Maja Storch
Tęsknota silnej kobiety za silnym mężczyzną
Dlaczego tak trudno współczesnej kobiecie
znaleźć właściwego partnera
Czy jesteś silną kobietą?
Madonna jest kobietą pełną sprzeczności. I to w zasadzie stanowi główny wątek jej niezwykłych
dokonań. Madonna odsłania problemy i niepokoje, jakich doświadczają ambitne kobiety w naszych
czasach. Podobnie jak wielka Barbra Streisand, której niezależna osobowość wywarła ogromny
wpływ na młode Amerykanki w latach 60. Madonna uosabia romantyczny dylemat silnej kobiety,
która szuka mężczyzny, ale nie jest pewna, czy pragnie tyrana, czy niewolnika. Jest niebezpieczna
jak tygrysica w rui - musi się poddać, ale gotowa jest zabić tego, kto ją zdobył !
Ten cytat z książki Camille Paglii trafnie oddaje sytuację współczesnej kobiety. W swych
wideoklipach Madonna raz odgrywa rolę ofiary zniewolonej przez muskularnych mężczyzn, innym
razem ubrana w czarną skórę występuje jako władczyni pomiatająca stadem supersamców. Jak to
możliwe, że jedna i ta sama osoba, pragnąc wyrazić samą siebie, wybiera tak skrajnie różne obrazy?
Niepojęte, prawda? A jednak w tym przesłaniu Madonny musi kryć się jakaś myśl, w przeciwnym
razie nie sposób byłoby wyjaśnić światowego sukcesu, jaki stał się jej udziałem.
Okazanie słabości rodzi potrzebę odwetu. Tygrysica szuka kogoś, kto ją zniewoli, ale nie
toleruje nikogo, kto jest od niej silniejszy. Mężczyzna, który stanie z nią do walki, mężczyzna,
który rzuci jej wyzwanie, ryzykuje własnym życiem.
Jeśli zajrzałaś do tej książki, to znaczy, że prawdopodobnie zaciekawił cię jej tytuł. Mówi
on o silnej kobiecie i jej tęsknocie za silnym mężczyzną. Czy znasz to uczucie? Czy czasami
tęsknisz za mężczyzną, którego nie zwiedzie twoja pewność siebie, który potraktuje cię po prostu
jak kobietę, zaopiekuje się tobą i poprowadzi cię przez życie? Czy jednocześnie odczuwasz niechęć
do siebie, gdy ta tęsknota da o sobie znać? Jeśli tak, to znaczy, że trafiłaś pod dobry adres. Witaj w
klubie!
Tę książkę napisałam właściwie dla siebie, dla moich przyjaciółek i pacjentek, które
zwróciły mi uwagę na ten wewnętrzny konflikt. Napisałam ją dla wszystkich współczesnych kobiet,
które przeżywają romantyczny dylemat silnej kobiety i nie wiedzą, jak go rozwiązać.
Kim jest silna kobieta? Jest to kobieta wyzwolona. Nie chodzi mi jednak o stereotypowe
wyobrażenie „walczącej feministki”, owego żywiącego się męską krwią potwora o wąskich,
zaciśniętych wargach, który wyrzucił ze swojego życia wszystko, co wiąże się z seksualnością. Nie
mam na myśli sawantki, bardziej męskiej niż wszyscy mężczyźni razem wzięci. Nie chodzi mi
również o tę surową, ubraną w szary kostium kobietę z włosami gładko upiętymi w kok, która
mieszka samotnie z kolekcją kaktusów na parapecie.
Mam na myśli kobiety atrakcyjne, prowadzące aktywne życie seksualne. Kobiety, które
nauczyły się wierzyć we własne siły i które nie czekają na to, że pewnego dnia pojawi się
mężczyzna, by je chronić. Kobiety, które mają własny krąg przyjaciół, lubią się śmiać, kochają
własne ciała i kochają ciała mężczyzn.
Kobiety, które są ciekawe tego, co życie ma im do zaoferowania, potrafią bronić własnych
poglądów i wiedzą, co zrobić, by osiągnąć cel. Mam na myśli kobiety, które zarabiają na siebie,
mają bogatą osobowość i odciskają osobiste piętno na własnym życiu. To właśnie one są
wyzwolone w najlepszym rozumieniu tego słowa. Potrafią korzystać ze zdobyczy ruchu
feministycznego i żyją życiem ciekawszym niż ich matki i babki. Kochają mężczyzn i mężczyźni
odgrywają ważną rolę w ich biografiach.
Jeśli rozpoznajesz siebie w tym opisie, to znaczy, że jesteś typem kobiety określanej przeze
mnie mianem „silnej”. Zapewne stanęłaś już w obliczu antycznego dylematu silnej kobiety, o
którym będę mówić w tej książce. Walczyłaś jak tygrysica i dorobiłaś się niejednej blizny. Po
świecie chodzi iluś tam mężczyzn, którzy liżą rany odniesione w potyczkach z tobą. Są to
mężczyźni naznaczeni przez tygrysicę. Raniłaś ich, ale i oni ranili ciebie. Ponieważ silna kobieta
jest również kobietą inteligentną, zdajesz sobie sprawę z tego, że za każdym razem podejmujesz tę
samą grę. Chciałabyś z tym skończyć, ale nie wiesz, jak to zrobić.
Silne kobiety pragną czegoś więcej niż walki. Silne kobiety noszą w swych sercach ukrytą
tęsknotę: nasłuchują delikatnej melodii miłości. Jest to zew tak czuły, że aż kiczowaty. Silne
kobiety w głębi duszy pielęgnują obrazy tkliwych pieszczot i zwiewnych welonów, delikatnych jak
pajęczyna. Łagodnie poddają się muśnięciom płatków, na których poranna rosa rozsypuje skrzące
się krople. Ich ciała tęsknią za oddaniem się, za stopieniem w jedno, za głębokim zjednoczeniem
kobiety i mężczyzny. Silne kobiety obdarzone są zdolnością do prawdziwej, nieegoistycznej
miłości. A ponieważ są tygrysicami, za mężczyzną, którego kochają, rzuciłyby się w ogień,
potrafiłyby bronić swojej miłość przed całym światem.
Ta głęboko skrywana tęsknota jest jednak dla nich irytująca. Zdolność do miłości nie
przyniosła im w życiu wiele pożytku. Przeciwnie, większość z nich została zraniona właśnie z tego
powodu. Dlatego silne kobiety nie wiedzą, czy jest to właściwie ich siła, czy słabość. Jeśli chodzi o
ten aspekt własnej natury, zajmują postawę pełną nieufności.
Mimo to nadal kochają mężczyzn. Kochają ich głębokie głosy, silne ciała i mocny zapach.
Kochają owłosione torsy i szorstkie policzki. Między udami noszą pożądanie penisa, którego
chciałyby objąć i wchłonąć. Pragną opatrywać rany swych bohaterów, być dla nich domem i
bezpieczną przystanią.
Im silniejsza kobieta, tym bardziej nieskończona jest miłość, jaką może obdarzyć
mężczyznę. Ale biada temu, który wzbudzi w niej to uczucie! Mężczyzna ten poskromi bowiem
tygrysicę, a tygrysica musi zabić swego pana.
Tania, właścicielka doskonale prosperującego salonu fryzjerskiego, ma dwadzieścia osiem
lat i marzy o stałym związku z mężczyzną. Jest atrakcyjna i inteligentna. Zapytałam ją, na czym
właściwie polega jej problem. „Od jakiegoś czasu mam faceta, młodszego ode mnie o dwa lata. Jest
sympatyczny, ale strasznie działa mi na nerwy. Wiem, że to zabrzmi głupio, ale za każdym razem,
kiedy przynosi mi kwiaty, najchętniej rzuciłabym mu je w twarz. Traktuję go okropnie, a on w
kółko powtarza: rozumiem cię, kochanie. Doprowadza mnie to do białej gorączki”. „No tak -
odparłam. - Nie wygląda na to, żeby ten związek miał przed sobą jakąś przyszłość”.
Tania wie, że jej partner jest sympatycznym facetem; jest świadoma tego, że traktuje go
niesprawiedliwie. Nic jednak nie może na to poradzić. Martwi ją to, ponieważ naprawdę bardzo
pragnie intymnego związku z mężczyzną. W tajemnicy przed wszystkimi podkochuje się w
pewnym żonatym biznesmenie, który większość czasu spędza w podróżach służbowych, a na
dodatek prawdopodobnie w każdym mieście ma inną kobietę.
To o nim marzy Tania. Dzień powszedni dzieli z tym, który przynosi jej kwiaty i wszystko
rozumie, ale mężczyzna, który przynosi jej kwiaty, nie może zawładnąć jej sercem.
Rozmawiam z moją najbliższą przyjaciółką o facetach.
Oczywiście, silne kobiety rozmawiają nie tylko o mężczyznach - chętnie mówią też o
polityce, kulturze, ekologii i pokoju na świecie. Ale dzisiaj tematem są faceci. „Pomyśl, jak my ich
traktujemy! - mówi moja przyjaciółka. - Zakochujemy się w samotnym wilku i kochamy go
dlatego, że jest wiecznym włóczęgą, który nigdzie nie zagrzeje miejsca. Roztaczamy przed nim cały
nasz wdzięk, uwodzimy go, na wszystkie sposoby próbujemy zatrzymać go przy sobie. Ale gdy
tylko osiągniemy cel, gdy on ulega i wyznaje nam miłość, zaczynamy mieć go dość. Nie możemy
znieść jego bliskości. Z dzikiego wilka zamienił się w pieska pokojowego, a pieski pokojowe nas
nie interesują. Więc pozbywamy się go. Przecież to nie ma sensu!”. „Masz rację - przyznałam. - To
wszystko wygląda dość beznadziejnie.
Marzymy o prawdziwym związku, robimy wszystko, żeby zdobyć faceta, a gdy nam się to
uda, nie potrafimy go kochać. Jak z tego wybrnąć?”.
Po tej rozmowie poczułam, że muszę znaleźć jakieś rozwiązanie. Opowiedziałam o
problemie moich przyjaciółek i pacjentek innym psychoanalitykom. „Trafiłaś w sedno! - zawołał
Michael, mężczyzna, który kocha tygrysice i który w potyczkach z nimi odniósł niejedną ranę. -
Doświadczyłem tego na własnej skórze. Byłem właśnie takim wolnym, niezależnym facetem. Aż
pewnego dnia się zakochałem. N a początku próbowałem z tym walczyć, ale w końcu poddałem się.
I wówczas ta kobieta po prostu przeszła po mnie jak walec! Potraktowała mnie jak przedmiot.
Przekonałem się, że kobiety potrafią być niebezpieczne. Od tego czasu nawet gdy jestem bardzo
zakochany, staram się być ostrożny. Wiem, że mam do czynienia i przeciwnikiem, więc zachowuję
bezpieczny dystans. I odkąd przyjąłem taką strategię, moje kłopoty z kobietami się skończyły”.
