Studenckie Zeszyty Historyczne 9, 2007 Kraków UJ ISSN 029 0465

background image

STUDENCKIE ZESZYTY

HISTORYCZNE

background image
background image

STUDENCKIE ZESZYTY NAUKOWE

UNIWERSYTETU JAGIELLOŃSKIEGO

KOŁO NAUKOWE HISTORYKÓW STUDENTÓW UJ

STUDENCKIE ZESZYTY

HISTORYCZNE

zeszyt 9

KRAKÓW 2007

background image

Redaktor naukowy serii:

Prof. dr hab. Krzysztof Baczkowski

Redaktor naczelny tomu:

Adam Świątek

Zespół redakcyjny:

Karol Kędzia, Adam Świątek, Maciej Zapiór

Skład:

Piotr Łojewski

© COPYRIGHT BY UNIWERSYTET JAGIELLOŃSKI

KRAKÓW 2007

ISSN 029-0465

Adres redakcji

Koło Naukowe Historyków Studentów UJ

Ul. Gołębia 13, p. 21, 31-007 Kraków

tel. 012 422 10 33, wew. 1166

knhs@jazon.hist.uj.edu.pl

http://knhs.hist.uj.edu.pl

Druk:

Wydawnictwo ASSEMBLY

33-300 Nowy Sącz

tel/fax (018) 4420830

www.assembly.com.pl

artur.bochenek@assembly.com

background image

SPIS TREŚCI

Ł

UKASZ

H

OLESZ

- Punicka przebiegłość, czyli wojenne podstępy

Hannibala. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 7

M

ARCIN

K

WIATEK

- O ochmatowskiej Ichmościów Panów Stanisła-

wa Koniecpolskiego i Księcia Jeremiego Wiśniowieckiego z Tata-
ry potrzebie,
która się odbyła die trigesima Januarii Anno Domini
1644
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .17

P

RZEMYSŁAW

Ł

UKASIK

- Propaganda aliancka w czasie I wojny świa-

towej. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .35

K

RZYSZTOF

M

ICHALSKI

- Walki w Niemieckiej Afryce Wschodniej

podczas I wojny światowej. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .47

P

IOTR

Ś

WIĄTCZAK

-S

ZTOLTZMANN

- Bunty i powstania zbrojne w hitle-

rowskich obozach zagłady: Treblince, Sobiborze i Birkenau w świet-
le analiz naukowych i wspomnień byłych więźniów
. . . . . . . . . . . 65

P

RZEMYSŁAW

W

YWIAŁ

- Kopiec Józefa Piłsudskiego na Sowińcu –

symbol niepodległości w trudnych czasach. . . . . . . . . . . . . . . . . .77

P

AWEŁ

J

AGŁO

- Felietony Macieja Szumowskiego, redaktora na-

czelnego „Gazety Krakowskiej” z cyklu „W pół słowa…”,
jako wyraz oczekiwań krakowskich dziennikarzy wobec „S”
i PZPR
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 89

background image

WSTĘP

Oddajemy do waszych rąk dziewiąty tom Studenckich Zeszytów Histo-

rycznych, które prezentują wyniki badań naukowych prowadzonych przez człon-
ków Koła Naukowego Historyków Studentów Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Tym razem prace zasadniczo dotyczą tematyki wojennej oraz zagad-

nień związanych z działalnością opozycyjną w czasach PRL. Znajdziemy zatem
w niniejszym tomie zarówno artykuły poświęcone Hannibalowi, kampanii och-
matowskiej roku 1644, propagandzie alianckiej, działaniom wojennym w Afryce
w czasie I wojny światowej, powstaniom w hitlerowskich obozach jak i stara-
niom byłych legionistów o ocalenie Kopca Piłsudskiego w Krakowie i felietonom
Macieja Szumowskiego - redaktora „Gazety Krakowskiej”.

Prace studentów zostały napisane pod kierunkiem pracowników na-

ukowych Instytutu Historii UJ. W związku z niniejszym pragniemy serdecznie
podziękować za ogrom włożonej pracy Panom profesorom doktorom habilitowa-
nym Tomaszowi Gąsowskiemu i Wojciechowi Rojkowi, Panu docentowi dokto-
rowi habilitowanemu Kazimierzowi Przybosiowi, Panom doktorom habilitowa-
nym: Michałowi Baczkowskiemu, Janowi Rydlowi i Andrzejowi Leonowi Sowie
oraz Panom doktorom: Piotrowi Mikietyńskiemu i Sławomirowi Sprawskiemu.
Dziękujemy także Opiekunowi i wieloletniemu Przyjacielowi Koła Naukowe-
go Historyków Studentów UJ – Panu profesorowi doktorowi habilitowanemu
Krzysztofowi Baczkowskiemu, który zawsze wspiera członków Koła radą i po-
mocą.
Wyrazy

wdzięczności należą się także kolegom: Karolowi Kędzi i Ma-

ciejowi Zapiórowi, którzy dokonali niezbędnych poprawek i korekty tekstów.
Czytelnikom

dziewiątego tomu Studenckich Zeszytów Historycznych

życzymy przyjemnej lektury i zapraszam do składania swoich prac do kolejnych
edycji naszego wydawnictwa.

Adam Świątek

background image

Studenckie Zeszyty Historyczne
Koła Naukowego Historyków Studentów UJ – z. 9.

Ł

UKASZ

H

OLESZ

PUNICKA PRZEBIEGŁOŚĆ,

CZYLI WOJENNE PODSTĘPY HANNIBALA

Nie ma podstępniejszego nad ciebie człowieka!

1

Kiedy z końcem kwietnia lub początkiem maja 218 r. p.n.e. wojska pu-

nickie opuszczały Nową Kartaginę

2

, ruszając na wojnę z Rzymem, nikt ze współ-

czesnych z pewnością nawet nie podejrzewał, jak wielkie czyny staną się wkrótce
udziałem młodego wodza Kartagińczyków, Hannibala. Przez kolejnych siedem-
naście lat pustoszyć on będzie Italię i zada Rzymianom liczne klęski, walcząc
zarówno w otwartym polu, jak i wciągając wroga w zasadzki sporządzane z przy-
słowiową punicką przebiegłością. Niemałą rolę w rozpoczynającej się właśnie
kampanii odegrają podstępy wojenne i sprytne fortele, dzięki którym Hannibal
nie tylko nie raz wyprowadzi armię rzymską w pole, ale również przezwycięży
przeszkody, które natura postawi jemu jego drodze. Nie zwlekając już dłużej,
przyjrzyjmy się oto bliżej temu, co zrodziła przebiegłość syna Hamilkara.

Przeprawa przez Rodan

Wyruszając na wyprawę do Italii, Hannibal zabrał ze sobą trzydzieści
siedem słoni bojowych

3

. Dotarłszy nad brzegi Rodanu, stanął przed problemem

jak przetransportować te ciężkie zwierzęta na drugą stronę szerokiej rzeki. Bar-
wny opis całej przeprawy znajdujemy u kilku autorów antycznych. Liwiusz przy-
tacza dwie różniące się od siebie wersje wydarzeń. Według pierwszej z nich sło-
nie rzekę przepłynęły o własnych siłach:

spędzono słonie na brzeg i jednego z nich najbardziej bojowego, kie-

rowca podrażnił poczym uciekając, rzucił się w wodę, a za nim słoń. Ten pociąg-
nął za sobą dalsze, które choć bały się głębokości traciły grunt pod nogami, sam
prąd porwał i unosił na drugi brzeg”

4

.

1

Homer, Iliada, przekł. K. Jeżowska, oprac. i wstęp J. Łanowski, Wrocław 1972, XIII, 372.

2

S. Lancel, Hannibal, Warszawa 2001, s. 94.

3

Appian, Historia rzymska, t. I-II, przekł. i wstęp L. Piotrowicz, Wrocław 1957, VII, 4.

4

Liwiusz, Dzieje Rzymu od założenia miasta, ks. XXI-XXVII, przekł. i oprac. M. Bro-

żek, J. Wolski, Wrocław 1974, XXI, 28.

background image

8

Ł

UKASZ

H

OLESZ

Przeprawa, jeśli przeprowadzono ją w ten sposób, nie nastręczała zbyt

wielkich trudności. Słonie, wbrew powszechnie panującej w starożytności opinii,
nie boją się wody, ale wchodzą do niej chętnie i pływają znakomicie. Ta meto-
da nie wymagałaby również żadnego wcześniejszego przygotowania. Nie trzeba
byłoby budować ani łodzi, ani żadnych tratw, którymi można byłoby przetrans-
portować słonie. Jedynym niebezpieczeństwem czyhającym na zwierzęta byłby
silny prąd rzeki. Mógł on porwać je i znieść w dół rzeki, daleko od miejsca pla-
nowanego lądowania. Szukanie rozproszonych słoni wymagałoby czasu i uży-
cia znacznych sił. Hannibal nie wysłałby przecież na poszukiwania słabych od-
działów, skazując je tym samym na zagładę. Na drugim brzegu czekali przecież
wrogo nastawieni Wolkowie. Słonie być może jednak wcale nie musiały poko-
nać wpław całej szerokości rzeki. Głęboka woda była najprawdopodobniej tylko
w środkowej części koryta. W innych miejscach rzeka była na tyle płytka, że słonie,
które spadły z przewożących je tratw, mogły, jak pisze o tym Polibiusz, przejść po
dnie na drugi brzeg wystawiwszy trąby ponad tafl ę wody. Zwierzęta bezpiecznie
przetrwały przeprawę, potopili się natomiast siedzący na ich grzbietach przewod-
nicy

5

. Polibiusz pisze o tym przedstawiając inną wersje przeprawy przez Rodan.

Według niej Kartagińczycy zbudowali najpierw dwie długie i masywne tratwy
i ułożywszy obok siebie jeden ich koniec osadzili w ziemi na brzegu. Do drugie-
go dołączali kolejno następne tratwy wydłużając w ten sposób całą konstrukcje,
która coraz bardziej zbliżała się do przeciwległego brzegu. Gdy pomost ten osiąg-
nął już wymaganą długość, na jego końcu umocowano dwie duże tratwy. Całość
konstrukcji wzmocniono linami, przywiązanymi do drzew na brzegu i obfi cie
posypano go ziemią tak, aby nie różniła się ani barwą, ani fakturą powierzchni od
brzegu rzeki. Gdy już wszystko było gotowe na pomost weszły słonie:

„Ponieważ zaś zwierzęta przyzwyczajone są zawsze iść posłusz-
nie za swoimi kierowcami aż do wody, ale wejść do wody nie mają już od-
wagi, więc prowadzili je przez ten nasyp ustawiwszy na czele dwie samice,
za którymi poszła reszta zwierząt. Skoro zaś dostawili je do ostatnich tratew
przecięli więzy, którymi te były przywiązane do innych, naciągnęli łodzia-
mi liny i szybko oderwali od nasypu zwierzęta oraz tratwy, które je niosły. (...)
W ten zatem sposób, że po dwie tratwy były ze sobą spojone, przeprawiono na
nich przeważana część słoni”

6

.

W podobny sposób całe przedsięwzięcie opisuje również Liwiusz, przyta-

czając swoją drugą wersję przeprawy przez Rodan

7

. Przetransportowanie słoni przez

rzekę przy użyciu swego rodzaju mostu pontonowego, bezpieczniejsze dla zwierząt
niż przeprawa wpław (niektóre wprawdzie spadły z tratew i do brzegu musiały dotrzeć
o własnych siłach, większość jednak, szczęśliwie przetrwała podróż) jest jednak dużo
bardziej skomplikowane, bardziej czasochłonne i wymagające zastosowania licznych
sił i środków, niż zastosowanie pierwszego, omówionego wcześniej sposobu. Holo-

5

Polibiusz, Dzieje, t. I-II, przekł., oprac. i wstęp S. Hammer, Wrocław 1957-1962, III, 46.

6

Ibidem, III, 46.

7

Liwiusz, XXI 28.

background image

Punicka przebiegłość, czyli wojenne podstępy Hannibala

9

wanie łodziami ciężkich tratew na pewno wymagało wielkiego wysiłku. Dlatego też
niektórzy badacze wysnuli teorię tzw. „latającego mostu”: tratwy wiozące słonie wy-
posażone w belki zastrzałowe mieli Kartagińczycy puścić swobodnie z prądem rzeki
w dole, której w pewnych odstępach zakotwiczono łodzie, tworzące, jeśliby spojrzeć
na nie z góry, linię ukośną skierowana w kierunku drugiego brzegu rzeki. Ich załogi
miały za zadanie spychać nadpływające tratwy coraz bardziej w stronę przeciwległe-
go brzeg. Teoria całkiem interesująca, nie znajduje jednak poparcia w źródłach.

Pojawia się tutaj pytanie czy rzeczywiście trzeba było pokrywać pomost

ziemią, aby skłonić słonie do wejścia na niego? Czy naprawdę zwierzęta te lękają
się chodzić po drewnianym podłożu? Chyba rzeczywiście coś w tym jest. Klau-
diusz Elian pisze, że schwytane w lasach Meroe, nad brzegami Morza Czerwo-
nego, słonie wprowadzano na statki transportowe, którymi płynęły z Erytreii do
Berenike, po specjalnych rampach o podłogach pokrytych grubą warstwą ziemi,
a barierkach oplecionych lianami. Wszystko to miało przekonać słonie, że nadal
są na lądzie i nic złego się im nie dzieje

8

. Podobne sposoby stosuje się również

i współcześnie w Tajlandii.

Budowanie mostu pontonowego, konstruowanie specjalnych tratw

i mozolne przeciąganie ich przez rzekę, wydaje się bardzo skomplikowane, jeśli
porównać je z prostotą pierwszego sposobu: słonie wchodzą do wody, przepły-
wają rzekę, na brzegu przejmują nad nimi opiekę żołnierz, którzy przeprawili się
wcześniej łodziami, przeprawa skończona. Dlaczego zatem Hannibal nie miałby
skorzystać z tego naturalnego sposobu przeprawy? Jest możliwe, że opowieść
o moście i tratwach wymyślono, ponieważ powszechny pogląd o słoniach prag-
nących z wodą mieć jak najmniej do czynienia, zmuszał do przedstawienia jakie-
goś innego sposobu na przewiezienie tych zwierząt przez Rodan.

Droga przez Alpy

Przekraczając Alpy, Hannibal napotkał na swojej drodze miejsce tak wą-

skie, że nie mogły tamtędy przejechać nie tylko słonie, ale nawet jeźdźcy i juczne
zwierzęta. Stromy stok osunął się w tym miejscu tworząc przepaść. Początkowo
Kartagińczycy próbowali obejść przeszkodę przechodząc przez leżące nieopodal
pola śniegowe. Tworzący je stary, stwardniały śnieg, pokrytyz wierzchu świeżym
puchem stał się śmiertelną pułapką dla wielu żołnierzy i zwierząt. Stopy przebiw-
szy się przez górna warstwę śniegu napotykały twarde i śliskie podłoże, po którym
ludzie zsuwali się w przepaście. Zwierzęta grzęzły w śniegu. Hannibal widząc, że
tamtędy przejść się nie da wrócił do osuwiska i rozkazał swoim żołnierzom oczyś-
cić drogę z leżących na niej kamieni

9

. Skały rozbijano w następujący sposób:

„To

też ścinał drzew i spalał je, rozżarzone węgle zlewał wodą i octem,

a następnie skałę, która dzięki temu kruszała, kazał rozbijać żelaznymi młotami torując
w ten sposób drogę przez góry, do dziś uczęszczaną i nazywana drogą Hannibala”

10

.

8

Polibiusz, Dzieje, t. I-II, przekł., oprac. i wstęp S. Hammer, Wrocław 1957-1962, III, 46.

9

Polibiusz, III, 54-55; Liwiusz, XXI, 36-37; Appian, VII, 4.

10

Appian, VII, 4.

background image

10

Ł

UKASZ

H

OLESZ

Podobnie całe zdarzenie opisuje Liwiusz

11

. Obie relacje wspominają, że

przed rozpoczęciem rozbijania skał, nacięto wielkich drzew, aby z nich rozpalić
ogień, w którym kamień skruszeje. Drzewa te miały rosnąc w pobliżu zasypanej
ścieżki. Jeśli w rzeczywiście było tak, jak pisze o tym Appian, to całe zdarzenie
nie mogło rozegrać się Przełęczy Pas de Lavis – Traford, jak się powszechnie
przyjmuje

12

, tak wysoko w górach drzewa tych rozmiarów już bowiem nie rosną.

Może zatem na zsypaną skałami drogę armia Hannibala trafi ła we wcześnie pod-
czas wędrówki, gdzieś niżej w górach. Potwierdzenia teorii o wcześniejszym roz-
bijaniu skał szukać by można u Ammian Marcellinam, który historię tę przytacza
piszą o znanym z Liwiusza „skręcie w lewo”

13

, który to manewr miał wykonać

Hannibal pomiędzy marszem przez terytorium Trykastynów a dotarciem do rzeki
Durance

14

. Appian nic o drzewach rosnących wokół drogi nie wspomina. Jeśli

zatem żołnierze Hannibala rzeczywiście usuwali skały na Przełęczy Pas de Lavis
– Traford, drzewa potrzebne do rozniecenia ognia, musieliby sprowadzić z dol-
nych partii gór. Trudno bowiem podejrzewać, aby Hannibal od początku wiózł ze
sobą po oblodzonych górskich przełęczach pnie drzew na wypadek, gdy by zaszła
potrzeba ich użycia do np. podgrzania skał. Przywiezienie ciężkich i nieporęcz-
nych w transporcie pni dużych drzew, byłoby nie tylko trudne i niebezpieczne,
ale również znacząco opóźniłoby marsz armii kartagińskiej, a każdy dzień zwłoki
oznaczał nowe straty w ludziach i zwierzętach. Żołnierze w drodze przez Alpy
nie wieźli ze sobą pni drzew, armia musiała jednak mieć spore zapasy chrustu do
rozpalania ognisk niezbędnych do przeżyć w zimnym wysokogórskim klimacie.
Tego właśnie chrust mogli użyć kartagińscy saperzy do podgrzania skał, które
być może nie były wcale tak ogromne, aby trzeba było rozpalać na nich stosy
z wielkich pni.

Rozgrzane kamienie polano octem (octu mieli Kartagińczycy pod dostatkiem,

każda armia starożytna dysponowała jego sporymi zapasami, ponieważ octu używano
w kuchni do gotowania potraw, do leczenia ran oraz jako środka do czyszczenia broni).
Dzięki temu skały skruszały. Nie była to jednak jakąś spektakularna eksplozja. Ocet nie
jest czymś w rodzaju antycznego dynamitu. Przeprowadzone współcześnie próby poka-
zały, że gorąca skała potraktowana tą substancją wprawdzie pęka, ale aby ją całkowicie
rozkruszyć niezbędne jest uderzanie w nią metalowymi narzędziami. Ocet do rozsadza-
nia skał wykorzystywano powszechnie w iberyjskim górnictwie, tak więc wywodzący
się z tych okolic żołnierze kartagińscy doskonale wiedzieli co robić

15

. Jeśli skały rzeczy-

wiście nie były ogromnych rozmiarów, a dużą część rumowiska stanowiły bryły lodu
i stwardniałego śniegu, o wiele łatwiejsze do rozbicia, cała operacja oczyszczenia drogi
przez przełęcz nie był stosunkowo trudna. I nie zajęła wiele czasu. Hannibal przy zasy-
panej ścieżce obozował jeden dzień później ruszył w dalszą drogę

16

.

11

Liwiusz, XXI, 37.

12

K. Kęciek, Wojna Hannibala, Warszawa 2005, s. 112.

13

Liwiusz, XII, 31.

14

Ammianus Marcellinus, Dzieje rzymskie, t. I-II, przekł., wstęp I. Lewandowski, War-

szawa 2001-2002, XV, 10, 11.

15

K. Kęciek, Wojna…, s. 112.

16

Polibiusz, III, 52.

background image

Punicka przebiegłość, czyli wojenne podstępy Hannibala 11

Jeśli historia o rozbijaniu skał w górach jest prawdziwa, a wiele na to

wskazuje, daje ona dobry przykład przebiegłości i sprytu Hannibala potrafi ącego
radzić sobie w każdych warunkach. Jeśli to tylko fantazja starożytnych autorów,
to i tak cenna, pokazuje bowiem jak wyobrażano sobie dobrego wodza i jakich
umiejętności od niego oczekiwano.

Podstęp z wołami

Według przekazów źródłowych dyktator republiki rzymskiej Fabiusz

Maksimus miał paść ofi arą jednego z bardziej wyszukanych podstępów wo-
jennych, jakie zrodziła punicka przebiegłość Hannibala. Historię wydarzenia,
w którym główną rolę odegrało stado wołów biegnące w stronę przeciwnika z pę-
kami płonącego chrustu przywiązanymi do rogów, relacjonują autorzy antyczni
dokładnie i szczegółowo. Pisze o niej Liwiusz, wspominają Appian i Polibiusz,
przytacza Plutarch oraz Poliajnos

17

. Mimo że poszczególne relacje różnią się cza-

sem w szczegółach, dla przykładu Polibiusz pisze, że użyto ok. 2 tys. wołów,
u Poliajnosa natomiast czytamy, że tylko kilka sztuk szturmowało pozycje Rzy-
mian

18

. Appiana z kolei pisze że, Hannibal nakazał przed bitwą wymordować

5 tys. jeńców rzymskich, Polibiusz natomiast nic o tym nie wspomina

19

, to

w głównych punktach są ze sobą zgodne.

Wyłania się z nich następujący obraz. Spustoszywszy w ostatnich mie-

siącach 217 r. p.n.e. bogate doliny Kampanii leżącej w zachodniej części półwy-
spu Italii, Hannibal postanowił nadciągającą zimę przeczekać w znajdującej się
we wschodniej części Półwyspu Apenińskiego Apulii. Aby tego dokonać, mu-
siał przeprawić się przez Apeniny jedną z przełęczy górskich. Przeszkodzić mu
w tym zamierzał, wspomniany uprzednio, Fabiusz Maksimus. Zajmując miasto
Casilinum zablokował dolinę Volturno, jego dowódca jazdy Marek Minucjusz
Rufus obsadził wąskie przejście na Via Appia na odcinku na północ od Sinues-
sy. Hannibalowi pozostała już tylko jedna droga, którą mógł wyjść z Kampanii.
Była to wąska dolina Callicula leżąca na północ od Cales. Wąwóz ten Fabiusz
rozkazał osadzić 4 tys. żołnierz, sam z resztą armii za rozbił obóz na pobliskim
wzgórzu

20

. Tym sposobem Hannibal znalazł się w pułapce. Wszystkie przejścia

prowadzące na wschód przez Apeniny zostały zamknięte. Kartagińczycy rozło-
żyli się obozem odległym o 3 km od pozycji rzymskich. Hannibal zdając sobie
sprawę, że otwarta walka z góry skazana jest na klęskę (na takie nie mógł sobie
pozwolić ryzyko, nawet niewielka porażka obdarłaby bowiem armię kartagińska
z nimbu niezwyciężoności, a to mogłoby mieć fatalne następstwa w toku dal-
szej kampanii przeciwko Rzymowi), postanowił użyć podstępu. W nocy rozkazał
przywiązać do rogów kilku tysięcy wołów wiązki chrustu, które zaraz podpalono.

17

Polibiusz, III 93-94; Liwiusz, XXII, 16; Plutarch z Cheronei, Żywoty sławnych mę-

żów, przekł. M. Brożek, wstęp T. Sinko, Wrocław 1956, 6; Poliajnos, Podstępy wojenne,
przekł. M. Borowska, Warszawa 2003,VI, 38, 8; Appian, VII, 14-15.

18

Polibiusz, III, 93; Poliajnos VI, 38, 5.

19

Polibiusz, III, 93; Appian, VII, 14.

20

S. Lancel, op.cit., s. 159.

background image

12

Ł

UKASZ

H

OLESZ

Następnie młodzi żołnierze pognali całe stado w stronę urwiska, które znajdo-
wało się pomiędzy wąwozem a obozem Fabiusza. Reszta armii Hannibala pozo-
stała zachowując całkowite milczenie w obozie, w którym pogaszono wszystkie
światła. Wódz rzymski domyślając się w nocnym ataku jakiegoś podstępu pozo-
stał w obozie, natomiast żołnierze strzegący wąwozu opuścili swoje stanowiska
i pobiegli na spotkanie domniemanego nieprzyjaciela. Zobaczywszy to Hannibal
z pozostałą częścią armii zajął jak najprędzej wąwóz. Żołnierze rzymscy, którzy
pobiegli na spotkanie nacierającym wołom, które w ciemności wzięli za armię
kartagińską, stoczyli z poganiaczami krótką bitwę przerwaną przez biegnące,
oszalałe ze strachu zwierzęta. Rankiem na odsiecz Kartagińczykom, jak okazało
się w świetle dnia o wiele mniej od Rzymian liczniejszym, przyszli Iberowie,
wysłani przez Hannibala, którzy pokonawszy niedoszłych obrońców wąwozu,
zapewnili swoim towarzyszom bezpieczny powrót. Wyprowadziwszy tym sposo-
bem Fabiusza w pole, Hannibal bez przeszkód podążył na równiny Apulii.

Opowieść o armii uratowanej przez woły, mimo swego niewątpliwego

uroku, wydaje się być fi kcją literacką. Niemiecki historyk Karl Beloch w 1915 r.
pisał: „Historia z wołami została wymyślona, aby wyszydzić strategię zwlekania
Fabiusza”. Podobna opinie wyrażają Jakob Seibert – Hannibal i Karl Christ,
autor pracy również zatytułowanej Hannibal. Nie zgadza się z ta opinią historyk
Frank W. Walbank, autor A Historical Commentary of Polybios, który uważa hi-
storię o wołach Hannibala za jak najbardziej prawdziwą. Podobną opinię wyraża
w pracy Annibale e „La Schuldfrage” d’una guerra antica, Problemi di storia
antica
Gartano de Sanctis, który na dowód słuszności starożytnych relacji przyta-
cza zdarzenie z I wojny światowej kiedy to w czasie walk austriacko – włoskich
rozbrojono pole minowe przepędzając przez nie stado bydła. Natomiast niejaki
A. Dawson, Hannibal and Chemical Warfare, wpadł na pomysł, że Kartagińczycy
zmylili czujność strażników przełęczy odpalając w kierunku Rzymian rakiety

21

.

Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że Hannibal, przy pomocy

wołów, poradził sobie z wojskiem Fabiusz szybko i sprawnie. Wystarczy jednak
chwila głębszego zastanowienia, by w podstępie Kartagińczyka dostrzec szereg
elementów, które nie tylko szalenie utrudniają przeprowadzenie całego przedsię-
wzięcia, lecz czynią go właściwie niemożliwym do wykonania.
W

pierwszej

kolejności pojawia się pytanie, skąd Hannibal wziął tak

wielka liczbę wołów czy mógł sobie pozwolić na takie marnotrawstwo wartoś-
ciowych zwierząt. Polibiusz podaje, że żołnierze na rozkaz wodza wybrali 2 tys.
najmocniejszych wołów z pośród tych, które zagarnięto plądrując Kampanię. Po-
dobnie pisze Appian

22

. W obozie znajdowała się, zatem znaczna liczba zwierząt,

w żadnym jednak wypadku Hannibal nie zdecydowałby się posłać na zatracenie
2 tys. najlepszych sztuk, które można było wykorzystać do ciągnięcia wozów
z łupami. A tych było sporo. Nie poświęciłby również nawet słabszych zwierząt.
Zbliżała się bowiem zima i żołnierze mający spędzić kilka najbliższych miesię-
cy w Apulii potrzebowali prowiantu. Zrabowane woły miały go im dostarczyć
pod dostatkiem. Wołom miano do rogów przywiązać płonące pęki chrustu lub
pochodnie, z którymi zwierzęta miały zmylić wojsko rzymskie. Coś takiego wy-

21

K. Kęciek, Wojna…, s. 205, przypis 13.

22

Polibiusz, III, 93; Appian, VII, 14.

background image

Punicka przebiegłość, czyli wojenne podstępy Hannibala 13

daje się absolutnie niemożliwe do wykonania. Woły, tak jak inne zwierzęta, boją
się ognia, zwłaszcza jeśli płonie im on tuż nad głową. Trudno wyobrazić sobie
kilka tysięcy wołów, które stoją spokojnie, gdy kilkuset ludzi przywiązuje im do
rogów płonące łuczywa. Żar i padające do oczu i nosa iskry wywołały by panikę
wśród zwierząt, które oszalałe z pewnością rzuciłyby się do ucieczki. Pozbawio-
ne kontroli dwutysięczne stado najsilniejszych wołów, miotające się po obozie
wyrządziłoby większe straty niż niejedna potyczka z nieprzyjacielem. O niczym
takim jednak nie czytamy. Według przekazów woły spokojnie pozwalają sobie
przymocować do rogów płonące pochodnie i w zwartej grupie, poganiane przez
kilkuset lekkozbrojnych, biegną przez trzy kilometry nocą po górskich drogach
na spotkanie z nieprzyjacielem. Nawet jeśli w jakiś sposób udało by się zapobiec
panice wśród zwierząt w czasie mocowania pochodni, to wkrótce po wymarszu
stado rozproszyłoby się w na dużym obszarze. W ciemnościach woły spadłyby
w przepaście i połamały nogi na wykrotach. Prawdopodobnie żadne zwierzę na-
wet nie zbliżyłoby się do pozycji rzymskich. Wątpliwe by Hannibal zdobył się
na takie ryzyko. Postąpić mógł przecież dużo prościej. Wystarczyło aby wysłał
dość liczny oddział lekkozbrojnych z pochodniami. Biegnąc w luźnym szyku,
w ciemności, łatwo mogli przekonać obserwujących ich Rzymian, że oto do ataku
ruszyła cała armia. Legioniści pilnujący wąwozu ruszyli im na spotkanie, bitwę
przerwały nie pędzące woły

23

, tylko ciemności nocy czyniące walkę niemożliwą.

Hannibal postępując w ten sposób zastosowałby manewr taktyczny nazywany
atakiem pozorowanym. Udawane natarcie w jednym miejscu ma odwrócić uwagę
wroga od właściwych działań przeprowadzanych w innym. Manewr taki z po-
wodzeniem zastosował w bitwie pod Lutynią król pruski Fryderyk II, pokonując
w 1757 r. armie austriacka marszałka Leopolda Dauna

24

.

Wydaje się, że historia o wołach została zmyślona. Może ułożył ją któryś

z Kartagińczyków pragnąc przez jej niezwykłość podkreślić przebiegłość Hanni-
bala lub wymyślili ją autorzy rzymscy dla wyszydzenia taktyki Fabiusza.

Zmartwychwstający żołnierze

W ciekawy sposób Hannibal próbował zachęcić swoich żołnierzy do

większego męstwa i poświecenia w walce. Obiecał im mianowicie, że ci, którzy
walczyć będą dzielnie, nie muszą bać się śmierci. Jeśli bowiem zginą, martwi
będą tylko krótki czas, później wrócą do życia i żyć będą znowu. Podobno kiedyś,
gdy spotkał żołnierza podobnego z wyglądu do innego, który niedawno zginął,
nakłonił go, aby ten podawał się za zmarłego, który w cudowny sposób powrócił
do życia

25

. Interesująca historia, wydaje się jednak, że niewiele w niej prawdy.

Trudno uwierzyć Hannibal, żeby obiecał swoim żołnierzom coś tak bardzo absur-
dalnego jak zmartwychwstanie wkrótce po otrzymaniu śmiertelnej rany. Podany
przez Poliajnosa przykład z żołnierzem, podobnym do zmarłego towarzysza, któ-
ry z polecenia Hannibala miał się za niego podawać, jest równie mało prawdopo-

23

Polibiusz, III, 93.

24

S. Salomonowicz, Fryderyk Wielki, Wrocław 2006, s. 86.

25

Poliajnos, VI, 38,2.

background image

14

Ł

UKASZ

H

OLESZ

dobny. Trudno bowiem sądzić, żeby Hannibal znał z wyglądu wszystkich swoich
żołnierzy i wiedział, kto do kogo jest podobny. Taka mistyfi kacja byłaby trudna
do przeprowadzeniach. Ponadto łatwo można by ją było zdemaskować oszustwo.
Dużo prościej byłoby gdyby Hannibal obiecał swoim żołnierzom nie kolejne
życie na ziemi, gdy już umrą, ale w nagrodę za męstwo szczęśliwe bytowanie
w zaświatach.
Kartagińczycy prawie do końca istnienia swojego państwa kultywo-
wali zwyczaje religijne Fenicjan

26

. Wierzyli oni, jak większość ludów Bliskiego

Wschodu, że po śmierci dusza człowieka trafi a do świata podziemnego, gdzie
przez całą wieczność wiedzie dość marną egzystencję, błąkając się w ciemnych
i dusznych pieczarach. Kartagińską „krainą bez powrotu” władała bogini Tanit

27

,

natomiast duszom tam się udającym drogę prawdopodobnie wskazywał bóg Baal
Hammon

28

. Zmarły zamieszkiwał jednocześnie w swoim grobowcu, do którego

udawał się, żeby skosztować ofi ar przyniesionych mu przez żywych. Możliwe
zatem, że Hannibal obiecał swoim żołnierzom, że ich męstwo i ofi ara poniesio-
ne na polu walki wynagrodzone zostanie w życiu pozagrobowym, które spędzą
w Niebiańskim Mieście, jak niektórzy sądzą ukazanym na ścianie jednego z kar-
tagińskich grobowców

29

. Ofi ara z życia, jak wierzyli Kartagińczycy zapewnić

mogła szczęśliwość w życiu wiecznym. Na kolumnach ustawianych w miejscach,
gdzie pogrzebano urny z prochami dzieci wrzuconych w ogień ku chwale Baala
Hammona w czasie rytuału molk, ryto symbole nieśmiertelności: liście bluszczu,
kwiaty lotosu, girlandy wawrzynu, makówki, winne grona, delfi ny i liście pal-
mowe. Palmy i winogrona z pewnością nie rosną w świecie podziemnym, gdzie
„(...) nie widzą światła i pozostają w ciemnościach, (...) na drzwiach i ryglu osiadł
kurz”

30

.

W

Niebiańskim Mieście byłyby jak najbardziej na miejscu. Czy jednak

doszukiwanie się analogii pomiędzy wierzeniami dotyczącymi pośmiertnego by-
towania złożonych w ofi erze dzieci, a losem poległych w bitwie żołnierzy nie
idą zbyt daleko? Na wspomnianym malowidle duszę zmarłego wędrującego do
miasta przedstawiono pod postacią koguta, na innym, również prawdopodobnie
ukazującym świat pozagrobowy, stojący na dziobie okrętu Baal wskazuje coś
postaci, interpretowanej jako dusza zmarłego, wizerunek jej jest jednak zatarty
i trudno, jak w przypadku koguta, stwierdzić czy to dziecko, czy tez dorosły.
Gdyby Niebiańskie Miasto było tylko dla ofi ar rytuału molk, to jaki cel miało-
by umieszczanie jego wizerunku na ścianie grobowca osoby z pewnością do-
rosłej, małych chłopców, którzy przeszli przez ogień chowano bowiem tylko
w urnach? Być może rozważania te w ogóle mijają się z celem, Poliajnos, mógł
w powyższy sposób opisać po prostu kartagińską ceremonię zmartwychwsta-

26

K. Kęciek, Wojna…, s. 31.

27

K. Kęciek, Dzieje Kartagińczyków. Historia nie zawsze ortodoksyjna, Warszawa

2003, s. 131.

28

Ibidem, s. 134.

29

K. Kęciek, Dzieje Kartagińczyków..., s. 134.

30

G. Roux, Mezopotamia, Warszawa 2003, s. 92.

background image

Punicka przebiegłość, czyli wojenne podstępy Hannibala 15

nia boga Melkarta, która Hannibal odprawił walcząc w Italii

31

, a nie rozumie-

jąc jej właściwego sensu nadać charakter taki jak przedstawiono to na początku
tego krótkiego rozdziału. Opowieść o „nieśmiertelnych” żołnierzach Hannibala
z pewnością dlatego trafi ła do dzieła Poliajnos, ponieważ dobrze wpisuje się
w konwencję Podstępów wojennych w którym to dziele pełno podobnych jej fan-
tastycznych opowieści.

W czasie prowadzonych przez siebie wojen, Hannibal nieraz wychodził

z opresji, stosując różnego rodzaju podstępy i fortele. Nie było celem opisanie
tutaj ich wszystkich. Wybrane zostały te, które zadziwiają swoja pomysłowoś-
cią, dobrze ukazując przysłowiową punicką przebiegłość, której najwyraźniej ani
Baal Hammon, ani pozostali bogowie Kart Hadaszt Hannibalowi nie poskąpili.
Rozważając zachowane w źródłach opisy czynów syna Hamilkara, próbowaliśmy
również dokonać rekonstrukcji, rzeczywistych wydarzeń, które jak pokazaliśmy
często odbiegały dość znacznie od relacji, która po nich pozostała. Często było
to utrudnione z uwagi na niedostateczną ilość źródeł poświęconych Hannibalowi,
o czym wspominał już poeta Juwenalis, pisząc w I w. n.e.: „Połóż na wadze pro-
chy Hannibala: Ile ksiąg znajdziesz o tym wielkim wodzu?”

32

.

31

K. Kęciek, Dzieje Kartagińczyków..., s. 136.

32

Juwenalis, Satyry, przekł. J. Sękowski [w:] Trzej satyrycy rzymscy. Horacy, Persjusz,

Juwenalis, przekł. J. Czubek, J. Sękowski, oprac. L. Winniczuk, Warszawa 1959, X, 147, 148.

background image
background image

Studenckie Zeszyty Historyczne
Koła Naukowego Historyków Studentów UJ – z. 9.

M

ARCIN

K

WIATEK

O OCHMATOWSKIEJ ICHMOŚCIÓW PANÓW

STANISŁAWA KONIECPOLSKIEGO

I KSIĘCIA JEREMIEGO WIŚNIOWIECKIEGO
Z TATARY POTRZEBIE, KTÓRA SIĘ ODBYŁA

DIE TRIGESIMA JANUARII

ANNO DOMINI 1644

Wstęp

Kampania ochmatowska 1644 r. nie doczekała się jak na razie swojej

monografi i. Oczywiście można postawić pytanie czy na nią zasługuje, i czy moż-
liwe byłoby jej napisanie. Jeśli chodzi o pierwsze z nich, to należy z pewnością
udzielić odpowiedzi twierdzącej, natomiast rozstrzyganie tej drugiej kwestii wy-
raźnie wykracza poza możliwości autora niniejszej pracy. Mimo tego problema-
tyka bitwy pod Ochmatowem pojawia się co jakiś czas w pracach analizujących
stosunki Rzeczypospolitej z Chanatem Krymskim w jakimś dłuższym okresie,
lub dotyczących postaci, które wzięły w niej udział. Można tu wspomnieć leci-
wą (i zawierającą m.in. fantastyczne dane liczbowe o Tatarach) biografi e Księcia
Jeremiego Wiśniowieckiego pióra W. Tomkiewicza oraz znacznie młodszą, ale
pełniącą popularyzatorskie funkcje autorstwa J. Widackiego. Do nich trzeba by
dodać biografi ę Stanisława Koniecpolskiego napisaną przez Leszka Podhorode-
ckiego (która ma również popularnonaukowy charakter), oraz oczywiście uzna-
ny życiorys Stefana Czarnieckiego autorstwa Adama Kerstena (która jednak,
co zrozumiałe, traktuje tę kampanię dość marginalnie). Jeśli chodzi o stosunki
Rzeczypospolitej z Chanatem to warto wymienić pracę B. Baranowskiego, która
zawiera również wykaz źródeł do kampanii. Najważniejszym z nich jest z pew-
nością Dyariusz 1643-51 uczestnika tamtych wydarzeń - S. Oświęcimia. I choć
jego wydanie (przez W. Czermaka) wkrótce obchodzić będzie swoje stulecie, to
jest ono dość staranne i stanowi ważny zbiór informacji. Pozostałe źródła mają je-
dynie charakter uzupełniający. Na pierwszym miejscu należy wymienić tu zebra-
ną niedawno przez A. Biedrzycką korespondencje Stanisława Koniecpolskiego,
w której można znaleźć nieco materiału, przede wszystkim z okresu bezpośrednio
poprzedzającego kampanię. Jeśli chodzi o pozostałe wypada wspomnieć Pamięt-
niki o
Koniecpolskich wydane przez S. Przyłęckiego w 1842 r. (najważniejszy dla
tematu pracy list Koniecpolskiego do Jana Odrzywolskiego zamieszcza w swoim

background image

18 M

ARCIN

K

WIATEK

dziele również Biedrzycka), Pamiętnik o dziejach w Polsce Albrychta Stanisława
Radziwiłła (wydany w Warszawie w 1980 r. przez Adama Przybosia i Romana
Żelewskiego) oraz kronikę biskupa przemyskiego - Pawła Piaseckiego (wyd. Ka-
rol Makowski w 1870 r.). Również kwerenda wśród źródeł rękopiśmiennych i sta-
rodruków (zapewne ograniczona), z którą wiązałem sporą nadzieję nie przyniosła
większych rezultatów (zakończyła się dotarciem do dwóch liczących w sumie
kilka stron rękopisów, z których jeden- kopię listu Stanisława Koniecpolskiego
do Władysława IV umieściła w swym zbiorze Biedrzycka). Pozostałe źródła, ze
względu na niedostępność ich w Krakowie przynajmniej na tym etapie nie mogły
zostać wykorzystane. Ważnym elementem w przygotowaniu pracy były też mapy,
które pozwoliły na prześledzenie pochodu poszczególnych oddziałów. Niestety
nie udało mi się natomiast dołączyć żadnej z nich do tekstu (przy opracowywaniu
tematu korzystałem z map ukraińskich, umieszczenie ich w pracy było niemoż-
liwe ze względu na ich rozmiar, pozostałe mapy, do których dotarłem często za-
wierały plan kampanii, ale zaznaczony w sposób wysoce niedokładny). Ostatnim
elementem pracy, o którym chciałbym wspomnieć we wstępie są pojawiające się
w tekście miejscowości. Ze względu na to, że znajdują się one obecnie poza ob-
szarem Polski (a ściślej należą do Ukrainy) słusznym wydało mi się umieszczenie
w nawiasach ich współczesnych nazw (zresztą właściwie brzmieniowo niewiele
odbiegających od nazw polskich).

Stosunki polsko-tatarskie w latach 1640-1644

Stosunki Rzeczypospolitej z Chanatem Krymskim na początku lat czter-

dziestych XVII w. właściwie w niczym nie odbiegały od tego, co zostało wypra-
cowane między tymi sąsiadami przez dziesiątki lat, i co można by nazwać swoistą
tradycją. Jej swoistość polegała na tym, że, jeśli chodzi o Chanat opierała się na
najazdach, rabunkach i porywaniu ludzi w jasyr, natomiast w przypadku Korony,
na mniej lub bardziej udanych próbach przeciwstawienia się najeźdźcom przy
pomocy wojska lub „upominków’’.

W latach 1640-1644 doszło do czterech większych najazdów ordy na te-

reny Rzeczypospolitej

1

. Pierwszy z nich zorganizowany został zimą (luty) 1640 r.

Ordyńcy (Bohdan Baranowski szacuje ich liczebność na 5-15 tys. ludzi)

2

począt-

kowo posuwali się szlakiem kuczmańskim

3

, jednak działania hetmana Koniec-

polskiego spowodowały zmianę szlaku na czarny

4

. Dalszy pochód wojsk koron-

nych zmusił ich do przeprawy na lewy brzeg Dniepru, gdzie rozpoczęto rabunek.
Ordyńcom sprzyjało szczęście: największego właściciela na Zadnieprzu- księcia
Jeremiego Wiśniowieckiego nie było w okolicy, a pogoń kierowana przez Ko-

1

Zob. M. Horn, Chronologia i zasięg najazdów tatarskich w latach 1600-1647, [w:]

Studia i materiały do historii wojskowości, t. VIII, cz. 1, Warszawa 1962.

2

B. Baronowski, Stosunki polsko-tatarskie w latach 1632-1648, Łódź 1949, s. 105.

3

Szlak kuczmański prowadził terenami położonymi między Dniestrem a Bohem do

województwa bracławskiego i na Podole, zob. J. Widacki, Kniaź Jarema, Katowice 1984,
s. 70.

