Robinson Patrick Arnold Morgan 7 Tsunami

background image

Patrick Robinson
TSUNAMI

Dom Wydawniczy REBIS poleca m.in.
thrillery:
Marcus Wynne
BEZ WYBORU WOJOWNIK W MROKU TOWARZYSZE BRONI
Keith Ablów PRZYMUS
David Baldacci TEN, KTÓRY PRZE
Stephen Coonts
USS AMERICA
HONGKONG
KUBA WOLNO
Krzysztof Kotowski
ZYGZAK JAPO SKIE CI CIE
Steve Martini STAN OSKAR ENIA
Graham Masterton
KATIE MAGUIRE
KONDOR
WYBUCH
PLAGA
Don Passman
WIZJONERKA
Patrick Robinson
USS SEAWOLF
BUNT NA USS SHARK
BARRACUDA 945
Scott Turów

DY ODWRACALNE

Vince Flynn
TRZECIA OPCJA David Lindsey
BEZ ROZG OSU
Patrick Robinson
TSUNAMI
Prze

Janusz Szczepa ski

Dom Wydawniczy REBIS Pozna 2005

Tytu orygina u Scimitar SL-2
Copyright © Patrick Robinson 2004 Ali rights resenred
Copyright © for thc Polish cdition by
REBIS Publishing House Ltd.,
Pozna 2005
Redaktor Ma gorzata Chwa ek
Opracowanie graficzne serii i projekt ok adki Jacek Pietrzy ski
Fotografia na ok adce Paul Hanna/ REUTERS/FORUM
Wydanie I
ISBN 83-7301-597-3
Dom Wydawniczy REBIS Sp. z 0.0.
ul. migrodzka 41/49, 60-171 Pozna
tel. (0-61) 867-47-08, 867-81-40; fax 867-37-74
e-mail: rebis@rebis.com.pl
www.rebis.com.pl
WA NIEJSZE OSOBY
Naczelne dowództwo ameryka skie
prezydent Charles McBride
wiceprezydent Paul Bedford
Cyrus Romney (doradca do spraw bezpiecze stwa narodowego)
Edward Kennedy (senator, przewodnicz cy senackiej komisji ds. sil zbrojnych)
Bili Hatchard (szef kancelarii prezydenta)
admira Arnold Morgan (g ównodowodz cy operacji „Przyp yw")
Agencja Bezpiecze stwa Narodowego (National Se-curity Agency, NSA)
kontradmira George R. Morris (dyrektor)
komandor podporucznik James Ramshawe (asystent dyrektora)
Dowództwo si zbrojnych USA
genera Tim Scannell (przewodnicz cy Po czonego Komitetu Szefów Sztabów)
admira Alan Dickson (szef operacji morskich) admira Dick Greening (dowódca Floty Pacyfiku — CINC-PAC)
admira Frank Doran (dowódca Floty Atlantyku - CIN-CLANT)
kontradmira Freddie Curran (dowódca Floty Podwodnej Pacyfiku - COMSUBPAC)
genera Kenneth Clark (dowódca Korpusu Marines) genera Bart Boyce (naczelny dowódca si NATO) kontradmira John Bergstrom (dowódca

Si Specjalnych - SPECWARCOM)

Dowództwo bliskowschodnie
admira Mohammed Badr (dowódca marynarki wojennej Iranu)
genera Rawi Raszud (naczelny dowódca wydzia u operacji wojskowych Hamasu)
kontradmira Ben Badr (dowódca Barracudy II)
komandor podporucznik Szakira Raszud (oficer nawigacyjny i kierowania ogniem, Barracuda II)
Wojskowi z innych pa stw
pu kownik Dae-jung (szef operacji nuklearnych, kompleks Kwanmobong, Korea ska Republika Ludowo-Demokratyczna)
kapitan Habib Abdu Camara (dowódca marynarki wojennej Senegalu)
Osoby cywilne
profesor Paul Landon (wulkanolog, Uniwersytet Londy ski)
Dawid Gawron (ambasador Izraela w Waszyngtonie, by y szef Mosadu)
Tony Tilton (prezes Banku Seattle)
Mark Volmer (ambasador USA w Dubaju)
Kathy Morgan (ma onka admira a Morgana)
PROLOG
Czwartek, 8 maja 2008 r., Londyn
Profesor Paul Landon, znany rocznikom studentów Uniwersytetu Londy skiego pod pseudonimem „Lawa", wyszed spiesznie z siedziby

Królewskiego Towarzystwa Geograficznego na mroczn , wysadzan rz dami drzew, szerok Exhibi-tion Road, ulic najwi kszych muzeów stolicy
Wielkiej Brytanii, prowadz

z Hyde Park na po udnie. Zatrzyma si na chwil w bramie wej ciowej, która przed nim wita a niejednego wielkiego

cz owieka: badaczy Antarktyki Scotta i Shackle-tona, zdobywcy Mount Everestu Edmunda Hillary'ego i kierownika jego wyprawy, lorda Hunta, a przed
nimi takie s awy jak Livingstone'a i Stanleya. Podobnie jak profesor Landon, wszyscy oni byli cenionymi cz onkami towarzystwa i w tym samym
szacownym budynku te prowadzili serie b yskotliwych „wiosennych" odczytów, podczas których sala p ka a w szwach, a ludzie s uchali jak
zaczarowani. Landona od s ynnych poprzedników ró ni a przede wszystkim tematyka wyk adów. Tamci, wielcy odkrywcy, przedstawiali s uchaczom
zapieraj ce dech w piersiach relacje o przetrwaniu cz owieka w ekstremalnych warunkach zimowych; „Lawa" za opowiedzia zebranym szczegó owo,
jak b dzie wygl da nadchodz cy koniec wiata. Nie poda oczywi cie dok adnej daty; zgodnie ze zwyczajem geofizyków Landon operowa jednostkami
czasu równymi stu wiekom. Nieunikniona katastrofa mo e nast pi mniej wi cej za siedem tysi cy lat, zako czy , dodaj c po krótkiej pauzie: „Ale

background image

równie dobrze mo emy si jej spodziewa w nast pny pi tek tu po obiedzie".
Audytorium, typowe dla Królewskiego Towarzystwa Geograficznego - pow ci gliwa z natury, dobrze sytuowana elita
o aspiracjach naukowych — przyj o odczyt entuzjastycznie. Landon zaplanowa go do najdrobniejszego szczegó u i wyg osi ze swad , ilustruj c

doskonale dobranymi rysunkami, diagramami i krótkimi filmami. Opowiedzia o najsilniejszych erupcjach wulkanów na ca ym wiecie, o niszcz cych ca e
po acie wybrze y falach tsunami i najgro niejszych trz sieniach ziemi. Najwi cej uwagi po wi ci jednak w

nie wulkanom z przesz

ci, jak

indonezyjski Krakatau, którego wybuch w 1883 roku zniszczy sam gór , wznosz

si przedtem na tysi c osiemset metrów nad poziom morza,

poch aniaj c trzydzie ci sze

tysi cy ofiar na Sumatrze i Jawie, albo pot

ny wulkan w parku Yellowstone w Wyoming, który zasypa magm i

popio em Kaliforni , Teksas, a nawet wyspy na Morzu Karaibskim; zdarzy o si to co prawda przed sze ciuset pi

dziesi cioma tysi cami lat, ale w

ustach profesora zabrzmia o to jak wydarzenie sprzed paru miesi cy.

Landon przedstawi te graficzne studium pot

nej erup-cji Saint Helens w Kordylierach rodkowych w stanie Waszyngton, podczas której ogromny

bel lawy rozerwa pó nocne zbocze góry, tworz c nowy krater i niszcz c ponad tysi c kilometrów kwadratowych lasu. Opis tej katastrofy z 1980 roku

pozwoli profesorowi przej

do g ównego punktu odczytu: mo liwo ci powstania tsunami. To japo skie s owo oznacza seri niezwykle wysokich fal

wywo anych przez trz sienie ziemi lub - co bardziej prawdopodobne - osuni cie si gigantycznej ilo ci ziemi i ska w g biny oceanu na skutek erupcji
wulkanu. Landon skoncentrowa si na potencjalnym zagro eniu podobnym zjawiskiem na po udniowo-za-chodnim wybrze u Palmy w archipelagu
Wysp Kanaryjskich, wyrastaj cej z g bokich wód Atlantyku o czterysta sze

dziesi t kilometrów od po udniowego wybrze a Maroka. Powiedzia

uchaczom, e olbrzymi z om skalny, d ugi na kilka kilometrów i le

cy akurat nad lini uskoku tektonicznego, w ci gu ostatnich kilkudziesi ciu lat

osun si o kilka metrów wzd

pod

a, a gdzie pod tym niepewnie posadowionym bazaltowym kolosem kipi j dro wielkiego wulkanu Cumbre Vieja.

- Kiedy on wybuchnie, runie wszystko - oznajmi profesor. — Kilka do kilkunastu kilometrów sze ciennych ska y
odpadnie od zachodniego stoku wulkanu i uderzy w wody Atlantyku z pr dko ci ponad trzystu kilometrów na godzin , osuwaj c si coraz szybciej

wzd

dna, by mo e osi gaj c w ko cu szybko

odrzutowca. Prosz pa stwa, mówi tu o jednym z najwi kszych osuwisk w ci gu ostatniego

miliona lat. W gr wchodzi kompletne zniszczenie ca ej po udniowo--zachodniej cz

ci wyspy Palma.

Audytorium - byli oficerowie armii i marynarki wojennej, akademicy, spadkobiercy starych rodów ziemia skich, którzy zawsze ywo si interesowali

podobnymi problemami naukowymi - s uchali z szeroko otwartymi oczyma, jak profesor wyja nia mechanizm tworzenia si olbrzymiej fali o
kilkusetmetrowej d ugo ci (odleg

ci mi dzy kolejnymi wierzcho kami), mkn cej od dna ku powierzchni oceanu i rozprzestrzeniaj cej si we wszystkich

kierunkach z pr dko ci rz du o miuset kilometrów na godzin . Na otwartym morzu jej wysoko

nie przekracza jednego metra, natomiast gdy wpada

na p ytsze akweny, zaczyna si szybko wypi trza , a przy samym wybrze u mo e si zamieni w wodny wa si gaj cy kilkudziesi ciu metrów. Landon
plastycznie opisa katastrofalne skutki takiej fali. Zniszczeniu uleg yby wielkie po acie l du w zachodniej Afryce, Hiszpanii, Francji i po udniowej Anglii, a
w ci gu dziewi ciu godzin od erupcji wulkanu fala dotar aby na drug stron Atlantyku i zmiot aby ca e Wschodnie Wybrze e USA.

- Je li wybuchnie Cumbre Vieja, tak si w

nie stanie -powtórzy Landon. - Rzadko wyst puj ce, straszne tsunami. Obliczenia wykazuj , e kilka

pot

nych fal, wci

mierz cych oko o pi

dziesi ciu metrów wysoko ci, wpadnie na ograniczone akweny przy dolnym Manhattanie. Ju pierwsza z

nich nie pozostawi kamienia na kamieniu z okolic Wall Street. Nast pna po tak przygotowanym gruncie wedrze si g biej, nawet na kilkana cie
przecznic od linii nabrze y. Po niej run nast pne, wci

ponadtrzydziestometrowe, a wreszcie ca y Nowy Jork legnie w gruzach. Najwi ksze tsunami

w ca ej znanej nam historii, a wszystko z powodu jednego wulkanu.

Paul Landon, jeden z najwybitniejszych wulkanologów na wiecie, by profesorem Uniwersytetu Londy skiego i dyrek-
torem Benfield Greig Geohazard Research Centre, uczelnianego o rodka zajmuj cego si naturalnymi katastrofami i zagro eniami. Pracowa cz sto

na stokach dziesi tek najniebezpieczniejszych wulkanów wiata, nieraz trafnie przepowiadaj c gro ne erupcje. Zas

sobie na swój pseudonim; jego

umiej tno ci okre lania temperatury i „zamiarów" magmy dorównywa tylko jego talent krasomówczy. Mia teraz czterdzie ci cztery lata i by u szczytu
kariery; jego wyk ady cieszy y si nies abn cym powodzeniem na ca ym wiecie. By m

czyzn

redniego wzrostu o jasnoniebieskich oczach; ubiera

si zgodnie z uniwersaln mod akademick : tweedowa sportowa marynarka, kraciasta koszula i uniwersytecki krawat. „Lawa" mieszka z on Va erie,
prawniczk z City, pod Londynem, w Buckinghamshire. Ich dwaj synowie - starszy mia pi tna cie lat, m odszy czterna cie - zgodnie uwa ali ojca za
cokolwiek zwariowanego; trudno si by o spodziewa innej reakcji, skoro niemal ka dego dnia ich m odego ycia s yszeli, e koniec wiata nast pi
prawdopodobnie za tydzie . Sceptycyzm potomstwa w najmniejszym stopniu nie przeszkadza profesorowi Landonowi — jak wielu jego kolegów,

we

asnym wiecie i by odporny na wszelk krytyk . Krocz c teraz ladami wielkich poprzedników, ocenia w my li swoje dzisiejsze wyst pienie. Dobrze

wiedzia , e przyku uwag ca ego audytorium. Nie by jednak wiadomy obecno ci jednego szczególnego obserwatora.

Zagubiony w ród zas uchanych ludzi dwudziestotrzyletni palesty ski bojownik Ahmed Sabah pilnie notowa , zwa aj c na ka de s owo prelegenta i

ka dy pokazywany przeze wykres czy rysunek. Po odczycie Ahmed wyszed jeden z pierwszych, a teraz spokojnie czeka w mroku po po udniowej
stronie s siaduj cej z siedzib Królewskiego Towarzystwa Geograficznego s ynnej sali koncertowej, Royal Albert Hali.

„Lawa" szed ulic Kensington Gore. Akurat kiedy wkracza na dziedziniec tego przybytku muzyki, nazwanego na cze

ma onka królowej Wiktorii, z

bram Albert Hali po koncercie po wi conym popularnym zespo om z lat osiemdziesi tych zacz o si wysypywa kilka tysi cy fanów. Up yn y jeszcze
cztery minuty, zanim Landon znalaz si na szczycie d ugich, szerokich schodów prowadz cych ku ciemnej uliczce

10
na ty ach sali koncertowej. W tym samym kierunku pod

t um m odych ludzi i po chwili profesor by otoczony ze wszystkich stron. U stóp schodów

zauwa

czarnego rang rovera z wy czonymi wiat ami, nieprzepisowo zaparkowanego przy kraw

niku i zwróconego w niew

ciwym kierunku. Za

kierownic nie by o nikogo.

W tym momencie Ahmed Sabah i jego dwóch kolegów zaatakowali go od ty u. Wprawnie zarzucili Landonowi worek na g ow , chwycili go z obu

stron i brutalnie poci gn li po kilku ostatnich stopniach prosto ku tylnym drzwiom czekaj cego pojazdu. Profesor nie mia mo liwo ci si opiera czy
nawet krzykn

. G os z obcym akcentem sykn mu do ucha: „B

cicho, je li chcesz

!" Na plecach, gdzie w okolicy lewej nerki, czu nacisk

czego , co mog o by tylko du ym no em.

Zadziwiaj ce, jak ten ludzki rój móg nie zauwa

, co si dzieje. Ka dy musia by zaj ty my

o jak najszybszym powrocie do domu, wypatruj c

wolnych taksówek, spiesz c si na przystanek autobusowy czy stacj metra South Ken-sington. Nikt nie zwróci uwagi na ten incydent, nawet dwaj
patroluj cy t okolic policjanci z psem o imieniu Roger, których porwa ze sob t um fanów. Znajdowali si akurat na szczycie schodów, dziewi
metrów powy ej miejsca akcji grupy Sabaha. Wierni wspó czesnemu etosowi londy skiej policji nie spostrzegli przest pstwa, za to natychmiast
zainteresowali si nieprawid owo zaparkowanym samochodem. Brn li przez ci

, gotowi zatrzyma kierowc , a ich r ce ju si ga y po wypróbowany

„w boju" alkomat.

Kiedy dotarli w pobli e rang rovera, miejsce za kierownic by o ju zaj te. Siedzia na nim by y major SAS Ray Kerman, obecnie znany jako genera

Rawi Raszud, najwy szy dowódca si bojowych Hamasu, najprawdopodobniej najgro niejszy obecnie i najbardziej poszukiwany terrorysta wiata*.
Niecierpliwie nacisn peda gazu; silnik zawy na wysokich obrotach, a zaskoczony policjant spu ci psa ze

* O metamorfozie majora i jego pó niejszych wyczynach opowiada poprzednia powie

Patricka Robinsona, Barracuda 945, Rebis 2004. (Wszystkie

przypisy pochodz od t umacza).

11
smyczy. Masywny owczarek dopad samochodu w dwóch susach, celuj c z bami w rami kierowcy za otwartym oknem. Nie zd

. Siedz cy za

Rawim Ahmed Sabah krótk seri z ka asznikowa z t umikiem roz upa mu czaszk . Biegn cy za psem pierwszy z policjantów nie móg uwierzy

asnym oczom. Zatrzyma si jak wryty o trzy metry od rang rovera, wlepiaj c oczy w martwe cia o zwierz cia.

Pistolet maszynowy Ahmeda odezwa si znowu trzema g uchymi pykni ciami. Na czole policjanta wykwit rz d krwawych kropek. Nie

ju , gdy

pada na wznak na ziemi .

Drugi cz onek patrolu, widz c nieruchomego psa, ale jeszcze nie zauwa ywszy, co si sta o z koleg , instynktownie rzuci si ku kierowcy. Spó ni

si jednak. Genera by ju na trotuarze. Schwyci policjanta za wyci gni

praw r

i jednym p ynnym ruchem rzuci nim w dó , prosto w otwarte

drzwi pojazdu. W nast pnej chwili z apa go za gard o i przycisn mu g ow do rodkowego s upka karoserii. Ahmed Sabah pchn silnie drzwi, ami c
policjantowi ko

czo ow . Rawi podrzuci nieszcz

nika z powrotem do pozycji pionowej i nasad prawej d oni zada ów klasyczny cios mierci,

wypraktykowany przez SAS, wbijaj c od amek ko ci prosto w mózg ofiary.

Grupa bojowa Hamasu wiczy a t operacj tygodniami; kiedy nadszed jej termin, nie by o b dów. Zaskoczy a ich obecno

psa policyjnego, ale

tylko na chwil . Od ataku na profesora Landona do odjazdu rang rovera up yn o zaledwie siedemna cie sekund. Terenowy samochód zawróci i
wci

ze zgaszonymi wiat ami ruszy ku Exhibition Road. Oszo omiony wi zie na jego tylnym siedzeniu nie mia poj cia, e zosta y za nimi trupy.

Kolejne pi

minut min o, zanim par osób w rozgrzanym koncertem t umie zda o sobie spraw z tego, co zasz o. Nie, psisko nie uci o sobie

drzemki na rodku chodnika. Owszem, ta ciemna plama to naprawd krew. Policjant le

cy na wznak rzeczywi cie zosta zastrzelony, a ten drugi, z

twarz w rynsztoku, nie jest pijany, tylko nie yje. To si rzeczywi cie zdarzy o, w miejscu jak najbardziej publicznym, tu pod Royal Albert Hali. W
ko cu, po ponad siedmiu mi-

12
nutach od zaj cia, kto zadzwoni z telefonu komórkowego na londy ski numer alarmowy 999. Niemal drugie tyle up yn o, zanim na miejsce zbrodni

dotar y dwa radiowozy. Genera Raszud i jego ludzie zd

yli w tym czasie zmieni samochód i spokojnie jechali przez zachodnie dzielnice Londynu do

bezpiecznej jak bank szwajcarski kryjówki w domu nale

cym do kilku muzu manów w przedmiejskim Houn-slow. Landonowi skr powano r ce ta

klej

, nie zdj to te worka z g owy. Siedzia wci ni ty mi dzy dwóch najgro niejszych islamskich terrorystów wiata, zupe nie zdezorientowany. Kiedy

ze strachem pyta , o co chodzi, przekonany, e pad ofiar pomy ki, us ysza cich , lecz stanowcz odpowied : „Prosz milcze , profesorze Landon.
Chcemy tylko z panem porozmawia , a potem b dzie pan wolny".

Nie by a to prawda. „Lawa" ju w tej chwili za du o wiedzia .
Dwa ambulanse zabiera y ju zw oki zamordowanych policjantów do szpitala St. Mary's w Paddington. Pracownicy RSPCA* adowali na furgon

Rogera, a policja gor czkowo szuka a wiadków przest pstwa. Nikt jednak nie s ysza strza ów, nikt nie widzia samego ataku na obu policjantów. Nie
da o si ustali marki samochodu terenowego, którym mogli si pos ugiwa sprawcy, nie znalaz si te nikt, kto by zapami ta jego numery. Kto

background image

twierdzi , e samochód odjecha bez wiate , skr caj c w prawo, w Exhibition Road. Kto inny widzia , e wóz skr ci w lewo. Nie by o nawet odrobiny

informacji o wygl dzie jego kierowcy i ewentualnych pasa erów.

By to najbrutalniejszy mord na londy skich policjantach od niemal pó wieku, kiedy gangsterzy zastrzelili trzech „bob-bych" w Shepherd's Bush, kilka

kilometrów na zachód od Albert Hali. Wówczas jednak dochodzeniowcy bardzo szybko domy lili si to samo ci sprawców; tym razem by o zupe nie
inaczej - brakowa o poszlak, wiadków i przede wszystkim

* Royal Society for Preventing Cruelty to Animals — Królewskie Towarzystwo Zapobiegania Okrucie stwu wobec Zwierz t, dzia aj ce w Wielkiej

Brytanii, Australii i Nowej Zelandii.

13
motywów. No i oczywi cie nikt nie mia poj cia, e w samochodzie, którym mordercy uciekli, znajdowa a si ofiara porwania — znany naukowiec.
Przes uchanie profesora Landona zacz o si o pierwszej w nocy. Zdj to mu worek z g owy, rozwi zano r ce, posadzono za du ym sto em w pokoju

o bia ych cianach bez okien i podano kubek kawy. Przy drzwiach stali dwaj stra nicy z ka- asznikowami, wygl daj cy na Arabów, ubrani w jednakowe

insy, krótkie br zowe kurtki skórzane i czarne wysokie buty. Przed profesorem siedzia barczysty m

czyzna w marynarce, który sprawia wra enie

brytyjskiego oficera. On równie mia rysy bliskowschodnie, ale jego g os i ton mog y by tylko wytworem dobrej angielskiej szko y publicznej.

Tematem rozmowy by y wulkany.
- Ile prawdziwych erupcji wyst pi o na wiecie w ostatnich latach?
- Od dwutysi cznego roku oko o stu, mo e troch wi cej.
- Mo e pan wymieni kilka wi kszych?
- Oczywi cie. Montserrat na Antylach, Karangetang w Indonezji... San Cristobal w Nikaragui... Tangkubanparahu na Jawie... co najmniej trzy na

Kamczatce... Fuego w Gwatemali... w oski Stromboli... podwodna góra Kavachi w archipelagu Wysp Salomona... wyspa Chuginadak na Alasce...

- Ile odnotowano w ci gu ostatniego roku?
- Ma pan na my li powa niejsze wybuchy czy tak e zwyk e pomruki?
- Chodzi mi o wybuchy.
- No, przede wszystkim Colima w Meksyku, Etna, Fuego, te trzy na Kamczatce... do tego Killauea na Hawajach, Ma-man w Papui-Nowej Gwinei...

Soufriere na Montserrat... Saint Helens w stanie Waszyngton te da o sobie zna ... By o te kilka gro nych t pni

na Wyspach Kanaryjskich. Te by y

najpowa niejsze.
- Z powodu tsunami?
- Oczywi cie.
Oko o siódmej rano profesor zacz si powa nie niepokoi . Za godzin powinien by w swoim biurze we wspania ym budynku Benfield Greig na

Gower Street. By w ko cu

14
jednym z najwa niejszych profesorów na wydziale geologicznym i jego nieobecno

z pewno ci zostanie zauwa ona. Tymczasem nieznajomy nie

przestawa zadawa pyta ; Landon nie mia wyboru i musia na nie odpowiada .

- Czego potrzeba do spowodowania wybuchu aktywnego wulkanu? Du ej bomby? Mo e kilku rakiet cruise wycelowanych w krater?
- To zale y. Na przyk ad na Montserrat po zachodniej stronie wyspy magma le y bardzo p ytko pod powierzchni . Niewykluczone, e da oby si

doprowadzi do erupcji za pomoc zwyk ego granatu ci ni tego w odpowiednie miejsce. Ten wulkan w

ciwie nie przestaje wybucha przez ostatnie

pi

lat.

- A Saint Helens?
- Tam ju by oby trudniej. Ale w ostatnich miesi cach bywa y tam niewielkie erupcje i sporo wstrz sów. Trzeba te pami ta , e kiedy Saint Helens

wybuch w 1980 roku, si a eksplozji by a tak wielka, e mo na by j porówna do czterech Hiroszim na sekund . Teraz ten wulkan jest bardzo
niebezpieczny i z ka dym dniem sytuacja si pogarsza. Powiedzia bym, e gdyby ze cztery rakiety uderzy y we w

ciwe miejsce na wra liwym

po udniowym stoku, niemal na pewno pola aby si lawa.

- A Cumbre Vieja?
- Pyta pan o mo liwo

wywo ania tsunami, o jakim mówi em na odczycie? adna konwencjonalna eksplozja nie oderwa aby tej ska y od pod

a.

Musia by wybuchn

wulkan. A do tego trzeba by broni j drowej.

- To znaczy prawdziwej bomby?
- Nie, nie. Nie a tyle. Ale wspomina pan o cruise'ach. Je eli mia pan na my li rakiety redniego zasi gu, nie balistyczne, to s dz , e przeci tnej

mocy g owica j drowa mog aby wybi wystarczaj co du

dziur , aby uwolni magm .

- I to spowodowa oby osuni cie si ska y do oceanu?
- Nie. Sama eksplozja to za ma o. Widzi pan, g boko pod t lini wulkanów na po udniu Palmy zalega ogromna ilo

wody. Uwolnienie si pr cej ku

powierzchni magmy wytwarza w ska ach ogromne ilo ci energii cieplnej. Gwa townie podgrzewa ona kilkana cie kilometrów sze ciennych wody,

15
która zaczyna wrze i si rozszerza. To w

nie rozsadzi gór i najprawdopodobniej zepchnie ca po udniowo-zachodni cz

Palmy do oceanu.

Osuwisko na skal , jakiej ziemia nie widzia a od miliona lat.

- Gdyby wi c pos

rakiet j drow w czu e miejsce wulkanu Cumbre Vieja, o którym pan wczoraj mówi , e jest jednym z najaktywniejszych,

powinna ona przebi si przez ska y i eksplodowa dopiero g boko pod ziemi ?

- W

nie. Musia aby pokona warstwy powierzchniowe, pod którymi uwi ziona jest magma, i dopiero potem wybuchn

. Uwolnione ogromne masy

lawy wytrysn yby wówczas do atmosfery, podziemne jeziora zagotowa yby si i w okamgnieniu zamieni y w par . Dopiero to spowodowa oby
roz-padni cie si ca ego

cucha górskiego.

Rawi Raszud patrzy na profesora Landona z aprobat . Oto cz owiek, który jak ekspert zna si na eksplozjach, tak naturalnych, jak i wywo anych

ludzk r

, ca kowicie poch oni ty sw dziedzin . Nie zastanawia si nad konsekwencjami, ale mówi szczerze, jak przysta o na naukowca, i bardzo

konkretnie. Kierunek, w jakim zd

a ta rozmowa, najwyra niej go nie niepokoi , podobnie zreszt jak osoba przes uchuj cego, którego bez trudu

mo na by o zakwalifikowa jako terroryst . Dla Landona liczy a si jedynie nauka. Tak, genera owi Raszudowi podoba si ten cz owiek. Szkoda...

- Dzi kuj , profesorze - powiedzia . - Naprawd bardzo dzi kuj . Zjemy teraz niadanie, a pó niej wrócimy do naszej rozmowy...
ROZDZIA 1
Czwartek, 8 stycznia 2009 r. Bia y Dom, Waszyngton
Gabinet wie o upieczonego prezydenta z partii demokratycznej, który zwyci

w wyborach z minimaln przewag nad swym przeciwnikiem,

wprowadza si do zachodniego skrzyd a Bia ego Domu. Dla ich republika skich poprzedników, z wyj tkiem samego ust puj cego prezydenta, który z
góry wiedzia , e z ko cem swej drugiej kadencji i tak musi odej

, by to istny dramat. Oddanie w adzy w r ce ludzi, których ci wojskowi i polityczni

wyjadacze uwa ali za „band naiwnych, niedo wiadczonych, dupowatych libera ów" pod wodz m odego idealisty z Rhode Island, ledwo zdolnego do
utrzymania si na porz dnym kierowniczym stanowisku, by o czym nie do pomy lenia.

Ten dzie za by chyba najgorszy ze wszystkich. Admira Arnold Morgan, doradca by ego prezydenta do spraw bezpiecze stwa narodowego,

opuszcza Bia y Dom po raz ostatni - przechodzi na emerytur . Jego masywne, dziewi tnastowieczne biurko rodem z marynarki wojennej by o ju
opró nione i wyniesione, pozosta o jeszcze tylko kilka po egna . Drzwi do gabinetu by y szeroko otwarte i admira , któremu towarzyszy a jego
niepokoj co pi kna sekretarka Kathy O'Brien, by gotów do wyj cia. egnaj cych by o kilku: sekretarz stanu Harcourt Travis, przewodnicz cy
Po czonego Komitetu Szefów Sztabów genera Tim Scannell, szef operacji morskich admira Alan Dickson, dyrektor Agencji Bezpiecze stwa
Narodowego kontradmira George Morris i jego osobisty asystent, komandor porucznik James Ramshawe. W ostatnich kilku latach wszyscy oni
uczestniczyli na szczeblu dowodzenia w najbrutalniejszych tajnych operacjach, ja-

17
kie kiedykolwiek podejmowa y si y zbrojne USA. Ich oddanie dla Arnolda wyros o na gruncie licznych sukcesów na arenie mi dzynarodowej,

zawdzi czanych niemal wy cznie sile jego intelektu.

Tak jak Cezara, admira a Morgana nie da o si kocha (ta sztuka uda a si tylko Kathy), ale nikt nie zna si równie dobrze na zawi

ciach polityki

mi dzynarodowej, poci ganiu za w

ciwe sznurki, pokerowych zagraniach, makiawelicz-nej propagandzie, politycznym szanta u, gro bach i ripostach;

nikt te nie potrafi tak planowa

ci le tajnych operacji militarnych. We wszystkim tym by wirtuozem, popychanym do dzia ania przez niezachwiany

patriotyzm. Podczas swoich rz dów w Bia ym Domu budzi strach w najpot

niejszych ludziach na wiecie, przechytrza ich, wodzi za nos, a kiedy

trzeba, gra ostro. Jego credo brzmia o: walczy uparcie i nie opuszcza miecza, dopóki si nie zwyci

y. Bohaterami Morgana byli genera owie

Douglas MacArthur i George Patton. Teraz admira odchodzi , pozostawiaj c swych waszyngto skich przyjació niepocieszonych, przekonanych, e
drugiego takiego cz owieka ju ziemia nie wyda.

W najbli szych tygodniach wielu spo ród wysoko postawionych cywilnych polityków te b dzie musia o odej

z Bia ego Domu, ust puj c

demokratom, ale nikogo nie potraktowano równie upokarzaj co jak admira a Morgana. Zadzwoni a do niego niejaka panna Betty Ann Jones, libera z
Po udnia, która nigdy przedtem nie by a w Waszyngtonie, i oznajmi a: „Prezydent McBride uwa a, e lepiej b dzie, je li pan od razu poda si do dymisji,
poniewa nie s dzi, aby dobrze si mu z panem pracowa o". Arnoldowi nie trzeba by o tego powtarza dwa razy. Pi

minut pó niej podyktowa Kathy

krótkie pisemko z rezygnacj , a po dalszych pi ciu minutach oboje zaj ci byli ustalaniem daty lubu, skoro przesta a istnie dotychczasowa przeszkoda
w postaci jego pracy na stanowisku doradcy prezydenta do spraw bezpiecze stwa narodowego. Na po egnalnej kolacji w ich ulubionej restauracji w
Georgetown sekretarz stanu Travis zjawi si przy stoliku, z teatraln przesad nuc c melodi „Te weselne dzwony rozbi y m star paczk ". Wkrótce i
on mia wróci na etat profesora na Harvardzie. Z kr gu najbli szych wspó pracow-

18
ników admira a na posterunku mieli pozosta tylko wojskowi, cho ju pod nowym zwierzchnikiem.
Admira Morgan stan u wielkich d bowych drzwi swego biura, zawaha si przez moment i krótko skin g ow , jakby na po egnanie pustego

background image

gabinetu, po czym wyszed na korytarz, do czekaj cych kolegów. U miechn si troch z musem i rzek :
- Panowie, b

zaszczycony, je li zechcecie poda mi r

.

Kolejno wymieniali s owa po egnania, ywo czuj c wi

wzajemnego zaufania, jaka przez lata po czy a ich z odchodz cym. Jako ostatni podszed

do Arnolda najm odszy z nich, komandor porucznik Ramshawe, którego admira zacz traktowa niemal jak syna.

- B dzie mi ciebie brakowa o, Jimmy.
- I mnie pana te , sir - odrzek Ramshawe. - Nawet pan nie wie jak bardzo.
- Dzi ki, ch opcze.
Morgan, jak zwykle elegancki w ciemnopopielatym garniturze, l ni cych czarnych butach, niebieskiej koszuli i w krawacie Akademii Marynarki

Wojennej, obróci si na pi cie i ruszy przed siebie korytarzem. Szed wyprostowany, spr

ystym krokiem i pe en godno ci, trzymaj c pod r

Kathy

O'Brien. Nie sprawia wra enia cz owieka egnaj cego si z czynnym yciem zawodowym, ale m odego oficera, dopiero co powo anego pod sztandar.
Na cianach wisia y tam portrety kolejnych prezydentów Stanów Zjednoczonych. Mijaj c podobizn Eisenhowera, admira skin mu g ow po
wojskowemu, jak to zawsze czyni . Przez g ow przelatywa y mu tysi ce wspomnie z d ugich lat s

by dla kraju, na wszystkich szczeblach i w

najró niejszych wcieleniach: dowódcy okr tu nawodnego... dowódcy atomowego podwodniaka bazuj cego w Norfolk... szefa wywiadu marynarki...
dyrektora Agencji Bezpiecze stwa Narodowego... a wreszcie prawej r ki chwiejnego republika skiego prezydenta, który pod koniec kadencji ju
zapomnia , co to znaczy lojalno

i patriotyzm. Nie szkodzi; Arnold Morgan mia tych przymiotów za dwóch.

Sun c przez dobrze sobie znane korytarze zachodniego skrzyd a, admira znów s ysza w wyobra ni szum fal rozci-
19
nanych przez dziób okr tu wychodz cego w morze... metaliczny oskot

cucha kotwicznego... zwi

e komendy szefa okr tu... a tak e okrzyki

dawno poleg ych komandosów z Na-vy SEALs, których nigdy nie pozna , a którzy zgin li, wykonuj c jego rozkazy. Dyscyplina i pos usze stwo - taka
by a ich dewiza, tak kierowa si te on... zazwyczaj.

W uszach rozbrzmia y mu dawno nie s yszane uderzenia dzwonu okr towego, oznajmiaj ce up yw godzin wachty, i cichy szum wysuwanego

peryskopu. Wiedzia , e gdy tylko wyjdzie z budynku, spojrzy w gór i j zobaczy: opocz

na wietrze, tak cholernie dumnie powiewaj

flag .

Morgan nie w

p aszcza, mimo e Kathy by a opatulona w d ugi jasnobr zowy strzy ony ko uch. Tu przed wyj ciem na ganek zachodniego

skrzyd a wzi a go za r

, jakby chcia a go zapewni , e nie b dzie sam w tej pami tnej chwili, kiedy po raz ostatni „zejdzie z pok adu" i po egluje na

zupe nie inne wody - d ugie (mia a nadziej ) ata emerytury. Admira mia sze

dziesi t cztery lata.

Nikt z obecnych nie mia zapomnie tej sceny. Wszyscy mieli wyra ne poczucie utraty panowania, jakby wielki okr t wojenny nagle zgubi p etw

sterow . Dochodzi y ju wie ci, e wartowników z Korpusu Marines zast puj stra nicy cywilni. Wymuskani m odzi ludzie przed trzydziestk kr cili

owami i ze smutkiem mówili o prymitywizmie dzia ania ameryka skich si zbrojnych pod zwierzchnictwem republikanów. Nowi ideolodzy przybywali z

innego wiata, wiata przysz

ci, w którym najwi ksze znaczenie mia a edukacja rozwijaj cych si krajów; w którym nie by o z a, a tylko

nie wiadomo

; w którym mier i zniszczenie b

zast pione przez rosn

pomoc finansow , a zamiast mordowa tyranów, b dzie si ich uczy

zachodniej demokracji, ubogich i bezsilnych za wspomaga i walczy z ich brakiem poczucia w asnej warto ci. W tym nowym wiecie absolutnie nie

dzie miejsca na jakiekolwiek drastyczne dzia ania w imi zemsty, podboju czy unicestwienia przest pczych re imów.

Armi i marynark wojenn czeka y du e ci cia bud etowe. Prezydent-elekt Charles McBride by globalist , g boko przekonanym, e rozs dek i

lito

zawsze zwyci

, nawet wobec najbardziej b dz cego wroga. Jednak e tak jak

20
Bili Clinton, a przed nim Jimmy Carter, McBride by cz owiekiem niezdecydowanym, zawodowym politykiem nawyk ym do kompromisów, wiecznie

szukaj cym z otego rodka, a przy tym zupe nie niedo wiadczonym w twardej grze dyplomatycznej, niezdolnym przejrze knowania dzia aj cego we

asnym interesie adwersarza. Wiedzia za to jedno: nie ma sensu wydawa miliardów dolarów na obron , je li si nie zamierza walczy . Nikt go

jeszcze nie nauczy odwiecznej mantry m drych w adców: si vis pacem, para helium. Chcesz pokoju, b

gotów do wojny; inaczej przyjdzie ci zap aci

krwaw da . Albo, jak powiedzia Wielki Sternik chi skiej rewolucji, przewodnicz cy Mao: „Prawdziwa w adza tkwi w lufie armaty".

Wi kszo

z wci

stoj cych na korytarzu m

czyzn uznawa a to credo za prawdziwe i uwa

a, e wszystko b dzie dobrze, dopóki Stany

Zjednoczone b

posiada y najwi ksze armaty na wiecie. Je eli jednak któremukolwiek z ameryka skich prezydentów potrzebny by u boku Arnold

Morgan, to w

nie czterdziestosiedmioletniemu Charlesowi McBri-de'owi. I kiedy przebrzmia o echo kroków admira a, genera Scannell mrukn :

- Chryste Panie! Nie wiem, co teraz b dzie.
- Ani ja, generale - rzek Harcourt Travis.
Kilka godzin pó niej admira Morris i komandor porucznik Ramshawe w minorowych nastrojach siedzieli na tylnej kanapie sztabowego samochodu

US Navy, wracaj c do siedziby NSAw Fort Meade.

- Nie mog uwierzy , e ju go nie ma, Jimmy — mrukn dyrektor agencji.
- Tak, trudno si z tym pogodzi - przytakn m ody oficer. - Teraz to ju nie b dzie to samo, prawda, sir?
- eby wiedzia . B dzie gorzej. Do Bia ego Domu wprowadza si prezydent, który ani w z b nie rozumie, z jakimi zagro eniami ten kraj miewa do

czynienia. Ma nas wszystkich za wariatów.

- Na to wygl da. Mo e pan to sobie wyobrazi ? Kaza jakiej sekretarce zadzwoni do admira a i powiedzie mu, e jest zwolniony. Niech to cholera!
21
- A teraz Bóg raczy wiedzie , kim go zast pi.
- Pewnie jakim ulizanym spo ecznikiem. Kierownikiem zespo u w Korpusie Pokoju albo kim w tym rodzaju. Jezu, nie mog uwierzy , e to si

dzieje naprawd ...

- Problem s

b wywiadowczych polega na tym — rzek George Morris — e potrzebujemy w rz dzie cz owieka, który na wst pie uwierzy, e nie

jeste my jakimi t pymi dupkami, i b dzie s ucha tego, co mówimy, z przekonaniem, e mamy do wiadczenie, jakiego on sam nie mia okazji naby .
Bez tego utrzymywanie rozleg ej i kosztuj cej miliardy organizacji po prostu nie ma sensu. Nie mo emy po owy czasu marnotrawi na ja owe
przekonywanie facetów, którzy powinni by po naszej stronie.

- Jasne, sir. I to by o najlepsze u admira a Morgana. On zawsze traktowa nasze informacje powa nie i przynajmniej bra je pod rozwag . Równy z

niego go

, nie? Lepszego w yciu nie spotka em.

- I ju nie spotkasz, Jimmy.
Dwaj m

czy ni jechali dalej w zgodnym, ponurym milczeniu przez pó nocno-zachodnie przedmie cia Waszyngtonu i dalej, do Fort Meade. Dotar szy

do celu, dyrektor pospieszy do swego gabinetu, a komandor Ramshawe zanurzy si w chaosie w asnego zawalonego papierami biura, by sp dzi w
nim reszt swej ulubionej pory tygodnia: czwartkowego popo udnia. Dla trzydziestoletniego oficera oznacza o ono kilka godzin przyjemnego studiowania
prasy. To wtedy w

nie otrzymywa swe zamówione tytu y: „Daily Mai " i „Telegraph" z Londynu, „Age" z Melbourne, „Morning Herald" z Sydney i

kanadyjski „Toronto Globe" - gazety pe ne lakonicznych wiadomo ci ze wiata polityki, gospodarki, finansów, wojska, no i z wy szych sfer, jakie nie
zawsze da si znale

w „Washington Post" czy nawet „Wall Street Journal". Jedn kolumn Jimmy lubi szczególnie; mo e to dziwne u Australijczyka

urodzonego i wychowanego w USA, ale by a to rubryka „Dwór i socjeta" w londy skim „Daily Telegraph", nieco pom-patyczny miszmasz ezoterycznych
wydarze , rozpoczynaj ca si od doniesie o tym, co tego dnia porabia królowa i ró ni cz onkowie jej rodziny, pobieraj cy pensje rz dowe. Wymienione
by y tam wszystkie planowane spotkania Jej Wy-

22
soko ci, jak równie ksi cia Filipa i nast pcy tronu Karola. Potem nast powa y relacje na temat rozmaitych imprez, spotka i nominacji z kr gów

szkolnictwa - z najlepszych w kraju szkó publicznych i uniwersytetów, przede wszystkim z Cambridge, Oksfordu i Londynu. Przytaczano listy

obników na wa niejszych pogrzebach, informowano, kto w si ach zbrojnych dosta jaki medal, nagrod b

nowy przydzia s

bowy. Opisywano

spotkania weteranów, nie obesz o si te bez obwieszcze o co wa niejszych towarzysko zar czynach, lubach i zgonach. By a te sta a kolumna In
me-moriam, w której rodziny zamieszcza y rocznicowe wspomnienia o poleg ych oficerach, nawet je li padli w boju przed sze

dziesi ciu laty.

Jimmy regularnie poch ania ten dzia , robi c notatki, które potem zapisywa w swoim komputerze. Je li na przyk ad w Royal Navy mianowano

nowego dowódc floty podwodnej, wprowadza jego nazwisko i wa niejsze wydarzenia z kariery, na wypadek gdyby kiedy w przysz

ci Fort Meade

potrzebowa szybko dost pnego dossier. Komandor porucznik Ram-shawe by prawdziwym profesjonalist .

W londy skim „Telegraph" z poniedzia ku 5 stycznia znalaz kilka artykulików, które go ubawi y, i kilka innych, po których pospiesznie si ga po

ugopis. Jednak by o tam tak e jedno s owo, na którego widok omal nie zach ysn si kaw . „Zamordowany". W samym rodku najnudniejszej

kolumny akademickiej by a niewielka wzmianka o nominacji nowego starszego wyk adowcy w o rodku bada zagro

geofizycznych Benfield Greig na

uniwersytecie londy skim. Doktor Hillary Betts, wulkanolog, „zast pi profesora Paula Landona, który zosta w maju zamordowany w zachodnim

Londynie".
— Zamordowany? Cholera, na tych stronach jeszcze nigdy nie widzia em tego s owa! To tak, jakby ksi

eczk do nabo

stwa zilustrowa zdj ciem

striptizerki.

Odruchowo otworzy przegl dark internetow , wszed na stron „Telegraph" i w wyszukiwarce wpisa nazwisko Landona. Ku jego zaskoczeniu na

czele listy znalaz si spory artyku z pierwszej strony wydania z 12 maja:

23
PROFESOR PAUL LANDON ZAGIN
Najlepszy wulkanolog wiata znikn po odczycie
w Królewskim Towarzystwie Geograficznym
Pod tym rzucaj cym si w oczy tytu em widnia szczegó owy opis kariery i osi gni

Landona, a dalej streszczenie raportu policyjnego: profesor nie

wróci do domu w Bucking-hamshire po swym wyk adzie wyg oszonym wieczorem 8 maja. Zamieszczone by y tam te wypowiedzi sekretarza
generalnego towarzystwa, kolegów z uniwersytetu i oczywi cie ony zaginionego. Nikt nie mia zielonego poj cia, co si z nim mog o sta . Jimmy
Ramshawe wkrótce si jednak sam tego dowiedzia . „Telegraph" z 15 maja obwie ci tytu em przez ca pierwsz stron :

background image

PROFESOR LANDON ZAMORDOWANY! Cia o z dwiema kulami w g owie znaleziono na wyspie na Tamizie
Patolog policyjny stwierdzi , e profesor zosta zabity „w stylu egzekucji" i wrzucony do rzeki. Sternik ósemki z klubu wio larskiego spostrzeg zw oki

wyrzucone przez pr d przyp ywu na Chiswick Eyot, ma wysepk wyznaczaj

pó metek podczas tradycyjnych regat Oksford-Cambridge na trasie z

Putney do Mortlake. Podejrzanych na razie nie by o, ale policja nie mia a w tpliwo ci, e by o to morderstwo dokonane z zimn krwi ; co prawda
wszyscy zachodzili w g ow , kto móg by chcie

mierci nie wadz cego nikomu uczonego.

Komandor Ramshawe uwielbia podobne zagadki. Przez bit godzin szpera w internetowych archiwach „Telegraph" z okresu mi dzy pocz tkiem

lata a jesieni . Znalaz doniesienie o wynikach ledztwa koronera, relacj z pogrzebu i artyku o dziedzinie, w której Landon si specjalizowa . Wci
jednak nigdzie nie natkn si nawet na cie wyja nienia, kto, u diab a, móg by chcie go zabi .

Jimmy przerzuci si na „Daily Mai ", przebojow bul-warówk dla ni szych segmentów rynku czytelniczego, w nadziei e jej reporterzy wpadli na

jaki bardziej oryginalny

24
pomys . I tu jednak mu si nie powiod o. Przez tydzie po wydarzeniu „Mai " koncentrowa a si wy cznie na dwójce zamordowanych policjantów i ich

psie:

DZIELNY ROGER ZGIN

W AKCJI

U BOKU SWYCH PANÓW Zabójstwo funkcjonariuszy zagadk dla Scotland Yardu
Ramshawe te nie umia jej rozwi za . Zainteresowa go za to ust p zaczynaj cy si od zdania: „Ze wzgl du na charakter ran jednego z zabitych

policja wezwa a podobno Wydzia Specjalny, ale do zamkni cia numeru nie uda o si nam tego potwierdzi ". Jimmy nie mia w tpliwo ci, e mo e tu
chodzi o MI5 lub nawet MI6, brytyjski odpowiednik CIA. I chocia brutalny napad na policyjny patrol w Londynie, a tym bardziej mier profesora
uniwersytetu nie le

y w sferze jego zawodowych zainteresowa , sporz dzi na temat Landona wyczerpuj

notatk . Nie móg przesta o tym

wszystkim my le ; obraca w my li poznane fakty jeszcze w drodze do ambasady australijskiej, gdzie czeka a go kolacja w towarzystwie narzeczonej,
córki ambasadora, Jane Peacock. By a ju prawie dwudziesta, kiedy tam dotar i z wdzi czno ci przyj szklank zimnego fostera, któr go
pocz stowa a na powitanie, zanim do czyli w jadalni do jej rodziców. Jimmy zawsze dobrze si czu przy Johnie Peacocku. Ich rodziny by y
zaprzyja nione od wielu lat; mieszkaj cy na sta e w Nowym Jorku rodzice m odego oficera mieli nawet dwa tygodnie pó niej odwiedzi ambasadora.

Ramshawe odczeka z poruszeniem intryguj cego go tematu do g ównego dania, doskona ej pieczeni wo owej, do której podano szczególnie

wykwintne wino z Australii, Clo-nakilla Shiraz z winnicy po

onej w umiarkowanym klimacie wzgórz wokó Canberry. John Peacock przez ca e ycie

kolekcjonowa dobre wina i dysponowa imponuj

piwniczk w swym domu z widokiem na port w Sydney. Jako ambasador w USA czu si w

obowi zku serwowa go ciom trunki z w asnego kraju i nie zdarzy o mu si dot d nikogo w tej materii zawie

. Przy drugim kieliszku Jimmy zapyta :

25
- John, czyta

co o wulkanologu z Londynu, którego zamordowano w maju?

- Mo liwe. Jak si nazywa ?
- Profesor Paul Landon.
- Czekaj no... Tak, co mi si obi o o uszy. Zwróci em na to uwag , bo mia przyjecha z odczytami na trzy nasze uczelnie, w tym Monash z

Melbourne, któr sam uko czy em. Chodzi o chyba w

nie o tego go cia. Pami tam, e jeden z sydneyskich dzienników zamie ci obszerny artyku o

jego mierci. A dlaczego pytasz?

- Po prostu trafi em na co ciekawego w internecie. To morderstwo wydaje si raczej dziwne, a nawet bezsensowne. Nikt si nie dowiedzia ,

dlaczego go zabito, nikogo te w tej sprawie nie oskar ono.

- Tak, pami tam. On zreszt by nie tylko wulkanolo-giem. Specjalizowa si we wszelkiego rodzaju naturalnych katastrofach: trz sieniach ziemi,

wielkich falach, kolizjach z asteroidami i Bóg wie czym jeszcze. Przypominam sobie, e mia u nas mówi o skutkach szczególnie gro nej fali... o jakiej
cholernej chi skiej nazwie... chop suey, czy co w tym rodzaju. W ka dym razie chodzi o ca mas wody.

Jimmy zachichota pod nosem. Lubi swego przysz ego te cia, który kaza mu mówi do siebie po imieniu od pierwszego roku studiów.
- Chodzi o tsunami - podpowiedzia . - To z japo skiego. Jestem ekspertem w tej dziedzinie mniej wi cej od sze ciu godzin.
- Tak, to jest to - przytakn ambasador. - Powstaje, kiedy cholernie du y kawa ska y odrywa si od macierzystej góry i wpada do morza, robi c

wielkie chlup. Prawda, ekspercie?

- To chyba dostateczne wyja nienie. - Jimmy zmarszczy czo o i przyj ton, jak mu si wydawa o, uczonego. - Bardzo dobrze uj te. Odt d b

si

do ciebie zwraca per „Chlup" Peacock, znawca tsunami.

Wszyscy si roze mieli, ale ambasador jeszcze nie sko czy .
- Powiem ci, co jeszcze pami tam z tego artyku u. Zamiarem Landona by o omówienie szczególnie tych fal, które wyst pi y w archipelagach Pacyfiku

na pó noc od nas. To niebezpieczny rejon, nie? Twój profesor, Jimmy, wiedzia wszyst-

26
ko o jednej z nich, powsta ej w wyniku zapadni cia si wyspy Nowa Brytania nieopodal Nowej Gwinei. Na s siednich wyspach zgin y wtedy trzy

tysi ce ludzi.

- Jak na faceta, który nie potrafi wymówi s owa „tsuna-mi", wiesz o nich cholernie du o! - zauwa

Jimmy.

- Daj mi par tygodni, a i nazw opanuj ... - odpar z u miechem Peacock.
- Jak my lisz, dlaczego kto go za atwi ?
- Kto wie? Mo e z kim go pomylono?
- Mo e. Ale policja twierdzi, e to wygl da o na egzekucj .
Pi tek, 9 stycznia 2009 r. Pentagon
Zacz y nap ywa pierwsze zarz dzenia nowego gabinetu. Nie ulega o w tpliwo ci, e prezydent zamierza wprowadzi brutalne ci cia w bud ecie

departamentu obrony, szczególnie za w marynarce wojennej. Uwa

wydawanie miliardów dolarów na flot nawodn i podwodn za szale cze

marnotrawstwo. By zdania - nie bez powodu - e naród wybra go w

nie po to, aby po

temu kres. Ludzie nie chc rozwoju armii, tylko lepszej

opieki zdrowotnej i lepszego startu dla swych dzieci. Ostatnie wybory by y tego wyra

demonstracj . Zwyci stwo McBride'a nie by o druzgoc ce;

wygra tylko nieznaczn liczb g osów, a obie izby Kongresu wci

pozostawa y w r kach „starej dobrej partii", jak nazywano republikanów. Naród

jednak wyrazi sw wol . Trafi o do niego g oszone przez McBride'a has o nadziei na lepsze ycie. S uchali, jak oskar a w asny kraj, w którym ludzie
mog zbankrutowa tylko dlatego, e dopadnie ich choroba; jak przysi ga na Boga, e zmieni ten stan rzeczy. Vox populi przemówi .

Wszystko to w mig zosta o zrozumiane, zw aszcza w biurze d ugoletniego przewodnicz cego Po czonego Komitetu Szefów Sztabów na drugim

pi trze Pentagonu. Genera Tim Scannell, urz duj cy dok adnie pod gabinetem ust puj cego sekretarza obrony Roberta MacPhersona, nie by teraz
szcz

liwym cz owiekiem.

- Nie wiem, jak d ugo on mo e przetrwa . Mam nadziej ,
27

e tylko cztery lata. Ale ten sukinsyn prawdopodobnie wyrz dzi US Navy wi cej szkód ni admira Yamamoto.

ród siedz cych naprzeciwko przewodnicz cego by szef operacji morskich, admira Alan Dickson. Jemu te nie by o do miechu.

- Ju to wszystko prze ywa em - powiedzia . - Tu nie chodzi tylko o wielkie sprawy. Wiecie równie dobrze jak ja, e ostre ograniczenia bud etu

obrony maj wp yw na wszystko. Wsz dzie jest pe no skorych do obcinania kosztów i zazwyczaj posuwaj si o krok za daleko. Nikt do ko ca nie
rozumie rzeczywisto ci... a potem jest za pó no. Zw aszcza za w marynarce. Kiedy zaczniesz wycofywa z czynnej s

by lotniskowce, odstawia na

sznurek niszczyciele i fregaty, ko czy si zapotrzebowanie na naprawd dobrych ludzi. A kiedy m odzi dojd do wniosku, e ich nie potrzebujemy, nie
poka

si w Annapolis.

— Lewicowi politycy nigdy tego nie rozumieli - wtr ci admira Dick Greening, dowódca Floty Pacyfiku. — Nie my

o tym, e ca e cholerne miasta

yj tylko dzi ki zamówieniom wojskowym. Przestajesz budowa okr ty, to nie tylko doprowadzisz je do bankructwa, ale na twoich oczach wymr

wyj tkowe umiej tno ci w ca ych regionach. Nie minie wiele czasu, a zamienimy si w jaki kraik z Trzeciego wiata, zmuszony kupowa technologi
za granic .

W gabinecie zapad a cisza.
— Wiecie, co mnie naprawd wkurza? - spyta Dickson. — To, o czym aden rz d nigdy ludziom nie mówi.
Nikt si nie odezwa .
- Chodzi o to, e rz d nie ma ani centa w asnych pieni dzy - kontynuowa szef operacji morskich. - Maj tylko to, co wezm od ameryka skich

podatników i ameryka skich korporacji. Kiedy wi c t umacz narodowi, e lotniskowiec za du o kosztuje, wciskaj ogromny kit. Oni nie wydaj
pieni dzy, w ogólnie przyj tym znaczeniu tego s owa. Oni je tylko rozdzielaj . Bior je z ka dego ród a, jakie uda si im znale

bez wywo ania

rewolucji, a potem przek adaj w inne szufladki gospodarki. Nie wydaj , powtarzam, tylko mieszaj w cudzych pieni dzach. - Dickson zamilk na chwil ,
po czym powiedzia : — Po owa kosztów robocizny idzie do kie-

28
szeni ludzi, którzy buduj okr ty. Natychmiast oddaj jedn trzeci rz dowi. Nikt nie mówi, e reszta zostaje wydana w najbli szej okolicy,

zapewniaj c prac innym ludziom, którzy te co trzeciego zarobionego dolara oddaj rz dowi. Ani s ówkiem nikt nie wspomni, e masa pieni dzy idzie
na konto US Steel, ameryka skich koncernów elektronicznych, stoczni w Maine, Connecticut czy Virginii, które te p ac podatki. Cz

trafia do

personelu marynarki, który te oddaje cesarzowi, co cesarskie. To jedna wielka karuzela. Lotniskowiec nie jest drogi. Mamy go za darmo. Wydane na
jego utrzymanie pieni dze i tak nie by y w asno ci rz du, który tylko je przerzuca z kieszeni do kieszeni.

- Wiadomo ju , jakich ci

mo emy si spodziewa ? -zapyta ponuro kontradmira Curran.

- Nikt nie mówi nic konkretnego. Dostali my jednak nieoficjalne polecenie, by zacz

oszcz dza . Powiedzia bym, e na pocz tek trzeba wstrzyma

przebudow tych czterech podwodniaków SSBN klasy Ohio.

Dickson mia na my li program wycofania ze starych strategicznych atomowych okr tów podwodnych rakiet Trident i przekszta cenia ich w platformy

background image

ogniowe dla taktycznych rakiet kierowanych. Ka dy z Ohio mia teraz dysponowa stu pi

dziesi cioma czterema tomahawkami, ulepszony mia te

zosta ich system sonarowy.

- Nie jestem pewien, czy uda si nam utrzyma zielone wiat o dla budowy dwóch kolejnych lotniskowców klasy Ni-mitz. CVN 77 i 78 zostan

prawdopodobnie skasowane.

- Jezu! - wypsn o si wiceadmira owi Brianowi Ingramo-wi, dowódcy Floty Atlantyku. - To by oby fatalne. Niektóre ze starych okr tów goni

resztkami si . Potrzebne s nam nowe i to od razu. A co z programem niszczycieli klasy Ar-leigh-Burke?

- Jak wiecie, dotychczas dostali my dwadzie cia cztery z planowanych trzydziestu sze ciu. Teraz nie wiem, czy mo emy liczy na pozosta y tuzin.
- Niech to diabli. Szlag mnie trafi, gdyby mia o nam zabrakn

okr tów rakietowych. I na pewno czu bym si lepiej, gdyby Wielki Cz owiek jeszcze

siedzia w Bia ym Domu.

Wielki Cz owiek by jednak bardzo daleko.
29
Wtorek, 27 stycznia 2009 r., godzina 11.30. Teneryfa
Pani Arnoldowa Morgan sp dza a ostatni godzin swego miodowego miesi ca w samotno ci. Wygodnie rozparta na le aku przy ni szym basenie

szacownego Gra Hotel Bahia del Duque, po

onego na po udniowym cyplu wyspy, pogr

ona by a w lekturze. Nieopodal dwóch agentów ochrony

gra o w karty. Co jaki czas zjawia si kelner, dopytuj c si , czy nie yczy sobie jeszcze troch soku pomara czowego lub kawy. Oko o trzydziestu
metrów nad ni sta jej m

, okupuj cy obserwatorium na szczycie hotelowej wie y, zaj ty wpatrywaniem si w ocean przez teleskop wielokrotnie

silniejszy, ni wi kszo

ludzi kiedykolwiek mia a okazj u ywa .

Wyspy Kanaryjskie ze swym czystym atlantyckim niebem przyci ga y astronomów z ca ego wiata i na ka dej z nich powsta y dobrze wyposa one

obserwatoria. To na szczycie Gra Hotel Bahia del Du ue zosta o zbudowane przede wszystkim z my

o uczonych, a jego teleskop na ogó by

wycelowany w niebo. Tym razem jednak obiektyw skierowany by na powierzchni b kitnej wody na po udnie od Costa Adeje, tam gdzie dno morskie
raptownie si obni a do g boko ci prawie dwóch kilometrów.

Kathy wola aby, eby Arnold wreszcie stamt d zlaz i z ni porozmawia . Izolacja nie s

a by ej bogini zachodniego skrzyd a Bia ego Domu.

Otrz sn a si z zamy lenia i wróci a do ksi

ki, od czasu do czasu podnosz c wzrok na wspania e otoczenie. Pi ciogwiazdkowy hotel w eklektycznym

stylu wenecko-wiktoria skim zajmowa rozleg przestrze nad samym brzegiem oceanu, przypominaj

subtropikalny ogród botaniczny. Jej wie o

po lubiony ma onek uwielbia takie majestatyczne budowle. Przed wyjazdem z w

ciw sobie „s odycz " wyda jej instrukcje: „S uchaj, Kathy, postaraj

si nie zanudza mnie hotelowymi broszurami, tylko za atw nam jakiekolwiek cholerne miejsce, byle luksusowe. I hasta la uista, czyli po hiszpa sku
rusz no si " — doda , wr czaj c jej kart kredytow .

Arnold Morgan by beznadziejnym przypadkiem i Kathy wybacza a mu tylko dlatego, e w ten sam sposób traktowa wszystkich. Przez sze

lat

pracy na stanowisku jego sekre-

30
tarki w Bia ym Domu widywa a dyplomatów najpot

niejszych krajów wiata truchlej cych pod jego s ownym natarciem - szczególnie chi skich, a

niemal równie cz sto rosyjskich.

Pomys wyprawy na t garstk hiszpa skich wysepek wystaj cych z roziskrzonego s

cem Atlantyku u brzegów Afryki wyszed od niej. W m odo ci

mieszka a w Europie, a jej szwagierka Gayle z po udniowej Hiszpanii proponowa a Las Canarias z uwagi na styczniow pogod , znacznie tam
cieplejsz ni na kontynencie, o tysi c mil na pó nocny wschód. Najwa niejszy jednak powód by zupe nie inny. Kathy chcia a wzi

tam katolicki lub

ko cielny; do tej pory mieli tylko cywilny, zawarty przed urz dnikiem w Waszyngtonie. Gayle wyszuka a idealny ma y ko ció ek, Iglesia de San Antonio
Abad, ukryty w ród portowych uliczek Las Palmas na s siedniej Gra Canarii, i za atwi a mówi cego po angielsku ksi dza, który w pi tkowy ranek
udzieli im sakramentu ma

stwa. Kathy chcia a dopiero po przybyciu na miejsce powiedzie m

owi, e w

nie w tym niepozornym ko ciele w stylu

roma skim Krzysztof Kolumb modli si o boskie wspomo enie przed wyruszeniem na wypraw w poszukiwaniu zachodniej drogi do Indii. Ameryka ski
patriota i europejski awanturnik, dwaj morscy dowódcy z ró nych epok, ale podobni duchem, po czeni w pewnym sensie przez ten sam o tarz... Kathy
uwa

a, e Arnoldowi si to spodoba. Wiedzia a, e pod pancerzem szorstko ci jest w gruncie rzeczy wielkim romantykiem. I na tym stan o: miesi c

miodowy sp dz na „Kanarach". Przepych hotelu zaskoczy nawet tak wyrafinowanego wiatowca jak on; elewacja z terakoty, pi

basenów, jadalnia

na tarasie pod lazurem nieba, z widokiem na z ote piaski szerokiej pla y...

- A teraz on siedzi na tej g upiej wie y ju czwarty dzie z rz du — burkn a pod nosem Kathy. — Z teleskopem przy oku, prawdopodobnie

wypatruj c nieprzyjaciela.

Akurat w tej chwili by y doradca prezydenta do spraw bezpiecze stwa narodowego zjawi si u jej boku.
- Och, dzie dobry, kochanie - przywita a go. - Ju nabiera am przekonania, e po lubi am lorda Nelsona i jego lunet .
31
— Zrobi

lepszy interes - zapewni j Morgan. - Tamten go

straci r

w bitwie pod Santa Cruz, zaledwie czterdzie ci mil st d. Siedzia aby

teraz pod sal pooperacyjn , zastanawiaj c si , czy owdowiejesz, czy nie.

Kathy nie mog a si nie roze mia . Zawsze podziwia a jego b yskawiczne riposty i encyklopedyczn wiedz .
- Poza tym lord nie by specjalnie dobry w miodowych miesi cach - doda Arnold. - Nigdy nie po lubi lady Ha-milton, nieprawda ? Pewnie dlatego,

e chcia unikn

gderania za ka dym razem, kiedy by podniós lunet do oka.

Kathy pokr ci a g ow . Wiedzia a, e z Arnoldem Mor-ganem nie warto próbowa si w s ownych potyczkach, nieodmiennie bowiem wygrywa ; nie

warto si sprzecza , bo zawsze wiedzia wi cej; i nie warto si gniewa , bo w ka dej sytuacji umia za artowa , uk

ironi czy po prostu roz mieszy

jak

min czy gagiem. Zakocha a si w nim od pierwszego dnia, kiedy z hukiem wkroczy w jej ycie, polecaj c jej na dzie dobry zadzwoni do

dowódcy rosyjskiej marynarki wojennej i powiedzie mu, e jest k amliwym sukinsynem.

By niemo liwy i wszyscy o tym wiedzieli. By te jednak bardziej ekscytuj cy, zabawny i wymagaj cy ni wszyscy m

czy ni, których w yciu

spotka a. Starszy od niej o dwadzie cia lat i ni szy o cal, by najbardziej pewnym siebie cz owiekiem w ca ym Bia ym Domu. Nie dba o czyj kolwiek
rang czy stanowisko, a tylko o prawd . By y prezydent wyra nie si obawia Arnolda Morgana i jego absolutnego oddania krajowi i sprawie jego
bezpiecze stwa. W oczach Kathy O'Brien mierz cy sto siedemdziesi t cztery centymetry admira bywa chwilami trzymetrowym dryblasem. Ona sama i
wiele innych osób uwa

o, e po lubi a najni szego olbrzyma wiata.

Wydawa o si niewiarygodne, e ju go nie ma w Bia ym Domu. Kathy, która przepracowa a tam wiele lat, wprost nie mog a sobie wyobrazi , jak tam

dzie bez tego oswojonego lwa w gabinecie doradcy do spraw bezpiecze stwa, który bra na siebie wszystko i decydowa , „co jest dobre dla tego

cholernego kraju". Nowy prezydent b dzie potrzebowa na tym stanowisku kogo , kto by by skrzy owaniem Johna Wayne'a, Henry'ego Kissingera i
Douglasa MacArthura. A nikogo takiego nie znajdzie. Jedyny znany okaz tego gatunku le

32

nie obok Kathy, trzymaj c j za r

i mówi c jej, e j kocha i e jest najcudowniejsz osob , jak kiedykolwiek w yciu spotka . Po chwili

oznajmi , e idzie pop ywa . Po czterech dniach na Teneryfie jego skóra przybra a br zowy odcie , kontrastuj cy z krótko przystrzy onymi siwymi

osami. Chocia Arnold Morgan by w wieku emerytalnym, wci

mia muskularne nogi i ramiona, a jego yciowa mi

do ociekaj cych majonezem i

musztard kanapek z pieczon wo owin tylko w nieznacznym stopniu wp yn a na obwód talii.

W wodzie te radzi sobie wietnie. Kathy patrzy a, jak sunie równym, profesjonalnym kraulem, nabieraj c powietrza przy co drugim zagarni ciu,

ledwo wysuwaj c g ow bokiem w dolin tworzonej przez siebie fali. Wygl da o to tak, jakby móg tak p ywa cho by ca y rok. Kathy postanowi a si
do przy czy . Skoczy a do basenu, kiedy zrobi kolejny nawrót, wynurzy a si obok niego i ruszy a naprzód nieco wysilonym stylem bocznym. Nie by o

atwo dotrzyma tempa Arnoldowi.

Kiedy w ko cu odpoczywali na le akach, Morgan powiedzia :
- Jutro zabieram ci na wycieczk . Pojedziemy zobaczy miejsce, gdzie wed ug naukowców wydarzy si najwi ksza naturalna katastrofa w historii
Ziemi.
- Wydawa o mi si , e co takiego ma si wydarzy za miesi c w Bia ym Domu...
- Masz racj . W takim razie chodzi o drug pod wzgl dem skutków. - Admira si roze mia .
- Co to takiego? - spyta a bez wi kszego zaciekawienia.
- Wulkan.
- O, nie. Znowu? Za jeden w

nie wysz am za m

.

- Zapewne za du o bym od ciebie oczekiwa , gdybym poprosi o chwil uwagi?
- Nie, admirale. Zamieniam si w s uch.
- No wi c oko o stu kilometrów na pó nocny zachód st d le y aktywna wulkanicznie wyspa La Palma. Ma powierzchni mniej wi cej równ jednej

trzeciej Teneryfy, kszta t gruszki zwróconej ogonkiem na po udnie...

- Mówisz, jakby czyta z przewodnika.
33
- To nie by przewodnik, ale ca kiem ciekawa ksi

ka. Znalaz em j przy teleskopie.

- Jaka ksi

ka?

- Kochanie, prosz ... Katarzyno Morgan, s uchaj, co do ciebie mówi . Czyta em w

nie z uwag bardzo fascynuj cy opis pobliskiej wyspy i wp ywu,

jaki mo e mie na przysz

wiata. My la

mo e, e ja tak sobie si gapi przez teleskop, ale...

- Porzuci

lunet ? W takim razie jak to si sta o, e aden wróg jeszcze nie zaatakowa Teneryfy? - przerwa a mu ze miechem.

- Jak nie b dziesz uwa

, sama za chwil zostaniesz zaatakowana. - Arnold te si roze mia . - Chcesz, ebym ci opowiedzia o ko cu wiata, czy

nie?
- Pewnie, najdro szy. B

wniebowzi ta.

- Dobra. A teraz s uchaj. - Jego g os brzmia znów jak na odprawie w centrali manewrowej okr tu podwodnego, jakich swego czasu wiele

background image

przeprowadzi . - Po udniowa cz

Palmy ma co w rodzaju kr gos upa. To wysoki grzbiet górski wulkanicznego pochodzenia, d ugi mniej wi cej na

pi

kilometrów, biegn cy z pó nocy na po udnie przez sam jej rodek. Nazw wzi od najwi kszego wulkanu Cumbre Vieja, wznosz cego si na sze

i pó kilometra ponad dno oceanu, z czego nad wod wystaje mniej wi cej dwa i pó . W ostatnich pi ciuset atach wybucha siedmiokrotnie. Uskok
tektoniczny wzd

grzbietu pojawi si podczas erupcji w 1949 roku. Mo na powiedzie , e ca e zachodnie zbocze zsuwa si z wielkiej wysoko ci do

pieprzonego oceanu.

Kathy zachichota a na ten znajomy „ubarwiacz", który jej m

stosowa cz sto w wypowiedziach na dowolny temat.

- Uwa aj! - ofukn j Arnold i ci gn dalej. - Dalej na po udnie jest wulkan San Antonio, wielki czarny krater. W

nie zako czyli tam budow

centrum dla turystów z fantastycznymi widokami. Potem mo na pojecha na ostatni z wulkanów, Tenegui , który ostatnio wybuch w 1971 roku. Mo na
wej

na jego szczyt i zajrze do krateru, je li masz na to ochot .

- Nie, dzi ki.
- Ale najwa niejszy jest sam Cumbre Vieja. I w ostatnich
34
ATLANTYK
hotel pa stwa Morgan w Palma
CuZre Weja J^^ryfa
_ <T^/*Santa Cr
c—p Gomera
Hierro
"Gra Canana
SAHARA ZACHODNIA 400 km
Wyspy Kanaryjskie
35
latach troch pomrukuje. Wed ug tej ksi

ki jego wybuch by by najwi ksz katastrof od miliona lat.

- Arnoldzie, czasami masz sk onno

do przesady. Dlatego zadam ci jedno proste pytanie. Jakim cudem osuni cie si kawa ka ska y na tej odleg ej

atlantyckiej wysepce mia oby mie skutki na tak skal , o jakiej mówisz?

- Tsunami, Katarzyno Morgan. Megatsunami.
- Powa nie? Z ry em czy z frytkami?
- Jezu Nazare ski! — Morgan wzniós oczy ku niebiosom. — Stoj w tej chwili, ono, na czym w rodzaju rozstajnych dróg, zastanawiaj c si , czy

mam ci zostawi tu, wspaniale si prezentuj

w bikini, ale przygniecion Czomo-lungm ignorancji, czy te wyprowadzi ci na s oneczne wy yny

wiedzy. To b dzie w du ej mierze zale

o od twojego nastawienia.

Kathy wzi a go za r

i rzek a:

- Prowad , mistrzu. Dobrze wiesz, e si tylko z tob dra ni . Chcesz troch soku?
Wsta a z le aka, podesz a do stolika i nala a do du ej szklanki. Pomara cze w Hiszpanii s tak samo dobre jak na Florydzie i admira wychyli podany

napój jednym d ugim haustem, zanim na nowo podj wysi ek edukacyjny.

- Orze wiaj cy. Prawie tak jak ty - mrukn z uznaniem, co Kathy wynagrodzi a mu poca unkiem. - Na czym stan li my? Tsunami. Wiesz, co to jest?
- Dzisiaj chyba ka dy o tym s ysza , ale mów.
- Najwi ksza fala na wiecie. ciana wody, która nadci ga z oceanu i nie za amuje si na p ytkim akwenie jak ka da normalna fala, ale sunie dalej,

zachowuj c kszta t i energi , przez wszystko, co jej stanie na drodze. Mo e mie kilkana cie metrów wysoko ci.

- Czyli gdyby uderzy a gdzie w p aski brzeg Marylandu, przetoczy aby si nad domami?
- W

nie. Jest jednak co jeszcze gorszego. Mówi na to megatsunami. Takie zjawisko mo e zniszczy

ycie na wielkich obszarach wiata. Ta

ksi

ka twierdzi, e podobna fala mo e osi gn

wysoko

rz du pi

dziesi ciu metrów. Zmiot aby ca e Wschodnie Wybrze e USA.

Kathy zaduma a si nad t wiadomo ci , czuj c si troch
36

upio, e tak frywolnie potraktowa a wie

wiedz Arnolda na ten temat.

- Nadal jednak nie rozumiem, w jaki sposób wybuch wulkanu móg by wywo

co podobnego. Przecie to tylko erup-cja popio u i rzeki wolno

yn cej zboczami lawy.

- I tu wracamy do naszej Palmy. Po ostatnim wybuchu Cumbre Vieja przed sze

dziesi ciu laty naukowcy stwierdzili, e na zachodnim zboczu

wyst pi o osuni cie si masywu skalnego o kilka metrów.

- Kilka metrów to chyba niezbyt wiele?
- Mo e niewiele, ale tu chodzi o kawa ska y d ugi na dwana cie kilometrów. Je li co takiego zsunie si do oceanu z du ej wysoko ci i z du

pr dko ci ... To miliardy ton kamienia. Efektem by oby najwi ksze tsunami na tej planecie.

- To pewne?
- Jak cholera. Na paru uniwersytetach w Stanach i chyba w Niemczech s ca e wydzia y zajmuj ce si przewidywaniem mo liwych skutków

megatsunami powsta ej na Wyspach Kanaryjskich.

- I jeden z nich opublikowa t ksi

, któr znalaz

w obserwatorium?

- Nie. Jej autorami s dwaj profesorowie z uniwersytetu londy skiego, jakie szychy w rodowisku. Day i Sarandon. Wygl da na to, e wiedz , co
mówi .
Nast pnego dnia, godzina 9.30
Na naleganie ochroniarzy admira wyczarterowa prywatny samolot, podstarza y ATR-72, nieco tylko cichszy i wygodniejszy od katastrofy kolejowej,

którym polecieli na Palm z ma ego lotniska Reina Sofia po

onego o niespe na dziewi

kilometrów od ich hotelu. Samolot trz

niemi osiernie, lec c

wzd

malowniczego zachodniego wybrze a Teneryfy. Przed najbardziej wysuni tym cyplem Punta Teno skr cili nad ocean, aby wkrótce wyl dowa w

Santa Cruz de la Palma, gdzie ju czeka na nich samochód z szoferem, a w

ciwie dwa samochody i jeden szofer. Tym drugim mieli oczywi cie

jecha za nimi agenci Secret Service. Jednym z wa-

37
runków kontraktu, jaki Morgan podpisa przed podj ciem pracy w Bia ym Domu, by o w

nie zapewnienie mu ca odobowej ochrony przez pi

lat po

przej ciu na emerytur . W Stanach przydzielono mu zespó czterech agentów pracuj cych w systemie zmianowym, z których dwójka polecia a z nimi na
miesi c miodowy.

Admira Morgan by teraz cz owiekiem zamo nym. Jego wojskowa emerytura wp ywa a na konto od prawie dziesi ciu lat nie naruszane. Nie mia

dzieci do wykszta cenia, alimentów do p acenia ani adnych kredytów. Sprzeda swój dom w Marylandzie i przeprowadzi si do znacznie wi kszej willi
Kathy w Chevy Chase, te nie obci

onej hipotek . Kathy dysponowa a sporym funduszerm powierniczym za

onym dla niej przez bogatego, acz

niewiernego pierwszego m

a, i te nie musia a wydawa swej pensji przez ostatnie sze

lat, kiedy to Morgan utrzymywa ich oboje ze swojej. Razem

posiadali kilka milionów dolarów - wystarczaj co du o, by Arnold móg wyrzuci do kosza dwie pi ciomilionowe oferty nowojorskich wydawnictw, które
chcia y opublikowa jego wspomnienia. adnemu z nich nawet nie raczy odpowiedzie .

Schodz c z samolotu na rozgrzany pas startowy, ubrany w granatowe polo, odprasowane szare szorty, br zowe mokasyny od Gucciego i bia

panam admira wygl da na tego, kim by : by ego wysokiego rang wojskowego, z którym lepiej nie zadziera .

— Samochód jest tam, sir — powiedzia Harry, d ugoletni ochroniarz Arnolda. — Pierwszy z tych trzech czarnych mercedesów zaparkowanych przed

budynkiem.

Ruszyli niespiesznie w tamtym kierunku. Mimo wczesnej pory by o ju gor co, a na b kitnym niebie pró no by szuka cho by jednej chmurki. Harry

otworzy tylne drzwi samochodu i admira wsiad pierwszy, przesuwaj c si na drug stron siedzenia.

- Prosz , pani Morgan. - Harry sk oni lekko g ow . Dziesi

lat temu zaproponowa

wie o rozwiedzionej atrakcyjnej Kathy O'Brien randk .

Odmówi a grzecznie, a teraz agenta na samo wspomnienie tego niewinnego, ale powa nego b du przeszywa zimny dreszcz.

38
Szofer ruszy agodnie, opuszczaj c teren lotniska, a Har-ry z koleg jechali za nimi w niewielkiej odleg

ci w szyku torowym, jak admira zwyk to

nazywa po marynarsku. Posuwali si ku po udniowemu cyplowi wyspy. Od miasteczka Fuencaliente de la Palma, dawniej uzdrowiska z gor cymi

ród ami, dzieli o ich szesna cie kilometrów nadmorskiej szosy. Wybuch wulkanu w 1971 roku pogrzeba

ród a, zamieniaj c je w wielkie podziemne

jeziora, skryte pod grub warstw zastyg ej lawy. Dzi w jednym z bielonych domów urz dzono co w rodzaju centrum monitorowania wulkanu, a w
okolicy pe no by o drogowskazów kieruj cych go ci ku licznym kraterom i szczytom trzymaj cym milcz

stra nad przysz

ci Ziemi.

Du a bia a tablica z napisem „Wulkan San Antonio" i grub czarn strza

od razu wpad a w oko Morganowi.

- Jed prosto tam, Pedro — poleci szoferowi, sprawdzaj c jednocze nie, czy ochrona trzyma miejsce w szyku.
Kathy, majstruj ca przy nowym cyfrowym aparacie fotograficznym z wszystkimi bajerami i teleobiektywem, który dopiero co dosta a od Arnolda,

spyta a od niechcenia:

- Sk d wiesz, jak on ma na imi ?
- Pewno ci oczywi cie nie mam, ale w Hiszpanii wielu ludzi nazywa si Pedro albo Miguel.
- Bo e jedyny! Kochanie, nie mo na wymy la ludziom imion! To grubia skie. Jakby si czu , gdyby kto obcy nagle zacz ci nazywa Fredem?
- Och, zgadzam si , e w Stanach ten numer by nie przeszed . Ale tu prawdopodobie stwo trafienia jest bardzo wysokie. W Arabii te : tam wszyscy

si nazywaj Mohammed, Mustafa albo Abdul. Nie da si spud owa .

- A jednak to niegrzeczne. Tak samo nie powiniene nazywa ka dego niadego cz owieka turbaniarzem. — Kathy mi-rno woli si za mia a, kiedy

Morgan zme w ustach jakie burkliwe s owo. Dotkn a ramienia kierowcy i spyta a: - Przepraszam, czy mog pozna pana imi ?

background image

- Oczywi cie, seflora. Pedro.
- Sk d wiedzia

? - Szturchn a m

a w bok, w sz c podst p.

- Harry mi powiedzia .
39
Kathy unios a oczy ku niebu. W tamt stron zreszt jechali. Silnik mercedesa wy na wysokich obrotach, kiedy samochód wspina si stromo pod

gór przez piniowy las ku wielkiej rozpadlinie widniej cej w samym szczycie czarnego sto ka. Niedawne wstrz sy we wn trzu drzemi cego od
sze

dziesi ciu lat wulkanu sk oni y w adze do zamkni cia krateru dla wszelkich go ci, ale kiedy dojechali na miejsce, Harry wyja ni stra nikowi, kim

jest cz owiek w bia ej panamie. Hiszpan machn przyzwalaj co r

i Arnold z on spacerkiem podeszli na kraw

krateru, by zajrze do rodka.

Daleko w przedzie zobaczyli czteroosobow grupk innych turystów. M

czy ni robili zdj cia ca ej okolicy i najwyra niej pod

ali na pó noc

wyznaczonym szlakiem wzd

górskiego grzbietu. Obok nich sta y dwa elektryczne wózki golfowe.

- Da oby si takie za atwi i dla nas? - spyta admira .
- Zaraz sprawdz — odrzek Harry i zawróci do budki stra nika.
Po trzech minutach wróci z dobr nowin : z centrum turystycznego ju jedzie do nich czteroosobowy pojazd.
- Super - ucieszy si Arnold. - W ten sposób b dziemy mogli dojecha a na sam Cumbre Vieja, a potem wróci nadmorsk drog i popatrze na

klifowe brzegi.

Wynaj cie wózka sowicie si op aci o. Sceneria by a niesamowita, widoki zapiera y dech w piersiach. Jechali przez pola zastyg ej lawy pofa dowanym

grzbietem zwanym Ruta de los Volcanos, miejscami poro ni tym g szczem sosen ka-naryjskich, gdzie indziej nagim i pustym. Wózek podskakiwa na
wyboistym terenie, który zaledwie czterdzie ci lat wcze niej by roz arzon magm . W wielu miejscach wida by o niebieski bezmiar Atlantyku po obu
stronach, na wschodzie i na zachodzie. Wycieczka by a udana, ale nie wiedz c, czy akumulatory wystarcz na pokonanie ca ej trasy, zdecydowali si
zawróci i pojecha na dó samochodem. Pó torej godziny pó niej stali na szczycie wielkiego bazaltowego urwiska, góruj cego o kilkadziesi t metrów
nad dziwacznie czarn pla

, w któr bi y rz dy zwie czonych pian atlantyckich grzywaczy.

Zaparkowali na nierównej, ale raczej p askiej polanie. By tam te inny samochód, te czarny mercedes. Ci sami czterej
40

czy ni, których widzieli wcze niej pod San Antonio, z zapa em fotografowali klif. Wszyscy byli niadzi, z krótkimi k dzierzawymi w osami, ale na

pewno nie wygl dali na Hiszpanów, a tym bardziej - mimo girland najrozmaitszych aparatów i kamer na szyjach - na japo skich turystów. Raczej s
Arabami, pomy la Morgan.

- Co, u diab a? - mrukn pod nosem. - Ciekawe, po co pl cz si nam pod nogami i robi tyle zdj

go ym ska om?

- Obawiam si , e nie b

w tym pomocna, kochanie. Nie przedstawili nam swojego planu podró y.

- Cholerni turba... - burkn admira , ale ugryz si w j zyk, wspomniawszy niedawn rozmow o tym, co jest gru-bia skie, a co nie.
Dwie minuty pó niej obcy odjechali na po udnie. Spotkali ich potem jeszcze raz. Czterej turba... to jest, tury ci znów zawzi cie uwieczniali okolic na

zdj ciach i filmach wideo.

- Zatrzymaj si tu, Pedro - rzuci szoferowi admira . -Podjed jak najbli ej do nich, ale tak, eby nie pomy leli, e w azimy im na plecy.
Morgan nie by zdziwiony, widz c, e tamci znów wybrali idealny punkt do uprawiania swojego hobby. Linia brzegu by a tu nieco wkl

a, tworz c

ytk zatoczk . Widok z jednego z najwy szych miejsc w okolicy w obu kierunkach, na pó noc i na po udnie, by spektakularny. W

ciwie nie by o w

tym nic podejrzanego; po prostu lata pracy w wywiadzie zbyt g boko odcisn y si na charakterze admira a. Morgan mia mani prze ladowcz na
punkcie dwóch rzeczy: okr tów podwodnych na morzu i Arabów na l dzie. Od 11 wrze nia 2001 roku nie móg spojrze na adnego przedstawiciela tej
nacji, nie my

c jednocze nie: „Cholerny terrorysta..." Oczywi cie takie uczucia ywi o wielu innych ludzi w ameryka skich s

bach specjalnych, ale

Arnold, jak to on, musia co z tym fantem zrobi .

Ledwo si zatrzymali, by ju na nogach. Podszed do mercedesa ochrony i wyda zwi

e polecenie. We cie aparat z mojego wozu i zacznijcie nam

robi zdj cia. U

teleobiektywu. Zdj

tych facetów czysto i z bliska.

- Tak jest, sir.
Mi dzy obiema grupkami by o mo e trzydzie ci metrów.
41

Harry spisa si doskonale. Arabowie musieli si zorientowa , e obiektyw jest wycelowany w nich, odwrócili bowiem spiesznie twarze, ale nie do

szybko. Wyszli na zdj ciach wietnie, poza jednym, którego Harry zdo

uwieczni tylko lekko od ty u, niemniej ca a czwórka by a zapisana na karcie

pami ci aparatu.

- Dowiem si mo e, o co tu chodzi o? - spyta a jego w

cicielka, kiedy ruszyli w drog powrotn na lotnisko.

- Nie s dz , aby to byli zwykli tury ci - odpar Morgan. -Bez on czy dziewczyn, powa ni jak cholera. Odnios em wra enie, e robi te wszystkie

zdj cia w jakim konkretnym celu.

- Pewnie. Mo e chc wyda album? „Wspania e wybrze a Atlantyku", czy co podobnego. Albo szukaj pleneru filmowego. Albo pracuj dla izby

turystyki Wysp Kanaryjskich i przygotowuj prospekt. Albo zatrudni ich jaki hotel czy biuro podró y w poszukiwaniu nowych wra

dla swoich

klientów. W ko cu jeste my na jednym z najwi kszych wulkanów wiata, prawda?

- Jasne. Wiem. I nie s dz , aby ktokolwiek planowa jak

wielk budow , kiedy pod stopami poczuje podrygi Cum-bre Vieja. To by by szybki i

pewny sposób na utrat hotelu, prawda? - Arnold si zamy li i dopiero po chwili zacz mówi dalej, jakby do siebie. - Nie wiem dlaczego, ale co mnie
tkn o, kiedy zobaczy em tych facetów. Ci gle byli tam, gdzie my... Ale mam ich teraz i by mo e poprosz m odego Ramshawe'a, eby spróbowa ich

zidentyfikowa .
- To by oby mo liwe? - zdziwi a si Kathy.
- Je li s zupe nie anonimowi, to nie. Ale nigdy nie wiadomo...
- Co ci powiem - rzek a Kathy. - Teraz wierz , e gdyby ca e to zachodnie zbocze osun o si do oceanu, narobi oby rzeczywi cie ogromnego
plusku.
- Prawda? By by to król wszystkich plusków.
ROZDZIA 2

roda, 27 maja 2009 r. godzina 15.00. Autostrada Wschodniego Wybrze a, Korea Pó nocna

Byli tu na pó noc od portowego miasta Wonsan. Chi ska ci

arówka wojskowa p dzi a dziwnie pust szos , biegn

wzd

poszarpanego

zatoczkami wybrze a, chronionego przed falami Morza Japo skiego tylko przez kilka malutkich wysepek, widocznych w dali jak sine plamki na
horyzoncie. Szumnie nazwana autostrad droga wi a si przez trzysta dwadzie cia kilometrów dzikiego terenu na pó noc, gdzie zbiegaj si granice
Chin, Korei i Rosji, o jakie sto trzydzie ci kilometrów na po udniowy zachód od W adywostoku.

Siedz cemu w szoferce genera owi Raszudowi towarzyszy jego osobisty ochroniarz, szwagier i weteran Hamasu, Ahmed Sabah, zajmuj cy miejsce

z ty u i ciskaj cy odbezpieczonego ka asznikowa. Genera patrzy przez przedni szyb w milczeniu. Tutejszy j zyk by zbyt dziwaczny, jak zreszt
ludzie i sam kraj, aby próbowa konwersacji z korea skim kierowc . Rawi Raszud by ot pia y z nudy. W tym najbardziej zamkni tym pa stwie wiata, z
policyjnym re imem rodem z najczarniejszej epoki komunizmu czu si tak nienaturalnie, tak daleko od wszystkiego, co zna, e straci wszelkie poczucie
perspektywy. Zerkn na szofera, na którego mundurze nie by o adnych wojskowych insygniów poza ma metalow odznak z portretem Drogiego
Przywódcy, Kim Dzong Ha, uwa anego za wariata przez wi kszo

zachodniego wiata, ale przez tutejszych ludzi niemal za bóstwo. O randze

nierza wiadczy a tylko czerwona obwódka odznaki.
43
Ojciec Kima, Kim Ir Sen, nazywany by (oczywi cie w Korea skiej Republice Ludowo-Demokratycznej) najwi kszym wodzem w ca ej historii

ludzko ci, dystansuj c tym samym Aleksandra Wielkiego, Juliusza Cezara, D yngis-chana, Karola Wielkiego, Napoleona, Gandhiego, Churchilla, a
nawet Mao Tse-tunga. Dzieci korea skie od ma ego uczy y si i codziennie piewa y hymn o „Najwi kszym geniuszu, jakiego zna

wiat". Jego

ogromnej wielko ci portrety zdobi y miasta, miasteczka, wsie i wioski, a jego s owa po dzi dzie s uwa ane za co w rodzaju objawienia woli Nieba.

Oty y syn Kima, Kim Dzong II, szybko dorówna ojcu. Wszechobecne uliczne g

niki na prawo i lewo s awi y wielko

jego rodu, niepodwa aln dla

wszystkich poza tymi, którym nie zale y na wolno ci, a nawet na yciu. W XXI wieku re im Kim Dzong Ila nie zamierza tolerowa jakichkolwiek form
sprzeciwu. Poniek d upraszcza o to spraw : kochaj Wodza albo gi .

Kierowca wojskowej ci

arówki by typowym reprezentantem sterroryzowanego narodu. Pod jego enigmatycznym u mieszkiem kry si pusty,

martwy wyraz w

ciwy ludziom, których morale leg o w gruzach, szacunek dla siebie si ulotni , a jedyn szans przetrwania jest stanie w szeregu i

bicie czo em przed Kim Dzong I em, którego portret zgodnie z prawem musia wisie w ka dym domu. Korea Pó nocna jest orwellowskim koszmarem,
wiecznie balansuj cym na granicy g odu, gdzie ludzie setkami tysi cy mr z niedo ywienia. Jest jak Rosja zim sprzed pó wieku, za Stalina. A mimo to
ludzie wci

staj szpalerami na ulicach, którymi przeje

a ten t usty potwór, gor co wiwatuj c na cze

Drogiego Przywódcy, cara jednego z

najgorzej zarz dzanych suwerennych pa stw rodem ze redniowiecza. Dzie w dzie i noc w noc, je li ma si ochot s ucha , rz d Kim Dzong Ila tr bi
wszem i wobec pochwa Korei Pó nocnej jako kraju pod ka dym wzgl dem przewy szaj cego reszt

wiata.

Genera Raszud by wstrz

ni ty tym, co tutaj zobaczy , i autentycznie

owa , e musi robi z Korea czykami interesy. W jego grze pozosta o

jednak bardzo niewiele miejsc, w których dawa o si jeszcze je robi . Cz

ci jego fachu by handel broni i to na wy szym szczeblu wtajemniczenia:

44
Kwanmdbong^ JfCzongjin
• zak ad^nuklearne Yongbyon
Wonsan Phenian
Bllian Namph^
MORZE

TE Qingdao

background image

200 km
#¦ rejony zamkni te
Morze

te - chi ska baza okr tów podwodnych, korea skie zak ady nuklearne

45
w tym zakrytym zmow milczenia, ci le tajnym i nielegalnym kr gu broni nuklearnej, gdzie ma o kto si przyznaje do zapotrzebowania, a ju

absolutnie nikt do ch ci sprzeda y. Poza pewnym mrocznym rejonem w Bo ni jedynym dostawc jest w

nie Korea Pó nocna. Ten parias wiata,

wci ni ty mi dzy Chiny, Rosj i Japoni , od dawna produkuje komponenty broni j drowej, ani troch si nie przejmuj c mi dzynarodowym traktatem o
jej nierozprzestrzenianiu. Przez d ugie lata, od 1974 roku, kiedy to Korea przyst pi a do Mi dzynarodowej Agencji Energii Atomowej, pozostaje ona dla
Zachodu oczywistym problemem ze wzgl du na nieustanne d

enie do produkcji plutonu i eksport rakiet Scud na Bliski Wschód. Jednak Kim Ir Sen

zaskoczy nawet najwi kszych optymistów, kiedy w 1985 roku podpisa traktat o nierozprzestrzenianiu broni j drowej, obiecuj c, e Korea nie
wyprodukuje bomby i udost pni wszystkie zak ady nuklarne dla zachodniej inspekcji. Jeszcze w tym samym roku rozpocz ta zosta a budowa reaktora o
mocy dwustu megawatów, który móg by produkowa pluton w ilo ci wystarczaj cej na siedem bomb rocznie. Niezale nie od tego projektu ruszy a te
budowa du ego zak adu przetwarzaj cego pluton na form gotow do zastosowania militarnego. Rok pó niej pracowa ju pierwszy blok reaktora o
mocy trzydziestu megawatów, daj c po

dany pluton. W 1987 roku Korea nie dotrzyma a pierwszego terminu mi dzynarodowej inspekcji. Kilka

miesi cy potem dostarczy a Iranowi sto rakiet Scud-B. Przez nast pne dwa lata odmawiali wpuszczenia inspektorów MAEA i kontynuowali budow
reaktorów produkuj cych pluton. Stale sprzedawali te scudy Syrii i Iranowi. W 1992 roku MAEA uzna a ostatnie deklaracje nuklearnego stanu
posiadania Korei (oko o dziewi

dziesi ciu gramów plutonu!) za fa szywe i zacz a si domaga dost pu do Yongbyon, supertajnych podziemnych

zak adów atomowych po

onych o osiemdziesi t kilometrów na pó noc od stolicy kraju, Phenianu. Nic nie wskóra a. Rok pó niej Chiny i Rosja

wstrzyma y wszelk pomoc dla Korea skiej Republiki Lu-dowo-Demokratycznej. Stany Zjednoczone wystosowa y ultimatum,

daj c od Kim Ir Sena,

aby odkry karty jak wszyscy inni. Dyktator zareagowa natychmiastowym wydaleniem

46
inspektorów MAEA i zagrozi , e wycofa si z traktatu o nie-rozprzestrzenianiu broni j drowej. Ostatecznie w po owie roku 1994 Korea Pó nocna

wyst pi a z MAEA. Prezydent Clinton, zawsze sk onny do kompromisu, zgodzi si dostarczy Korea czykom dwa reaktory typu LWR ch odzone zwyk
wod i dodatkowo pó miliona ton mazutu rocznie, je eli nowy przywódca, Kim Dzong II, wznowi cz onkostwo swego kraju w MAEA, nie wypowie
traktatu i „unormuje stosunki handlowe" ze Stanami Zjednoczonymi. Te, jak je nazwano, „ustalone ramy" mia y kosztowa ameryka skich podatników
ka dego roku dwadzie cia do trzydziestu milionów dolarów.

Niespe na dwana cie miesi cy po umowie Clintona dyrektor CIA John Deutsch zameldowa , e nowe rakiety Nodong-1 wejd na wyposa enie armii

po nocnokorea skiej przed up ywem roku i e Korea czycy w najg bszej tajemnicy kontynuuj prace nad konstrukcj nuklearnych, chemicznych i
biologicznych g owic bojowych. Nieustanne ostrze enia s

b wywiadowczych by y jednak ignorowane przez rz d. Wiosn 1997 roku sytuacja jeszcze

si pogorszy a. Sta o si oczywiste, e Kim Dzong II produkuje pluton. Materia dowodowy systematycznie rós . Pewien pó nocnokorea ski genera
zdezerterowa do Chin i opublikowa artyku , w którym potwierdzi , e jego by a ojczyzna naprawd dysponuje broni j drow . Nowoczesny ameryka ski
satelita szpiegowski, zwany pieszczotliwie Wielkim Ptakiem, wykona sensacyjne zdj cia zwi kszonej aktywno ci w rozleg ym kompleksie nuklearnym
Yongbyon, którego wi ksza cz

jest ukryta pod ziemi . Informacje Choona Sun Lee, innego uciekiniera z Korei, wysokiego urz dnika w ogromnej

infrastrukturze militarnej, który ujawni istnienie ci le tajnego podziemnego zak adu produkcji plutonu i konstrukcji broni, by y niemal na pewno

prawdziwe.
W czerwcu 1998 roku dyktator og osi , e Korea Pó nocna nadal b dzie konstruowa i eksportowa rakiety zdolne do przenoszenia g owic

nuklearnych. Ameryka skie s

by wywiadowcze s

y ostrze enie za ostrze eniem, e Korea czycy zbudowali pod ziemi wielki reaktor b

zak ad

przetwarzania paliw j drowych. Raport Billa Richardsona, szefa de-

47
partamentu energii, stwierdza , e istniej dowody na to, i Korea Pó nocna pracuje nad technologi wzbogacania uranu, czyli — w du ym skrócie —

przetwarzania tej mierciono nej substancji w materia do zastosowania militarnego. Cztery miesi ce pó niej Agencja Bezpiecze stwa Narodowego, a
dok adniej mówi c jej ówczesny dyrektor, agresywny admira Arnold Morgan, dos ownie wy wrzeszcza prezydentowi przez telefon, e re im Kim Dzong
Ila jest w posiadaniu od dwudziestu pi ciu do trzydziestu kilogramów plutonu, co wystarczy oby na kilka g owic bojowych.

Wszystko to by o jeszcze drobnostk w porównaniu z wydarzeniami roku 2002. Nie ulega o ju w tpliwo ci, e Korea Pó nocna dysponuje gro nym

arsena em scudów, dost pnych dla ka dego ch tnego kupca. Zeznania Choona Sun Lee znów zacz y prze ladowa wszystkich zainteresowanych.
Korea czyk przysi ga , e wielka góra Chun-Ma zosta a wydr

ona, aby pomie ci tajny zak ad przetwarzania uranu. Opisa ogromny tunel, zag biony

w ska na ponad pó tora kilometra, prowadz cy do wielkich komór. W jednej z nich z rudy uranu uzyskuje si koncentrat, co jest pierwszym etapem
procesu wzbogacania. CIA uzna a informacje Choona za zbyt szczegó owe, aby mog y by fa szywe; pasowa y zreszt dok adnie do jej w asnych
obserwacji satelitarnych, wykazuj cych istnienie a dwudziestu dwóch tajemniczych wielkich wykopów w górskim regionie Korei Pó nocnej. Je li
wierzy Choonowi, re im Kim Dzong Ha posiada ca e j drowe imperium. A Choon bynajmniej nie sko czy . Opisa dok adnie ka dy szczegó operacji
transportowania rudy uranu ci

arówkami i mig owcami do ukrytej w odleg ej górskiej dolinie podziemnej fabryki. Do jego zezna do

swoje trzeci

wa ny uciekinier z Korei Pó nocnej, który w 2002 roku zameldowa , e Kwanmobong, druga najwy sza góra kraju le

ca o czterysta trzydzie ci

kilometrów na pó nocny zachód od Phe-nianu, zosta a równie wydr

ona prac tysi cy ludzi, którzy nocami worek po worku przygotowali miejsce dla

kolejnego tajnego zak adu nuklearnego.

W grudniu 2002 roku dosz o do pierwszej otwartej konfrontacji. Amerykanie zlokalizowali pó nocnokorea ski frachtowiec nieopodal wyspy Sokotra u

wybrze y Somalii, przy

48
tak zwanym Rogu Afryki, i poprosili znajduj cy si akurat vv pobli u hiszpa ski okr t wojenny o jego zatrzymanie. Kilka godzin pó niej Hiszpanie

zmusili p yn cy bez bandery* statek So-San do zatrzymania silnika, po czym weszli na jego pok ad. W adowniach znale li pi tna cie scudów, starannie
ukrytych pod czterdziestoma tysi cami worków korea skiego cementu. Oprócz rakiet by o tam te pi tna cie konwencjonalnych g owic bojowych,
dwadzie cia trzy cysterny kwasu azotowego (sk adnika paliwa rakietowego) i osiemdziesi t pi

beczek niezidentyfikowanych chemikaliów. Ludzie

Kima nareszcie zostali przy apani na gor cym uczynku. Zanim jednak Stany Zjednoczone zd

y zawrze oburzeniem, Korea og osi a, e natychmiast

wznowi prac reaktorów w Yong-byon i zacznie produkowa energi elektryczn . By o to wierutne k amstwo. Reaktory nigdy nie przesta y pracowa , a
ich podstawowym celem dzia ania by a produkcja plutonu do g owic j drowych. Kim Dzong II najwyra niej by zdania, e najlepszym interesem dla
gospodarki pa stwowej b dzie nielegalny handel broni nuklearn , plutonem i rakietami redniego i krótkiego zasi gu. Trudno sobie wyobrazi
biz-nesplan budz cy wi kszy sprzeciw mi dzynarodowy; by on jakby specjalnie stworzony w celu wywo ania furii Amerykanów, zw aszcza za rz du
republika skiego, który mia po dziurki w nosie podobnych nieskorych do wspó pracy przest pczych re imów. Inspektorzy MAEA zameldowali, e nie
pozwala si im wype nia obowi zków, a kilka dni pó niej wszyscy zostali wydaleni.

Mija y lata pierwszej dekady XXI wieku. Reaktory w Yong-byon kontynuowa y produkcj plutonu. Do Fort Meade dochodzi y meldunki

przedstawiaj ce jako g ówny element pó -

* Zwyczaje morskie nieco si zmieni y od czasów, kiedy tylko na podejrzanych statkach nie powiewa a dumnie (od ósmej rano do zachodu s

ca)

narodowa bandera. Dzi podnosi si j tylko w portach 1 na redach; na pe nym morzu poza statkami pasa erskimi i okr tami na ogó si jej nie
zobaczy. Zreszt ten dawny ceremonia zupe nie straci na znaczeniu w dobie, kiedy za ogi s wielonarodowe, przynale no

pa stwowa statku jest

papierow fikcj , armator za najcz

ciej na oczy me widzia kraju, w którym rejestruje swoje jednostki.

49
nocnokorea skiego imperium nuklearnego le

zaledwie

0 czterdzie ci kilometrów od granicy chi skiej gór Kwan-mobong.

nie tam zd

teraz genera Raszud, w nadziei, e we wn trzu tej ska y znajdzie bro , dzi ki której raz na zawsze b dzie móg wyprze

znienawidzonych Amerykanów z Bliskiego Wschodu. Rawi nawet nie stara si udawa , e rozumie orientaln mentalno

. Obchodzi o go tylko jedno:

reputacja Korei Pó nocnej jako solidnego i nie zadaj cego zb dnych pyta dostawcy. Towar nie by tani; w cen wliczone by o ubezpieczenie przed
wszelkimi nieprzyjemnymi konsekwencjami, jakie mog spotka Korea czyków za ich polityk handlow .

Bardzo niewielu ludzi z zewn trz mia o okazj obejrze korea skie zak ady nuklearne, a ju zw aszcza te ukryte w skalnych komorach gór Paitou

Szan. Jednak genera Ha-masu, w którym Korea czycy szybko rozpoznali powa nego kupca, wymóg na nich przyj cie cis ych warunków, pod jakimi
zakupi ich produkt. Owszem, powiedzia , zgodzi si na odbiór towaru wprost z fabryki. Z chwil opuszczenia jej terenu odpowiedzialno

za dalszy

transport przejdzie na Hamas. W razie jakiegokolwiek wypadku nie b dzie wysuwa

adnych roszcze pod adresem Korea czyków. Dla genera a

oznacza o to, e gdyby ca a partia zagin a gdzie pod drodze, nale

sum i tak trzeba b dzie zap aci . Dlatego postawi warunek, e on i jego ludzie

musz nadzorowa za adunek

1 eskortowa towar przez ca y kraj a pod burt statku czekaj cego w porcie Nampo na zachodnim wybrze u. Zgodzi si ostatecznie na jednego

miejscowego kierowc .

Wiedzia , e Korea Pó nocna, kraj o powierzchni stanu Missisipi, ma dwadzie cia cztery miliony obywateli, z czego po owa mieszka w Phenianie.

Przejechali ju jednak szmat drogi, a on nie umia by powiedzie , gdzie yje druga po owa. Dziesi tkami kilometrów ci gn y si dzikie pustkowia i tylko
gdzieniegdzie na wybrze ach Morza Japo skiego napotykali male kie rybackie wioski.

Przed przybyciem do Korei nie mia

adnych o niej informacji. Nigdzie nie by o turystycznych folderów, fotografii ani prospektów promuj cych

doskona

korea skich wyrobów.

50
Na powitanie dosta tylko map drogow i szofera, który mia go zawie

do fabryki w Kwanmobong.

Jedyne, co wiedzia o tym kraju, dotyczy o spraw wojskowych: e ten mieszny, zacofany wyrzutek z Trzeciego wiata dysponuje trzeci co do

wielko ci armi , maj c pod broni milion dwie cie tysi cy

nierzy. O po ow wi cej ni Korea Po udniowa. Jedna czwarta bud etu pa stwa

background image

przeznaczona jest na wojsko, a mimo to tutejsza marynarka wojenna jest bardziej ni skromna, lotnictwo za liczne, ale w wi kszo ci przestarza e.
Korea przyprawia a Rawiego o g si skórk . Nie mia jednak czasu nad tym rozmy la : za par godzin zacznie si stan ostrego pogotowia. Siedzia

nieruchomo, wpatrzony w drog , któr ci

arówka jednostajnie mkn a do celu. Min li miasta Hamhung i Pukczhong, pod

aj c wzd

torów

kolejowych do Kildzu i Czilbo-san. Jeszcze trzydzie ci kilometrów i szofer skr ci z szosy w niepozorn bit drog , biegn

ku odleg ym o dwadzie cia

kilka kilometrów górom, strze on przez wartowników w drewnianych budkach rozstawionych po obu stronach co kilkaset metrów. Praktycznie nie ma
na niej miejsca, w którym samochód by by niewidoczny dla uzbrojonych patroli i wart. Koniec drogi b dzie met dla genera a Raszuda w jego d ugim
marszu, rozpocz tym tak naprawd w odleg ej Moskwie, cho nie by tam osobi cie. Oficjalna pro ba ira skiej marynarki wojennej o sprzedanie kilku
rakiet cruise klasy Raduga SS-N-21, z których dwie mia yby by wyposa one w taktyczne g owice j drowe o sile 200 kiloton, spotka a si tam z
kamiennym milczeniem, je li nie liczy jedynego pytania: „Czy zamierzacie za adowa je na wasz okr t podwodny klasy Barracuda?"

Ira czycy cenili wspó prac z Rosjanami i nie chcieli k ama w ywe oczy. Odpowied twierdz ca spowodowa a, e dowództwo rosyjskiej marynarki

poinformowa o ich, i nie mo e dostarczy im rakiet Raduga na adnych warunkach. Dalszym krokiem Teheranu by o zwrócenie si do Chin. Do Pekinu
posz o zapytanie o mo liwo

wyprodukowania rakiety, która by aby wiern kopi Radugi. Chi czycy pomrukiwali, robili uniki, a w ko cu o wiadczyli,

e po tak bliskim zaanga owaniu w operacj Hamasu i Barracudy I w USA

51
ostatni rzecz , jakiej by sobie yczyli, by oby odkrycie przez Amerykanów, e Barracuda II zosta a wyposa ona w chi skie rakiety zdolne do

przenoszenia g owic nuklearnych, wbrew g ównym postanowieniom traktatu o nierozprzestrzenianiu broni j drowej.

Chi czycy nie mieli zasadniczo nic przeciwko wspomaganiu swych przyjació (i dobrych klientów) z Bliskiego Wschodu. S powa nie zainteresowani

tamtejszymi polami naftowymi i od czasu do czasu mog ponosi pewne ryzyko, pomagaj c któremu z re imów; nie obejmowa o to jednak uzbrajania
drugiej Barracudy dla tych szale ców, eby mogli sia zniszczenie, gdzie im przyjdzie do g owy. Ameryka mo e si zdenerwowa na muzu manów, ale
nie na nas! Poza tym nie maj rakiety, któr da oby si w prosty sposób zmodyfikowa do wymiarów Radugi. Owszem, znalaz oby si odpowiednie
oprogramowanie w zakresie naprowadzania, chytrze wydostane od Amerykanów w latach dziewi

dziesi tych, ale w asnej produkcji urz dze

Chi czycy po prostu nie s pewni, zw aszcza tych dla rakiet krótkiego zasi gu.

Genera owi Raszudowi pozosta o zatem niewiele opcji. Najmniej prawdopodobna z nich zaprowadzi a go do Bo ni, gdzie zarz dzany z Belgradu

pa stwowy koncern Jugoimport podobno wspó pracowa z Irakiem przy opracowaniu w asnej rakiety typu Cruise. Jugoimport wspó dzia

te z

wojskowymi zak adami Orao Arms w Bijeljinie, drugim co do wielko ci mie cie w serbskiej cz

ci Bo ni. Zarz d Orao twierdzi co prawda, e tylko

pomaga Irakijczykom remontowa samoloty bojowe, ale dowody w sprawie Cruise by y przekonuj ce. By o jasne, e w Orao potrafi zbudowa rakiet
kierowan i odpowiedni nap d, zapewniaj cy jej do

daleki zasi g. Ka dy handlarz broni na Bliskim Wschodzie wiedzia , e posiadaj te powa ny

zasób wiedzy w zakresie g owic bojowych. Dlatego w

nie Rawi Raszud wybra si z Syrii do Bo ni.