Karl ma pięćdziesiąt pięć lat i uwielbia kobiety. W latach siedemdziesiątych, gdy
uniwersytety stały się głównymi kwaterami ruchu feministycznego, zaangażował się w walkę o
prawa kobiet. W owym czasie uchodził za radykalnego feministę. Miał w życiu wiele związków,
ale żaden z nich nie wytrzymał próby czasu. Dzisiaj Karl twierdzi, że tak naprawdę nie rozumie, o
co chodzi kobietom. Porzucały go pomimo jego wielkich starań, by być mężczyzną w pełni
„wyemancypowanym” z tradycyjnej patriarchalnej roli. Dwa lata temu zaprzyjaźnił się z Włochem
w jego wieku, Giovannim. Giovanni ma szalone powodzenie u kobiet, pomimo że nie jest ani
szczególnie przystojny, ani specjalnie bogaty. To od niego Karl, radykalny feminista, nauczył się,
jak należy traktować partnerki. I wiecie, na czym polegał sekret Giovanniego? Karl długo się
wahał, zanim postanowił mi to powiedzieć. „Wiesz dlaczego kobiety się za nim uganiają? -
zagadnął pewnego razu. - On po prostu każe im czekać! To takie proste. Ja wydzwaniałem,
wysyłałem liściki, a Giovanni po każdym spotkaniu znikał i przynajmniej przez cztery dni nie
dawał znaku życia. Odkąd sam stosuję tę metodę, nie mam żadnych problemów z, wybacz mi to
słowo, dupami .
Zgodziłam się z Giovannim, choć wiele mnie to kosztowało. zgrzytając zębami musiałam
przyznać, że taktyka ta bywała skuteczna także w moim przypadku. Doskonale pamiętam te
wszystkie godziny, które razem z przyjaciółką spędzałyśmy, siedząc obok telefonu w oczekiwaniu
na dźwięk dzwonka (było to w czasach, gdy automatyczne sekretarki jeszcze nie istniały).
Wtedy, gdy któraś z nas czekała na telefon od swojego wilka-włóczęgi, nie ważyłyśmy się
wyjść z domu nawet po gazetę, ponieważ wilk mógł zadzwonić właśnie w ciągu tych dwóch minut,
gdy nie było nas na posterunku. Wilk rzecz jasna nie dzwonił - ani tego dnia, ani następnego, ani
jeszcze następnego.
A im rzadziej dzwonił, tym bardziej go kochałyśmy. Nigdy nie brałyśmy pod uwagę jako
partnera miłego chłopca z sąsiedztwa, który zawsze był w pobliżu, gdy go potrzebowałyśmy, przed
którym mogłyśmy otworzyć serce i który ocierał nam łzy wylane z powodu wilka. Przeklinałyśmy
wilka, ale nie potrafiłyśmy się od niego uwolnić. Nienawidziłyśmy go, lecz gdy pojawiał się w
progu, oczywiście bez zapowiedzi, natychmiast lądowałyśmy z nim w łóżku i przeżywałyśmy nasze
najwspanialsze orgazmy.
Gdy miły chłopiec z sąsiedztwa nieśmiało kładł nam w kinie dłoń na kolanie, łagodnie się
uśmiechałyśmy i grzecznie, lecz zdecydowanie przesuwałyśmy mu rękę z powrotem na jego własne
kolano.
Przez wiele lat zastanawiałam się nad zawikłaną sytuacją silnej kobiety. Przegadałam na ten
temat z przyjaciółkami niejedną noc. Towarzyszyłam wielu pacjentkom i pacjentom w
poszukiwaniu sposobu na przerwanie tej gry między kobietą i mężczyzną, gry, która obu stronom
przysparza tak wiele bólu. Książka ta zawiera całą moją wiedzę na ten temat. Cóż, sprawa jest
raczej złożona. Gdyby była prosta, silne kobiety poradziłyby sobie same - są przecież inteligentne.
Problem w tym, że na romantyczny dylemat silnej kobiety składa się wiele czynników,
występujących w najbardziej beznadziejnych kombinacjach.
Aby go rozwikłać, przyda nam się nieco wiedzy psychologicznej. W następnych rozdziałach
zapoznam was z psychologią analityczną Carla Gustava Junga. Posługując się teorią Junga, będę
mogła wyjaśnić, dlaczego w dzisiejszych czasach doszedł do głosu romantyczny dylemat silnej
kobiety, a także pokazać wam, jak wycofać się z tej gry, w którą już od dawna nie chcecie grać.
Kilka uwag
Zanim książka ta została skierowana do druku, poprosiłam kilka osób o przeczytanie jej i
przekazanie mi swoich opinii. Chciałam się dowiedzieć, pod jakim względem mogłabym ulepszyć
tekst. Informacje, jakie otrzymywałam od tych pierwszych czytelników, skłoniły mnie do pewnych
refleksji.
Refleksja I
Książkę tę pierwotnie pisałam właściwie dla kobiet, ale gdy zaczęłam szukać osób, które
zechciałyby przeczytać maszynopis, ku własnemu zdumieniu przekonałam się, że problematyką
silnej kobiety interesują się również mężczyźni. Ci, którzy zapoznali się z moim tekstem ,
twierdzili, że książka ta pomogła im lepiej zrozumieć kobiety, które kochają. Bardzo mnie to
ucieszyło. W tym miejscu pragnę więc powitać także mężczyzn.
Refleksja II
Moim zdaniem teoria Carla Gustava Junga znakomicie nadaje się do tego, by wyjaśnić
wewnątrz psychiczną sytuację silnej kobiety w naszej epoce. Dlatego już na samym początku
muszę wprowadzić kilka podstawowych pojęć fachowych. Nawet jeśli powstanie wrażenie, że
pojęcia te są nie do końca zrozumiałe, zachęcam do kontynuowania lektury. W kolejnych
rozdziałach terminy te są wielokrotnie omawiane i wyjaśniane w różnych kontekstach. Czytelnik,
który mimo wszystko będzie miał wrażenie niedosytu, w każdej chwili może powrócić do
wcześniejszych fragmentów i przeczytać je powtórnie. Ufam, że lektura tej książki powinna
sprawić przyjemność nawet tym, którzy nie przeczytają jej za jednym zamachem.
Teraz zaś, gdy już wiemy, w jakim kierunku zaprowadzą nas te rozważania, pozostaje mi
tylko życzyć mym czytelnikom obojga płci miłej lektury.
Psyche ludzka jest dwupłciowa
Mężczyzna w kobiecie i kobieta w mężczyźnie
Carl Gustav Jung ogromne znaczenie przykładał do faktu, że gmach swej myśli wzniósł nie
przy biurku, lecz z cegiełek doświadczenia. W trakcie swej praktyki poddał analizie setki osób i
zauważył, że pewne zjawiska są wspólne wszystkim ludziom.
Postanowił je więc uporządkować i nazwać. W ten sposób powstała rozległa struktura, która
może czasem sprawiać wrażenie dość skomplikowanej. Nie powinniśmy czynić z tego zarzutu.
Wszyscy wielcy pionierzy muszą przebijać się przez dżunglę nowych, nieznanych zjawisk; muszą
wyrąbywać w niej przesiekę. Zadanie ich następców polega na tym, by z przesieki uczynić
wygodną drogę. W niniejszej książce postaram się wytyczyć taki dukt, który zaprowadzi nas do
celu, jakim jest wyjaśnienie romantycznego dylematu silnej kobiety. Moim zadaniem jest pokazanie
czytelnikom, w jaki sposób mają się przebijać przez dżunglę własnych uczuć. Jeśli chcecie, idźcie
ze mną. Zapewniam, że będzie to fascynująca przygoda.
Jednym z ważniejszych zagadnień opisanych przez Junga jest fenomen dwupłciowości
duszy ludzkiej. Jung zauważył, że w marzeniach sennych kobiet często pojawiają się postacie
mężczyzn, i na odwrót - w marzeniach sennych mężczyzn pojawiają się postacie kobiet,
charakteryzujące się szczególnymi cechami. Nie są to ludzie znani nam z codziennego
doświadczenia, jak na przykład matka, ojciec czy przyjaciółka, którzy w sposób naturalny
pojawiają się w naszych snach. Postacie, o które tu chodzi, są osobami, których nigdy na jawie nie
spotkaliśmy, z samym zaś faktem ich występowania wiąże się jakaś fascynacja, jakiś sekret.
Postacie te oddziaływają niczym siła, spod której wpływu trudno się śniącemu uwolnić.
Jung stwierdził, że te tajemnicze przeciwnopłciowe postacie ucieleśniają pewne treści
psychiczne i że każda z nich stanowi ważne uzupełnienie wobec ról pełnionych przez osobę śniącą
w realnym życiu, adekwatnych do jej płci biologicznej, epoki i środowiska kulturowego.
Patrząc na sprawę z perspektywy biologicznej, płeć człowieka jest określona w sposób
jednoznaczny (z wyjątkiem sytuacji specyficznych). Nie dotyczy to jednak psyche ludzkiej, która
zawiera także przeciwny płci biologicznej komponent. Dla rozwoju osobowości jest bardzo ważne,
by przyjąć to do wiadomości i zintegrować ów „obcy” naszej płci element z codziennym życiem.
Dokładnie tak samo jak w psyche kobiety znajdują się komponenty męskie, również psyche
męska zawiera kobiece części składowe.
Męski element duszy kobiecej określił Jung mianem „animusa”, żeński element duszy
męskiej określił mianem „animy”.
To, co wspólne wszystkim ludziom: archetypy
Jung, który początkowo prowadził swe obserwacje na pacjentach pochodzących ze Szwajcarii, w
późniejszych latach swego życia wiele podróżował i stwierdził, że owe wewnętrzne obrazy
mężczyzny i kobiety można spotkać wszędzie, w każdym zakątku ziemi. Postanowił określić więc
powszechnie występujące obrazy mianem „archetypów ”. Termin ten stosował do określenia
strukturalnych elementów psyche człowieka, wspólnych całej ludzkości.
Podobne zjawisko występuje w świecie zwierzęcym, w tym przypadku zwykliśmy jednak
mówić o „instynktach”. W instynkcie genetycznie zakodowane są pewne formy zachowania, na
przykład opieka nad miotem , rytuały godowe, reakcje typowe w sytuacjach zagrożenia czy walki.
Również ludzie przekazują wiedzę zbiorową drogą genetyczną, ale w przeciwieństwie do zwierząt
obdarzeni są świadomością, czyli są w stanie myśleć, zastanawiać się nad sobą i nad otaczającym
ich światem. Z tego względu owo popędowe zachowanie przejawia się u ludzi nie tylko w formie
prostych sekwencji czynów, jak ma to miejsce u zwierząt, ale również przybiera postać wyobrażeń,
marzeń sennych, mitów, bajek i dzieł sztuki.
