ą
zachodu kultury.
(Wg “Antologii satyry”, Warszawa 1955, s. 118).
Wszystkie te panegiryki, deformacje i zafałszowania zawsze były konstruowane według ulubionego
stereotypu Gro
ń
skiego, prezentuj
ą
cego Polaków dziwnie złych, ułomnych moralnie nacjonałów i
antysemitów, a w najlepszym razie “zawistnych” jak Maria D
ą
browska; i
ś
ydów, jak
ż
e innych,
pi
ę
knych duchowo, nieskazitelnych, niemal
ś
wi
ę
tych.
Jakby przypadkiem wszyscy ci, których Gro
ń
ski wysławia panegirycznie i w ekstazie, przy których
nagle zatraca cał
ą
sw
ą
paszkwilanck
ą
wen
ę
, maj
ą
na ogół jedn
ą
wspóln
ą
cech
ę
- s
ą
osobami
pochodzenia
ż
ydowskiego - od Leca po Marianowicza, Kaczmarskiego i Bardiniego. Wobec nich
pochwały Gro
ń
skiego nie znaj
ą
ju
ż
ż
adnych granic. Np. ju
ż
na otwarcie felietonu Gro
ń
skiego o
re
ż
yserze Aleksandrze Bardinim Pan Profesor (“Polityka” z 12 sierpnia 1995) czytamy: Tak
ą
twarz
mógłby mie
ć
Bóg.
Tomasz Jastrun
, poeta i felietonista. Syn Mieczysława Jastruna, jednego z poetów
najbardziej obci
ąż
onych “ha
ń
b
ą
domow
ą
” w czasach stalinizmu. M.Jastrun był jednym z najbardziej
wojowniczych członków redakcji “Ku
ź
nicy”, pisma marksistowskich fanatyków, walcz
ą
cych z
tradycjami narodowymi i warto
ś
ciami humanistycznymi. Pomimo zaanga
ż
owania szeregu Polaków w
ratowaniu Jastruna w czasie wojny, gdy ukrywał si
ę
“na aryjskich papierach”, po 1944 roku nale
ż
ał on
do czołowych tropicieli “polskiego antysemityzmu”. W publikowanym 17 czerwca 1945 r. w
krakowskim “Odrodzeniu” tek
ś
cie Pot
ę
ga ciemnoty twierdził,
ż
e za wymordowanie ponad trzech
milionów
ś
ydów ponosi odpowiedzialno
ść
na równi z hitlerowskim okupantem całe bez mała polskie
społecze
ń
stwo. W czasie, gdy do ujarzmiania Polski w interesie Sowietów przyst
ę
powały całe falangi
ż
ydowskich ubeków i politruków na czele z Bermanem, Zambrowskim, Ró
ż
a
ń
skim, Brystygierow
ą
i
Fejginem, Jastrun pi
ę
tnował polskie zbrodnicze reakcyjne organizacje, które jakoby wci
ąż
“kontynuuj
ą
krwaw
ą
robot
ę
hitlerowsk
ą
, dybi
ą
c na ocalał
ą
z zagłady “grupk
ę
inteligencji pochodzenia
ż
ydowskiego". M.Jastrun był równie
ż
autorem licznych wierszy, pisanych zgodnie z wymogami
stalinowskiej poetyki (np. Ballady o puszczy
Ś
wi
ę
tokrzyskiej), dyskredytuj
ą
cej polskich powsta
ń
ców,
którzy zmienili si
ę
jakoby we wrogów własnego narodu, czy wyrafinowanego ataku na papiestwo w
wierszu W bazylice
ś
w. Piotra (por. uwagi B.Urbankowskiego Czerwona msza, Warszawa 1995 r., s.
326).
Jego syn Tomasz wyró
ż
nia si
ę
głównie pełnymi agresywnej hucpy felietonami, atakuj
ą
cymi
narodowych i prawicowych “oszołomów”. Ju
ż
w Złotej klatce. Notatnik ameryka
ń
ski (Warszawa,
czerwiec 1988 r., wyd. podziemne) dał karykaturalny obraz Polonii ameryka
ń
skiej, zarzucaj
ą
c jej
ci
ą
głe szukanie
ś
ydów i masonów, skrajny antykomunizm. Pisał, kto nie krzyczy “bi
ć
czerwonych”
brany jest z miejsca za lewic
ę
(s. 84). “Europejczyk” Jastrun nie sili si
ę
nawet na próby ukrywania
swego obrzydzenia do wszystkiego, co polskie. W “Res Publice” (nr 8/89) pisał: Wynurzywszy si
ę
z
naszego ojczystego bałaganu, wygodnie czułem si
ę
w Szwecji (...). W samolocie siedziała obok mnie
ładna dziewczyna (...). Wyemigrowała z Polski kilka lat temu (...). Nie mieli
ś
my
ż
adnych znajomych, a
jednak wydawało si
ę
,
ż
e znamy si
ę
od zawsze. Bo przecie
ż
jedli
ś
my razem piasek w naszej brudnej,
ale bardzo osobliwej polskiej piaskownicy (...) (s.74).
Ataki na polski “Ciemnogród” przeprowadza Jastrun w stylistyce pełnej wyzwisk i epitetów w stylu:
palanty patriotyczne, palanty martyrologiczne, patriotyczno-narodowe gnioty. Ulubione oceny Jastruna
to zarzuty spiskowej wizji historii, za
ś
ciankowo
ś
ci i prowincjonalizmu. Z jak
ąż
lubo
ś
ci
ą
cytował
Jastrun w “
ś
yciu Warszawy” z 27 stycznia 1995 r. słowa Jerzego Giedroycia: Polacy - to
okropny naród. Podobnie jak ojca wyra
ź
nie n
ę
ka go obsesyjna wr
ę
cz gor
ą
czka tropienia
domniemanego “polskiego antysemityzmu”. W “Res Publice” (z czerwca 1991 r.) na przykład
omawiaj
ą
c wyniki ankiet w dwóch liceach ze szczególnym zapałem eksponował znajdowane w nich
mo
ż
liwie najbardziej absurdalne stwierdzenia i hipotezy. Typu dowodze
ń
,
ż
e wynik wyborów
prezydenckich i w 1990 r. oraz usuni
ę
cie Mazowieckiego s
ą
dowodem na to,
ż
e
ś
ydzi s
ą
ogólnie
znienawidzeni. Tekst zamykało Jastrunowe podsumowanie: Mamy oto w Polsce antysemityzm bez
ś
ydów. Nasze społecze
ń
stwo zdaje si
ę
by
ć
ci
ęż
ko chore, a ksenofobia to tylko jeden z tych objawów
(...) prezydenckie wybory przedłu
ż
yły “
ż
ycie” trupowi, który tak uparcie psuje si
ę
, a zamkni
ę
ty w
naszym narodowym tapczanie kompromituje nas we własnych i cudzych oczach. Jastrun jest przy tym
typowym przedstawicielem mentalno
ś
ci Kalego. Najmniejsz
ą
krytyczn
ą
uwag
ę
o
ś
ydach traktuje jako
gorsz
ą
cy przejaw dzikiego polskiego antysemityzmu. Kiedy za
ś
Polacy reaguj
ą
na antypolskie
oszczerstwa, pi
ę
tnuje to jako wyraz narodowych kompleksów, dziwaczny lament z powodu
nadepni
ę
cia na polski narodowy odcisk. (Tak zareagował na przykład na krytyk
ę
antypolskich scen w
filmie Lista Schindlera Spielberga.) W “Rzeczypospolitej” z 11-12 maja 1996 r. Jastrun uskar
ż
ał si
ę
na
to,
ż
e jego znajomi, cz
ę
sto nawet ludzie bliscy mu w czasach opozycji, teraz siej
ą
szcz
ę
ko
ś
cik i
ksenofobi
ę
. Pytanie: kiedy Jastrun, wyra
ź
nie chory z nienawi
ś
ci, zabierze si
ę
wreszcie za leczenie
samego siebie? Zgodnie ze starym łaci
ń
skim przysłowiem Medice, cura te ipsum.
Atakom na polsko
ść
i Polaków towarzyszy u Jastruna gor
ą
czkowa pasja wybielania innych na czele z
Krzy
ż
akami, jakoby niegodnie zniesławionych przez polsk
ą
historiografi
ę
i literatur
ę
. W “Res Publice” z
czerwca 1990 r. Jastrun w imieniu redakcji (wraz z W.Zaj
ą
czkowskim) z zapałem celebrował obron
ę
biednych oczernionych Krzy
ż
aków, którzy stali si
ę
ofiar
ą
polskiej “manipulacji historycznej”. Z
kierowanej przez Jastruna dyskusji mo
ż
na było si
ę
“dowiedzie
ć
”,
ż
e my, Polacy, mamy t
ę
sam
ą
mentalno
ść
co Niemcy, kontynuowan
ą
przez rozkołysany nacjonalizm,
ż
e “Krzy
ż
acy” Sienkiewicza to
jego najgorsza powie
ść
historyczna, a “Wiatr od morza”
ś
eromskiego to tylko zwykła “szmira”. I
usłysze
ć
o obawach,
ż
e społecze
ń
stwo polskie jest bardzo podatne na antysemityzm, antysowietyzm i
antyniemiecko
ść
i grupy gło
ś
no krzycz
ą
cych ideologów “mog
ą
łatwo rozkołysa
ć
te nastroje.