Luk w tej wersji by o jednak zbyt wiele. Personel Orao Arms by pracowity i ambitny; naukowcy pracowali dniami i nocami nad doskonaleniem g owic

nuklearnych. Jednak do celu jeszcze nie dotarli. Byli wietni, je li chodzi o uk ady nap dowe, i kompetentni w oprogramowaniu zespo ów napro-

52
wadzania. Raszud wymaga jednak precyzji i gwarantowanej niezawodno ci. Rakiety, których potrzebowa , musia y spe ni swoje zadanie bezb dnie

i za ka dym razem. Zastrzega sobie prawo do wysokich kar umownych w razie awarii. Bo niacy d ugo i usilnie my leli, zach ceni wysokim zyskiem z
operacji Hamasu, ale ryzyko by o dla nich zbyt du e. Oczywi cie wiedzieli, e Palesty czycy mieliby spory k opot z przekonaniem mi dzynarodowego

du arbitra owego do wyegzekwowania postanowie tego kontraktu; prezes Orao zdawa sobie jednak spraw , e istniej inne metody dochodzenia

swoich roszcze i e ten bliskowschodni wata ka o zimnym spojrzeniu nie zawaha by si zetrze ich z powierzchni ziemi. Mia racj , ale rozstali si po
przyjacielsku. Ostatnie s owa, jakie Raszud us ysza na odjezdnym od jednego z in ynierów, brzmia y: „Musi pan pojecha do Korei Pó nocnej. Oni
mog panu to sprzeda . Maj technologi i o wiele wi cej do wiadczenia od nas". I tak Rawi znalaz si na korea skiej szosie, wypatruj c miejsca,
gdzie skr

w drog do kompleksu nuklearnego Kwanmobong. Nie mia weso ej miny, rozwa aj c list rzeczy do sprawdzenia: wymiary, zu ycie

paliwa, oprogramowanie detonuj ce. No i te koszty! Pó miliarda dolarów za komplet osiemnastu cruise'ów z konwencjonalnymi g owicami i dwóch
nuklearnych po dwie cie kiloton.

Barracuda I zosta a zakupiona z „pe nym magazynkiem" radug, Rawi zatem dobrze wiedzia , jak powinien wygl da korea ski towar. Pami ta du e

szare korpusy z wymalowanymi ma ymi literkami „SS-N-21", o d ugo ci niespe na o -niiu metrów, rednicy czterdziestu pi ciu centymetrów i masie
startowej prawie tysi c siedemset kilogramów. Radugi lec z pr dko ci 0,7 Macha - niespe na tysi c sto kilometrów na godzin - na pu apie
sze

dziesi ciu metrów, a ich zasi g wynosi trzy tysi ce kilometrów. Wystrzeliwane ze zwyk ych wyrzutni torpedowych, rozwijaj skrzyd a i stateczniki

natychmiast po wynurzeniu si nad wod . S

zasadniczo do atakowania celów l dowych; do celu kieruje je system naprowadzania oparty na

zaprogramowanych danych o trasie, Wspomagany wskazaniami radaru. Ich dok adno

standardowo wynosi sto metrów - a nadto dla potrzeb

Raszuda.
W wiecie pe nym wielkich interesów nie by o wielu ope-
53
racji wi kszych od jego, bardziej bezlitosnych i niebezpiecznych. Mia nadziej , e technicy korea scy stan na wysoko ci zadania i spe ni obietnice

sk adane w ród uk onów i pewnych siebie u miechów, kiedy by tu poprzednim razem.

Zbli ali si do pierwszej bramy wjazdowej. Rawiemu nie by o spieszno do tej wizyty; niezale nie od zmartwienia o wywi zanie si Korea czyków z

przyrzecze bardziej niepokoi y go teraz procedury bezpiecze stwa w tym wyra nie toksycznym rodowisku, jakim jest kompleks Kwanmobong.
Genera nie by ekspertem j drowym, ale wiedzia to i owo, a zw aszcza jakie s w

ciwo ci trzech znanych izotopów uranu, 234U, 235tj j 238jj

Najwi cej jest w przyrodzie tego ostatniego; stosowanego w bombach 235U jest zaledwie 0,7 procent ale tylko on liczy si naprawd . Wykazuje bowiem
nie tylko zdolno

do rozszczepiania pod wp ywem bombardowania neutronami, ale te mo e podtrzymywa reakcj

cuchow : ka de rozszczepienie

dra jego atomu wytwarza dostateczn liczb wolnych neutronów, by wywo

kolejne, eliminuj c w ten sposób potrzeb zewn trznego ród a

neutronów. Tak w skrócie dzia a bomba atomowa: niepohamowany przyrost i gwa towne wyzwolenie energii wskutek coraz wi kszej liczby rozszczepie

der atomów, przy którym eksplozja trotylu jest zwyk ym dzieci cym kapiszonem. Izotop 23°U jest niezwykle trudny do uzyskania, ale trud i koszty

sowicie si op acaj - tym, którym na tym zale y.

Zwyk y 238U te nie jest jednak bezu yteczny dla wojskowych. We w asnej postaci nie mo e co prawda da reakcji

cuchowej, ale po

przetworzeniu na izotop plutonu 239Pu ju tak. Ten w

nie pierwiastek, praktycznie nie istniej cy w przyrodzie, by sercem bomby, która 9 sierpnia

1945 roku zniszczy a Nagasaki. Raszud sp dzi d ugie godziny, studiuj c w swym domu w Damaszku podr czniki energetyki atomowej i rozumia
zasady jego otrzymywania. Wydobycie rudy uranu; proces przeróbki na skoncentrowany tlenek uranu; ogromne ilo ci odpadów radioaktywnych, z
których cz

mo e promieniowa przez siedemdziesi t pi

tysi cy lat. Rawi nie mia poj cia, czy cokolwiek z tego przedosta o si do wód gruntowych

wokó Kwanmobongu, ale by zdecydowany nie ryzykowa . Wszelkie napoje mog tu zawiera sporo radu

54
i metali ci

kich, jak mangan czy molibden. By pewien, e w tym otrowskim komunistycznym kraju nie stosuje si

adnych zabezpiecze ,

wymaganych przez prawo na Zachodzie. We wn trzu tej ogromnej góry pracowa wielki zak ad wzbogacania uranu, przekszta caj cy go w
sze ciofluorek uranu, diabolicznie toksyczny i radioaktywny zwi zek, do którego lepiej si nie zbli

. W takich zak adach zdarzaj si wypadki i

Rawiego niezbyt cieszy a perspektywa najbli szych godzin.

Otrz sn wszy si z tych ponurych my li, odwróci si do swego szwagra, pos

mu u miech, po czym skoncentrowa si na samych rakietach. Czy

Korea czycy rzeczywi cie zdo ali przebudowa swój jednostopniowy pocisk Nodong-1 na wystrzeliwany z okr tu podwodnego sobowtór radugi? Ich
wymiary by y zbli one, nodongi by y te z powodzeniem eksportowane do Iranu pod nazw Szahab-3, ale pytanie, czy poradzili sobie z bardziej
wyrafinowanym silnikiem, z automatycznie rozk adanymi skrzyd ami, no i z odpowiednimi komponentami umo liwiaj cymi monta g owicy nuklearnej.
Zarzekali si , e potrafi to zrobi , i byli na tyle uczciwi, e przyznali si do s abego punktu, jakim jest dla nich oprogramowanie systemu
naprowadzania. Rawi jednak wytargowa u Chi czyków zgod na wykonanie tych niezb dnych, kosztownych, lecz anonimowych czynno ci ko cowych
przy komputerach pok adowych zakupionych przez niego rakiet. Technologia elektroniczna by a zreszt w du ej mierze pochodzenia ameryka skiego.

Rawi zosta poinformowany, e rakiety s gotowe do transportu. Pozosta o tylko je odebra i zap aci . O Korea czykach mo na powiedzie wiele

rzeczy, pomy la , ale nic nie mo na zarzuci ich metodom prowadzenia interesów.

ce szybko nikn o za górskim masywem i zacz si pi deszcz. Przed nimi zamajaczy a una wiate i wysoki p ot z siatki. Wkrótce zobaczyli

przegradzaj

wyboist drog stalow bram , b yszcz

w blasku jarzeniówek. Przed bram stali uzbrojeni wartownicy. Kierowca zatrzyma

ci

arówk o par metrów przed nimi i otworzy okno w drzwiach. Wartownik, który najwyra niej spodziewa si ich przybycia, wyci gn r

po

podane dokumenty, schowa je pod pele-

55

ryn i obszed pojazd dooko a, sprawdzaj c numery rejestracyjne. Wróci potem do wartowni, gdzie os oni ty przed deszczem uwa nie obejrza

papiery, po czym odda je kierowcy. Brama ju si uchyla a i inny wartownik machni ciem r ki da im znak, e mog jecha . Zrobi o si ju ciemno i la o
coraz mocniej. Droga z wolna pi a si w gór zboczem Kwan-mobongu. Co jaki czas mijali kolejne wartownie, a po paru-nastu kilometrach zatrzymali
si przed nast pn bram , bli niaczo podobn do pierwszej. Procedura kontroli dokumentów te by a identyczna; po chwili jechali ju dalej. Ten ostatni
odcinek by z ca pewno ci najtrudniejszy. Droga pi a si coraz bardziej stromo, pogoda za jeszcze si pogorszy a. Zerwa si wiatr z pó nocnego
zachodu i deszcz zacina teraz niemal poziomo, prosto w przedni szyb ci

arówki. W prasie fachowej trudno szuka pochwa dla samochodów

wyprodukowanych przez fabryk Qingming w dawnej chi skiej stolicjt Chong ing, ale na stokach Kwanmobongu Rawi poczu szacunek dla
konstruktorów tej maszyny.

- Widzisz, Ahmedzie? — powiedzia po angielsku. — Ci faceci w Chong ing wiedz , jak si robi samochody. To pud o dosta o solidnie w ko

, a

jednak jako si toczy dalej.

- Nie wiedzia em nawet, e w Chinach produkuj samochody - odrzek zagadni ty. - My la em, e sprowadzaj tylko ca ymi statkami u ywane wozy

background image

ze Stanów i Europy.
- Pomyli o ci si z rosyjskim importem, i to prywatnym. Chi czycy maj ogromne fabryki w

nie w Chong ing.

- Gdzie to jest, Rawi?
- To miasto schowane g boko wewn trz kraju, w Syczu-anie. Jakim cudem zbudowali je w tej g uszy, przylepione do zbocza górskiego z widokiem

na uj cie rzeki Jialing do Jang-cy. Daleko od czegokolwiek. Tysi c sto kilometrów od Szanghaju, tysi c trzysta od Pekinu. Mieszka tam ponad
pi tna cie milionów ludzi, którzy produkuj mnóstwo samochodów wszelkiej ma ci.

- Sk d to wszystko wiesz?
- By em tam - odpowiedzia lakonicznie Rawi.
- Nie wiedzia em, e zwiedza

rodkowe Chiny.

- Chi czycy te nie wiedzieli. Ahmed si roze mia i pokr ci g ow .
56
- Jeste cz owiekiem pe nym tajemnic, generale Raszud.
- I potrafi ich dochowa , bo chc jeszcze po

.

W opinii szwagra Rawi Raszud by bez w tpienia najsprytniejszym, najtwardszym i najbardziej bezlitosnym cz owiekiem, jakiego zna . Widzia , jak

zabija bez zmru enia oka i sieje zniszczenie, ani przez chwil nie wspó czuj c potencjalnym ofiarom. Widzia te jednak, jak mi

ci i oddaniem,

niemal niespotykanym w wiecie arabskim, darzy jego ukochan siostr Szakir . Ahmed by dru

na ich lubie, pe ni te rol osobistego ochroniarza

Rawiego we wszystkich misjach bojowych przeciwko Izraelczykom i Zachodowi. Cho zna si na tym, kiedy jednak nie zd

nawet zareagowa , gdy

ody palesty ski terrorysta, rozw cieczony doznanym podczas brutalnego treningu upokorzeniem, rzuci si na genera a, usi uj c uderzy go kolb

ka asznikowa. Szybko

, z jak Rawi sobie z nim poradzi , by a osza amiaj ca. Z ama napastnikowi r

i obojczyk, rzucaj c nim o ziemi , po czym

postawi mu stop na gardle, mówi c cicho: „Zabija em ludzi ze znacznie b ahszych powodów. Zabierz go do szpitala, Ah-medzie". Po drodze Sabah
wyja ni j cz cemu z bólu m odzie cowi, e ich nowy dowódca by jednym z najlepszych dowódców oddzia ów w brytyjskich si ach specjalnych i
mistrzem sztuk walki. Zrz dzeniem losu by y major Ray Kerman znalaz si po niew

ciwej stronie w krwawej bitwie o wi te miasto Hebron, gdzie

Szakira uratowa a mu ycie. To ona przywiod a go do Hamasu i nawróci a na religi dzieci stwa, islam. Ray z powrotem zmieni imi i nazwisko na to, z
którym si urodzi w ira skim miasteczku Kerman, a które jego rodzice zmienili po emigracji do Anglii po upadku szacha. Palesty ska organizacja
zyska a w nim chyba najwi kszego wodza w historii muzu ma skiej od czasów Saladyna. Tak w ka dym razie kierownictwo Hamasu mówi o rekrutom,
aby ich zainspirowa , ale niewiele by o w tym przesady. Rawi o eni si z Szakir , zamieszka w Syrii i walczy rami w rami ze swymi arabskimi
bra mi, staj c si jednym z najbardziej Poszukiwanych terrorystów wiata. Ahmed powiedzia odwo onemu do szpitala koledze, e sam Allah zes

im

genera a Raszuda; poturbowany bojownik uwa

, e i szatan musia Macza w tym palce, ale nic nie powiedzia .

57
Ci

arówka przynosz ca chwa in ynierom z Chong ing mia a przed sob ostatnie, ale najniebezpieczniejsze pó tora kilometra górskiego szlaku.

Nachylenie stoku przywodzi o na my l Mount Everest i silnik wy na wysokich obrotach, gdy kierowca na pierwszym biegu pokonywa strom i lisk od

ota granitow drog . To, e opony jeszcze trzyma y si nawierzchni, graniczy o z cudem. W ko cu przejechali przez najwy szy punkt i ostatnie

kilkaset metrów prowadzi o ju w rozpadlin , przegrodzon stalowym p otem z drutu kolczastego, zwie czonym ostrymi stalowymi szpikulcami. Bram

wietla y liczne jarzeniówki. Wszystko to zrobi o na Rawim, który potrafi oceni jako

zabezpiecze , wra enie przeszkody nie do pokonania. Po obu

stronach bramy sta y wie e wartownicze, wystaj ce o trzy metry nad ogrodzenie. Na ka dej by y zamontowane dwa ruchome reflektory i ci

ki karabin

maszynowy. Rawi nie móg si zorientowa , czy chodzi o o niedopuszczenie do wdarcia si intruzów na teren zak adu, czy raczej do ucieczki
kogokolwiek z wewn trz. Jedno by o pewne: gdyby mia postawi pieni dze na któr

ze stron, wybra by wartowników.

Na zewn trz p otu trzyma stra o mioosobowy patrol, rozstawiony po obu stronach drogi. Za bram nie by o wida nic, nawet wiate . Rawi i Ahmed

czekali nieruchomo na rozwój wydarze . Dowódca warty poleci otworzy wrota i ci

arówka ruszy a naprzód. W wietle drogowych reflektorów widnia a

przed nimi skalna ciana, nic poza tym. Dopiero kiedy podjechali bli ej, Raszud stwierdzi , e rzekoma ska a to w rzeczywisto ci kolejna brama z litej
stali, która nagle znikn a, usuwaj c si na boki do wn trza ska y. Znajdowali si przed ciemn jaskini , której czarnej czelu ci nie roz wietla a cho by
najmniejsza arówka. Trudno by o si oprze uczuciu zag biania w gigantycznym grobowcu; stalowe drzwi zasun y si cicho za nimi i Rawi poczu
mrowienie na plecach. By zamkni ty we wn trzu góry przez si y, nad którymi nie mia

adnej kontroli.

Po zaledwie kilku sekundach wszystko rozb ys o o lepiaj cym wiat em. To ju nie by grobowiec, ale Broadway w wydaniu Kwanmobong: uliczne

latarnie, znaki drogowe i o wietlone okna warsztatów, biur i laboratoriów. Ulica by a prosta

58
jak strzeli i zag bia a si w ska jak okiem si gn

. ród o elektryczno ci by o oczywiste: energia j drowa. Byli w najwi kszym zak adzie

nuklearnym Korei Pó nocnej, wykutym w granitowym masywie góry. Osi gni cie godne tytanów, pomy la Rawi, ale jakim kosztem dokonane?
Popatrzy w gór na sklepienie gigantycznej komory, które wci

miejscami by o tylko go ska . ciany wy

ono ju jednak betonem. Nawet w

zamkni tej szoferce ci

arówki dobiega jego uszu równy szum pracuj cych generatorów. Gdzie za tymi cianami, a mo e pod komor , znajdowa si

pot

ny reaktor, dostarczaj cy energii na to wszystko i nie tylko. Gdyby ktokolwiek chcia go unieszkodliwi , musia by u

bomby j drowej. Jest

ca kiem mo liwe, pomy la , e jedynymi lud mi zdolnymi zniszczy ten zak ad s ci, którzy go zbudowali. Jezu Chryste...

Przejechali jeszcze kilkaset metrów, po czym ci

arówka zacz a skomplikowany manewr wje

ania ty em pod ramp za adowcz skryt w bocznej

komorze. Kierowca wy czy silnik i otworzy drzwi; w tej samej chwili ukaza o si czterech Korea czyków. Dwaj mieli na sobie bia e laboratoryjne
fartuchy, pozostali byli w tych dziwnych dalekowschodnich mundurach wojskowych: zielone spodnie, koszula z zamkiem b yskawicznym zamiast
guzików, czerwone epolety i podwini te r kawy. Rawi i Ahmed zeskoczyli w lad za szoferem na g adk betonow nawierzchni . Oficer, najwyra niej
dowódca ca ego kompleksu, przywita ich po angielsku.

- Witam, generale. Mi o pana tu go ci . Mam nadziej , e to pierwsza z wielu przysz ych wizyt. - Przedstawi si jako pu kownik Dae-jung, wymieni

te nazwiska towarzysz cych mu osób. Wyci gn r

, k aniaj c si dwukrotnie w japo skim stylu. — Obejrzycie teraz swój towar?

Kiedy tym formalno ciom sta o si zado

, bez dalszej zw oki poprowadzi ich do obszernego, jasno o wietlonego holu, gdzie pe ni o s

dwóch

uzbrojonych wartowników

1 pisarz wojskowy. Ca a trójka odda a honory pu kownikowi, który min ich bez s owa i ruszy korytarzem. Szerokie schody zaprowadzi y ich do

du ego magazynu z suwnicami i wielkimi stalowymi drzwiami. Przed nimi l ni y dwa cylindry

2 nierdzewnej stali, wysokie na cztery i pó metra, o rednicy
59
blisko stu osiemdziesi ciu centymetrów, znane w ród fachowców jako „flaszki" - zachodniej konstrukcji ci

kie pojemniki, s

ce wy cznie do

transportu materia ów radioaktywnych. Zaprojektowane i udoskonalone przez British Nuclear Fuels, s uwa ane za najlepsze mo liwe zabezpieczenie.
Zbudowane ze stalowej blachy o grubo ci dwóch i pó centymetra, posiadaj wewn trzne os ony przeciwpromienne, dzi ki czemu s zarazem
bezpieczne dla ludzi i odporniejsze na ataki terrorystyczne.

- W pojemnikach znajduj si dwie nuklearne g owice, które pan zamówi , generale - powiedzia korea ski dowódca. — Ka da zawiera system

myl cy. Obie gotowe do monta u na rakietach, które pakujemy osobno. Chi scy in ynierowie naprowadzania mog po swojemu ustawi uk ady
steruj ce w cz

ci dziobowej. W niczym to nie zaszkodzi g owicom. Na ogó montuje si je w ostatniej chwili, tu przed uszczelnieniem i za adunkiem na

okr t.

Rawi skin g ow .
- Mog zobaczy g owice? - spyta .
- Oczywi cie. W pojemniku jest ma e okienko z szyb grub na dziesi

centymetrów, ale da si zajrze do rodka.

Poprowadzi Raszuda na drug stron jednego z pojemników i wskaza okienko, wiec c do rodka latark . Rawi z trudem rozró ni sto kowy kszta t

spoczywaj cy w solidnych uchwytach.

- Zapewniam, e nikt nie b dzie rozczarowany - rzek pu kownik. - To g owica o sile ra enia dwustu kiloton. Aktywowana prawid owo spowoduje takie

zniszczenia, o jakie panu chodzi...

Rawi w to nie w tpi .
- A normalne rakiety? Sobowtóry radug?
- Z

one s tam dalej. - Komendant poprowadzi go w inn stron . - Jak pan widzi, jedna z nich nie jest zapiecz towana, aby móg pan j obejrze .

Raszud popatrzy na dziewi ciometrowe skrzynie.
- G owice konwencjonalne s zamontowane?
- Tak jest.
- Nie mieli cie problemu z dopasowaniem ich do rosyjskich wymiarów?
60
- Najmniejszych. Mamy tu w fabryce dwie oryginalne ra-dugi. Zadanie by o proste. Mamy kad uby od pewnego typu scudów i nodongów, prawie
identyczne.
- Nawet nie próbuj pyta , jak si wam uda o zdoby ra-dugi. - Rawi si u miechn .
- I s usznie — odpar powa nie Korea czyk. — Zastosowali my jednak silnik ca kowicie naszej konstrukcji. Uwa amy, e jest odrobin lepszy od

rosyjskiego i o wiele bardziej niezawodny. Dzia a na zwyk e paliwo z kwasem azotowym jako utleniaczem.

Rawi skin g ow . Przeliczy skrzynie, zajrza do jednej i dotkn zimnego metalowego cylindra rakiety.
- Czy port w Nampho jest odpowiednio wyposa ony do prze adunku takich ci

kich przedmiotów?

- Ten port nie ma sobie równych na ca ym wiecie - odpar skromnie komendant. - Specjalizujemy si w przewozie rakiet od bardzo dawna. Nie

robimy b dów.

- Jeden zrobili cie - zauwa

Rawi. - U brzegów Somalii przed paroma laty.

background image

- Tu, w Azji, b dów nie robimy - powtórzy Korea czyk. - Tyle panu powinno wystarczy .
- I wystarcza.
- Jest pan zadowolony z towaru?
- Tak. Zechce pan teraz dope ni finansowej cz

ci transakcji?

- Oczywi cie, generale. Zjemy potem kolacj i mo e pan rusza . Trzy nasze ci

arówki pojad w konwoju. Paliwa wystarczy wam do samego

Nampho.
- Doceniam to, pu kowniku.
Sposób dokonania p atno ci zosta ustalony kilka miesi cy wcze niej: sto pi

dziesi t milionów dolarów zaliczki, pozosta e trzysta pi

dziesi t po

odbiorze loco fabryka. Po rednikiem by Korea Exchange Bank z Seulu, pieni dze za zosta y zdeponowane przez Teheran kilka tygodni temu. Seulski
bank po otrzymaniu od genera a Raszuda has a (telefoniczne, faksem lub e-mailem) musi jeszcze uzyska potwierdzenie od Teheran National Bank,
zanim przeleje pieni dze na konto rz du Korei Pó nocnej. Tego wieczora wszyscy czekali na sygna i has o od Rawiego.

61
Genera zasiad przed komputerem w biurze pu kownika Dae-junga i wystuka na klawiaturze zdanie w j zyku perskim: „se-panjah bash-e" - w

wolnym przek adzie „trzysta pi

dziesi t w porz dku". Has o w mig przeby o osiem tysi cy kilometrów i sze

stref czasowych dziel ce go od banku w

centrum Teheranu przy g ównej ulicy handlowej Heyabun-e Ferdosi, vis-a-vis ambasady niemieckiej. Odpowied wróci a do Seulu równie szybko:
„Wyp aci Pó nocy". I tak w ci gu nieca ych pi ciu minut trzysta pi

dziesi t milionów dolarów przesz o z r k do r k, a kierownictwo Hamasu po raz

pierwszy w swej historii otrzyma o do dyspozycji bro j drow .

Kolacja u Korea czyków przesz a oczekiwania Rawiego. Kucharz przyrz dzi doskona e sinsollo, narodowe danie z gotowanego mi sa, ryb i jarzyn,

przyprawione past fasolow dweonjang i chili, nieco podobne do japo skiego szabu szabu, ale smaczniejsze i bardziej s one. Go ciom podano je z
gryczanym makaronem i omletem. Do picia by a tylko woda mineralna; Rawi mia nadziej , e nie pochodzi a ze róde z okolic Kwanmobong...

Uprzejmie odmówi wycieczki po laboratoriach, ale nie móg nie zwróci uwagi na dziesi tki kr

cych si wsz dzie techników w bia ych

kombinezonach, r kawicach i czapkach. Pozostawa o tylko wierzy , e trzymaj si z dala od sze cio-fluorku uranu i e kierownictwo tego
zadziwiaj cego podziemnego obiektu stosuje odpowiednie przepisy i dysponuje bezpiecznym miejscem sk adowania tego mierciono nego
pó produktu. Na odjezdnym pu kownik powiedzia Rawiemu:

- Prosz pami ta , e tu, w Kwanmobong, przeprowadzamy ca y proces przeróbki materia u rozszczepialnego. Wzbogacanie, przetwarzanie na

pluton, rafinacj uranu 235U do u ytku militarnego. Na drugim ko cu kompleksu, pó tora kilometra st d, produkujemy rakiety, kilkana cie typów, od
krótkiego do dalekiego zasi gu, w tym balistyczne i s

ce do wynoszenia satelitów na orbit . Jakie pan chce. Jedno-, dwu- lub trzystopniowe, z

du ym ud wigiem. adnych problemów. Dobrze, co?

- Doskonale - odrzek Raszud. - Jestem pod wra eniem. Ruszyli do rampy za adunkowej. Sta y tam trzy wojskowe ci

arówki, na których uwija y si

dru yny

nierzy za-

62
lc adaj cych z powrotem brezentowe plandeki, zdj te na czas za adunku. Rawi zauwa

, e obie „flaszki" z g owicami j drowymi za adowane zosta y

na ten samochód, którym tu przyjechali. Na pozosta ych dwóch le

o po dziewi

skrzy z rakietami, w trzech warstwach po trzy, przedzielonych

drewnem i paletami, ale zwi zanych w ca

stalow ta

mocuj

. Uzmys owi sobie, e ka da ci

arówka powiezie oko o osiemnastu ton

adunku, i znów przysz a mu do g owy ta sama my l: „W Chong ing robi cholernie dobre samochody".

Po egnali si z pu kownikiem i wsiedli do szoferki. Ka asz-nikow le

na siedzeniu tak, jak go Ahmed zostawi ; sprawdzi go teraz i upewni si , e

bro jest na adowana. Kierowcy uruchomili silniki i ca y konwój ruszy z wolna w stron tunelu i bramy. Zanim zosta a otwarta, w jednej chwili pogas y
wszystkie wiat a. Ci

arówki jecha y z w czonymi wiat ami mijania, ale poza tym z wn trza góry Kwanmobong nie wydostawa si nawet najmniejszy

promyk, który móg by zdradzi , e kryje si w niej pot

ny kompleks przemys owy. Wkrótce byli na zewn trz. La o jak przedtem, kiedy zbli ali si do

ównej bramy; tym razem wartownicy po prostu otworzyli wrota i zasalutowali, przepuszczaj c ich bez sprawdzania dokumentów.

Mimo e za jego plecami spoczywa y dwa spore i najzupe niej nielegalne pociski nuklearne, genera nie mia wyrzutów sumienia. Jego plan jest

diaboliczny, ale w s usznej sprawie; jego ludzie gotowi s walczy i zgin

za swe przekonania, za prawo do samostanowienia prastarego narodu

palesty skiego i innych uciskanych krajów Bliskiego Wschodu, które teraz zmuszone s ta czy , jak im zagraj Amerykanie. Pó nocni Korea czycy, z
drugiej strony, s zwyk ymi gangsterami. Nie maj swojej sprawy, nie znaj lojalno ci, moralno ci, nie s z nikim sprzymierzeni - chodzi im tylko o kas
za bro , i to najgorszego rodzaju. Dla kasy gotowi s dostarczy j ka demu, kto zap aci - cho by planowa najkrwawsze zbrodnie przeciwko ludzko ci.
A oni? Allah nieraz okaza , e sprzyja bojownikom Hamasu. Rawi by

wi cie przekonany, e b dzie ich dalej wspomaga we wszystkich wielkich

misjach przeciwko Zachodowi.

63
Trzy ci

arówki mozolnie jecha y stromym szlakiem w dó , z trudem zachowuj c przyczepno

kó na mokrej skale i b ocie. Na szcz

cie

przynajmniej nie musieli si nigdzie zatrzymywa - wszystkie kolejne posterunki przepuszcza y ich, zawczasu otwieraj c bramy. Wreszcie znale li si
na asfaltowej drodze do Phenianu i dalej posz o ju g adko. Stolic omin li od po udnia, kieruj c si ku nowej autostradzie do Nampho, le

cego o

czterdzie ci kilometrów na po udniowy zachód. Raszud by rozczarowany, e nie zobaczy korea skiej metropolii, ale rozumia , e by oby szale stwem
pakowa si konwojem z g owicami nuklearnymi w zat oczone miasto. Jechali wi c dalej pust szos ku brzegom Morza

tego. Zbli

si brzask, ale

dzie nasta dopiero, gdy wje

ali ju na teren portu w Nampho, najwi kszego na zachodnim wybrze u. Rawi i Ahmed, g odni i zm czeni

wyczerpuj cymi podró ami, byli zadziwieni jego rozmiarami, ilo ci nabrze y i stoj cych przy nich du ych kontenerowców. Wi kszo

z nich, jak

zauwa yli, nosi a bandery pa stw po udniowo-wschod-niej Azji i Afryki, ale spostrzegli te trzy statki arabskie i jeden z Europy. Port móg przyjmowa
jednostki o praktycznie nieograniczonym tona u - po przegrodzeniu zatoki pot

grobl ze luzami poziom wody zosta znacznie podniesiony.

Konwój Rawiego zatrzyma si jednak przy statku zdecydowanie niepozornym, starym frachtowczyku o no no ci zaledwie pi ciuset ton. Na

niebieskiej burcie, mocno poplamionej rdz , widnia jeszcze zarys dawnego numeru taktycznego 81 — trzydziestosze cioletnia jednostka by a w istocie
przebudowanym okr tem pomocniczym klasy ASU przeznaczonym dla japo skiej marynarki wojennej, z dwoma silnikami. Teraz wygl da o na to, e
goni resztkami si . Nadbudówka na dziobie prosi a si o wie

warstw farby, podobnie jak przysadzisty komin. Pok ad za nadbudówk by p aski do

samej rufy, gdzie wystawa z niego solidny d wig, niegdy obs uguj cy japo skie mig owce. Wypisana na dziobie czerwonymi literami - korea skimi i
angielskimi - nazwa Yongdo by a mocno wyblak a. Rawi nie mia poj cia, co oznacza, ale rozpozna pó nocnokorea sk bander z wielk czerwon
gwiazd , wypr

on na porywistym wietrze. Na kei wida by o wy cznie wojskowych i dopiero kiedy ci

arówki stan y na

64
starannie oznaczonych bia farb miejscach, genera si zorientowa , e s na obszarze zamkni tym. Od reszty portu odgradza ich wysoki p ot z

siatki, a masywna brama ze stalowych pr tów ju si za nimi zasun a.

U trapu czeka na nich kapitan Yongdo, oficer marynarki wojennej Cho Joong Kun.
- Witam w Nampho — powiedzia po angielsku. - Prosz szybko wchodzi na pok ad. Przygotowa em dla was kabiny, kucharz czeka ze niadaniem.

Wyp ywamy oko o pó nocy, kiedy zacznie si odp yw. Jak panowie wiecie, mamy przed sob dwa dni rejsu.

Rawi zerkn na dziwne dla oznaki rangi na r kawach kapitana: dwa czarne paski na z otym tle - jakby negatyw przyj tych chyba we wszystkich

marynarkach wojennych wiata oznacze - i rz d trzech srebrnych gwiazdek.

- Dzie dobry, kapitanie Cho. Mi o mi to s ysze . Mamy za sob ca onocn jazd .
- Tak, wiem. Mo ecie przespa cho by ca y dzie . My przez ten czas wszystko za adujemy. Musimy poczeka oko o trzech godzin na d wig

portowy, no i sam za adunek te troch potrwa. Towar jest raczej delikatny...

- Delikatny i drogi. — Rawi skin g ow .
Tego samego dnia, czwartek, 28 maja 2009 r., godzina 19.00. Pozycja 2750N/12410E. Zanurzenie 120 m, pr dko

25 w

Barracuda II p yn a wawo na pó noc przez akwen o g boko ci o miuset metrów, oko o osiemdziesi ciu mil morskich na pó nocny zachód od

Okinawy, min wszy ju d ugi

cuch wysp Riukiu, po udniowy kraniec wyspiarskiego terytorium Japonii. Zmierzali ku linii ciep ego pr du Kuro Siwo,

która praktycznie stanowi granic Morza Wschodniochi skiego. wie o awansowany kontradmira Ben Badr zamierza trzyma si g bszych wód po
oceanicznej stronie pr du tak d ugo Jak si da. Jak wi kszo

blisko- i dalekowschodnich dowódców okr tów podwodnych, wola unika w cibskich

oczu ameryka skich satelitów wywiadowczych. Nigdy nie zapomina

65
rady swego ojca, dawniej podwodniaka jak on, a obecnie dowódcy ira skiej marynarki wojennej: „Trzymaj si jak najg biej, p

jak najciszej, a w

bezpo rednim zagro eniu jak najwolniej. W ten sposób szansa, e ci wróg wykryje, jest bliska zeru".

Niecz sto si zdarza, eby okr tem dowodzi oficer w stopniu admiralskim, ale podczas misji bojowej Bena mia zast pi kapitan, on sam za zna t

jednostk na wylot. Poza tym Hamas nie by zwi zany tradycj innych marynarek wojennych wiata - dopiero zaczyna tworzy w asn .

Barracuda II wysz a w morze z Zhanjiang, g ównej bazy chi skiej Floty Po udniowej, we wtorek wieczorem, p yn c na powierzchni, widoczna dla

ka dego zainteresowanego. Zanurzy a si dopiero przed cie nin Luzon, oddzielaj

Filipiny od Tajwanu, a teraz znajdowa a si w po owie mierz cej

dwa tysi ce czterysta mil drogi na pó noc. By to drugi z dwóch okr tów tej klasy, które organizacja Hamas w najg bszej tajemnicy kupi a od Rosjan za
po rednictwem Chin i Iranu, i chocia Amerykanie mogli ywi podejrzenia co do to samo ci prawdziwego w

ciciela, na pewno wiedzieli tylko trzy

rzeczy: Rosja nie przyzna a si do sprzeda y tej konkretnej Barracudy komukolwiek; Chiny nie przyzna y si do jej posiadania; nie zrobi tego te nikt

inny.
Los Barracudy I, zniszczonej w Kanale Panamskim, by im znany, ale ten temat by

cis ym tabu i Waszyngton trzyma j zyk za z bami równie

uparcie jak Moskwa i Pekin. Kontradmira Badr wiedzia , e widok Barracudy II spokojnie opuszczaj cej Zhanjiang i udaj cej si Bóg wie gdzie musia
zwróci uwag ameryka skiego wywiadu marynarki. W Fort Meade za z pewno ci zacz to na nowo zadawa so-1 bie stare pytanie: do kogo, u
diab a, nale y ten okr t? I tylko kilka osób w Teheranie, Damaszku i Pekinie wiedzia o, e ten atomowy okr t my liwski o wyporno ci o miu tysi cy ton
wybiera si na pierwsz misj bojow . Pierwszy etap wiód do supertajnej bazy w Huludao, ukrytej w g bi Morza

tego, tego lepego zau ka oceanu,

background image

gdzie Chiny przygotowywa y i prowadzi y próby morskie swych najwi kszych strategicznych okr tów podwodnych uzbrojonych w

mi dzykonty-nentalne rakiety balistyczne.

66
- Zwrot w prawo o dziesi

stopni! - zakomenderowa Badr. - Po

si na kurs trzysta pi

dziesi t. Trzyma dwadzie cia pi

w

ów, zanurzenie

sze

dziesi t metrów.

Morze

te jest znacznie p ytsze od Wschodniochi skiego

1 ostatni odcinek trasy wiod cy przez najbardziej strze one wody trzeba b dzie pokona w wynurzeniu, pod obserwacj ameryka skich satelitów.

Badr wola by nikomu nie rzuca si w oczy, ale w ko cu nie mia o to wi kszego znaczenia. Rosyjskiej budowy okr t p ynie do chi skiej bazy po wodach
mi dzynarodowych i chi skich — nikt nie ma obowi zku t umaczy si z tego Waszyngtonowi. Pentagon wszak e nie jest panem wszystkich oceanów

wiata. Chiny i Rosja maj pe ne prawo przemieszcza swoje okr ty i odwiedza wzajemnie swoje porty. Ben Badr u miechn si ponuro:

„Najwa niejsze, eby si nie dowiedzieli, dok d naprawd zmierzamy".

By ogólnie zadowolony z tego okr tu. Jego tytanowy kad ub wydatnie si przyczynia do t umienia emisji ha asu, cho jednocze nie powa nie

zwi kszy koszt budowy, a jeszcze bardziej pó niejszej eksploatacji. Barracuda II w zwi zku z tym nigdy nie wysz a w morze, dopóki przed rokiem nie
zosta a przej ta przez ira sk marynark wojenn na rzecz Hamasu. Do tej pory odby a jedn d ug i niespieszn podró przez pó

wiata, z rosyjskiej

bazy w Aragubie nad Morzem Barentsa do Chin, a potem przesz a dok adny, wielomiesi czny przegl d w stoczni Floty Po udniowej. Teraz, w pierwszej
podró y od tamtego czasu, zachowywa a si jak okr t prosto spod ig y; reaktor pracowa bez namniejszych zak óce , zapewniaj c energi na wszystkie
potrzeby. Barracuda II mog a przebywa w zanurzeniu przez ca e miesi ce. W pe ni uzbrojona stanowi a powa

si ogniow , dysponuj c

doskona ymi samonaprowadzaj cymi si rosyjskimi rakietami SSN-21 Granat, nale

cymi do typu zwanego artobliwie ..Wystrzel i zapomnij". Jej

wyrzutnie by y co prawda w tej chwili puste, ale to si mia o zmieni zaraz po wej ciu do Hu-ludao.

Kontradmira Badr dobrze si zna na prowadzeniu ato-rnowego okr tu podwodnego. Dla niego by a to tylko przyjemna wycieczka. Pod komend

mia wypróbowan za og ,

2 któr ju walczy i zwyci

na Barracudzie I. W naj-

67
bli sz przysz

patrzy niemal z ut sknieniem. By a teraz dwudziesta trzecia i nad sieczonym ulewnym deszczem Morzem Wschodniochi skim

panowa zupe ny mrok. Barracuda znajdowa a si oko o trzystu mil na ESE od Szanghaju, p yn c kursem niemal prosto na pi kn subtropikaln
Dze-dzu-do, siedemdziesi ciokilometrowej d ugo ci wysp wulkaniczn u po udniowego kra ca Pó wyspu Korea skiego. Ben zamierza zostawi ten
sk pany w s

cu turystyczny raj, zwany Hawajami Korei, o sze

dziesi t mil na prawym tra-1 wersie. Za ni zaczyna si Morze

te, gdzie ycie

nawigatora nie b dzie ju takie atwe i trzeba b dzie zachowywa pe

czujno

. Po udniowa cz

tego akwenu jest szczególnie ruchliwa. To istna

autostrada dla du ych zbiornikowców, masowców i kontenerowców zawijaj cych do du ych po ud-niowokorea skich portów Inczhon, Kunsan i Mokpho,
jak równie do Nampho. Oprócz frachtowców pe no tam zawsze jest kutrów rybackich, nie brak te chi skich okr tów patrolowych z flot Wschodniej i
Pó nocnej. Dla sonarzystów na podwodniaku oznacza to sta e pe ne pogotowie.

Dochodzi a pó noc. Yongdo w

nie opuszcza

luz Nampho, dygoc c od wibracji dwóch wys

onych diesli, których jazgot ostro by kontrastowa z

delikatnym poszumem turbin Barracudy II. Genera Raszud i Ahmed Sabah skorzystali z propozycji i przespali ca y dzie , zjedli kolacj z kapitanem i
pierwszym oficerem, a teraz stali na mostku podczas manewrów jako go cie honorowi. W ko cu nawet w Korei Pó nocnej niecodziennie sprzedaje si
parti rakiet kierowanych i dwie drogie g owice j drowe... Trasa Yongdo mia a liczy oko o czterystu mil morskich. W pó nocnej cz

ci Morza

tego

stateczek mia si min

z Barracuda II, która wed ug planu powinna przybi do nabrze a w Huludao w sobot wczesnym wieczorem. Rawi zastanawia

si , czy b dzie mia j okazj zobaczy z mostku Yongdo, wiedzia bowiem, e okr t b dzie musia p yn

w wynurzeniu. Dziwnie by o pomy le , e

jego stary przyjaciel i towarzysz broni egluje akurat po tym samym kawa ku wody co on i Ahmed.

W ciemno ciach niewiele by o wida , ale statek szybko zacz si ko ysa na martwej fali - co znaczy o, e wyszli
68
z zatoki na otwarte wody. Kapitan Cho zapewnia , e nie ma powodu do obaw, albowiem nie zdarza si tu gorsza pogoda, lecz genera nie móg si

op dzi od uczucia niepokoju. By oby fatalnie, gdyby jego cenny adunek spocz na dnie morza. Z oczywistych powodów nie by ubezpieczony i przy
warunkach kontraktu loco fabryka w razie jego utraty ca y koszt poniós by nowy w

ciciel.

Znajdowali si o dwie cie mil na wschód od Bohai Haixia, cie niny dziel cej zatok Bohai od reszty Morza

tego, w której egluga jest szczególnie

utrudniona. Ta w ska morska brama do wa nych chi skich portów handlowych i wojennych jest strze ona jak ma o który akwen na wiecie. S tam trzy
rejony zamkni te dla obcych statków, mi dzy którymi pozostaj tylko wyznaczone przej cia. aden, nawet najbardziej brawurowy dowódca nie
próbowa by p yn

tamt dy w zanurzeniu — g boko ci si gaj tam zaledwie dwudziestu kilku metrów. Mapa wygl da jak tor przeszkód: tu nie wolno

kotwiczy , ówdzie po awia ryb, tam le

na dnie ruroci gi naftowe, spory akwen zastrze ony jest dla jednostek marynarki wojennej ChRL. Do tego

liczne wysepki, ska y, mielizny, a wszystko pilnowane przez czujne patrolowce. Chi czycy maj czego strzec przed Zachodem - w pó nocnym
zakamarku zatoki Bohai skoncentrowany jest ich przemys stoczniowy, buduj cy atomowe okr ty podwodne. Nawet ma y frachtowczyk z
zaprzyja nionej Korei Pó nocnej b dzie przeprowadzony do portu przez eskort , jak zreszt i Barra-cuda II, która mia a tam dop yn

kilka godzin po

nim.
Yongdo dotar do Bohai Haixia o pó nocy z pi tku na sobot . Ponaddwukrotnie szybszy podwodniak dogania go w jednostajnym tempie. Ben Badr

yn wci

w zanurzeniu, ale wiedzia , e wkrótce b dzie musia podej

na peryskopow , a potem wyj

na powierzchni . Z ka

przep yni

mil

by coraz bardziej zadowolony ze swej za ogi. Ka dy z nich nauczy si wiele w ci gu minionych dwóch lat, Podczas niezliczonych kursów i treningów w
rosyjskiej bazie Araguba, gdzie poznawali tajniki fizyki j drowej, obs ugi reaktora, turbin, uk adu nap dowego, mechaniki, elektroniki, hydrologii,
uzbrojenia i systemów naprowadzania, a potem Podczas d ugiej podró y przez trzy oceany. Nie byli ju

-

69

todziobami, lecz do wiadczonymi podwodniakami: funkcj ZDO pe ni kapitan Ali Akbar Mohtad , który ju dowodzi) tym okr tem w pierwszej

podró y; komandor Abbas Szafii, specjalista nukleonik, pochodz cy z rodzinnych stron genera a Raszuda, by dowódc dzia u reaktora; dobrym
specem byli te szef okr tu starszy bosman Ali Zahedi i starszy bosman Ardeszir Tikku, do którego zada nale

nadzór nad trzema g ównymi

komputerami monitoruj cymi prac reaktora. By w ród nich te pierwszorz dny oficer elektronik z Teheranu, z zaliczonymi trzema kolejkami s

by na

ira skich spalinowo-elektrycznych podwodniakach klasy Kilo, który tak e bra udzia w pierwszej podró y Barracudy II. Ben Badr u miechn si na my l
o tym, e nied ugo b dzie znów mia na pok adzie genera a Raszuda i jego pogodnego przybocznego Ahmeda Sabaha, który mia

wietny wp yw na

morale ca ej za ogi, weso o chwal c ka dego za dobr robot . Marynarze odbierali to jak opini samego wojskowego bossa Hamasu; takie pochwa y
pozwala y im atwiej znosi stres wywo any sp dzaniem d ugich tygodni pod wod , bez ogl dania nie tylko l du, ale nawet wiat a dziennego czy
gwiazd. No i oczywi cie do czy te do nich pi kna, smuk a, szarooka Szakira, ona genera a i siostra Sabaha, jedna z najbardziej zaufanych osób w
organizacji, bojowniczka, która pomog a majorowi Rayowi Kermanowi ukry si mi dzy Palesty czy-kami po strzelaninie w Hebronie, gdzie ratuj c jej

ycie, zabi dwóch swoich podkomendnych z SAS. Ocalony w ten sposób przed wymiarem sprawiedliwo ci w asnej armii pó niejszy genera Rawi

Raszud dawa ma once woln r

w pracy, i zach caj c do rozwijania jej g ównego talentu, czyli umiej t- j no ci zbierania drobiazgowo dok adnych

informacji niezb dnych przy planowaniu akcji, zw aszcza gdy chodzi o mapy, plany miast i topografi terenu. W opinii Rawiego nie by o drugiej osoby,
która tak szczegó owo potrafi aby zaplanowa tras lotu cruise'a jak ona. W ko cu ugi si nawet przed jej

daniem dopuszczenia do s

by na

pok adzie Barracudy 1, czyni c j tym samym pierwsz na wiecie kobiet -podwod-niakiem. Jak si okaza o, by a to m dra decyzja. Ta dziewczyna,
teraz dwudziestosiedmioletnia, ma cis y umys i b yskotliw inteligencj , a jej praca w dziale naprowadzania

70
rakiet by a bez zarzutu; sprawi a si tak dobrze, e Rawi prawie zapomnia o drobnym szanta u, jakim go zmusi a do zabrania jej na misj : „Albo

jedziemy oboje, albo adne. Nie chc , aby zgin beze mnie". Teraz czeka a na nich w Huludao i kontradmira Badr nie móg si doczeka tego
spotkania, cho mo e nie tak bardzo jak dobry klient Korea skiej Republiki Ludowo-Demokratycznej, który w milczeniu obserwowa akurat wraz z
Ahmedem Sabahem bezkres Morza

tego z mostku starego Yongdo.

Obie jednostki odby y swe rejsy bez problemów. Przeby y w skie gard o Bohai Haixia pod eskort chi skiej marynarki; Barracuda II zacumowa a

oko o dziewi tnastej w sobot , Yongdo wszed do portu dwana cie godzin pó niej. Chi scy celnicy, wszyscy w mundurach wojskowych, weszli na
pok ad, zanim ktokolwiek móg zej

na l d. Dok adnie sprawdzili dokumenty statku i za

dali umo liwienia im inspekcji przynajmniej dwóch rakiet w

celu porównania z papierami przedstawionymi przez ich w

ciciela, genera a Raszuda. Otworzono dwie skrzynie; w jednej z nich spoczywa a rakieta,

która mia a ponie

do celu g owic nuklearn , teraz bezpiecznie spoczywaj

we „flaszce" zamocowanej na górnym pok adzie statku.

Rawi wiedzia , e ogl daj w

nie ten pocisk, poniewa na jego kad ubie widnia angielski napis: „Mark-2 Subma-rine Launched" oraz nazwa

asna, wymy lona przez Sza-kir i na jej pro

wymalowana z otymi literami na stalo-woszarym korpusie: SCIMITAR SL-2. Uczci a w ten sposób

pami

s awnego damasce skiego miecza Saladyna, który dzier

go w d oni, atakuj c Ryszarda Lwie Serce u bram Jerozolimy.

- Jak móg bym zapomnie ? Wed ug Jane na jednym z nich wyszed em jak cholerny w ócz ga z buszu. W os rozwiany, koszula wysz a ze spodni, w

ku kufel fostera i w takim stanie prosz pani Morgan do ta ca.

- Tak, widzia em je. A tu mamy czterech innych facetów, którzy te wygl daj , jakby nie chcieli by fotografowani. Oczywi cie maj wi cej godno ci

od ciebie, ale zdj cia s tak samo porz dnie zrobione.

Obydwaj si roze mieli, ale Morris bynajmniej nie traktowa sprawy lekko.
- Okay, Jimmy. Zrób z nich kopie, powiedzmy, pi

dziesi t kompletów. Potem wysma notatk i po lemy je w odpowiednie miejsca, sk d mo emy

si spodziewa odzewu.

- Dok d na przyk ad?
- Mo emy zacz

od naszych ambasad w Iranie, Iraku, Syrii, Egipcie, Emiratach, Arabii Saudyjskiej, Jordanii, Libanie i Izraelu. Pentagon te niech

background image

roze le kopie do dowódców baz wojskowych i morskich na Bliskim Wschodzie. Zaprz gniemy te do pracy FBI i CIA. Poprosimy te Angoli: MI5,

MI6, Scotland Yard...

- Jezu, to sporo k opotu, sir.
- Na szcz

cie mamy do

liczny personel. Sugeruj , by nie puszcza niczego do sieci. adnego internetu, e-maili poza wewn trznymi i

zabezpieczonymi. Zdj cia s w ko cu robione przez osob prywatn i nie ma sugestii po piechu. Miesi c miodowy Arnolda sko czy si pi

miesi cy

temu i tyle czasu zaj o mu przys anie ich tobie. Ale skoro yczy sobie sprawdzenia, zrobimy to dla niego. Najlepiej jak umiemy.

- W porz dku, sir. Zajm si tym od razu.
Jimmy Ramshawe wróci do swego zasypanego papierami biura, mrucz c pod nosem:
- adna mi prywatna osoba. Cyka par fotek, pakuje w kopert i pó

wiata skacze na komend ...

Lawiruj c przez swój twórczy nie ad, dotar do biurka i wróci do studiowania fotografii w typowy „ramszawski" sposób: „Zrobione na wulkanie, ale go

tu nie wida ... Jest tylko szczyt urwiska... Wysoko, cholera... Na samym brzegu wyspy, czyli wulkan musi by za fotografem... Ciekawe, jak wygl da?...
Zapewne nieczynny... Nie staliby na jego szczycie, gdyby cho-

74
lernik plu dooko a law ... Nawet nie wiedzia em, e na Kanarach maj wulkany..."
Nie by o jednak czasu na rozwa ania. Wezwa kogo , kto by zrobi potrzebne kopie, i kogo innego, aby skombinowa list wszystkich ameryka skich

ambasad na Bliskim Wschodzie. Zadzwoni do kapitana Scotta Wade'a z wydzia u wywiadu wojskowego z pytaniem, jak przekaza zdj cia do
tamtejszych baz. Na koniec ci gn porucznika Jima Perry'ego i poleci mu pu ci ca machin w ruch. List przewodni napisa osobi cie, przes
Jimowi e-mailem do wydrukowania i rozes ania z fotografiami, gdy tylko b

gotowe - najpó niej nazajutrz rano. Za atwiwszy w ten sposób pro

Morgana, zaj si tym, co wed ug niego by o naprawd wa ne.

Z Krajowego Biura Zwiadu przysz o zdj cie satelitarne rosyjskiej budowy atomowego okr tu podwodnego klasy Barra-cuda p yn cego po Morzu

tym na pó noc, prawdopodobnie do chi skiej bazy w Huludao, jako e poza ni nie ma tam niczego ciekawego. Mia te wcze niejsze o trzy dni

fotografie takiej samej jednostki wychodz cej w morze z Zhanjiang, g ównej bazy i siedziby sztabu Floty Po udniowej. Satelita sfotografowa j jeszcze
raz, gdy by a o dwadzie cia pi

mil dalej i w

nie si zanurza a. Par nast pnych zdj

tego fragmentu oceanu nie pokazywa o ju niczego. Jimmy

zastanawia si wtedy, dok d te si ten okr t wybiera. Poniewa istnieje na wiecie tylko jedna jedyna zdolna do eglugi Bar-racuda, nowe zdj cie
odpowiedzia o mu na to pytanie. Inne pozostawa o jednak wci

bez odpowiedzi: do kogo on w

ciwie nale y? Rosjanie robili uniki, twierdz c, e

sprzedali go Chi czykom. Chi czycy odmawiali wprost ujawniania jakichkolwiek informacji o swojej flocie podwodnej zachodniemu mocarstwu, nawet
Stanom Zjednoczonym, których dolary tak bardzo lubi . Trudno, sprawa pozostaje otwarta. Jimmy postanowi , e napisze krótki raport i b dzie mia oko
wyczulone na zdj cia z pó nocno-wschodniej Azji, czekaj c na chwi-1?> kiedy Barracuda znów wyruszy w morze w niewiadomym kierunku.

Tajemnica tego okr tu nie dawa a mu spokoju. „Po jakiego grzyba to pud o wlok o si do Huludao? To ich baza j drowa, gdzie zbudowali te

przero ni te i praktycznie bezu yteczne

75
boomery klasy Xia. Niech mnie szlag, je li wiem. Barracuda jest za ma a do rakiet mi dzykontynentalnych. Mo e tym razem Ruski naprawd j

sprzedaj ? Ale przecie równie dobrze mogli to zrobi w Zhanjiang, nie? Po co by o pcha j tysi c sze

set mil na pó noc? Co takiego jest w Huludao,

czego Barracuda potrzebuje? Mo e specjalistycznego serwisu dla reaktora? A mo e raczej rakiet. Chinole robi tam cruise'y- Bo ja wiem? Ale lepiej j
przypilnowa , kiedy b dzie wychodzi a z portu". Obejrza fotografie ponownie, po czym odszuka powi kszenie urz dze portowych Huludao. Ruchliwe
miejsce, pomy la ; pe no statków, mo e obs

miliony ton adunku rocznie.

ledzi chi sk baz przez nast pne dwa dni i ucieszy si , gdy dosta znowu zdj cie Barracudy, ju w porcie i kieruj cej si prosto do krytego doku.

Porcja z nast pnego przelotu satelity pokaza a niezwyk y widok cywilnego stateczku z p askim pok adem adunkowym i nadbudówk na dziobie,
cumuj cego przy kejach dla podwodniaków. Pewnie przywióz cz

ci zamienne albo co w tym rodzaju, wydedukowa . Nie móg wiedzie , e nielegalny

mierciono ny adunek Yongdo zosta ju wcze niej wy adowany w innym krytym doku, dwie godziny przed pojawieniem si nad horyzontem

ameryka skiego satelity.

Przes

do CIA rutynow pro

o zidentyfikowanie statku, ale niewiele to da o. Z Langley odpowiedziano, e to leciwa ajba, prawdopodobnie

rodem z japo skiej marynarki wojennej, ale przebudowana, jak wiele starych okr tów na Dalekim Wschodzie, na cywilny frachtowiec. Nie byli pewni, kto
jest jego armatorem, ale domniemywali, e mo e wci

by w r kach japo skich, ewentualnie pó nocnokorea skich. „Pewnie przywióz par bomb

atomowych do dalszego transportu dla Arabów", pomy la z ironi Jimmy. „Nic wielkiego, raptem koniec cholernego wiata".

Nast pny tydzie up yn bez adnych wydarze . Barracudy od tamtej pory ju nie widziano, nikt te nie potrafi okre li to samo ci starego

stateczku wci

zacumowanego w porcie wojennym Huludao. A potem nadesz a sensacyjna wiadomo

. Ambasador USA w Dubaju, który wcze niej

pe ni t misj w Teheranie, powiedzia , e rozpozna a dwóch

76

czyzn ze zdj

admira a Morgana. Jego ekscelencja Mark Volmer, zawodowy dyplomata z Massachusetts, nie mia

adnych w tpliwo ci:

„Podczas mojej kadencji w Iranie zosta em osobi cie poproszony o rozpatrzenie wniosku o wiz dla dwóch bardzo wa nych profesorów z wydzia u
geofizyki na Uniwersytecie Tehera skim. Jednym z nich by Fatahi Mohammed Reza, drugim Hatami D amszid, obaj zamieszkali w stolicy". Ambasador
przypomnia sobie, e uczeni wybierali si na roczne studia podyplomowe na Uniwersytecie Kalifornijskim w Santa Cruz. Obydwaj specjalizowali si w
wulkanologii i spowodowanych przez erupcje osuwiskach ziemnych. Pomy la nawet o tym, by na zdj ciu podpisa nazwiska pod odpowiednimi
postaciami. Patrz c ponownie na fotografie, Jimmy Ramshawe oceni na podstawie j zyka cia a, e profesor Hatami jest wy szy rang od kolegi,
natomiast powa na, zafrasowana mina Fatahiego wiadczy a, e te jest ekspertem w swojej dziedzinie. Ambasador zatelefonowa nawet na
tehera sk uczelni i dowiedzia si , e obaj naukowcy s starszymi wyk adowcami i cz onkami rady wydzia u geofizyki, i ju wrócili do pracy. I Hatami, i
Fatahi wiele podró uj , obserwuj c i badaj c dzia anie podziemnych si , jakie od czasu do czasu zmieniaj oblicze naszej planety.

- Hej, ten Volmer powinien pracowa u nas, zamiast ugania si po pustyni ze zgraj nomadów! - wykrzykn Jimmy z nieskrywanym podziwem dla

dok adno ci informacji ambasadora.

By uszcz

liwiony i zarazem zdziwiony, e sprawa tak szybko znalaz a wyja nienie, i z niejak dum napisa meldunek do Wielkiego Cz owieka.

E-mail zako czy efekciarskim: „...dwójka wulkanologów zaj ta swoj robot . I tak si ko czy tajemnicza historia dwóch Arabów na kanaryjskiej górze".

Poczt odebra a - jak zawsze - Kathy. Jej m

wiecznie si odgra

, e ci nie drogi laptop w odm ty Potomacu, „bo Jest tak cholernie powolny!"

Arnold przeczyta raport Jim-^'ego Ramshawe'a z zainteresowaniem, po czym pos

mu Podzi kowanie i pro

o uwa ne ledzenie wszelkich

informacji, jakie mog nadej

o pozosta ych dwóch postaciach z doskona ych uj

Harry'ego.

77
— Ca y Arnold Morgan — skomentowa pó niej Jimmy swemu szefowi, — Dostaje wiadomo

, na któr szans mia jak jeden do wier miliarda, i

da wi cej. My la em, e dwóch rozpoznanych profesorów to ju dostatecznie du o i sprawa zamkni ta. Ot, grupka jajog owych przygl daj ca si

obiektowi swoich bada .

— Znasz go prawie tak dobrze jak ja, Jimmy - odpar George Morris. — To nie jego wina. Taki ma mózg. Cholerna szara masa nie umie odpu ci ,

dopóki cho jedno pytanie pozostaje bez odpowiedzi. Pozna dwóch z czterech? No, to chce wiedzie , kim s pozostali dwaj. Nic na to nie poradzi.

— Jak go znam, to dopisze mu szcz

cie - rzek Jimmy. By y to prorocze s owa. Cztery dni pó niej na jego biurku

wyl dowa zaszyfrowany sygna z CIA, przekazuj cy informacj z Londynu: „MI5 przekaza a wasz pro

do si specjalnych armii brytyjskiej.

Pu kownik Russell Makin, dowódca 22. pu ku SAS, twierdzi, e cz owiek, który na zdj ciu jest pierwszy z prawej i odwrócony ty em do kamery, to
zaginiony major Ray Kerman. Potwierdza to czterech innych oficerów SAS. Pa stwo Kermanowie jad jutro do Stirling Lines. Prosz o jak najszybsze
przekazanie daty, godziny i miejsca wykonania fotografii".

Jimmy Ramshawe omal nie wyskoczy ze skóry. Ruszy prawie biegiem przez korytarz, zastuka do drzwi admira a Morrisa i nie czekaj c na

zaproszenie, wpad do rodka jak burza. Gabinet by pusty, wi c wypad z powrotem i odszuka sekretarza dyrektora.

— Kr ci si tu gdzie , sir. Mam przekaza , eby do pana zadzwoni ?
— Nie, przeka , eby przyszed prosto do mojego biura. Mam co , od czego j dra mu si skurcz do rozmiarów króliczych. - Komandor porucznik

James Ramshawe ledwo panowa nad sob , a có dopiero mówi o j zyku.

Dziesi

minut pó niej George Morris jako przebrn przez labirynt papierów do krzes a, usiad i przeczyta notatk od CIA. Pokiwa m drze g ow i

rzek :
— No có , Jimmy. Mamy wi c dowód na to, co ju wcze niej wiedzieli my. Po pierwsze, pi

miesi cy temu major Kerman definitywnie

, po

drugie, ktokolwiek ignoruje g os instynk-

78
tu admira a Arnolda Morgana, robi to na w asn szkod , powiedzia

mu ju o tej rewelacji?

- Nie, sir.
- To nie mów. Zadzwoni do niego i wprosz nas z odwiedzinami na dzi wieczór. Przy odrobinie szcz

cia mo e Kathy poprosi, eby my zostali na

kolacji.
- Zgadzam si ca ym sercem, sir. My

, e w tej chwili pogaw dka z admira em to najlepszy pomys . On mo e wpa

na co jeszcze lepszego.

- Tymczasem dowiedz si wszystkiego, co mo liwe, o tych dwóch profesorach. Je eli wspó pracuj z majorem Kerma-nem, to musz to by jakie

ciemne sprawki. I to na du

skal . Arnie zada nam ca mas pyta .

- Aye, aye, sir!
Przez nast pne cztery godziny Jimmy szpera w inter-necie, zaczynaj c od Uniwersytetu Kalifornijskiego. Znalaz sporo informacji na temat

tamtejszego wydzia u geofizyki i — ku swemu zdziwieniu - ca katedr zajmuj

si wy cznie zjawiskiem, o którym przed paroma tygodniami

rozmawia ze swym przysz ym te ciem: tsunami. By y tam komputerowe modele kilku s ynnych na wiecie przypadków tych fal wywo anych przez
wybuchy wulkanów oraz drobiazgowe studia mo liwych takich zdarze w przysz

ci. Kilka z nich wskazywa o na gor ce punkty na pó nocnym

background image

Pacyfiku, zw aszcza w okolicach Hawajów. Co ciekawe, sporo miejsca po wi cono miejscu potencjalnie najwi kszej katastrofy w ca ej historii wiata:

wyspie Palma w archipelagu kanaryjskim.

Jeden z ciesz cych si najwi ksz renom ameryka skich profesorów opublikowa prac , w której stwierdzi wprost, e - z powodu pierwotnego

kszta tu i rozmiaru niestabilnego zbocza wulkanu Cumbre Vieja - fale tsunami, jakie powsta yby w wyniku jego erupcji, najprawdopodobniej zachowa yby
powa

cz

energii, przemieszczaj c si od Wysp Kana-ryjskich ku USA, Europie i pó nocnej Brazylii. Pocz tkowa d ugo

fali wynosi aby oko o

kilometra, a po dotarciu na p ytkie wody jej wysoko

si gn aby pi

dziesi ciu metrów. Dowodz tego napotykane u wybrze y Bahamów ogromne

azy i inne osady naniesione tam przez tsunami pochodz ce z epicentrum na Wyspach Kanaryjskich, które powsta o kilka

79
tysi cy lat temu. Niepodwa alny wniosek autora tego komputerowego modelu, doskonalonego przez lata bada , brzmia tak samo jak ten, który

admira Morgan wy

Kathy: w sze

do dziewi ciu godzin po osuni ciu si Cumbre Vieja do Atlantyku zniszczone zostanie ca e Wschodnie

Wybrze e USA. Na stronie internetowej mo na by o zobaczy dobrze dopracowane kolorowe wykresy zmian wysoko ci fali. Jimmy wpatrywa si w nie
z wyba uszonymi oczami.

— Pi

dziesi t metrów! - wydysza . - Bo e, to od Bostonu po Miami nie zostanie ani jedno nadbrze ne miasto! Nic dziwnego, e ci pieprzeni

turbaniarze si tam kr cili. Nie wiem tylko, czego tam szuka nasz Ray Kerman... chyba e chce zetrze za jednym zamachem pó Stanów
Zjednoczonych z mapy...

Ugryz si w j zyk. „Nie, on tego nie mo e zrobi ... Co innego upn

rakiet w rafineri czy elektrowni , które dalej ju same wylecia y w powietrze...

Ale to zupe nie inna sprawa... Tu idzie o pot

moc z wn trza Ziemi. Ludzko

jeszcze nie widzia a takiej si y. Na miar samego Boga... a nie bandy

stukni tych terrorystów... chyba..."

Poza t skarbnic wiedzy z Kalifornii Jimmy nie znalaz wiele materia u na temat dwóch ira skich profesorów, a ju zupe nie nic o majorze Kermanie,

którego nikt nie widzia na Zachodzie od chwili jego dezercji przed pi ciu laty. By o par niech tnych o wiadcze ze strony ministerstwa obrony w
Londynie, ale nie rzuca y one adnego wiat a na jego aktualne miejsce pobytu ani tym bardziej na jego plany.

Kathy Morgan zareagowa a dok adnie po my li admira a Morrisa i zaprosi a ich obu na kolacj do Chevy Chase. Cieszyli si na t perspektyw , od

kilku miesi cy aden z nich nie mia bowiem okazji spotka si z ich idolem. Punktualnie o dwudziestej zjawili si w stylowej willi Morganów, któr Kathy
zatrzyma a po rozwodzie z pierwszym m

em. Drzwi otworzy im Arnold, witaj c ciep o i oznajmiaj c, e kolacj przyrz dza osobi cie na grillu w

ogrodzie. Kiedy ju poda drinki (wszyscy trzej zdecydowali si na solidn szkock z wod ) i wyszli na werand , Morris „zdetonowa " obiecan
bombow wiadomo

.

- Arnie, przygotuj si na szok. Jednym z go ci na twoich
80
zdj ciach, tym, którego Harry'emu nie uda o si z apa od przodu, jest niejaki Raymond Kerman, by y major SAS. I co ty na to?
- Chyba artujecie? Ten sukinsyn sta o kilka kroków ode mnie na szczycie pieprzonego urwiska nad oceanem? Do diab a! Gdybym wiedzia ,

udusi bym go w asnymi r kami!

- Gdyby on wiedzia , kim pan jest, zrobi by to pierwszy -odrzek Jimmy ze miechem, ani wiedz c, jak bliski jest prawdy, po czym opowiedzia

admira owi, jak otrzymali potwierdzenie to samo ci tego najbardziej poszukiwanego terrorysty wiata.

- To rzeczywi cie by a bomba, George - rzek Morgan. -Wa niejsze jest jednak co innego: co on robi z Ira czykami na kanaryjskim wulkanie?
- No có , oto jest pytanie. — Morris wzruszy ramionami. - I to za pi

dziesi t punktów. Nie ma adnych dowodów, e ci profesorowie s na przyk ad

islamskimi fundamenta-listami. To akademicy, którzy po wi cili ycie wulkanom.

- Je li wolno mi si wtr ci , to i ja mam dobre pytanie -powiedzia Ramshawe. - Dlaczego akurat Palma? Na wiecie jest tyle wulkanów, a

najniebezpieczniejszy terrorysta wybiera sobie na miejsce pogaw dki ze specjalistami akurat zbocze najniebezpieczniejszego z nich?

- Sk d wiesz, e ten wulkan jest najniebezpieczniejszy? -Arnold u miechn si lekko.
- Och, oko o siedemnastej zosta em ekspertem w tej dziedzinie. Sprawdzi em starego Cumbre Vieja w internecie... Du o o nim mówi na stronie

Uniwersytetu Kalifornijskiego. To ta uczelnia, gdzie ci dwaj z Teheranu robili studia podyplomowe.

- Cholerny internet... — mrukn Morgan. — Ja musia em Przejecha pó

wiata i s ono za to zap aci , eby si dowiedzie o Palmie tego samego, co

ty wy uska

w pi

minut kosztem pi ciu dolców...

- Pi ciu centów, je li nie liczy ceny papieru i tuszu do drukarki - poprawi go Jimmy.
Na t chwil wesz a Kathy, nios c na tacy cztery pó ki-'°gramowe befsztyki z pol dwicy po nowojorsku, skrusza e, Przyprawione i gotowe do
pieczenia.
81
- Cze

, George - skin a g ow Morrisowi. - Mog by , Jimmy? - spyta a, wskazuj c mi so.

- Dobry wieczór, pani Morgan. S w sam raz.
Pani Morgan wygl da a jak zwykle zniewalaj co. D ugie do ramion rude w osy mia a swobodnie rozpuszczone, za ca y makija s

a dyskretna

szminka i niewiele ponadto. Do bia ych obcis ych spodni toreadora w

a rubinow jedwabn bluzk . Na

cuszku na szyi wisia y dwa z ote delfiny,

stylizowane na starogreck mod - nieoficjalny emblemat s

by podwodniackiej w US Navy.

Arnold wzi d ugi grillowy widelec i jeden po drugim u

befsztyki na ruszcie. Znad aru rozleg o si g

ne, apetyczne skwierczenie - drugi hymn

narodowy jego rodzinnego Teksasu.

- Chod cie, chod cie, malutkie - mrucza gospodarz, precyzyjnie ustawiaj c solidne porcje w szyku czo owym, burta w burt . Nie zamkn wieka, ale

podkr ci palnik gazowy na wysoki p omie . — Tak si to robi, ch opcze - zwróci si do Jimmy'ego. — Nauczy em si od ojca. Du y ogie , czujne oko i
szybka reakcja... oto, czego potrzebujesz przy steku z grilla.

- I w yciu - odrzek Jimmy z u miechem. — Wystarczy si zagapi , a poparzysz sobie palce.
- Mam nadziej , e nie o cholerny wulkan - burkn Morgan. - Zastanawiam si , co te sukinsyny knuj .
- Mo e nic - powiedzia Morris. - Mo e Kerman si tym po prostu interesuje i pojecha w teren z dwoma wulkanolo-gami. Mo e zwiedzaj tak i inne
miejsca.
- Akurat! - Komentarz Morgana by atwy do przewidzenia. - Tacy faceci nie maj niewinnych hobby. To fanatycy, którzy ani na chwil nie przestaj

snu swych niecnych planów. Nie ufam zw aszcza Kermanowi. Je eli zrobi cho po ow z tego, o co go pos dzamy, to plasuje si gdzie w po owie
drogi mi dzy pu kownikiem Kadafim a D yngis-chanem.

- Czyta em dzisiaj o problemie z Cumbre Vieja - wtr ci Ramshawe. - Nie da si dzi spowodowa takiej eksplozji, eby str ci do morza ca e

kilometry sze cienne ska y.

- Tyle to i ja wiem, Jimmy - odpar admira . - Ale to nie erupcja wulkanu b dzie czynnikiem sprawczym zapowiadanej katastrofy. Chodzi o co innego:

gwa townie wyp ywaj ca

82
lawa po drodze podgrzeje podziemne jeziora do wrzenia. B dzie to jak eksplozja gigantycznego kot a parowego.
- Widzia em kiedy stare zdj cie po wybuchu kot a lokomotywy. - Jimmy pokiwa g ow . - Rozwali o pó stacji, a wcale nie by a ma a. Ale przecie do

wywo ania takiej reakcji trzeba by niewiarygodnej si y, prawda? Jeden z uczonych powiedzia , e wymaga oby to ingerencji Boga, a Wszechmocny nie
zsy

nic tak powa nego od stuleci.

- Mam nadziej , e ma racj - rzuci Arnold, zr cznie odwracaj c befsztyki na drug stron . - Nie podobali mi si tylko ci turbaniarze na tej pieprzonej

górze, ot i wszystko. Obawiam si , e knuj co niedobrego, jak zwykle.

Popijali w milczeniu whisky, ale atmosfera zrobi a si troch napi ta. George Morris wiedzia , e Wielki Cz owiek martwi si mo liwym spiskiem

terrorysty o randze Kermana ze wiatowej rangi znawcami wulkanów. Arnold w my li atakowa ju problem, zastanawiaj c si , co z tym robi i jakie
gro by mo e przynie

przysz

. Nie pracowa ju w Bia ym Domu i by formalnie cywilem, zwyk ym obywatelem. Troski wysokiego urz du powinny

zosta poza nim; teraz by czas na planowanie z on wakacji, podró y po wiecie, wizyt u przyjació . Morganowie to robili, owszem, ale admira zawsze
traktowa problemy Stanów Zjednoczonych jak w asne. By to stary nawyk, którego trudno si pozby .

Kathy tak e spos pnia a. Nie znosi a, kiedy jej m

zachowywa si , jakby wci

by doradc prezydenta do spraw bezpiecze stwa narodowego;

wiedzia a jednak, e po prostu nie ma na to adnej rady i nale y tylko mie nadziej , e z y nastrój minie. Spróbowa a odwróci jego uwag , rzucaj c z
udawan trosk w g osie pytanie, czy aby na pewno wino, które zamierza poda , ma odpowiedni temperatur .

By o to has o, które niemal zawsze odnosi o po

dany skutek. Admira pospiesznie ruszy do domu, by spróbowa wybranego na ten wieczór

pomerola z Chateau de Valois, rocznik 1998. Wkrótce zapomnia o majorze Kermanie, zaj ty wyk adaniem go ciom zalet wietnego czerwonego
bordeaux, którego za chwil posmakuj .

- Z dziewi

dziesi tego ósmego liczy si tylko prawy brzeg, co, Jimmy?

83
- Nie wiem, o jaki brzeg pan pyta.
- To by wy mienity rok dla bordeaux, ale tylko po jednej stronie yrondy.
- Gdzie to jest?
- yronda to wspólne lejkowate uj cie Garonny i Dor-dogne do Zatoki Biskajskiej. Na jej lewym brzegu znajdziesz wi kszo

wielkich francuskich

chateaux. Na prawym s dwa najwa niejsze: Pomerol i St Emilion. Tamten rok by bardzo deszczowy, tu przed winobraniem. Rzeki wezbra y, z
Pirenejów sp yn a masa wody i zala a lewy brzeg, w tym Medoc. Pomerol i St. Emilion wysz y z tego sucho i mia y wspania e zbiory. Otworzy em na
dzisiaj dwie butelki. Po telefonie George'a chcia em zaprosi te twojego ojca, Jimmy, ale zdaje si , e rodzina wyjecha a z miasta?

- Tak, s u moich staruszków w Nowym Jorku. Szkoda, e Johna tu nie ma. Na pewno chcia by spróbowa tego wina. -Ramshawe urwa , czuj c, e

pod fasad towarzyskiej konwersacji w umy le admira a wci

pracuj te same trybiki. -Sir, nie wiem, kiedy pan ostatnio czyta o tych sprawach, ale ja

dzi po po udniu dobrze przewertowa em kilka rzeczy. Wiem, e naukowcy snuj czarne prognozy co do Palmy, ale wi kszo

z nich jest zdania, e

background image

du ego bum mo na si spodziewa nie wcze niej ni za jakie sto tysi cy lat...
- Mo e i tak - odpar Morgan. - Ale ja tam by bym spokojniejszy, gdyby ten Kerman ju nie

.

Poniedzia ek, 5 lipca 2009 r., godzina 5.00. Huludao, baza okr tów podwodnych
Po miesi cu sp dzonym w wielkim suchym doku w chi skiej bazie morskiej ca y komplet pó nocnokorea skich rakiet by w pe ni gotowy. Miejscowi

elektronicy sprawdzili wszystkie systemy w ka dym pocisku i dwa z nich wyposa yli w g owice j drowe. Szczególn uwag po wi cili „mózgom",
komputerom naprowadzania i nawigacji umieszczonym w samym ich czubku. Rawi chcia mie pewno

, e wystrzelona rakieta poleci dok adnie tras

wyznaczon i zaprogramowan przez komandor podporucznik Szakir Raszud. Ca osiemnastk

84
za adowano do magazynu Barracudy II i Chi czycy mogli wystawi oburzaj co lichwiarski rachunek dla marynarki wojennej Iranu jako jej agentowi,

cho nie w

cicielowi - na ca e osiem milionów dolarów — za swe us ugi. Oczywi cie ich technologia i wiedza by y w tej cz

ci wiata bezcenne, trudno

wi c oczekiwa , eby mieli skrupu y i wyrzekli si

atwego zarobku. Najwa niejsze, e Scimitar SL-2 by przygotowany do boju.

Poprzedniego wieczoru mechanicy zacz li wyci ga pr ty spowalniaj ce i o trzeciej nad ranem starszy mechanik, komandor Abdulrahim,

zameldowa , e turbiny s gotowe. Do wiadczony ira ski podwodniak by na s

bie ca noc, nadzoruj c wysuwanie grup smuk ych walców z hafnu z

uranowego serca reaktora. Z ka

minut neutrony mog y swobodniej si przemieszcza , powoduj c coraz wi cej reakcji rozszczepienia,

systematyczny wzrost temperatury uk adu i osi gni cie samopodtrzymuj cej si reakcji

cuchowej -podstawy energetyki nuklearnej. Abdulrahim w

pe ni kontrolowa reaktor, reguluj c temperatur i doprowadzaj c uk ad ch odzenia do normalnego ci nienia eksploatacyjnego stu siedemdziesi ciu
pi ciu kilogramów na centymetr kwadratowy - niewyobra alnego w porównaniu z ci nieniem atmosferycznym, do jakiego ewolucyjnie przywykli my:
jeden kilogram na centymetr kwadratowy. Woda musia a osi gn

w

ciw temperatur , aby zapewni okr towym turbinom o mocy czterdziestu

siedmiu tysi cy koni mechanicznych odpowiedni energi , by mog y pchn

do przodu osiem tysi cy ton masy okr tu. Wraz z komandorem w

przedziale reaktora pracowa o jeszcze czterech ludzi.

Dwie godziny przed witem okr t podwodny Hamasu zosta odholowany z krytego doku przez dwa chi skie holowniki. Teraz byli ju za falochronem i

yn li pod w asnym na-P dem, stopniowo zwi kszaj c pr dko

do o miu w

ów. Okr t prowadzi ZDO, w si owni starszy bosman Tikku ccuj-nie

obserwowa prac swoich operatorów trzech komputerowych paneli sterowania: uk adu nap dowego, reaktora i agregatów pr dotwórczych. Szef
okr tu, Ali Zahedi, sta u boku ZDO w centrali manewrowej. Miejsce nawigatora zajmowa Porucznik Asztari Mohammed, urodzony w Anglii Irakijczyk,

85
którego rodzice uciekli tam w latach dziewi

dziesi tych przed prze ladowaniami re imu Saddama Husajna. Asztari by z serca rewolucjonist i sam

z kolei wyjecha z Europy, aby wst pi w szeregi Hamasu. Wybrany do za ogi, sko czy kurs w szkole oficerskiej w Bandar Abbas. Umiej tno ci
nawigacyjne doskonali w chi skiej szkole marynarki w Qing-dao. Bra udzia w misji Barracudy I i dobr postaw zapracowa sobie na powo anie na
drugi okr t genera a Raszuda.

Na pomo cie stali kontradmira Badr oraz Rawi i Szakira Raszudowie, obserwuj c, jak Barracuda II sunie pog bionym kana em przez niepokoj co

ytki akwen na podej ciach do Huludao. Na wschodzie ró owi o si niebo, morze by o ole-i cie g adkie i szare. Holowniki p yn y z nimi jeszcze przez

par kabli, po czym zawróci y do portu. Zostali sami. Przed sob mieli niebezpieczne zadanie, ale ci ludzie ju stawiali razem czo o zagro eniom i czuli
si pewnie. Tylko Szakira, ciskaj ca rami m

a, mimowolnie zadr

a, patrz c, jak okr t z wolna kieruje si na wschód, p yn c teraz z pr dko ci

dwunastu w

ów. Znajdowali si jeszcze na ci le strze onych wodach zatoki Liaodong, niedost pnych dla obcych jednostek i patrolowanych przez

chi skie kutry i cigacze.

Tu przed siódm trzydzie ci Ben Badr zszed pod pok ad i zarz dzi zwrot na po udnie, ku cie ninie Bohai. Dopiero za ni b dzie móg pomy le o

zej ciu na peryskopow . Na razie pozostawa o p yn

na powierzchni, pod okiem ich protektorów z chi skiej marynarki wojennej. Jednak nie tylko oni

patrzyli na Barracuda II. O siódmej czterdzie ci pi

, krótko po zwrocie, „Wielki Ptak" zrobi jej kilka zdj

i zarejestrowa kurs oraz pr dko

. W

Waszyngtonie dochodzi a osiemnasta... poprzedniego dnia. Fotografie z Krajowego Biura Zwiadu znajd si na biurku komandora Ramshawe'a o ósmej
rano — po czternastu godzinach. Do tego czasu okr t b dzie ju na bardziej otwartych i g bszych wodach wschodniej cz

ci Morza

tego, gdzie

dzie móg si zanurzy , p yn c dalej tu pod powierzchni , mo e niezupe nie niewidzialny, ale prawie. Na razie jednak Rawi i Szakira stali dalej na

pomo cie kiosku. Robi o si cieplej; Ahmed przyniós im kaw , a reszta za ogi by a zaj ta rutynowymi czynno ciami kontrolnymi. Dowódca

cza w

nawigacyjnej z porucznikiem

86
]Vlohammedem nad mapami, ustalaj c tras przej cia mi dzy licznymi wysepkami, jakimi usiane s po udniowe brzegi Japonii, na otwarty ocean.
Poniedzia ek, 5 lipca 2009 r., godzina 8.00. Fort Meade
Jimmy Ramshawe patrzy na zdj cia Barracudy II, sun cej przez Morze

te na po udnie.

- I dok d ci , psiakrew, niesie? - nie móg si powstrzyma od g

nego zapytania.

Sprawdzi wspó rz dne podane przez KBZ: 40°42'N, 121°20'E. Biuro us

nie zidentyfikowa o te obiekt na fotografii jako jedyny istniej cy okr t

rosyjskiej klasy Barracuda wychodz cy z chi skiej bazy marynarki.

- To nie do wiary - mrukn . - Wci

nie wiemy, czyj on jest. Ruski nie chc si przyzna , e sprzedali go Chinolom, z tej racji, e to nie nasz interes.

Chinole w ogóle si nie odzywaj , pewnie z tego samego powodu.

Otworzy na ekranie monitora map Morza

tego i po udniowej Japonii. „To cholerne pud o wkrótce pójdzie w zanurzenie, pewnie zaraz po

przej ciu Bohai Haixia, i nie zobaczymy go Bóg wie jak d ugo", pomy la . „Mo e skr ci prosto w Cie nin Korea sk i na Morze Japo skie. Równie
dobrze mo e pop yn

dalej na wschód i wyj

pod Japoni na Pacyfik, a tam ju hulaj dusza, na pó noc, na wschód, na po udnie... Albo wróci do

Zhanjiang, sk d przyby . No, to by zacz o wygl da na to, e jednak nale y do Chi czyków. Krótko mówi c, mo e zrobi wszystko, a my si dowiemy
tego dopiero wtedy, gdy znów si gdzie wynurzy. Na przyk ad za Pó roku. Cholera..."

Jimmy Ramshawe nie znosi

lepych zau ków. Nie lubi te Morza

tego i wszystkiego, co si z nim kojarzy. A tu Barracuda p ynie sobie weso o

akurat na tych najmniej dost pnych dla Zachodu wodach w pe nym s

cu, najwyra niej z chi skim b ogos awie stwem i pomoc , a mo e i za og .

Zamówi powi kszenia wszystkich zdj

; po godzinie móg ju Przyjrze si trzem sylwetkom stoj cym na pomo cie okr tu.

87
Wszystkie mia y jednak na g owach czapki, a e fotografie wykonane by y prawie pionowo z góry, nie by o mowy nie tylko o identyfikacji osób, ale

nawet o okre leniu ich narodowo ci czy stopni wojskowych.

- Nic, cholera, nie mo emy zrobi - burkn . - Lepiej poka

to szefowi, ale poza tym mog tylko go obserwowa , dopóki si nie zanurzy. Nie mog

si jednak oprze wra eniu, e je li Chi czycy naprawd t Barracud kupili, to nie dla siebie, ale dla kogo innego. Bliski Wschód, Pakistan, Korea
Pó nocna? Bóg jeden wie...

Wsta i wyszed na korytarz ósmego pi tra budynku OPS--2B, ruszaj c w stron po

onego w g bi gabinetu dyrektora.

- Mam tylko nadziej , e przypadkiem nie zrobili my znowu zdj cia majora Raya Kermana, za ywaj cego wie ego powietrza na kiosku Barracudy.

Bo je li tak, to szykuj si cholerne problemy, a nowy prezydent b dzie nas jeszcze mniej lubi .

roda, 7 lipca 2009 r., godzina 14.00. 3250N, 12528E. Morze

te. Kurs 112°, pr dko

12 w.

Znajdowali si na trawersie wyspy Dzedzu-do. Barracuda II wp ywa a na g bszy akwen, gdzie Morze

te spotyka si z Wschodniochi skim.

Nadszed czas na zanurzenie. Droga wiod a prosto na po udniowy wschód, ku wysepkom nale

cym do ci gn cego si od Japonii ku Tajwanowi

archipelagu Riukiu. Nawigacja w tym rejonie jest nieco utrudniona, ale s tam g bokowodne trasy, które pozwol im pozosta w zanurzeniu, poza
zasi giem obiektywów ameryka skich satelitów. Za to gdy min wyspy, przed nimi b

ju tylko kil-kukilometrowe g bie otwartego Pacyfiku, gdzie

stan si praktycznie niewidzialni dla wszystkich.

Wybór tej trasy zabra im ca e godziny w tygodniu poprzedzaj cym wyj cie w morze. Genera Raszud chcia skr ci na pó nocny wschód i przez

ciasn Cie nin Korea sk pop yn

na Morze Japo skie, potem na Ochockie, aby wreszcie przemkn

si przez Wyspy Kurylskie na ocean. By aby to

eglu-

88
ga przez os oni te wody mi dzy kontynentaln Azj i archipelagiem japo skim. Ben Badr sprzeciwi si jednak stanowczo, przynajmniej z dziesi ciu

powodów. Co gorsza, po jego stronie stan a i Szakira. Badr przez ostatnie lata wyrós na bardzo kompetentnego oficera, nieustannie dzia aj c w takim
samym poczuciu zagro enia, jakie jest udzia em wszystkich dowódców okr tów podwodnych.

- Przyjrzyj no si temu twojemu Morzu Japo skiemu -powiedzia do Rawiego. - Niby du e, d ugie na tysi c mil, szerokie na prawie pi

set, w

Wyniesieniu Yamato nawet bardzo g bokie. Ale to miertelna pu apka. Gdyby my tam weszli i natkn li si na ameryka skiego podwodniaka, nie
mogliby my wykorzysta naszej pr dko ci, eby mu uciec. Wykryliby nas i zostaliby my jak szczury w klatce, nie mog c si wydosta na otwarte wody.
Musieliby my albo zawróci do Cie niny Korea skiej, albo próbowa si wyrwa na Ochockie przez Cie nin La Perouse'a... a to jest dopiero w skie
gard o! Zatopiliby nas, Rawi. Gdyby my spróbowali uderzy pierwsi, przys aliby wi cej okr tów z bazy na Okinawie, a my dalej nie mogliby my si
przedrze . Naprawd niedobrze by oby pcha si tamt dy.

- Tak, rozumiem, e Amerykanie mog nas wykry , cho szans na to nie s zbyt wielkie. — Rawi skin g ow . — Gdyby my jednak po cichutku si

przemkn li do La Pe-rouse'a, na Morzu Ochockim by oby ju lu niej i spokojnie wy lizn liby my si na Pacyfik mi dzy Kurylami.

- To prawda, tylko e ja si boj Morza Ochockiego jeszcze bardziej ni Japo skiego. Rosjanie uwa aj je za swój prywatny akwen i pe no tam ich

okr tów nawodnych i podwodnych. Nie wiem, czy Amerykanie tam si zapuszczaj , ale je li ktokolwiek wpadnie na nasz trop, b dziemy tam jeszcze
bardziej zamkni ci. Jak w stawie. A je eli Amerykanie gdziekolwiek w tym rejonie trzymaj pilny dozór, to w

nie u przej

przez Kuryle. Twoja trasa to

potencjalne samobójstwo. Lepiej nad

drogi i p yn

bezpiecznie. Czasu raa-ttiy do

. Proponuj pój

na po udnie od Japonii, eby jak Najszybciej

znale

si na otwartym oceanie. Zapomnij o tych bia ych morzach. Wyrwijmy si jak najszybciej na szerokie Wody i ruszajmy do celu. Mamy bardzo

szybki okr t i nie

89
chcia bym marnowa tej przewagi na zamkni tych akwenach.

background image

Genera pojmowa , e w s owach Badra jest wiele racji, ale wci

by przekonany, e Ira czyk troch przesadza z ostro no ci . Szakira

wypowiedzia a si jednak równie stanowczo.

- Czy ju i tak nie ponosimy wystarczaj co du ego ryzyka? - spyta a. - Nie ma sensu podejmowa dodatkowego, je li nie ma takiej potrzeby.

Wola abym te , eby nasz dowódca okr tu nie wykonywa swych obowi zków wbrew swej woli i profesjonalnej opinii. Wiem, e to ty dowodzisz ca
misj , Rawi, ale chyba nie chcemy obci

Bena niepotrzebnym napi ciem. W ko cu je li zostaniemy przy apani, to on b dzie musia nas wydosta z

matni.
- Wed ug mnie pój cie przez zamkni te morza by oby fatalnym b dem — powtórzy Badr. — Zgadzam si jednak, e ostatnie s owo nale y do

ciebie, Rawi. Wype ni twoje polecenie.

Genera u miechn si i rzek :
- A zatem ruszamy, Ben, ca naprzód...
- Któr dy?
- Prosto na Pacyfik.
- Tak jest, generale.
I tak Barracuda II przyspieszy a, kieruj c si na po udniowy wschód. Wybrana trasa wiod a na po udnie od wi kszych wysp Yaku-shima i

Tanega-shima. Wkrótce min li o Kuro Siwo, utrzymuj c zanurzenie czterdziestu pi ciu metrów. Dwukrotnie podeszli na peryskopow , tu przed
po udnikiem 130°E, sprawdzaj c pozycj namiarem optycznym na latarnie na wysepkach Gaja-shima i Yakana-shima. Potem ju by o atwo. Dno
oceanu opad o do ponad trzech tysi cy metrów i w g osie kontradmira a Badra wyra nie s ycha by o ulg , kiedy wydawa rozkaz:

- Ster lewo dziesi

, kurs zero siedemdziesi t. Trym dziesi

stopni na dziób, zanurzenie sto osiemdziesi t metrów. Pr dko

dwana cie w

ów...

Trzymali si o sze

dziesi t mil wzd

linii brzegu wysp japo skich, kolejno mijaj c wystaj ce przyl dki Ashizuriza-ki, Shio-no-misaki i Nojimazaki, z

których ostatni le y u wej cia na Zatok Tokijsk . Dno by o tu pofa dowane, a okoliczne wody, nie p ytsze ni pó tora kilometra, wspaniale „ha

li-

90
we" wed ug podwodniackiego okre lenia. Kapitanowi Mohta-d owi, który teraz prowadzi okr t, bardzo to odpowiada o. Pe no tu by o przeplataj cych

si morskich pr dów, awic ryb i podmorskich grot, od których wszelkie d wi ki odbija y si wielokrotnym echem, wprowadzaj cym w b d ka dego
sona-rzyst i utrudniaj cym ich wykrycie. W pomieszczeniu sonaru Barracudy II te panowa o napi cie; operatorzy czujnie nas uchiwali, czy w pobli u
nie ma kutrów rybackich z g bokowodnymi tra ami, odwiecznego zagro enia dla okr tów podwodnych.

Na wysoko ci Nojimazaki Badr zarz dzi kolejn zmian kursu, tym razem prosto na pó noc, nie zmieniaj c pr dko ci ani zanurzenia. Wci

zachowywa te sze

dziesi ciomilow odleg

od brzegu Honsiu, p yn c ku ostatniej z wielkich wysp Japonii, Hokkaido. Stamt d zaczn z wolna

odpada w prawo, ku wschodowi, dalej od przybrze nych patroli rosyjskich na wodach Kurylów. Sam Rawi te chcia z daleka omin

Kamczatk , stare

królestwo rosyjskiej, potem radzieckiej i znów rosyjskiej Floty Pacyfiku.

Pierwszy l d, jaki mieli zobaczy , to wyspa Attu, najdalej na zachód wysuni ta z archipelagu Aleutów, ci gn cego si wygi tym na po udnie

tysi cmilowym ukiem a od Alaski i stanowi cego granic Morza Beringa. Nale

ca do USA Attu le y zaledwie o pi

set mil na wschód od najwi kszej

rosyjskiej bazy morskiej w tym rejonie, Pietropaw owska. Pogoda jest tam zwykle paskudna; dla marynarzy to mro ne, sztormowe piek o przez dwie
trzecie roku. To jednak nie martwi o Raszuda i jego ludzi, którzy mieli je przeby w cieple i wygodzie, g boko poni ej rozszala ych fal i wichrów.

Przez tysi c pi

set mil od mini cia Tokio p yn li na du ej g boko ci, pozostawiaj c o sto dwadzie cia mil na lewym trawersie grupk Wysp

Komandorskich, le

cych w po owie odleg

ci mi dzy Attu i pó wyspem Kamczatka. Badr zdecydowa przej

po zachodniej stronie podmorskiej góry

zwanej awic Impasu, Stalemate Bank, gdzie niemal bezdenna otch

Pacyfiku nagle zaczyna si jednostajnie sp yca do g boko ci zaledwie

trzydziestu metrów; adna to przeszkoda dla statków, ale dla okr tu podwodnego istny mur. awicy bardzo niewiele zabrak o, by zosta najbardziej na

zachód
91
PACYFIK •' Wyspy Kurylskie________
Trasa Barracudy II z Morza

tego na Zatok Alaska

92
wysuni

wysp Aleutów, któr by mo e w przesz

ci by a. powódca wiedzia , e awica wymaga dalekiego obej cia, i wybra drog na lewo od

niej, uznawszy, e p yn c drug stron , znalaz by si za blisko Attu i ameryka skiej stacji nas uchowej, która przez ponad pó wieku by a przedni
stra

US Navy i pierwsz lini obrony przed flot Zwi zku Radzieckiego. Co do tej cz

ci trasy wszyscy troje: Ben, Rawi i Sza-kira byli zgodni, e tak

jak podczas poprzedniej misji na Bar-racudzie I, powinni powoli przedosta si na Morze Beringa i posuwa wzd

archipelagu, omijaj c Attu jak

najdalej od pó nocy, ameryka skie systemy wykrywania bowiem musz by tam wyj tkowo czu e. Zdecydowali, e b

si trzyma nie mniej ni

pi

set mil od Aleutów, na g boko ci stu osiemdziesi ciu metrów. Omin w ten sposób stacj nas uchow na wyspie Atka i nast pne na Umnak i

Unalasce. Ostatnia stacja nadzorowa a cie nin Unimak mi dzy wysp o tej samej nazwie, le

tu przy wschodnim kra cu w skiej macki pó wyspu

Alaska, wysuni tej ku Aleutom, a znacznie mniejszymi wyspami Fox. Cie nina ta stanowi wa

drog wodn dla statków handlowych p yn cych na

po udnie z portów alas-ka skich b

z Zachodniego Wybrze a do Japonii. Tamt dy te Barracuda II b dzie musia a prze lizn

si z powrotem na

otwarty Pacyfik.

Oczywi cie znacznie atwiej by oby w ogóle nie wchodzi na Morze Beringa, tylko zostawiwszy Aleuty po lewej burcie, pop yn

prosto pod brzegi

ameryka skie. Nie kto inny jak komandor podporucznik Szakira Raszud przekona a swego czasu Rawiego i Bena, e ta opcja jest nie do przyj cia. Na
podstawie zgromadzonych przez siebie danych uzmys owi a im, e US Navy po prostu musi utrzymywa tam, tu na po udnie od Rowu Aleuckiego
przynajmniej jeden, a mo e i dwa nuklearne okr ty podwodne na sta ym patrolu jako logiczne uzupe nienie g stej sieci hydrofonów SOSUS,
rozmieszczonych po drugiej stronie, mi dzy Rowem a archipelagiem. Przygotowuj c misj Barracudy I, o wiadczy a, e wola aby porzuci ca y zamys ,
ni narazi ich niepotrzebnie na ameryka skie tor-Pedy. Na tych strategicznie wa nych wodach, przedpolu Ameryki Pó nocnej, najpierw si strzela do
podwodnych intruzów, a dopiero potem sprawdza, z kim si mia o do czynienia...

93
Przepe zli obok Attu z ma pr dko ci , przy której tytanowy kad ub Barracudy II niemal zupe nie t umi szum turbin. Kiedy osi gn li po udnik 175°E,

Badr zaryzykowa zwi kszenie obrotów. Niedu o, z pi ciu do o miu w

ów. Akurat w tym momencie zablokowa si uk ad hydrauliczny rufowych

sterów g boko ci, chwilowo wychylonych w dó .

Dziób okr tu natychmiast zacz opada i Barracuda II zacz a coraz bardziej stromym torem zd

a w stron dna. W centrali rozb ys y lampki

alarmowe, g boko ciomierz oszala , trym na dziób systematycznie rós , a p etw sterów nie dawa o si przestawi . Szef okr tu Zahedi b yskawicznie
sobie wyobrazi , jak spadaj a na samo dno, i krzykn pierwszy:

- Ca a wstecz! Ca a wstecz!!!
Pot

ne turbiny zwolni y biegu, po czym zacz y coraz szybciej wirowa w przeciwnym kierunku. ruba mieli a wod , wstrzymuj c stopniowo ruch

okr tu. Po paru tysi cach mil cichej, powolnej eglugi powsta y przy tym ha as wydawa si wszystkim piekielny. Barracuda II zatrzyma a si , po czym
ruszy a do ty u, z powrotem ku powierzchni. Trym by jednak wci

za du y.

- Wyrzuci balast z przednich zbiorników! - Zahedi by spi ty, ale nie uleg panice.
Ben Badr wpad do centrali, kiedy z g

nika p yn meldunek wachtowego mechanika: „Stery rufowe jeszcze zablokowane. Awaria hydrauliki,

prawdopodobnie posz a uszczelka. Prze czam teraz na uk ad awaryjny. Jeszcze pó minuty".

Rozleg si

wist i bulgot, o wiele g

niejszy, ni ka dy by sobie yczy . Spr

one powietrze wypiera o wod ze zbiorników balastowych i okr t

stopniowo wyrówna trym. W chwil pó niej zapasowy uk ad hydrauliczny zacz pracowa i sternik odzyska kontrol nad tylnymi p etwami. Dwóch
mechaników pracowa o ju przy wymianie feralnej uszczelki, staraj c si robi przy tym jak najmniej ha asu; przesadnie mocno ciskali ob

one gum

klucze, wiedz c, e metaliczny odg os upuszczonego narz dzia rozniesie si w wodzie na wiele mil. Na okr cie podwodnym zawsze obowi zuje
naczelna zasada: nie da si us ysze nikomu.

Szcz

cie im jednak nie dopisa o. Stacja nas uchowa na wschodnim cyplu Attu wychwyci a odg osy szamotaniny uszko-

94
dzonej Barracudy II z czterdziestu pi ciu mil. Nie by a to zwyk a przelotna linia, lecz silny, wyra ny sygna . M ody ameryka ski operator o ma o nie

spad z krzes a z wra enia, widz c na ekranie mocne krechy szumu turbin na najwy szych obrotach. Chwil pó niej pojawi y si charakterystyczne
wykresy szybko opró nianych du ych zbiorników balastowych.

- Psiakrew, to cholerny podwodniak! - krzykn . - Wygl da na to, e tonie albo z czym si zderzy .
Podwodny ha as trwa w sumie minut , z ró nym nat

eniem. Zaalarmowany oficer s

bowy zd

jeszcze zobaczy ko cówk wydmuchiwania

balastu, gdy nagle wszystko ucich o. P yn ca z pr dko ci pi ciu w

ów Barracuda II znik-n a znowu w czarnej, zimnej otch ani Morza Beringa, jakby

jej tam nigdy nie by o.

- Przelotny kontakt, sir - ko czy meldunek operator. -Nie mam poj cia, kto to by , ale na pewno s ysza em okr t podwodny i to nie nasz. My nic tam

nie mamy. Mo e b dziemy mieli szcz

cie i znów co wychwycimy.

Nie pojawi si ju jednak aden nowy odg os. Badr oddala si powoli od Attu w absolutnej ciszy. Szef stacji pu ci jednak informacj o wykrytym

okr cie do sieci: „161750LIP09 przelotny kontakt na pó noc od Attu, zachodnie Aleuty, przybli ona pozycja 5351N/17501N. Turbina okr tu nuklearnego,
by mo e rosyjskiej Delty. Charakter kontaktu - wyrzucanie balastu i wysokie obroty ruby mniej wi cej przez minut . Brak powtórzenia. W sieciach
sprzymierzonych brak informacji o okr cie podwodnym w tym rejonie".

Sygna zosta przekazany w normalnym trybie kana ami US Navy i jeszcze tego popo udnia trafi do NSA w Fort Meade. Barracuda II tymczasem

systematycznie oddala a si ku brzegom najwi kszego ze stanów USA. Przez ca drog do Unimaku, ponad siedemset mil, nie zosta a wykryta. Teraz
czeka ich powa niejszy test:przekradni cie si przez stosunkowo w sk , dziesi ciomilow cie nin tu pod okiem ameryka skiej stacji nas uchowej i
radarowej. Metod mieli juz wypróbowan podczas ubieg orocznej akcji: schowa si tu za przep ywaj cym na ocean statkiem cywilnym.

95

background image

Na miejsce dotarli o pó nocy w rod , 21 lipca. Pogoda na powierzchni by a z a: sztorm z pó nocnego wschodu, zacinaj cy deszcz, a do tego

widoczno

mocno ograniczona przez uparcie utrzymuj

si mg , której nie mog y rozp dzi gwa towne podmuchy wichury. Nawigator wachtowy

ustawi okr t na tej samej bezpiecznej pozycji co przed rokiem: dziesi

mil od b yskowego wiat a na pó nocnym cyplu wyspy Akutan. Czeka y ich teraz

ugie godziny wypatrywania odpowiedniego frachtowca, za którym mogliby przej

na peryskopowej, kryj c wysuni ty maszt w jego kilwaterze.

Tej nocy ruchu prawie nie by o. Trafi y si w ko cu dwa redniej wielko ci statki, ale zbyt ma e dla ich celów, a przy tym p yn y wolno, praktycznie

nie burz c rub wody. Ben czeka na du y kontenerowiec albo zbiornikowiec, którym zawsze spieszno do portu przeznaczenia. Przez ca noc jednak

adna podobna jednostka si nie pojawi a. Wachty mija y, za oga pe ni a s

, odpoczywa a, jad a, reaktor niezmiennie pracowa bez zarzutu. O

drugiej Rawi i Szakira wrócili do swojej ma ej kabiny, sp dziwszy dwie godziny na bezowocnym wyczekiwaniu. Genera poleci szefowi okr tu obudzi
go, gdy tylko zauwa

jaki odpowiedni statek, ale do rana aden si nie trafi . Barracuda II kr

a wolno wokó pozycji odniesienia kursami

nawrotnymi, od czasu do czasu podchodz c na peryskopow w celu szybkiego sprawdzenia pozycji z GPS i sytuacji na powierzchni, po czym wraca a
w g bin . Pogoda jeszcze si pogorszy a; mg a si rozesz a, ale deszcz la jak przedtem i widoczno

si ga a najwy ej dwóch mil.

O dziewi tej pi tna cie sonarzysta zameldowa o pojawieniu si statku, nadp ywaj cego z pó nocnego zachodu. Ali Za-hedi zerkn we wskazanym

kierunku przez peryskop i spostrzeg du y zbiornikowiec zmierzaj cy do cie niny.

- Mamy go! - krzykn . - Ten si nada, admirale. Namiar trzysta, ale jest blisko... Tylko trzy tysi ce metrów... Jeste my po jego prawej, aspekt

trzydzie ci pi

. Peryskop w dó !

- Daj no, niech mu si przyjrz , Ali. - Ben podsun si bli ej.
- Peryskop w gór !
-Trzysta trzydzie ci pi

... Dwa i pó tysi ca metrów..

96
Kurs rzeczywisty sto dwadzie cia... - Badr oblicza w pami ci niezb dny manewr, po czym wyda komend : - Ster prawo dwadzie cia, kurs zero

sze

dziesi t! Bardzo wolno naprzód! Peryskop w dó .

- Zbli a si - zameldowa sonarzysta.
- Peryskop w gór !
Przez nast pne trzy minuty rura peryskopu w drowa a w gór i w dó , gdy dowódca sprawdza po

enie wzgl dem sun cego jednostajnie

zbiornikowca. Barracuda II przyspieszy a na krótko do dwunastu w

ów, gdy j min , i ustawi a si dok adnie tu za jego ruf , zanim wyrówna a

pr dko

do utrzymywanych przez cel dziewi ciu w

ów, nikn c w masie wody wzburzonej wielk

rub .

- Rosyjska bandera — stwierdzi Zahedi, spogl daj c przez peryskop.
Radar w stacji nas uchowej zlokalizowanej na pó nocno--zachodnim kra cu wyspy Unimak wykry maszt Barracu-dy II akurat w chwili, kiedy

przyspiesza a, by dogoni swego „przewodnika". Echo znikn o jednak po trzech obrotach anteny, pozostawiaj c zagadk : peryskop podwodniaka czy
tylko jaki

mie unoszony przez fale? A je li peryskop, to czy nale

do tego samego okr tu, który w pi tek us ysza a stacja na Attu?

W normalnych okoliczno ciach dowódca stacji nie meldowa by o takim przelotnym kontakcie. Co si za tym kry o; echo by o wyra ne, cho pojawi o

si i znikn o nagle. No i ten meldunek z Attu... Decyzja by a szybka: meldowa . „221127LIP09. Prawdopodobny kontakt radarowy wykryty na podej ciu
do Unimaku. Pi

sekund, trzy kolejne cykle. Korelacja z kontaktem sonarowym z Attu 161750LIP09 mo liwa''. Porównanie czasów i pozycji obu

wydarze odpowiada o przej ciu nieznanego okr tu przez Morze Beringa z pr dko ci pi ciu w

ów. Ten sygna po paru godzinach mia uruchomi

dzwonki alarmowe w g owie komandora porucznika Kamshawe'a w odleg ym Fort Meade.

Jimmy znów wyt

umys , staraj c si odgadn

aktu-aln pozycj Barracudy. Musia przyzna , e nie potrafi by jej Poda z dok adno ci cho by

do dziesi ciu tysi cy mil. Okr t ó teraz by wsz dzie. Nie po raz pierwszy zastanawia si

97

jednak nad okruchami informacji nap ywaj cymi z tamtego pó nocnego szlaku nad Aleutami. I w tej chwili gotów by da prawie wszystko za

wiadomo

, co to za tajemnicza jednostka mo e si tam kr ci , gdzie dok adnie jest i do kogo nale y.

Tymczasem kontradmira Badr ustawi Barracud II w idealnej odleg

ci za ruf rosyjskiego zbiornikowca. Rzecz sprowadza a si teraz do zwyk ej

geometrii. P yn li sto metrów za statkiem, kontroluj c k t widzenia jego wiat a rufowego. Prawid owa warto

wynosi a trzyna cie stopni. Gdyby k t si

zmniejszy , wypadliby ze wzburzonego kilwateru, chroni cego ich przed ameryka skim radarem i sonarem. Gdyby si zwi ksza , oznacza oby to, e
zanadto si zbli aj , co grozi oby kolizj . Za sterem w tej wa nej chwili stan sam ZDO, kapitan Mohtad . Rosyjski statek, b ogo nie wiadomy, e tu
za sob „holuje" atomowy arsena , sun spokojnie naprzód.

Kiedy osi gn li pozycj 54°15'N, 164°30'W, nie musieli d

ej kry si w cieniu frachtowca. Barracuda II zwolni a biegu, zanurzaj c si jednocze nie

na dziewi

dziesi t metrów i kieruj c na pozycj sze

dziesi t mil na po udniowy zachód od wyspy Sanak, gdzie Ben nakaza zwrot na wschód. Aleuty i

wszystkie zwi zane z nimi problemy mieli ju za sob i pod

ali teraz spokojnie wzd

pi

dziesi tego czwartego równole nika z pr dko ci o miu

ów, prosto na rodek Zatoki Alaska skiej. W kabinie nawigacyjnej Rawi dzieli dzbanek wie o zaparzonej kawy z Szakir i porucznikiem

Mohammedem,

cz c nad mapami akwenu i staraj c si wymy li sposób omini cia obrony wybrze y Stanów Zjednoczonych. Na stole, o wietlone

ma lampk biurow pi trzy y si arkusze notatek. By y tam szczegó owe dane o warstwach geologicznych, grubo ci pokrywy skalnej,
prawdopodobnych s abych punktach skorupy ziemskiej, opisy aktywno ci wulkanicznej, a wszystko elegancko przedstawione w kolorach, tabelach i na
wykresach. Dok adne mapy ukazywa y okolice wielkich gór, pod którymi w ci gu nast pnych pi ciu lat mo e si pojawi lawa. W tabelach widnia y dane
o potencjalnych zniszczeniach, zagro onych obszarach. Osobny plik opisywa po

one w g bi l du ameryka skiego wulkany, inny w dwóch

osiemnastostronicowych rozdzia ach przedstawia te ukryte pod morskim dnem.

98
Rawi osobi cie sporz dzi te dokumenty, wzajemnie porównuj c wszystkie dost pne dane o wulkanach, które mog y go zainteresowa . By to cenny

element, a w

ciwie podstawa jego planu wyparcia Wielkiego Szatana z Bliskiego Wschodu na zawsze. Ka dy szczegó i aspekt zosta zaczerpni ty z

wiedzy i bada najwi kszego wiatowego autorytetu w dziedzinie zagro

geofizycznych - profesora Paula Lan-dona. Rawi Raszud móg tylko

owa , e ich londy ska znajomo

trwa a tak krótko.

ROZDZIA 4

Pi tek, 23 lipca 2009 r., godzina 3.00. 5330N/16148W. Zanurzenie 150 m, kurs 080°, pr dko

5 w.