W przeciwieństwie do zwierzęcia, które musi słuchać głosu popędu - nie ma wyboru -
ludzie, dzięki darowi świadomości, mogą uczynić owe obrazy, w których przejawiają się
odziedziczone struktury, przedmiotem refleksji. Teoretycznie człowiek może podjąć swobodną
decyzję, czy dokona danego czynu, czy też go zaniecha.
Wiele kobiet doświadcza pragnienia, by zajść w ciążę. Gdy pragnienie to z wielkim
impetem właściwym mocy biologicznej pojawi się na poziomie popędów, opisywane jest jako
tęsknota za zapłodnieniem, za macierzyństwem, za karmieniem piersią.
Kiedy jednak pragnienie to wynurzy się ze sfery popędów, kobiety są w stanie świadomie
zastanawiać się nad swoją sytuacją: czy jest to właściwy czas, czy to właśnie ten mężczyzna, czy
warunki są sprzyjające? Czy należy ulec popędowemu impulsowi, czy raczej jeszcze poczekać?
Ponieważ kobieta potrafi zachować się refleksyjnie w stosunku do odziedziczonego popędu
seksualnego, dysponuje swobodą działania i ma szansę lepiej przystosować swe życie do własnych
potrzeb niż kot czy żółw.
Robert Robertson ujął to w taki oto sposób:
Jung postanowił używać terminu „archetyp” zamiast pojęcia popędu, pragnął bowiem
zwrócić uwagę na to, że odziedziczony wzór działania może się przejawiać albo jako zachowanie
sterowane popędem, albo jako obraz. Im mniej skomplikowane jest indywiduum, tym ważniejszy
jest popęd; im bardziej złożony osobnik, tym ważniejsze jest przekształcenie wzoru zachowania w
obraz, który następnie poddaje się opracowaniu przez świadomość.
Ale najciekawszym odkryciem Junga jest to, że archetypy są wspólne ludziom na całym
świecie. Dzielimy je z członkami wszystkich kultur, we wszystkich zakątkach kuli ziemskiej.
Helmut Barz tak pisze na ten temat:
„Archetypy to niezależne od przestrzeni i czasu strukturalne elementy wspólnej całemu
rodzajowi ludzkiemu nieświadomości, których działanie polega na tym, by w pewnych sytuacjach
życiowych wywoływać zawsze podobne kombinacje obrazów symbolicznych, a tym samym
odpowiadające im uczucia .
Tak jak popęd wywołuje u zwierząt określony wzór zachowań, również pojawienie się
archetypu budzi w człowieku określone uczucia i specyficzną gotowość do działania. W języku
fachowym owo pojawienie się archetypu z wszystkimi właściwymi mu zjawiskami towarzyszącym
i określamy mianem „ukonstelowania się archetypu ”. W trakcie procesu rozwoju osobowości
ludzie powinni nauczyć się rozpoznawać moment, w którym do tego dochodzi. Powinni też
nauczyć się obchodzić z emocjami i potrzebą działania, jakie przynosi ten proces.
Doniosłym archetypem, który może wywrzeć znaczący wpływ na nasze życie, jest dany w
dyspozycji psychicznej każdego człowieka przeciwnopłciowy komponent: wewnętrzny mężczyzna
w psyche każdej kobiety, wewnętrzna kobieta w psyche każdego mężczyzny.
Archetyp kobiecości, archetyp męskości
Skojarzenia, jakie ludziom na całym świecie nasuwają się w związku z „kobiecością” i
„męskością”, są w znacznej mierze do siebie podobne. Ponieważ dalej będziemy bliżej zajmowali
się obrazami obu płci, byłoby dobrze na samym początku zestawić cechy, jakie powszechnie
kojarzą się z tym i archetypami. Powołam się tu na cytat z pracy Helmuta Barza, czytelnik zaś,
zapoznając się z opisem archetypu kobiecości i męskości, powinien zwrócić uwagę na to, które z
owych cech wydają mu się bardziej znajome. A więc, które z podanych tu cech zdołał
urzeczywistnić w swym życiu, które zaś są mu obce?
Które wydają mu się godne pożądania, które zaś odpychające?
W ten sposób otrzymamy pierwszą wskazówkę co do tego, jak wygląda nasz „pejzaż
duchowy”. Cechy, które nastręczą nam najwięcej problemów, będą tymi właśnie, którymi
powinniśmy się koniecznie zająć w najbliższej przyszłości.
Do atrybutów zasady żeńskiej należą w naturze ziemia i noc.
W wielu językach księżyc jest rodzaju żeńskiego. Także woda traktowana jest zwykle jako
jakość natury żeńskiej. Dotyczy to przede wszystkim źródeł i wód stojących, w mniejszej mierze
rzek, albowiem z zasadą żeńską kojarzy się spokój i powolna przemiana, podczas gdy szybkie
zmiany pasują raczej do tego, co męskie.
Dlatego zachodzące rytmicznie procesy naturalne kojarzone są z| kobiecością, przede
wszystkim zaś to, co wiąże się ze zmianą pór roku, płodnością, wzrostem i żniwami. Kobiecość jest
tym, co sprawia, że coś poczyna się i dzieje, jest tym, co umie czekać i przyjmować. W tym sensie
jest zasadą bierności. Kobiecość jest miękka, podatna, ciepła i płynna, jak brzmienie tonacji
molowej.
Podobnie przedstawia się sprawa z uczuciami łączonymi z kobiecością - tonacja moll
kojarzy się raczej z tęsknotą i melancholią.
Mimo że wojownicza żądza ataku rzadko bywa wiązana z jakościami żeńskimi, pierwiastek
kobiecy bywa również potężny i niebezpieczny. Występuje w postaci wiedźmy lub czarownicy,
może wabić, czarować, wciągać w otchłań, wpędzać w obłęd. Podobnie przedstawia się sprawa z
płodnością, która z jednej strony oznacza życie i wieczny powrót, z drugiej zaś śmierć i wieczny
spokój.
Podczas gdy zasadzie żeńskiej odpowiadają ziemia i noc, zasadzie męskiej odpowiadają
niebo i dzień. O ile z zasadą kobiecą kojarzona jest woda, z zasadą męską kojarzy się góra; zamiast
nocnego księżyca pojawia się słońce dnia, miękkim i ciemnym jakościom molowym
przeciwstawiają się w świecie męskości twardość i jasność tonacji durowych. Dynamikę zasady
męskiej określa linearny, zaplanowany i zrealizowany rozwój, w przeciwieństwie do rytmu natury i
wieczystego cyklu przemian. Zasada męska nie lubi obrazów - faworyzuje pojęcia; nie pożąda
upojenia, lecz trzeźwości. W świecie męskości ekstaza to stan podejrzany, za nią kryje się bowiem
obłęd. Zasada męska dąży do urzeczywistnienia ładu, dlatego różnicuje, planuje, jest aktywna i
agresywna.
Z drugiej strony, dążąc do przemiany i sublimacji pierwiastka ziemskiego, może stracić
grunt pod nogami. Ponieważ męskość łaknie duchowości, grozi jej, że zamiast dać się unosić
naturze, stale będzie się pięła wzwyż. Jednostronnie męskie pojęcie „wyższej duchowości” nie
tylko musi liczyć się z niebezpieczeństwem zadania gwałtu naturze, lecz również z groźbą
samounicestwienia, zniszczenia własnej podstawy, czyli duchowości naturalnej. Jeśli jednostronnie
męskiemu duchowi brakuje jego żeńskiego aspektu może ulec degeneracji, stając się wyłącznie
analitycznym narzędziem demonstrującym wprawdzie męską siłę, lecz czyniącym to za cenę utraty
życia .
Ten opis cech zasady żeńskiej i męskiej pokazuje nam, z iloma różnymi obrazami i
symbolami mamy do czynienia, gdy zbliżamy się do świata archetypów. Archetypy są źródłem
niewyczerpanego bogactwa obrazów , nie należy jednak mylić archetypu z obrazami, które tworzy.
W rozdziale poświęconym powstaniu animusa podaję plastyczny opis tej różnicy.
Różnica pomiędzy treścią archetypu a jego wartościowaniem
Archetypy, którymi zajmujemy się w tej książce, noszą
w
naszej
kulturze
miana
„kobiecości’ i „męskości”, ale na przykład w tradycji chińskiej znane są jako yin i yang. Każda
archaiczna kultura nazywała je po swojemu.
Zestaw cech, jakie wiążemy z pojęciami tego, co żeńskie, i tego, co męskie, to nic innego,
jak tylko opis symbolicznych obrazów i treści uczuciowych, które regularnie i powszechnie
wywoływane są przez te dwa archetypy. To, jakim mianem określamy archetypy, zależy wyłącznie
od kontekstu, w jakim one występują .
Kiedy w świadomości danej osoby pojawiają się obrazy archetypowe, najpierw obrazy te
zostają nazwane. Po nazywaniu następuje zwykle proces, który z pewnością znacie z osobistego
doświadczenia: prawdopodobnie niektóre ze wspomnianych tu jakości uznaliście za pozytywne,
inne za odpychające. Oznacza to, że podjęliście proces wartościowania.
Nazywanie i wartościowanie to działania podejmowane przez naszą świadomość w chwili,
gdy postrzega, jakiego rodzaju archetyp został ukonstelowany. Pierwotnie procesy archetypowe nie
miały jednak żadnego miana, a jako takie nie są one ani dobre, ani złe. Lwica rozdzierająca na
strzępy swój łup robi to po prostu dlatego, że tak jej każe odziedziczony przez nią popęd. A zatem
lwica ani nie określa tego, co czyni, mianem „polowania”, ani nie zastanawia się nad tym, czy
pozbawianie życia innego zwierzęcia i spożywanie jego mięsa jest słuszne.
Również w człowieku może ukonstelować się archetyp łowcy, ale wówczas określamy
nasze postępowanie mianem „polowania”. Co więcej, możemy się zastanawiać, czy słuszne jest
zabijanie słoni i wykorzystywanie kości słoniowej do wytwarzania bibelotów zdobiących nasze
gabinety.
A zatem, jeśli w niniejszej książce mówię o „męskości” i „kobiecości”, nie mam na myśli
żadnego wartościowania. Używam tych terminów jedynie po to , aby za ich pomocą określić
pewne sposoby zachowania i przeżywania. Kiedy zajmujemy się archetypem męskości i kobiecości,
powinniśmy wystrzegać się wszelkiej oceny. To, czy wolę tonację dur, czy moll, zależy jedynie od
mojego nastroju, a nie od powszechnie uznanego sposobu wartościowania dur czy moll. Istnieją
dwie tonacje, a ich istnienie jest uzasadnione jako narzędzie pracy kompozytorów.