4

Szlak czarny wiódł od przepraw na Dnieprze w kierunku na Humań i Targowicę lub

Korsu i Białą Cerkiew i dalej na Wołyń, zob. Ibidem, s. 70.

background image

O ochmatowskiej… 19

niecpolskiego, ze względu na trudne warunki atmosferyczne została zarzucona.
Wyprawa przyniosła bogaty łup

5

. Na kolejną inkursję Tatarzy kazali czekać aż

do jesieni 1641 r. Nie była ona jednak zbyt liczna i nie przyniosła większych
szkód. Być może stało się tak, dlatego, że zarówno hetman Koniecpolski jak
i Władysław IV spodziewali się najazdu już na początku 1641 r., więc wojsko
koronne było na przyjęcie intruzów dobrze przygotowane

6

. Następny najazd

miał miejsce również po dłuższej przerwie- w końcu lipca i na początku sierpnia
1643 r. Celem ordyńców miało być Zadnieprze - w 1640 r. przekonali się, że
te skolonizowane na nowo przez Jeremiego Wiśniowieckiego ziemie doskonale
nadają się do rabunku. Tym razem jednak nie mięli szczęścia. Kniaź na Łubniach
i Wiśniowcu z opóźnieniem ruszył w pogoń za Tatarami, zdołał jednak dopaść ich
6 sierpnia nad rzeką Surzą, już poza granicami Rzeczypospolitej i tam rozbić
ratując od niewoli liczny jasyr

7

. Siły ordy Mikołaj Zaćwilichowski komisarz woj-

ska JKM Zaporoskiego w liście do hetmana Koniecpolskiego z dnia 16 sierpnia
1643 r. szacuje na cztery tysiące

8

. Wydawało się nawet, że nie jest to ostatnia in-

kursja tego roku, bowiem 28 sierpnia Stanisław Koniecpolski w pisanym z Baru
liście do króla stwierdza: „Nadto już po dwakroć dają mi znać z Zaporoża, że w
Krymie do państw W.K.M. na wojnę wołają”. Wspomina też o środkach, jakie
przedsięwziął, by zawczasu dowiedzieć się, jakie są plany chana, oraz o wstrzy-
maniu jadącego w poselstwie do Porty posła- Mikołaja Bieganowskiego w celu
zaopatrzenia go w dodatkową instrukcję (zawierającą m.in. skargę na Tatarów)

9

.

Ma on (Bieganowski) obwieścić Turkom, że celowo hetman zatrzymał go „nie
chcąc go na indignitatem J.K.M. narazić, nie chcąc i sam mieć od J.K.M. nagany,
żem z przyjacielskim bieżał poselstwem, kiedy nieprzyjazne skutki od Tatarów
ponoszemy”. Ponadto przykazał mu: „Naprzód, abym się upomniał z chana spra-
wiedliwości, który nad poprzysiężone pakta śmiał wojski swemi państwa J.K.M.
nasełać, którą nic nie wątpi J.K.M., że snadnie otrzyma, gdy cesarz J.M. uważy,
jako się ze strony J.K.M. zaprzysiężone pakta zachowują”

10

. Osobny poseł poje-

chał na Krym.

11

Co prawda audiencja Bieganowskiego u sułtana nie przyniosła

ukarania Tatarów, co więcej „Skoro tylko Pan Poseł od Króla J.M. powinszował
mu [sułtanowi - M.K.] szczęśliwego panowania zaraz sam cesarz rozprawować
począł i tak sieła mówił, że i mowy skończyć Panu Posłowi nie dał. O Tatarów

5

Dokładny opis wyprawy z lutego 1640, zob. A. Biedrzycka, Korespondencja Stani-

sława Koniecpolskiego hetmana wielkiego koronnego 1632-1646, Kraków 2005, s. 48.

6

M. Horn, op.cit., s. 63.

7

Zob. W. Tomkiewicz, Jeremi Wiśniowiecki 1612-1651, Warszawa 1933, s. 41-42;

J. Widacki, op.cit., s. 72-73; L. Podhorodecki, Stanisław Koniecpolski ok. 1592-1646,
Warszawa, s. 390-391.

8

Zob. S. Oświęcim, Dyarjusz 1643-51, wyd. W. Czerpak, Kraków 1907 s. 8-9: ,,tej

ordy było ze cztery tysiące, nad którymi starszy był Umerli Aga”

9

A. Biedrzycka, op.cit. Stanisław Koniecpolski do Władysława IV, Bar 28 VIII 1643,

s. 638-639.

10

Ibidem, Dodatek do instrukcji Stanisława Koniecpolskiego do Mikołaja Bieganow-

skiego, Bar 8 IX 1643, s. 640-641.

11

Por. W. Tomkiewicz, op.cit., s. 43.

background image

20 M

ARCIN

K

WIATEK

się barzo ujmował, powiadając, że Tatar chan jest krew moja, zaczem, jeżeli jem
zwyczajnych upominków król dawać nie będzie, pozwolę emirem mojem, aby
poszli do Polski i krzywdy swoje dochodzili”

12

, to jednak groźba dużego najazdu

jeszcze w 1643 przestała istnieć już w połowie września. Stało się tak głównie,
dlatego że orda „dla wielkiej suszy i szarańcze, która nie tylko zboża, ale i tra-
wę w Krymie wyjadła, konie mają nie wypasione, ale i Nahajcy nie są chanowi
posłuszni, bez których się on tu na wojnę nie puści”

13

. Koniecpolski obawiał się

jeszcze wyprawy Tatarów budziackich, jednak wysłanie w kierunku spodziewa-
nej napaści chorągwi pod wodzą najpierw rotmistrza Ołdakowskiego a potem
Jana Odrzywolskiego odebrało Tatarom chęć do inkursji

14

. Szybko jednak miało

się okazać, że nie oznaczało to rezygnacji z planu najazdu, ale tylko przesunięcie
go w czasie.

Kampania ochmatowska

Wieści o przygotowanej na początek 1644 r. inkursji docierały do Ko-

niecpolskiego z wielu źródeł. Jednym z nich był wspomniany już wyżej poseł,
którego hetman „do chana tatarskiego posłał ekspostulując z nim o ekskursyą
przeszłego lata za Dnieprem tatarską”

15

. Ten przywiózł wieści „o jadowitym

jego [chana - M.K.] zawzięciu przeciwko państwom J.K.M., że sam chciał in
persona, nie czekając zwyczajnej pory ich wojennej i nie respektując na surowe
zakazy tureckie, zaraz po bajramie, który przypadał dnia Decembris ruszyć się
z wojskiem do państw J.K.M.”

16

. O „surowych zakazach tureckich” wspomina

też w swym liście do Koniecpolskiego datowanym z Jass 24 IX 1643 r., a więc
zapewne jeszcze przed powrotem posła z Bakczysaraju hospodar mołdawski
Bazyli Lupu

17

. W additamencie dodaje jednak, że już po ukończeniu i zapie-

12

S. Oświęcim, op.cit., s. 23-24 – „Kopie listów, w których opisowano drogę i legacją

do cesarza tureckiego JMP Mikołaja Bieganowskiego, Podstolego Lwowskiego, oboźnego
wojska JKM ukrainnego, w którą wyjechał In Septembre jako się wyżej dołożyło”. - oryginał
napisany został 19 XI 1643.

13

A. Biedrzycka, op.cit., Stanisław Koniecpolski do Władysława IV, Bar 17 IX 1643,

s. 643-645.

14

O zagrożeniu z tej strony wspomina Koniecpolski w cytowanym powyżej liście,

Oświęcim podaje również pod data 25 września 1643: „Tam tego dnia przyszła wiadomość
przez szpiega zwanego Stefka o gotowości w polach Tatarów Bodziackich” Niebezpie-
czeństwo to minęło około 30 IX: ,,Szpiegowi, których był JM w różne strony dla pewnej
wiadomości i ponowy posłał, powrócili nazad dając znać, iż nieprzyjaciel powziąwszy
wiadomości o ostrożności i gotowości naszej, supersedował od zamysłów swoich i przed-
sięwziętej inkursyjej w państwach JKM”, Zob. S. Oświęcim, op.cit., s. 12.

15

Ibidem, s. 36.

16

Ibidem, s. 36.

17

Zob. A. Biedrzycka, op.cit., Bazyli Lupu do Stanisława Koniecpolskiego, Jassy 24 IX

1643 s. 645-646: „W czym ja duibus haerere muszę, wiedząc o tym dowodnie, iż surowy
zakaz Cesarza J.M. zaszedł, aby się chan tatarski takowych inkursyi pod gardłem nie wa-
żył (…). Czego ja sobie perswadować sobie nie mogę, chyba by chciał jawnie przeciwko
woli i rozkazaniu cesarskiemu wykroczyć, co nie rozumiem, aby się miał tego ważyć”.

background image

O ochmatowskiej… 21

czętowaniu listu dotarł do niego poseł chana, który „twierdził to, iż chan już
więcej do K.J.M. posłów swych nie pośle mając sposoby takie, że mu się to
nagrodzić ma, co mu teraz wzięto”

18

. Mimo tego hospodar dalej nie wierzy

w tatarskie pogróżki pod adresem Rzeczypospolitej. Na szczęście za bezpie-
czeństwo południowo wschodnich rubieży Polski nie odpowiadał Bazyli Lupu,
a Stanisław Koniecpolski. Hetman bardzo poważnie potraktował dochodzące
do niego informacje. Już 24 października w liście z Brodów do Jana Odrzy-
wolskiego pisał o przestrogach, jakie „tak z języków, jako i ze szpiegów, więc
i z różnych miejsc wiadomości zgadzają się, że pogaństwo, byle tylko zima
nastąpiła, do państw się J.K.M. z wielką potęgą gotują”

19

. Z tego powodu na-

kazuje wojsku zająć wyznaczone stanowiska. Bardzo niepokojące są natomiast
słowa dotyczące dyscypliny i karności chorągwi. Według słów Koniecpolskie-
go: „tak się rozbiegły koła żołnierskie, tak wykiełznały z karności wojskowej,
że nic na bojaźń bożą, nic na sumienie swoje, na powagę artykułów ani na
sławę dobrą nie respektując, za nieznośnemi i ciężkiemi egzakcjami ledwie nie
krew samą z ludzi ubogich toczą i w sercach i oczach ludzkich abominabile et
exosem czynią nomen militare”

20

. Przywróceniu odpowiedniej postawy wojska

ma służyć dziesięć dołączonych do listu artykułów. Po uporządkowaniu spraw
związanych z dyscypliną Koniecpolski mógł zająć się przygotowaniem kam-
panii obronnej. Jako, że dysponował wiadomościami o planowanej inkursji na
dość długo przed jej rozpoczęciem, postanowił przyjąć aktywna postawę i nie
czekając aż orda obciążona łupami powracać będzie na Krym, zaatakować ją
u samych wrót Rzeczypospolitej

21

. W tym celu „wyszły uniwersały do chorąg-

wi, opodal stanowiska swe mających, aby pro vigesima septima Decembris pod
Winnicą stanęły”

22

. Miejsce zostało wybrane doskonale. Co prawda Winnica

(Винница) nie leży zbyt blisko szlaku wołoskiego

23

, odległość od Chocimia

(Хотин) wynosi około 165 kilometrów, ale był on używany częściej przez Ta-
tarów budziackich, więc z tej strony raczej nie spodziewano się napaści. Jest
za to położona bardzo blisko szlaku kuczmańskiego

24

, od Bracławia (Брацлав)

18

Ibidem, s. 646: „to nagrodzić ma, co mu teraz wzięto” - wydaje się, że chodzi tu

o „upominki”, choć może też być mowa o porwanych przez Kozaków stadach bydła, po-
nieważ ofi cjalna przyczyna najazdu ze stycznia 1644 r. mówiła, że chan wysłał wojska:
,,nie na wojnę do Polski (…), ale dla rekuperowania stad od Kozaków zabranych”, zob.
S. Oświęcim, op.cit., s.37.

19

A. Biedrzycka, op.cit., Stanisław Koniecpolski do Jana Odrzywolskiego, Brody

24 X 1643, s. 647-649. List ten drukuje też S. Przyłęcki Pamiętniki o Koniecpolskich
Lwów 1842, s. 282-285.

20

Ibidem, s. 647-648.

21

Por. W. Tomkiewicz, op.cit., s. 45. Zresztą fakt ten podkreśla również w swojej pracy

J. Widacki, zob. J. Widacki, op.cit., s. 75.

22

S. Oświęcim, op.cit., s. 37.

23

Szlak wołoski wiódł z Białogrodu wzdłuż prawego brzegu Dniestru w kierunku Cho-

cimia, poniżej którego skręcał na zachód i omijając Kamieniec Podolski prowadził na
Lwów i Ruś Czerwoną, zob. J. Widacki, op.cit., s. 70.

24

Por. przypis 3.

background image

22 M

ARCIN

K

WIATEK

dzieli ją około 56 km. Jeśli chodzi o odległość od szlaku czarnego

25

to droga

do Białej Cerkwi (Белая Церковь) liczy około 135 km, natomiast na Humań
(Умань)- ok. 140. Nie jest to może niewiele, ale w przypadku posiadania wia-
domości o tym, że Tatarzy wybrali tę właśnie drogę na czas, na pewno pozwa-
lało podjąć skuteczne przeciwdziałania. Zapewne w tym samym mniej więcej
czasie (może nieco przed 27 grudnia) „obrócił JMP. Hetman część wojska ku
Dnieprowi, dawszy nad nim komando Książęciu JM Wiśniowieckiemu, aby po
obydwu stronach Dniepru na nieprzyjaciela pilne miał oko; drugą zaś część pod
niesposobność zdrowia JMP. Wojewody Bracławskiego, Hetmana Polnego Ko-
ronnego

26

, JM. Panu Staroście Winnickiemu (Janowi Odrzywolskiemu- M.K.)

27

w województwie bracławskim leżącą, aby jako na Kuczma, tak na Czarny szlak
był intentus”

28

. Tak więc hetman nie zamierzał tylko czekać pod Winnicą, ale

sam starał się zadbać o wieści o Tatarach (co zresztą dla tak doświadczone-
go „wojennika” było czymś oczywistym). Również sam wybór ludzi, którzy
mięli dokonać zwiadu był bardzo trafny. Książę Jeremi Wiśniowiecki swo-
ją wartość w tego typu operacjach udowodnił pół roku wcześniej nad Surzą,
a Jan Odrzywolski należał do najbardziej doświadczonych żołnierzy, jakimi
dysponował Koniecpolski. W wojsku służył od 1607 r. (od około 17 roku swego
życia). Brał udział w dymitriadach (prawdopodobnie bił się pod Kłuszynem),
od 1618 rotmistrzował chorągwi kozackiej, w kampaniach często prowadził
straż przednią, i choć w trakcie swej służby przeżył też kilka porażek, to jednak
na dowódcę zwiadu świetnie się nadawał

29

. Hetman zapewnił też sobie pomoc

kresowych magnatów, wysyłając listy „do Ich Mościów tych, którzy zwykli
w osobach swych i ludźmi swymi ochotnie posilać wojsko J.K.M. zapraszając
ich w kampanią do tej usługi J.K.M.”

30

. Pod Ochmatowem stawili się bardzo

licznie przyprowadzając znaczne siły

31

, zresztą odparcie najazdu leżało w ich

dobrze pojętym interesie. Mimo nakazu mobilizacji wojska pod Winnicą, sam
Koniecpolski pozostał z częścią armii w swej kwaterze w Barze (Бар), oczeku-
jąc wieści o ruchach Tatarów

32

.

Pierwsze, wiadomości napłynęły 13 stycznia, kiedy,,dali znać szpiego-

wie, że już ani chan, ani sołtan na wojnę nie idzie, ale Tokaj Beja perekopskiego,
Murtaza Agę i Umerli Agę, nad których żaden w męstwie, dzielności w Krymie
nie przodkował, ze wszystką potęga krymską, nawet i z dworem samego chan,

25

Por. przypis 4.

26

Hetmanem polnym był w tym czasie Mikołaj Potocki.

27

Zob. S. Oświęcim, op.cit., s. 36 przypis 6.

28

Ibidem, s. 36-37.

29

W. Majewsk,i Jan Odrzywolski, [w:] PSB t. XXIII, Wrocław 1978., s. 562-564.

30

S. Oświęcim, op.cit. s.37.

31

Zobacz rozdział Liczebność wojsk.

32

Winnica leży około 60 km na północny wschód od Baru, była to odległość, którą

sama jazda mogła pokonać nawet w ciągu jednego dnia, choć należy też pamiętać, że kam-
pania była prowadzona zimą, co zdecydowanie utrudniało (spowalniało) przemieszczanie
się wojska.

background image

O ochmatowskiej… 23

pusto Krym ostawiwszy wyprawili na wojnę”

33

. Pierwsza część tej informacji

była na pewno dobra, druga, zarówno zła, jak i nieprawdopodobna (wydaje się, że
musiał budzić wątpliwość fakt, ze chan oddał,,całą potęgę krymską” pod dowódz-
two swoim podwładnym sam zostawiając w Bakczysaraju). Tego dnia Koniec-
polski dowiedział się także o próbie przeprawy Tatarów przez Dniepr w okolicach
Tawanii

34

. Samo miejsce leżało poza granicami Rzeczypospolitej, tak więc prze-

prawa w tym rejonie nie oznaczała jeszcze (przynajmniej formalnie) napaści, ale
oczywiście w połączeniu z poprzednimi doniesieniami właściwie ją potwierdza-
ła. Ordyńcom nie udało się jednak dotrzeć na drugi brzeg rzeki: „Ci tedy
przeszedłszy, jako się wyżej napisało, do Tawani, przeprawy na Dnieprze, nie
znaleźli sposobnego ani lądem ani wodą prześcia, bo środek Dniepru nie zamarzł,
brzegi zaś wyraźnie olodowaciały. Tentowali jednak mocno tej przeprawy, chcąc
się na drugą stronę pławić, czym siła koni popsowali, bo przypłynąwszy ku dru-
giemu brzegowi, lód im do drugiego brzegu przystąpić nie pozwolił”

35

. Rejon,

w którym ordyńcy „tentowali przeprawy” mógł sugerować, że Tatarzy tym razem
wybrali czarny szlak, Koniecpolski postanowił więc przesunąć się z wojskiem
będącym u jego boku w stronę, z której spodziewano się napaści. Pierwszy etap
tego pochodu odbył się w dniach 17 i 18 stycznia 1644 r. Hetman, do którego
w Barze „z ochoty swojej” dołączyli m.in. Krzysztof Arciszewski i Mikołaj Os-
troróg, w ciągu tych dwóch dni ze swej kwatery dotarł pod Winnicę (gdzie wcześ-
niej nakazał zgromadzić się wojsku). Tempo tego pochodu nie było zbyt imponu-
jące (Winnica leży około 60 km na wschód od Baru), ale na razie nie było potrze-
by się spieszyć. Zapewne już po wymarszu, przyszły wieści potwierdzające
wcześniejsze doniesienia, a mianowicie „że orda nie mogąc się u Tawani przepra-
wić, poszła do Kaira

36

; i tam nie znalazłszy przeprawy, poszli do Nosakowskie-

go

37

przewozu; ale, że i tam Dniepr nie stanął, poszli ku Kuczkasowu”

38

. Taka

trasa już wyraźnie sugerowała, że Tatarzy wybrali do najazdu szlak czarny (co
prawda gdyby pod Kiczkasem przeprawa się nie udała, istniała jeszcze możli-
wość napaści na Zadnieprze jak w 1643 r., w tamtych rejonach jednak „po obu

33

S. Oświęcim, op.cit., s. 37.

34

Wydawca Dyariusza S. Oświęcimia - Czermak podaje, że Tawań to wyspa na Niżu

Dnieprowym u ujścia Końki (Końskiej Wody) niedaleko miejsca, gdzie Dniepr po raz
ostatni się załamuje, by następnie spłynąć w liman przymorski, zob. S. Oświęcim op.cit.,
s. 37, przypis 3. Przeprawa położona jest na wprost miasta Tiahinki (Тягинка), jeden dzień
drogi (według ówczesnych „pomiarów”!) od Krymu. Na tym odcinku Dniepr jest bardzo
wąski, co zdecydowanie ułatwia jego sforsowanie - zob. Słownik Geografi czny Królestwa
Polskiego I Innych Krajów Słowiańskich (dalej SGKP), oprac. Filip Sulimierski, Broni-
sław Chlebowski, Władysław Walewski, t. XII, Warszawa 1892, s. 266.

35

S. Oświęcim, op.cit., s. 37-38.

36

Wydawca Dyariusza - W. Czermak nie był w stanie podać jakichś bliższych wiado-

mości na temat tej przeprawy, zob. S. Oświęcim Dyariusz…, s. 38, przypis 4. Również mi
nie udało się jej zlokalizować (brak o niej jakichkolwiek wiadomości w SGKP).

37

W. Czermak podaje, że przeprawa (właściwie Nosowski przewóz) ta znajduje się

pośród porohów- zob. S. Oświęcim, Dyariusz…, s. 38, przypis 5.

38

S. Oświęcim, op.cit., s. 38. Właściwa nazwa przeprawy Kiczka, zob. S. Oświęcim

Dyariusz…, s. 38, przypis 6.

background image

24 M

ARCIN

K

WIATEK

stronach Dniepru” miał czuwać Książe Jeremi Wiśniowiecki, zresztą „języki”
dawały znać, że Tatarzy szukali przeprawy). Mając te informacje Koniecpolski
kontynuował marsz w kierunku wschodnim, wyznaczając poszczególnym cho-
rągwią miejsce stacjonowania w okolicach Buzówki (Бузовка)

39

. Sam hetman

znalazł się tam dopiero na nocleg 23 stycznia. Wcześniej 19 stycznia, po przeby-
ciu około 10-15 km dotarł z Winnicy do Komarowej (Комаров). Następnego dnia
nocleg spędził w Ilińcach (Ильинцьі) odległych od Komarowej o około 40 km,
kolejne dwa dni po przebyciu 15 km w Kalniku (Кальник), w końcu - 23 stycznia
dotarł na nocleg do Buzówki, w której wojsko stacjonowało do 26 stycznia. Tego
dnia (23 I) trasa przez Kniazią Krnicę (Княжья Криница) i Wachową Groblę

40

wyniosła nieco ponad 50 km. Pochód w dalszym ciągu nie był więc pospieszny,
ale Tatarzy byli jeszcze dość daleko, zresztą będąc pewnym trasy jaką się poru-
szali, Koniecpolski mógł na nich po prostu zaczekać. Należało teraz ściągnąć
w pobliże mającego przy sobie resztę wojsk księcia Jeremiego Wiśniowieckiego
(pod jego komendą początkowo mogło się znajdować około 3 tys. ludzi)

41

. Wkrót-

ce „Książe JM. Wiśniowiecki za pisaniem JM. Pana hetmana do Moszen majęt-
ności swojej zemknął”

42

. Nad Dnieprem oprócz księcia znajdowały się jeszcze

siły wojewody kijowskiego Aleksandra Piaseczyńskiego

43

oraz Kozacy Zaporo-

scy pod komendą komisarza Mikołaja Zaćwilichowskiego

44

(łącznie nieco ponad

5 tys. ludzi). Oba wojska połączyły się zapewne w Korsuniu (Корсунь) przed
27 stycznia

45

. Takie postępowanie zostało wymuszone bliskością ordy którą „mię-

dzy Bołtysem lasem a Lebedynem widziano”

46

(Lebiedyn - Лебедин), czyli oko-

ło 50 km od miejsca połączenia oddziałów. Z Buzówki nocą 26/27 stycznia (oko-
ło północy) wyruszył z wojskiem Koniecpolski kierując się na Stawiszcze
(Ставище) leżące około 30 km na północny wschód od poprzedniej kwatery)
„chcąc z tymi drugiemi wojski, które się były różnych Ich Mościów ochotnie

39

Ibidem, s. 38-39. Buzówka leży około 80 km na południe od Białej Cerkwii i około

37 km na północ od Humania, a więc stosunkowo blisko miejsc, przez które musieli prze-
chodzić posuwający się czarnym szlakiem Tatarzy.

40

Niestety do ukraińskiego zapisu nazwy tego miejsca nie udało mi się dotrzeć.

41

Zob. rozdział Liczebność wojsk.

42

S. Oświęcim, op.cit., s. 39. Moszny oddalone są od Buzówki, miejsca, gdzie w tym

czasie stacjonował Koniecpolski o około 130 kilometrów.

43

S. Oświęcim, op.cit., s. 39, przypis 3.

44

Zob. ibidem, s. 39, przypis 4.

45

„Tamto też wojsko koło Dniepru stojące, skupiło się i Ksiąze JM. Wiśniowiecki za

pisaniem JM. Pana Hetmana do Moszen, majętności swojej, zemknął. Przybył i JMP. Ki-
jowski z chorągwiami w województwie czernichowskim stojącemi; skupił i Pan Komisarz
zaporoskiego wojska, skąd na obie stronie Dniepru patrzali. Przyszła potym wiadomość,
że ordę między Bołtysem lasem, a Lebedynem widziano, zaczym rozumiejąc, że tym szla-
kiem, jako i tak sztyry lata sułtan Gałga pod Korsuń miał iść, skupiły się tamte wszystkie
wojska do Korsunia”, zob. S. Oświęcim, op.cit., s. 39. 27 I do Koniecpolskiego dotarł
wspólny posłaniec od Wiśniowieckiego i Zaćwilichowskiego, zob. ibidem, s. 39.

46

Ibidem,s. 39.

background image

O ochmatowskiej… 25

zgromadziły, tamże przechodzić wojsko pogańskie”

47

. Na miejsce dotarto „na

świtaniu”. Tego dnia dotarła do hetmana wiadomość od księcia Wiśniowieckiego
i Mikołaja Zaćwilichowskiego, że „przybieżał setnik z pułku czehryńskiego,
z Zaporoża posłany, dając znać, że orda na Kuczkasowie dwa dni leżąc, czekając
ugruntowania lodu, przeprawiła się, na którą w Ingulcu u wierzchownicy Saksa-
hani był napadł i ledwie z ręki ich uszedł, to afi rmując, że przed nim vigesima
tertio ku Ingułowi Wielkiemu poszła”

48

. Wkrótce do Koniecpolskiego przyszły

kolejne wieści a mianowicie „że za Lebedynem nad Wisią ciągnącą ordę widzia-
no”

49

(od Stawiszczy nieco ponad 100 km). Hetman postanowił więc poczekać na

następne informacje w Stawiszczach. Wtedy też nakazał Wiśniowieckiemu prze-
sunąć się do Bojarki (Боярка, 36 km na zachód od Stawiszczy). Wiadomości
jednak nie nadchodziły, dlatego 29 stycznia zdecydowano się wysłać podjazd. Na
jego czele stanął Stanisław (?) Szemberk

50

. Podjazd ten liczył sto- sto kilkadzie-

siąt koni „którzy ku Carskiemu Brodowi na Tykiczu przechodząc, uciekającą
straż potkali, od których o następowaniu odry zrozumiawszy, dał Pan Szemberk
znać JMP. Hetmanowi, a sam, się pozostał, chcąc z pewniejszą wiadomością albo
i z językiem przybyć”

51

. Sztuka ta udała się i o północy rotmistrz dotarł do obozu

prowadząc dwóch jeńców. Ci dostarczyli wieści o siłach i dowództwie tatarskim.
Po przesłuchaniu Koniecpolski „podjazdy dwa pod nieprzyjaciela wyprawieł i do
Książęca posłał, aby ku Achmatowu, gdzie i sam obracał, pośpieszył z woj-
skiem”

52

. Bitwa zbliżała się nieuchronnie. Maszerujące pod Ochwatów (Охматов)

wojsko zostało sformowane „w szyku bojowym i z przenośną obozu warownią,
taborem zwaną”

53

. Prowadził go starosta Winnicki Jan Odrzywolski jako,,pierwszy

pułkownik”

54

Natomiast Koniecpolski „powinny około taboru i szyku wojska po-

rządek uczyniwszy i prowadzenie onego panom pułkownikom zleciwszy, sam
przy przedniej straży z przyjacioły sobie przytomnemi i dworem zwyczajnie je-
chał”

55

. Wydaje się więc, że nie bardzo obawiano się w polskim obozie spotkania

z Tatarami. Takie nastroje przyczyniły się zapewne do „popełnienia erroru”. Otóż
gdy hetman wysłał do dowodzącego taborem Odrzywolskiego „Pana Mikołaja
Chmieleckiego, sługę swego (…) aby tabór porządnie sprawił i chorągwie około
taboru rozciągnione do szyku zemknął” (jeśli chorągwie były ,,rozciągnione”,

47

Ibidem,s. 39.

48

Ibidem,s. 39.

49

S. Oświęcim op., cit., s. 39-40.

50

Ibidem, s. 40. O podjeździe i Szemberku wspomina też w swej kronice Paweł Pia-

seczki, zob. Kronika Pawła Piaseckiego biskupa przemyskiego Kraków 1870, wyd. K.
Mańkowski, s. 428, oraz relacja z bitwy ochmatowskiej znajdująca się w rękopisie 967
Biblioteki PAU/PAN w Krakowie, s. 228. Wszystkie te relacje potwierdzają, że podjazd
wrócił z „językiem”.

51

S. Oświęcim, op.cit., s. 40.

52

S. Oświęcim, op.cit., s. 40.

53

Kronika Pawła Piaseckiego biskupa przemyślskiego, wyd. Karol Makowski, Kraków

1870 s. 428.

54

S. Oświęcim, op.cit. s. 41.

55

Ibidem, s. 40-41.

background image

26 M

ARCIN

K

WIATEK

a tabor trzeba było porządnie sprawić, to Koniecpolski chyba nie do końca „po-
rządek koło taboru uczynił”!) „gdy on woli JMP. Krakowskiego (Koniecpolskie-
go- M.K.) dosyć czyniąc, chorągwiom na czoło zemknąć się rozkazał, owi rozu-
miejąc, że już nieprzyjaciel na placu (…) nie zrozumiawszy sprawy i intencyjnej
hetmańskiej ani też rozkazania jego czekając, skoczyli z okrzykiem wielkim,
sami nie wiedząc, do kogo”

56

. Spowodowało to trochę zamieszania, ale sytuacja

szybko została opanowana a hetman „ochotę tylko lubo mniej potrzebną, po-
chwalił napomniawszy jednak, aby jej na potem ostrożniej zażywali, i nic bez
rozkazania hetmańskiego nie czynili”

57

. Początek bitwy pokazał, że żołnierze nie-

zbyt do serca wzięli sobie słowa Koniecpolskiego. Wkrótce (wojsko było wtedy
w połowie drogi do Ochmatowa) przyszły wieści o Tatarach, którzy mieli pod-
chodzić właśnie pod cel przemarszu koronnej armii – od „języka” hetman dowie-
dział się, że Tuhaj Bej planował uderzyć następnego dnia, dawszy wypocząć swo-
im ludziom i koniom. Nadejście sił Koniecpolskiego zmusiło go do zmiany decy-
zji. Zapewne jakiś wpływ miały na to fałszywe informacje dostarczone mu przez
wziętego wcześniej jeńca. Ten miał mu powiedzieć, że „jest hetman na dwoje
wojsko (…), że trzecia część pogańskiego wojska większa niż te obie”

58

. Tak

więc do bitwy miało dojść jeszcze 30 stycznia.

Liczebność wojsk

Ustalenie liczebności wojsk polskich, nie mówiąc już o tatarskich jest

sprawą dość skomplikowaną. Już bliższe przyjrzenie się „Komputowi wojska
w tejże potrzebie z Tatary pod Achmatowem i Woronnem będącego” zamiesz-
czonego przez Oświęcima prowadzi do interesujących wniosków. Otóż poda-
wana przez autora ,,summa” nie zgadza się z wynikiem prostego dodawania
liczebności poszczególnych ,,korpusów”. Różnica ta jest stosunkowo duża.
Według autora Dyariusza... w bitwie brało udział 18230 żołnierzy, już po bi-
twie doszło kolejnych 500 (wzięli udział w pogoni), a nazajutrz jeszcze 400.
,,Summa” daje więc 19130. Natomiast po dodaniu poszczególnych pozycji
otrzymamy 20530 wojaków biorących udział w bitwie oraz, jak wyżej 500,
którzy wzięli udział w pogoni i 400,,aż nazajutrz przyszli.” Różnica (oczy-
wiście tylko między biorącymi udział w bitwie) wynosi więc 2300 (a więc
odpowiednio 12,5% i 11% całości sił). Po z górą 350 latach trudno dociec,
czym jest ona spowodowana

59

. Problemów nastarcza też ustalenie liczebności

56

Ibidem, s. 41.

57

Ibidem, s. 41.

58

Ibidem, s. 41. Swoją drogą jest możliwe, że więzień sam wierzył w to co mówił, prze-

cenianie liczebności sił tatarskich było swoistą siedemnastowieczną polską specjalnością.

59

Raczej nie wchodzi w rachubę wyjaśnienie, że 18230 odnosi się do sytuacji po bi-

twie, natomiast 20530 to stan sprzed „potrzeby”, obliczony na podstawie informacji udzie-
lonych autorowi przez poszczególnych dowódców. Takie tłumaczenie byłoby bardzo wy-
godne, bo na tej podstawie łatwo byłoby ustalić straty po stronie polskiej (wynosiłyby
one właśnie 2300ludzi). Takie straty są jednak wręcz nieprawdopodobne, bitwa raczej nie
należała do krwawych (samo starcie było dość krótkie, szybko rozbito szyk tatarski, potem
nastąpiła pogoń), zresztą była przecież zwycięska.

background image

O ochmatowskiej… 27

dwóch (w końcowej fazie kampanii) zasadniczych korpusów sił koronnych:
hetmańskiego i księcia Wiśniowieckiego. Jeśli chodzi o liczbę ludzi będących
pod komendą Koniecpolskiego do momentu przybycia posiłków to prezentuje
się ona mniej więcej tak:

Tabela 1. Liczebność korpusu hetmana wielkiego koronnego Stanisława Koniecpolskiego w pierwszej
fazie bitwy pod Ochmatowem 30 stycznia 1644 r. (do przybycia posiłków); oddziały „pewne”.

L.p.

Rodzaj

Liczebność

Dowodzący

1.

Kwarciani

2900*

2.

Wojsko prywatne
hetmana wielkiego

2200

Aleksander Koniecpolski

3.

Wojsko prywatne
Marcina Kalinowskiego

1800

Marcin Kalinowski

4.

Wojsko prywatne
Stanisława Lubomirskiego

1200

Stefan Czarniecki

5.

Wojsko prywatne Władysława
Dominika Zasławskiego

1200

6.

Wojsko prywatne
Jana Zamoyskiego

600

7.

Ludzie panów Niemiryczów

300 (+200?)

8.

Wojsko prywatne Księcia
Samuela Karola Koreckiego

400

9.

Ludzie Jana Odrzywolskiego

200

Jan Odrzywolski

10.

Wojsko prywatne hetman pol-
nego Mikołaja Potockiego

200

Piotr Potocki

11.

Wojsko prywatne
Mikołaja Ostroroga

150

Mikołaj Ostroróg

12.

Wojsko prywatne
Aleksandra Koniecpolskiego

150

Aleksander

Koniecpolski?

13.

Ludzie starosty śniatyńskiego
Piotra Potockiego

100

Starosta śniatyński

Piotr Potocki (?)

SUMA

11400

(+200?)

Źródło: S. Oświęcim, Dyariusz..., s. 46-49.

* Wartość niepewna, możliwe, że jakaś część wojsk kwarcianych znajdowała

się przy księciu Wiśniowieckim. W. Tomkiewicz podaje, że książę dysponował „kilkoma
chorągwiami kwarcianymi stacjonowanemi w województwie czernihowskiem, które doń
przywiódł kasztelan kijowski Piasoczyński”. Czy jednak jest to część tego oddziału, czy
też mieszczą się oni w 300 ludziach Piaseczyńskiego trudno dociec.

background image

28 M

ARCIN

K

WIATEK

Do tych 11400 z pewnością należy dodać jeszcze część (a może wszyst-

kie) oddziały, co do których nie ma pewności, w którym korpusie znajdowały się
w pierwszej fazie bitwy. Są to: 200 ludzi Adama Kisiela, 300 ludzi podkomo-
rzego bracławskiego Stefana Czetwertyńskiego, 100 ludzi starosty trembowel-
skiego Jerzego Bałabana, 100 ludzi starosty sczyrczewskiego Adama Przedbora,
50 stolnika nowogrodzkiego Jana Wacława Karskiego, 150 obywateli wojewódz-
twa bracławskiego, oraz może 80 ludzi podkomorzego nowogrodzkiego Jana
Piaseczyńskiego (możliwe, że był z Wiśniowieckim) i 200 starosty owruckie-
go Wacława Niemirycza (możliwe, ze był przy Koniecpolskim). Razem da to
900 (+200?+80?).

Jeżeli zaś chodzi o korpus Wiśniowieckiego, to składały się na niego

(już po połączeniu się z Zaćwilichowskim i Kozakami pod Korsuniem) następu-
jące oddziały:

Tabela 2. Korpus Jeremiego Wiśniowieckiego w czasie bitwy pod Ochmatowem 30 stycznia 1644 r.

L.p.

Rodzaj

Liczebność

Dowodzący

1.

Wojsko prywatne Jeremiego Wiś-
niowieckiego i ,,braci jego”

3000

Jeremi Wiśniowiecki

2.

Ludzie Aleksandra Piaseczyńskiego

300

Aleksander Piaseczyński

3.

Wojsko przy Zaćwilichowskim
i pułkownikach kozackich

650

Mikołaj Zaćwilichowski

4.

Wojsko Zaporoskie JKM

4000

SUMA

7950

Źródło: S. Oświęcim, Dyariusz..., s. 46-49.

Również w tym wypadku do sumy 7950 żołnierzy możliwe jest dolicze-

nie pewnej ilości (zapewne kilkuset) kwarcianych oraz 80 ludzi prowadzonych
przez Jana Piaseczyńskiego.

Większe trudności napotyka się przy próbie ustalenia liczebności Tata-

rów. Same wskazówki źródłowe nie są wystarczające, mają one bowiem tendencje
do znacznego zawyżania liczebności chańskiego wojska. Przy badaniu kampanii
ochmatowskiej można natknąć się na co najmniej dwa przekazy dotyczące tego
zagadnienia. Jeden pochodzi z kroniki biskupa przemyskiego Pawła Piaseckiego
i mówi o 30000 ordyńców

60

, drugi podaje sam Oświęcim szacując siły najeźdźców

na,,dwadzieścia tysięcy wojska, przebranego komunika”

61

. Dlatego przy próbie

60

Zob. K. Makowski, op.cit., s. 428: ,,Tegoż roku ostatnich dni stycznia Stanisław Ko-

niecpolski hetman wielki koronny otrzymał znakomite zwycięstwo nad Tatarami, którzy
sądząc, że w porze zimowej granice zostaną bez straży, i że wojska po odległych stanowi-
skach rozłożonego nie będzie można tak łatwo ściągnąć, przeciwko zwyczajowi swemu,
w styczniu, kiedy najtęższe w tych stronach panują mrozy w 30000 wyborniejszej jazdy
wyszli na stepy oczakowskie, aby stamtąd w dzierżawy polskie na rabunek wpadli”.

61

S. Oświęcim, op.cit. s. 45, choć Oświęcim zaznacza, że na sama wyprawę wyruszyło

więcej odyńców, część musiała jednak wrócić niezdolna do dalszego marszu z powodu
ciężkich warunków atmosferycznych.

background image

O ochmatowskiej… 29

ustalenia liczebności sił Tuhaj beja warto odwołać się do pracy Olgierda Górki

62

.

Szacuje on, że w ciągu drugiej połowy siedemnastego wieku maksymalnie Cha-
nat mógł wystawić około 22 tys. żołnierzy, wliczając w to około 2 tys. Tatarów
budziackich i Nohajców. Są to maksymalne siły, zazwyczaj z Krymu wychodziło
znacznie mniej Tatarów. Co prawda według Oświęcima Tuhaj beja „ze wszyst-
ką potęgą krymską, nawet i z dworem samego chana, pusto Krym ostawiwszy,
wyprawili na wojnę”

63

, ale jak już wyżej pisałem jest to mało prawdopodobne.

Zresztą wiemy na pewno, że w kampanii po stronie tatarskiej nie brali udziału
Tatarzy budziaccy oraz Nohajcy - (kilkuset ich przyszło za chańskim wojskiem).
Tak więc od 22 tys. bez większego ryzyka można odjąć 2 tys. („Budziaków”
i Nohajców). Pozwala to szacować tatarskie siły na maksymalnie około 20 tys.
ordyńców, choć w rzeczywistości było ich zapewne kilka tysięcy mniej - około
14-16 tys. Świadczyć o tym mogą informacje o „przeglądzie” i wycofaniu części
sił tatarskich nad Żółtymi Wodami

64

. Ponadto sporym utrudnieniem musiały być

warunki przemarszu (surowa zima), kilkukrotne nieudane przeprawy, w czasie
których Tatarzy zapewne nie tylko konie „psowali”, wreszcie wręcz nieprawdo-
podobne wydaje się, że chan w Bakczysaraju został sam (względnie z samymi
kobietami i dziećmi!). Tak więc wydaje się, że szacowanie sił Tuhaj beja na 14-16
tys. ludzi jest może niezbyt dokładne, ale z grubsza odpowiada prawdzie

65

.

Bitwa

Zanim mogło dojść do starcia, strona polska musiała pod Ochmatów po-

dejść. Sama miejscowość leży nad rzeką Burtą, dopływem Tykicza Uhorskiego

66

.

Rzeka ta otacza Ochmatów od zachodu, natomiast od południa dostęp do niego utrud-
nia sam Tykicz, tworząc w tym miejscu rozlewisko. Teren ten sprawił sporo proble-
mów przy przeprowadzaniu taboru na pole bitwy: „bo gdy wojsko polem, lodem,
wertebami mimo miasteczka przeszło, tabor i armata przez mieścinę lichą grobelką
przechodząc, siła barzo czasu wziąć musiał”

67

. Spowodowało to znowu sporo zamie-

szania, na szczęście Tatarzy, którzy rozłożyli się koszem w Woronnem (Вороное)
(odległe od Ochmatowa o kilka kilometrów) nie mogli tego wykorzystać, bo „taka
się niespodziewanie mgła podniosła, że jak w nocy ciemność uczyniła”

68

. Pozwoliło

to na bezpieczną przeprawę taboru i umożliwiło uszykowanie wojska do walki, choć
pierwsze strzały padły już w trakcie przeprawy- starli się ze sobą harcownicy. Dla

62

Chodzi tu o prace O. Górki, Liczebność Tatarów krymskich i ich wojsk, Warszawa 1938.

63

S. Oświęcim op., cit. s. 37.

64

Ibidem, s. 45, Oświęcim podaje, że po „przeglądzie” Tatarzy w 20000 „przebranego

komunika” kontynuowali kampanię, ale liczba ta wobec ustaleń O. Górki musi być o kilka
tysięcy zawyżona.

65

L. Podhorodecki szacuje siły Tatarów na „kilkanaście tysięcy dobrego komunika”,

zob. L. Podhorodecki, op.cit. s. 395, W. Tomkiewicz, oczywiście przesadnie na 30000,
zob. W. Tomkiewicz, op.cit. s. 47.

66

Zob. S. Oświęcim op.cit. s.36 przypis 1.

67

Ibidem, s. 41.

68

Ibidem, s. 41.

background image

30 M

ARCIN

K

WIATEK

strony polskiej miało to spore znaczenie, mogło bowiem pomóc mgle w odciągnię-
ciu uwagi Tatarów od taboru i armaty.

69

W walkach harcowników brał udział Stefan

Czarniecki, który dowodził w bitwie chorągwiami Stanisława Lubomirskiego wo-
jewody krakowskiego (1200 ludzi).

70

Gdy tabor i artyleria dotarły na miejsce, het-

man mógł wyznaczyć stanowiska poszczególnym oddziałom.

71

I tak w pierwszej

linii stanął w centrum Jan Odrzywolski

72

z 200 ludźmi, na prawym skrzydle oddziały

Stanisława Lubomirskiego (dowodzone jak już wspomniałem przez Stefana Czar-
nieckiego) - 1200 ludzi, na lewym zaś wojska wojewody czernihowskiego Marcina
Kalinowskiego (z samym wojewodą) oraz ludzie księcia Samuela Karola Koreckiego
- razem 2200 ludzi (1800+400). Całą pierwszą linie stanowiła najprawdopodobniej
jazda

73

. Za nimi w centrum znajdowało się około 2000 koni. Były to: pułk hetmański

dowodzony przez syna hetmana- Aleksandra Koniecpolskiego (późniejszy niefor-
tunny regimentarz spod Piławiec) - 1700 (?) koni, pułk hetmana polnego Mikołaja
Potockiego (prowadzony przez jego syna Piotra) - 200 koni, oraz 100 koni starosty
śniatyńskiego Piotra Potockiego

74

. Na prawym skrzydle drugiej linii hetman ustawił

część piechoty (zapewne nieliczną), za nią ludzi koniuszego koronnego Władysława
Dominika Zasławskiego, starosty kałuskiego Jana Zamoyskiego oraz „Ich Mciów
PP. Niemieryczów” (1200+600+300). Z nimi również część artylerii, którą dowo-
dził Krzysztof Grodzicki. Na prawym skrzydle znajdowała się ponadto „połowica
taboru” osłaniana przez dragonów Denhoffa. Natomiast lewe skrzydło było słabiej
obsadzone. Znajdowała się tam reszta taboru, oraz część piechoty i dział. Całość od
tyłu zabezpieczało 500 hetmańskich dragonów i cztery chorągwie kozackie z resztą
dział. Zwraca uwagę fakt, że takie „uszykowanie” wojska do bitwy miało raczej za-
czepny charakter

75

(rozmieszczenie większości jazdy w pierwszej linii), choć w razie

69

Fakt ten podkreśla również L. Podhorodecki, zob. L. Podhorodecki op.cit. s. 300.

70

S. Oświęcim, op.cit. s. 46. Zasługi Czarnieckiego w walce z harcownikami tatarski-

mi podkreśla relacja z bitwy ochmatowskiej znajdująca się w rękopisie nr 967 PAU/PAN
w Krakowie, s. 227-228: „Stefan Czarniecki porucznik Stanisława Lubomirskiego (…)
najpierwey z nimi bić się począł, z któremi tak potężnie się bił, że Tatarów trupem pięćset
padło”, oraz Paweł Piasecki, zob. K. Mańkowski op.cit., s. 428.