W “Rozmaito
ś
ciach” na łamach “Niedzieli” (nr 42 z 1995 r.) nazwano Tomasza Jastruna
czołowym przywracaczem PRL-u. I nie bez uzasadnienia. Jastrun ze szczególn
ą
wrogo
ś
ci
ą
reagował na ka
ż
de przypominanie łajdactw ró
ż
nych pseudoautorytetów w czasach stalinowskich,
tłumacz
ą
c: Czasy takie,
ż
e chwile upadku miał ka
ż
dy. Nikt jednak nie przyznaje si
ę
do tych chwil
słabo
ś
ci, ka
ż
dy natomiast jak na komary poluje na słabo
ś
ci innych. I z lubo
ś
ci
ą
rozmazuje je na
ś
cianie, pokazuj
ą
c potem
ś
lady krwi (“Rzeczpospolita” z 24 czerwca 1995 r.). W my
ś
l takiej poetyki
pisania ka
ż
dy był winien, a wi
ę
c nikt nie był winien, i nie ma sensu
ż
adne rozliczanie. Trzeba
przyzna
ć
,
ż
e w tej sprawie jego ojciec, dawny stalinista, był o wiele uczciwszy. Jak przyznał Tomasz
Jastrun na łamach “Res Publiki”, jego ojciec z obrzydzenia sw
ą
działalno
ś
ci
ą
i moralnego kaca za lata
1944-1945 nie otrz
ą
sn
ą
ł si
ę
a
ż
do
ś
mierci.
W polemikach z inaczej my
ś
l
ą
cymi Jastrun nie waha si
ę
przed si
ę
ganiem nawet po bro
ń
najbardziej
obrzydliwych oszczerstw. Spowodowało to ostr
ą
reakcj
ę
Anatola Arciucha, który napisał wr
ę
cz o
poł
ą
czeniu przez Tomasza Jastruna koncepcji goebbelsowskich na temat polemiki z niewygodnymi
pogl
ą
dami z koncepcjami komunistycznymi (“Gazeta Polska” 8 wrze
ś
nia 1994 r.). Wyzwiska, wr
ę
cz
chamskie słownictwo Jastruna, które przyrównywano ju
ż
do wymachiwania cepem słu
żą
naszemu
“europejczykowi” do prób całkowitego równania z ziemi
ą
inaczej my
ś
l
ą
cych. Do
ść
typowy pod tym
wzgl
ę
dem był atak Jastruna na ksi
ąż
k
ę
Krystyny Czuby Media i władza, jedn
ą
z najwybitniejszych
ksi
ąż
ek napisanych w duchu obrony warto
ś
ci chrze
ś
cija
ń
skich w ostatnich latach. Jastrun zaatakował
Czub
ę
na odlew, oskar
ż
aj
ą
c j
ą
o rzekomy prowincjonalizm i nisk
ą
klas
ę
my
ś
lenia. Jak “wysoka” jest
klasa my
ś
lenia samego Jastruna, cho
ć
by w spojrzeniu na religi
ę
, dobrze ilustruje jego publikowana w
“Res Publice Nowej” (nr 7-8/96) chełpliwa opowiastka o tym, jak zwyci
ęż
ył w starciu z Bogiem o
pozyskanie bardzo wierz
ą
cej dziewczyny: Najbardziej religijna scena z mojego
ż
ycia erotycznego.
Była bardzo młoda, bardzo wierz
ą
ca i bardzo ładna. - Jak ty si
ę
teraz z tego wyspowiadasz? -
zapytałem z nieszczer
ą
trosk
ą
(...). W odpowiedzi zasłoniła moje oczy dłoni
ą
. Patrzyłem nadal - w jej
dłoni nie było ani piekła, ani czy
ść
ca, było ciemno, ciepło, pachniało mlekiem i macierzank
ą
.
W “Res Publice” z lutego 1996 r. Jastrun zwierzał si
ę
,
ż
e ciarki przechodz
ą
go na my
ś
l ilu b
ę
cwałów o
niezłych biografiach zajmowało wysokie stanowiska tylko dlatego,
ż
e ich nazwiska znajdowały si
ę
w
czyim
ś
notesie. Zwierzenia skomentował “Tygodnik Solidarno
ść
” (nr 13 z 1996 r.) przypomnieniem,
jak to Jastrun dzi
ę
ki wyj
ę
ciu go z notesu minister kultury Izabelli Cywi
ń
skiej wyl
ą
dował na stanowisku
dyrektora Instytutu Kultury Polskiej w Sztokholmie. I dodał o roli Jastruna w czasie pobytu na
sztokholmskiej synekurze: Jego osi
ą
gni
ę
cia na polu krzewienia kultury polskiej nie s
ą
Szwedom
znane. Ale
ż
eby od razu: “b
ę
cwał”?
Ewa Berberyusz
, dziennikarka. W lutym 1987 roku jedna z uczestniczek zmasowanego ataku
w “Tygodniku Powszechnym” na artykuł Władysława Siła-Nowickiego broni
ą
cego Polaków przed
oszczerstwami artykułu Jana Bło
ń
skiego. Solidaryzuj
ą
cy si
ę
z Bło
ń
skim artykuł ko
ń
czyła słowami
pełnymi narodowego masochizmu: (...) przesta
ń
my si
ę
targowa
ć
o okoliczno
ś
ci łagodz
ą
ce,
przesta
ń
my argumentowa
ć
, ale pochylmy głow
ę
(...) (E.Berberyusz: Wina przez zaniechanie,
“Tygodnik Powszechny” z 22 lutego 1987 r.). Wielokrotnie skrajnie wyolbrzymiała sił
ę
nastrojów
anty
ż
ydowskich w Polsce, jako dowód ci
ą
gle powołuj
ą
c si
ę
na anty
ż
ydowskie napisy na murach (por.
np. teksty E.Berberyusz: Jude, raus!, “GW” z 8 czerwca 1990 r.). Chcieli
ś
cie Polski, no to j
ą
macie...
(“GW” z 20 listopada 1990 r.), Klincz (16 listopada 1991 r.). Atakowała biskupa Michalika za rzekom
ą
anty
ż
ydowsko
ść
po jego znanej homilii wyborczej z 1991 r., sugeruj
ą
cej niech ka
ż
dy głosuje na osoby
mu najbli
ż
sze duchowo, Polak na Polaka, etc.
Jerzy Eisler
, historyk. Jeszcze w 1989 roku niewiele znany szerszym kr
ę
gom doktor historii, w
ostatnich latach został skrajnie rozreklamowany przez “europejczyków”. Urósł do jednego z filarów
polskiej historiografii o latach powojennych, szczególnie nagła
ś
nianego w “ró
ż
owych” przekaziorach.
Reklamowano go nieprzypadkowo. Eisler stał si
ę
bowiem najbardziej panegirycznym piewc
ą
frakcji
"puławian" i Marca 1968 r. Jego ksi
ąż
ka Marzec 1968 (Warszawa 1991 r.) przynosiła obraz wydarze
ń
marcowych 1968 roku, maksymalnie przesadzaj
ą
cy znaczenie i zasługi michnikowców. Nawet
recenzje, publikowane na łamach tak sk
ą
din
ą
d pobła
ż
liwej dla ludzi z lobby filosemickiego “Res
Publiki” (nr 7-8 z 1991 roku) zwróciły uwag
ę
na skrajn
ą
tendencyjno
ść
ksi
ąż
ki Eislera i jej jaskrawe
braki warsztatowe. Justyna Duriasz w recenzji pt. Warsztat? pisała,
ż
e ksi
ąż
ka reprezentuje zły
model uprawiania historii. Andrzej Chojnowski pisał z kolei o stronniczo
ś
ci Eislera, i
ż
: Jest to
spojrzenie uczestnika grupy politycznej, szukaj
ą
cego swej tradycji, nie za
ś
historyka. Dodajmy do tego
ogrom bł
ę
dów i przekłama
ń
faktograficznych. Rozliczne informacje Eislera cechował ci
ą
gły brak
sprawdzenia. Znany kombatant
ż
ydowski z czasów wojny Arnold Mostowicz w li
ś
cie do “Polityki” z 6
kwietnia 1991 r. pisał o niektórych informacjach, przytoczonych przez Eislera: Obawiam si
ę
,
ż
e Jerzy
Eisler nie bardzo przyło
ż
ył si
ę
do sprawdzenia tego faktu (...). Informacja ta jest równie liryczna, co
kłamliwa. Ja sam wyst
ę
puj
ę
3 razy w ksi
ąż
ce Eislera i z tego dwa razy w kontek
ś
cie bł
ę
dnych
informacji faktograficznych. Autor powołuje si
ę
na moj
ą
relacj
ę
o referacie, który tłumaczyłem jakoby
na j
ę
zyk w
ę
gierski na Kongresie Zwi
ą
zków Zawodowych, cho
ć
jako
ż
ywo nie tłumaczyłem na
ż
adnym
tego typu kongresie. Drugi raz wymienia mnie w
ś
ród “trzonu” grupy młodzie
ż
y “bogoojczy
ź
nianej”,
obok mi
ę
dzy innymi ekonomisty Stanisława Gomułki. Nigdy nie nale
ż
ał on ani do naszej grupy, ani do
jej “trzonu” (!!!).
Liczne krytyki wyra
ż
ane pod adresem przekłama
ń
ksi
ąż
ki Eislera nie skłoniły go do ani troch
ę
do
bardziej zobiektywizowanego pisania. W jednej sprawie wykazuje on wr
ę
cz
ż
elazn
ą
konsekwencj
ę
- w
maksymalnym wybielaniu grupy “puławian”, czyli frakcji
ż
ydowskiej w PZPR (por. np. J.Eisler: Zarys
dziejów politycznych Polski 1944-1989, Warszawa 1992 r.), czy wybielania roli
ś
ydów w bezpiece
(“Tygodnik Kulturalny” z 3 grudnia 1989 r.). W tym ostatnim artykule Eisler robił, co mógł dla
maksymalnego pomniejszenia roli
ś
ydów w bezpiece, oskar
ż
aj
ą
c głosz
ą
cych inne opinie w tej sprawie
o to, i
ż
bezwiednie powtarzaj
ą
rasistowskie slogany.