Barracuda II pe

a kursem 080° ponad stromymi podmorskimi zboczami wschodniego kra ca Rowu Aleuckiego, gdzie ta g boka rozpadlina

strzeg ca dost pu do archipelagu zaczyna si w ko cu sp yca w stron szelfu kontynentalnego przy wybrze ach Alaski. G boko ci wci

jeszcze

si ga y tu pi ciu kilometrów, ale systematycznie mala y. Na tych przyjaznych wodach, g boko wewn trz Zatoki Alaska, nieprzyjaciela praktycznie si
nie spotyka, w odró nieniu od zachodniego ko ca rowu, nieopodal Rosji i Chin, gdzie za ogi ameryka skich okr tów podwodnych na dozorze musz
zachowywa nieustann czujno

.

Rawi i Ben uwa ali ten wypad na wewn trzne wody USA za ma o ryzykowny. US Navy nie tam si spodziewa k opotów, przede wszystkim dlatego,

e nie tak atwo si tam dosta . Trzeba albo pokona strze ony akwen na po udnie od Aleutów (je li kto ma sk onno ci samobójcze), albo w lizn

si

z Morza Beringa przez cie nin Unimak (dobrze kontrolowan przez s

by nas uchowe), b

te nadp yn

od po udniowego zachodu, z otwartego

oceanu - tam z kolei dno jest naszpikowane hydrofonami SOSUS. Tu, na wschodnim kra cu rowu, podwodniacy z Hamasu czuli si bezpieczni, a przy
tak niskiej pr dko ci us yszeliby ka dy ameryka ski okr t na d ugo przedtem, zanim sami mogliby zosta wykryci.

Z pocz tku logiczne si wydawa o, eby pop yn

prosto przez rodek Zatoki Alaska, g bokiej przynajmniej na cztery kilometry. Badr za bardzo si

jednak ba ameryka skiego

100
nas uchu i w odpowiedzi na ka

sugesti Raszuda, preferuj cego krótsz i wygodniejsz tras , odpowiada :

- Daj spokój, Rawi. Us ysz nas. — A potem dodawa : -Musimy trzyma si brzegu, ha

liwych wód, gdzie pe no ryb, morze ci gle wzburzone, przy

wyspach huczy przybój, g boko ci stale si zmieniaj , no i kr ci ten pó nocny pr d. Tam b dziemy bezpieczni, w ród przybrze nych frachtowców i
rybaków, robi cych kup szumu, podczas gdy my po cichutku sobie podrepczemy na pi

dziesi ciu metrach.

Rawi wpatrywa si w map zatoki.
- Chcesz powiedzie , eby pój

w t dziur , Cie nin Szelichowa? Mi dzy Kodiakiem a sta ym l dem?

- To by mi pasowa o. Chyba zauwa

, e mamy tam sto s

ni wody przez ca oko ostumilow drog ? Niemniej cie nina ko czy si niemal na

wysoko ci Zatoki Cooka, prowadz cej do Anchorage. Obawiam si , e to nie dla nas. Szakira twierdzi, e tam a g sto od radarów, ruch wi kszy ni na

ównej ulicy Teheranu, a wody raptem kilkadziesi t metrów.

- Tak, to nie dla nas - zgodzi si Rawi. - To co robimy? P yniemy na zewn trz Kodiaku?
- I to niezbyt blisko. Musimy si trzyma poza izobat dwustumetrow . O, tutaj. Wejdziemy w Pr d Alaska i po

ymy si na zero siedemdziesi t.

Rawi spojrza na map .
- Czyli oko o sze

dziesi ciu mil od brzegu przez ca drog . G boko ci powy ej trzech tysi cy metrów a po Cie nin Ksi cia Williama. Co Szakira

wie na temat tamtejszego nas uchu?

- Wed ug niej sporo tam radarów brzegowych, co nam nie przeszkodzi, poniewa b dziemy p yn

g boko. Na zatoce za cie nin mo na si

spodziewa cz stych patroli, czego te nie musimy si obawia . Nie wida natomiast adnych oznak wzmo onej aktywno ci okr tów podwodnych.
Pop yniemy sobie spokojnie i nie wadz c nikomu. Nie ma patroli, za to jest du o ha asu. Nic nam nie grozi.

Barracuda II ruszy a wi c na pó nocny wschód, powoli 1 w du ym zanurzeniu. Dotarcie do dawnej rosyjskiej kolonii na wyspie Kodiak, ojczyzny

ponad dwóch tysi cy najwi k-

101
szych na wiecie brunatnych nied wiedzi, zaj o im cztery dni. Min li j o pi

dziesi t mil po lewej burcie. Lodowate wody obmywaj ce wysp s

background image

rajem i ród em zarobku dla rybaków; w sezonie bywa tam po par tysi cy kutrów i trawlerów, które owi nie tylko ososie i halibuty, ale i ogromne

kraby królewskie, od których si tam wr cz roi. To g ównie te morskie monstra, dochodz ce do siedmiu kilogramów wagi i miewaj ce rozstaw odnó y
do stu dwudziestu centymetrów, uczyni y port Kodiak jednym z wa niejszych komercyjnych portów Zachodniego Wybrze a USA. Nic dziwnego, e
Alas-kanie zazdro nie strzeg swych bogactw. Na wyspie znajduje si najwi ksza w kraju baza stra y przybrze nej Coast Guard; stale stacjonuj tam
cztery du e i uzbrojone cigacze, które patroluj te wody bez przerwy i bezlito nie aresztuj ka dy bezprawnie po awiaj cy kuter. Jak Szakira ostrzeg a
towarzyszy, „mo e nie interesuj si okr tami podwodnymi, ale na pewno podnios wrzask na ca e gard o, kiedy im si wyda, e jaki us yszeli".

O pó nocy we wtorek 28 lipca, znacznie poni ej nied wiedzi i rybaków, ale o par set metrów ponad chrz szcz cymi pancerzami krabów-olbrzymów,

Barracuda II dalej cierpliwie sun a na pó nocny wschód. Od czasu do czasu sonarzy ci s yszeli szum rub za adowanych zbiornikowców p yn cych na
zachód z nowego terminalu w Yakutat. W regularnych odst pach czasu przechodzi nad nimi stanowy prom Tustume-na, kursuj cy z Seward na
pó wyspie Kenai; rzadziej dawa si s ysze basowy pomruk diesli cigacza Coast Guard. Trzy godziny przed witem Szakira wesz a do centrali, nios c
kaw i grzanki dla Bena i Rawiego, i oznajmi a, e znajduj si na trawersie portu Kodiak. Nie omieszka a si pochwali ciekawostk ze swych bogatych
zasobów informacji lokalnych.

- Wiedzieli cie, e nie dawniej jak w sze

dziesi tym czwartym roku ten port by zrównany z ziemi ?

— Ja nie - przyzna Ben.
— Ani ja - zawtórowa Rawi.
- Zniszczone zosta o ca e ródmie cie, wszystkie cumuj ce akurat trawlery, przetwórnia ryb... w sumie sto sze

dziesi t domów. Nazwano to

„trz sieniem wielkopi tkowym".

102
- Jakim cudem trz sienie ziemi mog o zniszczy trawlery? — spyta czujny Raszud. - Dlaczego nie wysz y w morze, jak robi wszyscy eglarze, kiedy

zaczyna si co takiego?

- Bo to nie trz sienie je za atwi o, tylko tsunami - odpar a Szakira. - Twój ulubiony temat, widzisz?
- Zawsze mówi em, e te fale to piekielna si a - rzek Rawi z u miechem.
- Wed ug moich notatek ta z sze

dziesi tego czwartego roku rozwin a si nadzwyczaj szybko. Kiedy wpad a do portu, po prostu unios a wszystkie

statki i miotn a nimi z du ej wysoko ci o ulice. Budynki nie mia y adnych szans przy takim taranie. Wszystko... statki, domy, warsztaty, magazyny...
posz o w drzazgi. Wi kszo

ludzi na szcz

cie zd

a si ewakuowa na wy sze tereny. Ktokolwiek zosta , ju o nim wi cej nie us yszano.

- Na Allaha! - zakrzykn Badr. - To chyba jedyna dobra strona tsunami: ma si troch wi cej czasu, eby si zorganizowa . S wczesne

ostrze enia, a fala na p ytkim akwenie zwalnia do trzydziestu, mo e czterdziestu w

ów. Ludzie maj pewnie z pó godziny na ucieczk .

- Czasami nawet wi cej - wtr ci Rawi w zamy leniu. — Niektóre z fal na Pacyfiku, powsta e w wyniku trz sie ziemi lub erupcji wulkanów na

Hawajach, potrzebowa y d ugich godzin na dotarcie do bardzo odleg ych brzegów, gdzie zniszczenia bywaj najwi ksze.

- Powiedzia ekspert... - za mia a si Szakira. — Chcesz si czego dowiedzie o tsunami, zapytaj mojego m drego m

a. On wie wszystko. W

ka dym razie tak uwa a.

- Ja pobiera em nauki u mistrza, w przeciwie stwie do was dwojga - skontrowa Raszud. - Profesor Landon, zanim odszed z tego wiata, zrobi mi

solidny kurs.

- I ju nied ugo ci si to przyda — zako czy t wymian zda Badr.
Kodiak zosta za nimi, podobnie jak szlaki eglugowe wiod ce do Anchorage. Dzie pó niej byli ju na wysoko ci Cie niny Ksi cia Williama, wci

trzymaj c si na g boko ci pi

dziesi ciu metrów. Pod

aj c za krzywizn wybrze a, zmienili tu kurs w prawo, pozostaj c poza izobat

dwustumetrow , w zasi gu g ównego nurtu Pr du Alaska. Min li

103

z daleka zatok Yakutat, id c ku Dixon Entrance. Na tym w

nie akwenie wi kszo

za ogi ju operowa a w akcji Bar-racudy I.

Os oni te, ha

liwe wody szerokiej cie niny Hecate, oddzielaj cej Wyspy Królowej Charlotty od kontynentalnej Kanady, wygl da y kusz co, ale

boko ci by y tam zdradliwe. Pod wzgl dem akustycznym by by to podwodniacki raj, ale zbyt atwo tam rozpru dno o któr

z niezliczonych ska .

- Musimy p yn

od zewn trz - powiedzia Ben. - Jest tam g boko, ale niemal na pewno czai si tam sie SOSUS. Trzeba b dzie stosowa zwyk

taktyk . Bardzo wolno, bardzo cicho i ostro nie wzd

ca ego wybrze a Kanady po wysp Vancouver i dalej, obok stanu Waszyngton. Powinni my

dotrze w rejon operacyjny oko o szóstego sierpnia. Reszta b dzie nale

do Szakiry.

Nikt nie by tego bardziej wiadomy od samej pi knej Arabki, która niestrudzenie pracowa a za swoim biurkiem w kabinie nawigacyjnej.
Od czasu do czasu Badr wynurza okr t na g boko

peryskopow , by szybko sprawdzi pozycj i ci gn

wiadomo ci z satelity, poprzez sztab

chi skiej floty w Zhanjiang przekazywa te w asn pozycj i kurs do Bandar Abbas. Ich fach wymaga maksymalnej redukcji ryzyka i nie zamierzali
zapewnia nadmiaru informacji bystrookim ledczym z Fort Meade w rodzaju m odego Ramshawe'a, którzy potrafili je zdoby nawet z wojskowych czy
satelitarnych Chi czyków. Nawi zywali czno

nie cz

ciej ni co cztery lub pi

dni, wystawiaj c maszt nie d

ej ni na pó torej minuty. Poza tym

pozostawali na du ej g boko ci i posuwali si w

wim tempie coraz dalej na po udnie. Przecinaj c o ruchliwego toru wodnego w cie ninie Juan de

Fuca, prowadz cego do wielkich portów Vancouver i Seattle, nie licz c kilkunastu pomniejszych, zeszli jeszcze g biej, na sto osiemdziesi t metrów.
Byli ju teraz znowu na wodach ameryka skich. Oficjalnie jurysdykcja terytorialna Stanów Zjednoczonych, jak i wi kszo ci pa stw na wiecie, rozci ga
si na pas o szeroko ci dwunastu mil morskich od brzegu, Barracuda II za p yn a w odleg

ci czterdziestu pi ciu mil, czyli formalnie na wodach

mi dzynarodowych. Jednak w dobie wiatowego

104
terroryzmu dwustumilowa strefa ekonomiczna jest dla US Navy równie ameryka ska jak Pi ta Aleja w Nowym Jorku i okr ty pod gwia dzist

bander patroluj j nieustannie. Szakira by a zdania, e nale y trzyma si jak najdalej od wybrze a. Uwa

a ten odcinek trasy za najbardziej

niebezpieczny, spodziewaj c si i patroli podwodnych, i przede wszystkim okr tów nawodnych, wyposa onych w najlepszy sprz t i uzbrojenie ZOP.
Radzi a, by p yn

w du ym zanurzeniu dopóty, dopóki nie wyjd poza rejon operacyjny baz US Navy w Everett i Bremerton. adne z nich nie w tpi o,

e Amerykanie si g owi , gdzie mog a si podzia spostrze ona na Morzu

tym Barracuda II, a po niedawnych do wiadczeniach musz

ywi

obawy, e mog a si skierowa ku ich brzegom. Wykryty tak blisko brzegów Waszyngtonu czy Ore-gonu rosyjskiej budowy atomowy okr t podwodny
nie mo e liczy na pob

liwo

. Kontradmira Badr na bie

co konsultowa si z Szakir , nieodmiennie przyznaj c jej racj w kwestii zalecanej

ostro no ci. Posuwali si wi c dalej w tym samym tempie, co pó dnia mijaj c kolejny stopie szeroko ci geograficznej. 5 sierpnia byli na wysoko ci
uj cia wielkiej rzeki Columbia, stanowi cej znaczn cz

granicy mi dzy stanami Waszyngton i Oregon, która dzi ki jedenastu pot

nym tamom

dostarcza jedn trzeci energii uzyskiwanej w ameryka skich hydroelektrowniach. Najwi ksze z nich, John Day i Bonneville, zosta y przez Szakir
zaznaczone na mapie czerwonymi okr gami jako rejony szczególnie niebezpieczne. Domy la a si , e te wielkie zak ady energetyczne, po

one

powy ej du ej aglomeracji Portland, musz by silnie chronione przed ewentualnym atakiem terrorystycznym i prawdopodobie stwo, e nieba pilnuj
tam dobre radary, by o wed ug niej wysokie. Zale

o jej za na tym, by wystrzelone przez nich rakiety nie zosta y przez nikogo wykryte. Dlatego te

trasa lotu zaprogramowana dla scimitarów SL-1 (z g owicami konwencjonalnymi, w odró nieniu od SL-2, jak oznaczono dwie rakiety j drowe) wiod a
wzd

Columbii, ale Przed Portland skr ca a w bok, nad prawie zupe nym pustkowiem. Dziewczyna nie mog a jednak opanowa zdenerwowania i

mia a k opoty ze snem, cz sto chodz c tam i z powrotem po ograniczonej przestrzeni kabiny nawigacyjnej o naj-

105
ró niejszych porach nocy, na przemian wyci gaj c mapy i znów chowaj c, po raz kolejny sprawdzaj c, czy nie pope ni a gdzie b du.
Rawi te dobrze sobie zdawa spraw z wymiaru ich przedsi wzi cia, ale jego z kolei zajmowa y detale dotycz ce samego rejonu celu. Przeczesywa

notatki z przes uchania Paula Landona i t skni do luksusu czno ci satelitarnej, za pomoc której móg by uaktualnia posiadane informacje o
nieustannie zmiennej sytuacji sejsmicznej wielkich wulkanów w pó nocno-zachodnich pasmach górskich USA.

Dysponowa wielostronicowym dossier Mount St. Helens, „ameryka skiej Fud i-jamy", góry niemal identycznie ukszta towanej jak ten legendarny

symbol Japonii. To znaczy by a taka do chwili, kiedy wybuch a z osza amiaj

si 18 maja 1980 roku, wprawiaj c w dr enie ca

po udniowo-zachodni cz

stanu Waszyngton i pasmo Gór Kaskadowych. Erupcja doszcz tnie zniszczy a wspania e iglaste lasy w promieniu ponad

dwudziestu kilometrów. Pi

dziesi t siedem osób straci o ycie. Do rzek sp yn y pot

ne lawiny b ota, a wulkaniczny popió pokry olbrzymie tereny a

po stan Montana, ponad tysi c kilometrów od St. Helens. W wyniku wybuchu dumny, pokryty wiecznym niegiem szczyt, jeden z najpi kniejszych w
ca ych Stanach Zjednoczonych, przesta istnie . Przed 18 maja wysoka na prawie trzy tysi ce metrów Mount St. Helens wznosi a si ponad wszystkie
okoliczne góry, dominuj c nad ca ym krajobrazem. Po wybuchu straci a nie

czap i czterysta metrów wysoko ci. Na szczycie powsta szeroki,

okr

y i nieco nachylony krater o rednicy blisko trzech kilometrów. Na pó nocnym stoku w jego ni ej po

onej kraw dzi widnia a wyrwa w kszta cie

litery V, przez któr wylewa a si niszczycielska lawa, teraz zastyg a w groteskow bazaltow drog w dó zbocza, rozwidlon u podstawy w dwóch
kierunkach. Odnoga zachodnia wpada a do malowniczego i czystego wcze niej jeziora Spirit; reszta lawy wla a si w pi kn , nie

dolin rzeki

Toutle. Wygl da o to tak, jakby w ogrodzie wi tego Miko aja za

ono odkrywkow kopalni w gla.

Rawi zna to wszystko na pami

, szczególnie jednak przemawia do jeden konkretny szczegó zwi zany z erupcj -

106
Centralny „komin" St. Helens by zablokowany tysi cami ton lawy z poprzednich wybuchów i wspinaj ca si ku powierzchni magma nie mia a si

gdzie podzia . Ostatecznie przebi a si ku pó nocnemu zboczu, pr c na zewn trz i tworz c gigantyczny guz materia u skalnego, popio u i ziemi.
Podobne twory spotyka si cz sto i na innych aktywnych wulkanach; ten jednak, na krótko przed wybuchem, rozwin si do imponuj cych rozmiarów:
pó tora kilometra rednicy i oko o trzydziestu metrów wysoko ci. Jednak to nie wznosz ca si magma ostatecznie rozsadzi a ten skalny wrzód, lecz
stosunkowo s abe trz sienie ziemi, które zupe nie zdestabilizowa o ca y pó nocny stok góry. Kopu a p

a w wielu miejscach i rozpad a si na zewn trz,

spadaj c w dó pot

kamienn lawin . Skalny korek o obj to ci pó miliona metrów sze ciennych przesta hamowa parcie magmy i gazy

wulkaniczne uleg y gwa townemu rozpr

eniu - innymi s owy, eksplodowa y niczym bomba — k ad c pokotem drzewa w ca ej okolicy.

Rawi koncentrowa uwag na podobnym guzie, jaki wed ug Landona formuje si na tej samej pokiereszowanej pó nocnej stronie Mount St. Helens,

background image

po wewn trznej stronie nowego krateru - ci le mówi c, na pozycji 46°12'N, 122°11'W. Od pocz tku lat dziewi

dziesi tych notowano wzmo on

aktywno

wulkanu: sporadyczne erupcje popio u i pary, od czasu do czasu wyp yw lawy i pojawienie si kilku wybrzusze na stoku. Znacznie silniejsza

emisja pary i popio u 1 lipca 1998 roku zd

a nap dzi solidnego stracha okolicznym mieszka com, zanim w ko cu usta a. W 2006 roku w samym

rodku krateru zacz si tworzy nowy guz, d ugi na pó tora kilometra.

Kiedy Barracuda II przeci a równole nik 46°12'N, Sza-kira oznajmi a, e znale li si na wysoko ci celu, akurat na wprost uj cia Columbii, o sto

dwadzie cia dwie mile morskie od wybrze a. Badr trzyma okr t na g boko ci stu osiemdziesi ciu metrów i na kursie po udniowym, wzd

po udnika

127°W. Od le

cej sto czterdzie ci kilometrów w g bi l du Mount St. Helens dzieli o ich teraz trzysta sze

dziesi t sze

kilometrów - aden problem

dla spoczywaj cych w ma-Sazynie pó nocnokorea skich rakiet. Ocean by tu g boki na Pó tora tysi ca metrów, a dno prawie p askie. Powierzchni

107

porusza a d uga, trzymetrowa martwa fala, ale w tych czarnych i cichych g binach nie czu o si

adnego ruchu wody. Ben sugerowa odej cie

jeszcze o trzy stopnie szeroko ci na po udnie; Raszud zgodzi si , mimo e, jak stwierdzi , nie widzia potrzeby oddalania si od celu; kursy rakiet
zosta y ju wprawdzie uzgodnione i zaprogramowane przez Szakir , nietrudno by o to jednak zmieni . Genera zaskoczy natomiast ich oboje obran
strategi . Nakaza mianowicie wystrzelenie rakiet za dnia, zamiast noc , kiedy wszyscy czuliby si znacznie bezpieczniej. Zapytany przez Szakir o
powód takiej decyzji, wyja ni rzeczowo:

- Cruise po opuszczeniu wody zostawia za sob wielki ogon ognia, widoczny z du ej odleg

ci, zw aszcza po zmroku. Je li wystrzelimy je w dzie ,

nie b

si tak rzuca y w oczy.

- Ale przedtem strzelali my noc .
- Dlatego, e nie chcieli my, eby rakiety zosta y zauwa one przez ochron obiektów. Teraz jest inaczej. Nasz cel le y na bezludziu, nie ma tam

ochrony, ani stra y.

- Hmm... — mrukn a Szakira, lekko poirytowana, e sama na to nie wpad a.
- Naszym jedynym zagro eniem podczas tego zadania jest wykrycie przez patroluj cy okr t nawodny, o co atwo zw aszcza noc , gdyby my

urz dzili taki fajerwerk.

- Ale rakiet mog spostrzec i w dzie - upiera a si Szakira. - Patrole trwaj ca dob , prawda?
- Patroli nie b dzie w okolicy i rakiety nie zostan zauwa one — odpar Rawi.
- Sk d ta pewno

?

- St d, e zamierzam odda salw podczas mg y. Przeczeszemy te akwen pasywnym sonarem, no i przez peryskop, eby si upewni , e nie ma
nikogo.
- To pi knie, ale nawet ty nie mo esz mie mg y na zamówienie.
- Niestety... Ale w tej cz

ci wybrze a cz sto pada, a tam, gdzie s deszcze i ch odne masy powietrza, które przeplataj si z ciep ymi, o mg

nietrudno.
- Jednak mg y mo e nie by akurat wtedy, kiedy b dziemy jej potrzebowa . - Szakira nie dawa a za wygran .
108
- Nie szkodzi. Poczekamy.
Pokonana Szakira zapyta a m

a, czy nie napi by si herbaty, na co Rawi przysta z ochot , z trudem odpieraj c pokus , by powiedzie jej, e si

cieszy, i zdecydowa a si zaj

tym, w czym jest naprawd dobra. Mia ch

na herbat , ale nie wylan ca ym dzbankiem na g ow . U miechn si

tylko, patrz c jej w oczy.

- Jestem ci wdzi czny, kochanie - powiedzia . - wietnie potrafisz zmusi cz owieka, eby wyja ni , o co mu chodzi.
- Sprytny jeste - odrzek a, wydymaj c wargi. - O wiele za sprytny. Dobrze by po twojej stronie.
- A ty jeste dobrym oficerem. Gotowa do dyskusji, kiedy czego nie rozumiesz, ale szanujesz swego dowódc . Tacy wszyscy by powinni my.
- Tak, jestem dobrym oficerem. Ale mam nadziej , e lepsza jestem w roli ony, bo zamierzam j pe ni znacznie d

ej.

- Tak b dzie, je eli nadal b dziesz mnie s ucha , przynajmniej dopóki jeste my na tym okr cie z misj bojow w imi Allaha. Ja na ogó wiem, co

robi i jak zapewni nam bezpiecze stwo.

- Ha! Mówisz, e wszyscy powinni my szanowa swoich dowódców, ale ty nie masz adnego - za mia a si Szakira. -Sam sobie okre lasz zasady.
- Mylisz si . Ja te mam dowódc . I mam nadziej , e On b dzie mia nas oboje w opiece.
Szakira patrzy a na niego z niek amanym uwielbieniem. Ten silny m

czyzna, by y major elitarnej jednostki brytyjskiej, najtwardszy facet, jakiego w

yciu spotka a, z og ad absolwenta Sandhurst i taktycznym geniuszem liniowego dowódcy SAS, by zarazem wierny swym arabskim, bedui skim

korzeniom. Dzi kowa a Najwy szemu za ten dzie , kiedy ucieka a z nim, struchla a z przera enia i grozy, przez ruiny nieszcz snego Hebronu w ród
wybuchów artyleryjskich pocisków, gwizdu kul karabinowych i krzyków rannych. Dzi kowa a za si , jak w sobie znalaz a, by zabra go do kryjówki
bojowników Hamasu. Za ka dym razem, kiedy odwa

a si? wspomina tamte chwile w rozbitym domu w dzielnicy Palesty skiej, ywo stawa y jej przed

oczyma jej zabite dzie-

109
ci, ma y Rawi i Irenka, ich skrwawione cia ka le

ce nieruchomo obok trupów dwóch sier antów SAS, zamordowanych przez jej dzisiejszego m

a,

który w ten sposób uratowa j od mierci. Nie ma na wiecie nic, co by oby warte tej ofiary, my la a cz sto. Jednak by y major Ray Kerman prawie jej to
wynagrodzi . Nie wyobra

a sobie, e mog aby kogokolwiek kocha bardziej ni jego. Posz aby za nim w paszcz samego piek a.

Tymczasem jednak to on poszed za ni do pentry, gdzie nie byli widoczni z przyleg ego kambuza, i poca owa j zach annie pod os on pó ek z

puszkami kompotów.

- Mówi

, e w

nie dlatego dziewczynom nie wolno s

na okr tach podwodnych - powiedzia a, wysuwaj c si z jego obj

w obawie, e kto

ich zobaczy.

- Moi podw adni maj robi tylko to, co im ka

- odpar weso o. — Na ladowa mnie ju nie musz .

- A nie mówi am? Robisz, co ci si podoba, bo nie masz nad sob dowódcy.
Rawi popatrzy na on , pi kn nawet w mundurowym granatowym swetrze, i rzek powa nie:
- Allah da nam moc równ fa szywym bogom staro ytnego wiata i nie opu ci nikogo z nas podczas tej misji. Pracujemy dla Jego chwa y i On

powiedzie nas do zwyci stwa.

- I pomy le tylko, e kiedy by

niewiernym... — Szaki-ra pokr ci a g ow z udawanym niedowierzaniem. - S odzisz?

Genera Raszud zachichota cicho, wdzi czny w duchu ma once za jej talent do roz adowywania napi cia podczas ich wielkiej misji, cho by na kilka

chwil. Wrócili oboje do nawigacyjnej. Szakira nios a tac z dzbankiem i trzema szklankami w srebrnych uchwytach, ju z nasypanym cukrem - ta trzecia
na wypadek, gdyby zastali porucznika Mo-hammeda przy pracy. Dochodzi a ju pó noc.

Asztari Mohammed istotnie siedzia jeszcze pochylony nad map wschodniego Pacyfiku, kre

c kurs na po udnie. Kiedy zobaczy Rawiego i

Szakir , wsta i przeci gn wszy si , z wdzi czno ci przyj gor cy napój.

- Kontradmira Badr uwa a, e powinni my i

na po udnie jeszcze przez pó torej doby - wyja ni nie pytany przyczyn nocnej pracy.

110
Rawi skin g ow . Spojrza na map roz

on na stoliku; tyle by o na niej notatek, e sta a si niemal nieczytelna. Czerwona linia trasy rakiet z

czterema punktami zwrotu wyró nia a si jednak graficznie. Teraz Szakira b dzie musia a nanie

now , pomy la . Zd

wypi zaledwie dwa yki,

kiedy z g

nika rozleg o si ciche: „Genera Raszud do centrali. Powtarzam, genera Raszud do centrali". Zabra szklank ze sob i przeszed do

siaduj cej z kabin nawigacyjn centrali manewrowej, gdzie czeka na niego Ben Badr.

- Od kiedy chcesz zacz

przeszukiwanie akwenu? — spyta Ira czyk. - Jeste my oko o stu mil od pozycji odniesienia. Pomy la em, e zaczniemy

od pi

dziesi ciu mil. Zapewne nie zechcesz si wynurza ?

- Nie, tego robi nie b dziemy - odrzek Rawi. - Podejd my tylko na peryskopow co par godzin, eby si szybko rozejrze . Naszym g ównym

narz dziem b dzie sonar pasywny. Nie mo emy ryzykowa wykrycia. Przy takiej akcji nie ma podejrzanych, wi c by oby g upot da si przy apa

komukolwiek.
- To co, zaczynamy o pi

dziesi t mil powy ej pozycji strza u?

- Niech b dzie pi

dziesi t. Je li znajdziemy tam jaki obiekt, poobserwujemy go mo e przez par dni. Musimy by pewni, e dooko a jest czysto.

No i modli si o mg .

Barracuda II p yn a wi c dalej przez ca noc i do popo udnia 6 sierpnia. O szesnastej trzydzie ci Badr poleci podej

na peryskopow i osobi cie

rozejrza si po ca ym horyzoncie. Porucznik Mohammed odczyta pozycj z GPS: 43°N, 127°W. Szakira nanios a pozycj na map , sprawdzi a
odleg

i zapisa a: „290 mil do celu". Natychmiast Potem Badr nakaza ponowne zej cie na sto osiemdziesi t ftietrów. Nie by o dla nich adnych

wiadomo ci, nie wykryli te

adnego statku ani okr tu. Nad pustym oceanem wieci o s

ce - ani ladu mg y. Jedynym zagro eniem by y niewidoczne,

czaj ce si na dnie hydrofony SOSUS. Dowódca pole-« wachtowemu oficerowi utrzymywa si w pobli u tej pozy-c)!> posuwaj c si z pr dko ci
pi ciu w

ów kursem na-wrotnym.

Czekali tak dwie doby. Dopiero o trzeciej nad ranem w nie-
111
dziel nadszed ni znad oceanu, nios c deszcz i zimny, porywisty wiatr. Wykryli go sonarem i cicho podeszli pod powierzchni , by si rozejrze .

Wysun li peryskop na siedem sekund - do

dla szefa okr tu, by zameldowa siek

ulew , ograniczaj

widoczno

do mniej wi cej stu metrów.

Raszud rozwa

mo liwo

oddania salwy tu i teraz; wiedzia jednak, e nad brzegiem pogoda mo e by jeszcze dobra, i nie u miecha o mu si

posy

rakiet nad zamieszkanymi okolicami nawet o tej porze nocy. Zdecydowa , e zaczeka na prawdziw mg . By pewien, e pr dzej czy pó niej

si pojawi, zgodnie ze statystyk klimatyczn tych okolic.

O wicie sprawdzili powierzchni jeszcze raz. Rawi mia racj - nad oceanem wisia a g sta mg a. Domy la si , e musi si rozci ga a po

background image

wybrze e, ogarniaj c swym lepkim bia ym mu linem wszystko a po zbocza nadbrze nych gór Oregonu.
- To jest to, stary. — Rawi klepn Bena po ramieniu.
Po chwili z g

ników na ca ym okr cie rozleg si g os dowódcy:

- Przygotowa wyrzutnie jeden do cztery... Oficer uzbrojenia i komandor Szakira do centrali naprowadzania... Sternicy, trym plus dziesi

stopni,

wynurzenie do sze

dziesi ciu metrów... kurs zero trzydzie ci... pr dko

pi

w

ów... Sonar, sprawdzi i zameldowa brak kontaktów... Oficer

uzbrojenia, sprawdzi procedury i ustawienia.

Dziób okr tu uniós si lekko. Mikrofon rozg

ni przej teraz Rawi, wzywaj c za og do modlitwy. Wolni od bie

cych zada ukl kli na pok adzie.

Ludzie wyskakiwali z koi, mechanicy odk adali narz dzia; wszyscy s uchali s ów dowódcy misji. Raszud ostrzega , e zaczyna si okres walki i
zagro enia, i ka dy powinien by przygotowany na trzykrotne brzmienie tr b. Kiedy one zagraj , tylko ludzie prawi przejd przez most w ramiona
Allaha. Przypomnia im, e pracuj dla Niego, s Jego dzie mi i dla Jego chwa y znale li si na tym narz dziu wojny. Przeczyta werset z Koranu:

...Od Ciebie tylko prosimy pomocy. Prowad nas prost

cie

tych, którzy ciesz si Tw

ask .

112

k „ \^^\-

; USA

PACYFIK

\ WSeattle

«>> ^ WASZYNGTON

j Yakima

trasa rakiet f35*^ i Mbunt St. Helens

Columbia___<¦

j PortlanS

^ /

OREGON

200 km /

Barracuda II u wybrze y Oregonu
113
Genera zako czy przemow wezwaniem do Boga:
- Zwracam twarz tylko ku Najwy szej Istocie, która stworzy a niebo i ziemi . Tobie niech b dzie chwa a, Twoje imi jest najwspanialsze, Ty

Najwy szy i nikt poza Tob nie jest godny uwielbienia.

Za oga modli a si w ciszy jeszcze przez chwil , po czym wszyscy wrócili do swoich zada . Szakira zameldowa a si w centrali naprowadzania i

jeszcze raz sprawdzi a programy systemów nawigacyjnych rakiet: „Kurs zero trzydzie ci do szeroko ci 46'05N, potem zero dziewi

dziesi t do

po udnika 122°W, dalej na pó noc przez trzydzie ci mil morskich i ostatni pi tnastomilowy odcinek do celu kursem dwie cie dziesi

". O szóstej

trzydzie ci genera Raszud wyda rozkaz:

- Uwaga na wyrzutniach jeden do cztery! - I w sekundy pó niej: — Wyrzutnia jeden, ognia!

miometrowe cygaro pó nocnokorea skiej rakiety ruszy o w drog do zaprogramowanego celu. Okr t zadr

lekko, gdy pchni ta uderzeniem

spr

onego powietrza wylecia a z dziobowej wyrzutni torpedowej, mign a ku powierzchni oceanu i wyrwa a si w powietrze. W tej samej chwili

uruchomiony zosta silnik, z ogona strzeli strumie ognia. Dotar szy na pu ap sze

dziesi ciu metrów, rakieta wyrówna a lot, przyspieszaj c gwa townie.

Przy pr dko ci sze ciuset w

ów w czy y si turbiny gazowe i znikn zdradliwy p omie wylotowy. Korea ska kopia rosyjskiej ra-dugi, przez Arabów

nazwana od legendarnego miecza Sa-ladyna, bezb dnie lecia a kursem 030°. Do linii brzegu pozosta o jej dwie cie dwadzie cia mil, które pokona w
dwadzie cia jeden minut. Do tego czasu trzy identyczne pociski b

ju gna y jej ladem przez niebo, jeden za drugim szykiem torowym przez

orego sk mg , kieruj c si w to samo miejsce: sp kane, nadwer

one zbocze St. Helens.

Pierwsza rakieta przemkn a nad wysokim, nierównym brzegiem na pó noc od przyl dka Tillamook Head o szesnastej pi

dziesi t cztery. Wznosz c

si i opadaj c wraz z ukszta towaniem terenu, pokona a szczyt góry Saddle, min a stanowy rezerwat przyrody Clatsop i wpad a nad hrabstwo
Columbia, na drug stron rzeki, a potem, trzydzie ci kilometrów na pó noc od Portland przekroczy a gra-

114
nic stanu Waszyngton. Teren zaczyna by górzysty; rakieta zbli

a si do pasma Gór Kaskadowych. Komputer pok adowy pracowa intensywnie,

aktualizuj c parametry lotu w zale no ci od wskaza ultrad wi kowego wysoko ciomierza. Chi scy programi ci i elektronicy dobrze wykonali swoj
robot . Pocisk przeci lini autostrady mi dzystanowej Interstate 5 i lecia wzd

doliny rzeki Kalama ku tamie Swift Creek. Tam skr ci na pó noc,

dok adnie w przewidzianym czasie. Pot

ny masyw Mount St. Helens by wówczas zaledwie o kilkana cie kilometrów na lewym trawersie. Rakieta

min a go, nie zmieniaj c kursu, i dopiero na wysoko ci miasteczka Gifford skr ci a szerokim ukiem, zawracaj c ku celowi - wielkiemu skalnemu
guzowi, jaki wyrós na stoku krateru. Trac c stopniowo wysoko

, nabiera a jednocze nie pr dko ci, mkn c nad lesistymi zboczami Mount Hughes. W

chwil pó niej mign a nad spowitymi mg wodami jeziora Spirit, po czym zadar a nos i pomkn a w gór wzd

stoku St. Helens. Pokonanie dwóch

kilometrów do szczytu zaj o jej dziewi

sekund. Znalaz szy si nad kraterem, zanurkowa a raptownie ku jego wn trzu. Zaprogramowana, by

eksplodowa w dwie sekundy po uderzeniu w cel, wbi a si ostrym nosem z utwardzonej stali w bazaltowe rumowisko, zakopuj c si na g boko
czterech i pó metra, zanim nast pi wybuch. W skalnym pod

u natychmiast powsta y g bokie p kni cia, naruszaj ce ju i tak os abion struktur

cienkiej skorupy krateru, pod któr wiecznie wrz ca magma szuka a jakiegokolwiek uj cia. Od tej pierwszej eksplozji erupcja wulkanu nie mog a
nast pi — ale w drodze by y jeszcze trzy rakiety. Owszem, w powietrze strzeli pióropusz Pary, ale ani okoliczni mieszka cy, ani przeje

aj cy

lokal-nyrni drogami numer 503, 90 czy 25 kierowcy ci

arówek nie spostrzegli tego ostrze enia. Nawet w przejrzystym powietrzu szczyt Mount St.

Helens nie zawsze jest widoczny spomi dzy g sto rosn cych jode i wierków, a poza tym ob oki Pary nad wulkanem by y czym raczej powszednim.

Nieca minut pó niej w to samo miejsce uderzy a druga rakieta. Eksplozja, cho nies yszalna u podnó y góry, wystar-czy a, by rysy w skale

si gn y ju górnej cz

ci „komina" Wype nionego magm . Roz arzone bia e strumienie natych-

115
miast pope

y przez szczeliny i rumowisko, na razie jednak tylko s cz c si w ma ej ilo ci.

Po kolejnej minucie nast pi prze om. Trzecia rakieta wpad a w nadwer

one przez poprzedniczki miejsce, otwieraj c lawie szersz drog wyp ywu.

Coraz wi cej p ynnej ska y wydostawa o si na powierzchni , z wolna wype niaj c lej krateru. W niebo wznosi y si chmury pary i pierwsze j zyki

omieni. I wtedy nadlecia a ostatnia z rakiet, uderzaj c ju w jeziorko lawy. Metalowy kad ub zacz si szybko topi , ale trotyl w g owicy wykona swe

zadanie, szerokim p kni ciem rozdzieraj c skorup ska y i uwalniaj c miliony metrów sze ciennych silnie spr

onych gazów. O godzinie siódmej sze

w niedzielny poranek 9 sierpnia 2009 roku po raz pierwszy od trzydziestu lat wulkan St. Helens zatrz

si od wybuchu. Si a eksplozji powali a tysi ce

drzew w pó kolu o promieniu dwudziestu kilometrów na pó nocnym zboczu. Krater z niestabilnym guzem by ju nachylony w t stron , kiedy wi c
nast pi wybuch, obszary na po udniowym i zachodnim stoku nie ucierpia y znacznie; spad na nie tylko deszcz kamieni i popio u. Po przeciwnej stronie,
jak w 1980 roku, lawa pop yn a niszcz

, trzymetrowej grubo ci rzek , na pozór powoln , ale w rzeczywisto ci pr

z pr dko ci ponad

sze

dziesi ciu kilometrów na godzin w dó , ku jezioru Spirit, unicestwiaj c wszystko na swej drodze, doprowadzaj c wod do wrzenia i posy aj c w

niebo k by pary. Nikt z obozuj cych na brzegu jeziora studentów nie mia szans na prze ycie. Garstka popio u pogrzebana g boko pod warstw
bazaltu to wszystko, co zostanie po ofiarach tej okrutnej, sadystycznej wojny, o której nikt jeszcze nie wiedzia , e trwa.

Mg a ju si przerzedzi a i z miasteczek Glenoma, Morton i Mossyrock wida by o szczyt St. Helens, pluj cy ogniem i miotaj cy tysi cami ton

roz arzonych kamieni i popio u na setki metrów w powietrze. Wygl da gro nie i wspaniale, jak wi kszo

ywio ów, ale ka dy cz owiek w tych

malowniczych waszyngto skich osadach wiedzia , e jest wiadkiem chaosu, bezlitosnego zniszczenia i mierci. Wszyscy bezsilnie patrz cy na ten
przejaw si natury zdawali sobie spraw , e tego wieczoru w wielu domach b

puste krzes a przy sto-

116

ach. Lawa ogarn a pi tna cie samochodów zaparkowanych wokó jeziora i wla a si do rzeki Toutle, niemal j przegradzaj c. Mniejsza rzeczka

Coldwater zosta a ca kowicie zablokowana. Tysi ce ton popio u wyrzuconego w pierwszym momencie wybuchu pokry o pi

set kilometrów

kwardato-wych terenu, d awi c strumienie i grzebi c pod czarn warstw lasy i pola. Ten ciep y, senny niedzielny poranek zostanie na zawsze w
pami ci mieszka ców tego zak tka Waszyngtonu jako dzie , w którym bez adnego ostrze enia ich góra, Fud i-jama Ameryki, królowa Gór
Kaskadowych zniszczy a ziemie, które dot d zdobi a sw majestatyczn sylwetk . Ci, którzy nie do wiadczyli pierwszej erupcji z 1980 roku, poznali
teraz prawdziwy charakter swego symbolu, niewiele maj cy wspólnego z niewzruszonym, milcz cym pi knem, jakie w nim widzieli do tej pory.

W kilka minut po pierwszym wybuchu rozszala y si po ary. Wielkie kule roztopionego kamienia i g sty deszcz arz cego si czerwono popio u

dowa y na iglastym lesie. Suche igliwie na pod

u zapali o si natychmiast, po czym zaj y si drzewa. atwopalna ywica w ig ach, ga ziach i

pniach p on a z trzaskiem i sykiem; po ar by o s ycha z oddali jak echo miertelnej bitwy. Tysi ce hektarów lasu zamieni y si w jedno gigantyczne
ognisko. Ogie rozprzestrzenia si przera aj co szybko, niesiony zachodnim wiatrem znad Pacyfiku, który rozwiewa resztki mg y i podsyca

ar oczne

omienie. Co kilka minut od szczytu wulkanu dobiega grzmot kolejnej gwa townej erupcji; j zor ognia i dymu strzela w niebo z now si , a z krateru

wylewa y si nieustannie potoki lawy.

Do ósmej trzydzie ci w ka dym domostwie, w ka dym samochodzie pe nym turystów czy grupie my liwych na le nym szlaku w promieniu

pi

dziesi ciu kilometrów wiedziano ju , e St. Helens si obudzi a z blisko trzydziestoletniego snu. Radiostacje pospiesznie uk ada y specjalne

komunikaty, °Parte na jednym niezaprzeczalnym fakcie: ta cholerna góra Wylecia a w powietrze. Znowu.

Zbierano elektronicznie i telefonicznie wypowiedzi lokalnych ekspertów z dziedziny wulkanologii. Wszyscy jak jeden ni

wyra ali zupe ne

zaskoczenie. O dziewi tej szefowie

117
!
stacji radiowych ju rozpaczliwie poszukiwali jakichkolwiek konkretnych informacji. Policja stanowa zakaza a lotów mig owców z dziennikarzami,

background image

niemo liwe by o te dotarcie w pobli e góry.
Wulkanologów, którzy stale monitorowali St. Helens, nigdzie nie mo na by o znale

. Studenci z grup uniwersyteckich zbieraj cych dane u podnó a

góry zgin li. Wi kszo

punktów obserwacyjnych na pó nocnym stoku uleg a zniszczeniu. Budynki na wzniesieniach terenu zamieni y si w zgliszcza, te

po

one w dolinach zosta y poch oni te przez rzeki lawy. Drzewa wyrwane lub z amane przez wybuch, ci ni te mi dzy inne tworzy y teraz wysokie

stosy, roz wietlone od rodka przez p omienie wzniecone przez b yskawicznie rozprzestrzeniaj cy si po ar le nego poszycia. Z lotu ptaka wygl da y
jak wielkie piece, rozrzucone po ca ej okolicy r

olbrzyma i siej ce ogie wsz dzie dooko a.

W po udnie prezydent og osi po udniowo-zachodni cz

stanu Waszyngton rejonem kl ski ywio owej. Uruchomiono pomoc federaln . Problem z

wulkanami jest jednak taki, e nie ma mowy o pó rodkach, nie ma rannych i zszokowanych osób - i nie ma wiadków. Furia natury jest zbyt pot

na.

Je eli kto znajdzie si tak blisko katastrofy, e móg by rzuci

wiat o na jej przyczyny, to szans na prze ycie ma bliskie zeru. Nie inaczej by o u

podnó a St. Helens w ten niedzielny ranek... poza jednym przypadkiem.

Du y samochód terenowy, wypakowany my liwskimi strzelbami, w dkami nale

cymi do czterech sportsmenów, trzech miejscowych i jednego z

dalekiej Wirginii, ca noc sta nad pó nocnym brzegiem jeziora Spirit. Przewodzi tej ma ej ekspedycji Tony Tilton, by y adwokat z Worcester w
Massa-chusetts, a obecnie prezes Seattle National Bank. Towarzyszy mu s ynny marszand sztuki marynistycznej z Nowego Jorku, Alan Granby, który
przeprowadzi si z on na Zachód, kiedy bezwzgl dnie goni ca za zyskiem prywatna korporacja zacz a budowa wielk elektrowni wiatrow tu za
jego domem na brzegu cie niny Nantucket. Trzecim cz onkiem grupy by inny przybysz ze Wschodu, Don McKeag, wp ywowy dziennikarz radiowy i
sprawozdawca polityczny, który po latach pracy porzuci swój program w lokalnej stacji

118
radiowej na Cape Cod dla wielkiego kontraktu z sieci „Glos Pó nocnego Zachodu", który wymaga od niego przeprowadzki do Seattle. Do tej trójki

do czy Wirginijczyk Jim Mills -zapalony w dkarz morski, my liwy i zawodnik rajdowy z Middleburga. Wybrali si w

nie na tygodniow wypraw w

lasy wokó i szykowali si do ataku na wspania e pstr gi zamieszkuj ce jezioro.

Od innych w dkarzy i my liwych, jacy w tym czasie przebywali w okolicy, ró ni a t grup jedna zasadnicza rzecz: Tony Tilton i jego ona Martha byli

na wycieczce na Morzu Karaibskim w 1997 roku, kiedy wybuch wulkan na Mont-serrat, grzebi c dwa miasta, niszcz c ca po udniow stron wyspy i
obsypuj c wszystko na kilkadziesi t kilometrów woko o grub warstw popio u. Tony sta na dziobie wyczar-terowanego jachtu, obserwuj c ziej ce
ogniem piek o na górze Soufriere. W pami

wry a mu si szczególnie szybko

, z jak wulkan zaatakowa wysp . Widzia moment wybuchu,

strzelaj cy na kilkadziesi t metrów w niebo s up ognia i dymu i niemal jednocze nie czerwon rzek lawy sp ywaj

na trzy strony z krateru. Stwierdzi

wówczas, e w takiej sytuacji ktokolwiek znajdzie si na zboczu wulkanu, ma nie wi cej ni kwadrans na ucieczk , inaczej niechybnie zginie.

Teraz, dwana cie lat pó niej, tego niedzielnego ranka nad jeziorem Spirit Tony us ysza nag y, dziwny wist wichru, który przemkn gdzie nad jego

ow we mgle i ucich . M

czyzna odruchowo poderwa g ow , ale nic nie zobaczy . Kilkana cie sekund potem dobieg go g uchy grzmot gdzie od

szczytu góry, ale te nic nie by o wida . Po chwili znów da si s ysze ten dziwny szum i kolejny oskot gromu, jakby g

niejszy, ale mo e tylko Tony

odniós takie wra enie, bo by ju czujny. To mu jednak wystarczy o. Odwróci si do Dona McKeaga, który w

nie wyjrza na wiat o dzienne, i rzuci

ostro:
- Do wozu, Don. Nic nie mów, tylko wsiadaj! - po czym krzykn w stron namiotu: - Alan, Jimmy! Wstawa i do samochodu! Natychmiast! Mamy

cholerne k opoty!

Alan Granby, m

czyzna postawny, ale szybki w ruchach, Rozumia od razu. On i Jim spali w ubraniach i w par sekund byli na zewn trz,

zaalarmowani wyra nym napi -

119
ciem w g osie kolegi. Silnik ju pracowa , kiedy wskakiwali na tylne siedzenia. Tony wcisn peda gazu. Ko a zabukso-wa y przez moment na sypkim

pod

u, ale wóz zaraz ruszy , szybko nabieraj c pr dko ci. Jechali na zachód krótkim le nym traktem do szosy numer 504. Trakt by prosty i

stosunkowo równy i wkrótce wskazówka pr dko ciomierza stan a na stu dziesi ciu kilometrach na godzin . Z daleka dobieg ich odg os trzeciej
eksplozji, a tu potem nast pnej.

— Co to, u diab a, by o? — spyta McKeag.
— Nic takiego — odrzek Tony. - Tylko St. Helens w

nie wybuch .

Byli ju na lokalnej drodze do Glenomy, gdzie mo na skr ci na znacznie lepsz szos numer 25. Wsz dzie wokó nich mi dzy drzewa spada y

dziwne, wiec ce obiekty, niczym deszcz meteorów. Jasno

dnia jednak gdzie znikn a. Alan Granby zerkn na niebo.

— Gdybym mia zgadywa , powiedzia bym, e nast pi o cz

ciowe za mienie s

ca.

W tej chwili poczuli, jak ziemia zadr

a pod ko ami samochodu, a w lesie zawy gwa towny wiatr o sile huraganu. Tony skr ci na rozwidleniu w

drog numer 12, biegn

bardziej na pó noc. Na asfalt zaczyna y spada p on ce szcz tki ga zi i roz arzone kamienie.

— Miejmy nadziej , e ta droga gdzie dalej nie zawraca na po udnie - mrukn . - Mam dziwne przeczucie, e ktokolwiek tam zosta , mo e nie
prze

.

Kolejne mile zostawa y za nimi. Niebo poczernia o, zaci gni te ci

, g st chmur , ale przez tyln szyb wida by o straszn czerwon

un . W

jedena cie minut oddalili si od podnó a wulkanu o dziewi tna cie kilometrów. Z przodu by o nieco ja niej i Don, niepoprawny dziennikarz,
zaproponowa , eby po jeszcze kilku kilometrach zatrzymali si i popatrzyli na gór , po ar i zniszczenia, przed jakimi cudem uciekli.

— A mo e macie ochot na ma wypraw

owieck do Indonezji w przysz ym roku? - zapyta Tony Tilton. - Wiecie, przytulny obóz w tropikalnej

ungli na stoku Krakatau..-Zaczynam nabiera profesjonalnej wprawy w ucieczkach przed wulkanami.

120
Trzy godziny pó niej
- Dzie dobry wszystkim. Mówi Don McKeag z wiadomo ciami z pierwszej r ki z frontu naszej stanowej katastrofy. W chwili nag ego i

niszczycielskiego wybuchu wulkanu St. Helens by em w obozowisku tu u jego podnó a. My

, e mog uczciwie powiedzie , e tylko cud sprawi , e

dzisiaj do was mówi ... szybki refleks mojego kolegi Tony'ego Tiltona, któremu uda o si nas w por wywie

w bezpieczne miejsce, oszcz dzi mi

bowiem pewnej mierci. Jechali my przez deszcz gor cego popio u. W lesie zaczyna o p on

poszycie. Za nami z krateru sp ywa a ju rzeka arz cej

si lawy, a my uciekali my na pó noc, jak najdalej od kataklizmu. W moim codziennym programie porannym, jak wiecie, zawsze przyjmuj telefony i
rozmawiam ze s uchaczami o polityce w naszym wielkim stanie. Dzi jednak zmieniam formu . Chc tylko tu spokojnie usi

, z apa oddech i

spróbowa wyja ni wam, jak to jest, kiedy si umknie dos ownie sprzed wrót piekie . Jak dot d, otrzymali my zg oszenia o oko o stu naszych
wspó obywatelach, którym si to nie uda o. Ich rodzinom pragn z

wyrazy najszczerszego wspó czucia. Jak e atwo móg bym teraz by jednym z

nich...
Podczas gdy Don przemawia przez radio wywa onym, lecz dramatycznym tonem, wszyscy stra acy z po udniowo--zachodniego Waszyngtonu

zaj ci ju byli walk z ogniem na obrze ach szalej cego na dobre po aru lasu. Nie by o mowy o próbach wchodzenia g biej, nikt te nawet nie
pomy la , by wysy

w to piek o flot ambulansów. W tej katastrofie rannych nie b dzie. Jedyne, co teraz mo na robi , to próbowa ograniczy

rozprzestrzenianie si ognia w kierunku rejonów zamieszkanych. Po jakim czasie do akcji w czy y si specjalistyczne samoloty, zrzucaj ce dziesi tki
ton wody na jeszcze wolne od ognia partie lasu. Jednostki l dowe czerpa y wod z okolicznych jezior i rzek, staraj c si nie dopu ci do jej
odparowania w rosn cym arze, zanim jeszcze po ar dotrze w te rejony. Po po udniu o kl sce ywio owej mówiono ju w ca ym kraju. CNN pokazywa a
uj cia filmowe, podobnie jak Fox News i wi kszo

du ych sieci medialnych. Do wieczora Mount St. Helens by a g ównym tematem wiado-

121
mo ci we wszystkich ca odobowych serwisach radiowych i telewizyjnych, cho nikt nie mia

adnych wie ych informacji, faktów ani fachowych

opinii. Wiadomo by o jedynie, e wulkan wybuch , region jest zasypany popio em i trawiony po arami, a ktokolwiek znajdowa si w okolicy, niemal na
pewno zgin . Nie by o adnych naocznych wiadków erupcji poza Donem McKeagiem i jego trzema przyjació mi.

Wulkany tradycyjnie robi to, na co maj ochot , eliminuj c mo liwo

publikowania dramatycznych, oskar yciel-skich tytu ów w rodzaju: TO SI NIE

MO E POWTÓRZY ... CZY ZGIN LI NA PRÓ NO?... NALE

O SI TEGO SPODZIEWA ... ODPOWIEDZIALNI MUSZ PONIE

KAR ...

Dziennikarze mogli jedynie - cho z mieszanymi uczuciami niech ci i ulgi - odwo

si do Szacownych Ekspertów. Oczywi cie ci z fachowców, którzy

rzeczywi cie mogliby powiedzie co konkretnego, zgin li u podnó a wulkanu, za to inni, którzy nie mieli poj cia, co si naprawd sta o, ch tnie
zabierali g os. Przypominali sobie, e w ostatnich tygodniach w kraterze St. Helens odnotowywano emisje pary, a nawet ma ych ilo ci gazów
wulkanicznych, trafia y si te niewielkie erupcje p omieni, popio u i dymu; w sumie nie by oby wielk niespodziank , gdyby wulkan wybuch w ci gu
nast pnych pi ciu lat. Zapowiedzi tego by rosn cy w kraterze guz. Uczonych zaskoczy a tylko gwa towno

erupcji, tak nag ej, niespodziewanej, bez

najmniejszego nawet ostrze enia. To by o co nowego dla wulkanologów z ca ego wiata: adnych gniewnych pomruków, snopów iskier wylatuj cych
na setki metrów nad szczyt, nawet cienkich strumyczków lawy s cz cych si z ma ych p kni

w ska ach. adnych oznak podwy szonej aktywno ci.

CNN wyszuka a m odego specjalist z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Cruz. Nie widzia on nigdy Mount St. Helens, a w 1980 roku, kiedy

dosz o do pierwszego wybuchu, jeszcze go nie by o na wiecie. Jego ojciec by za m ody, by pami ta erupcj Lassen Peak z 1914 roku, jedynej w
historii USA o porównywalnej sile. wie o upieczony magister Simon Lyons przemawia jednak z niezachwian pewno ci siebie, w

ciw ludziom

do

jeszcze m odym, by uwa

, e znaj odpowiedzi na wszystkie pytania.

122
- Ka dy przeci tnie dobry student geofizyki powinien wiedzie , e ten wulkan móg wybuchn

w ka dej chwili. Guz w kraterze rós w bardzo szybkim

tempie, mo e z kilometr w ostatnich dwóch latach. To by znak, którego wszyscy szukamy. Dowód, e magma podchodzi a coraz wy ej i coraz silniej
napiera a na zewn trzne warstwy ska y. Kiedy wida takie wybrzuszenie, wiadomo, e wulkan szykuje si do erupcji.

- A zatem obwinia pan te grupy badaczy, obozuj ce na górze, które rzekomo monitorowa y jej aktywno

... wykorzystuj c fundusze federalne?

-Tak jest. Jak najbardziej. Niekompetencja i lekcewa enie warto ci danych. Dla prawdziwego naukowca to nie do pomy lenia.
Profesor Charles Delmar z Uniwersytetu Kolorado, cz owiek starszy, bardziej do wiadczony i ostro ny w s dach, udzieli wywiadu dla Fox News,

ch tnie s

c sw wiedz , by rzuci

wiat o na ostatnie wydarzenia. Powiedzia , e z obejrzanych przez niego zdj

Mount St. Helens wynika, e

erupcja by a skierowana na pó noc, co z kolei sugeruje, e to w

nie guz podda si parciu magmy. Wed ug profesora to „bardzo niezwyk e", dlatego e

background image

nie by o adnych wcze niejszych symptomów zbil aj cego si wybuchu akurat w tym miejscu. Obserwowano, owszem, k by pary i nieco dymu, ale

wydobywa y si one z samego szczytu, a nie z ewentualnych szczelin w guzie, co by oby dowodem na rosn ce ci nienie pod jego powierzchni .
Dlatego te Delmar uwa

za „bardzo dziwne", e ten skalny nowotwór tak nagle si podda , a jeszcze dziwniejsze by o wed ug niego to, e dosz o do

tego w tak szybkim tempie i e trzeci co do wielko ci wybuch wulkanu w Stanach Zjednoczonych w ci gu ostatniego stulecia móg nast pi dos ownie w
kilkadziesi t sekund.

Barracuda II p yn a wolniutko na po udnie, jeszcze przez sto mil morskich pod

aj c wzd

po udnika 127°W. O trzeciej rano Badr nakaza

podej cie na peryskopow , wysun anten i nada depesz z

on z jednego s owa, przeznaczon dla dowództwa ira skiej marynarki wojennej w

dalekim Bandar Abbas. S owo to brzmia o: SALADYN. Wiado-

123
mo

zosta a przekazana dalej poczt elektroniczn do mieszkania przy Via Dolorosa, uliczce w muzu ma skiej cz

ci Jerozolimy, któr wed ug

tradycji Chrystus niós krzy na Kalwari . Kilka minut po jej odebraniu koperta z ju wcze niej nalepionymi znaczkami by a w r ku pos

ca, który

szybko zaniós j na g ówn poczt przy ulicy Szlomzion.

Koperta by a zaadresowana do admira a Arnolda Morga-na w Bia ym Domu, Pennsylvania Avenue 1600, Waszyngton DC, USA; czerwony dopisek

ostrzega : „Poufne, do r k w asnych". Genera Raszud wiedzia , e admira ju nie pracuje w Bia ym Domu, ufa jednak, e prezydenckie biuro
pocztowe, obs uguj ce pi

dziesi t tysi cy przesy ek tygodniowo, znajdzie sposób, by dor czy list adresatowi w jego aktualnym miejscu pobytu.

ROZDZIA 5
Pi tek, 14 sierpnia 2009 r. Chevy Chase, Maryland
Harry pokwitowa kurierowi z Bia ego Domu cztery listy, opró ni te skrzynk pocztow i obszed szy dom dooko a, stan przed wysok furtk

broni

dost pu na ty y, gdzie znajdowa si ogród z basenem. Otaczaj ce go trzy wysokie kamienne ciany pomalowane by y w hiszpa skim stylu na

ososiowo. Z czwartej strony sta p ot drewniany, w który wbudowana by a ma a cabana z barkiem z polerowanego drewna tekowego i czterema takimi

sto kami.

- Sir! - zawo

Harry przez furtk . - Czy mam przynie

poczt ?

- Skoro ju musisz rujnowa mi dzie cholernymi bzdurami, to lepiej zrób to od razu! - odpowiedzia mu szorstki g os z drugiej stronu muru.
Agent podszed do du ego szklanego sto u, przy którym na sk adanym re yserskim krze le siedzia admira Morgan, ze zmarszczonym czo em

studiuj cy polityczne artyku y w „New York Timesie". Jak wiele codziennych gazet, „Times" aktualnie przechodzi okres radosnych pochwa nowego,
wspania ego demokratycznego prezydenta.

- Chryste Panie! - warkn Arnold. - Nie wiedzia em, e mo na zebra tylu totalnych dupków pod jednym redakcyjnym dachem. Z wyj tkiem mo e

„Washington Post"... którego jeszcze dzisiaj nie czyta em. Nie chc , eby mi ci nienie skoczy o.

- Tak jest, sir - skomentowa Harry, k ad c koperty na stole obok dzbanka z mocn kaw . - Widzia pan wczorajszy mecz? Orioles znowu wygrali.
- Tak. Zrobili dwa b dy, w tym samym momencie co
125
zazwyczaj. Mówi ci, od kiedy odszed Bordick, nie mieli ani jednego dobrego stopera. Dopóki takiego nie znajd , w yciu nie wygraj w play-offach.
- Ogl da pan ca y mecz?
- Tylko ostatnie minuty. Zd

em tylko zobaczy , jak schrzanili dwa zagrania. Przez chwil nawet my la em, e Jankesi wyrównaj .

- Tak, ja te . Ale ten nowy zawodnik z Japonii jest niez y, nie? W

ciwie to on uratowa sytuacj .

- Zgadza si . I co te za mietnik mi tu przynios

? Skocz do domu i przynie worek plastykowy. Czuj , e dziewi

dziesi t dziewi

procent

dzisiejszej poczty mog spokojnie wyrzuci .

- Jasne, sir. Zaraz wracam.
Admira spojrza na cztery wierzchnie koperty, te przywiezione z Bia ego Domu. Jedna by a z wydzia u emerytur, dwie z zaproszeniami, za to czwarta

od kogo z Bliskiego Wschodu, je li s dzi po brodatym szejku na znaczkach. Arnold rzadko kiedy patrzy na zdj cie lub obraz z podobizn starszego
wiekiem Araba bez jednoczesnego skojarzenia z World Trade Center. Chwyci list i niecierpliwie rozdar kopert . Wewn trz znalaz arkusz zwyk ego
papieru bez nag ówka firmowego, na którym po rodku wydrukowane by y tylko trzy linijki tekstu:

Admirale Morgan, chyba ani przez chwil
nie przypuszcza Pan, e wybuch Mount St. Helens
by zwyk ym wypadkiem? — Hamas
Morgan patrzy szeroko otwartymi oczami. Odwróci kartk , dok adniej obejrza te kopert . Nic. Nie by o adnych innych dodatkowych wskazówek,

tylko to jedno z owrogie pytanie. Czy by art? Dawniej Arnold natychmiast wezwa by George'a Morrisa, a potem wpad bez pukania do Gabinetu
Owalnego. Dzisiaj jednak, o jedenastej rano w ciep y dzie , przy kawie nad basenem, by o zupe nie inaczej. Admira Morgan by cywilem w pe nym
znaczeniu tego s owa. Co jest jego obowi zkiem w takiej sytuacji? Co powinien zrobi ? Có , odpowied na oba pytania by a jedna: nic. I admira owi
cholernie trudno by o si z tym pogodzi .

126
Kathy wysz a do fryzjera. Arnold z roztargnieniem patrzy na Harry'ego wracaj cego z workiem na mieci, ale list od Hamasu pali go w d

jak

roz arzony w gielek. Agent bez s owa po

worek na stole i odszed . Admiar nala sobie kawy i pogr

si w rozmy laniach. Ostatecznie

zdecydowa , e w

ciw reakcj b dzie odes anie koperty i listu kurierem do Bia ego Domu na r ce cz owieka, który zast pi go na stanowisku doradcy

do spraw bezpiecze stwa narodowego. Niech on si tym martwi. Takie sprawy ju Arnolda Morgana nie obchodz .

Poszed do domu, zrobi kilka kopii listu i koperty, po czym zapakowa orygina y wraz z krótk notatk do jego nast pcy, Cyrusa Romneya, by ego

profesora na wydziale humanistycznym w Berkeley, uczestnika „prawie wszystkich cholernych durnych marszów pokojowych, jakie Zachodnie
Wybrze e widzia o za pami ci yj cych". Gdyby to zale

o od Arnolda Morgana, Cyrus Romney otrzyma by nakaz maszerowania do samej pustyni

Gobi i pozostania tam na sta e. Admira by

wi cie przekonany, e ten kalifornijski libera nie nadaje si na to odpowiedzialne stanowisko, które

zawdzi cza wy cznie d ugotrwa ej przyja ni z politycznym kolesiem Charlesem McBride'em. Tre

notatki by a ch odna:

Drogi Cyrusie,
Za czony list przyszed do mnie przez pomy

, wys any prawdopodobnie przez kogo , kto nie ma poj cia o zmianach, jakie w tym roku zasz y w

administracji pa stwowej. Zrób z tym, co uwa asz za stosowne. Z powa aniem

Arnold Morgan
Wiedzia , e Cyrus i jego boss nie przejm si specjalnie li cikiem od starego „Lwa z zachodniego skrzyd a". Czy go obchodzi, co sobie pomy

?

Ani troch . Czy go obchodzi, co mo e oznacza dla Stanów Zjednoczonych implikowana gro ba Hamasu? W skali od jednego do tysi ca Morgan oceni
to na spory u amek powy ej dziewi ciuset dziewi

dziesi ciu dziewi ciu. Wróci nad basen, wzi telefon komórkowy i zadzwoni na zastrze ony numer

admira a Morrisa w Fort Meade.

- Cze

, George. Masz chwil czasu na pogaw dk ?

127
Pó godziny pó niej by ju w drodze. Harry prowadzi now terenówk Morgana, wyposa ony we wszystkie bajery majstersztyk General Motors,

hummera H2A, w prostej linii potomka pustynnego wozu bojowego humvee. Stary przyjaciel admira a, Jack Smith, by y szef Departamentu Energii za
poprzedniego prezydenta, a jeszcze wcze niej prezes General Motors, powiedzia mu: „Ten samochód jest jak stworzony dla ciebie, Arnold. Przede
wszystkim dlatego, e Kathy z atwo ci mo e go prowadzi , a w razie czego mo esz ruszy nim na wojn ". Na pytanie Morgana, czy podoba by si
genera owi Pattonowi, odpowiedzia : „Patton by w nim pewnie zamieszka !" Dwaj inni agenci jechali za nimi w lad s

bowym sedanem z Bia ego

Domu.
Szybko pokonali autostradowe kilometry dziel ce Chevy Chase od siedziby NSA. Przy g ównej bramie stra nik podszed od strony kierowcy i za

da

przepustek. Nie zd

jeszcze doko czy zdania, gdy us ysza :

- Wsiadaj i natychmiast jedziemy do OPS-2B, do dyrektora.
Stra nik, by y starszy sier ant wojsk l dowych, rozpozna dawnego cara Fort Meade i w lot poj , e je li nie pos ucha, zatrzyma posad jeszcze

przez najbli sze trzy minuty.

- Tak jest, sir! — krzykn i zd

ywszy jeszcze trzasn

obcasami, wskoczy na tylne siedzenie hummera.

Harry zna drog . Kiedy zatrzymali si u wej cia do budynku, stra nik wyskoczy i sykn do kolegi pe ni cego s

przed drzwiami:

- Chuck, to Wielki Cz owiek, zabieram go prosto do starego.
- Witam, sir. - Ostrze ony pospiesznie otworzy drzwi.
Admira ze swym przewodnikiem weszli do rodka, kieruj c si prosto do prywatnej windy dyrektora. Kiedy znale li si pod gabinetem, powiedzia :
- Powiedz Harry'emu, eby ci odwióz do bramy, a potem niech czeka na mnie na dole. I dzi kuj ,

nierzu.

- Nie ma za co, sir! - odrzek stra nik, otwieraj c przed Morganem drzwi.
- Arnie, wietnie, e wpad

! - rozbrzmia ze rodka g os George'a Morrisa. - Wchod i siadaj. Kop lat, co?

128
Nie widzieli si od dwóch miesi cy. Po raz pierwszy Morgan nie poszed prosto za biurko i wbrew swemu zwyczajowi nie rozsiad si w dyrektorskim

fotelu, który sam kiedy zajmowa . Przyj zaproponowan kaw , odmówi obiadu i usadowi si na stylowym kapita skim krze le dla go ci. Bez s owa
si gn do wewn trznej kieszeni marynarki i poda gospodarzowi kopi otrzymanego listu. George Morris przeczyta i spojrza na admira a z uniesionymi
brwiami.

- Jezu. Kiedy to przysz o?
- Dzi rano. -Jak?
- Normaln poczt na adres Bia ego Domu.
- Sk d?

background image

- Bliski Wschód. Stemple by y zamazane, ale wydaje mi si , e znaczki by y palesty skie, ze specjalnej serii wypuszczonej w niektórych cz

ciach

Izraela. Z portretem jakiego szejka.

- Powiedzia

o tym komu ?

- Pewnie. Odes

em orygina mojemu nast pcy, informuj c, e przyszed do mnie omy kowo.

Morris skin g ow .
- Nie rozwodzi

si na temat naszych wcze niejszych dyskusji o wulkanach i terrorystach?

- Nie, do diab a. Byliby uszcz

liwieni tak szans na udowodnienie, e jestem maniakalnym reliktem zimnej wojny. Poza tym nie mam energii na

eranie si z tymi dupkami.

- Owszem, masz.
- Wiem. Ale po prostu mi si nie chce.
Morris spojrza jeszcze raz na trzymany w r ku list, przypominaj c sobie rozmow sprzed dwóch miesi cy, jak toczyli wraz z Jimmym

Ramshawe'em na grillu u Morganów.

- Wiem, o czym my lisz, Arnie. O twoim miodowym miesi cu na Teneryfie, kiedy si natkn

na wojskowego szefa Hamasu w towarzystwie dwóch

wulkanologów z Teheranu. A teraz, osiem miesi cy pó niej, Hamas przysy a ci li cik sugeruj cy, e spowodowa wybuch St. Helens. Wszystko do
siebie pasuje.

- Przyznasz, George, e zbieg okoliczno ci jest uderzaj cy.
129
Rozumiem, e nie mo na tak sobie wysadzi w powietrze wulkanu. O ile mnie pami

nie myli, nikt dot d czego podobnego nie dokaza . Mam na

my li ca histori , a to s d ugie tysi ce lat.

- Tak, ale naprawd liczy si ostatnie sze

dziesi t pi

. Wcze niej nikt nie mia odpowiednio silnej bomby.

- Masz jakie dane o ewentualnym opadzie radioaktywnym wokó St. Helens?
- Có , nie sprawdza em. Ale na pewno zostaliby my poinformowani, gdyby co takiego wykryto. My

, e tam jest jeszcze za gor co, eby

ktokolwiek móg robi badania.

- To do mnie nie dociera. Nie mog uwierzy , e kto pod

w kraterze bomb . Poza tym bomba by tego nie za atwi a. One nie eksploduj w dó .

eby spowodowa wybuch wulkanu, trzeba by zakopa j raczej g boko i dopiero zdetonowa .

- Te nie mog sobie tego wyobrazi - zgodzi si Morris. — Kopa by dó w g ównym kominie krateru czynnego wulkanu, wiedz c, e przy ka dym

kolejnym uderzeniu kilofa to cholerstwo mo e ci wybuchn

pod nogami?

- A rakieta? - zastanowi si nagle Morgan. - Gdyby mia a odpowiedni, wzmocniony i ostry nos i wpad a tam z pr dko ci co najmniej jednego
macha?
- Kto wie? - George spowa nia . - Trzeba by si wywiedzie , czy taka rzecz jest mo liwa. Na przyk ad, jaka by a grubo

skorupy krateru przed

erupcj . Mo e by a nie do przebicia? A poza tym sk d mia aby si tam wzi

rakieta... Chyba nie masz na my li mi dzykontynentalnej?

- Nie w wypadku Hamasu. Oby Bóg mia nas w swojej opiece, kiedy wpadnie im taka w apy. Ale cruise? Albo dwie, trzy?
- Wystrzelone sk d?
- Jak zwykle, George. Z okr tu podwodnego. By mo e z tej drugiej Barracudy, która znikn a z powierzchni kuli ziemskiej.
- To jest mo liwe. Ale przy obecnym rz dzie nie mo emy po wi ca zbyt wiele czasu na uganianie si za takimi w tkami. Ju si domagaj , eby

zredukowa wszystkie wydzia y Czekaj nas powa ne ci cia bud etowe, no i maj dla nas

130
nowy rozk ad zaj

, przede wszystkim za ka

mi sko czy z tym ogólno wiatowym polowaniem na wyimaginowanych terrorystów.

- Hmm... — mrukn Arnold. - My lisz, e zareaguj w jakikolwiek sposób na list Hamasu?
- Romney odrzuci go jako fa szerstwo, a prezydent si z nim zgodzi. W tpi , aby ta sprawa trafi a do mnie z tamtej strony. Chocia mo e prze

kopi do CIA.

- A je li to nie fa szerstwo? Mo e oni naprawd rozstrzelali St. Helens? Mo e czaj si w tej pieprzonej atomowej ajbie wy adowanej po brzegi

rakietami i Bóg wie co knuj ? Mo e to autentyczne ostrze enie?

- No có , pewnie wkrótce si o tym przekonamy.
- Co chcesz przez to powiedzie ?
- Ten list nie jest doko czony — wyja ni Morris. — „Chyba ani przez chwil nie przypuszcza Pan, e wybuch St. Helens by zwyk ym wypadkiem?

To nasza robota... i na tym nie koniec". To chcieli ci naprawd przekaza , nie uwa asz?

- Jak najbardziej. Je eli jest w tym cho troch prawdy, to rzeczywi cie wkrótce si tego dowiemy, tak?
- Tak to rozumiem, stary.
- Jasne. Chcia bym, eby zleci m odemu Ramshawe'owi troch detektywistycznej roboty. Niech mi sprawdzi par rzeczy. Chc mu pokaza ten

list, je li nie masz nic przeciwko temu.

- Nie ma problemu. Odprowadz ci do jego biura. Ostatnio bywa mniej zaj ty ni kiedy . Jak my wszyscy.
Dwaj admira owie doko czyli kaw i udali si do biura asystenta dyrektora. Komandora Ramshawe'a zastali pochylonego nad stosem papierów, ale

jego pokój by mniej podobny do punktu skupu makulatury ni zazwyczaj — widoczny znak nowych czasów w NSA. Wszystko si zmieni o w
wywiadowczym wiatku. Kiedy ludzie w Bia ym Domu i Pentagonie podskakiwali na krzes ach, gdy tylko jedno s ówko ostrze enia nadchodzi o z Fort
Meade; dzisiaj wszelkie wiadomo ci spotyka y si tylko z cynicznym u mieszkiem, a podejrzenia odrzucane by y z machni ciem r ki. Co wa niejsi
urz dnicy nowej administracji za przyk adem prezydenta uwa ali, e CIA, FBI, wywiad wojskowy i NSA stanowi

131
band prze ytków, staro wieckich szpiegów, którzy stracili kontakt z rzeczywisto ci i yj w m tnej zimnowojennej przesz

ci, podczas gdy

wspó czesny wiat pod koniec pierwszej dekady nowego milenium jest zupe nie inny. Dzi licz si przyja

, wspó praca, a nie eskalacja zbroje ,

polowania na czarownice w postaci rzekomo skorumpowanych dyktatorów czy zajad e ataki ameryka skich si specjalnych na ka dego, kto si nie
podoba lub w jakikolwiek sposób si narazi rz dowi USA. Ludzie w rodzaju Arnolda Morgana, a nawet genera a Scannella, admira a Dicksona, czy
zw aszcza George'a Morrisa i admira a Bergstroma, dowódcy Navy SEALs, byli traktowani jak dinozaury. M odzi karierowicze z Bia ego Domu nabrali
nawet zwyczaju nazywania kompleksu Fort Meade „Parkiem Jurajskim", a naczelnego dowództwa si zbrojnych „psychopatami". Prezydent McBride
jasno powiedzia , e nie yczy sobie by otoczony przez wojskowych, chocia to marynarka wojenna praktycznie administrowa a Bia ym Domem, armia
dostarcza a samochodów i kierowców, Departament Obrony rodków czno ci, lotnictwo wszelkich samolotów z Air Force One na czele, a Korpus
Marines mig owców i wartowników.

Tak, Charles McBride d

do pozbawienia znaczenia wojska w swoim programie. Jako naczelny zwierzchnik si zbrojnych móg jednak tylko sobie

zaszkodzi , zra aj c do siebie generalicj i admiralicj . Jeszcze aden prezydent Stanów Zjednoczonych nie posun si tak daleko, by straci zaufanie
Pentagonu. McBride na razie wi c tylko pobrz kiwa szabelk , ale jego polityka ju zaczyna a wywiera wp yw na rodowisko. Wkrótce m odzi i zdolni
oficerowie mog uzna , e lepsz karier zrobi w cywilu. Na razie jednak do tego jeszcze nie dosz o.

- Dzie dobry panom - Jimmy przywita niespodziewanych go ci, wstaj c, by u cisn

d

Arnoldowi Morgano-wi. - Jak tam spokojna emerytura,

sir? Nie t skni pan jeszcze do Fabryki?

Morgan si za mia , rozbawiony pami ci Jimmy'ego do takich drobnych informacji jak ta, e zwyk nazywa Bia y Dom „fabryk ". George Morris

po egna si , mówi c na odchodnym:

132
- Jimmy, admira chce z tob pogada . Ja musz i

na to zebranie, ale ty mo esz zosta . Arnold ma dla ciebie co ciekawego.

- Jak zawsze - odrzek Ramshawe. - Admirale, zamieniam si w s uch.
Morgan wyj kopi listu Hamasu i poda komandorowi, obserwuj c go podczas czytania.
- Niech mnie... - Jimmy gwizdn cicho. - Wygl da na to, e te sukinsyny wysadzi y w powietrze Mount St. Helens.
- Mo liwe — przytakn ostro nie Arnold.
- Je li nie, to o co tutaj chodzi?
- Dobre pytanie, James. Bardzo dobre pytanie. Cho oczywi cie nie mo emy wykluczy najprostszej odpowiedzi: e to zwyk y kawa . Dooko a pe no

ró nej ma ci wariatów i ci gle si trafiaj podobne historie.

- Mo e... Tylko e to troch zbyt subtelne jak na wariata, sir. Taki by raczej napisa co w stylu: „S uchajcie, dupki, w

nie rozwali em pieprzony

wulkan i zrobi to znowu. Bóg mi kaza oczy ci t grzeszn planet ".

- Tak, Jimmy, wiem. I ciesz si , e s yszysz w tym nutk autentyczno ci, bo ja te j dostrzegam. Co jest w sposobie u

enia tego zdania. George

natychmiast wpad na to, e w li cie brakuje w

ciwie zako czenia. Ton sugeruje, e nale y to odczyta tak: „My leli cie, e to naturalna katastrofa?

Otó nie. To nasza sprawka... i jeszcze si odezwiemy".

- Te tak uwa am, sir. Nie ma w tpliwo ci.
- eby sobie oszcz dzi sporo gadaniny, przyjmijmy, e rzeczywi cie to oni spowodowali wybuch St. Helens. Bomba nie mog a tego dokona , a wi c

zostaje rakieta, a raczej kilka rakiet. Jak zwykle nadlecia y znik d, czyli musia to by okr t podwodny. Wiesz, co mam na my li? Specjalnej konstrukcji
cruise'y, z ostrym nosem, które mog yby przebi si Przez ska . Na razie nie widz innej mo liwo ci. A wi c, Jimmy... gdzie jest ta druga Barracuda?

- Momencik, sir. Niech no wskocz w mój komputerek. -Ramshawe kilka razy stukn w klawisze, ekran rozb ys kilka razy ró nymi oknami, zanim

wy wietli szukany przeze plik. - Przeczytam na g os, sir, same najwa niejsze fakty. Mo e pan zrobi notatki... tu jest blok i d ugopis. Mog ?

133
- Dawaj.
- No wi c... 5 lipca Barracuda zosta a spostrze ona na Morzu

tym; sz a kursem po udniowym z bazy Huludao, gdzie sp dzi a miesi c w krytym

background image

doku. Z apali my j na pozycji 4042N/12120E, jeszcze przed cie nin Bohai. Dok d posz a potem, Bóg raczy wiedzie . Mog a pop yn

przez

Cie nin Korea sk albo na po udnie od Japonii, a potem na wschód, na pó noc albo na po udnie. Mo e nawet z powrotem do Zhanjiang, gdzie
wcze niej sta a wiele miesi cy. Na zdj ciach wida trzy postacie na pomo cie. Zapisa em wtedy, e w Bogu nadzieja, e jedn z nich nie jest major
Kerman, bo inaczej b dziemy mieli cholerne k opoty. Barracuda posz a w zanurzenie, gdy tylko wysz a na g bsze wody przy Korei Po udniowej, po
czym lad po niej zagin . Ale mam tu jeszcze dwie notatki... 16 lipca stacja SOSUS na wyspie Attu zameldowa a o przelotnym kontakcie
akustycznym, 5351N/17501E. Wed ug nich by a to turbina okr tu atomowego, i to rosyjskiego. S yszeli sporo ha asu, wysokie obroty, dmuchanie
balastu, w sumie przez mniej wi cej minut , a potem nic. 22 lipca, czyli sze

dni pó niej, mamy inny meldunek, tym razem z cie niny Unimak. Z

oblicze wynika, e móg to by ten sam okr t, po przebyciu siedmiuset dwudziestu mil na Morzu Beringa z minimaln pr dko ci .
Pi ciosekundowy kontakt radarowy, trzy kolejne cykle. Potem echo znikn o. Prawd mówi c, sir, niewiele bym si tym przejmowa , gdyby nie ta
zbie no

liczb. Siedemset dwadzie cia mil to sze

dni po sto dwadzie cia mil, czyli pr dko

pi

w

ów. Akurat taka, jakiej mo na si spodziewa

po cwanym sukinsynie, który chce si niepostrze enie przemkn

.

- Na pó noc od Aleutów, powiadasz? A co z przej ciem z Morza

tego do Attu? Te si zgadza?

- Jasne, sir. Dziesi

dni? Bez problemu. Wygl da na to, e posuwali si bardzo ostro nie. Tak, to mog a by Barracuda. Sprawdzi em te biuletyny.

W promieniu tysi ca mil nie ma adnego cholernego okr tu podwodnego poza naszym w asnym patrolem przy Rowie Aleuckim.

- No, to mi daje do my lenia - rzek Morgan. - Czy by te dranie rzeczywi cie potrafi y doprowadzi do tak pot

nej

134
erupcji wulkanu? Nie do wiary. Ale z tym pieprzonym Rayem Kermanem, kto wie? Kiedy go ostatnio widzia em, akurat przygl da si najbardziej

niebezpiecznemu wulkanowi na kuli ziemskiej! Jimmy, musimy chyba si skontaktowa z jakim najlepszym specem w tej dziedzinie i po prostu si
przekona , czy taka dywersja jest w ogóle mo liwa. Potem trzeba si zorientowa , czy wokó wybuchu Mount St. Helens zasz o cokolwiek cho troch
podejrzanego. Pogadaj mo e z miejscow policj i FBI. Na koniec rozejrzyj si za wszystkimi wi kszymi artyku ami na temat wulkanów, jakie
gdziekolwiek si ukaza y w ci gu minionego roku. Znajd wszystko, co mo e by dowodem, e faceci, których szukamy, s aktywni na tym polu...

- Sir, b dziemy si musieli zadowoli jednym z najlepszych speców - przerwa Jimmy. — Najlepszego nie da rady ci gn

.

- Tak? A to dlaczego?
- Dlatego, e najlepszy zosta znaleziony z dwiema kulami w g owie w Londynie w maju ubieg ego roku. Nazywa si Paul Landon, by profesorem

Uniwersytetu Londy skiego. Wy owiono go z Tamizy, na brzegu jakiej wyspy na trasie regat mi dzyuczelnianych...

- Paskudna sprawa... To musia a by Chiswick Eyot, tu w gór rzeki od mostu Hammersmith. To w

ciwie jedyna wyspa w tamtej okolicy. — Arnold

parskn urywanym miechem na widok rozdziawionych ust Ramshawe'a. Zawsze sprawia o mu przyjemno

, gdy zap dza m odzie w kozi róg. -

Znam t rzek do

dobrze, synu. Dawno, dawno temu ci gn em dziobowe wios o w barwach Annapolis na regatach Henley w Pucharze Tamizy. Kilka

lat pó niej by em asystentem trenera naszej ósemki.

- Hmm... a wi c, jak mówi em, sir, Landon by czo owym specjalist w swej dziedzinie. Zdaje si , e policja nigdy nie Wykry a mordercy. Przyj li, e

kto go musia pomyli z kim innym. Ja nie by bym tego taki pewny. Profesor zosta zastrzelony w stylu egzekucji, dwie kule w ty g owy. Nie bardzo mi
to wygl da na przypadek.

- Okay, Jimmy. Bierz si do roboty. Pogadaj z kim o prawdopodobie stwie sztucznego wywo ania wybuchu Mount St.
135
Helens i sprawd , czy ktokolwiek co podejrzewa w tej sprawie. Ja musz lecie . Po egnaj ode mnie George'a i informuj go na bie

co.

- Tak jest, sir. Odprowadz pana na dó .
- Nie trzeba, ch opcze. Radzi em sobie sam w tym budynku, kiedy ty jeszcze rzuca

grzechotk z

eczka.

cisn li sobie d onie z u miechem i admira ruszy do wyj cia. Cztery godziny pó niej na biurku George'a Morrisa wyl dowa orygina listu od

Hamasu, nades any przez Cy-rusa Romneya z Bia ego Domu z odr cznym dopiskiem informuj cym dyrektora NSA, e i autor, i sam prezydent uwa aj
list za oczywiste fa szerstwo i adne dzia anie nie jest w tej sprawie wymagane. Nie nale y traci czasu na niepotrzebne ledztwo. Morris, który sp dzi
ostatnie dwie godziny z komandorem Ramshawe'em, mrukn tylko pod nosem:

- Rozumiem, panie Romney. Od razu wida do wiadczenie ca ych pi ciu miesi cy na stanowisku. Dupek...
Jimmy Ramshawe w swoim biurze p yn tymczasem ca naprzód. Na pocz tek zaj si morderstwem w Londynie, poniewa przy pi ciogodzinnej

ró nicy czasu musia si pospieszy , je eli trzeba by by o do kogo tam zadzwoni . Wszed do internetu i dok adnie przejrza brytyjskie strony w
poszukiwaniu nowych informacji na temat profesora Lan-dona, ale od artyku u o znalezieniu jego zw ok i pó niejszej relacji z pogrzebu w „Daily
Telegraph" nie pojawi o si nic wartego uwagi. O samym pogrzebie czyta ju wcze niej na stronie „Dwór i socjeta". Otworzy stron , na której mo na
by o zobaczy pierwsze strony trzech g ównych dzienników: „Telegraph", „Daily Mai " i „Financial Times". Nieraz si przekona o jej przydatno ci; teraz
zacz przeszukiwa dzie po dniu od 9 maja 2008 roku, kiedy to stwierdzono zagini cie profesora. Jimmy ju sprawdza „Telegraph" i „Mai " z okresu
po mierci Landona, ale to by o ponad pó roku temu, kiedy nikomu nie by o to do niczego potrzebne. Teraz zabra si do dzie a znacznie staranniej.
Ostatnim razem starczy o mu ciekawo ci na zaledwie tydzie po znikni ciu profesora; tym razem szuka znacznie dalej. Rzuci o mu si w ko cu w oczy
wydanie „Daily Mai " z 18 maja z du ym tytu em na ca stron : ZAGADKOWE MORDERSTWO POD ALBERT

136
HALL WPRAWI O SCOTLAND YARD W KONSTERNACJ . KTO ZABI TYCH POLICJANTÓW? Pod spodem zamieszczone by y fotografie

konstabli Petera Higginsa i Jacka Marlowa, a tak e... profesora Paula Landona. Po rodku strony znacznie mniejsze zdj cie przedstawia o policyjnego
owczarka, z podpisem: „Zastrzelony: okrutna mier dzielnego Rogera". Jimmy Ramshawe omal nie dosta apopleksji. „Daily Mai " nie zwróci uwagi na
bardzo istotny fakt: do ledztwa w sprawie zabójstwa jednego z policjantów w czy si Wydzia Specjalny, a to oznacza o, e musia y zaistnie jakie
podejrzenia dzia ania terrorystów. Gazeta wiedzia a za to o innym wa nym zbiegu okoliczno ci, o którym Jimmy do tej pory nie mia poj cia. Wszystkie
trzy morderstwa mog y by pope nione w tym samym czasie i prawie w tym samym miejscu.

Komandor w zamy leniu opar si plecami o krzes o. Nala sobie kubek wystyg ej kawy i zacz czyta uwa nie ca y artyku . Z wolna wszystko

stawa o si jasne. Wieczorem 8 maja 2008 roku profesor Landon wyg osi swój odczyt w Królewskim Towarzystwie Geograficznym, po czym uda si
stamt d do swego samochodu, pó niej znalezionego przez policj na parkingu Imperia College niedaleko Queen's Gate. Jeden ze s uchaczy zauwa
profesora spiesz cego w stron schodów na ty ach Royal Albert Hali. Wtedy w

nie widziano go po raz ostatni. „Lawa" do domu ju nie wróci , a sze

dni pó niej jego zw oki wyrzuci a rzeka. Patolog policyjny stwierdzi , e nie mo e dok adnie okre li godziny, a nawet daty mierci, poniewa cia o
przebywa o w wodzie przez d

szy czas.

Tego samego wieczoru, kiedy Landon mia swój wyk ad, dwaj policjanci zostali zamordowani tu przy Albert Hali, dok adnie na trasie marszu

profesora i akurat w chwili, kiedy musia schodzi po schodach. Reporter „Daily Mai " bystro po czy te fakty i og osi wydarzenie „masakr pod Albert
Hali". W ko cu chodzi o a o trzy trupy, plus naturalnie Rogera. Oczywi cie oficer wywiadu od razu zada by sobie zasadnicze pytanie: kto powiedzia , e
profesor zosta zabity w tym samym czasie co dwaj konstable? Przecie móg by tylko uprowadzony i wywieziony dok dkolwiek, a zamor-

137
dowano go gdzie indziej i kiedy indziej. Nie by o ani cienia dowodu na to, e on te móg zosta zastrzelony w

nie wtedy na schodach przy Albert

Hali. Gdyby tak si sta o, to zabójcy najprawdopodobniej zostawiliby go tam wraz z trupami policjantów.

Jimmy uwa

, e w sumie „Daily Mai " wpad na w

ciwy trop. Osza amiaj ca zbie no

czasu i miejsca by a po prostu zbyt wielka jak na czysty

przypadek. Te zbrodnie musia y si jako ze sob

czy i znany londy ski dziennik to wykry , cho Scotland Yard nie móg si doszuka motywu.

Komandor pomy la jednak, e jest prawdopodobne, i profesor zosta wtedy porwany, a dwaj policjanci zgin li, bo chcieli w tym przeszkodzi albo si
po prostu napatoczyli w niew

ciwym momencie. Pytanie tylko, co Wydzia Specjalny robi w typowo cywilnym ledztwie?

- Na pewno nie by o to zwyk e porwanie... - Jimmy jak zwykle zacz g

no my le . — Inaczej kto by si zg osi z

daniem okupu. Ktokolwiek

zgarn Landona, potrzebowa go z innych powodów. Wzi li go ywego, a potem zabili. Jestem tego pewien.

Zastanawia si przez chwil nad t tez , po czym wybra numer telefonu i zada rozmówcy pytanie, co dok adnie trzeba zrobi , eby dosta w tej

okolicy kubek gor cej kawy, i czy jest na miejscu kto , kogo cho troch obchodzi, czy on, James Ramshawe, b dzie dalej próbowa ratowa cholerny

wiat, czy umrze z pragnienia?

Dy urny szef ca odobowej kuchni na ósmym pi trze OPS--2B mia du

s abo

do mi ego Australijczyka w mundurze komandora porucznika US

Navy, cho w duchu uwa

, e Jimmy z ka dym dniem coraz bardziej si upodabnia do strasznego admira a Arnolda Morgana.

- Zaraz przynosz , sir. Chce pan jakie herbatniki czy co w tym rodzaju?
- Oto s s owa prawdziwego cholernego chrze cijanina! -zagrzmia Ramshawe swym najlepszym sydnejskim akcentem. - Dawaj je pan.
Odk adaj c s uchawk , dalej zastanawia si , dlaczego Wydzia Specjalny Scotland Yardu jest zainteresowany t spraw . Zdecydowa si zadzwoni

do starego kumpla z ma-

138
rynarki, Roba Hacketta, który pracowa w CIA, i sprawdzi , czy w Langley wiedz co wi cej o tych morderstwach. Odpowied by a zwi

a: nic. To

czysto wewn trzna sprawa Angoli i CIA nie zadawa a im adnych pyta . Hackett nie móg te rzuci

wiat a na zagadk zaanga owania Wydzia u

Specjalnego, ale od razu si zgodzi zatelefonowa do paru osób w Londynie. Nie min y trzy kwadranse, a ju dzwoni z informacjami.

- Baaaardzo interesuj ce - zameldowa , przeci gaj c s owa na mod Herculesa Poirot czy te innego europejskiego tajniaka. - Specjalni weszli w t

spraw z powodu metody zabójstwa jednego z policjantów. Nie tego, który dosta seri z ka asza, tylko drugiego, tego z rozbit czaszk .

- Tak? Nie wiedzia em nawet, e który mia rozwalony eb.
- I to jak! Przez sam rodek czo a, jakby oberwa jakim cholernym toporkiem. I tu si dopiero zaczyna najciekawsze. Przyczyn

mierci by silny cios

w nos, który wbi od amek ko ci g boko w mózg. Takie uderzenie, jak powiada mój cz owiek w Londynie, mog o zosta zadane tylko przez
wyszkolonego eksperta od walki wr cz z si specjalnych. Dlatego w

nie wezwano Wydzia Specjalny. Plus dla ch opaków z brygady

antyterrorystycznej. Scotland Yard ani s ówkiem o tym nikomu nie napomkn .

Jimmy Ramshawe znieruchomia .

background image

- Hej, Rob... Czy my ju tego nie przerabiali my?
- Jasne, e tak. Ponad rok temu. Ten parlamentarzysta, Rupert Jak-mu-tam, zosta zabity dok adnie w ten sam sposób, cho a tak mocno mu

czaszki nie roz upano.

- Nie dziwota, e zaproszono do ledztwa antyterrorys-tów - powiedzia Jimmy. - Hej, stary, serdeczne dzi ki za pomoc.
- Nie ma sprawy, Jim. Tylko nie rzu si na to zbyt apczywie, eby ci nie wysz o, e dwa plus dwa to sze

.

- To nie ze mn , Rob. Jak ja si bior za dodawanie dwójek, to zawsze wychodzi mi par setek.
Od

powoli s uchawk i wypu ci powietrze z d ugim wistem.

- Niech to cholera. Ten pieprzony „Lawa" Landon zosta
139
porwany przez majora Raya Kermana. Tak my

. I powiedzia mu, jak wysadzi w powietrze cholerny wulkan. Aon to, cholera, w

nie zrobi . I co

wi cej, powiedzia nam o tym. Cholera jasna!

Zmusi si do spokoju, staraj c si my le jasno. „Co robi najpierw? Dzwoni do George'a? Dzwoni do Morgana? Napisa raport? Stan

, kurwa,

na g owie? Zamówi nast pn kaw ? Na ile to jest pilne? Hola, Jimmy... We no si w gar

..."

Admira Morgan da mu trzy zadania, a on na razie wykona dwa: sprawdzi historie o wulkanach i spraw morderstwa w Londynie oraz

zaanga owania Wydzia u Specjalnego. Wniosek? Profesor Paul Landon, najlepszy wulkanolog, zosta uprowadzony przez Raya Kermana i jego ludzi.
Podczas tej operacji musieli zabi interweniuj cych policjantów z psem. Kerman potem przes ucha uczonego, a na koniec go zastrzeli . Rok i trzy
miesi ce pó niej by y oficer SAS spokojnie informuje w imieniu terrorystycznej organizacji Hamas rz d Stanów Zjednoczonych, e spowodowa wybuch
Mount St. Helens.

Ostatnim zadaniem, jakie pozosta o Jimmy'emu do wykonania, by o sprawdzenie, czy policja stanu Waszyngton odnotowa a cokolwiek, co mog oby

wiadczy , e kto trafi w krater wulkanu rakiet . Na Zachodnim Wybrze u by o jeszcze do

wcze nie, Ramshawe wi c poprosi operatora o

po czenie z kim w komendzie g ównej, kto ma wiadomo ci z pierwszej r ki na temat St. Helens. Realizacja po czenia troch potrwa a, bowiem
dobrze wyszkolony operator z Fort Meade dzwoni od osoby do osoby, dopóki nie znalaz oficera, którego odpowiedzi mog yby usatysfakcjonowa
dochodzeniowca na wysokim szczeblu NSA. Jego rozmówcy z kolei musieli od-dzwoni do NSA dla weryfikacji. Kiedy wreszcie odpowiedni cz owiek by
na linii, po czy go z biurem Jimmy'ego.

- Mówi posterunkowy Ray Suplee. W czym mog pomóc, sir?
- Tu komandor porucznik Ramshawe, asystent dyrektora Agencji Bezpiecze stwa Narodowego. Podobno to pan z

bezpo redni raport o

wybuchu wulkanu?

- Tak jest. By em na patrolu na drodze numer dwana cie i jecha em na po udnie, kiedy to si sta o. Wszystko si dzia-
140

o bardzo szybko. Widzia em szczyt z wzniesienia drogi, us ysza em te grzmot. Pot

ny wybuch, a zaraz po nim fala uderzeniowa. Niebo si

wype ni o popio em. S

ce dos ownie znikn o.

- Podjecha pan blisko?
- Nie, sir. Nie da o si . By o za gor co. Od razu si zorientowali my, e je li ktokolwiek zosta w pobli u góry, nie móg prze

wybuchu i aru, a w

dziesi

minut potem na dó dotar a ju lawa. Mogli my ju tylko stara si o ograniczenie zasi gu po aru. Naprowadzali my wozy stra ackie,

organizowali my ewakuacj z okolic, w których ogie móg si rozprzestrzenia . Prawie aden wiadek, który móg by cokolwiek bli szego powiedzie o
erupcji, nie prze

.

- Rozumiem. Domy lam si , e w osiemdziesi tym roku by o wi cej czasu na ucieczk ?
- O, zdecydowanie. Program ewakuacji dzia

ju kilka dni przed wybuchem. Tym razem nie mieli my ani nowojorskiej minuty. To cholerstwo po

prostu wzi o i wybuch o. Bez adnego ostrze enia.

- Powiedzia pan, e prawie nikt nie prze

. Prawie czy absolutnie nikt?

- Prawie. By a tam grupa sportsmenów, którzy jako si wydostali. Czterech, w tym trzech miejscowych. O nikim innym jednak nie s ysza em.
- Przes uchiwali cie ich?
- Nie, sir. Us ysza em o tym przez radio jakie trzy, cztery godziny po erupcji. Jednym z nich by znany dziennikarz radiowy Don McKeag z „G osu

Pó nocnego Zachodu". Wszyscy go s uchaj , ale zazwyczaj nie w niedziel . To go

z dnia powszedniego, by tak rzec. Ma program od ósmej do

jedenastej rano, wiadomo ci i polityka.

- Du o mia do powiedzenia?
- Sporo. Szczegó owo opisa , jak uciekali, p dz c przez p on cy las, staraj c si wydosta na jeszcze wolny teren. Zupe nie jak w sensacyjnym

uchowisku...

- Czy s yszeli sam pocz tek wybuchu?
- Pewnie. Don powiedzia , e obozowali u podnó a góry, jakie dwa kilometry od szczytu.
- A wspomnia , co ich sk oni o do tak szybkiej ewakuacji?
141

- Tak. Jednym z nich by bardzo znany w naszym stanie biznesmen, pan Tilton. Prezes Seattle National Bank. Podobno by akurat jachtem na

Karaibach, kiedy wybuch tamtejszy wulkan, prawie doszcz tnie niszcz c ca wysp . Dziesi

czy dwana cie lat temu.

- Montserrat?
- O, w

nie. Pan Tilton obserwowa wszystko z morza,

0 kilka mil od wyspy. Jacht mu zasypa o popio em tak, e musia sp ukiwa w

em. W ka dym razie wiedzia lepiej ni ktokolwiek, jak szybko trzeba

wia , eby si uratowa , kiedy wybucha wulkan.

- Wygl da na to, e Donowi trafi a si prawdziwa dziennikarska gratka, co?
- Jasne. Tylko... By o co w programie, co mi nie bardzo pasowa o do ca

ci. Pan Tilton wspomina , e s ysza trzykrotny wybuch od strony krateru,

ale przedtem, to znaczy przed pierwszym z nich, us ysza dziwny powiew wichru nad jeziorem, we mgle. Dla mnie to nie ma zwi zku. Nawet huragan
nie spowoduje wybuchu wulkanu, prawda? A z drugiej strony go

jak Tilton by tego nie zmy la . Nie on. W Waszyngtonie jest bardzo szanowany.

Niektórzy mówi , e mo e startowa w wyborach na gubernatora.

- Panie Suplee, czy mo e mi pan za atwi rozmow z prezesem Tiltonem?
- Pewnie, sir. Zaraz zadzwoni do banku i dam panu zna .
- Dzi ki. Bardzo mi pan pomóg .
- Do us ug, sir. Zaraz oddzwoni .
Jimmy od

s uchawk w zamy leniu. Czy by Tilton s ysza przelatuj

rakiet ? Nie musia czeka d ugo. Po pi ciu minutach posterunkowy

Suplee by znów na linii.

- Za dwadzie cia minut pan Tilton b dzie czeka pod tym numerem...
Jimmy zapisa rz d cyfr. Postanowi poinformowa o swoich podejrzeniach admira a Morgana dopiero po zako czeniu tego ostatniego punktu

dochodzenia. Zdj zegarek i po

go przed sob na biurku — zwyczaj ten przej od ojca -

1 zacz spisywa swoje spostrze enia. Punktualnie o osiemnastej dziesi

wystuka podany numer i po sekundzie by ju po czony z kremowym

aparatem w przestronnym, kli-

142
matyzowanym gabinecie w centrum Seattle, gdzie by a dopiero pi tnasta dziesi

.

- Tilton - rzek g os w s uchawce.
- Dzie dobru panu. Nazywam si komandor James Ramshawe i jestem asystentem dyrektora Agencji Bezpiecze stwa Narodowego w Fort

Meade w Marylandzie. Spodziewa si pan mojego telefonu...

- Tak. Dwadzie cia minut temu uprzedzi a mnie policja stanowa. Czym mog s

? Musi chodzi o wulkan. Nigdy jeszcze tyle osób nie chcia o ze

mn rozmawia naraz i na ten sam temat.

Jimmy przeszed wi c do sedna sprawy.
- Policjant, z którym rozmawia em, powiedzia mi, e udziela pan wywiadu radiowego, w którym wspomnia pan o gwa townym porywie wiatru tu

przed wybuchem, czy tak?

- Mniej wi cej. S ysza em go kolejno par razy. Dziwny wist gdzie w górze nad jeziorem, we mgle. To by d wi k podobny do tego, jakie si s yszy

w starym domu podczas burzy... wie pan, kiedy zrywa si gwa towny wiatr i gdzie na strychu rozlega si to upiorne zawodzenie. Tylko e tego dnia nad
jeziorem praktycznie nie by o ani tchnienia wiatru. Tylko ten nag y wist powietrza.

- Czy s ysza go jeszcze kto oprócz pana?
- Nie. Tylko ja. Spojrza em nawet w gór , bo to by taki niezwyk y d wi k.
- I co dalej?
- W sekundy pó niej, dos ownie mo e dziesi

sekund, od strony szczytu rozleg si g uchy, st umiony huk. To ju na dobre mnie zaniepokoi o, bo jak

pan wie, po Montserrat mam niez ego stracha przed wulkanami. Don te go s ysza . Wyci gn li my pozosta ych z namiotu. A potem znowu, mo e
minut pó niej... znów ten dziwny wiatr i jeszcze jedna, wyra na eksplozja. Daleko w górze.

- By y jeszcze nast pne?
- Ju nie s yszeli my, ale za to poczuli my. Ca y teren woko o si zatrz

, a potem niebo zasnu a czarna chmura i te P on ce kamienie zacz y

spada na las. Pierwszy ogie zobaczyli my po prawej i daleko przed nami, mo e z kilometr.

143

background image

Tak daleko to wszystko lecia o. Byli my ju wtedy w drodze... Powiedzia bym, e dobre dziesi

kilometrów od szczytu.

— Panie Tilton, nie wiem, jak panu dzi kowa — rzek Jimmy. - Bardzo mi pan pomóg .
— Nie ma za co, komandorze. Ale niech mi pan powie, dlaczego NSA interesuje si czym , co wyra nie jest dzia aniem si y wy szej?
— To rutynowe dochodzenie, prosz pana. Zawsze sprawdzamy okoliczno ci wszystkich takich katastrof. Wie pan, trz sienia ziemi, wielkie po ary,

fale powodziowe... Dzi kuj , e po wi ci mi pan swój czas.

Wtorek, 18 sierpnia 2009 roku, godzina 11.30. Bia y Dom, Waszyngton
Prezydent McBride, szczup y, wysoki m

czyzna o kasztanowych, nieco ju siwiej cych i przerzedzonych w osach, nie kry poirytowania. Jeszcze

przed chwil my la tylko

0 zbli aj cym si lunchu, a tu masz! Trzystronicowy raport prosto z Parku Jurajskiego, z kopi do Cyrusa Romneya, przedstawiaj cy hipotez , e

nieznane osoby spowodowa y wybuch Mount St. Helens z okr tu podwodnego zaparkowanego podobno o setki mil od wybrze a, na dnie cholernego
Pacyfiku. Absurd! To jest w

nie przyk ad wojennej psychozy rozsiewanej przez mundurowych o zaj czych mó

kach, jak prezydent poprzysi

wyeliminowa . Ca e dekady

1 biliony dolarów z kieszeni podatników zmarnowane na wariackie militarne eskapady, pogo za cieniami, doszukiwanie si szpiegów za ka dym

rogiem, na wymys y Reagana i Busha, gro by wobec innych krajów, bombardowania... I po co? Pogl dy Charlesa McBride'a by y dobrze znane. Uwa
perspektyw jakiejkolwiek wojny za nie do pomy lenia. Nieraz mawia : „Je eli mieliby my walczy po to, eby utrzyma nasze miejsce we
wspó czesnym wiecie, to lepiej si z niego wy czy i prowadzi polityk izolacjonizmu".

Prezydent podniós w dwóch palcach raport, który przed chwil przekartkowa , i zwalczy w sobie pokus wyrzucenia go do kosza. Cyrus przecie

wyra nie powiedzia tym z Fort

144
Meade, e maj na to nie marnowa czasu. Oczywi cie oni zrobili akurat na odwrót, a teraz jeszcze to. Nacisn guzik wzywaj cy doradc do spraw

bezpiecze stwa narodowego. Chcia z nim przedyskutowa t spraw . Zawsze lepiej si czu , mog c pogada z Cyrusem. Byli starymi przyjació mi,
rami w rami maszerowali w Waszyngtonie w demonstracjach przeciwko wojnom bliskowschodnim. Obaj zaliczali si do „o wieconych" i nie mieli
zamiaru

mroczn , pe

antagonizmów przesz

ci .

Cyrus zapuka lekko do drzwi i wszed .
- Cze

, panie prezydencie - rzuci weso o od progu. -I jakie to okropne problemy rzuca ci dzisiaj pod nogi ten bezduszny wiat?

W wolnych chwilach Cyrus Romney para si poezj .
- To, stary - odrzek a g owa pa stwa. - Wariackie wymys y dinozaurów. Oni s przekonani, e jaki potwór rodem z „Wodnego wiata" czai si na

dnie oceanu, naciska guziki i wysadza w powietrze ameryka skie wulkany. Uwierzy by w podobne bzdety?

- Szczerze mówi c, dopiero si zabiera em za dzisiejsz poczt . Chyba przys ali mi kopi ?
- A jak e. Opieraj swoj teori na tym fa szywym li cie do Morgana. Admira Morris chyba uwa a, e kto móg strzela rakietami cruise w stan
Waszyngton.
- Jezu Chryste! — westchn doradca. - Ci faceci powinni pisywa powie ci.
- Ja wiem tylko, e w tym stanie s dwie olbrzymie bazy US Navy, a teraz te b azny z Fort Meade wmawiaj mi, e mimo bilionów dolarów

wpompowanych w ca y ten horrendalnie drogi sprz t obserwacyjny pilnuj cy zatoki Puget i wszystkiego, co na zachód od niej, na wodzie, pod wod i
nad wod , jaki cholerny atomowy okr t podwodny mo e sobie swobodnie podp yn

nie wiadomo sk d i strzela w nasze wulkany. Nie wiem, albo co

mi tu umkn o, albo to jedno wielkie gówno na bezprecedensow skal .

- Có , jeszcze tego nie czyta em, Charles. Ale rzeczywi cie brzmi to lekko przesadnie.
- Streszcz ci. Rok temu jaka organizacja terrorystyczna ri rzekomo porwa w Londynie s ynnego wulkanologa,
145
którego potem zabili. Wed ug dinozaurów on tym terrorystom powiedzia , jak mo na uruchomi nieczynny wulkan, a oni podobno to w

nie zrobili.

Wybuch Mount St. Helens to pono ich sprawka.

- Czy mordercy tego uczonego zostali z apani? S jakie dowody? By proces?
- Co ty? Angole nikogo nie z apali. Mimo to Fort Meade twierdzi, e lady wiod na Bliski Wschód.
- Co wobec tego sugeruj ?
- Chc postawi ca marynark wojenn w stan ostrego pogotowia. Mamy bra powa nie ich wymys y, e ci faceci naprawd istniej i umiej si

pos ugiwa wulkanami.

- Banda wariatów. Zgodzisz si chyba z t opini ? Mam pewnie napisa odpowied .
- Tak jest. I... Cyrusie, powiedz im, na lito

bosk , niech przestan wymy la takie psychotyczne scenariusze. To nikomu nie przynosi nic dobrego.

- Zrobi si , szefie. Zaraz to przeczytam i za atwi spraw , jak trzeba.
Romney odszed . Tego popo udnia admira Morris otrzyma jego sarkastyczn odpowied na swój wys any rano raport.
Drogi admirale Morris,
Przykro mi, e uzna Pan za stosowne nie pos ucha mojej rady i nie zignorowa Pan tego fa szywego listu od Hamasu. Jak Panu wiadomo, i wtedy, i

teraz pozostaj przekonany, e by to czyj g upi dowcip albo produkt chorego umys u. Wie Pan zapewne, e wi kszo

naprawd ci

ko dotkni tych

chorob psychiczn ch tnie przypisuje sobie bosk moc i odpowiedzialno

za globalne katastrofy.