71

Rozmieszczenie poszczególnych oddziałów i ich liczebność odtwarzam na podstawie

opisu zamieszczonego przez Oświęcima, zob. S. Oświęcim, op.cit., s. 42-43 i s. 46-47.

72

Zwraca uwagę fakt, że po raz kolejny Odrzywolskiemu wyznaczono stanowisko

w pierwszej linii, możliwe, że trochę wysunięte do przodu- Oświęcim w swym Dyariu-
szu...
pisze, że starosta winnicki dostał ,,czoło”- zob. S. Oświęcim op.cit., s. 42.

73

W przypadku gdy Oświęcim mówi o piechocie, taborach, artylerii zaznacza, że cho-

dzi o ten rodzaj broni, przy opisywaniu pierwszej linii nie ma jednak takich informacji,
zresztą w starciu harcowników brała udział oczywiście jazda stojąca z przodu, również
jazda rozbiła zabezpieczający odwrót Tatarów kilkutysięczny oddział, w końcu to jazda
z pierwszych linii, i to nie wszystka a tylko ci co mięli ,,rączego konia” wzięli udział
w pościgu (a nie stojąca z tyłu piechota!).

74

Zob. S. Oświęcim, op.cit., s. 42.

75

Widacki i Podhorodecki twierdzą, że takie uszykowanie do bitwy miało raczej de-

fensywny charakter, co jednak nie wydaje się do końca słuszne: hetman ustawił jazdę
w pierwszej linii, tabory (zapewne niewielkie) znajdowały się za jej plecami i miały raczej
pilnować skrzydeł.

background image

O ochmatowskiej… 31

niepowodzenia w ataku stwarzało możliwość obrony w oparciu o piechotę artylerię
i tabory. Te ostatnie, zatoczone na skrzydłach miały zapewne bronić własne oddzia-
ły przed oskrzydleniem (chyba ulubioną taktyką stosowaną w bitwie przez szybkie
i bardzo ruchliwe oddziały tatarskiej jazdy). Natomiast, jeśli chodzi o osłabienie le-
wego skrzydła, to mogło to być związane z oczekiwaniem na nadejście księcia Jere-
miego Wiśniowieckiego z wojskiem, który posuwał się na Ochmatów z północnego
- wschodu, można więc było się spodziewać, że konsekwentnie pojawi się właśnie
w tym rejonie pola bitwy, co też rzeczywiście się stało. Zanim jednak do tego doszło
bitwa zaczęła się na dobre.

Pierwsi do walki ruszyli Tatarzy, którzy przeprawili się przez Tykicz

i „na niepotrzebnego ochotnika, który mimo zakazu wypadał, rzeźwie natarli, aż
im ustępować przyszło”

76

. Dyscyplina w koronnej armii daleka była od idealnej.

Na pomoc uciekającym rzucił Koniecpolski chorągwie z „czoła” pod Janem Od-
rzywolskim, który „ich [Tatarów- M.K.] prędko uprzątnął, siła położywszy”

77

, a

część jazdy pogoniła ordyńców pod sam kosz. Wtedy na lewym skrzydle doszło
do wydarzeń, które mogły skończyć się katastrofą. Idący z pomocą dla Koniec-
polskiego książę Wiśniowiecki „obaczywszy tabor nasz, a dla gęstości mgły ro-
zeznać go nie mogąc, ale raczej rozumiejąc, że to wojsko nieprzyjacielskie było,
o okrzykiem wielkim zaraz wszyscy z chorągwiami, z dobytemi broniami sko-
czyli ku taborowi”

78

. Słysząc te okrzyki, również oddziały lewego skrzydła za-

częły przygotowywać się do odparcia ataku (sądzono oczywiście, że to Tatarzy
przedostali się w ten rejon i zamierzają uderzyć). Przestawiono nawet działa, tak
by ich ogień mógł skutecznie razić ordyńców. Na szczęście oba wojska poznały
się po sygnałach trąbek grających jeździe do ataku i już po chwili do hetmana
przybył wysłannik księcia i Zaćwilichowskiego prosząc o wyznaczenie pozycji,
którym „nie mając czasu JMP. Krakowski [Stanisław Koniecpolski- M.K.] szyku
reformować, dał lewe skrzydło”

79

. Dzięki temu siły, jakimi dysponował hetman

Koniecpolski wzrosły niemal dwukrotnie, z pewnością strona polska posiadała
też przewagę liczebną nad Tatarami. Teraz można było pomyśleć nie tylko o od-
parciu najazdu, ale i o zupełnym rozbiciu wojska Tuhaj Beja. W tym celu należało
przeprawić własne chorągwie na drugą stronę Tykicza. Przeprawy strzegła część
tatarskiej jazdy (,,komunika”). Zadanie spędzenia ich z tego miejsca otrzymał
zasłużony już w początkowej fazie bitwy Stefan Czarniecki. Uderzył on „z kilką
chorągwi husarskich, przez kopiej będących, którzy z taką furyą na nich [Tata-
rów- M.K.] napadli, że się im obrócić nie dali”

80

. Przeprawa była zdobyta. Za

nim ruszył na lewym skrzydle książę Wiśniowiecki. Na skutek ciasnej przeprawy
szyk wojska koronnego znacznie się pomieszał, stojący przed przeprawą na le-
wym skrzydle Marcin Kalinowski po przejściu Tykiczu znalazł się na prawym.
Za jazdą pierwszej i drugiej linii rzekę przekroczył również tabor. Znajdująca się
w nim piechota nie zdąrzyła jednak wziąć udziału w walce, ponieważ uderzenie

76

S. Oświęcim, op.cit., s. 43.

77

Ibidem, s. 43

78

Ibidem, s. 43.

79

Ibidem, s. 43.

80

Ibidem, s. 44

background image

32 M

ARCIN

K

WIATEK

chorągwi jazdy z miejsca rozbiło tatarski szyk i ordyńcy rzucili się do ucieczki.
Goniono ich na odległości kilku mil, aż do zapadnięcia zmroku. Oświęcim z ża-
lem pisze, że „na oko widzieć się mogło, jako już konie zemdlone mięli, i więź-
niowie sami twierdzą, że czterdzieści i pięć dni w drodze wygorzałym polem idąc
w tak ciężkie mrozy, konie ich tak osłabiały, żeby było ze dwie godzinie słońce
trwało, nogaby ich była nie uszła”

81

. W dalszą pogoń ruszyły już nie wszystkie

wojska, a pięć tysięcy ludzi pod komendą Mikołaja Zaćwilichowskiego

82

. Ordyń-

ców dogoniono prawdopodobnie nad ranem następnego dnia nad Siną Wodą. Przy
próbie przeprawy załamał się pod nimi lód i ,,tak wiele ich potonęło z pierwszych
hufców, że pośledniejsi po trupach jak po moście przeszli”

83

. By utrudnić pogoń

rozdzielili się po przekroczeniu rzeki na trzy grupy. Jedni uciekali „ku Dnieprowi,
drudzy ku Oczakowu, trzeci ku Budziakom”

84

. Mimo tego, wielu padło od szabel

oddziału Zaćwilichowskiego, wielu też wyłapali okoliczni chłopi

85

. Jakby tego

było mało nieostrożni Tatarzy, próbując powetować sobie klęskę pod Ochmato-
wem, uderzyli na Czehryń spodziewając się, że nie ma w nim wojska. Spotkał ich
jednak srogi zawód, bo „pustego nie zastali, bo na tym szlaku postawiło się było
pułkownika cerkaskiego z jego pułkiem, który nie był w potrzebie z nami. Ten
tego (...) excepit za łaską bożą a szczęściem W.K.M., że ich niewiele uszło”

86

. Na

tym jednak nie koniec. Korzystając z nieobecności ordy, na Perekop uderzył puł-
kownik czehryński dokonując sporych zniszczeń i biorąc około stu więźniów

87

.

Bardzo trudno jest podać jakieś dane liczbowe dotyczące strat odniesionych
w bitwie przez Tatarów. Według Albrechta Stanisława Radziwiłła liczyły one
400 ordyńców (są to dane zapewne w odniesieniu do samego starcia pod Ochma-
towem i nieuwzględniające poległych w trakcie pościgu)

88

.

Zakończenie

Kampania ochmatowska należy z pewnością do jednej z lepiej zapla-

nowanych i przeprowadzonych polskich kampanii wojennych pierwszej połowy
siedemnastego wieku. Po części jest w tym zasługa samego przeciwnika. Mając

81

Ibidem, s. 44.

82

L. Podhorodecki podaje, że w pogoń poszła ,,część kozaków zaporoskich, 600 ludzi

Wiśniowieckiego, 100 Kalinowskiego, 300 Zasławskiego, 300 Łaszcza i wielu spod in-
nych znaków, wśród nich Czarniecki.”- zob. L. Podhorodecki, op.cit., s. 404. Nie podaje
natomiast źródła swych wyliczeń. Co prawda część z nich zapewne pochodzi z informacji
umieszczonych w Dyariuszu… przez Oświęcima (Łaszcz, Zaćwilichowski z częścią Ko-
zaków), natomiast pochodzenia reszty możemy się tylko domyślać!

83

S. Oświęcim, op.cit., s. 44

84

Ibidem, str 44.

85

Zob. Biblioteka PAU/PAN w Krakowie, rkps 967, s. 227-228.

86

A. Biedrzycka, op.cit. s. 658, Stanisław Koniecpolski do Władysława IV, Brody

6 III 1644.

87

Ibidem, tenże do tegoż.

88

Albrych Stanisław Radziwiłł, Pamiętnik o dziejach w Polsce tom 2 1637-1646,

wyd. A. Przyboś, R. Żelewski, Warszawa 1980, s. 387-388.

background image

O ochmatowskiej… 33

wiadomości o spodziewanym ataku nawet na kilka miesięcy przed jego rozpo-
częciem, udało się Koniecpolskiemu nie tylko zgromadzić odpowiednie do jego
odparcia naprawdę znaczne siły, ale również znaleźć się w odpowiednim miejscu
w odpowiednim czasie (co przy ruchliwości Tatarów nie było w cale takie ła-
twe!). Udało się również „zmusić” ordę do stoczenia bitwy, na czym jej przecież
wcale nie musiało zależeć (Tatarom chodziło przecież głównie o łupy!). Dużym
utrudnieniem (co oczywiste dla obu stron) były też zapewne warunki w jakich
przyszło toczyć walki. Co prawda Oświęcim nie wspomina w swym Dyariuszu…
o warunkach atmosferycznych (z wyjątkiem mgły 30 I) ale kampania została
przecież stoczona w środku zimy. Jak zawsze również i w tej kampanii można
dostrzec pewne słabsze strony: nie najlepsza dyscyplina w wojsku spowodowała
co najmniej dwa razy pewne komplikacje. W jakimś stopniu obciąża to hetma-
na wielkiego, choć fakt, że walki zakończyły się sukcesem stanowi oczywiście
swoiste ,,rozgrzeszenie”. ,,Ochmatowska potrzeba” spotkała się z wysoką oceną
współczesnych. Albrych Stanisław Radziwiłł w swoim Pamiętniku o dziejach
w Polsce
zanotował: „Tak więc z Boską pomocą dając nowy przykład dokonano
trzech rzeczy. Po pierwsze, nigdy Tatarzy nie zostali tak rozbici, chyba dopiero
w powrotnej drodze (…). Po drugie nigdy tylu ich nie zginęło i nie wzięto ich na
polu walki. Po trzecie, nigdy nasi nie ścigali ich tak daleko po polach, i co godne
podziwu jakaś wataha Tatarów, napotkawszy pochód weselny, nie tylko go nie za-
czepiła, ale owszem zdjąwszy czapki pozwoliła mu wolno odjechać, bo tak wielki
strach opanował ich serca”

89

. W podobnym tonie, choć bez swoistego wylicza-

nia „rekordów” swą ocenę sformuował uczestnik tamtych wydarzeń Stanisław
Oświęcim: „Mógł był JMP. Hetman, puściwszy nieprzyjaciela głębiej w ziemię,
gdyby był zagony rozpuścił, kosz wszystek znieść a potym i zagony pojedyn-
kiem zbierać, ale wolał servare cives i tak wiele szkód państw Rzeczypospolitej
ochronić, a in ipso limine nastąpić na karki jego i wygnać go, niżeli mairri strage
gaudere, która i tak dosyć jest wielka; za którą niech będzie Bóg pochwalon, któr
ta okazyą sustulit ono paradoxum nasze polskie, że Tatarzyna trudno bić wcho-
dzącego do Polski, chyba wychodzącego, łupem obciążonego”

90

. Ten właśnie fakt

rozbicia Tatarów właściwie u wrót Rzeczypospolitej (tzn. tego jej obszaru który
miał stać się celem najazdu ordyńców) był bez wątpienia największym sukcesem
ochmatowskiej kampanii. Hetman Stanisław Koniecpolski i Książe Jeremi Wiś-
niowiecki pokazali, że Tatarów można (a więc i trzeba!) gromić zanim przystąpią
do swej niszczycielskiej działalności. A przecież model ten można było zasto-
sować w konfl iktach z innymi sąsiadami Rzeczypospolitej w przypadku, kiedy
wcześniej wiedziano o zagrożeniu. Przykład chociażby roku 1672 pokazuje jed-
nak, że strona polska nie potrafi ła wyciągnąć odpowiednich wniosków.

89

Ibidem, s. 387-388.

90

S. Oświęcim, op.cit., s. 45.

background image
background image

Studenckie Zeszyty Historyczne
Koła Naukowego Historyków Studentów UJ – z. 9.

P

RZEMYSŁAW

Ł

UKASIK

PROPAGANDA ALIANCKA
W CZASIE I WOJNY ŚWIATOWEJ

Propaganda na masową skalę rozwinęła się jako instrument perswazji

i manipulacji.w czasie I Wojny Światowej, będącej – o czym często zapomina-
my – konfl iktem ideologicznym o niewyobrażalnych rozmiarach i wielkiej skali.
Wielka Wojna była pierwszą prawdziwie globalną wojną, którą cechował total-
ny charakter. Użycie samolotów, łodzi podwodnych, gazów trujących, czołgów
i nalotów bombowych na miasta nadało konfrontacji nowy technologiczny wy-
miar. Łączna długość okopów i umocnień na zachodnim froncie, ciągnąca się od
morza Północnego po granice Szwajcarii, liczyła około 25 tys. mil, czyli więcej
niż ziemski równik. W jednej bitwie pod Sommą latem 1916 r. zginął 1 mln lu-
dzi. Według obliczeń francuskiego historyka Blocha gdyby każde państwo miało
walczyć w I Wojnie Światowej za gotówkę, która była na świecie w tym czasie w
obiegu, to trwałaby ona jedynie przez 50 dni. Oddaje to w pełni ogrom wyzwania
jaki stanął przed rządami państw walczących, które musiały zmobilizować środki
na ponad cztery lata walki. Koszty wojny miały do 1918 r. wynosić 123 mln do-
larów dziennie, by w ostatnim r. wojny urosnąć do 224 mln

1

. Tak, o wojnie i jej

totalnym charakterze pisał jeden z jej uczestników, porucznik armii niemieckiej
Ernst Junger: „Walka przybierała potworne rozmiary, w obliczu których ginął po-
jedynczy los. Ogrom i śmiertelna samotność przestrzeni, daleki zasięg stalowych
maszyn i przesunięcie wszystkich działań na nocną porę nakładały na zdarzenia
tajemniczą tytaniczną maskę. Rzucano się w śmierć, nie widząc się wcale; ciało
przeszywały kule nie wiadomo skąd. Rozstrzygnięcie padało w wyniku działań
rachunkowych: zwycięstwo w kieszeni miał ten, kto większą ilością pocisków
potrafi ł zasypać określoną liczbę metrów kwadratowych powierzchni. Bitwa stała
się brutalną konfrontacją mas, krwawymi zapasami produkcji i materiału”

2

.

Podłoże ideologiczne propagandy anglosaskiej

„Wielka Wojna Światowa” zmobilizowała społeczeństwa po obu stro-

nach barykady. Szczególnie ważna rola do odegrania, w towarzyszącej działa-

1

J. L. Stokesbury, A short History of the I World War, New York 1981, s. 223.

2

E. Junger, Sturm, tłum. Ł. Musiał, Toruń 2006, s. 12-13.

background image

36 P

RZEMYSŁAW

Ł

UKASIK

niom militarnym konfrontacji ideologicznej, przypadła elitom intelektualnym.
Wykładowcy akademiccy, politycy, historycy i artyści dla poparcia swych racji
sięgali po środki manipulacji i perswazji. W poszukiwaniu argumentów potwier-
dzających słuszność swej sprawy odwoływano się do tworzonych na tą potrzebę
konstrukcji teoretycznych. Starano się przy tym sięgać poza proste uzasadnie-
nia natury polityczno-ekonomicznej czerpiąc z fi lozofi i i religii. Walczące strony
pragnęły przy tym wykazać wyższość swych, mających moralny charakter, altru-
istycznych celów wojennych, nad ograniczonymi tylko do terytorialnego zaboru
apetytami swych wrogów.

Dla Wielkiej Brytanii wojna była starciem pomiędzy demokracją,

a brutalnym militaryzmem. Była walką w obronie wolności jednostki przed su-
premacją państwa. Brytyjscy propagandziści sięgnęli po dzieła niemieckich uczo-
nych: fi lozofów, pisarzy, historyków. Wkrótce ogłoszono, że Fryderyk Nietzsche,
Henryk Treitschke i Fryderyk von Bernhardi to „trójca”, której książki wywoła-
ły wojnę

3

. Nietzschemu zarzucano, że tworząc ideę „nadczłowieka” postulował

działanie, heroizm, wielkie i niebezpieczne czyny oraz gotowość do poświęceń,
czyli wartości, które miały się zrealizować w postawie żołnierza niemieckiego
ruszającego w sierpniu 1914 r. na podbój świata. Historyk Henryk Tritschke
– apologeta państwa jako najwyższej formy organizacji społeczeństw – głosił
absolutną suwerenność jej działań. Jego szkodliwemu wpływowi przypisywano
brak szacunku Niemiec dla norm prawa międzynarodowego i złamanie, zagwa-
rantowanej traktatem, neutralności Belgii. Z kolei słowa Bernhardiego o wojnie
jako sile niszczącej, a jednocześnie przyczyniającej się do rozwoju i postępu,
miały być uzasadnieniem euforii Niemiec przystępujących do wojny.

Tezą, którą propaganda angielska atakowała przez całą okres wojny, był

„dogmat” o wyższości kultury niemieckiej. Angielska propaganda pytała reto-
rycznie: „Czy świat cofa się do czasów pogaństwa dla ideałów?”

4

. Okrucieństwa

niemieckie w Belgii były, zdaniem ideologów alianckiej propagandy, nawiąza-
niem do teutońskiego lub skandynawskiego pogaństwa, które odrzucono przyj-
mując chrześcijaństwo. Sugerowano, że Kaiser chce ogłośić „teutońskim Jahwe”
Thora lub Odyna jako wojownika i najwyższego kapłana religii przodków. Po
zniszczeniu przez Niemców katedry w Rheims cytowano w prasie angielskiej
i francuskiej fragment „Historii Religii i Filozofi i w Niemczech” autorstwa Hen-
ryka Heinego. Heine twierdził, że chrześcijaństwo mogło jedynie złagodzić, ale
nie zniszczyć brutalną niemiecką radość walki. Słowa pisarza miały być prorocze,
kiedy zapowiadał: „Thor w końcu powstanie i swoim ogromnym młotem rozbije
na kawałki gotyckie katedry”

5

. Powołując się na przytoczony tekst, wielokrot-

nie publikowany w prasie angielskiej, propaganda aliancka kreowała Niemcy na
apostatę wyrzekającego się swej wiary. Niemcy, pisano, wyrzekłszy się chrześ-
cijaństwa i zwróciwszy się ku atawistycznemu pogaństwu odrzucili to, na czym
oparta jest cywilizacja europejska. Brytyjczycy stanowczo oddzielali koncepcje

3

G. Moore, The Super Hun and the Super State: Allied Propaganda and German Phi-

losophy During First World War, “German Life and Letters”, vol. 54, n. 3, Oxford 2001,
s. 311.

4

Ibidem, s. 317.

5

G. Moore, op.cit., s. 319.

background image

Propaganda aliancka w czasie I wojny światowej 37

Darwina od teorii „nadczłowieka”. „Walka o przetrwanie w naturze” prowadząca
w Niemczech do utrwalenia się militaryzmu była ich zdaniem efektem złej inter-
pretacji dzieła Darwina. Darwinizm „made in Germany” ignorował, że ewolucja
doskonali również rozsądek i moralność, które wynoszą człowieka ponad wal-
kę. W opozycji do wypierających się chrześcijańskich wartości barbarzyńskich
Niemców ideałem propagandy anglosaskiej był muscular christian (muskularny
chrześcijanin)

6

potrafi ący bronić takich wartości cywilizacji jak wolność i de-

mokracja. Harmonijny rozwój fi zyczny, umysłowy i moralny stał się głównym
celem edukacji postulowanym nie tylko przez elity społeczeństw świata anglo-
saskiego przełomu XIX i XX wieku. Wynikało to z przekonania o szkodliwych
efektach urbanizacji, industrializacji i feminizacji społeczeństw. Słabi fi zycznie
i na duchu, zwłaszcza przedstawiciele średnich i niższych warstw społecznych,
mieli przez sport odzyskać to, co zatracili w przeludnionych miastach – naturalny
instynkt. Dlatego często w propagandzie przedstawiano wojnę jako swoisty „pik-
nik”, sportową rywalizację, grę, w której młodzieńcy będą mogli sprawdzić swoje
zdolności, hart ducha i odwagę, a za udział w której nagrodą będzie laur zwycię-
stwa. „Muskularny chrześcijanin” zna również znaczenie ofi ary z własnego życia
w imię słusznej sprawy dlatego ginie bez żalu i trwogi. Dowodem na to są słowa
jakimi prasa kanadyjska podsumowała informację o śmierci sześciu tysięcy żoł-
nierzy kanadyjskich w bitwie pod Ypres: „przez łzy wznosimy dziękczynienie
naszemu Bogu, że pozwolił tym chłopcom uczynić tak wspaniałą ofi arę”

7

.

Niemiecki plan wojny ofensywnej zakładający konieczność naruszenia

neutralności małej Belgii spowodował utrwalenie podsycanego przez aliancką
propagandę wizerunku „germańskiego agresora”. Prasa amerykańska zatem,
w ślad za angielską, będzie opisywała przez cały okres wojny zniszczenia i zbrod-
nie dokonane przez najeźdźców. Naruszeniem neutralności Belgii byli szczegól-
nie oburzeni Amerykanie, którzy z uwagą śledzili losy króla Alberta i jego naro-
du. Makabryczne opowieści o wydłubywani oczu rannych niemieckich żołnierzy
oraz obcinaniu dłoni belgijskich kobiet, o co wzajemnie oskarżały się walczące
strony, wzbudzały zrozumiałe zainteresowanie

8

. Kwestia pogwałcenia neutralno-

ści belgijskiej i okrucieństw dokonanych przez Niemców na cywilach stała się
zresztą jedną z pierwszych batalii propagandowych, które stoczyły między sobą
państwa centralne i Alianci chcąc w ten sposób uzyskać poparcie dla swej sprawy
krajów niezaangażowanych w konfl ikt.

Angielska karykatura polityczna przedstawiła wydarzenia z sierpnia

1914 r. w następujący sposób: „Hun zgwałcił belgijską dziewicę”

9

. Nazwanie

przez niemieckich dowódców traktatu z 1839 r. gwarantującego Belgii nienaru-

6

J. A. Keshen, Propaganda and Censorship during Canada’s World War, Edmonton

1996, s. 128.

7

J. A. Keshen, All the news that was fi t to print, Ernest J. Chambers and Information

Control In Canada 1914-1919, ,,Canadian Historical Review”, vol. 73, n. 3, Toronto 1992,
s. 330.

8

G. Moore, op.cit., s. 223.

9

www.fi rstworldwar.com/posters/index.htm, odczyt: 15 I 2007.

background image

38 P

RZEMYSŁAW

Ł

UKASIK

szalność terytorialną „skrawkiem papieru” miało, w interpretacji Brytyjczyków,
być dowodem ich braku szacunku dla prawa międzynarodowego, a tym samym
barbarzyństwa. Natomiast postawę Wielkiej Brytanii, która przystąpiła do woj-
ny w imię obrony niepodległości małego państewka przed niemieckim zaborem,
tłumaczyły wysoce moralnie motywy. Ponadto kwestia Belgii odwracała uwagę
Anglików od klęski jaką odniosły połączone siły francusko-brytyjskie w końcu
sierpnia we Flandrii, czego następstwem było zbliżenie się Niemców do Paryża
oraz pierwsza bitwa nad Marną

10

. Porażka ta była dotkliwa również ze wzglę-

du na ideowy wydźwięk. Wcześniej bowiem propaganda niemiecka zapowiada-
ła, że armię niemiecką w Belgii czeka drugie Waterloo, w której to bitwie rolę
Napoleona miał odegrać Wilhelm II. „Okrucieństwa niemieckie” wobec belgij-
skiej ludności cywilnej stały się również znakomitym narzędziem manipulacji
i perswazji. Armia niemiecka maszerująca przez Belgię była odpowiedzialna za
śmierć 16,5 tysiąca cywilów i spalenie około 20 tysięcy budynków

11

. Bulwersu-

jącymi procederami było częste wykorzystywanie cywilów jako „żywych tarcz”
osłaniających nacierającą piechotę czy też rozstrzeliwanie księży katolickich
oskarżanych o rzekome podżeganie do walki. Rewelacje te zostały potwierdzone
poprzez między innymi analizę dzienników i wspomnień znalezionych przy cia-
łach martwych żołnierzy i jeńców niemieckich wziętych do niewoli po bitwie nad
Marną we wrześniu 1914 r.

12

. Niemcy uzasadniali drastyczność użytych przez

siebie środków postawą ludności cywilnej tzw. francs-tireurs, która z ukrycia
miała strzelać do żołnierzy, przez co utrudniała marsz postępującej naprzód ar-
mii. Jednak opowieści o czystkach przeprowadzanych przez Niemców przybrały
w pewnym momencie tak nieprawdopodobne kształty, że nawet rząd francuski
nakazał zaprzestać rozsiewania makabrycznych plotek, by nie wywołać tym pa-
niki. Brytyjczycy starali się jednak grać belgijską kartą jak najdłużej wiedząc, że
w ten sposób zyskają poparcie u Amerykanów. W tym celu powołano „niezależ-
ną” komisję mającą zająć się zbadaniem „okrucieństw niemieckich” w Belgii. Na
jej czele stanął były angielski ambasador w Waszyngtonie, dobrze znany amery-
kańskim elitom polityczno-gospodarczym, James Bryce. Jednak rozwodzenie się
nad barwnymi opisami naocznych świadków zdarzeń zdyskredytowało raport.
Dokument pełny jest historii, w których pijani niemieccy żołnierze nadziewają
przechodzącego chłopca na bagnet. Najbardziej krwawe sceny z raportu Bryce’a
zostały zobrazowane przez holenderskiego rysownika pracującego dla Amster-
dam Telegraf,
znanego ze swej antyniemieckiej postawy, Louisa Raemaekersa.
Rysunki, które napiętnowały rządy Niemców w Belgii przedstawiały ich jako
barbarzyńców, a samego Kaisera jako sojusznika szatana. Raemaekers został
zmuszony do opuszczenia Holandii, której to i tak krucha neutralność została

10

J. Joffre, The Battle of the Frontiers and the Retreat to the Marne, Aug-Sep 1914, [w:]

Source Records of the Great War, red. Ch. F. Horne, vol. II, London 1923, [na:]
www.fi rstworldwar.com/source/joffredespatch_aug1914.htm, odczyt: 12 I 2007.

11

J. Horne, German Atrocities, »1914: Fact, Fantasy or Fabrication?«, “History To-

day”, vol. 52, n. 3, London 2002, s. 47-52.

12

J. Horne, A. Kramer, German »Atrocities« and Franco-German Opinion, 1914: The

Evidence of German Soldiers’ Diaries, “Journal of Modern History”, vol. 66, n. 3, Chicago
1994, s. 1-33.

background image

Propaganda aliancka w czasie I wojny światowej 39

nadwątlona przez działalność rysownika. Prace Holendra zostały opublikowane
w londyńskim The Times, a następnie były wystawiane w całej Anglii i Francji.

Wbrew hasłom propagandy brytyjskiej, Niemcy nie dążyły do świado-

mego wygłodzenia Belgów. Niedługo po inwazji niemieckiej powołano Komisję
Pomocy dla Belgii, której przewodził późniejszy prezydent Stanów Zjednoczo-
nych Herbert Hoover. Francuzi i Anglicy wyrazili zgodę, by zawiesić blokadę eko-
nomiczną i dopuścić neutralne statki wiozące zapasy żywnościowe dla głodującej
Belgii. Powstały 4 punkty dystrybucji żywności, łącznie z oddziałem w Brukseli.
Komisja, aby dostarczyć 7 milionowemu narodowi rację żywnościową równą 1/3
dziennej porcji żołnierza, musiała na to miesięcznie przeznaczyć 25 milionów
franków

13

. Było więc to niezbędne minimum. Wobec pojawiających się z czasem

dalszych problemów z jedzeniem, niemieckie dowództwo zadecydowało nawet,
że zapasy żywnościowe nie będą z Belgii eksportowane w głąb Niemiec. Jednak
stworzony przez propagandzistów wizerunek Niemiec jako najeźdźcy i Wielkiej
Brytanii jako obrońcy „małych narodów” dominował do końca wojny.

Home Front – propaganda wewnętrzna

W pierwszych dniach sierpnia 1914 r. Anglicy przecięli, łączący Europę

z Ameryką, kabel telegrafi czny stając się monopolistami w przekazywaniu infor-
macji o wojnie. Tłumacząc się koniecznością ochrony informacji o strategicz-
nym znaczeniu powoływali się na przypadek z okresu wojny burskiej, kiedy to za
sprawą telegrafu i dziennikarzy holenderskich Burowie mogli dowiedzieć się o
ruchach wojsk angielskich z gazet

14

. Częściową słuszność tych przypuszczeń po-

twierdza chociażby sytuacja z Dominium Kanady z października 1914 r. Dzien-
nikarze chcąc zaspokoić ciekawość społeczeństwa pragnącego czytać o swoich
dzielnych chłopcach, poinformowali nawet o liczbie koni znajdujących się na
statkach mających wypłynąć do Europy. Panowanie nad kablem miało jednak
przede wszystkim za zadanie zablokować niewygodne dla Entanty informacje.
Anglicy odmawiali wysłania do USA ofi cjalnych oświadczeń rządu niemieckiego
oraz informacji, nastawionego antybrytyjsko, amerykańskiego koncernu praso-
wego Hearsta. Kabla nie udostępniono nawet Stolicy Apostolskiej, która chciała
przekazać za ocean apel papieża Benedykta XV do chrześcijan o modlitwę o po-
kój na świecie

15

.

Dopiero w marcu 1915 r. Alianci zezwolili na pojawienie się na froncie kore-
spondentów wojennych. Przy czym ich obecność została poddana rozmaitym re-
strykcjom. Reporterzy, pod karą pozbawienia wolności, nie mogli zbliżać się do
frontu na odległość dwudziestu mil. Towarzyszyli im zawsze ofi cerowie, którzy
mieli za zadanie omijać „wrażliwe” miejsca. Tekst przed wysłaniem do gazety
był sprawdzany. Weryfi kowano czy nie zawiera on ważnych informacji o loka-

13

D. Manichetti, German Policy In Occupied Belgium 1914-1918, vol. 39, “Essays in

History”, Charlottesville 1997.

14

J. A. Keshen, All the news…, s. 317-342.

15

www.greatwardifferent.com/Great_War/American_Magazines/American_Magazines_00.htm,

odczyt: 12 I 2007.

background image

40 P

RZEMYSŁAW

Ł

UKASIK

lizacji, liczebności i sile wojsk. Oceniano również czy nie zawiera słów krytyki
na temat operacji

16

. W efekcie do Kanady i USA docierały informacje „popra-

wione” przez polityków i wojskowych. I tak w trakcie bitwy pod Sommą latem
1916 r., gdy straty alianckie nie spadały poniżej 50% stanu osobowego jednostek,
w ofi cjalnych doniesieniach dominował optymizm. Prasa angielska informowała
tylko o klęskach Niemców, którzy „ginęli prosząc o śmierć”

17

. Z czasem wobec

przewagi niemieckiej propagandy zezwolono na użycie fi lmu i fotografi i dla po-
kazania wojny. Niezależnie od tego jaki środek wyrazu stosowano starano się
zachować wyobrażenie wojny jako „czystej gry”. Dominowały obrazy takie jak:
maszerujący żołnierze, żołnierze przy zdobytej broni wroga, nacierające czołgi,
zniszczone miasta i wioski. Eksponowane były przy tym ruiny kościołów. Stwo-
rzono swoisty mit „suchych okopów”, wojny jako wielkiej męskiej przygody.
Filmów i zdjęć przedstawiających zabitych nie publikowano, aby nie odstraszyć
ochotników. Szlachetne i wysokie moralnie cele wojny nie korespondowały bo-
wiem ze smutnym obrazem pokiereszowanych ciał. Propagandę uzupełniano
o blokadę informacji płynących z frontu, które mogłyby osłabić wysiłek wojenny
lub podkopać morale społeczeństwa.

Front Abroad – propaganda zewnętrzna

Stany Zjednoczone były krajem, o którego poparcie walczyły obie stro-

ny toczącej się wojny w Europie. Jednak w starciu propagandowym na terenie
USA większe możliwości posiadała Wielka Brytania. Nie wynikało to jedynie ze
wspólnoty tożsamości kulturowej, politycznej i historycznej obu państw. Równie
ważne było posiadanie przez Brytyjczyków zdolności do kontroli przepływu in-
formacji o wojnie

18

. W początkach sierpnia 1914 r. angielskie statki przecięły nie-

mieckie transatlantyckie kable łączące z Ameryką

19

. W ten sposób amerykańska

prasa była prawie w całości zależna od brytyjskich źródeł informacji dotyczących
wojny. Anglicy starali się, aby obraz wojny przekazywany przez amerykańskich
korespondentów prasowych pracujących w Londynie był angielskim punktem
widzenia. Przykładem tego jest chociażby sposób przedstawiania niemieckiej
armii. Pruski żołnierz zostaje przedstawiony już w pierwszych dniach konfl ik-
tu, kiedy to odnosi największe sukcesy, jako pozbawiony zdolności bojowych

20

.

Niejednokrotnie miały miejsce incydenty, kiedy to amerykańscy korespondenci
skarżyli się, ze ich artykuły cenzurowane są przez Brytyjczyków

21

. „Po wybu-

16

J. A. Keshen, Propaganda and…, s. 132.

17

J. A. Keshen, All the news…, s. 322.

18

K. J. Calder, Britain and the Origins of the New Europe 1914-1918, London-New

York-Melbourne 1976, s. 67.

19

B. Tuchman, Telegram Zimmermanna, tłum. M. i J. Michdejowie, Warszawa 1988,

s. 23.

20

M. Donohoe, General Attack Expected. Huge Force of Germans is Moving Northwest

Toward Brussels, ”The New York Times”, 15 VII 1914, s. 1; German Army Hurled Against
Allied Force For Decisive Confl ict
, ”The Washington Post”, 15 VII 1914, s. 1.

21

H. Wilson, The Great War, vol. III, London 1999, s. 64.

background image

Propaganda aliancka w czasie I wojny światowej 41

chu wojny amerykańska prasa stanęła przed problemem, z którym wcześniej się
nie zetknęła”

22

– pisał już po jej zakończeniu znany publicysta i pisarz Walter

Lippmann. Było to efektem angielskiego monopolu informacyjnego. Zdecydo-
wana większość amerykańskich przedstawicieli prasowych, którzy relacjonowali
przebieg działań na frontach, na swoje siedziby w Europie wybrały Londyn,
a w mniejszym stopniu Paryż. Amerykańskim dziennikarzom łatwiej bowiem
było czytać relacje prasowe po angielsku, niż po francusku czy niemiecku. Na
sytuację tą nakładały się dodatkowo, opisane już wcześniej, utrudnienia związane
z dostępem reporterów do frontu. Ważna również była tutaj kwestia wysokich
kosztów utrzymania sprawozdawców prasowych. Nie oznacza to, że amerykań-
scy korespondenci nie docierali do frontu. Generalnie jednak amerykańska prasa
opierała swoje informacje o wojnie z ofi cjalnych ocenzurowanych doniesień ko-
respondentów angielskich i francuskich. Tym samym opinia publiczna za ocea-
nem otrzymywała wiadomości, w których dominował aliancki punkt widzenia.
Wyjątek pod tym względem stanowiły gazety należące do amerykańskiego kon-
cernu prasowego, którego szefem był Wiliam Randolph Hearst. Był on zaciekłym
anglofobem, który w imperium brytyjskim widział zagrożenie dla Ameryki oraz
całego świata. Uważał, że Amerykanie winni zbudować silną fl otę nie tyle w oba-
wie przed Niemcami, jak sugerował probrytyjski establishment Nowej Anglii, co
w strachu przed Anglikami. Dziennikarze koncernu Hearsta docierali do Niemiec
i Austrii starając się ukazać punkt widzenia państw centralnych na temat wojny.
Czternaście tytułów prasy Hearsta, ukazujących się również w Kanadzie, było
cenzurowanych. Hearst, po przystąpieniu USA do wojny w kwietniu 1917 r. zy-
skał miano „wroga publicznego numer jeden”.

W Londynie powołano specjalne ministerstwo do spraw propagandy

w państwach neutralnych. Odpowiedzialnym za jej komórkę w Stanach Zjedno-
czonych Anglicy uczynili kanadyjskiego pisarza Gilberta Parkera

23

. Kanadyjczyk

dobrze znający realia amerykańskiej kultury politycznej mógł bowiem doskonale
wykorzystać swe osobiste kontakty, by w delikatny sposób wpływać na opinię
publiczną w USA. Parker stworzył listę 200 tysięcy nazwisk najbardziej wpływo-
wych ludzi w Ameryce: polityków, dziennikarzy, naukowców itd., którym wysła-
no artykuły, pamfl ety oraz przemówienia dotyczące wojny. Prezentując anglosaski
punkt widzenia teksty te miały zdobyć ich sympatię i jednocześnie uczynić z nich
samych instrumenty propagujące wśród szerokich kręgów społecznych postawy
proalianckie. Podobne materiały dostarczano do amerykańskich gazet i bibliotek.
Szczególnym wzięciem cieszyły się relacje o brutalnych czynach barbarzyńskich
Hunów, które zapewne znacznie podnosiły czytelność prasy. Z mrożącymi krew
w żyłach szczegółami opisywały niedolę narodu belgijskiego, którego neutral-
ność została pogwałcona, a lud wystawiono na widomo śmierci głodowej

24

.

Propaganda ta w dużym stopniu trafi ała do obywateli amerykańskich po-

przez obraz heroicznego boju króla Belgów Alberta oraz jego żołnierzy o zacho-

22

W. Lippmann, Public Opinion, New York-London 1965, s. 27.

23

K. J. Calder, op.cit., s. 67.

24

Germans were Ready to Seize Relief Supplies, “The Washington Post’’, 29 X 1914, s. 5.

background image

42 P

RZEMYSŁAW

Ł

UKASIK

wanie neutralności

25

. Dla zwolenników gotowości militarnej tragedia Belgii była

najlepszym przykładem na to, co stanie się z USA gdy nie będzie w stanie obro-
nić swej neutralności. Brytyjczycy byli oburzeni na Niemców, którzy nazwali
neutralność Belgii „świstkiem papieru”, a sami nazywali ogłoszoną przez Niem-
ców strefę wojenną wokół Wysp Brytyjskich „papierową blokadą”

26

. Ententa

broniąca integralności państwa Alberta Koburskiego sama naruszała neutralność
chociażby Grecji. Wojska francusko-angielskie wkroczyły tutaj jesienią 1915 r.,
by dokonując zamachu stanu zmusić do abdykacji pragnącego neutralności kró-
la Konstantyna i powołać proaliancki rząd Venizelosa

27

. Naruszenie neutralności

Belgii oraz uciskanie grup etnicznych zamieszkujących państwa Hohenzollernów
i Habsburgów były stałym elementem propagandy angielskiej w USA przez cały
okres wojny. Eseje takie jak: The sumerged Nationalitis of the German Empire
lub The Serbians of Austria

28

starano się jak najszerzej rozpowszechnić wśród

kształtujących amerykańską opinie publiczną. W ten sposób efektem ubocznym
próby uzyskania poparcia społeczeństwa Stanów Zjednoczonych było rozpo-
wszechnienie idei samostanowienia narodu, która tak wielką rolę będzie odgry-
wać w wilsonowskim 14-punktowym orędziu.

Warto również, dla porównania, zwrócić uwagę na propagandę

państw centralnych w Ameryce. Trzeba powiedzieć, że ze względu na przed-
stawione powyżej okoliczności państwa te nie dysponowały tak szerokim wa-
chlarzem możliwości kształtowania amerykańskiej opinii jak państwa Entan-
ty. Według spisu z 1910 r. Amerykanie pochodzenia niemieckiego stanowili
ponad 8 milionową społeczność, z czego 2,5 mln było urodzonych w Niem-
czech, a 4 mln było pierwszym pokoleniem urodzonym w Ameryce

29

. Według

propagandy anglosaskiej Niemcy stanowili wpływowe politycznie lobby. Po-
wstała w 1901 r. w Filadelfi i największa, bo zrzeszająca już w momencie
założenia 2 mln członków, organizacja grupująca Amerykanów niemieckiego
pochodzenia National German American Alliance miała służyć podtrzymy-
waniu tożsamości i kultury narodowej. Silna i nie dająca się konformizujące-
mu wpływowi dominującej anglosaskiej kultury społeczność niemiecka była
często solą w oku amerykańskich natywistów. W Ameryce generalnie jednak
doceniano wartość jaką kultura niemiecka w osobach Goethego czy Beetho-
vena wniosła do skarbca cywilizacji Zachodu. Ceniono również osiągnięcia
naukowe oraz myśl technologiczną. Wśród samych Amerykanów dominował
obraz Niemców jako pracowitych, schludnych i odznaczających się wysokimi

25

M. Donohoe, General Attack Expected. Huge Force of Germans is Moving Northwest

Toward Brussels, “The New York Times”, 15 VII 1914, s. 1.

26

Blunt Statement That No Vessel Will Be Safe After That Date, “The New York Times’’,

5 II 1915, s. 1.

27

T. Aronson, Zwaśnieni monarchowie. Tryumf i tragedia europejskich monarchii

w latach 1910-1918, tłum. A. Glondys, Kraków 1998, s. 140.

28

K. J. Calder, op.cit., s. 67.

29

H. Gatzke, Germany and the United States. »A special Relationship?«, Cambridge-

Massachusetts-London 1980, s. 58.

background image

Propaganda aliancka w czasie I wojny światowej 43

umiejętnościami zawodowymi

30

. Po wybuchu wojny Niemcy wysłali do Amery-

ki Bernharda Dernburga z misją utworzenia niemieckiej agendy informacyjnej

31

.

Jej siedzibą został Nowy Jork, a głównym organem prasowym „New York Eve-
ning Post”. Niemcy celowo wybrali wschodnie wybrzeże, by móc oddziaływać
na zamieszkującą Nową Anglię elitę przemysłowo-fi nansową oraz wydawane
tutaj, mające renomę najbardziej opiniotwórczych, dzienniki. Głównymi adresa-
tami niemieckiej propagandy mieli być amerykańscy Niemcy, Irlandczycy oraz
Żydzi, na których liczono jako rusofobów. W samych Stanach było w momen-
cie wybuchu wojny 537 niemieckojęzycznych gazet z czego 53 to dzienniki

32

.

Starały się one neutralizować proaliancki charakter większości amerykańskiej
prasy. Jednak efekty tych działań propagandowych były mierne, zwłaszcza po
zatopieniu „Lusitanii”. Amerykanie niemieckiego pochodzenia czuli się moc-
no związanie ze swoją nową ojczyzną, co sprawiało, ze byli w małym stopniu
podatni na propagandę Denburgha. Przyczyną niepowodzenia było również to,
że nie mogli oni działać w ukryciu jak ich brytyjscy konkurenci. Na początku
Niemcy chcieli wykorzystać National German American Alliance, by środkami
wyłącznie politycznymi skłonić Amerykę do zachowania pełnej neutralności po-
przez nałożenie embarga na handel bronią z Aliantami

33

. Wysiłki jakie podjęli

amerykańscy Niemcy na przełomie 1914 i 1915 r. mające na celu ratyfi kowanie
przez Kongres stosownej ustawy nie powiodły się. Amerykańska broń trafi ała na
zachodni front, by służyć do rzezi „naszych współrodaków”- pisał redagowany
przez amerykańskich Niemców „Vaterland”

34

. Dlatego Niemcy odwołali się do

mniej politycznych środków jak: ataki bombowe na zakłady produkujące broń
i statki je transportujące, zamachy na amerykańskich przemysłowców, czy or-
ganizowanie strajków w zakładach zbrojeniowych. Sama jednak skala zjawiska
oraz rozmiar szkód wyrządzonych przez sabotażystów i agentów przybierały
w propagandzie anglosaskiej olbrzymie rozmiary. Ponadto angielscy agenci dzia-
łający na terytorium Stanów Zjednoczonych korzystając z usług współpracują-
cych z nimi amerykańskich Czechów starali się rozbijać i demaskować wszelkie
działania niemieckich łamistrajków i sabotażystów. W skutek czego ich działal-
ność nie mogła zostać ukryta przed światłem dziennym

35

. Prezydent Wilson wy-

korzystał informacje o tej działalności i zmusił do usunięcia z USA odpowiedzial-
nych przedstawicieli dyplomatycznych państw centralnych w grudniu 1915 r.