Jak wygl
ą
da eislerowska wizja historii, mo
ż
na si
ę
szczegółowo przekona
ć
czytaj
ą
c przygotowany
przez niego wraz z dwu mniej znanymi autorami (R.Kupieckim i M.Soba
ń
sk
ą
-Bondarczuk) podr
ę
cznik
Ś
wiat i Polska 1939-1992. W podr
ę
czniku tym pró
ż
no szuka
ć
nazwiska wielu słynnych polskich
patriotów, takich jak kontradmirał J.Unrug, major Dobrza
ń
ski “Hubal”, rotmistrz W.Pilecki,
K.K.Baczy
ń
ski, M.O.Kolbe, A.Kami
ń
ski czy Zofia Kossak-Szczucka. Za to w przypadku
komunistów wprost szokuje niebywała wprost szczodro
ść
Eislera i jego współautorów.
Czytamy np. o zupełnie sk
ą
din
ą
d nieznanym M.Lewi
ń
skim i I.Fiku z grupy “Polska Ludowa”, o
A.Fiderkiewiczu, J.Turlejskim czy F.Zubrzyckim. Podobna szczodro
ść
wobec ró
ż
nych
michnikowców. Nie zapomniano np. wymieni
ć
Szlajfera (dwa razy), Deutschgewandta,
Blumsztajna, Smolara, Lity
ń
skiego, Kuczy
ń
skiego, Toru
ń
czyk etc. Podobna zadziwiaj
ą
ca
szczodro
ść
w wyliczaniu nazwisk KOR-owców.
Zdumiewa przemilczanie nazwisk takich osób, jak Baczy
ń
ski, D
ą
browska, Jasienica, a nawet
Słonimski (który wszak odegrał spor
ą
rol
ę
polityczn
ą
- List 34 etc.), a równoczesne eksponowanie
Baczki, Brusa, Bara
ń
czaka, Cohna czy Szczypiorskiego. Eisler i współautorzy, tak sk
ą
pi w
informacjach o słynnych patriotach czasu wojny czy wybitnych twórcach nie
ż
ałuj
ą
miejsca dla
poinformowania,
ż
e w 1962 roku utworzono na UW z inicjatywy Komitetu Uczelnianego ZMS
Polityczny Klub Dyskusyjny na czele z K.Modzelewskim i z takimi członkami, jak: J.Kuro
ń
,
W.Kuczy
ń
ski i A.Smolar. Dodajmy,
ż
e z fragmentów ksi
ąż
ki o systemie stalinowskim w Polsce nie
dowiemy si
ę
ani słowem o zbrodniach Bermana, Ró
ż
a
ń
skiego, Fejgina,
Ś
wiatły etc. Te nazwiska s
ą
po prostu całkowicie przemilczane z wyj
ą
tkiem Bermana, który pojawia si
ę
tylko raz w ksi
ąż
ce jako
współzało
ż
yciel Kominformu. I có
ż
s
ą
dzi
ć
o takim doborze nazwisk? I taka ksi
ąż
ka została zalecona w
1993 r. przez ministra edukacji narodowej jako ksi
ąż
ka pomocnicza do nauki historii (!).
Janusz Głowacki
, prozaik, autor sztuk i scenariuszy filmowych. Od kilkunastu lat przebywa
w Nowym Jorku. Sw
ą
wi
ęź
z krajem podtrzymał przez paszkwilancki obraz Polaka w sztuce Antygona
w Nowym Jorku. Jak komentował wymow
ę
tej sztuki Głowackiego w rymowanym felietonie Wojciech
Młynarski:
Graj
ą
Ruski, Polak i Portorikanka
Ruski - miły, ona słodka czarownica.
Polak za to mniej przyjemny
łach i szmondak, typ nikczemny
i to wła
ś
nie recenzentów wprost zachwyca.
Głowacki tworzył sw
ą
karykaturaln
ą
posta
ć
Polaka-szmondaka głównie z my
ś
l
ą
o sukcesie w
ś
ród
ameryka
ń
skich widzów. Jak sam mówił w naszej TVP (20 marca 1993 r.) w sztuce swej pokazuje nie
Polaka, a raczej Polaczka. Troszcz
ą
c si
ę
o odpowiedni
ą
jaskrawo
ść
negatywnego stereotypu takiego
“Polaczka”, nie zapomniał oczywi
ś
cie o wyposa
ż
eniu go w anty
ż
ydowsko
ść
. Według recenzji Piotra
Gruszczy
ń
skiego w “GW” (15 lutego 1993 r.): (...) Bawi zwłaszcza posta
ć
Pchelki - polskiego
emigranta (...) antysemity z imieniem Maryi na ustach i flaszk
ą
wódki w kieszeni (...). Ciekawy zestaw
stereotypów na eksport do Stanów Zjednoczonych, kraju “Polish Jokes” (!). W Warszawie za
wystawienie sztuki Głowackiego jako pierwsza zabrała si
ę
oczywi
ś
cie Izabella Cywi
ń
ska, znana z
lekcewa
ż
enia tego absurdalnego kraju. Przedstawienie pod jej batut
ą
stało si
ę
jednak dramatycznym
fiaskiem.
Hanna Krall,
reporterka. Przed kilkunastu laty w gło
ś
nej ksi
ąż
ce o Edelmanie Zd
ąż
y
ć
przed
Panem Bogiem prezentowała stosunkowo obiektywny obraz spraw
ż
ydowskich. Cytowała opinie
Edelmana, sprzeciwiaj
ą
ce si
ę
przedstawianiu jako powstania niewielkich rozmiarami walk w Getcie
Warszawskim, czy jego uwagi odbr
ą
zowiaj
ą
ce przywódc
ę
ś
ydów walcz
ą
cych w getcie - Mordechaja
Anielewicza. Edelman opisywał np. jak to w dzieci
ń
stwie Anielewicz starannie farbował skrzela ryb
czerwon
ą
farb
ą
, by robiły wra
ż
enie
ś
wie
ż
ych. W ostatnich latach Krall, podobnie jak Edelman czy
Grynberg, wyra
ź
nie zmieniła postaw
ę
, staj
ą
c si
ę
uciele
ś
nieniem coraz silniejszego
ż
ydowskiego
triumfalizmu wobec słabo broni
ą
cych si
ę
przed atakami, czy nie broni
ą
cych si
ę
w ogóle Polaków.
Typowy pod tym wzgl
ę
dem był wywiad z Krall w “Polityce” z 26 stycznia 1991 r., wypominaj
ą
cy
Polakom utrzymywanie si
ę
“antysemityzmu” i uskar
ż
aj
ą
cy si
ę
na to,
ż
e rzekomo “nie ma komu pisa
ć
”
o
ż
ydowskich losach. W czasie gdy od kilkunastu lat trwa prawdziwy zalew tematyki
ż
ydowskiej w
wydawnictwach i na półkach ksi
ę
garskich, gdy najskrajniejsi
ż
ydowscy hochsztaplerzy i polako
ż
ercy
s
ą
wydawani z ogromnym luksusem “na kl
ę
czkach” (vide wydanie ksi
ąż
ki Marka Haltera, dawno
zdemaskowanego jako oszusta przez
ż
ydowskiego historyka M.Borwicza, nakładem “Iskier”,
kierowanych przez Wiesława Ucha
ń
skiego). Gdy z ró
ż
nych stron daje si
ę
szczególnie wielkie dotacje
na ksi
ąż
ki o tematyce
ż
ydowskiej (por. polityk
ę
wydawnicz
ą
p. Rosnera).
Ernest Skalski
, dziennikarz “Gazety Wyborczej”. Syn funkcjonariusza Komunistycznej Partii
Polski Jerzego Wilkera (po wojnie Skalskiego), po 1945 roku szefa personalnego Komendy
Wojewódzkiej MO w Krakowie, i Zofii Nimen (Skalskiej), byłej sekretarz technicznej KC
Mi
ę
dzynarodowej Organizacji Pomocy Rewolucjonistom (MOPR) - przybudówki partii komunistycznej
(por. L.
ś
ebrowski: Ludzie UD. Trzy pokolenia, “Gazeta Wyborcza” 30 wrze
ś
nia 1993 r.). Był jednym z
najbardziej zajadłych obro
ń
ców monopolu warszawskiej “elitji” na rz
ą
dzenie. 7-8 kwietnia 1990 r.
opublikował na łamach “GW” znamienny artykuł Bieda-partie, wyszydzaj
ą
cy tworz
ą
ce si
ę
partie
prawicowe i postuluj
ą
cy utrzymanie pełnego monopolu na rz
ą
dzenie w r
ę
ku geremkowskich m
ę
drców
z OKP. W czasie kampanii prezydenckiej 1990 roku oskar
ż
ał Wał
ę
s
ę
o “ostro
ż
ne” granie na
nastrojach “antysemickich” przez wielokrotne podkre
ś
lanie,
ż
e on sam jest od pokole
ń
czystym
Polakiem (por. “GW” z 12 listopada 1990 r.). We wcze
ś
niejszym artykule z “GW” z 15 wrze
ś
nia 1990 r.
uskar
ż
ał si
ę
na ci
ą
głe tropienie lewicy i “wmawianie” lewicowo
ś
ci Michnikowi, cho
ć
on si
ę
ju
ż
od niej
dawno od
ż
egnał. Według Skalskiego: Okre
ś
lenie “lewica” pełni podobn
ą
rol
ę
jak na znacznie ni
ż
szym
szczeblu kulturowym poj
ę
cie “
ś
yd”. Kto zły - ten
ś
yd, ewentualnie lewicowiec. Zaniepokojony
mo
ż
liwo
ś
ci
ą
radykalnych zmian przeciwstawiał si
ę
Janowi Olszewskiemu od pocz
ą
tków jego
kandydowania na premierostwo w grudniu 1991 r.