Przedyskutowa em t spraw z prezydentem i spiesz zapewni Pana, e obaj si zgadzamy, i nie ma ani cienia konkretnego dowodu na

powi zania jakiegokolwiek bliskowschodniego terrorysty z tymi londy skimi morderstwami. Trudno mi si domy li , w jaki sposób doszed Pan do
wniosku, e profesor Lan-don przed mierci sporz dzi co w rodzaju poradnika wysadzania wulkanów i wr czy go zgrai arabskich zabijaków. Z ca
pewno ci nie ma podstaw do uznania tego listu za cokolwiek innego ni zwyk e fa szerstwo albo wymys wariata. Przykro mi. admirale, ale prezydent
wypowiedzia si stanowczo. Nie prze-

146
kona nas Pan. Prosz zawsze pami ta o tym, e wydajemy pieni dze ameryka skich podatników, którzy w

nie po to wybrali Charlesa McBride'a

na to najwy sze stanowisko w kraju, eby unika bezsprzecznie nadmiernych kosztów, jakie generuj nasze si y zbrojne. Dzisiaj, w trzecim tysi cleciu
naszej ery, naród yczy sobie udzia u w decydowaniu o sposobie wydawania jego pieni dzy. Z powa aniem

Cyrus Romney
Komandor porucznik Ramshawe spojrza na szefa z niedowierzaniem.
- Tak jest, synu. Mamy tam przeciwników. Kontruj nas od samego pocz tku, zanim jeszcze poznaj nasze opinie i rady.
- Poinformujemy Wielkiego Cz owieka o stanie rzeczy?
- Oczywi cie. Przedstawimy mu wszystkie szczegó y naszego dochodzenia. Powiemy te genera owi Scannellowi. Nie przeszkadza mi, e Bia y Dom

sobie ze mnie drwi. Ale kiedy dochodz do przekonania, e prezydent wiadomie wystawia nasz kraj na zagro enie, czuj si w obowi zku dmuchn
w kilka gwizdków. On mo e sobie by prezydentem, ale to pieprzony polityk, który jest tam tylko chwilowo. My za nale ymy do sta ej instytucji, która
zosta a powo ana w

nie po to, by Stanom Zjednoczonym zapewnia bezpiecze stwo. Przewa nie robimy to, czego sobie kolejni prezydenci ycz .

Jest jednak granica, któr on mo e przekroczy tylko na w asne ryzyko... i szkod .

- I my li pan, e w

nie to zrobi ? - spyta Jimmy.

- Czyta em twój raport, komandorze. To pewne, e granica zosta a przekroczona.
Admira Morris i jego asystent raz jeszcze mieli szcz

cie. Jimmy zadzwoni do domu pa stwa Morganów i poprosi o pilne i prywatne spotkanie w

sprawie, któr jego szef uwa a za absolutnie priorytetow .

- Nie mo na z tym zaczeka do jutra? - spyta Arnold Morgan.
- Mo na by, ale admira Morris jest zdania, e powinni my porozmawia natychmiast, a wie pan, e on zazwyczaj nie ulega nadmiernemu
podekscytowaniu.
147
Morgan dobrze o tym wiedzia . Milcza przez chwil , po czym rzek :
- S uchaj, Jimmy, zabieram dzisiaj Kathy na kolacj do jej ulubionej restauracyjki w Georgetown. Nie mog odwo

rezerwacji w ostatniej chwili,

wi c najlepiej b dzie, jak twój szef i ty do czycie do nas.

- Jest pan pewien, sir? - upewni si uradowany Jimmy.
- Nie. Ale przycisn

mnie do muru. „Le Bec Fin", chyba wiesz, gdzie to jest. Kilka razy widzia em tam Johna Peacocka.

- Tak, wiem. Byli my tam w urodziny Jane. O której nas pan tam przyjmie?
- O czterech szklankach, po ostatniej psiej wachcie. I nie spó ni mi si !
- Aye, aye, sir! - Jimmy z trudem zachowa powag .
Punktualnie o dwudziestej samochód s

bowy z Fort Meade podjecha pod wej cie do restauracji. Morris i Ram-shawe znale li Morganów

siedz cych naprzeciwko siebie w przestronnej, prywatnej lo y na ty ach g ównej sali. George'owi dosta o si miejsce obok admira a, Jimmy przysiad si
do Kathy.

- Bardzo przepraszam, ale musz da panu admira owi krótki dokument do przeczytania, zanim zaczniemy rozmawia — sumitowa si komandor.

— To tylko trzy strony i nie ja jestem winien. Sprawca tej niedogodno ci siedzi teraz naprzeciw mnie i jest zbyt grub ryb , abym mia si z nim

sprzecza .
To do

zr czne zagranie prze ama o lody, jakie mog y si nagromadzi wokó wymuszonego zaproszenia. Arnold i Kathy si roze mieli, a admira

nala wszystkim bia ego burgunda. Nigdy nie mia zwyczaju zadawa go ciom tradycyjnego pytania „Czego si napijecie?"; jak w wi kszo ci sytuacji
uwa

, e sam wie najlepiej. I najcz

ciej mia racj -Bladoz ocisty Pernand-Vergeless rocznik 1998, z Domaine Chandon de Briailles, okaza si

wy mienity.

background image

- Niech mnie, ale to wspania e wino, sir! - wyrwa o si Jimmy'emu.
- Cisza, Ramshawe. Nie widzisz, e czytam?
148
- Tak jest, sir.
Doko czenie lektury zaj o Morganowi pi

minut. Kiedy sko czy , wychyli marynarskiej wielko ci yk burgunda.

- Matko Boska! - westchn . — Nasz stary znajomy Ray Kerman znowu w akcji. I wygl da na to, e dopiero zaczyna. Wulkan by tylko imprez

towarzysz

, bo inaczej nie przys

by mi tego autogratulacyjnego listu, prawda?

- W

nie - przytakn George Morris. - Jeszcze o nim us yszymy.

- Dobrze, ale gdzie on si tymczasem podziewa? - spyta Arnold. - Zgadzam si z Jimmym, e ten dwukrotnie wykryty okr t na Aleutach to nie kto

inny, jak druga Barracuda. Kilka dni pó niej cz owiek, którego mo na okre li jako godnego zaufania, s yszy kilka rakiet lec cych w stron szczytu St.
Helens, na sekundy przed erupcj . To mi wystarcza. Mamy do czynienia z Kermanem, który czai si gdzie tam pod wod i knuje Bóg wie co.

- Mnie te wi cej nie trzeba — rzek Morris. - Niestety, nie wystarcza to prezydentowi i jego g ównemu doradcy. - To rzek szy, poda Morganowi

kopi listu otrzymanego od Cyrusa Romneya.

Arnold znów zabra si do lektury, z wyra nym niepokojem maluj cym si na twarzy.
- No, tak. To kwintesencja wszystkiego, czego si obawia em ze strony mi kkiego, lewicowego prezydenta - podsumowa . - Elegancko

pomieszczone na jednej stronie druku, autorstwa jednego z najwi kszych dupków na tej planecie. Chryste Panie. Romney to pieprzone dziecko-kwiat
ubrane w garnitur. W zesz ym miesi cu „New Yorker" zamie ci jeden z jego okropnych wierszy. Cholera, mamy w Bia ym Domu pieprzonego
Wordswortha, który kieruje obron Stanów Zjednoczonych przeciwko jednemu z najniebezpieczniejszych terrorystów, na jakich si natkn li my w
historii. Psiakrew, »p k z otych onkili... pora mgie i s odkiego owocowania..."

- To s cytaty z dwóch ró nych poetów, kochanie - zwróci a mu uwag Kathy.
- I bardzo dobrze. Ja mam akurat do czynienia z dwoma ró nymi dupkami.
Komandor porucznik Ramshawe by bardzo bliski wyrzu-

149
ii
ceni trunku nosem, ale uratowa o go nadej cie kelnera, który odwróci uwag wszystkich, kieruj c j na g ówne menu.
- My

, e musimy si jeszcze z pi

minut pozastana-wia - zby go Morgan, natychmiast wracaj c do zasadniczego tematu. - George, po

pierwsze, musz pogratulowa Jimmy'emu jego nieprzeci tnej roboty detektywistycznej. Po drugie, chc ci powiedzie , e jeszcze aden polityk
zajmuj cy pierwszoplanow pozycj w Bia ym Domu nie budzi we mnie takiego niepokoju. List, jaki dosta

od tego ca ego Romneya, jest wed ug

mnie ni mniej, ni wi cej, tylko haniebny. Tak pisa do dyrektora Agencji Bezpiecze stwa Narodowego, admira a i by ego dowódcy zespo u lotniskowca?
Jestem zaszokowany. Ale to wszystko blednie przy zasadniczym problemie. Mam na my li niech

tego rz du do dzia ania w prawdziwym interesie

naszego kraju. Nawet je eli prezydent osobi cie w to nie wierzy, musi stan

twarz w twarz z podstawow prawd : terrory ci mogli... powtarzam,

mogli... zabi ju oko o setki naszych obywateli ze stanu Waszyngton. Takie odrzucenie faktów mo e oznacza , e Charles McBride powa nie si
sprzeniewierzy przysi dze.

- Co wobec tego zrobimy?
- Na razie siedzimy bardzo cicho. Chc jednak, aby zaalarmowa genera a Scannella i admira a Dicksona. Je eli naprawd dzieje si co tak

powa nego, to wol mie pewno

, e odpowiednie instancje s dobrze poinformowane. Trzeba im chyba poradzi , eby uwa ali na wolno p yn cy

rosyjski okr t nuklearny, który mo e si znajdowa gdziekolwiek u naszych zachodnich wybrze y.

- Arnie, co by zaleci na wypadek, gdyby my zlokalizowali t Barracud gdzie na Pacyfiku, mo e niezupe nie na naszych wodach terytorialnych?
- Jak to co? Zatopi , George — odpar Morgan. - Zatopi sukinsyna, oby na jak najg bszym akwenie. O nic nie pyta i upiera si , e nic o niczym

nie wiemy.

- To mi si podoba, sir. - Jimmy Ramshawe wyszczerzy z by w zawadiackim u miechu. - Takiego ducha nam trzeba-
Wszyscy trzej w tej chwili gorzko

owali, e Arnolda Morgana nie ma ju w jego dawnym biurze w zachodnim skrzydle Bia ego Domu.

150
Wtorek, 18 sierpnia, po udnie. Pacyfik, 2430N/12300W
Barracuda II p yn a tymczasem kursem SSW, wzd

brzegów ameryka skich, a potem meksyka skich, trzymaj c si o pi

set mil od l du i na

boko ci stu osiemdziesi ciu metrów. Mijaj c niebezpieczny rejon na wysoko ci wielkiej bazy marynarki w San Diego, Ben Badr odszed dalej na

ocean, ale potem skr ci w lewo i znów wróci w pobli e brzegu. Nie wygl da o na to, by ktokolwiek ich szuka . Nie s yszeli adnych transmisji
radiowych, sami te si nie odzywali. Od ponad tygodnia nie wychodzili na powierzchni , a teraz posuwali si wzd

d ugiego na tysi c kilometrów

Pó wyspu Kalifornijskiego, ku zwrotnikowi Raka. Przed sob mieli d ugi, licz cy sze

tysi cy mil morskich odcinek oceanicznej eglugi do przyl dka

Horn, a potem dalej, w gór Atlantyku. Przy obecnej pr dko ci pi ciu w

ów dotarcie na pogranicze dwóch oceanów zaj oby pi

dziesi t dni.

Otwieraj cy si jednak przed nimi bezmiar Pacyfiku nie jest patrolowany przez US Navy, a i satelity ameryka skie nie po wi caj mu wiele uwagi. Kiedy
dotr na wysoko

Peru i Chile, b

mogli rozkr ci turbiny Barracudy II do wi kszych obrotów, mo e i do pi tnastu w

ów; wsz dzie za b

mieli

do dyspozycji bardzo g bokie wody, daleko od szelfu kontynentalnego.

Genera Raszud sp dzi ten dzie , jak zreszt wszyscy, w nastroju pogodnym, cho nie zmniejszy czujno ci. Kolacj zjedli tylko we dwoje z Szakir ;

Ben trzyma akurat wacht w centrali. O pó nocy dziewczyna po

a si spa . O drugiej nad ranem Rawi poleci podej

na g boko

peryskopow .

Natychmiast, gdy by o to mo liwe, wysun maszt antenowy. Wys anie dwuwyrazowego komunikatu zaj o sze

sekund i tyle te czasu antena by a

nad wod . Potem znów znikn li w g binach.

ROZDZIA 6

roda, 19 sierpnia 2009 r., godzina 1.30. Baza marynarki wojennej w Bandar Abbas

Sygna satelitarny od genera a Raszuda nadszed dok adnie w umówionym terminie i admira Mohammed Badr odebra go z pewn ulg . Barracuda

II wci

operuje, a jego ukochany syn jest bezpieczny. Spojrza na zapiecz towan paczk z dokumentami le

na biurku obok telefonu. Mia

wra enie, e gotowa jest wypali dziur w blacie. Wsta szybko i wyszed na zewn trz. Samochód sztabowy wywióz go z bazy na pó noc i na
najbli szym skrzy owaniu skr ci w lewo w stron lotniska. Na pasie startowym czeka na niego ma y odrzutowiec syryjskich linii lotniczych, grzej c ju
silniki. Samochód podjecha prosto pod schody. Badr wysiad i osobi cie przekaza paczk pilotowi. Sta potem jeszcze przez chwil , obserwuj c, jak
samolot nabiera pr dko ci, odrywa si od pasa i ostro wspina w czarne, rozgwie

one niebo, pochylaj c si w skr cie na pó nocny zachód, wzd

Zatoki Perskiej, granicy iracko-saudyjskiej, i dalej, nad Jordani , w stron odleg ego o ponad dwa tysi ce kilometrów Damaszku. Tam b dzie na niego
czeka m ody komandor ira skiej marynarki, który odbierze paczk i zawiezie j do ambasady saudyjskiej przy alei Al-D ala. Królewska poczta
dyplomatyczna dostarczy j z kolei do ambasady syryjskiej w Waszyngtonie. Tak pokr tna droga paczki z dokumentami b dzie praktycznie niemo liwa
do odtworzenia. Zaadresowana do prezydenta Stanów Zjednoczonych, do Bia ego Domu, zostanie dostarczona przez dyplomatyczn s

kuriersk .

Przesy ka oficjalna, ale niewiadomego pochodzenia. Admira Badr by dumny z siebie za tak chytre zaplanowanie jej dor czenia do adresata.

152
Pi tek, 21 sierpnia 2009 r., godzina 11.00. Bia y Dom, Waszyngton
Szef gabinetu prezydenta McBride'a, „Du y" Bili Hat-chard, dawny i niezbyt dobry obro ca z dru yny Yale, zastuka lekko do drzwi Gabinetu

Owalnego. Prezydent rozmawia przez telefon, ale Bili by przyzwyczajony do czekania. S

by emu kongresmanowi z Rhode Island podczas jego

kadencji na Kapitolu, wozi go, pisa za niego, ochrania , a w ko cu prowadzi jego kampani prezydenck . Charlie McBride traktowa go jak brata.

W ko cu zza drzwi da si s ysze znajomy okrzyk:
- W

, Bili, o co chodzi?

Hatchard wszed , dzier

c pod pach paczk z Bandar Abbas, któr zd

otworzy i przejrze zawarto

. Tylko przesy ki, które asystenci uznali za

wyj tkowo wa ne, by y kierowane bezpo rednio do szefa gabinetu. Ta za wygl da a na bardzo wa

; dor czy j kurier dyplomatyczny, a

zaadresowana by a do samego prezydenta i oznaczona jako „poufna, do r k w asnych". Nic jednak nie mog o trafi do samej g owy pa stwa bez
po rednictwa jego prawej r ki. W przeciwie stwie do raczej miernych osi gni

jako futbolowego obro cy, Bili Hatchard móg teraz zatrzyma wszystko

i ka dego ze swej pozycji w biurze w zachodnim skrzydle.

Tego ranka jednak jego zazwyczaj pogodna twarz by a nachmurzona. Taka mina Billa by a dobrze znana jego kolegom z awki rezerwowych, ale tu,

w Bia ym Domu, rzadko widywano go w takim nastroju. Cz

ci jego obowi zków by o podtrzymywanie wysokiego morale, rozweselanie ludzi,

agodzenie stresu i bagatelizowanie problemów.

- Cokolwiek tam ciskasz w prawicy, m ody cz owieku, najwyra niej przyczynia ci wielkiego zmartwienia -zauwa

prezydent. - Je li to mniej

powa ne ni bezpo rednia gro ba mierci, to b

musia ci troch poprawi nastrój.

Bili za mia si niewyra nie.
- Sir, to mo e by co znacznie gorszego od gro by mierci- Chcia bym, eby pan to przynajmniej uwa nie przeczyta ... to raptem dwie strony. Mog

si pocz stowa kaw ?

153
- Prosz bardzo. Przy okazji mo esz nala i mnie, a ja tymczasem rzuc okiem, jakie to z e wie ci mi przynios

...

Panie prezydencie,
Do tej pory ju Pan pewnie zda sobie spraw , e erupcja Mount St. Helens nie by a dzie em przypadku. W samej rzeczy zosta a ona spowodowana

przez bojowników o wolno

spod znaku Hamasu, jak ju da em do zrozumienia w moim komunikacie dla admira a Morgana. Jestem teraz gotów

wy

moje

dania, które musi Pan spe ni , aby zapobiec zniszczeniu przez nas ca ego Wschodniego Wybrze a Stanów Zjednoczonych, w tym

Bostonu, Nowego Jorku i Waszyngtonu. Zamierzamy tego dokona przez wywo anie najwi kszej fali tsunami, jak ten wiat widzia za ywej pami ci

background image

ludzko ci.
Szacujemy, e jej wysoko

osi gnie oko o pi

dziesi ciu metrów w chwili, gdy przetoczy si nad portem nowojorskim, Wall Street i Manhattanem.

Niemal na pewno wleje si w g b l du na trzydzie ci kilometrów, zanim w ko cu straci impet i zacznie si gwa townie cofa do oceanu. Na tym jednak
nie koniec - po niej nadejdzie nast pna i jeszcze jedna, podobne do pierwszej wysoko ci . W sumie mo ecie si spodziewa oko o pi tnastu fal. z
której adna nie b dzie ni sza ni dwadzie cia kilka metrów.

Nie ma na wiecie miasta, które opar oby si takiemu uderzeniu oceanu. Obawiam si , e niewiele zostanie z waszego Wschodniego Wybrze a,

kiedy ju to megatsunami si uspokoi. By mo e w tpi Pan w nasz zdolno

do spowodowania katastrofy na tak skal . Zapewniam jednak, e to nie

jest takie trudne; podobne zdarza y si ju kilkakrotnie w historii naszej planety. S ró ne miejsca, gdzie mo na wywo

tak reakcj oceanu, my

jednak wybrali my takie, w którym nie mo e si nam nie uda . Jestem pewien, e Pan si zgodzi z twierdzeniem, e skoro umieli my doprowadzi do
eksplozji najwi kszego wulkanu na terytorium Stanów Zjednoczonych, to prawdopodobnie potrafimy zaaran owa odpowiednio du e osuni cie ska y
po rodku pustego oceanu. Niech Pan w to nie w tpi, panie prezydencie.

Nadesz a zatem pora przej

do meritum. Aby oddali gro

wy ej opisanego wydarzenia, bez zw oki podejmie Pan nast puj ce dzia ania:

1. Ewakuuje Pan ca y ameryka ski personel wojskowy i usunie ca zmagazynowan artyleri , bomby, rakiety, amunicj i inne materia y wojenne z

waszych nielegalnych baz w Kuwejcie, Arabii Saudyjskiej, Katarze, Omanie, Zjednoczonych Emiratach

154
Arabskich i D ibuti. Wszystkie okr ty wojenne i samoloty bojowe opuszcz Bahrajn i b

w asno ci Brytyjczyków wysp Diego Garcia.

Wszystkie trzy zespo y lotniskowców i inne jednostki marynarki wojennej, aktualnie znajduj ce si w Zatoce Perskiej i przyleg ych morzach,
niezw ocznie opuszcz te wody. Wycofa Pan te samoloty i sprz t pomocniczy z bazy powietrznej Incirlik na terenie Turcji. Termin zako czenia tych
dzia

jest nieprzekraczalny. Oczekujemy rozpocz cia ruchów wojsk, okr tów i samolotów w ci gu siedmiu dni. Operacja musi si zako czy przed

up ywem sze ciu tygodni, nawet je li wymaga oby to porzucenia przez was cz

ci wyposa enia.

2. Rz d Izraela ma niezw ocznie uzna Niepodleg e, Demokratyczne i Suwerenne Pa stwo Palesty skie, oparte na terytoriach Gazy i Zachodniego

Brzegu, okupowane przez wojska izraelskie od 4 czerwca 1967 roku. Musi si te zgodzi na natychmiastowe rozpocz cie wycofywania wszelkich
izraelskich jednostek wojskowych z okupowanych terenów. Wymagamy, aby rz d Stanów Zjednoczonych zmusi Izrael do zastosowania si do naszych

da bez adnej zw oki.

Niespe nienie powy szych warunków b dzie równoznaczne ze zniszczeniem waszych wielkich miast Boston, Nowy Jork i Waszyngton, a wraz z nimi

ca ego wybrze a atlantyckiego. Zak adamy, e otrzyma Pan ten list 21 sierpnia. Macie czas do pó nocy w czwartek 8 pa dziernika, eby wej

w

ostatni faz ca kowitego wycofania si z Bliskiego Wschodu. Je eli nie ujrzymy wyra nych oznak, e to robicie, w ci gu dwudziestu czterech godzin od
podanego terminu wywo amy tsunami.

Jestem przekonany, e wasi eksperci potwierdz , i nasze zamiary s najzupe niej wykonalne. Powtarzam, e jeste my zdolni do spowodowania

osuni cia si warstw skalnych w wybranym miejscu w dniu 9 pa dziernika bie

cego roku. Nie próbujcie gra na zw ok . Z pomoc Allaha, który nam

sprzyja, chcemy raz na zawsze wyrzuci was z Bliskiego Wschodu. On da nam zwyci stwo. Nie cofniemy si przed niczym, aby osi gn

nasze cele.

Hamas
Prezydent McBride westchn .
- Bili, ten list napisa jaki wariat. Wpad na genialn my l, by przypisa sobie wybuch Mount St. Helens... oczywi cie po fakcie. aden problem,

prawda? Potem sobie ubzdu-ra , e kto móg w to uwierzy , i usi uje wymusi spe nienie tych idiotycznych

da . W tpi jednak, eby nawet on by

155

tak stukni ty, eby s dzi , i naprawd zaczniemy wycofywa wszystkie nasze wojska z najbardziej zapalnego regionu wiata tylko dlatego, e on

grozi zrównaniem z ziemi Nowego Jorku..

- Chyba tak, sir... - Hatchard skin g ow . - Ale, na Boga... Nie uwa a pan, e ten facet mo e mówi prawd ?
- Nie, do diab a! Co ci powiem. Za ka dym razem, kiedy przytrafia si jaka naturalna katastrofa, wybuch wulkanu, trz sienie ziemi, powód , wielki

po ar czy kl ska g odu, nadchodz listy od ró nych czubków, którzy twierdz , e oni j spowodowali, zainspirowali albo przynajmniej przewidzieli. Bili,
nikt nie zwraca uwagi na takie wymys y. To nie jest tak, jakby kto zadzwoni dzie wcze niej i oznajmi : „Zamierzam wysadzi w powietrze cholerny
wulkan", a na drugi dzie wulkan naprawd wybucha, prawda? To by oby do

trudne do wykonania. Nie, wiry czekaj na takie wydarzenie, a dopiero

potem mówi : „Hej, to w

nie ja zrobi em".

- Okay, sir. Je li taka jest pana decyzja... Ale mo e ja zrobi kilka kopii tego listu i roze

do ró nych zainteresowanych stron w wojsku i wywiadzie?

Mo na by te pos

je sekretarzom obrony i stanu.

- Nie s dz , aby to by o konieczne, Bili.
- Tak jest. Ale prosz przyj

s ówko ostrze enia. Je eli przyjmiemy, e jest minimalne prawdopodobie stwo, powiedzmy jeden do miliona, e kto

rzeczywi cie pomóg St. Helens, to warto pu ci ten list w obieg z krótkim wyja nieniem. Wie pan, poinformowa ludzi, e uwa a pan to za wyg up, ale
te jest pan otwarty na sugestie... W ten sposób os onimy w asne ty ki, sir. Ja wiem, e nic podobnego si nie zdarzy, ale gdyby jednak si zdarzy o... to
có , nie b dzie to pa ska wina. To ci bezu yteczni wojskowi nie zareagowali w por . W polityce zawsze trzeba chroni ty ek, prawda, sir? Wpakuje pan
ten list na dno archiwum, a potem przyjdzie zapowiadana w nim katastrofa... i co? Tylko pan b dzie za to odpowiada . Po co ryzykowa ? Musimy si

zabezpieczy .
- No, dobra, stary. Ale je li nagle ca y Bia y Dom wype ni si szalonymi genera ami i admira ami, uszcz

liwionymi okazj do zaatakowania Arabów,

to ty b dziesz za to odpowiada . Przede mn .

156
- W porz dku, sir. Mog odpowiada .
Bili Hatchard wycofa si i zaj kopiowaniem listu od genera a Raszuda. Podyktowa sekretarce krótki list przewodni do ka dego adresata:
Prezydent uwa a, e to albo fa szerstwo, albo wymys wariata. Zwraca uwag , e twierdzenie autora o spowodowaniu wybuchu Mount St. Helens

pojawi o si dopiero w par dni po fakcie. Prosi mnie o zapewnienie Pana, e jako naczelny zwierzchnik si zbrojnych nie zamierza spe nia

dania

wycofania naszych jednostek z Bliskiego Wschodu. Niemniej chce, aby Pan si zapozna z tre ci za czonego listu i b dzie Pana informowa o
wszelkich dalszych podobnych o wiadczeniach.

Z powa aniem
Bili Hatchard
szef gabinetu prezydenta
List Hamasu zosta przekazany sekretarzowi stanu i sekretarzowi obrony, którzy ca ym sercem zgadzali si z opini swego przywódcy. Otrzyma go

te dyrektor NSA Morris, genera Tim Scannell i admira Alan Dickson, którzy zd

yli si wcze niej zapozna z raportem Jimmy'ego Ramshawe'a i

zdecydowanie si z prezydentem nie zgadzali.

Admira Morgan nie znalaz si na li cie adresatów Billa Hatcharda, ale George Morris przes

mu kopi . Dickson z kolei przekaza tre

listu

Hamasu admira om Dickowi Greeningowi (CINCPAC - dowódcy Floty Pacyfiku), Fred-diemu Curranowi (COMSUBPAC - dowódcy floty podwodnej
Pacyfiku) i Johnowi Bergstromowi (SPECWARCOM -dowódcy si specjalnych US Navy, SEALs). Do popo udnia czasu Wschodniego Wybrze a
wszyscy najwa niejsi oficerowie marynarki wojennej odpowiedzialni za obszar operacyjny Pacyfiku otrzymali polecenie zapoznania si z raportem
Ramshawe'a, a potem przeczytania naj wie szego o wiadczenia Hamasu. Jak jeden m

uznali, e nie mo e to by zwyk y zbieg okoliczno ci. Nikt nie

mia w tpliwo ci, e jest a nadto dowodów na powi zania przywódcy palesty skich terrorystów Raya Kermana z katastrof w stanie Waszyngton.
Raport Ramshawe'a stwierdza , e admira Morgan nawet sfotografowa by ego majora SAS w towarzystwie

157
czo owych ira skich wulkanologów na stokach Cumbre Vieja; po jego lekturze wi kszo

z oficerów by a przekonana, e ten w

nie wulkan na

Wyspach Kanaryjskich jest najbardziej prawdopodobnym celem, który mo e spowodowa kataklizm opisany w li cie Hamasu. Wydawa o si
prawdopodobne, e Barracuda II mo e si teraz skrada po cichu przez wschodni Pacyfik u wybrze y USA. Mog a te ucieka na po udnie, ku
przyl dkowi Horn i dalej na Atlantyk, w stron wysokiego, niestabilnego po udniowo-zachodniego brzegu Palmy.

Nie zwa aj c na opini prezydenta, genera Scannell zwo

alarmowe zebranie Po czonego Komitetu Szefów Sztabów w Pentagonie na dziesi

trzydzie ci w poniedzia ek 24 sierpnia. Zebranie mia o charakter wy cznie militarny, ci le tajny; oprócz wojskowych zaproszono na nie tylko trzy osoby
spoza Pentagonu: dyrektora NSA, admira a Morgana i m odego Sherlocka z Fort Meade, komandora Ramshawe'a. Porz dek dnia mia pi

punktów.

Po pierwsze, analiza listu od Hamasu i zlecenie ekspertyzy stanu psychicznego jego autora; po drugie, ocena sytuacji i opracowanie zarysów planu
obrony przed atakiem rakietowym na Cumbre Vieja; po trzecie, rozwa enie mo liwo ci, e terrory ci wybior jaki inny cel; po czwarte, wst pna
dyskusja o ewentualnej ewakuacji Nowego Jorku, Waszyngtonu i Bostonu; ostatni punkt dotyczy zasugerowania prezydentowi podj cia niezw ocznych
odpowiednich dzia

cywilnych w tych miastach.

Genera Scannell zadzwoni do George'a Morrisa z pro

o przyniesienie informacji na temat rodków niezb dnych terrorystom do wywo ania

osuni cia si kilku kilometrów granitowego klifu. Zasugerowa te , by zasi gn

fachowej opinii na jednym z ameryka skich uniwersytetów co do

mo liwych skutków takiego osuwiska i ewentualnie poprosi o sporz dzenie modelu rozwoju takiego megatsunami w czasie rzeczywistym.

Na sobotnie popo udnie genera zaprosi na lunch admira a Morgana, Alana Dicksona i przebywaj cego akurat w Waszyngtonie Freddiego Currana.

Chcia wspólnie z nimi zastanowi si nad planem operacji na wschodnim Atlantyku; wygl da o na to, e niezb dne b dzie skierowanie w rejon

158
Palmy zespo u lotniskowca z najnowocze niejszymi rodkami obrony przeciwrakietowej. Wbrew wieloletniej tradycji Pentagonu Scannell zrzek si

przewodniczenia zebraniu na rzecz admira a Morgana, honoruj c w ten sposób jego wieloletnie do wiadczenie strategiczne i dowódcze, a tak e
zaanga owanie od samego pocz tku w spraw wulkanicznego terroryzmu. Morgan oczywi cie przyj t rol z zadowoleniem, cho nie oby o si bez
kokieteryjnych protestów, e jest tylko cywilem i emerytem.

background image

— No, to gdzie b dziemy szuka tych pieprzonych podwodnych turbaniarzy? - burkn , przechodz c od razu do sedna.

aden z trzech wojskowych nie mia w tpliwo ci, e ten cywil i emeryt nie straci nic ze swej charyzmy. Poczuli tylko uk ucie nostalgii za nie tak

dawnymi, dobrymi czasami, kiedy ycie by o o tyle prostsze. Nie dalej jak przed rokiem podobne spotkanie nie odbywa oby si na zasadach
pó prywat-no ci, ale w pokoju sytuacyjnym w zachodnim skrzydle Bia ego Domu, niewykluczone, e z udzia em prezydenta, który im wierzy i w nich
wierzy . Teraz by o inaczej. Spotkali si niemal jak spiskowcy, a obecna g owa pa stwa nie ufa a ich ocenie sytuacji.

- Chyba wszyscy tutaj si zgadzaj z tez , e je eli kto celowo wywo

wybuch Mount St. Helens, to zastosowanym rodkiem by a prawdopodobnie

salwa rakiet cruise - zagai Morgan, na co odpowiedzi by o skini cie trzech g ów. — Rakiety te musia y zosta wystrzelone z okr tu podwodnego, który
sfotografowali my na Morzu

tym, a potem dwukrotnie wykryli my jako przelotny kontakt w okolicy Aleutów. aden inny okr t na ca ym wiecie nie

pasuje do tej serii, a poza tym wszystkie s zlokalizowane. Zgadzaj si daty, odleg

ci, pr dko

. Zgadza si te moment i prawdopodobna pozycja

ataku na Mount St. Helens. Mamy te idealnego wiadka, godnego zaufania i szanowanego prezesa banku W Seattle, który w chwili wybuchu by
akurat w lesie u podnó a wulkanu. Jest bankierem i prawnikiem, p ac mu za podejrzliwo

, ale nie za nieposkromion wyobra ni . — Morgan przerwa

na chwil . — Panowie, to nie jest stuprocentowy, elazny fakt. Ale te wszystkie poszlaki s o wiele za mocne, by je odrzuci . Zgadzacie si ze mn ?

159
Trzej s uchacze znów skin li w milczeniu g owami.
- I dlatego, w wietle listu nades anego przez Hamas, musimy przyj

, e naprawd mamy do czynienia z okr tem pe nym bliskowschodnich

terrorystów zdecydowanych rozwali klif na Palmie. Z wojskowego punktu widzenia jakiekolwiek inne rozumowanie by oby dziecinad . Po to jeste my,
do cholery. Mamy zapewnia temu krajowi bezpiecze stwo. Nie mamy prawa chodzi sobie spokojnie i po krety sku zak ada , e mo e si nam uda i
nic si nie stanie. Uwa am, e si stanie, je eli nie zdo amy stan

mi dzy tym cholernym klifem i ich pieprzonymi rakietami.

- Masz racj - przytakn genera Scannell. - Mam nadziej , e wszyscy jeste my tego samego zdania... Panowie?
Admira owie Dickson i Curran kiwn li powa nie g owami.
- My

, e powinni my si dzisiaj skoncentrowa na tym, jak tego sukinsyna z apa . A to nie b dzie atwe, jak si ju na w asnej skórze

przekonali my.
- Dla cis

ci dodam, e musi chodzi o SLCM — rzek admira Dickson. — Nie s dz , aby oni chcieli u

wielkich ICBM*, które wykryliby my z

du ej odleg

ci. To musi by cruise i prawdopodobnie zechc j wystrzeli z odleg

ci oko o pi ciuset mil. Ich zasi g przekracza tysi c mil, ale gdyby

chcieli strzela z tak daleka, da oby to nam za du o czasu na ich wykrycie. B

woleli podej

blisko, kto wie, czy nie a na dwie cie pi

dziesi t.

Bli ej to ju chyba nie... Freddie?

Dowódca floty podwodnej Pacyfiku mia zmarszczone czo o.
- To oznacza cholernie du o wody, sir. W najlepszym razie, je li przyjmiemy, e w gr wchodzi tylko zachodnie podej cie... wykre laj c skierowany

na zachód pó okr g o promieniu pi ciuset mil ze rodkiem na Palmie, otrzymamy prawie czterysta tysi cy mil kwadratowych oceanu. Je li za
Barracuda planuje strza z dalszej odleg

ci, to znacznie wi cej. Ale wtedy z kolei lot rakiety potrwa by na tyle d

ej,

* SLCM - Submarine Launclied Cruise Missile, rakieta cruise wystrzeliwana z okr tu podwodnego; ICBM - Intercontinental Ballistic Missile,

mi dzykontynentalna rakieta balistyczna.

160
jak zauwa

Alan, e atwiej by nam by o j wykry . — Curran zamilk , po czym powiedzia : - Gdybym to ja by na ich miejscu i chcia strzeli , i uciec,

zdecydowa bym si pewnie na podej cie na trzysta mil. Je li wi c ustawimy kordon na pi ciuset milach, to w pewnym sensie mieliby my ich w
zamkni ciu. Tylko e ten sukinsyn móg by przekra

si pod nami, p yn c bardzo wolno na du ej g boko ci, i znikn

. Ju to par razy zrobi .

- Ilu okr tów na to potrzebujemy? - spyta Morgan. -Có ... gdyby my dysponowali w sumie setk ... w tym
dwudziestoma podwodniakami, poza tym fregatami, niszczycielami i kr

ownikami, to ka dy z okr tów mia by do przeszukania oko o czterech

tysi cy mil kwadratowych, czyli mniej wi cej kwadrat o boku sze

dziesi ciu paru mil...

- Jezu, Freddie! Tylu okr tów nie mieli my nawet na Pacyfiku w czterdziestym czwartym! - wpad mu w s owo Morgan.
- A nasz przeciwnik nie mia atomowych okr tów podwodnych, które mog yby zej

tak g boko, zosta tam tak d ugo i p ywa tak cicho jak ten

sukinsyn. I powiem wam jeszcze co . Nawet z tak liczn flot mo emy go nie znale

. Je li za wy lemy mniej ni sto okr tów, to mamy w

ciwie

zagwarantowane niepowodzenie.

- Poza tym nawet je li go znajdziemy, on mo e zd

wystrzeli - doda Arnold.

- Tym bym si tak nie przejmowa , bo s dz , e potrafimy j przechwyci . Ale jestem pewien, sir, e jak zwykle wola by pan dopa

ucznika ni

strza .
- Absolutnie, Freddie. - Morgan si u miechn na to przypomnienie jego ulubionej zasady. — Ale polowanie na pod-wodniaka tyloma okr tami

przedstawia pewn trudno

...

- Trzeba b dzie zastosowa system kwadratów operacyjnych - odpar Curran, w lot chwytaj c, do czego admira zmierza. - Wie pan, przydzieli

ka demu naszemu podwod-niakowi akwen, którego musz si trzyma , bo inaczej zaczn strzela do siebie nawzajem.

- Co te jest zawsze problematyczne. — Morgan nie dawa Za wygran . — Je li wykryjesz nieprzyjaciela i ledzisz go a ^o granicy twojego rejonu

operacyjnego, to albo amiesz za-

161
sad i cigasz go dalej, albo pozwalasz mu uciec i modlisz si , eby twój s siad go namierzy .
- Sir, my la em tylko o akwenach poszukiwania. Sugeruj , eby dowódcy naszych okr tów otrzymali rozkaz niezw ocznego otwarcia ognia i

zatopienia przeciwnika.

- I s usznie, Freddie. To za tym bardziej oznacza konieczno

niewychodzenia poza wyznaczone kwadraty. Tak, w sumie ten system bywa

najlepszy. Chocia przypominam sobie, e dowództwo Royal Navy nie by o zbyt zachwycone, kiedy jeden z ich okr tów wykry argenty skiego
podwod-niaka na pó noc od Falklandów i pozwoli mu uciec, bo dotar w po cigu do granicy swojego rejonu.

- Tak, zawsze jest jaka z a strona - rzek Curran w zamy leniu. - Ale wi kszym z em by oby, gdyby nasze okr ty atakowa y si nawzajem.
- Dobrze, panowie... - wtr ci genera Scannell. - Popracujecie na poniedzia ek nad jakim planem dzia ania floty, ale na razie chcia bym wiedzie ,

czy mamy dostatecznie du o okr tów?

- Z tym nie ma problemu - odpar Alan Dickson. — W tej chwili mamy trzy zespo y lotniskowca na patrolu w pó nocnej cz

ci Zatoki Perskiej, w

cie ninie Ormuz i na Morzu Arabskim, plus jeden w pogotowiu na Diego Garcia. Pi ty szykuje si do wyj cia z Pearl Harbor. Ka dy z nich mo e si
znale

na rodkowym Atlantyku w kilkana cie dni. To razem pi

dziesi t pi

okr tów.

- W porz dku. Reszta, jak s dz , jest ju na Atlantyku albo w bazach Wschodniego Wybrze a?
- Tak jest. Nie ma problemu z przerzuceniem setki w rejon operacyjny.
- A co do Barracudy, oczywi cie nie mamy poj cia, gdzie ona mo e teraz by ?
- W stu ró nych miejscach, do diab a - rzek Arnold Morgan. - I adne z nich nie jest pewniejsze od innych. Ale my

, e je li to wszystko trzyma

si kupy, to po wystrzeleniu salwy w Mount St. Helens z wód Waszyngtonu czy nawet Oregonu ten sukinsyn musi by w drodze na Atlantyk. Oczy'
wi cie nie wybra drogi najd

szej. Na pewno nie zawróci tam, sk d przyby , czyli na Morze Beringa, ani nie skierowa

162
si na po udniowy zachód przez ca y Pacyfik i Indyjski. To za daleko. Lekko licz c, dwadzie cia tysi cy mil, z czego wi kszo

musia by pokonywa

z niewielk pr dko ci . Zaj oby mu to ze trzy miesi ce. Poza tym dobrze wie, e ca y pó nocny Pacyfik mamy pod kontrol SOSUS. Nie, tego akwenu
ten cwany sukinsyn b dzie unika . — Morgan przerwa , pozwalaj c kolegom na zastanowienie, po czym zacz mówi cicho dalej. — Oczywi cie Kana
Panamski absolutnie nie wchodzi w gr . Dlatego jedyn prawdopodobn drog , jak mo e obra , b dzie kurs na po udnie wzd

Meksyku, Ekwadoru,

Peru i Chile, przez wody, na których rzadko spotyka si patrole i które nie s cz sto obserwowane przez nasze satelity. To szlak krótszy i o wiele
spokojniejszy. Pami tajmy, e St. Helens wybuch dziewi tego sierpnia. Dzi mamy dwudziestego drugiego. To trzyna cie dni, z których oko o
dziesi ciu musia p yn

z pr dko ci najwy ej siedmiu w

ów, ale teraz, na bardziej pustych wodach, mo e rozwin

i pi tna cie. To znaczy, e

oddali si z pozycji strza u o dobre trzy tysi ce mil. Na dole, przy po udniowym Chile, mo e jeszcze przyspieszy . Przewiduj , e Barracuda dotrze do
Hornu za jakie dwa tygodnie.

- Jest sens postawi gdzie tam nasz okr t podwodny, eby postara si jej nie wpu ci na Atlantyk? - spyta Scannell.
- Cie nina Drake'a to szeroki i bardzo g boki kawa wody - odrzek Freddie Curran. — Trzeba by przerzuci tam kilkana cie jednostek, a gdyby

mimo to uda o mu si prze lizn

, co jest wielce prawdopodobne, to mieliby my co w rodzaju podwodnych regat z met na Wyspach Kanaryj-skich... i

mogliby my je przegra . My

, sir, e znacznie korzystniej b dzie ustawi si do bitwy tam, gdzie to si liczy najbardziej: na zachód i po udnie od

Palmy. W ko cu wiemy, Ze on tam zmierza.

- Jestem za - odezwa si admira Dickson. - To jedna z tych sytuacji, kiedy nie mo na sobie pozwoli na adne ryzyko.
- Rozumiem - powiedzia Tim Scannell. - Mam jeszcze Jeden punkt, zanim oddam sprawy w r ce kolegów admira ów. Wed ug mnie w ca ej tej historii

jest tylko jedna luka.

163
Mówi o pytaniu, czy te domniemane rakiety cruise rzeczywi cie by y przyczyn erupcji wulkanu. Mamy na to jednego wiarygodnego wiadka i nie

korzystamy z tego tak, jak powinni my. Panowie, proponuj , eby na poniedzia kowe zebranie ci gn

z Seattle pana Tony'ego Tiltona. Musimy sami

si przekona , czy to, co s ysza , mog o by naprawd odg osem przelatuj cych pocisków.

- Zgadzam si z tym - rzek Arnold Morgan. - Wiecie, e prezydent i jego pó

ówki wykpi nasz hipotez o rakietach. Zastanowi bym si nawet, czy

nie sfilmowa zezna pana Tiltona, eby mo na je by o pokaza w Bia ym Domu.

- Nie ma problemu - odpar Scannell. - Proponuj rozejrze si teraz za czym do jedzenia i przy stole pogada o dyslokacji okr tów i rodkach

obrony, jakie musimy zainstalowa na Palmie. Kto si zajmie odszukaniem w Seattle Tiltona przy sobocie?

- Ja to za atwi - zapowiedzia Morgan. - Niech kto zadzwoni do Fort Meade i poprosi komandora Ramshawe'a o telefon do mnie na tej linii. Zg osi

background image

si w ci gu dziesi ciu minut.
Okaza o si to zbyt ostro

ocen . Admira ledwo zd

rozpocz

opowiadanie o tym, jak to „sta na jednym wulkanie z najbardziej poszukiwanym

terroryst

wiata i...", kiedy zadzwoni telefon. Odebra genera Scannell.

- Dzie dobry, sir. Tu komandor porucznik Ramshawe z NSA. Szuka mnie pan?
- Chwileczk , komandorze... Arnie, to twój cz owiek. Morgan przej s uchawk .
- Cze

, Jimmy. Pami tasz tego prezesa banku, z którym rozmawia

o rakietach pod Mount St. Helens?

- Tak, sir. Tony Tilton, Seattle National Bank.
- Ten sam. Mo esz go z apa telefonicznie? Po cz go na ten numer. Chcia bym, eby si zjawi na naszym poniedzia kowym zebraniu.
- To mo e troch potrwa , sir. Bank jest dzi zamkni ty, ale jako go znajd .
- Jeste w biurze?
- Tak, sir.
- Okay. ci gnijmy go tu na niedziel wieczorem. Mu-
164
sia by wyjecha z Seattle oko o dziewi tej rano tamtejszego czasu.
— Jak ma podró owa , sir?
— Samolotem wojskowym, a jak my la

? Pieprzonym promem kosmicznym?

— Ehm... nie, sir.
— S uchaj, Jimmy... — Admira zachichota . - Po cz si z nim, popro , eby czeka , i oddzwo tu do mnie, a podam ci jego rozk ad jazdy. Mo e si

zatrzyma u mnie w domu.

Jimmy Ramshawe zacz , jak to okre li , od naciskania „oczywistych guzików". Znalaz w internecie ksi

telefoniczn stanu Waszyngton, a w niej

pa stwa Tony'ego i Marth Tiltonów w dzielnicy Magnolia. Zadzwoni sam, nie chc c kogokolwiek z operatorów niepotrzebnie wprowadza w poufny
temat. U Tiltonów nikt nie odbiera . W Seattle by a ósma pi

dziesi t sze

. Jimmy zostawi wiadomo

na automatycznej sekretarce, wiedz c, e has o

„Agencja Bezpiecze stwa Narodowego, Fort Meade" zadzia a na ka dego niczym petarda pod ty kiem.

Zadzia

o w trzy minuty. Prezes Tilton by natychmiast na linii i zgodzi si na wyjazd nast pnego dnia do Waszyngtonu na spotkanie w Pentagonie, i

oczywi cie na zachowanie tego w absolutnej tajemnicy. Jimmy zapowiedzia , e wkrótce oddzwoni z informacjami na temat podró y, po czym
zatelefonowa do biura przewodnicz cego Po czonego Komitetu Szefów Sztabów.

— Przyjedzie, sir — zameldowa . - Poprosz o plan lotu. On czeka przy telefonie.
Zaj o to jeszcze dwadzie cia minut, ale w niedziel o ósmej trzydzie ci rano Tony Tilton móg przyjecha do biurowca swego banku, gdzie w holu

czeka o na niego dwóch oficerów marynarki, którzy zaprowadzili go na szeroki, p aski dach budynku. Sta tam gotowy do lotu du y mig owiec Bell
AH-IZ Super Cobra, który w mniej pokojowych czasach ma na uzbrojeniu osiem rakiet hellfire do zwalczania celów naziemnych i dwa naprowadzane
termicznie pociski AIM-9L powietrze-powietrze, nie licz c dzia ek i karabinów maszynowych. Tony Tilton by jedynym pasa erem; gdy tylko zaj
miejsce, maszyna wystartowa a i ruszy a na pó noc wzd

165
Puget Sound, do bazy lotnictwa morskiego Whidbey Island, odleg ej o nieca e pi

dziesi t kilometrów od ródmie cia Seattle. Po dziesi ciu minutach

dowali ju na pasie startowym, tu obok gotowego do lotu odrzutowca Lockheed EP--3E Aries. Pasa er przesiad si do niego, m ody oficer

dopilnowa prawid owego zapi cia pasów i po trzydziestu sekundach byli ju w powietrzu. Od chwili, kiedy Tony Tilton wchodzi do swego banku przy
Szóstej Alei, min o czterna cie minut.

— Bo e, d

ej sta bym w kolejce po bilet - zauwa

, kiedy samolot, wci

pn c si w gór , po

si w zwrocie na wschód, mkn c z pr dko ci

ponad siedmiuset kilometrów na godzin .

Siedz cy obok niego porucznik marynarki za mia si i powiedzia :
— Pewnie tak, sir. W naszym fachu po prostu na ogó nie mamy wiele czasu na guzdranie si . Szybko

jest u nas bardzo popularna. Mo e kawy?

Prezes z przyjemno ci przyj propozycj . Mijali w

nie grzbiet Gór Kaskadowych. Dalsza trasa sze ciogodzinnego lotu, podczas którego pe ni cy

rol stewarda oficer parokrotnie serwowa kaw i kanapki, wiod a na po udniowy wschód nad Nebrask i Wyoming, Górami Skalistymi, a potem na
po udnie od Cincinnati i prosto na wschód do Waszyngtonu.

0 osiemnastej czasu lokalnego wyl dowali w bazie lotniczej Andrews. Na pasie czeka na go cia czarny sztabowy sedan. Kierowca zabra torb

podró

Tony'ego i otworzy mu tylne drzwi. Chwil pó niej wyje

ali ju na drog numer 95

1 dalej, w kierunku obwodnicy waszyngto skiej. Objechali miasto od wschodu i pó nocy i zjazdem numer 33 trafili do eleganckiego przedmie cia

Chevy Chase. Reszta drogi zaj a pi

minut. Agenci ochrony wyszli na spotkanie przed bram imponuj cej willi w stylu kolonialnym, w której mieszkali

pa stwo Morganowie.

By a za kwadrans siódma. Wieczór by ciep y i admira mia na sobie bia e bermudy, granatowe polo i bia panam na g owie. Przywita Tiltona

serdecznie, dzi kuj c za przybycie na tak nieoczekiwane wezwanie. Harry zaofiarowa si > e odprowadzi go cia do jego pokoju, Arnold za zasugero-

166
wa , eby Tony zaraz zszed na dó na drinka. Przebrawszy si wzorem gospodarza w lu ne polo, Tilton zameldowa si na obszernym patio obok

basenu, gdzie Morgan siedzia ju na wygodnym ogrodowym fotelu, gestem zapraszaj c go cia, by zaj miejsce naprzeciw niego. Drinki czeka y ju na
podr cznym stoliku: dobra szkocka z lodem i wod sodow .

- Spodziewam si , e komandor Ramshawe ju pana poinformowa , dlaczego zechcieli my pana zaprosi do Waszyngtonu?
- Owszem. Chodzi o spotkanie jutro rano w Pentagonie.
- Tak jest. Ale winien jestem panu nieco wi cej informacji. Najpierw jednak, je li wolno, chcia bym spyta , czy mog pana uwa

za republikanina?

- Mo e pan.
- Tak my la em... bankowiec z Zachodniego Wybrze a... kapitalista... Bardziej prawe skrzyd o czy raczej centrum?
- Bardziej prawe. Mamy tam dzisiaj bardzo republika ski stan. Pe en niezale nych, przedsi biorczych ludzi, zatwardzia ych samowystarczalnych

prowincjuszy, nie lubi cych Waszyngtonu, a ju obsesyjnie nieufnych wobec aktualnego rz du. Libera owie ze Wschodniego Wybrze a nie maj
wzi cia w moich stronach. Zdecydowanie nie, sir.

- Okropnie mi o mi to s ysze - odrzek Morgan. - Pewnie sobie pan wyobra a, co si teraz musi dzia w Pentagonie?
- Jasne.
- I tak wracamy do tematu Mount St. Helens. Mog mówi ci po imieniu?
- Oczywi cie.
- Jestem teraz cywilem, wi c... mów mi Arnie. Krótko mówi c, wiem od komandora Ramshawe'a, e nieobce ci s nasze powa ne podejrzenia co do

tego wybuchu?

- Có ... Dzwoni do mnie facet z jednej z najwa niejszych agencji rz dowych w kraju i szczegó owo wypytuje o te dwa dziwne podmuchy wichru w

cichy i mglisty poranek nad jeziorem... uzna em, e by o w tym co mocno podejrzanego. Nie mo na wyci gn

adnego innego wniosku, prawda?

- Mo na, je li si pracuje w Gabinecie Owalnym - burkn Arnold, wywo uj c u go cia lekki atak miechu.
167
- Zapewniam, e pan Ramshawe nie ujawni mi adnych innych danych o swoim dochodzeniu. Po prostu domy li em si , do czego zmierza.
- Rozumiem. Poniewa jednak uwa am ci za faceta, któremu mo na zaufa , wprowadz ci nieco g biej w temat, a potem poprosz o ponowne

opowiedzenie ze wszystkimi szczegó ami, co dok adnie zaobserwowa

w tamt niedziel rano. B dziesz te musia to samo zrelacjonowa na

jutrzejszym spotkaniu.

- Nie ma sprawy.
- A wi c, Tony, yknij jeszcze tego dewar'sa i s uchaj uwa nie...
- Jestem gotów, admirale.
- Arnie.
- O, przepraszam... - Tilton pokr ci g ow . - Ten nawyk oficjalno ci... w moim zawodzie trudno si od niego uwolni . Mog prosi o numer rachunku?
Arnold nie wytrzyma i wybuchn

miechem, po czym sam poci gn spory yk szkockiej i rozpocz przemow . Par minut pó niej zako czy j ,

mówi c:
- ...czyli, jak mówi , móg to by tylko okr t podwodny. Rozumiemy si ?
- Jasne, Arnie. I my lisz, e to, co s ysza em, to by y w

nie te rakiety?

- Tak, Tony. W

nie to chc powiedzie .

- Mo na je wystrzeliwa spod wody? I wi cej ni jedn naraz?
- Pewnie. Nazywaj si w

nie „wystrzeliwanymi spod wody rakietami cruise". Strzela mo na tylko pojedynczo, ale szybko, w odst pach nawet

poni ej minuty. S cholernie szybkie, robi dobrze ponad sze

set w

ów, lec c kilkadziesi t metrów nad powierzchni .

- Jakim wi c cudem nie rozbi y si o nadbrze ne pasmo gór?
- Potrafi regulowa pu ap lotu w zale no ci od ukszta towania terenu, pos uguj c si wskazaniami w asnego wyso-ko ciomierza.
- I s ysza em, jak przelatuj nade mn ?
- My

, e s ysza

dwie pierwsze.

168
- Gdyby to by y dwie ostatnie, chyba nie daliby my rady stamt d uciec.
- Mo esz mi dok adnie opisa ten d wi k?
- Obawiam si , e nie powiem nic wi cej, ni ju to zrobi em w wywiadzie dla Dona McKeaga i w rozmowie z komandorem Ramshawe'em...

background image

I w

nie w tej chwili rozsun y si francuskie drzwi werandy; na patio wesz a Kathy w ró owej kwiecistej spódnicy i ró owej bluzce, boso i z

rozpuszczonymi w osami, nios c p ask misk , na której pyszni si du y, rozp atany udziec jagni cy, jeszcze w zalewie, w której si marynowa
przepisow ilo

czasu. By to ulubiony gatunek mi sa jej m

a - co dziwne u Teksa czyka, który powinien wykazywa kowbojskie zami owanie do

wo owiny i pogard dla pracy hodowców owiec. Arnold jednak uwielbia jagni cin , a Tony Tilton mia szcz

cie trafi na ni akurat w niedzielny

wieczór, kiedy to gospodarz zwyk otwiera butelk lub dwie znakomitego wina, w jakie zaopatrywa sw piwniczk z rekomendacji swego g ównego
doradcy w tej dziedzinie, Har-courta Travisa. Sekretarz stanu równie musia ust pi ze stanowiska po zmianie prezydenta i teraz wyk ada - nieco
wynio le - wspó czesn histori polityczn na Harvardzie.

Morgan przedstawi

on koronnemu wiadkowi oskar enia i nala jej kieliszek ch odnego bia ego burgunda.

- Arnold opowiada mi, Tony, jak uda o ci si uj

przed wulkanem — powiedzia a Kathy. — To musia o by przera aj ce... Ja bym chyba zemdla a

ze strachu.

- Kathy, kiedy cz owiek tak si boi jak ja wtedy, potrafi, dokona zdumiewaj co wiele. Poranek by bardzo cichy, najl ejszego powiewu, a wokó

jeziora obozowa o niewielu ludzi, naliczy em wszystkiego z sze

namiotów. Wszyscy chyba jeszcze spali. Nad lasem unosi a si mg a... i to nie takie

sobie poranne opary, ale prawdziwa, wysoka mg a. Nie by o nic wida ani nad jeziorem, ani wy ej, na zboczu. Cisza by a tak przejmuj ca, e mimo woli
mówi o si przyciszonym g osem... nawet mój kumpel Don, który jest wyszkolony do bombardowania wiata swoimi opiniami.

Admira si za mia znad szklanki.
- Mów dalej, Tony. Podoba mi si to.
169
- No i nagle us ysza em ten nag y wiatr. Nie by o to jakie teatralne wycie z horroru, przypomina o raczej wist przechodz cy w j k. Podobne

zawodz ce d wi ki mo na us ysze w starym drewnianym domu podczas wichury. Zaskakuj cy, dziwaczny odg os w ca ej tej ciszy. I nie by ... jak by to
okre li ... statyczny. To nas mija o, jakby lec c znad jeziora w gór stoku. Mimo woli obejrza em si w tamt stron i nagle gdzie od szczytu dobieg o
to g bokie, g uche upni cie, jak podziemna eksplozja. W chwil pó niej znów us ysza em ten cholerny d wi k.

- Po jakim czasie, Tony?
- Mniej ni minuta. I wyra nie s ysza em, jak przelatuje nad nami. Natychmiast poderwa em g ow , ale we mgle nic nie zobaczy em. Odg os by

jednak taki sam. A dziesi

sekund potem kolejna eksplozja u szczytu góry. Tym razem by to znacznie wyra niejszy grzmot. Wyobra am sobie, e tak

mo e brzmie wybuch bomby, cho nigdy go nie s ysza em.

- I co dalej?
- Uruchomi em wóz i dali my drapaka. Wtedy us yszeli my trzeci eksplozj , ju bardzo g

. I nagle w las woko o zacz spada ogie i popió .

on y drzewa, ció ka, Bóg wie co. Jechali my, nie zwa aj c na nic, byle jak najszybciej i najdalej przed siebie. Jeszcze w yciu tak nie p dzi em

samochodem. Po chwili nast pi czwarty wybuch, silniejszy ni trzy poprzednie razem wzi te. Nie s yszeli my jej, ale poczuli my... ziemia si pod nami
zatrz

a. I potem zacz o si robi ciemno. Tony popio u i kamieni wyrzucane pod niebo, jak s dz . S

ce po prostu znikn o. Gdybym wtedy, przed

laty, nie widzia , jak wybucha ten wulkan na Karaibach, pewnie jeszcze bym sta z rozdziawion g

, gapi c si na szczyt Mount St. Helens, kiedy

lawa zaczyna a si toczy w dó . To niesamowite, jak ona wszystko na drodze po yka...

- Wraz z waszym galonem whisky, jak donosi twój kumpel Don. - Arnold zachichota .
- Taak... tylko sobie wyobra cie... jeden ma y kawa ek wulkanicznej ska y w kolorze bursztynu po rodku ca ej tej szaro ci. Dewar's Rock. Atrakcja

turystyczna jak cholera.

170
- McKeag opowiada w swoim programie, e za par lat mo e b dziesz si ubiega o fotel gubernatora. To by mog o by twoje pierwsze posuni cie...

nadanie szkockiej nazwy ska ce u podnó a Mount St. Helens.

Poniedzia ek, 24 sierpnia 2009 r., godzina 10.30. Pentagon
Uczestnicy zebrania kolejno si schodzili do prywatnej sali konferencyjnej przewodnicz cego Po czonego Komitetu Szefów Sztabów. W ród

zaproszonych znale li si kontradmira Morris z NSA ze swym asystentem, szef operacji morskich admira Dickson, dowódca floty podwodnej Pacyfiku
admira Curran, Arnold Morgan ze swym go ciem Tonym Tiltonem, oraz genera owie Cale Carter, dowódca wojsk lotniczych, Bart Boyce, naczelny
dowódca NATO, i Stanford Hudson, szef si szybkiego reagowania US Army. Rzuca a si w oczy nieobecno

polityków, nawet sekretarza obrony Milta

Schlemmera*, dawniej pracuj cego w MAE A i w Kampanii na rzecz Rozbrojenia Nuklearnego. Ju samo jego nazwisko budzi o w Arnoldzie Morganie
pusty miech. Oprócz by ego doradcy prezydenta, ludzi z NSA i Tony'ego Tiltona by jeszcze tylko jeden cz owiek spoza kr gu najwy szych w adz
wojskowych USA - pu kownik lotnictwa ze sztabu si powietrznych i kosmicznych, który czeka na zewn trz. Za drzwiami wart pe nili dwaj

nierze

piechoty morskiej, a dalszych czterech zaj o pozycj w korytarzu numer 7, prowadz cym prosto do tak zwanego E-ringu, g ównego holu biegn cego
wokó ca ego Pentagonu.

Zebrani zasiedli wokó du ego sto u konferencyjnego i genera Scannell rozpocz narad od przypomnienia, e dzisiejsze spotkanie ma ci le tajny

charakter i e absolutnie nikt nie powinien si dowiedzie nawet o tym, e si odby o. O wiadczy , e zebranie poprowadzi admira Morgan, wyja niaj c
krótko, i od d

szego czasu i szczegó owo zajmuje si on problemem, o którym b dzie mowa. Wspomnia te o kil-

Schlemmer (niem.) - birbant, sybaryta.
171
kumiesi cznym zaanga owaniu admira a Morrisa i komandora Ramshawe'a w t spraw . Scannell przekaza wcze niej wszystkim uczestnikom

zebrania zaszyfrowan poczt elektroniczn tylko bardzo ogólnikowe informacje, ale ka dy z oficerów sztabowych wiedzia dostatecznie du o o
podejrzanych okoliczno ciach erupcji Mount St. Helens, wszyscy otrzymali te kopie listu od Hamasu,

daj cego natychmiastowego wycofania wojsk

ameryka skich z Bliskiego Wschodu.

- Ka dy z panów rozumie, e istnieje wyra ne podejrzenie, i krater wulkanu zosta rankiem dziewi tego sierpnia ostrzelany salw czterech rakiet

cruise — rozpocz Scannell. — Tylko jeden cz owiek by tak blisko... i prze

... e mo e nam szczegó owo opowiedzie , jak to wygl da o. Jest tu

dzisiaj z nami. Przedstawiam pana Tony'ego Tiltona, prezesa Seattle National Bank. Poniewa chcia bym jak najszybciej odwie

go do domu, od jego

zeznania zaczniemy. Pan Tilton ju zapozna admira a Morgana ze swymi spostrze eniami, dlatego poprosz ci , Arnoldzie, eby pokierowa tym

przes uchaniem.
Wspierany pytaniami Morgana Tilton z prawnicz precyzj zrelacjonowa kolejno

wydarze nad jeziorem Spirit w ow feraln niedziel . Kiedy na

zako czenie admira zapyta zebranych, czy nale y co wyja ni dok adniej, nikt nie zg osi takiej potrzeby. Jego wyst p z Tonym by wirtuozeri .
Scannell podzi kowa oficjalnie go ciowi za przybycie, po czym czekaj cy za drzwiami dwaj m odzi porucznicy marynarki odprowadzili Tiltona na

dowisko mig owcowe, sk d natychmiast zosta przewieziony do bazy Andrews i dalej do Seattle.

W sali konferencyjnej w tym czasie s uchano ju wypowiedzi wojskowego psychiatry z si powietrznych, którego zadaniem by a ocena tre ci listu od

Hamasu. Doktor nie mia w tpliwo ci co do stanu psychicznego jego autora.

-

dania zawarte w li cie s jawnie oburzaj ce, nie znajduj w nim jednak oznak histerii ani adnego rodzaju zaburze psychicznych. Osoba, która

go napisa a, nie jest wariatem. Przeciwnie, autor jest cz owiekiem wykszta conym, którego ojczystym j zykiem jest z ca pewno ci angielski. Nie ma
tu ani jednego przypadku problemów z gramatyk , myle-

172
nia czasów, co jest klasycznym znakiem firmowym cudzoziemca pisz cego w obcym j zyku. Co wi cej, brak w li cie najmniejszego dysonansu

frazeologicznego ani kolokwializ-mu, jakiego my by my nie u yli. Nie dostrzegam te w ca ym tek cie oznak podekscytowania. J zyk jest prosty i
rzeczowy nawet wtedy, gdy autor wyk ada swoje

dania. „Podejmie Pan bez zw oki nast puj ce dzia ania... oczekujemy rozpocz cia ruchów wojsk...

operacja musi si zako czy ..." Chcia bym te zwróci uwag panów na zdanie, w którym ten cz owiek podkre la, e „skoro umieli my doprowadzi do
eksplozji najwi kszego wulkanu na terytorium Stanów Zjednoczonych, to prawdopodobnie potrafimy zaaran owa odpowiednio du e osuni cie ska y
po rodku pustego oceanu". S owem najwa niejszym jest tu „prawdopodobnie", dlatego e oznacza ono ironi , chyba najbardziej ulotny z wzorów
my lowych, zdolno

do niedopowiedzenia, a mimo to osi gni cia zamierzonego efektu. Powszechnie uwa a si , e Amerykanie nie s do niej zdolni,

za to dla Brytyjczyka to chleb powszedni. Chcia bym te przypomnie panom zwrot „jak ju da em do zrozumienia w moim komunikacie..." To s s owa
wyszkolonego oficera, a nawet dyplomaty. To zdanie móg by napisa ka dy z obecnych w tej sali. Panowie, ten list zosta napisany przez osob bardzo
powa

, jak najbardziej zdrow psychicznie i bezwzgl dn . Z psychologicznego punktu widzenia nie ma podstaw, by jej nie wierzy , je li twierdzi, e

wysadzi a w powietrze wulkan St. Helens.

Po psychiatrze zabra g os komandor porucznik Ramsha-we, który przedstawi problem zaginionej Barracudy, poda prawdopodobne pozycje, gdzie

mog a zosta namierzona, i swój wniosek, e najprawdopodobniej okr t p ynie teraz wzd

wybrze y Ameryki Po udniowej na Atlantyk.

Nast pnie genera Scannell skierowa dyskusj na temat

da terrorystów i poprosi Stanforda Hudsona o przedstawienie aktualnej dyslokacji wojsk

i stanu magazynów amunicji i sprz tu. Hudson rozda wszystkim arkusze papieru, po czym zacz czyta z w asnego:

BAHRAJN: Sztab V Floty i cztery tysi ce pi ciuset ludzi. Bahrajn jest o rodkiem centralnym dla wszystkich amery-
173
ka skich okr tów operuj cych na Zatoce Perskiej, Morzu Czerwonym i Morzu Arabskim.
KUWEJT: Korpus wojsk l dowych w sile dwunastu tysi cy

nierzy. Du a baza szkoleniowa Camp Doha, aktualnie nasz najlepszy o rodek

szkolenia do walk na pustyni. Kolejn budujemy w Arifd anie. Lotnictwo ma swoje bazy w Ali Al-Salem i Ahmed Al-D abar.

ARABIA SAUDYJSKA: Na nowo otwarta baza lotnictwa, oko odziesi ciotysi czny personel. Samoloty bojowe i zwiadowcze. Do tego trzy samoloty

dalekiego rozpoznania AWACs i lataj ce cysterny w bazie Prince Su tan, chronione przez dwie baterie rakiet Patriot.

KATAR: Oko o czterech tysi cy ludzi. Korzystamy z bazy lotniczej Al Udeid, która ma najd

sze pasy startowe w ca ym regionie. Zbudowali my tam

schrony dla samolotów. Stacjonuj tam równie lataj ce cysterny KC-10 i KC-135. W obozie As-Salijah za

yli my naczelne dowództwo wszystkich si

dzia aj cych w regionie Zatoki Perskiej.

OMAN: U ywamy hangarów na lotnisku mi dzynarodowym A -Seeb jako punktu tranzytowego dla przerzutów do Afganistanu i Zatoki. Bazuje tam

background image

oko o trzech tysi cy ludzi.
EMIRATY: Oko o pi ciuset osób, g ównie z US Air Force.
DZIBUTI: Do trzech tysi cy ludzi — si y specjalne, mari-nes i US Air Force jako cz

zespo u antyterrorystycznego. Baza bezza ogowych

samolotów zwiadowczych Predator w gestii CIA.

DIEGO GARCIA: Oko o pó tora tysi ca ludzi, baza US Na-vy i ci

kich bombowców strategicznych B-52 i B-2 Stealth.

Dodatkowo utrzymujemy w regionie trzy zespo y lotniskowców na zasadzie rotacji, w zale no ci od klimatu politycznego.
- Czyli w sumie ca a masa ludzi i sprz tu - wtr ci genera Scannell. - Za du o, eby rozwa

ewakuacj ca

ci tylko na podstawie jednego

dania

bliskowschodniego terrorysty.

- Chyba e ten terrorysta rzeczywi cie jest zdolny zniszczy ca e Wschodnie Wybrze e - dorzuci admira Morgan. -W takim wypadku zrezygnowanie

z ca ej naszej militarnej obecno ci w regionie by oby cen niewspó miernie nisk .

174
- To nie mo e by mo liwe - powiedzia genera Boyce. -Po prostu nie mo e.
- „Skoro umieli my doprowadzi do eksplozji najwi kszego wulkanu na terytorium Stanów Zjednoczonych, to prawdopodobnie potrafimy

zaaran owa odpowiednio du e osuni cie ska y po rodku pustego oceanu" — zacytowa Arnold Morgan.

Na kilkana cie sekund w sali zapad o milczenie. Przerwa je znów by y doradca poprzedniego prezydenta.
- Panowie, spójrzmy prawdzie w oczy. Musimy przyj

za

enie, e ten facet nie artuje. Nie mamy w tej sytuacji zbyt wielu wyj

. Wyj cie numer

jeden, absolutnie priorytetowe, to z apa i zatopi tego gnojka. Zgadza si ? - Rozejrza si woko o, a nie widz c oznak sprzeciwu, kontynuowa : -A
zatem nast pne posuni cia to kolejno: opracowanie planu dyslokacji floty; wyznaczenie jej dowódcy i wreszcie nak onienie prezydenta, naczelnego
zwierzchnika wszystkich si zbrojnych Stanów Zjednoczonych, aby si zgodzi na t akcj . Ostatni punkt jest zdecydowanie najtrudniejszy do

wykonania.
- Chcesz wiedzie , Arnie, jakie s moje przewidywania w tej kwestii? — spyta George Morris.
- Oczywi cie.
- On si nigdy nie zgodzi wprowadzi kraju na wojenn

cie

na podstawie listu jednego wariata. Nie s ucha nas i nie b dzie s ucha .

Znów zapad a cisza.
- W takim razie b dziemy musieli poradzi sobie bez niego - odezwa si wreszcie Tim Scannell.
- Co by oby niezbyt ortodoksyjnym posuni ciem - dorzuci Alan Dickson.
- Mo liwe - odpar przewodnicz cy. - Ale nie mo emy wiadomie zawie

naszego narodu, wiedz c, e istnieje realne niebezpiecze stwo, e kto

mo e zetrze z mapy spor po

USA. Komandor Ramshawe przekaza wszystkim panom krótki, ale tre ciwy raport na temat opinii ekspertów o

wulkanie na Palmie, prawda?

- Tak jest. Rozumiem, e tsunami nie da si powstrzyma , kiedy ju si wytworzy? - upewni si Bart Boyce.
- Nie. Mówimy o prawdopodobnie najwi kszej sile na na-
175
szej planecie — odpowiedzia admira Morgan. - Wytworzona fala osi ga pr dko

pasa erskiego odrzutowca. Do Nowego Jorku dotrze w dziewi

godzin, przez ca y czas nabieraj c niszcz cej energii. Widz tylko dwie szans . Jedna jest licha, druga nieco lepsza, ale te nie daje adnej pewno ci.
Wy lemy w rejon Wysp Kanaryjskich flot stu okr tów i b dziemy szuka Barracudy, cho skutek b dzie raczej mizerny, je eli jej dowódca jest tak
sprytny, za jakiego go mam. Poza tym ustawimy lini obrony z jednostek nawodnych wokó Palmy, z zadaniem wykrycia i zestrzelenia rakiet jeszcze
nad oceanem. Oczywi cie by oby nam atwiej, gdyby my wiedzieli, z jakiego kierunku on zamierza strzela , ale nie wiemy.

- Có , niezale nie od wszystkiego musimy wys

w morze ca nasz flot atlantyck - rzek admira Curran. -Taka fala zniszczy aby wszystkie

okr ty przebywaj ce w porcie, dlatego ani jeden nie mo e zosta przy kei. Sporz dzili my wst pny plan, który admira Dickson chce wszystkim
przedstawi ... to znaczy, o ile wszyscy jeste my jednomy lni co do realizmu tej gro by. Czy wszyscy obecni zgadzaj si , e konieczne jest
przeciwdzia anie marynarki wojennej, niezale nie od tego, co o tym my

nasi polityczni prze

eni?

Dziewi

r k unios o si w gór .

- Nie mamy adnego wyboru - podsumowa genera Scannell.
- W porz dku. Dzi jest dwudziesty czwarty. To znaczy, e mamy czterdzie ci siedem dni na dopi cie wszystkiego na ostatni guzik- rzek admira

Morgan. - Proponuj wymy lenie jakich okresowych wicze floty na Atlantyku. Trzeba jak najszybciej postawi okr ty w pogotowie do wyj cia w
morze. S dz , e na Bliskim Wschodzie jest ostatnio wystarczaj co spokojnie, eby my mogli przerzuci zespo y lotniskowców na Atlantyk bez robienia
zbyt wielkiego szumu, Alan?

- Nie ma problemu, sir.
- Dobra. A teraz mo e wys uchamy, jaki jest wst pny plan dzia ania, nad którym pracowali cie z Freddiem przez ca y weekend?
Admira Curran wr czy ka demu po arkuszu zadrukowanego papieru, po czym zacz :
- Jako podwodniak zosta em poproszony o wyja nienie
176
pierwszej cz

ci planu, zanim przeka

pa eczk admira owi Dicksonowi. Wiecie panowie zapewne, e prowadzenie poszukiwa wroga z

wykorzystaniem wi kszej liczby okr tów podwodnych jest trudne, poniewa

atwo o pomy

i wzajemne ostrzelanie przez w asne jednostki. W zwi zku

z tym zaleca bym ustalenie rejonu operacyjnego w formie kwadratu o boku pi ciuset mil, opartego rodkiem wschodniego boku o Palm i
wychodz cego na pi

set mil na zachód. To olbrzymia powierzchnia, dwie cie pi

dziesi t tysi cy mil kwadratowych, ale spodziewamy si , e gdzie z

tego obszaru Barracuda zamierza wystrzeli rakiety. Niewykluczone, e zechce to zrobi mo e jeszcze dalej na zachód, cho by z tysi ca mil, osobi cie
jednak w to w tpi . Ktokolwiek ni dowodzi, b dzie wiedzia , e ich szukamy, pami ta te na pewno o naszych doskona ych systemach obrony
przeciwrakietowej i nie b dzie chcia , eby jego cruise'y zbyt d ugo musia y lecie do celu. Gdybym mia zgadywa , postawi bym na to, e on b dzie
strzela z odleg

ci trzystu mil od Palmy. Nie mo emy jednak ryzykowa . Musimy zabezpieczy zewn trzne granice jego zasi gu.

— Ilu rakiet wed ug ciebie nale y si spodziewa , Freddie? - spyta Arnold Morgan.
— eby mie pewno

, i uda si mu naruszy stabilno

ska y... my

, e z dwudziestu. Chyba e u yje g owic j drowych... Wtedy wystarcz dwa

pociski.
- A mo e u

j drowych?

- W tpi - wtr ci George Morris. - Po prostu dlatego, e nie wyobra am sobie, sk d mia by je wzi

. Musia yby by dopasowane do wyrzutni

Barracudy, a Rosjanie nie pomogliby mu a do tego stopnia. Oni nawet nie chc si przyzna , e sprzedali okr t komu innemu ni Chi czykom. Ci za
z kolei wszystkiemu zaprzeczaj . A ju na pewno nie zechc si przyzna do powi za ze zgraj arabskich terrorystów, którzy gro

zniszczeniem

Wschodniego Wybrze a USA. Chi czycy s kr taczami, ale nie g upcami.

- Mogliby je kupi w tej dziurze w Bo ni — przypomnia Morgan. — Ale zdziwi bym si , gdyby którekolwiek pa stwo europejskie si na to zgodzi o,

szczególnie te z NATO i Unii.

— A Korea Pó nocna? - spyta Morris.
177
— To mo liwe. Ale nie s dz , aby Korea czycy zdo ali osi gn

ten poziom technicznego wyrafinowania, jakiego wymaga zbudowanie rakiety

zdolnej do przenoszenia g owic nuklearnych, która by pasowa a do rosyjskiego okr tu podwodnego.

- Miejmy nadziej , e nie osi gn li - rzek Alan Dick-son. - My

jednak, e ostatecznie nie ma znaczenia, sk d wzi li g owice. Musimy ich

powstrzyma niezale nie od ród a.

— Dobra. Pos uchajmy teraz, co Freddie ma do powiedzenia na temat rozstawienia floty — zako czy dyskusj Morgan.
- Zdecydowanie musimy zastosowa system kwadratów operacyjnych dla naszych okr tów podwodnych - powiedzia Curran. - Zalecam utworzenie

os ony w trzystumilowym pasie na zachód od wybrze y Palmy, licz c od zewn trznej granicy pi ciusetmilowego akwenu, o którym mówi em. Ka demu
z pi tnastu okr tów przypadnie kwadrat o boku czterdziestu mil. B

je patrolowa z zastosowaniem sonarów holowanych, staraj c si wychwyci

ka dy najmniejszy d wi k w wodzie. W sumie pokryje to powierzchni oko o dwudziestu czterech tysi cy mil kwadratowych. Jestem wprawdzie
zdania, e Barracuda nie b dzie si d ugo czai gdzie w zachodniej cz

ci oceanu, po pierwsze dlatego, e jej dowódca b dzie si nas tam

spodziewa , a po drugie zak adamy, e p ynie do Wysp Kanaryjskich od po udnia, od Hornu. Ma do pokonania du

odleg

przy niewielkiej pr dko ci.

Nasza najlepsza szansa to przechwycenie go w drodze, cho nie liczy bym na taki b d z jego strony, który pomóg by nam go wykry . Dlatego te
pozosta e pi

okr tów podwodnych ustawi bym w takich samych kwadratach operacyjnych, ale bezpo rednio przy brzegach Palmy. Akwen jest tam

bardzo g boki. Jest pewne prawdopodobie stwo, e Barracuda podejdzie blisko pod os on nocy, by ustawi si na pozycji strza u nie tylko za pomoc
GPS, ale i sprawdzi j wizualnie. Nie twierdz , e taki scenariusz jest bardziej prawdopodobny od innych, ale by oby g upot pilnowa tylko
zewn trznego pasa, podczas gdy nieprzyjaciel móg by cichaczem prze lizn

si pod nami i zaatakowa z bliskiej odleg

ci, pozostawiaj c nam

niewiele czasu na przechwycenie rakiet.

178
¦
Genera Hudson wszed Curranowi w s owo, stwierdzaj c, e bezsprzecznie nale

oby przerzuci na sam wysp kilka baterii rakiet Patriot,

ustawiaj c je na zachodnim klifie i wokó wulkanów.

- Mo emy tylko mie nadziej , e oni u yj raczej pocisków o wysokim torze lotu, a nie cruise'ów - powiedzia . -Wówczas naprawd mieliby my

szans sobie z nimi poradzi .

Admira Curran tylko skin g ow . Zasugerowa , eby zespó okr tów podwodnych podlega bezpo rednio sztabowi SUBLANT, gdziekolwiek on si

dzie znajdowa . By o coraz bardziej oczywiste, e zanosi si na ogóln ewakuacj wszystkich o rodków dowodzenia na Wschodnim Wybrze u przed

wyznaczonym przez Harna terminem 9 pa dziernika.

background image

Admira Dickson omówi pokrótce planowane rozmieszczenie floty nawodnej, zalecaj c wys anie na dozór oceaniczny osiemdziesi ciu okr tów.
- Powinno si w tej grupie znale

oko o czterdziestu fregat rakietowych z sonarami holowanymi. Zajm pozycje w wolnym pasie mi dzy rejonami

operacyjnymi obu zespo ów podwodnych. To oko o dwustu tysi cy mil kwadratowych, czyli po dwa i pó tysi ca na ka dy okr t. To daje kwadraty
przeszukiwania o boku pi

dziesi ciu mil. Pozostanie tylko czeka na enpla. Je eli jest dobry, mo emy go nigdy nie us ysze . Ale kiedy pope ni cho

jeden b d, utopimy sukinsyna. Panowie, je eli si zgadzamy, natychmiast zaczynam pracowa nad szczegó owym planem operacyjnym. I lepiej
zacznijmy ju przerzuca tam okr ty z Bliskiego i Dalekiego Wschodu.

- Jestem za tym - rzek admira Morgan. - Niepokoi mnie tylko kwestia czasu, a tak e mo liwo

, e Hamas b dzie przez nast pne par tygodni

obserwowa nasze dzia ania wokó baz w rejonie Zatoki Perskiej. Je li zobacz , e nic nie robimy, mog si wkurzy i stukn

w ten klif przed

up y-Wem terminu ultimatum albo w inny sposób przyspieszy bieg rzeczy. Wola bym tego unikn

.

- Sugerujesz, e powinni my zacz

przeprowadzk , niby spe niaj c ich

danie?

- Wed ug mnie tylko w ten sposób mo emy kupi troch C2asu. Kiedy si przekonaj , e jeste my pos uszni, mog
179
nam pozwoli na jak

prolongat . A przy operacjach defen-sywnych na tak skal dodatkowy czas jest cholernie potrzebny.

- Sir, czy móg bym o co zapyta ? - odezwa si komandor Ramshawe.
- Wal, Jimmy.
- Czy pan uwa a, e te skunksy chc ostrzela sam klif, eby spowodowa osuwisko, czy te raczej wsadzi par g owic nuklearnych prosto w krater

Cumbre Vieja, eby doprowadzi do wybuchu i pozwoli dzia

naturze, to znaczy liczy na rozsadzenie ska y przez powsta par ?

- Dobre pytanie - odrzek Morgan. — Normalnie powiedzia bym, e ka dy terrorysta w takiej sytuacji odpali by salw rakiet w brzeg, mo e z trzystu

mil, i wzi nogi za pas. Z tym akurat skunksem sprawa jest jednak inna. S powody, by uwa

go za eksperta od wulkanów. Twoja druga opcja, czyli

uderzenie w krater, jest trudniejsza i wymaga d

szych przygotowa , ale te jest o wiele skuteczniejsza. Tak, wed ug mnie on wybierze w

nie tak

metod . Niestraszne mu trudno ci, a na pewno chce osi gn

maksymalny efekt.

- Tak jak to zrobi z Mount St. Helens - doda Jimmy.
- Otó to.
- Znów wi c wracamy do kwestii czasu - rzek genera Scannell. - My licie, panowie, e mo emy zamarkowa dyskretne opuszczanie baz wokó
Zatoki?
- Nie by bym tego taki pewien — odpar Bart Boyce, wyra nie zmartwiony. — Dopóki prezydent ma nas za wariatów, po prostu tego nie widz .
Tim Scannell mia lepszy wzrok.
- Bart, zdaje si , e ju to mówi em. Tym razem mo emy by zmuszeni radzi sobie bez niego.
Przez niejedne plecy w tej sali przeszed zimny dreszcz. Zanosi o si na bunt przeciw prawowitej, legalnej w adzy pa stwowej i to w wykonaniu

najwy szego dowództwa si zbrojnych. W powietrzu zapachnia o puczem wojskowym.

ROZDZIA 7
Pi tek, 4 wrze nia 2009 r., godzina 8.00.5618S/06700W. Pr dko

15 w, zanurzenie 90 m

Kontradmira Badr prowadzi Barracud II kursem 270°. Dwadzie cia pi

mil na pó noc widnia przyl dek Horn, a na powierzchni szala sztorm o sile

8°B, wiej cy znad lodowych pustkowi Antarktydy. Po udniowy odcinek podró y mieli ju za sob . Przez basen po udniowo-wschodniego Pacyfiku
przeszli z dobr pr dko ci , a teraz posuwali si ju na wschód, zimnymi, zdradliwymi wodami Cie niny Drake'a pomi dzy setkami wysepek i fiordów
Tierra del Fuego a archipelagiem Szetlandów Po udniowych, przycupni tym u brzegów najdalej na pó noc wysuni tego fragmentu szóstego kontynentu,
Pó wyspu Antarktycznego. Badr zmierza ku kraw dzi podmorskiego urwiska Grzbietu Szkotia, pozostaj c jednocze nie w korzystnym nurcie silnego
Pr du Falklandzkiego. Nast pny kurs poprowadzi Barracud II obok p ytkiej awicy Burdwood i daleko na wschód od Falklandów. Ten rozleg y,
oceaniczny akwen jest praktycznie pusty, stosunkowo rzadko odwiedzany przez statki, prawie nie patrolowany przez marynark wojenn Argentyny;
Royal Navy, strzeg ca podej

do tych spornych wysp, o które przed dwudziestu siedmiu laty toczy a si wojna i gin li brytyjscy i argenty scy

nierze,

te rzadko si tam zapuszcza. Tu, na dalekim po udniu, by teraz rodek zimy. Dowódca zapewnia za og , e cho nie ogl dali wiat a dziennego od
prawie dwóch miesi cy, na pewno nie byliby zadowoleni, gdyby przysz o teraz ^y ciubi nos z g bin. nie na zawieja i pot

ne fale Oceanu

Po udniowego, jak nazywa si w locji ten okalaj cy ca Antarktyd bezmiar wody, usprawiedliwia y ponur s aw

181

Cabo de Hornos. Okr ty podwodne nie lubi powierzchni morza w

ciwie w adnych warunkach pogodowych poza absolutn flaut . Tu jednak,

blisko kilkadziesi t metrów poni ej pot

nych ba wanów, Barracuda II by a w swoim ywiole, zapewniaj c pe en komfort yj cym na jej pok adzie

marynarzom. Si ownia o mocy czterdziestu siedmiu tysi cy koni mechanicznych pracowa a nieprzerwanie przez osiem tygodni, co nie przynios o
znacz cego uszczerbku dla jej zapasu paliwa j drowego, wystarczaj cego na osiem lat. Rosyjski wodny reaktor ci nieniowy PWR mo e dostarcza
energii dla potrzeb nap du, ogrzewania, produkcji wody pitnej i regeneracji powietrza praktycznie bez ko ca. Je li nie trafi si

adna awaria, tylko

wyczerpanie zapasów ywno ci mog oby zmusi Barracud II do wyj cia na powierzchni . Ten okr t o tytanowym kad ubie, cichy jak duch i zdolny do
skrytego, morderczego ataku spod wody by marzeniem ka dego podwodniaka.

Od przyl dka Horn do równika jest cztery tysi ce mil morskich. Trzy czwarte tej drogi przebyli szparko; utrzymywali przyzwoit pr dko

pi tnastu

ów, wykorzystuj c brak systemów nas uchowych i patroli jakiejkolwiek marynarki wojennej. Badr trzyma si o tysi c mil od brzegów Argentyny,

yn c rodkiem Basenu Argenty skiego na g boko ci stu pi

dziesi ciu metrów. Min li Rio de la Pl ta, estuarium dwóch pot

nych rzek, Parany i

Urugwaju, trzymaj c si na wschód od p ytkich wód nad Wyniesieniem Rio Grand , i szli dalej na pó noc, w stron brytyjskiej Wyspy Wniebowst pienia.
Na d ugo przed dotarciem w jej rejon Badr znacznie zmniejszy pr dko

, aby przemkn

jak najciszej obok znajduj cej si na niej ameryka skiej bazy

wojskowej. Na ca ym po udniowym i rodkowym Atlantyku by o to prawdopodobnie jedyne miejsce, gdzie mogli zosta namierzeni, dlatego te
Barracuda II mija a je w

wim tempie i na wi kszej ni zazwyczaj g boko ci, bo a dwustu dziesi ciu metrów. Na ca ym okr cie panowa a g ucha

cisza. Rawi i Ben Badr przesiadywali d ugie godziny w centrali lub w pomieszczeniu sonarów, Szakira w nawigacyjnej.

W pi tek 18 wrze nia przekroczyli równik i znale li si z powrotem na pó kuli pó nocnej. Przed nimi by teraz
182
tysi cmilowy odcinek do wyznaczonego miejsca spotkania, który pokonali z dobr pr dko ci w nieca e trzy dni. W po udnie 21 wrze nia byli na

miejscu, kr

c na g boko ci peryskopowej w odleg

ci oko o o miu mil od Dakaru, stolicy i najwa niejszego portu Senegalu, le

cego w najbardziej

wysuni tym na zachód punkcie Afryki, Przyl dku Zielonym.

Poniedzia ek, 21 wrze nia 2009 r., godzina 11.00. Chevy Chase
Arnold Morgan go ci u siebie starego przyjaciela, od niedawna ambasadora izraelskiego w Waszyngtonie, sze

dzie-si ciodwuletniego genera a

Dawida Gawrona, niegdy kieruj cego najsprawniejsz chyba na wiecie s

wywiadowcz - Mosadem. Poznali si i wspó pracowali przed siedmiu

laty, kiedy Gawron pe ni rol attache wojskowego. Pó niej, kiedy obydwaj awansowali - admira na doradc prezydenta, genera na szefa Mosadu - si
rzeczy musieli pozostawa w kontakcie.

Spotkanie tego dnia nie by o zwyczajne. Dawid Gawron oczywi cie wiedzia , e Morgan ju nie piastuje swojego stanowiska w Bia ym Domu, co

jednak w niczym nie zmniejszy o jego szacunku ani dla osoby gospodarza, ani dla jego encyklopedycznej wiedzy o wiecie zakulisowych walk o wp ywy
na arenie mi dzynarodowej. Gawron zgadywa , e Stany Zjednoczone stan y w obliczu powa nego problemu. Od lat by bliskim przyjacielem i
powiernikiem najwa niejszych osobisto ci w polityce i si ach zbrojnych Izraela, ciesz c si opini najbardziej zaufanego cz owieka w kraju.

By prawdziwym sabr , urodzonym nieopodal Nazaretu. 8 pa dziernika 1973 roku, pierwszego dnia wojny Jom Kippur, wyjecha na pustyni Synaju

jako dowódca batalionu w dywizji pancernej samego genera a Abrahama „Brena" Adana. Tego strasznego dnia setki m odych

nierzy, oszo omionych

si ataku egipskiej 2. armii, walczy y i gin y na ja owych piaskach. Przez dwie doby m ody Dawid by na pierwszej linii bitwy, odpieraj c fal za fal
egipskich czo -

183
gów. Dwukrotnie ranny, otrzyma medal za odwag z r k samej premier Goldy Meir.
Takiego w

nie cz owieka Arnold Morgan potrzebowa w tej chwili, poniewa tylko kto taki jak Dawid Gawron, kto stawia czo o armii naje

ców,

mo e ostatecznie zadecydowa , czy jego obl

ony kraik mo e spe ni pro

Stanów Zjednoczonych o wycofanie si z Zachodniego Brzegu Jordanu.

Do tej pory efekty nieoficjalnych, acz konkretnych rozmów nie by y zach caj ce. Najwy sze szar e w izraelskiej armii dostawa y niemal drgawek na
my l o wolnym pa stwie palesty skim. Twardzi ludzie z Knesetu, Mosadu i Szin Bet, s

by bezpiecze stwa, niedwuznacznie dawali do zrozumienia,

e to by aby zbyt wielka przys uga, by Amerykanie mogli o ni prosi .

Arnold Morgan spojrza na blizn przecinaj

lewy policzek Gawrona. Wiedzia , e to pami tka po odleg ej w czasie i przestrzeni bitwie czo gów na

synajskiej pustyni. Wiedzia te , e si ga ona g boko... Reakcja ambasadora na uprzejm propozycj , by zaprzesta wrogich dzia

wobec

Palesty czyków, b dzie mia a istotny wp yw na dalsze post powanie Amerykanów.

Dzie by ciep y, usiedli wi c na patio przy basenie. Arnold popija kaw , spogl daj c w zimne niebieskie oczy wysokiego i nad wiek sprawnego

Izraelczyka o krótko przystrzy onych w osach i opalonej cerze.

- Dawidzie... - odezwa si w ko cu. - Chcia bym, eby by ze mn szczery.
- Jak zawsze. - Ambasador si u miechn .
- Czy wiadomo wam o gro bie jak kierownictwo Hamasu wystosowa o naszemu krajowi?
- Owszem.
- Wiecie o dwojakiej naturze ich

da ? Chc , eby my wycofali ca kowicie wszystkie nasze wojska z Bliskiego Wschodu i sk onili was do

wyra enia zgody na utworzenie pa stwa palesty skiego w obecnych granicach Izraela.

- Tak, znane s nam te

dania, jak równie sama gro ba.

- Okay. Wiecie wi c te , e zacz li my pierwsze ruchy naszych oddzia ów w bazach wokó Zatoki Perskiej.

background image

- Oczywi cie.
184
- Czy s dzicie, e Hamas wierzy, i zamierzamy spe ni ich ultimatum?
- W tpi .
- Dlaczego?
- Dlatego e na pewno nie robicie nawet w przybli eniu odpowiednio du o. Gracie tylko na zw ok , przygotowuj c si przez ten czas do zniszczenia

przeciwnika... zgodnie z u wi con ameryka sk tradycj .

- Cholernie trudno by oby zniszczy Hamas, skoro go nigdzie nie wida .
- Zapewniam ci , e nie musisz nam tego mówi . My ich widzimy znacznie lepiej ni wy, a te nie udaje si nam ich pozby .
- No có , Dawidzie, z pewno ci mo emy zwi kszy tempo wycofywania naszych ludzi na tyle, eby to wygl da o realistycznie. Ale naturalnie

potrzebna jest nam wasza pomoc. Musimy zademonstrowa , e namówili my was do zawarcia trwa ego pokoju i korekty granic rejonu Gazy i
Zachodniego Brzegu Jordanu.

Dawid Gawron nie odpowiedzia .
- Chc wi c zada ci dwa pytania — ci gn Morgan. — Pierwsze ma zwi zek z twoim do wiadczeniem w walce z terrorystami arabskimi. Uwa asz,

e powinni my traktowa te gro by Hamasu powa nie?

- Mówisz o zapowiedzi spowodowania gigantycznego osuwiska, a w jego wyniku tsunami, które zniszczy oby wasze Wschodnie Wybrze e?
- O tym w

nie.

- Odpowiem ci wi c, e tak, powinni cie traktowa je powa nie. Dlatego, e Hamas sta si bardzo gro ny w ostatnich dwóch, trzech latach. Na

pewno zwrócili cie uwag na ich spektakularne sukcesy, niektóre naszym kosztem, niektóre waszym...

- Jasne, e tak. A teraz oni nam znów gro

, Dawidzie. Niech to szlag, oni nigdy nie byli a tak niebezpieczni!

- Dopóki nie znale li sobie lidera wyszkolonego w Sand-hurst.
- Mówisz o oficerze SAS, który zdezerterowa i przeszed na ich stron ?
185
— O nim w

nie. I nie w tpi , e wiecie o tym, i przeskoczy przez ten mur w moim kraju, podczas bitwy ulicznej w Hebronie.

— ci le mówi c, Dawidzie, on nie tyle przeskoczy mur, co obszed go dooko a.
— Masz precyzyjne informacje, Arnoldzie. - Gawron si u miechn . - Mamy oczywi cie te same ród a. W ka dym razie nikt go ju wi cej nie

widzia , a od tamtej pory Hamas ju nie jest taki jak przedtem.

— Nie musisz mi tego mówi . Teraz jednak mamy na g owie ten cholerny wulkan.
— Nie wiem, czy s ysza

, e pó tora roku temu on uprowadzi i zamordowa tego profesora w Londynie, wiatowej s awy eksperta od katastrof

geologicznych?
— Skojarzyli my te fakty dopiero niedawno.
— My w Tel Awiwie byli my troch szybsi. Ale ju wcze niej wiedzieli my, e w Londynie dzia a aktywna komórka Hamasu. W samej rzeczy

spó nili my si dos ownie o jeden dzie . Ma o brakowa o, a oszcz dziliby my wszystkim wielu k opotów.

— Albo straciliby cie zespó zabójców.
— Tak, zawsze si liczymy z tak ewentualno ci , kiedy mamy do czynienia z takim cz owiekiem — przytakn ambasador. - Wracaj c

jednak do twojego pytania, naprawd uwa am, e musicie podej

do tej gro by powa nie. Po jego poczynaniach w Londynie mo emy przyj

, e teraz

on jest ekspertem od wulkanów. Nasz szef siatki w Damaszku doniós , e oni z ca pewno ci zamierzali spowodowa erupcj Mount St. Helens. Ta
informacja nigdy si nie doczeka a potwierdzenia, ale zbieg okoliczno ci jest tu zbyt wielki.

— To za z kolei oznacza, e dni naszego Wschodniego Wybrze a mog by policzone - odrzek Arnold. - Troch si zapozna em z tematem i

prawda jest dla mnie oczywista. Je li on uderzy w Cumbre Vieja, tsunami powstanie. A wtedy egnaj, Nowy Jorku...

— Rozumiem oczywi cie wasz problem. Musicie zyska na czasie, markuj c wycofywanie si z Bliskiego Wschodu. Naprawd jednak wysy acie

wielk flot na Atlantyk, eby

186
znale

i zatopi ten okr t podwodny albo przynajmniej przechwyci i zestrzeli ich rakiety w drodze do celu.

- Sk d, u diab a, wiesz, e mo e chodzi o okr t podwodny?
- Prosz , Arnoldzie, troch nas doce . Wiemy o znikni ciu dwóch Barracud. Wiemy, e jedn z nich znale li cie, ju porzucon i zatopion , oraz e

druga jeszcze gdzie si czai. Jasne jak s

ce, e nie ma innego sposobu na za atwienie tego wulkanu, jak tylko przez ostrzelanie go rakietami spod

wody. Samoloty i okr ty nawodne nie wchodz w gr , a odpalenie pocisków z kontynentu afryka skiego zosta oby przez was natychmiast wykryte. Nie,
Arnoldzie. Oni was poinformowali o swoich zamiarach i nie ma w tpliwo ci, e atak rakietowy musi nast pi z okr tu podwodnego, skradaj cego si
gdzie w g binie czy to na pó nocnym Atlantyku, czy u brzegów Afryki. A skoro ta Barracuda jest jedyn podejrzan ... elementarne, Watsonie.

- Masz racj . Je eli za nie b

móg udowodni , e rz d Izraela jest gotów zgodzi si wype ni nasze zalecenia, Hamas prawdopodobnie

otworzy ogie i si przekonamy, czy b dziemy umieli im przeszkodzi . Ostrzegam ci tylko, e gdyby taka wersja wydarze okaza a si prawdziwa, to
Kne-set mo e wi cej nie liczy na jakiekolwiek wsparcie, finansowe czy wojskowe, ze strony USA.

- Zdaj sobie z tego spraw - odpar Gawron. - I powiem ci ca kiem uczciwie, e usi owa em nie w cza si do tych rozmów. Wiem, e formalnie nic

si jeszcze nie zacz o, ale te rzeczy szybko si rozchodz . Mamy wiadomo

, e pr dzej czy pó niej Stany Zjednoczone zadadz nam powa ne

pytania.
Morgan dola im obu kawy, po czym wsta i przeszed kilka kroków tam i z powrotem.
- Dawidzie, powiedz mi, jakie s twoje osobiste zapatrywania na

danie Hamasu utworzenia niezawis ej, demokratycznej Palestyny na terytoriach

strefy Gazy i Zachodniego Brzegu... jak to oni mówi , okupowanych przez si y izraelskie od czwartego czerwca tysi c dziewi

set sze

dziesi tego

siódmego roku? Wiesz, e chc natychmiastowego wycofania Wszystkich waszych oddzia ów?

- To dla mnie nic nowego. Ale takie

danie jest równo-

187
znaczne z nak anianiem rz du Izraela do pope nienia politycznego samobójstwa. A wiesz, co twój wielki bohater Wins-ton Churchill o tym
powiedzia ?
— Nie przypominam sobie.
— Problem z politycznym samobójstwem polega na tym, e zazwyczaj yje si dalej i gorzko tego

uje.

Arnold Morgan si roze mia mimo powagi sytuacji. Usiad , wypi yk kawy i milcza , zamy lony.
— Arnoldzie, s u nas tysi ce rodzin, które straci y kogo w walce o te nowe ziemie izraelskie z agresorami arabskimi. Mój dziadek i dwaj stryjowie

zgin li w sze

dziesi tym siódmym na Synaju, moja ukochana i dzielna babcia poleg a w tym samym roku, zaopatruj c nasze czo gi w amunicj na

Wzgórzach Golan. Dwana cie lat temu moja jedenastoletnia wnuczka zosta a zabita przez palesty sk bomb w supermarkecie. Wybacz, Arnoldzie,
ale nigdy si nie zgodz na powstanie w naszych granicach pa stwa palesty skiego. Nie zgodz si na oddanie ziem, za które gin li my w walce z
przyt aczaj

przewag Arabów. Mój rz d mo e i ulegnie, je li Ameryka zacznie gra ostro, ale ja sam? Nigdy.

Arnold Morgan u miechn si ponuro do starego wojaka z Ziemi wi tej.
— Ale co z nami, Dawidzie? Tyle zrobili my dla waszego bezpiecze stwa. Jak si zachowacie, gdy na nas przyjdzie godzina prawdziwej próby?
— Có ... Wschodnie Wybrze e USA jest bardzo daleko od Izraela. To prawie dziesi

tysi cy kilometrów. I po raz pierwszy to nie nam zagra a

zbrojny wróg. yje u nas wielu m odych ludzi, których jeszcze nie by o na wiecie, kiedy Egipcjanie prze amali lini Bar-Lev, atakuj c nas w nasze
najwi ksze wi to. Mieliby my ich prosi o poparcie dla rz du, który oddaje wielkie po acie kraju, jedynego, jaki znaj ... Palesty czykom? Z czego
takiego rodz si wojny domowe.

— Chcesz powiedzie , e Izrael nigdy si nie zgodzi na utworzenie wolnej Palestyny? Nigdy nie opu cicie okupowanych terytoriów?
— Nie mówi , e nigdy. Ale na pewno nie w najbli szych pi ciu tygodniach, Arnoldzie. To absolutnie niemo liwe. Pami taj, e to nie my, ale wy

stoicie wobec zagro enia.

188
- Jak na oficera i dyplomat to raczej krótkowzroczna reakcja - zauwa

ch odno Morgan.

- Niezupe nie. Ameryce nie b dzie atwo zagra z nami ostro. aden prezydent nie zaryzykuje utraty poparcia wielkiej liczby ydowskich wyborców.
- Ja nie mówi em o ostrej grze.
- O... a co mia

na my li?

- Dawa em ci do zrozumienia, e je eli to tsunami narobi nam ba aganu, to przez jaki czas b dziemy poniek d zaj ci. Zbyt zaj ci, by wam pomaga ,

skoro wy nie zechcieli cie pomóc nam.

- Ale my nie potrzebujemy pomocy. To nie nam gro

.

- Tak? Je eli nasze wojsko i marynarka zostan na kilka miesi cy praktycznie pozbawione mo liwo ci dzia ania na Bliskim Wschodzie, to jak d ugo

wed ug ciebie potrwa, zanim Hamas obróci swój dot d t umiony gniew przeciwko Izraelowi?

Dawid Gawron si zamy li . Milcza przez d ug chwil , zanim odpowiedzia :
- Hamas to organizacja dzia aj ca na zasadzie „uderz i uciekaj". Zwykli terrory ci. Nie maj naszego wyszkolenia ani gotowo ci bojowej. Nie maj

gotowej odpowiedzi na ci

artyleri . A my mo emy znie

ataki terrorystyczne. Zawsze to robili my. Hamas po prostu nie jest wystarczaj co du

si , eby zagrozi takiemu krajowi jak Izrael.

- Trzy lata temu mo e i nie by - odpar Morgan. — Teraz jednak jest inaczej. Maj dowódc tak dobrego taktycznie, jakiego od lat nie widzieli my.
- Mówisz o tym cholernym Kermanie?
- O nim w

nie, Dawidzie. O nikim innym.

background image

Poniedzia ek, 21 wrze nia, godzina 15.30. Atlantyk, 1433N/01730W. Pr dko

5 w, kursy zmienne

Barracuda II kr

a tu pod powierzchni oceanu w ród awic b kitnop etwych tu czyków, niespe na dziesi

mil od Dakaru. W zachodniej Afryce

trwa a w najlepsze pora deszczowa i ciep a tropikalna ulewa siek a wod na wiele mil od

189
brzegu. Czekali ju tak cztery godziny, a deszcz nie ustawa . Co kwadrans Ben Badr wysuwa peryskop i rozgl da si dooko a, na pró no wypatruj c

senegalskiego kutra patrolowego, który powinien si zjawi na umówionej pozycji ju w po udnie. Kiedy si wreszcie pokaza , dochodzi a szesnasta i
Ben z Rawim byli ju mocno zdenerwowani. Nawet na tych ma o interesuj cych dla ameryka skich satelitów wodach nie by o zbyt przyjemnie tkwi na
tak niewielkiej g boko ci, gdzie atwo mogli zosta spostrze eni.

Ulewa do

mocno ogranicza a widoczno

i kiedy dowódca wreszcie zauwa

nadp ywaj cy kuter, by on ju o nieca mil od Barracudy II.

Natychmiast nakaza wynurzenie. Z sykiem spr

onego powietrza i szumem turbin pracuj cych na zwi kszonych obrotach wielki okr t wychyn na

powierzchni po raz pierwszy od dziesi ciu tygodni, kiedy min li japo sk wysp Yaku-shima i zeszli w g bi Pacyfiku. Spieniona woda sp yn a z
pok adu. Oficer wachtowy zatrzyma okr t na kursie po udniowym, czekaj c na podej cie se-negalskiej jednostki. Poza ni w zasi gu wzroku nie by o
nikogo innego. Senegalczycy przygotowali d ugi przeno ny trap i z pomoc marynarzy z Barracudy II, którzy podali im lin , przerzucili go mi dzy obu
okr tami. Genera Raszud, stoj cy z Szakir na pok adzie, patrzy ze skrywanym niesmakiem na kuter, ameryka skiej budowy Peterson Mark 4, klasy
22 z lat osiemdziesi tych, który rzeczywi cie by w op akanym stanie. Czarny kad ub i niegdy bia y pok ad rozpaczliwie domaga si nowej warstwy
farby, za odbijacze s

y mocno ju naddarte opony samochodowe; jak na jednostk b

co b

marynarki wojennej niepokoj co przypomina on

zapuszczon

ód rybaka-bankruta. Nie by o jednak innego sposobu na dyskretne wyl dowanie, a Senegalczycy jako wspó wyznawcy islamu ch tnie

zgodzili si pomóc; co prawda Rawi podejrzewa , e jego koledzy z Bandar Abbas sowicie im za t przys ug zap acili. By mo e wi cej, ni jest wart
ten kuter.

Trzej u miechni ci i czarni jak smo a marynarze (Ra-szuda ju nie zdziwi o, e zamiast murdurów maj na sobie d insy i bia e podkoszulki) pokiwali

do nich rado nie i podali dwie cumy na Barracud II.

190
- Naprawd wsi dziemy na ten wrak? - spyta a szeptem Szakira.
- Obawiam si , e tak - odrzek Rawi. - Nic lepszego w tej chwili nie mamy.
W strugach deszczu po egnali si z Benem, Ahmedem i ZDO, kapitanem Mohtad em. Wszyscy od pocz tku wiedzieli, e genera z on dalej z nimi

nie pop yn , niemniej atmosfera by a smutna. Od tej pory jednak misja Barracu-dy II mia a charakter ci le operacyjny. Zadanie by o okre lone, rakiety
zaprogramowane, trasa ustalona. Teraz potrzeba by o tylko dobrej nawigacji, ostro nego prowadzenia,

wich pr dko ci, a potem ucieczki na g bokie,

bezkresne wody oceanu. Badr b dzie nadal wymienia sygna y satelitarne z Bandar Abbas; mog si okaza konieczne zmiany rozkazów, ale dla
dowódcy i jego zast pcy pociech by o to, e wszelkie polecenia i informacje b

pochodzi wprost od genera a Raszuda. Wojskowy przywódca

Hamasu b dzie teraz gra w satelitarnego pokera z Amerykanami w ostatnich fazach operacji zmierzaj cej do ich ostatecznego wyparcia z Bliskiego
Wschodu i w razie konieczno ci z daleka pokieruje ruchami okr tu; na jego pok adzie nie móg by ju nic wi cej zdzia

.

Szakira u ciska a brata, poda a r

obu ira skim oficerom, po czym wesz a na chybotliwy trap. W granatowym worku marynarskim nios a cywilne

ubrania, swoje kosmetyki i ka asznikowa. Rawi obserwowa , jak ostro nie st pa po niepewnych stopniach. Kiedy stawia a nog na pok adzie Ma-telot
Oumar Ndoye, ruszy jej ladem.

Wci gni cie trapu z powrotem na kuter wymaga o po czenia wysi ków ca ej jego sze cioosobowej za ogi. Ta skomplikowana operacja odby a si
ród licznych i g

nych krzyków i miechu; dwa razy ma o brakowa o, a spad by za burt . Kiedy wreszcie bezpiecznie z

yli go na pok adzie, po

Barracudzie II nie by o ju

ladu. P yn a ju na zachód, z powrotem na g bokie wody wokó Grzbietu ródatlantyc-kiego, znów schowana przed okiem

ameryka skich satelitów.

Rawi i Szakira siedzieli na plecionych krzes ach pod brezentowym tentem na rufie kutra. Jego dowódca, umi

niony

191
by y rybak, odwa nie brn w próby konwersacji, ale e w ada tylko ci

ko akcentowanym francuskim, rozmowa wyra nie si nie klei a. Poprzesta

wi c na weso ym przedstawieniu si jak capitaine Reme i zapowiedzi, e dostarczy ich do portu w pó godziny. Wygl da o na to, e capitaine zna tylko
dwa rodzaje pr dko ci: stop i ca a naprzód. W tej chwili by a to ca a naprzód i Matelot rozdygotany od wysi ku dwóch leciwych silników mkn przez
spokojn wod , rozwijaj c swe maksymalne dwadzie cia w

ów, ku widniej cemu na horyzoncie wielkiemu muzu ma skiemu miastu Dakar, w którym

przynajmniej jeden z wielkich meczetów dorównuje najwspanialszym wi tyniom Stambu u i Teheranu. Senegal i jego stolica od wieków sta jedn nog
w Czarnej Afryce, drug w muzu ma skim Sahelu; na jego terytorium krzy owa y si , ciera y, a wreszcie wymiesza y wp ywy chrze cija stwa, islamu i
wierze poga skich. Podstaw gospodarki kraju jest rolnictwo i rybo ówstwo, w przewa aj cej cz

ci zaopatruj ce rynek wewn trzny. Na eksport, a tym

samym przychody, pozostaje niewiele, z czego znikomy procent przeznaczony jest na bud et marynarki wojennej. US Navy wydaje prawdopodobnie
wi cej na rodki czysto ci. Obdrapany i roztrz siony Matelot Oumar Ndoye spisa si jednak jak nale y i capitaine Reme dotrzyma s owa. Up yn o
dok adnie trzydzie ci minut, kiedy dobijali do nabrze a portu niew tpliwie wojennego, cho rozwieszone wsz dzie sieci rybackie zdecydowanie
nadawa y mu inny koloryt, ni Rawi i Szakira pami tali znad Morza

tego. Cumowa y tu czterystupi

-dziesi ciotonowy, lekko uzbrojony patrolowiec

Njambuur i cigacz artyleryjski kanadyjskiej klasy Interceptor, oba dobiegaj ce s dziwego dla okr tów wieku trzydziestu lat. Nie dochodzi od nich
odg os pracuj cych generatorów, a na pok adach nie by o ywego ducha. Nie ulega o w tpliwo ci, e senegalska marynarka wojenna na adn wojn
si w najbli szej przysz

ci nie wybiera.