30

Ch. Beard, M. Beard, Rozwój cywilizacji amerykańskiej. Era przemysłowa, t. II, tłum.

S. Garczyński, Warszawa 1961, s. 479.

31

Ibidem, s. 63.

32

H. Gatzke, op.cit., s. 59.

33

K. J. Calder, op.cit., s. 61.

34

H. Gatzke, op.cit, s. 63.

35

L. Brune, Chronical history of the United States Foreign Relations V. I 1607-1932,

New York-London 2003, s. 380.

background image

44 P

RZEMYSŁAW

Ł

UKASIK

Rola Literatury i Filmu w propagandzie

Film został zaangażowany w propagandzie bardzo szybko. Już w 1914 r.

powstały min obrazy: England Calls, a w Niemczech Das Vaterland ruft. Od-
woływano się w nich do prostych emocji. Wróg był przedstawiany jako niewy-
obrażalna bestia, która popełnia najgorsze zbrodnie (najczęściej były to gwałty
i dzieciobójstwa). W angielskim fi lmie z 1915 r. pod tytułem Outrage Niemiec
zostaje zabity przez Francuza, którego matka została zgwałcona w czasie wojny
w 1870 r.. Sposobem mobilizacji społeczeństwa było również budowanie poczu-
cia zagrożenia. W fi lmie OHMS niemieccy szpiedzy w przebraniu dżentelme-
nów chcą wysadzić pociąg z żołnierzami jadącymi na front. W początkowym
okresie dominowały fi lmy będące portretami wielkich bohaterów narodowych:
Artura Wellingtona czy Waltera Raleigh. Pozwalały one z jednej strony zdeza-
wuować postawę pacyfi stów, z drugiej były jedyną alternatywą wobec zakazu
dowództwa zabraniającego dostępu do frontu. Z czasem jednak wobec przedłu-
żania się konfl iktu, który przybrał formę pozycyjnej wojny na wyczerpanie oraz
ofensywy propagandowej Niemiec, zmieniono podejście. Zaczęto robić fi lmy do-
kumentalne: The Battle of Somma, The Battle of St. Quentin, The Battle of Anire,
The Battle of Arras

36

. The Battle of the Somme została nakręcona i pokazywana

w 1916 r., kiedy walki jeszcze trwały. Niemy fi lm z napisami, trwający niewiele
ponad godzinę, nakręcony został w trakcie bombardowania niemieckich dział,
w zasięgu których znalazła się ekipa fi lmowa. Przed projekcją fi lmu, minister
wojny – David Lloyd George – przemówił do wybranej publiczności dyplo-
matów, dziennikarzy i ofi cerów. „Jestem przekonany, że każdy kto zobaczy ten
wspaniały obraz będzie sercem z naszą sprawą. Zobaczcie ten obraz, który jest
sam w sobie epicką opowieścią o samopoświęceniu i męstwie, docierającym do
wszystkich. Heroldem czynów naszych dzielnych chłopców do końca świata. To
jest wasz obowiązek”

37

. Wymieniony fi lm uważany jest za najlepszy z obrazów

ukazujących realia wojny. Po dzień dzisiejszy jest jednym z najpopularniejszych
fi lmów kina brytyjskiego.

Literaturę angielską okresu I wojny światowej dzieli się na dwa okresy.

Za cezurę oddzielającą jeden od drugiego uznaje się bitwę pod Sommą w lecie
1916 r., która przyniosła śmierć blisko miliona ludzi. Literatura pierwszego okre-
su określana jest jako retoryczna, abstrakcyjna i mobilizacyjna. O okrucieństwach
wojny nie pisano wprost. Eksponowano raczej tylko to, co w niej godne i szlachet-
ne. Brak opisów aktualnych przeżyć frontowych. W zamian autorzy odwołują się
do honoru, bohaterstwa i chwały. Wynika to zapewnie z entuzjazmu pierwszych
miesięcy wojny i młodzieńczej radości płynącej z możliwości przeżycia wspa-
niałej przygody. „Zwycięstwo koronuje sprawiedliwych”- śpiewali pewni siebie
żołnierze ruszający na front. Wojna przyniosła ze sobą postać bohatera, którym
był żołnierz-poeta. Wzorcami osobowymi tego typu byli między innymi: Rupert
Brook i Julian Grenfell. Byli oni uosobieniem bohaterów, których potrzebowa-
ła Anglia: młodzi, odważni, całkowicie oddani sprawie, za którą potrafi ą złożyć

36

P. Shipman, The Story of Cinema, New York 1984, s. 318.

37

www.indb.com, odczyt: 15 I 2007.

background image

Propaganda aliancka w czasie I wojny światowej 45

najwyższą ofi arę swojego życia. Anglii potrzebni byli ludzie, którzy z młodzień-
czą zadziornością deklarowali, że „wojna to wielki piknik”, jak mawiał walczący
w kawalerii Grenfell. Potrzebny był zapał Brooka, który w swych utworach de-
zawuował pacyfi zm pisząc:

„I on jest martwym, kto nie będzie walczył
I ten kto ginie walcząc wzrasta”

38

.

Wiersze obu drukowano w londyńskim The Times. W gazetach angielskich po-
jawił się również po śmierci Ruperta Brooka nekrolog, którego autorem był sam
Lord Admiralicji Winston Churchill. W epitafi um pisał o „poecie-żołnierzu prze-
mawiającym całą prostą mocą geniuszu”. „Myśli, które wyraził w swych niepo-
równanych sonetach wojennych, które zostawił po sobie będą podzielane przez
tysiące młodzieńców poruszających się naprzód w tej najcięższej, najokrutniej-
szej i najmniej nagradzanej z wojen, które człowiek toczył”

39

. Tomiki poezji au-

torstwa Brooka i Grenfella kierowane były oczywiście do elit angielskiego spo-
łeczeństwa.

Oprócz liryki obraz wojny został również zaprezentowany w powieści

wojennej. W Kanadzie napisano ponad tysiąc książek opisujących doświadcze-
nia wojenne tamtych żołnierzy. Zaspokajały one ciekawość społeczeństwa, które
za wyjątkiem ofi cjalnych doniesień prasowych posiadało dość skąpe informacje
o toczącej się walce. Zwykle opisywały one zdarzenia w stylu podobnym do
przedwojennych opowieści przygodowych. Zazwyczaj autorzy tych książek
nie mieli większego pojęcia o realiach wojennych czerpiąc swoją wiedzę prze-
siąkniętych propagandą gazet i plotek. Popularną była powieść Memory of the
Canadian In khaki
, która popularyzowała postawę poświęcenia życia w obronie
towarzyszy broni

40

. The Glory of the trenches mówiła o „szlachectwie”, które

obywatel-patriota może osiągnąć walcząc w okopach. Najlepszą rzeczą dla męż-
czyzny jest mieć swój udział w wojnie, „być jej częścią”. Winged Warfare traktuje
o bohaterskich czynach w podniebnej walce. Literatura ta miała również za zada-
nie wywoływanie i rozpalanie nienawiści. W książce Captured przedstawione są
losy jeńców alianckich w niewoli jenieckiej. Są oni wykorzystywani jako króliki
doświadczalne, na których wykonuje się mrożące krew w żyłach eksperymenty
naukowe.

Zakończenie

Siła propagandy alianckiej opierała się w dużej mierze na jej respon-

sywności. Niemiecka doktryna wojenna zmuszająca do naruszenia integralno-
ści terytorialnej Belgii pozostawiła na kaiserowskich Niemczech piętno agreso-
ra. Anglicy z kolei przez cały okres wojny nie formułowali ofi cjalnie własnych

38

J. Wiśniewski, Mars and the Muse: Attitudes to War and Peace In XX century English

Literature, Warszawa 1990, s. 36.

39

W. Churchill, Obituary of the Rupert Brook, ,,The Times”, 24 IV 1915, s. 1.

40

J. A. Keshen, Propaganda and…, s. 28.

background image

46 P

RZEMYSŁAW

Ł

UKASIK

celów wojennych. Swoje zaangażowanie w konfl ikt tłumaczyli potrzebą obrony
neutralności małego państewka oraz potrzebą wyzwolenia nacji znajdujących się
pod rządami państw Hohenzollernów i Habsburgów.

Ważną rolę odegrało również przejęcie kontroli przez Anglików nad in-

formacją płynącą między Europą i Ameryką. W ten sposób Aliancka propaganda
w sposób często niezauważany, w porównaniu chociażby z niemiecką, oddziały-
wała na społeczeństwo kraju, który miał się stać decydującą siłą w tej wojnie.
Kluczowym

okazał się być chyba jednak sposób prezentacji przeciw-

nika. Propaganda aliancka ukazywała Niemców jako „szatańskiego wroga”,
morderców dzieci, gwałcicieli, popełniających okrucieństwa wobec belgijskich
cywili. Bazując na posiadanych przez siebie dowodach, jakimi były dzienniki
niemieckich żołnierzy, potwierdzających częściowo głoszone przez nich rewela-
cje, mogli łatwo formułować kolejne zarzuty względem przeciwnika.

background image

Studenckie Zeszyty Historyczne
Koła Naukowego Historyków Studentów UJ – z. 9.

K

RZYSZTOF

M

ICHALSKI

WALKI W NIEMIECKIEJ AFRYCE WSCHODNIEJ

PODCZAS I WOJNY ŚWIATOWEJ

25 listopada 1918 r. mieszkańcy niewielkiego miasteczka Abercorn na

terenie brytyjskiej Rodezji Północnej (dzisiejsza Zambia) mieli okazję być świad-
kami niezwykłego widowiska. Na plac przed siedzibą brytyjskiego dowództwa
zajechał samochód, z którego wyszedł średniego wzrostu mężczyzna, z gładko
wygoloną głową, którego wojskowy mundur nosił widoczne ślady zużycia. Tym
dziwnie wyglądającym przybyszem był gen. Paul von Lettow – Vorbeck, do-
wódca niemieckich sił ochronnych (Schutztruppe), działających na terenie Nie-
mieckiej Afryki Wschodniej. Von Lettow przybył do Abercorn, aby potwierdzić
warunki, na mocy których jego wojska miały zostać rozwiązane, a on sam wraz
z białymi żołnierzami miał się oddać w ręce władz brytyjskich. Mimo, że generał
przyjechał samochodem, na miejsce spotkania przyprowadzono dwa konie (jeden
dla von Lettowa, a drugi dla brytyjskiego komendanta, gen. Edwardsa), co nawią-
zywać miało do dawnych zwyczajów rycerskich.
Opisywane powyżej wydarzenie miało miejsce niemal dwa tygodnie po zawar-
ciu zawieszenia broni w Europie, co oznacza, że oddziały von Lettowa walczyły
dłużej w I wojnie światowej niż jakiekolwiek inne jednostki armii niemieckiej.
Jako, że Niemiecka Afryka Wschodnia była najdłużej broniącym się zamorskim
obszarem Rzeszy, kapitulacja broniących jej wojsk oznaczała zarazem symbo-
liczny koniec niemieckiego snu o koloniach.

Zarys historii kolonizacji niemieckiej
na obszarze wschodniej Afryki do 1914 r.

Zjednoczenie Niemiec w 1871 r. i osiągnięcie przez to państwo pozycji hege-
mona na kontynencie europejskim spowodowało, że elity polityczne tego kra-
ju zainteresowały się rywalizacją na arenie kolonialnej. Jednak w tej dziedzinie
II Rzesza Niemiecka pozostawała w tym okresie daleko w tyle za takimi potęgami
kolonialnymi jak Wielka Brytania, czy Francja, a nawet za drugorzędnymi pań-
stwami europejskimi jak Hiszpania, czy Portugalia. Dość powiedzieć, że w mo-
mencie zjednoczenia żadne z państw wchodzących w skład nowego organizmu
państwowego – Cesarstwa Niemieckiego – nie posiadało zamorskich posiadłości.
Jednym z obszarów szczególnego zainteresowania ze strony Niemiec były leżące

background image

48 K

RZYSZTOF

M

ICHALSKI

na południe od równika tereny Afryki Wschodniej. Był to obszar dosyć dobrze
spenetrowany przez misjonarzy i podróżników niemieckich, a ponadto tereny
te wzbudziły zainteresowanie kupców z Rzeszy

1

. Kupcy ci próbowali zawierać

układy z miejscowymi kacykami, na mocy których mieliby uprzywilejowany do-
stęp do eksploatacji bogactw występujących na tym obszarze. Początkowo przed-
sięwzięcia te nie cieszyły się aprobatą rządu niemieckiego, ale to się zmieniło
w poł. lat 80 – tych XIX w.

W 1884 r. jeden z takich przedsiębiorczych kupców, Carl Peters, zawarł

kilka układów z lokalnymi wodzami, na mocy których kierowana przez niego
kompania handlowa stała się właścicielką pasa ziem na wybrzeżu Tanganiki

2

. To

posunięcie zaniepokoiło Anglików, również roszczących sobie prawa do tego ob-
szaru. Udało im się na swoją stronę przeciągnąć sułtana Zanzibaru, nominalnego
władcę spornego obszaru, który od lat 70 – tych XIX w. zajmował postawę pronie-
miecką, w nadziei, że ci ostatni będą go chronić przed Anglikami. Zawiadomiony
przez Petersa rząd w Berlinie zareagował błyskawicznie, wysyłając w 1885 r.
silną eskadrę marynarki wojennej, której przybycie zmusiło sułtana do ustępstw

3

.

Opanowany przez Petersa teren został uznany za obszar ochronny (Schutzgebiet),
nad którym nominalną opiekę zobowiązał się sprawować cesarz niemiecki

4

.

Niemcy zawarli ponadto w 1886 r. układ z Wielką Brytanią, który de facto dzielił
posiadłości sułtana Zanzibaru na strefy wpływów obu państw

5

. Strefą niemiecką

początkowo zarządzało prywatne Niemieckie Towarzystwo Afryki Wschodniej,
lecz od 1890 r. cała władza przeszła w ręce gubernatora, pełniącego swoją funk-
cję w imieniu rządu Rzeszy. Od tego momentu można mówić o powstaniu Nie-
mieckiej Afryki Wschodniej (Deutsche Ostafrika)

6

. Rok 1890 przyniósł ponadto

drugi układ brytyjsko – niemiecki, ostatecznie regulujący spory na tym obszarze.
Niemcy zrzekły się w nim pretensji do Zanzibaru (stał się brytyjskim protekto-
ratem) i Ugandy, w zamian za co Wielka Brytania odstąpiła im wyspę Helgoland
na Morzu Północnym. Wytyczono również granice miedzy kolonią niemiecką,
a obszarami znajdującymi się pod zwierzchnictwem brytyjskim

7

. Od końca lat

80 – tych XIX w. Niemcy rozpoczęli penetrację dwóch małych sułtanatów: Ruan-
dy i Burundi, które włączyli potem do obszaru swojej kolonii

8

Na opanowanych terenach Niemcy od samego początku spotykali się

z oporem ze strony miejscowej ludności. Z ważniejszych powstań wymienić
należy powstanie ludności arabskiej pod wodzą Abu Shiriego z lat 1888 – 1890,
powstania murzyńskie z lat 90 – tych XIX w., czy w końcu największe z po-

1

W. Hładkiewicz, System kolonialny Rzeszy Niemieckiej 1884-1919, Zielona Góra

1986, s. 124.

2

Ibidem, s. 129; M. Czapliński, Niemiecka polityka kolonialna, Poznań 1992, s. 57-59.

3

W. Hładkiewicz, op.cit., s. 129-130.

4

M. Czapliński, op.cit., s. 59.

5

H. Zins, Historia Afryki Wschodniej, Wrocław 1986, s. 151.

6

Ibidem, s. 156; M. Czapliński, op.cit., s. 96.

7

W. Hładkiewicz, op.cit., s. 130-131; H. Zins, op.cit., s. 153-154.

8

H. Zins, op.cit., s. 207.

background image

Walki w niemieckiej Afryce wschodniej podczas I wojny światowej 49

wstań: Maji – Maji z lat 1905 – 1907. Wszystkie te wystąpienia były brutalnie
tłumione

9

.

Mimo surowego obchodzenia się z miejscową ludnością, Niemcy od

początku swojego panowania w Afryce Wschodniej zadbali o intensywny roz-
wój tego obszaru. Nazywana ,,klejnotem pośród innych kolonii niemieckich”

10

Niemiecka Afryka Wschodnia (DOA) obejmowała obszar ponad 990 tys. km

2

,

na którym w 1913 r. mieszkało 7,7 mln ludzi (w tym ponad 5 tys. Europejczy-
ków)

11

. Układ granic nowej kolonii nie był dla Niemców zbyt korzystny, gdyż

od północy i południowego zachodu sąsiadowały z nią posiadłości brytyjskie
(Brytyjska Afryka Wschodnia, Rodezja Północna i protektorat Niassy), na zacho-
dzie usadowili się Belgowie (Kongo), natomiast na południu, po drugiej stronie
rzeki Rovumy, znajdował się portugalski Mozambik. W większości granice ko-
lonii niemieckiej wyznaczone były przez naturalne przeszkody: na północy góry
(masyw Kilimandżaro), na zachodzie linia wielkich jezior afrykańskich (Wik-
torii, Kiwu, Tanganika i Niassa), a na południu wspominana rzeka Rovuma. Na
niebezpieczeństwo narażone było za to wybrzeże, przy którym leżały największe
miasta kolonii (Dar – es – Salaam, Tanga, Bagamoyo), gdyż mogło być łatwo za-
blokowane przez fl otę nieprzyjacielską w przypadku konfl iktu. Właśnie czynniki
geografi czne w dużej mierze zaważyć miały na taktyce, którą Niemcy przyjęli
w chwili wybuchu wojny

12

.

We

wschodnioafrykańskiej kolonii Niemcy poczynili do wybuchu woj-

ny bardzo duże inwestycje gospodarcze. Wybudowano dwie ważne linie kolejowe
przecinające obszar kolonii równoleżnikowo: nadmorską Tangę z Moshi, leżącym
u podnóża Kilimandżaro, połączyła tzw. kolej Usambara, natomiast stołeczny
Dar – es – Salaam ze znajdującą się w centrum kraju Taborą połączyła tzw. kolej
centralna, której nitka już po wybuchu wojny została przedłużona aż do jeziora
Tanganika. W 1913 r. linie kolejowe na obszarze kolonii liczyły prawie 1,5 tys.
kilometrów długości

13

. Dobrze rozwinięte było rolnictwo, zwłaszcza na północy

kraju w rejonie Moshi i Arusha, gdzie klimat był łagodniejszy i w związku z tym
osiedliło się tam wielu białych. Dominującą rolę odgrywały farmy nastawione
głównie na produkcję roślin przemysłowych (bawełna, sizal, kauczuk)

14

.

Na czele administracji kolonialnej w Niemieckiej Afryce Wschodniej stał cywil-
ny gubernator, podlegający Urzędowi Kolonialnemu w Berlinie. Siedzibą guber-
natora i zarazem stolicą kolonii było Dar – es – Salaam. Obszar kolonii został

9

W. Hładkiewicz, op.cit., s. 202-210; H. Zins, op.cit., s. 152; M. Czapliński, op.cit.,

s. 235-243.

10

H. W. Wilson, J. A. Hammerton, The Great War. The standard history of the all – Eu-

rope confl ict, London 1915-1919 (reprint z 1999 r.), t. VII, s. 169.

11

Dane za: M. Czapliński, op.cit., s. 280; Zob. http://www.deutsche-schutzgebiete.de/

ostafrika.htm; http://pl.wikipedia.org/wiki/Niemiecka_Afryka_Wschodnia, odczyt: 24 III
2007.

12

R. Wydra, Sekretna misja Zeppelina, [w:] ,,Mówią Wieki” 2005, nr 10, s. 32; P. von

Lettow – Vorbeck, Meine Erinnerungen aus Ostafrika, Leipzig 1920, s. 3-16.

13

M. Czapliński, op.cit., s. 282-283.

14

Ibidem, s. 284-285; H. Zins, op.cit., s. 205-206.

background image

50 K

RZYSZTOF

M

ICHALSKI

podzielony na 22 okręgi, na czele których stali naczelnicy (dowodzili policją
i oddziałami wojska stacjonującymi w okręgu, zbierali podatki i wykonywali
funkcje sądownicze). Z kolei okręgi dzieliły się na grupy wsi. Na czele takiej gru-
py stali urzędnicy zwani akidas, rekrutujący się zwykle z mniejszości arabskiej
zamieszkującej kolonię (na ich barki scedowano część kompetencji naczelników
okręgów, zwłaszcza związanych z poborem podatków)

15

. Kolonia miała własną

fl agę, herb i odrębną walutę (rupia).

Sytuacja w Niemieckiej Afryce Wschodniej
od wybuchu wojny do początku 1916 r.

W momencie wybuchu wielkiej wojny między europejskimi mocarstwa-

mi, której jednym z powodów była przecież rywalizacja kolonialna, rola jaką do
odegrania miały zamorskie posiadłości walczących państw była niejasna. Szta-
bowcy przeciwnych stron uważali, że decydujące znaczenie będą miały walki na
starym kontynencie, na polach Europy rozstrzygnie się zatem los kolonii. Zresztą
wcześniejsze porozumienia międzynarodowe (traktat dotyczący Konga z 1885 r.) prze-
widywały, że w przyszłym konfl ikcie kolonie pozostaną neutralne (miał to być
wyraz solidarności białych kolonizatorów przeciwko rdzennej ludności podbi-
tych obszarów)

16

. Przeciwna neutralizacji kolonii była Wielka Brytania, licząc na

to, że po wybuchu wojny zdobędzie niewielkim kosztem słabo bronione posiad-
łości Niemiec. Wskazywano tu zwłaszcza na DOA, będącą przeszkodą na drodze
do połączenia afrykańskich kolonii Wielkiej Brytanii za pomocą linii kolejowej
Kair – Kapsztad. Wybrzeże kolonii mogło też stanowić dobrą bazę wypadową dla
niemieckich okrętów korsarskich, dlatego w interesie aliantów leżało przejęcie
kontroli nad portami DOA.

Co do roli, jaką do odegrania miały w wojnie kolonie, opinie były po-

dzielone wśród najbardziej zainteresowanych tą kwestią. Cywilne władze DOA
(gubernator Heinrich Schnee) licząc na to, że o ich losie i tak zadecydują walki
w Europie, pragnęły zachowania neutralności. W najgorszym przypadku, gdyby
jednak wojna objęła też obszary zamorskie, wiedząc o przewadze aliantów i zda-
jąc sobie sprawę, że na pomoc z Rzeszy nie można liczyć, gdyż wybrzeże kolonii
z pewnością zostanie zablokowane, Schnee wolał kolonię poddać, gdyż dzięki
temu uniknie się zniszczeń i po wojnie będzie można znów zająć się rozwojem
DOA. Odmiennego zdania był, mianowany w I 1914 r. dowódcą sił niemieckich
w DOA, płk Paul von Lettow – Vorbeck. Jest to jedna z najciekawszych postaci
I wojny światowej. Urodził się w 1870 r. w Saarlouis w rodzinie, w której za-
wód żołnierza przechodził z ojca na syna. Od małego był przeznaczony do służ-
by wojskowej. Ukończył z wyróżnieniem szkołę ofi cerską, następnie pracował
w Sztabie Generalnym. W 1900 r. popłynął do Chin jako członek korpusu eks-
pedycyjnego feldmarszałka Alfreda von Waldersee, którego zadaniem miało być
stłumienie powstania bokserów. W 1904 r. uczestniczył jako adiutant gen. Lothara
von Trothy w tłumieniu wielkiego powstania Hererów i Hotentotów, jakie wybu-

15

H. Zins, op.cit., s. 204-205.

16

M. Czapliński, op.cit., s. 363; Zarys dziejów Afryki i Azji. Historia konfl iktów 1869-

1996, red. A. Bartnicki, Warszawa 1996, s. 128.

background image

Walki w niemieckiej Afryce wschodniej podczas I wojny światowej 51

chło na terenie Niemieckiej Afryki Płd. – Zach. (obecnie Namibia). Po powrocie
do ojczyzny dowodził mniejszymi jednostkami w Kassel i Wilhelmshaven, aby
w końcu otrzymać pieczę nad siłami w jednej z kolonii. Początkowo miał być
to Kamerun, ostatecznie padło na DOA. Był to znakomity wybór, gdyż nie było
wówczas bardziej zaprawionego w walkach kolonialnych ofi cera niemieckiego
niż von Lettow

17

.

Po przybyciu na nowa placówkę w I 1914 r., płk von Lettow od razu

zabrał się za przygotowania do obrony kolonii na wypadek wybuchu wojny.
W odróżnieniu od gubernatora Schnee, von Lettow nie miał złudzeń, że Brytyj-
czycy nie spróbują zaatakować słabo bronionej kolonii. Siły, którymi dysponował
niemiecki dowódca w momencie objęcia placówki były naprawdę niewielkie. Re-
gularne wojska (Kaiserliche Schutztruppe

18

) liczyły 120 białych ofi cerów i pod-

ofi cerów oraz ok. 2,5 tys. kolorowych żołnierzy, zwanych askari

19

. Do tych od-

działów Niemcy rekrutowali wojowników z najbardziej bitnych plemion kolonii.
Żołnierze ci byli dobrze wyszkoleni i otrzymywali regularny żołd. Problemem
było natomiast ich uzbrojenie, gdyż tylko niewielka część oddziałów była wypo-
sażona w nowoczesne karabiny Mauser wz. 1898, przeważały za to karabiny star-
sze, na proch dymny, wz. 1871. Schutztruppe były podzielone na 14 kompanii po-
lowych (Feldkompagnie), liczących od 180 do 220 żołnierzy. Do każdej kompa-
nii przydzielano ofi cerów niemieckich oraz oddziały tragarzy, liczące nieraz kilka
tysięcy osób. Na każdą kompanię przypadały ponadto 2 karabiny maszynowe

20

.

Zaraz po przybyciu do kolonii von Lettow wcielił do Schutztruppe odziały poli-
cji (Polizeitruppe) liczące ok. 2 tys. miejscowych policjantów i kilkudziesięciu
białych ofi cerów. Temu krokowi przeciwny był gubernator Schnee, gdyż uważał,
że oddziały policyjne powinny strzec bezpieczeństwa osadników w przypadku
buntu miejscowej ludności. Siły policji były gorzej uzbrojone i wyszkolone niż
oddziały regularnego wojska. Do wojska powołano ponadto niemieckich rezer-
wistów mieszkających na obszarze kolonii. W dalszej fazie walk von Lettow po-

17

Na temat osoby gen. Paula von Lettow-Vorbecka więcej informacji można znaleźć

na następujących stronach internetowych: http://www.lettow-vorbeck.de/ (jest to stro-
na rodziny von Lettow); http://www.ifdt.de/0201/Artikel/Wilken.htm (znajduje się tutaj
ciekawy artykuł autorstwa Holgera Wilkena); http://dikigoros.150m.com/lettowvorbeck.
htm (PAUL v. LETTOW-VORBECK „DER LÖWE VON AFRIKA”); http://www.bautz.
de/bbkl/l/lettow_vorbeck_p.shtml (ciekawy artykuł biografi czny autorstwa Christopha
Waldeckera wraz z bibliografi ą najważniejszych prac o von Lettowie i walkach w DOA),
odczyt: 24 III 2007

18

Regularne siły zbrojne w kolonii powstały w 1891 r. po przekształceniu tzw. Wiss-

mantruppe, oddziałów, za pomocą których kpt. H. Wissman stłumił powstanie arabskie
Abu Shiriego. Oddziały Kaiserliche Schutztruppe początkowo podporządkowane były
Urzędowi Marynarki, a później utworzono odrębne Dowództwo Oddziałów Ochronnych
podległe działającemu w ramach MSZ (Auswärtiges Amt) Departamentowi Kolonialnemu.
M. Czapliński, op.cit., s. 70.

19

W języku suahili słowo to oznaczało wojownika.

20

O organizacji Schutztruppe patrz: P. von Lettow – Vorbeck, op. cit., s. 5-10; R. Bald-

dus, S. Numssen, D. Schiller, Der Traum von Afrika, [w:] ,,Visier” 2004, nr 2, s. 131-132;
P. Szlanta, Chcieć to móc, [w:] ,,Mówią Wieki” 1994, nr 9, s. 11; http://www.sacktrick.
com/igu/germancolonialuniforms/doa%20history.htm, odczyt: 24 III 2007.

background image

52 K

RZYSZTOF

M

ICHALSKI

sługiwał się także wojskami pomocniczymi (ruga – ruga), które rekrutowały się
z miejscowych plemion i pełniły głównie funkcje zwiadowcze. Wojska von Letto-
wa dysponowały kilkudziesięcioma starszymi armatami różnego kalibru, jednym
samolotem, który i tak na początku wojny uległ uszkodzeniu, fl otyllą parowców
operujących na wielkich jeziorach, a także krążownikiem SMS ,,Königsberg”
(przypłynął do Dar – es – Salaam przed wojną na wystawę prezentującą wytwory
DOA) oraz okrętem hydrografi cznym SMS ,,Möwe”

21

.

Jeśli chodzi o siły jakimi na początku wojny dysponowali alianci w rejo-
nie niemieckiej kolonii, to co prawda przewyższały one liczebnością oddziały von
Lettowa, ale przewaga ta nie była, aż tak duża, a ponadto gros tych sił stanowiły
jednostki składające się z tubylców, przeznaczone głównie do zadań policyjnych
(odpowiednio 5,1 tys. żołnierzy z kolonii brytyjskich okalających DOA, oraz ok.
15 tys. żołnierzy z Konga Belgijskiego)

22

. Należy nadmienić, że w początkowym

okresie wojny Belgowie nie koordynowali swych działań z Brytyjczykami, co
ułatwiało obronę von Lettowowi.
Działania wojenne toczyły się w Afryce już od początku VIII 1914 r.,
a za symbol uchodzić tutaj może zbombardowanie przez brytyjski okręt wojenny
stolicy DOA, Dar – es – Salaam (8 VIII), w wyniku którego zniszczeniu uległa
niemiecka radiostacja. Przestraszony gubernator Schnee, z obawy przed dalszy-
mi zniszczeniami uznał stolicę kolonii za miasto otwarte. Kilka tygodni później
podobny układ zawarto z Brytyjczykami odnośnie Tangi. Wszystko to działo się
za plecami von Lettowa, który znając układ wybrzeża kolonii, wiedział, że ewen-
tualne desanty mogą zostać przeprowadzone tylko w rejonie miast portowych,
więc nie toczenie walk o nie byłoby jak wpuszczenie lisa do kurnika. Niemiecki
dowódca zignorował decyzje cywilnego gubernatora i przystąpił do realizacji
wojennych planów.

Swoje skromne siły von Lettow rozlokował w miejscach przewidywane-

go natarcia wroga: wzdłuż kolei Usambara na granicy z dzisiejszą Kenią, w rejo-
nie wielkich jezior afrykańskich oraz na południu w pobliżu granicy z Płn. Rode-
zją i protektoratem Niassy. Oczywiście najwięcej wojska zgromadzili Niemcy na
północnej granicy, gdyż stamtąd mógł zostać przypuszczony najsilniejszy atak,
ponadto tam znajdowało się osadnicze serce DOA. Niemiecki dowódca nie chciał
jednak biernie wyczekiwać na nadejście Brytyjczyków, tylko rozpoczął działania
zaczepne. 15 VIII siły niemieckie po ciężkich walkach zajęły Tavetę, nadgranicz-
ne miasteczko leżące na terenie Brytyjskiej Afryki Wschodniej. Ten punkt miał
duże znaczenie strategiczne, gdyż w jego pobliżu przebiegała linia kolejowa łą-
cząca port w Mombasie z Nairobi, stolicą brytyjskiej kolonii (tzw. kolej ugandyj-

21

P. Von Lettow-Vorbeck, op.cit., s. 13; J. Gozdawa-Gołębiewski, T. Wywerka-Prekurat,

Pierwsza wojna światowa na morzu, Warszawa 1994, s. 122-124; J. Piekałkiewicz, Kalenda-
rium wydarzeń I wojny światowej
, Warszawa 1999, s. 176; D. Bishop, H. Dobold, A Gunboat
War in Deutsch – Ostafrika 1914-1916
, [na:] http://www.geocities.com/cdferree/tanganji-
kasee/tangan.html; http://www.richthofen.com/konigsberg/summary/; http://www.sacktrick.
com/igu/germancolonialuniforms/doa%20history.htm, odczyt: 24 III 2007.

22

M. Czapliński, op.cit., s. 378-379; Zarys dziejów…, s. 133; D. Payne, Great War in

German East Africa, [na:] http://web.westernfrontassociation.com/thegreatwar/articles/re-
search/greatwaringermaneastafrica.htm, odczyt: 24 III 2007.

background image

Walki w niemieckiej Afryce wschodniej podczas I wojny światowej 53

ska). Posiadając Tavetę można było kontrolować kolej ugandyjską i w ten sposób
dezintegrować komunikację brytyjską

23

. Na przełomie VIII i IX 1914 r. wojska

niemieckie podjęły ofensywę na innych kierunkach atakując Belgów w rejonie
Ruandy oraz Brytyjczyków w Północnej Rodezji. Z kolei fl ota uzbrojonych nie-
mieckich parowców zdobyła niepodzielne panowanie na jez. Tanganika

24

.

W tej fazie działań wojennych duży sukces odniósł SMS ,,Königsberg”,

który z obawy przed zablokowaniem przez okręty brytyjskie, opuścił na począt-
ku VIII 1914 r. Dar – es – Salaam i rozpoczął działalność korsarską. Okręt
popłynął na północ, gdzie w rejonie zatoki Adeńskiej udało mu się zdobyć
brytyjski okręt handlowy. Następnie trasa ,,Königsberga” wiodła na południe
w rejon Madagaskaru, jednak tam nie zdołano przechwycić żadnego okrętu
handlowego, natomiast Niemcom po piętach zaczęła deptać brytyjska Royal
Navy
. Wykorzystując błąd Anglików, którzy podzielili swoją eskadrę, okrętowi
niemieckiemu udało się z zaskoczenia zaatakować i zatopić przycumowany w
rejonie Zanzibaru brytyjski krążownik HMS ,,Pegasus” (20 IX). Później jed-
nak, w związku z brakiem dostatecznej ilości węgla, aby móc kontynuować
działalność korsarską oraz z powodu pewnych kłopotów technicznych, ,,Kö-
nigsberg” schronił się w delcie rzeki Rufi dżi

25

.

Brytyjczycy bynajmniej nie pozostawali bierni wobec akcji podejmo-

wanych przez von Lettowa i od początku jesieni przygotowywali się do decy-
dującego ataku na posiadłość niemiecką. Cała akcja była jednak zorganizowana
wyjątkowo nieudolnie i zakończyła się upokarzającą klęską wojsk brytyjskiego
imperium, do której doszło pod Tangą. Otóż brytyjscy planiści postanowili prze-
prowadzić w rejonie tego portowego miasta desant morski. Do tego zadania wy-
znaczono liczące 8 tys. żołnierzy siły (2 brygady indyjskie oraz regiment brytyj-
ski z Northlancaschire) pod dowództwem gen. Arthura Aitkena. Siły niemieckie
w rejonie Tangi były bardzo słabe, więc zaskakujący atak mógł zakończyć się
sukcesem Brytyjczyków. Ci ostatni popełnili jednak całą masę błędów, które dro-
go ich kosztowały. Po pierwsze o planowanej akcji pisały gazety, więc Niemcy
orientowali się w planach aliantów. Po drugie 2 XI 1914 r. do Tangi przypłynął
brytyjski okręt, którego dowódca ofi cjalnie oznajmił Niemcom, że wygasa układ
z VIII 1914 r. o neutralizacji miasta. Niemiecki urzędnik, któremu tę wiadomość
zakomunikowano, poprosił o danie mu czasu na konsultacje z gubernatorem
kolonii, na co Brytyjczycy skwapliwie przystali. Ten czas był bezcenny, gdyż
o wszystkim poinformowano von Lettowa, który zaczął w szybkim tempie ścią-
gać koleją Usambara posiłki, dzięki czemu siły niemieckie w rejonie Tangi osiąg-
nęły liczbę ponad 1 tys. żołnierzy. Trzecim błędem gen. Aitkena była zmiana
pierwotnej lokalizacji desantu. Z obawy przed zaminowaniem przez Niemców
portu zrezygnowano z uderzenia w tym miejscu i żołnierzy wyładowano kilka mil

23

P. von Lettow- Vorbeck, op.cit., s. 26 i nast.; http://www.deutsche-schutzgebiete.de/

ostafrika_1914.htm, odczyt: 24 III 2007.

24

D. Bishop, H. Dobold, A Gunboat War in Deutsch – Ostafrika 1914-1916 [w:] http://

www.geocities.com/cdferree/tanganjikasee/tangan.html, odczyt: 24 III 2007.

25

J. Gozdawa-Gołębiewski, T. Wywerka-Prekurat, op.cit., Warszawa 1994, s.122-124;

J. Piekałkiewicz, Kalendarium…, s. 177; http://www.richthofen.com/konigsberg/summa-
ry/, odczyt: 24 III 2007.

background image

54 K

RZYSZTOF

M

ICHALSKI

na płd. od miasta. Brytyjczycy nie wiedzieli, że w tym rejonie znajdują się bagna
i gęsty las, czyli teren znakomity do obrony. Przedzierający się przez dżunglę hin-
duscy żołnierze trafi li wprost pod ogień doskonale zamaskowanych niemieckich
ckm – ów, ponosząc duże straty. Części wojsk udało się dotrzeć do miasta, ale
zostały stamtąd wyparte przez kontratakujące oddziały Schutztruppe. Wycofu-
jący się żołnierze brytyjscy zostali zaatakowani w lesie przez roje afrykańskich
wściekłych pszczół, co doprowadziło do paniki w szeregach. Walki trwały do
5 XI. Siły brytyjskie poniosły ogromne straty (360 zabitych, 470 rannych). Straty
niemieckie były nieporównywalnie mniejsze (61 zabitych, 81 rannych). Wycofu-
jące się w popłochu na okręty wojska brytyjskie porzuciły ogromne ilości broni,
amunicji, mundurów, żywności i lekarstw, dzięki którym von Lettow mógł wy-
ekwipować 3 kompanie Schutztruppe

26

.W XI 1914 r. Brytyjczycy przeprowadzili

jeszcze jeden atak w rejonie góry Longido na granicy DOA z dzisiejszą Kenią.
Tam również Niemcy zadali napastnikom znaczne straty

27

.

Klęska odniesiona pod Tangą chwilowo zmusiła Brytyjczyków do po-
rzucenia planów nowej wielkiej ofensywy. W ciągu XII 1914 r. ograniczono się
tylko do działań okrętów wojennych, które kilka razy zbombardowały najważ-
niejsze porty DOA. Do ponownego starcia na dużą skalę doszło 18 I 1915 r.
w rejonie Jassini na terenie Brytyjskiej Afryki Wschodniej. Wojska von Lettowa
pokonały tam wojska brytyjskie, ale poniosły duże straty, zwłaszcza wśród kadry
ofi cerskiej, co skłoniło niemieckiego dowódcę do zmiany taktyki i unikania bez-
pośrednich starć z wrogiem w walnych bitwach

28

.

Z

początkiem 1915 r. alianci zajęli strategicznie położoną wyspę Ma-

fi a, znajdującą się naprzeciw ujścia Rufi dżi, która stała się bazą wypadową do
działań przeciwko ,,Königsbergowi”. Zablokowany w delcie rzeki okręt stał się
celem ataków brytyjskiego lotnictwa. Samoloty jednak nie były największym za-
grożeniem. Takim stało się przybycie na miejsce dwóch rzecznych monitorów
w VI 1915 r., które dzięki niewielkiemu zanurzeniu mogły wpłynąć w górę rze-
ki. Wcześniej okręty brytyjskie nie mogły wpłynąć w górę Rufi dżi, gdyż łatwo
mogły wpaść na mieliznę. Niemcom to nie groziło, gdyż przed wojną dokładnie
zbadali rzekę i wiedzieli, w których miejscach znajdują się mielizny. Monitory
rzeczne łatwo wytropiły ukrywający się niemiecki okręt i ciężko go uszkodziły.
11 VII 1915 r. dowódca niemieckiego krążownika, kpt. Max Looff wydał zało-
dze rozkaz zatopienia okrętu. Przedtem usunięto z niego większość broni w tym

26

Na temat walk pod Tangą patrz: P. von Lettow-Vorbeck, op. cit., s. 31-42; M. Cza-

pliński, op. cit., s. 380; E. Durschmied, Czynnik zwrotny w bitwach, Warszawa 1999, s.
123-130; P. Szlanta, Chcieć…, s. 12; Zarys dziejów…, s. 133; H. W. Wilson, J. A. Hammer-
ton, The Great War. The standard history of the all – Europe confl ict, London 1915-1919
(reprint z 1999 r.), T. VII, s. 176; J. Piekałkiewicz, Kalendarium…, s. 177-179; P. Kmoch,
Zapomenuta valka. Nemecka armada ve Vychodni Africe 1914-1918, [w:] http://www.gar-
dekorps.com/clanky/1v-lettow-vorbeck.htm; http://en.wikipedia.org/wiki/Battle_of_Tan-
ga; http://www.chakoten.dk/tanga_1914.html, odczyt: 24 III 2007.

27

http://www.deutsche-schutzgebiete.de/ostafrika_1914.htm, odczyt: 24 III 2007.

28

P. von Lettow-Vorbeck, op.cit., s. 50-54; R. Marcinek, Paul z Afryki, [w:] ,,Koman-

dos” 1998, nr 11, s. 49.

background image

Walki w niemieckiej Afryce wschodniej podczas I wojny światowej 55

10 dział o kalibrze 105 mm, którym dorobiono lawety i wykorzystano do działań
na lądzie

29

.

Od bitwy pod Jassini płk von Lettow dokonał zmian w taktyce walk

przeciwko siłom alianckim na froncie afrykańskim. Zdając sobie sprawę, że sto-
sunek sił z każdym miesiącem zmienia się na jego niekorzyść, postanowił stoso-
wać wobec przeciwnika taktykę wojny szarpanej. Akcje partyzanckie były podej-
mowane na wielu odcinkach frontu, ale chyba najlepiej można je przedstawić na
przykładzie działań na granicy DOA z Brytyjską Afryką Wschodnią. Von Lettow
wydzielił ze swoich oddziałów kilkuosobowe grupy sabotażowe, których zada-
niem było przenikanie w głąb terytorium przeciwnika i niszczenie infrastruktury
wojskowej i komunikacyjnej. Takie grupy dywersyjne składały się przeważnie
z 10 osób, w tym 2 – 3 Europejczyków. Ich akcje obejmowały przede wszystkim
wysadzanie linii kolejowych, mostów, przerywanie kabli telegrafi cznych, wysa-
dzanie magazynów wojskowych, niszczenie stacji telegrafi cznych i pocztowych
itp. Grupy te były bardzo mobilne i mogły operować na dużych obszarach. Bry-
tyjczycy nigdy nie mogli być pewni w którym miejscu nastąpi atak, więc musieli
zaangażować ogromne siły do ochrony potencjalnych celów. Walka ramię w ra-
mię białych i czarnych żołnierzy wchodzących w skład dywersyjnych oddziałów
von Lettowa miała dodatkowy walor integracyjny i prowadziła do wzrostu mora-
le w niemieckiej armii. Ponadto biali żołnierze uczyli się od swych kolorowych
towarzyszy sposobów walki i przeżycia w buszu, co zaowocowało w dalszej fazie
wojny

30

.

Rok 1915 upłynął Niemcom na rozbudowie potencjału militarnego

i gospodarczego kolonii. Właśnie wówczas liczebność sił niemieckich osiągnęła
górną granicę dochodząc do 3 tys. białych i 12 tys. askari. Warto zwrócić uwagę
na tę pierwszą cyfrę, gdyż oznacza ona, że pod bronią znajdowała się ponad po-
łowa białej ludności kolonii

31

. Podstawowym problemem było zapewnienie takiej

liczbie żołnierzy broni, wyposażenia i żywności. Na pomoc z Rzeszy nie moż-
na było liczyć, gdyż w przeciągu wojny tylko dwóm niemieckim okrętom udało
się przebić przez aliancką blokadę wybrzeża i dostarczyć wojskom von Lettowa
trochę potrzebnego sprzętu

32

. Jeśli chodzi o uzbrojenie i amunicję to najczęściej

zdobywano je na wrogu. Umundurowanie i obuwie dla wojsk wyrabiano z mate-
riałów dostępnych na miejscu (w manufakturach wytwarzano tkaniny z których
szyto ubrania dla wojska, buty wytwarzano ze skór zwierzęcych). Starano się
maksymalnie zwiększać produkcję rolną, aby wykarmić nie tylko oddziały Schut-
ztruppe
, ale także towarzyszących oddziałom tragarzy oraz rodziny żołnierzy. Do
wojskowego menu zaczęto włączać dzikie zwierzęta i miejscowe rośliny. Z tych

29

J. Gozdawa-Gołębiewski, T. Wywerka-Prekurat, op.cit., s. 131-132; http://www.

richthofen.com/konigsberg/summary/, odczyt: 24 III 2007. Więcej o losie dział zabranych
z ,,Königsberga” można przeczytać w artykule autorstwa Petera J. Williamsa pt. Joint
Fires in the East African Campaign – creative use of artillery
, [w:] ,,Field Artillery Jour-
nal” 2001, nr 7-8, s. 10 - 15.