Skalski od pocz
ą
tku nale
ż
ał do skrajnych panegirystów Balcerowicza. Wykpiwał rzemie
ś
lników,
uskar
ż
aj
ą
cych si
ę
na upadanie polskiego rzemiosła, zyskuj
ą
c od jednego z nich mistrza br
ą
zownictwa
Ryszarda Szczepaniaka kusz
ą
c
ą
ofert
ę
“Skalski na Kub
ę
?” (“GW” z 18 lutego 1991 r.). W s
ąż
nistym
artykule Sami swoi we własnym domu (“GW” z 2-3 pa
ź
dziernika 1993 r.) z furi
ą
wyszydzał ludzi
zatroskanych o los interesów narodowych w polskiej gospodarce, jej konkurencyjno
ść
- zagro
ż
enia dla
polskiego przemysłu. Szczególnie ostro atakował krytyków polityki IMF i Banku
Ś
wiatowego wobec
Polski oraz koncepcji euroregionów, napadał na J.M.Rymkiewicza za jego zatroskanie o polsk
ą
to
ż
samo
ść
narodow
ą
.
Krzysztof
Ś
liwi
ń
ski
, dziennikarz. Były działacz warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej.
Współpracował ze “Znakiem”, “Wi
ę
zi
ą
” i “Tygodnikiem Powszechnym”. W 1989 roku zast
ę
pca
redaktora naczelnego “Gazety Wyborczej”. W czasie konfliktu wokół o
ś
wi
ę
cimskiego Karmelu
grubia
ń
sko zaatakował Prymasa Polski Józefa Glempa, zdecydowanie staj
ą
c po stronie rabina
Weissa - por. tekst
Ś
liwi
ń
skiego (“GW” z 28 sierpnia 1989 r.) i polemizuj
ą
cy z nim tekst Andrzeja
Siemianowskiego Pan
Ś
liwi
ń
ski poucza Prymasa (“Ład” 10 wrze
ś
nia 1989 r.). Stronniczo pro
ż
ydowski
Ś
liwi
ń
ski, członek Prezydium Zarz
ą
du Towarzystwa Przyja
ź
ni Polsko-Izraelskiej, został skierowany w
nagrod
ę
za jednoznaczno
ść
swej postawy na ambasadora w arabskim Królestwie Maroka w 1990
roku. Po powrocie z placówki został rzecznikiem MSZ, a pó
ź
niej pełnomocnikiem MSZ ds. kontaktów z
diaspor
ą
ż
ydowsk
ą
. Odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu (!!!).
Kazik Staszewski
, wokalista zespołu “Kult”. Autor ohydnego nawi
ą
zania “do polskiego
hymnu narodowego w nazwie swego utworu Jeszcze Polska, stanowi
ą
cego skrajny atak na Polsk
ę
,
polski patriotyzm i tradycje, mi
ę
dzy innymi w zwrotce:
Głupia duma narodowa
i kompleksy od stuleci
Brudne twarze z w
ą
sikami
- ci agresywni frustraci.
W tek
ś
cie piosenki powtarzał si
ę
niewybredny refren: Co
ś
cie skurwysyny uczynili z t
ą
krain
ą
. W
ś
ród
oskar
ż
e
ń
pod adresem ró
ż
nych polskich “zeł” nie zabrakło napi
ę
tnowania polskiego antysemityzmu w
słowach:
Co
ś
cie skurwysyny uczynili z t
ą
krain
ą
.
Pomieszanie katolika z mafi
ą
postkomunistyczn
ą
Ci modl
ą
cy si
ę
co rana i chodz
ą
cy do ko
ś
cioła
Ch
ę
tnie by zabili ciebie tylko za kształt twego nosa.
Leszek Miller,
polityk, szef URM. Przedstawiany czasem jako rzekomo jeden z liderów bardziej
“polskiego” skrzydła w SLD. Przypomnijmy wi
ę
c ocen
ę
Polski jako “du
ż
ej myszy”, dan
ą
przez tego
postkomunistycznego “patriot
ę
” w wywiadzie dla francuskiego “La Liberation” w 1989 r. Odpowiadaj
ą
c
na pytanie francuskiej redakcji na temat roli Polski i wpływu jej do
ś
wiadczenia na cały blok
socjalistyczny, L.Miller odpowiedział: Niejednokrotnie uwa
ż
amy si
ę
tutaj za Mesjaszy, tak jakby
wszystko kr
ę
ciło si
ę
wokół nas. W rzeczywisto
ś
ci nie jeste
ś
my nawet małym słoniem, jeste
ś
my raczej
du
żą
mysz
ą
(cyt. za “Forum” z 17 wrze
ś
nia 1989 r.). 2-3 maja 1996 r. Miller gor
ą
co fraternizował si
ę
z
Michnikiem podczas zorganizowanego przez Instytut Polski w Sztokholmie seminarium “Chrze
ś
cijanie
i
ś
ydzi” z udziałem przedstawicieli Polski, Izraela, USA, Niemiec i Szwecji. Zarysowała si
ę
tak
ogromna zbie
ż
no
ść
pogl
ą
dów Millera i Michnika na temat stosunków polsko-
ż
ydowskich,
ż
e kto
ś
z sali
zaskoczony zapytał: Czy panowie w ogóle czymkolwiek si
ę
mi
ę
dzy sob
ą
ró
ż
nicie? Miller odpowiedział,
i
ż
tym,
ż
e Michnik ma wi
ę
ksze powodzenie u kobiet.
ś
ydowskim uczestnikom sesji bardzo spodobała
si
ę
stanowczo
ść
, z jak
ą
spadkobierczyni SLD - SdRP pot
ę
piła ustami Millera kampani
ę
pomarcow
ą
1968 r. (
ś
ladem uchwały SdRP z marca 1990 r.). Kto
ś
z sali zapytał jednak Millera: Dlaczego pa
ń
skie
ugrupowanie nie widzi innych, którym uczyniło krzywdy? Dlaczego widzi tylko pokrzywdzonych w
Marcu ‘68
ś
ydów, a nie widzi tego,
ż
e pokrzywdzonym bli
ź
nim jest równie
ż
Polak? (cyt. za B.Sułek-
Kowalsk
ą
: Michnik tub
ą
Millera, “Tygodnik Solidarno
ść
” z 24 maja 1996 r.). Przypomnijmy,
ż
e tak
fraternizuj
ą
cy si
ę
dzi
ś
z przedstawicielami
ś
ydów w
ś
wiecie towarzysze Miller, Rosati, Kwa
ś
niewski
czy Cimoszewicz, bij
ą
cy si
ę
za “grzechy” wobec
ś
ydów, i to nie tylko w swoim imieniu, ale całego
narodu polskiego (!!!), jako
ś
nie zdobyli si
ę
dot
ą
d na przeproszenie np. cho
ć
by Ko
ś
cioła polskiego za
rozliczne krzywdy i prze
ś
ladowania, zgotowane mu w okresie powojennym. Przeciwnie, SdRP dzi
ś
nadal kontynuuje deformowanie obrazu Ko
ś
cioła i próby izolowania go do spółki z przedstawicielami
dawnej tzw. opozycji laickiej.
18 wrze
ś
nia 1996 r. “Gazeta Wyborcza” błyskawicznie opublikowała tekst wygłoszonego zaledwie
dzie
ń
wcze
ś
niej wyst
ą
pienia Leszka Millera na spotkaniu w Tel Awiwie z członkami
ś
ydów łódzkich. W
wyst
ą
pieniu Miller pozwolił sobie na swoisty “donos na Polsk
ę
”, twierdz
ą
c,
ż
e w społecze
ń
stwie
polskim jakoby nacjonalistyczna prawica ws
ą
cza jad rasizmu i szowinizmu. Pi
ę
tnuj
ą
c wyst
ę
puj
ą
cy w
Polsce jakoby “antysemityzm bez
ś
ydów”, Miller mi
ę
dzy innymi niedwuznacznie, cho
ć
bez
wymieniania nazwiska, zaatakował ks. Prałata H.Jankowskiego oraz nie wymienionych te
ż
z nazwiska
autorów, pisz
ą
cych kłamstwa o pogromie kieleckim.
Jan Kott,
krytyk literacki. W czasach stalinizmu jeden z najskrajniejszych politruków kultury
ż
ydowskiego pochodzenia, “inkwizytorsko” zwalczaj
ą
cy przewa
ż
aj
ą
c
ą
cz
ęść
tradycyjnej polskiej
literatury narodowej jako “reakcyjn
ą
”. Nawet znany
ż
ydowski luminarz paryskiej “Kultury” Zygmunt
Hertz przyznawał w li
ś
cie do Czesława Miłosza z 2 lutego 1965 r. w kontek
ś
cie Jana Kotta: bardzo
Janka lubi
ę
, ale był kurwa, oj był (por. Z.Hertz: Listy do Czesława Miłosza 1952-1979, Pary
ż
1992, s.