Na kei przywita ich sam tutejszy szef operacji morskich, toutes proportions gardees, barczysty, oko oczterdziestoletni m

czyzna, który nienagann

angielszczyzn przedstawi si jako kapitan Camara i zapewni , e jest mu niezmiernie mi o go ci ich w swoich skromnych progach; poinformowa te ,

e

192
rozmawia ze swym przyjacielem Mohammedem Badrem zaledwie przed kilkoma godzinami i e wszystko jest przygotowane zgodnie z planem.

Zapowiedzia , e osobi cie odwiezie ich na odleg e o pi

kilometrów lotnisko, ale najpierw zaprasza ich na herbat . Samolot b dzie na nich czeka o

osiemnastej, maj wi c pó godziny czasu.

Deszcz przesta pada i pokaza o si s

ce, mocno jeszcze pra

ce o tej porze dnia. Pa stwo Raszudowie ruszyli za swym gospodarzem, po raz

piewszy od ponad dwóch miesi cy postawiwszy stop na sta ym l dzie. Herbata u kapitana Camary by a mi ym przerywnikiem. Usiedli na tarasie z
widokiem na basen portowy, po którym przep ywa y odzie rybackie, i popijali ciep y napój ze szklanek w srebrnych uchwytach. Senegalczyk nie
zadawa pyta , cho musia a go z era ciekawo

. Najwyra niej jednak uzna , e nic mu do spraw tajemniczych go ci. Wiedzia , e musz by

wa nymi osobami i e wkrótce odlec w poprzek ca ej Afryki, nad rozleg ymi piaskami Sahary. On sam odwiedzi t dalek , rozpalon pustyni tylko raz
w yciu i czu do niej odraz , jak wi kszo

czarnych Afrykan; rozumia jednak, e te bezkresne piaski stanowi ca osnow muzu ma skiego wiata i

czu , e jego niezbyt wielki kraj w jaki ponadczasowy sposób jest po czony poprzez te pofa dowane wydmy z wielkimi islamskimi narodami od Maroka
przez Egipt a po odleg y Iran. To si liczy o; dlatego te z szacunkiem podejmowa t par ich przedstawicieli. Aby jako zacz

konwersacj ,

zauwa

, e genera Raszud mówi po angielsku z wyra nym brytyjskim akcentem, i zapyta , czy mia okazj uko czy studia w Zjednoczonym

Królestwie. Rawi, zm czony trudami niemal dwudziestu tysi cy mil podmorskiej eglugi, móg by wymy li tysi c powodów, aby nie rozmawia na temat
swojego pochodzenia, wybra jednak wariant zmylenia przeciwnika. U miechn si i powiedzia :

- Nie, kapitanie. Wykszta cenie odebra em w Szwajcarii. To tam nauczy em si angielskiego.
— Aha... Zwróci pan chyba jednak uwag , e moja wymowa jest w

ciwie identyczna, a ja studiowa em w

nie w Anglii. Sko czy em

Charterhouse, a potem robi em wydzia in ynierii w Oksfordzie. Ale moim najwi kszym osi g-

193
ni ciem by udzia w uczelnianej dru ynie golfa przeciwko Cambridge. Raz nawet by em kapitanem.
Rawi, który w wilgotnej afryka skiej spiekocie ju prawie drzema , ockn si i wróci do rozmowy.
- Jest wi c pan kartuzjaninem i gra pan w golfa w barwach Niebieskich? Jestem pod wra eniem.
— Tak jest - odrzek Camara, wyra nie zaskoczony, e jego go

tak dobrze zna niuanse brytyjskiej wy szej edukacji, a zw aszcza ten, i

absolwentów publicznej szko y redniej Charterhouse zwie si kartuzjanami. Kontynuowa jednak jak gdyby nigdy nic. - Nauczy em si gra w college'u i
kiedy si znalaz em w Oksfordzie, wyszed em na jednego z najlepszych golfistów. Naprawd mi si to podoba o, pozna em dzi ki temu wielu
fantastycznych ludzi. Zabawne, ale nigdy nie dawali sobie rady z moim pe nym imieniem i nazwiskiem... Habib Abdu Camara... i kiedy wywieszano listy
spotka na ca y tydzie , figurowa em na nich jako „Czarny Cz owiek".

- No, nie! Gdyby dzisiaj tak zrobili, wszyscy poszliby siedzie ! - skomentowa z u miechem Rawi.
- Pewnie tak! - Camara wybuchn

miechem. - Ale nie mieli z ych zamiarów. Nawet mnie to bawi o. Wszyscy s do dzisiaj moimi przyjació mi.

— Spotykacie si ?
— Trudno to tak okre li . Wróci em z Oksfordu siedemna cie lat temu, a potem przez kilka sezonów bywa em na turniejach golfa dla absolwentów

szkó publicznych. Wie pan, puchar Halforda Hewitta w Royal Cin ue Ports. Grali my oczywi cie w barwach ró nych szkó , ale wtedy w Oksfordzie dwa
razy do

yli my tym z Cambridge, z czego jeste my raczej dumni.

- A potem przesta pan grywa ?
— Niezupe nie. Ale moja kariera w marynarce przez wiele lat nie pozwala a mi ju wyst powa w barwach Charterhouse. Tak si sk ada, e w

przysz ym roku wybieram si do Anglii. To zabawne, ale w pucharze spotyka si rokrocznie tych samych ludzi, graj cych dla swych dawnych szkó . Trzy
razy byli my w pó finale przeciwko Harrow i adna z dru yn si wiele nie zmieni a.

Rawi zesztywnia na wzmiank o jego starej szkole, ale
194
rozgadany dowódca senegalskiej marynarki wojennej nie zamierza marnowa okazji do pochwalenia si swoimi sportowymi osi gni ciami przed

background image

kim , kto najwyra niej wie,
0 czym mowa.
- Z Harrow rozegrali my wiele wietnych spotka . Ich kapitanem by go

o nazwisku Richard Trumper Johnston, ale wszyscy nazywali go Thumper*

Johnston. Dobry gracz. Dwa razy mnie pokona w ten sam sposób, d ugim strza em do osiemnastego do ka. W czwórkach nie by ju najlepszy.

Rawiemu znów zacz y si zamyka powieki, ale si zreflektowa i w obawie, by nie urazi gospodarza brakiem uwagi, rzuci tyle pr dko, co
nieostro nie:
- Thumper Johnston? Tak, wróci pó niej do Harrow
1 uczy matematyki.
- Jest pan absolutnie pewien, e nie uczy si pan w Wielkiej Brytanii? - spyta Camara. - Znam was, bliskowschodnich wojskowych. Bardzo

tajemniczy z was ludzie, niczego nigdy nie wyjawiacie. Ale wielu z was ko czy o angielskie szko y, zw aszcza za Harrow... cho by król Husajn, co? Ha,
ha, ha! — Kapitan wyszczerzy ol niewaj co bia e z by w szerokim u miechu. — Chyba pana przy apa em, generale. Ale ka dy przyjaciel Thumpera
jest i moim przyjacielem. Pa ski sekret jest u mnie bezpieczny.

- Nie powiedzia em, e go znam - sprostowa Rawi. - Po prostu o nim s ysza em. Mój ojciec go zna .
- A wi c to pa ski ojciec ucz szcza do Harrow? Który z was musia , skoro znacie Johnstona. On praktycznie si stamt d nie rusza poza wyjazdami

na turnieje golfa.

Raszud si u miechn , cho wcale nie czu weso

ci. Wiedzia , e musi do czego si przyzna , eby jako zamkn

temu idiocie g

.

- Mój ojciec by Anglikiem, kapitanie, i zdaje mi si , e gra w pucharze Ha forda Hewitta przeciwko Thumperowi. Przypominam sobie to przezwisko.
- Ojciec pana gra w barwach Harrow? To by a krytyczna chwila.
- Nie, w Bradford.
Od ang. to thump - upn

, omota .

195
Kapitan zastanawia si nad tym przez chwil , bez w tpienia, jak pomy la Rawi, oceniaj c absurdalny pomys , e Anglik o nazwisku Raszud tak

podziwia gr swojego przeciwnika, e a opowiedzia synowi o jego karierze nauczyciela. „Nie, on chyba tego nie kupi..."

I rzeczywi cie; Camara roze mia si serdecznie.
- Aha, chyba ju pana rozgryz em. Absolwent Harrow, ci le tajny dowódca odzi podwodnej, przybywa nie wiadomo sk d... Sprawdz pana sobie,

kiedy b

w Anglii, by mo e u samego Thumpera Johnstona. A teraz dolejemy herbaty naszym przyjacio om z g bin oceanu.

Szakira, jeszcze bardziej zm czona od m

a, przysn a na chwil i wi kszo

tej rozmowy jej umkn a. Obudzi a si akurat na ostatnie zdanie

Rawiego:
- Powinien pan by detektywem, kapitanie, ale w tej sprawie jest pan w b dzie.
- Je li tak, to sk d pan zna Thumpera, matematyka z Harrow? - nie dawa za wygran Senegalczyk. - Przegra pan, generale, z Czarnym

Cz owiekiem z Oksfordu! Ha, ha, ha!

Cho z y na siebie za t kra cow nieostro no

, Rawi, chc c nie chc c, musia si roze mia . Odmówi dodatkowego pocz stunku i zapyta , czy nie

mogliby ju pojecha na lotnisko, Szakira jest bowiem tak wyczerpana, e pewnie za nie od razu po zaj ciu miejsca w samolocie.

- Naturalnie! - Kapitan Camaro zerwa si z krzes a. -Chod my zatem. Zawo am Tomasa, zabierze wasze torby do samochodu. Zaparkowa em za
rogiem.
Po chwili siedzieli ju w sztabowym czarnym mercedesie z proporczykami w barwach narodowych na b otnikach. Camara niespiesznie wyjecha z

portu na drog wiod

na pó noc i ju bez dalszej konwersacji odwióz go ci prosto na pas startowy, nieopodal grzej cego silniki lockheeda z

oznakami ira skich si powietrznych. Upar si , e odprowadzi ich pod same schody, i nie pytaj c, chwyci za baga Szakiry. Oboje po egnali si z
go cinnym kapitanem i weszli do samolotu. U szczytu schodów Rawi odwróci si raptownie i zawo

za odchodz cym:

- Kapitanie! Prosz wróci . Mam dla pana drobny prezent w torbie... Zupe nie o nim zapomnia em.
196
Camara u miechn si od ucha do ucha i zawróci , jak by o do przewidzenia. Kilkoma spr

ystymi krokami podbieg do schodów i po chwili by ju

na pok adzie. Odwrócony do niego ty em Raszud grzeba w swoich rzeczach i nagle b yskawicznym ruchem znalaz si przy Senega czyku, uderzaj c
go silnie r koje ci no a bojowego w nasad nosa, a potem drugi raz w nozdrza w klasycznym stylu SAS. Czarny Cz owiek z Oksfordu nie

ju ,

padaj c na wznak mi dzy rz dy foteli.

Szakira sta a oniemia a, zupe nie nie rozumiej c, dlaczego Rawi to zrobi . Pilot, który nie widzia samej akcji, te zd bia na widok zw ok, ale podszed

bli ej i zasalutowa .

- Genera Raszud? - spyta tylko. Wojskowa dyscyplina przewa

a.

- Przepraszam za ten ba agan — odrzek Rawi. - Prosz mu za

worek foliowy na g ow i ramiona. Wyrzucimy go nad pustyni albo nad Morzem

Czerwonym. Powiem panu kiedy.

- Tak jest.
- Kapitanie... Pan rozumie, e to jest ci le tajna operacja. Ten cz owiek za du o o nas wiedzia . Przedstawia zagro enie dla Iranu i dla sprawy

islamu. Mia zamiar ujawni moj to samo

jako przywódcy Hamasu Brytyjczykom. Oczywi cie nie mog em do tego dopu ci .

- Tak jest, generale. Rozumiem doskonale. Ale b

musia zwolni i zej

bardzo nisko, je eli mamy otworzy tylny luk. Prosz mi tylko powiedzie ,

kiedy b dzie trzeba. Polecimy na pu apie sze ciu tysi cy metrów. Mam na pok adzie gor

kaw i troch kanapek. Mo emy dosta co lepszego w

Asuanie, gdzie oko o pierwszej w nocy wyl dujemy dla uzupe nienia paliwa.

- Dzi kuj , kapitanie. A teraz lepiej zabierajmy si st d, zanim kto zacznie szuka dowódcy tutejszej marynarki wojennej.
Razem z Szakir usiedli na wygodnych, krytych skór fotelach w przedniej cz

ci samolotu, zazwyczaj zajmowanych przez obserwatorów

radarowych i techników komputerowych podczas lotów zwiadowczych nad Morzem Arabskim i Zatok Persk . Pilot, kapitan Fahad Kani, podko owa na
pozycj

197
startow , sprawdzi , czy pas przed nimi jest wolny, i pchn do przodu manetki silników, nie czekaj c nawet na zezwolenie z wie y kontrolnej.

Lockheed ruszy naprzód, nabieraj c pr dko ci, i po chwili by ju w powietrzu, ostro pn c si do góry nad brzeg Atlantyku. Wkrótce pochyli si w
zwrocie na pó noc ku Mauretanii, a po jakim czasie skr ci na wschód. Dalsza trasa lotu wiod a nad ubogimi, ródl dowymi krajami Sahelu: Mali,
Nigrem i Czadem, a potem nad pó nocnym Sudanem. Po kolejnych kilku godzinach dotr do yznej, zielonej doliny Nilu w okolicach Asuanu, gdzie t
najd

sz rzek

wiata przegradza wielka tama.

Rawi nie móg si zdecydowa , czy zrzuci cia o kapitana Camary w piaski Sahary, z nadziej , e rozszarpi je s py albo pogrzebie pierwsza burza

piaskowa, czy te wybra morze, gdzie zajm si nim rekiny. Nie by tylko pewien, czy w Morzu Czerwonym rekiny trafiaj si odpowiednio cz sto i nie
chcia ryzykowa , e fale wyrzuc zw oki na brzeg. Zdawa te sobie spraw , e czas gra tu niebagateln rol . Ten akwen jest stosunkowo w ski,
samolot leci szybko, a wyrzucenie ci

kiego cia a przez luk nie b dzie atwe. Wystarczy drobny pech, a senegalski oficer wyl duje w centrum D uddy

albo i Mekki.

Oboje byli zbyt zm czeni, by mie ochot na jedzenie, ale kawa smakowa a wybornie, wzi li te z rozs dku po lekkiej kanapce z kurczakiem i

pomidorem w bu ce pita. Wkrótce pogr

eni byli we nie. Rawi zbudzi si po dwóch godzinach — rzadko sypia d

ej - i zapyta kapitana o pozycj .

Zajrza potem do swojego ulubionego Atlasu podró nika w kieszonkowym, oprawnym w skór wydaniu ze z oconymi brzegami stron, który dosta od
Szakiry. Po krótkim zastanowieniu wybra miejsce na pozbycie si zw ok senegalskiego gadu y. Obliczy , e dotarcie tam zajmie im jeszcze trzy i pó
godziny, po czym poleci drugiemu pilotowi, by obudzi go

0 odpowiedniej porze i przygotowa si do obni enia pu apu
1 zmniejszenia pr dko ci. Wróci do Szakiry i stara si zasn

, trzymaj c j za r

, ale by a to ju tylko niespokojna drzemka. Samolot lecia

tymczasem nad terytorium Czadu. Wkrótce znale li si nad Pustyni Libijsk , najbardziej odludn cz

ci Sahary u zbiegu granic Czadu, Libii, Egiptu

198
i Sudanu. Rawi wybra rejon Al-Kufra, pas wydm mi dzy oazami Ma'tan Biszrah i Ma'tan Sarah, gdzie w promieniu stu kilkudziesi ciu kilometrów nie

ma adnej osady, a temperatury od wschodu do zachodu s

ca utrzymuj si na poziomie czterdziestu kilku stopni.

W tych dzikich stronach bez adnych charakterystycznych punktów w terenie dok adn pozycj mo na uzyska tylko za pomoc odbiornika GPS.

Kapitan Kadi obserwowa uwa nie jego wskazania. Raszud z drugim pilotem zaci gn li trupa pod tylne drzwi, podczas gdy samolot z wolna schodzi na
wysoko

trzech tysi cy metrów i zmniejsza pr dko

do minimum niezb dnego dla utrzymania si y no nej, czyli w tym wypadku trzystu pi

dziesi ciu

kilometrów na godzin . Obaj za

yli szelki i przypi li si linkami do ciennych uchwytów. Kiedy samolot znalaz si w pobli u ustalonej pozycji, z

nika pad o ostrze enie pilota: „JEDNA MINUTA!"

Drugi pilot odbezpieczy drzwi luku i poci gn je w bok, eby otworzy . Ha as by og uszaj cy, a p d powietrza móg by wyssa ich na zewn trz,

gdyby nie zabezpieczenie. Przytrzymuj c si r kami za por cze, nogami przeturlali zw oki ku drzwiom.

- TERAZ! - krzykn kapitan przez g

nik.

Jeszcze dwa solidne pchni cia i doczesna pow oka Czarnego Cz owieka z Oksfordu poszybowa a ku ziemi. Rawi i ira ski lotnik przez chwil za ni

patrzyli, po czym szybko zamkn li drzwi.

- W porz dku, kapitanie, mo emy wraca na w

ciwy pu ap! - rzek Rawi przez interkom.

Pilot zareagowa natychmiast. Rawi poczu nag e przyspieszenie, a pok ad uniós si o kilkana cie stopni ku górze. Wróciwszy na miejsce, stwierdzi ,

e Szakira pi w najlepsze, co tylko wiadczy o o jej zm czeniu. Zadowolony, e uda o mu si nie dopu ci do jakiegokolwiek kontaktu przem drza ego

Senegalczyka z kr giem absolwentów Harrow i nie pozostawi przy tym ladów, nala sobie wie ej kawy.

Kapitan Kani prowadzi maszyn ku granicy libijsko-egip-skiej. Drzwi do kokpitu by y otwarte i Rawi widzia jego prawe rami i fragment g owy.
- Do Asuanu zosta o jeszcze nieca e dziewi

set kilo-

background image

199
metrów! — krzykn Ira czyk za siebie. - B dziemy tam za godzin z hakiem.
- Ile jeszcze jest stamt d do domu? - spyta Raszud.
- Oko o dwóch tysi cy czterystu kilometrów. To b dzie jakie trzy i pó godziny lotu. W Asuanie zostaniemy przez
godzin .
Genera zdo

jeszcze zasn

, kiedy lockheed wyrówna lot i mkn dalej z przelotow pr dko ci prawie dziewi -ciuset kilometrów na godzin nad

wschodnimi po aciami Sahary. Obudzi si na czas, by zobaczy przez iluminator po yskuj ce w dole Jezioro Nasera, sztuczny zbiornik o d ugo ci
trzystu sze

dziesi ciu kilometrów, powsta y po zbudowaniu tamy asua skiej. Kani powoli schodzi ju do l dowania nad p askim, nagim terenem na

zachodnim brzegu i o godzinie czwartej czasu lokalnego wprawnie posadzi samolot na pasie startowym asua skiego lotniska. Mimo wczesnej pory
uda o mu si za atwi ciep y posi ek dla swoich szacownych pasa erów, egipskie narodowe danie kuszari, przywiezione przez

nierza na

elektrycznym wózku. Rawi i zaspana Szakira z pewnym niepokojem wpatrywali si w t mieszank makaronu, ry u, czarnej soczewicy, sma onej cebuli
i pomidorów. Na dworze by o ciemno cho oko wykol, a oni na dodatek po przebyciu kilku stref czasowych stracili poczucie czasu, ale odwa yli si na to
wczesne niadanie. Potrawa okaza a si smaczna; poch on li wszystko, przegryzaj c wszechobecn w arabskim wiecie pit i popijaj c zimnym
sokiem pomara czowym.

Od wie eni w ten sposób i z pe nym zapasem paliwa wystartowali w dalsz drog o pi tej rano, kieruj c si orto-drom ku Morzu Czerwonemu i

Pó wyspowi Arabskiemu. Pó metek tego ostatniego odcinka wypada na wysoko ci Ri-jadu, a nad Dammamem, najwa niejszym portem saudyjskim po
stronie wschodniej, wylecieli nad Zatok Persk . Kiedy l dowali w Bandar Abbas, by a ju godzina dziesi ta we wtorek, 22 wrze nia.

Sztabowy samochód marynarki zabra Rawiego i Szakir wprost z pasa startowego, gdy tylko kapitan Kani wy czy silniki swego lockheeda.

Kierowca zawióz ich do portu wojennego, gdzie zaprowadzono ich do pokoju dla najwa niej-

200
szych go ci w budynku dowództwa. Podobnego apartamentu nie powstydzi by si najlepszej klasy hotel. Klimatyzacja dzia

a idealnie, wyk adana

zielonym marmurem azienka zach ca a wyborem myde , kosmetyków, p ynów do k pieli i wód kolo skich, a podwójne

e z baldachimem kusi o z nie

mniejsz si . Dwóch ordynansów w nieskazitelnie bia ych i wyprasowanych mundurach nape nia o ju wann pachn

, spienion wod , a na po cieli

czeka y dwie czarne jedwabne pi amy. W garderobie wisia y nowiutkie sorty mundurowe w wersji m skiej i damskiej: spodnie i d uga spódnica,
granatowe i bia e koszule, skarpetki, bielizna i buty. Szakira z wyd tymi wargami stwierdzi a, e b dzie wygl da jak wie o wypucowany majtek, na co
Rawi przypomnia jej, e sama si upiera a, eby wst pi do marynarki wojennej.

piel by a gotowa, a dwaj marynarze zaj li si teraz pokojem. Na stole znalaz a si czara z sa atk owocow , dzbanki kawy i herbaty oraz wie e

ciastka, telewizor by w czony na kana CNN, a na bocznym stoliku mi dzy dwoma wygodnymi fotelami le

y gazety w j zyku arabskim i angielskim. Z

której strony spojrze , porównanie z kabin admiralsk na Barracudzie II wypada o zdecydowanie na korzy

garnizonowego hotelu. Szakira czu a si

jak w przedsionku raju. Bit godzin moczy a si w wannie, trzykrotnie myj c w osy, aby „przesta pachnie jak okr t podwodny". Ira scy ordynansi
zabrali do prania ich rzeczy, a na odchodnym jeden z nich zaci gn story i zasugerowa , eby go cie si przespali, gdy admira Badr wyznaczy
konferencj na szesnast trzydzie ci.

Admira Badr wiedzia , jak wa ne osoby go ci w swej bazie, i mia

wiadomo

, e wiele krajów zap aci oby bajo skie sumy za informacj o

aktualnym miejscu pobytu wojskowego lidera Hamasu. Przed drzwiami pokoju pa stwa Raszudów stan o dwóch wartowników, kolejni dwaj zaj li
pozycj u podnó a schodów, a na zewn trz pe ni s

czteroosobowy patrol.

O szesnastej obudzi ich telefon. Kto po drugiej stronie uprzedzi , e za pó godziny podjedzie po nich samochód. Rawi i Szakira ubrali si bez

po piechu, napili si jeszcze po fili ance kawy i zeszli na dó .

201
Dowódca ira skiej marynarki wojennej przywita ich ciep o i opowiedzia , w jakim napi ciu czekali na wie ci o ich akcji i jaki dramatyczny efekt

wywar a w sztabie informacja o erupcji Mount St. Helens.

- To by dla nas wszystkich cudowny moment. Tyle miesi cy planowania przynios o taki widowiskowy rezultat. Ale nie s yszeli my o jakiejkolwiek

reakcji Stanów Zjednoczonych na nowe gro by i

dania Hamasu.

- W

ciwie nie oczekiwa em z ich strony adnych o wiadcze - odrzek Rawi. - Spodziewa em si za to ruchów wojsk w ich bliskowschodnich

bazach, no i by mo e jakiego przynajmniej ogólnikowego komunikatu izraelskiego do wa niejszych pa stw arabskich i Iranu.

- O tym w

nie b dziemy dzisiaj dyskutowa - rzek Badr senior. — Nic nie wiadomo ani nam, ani nikomu innemu o adnych nowych

inicjatywach w kwestii Zachodniego Brzegu. Mam tu jednak raport o sytuacji w ameryka skich bazach wojskowych.

- To wietnie. Chcia bym, eby my go wspólnie przestudiowali, a potem zastanowili si nad dalszymi posuni ciami.
- Oczywi cie. Mam wszystkie niezb dne informacje. Ale zanim przejdziemy do rzeczy... Jak tam mój syn? Czy dobrze si sprawuje jako dowódca
okr tu?
- O, Ben jest doskona ym oficerem — zapewni Rawi. -Wyrós na wietnego dowódc , trzyma wszystko pod absolutn kontrol , a za oga mu ufa w

stu procentach. Sam okr t nie sprawia adnych k opotów. Trafia y si tylko drobne defekty. Spodziewam si , e bez przeszkód wype ni pozosta
cz

misji, a potem bezpiecznie wróc do domu. Mog wprawdzie by zmuszeni do ukrycia si przez kilka tygodni gdzie w g binach, je eli

dziemy musieli dokona naszego ostatecznego ataku.

- Jak to od pocz tku zamierzali my zrobi - doda admira . - Wygl da na to, e Barracuda II jest po prostu nie do wykrycia, nawet na wodach
przeciwnika.
- W ka dym razie w r ku takiego mistrza jak Ben -zgodzi si Rawi. — Prowadzili my ten okr t przez niebezpieczne akweny, wiedz c, e pó US

Navy musi nas szuka , ale o ile mi wiadomo, nie us yszeli nawet szmeru.

202
- W ustach podwodniaka to dufne s owa — u miechn si Badr. - Ale mi o mi je s ysze . Popatrzymy teraz na dane o ameryka skiej ewakuacji?
- Prosz czyta , admirale, a ja b

sobie notowa .

- Dobrze. Zaczniemy od Bahrajnu. Baza V Floty US Navy. Sta tam zespó lotniskowca Constellation, ale przed trzema dniami odp yn . Jedena cie

okr tów, w tym dwa podwodne. ledzili my ich w drodze do Ormuz i dalej na po udnie. Odnotowali my te nieznaczn redukcj personelu, oko o
pi ciuset ludzi odlecia o do Incirlik. Dalej Kuwejt. Maj tam silny korpus i baz szkoleniow , w sumie dwana cie tysi cy

nierzy. Cz

my liwców

odlecia a na Diego Garcia, ale nie stwierdzili my adnych powa niejszych ruchów wojska. Trzecia jest Arabia Saudyjska. Niedawno znowu
otworzyli star baz i teraz stacjonuje tam ponad dziesi

tysi cy ludzi, do tego spora liczba samolotów bojowych i zwiadowczych...

Mohammed Badr czyta kolejno dane o wszystkich jednostkach ameryka skich wokó Zatoki Perskiej. Powoli wy ania si z tego wyra ny obraz. Rawi

nie mia w tpliwo ci.

- Przyznam, e jestem rozczarowany t list - powiedzia . - Amerykanie najwyra niej nie wzi li naszej gro by powa nie. Jasno wida , e usi uj tylko

zyska na czasie. Ile ich lotniskowców jest teraz w tym rejonie?

- Na Zatoce nie ma ju

adnego. Jeden jest na Morzu Arabskim, a drugi p ynie w kierunku Diego Garcia, jak si zdaje.

- Constellation? -Tak.
- No có ... Jedno jest pewne. Nie tak post puje kraj, którego pó wybrze a i najwa niejsze o rodki przemys owe i finansowe maj wkrótce lec w

gruzach, prawda?

- Zgadzam si z tob , Rawi.
- Mamy jakie informacje na temat reakcji samego prezydenta McBride'a?
- adnych. Mo e to oznacza , e dzia a zakulisowo, eby nas wyko czy , ale s dz , e raczej nie uwierzy w nasze ultimatum.
- Te tak uwa am. To znany libera i pacyfista, a tacy maj sk onno ci do chowania g owy w piasek. Dla nas zagro-
203

eni pojawia si wtedy, gdy do w adzy dochodz ludzie w rodzaju admira a Morgana, poniewa po nich mo na si spodziewa ataku, a

przynajmniej odwetu.

- Co wi c wed ug ciebie nale y teraz zrobi ?
- My

, e czas na drug faz naszego planu, admirale.

- Spodziewa em si , e to powiesz, generale. Trudno si z tym nie zgodzi . Mamy teraz do

si y, eby ich zmusi do uleg

ci. Podj

ju

decyzj co do nast pnego o wiadczenia?

- Oczywi cie. Wiem dok adnie, co trzeba zrobi . Najpierw jednak musz wys

Bena do akcji. Jest dobrze zorientowany i na pewno nie b dzie

niepotrzebnie pakowa si w niebezpiecze stwo. Ten etap jest zreszt chyba naj atwiejszy, a efekty mog by nader korzystne.

- A zatem bierz si do dzie a - rzek z u miechem Badr. -I niech ci Allah wspiera, Rawi.
Wtorek, 22 wrze nia 2009 r., godzina 15.30. 1445N/ /01800W. Pr dko

7 w, kursy zmienne

Barracuda II wolno manewrowa a na g boko ci stu osiemdziesi ciu metrów, utrzymuj c pozycj oko o czterdziestu mil na zachód od wybrze a

Senegalu. Od po udnia Ben Badr oczekiwa rozkazów z Bandar Abbas, jakie mia y nadej

za po rednictwem chi skiego satelity wojskowego. Wiedzia ,

e w tej chwili jego ojciec i genera Raszud pracuj nad nast pnym posuni ciem. Co dwie godziny podchodzi na peryskopow , wysuwa maszt

antenowy i czy si z satelit , sprawdzaj c, czy nie ma dla niego wiadomo ci. Ca a procedura zajmowa a nie wi cej ni siedem sekund, po czym
natychmiast schodzi znów w g bin . O dwunastej jednak nic nie nadesz o, podobnie jak o czternastej, czyli o osiemnastej trzydzie ci czasu ira skiego.
Ben powoli zaczyna si niepokoi . Do nast pnej pory transmisji zosta o jeszcze pó godziny, które dowódca przesiedzia jak na szpilkach. Kiedy
punktualnie o szesnastej antena znowu wynurzy a si z wody, tym razem ku jego uldze na ekranie komputera ukaza a si zakodowana wiadomo

od

admira a Badra i genera a Raszuda:

204

yn

na wschód do 5650N/15700E. Wystrzeli o 300--200LIS11.

background image

Tyle w ka dym razie zobaczy by kryptograf z obcego wywiadu po z amaniu kodu depeszy. Móg by si tylko zdziwi , e kto ka e komu dop yn

na

trzydzie ci pi

kilometrów w g b Kamczatki od strony Morza Ochockiego. Ben Badr wiedzia jednak, e szyfr jest podwójny i w rzeczywisto ci

otrzymany rozkaz kieruje go na zachód, na pozycj 16°50'N, 057°W, a czas oddania salwy wyznacza na 282400WRZ09, czyli na pó noc 28 wrze nia.
Mia wi c sze

i pó dnia na pokonanie dwóch tysi cy dwustu pi

dziesi ciu mil morskich; wynika o z tego, e jego ojciec uwa a redni pr dko

czterna cie i pó w

a za odpowiedni na tych pustych wodach rodkowego Atlantyku. Ben zdecydowa , e pop ynie do Grzbietu ródatlantyckiego na

du ej g boko ci i z pr dko ci siedemnastu w

ów, po drugiej za stronie wydatnie zwolni - b dzie wtedy o tysi c mil od ameryka skiej bazy morskiej

w Puerto Rico, a do celu pozostanie mu nieca e pi

set mil.

Zszed do kabiny nawigacyjnej. Pusto tam teraz by o bez Szakiry... Razem z porucznikiem Asztarim sprawdzili pozycj podan w depeszy na

przygotowanej jeszcze przez ni mapie. Koordynaty celu - 16°42'N, 062°10'W - by y ju wprowadzone do komputerów pok adowych w nosach czterech
rakiet SL-1. Wybrana pozycja strza u znajdowa a si o trzysta mil morskich na wschód, co dawa o oko o pó godziny lotu. Ben Badr wróci do centrali i
wyda odpowiednie polecenia.

- Kurs dwie cie siedemdziesi t dwa. Zanurzenie sto osiemdziesi t, pr dko

siedemna cie w

ów!

Czwartek, 24 wrze nia 2009 r., godzina 11.30. Pentagon
Genera Tim Scannell wiedzia , e najzwyczajniej w wiecie dosta kopniaka. Zadzwoni do prezydenta bezpo redni lini do Gabinetu Owalnego i po

raz pierwszy w historii przewodnicz cego Po czonego Komitetu Szefów Sztabów po -

205
czono go nie z g ow pa stwa, lecz z szefem gabinetu. Bili Hatchard rozmawia z nim uprzejmie, co nie zmienia o faktu, e telefon z naczelnego

dowództwa si zbrojnych USA do prezydenta zosta przechwycony przez zwyk ego w gruncie rzeczy urz dnika. Co gorsza, Hatchard chcia koniecznie
wiedzie , o co genera owi chodzi. Scannell uwa

to za niewybaczalne, ale szef gabinetu jasno powiedzia , e albo si dowie, czego Pentagon chce od

prezydenta, albo nie po czy tej rozmowy. Genera po raz pierwszy w swej d ugiej i zaszczytnej s

bie by zmuszony skapitulowa .

- Powiedz mu, e chodzi o komunikat od Hamasu — rzuci szorstko, z ledwo maskowanym gniewem. -1 niech do mnie od-dzwoni, kiedy ju sko czy

z tym, co go tak cholernie zajmuje.

Bili Hatchard nie czu bynajmniej triumfu. Przeciwnie, narasta a w nim obawa. Zrobi sobie wroga z najwy szego rang i najbardziej szanowanego

wojskowego w kraju, cz owieka, który nie ba si ani jego, ani jego szefa. Niedobrze. Bili zna zasady gry. Te wysokie szar e z Pentagonu mia y siln
pozycj , a co wi cej, ich stanowiska by y sta e. Genera Scannell b dzie tam jeszcze d ugo po odej ciu Charlesa McBride'a, podobnie jak wi kszo

z

tych kapi cych z otem genera ów i admira ów w jego otoczeniu. Bili zdecydowa , e nie wspomni prezydentowi o wrogo ci, jaka tak szybko zapanowa a
mi dzy nim a Scannellem.

To wszystko si dzia o trzy kwadranse temu, a genera wci

jeszcze si nie doczeka telefonu z Bia ego Domu. Wpad by w furi , gdyby zna tre

krótkiej rozmowy, jaka pó godziny wcze niej wywi za a si mi dzy prezydentem a jego szefem gabinetu.

- Sir, czy nie zechcia by pan oddzwoni do genera a Scannella?
- Czego on znów chce?
- Chodzi o t spraw z Hamasem.
- Dostali co nowego?
- Nie wiem. On nie chcia nic powiedzie i upiera si , e musi rozmawia z panem.
- Zadzwo do niego sam i powiedz, e je li maj nowe wiadomo ci, to mo e spróbowa si ze mn po czy , ale je li nie, to niech da spokój. Jestem

bardzo zaj ty.

206
- Tak jest, sir.
Odwaga jednak opu ci a by ego futbolist . Nie móg si zebra w sobie, eby zatelefonowa do przewodnicz cego Po czonego Komitetu Szefów

Sztabów i potraktowa go jak smarkacza. Nie mia o to nic wspólnego z taktem - Bili Hatchard po prostu si ba i nie zamierza wypowiada Ti-mowi
Scannellowi otwartej wojny. Jak wielu niezbyt kompetentnych urz dników, którym przychodzi dzia

na zbyt g bokich wodach, wybra rozwi zanie

dora nie bezpieczne — nie robi nic. Rozjuszonemu genera owi pozosta o tylko skontaktowa si z „jedynym cz owiekiem, który dok adnie rozumie, o
co tu chodzi" - z admira em Arnoldem Morganem.

Rozmowa by a powa na. Wed ug domys ów admira a Barracuda by a teraz gdzie na po udniowym Atlantyku, prawdopodobnie u wybrze y

Argentyny. Wys ucha z uwag relacji Scannella o ewakuacji wojsk z Bliskiego Wschodu; ucieszy a go szczególnie wiadomo

, e w Zatoce Perskiej nie

ma ju zespo u lotniskowca. Dla nich obu

danie Hamasu likwidacji bazy ameryka skiej na Diego Garcia by o w najwy szym stopniu bezczelne.

Archipelag Czagos, do którego nale y ta wyspa, jest w ko cu koloni brytyjsk i le y o tysi ce mil bli ej Indii ni Iranu czy jakiegokolwiek innego
pa stwa bliskowschodniego. Najbardziej jednak niepokoi a ich wiadomo

, e terrory ci gro

atakiem 9 pa dziernika — czyli ju za pi tna cie dni.

Arnold martwi si , czy US Navy zd

y przemie ci w rejon operacyjny niezb dne sto okr tów, a jeszcze wi kszy niepokój budzi w nim fakt, e

naczelny zwierzchnik si zbrojnych nic nie wie i zdecydowanie nie chce wiedzie o ca ej operacji. Na tym etapie jednak ani on, ani genera Scannell nie
dbali ju o prawne i moralne aspekty tej sytuacji. Jak to Arnold uj , „nic nie mo e by ani s uszne, ani nies uszne tylko dlatego, e tak uwa a
prezydent". Obydwaj byli przekonani, e Stany Zjednoczone znalaz y si w obliczu zagro enia, które mo e przynie

mier milionów obywateli i

zag ad kilku wielkich miast, je eli Wojsko nie zadzia a zdecydowanie i szybko.

— Je eli prawdopodobie stwo nadej cia takiej fali jest cho by jak jeden do dwudziestu, musimy albo temu zapobiec, albo przygotowa si na to

jak najlepiej. Ka dy inny

207
I

wybór by by wielkim zaniedbaniem obowi zku — stwierdzi Scannell.
W wietle znanych dowodów admira Morgan by sk onny przyj

prawdopodobie stwo zamachu Arabów na granitowe klify Palmy jak jeden do

dwóch, nie do dwudziestu. Nie by o wyj cia - musz przeci gn

prezydenta na swoj stron .

Poniedzia ek, 28 wrze nia 2009 r., godzina 01.00. Pentagon
Oficer dy urny w centrali czno ci patrzy szeroko otwartymi oczyma na ekran komputera, odruchowo uruchamiaj c drukark . Poczta elektroniczna,

któr w

nie odebra , nie by a zakodowana.

Przewodnicz cy Po czonego Komitetu Szefów Sztabów USA.
Sir, najwyra niej nie wzi pan naszego ostatniego komunikatu na serio. Jeszcze dzi , tu po pó nocy, przekona si pan, co potrafimy zrobi , i by

mo e zmieni pan nastawienie.

Harna
Major Sam MacLean, weteran drugiej wojny w Zatoce Perskiej, od razu zareagowa . Poleci jednemu z podw adnych, by wy ledzi , sk d wiadomo

zosta a nadana, a sam zadzwoni do oficera dy urnego w sztabie US Army na trzecim pi trze Pentagonu. Samo s owo „Hamas" by o wystarczaj cym
powodem, eby przes

kopi do CIA i do Fort Meade, gdzie trafi a ona mi dzy innymi do asystenta dyrektora. Komandor porucznik Jimmy Ramshawe

by akurat jeszcze w biurze,

cz c nad zdj ciami satelitarnymi i przechwyconymi sygna ami, staraj c si doszuka jakiejkolwiek informacji o aktualnej

pozycji Barracudy.

Pu kownik ze sztabu nie waha si ani chwili i po czy si gor

lini z domem genera a Scannella, przekazuj c mu tre

nowego komunikatu.

Ramshawe dzwoni ju do Chevy Chase, gdzie admira Morgan wyskoczy z

ka jak rakieta, zanotowa sobie spiesznie, co us ysza , i po chwili sam ju

wykr ca numer przewodnicz cego. O wpó do drugiej wszys-

208
cy najwa niejsi gracze byli poinformowani o nowej gro bie i Tim Scannell zwo

zebranie w Pentagonie na siódm .

Tymczasem czno ciowcy z centrali, którzy tropili odebran wiadomo

, zameldowali si z niezbyt precyzyjnym wynikiem; doszukali si , e zosta a

nadana na Bliskim Wschodzie, najprawdopodobniej w Syrii, Jordanii, Iraku lub Kuwejcie, a na pewno nie na zachód od Morza Czerwonego ani na
po udnie i wschód od Pó wyspu Arabskiego. Major MacLean przekaza wi c to tylko do Langley, w nadziei, e CIA b dzie mog a znale

bli sze

szczegó y.
O siódmej rano w Pentagonie panowa a niespokojna atmosfera. Wie

o nowej gro bie Hamasu rozesz a si do

szybko, a najbardziej niepokoj ce

w niej by o to, e terrory ci nie podali adnych konkretnych danych. Uderzy mogli wsz dzie i w dowolny sposób; nie mo na by o nawet wykluczy
powtórzenia metody ataku z 11 wrze nia 2001 roku. Kiedy w sali konferencyjnej admira Morgan rozpoczyna zebranie, napi cie w budynku si ga o
poziomu „czerwonego alarmu".

- Nie mamy pewnie adnych nowych informacji na temat Barracudy? - spyta na wst pie.
- Nic, sir - pospieszy z odpowiedzi Jimmy Ramshawe. -Szuka em w sieci ca noc, ale nigdzie nie ma ani ladu. Jedyna w miar interesuj ca

wiadomo

przysz a z Francji. Podobno dowódca senegalskiej marynarki wojennej zagin .

- Prawdopodobnie po ar go pieprzony lew - burkn Morgan. - Panowie, za siedemna cie godzin dowiemy si , co knuj ci turbaniarze z Hamasu.

Je eli po pó nocy nic si nie wydarzy, by mo e racj ma prezydent. Mo e wszystkie poszlaki, jakimi dysponujemy, to rzeczywi cie tylko jeden wielki
zbieg okoliczno ci.

- Marne szans , Arnie - odpar admira Morris. - Co si gdzie stanie i wiesz o tym równie dobrze jak ja.
- Wobec tego musimy poderwa naszego bossa na nogi -zadecydowa Morgan. - Niech kto mu powie, e zjawiamy si u niego punktualnie o

dziewi tej i e lepiej b dzie, jak nas uwa nie wys ucha.

ROZDZIA 8
Poniedzia ek, 28 wrze nia 2009 r., godzina 9.00. Bia y Dom

background image

Genera Tim Scannell w towarzystwie genera a Barta Boyce'a i admira ów Dicksona oraz Morrisa zjawi si niezapowiedziany u zachodniego wej cia

do Bia ego Domu. Na polecenie przewodnicz cego wszyscy poza Morrisem, emerytowanym wojskowym, byli w mundurach. Dwaj agenci Secret
Service pe ni cy s

przy wej ciu nie byli pewni, jak post pi : czy zgodnie z przepisami zatrzyma ten dumny kwartet militarny i rozpocz

procedur wydawania przepustek, czy te natychmiast odprowadzi ich pod Gabinet Owalny. Jak wszyscy stra nicy, tak e ochrona Bia ego Domu jest
wyszkolona wed ug cis ego kodeksu i zobowi zana bezwzgl dnie przestrzega jego zalece podczas s

by. Czyli w tym wypadku - sprawdzi

to samo

i spisa personalia go ci oraz wyda przepustki. Nie by a to jednak zwyczajna sytuacja i go cie nie zaliczali si do przeci tnych.

Przewodnicz cy Komitetu Szefów Sztabów, naczelny dowódca si NATO, szef operacji morskich i dyrektor NSA... Obaj agenci szybko doszli do takiego
samego wniosku: nie ma czasu na drobiazgo-wo

. Odeskortowali przyby ych do poczekalni przed Gabinetem Owalnym i poinformowali sekretark ,

kogo ma zaanonsowa prezydentowi. Bili Hatchard zjawi si w nieca minut i poprosi go ci do swego biura.

- Chcecie si , panowie, widzie z prezydentem? - spyta uprzejmie.
- Zgadza si - odrzek krótko Tim Scannell.
- Dzi b dzie to nadzwyczaj trudne. Prezydent ma bardzo wype niony dzie .
210
- Nie ma sprawy. Ma pan ca e pi

minut, zanim albo wejdziemy sami do Gabinetu Owalnego, albo rozka emy mari-nes szuka go tak d ugo, a

znajd . Lepiej niech si wi c pan pospieszy.

- Sir... - zacz Hatchard rozpaczliwym tonem. - Czy chodzi o jakie zagro enie dla kraju?
- Prosz znale

prezydenta. - Scannell nie zamierza si t umaczy . - I to szybko.

Szef gabinetu nie nale

do specjalnie bystrych, ale mia instynkt przetrwania i potrafi rozpozna prawdziwe k opoty, kiedy ju w nie wdepn .

Zdawa sobie spraw , e je eli nadal b dzie rzuca k ody pod nogi najwa niejszym ludziom w si ach zbrojnych USA, to najdalej po lunchu mo e straci
prac . W duchu nie dawa te wi kszych szans swemu bossowi, je eli sytuacja naprawd jest tak powa na, na jak wygl da. „Jezu, gdyby by o inaczej,
ci faceci nie zjawiliby si tu tak gromad . Musi si dzia co wielkiego".

Bili wsta zza biurka.
- Zaraz wracam. Mam nadziej , e b

mia wi cej informacji.

- Informacje mnie nie interesuj ,

nierzu — warkn Scannell, wk adaj c w t wypowied lata do wiadcze w besztaniu ni szych rang . - Wró tu z

prezydentem.
Hatchard niemal wyprysn z gabinetu. Po trzech minutach by z powrotem.
- Prezydent przyjmie panów teraz - oznajmi .
- Dobra robota,

nierzu - pochwali go genera . - Wykona

zadanie na czas. Jeszcze czterdzie ci pi

sekund, a odebra bym ci dowództwo.

- Tak jest, sir. Prosz za mn .
Ca a pi tka wkroczy a do Gabinetu Owalnego, gdzie oczekiwa ich Charles McBride.
- Có za mi a niespodzianka, panowie — powita ich. — Zamówi em dla nas kaw . Mo e zechcecie usi

?

Czterej wojskowi zasiedli na du ych drewnianych krzes ach, a genera Scannell poda prezydentowi kopi ostatniego o wiadczenia Hamasu.
- Czy mog przyj

, e zapozna si pan z tym krótkim listem, sir? — zapyta po chwili.

211
- Mo e pan.
- A czy wolno mi zapyta , co pan o nim s dzi?
- Oczywi cie. W poprzednim li cie tego typu, rzekomo od Hamasu, kto napisa ... tydzie po fakcie... e wysadzi w powietrze Mount St. Helens.

Wygl da na to, e ta sama osoba przys

a i ten nast pny, zapowiadaj c, e dzi w nocy zamierza gdzie co zrobi .

- W

nie, sir. Czy mog pozna pana opini na temat dzia

, jakie ewentualnie powinni my podj

w tej sprawie?

- Jak najbardziej. Poniewa oba listy s dzie em ewidentnego wariata, nie nale y podejmowa

adnych dzia

. Na wysokich stanowiskach w

administracji pa stwowej nie sp dzamy wiele czasu na uganianiu si za ka dym wirem, któremu przyjdzie do g owy grozi nam ko cem wiata.

- Sir, chcia bym przypomnie , e w rzeczywisto ci dostali my nie dwie, ale trzy takie przesy ki. W pierwszej autor twierdzi , e spowodowa erupcj

wulkanu, w drugiej

da , aby my si wycofali z Bliskiego Wschodu, bo w przeciwnym razie wysadzi inny wulkan na Atlantyku i zniszczy nasze

Wschodnie Wybrze e. Dzi nam przypomina, e ignoruj c go, dzia amy tylko na w asn szkod i e poka e nam, jak naprawd jest gro ny.

- I co z tego? Nie ma najmniejszego dowodu, e on rzeczywi cie to zrobi . Dlaczego wi c oczekujecie, e porusz pó

wiata i rozpoczn ewakuacj

dziesi tek tysi cy naszych

nierzy?

- Odpowied jest bardzo prosta, sir - odrzek Scannell. -Dlatego, e on mo e mówi prawd . Mo liwe, e istotnie to on si kryje za wybuchem Mount

St. Helens i e dzisiaj znowu dokona równie niebezpiecznego aktu. I mo liwe, e potrafi spowodowa pot

ne osuni cie masywu skalnego, a w

konsekwencji zdewastowanie naszego wybrze a przez kilkudziesi ciometrowe tsunami.

- Chcia pan zna moje zdanie, a wi c powtarzam, e wed ug mnie to bzdura i e mamy do czynienia z osob chor psychicznie.
- Sir, w wojsku jeste my szkoleni inaczej. Musimy bra pod uwag ró ne warianty. Co b dzie, je li to prawda i on rzeczywi cie zaleje Nowy Jork

mas s onej wody?

212
- Co b dzie, je li, generale? Co b dzie? To krzyk wystraszonego urz dnika. Pozwol sobie przypomnie panu, e nie dosta em si na ten fotel dzi ki

strachliwo ci. Jestem tu dlatego, mówi c waszym argonem, e stawia em czo o przeciwnikowi. Naprawd my licie, e jeden cz owiek jest w stanie
spowodowa tak katastrof i chaos, jaki pan mi tu opisuje?

- Tak, panie prezydencie. Na dobry pocz tek mamy niepodwa alny dowód, e rakiety cruise naprawd mog y zosta wystrzelone w Mount St.

Helens. A je li tak, to tylko z okr tu podwodnego.

- Z dokumentów, które czyta em, wynika, e opieracie to twierdzenie wy cznie na zeznaniach dyrektora banku, który wypi wtedy pó galonu whisky.
- Ten dyrektor jest prezesem jednej z najwi kszych instytucji finansowych na Zachodnim Wybrze u - wtr ci admira Dickson. — W nast pnych

wyborach prawdopodobnie b dzie si ubiega o gubernatorstwo, a tej whisky nie zd

nawet otworzy . Dowodem na to, e s ysza , co s ysza , jest

sam fakt, e zdo

stamt d uciec, podczas gdy nikomu innemu si to nie uda o.

- Wszystko, co s ysza , to par podmuchów wiatru, a to dla mnie za ma o, eby wprawi w ruch pó armii, marynarki i lotnictwa.
- Sir, przybyli my tu, eby s

panu rad w sprawie bezpiecze stwa kraju. Je eli nasz nieprzyjaciel planuje jakie uderzenie, ca kiem mo liwe, e

na skal porównywaln z jedenastym wrze nia i z poprzednimi atakami tego typa Kermana na nasze Zachodnie Wybrze e, to powinni my by w
pe nym pogotowiu. Nie musz chyba mówi , e Pentagon ju w nim jest. Sugeruj , aby Bia y Dom poszed w nasze lady. Prosz te pana o
pozwolenie na wys anie floty na wschodni Atlantyk w poszukiwaniu okr tu podwodnego, który mo e mie na pok adzie g owice nuklearne, a tak e na
rozpocz cie ewakuacji naszych baz bliskowschodnich. Chc przede wszystkim zyska na czasie, eby zd

zlokalizowa ich okr t podwodny.

- Generale, wed ug mnie by oby to uganianie si za w asnym ogonem. Odmawiam. Poczekajmy spokojnie do pó nocy i zobaczmy, co si b dzie
dzia o.
213

- Czuj si w obowi zku pana ostrzec, panie prezydencie, e powinien pan dobrze przemy le swoje stanowisko w tej sprawie. Je eli dzi w nocy

wydarzy si co dramatycznego, czy to u nas, czy gdzie indziej, to prosz pami ta , e my, wojskowi, w przeciwie stwie do polityków, nie jeste my
szkoleni do k amstwa.

- Generale Scannnell, nie podoba mi si ta uwaga.
- Tak? Wobec tego sugeruj , aby najbli sze czterna cie godzin przeznaczy pan na zastanawianie si , co pan powie, je eli wydarzenia udowodni ,

e si pan myli . Dobrego dnia, sir.

To rzek szy, przewodnicz cy Po czonego Komitetu Szefów Sztabów i jego trzej milcz cy towarzysze wstali i wyszli. Pozostawiony sam sobie

prezydent Charles McBride pokr ci g ow , mrucz c pod nosem:

- Cholerne

daki. Nic si nie stanie. Oni s chorzy...

I nacisn guzik wzywaj cy Billa Hatcharda. Czas na sensown rozmow o prawdziwych problemach dnia.
Poniedzia ek, 28 wrze nia 2009 r., godzina 23.00. Zachodni Atlantyk, 5659N/01645W. Pr dko

6 w, zanurzenie 150 m, kurs 270°.

Barracuda II znajdowa a si na wschód od Ma ych Antyli. Gdzie przed dziobem, o dwa dni drogi z ma pr dko ci , le

y znane tropikalne

wyspy-kurorty: St. Kitts i Nevis, Antigua i Barbuda, ulubione miejsca s awnych i bogatych. Dwadzie cia pi

mil za ich lini wyrasta z Morza

Karaibskiego cel dla czterech kolejnych rakiet, wyspa Montserrat, kolonia brytyjska. Niegdy i ona przyci ga a turystów

dnych bia ych pla z

aniaj cymi si oceanowi palmami; w roku 1996 po wybuchu góruj cego nad ni wulkanu cz

wyspy uleg a zniszczeniu i straci a na atrakcyjno ci.

Jej mieszka cy mieli nadziej , e ich góra w ko cu si uspokoi i za nie, jak spa a przez stulecia - a do feralnego dnia w 1997 roku, kiedy po udnie
wyspy znów zosta o zbombardowane przez roz arzone kamienie i zalane rzek lawy. Nic nie by o ju od tamtej pory takie samo. Wyspiarze yj w ci -

214

ym strachu przed kolejn erupcj , wierz c mimo wszystko, e to si musi kiedy sko czy i magma przestanie napiera na poturbowane ska y.

Wulkanolodzy nie podzielali tego optymizmu. Do ludno ci regularnie apelowano o opuszczanie wyspy, ale zbyt wielu ludzi po prostu nie mia o dok d

ucieka . Przenosili si co najwy ej na pó nocn stron , jak najdalej od niebezpiecznego po udniowego zbocza. A góra Soufriere nie przestawa a gro nie
pomrukiwa , plu popio em i dymem, a od czasu do czasu law , z niepokoj

regularno ci . Na zachód od szczytu le

o wymar e miasto Plymouth,

niegdy siedziba miejscowych w adz, dzi pogrzebana pod grub warstw czarnego wulkanicznego popio u, znad którego ledwo wystaje martwy od
dawna zegar na wie y pomnika bohaterów wojennych. Wulkan nie by ju , jak kiedy , dumn , spokojn i pi kn piramid , ale podobnie jak Mount St.
Helens po pierwszej erupcji niestabiln , niebezpieczn besti , o sp kanej, nadwer

onej skorupie, naznaczonej licznymi skalnymi guzami, które co

background image

jaki czas p ka y, uwalniaj c strumienie pr cej w gór magmy. Jak profesor Landon powiedzia Rawiemu Raszudo-wi pó tora roku wcze niej...

„Montserrat? Mo na by go pewnie doprowadzi do erupcji za pomoc zwyk ego granatu ci ni tego w odpowiednie miejsce. Ten wulkan w

ciwie nie

przestaje wybucha przez ostatnie pi

lat". Teraz plan przywódcy Hamasu, maj cy na celu zastraszy Pentagon i zmusi do spe nienia jego

da , za

godzin mia zosta zrealizowany. Czas oddania salwy, wyznaczony na pó noc czasu lokalnego, by wcze niejszy o godzin od czasu
waszyngto skiego. Genera Raszud przewidzia trzydzie ci pi

minut na dotarcie rakiet do celu i kolejne dwadzie cia pi

na przedostanie si wie ci o

wybuchu do wiatowej sieci mediów. Kontradmira Badr by pewny siebie. Rakiety zaprogramowane by y na uderzenie w centralny krater Soufriere,
Chance's Peak.

Barracuda II z wolna p yn a ku pozycji strza u. Badr spojrza na zegarek. W ci gu ostatniej godziny kilkakrotnie sprawdzano procedury ogniowe i

ustawienia komputerów pok adowych, przygotowane jeszcze przez Szakir Raszud. Na wszystkich czterech ekranikach kontrolnych widnia y te same
koordynaty: 16.45N, 62. IOW - samo serce krateru. Szaki-

215

ra wybra a dla rakiet tras po udniow , oddalon o dodatkowe kilkana cie mil od ameryka skich stacji radarowych na Puerto Rico i Wyspach

Dziewiczych. Po osi gni ciu pu apu przelotowego scimitary mia y po

si na kursie 270°, który zaprowadzi je nad rodek Guadeloupe Passage,

cie niny mi dzy Antigu a Gwadelup . Po dotarciu na wysoko

przyl dka Point de Grand Vigie, pó nocnego kra ca tej francuskiej wyspy, odchyl

si o dwadzie cia stopni w lewo, aby omin

Montserrat od po udnia i skierowa si nad cel od po udniowego zachodu. Przemkn nad ruinami

Plymouth i dalej do odleg ego o nieca e trzy kilometry krateru. Tym razem nie b dzie adnego Tony'ego Tiltona, który móg by zaobserwowa czy
us ysze

wist przelatuj cych pocisków cruise. Po udniowa cz

Montserrat jest dzi wyludniona i nikt niczego nie zauwa y, dopóki gro na góra znów

nie plunie ogniem.

Ben Badr sprawdzi , czy sonarzy ci nie wykryli adnego kontaktu, po czym poleci podej

pod powierzchni oceanu. W gór poszed maszt

radarowy i peryskop. Szybka kontrola wizualna i kilka cykli pracy radaru upewni y go, e w promieniu kilkunastu mil nie ma adnego statku, okr tu czy
kutra, co jest wa ne przy strzelaniu noc , kiedy za wyskakuj

z wody rakiet ci gnie si warkocz jaskrawego i widzialnego z daleka ognia.

Uspokojony, nakaza ponowne zej cie na wi ksz g boko

. Razem z oficerem naprowadzania dokonali ostatniego sprawdzenia ustawie , a minut

przed pó noc Badr wyda rozkaz uruchomienia procedury ogniowej. Oficer naprowadzania wpatrywa si w ekran swojego komputera. Barracuda II

yn a kursem zachodnim, dziewi

dziesi t metrów pod powierzchni ciep ego Atlantyku.

- UWAGA NA WYRZUTNIACH JEDEN DO CZTERY!
- Wyrzutnie gotowe!
- Numer jeden... ognia!
Pierwszy scimitar wypad z dziobowej wyrzutni torpedowej w czer wody, skierowa si ostro ku górze i po chwili by ju nad powierzchni .

Natychmiast w czy si silnik i niebo rozja ni o si od jasnego p omienia, pchaj cego rakiet niemal pionowo w powietrze. Po osi gni ciu
zaprogramowanego pu apu stu pi

dziesi ciu metrów scimitar wyrów-

216
Barbuda i\j$t. K'ttS WYSPY PODWIETRZNE
ATLANTYK i K^wmgua
Montserrat
O c^^s Antiaua
TNevis ! 3
t lotnisko
k Barracuda II

Port Louis pozycja strza u

3
Gwadelupa \ f "~
MORZE OGalante
KARAIBSKIE
DominikaN | _____400 km \ J
MORZE KARAIBSKIE
MONTSERRAT
|\_ lotnisko
Salem, maszt radiowy/^ obserwatorium ¦ ' ....• JB Spanish Point
strumie lawy mces pI
200 km
Barracuda II atakuje wulkan na Montserrat
217
na lot, w czy a si nowoczesna turbina gazowa i od tej pory pocisk przesta by widoczny. Nabieraj c pr dko ci, pomkn na zachód. By w drodze

do celu i nic w tej cz

ci oceanu nie mog o go ju zatrzyma . Tymczasem z wyrzutni numer dwa wyskakiwa ju kolejny scimitar, za nim w minutowych

odst pach trzeci i czwarty. Dwadzie cia pi

minut po wystrzeleniu pierwszy pocisk min pó nocny cypel Gwadelupy i skr ci nieco na po udnie. Po

dalszych czterech minutach mkn ju prosto ku pogrzebanemu pod popio em Plymouth. Min wystaj cy na pó tora metra czubek pomnika z zegarem,
polecia wzd

George Street, obok dawnej siedziby rz du, i dalej w gór ku czerniej cemu masywowi Chance's Peak. O godzinie zero trzydzie ci

sze

we wtorek 29 wrze nia uderzy w skorup krateru, wbijaj c si w ska na dwa i pó metra, zanim eksplodowa z g uchym hukiem. Minut pó niej

w to samo miejsce trafi drugi scimitar, rozrywaj c nadwer

on pow ok skaln . Wi cej wulkanowi nie by o trzeba. Pot

na góra zdawa a si nabiera

oddechu, a potem nagle wybuch a, posy aj c w niebo trzystumetrowy s up ognia i rozja niaj c noc wzd

ca ego

cucha Wysp Zawietrznych. Trzecia

rakieta by a zb dna, ale i ona przedar a si przez deszcz arz cych si od amów kamienia i eksplodowa a w zamienionym w jezioro lawy kraterze.
Czwarta ju nie dolecia a do celu, rozpadaj c si w powietrzu pe nym gor cych gazów i tryskaj cej p ynnej ska y.

Po po udniowym stoku góry p yn a niepowstrzymana rzeka lawy, a z góry sypa si g sto popió . Dawne tereny uprawne na pó noc od Plymouth,

które po pierwszym wybuchu nigdy nie zosta y doprowadzone do pierwotnego stanu, i same ruiny miasta znów znalaz y si na drodze ywio u. Erupcja
by a silniejsza ni przed dwunastu laty, kiedy pióropusz popio u strzela w atmosfer na przera aj

wysoko

dwunastu kilometrów; tym razem

wybuch tak wysoko nie si gn , ale ar by o wiele wi kszy, a strumie lawy g bszy.

Po dziesi ciu minutach dosz o do drugiej erupcji. Najwi kszy ze skalnych guzów na pó nocno-wschodnim stoku Chance's Peak zacz si nagle

rozpada . Pó niejsze badania geologiczne wykaza y, e musia ulec wstrz som i p

pod wp ywem parcia magmy, która nie nad

a wyp ywa z

ów-

218
nego krateru. Nowy gejzer lawy, gazu i kamieni wystrzeli na kilkadziesi t metrów w powietrze, natychmiast te roztopiona ska a pop yn a nowym

strumieniem po zboczu, porytym licznymi jarami, ku dolinie rzeki Tar i dalej w stron lotniska. Wszystko, czego dotkn a, natychmiast stawa o w

omieniach; asfalt na drogach topi si w mgnieniu oka, p on y drzewa, zabudowania, z których na szcz

cie wi kszo

sta a opuszczona. Lawa

sun a ku morzu z pr dko ci kilkudziesi ciu kilometrów na godzin . Ogarn a malutk osad Spa-nish Point i stare lotnisko. Chmura czarnego popio u
zupe nie przes oni a ksi

yc i gwiazdy. Ocean gotowa si wzd

wybrze a, gdzie roz arzona do bia

ci p ynna ska a spotyka a si z falami przyboju.

Od chwili, kiedy ostatnie metry kwadratowe pasa startowego poch on a lawa, up yn o dziewi

minut, kiedy nagle nowa eksplozja wstrz sn a

Chance's Peak, tym razem znów po po udniowej stronie. Raz jeszcze w niebo polecia y arz ce si g azy, lawa i popió , spadaj c na pozosta

ci

zniszczonej przed laty rybackiej wioski St. Patrick's i wzniecaj c nowe po ary w okolicy. Lawa pop yn a podobn drog jak w 1997 roku: prosto na
po udnie, rozdzielaj c si nieopodal wsi Great Alps Falls. G ówny strumie wpad na St. Patrick's, drugi skr ci w lewo, o pó tora kilometra na wschód i
wlewa si w morze.

O pierwszej nie by o ju na wyspie nikogo, kto by jeszcze zosta w

ku. Nawet na odleg ych o pi

dziesi t do sze

dziesi ciu kilometrów

siednich wyspach Nevis, Antigua i Gwadelupa ludzie budzili si ze snu i patrzyli ze zgroz na straszny widok za morzem. Kobieta, która prowadzi a

lokaln stacj radiow na Montserrat, wpad a tam w siedem minut po pierwszej du ej eksplozji i zacz a transmisj . Redakcja i umieszczony w
przyleg ym budynku nadajnik znajdowa y si w bezpiecznej pó nocnej cz

ci wyspy, na wzgórzach Central Hills. Czterdzie ci osiem minut po pó nocy w

eter pop yn a wiadomo

o nieoczekiwanej i pot

nej erupcji Soufriere, która nast pi a bez najmniejszego ostrze enia. W nowoczesnym centrum

badawczym, zbudowanym przez mi dzynarodowe organizacje naukowe na wzgórzu nieopodal miasteczka Salem, sejsmografy i inne przyrz dy stale

219
monitoruj ce stan niespokojnej góry nie odnotowa y adnej wczesnej aktywno ci. Poprzednim razem, w latach 1996-1997, ostrze enia pojawia y si

na d ugo przed wybuchem; wska niki szala y, zapisuj c dr enia skorupy ziemskiej atakowanej przez napieraj

z g bi magm . Teraz nie by o takich

oznak zbli aj cej si erupcji. Ani jeden z komputerów nie zarejestrowa cho by najmniejszego wstrz su; aden z zainstalowanych wokó krateru i
skalnych guzów mierników nachylenia nie wykaza wzmo onych ruchów pod

a.

Obserwatorium sejsmiczne na Montserrat by o jednym z najbardziej obleganych o rodków badawczych wiata. Profesorowie geologii, wulkanolodzy i

studenci przyje

ali tu ze wszystkich kontynentów, eby zdoby informacje z pierwszej r ki o zagro eniach geofizycznych, czaj cych si pod ponur

sylwetk niebezpiecznej góry. Urz dzenia detekcyjne nie mia y sobie równych na wiecie. Ka de drgni cie pow oki ziemskiej, ka dy gejzer pary, ka dy
strumyczek wyciekaj cej magmy by y starannie rejestrowane. W rodowisku mówi o si , e Soufriere jest najpilniej obserwowan mil kwadratow na
ca ej planecie z Wall Street w cznie.

Mimo to w t ksi

ycow noc wrze niow ten w

nie wulkan wybuch z bezprecedensow si bez najmniejszych wcze niejszych oznak. Erupcja

background image

wzi a si nie wiadomo sk d; wulkanolodzy z najlepszych wydzia ów geofizyki na presti owych uczelniach przez d

szy czas mieli zachodzi w

ow , jak to by o mo liwe. Miejscowa policja, stra po arna i s

ba zdrowia nie by y postawione w stan pogotowia, dopóki pot

na konwulsja nie

rozsadzi a góry, a i wtedy niewiele ju mo na by o zdzia

. Policjanci natychmiast pojechali na l dowisko mig owcowe, gdzie wpadli na naukowców

ju oceniaj cych mo liwo

lotów nad obszar dotkni ty kl sk . Szef policji osobi cie zakaza jednak startów wszelkich pojazdów powietrznych, dopóki

powietrze si troch nie oczy ci.

Tym razem oby o si bez ofiar. adnego farmera lawa nie zaskoczy a w polu, nikt nie sp on wraz z domem. By to spektakularny pokaz si natury,

roz wietlaj cy mrok nad Antylami i gro

cy zawa em niektórym wy szym wojskowym w odleg ym Waszyngtonie. Informacje o wybuchu zacz y si

przes cza do ameryka skich sieci radiowych i telewizyjnych

220
krótko przed pó noc czasu waszyngto skiego. Najpierw dotar y relacje z Antiguy, opisuj ce widok z tej wyspy. Miejscowi dziennikarze zdo ali si

po czy z Radiem Montserrat i przekazywali wiadomo ci do sieci wschodniokaraibskiej, która z kolei by a monitorowana przez jedn z agencji
ameryka skich na Puerto Rico. W nied ugim czasie nowina o erup-cji trafi a ju do Miami, a trzy minuty pó niej do centrali CNN w Atlancie. Przekazy
telewizyjne z Antiguy by y kiepskiej jako ci i nadesz y nieco pó no, ale zaraz potem pojawi y si prawdziwie widowiskowe filmy zrobione przez
naukowców z o rodka w Salem, natychmiast przekazane elektronicznie na Puerto Rico - zgodnie z kontraktem z mediami, które pokrywa y spor cz
kosztów prowadzonych na Montserrat bada geofizycznych. Pi

minut po pó nocy czasu waszyngto skiego dzi ki niezawodnej CNN zdj cia gorej cej

góry na Karaibach obieg y ju ca y wiat.

Kiedy na ekranie telewizora ukaza si wulkan Soufriere w pe nej ognistej krasie, Jimmy Ramshawe siedzia wygodnie — i nago — w fotelu w swym

mieszkaniu w Watergate. Jego narzeczona, bogini australijskiego surfingu Jane Pea-cock, le

a na

ku, czytaj c ksi

i nie przejmuj c si

zupe nie ponurymi przepowiedniami Jimmy'ego, który zapowiada na pó noc jakie straszne wydarzenia. Dlatego te prze

a lekki szok, kiedy

narzeczony nagle wyskoczy z fotela z krzykiem:

-JASNA CHOLERA! ON TO ZROBI !... Ten cholerny sukinsyn naprawd to zrobi !
Chwyci za telefon i zadzwoni do George'a Morrisa, tak jak si umówili. Dyrektor NSAby po „marynarskiej" kolacji i w

nie zaczyna chrapa w

najlepsze; dzwonek us ysza dopiero po paru minutach, ale wiadomo

od asystenta od razu wybi a go ze snu.

— Kiedy to si sta o, Jimmy?
— Chyba z pó godziny temu. Co robimy, sir?
— Có , zbyt wiele do zrobienia nie mamy. Przygotujmy si jednak lepiej na wczesne rozpocz cie dnia. Spotkamy si w moim biurze... powiedzmy o
szóstej.
— Okay, sir. Chce pan, ebym zadzwoni teraz do Wielkiego Cz owieka, czy sam pan go zawiadomi?
221
W tej chwili u admira a zad wi cza dzwonek drugiego telefonu - bezpo redniej linii od genera a Scannella. Morris poleci wi c Jimmy'emu zadzwoni

do Arnolda Morgana, sam za zaj si rozmow z przewodnicz cym, a potem z admira em Dicksonem.

Ramshawe wybra numer w Chevy Chase, ale okaza o si , e Morgan te ogl da wiadomo ci na kanale CNN.
- Wygl da na to, sir, e mamy odpowied na sporo zagadek.
- eby wiedzia , ch opcze - odrzek Morgan. - Chc teraz posiedzie przed telewizorem i popatrze , jak si sprawa rozwija. Ciekawe, czy by y

jakiekolwiek ostrze enia... Nic innego chyba nie mo emy na razie zrobi . Potem musimy si spotka jak najwcze niej...

- Admira Morris wyznaczy zebranie u siebie na godzin szóst i tam te b

, sir. Popatrzymy, co maj na ten temat w CIA, je eli w ogóle co maj ,

a potem chyba dobrze b dzie zebra wszystkich gdzie ko o dziewi tej. Mój szef rozmawia teraz z genera em Scannellem. Wie pan co? Zostawi panu
wiadomo

na sekretarce, gdy tylko b

wiedzia , gdzie i kiedy wyznaczone zostanie zebranie. Pewnie w Pentagonie, ale jeszcze potwierdz .

- W porz dku, Jimmy. Miej oczy i uszy otwarte. Ten sukinsyn nie artuje. Naprawd przygrza rakietami w t Bogu ducha winn wysepk i nasze

megatsunami jest coraz bli ej, nie mam co do tego adnych w tpliwo ci.

- Ja te nie, sir.
- Co si dzieje? Mo esz mi powiedzie , co si dzieje? -Jane Peacock straci a ca e zainteresowanie lektur .
- Rzu mi ten notes, kochanie, dobrze? I moj pi am . B

musia ogl da wiadomo ci przez najbli sze par godzin.

Wtorek, 29 wrze nia 2009 r., godzina 2.30 czasu lokalnego
Od dwóch i pó godziny Barracuda II p yn a szybko na g boko ci stu pi

dziesi ciu metrów kursem wschodnim, oddalaj c si spiesznie od pozycji

strza u. Kontradmira Badr

222
chcia utrzyma pr dko

pi tnastu w

ów jeszcze przez trzy dni, dopóki nie dotr najpierw do Grzbietu Sródatlantyckie-go, a potem wzd

niego

do szeroko ci geograficznej 28°N. Dopiero po wschodniej stronie grzbietu zamierza zwolni przynajmniej do siedmiu w

ów, poniewa nie mia

pewno ci, w którym miejscu zaczyna si sie SOSUS. Na stosunkowo p ytkich, „ha

liwych" wodach nad tym ci gn cym si przez ca y Atlantyk z

pó nocy na po udnie podmorskim

cuchem górskim okr t podwodny nie atwo wykry z uwagi na zmienne warunki hydrograficzne, ale potem, na

bokim akwenie trzeba b dzie zachowywa jak najwi ksz ostro no

. Badr mia jedena cie dni na dotarcie do nast pnego rejonu operacyjnego, z

czego czterdzie ci godzin zajmie dop yni cie do grzbietu, kolejne czterdzie ci z nie zmienion pr dko ci pi tnastu w

ów kursem NNE wzd

niego,

a pozosta e osiem dni potrwa egluga kursem wschodnim ku Wyspom Kanaryjskim, ju o po ow wolniej. Zgadza si z twierdzeniem Szakiry, e US
Navy z pewno ci nie pozwoli aby obcemu okr towi podwodnemu buszowa gdziekolwiek na pó noc od dwudziestego pi tego równole nika bez swojej
wiedzy. P yn c powoli, unikn wykrycia i spokojnie dotr do nowej pozycji strza u, któr Ben ustali na miejscu w zale no ci od rozmieszczenia
ameryka skich okr tów, które spodziewa si tam zasta na patrolach wokó archipelagu. Na razie jednak z niecierpliwo ci oczekiwa nast pnej
depeszy satelitarnej, w której kto go poinformuje, czy uda o si mu wysadzi w powietrze wysp Montserrat.

Wtorek, 29 wrze nia 2009 r., godzina 6.00. Agencja Bezpiecze stwa Narodowego, Fort Meade
CIA zajmowa a si t spraw przez ca noc, ale w sumie nie dowiedzia a si praktycznie niczego ponad to, co wiedzia y media: na Montserrat

nast pi a zupe nie niewyja niona i nieoczekiwana, a przy tym niezwykle silna erupcja najbardziej niespokojnego wulkanu na zachodniej pó kuli. Nie by o
przyczyn, ostrze

ani adnych teorii próbuj cych wyja ni , co si sta o. Agencja by a oczywi cie zaznajomiona

223
z ostatnimi gro bami i

daniami Hamasu, podobnie jak z pogl dami na ten temat najwy szych w adz wojskowych USA. Do pracy nad zagadk

Montserrat skierowano a dwudziestu agentów liniowych, którzy przez ca noc szukali jakichkolwiek dowodów na to, e wysp zaatakowano salw
rakiet cruise. Do rana nie zdo ali jednak wpa

na aden lad, je li nie liczy kra cowego zdumienia naukowców z Salem, których czu a aparatura nie

zarejestrowa a najdrobniejszych nawet zapowiedzi katastrofy. Oko o pi tej rano z Langley przes ano wst pny raport, który komandor Ramshawe
przeczyta z zainteresowaniem, zw aszcza ostatni akapit, napisany przez jednego z oficerów prowadz cych spraw :

...absolutny brak jakiegokolwiek sygna u ostrzegawczego jest uwa any przez fachowców za wypadek bez precedensu. Ka dy wulkan przed

wybuchem zdradza drobne ruchy pow oki skalnej, wywo ane przez zwi kszone parcie magmy. Tym razem nic podobnego nie zaobserwowano, co
wed ug nas oznacza celow inicjacj wybuchu przez osoby nieznane...

Jimmy przegl da raporty i im wi cej ich czyta , tym bardziej oczywiste si dla stawa o, e Barracuda znowu zaatakowa a.
Telewizja donosi a o ogromnych ilo ciach popio u zasypuj cego wysp , nawet teoretycznie bezpieczn cz

pó nocn . Na ka dym budynku o

askim dachu zalega o ju po trzydzie ci do pi

dziesi ciu centymetrów ci

kiego, czarnego py u, bardziej przypominaj cego konsystencj m

ni

zwiewne, lekkie pozosta

ci po ognisku. L ejsze, szare i szarobia- e frakcje popio u wulkanicznego pokry y widoczn warstw ogrody na po udniu

Antiguy, pla e Nevis i uliczki Port St. Louis na Gwadelupie. Po udniowa cz

Montserrat p on a jak pochodnia. Kilometry kwadratowe bujnej

ro linno ci gin y w ogniu na ca ej szeroko ci wyspy. P omienie strawi y resztki zabudowa i przystani portowej, jakie jeszcze pozosta y w Plymouth po
poprzedniej erupcji. W miar up ywu czasu obrazy przekazywane do sieci telewizyjnych by y coraz bardziej wyraziste. Z nastaniem dnia nad wysp
pojawi y si

mig owce z ekipami dziennikarzy i operatorów. By to drugi

224
w ci gu ostatnich czterech miesi cy powa ny wybuch wulkanu na zachodniej pó kuli i ka dy redaktor naczelny wiedzia , e ma do czynienia z

dziennikarsk gratk . aden z nich nie mia jednak zielonego poj cia, jak wielk ...

Admira Morris w czy swój wielki, czterdziestoo mio-calowy telewizor na kana CNN od razu po przybyciu do swego gabinetu w Fort Meade. By o

par do

ciekawych wiadomo ci krajowych, ale nic nie mog o si równa z relacj na ywo z wydarzenia, które przypomina o wybuch bomby j drowej

w tropikalnym karaibskim raju. Razem z komandorem Ramshawe'em po wi cili oko o dziesi ciu minut na zapoznanie si z bie

sytuacj na wyspie.

Doj cie do nieuniknionego wniosku, e Hamas precyzyjnie spe ni swoj gro

, zaj o im znacznie mniej czasu. „...Tu po pó nocy przekona si pan,

co potrafimy zrobi , i by mo e zmieni pan nastawienie". S owa ostatniego komunikatu Hamasu ywo sta y przed oczyma obu m

czyzn. Punktualnie

niemal co do minuty palesty ska organizacja wywo

a kolejny wybuch wulkanu. Teraz ju wszystko by o jasne, brakuj ce elementy uk adanki same

wskoczy y na miejsce. Miniona noc sta a si dowodem na to, e wulkan St. Helens naprawd zosta ostrzelany rakietami z Barracudy. Stany
Zjednoczone stan y w obliczu najwi kszego zagro enia w d ugiej historii swych wojen i konfliktów.

George Morris podniós s uchawk i zadzwoni do Arnolda Morgana, potwierdzaj c spotkanie w gabinecie genera a Scannella o dziewi tej. Wielki

Cz owiek nie spa prawie ca noc, studiuj c mapy pó nocnego Atlantyku, zastanawiaj c si nad prawdopodobn pozycj i kursem Barracudy i
zachodz c w g ow , jak j z apa . George Morris nie widzia , by admira by tak niespokojny, przez ca e ostatnie trzydzie ci lat.

Wraz z Jimmym zebrali niezb dne mapy i dokumenty i o siódmej wsiadali ju do s

bowego samochodu. Przedarli si jako przez poranny ruch na

drogach dojazdowych do stolicy i dziesi

minut przed ósm dotarli do Pentagonu. W biurze przewodnicz cego panowa o wzmo one zaniepokojenie:

nie odebrano kolejny list od Hamasu, nades any poczt elektroniczn gdzie z Syrii, Jordanii, Iraku lub Iranu. Jak poprzednio, nie da o si

dok adniej prze ledzi jego drogi

225

background image

przez internetowe zakamarki. Do Pentagonu dotar o czwartej pi tna cie nad ranem.
Do przewodnicz cego Po czonego Komitetu Szefów Sztabów.
Jak pan widzi, nie rzucamy s ów na wiatr. Usu cie natychmiast swoje wojska z Bliskiego Wschodu i we cie do galopu Izra-elczyków. Zosta o wam

ju tylko jedena cie dni.

Hamas
Admira Morgan by ju na swoim miejscu u szczytu sto u konferencyjnego. Obok niego siedzieli genera owie Scannell i Boyce. By tam te genera

Hudson, admira Dickson i CIN-CLANT, dowódca Floty Atlantyku admira Frank Doran, dawniej kapitanuj cy na kr

owniku rakietowym Lak Erie.

Oprócz niego drugim nowym cz onkiem tej rady wojennej by genera Kenneth Clark, dowódca korpusu piechoty morskiej, s ynnych marines. Alan
Dickson oznajmi te , e w razie potrzeby w krótkim czasie mo e ci gn

dowódc atlantyckiej floty podwodnej, który czeka w pogotowiu w Norfolk.

Arnold Morgan otworzy zebranie.
- Panowie, jest ju oczywiste, e Hamas po raz drugi spowodowa erupcj wulkanu. Do tej pory mieli my dziewi

dziesi t dziewi

procent pewno ci

co do Mount St. Helens. Wydarzenia tej nocy da y nam ten brakuj cy jeden procent. O pó nocy czasu waszyngto skiego, dok adnie wed ug zapowiedzi,
nasi przeciwnicy wysadzili w powietrze Montserrat. Gem, set i mecz na korzy

Hamasu... a przed nami kolejna rozgrywka. Nie musz wam

przypomina o niebezpiecze stwie, w jakim si znale li my. Scenariusz jeszcze par miesi cy temu wydawa si ma o realny, potem zdecydowanie
nabra prawdopodobie stwa... dzi to w

ciwie cholerny pewnik. Czy wszyscy si z tym zgadzamy?

Zebrani w milczeniu skin li g owami.
- Mamy wi c przed sob trzy podstawowe zadania. Po pierwsze, musimy rozpocz

ewakuacj Waszyngtonu, Bostonu i Nowego Jorku. Po drugie,

przygwo dzi Barracude, je eli si gdziekolwiek poka e. Po trzecie, przechwyci i zestrzeli rakiety wycelowane w Cumbre Vieja, je eli zostan

wystrzelone.
226
— Czy nie ma ju szansy na spe nienie ich

da ? — spyta admira Morris.

— Nie przez te kilka dni, jakie nam pozosta y - odpowiedzia stanowczo Morgan. - Nie zd

ymy przerzuci tylu

nierzy, eby to przekona o Hamas.

Poza tym oni chc , eby do wyznaczonej daty zosta ustalony i podpisany plan pokojowy w Izraelu, z utworzeniem i uznaniem wolnej Palestyny. Tego
si po prostu nie da zrobi , nawet gdyby my mieli wi cej czasu. Tel Awiw wyra nie stwierdzi , e nie zamierza si na to zgodzi , wi c nie ma o czym

mówi .
— Zw aszcza w sytuacji, gdy nasz prezydent nie bierze udzia u w dyskusji - doda genera Scannell.
— I nie interesuje si dzia aniami obronnymi, jakie musimy podj

, eby zapobiec temu atakowi na nasze wybrze e. - Morgan pokiwa g ow . -

Dlatego te proponuj , eby my si do niego dzi udali, przedstawili nasze zamiary

wyja nili, dlaczego naszym zdaniem trzeba teraz zacz

powa nie traktowa ten problem.

— A je li znowu odmówi?
— Wówczas b dziemy zmuszeni usun

go ze stanowiska — rzek Tim Scannell. - Nie widz innego wyj cia. Konstytucja Stanów Zjednoczonych nie

przewiduje mo liwo ci wprowadzenia stanu wyj tkowego bez ca ych ceregieli zwi zanych z zatwierdzeniem go przez Kongres, a na to nie mamy czasu.
Poprosi em par dni temu Arnolda o sprawdzenie mo liwych rozwi za . Mam nadziej , e nie b dziemy musieli z nich korzysta , ale prosz ci , Arnie,
o przedstawienie zebranym sytuacji.

Wszystkie oczy zwróci y si na admira a Morgana, który wsta i zacz mówi tonem pozbawionym zabarwienia emocjonalnego:
— Artyku drugi, cz

pierwsza konstytucji stwierdza, e prezydenta mo na usun

ze stanowiska z nast puj cych powodów: mier , rezygnacja

lub niezdolno

do pe nienia obowi zków. W takiej sytuacji jego miejsce zajmuje wiceprezydent, natomiast je li ich obu trzeba wykopa , wyboru

nast pnego prezydenta musi dokona Kongres.

— Czy James Madison u

s owa „wykopa "? — zapyta George Morris.

227
- Nie. Trzyma si czasownika „usun

". Staram si tylko jasno wyra

.

- Dzi kuj , admirale. Chcia em si tylko upewni .
- W tym w

nie jeste dobry, George. I tego si trzymaj. Nawet w chwili miertelnego zagro enia Arnold Morgan

potrafi narzuci taki ton rozmowy, jaki mu odpowiada .
- Panowie, nie mamy wyboru. Musimy wyrzuci tego cz owieka z cholernego Gabinetu Owalnego - kontynuowa . -Poniewa dla naszych celów

dobrze by oby, eby wiceprezydent Bedford by po naszej stronie i post pi zgodnie z naszymi zaleceniami, poprosi em go, aby wzi udzia w tym
zebraniu. Powinien tu si zjawi lada moment. Rozumiecie, panowie, e zrobi em tak tylko dlatego, e zosta nam zaledwie tydzie na wykonanie
odpowiednich posuni

, to znaczy na wprowadzenie stanu wyj tkowego na ca ym Wschodnim Wybrze u w celu ewakuacji mieszka ców. Nie

mamy czasu czeka , a te cymba y z Kongresu przestan si przekrzykiwa jak stado licealistek i dojd do jakiego porozumienia. Jestem przekonany,

e je li ci faceci z Hamasu odpal par rakiet j drowych w Cumbre Vieja, góra si rozpadnie i powstanie zapowiadane megatsunami. Zgadzaj si co

do tego wszyscy cholerni naukowcy, jakich zd

yli my poprosi o opini . Musimy albo znale

i zatopi przeciwnika, zanim spe ni swoj gro

, albo

przygotowa si na najgorsze. Pami tajcie, e oni nie chc , aby my si na cokolwiek zgodzili, tylko

daj wprost spe nienia ich polece i to

natychmiast. Stracili my ju kilka tygodni przez nasz g ow pa stwa i teraz czas wycieka nam przez palce jak woda. Oni s prawie gotowi do akcji,

panowie.
Wszyscy wiedzieli, kim jest wiceprezydent Bedford. Charles McBride wybra go jako demokratycznego senatora z prawego skrzyd a partii, aby

pomóg mu zdoby g osy na Po udniu. Niewiele to w rzeczywisto ci da o, ale dzi ki temu stanowisko wiceprezydenta obj o wiele mniej radykalny
libera ni reszta orszaku McBride'a. Paul Bedford mia ponadto za sob s

oficersk w US Navy podczas pierwszej wojny w Zatoce Perskiej.

Wiceprezydent by cz owiekiem wiatowym, a przez swoje pogl dy ju zaczyna by usuwany na boczny tor w administracji McBride'a. W redakcjach

228
„Washington Post" i „New York Times" tego nieco sarkastycznego Wirginijczyka traktowano prawie jak banit - przyczyni o si do tego niezachwiane

poparcie, jakiego udziela republika skiemu prezydentowi, który wyruszy na wojn z Irakiem w 2003 roku.

Porucznik marines, dowodz cy wart przed sal konferencyjn przewodnicz cego Po czonego Komitetu Szefów Sztabów, zaanonsowa przybycie

zaproszonego wiceprezydenta. Kiedy wchodzi , wszyscy zebrani wstali na jego powitanie. Genera Scannell dokona prezentacji, po czym podszed do
antycznej komody i nala wszystkim po fili ance gor cej kawy. W sali nie by o nikogo z m odszych oficerów, którzy mogliby si zaj

takimi

przyziemnymi czynno ciami, z wyj tkiem komandora porucznika Ramshawe'a; ten jednak by zbyt poch oni ty swymi notatkami i mapami, eby cho na
chwil podnie

znad nich g ow .

Na pytanie Arnolda Morgana, co wiceprezydent wie o problemie, z jakim maj do czynienia, Bedford odpowiedzia lakonicznym „Nic". Nie trzeba by o

wyra niejszego potwierdzenia, e ten by y oficer nawigacyjny z fregaty rakietowej zd

ju wypa

z kr gu bliskich wspó pracowników prezydenta

Mc-Bride'a. Morgan wzi zatem na siebie zadanie zapoznania go cia z rozwojem wydarze ostatnich miesi cy. Oczy przyby ego z ka dym zdaniem
robi y si coraz okr

ej sze. Admira opowiedzia mu kolejno o domniemanej podró y Barracudy,

0 tym, e niezaprzeczalnie zaatakowa a Mount St. Helens, gro bach i

daniach Hamasu, katastrofie na Montserrat

1 ostatnim li cie, jaki dopiero co nadszed do Pentagonu.
- Czy jest pan z nami? - zapyta na koniec.
- Je li ma pan na my li, czy rozumiem powag sytuacji, to tak, jestem z wami. Ale nie powiedzia mi pan nic, admirale, o reakcji naszego prezydenta.

Czy o tym wie?

- Oczywi cie, e wie. Odrzuci wszystkie pro by najwy szych w adz wojskowych tego kraju... o wys uchanie ich raportów, o poczynienie kroków

zaradczych, przygotowa cywilnych czy o zorganizowanie obrony. Twierdzi, e owe listy s dzie em wariata, a ca y

cuch zdarze produktem naszej

wyobra ni. Nie musz chyba dodawa , e byli my, jeste my i b dziemy przeciwnego zdania?

229
- Oczywi cie, e nie - powiedzia Bedford, który odruchowo zaczyna wchodzi w rol porucznika marynarki pe nego respektu dla dowództwa. - Czy

przekazali panowie prezydentowi tre

ostatniego komunikatu Hamasu?

- Nie, sir, nie zrobili my tego - odrzek Morgan. — On naprawd wierzy, e wszyscy jeste my szale cami. Je li zechce pan podej

tu do mnie,

poka

panu, na czym owo szale stwo polega.

Paul Bedford przysun si bli ej do admira a. Arnold Morgan zakre li palcem na le

cej przed nim mapie morskiej okr g o promieniu kilkunastu

centymetrów.
- Gdzie tam czai si wielki atomowy okr t podwodny, zbudowany w Rosji, z jedn , a mo e i dwiema rakietami cruise wyposa onymi w g owice

nuklearne. Za jedena cie dni od tej chwili jego dowódca zamierza wystrzeli te cacka w kierunku tego

cucha górskiego na wyspie Palma w

archipelagu Kanaryjskim, prawdopodobnie z niewielkiej odleg

ci. Ich wybuch spowoduje najwi ksze osuni cie mas skalnych, jakie ten wiat widzia w

ci gu ostatnich dziesi ciu tysi cy lat, prosto na dno Atlantyku. Wywo ana przez to zjawisko fala tsunami, a raczej ci g kilkunastu takich fal, dziewi
godzin pó niej runie na Wschodnie Wybrze e USA.

- Jak wysokie b

te fale w chwili uderzenia w brzeg?

- Pierwsze b

si ga y kilkadziesi ciu metrów, nast pne kilkunastu.

- Czyli wy ej ni wi kszo

zabudowa Nowego Jorku.

- I Waszyngtonu, i Bostonu...
- Czy one si za ami nad miastem?
- Nie, sir. Tsunami po prostu prze naprzód. Do za amania mo e doj

zapewne dwadzie cia lub trzydzie ci kilometrów w g bi l du.

Paul Bedford g

no wci gn powietrze.

- Zasi gali cie opinii najlepszych naukowców w tej sprawie?

background image

- Ma si rozumie .
- Ilu pytali cie?
- Oko o dwudziestu.
- A ilu z nich stwierdzi o, e tak si w

nie stanie?

- Wszyscy.
230
- Jezu Chryste! - wykrzykn wiceprezydent. - A wi c to prawda. Nie mo emy temu zapobiec?
- Mo emy. Tylko e nie drog negocjacji ani przez spe nienie ich

da . S dwa czynniki, które na to nie pozwalaj : rz d Izraela i prezydent Stanów

Zjednoczonych. Poza tym nie wystarczy nam ju czasu. Pozostawia to nam dwa zadania do wykonania: ewakuacj du ych miast na wybrze u i próba
zniszczenia albo tego okr tu, albo wystrzelonych z niego rakiet, albo jedno i drugie.

- I zamierzacie pomin

prezydenta?

- Nie. Zamierzamy usun

prezydenta.

Bedford poderwa g ow , wbijaj c wzrok w admira a Mor-gana.
- Kiedy?
- Dzi po po udniu. Zaraz po lunchu.
- Zdaje pan sobie spraw , admirale, e piastuj c godno

wiceprezydenta, mam obowi zek wspiera we wszystkim Charlesa McBride'a, dopóki on

sam wype nia wiernie swoje powinno ci, do jakich zobowi za si przysi

i dopóki stoi na stra y konstytucji? — Paul Bedford cytowa rot w asnej

przysi gi.
- Nie wiem jak pan, ale ja uwa am, e dopuszczenie do zalania ameryka skiej konstytucji pi

dziesi ciometrow warstw morskiej wody

mo e poniek d stanowi sprzeniewierzenie si obowi zkowi jej strze enia — odpar ch odno Morgan.

- Zgadzam si z panem, e ca a ta historia wiadczy o powa nym zaniedbaniu z jego strony. Musicie jednak da McBride'owi ostatni szans

na naprawienie b dów. I prosz pami ta , e ja nie mog odegra

adnej roli w usuni ciu urz duj cego prezydenta ze stanowiska.

- Rozumiemy to doskonale, sir. Dzi po po udniu prosz jednak si spodziewa powiadomienia o konieczno ci obj cia tego stanowiska przez pana

— powiedzia genera Scannell z godno ci . - Nikt z obecnych nie pragnie takiego rozwi zania. Nie chcemy by jak

junt z Trzeciego wiata i nie

zamierzamy dokonywa puczu wojskowego. Sytuacja jest jednak bardzo powa na i tylko si y zbrojne Stanów Zjednoczonych mog jeszcze zapobiec
katastrofie albo... je eli ju

231
dojdzie do ataku Hamasu... przygotowa i przeprowadzi ewakuacj ludno ci z zagro onych terenów. Niech pan pami ta, e prezydent ju

kategorycznie odmówi pozwolenia na przerzucenie floty na wschodni Atlantyk w celu zastawienia pu apki na ten okr t podwodny.

- A czy mimo to pracujecie nad tym? To znaczy, czy kierujecie nasze okr ty w tamten rejon? - spyta wiceprezydent.
- Oczywi cie, sir. Nie mo emy jednak dzia

tak w niesko czono

, sprzeciwiaj c si poleceniom naszego naczelnego zwierzchnika.

- Nie, nie mo ecie. Rozumiem to.
Paul Bedford zaczyna wygl da na jeszcze bardziej zaniepokojonego ni Arnold Morgan, który marszczy teraz czo o jak genera Custer pod Little

Big Horn na znanym obrazie. Admira znów zabra g os, przedstawiaj c zarys ogromnego zadania, jakie sta o przed ameryka skim wojskiem.

- Paul, musimy ewakuowa nie tylko miliony obywateli, ale i skarby narodowe, i ca y nasz system administracji i biznesu. W samym Waszyngtonie

trzeba wywie

dzie a sztuki z kilku najwi kszych muzeów, wi kszo

zbiorów Instytutu Smithsonian, nie wspominaj c o historycznych dokumentach z

Biblioteki Kongresu, Bia ego Domu i Bóg wie sk d jeszcze. W Nowym Jorku podobnie, a do tego musimy ewakuowa poza zasi g oceanu ca gie
Wall Street, wraz z bazami danych, oprogramowaniem i sprz tem komputerowym. To samo dotyczy szpitali, szkó , uczelni. Ponadto musimy obsadzi
miasta silnymi oddzia ami wojska dla zapobie enia grabie om.

- To zrozumia e - rzek wiceprezydent.
- Ta operacja b dzie wymaga a zarekwirowania poci gów, metra, autobusów, a nawet prywatnych ci

arówek i samochodów osobowych. To stan

powszechnego zagro enia i musimy by dobrze przygotowani. Je li ten sukinsyn odpali rakiety, b dziemy musieli si liczy ze zniszczeniem Nowego
Jorku, Waszyngtonu i Bostonu w stopniu porównywalnym z Berlinem w tysi c dziewi

set czterdziestym pi tym roku.

Paul Bedford si zamy li . W sali na chwil zapad a cisza.
- Tylko si y zbrojne s w stanie przeprowadzi podobn
232
akcj - odezwa si w ko cu. - Pomy leli cie panowie o organizacji dowodzenia?
Pa eczk przej teraz genera Scannell.
- Sir, proponuj wyznaczy admira a Morgana na g ównodowodz cego ca ego przedsi wzi cia. On pierwszy zaalarmowa nas o zagro eniu, a potem

rozpozna je jako bardzo powa ne. Wraz z dyrektorem Morrisem i jego asystentem komandorem Ramshawe'em we trójk prowadzili ca spraw .
Arnold jest do wiadczonym oficerem marynarki i politykiem, potrafi te opracowa plan dzia ania, który pozwoli nam na przygwo

enie nieprzyjaciela.

Bez wahania powierz mu funkcj naczelnego wodza operacji „Przyp yw" i specjalnego doradcy prezydenta. B

go s ucha i dowódcy wojskowi, i

rodowisko wywiadowcze, i politycy. adne inne rozwi zanie nie by oby do przyj cia.

- A gdzie, wed ug pana, mia by sprawowa t funkcj ? -spyta Bedford, z góry znaj c odpowied .
- Gdzie? W Bia ym Domu, oczywi cie. Prosz nie zapomina , e ta sytuacja potrwa zapewne nie d

ej ni par tygodni, pod warunkiem e

we miemy si w gar

i z apiemy Barracud . Przez ten czas podstawowe znaczenie b dzie mia a szybko

. Nie mo e by sporów, debat, oporu.

Wszyscy musz dzia

sprawnie i bez wahania. Admira Morgan b dzie potrzebowa bezwarunkowego pos usze stwa, a prawd mówi c, najwi ksze

szans na to b dzie mia wtedy, gdy zasi dzie w Gabinecie Owalnym jako pe ni cy obowi zki prezydenta, zanim pan si tam wprowadzi po
zako czeniu operacji.

Ta wypowied bardziej ni wszystko inne uzmys owi a Bedfordowi powag sytuacji: w adza wojskowa w Gabinecie Owalnym! Widzia jednak

wyra nie, e innego wyj cia nie ma.

- Czy mam wype ni jakie zadanie podczas tego... okresu przej ciowego dzisiaj po lunchu? - zapyta po prostu.
Przez sal przemkn o westchnienie ulgi. Najwa niejsza przeszkoda zosta a pokonana.
- Nie - odpowiedzia Scannell. - Chcemy jeszcze raz poprosi prezydenta o wspó prac , a w razie odmowy pozbawimy go w adzy. B dziemy mieli

przygotowane o wiadczenie,

233
w którym poinformujemy, e prezydent dozna powa nego za amania psychicznego i wraz z rodzin wyjecha tymczasowo do Camp David.

Oczywi cie b dzie tam pozostawa w areszcie domowym bez mo liwo ci jakiegokolwiek kontaktu ze wiatem. Nast pnie wezwiemy do Bia ego Domu
wyznaczonego przez S d Najwy szy s dziego, aby odebra od pana przysi

.

— A co z najwa niejszymi urz dami? Kogo chcecie si pozby ?
— Przede wszystkim tego idioty sekretarza obrony i doradcy do spraw bezpiecze stwa narodowego. I to szybko, zanim Arnold którego udusi. Pan

za pewnie zechce powo

nowego szefa gabinetu, wi c i ten bufon Hatchard b dzie musia odej

.

Paul Bedford wyrzek cicho s owa, jakich nigdy si nie spodziewa us ysze w swoich ustach.
— To dobrze. Schlemmer i Romney musz od razu wylecie . Ja sam wyja ni Hatchardowi, e wraz z ko cem kadencji jego szefa ko czy si jego

zatrudnienie w Bia ym Domu.

Tim Scannell wyrazi uczucia wszystkich zebranych, mówi c:
— Sir, ka dy z nas jest panu wdzi czny za zrozumienie. Nie mogli my siedzie z za

onymi r kami i patrze , jak ten b azen z Gabinetu Owalnego

pozwala na zniszczenie naszych najwi kszych miast. Musieli my dzia

.

— Rozumiem - odrzek Bedford. - Ja z kolei winienem panom wdzi czno

za wasz dalekowzroczno

i za pok adane we mnie zaufanie. Zw aszcza

admira owi Morganowi, którego, musz si przyzna , od dawna si ba em.

— Co ty, Paul! - burkn admira . - Do tej pory mnie nawet nie zna

.

— Zapewniam pana, admirale, e pa ska reputacja jest szeroko znana. Ciesz si , e b

z panem wspó pracowa ... hm... chyba...

Ca e towarzystwo wybuchn o miechem, nieco zbyt g

nym, jak to bywa, kiedy roz adowuje si nadmierne i strachem podszyte napi cie. Ulga

jednak nie trwa a d ugo. Kiedy wiceprezydent opu ci Pentagon, by wróci do Bia ego Domu, wszyscy odruchowo spojrzeli na zegarki. By o cztery

minuty
234
po dziesi tej, wtorek, 29 wrze nia 2009 roku. W tej chwili emerytowany admira Arnold Morgan, by y dyrektor NSA i doradca prezydenta do spraw

bezpiecze stwa narodowego, sta si de facto przywódc Stanów Zjednoczonych.

Tego samego dnia, w tej samej chwili (19.30 czasu lokalnego). Bandar Abbas
Genera Raszud i dowódca marynarki wojennej Iranu admira Mohammed Badr rozwa ali, czy niezb dne jest wys anie kolejnego komunikatu do

Waszyngtonu. Czy Amerykanie s dz , e kierownictwo Hamasu nie posunie si do zrealizowania swej gro by w obawie przed pot pieniem przez

wiatow opini publiczn ? Je li tak, to trzeba ich wyprowadzi z b du. Za jedena cie dni, 9 pa dziernika, Ben Badr wystrzeli dwa scimitary SL-2

prosto w krater Cumbre Vieja i nie ma od tego odwo ania. Rawi prawie ju ko czy wst pn wersj listu, któr po chwili odczyta admira owi.

Do przewodnicz cego Po czonego Komitetu Szefów Sztabów, Pentagon.
Nie mo ecie ju w aden sposób nas powstrzyma . Szkoda, e zignorowali cie nasze polecenia. B dziecie jeszcze pod wod , kiedy nasi bracia w

Palestynie znowu powstan .

Uzgodnili, e ten tekst zostanie nadany jak zwykle poczt elektroniczn nazajutrz, w rod , 30 wrze nia.
Wtorek, 29 wrze nia, godzina 10.05. Pentagon

background image

Minut po wyj ciu Paula Bedforda z sali konferencyjnej genera Scannell przeprosi zebranych i wróci do swego przyleg ego gabinetu. Zadzwoni

gor

lini do Bia ego Domu, prosz c o po czenie z prezydentem.

- Przepraszam, panie generale, ale prezydent jest akurat bardzo zaj ty. Czy mog mu przekaza , eby do pana od-dzwoni w wolnej chwili? -

odpowiedzia a sekretarka.

235
- Nie, nie mo e pani. Prosz mnie natychmiast po czy .
Po niespe na minucie w s uchawce odezwa si charakterystyczny g os Charlesa McBride'a. Prezydent powiedzia cicho:
- Generale, zaczynaj mnie odrobin m czy te niepo

dane zak ócenia mojego dnia pracy. Rozumiem jednak, e pa skie stanowisko daje panu

pewne przywileje, po wi

wi c panu pi

minut.

- Dzi kuj , sir. Z pewno ci zauwa

pan, e Hamas spe ni swoj gro

i punktualnie w zapowiedzianym terminie zdetonowa wulkan

Montserrat?
- Owszem, powiadomiono mnie o erupcji tego wulkanu, je li to pan ma na my li. Nie wiem za to, czy panu wiadomo, e od kilku lat on wybucha

niemal co miesi c?

- Ale nie tak jak dzi w nocy, sir. Prosz mi wierzy . To najsilniejsza erupcja od wielu lat, prawie tak niszcz ca, jak w przypadku Mount St. Helens...
- I co, wed ug pana, mam z tym zrobi ? - przerwa mu niecierpliwie McBride. - Przecie to nie ma najmniejszego zwi zku z nami. To si zdarzy o o

tysi ce kilometrów st d, w obcym pa stwie. Chyba wyra nie panu powiedzia em, kiedy poprzednim razem rozmawiali my na ten temat, e pa skie
teorie to czysta strata czasu i e nie ma absolutnie adnego powodu, aby stawia Pentagon i Bia y Dom w stan pogotowia...

Tym razem to Scannell przerwa swemu rozmówcy. Widzia , dok d zmierza ta konwersacja, i nie zamierza d

ej strz pi j zyka na pró no.

- Tak pan istotnie powiedzia , sir. Ale oni nie grozili, e zaatakuj nas bezpo rednio, tylko e poka

nam, co potrafi , w nadziei, i to nas przekona i

zmusi do spe nienia ich

da . Powtarzam po raz drugi, e w

nie nam pokazali, co potrafi .

- Nie przekona mnie pan. Nadal uwa am, e wybuch Mount St. Helens podsun jakiemu wariatowi pomys
z tym szanta em i e zbiegiem okoliczno ci uda o mu si trafi z kolejn gro

w moment kolejnej erupcji regularnie wybuchaj cego wulkanu na

Morzu Karaibskim. To nie jest wystarczaj cy powód, eby zwraca si do prezydenta Stanów Zjednoczonych o rzucenie do akcji po owy marynarki
wojennej, wycofanie naszych si z Bliskiego Wschodu... a to

236
wszystko kosztem miliardów dolarów... i o wywieranie nacisku na Izraelczyków, eby w tydzie opu cili swoje osiedla na Zachodnim Brzegu. Czy

pan nie widzi, generale, e to s histeryczne reakcje? Te

dania dotycz spraw tak wielkich i niemo liwych do zrealizowania, e aden prezydent nie

móg by ich traktowa serio, samemu nie wystawiaj c si na po miewisko!

— Sir, musz raz jeszcze o wiadczy , e dowództwo naszych si zbrojnych uwa a zagro enie ze strony Hamasu za bardzo powa ne. Jeste my

przekonani, e oni mog wysadzi w powietrze ten wulkan na Wyspach Kanaryjskich i zrobi to, wywo uj c tsunami, które zniszczy nasze wybrze e
atlantyckie. aden z wulkanologów, z którymi si konsultowali my, nie poda tego w w tpliwo

. Wszystko, co w tym celu musz zrobi , to strzeli w

krater rakiet o du ej sile ra enia, by mo e nuklearn . Osuni cie si milionów ton ska y do oceanu b dzie wtedy pewne, a to z kolei oznacza
powstanie niepowstrzymanej, katastrofalnej fali.

- Prosz pana... — prychn pogardliwie McBride. - Niech mnie Bóg chroni przed admira ami, genera ami i stukni tymi naukowcami. Stwarzacie

wi cej problemów ni wszyscy ludzie na tej planecie razem wzi ci. Zada mi pan ostatnie pytanie, a ja udzielam panu ostatecznej odpowiedzi. Uwa am
pa skie teorie za fantastyczn bajeczk . Do tej pory to ja mia em racj i nie w tpi , e tak b dzie nadal. Co za si tyczy tych gigantycznych posuni

,

jakich si pan ode mnie domaga, raz jeszcze musz panu odmówi . Nie pozwalam na przeczesywanie po owy Atlantyku w poszukiwaniu nie
istniej cego okr tu podwodnego po kolosalnych kosztach. Nie zamierzam wycofywa naszych

nierzy z Bliskiego Wschodu. Nie zwróc si te do

izraelskiego premiera z

daniem utworzenia wolnego pa stwa palesty skiego. Czy wyrazi em si wreszcie jasno?

- Obawiam si , e tak, panie prezydencie. Obawiam si , e tak.
Genera Scannell wolno od

s uchawk i wróci do sali konferencyj ne j.

— Panowie, w

nie rozmawia em z prezydentem. Nie zmieni stanowiska.

237
Admira Morgan spowa nia jeszcze bardziej, ale nie wygl da bynajmniej na zaskoczonego.
— W takim razie nasz plan przekazania w adzy w inne r ce musi zosta zrealizowany — powiedzia . — Panowie, wiem, e musimy si przygotowa

do ewakuacji tych miast, ale przede wszystkim trzeba znale

i zatopi ten pieprzony okr t podwodny.

— Arnoldzie, czy masz pomys na dyslokacj floty? - spyta Alan Dickson. - To w ko cu setka okr tów.
— Wiele nad tym rozmy la em, Alan. Je eli oni dysponuj prawdziwymi nowoczesnymi rakietami cruise, prawdopodobnie rosyjskimi, to w gr

wchodzi zasi g do tysi ca dwustu mil morskich. Wed ug mnie on zatrzyma si do

daleko od celu, by mo e o pi

set, mo e nawet o tysi c mil.

Przyjmijmy, e o tysi c. Na pocz tek b dziemy musieli u

SSN-ów albo TAFF-ów w systemie patroli w kwadratach operacyjnych.

Admira Morgan, jak ka dy wy szy oficer marynarki, mia zwyczaj mówi do wszystkich, jak gdyby wojennomor-ski argon by wspó czesn lingua

franca. Nie posta a mu w g owie my l, e s ludzie nie wiadomi, i SSN to atomowy podwodny okr t my liwski, a TAFF to fregata wyposa ona w towed
array, sonar holowany - urz dzenie, którego zawi

ci budowy i zastosowania te nie wszystkim s znane. Nie by o jednak czasu na wyja nienia.

— Nie zapominajmy przy tym, e TA nie wykryje Barra-cudy, je li oni nie pope ni jakiego b du albo nie narobi ha asu, w co osobi cie w tpi . Od

czego jednak musimy zacz

. Panowie z marynarki wojennej wiedz , e sonary holowane s

wietne, ale... Jeden okr t z TA p yn cy z pr dko ci

dziesi ciu w

ów w ci gu godziny przeszuka akwen o promieniu dziesi ciu mil morskich. Daje nam to obszar trzystu czternastu mil kwadratowych na

godzin . Na jednokrotne przeszukanie ca ego prawdopodobnego rejonu, gdzie Barracuda mo e przebywa , pi

dziesi t okr tów b dzie potrzebowa o

miu dni. - Morgan urwa i rozejrza si po sali. - My mamy dziesi

dni na jej znalezienie, je eli zaczniemy od jutra. Zwracam przy tym uwag , e te

zakrojone na szerok skal poszukiwania nie b

obejmowa y akwenów przybrze nych, które dla sonarów holowanych s znacznie

238
trudniejsze do monitorowania. Tam potrzeba ca ych eskadr mig owców z aktywnymi sonarami opuszczanymi, które powinny zaj

si pasem

mi dzy izobatami pi tnastu i pi

dziesi ciu s

ni. Co prawda mo na si te spodziewa , e sygna y aktywnych sonarów zmusi yby Barracud do

odej cia na g bsze wody, gdzie z kolei TA mia yby lepsze szans ... Ale je eli poszczególne miejsca mo emy sprawdzi tylko raz na osiem dni...
Cholera, marne szans ...