Przez długi czas to, co męskie, było równoznaczne z tym, co lepsze - to właśnie ten fakt
przyczynił się do powstania ruchów emancypacji kobiet. Moim zdaniem silne kobiety, które nie
wiedzą, czy pragną mężczyzny niewolnika, czy tyrana, znajdują się w trudnej sytuacji dlatego, że
ciągle jeszcze żyją w kręgu tradycyjnych waloryzacji „kobiecości” i „męskości”. Te tradycyjne
formy wartościowania zostały co prawda oficjalnie zarzucone, ale w rzeczywistości wciąż mają
duży wpływ na życie psyche ludzkiej.
Im głębiej w nieświadomości przebiegają procesy wartościowania, tym bardziej podstępne
mogą wywierać skutki. Wydaje się wtedy, jakby naszym statkiem na oceanie życia kierowało nie
nasze „ja”, lecz jakiś tajemniczy sternik. Mimo że pozornie to my trzymamy stery, kurs naszego
statku określa niezależna od nas siła, której nie jesteśmy w stanie kontrolować. Jedynie od czasu do
czasu, zrezygnowani, stwierdzamy, że znowu mkniemy w kierunku nieznanej wyspy, do której
wcale nie zamierzaliśmy przybić. W kolejnych rozdziałach tej książki spróbujemy dowiedzieć się,
kim naprawdę jest ten ktoś, kto w przypadku silnej kobiety przejął stery jej działań. Postaramy się
też poszukać metody współpracy z tą tajemniczą postacią.
Współpracy, dzięki której uda nam się obrać kurs prowadzący do upragnionego celu.
Na razie mogę zdradzić tylko tyle: w przypadku kobiety owym tajemniczym sternikiem
decydującym o jej relacjach z mężczyznami jest animus. To właśnie on kieruje jej działaniami,
podczas gdy ona w ogóle nie zdaje sobie z tego sprawy. Dlatego musimy bardzo dokładnie
przyjrzeć się tej postaci. Jednak aby w pełni zrozumieć romantyczny dylemat silnej kobiety,
powinniśmy najpierw zapoznać się bliżej z modelem osobowości stworzonym przez psychologię
analityczną.
Model osobowości w psychologii analitycznej
Psychologia głębi wychodzi z założenia, że psyche ludzka składa się z komponentów
świadomych i nieświadomych. Oznacza to, że oprócz świadomości istnieje w człowieku jeszcze
jedna instancja współokreślająca jego działania. (Przypomnijmy tu sobie to, co wcześniej
mówiliśmy na temat owego tajemniczego sternika). Najbardziej niezwykłym zjawiskiem, jakie
musiała wyjaśnić psychologia, były marzenia senne. W chwili gdy świadomość zostaje wyłączona,
gdy człowiek zasypia, wynurzają się obrazy i całe historie, którym warto poświęcić uwagę.
Większości z nas przynajmniej raz w życiu śnił się sen, który głęboko zapadł nam w
pamięć. Niektóre marzenia senne absorbują nas przez długi czas lub stale powracają. Psychologia
głębi wychodzi z założenia, że powtarzające się motywy senne zawierają jakieś szczególnie ważne
przesłanie skierowane do osoby śniącej. Wprawdzie niektóre szkoły psychologiczne reprezentują
pogląd, że w przypadku motywów sennych chodzi zaledwie o nonsensowne skrawki wspomnień
pochodzących z życia na jawie, z teraźniejszości lub przeszłości osoby śniącej. Jednak osobiste
doświadczenia wielu ludzi przeczą temu. Nawet jeśli nasze marzenia senne wydają się nam
dziwaczne i niezrozumiałe, często mamy poczucie, że w jakiś sposób sensownie korespondują z
naszym życiem.
Zgodnie z tym poczuciem, ludzie wszystkich kultur już od dawna podejmowali próby
odszyfrowania języka snów. W tym miejscu nasuwa się następujące pytanie: „No dobrze, ale skoro
śniący śpi i nie jest świadomy, to kto w takim razie jest autorem snów?”. Psychologia głębi
odpowiada: „Autorem snów jest nieświadomość”.
Innym zjawiskiem, które zainspirowało psychologię głębi do sformułowania hipotezy o
nieświadomym komponencie psyche ludzkiej, są czynności pomyłkowe. Terminem tym określa je
psychoanaliza Freudowska. Z pewnością każdy z nas przekonał się na własnej skórze, jak to działa.
Na przykład wybieramy się na przyjęcie, na którym chcemy szczególnie dobrze wypaść.
Zamierzamy zaprezentować się jako osoba dobrze zorganizowana, zrównoważona,
kompetentna. I co się dzieje? W chodzimy do salonu i na oczach wszystkich potykamy się o róg
dywanu. A kto pomaga nam wstać i pozbierać rozrzucone wokół drobiazgi z torebki? Oczywiście,
osoba, na której nam najbardziej zależało. Albo inaczej: czy nie zdarzyło się wam spóźnić na ważne
spotkanie, choć od rana wszystko było dokładnie zaplanowane? Czy nie wypsnęło wam się coś
niestosownego w rozmowie z bardzo ważną osobistością? W związku z tymi zjawiskami
psychologia głębi zadaje pytanie: ,Jak to możliwe, że człowiek robi coś, czego za żadne skarby nie
chciałby zrobić?”. I udziela odpowiedzi: „Musi tkwić w człowieku coś, co skłania go do tego
rodzaju działań - coś, co znajduje się poza zasięgiem jego świadomej kontroli”. Instancja, o której
mowa, znajduje się w nieświadomości, albowiem z pewnością nie zdajemy sobie sprawy z jej
istnienia.
I jeszcze jeden przykład: budzicie się rano po kłótni z partnerem i z przerażeniem
przypominacie sobie zdarzenia z poprzedniego wieczoru. Robi wam się strasznie głupio. Tyle
porcelany poszło w drobny mak! Miną tygodnie, zanim wszystkie skorupy zostaną posklejane. „Co
za diabeł mnie podkusił?” - zadajecie sobie pytanie. W tym obrazie człowieka działającego za
diabelskim podszeptem mądrość ludowa wyraziła sytuację osoby atakowanej przez nieświadomość.
A zatem człowiek nie doświadcza własnych działań jako efektu woli swego „ja” - ma wrażenie, że
opętał go demon i że to on jest wszystkiemu winien.
Nawet psychologia sądowa uwzględnia tego rodzaju zjawiska, toteż kodeks karny rozróżnia
zabójstwo w afekcie i zabójstwo popełnione z premedytacją. Notabene, utrata kontroli nad samym
sobą najczęściej zdarza się wtedy, gdy chodzi o agresję lub seksualność, toteż nic dziwnego, że
przypisuje się te sfery życia władzy diabłów i wiedźm.
Osoby, które doświadczyły takiego „opętania”, mówią zwykle, że wybuchając wściekłością
i rzucając śmiertelnie obraźliwe słowa, zachowywały jednocześnie zdolność świadomego
obserwowania sytuacji. Tak jakby patrzyły na siebie z boku i słyszały wewnętrzny głos, który
mówi: „Na miłość boską, co ty wyprawiasz?”.
Kiedy silna kobieta po raz nie wiadomo który traktuje swego partnera jakby był workiem
śmieci, wówczas często zdarza się jej przeżyć coś podobnego: „Słyszę ton, jakim do niego mówię i
zastanawiam się, czy nie zwariowałam. Dlaczego tak wrednie traktuję tego sympatycznego faceta,
który przecież nie zrobił mi nic złego?”. To właśnie na podstawie tego rodzaju doświadczeń
psychologia głębi doszła do wniosku, że w psyche ludzkiej istnieją nieświadome instancje, które
wywierają wpływ na postępowanie człowieka. Dla ludzi, którzy boleją nad tym, że muszą niejako z
boku obserwować samych siebie, jak wyrządzają zło i plotą bzdury, psychologia głębi ma również
propozycję wyjścia z tej niemiłej sytuacji: jeśli instancje działające w nieświadomości zostaną
uświadomione, wówczas całe nasze postępowanie będzie podlegać świadomej woli, my zaś
będziemy - by sięgnąć tu po sformułowanie Sigmunda Freuda - „panam i we własnym domu ”.
Jeśli pragniemy uzyskać większą autonomię działania, jeśli pragniemy uniezależnić się od
owych tajemniczych instancji, które mają wpływ na nasze postępowanie, powinniśmy spróbować
określić, według jakich prawidłowości działa nieświadomość. Poza tym powinniśmy się
dowiedzieć, jakie treści znajdują się w psyche nieświadomej. Czy można dokładniej określić te
tajemne moce, które czasami tak efektywnie przejmują ster naszego życia? W ostatnim rozdziale
stwierdziliśmy, że potężną instancją w nieświadomości kobiecej jest animus. Drugą instancję, która
ma poważny wpływ na zasadnicze aspekty życia człowieka, Carl Gustav Jung określił mianem
„cienia”. O cieniu powiemy więcej w następnym rozdziale.
Cień zawsze stoi za sterem
Mianem „cienia” psychologia Jungowska określa wszystkie te cechy, które co prawda
należą do osobowości danej osoby, ale nie są przez nią uświadamiane lub są uświadamiane w
niedostatecznym stopniu. W cieniu, a zatem w nieświadomości, kryją się wszystkie te części
osobowości, które w trakcie rozwoju danej osoby zostały wyparte lub odszczepione, ponieważ nie
były pożądane przez środowisko, w którym ów rozwój przebiegał. Człowiek wychowywany tak, by
zawsze pilnie wywiązywał się ze swych zadań, w cieniu ukrywa nienawidzącego obowiązków
leniucha. Adwokat, który jest zawsze nienagannie ubrany i bardzo się pilnuje, by wieść życie
zgodne z narzuconymi przez społeczeństwo normami, w cieniu ukrywa włóczęgę zataczającego się
po rynsztokach. Mądrość ludowa powiada, że w każdym strażaku kryje się podpalacz. Człowiek
przestrzegający surowych norm moralnych, na poziomie świadomym potępiający swobodne
zachowania seksualne, musi liczyć się z tym, że w jego cieniu kryje się nieokiełznany lubieżnik.
Mamy tu do czynienia z następującą regułą: im bardziej skrajne formy przybiera postawa
świadoma, tym bardziej skrajnie zachowuje się cień reprezentujący stanowisko przeciwne.
Mężczyzna, który zawsze pilnie przykładał się do pracy i był ostoją dla rodziny, pewnego
dnia wychodzi po papierosy i nie wraca do domu, oto bowiem zawładnął nim cień, pragnienie
przeżycia jakiejś przygody. Potulna gospodyni domowa nagle opuszcza męża i dzieci, by zostać
karaibską tancerką. Im bardziej usilnie dążymy do światła, tym bardziej gwałtowne formy przybiera
nasza walka z ciemnością. W nieświadomości istnieje tendencja, która nie pozwala człowiekowi na
jednostronność.