30

P. Szlanta, Chcieć…, s. 12; P. von Lettow-Vorbeck, op.cit., s. 56 i nast.

31

M. Czapliński, op.cit., s. 378.

32

R. Wydra, Sekretna misja…, s. 33; P. von Lettow-Vorbeck, op.cit., s. 101-102; http://

www.deutsche-schutzgebiete.de/ostafrika_1914.htm, odczyt: 24 III 2007.

background image

56 K

RZYSZTOF

M

ICHALSKI

ostatnich produkowano ,,erzace” tych towarów, które były niedostępne ze wzglę-
du na brytyjska blokadę (np. paliwo dla nielicznych samochodów produkowano
z kopry). Najbardziej brakowało oczywiście leków, zwłaszcza chininy, skutecznej
w walce z malarią. Problem ten rozwiązano produkując z kory pewnych drzew
lek o podobnym działaniu, zwany potocznie przez żołnierzy ,,Lettowschnaps”.
Ponadto rozwinięto sieć komunikacyjną kolonii budując linie kolejek wąskotoro-
wych oraz utwardzając niektóre drogi

33

. Jak skutecznie von Lettow przygotował

kolonię do walki, miało się okazać na początku 1916 r.

Przebieg walk w latach 1916 – 1918

Z

początkiem 1916 r. w oddziałach alianckich zaszły zasadnicze zmiany,

które w zamyśle wyższych dowódców miały przyczynić się do rychłego zwycię-
skiego zakończenia wojny przeciw von Lettowowi. Ciężar walk przejęły na sie-
bie siły Unii Południowej Afryki pod dowództwem dawnego burskiego generała,
Jana Christiana Smutsa. Wojska Unii nie mogły uczestniczyć w walkach w DOA
od początku wojny, gdyż w pierwszej kolejności zostały użyte do zajęcia Niemie-
ckiej Afryki Płd. – Zach. (dzisiejsza Namibia), co nastąpiło w VII 1915 r., a po-
nadto zaangażowane były w tłumienie powstania części dawnych burskich gene-
rałów, którzy w początkowej fazie wojny opowiedzieli się po stronie Niemiec

34

.

Zwiększył się też udział wojsk belgijskich w działaniach przeciw DOA, a to
z powodu zakończenia w II 1916 r. kampanii w Kamerunie (kapitulacja oddzia-
łów niemieckich po uprzednim wycofaniu się na teren hiszpańskiego Rio Muni)

35

.

Zajęcie przez aliantów Kamerunu oznaczało, że DOA pozostała ostatnim obsza-
rem zamorskim, nad którym powiewała niemiecka fl aga. Długotrwały opór tej
kolonii był policzkiem wymierzonym w Brytyjczyków i miał duże znaczenie
psychologiczne, szczególnie dla Niemców, gdyż opisy walk ,,niemieckiego Da-
wida z brytyjskim Goliatem”, jakie pojawiały się w prasie tego kraju, umacniały
w społeczeństwie wolę oporu i wiarę w ostateczne zwycięstwo. Ponadto alianci
w przedłużającą się kampanię wschodnioafrykańską musieli angażować coraz
więcej ludzi, sprzętu i różnorakich materiałów wojennych, które w tym samym
czasie mogłyby być wykorzystane na froncie europejskim.

33

P. Szlanta, Chcieć…, s. 12; M. Czapliński, op.cit., s. 381; D. Rooney, A German

guerilla chief in Africa, [w:] ,,History Today” 1999, nr 11, s. 28-34. Artykuł ze strony
internetowej: http://www.historytoday.com/dt_main_allatonce.asp?gid=10819&g10819=
x&g10816=x&g30026=x&g20991=x&g21010=x&g19965=x&g19963=x&amid=10819,
odczyt: 24 III 2007.

34

Więcej na temat powstania burskiego i walk w Niemieckiej Afryce Płd. – Zach., [w:]

M. Czapliński, op.cit., s. 369-373; W. Hładkiewicz, op.cit., s. 219-223; Zarys dziejów…,
s. 130-131; A. Bartnicki, Konfl ikty kolonialne 1869-1939, Warszawa 1971, s. 193-194;
J. Piekałkiewicz, Kalendarium…, s. 174-176, 333-334; J. Pajewski, Pierwsza wojna świa-
towa
¸ Warszawa 1998, s. 247; H. W. Wilson, J. A. Hammerton, The Great War…, t. III,
s. 137-159, t. IV, s. 53-65.

35

Na temat walk w Kamerunie więcej m. in. [w:] M. Czapliński, op.cit., s. 373-376;

W. Hładkiewicz, op.cit., s. 217-219; H. W. Wilson, J. A. Hammerton, The Great War…,
t. V, s. 79-90.

background image

Walki w niemieckiej Afryce wschodniej podczas I wojny światowej 57

Naczelne dowództwo nad brytyjskimi siłami zaangażowanymi w wal-

kach przeciwko oddziałom von Lettowa objął gen. Smuts w II 1916 r. Pod jego
rozkazami znajdowało się w tym okresie ok. 27 tys. żołnierzy południowoafry-
kańskich i brytyjskich, 14 tys. hindusów, 7 tys. czarnoskórych z brytyjskich ko-
lonii. Do tego dodać trzeba ściśle współpracujące z Brytyjczykami siły belgij-
skie liczące ok. 14 tys. żołnierzy

36

. Początek wielkiej ofensywy wyznaczono na

III 1916 r. Przed jej rozpoczęciem sprzymierzeni oczyścili z wojsk niemieckich
rejon wielkich jezior, zajmując w ten sposób dobre pozycje wyjściowe do dal-
szych działań

37

.

16 III 1916 r. siły brytyjskie zgrupowane w dwie kolumny uderzyły

z rejonu Kilimandżaro: jedna z grup, bezpośrednio dowodzona przez gen.
Smutsa, posuwała się w kierunku płd. – wsch. celem opanowania wybrzeża
kolonii, natomiast druga, której trzon stanowiło zgrupowanie kawalerii gen.
Jacobusa van Deventera, posuwała się na południe, aby po dotarciu do ko-
lei centralnej skręcić na wschód i w ten sposób odciąć tyły głównym siłom
niemieckim zgrupowanym w centrum kolonii. Wkrótce z rejonu wielkich
jezior ruszyła ofensywa belgijska kierowana przez gen. Tombeur, której ce-
lem miało być udzielenie wsparcia van Deventerowi

38

. Po początkowych

sukcesach, do jakich zaliczyć należy odzyskanie Tavety i zajęcie Moshi
(III 1916 r.) brytyjska ofensywa, przynajmniej na głównym kierunku natar-
cia, została zastopowana. Nie było to bynajmniej spowodowane zaciekłym
oporem niemieckim, gdyż von Lettow stopniowo wycofywał główne siły na
południe kolonii, a przeciw wojskom Smutsa prowadził działania partyzan-
ckie przy pomocy grup osłonowych (,,hit and run tactic”), ale nastaniem pory
deszczowej. Padające do poł. V 1916 r. ulewne deszcze znacznie utrudniały
przemieszczanie się po obszarze DOA, zwłaszcza jeśli chodzi o dowóz zaopa-
trzenia dla nacierających wojsk. Ofensywa ponownie nabrała tempa od poł.
V 1916 r. Smutsowi udało się opanować wówczas tereny wzdłuż kolei Usam-
bara i zająć Tangę (VII 1916 r.). Następne miesiące przynoszą dalsze sukcesy w
postaci opanowania głównych miast na wybrzeżu kolonii, na czele ze stołecz-
nym Dar – es – Salaam (IX 1916 r.)

39

. W walkach w zachodniej części DOA

duże sukcesy odnieśli Belgowie, którzy, po oczyszczeniu płn. – zach. obszarów
kolonii (zaciekle broniły się tam wojska niemieckiego gen. Wahle), dotarli we
IX 1916 r. do leżącej przy kolei centralnej Tabory. Wielu kłopotów przysporzyli
Niemcom kawalerzyści van Deventera, którzy po ponad 300 milowym rajdzie
w kierunku południowym wyszli na tyły głównych wojsk von Lettowa. Sukce-
su tego jednak Brytyjczycy nie wykorzystali, głównie z powodu dużego wy-
czerpania oddziałów i utrudnień w dostawach sprzętu i żywności, co związane

36

M. Czapliński, op.cit., s. 382.

37

D. Bishop, H. Dobold, A Gunboat War in Deutsch – Ostafrika 1914-1916, [na:] http://

www.geocities.com/cdferree/tanganjikasee/tangan.html, odczyt: 24 III 2007.

38

M. Czapliński, op.cit., s. 382-383; P. von Lettow – Vorbeck, op.cit., s. 102-110;

D. Payne, Great War in…

39

R. Marcinek, Paul z Afryki…, s. 49, M. Czapliński, op.cit., s. 383; W. Hładkiewicz,

op.cit., s. 224; Zarys dziejów…, s. 134; P. von Lettow-Vorbeck, op.cit., s. 111-128;
H. W. Wilson, J. A. Hammerton, The Great War…, T. IX, s. 207-232.

background image

58 K

RZYSZTOF

M

ICHALSKI

było z nadmiernym rozciągnięciem linii zaopatrzeniowych

40

. Jakby tego było

mało, w VIII 1916 r. Brytyjczycy (gen. Northey) rozpoczęli ofensywę z obszaru
Rodezji Północnej, a we IX, wykorzystując trudności jakie przeżywali Niemcy,
od południa uderzyły wojska portugalskie (Portugalia w stanie wojny z Niem-
cami znalazła się od III 1916 r.), ale zostały prawie natychmiast odparte przez
wojska von Lettowa

41

. Przełom VIII i IX 1916 r. to okres wysuwania przez

Smutsa pierwszych ofert poddania się wojsk niemieckich, które von Lettow
zdecydowanie odrzucał. Smutsowi zależało na jak najszybszym zakończeniu
wojny, bo operacje w DOA wiązały ogromne siły (100 tys. żołnierzy alianckich
ściga ok. 8 tys. ,,armię” von Lettowa), których można by przerzucić do Europy,
a ponadto kampania pochłaniała coraz większe sumy funtów szterlingów. To
czego uniknąć za wszelką cenę chciał Smuts, było z kolei głównym celem von
Lettowa, który zdawał sobie sprawę jakie koszta z każdym dniem przedłużają-
cej się kampanii ponosić muszą alianci. Jednak mimo jego wysiłków obszar nad
którym sprawował realną kontrolę skurczył się w XII 1916 r. do płd. – wsch.
części kolonii (płaskowyż Mahenge i obszar u ujścia Rufi dżi)

42

. Dalsze postępy

wojsk brytyjskich zostały wstrzymane wraz z nastaniem drugiej pory deszczo-
wej pod koniec XI 1916 r.
Warto

wspomnieć, że w tym czasie cesarz Wilhelm II nagrodził von

Lettowa za jego działalność najwyższym niemieckim odznaczeniem wojsko-
wym, orderem Pour le Merite. Odcięty od informacji z ojczyzny niemiecki
dowódca został o tym fakcie powiadomiony dopiero przez brytyjskiego emi-
sariusza, który dostarczył von Lettowowi list gratulacyjny napisany przez
gen. Smutsa

43

. Obydwaj dowódcy znali się jeszcze z czasów przedwojennych,

z okresu pobytu von Lettowa w płd. Afryce, gdzie leczył się z ran odniesio-
nych podczas powstania Hererów. Ich przyjaźń przetrwała zresztą również
w okresie powojennym. Ogólnie trzeba powiedzieć, że walki w DOA podczas
I wojny światowej postrzegane były jako ostatnia wojna dżentelmenów. Wal-
czące strony odnosiły się do siebie z szacunkiem, często wspaniałomyślnie
obchodzono się z jeńcami wojennymi (zwłaszcza Niemcy), zwalniając ich
pod warunkiem złożenia przysięgi, iż nie wezmą ponownie udziału w wal-
ce. Takie postępowanie ze strony von Lettowa wynikało głównie z trudności
aprowizacyjnych (często brakowało żywności nawet dla własnych oddziałów).
O szacunku jakim przeciwnicy wzajemnie się darzyli najlepiej świadczyć
może przykład walk pod Tangą, kiedy po bitwie von Lettow spotkał się
z brytyjskimi dowódcami, aby przy kieliszku koniaku wymienić się spostrze-

40

Zarys dziejów…, s. 134; http://www.deutsche-schutzgebiete.de/ostafrika_1914.htm,

odczyt: 24 III 2007.

41

P. von Lettow-Vorbeck, op. cit., s. 160-166; J. Piekałkiewicz, Kalendarium…, s. 453;

http://www.angelfi re.com/de/greatwar/vorbeck.html, odczyt: 24 III 2007.

42

P. Szlanta, Chcieć…, s. 13-14.

43

R. Balddus, S. Numssen, D. Schiller, Der Traum…, s. 136.

background image

Walki w niemieckiej Afryce wschodniej podczas I wojny światowej 59

żeniami. Ponadto Niemcy zajęli się leczeniem ogromnej ilości rannych, jacy
trafi li do ich lazaretów po bitwie

44

.

Początek 1917 r. miał przynieść dalsze zmiany w sytuacji obu stron kon-
fl iktu. Von Lettow po raz pierwszy od początku wojny zaczął odczuwać napraw-
dę poważne braki w zaopatrzeniu, zwłaszcza w żywność i lekarstwa, co mogło
w ogromnym stopniu zaważyć na decyzji o przerwaniu lub kontynuowaniu walk.
Co prawda udało się Niemcom utrzymać w rejonie Rufi dżi do początku nowych
zbiorów, ale to nie zmniejszyło trudności aprowizacyjnych. Stada bydła, które
towarzyszyły wędrującym oddziałom niemieckim były dziesiątkowane przez
muchę tse – tse. To zmusiło wojska von Lettowa do włączenia do swojego menu
całej gamy dzikich roślin oraz miejscowych zwierząt (hipopotamy, antylopy).
W oddziałach wystąpiły pierwsze symptomy kryzysu związanego z ciągłym wy-
cofywaniem się i unikaniem walki oraz wspomnianymi brakami aprowizacyjny-
mi. Coraz większe żniwo, zwłaszcza wśród białych żołnierzy, zbierały tropikalne
choroby, głównie malaria, co wiązało się z ciągłymi niedoborami odpowiednich
leków

45

.

Z

tych

trudności Niemców doskonale zdawali sobie sprawę Brytyjczycy,

gdyż również ich oddziały były mocno przetrzebione przez choroby tropikalne,
z tym, że rezerwy którymi dysponowali pozwalały w każdej chwili uzupełniać
składy osobowe poszczególnych jednostek, ponadto alianci od momentu opano-
wania wybrzeża nie mieli problemów z aprowizacją. Pozwalało to więc na kon-
tynuowanie ofensywy przeciwko siłom von Lettowa. Na początku I 1917 r. część
wojsk brytyjskich, uderzając z rejonu Iringi i Mgety, przekroczyła rzekę Rufi dżi,
równocześnie dokonano desantu w rejonie Kilwy, aby wyjść na tyły wojsk nie-
mieckich

46

. Dni von Lettowa wydawały się policzone. Pewni swego Anglicy, nie

bacząc na fakt, że wróg ciągle nie został ostatecznie pokonany, zgodzili się nawet,
aby gen. Smuts zrezygnował z naczelnego dowództwa (II 1917 r.), co wiązało się
z jego nominacją na członka Imperialnej Tajnej Rady (Imperial Privy Council)
i koniecznością podróży do Europy. Jego następcą na krótko został gen. Hoskins,
lecz w VII 1917 r. naczelne dowództwo nad siłami brytyjskimi na wschodnioafry-
kańskim teatrze działań wojennych objął van Deventer

47

. Sytuacja von Lettowa

rzeczywiście była dramatyczna, ale z pomocą przyszła mu pogoda, gdyż nadej-
ście pory deszczowej sprawiło, że Brytyjczycy mogli wznowić ofensywę dopiero
jesienią 1917 r. Otoczony wówczas z trzech stron na płaskowyżu Mahenge von

44

http://en.wikipedia.org/wiki/Battle_of_Tanga, odczyt: 24 III 2007. Patrz też przypis

nr 26. Na temat uznania jakim Brytyjczycy darzyli von Lettowa ciekawie pisze w jednym
ze swoich listów duńska pisarka Karen Blixen, autorka głośnego Pożegnania z Afryką, któ-
ra miała okazję poznać niemieckiego dowódcę podczas swojej podróży do Afryki w I 1914
r. (płynęli tym samym statkiem). Pisała: ,,Anglicy mają pewną piękną cechę – nie szczędzą
podziwu dla talentu i umiejętności swoich wrogów; o von Lettowie wszyscy wyrażają się
z wielkim uznaniem i twierdzą, że to jeden z najzdolniejszych ludzi, jakich Niemcy mają
w tej wojnie”; [w:] K. Blixen, Listy z Afryki 1914-1924, Warszawa 1998, s. 90.

45

P. Szlanta, Chcieć…, s. 14; P. von Lettow- Vorbeck, op.cit., s. 167-184, 207-222.

46

M. Czapliński, op.cit., s. 384; Zarys dziejów…, s. 134; http://www.deutsche-schut-

zgebiete.de/ostafrika_1914.htm, , odczyt: 24 III 2007.

47

H. W. Wilson, J. A. Hammerton, The Great War…, t. X, s. 584-586.

background image

60 K

RZYSZTOF

M

ICHALSKI

Lettow został zmuszony do stoczenia walnej bitwy z przeważającymi siłami wro-
ga. Trzydniowe starcie pod Mahiwą nad rzeką Lukulendi, jakie miało miejsce od
15 do 18 X 1917 r. okazało się największym sukcesem von Lettowa. Naprzeciw-
ko ok. 1 tys. żołnierzy niemieckich stanęło 4,9 tys. Brytyjczyków. Dzięki perfek-
cyjnemu przygotowaniu pola bitwy (walka toczyła się w dżungli, gdzie widocz-
ność nie przekraczała 50 metrów) i wykorzystaniu ckm – ów (tak jak pod Tangą)
żołnierze von Lettowa zadali Anglikom straty sięgające ponad 50% (2,7 tys. za-
bitych i rannych) tracąc tylko 95 żołnierzy zabitych. Niemcy stracili też kilkuset
rannych, których z braku czasu i odpowiednich lekarstw musiano pozostawić na
polu bitwy

48

. Zwycięstwo pod Mahiwą dało von Lettowowi czas na reorganiza-

cję swoich oddziałów i pozwoliło na uporządkowany marsz w kierunku granicy
z portugalskim Mozambikiem. Nad Rovumą niemiecki dowódca, który otrzymał
za zwycięstwo nad siłami brytyjskimi promocję na stopień generalski, opracował
chytry plan, dzięki któremu mógł kontynuować walkę i zdobyć niezbędne zaopa-
trzenie dla swoich wojsk. Fortel von Lettowa był prosty: podzielił swoje oddziały
na dwa zgrupowania: jedno, którym dowodził kpt. Teodor Tafel, liczące ok. 1 tys.
żołnierzy i 2 tysiące tragarzy, ruszyło na północ w kierunku wojsk brytyjskich,
aby prowadzić dalej wojnę szarpaną, natomiast główne siły pod dowództwem
von Lettowa, liczące ok. 2 tys. żołnierzy i 3 tys. tragarzy, przeprawiły się 25 XI
1917 r. przez Rovumę i wkroczyły do Mozambiku. Siły Tafela kilka dni później,
otoczone przez wojska brytyjskie, skapitulowały

49

.

W okresie, gdy von Lettow z głównymi siłami znajdował się jeszcze nad

Rovumą, w Niemczech rozpoczynała się jedna z najbardziej fantastycznych misji
tej wojny. Otóż latem 1917 r. przedstawiciele admiralicji niemieckiej postanowili
wysłać walczącym w Afryce oddziałom zaopatrzenie. Jako, że wybrzeże kolonii
znajdowało się całkowicie pod kontrolą aliantów i każdy statek, który dotarłby
tam, zostałby natychmiast przechwycony, do wypełnienia tej misji wyznaczono
sterowiec. Wybór padł na specjalnie skonstruowany zeppelin L59, którego do-
wódcą został kpt. Ludwig Bockholt. Statek powietrzny miał przewieźć wojskom
von Lettowa ponad 50 ton zaopatrzenia (broń, lekarstwa). Konstrukcja została tak
zaprojektowana, aby po lądowaniu w Afryce sterowiec rozebrać i wykorzystać
materiały z których został wykonany, robiąc np. z poszycia namioty, a z aluminio-
wego szkieletu maszty do radiostacji. Do lotu zgłosili się sami ochotnicy, którzy
po dotarciu na miejsce mieli zostać wcieleni do oddziałów von Lettowa. Całej
operacji nadano kryptonim ,,Projekt Chiny”. Na miejsce startu sterowca wyzna-
czono bułgarską miejscowość Jambol. Sterowiec wzbił się w powietrze 16 XI
1917 r., ale po paru godzinach musiał zawrócić, gdyż został ostrzelany przez nie
mających pojęcia o jego misji żołnierzy tureckich. Ponowny start odbył się 21 XI.
L59 przeleciał nad M. Egejskim i M. Śródziemnym, następnie, już nad Egiptem,
przemieszczał się wzdłuż Nilu. Gdzieś na wysokości Chartumu kpt. Bockholt
otrzymał depeszę radiową informującą go o poddaniu się wojsk von Lettowa i na-
kazującą zawrócić. Ponieważ radiostacja na sterowcu była zbyt słaba, aby skon-

48

P. von Lettow – Vorbeck, op.cit., s. 185-193.

49

P. Szlanta, Chcieć…, s. 14; M. Czaplinski, op.cit., s. 385; P. von Lettow-Vorbeck,

op.cit., s. 193-206; http://www.deutsche-schutzgebiete.de/ostafrika_1914.htm, odczyt:
24 III 2007.

background image

Walki w niemieckiej Afryce wschodniej podczas I wojny światowej 61

taktować się z dowództwem w Niemczech i potwierdzić rozkaz, Bockholt, mimo,
że do DOA pozostało tylko 400 mil, zdecydował się zawrócić. 25 XI 1917 r. po
przebyciu prawie 4,2 tys. mil sterowiec L59 powrócił do Jambol. Depesza, która
otrzymał kpt. Bockholt została prawdopodobnie spreparowana przez wywiad an-
gielski, który miał się dowiedzieć o locie sterowca. Mimo, że misja sterowca nie
powiodła się, jego lot zainspirował wyobraźnię tych ludzi, którzy po wojnie zai-
nicjowali regularne międzykontynentalne połączenia statkami powietrznymi

50

.

Wejście na obszar Mozambiku oznaczało dla wojsk von Lettowa koniec
dotychczasowych kłopotów z aprowizacją. Niemcy prowadzili kampanię polega-
jącą na przemieszczaniu się wzdłuż mniejszych, obfi cie zaopatrzonych składów
portugalskiej armii. Ich magazyny, bronione zazwyczaj przez niewielkie oddziały,
stanowiły łakomy kąsek dla wyczerpanych oddziałów Schutztruppe. Niemcy, po-
suwając się na południe, atakowali i grabili kolejne punkty zaopatrzeniowe. Raz
na zawsze skończyły się problemy z niedoborami żywności, uzbrojenia i amuni-
cji. Siły von Lettowa, korzystając z portugalskich zapasów, całkowicie przezbro-
iły się w nowoczesne karabiny, wymienione zostały także stare, rozpadające się
mundury

51

. Wojska portugalskie prawie nie stawiały Niemcom oporu, natomiast

po piętach deptali von Lettowowi Brytyjczycy. Aby uniknąć konieczności sto-
czenia walnej bitwy, w której jego topniejące mimo wszystko siły zostać mogły
rozbite, niemiecki dowódca zmuszony był do ciągłego zmieniania kierunku mar-
szu. Początkowo kierowali się Niemcy na południe, ale po dotarciu w VII 1918 r.
w okolice Quelimane, skręcili niespodziewanie na północ. Wojska von Lettowa,
zwodząc ścigające go oddziały alianckie, podążały na północ, aby 28 IX 1918 r.
powrócić na obszar DOA

52

. Ten manewr rozwścieczył Anglików, którzy zdążyli

zapomnieć już o von Lettowie i spokojnie administrowali niemiecką kolonią. Po-
byt na ,,ojczystej ziemi” nie trwał długo, gdyż w połowie X 1918 r. von Lettow
przeszedł ze swoimi wojskami między jeziorami Niassa i Tanganika i wkroczył
na obszar Północnej Rodezji, po raz trzeci przenosząc działania wojenne na teren
przeciwnika

53

. Podczas kampanii północnorodezyjskiej von Lettow 13 XI 1918 r.

dowiedział się o podpisaniu dwa dni wcześniej w Europie zawieszenia broni, któ-
re dotyczyło również obszaru DOA. Początkowo nie uwierzył w te informacje,
uważając, że to kolejny brytyjski fortel, jednak otrzymawszy potwierdzenie tych
wiadomości, zdecydował się na złożenie broni, co nastąpiło 25 XI w Abercorn

54

.

W momencie złożenia broni siły niemieckie składały się ze 155 białych

żołnierzy, 1156 askari i ponad tysiąca tragarzy

55

. Armia von Lettowa miała taką

ilość żywności, uzbrojenia i amunicji, że mogła kontynuować walkę jeszcze co
najmniej do 1919 r. Zresztą plany niemieckiego generała zakładały możliwość

50

Więcej na temat lotu sterowca L59 zob.: R. Wydra, Sekretna misja…, s. 32 – 37;

J. Piekałkiewicz, Kalendarium…, s. 532-533.

51

M. Czapliński, op.cit., s. 385; P. Szlanta, Chcieć…, s. 14; P. von Lettow – Vorbeck,

op.cit., s. 207-237.

52

P. von Lettow-Vorbeck, op.cit., s. 278-283.

53

Idem, s. 283 i nast.; R. Balddus, S. Numssen, D. Schiller, Der Traum…, s. 140-142.

54

P. Szlanta, Chcieć…, s. 15; P. von Lettow-Vorbeck, op.cit., s. 289-295.

55

P. von Lettow-Vorbeck, op.cit., s. 295.

background image

62 K

RZYSZTOF

M

ICHALSKI

przebicia się do Konga Belgijskiego i albo zajęcia jego bogatej prowincji, Katan-
gi, albo dalszego marszu na północ aż do portugalskiej Angoli. Do nie składania
broni zachęcali zwłaszcza askari, którzy nie chcieli poddawać się wrogowi, który
nie odniósł nad nimi zwycięstwa w polu. Początkowo i von Lettow chciał dalej
walczyć, ale zrozumiał, że od momentu zawieszenia wojny w Europie jego akcje
miałyby charakter prywatnej wojenki. Podporządkował się zatem rozkazom pły-
nącym z ojczyzny.

Paul von Lettow – Vorbeck osiągnął cel jaki sobie założył na począt-

ku wojny. Siły, które alianci musieli zaangażować w działania przeciwko niemu
liczyły w sumie ponad 200 tys. żołnierzy (jednorazowo walczyło w DOA ok.
100 tys. żołnierzy alianckich), podczas gdy jego wojska osiągnęły maksymalną
liczebność ok. 15 tys. Cała kampania kosztowała aliantów ponad 1,5 mld marek.
Straty w ludziach wyniosły 12 tys. żołnierzy poległych w walkach i zmarłych na
skutek chorób. Niemcy stracili ok. 800 białych i 1,9 tys. askari

56

. Dzięki swoim

militarnym umiejętnościom von Lettow potrafi ł na drugorzędny teatr działań wo-
jennych ściągnąć olbrzymie siły alianckie, które mogły przecież być wykorzy-
stane w Europie. Nie chodzi tylko o żołnierzy, gdyż gros sił walczących w DOA
przeciw Niemcom stanowili rdzenni mieszkańcy kolonii, ale przede wszystkim
o sprzęt wojenny i inne materiały, które trzeba było dostarczać oddziałom zaan-
gażowanym do walki z wojskami von Lettowa.

Niestety losy niemieckich kolonii rozstrzygnęły się na froncie europej-

skim i marzenia o nowych nabytkach w Afryce (idea Mittelafryki)

57

rozprysły się

jak bańka mydlana. Na paryskiej konferencji pokojowej w 1919 r. zadecydowa-
no o dalszym losie byłych kolonii niemieckich, które stały się terytoriami man-
datowymi, oddanymi w zarząd zwycięskim mocarstwom. Jeśli chodzi o obszar
dawnej DOA to większość ziem przypadła Wielkiej Brytanii (Brytyjska Afryka
Wschodnia), Ruandę i Burundi włączono do Konga Belgijskiego, a południowe
skrawki nad Rovumą przyłączono do Mozambiku

58

.

Na koniec warto przedstawić powojenne losy gen. von Lettowa. Począt-

kowo, zaraz po złożeniu broni, był internowany przez Anglików, którzy traktowa-
li go z wielkim szacunkiem. Na przełomie II i III 1919 r., triumfalnie powrócił do
Niemiec na czele tych białych żołnierzy, którzy przeżyli wojnę (już po złożeniu
broni oddziały von Lettowa zostały przetrzebione przez epidemię grypy hiszpan-
ki). Witano ich tam jak bohaterów, jako jedyne niepokonane oddziały niemieckie.
W ojczyźnie objął dowództwo jednej z brygad Reichswehry i z tymi oddziałami
brał udział w tłumieniu komunistycznego powstania w Hamburgu. Zaangażował
się po stronie puczystów w czasie prawicowego ,,puczu Kappa” z III 1920 r., co
niestety kosztowało go utratę stanowiska w armii. Zajął się biznesem i zaczął pi-
sać wspomnienia dotyczące walk w Afryce. Później zaangażował się w politykę
i w latach 1928 – 1930 posłował do Reichstagu, gdzie lobbował na rzecz ustawy,
na mocy której rząd republiki miał wypłacić zaległy żołd jego czarnoskórym we-

56

M. Czapliński, op.cit., s. 385-386; P. Szlanta, Chcieć…, s. 15.

57

Na temat planów niemieckich z okresu I wojny światowej, dotyczących zdobycia

nowych obszarów kolonialnych [w:] M. Czapliński, op.cit., s. 387-388; A. Bartnicki, Kon-
fl ikty kolonialne…
, s. 199-200.

58

W. Hładkiewicz, op.cit., s. 231-236; M. Czapliński, op.cit., s. 388-391.

background image

Walki w niemieckiej Afryce wschodniej podczas I wojny światowej 63

teranom. Po dojściu Hitlera do władzy zrezygnował z działalności politycznej,
mimo kuszących propozycji objęcia teki ministra ds. kolonii lub posady ambasa-
dora w Londynie. W czasie II wojny światowej zginęli jego dwaj synowie, a on
sam stracił dach nad głową. Po wojnie wspomagał go paczkami żywnościowymi
dawny przeciwnik, marszałek Smuts, który namówił grupę bogatych południo-
woafrykańskich biznesmenów do wypłacania von Lettowowi niewielkiej renty.
Po wojnie generał dwukrotnie poleciał do Afryki. Spotkał się tam z wdową po
marszałku Smutsie i z czarnoskórymweteranami Schutztruppe. Generał von Let-
tow – Vorbeck, przeżywszy 94 lata, zmarł w 1964 r. w Hamburgu

59

.

59

http://www.deutsche-schutzgebiete.de/lettow-vorbeck.htm; http://www.bautz.de/

bbkl/l/lettow_vorbeck_p.shtml; http://en.wikipedia.org/wiki/Paul_Erich_von_Lettow-
Vorbeck, odczyt: 24 III 2007.

background image
background image

Studenckie Zeszyty Historyczne
Koła Naukowego Historyków Studentów UJ – z. 9.

P

IOTR

Ś

WIĄTCZAK

-S

ZTOLTZMANN

BUNTY I POWSTANIA ZBROJNE W HITLEROWSKICH OBOZACH

ZAGŁADY: TREBLINCE, SOBIBORZE I BIRKENAU W ŚWIETLE

ANALIZ NAUKOWYCH I WSPOMNIEŃ BYŁYCH WIĘŹNIÓW

W okresie od XI 1941 r. do I 1945 r. na okupowanych ziemiach pol-

skich, oprócz obozów koncentracyjnych, istniały również ośrodki natychmiasto-
wej zagłady. Hitlerowcy tworzyli je realizując zarządzenia Heinricha Himmlera,
dotyczące kwestii bezpośredniej masowej eksterminacji Żydów w krajach euro-
pejskich.

Władze hitlerowskie w celu określenia akcji ludobójstwa stosowały

szereg pojęć i terminów, takich jak: „ewakuacja” (Evakuierung, Auswanderung),
„wysyłka na Wschód”, „akcja przesiedlenia” (Umsiedlungsaktion), „deportacja”
(Deportation), czy „specjalne traktowanie” (Sonderbehandlung)

1

.

Ponadto w nomenklaturze niemieckiej na oznaczenie samych obozów

zagłady używano kryptonimów Vernichtungslager lub Vernichtungsstätte, nato-
miast jednostkę realizującą dzieło mordu nazywano Sonderkommando albo Son-
derstab

2

.

Ten typ obozów, o których mowa powyżej, istniał tylko na obszarze

ziem polskich. Na terenie Wielkopolski, w tzw. Kraju Warty, powstał pierwszy
z nich w Chełmnie nad Nerem (SS Sonderkommando Schultze, następnie SS Son-
derkommando Culmhof
, później SS Sonderkommando Bothmann)

3

. Funkcjono-

wał on z przerwami od XI 1941 r. do I 1945 r. W tym okresie zamordowano
w nim około 310 tys. osób

4

.

Na terytorium Generalnego Gubernatorstwa ośrodki zagłady zostały

zorganizowane w Bełżcu, Sobiborze i Treblince. Szczególna rola w procesie eks-
terminacji narodu żydowskiego przypadła obozowi zagłady w Oświęcimiu-Brze-
zince (KL Auschwitz-Birkenau), w którym mogło zginąć nawet 3 miliony ludzi

5

.

Oprócz tego obóz koncentracyjny na Majdanku (KL Lublin) pełnił jednocześnie

1

Obozy hitlerowskie na ziemiach polskich 1939-1945. Informator encyklopedyczny,

Warszawa 1979, s. 22.

2

Ibidem, s. 23.

3

Ibidem, s. 129.

4

Ibidem, s. 130.

5

Auschwitz. Nazistowski obóz śmierci, Oświęcim 2004, s. 180.

background image

66 P

IOTR

Ś

WIĄTCZAK

- S

ZTOLTZMANN

funkcję obozu śmierci, gdzie straciło życie około 360 tys. więźniów

6

. W ośrodku

zagłady w Bełżcu (SS Sonderkommando Belzec lub Dienststelle Belzec der Waf-
fen SS
) zabito prawie 600 tys. osób

7

. Z kolei w Sobiborze (SS Sonderkommando

Sobibor) wymordowano około 250 tys. ofi ar

8

. Obóz w Treblince (SS Sonderkom-

mando Treblinka) w ciągu swej ludobójczej działalności pochłonął łącznie co
najmniej 750 tys. istnień ludzkich

9

.

W 1943 i 1944 r w ośrodkach masowej zagłady: Birkenau w Brzezince,

Treblince i Sobiborze wybuchły zbrojne powstania więźniów zmuszanych do ob-
sługi komór gazowych i krematoriów. Miały one być przykładem jedynej możli-
wej formy oporu przeciwko masowemu ludobójstwu i hitlerowskim oprawcom.
Ich celem było zniszczenie obozowych urządzeń zagłady i masowa ucieczka.

Buntów w Birkenau i Treblince nie można niestety zaliczyć do udanych,

gdyż doprowadziły one do śmierci wielu więźniów i nie przeszkodziły w dalszym
funkcjonowaniu tychże obozów. Jedynie zbrojny opór Żydów z Sobiboru spowo-
dował, iż władze hitlerowskie podjęły decyzję o całkowitej jego likwidacji.
Artykuł ten jest niejako hołdem złożonym kilkudziesięciu żydowskim
powstańcom, którzy w nierównej walce odważyli się przeciwstawić nazistow-
skim zbrodniarzom, nie zważając na zagrożenie własnego życia i pragnąc przeka-
zać światu świadectwo o masowym ludobójstwie dokonanym przez hitlerowców
na Żydach i innych narodach.

Hitlerowski obóz zagłady w Treblince

Obóz zagłady w Treblince został założony w wiosną 1942 r. i funkcjo-

nował do IX 1943 r. jako SS Sonderkommando Treblinka

10

. W tym czasie zostało

w nim zamordowanych około 750 tys. ludzi, głównie obywateli polskich pocho-
dzenia żydowskiego

11

. Wśród ofi ar znajdowali się również Polacy oraz Żydzi

z innych krajów okupowanej Europy, m. in. z Austrii, Belgii, Bułgarii, Czecho-
słowacji, Francji, Grecji, Jugosławii, Niemiec i ZSRR.

Z każdego transportu wybierano pewną liczbę młodych, zdrowych i na-

dających się do pracy mężczyzn i włączano ich do grup roboczych lub wysyłano
do znajdującego się nieopodal karnego obozu pracy – Treblinka I. Wśród wyse-
lekcjonowanych więźniów zatrudnionych w obozie, którym przez dłuższy czas

6

E. Dziadosz, J. Marszałek, Więzienia i obozy w dystrykcie lubelskim w latach 1939-

1944 [w:] „Zeszyty Majdanka”, t. 3, Lublin 1969, s. 107.

7

R. Reder, Bełżec, Kraków 1999, s. 9.

8

Liczba ta nie zawiera w sobie ofi ar dostarczonych do Sobiboru transportami samo-

chodowymi lub pieszymi (Z. Łukaszkiewicz, Obóz zagłady w Sobiborze [w:] „Biuletyn
Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce”, t. 3, Warszawa 1947, s. 57).

9

Obozy hitlerowskie..., s. 528.

10

S. Willenberg, Bunt w Treblince, Warszawa 2004, s. 13.

11

W swoich wspomnieniach jeden z uczestników buntu w Treblince – Jankiel Wiernik

pisze, iż w obozie mogło zostać zamordowanych około 3,5 miliona osób. Zob. J. Wiernik,
Rok w Treblince, Warszawa 2003, s. 25. Liczba ta jednak wydaje się być nieprawdopodob-
nie zawyżona.

background image

Bunty i powstania zbrojne... 67

udawało się uniknąć śmierci w komorach gazowych, powstała tajna organizacja
stawiająca sobie za cel zniszczenie ośrodka.

Zanim jednak doszło do wybuchu ogólnego powstania w obozie, miały

w nim miejsce pewne wydarzenia, które można określić mianem buntu pojedyn-
czych osób przeciwko załodze ośrodka.

Jedną z nich była pewna żydowska dziewczyna, która w drodze do

komory gazowej wystąpiła z grupy nagich ofi ar, sforsowała ogrodzenie z drutu
kolczastego i rzuciła się do ucieczki. Szybko została zauważona przez ukra-
ińskich strażników, którzy rzucili się za nią w pościg. Jeden z wachmanów
podbiegł za blisko uciekającej, przez co ta zdołała wyrwać mu karabin. Oddała
do niego strzał raniąc go śmiertelnie. Następnie poczęła samotnie walczyć z in-
nymi, którzy zagrodzili jej drogę: „Padł drugi strzał i zranił drugiego Ukraińca,
odjęło mu rękę (...) Nareszcie ujęli ją. Drogo zapłaciła za to wszystko. Bito,
posiniaczono, opluto, skopano, następnie dopiero zabito. Jest to bezimienna
bohaterka nasza”

12

.

Innym przykładem oporu i niezłomnej postawy ludzi prowadzonych

na śmierć może być walka młodego Żyda z getta warszawskiego, któremu
udało się ukryć granat. Kiedy był już zupełnie nagi, rzucił nim w grupę eses-
manów.

Kolejny epizod opowiada o całonocnej bitwie, jaka wywiązała się mię-

dzy nowo przybyłym transportem Żydów a załogą ośrodka. Starcie to zakończyło
się tragicznie. Wszyscy buntownicy zostali zastrzeleni, a „kiedy słońce wstało,
cały plac był zasłany ciałami walczących, (...) obok nich leżała ich broń: sztaba
żelazna wyrwana z jakiejś kraty, noże, brzytwy. Nigdy nie dowiemy się nazwisk
tych walczących”

13

.

Przygotowania do właściwego powstania więźniów zmuszanych do

obsługi komór i części administracyjnej obozu trwały bardzo długo. Prowadzo-
no je, rzecz jasna, w ścisłej konspiracji. Żydzi wtajemniczeni w plan zbrojnego
wystąpienia przeciwko SS-manom podzielili się na pięcioosobowe grupy. Wy-
łoniona w ten sposób komisja organizacyjna odbywała narady co do terminu
i szczegółów buntu wieczorami w barakach. Datę jego wybuchu ustalono pier-
wotnie na 15 VI 1943 r., jednak potem kilkakrotnie ją zmieniano z uwagi na
trudności w zaopatrzeniu

14

. Ostatecznie broń i materiały wybuchowe zdobyto

podstępem w zbrojowni obozu. Więźniowie wykorzystali wówczas nieobecność
niektórych strażników i esesmanów. Broń i inne potrzebne narzędzia miały zo-
stać rozprowadzone po obozie dzięki młodym chłopcom żydowskim. Dzięki
więźniowi o pseudonimie „Małpa”, zatrudnionym w obozowym magazynie,
powstańcy zdobyli obcęgi do przecinania drutu, siekiery i młoty. Niektórzy
z nich odkopali, ukryte wcześniej w ziemi, długie i ostre noże, które w tajemni-
cy zabierali z placu transportowego

15

.

12

Ibidem, s. 22.

13

W. Grosman, Piekło Treblinki, Katowice 1945, s. 18.

14

Z. Łukaszkiewicz, Obóz straceń w Treblince, Warszawa 1946, s. 21.

15

S. Willenberg, op.cit., s. 106 i 107.

background image

68 P

IOTR

Ś

WIĄTCZAK

- S

ZTOLTZMANN

Wybuch buntu wyznaczono ostatecznie na dzień 2 VIII 1943 r. Miał on

się rozpocząć o godzinie 15

45

pod dowództwem doktora Leicherta, któremu po-

magali m. in. doktor Chorążycki, inżynier Alfred Galewski, inżynier Sudowicz,
Kurland, Zalcberg i Zello Bloch

16

. Ich plan polegał na tym, iż po rozprowadzeniu

broni, żydowscy chłopcy mieli obrzucić granatami budynki mieszkalne dla załogi
obozu. Następnie dwóm więźniom, będącym mechanikami i szoferami zarazem,
którzy sprawowali pieczę nad niemieckimi autami i mieli dostęp do pojemników
z benzyną, wyznaczono zadanie podpalenia obozu. Z kolei Żydzi z baukomman-
do postanowili zdobyć samochód pancerny, stojący w pobliżu bramy obozowej
i otworzyć ją. Pozostali, dla których nie wystarczyło broni palnej, mieli podpalać
wszystko, co napotkali na swej drodze

17

.

Po rozprowadzeniu broni powstańcy przystąpili do akcji zbrojnej.

W chwili, kiedy robotnicy z komanda „kartofl arzy” przywieźli karabiny, zdeto-
nowano ładunki wybuchowe w barakach dla załogi niemieckiej. Niemalże na-
tychmiast ukraińscy strażnicy rozpoczęli strzelaninę z wież wartowniczych. Po-
wstańcy wśród ognia i odgłosów detonacji rzucili się do ucieczki w stronę bramy
ogrodu warzywnego SS, zabijając każdego napotkanego strażnika. Większość
urządzeń ośrodka zagłady spłonęła.

Jeden z uczestników buntu – Samuel Willenberg tak wspomina: „Gdy

dobiegliśmy do parkanu, naszym oczom ukazał się straszny widok. Pełno rozrzu-
conych trupów. Wśród zapór czołgowych stali, wyprostowani jak pomniki, zabici
więźniowie. Masa ludzka tworząca jakby pomost leżała na drutach kolczastych
i zaporach. Z dwóch stron z wież wartowniczych cały czas padały na nas kule
z karabinu maszynowego. Przeczekałem chwilę i jak na skrzydłach przeskoczy-
łem zaporę po trupach kolegów”

18

.

Inny z uciekinierów – Jankiel Wiernik relacjonuje: „Po drodze każde-

go napotkanego zabijano. Napad był nagły. Nie zdążyli się nawet zorientować,
a już droga stała dla nas otworem. Z wartowni wyniesiono broń i każdy brał,
co mógł. Natychmiast po sygnale zabito przy studni wachmana i zabrano mu
broń. (...) W przeciągu kilku minut wszystko płonęło. Wypełniliśmy wzorowo
nasz święty obowiązek. Ja chwyciłem za broń, siekłem dookoła siebie gęsto,
a gdy zauważyłem, że wszystko płonie a droga do ucieczki utorowana, złapa-
łem siekierę oraz piłę i uciekłem. W pierwszej chwili byliśmy panami sytuacji.
Ale w następnym już momencie pościg zaczął się ze wszech stron. Z Małkini,
z Kosowa, z karnej Treblinki. Gdy tam zauważono ogień i usłyszano strzały,
przybyli na pomoc”

19

.