207-208). Jeszcze długo po pa
ź
dzierniku 1956 r. przy ró
ż
nych okazjach popisywał si
ę
prore
ż
imowymi
słu
ż
alstwami, doczekuj
ą
c si
ę
u Jerzego Giedroycia wdzi
ę
cznego okre
ś
lenia “szmata”. W 1963 r.
Giedroy
ć
napisał w zwi
ą
zku z jednym takim słu
ż
alczym wyst
ą
pieniem Kotta: Ci ludzie zupełnie
zwariowali. Stali si
ę
szmatami i bezwolnymi narz
ę
dziami nieinteligentnego systemu (...), a
jednocze
ś
nie uwa
ż
aj
ą
siebie za jedynych reprezentantów, wieszczów etc. (...) (“Rzeczpospolita” z 6-7
listopada 1993 r.). Swoje stalinowskie wyczyny Kott próbował maksymalnie wybieli
ć
w pełnej kłamstw
ksi
ąż
ce Przyczynek do biografii. Dawny inkwizytor kultury nie zrezygnował z mentorskich poucze
ń
wobec Polaków, oskar
ż
aj
ą
c ich o antysemityzm podczas wypadów ze Stanów Zjednoczonych do
Polski (por. np. wywiad z J.Kottem: Kiedy sko
ń
czy si
ę
mgła, “Polityka” z 6 pa
ź
dziernika 1990 i
komentarz polemiczny do tego wywiadu AL: Antysemityzm polski, “Niedziela” 28 pa
ź
dziernika 1990
r.).
Andrzej Friszke
, historyk. Przez wiele lat zwi
ą
zany z katolick
ą
“Wi
ę
zi
ą
” pod redakcj
ą
T.Mazowieckiego. W swoim czasie zdobywał si
ę
na zrozumienie polskich racji. Po 1989 roku
całkowicie poszedł za mod
ą
na chłostanie polskiej historii, narzucon
ą
przez “europejczyków”, i stał si
ę
jednym z głównych filarów ich historiografii. W tej postawie doszedł do uznania haniebnego paszkwilu
Michała Cichego na Powstanie Warszawskie w “Gazecie Wyborczej” za “wa
ż
ny przyczynek” do
historii Powstania (por. “Gazeta Wyborcza” 12-13 lutego 1993 r.). Wcze
ś
niej, w listopadzie 1992,
komentuj
ą
c cz
ęść
raportu Jana Karskiego o stosunkach polsko-
ż
ydowskich na Kresach wschodnich
po 17 wrze
ś
nia 1939 podwa
ż
ał dane o probolszewickim i antypolskim zachowaniu wielkiej cz
ęś
ci
tamtejszych
ś
ydów. Stwierdzenia na ten temat interpretował jako dowód zachowania
ż
ywotno
ś
ci
negatywnych emocji i schematów my
ś
lenia. Prawdziwym skandalem wydawniczym była w 1994 roku
w Londynie napisana przez Friszkiego obszerna syntetyczna historia powojennej opozycji, pełna
skrajnych zakłama
ń
i deformacji - Opozycja polityczna w PRL 1945-1980. W tej natychmiast
panegirycznie rozreklamowanej przez warszawsk
ą
“elitk
ę
” ksi
ąż
ce zostały rozd
ę
te na niebywał
ą
skal
ę
“opozycyjne” zasługi ró
ż
nych, czasem wr
ę
cz marginesowych grup dysydentów wewn
ą
trz partii
komunistycznej lub ze
ś
rodowisk z ni
ą
zwi
ą
zanych typu “czerwonego harcerstwa” ("walterowców").
Równocze
ś
nie za
ś
ogromnie zaw
ęż
one, a cz
ę
stokro
ć
wr
ę
cz przemilczane były ró
ż
ne działania
faktycznie najwi
ę
kszej siły opozycyjnej w PRL-u - Ko
ś
cioła katolickiego. Podobn
ą
stylistyk
ę
pomini
ęć
i przemilcze
ń
zastosował Friszke w odniesieniu do konspiracyjnych odłamów harcerstwa,
ruchu oazowego, ró
ż
nych anty-PRL-owskich nurtów niepodległo
ś
ciowych.
Szczególnie wiele miejsca po
ś
wi
ę
ca Friszke na reklamowanie “opozycyjnej” działalno
ś
ci
marksizuj
ą
cych młodych “komandosów” typu Michnika, Deutschgewandta, Szlajfera. Tak sk
ą
py w
informacje o pozytywnej roli Ko
ś
cioła, chrze
ś
cija
ń
skich i patriotycznych nurtach opozycji, Friszke
wykazuje niezwykł
ą
hojno
ść
w przedstawianiu wszelkich niby-opozycyjnych działa
ń
swych ulubionych
“komandosów”. Prawie cał
ą
stron
ę
(s. 238) po
ś
wi
ę
ca na przedstawienie wielkiego czynu
opozycyjnego - kolporta
ż
u w 1967 roku na Uniwersytecie tzw. ulotki wietnamskiej, wyra
ż
aj
ą
cej
solidarno
ść
z komunistycznym Wietnamem przeciw Stanom Zjednoczonym. Có
ż
za opozycyjna
odwaga?! Czytamy o innych wielkich czynach “opozycyjnych” komandosów (o pochodzie 1 maja 1966
r. pod ambasad
ę
ameryka
ń
sk
ą
z protestem w obronie komunistycznego Wietnamu, o podobnym
pochodzie pod ambasad
ę
USA w lutym 1967, o demonstracji pod ambasadami Grecji i Stanów
Zjednoczonych w maju 1967 (s. 232). Friszke nie podaje tylko, ile dokładnie osób uczestniczyło w tych
wielkich czynach “opozycyjnych” - pi
ęć
czy pi
ę
tna
ś
cie? Friszke szczegółowo wylicza ró
ż
ne inne
dzielne dokonania "michnikowców" i grupy Deutschgewandta. Podkre
ś
la,
ż
e młodzi z grupy
Deutschgewandta uwa
ż
ali si
ę
tak, jak "michnikowcy" za nonkonformistycznych lewicowców. Nale
ż
eli
do ZMS, chodzili na pochody 1-majowe (s. 231). Tak wi
ę
c teraz ju
ż
wiemy na czym polegał
nonkonformizm w czasach Gomułki - nale
ż
e
ć
do ZMS i chodzi
ć
na pochody 1-majowe!!! Friszke
uspokaja jednak nieco zaskoczonych czytelników,
ż
e cho
ć
wi
ę
kszo
ść
komandosów pochodziła z
rodzin komunistycznych, to jednak tylko niektórzy byli dzie
ć
mi wysoko postawionych urz
ę
dników
partyjnych lub rz
ą
dowych (s. 230). Sam Friszke przyznaje,
ż
e wielce opozycyjnych komandosów
ł
ą
czył wyra
ź
nie krytyczny, “szyderczy” stosunek do polskich “tradycji”, lekcewa
ż
enie i całkowite niemal
pomijanie roli katolicyzmu w kulturze narodowej, traktowanie wielkiej akcji milenijnej nowenny jako
wyrazu zabobonnej religijno
ś
ci, to,
ż
e byli na ogół przeciw Prymasowi w konflikcie, jaki wybuchł po
li
ś
cie biskupów polskich do niemieckich (s. 235). Za wielki czyn opozycyjny traktowali od
ś
piewanie
Mi
ę
dzynarodówki po wydaniu wyroku skazuj
ą
cego na Kuronia i Modzelewskiego za przygotowanie ich
trockistowskiego “Listu Otwartego” (s. 229).
Ksi
ąż
ka Friszkego spotkała si
ę
z prawdziwie mia
ż
d
żą
c
ą
ocen
ą
jednego z najwybitniejszych
współczesnych polskich historyków prof. Tomasza Strzembosza w szkicu Historia ogl
ą
dana z okna
salonu (“Tygodnik Solidarno
ść
” 9 grudnia 1984 r.). W szczegółowo udokumentowanym szkicu
Strzembosz zarzucił Friszkemu skrajny daltonizm historyczny, dostrzeganie z łatwo
ś
ci
ą
w “polskim
zoo” ró
ż
nych kolorowych papu
ż
ek, koliberków, motyli i małpeczek, a niedostrzeganie wielkiego,
pot
ęż
nego słonia, jakim jest w tym ogrodzie Ko
ś
ciół katolicki, oraz ró
ż
nych innych nieefektownych
polskich jeleni i wilków oraz mnóstwa innych “zwykłych” zwierz
ą
t.
Wiesław Górnicki
, dziennikarz, pułkownik. Przewa
ż
aj
ą
ca cz
ęść
czytelników pami
ę
ta go jako
jednego z najskrajniejszych janczarów stanu wojennego. Jak wspominał Andrzej Kaczy
ń
ski w
“Rzeczypospolitej” (z 17 marca 1994 r.): (...) kto pami
ę
ta ówczesne wyst
ę
py pułkownika w kraju - w tv
i prasie: zakneblowani rozmówcy, z widmem weryfikacji przed oczami, i mocny człowiek
Jaruzelskiego, który sam sobie stawia “dra
ż
liwe” pytania i udziela na nie mia
ż
d
żą
cej odpowiedzi. Te
miny marsowe, nieokiełznane wybuchy pasji (...). Mniej pami
ę
ta si
ę
o wcze
ś
niejszych harcach
“pułkownika” Górnickiego jako dziennikarza szkaluj
ą
cego narodow
ą
histori
ę
. By przypomnie
ć
cho
ć
by
haniebny antypatriotyczny wypad W.Górnickiego na łamach czasopisma “
Ś
wiat”. Górnicki wsławił si
ę
tam artykułem poniewieraj
ą
cym ksi
ę
cia Józefa Poniatowskiego, pisz
ą
c o niejakim, który
prawdopodobnie po pijanemu utopił si
ę
w Elsterze, wydaj
ą
c przy tym kaboty
ń
skie okrzyki (chodziło o
przed
ś
miertne zdanie wypowiedziane przez umieraj
ą
cego z ran ksi
ę
cia - bohatera Polski i Francji: Bóg
mi powierzył honor Polaków!). Jeszcze bardziej ha
ń
bi
ą
cy był “wyczyn” W.Górnickiego z 1988 roku.