W psychologii Jungowskiej mówi się tu o dążeniu do Całkowitości reprezentowanej przez
psyche nieświadomą.
Zwykle ludzie boją się konfrontacji z cieniem, wydaje im się bowiem, że to istota
odpychająca i zła, a przecież oni chcą być dobrzy! W tym miejscu raz jeszcze przypomnijmy, że
wszelkiego rodzaju formy wartościowania pochodzą od ludzi, tymczasem większość treści, jakie
niesie ze sobą cień, jako takie nie są ani dobre, ani złe - one po prostu istnieją i tyle. Jako złe zostały
ocenione przez środowisko, w którym dana osoba się wychowywała. O to przykład: pewna
dziewczynka dorastała na wsi, a więc w otoczeniu, w którym do życia niezbędna jest pewna doza
zmysłu praktycznego. Tymczasem dziewczynka ta miała marzycielskie usposobienie, obdarzona
była wielkim talentem muzycznym i pochłaniała tony książek. Na wsi tego rodzaju ludzie nie cieszą
się szacunkiem, liczy się bowiem tylko ten rodzaj pracy, który przynosi wymierną korzyść.
Dziewczynka wcześnie dowiedziała się, że jej talent muzyczny to nic dobrego, wyparła więc
wszystko, czym obdarowała ją natura. Jej brat, silny podrostek lubiący pracę fizyczną, był
pupilkiem rodziców.
Wyobraźmy sobie teraz, że rodzeństwo to wyrasta w całkiem innym środowisku. Mają
identyczne predyspozycje psychiczne i fizyczne, ale urodzili się w rodzinie profesorskiej w wielkim
mieście. W tym przypadku to dziewczynka otrzymałaby wsparcie i szacunek otoczenia, chłopiec
zaś zostałby napiętnowany jako pozbawiony ambicji tuman. Widzimy więc, że ta sama osobowość,
te same cechy charakteru w dwóch całkiem od siebie różnych środowiskach mogą mieć zupełnie
inną wartość!
Również całe kultury mogą wykształcić w sobie postać cienia, choćby dlatego, że
dominująca w nich religia każe tłumić pewne cechy charakteru, o ile zbiorowość ta pragnie
uchodzić za „dobrą”. W kulturach zdominowanych przez moralność chrześcijańską większość
ludzi zepchnęła do sfery cienia swe potrzeby seksualne, ponieważ religia chrześcijańska jest pod
tym względem raczej pruderyjna. W rezultacie wykształcił się tu model człowieka, który całymi
latam i pilnie pracuje z nosem w księgach na stanowisku radcy powiatowego i dopiero podczas
urlopu na Majorce pozwala sobie przez dwa tygodnie być sobą.
„To wcale nie jest takie proste! - powiecie. - Jeśli uczciwie wejrzę w siebie, odkrywam
rzeczy odrażające: żądzę mordu, fantazje o orgiach seksualnych, pociąg do oszustwa i kłamstwa!
I proszę mi nie wmawiać, że to jest całkiem niewinne! Nie można spokojnie żyć, wiedząc o
tym wszystkim!”.
Fakt, że treści naszego cienia wydają się tak odrażające, wiąże się ze sposobem
funkcjonowania naszej nieświadomości. Jak już mówiłam, wszystkie treści, które dziś
zepchnęliśmy do cienia, pierwotnie nie były ani dobre, ani złe. Po prostu były.
Przypomnijmy sobie lwicę polującą na zwierzynę. Lwica zabija - taka jest jej natura. Natura
i życie po prostu istnieją, nie przejmują się żadną oceną. Wartościowanie jest konsekwencją
rozwoju cywilizacji i stale rosnącej świadomości człowieka. Ludzie odkryli, że nie mogą słuchać
samych popędów , ustanowili więc prawa, które unormowały ich życie społeczne i zapewniły im
większe szanse na przeżycie. To właśnie dlatego zostało zakazane zabijanie, a instynkt zabijania,
który dzieliliśmy niegdyś ze zwierzętami, wywędrował do nieświadomości, stając się składową
treści cienia.
Niechciane treści dziczeją w nieświadomości
Co więc dzieje się z owym i treściami, które zostały wygnane do nieświadomości? Byłoby
wspaniale, gdybyśmy mogli je tam przechowywać w taki sam sposób, jak przechowuje się
niepotrzebne graty w piwnicy. Wszelkie rupiecie odkładamy w kąt, gdzie porastają kurzem i
czekają, aż przy następnej przeprowadzce zostaną wyciągnięte na światło dzienne. Psychologia
głębi odkryła jednak, że z treściami nieświadomości sprawa nie przedstawia się bynajmniej tak
prosto. Nieświadomość jest bowiem aktywna. Treści składowane w psyche nieświadomej, mimo że
odrzucone, pragną mieć swój udział w naszych działaniach.
Nieświadomość domaga się, by dopuścić ją do uczestniczenia w życiu, pragnie je
wzbogacić. Nie znosi żadnej skrajnej formy świadomej postawy człowieka. To, co nielubiane i
niepożądane, żąda dla siebie miejsca w naszym życiu, należy bowiem do niego, stanowi część
naszej pierwotnej natury.
Carl Gustav Jung stwierdził, że treści, które zepchnęliśmy do nieświadomości, żyją
własnym życiem. Im słabsze kontakty utrzymują ze świadomością, tym mniej chętnie je uznajemy.
Im bardziej są wypierane, tym mniej są cywilizowane. Stają się archaiczne i infantylne.
Podczas gdy świadoma część osobowości idzie do szkoły i dojrzewa, wzgardzone treści
nieświadome dziczeją, nikt bowiem się o nic nie troszczy. Gdy treści nieświadome zepchnięte
zostają na najniższy poziom, a więc na poziom nie odpowiadający naszej kulturze, zaczynają
działać destruktywnie. Dziczeją niczym nieuprawiany ogród. Osoba, która znajdzie się w jego
chaszczach, może się pokaleczyć o ostre kolce dzikich jeżyn.
W rezultacie powstaje błędne koło: cechę, którą uznajemy za niepożądaną, spychamy do
nieświadomości. Świadoma część osobowości rozwija się dalej w zgodzie z obowiązującym i w
naszej kulturze normami, ale odrzucona właściwość nie ma na to szansy. Gdy da o sobie znać (a
dojdzie do tego w sposób nieunikniony, ponieważ nieświadomość jest aktywna), pojawi się w
formie mało cywilizowanej. Gdy ją zauważymy, możemy się zawstydzić lub przerazić. Kiedy tak
siedzę nad doktoratem , który muszę złożyć za trzy tygodnie, mogę być pewna, że w którymś
momencie da o sobie znać moja „wewnętrzna leniuszka”, a jej bezapelacyjne roszczenia będą zgoła
nie na miejscu. Ba, mogą zaszkodzić mojej karierze.
Co może się wtedy zdarzyć? W najlepszym wypadku ingerencja cienia wytrąci mnie z
równowagi. Poczuję się zaniepokojona.
Może być jednak jeszcze gorzej: potrzeba odłożenia pracy na później może mnie przerazić
lub wpędzić w poczucie winy, zepchnę więc niewygodne treści głęboko do nieświadomości, gdzie
jeszcze bardziej zdziczeją. Pewnego dnia uda im się przełamać świadomą kontrolę (czyż nie
próbowalibyśmy uciec z więzienia, gdyby nas w nim zamknięto?) i ku swemu zdumieniu odkryję
ich jeszcze bardziej odrażającą postać. W tej sytuacji dokonam jeszcze bardziej drastycznego
manewru wypierającego
I tak dalej. W rezultacie dochodzi do tego, że jakaś cecha, która przestała być akceptowana
ze względu na aktualne warunki, staje się prawdziwym niebezpieczeństwem dla naszego stylu
życia, a szanse na jej integrację ze świadomością, na wykorzystanie jej pozytywnych właściwości,
spadają do zera. W reszcie pojawia się konieczność szukania profesjonalnej pomocy , aby wydobyć
cień na światło dzienne i poddać go procesowi „rekultywacji .
Zdziczałe treści mogą stać się nowymi zasobami
Postać cienia możemy wykorzystać w formie nowych zasobów. Nawet jeśli jego części
składowe, które właśnie odkrywamy, z początku wydadzą nam się odrażające, to jednak gdy
zajmiemy się nimi cierpliwie i z taktem , z niecywilizowanego dzikusa cień powoli zamieni się w
akceptowanego członka społeczności ludzkiej. W języku psychologii Jungowskiej proces ten
określa się mianem „integracji cienia”. Integrując cień, mamy szansę wyciągnąć dwojakiego
rodzaju korzyści. Przede wszystkim możemy uwolnić nowe zasoby energii psychicznej. Potencjał,
którego dotychczas potrzebowaliśmy do utrzymywania cienia w nieświadomości, nagle zostanie
uwolniony i oddany nam do dyspozycji. Znajdziemy się wówczas w sytuacji człowieka, który
dotychczas używał tylko jednej ręki, ponieważ drugiej potrzebował do przytrzymywania drzwi.
Jeśli puści drzwi, będzie miał dwie ręce wolne i więcej siły, by czynić to, co do tej pory wydawało
się niewykonalne. Druga korzyść: oprócz nowych zasobów energii psychicznej zyskamy nowe
umiejętności. Słowo „nowe” nie jest tu całkiem właściwe, ponieważ umiejętności te zawsze były
nam dane, tyle że nie były znane naszemu świadomemu „ja”. Proces włączania w codzienne życie
tych nowo odkrytych elementów osobowości jest niezwykle fascynujący i owocny.
Gdy zaprzyjaźniłam się z ukrytą we mnie leniuszką, mogłam - wierzcie lub nie - pracować
znacznie bardziej efektywnie, nie wstydziłam się bowiem spędzać czasu na „nicnierobieniu”!
Przedtem ślęczałam przy biurku nawet wtedy, gdy umysł miałam wyjałowiony z wszelkiej
myśli, gdy bolało mnie siedzenie, a ekran monitora migał mi przed oczami. Ale cóż, wmawiałam
sobie, że muszę pracować, nie mogę pozwolić sobie nawet na chwilę przerwy. Chyba możecie
sobie wyobrazić, jaki to odniosło skutek? Z trudem wyduszałam z siebie zdanie po zdaniu, a
doktoratu nie przybywało. Dziś, gdy tylko poczuję zmęczenie gdy tylko zaczynam ziewać,
natychmiast robię sobie przerwę - widzę, że zgłasza się tkwiąca we mnie leniuszka i przypomina
mi, że życie nie składa się tylko z obowiązków i udręki.