Powstanie wybuchło akurat w tym momencie, kiedy większa część

załogi SS-mańskiej była nieobecna w obozie, gdyż zażywała kąpieli w Bugu.
Kiedy usłyszeli strzały i odgłosy wybuchów dochodzące od strony obozu,

16

S. Wojtczak, Karny obóz pracy Treblinka I i ośrodek zagłady Treblinka II [w:] „Biu-

letyn Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce”, t. 26, Warszawa 1975,
s. 148.

17

S. Willenberg, op.cit., s. 107.

18

Ibidem, s. 108.

19

J. Wiernik, op.cit., s. 34.

background image

Bunty i powstania zbrojne... 69

natychmiast odjechali. Z pomocą załodze ośrodka pospieszyli także uzbrojeni
w karabiny i rewolwery Niemcy z pobliskiej Małkini, którzy jechali do obozu
samochodami i specjalnie zorganizowanymi pociągami

20

.

Tego dnia z obozu zagłady w Treblince zdołało zbiec około 200 więź-

niów, spośród których ocalało jedynie kilkunastu. Reszta zginęła w czasie zorga-
nizowanego za nimi pościgu.

Akcja ta niewątpliwie przyczyniła się do przyspieszenia likwidacji obo-

zu, choć zniszczenia nie mogły być zbyt duże, gdyż w dalszym ciągu przyjmowa-
no transporty i kontynuowano dzieło eksterminacji.

Obóz zlikwidowano ostatecznie we IX 1943 r., kiedy to przystąpiono

do demontażu pozostałych urządzeń obozowych, natomiast cały teren ośrodka
zaorano i zasiano.

Hitlerowski obóz zagłady w Sobiborze

Obóz zagłady w Sobiborze został utworzony w V 1942 r. i funkcjonował

do połowy X 1943 r. pod kryptonimem SS Sonderkommando Sobibor

21

. W ciągu

jego istnienia straciło w nim życie około 250 tys. Żydów, Polaków, Cyganów
i jeńców radzieckich

22

.

Więźniowie wykonujący różnego rodzaju prace w części gospodarczej

ośrodka, jak również ci zatrudnieni przy obsłudze komór gazowych i spalaniu
ciał ofi ar, organizowali masowe ucieczki i próbowali wzniecić ogólne powstanie
zbrojne.

Próby takowe kończyły się jednak zawsze niepowodzeniem, a ich

uczestnicy byli rozstrzeliwani. W ten właśnie sposób zginęła m. in. grupa około
72 Żydów holenderskich.

W obozie zdarzały się przypadki zorganizowanego oporu ofi ar bezpo-

średnio po przybyciu. Jednym z przykładów może być bunt Żydów, którzy zostali
przywiezieni do ośrodka 30 IV 1943 r. z Włodawy, czy ostatniego komanda ze
zlikwidowanego obozu w Bełżcu przysłanego do Sobiboru latem 1943 r.

23

.

Wielu więźniów obozu szukało ratunku jedynie w ucieczce. Dla przy-

kładu w nocy z 25 na 26 XII 1942 r. zbiegło z Sobiboru pięciu Żydów, którzy
wykorzystali świąteczny nastrój w obozie. Głośnym echem odbiła się spektaku-
larna ucieczka ośmiu żydowskich robotników z komanda leśnego w lecie 1943 r.
Wiele planów ucieczek, które miałyby szanse na powodzenie, zostało udaremnio-
nych poprzez denuncjacje. Niekiedy zdarzało się, iż ucieczki organizowano przy
współudziale strażników. Niestety były one szybko wykrywane przez władze
obozowe, a ich pomysłodawcy likwidowani

24

.

20

J. Królikowski, Budowałem most kolejowy w pobliżu Treblinki [w:] „Biuletyn Ży-

dowskiego Instytutu Historycznego”, nr 49, Warszawa 1964, s. 53.

21

A. Peczorski, Powstanie w Sobiborze [w:] „Biuletyn Żydowskiego Instytutu Histo-

rycznego”, nr 1(3), Warszawa 1952, s. 5.

22

Obozy hitlerowskie..., s. 461.

23

W. Z. Sulimierski, Sobibór. Hitlerowski obóz śmierci, Chełm 1993, s. 25.

24

Ibidem, s. 26.

background image

70 P

IOTR

Ś

WIĄTCZAK

- S

ZTOLTZMANN

Nie przeszkodziło to jednak w dalszej działalności konspiracji obozowej,

dla której ważną cezurę stanowiło przybycie 22 IX 1943 r. z obozu przejściowego
w Mińsku transportu około 2 tys. jeńców radzieckich. Lejtnant Armii Czerwonej
Aleksander Peczorski (pseudonim „Sasza”) wespół z działaczem politycznym
Stanisławem Lejtmanem nawiązali kontakt z powstałą w obozie organizacją bo-
jową

25

. Jej nadrzędnym celem było wzniecenie ogólnego powstania więźniów

i zorganizowanie ich masowej ucieczki. W kręgu bezpośredniego dowództwa
buntu, oprócz Peczorskiego i Lejtmana, znaleźli się: Leon Feldhendler – zastęp-
ca, Arkadij Szubajew, Arkadij Wajspapir, Borys Cybulski oraz Janek (stolarz
o nie ustalonym nazwisku), a ponadto fi gurujący w kręgu wcześniejszego kierow-
nictwa szewc Jakub.

Dowództwo postanowiło podjąć przygotowania do zbrojnego starcia

więźniów z załogą SS-mańską jako jedynej realnej formy walki. Pieczołowicie
kompletowano zatem wszelkie informacje o ośrodku, jego zabezpieczeniach oraz
nadzorcach hitlerowskich. Wykonywano także i gromadzono niezbędne narzędzia
oraz przede wszystkim broń. Spiskowcom udało się też zwerbować do współ-
pracy zaufanych grupowych, m. in. w osobach Brzeckiego i niejakiego Gienka
o nieznanym nazwisku

26

. Dzięki ich pomocy udało się przenieść Peczorskiego

z komanda leśnego do pracy w warsztacie stolarskim, skąd mógł lepiej kierować
przygotowaniami do buntu.

Przedsięwzięty plan przewidywał zwabienie pod błahymi pretekstami

do różnych zakładów rzemieślniczych na terenie obozu, w odstępach kilkuna-
stominutowych, wszystkich esesmanów i pojedyncze ich zabicie. Na wykonanie
tego zadania zdecydowano się wykorzystać czas przerwy obiadowej pomiędzy
godziną 16

00

a 16

30

27

.

W tym samym czasie jeden z powstańców – Józef Dunin, pracujący przy

agregacie, miał za zadanie uszkodzić sieć elektryczną i zerwać linię telefoniczną,
aby tym samym odciąć obóz od świata zewnętrznego i uniemożliwić załodze
wezwanie pomocy.

O godzinie 17

00

, zgodnie z obowiązującym regulaminem, grupowi mieli

uformować kolumny robocze więźniów i wyprowadzić ich poza granice ośrodka.
W tym samym czasie zadaniem innej grupy było opanowanie magazynów broni.
Buntownicy liczyli bowiem, iż strażnicy dysponujący niewielką siłą ognia nie
będą stanowić poważniejszej przeszkody. Po wydostaniu się z obozu przewidy-
wano podział na małe grupy.

Datę wybuchu powstania wyznaczono na dzień 14 X 1943 r. Termin

ten wybrano nieprzypadkowo, albowiem wówczas komendant obozu – Franz
Reichleitner i jego zastępca – Gustaw Wagner mieli przebywać na urlopach.
W nocy z 13 na 14 X kilku wtajemniczonych więźniów zostało uzbrojonych w noże
i toporki.

25

Ibidem, s. 28.

26

A. Peczorski, op.cit., s. 31.

27

Ibidem, s. 30-31.

background image

Bunty i powstania zbrojne... 71

Atmosferę i pierwsze godziny powstania jego dowódca – Aleksander

„Sasza” Peczorski relacjonuje następująco: „Unterscharführer Ernest Berg podje-
chał konno nieco wcześniej niż to było przewidziane do warsztatu krawieckiego.
(...) Gdy Unterscharführer wszedł, wszyscy, jak zwykle, wstali. Szubajew przy-
stąpił do krawędzi stołu. Obok nogi stołu, w kącie leżała siekiera, przykryta bluzą.
Unterscharführer zdjął pas z kaburą i razem z pistoletem położył go na stole. Zdjął
frencz. Podskoczył do niego od razu Józef z garniturem i przystąpił do przymiar-
ki. Gienek przysunął się do stołu, aby móc, w razie potrzeby zawładnąć pistole-
tem. Józef odwrócił Niemca plecami do Szubajewa, oświadczając, że czyni to po
to, aby na ubranie padało lepsze światło. W tej samej chwili Szubajew grzmotnął
hitlerowca płaską stroną siekiery po głowie. Tamten strasznie zawrzeszczał. (...)
Drugie uderzenie uciszyło już hitlerowca na zawsze. Ciało usunięto pod łóżko
i przykryto. Plamy krwi na podłodze wytarto i zakryto.

(...) Wkrótce miał nadejść do warsztatu krawieckiego drugi klient. (...)

Po dziesięciu minutach wszedł do zakładu krawieckiego komendant całej straży
obozowej Oberscharführer Herbert Helm. Nie wyszedł już stamtąd. Moniek po-
łożył go trupem natychmiast, jak tylko przekroczył próg.

Punktualnie, jak przewidywano, o godzinie czwartej dowódca trzeciego

obozu - Oberscharführer Götzinger przyszedł do warsztatu szewców. Arkadiusz
Wajspapir poprawił taboret. Grisza stał przy drzwiach. Nadoprawca był tym ra-
zem łagodnie usposobiony.
- Dziś na dworze jest słonecznie, ciepło i dobrze - paplał - a czy wysokie buty są
już gotowe?
- Proszę - Jakub podał mu buty. Proszę je przymierzyć.
- Słuchaj ty, Jakub, - mówił Oberscharführer wciągając buty, - za pięć dni jadę do
Niemiec. Musisz mi zrobić dla mojej żony parę pantofl i, tylko nie zapomnij!
- Proszę być pewnym, że zadowolę małżonkę pana, - odpowiedział Jakub.

I wtedy Arkadiusz zamachnął się siekierą. Trupa odciągnięto za nogi

do kąta i zarzucono szmatami. Krew szybko zasypano piaskiem. A do warsztatu
zbliżał się już Oberscharführer Greischutz po swój obstalunek”

28

.

Do godziny 17

00

powstanie przebiegało zgodnie z planem. Wszystkich

jedenastu esesmanów zabito w warsztatach nie wzbudzając żadnych podejrzeń.
W warsztacie szewskim – Götzingera i Greischutza, w krawieckim – Niemana,
Berga i Helma, w stolarskim – Gaulsticha i Kurta, w kancelarii – Beckmana,
w magazynie – braci Wolfów, a w garażu – Rybę

29

.

O godzinie 16

45

zwołano zbiórkę i uformowano kolumny więźniów do

wymarszu. Kwadrans później Brzecki wydał rozkaz wyjścia poza obóz, ale sy-
tuacja zaczęła nieoczekiwanie wymykać się spod kontroli. Nie wtajemniczona
bowiem grupa więźniów zorientowała się w sytuacji i próbowała przesunąć się
na sam przód grupy, łamiąc w ten sposób uformowany szyk. Chcieli oni jak naj-
szybciej opuścić teren obozu. Atmosfera stała się gorąca do tego stopnia, że gdy

28

Ibidem, s. 35-36.

29

W. Z. Sulimierski, Sobibór. Hitlerowski..., s. 30.

background image

72 P

IOTR

Ś

WIĄTCZAK

- S

ZTOLTZMANN

napotkany przy bramie Niemiec próbował opanować chaos, spadło na jego głowę
jednocześnie kilka siekier

30

.

Nie było wówczas mowy o zapanowaniu nad więźniami. Pomiędzy

spiskowcami a wartownikami wywiązała się strzelanina. Więźniowie w panice
rzucili się do ucieczki w różnych kierunkach. Część uciekła przez główną bramę
obozu tratując strażnika, który zagrodził im drogę. Inni sforsowali ogrodzenie
miasteczka ofi cerów niemieckich, pozostali przecięli druty kolczaste okalające
obóz. Wielu z nich zginęło od kul i straciło życie na pasie pola minowego

31

. Łącz-

nie do lasu przedostało się 200-300 zbiegów. Tam powstańcy podzielili się na
grupy, z których każda szukała ratunku na własną rękę.

Aleksander Peczorski wraz ze swym oddziałem przeprawił się w nocy

z 19 na 20 X przez bród na Bugu w miejscowości Stawki i w okolicach Brześ-
cia Litewskiego wstąpił do radzieckiej partyzantki. Grupa Leona Feldhendle-
ra po czterech dniach ucieczki trafi ła do oddziału partyzanckiego działającego
w okolicach Kraśnika. Kilku Żydów z Izbicy z Tomaszem Blattem przez trzy dni
błąkało się po okolicy zanim znalazło schronienie u znajomych

32

. Ukrywali się

u nich do wiosny 1944 r., po czym zasilili grupy partyzantów. Urszuli Stern
i Edzie Lichtman udało się przedostać do Lasów Parczewskich. Hersz Cukierman
wraz z synem dotarł do Kurowa. Syn wstąpił wkrótce do partyzantki, natomiast
ojciec do końca wojny przebywał u znajomego we wsi Orlice. Szymon Rozenfeld
schronił się z kolei w Janowie koło Chełma.

W najtrudniejszym położeniu znaleźli się Żydzi z krajów zachodnich,

którzy, nie znając terenu i języka polskiego, zostali w przeważającej części wyła-
pani przez Niemców w czasie obławy.

Udany bunt w obozie śmierci w Sobiborze wywołał wielkie poruszenie

wśród najwyższych przywódców hitlerowskich. Niemalże natychmiast zostali
zawiadomieni: dowódca SS i Policji Generalnej Guberni - Wilhelm Krüger oraz
szef dowództwa wojskowego GG - Siegfried Haenicke. Jeszcze tego samego dnia
zorganizowano grupę pościgową z kapitanem Wulbrandtem na czele. W akcji
wzięło udział stu żołnierzy z 4. kompanii 689. batalionu ochronnego Wehrmachtu
stacjonującego w Chełmie, szwadron policji konnej, około stu strażników z Sobi-
boru i żandarmeria z Włodawy. Następnego dnia do poszukiwań włączono także
samoloty patrolujące teren. Zabezpieczono przejścia przez Bug, a cały otaczający
obóz kompleks leśny podzielono na rewiry i systematycznie je przeczesywano

33

.

Intensywne poszukiwania zbiegów prowadzono do 22 X, kiedy kapitan

Wulbrandt nakazał wycofać z akcji żołnierzy Wehrmachtu. W szeregach grupy
pościgowej znajdował się wtedy już tylko szwadron policji konnej. Tak zmaso-
wana pogoń związana była z przedostaniem się na wolność wielu bezpośrednich
świadków ludobójstwa.

Incydent ten spowodował podjęcie decyzji o likwidacji ośrodka za-

głady. Do prac związanych z demontażem urządzeń instalacji obozu, rozbiórką

30

A. Peczorski, Powstanie w..., s. 38.

31

Ibidem, s. 39.

32

L. Rees, Auschwitz. Naziści i „ostateczne rozwiązanie”, Warszawa 2005, s. 163.

33

W. Z. Sulimierski, op.cit., s. 32.

background image

Bunty i powstania zbrojne... 73

obiektów i zacieraniem śladów zbrodni wykorzystano Żydów przywiezionych
z Treblinki transportami z 20 X i 4 XI. Komory gazowe wysadzono w powietrze,
baraki i ogrodzenie rozebrano. Natomiast gruz i wszelkie materiały z demontażu
wywieziono.

Na całym obszarze byłego obozu zasadzono las. Po wykonaniu tego za-

dania robotnicy zostali zamordowani.

Hitlerowski obóz zagłady Birkenau w Brzezince

W obozie śmierci Auschwitz-Birkenau nigdy nie doszło do wybuchu

ogólnego powstania więźniów. Miały tu jednak miejsce pewne wydarzenia, które
można określić mianem buntu pojedynczych osób lub całych grup więźniarskich
przeznaczonych na śmierć. Znanych jest tu szereg przykładów heroicznej posta-
wy ludzi skazanych na zagładę

34

.

Pierwszym spektakularnym wydarzeniem był bunt karnej kompanii

mężczyzn w obozie Birkenau. Wybuchł on dnia 10 VI 1942 r.

35

. Głównym po-

wodem do jego wzniecenia stała się chęć uratowania życia. Do tego komanda
kierowano więźniów oskarżonych przez hitlerowców o popełnienie wykroczeń
w obozie oraz uznanych za szczególnie niebezpiecznych w celu odizolowania ich
od pozostałych.

W dniu 27 V 1942 do karnej kompanii skierowano około 400 polskich

więźniów, przywiezionych do obozu w latach 1940-1941 z dystryktu warszaw-
skiego i krakowskiego. W tym samym czasie członkowie komanda pracowali
przy kopaniu rowu odwadniającego „Königsgraben” w Brzezince. Co kilka dni
wybierano spośród zatrudnionych tam więźniów kilkunastu i prowadzono ich do
obozu macierzystego Auschwitz I w Oświęcimiu na rozstrzelanie.

Pozostali więźniowie mieli świadomość zbliżającej się śmierci i posta-

nowili zorganizować zbiorową ucieczkę podczas pracy.

Jeden z jej pomysłodawców wspomina: „Wszyscy byliśmy obciążeni

i tak skazani na śmierć, więc uważaliśmy, że będzie lepiej ryzykować – może ktoś
ocaleje. Chodziło tylko o to, aby ucieczka była możliwie masowa”

36

.

O projekcie zostali poinformowani jedynie zaufani więźniowie, na któ-

rych można było liczyć i być pewnym, że nie zdradzą planu. Według wcześniej-
szych ustaleń ucieczka miała nastąpić w chwili, gdy Kommandoführer karnej
kompanii SS-Haupscharführer Otto Moll wyda sygnał do zakończenia pracy
i powrotu do obozu. Każdy miał uciekać na własną rękę. W dniu planowanej
ucieczki padał ulewny deszcz i prawdopodobnie z tego powodu sygnał kończą-
cy pracę rozległ się nieco wcześniej. Zdezorientowało to więźniów i wywołało
u nich przerażenie, gdyż myśleli, że spisek został wykryty. Część z nich rzuciła
się do ucieczki. Postowie zaczęli do nich strzelać, natomiast kilkunastu zbiegów
zawrócili Kapo.

34

Auschwitz. Nazistowski obóz..., s. 221.

35

Ibidem, s. 222.

36

Archiwum Państwowego Muzeum w Oświęcimiu (dalej: APMO), Zespół Oświad-

czenia, t. 11 k. 4, relacja b. więźnia Tadeusza Chróścickiego.

background image

74 P

IOTR

Ś

WIĄTCZAK

- S

ZTOLTZMANN

Podczas zarządzonego pościgu zastrzelono trzynastu więźniów, a dwóch

schwytano i osadzono w bunkrze bloku 11 w obozie Auschwitz I, po czym powie-
szono

37

. W dniu 14 VI ujęto kolejnych dwóch uciekinierów, których spotkał taki

sam los jak pozostałych. Jedynie siedmiu więźniów udało się szczęśliwie zbiec.

Pozostałych członków karnej kompanii przyprowadzono do obozu. Na-

zajutrz po rannym apelu wyprowadzono do pracy około 100 więźniów, z kolei
prawie 320 rozkazano pozostać w obozie na podwórzu baraku, w którym miesz-
kali. Wówczas na miejsce przyjechał Lagerführer Hans Aumeier z innymi SS-
manami i zażądał wydania organizatorów buntu. Z uwagi na to, iż więźniowie
cały czas milczeli, w celu zastraszenia wywołał z grupy 20 osób, które natych-
miast zastrzelono. Do grupy zatrzymanych dołączono też kilkunastu członków
karnej kompanii przebywających w szpitalu obozowym. Następnie wszystkim
skrępowano ręce drutem kolczastym i odprowadzono do bunkra nr I, gdzie zostali
zamordowani.

Jeden z więźniów – Niemiec, który przebywał w karnej kompanii

i brał udział w krępowaniu ofi ar relacjonuje to wydarzenie w następujący spo-
sób: „Krew tryskała fontanną z krępowanych rąk, ale z ust męczonych Polaków
nie wypłynęła żadna skarga, ba nawet z twarzy wielu nie można było wyczytać
czy cierpią, tylko nienawiść i pogarda dla hitlerowskich oprawców malowała się
w ich oczach. (...) Poszli na śmierć ludzie młodzi bez skarg i złorzeczeń, bez
skamleń i próśb – umierali jak bohaterowie. Tak to tylko chyba Polacy umrzeć
umieją”

38

.

W ciągu kilku kolejnych dni odnotowywano w książce stanów dzien-

nych (Stärkebuch) dla kamufl ażu nazwiska zamordowanych więźniów.

Drugim ważnym zdarzeniem były zajścia w rozbieralni krematorium

nr II. Otóż 23 lub 24 X 1943 r. do Birkenau przywieziono transport Żydów z obo-
zu koncentracyjnego Bergen-Belsen

39

. Po przeprowadzeniu selekcji na rampie

ofi ary poprowadzono w stronę urządzeń zagłady – kobiety do krematorium II,
natomiast mężczyzn do krematorium III.

W rozbieralni jedna z kobiet, zorientowawszy się w sytuacji, wyrwała

pistolet SS-manowi Josefowi Schillingerowi i oddała w jego kierunku kilka strza-
łów

40

. Zraniła go bardzo ciężko i postrzeliła także drugiego SS-mana Wilhelma

Emmericha. Był to sygnał dla pozostałych kobiet, które rzuciły się na strażników.
Bunt został jednak szybko stłumiony, a jego uczestniczki wymordowane. Schil-
linger zmarł na skutek odniesionych ran w drodze do szpitala. Z kolei Emmerich
zdołał się wyleczyć, ale nie uniknął trwałego kalectwa.

37

Auschwitz. Nazistowski obóz..., s. 222.

38

APMO, Materiały Ruchu Oporu, t. VII k. 450.

39

W niektórych opracowaniach i wspomnieniach byłych więźniów spotyka się infor-

mację, iż kobieta ta nie była Żydówką, lecz Francuzką. Zob. Wśród koszmarnej zbrodni.
Rękopisy członków Sonderkommando
[w:] „Zeszyty Oświęcimskie”, nr specjalny (II),
Oświęcim 1971, s. 54.

40

Byli członkowie Sonderkommando wspominają, iż wyrwała pistolet esesmanowi

Quakernackowi i dopiero potem oddała strzały do Schillingera i Emmericha, Zob. Ibidem,
s. 54.

background image

Bunty i powstania zbrojne... 75

Niewątpliwie największym wcześniej przygotowanym buntem stało się

powstanie Żydów z Sonderkommando. Doszło do niego 7 X 1944 r. Więźniowie
tego komanda byli szczególnie narażeni na niespodziewaną likwidację ze wzglę-
du na pracę, jaką wykonywali. Zdawali sobie sprawę, że to właśnie ich władze
SS będą chciały się pozbyć w pierwszej kolejności jako niewygodnych świad-
ków masowego ludobójstwa. Postanowili zatem walczyć i bronić się nawet za
cenę własnego życia. Od wielu miesięcy przygotowywali się do zbrojnego starcia
z załogą obozu. Do spisku przyłączyli się też jeńcy radzieccy przywiezieni z obo-
zu na Majdanku i wcieleni do „komanda specjalnego”.

Planowano wysadzenie krematoriów, podpalenie baraków, następnie

przecięcie ogrodzenia okalającego obóz i masową ucieczkę. Materiał wybucho-
wy do produkcji prymitywnych granatów zdobywali dzięki współpracy z więź-
niarkami zatrudnionymi w zakładzie zbrojeniowym Union-Werke i od więźniów
z komanda Zerlegebetriebe – pracujących przy demontażu starych samolotów

41

.

W plan była wtajemniczona większość członków Sonderkommando, między któ-
rych podzielono zadania. Wybuch powstania wyznaczono pierwotnie na czerwiec
1944 r. Czekano na ofensywę wojsk radzieckich, gdyż uważano, że wtedy akcja
mogła mieć większe szanse na powodzenie.

Jednakże z powodu zaangażowania w plan wielu osób i nieprzestrze-

gania przez nich zasad konspiracji SS-mani szybko wpadli na trop przygotowy-
wanego buntu. Spowodowało to daleko idące represje i ofi ary w ludziach. Całe
Sonderkommando przeniesiono z odcinka BIId i umieszczono na poddaszu kre-
matoriów II i III oraz w rozbieralni krematorium IV, aby odizolować ich od in-
nych więźniów i utrudnić im wzajemne kontakty.

Pod koniec lata 1944 r. zmniejszyła się liczba transportów kierowanych

do obozu na zagładę i niepotrzebna była już tak liczna grupa więźniów do obsługi
komór gazowych i krematoriów. W związku z tym zaczęto powoli likwidować
członków Sonderkommando. We wrześniu zabrano spośród nich 200 osób i, pod
pretekstem przeniesienia do podobozu Gleiwitz w Gliwicach, wywieziono ich do
Auschwitz I. Tam zabito ich gazem w pomieszczeniu służącym do dezynfekcji
odzieży. Więźniowie liczyli się z ewentualnością dalszej redukcji komanda. Gdy
rano 7 X rozeszła się wiadomość, że z krematoriów IV i V ma być wysłanych w
transport 300 osób, zdali sobie sprawę, że spotka ich taki sam los jak poprzedni-
ków

42

. Postanowili więc natychmiast zrealizować swój plan i nie dać się wziąć

bez walki.

Sygnałem do rozpoczęcia akcji we wszystkich krematoriach miało być

podpalenie krematorium IV. W samo południe przyszli tam SS-mani, aby zabrać
więźniów. Wtedy zaatakowali ich siekierami i młotkami, a następnie podpalili
budynek krematorium. Część więźniów uciekła do znajdującego się nieopodal
krematorium V i pobliskiego lasku.

41

Rękopis Załmena Lewentala [w:] „Wśród koszmarnej zbrodni. Rękopisy..., s. 224-

226.

42

Ibidem, s. 158.

background image

76 P

IOTR

Ś

WIĄTCZAK

- S

ZTOLTZMANN

Akcję podjęli też więźniowie w krematorium II. Swojego strażnika

pochwycili i żywcem wrzucili do pieca

43

. Następnie wydostali się na zewnątrz,

przecięli druty okalające krematorium i rzucili się do ucieczki w kierunku wsi
Rajsko. Tam zabarykadowali się w stodole. Więźniowie z krematoriów III i V
nie zdążyli włączyć się do walki, gdyż sprowadzone posiłki SS-mańskie szybko
opanowały sytuację. Do natychmiast podjętego pościgu włączyły się, oprócz za-
łogi Birkenau, również drużyny SS z podobozów położonych najbliżej Brzezinki.
Obrzucili granatami stodołę, w której schronili się uciekinierzy, wywołując pożar.
Wielu z nich wymordowali strzałami z karabinów maszynowych. Przelot samolo-
tów alianckich, związany z nalotem na Śląsk, nieco utrudnił pościg.

W konsekwencji wielu więźniów zabito, a ich zwłoki przyniesiono wie-

czorem do obozu. Niemalże 200 osób z komand, które wznieciły bunt, rozstrze-
lano. Stan komand po buncie zmniejszył się z 663 do 212 osób, zginęło 451. Po-
zostałych przy życiu członków Sonderkommando umieszczono w krematorium
nr III.

Organizatorami buntu byli polscy Żydzi: Jankiel Handelsman, Josef De-

resiński, Załmen Gradowski, Josef Dorębus (nazywany Josefem Warszawskim).
Wszyscy, oprócz Handelsmana, zginęli w czasie powstania. On sam, wraz z kil-
kunastoma innymi spiskowcami, został osadzony w bunkrze bloku XI w Aus-
chwitz I. Był tam torturowany i wkrótce potem zmarł na skutek odniesionych
obrażeń.

Załoga SS-mańska straciła jedynie trzech Unterscharführerów, a kilku-

nastu strażników zostało lekko rannych.

W dniu 9 X obozowa organizacja ruchu oporu wysłała do Krakowa mel-

dunek z opisem buntu Sonderkommando.

Po jego stłumieniu wydział polityczny wszczął dochodzenie, skąd więź-

niowie wzięli proch. W wyniku śledztwa ustalono, że materiał wybuchowy wy-
nosiły żydowskie dziewczęta pracujące w fabryce Union-Werke i przekazywały
Rozie Robocie. Była to Żydówka z Ciechanowa zatrudniona w Bekleidungskam-
mer w Brzezince. Ta z kolei dostarczała go organizacji z Sonderkommando.

W związku z tym zostały aresztowane i skazane na karę śmierci: Roza Ro-

bota, Ala Gertner, Regina Safi rsztajn i Estera Wajcblum

44

. Powieszono je w obozie

w Oświęcimiu 6 I 1945 r. Egzekucję podzielono na dwie części. Dwie kobiety stra-
cono podczas apelu, na którym były obecne więźniarki pracujące w zakładzie na
zmianie nocnej, pozostałe po powrocie komand ze zmiany dziennej.

43

Ibidem, s. 163.

44

Auschwitz. Nazistowski obóz..., s. 224.

background image

Studenckie Zeszyty Historyczne
Koła Naukowego Historyków Studentów UJ – z. 9.

P

RZEMYSŁAW

W

YWIAŁ

KOPIEC JÓZEFA PIŁSUKDSKIEGO NA SOWIŃCU

- SYMBOL NIEPODLEGŁOŚCI W TRUDNYCH CZASACH

Kopiec Józefa Piłsudskiego na Sowińcu – zwany też Kopcem Niepodle-

głości lub Mogiłą Mogił – jest ważnym symbolem dla Krakowa i całego narodu.
Jak ważny był, okazało się w okresie Polski Ludowej, gdy chciano go zniszczyć
i wymazać z pamięci społeczeństwa. Nie udało się to dzięki odważnej postawie
byłych legionistów, wśród których szczególną rolę odgrywał pułkownik Józef
Herzog, oraz innych osób, którym bliska była idea Niepodległości. W artykule
tym postaram się przedstawić trwające kilkadziesiąt lat zmagania o Kopiec: od
pierwszych listów wysłanych przez osamotnionego w swych staraniach Herzoga,
po powstanie Komitetu Opieki nad Kopcem i ruchu „Solidarności”. Przygoto-
wując ten tekst udało mi się dotrzeć do materiałów Herzoga przechowywanych
przez jego wnuczkę, panią Alicję Kwapień – listy i wspomnienia pułkownika
okazały się wspaniałym źródłem do tego okresu. Korzystałem także z dokumen-
tów wytworzonych przez drugą stronę, czyli Służbę Bezpieczeństwa inwigilującą
środowisko niepodległościowe, przechowywanych w Instytucie Pamięci Narodo-
wej. W części opublikowano je w specjalnym wydaniu „Sowińca”.

Działalność Józefa Herzoga

Po

przejęciu władzy w Polsce przez komunistów przystąpili oni do za-

cierania śladów po walkach o niepodległość, niszczenia pamiątek związanych
z Legionami czy imieniem Marszałka Józefa Piłsudskiego. Zniknęły więc nie-
wygodne nazwy ulic (choćby ulica biskupa Bandurskiego w Krakowie), placów,
pomniki bohaterów (np. w miejsce pomnika Leopolda Lisa-Kuli w Rzeszowie
postawiono pomnik komsomolca). Zgodnie z planem nowej władzy zniszczeniu
i zapomnieniu ulec miał także największy w Krakowie symbol Niepodległości
– Kopiec Piłsudskiego na Sowińcu.
Kopiec

Piłsudskiego budowano w latach 1934-1937 z inicjatywy Związ-

ku Legionistów Polskich, nawiązując do tradycji sypania kopców wybitnym
postaciom – w Krakowie istniały już przecież kopce Kraka i Wandy (jeszcze
z czasów pogańskich) oraz Tadeusza Kościuszki. Położony w Lasku Wolskim na
wzniesieniu Sowiniec (383 m n.p.m.), Kopiec Piłsudskiego zajął 0,76 ha, a jego

background image

78 P

RZEMYSŁAW

W

YWIAŁ

wysokość wynosiła 35 metrów, średnica podstawy 111 metrów, kubatura 130 tys.
metrów sześciennych. Szczyt zwieńczono dużym granitowym głazem w kształ-
cie płyty z wyrytym na niej krzyżem legionowym. Złożono w nim urny z ziemią
z pól bitewnych, na których Żołnierz Polski przelewał krew dla wolności ojczy-
zny, dlatego nazwano go też Mogiłą Mogił. Mimo zamiaru niemieckiego guber-
natora Hansa Franka zrównania go z ziemią, Kopiec przetrwał mroczne czasy
okupacji, a jesienią 1945 r. złożono w nim dwie kolejne urny: spod Monte Cas-
sino i Lenino

1

.

Dla nowych władz – rządzących z nadania Moskwy – Kopiec Niepodle-

głości był jednak symbolem bardzo niewygodnym. Z tego powodu przystąpiono
do jego dewastacji i niszczenia. Gdy w sierpniu 1953 r. wypuszczony niedawno
z Wronek major Józef Herzog

2

, był z rodziną na Sowińcu, zobaczył Kopiec

zaniedbany, porośnięty krzakami i drzewami, chylący się ku ruinie. Zagadnięty
o to gajowy, widząc chyba, że może z Herzogiem porozmawiać szczerze, tak
opowiadał:

„Był u dołu Kopca głaz potężny z napisem. Przyszli kamieniarze i pół
dnia dłutami i młotami napis niszczyli. Na szczycie też był wielki kamień z napi-
sem. Przybyła komisja a po niej w jakiś czas grupa ludzi aby ów głaz zniszczyć
i zrzucić z Kopca. Nie dali rady. Wydłubali i zniszczyli jedynie napis. Głaz zo-
stał. Niedługo znów przyszło więcej ludzi. Autami przywieźli legary, zrzucili głaz
z Kopca i wywieźli na jakąś budowę.

Był wodociąg, dziś go nie ma, rury popękane zniszczone. Były budynki,

- dziś ruina. Był mur wokół, - dzisiaj ruina. Płyty kamienne do dzisiaj rozkradają
i wywożą. Wszystko ma drzewami, krzakami zaróść i zdziczeć.

Ostatnio mamy polecenie obsadzić polanę szybko rosnącemi i wysoko-

piennymi topolami aby Kopiec nie był widoczny.

Młodzież również nie śmie znać historii. Niedawno przyszła z lotniska

kompania wojska z porucznikiem i weszli na Kopiec. Byłem i ja tam na szczycie.
Zwrócił się do mnie ów porucznik ze słowami:

— Obywatelu, wyście tu gajowy, opowiedzcie coś żołnierzom o tym

Kopcu Kościuszki.-

— Obywatelu poruczniku, Kopiec Kościuszki to tamten co go widać

a ten Kopiec to… - odrzekłem.

Gdy porucznik usłyszał tę nazwę, mocno się speszył i rzekł do mnie
— Nic nie mówcie – a żołnierzom kazał schodzić na dół”

3

.

1

J. Bukowski, R. Hnatowicz, W. Pęgiel, Historia Kopca Józefa Piłsudskiego 1934-

2002 Kopca Niepodległości Mogiły Mogił, Kraków 2002, s.5-6.

2

Józef Herzog (1901-1983) – legionista Pierwszej Brygady, uczestnik wojny z bol-

szewikami, ofi cer WP, ofi cer wywiadu KOP, podczas kampanii wrześniowej ofi cer sztabu
gen. Thommee (w Grupie Operacyjnej „Piotrków” i obronie Modlina), uczestnik ruchu
oporu w obozie jenieckim w Woldenbergu, członek Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”,
więzień Wronek w okresie stalinowskim, działacz niepodległościowy, przywódca środo-
wiska legionowego w Krakowie.

3

J. Herzog, Kopiec na Sowińcu, Kraków 1967, mps, s.2, zbiory A. Kwapień.

background image

Kopiec Józefa Piłsudzkiego... 79

Taka sytuacja miała trwać jeszcze wiele lat. Mimo wydarzeń paździer-

nikowych, odejścia od metod stalinowskich, rehabilitacji żołnierzy Armii Krajo-
wej, Kopiec nadal zarastał i niszczał. Walkę o jego uratowanie rozpoczął Herzog
– nie wiedział, że poświęci jej ćwierć wieku.

29 lipca 1957 r. przesłał list do Ministerstwa Obrony Narodowej w tej

sprawie. Przypominał w nim, iż w Kopcu znajduje się ziemia z pól bitewnych, na
których Polacy ginęli w walce o niepodległość i prosił ministra, aby ten przerwał
bezczeszczenie Kopca. Podkreślał, że nie po to społeczeństwo Kopiec sypało, by
teraz pasły się na nim krowy, co w tym czasie się działo

4

.

13 września 1957 r. otrzymał odpowiedź z MON, iż jego zażalenie

przekazano celem rozpatrzenia Miejskiej Radzie Narodowej w Krakowie. Wo-
bec braku reakcji ze strony MRN, 21 marca 1959 r. Herzog skierował do jej
przewodniczącego memoriał wraz ze zdjęciami niszczejącego Kopca, z prośbą
o powiadomienie go w jakim stadium załatwiania znajduje się sprawa. 8 kwiet-
nia odpisano mu z Zarządu Spraw Wewnętrznych MRN, że sprawę przekazano
z kolei Zarządowi Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej, który ma zająć się
uporządkowaniem tego terenu i przeznaczyć na ten cel odpowiednie fundusze

5

.

Niestety mimo obietnicy, władze żadnych działań nie podjęły.

Nie przyniosły rezultatu również inne interwencje, choćby skierowa-

ne do Krakowskiego Okręgu Związku Bojowników o Wolność i Demokrację.
ZBoWiD nie raczył nawet odpowiedzieć

6

.

Dopiero w połowie lat sześćdziesiątych na pismo Herzoga zareagowa-

ła Krakowska Izba Rzemieślnicza, która w ramach obchodów dwudziestolecia
PRL, przystąpiła do prac wokół zdewastowanego Kopca. W tym czasie wzmoc-
niono podstawę Kopca i wybudowano na Sowińcu letnią kawiarenkę, parking,
częściowo mur ochronny, schody, ogródek jordanowski. Niestety, samego Kopca
władze nie pozwoliły ruszać

7

.

Komuniści wpadli za to na pomysł wykorzystania terenu Sowińca i prze-

kształcenia go w obiekt sportowo-wypoczynkowy. Opracowano nawet dokumen-
tację techniczną tego projektu. Na szczęście nie został on zrealizowany

8

.

W roku 1967 sytuacja była – jak to opisywał Herzog - dramatyczna:

„Północna strona Kopca jest całkowicie zdewastowana, zarośnięta krze-

wami, drzewami i stanowi jeden gąszcz. Z tego gąszczu korzysta nieświadoma
młodzież dla załatwienia pewnych czynności. Oczom własnym nie wierzyłem.
Dwóch chłopców kucając najspokojniej załatwiało pewne czynności. Podszedłem
szybko do nich. Zawstydzili się. Powstali. Przemówiłem do nich spokojnie. Nie

4

Ibidem, s. 3; idem, Chronologiczne zestawienie mych próśb w okresie dwudziestu

przeszło lat…, Kraków 1979, mps, zbiory A. Kwapień.

5

Ibidem; idem, Prośba o kulturę na Kopcu Niepodległości do Prezydenta Miasta Kra-

kowa Edwarda Barszcza, Kraków 1979, zbiory A. Kwapień.

6

Idem, W sprawie ZBoWiD – ciąg dalszy, Kraków 1980, mps, s.3, zbiory A. Kwapień.

7

Idem, Pismo do Izby Rzemieślniczej w Krakowie, Kraków 4 VII 1979, zbiory

A. Kwapień; idem, Kopiec…, s.4.

8

W. Śliwczyński, Kopiec odbudowany, „Sowiniec” 2005, nr 26, s.25.

background image

80 P

RZEMYSŁAW

W

YWIAŁ

wiedzieli nic o Kopcu jak i tego co kryje w swym wnętrzu. Objaśniłem młodych.
Spoglądali na mnie spokojnie i słuchali. Na zakończenie zadałem im pytanie:-

— I cóż wy na to chłopcy?
— Proszę pana, przepraszamy, ale myśmy o tem nic nie wiedzieli. Już

tutaj tego nie będziemy robić i innym powiemy.

Odeszli zawstydzeni”

9

.

W liście do przyjaciela, Mieczysława Miki, z 28 stycznia 1971 r. żalił

się, iż Mogiła Mogił jest profanowana przez wypasanie na niej bydła, zaciera
się historyczne napisy na głazach, a same głazy wyrzuca i wykorzystuje na
budowach

10

.

12 maja 1971 r., „ufając w odrodzenie wewnętrzne w PRL”, przesłał He-

rzog „prośbę o kulturę na Sowińcu” na adres premiera Piotra Jaroszewicza. Do-
łączył do niej obszerny memoriał i trzy fotografi e Kopca z lat trzydziestych oraz
cztery z roku 1971. W liście podkreślał, że „Kopiec na Sowińcu w Krakowie,
który został po prostu zgnojony i zbeszczeszczony to nie sprawa samego miasta
Krakowa jak zdecydował przed laty ówczesny Ob. Minister Obrony Narodowej
a sprawa ogólnonarodowa”

11

.

Tak pismo to skomentował funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa:

„W treści memoriału jest m.in. mowa o historii powstania tego kopca;

autor w sposób odbiegający od przyjętych zasad grzecznościowych, określa sta-
nowisko władz w tej sprawie: ironicznie i tendencyjnie przedstawia rzekomo fak-
ty zachowania się różnych grup społecznych podczas pobytu na Sowińcu itp.”

12

.

Niestety przez kolejny rok odpowiedź z Warszawy nie nadchodziła. Wo-

bec tego 1 marca 1972 Herzog wysłał kolejne pismo do Jaroszewicza z prośbą
o wyjaśnienie tej zwłoki. Tym razem odpowiedź przyszła już po kilku dniach.
10 marca 1972 r. Prezydium Rządu odpowiedziało, że prace związane z reno-
wacją Kopca na Sowińcu koordynuje Prezydium Dzielnicowej Rady Narodowej
Kraków-Zwierzyniec

13

. Niestety rada dzielnicowa była bezczynna.

Tej bezczynności władz w obliczu niszczenia Kopca Marszałka nie moż-

na się jednak dziwić. Komuniści doskonale rozumieli jaką wartością dla byłych
żołnierzy i kolejnych pokoleń jest ten monumentalny symbol Niepodległości.
Funkcjonariusz bezpieki zapisał o Kopcu:

9

J. Herzog, Kopiec…, s.5.

10

Idem, List do Mieczysława Miki, dn. 28 I 1971, zbiory A. Kwapień.

11

Idem, Chronologiczne zestawienie…; idem, List do premiera Jaroszewicza,

dn. 12 V 1971, zbiory A. Kwapień..

12

Informacja o aktualnej działalności b. legionistów [dla sekretarza KK PZPR K. Bar-

wacza], dn. 21 VI 1971, por. Figurant Herzog. Postać Józefa Herzoga w dokumentach
służb bezpieczeństwa PRL
, oprac. M. Hanik, „Sowiniec” 2003, nr 23 (dalej: Figurant He-
rzog
), s. 171.

13

J. Herzog, Chronologiczne zestawienie…

background image

Kopiec Józefa Piłsudzkiego... 81

„Jest to wielka pamiątka dla byłych legionistów i muszą go za wszelką

cenę odnowić i stworzyć jego wielkość”

14

.

Wobec tego Herzog wysłał list do redakcji „Gazety Krakowskiej”

z prośbą o pomoc dla rady dzielnicowej w „zaprowadzeniu na Kopcu ponow-
nej Kultury”. Pisał, że „Kultura Kopca w porównaniu z kulturą obok Barbakanu
w Krakowie wygląda na podłe tchórzostwo z naszej strony, jakbyśmy się wsty-
dzili Przeszłości”. Postulował otoczenie podstawy Kopca siatką, co pomogłoby
chronić go przed dewastacją. U wejścia chciał umieścić tablicę informacyjną
o znaczeniu tego miejsca. Renowacja byłaby fi nansowana ze specjalnego fundu-
szu, na który wpłacałoby pieniądze wierne społeczeństwo – był bowiem pewien,
że „składki się posypią, bo pamięć w Narodzie trwa”. Projekt odbudowy powinni
opracować inżynierowie-fachowcy

15

.

W marcu 1973 r. przesłał do Zarządu Głównego ZBoWiD w Warsza-

wie trzydziestotrzystronicowy memoriał wzbogacony dwudziestoma siedmioma
zdjęciami Kopca. Niestety pozostał on bez odpowiedzi

16

. Żadnej reakcji na jego

prośby nie było również ze strony Ministerstwa do spraw Kombatantów

17

.