Urz
ą
dził on wówczas skrajn
ą
awantur
ę
“Konfrontacjom” za umieszczenie w kwietniu, Miesi
ą
cu
Pami
ę
ci Narodowej, na okładce miesi
ę
cznika zdj
ę
cia pomnika katy
ń
skiego na Pow
ą
zkach,
sprzeciwiaj
ą
c si
ę
oddaniu hołdu ofiarom Katynia, bo nie jest prawd
ą
,
ż
e ka
ż
dego z nich uwa
ż
am za
niewinnego. Polski autor uzasadniaj
ą
cy,
ż
e kaci katy
ń
scy nie wszystkich zamordowali tak całkowicie
bez uzasadnienia (!!!). Była to tak skrajna nadgorliwo
ść
w owym czasie,
ż
e redakcja “Konfrontacji”
musiała opublikowa
ć
szereg listów, pi
ę
tnuj
ą
cych obrzydliwy tekst płk. Górnickiego.
Dzi
ś
w epoce wybiela
ń
dawnych politryków w pismach postkomunistycznych typu “Polityki”
zapomniano o dawnych “ha
ń
bach” Górnickiego. Przeciwnie, fetuje si
ę
go jako bohaterskiego
nonkonformist
ę
, który zaryzykował sw
ą
karier
ę
dziennikarsk
ą
, by broni
ć
Izraela po jego ataku na
pa
ń
stwa arabskie w wojnie sze
ś
ciodniowej 1967 roku (por. tekst Dyskretne odwołanie Górnickiego,
“Polityka” 7 kwietnia 1990 r.). “Nonkonformizm” w obronie Izraela i skrajny konformizm w atakowaniu
polskich bohaterów i ofiar m
ę
cze
ń
stwa(!). A dawny politruk dalej kłamie jak kłamał, pełen hucpy. W
“Magazynie Gazety Wyborczej” z 17 marca 1995 r. kto
ś
z czytelników wytkn
ą
ł Górnickiemu,
ż
e w swej
ksi
ąż
ce Teraz ju
ż
mo
ż
na zmy
ś
lił rzekome wypowiedzi nieboszczyka, opisuj
ą
c aktywny udział Michaiła
Susłowa w dyskusji z polsk
ą
delegacj
ą
na czele z gen. Jaruzelskim 1 marca 1982 r., podczas gdy
Susłow nie
ż
ył ju
ż
od ko
ń
ca stycznia tego
ż
roku. Górnicki tłumaczył si
ę
bł
ę
dami pami
ę
ci
(“nieu
ś
wiadomion
ą
projekcj
ą
wsteczn
ą
”), daj
ą
c gwarancj
ę
,
ż
e ju
ż
takich pomyłek w przyszło
ś
ci nie
popełni, bo nie zamierza pisa
ć
dalszych ksi
ąż
ek. Wszystko to nie przeszkadza mu w publikowaniu
kolejnych kłamstw i wyzwisk. Na przykład na łamach “Wiadomo
ś
ci Kulturalnych” z 21 stycznia 1996 r.
w artykule Złodzieje naszej pami
ę
ci napisał,
ż
e chłopcom Walendziaka chodzi o rehabilitacj
ę
postendeckiej szumowiny, która obecnie pełni w telewizji obowi
ą
zki narodu, i dodawał uwagi o
oprychach z NSZ, o antysemickich obsesjach “Małego Dziennika”.
Jan Rutkiewicz.
Przez kilka lat burmistrz warszawskiego
Ś
ródmie
ś
cia w okresie
posocjalistycznych transformacji gospodarczo-społecznych. Jako burmistrz najbogatszej dzielnicy
Warszawy miał ogromne mo
ż
liwo
ś
ci rozstrzygania w sprawach budynków o wielkiej warto
ś
ci
materialnej. Jego ojciec był znanym działaczem komunistycznym, który zgin
ą
ł w czasie wojny. Matka
Maria,
ż
arliwa komunistka, w 1943 roku została zrzucona z samolotu w grupie inicjatywnej Marcelego
Nowotki. Jako radiotelegrafistka była odpowiedzialna za kontakt z Moskw
ą
. Zaprzyja
ź
niona z jednym z
czołowych dygnitarzy
ż
ydowskiego pochodzenia, Romanem Zambrowskim, opublikowała w 1947
roku w Łodzi hagiograficzn
ą
broszur
ę
na jego temat pt. Roman Zambrowski. Wi
ę
zie
ń
sanacji,
ż
ołnierz,
działacz partyjny. Po wojnie wyszła za m
ąż
za jednego z najbardziej wpływowych działaczy partyjnych
ż
ydowskiego pochodzenia Artura Starewicza, w latach 1949-1953 kierownika Wydziału Propagandy
KC PZPR, w okresie 1954-1956 sekretarza CRZZ, od 1963 do 1970 roku sekretarza KC PZPR.
Trzeba przyzna
ć
,
ż
e Rutkiewicz nie ukrywał swego rodowodu. Na sesji rady poinformował,
ż
e
pochodzi z rodziny najwy
ż
szych komunistycznych notabli. I
ż
eby nie było
ż
adnych nieporozumie
ń
dodał,
ż
e w tej rodzinie jest tak
ż
e wielu
ś
ydów (według: S.Mizerski: Wszyscy wrogowie burmistrza,
“
ś
ycie Warszawy” 18 lutego 1994 r.). Uskar
ż
ał si
ę
natomiast (por. S.Mizerski, op.cit.), i
ż
: Prze
ż
ywanie
dzieci
ń
stwa i młodo
ś
ci w rodzinie nale
żą
cej do partyjnej elity było dla mnie niezwykle kr
ę
puj
ą
ce.
Biedaczyna musiał bowiem nale
ż
e
ć
do uprzywilejowanego
ś
wiata, musiał je
ź
dzi
ć
na wakacje do
specjalnych o
ś
rodków, musiał jada
ć
w specjalnych stołówkach, musiał chodzi
ć
do specjalnych kin.
Chyba wtedy wła
ś
nie ukształtowały si
ę
w nim te
ż
specjalne cechy charakteru. Jak sam przyznawał
(por. S.Mizerski, op.cit.): Chamstwo przychodzi mi bez specjalnego trudu. Wychowanie pod egid
ą
ojczyma-prominenta, przez wiele lat faktycznego dyktatora komunistycznych mediów, miało jak si
ę
zdaje tak
ż
e ró
ż
ne inne efekty. Rutkiewicz chyba nieprzypadkowo odznaczał si
ę
tak
ą
awersj
ą
do
rozwi
ą
zywania spraw ró
ż
nych narusze
ń
własno
ś
ci prywatnej w dobie PRL-u i zwrotu mienia wówczas
zagrabionego prawowitym wła
ś
cicielom. Tym bardziej był za to skory do załatwiania spraw byłych
re
ż
imowych prominentów. Karyna Andrzejewska wspomina w ksi
ąż
ce Urban... byłam jego
ż
on
ą
(Gda
ń
sk 1993 r., s. 268), i
ż
: Urz
ą
d
Ś
ródmie
ś
cie, gdzie funkcjonował burmistrz Rutkiewicz, bardzo
ch
ę
tnie podpisał z nim (Urbanem) umow
ę
wieloletniej dzier
ż
awy (chodziło o lokal dla “NIE” przy ulicy
Pozna
ń
skiej, a pocz
ą
tkowo wyznaczone czynsze były bardzo niskie, co wywołało prasowe protesty).
Tak spolegliwy wobec ludzi dawnego re
ż
imu Rutkiewicz stawał si
ę
maksymalnie arogancki w
rozmowach lokalowych z lud
ź
mi z innych
ś
rodowisk (vide skrajny konflikt z Janem Pietrzakiem, tak nie
lubianym przez “europejczyków” za sw
ą
hymniczn
ą
pie
śń
ś
eby Polska była Polsk
ą
).
Jako burmistrz
Ś
ródmie
ś
cia Rutkiewicz ponosi odpowiedzialno
ść
za decyzj
ę
, przyznaj
ą
c
ą
ż
ydowskiej Fundacji im. Nissenbauma za
ś
miesznie nisk
ą
cen
ę
(1 miliard 590 tys. zł) gmach
“PASTY” - słynny symbol bohaterskich walk Powstania Warszawskiego. Mówiono,
ż
e dzi
ę
ki
decyzji władz
ś
ródmiejskich Fundacja Nissenbaumów zrobiła interes stulecia. Nawet w
“Polityce” pisano: Upór, z jakim
ś
ródmiejski urz
ą
d chce sprzeda
ć
“PAST
Ę
” Nissenbaumom jest
godny podziwu, ale i zastanowienia. Ostatecznie S
ą
d Administracyjny uchylił decyzje władz
administracyjnych stolicy jako bezprawne, ale po tylu latach nie doszło ani do ostatecznego
przekre
ś
lenia roszcze
ń
Nissenbaumów do budynku, ani te
ż
nie uwzgl
ę
dniono postulatów
ś
rodowisk
patriotycznych w sprawie przekazania “Domu PASTY” Kombatanckim Organizacjom AK-owskim.