Jakie to mądre przesłanie! Kiedy je słyszę, staram się zrelaksować i wracam do pracy
dopiero wtedy, gdy leniuszka poczuje się usatysfakcjonowana. Zasiadam przy biurku świeża i
wypoczęta, robota idzie szybciej, a na dokładkę sprawia mi radość. Notabene, niniejsza książka
powstała w tej fazie mego życia, gdy byłam w jak najlepszej komitywie z leniuszką - pisanie
sprawiło mi wiele przyjemności. Istnienie wewnętrznej leniuszki omawiałam w trakcie seminariów,
jakie prowadzę z zapracowanymi menedżerami - okazało się, że mają ten sam problem. Dzięki
współpracy ze swoimi wewnętrznymi leniuchami stali się znacznie wydajniejsi.
Mieszkańcy Ameryki Południowej czy Indii nie znają „wewnętrznego leniucha”, bowiem
kultura, w której się wychowali, pozwala im robić przerwy w pracy, gdy tego potrzebują; pozwala
im żyć tu i teraz. To właśnie dlatego tak chętnie jeździmy na urlop do krajów południowych.
Instynktownie czujemy, że żyjący tam ludzie mają to coś, czego my nie mamy, a co jest nam bardzo
potrzebne do odpoczynku.
Z pewnością nie możecie się doczekać chwili, w której rozpoznacie własny cień. Niektórzy
z was dzielą go z całą kulturą, w której wyrośli. Jeśli tak, wówczas z dużą dozą prawdo-
podobieństwa można założyć, że gdy tylko przystąpicie do poszukiwań, zaraz go znajdziecie.
Istnieją również cechy indywidualne, które zawdzięczamy rodzinie i środowisku, w którym
się wychowaliśmy. Im właśnie poświęcimy następny rozdział. Ponieważ ciągle wyjaśniamy
romantyczny dylemat silnej kobiety, interesuje nas oczywiście cień, który każda z was wykształciła
w trakcie swego życia. Zapewniam, że to sensacyjny temat!
Tajemna przewodniczka
Jeśli chcesz się dowiedzieć, w jaki sposób możesz trafić na trop swego cienia, musisz
przejść dalszy etap wtajemniczenia w psychologię analityczną i poznać kolejny termin: projekcję.
Mianem projekcji psychologia głębi określa proces psychiczny, w którym części składowe
własnej osobowości przypisywane są światu zewnętrznemu. Mechanizm tego procesu podobny jest
do mechanizmu działania diaskopu, za pomocą którego na ekran rzutuje się slajdy. Podobnie jak
marzenie senne i odkryte przez psychoanalizę Freudowską czynności pomyłkowe, występowanie
projekcji wskazuje, że pojawiły się treści nieświadome, że nieświadomość wkroczyła do akcji. Jeśli
nie chcemy dostrzec treści naszego cienia dobrowolnie, za sprawą autorefleksji, nieświadomość i
tak nas do tego zmusi.
Gdy spotykamy osobę odpowiednią do tak zwanej projekcji cienia, czyli charakteryzującą
się cechami wypartymi przez nas do nieświadomości, z miejsca czujemy do niej niechęć.
Oczywiście, nie każdy, za kim nie przepadamy, musi być nosicielem projekcji cienia. Chodzi tu o te
osoby, które, jak to określił Jung, wyzwalają w nas szczególnie silną tonację uczuciową. Ludzie ci
są dla nas odpychający, a gdy dojdzie do projekcji cienia, uczucie to staje się tak potężne, że nie
możemy zapanować nad negatywnymi emocjami. Na przykład, jeśli spokojnym tonem mówimy:
„Nie wydaje mi się, że to, co zrobiła wczoraj Brigitte, było słuszne”, wówczas wspomniana Brigitte
i wczorajszy dzień najprawdopodobniej nie wiążą się z projekcją cienia. Jeśli jednak któregoś dnia
czerwone na twarzy, z podwyższonym poziomem adrenaliny i przyspieszonym pulsem krzyczymy
oburzone: „No nie! Wiecie, jaki numer wczoraj wykręciła Brigitte? To, co wyprawia ta kobieta, to
już szczyt wszystkiego!”, wówczas możemy nalać sobie kieliszek szampana i wychylić go przed
lustrem, będzie to bowiem oznaczało, że właśnie poznałyśmy nasz cień.
Reguła dotycząca diagnozy własnego cienia brzmi z grubsza następująco: pokaż mi
człowieka, który doprowadza cię do furii, a ja ci pokażę twój cień. Przypomnijmy tu przypowieść
Jezusa o człowieku, który „widzi drzazgę w oku brata swego, a belki we własnym nie
dostrzega”. Jezus odniósł się w tych słowach do procesu, który psychologia Jungowska określa
mianem projekcji cienia.
Z reguły musi minąć dłuższa chwila, zanim przetrawimy tę rewelację. Kto zaakceptował
teorię projekcji własnego cienia, ten zapewne już nigdy nie będzie nikogo nienawidził. W trakcie
moich seminariów robię w tym momencie chwilę przerwy, aby uczestnicy mogli dojść do siebie.
Pamiętam reakcję pewnej kobiety, z wykształcenia socjolog, która prowadziła z mężem
gospodarstwo biodynamiczne. Ubrana w powyciągany T-shirt z hasłem „Juta zamiast plastiku”
zaczęła krzyczeć, kompletnie wytrącona z równowagi: „Co? Te idiotki z klubu tenisowego mają
przedstawiać jakąś część mojej osobowości?! To jakaś bzdura!”. Tak, to właśnie te idiotki z klubu
tenisowego, ubrane w ciuchy od Jil Sander, z torebkami od Gucciego, były dla alternatywnie
zorientowanej pani socjolog postaciami cienia. Reprezentowały te cechy, które ona uznała za
niepożądane.
Uczestniczka mojego seminarium zaczęła się zastanawiać nad sobą i po niejakim wahaniu
przyznała, że o ile dałoby się to pogodzić z jej przekonaniami, chętnie zadbałaby o siebie i
pozwoliłaby sobie na odrobinę „luksusu”.
W ten sposób doszliśmy do miejsca, w którym możemy zacząć mówić o cieniu typowym
dla silnych kobiet. W teorii Jungowskiej postacie cienia zawsze występują jako obrazy wewnętrzne
przedstawiające osobników tej samej płci, a zatem w przypadku kobiet są to kobiety, w przypadku
mężczyzn są to mężczyźni. Dlatego rozdział ten nosi tytuł „Tajemna przewodniczka”. Poszukajmy
więc owej żeńskiej postaci cienia, która potajemnie chwyta za stery życia silnej kobiety.
Zastanówmy się, jak wygląda twój cień (wychodzę z założenia, że czytelniczką tej książki jest silna
kobieta, w przeciwnym bowiem razie poruszana tu problematyka nie mogłaby jej zainteresować).
Jakie kobiety uważasz zatem za okropne? Jakiego typu kobiety trzeba, byś z największym
oburzeniem zaprzeczała, że to właśnie ona ucieleśnia zepchniętą do nieświadomości część ciebie
samej?
Własne doświadczenia, a także doświadczenia moich znajomych i pacjentek mówią mi, że
chodzi tu o typ kobiety, który ja sama określam mianem „słodkiej idiotki”. Moje przyjaciółki różnie
je nazywają: „lalka Barbie” jest stosunkowo łagodnym określeniem. W każdym razie chodzi tu o te
skoncentrowane wyłącznie na sobie „słabe” istotki, które z wdziękiem oddają się opiece
mężczyzny, chętnie rezygnując z osobistych aspiracji i własnego zdania. Kobiety te niekiedy mogą
się pochwalić dyplomem wyższej uczelni, ale okazuje się, że zaraz po ukończeniu studiów wyszły
za mąż i porzuciły wszelkie ambicje zawodowe. Jeśli nawet ku zaskoczeniu wszystkich jedna czy
druga zapisała się do świata pracy i otworzyła butik z drogimi strojami czy galerię, wówczas i tak
jej dobrze zarabiający mąż pokrywa wypracowywane przez nią straty, odpisując je sobie od
podatku.
I kobieta tego typu ma być jakąś częścią mnie samej? Mnie, która własną pracą zarabiam na
utrzymanie, która zajmuję odpowiedzialne stanowisko, zapraszam ukochanego na weekend na
Malediwy i mimo ciężkiej grypy, z czerwonym nosem i gorączką pędzę na business lunch?
Niestety, tak. Żałosne, prawda?
Miałam już do czynienia z wieloma silnym i kobietami, które dotarły do tego etapu analizy i
z przerażeniem rozpoznawały swój cień.
A co ty czujesz? Nie możesz uwierzyć, że musisz stanąć twarzą w twarz z tą częścią własnej
osobowości? Jesteś zażenowana, wściekła? Doskonale! Twoja reakcja dowodzi właśnie tego, co
Jung określił mianem silnej tonacji uczuciowej, uznając, że jest to dowód na wystąpienie projekcji.
A zatem , weź głęboki oddech, policz do dziesięciu albo pójdź na spacer. Spróbuję ci wyjaśnić, jak
mogło dojść do tego, że silna kobieta wykształciła gdzieś w głębi duszy postać słodkiej idiotki. To
nie jest twoja wina, wierz mi. Zrobiłaś, co mogłaś, by stać się kobietą w pełni wyzwoloną. Ale jeśli
pragniesz się uwolnić od swoich problemów z mężczyznami, musisz zająć się tą ukrytą w ciemnym
kącie nieświadomości osóbką. Bez tego ani rusz.
Przypomnij sobie, jakie cechy posiada obraz archetypowej kobiecości i archetypowej
męskości (pisałam o tym w rozdziale o dwupłciowej psyche ludzkiej). Czy pamiętasz, co
mówiliśmy na temat procesu wartościowania? Za proces ten odpowiada nasze świadome „ja”. W
naszej kulturze archetypowe cechy męskie zawsze były oceniane wyżej niż archetypowe cechy
kobiece.
Potem zrodził się ruch kobiecy i położył temu absurdowi kres.
Ruch kobiecy dowiódł, że kobiety bynajmniej nie są stworzone wyłącznie do kościoła,
kuchni i dzieci, uciął paplaninę na temat słabej płci. Mężczyźni opowiadają dowcipy o
blondynkach? Proszę bardzo, kobiety nie pozostają dłużne: „Dlaczego mężczyzna ma mózg jak
orzeszek? Bo mu spuchł!”. (Kobiety śmieją się z tego dowcipu, mężczyźni kwaśno się uśmiechają).
Kobiety robią dziś dokładnie to samo, co mężczyźni. Jeden z moich znajomych przyjaźni się
z facetem, reprezentującym typ współczesnego Casanovy. Koledzy uważają go za fajnego gościa.
Trochę mu też zazdroszczą - bierze sobie kobiety, kiedy mu się podoba, i w sposób, jaki sam uzna
za stosowny.
Któregoś dnia mój znajomy znalazł się w dyskotece i przypadkiem usłyszał, jak dwie
kobiety rozmawiają o jego przyjacielu, który właśnie siedział przy barze i pił piwo. „Widzisz tego
przy barze? - pyta jedna z nich. - Całkiem niezły w łóżku, no i na szczęście nie ślini się potem o
miłości”. „Mówisz o tym blondynie ? Rzeczywiście, milutki. Poleciłam go paru koleżankom”.