Morgan wsta zza sto u i podszed do rozwieszonej na cianie wielkiej mapie rodkowego Atlantyku, zakre laj c d oni kr g dla uzmys owienia

wszystkim ogromu powierzchni oceanu, jak musz bra pod uwag .

- Mo e nam si uda tylko wtedy, gdy znajdziemy si tam przed Barracud . Je li to si nam powiedzie, b dziemy mogli sformowa zewn trzny

pier cie obronny, przez który oni b

musieli przep yn

. Przy zak adanym promieniu tysi ca mil jest to okr g o d ugo ci sze ciu i wier tysi ca mil.

Praktycznie pozostaje nam z tego mniej wi cej jedna trzecia, wycinek w sektorze oko o stu dwudziestu stopni, od Azorów do brzegów Afryki w okolicach
Gwinei. Dwa tysi ce mil. Pi

dziesi t fregat z TA jest w stanie taki odcinek pokry . Tak czy owak musimy wys

w morze tyle jednostek, ile si da,

eby jak najwi cej uratowa przed tsunami. Koszty paliwa, prowiantu i pracy s do zniesienia. Problem jednak w tym, e mimo tak intensywnych

poszukiwa szans na wykrycie Barracudy s znikome. Pami tajmy, e nie us yszeli my jej ani razu przez par miesi cy. Jej dowódca jest naprawd
dobry i ma bardzo cichy okr t. Mo e przep yn

z minimaln pr dko ci pod naszymi fregatami i nie zosta spostrze ony. Musimy to dobrze

przemy le , panowie.

- To by a raczej pesymistyczna przemowa, Arnoldzie -zauwa

z przek sem George Morris. - Pouczaj ca, ale ponura. Nie powtarzaj jej tylko przy

prezydencie, bo jeszcze ci we mie za politycznego sympatyka.

- George, je li taki dzie kiedykolwiek nadejdzie... - Morgan si za mia - wówczas wyjd z pokoju ze s

bowym pistoletem i post pi zgodnie z

kodeksem honorowym oficera i d entelmena.

239
ROZDZIA 9
Wtorek, 29 wrze nia 2009 r., godzina 13.30. Atlantyk, 1800N/05300W.
Barracuda II p yn a z pr dko ci pi tnastu w

ów przez g bokie wody na wschód od Rowu Portoryka skiego. Krótko przed brzaskiem Badr na

chwil podszed na peryskopow , by odebra oczekiwany sygna z Bandar Abbas. Depesza przekazana za po rednictwem chi skiego satelity
potwierdzi a nast pne zadanie i wykonanie poprzedniego: OKRUTNE MORZE DLA SKRZYDLATYCH PIEWAKÓW. Genera Ra-szud, zdalnie
kieruj cy operacj z ira skiego sztabu, nie uwa

si za sk onnego do przechwa ek, ale mia jedn drobn s abo

: by dumny ze swojej umiej tno ci

uk adania tre ci kodowanych depesz. Ta ostatnia, zawczasu uzgodniona z Be-nem Badrem, wed ug Rawiego mog a uchodzi za majstersztyk. W tych
kilku s owach zawarte by y przemy lnie ukryte informacje; Okrutne morze to tytu s ynnej ksi

ki Nicho-lasa Monsarrata, co przez blisko

brzmienia

kojarzy o si z wysp Montserrat i informowa o Bena o sukcesie misji, a zwrot „skrzydlaci piewacy" kierowa Barracud II ku ostatecznemu celowi i
potwierdza , e klamka zapad a: okrutny los wyspy w ojczystym archipelagu kanarków, a z ni i aroganckiego Wielkiego Szatana mieszaj cego si do
spraw Bliskiego Wschodu, musi si dope ni . Ca kiem literackie, jak na komandosa; genera Raszud alias major Ray Kerman móg by zbiera
tek ciarskie laury na festiwalu pie ni

nierskiej, gdyby ktokolwiek wpad na pomys jego zorganizowania. Kontradmira Badr by bliski ekstazy.

Wszystko sz o zgodnie z planem i nied ugo wype ni przeznaczenie, jakie wyznaczy im sam Allah.

240
Barracuda II znajdowa a si teraz mniej wi cej w po owie drogi mi dzy Antylami a wzgl dnie bezpiecznymi wodami nad Grzbietem ródatlantyckim,

yn c na du ej g boko ci kursem 083°. Dowódca wraz z szefem okr tu Alim Zahedim stali w pomieszczeniu sk adowym rakiet, popijaj c s odk kaw

i spogl daj c na reszt swojego arsena u - dziesi

scimi-tarów, z których dwa mia y zamontowane taktyczne g owice j drowe po dwie cie kiloton. Ben

przesun ostro nie palcem po ostrym czubku najbli szej rakiety, jakby g adzi

pi cego lwa. Nie móg oderwa wzroku od z otych liter na jej kad ubie:

background image

SCIMITAR SL-2.
- Taka jest wola Allaha - rzek cicho do siebie.
Wtorek, 29 wrze nia 2009 r., godzina 15.00. Bia y Dom
Prezydent McBride z nie skrywan irytacj zgodzi si na krótkie spotkanie z genera em Scannellem i admira em Dick-sonem, bo nie mia wyboru.

Nawet jego wierny szef gabinetu pokr ci z dezaprobat g ow , kiedy próbowa si od tego wykr ci .

- Nie da rady, sir - sykn z progu Gabinetu Owalnego. -Musi go pan przyj

. To oczywiste.

Gdyby nie by o oczywiste, sam mia by z tym k opot, Billy, pomy la prezydent.
- Je li on ma dla pana jakie naprawd wa ne informacje, a pan odmówi ich wys uchania... i stanie si najgorsze, to on mo e doprowadzi do pana

usuni cia. Musi si pan z nim zobaczy i tyle.

Charles McBride przydzieli dowódcy si zbrojnych i szefowi operacji morskich dziesi

minut swojego cennego czasu, zgadzaj c si ich przyj

o

pi tnastej pi

. Przybyli pi

minut wcze niej dwoma samochodami sztabowymi i w liczniejszym gronie, ni si prezydent spodziewa . W pierwszym

Wozie z Timem Scannellem jecha Arnold Morgan i dowódca Korpusu Marines, genera Clark; w drugim admira owi Dick-sonowi towarzyszyli
CINCLANT, admira Doran i naczelny dowódca si NATO, genera Boyce. Z wyj tkiem admira a Mor-

241

gana wszyscy byli w mundurach. Zajechali pod Bia y Dom od strony West Executive Avenue, parkuj c u stóp schodów wiod cych na tak zwany

Podjazd Dyplomatyczny i do „frontowych" drzwi zachodniego skrzyd a. Wysiedli i w zwartym szyku ruszyli do rodka, eskortowani przez oczekuj

na

nich czwórk marines. Na widok genera a Clarka pe ni cy wart

nierz w pe nym galowym granatowo-czerwonym mundurze ze z otymi galonami

stan na baczno

i z krótkim: „Dzie dobry, sir!" chwyci za mosi

klamk , otwieraj c przed nimi drzwi. W korytarzu przywita ich wo ny,

dwumetrowy by y bosman z US Navy, i jeden z agentów Se-cret Service, najwyra niej przygotowani na ten militarny najazd. Agent zapyta genera a
Scannella, czy mo e by w czym pomocny.

- Tak, w dwóch sprawach - odrzek przewodnicz cy PKSS. - Po pierwsze, najdalej za dziesi

minut na trawniku wyl duje mig owiec

marynarki z Andrews. Dopilnujcie, eby wydzia wojskowy o tym wiedzia . Po drugie, powiadomcie central telefoniczn , e przeprowadzamy ci le
tajny alarm wiczebny. Od tej chwili przez najbli sze pó godziny nie wolno im czy

adnych rozmów, ani przychodz cych, ani wychodz cych.

- Tak jest, sir! - wyrecytowa agent, równie by y oficer wojsk l dowych. - I... hm... admirale Morgan, sir... czy b dzie panu potrzebna przepustka?
- Siadaj, Tommy, jestem zaj ty — pad a odpowied . Agent, który zawsze ywi niek amany podziw dla by ego
doradcy prezydenta do spraw bezpiecze stwa narodowego, nie móg si powstrzyma od miechu.
- Mam nie pieprzy , sir?
- Dobrze to uj

, Tommy.

Ca a szóstka wraz z

nierzami pomaszerowa a korytarzem prosto do Gabinetu Owalnego. Przed drzwiami Bili Hatchard mówi co do sekretarki,

która ze zdziwieniem ogarn a spojrzeniem nadci gaj cy w szyku i gali „oddzia ". Zacz a si usprawiedliwia , e nie wiedzia a, i w tym
kilkuminutowym spotkaniu ma wzi

udzia a tylu go ci.

- Prosz si tym nie martwi - odrzek genera Clark. Równie przed wej ciem do gabinetu prezydenta sta o
242
dwóch wartowników z Korpusu Marines. Clark zwróci si do jednego z nich, polecaj c, aby sprowadzi dodatkowo jeszcze co najmniej o miu

nierzy.

- Tak jest, sir! - Wartownik strzeli obcasami i szparko ruszy wype ni rozkaz.
Sekretarka patrzy a na to z widocznym niepokojem, który jeszcze si zwi kszy , kiedy genera rzek do drugiego wartownika:
- A wy udajcie si do g ównej centrali telefonicznej i dopilnujcie, eby nie czono adnych rozmów. Odpowiedni rozkaz zosta ju wydany.
Genera Scannell omin zdumion kobiet i bez pukania otworzy drzwi Gabinetu Owalnego. Prezydent McBride podniós wzrok znad czytanego

akurat dokumentu i z zaskoczeniem patrzy na wchodz

za przewodnicz cym doborow pi tk wy szych oficerów.

- Generale, to ju lekka przesada. Zgodzi em si porozmawia z dwoma z was, a nie z ca dywizj . Prosz poleci tamtym czterem wyj

z

gabinetu.
Przewodnicz cy PKSS, nie zwracaj c uwagi na gniewne s owa i ton g owy pa stwa, rzek :
- Panie prezydencie, dzi o dziesi tej rano poinformowa mnie pan, e nie wyra a zgody na podj cie przez ameryka skie si y zbrojne dzia

maj cych na celu zapobie enie atakowi terrorystów z Hamasu na nasz kraj, a w najgorszym razie zminimalizowanie jego skutków. Czy mam rozumie ,

e nie zmieni pan zdania?

- Tak jest. To wszystko jeden wielki stek bzdur. A teraz, je li to wszystko, co ma mi pan do powiedzenia, b

wdzi czny, je eli pozbawi mnie pan

swojego towarzystwa.

- Sir, to w adnym razie nie wszystko, co mam panu do powiedzenia. Jestem zmuszony o wiadczy , e dowódca marynarki wojennej, dowódca

wojsk l dowych, naczelny dowódca si NATO, dowódca Floty Atlantyku, dowódca Korpusu Marines, a tak e admira Arnold Morgan jednomy lnie
zgadzaj si , e nie ma pan racji. Ka dy z nas jest przekonany, e miasta na Wschodnim Wybrze u znalaz y si w miertelnym zagro eniu ze strony
bezlitosnego nieprzyjaciela. Pan nie tylko umywa r ce od odpowiedzialno ci, ale wr cz przeszka-

243
dza nam w naszych usi owaniach zabezpieczenia obywateli i ich mienia, nie wspominaj c o historycznych dokumentach i skarbach kultury naszego

kraju, które s przechowywane w tych miastach.

- Generale, to s decyzje, które tylko ja jestem w adny podejmowa . Nie pan czy ktokolwiek z wojskowych w Pentagonie.
- Sir, zapewniam pana, e je eli wojskowi z Pentagonu uwa aj , e Stanom Zjednoczonym zagra a wróg, a w Bia ym Domu urz duje

niekompetentny prezydent, to nie oni, ale on musi odej

. To my jeste my sta ymi stra nikami bezpiecze stwa tego kraju i s dz , e b dzie pan mia

okazj si przekona , e ludzie bardziej ufaj nam ni politykom.

Charles McBride patrzy na Tima Scannella z niedowierzaniem w szeroko otwartych oczach.
- Jak pan mie mówi do mnie w taki sposób? Mam tego dosy , s yszy pan?! Wyno cie mi si st d wszyscy, zanim ka

wartownikom was

wyprowadzi !
- Mo e powinienem panu przypomnie , e wart w Bia ym Domu pe ni

nierze piechoty morskiej, a ich dowódca stoi tu obok mnie.

McBride uderzy pi

ci w blat polerowanego d bowego biurka.

- Zaraz zobaczymy! — krzykn , api c za s uchawk telefonu.
Linia by a jednak g ucha, podobnie jak wszystkie inne w ca ym kompleksie siedziby prezydenta. McBride cisn s uchawk na wide ki. R ce mu si

trz

y, kiedy urywanymi, sycz cymi zdaniami mówi :

- Zawsze mówi em, e wszyscy jeste cie band wariatów... Chcecie niemo liwego... Nie mog ot, tak zarz dzi ewakuacji milionów ludzi... Nie mog

narzuca Izraelczykom... Ja nic nie wiem o dyslokacji okr tów... Dlaczego to robicie? Dlaczego, do jasnej cholery, nie zostawicie mnie w spokoju,

ebym móg robi to, po co zosta em wybrany?!

- Sir, w naszej opinii nie jest pan zdolny rz dzi tym krajem podczas kryzysu, w jakim si znale li my. Jeszcze dzi prezydent musi wyg osi or dzie

do narodu i jest oczywiste, e nie mo e to by pan. - G os genera a Scannella nabra

244
stalowego tonu. - W imieniu si zbrojnych Stanów Zjednoczonych pozbawiam pana stanowiska. Przez najbli sze dziesi

minut w naszym kraju

dzie trwa stan wyj tkowy, dopóki nie zostanie zaprzysi

ony nowy prezydent. Jak panu wiadomo, zgodnie z konstytucj b dzie to dotychczasowy

wiceprezydent Paul Bedford...

- Nie mo e pan nic podobnego zrobi ! - wrzasn McBride.
- Nie mog ?... Generale Clark, prosz sprowadzi czteroosobowy oddzia marines.
- Tak jest!
Kenneth Clark podszed do drzwi i ruchem d oni wezwa czekaj cych

nierzy.

- Sta cie po obu stronach prezydenta i b

cie gotowi, gdyby chcia zrobi co nieprzewidzianego - poleci .

- Panie prezydencie, oto pa ska rezygnacja. - Genera Scannell po

na biurku arkusz papieru. - Jak pan widzi, jest ju na niej urz dowa piecz

.

Prosz j przeczyta ... i podpisa .

Charles McBride g uchym g osem odczyta zdanie:
- „Niniejszym sk adam rezygnacj ze stanowiska prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki z powodu utraty zdrowia, co potwierdzam

asnor cznym podpisem... Waszyngton, dnia 29 wrze nia 2009 roku"... A je li odmówi ?

- Zostanie pan aresztowany za wiadome i celowe nara anie obywateli USA na niebezpiecze stwo przez odmow podj cia dzia

obronnych w

obliczu nieprzyjaciela. To b dzie oczywi cie równoznaczne z natychmiastowym pozbawieniem pana urz du i kompromitacj w oczach narodu. Prosz
to podpisa albo pana st d wyniesiemy. Nie mamy czasu na ceregiele.

- Ale wy nie mo ecie tak po prostu mianowa sobie nowego...
- Zamknij si wreszcie, McBride! - warkn admira Morgan. - Do

si ju nagada

.

Prezydent zaniemówi . Sta przez chwil jak ra ony, po czym wolno si gn po pióro i podpisa le

cy przed nim dokument.

- Zostanie pan teraz odprowadzony do mig owca czeka-
245

cego przed budynkiem, który odwiezie pana do Camp David — rzek przewodnicz cy PKSS. - Pozostanie tam pan w areszcie domowym, dopóki

nie poradzimy sobie z zagro eniem ze strony Hamasu. Czy Pierwsza Dama jest w Bia ym Domu? A inni cz onkowie rodziny?

— Tylko moja ona. Jest w apartamencie.

background image

— Ona równie poleci z panem. W Camp David nie b dzie wolno nikomu z was kontaktowa si w jakikolwiek sposób z kimkolwiek na zewn trz.

Linie telefoniczne b

od czone, a telefony komórkowe skonfiskowane. — Genera Scannell spojrza na zegarek i mrukn do Clarka: — Niech

go st d zaraz zabior , a my idziemy prosto do biura nowego prezydenta. S dzia Moore czeka ju , eby odebra od niego przysi

.

Operacja zosta a przeprowadzona z i cie militarn precyzj . Bez zastrze

wierzono, e naczelne dowództwo ameryka skich si zbrojnych mówi

prawd , jest obiektywne i dzia a bez ukrytych motywów politycznych. Cz onkowie S du Najwy szego nie mieli co do tego w tpliwo ci i dwaj s dziowie,
których zgoda by a niezb dna do udzielenia s dziemu Moore'owi odpowiedniego pe nomocnictwa, od razu spe nili pro

Pentagonu. Jedynym

politykiem, którego genera Scannell poinformowa o przygotowywanym „przewrocie", by senator Edward Kennedy, jeden z cz onków senackiej komisji
do spraw si zbrojnych, którego patriotyzm by niekwestionowany, a osobistej motywacji do dzia ania w najlepszym interesie Stanów Zjednoczonych nikt
nigdy nie poda w w tpliwo

. W obecnej sytuacji admira Morgan z góry zapewni wszystkich o jego poparciu, cho by dlatego, e rodzinna posiad

Kennedych po

ona jest na samym brzegu cie niny Nantucket, prosto na drodze gro

cego tsunami.

— Ale znam Eda dobrze i wiem, e gdyby nawet mieszka na najwy szym pieprzonym szczycie Gór Skalistych, to te by post pi w

ciwie. On te

nas zna i dobrze si orientuje w sprawach US Navy jako przewodnicz cy podkomisji si morskich. Wie, e czego takiego by my nie zmy lali. Zaufa
nam i w pe ni poprze, mo ecie na to liczy .

I tak oto Charles McBride zosta wyprowadzony za okcie z Gabinetu Owalnego przez dwóch marines. W prezydenckim
246
apartamencie na pi trze pani McBride potraktowano znacznie delikatniej, ale pozwolono jej zabra tylko torebk , zapewniaj c, e rzeczy osobiste

obojga zostan dowiezione do Camp David wieczorem. Za godzin nowo zaprzysi

ony prezydent Bedford mia obwie ci zaszokowanemu narodowi

rezygnacj swego poprzednika z powodu za amania psychicznego.

Sze ciu popo udniowych go ci Bia ego Domu wysz o za usuni tym prezydentem na trawnik przed budynkiem. Sto metrów dalej mig owiec z

emblematami US Navy sta gotowy do startu. Z innego wyj cia wysz a w tej samej chwili Pierwsza Dama. Genera Clark pozosta na miejscu,
obserwuj c odlot maszyny, pozostali za udali si do gabinetu wiceprezydenta. By o ju uzgodnione, e tym razem pomini te zostan zawi e niuanse
dwudziestej pi tej poprawki do konstytucji, wytyczaj ce procedur przekazywania w adzy w r ce wiceprezydenta w razie niedyspozycji zdrowotnej

owy pa stwa, poci gaj cej za sob niezdolno

do wype niania obowi zków. Poprawka ta zosta a zastosowana do tej pory tylko dwukrotnie: po

zranieniu prezydenta Reagana przez zamachowca i w kwietniu 1989 roku, kiedy George Bush musia si podda operacji w znieczuleniu ogólnym.

W obecnej sytuacji zdecydowano, e wiceprezydent powinien zosta zaprzysi

ony bez adnej zw oki. Nie by o w ko cu adnej szansy na powrót

Charlesa McBride'a do Bia ego Domu. W biurze Paula Bedforda by ju senator Kennedy. S dzia Moore wyg osi

wi te s owa, które ka dy prezydent

musi powtórzy , obejmuj c urz d: „Przysi gam uroczy cie, e b

wiernie wype nia obowi zki prezydenta Stanów Zjednoczonych i czyni wszystko,

co w mojej mocy, aby dochowywa , broni i strzec konstytucji naszego kraju".

Rozdzia drugi ustawy najwy szej ustanawia go z t chwil naczelnym dowódc si zbrojnych USA. Paul Bedford natychmiast podpisa akt nominacji

admira a w stanie spoczynku Arnolda Morgana na swego specjalnego doradc na czas obecnego kryzysu zwi zanego z gro

Hamasu. Z

te

podpis na za czniku uprawniaj cym admira a do urz dowania w Gabinecie Owalnym jako zwierzchnika wszystkich si morskich, l dowych i
powietrznych, bior cych udzia w ope-

247

porucznikiem wys uchuj cym wskazówek udzielanych mu przez jednego z najwa niejszych admira ów, jacy kiedykolwiek s

yli temu krajowi. Arnold

szybkim ruchem wyrwa kartk z bloku i poda j prezydentowi.

- To wszystko? - spyta Bedford.
- Wszystko, co mo emy zrobi - odrzek admira . - Za pi tna cie minut wchodzi pan na mównic , a my z Frankiem musimy ju i

.

- Okay, sir. Dam sobie rad .
- Paul, w tym pokoju mo esz mnie nazywa , jak ci si podoba. Ale na Boga, nie mów do mnie „sir" przy ludziach!
- Jasne, sir! - Bedford si roze mia mimo powagi sytuacji.
- I jeszcze jedno, panie prezydencie - rzek Morgan, ju wychodz c z gabinetu. - Kiedy Winston Churchill za

da ca kowitego przegrupowania floty

na pó nocnym Atlantyku, powiedzia pierwszemu lordowi admiralicji: „Je eli to si nie zmie ci na jednej stronie jednego arkusza papieru, to znaczy, e
nie zosta o dobrze przemy lane".

To rzek szy, znikn . W drzwiach wida by o tylko plecy dowódcy Floty Atlantyku, usi uj cego dotrzyma mu tempa.
- Jezu Chryste! - westchn Bedford. - Co to za facet? W tej chwili ku zaskoczeniu wszystkich obecnych admira
Morgan znów si ukaza w wej ciu.
- Zapomnia em o czym , Paul. Lepiej zaraz wywal na zbity eb sekretarza obrony Schlemmera i Cyrusa Romneya, a potem Hatcharda, kiedy ju go

zwolni z zebrania. Odr czna notka do ka dego z podzi kowaniem za wszystko, czego dokonali. Par linijek, dobra?

- W porz dku, Arnie, za atwione - odrzek prezydent. -Mog sobie po yczy twoje biurko?
Admira Morgan mia si jeszcze d ug chwil , schodz c do podziemnej cz

ci zachodniego skrzyd a. W pokoju sytuacyjnym zasta wielce

poruszonych kierowników wszystkich wydzia ów Bia ego Domu: protokolarnego, ochrony, czno ci, obs ugi, transportu, prasowego... By tam Bili
Hatchard i sekretarz stanu, i g ówny kamerdyner, i zespó pisz cy przemówienia, a nawet sekretarka Charlesa McBride'a. Wszyscy domagali si
informacji, nie maj c poj cia, co si dzieje-

250
Przed wej ciem do sali stan o czterech wartowników, dwóch innych zaj o pozycj przy windzie. Wpuszczali ka dego, kto mia odpowiednie

dokumenty, ale nie wypuszczali nikogo. Skonfiskowane telefony komórkowe pi trzy y si na biurku, za którym siedzia dowódca warty. Do chwili
wyg oszenia przez nowego prezydenta o wiadczenia dla mediów aden cz onek personelu Bia ego Domu nie móg si skontaktowa z nikim na

zewn trz.
W pomieszczeniu oprócz du ego sto u konferencyjnego sta o jeszcze sporo biurek i stolików z komputerami, telefonami i ró nymi akcesoriami

sekretarskimi. Dzisiaj nie by y do niczego potrzebne, ale ludzie szybko zajmowali przy nich miejsca, by o bowiem oczywiste, e przy tej liczbie
zebranych zabraknie dla wszystkich miejsc nie tylko przy g ównym stole.

Arnold Morgan zasiad na wielkim krze le, niegdy zajmowanym przez Ronalda Reagana. Przysun bli ej siebie jeszcze jedno dla admira a Dorana,

po czym przywo

zgromadzenie do porz dku, plasn wszy niecierpliwie otwart d oni w stó .

— Dla garstki z was mo e to przypomina dawne czasy. Do wiadomo ci pozosta ych, nazywam si Arnold Morgan, admira w stanie spoczynku, by y

dyrektor NSA, a pó niej doradca prezydenta do spraw bezpiecze stwa narodowego. Nie jestem pewien, jak szybko kr

tu teraz plotki, ale chcia bym

wam oznajmi , e przed nieca godzin prezydent Charles McBride z

rezygnacj z urz du z przyczyn zdrowotnych. Zgodnie z konstytucj do

obj cia jego obowi zków zosta niezw ocznie powo any wiceprezydent. Przysi

odebra s dzia Moore z S du Najwy szego. Ceremonia odby a si tu,

w Bia ym Domu, a jej wiadkami byli senator Edward Kennedy, przewodnicz cy Po czonego Komitetu Szefów Sztabów genera Scannell, szef operacji
morskich admira Dick-son, dowódca Floty Atlantyku admira Doran, który siedzi tu obok mnie, genera owie Boyce i Clark oraz ja. Dziennikarze
dowiedz si o zmianie w Gabinecie Owalnym za dziesi

minut, a pa stwo wszyscy obejrz w telewizji wyst pienie prezydenta Bedforda. Oczywi cie

zmieni si tak e cz

personelu, ale nie w ród tych pracowników, na których mo emy

251
polega . Jednak najwa niejsze, co mam wam do powiedzenia, to to, e nasze Wschodnie Wybrze e znalaz o si w sytuacji najwi kszego

zagro enia ze strony terrorystów w ca ej historii USA, gorszego nawet od 11 wrze nia. To w

nie zagro enie sta o si przyczyn za amania

psychicznego prezydenta McBride'a, który w tej chwili znajduje si pod opiek specjalistów. Pan McBride z w asnej woli ust pi ze stanowiska, nie daj c
sobie rady z rosn cym napi ciem i maj c wiadomo

, e nie ma adnego do wiadczenia wojskowego i e jego zast pca Paul Bedford, który ma za

sob pi

lat s

by w marynarce wojennej, w czasie kryzysu mo e by lepszym przywódc USA ni on. By y prezydent przebywa obecnie wraz z

ma onk w Camp David i do Bia ego Domu ju nie powróci. Co do istoty zagro enia, o którym mówi , chodzi po prostu o grasuj cy na Atlantyku
atomowy okr t podwodny zbudowany w Rosji i obsadzony przez grup fanatycznych terrorystów z Hamasu.

W sali zapad a grobowa cisza, podczas gdy admira przedstawia gro by i

dania Palesty czyków. Po krótkiej przerwie zacz mówi dalej:

— Wypadki ostatnich miesi cy dowodz , e oni s do tego zdolni. Spowodowali wybuch Mount St. Helens, a wczorajszej nocy spe nili sw drug

gro

, punktualnie niemal co do minuty, pobudzaj c do erupcji wulkan na wyspie Montserrat. W ostatnim komunikacie zapowiadaj , e uderz w

Palm 9 pa dziernika. Najwa niejszym dla nas zadaniem jest oczywi cie znale

ten okr t, ale rozpocz li my ju tak e wst pne dzia ania w celu

ewakuacji ca ego Wschodniego Wybrze a na wy ej po

one tereny, na wypadek gdyby akcja marynarki wojennej si nie powiod a. Pocz wszy od

dzisiaj, si y policyjne, wojsko i Gwardia Narodowa b

pilnowa porz dku w miastach, aby zapobiec wybuchom paniki po telewizyjnym or dziu

prezydenta. Od chwili erupcji wulkanu Cumbre Vie-ja up ynie zaledwie dziewi

godzin, zanim tsunami uderzy w Nowy Jork. Nasz nowy prezydent

mianowa mnie naczelnym dowódc wszystkich si bior cych udzia w tej operacji na okres najbli szych dwóch tygodni. Przez ten czas zaczniemy
wywo enie skarbów narodowych, zbiorów muzealnych, historycznych dokumentów, gie dy nowojorskiej, szkó i uczel-

252

ni. B

kierowa operacj z Gabinetu Owalnego, w cis ej wspó pracy z prezydentem Bedfordem i pi cioma wy szymi oficerami, którzy byli

wiadkami jego zaprzysi

enia. W tej chwili nie b

odpowiada na pytania. Prosz , aby kto w czy telewizory i ustawi kana której z g ównych sieci,

eby my mogli wszyscy wys ucha prezydenckiego or dzia.

W pokoju sytuacyjnym mo na by us ysze przelatuj

much , gdyby uda o si której przedosta przez zainstalowany tam specjalny system filtrów i

klimatyzacji. Nikt si nie odezwa , cz

ludzi tylko cicho zmienia a pozycj , aby dobrze widzie ekrany. Tymczasem na górze w sali prasowej

kilkudziesi ciu akredytowanych w Bia ym Domu dziennikarzy, nazywanych czasem „lwami" (nie przez skojarzenie z królewsk postaw , ale raczej z
rzymskimi igrzyskami), z ka

minut coraz bardziej si niecierpliwi o. Nikt z nich nie mia zielonego poj cia, co si szykuje, i chocia kilku znudzonych

background image

fotoreporterów drzema o w fotelach, w tylnej cz

ci sali, gdzie zasiadali ludzie z serwisów telegraficznych, powoli zaczyna o wrze . Zwo ana ad hoc z

wyprzedzeniem zaledwie dwudziestu minut konferencja prasowa by a czym w najwy szym stopniu niezwyk ym. Reporterzy skupiali si w grupki,
zastanawiaj c si nad przyczyn tego zamieszania. Zdecydowanym faworytem w tych zak adach by a teza, e prezydent McBride og osi stan kl ski

ywio owej na wyspie Montserrat i po le tam ameryka sk pomoc. Wielkie rzeczy. Jednak co bardziej spostrzegawczy dziennikarze zauwa yli

obecno

a o miu marines ustawionych po obu stronach podwy szenia z mównic . To by wiadczy o, e chodzi o co powa niejszego ni karaibski

wulkan. Nic jednak nie wskazywa o na to, e za chwil us ysz najwi kszy news roku.

Up yn o jeszcze kilka minut i „lwy" zaczyna y by rozdra nione; zawsze tak bywa w „porze karmienia", je li „dozorca" si spó nia. „Gdzie on, u

diab a, jest?... Ludzie, za chwil b dzie za pó no na wieczorne wydania... Co za idiotyczna pora na konferencj ... Kogo to obchodzi, e on chce posy
pieni dze podatników na Montserrat?"

O szesnastej dwadzie cia pi

sala prasowa przypomina a ul. Nag e pojawienie si rzecznika prasowego wiceprezydenta Bedforda, Lee Mitchella, w

najmniejszym stopniu nie wp y-

253

o na zmniejszenie poziomu ha asu. Kiedy jednak wszed na mównic , w czy mikrofony i poprosi o cisz , dziennikarze z wolna i niech tnie

dopu cili go do g osu.

Mitchell, m ody, wysoki by y komentator polityczny z „Atlanta Constitution", od razu przeszed do sedna.
— Panie i panowie, jestem tu po to, aby was oficjalnie poinformowa , e Charles McBride godzin temu ust pi ze stanowiska. O pi tnastej

pi

dziesi t trzy zgodnie z konstytucj Stanów Zjednoczonych wiceprezydent Paul Bedford przej jego obowi zki i z

przysi

przed

wyznaczonym przez S d Najwy szy s dzi Moore'em.

Milcz ce zgromadzenie eksplodowa o okrzykami reporterów, rozdartych mi dzy ch ci zasypywania rzecznika dodatkowymi pytaniami a odruchem

natychmiastowego zaalarmowania swoich redakcji. „Ust pi ? Jak to, ust pi ? Kiedy? Gdzie? Dlaczego? Dlaczego teraz? Gdzie jest prezydent? Czy
nadal przebywa w Bia ym Domu? Co spowodowa o jego decyzj ?" Up yn y pe ne dwie minuty, zanim szum przycich , i to tylko dlatego, e Lee Mitchell
najwyra niej nie mia zamiaru odezwa si cho by s ówkiem, dopóki znów nie zapadnie cisza.

- Dzi kuj . Na tej konferencji nie b dziemy odpowiada na pytania. Powiem wam jednak, e pan McBride odpoczywa w tej chwili w Camp David,

gdzie jest otoczony opiek lekarsk . Przeszed ostre za amanie nerwowe i mo e nie wróci do zdrowia przez kilka tygodni. Pierwsza Dama jest przy
nim. W tych okoliczno ciach nie widzia innego wyj cia, jak tylko z

rezygnacj .

umione emocje znów wyrwa y si spod kontroli. „To sprawa wagi pa stwowej! Ludzie maj prawo wiedzie ! Co mam powiedzie czytelnikom?

Jakie za amanie nerwowe? To jest Ameryka, nie carska Rosja! Mitchell, p ac ci za to, eby nam mówi , co si , u diab a, dzieje z prezydentem!"

Dziennikarze dysponowali pewn si , niektórzy potrafili bystro my le , ale nie mieli szans w zderzeniu ze sprawn inscenizacj re yserowan przez

Morgana, Bedforda i Scan-nella. W tej chwili nast pi a zmiana sceny. Lee Mitchell odsun si na bok, by oficjalnie przywita przewodnicz cego
Po czonego Komitetu Szefów Sztabów, za którym weszli do

254
sali szef operacji morskich, dowódca Korpusu Marines i naczelny dowódca NATO, zajmuj c pozycje wyznaczone im przez Arnolda Morgana - „za

ruf prezydenta w szyku czo owym". Ryki g odnych „lwów" stopniowo przycich y, ust puj c bardziej godnym d wi kom; z g

ników pop yn y znajome

tony Hail to the Chief, marsza prezydenckiego. Linie telefoniczne Bia ego Domu znów by y w czone i zaczyna y przesy

kilowaty sygna ów. Kamery

telewizyjne pracowa y, komentatorzy spiesznie relacjonowali szokuj ce nowiny, na ty ach sali reporterzy agencyjni nadawali depesze; wszyscy
pozostali, przykuci do swych miejsc przez tradycj i protokó , pisali w notatnikach.

W ten dziennikarski wir wkroczy w takt marsza Paul Bedford, postawny, ysiej cy Wirginijczyk, zajmuj c miejsce za ustawion na podwy szeniu

mównic z god em prezydenckim. Stan przed zgromadzeniem pozornie spokojny, popatrzy na rz d mikrofonów przed sob i powiedzia
zdecydowanym tonem:

- Mam zaszczyt poinformowa pa stwa, e godzin temu zosta em czterdziestym pi tym prezydentem Stanów Zjednoczonych. Jak ju pewnie

wiecie, prezydent McBride zmuszony by nagle zrezygnowa ze swego urz du z przyczyn zdrowotnych. To by o nieoczekiwane, niefortunne wydarzenie
i wszyscy yczymy mu szybkiego i pe nego powrotu do zdrowia. Tymczasem jednak rz d musi funkcjonowa bez zak óce . Z najwi kszym smutkiem i
niepokojem musz wam oznajmi , e stoimy dzi w obliczu chyba najwi kszego niebezpiecze stwa, jakie kiedykolwiek grozi o naszemu krajowi. Nie

odpowiada na pytania, ale postaram si przedstawi w zarysie skal ataku terrorystycznego, jaki ma wkrótce nast pi ...

- Czy jest jaki zwi zek mi dzy tym atakiem i rezygnacj prezydenta? - krzykn który z reporterów.
- Czy by by pan uprzejmy poda mojej sekretarce, jaki jest pana j zyk ojczysty? - Paul Bedford skorzysta z zaproponowanej przez Arnolda Morgana

jedynej mo liwej odpowiedzi na niepo

dane pytanie.

Sala wybuchn a miechem, a prezydent kontynuowa wypowied .
255

— Cztery miesi ce temu otrzymali my z niewiadomego ród a na Bliskim Wschodzie komunikat, w którym palesty ska organizacja terrorystyczna

Hamas wzi a na siebie odpowiedzialno

za spowodowanie wybuchu Mount St. He-lens w stanie Waszyngton. Przeprowadzone przez nas

dochodzenie wykaza o, e to prawda. Wkrótce potem zostali my poinformowani, e mamy zaledwie kilka tygodni na absolutne wycofanie naszych si
militarnych z ca ego regionu bliskowschodniego i zmuszenie Izraela do opuszczenia okupowanych terytoriów na Zachodnim Brzegu. Nie musz
dodawa , e rz d podszed do tych komunikatów sceptycznie, ale z ostro no ci . Zacz li my nawet niewielkie przemieszczenia naszych wojsk i
okr tów. Po nied ugim czasie przys ano nam kolejn gro

z dodatkowym szczegó em: je eli nie zrobimy, czego od nas

daj , terrory ci powtórz

wyczyn z Waszyngtonu na Wyspach Kanaryjskich.

W sali panowa a g ucha cisza. Wszyscy czekali w napi ciu na nast pne s owa prezydenta, który przerwa na chwil , w duchu si modl c, aby albo sir

Winston Churchill, albo Arnold Morgan podsun mu jakie notatki, je eli ju nie gotowy tekst na jednej stronie jednego arkusza. Brn jednak dzielnie
dalej, opisuj c prognozy naukowców zwi zane z potencjaln erupcj Cumbre Vieja.

— Có , prezydent McBride pozostawa nie przekonany, cho zaniepokojony. W Pentagonie natomiast traktowano te gro by bardzo powa nie.

Wkrótce za nadszed nast pny komunikat, w którym Hamas ostrzega , e o pó nocy 29 wrze nia poka e, co potrafi, i e 9 pa dziernika uderzy w
Cumbre Vieja.

— Czy zasi gn li cie opinii uczonych ameryka skich w tej sprawie?
— Oczywi cie, e nie. - Prezydencka riposta by a b yskawiczna. — Nawet nam to do g owy nie przysz o.
Skonfundowany reporter z Associated Press usiad jak niepyszny w ród miechu kolegów, Bedford za niewzruszony mówi dalej:
— Tak wi c, panie i panowie, mamy przed sob dwa zadania. Po pierwsze, znale

i zatopi okr t podwodny, który ostrzela rakietami cruise Mount

St. Helens i wulkan na

256
Montserrat, po drugie, rozpocz

powszechn ewakuacj Wschodniego Wybrze a, na wypadek gdyby nie uda a si akcja marynarki wojennej.

- A sonary? - wyrwa si inny dziennikarz, wykazuj c si pewn znajomo ci tematu. - Nie mo na ich wykry sonarem?
- Có , lepsze by by y tresowane delfiny, ale nie wiem, czy mamy ich dostatecznie du o - odpar Bedford. - Prosi em, aby mi pa stwo nie przerywali,

zw aszcza je eli mo ecie tylko rzuci jaskrawe wiat o na rzeczy oczywiste.

Dziennikarze zaczynali sobie uzmys awia , e z tym prezydentem musz poczyna sobie ostro niej, ni na pocz tku s dzili.
- Ta operacja obronna jest w stu procentach przedsi wzi ciem militarnym. Mianowa em by ego doradc do spraw bezpiecze stwa narodowego

admira a Arnolda Morgana g ównodowodz cym w obu jej aspektach, to znaczy dzia aniach marynarki i programie ewakuacji. Pan Morgan ma pe ne
poparcie najwy szych dowódców naszych si zbrojnych, którzy stoj tu za mn . To wszystko, co mam w tej chwili do powiedzenia, ale mam nadziej , e

pa stwo nak ania swoich widzów, s uchaczy i czytelników do cis ej wspó pracy w tym najtrudniejszym okresie. Czasu jest dosy , aby ka dy

zd

wyjecha , ale musimy dzia

spokojnie i w sposób zorganizowany. Oczywi cie b dziemy pa stwa na bie

co informowa o rozwoju sytuacji w

du ych miastach nadmorskich. Zalecamy, by wszyscy udawali si na wy ej po

one tereny, do swych krewnych i przyjació . Je eli to tsunami uderzy,

nikt nie ocaleje. Na Wschodnim Wybrze u nie mo e pozosta nikt. Prosz stosowa si do polece wojska. Dzi kuj .

Prezydent Bedford odwróci si i wyszed z sali prasowej w towarzystwie genera ów Clarka i Boyce'a. Admira Dick-son pozosta z genera em

Scannellem, który natychmiast zaj miejsce za mównic .

- Je eli kto z pa stwa mnie nie zna, nazywam si Tim Scannell i jestem tu, aby wspiera prezydenta. Mog teraz odpowiedzie na kilka pyta o

sprawy wojskowe, prosz tylko, aby dotyczy y kwestii istotnych, jeste my bowiem bardzo zaj ci, jak sobie pa stwo mog wyobrazi .

257
- Sir, czy nast pi gremialne zmiany na kluczowych stanowiskach w Bia ym Domu?
- To nie ma zwi zku z wojskiem, ale wiadomo mi, e prezydent Bedford mianuje jutro nowego sekretarza obrony.
- Czy mo e pan opisa skal poszukiwa okr tu podwodnego na Atlantyku?
- Nie. Uznali my jednak, e przeszukiwanie rozleg ego akwenu wokó Wysp Kanaryjskich, na przyk ad w promieniu tysi ca mil, prawdopodobnie

by oby bezskuteczne. Admira Dickson jest zdania, e dobrze dowodzony atomowy okr t podwodny mo e wymyka si nawet stu ameryka skim
okr tom praktycznie bez ko ca.

- Sk d wiecie, e to okr t atomowy?
- Tak wynika z naszej oceny sytuacji.
- Skoro tak, to jakim cudem dosta si w r ce terrorystów?
- Na to pytanie nie umiem odpowiedzie . Powiem tylko, e gdyby by a to jednostka konwencjonalna, do tej pory ju by my j wykryli, a na pewno

sta oby si to w ci gu najbli szych dziesi ciu dni.

- Dlaczego tak trudno go wykry ? Ci gle si nam opowiada, jak to mamy nowoczesn marynark wojenn !

background image

- Wspó czesny okr t podwodny o nap dzie j drowym przy pr dko ciach do o miu w

ów jest praktycznie nies yszalny, zw aszcza w du ym

zanurzeniu, sto pi

dziesi t do dwustu metrów. Je li ktokolwiek chce si dowiedzie jeszcze czego o okr tach podwodnych, prosz zaczeka . Za

chwil oddam g os admira owi Dicksonowi.

- Panie generale, jak powstanie to tsunami, je eli wulkan wybuchnie?
- Je li wrzucimy kamyk do stawu, utworz si fale rozchodz ce si we wszystkich kierunkach. Erupcja Cumbre Vie-ja spowoduje gwa towne

osuni cie si pot

nej masy skalnej, oko o dwudziestu kilku kilometrów sze ciennych, na dno oceanu. Mog sobie pa stwo wyobrazi , jaka przy tym

powstanie fala.

- Czy mo e pan przedstawi wasz plan wykrycia i zatopienia tego okr tu?
- Nie mog .
258
- Czy to znaczy, e jeszcze nie macie takiego planu?
- Nie. To znaczy, e gdybym wyjawi go wam, równie dobrze móg bym go zdradzi dowódcy poszukiwanego okr tu i jego mocodawcom.
- Czy dowiemy si szczegó ów programu ewakuacji?
- Oczywi cie. Nied ugo zaczniemy nadawa informacje dla ludno ci o rodkach i procedurach, jakie zastosujemy. Dzi kuj pa stwu. To wszystko

na dzisiaj.

Scannell i Dickson opu cili sal , kieruj c si z powrotem do Gabinetu Owalnego. Czwórka marines pod

a za nimi, a po drodze do czy do

orszaku Henry Wolfson, rzecznik prasowy by ego prezydenta, jeden z wielu urz dników redniego szczebla, którzy mieli pozosta na zajmowanych
stanowiskach. Poda d

obu wojskowym i przedstawi si .

- Zdaje si , e nasze cie ki nigdy dot d si nie przeci y - powiedzia . - Mam jednak wra enie, e to si zmieni.
- Zgadza si , Henry - odrzek Scannell. - Liczymy, e postarasz si trzyma sytuacj pod kontrol . Chodzi o zapobie enie wybuchowi powszechnej

paniki, ale bez ukrywania powagi sytuacji. Pó niej dok adniej to przedstawimy, ale pewne jest jedno: Hamas wystrzeli salwy rakiet w Mount St.
Helens i wulkan na Montserracie, doprowadzaj c do ich erupcji. Do wysadzenia w powietrze wulkanu na Wyspach Kanaryjskich potrzeba czego
wi kszego, ale g owica nuklearna pewnie wystarczy. Te sukinsyny strzelaj z zanurzonego okr tu podwodnego, a to cholernie trudno wykry . Idziesz
porozmawia z prezydentem, Henry?

- Tak. I z admira em Morganem, co, szczerze mówi c, porz dnie mnie przera a.
- Nie martw si . On mocniej szczeka, ni gryzie, a my wszyscy si go czasami boimy. Ciesz si jednak, e mamy go teraz na pok adzie.
- Tak zdaje si my le wi kszo

personelu, sir - powiedzia Wolfson. — Wszyscy si troch pewniej poczuli.

- Hmm... my w wojsku powinni my by apolityczni, ale nie da si ukry , e atwiej si nam pracuje, kiedy za sterem stoj republikanie.
Dotarli do Gabinetu Owalnego. Boyce i Clark akurat wychodzili i genera Scannell wraz z nimi uda si do Penta-
259
gonu. Tymczasem admira Morgan zd

ju zamieni ten s ynny pokój w centrum dowodzenia. Na ustawionym po rodku wielkim stole, który

specjalnie poleci przynie

z gabinetu doradcy do spraw bezpiecze stwa, le

y roz

one mapy nawigacyjne. Cyrus Romney, humanista z Berke ey,

zdradza oznaki irytacji na widok grupy ludzi z obs ugi technicznej, którzy zabierali mu mebel, i domaga si wyja nie .

- Niesiemy go do Gabinetu Owalnego, sir. Z rozkazu admira a Morgana.
Romney, który ju s ysza kr

ce po Bia ym Domu pog oski, uzna , e m drzej b dzie nie zag bia si w t spraw ; by pewien, e najdalej za par

godzin sam zostanie równie bezceremonialnie usuni ty ze swego biura.

W pó godziny ciemny polerowany blat by bardziej „zaj ty", ni mu si trafi o kiedykolwiek przez ostatnie trzy kwarta y. Spod mapy generalnej

zachodniego Atlantyku, akwenu nad Grzbietem Sródatlantyckim, podej ciówek do Antyli i Wysp Kanaryjskich oraz bardziej szczegó owych map tego
ostatniego archipelagu nie by o wida kawa ka wolnego miejsca.

Siedem wysp tworz cych archipelag rozci ga si na przestrzeni dwustu pi

dziesi ciu mil morskich z zachodu na wschód, a ostatnia z nich,

Fuerteventura, le y zaledwie o sto kilometrów od afryka skiego l du. Na obejmuj cej je wszystkie mapie admira Morgan zaznaczy czerwonym
kr giem tylko jeden punkt: g ówny krater wulkanicznego grzbietu Cumbre Vieja. Sta teraz przy stole z prezydentem, przygl daj c si przebiegowi izobat
wokó Palmy. Ocean jest tam g boki jeszcze do

blisko brzegów; pi

dziesi t mil od wyspy dno le y na czterech tysi cach metrów i wi cej pod

powierzchni , o dziesi

mil od brzegu biegnie izobata ty-si cmetrowa, o mil stumetrowa, a o dobry rzut kamieniem z wysokiego urwistego brzegu

mo na jeszcze nurkowa na trzydzie ci metrów - prawie przy samej pieprzonej pla y, wed ug okre lenia Arnolda.

Admira podniós wzrok znad mapy, spostrzeg szy wchodz cego Alana Dicksona. Paul Bedford odszed na drugi koniec pokoju, by porozmawia z

Henrym Wolfsonem. Gabinet Owalny stawa si coraz bardziej centrum operacyjnym Ar-

260
nolda Morgana i ju by o wida , e dru yna co najmniej pi ciu sprz taczy b dzie potrzebna ze dwa razy dziennie, aby utrzyma jako taki porz dek.
Panna Betty-Ann Jones, osobista sekretarka Charlesa McBride'a, by a w trakcie opró niania biurka i pakowania swoich rzeczy. Jako osoba, która

ma o taktownie powiadomi a by ego doradc do spraw bezpiecze stwa narodowego, e b dzie zwolniony natychmiast po obj ciu urz du przez
prezydenta elekta, spodziewa a si pozosta w Bia ym Domu jeszcze najwy ej dwie godziny. By a pewna, e wyl duje na bruku, zw aszcza e w ród
personelu roznios a si wie

, i pani Arnoldowa Morgan jest ju w drodze, aby zaj

si organizacj

ycia m

a podczas jego zmaga z Hamasem.

Betty--Ann niepotrzebnie si jednak martwi a; gro ny admira traktowa wszystkich jednakowo: prezydentów, ambasadorów, genera ów i kelnerów —
najcz

ciej niecierpliwie, czasami z irytacj , ale nigdy z

liwie. Nie utkwi o mu w pami ci, w jaki sposób otrzyma wypowiedzenie, tylko e musia

zostawi kraj w r kach ludzi niekompetentnych. To ama o mu serce; telefony od cudzych sekretarek w tym równaniu nie by y brane pod uwag . W tej
godzinie próby chcia jednak mie przy sobie sprawn , niezast pion

on .

- Gdzie, u diab a, jest Kathy? - burkn do admira a Dorana.
- Kathy? A kto to taki? - spyta CINCLANT.
Arnold podniós wzrok na Dorana, zaskoczony pytaniem.
- Och, przepraszam, Frank. Musia em mówi do siebie. To moje do

popularne wyra enie. Pewnie ka

je wyry na moim nagrobku. „Gdzie, u

diab a, jest Kathy?"...

- Domy lam si , e chodzi o pani Morgan?
- O ni w

nie. O najlepsz sekretark , jak w yciu mia em, najpi kniejsz dziewczyn , jaka chcia a ze mn rozmawia , i zdecydowanie najlepsz

z moich trzech on.

- Czy by jej pan tu oczekiwa ? - Frank Doran si za mia .
- A jak e! W

nie przyj em j do pracy na dawnym stanowisku i kaza em wsiada w samochód i zasuwa do Bia ego Domu.

- A co ona na to?
261
I
- Powiedzia a, e si zastanowi, czy chce znowu pracowa dla najwi kszego grubianina, jakiego w yciu widzia a, ale ebym nie robi sobie wi kszej
nadziei.
Tego ju by o za wiele dla Dorana. Wybuchn

miechem, usi uj c w przerwach mi dzy kolejnymi falami powiedzie , e zna ten ból; ka dy admira

musi si dobrze pilnowa , eby nie zwraca si do rodziny jak do marynarzy na dolnym pok adzie. Arnold mia ju na ko cu j zyka jaki zgry liwy
komentarz, ale w tej chwili do pokoju wkroczy a Kathy, jak zawsze pi kna i promienna. Nie patrz c w jej stron , rzuci ostro:

- No, nareszcie. KAWY! I zadzwo do ira skiego ambasadora. Powiedz mu, e jest przebieg ym, k amliwym sukinsynem.
Frank Doran zaniemówi . Admira Dickson, który bywa ju

wiadkiem podobnych scen, pokr ci tylko g ow , wznosz c oczy ku niebu. Arnold za

wyskoczy zza sto u i mocno przytuli

on , nie zwa aj c na obecno

obcych ludzi. Przez wszystkie lata pracy jako jego sekretarka Kathy cz sto

bywa a zaszokowana wydawanymi przeze komendami: zadzwo do prezesa, do szefa, do ambasadora i powiedz mu... ró ne straszne rzeczy. W

zyku Arnolda Morgana pro ba o szybk odpowied od wysokiej rangi rosyjskiego admira a brzmia a: „Niech ten Niko aj Jakmutam we mie dupsko w

troki i do mnie zaraz oddzwoni!" Zaskakuj ce polecenie zaatakowania dyplomaty ajatollahów nie by o niczym innym, jak tylko zwyk ym „Witaj w domu"
dla Kathy, która zgodzi a si wróci do pracy pod warunkiem, e chodzi o umow na czas ograniczony... do dwóch tygodni.

Arnold przedstawi ma once Franka Dorana, po czym poleci jej powiedzie „tej damie za drzwiami, Betty Jakiej -tam", e je li chce, mo e zachowa

prac , tyle e jako jej asystentka w jakim mniejszym biurze, a je li jej to nie odpowiada, mo e si wynosi . Kathy dobrze si orientowa a w zasadach
gry w Bia ym Domu, ale odmówi a.

- Kochanie, nie mog zaraz po zjawieniu si tutaj zacz

wyrzuca ludzi na bruk!

- Nie ma sprawy. - Arnold ju wróci do swoich map. -Frank si tym zajmie.
262
- Przepraszam, sir, ale je li kto ma zwolni sekretark by ego prezydenta, to nie ja.
- Co ja z wami mam... Dobra, sam to zrobi .
Ruszy do drzwi i przez próg oznajmi wystraszonej Betty--Ann, e powinna zwolni swoje biuro, gdy jego ona i d ugoletnia sekretarka obejmie jej

stanowisko, ale e on nie ma absolutnie nic przeciwko temu, eby pracowa a tu dalej na ni szym szczeblu...

- ...Dopóki b dzie si pani mocno stara - zako czy i odwróci si , nie czekaj c na odzew.
Ustanowiwszy w ten sposób zale no

s

bow , wróci do swoich zaj

pewny, e trywialne sprawy sekretarskie same si u

. Zasiad za sto em

z mapami i zaprosi obu admira ów, aby si do przy czyli.

- Kathy, za atw nam kaw i jakie ciastka - poprosi . - aden z nas nic nie jad od rana. Dopilnuj te , ebym mia pod r

cyrkiel nawigacyjny i zwyk y,

linijki, trójk ty, kalkulator, blok papieru i o ówki.

- Co powiesz na sekstant i lornetk , skoro najwyra niej wybierasz si na morze? - Kathy te nie zapomnia a, jak si odcina szefowi.

background image

W tym momencie podszed do nich prezydent. Arnold przedstawi mu on .
- By pan bardzo dobry w telewizji — powiedzia a. — wietnie pan usadzi tych dziennikarzy.
- W ustach pani Morgan to dla mnie prawdziwy komplement - odrzek Paul Bedford z u miechem.
- Prosz si do nas dosi

, sir - powiedzia Arnold. -W

nie si zabieramy do opracowania planu przy apania tego podwodniaka. Jutro doko czymy

program ewakuacji. Najpierw jednak chc jak najpr dzej wys

w morze troch ci

szych okr tów w rejon, gdzie, jak si spodziewam, on mo e

zmierza . Kto wie, mo emy mie szcz

cie i wpa

na niego. Nie chc nas pozbawia tej szansy.

- Ile okr tów, admirale?
- Na razie my

o kilkunastu fregatach. Mo na by u

klasy Oliver Hazard Perry z rakietami kierowanymi. Potem trzeba tam przerzuci lotniskowiec

wypakowany mig owcami. My

, e admira Dickson si ze mn zgodzi, i

atwiej

263

dzie go wykry z powietrza ni na g bokim akwenie za pomoc okr tów podwodnych. Z tym jest zawsze du o problemów i cz sto ko czy si

wzajemnym ostrzelaniem przez w asne jednostki.

- A mamy gdzie w pobli u zespó lotniskowca?
- Tak. Ronald Reagan jest teraz na Morzu ródziemnym, o trzy dni drogi. Fregaty mog dotrze w rejon operacyjny za sze

dni. Pi tka ju tam

ynie, reszta b dzie gotowa do wyj cia z Norfolku za kilka godzin.

- Czy nasz by y prezydent o tym wiedzia ?
- Nie, do diab a. Gdyby my go s uchali, nigdy nie byliby my gotowi na czas.
- Jedno pytanie, Arnie. W tych komunikatach terrory ci nigdy nie wspomnieli o Cumbre Vieja. Jeste pewien, e szukamy ich przy w

ciwym

wulkanie?
- Na to, sir, musia by pan postudiowa wulkanologi jak ja - Arnold zachichota . - Hamas grozi, e tsunami zniszczy nasze wybrze e atlantyckie, a na

ca ym Atlantyku nie ma drugiego miejsca, w którym mo na by je sztucznie wywo

. Cumbre Vieja jest jedynym kandydatem z uwagi na wysoko

urwiska, g boko

akwenu wokó wyspy i niestabilno

tektoniczn . Ale naprawd liczy si co innego. Chodzi o masy wody, podziemne jezioro, jakie

znajduje si pod tym

cuchem gór. Przy erupcji wulkanu magma zamieni je w par , która rozsadzi ska y. Je li wi c te sukinsyny wrzuc do krateru

owic j drow ... Poza tym mamy wyra ne fotografie naczelnego wodza Hamasu konferuj cego na stokach Cumbre Vieja ze znanymi ira skimi

wulkanologami i studiuj cego z nimi teren. W maju ubieg ego roku Hamas porwa te w Londynie, przes ucha , a potem zamordowa najlepszego
eksperta od katastrof geofizycznych na wiecie.

- Trudno o bardziej konkretne poszlaki. - Bedford skin g ow .
Morgan wyci gn na wierzch generalk pó nocnego Atlantyku i zacz podsumowanie sytuacji.
- Zak adaj c, e do Montserratu strzela z czterystu mil, o pó nocy 29 wrze nia móg by gdzie tutaj... - zatoczy cyrklem wycinek okr gu ze

rodkiem na wyspie. - Wody na wschód od Antyli nie s patrolowane, wi c móg tam roz-

264
win

wi ksz pr dko

, powiedzmy, dwana cie do pi tnastu w

ów... czyli po dwudziestu czterech godzinach móg by ... tutaj... a jutro b dzie

tutaj. Kiedy przejdzie w zasi g naszej sieci SOSUS, b dzie zmuszony p yn

bardzo wolno, nie wi cej ni sze

w

ów... sto pi

dziesi t mil na

dob ... Nie dotrze w swój prawdopodobny rejon operacyjny wcze niej ni 9 pa dziernika. Punktualnie, cholera...

- Pytanie tylko, czy w ogóle b dzie si pcha tak daleko - wtr ci admira Dickson. - Mo e si zatrzyma znacznie wcze niej i strzela z daleka, nawet

z tysi ca mil.

- Nie mo emy mu na to pozwoli , Alan. Po prostu nie mo emy.
- Nie wiem, jak mieliby my tego dokona .
- To b dzie trudne, ale nie jest niemo liwe. Pytanie numer jeden: jak jego rakiety s naprowadzane na cel?
- Ich komputery pok adowe korzystaj z sygna ów GPS -odrzek Dickson. - Programista wczytuje wspó rz dne celu, oficer uzbrojenia strzela i spokój.

GPS zrobi reszt i doprowadzi rakiet do celu jak po sznurku.

- Tak jest. Pytanie numer dwa: do kogo nale y GPS?
- Zasadniczo do nas. System sk ada si z dwudziestu siedmiu satelitów okr

aj cych Ziemi w dwana cie godzin. Zainstalowany zosta przez

Pentagon i udost pniony nawigatorom... ba! Teraz nawet kierowcom ca ego wiata. Podaje dok adn co do metrów pozycj ka demu, czy to wróg, czy

przyjaciel.
- W

nie. Pytanie numer trzy: jakim sposobem mo emy wi c nie dopu ci , by ten sukinsyn korzysta z naszego systemu nawigacyjnego w celu

rozpieprzenia wyspy Palma?

- Hmm... Chyba tylko przez wy czenie systemu, eby nikt nie móg z niego korzysta .
- Otó to, Alan. I to by go w

nie zmusi o do zrobienia tego, czego bym sobie yczy : do podej cia pod brzeg. Kiedy bowiem wynurzy si na

peryskopow i wysunie anten GPS, na ekranie odbiornika zobaczy: „Przepraszamy, nieczynne" i nie b dzie mia innego wyj cia, jak tylko strzela ,
opieraj c si na obserwacjach wizualnych. Nie da si za tego zrobi , nie podchodz c na co najmniej dwadzie cia pi

niil od

265
brzegów Palmy. I to jest nasza szansa, poniewa b

tam na niego czeka y nasze fregaty i mig owce. Przy odrobinie szcz

cia mog go wykry

ju za pierwszym razem, kiedy wysunie peryskop, by si rozejrze w sytuacji. Nawet gdyby uda o mu si wystrzeli rakiety, b dziemy mieli jakie dwie,
mo e trzy minuty na ich wykrycie i str cenie w locie, zanim dotr do brzegu. A gdyby to si nie uda o, b dziemy musieli polega na bateriach Patriot,
które trzeba rozstawi wokó wulkanu.

- Trzeba bardzo odwa nych ludzi, eby obs ugiwa wyrzutnie rakiet na kraterze, który lada moment mo e wybuchn

- zauwa

Paul Bedford.

- Mamy du o odwa nych ludzi, sir - odpar Morgan.
- Czy g owica nuklearna mo e eksplodowa w powietrzu po trafieniu przez rakiet Patriot?
- Najprawdopodobniej nie. Do detonacji adunku j drowego potrzeba specjalnej procedury absolutnie zgranej w czasie. Konwencjonalny materia

wybuchowy musi pchn

na siebie z ogromn si dwa elementy z uranu z dok adno ci do milisekund. Eksplozja stu kilogramów trotylu w g owicy

patriota z zadaniem rozsadzenia korpusu nadlatuj cej rakiety nie spe nia tego warunku, ale za to wystarczy a nadto, by str ci j do morza.

- Jakie wi c w sumie mamy szans ?
- Bardzo du e, je li tylko wy czymy GPS.
- Do tego zmierza em - rzek prezydent. - Chyba nie mo emy tego tak po prostu zrobi , nikomu nic nie mówi c? Co z ca nawigacj ? Jezu, przecie

na ca ym wiecie statki zaczn wpada na mielizn !

- Sir, je eli wy czymy system GPS, jestem pewien, e po paru godzinach kilkana cie supertankowców wpadnie na pla

czy raf , a reszta b dzie

si kr ci w kó ko, zbita z tropu z powodu braku tej jednej z najstarszych ludzkich umiej tno ci, jak jest nawigacja.

- Masz racj , Arnie - odezwa si admira Dickson. -Wi kszo

cywilnych nawigatorów nie umia aby znale

wyj cia z portu bez tego systemu,

z którym wyro li. Nasze satelity nawigacyjne, najpierw Transit, teraz GPS, dzia aj od lat siedemdziesi tych i dzisiejszy przeci tny oficer wach-

266
towy na frachtowcu nie zna niczego innego*, a ju nie wspomn o tysi cach jachtsmenów, którzy egluj gdzie po oceanach, polegaj c wy cznie

na odbiornikach satelitarnych.

- Kto u nas obs uguje GPS? - spyta prezydent.
- Druga Eskadra 50. Skrzyd a Operacji Kosmicznych w bazie Falcon w Kolorado — odpowiedzia Morgan. — Zajmuj si obs ug satelitów i

naziemnego centrum obliczeniowego. System dzia a nieprzerwanie, podaj c co kilkana cie sekund bardzo dok adne dane o pozycji ka dego satelity na
orbicie, a odbiorniki nawigacyjne na podstawie ró nic mi dzy parametrami sygna ów odbieranych z trzech lub wi cej satelitów a ich warto ciami
nominalnymi obliczaj pozycj statku, jachtu, samolotu, ci

arówki czy w druj cego po górach turysty, bo dost pne s ju wersje, rzek bym,

kieszonkowe. Tworzy to globaln sie wspó rz dnych, któr

atwo adaptowa do ró nych kartograficznych uk adów odniesienia, niezale

od pogody i

warunków. A wszystko to stworzone i utrzymywane przez Amerykanów. To my umie cili my satelity na orbitach i dzi ki nam to wszystko dzia a.

- I my mo emy to wy czy .
- Mo emy zrobi , co nam si

ywnie podoba, sir - burkn Arnold. - Musimy tylko odpowiednio wcze nie zawiadomi o tym spo eczno

mi dzynarodow , bo inaczej konsekwencje by yby horrendalne.

- Zastanawiam si , panowie, i nie potrafi znale

odpowiedzi, dlaczego, do cholery, w ogóle udost pnili my ten system ka demu, kogo sta na

kupno odbiornika - rzek poirytowany Bedford. - Zw aszcza e jest tak diabelnie precyzyjny.

* T umacz, na co dzie „cywilny nawigator", kapitan sporego kontenerowca, cho spokojny, nie zdzier

i musi wtr ci swoje trzy grosze. Bardzo

wygodny i dobry, przyznaj , system GPS wszed do powszechnego u ytku dopiero z pocz tkiem lat dziewi

dziesi tych, a do tej pory wszak jako

udawa o si nam trafia z A do B. Mi dzynarodowe konwencje narzucaj rygorystyczne standardy wyszkolenia nawigatorów i oficerowie pok adowi
potrafi sobie radzi bez elektroniki. Czytelniku, pij spokojnie, superzbiornikowce nie zaczn z byle powodu nagle wpada na rafy. A w rodowisku
„cywilnych nawigatorów" to ci trafiaj cy do nas z marwoju ciesz si raczej kiepsk opini ...

267
- Gdyby to wojsko o tym decydowa o, nigdy by do tego nie dosz o - zapewni Morgan. - Ale za Billa Clintona wiceprezydent Al Gore, dobroczy ca

wszech wiata, si upar . Oczywi cie byli my bliscy furii, ale szef Ala te nie mia wojskowych w wielkim powa aniu, no i teraz mamy skutki: banda
zwariowanych muzu manów mo e w nas strzela precyzyjnie kierowanymi rakietami, kiedy tylko zechce.

Nawet Bedford nie móg powstrzyma si od miechu, s ysz c ten klasyczny morganowski wywód, mimo pewnego poczucia lojalno ci wobec

znanego kolegi z partii demokratycznej.

- Kiedy wi c wy czamy GPS, Arnie?
- Hmm... Je eli oni robi na razie po trzysta, mo e trzysta pi

dziesi t mil na dob i zamierzaj natychmiast po przybyciu odpali rakiety i da dyla,

background image

to zaryzykowa bym twierdzenie, e w nocy z 7 na 8 pa dziernika b

o jakie dwie cie mil od rejonu operacyjnego. Nad ranem zechc pewnie

sprawdzi pozycj , a potem zasuwa na miejsce. My

, e musimy wy czy system o pó nocy w rod 7 pa dziernika i nie w cza , zanim albo go

znajdziemy i zatopimy, albo on wystrzeli rakiety.

- Czyli co najmniej czterdzie ci osiem godzin wiat b dzie pozbawiony globalnego systemu nawigacyjnego?
- Tak jest. Ale przynajmniej nawigatorzy b

mieli osiem dni na nauczenie si pos ugiwania sekstantem, chronometrem, identyfikatorem gwiazd i

tablicami astronawigacyj-nymi. Dobrze im zrobi taki powrót do prawdziwego mary-narstwa.

- Nie mamy innego wyj cia?
- Ja w ka dym razie go nie widz , sir. Musimy to zrobi . O lepi go i zmusi do podej cia do brzegu i na g boko

peryskopow .

- Po której stronie wyspy? - spyta prezydent, spogl daj c na map archipelagu Kanaryjskiego.
- Och, zapewne po wschodniej. Alan, Frank, zgadzacie si ze mn ?
- Nie ma co do tego zbyt wielkich w tpliwo ci - rzek admira Doran. - Przynajmniej ja bym tak zrobi . Po pierwsze dlatego, e nie u miecha oby mi si

zosta przewróconym

268
przez tsunami, a to by mnie czeka o, gdybym w czasie osuni cia si ska y znajdowa si na zachód od wyspy. Po drugie za dlatego, e móg bym si

schowa tutaj... - Frank wskaza o ówkiem akwen mi dzy Palm a s siedni Gomer . - G boko ci si gaj tu trzystu metrów i ma si za sob l d, a to
zawsze przeszkadza sonarom. Wzi bym to pod uwag , chc c si wymkn

wrogim okr tom podwodnym. Za wszelk cen utrudnia bym ycie tym, co

chc mnie wykry . P yn bym wolno i g boko, a potem poszed bym tutaj, przez t dwukilo-metrow g bi . Wzi bym namiar peryskopowy na wysp ,
powiedzmy, na jeden ze szczytów i wróci na du e zanurzenie. Gdzie tutaj, o dwadzie cia pi

mil od brzegu, sprawdzi bym pozycj jeszcze raz i

odpali szybko dwie rakiety, po czym schroni bym si gdzie , najpewniej za Gomer albo nawet za Teneryf , byle jak najdalej od wulkanu i tsunami.

— Jezu... Ciesz si , e jeste po naszej stronie, Frank -j kn Bedford.
- Jest tylko jeden problem, sir - powiedzia Morgan. -Nasz plan ma pewn luk .
- No to wy

, o co chodzi.

— Jest jeszcze jeden, mniejszy system nawigacji satelitarnej, nad którym nie mamy kontroli*. To europejski odpowiednik GPS, Galileo, który wci

pozostaje w cieniu naszego, niemniej istnieje, dzia a i ka dy mo e go u

do celów naprowadzania. Spodziewam si , e nasz przeciwnik z Ha-masu o

tym wie, a dobrze sobie zdaje spraw , e chwycimy si wszelkich sposobów i sztuczek, eby go za atwi . Podchodz c do Wysp Kanaryjskich, mog si
prze czy na Galileo.

- Musimy zastosowa wszelkie rodki, eby mu uniemo liwi korzystanie z satelitów - powiedzia stanowczo prezydent.
— I dlatego w

nie powierz teraz panu raczej nieprzyjemne zadanie, sir. G ówny satelita Galileo nazywa si Helios

* W rzeczywisto ci Morgan musia by si liczy z trzecim satelitarnym systemem o zasadzie dzia ania i dok adno ci zbli onej do GPS, na który mia by

jeszcze mniejszy wp yw: z rosyjskim GLONASS-em. Trudno zreszt przypuszcza , e rosyjskiej budowy okr t i rakiety mia yby polega w tak istotnej
dziedzinie jak nawigacja i naprowadzanie na infrastrukturze konkurencyjnego b

co b

mocarstwa.

269
i jest w asno ci Francji. Kto musi si z nimi dogada , a wie pan, jacy oni b

sk onni do wspó pracy, kiedy dostan telefon z Waszyngtonu z

pro

o wy czenie ich systemu nawigacyjnego... Sacrebleu i tak dalej. Jakby tego by o ma o, jest jeszcze jeden drobny szczegó , który jednak w tej

sytuacji mo e nabra istotnego znaczenia. Kiedy sze

lat temu Europejczycy rozpocz li prace nad Galileo, wci gn li w ten interes Chi czyków.

Kosztowa o to Pekin g upie czterysta milionów dolców, w zamian za co Europa zgodzi a si nie tylko sprzeda im dziesi

procent udzia ów, ale tak e

na lokalizacj o rodka techniczno-szkoleniowego w Pekinie. Chiny wyros y tym samym na naszego przysz ego rywala strategicznego.

— Zawsze te cholerne Chiny! - zirytowa si Bedford. -Chcesz powiedzie , e mam si z tym wszystkim upora ? Dobrze wiesz, e Pary od razu

powie, e musz zapyta o zgod ich wspólników w Pekinie.

- No có ... zaczniemy od tego, e polecimy naszemu naziemnemu centrum kontrolnemu GPS wys

bezpo redni pro

do ich odpowiednika we

Francji - odrzek Arnold. -Potem spróbujemy abojadów miertelnie przestraszy , zapowiadaj c, e tsunami zniszczy tak e ich breto skie wybrze e, bo
tak w

nie b dzie. Na koniec trzeba b dzie rozmawia na szczeblu prezydenckim. - Admira zawiesi teatralnie g os, po czym rzek dobitnie: - A je li

aden z tych sposobów nie przyniesie po

danego rezultatu, panie prezydencie, to b dziemy mieli moralny obowi zek, zgodny z prawem boskim i

ludzkim, w imieniu naszego wielkiego narodu zestrzeli to cholerstwo ze stratosfery.

ROZDZIA 10
Rozpocz a si ewakuacja Wschodniego Wybrze a. Federalna Agencja Kryzysowa (FEMA) podzieli a to gigantyczne przedsi wzi cie na pi

ównych kategorii: ludno

, administracja federalna i stanowa, kultura i dziedzictwo narodowe, przemys i handel oraz s

by komunalne i awaryjne.

Prezydent Bedford og osi stan alarmowy i upowa ni FEMA do nadzoru ca

ci operacji. Agencja z kolei przekaza a w adzom stanowym

pe nomocnictwo do mobilizacji miejscowych oddzia ów Gwardii Narodowej we wszystkich zagro onych rejonach. Naczelnym zadaniem gwardzistów
by o patrolowanie obszarów miejskich i utrzymywanie porz dku publicznego.

By o oczywiste, e gdy tylko ludzie pojm , jak powa ne jest zagro enie, trudno b dzie unikn

szerzenia si paniki, czego na pewno nie omieszkaj

wykorzysta przest pcy. Prezydent ostrzeg , e we wszelkich przypadkach grabie y mienia, zw aszcza federalnego, Gwardia Narodowa ma rozkaz
otwiera ogie do sprawców.

Od rana prowadzono strategiczn ocen sytuacji i ogólnego zagro enia, dopracowywano plany awaryjne. Bataliony wojska ci gn y ju autostradami

do Waszyngtonu, Bostonu, Nowego Jorku i Filadelfii. Nast pne przemówienie prezydenta, nad którym gor czkowo pracowa Henry Wolfson, mia o
uzmys owi wszystkim, jakie skutki b dzie mia o wtargni cie kilkudziesi ciometrowej ciany wody na przybrze ne p ycizny i dalej na l d, na ulice miast.
Henry napisa , e b dzie to katastrofa podobna do wybuchu wulkanu Krakatau w 1883 roku: niepowstrzymana, niszczycielska si a, nios ca pewn

mier ka demu, kto znajdzie si na jej drodze. Chaos zapanuje totalny; woda zmiecie prawie wszystko, co napotka, a po pierwszej fali b

nadchodzi nast pne, równie pot

ne i gro ne. Pas l du o szeroko ci do trzydziestu kilometrów od

271
brzegu znajdzie si pod wod , a zalana s on wod infrastruktura, zw aszcza elektrownie i stacje przesy owe energii, system czno ci telefonicznej i

zaopatrzenia w wod pitn zostanie zniszczona. Wolfsonowi uda o si przerazi samego siebie.

Z tego pierwszego szkicu wy ania o si naczelne przes anie, e w obliczu tego ataku oceanu ka dy obywatel ma do spe nienia obowi zek wobec

swego kraju. Ka da rodzina ma sobie poszuka w asnego schronienia u krewnych lub przyjació zamieszka ych na wy szych partiach terenu, ale cz
ludzi powinna pozosta w miastach przez kilka dni i pomóc pracodawcom w pakowaniu i wywo eniu co cenniejszego mienia, zw aszcza pa stwowego,
ale i prywatnych firm. Do celu rejestracji czasu opuszczenia domów i wybranego miejsca pobytu wyje

aj cych rodzin utworzono specjalny wydzia .

Jeszcze bardziej pal cym problemem by a ewakuacja biedniejszych dzielnic, zw aszcza w przypadku osób pozostaj cych pod nadzorem policyjnym

lub s dowym. Wielu ludzi nie dysponowa o tam w asnymi rodkami transportu albo nie mia o si dok d uda . W adze terenowe otrzyma y instrukcje,
aby w jaki sposób zapewni im jedno i drugie, wykorzystuj c publiczne autobusy, poci gi oraz budynki, które mog yby pomie ci ewakuowanych, jak
szko y, ratusze czy wietlice. Prowadzono ju odpowiednie rozmowy z radami miejskimi w miejscowo ciach le

cych na stokach Gór B kitnych w

Wirginii i Marylandzie.

Wyst pienie prezydenta o dziewi tnastej mia o dramatyczny efekt. Ludno

Wschodniego Wybrze a, ju wcze niej oszo omiona wie ci o rezygnacji

Charlesa McBride'a, musia a teraz prze kn

jeszcze gorsz nowin : megatsunami mo e spa

na ich domy. Perspektywa by a tak potworna, e ludzie

zdawali si nie pojmowa skali zagro enia. Ca e wybrze e pod wod ? Wszystkie miasta zniszczone? Niewyobra alne. Nie do przyj cia. Ca e rodziny
siedzia y jak skamienia e przed telewizorami, kiedy prezydent Bedford przedstawia wst pne kroki, jakie ka dy musi poczyni , aby prze

i uratowa to,

co niezb dne.

Pierwsze oznaki paniki da y si zauwa

niemal od razu po zako czeniu przemówienia. Centrala telefoniczna Bia ego

272
Domu zosta a zablokowana tysi cami po cze . Redakcje telewizyjne zanotowa y rekordow liczb widzów dzwoni cych po dodatkowe informacje.

Pod stacjami benzynowymi zacz y si tworzy kolejki samochodów. Ludzie chcieli nape ni baki i rusza w g b l du zaraz, natychmiast, nie czekaj c
na 9 pa dziernika.

Tu po wyst pieniu prezydenta Departament Transportu obwie ci , e od rana 5 pa dziernika wszystkie lotniska i porty morskie na Wschodnim

Wybrze u zostan zamkni te dla przybywaj cych sk dkolwiek statków i samolotów, z wyj tkiem tych, które maj by wykorzystane do celów ewakuacji.

Dla londy skich bulwarówek, ukazuj cych si o pi

godzin przed waszyngto skimi czy nowojorskimi, by o to reporterskie eldorado. Redaktorzy

bezlito nie czyli dwie najwi ksze „stories" z Ameryki. Tytu na pierwszej stronie „Daily Mai " krzycza wielkimi literami:

MAC P

POD GRO BAMI TERRORYSTÓW!

PREZYDENT McBRIDE RZUCI PRAC ,
TYRAN BIA EGO DOMU MORGAN
WEZWANY NA POMOC
Reszt powierzchni zajmowa a wielka fotografia Paula Bedforda i Arnolda, podpisana: „Prezydent Bedford zaprzysi

ony w obecno ci admira a

Morgana". Ca

robi a piorunuj ce wra enie i wszystkie ameryka skie kana y telewizyjne nadaj ce ca odobowo wiadomo ci pokazywa y to ju od

trzeciej rano. „Daily Mai " po wi ci a wydarzeniom w USA a sze

stron; g ówny artyku napisa jej polityczny gwiazdor, Tony Pina.

W s oneczne jesienne popo udnie w Bia ym Domu odby si niesamowity polityczny spektakl: Charles McBride, czterdziesty czwarty prezydent USA,

zrezygnowa z urz du i odlecia potajemnie mig owcem do Camp David. Kilka minut pó niej wiceprezydent Paul Bedford zosta zaprzysi

ony jako

jego nast pca w obecno ci wyborowej grupy dowódców wojskowych, w ród których znalaz si by y doradca do spraw bezpiecze stwa narodowego
Arnold Morgan, przewodnicz cy

273
Po czonego Komitetu Szefów Sztabów genera Tim Scannell oraz dowódcy marynarki wojennej i Korpusu Marines. wiadkiem ceremonii

background image

poprowadzonej przez wyznaczonego specjalnie przez S d Najwy szy s dziego Davida Moore'a by te senator Edward Kennedy...
Dalej nast powa dok adny opis wydarze prowadz cych do og oszenia stanu wyj tkowego i rozpocz cia ewakuacji ca ego Wschodniego Wybrze a

USA, poczynaj c od informacji o gro bach i

daniach Hamasu, a ko cz c na za amaniu psychicznym by ego prezydenta i determinacji nowego rz du

w zamiarze wykrycia i zatopienia okr tu podwodnego, narz dzia w r kach Palesty czyków, oraz zabezpieczenia ludno ci i mienia przed skutkami
katastrofalnego megatsunami. Na s siedniej stronie pod tytu em „POWRÓT CZ OWIEKA Z ELAZA" na londy skich czytelników spogl da spod
marsa na czole Arnold Morgan w admiralskim mundurze. Towarzysz cy fotografii artyku zaczyna si od akapitu:

Admira Arnold Morgan, by y dowódca atomowego okr tu podwodnego, dzi ki któremu przetrwa a poprzednia, republika ska administracja, na

wezwanie nowo zaprzysi

onego demokratycznego prezydenta zawiesi emerytur i wróci do Bia ego Domu, aby obj

funkcj g ównodowodz cego

operacji „Przyp yw", jak nazwano szeroko zakrojone polowanie na terrorystyczny okr t podwodny, jakie obecnie prowadzi na Atlantyku US Navy...

Poniewa genera Scannell nie chcia przyzna , e rezygnacja prezydenta McBride'a ma jakikolwiek zwi zek z gro bami Hamasu, ameryka skie

media nie próbowa y czy tych dwóch spraw. Dopiero swobodne potraktowanie tematu przez londy skie brukowce doda o im odwagi i w rezultacie w
porze niadania nikt z Amerykanów nie mia ju w tpliwo ci, e McBride nie wytrzyma napi cia i z podkulonym ogonem uciek z Gabinetu Owalnego,
boj c si decyzji o wys aniu floty w morze przeciwko nieuchwytnemu dot d agresorowi, a jeszcze bardziej konieczno ci zarz dzenia powszechnej
ewakuacji ludno ci z zagro onego przez ywio regionu. Wiele stacji telewizyjnych i gazet po wi ca o programy i artyku y Arnoldowi Morganowi,
„cz owiekowi, bez którego rz d

274
USA najwyra niej nie mo e si obej

". Tytu y bywa y ró ne, od „Lew z zachodniego skrzyd a" poczynaj c, przez „Morgan - cz owiek na ci

kie

czasy", a po mielsze pytania w rodzaju „Morgan - patriota czy globalny gracz?"

Nikt jednak nigdzie nie napomkn , e prezydent Mc-Bride zosta si wyprowadzony przez marines z Gabinetu Owalnego na rozkaz i w obecno ci

najwy szego dowództwa wojskowego. By to prawdziwy przewrót militarny, jakie na ogó zdarzaj si w niespokojnych republikach rozdartych przez
kryzysy gospodarcze, skorumpowanych przez kartele narkotykowe i rodz cych g odnych w adzy dyktatorów. Tu jednak by a Ameryka, Ziemia Wolno ci;
przewrót trwa ca e dziesi

minut, po których w

ciwy porz dek natychmiast zosta przywrócony, a flaga ani na chwil nie opu ci a masztu.

rodowy poranek 30 wrze nia zasta Waszyngton ju drastycznie odmieniony. Miasto by o zdominowane przez wojsko, Gwardi Narodow i policj .

Przerwano wszelk zb dn dzia alno

komercyjn , w s dach zawieszono procesy karne i cywilne oraz zacz to ewakuowa urz dników wymiaru

sprawiedliwo ci. W dwóch wypadkach konieczne by o izolowanie awników na najbli sze dziewi

dni, a by mo e d

ej. Szko y i uczelnie szykowa y

si do zamkni cia; mia to by ostatni dzie nauki. Szpitale odwo ywa y zaplanowane operacje, zwalnia y, ilu si da o pacjentów i przygotowywa y
naj-ci

ej chorych do ewakuacji. Na korytarzach uwijali si ju

nierze, pomagaj c w wynoszeniu i adowaniu kosztownego sprz tu medycznego. Pod

niektórymi wi kszymi klinikami sta o nawet po kilkana cie wielkich, osiemnastoko owych ci

arówek, gotowych do wywiezienia ultranowoczesnych

urz dze diagnostycznych do baz wojskowych w g bi l du. Hotele na ca ym wybrze u nie przyjmowa y ju rezerwacji, a obecnych go ci proszono o jak
najszybszy wyjazd. Wszyscy zdawali sobie spraw , e Stanom Zjednoczonym nie grozi ugrupowanie ludzi wiat ych i rozs dnych, ale zgraja gotowych
na wszystko arabskich zbójów, którzy mog ulec panice i wysadzi Cumbre Vieja cho by zaraz, skoro jest ju oczywiste, e USA nie mog albo nie
chc spe ni ich

da . Ewakuacja wszystkich bez wyj tku obywateli by a spraw najpilniejsz .

275
FEMA przygotowywa a ju plany zarekwirowania pojazdów prywatnych firm transportowych nawet spoza zagro onego regionu, podobnie jak taboru
kolejowego.
Tymczasem admira Morgan zastanawia si nad delikatn kwesti sk onienia niech tnych do wspó pracy Francuzów, aby wy czyli europejski

system nawigacyjny. W Gabinecie Owalnym przez bite trzy godziny g owiono si , jak tego dokona . Ostatecznie ustalono, e szefostwo g ównej stacji
GPS w Kolorado wystosuje oficjaln pro

do rz du francuskiego o przerwanie pracy Galileo na dwie doby w celu przetestowania istotnych ulepsze

systemu GPS, które pó niej zostan , ma si rozumie , udost pnione przez Amerykanów europejskim kolegom. Wszyscy trzej admira owie zgodnie
spodziewali si , e odpowiedzi na ten wniosek b dzie krótkie i d wi czne tion. Dopiero wtedy zamierzali wyjawi prawdziwy powód wy czenia GPS.

Arnold Morgan dysponowa ju danymi naukowymi, ukazuj cymi model rozprzestrzeniania si tsunami od momentu osuni cia si milionów ton ska y

na Palmie do chwili dotarcia fali do wybrze y USA. Cumbre Vieja by rzadkim przypadkiem geologicznej bomby zegarowej, zdolnej niszczy l dy na
kilku kontynentach. Wed ug naukowców, ju w trzy i pó godziny po wybuchu wulkanu fala znajdzie si u wej cia do kana u La Manche i przy wa nym
francuskim porcie i bazie marynarki wojennej w Bre cie. Nie osi gnie tam takiej wysoko ci jak po stronie ameryka skiej, ale Francuzi musz si liczy z
uderzeniem pi tnastometrowej ciany wody na wybrze a Zatoki Biskajskiej. Na zachodniej pó kuli pierwsze poczuj niszczycielsk si tsunami
Brazylia, Bermudy i Kanada, godzin pó niej fala zaleje Bahamy i Antyle. Po dalszych dwóch godzinach ywio dosi gnie wybrze y Stanów
Zjednoczonych, poczynaj c od Bostonu, a potem kolejno coraz bardziej na po udnie, przez Nowy Jork, Filadelfi i Waszyngton, p askie brzegi Karoliny,
Georgii i Florydy a po Miami i Key West. Po przeciwnej stronie Atlantyku ucierpi Sahara Zachodnia, Mauretania i Wyspy Zielonego Przyl dka.
Powa nie dotkni ta b dzie nawet po udniowa cz

Angli cho nie wystawiona na bezpo rednie uderzenie. Wszyscy eksperci zgodnie twierdzili, e

tsunami spowodowane przez

276
erupcj Cumbre Vieja b dzie najwi ksz tak fal w zapisanej historii ludzko ci. Wszystko do siebie pasowa o: wysokie, strome brzegi, du a

boko

oceanu, aktywno

wulkaniczna - do ostatniej wi kszej erupcji dosz o przed sze

dziesi ciu laty - magma zalegaj ca stosunkowo p ytko pod

powierzchni , podziemne jeziora i, oczywi cie, niestabilno

pod

a, na którym ju zaobserwowano trzymetrowy uskok tektoniczny wzd

grzbietu

górskiego. Ostatnia taka erup-cja wulkanu i wywo ane przez ni tsunami o porównywalnej skali mia a miejsce cztery tysi ce lat temu na nale

cej dzi

do Francji wyspie Reunion na Oceanie Indyjskim. W wypadku Palmy wulkany w po udniowej cz

ci wyspy wybucha y w miar regularnie, mniej wi cej

co dwie cie lat. Nie by o zatem przes anek, by twierdzi , e pojedyncza erupcja na pewno doprowadzi do osuni cia si ska na dno Atlantyku; by mo e
potrzeba by do tego jednoczesnego wybuchu wszystkich wulkanów na wyspie. Nikt jednak nie wiedzia , jaki naprawd efekt przyniesie erupcja Cumbre
Vieja skumulowana z eksplozjami paru dwustukilotonowych g owic j drowych...

Admira Morgan mia jeszcze jedn pomoc naukow do swej prezentacji: pó metrowej rednicy plastyczny, trójwymiarowy model wulkanicznego

grzbietu na po udniowym kra cu Palmy. Zosta przys any samolotem US Air Force z Uniwersytetu Kalifornijskiego idostarczony do Bia ego Domu

mig owcem z bazy Andrews. Model pokazywa ukszta towanie dna i podmorskiej góry, której wystaj cy nad powierzchni wierzcho ek Hiszpanie

nazwali Isla de la Palma. Zaznaczone by y na nim strefy prawdopodobnego osuwiska; nie trzeba by o wielkiej wyobra ni, eby sobie uzmys owi , jaki
skutek b dzie mia a taka gigantyczna lawina opadaj ca w ocean tak stromo i z takiej wysoko ci. Zwie czeniem modelu by y kratery Caldera de
Taburiente, Cumbre Nueva, San Antonio i z owrogi Cumbre Vieja, wznosz cy si na sze

set metrów nad powierzchni morza i na tysi c osiemset

metrów ponad jego dno.

- Jezu Nazare ski... - mrukn admira Doran. - To rzeczywi cie rzuca jaskrawe wiat o na problem, co?
- Niedawno sko czy em czyta cholernie dobr ksi
277
Simona Winchestera o Krakatau - rzek Alan Dickson. -Dawno si do niej przymierza em, a teraz j po prostu poch on em. To dopiero by a

eksplozja! Góra rozlecia a si zupe nie, w gruzy posz o trzysta miast i wsi, trzydzie ci sze

tysi cy ludzi zgin o. I wiecie co? Prawie wszystkie

zniszczenia i ofiary by y spowodowane przez tsunami. A przecie w porównaniu z fal , która mo e powsta po erupcji na Wyspach Kanaryjskich, to by a
pestka.

- Panowie, ja wiem, e trzeba stawi czo o rzeczywisto ci, ale przesta my si nawzajem straszy , bo za par dni wszyscy wyl dujemy w Camp

David pod opiek medyczn - powiedzia Arnold Morgan. - Wracamy do spraw bie

cych.

- Jasne. Prezydenta za atwili my, Francuzów na razie te ... Pora si zabra za flot - rzek Dickson. - Mo e Frank zapozna nas z aktualn
sytuacj ?
- Pewnie. ci gn tu tylko Bedforda - zgodzi si Morgan. - Lepiej niech b dzie zorientowany. Naczelnym zwierzchnikiem si zbrojnych jest raptem od

czterech godzin.

Po pi ciu minutach prezydent zjawi si ponownie w Gabinecie Owalnym. Nigdy nie zapomnia lat s

by jako porucznik na fregacie i nieraz wraca

my lami do tamtych chwil. Trzej admira owie nie zdziwili si , e rozmawia z nimi teraz tak, jak aden cywil by nie potrafi .

- Frank, powiedz mi co bli szego o tych fregatach klasy Oliver Hazard Perry. Za moich czasów dopiero wchodzi y do s

by. Dobre s ?

- Doskona e, sir. Trzy tysi ce sze

set ton wyporno ci, dwie turbiny gazowe nap dzaj ce wspólny wa , czna moc czterdzie ci jeden tysi cy koni

mechanicznych, zasi g cztery i pó tysi ca mil przy pr dko ci dwudziestu o miu w

ów. B

musia y bunkrowa po doj ciu w rejon operacyjny, ale to

nie problem. Potrafi te nie le przy

... podd wi kowe rakiety kierowane typu Harpoon o skutecznym zasi gu siedemdziesi ciu mil, torpedy ZOP...

Ka da fregata ma na pok adzie po dwa mig owce Seahawk, te nie le uzbrojone. Ich w

nie potrzeba tam najbardziej. Maj wy mienite sonary

zanurzane Hughes AQS-22 pracuj ce na niskiej cz stotliwo ci, procesory akustyczne USY-2, radar APS-124 i dwadzie cia cztery aktywne boje
sonarowe. Do tego trzy torpe-

278

dy Mk-50, rakiet Hellfire i drug Penguin Mk-2. Gdy tylko Barracuda poka e si tam, gdzie powinna, dostaniemy

-

- Oby tylko Francuzi poszli nam na r

- westchn Paul Bedford.

- Och, to w ko cu nie taki wielki problem — odrzek admira Morgan. - Je li oni nie wy cz tego satelity, sami to za nich zrobimy. Nie artowa em,

mówi c o tym pierwszy raz. Zestrzelimy go, bo innego wyj cia nie b dzie.

- Czy to znaczy, Arnie, e ca kowicie porzuci

wariant z intensywnym przeszukiwaniem oceanu na zachód od wysp?

- Tu te nie mamy wyboru. Nawet je li rzeczywi cie pos aliby my tam setk okr tów, on i tak móg by si przemkn

przez t sie . Akwen jest po

prostu za du y na skuteczne dzia anie, poprzestaniemy na tych dwunastu fregatach i zespole lotniskowca. Frank, b

tak dobry i poinformuj

background image

prezydenta, jak w tej chwili wygl da rozlokowanie naszej floty.
- Dwa okr ty w

nie wyruszy y z zatoki Maine na Kanary. - Admira Doran zajrza do notesu. — To Elrod i Taylor. Kauffman i Nicholas by y ju

wcze niej na pó nocnym Atlantyku i od trzech dni p yn na po udnie. Simpson by na patrolu na wysoko ci Karoliny Pó nocnej i dwa dni temu pos ali my
go na wschód. Dzi do pó nocy siedem innych fregat wyjdzie w morze z Norfolku.

- A co ze mig owcami dla lotniskowca?
- Wysy amy z Norfolku Harry'ego Trumana z pi

dziesi cioma maszynami. Zostan przerzucone na Ronalda Reaga-na, a Truman zabierze jego

samoloty.
- Czyli w sumie b dziemy dysponowali w rejonie operacyjnym siedemdziesi cioma czterema seahawkami?
- Zgadza si , sir. B dziemy g sto patrolowa przybrze ne wody mi dzy wyspami, pocz wszy od pó nocy 7 pa dziernika. Wystarczy, e wysunie

peryskop czy maszt radiowy na d

ej ni kilka sekund, a mamy go. Przy braku GPS on potrzebuje troch czasu na wyznaczenie pozycji i dok adne

okre lenie odleg

ci.

- A jakiej dok adno ci potrzebuje dla tych cholernych rakiet?
- Je eli u yje j drowych, a jestem pewien, e tak, to wy-
279
starczy, e trafi kilometr od Cumbre Vieja. My

jednak, e postara si pos

te ptaszki w sam krater. Pami tajmy, e zale y mu na wywo aniu

erupcji. Nie b dzie si stara str ci bezpo rednio tej ska y do oceanu, bo na to par rakiet, nawet z taktycznymi g owicami nuklearnymi, po prostu nie
wystarczy. Do tego za niezb dne jest wykonanie dok adnych namiarów i w tym tkwi nasza szansa. Pokryjemy ca okolic radarami i gdy on b dzie si
rozgl da , wykryjemy go.

- Frank, od tego cholernie du o zale y - przypomnia Paul Bedford. - Twoi ludzie musz by maksymalnie skoncentrowani.
- Wiem o tym, sir. Je li to tylko jest mo liwe, oni to zrobi . Nie mam najmniejszych w tpliwo ci.
W Bia ym Domu trwa a wyt

ona praca, nie inaczej te by o w Fort Meade. Komandor porucznik Ramshawe niemal nieustannie przeczesywa

niezliczone sygna y przechwycone przez ameryka ski nas uch w poszukiwaniu cho by najdrobniejszej podpowiedzi co do aktualnej pozycji Barracudy.
O jedenastej rano trafi na jeden mglisty tekst, zakodowany i na pierwszy rzut oka nikomu do niczego nieprzydatny. Stacja nas uchowa na Azorach
przechwyci a go z satelity komunikacyjnego chi skiej Floty Po udniowej o pi tej rano: OKRUTNE MORZE DLA SKRZYDLATYCH PIEWAKÓW. Co w
nim zwróci o uwag Jimmy'ego. Patrzy na te pi

s ów, próbuj c przypisa im jakie znaczenie. „Okrutne morze... Okrutne morze? By a taka powie

...

druga wojna wiatowa, konwoje... autor Nicholas Monsarrat... Monsarrat! Cholera! I nadali to w tym samym dniu, kiedy wybuch tam wulkan!"
Ramshawe'owi nawet przez my l nie przesz o, e nazw karaibskiej wyspy od nazwiska pisarza ró ni drobny szczegó pisowni. Oczywi cie taki sygna
móg napisa ktokolwiek do kogokolwiek, ale ten by nadany w j zyku angielskim na chi skim kanale czno ci marynarki wojennej. Musia mie jakie
znaczenie. „Tylko co z tymi skrzydlatymi piewakami?" Asystent dyrektora NSA nie marnowa czasu na zastanawianie si , tylko zadzwoni do swego
szefa i zacytowa mu przechwycon depesz . George Morris my la d ugo, a w ko cu powiedzia :

280
- Bardzo interesuj ce, Jimmy. Zw aszcza gdy si oka e, e nadawca mia na my li kanarki...
- No jasne! Szefie, ma pan eb! Nie wiem, co to dok adnie znaczy, ale stawiam na to, e Barracuda jest w drodze na Kanary.

aden z nich nie wiedzia , e ku chi skiemu satelicie w

nie pomkn kolejny zaszyfrowany sygna , te bardzo lakoniczny: BRZYTWOG BNY

7130N/09600E. Genera Ra-szud nie przypuszcza , e ten wymy lony przez admira a Badra kryptonim dla Barracudy I Amerykanie rozpracowali
jeszcze za czasów pierwszej operacji Hamasu przeciwko Stanom Zjednoczonym. Zreszt i tak nie mieli klucza do odczytania prawdziwych
wspó rz dnych geograficznych; z tego sygna u mogliby jedynie zrozumie , e poszukiwany przez nich okr t podwodny tkwi gdzie na wiecznej
zmarzlinie syberyjskiego pó wyspu Tajmyr. Tylko Ben Badr i Rawi Raszud wiedzieli, e od szeroko ci geograficznej nale y odj

pi

dziesi t stopni, a

ugo

podzieli na dwa i zamieni znak, eby otrzyma aktualn pozycj Barracudy II: 21°30'N, 048°00'W. P yn a z pr dko ci pi tnastu w

ów nad

zachodnim stokiem Grzbietu ródatlantyckiego, nad Uskokiem Kane'a, oddalona ju o osiemset sze

dziesi t mil od Mont-serratu, kieruj c si prosto

ku Wyspom Kanaryjskim. Po nadaniu meldunku Ben Badr natychmiast zszed z powrotem na du

g boko

i zmniejszy pr dko

do dziewi ciu

ów. Po przej ciu na drug stron Grzbietu chcia jeszcze bardziej zwolni , spodziewaj c si znale

ju na wodach monitorowanych przez SOSUS.

- No to przynajmniej mamy co w rodzaju potwierdzenia, e sukinsyn p ynie na Kanary, szefie. Chce pan zadzwoni do Wielkiego Cz owieka, czy ja

mam to zrobi ?

- Dzwo , Jimmy. Ja siedz nad planem czno ci dla okr tu dowodzenia. Wykorzystujemy do tego celu starego Coronado.
Admira Morris mówi o dawnym lotniskowcu klasy Aus-tin o wyporno ci siedemnastu tysi cy ton, zbudowanym w 1970 roku i od tamtej pory

trzykrotnie przebudowywanym. Ostatnia taka operacja pod koniec lat dziewi

dziesi tych zamie-

281
ni a go w zupe nie nowy typ okr tu — p ywaj cy sztab floty. Hangar pod pok adem startowym podzielono na liczne pomieszczenia o ró nym

charakterze, od przestronnej, trzypoziomowej centrali operacyjnej po biura kwatermistrzów i wygodne kabiny dla czterech oficerów rangi admiralskiej.
Coronado w pierwszym wcieleniu od 1980 roku pe ni funkcj okr tu flagowego floty bliskowschodniej, bra udzia w pierwszej wojnie na Zatoce Perskiej,
a potem zosta przeniesiony do III Floty na Hawaje. Ma dwie ruby nap dzane przez osobne turbiny o cznej mocy dwudziestu czterech tysi cy koni
mechanicznych. Zastosowany na nim po przebudowie system kierowania walk by ostatnim krzykiem techniki. W jego sk ad wchodzi mi dzy innymi
zautomatyzowany uk ad kontroli ruchu powietrznego z mo liwo ci wykorzystania szerokowst gowych pasm komercyjnych. Do obserwacji
powierzchniowej s

doskona y radar Raytheon SPS-lOP pracuj cy w pa mie G. Na okr cie na sta e bazowa y dwa mig owce. U progu nowego

tysi clecia Coronado sta si p ywaj cym laboratorium US Navy, w którym testowano najnowsze rozwi zania informatyczne.

O dziewi tej rano tego dnia szef operacji morskich powiadomi zainteresowanych, e na komodora Zespo u Poszukiwawczego 201.1, bo taki

kryptonim nadano flotylli poluj cej na Barracud , wyznaczy kontradmira a George'a Gillmo-re'a, by ego dowódc SSN, my liwskiego okr tu

podwodnego
0 nap dzie atomowym. Mia on podlega bezpo rednio CIN-CLANT-owi, a przez niego admira owi Morganowi w Bia ym Domu. Gillmore by w

swoim czasie wybitnym podwodnia-kiem, dorównuj cym s ynnemu Cale'owi „Boomerowi" Dun-ningowi. Kiedy po raz pierwszy obj dowództwo okr tu
nawodnego, fregaty Rodney M. Dauis, szybko da si pozna jako jeden z najlepszych specjalistów ZOP w ca ej flocie, zwyci

aj cy niemal w ka dych

manewrach. Mia wszystkie odpowiednie cechy, jak zdolno

do pe nej koncentracji przez kilka godzin, instynktowno

reakcji na ka dy cie

podwodnego kontaktu i zdecydowanie w dzia aniu, kiedy ju wykry cel. D ugie lata sp dzone na podwodniakach wiele mu da y; jako cigaj cy zawsze
potrafi si postawi w roli ciganego

1 przewidzie jego post powanie - zazwyczaj trafnie. Teraz
282
ten wysoki, brodaty wyznawca cis ej dyscypliny by na pok adzie zmierzaj cego ku Wyspom Kanaryjskim Coronada, wyszed szy w morze przed

witem we wtorek, kiedy Char-lesowi McBrideWi je eli si co akurat ni o, to na pewno nie to, e za dziesi

godzin przestanie by g ównym lokatorem

Bia ego Domu. To w

nie konieczno

podejmowania tak istotnych decyzji militarnych nie tylko bez wiedzy, ale wbrew woli urz duj cego prezydenta

Stanów Zjednoczonych przekona a Arnolda Morgana i Tima Scannella, e McBride musi odej

.

Zadaniem George'a Gillmore'a b dzie koordynacja intensywnej i skomplikowanej operacji poszukiwania nieprzyjacielskiego okr tu przez fregaty,

mig owce i jednostki eskorty lotniskowca. Do pomocy b dzie mia w tym obsad centrali operacyjnej, czno ciowców, radarzystów, kontrolerów ruchu

powietrznego i wielu innych specjalistów, w sumie ponad stu marynarzy i podoficerów oraz osiemnastu oficerów. W chwili, kiedy admira Dickson
og asza jego nominacj , Gillmore zapoznawa si z nowymi systemami Coronada. W towarzystwie dwóch komandorów i trzech poruczników obchodzi
pomieszczenia sonarów, radarów, czno ci, operacyjne, rozmawia z nawigatorami, informatykami, elektronikami- Z ca ej za ogi tylko on jeden wiedzia ,

e o pó nocy 7 pa dziernika sygna y satelitów GPS zamilkn .

Kiedy biuro rzecznika prasowego US Navy wydawa o komunikat o nominacji kontradmira a Gillmore'a, kilka pomieszcze dalej, w gabinecie szefa

operacji morskich panowa o spore zamieszanie. W

nie nadesz a wiadomo

od Francuzów. Pod adnym pozorem nie zgodz si na zamkni cie

europejskiego systemu nawigacyjnego. Powo ywali si na konsekwencje dla wiatowego transportu morskiego, zagro enie dla eglarzy sportowych,
straszyli widmem wpadaj cych na mielizny zbiornikowców. T umaczyli, e sumienie nie pozwala im na takie dzia anie.

Admira Dickson od razu przeszed do „Planu B", wed ug którego Arnold Morgan mia osobi cie porozmawia z francuskim ministrem spraw

zagranicznych - lub raczej nan na-wrzeszcze . By pewien, e Wielki Cz owiek potrafi nastraszy

abojadów i zmusi ich do wspó pracy, co zreszt

tylko
283
wysz oby im na dobre. Szef operacji morskich nie mia

adnych w tpliwo ci, e w razie odmowy Morgan poleci zestrzeli ich cennego satelit .

W miar jak realizowano kolejne etapy programu ewakuacji, szybko si okaza o, e najwi kszych problemów b

przysparza bogate skarby

kultury, jakie znajduj si w Waszyngtonie. Z siedmiuset pi

dziesi ciu tysi cy mieszka ców stolicy prawie siedemdziesi t procent jest zatrudnionych

przez rz d federalny, z natury rzeczy wi c istnieje tam rozleg a struktura u atwiaj ca obieg informacji i wykonywanie zada ewakuacyjnych. O ile z
lud mi, a nawet ze sprz tem medycznym, informatycznym i temu podobnymi mog o i

stosunkowo atwo, ze zbiorami muzealnymi, dzie ami sztuki,

dziesi tkami tysi cy woluminów z bibliotek, dokumentami historycznymi wymagaj cymi szczególnej ostro no ci i specjalnych warunków
przechowywania sprawa przedstawia a si znacznie gorzej.

W Pentagonie, a ci lej mówi c w departamencie marynarki wojennej urz dzono specjalny pokój operacyjny, w którym zespó oficerów zajmowa si

przewidywaniem przebiegu uderzenia tsunami w rejonie Waszyngtonu. Z pocz tku jedyn pewn rzecz by o to, e jako pierwszy dozna si y ywio u

ugi pó wysep Delaware, podzielony mi dzy trzy stany -Pensylwani , Maryland i Wirgini - który oddziela od Atlantyku zatok wraz z uchodz

do niej

sto eczn rzek Poto-mac. Ucierpia aby zw aszcza jego w ska po udniowa cz

poni ej miasta Salisbury. Tsunami przewali oby si przez le

ce u

brzegów Delaware wyspy i wpad o na p aski l d, druzgoc c Salisbury i kilkana cie mniejszych osiedli, po czym z pr dko ci kilkuset kilometrów na
godzin wpad oby na lejkowat Chesapeake Bay, powoduj c gwa towne podniesienie poziomu wosy u uj cia Potomacu co najmniej do czterdziestu

background image

metrów. Do tego momentu prawdopodobnie nie mniej ni pi

dziesi t rozsianych w okolicy Waszyngtonu miasteczek i wsi b dzie ju zrównanych z

ziemi . Par minut pó niej pod wod znajdzie si sama stolica. Po czeni gor

lini z Pentagonem specjali ci z Uniwersytetu Kalifornijskiego

twierdzili, e fala b dzie mia a pi tna cie metrów jeszcze na

284
wysoko ci Bethesdy i dopiero tam zacznie stopniowo male , ale a w New Brunswick, le

cym o sto kilometrów w gór rzeki od centrum

Waszyngtonu, przybór mo e jeszcze si ga sze ciu metrów. Po kilku dniach wody oczywi cie opadn , ale zniszczenia b

nie do oszacowania.

Waszyngton jest po

ony na bardzo niskim terenie. Pomniki Lincolna i Jeffer-sona stoj na dawnych bagnach. Niektóre z najwy szych budynków

miasta mog przetrwa , ale tylko nieliczne. Nikt, kto by pozosta na miejscu, nie prze

by tsunami.

Skarb Pa stwa, S d Najwy szy, Departament Obrony i FBI praktycznie zaprzesta y dzia alno ci, skupiaj c si na ewakuacji. W siedzibie CIA,

usytuowanej na zachodnim brzegu Potomacu, rozpoczynano wielk operacj ratowania najbardziej poufnych dokumentów w kraju, nie wspominaj c

0 du ej warto ci wyposa eniu i teczkach, których zawarto

mog aby si przyczyni do wybuchu wojny wiatowej, gdyby trafi a w nieodpowiednie

ce. Pracownicy agencji jak w ka dej rz dowej instytucji zaj ci byli pakowaniem i ekspediowaniem w bezpieczne miejsce komputerów, dysków z

danymi
1 archiwów. Wszystko adowano do solidnych wojskowych pojemników, oznaczonych numerami i zarejestrowanych, i wywo ono do Andrews, sk d

wielkimi transportowymi C-17 mia y odlecie do baz wojskowych w g bi kraju, poza zasi g wody, gdzie b

strze one przez uzbrojone formacje

maj ce rozkaz strzela do intruzów bez uprzedzenia.

Przy Independence Avenue podobna operacja trwa a w Bibliotece Kongresu. Od 1897 roku, kiedy przeniesiono j do obecnie zajmowanego

budynku, nie dzia o si tam nic gro nego, cho bibliotece nieobce s katastrofy. W pierwszej po owie XIX wieku, kiedy mie ci a si w Kapitolu, sp on a

dwukrotnie. Dzi jednak by a scen gor czkowego dzia ania; pracownikom, staraj cym si jak najszybciej spakowa ponad osiemdziesi t cztery

miliony opracowa na najró niejsze tematy w czterystu siedemdziesi ciu j zykach, musieli pomaga

nierze z bazy lotniczej. Biblioteka

ameryka skiego Kongresu nale y do najwi kszych w wiecie. Ksi

ki, broszury, mikrofilmy, partytury muzyczne, mapy s przechowywane w trzech

budynkach nazwanych imionami trzech prezydentów, Ojców Za

ycieli: Thomasa Jeffersona, Jamesa Madisona

285
i Johna Adamsa. Operacj dodatkowo komplikowa fakt, e na terenie biblioteki mie ci si równie ameryka skie biuro praw autorskich z wyj tkow

baz danych. Zabezpieczenie cho by po owy tego wszystkiego wymaga o nieprzerwanej, ca odobowej pracy do samego momentu katastrofy.

W Archiwum Narodowym przy Pennsylvania Avenue, miejscu „ostatniego spoczynku" wszystkich dokumentów rz dowych, trwa a nieco delikatniejsza

operacja. Kustosze wspomagani przez

nierzy szykowali do wywozu bezcenne pami tki z historii USA, w ród nich orygina Deklaracji Niepodleg

ci,

konstytucji i Karty Praw. Podobnie wygl da a sytuacja w pa stwowej drukarni papierów warto ciowych, Bureau of Engraving and Printing na rogu ulic
Czternastej i C, gdzie dziennie drukuje si banknoty o warto ci trzydziestu pi ciu milionów dolarów tylko w celu zast pienia w obiegu zu ytych. Oprócz
tego powstaj tam znaczki pocztowe i skarbowe, obligacje rz dowe oraz druki koncesji i licencji. Podczas rozmontowywania pras drukarskich i
wynoszenia matryc budynek otacza kordon kompanii piechoty morskiej.