Ta cisza i bezczynność ze strony adresatów nie osłabiały jednak jego

chęci uratowania Mogiły Mogił. 26 kwietnia 1973 r. wysłał zażalenie do prze-
wodniczącego Miejskiej Rady Narodowej w Krakowie Jerzego Pękali, z pyta-
niem jakie kroki podjęto, by powstrzymać dalszą dewastację Kopca. Do listu
dołączył siedem fotografi i. Argumentował, że bezczeszcząc Sowiniec bezcześci
się także pamięć komunistów, którzy walczyli o niepodległość. Przywoływał tu
nazwiska Mariana Buczka, Władysława Broniewskiego, Michała Żymierskiego
i Zygmunta Berlinga. Podkreślał, że „my żołnierze niepodległości wraz z całym
narodem walczyliśmy wówczas nie o kapitalizm, nie o faszyzm, a o Niepodle-
głość”. Bezczeszcząc idee niepodległościowe wpływa się również negatywnie
na wychowanie kolejnych pokoleń. Jako przykład pozytywnych działań dawał
przykłady innych miast, gdzie przywrócono dawne nazwy placom, ulicom, ale-
jom. Nie zrobiono tego jednak w Krakowie, gdzie wciąż niszczy się też symbol
niepodległości, jakim jest Kopiec Piłsudskiego. Nawiązując do dramatycznych
wydarzeń z okresu okupacji hitlerowskiej, pisał, iż mimo, że naziści nie zdążyli
Kopca zrównać z ziemią, to „przyjeżdżający obecnie do Polski turyści z Niemiec,
fotografują kopiec na Sowińcu i cieszą się, że ktoś tak rzetelnie wykonuje pole-
cenie Hansa Franka”

18

.

14

Informacja [dot. Działalności środowiska niepodległościowego w Krakowie], dn.

31 III 1972, por. Figurant Herzog, s.172.

15

J. Herzog, List do redakcji „Gazety Krakowskiej”, mps, Kraków 1972, zbiory

A. Kwapień.

16

Idem, W sprawie ZBoWiD…, s.3.

17

Idem, Chronologiczne zestawienie

18

Idem, Pismo do Przewodniczącego Miejskiej Rady Narodowej w Krakowie ob.

Jerzego Pękali, dn. 26 IV 1973, zbiory A. Kwapień; tenże, Chronologiczne zestawienie

background image

82 P

RZEMYSŁAW

W

YWIAŁ

30 maja dostał odpowiedź, iż Dzielnicowa Rada Narodowa Kraków-

Krowodrza opracowuje dokumentację techniczną na renowację Kopca

19

.

Sił w tych staraniach dodawało Herzogowi stanowisko metropolity kra-

kowskiego kardynała Karola Wojtyły, który w liście do Herzoga tymi słowami
poparł jego działania:

„Wołanie o szacunek dla pamiątek przeszłości, między innymi Kopca Jó-

zefa Piłsudskiego na Sowińcu jest uzasadnione. Oby jeszcze było skuteczne”

20

.

W sierpniu roku 1974, w 60 rocznicę wymarszu Kadrówki, odbył się

w Krakowie zjazd legionistów. Po Mszy św. na Wawelu, odwiedzeniu Krypty Pił-
sudskiego i Oleandrów, starzy żołnierze pojechali na Kopiec. Ten niestety przed-
stawiał widok opłakany. Jak wspominał jeden z uczestników obchodów, w jego
pobliżu zjedli obiad:

„Miejsce na ten wspólny obiad wybrały nam władze dowcipnie i symbo-

licznie… obok ogrodu zoologicznego, w sąsiedztwie zwierząt, byśmy już w pełni
doznali goryczy izolacji od społeczeństwa”

21

.

Podczas rozmowy śmiali się z niedawnej wypowiedzi mędrca partyjne-

go, Jana Szydlaka, który stwierdził iż:

„Polska Ludowa ma tylko trzech groźnych i potężnych wrogów:
1. Obóz

legionowy.

2. Kościół
3. Resztki

mieszczaństwa”

22

.

Na początku roku 1976 Herzog spotkał się z dyrektorem lub zastępcą dy-

rektora ogrodu zoologicznego, leżącego w Lasku Wolskim. W rozmowie tej, jak
wynika z akt Służby Bezpieczeństwa, dyrektor, „entuzjasta ideologii legionistów,
zobowiązał się po cichu, aby władze o tym nie wiedziały, doprowadzić Kopiec do
pełnej, dawnej świetności i nawet wyciąć drzewa aby odsłonić widok”. Herzog
dostarczył mu nawet oryginalne plany Kopca z czasu jego budowy. Kosztorys
i plan przebudowy miał zatwierdzić Urząd Miasta

23

. Niestety wskutek przeciw-

działania ze strony władz i z tych projektów nic na razie nie mogło wyjść.

19

Idem, Chronologiczne zestawienie.

20

List metr. Karola Wojtyły do Józefa Herzoga, dn. 5 II 1974, zbiory A. Kwapień.

21

A. Patla, „W słońcu legionowej legendy” – czyli relacja z ostatniego Spotkania Le-

gionistów w Krakowie – w dniu 6 sierpnia 1974 roku, [w:] J. Gaździcki, Antologia zapo-
mnianej rocznicy
, Kraków [1974], mps., s.270, zbiory A. Kwapień.

22

Ibidem, s.271.

23

Informacja operacyjna [o krakowskim środowisku kombatanckim], dn. 4 II 1976,

por. Figurant Herzog, s.186.

background image

Kopiec Józefa Piłsudzkiego... 83

Nic nie udało się także zdziałać kombatantom podczas spotkania z pre-

mierem Jaroszewiczem w 37 rocznicę wybuchu wojny

24

.

Po kilku latach starań, w piśmie z 23 grudnia 1977 r., Wydział Gospodar-

ki Komunalnej Urzędu Dzielnicowego Kraków-Krowodrza informował Herzoga,
że dokumentację odbudowy Kopca opracowało „w ramach czynu społecznego”
Biuro Projektów Cementu i Wapna. Prace niestety nie mogły ruszyć, gdyż nie
udało się znaleźć wykonawców ciągu pieszego na stoku Kopca i jego odwodnie-
nia

25

.

Herzog jednak nie załamywał rąk, szczególnie, że znalazł poparcie w ro-

dzących się właśnie w Polsce strukturach opozycyjnych oraz w młodzieży, której
potrafi ł zaszczepić niepodległościowe ideały.

21 lutego 1978 r. działacze Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela

zwrócili się do Rady Zakładowej Krakowskiego Przedsiębiorstwa Robót Dro-
gowych o „podjęcie w czynie społecznym dla uczczenia przypadającej w roku
bieżącym sześćdziesiątej rocznicy odzyskania niepodległości prac związanych
z odbudową Kopca na Sowińcu w zakresie robót przy wykonaniu ciągu pieszego
i stożka Kopca oraz jego odwodnieniu”. Poinformowano też załogę, iż potrzebne
plany są już zrobione przez Biuro Projektów Cementu i Wapna, a odpowiednie
fundusze są zabezpieczone w budżecie Urzędu Dzielnicowego

26

.

Tego samego dnia ROPCiO wystosował pismo do ministra obrony gen.

Wojciecha Jaruzelskiego. W liście tym przypomniano, iż Mogiła Mogił zawiera
prochy z pól bitewnych począwszy od roku 1794 i insurekcji kościuszkowskiej,
a przecież obecne Wojsko Polskie nawiązuje do tradycji walk o niepodległość
– dlatego „nie może być obojętne, że niszczeje taki obiekt jak Kopiec na Sowiń-
cu”. Urząd Dzielnicowy Kraków-Krowodrza posiada już dokumentację na reno-
wację Kopca, ale wciąż brak wykonawcy i w tej właśnie sprawie mogłaby pomóc
armia dysponująca odpowiednio wyszkolonymi i wyposażonymi do takich prac
jednostkami. Sprawa ta nabiera szczególnej wagi i doniosłości w związku ze zbli-
żającą się sześćdziesiątą rocznicą odzyskania przez Polskę w listopadzie 1918 r.
niepodległości. Pod listem podpisali się: Józef Herzog oraz dwaj przedstawiciele
ROPCiO, Krzysztof Gąsiorowski i Stanisław Janik-Palczewski

27

.

Herzog namawiał też kolegę z Warszawy, Henryka Bezega, by środowi-

sko legionowe z Warszawy wystosowało podobny list. Postanowił też za pośred-
nictwem konsulatu Stanów Zjednoczonych w Krakowie wystosować list do Po-

24

Meldunek operacyjny [dot. wmurowania tablicy poświęconej 27 PP w Częstocho-

wie], dn.1 IX 1976, por. Figurant Herzog, s.195.

25

Pismo Wydziału Gospodarki Komunalnej Urzędu Dzielnicowego Kraków-Krowo-

drza do ob. Józefa Herzoga, dn. 23 XII 1977, odpis, zbiory A. Kwapień.

26

Pismo ROPCiO do Rady Zakładowej Krakowskiego Przedsiębiorstwa Robót Dro-

gowych dotyczące pomocy w odbudowie Kopca na Sowińcu w Krakowie, dn. 21 II 1978,
zbiory A. Kwapień.

27

Pismo ROPCiO dotyczące objęcia przez Wojsko patronatu nad odbudową Kopca

na Sowińcu w Krakowie do Ministra Obrony Narodowej Wojciecha Jaruzelskiego, dn.
21 II 1978, zbiory A. Kwapień.

background image

84 P

RZEMYSŁAW

W

YWIAŁ

lonii amerykańskiej o wywarcie nacisku na rząd PRL w sprawie Sowińca. Jakoż
wkrótce taką odezwę do amerykańskiej Polonii opracował

28

.

W tym czasie Herzog i Pluta-Czachowski wysłali kolejne ponaglenia do

Urzędu Miasta i Urzędu Dzielnicowego Kraków-Krowodrza

29

.

Datę 3 maja 1978 r. nosi pismo Herzoga do prof. Janusza Bogdanow-

skiego, przewodniczącego Komitetu Ochrony Przyrody w Krakowie, zawierające
prośbę o opiekę nad Kopcem, którego otoczenie jest przecież także miejscem
rekreacyjnym dla ludności. Herzog pisał:

„Kopiec ten, z jakiejś dzikiej zemsty, nie godnej Polaków, jakby celowo

od okresu łamania praworządności aż do obecnych chwil doprowadzono do osta-
tecznego niechlujstwa, wprost barbarzyństwa”

30

.

6 czerwca 1979 r. z inicjatywy Krystiana Waksmundzkiego i Romana

Łazarskiego wydana została odezwa z poparciem starań o ratowanie Kopca, za
co obaj działacze zostali usunięci z Wojewódzkiej Komisji Ochrony Przyrody
PTTK

31

.

Podobny list Herzog wysłał do Służby Ochrony Przyrody

32

. Tutaj

spotkał się z pozytywnym odzewem – obradujące Walne Zebranie zobowiązało
członków Grupy Rejonowej SOP im. W. Goetla do opieki i pomocy przy reno-
wacji Kopca

33

.

12 czerwca 1979 r. w „Echu Krakowa” ukazał się tekst informujący

o tym, iż opiekę nad Kopcem na Sowińcu objęły Prezydium Komisji Ochrony
Przyrody Krakowskiego PTTK i Kierownictwo Grupy Rejonowej Straży Ochro-
ny Przyrody im. W. Goetla. Zaapelowano również do społeczeństwa o ochronę
Sowińca, ostrzegając przy tym, iż osoby dewastujące Kopiec i otaczającą go zie-
leń będą karane

34

.

Jak widać podjęty ponad dwadzieścia lat wcześniej trud zaczynał

przynosić efekty. Skrzydeł dodała Herzogowi pierwsza pielgrzymka do Oj-
czyzny Ojca Świętego Jana Pawła II w czerwcu 1979 r. W piśmie do przewod-
niczącego Dzielnicowej Rady Narodowej przypomniał słowa papieża, który
dziękował za odważną decyzję o zaproszeniu go do kraju. Według Herzoga
potrzebna jest teraz odwaga do podjęcia decyzji o odbudowie Kopca. Zamiast

28

Meldunek operacyjny [dot. obchodów 45 rocznicy śmierci J. Piłsudskiego], dn.

25 VI 1978, por. Figurant Herzog, s. 209.

29

Informacja [dot. zamiarów odbudowy Kopca J. Piłsudskiego], dn. 9 VI 1978, por.

Figurant Herzog, s. 209.

30

J. Herzog, Pismo do prof. Janusza Bogdanowskiego, dn. 3 V 1978, zbiory A. Kwa-

pień.

31

T. Olszewski, Ambicja, „IMT – Światowid” 1981, nr 863, s. 10-11, kopia w zbiorach

A. Kwapień.

32

J. Herzog, Pismo do Straży Ochrony Przyrody – Grupy Rejonowej im. W. Goetla

w Krakowie, dn. 19 IV 1979, zbiory A. Kwapień.

33

Pismo Straży Ochrony Przyrody do Józefa Herzoga, dn. 7 V 1979, zbiory A. Kwapień.

34

Chrońmy niszczejący Kopiec, „Echo Krakowa” 1979, nr 129.

background image

Kopiec Józefa Piłsudzkiego... 85

tego młodzi ludzie, którzy przychodzą na Sowiniec i chcą uporządkować te-
ren, są przez odpowiednie służby przeganiani i śledzeni. Sprawa stała się zna-
na także poza granicami, gdzie Polonia utworzyła Komitet Odbudowy Kopca,
który wystąpił do władz PRL o jego renowację. Dewastacja Kopca Niepodle-
głości uwłacza godności człowieka, godności tych, którzy polegli, ale i tych,
którzy przeżyli i teraz są świadkami upadku symbolu Niepodległości:

„To co się stało, co się dzieje w stosunku do Rodaków z niedawnej prze-

szłości, w stosunku do Grobu Nieznanego Żołnierza w Warszawie, jest wielką ciem-
ną plamą na kulturze PRL, nie jednoczącą a przeciwnie rozbijającą Jedność Narodu
a tak przecież nawołuje się do Jedności i tyle, tyle mówi się o tej Jedności.”

Herzog wyrażał też nadzieję, że pielgrzymka papieska i msza na Bło-

niach w „Ob. Przewodniczącym” winna zostawić „w uczuciu choć iskrę patrioty-
zmu i szacunku dla swych Ojców i Dziadów, dla historii, dla uznawania godności
człowieka, godności ludzkiej”

35

.

W tym też czasie ponownie napisał do Izby Rzemieślniczej w Krakowie,

której działacze kiedyś pomogli w ratowaniu Kopca. Teraz apelował:

„Ratujcie Kulturę! Bądźcie odważni jak w 1965 roku! Kopiec na Sowiń-

cu doprowadzono do ruiny!”

36

.

Niestety, tym razem Izba odmówiła pomocy argumentując to tym, iż

opiekę nad kopcem przejęły jakoby „czerwone berety”

37

.

12 sierpnia 1979 r. zwrócił się do Klubu Woldenberczyków przy ZBoWiD

o wsparcie jego starań w sprawie Sowińca

38

.

W tym samym roku „prośbę o kulturę na Kopcu Niepodległości” wysłał

także do przewodniczącego Społecznego Komitetu Ochrony Zabytków Krakowa
prof. Henryka Jabłońskiego

39

.

12 kwietnia 1980 r. odbyła się wizja lokalna na Sowińcu z udziałem

zainteresowanych instytucji i władz dzielnicy Krowodrza. Zobowiązano dyrekcję
Lasu Wolskiego do rozpoczęcia prac, do czego jednak nie doszło

40

.

Tymczasem starania Herzoga i legionistów wsparło kolejne pokolenie,

któremu także przyszło – choć nie na froncie – walczyć o suwerenność ojczy-

35

J. Herzog, Dalsza prośba o kulturę na Kopcu na Sowińcu do Przewodniczącego

Dzielnicowej Rady Narodowej Kraków-Krowodrza, VI 1979, zbiory A. Kwapień.

36

Idem, Pismo do Izby Rzemieślniczej w Krakowie, dn. 4 VII 1979…

37

Pismo Izby Rzemieślniczej do Józefa Herzoga, dn. 7 VIII 1979, zbiory A. Kwa-

pień.

38

J. Herzog, List do Klubu Woldenberczyków, dn. 12 VIII 1979, zbiory A. Kwapień.

39

Idem, Prośba o kulturę na Kopcu Niepodległości w Krakowie do Przewodniczącego

Społecznego Komitetu Ochrony Zabytków Krakowa prof. H. Jabłońskiego, Kraków 1979,
zbiory A. Kwapień.

40

M. Markowski, Symbol niepodległości, b.d., artykuł z „Tygodnika Powszechnego”

w zbiorach A. Kwapień.

background image

86 P

RZEMYSŁAW

W

YWIAŁ

zny. W maju 1980 r. grupa młodzieży przystąpiła do porządkowania stożka –
w nocy wycinano siekierami drzewa, a rankiem robotnicy pospiesznie oczysz-
czali teren i spalinowymi piłami docinali pieńki jak najbliżej ziemi i masko-
wali je zakrywając darnią. Przeprowadzono w tym czasie także pierwsze
prace ziemne

41

.

Cały czas z życzliwością do działalności Herzoga i związanych z nim

ludzi odnosił się dyrektor Miejskiego Parku i Ogrodu Zoologicznego dr Józef
Skotnicki

42

.

Dzięki działalności Józefa Herzoga – tytułowanego pułkownikiem,

choć takiego awansu nigdy nie otrzymał – mimo starań komunistów o Kop-
cu nie zapomniano. Herzog przypominał społeczeństwu o symbolice Sowińca,
o ideach niepodległościowych. Dzięki niespożytej energii tego Leguna – trze-
ba pamiętać, że był już przecież w podeszłym wieku – miejsce to nie uległo
zniszczeniu i zapomnieniu. Zbywany obietnicami, ignorowany przez władze,
nigdy się nie poddał ani nie zwątpił w sens swojej pracy i starań. Jego postawa,
ideały, poświęcenie, znalazły uznanie w oczach poszukującej wartości polskiej
młodzieży – to ona zaufała Żołnierzowi Niepodległości i kontynuowała jego
walkę.

Karnawał Solidarności

Atmosfera po powstaniu w sierpniu 1980 r. wielomilionowego ruchu

społecznego związanego z „Solidarnością” pozwoliła na intensyfi kację działań
na rzecz ratowania Kopca. Możliwe stały się prace związane z jego odbudową,
a także organizowanie przy nim uroczystości patriotycznych.

Jeszcze przed Wielkim Sierpniem, 23 czerwca 1980 r., powstał Obywa-

telski Komitet Opieki nad Kopcem Józefa Piłsudskiego przy Towarzystwie Mi-
łośników Historii i Zabytków Krakowa. Jego przewodniczącym został Krystian
Waksmundzki, działacz Komitetu Ochrony Przyrody w Krakowie. Honorowym
przewodniczącym Komitetu został płk Józef Herzog. Wiceprzewodniczącymi
zostali: prof. dr hab. Janina Bieniarzówna, wiceprezes TMHiZK, prof. dr hab.
Janusz Bogdanowski, pracownik Zakładu Architektury Krajobrazu Politechniki
Krakowskiej, prof. dr hab. Jerzy Wyrozumski, prezes TMHiZK. Poza nimi wśród
członków założycieli znaleźli się: Katarzyna Brykowicz-Waksmundzka, Bole-
sław Jurek, Janusz Kamocki, Stanisław Jacek Kołodziejczyk, Stanisław Markow-
ski, Kazimierz Martyniak, Roman Łazarski, Jan Łobodziński, Wanda Owczarek,
Józef Polański, Jacek Purchla, Władysław Rzepecki, Leszek Rzeszowski, Stani-
sław Zastawniak i Julian Zinkow. Siedzibą Komitetu był lokal Towarzystwa przy
ul. św. Jana 12

43

.

41

G. Lubińska, Raport z wiernej służby. O Józefi e Herzogu, „Gazeta Wyborcza. Ga-

zeta w Krakowie” 1998, dn. 10-11 XI, s. 7; A. Fischer, K. Jędras, J. Nawrocka, 25 lat
działalności Komitetu Opieki nad Kopcem Józefa Piłsudskiego. Kalendarium wydarzeń,
„Sowiniec” 2005, nr 26, s. 7.

42

J. Bukowski, R. Hnatowicz, W. Pęgiel, op.cit., s. 11.

43

A. Fischer, K. Jędras, J. Nawrocka, op.cit., s. 7, 22, 24; M. Markowski, op.cit.

background image

Kopiec Józefa Piłsudzkiego... 87

Mimo sabotowania działalności przez władze, czego przykładem było

zatrzymanie przez milicję w lipcu 1980 r. Łazarskiego za nielegalne ścinanie
drzew na Kopcu

44

, prace renowacyjne posuwały się szybko do przodu. Usunię-

to 450 drzew porastających Kopiec, zarośla, wstępnie uporządkowano stożek,
zlikwidowano dzikie ścieżki i umieszczono tablice informacyjne

45

. 21 września

1980 r. wycięto ostatnie drzewo na stożku Kopca

46

.

8 grudnia 1980 r. Komitet przejął od WSS „Społem” zdewastowany

i opuszczony pawilon „Sowiniec” jako zaplecze techniczne dla odbudowy Kop-
ca

47

. Do pracy przystąpili też, zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, pracowni-

cy Lasu Wolskiego

48

.

W marcu 1981 r. legioniści – ufni, że „Sierpień 1980 r. przyznał słusz-

ność ideologii niepodległościowej, jak również podkreślił Wartość i Godność
Człowieka” – wystąpili do Sejmu PRL z pojawiającymi się już wcześniej postu-
latami: przywrócenia na Grobie Nieznanego Żołnierza nazw miejscowości zna-
nych z walk 1914-1918 i 1918-1920, przyznania pełnych praw kombatanckich
żołnierzom z lat 1918-1920, przyznania pomocy wdowom po poległych, zamor-
dowanych i zmarłych żołnierzach II wojny światowej, rehabilitacji ofi ar terroru
stalinowskiego sprzed roku 1956 oraz właśnie wsparcia przez MON odbudowy
Kopca na Sowińcu

49

.

Podjęto w tym czasie także działania mające na celu propagowanie wśród

społeczeństwa idei odbudowy Kopca Marszałka, czemu miało służyć zwołanie
16 marca 1981 r., pierwszej od roku 1938, dotyczącej go konferencji prasowej

50

.

Nawiązano także do idei Kopca jako Mogiły Mogił. 22 marca

1981 r., po odprawionej na Wawelu Mszy św. w intencji marszałków Piłsudskiego
i Rydza-Śmigłego, odbyła się uroczystość pod Kopcem. Jej program, jak wynika
z Planu operacyjnego zabezpieczenia obiektów i imprez w związku z rocznicą
imienin Józefa Piłsudskiego
, sporządzonego przez bezpiekę kilka dni wcześniej,
przewidywał tutaj:
1. Komunikat.
2. Marsz generalski (w wykonaniu orkiestry Huty im. Lenina).
3. Przegląd zebranych weteranów, którego miał dokonać Boruta.
4. Poświęcenie ziemi z pól bitewnych.
5. Odśpiewanie hymnu narodowego.
6. Odśpiewanie pieśni „Boże coś Polskę”

51

.

44

Po przedstawieniu MO dokumentacji odbudowy Kopca wypuszczono go, por.

M. Markowski, op.cit.

45

A. Fischer, K. Jędras, J. Nawrocka, op.cit., s. 7.

46

M. Markowski, op.cit.

47

A. Fischer, K. Jędras, J. Nawrocka, op.cit., s. 7.

48

M. Markowski, op.cit.

49

List grupy legionistów do Sejmu PRL, dn. 10 III 1981, zbiory A. Kwapień.

50

A. Fischer, K. Jędras, J. Nawrocka, op.cit., s. 7-8; „Wiadomości Krakowskie. Pismo

Ruchu Solidarność” 1981, nr 18, s. 12.

51

AIPN Kr, 010/9303, Józef Herzog, t.4, Plan operacyjnego zabezpieczenia obiektów

i imprez w związku z rocznicą imienin Józefa Piłsudskiego, dn. 17 III 1981, k.172-173.

background image

88 P

RZEMYSŁAW

W

YWIAŁ

Złożono wówczas w Kopcu – w obecności gen. Mieczysława Boruty-Spie-

chowicza

52

– piętnaście ziem z pól bitewnych II wojny światowej

53

.

13 kwietnia otwarto w lokalu Klubu Stowarzyszenia PAX przy ul. Garbar-

skiej 9 wystawę Kopiec Józefa Piłsudskiego – Kopiec Niepodległości – wczoraj – dziś

– jutro. W wernisażu wystawy wzięło udział około trzystu osób, w tym konsul USA

w Krakowie. Przemawiał Herzog, a jego wystąpienie – co podkreślał obecny tam

funkcjonariusz – „było jak zwykle ostre i nacechowane akcentami antyradzieckimi

m.in. została poruszona sprawa Katynia”

54

.

Wkrótce odnotowano kolejne sukcesy. 14 kwietnia 1981 r. Kopiec Piłsud-

skiego uznany został za Miejsce Pamięci Narodowej

55

. Dwa miesiące później, 22

czerwca, „Kopiec Józefa Piłsudskiego wraz z najbliższym otoczeniem i jego założe-

niem kompozycyjnym z zespołem tarasów, murów oporowych i układu zieleni po-

wiązanych z osiami widokowymi” wpisano do rejestru zabytków. Argumentowano

przy tym, iż Kopiec „posiada wartość historyczną jako symbol tradycji wolnościo-

wej. Ponadto nawiązując w rozwiązaniu przestrzennym do historycznej formy kopca

nierozerwalnie związanego z dziejami i panoramą miasta Krakowa – posiada wybit-

ne wartości kulturowe, urbanistyczne i krajobrazowe, przez co zasługuje na ochronę

prawa”

56

.

4 października 1981 r., w obecności żołnierzy Legionów, Armii Krajowej,

Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, więźniów obozów koncentracyjnych, działa-

czy „Solidarności”, złożono u stóp Kopca ziemię z pól bitewnych z lat 1939-1945.

Udział wzięło około 3 tys. ludzi, w tym stu pięćdziesięciu kombatantów. Na początku

uroczystości płk Józef Herzog dokonał przeglądu pocztów sztandarowych i delegacji

reprezentujących poszczególne formacje. Mszę polową celebrował o. Adam Studziń-

ski. Następnie przemówienia wygłosili: Krystian Waksmundzki z Komitetu, Jerzy

Wesołowski ze 106 Dywizji Piechoty Armii Krajowej, Zofi a Mikołajewska, była

więźniarka Auschwitz, oraz Jerzy Bukowski, harcmistrz z Chorągwi Krakowskiej.

Waksmundzki, mówiąc o walkach i martyrologii Polaków podczas II wojny świato-

wej, wspomniał również o obozach w Starobielsku, Ostaszkowie, Kozielsku

57

.

W kolejnych latach, mimo różnych przeciwności, Komitet działał dalej,

odnawiając Kopiec i dbając o pamięć Marszałka. Kolejne pokolenie kontynuowało

dzieło Pułkownika Józefa Herzoga.

52

Mieczysław Boruta-Spiechowicz (1894-1985) – żołnierz II Brygady Legionów Pol-

skich i II Korpusu Polskiego na Ukrainie, żołnierz POW, uczestnik walk o Lwów i wojny
z bolszewikami, ofi cer WP, po klęsce wrześniowej komendant Polskiej Organizacji Walki
o Wolność
, aresztowany przez Sowietów i więziony w Moskwie, razem z armią Andersa
opuścił ZSRR, dowódca I Korpusu Polskiego Pancerno-Motorowego w Szkocji, po wojnie
wrócił do kraju.

53

A. Fischer, K. Jędras, J. Nawrocka, op.cit., s.8.

54

AIPN Kr, 010/9303, Józef Herzog, t.4, Uzupełnienie meldunku operacyjnego, dn.

15 IV 1981, k.210.

55

Pismo Krakowskiego Obywatelskiego Komitetu Ochrony Pomników Walki i Mę-

czeństwa do Obywatelskiego Komitetu Opieki nad Kopcem Józefa Piłsudskiego, dn.
14 IV 1981, zbiory A. Kwapień.

56

Decyzja w sprawie wpisania dobra kultury do rejestru zabytków, dn. 22 VI 1981,

odpis, zbiory A. Kwapień.

57

Meldunek operacyjny [dot. uroczystości złożenia ziem z pól bitewnych u podnóża

Kopca J. Piłsudskiego], dn. 4 X 1981, por. Figurant Herzog, s. 223.

background image

Studenckie Zeszyty Historyczne
Koła Naukowego Historyków Studentów UJ – z. 9.

P

AWEŁ

J

AGŁO

FELIETONY MACIEJA SZUMOWSKIEGO,

REDAKTORA NACZELNEGO „GAZETY KRAKOWSKIEJ” Z CYKLU:

W PÓŁ SŁOWA…, JAKO WYRAZ OCZEKIWAŃ KRAKOWSKICH

DZIENNIKARZY WOBEC „S” I PZPR

Swoje felietony z cyklu W pół słowa... Maciej Szumowski pisał nie-

przerwanie aż do połowy maja 1981 r., potem pojawiały się w dzienniku spora-
dycznie. Zabierał w nich głos w sprawach dla ówczesnej Polski najważniejszych
– pisał o partii i „Solidarności”, ale przede wszystkim o szansach na pokojo-
we współistnienie tych organizacji. Przerwa spowodowana mogła być tym, iż
13 i 14 czerwca 1981 r. odbywała się XVII Konferencja Partyjna KK PZPR,
a w jej przygotowaniach i w samych obradach Maciej Szumowski brał aktywny
udział. DEFINITYWNIE zostały zdjęte po 19 października, czyli dniu w którym
Szumowski zwrócił się z listem otwartym do członków partii w obronie Stefana
Bratkowskiego.

Czy „Gazeta Krakowska” była partyjna, czy „solidarnościowa”? Na to

pytanie postaram się odpowiedzieć poniżej, prezentując stosunek redaktora na-
czelnego dziennika do NSZZ i PZPR. Wstępnie można napisać, iż udostępniając
łamy „Krakowskiej” dla Pezetpeerowskich liberałów, jak: Józef Klasa, Hieronim
Kubiak – członek Biura Politycznego i sekretarz KC PZPR, Stefan Bratkowski
– szef SDP, czy Mieczysław F. Rakowski wicepremier w początkowym okresie
rządów, a także dla działaczy „S”, nawet tych radykalnych, było po trosze partyj-
na i opozycyjna – była po prostu rzetelnym dziennikiem, który popierał umiar-
kowanych członów partii dążących do trwałych zmian w PZPR i Polsce, a także
wspierał raczkujący Związek, który miał być motorem owych reform.

Maciej Szumowski – biogram

Kim

był Maciej Szumowski? Dziennikarzem, politykiem, społecz-

nikiem, reżyserem fi lmowym. Po trochu każdym z wymienionych. W różnych
okresach swego życia brał udział w wielu przedsięwzięciach. Jednak w okresie
od 3 listopada 1981 r., kiedy ofi cjalnie ogłoszono, że został redaktorem naczel-
nym „Gazety Krakowskiej” aż do 13 grudnia 1981 r. – zakończenia działalności
w partyjnym czasopiśmie, był po trochu i dziennikarzem, i politykiem. Tym dru-
gim nawet bardziej.

background image

90 P

AWEŁ

J

AGŁO

Maciej Szumowski pochodził z Warszawy – urodził się 18 kwietnia 1939 r.

Jednak całe dorosłe i zawodowe życie związał z Krakowem. W 1964 r. ukończył
polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Studiował także na Politechnice
w Gliwicach. Już wtedy działał aktywnie jako dziennikarzy prasy studenckiej.
Kilka lat później, w 1967 r. był współzałożycielem tygodnika „Student”. W 1965
r. związał się z Telewizją Kraków, z którą rozstał się w 1980 r. Rozpoczęła się
wtedy jego kariera reżysera-dokumentalisty. Najbardziej znane fi lmy nakręco-
ne przez Szumowskiego to: cykle dokumentalne – Polska zza siódmej miedzy,
Cena decyzji, Dokument dla syna, Rodziny i miasta, a także krótkie reportaże: Czy
w Oświęcimiu Bóg jest jeden?
, Mac Donald’s, czyli wejście smoka, Polski poślizg
kontrolowany
. W latach 1971 – 1974 był członkiem Zespołu Filmowego „X”
Andrzeja Wajdy. Między 1982 r. a 1989 r. współpracował z Niezależną Telewi-
zją Mistrzejowice. Na krótko został ponownie naczelnym „Gazety Krakowskiej”
i zatrudnił w niej dziennikarzy z lat 1980 – 1981 m. in.: Helenę Lazar i Dorotę Tera-
kowską. W 1992 r. zajął się produkcją telewizyjną (dokumentalistyka i reklamy).
Z

prasą jego losy splatały się często. Oprócz działalności w czasopis-

mach studenckich, był dziennikarzem „Gazety Krakowskiej” – w latach 1980
– 1981 pełnił obowiązki redaktora naczelnego. W stanie wojennym, usunięty
z „GK”, krótko pracował w „Zdaniu”. W latach osiemdziesiątych ubiegłego wie-
ku współpracował z prasą podziemną. W okresie 1990 – 1991 r. współzałożyciel
i dziennikarz „Czasu Krakowskiego”.

Był członkiem organizacji kulturalnych i dziennikarskich: Stowarzysze-

nia Dziennikarzy Polskich (SDP) od 1966 r. do 1989 r., a także współzałożycie-
lem Klub Twórców i Działaczy Kultury „Kuźnica” w kwietniu 1975 r.

1

Do PZPR wstąpił w 1964 r., w 1981 r. został z niej usunięty. Należał

także do Zrzeszenia Studentów Polskich (ZSP). Od 1980 r. był członkiem Ko-
mitetu Krakowskiego PZPR ze Śródmieścia, a także I Sekretarzem Podstawowej
Organizacji Partyjnej. W 1981 r. był jednym z delegatów KK na IX Nadzwy-
czajny Zjazd PZPR. W 1989 r. został szefem kampanii wyborczej „Solidarności”
w Krakowie. Był członkiem Komisji Likwidacyjnej komunistycznego koncernu
RSW „Prasa-Książka-Ruch”.

Maciej Szumowski był laureatem wielu nagród. Spośród cenniejszych

można wymienić kilka. W latach siedemdziesiątych XX w. dwa razy zdobył Złoty
Ekran (1972 i 1974) za reportaże i dokumenty telewizyjne. Uzyskał najważniej-
szą nagrodę, im. Bolesława Prusa, przyznawaną przez SDP w: 1972 r. za cykl fi l-
mów dokumentalnych – Polska zza siódmej miedzy i w 1984 r. – od podziemnego
Stowarzyszenia za redagowanie „Gazety Krakowskiej” w latach 1980 – 1981. Za
działalność w podziemnej organizacji po wprowadzeniu stanu wojennego wspól-
nie z księdzem Kazimierzem Jancarzem w kościele w Mistrzejowicach w 1985 r.
otrzymał nagrodę od Polcul Foundation – Australijskiej Fundacji Kulturalnej

.

W 1995 r. Leszek Balcerowicz przyznał mu nagrodę Fundacji Edukacji Ekono-
micznej za cykl fi lmów krótkometrażowych Polski poślizg kontrolowany.
Szerszemu

ogółowi kojarzy się chyba najbardziej z działalnością w „Ga-

zecie Krakowskiej”. 3 listopada 1981 r. został jej redaktorem naczelnym, lecz
z dziennikiem związany był od kilku lat – co tydzień, w sobotnio-niedzielnym

1

Za: http://www.kuznica.org.pl/historia.php, odczyt: 5 VIII 2005.

background image

Felietony Macieja Szumowskiego 91

wydaniu ukazywały się jego felietony pod tytułem W pół słowa... Kontynuował
zmiany, jakie zaprowadził w gazecie jego poprzednik, Zbigniew Regucki. Wpro-
wadził do „Krakowskiej” nowy, jak na początek lat osiemdziesiątych XX w., spo-
sób redagowania i znacznie więcej nowatorskich form dziennikarskich. Zaczął
dominować reportaż, a informacje nadsyłane przez PAP były niejednokrotnie
poddawane ostrej weryfi kacji przez dziennikarzy czasopisma. Zwalczał nawyk
autocenzury wśród redakcyjnych kolegów – zdaniem Szumowskiego dziennikarz
miał pisać o wszystkim, a kolegium redakcyjne decydowało co „puści” cenzura
do druku, a co nie. W partyjnym dzienniku zaczęto przykładać ogromną wagę
do tytułów, a przede wszystkim do rzetelności dziennikarskiej. Na ataki aktywu
partyjnego na nową „GK” odpowiadał: „Gazeta jest przeciwko takim ludziom
w partii, którzy nie tylko nie są w stanie zrozumieć, co się pisze w gazecie, ale
nie rozumieją, co naprawdę dzieje się w partii i w Polsce”

2

. W listopadzie 1981 r.

od krakowskiej „Kuźnicy” „Za krzewienie socjalistycznej kultury politycznej
i zjednywanie społeczeństwa dla idei porozumienia społecznego
” doroczną na-
grodę „Kowadła” otrzymała cała redakcja „GK”

3

.

Maciej Szumowski zmarł 2 lutego 2004 r. w Krakowie, w miesiąc po

śmierci swojej żony Doroty Terakowskiej

4

.

Maciej Szumowski – redaktor „Gazety Krakowskiej” wobec sprawującej
władzę w PRL PZPR na podstawie felietonów: W pół słowa...

Kiedy Maciej Szumowski został redaktorem naczelnym „Krakowskiej”,

na początku listopada 1980 r., osiągnięcia Sierpnia ’80 wkraczały zdecydowanie
na łamy partyjnego dziennika, szczególnie do felietonów zatytułowanych: W pół
słowa
... Już wcześniej dziennikarz wypowiadał się w nich na temat, który jego
zdaniem był najważniejszy dla współczesnej mu Polski – reformy życia publicz-
nego i partyjnego.
Już w połowie sierpnia 1981 r. zauważał, że najważniejsze w społeczeń-
stwie są postawy obywatelskie – bezinteresowność w myśleniu i działaniu, jed-
nakże zostały one: „...przytłumione przez tych, którzy tylko i wyłącznie pozostają
przy ocenach i stwierdzeniach nagich faktów. Po precyzyjnej analizie pozostaje
im już tylko bezsilność”

5

. Uważał, a było to przecież w okresie początku strajków

2

Wielka siła reformatorska – prasa [w:] Kronika Krakowa, red. B. Michalik, Warsza-

wa, grudzień 1996, s. 460.

3

„Gazeta Krakowska”, 20, 21, 22 XI 1981, nr 228 (10321), wyd. A, s. 1.

4

Wszystkie informacje o Macieju Szumowskim i „Gazecie Krakowskiej” zaczerpną-

łem z: 13 miesięcy i 13 dni «Gazety Krakowskiej» (1980 – 1981), Szkic do portretu gaze-
ty codziennej napisany przez zespół dziennikarzy posierpniowej «Krakowskiej»
, Londyn
1985, s. 22 – 25; Encyklopedia Krakowa, red. Zbigniew Iwański, Kraków 2000, s. 235
i 963; J. Adamczewski, Kraków od A do Z, Kraków 1992, s. 222; Who is who in Po-
land, 1 st Edition, Warsaw 1982, s. 875; Hasło: Maciej Szumowski na: http://ktojestkim.
pl/, odczyt: 5 VIII 2005; Kronika Krakowa, red. B. Michalik, Warszawa, grudzień 1996,
s. 458 – 466.

5

M. Szumowski, W pół słowa..., [dalej tylko nr „GK”] „Gazeta Południowa”, 15, 16, 17

VIII 1980, nr 176 (9987), wyd. A, s. 1.

background image

92 P

AWEŁ

J

AGŁO

w Stoczni im. Lenina w Gdańsku, że tylko sprzężenie tradycji społecznikowskich
i obywatelskich: „gwarantuje jednostce autentyczny udział w decyzjach stano-
wiących o Rzeczypospolitej”

6

.

Swoją myśl rozwinął tydzień później – wobec rozszerzającego się straj-
ku (o czym notabene nie wspomina wprost, ale czytelnik i tak wiedział co felieto-
nista miał na myśli) proponował, ażeby społeczeństwo miało większy wpływ na
sprawowanie władzy, co: „by gwarantowało stały i nieprzerwalny przepływ myśli
obywatelskiej od ludzi do władzy i na odwrót. W niektórych dziedzinach życia
gospodarczego i społecznego to życiodajne sprzężenie zwrotne miedzy rządzący-
mi a rządzonymi (na różnych szczeblach) zostało zakłócone. I musi ono zaistnieć
na nowo, by Polska była w stanie pokonać istniejące trudności”

7

. Nawoływał

do kompromisu i uczciwej dyskusji – każdy wiedział jakie rozmowy miał na
myśli, w tym czasie do strajkujących na Wybrzeżu zawitały rządowa delegacja
z Mieczysławem Jagielskim (Gdańsk) i Kazimierzem Barcikowskim (Szczecin)
na czele.

O podpisanych porozumieniach miał redaktor zdanie bardzo wyważone.

Był jednak optymistą wobec zawartych porozumień, które miały być początkiem
zmian społecznych opartych na: „przywilejach moralnych dla ludzi niepokor-
nych, odpowiedzialnych i mądrych. Dotyczy to zarówno klasy robotniczej jak
i partii”

8

. Uważał, że należy powierzyć losy kraju nie tylko partii, ale przede

wszystkim tym, „którzy mają niekwestionowany autorytet w swoim środowi-
sku. (...) którzy z odwagą i odpowiedzialnością chcą naprawiać socjalistyczną
Rzeczypospolitą”

9

. Wszyscy inni, którzy się nie sprawdzili lub w przyszłości nie

wypełnią pokładanych w nich nadziei, zdaniem Macieja Szumowskiego, powinni
zostać wyeliminowani. Już pod koniec sierpnia 1980 r. zaczął się opowiadać za
tymi członkami partii, którzy potrafi li się porozumieć ze strajkującymi.

Zaraz po sierpniowych porozumieniach Szumowski zaatakował mono-

pol PZPR w dziedzinie informacji. Dziennikarz uczestniczył w zebraniu Rady
Robotniczej w Hucie im. Lenina wraz z ekipą fi lmową. Po pewnym czasie za-
rzucono mu, że ekipa TV przeszkadza w prowadzeniu dyskusji z robotnikami.
Komentarz tego incydentu był jednoznaczny – po Sierpniu ‘80 partia nie mo-
gła, jego zdaniem, ingerować w pracę dziennikarzy, jak jeszcze kilkadziesiąt dni
wcześniej. „Bowiem taki sposób traktowania dziennikarza i informacji w ogóle
był i jest nadal jedną z przyczyn istniejących napięć. W słowach odżegnaliśmy
się już od złej informacji i złej telewizji. (...) Tylko naiwni i groźni zarazem lu-
dzie władzy wierzą nadal, że taką grę na dwie strony można i teraz prowadzić: po
wydarzeniach polskiego sierpnia”

10

. Zdecydowanie przeciwstawiał się manipulo-

waniu faktami, tak dziennikarzy, jak i ich mocodawców. Ponieważ, jak twierdził,
właśnie taki proceder legł u podstawa letnich strajków. Dosadnie diagnozował
stan partii, która manipulowała środkami masowego przekazu: „To się bierze

6

Gazeta Południowa”, 15, 16, 17 VIII 1980, nr 176 (9987), wyd. A, s. 1.

7

„Gazeta Południowa”, 22, 23, 24 VIII 1980, nr 181 (9992), wyd. A, s. 1.

8

„Gazeta Południowa”, 29, 30, 31 VIII 1980, nr 186 (9997), wyd. A, s. 1.

9

Ibidem, s. 1.

10

„Gazeta Południowa”, 6, 7 IX 1980, nr 192 (10003), wyd. A, s. 1.

background image

Felietony Macieja Szumowskiego 93

z niewiary w swoje możliwości, to się bierze z braku zaufania do odpowiedzial-
ności i rozumu wszystkich ludzi pracy. I trzeba nam jasno powiedzieć, że jest to
po prostu niewiara w socjalistyczne ideały. (...) Czyli idzie wówczas nie o socja-
lizm, ale o władzę”

11

.

Wątek wolności prasy przewijał się także w jego następnym felietonie.

Z nadzieją patrzył na przyszłość zawodu, ponieważ po zebraniu krakowskiego
oddziału SDP wystosowano do władz list, którego publikacja m. in. w „Południo-
wej” była dla redaktora: „dowodem wiarygodności, że nie tylko my dziennika-
rze, ale władze partyjne chcą, aby w mówieniu prawdy wiodło nam się lepiej”

12

.

Ostateczne słowo, jak sądził, o prawdzie na łamach gazet mieli mieć czytelnicy.
Uważał, że demokratyzacja środków masowej informacji była: „realną potrzebą
społeczną, taką samą jak potrzeba chleba”

13

. Twierdził, że tylko prawdziwa in-

formacja może zastąpić apele i pouczenia ze strony władz. Jego stanowisko w tej
sprawie, jak wynikało z kolejnego listopadowego felietonu, popierali czytelnicy
„Gazety”: „zwykli ludzie bezpartyjni i partyjni, robotnicy i naukowcy”

14

.