Dla mojego znajomego cały męski świat legł w gruzach. Okazało się, że to wcale nie jego
przyjaciel wykorzystywał kobiety!
Nie, to kobiety wykorzystywały jego! Dziś żadna silna kobieta nie pozwoli sobie na to, by
dać się poderwać. Jeśli już ktoś w ogóle podrywa, to raczej ona mężczyznę, a nie na odwrót.
Inny mój znajomy, przystojny prawnik, wybrał się do restauracji z właścicielką agencji
reklamowej. Po kolacji zamierzał zaprosić ją do siebie. Gdy przyszło do płacenia rachunku, sięgnął
po kartę kredytową, ale jego towarzyszka powiedziała: „Zostaw to, zapraszam cię, byłeś taki
zabawny!”. Mój znajomy poczuł się jak człowiek wklepany w ziemię. Po czymś takim nawet nie
próbował występować z propozycją kontynuowania wieczoru w sypialni!
Widzimy zatem, jakie zdobycze stały się udziałem ruchu kobiecego - my, silne kobiety, nie
chcemy oddać mężczyznom ani skrawka z takim trudem wywalczonej ziemi. Wspaniale żyje nam
się w tym nowym kraju! Gdyby tylko raz po raz nie pojawiały się problemy z mężczyznami...
Problemy, o których wspomniałam przed chwilą, biorą się między innymi stąd, że
kształtując w sobie męskie cechy, robiłyśmy coś, co w języku psychologii Jungowskiej określa się
mianem rozwijania silnego animusa. Cechy typowo kobiece usunęłyśmy przy tym w cień. Nic
dziwnego! Nasze matki, czy w przypadku osób nieco młodszych - babki, żyły jeszcze podług
dawnego katalogu cnót niewieścich, a my widziałyśmy, że nie były szczęśliwe. Przekonałyśmy się,
że opuszczali je mężczyźni uganiający się za młodszymi kobietami, że mimo swej wiedzy i
inteligencji nie mogły znaleźć pracy. Jako dzieci cierpiałyśmy z powodu ich emocjonalnego
niezrównoważenia i dowiedziałyśmy się, że życie seksualne nie sprawiało im żadnej przyjemności.
Dzięki Bogu, niektóre z nich z czasem się wyemancypowały. Znam też i takie, które poczuły się
szczęśliwe dopiero dobrze po siedemdziesiątce, gdy pochowały mężów i porzuciły tradycyjną rolę
kobiety.
W naszej kulturze nie mamy wiele wzorów kobiet, które wiodły szczęśliwe życie,
wykorzystując archetypowe cechy kobiecości, takie jak receptywność, pasywność, cierpliwość i
poświęcenie. Kobiety tego rodzaju można jeszcze spotkać w kulturach archaicznych, w naszej są
one rzadkością. Na podstawie tego faktu doszłyśmy do wniosku, że cnoty niewieście nie na wiele
nam się zdadzą. Ale to mylny wniosek. Fakt, że nasze matki i babki nie czerpały z nich
szczególnych korzyści wcale nie oznacza, że cechy typowo kobiece są do niczego. Zostały one
jedynie niewłaściwie zwaloryzowane w naszej jednostronnie patriarchalnej kulturze. Nie wolno
nam popełniać błędu polegającego na tym, że myli się archetyp kobiecości z jego właściwościami,
jakie przypisuje mu kultura patriarchalna.
Konsekwencją tego błędu jest bowiem zepchnięcie cech kobiecych do sfery cienia, gdzie
dziczeją i przeradzają się w postać słodkiej idiotki.
W przypadku silnych kobiet postać słodkiej idiotki zapuściła korzenie głęboko w glebę
nieświadomości. Silne kobiety muszą zadbać o to, by postać ta zdołała się wyemancypować. Aby
się przekonać, w jaki sposób proces ów można doprowadzić do pomyślnego końca, zajmiemy się
analizą bajki, przedstawiającej etapy rozwoju kobiecej osobowości: bajki o dziewczynce bez rąk.
Bajka o dziewczynce bez rąk
Pewien młynarz popadał w coraz większą biedę; w końcu nie zostało mu nic oprócz młyna i
rosnącej za nim wielkiej jabłoni. Pewnego razu, gdy poszedł do lasu nazbierać chrustu, ujrzał przed
sobą starca, którego nigdy przedtem nie widział.
Nieznajomy odezwał się w te słowa: „Dlaczego męczysz się zbieraniem chrustu? O to
sprawię, że będziesz bogaty, jeśli tylko przyrzekniesz mi to, co masz za młynem ”. „Cóż ja mogę
mieć za młynem poza drzewem jabłoni?” - zamyślił się młynarz. „Dobrze” - powiedział w końcu, i
obiecał starcowi to, co ma za młynem. Starzec roześmiał się szyderczo i rzekł: „Za trzy lata wrócę
tutaj, a wtedy zabiorę ze sobą to, co do mnie należy”, po czym poszedł sobie precz.
Gdy młynarz wrócił do domu, żona przywitała go tymi słowy: „Powiedz mi, młynarzu, skąd
to nagłe bogactwo w naszej chacie? Nagle wypełniły się wszystkie skrzynie i szuflady, mimo że
nikt niczego tu nie przyniósł. Jak to się mogło stać?”.
Młynarz odparł: „To wszystko pochodzi od pewnego starca, którego spotkałem w lesie i
który obiecał mi wielkie skarby. W zamian przyrzekłem mu to, co znajduje się za młynem. Bo
przecież możemy mu oddać to rosłe drzewo jabłoni”. „Ach, młynarzu! - przeraziła się młynarzowa.
- Z pewnością był to diabeł. Nie o jabłonkę mu chodziło, lecz o naszą córkę, która była wtedy za
młynem!”.
Młynarzówna była dziewczynką piękną i pobożną, kolejne trzy lata przeżyła w bojaźni
bożej i bez grzechu. Gdy nadszedł ów dzień, w którym Zły miał ją wziąć ze sobą, dziewczę umyło
się i nakreśliło kredą krąg wokół siebie. Diabeł pojawił się z samego rana, ale nie mógł zbliżyć się
do dziewczyny. Rozgniewany, odezwał się do młynarza: „Zabierz jej wodę, bo inaczej nie będę
miał mocy nad nią”. Młynarz przestraszył się i uczynił, co diabeł mu kazał. Następnego dnia diabeł
pojawił się na powrót, ale dziewczyna tym razem wypłakała się w samotności, zakrywając twarz
dłońmi, które - obmyte łzami - stały się bielsze od śniegu. Diabeł znowu nie mógł jej posiąść,
gniewnie przeto przemówił do młynarza: „Człowiecze, odrąb jej ręce, inaczej bowiem nie mogę
mieć władzy nad nią”. Młynarz, zdjęty trwogą, odpowiedział: ,Jak że to? Własnemu dziecku mam
odrąbać ręce?!”. Ale Zły zaczął mu grozić: ,Jeśli tego nie uczynisz, to ciebie zabiorę ze sobą”. Ojca
obleciał strach, obiecał diabłu, że uczyni, co ten mu rozkazał. Podszedł więc do dziewczynki i
odezwał się: „Droga córko, jeśli nie odrąbię ci obu rąk, wówczas diabeł mnie uprowadzi ze sobą, a
w przerażeniu wielkim obiecałem mu, że to uczynię. Pomóż mi, proszę, w mej biedzie i wybacz mi,
że wyrządzę ci to zło”. Młynarzówna odparła:
„Drogi ojcze, uczyń ze mną cokolwiek zechcesz, jestem bowiem twym dzieckiem ”. Po
czym wyciągnęła ręce i pozwoliła ojcu je odrąbać. Diabeł przybył po raz trzeci, ale dziewczynka
płakała tak długo, że łzy, które spadały na kikuty, obmyły je z krwi, toteż Zły musiał skapitulować i
stracił wszelkie prawa do młynarzówny.
Pod wieczór przemówił do niej młynarz: „Tak wiele dobra zdobyłem dzięki tobie, że
pragnę przez całe życie dbać o ciebie jak tylko mogę”. Ale dziewczynka odparła: „Nie mogę tu
pozostać, odejdę stąd, a dobrzy ludzie dadzą mi wszystko, czego potrzebuję”. Po czym kazała
związać swe okaleczone kikuty na plecach i o wschodzie słońca wyprawiła się w szeroki świat.
Wędrowała cały dzień aż do zachodu. Dotarła do królewskiego ogrodu i w poświacie
księżyca spostrzegła, że rosną tam drzewa dźwigające wiele pięknych owoców; nie mogła jednak
dostać się do środka, ogród był bowiem otoczony wodą. Ponieważ zaś cały czas zszedł jej na
wędrówce i jak dzień długi nie miała nic w ustach, pomyślała sobie, dręczona głodem : „Ach,
gdybym znalazła się tam w środku, ach, gdybym tak coś zjadła! Tymczasem muszę się obejść
smakiem”. Po czym uklękła, wezwała Boga na pomoc i zaczęła się modlić. I o to zszedł z nieba
anioł, otwarł przed nią wody, tak że dziewczynka mogła przejść suchą stopą. I oto weszła do
ogrodu, anioł zaś jej towarzyszył. Ujrzała drzewo obwieszone owocami. Były to piękne gruszki, ale
wszystkie policzone. Dziewczynka podeszła do drzewa i ustami odgryzła kawałek owocu, tylko
tyle, ile było trzeba dla zaspokojenia pierwszego głodu, nie więcej.
Widział to wszystko ogrodnik, ale nie ważył się krzyknąć ani przemówić, ponieważ przy
dziewczynce stał anioł. Kiedy młynarzówna zjadła gruszkę, poczuła się nasycona, odeszła od
drzewa, skryła się w krzakach i zasnęła. Następnego dnia rano pojawił się król, do którego należał
ogród, policzył gruszki, gdy przekonał się, że jednej brakuje, spytał ogrodnika, co to znaczy, bo
przecież owoc nie spadł, a jednak nie wisiał na gałęzi. A wtedy odparł ogrodnik: „Ubiegłej nocy
wszedł do ogrodu duch, nie miał rąk i zjadł ustami jedną gruszkę”. Król się zdziwił: „W jaki sposób
duch przeszedł przez wodę?”