Podwładni burmistrza Rutkiewicza w
Ś
ródmie
ś
ciu doprowadzili do postawienia haniebnego namiotu
cyrku w pobli
ż
u Grobu Nieznanego
ś
ołnierza, zwini
ę
tego dopiero po długotrwałych protestach
społecznych. Jak komentował Jeremi T.Królikowski na łamach “Tygodnika Solidarno
ść
” (nr z 23
wrze
ś
nia 1994 r.):
ś
wi
ą
tyni
ą
dla niego (Rutkiewicza) jest plac Defilad i ulica Marszałkowska. Tam -
jego zdaniem - nie powinno by
ć
miejsca na handel uliczny. Natomiast dla wielu miejskich decydentów
rzecz
ą
normaln
ą
jest handel, cyrk i mecze koszykówki na placu Marszałka Józefa Piłsudskiego przed
Grobem Nieznanego
ś
ołnierza. W ka
ż
dej kulturze cmentarz, grób to miejsca
ś
wi
ę
te, tyle
ż
e nie dla
wyznawców socrealizmu i sockapitalizmu (...).
Henryk Szlajfer,
pracownik naukowy. Syn PRL-owskiego cenzora. W okresie
przedmarcowym główny kompan Michnika. Po uwi
ę
zieniu załamał si
ę
i zło
ż
ył bardzo wyczerpuj
ą
ce
zeznania, pó
ź
niej odpowiednio wykorzystane przez władze komunistyczne do propagandowego ataku
przeciw uczestnikom ruchu marcowego 1968 r. Nie zdobył si
ę
na odwołanie swych zezna
ń
w s
ą
dzie, z
czego bardzo m
ę
tnie tłumaczył si
ę
po latach w “Krytyce” (nr 28-29). W rezultacie był potem wyra
ź
nie
bojkotowany przez byłych kolegów. Jak sam przyznał: Z Adamem, z którym byłem najbardziej
zaprzyja
ź
niony, nie spotkałem si
ę
do 1980 roku. Po 1989 roku darowano mu dawne słabo
ś
ci i
mianowano w ko
ń
cu p.o. dyrektora Polskiego Instytutu Spraw Mi
ę
dzynarodowych, cho
ć
był tylko
doktorem o niezbyt du
ż
ym dorobku naukowym. Pełni
ą
c to stanowisko “wyró
ż
nił si
ę
” opublikowanym w
wydawanym na W
ę
grzech czasopi
ś
mie w j
ę
zyku angielskim ataku na polski Ko
ś
ciół katolicki,
zarzucaj
ą
c mu rzekomy katolicki triumfalizm, stanowi
ą
cy zagro
ż
enie dla demokracji. Jako posłuszne
narz
ę
dzie ministra Skubiszewskiego umo
ż
liwił przekształcenie Polskiego Instytutu Spraw
Mi
ę
dzynarodowych z odr
ę
bnego instytutu naukowego w kolejny departament Ministerstwa Spraw
Zagranicznych, niszcz
ą
c w ten sposób wszelkie potencjalne szanse publikowania tam rzeczywi
ś
cie
ś
miałych, niezale
ż
nych opracowa
ń
i ekspertyz o polskiej polityce zagranicznej.
Marian Turski,
od dziesi
ę
cioleci kierownik działu historycznego w “Polityce”. W 1975 roku
“wsławił si
ę
” wydan
ą
(wraz z H.Zdanowskim) propagandow
ą
ksi
ąż
czyn
ą
Ruch pokoju; ludzie i fakty,
okre
ś
laj
ą
c
ą
t
ę
komunistyczn
ą
ekspozytur
ę
jako szóste mocarstwo (gniot tłumaczony był na szereg
j
ę
zyków). W “Polityce” nr 51 z 1987 roku wyró
ż
nił si
ę
pociskiem na teksty J.Korwina-Mikke,
“wystrzelonym z Grubej Berty anty-antysemityzmu”. Jacek Bartyzel okre
ś
lił stylistyk
ę
ataku Turskiego
jako przykład “nosa w
ę
sz
ą
cego” nieubłaganych i dociekliwych kontrantysemitów (“Ład” z 31 stycznia
1988 r.). Przy innej okazji Turski wyraził na łamach “Polityki” rado
ść
z bojkotowania przez “warszawk
ę
”
pisarza Jerzego Narbutta po jego odwa
ż
nym wyst
ą
pieniu na forum ZLP w grudniu 1980 roku o
potrzebie pami
ę
tania równie
ż
o “morzu polskiej krwi”, wylanej przez
ż
ydowskich ubeków. Ze skrajnym
“nosem w
ę
sz
ą
cym” w poszukiwaniu potencjalnych “antysemitów” u Turskiego idzie w parze
maksymalna pobła
ż
liwo
ść
dla czołowych zago
ń
czyków antypolonizmu. 18 listopada 1989 r. Turski
wyst
ą
pił w “Polityce” wielkim panegirycznym artykułem na temat Leona Urisa, najbardziej
polako
ż
erczego pisarza
ś
wiata. Dodajmy,
ż
e w kilka lat pó
ź
niej ten sam Turski “wsławił si
ę
” ogromnie
pochlebn
ą
opini
ą
na temat warto
ś
ci “Mausu” Spiegelmana,
ż
ydowsko-ameryka
ń
skiego komiksu, w
którym
ś
ydzi s
ą
przedstawieni jako myszy, Niemcy jako koty, a Polacy jako
ś
winie. Przypomnijmy,
ż
e
wyra
ż
aj
ą
cy takie upodobania i fobie Marian Turski jest od trzech dziesi
ę
cioleci kierownikiem działu
historycznego w “Polityce”, działu maj
ą
cego wpływ na renomowane nagrody tego tygodnika za
popularyzacj
ę
historii Polski.
Andrzej Szczypiorski
, pisarz. "Intelektualista" - konfident od lat pi
ęć
dziesi
ą
tych, kryptonim
"Mirek" ("Gazeta Polska", czerwiec 1993 r.). Skrajny koniunkturalista i kameleon, sw
ą
łatwo
ść
zmieniania barw i przekona
ń
tłumaczył w radiowej audycji "Muzyka i Aktualno
ś
ci" (z 14 maja 1994 r.)
tym,
ż
e tylko krowy nie zmieniaj
ą
pogl
ą
dów. Nie zmieniali ich - według Szczypiorskiego tak
ż
e - SS-
mani, którzy wierno
ść
przekonaniom mieli wygrawerowan
ą
na pasach. Człowiek my
ś
l
ą
cy ma za
ś
prawo zmienia
ć
pogl
ą
dy nawet kilka razy w
ż
yciu. To usprawiedliwianie zmian pogl
ą
dów Szczypiorski
w praktyce rozszerza równie
ż
na podawanie całkowicie odmiennych, wr
ę
cz sprzecznych ze sob
ą
,
danych faktograficznych na te same tematy. Zale
ż
nie od tego, co warto eksponowa
ć
w danym czasie.
Wida
ć
to szczególnie wyra
ź
nie w ró
ż
nych koniunkturalnych "ewolucjach" pogl
ą
dów Szczypiorskiego
na stosunki polsko-
ż
ydowskie. W 1968 roku stanowczo wyst
ę
pował na łamach opanowanego przez
moczarowców organu ZBOWiD-u "Wolno
ść
i Lud" przeciw antypolskim oszczercom, stwierdzaj
ą
c: Od
pewnego czasu kr
ążą
po
ś
wiecie osobliwe opowie
ś
ci, mity, legendy, a mówi
ą
c precyzyjnie - zwykłe
oszczerstwa na temat szerz
ą
cego si
ę
rzekomo w Polsce antysemityzmu. Dzi
ś
, zgodnie z
przybieraj
ą
cym na sile w Polsce filosemickim koniunkturalizmem, Szczypiorski nale
ż
y do czołowych
głosicieli tez o skrajnie niebezpiecznym polskim antysemityzmie. Co wi
ę
cej, upowszechnia w
ś
wiecie
najskrajniejsze donosy na Polsk
ę
i Polaków (por. osławion
ą
wypowied
ź
Szczypiorskiego w Niemczech
wiosn
ą
1993 r. o tym,
ż
e Polacy równie
ż
współdziałali w wyniszczeniu
ś
ydów, przytoczon
ą
w
niemieckim periodyku "Das Parlament" z 7 maja 1993 r.). Przekonuje Niemców (np. we "Frankfurter
Allgemeine Zeitung" z 4-5 marca 1995 r.), i
ż
: polski nacjonalizm był młody, hała
ś
liwy, antysemicki i
jednocze
ś
nie bardzo wyra
ź
nie antyniemiecki (...) polska tradycja była narodowa, katolicka,
antyrosyjska, a tak
ż
e antypa
ń
stwowa i anarchiczna (zob. tekst tego artykułu po polsku w "Gazecie
Wyborczej" z 11-12 marca 1995 r.). Siedem lat wcze
ś
niej Szczypiorski zapewniał w wypowiedzi dla
katolickiego "Ładu": Z perspektywy lat uwa
ż
am,
ż
e spotkały nas krzywdz
ą
ce opinie, dotycz
ą
ce
antysemityzmu (...) ("Ład" z 17 kwietnia 1988 r.).