Niejako

podsumowując kryzys bydgoski stwierdził, że rolą „GK” było

pisanie prawdy i tym samym zapobieganie narastaniu nastrojów niepewności
i konfrontacji: „Z tych dni wynieśliśmy jeszcze jedno doświadczenie, które wspie-
ra tylko naszą zasadę: prawda nie może Polsce zaszkodzić. Prawda może tylko
wesprzeć realizm Polaków, o którym tak źle i niesprawiedliwie wciąż jeszcze się
mówi i pisze”

15

. Apelował o nowy system rządzenia krajem, oparty na zgodzie

narodowej i dialogu. Moim zdaniem chciał, żeby przedstawiciele „S” byli do-
puszczeni, jak to się wtedy mówiło, do współgospodarzenia w Polsce. Jednak-
że rządy miała nadal sprawować partia: „która nie w deklaracjach, ale w swym
najgłębszym przekonaniu – w swej świadomości prawnej i państwowej – musi
w tym współdziałaniu [ze społeczeństwem – P.J.] widzieć swoja szansę”

16

.

Podczas strajku drukarzy – 18, 19, 20 sierpnia 1981 r. nie ukazywa-

ła się prasa. Maciej Szumowski w podsumowaniu tych wydarzeń stwierdził, że
nie można negować posługiwania się przez władzę i PZPR prasą jako orężem
w walce z przeciwnikami politycznymi. Jednak, jak sądził, należało to czynić:
„w sposób mądry, godny i sprawiedliwy. W taki sposób, który służy i władzy,
i społeczeństwu”

17

.

Protestował przeciw podważaniu porozumień ze Szczecina, Gdańska
i Jastrzębia. Uważał, że dokonywali tego ludzie, dla których demokratyzacja
życia publicznego w socjalistycznym państwie była nie do przyjęcia. O partyj-
nym „Betonie” wprost się nie wypowiadał, ale... pisał o niektórych działaczach
przyzwyczajonych do „gierkowskich” form sprawowania władzy przez telefon –
o tłumieniu oddolnej inicjatywy. Opowiadał się za społecznikami, którzy działali

11

Ibidem, s. 1.

12

„Gazeta Południowa”, 13, 14 IX 1980, nr 198 (10009), wyd. A, s. 1.

13

„Gazeta Południowa”, 21, 22, 23 XI 1980, nr 253 (10064), wyd. A, s. 1.

14

„Gazeta Południowa”, 29, 30 XI 1980, nr 259 (10070), wyd. A, s. 1.

15

„Gazeta Krakowska”, 10, 11, 12 IV 1981, nr 73 (10166), wyd. A, s. 1

.

16

„Gazeta Krakowska”, 10, 11, 12 IV 1981, nr 73 (10166), wyd. A, s. 1.

17

„Gazeta Krakowska”, 21, 22, 23 VIII 1981, nr 163 (10256), wyd. A, s. 1.

background image

94 P

AWEŁ

J

AGŁO

jawnie i odpowiedzialnie. Na tym budowali swój autorytet

18

. Dla Szumowskiego

byli oni wzorem nowego działacza PZPR – wolnego od uprzedzeń i otwartego na
nowe pomysły, jednym słowem partyjnego liberała.
Mówił o partii coraz bardziej dosadnie i krytycznie, choć zauważał, że
PZPR była niezbędna dla funkcjonowania państwa. Uważał, że dobrze się działo,
iż wielu partię krytykowało, ponieważ było to dla Szumowskiego oznaką, że Pe-
zetpeer się reformuje. Jednakże, jego zdaniem, była i druga „strona tego medalu”
– wielu członków partii uważało takie dyskusje za „...znaczące odstępstwo od
rytuału”

19

. Dla niego to właśnie ci ludzie, którzy odrzucili „partyjną gadaninę”

i zajęli się autentyczną pracą. Na nich, na ludzi z własnym zdaniem i inicjatywą
w PZPR, liczył dziennikarz

20

.

Kiedy Maciej Szumowski został redaktorem naczelnym „Gazety Kra-

kowskiej” musiał odpierać pierwszy atak na dziennik ze partyjnej strony. Oskar-
życieli zaatakował bardzo zręcznie, wytykając im brak rozeznania w sytuacji
politycznej i społecznej: „[„GP” – P.J.] Jest przeciwko takim ludziom w partii,
którzy nie tylko nie są w stanie zrozumieć co się pisze w gazecie, ale nie rozu-
mieją co się dzieje naprawdę w partii i w Polsce”

21

. Potępiał „partyjną konserwę”

za krytykowanie porozumień na Wybrzeżu i w Jastrzębiu (nazywa je górnolotnie
„umową społeczną”). Stawał „okoniem” przeciwko próbom zaprowadzenia sta-
rych porządków w „Gazecie”: „Nikt mnie jednak nie zmusi, żadnym poleceniem
i żadnym telefonem do tego, bym szanował i chciał zrozumieć takich „towarzy-
szy”, którzy w partyjnej odnowie, w partyjnym głośnym myśleniu ze społeczeń-
stwem widzą tylko i wyłącznie zagrożenie swoich stołków i funkcji. (...) Jestem
przeciwko nim
[wytłuszczenie – P.J.]”

22

. Uważał, że najlepszym lekarstwem dla

PZPR, a także dla państwa była otwartość – na dialog ze społeczeństwem i „S”,
odwaga i rozum – kompromis. Zdecydowanie potępiał wszystkich, którzy chcie-
liby ugodę zniszczyć – dla niego byli to: „Wszyscy ci, którzy uważają, że mają
prawo tylko żądać i stwarzać kolejne napięcia, jak i ci, w samej partii, którzy mają
pozycje zachowawcze i konserwatywne. To oni – mniej lub bardziej świadomie
– działają przeciwko partii”

23

.

Dla Szumowskiego istniała jasno zarysowana granica – ludzie w partii,

a także w „Solidarności”, którzy byli za odnową (demokratyzacją życia publicz-
nego), reszta, zdaniem redaktora naczelnego „Południowej”: „stawiała się poza
nawiasem. Stworzyła się naturalna granica – jasna granica miedzy tymi, któ-
rzy są za odnową czyli Polską i tych, którzy są przeciw”

24

. Zafascynowany był,

w początkach grudnia 1980 r., względnym spokojem jaki panował w stosunkach
PZPR z NSZZ. Dowodził, że kto przerwie zgodę będzie przeciwko partii, ale
przede wszystkim przeciw społeczeństwu. Tą konkluzję dedykował tym człon-

18

„Gazeta Południowa”, 19, 20, 21 IX 1980, nr 203 (10014), wyd. A, s. 1.

19

„Gazeta Południowa”, 4,5 X 1980, nr 215 (10026), wyd. A, s. 1.

20

Ibidem, s. 1.

21

„Gazeta Południowa”, 15, 16 XI 1980, nr 248 (10059), wyd. A, s. 1.

22

„Gazeta Południowa”, 15, 16 XI 1980, nr 248 (10059), wyd. A, s. 1.

23

Ibidem, s. 1.

24

„Gazeta Południowa”, 6, 7 XII 1980, nr 265 (10076), wyd. A, s. 1.

background image

Felietony Macieja Szumowskiego 95

kom PZPR: „którzy chcieliby przejść przez ten wielki czas bez ryzyka wyboru
– bez ryzyka otwartego myślenia”

25

. Tym samym znowu uderzał w zachowaw-

cze-konserwatywne kręgi partii, a sam ustawiał się na pozycji propagatora idei
otwartości tej części członków PZPR, którzy chcieli reformy partii w oparciu
o osiągnięcia „Solidarności” w dziedzinie samoorganizacji i demokratyzacji ży-
cia związkowego.
Zabierał też Maciej Szumowski głos w sprawach gospodarki, a kon-
kretnie centralnego planowania i kierowania nią przez władze. Uważał, że takie
sprawowanie kontroli nad polską gospodarką nie miało sensu, gdyż zmuszało
niekiedy dyrekcję do obchodzenia niejasnych i wadliwych przepisów, co pochła-
niało zbyt dużo energii. Uważał, że należy rozwijać oddolną inicjatywę w spo-
łeczeństwie, która będzie lepszą gwarancją odnowy niż odgórne reformy i nowe
rozporządzenia. „A może trzeba skończyć z tym oczekiwaniem na wspaniałe roz-
wiązania z góry”

26

– pytał retorycznie.

Do porozumienia społecznego nawoływał w bożonarodzeniowym fe-

lietonie roku 1980. Podsumowując osiągnięcia okresu posierpniowego, za jeden
z najważniejszych uważał wolność publicznej wypowiedzi – wolność wyboru.
W jego rozumieniu było to określenie się: „za taką lub inna drogą naprawy Rze-
czypospolitej”

27

. Twierdził, że dotychczas władza marnotrawiła społeczne wysił-

ki na rzecz jakiejkolwiek odnowy, co dla niego było przejawem braku wolności.
Jednakże: „Dziś jest wielka szansa. Powtarzam, tylko szansa, aby ten wielki po-
tencjał intelektualny narodu wziąć i podnieść do rangi wielkiej racji państwowej.
To jest racja Polski i to jest racja socjalizmu”

28

. Nazbyt patetycznie, ale moim

zdaniem, dosadnie oddawał swoje przekonania, że Pezetpeer nie mógł dalej tłu-
mić inicjatyw oddolnych, ale z nimi współgrać. I znów odwoływał się do jednoś-
ci, która jego zdaniem była receptą na całe zło panujące w partii i kraju. Tylko
wspólnota działań „Solidarności” i PZPR, jak sadził, mogła zaprowadzić zgodę
narodową. Ten wątek pojawiał się w jego felietonach nazbyt często.
Ceną za porozumienie społeczne były liczne tarcia, konfl ikty i dysku-
sje, ale usprawiedliwiał je, zdaniem Szumowskiego, cel – wyjście z kryzysu

29

.

To właśnie podczas owych dysput miał się wykrystalizować program naprawy
państwa i partii. Uważał, że władza niedostatecznie przekładała pomysły PZPR
na decyzje administracyjne, co procentowało zniechęceniem w społeczeństwie.
A na dodatek na przeszkodzie zmian stała zachowawcza administracja tereno-
wa, która była „siłą ciągnącą wstecz”

30

. Uważał, że należy się przeciwstawić:

„starej strukturze administracyjnej i staremu sposobowi wydawania decyzji”,
a także „ludziom przywykłym tylko do oczekiwania na szczegółowe instruk-
cje”

31

. Nie można było, według Szumowskiego, powierzyć takim członkom partii

25

Ibidem, s. 1.

26

„Gazeta Południowa”, 13, 14 XII 1980, nr 271 (10082), wyd. A, s. 1.

27

„Gazeta Południowa”, 24, 25, 26, 27, 28 XII 1980, nr 279 (10090), wyd. A, s. 1.

28

Ibidem, s. 1.

29

„Gazeta Krakowska”, 3, 4 I 1981, nr 2 (10095), wyd. A, s. 1.

30

Ibidem, s. 1.

31

Ibidem, s. 1

.

background image

96 P

AWEŁ

J

AGŁO

zadania odnowy, ponieważ nie byli oni w stanie pracować bez szczegółowych
instrukcji, a reformujący życie publiczne nie mogli otrzymać żadnych wskazó-
wek, bo po prostu ich nie było. Dla redaktora naczelnego „Krakowskiej” bierność
i interesowność urzędników była największą przeszkodą na drodze wychodzenia
z kryzysu

32

.

Napiętnował w swoich felietonach brak poczucia odpowiedzialności za
losy kraju wśród urzędników, a także w społeczeństwie, które przejmowało ta-
kie zobojętnienie z „góry”. Uważał, że należało jak najszybciej, a pisał te słowa
w klimacie zaostrzającego się sporu o wolne soboty, wypracować model negocja-
cji między władzą a „Solidarnością” i w ten sposób poszukać przyczyn konfl iktów
i je usunąć

33

. Jednym słowem opowiadał się za dialogiem, a nie za konfrontacją.

Kiedy pod koniec stycznia 1981 r. fala strajków rozlała się po Polsce

wytykał błędy ludziom partii, którzy po Sierpniu ’80, wedle jego słów, przyczaili
się, lecz znowu zaczęli mieć wpływ na władzę: „I teraz nagle – gdy fala napięć
ponownie wróciła – znów mi się objawił. Natchniony, z gorejącym okiem i wielką
pasją krzyczał o potrzebie konfrontacji, potrzebie siły i porządku”

34

. Tymi słowy

zdecydowanie naczelny „Krakowskiej” występował przeciwko tym członkom
PZPR, którzy chcieli wykorzystać strajki jako pretekst do pozbycia się osiągnięć
Sierpnia ’80. Dla niego byli to ludzie pozbawieni zdolności wsłuchiwania się
w nastroje społeczne, niepotrafi ący dyskutować i dążyć tym samym do kompro-
misu. Twierdził, że: „trzeba nam mądrej, silnej władzy (...) dość chaosu i dość
skrajnych, ekstremistycznych żądań. (...) trzeba nam przecież konfrontacji po-
glądów. Jasnego i zdecydowanego wyłożenia swoich koncepcji. Zmierzenia ich
w obywatelskim dialogu z innymi racjami – choćby tymi skrajnymi”

35

. Uważał,

że silna władza to taka, która będzie bronić swoich racji w dyskusji, a nie arbitral-
nie nimi ferować. Pisał wprost, że u władzy powinni być tylko tacy ludzie, którzy:
„umieją bronić swoich argumentów i racji”

36

. Bez nich Polska skazana byłaby na

konfrontacje i porażkę.

Kiedy z PZPR wykluczono byłego premiera PRL, Piotra Jaroszewicza,

Maciej Szumowski podjął temat odpowiedzialności członków partii za podejmo-
wane decyzje. Uważał, że należy pozbywać się z szeregów partii ludzi, którzy
byli odpowiedzialni za kryzys, ponieważ: „nie może być od dziś odpowiedzialno-
ści zbiorowej w takich sprawach. Nie mogą za pana Piotra Jaroszewicza świecić
oczami zwykli, uczciwi ludzie naszej partii. Nie mogą i co ważniejsze nie chcą”

37

.

Opowiadał się za całkowitym odcięciem się od jemu podobnych członków par-
tii i za pociągnięciem ich do odpowiedzialności karnej. Co więcej proponował
rozliczenie się z wszystkimi nieprawidłowościami w działalności PZPR i zwery-
fi kowaniem nieuczciwych towarzyszy na każdym szczeblu partyjnej hierarchii.
Jednakże sądził, że do Pezetpeeru należała zdecydowana większość uczciwych

32

„Gazeta Krakowska”, 3, 4 I 1981, nr 2 (10095), wyd. A, s. 1.

33

„Gazeta Krakowska”, 16, 17, 18 1981, nr 13 (10106), wyd. A, s. 1.

34

„Gazeta Krakowska”, 30, 31 I, 1 II 1981, nr 23 (10116), wyd. A, s. 1.

35

Ibidem, s. 1.

36

Ibidem, s. 1.

37

„Gazeta Krakowska”, 6, 7, 8 II 1981, nr 28 (10121), wyd. A, s. 1.

background image

Felietony Macieja Szumowskiego 97

ludzi i nie można wobec partii stosować odpowiedzialności zbiorowej za grze-
chy mniejszości. Przestrzegał tych, którzy byli wtedy, na początku lutego 1981 r.
u władzy, żeby pamiętali, że przykład Jaroszewicza jest przestrogą dla nich – nikt
nie uniknie odpowiedzialności za błędne decyzje gospodarcze i polityczne

38

. Na-

czelny „Krakowskiej” stawał się po trosze jakobinem rewolucji moralnej w partii,
po trosze orędownikiem przejrzystości w życiu publicznym.
Redaktor

podniósł także w swoich felietonach sprawę informacji

z „wyższych sfer urzędniczych”, w związku z pojawiającymi się, także w „Kra-
kowskiej”, doniesieniami o przepychu w jakim żyli państwowi notable: z Edwar-
dem Girekiem i Maciejem Szczepańskim – szefem Radiokomitetu na czele. Szu-
mowski twierdził, że takie informacje powinny docierać do świadomości opinii
publicznej, ponieważ był to swoisty rozrachunek z zafałszowaną przeszłością,
a jednocześnie sposób na wyjaśnienie wszelkich niejasności i narosłych legend.
Jednak sądził z pełnym przekonaniem, iż odnowa w Polsce nie mogła się: „spro-
wadzić do inwentaryzacji mniejszych lub większych świństw poszczególnych
osób. Nie da się również sprowadzić do wykazu prywatnych dóbr tego a nie inne-
go pana lub towarzysza”

39

. Dla Szumowskiego był to tylko symbol powierzchow-

nej katharsis społeczeństwa, która powtarzana była za każdym razem, kiedy do
władzy w PRL dochodziła nowa ekipa, ale po kilku latach przejmowano nawyki
poprzedników. Pragnął zainicjować dyskusję nad mechanizmami i przywilejami
władzy w PRL: „Potrzebny nam jest nowy, społeczny i narodowy kodeks mo-
ralno – obyczajowy”

40

, a nie tylko proste rozliczanie z nadużyć ludzi stojących

u szczytów władzy. Opowiadał się za potrzebą reform w kraju i partii

41

. Po zama-

chu na Jana Pawła II napisał, iż papież-Polak był podstawą, na której jego rodacy
powinni budować: „nową – humanistyczną hierarchię wartości”

42

.

Dla partii, a także dla „Solidarności” widział jedną drogę – współpra-

cy dla dobra kraju: „Jedyne istotne kryterium to wybór demokratycznych zmian
w Polsce albo chęć odwrócenia biegu wydarzeń za cenę konfrontacji. To jest
bardzo jasna granica podziału. I generalnie rzecz biorąc jest to granica jedyna.
Dlatego o jedności można dziś mówić poważnie”

43

. Ostro występował przeciw

tym ludziom partii i tym członkom NSZZ, którzy nie chcieli dialogu, a dążyli do
otwartej walki politycznej.

W majowym felietonie atakował warszawską nomenklaturę biurokra-

tyczną: „która trzyma się rękami, nogami starego stylu myślenia politycznego”

44

.

Zachowawczość Warszawy, centrum politycznego Polski, zdaniem naczelnego
„Krakowskiej” negatywnie wpływała na resztę kraju. Uważał, że w rządzeniem
krajem równie ważną rolę jak stolica powinna odgrywać prowincja, czego przy-

38

Ibidem, s. 1.

39

„Gazeta Krakowska”, 27, 28, II, 1 III 1981, nr 43 (10136), wyd. A, s. 1.

40

Ibidem, s. 1.

41

„Gazeta Krakowska”, 20, 21, 22 III 1981, nr 58 (10151), wyd. A, s. 1.

42

„Gazeta Krakowska”, 15, 16, 17 V 1981, nr 97 (10190), wyd. A, s. 1.

43

„Gazeta Krakowska”, 24, 25, 26 IV 1981, nr 82 (10175), wyd. A, s. 1.

44

„Gazeta Krakowska”, 8, 9, 10 V 1981, nr 92 (10185), wyd. A, s. 1.

background image

98 P

AWEŁ

J

AGŁO

kładem był Gdańsk i Kraków – z postępową gazetą partyjną i tradycją zachowy-
wania tożsamości narodowej.

Po IX Plenum KC PZPR Szumowski ostro krytykował towarzyszy,

którzy, jak mniemali anonimowo, wypowiadali się przeciwko reformom i poro-
zumieniu ze Związkiem. Uważał, że jedność partii (potępiał przy tym wszelkie
próby jej rozbijania) była najlepsza dla państwa i PZPR, ponieważ stawiała
Pezetpeer w gronie reformatorów

45

. Uważał, ze była to jedyna szansa na od-

nowę kraju. Dla redaktora wyniki IX Plenum KC i Krakowskiej Konferencji
Partyjnej były dowodem, że w PZPR górę nad „reakcjonistami” wzięli umiar-
kowani działacze, opowiadający się za porozumieniem społecznym. Przy tym
demaskował działania zakulisowe i naciski na prasę tych członków partii, któ-
rzy ponieśli porażkę

46

.

Opowiadał się za przestrzeganiem nie tylko w PZPR, ale i w społeczeń-
stwie pluralizmu. Wypowiadając szeroko poglądy i o nich dyskutując partia, zda-
niem dziennikarza, stawała się bardziej otwarta na zwykłego człowieka i jego
zdanie, a tym samym miał on wpływać na losy kraju. Zdecydowanie przeciw-
stawiał się bierności społeczeństwa, która, jego zdaniem, pokutowała od wielu
lat. Stwierdzał: „Trzeba po prostu działać. Trwać w swoich przekonaniach jeżeli
uważamy je za słuszne. Walczyć o prawo dla koncepcji nowych i śmiałych. Czy-
nić porządek w swoim najbliższym sąsiedztwie”

47

. Przeciwstawiał się tym, którzy

próbowali zniechęcać ludzi przejawiających jakąkolwiek inicjatywę, animatorów
życia związkowego i partyjnego. Uważał, że tym ludziom: „wypadałoby im po
prostu normalnie pomóc, wejść w tę trudną grę, zastąpić”

48

. Chciał zaszczepić

w społeczeństwie idee społecznikowskie, bo tylko one były gwarancją na powo-
dzenie przemian w Polsce, tylko taka postawa ludzi, według jego opinii, kończyła
ciemny czas ubezwłasnowolnienia Polaków przez władze.
Tuż przed IX Nadzwyczajnym Zjazdem PZPR wyrażał opinię, że partyj-
ni reformatorzy musieli opierać się na prasie, która, tak jak „Krakowska”, starała
się pisać prawdę i walczyć z przejawami propagandy konserwatywnych działa-
czy PZPR. Uważał, że gazety partyjne przyczyniły się w dużej mierze do zwoła-
nia Zjazdu nawoływaniem do reform. Lansował wewnątrzpartyjną różnorodność
poglądów, która jego zdaniem wpływała na uzdrowienie stosunków panujących
w PZPR. Zadeklarował dalsze wspieranie towarzyszy, którzy na to zasługiwali,
a więc zwycięzców wyborów podczas wojewódzkich konferencji sprawozdaw-
czo-wyborczych. Pisał, że po części zwyciężyli, ponieważ mieli poparcie gazet,
takich jak „Krakowska”, które udzielając im swojej gościnności, propagowały ich
reformatorskie poglądy. Przestrzegał przed negowaniem modelu prasy – przed-
stawiania autentycznych informacji i popierania pluralizmu politycznego, wypra-
cowanego po Sierpniu ’80. Uważał, że brak dyskusji w partii będzie powrotem
do zamierzchłych czasów, uwstecznieniem organizacji politycznej. Apelował do

45

„Gazeta Krakowska”, 12, 13, 14 VI 1981, nr 116 (10210), wyd. A, s. 1.

46

„Gazeta Krakowska”, 19, 20, 21 VI 1981, nr 121 (10214), wyd. A, s. 1.

47

„Gazeta Krakowska”, 3, 4, 5 VII 1981, nr 131 (10224), wyd. A, s. 1.

48

Ibidem, s. 1.

background image

Felietony Macieja Szumowskiego 99

delegatów na Zjazd, aby nie zawiedli oczekiwań członków partii na jej głęboką
reformę

49

.

W podsumowaniu Zjazdu nie bez nuty optymizmu pisał: „Myślę jednak,

że jest wiele powodów do realistycznego optymizmu, bowiem Zjazd ten, poza
wszelkimi zastrzeżeniami, był wielkim sukcesem demokratycznego nurtu w par-
tii, jaki narastał od Sierpnia”

50

. Uważał, że większość postulatów jakie stawiał

partii przed Zjazdem spełniła się.

Za wzór członkom partii stawiał Stefana Bratkowskiego – prezesa SDP.

Zdaniem Szumowskiego był typem działacza PZPR, który: „kolosalnie dużo zro-
bił dla linii porozumienia społecznego”

51

. Łagodził konfl ikty jako członek PZPR.

„Liczmy wpierw czyny, później słowa”

52

– wyznaczał program dla partii po IX

Zjeździe. Uważał, że wszystkie poglądy w PZPR mają rację bytu, ale powinny
być wyrażane otwarcie i na zasadach ogólnie przyjętej dyskusji. Linia porozu-
mienia i zwalczania konfrontacji obowiązywała, jego zdaniem, w partii po lipcu
1981 r. i nikt nie mógł jej złamać, bo: „trzeba nam się będzie raz na zawsze roz-
stać”

53

. Dla felietonisty jedyną drogą dla PZPR była droga otwartości na różne

poglądy i na polemikę w duchu fair play.

Szerokim echem odbił się w krakowskiej instancji partyjnej list otwar-

ty Macieja Szumowskiego do członków partii w sprawie wyrzuconego z PZPR
Stefana Bratkowskiego, (to zdarzenie opisałem już gdzie indziej

54

). Niewątpli-

wie sprawa Bratkowskiego wpłynęła na częstotliwość ukazywania się felietonów
Szumowskiego w „GK”. Od 23 października 1981 r. cykl felietonów Macieja
Szumowskiego W pól słowa... nie pojawił się ani razu na łamach partyjnego
dziennika, co jednoznacznie świadczyło o upadku pozycji naczelnego czasopis-
ma w krakowskiej instancji PZPR.
Przestrzegał przed przeciwnikami demokratyzacji życia publicznego,
którzy mieli zbijać kapitał polityczny na brakach w dostawał produktów żywnoś-
ciowych do sklepów: „Strzeżcie się ich i bądźcie odporni na ich rzekomo dobrą
wolę i argumentację. Mają swoje pisma i publikacje. Ich teza jest prosta. Mó-
wią: wszystkiemu są winne te dni po Sierpniu i ludzie, którzy prowadzą dialog.
Wszystkiemu winna demokracja. Ta w partii i ta w społeczeństwie. Uwierzcie im,
a dadzą Wam i głód, i zamordyzm jakiego nie znacie. A chleba i demokracji wciąż
trzeba nam więcej”

55

. Najprawdopodobniej chodziło mu o Katowickie Forum

Partyjne i pismo „Rzeczywistość”, z którymi „GK” polemizowała na każdym
kroku, jako przykładem partyjnego „betonu” w gomułkowskim stylu. Warto za-
uważyć, że nie potępiał „Solidarności” za organizowanie marszów głodowych.

49

„Gazeta Krakowska”, 10, 11, 12 VII 1981, nr 136 (10229), wyd. A, s. 1.

50

„Gazeta Krakowska”, 21, 22 VII 1981, nr 144 (10237), wyd. A, s. 1.

51

„Gazeta Krakowska”, 24, 25, 26 VII 1981, nr 146 (10239), wyd. A, s. 1.

52

Ibidem, s. 1

53

Ibidem, s. 1

54

Patrz rozdz. IV. „Gazeta Krakowska”, 19 X 1981, nr 204 (10297), wyd. A, s. 1;

„Gazeta Krakowska”, 23, 24, 25 X 1981, nr 208 (10301), wyd. A, s. 1

55

„Gazeta Krakowska”, 31 VII, 1, 2 VIII 1981, nr 151 (10244), wyd. A, s. 1.

background image

100 P

AWEŁ

J

AGŁO

Niezmiennie

powtarzał za jaką Polską opowiadała się „Krakowska”,

kiedy w sierpniu 1981 r. nastał czas zaognionych konfl iktów między rządem
a „S”: „Jesteśmy nadal, głęboko przekonani o konieczności dialogu, niezbędności
porozumienia Polaków. Wszystkich Polaków. Powtarzamy tę prawdę od roku,
staramy się być jej wierni w naszej „Gazecie”(...) Innej drogi nie widzimy. Innej
drogi nie ma. Po prostu”

56

.

Maciej Szumowski – redaktor „Gazety Krakowskiej” wobec „Solidarności”
na podstawie felietonów: W pół słowa...

Po raz pierwszy otwarcie o nowych związkach zawodowych Maciej

Szumowski wypowiedział się dopiero pod koniec września 1980 r. i od razu sta-
nął w ich obronie. Atakował twardogłowych w partii, którzy wysuwając zarzuty
wobec organizującej się „Solidarności”, jednocześnie sami nie rozumieli co to
demokracja, martwiąc się o własne posady. Uważał, że wszyscy chętni: NSZZ,
robotnicy i władza powinni się uczyć demokracji, na drodze jawności i praw-
domówności, a niekiedy nawet w czasie ostrych dyskusji pomiędzy Związkiem
a PZPR. Zauważał, że: „tak demokracji, samorządności i zdolności kierowania
zarówno sobą jak i zakładami pracy nie da się nauczyć bez mądrej współpracy
z władzą”

57

. Ganił tych spośród członków Związku, którzy nie chcieli współdzia-

łać z dyrekcjami zakładów, ponieważ: „bez dialogu i rzeczywistej współpracy nic
nie da się naprawdę zrobić(...) Bo niezależne związki – to nie oznacza: związki
pozostające w izolacji od czynników decydujących w państwie. Byłyby to znów
związki zawodowe zupełnie ubezwłasnowolnione, tylko w inny sposób”

58

.

Zdecydowanie

wypowiadał się przeciw strajkom, jako formie wywal-

czania sobie przez „Solidarność” pozycji w zakładach pracy. Podawał w swoim
felietonie z 11 października 1980 r. przykład przedsiębiorstwa, w którym zało-
ga nie zgodziła się na godzinny strajk ostrzegawczy, proponując w zastępstwie
protest sześćdziesięciosekundowy przy włączonej syrenie zakładowej na znak
solidarności z innymi zakładami. Felietonista „Południowej” uważał, że był to:
„mądry kompromis (...) u podstaw którego leżała autentyczna gospodarność ro-
botnicza”

59

. Twierdził, że był on bardzo trudny do uzyskania, gdyż pracownicy

tego przedsiębiorstwa stali między robotniczą solidarnością a kierownictwem za-
kładu. Jednakże dziennikarz, nie krył oburzenia, kiedy dyrekcja: „A no wymyśliła
właśnie tyle na ile ją stać. Po prostu, wbrew postanowieniom załogi, nie dopuściła
do WŁĄCZENIA... SYRENY!

”60

. Doprowadziło to eskalacji strajku. Dla Szu-

mowskiego był to przykład nieodpowiedzialności członków partii za losy powie-
rzonych im przedsiębiorstw. Uważał, że nie rozumieli oni pojęcia „solidarność”,
dla których: „ogranicza się do solidarności miedzy sobą – miedzy ludźmi zagro-
żonymi zmianami w Polsce. W ten sposób chcą bronić swoich pozycji, stołków

56

„Gazeta Krakowska”, 14, 15, 16 VIII 1981, nr 161 (10254), wyd. A, s. 1.

57

„Gazeta Południowa”, 27, 28 IX 1980, nr 209 (10020), wyd. A, s. 1.

58

Ibidem, s. 1.

59

„Gazeta Południowa”, 11, 12 X 1980, nr 221 (10032), wyd. A, s. 1.

60

Ibidem, s. 1.

background image

Felietony Macieja Szumowskiego 101

i przywilejów”

61

. Przestrzegał, że bez porozumienia i wzajemnego szacunku ludzi

partii i członków „Solidarności” Polska skazana była na nieustające konfl ikty.
Właśnie wtedy, wobec zarysowującego się kryzysu wokół rejestracji NSZZ, wy-
krystalizował się pogląd Szumowskiego na stosunki partia – „Solidarność”, któ-
re, jego zdaniem, miały się opierać na wzajemnym poszanowaniu i współpracy.
Jeszcze dobitniej wyraził się na ten temat w następnym artykule: „I trzeba nam
wszystkim na moment zapomnieć o racjach, które nas dzielą, a zostać przy ra-
cjach, które nas łączą i łączyć będą. (...) Słowo kompromis upodlono w ostatnich
czasach tak bardzo, że nikt nie śmie go rzucać jako hasło (...) mądry kompromis
był zawsze sztuką odpowiedzialności i wielkiego rozumu. To nie jest sztuka cy-
nicznej ugody, gdzie gubi się racje obu stron, to nie jest sztuka potakiwania dla
własnego interesu jak w ostatnich czasach bywało”

62

. Uświadamiał tym samym

członkom „S”, jak i partii, że branie współodpowiedzialności za kraj powinno
opierać się na kompromisie i jedności. Ganił natomiast radykałów.
Bronił „Solidarności” przed atakami ze strony PZPR. Uważał, że Związ-
kowi należy się okres ochronny, ponieważ jego członkowie uczyli się dopiero
(a był to koniec października – jądro konfl iktu o rejestrację NSZZ) co znaczy
działać demokratycznie: „Ani demokracji, ani realizmu politycznego nie da się
nauczyć od dziś tylko za pomocą znanych przecież od dawna słów. Współgospo-
darzenia i mądrego kompromisu można się tylko nauczyć w działaniu. I to za
cenę błędów”

63

. Z drugiej strony napominał partię, aby do tej nauki także przystą-

piła, bo jego zdaniem przestali się liczyć się ludzie, którzy dbali za wszelką cenę
o własną pozycję w strukturach władzy i administracji. Protestował przeciwko
tym, którzy nie rozumieli pojęcia demokracja, a tylko protestowali destabilizując
życie w przedsiębiorstwach i w kraju

64

.

W dziesiątą rocznicę Grudnia ’70 na Wybrzeżu pisał o porozumieniu, jakie za-
panowało pomiędzy trzema, do niedawna skonfl iktowanymi grupami – „Solidar-
nością”, partią i Kościołem. Dawał radę jak to pojednanie zmienić w trwałą zgodę
– sądził, że należy usunąć z politycznej sceny tych, którzy nie byli: „oświeceni tą
ideą [porozumienia i kompromisu – P.J.]. Nie wszyscy mają ku temu dobrą wolę.
I ci są najgroźniejsi”

65

. Twierdził, że tylko ruch społecznikowski i obywatelski,

bezinteresowny, ludzie posiadający czyste intencje w „Solidarności” i w partii
będą mogli wprowadzić porozumienie społeczne w życie.
Jednoznacznie

przeciwstawiał się rozwiązywaniu wszelkich kontrower-

sji na drodze strajku. Przykładem takiego podejścia naczelnego „Gazety” mogą
być jego wypowiedzi ze stycznia 1981 r. kiedy to rozpoczęły się akcje protesta-
cyjne „S” w związku z wolnymi sobotami. Każdy „Przestój w pracy” był jego
zdaniem stratą dla gospodarki pogrążonej w kryzysie. Jednakże, jak diagnozo-
wał Szumowski, problem wolnych sobót, a także innych strajków, zrodził się nie
z braku odpowiedzialności członków NSZZ za kraj, ale z arbitralności podej-

61

„Gazeta Południowa”, 11, 12 X 1980, nr 221 (10032), wyd. A, s. 1.

62

„Gazeta Południowa”, 18, 19 X 1980, nr 227 (10038), wyd. A, s. 1.

63

„Gazeta Południowa”, 24, 25, 26 X 1980, nr 232 (10043), wyd. A, s. 1.

64

Ibidem, s. 1.

65

„Gazeta Południowa”, 19, 20, 21 XII 1980, nr 276 (10087), wyd. A, s. 1.

background image

102 P

AWEŁ

J

AGŁO

mowanych przez władze decyzji. Okazało się, że rząd nie przeprowadził kon-
sultacji w sprawie dni wolnych od pracy, a miał, jak twierdził dziennikarz, wie-
le czasu, aby przeprowadzić dyskusję na ten temat z członkami „Solidarności”.
A jak wynikało ze słów felietonisty: „rząd żeby rządzić musi wykazać, że jest
odpowiedzialny”

66

. Maciej Szumowski przeciwstawiał się strajkom, ale jedno-

cześnie wskazywał, że odpowiedzialność za ponosił rząd, nie Związek.
Popierał dążenia studentów do rejestracji NZS-u. Uważał, że nie należy
ich potępiać za protesty, jak to robili, jego zdaniem, niektórzy dziennikarze, na-
uczyciele akademiccy, a także członkowie władz. Szanse na rozwiązanie konfl ik-
tów wdział, jak w poprzednich kryzysach, w dialogu. Szumowski szukał genezy
niepokojów wśród studentów w lutym 1981 r.: „ten strajk był nieunikniony. To
jest cena, która władza obecna musi płacić za całe lata zakłamania i tłumienia
jakichkolwiek form studenckiej samorządności w przeszłości. To była cena, któ-
rą chcąc nie chcąc płacimy wszyscy za brak szczerej, partnerskiej rozmowy. Za
brak demokracji, nie tylko na uczelni wyższej, przychodzi nam zbierać takie a nie
inne efekty polityczne”

67

. Miało być to nauką dla obu stron, twierdził redaktor,

realizmu politycznego – dla studentów, aby umieli wyważać żądania, a dla władz,
żeby już nie traktowały słuchaczy wyższych uczelni po macoszemu, ale w sposób
partnerski.
Nieraz

oddawał hołd działaczom „Solidarności”, którzy uczyli się pracy

w związkach i musieli łagodzić skrajne oraz nierealne żądania. Pokazywał, że
Związek, ucząc się demokracji podczas wyborów, kiedy ścierały się skrajne opi-
nie i stanowiska, krzepnął. Zauważał w marcu 1981 r., iż „Solidarność” wchodzi-
ła w drugą fazę istnienia – z okresu fascynacji własnymi ideałami w czas: „gdzie
liczą się już nie tylko intencje, ale i metody codziennego działania w warunkach
względnego spokoju”

68

. Dla redaktora naczelnego „Krakowskiej” „Solidarność”

stawała na jego oczach przed największym wyzwaniem – codzienną, żmudną
pracą związkową. Dalej NSZZ była „pod ochroną” dziennikarza: „Ileż to by się
można nawpisywać o zamieszaniu i konfl iktach wewnętrznych, o naturalnej ry-
walizacji do przywództwa i złych skutkach tego przedwyborczego procesu. Nie
jest to jednak czas w którym godny swego zawodu dziennikarz będzie napastliwie
pouczał ludzi świadomych swej sytuacji. Ci dorośli – choć często bardzo mło-
dzi ludzie muszą przejść te fazę demokratyzacji sami”

69

. Działania niektórych,

radykalnych członków „S” dążących do podporządkowania sobie Związku, czy
nieprzejawiających tolerancji dla innych poglądów, zganiał na garb przeszłości,
która jego zdaniem „tłumiła odruchy samorządowe”

70

. Odwoływał się do reali-

zmu – według Szumowskiego jedynego nauczyciela „Solidarności”.
Uważał, że wielkim osiągnięciem Sierpnia ’80 było odkłamanie historii
– pisał o tym procesie z okazji świąt 1 i 3 maja 1981 r. – i nadanie prawdziwego
sensu hasłom od wielu lat głoszonym szczególnie podczas święta pracy: „Ten

66

„Gazeta Krakowska”, 10, 11 I 1981, nr 8 (10101), wyd. A, s. 1.

67

„Gazeta Krakowska”, 20, 21, 22 II 1981, nr 38 (10131), wyd. A, s. 1.

68

„Gazeta Krakowska”, 13, 14, 15 III 1981, nr 53 (10146), wyd. A, s. 1.

69

Ibidem, s. 1.

70

„Gazeta Krakowska”, 13, 14, 15 III 1981, nr 53 (10146), wyd. A, s. 1.

background image

Felietony Macieja Szumowskiego 103

Maj mógł być nam dany za sprawą Sierpnia. (...) W Stoczni Gdańskiej zabrzmia-
ły godnie, prawdziwie i stanowczo. Klasa Robotnicza, Socjalizm, Polska! I tak
brzmią do dzisiaj – są w nas w 1 Dzień Maja. (...) Tak samo zabrzmią w 3 Dzień
Maja”

71

. To była ni mniej ni więcej, jak alegoria zgody – „nowego” z „S” i „stare-

go” z partii. Po raz kolejny zajmował stanowisko, które mogę opisać jako nawo-
ływanie do dialogu za wszelką cenę. Starał się kłaść naciska w wielu felietonach
na to co łączyło, a nie na to co dzieliło PZPR i NSZZ.

Redaktor naczelny „Gazety Krakowskiej” nie mógł nie ocenić pierwszej

tury I Krajowego Zjazdu Delegatów NSZZ „Solidarność”. Na początku stwier-
dził, że spotkanie to było trudnym czasem dla partii i apelował, żeby nie popadać
w konfrontacyjne nastroje. Ani „Solidarność”, a tym bardziej rządząca PZPR,
nie miały prawa rezygnować z linii porozumienia. Przestrzegał partię, że musi
się liczyć z każdym zdaniem, nawet z radykalnego delegata NSZZ: „Zrozum-
cie nowo wybrani towarzysze, jest tylko jedna taka siła zdolna podtrzymywać
władzę! Tą siłą jest polskie społeczeństwo. I czy kto chce, czy nie chce musi się
z nim liczyć”

72

. Nawet pisząc o I KZD, odnosił się przede wszystkim dziennikarz

do spraw PZPR.

Maciej Szumowski w swoich felietonach z cyklu W pół słowa... zajmo-

wał stanowisko wobec najważniejszych spraw nurtujących posierpniową partię
i powstały związek zawodowy. Sądząc po ilości odniesień do jednej i drugiej
organizacji należałoby napisać, że zajmowały go w przeważającej mierze sprawy
PZPR. Moim zdaniem to tylko pozory – pisząc o partii, pisał o „Solidarności”
i na odwrót, ponieważ lansował linię porozumienia społecznego. Rozumiał ją
jako możliwość współdecydowania o losach Polski przez liberalnych członków
PZPR i umiarkowanych przedstawicieli „Solidarności”. W każdym niemal felie-
tonie doszukiwał się pewnej wspólnotowości tych ludzi i ich poglądów. Starał się
ich skojarzyć, uważając, że to jedyna droga na wyjście z zapaści: społecznej, po-
litycznej i gospodarczej. Napiętnował degrengoladę wielu członków partii – mię-
dzy wierszami można się domyślać, że chodziło mu przede wszystkim o „beton”,
którego synonimem było Katowickie Forum Partyjne i pismo „Rzeczywistość”.
Napiętnował partyjnych radykałów zdecydowanie bardziej, niż ich odpowied-
ników z NSZZ, bo uważał, iż zależało od nich więcej, jak i od PZPR. Właśnie
w tym jest, moim zdaniem, klucz do zrozumienia postawy Szumowskiego i kiero-
wanej przez niego redakcji „Gazety Krakowskiej”. To na barki partii, jak uważali,
miał spaść „zaszczyt” reformowania Polski, „Solidarność” była tylko pomocna
– rozbudziła w społeczeństwie postawy społecznikowskie i obywatelskie. Jed-
nakże pałeczkę odnowy, jak twierdził naczelny dziennika, miała przejąć partia
i dobiec z nią do mety – że użyję sportowej retoryki. Takie było wyobrażenie
Macieja Szumowskiego o roli PZPR w Polsce lat 1980 – 1981.
Stawiałem też tezę, że był bardziej politykiem niż dziennikarzem – po-
wyższe słowa dowodzą tego niezbicie. Liczba apeli, a nawet gróźb pod adresem
zachowawczej frakcji w partii, stawiała go w szeregu pezetpeerowskich libera-
łów. A jeszcze miał za sobą potężną machinę – ogromną popularność „Gazety”,

71

„Gazeta Krakowska”, 1, 2, 3 V 1981, nr 87 (10180), wyd. A, s. 1.

72

„Gazeta Krakowska”, 11, 12, 13 IX 1981, nr 178 (10271), wyd. A, s. 2.

background image

104 P

AWEŁ

J

AGŁO

która była na tyle wiarygodna, że stała się jednym z ważniejszych w ówczes-
nej Polsce opiniotwórczych czasopism. Jej naczelny zdawał sobie z tego sprawę
i wywierał wpływ na partyjne „doły”, a poprzez nie na ludzi znajdujących się
u władzy. W ten sposób napędzał machinę reform. Jak się okazało 13 grudnia 1981 r.
nieskutecznie. Dlatego jako polityk poniósł klęskę.

Natomiast jako dziennikarz, broniąc prawa do wolności wypowiedzi

i prezentowania poglądów, odniósł połowiczne zwycięstwo. Przez czternaście
miesięcy pisał niekiedy ostre felietony, jak wykazałem w czwartym rozdziale,
były one tolerowane przez KK PZPR, jednak, może czując się zbyt pewnie, a ra-
czej nie mając nic do stracenia, bo już od marca 1981 r. i sposobu relacji kryzysu
bydgoskiego, był na „wylocie” z „Krakowskiej”

73

. Po publikacji listu otwartego

w sprawie Stefana Bratkowskiego i jemu „zakneblowano usta”, a więc to wszyst-
ko co głosił w temacie środków masowego przekazu upadło. Liczy się jednak
także kilkanaście miesięcy względnej wolności słowa w jego felietonach.

Jeżeli chodzi o „Solidarność” w felietonach Maciej Szumowskiego to

wyraźnie można zauważyć, że znajdowała się pod „parasolem ochronnym” re-
daktora. Nigdy jej nie atakował, nigdy nie pouczał jej działaczy, a zawsze bro-
nił przed atakami. Nie wolno jednakowoż zapominać, iż nie poświęcił jej wiele
miejsca w swoich artykułach, zdecydowanie mniej niż partii, więc z tego względu
pełny stosunek dziennikarza do NSZZ nie jest możliwy do wychwycenia.

73

Za: http://www.wadowicki.iap.pl/?id=15427&location=f&msg=1, odczyt 7 VIII 2005.

Wywiad Wojciecha Borkowskiego z Maciejem Szumowskim, który ukazał sięw „Tygodniku
Powszechnym” na krótko przed śmiercią byłego redaktora „GK”.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Studenckie Zeszyty Historyczne UJ z 12zh12
filologia polska minimum programowe dla studentów MISH 2006 2007
Ćwiczenia studenci - 02.10.2007, Ogrodnictwo UP Wrocław, Semestr IV, Genetyka
Kordek Radzisław Onkologia, Podręcznik Dla Studentów i Lekarzy (III, 2007)
Historia 2007 etap rejonowy SP
Studenckie Zeszyty Naukowe r2006 t9 n14 s64 75
Historia Żydów krakowskich

więcej podobnych podstron