Takie same lub podobne sceny dzia y si we wszystkich agencjach federalnych, w Kapitolu i w samym Bia ym Domu. Zewsz d wynoszono dzie a

sztuki, dokumenty, cenniejsze meble i wyposa enie, adowano na wojskowe i cywilne ci

arówki i wywo ono jak najdalej od oceanu. Najwa niejsze

organa rz du dzia

y tymczasem bez przerwy. W Gabinecie Owalnym admira owie Morgan i Doran pracowali nad problemem ewakuacji Floty

Atlantyckiej. Nale

o szybko wyprawi w morze wszystkie sprawne okr ty z baz Wschodniego Wybrze a i skierowa je na akwen os oni ty przed

niszczycielskim ywio em. Normalne tsunami na pe nym oceanie jest prawie niezauwa alne, przy przeci tnej wysoko ci jednego do dwóch metrów i
wielusetmetrowej d ugo ci. Nikt jednak nie wiedzia , jak posta mo e przyj

ta wyj tkowa megafala i Arnold Morgan nie zamierza ryzykowa

wysy ania floty na jej drog . Nawet atomowe okr ty podwodne w du ym zanurzeniu nie by y zupe nie bezpieczne, nie by o bowiem wiadomo, jak

boko si ga turbulencja towarzysz ca przej ciu tsunami. Frank Doran rzuci pomys schronienia okr tów na pó nocy, w szerokiej na trzydzie ci mil

morskich zatoce Fun-

286
dy, os oni tej od Atlantyku przez trzystukilometrowy pó wysep Nowa Szkocja.
- O tej porze roku nie ma tam problemu z zalodzeniem — powiedzia . — Mogliby my schowa okr ty a w zatoce Chig-necto. By yby bezpieczne za

pasem stu kilometrów wysokiego l du.

Arnold wyrazi jednak obaw , e tsunami mo e ulec ugi ciu wokó przyl dka Sable i wpa

na zatok , a wówczas st oczone w zamkni tym zau ku

jednostki skazane by yby na zag ad . Wola wys

je wszystkie daleko na po udnie.

- Ale region karaibski mo e by znacznie bardziej nara ony! - zaprotestowa CINCLANT. - Naukowcy z Kalifornii przewiduj , e tsunami uderzy

nawet w Meksyk, a có mówi

0 Florydzie.
- Wiem o tym, Frank. Ale Floryda to jednak spory kawa ziemi, w najw

szym miejscu ma ponad sto sze

dziesi t kilometrów, a ci sami naukowcy s

zdania, e fala wedrze si najwy ej na trzydzie ci kilometrów w g b l du. Ja jestem za skierowaniem floty na Zatok Meksyka sk , za Floryd i a
gdzie pod Pensacol , gdzie tylko znajdzie si do

g bokie wody. Zgadzasz si ze mn ?

- Zgadzam si . Ka dy eglarz woli po udnie od pó nocy,
1 ja te .
- Tylko e ty po eglujesz najdalej do Norfolku i stamt d b dziesz kierowa operacj , dopóki te rakiety nie wyfrun spod powierzchni oceanu.

Oczywi cie o ile nasi ch opcy wcze niej tego sukinsyna nie za atwi . Cholera, co ja bym da za to, eby ci turbaniarze atakowali nas sk dkolwiek,
nawet z kosmosu, zamiast z atomowego okr tu podwodnego.

- Ja te bym wiele do

od siebie, Arnie. Na razie jednak rzeczywi cie pora mi wraca do Norfolku. Szlag mnie trafia, kiedy sobie przypomn , jak

to wszystko wygl da i co tam mo e narobi taka fala. L d jest tam taki p aski i wsz dzie rozci ga si labirynt kana ów, basenów i doków, rzeczek i
jeziorek. Po owa naszej infrastruktury, do tego stocznie w Newport News i Norship.

- Nie przypominaj mi o tym, Frank. Przecie stoj tam dwa lotniskowce w budowie. Nawet gdyby da o si je odho-lowa w bezpieczne miejsce, nie

dzie na to czasu.

287

- A baza w Kings Bay? - Doran pokiwa g ow . - Mamy tam cztery boomery klasy Ohio i Bóg wie ile rakiet Tri-dent. Pewnie dosy , by wysadzi w

powietrze pó pieprzonego wszech wiata, a my tu gonimy w pi tk , usi uj c znale

pod wod band ubranych w prze cierad a facetów...

Admira Morgan si roze mia . Zawsze lubi Franka Do-rana i jego nieoczekiwane przeb yski humoru w najdrama-tyczniejszych sytuacjach. Zadanie,

jakie los przed nimi postawi , by o przyt aczaj ce i obaj musieli walczy , by nie da mu si pokona . Wiedzieli, e jest szansa przygwo dzi Barra-cud ,
je li podejdzie blisko pod powierzchni i cho by wysunie peryskop; je li za nie uda si jej znale

, zanim wystrzeli nios ce kataklizm cruise'y, to

jeszcze mo na próbowa je unieszkodliwi rakietami woda-powietrze z fregat albo z baterii Patriot rozstawionych wokó kanaryjskiego wulkanu. Gdyby
zawiod y obie opcje, ycie na Wschodnim Wybrze u USA przez d ugie, d ugie lata nie wróci do normy.

- Odmeldowuj si , sir. Od razu po powrocie do Norfolku wcielam w ycie nasz plan ewakuacji floty na po udnie. -Admira Doran wsta z krzes a. -

Wszystko, co zdolne p yn

o w asnych si ach, wyjdzie w morze. Przede wszystkim po

nacisk na wywiezienie zmagazynowanych w bazie

podwod-niaków ICBM-ów i innego materia u. Przyjdzie nam chyba zarekwirowa kilka cywilnych frachtowców do tego celu, tyle tam tego mamy.

- Sam tam kiedy pracowa em — mrukn Morgan. -Wracasz tu jutro, Frank?
- Aha. Postaram si by tu jak najwcze niej rano. Mo e do tego czasu dojd jakie lepsze wie ci.
Pi tek, 2 pa dziernika 2009 r., godzina 19.30. Damaszek
Rawi i Szakira byli ju w swoim domu przy Szaria Bab Touma. Admira Mohammed Badr uzna , e wymiana sygna ów mi dzy Bandar Abbas i

Barracud jest zbyt podatna na przechwycenie przez Amerykanów, a ich wiedza i rady nie s w tej chwili potrzebne. Mogli wi c ju tylko czeka . Ira -

288
ski dowódca zdawa sobie spraw , e NSA potrafi pods ucha wszystko i wsz dzie, a ju na pewno nie uchodzi jej uwagi aden sygna nadawany z

baz morskich krajów uznawanych za potencjalnie wrogie. Pa stwo Raszudowie opu cili wi c komfortowy apartament go cinny w sztabie admira a i
odlecieli do Damaszku. Rawi mia co prawda na poddaszu ich przestronnej willi supernowoczesn radiostacj do czno ci satelitarnej i co jaki czas
móg odbiera meldunki o pozycji okr tu, cho droga sygna ów by a wielce skomplikowana:

Atlantyk-satelita-Zhanjiang-satelita-Teheran-satelita-Dama-szek.

nie schodzi na dó , trzymaj c w r ku ostatni wiadomo

od Bena Badra, która brzmia a krótko: „7230N/07600E". Genera szybko przeliczy to

na rzeczywiste wspó rz dne i naniós na map . Od wtorku rano Barracuda pokona a siedemset mil. Znajdowa a si teraz prawie na zwrotniku Raka i
pe

a z pr dko ci pi ciu w

ów nad sieci hydrofonów SOSUS. Do rejonu operacyjnego pozosta o jej jeszcze oko o siedmiuset siedemdziesi ciu mil,

co przy aktualnym dziennym przebiegu stu dwudziestu mil zajmie sze

i pó doby. Na obecnej pozycji okr tu by a teraz dwunasta w po udnie, zatem do

wybranego miejsca oddania ostatecznej salwy Ben Badr i jego za oga dotr oko o pó nocy w czwartek 8 pa dziernika.

- Akurat na czas - powiedzia Rawi do siebie. - Trzeba tylko prosi Allaha, eby scimitary znów spe ni y swoje zadanie.
- S ysz tu jakie podejrzane mamrotanie. - Szakira akurat stan a w drzwiach kuchni. - Masz ochot na herbat ? Dobrze robi na sko atane nerwy.
- Dzi ki, przyda si . W

nie dosta em dobre wie ci z Bar-racudy II. Wszystko w porz dku, wszyscy zdrowi, p yn planowo i zosta o im akurat tyle

drogi, e zd

na czas.

- Ogl da am przed chwil CNN. Amerykanie s bardzo niespokojni, prezydent ju dwa razy przemawia w telewizji, a ewakuacja wybrze a jest w

pe nym toku. Zdaje si , e zrozumieli realno

naszej gro by.

- Mówi co konkretnego o swoich krokach obronnych? To znaczy o wys aniu okr tów w rejon wysp?
289

background image

- Nic. Powiedzieli tylko, e wkrótce rozpoczn intensywne poszukiwania Barracudy.
- Hmm... Na pewno b

tam mieli powa ne si y, ale nie s dz , eby uda o im si Bena przy apa . - Rawi zmarszczy brwi. - B dzie strzela z trzystu

mil, daleko na po udniowy wschód od celu... Wed ug mnie nie ma sposobu, eby go wykry na tym g bokim akwenie, je li b dzie si trzyma w du ym
zanurzeniu i nie przekracza pi ciu, sze ciu w

ów.

- Chyba niczego nie pomin li my — zastanowi a si Sza-kira. - My lisz, e szcz

cie nadal b dzie mu dopisywa ?

- To nie jest kwestia szcz

cia, tylko dobrego, d ugiego i drobiazgowego planowania.

- Czy oni na pewno wiedz , e atakujemy wulkany z okr tu podwodnego?
- Wiedz , wiedz . To musi by dla nich oczywiste.
- To co by zrobi na ich miejscu?
- Ucieka bym, gdzie pieprz ro nie. Totalna ewakuacja.
- I nie próbowa by si broni ? adnych kroków militarnych?
- No, na pewno wys

bym w rejon Kanarów okr ty, eby próbowa y szcz

cia. Atlantyk to jednak sporo wody do przeszukania, wi c nie robi bym

sobie specjalnych nadziei.

Szakira nie mog a przesta my le o mo liwych komplikacjach.
- Wiesz co, kochanie? - odezwa a si po chwli. - Sp dzi am wiele czasu na opracowywaniu tras rakiet i programowaniu ich uk adów naprowadzania.

Tak sobie my

... One dzia aj na podstawie systemu nawigacji satelitarnej, prawda?

- Tak jest. Wykorzystuj GPS.
- A gdyby Amerykanie w jaki sposób go zak ócili? Albo ca kiem wy czyli?
- To chyba nie jest takie proste, nawet dla nich. Tam jest oko o trzydziestu satelitów i z tego, co wiem, s niezb dne nie tylko dla nawigacji, ale i

czno ci, telewizji, i wielu innych rzeczy.

Rawi Raszud wykazywa si czasami zadziwiaj

ignorancj , jak na jednego z najlepszych oficerów elitarnej brytyjskiej formacji i wyznawc zasady

drobiazgowego przygotowywania si do ka dej operacji.

290
- Nie s dz , eby Pentagon móg jakim sposobem wy czy globalny system czno ci i nawigacji. Obawialiby si , e pó

wiata wytoczy im procesy

o odszkodowania id ce w miliardy dolarów.

- Mam nadziej , e si nie mylisz - rzek a Szakira, nalewaj c herbat arabskim zwyczajem do dwóch szklanek w srebrnych uchwytach.
Pi tek, 2 pa dziernika 2009 r., godzina 12.00. Agencja Bezpiecze stwa Narodowego, Fort Meade
Deszyfranci z NSA prawie sko czyli zadanie amania kodu pierwszego sygna u przechwyconego z chi skiego satelity. Admira Morris chcia , eby

wydedukowali na podstawie dost pnych informacji, jaka naprawd pozycja mo e si kry w tym syberyjskim przebraniu. Narysowa na mapie du e
kó ko, mówi c:

— Uwa amy, e Barracuda powinna si znajdowa gdzie w tym rejonie. Liczby 7130N i 09600W na pewno s zakodowanymi wspó rz dnymi jej

pozycji. Postarajcie si co wymy li , dobra?

Krótko przed po udniem nast pnego dnia doszli do przybli onego rozwi zania.
- Od pierwszej liczby trzeba wed ug nas odj

50, mo e 48 lub 49, ale nie wi cej. Oczywiste jest, e w d ugo ci geograficznej nale y zamieni E na

W, jeste my te prawie pewni, e jej warto

oni dziel przez dwa. W ten sposób otrzymamy odpowiednio 21c30'N i 48°00'W, czyli pozycj prawie w

samym rodku pa skiego kó ka, szefie.

George Morris i jego asystent nie kryli zadowolenia. Teraz niecierpliwie wygl dali pojawienia si nast pnego sygna u. I d ugo nie musieli czeka . O

dwunastej trzydzie ci Jimmy znalaz znajome s owo w chi skiej transmisji: „Brzytwog bny 7230N/07600E". Po zastosowaniu metody dekodowania
otrzyma pozycj Barracudy na 22°30'N, 038WW. Naniós te wspó rz dne na swoj komputerow map i porówna z poprzedni . Odleg

mi dzy nimi

wynosi a równe siede set mil morskich. Wyliczy z tego, e okr t musi p yn c z pr d-

291
ko ci blisk dziesi ciu w

ów. Utrzyma j jeszcze przez kilka godzin, a potknie si o nasz SOSUS, pomy la . Jimmy patrzy na to z coraz wi kszym

optymizmem. Barracuda by a troch dalej na pó noc, ni si spodziewa , o jakie sze

dziesi t mil, ale wa ne by o, e wyra nie zmierza w stron Wysp

Kanaryjskich. Ucieszony tym potwierdzeniem zadzwoni do admira a Morrisa, który w pierwszej chwili pomy la o wys aniu tam samolotu ZOP z
lotniskowca, ale szybko odrzuci ten pomys . Samolot móg by dotrze we wskazany w depeszy rejon najwcze niej za cztery godziny, czyli w sumie od
czasu nadania sygna u Barracuda przesun aby si o oko o siedemdziesi t mil; nie by o jednak gwarancji, e utrzyma dotychczasowy kurs. Obszar
poszukiwania zwi ksza si wi c o grube tysi ce mil kwadratowych. Dyrektor NSA zatelefonowa do Arnolda Morgana, donosz c o uzyskanych danych.
Admira porównywa informacje Morrisa z zainstalowan w Gabinecie Owalnym map elektroniczn , po czym poleci mu natychmiast przekaza je
Frankowi Doranowi w Nor-folku i szefowi operacji morskich.

- Widzisz, George, to wszystko znowu si sprowadza do tego samego problemu - powiedzia . - Olbrzymi akwen do przeczesania i znikome szans

powodzenia, je eli on b dzie p yn powoli i na du ej g boko ci. Poza tym nie znamy dok adnego czasu, w którym oni nadali meldunek o pozycji.
Jimmy mo e mie racj , e pewnie ze trzy godziny wcze niej, zanim sygna dotar do Fort Meade, ale równie dobrze móg pój

w eter wczoraj.

Zauwa , e na adnym meldunku nie podaj daty ani godziny, spryciarze. Musz mie umówione terminy nadawania i je li na okr cie wszystko jest w
porz dku, nie musz niczego dodawa . Z tego wszystkiego dla mnie wynika, e gremialne tropienie Barracudy na g bokich wodach mija si z celem.
Nigdy nie znajdziemy sukinsyna, je li nie uda si nam zap dzi go blisko brzegu. Wtedy nasze szans powa nie wzrosn .

Dziesi

minut pó niej na linii Bia ego Domu zameldowa si admira Doran. Podziela pogl d Arnolda.

- To na nic. Zmarnowaliby my mnóstwo czasu i energii, a prawdopodobie stwo powodzenia nie przekracza oby pi ciu procent. Jedyny po ytek z

tego sygna u to potwierdzenie ist-

292
nienia Barracudy i jej zamiarów. Trzeba tylko go zwabi pod brzeg. Jak idzie z Francuzami?
- Za pó godziny b

rozmawia z ich ministrem spraw zagranicznych, Frank. Nie obiecuj sobie po tym zbyt wiele. Czuj , e to b dzie musia o

zosta za atwione mi dzy prezydentami. Ale zrobi , co b

móg , eby nap dzi stracha abojadowi.

Od

ywszy s uchawk , admira Doran wyda polecenie, aby domnieman pozycj Barracudy nadano na wszystkie okr ty znajduj ce si na

rodkowym Atlantyku, po czym wróci do pracy nad swoim aktualnie najwi kszym zadaniem: ewakuacj stoczni z Norfolku.

Po godzinie — z trzydziestominutowym opó nieniem — Kathy uda o si wreszcie po czy z ministerstwem spraw zagranicznych w Pary u. Arnold

nie zna swego rozmówcy i uzna , e najrozs dniej b dzie potraktowa go uprzejmie. Przedstawili si sobie oficjalnie. Francuz dobrze w ada angielskim
i admira postanowi przej

od razu do meritum.

- Panie ministrze, przypuszczam, e ju pan wie, dlaczego do pana dzwoni . Musia pan czyta w gazetach o zagro eniu ze strony terrorystów,
prawda?
Minister potwierdzi , po czym podzieli si z rozmówc swoimi obawami. Rz d francuski w

nie otrzyma raport ze szwajcarskiego Federalnego

Instytutu Technologii na temat mo liwych skutków tsunami wywo anego przez erupcj Cumbre Vieja i niepokoi si oczywist powag sytuacji.
Jednak e Pary nie by jeszcze w pe ni przekonany, e gro ba Hamasu jest realna; w przeciwie stwie do Amerykanów Francuzi nie mieli adnych
dowodów, e to wydarzenie naprawd mo e nast pi .

Arnold poprosi go, aby w tej mierze po prostu zaufa opinii Pentagonu.
- Prosz nie w tpi , e zrobimy wszystko, co w naszej mocy, eby ich powstrzyma - doda . - Nikogo nie prosimy o pomoc, chocia zagro enie

tsunami dotyczy te wielu miast w innych pa stwach.

- Tak, Szwajcarzy twierdz , e kataklizm dotknie czterech kontynentów.
- I w tym, oczywi cie, waszego w asnego wybrze a Bre-
293
tanii. Na g ówn baz Marin Nationale w Bre cie runie fala o wysoko ci mo e a dwudziestu metrów, i to na cztery godziny przed zalaniem Nowego

Jorku.

- Rozumiem... - odrzek Francuz z wahaniem. — Dla nas jednak podstawowe pytania brzmi : czy mamy wierzy w te gro by? A je li tak, to czy

sprawa jest na tyle powa na, eby my posun li si do wy czenia ca ego europejskiego systemu nawigacji satelitarnej? Przykro mi, ale odpowied na
oba jest negatywna.

- Panie ministrze, przecie nie prosimy was o jego zdemontowanie. Chodzi tylko o zwyk e zaprzestanie nadawania sygna ów przez dwie doby, mo e

nawet krócej, je eli wcze niej nam si uda dopa

ten okr t podwodny. Wie pan, e my zrobimy to samo z naszym GPS, z którego korzysta

dziewi

dziesi t procent u ytkowników na wiecie?

- Nie w tpi w to, admirale. Ale znamy histori waszych stosunków z krajami Bliskiego Wschodu. Pozwol sobie powiedzie , e rz d Francji nie

pochwala niczego, co robicie na wschód od Kana u Sueskiego.

- W takim razie ja pozwol sobie panu przedstawi konsekwencje takiej postawy. Po pierwsze, stracicie ca marynark wojenn na zachodnim

wybrze u, a Bretania i ziemie nad Zatok Biskajsk nawiedzi katastrofalna powód . Po drugie, na bardzo d ugi czas mo ecie zapomnie o dobrych
stosunkach ze Stanami Zjednoczonymi. Je eli za dojdzie do wybuchu Cumbre Vieja, nie zawahamy si ujawni , e wina za to le y w du ej mierze po
stronie Francji, która odmówi a nawet pozorów wspó pracy w obliczu takiego zagro enia. Po trzecie, prezydent zwróci si do Kongresu o zatwierdzenie
ustawy o na

eniu stuprocentowego c a na wszystkie francuskie towary importowane do USA. Po czwarte, wykluczymy was z rynku ropy naftowej w

Iraku i Arabii Saudyjskiej, nad którymi praktycznie mamy kontrol . Wielka szkoda, e wolicie ryzykowa to wszystko tylko dlatego, e nie chce si wam
na dwa dni wy czy pieprzonego satelity.

- Przeka

pa skie pro by i gro by mojemu prezydentowi — odpar francuski minister.

Arnold Morgan ju tego jednak nie s ysza , rzuci bowiem s uchawk na wide ki, burkn wszy tylko: „I vive la France,

background image

294
dupku" - ku lekkiemu zdziwieniu Kathy, która akurat wesz a z jego ulubion kanapk z pieczenia wo ow , majonezem i musztard .
- Wszystko si dzisiaj spó nia. Ministrowie, kanapki... Jestem tu traktowany, jakbym pracowa przy sortowaniu poczty.
- Nie posz o ci z Francuzem? - Kathy si za mia a.
- Ani troch . Mo esz ci gn

mi tu ich ambasadora? Spróbuj jemu przemówi do rozumu.

- Teraz?
W rozmowach obojga ostatnio zdecydowanie obni

si poziom humoru. Za drzwiami Gabinetu Owalnego panowa rozgardiasz: ludzie wynosili

cenne meble, lampy, obrazy do czekaj cych na zewn trz wojskowych ci

arówek. Oficerowie sprawdzali i zapisywali, na który wóz trafia ka dy kolejny

artyku . Z w czonego stale telewizora dobiega y komunikaty wojskowego biura prasowego; Pentagon przej wszystkie sieci medialne Wschodniego
Wybrze a. Rodziny, które nie mia y zobowi za wobec pracodawców w Waszyngtonie, nak aniano, by nie zwlekaj c, wyje

y z miasta, aby pó niej

unikn

korków na drogach. Ruch kierowano na austostrady wylotowe na pó noc i zachód, pozostawiaj c drogi mi dzy-stanowe numer 66 i 270 dla

konwojów federalnych i innych celów pa stwowych.

Francusk ambasad przy Reservoir Road od Bia ego Domu dzieli trzy i pó kilometra. Arnold Morgan oczekiwa na przybycie ambasadora z rosn

niecierpliwo ci . Monsieur Gaston Jobert zjawi si w ko cu o czternastej dwadzie cia i Kathy natychmiast wprowadzi a go do Gabinetu Owalnego,
gdzie prócz admira a by te prezydent Bedford. Usiedli przy kawie i ambasador wys ucha relacji o chronologii wydarze od samego pocz tku. Arnold
nie pomin niczego, co zasz o od chwili rozpoznania ataku rakietowego na Mount St. Helens do erupcji na Montserrat. Przedstawi gro by i

dania

Ha-masu, niemo liwo

ich spe nienia i naszkicowa strategi przyj

przez ameryka sk marynark wojenn . Szczególny nacisk po

na

decyduj ce znaczenie systemu GPS.

- Krótko mówi c, ich rakiety b

wykorzystywa y nasz w asny system nawigacyjny. Je li terrory ci stwierdz , e nie

295
mog odbiera danych pozycyjnych z GPS, przestroj odbiorniki na wasz Galileo i po problemie. Je eli za oba systemy zamilkn , b

zmuszeni

podej

blisko brzegu Palmy i strzela na podstawie obserwacji wizualnych. A wtedy my ich dopadniemy. Nie musz chyba panu mówi , e

post powanie rz du Francji jest dla mnie zagadkowe. Zaprosi em tu pana przede wszystkim po to, eby pan uzmys owi im powag sytuacji.

— Czy mój rz d zna pe

wersj wydarze , w cznie z istnieniem tego okr tu podwodnego, rakietami i tak dalej?

— Mo na tak powiedzie .
— No có ... z pa skiej wypowiedzi zrozumia em... hm... do

jasno, e dla Francji by oby badzo le, gdyby my... gdyby cie z naszego powodu nie

zdo ali zniszczy tego okr tu, zanim on zniszczy wasze wybrze e, a przy okazji i nasze. To by oby zupe nym szale stwem...

— Panie ambasadorze, my to wiemy, ale obawiam si , e wasz minister spraw zagranicznych nie zrozumia tego tak dobrze jak pan - wtr ci Paul
Bedford.
— Rozmawiali cie z Jeanem Crepeau?
— We w asnej osobie - potwierdzi Morgan. — Okaza si cz owieczkiem o bardzo antyameryka skim nastawieniu, co w dzisiejszych czasach

zakrawa na absurd. Mo e pan sobie wyobrazi , e Stany Zjednoczone odmawiaj wam pomocy, gdyby Pary owi grozi atak terrorystów na wielk

skal ?
— Nie, admirale, nie mog . Ale ja mieszkam tu od wielu lat i osobi cie lubi wasz kraj. To wszystko jest dla mnie enuj ce i pewnie nied ugo moi

zwierzchnicy pójd po rozum do g owy. - Jobert urwa i podniós do ust fili ank z kaw . -Wbrew dyplomatycznym zwyczajom pozwol sobie wyrazi

asn opini . Panowie byli cie ze mn szczerzy... Monsieur Crepeau jest cz owiekiem o znacznie wi kszych ambicjach ni zdolno ciach, a nasz

premier niewiele go pod tym wzgl dem przewy sza. Jednak w prezydencie Dreyfusie mamy prawdziwego m

a stanu... mo e tylko odrobin zbyt

dumnego. Na pewno jednak mo ecie liczy na jego inteligencj i rozs dek. Wi kszo

ludzi w naszym rz dzie si go boi... Ja nie, g ównie dlatego, e

jest onaty z moj siostr Janin . Znamy si od pi tnastego roku ycia. Rozmawia em ju z nim

296
na ten temat i my

, e bezpo redni telefon od prezydenta Bedforda, powiedzmy jutro rano, powinien rozwi za ten problem. Ostatecznie nie mamy

innego wyj cia, poniewa je li odmówimy wspó pracy, i tak zestrzelicie naszego satelit , n'est ce pas?

- Nie pozosta oby nam nic innego. - Arnold Morgan u miechn si ponuro. - Na jednej szali Waszyngton i Nowy Jork, na drugiej ma y sputnik?

Nie by oby w tpliwo ci.

Gaston Jobert wsta .
- Zostawcie to mnie, panowie. Porozmawiam dzi wieczorem z naszym prezydentem i wszystko mu dok adnie przedstawi . Powiem mu, e odmowa

waszej pro bie przyniesie nieporównywalnie wi ksze k opoty. Jak pan to uj , admirale? Szkoda ryzykowa to wszystko tylko dlatego, e nie chce si
wam na dwa dni wy czy pieprzonego satelity?

- Niez e podsumowanie - odrzek Morgan.
ROZDZIA 11
Sobota, 3 pa dziernika 2009 r., godzina 8.00. 2300N/03840W. Zanurzenie 180 m, pr dko

6 w

Ostatni rozkaz kontradmira a Badra po

Barracud II na kurs 060°. Dowódca sp dza teraz wi cej czasu w towarzystwie brata Szakiry, Ahmeda

Sabaha, który z czasem sta si jego powiernikiem. W tej chwili wraz z nawigatorem, porucznikiem Asztarim Mohammedem, studiowali mapy
wschodniej cz

ci Atlantyku. Jak to si mówi, nic nie jest realne, dopóki nie musisz temu sprosta . To, co kiedy si wydawa o zwyk ym przep yni ciem

z jednej strony oceanu na drug , dzi si jawi o jako powa ne wyzwanie. Ben i Ahmed dobrze wiedzieli, e gro ba genera a Raszuda przes ana do
Pentagonu zosta a og oszona publicznie i e Stany Zjednoczone podejmuj zdecydowane dzia ania w celu ich wykrycia i zatopienia. Im bardziej si
zbli ali do Wysp Kanaryjskich, tym wi ksze grozi o im niebezpiecze stwo. aden z nich nie wiedzia , jak strategi obrony przyjmie ameryka ska
marynarka wojenna, ale Ben Badr by przekonany, e przeciwnik nie zdecyduje si na rzucenie do akcji zespo u okr tów podwodnych.

- Nie zaryzykuj tego w obawie przed przypadkowym zatopieniem w asnej jednostki, Ahmedzie. My

, e mo emy si raczej liczy z poszukiwaniem

przez fregaty lub niszczyciele z sonarami holowanymi. Dopóki b dziemy si trzymali minimalnej pr dko ci i du ego zanurzenia, nie znajd nas. Jedyny

opot to satelity. Potrzebujemy ich do naprowadzania rakiet, a system GPS nale y wy cznie do Amerykanów. Je li oni naprawd uwierzyli, e

mo emy zniszczy ca e ich Wschodnie Wybrze e, to niewykluczone, e po prostu go wy-

298

cz . To by oby dla nas bardzo niewygodne. Zosta by nam tylko system europejski, a nie wiem, czy mo emy si do niego dostroi . Ameryka ski jest

powszechnie u ywany.

- My lisz, e Amerykanom uda oby si namówi Europejczyków do równoczesnego zamkni cia ich systemu?
- Nie wiem. Brytyjczycy na pewno by si zgodzili, ale Francuzi mog odmówi . Ja sk ania bym si do twierdzenia, e obu systemów naraz nie dadz

rady wy czy .

- A je li tak? — Ahmed by wyra nie zaniepokojony.
- Wtedy nie b dziemy mieli innego wyj cia, jak tylko podej

do brzegu i strzela na podstawie namiarów optycznych. SL-2 ma tu istotn przewag

nad SL-1, których do tej pory u ywali my. Nie musi trafi dok adnie w okre lony punkt. Wystarczy, jak rzucimy g owic nuklearn gdziekolwiek w
promieniu pó mili od krateru. Magma za atwi za nas ca reszt .

- Jak blisko trzeba podej

do wyspy?

- Na jakie dwadzie cia pi

mil. Tyle eby by o wida wulkan przez peryskop.

- Sk d b dziemy strzela ?
- Zobaczymy. Je li GPS pracuje normalnie, to z dwustu pi

dziesi ciu mil. My la em o pozycji oko o trzydzie ci mil na po udnie od Fuerteventury.

dziemy na g bokiej wodzie w po owie odleg

ci mi dzy wysp a kontynentem. Zaraz po odpaleniu rakiet pójdziemy ca naprzód na pó noc, za

Fuer-teventur . O, tutaj, na wysoko

miasta Gra Tarajal. Od pozycji strza u zajmie nam to godzin . Ale rakiety b

lecia y do celu dwadzie cia pi

minut, g ówna erupcja powoduj ca osuni cie ska y nast pi po dalszych dziesi ciu minutach, a tsunami dotrze do zachodniego brzegu naszej wyspy w
kolejne pó godziny. My za b dziemy po wschodniej stronie, os oni ci przed fal . Potem po prostu przycupniemy bez ruchu na du ej g boko ci i
poczekamy, a wszystko przycichnie.

- No, dobrze. Ale je li si oka e, e nie mo emy skorzysta z GPS? - Ahmed nie dawa za wygran , coraz wyra niej zdaj c sobie spraw z ryzyka,

jakie podejmuj .

- Wówczas przyjdzie nam podp yn

blisko. Podejdziemy od po udniowego zachodu, kieruj c si na t pozycj . - Ben

299
aGHapS

wskaza na mapie punkt oddalony o dwadzie cia mil morskich od Palmy, gdzie ocean ma g boko

do tysi ca metrów. - We miemy trzy namiary...

na latarnie Punta Fuen-caliente i Punta de Arenas Blancas oraz na sam wulkan. Znamy jego pozycj i wysoko

. Przeprogramujemy rakiety, a potem

bez problemu podejdziemy w to samo miejsce. Wystarczy wtedy krótkie sprawdzenie przez peryskop i mo emy strzela . Nawet bior c pod uwag
przypadkowe b dy wynikaj ce z si y i kierunku wiatru, promienia zwrotu, regulacji wysoko ci lotu, scimitar nie mo e chybi . G owica ma tak du

si

ra enia, e cho by rakieta zboczy a z kursu nawet o pó mili, efekt b dzie taki sam.

- Ben, my la

, co zrobimy potem? To znaczy, jak st d uciekniemy?

- Omówili my to z twoim szwagrem. Gdzie na po udniowym Atlantyku, w odludnym miejscu przesi dziemy si na ira ski frachtowiec, pod

ywszy

miny na okr cie. Musimy zatopi Barracud II na jak najg bszym akwenie, eby nigdy nie zosta a odkryta. Potem wrócimy do domu, wysadzaj c w
ró nych portach po drodze po kilku ludzi.

— Czy teraz chce pan zmieni kurs na bardziej wschodni? - przerwa t rozmow porucznik Mohammed. - Rozumiem, e pójdziemy na pozycj

dalekiego strza u, eby sprawdzi GPS?

background image

— Tak jest. Tylko adnych gwa townych manewrów. Przeka cie szefowi okr tu, eby nie wychyla steru wi cej ni dwa stopnie. Oczywi cie pr dko

nadal sze

w

ów.

Barracuda II skrada a si z wolna ku docelowej pozycji, odleg ej jeszcze o pi

set czterdzie ci mil. W ci gu najbli szych trzech dni Ben Badr

spodziewa si us ysze pierwsze ameryka skie okr ty. Na razie jednak znajdowali si na nie patrolowanych i ma o ucz szczanych wodach, daleko na
po udnie od szlaków eglugowych pó nocnego Atlantyku. W ten sobotni ranek najbli ej Barracudy II znajdowa a si fregata rakietowa Simpson,
dowodzona przez kapitana Joego Wick-mana, p yn ca kursem po udniowo-wschodnim w stron Palmy. Bli niacza jednostka Elrod kapitana Smitha by a
ju w rejonie Wysp Kanaryjskich, posuwaj c si ku Teneryfie, gdzie od pó nocy czeka kapitan Brad Willett na swoim USS

300
Taylor. Kauffman i Nicholas spodziewano si w ich rejonach operacyjnych za dwie godziny. Siedem fregat z Norfolku sz o w rozci gni tym konwoju

przez Atlantyk; wysz y w morze ostatnie i mia y dotrze na miejsce dopiero w niedziel wieczorem. Zespó lotniskowca Ronald Rcagan zbli

si

nie do Gibraltaru i na wyznaczonej dla niego pozycji, na pó nocny wschód od Lanzarote, mia si znale

równie w niedziel , cho nieco wcze niej

od fregat. Admira Gil more na USS Coronado mia za sob dwie trzecie drogi z Norfolku, a do przebycia jeszcze tysi c mil. On równie spodziewa si
zjawi w rejonie spotkania w niedziel oko o pó nocy. Ostatni mia przyby lotniskowiec Harry S. Truman z eskort dwóch niszczycieli i atomowego
okr tu podwodnego Tucson, obecnie przebijaj cy si przez sztormowy ni nad Grzbietem Sródat-lantyckim.

Ca a ta armada znajdowa a si daleko na pó noc od aktualnej pozycji Barracudy II i kontradmira Badr, który spodziewa si przeciwnika, ale raczej

nie w takiej sile, nic o niej nie wiedzia . W pami ci mia s owa swego ojca: „Zawsze b dziesz bezpieczny, je li pozostaniesz na du ej g boko ci i
utrzymasz nisk pr dko

". Dziwna rzecz, ale mimo swego morskiego do wiadczenia bez Rawiego i Szakiry czu si troch niepewnie. Nied ugo mia

otworzy sejf z zamkiem czasowym, w którym spoczywa zapiecz towany list napisany do , cho nie podpisany, przez ajatollaha rz dz cego w
Islamskiej Republice Iranu. To by pomys admira a Mohammeda Badra, który w ten sposób chcia doda synowi ducha i da mu poczucie wy szego
celu; wi ty m

potwierdza w li cie, e wystrzeliwuj c swoje rakiety, Ben podniesie na wroga wygi ty miecz proroka Mahometa. Badr junior wiedzia

od ojca, jaka jest tre

tego przes ania, ale nie móg si doczeka chwili, kiedy b dzie móg osobi cie je przeczyta . Ju dwukrotnie tego ranka

próbowa otworzy sejf, ale zamel< czasowy ustawiony na konkretn dat i godzin si nie poddawa .

Tymczasem o cztery tysi ce kilometrów od pozycji Barracudy II, w Gabinecie Owalnym, admira Morgan potyka si w

nie o kolejne k od rzucon

mu pod nogi prz< Komunikat z Pa acu Elizejskiego stwierdza , ze mimo d ugiej

301
rozmowy z francuskim ambasadorem w Waszyngtonie prezydent V Republiki nie jest przekonany o realno ci gro by Ha-masu i konieczno ci

wy czenia systemu Galileo. Informowa , e zastanowi si jeszcze i da ostateczn odpowied w poniedzia ek rano. Podobnie jak minister spraw
zagranicznych, jest zdania, e Amerykanie wyolbrzymiaj problem ataku terrorystycznego na wulkan, nie pali si zatem do tego, by wraz z nimi sia w

wiecie panik i bra na siebie odpowiedzialno

za potencjalne wypadki, do jakich mo e doj

po wy czeniu globalnego systemu nawigacyjnego. Na

koniec doda ironicznie, e nie widzi sensu w dodatkowym pog bianiu antyameryka skich nastrojów na wiecie, kiedy zagro enie oka e si fa szywe.

- Fa szywe? - Arnold Morgan by bliski wybuchu. - Jak to zagro enie mo e by fa szywe? Co ten nad ty kacyk z ratusza jakiej mie ciny w Normandii

sobie my li?

- Zapewne, e ma racj - odrzek prezydent Bedford. -Czy to znaczy, e ja mam z nim porozmawia ?
- Kiedy to by w

nie znaczy o. Ale teraz ju nie. KATHY!!!

CZ NATYCHMIAST Z PREZYDENTEM FRANCJI!

- Czy mam mu powiedzie , e to od prezydenta Bedfor-da? - spyta a Kathy, staj c w progu z uniesionymi brwiami; wci

nie mog a poj

, dlaczego

jej m

woli krzycze przez zamkni te drzwi, zamiast jak cz owiek do niej zadzwoni .

- Powiedz mu tak, a potem prze cz go do mnie.
Kathy pokr ci a g ow i podnios a s uchawk , instruuj c operatora, by zadzwoni do Pa acu Elizejskiego i podkre li , e sprawa jest niezwykle pilna.

Trzy minuty pó niej lekko zmieszany prezydent Dreyfus by na linii.

- Mais je pense que le President Bedford?
- Panie prezydencie! - odrzek admira Morgan po angielsku. - Siedz tu w Bia ym Domu tu obok prezydenta Stanów Zjednoczonych... Od trzech dni

prosimy was o wspó dzia anie w udaremnieniu najwi kszego zamachu terrorystycznego w historii tej planety. Czy mam rozumie , e nie zamierzacie
nam w tym pomóc? To proste pytanie i za odpowied wystarczy mi zwyk e oui lub non.

- Có , jeszcze nie podj em ostatecznej decyzji...
302
- Czy to jest non, panie prezydencie?
- My

, e mo emy jako doj

do porozumienia, mo e za par dni...

- Panie prezydencie, to jest bardzo powa na operacja militarna. Nie mamy czasu na wasze wykr ty. Albo wy czycie swojego satelit , albo jutro o tej

samej porze nie b dzie ju istnia .

Arnold niemal poczu , jak ze s uchawki powia o mrozem.
- Admirale Morgan, czy pan mi grozi?
- Nie. Stwierdzam oczywisty fakt. Chc , eby wasz system by nieczynny przez czterdzie ci osiem godzin, poczynaj c od godziny zero czasu

europejskiego w rod 7 pa dziernika. Ma pan wybór: albo pójdziecie mi na r

i sami go wy czycie, albo b dziecie si stawia i go stracicie. W

drugim wypadku dodatkowo na

ymy ca kowite embargo na wszystkie towary francuskie, zerwiemy stosunki dyplomatyczne i wydalimy wasz personel

dyplomatyczny. Na odpowied ma pan dziesi

sekund.

Arnold Morgan czu przez skór , e prezydent Francji, jak wielu jego poprzedników, jest mocny w s owach i bu czucznych minach, za to s abszy w

czynach. By pewien, e przez g ow jego rozmówcy przelatuj teraz my li o gigantycznych kosztach odbudowy kosmicznego systemu nawigacyjnego,
o powa nym rynkowym ciosie dla francuskich win i serów, stratach Peugeota i Citroena... wykluczeniu Francji z licznych mi dzynarodowych instytucji...
powszechnym pot pieniu... osobistej nienawi ci milionów ludzi do niego samego jako cz owieka, który odmówi pomocy, kiedy Stany Zjednoczone w
obliczu miertelnego niebezpiecze stwa zwróci y si do z pro

o stosunkowo drobn przys ug ... Prezydent Dreyfus wiedzia , e w

nie dosta

mata.
- Dobrze wi c, admirale. Tym razem pa ska bezczelno

zwyci

a. System Galileo zostanie wy czony w podanym przez pana terminie. Nie

podobaj mi si pa skie metody, ale mój kraj, jak zwykle, post pi w

ciwie. Prosz przys

swoich emisariuszy z odpowiednimi dokumentami w

poniedzia ek rano.

- To bardzo uprzejme z pana strony, panie prezydencie. Jeszcze dwie rzeczy... Nie ycz sobie adnych opó nie czy
303

innego kr tactwa... i prosz nie zapomina , e gdyby nie my, to dzi rozmawialiby cie, psiakrew, po niemiecku. - To rzek szy, Arnold od

uchawk .

- Nie jestem pewien, czy ta ostatnia uwaga by a absolutnie niezb dna - zauwa

Paul Bedford.

- A kogo to obchodzi? Pieprzony francuski satelita b dzie wy czony, a tylko to si liczy - odpar g ównodowodz cy operacji „Przyp yw". - Nawigacja

satelitarna b dzie niedost pna i Barracuda musi podej

do brzegu, poniewa jej rakiety b

lepe i g uche. Mamy swoj szans .

— To ja si wobec tego zabieram do oficjalnego przypiecz towania umowy z Francj . Zadzwoni do Departamentu Stanu...
— Doskonale, sir. Prosz te powiadomi genera a Scan-nella, który si zajmie sprawami bardziej praktycznymi, jak koordynacja wy czenia obu

systemów. To musi nast pi równocze nie.

Prezydent wyszed z gabinetu, Arnold za wróci przed wielki cienny ekran z elektroniczn map Atlantyku, staraj c si przewidzie posuni cia

nieprzyjacielskiego dowódcy.

W mrocznych g binach Basenu Zielonego Przyl dka kontradmira Badr czyta w tej samej chwili osobisty list od aja-tollaha.
Beniaminie, jeste cennym narz dziem naszej walki w sprawie Wielkiego Allaha i wkrótce poniesiesz Jego miecz do bitwy. Ten list ma ci

przypomnie o odpowiedzialno ci, jaka spoczywa na twoich barkach. Pami taj, e nasza wiara bierze pocz tek na pustyniach Arabii i zawsze zwi zana
by a z wojn . Nasz Prorok sam by zdobywc i m

em stanu. Jego s owa nie mia y precedensu w historii. Zosta y zes ane prosto od Boga i dzi ki nim w

sto lat wierni pokonali poga skie imperium perskie i zdobyli wielkie po acie bizantyjskiego. Armie arabskie przetoczy y si przez pó nocn Afryk ,
niszcz c chrze cija stwo w Egipcie i Tunezji, ojczy nie ich wi tego Augustyna; spustoszy y Hiszpani i zagrozi y Francji. O tak, mój synu, od samego
pocz tku byli my narodem wojowników.

Pami taj te , e islamska nauka wyprzedza a europejsk o stulecia. To my dali my im instytucj uniwersytetu, któr krzy-
304

owcy ponie li do swoich krajów. Podbili my Turcj i Konstantynopol, który sta si stolic imperium osma skiego. Niewierni dopiero przed trzystu

laty zacz li si d wiga z kl ski. Doszli do pot gi i zmieniali nasze granice, wymy lali nowe pa stwa, dzielili nasze ziemie, kradli nasze bogactwa, nasz
naft i narzucali nam swój zachodni styl ycia i to, co oni nazywaj kultur . Wcze niej, po tak d ugich wiekach triumfu, podbój wiata przez nasz
prawdziw wiar wydawa si nieunikniony. Wtedy nam si nie uda o, ale dzi Allah wskazuje nam drog do naprawienia tych trzystu lat z a, zachodniej
arogancji i grabie y naszych dóbr.

Pami taj zawsze, e nasz wi ty d ihad - nasza wojna i duchowa, i zbrojna, pob ogos awiona przez Proroka - nigdy si nie ko czy. To wokó niej

powinno si koncentrowa

ycie ka dego muzu manina. Nie chcemy kra

tego, co do nas nie nale y, ale nimy o wielkim islamskim imperium, które

nie by oby zdominowane przez Wielkiego Szatana - Ameryk . Mój synu, pragniemy ich wyrzuci z Bliskiego Wschodu, a wraz z nimi ich
zdege-nerowany, grzeszny styl ycia. Skoro nie chc si ugi

przed nasz wol , potrafimy im uprzykrzy walk z nami. Modl si za twoj

wi

misj , za zwyci stwo twoje i twoich

nierzy. Ca y wiat muzu ma ski dowie si którego dnia i zrozumie, czego dokonali cie. ycz ci powodzenia i

niech twoje scimitary dosi gn celu. Niech ci Allah prowadzi, mój synu.

List nie mia podpisu, ale ajatollah napisa go w asnor cznie. Ben Badr z

go starannie i schowa do kieszeni na piersi. By wytrawnym morskim

background image

profesjonalist , pewnym swego do wiadczenia i zdolno ci dowódczych, i dobrze si czu ze swoj za og . Nie widzia si w roli

zamachowca-sa-mobójcy, wspó czesnego kamikaze, ale w g bi duszy chowa nie wypowiedziane przekonanie, e jest gotów na mier , je li zajdzie
potrzeba, dopóki b dzie walczy za to, w co on sam i jego naród wierz . Czu si zaszczycony, e to jemu w

nie przypad o w udziale znale

si w

przedniej stra y d ihadu, w ród wybranych z wybranych. Doprowadzi swój wspania y okr t do tego wulkanu i rozsadzi go swoimi rakietami, albo zginie
w walce. Ben nie szuka

mierci i si jej nie spodziewa . Je li jednak wyci gnie ona ku niemu i Barracudzie II sw ognist , krwaw pi

, spojrzy jej w

twarz spokojnie i bez strachu.

305
Ben otrz sn si z zamy lenia i poszed do centrali. Upewni si , e s na w

ciwym kursie, a pr dko

nie przekracza nakazanych sze ciu

ów. Zajrza potem do przedzia u reaktora, skontrolowa wskazania monitorów i zamieni kilka s ów z pe ni cym wacht Ardeszirem Tikku. Po tylu

ugich tygodniach eglugi z dalekich Chin wszystko na okr cie dzia

o bez zarzutu, wystawiaj c doskona e wiadectwo rosyjskiej technice i

in ynierom. Reaktor pracowa bez najmniejszych zak óce , bez wysi ku zapewniaj c par dla turbin i generatorów. Czarny tytanowy kad ub g adko
sun przez g bin , nie wydaj c prawie adnego d wi ku. Ka dy mechanizm na pok adzie, dla unikni cia wibracji, by zamontowany na gumowych
amortyzatorach. Je li kto w pobli u dobrze wyt

by s uch, dotar by do niego jakby delikatny szum komputerowego wentylatora; nie by to jednak

komputer, ale turbina nap dowa o nominalnej mocy czterdziestu siedmiu tysi cy koni mechanicznych, pchaj ca wypieraj cy osiem tysi cy ton okr t
przez ocean.

Z ka dym dniem Ben zauwa

u ludzi, zw aszcza oficerów, rosn ce napi cie. Kapitan Ali Akbar Mohtad coraz bardziej zamkni ty w sobie, sp dza

czas tylko w towarzystwie komandora Abbasa Szafii, do którego b dzie nale

o uzbrojenie g owic nuklearnych SL-2. By o ju postanowione, e musz

wystrzeli obie rakiety, tym bardziej, e zale ny od GPS uk ad naprowadzania mo e by o lepiony. Dwie g owice

0 cznej mocy czterystu kiloton zdawa y si gwarantowa potworne zniszczenie ca ej po udniowej cz

ci wyspy Palma. Nawet je li zostan wykryci,

nawet je li z góry posypie si na nich grad bomb g binowych i pomkn ku nim torpedy, b dzie jeszcze do

czasu. Mo e tylko sekundy; ale to

wystarczy, by z Barracudy II mign y ku celowi dwie rakiety, których nikt ju wtedy nie powstrzyma i które wywo aj tsuna-mi nie maj ce sobie równych
w historii. Kapitan Mohtad

1 komandor Szafii wiele nad tym my leli i byli tego pewni.
Waszyngton tymczasem szykowa si na spotkanie z przeznaczeniem. Ustalono, e je eli rakiety Barracudy uderz w wulkan, prezydent Bedford

wraz z ca ym gabinetem zostanie w ostatniej chwili ewakuowany do nowej tajnej bazy rz -

306
dowej w pa mie wzgórz Shenandoah, niedaleko miejscowo ci Mountain Falls, na terenach wielkich historycznych zmaga regularnych armii Pó nocy

i Po udnia w wojnie secesyjnej. Ta zapasowa siedziba g owy pa stwa, wyposa ona w najnowocze niejsze systemy czno ci i bezpo rednie linie
telefoniczne do Pentagonu i niektórych rz dów sprzymierzonych, zbudowana zosta a na terenie ci le strze onej bazy wojskowej, niemal ca kowicie
pod ziemi i - co w tej sytuacji by o b ogos awie stwem - o par set metrów nad poziomem morza. W kr gach waszyngto skich znana by a jako Camp
Goliat -przeciwie stwo pokojowego w charakterze Camp David. Od pocz tku zak adano, e na wypadek konfliktu nuklearnego i bezpo redniego
zagro enia stolicy b dzie to miejsce schronienia dla najwy szych w adz cywilnych i wojskowych. Uruchomienie wszystkich systemów zaj o pe ne trzy
dni, ale teraz Camp Goliat gotów by na przyj cie prezydenta i jego orszaku w swych odci tych od wiata wn trzach jak z pi ciogwiazdkowego hotelu,
wyposa onych we wszelkie urz dzenia biurowe, telekomunikacyjne i informatyczne niezb dne do utrzymywania wiata w ruchu. Paul Bedford mia
przylecie z Bia ego Domu trójsilnikowym, uzbrojonym mig owcem Sikorsky CH-53E, przeznaczonym do przewozu pó kompanii marines w rejon walki,
eskortowanym przez klucz my liwców F-15 Tomcat.

Ewakuacja Waszyngtonu post powa a zgodnie z planem. W niedziel rano tysi ce

nierzy Gwardii Narodowej, którzy do czyli do pracuj cych w

mie cie oddzia ów wojska, zajmowa o si zadaniem równie wa nym jak ochrona instytucji rz dowych i ich mienia - ratowaniem tysi cy przedmiotów,

róde historycznych, ksi

ek i dzie sztuki, które stanowi o kulturze i rozwoju narodów. Wiele z tych bezcennych zbiorów przechowywanych jest w

Smithsonian Institution -wielkim kompleksie czternastu muzeów, mieszcz cym niezliczone eksponaty, od kilkusetletnich obrazów i rze b a po
wspó czesne pojazdy kosmiczne. W samym tylko Muzeum Lotnictwa i Kosmosu s dwadzie cia trzy galerie wystawiaj ce dwie cie czterdzie ci
samolotów i pi

dziesi t raku planetarium i kino z ekranem na pi

kondygnacji.

Dyrektorzy niektórych muzeów pojmowali ju , e nie
307

na czas ewakuowa wszystkiego, maj c oprócz wystawianych eksponatów jeszcze tysi ce innych w magazynach. Wszyscy dzwonili do Bia ego

Domu po wskazówki. Admira Morgan udziela ich z wojskow zwi

ci i prywatnym zniecierpliwieniem:

- Ustalcie sobie priorytety, s yszycie? Skupcie si na obiektach o prawdziwej warto ci historycznej. Porzu cie wszystkie makiety i modele. Zróbcie im

zdj cia, dokumentacje, kopie rysunków, ale koncentrujcie si na tym, co naprawd tego warte. I ruszajcie no si tam!

Kustosze wa nych muzeów nie s przyzwyczajeni do takiego szorstkiego traktowania. Niemniej musieli to prze kn

i... rusza si . Trzeba by o

podejmowa decyzje, które z tysi cy obrazów pakowa i wywozi , które zostawi na miejscu, wynosz c je tylko na najwy sze pi tra w nadziei, e
budynek jako przetrzyma pierwsze uderzenia fal, a pó niej statyczny poziom wody nie si gnie tak wysoko. Na masywnych schodach Narodowej
Galerii Sztuki ustawi y si d ugie szeregi pracowników i

nierzy, podaj cych sobie z r k do r k dzie a redniowiecznych i renesansowych mistrzów, w

zale no ci od decyzji dyrekcji w druj cych w dó na ci

arówki lub na poddasze budynku. Niektóre zadania by y zbyt czasoch onne, eby w ogóle o

nich my le . Zabytkowe okr ty i samoloty stoj ce na terenie d ugiego na trzy kilometry Muzeum Pami ci w waszyngto skim porcie wojennym trzeba
by o zostawi na miejscu, podobnie jak wielk kolekcj starych maszyn, które w przesz

ci nap dza y ameryka sk gospodark , wystawion na

parterze Narodowego Muzeum Historii Ameryki.

Jeszcze trudniej by o zorganizowa ewakuacj sto ecznego ogrodu zoologicznego. Madison Bank wzi sobie do serca los zwierz t i w swoim

oddziale przy Du Pont Circle urz dzi specjalny sztab kryzysowy. Dwadzie cioro ludzi gor czkowo pracowa o, kontaktuj c si z innymi ogrodami w
promieniu stu kilkudziesi ciu kilometrów, dopytuj c si o wolne miejsca, szukaj c dla poszczególnych gatunków tymczasowych domów w odpowiednich
warunkach. Wynajmowali klatki od Ringling Brothers, samochody od U-Haul, przej li nawet par zestawów wagonów od Southern Railroad. Wszyscy
chcieli pomóc w ratowaniu zwierzaków, cho zarz d klubu

308
bejsbolowego w Baltimore troch si

achn na propozycj jednego z m odych zapale ców, by przeznaczy stadion Oriole Park w Camden Yards

na wybieg dla nied wiedzi. Po po udniu sytuacja by a opanowana i wi kszo

ywych „zbiorów" mia a ju dok d si uda .

W ca ym mie cie pe no by o najró niejszych oznak przypominaj cych o nadci gaj cej katastrofie. Na specjalny rozkaz admira a Morgana wszystkie

historyczne pomniki mia y by zdemontowane i wys ane na wzgórza Marylandu. To w

nie sta o si przyczyn pierwszego powa niejszego starcia;

urz dnik z zarz du parków narodowych, w którego gestii le y opieka nad pomnikami, uzna to zadanie za absolutnie niemo liwe do wykonania.

- Co to znaczy, niemo liwe? - warkn w s uchawk Morgan. - ci gnij pan saperów z ci

kim sprz tem, d wigami i lorami, i za atw to pan.

- Nie da si tego zrobi , sir. Prawie wszystkie pomniki s na to za ci

kie.

- Za ci

kie? Kto je tam w ko cu jako ustawi , nie?

- No, tak, sir... ale ci wszyscy ludzie raczej ju nie yj . Trudno za wys

faks do kogo martwego z pro

o rad , prawda?

Arnold Morgan nie mia czasu na wys uchiwanie „wym drzania si pieprzonych biurokratów".
- Prawda - odpar . - W takim razie spróbuj pan e-maila, bo te pomniki maj by wywiezione i basta.
Po godzinie oddzia saperów p yn ju bark z Craney Island w kompleksie stoczniowym w Norfolku w gór Poto-macu. Zanim zapad zmierzch,

stoj cy na rzecznej wyspie wielki pomnik Teodora Roosevelta wisia ju na haku d wigu p ywaj cego. Na pó nocnym skraju wojskowego cmentarza
Arlington inna grupa zabiera a si do demonta u s ynnego dwudziestoczterometrowego pomnika przedstawiaj cego pi ciu marines stawiaj cych
ameryka ski sztandar na Iwo Ji-mie - najwi kszego, jaki kiedykolwiek odlano. Widok d wigu unosz cego ten najbardziej poruszaj cy dowód pami ci o
ameryka skich bohaterach II wojny wiatowej przyci gn t umek gapiów, którzy w ponurym milczeniu przygl dali si wy-si kom saperów.

309

- Nie martwcie si ! — krzykn m ody

nierz. - Pod koniec miesi ca przywieziemy go tu z powrotem!

Oficerowie z Korpusu Saperów byli ju w rotundzie kryj cej pod kopu sze ciometrowej wysoko ci statu trzeciego prezydenta USA, Thomasa

Jeffersona, spogl daj cego spi owymi oczyma na basen p ywowy. Zadanie by o bardzo trudne, ale wykonalne. Na zewn trz czeka y ju cztery d wigi
ró nego kalibru i pi

dziesi ciu

nierzy, ekspertów w swoim fachu. M ody porucznik zgodnie z rozkazem zadzwoni z komórki do Gabinetu Owalnego.

- Mamy go, sir - zameldowa . - Do pó nocy Jefferson b dzie na wozie.
- Dobra robota, ch opcze. A co z tymi orientalnymi wi niami wokó pomnika?
- Ogrodnicy nie chc , by je przenosi . Mówi , e drzewka by tego nie przetrwa y.
- Uderzenia pieprzonego tsunami na pewno nie przetrwaj .
- Te im o tym wspomnia em, sir. Oni na to, e mo na b dzie potem posadzi nowe i e nie ma co traci na nie czasu.
- Dobrze, e chocia ogrodnicy maj g ow na karku, co, poruczniku?
- Tak jest, sir!
Ulubiony pomnik Arnolda przedstawia troch wi kszy problem. Sze ciometrowy pos g siedz cego na wysokim krze le Abrahama Lincolna

wykonany jest z litego marmuru i otoczony wyrytymi na kamiennych tablicach jego nie miertelnymi s owami. Ca

jest oczywi cie znacznie ci

sza od

statui Jeffersona, ale i z tym zadaniem saperzy sobie poradzili. W Waszyngtonie by y jeszcze dziesi tki pomników; niektóre te wywo ono w
bezpieczne miejsca, inne trzeba by o zostawi na ask i nie ask

ywio u. Wiecznego ognia p on cego w br zowym zniczu u stóp grobu trzydziestego

pi tego prezydenta, Johna Fitzgeralda Kennedy'ego, nie mo na by o zgasi . Admira Morgan w porozumieniu z senatorem Edwardem Kennedym
ustali , e od oryginalnego p omienia zapali si nowy i niczym pochodni olimpijsk przeniesie na inny cmentarz wojskowy w g bi kraju. Gdy tylko tam

dotrze

background image

310
i zap onie w zniczu, ten waszyngto ski, pal cy si nieprzerwanie od chwili pogrzebu prezydenta w 1963 roku, zostanie zgaszony, sam za grób i

pomnik schowany pod os on ze stali i betonu, by przeczeka kataklizm. Senator zachowa si raczej pow ci gliwie, a nawet z zak opotaniem, ale
Arnold Morgan postawi spraw jasno:

- Nie dopuszcz , eby przez jakiego cholernego terroryst zgas wieczny ogie u grobu prawdziwie wielkiego cz owieka. Je li ju trzeba go zgasi ,

marynarka wojenna si tym zajmie i ona te zapali go na nowo, gdy przyjdzie czas. Ale do tej pory sam p omie musi przetrwa , chocia gdzie indziej,
ale na ameryka skiej ziemi.

Ameryka zawsze czci swoich bohaterów. Jednym z najwi kszych pomników do zabezpieczenia by a stupi

dziesi -ciometrowa ciana wy

ona

ni cymi p ytami z czarnego marmuru, upami tniaj ca wszystkich

nierzy, którzy zgin li lub zagin li w Wietnamie. Stoi zaledwie o dwie cie

kilkadziesi t metrów od pomnika Lincolna, który mo e lepiej ni ktokolwiek z Amerykanów rozumia by okrutn przewrotno

tej wojny. Pielgrzymuj tu

rocznie tysi ce osób, by cho rzuci okiem czy dotkn

r

kamienia, na którym widnieje nazwisko kogo bliskiego, kto stamt d nie wróci . Admira

Morgan rozkaza , aby ludzie zdejmowali i przenosili p yty w mi kkich r kawiczkach.

- Nie chc zobaczy ani jednej rysy, kiedy je przywieziemy z powrotem na miejsce - zapowiedzia .
Na ulicach Waszyngtonu przez ca dob panowa ruch-Z miejsca na miejsce przeje

y samobie ne d wigi, transportery z wojskiem, ci

arówki

wywo

ce mienie, a w ród nich nieprzerwanym strumieniem ci gn y prywatne samochody mieszka ców, opuszczaj cych swe domy i chroni cych si

na wy ynie. Na szcz

cie w stolicy nie ma wielkieg° przemys u ani centrów finansowych, ale banki pracowa y na pe nych obrotach, wysy aj c dane

klientów, gotówk i depozy" ty do bezpiecznie po

onych oddzia ów na prowincji. W i dziel placówki czynne by y do dziesi tej wieczorem, aby kuj cy

si do wyjazdu w poniedzia ek od rana ludzie podj

pieni dze lub zabra ze skrytek kosztowno ci. Firmy prawnicze, brokerskie i inne wywozi y jeszcze

ci

arow*i

311

dokumentów, ale prawie wszystkie przedsi biorstwa nie zaanga owane w program ewakuacji by y ju zamkni te, odes awszy w góry, co si da o.

Tylko stacjom radiowym i telewizyjnym polecono jak najd

ej nie przerywa nadawania, oczywi cie pod kontrol Pentagonu, a od czasu do czasu i

samego admira a Morgana, który wys uchiwa ostatnich wiadomo ci. Mia y wy czy nadajniki dopiero po otrzymaniu wiarygodnej informacji, e wulkan
Cumbre Vieja z przyleg

-ciami osun si na dno Atlantyku. Dziennikarze b

mieli dziewi

godzin na opuszczenie miasta.

Szczególnie skomplikowana by a ewakuacja szpitali. Od pi tku wszystkie ambulanse w mie cie je dzi y niemal bez przerwy, rozwo

c l ej chorych

do domów, aby mogli wyjecha ze swymi rodzinami, ci

sze przypadki za transportuj c do odleg ych szpitali na zachodzie. Nie przyjmowano

oczywi cie adnych nowych pacjentów poza nag ymi wypadkami. Sytuacja stawa a si coraz trudniejsza, poniewa jednocze nie ewakuowano sprz t
medyczny. Nikt nie chcia przewozi chorych w najci

szym stanie dalej, ni by o absolutnie trzeba, ale rozkazy z Pentagonu by y wyra ne: do rody

wieczorem w sto ecznych szpitalach ma ju nie by nikogo. Dotyczy o to tak e samych karetek; mia y opu ci miasto najpó niej w chwili, gdy Barracuda
wystrzeli rakiety. Arnold Morgan wyra nie stwierdzi , e nie zamierza utraci cho by jednego ambulansu, niezale nie od si y, wysoko ci i zasi gu
tsunami. Na ostatnie dwie doby wojsko mia o udost pni swe rezerwowe jednostki medyczne z Fort Belvoir, wielkiej bazy po

onej na po udnie od

Alexandrii, na zagro onym prawym brzegu Potomacu. Kilka podobnych polowych ambulatoriów dzia

o ju w Whitehaven Park, Ogrodach Konstytucji i

w budynku centralnego szpitala miejskiego. Podobnie jak media, mia y pracowa do ostatniej chwili. Eskadra mig owców z Korpusu Marines czeka a w
pogotowiu, by przewozi powa niejsze przypadki do g ównego szpitala polowego, ulokowanego na bezpiecznym obszarze za mi dzynarodowym
lotniskiem Dulles.

Chyba najbardziej zapracowan instytucj w mie cie by a policja. Wszystkich funkcjonariuszy odwo ano z urlopów, trzy- i czteroosobowe patrole ca

dob kr

y po ulicach,

312
zw aszcza w tych rejonach, gdzie ewakuacja by a najbardziej zaawansowana. Pilnowano nie tylko sklepów i domów towarowych, ale i prywatnych

posesji. Gabinet Owalny i Pentagon obwie ci y, e policja i wspieraj ce j wojsko z Gwardi Narodow maj pozwolenie i rozkaz otwierania ognia do

odziei. „Inaczej to wszystko si nam wymknie spod kontroli - powiedzia Arnold Morgan. - Mamy cholernie gro nego wroga na zewn trz i nie

zas

yli my sobie na to, eby walczy na dodatek z wewn trznymi. Je eli do tego dojdzie, to nie mog liczy na lito

".

W komendzie miejskiej zdawano sobie oczywi cie spraw z tego, e w kulminacyjnych godzinach ewakuacji do wszystkich dotychczasowych

problemów dojdzie jeszcze upiorny ruch drogowy. Ju teraz starano si jak najsprawniej nim kierowa ; policja podawa a odpowiednie informacje,

a rad , eskortowa a wi ksze konwoje do rogatek miasta. Nad ulicami kr

y policyjne mig owce, bezustannie przekazuj c meldunki o sytuacji.

Od wczesnych etapów programu ewakuacji policjantom pomaga y tysi ce gwardzistów, tak w s

bie ruchu, jak i w patrolowaniu, bystro obserwuj c

poczynania wspó obywateli. Kryminali ci nie mieli teraz lekkiego ycia.

Inn organizacj maj

pozosta do ko ca w ci

ym pogotowiu by a stra po arna, cho polecono jej w miar mo liwo ci stopniowo wycofywa

swoich ludzi. Wszystkie wozy bojowe by y gotowe do u ycia i na pierwszy sygna o zaatakowaniu wulkanu ca a flota mog a konwojem opu ci miasto
specjalnie dla niej zarezerwowan autostrad .

By jeszcze jeden k opotliwy punkt programu ewakuacji: wi zienia. Problem stwarza o przede wszystkim przemieszczenie szczególnie

niebezpiecznych przest pców odsiaduj cych wysokie wyroki w zak adach karnych o surowym rygorze. Pospolici kryminali ci mieli by rozwiezieni do
wi zie w mniejszych miastach w miar wolnych miejsc, ale brakowa o cel dla morderców, gwa cicieli i skazanych za inne ci

kie przest pstwa.

Genera Scannell skierowa ju trzy kompanie Gwardii Narodowej do pomocy przy dostosowaniu opuszczonej bazy wojskowej w Wirginii Zachodniej.
Trzystu

nierzy przy wietle nowo zainstalowanych lamp jarzenio-

313
wych pracowa o teraz przy budowie odpowiednich ogrodze i baraków. Powstaj cy obóz mia by strze ony przez jednostki regularnej armii. Na

razie sytuacja by a pod kontrol ; nikt jeszcze nie skorzysta z wyg oszonej pó

artem, pó serio rady admira a Morgana, by „postawi t ca band

przed plutonem egzekucyjnym i sprawa za atwiona".

Prawa wojenne w tej chwili obowi zywa y jednak tylko po drugiej stronie oceanu, na wodach wokó archipelagu Kana-ryjskiego. Ostatnie okr ty US

Navy przybywa y na wyznaczone pozycje. O pó nocy USS Coronado dotar na swoj , czterdzie ci mil na pó nocny zachód od Lanzarote. Admira
Gillmore nawi za

czno

z fregatami Elrod i Taylor, znajduj cymi si o sze

dziesi t mil dalej na zachód. Pierwsze rozkazy komodora kierowa y je z

pierwszym brzaskiem na patrole przybrze ne. W

nie zaczyna si poniedzia ek 5 pa dziernika - do godziny W (jak wulkan) pozosta y cztery dni.

Gillmore nie liczy na to, e fregaty natkn si na Barracud ; by przekonany, e okr tu jeszcze nie ma w rejonie Kanarów. Za ogi powinny jednak
zapozna si z akwenem i panuj cymi na nim warunkami hydroakustycznymi. Nale

o rozpozna miejscowe anomalie, jak wiry wodne, uk ad warstw

termicznych, wyst powanie awic ryb, raf, podwodnych ska i wielu innych zjawisk, które mog sprawia k opoty sona-rzystom. Kontakty akustyczne,
je li nie s okr tami podwodnymi, wykazuj tendencje do dwóch ró nych zachowa : albo nagle znikaj (w przypadku ryb), albo tkwi niewzruszenie na
miejscu (gdy s ska ami). Okr t zazwyczaj si porusza, daj c mocniejsze echo z wyra nym przesuni ciem dopple-rowskim. Zadaniem dwóch fregat
by o w

nie takie przeczesanie dna morskiego po wschodniej stronie archipelagu i sporz dzenie jego mapy, a w razie wykrycia czegokolwiek

podejrzanego zrzucenie bomb g binowych. Poniewa admira Gillmore za najbardziej prawdopodobny kierunek podej cia Barracudy uwa

po udnie,

spodziewa si j wykry w

nie tam, w cie ninie mi dzy wyspami a kontynentem afryka skim. Nawet gdyby nie wykryto adnego kontaktu, sygna y

aktywnych sonarów prawdopodobnie zmusi yby kryj cy si okr t podwodny do odej cia na g bsze wody. Tam za wysy

sze

innych fregat z

superczu ymi sonarami holo-

314
wanymi, zdolnymi wykry nawet delikatny poszum mechanizmów okr towych. Mia y stanowi drug lini obrony, patroluj c akwen w odleg

ci oko o

dwudziestu pi ciu mil od wysp.

Do dozoru przybrze nego po zachodniej stronie archipelagu, w tym wokó samej Palmy, admira wyznaczy dwie fregaty, które przyby y w rejon

operacyjny najwcze niej: Kauff-mana i Nicholasa.

Dowodz cy Elrodem i Taylorem kapitanowie Smith i Wil-lett byli oficerami o du ym sta u, dobrze znanymi komodo-rowi. Obaj specjalizowali si w

operacjach ZOP i mieli za sob d ugie miesi ce s

by na wci

jeszcze podejrzanych, mimo zako czenia zimnej wojny, wodach GIUK — przej ciu z

rosyjskich baz nad Morzem Barentsa na otwarty Atlantyk, mi dzy Grenlandi , Islandi i Wielk Brytani .

Jak wcze niej admira Morgan i CINCLANT, admira Doran, George Gillmore doszed do oczywistego wniosku, e terrory ci b

musieli strzela z

takiej pozycji, która umo liwi im ucieczk i schronienie si za wyspami przed powsta ym tsunami. Zanim ich oficer naprowadzania si przekona, e nie
mo e liczy na sygna y GPS, z pewno ci b

chcieli spróbowa odda salw gdzie spod brzegów Sahary Zachodniej, po czym schowa si pod

os on Fuerteventury.

Kiedy stwierdz , e systemy satelitarne nie dzia aj , nie b

mieli innego wyj cia, jak tylko przenie

si z powrotem na po udnie od Gra Canarii —

w rejon operacyjny Elroda i Taylora - nast pnie op yn

Teneryf i przedosta si na wody przybrze ne Gomery. Stamt d b

si musieli pod-kra

bli ej Palmy, eby wyznaczy dok adn pozycj . Obie fregaty b

wi c mia y szans na wykrycie Barracudy po raz pierwszy, kiedy nadp ynie z

otwartego oceanu i wysunie maszt w celu sprawdzenia pozycji z GPS, a potem po raz drugi, gdy b dzie zmuszona zawróci na zachód, w stron

Gomery.
Admira Gillmore rozwi za zadanie geometrycznie. Cztery okr ty w pi ciomilowym pasie przybrze nym i sze

na drugiej linii, do dwudziestu pi ciu

mil od wysp. Ka da fregata z sonarem holowanym musi wzi

na siebie patrolowanie akwenu o promieniu do dwudziestu mil morskich, co pozwoli

315
praktycznie na ci

e przeszukiwanie. Pozostawia o to admira owi do dyspozycji jeszcze dwie fregaty, Klakring i Simp-so?i. Postanowi u

ich do

rozszerzenia rejonu poszukiwa , je li zajdzie taka konieczno

, albo jako odwód do cigania wykrytego okr tu, ewentualnie nawet do zag szczenia

pokry- cia radarowego bli ej brzegu. Przy tak skomplikowanej ope- racji z minimalnym marginesem na b d admira Gillmore wiedzia , e musi by
elastyczny w dzia aniu. Zadanie by o ci le okre lone - za wszelk cen znale

i zatopi Barra-cud , jakkolwiek, gdziekolwiek i kiedykolwiek, ale jak

background image

najszybciej i na pewno przed 9 pa dziernika.
Dwadzie cia mil na wschód od Coronado p yn lotniskowiec Ronald Reagan ze sw eskort , szykuj c si do spotkania z Harrym S. Trumanem i do

wymiany swoich samolotów na mig owce ZOP. W zespole Reagana by y dwa my liwskie okr ty podwodne klasy Los Angeles, ale admira Doran nie
chcia ich anga owa do polowania w g binach. George Gillmore podziela t opini ; obaj czuli, e Barracud wytropi i zniszcz

mig owce. Przybycia

Trumana oczekiwano w poniedzia ek rano, operacja transferu samolotów mia a si zacz

natychmiast potem. Kiedy nasta

wit i gor ce afryka skie

ce wychyn o zza horyzontu, lotniskowca nie by o jeszcze wida , ale wszyscy wiedzieli, e jest ju o sto mil od miejsca spotkania. Elrod i Taylor

yn y na swoje pozycje przy brzegach. O dziewi tej Truman znalaz si na wysoko ci Palmy i zmierza dalej na wschód, na spotkanie z Rea-ganem.

Morze by o spokojne i wia

wie y, ciep y wiatr z po udniowego wschodu, od Afryki. Wed ug prognozy za trzy godziny mia skr ci na po udniowy zachód

i przynie

przelotne szkwa y deszczowe — nie najlepsza pogoda dla lotniczych manewrów na tak du

skal . Przerzucanie samolotów i mig owców

mia o si rozpocz

o czternastej.

Krótko przed dziesi

trzydzie ci eskadra admira a Gillmore^ by a ju na przewidzianych pozycjach i fregaty rozpocz y mudne „oranie" morza

mi dzy Palm a Hierro sonarami sta ymi i holowanymi.

316
Poniedzia ek, 5 pa dziernika 2009 r., godzina 8.00. 2730N/02450W
Barracuda II wci

p yn a z

wi pr dko ci sze ciu w

ów na g boko ci stu pi

dziesi ciu metrów. Kontradmira Badr sprawdzi zliczon

pozycj ; byli o trzysta pi

dziesi t mil od linii dwóch najdalej wysuni tych wysp archipelagu, Palmy i Hierro. Wschodni kurs poprowadzi ich o

dwadzie cia mil na po udnie od tej ostatniej. Jak dot d, nie by o s ycha poszukuj cych ich okr tów podwodnych ani nawodnych. Badr dwukrotnie
odwa

si podej

na peryskopow , by szybko sprawdzi pozycj GPS. Problemu nie by o: system pracowa jak zawsze nienagannie.

Od obszaru przeczesywanego aktualnie przez fregaty ko-modora Gillmore'a dzieli y Barracuda II jeszcze niespe na trzy dni drogi. Po dop yni ciu na

wysoko

Punta de la Res-tinga, po udniowego cypla Hierro, okr t znajdzie si w odleg

ci kilkunastu mil od rejonu patrolowania Nicholasa, o ile

kapitan Nielsen nie przejdzie do tego czasu pod Teneryf . Gdyby tak si sta o, szans Barracudy II na niepostrze one przemkni cie si mog yby si
podwoi , gdy ta najwi ksza z Wysp Kanaryj skich le y o dwadzie cia kilka mil bardziej na pó noc od Hierro. Odleg

mi dzy ira sko-palesty skim

podwodniakiem a najbli sz jednostk US Navy wynosi aby w tym momencie ponad czterdzie ci mil morskich. Gra si jednak dopiero rozpoczyna a.

Cztery i pó tysi ca kilometrów na zachód od aktualnej pozycji Barracudy II s

ce zaczyna o si w

nie wspina na zachmurzone niebo. Nie tylko w

wielkich miastach Wschodniego Wybrze a USA trwa a gor czkowa ewakuacja ludno ci i mienia. Na ca ej linii brzegowej podobne prace i akcje na
mniejsz skal prowadzono w setkach miejscowo ci rozsianych wzd

atlantyckiego brzegu. Na skalistych, poro ni tych drzewami wyspach stanu

Maine o tej porze roku jest juz zimno; wi kszo

w

cicieli jachtów schowa a je ju do ai garów i uciek a na po udnie przed nieprzyjemn tutaj jes ni .

Na sta ym l dzie temperatury panowa y jeszcze ni w listopadzie cz sto spada tam pierwszy nieg- JNa wy p

317
zostali w

ciwie sami ich stali mieszka cy - rodziny nieustraszonych rybaków, po awiaczy s ynnych homarów, tak cenionych przez go ci restauracji

w ca ych Stanach Zjednoczonych i nie tylko. Na ca ym tym wybrze u nie ma ani jednego portu czy przystani, które by si osta y w obliczu kataklizmu,
jaki mia wkrótce nadci gn

. eby ci dzielni ludzie mogli zachowa swoje odzie i kutry, nale

o je albo wyci gn

na l d i przewie

na wy sze

tereny, albo zaryzykowa i zakotwiczy je pod os on której z ponad trzech tysi cy wysp, jakie strzeg tego odcinka l du przed atlantyckimi sztormami.

one w przewa aj cej wi kszo ci do

wysokie i strome; by mo e nie na tyle, eby zupe nie powstrzyma nieub agany bieg gigantycznego tsunami,

ale mog y je nieco zbi z tropu. Niewykluczone, e fala mo e je omin

i wedrze si w utworzone przez nie podobne do fiordów cie niny, ale nie

porwie zakotwiczonych odzi i nie roztrzaska ich gdzie o l d. Rybacy z Maine s przyzwyczajeni do z ej pogody. Wi kszo

z nich spokojnie przenosi a

si z kutrami na os oni te wody, wierz c, e i tym razem ich wyspy ochroni je przed ywio em, w jaki sposób rozpraszaj c niszczycielsk si tsunami.
Oni sami wraz z rodzinami byli przewo eni na sta y l d, gdzie krewni, przyjaciele czy po prostu ch tni do pomocy nieznajomi czekali z samochodami, by
zabra ich do swych domów bezpiecznie po

onych na wzgórzach. Poza sezonem ludzie z Maine s zamkni

, zwi zan ze sob spo eczno ci ; na

prawie dziewi

dziesi ciu tysi cach kilometrów kwadratowych na sta e zamieszkuje tam nieco ponad milion osób. W takich wyj tkowych sytuacjach

siedzi s sobie bliscy jak rodzina.

Nieco gro niej sytuacja si przedstawia a w miejscowo ci Provincetown, po

onej na samym kra cu w skiego pó wyspu Cape Cod, nieopodal

Bostonu. Zamieszkana przez ludzi zamo nych i artystyczne dusze, jest os oni ta przed Atlantykiem tylko przez niskie, poro ni te traw wydmy. W
poniedzia ek po po udniu by a ju jak wymar a. Kto móg , zabiera ód lub dobytek na przyczep i wynosi si na zachód; pozostali zostawiali wszystko,
licz c, e ich domy jakim cudem przetrwaj . Lloyd's i inne firmy ubezpieczeniowe mog y si spodziewa zalewu korespondencji od swoich klientów z
tych okolic i wcale im si to nie u miecha o.

318
11
Policja stanowa z Massachusetts pilnowa a, aby wszyscy mieszka cy nadmorskich osiedli wyjechali. Wszystkie drogi dojazdowe do biegn cej

wzd

wybrze a autostrady numer 6A zamieniono w jednokierunkowe. Nikomu nie wolno by o wróci , dopóki niebezpiecze stwo nie minie. Nie inaczej

by o na p askich brzegach stanów Rhode Island i Connecticut. I tam wiele miejscowo ci by o skazanych na zag ad , gdyby rakiety kontradmira a Badra
dosi

y celu. W Newport, miasteczku eglarzy, niewiele brakowa o do zbiorowego za amania nerwowego. Niektóre z cumuj cych tu zazwyczaj w

sezonie najdro szych jachtów, jakie kiedykolwiek zbudowano, nie zosta y jeszcze wyci gni te do hangarów b

odprowadzone na cieplejsze morza.

Siedziba Jachtklubu Nowojorskiego, po

ona u wej cia do portu, prawdopodobnie jako pierwsza zosta aby zniszczona, a czy góruj cy nad okolic

most ocaleje, mo na by o tylko zgadywa .

Dalej wzd

wybrze a pe no by o równie zagro onych ma ych miejscowo ci, im bli ej Nowego Jorku, tym zamo niejszych, eby nie powiedzie :

ekskluzywnych. „Z ote Przedmie cia" Connecticut - Bridgepoint, Norwalk, Stamford, Darien i Greenwich - pe ne by y wartych miliony dolarów
posiad

ci, których w

ciciele wbrew wszystkiemu mieli nadziej , e oddzielaj ca ich wybrze e od oceanu d uga i szeroka Long Island we mie na

siebie g ówne uderzenie potwornej fali i os oni ich wypiel gnowan w asno

.

Najwi cej zmartwienia w adzom stanowym i federalnym przysparza jednak port i typowe marynarskie miasto New London - jedna z wielkich baz

okr tów podwodnych i stoczni Electric Boat Company, w których s one budowane. Na jego licznych nabrze ach od kilku dni trwa a wyt

ona,

gor czkowa praca. Zacumowane tam du e nuklearne okr ty szykowano do jak najszybszego wyj cia w morze, aby pe

pr dko ci pod

y na

po udnie, ku os oni tym wodom zachodniej Florydy. Kad uby nowo budowanych jednostek odholo-wywano po kilkana cie kilometrów w gór rzeki, gdzie
mog y si znale

poza zasi giem katastrofalnej fali-

Na po udnie od Nowego Jorku rozci ga y si niskie, równinne wybrze a New Jersey i Marylandu, Wirginii i obu Karolin, nie os oni te niczym poza
skimi mierzejami, mewie-
319
le wystaj cymi ponad przybrze ne p ycizny. Na samej granicy stanu Georgia le y jego najstarsze miasto, Savannah, miejsce mierci bohatera

Stanów Zjednoczonych Kazimierza Pu askiego. Dziesi

tysi cy

nierzy pomaga o tam w ewakuacji; strach by o nawet pomy le o zniszczeniach,

jakie czekaj to zabytkowe, kolonialne miasto, tak pieczo owicie zachowane przez trzy stulecia i jednocze nie tak bezbronne wobec furii gro

cego

ywio u.

Ostatnim nara onym na spustoszenie l dem USA by a oczywi cie Floryda. Ten pó wysep o d ugo ci sze ciuset kilkudziesi ciu kilometrów od

Jacksonville po Miami praktycznie nie ma wzgórz, a le

cy nieopodal jego brzegów archipelag Bahamów stanowi lich os on . Na po udnie od Florydy

le y ju tylko

cuch malutkich wysp Florida Keys, z eglarskim rajem Key West na ko cu. Ka da z nich nieraz musia a si opiera atakom cz stych w

rejonie Zatoki Meksyka skiej huraganów, ale tsunami nie widzia y od czasów, gdy Egiptem rz dzili faraonowie.

Ca e Wschodnie Wybrze e Stanów Zjednoczonych by o zupe nie bezsilne w obliczu takiego kataklizmu. Genera Ra-szud zaplanowa swój atak po

mistrzowsku, nie pozostawiaj c Amerykanom innego wyj cia, jak tylko spakowa , co si da, i bra nogi za pas — chyba e admira owi Gillmore'owi i
jego ludziom uda si znale

Barracud II.

ROZDZIA 12

Poniedzia ek, 5 pa dziernika 2009 r., godzina 17.00. 2948N/01335W
W ramach operacji „Przyp yw" przeprowadzona zosta a jedna z najwi kszych i najbardziej skomplikowanych akcji wymiany samolotów pomi dzy

lotniskowcami w najnowszej historii. Harry S. Truman i Ronald Reagan sz y kursami równoleg ymi w odleg

ci pó mili od siebie. Pogoda nie by a

sprzyjaj ca; wia porywisty wiatr z po udniowego zachodu, nios c zacinaj cy deszcz. Na papierze operacja wygl da a prosto: przenie

pi

dziesi t

mig owców seahawk z Trumana na Reagana. Jednak na pok adzie tego ostatniego t oczno ju by o od samolotów. Z hangaru wyjecha a wi kszo

z

osiemdziesi ciu czterech maszyn, nale

cych do czterech najs awniejszych eskadr ameryka skiego lotnictwa morskiego. Nowymi my liwcami

bombarduj cymi F-14D Tomcat latali piloci z VF-2 Bounty Hunters. Pozosta e trzy eskadry - VMFA-323 Death Rattlers, VFA-151 Vigilantes i VFA-137
Kestrels - mia y na wyposa eniu samoloty F/A-18C Hornet. Oprócz nich na lotniskowcu by y jeszcze prowlery i vikingi, stoj ce w bezpiecznej odleg

ci

od g ównego pasa startowego, no i najdro sze, najwi ksze samoloty wczesnego ostrzegania i kontroli ruchu E-2C Hawk-eye, sokolim radarowym okiem
omiataj ce niebo i morze na wiele dziesi tek mil wokó okr tu i samolotów bojowych, zawsze „zaparkowane" tu przy nadbudówce i gotowe do zaj cia
pozycji na rufowej katapulcie, w ka dej akcji startuj ce jako pierwsze. aden ameryka ski lotniskowiec nie rusza si z portu bez co najmniej trzech
takich maszyn na pok adzie. Prowlery, vikingi i hawkeye nie bra y udzia u w transferze; my liwce Reagana czeka y na rozkaz startu.

321
Na pok adzie Trumana seahawki sta y wzd

g ównego pasa startowego, ze z

onymi wirnikami. Do startu przygotowywano pierwsz szóstk . US

Navy dysponuje trzema setkami tych wyspecjalizowanych w zwalczaniu okr tów podwodnych mig owców, wyposa onych w najnowsze urz dzenia
detekcyjne i silnie uzbrojonych, ale jeszcze aden z nich nie podlega tak surowym rozkazom jak ta pi

dziesi tka. Admira Gillmore szczegó y transferu

pozostawi w gestii dowódców obu lotniskowców. Dwaj kapitanowie zadecydowali, e przy tej pogodzie najbezpieczniej b dzie dokonywa wymiany
grupami po sze

maszyn. Osobno przerzucano obs ug techniczn

mig owców. Specjalnie w tym celu zosta zabrany z Norfolku helikopter sea

background image

stallion, przeznaczony do przewozu trzydziestu o miu marines w warunkach bojowych. Dzi kursowa tam i z powrotem mi dzy dwoma

lotniskowcami, a jego pasa erami byli w jedn stron technicy z baga em cz

ci zapasowych do seahawków, w drug obs uga my liwców, wracaj ca

do kraju wraz ze swymi maszynami.

Pierwsza szóstka seahawków by a gotowa do startu. Oficer kieruj cy czynno ciami za ogi pok adowej, zwany kontrolerem pok adu, da sygna i

mig owce jeden po drugim wzbi y si pionowo w powietrze, skr caj c ostro w lewo i formuj c wyd

ony konwój, szerokim ukiem kieruj cy si na

yn cy w pobli u drugi lotniskowiec. Na pok adzie Trumana by o miejsce dla pierwszej szóstki tomcatów z Reagana, na którym panowa teraz o ywiony

ruch. Czerwone wiat o na maszcie sygna owym nadbudówki oznajmia o: „Cztery minuty do startu". Pierwszy my liwiec by ju na pozycji, pilot i obs uga
pok adowa zako czyli ostatnie ogl dziny maszyny. Wkrótce wiat o zmieni o si na

te: „Dwie minuty". Jeden z marynarzy po czy katapult z t okiem

hydraulicznym. Zielone wiat o... „Strzelec", porucznik Jack Snyder, uniós praw r

, mierz c d oni w pilota, po czym uniós lew , pokaza mu dwa

palce... „Pe na moc!"... Wyprostowa palce... „W czy dopalacze!"... Pilot zasalutowa i pochyli si lekko do przodu, napinaj c mi

nie w oczekiwaniu

na gwa towne pchni cie katapulty. Porucznik Snyder, nie spuszczaj c oka z kokpitu my liwca, odsalutowa , po czym ugi kolana, dotykaj c jedn r
pok adu, drug wyrzucaj c przed siebie w stron

322
dziobu... „Start!" Kl cz cy na w skim pomo cie obok samolotu marynarz nacisn guzik uruchamiaj cy katapult , kul c si szybko, gdy pot

na si a

ci nienia oleju hydraulicznego pchn a tomcata naprzód. Z wyciem silników na maksymalnym ci gu samolot pomkn wzd

pasa, zostawiaj c za sob

smug gor cych gazów. Jak zawsze przy starcie, wszyscy na pok adzie, na mostku i w centrali kierowania lotami wstrzymali na par sekund oddech,
czekaj c, a samolot wy-pry nie nad ramp dziobow i zacznie nabiera wysoko ci, odchodz c na dwadzie cia pi

mil, aby potem zatoczy kr g i

rozpocz

manewr podej cia do l dowania na Trumanie.

W krótkich, kilkuminutowych odst pach za oga pok adowa Reagana wyprawi a kolejne pi

samolotów, a zaraz potem kontroler da znak, e

nadlatuj

mig owce. Tymczasem na drugim lotniskowcu ich koledzy szykowali si do jeszcze trudniejszej operacji przyjmowania l duj cych my liwców.

Tomcat, maszyna wa

ca dwadzie cia dwie tony, nie podchodzi do l dowania statecznie i elegancko jak pasa erski liniowiec, maj cy do dyspozycji

par tysi cy metrów pasa startowego, ale nadlatuje nad ko ysz cy si kilkusetmetrowy pok ad, cz sto w fatalnych warunkach atmosferycznych,
przewa nie z resztkami paliwa w zbiornikach, i uderza podwoziem o stal, podczas gdy pilot zanosi b yskawiczne mod y, eby lina hamuj ca z apa a hak
na ogonie i wstrzyma a p dz cy z pr dko ci trzystu kilometrów na godzin samolot. Na lotniskowcu nie ma czasu na prze czanie ci gu i hamowanie
silnikami. Je li hak nie zahaczy o lin , pilot ma u amek sekundy na raptowne pchni cie manetki, dodanie gazu i prób ponownego startu, zanim warta
czterdzie ci milionów dolarów maszyna runie w morze z drugiego ko ca pok adu albo zboczy z drogi, uderzaj c w inne stoj ce samoloty - a to wszystko
w pobli u milionów litrów benzyny lotniczej w zbiornikach okr tu. Niezale nie od do wiadczenia lotnika i liczby l dowa , jakie ma za sob , ka dy taki
manewr na rozko ysanym lotniskowcu zawsze jest ogniow prób nerwów i umiej tno ci, w której stawk jest ycie.

Na zlewanej deszczem rufie Trumana oficer sygna owy, wysoki i chudy Teksa czyk Eugene Espineli, by w sta ym kontakcie radiowym z pilotem

nadlatuj cego z odleg

-

323
ci dwudziestu mil tomcata, staraj c si nie spuszcza go z uzbrojonych w lornetk oczu. Odpowiedzialny za dzia anie systemu hamuj cego m odszy

chor

y Taylor Cobb, przekrzykuj c wicher, wydawa przez telefon polecenia obs udze si owników hydraulicznych, omiataj c wzrokiem pok ad w

poszukiwaniu jakichkolwiek lu nych przedmiotów, jakie mog yby zosta wessane do silnika samolotu, nara aj c go na eksplozj . Po raz pi ty
sprawdza , czy stalowe sploty liny hamuj cej nie maj p kni

. Pod pot

nym obci

eniem mog aby si zerwa , zabijaj c kilku ludzi z obs ugi, nie

mówi c o pewnej w takim wypadku katastrofie l duj cej maszyny.

- Uwaga na tomcata! Dwie minuty!
Napinaj ce lin hydrauliczne si owniki by y odpowiednio ustawione, by przej

na siebie energi rozp dzonego samolotu, elastycznie zapobiegaj c

zerwaniu. Teraz ju wszyscy widzieli nadlatuj cego my liwca. Obserwowali, jak pilot, porucznik J.R. Crowell, stara si prowadzi go równo, pod k tem
paru stopni do p aszczyzny pok adu, walcz c z nieprzewidywalnymi podmuchami. Harry S. Truman ko ysa si na atlantyckiej martwej fali, p yn c z
pr dko ci osiemnastu w

ów prosto pod wiatr. K t przechy ów wzd

nych nie by du y, zaledwie pó tora do dwóch stopni, jednak przy tej d ugo ci

okr tu przek ada o si to na kilkumetrowe pionowe ruchy dziobu i rufy.

- Uwaga! - krzykn chor

y Cobb, a dwadzie cia sekund potem: - Teraz!

Wszyscy odsun li si od mechanizmów hamowania. Na pok adzie marynarze z obs ugi l dowania podsun li si do wy

onego mi kko luku, do

którego wskoczyliby, gdyby pilot pope ni b d i uderzy o ruf .

- Rampa! - wrzasn Cobb.
W sekund potem podwozie tomcata dotkn o pok adu. Za oga odetchn a, gdy lina hamuj ca zaczepi a si o hak pod ogonem maszyny i

yskawicznie unios a si w gór wyd

onym, drgaj cym „V". W nast pnej chwili my liwiec sta ju nieruchomy i bezpieczny. Grupa marynarzy rzuci a

si sprintem ku niemu, by odholowa go na wyznaczone miejsce postojowe. Tymczasem na swym stanowisku na rufie Eugene Espi-neli rozmawia ju
z nast pnym tomcatem.

324
- Podej cie sto osiem... wiatr w porywach do dwudziestu pi ciu w

ów... lotki w dó ... hak w dó ... widz ci ... idziesz dobrze, podchod ...

Kolejno powtarzali te same czynno ci przy nast pnych l dowaniach. Kiedy szósty my liwiec sta ju bezpiecznie na pok adzie, w powietrze wzbi a si

nast pna szóstka seahawków, a z Reagana wystartowa o sze

tomcatów. Wymiana trwa a nieprzerwanie jeszcze przez sze

godzin i zako czy a si

dopiero przed pó noc . Zm czone za ogi pok adowe i piloci mogli wreszcie wraca do swych kabin i kubryków. Harry S. Truman po

si na kursie

zachodnim - do domu. Obsady mig owców ju w wi kszo ci spa y na Reaganie; o wicie mia y rozpocz

d ugie, mudne patrole w poszukiwaniu

wrogiego okr tu podwodnego. Dopóki go nie znajd , niewiele zaznaj odpoczynku.

Kiedy powietrze nad wschodnim Atlantykiem wype nia ryk silników startuj cych i l duj cych maszyn, o cztery i pó tysi ca kilometrów na zachód te

trwa a inna ca odobowa, nieprzerwana akcja, cz

sk adowa operacji „Przyp yw".

Nowy Jork by dziesi ciokro bardziej nara ony na zniszczenia wskutek tsunami ni le

cy do

daleko od wybrze a Waszyngton. Wie owce Wall

Street by yby wprawdzie najwi ksz przeszkod na drodze fali, ale nawet one nie mog yby powstrzyma mocy, która ju wcze niej zburzy aby most
Verrazano, cisn a weso ym miasteczkiem z Coney Island o Brooklyn Heights i na dno Zatoki Nowojorskiej pos

a Statu Wolno ci. Ekipy in ynierów i

naukowców stara y si teraz oceni , czy najwy sze budynki Manhattanu opr si pierwszemu atakowi oceanu, prowadz c wizje lokalne od piwnic po
dachy. Rozbie no ci w opiniach by y du e, w zasadzie wi kszo

zgadza a si tylko co do jednego: ostatecznie zaledwie kilka konstrukcji b dzie si

wci

jako tako trzyma o, kiedy ywio si uspokoi. Najgorzej to wygl da o w ródmie ciu, g sto zabudowanym drapaczami chmur zamieniaj cymi ulice

w kaniony. Cz

uczonych twierdzi a, e je li tsunami przewróci cho by dwa lub trzy wysokie budynki, wyst pi efekt domina i ca a dzielnica zostanie

zrównana z ziemi . Najwi ksze niebezpiecze stwo przedstawia y dwie rzeki op ywaj ce

325
wysp Manhattan od wschodu i zachodu: Hudson i East Ri-ver. Spodziewano si , e poziom wody w obu tych g bokowodnych kana ach,

dost pnych dla du ych statków oceanicznych, podniesie si pocz tkowo o trzydzie ci metrów i miliony ton wody run w sie ulic. Fale z obu rzek
wpad yby na siebie gdzie po rodku wyspy, w okolicach Parku Centralnego. Nowojorskie City zdecydowanie nie by o miejscem, w którym warto by
przebywa w chwili uderzenia ywio u. To samo dotyczy o Staten Island, Brooklynu, Queens i Bronksu. Niskie równiny New Jersey by y jeszcze bardziej
bezbronne; miasta Bayonne, Jersey City, Hoboken i Union City by y po prostu skazane na zag ad , podobnie jak Newark ze swym po

onym niemal

na poziomie morza jednym z trzech nowojorskich lotnisk mi dzynarodowych, tam gdzie rzeka Passaic rozszerza si i tworzy zatok Newark. Bez

tpienia by to kraj wymarzony dla tsunami.
Ewakuacja Nowego Jorku rozpocz a si w rod . W przeciwie stwie do Waszyngtonu najwi kszym problemem w adz nie by y skarby kultury, ale

ludzie. To miasto codziennie odwiedza wi cej osób, ni stolica wraz z przyleg

ciami liczy mieszka ców. Nowojorczyków jest osiem milionów, go ci

osiemset tysi cy. Jest to barwny tygiel ras, wyzna i narodowo ci, który w czasie kryzysu mo e stanowi mieszank piorunuj

. Imigranci z Dalekiego

Wschodu, Indii i Meksyku przybywali tu tysi cami od wielu lat. Wi kszo

z nich nie ma adnych znajomych ani krewnych poza swoimi etnicznymi

dzielnicami. W takiej ekstremalnej sytuacji ci ludzie nie mieli dok d wyje

ani gdzie si schroni . Par dni po pierwszym telewizyjnym wyst pieniu

prezydenta Bedforda Tammany Hali* przej a na siebie odpowiedzialno

za ewakuacj dwóch milionów nowojorczyków i zapewnienie dachu nad

ow i wy ywienia dla tych, którzy tego potrzebuj i którzy prawdopodobnie straciliby wszystko, co posiadaj .

Exodus z miasta si zacz . Od razu pojawi y si powa ne
* Nazwa siedziby organizacji politycznej Tammany. Za

ona w zaraniu historii Stanów Zjednoczonych (w 1789 roku), z pocz tku mia a zasi g

ogólnokrajowy, pó niej ograniczony do samego Nowego Jorku. Ma charakter liberalny i jest zwi zana z parti demokratyczn .

326
problemy, wynikaj ce z samej liczby ludzi, których nale

o wywie

na zachód. Wi kszo

by a przera ona, wstrz

ni ta i bliska paniki. Plotki

szerzy y si jak epidemia, ludzie na przemian to t oczyli si w kolejkach po jedzenie, to szukali masek gazowych, to znów rzucali si do masowej
ucieczki, sp dzaj c w efekcie wiele godzin w niewyobra alnych dot d nawet dla nowojorczyków korkach. Wszyscy byli podminowani i wojsko z Gwardi
Narodow ledwo dawa y sobie rad z utrzymaniem porz dku. Do City ci gano setkami gwardzistów z ca ego stanu, aby zapobiec wybuchowi

zamieszek.
Komenda miejska policji wyda a ju zalecenia dla zamo niejszych obywateli, by wyje

ali jak najszybciej na prowincj . Na autostradach zosta

wprowadzony ruch jednokierunkowy, okre lono te wyra nie, z których dróg mo na i nale y korzysta . Je li mieszkasz w Brooklynie czy na Long
Island, masz jecha przez most Verrazano na Staten Island i dalej przez p atny most Outerbridge, teraz otwarty na wszytkich pasach, ku autostradom
US-1 i Interstate-287, biegn cym na zachód i po udniowy zachód. Mieszka ców Queens i Manhattanu kierowano przez tunele Holland i Lincolna na
drogi numer 495 i Pu askiego. Most Waszyngtona by niedost pny dla ruchu publicznego, zarezerwowany wy cznie dla potrzeb wojska, policji i rz du.
Dwadzie cia cztery godziny na dob ci gn y tamt dy w obie strony konwoje ci

arówek.

Przez weekend pojawi si nowy problem. Tysi ce ludzi, z których wielu ledwo si potrafi o porozumie po angielsku, ba o si lub nie chcia o czeka

background image

na swoj kolej ewakuacji przez wojsko czy policj ; niektórzy zreszt bardziej si obawiali tych instytucji ni tsunami. Brali zatem sprawy we w asne

ce: kupowali za grosze i dora nie naprawiali ca e armady starych samochodowych wraków, nie tylko nie nadaj cych si do ruchu na drogach

publicznych, ale wr cz niebezpiecznych dla swych w

cicieli i dla innych kierowców. Ten rozklekotany, pozbawiony hamulców z om w cza si do

ównego nurtu pojazdów wype niaj cych ulice i drogi wylotowe.

W niedziel wieczorem korki by y ju takie, jakich nikt nie pami ta . Ludzie siedzieli na chodnikach i poboczach obok swoich samochodów

wype nionych dobytkiem. Pojazdy porusza y si o metr czy dwa, by znów stan

na kilka, a na-

327
wet kilkana cie minut. Wystarczy o, e gdzie w przedzie w jednym z reanimowanych wraków wysiad zu yty akumulator, by ca a kolumna utkwi a na

dobre. Na mostach Triboro i Queensboro oba poziomy by y szczelnie wype nione samochodami. Korki zablokowa y Whitestone, Throg's Neck,
autostrad West Side. Tunele Holland i Lincolna bardziej przypomina y podziemne parkingi ni arterie cz ce Manhattan z reszt

wiata.

W poniedzia ek rano burmistrz Nowego Jorku wyda edykt nadaj cy policji miejskiej specjalne uprawnienia do konfiskaty ka dego zepsutego wozu na

ulicach i przekazania go Gwardii Narodowej. Puste przestrzenie pod estakadami dróg i mostami zamieniano w tymczasowe z omowiska; w tym samym
celu burzono p oty wokó miejskich boisk sportowych dla u atwienia dojazdu. Gwardzi ci ci gali unieruchomione pojazdy z ulic i mostów,
bezceremonialnie spychaj c je na dost pne wolne miejsca.

Burmistrz og osi ju Nowy Jork rejonem potencjalnej kl ski ywio owej i poleci wojsku przej

kontrol nad metrem i kolej ; mia y one pos

do

ewakuacji Manhattanu i Long Island. Sz o to jednak opornie. Na alejach Siódmej i Ósmej tworzy y si d ugie kolejki ludzi, godzinami czekaj cych na
wej cie na dworzec Penn. W sumie jednak poci gi stanowi y dogodny i pojemny rodek transportu. Urz dników z Amtrac i Long Island Railroad

ci gni to do ratusza, by pomagali w koordynacji i zarz dzaniu operacj .

Do prawdziwych rozruchów omal nie dosz o z powodu postawy niektórych firm transportowych, które

da y poczwórnych cen za wynajem

ci

arówek. Bossowie chcieli si zabezpieczy , nie maj c pewno ci, czy wozy kiedykolwiek do nich wróc , ale dla klientów by o to jawne zdzierstwo,

cyniczna próba ich ograbienia w obliczu gro

cej katastrofy. Trzech narwa ców pod

o nawet ogie w jednej z firm na Lower East Side; sp on o

biuro i trzy samochody. Stra acy nie zd

yli na czas, by je uratowa , a przybyli na miejsce gwardzi ci nie okazali w

cicielowi specjalnego

wspó czucia. Komendant policji i burmistrz zareagowali szybko, zabraniaj c wszelkiego podnoszenia cen na us ugi transportowe. Dodali te , e je eli
firmy nie chc w takich warunkach dalej pro-

328
wadzi wynajmu, maj do tego prawo; zarazem jednak Gwardia Narodowa zosta a upowa niona do rekwirowania wszystkich rodków transportu na

terenie Nowego Jorku. Rozporz dzenie wysz o o par godzin za pó no dla innej firmy na Lower West Side, gdzie rozjuszeni

daniem przez w

ciciela

stawki tysi ca dolarów za dzie wynajmu niewielkiego wozu dostawczego ludzie wdarli si do biura, obezw adnili czterech pracowników, zabrali wisz ce
na ciennej tablicy kluczyki i znikn li z dwudziestoma sze cioma baga ówkami. I w tym wypadku policja niewiele mog a - ani nie chcia a — pomóc.
Wszyscy funkcjonariusze we wspólnych patrolach z

nierzami chodzili od domu do domu, systematycznie zmuszaj c mieszka ców ca ych dzielnic do

opuszczania miasta, pomagaj c im przy wynoszeniu rzeczy i wydaj c instrukcje co do kierunku ewakuacji. By o to tytaniczne zadanie, zw aszcza na
Middle i Upper West Side, gdzie wzd

alei Pierwszej, Drugiej i Trzeciej mi dzy Pi

dziesi

Siódm Ulic a Sutton Place stoi tyle wielkich bloków

mieszkalnych. Wszyscy tury ci i odwiedzaj cy Nowy Jork w interesach albo ju wyjechali, albo byli w drodze. Pod koniec poprzedniego tygodnia
otrzymali instrukcje, by nie zwlekaj c, opu ci miasto. Na polecenie burmistrza wojsko obj o kontrol nad firmami autobusowymi i wzi o na siebie
odwo enie turystów na lotniska. Departament Stanu ostrzeg obce rz dy o nadchodz cym kataklizmie i poinformowa ameryka skie ambasady na
ca ym wiecie, e obowi zuje absolutny zakaz przylotów na ca e Wschodnie Wybrze e. Linie lotnicze poproszono o przysy anie pustych samolotów, by
usprawni wywo enie go ci z JFK, La Guardii i Newark. Samoloty, które ju by y w drodze do Nowego Jorku, kierowano do Toronto, gdzie mia y
uzupe ni paliwo i wraca , sk d przybywa y. Port morski te nie przyjmowa

adnych statków, odprawiano jedynie w morze te, które ju w nim

cumowa y. Zamkni te by y szko y i uczelnie, przedsi biorstwa us ugowe, produkcyjne i handlowe zaprzesta y dzia alno ci, pracowa y jedynie te firmy,
które bra y udzia w ewakuacji. Chodzi o tu przede wszystkim o to, aby maksymalnie zredukowa normalny ruch na ulicach i w ten sposób u atwi
dzia anie wojsku i policji.

329
Zamkni cie sklepów i magazynów przypomnia o planistom z Tammany Hali jeszcze jedno widmo z przesz

ci: wydarzenia z lata 1977 roku, kiedy

wielka awaria energetyczna pogr

a miasto w niemal absolutnej ciemno ci. Kryminalistom zaj o najwy ej dziesi

minut u wiadomienie sobie

wspania ej nowiny: nie ma wiat a, nie dzia aj zabezpieczenia i alarmy! Do witu dokonano setek, je li nie tysi cy w ama jak Nowy Jork d ugi i szeroki,
a upem z odziei pad y towary za miliony dolarów. Tym razem sytuacja nie by a a tak gro na - energii elektrycznej nie brakowa o, a miasto patrolowa y
tysi ce policjantów i gwardzistów, z odzieje za musieli si obawia o w asne ycie. Niemniej ca e wyludnione dzielnice i sklepy pe ne wszelakich dóbr
sta y nie pilnowane, kusz c atw zdobycz . Policja pracowa a niejako falami, koncentruj c si na niektórych rejonach i poruszaj c si w du ej grupie,
za sob zostawiaj c ziemi niczyj . Sygna y o dwóch powa nych w amaniach nieopodal du ego domu towarowego Macy's na Trzydziestej Czwartej
Zachodniej zwróci y uwag w adz na ten problem i odt d w lad za policj posy ano do opustosza ych dzielnic silne patrole Gwardii Narodowej.
Radiowozy wolno kr

y po ulicach, gromko informuj c przez g

niki ka dego, komu si chcia o s ucha , e od tej pory dany rejon jest zamkni ty dla

ruchu pieszego i dla prywatnych samochodów. Zapowiadano g

no i wyra nie: DO Z ODZIEI STRZELAMY BEZ OSTRZE ENIA. Zakrawa o to na

dyktatur wojskow , co w ameryka skiej demokracji mog o si wydawa nie do pomy lenia; stanowisko Pentagonu by o jednak niewzruszone - tak
operacj mo na przeprowadzi , tylko bezwgl dnie stosuj c elazne regu y. Obywatele musz si pogodzi z tym, e trzeba wykonywa polecenia, i to
natychmiast, dok adnie i bez wyj tków. Na biurku burmistrza le

y wytyczne sporz dzone przez wszechw adnego teraz admira a Morgana i

doszlifowane w szczegó ach przez szefostwo sztabu armii. adnych protestów, adnych dyskusji, przerw ani innych rozwi za . To mia a by operacja

ci le militarna i w adze miejskie otrzymywa y rozkazy, nie sugestie. Dzia

i nie gada . I to si w sumie sprawdza o. Oczywi cie by o z pocz tku troch

zaburze , trafia y si próby rabunku, ale widok przy apanych na gor cym uczynku spraw-

330
ców adowanych pod lufami pistoletów maszynowych na ci

arówki i wywo onych Bóg wie gdzie studzi zap dy tych, którym po g owie chodzi y

podobne pomys y.

Podobnie jak w Waszyngtonie, tak e i tutaj powa ny problem stwarzali wi

niowie i personel placówek penitencjarnych. Nowojorski Wydzia

Poprawczy mia aktualnie na swych listach ponad dziewi tna cie tysi cy skazanych, których pilnowa o dziesi

tysi cy funkcjonariuszy stra y

wi ziennej i pó tora tysi ca pracowników cywilnych. Wi zie jest w Nowym Jorku kilka; g ówny o rodek znajduje si na wyspie Rikers, le

cej na East

River vis-a-vis lotniska La Guardia, gdzie oprócz otoczonych murem zabudowa wielko ci Kremla stoj zakotwiczone dwa p ywaj ce wi zienia,
przebudowane promy pasa erskie. Oczywi cie ca y ten kompleks nie mia by szans na przetrwanie, gdyby kontradmira owi Badrowi uda o si trafi w
Cumbre Vieja. Oprócz Rikers Island s te zak ady karne na samym Manhattanie, w Queens i po dwa w Brooklynie i Bronksie; jedno z tej ostatniej
dzielnicy równie by o przebudowan bark , mieszcz

osiemset osób. Komendant policji niezw ocznie podj decyzj o przedterminowym zwolnieniu

tych wi

niów, którzy nie stanowili zagro enia publicznego na przysz

. Reszt przewo ono do o rodków penitencjarnych le

cych w bezpiecznej

odleg

ci od wybrze a w czterech s siednich stanach. Na rodek transportu wybrano kolej, któr

atwiej by o zarz dza i zabezpieczy ni w wypadku

pojazdów samochodowych i zat oczonych autostrad.

Istne pandemonium panowa o od pi ciu dni w twierdzy biznesu - na Wall Street. Pami tny atak terrorystyczny na World Trade Center zmusi wiele

ameryka skich i mi dzynarodowych korporacji przemys owych, handlowych i finansowych do przegl du i uaktualnienia swoich strategii kryzysowych. W
przedsi biorstwach opracowywano procedury awaryjne, maj ce umo liwi jak najszybsze przywrócenie normalnego funkcjonowania po katastrofie,
my lano te o stworzeniu zapasowych siedzib i systemów na wypadek zniszczenia g ównych biur. Jednak tylko niewiele korporacji stworzy o naprawd
przemy lane i skuteczne sposoby dzia ania. Wiele firm wci

sta o w obliczu tych samych problemów, ja-

331
kie wynik y po 11 wrze nia 2001 roku. Niektóre z nich co prawda mia y zapasowe struktury organizacyjne i techniczne, ale mieszcz ce si równie

na Manhattanie, a wi c w obecnej sytuacji bezu yteczne. Inne firmy usi owa y zaoszcz dzi sobie wydatków i wynajmowa y zaplecze informatyczne u
us ugodawców, którzy dysponowali spor cyberprzestrzeni do magazynowania danych, ale prawie adn fizyczn , gdzie mogliby zasi

za biurkami

pracownicy ratuj cy interesy swojego przedsi biorstwa po utracie w asnej siedziby.