Jeszcze w 1979 roku Szczypiorski pisał na łamach paryskiej "Kultury" (nr 5, s. 5), i
ż
: (...) W
kierowniczych o
ś
rodkach polskich, które wówczas (w latach 1944-1945 - J.R.N.) deklarowały wierno
ść
ideałom komunistycznym i Stalinowi osobi
ś
cie, dominowali działacze partyjni pochodzenia
ż
ydowskiego, którzy przetrwali w gł
ę
bi Rosji, cz
ę
sto zreszt
ą
w warunkach bardzo ci
ęż
kich. Jest
tajemnic
ą
poliszynela,
ż
e bardzo wiele stanowisk w aparacie pa
ń
stwowego przymusu obsadzili
wła
ś
nie ci ludzie. Na str. 9 tego samego tekstu Szczypiorskiego czytamy, i
ż
: Spora grupa przybyszów
z ZSRR odgrywała znamienn
ą
i mało chwalebn
ą
rol
ę
w stalinowskim aparacie władzy (...). I dalej na s.
13: Je
ś
li ci wła
ś
nie ludzie, którzy wczoraj zajmowali wpływowe stanowiska w partii i policji, dzisiaj
głosz
ą
na Zachodzie,
ż
e Polacy s
ą
krwio
ż
erczymi antysemitami - to winni pami
ę
ta
ć
,
ż
e stali si
ę
ofiarami własnych metod (...). To nie Polacy, lecz aparat polityczny, którzy oni sami własnymi r
ę
koma
tworzyli przed laty i w którego imieniu sprawowali władz
ę
nad milionami ludzi - przypomniał im w roku
1968 ich
ż
ydowskie pochodzenie, naznaczył pi
ę
tnem syjonizmu i na koniec wygnał z kraju, którego
do
ść
cz
ę
sto - niestety! - nie uwa
ż
ali za ojczyzn
ę
, lecz za obszar rewolucyjnego eksperymentu (...).
Jedena
ś
cie lat pó
ź
niej w tek
ś
cie Szczypiorskiego partyjni działacze pochodzenia
ż
ydowskiego,
dominuj
ą
cy w kierowniczych o
ś
rodkach polskich i zajmuj
ą
cy bardzo wiele stanowisk w
aparacie przymusu, nagle stopnieli do pewnej drobnej garstki
ś
ydów, którzy poprzednio jako
funkcjonariusze odgrywali marn
ą
rol
ę
(por. A.Szczypiorski: Umierali
ś
my oddzielnie w sygnalnym
numerze tygodnika "Po Prostu" z 1990 r.). W tym
ż
e tek
ś
cie dowiadujemy si
ę
,
ż
e
ś
ydzi tu i ówdzie
jak
ąś
rol
ę
tak
ż
e odgrywali w słu
ż
bach policyjnych.
Jeszcze w 1968 roku Szczypiorski gromko oburzał si
ę
na wysuwanie przeciw Polakom jakichkolwiek
zarzutów zacofania i prowincjonalizmu. Pisał: Weryfikowanie Polski poza Polsk
ą
jest bardzo star
ą
i
brzydk
ą
chorob
ą
polsko
ś
ci. Kilku czy kilkunastu przedsi
ę
biorczych cudzoziemców wmówiło nam
kiedy
ś
w zamierzchłych czasach,
ż
e jeste
ś
my prowincjonalni i nawet jeszcze dzisiaj dajemy niekiedy
wiar
ę
tym dyrdymałkom (A.Szczypiorski: Niedziela, godzina 21.10. Wybór felietonów radiowych 1964-
1967, Warszawa 1968, s. 167). Dzi
ś
ten
ż
e Szczypiorski jest głównym upowszechniaczem
ż
ałosnych
dyrdymałek o polskim skrajnym zacofaniu i prowincjonalizmie, Polsce jako "egzotycznych i
jednocze
ś
nie przera
ż
aj
ą
cych dzikich polach Europy" ("Polityka" 1 lipca 1995 r.). I co najgorsze: mno
ż
y
podobne oskar
ż
enia w kierowanych na zewn
ą
trz "donosach na Polsk
ę
i Polaków". I jest za to
odpowiednio honorowany nagrodami niemieckimi, pa
ń
stwow
ą
nagrod
ą
austriack
ą
za
demaskowanie antysemityzmu (oczywi
ś
cie w Polsce!).
Pisałem ju
ż
,
ż
e Szczypiorski nale
ż
y do tych "autorytetów", które przera
ź
liwie lamentuj
ą
nad zbyt nikł
ą
liczb
ą
osób z wy
ż
szym wykształceniem w Polsce, same posiadaj
ą
c tylko wykształcenie
ś
rednie
(wykształcenia wy
ż
szego nie maj
ą
mi
ę
dzy innymi takie autorytety, jak Turowicz, Mazowiecki czy
posiadacz "konspiracyjnej matury" Bartoszewski). Brak pogł
ę
bionego wykształcenia nie przeszkadza
Szczypiorskiemu w wypisywaniu banialuk na wszelkie mo
ż
liwe tematy z pozycji rzekomego znawcy.
Na przykład w przeznaczonym dla niemieckiej prasy, a przedrukowanym w paryskiej "Kulturze" z 1979
r. artykule, przypuszczalnie ze skrajnej ignorancji minimalizował znaczenie polskiej tolerancji w
przyznaniu schronienia dla
ś
ydów, "odkrywczo" tłumacz
ą
c j
ą
słabo
ś
ciami Polski. Według
Szczypiorskiego: (...)
ś
ydzi pojawili si
ę
w Polsce w wiekach
ś
rednich (...). W Polsce znale
ź
li warunki
bardziej godziwe. Nie dlatego,
ż
e ówcze
ś
ni Polacy byli wyj
ą
tkowo porz
ą
dnymi lud
ź
mi i ukochali
ś
ydów, ale z powodu słabo
ś
ci władzy królewskiej i republika
ń
skiego charakteru pa
ń
stwa (...). Gorszej
bzdury nie mo
ż
na było wymy
ś
le
ć
. Otó
ż
ś
ydzi znale
ź
li w Polsce warunki bardziej godziwe wcale nie z
powodu słabo
ś
ci władzy królewskiej, ale dzi
ę
ki humanistycznym królom, którzy byli ich
zdecydowanymi opiekunami. I to wcale nie dzi
ę
ki słabym królom. Czy mo
ż
na nazwa
ć
słabym władc
ą
Kazimierza Wielkiego, który krn
ą
brnego wojewod
ę
pozna
ń
skiego Ma
ć
ka Borkowicza bez wahania
skazał na
ś
mier
ć
morz
ą
c głodem w wie
ż
y? Czy słaby był nie malowany król Stefan Batory, który
przyznał
ś
ydom ich własny sejm-waad, a zarazem król, za którego rz
ą
dów stracono magnatów
Samuela Zborowskiego i Hrehory O
ś
cika.
Przypomnijmy,
ż
e nawet jeden z czołowych niemieckich wrogów Polski feldmarszałek Helmut von
Moltke (1800-1891), twórca pot
ę
gi militarnej Prus, w przeciwie
ń
stwie do Szczypiorskiego potrafił si
ę
zdoby
ć
na docenienie ogromnej roli polskiej tolerancji w tym,
ż
e Polska stała si
ę
na stulecia
schronieniem dla
ś
ydów. H.Moltke pisał w ksi
ąż
ce O Polsce (Lipsk 1885 r., s. 30, 43), i
ż
: Przez
dłu
ż
szy czas przewy
ż
szała Polska wszystkie inne kraje Europy swoj
ą
tolerancj
ą
(...). Pierwsi
ś
ydzi,
którzy tu osiedli, byli wygna
ń
cami z Czech i Niemiec. W roku 1096 schronili si
ę
oni do Polski, gdzie
wówczas daleko wi
ę
ksza tolerancja panowała ni
ż
we wszystkich innych pa
ń
stwach Europy. Dzi
ś
"polski" pisarz Szczypiorski przekonuje niemieckich czytelników,
ż
e zasługi Polaków w udzieleniu
schronienia
ś
ydom nie były wcale a
ż
tak wielkie, jak kiedy
ś
przyznawali nawet niemieccy wrogowie
Polski typu Moltkego.
Szczypiorski jest dzi
ś
odpowiedzialny za nagła
ś
nianie antychrze
ś
cija
ń
skiego oszczerstwa,
sugeruj
ą
cego,
ż
e eksterminacja
ś
ydów przez nazistów miała sw
ą
genez
ę
w postawach
chrze
ś
cija
ń
skich. Według artykułu Szczypiorskiego z sygnalnego numeru "Po Prostu" w 1990 roku:
(...) Ko
ś
ciół rzymski nie był bez ci
ęż
kiej winy. Je
ś
li istnieje w ogóle jaka
ś
dialektyka historii, to w jej
ś
wietle mo
ż
na by zaryzykowa
ć
pogl
ą
d,
ż
e naród niemiecki wzi
ą
ł na siebie wykonanie tej zbrodni, która
si
ę
przewijała przez stulecia w brudnych, złych snach chrze
ś
cija
ń
skiej Europy.
Szczypiorski nieprzypadkowo zamyka t
ę
bardzo niepełn
ą
galeri
ę
osób z "lobby filosemickiego"
(pełny, rozszerzony jej obraz wyjdzie w odr
ę
bnej ksi
ąż
ce). Jest szczególnie chorobliwym
przykładem antypolskich oszczerstw w kwestii
ż
ydowskiej, lansowanych zgodnie z mod
ą
na
koniunkturalizm filosemicki. Szczypiorski, prezes Zarz
ą
du Głównego Towarzystwa Przyja
ź
ni
Polsko-Izraelskiej, jest tego koniunkturalizmu
ż
ywym uciele
ś
nieniem.