Gro ba tsunami raptownie i dobitnie przypomnia a o innym potencjalnym zagro eniu: awarii systemowej, która mo e na d ugo wy czy z biznesu

kilka najwi kszych instytucji finansowych wiata. W ten pa dziernikowy poniedzia ek nowojorskie City stan o w obliczu najstraszniejszego efektu
domina, zdolnego za ama ca y globalny system finansowy.

Po 11 wrze nia sprawuj ca nadzór nad operacjami finansowymi Komisja Gie dy i Papierów Warto ciowych (Security and Exchange Commission)

wyda a surowe ostrze enie, narzucaj c najpowa niejszym instytucjom konkretne wymagania co do dopuszczalnego czasu powrotu do normalnego
dzia ania i minimalnych odleg

ci mi dzy siedzibami firm a ich zapasow infrastruktur . Niektóre korporacje, jak IBM, potraktowa y te wymagaj ce

du ych nak adów plany priorytetowo i dzi mog y zapewne da sobie rad na wypadek tsunami. IBM zainteresowa a si na przyk ad terenami na
wzgórzach Kittatinny w zachodnim New Jersey, szukaj c tam miejsca na budow nowego kompleksu biurowego, który zapewni by jej „pe

odporno

informatyczn ", czyli mo liwo

równoleg ego magazynowania i przetwarzania danych. Ostatecznie zarz d IBM zdecydowa si na Sterling Hill i

zainwestowa du e pieni dze w utworzenie Centrum Odbudowy i Ci

ci Dzia ania, biurowego labiryntu po

onego w ród lasu o pi

dziesi t kilka

kilometrów na pó nocny zachód od Wall Street, cz

ciowo ukrytego pod ziemi w dawnej kopalni. Wielu klientów korporacji p aci o comiesi czny czynsz

za utrzymywanie dla nich bezpiecznych i dobrze wyposa onych biur wraz z pe nym zapleczem informatycznym -na wypadek, gdyby kiedykolwiek
okaza y si potrzebne.

Przyk ad IBM sk oni kilka innych przedsi biorstw z Man-
332
hattanu do postawienia takich zapasowych siedzib w górach New Jersey. Od pi ciu dni urz dnicy, dyrektorzy, bankierzy, maklerzy i ca a armia

pracowników odp ywa a z miasta nie ko cz cym si konwojem samochodów na zachód. W miejscowych zak adach energetycznych raptowny skok

background image

obci

enia zasygnalizowa uruchomienie tych kryzysowych zapleczy korporacyjnych, które przejmowa y funkcje zamykanych g ównych siedzib

nowojorskich. Na Wall Street do ostatnich chwil pracowali technicy komputerowi, demontuj c, pakuj c i ekspediuj c w góry serwery, twarde dyski i
sprz t pomocniczy.

Morgan Stanley, gigant gie dowy, po zburzeniu World Trade Center by zmuszony przenie

trzy tysi ce siedmiuset pracowników do nowej siedziby.

W nast pnych latach firma ta bardziej ni inne po wi ca a uwag budowie w pe ni nowoczesnego zapasowego centrum biznesowego. Dyrekcja wybra a
odpowiednie miejsce, prace zosta y rozpocz te i w 2007 roku centrum by o gotowe do u ytku. Mia o tylko jedn wad : powsta o w Harrison, zaledwie o
trzy kilometry od portu Mamaroneck, na p askim pó nocnym brzegu cie niny Long Island, gdzie teraz spodziewano si przej cia fali o wysoko ci co
najmniej dwudziestu pi ciu metrów.

W generalnym exodusie z miasta bra o udzia niewielu maklerów gie dowych. Gie da nowojorska pope ni a zasadniczy b d. Wype niaj c zalecenia

SEC, zbudowa a alternatywny o rodek dla prowadzenia transakcji na wypadek jakiejkolwiek katastrofy na Dolnym Manhattanie, zdolny do dzia ania w
dwadzie cia cztery godziny, co przewy sza o wymagania Komisji. B d polega jedynie na tym, e ów zapasowy o rodek zosta zlokalizowany w Nowym
Jorku. Teraz sp dza o to sen z wielu oczu od Wall Street po Bia y Dom. Nag e zamkni cie najwi kszego wiatowego rynku, by mo e a na kilka
tygodni, mo e mie fatalne konsekwencje. Na New York Stock Exchange zarejestrowanych jest ponad dwa tysi ce osiemset przedsi biorstw
ameryka skich, zagranicznych i mi dzynarodowych, których czny kapita rynkowy wynosi pi tna cie bilionów dolarów. Jej codzienne niezak ócone
funkcjonowanie jest podstaw ci

ej stabilno ci rynków ca ego wiata. Dlatego te w ostatnich latach prawie wszystkie gie dy, od najwa niejszych po

lokalne, nalega y na stwo-

333

enie zapasowego „parkietu", który w razie zniszczenia siedziby g ównej móg by szybko przej

funkcje transakcyjne. Na NYS pracuje codziennie

trzy tysi ce maklerów i personelu pomocniczego, korzystaj c z o miu tysi cy linii telefonicznych i ponad pi ciu tysi cy przeno nych urz dze
elektronicznych. Budowa zapasowego parkietu z pe nym wyposa eniem to projekt o warto ci pi

dziesi ciu milionów dolarów.

Dodatkowy k opot sprawia fakt, e nowojorska gie da architektonicznie nie jest jednym, zwartym organizmem. Ju w 1870 roku zasz a konieczno

rozbudowy pierwotnej siedziby, pi ciopi trowego budynku przy Broad Street 10. Z biegiem lat stawiano nowe budynki; ostatni, pi ty ju parkiet,
wyposa ony w najnowocze niejsze rodki audiowizualne, powsta w 2000 roku przy Broad Street 30. Wszystko to sprawia o, e ewakuacja gie dy nie
by a prostym przedsi wzi ciem, a jej pe ne sklonowanie w innym miejscu pod jednym dachem trudno by o sobie nawet wyobrazi . Ironi losu by o to, e
istniej ce zapasowe urz dzenia zosta yby zmiecione przez tsunami, jeszcze zanim uderzy oby ono w g ówn siedzib NYS . Wygl da o na to, e
przyjdzie przenie

gie

a do Chicago; Filadelfia nie wchodzi a w rachub jako równie nara ona jak Nowy Jork.

Trzecim i chyba najpowa niejszym z wielkich k opotów po wi ziennictwie i gie dzie by a ewakuacja zgromadzonych w muzeach nowojorskich dzie

sztuki. Tak zwana „Wielka Pi tka" - Metropolitan Museum of Art, MoMA, Guggenheim, Whitney i Museum of Natural History - to instytucje wiatowej
klasy. Dziesi tki pomniejszych galerii i muzeów w ka dym mniejszym mie cie by yby g ównymi atrakcjami turystycznymi. W samym tylko „Met"
wystawione s trzy miliony eksponatów: obrazów, rze b, ceramiki, szk a, mebli, redniowiecznych militariów, rzadkich instrumentów muzycznych i
innych. Ka dy z nich ma unikatow warto

historyczn i móg by by przedmiotem marze ka dego kustosza na wiecie.

Konwoje wojskowych ci

arówek od paru dni wywozi y zbiory z labiryntów Metropolitan do bazy lotniczej na zachodzie stanu Nowy Jork, gdzie mia y

by strze one przez

334
co najmniej dwie kompanie wojska. Ewakuowano ju oko o trzydziestu sze ciu tysi cy eksponatów staroegipskich. W ka dej ci

arówce jecha kto

z personelu muzeum i kilkunastu uzbrojonych

nierzy. Bezcenny, naturalnej wielko ci pos g królowej Hatszepsut z XVIII dynastii mia ca naczep

dla siebie, je li nie liczy dwunastu gwardzistów do ochrony. Ca a wi tynia Dendur, dar narodu egipskiego dla USA, zosta a rozebrana i wywieziona w
cz

ciach. Jej wielkie kamienne bloki z okresu rzymskiego, na których przedstawiony jest cesarz August sk adaj cy ofiary bogom Egiptu i Nubii, zosta y

przekazane Stanom Zjednoczonym w podzi ce za pomoc przy ratowaniu skarbów staro ytnej architektury z Abu Simbel w latach sze

dziesi tych XX

wieku przed zalaniem przez wody sztucznego Jeziora Nasera, jakie mia o powsta po zako czeniu budowy tamy w Asuanie*.

Skarby kultury greckiej i rzymskiej, g ównie pos gi, militaria i ceramika, pow drowa y do bazy wojskowej Fort Drum w okolicy, gdzie rzeka w.

Wawrzy ca wyp ywa z jeziora Ontario. Specjalny oddzia marines w sile batalionu zajmowa si pakowaniem i transportowaniem obrazów, pracuj c
nieprzerwanie przez okr

dob . Na specjalny rozkaz z Pentagonu ta jedna z najwi kszych w wiecie kolekcji malarstwa trafi a do Akademii

Wojskowej West Point, zlokalizowanej oko o osiemdziesi ciu kilometrów w gór rzeki Hudson. W ten sposób od chwili zdj cia ze cian Metropolitan
obrazy znajdowa y si pod stra

i opiek ludzi ciesz cych si najwi kszym zaufaniem w USA. Przez weekend

nierze wyekspediowali w drog

prawie ca kolekcj florenckich i weneckich mistrzów; prace Rafaela, Tintoretta, Tycjana, Yeronesego

* W dobie tak wielkiej przyja ni z USA nie od rzeczy b dzie chyba napomkn

, e to nieco ju dzi zapomniane wielkie przedsi wzi cie

archeologiczno-in ynieryjne z lat 1964-1968 nie by o bynajmniej zas ug samych li tylko Amerykanów. Zrealizowano je pod egid UNESCO wed ug
projektu szwedzkiego (dwie wykute w nadbrze nych ska ach wi tynie, jedn po wi con Ptahowi, Amonowi i Ramzesowi II, drug bogini Hathor i
Nefretete, poci to i na powrót zmontowano w innym miejscu, o 64 metry nad poziomem przysz ego jeziora), a pracami kierowa mi dzynarodowy
komitet pod przewodnictwem polskiego egip-tologa, zm. w 1981 roku profesora Kazimierza Micha owskiego z UW.

335
i Tiepola, najwi ksze dzie a El Greca, Velazqueza by y ju bezpieczne w ku ni kadr oficerskich US Army. Tego poniedzia kowego popo udnia do

drogi szykowano mi dzy innymi znany obraz Rembrandta, Arystoteles z popiersiem Homera, oraz wielk kolekcj impresjonistów. Ca t operacj
nadzorowali na miejscu w Metropolitan dwaj genera owie z Korpusu Marines.

Po

ony o trzysta kilometrów na pó nocny wschód od Nowego Jorku Boston by tak e powa nie zagro ony przez tsunami. Ca e ródmie cie le y

praktycznie nad otwartym morzem i poci te jest w skimi, kr tymi zatokami, do których uchodz trzy rzeki: Charles, Chelsea i Mystic. Pewn os on daj
wprawdzie wyspa Nantucket i wygi ty sierp pó wyspu Cape Cod, ale eksperci przewidywali, e fala, która wedrze si na zatok Massachusetts i runie
na miasto, b dzie jeszcze mia a trzydzie ci metrów wysoko ci.

W Bostonie mieszka tylko pi

set pi

dziesi t tysi cy ludzi, z czego prawie po owa to studenci sze

dziesi ciu col-lege'ów i uniwersytetów.

Wszystkie uczelnie zosta y ju zamkni te, zaprzesta y te dzia alno ci firmy software'owe i internetowe, których na fali rewolucji technicznej ostatnich
dwóch dekad XX wieku powsta o tu ponad trzy tysi ce. Najbardziej martwiono si o dwa sztandarowe centra edukacyjne - Harvard i Massachusetts
Institute of Technology, po

one na lewym brzegu Charles River. Naprzeciwko zajmuj cego sze

dziesi t hektarów terenu MIT, tak e tu nad wod ,

le y trzeci co do wielko ci w USA Uniwersytet Bos-to ski, w którym kszta ci si trzydzie ci tysi cy m odych ludzi ze wszystkich stanów i z ca ego wiata.

Ewakuacja wszystkich tych uczelni i licznych muzeów przebiega a podobnie jak w innych wielkich miastach Wschodniego Wybrze a, ale niewielki

Boston by poniek d najbardziej wystawiony na furi

ywio u, nie maj c kamiennych cian wie owców jak Nowy Jork ani jakiejkolwiek os ony

topograficznej jak Waszyngton. W tym historycznym porcie Nowej Anglii, miejscu rozpocz cia rewolucji ameryka skiej, strach zagl da ludziom w oczy
rzeczywi cie ogromnymi lepiami.

336
Wtorek, 6 pa dziernika 2009 r., godzina 6.00. Santa Cruz de la Palma, Wyspy Kanaryjskie
Pas startowy lotniska w Santa Cruz niedawno zosta wyd

ony i teraz mierzy tysi c sze

set metrów - zupe nie jakby w przewidywaniu, e wkrótce

tam musia y wyl dowa cztery wielkie transportowce US Air Force C-17 Globemaster III z pe nymi adowniami, które w

nie nadlatywa y od

zachodu, w odst pach co dziesi

kilometrów. Ogromne maszyny kolejno robi y zwrot na pó noc i podchodzi y do l dowania. Ko owa y potem do

wyznaczonych miejsc postojowych, gdzie przez nast pne dwie godziny

nierze ze s

by transportu powietrznego z bazy lotniczej w Charleston w

Karolinie Po udniowej wy adowywali przywieziony przez nie sprz t. Z pierwszego globemastera wyjecha y cztery ci gniki siod owe, które nast pnie
wjecha y ty em do adowni pozosta ych trzech samolotów. Kiedy znów si ukaza y na asfalcie lotniska, ka dy ci gn za sob naczep z dwiema
samobie nymi wyrzutniami Patriot, supernowoczesnymi platformami ogniowymi dla kierowanych rakiet przeciwlotniczych MIM-104E, jedynych, które
kiedykolwiek w warunkach bojowych przechwyci y balistyczne pociski nieprzyjaciela. Ka da wyrzutnia mia a po cztery takie rakiety, fantastyczn bro ,
skuteczn w ka dych warunkach pogodowych, o du ym zasi gu i pu apie, przeznaczon do zwalczania taktycznych rakiet balistycznych, pocisków
cruise i nowoczesnych samolotów. Produkowane s one w zak adach Raytheon w Massachusetts oraz Lockheed Martin Missiles and Fire Control na
Florydzie. Posiadaj skuteczny zasi g do siedemdziesi ciu kilometrów i maksymalny pu ap dwudziestu czterech tysi cy metrów. Ich zadanie
teoretycznie jest proste: wykry i zniszczy nadlatuj ce rakiety nieprzyjaciela. Rzeczywisto

jest jednak troch bardziej skomplikowana- Patrioty lec

do celu z pr dko ci 5 machów (prawie 6 tysi cy kilometrów na godzin ), co w zasadzie gwarantuje, e cel, na ogó znacznie wolniejszy, nie zd

y

zrobi uniku; przy tym jednak system naprowadzania patriotów musi by niezwykle sprawny.

Armia ameryka ska dziesi

lat z ok adem strawi a na

337

doskonaleniu tych rakiet, po raz pierwszy zastosowanych w operacji „Pustynna burza" w 1991 roku. Chybi y wówczas zbyt wiele razy,

przepuszczaj c scudy Saddama Husajna nad terytorium Izreala i nad bazy US Army w Arabii Saudyjskiej. Kolejne udoskonalenia i wielokrotnie
powtarzane próby ogniowe na pustkowiach Pacyfiku przynios y wreszcie po

dany efekt. Nowa, unowocze niona wersja patriota otrzymywa a dane z

radaru naziemnego, dotycz ce ostatecznych korekt kursu, polece namierzenia konkretnego celu, sama za przesy

a uzyskane przez w asny system

wykrywania informacje o pozycji celu. Ta wymiana danych z uwagi na ogromn pr dko

rakiety musia a odbywa si b yskawicznie — tu o sukcesie

decyduj ju nie u amki, a u amki u amków sekundy. Ten system naprowadzania znany jest pod kryptonimem TVM - Track via missile, ledzenie (celu)
przez system detekcyjny rakiety. Zamontowany w specjalnie skonstruowanym nosie pocisku, o niskiej charakterystyce szumów, ma wielokrotnie
zwi kszon czu

sensorów, aby wykrywa cele o niewielkim efektywnym przekroju radarowym. W g owicy bojowej przenosi dziewi

dziesi t

kilogramów trotylu — ilo

wystarczaj

do zburzenia stadionu futbolowego Yankees w Nowym Jorku. Scimitary kontradmira a Badra s szybkie,

niezawodne i celne, ale w nowym patriocie mia y bardzo gro nego przeciwnika. Wystrzelona w kierunku celu rakieta uaktywnia swój system
namierzania TVM i gdy raz „z apie" swój obiekt, na dobr spraw nie mo e chybi . Nie musi te zderzy si ze scimitarem, eby go zestrzeli ;

background image

wystarczy, e si znajdzie w jego pobli u i zdetonuje niespe na cetnar trotylu w g owicy bojowej.

ówn szans Hamasu by element zaskoczenia, typowy dla wszystkich ataków rakietowych spod wody. Nikt nie wiedzia na pewno, z którego

kierunku nale y si go spodziewa . eby tak rakiet zestrzeli , trzeba j zobaczy , a potem dzia

naprawd b yskawicznie. Patriot potrafi tego

dokona , ale musi zosta wystrzelony w sekundy, nie w minuty po wykryciu ataku.

nierze z obs ugi wyrzutni dobrze to wiedzieli. Pierwsze cztery

jednostki, zamontowane na podwoziach ci

arówek, by y ju w drodze na po udnie, aby wkrótce skr ci na zachód, ku wulkanicznemu grzbietowi, nad

którym góru-

338
je poszarpany krater Cumbre Vieja. Tam zajm pozycje na ogó znacznie wolniejsze bojowe, niewykluczone, e jako ostatnia linia obrony przed

miertelnie gro nym przeciwnikiem.

W pierwszej grupie by o dwunastu

nierzy i czterech oficerów. Ka dy z nich zdawa sobie spraw , e je li system namierzy cel, a wystrzelona

rakieta we nie trafi, b dzie to ich ostatnia chwila na tej ziemi. Scimitar rozniesie w strz py wielk gór i wszystko dooko a niej, a po dziewi ciu
godzinach kataklizm nawiedzi ca e Wschodnie Wybrze e.

Dowódc ca ej baterii by trzydziestopi cioletni major Blake Gili, zawodowy oficer, absolwent West Point. W Clarks-ville w Tennessee czeka a na

jego powrót ona i dwaj synowie w wieku o miu i pi ciu lat. Major Gili, jeden z najlepszych specjalistów rakietowych w US Army, s

w jednej z

najwi kszych baz wojskowych na terenie USA, Fort Campbell, po

onej na granicy Kentucky i Tennessee, gdzie stacjonuje s ynna 101. Dywizja

Powietrzno-Desantowa. Gili by cz onkiem grupy ekspertów armijnych przydzielonych do US Navy na czas programu prób patriotów na Pacyfiku. By
zagorza ym fanem tego systemu obronnego i je li kiedykolwiek zdecydowa by si na przej cie do cywila, czeka a go b yskotliwa kariera w zak adach
Raytheon albo Lockheed Martin. Blake Gili by jednak - nomen omen — patriot , cz owiekiem odlanym w podobnej formie co admira Arnold Morgan,
zaprzysi

ym wrogiem nieprzyjació swego kraju, dla którego osobisty zysk by poj ciem ca kowicie obcym. Ten kr py, muskularny Po udniowiec mia

przed sob otwart drog do najwy szych stanowisk, jakie US Army ma do zaoferowania. I je eli ktokolwiek potrafi w por zestrzeli arabskie
scimi-tary, zanim uderz w Cumbre Vieja, to na pewno major Blake Gili, rakietowiec pierwszej wody, m

Luizy, ojciec Charliego i Harry'ego.

Major jecha w kabinie pierwszej wyrzutni. Mia ze sob trzy ró nej skali mapy terenu: zdj cie satelitarne ca ego grzbietu Ruta de los Volcanos z

widocznymi brzegami wyspy, dok adniejszy szkic wykonany na miejscu i trzeci , szczegó ow map o du ej skali, przedstawiaj

pofa dowany teren

wokó samego g ównego krateru. W sytuacji, kiedy nie by o wiadomo, z jakiego kierunku nadlec rakiety, Gili musia po-

339
lega na ocenie Pentagonu, z któr si zapozna w drodze do bazy w Charleston. Wiedzia , e musi pokry sektor zachodni i mniej prawdopodobny

pó nocny, ale prawdziwego niebezpiecze stwa spodziewa si ze wschodu i po udnia. Bar-racuda musia a zej

z drogi wywo anego przez siebie

tsuna-mi, eby nie ryzykowa uszkodzenia lub nawet zatopienia. To za oznacza o, e je li b dzie strzela z bliskiej odleg

ci, musi poszuka

schronienia po wschodniej stronie Palmy albo Gomery.

Major Gili naniós o ówkiem na map pozycje swoich o miu wyrzutni tak, aby ka da by a zwrócona w jednym z kardynalnych kierunków

kompasowych. Wst pnie zaprogramowana rakieta cruise mo e obra tras niezwykle kr

i skomplikowan , ale do tego potrzebne s jej dane z GPS.

W obecnej sytuacji raczej nie wchodzi y w gr

adne przebieg e manewry i nalot nad wulkan od pó nocy czy zachodu. Generalicja z Pentagonu by a

pewna, e rakiety nadlec prostym kursem ze wschodu lub po udniowego wschodu, poniewa tylko w ten sposób dowódca okr tu podwodnego móg by
zapewni sobie bezpiecze stwo. Wyrzutni numer pi

trzeba zatem wycelowa na po udniowy wschód. Gillowi nie dawa jednak spokoju kierunek

pó nocno-wschodni. Rozumia oczywi cie, e przeciwnik mo e strzela jedynie na wprost, a tam nie ma si gdzie schroni przed tsunami. A jednak...
Major zna tych samobójczych sukinsynów z Bliskiego Wschodu. Kto wie, mo e od pocz tku chcieli po wi ci swe ycie? Mo e o nie nie dbaj ? Mog
wystrzeli z dowolnego miejsca i zda si na wol Allaha... W ko cu czeka na nich raj... Dla m odych bojowników z Hamasu i podobnych organizacji nie
jest niczym dziwnym wiadome pój cie na pewn

mier w wi tej wojnie z Zachodem.

Major siedzia zamy lony. By o dla oczywiste, e Bar-racuda odbywa swoje ostatnie zadanie. Oni nie zamierzaj pop yn

ni do domu. Bo i

dok d? Ten okr t ju nigdy nie b dzie móg si pokaza na powierzchni i ju nie wystrzeli adnej nast pnej rakiety. Kiedy odda salw w Cumbre Vieja,
zdradzi swoj pozycj , a prawdopodobie stwo przechytrzenia takiej si y morskiej, jak aktualnie dysponuje w tym rejonie US Navy, jest bliskie zeru. Nie,
ci terrory ci niemal na pewno

340
wiedz , e ich gra si sko czy, gdy tylko otworz ogie w promieniu kilku mil od okr tów i mig owców ZOP. On, major Blake Gili, musi by wi c

gotowy na wszystko i to ze sporym zapasem. Postanowi trzyma si swego pierwotnego planu i rozstawi wyrzutnie dooko a wulkanu we wszystkich
kierunkach. Z map wynika o, e teren jest tam nierówny i trudno dost pny, dlatego b ogos awi w duchu przezorno

dowództwa, które przys

o mu do

dyspozycji wielki mig owiec chinook o du ym ud wigu, który bez wysi ku mo e podnie

wyrzutni i postawi j dok adnie w wybranym przez niego

miejscu.
Mijali w

nie miasteczko Los Canarios de Fuencaliente, gdzie niegdy bi y gor ce ród a, teraz jednak od dawna pogrzebane pod law i popio em z

wcze niejszych erupcji tworzy y cz

niebezpiecznego, d ugiego na kilkana cie kilometrów kot a pod skaln skorup gór. Dalej na po udnie widnia

wulkan San Antonio. Major zauwa

drogowskaz kieruj cy turystów na cie

do punktu widokowego na kraw dzi krateru. Jeszcze dalej wznosi si

Teneguia, do którego nie wiedzie aden szlak i tylko niewielu

dnych przygód w drowców wspina si po niedost pnych stokach, by zajrze do jego

wn trza. Konwój ameryka ski skr ci jednak w przeciwnym kierunku, na pó noc, gdzie sterczy dumnie masyw Cumbre Vieja. Po chwili major Gili ujrza
przed sob czekaj cego chi-nooka z oznaczeniami Korpusu Marines.

Zamocowanie stalowych lin zaj o dwadzie cia minut. Major wraz z obsad wyrzutni zaj miejsca w kabinie mig owca. Nie min o wiele czasu, a

pilot postawi pojazd wed ug jego wskazówek na wyznaczonym miejscu obok krateru, przodem na wschód, z widokiem na ocean i majacz ce na
horyzoncie ciemne sylwetki Gomery i Teneryfy. Wielki mig owiec ju wcze niej przewióz na jeden ze szczytów wyposa enie centrum kierowania
walk . Dwunastu techników, którzy przyp yn li na pok adzie Harry'ego S. Trumana, rozpocz o ju ustawianie stacji w odpowiednim miejscu,
zapewniaj cym dobr widoczno

we wszystkich kierunkach, a zw aszcza na Atlantyk od wschodu i od zachodu, gdzie kr ci y si patroluj ce pas

przybrze ny fregaty. Przede wszystkim jednak z centrum musia y by widoczne wszystkie wyrzutnie

341
patriot rozstawione wokó g ównego krateru, z czystym polem obserwacji radarowej w pe nym zakresie.
Centrum kierowania walk jest w baterii patriot jedyn stacj z obsad ludzk . Mo e si komunikowa z wyrzutniami M901 i z innymi bateriami

patriot, a tak e z o rodkiem dowodzenia wy szego szczebla, w tym wypadku z USS Co-ronado admira a Gillmore'a. Obs uguj cy je trzej operatorzy
mieli do dyspozycji dwie konsole sterowania i radiostacj z trzema niezale nymi terminalami przeka nikowymi. Obok terminalu wymiany danych,
pracuj cym w pa mie fal ultrakrótkich, sta komputer cyfrowego kierowania uzbrojeniem.

Jeden z globemasterów przywióz zamontowany na przyczepie zespó fazowego radaru wojskowego MPQ-53, zdolny do ledzenia stu celów naraz.

Jest to doskona y i mo e najwa niejszy element ka dej nowoczesnej l dowej baterii rakietowej. Jego zadaniem jest wykrywanie, ledzenie i
identyfikacja obiektów, ledzenie i naprowadzanie w asnych rakiet oraz zak ócanie elektroniczne systemów przeciwnika. Radar jest automatycznie
sterowany przewodowo przez komputer kierowania ogniem w centrum dowódczym. Ma zasi g do dziewi

dziesi ciu kilometrów i mo e podawa dane

niezb dne do naprowadzania dziewi ciu rakiet naraz. Dzi ki zastosowanej technice szerokopasmowej zapewnia, dot d niemo liw do osi gni cia,
rozró nialno

celów. W normalnych okoliczno ciach u ycie tego elektronicznego cacka mo na by uwa

za przesad , skoro chodzi o wykrycie i

zestrzelenie zaledwie jednej czy dwóch rakiet. To jednak nie by y normalne okoliczno ci i admira Morgan wyda w tej sprawie wyra ne rozkazy. T
walk nale

o potraktowa jak najpowa niej.

Major Gili mia w kieszeni munduru kopi instrukcji wydanych przez Wielkiego Cz owieka z Bia ego Domu. Arnold Morgan zak ada , e rakiety z

Barracudy b

zaprogramowane na wysok i strom trajektori w ostatnim odcinku lotu, aby mog y spa

do wn trza krateru niemal pionowo. Gili

pami ta o tym, kiedy rozwa

dyslokacj swoich wyrzutni wokó wulkanu. Ca y czas mia te w pami ci co innego: je eli fregaty nie zd

otworzy

skutecznego ognia do nadlatuj cych cruise'ów albo nie wykryj ich na czas, to

342
on i jego bateria mo e si okaza ostatni lini obrony Stanów Zjednoczonych.
Wtorek, 6 pa dziernika 2009 r., godzina 23.30. Atlantyk, 2725N/02050W
Na g boko ci stu pi

dziesi ciu metrów Barracuda II po nieznacznym zwrocie w prawo zmniejszy a pr dko

z sze ciu do pi ciu w

ów. Nowy

kurs prowadzi j czterna cie mil na po udnie od Punta Restinga, po udniowego cypla wyspy Hierro. W tej chwili znajdowa a si nieco ponad sto
czterdzie ci mil morskich na zachód od niej. Od kilku dni nie mieli kontaktu z genera em Raszudem. Ben Badr sta w centrali ze swym ZDO, kapitanem
Alim Mohtad em, który w

nie ko czy wacht . Dowódca nakaza podej cie na peryskopow , by szybko sprawdzi pozycj z GPS i rozejrze si po

powierzchni oceanu. Dooko a nie by o adnych statków ani okr tów. Wspó rz dne otrzymane z GPS zgadza y si z ich pozycj zliczon , skrupulatnie
wyznaczon przez nawigatora porucznika Mohammeda.

- Peryskop w dó ! Zanurzenie sto pi

dziesi t!

Kontradmira Badr u miecha si lekko, wydaj c te komendy. Czu si bezpieczny - nie by o adnych oznak wiadcz cych o poszukiwaniu go przez

US Navy. By a godzina dwudziesta trzecia trzydzie ci i pi tna cie sekund. Badr nie wiedzia , e dok adnie za dwadzie cia cztery godziny, trzydzie ci
minut i czterdzie ci pi

sekund oba globalne systemy nawigacji satelitarnej, GPS i Galileo, zamilkn jednocze nie. Zamierza zgodnie z planem

wystrzeli rakiety z du ej odleg

ci, nie wiadomy, e oka e si to niemo liwe i e pierwszy punkt w tym secie zdob

Amerykanie.

Badr i Mohtad patrzyli w zadumie na roz

one na stole nawigacyjnym mapy, popijaj c wie o zaparzon herbat z cytryn . Do linii wysp mieli

dotrze nast pnego dnia przed witem i p yn

dalej ku wybranej pozycji strza u: trzydzie ci mil na po udniowy wschód od Fuerteventury, w po owie

cie niny mi dzy wysp a kontynentem afryka skim.

- Je eli to si nam uda, nie mo emy nie trafi - rzek
343
Badr. - Rakiety b

lecia y do celu d

ej, ni nam zajmie dotarcie pod os on wyspy, a ryzyko wykrycia przez Amerykanów jest znikome. Jak dot d,

background image

bardzo mi si to podoba.
Ko czyli herbat , nie wiedz c, e wkrótce czeka ich raptowna zmiana sytuacji. Co gorsza, USS Nicholas wci

jeszcze pozostawa w tej okolicy i

radarzysta omal nie namierzy peryskopu Barracudy podczas tego szybkiego sprawdzania pozycji. Ameryka ska fregata znajdowa a si o nieca e
dwadzie cia mil i na radarze przez dwa kolejne cykle pracy pokaza o si s abe echo. Przy trzecim ju si nie powtórzy o, ale m ody marynarz
obserwuj cy ekran by czujny i natychmiast o nim zameldowa . Jego prze

ony zapisa kontakt w dzienniku i przydzieli mu numer. Informacja posz a w

wiat, to znaczy do reszty floty. Oczywi cie mog o to by cokolwiek: wy sza od innych fala, stado siedz cych na wodzie mew czy nawet nabieraj cy

powietrza wieloryb. Radarzysta wola jednak zgodnie z wytycznymi dmucha na zimne. Nicholas sp dzi nast pn godzin , kr

c w tej okolicy i

wypatruj c powrotu namierzonego echa. Niczego podejrzanego jednak ju nie zauwa ono i kapitan Nielsen ruszy wolno dalej wzd

brzegów Hierro, a

potem na wschód, ku Teneryfie. Fregata p yn a z nieznacznie tylko wi ksz pr dko ci od Barracudy, która pod

a w tym samym kierunku,

niewidoczna i nies yszalna za jej ruf i ukryta g boko pod powierzchni .

ROZDZIA 13

roda, 7 pa dziernika 2009 r. Atlantyk

Barracuda II, wci

p yn ca z pr dko ci sze ciu w

ów, min a po udniowy cypel Hierro o siódmej rano. Nad Atlantykiem wstawa w

nie

oneczny poranek i szary kad ub znajduj cej si o dwadzie cia mil na pó noc fregaty Nicholas odcina si wyra nie na tle nieba. Okr t posuwa si

wolno na po udnie o cztery mile od rdzawo-br zowych ska wschodniego wybrze a wyspy. Jego kurs przecina si z kursem Barracudy II przy
niewielkim CPA*, ale kapitan Nielsen mia wkrótce skr ci na wschód ku Teneryfie. Na zachód od Hierro druga fregata, Kauffman kapitana Deala,
przeczesywa a g biny sonarem, szukaj c cho by najdrobniejszego szumu zdradzaj cego obecno

okr tu podwodnego. I ona trafi aby pr dzej czy

pó niej w pobli e Barracudy II, ale rozkaz komodora Gillmore'a kierowa j

ladem Nicholasa w rejon przybrze ny Teneryfy. Obie fregaty p yn y z

umiarkowan pr dko ci ; niezbyt szybko, aby niczego nie przeoczy , ale na tyle sprawnie, by zd

przeszuka szeroki pas oceanu przydzielony im

przez dowódc .

Niewielka wysepka Hierro, dzi mieszcz ca si w okr gu o promieniu kilkunastu kilometrów, kiedy by a trzykrotnie wi ksza. Pot

na erupcja

wulkaniczna przed pi

dziesi ciu tysi cami lat pogr

a dwie trzecie wyspy w oceanie; wul-kanolodzy oceniaj dzi , e na dno oceanu osun o si

oko o dwustu pi

dziesi ciu kilometrów kwadratowych ska y.

* Closest Point of Approach - punkt najwi kszego zbli enia. Termin stosowany przy obliczaniu drogi wzgl dnej dwóch jednostek na przecinaj cych

si kursach.

345
ATLANTYK
Lanzaroteg
„ v Tenetyfa (P
Gomer r—p n
. *-> \J j~_ Puerteventura
hfierro O ^
Gra Canana
SAHARA ZACHODNIA 400 km (
PALMA
ATLANTYK
^Hoya Negro
iMontana La •latarnia
V f ueseaaa j morska
latarnia morska 5 km
Wyspy Kanaryjskie i pasmo wulkanicznych gór na Palmie
346
Kszta t wyspy jest typowy dla wulkanu wyrastaj cego z g boko le

cego pod

a. Dno schodzi od razu do

stromo do trzystu metrów, po czym w

odleg

ci zaledwie dziesi ciu kilometrów od kamienistej pla y niemal pionow

cian opada ku w skiemu podmorskiemu p askowy owi tysi c pi

set

metrów pod powierzchni . Niedaleko zaczyna si kolejne urwisko; na przestrzeni trzech kilometrów g boko

oceanu ro nie a do czterech tysi cy

metrów - podobnie jak w wypadku le

cej o siedemdziesi t kilometrów na pó noc Palmy.

O ósmej Ben Badr poleci ponownie wynurzy si na g boko

peryskopow , by po czy si z satelit , wys

meldunek o pozycji do

ównodowodz cego operacji, genera a Raszuda w jego damasce skim domu, i sprawdzi GPS. Kapitan Mohtad wysun maszt radiowy i

rozpoznania elektronicznego. Na powierzchni nie wykry impulsów radarowych, a radiowiec b yskawicznie ci gn czekaj

na nich wiadomo

.

Chi czycy podali w niej numery kana ów i cz stotliwo

robocz europejskiego systemu Galileo, na wypadek gdyby Amerykanie posun li si jednak do

wy czenia GPS. Genera Raszud mia informacje o „mo liwych ograniczeniach pracy systemu", dodawa jednak, e Pentagon jest niezwykle
pow ci gliwy i podaje ten komunikat tylko na kana ach zastrze onych dla eglugi morskiej i lotnictwa cywilnego. Arabskie gazety prawie nic na ten
temat nie pisz , a do nast pnego wydania „Wall Street Journal" z uwagi na ró nic czasu mi dzy Damaszkiem i Nowym Jorkiem genera b dzie mia
dost p dopiero za osiem godzin.

Oficer czno ci ponownie sprawdzi dzia anie GPS, a po przestrojeniu odbiornika tak e Galileo. Oba systemy funkcjonowa y normalnie. Nagle

rozleg si d wi k alarmowego brz czyka na panelu rozpoznania elektronicznego: antena wykry a impulsy ameryka skiego radaru. Mohtad szybko
nakaza opu ci maszt i peryskop, a sternikom poleci wróci na g boko

stu pi

dziesi ciu metrów. Za pó no. Na p yn cym dwana cie mil dalej

Nicholasie zauwa ono podejrzane echo, które utrzyma o si przez trzy kolejne obroty anteny. Komputery w centrali operacyjnej natychmiast porówna y
dane z radaru z poprzednim kontaktem sprzed siedmiu godzin, wykrytym czterdzie ci mil na zachód od aktualnej

347
pozycji. Je eli oba echa pochodz od tego samego obiektu, oznacza to, e porusza si on kursem wschodnim wzd

równole nika 27°25'N z

pr dko ci oko o sze ciu w

ów. W kilka sekund komputerowy „wniosek" trafi do o rodka dowodzenia na USS Coronado, obecnie znajduj cy si na

pó nocny zachód od Lanzarote. Admira Gillmore natychmiast oceni sytuacj . W tej chwili Elrod i Nicholas znajdowa y si nieco za domnieman pozycj
przeciwnika, ale mia w odwodzie Klakringa i Simpsona, czekaj ce w pogotowiu przy pó nocno-wschodnim kra cu Teneryfy. Poleci im p yn

z du

pr dko ci na po udnie przez sto mil i rozpocz

poszukiwanie po przekroczeniu szeroko ci 27°30'N. Wygl da o na to, e wrogi okr t jest jak w pu apce

mi dzy czterema ameryka skimi fregatami. Admira wiedzia jednak, e Barracuda jest tak cicha, e ma szans przemkn

si na du ej g boko ci nie

wykryta przez sonary pasywne. Wys

raport do admira a Dorana w Norfolku:

070800PAZ09 MO LIWE WYKRYCIE BARRACUDY 14 MIL NA PO UDNIE OD HIERRO. KORELACJA Z POPRZEDNIM KONTAKTEM Z

070100PAZ09 WSKAZUJE NA KURS OBIEKTU 090 I PR DKO

6 W. ELROD I NICHOLAS P YN ZA NIM, KLAKRING I SIMPSON ID NA

PRZECI CIE. GILLMORE.

Osiem minut pó niej Arnold Morgan zerwa si na równe nogi w pozbawionym prawie mebli Gabinecie Owalnym, wymierzy powietrzu szybki

sierpowy i krzykn :

- Dalej, ch opaki! Przycisn

dobrze sukinsyna i pos

go na dno!

- Chyba nie zaczynasz podchodzi do tego zbyt osobi cie, Arnie? - zauwa

niewinnie prezydent Bedford.

- Ja? Sk

e znowu, sir! Uwielbiam ugania si za podwodnymi terrorystami po wszystkich oceanach. Tylko po pierwszym roku robi si troch

nerwowy.
Admira Gillmore poleci dowódcy Ronalda Reagana skierowa si na po udniowy zachód ku brzegom Gra Canarii. Sie si z wolna zaci ga a, cho

admira zdawa sobie spraw ,

348

e ryzykuje, zak adaj c, i owe dwa przelotne kontakty to rzeczywi cie Barracuda. Je li si myli i wrogi okr t w tej chwili podchodzi na przyk ad od

pó nocy, wszystko b dzie zale

o od czekaj cych wokó Palmy fregat.

Lotniskowiec utrzymywa dwa sta e powietrzne patrole w pasie mi dzy zachodnim wybrze em Palmy a s siedni Gomer . Wszystkie analizy

prowadzone przez sztaby ameryka skiej marynarki wojennej na ró nych szczeblach sprowadza y si do takiego samego wniosku: je eli Barracuda

dzie zmuszona strzela na podstawie namiarów optycznych, to po prostu musi podej

do Cumbre Vieja gdzie od strony Gomery, zostawiaj c j po

lewej lub po prawej burcie, a potem próbowa si za ni schroni przed tsunami.

Ben Badr nie mia poj cia o zaciskaj cej si wokó jego okr tu p tli. Przez nieuwag jego sonarzy ci nie wykryli przechodz cego niedaleko

Nicholasa. Barracuda II p yn a wi c wci

tym samym kursem na wschód, wolniutko i bezszelestnie. Porucznik Asztari Mohammed obliczy , e o

pó nocy znajd si o trzydzie ci jeden mil na po udniowy zachód od Punta Tauro, jednego z przyl dków po udniowo-zachodniego wybrze a Gra
Canarii. Mia to by krytyczny moment i dla Hamasu, i dla USA; dok adnie o tej porze zamilkn satelity systemów nawigacyjnych. Od tego, kiedy Ben
Badr rozka e wysun

peryskop i maszt radiowy, b dzie zale

o, jak szybko si dowie, e strza z du ej odleg

ci nie wchodzi w gr .

Barracuda II p yn a dalej niezmienionym kursem, nie wykryta przez adn z fregat. Pó godziny po pó nocy w czwartek 8 pa dziernika na rozkaz

kontradmira a Badra znowu podesz a pod powierzchni i wysun a maszt radiowy i rozpoznania elektronicznego, ten ostatni gruby prawie jak s up
telegraficzny. Dwa stalowe palce wychyn y z wody... prosto pod wi zki fal radarowych z wszystkich czterech fregat patroluj cych ten akwen.

czno ciowcy odebrali sygna od genera a Raszuda par sekund wcze niej, zanim detektor w centrali wykry promieniowanie elektromagnetyczne

obcych radarów. Kapitan Mohtad zameldowa lakonicznie:

- Jeste my otoczeni, panie admirale.
- Nie szkodzi - odpar Ben. - Najbli szy z nich jest o sze

background image

349
mil od nas i jeszcze nic si takiego nie sta o. Schodzimy z powrotem. Trym dziesi

, zanurzenie sto pi

dziesi t. Pr dko

dziesi

w

ów. Ster

prawo dziesi

, nowy kurs sto dziesi

... W tej chwili do centrali wpad z pomieszczenia czno ci m ody Ahmed Sabah z wydrukiem wiadomo ci z

Damaszku.
Ameryka ski GPS wy czony o pó nocy. Zhanjiang nie mo e si dostroi do systemu europejskiego. Strza z daleka odwo any, powtarzam,

odwo any. Zmieni kurs na pó nocny zachód i p yn

ku Gomerze, potem na pozycj ogniow 25 mil na wschód od Palmy. Zaprogramowa rakiety

wed ug pozycji terrestrycznej*. Allah jest z wami. Raszud.

Na wszystkich czterech fregatach radary z apa y kontakt. Echo by o „jak dzwon". Podobnie jak dwa poprzednie kontakty, i ten znajdowa si na

szeroko ci geograficznej 27°25'N. Kapitanowie Nielsen, Smith, Sammons i Wickman byli teraz pewni, e namierzyli poszukiwany okr t podwodny.
Wiedzieli te , e przy braku sygna ów GPS z pewno ci zrobi on zaraz zwrot w kierunku Palmy.

W kabinie nawigacyjnej Barracudy II nie od razu w pe ni zrozumiano, co si dzieje. Nie widz c znajomych liczb na ekranie odbiornika, porucznik

Mohammed z pocz tku zacz szuka jakiej awarii. Dopiero kiedy zdenerwowany Ahmed odczyta tre

wiadomo ci od Rawiego Raszuda, nawigator

poj , co naprawd oznacza pusty wy wietlacz GPS. System nie dzia a!

Przy jakimkolwiek zak óceniu pracy GPS, z powodu awarii, planowanego przegl du itp. centrum naziemne w Kolorado nadaje oficjalny komunikat do

wszystkich u ytkowników, który w zale no ci od typu odbiornika mo e by wy wietlony na ekranie. Tak post piono i tym razem, ale dopiero cztery
minuty po wy czeniu nadawania sygna ów z danymi nawigacyjnymi. Sta o si tak na polecenie admira a Morgana,

* Nawigacja terrestryczna - w odró nieniu od astronawigacji i nawigacji oceanicznej - prowadzona jest na podstawie danych l dowych: pozycj

okre la si m.in. z namiarów kompasowych lub radarowych na latarnie morskie, charakterystyczne punkty na l dzie etc.

350
który przewidywa , e cztery minuty to o wiele za d ugo dla Barracudy, by trzyma maszt wysuni ty nad wod , i liczy na to, e okr t przep ynie

jeszcze kilka mil tym samym kursem, zanim jego dowódca si zorientuje, i nie mo e liczy na naprowadzanie swoich rakiet przez ameryka ski system
satelitarny. Wiadomo

od genera a Raszuda za atwi a jednak t spraw jednoznacznie.

- Ster lewo dwadzie cia... Nowy kurs trzysta... Pr dko

pi

w

ów, zanurzenie sto osiemdziesi t!

Kapitan Mohtad zda wacht szefowi okr tu Zahediemu o pierwszej. Od brzegów Gomery dzieli o ich jeszcze dziewi

dziesi t mil eglugi na

bokich wodach; nie by o problemu z utrzymaniem si „poni ej warstwy", na stu osiemdziesi ciu metrach; poza obszarem bezpo rednio przy

brzegach Atlantyk wokó Wysp Kanaryjskich ma dobrze ponad trzy tysi ce metrów g boko ci. Nag a zmiana kursu zasia a jednak niepokój w za odze.
Co prawda tylko nieliczni oficerowie wiedzieli, e otaczaj ich ameryka skie okr ty, a pierwotny plan oddania salwy z bezpiecznej odleg

ci spali na

panewce, ale wszyscy szybko si domy lili, e co jest nie w porz dku. Barracuda II sz a prosto w szpony US Navy, co nie by o najlepsz z perspektyw.
Genera Raszud nie my la jednak o porzuceniu misji; przeciwnie, zagrzewa ich do boju, aby jako

nierze A laha zadali miertelny cios Wielkiemu

Szatanowi. Kontradmira Badr zwo

najstarszych oficerów na narad w swojej niewielkiej kabinie. Oprócz ZDO zasiedli tam dowódca dzia u reaktora

komandor Abbas Szafii, jego zast pca komandor Hamidi Abdolrahim, nawigator porucznik Asztari Mohammed i Ahmed Sabah.

- Panowie, nie mog ju twierdzi z ca pewno ci , e ktokolwiek z nas wyjdzie st d ywy - zacz Ben Badr. -Jednak e otrzymane rozkazy nie

pozostawiaj

adnych w tpliwo ci. To zadanie musi by wykonane i my je wykonamy.

Nala wszystkim herbaty ze srebrnego dzbanka, daj c zebranym chwil na zrozumienie jego s ów. Po raz pierwszy w obu ich podmorskich misjach

pojawi o si realne prawdopodobie stwo oddania ycia za spraw . Ka dy islamski bojownik liczy si z tak konieczno ci i ta perspektywa nie jest mu
tak straszna jak wyznawcom innych religii. Niemniej Ben

351
Badr by

wiadomy nag ej zmiany nastroju w kabinie i wiedzia , e musi zaj

uwag obecnych.

- Na dobr spraw nic si specjalnie nie zmieni o - powiedzia . - Oczywi cie lepiej by by o odda nasz salw z dwustu lub trzystu mil, ale wszyscy

wiemy, e to ju nie jest mo liwe. Nasz cel jednak nie ucieknie. Jedyna zmiana dotyczy konieczno ci znacznego zbli enia si do niego. Mo emy bez
problemu podkra

si na dwadzie cia pi

mil, wzi

namiary i odpali scimitary prosto w wulkan. Rakiety polec tam, gdzie je po lemy. Wystarczy

dobrze wycelowa . G owica nuklearna nie wymaga precyzyjnego naprowadzania, byle trafi a kilkaset metrów od celu. Eksplozja za atwi reszt .

- Ale jeszcze co si zmieni o, admirale - wtr ci Ahmed Sabah. - Po pierwsze, czas naszego wynurzenia, po drugie, kwestia wycofania si .
- Oczywi cie. Amerykanie na pewno nas wykryj , ale s dz , e po wystrzeleniu rakiet b dziemy mieli do

czasu, kilka cennych minut, eby zej

z

powrotem na du

g boko

. Wtedy nawet najlepszym my liwym b dzie trudno nas znale

i skutecznie zaatakowa .

- O jakiej g boko ci mówimy, panie admirale? - spyta komandor Szafii.
- Minimum trzysta metrów. Je li zastosuj bomby g binowe, zejdziemy na trzysta sze

dziesi t. Przy takim zanurzeniu musieliby my mie

wyj tkowego pecha, eby w nas trafili. Zw aszcza gdy b dziemy mieli pi

do dziesi ciu minut przewagi. Postaramy si odda salw co najmniej dwie

mile od najbli szego okr tu.

- Czy oni nie mog nas ostrzela rakietami, gdy tylko zauwa

nasze nad wod ?

- Mam nadziej , e wi kszo

energii skoncentruj na próbie przechwycenia scimitarów - odpar Ben. - By mo e po

w nas par rakietotorped, ale

nawet wtedy b dziemy mieli te par minut na zej cie w dó . Musieliby mie sporo szcz

cia, eby zd

nas dosi gn

, zw aszcza je li b

w tym

samym czasie stara si zestrzeli nasze rakiety.

- My

, e mamy szans im umkn

— odezwa si Ahmed.

- Powiedzia bym nawet, e du

— przytakn dowódca.

352
- A je eli oni u yj

mig owców z torpedami? - spyta komandor Abdolrahim.

- To gra w kotka i myszk , Hamidi. Wystawimy peryskop, eby zrobi namiary, a potem zejdziemy na du

g boko

, zanim skierujemy si ku

wybranej pozycji strza u. Tam znów wyznaczymy pozycj i wystrzelimy obie rakiety. By mo e mig owiec znajdzie si akurat w tamtym rejonie, ale

tpi , eby by wystarczaj co blisko. Wtedy zreszt oni skupi ca uwag na obronie wulkanu przed trafieniem. Mo ecie mi wierzy , mamy realn

szans ucieczki. Nie zapominajmy te

0 naszej istotnej przewadze. Allah jest z nami, a nie z niewiernymi.
Ben Badr na tym zako czy odpraw , po czym przez okr tow rozg

ni wezwa ca za og do modlitwy s owami, które muezzini pi

razy dziennie

wy piewuj z minaretów w ca ym muzu ma skim wiecie: „Allah-u akbar... Bóg jest wielki... Nie ma innego Boga nad Allaha... a Mahomet jest jego
prorokiem". Wszyscy jak jeden m

, poza sternikiem i szefem dzia u sonarów, wyznali sw wiar i modlili si , kolejno przybieraj c dwana cie

nakazanych pozycji, na przemian kl kaj c, wstaj c, dotykaj c czo ami zimnej stali pok adów. Kontradmira Badr, wiadomy zdenerwowania za ogi i
strachu, jaki jego ludzie b

prze ywa przez nast pne par godzin, zacz czyta wybrane sury Koranu: „Nie my lcie nigdy, e ci, którzy ycie oddali

w boskiej sprawie, umarli. Oni yj

1 Bóg ma ich w opiece". Przypomnia im, e i sam Prorok zakrzykn kiedy w rozpaczy: „O, Panie, jak e nie mam narzeka na m bezsilno

i

ma

wobec ludzko ci? Ty jednak jest Panem ubogich i s abych, ty moim Panem. W czyje mnie wydasz r ce?" Zako czy innym cytatem ze wi tej

ksi gi: „Nie zapominajcie o Mnie, a i Ja b

o was pami ta . Dzi kujcie Mi. Nie b

cie niewdzi cznymi. Wy, którzy we Mnie wierzycie, szukajcie

pomocy przez wytrwa

i modlitw ".

Stali teraz z wyci gni tymi przed siebie d

mi, przesuwaj c nimi po twarzy na znak przyj cia Bo ego b ogos awie stwa. Dowódca modli si jeszcze

przez chwil sam, po czym powtórzy ten sam gest. Modlitwa by a sko czona. Ponownie potwierdzi sternikowi kurs 300°, po czym poleci ZDO i
oficerowi uzbrojenia uda si do przedzia u rakieto-

353
wego i rozpocz

ostatnie sprawdzanie obu g owic nuklearnych.

W tym czasie admira Gillmore dysponowa ju wszystkimi danymi z czterech fregat tropi cych Barracud . Pozycja spostrze onego o godzinie 0.30

peryskopu by a dok adnie obliczona: 27°25'N, 016°06'W. Ameryka scy dowódcy okr tów s przyzwyczajeni do prowadzenia dok adnej nawigacji i lepiej
ni ktokolwiek inny radzili sobie bez GPS. Admira raz jeszcze przeanalizowa sytuacj i doszed do tego samego wniosku: przeciwnik móg obra kurs z
sektora mi dzy W a WNW, poniewa

aden inny nie by by odpowiedni dla jego celów. Niezw ocznie poleci przes

rozkazy dla fregat: Elroda i

Nicholasa skierowa ku cie ninie mi dzy Gomer a Teneryf , natomiast Klakringa i Simpsona bardziej na zachód. Nakaza te dowódcy lotniskowca
zmieni kurs i zbli

si wraz ze sw gro

eskadr

mig owców w rejon Palmy.

Barracuda II tymczasem p yn a naprzód, wolno i cicho, nie widziana i nie s yszana. Z tytanowego kad uba nie wydostawa si na zewn trz prawie

aden d wi k. Jej wielkie turbiny obraca y si na minimalnych obrotach, nie powoduj c wibracji. Rosjanie strawili ca e lata na doskonaleniu tej

konstrukcji i trzeba przyzna , e im si uda o: do tej pory nikt jeszcze nie wykry

adnego z zakupionych przez Hamas okr tów z jak kolwiek pewno ci

i dok adno ci . Amerykanie wiedzieli, gdzie Barracuda II znajdowa a si przed godzin , i domy lali si , dok d p ynie, ale nikt nie móg naprawd
przewidzie jej kursu. Dopóki znowu nie wykryj jej peryskopu radarem albo samego okr tu aktywnym sonarem, jej rzeczywista pozycja pozostanie
nieznana. I przez nast pnych pi tna cie godzin tak w

nie by o. Barracuda II wymyka a si g sto zastawianym sieciom, mimo sta ego patrolowania

akwenu przez niestrudzone seahawki, przeszukiwania g bin przez specjalistyczne wyposa enie ZOP na pok adzie samolotów S-3B Viking i
nas uchiwania przez superczu e sonary holowane fregat. Nie pomog o te przeczesywanie oceanu silnymi impulsami sonarów aktywnych ani próby
osaczenia przeciwnika zagrodami z p aw sonarowych zrzucanych przez seahawki.

Ben Badr tylko dwukrotnie, pod koniec tej d ugiej podró y
354
do wschodnich wybrze y Gomery, odwa

si na pi

sekund wysun

maszt rozpoznania elektronicznego. Za ka dym razem natychmiast

wykrywano promieniowanie radarów vikin-gów operuj cych poza dwudziestopi ciomilowym pasem wokó Palmy. Komputer natychmiast klasyfikowa te
impulsy i podawa namiar, z którego nadchodzi y. Kiedy Barracuda II dop ywa a pod os on Gomery, kontradmira Badr zaczyna nabiera przekonania,

e ich misja mo e mie charakter samobójczy. Raz jeszcze wezwa do swojej kabiny najbardziej zaufanych ludzi - ZDO, Szafii, Zahediego i Sabaha.

background image

Wspólnie zacz li rozwa

, czy wci

maj szans wycofa si bezpiecznie po wystrzeleniu scimitarów. Doszli do wniosku, e najprawdopodobniej

nie. Pakuj si przecie w sam z bat paszcz g stej linii obrony US Navy. Wszyscy dobrze rozumieli, e trzeba b dzie kilkakrotnie podchodzi na
peryskopow . Próba wykonania zadania przy jednym, d

szym wystawieniu peryskopu nad powierzchni by aby równoznaczna z palni ciem sobie w

eb. Nie, jedyn szans powodzenia by o szybkie wzi cie namiarów na wybrane punkty l dowe i jeszcze szybsze zej cie na bezpieczn g boko

,

potem powrót w gór w celu ostatniego sprawdzenia pozycji, a w ko cu odpalenie rakiet. Ka de wystawienie peryskopu nie powinno trwa d

ej ni

pi

do siedmiu sekund, inaczej ich szans na prze ycie dramatycznie zmalej .

O szesnastej tego czwartkowego popo udnia weszli na wzgl dnie p ytkie - nie przekraczaj ce o miuset metrów — wody przy wschodnim brzegu

Gomery, trzymaj c si na g boko ci stu osiemdziesi ciu metrów o cztery mile od wyspy. Kapitan Mohtad zagl da przez rami porucznikowi
Mo-hammedowi, gdy ten kre li na mapie kurs ku punktowi sze

mil na pó nocny wschód od Punta del Organo, najbardziej na pó noc wysuni tego

przyl dka Gomery. Stamt d pozostawa o ju tylko szesna cie mil do wybranej strefy strza u, oddalonej dok adnie o dwadzie cia pi

mil od szczytu

Cumbre Vieja. Ben Badr zamierza odda salw z pozycji 28°22'N, 017°28'W, je li pozwoli na to rozmieszczenie si przeciwnika.

Od dowódcy po najm odszego marynarza wszyscy ju sobie zdawali spraw , e z ka

przebyt mil sie amery-

355

ka skiej obrony b dzie coraz cia niejsza. Na razie jednak wydawa o im si , e aden z okr tów przeciwnika nie zdo

precyzyjnie namierzy ich

pozycji. Za oga by a teraz wiadoma gro

cej im mierci, ale te czu a si bezpiecznie w g bi oceanu. W ko cu przep yn li ju setki mil na akwenie

niezmordowanie przeszukiwanym przez wroga i nie zostali wykryci. Mieli jeszcze du e szans .

O osiemnastej na powierzchni by o jeszcze zupe nie widno, kiedy mijali ostatnie mile brzegów Gomery. Porucznik Asztari Mohammed oznajmi

wkrótce, e maj przed sob czyst drog do Palmy. Kontradmira Badr rzuci ju w my lach ko ci; by zdecydowany wykona zadanie - podej

pod

Palm , wzi

namiary i wystrzeli rakiety w krater lub tak blisko jak si da. W kwestii ucieczki zdawa si na mi osierdzie Allaha, nie zapominaj c, e

przewaga jest po stronie Amerykanów.

Porucznik Mohammed sprawdzi pozycj obliczon przez system nawigacji inercyjnej (INS), urz dzenie przekraczaj ce mo liwo ci finansowe

przeci tnych cywilnych linii eglugowych, a ostatnio nawet balansuj cej na kraw dzi bankructwa rosyjskiej marynarki wojennej. Barracuda II mia a go
jednak na wyposa eniu; jej INS zlicza kursy i pr dko ci od samego wyj cia z Huludao przed trzema miesi cami.

System INS zosta skonstruowany w latach pi

dziesi tych specjalnie na potrzeby okr tów podwodnych i od tamtej pory by sukcesywnie

udoskonalany. Ma jedno zadanie: podawa nawigatorom dok adn pozycj bez dost pu do adnych systemów radionawigacyjnych, po ca ych
tygodniach bez mo liwo ci obserwacji astronomicznych. Jego dzia anie opiera si na precyzyjnym pomiarze przyspiesze bocznych i wzd

nych

dzia aj cych na poruszaj cy si okr t, z wyeliminowaniem z oblicze przyspieszenia ziemskiego i wynikaj cych z ko ysa poprzecznych i wzd

nych. Z

INS korzysta y ameryka skie atomowe okr ty podwodne, Nautilus i Skate, podczas pierwszego przej cia pod pokryw lodow bieguna pó nocnego w
1958 roku. Urz dzenie, którym dysponowa na wigator Barracudy II, by o zdecydowanie lepsze od tamtych pierwowzorów. Przez ca drog przez
pó nocny Pacyfik, wzd

nie ko cz cych si wybrze y obu Ameryk, a potem w gór At-

356
lantyku INS podawa nieprzerwanie pozycj okr tu z niemal idealn dok adno ci . Dok adno

zliczania jest tak du a, e przy precyzyjnie

wyznaczonej pozycji pocz tkowej — przy nabrze u w porcie wyj cia — mo na op yn

ca y wiat dooko a i trafi w wybrany punkt z b dem nie

przekraczaj cym pa-ruset metrów. W ostatnim dziesi cioleciu precyzja i powszechna dost pno

GPS usun a nieco w cie relatywnie stary INS, ale

na ka dym okr cie podwodnym nawigatorzy wci

utrzymuj system inercyjny w dzia aniu, cz sto porównuj c wskazania obu ze sob . Dlatego te

porucznik Mohammed wiedzia dok adnie, gdzie si znajduj , mimo najlepszych stara admira a Morgana i obs ugi naziemnego centrum GPS w
Kolorado. Na ekranie INS widnia y aktualne wspó rz dne: 26°17'N, 017°12'W. Jednak nawet to doskona e urz dzenie by o tylko urz dzeniem - zawsze
nale y si liczy z jakim defektem technicznym, wp ywaj cym na prawid owo

wskaza ; dlatego te Ben Badr i jego nawigator musieli co jaki czas

sprawdza jego dzia anie, porównuj c jego wskazania z pozycj wyznaczan metodami nie ró ni cymi si w zasadzie od tych, którymi pos ugiwa si
Krzysztof Kolumb. Teraz te przysz a pora na z apanie ostatnich namiarów optycznych przed wyruszeniem bezpo rednio ku pozycji strza u. Asztari
Mohammed poprosi o kilka sekund na peryskopowej, na co Ben si zgodzi . Wkrótce peryskop i maszt radiowy wysun y si z g adkiej,
ciemnoniebieskiej wody. Dowódca w czy stoper, kontroluj c czas. S ysza , jak nawigator wykrzykuje polecenia dla obs ugi.

- Peryskop w gór !
- Klif Los Organos, prawa kraw

... Zaznaczy ! Peryskop w dó !

- Dwie cie czterdzie ci! — zameldowa podoficer odczytuj cy namiary na sygna porucznika.
- W gór !
- Lewa kraw

... Zaznaczy ! W dó !

- Sto osiemdziesi t!
- W gór ! Latarnia Punta del Organo... Zaznaczy ! W dó ! Kapitan Mohtad wykre la tymczasem podane namiary
na mapie.
- I jak to wygl da, Ali? - spyta dowódca.
357
— Bardzo dobre namiary, panie admirale. Przeci cie prawie w punkcie. Pozycja si zgadza. Kurs do strefy strza u dwie cie dziewi

dziesi t.

Ben Badr s ysza , e czno ciowcy w

nie sko czyli odbieranie sygna u z chi skiego satelity, od razu wyda wi c polecenie zanurzenia.

— Trym pi

, pr dko

siedem w

ów. Po dotarciu na g boko

sto osiemdziesi t przej

na kursy nawrotne.

Badr wiedzia , e nie mia oby sensu i

od razu do odleg ej o trzy godziny drogi strefy strza u, a potem czeka tam bezczynnie przez ca noc. By o

oczywiste, e w pasie do dwudziestu pi ciu mil od wybrze y Palmy b dzie si roi od ameryka skich okr tów, mig owców i samolotów. Tu, niedaleko
Gomery, poszukiwania nie by y intensywne. Ben wola wi c dotrze cicho na miejsce o samym wicie, pojawi si nie wiadomo sk d i wzi

namiary na

cel, maj c wschodz ce s

ce za sob . Siedem sekund wystarczy; przez ten czas Amerykanie nie powinni zd

ich namierzy . Badr poleci przynie

ostatni sygna . Wiedzia , e musi pochodzi od Rawiego.

Ben, my li moje i Szakiry s teraz z wami. Je li Allah s ucha, a tak z pewno ci jest, to Jego wojownicy b

bezpieczni. Wszyscy muzu manie

modl si teraz tylko za was i ycz wam udanego powrotu do domu, kiedy ju scimitary wykonaj swoje wi te zadanie. Rawi Raszud.

Czwartek, 8 pa dziernika 2009 r., godzina 23.00. Bia y Dom
Admira Morgan i prezydent Bedford siedzieli z oficerami z dowództwa marynarki wojennej w pokoju sytuacyjnym w zachodnim skrzydle. Na wielkim

ekranie komputerowym ja nia a elektroniczna mapa Wysp Kanaryjskich, na której czerwonymi krzy ykami by y zaznaczone pozycje, na których
poprzednio prawdopodobnie wykryta zosta a Barracuda. Bia y krzy yk pokazywa miejsce, gdzie wed ug admira a Dora-na przeciwnik móg si aktualnie
znajdowa . Admira spodziewa si , e dotar on ju na kraw

dwudziestopi cio-

358
milowego pasa przybrze nego wokó Palmy, co by o troch na wyrost. Kontradmira Badr jeszcze si nie zdecydowa na tak bliskie podej cie do celu

i nie mia tego zrobi jeszcze przez nast pne pó godziny. Pozycja wyliczona przez ameryka skich sztabowców by a obarczona szesnastomilowym

dem -co przy poszukiwaniu okr tu podwodnego na g bokowodnym akwenie jest ca kiem spor odleg

ci .

Admira Morgan szykowa si do czytania raportu z pospiesznie zwo anego zebrania mi dzynarodowej konwencji SOLAS*. To szacowne cia o

spotyka si co kilka lat w celu ustalenia tzw. Mi dzynarodowych Przepisów o Zapobieganiu Zderzeniom na Morzu, znanych w rodowisku pod
angielskim skrótem COLREGS lub jako „Prawo drogi morskiej". Na stole przed Arnoldem le

o zestawienie konsekwencji jednego dnia bez GPS.

Otwieraj cy je przypadek pierwszej powa nej katastrofy wprawi go w zdumienie. Zarejestrowany w Liberii zbiornikowiec z trzystoma tysi cami ton ropy
naftowej jakim cudem pomyli pó nocny brzeg atlantyckiego wej cia w Cie nin Magellana z Isla de los Estados, wyznaczaj

wschodni kraniec

Cie niny Drake'a, i wykona zwrot, pakuj c si z pr dko ci pi tnastu w

ów na pla

pod Punta Espora.

- Zboczy z kursu o pi

set mil! Wszed na g adk jak stó , prawie zamkni

mi dzy brzegami zatok i my la , e na-wiguje po najburzliwszych

wodach wiata pod Cape Horn! -wykrzykn admira . — Bo e Wszechmog cy, Ty to widzisz i nie grzmisz?

* Safety Of Life At Sea - „Bezpiecze stwo ycia na morzu", konwencja sygnowana przez prawie wszystkie pa stwa wiata, ustalaj ca bardzo

szczegó owo i rygorystycznie warunki, jakim powinny odpowiada konstrukcja i wyposa enie statków oraz niektóre procedury bezpiecze stwa. Po raz
pierwszy podpisana w 1914 roku w reakcji na zatoni cie Titanica, pó niej kilkakrotnie zmieniana. Jej przywo anie w tym kontek cie przez Autora jest

dem, podobnie jak przypisanie jej autorstwa MPZZM, które s przedmiotem odr bnej konwencji. W poruszanej tu kwestii odpowiednim cia em, które

mog oby si zebra dla oceny skutków wy czenia GPS, jest IMO - Mi dzynarodowa Organizacja Morska, lub - co bardziej prawdopodobne - jej
podorgan MSC (Mantime Safety Committee - Komisja Bezpiecze stwa Morskiego).

359
Nast pny punkt raportu nie poprawi humoru wielkiego znawcy win i wszelkich innych tematów. Frachtowiec panam-ski w drodze z Indonezji nie trafi

nie tylko do swego portu przeznaczenia, Kagoshimy, ale min si z ca japo sk wysp Kiushiu, celuj c w po udniowy cypel Pó wyspu Korea skiego,
do którego zreszt nie dop yn ; trafi prosto na red Mosulpo na tropikalnej wyspie Cheju Do i tam zderzy si z wieczornym promem z Pusan. Morgan
nie wierzy w asnym oczom. Trzeci wypadek by równie przera aj cy; kapitan zbiornikowca wioz cego dwie cie tysi cy ton ropy do Rotter-damu wjecha
na mielizn Goodwin Sands przy wschodnim kra cu kana u La Manche przy niskiej wodzie i do tej pory tkwi na piasku schowanym zaledwie metr pod
powierzchni morza. Inny supertankowiec wyl dowa na pla y w Nigerii. Czarterowy jacht trafi na rafy o trzysta mil od w

ciwej wyspy karaibskiej, a

kapitan du ego statku wycieczkowego z Neapolu zachodzi w g ow , dlaczego na Korsyce nikt nie mówi po w osku. Porca Madonna, che cosal

Zarz d londy skiego Lloyd's by bliski apopleksji. Co kwadrans z jakiego zak tka globu nap ywa o zg oszenie kolejnego przypadku zgubienia drogi

przez kosztuj cy miliony dolarów statek, który gdzie tam wjecha na ska y, rafy, betonowe nabrze a, plac w. Marka, kosmodrom w Bajkonurze czy do
lokalnego zoo. Admira Morgan zaczyna dostrzega w tym humorystyczn stron , ale my l o niezliczonych pozwach do s du, jakie czekaj USA za
wy czenie tak niezb dnego wiatu systemu GPS, nie pozwala a mu roze mia si w g os.

background image

- Konsekwencje prawne b

koszmarne - odezwa si admira Dickson. - Lloyd's mo e to uzna za sposobno

do odegrania si na nas po latach...

Wiecie, o czym mówi ... o tym zwariowanym werdykcie naszego s du, przez który omal nie zbankrutowali dwadzie cia lat temu. Przypisano im
odpowiedzialno

ubezpieczeniow za wszystkie te historie z azbestem, które wynik y na d ugie lata Wcze niej, zanim komukolwiek si przy ni o, e to

niebezpieczna substancja.

- To mo liwe - odrzek Morgan. - B

jednak musieli wytoczy nam proces tutaj. A poniewa to w

ciwie wojsko

360
wy czy o GPS z przyczyn ci le militarnych, najpewniej odmówimy poddania si cywilnej jurysdykcji.
- Dobry pomys - przyklasn Dickson. — A tymczasem pla e ca ego wiata zape niaj si wrakami.
- Prowadzonymi przez cymba ów, którym nie powinno si wyda karty rowerowej, a có mówi o dyplomie kapitana — burkn Arnold. - Przecie

zawiadomili my wszystkich armatorów o wy czeniu GPS dwie doby wcze niej. Skoro uznaj za stosowne stawia ma py za sterami swoich statków, to
ich problem, nie?

- Absolutnie, sir — zgodzi si szef operacji morskich. - Ale wró my do naszych spraw. Na wschodnim Atlantyku bez zmian, co? Ani ladu Barracudy

od... ile to b dzie? Prawie od doby.

- Prawie. A do pó nocy pozosta o niewiele czasu - odrzek Morgan. - Za par godzin b dziemy mieli dziewi tego pa dziernika. D-day. Mam nadziej ,

e ten sukinsyn wylezie wkrótce pod powierzchni . George Gillmore otoczy ca y prawdopodobny akwen.

- No, dla mnie pocieszaj ce jest to, e dopóki go nie wida , nie mo e te wystrzeli — powiedzia Dickson. - Dopóki si trzyma du ych g boko ci,

rakiety nie polec do Cumbre Vieja, a to mi si cholernie podoba.

Jimmy Ramshawe, siedz cy dot d w milczeniu nad swym laptopem, rzek nagle:
- Wiecie, panowie... Nie zdziwi bym si wcale, gdyby si okaza o, e si powa nie mylimy co do aktualnej pozycji Barracudy. Jako nie mog sobie

wyobrazi , dlaczego mia aby p yn

akurat do najbardziej patrolowanej strefy wokó Palmy i tam czeka na swoj godzin . Moim zdaniem wci

si czai

gdzie pod Gomer i nie zbli y si , dopóki nie nadejdzie pora strza u.

- Prawd mówi c, ja te bym tak zrobi - mrukn admira Morgan. - Przykucn bym gdzie w zacisznym miejscu i z pierwszym brzaskiem ruszy bym

do celu.

- To znaczy kiedy, Arnie? - spyta Paul Bedford.
- Oni tam s o cztery godziny do przodu... powiedzmy, e za jakie dwie godziny.
- Chyba nie, sir - wszed mu w s owo Jimmy. - Ja bym
361
ruszy jeszcze noc , tak wolno, eby dotrze na miejsce ze witem nautycznym*. W ten sposób natychmiast po znalezieniu si na pozycji móg bym

zrobi namiary i...

- M ody cz owieku, czy ty kiedykolwiek by

na okr cie podwodnym? — zapyta surowo Arnold Morgan.

- Nie, sir.
- A powiniene . Masz w

ciwy instynkt. My

, e mo esz mie racj . Po czcie mnie z Frankiem Doranem w Nor-folku. Zobaczymy, co on na to

powie. Potem nadamy sygna do George'a Gillmore'a.

Tymczasem Wschodnie Wybrze e przygotowywa o si do ostatniego stadium ewakuacji, które zgodnie z prezydenckim dekretem mia o si

rozpocz

o pó nocy. Na ulicach panowa wi kszy ruch ni jeszcze przed godzin . W niektórych budynkach federalnych gas y wiat a, gdy ostatni

pracownicy opuszczali swe posterunki i spieszyli do samochodów, by wyjecha z miasta na pó nocny zachód. Policja mia a od dwudziestej czwartej
wprowadzi ruch jednokierunkowy na ca ej obwodnicy Waszyngtonu, a g ówn autostrad numer 279 zarezerwowa dla wyje

aj cych wy cznie na

pó noc. Pozwoli to wszystkim cz onkom rz du na szybk ewakuacj do Camp Goliat. Prezydent Bedford upar si , e opu ci stolic jako jeden z

ostatnich.
- Dopiero wtedy, gdy si dowiemy, e wulkan wybuch — zapowiedzia . — Nie rusz si st d, dopóki tsunami b dzie dalej ni pi

set mil od naszych

brzegów.
W Pentagonie personel specjalnego pokoju operacyjnego mia pozosta na miejscu do ostatniej chwili przed odlotem do Camp Goliat. Dwa

mig owce superstallion z Korpusu Mari-nes sta y w pogotowiu na l dowisku, dwa inne czeka y pod Bia ym Domem. Ca a czwórka mog a pomie ci

dwie cie dwadzie cia osób.

W miar jak wskazówki zegarów pe

y ku „ma ym godzi-

* W nawigacji rozró nia si dwa rodzaje witu - „nautyczny", gdy s

ce jest 12" pod horyzontem i jest na tyle jasno, e ju wida lini widnokr gu, a

zarazem na niebie jeszcze s widoczne najja niejsze gwiazdy, i „cywilny", gdy s

ce jest 6° pod horyzontem i nie da si ju „ apa " gwiazd sekstantem.

362
nom" nocy, gigantyczna operacja ewakuacji Wschodniego Wybrze a zbli

a si do ko ca. Zacz si dzie 9 pa dziernika i wszystkie mniejsze

miejscowo ci od Maine po Floryd by y niemal doszcz tnie wyludnione. Miasta takie jak Boston, Newport, Providence, nowojorskie przedmie cia na
Long Island czy podobne na równinach New Jersey i Karoliny by y jak wymar e. Jedynie w samym Nowym Jorku trwa o istne pan-demonium. Korki na
ulicach wci

by y ogromne, dworce kolejowe p ka y w szwach od t umów ludzi usi uj cych wydosta si na bezpieczniejsze tereny na zachodzie.

Poci gi mia y tu jednak do pokonania dwukrotnie wi ksz odleg

ni w Waszyngtonie czy Bostonie, gdzie do wzgórz jest stosunkowo blisko. Poza

tym o ile tu by o wi cej mieszka ców, w tym dziesi tki tysi cy osób nie maj cych si gdzie podzia , do wywiezienia! Wojsko dzielnie robi o, co mog o,
posy aj c do Wielkiego Jab ka kolejne setki ci

arówek i rekwiruj c ka dy dost pny jeszcze w ca ym stanie galon paliwa. Zadanie by o jednak kolosalne

i dowódcy zaczynali si obawia , e na ca ym wiecie nie ma wystarczaj cej ilo ci samochodów, poci gów i autobusów, eby mu sprosta , zanim ca a
cholerna okolica znajdzie si pod wod . Do Pentagonu nap ywa y coraz to nowe rozpaczliwe wo ania o wi cej pojazdów, wi cej

nierzy, wi cej

helikopterów. Ostatni sygna , jaki przeczyta genera Scannell, zosta nadany przez pu kownika piechoty, weterana wojny w Zatoce Perskiej, który
zako czy swój apel tymi s owami:

Sir, nie ma pan poj cia, jak to tutaj wygl da. Nigdy w yciu nie widzia em tylu przera onych ludzi. Nikt tu nie wie, co si z nim stanie. Zaklinam pana,

niech pan przy le na Manhattan jeszcze sto ci

arówek, bo inaczej po prostu nie damy rady.

Admira Morgan dobrze sobie zdawa spraw z kryzysowej sytuacji w Nowym Jorku. Naradza si z genera em Scannellem niemal co godzin .

Zakazane by o publikowanie jakichkolwiek reporta y z ewakuacji czy tak zwanych ludzkich historii; nowojorskie gazety zosta y zamkni te, stacje
radiowe i telewizyjne obsadzone przez wojsko nadawa y wy cznie oficjalne komunikaty i instrukcje dla ludno ci. Admira

363
zapowiedzia dyrektorom wszystkich sieci, e je li którakolwiek z nich powa y si z ama jego zarz dzenia, jej budynek zostanie natychmiast

zamkni ty i otoczony czo gami. Genera Scannell wyst pi nawet w nadanym przez telewizj kablow apelu do wszystkich stacji nadawczych
Wschodniego Wybrze a, w którym potwierdza gro

wprowadzenia przez g ównodowodz cego operacj „Przyp yw" stanu wojennego.

— Damy sobie rad ze wszystkim poza wybuchem masowej paniki — oznajmi . — Nie próbujcie nawet my le o z amaniu tego zakazu.
Jak dot d nikt tego nie zrobi . By a pierwsza w nocy 9 pa dziernika, dnia zapowiedzianego ataku Hamasu. Z wyj tkiem wci

wrz cego kot a

Nowego Jorku ewakuacja Wschodniego Wybrze a dobiega a ko ca. Miliony ludzi przenios y si na wy sze tereny i teraz czeka y na rozwój wypadków.
Oficerowie z wydzia u prasowego Pentagonu okupowali ka dy kana radiowy i telewizyjny, staraj c si profesjonalnie przygotowanymi komunikatami
uspokaja s uchaczy, zapewniaj c, e linia obrony US Navy wci

jeszcze stoi mi dzy terrorystami a ich celem, wielkim i gro nym wulkanem na

wschodnim Atlantyku. Na polecenie admira a Morgana ka de nadawane co godzin o wiadczenie ko czy o si zdaniem: „Pami tajcie, e mamy si ,
technik i najdzielniejszych ludzi, którzy wykonuj plan obronny Pentagonu... i pami tajcie wszyscy s owa wielkiego ameryka skiego dziennikarza
sportowego: Nie zawsze wy cig wygrywa najszybszy, nie zawsze w bitwie zwyci

a najsilniejszy - ale na nich w

nie trzeba stawia !"

Pi tek, 9 pa dziernika 2009 r., godzina 5.00. 2821N/01724W. Zanurzenie 180 m, kurs 290°, pr dko

5 w

Na powierzchni by o jeszcze ciemno. Barracuda II sun a bezszelestnie kursem na zachodni pó noco-zachód, trzy mile od wybranej pozycji strza u,

wci

poni ej warstwy termicznej, dobrze ukryta przed penetruj cymi impulsami aktywnych sonarów. Kontradmira Badr dopiero o pi tej trzydzie -

364
ci da rozkaz podej cia na peryskopow . Przez siedem sekund, jakie da nawigatorowi na wzi cie namiarów, zorientowa si , e ca y akwen a huczy

od wrogich radarów; rozpoznanie elektroniczne wykaza o obecno

kilku vikingów, ale tylko par okr tów by o w pobli u. Natychmiast zszed z

powrotem „pod warstw ", w czelu cie oceanu, gdzie kakofonia odbi dezorientuje sonary z powierzchni. Kiedy Barracuda II z wolna zmierza a do celu,
sonarzy ci zameldowali o wykryciu nowych impulsów aktywnych z fregat i mig owców. Ben wywnioskowa , e US Navy musi koncentrowa najwi ksze
si y w pasie oko o dwunastu mil wokó Palmy. Po raz pi ty ju tego ranka poleci spor zmian kursu, chc c si w ten sposób zorientowa , czy
ktokolwiek go ledzi. Po kilku minutach nakaza sternikowi po

si znowu na 290° i powoli, delikatnie wróci na peryskopow . Pora by a wzi

ostatnie namiary i przygotowa rakiety do odpalenia.

W pobli u nie by o s ycha aktywnych sonarów. Ben Badr skin g ow Alemu Zahediemu, który zmniejszy pr dko

do trzech w

ów.

- Peryskop w gór ! Sprawdzi dooko a! I dwadzie cia sekund pó niej:
- Peryskop w dó !
Ahmed Sabah, który dobrze wbi sobie do g owy powtarzan przez dowódc zasad nieprzetrzymywania masztu nad powierzchni d

ej ni siedem

sekund, wiedzia , e tym razem peryskop by w górze o wiele za d ugo. Patrzy na Badra, usi uj c odczyta z jego twarzy jakiekolwiek emocje;
zdenerwowanie? Desperacj ? Niepewno

? Nie zobaczy jednak nic poza beznami tnym pogodzeniem si z losem. I ani troch mu si to nie podoba o.

„Allahu! On si podda " - szepn do siebie w my li. „My li, e nie wyjdziemy z tej pu apki".

- Ben? - zagadn pytaj co.
Dowódca odrzek mechanicznie, jakby go nie s ysza :
- Tam si roi od mig owców. Chyba widzia em te fregat bli ej brzegu. - A potem znów zwyk ym, dziarskim tonem rozkaza : - Uwaga na

wyrzutniach! Przygotowa si do ostatniego namiaru. Peryskop w gór !

background image

- Latarnia Fuencaliente... zaznaczy ! W dó !
365
- Dwie cie osiemdziesi t sze

!

- W gór ! Latarnia Punta de Arenas Blancas... zaznaczy ! W dó !
— Trzysta siedem!
Up yn o kilka sekund, zanim pad kolejny rozkaz.
— W gór ! Szczyt Cumbre Vieja... zaznaczy ! W dó !
Asztari Mohammed szybkimi poci gni ciami o ówka narysowa trzy linie od wymienionych przez dowódc punktów na brzegu i po czy ich punkt

przeci cia z kropk oznaczaj

szczyt wulkanu.

— Namiar dwa dziewi

siedem, odleg

dwadzie cia sze

koma dwa! - zameldowa .

- Sternik, po

si na dwie cie dziewi

dziesi t siedem. Oficer uzbrojenia, wprowadzi dane do komputerów...

Godzina 5.56. Bateria patriot, Cumbre Vieja
Na wschodzie przed oczami

nierzy z baterii rakiet kierowanych patriot roztacza si fantastyczny widok na Atlantyk, zaró owiony przez w

nie

wspinaj ce si ponad poprzeczk horyzontu krwiste s

ce. Oczy wszystkich zwrócone by y na wod jednak nie z powodu pi kna chwili; gdzie tam

pod mieni

si powierzchni kry si wróg, czekaj cy sposobnej chwili, by zada cios. Byli gotowi. Wielu z nich zaciska o pi

ci, obserwuj c

nieustannie kr

ce seahawki i vikingi, przeczesuj ce ocean sonarami i magnetometrami. Major Gili z apa wczorajszego popo udnia par godzin snu,

ale od tamtej pory by ca y czas na nogach, kr

c mi dzy o mioma wyrzutniami swojej baterii, os aniany przez czterech przydzielonych mu

komandosów. Przy ka dej przystawa na chwil i przygl da si bacznie wszystkiemu, jakby staraj c si dostrzec jakie niedoci gni cie, niew

ciwy

t ustawienia, z e po czenie elektroniczne; niczego jednak nie znajdowa . Jego patrioty by y rozstawione idealnie, pokrywaj c wszystkie kierunki,

gotowe do startu. Blake Gili wiedzia , e patrzy na najlepsz bro przeciwlotnicz i przeciwrakietow , jak kiedykolwiek zbudowano. By dumny ze
swego or

a i powtarza ka dej z obsad: „Bawi si w rakiety ju sporo czasu i pra-

366
cowa em z wieloma ró nymi lud mi. Ale gdybym mia wymieni jeden zespó , który by bez pud a str ci tego sukinsyna z nieba, to bym powiedzia :

wy, ch opaki". Szed tak od wyrzutni do wyrzutni, rozmawia z podw adnymi, dodawa im ducha i zagrzewa do walki, wzmacniaj c ich poczucie w asnej
warto ci i zdecydowanie, by da z siebie wszystko.

Teraz major Gili siedzia w centrum kierowania walk , spogl daj c na ekrany komputerów. Poleci ponownie sprawdzi

czno

z poszczególnymi

wyrzutniami, z centralami operacyjnymi na czterech fregatach, z USS Coronado i z patroluj cymi mig owcami. Blake Gili nie zostawia niczego
przypadkowi; ka demu z tych ludzi na ziemi, wodzie i w powietrzu - radarzystom, sonarzystom, obserwatorom, pilotom, nawigatorom - ka demu, kto
zauwa y cokolwiek podejrzanego, wystarcz dwa naci ni cia guzika, by skontaktowa si elektronicznie z centrum kierowania walk baterii patriotów.
Trzeba b dzie dzia

szybko, ale czasu im nie zabraknie. Major Gili by przekonany, e przewaga jest zdecydowanie po ich stronie. Pod warunkiem e

ka dy z nich zrobi, co do niego nale y, i zrobi to najlepiej. Pi ciometrowe pociski MIM-104E za atwi reszt . Ponios dziesi tki kilogramów trotylu ku
nadlatuj cym rakietom nieprzyjaciela z pr dko ci pi ciu machów. Tak, Hamas ma po swojej stronie element zaskoczenia, ale obrona jest
sze ciokrotnie szybsza ni atak.

Major Gili raz jeszcze po czy si bezpo rednio z admira em Gillmore'em i obaj osobi cie sprawdzili system komunikacji. Wszystko by o gotowe.

Pozostawa o tylko czeka na ruch przeciwnika.

Godzina 6.35. 2822N/01728W
- Peryskop w gór !
Ben Badr powoli omiót horyzont dooko a i rozlu ni si . Zauwa

jeden mig owiec z opuszczonym sonarem trzy mile na zachód i drugi w przelocie

dwie mile na pó noc. Namierzy te bli ej brzegu fregat klasy Oliver Hazard Perry. By o to nad podziw spokojne rozgl danie si po powierzchni morza,
jakby dowódca okr tu mia tyle czasu, ile mu si zamarzy,

367
a jednocze nie wiedzia , e ostatecznie nie b dzie mowy
0 ucieczce. Amerykanie nie mog mu przeszkodzi w oddaniu salwy, prawdopodobnie nie zd

te przechwyci scimita-rów. Cokolwiek jednak si

stanie, na pewno nie pozwol mu odp yn

spomi dzy Wysp Kanaryjskich na otwarte wody. Kontradmira Beniamin Badr nie mia ju w tpliwo ci, e ich

misja przerodzi a si w samobójcz .

Peryskop Barracudy II stercza z wody przez ca e sze

dziesi t sekund. Za d ugo. Przelatuj cy seahawk, pilotowany przez porucznika Dona

Brickle'a, wykry go radarem o szóstej trzydzie ci pi

czasu lokalnego. Natychmiast zrobi zwrot w jego kierunku, aby zanurzy sonar na ostatniej

znanej pozycji celu, jednocze nie alarmuj c central operacyjn na Nicholasie oraz wszystkie mig owce w pobli u.

Trzy minuty pó niej sonarzysta na Barracudzie II zameldowa wykrycie efektu hydrofonowego i aktywne impulsy w niewielkiej odleg

ci za ruf .

Jednocze nie porucznik Mo-hammed g

no odczyta wprowadzone do komputerów pok adowych rakiet koordynaty i zameldowa :

- Rakiety gotowe do odpalenia!
Porucznik Brickle pochyli maszyn w zwrocie w prawo
1 spostrzeg ob y cie Barracudy pod powierzchni morza w chwili, gdy nad nim przelatywa . Okr t trzyma kurs oko o trzystu stopni. K tem oka pilot

zauwa

drugi mig owiec z fregaty, prowadzony przez jego koleg , porucznika lana Hol-mana, nadlatuj cy z po udniowego wschodu.

W tej samej chwili Ben Badr rozkaza wystrzeli rakiety.
- Uwaga na pierwszej!
- Pierwsza gotowa!
- Ognia!
Okr t zadr

lekko, gdy masywne cielsko scimitara z g owic nuklearn wyrwa o si z wyrzutni torpedowej numer jeden. Rakieta pomkn a ostro w

gór i wyskoczy a nad wod w chmurze ognia i pary. Statecznik i krótkie skrzyd a roz

y si i zablokowa y we w

ciwej pozycji. Ci gn c za sob

warkocz ognia, scimitar z rykiem wspina si po zaprogramowanej trajektorii. In ynierowie pracuj cy w podziem-

368
nej fabryce pod masywem Kwanmobong mogli by dumni ze swego dzie a. Ben Badr patrzy przez peryskop, jak rakieta leci stromo w gór z

pr dko ci prawie tysi ca kilometrów na godzin , kieruj c si prosto na widniej cy w dali krater Cumbre Vieja, odleg y o czterdzie ci jeden kilometrów;
dwie minuty i trzydzie ci sze

sekund lotu.

Badr pragn z ca ego serca, eby Rawi i Szakira Raszu-dowie wspólnie z nim prze ywali ten donios y moment. Nast pnej pó godziny na pok adzie

Barracudy II nie yczy by jednak nawet najgorszemu wrogowi. Odsun si od peryskopu, by wyda swój ostatni, jak mniema , rozkaz.

- Uwaga na drugiej!
Wysoko nad nimi porucznik Brickle zaj ty by naprowadzaniem lana Holmana na cel.
- Silny kontakt aktywny... Klasyfikacja, pewny okr t podwodny... kurs dwa dziewi

siedem, odleg

sze

set metrów, wolno ro nie... Delta Trzy do

Brawo Dwa, atakuj natychmiast, lekka torpeda.

- Brawo Dwa do Delta Trzy, gotów.
- Brawo Dwa, uwaga... Teraz, teraz, teraz! Porucznik Holman wcisn guzik i torpeda Mark-50 wypad a z uchwytu, nurkuj c stromo ku wodzie.
- Delta Trzy do Brawo Dwa, torpeda w wodzie. Widz wci

jego peryskop. Kurs nadal dwa dziewi

siedem. Odlatuj na trzy mile przed nim, eby

zanurzy sonar.

- Roger, Delta Trzy. Uwa aj, cel przyspiesza... Jezu, wystrzeli nast pn rakiet !
Barracud II wstrz sn a eksplozja. Torpeda z seahawka trafi a w praw burt o dziesi

metrów za kioskiem. Wybuch o ma o nie przewróci okr tu

do góry dnem, k ad c go na burt . W przedziale reaktora komandorowie Szafii i Abdol-rahim zostali z wielk si rzuceni o grod . Przechy okaza si za
du y dla reaktora; system bezpiecze stwa natychmiast opu ci pr ty spowalniaj ce na ca d ugo

, powoduj c raptowne zatrzymanie reakcji

cuchowej. G ówne o wietlenie zgas o w jednej chwili na ca ym okr cie, pozosta y tylko daj ce md e wiat o lampy awaryjne. Miejscami woda wdar a

369
si do wn trza kad uba, ale przedzia y wodoszczelne by y pozamykane i kontradmira Badr wiedzia , e okr t jest uszkodzony, mo e nawet

powa nie, ale nie tonie. Poleci zmniejszy pr dko

do pi ciu w

ów; p yn li teraz na silnikach elektrycznych, czerpi c energi z akumulatorów.

Nakaza te zwrot na po udnie i trym dziesi

stopni na dziób, próbuj c zej

na wi ksz g boko

.

Poturbowani szef dzia u reaktora i jego zast pca pozbierali si jako na nogi. Bosman Ardeszir Tikku, którego wybuch zaskoczy na siedzeniu za

panelem kontrolnym, nie ucierpia tak bardzo; wsta teraz i stara si pomóc prze

onym. Wszystkie mo liwe buczki alarmowe wy y przera liwie.

Kapitan Mohtad przej prowadzenie okr tu, a Ben Badr wraz z szefem Zahedim ruszyli do si owni.

— Szafii, musimy szybko uruchomi reaktor... Zaczynaj wyci ga pr ty, bo inaczej jeste my sko czeni!
Bosman Tikku zacz nerwowo stuka palcami w klawiatur komputera steruj cego reaktorem, nie wiadomy, e wysoko nad nimi Brickle i Holman

szykowali si do kolejnego ataku.

Oba mig owce zawis y bezpo rednio nad okaleczon Bar-racud II, a ich piloci spokojnie rozmawiali z trzecim sea-hawkiem, Delta Cztery

porucznika Paula Lubrana, nowo przyby ym z Elroda.

- Brawo Dwa, eksplozja w namiarze dwa dziewi

siedem. Delta Cztery, przygotowa si do zrzucenia torpedy. Delta Trzy, masz go?

— Delta Trzy, mam go, namiar trzy pi

sze

, odleg

dwa tysi ce metrów. Potwierdzam, eksplozja w namiarze. Delta Cztery, wektor zero

sze

dziesi t pi

, uwaga... Zrzut! Teraz, teraz, teraz!

- Delta Cztery, posz a.
Druga torpeda spad a prawie pionowo w wod i pomkn a ku Barracudzie, ku tykaj cej pi tna cie metrów pod powierzchni . Uderzy a w pok ad tu

przed kioskiem, wybijaj c dziur o prawie dziesi ciometrowej rednicy. Woda b yskawicznie wype ni a uszkodzony przedzia . Nikt z za ogi nie wiedzia

background image

na dobr spraw , czym zostali trafieni. Dok adnie w trzydzie ci dwie sekundy okr t otrzyma dwa miertelne
370
ciosy i teraz szed w swoje ostatnie zanurzenie. Sonarzy ci na okr tach US Navy us yszeli ten dziwny, metaliczny d wi k, wydawany przez p kaj cy

kad ub w drodze na dno. Obsada si owni zd

a jeszcze zamkn

swój przedzia , nie dopuszczaj c do jego zalania; mogli prze

o minut d

ej ni

ich koledzy. Sze

set metrów wody wywiera jednak potwornie du e ci nienie i uszkodzony kad ub po prostu nie móg tego wytrzyma . Zgnieciony,

prze amany na kilka cz

ci opada coraz g biej i g biej, wci

posy aj c ku górze swój rozpaczliwy, miertelny krzyk, odg os dartego, p kaj cego

metalu. Obserwatorzy na Elrodzie dostrzegli startuj

spod wody rakiet i patrzyli, jak nabiera wysoko ci i mknie na zachód. Radar kierowania

systemu Harpoon natychmiast j wykry i namierzy . Oficer wachtowy zameldowa dowódcy:

- Sir, rakieta enpla, strza podwodny prawo sze

dziesi t pi

, cztery mile. Cel namierzony.

- Bardzo dobrze. Centrala naprowadzania, zezwalam na otwarcie ognia.
Pierwsza rakieta woda-powietrze mign a z wyrzutni, ci gn c za sob ogon ognia i dymu. Z pr dko ci 0,9 macha pomkn a na spotkanie z wci

pn cym si ostro w gór sci-mitarem. Nied ugo potem wysoko nad wysp zakwit ob ok dymu, kiedy kierowana termolokacyjnie ameryka ska rakieta
zderzy a si z dum Korei Pó nocnej, zamieniaj c j i siebie w drobny z om. W tej samej chwili z wyrzutni Elroda wystrzeli drugi harpoon, poniewa
jednak zabrak o mu celu, skierowa si ku najbli szemu innemu — seahawkowi Brawo Dwa. mig owiec uratowa a szybka reakcja centrali operacyjnej
na fregacie; wci ni cie guzika wys

o do rakiety polecenie autodestrukcji. Porucznik Don Brickle omal nie dosta zawa u, widz c mkn cy ku niemu

pocisk. Nawet kiedy bestia eksplodowa a w powietrzu o cztery tysi ce metrów od niego, nie móg si opanowa .

- Jezu, czy wy cie powariowali? - wrzasn w mikrofon. -Jestem po waszej stronie! My leli cie, e mam pieprzony turban na g owie?
W eterze zapanowa o zamieszanie; pada y komentarze, ten i ów za mia si nerwowo, kto zameldowa o trafieniu pierwszego harpoona w cel, inny

dorzuci raport o unieszkodliwie-

371
niu drugiego, który z pilotów potwierdzi dwie silne eksplozje na ciganym okr cie podwodnym, inny krzykn , e terrory ci zd

yli wystrzeli drug

rakiet . Ta paplanina na kanale czno ci z helikopterami wprowadzi a chwilowy zam t i kapitan Smith na wszelki wypadek zakaza dalszego strzelania,
póki kto w ferworze jeszcze nie str ci której z maszyn.

I wtedy wszystko sta o si jasne. Drugi scimitar by ju daleko w drodze, pe ne czterdzie ci sekund. Pokona sze

mil w kierunku Cumbre Vieja,

stale pn c si w gór , by potem opa

prawie pionowo ku kraterowi. Sam kapitan z apa za mikrofon radiostacji i nada sygna .

- Patriot Boss, tu fregata Foxtrot Charlie. Rakieta w namiarze sto trzyna cie. Wasza kolej, odbiór.
Major Gili w swym górskim centrum dowodzenia patrzy , jak automatyczny system naprowadzania w cza szerokopasmowy radar, zdolny do

ledzenia stu celów naraz. Przeszukanie nieba, wykrycie rakiety i obliczenie jej parametrów lotu zaj o cztery sekundy.

- Mamy j , sir! — zameldowa operator.
- Foxtrot Charlie, tu Patriot Boss. Mamy j . Spodziewacie si nast pnych?
- Nie wiadomo, Patriot Boss. Mamy tu problemy, ale pod-wodniak jest pod silnym ostrza em. Nast pne rakiety mo liwe, ale ma o prawdopodobne.
- Roger, Foxtrot Charlie.
W tej chwili pierwszy pocisk opu ci wyrzutni , nieomylnie prowadzony przez komputer w centrum kierowania. Zgodnie z pocz tkowymi danymi

mkn kursem sto trzyna cie; jego w asny radar szuka celu, który akurat min szczytowy punkt swej trajektorii i z wysoko ci dziewi ciu tysi cy metrów
zacz pikowa ku wulkanowi, odleg emu w poziomie o szesna cie kilometrów.

Major Gili poleci wystrzeli trzy kolejne patrioty, ale by a to zb dna przezorno

. Po dwunastu sekundach od startu pierwsza rakieta, p dz ca na

spotkanie scimitara z pr dko ci sze ciu tysi cy kilometrów na godzin , eksplodowa a zaledwie kilkana cie metrów od hamasowskiego „miecza
Alla-ha". Dziewi

dziesi t kilogramów trotylu zrobi o swoje. Ko-

372
rea ska rakieta rozpad a si w powietrzu o czterna cie kilometrów od swego celu, w jaskrawym fajerwerku p on cego paliwa. G owica nuklearna nie

eksplodowa a; opad a nieszkodliwie do oceanu. Wiwatów, jakie podnios y si przy rozstawionych wokó krateru wyrzutniach baterii majora Gilla, nie
powstydzi by si stadion Yankees.

- Foxtrot Charlie, tu Patriot Boss. Rakieta str cona.
- Bogu niech b

dzi ki, Patriot Boss.

Admira George Gillmore móg wi c wys

do Pentagonu oficjalny raport o zako czeniu zadania.

090652PAZ09. Barracuda wystrzeli a spod wody dwie rakiety cruise w kierunku wulkanu Cumbre Vieja z pozycji 25 Mm na wschód od Palmy. Okr t

zniszczony i zatopiony dwiema torpedami ze mig owców. Obie rakiety str cone: jedna przez har-poona z Elroda, druga przez patriota z l du. Bo e,

ogos aw Ameryk . Gillmore.

EPILOG
Operacja „Przyp yw" zosta a oficjalnie zako czona nad ranem 9 pa dziernika. Budz c si ze snu, Amerykanie si dowiedzieli, e niebezpiecze stwo

min o. Gro ba by a realna, ale wojsko sobie z ni poradzi o. Wyczerpany admira Morgan wraz z Kathy opu cili Bia y Dom o czwartej rano, wsiedli do
nowiutkiego hummera 2A z przyciemnionymi, kuloodpornymi szybami i kierowca z Secret Service odwióz ich do domu w Chevy Chase. By a za
kwadrans szósta, kiedy Kathy postawi a na stole jajka w koszulkach, angielskie bu ki ma -lane, sma ony boczek i kie baski. Jak na tak wczesny posi ek,
by to istny bankiet, ale g ównodowodz cy operacj „Przyp yw" i jego osobista sekretarka nie jedli nic od rody rano, a i wtedy by a to tylko sa atka
owocowa. Admira Morgan, poci gaj cy za sznurki z Gabinetu Owalnego, móg wygl da na klasycznego wojskowego twardog owca, jak go ochrzci y
media, ale siedem tygodni zmaga z zagro eniem ze strony Hamasu niew tpliwie si na nim odbi o.

Kathy obarcza a win za to wszystko Charlesa McBride'a.
— Gdyby tylko ten cholerny g upek s ucha , co si do niego mówi! - powiedzia a znad fili anki kawy. — Gdyby skorzysta z rad, jakie mu podsuwa y

wywiad i wojsko, ca a operacja by aby o po ow

atwiejsza. Ludzie, którzy si znaj na rzeczy, mogliby spokojnie robi swoje.

— Trudno ci odmówi racji, kochanie — mrukn Arnold. — Musimy zawsze zachowywa czujno

, bo wrogów jest sporo. Ale najwi kszym

niebezpiecze stwem dla Ameryki jest nie-doros y b azen w Gabinecie Owalnym.

— My lisz, e to wszystko wyjdzie na jaw? Przewrót wojskowy, usuni cie prezydenta i tak dalej?
— Mam nadziej , cholera, e nie. Nie chcia bym patrze , jak ten kraj si rozdziera na pó . My

, e ten cymba

374
McBride b dzie mia do

wstydu, by siedzie cicho i nie rzuca si do pisania pieprzonych pami tników.

- Czy Alan Dickson powiedzia ci, jak blisko by a ta druga rakieta, kiedy patriot j dopad ?
- Och, to nie by

aden problem. Kiedy ju ptaszek poszed w gór , mieli my ca e tony czasu.

- Tak, ale ile? Kiedy mia a uderzy w krater?
- Zosta o jej czterdzie ci sekund.
- Matko Boska...
O siódmej rano nadano wyst pienie prezydenta Paula Bedforda na ywo. Og osi koniec stanu zagro enia i odwo anie stanu wyj tkowego, jaki

panowa na Wschodnim Wybrze u przez ostatnie dziesi

dni. Apelowa o spokojny powrót do normalnego ycia i zapewni , e wojsko b dzie robi o

wszystko, eby pomóc w przywróceniu porz dku w najwi kszych miastach. Pogratulowa dziennikarzom pow ci gliwo ci i podzi kowa za wspó prac
(ani s ówkiem nie napomykaj c, e by a wymuszona przez Arnolda Morgana pod lufami czo gów). Wyrazi

al z powodu ogromnego zamieszania i

poniesionych przez bud et federalny kosztów zwi zanych z ewakuacj .

- Nie zosta em jednak zaprzysi

ony na to wysokie stanowisko tylko po to, bym broni naszej konstytucji, ale mo e przede wszystkim, bym broni

ameryka skich obywateli -powiedzia . - Was wszystkich i ka dego z osobna. Tej obietnicy nie sk ada em na pi mie, ale traktuj j jak najpowa niej.

Zwi

le i ch odno przedstawi skal zagro enia ze strony bliskowschodniego ugrupowania terrorystycznego.

- Nie mog em ryzykowa . Przed pi cioma godzinami si y zbrojne Stanów Zjednoczonych zniszczy y i zatopi y okr t podwodny terrorystów oraz

zestrzeli y ich rakiety. Niebezpiecze stwo min o. Rozpocz li my jednak rozmowy z rz dem Hiszpanii w sprawie zainstalowania ameryka skiej tarczy
antyrakietowej jako sta ej stra y wokó Cumbre Vieja. Tocz si ju tak e wst pne negocjacje z zainteresowanymi stronami w sprawie wspólnego
przedsi wzi cia in ynieryjnego, maj cego na celu osuszenie podziemnych jezior pod masywem

375
wulkanu. Jednocze nie z tymi inicjatywami ostrzegam te Hamas i inne podobne organizacje. Jeszcze z wami nie sko czyli my. Znajdziemy was,

gdziekolwiek si chowacie, i wymierzymy kar .

Tego samego dnia w Damaszku
Rawi i Szakira Raszudowie, którzy ogl dali u siebie prezydenckie wyst pienie na kanale CNN, byli oszo omieni tym, co us yszeli. Z wolna dociera o

do nich, e Ben Badr, Ahmed i ca a reszta nie yj . Oboje wierzyli, e ich misja jest zaplanowana perfekcyjnie i e nawet pot

na Ameryka nie potrafi

wykry dobrze prowadzonego okr tu takiego jak Bar-racuda. Wstrz

ni ci, udali si natychmiast do wielkiego meczetu Omajjadów, by si pomodli za

poleg ych przyjació . Projektuj c t operacj i bior c udzia w jej pierwszych etapach, oboje wiedzieli, e mo e by niebezpieczna i e Allah mo e w
ka dej chwili powo

ich kolegów przed swój tron. Zawsze jednak w takich sytuacjach, kiedy chodzi o bliskich przyjació i krewnych, mier nadlatuje

na skrzyd ach kruka; genera i jego ona przez d ugi czas nie mogli wymówi s owa.

W tym samym czasie w Waszyngtonie
Prezydent Bedford zako czy swe przemówienie s owami: - Raz jeszcze

nierze i marynarze ameryka scy stan li na wysoko ci zadania, broni c

nas wszystkich jak zawsze m

nie i sprawnie. Im w

nie chc dzi podzi kowa , a zw aszcza ich wspania ym dowódcom. Dzi kuj

ównodowodz cemu tej operacji, który kierowa tak cywiln , jak i militarn jej cz

ci , admira owi Arnoldowi Morganowi, którego wi kszo

z was

pami ta z poprzedniej administracji. Admira jak zawsze by w pierwszym szeregu, kiedy naród stan w obliczu zagro enia. Przez ostatnie osiem dni
praktycznie nie opuszcza Bia ego Domu, a mimo to... kiedy nasze jednostki toczy y t krótk , ale mierteln bitw na wschodnim Atlantyku... mieli my

background image

dodatkowego cz owieka w ka dej
376
baterii rakiet, w ka dym mig owcu, w ka dej okr towej centrali operacyjnej... kogo , kto by z nimi przez ca y czas. Arnold Morgan jest w

nie takim

cz owiekiem i wszyscy w naszych si ach zbrojnych o tym wiedz . Nie wiem, jak poradziliby my sobie bez niego. Jestem pewien, e wszyscy
przy czycie si do mnie w yczeniach d ugiej i spokojnej emerytury dla admira a.

W tej samej chwili w Chevy Chase
Arnold Morgan konsumowa w

nie ostatni kie bask na talerzu. Kathy pos

a mu ca usa.

- S ysza

, kochanie, co powiedzia prezydent? - spyta a. - E-me-ry-tu-ra!

- Tak jest. To w

nie od tej chwili robi .

- Jasne... Nie wiem tylko, dlaczego co mi mówi, e gdy tylko znowu zacznie si dzia co diabo icznego, oni ci znów wezw , a ty ruszysz do boju,

zanim tr bacz sko czy pierwsze takty sygna u...

PODZI KOWANIA
Moja d uga, niemal wokó ziemska podró na pok adzie rosyjskiej budowy atomowego okr tu podwodnego by a opracowana przez admira a sir Johna

„Sandy'ego" Woodwarda, by ego dowódc podobnej jednostki, a pó niej dowódc floty podwodnej Royal Navy. Admira jest ostatnim cz owiekiem, który
dowodzi bitw morsk na du

skal - by komodorem zespo u brytyjskiego w wojnie o Falklandy w 1982 roku.

Z anielsk cierpliwo ci prowadzi mnie przez zawi

ci nuklearnego systemu nap dowego, ani razu nie okazuj c zdenerwowania moj ignorancj ...

no, powiedzmy, e nie okazywa go tak cz sto, jak by móg . W kulminacyjnej fazie starcia pod Palm to on zadecydowa , e Barracuda zostanie
zaatakowana raczej z powietrza ni z okr tu. Pomóg mi równie w planowaniu ameryka skiej strategii poszukiwania i ataku. Jak zawsze, winien mu
jestem wdzi czno

.

Byli oficerowie si specjalnych, którzy zawsze s w pobli u, kiedy pisz kolejny z moich technothrillerów, z oczywistych powodów nie ycz sobie

podawania ich nazwisk do publicznej wiadomo ci, ale i im dzi kuj z ca ego serca. Ka dy z nich wie, ile mu zawdzi czam.

W sprawie przyczyn powstawania i skutków tsunami konsultowa em si z trzema wybitnymi naukowcami po obu stronach Atlantyku. W dwóch czy

trzech punktach wyst pi y pewne ró nice pogl dów. Nie wymieniam zatem nikogo z nazwiska, w obawie przed wywo aniem tarcia w rodowisku
geofizyków. Co gorsza, zosta bym przy tym obwiniony o manipulowanie (wprawdzie nieznaczne) ich szczerze wyra onymi opiniami. Niemniej im tak e
dzi kuj za pomoc przy snuciu g ównego w tku tej powie ci.

! I
Patrick Robinson


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
2006 grudzień Wyspa Robinsona test
Robinson Crusoe, Streszczenia
WzM 10 - Bite Club - 1 rozdział, Wampiry z Morganville 10
Chromosomowa teoria Morgana
WIĘC ZATAŃCZ ZE MNĄ DZIŚ Patric Lindner 6 (2)
WIĘC ZATAŃCZ ZE MNĄ DZIŚ Patric Lindner 6
WARUNKI NATURALNE WYSPY ROBINSONA
Robinson Crusoe Questions
Referaty, Prawa de Morgana - referat z Logiki
23 Test Mennella, test Gaenslena, test Patricka, test wyprzedzania kolców– wykonanie i
Becoming a Translator; D Robinson (1997)(1)
przypadki robinsona kruzoe - streszczenie, Streszczenia
Przypadki Robinsona Kruzoe
Robinson
Dr Who Target 126 The Time Meddler # Nigel Robinson
ERGONOMIA, Politechnika Lubelska, Studia, Studia, Techniki pomiarowe, pomiarry, POMIARYy, MORGANY, M
Potencjalne tsunami na Atlantyku zagraża Florydzie, W ஜ DZIEJE ZIEMI I ŚWIATA, ●txt RZECZY DZIWNE
tsunami

więcej podobnych podstron