Z niebios zstąpił ktoś ubrany w szaty białe jak śnieg i otwarł wody, aby duch mógł przejść
suchą stopą. A ponieważ musiał to być anioł, bałem się pytać i krzyczeć. Kiedy duch zjadł gruszkę,
odszedł stąd”. Król rzekł: „I tej nocy zachowuj się tak samo, a ja będę z tobą czuwał”. Kiedy
zapadły ciemności, król przybył do ogrodu i przyprowadził ze sobą kapłana, który miał przemówić
do ducha. Wszyscy trzej usiedli pod drzewem i zaczęli czuwać. O północy dziewczynka wyczołgała
się z krzaków, podeszła do drzewa i znowu zjadła gruszkę, a obok niej stał anioł w białej szacie. A
wtedy wystąpił kapłan i odezwał się: „Przychodzisz z nieba, czy ze świata? Jesteś duchem, czy
człowiekiem?”. Dziewczynka odpowiada: „Nie jestem duchem, lecz biedaczką, którą wszyscy
opuścili krom Boga”. A na to odezwał się król: „Skoro cały świat cię opuścił, ja cię nie opuszczę”.
Po czym zabrał ją ze sobą do pałacu królewskiego, a ponieważ była piękna i pobożna, z serca ją
pokochał, kazał jej zrobić srebrne ręce i pojął ją za żonę.
Minął rok. Król musiał wyprawić się na wojnę, a wtedy polecił brzemienną królową opiece
swej matki i tak rzekł: „Kiedy porodzi, pomóżcie jej i otoczcie ją opieką i napiszcie mi o wszystkim
w liście”. I oto dziewczyna urodziła pięknego syna.
A wtedy matka króla spiesznie napisała swemu synowi, co się wydarzyło, przekazując mu
radosną nowinę. Ale posłaniec zatrzymał się po drodze na odpoczynek przy strumieniu, ponieważ
zaś był znużony długą drogą, zasnął. Wtedy nadszedł diabeł, który stale chciał szkodzić pobożnej
królowej, i zamienił list na inny. W piśmie tym stało czarno na białym, że królowa wydała na świat
bękarta. Kiedy król przeczytał list, przestraszył się i bardzo zafrasował, ale w odpowiedzi napisał,
że królowa aż do jego powrotu powinna pielęgnować dziecko i troszczyć się o nie. Posłaniec wrócił
z odpowiedzią, po drodze jednak zatrzymał się w tym samym miejscu i znowu zapadł w sen. A
wtedy diabeł znowu się pojawił i znowu podmienił list na inny, w którym było napisane, że należy
zabić królową i dziecko.
Stara królowa bardzo się przeraziła, napisała do króla jeszcze raz, lecz diabeł za każdym
razem podmieniał listy. W ostatnim z podmienionych listów króla do matki stało czarno na białym,
że ma zabić oboje, a na dowód śmierci wyrwać królowej język i oczy.
Stara królowa roniła jednak łzy nad krwią niewinną, która miała zostać przelana, toteż nocą
kazała zabić sarnę, odcięła jej język i wyłupiła oczy, po czym przemówiła do królowej: „Nie mogę
cię zabić, jak król mi rozkazał, ale ty nie możesz tu dłużej zostać. Idź ze swym dzieckiem w świat
szeroki i nigdy tu nie wracaj”. Dziewczyna przytroczyła sobie dziecię do pleców i roniąc łzy,
odeszła. Po długiej wędrówce doszła na skraj wielkiej puszczy i westchnęła do Boga, a wtedy Anioł
Pański ukazał się przy niej i zaprowadził ją do chatki, na której wisiała tabliczka ze słowami: „Tutaj
każdy mieszka za darmo ”. Z chatki wyszła śnieżnobiała dziewica: „Witaj, pani królowo” - powitała
dziewczynę i zaprosiła ją do środka. Następnie odczepiła jej z pleców chłopczyka, położyła go jej
na piersi, by mogła go nakarmić, po czym ułożyła dziecko w pięknym łóżeczku zrobionym na
miarę. A wówczas odezwała się nieboga: „Skąd wiesz, że byłam królową?", śnieżnobiała kobieta
odparła: „Jestem aniołem posłanym przez Boga, aby opiekować się tobą i twym dzieckiem".
I tak dziewczynka bez rąk pozostała w chacie przez siedem lat, a dzięki jej pobożności i
łasce Bożej odrosły jej odrąbane ręce.
W końcu król powrócił z wojny do domu i natychmiast wyraził życzenie zobaczenia żony i
dziecka. A w tedy stara matka zaczęła płakać i szlochając, odparła: „Zły z ciebie człowiek, synku,
przecież sam napisałeś, że mam te dwie niewinne dusze wyprawić na tam ten świat". Po czym
pokazała mu oba listy napisane przez Złego, i mówiła dalej: „Uczyniłam, jak rozkazałeś” .
I na dowód prawdy pokazała mu odcięty język i wyłupione oczy. A wtedy król zaniósł się
strasznym płaczem nad swą żoną nieboraczką i nad swym synkiem, tak że stara matka zmiłowała
się nad nim i powiedziała: „Pociesz się w swym strapieniu, twa żona i syn twój żyją. Potajemnie
kazałam zabić sarnę i to jej język i oczy widziałeś, żonę twą zaś i twego synka przytroczonego jej
do pleców wyprawiłam w świat szeroki; kazałam jej przysiąc, że nigdy tu nie wróci, albowiem
wielce byś się na nią rozsierdził”. I rzekł król: „Oto idę i klnę się na błękit nieba, że nie będę jadł
ani pił, dopóki nie znajdę mej umiłowanej żony i synka, o ile nie umarli z rozpaczy lub głodu”.
I oto król wybrał się na wyprawę i wędrował całe siedem lat, zaglądał pod każdą skałę, do
każdej jaskini, ale nie znalazł ich.
W końcu zaczął myśleć, że oboje zmarnieli. Nie jadł i nie pił przez cały czas trwania
wyprawy, lecz Bóg zachował go przy życiu. W końcu zawitał do wielkiej puszczy i znalazł tam
chatkę, na której znajdowała się tabliczka ze słowami: „Bądź pozdrowiony, panie królu”. I oto
wyszła z chatki śnieżnobiała dziewica, wzięła go za rękę, wprowadziła do środka i przemówiła:
„Witajcie, panie”, po czym zapytała, skąd przybywa. „Siedem lat wędrowałem, szukając
żony z dzieciątkiem, ale nie spotkałem ich” - odparł. Anioł zaproponował mu jadło i napitek, ale on
ich nie przyjął, pragnął tylko trochę odpocząć. Położył się więc spać, przykrywając twarz chustą.
Wtedy anioł wszedł do izby, gdzie siedziała królowa z synkiem, któremu dała na imię
Królestwo Boleści, i tak do niej przemówił: „Wyjdź wraz z twym dzieckiem, albowiem oblubieniec
twój nadszedł”. I weszła królowa do izby, gdzie położył się jej małżonek, a wtedy chusta opadła mu
z twarzy. I rzekła:
„Królestwo Boleści, podnieś chustę swego ojca i przykryj mu twarz”. A wtedy król, który
drzemał, usłyszał te słowa i sprawił, że chusta znowu opadła mu z twarzy. Zniecierpliwiony
chłopczyk rzekł do matki: „Droga matko, jak mogę przykryć twarz swemu ojcu, skoro nie mam
ojca na tym świecie? Modląc się słyszałem, że mój ojciec jest w niebiesiech i że jest nim dobry
Bóg. Jak miałbym znać tego dzikiego męża? On nie jest mym ojcem”. Kiedy król to usłyszał,
powstał i spytał, kim oni są.
A wtedy dziewczynka bez rąk odparła: Jestem twą żoną, a to jest twój syn, Królestwo
Boleści”. Król spostrzegł, że kobieta ma zdrowe ręce i przemówił: „Żona ma miała ręce ze srebra”.
A ona odpowiedziała: „Dobry Bóg sprawił, że odrosły mi ręce”.
Wówczas anioł wszedł do izby, przyniósł srebrne ręce i pokazał je królowi. Dopiero wtedy
król uwierzył, że jest to jego umiłowana żona i jego syn umiłowany, pocałował ich, uradował się i
rzekł: „Kamień spadł mi z serca”.
Anioł spędził z nimi jeszcze chwilę, po czym udali się do domu, do starej królowej matki.
Wielka radość zapanowała wszędzie, król i królowa odbyli ponownie zaślubiny i żyli w pokoju aż
do końca swych dni.
Rozwój wewnętrznej słabej dziewczynki w wewnętrzną silną kobietę
Z praktyki z pacjentami i rozmów z przyjaciółmi wiem, że konfrontacja z własnym cieniem
wymaga ogromnej cierpliwości. Cień indywidualny - niezależnie od tego, czy chodzi tu o
mężczyznę, czy o kobietę - to pierwsza poważna przeszkoda, jaką musi pokonać człowiek dążący
do odkrycia swego świata wewnętrznego. Chcę tu jednak zaznaczyć, że każdy ma prawo przerwać
te poszukiwania w dowolnym momencie. Te szkoły terapii, które twierdzą, że zdrowy jest tylko
ktoś, kto poddał się procesowi uważanemu przez nie za jedynie słuszny, są w błędzie. Psychicznie
zdrowa jest tylko ta osoba, które sama wybrała właściwą sobie drogę życia. To, czy odpowiada ona
jakiejś teorii, czy nie, jest kwestią absolutnie drugorzędną.
Skoro już zdecydowałyście się podążać za mną aż do tego miejsca, wykonajcie następny
krok. Musicie jednak wiedzieć, że nie będzie to proste. Jeśli w miarę lektury tego rozdziału
stwierdzicie, że nie macie ochoty dalej czytać, przerwijcie i przejdźcie do następnego rozdziału,
wyrzućcie tę książkę do śmieci albo podarujcie ją komuś, kto - jak sądzicie - może jej potrzebować.
W każdym razie chcę was uprzedzić, że lektura dalszych stron może nie być przyjemna.
Piszę ten rozdział przede wszystkim dla tych, którzy czują, że muszą go przeczytać, i to
pomimo wszelkich zastrzeżeń, mimo niechęci i oporu. Nie znajdziecie w nim nic wesołego z
pewnością nie pokażę tu nikomu drogi, na której z radością i poczuciem ulgi można by odtańczyć
taniec życia. Albowiem na owej drodze pojawia się ktoś, kogo łatwo znienawidzić: ten inny. Carl
Gustav Jung określił tę postać mianem cienia, ten zaś z definicji nie może w zbudzać naszej
sympatii. Prawdopodobnie przekonasz się o tym już na następnych stronach. Tyle, jeśli chodzi o
ostrzeżenie. A teraz do rzeczy.
Zanim zajmiemy się kwestią możliwości rozwoju tkwiącej gdzieś w głębi kobiecej duszy
„słodkiej idiotki”, najpierw nadajmy jej imię, które nic będzie tak obraźliwe. Owszem, miałyśmy
swoje powody, by w poprzednim rozdziale nazwać w ten sposób tę część naszej osobowości,
ponieważ zepchnęłyśmy ją w sferę cienia. Teraz jednak pragniemy przyjrzeć się tej postaci w
dobrych intencjach, pragniemy zająć się procesem jej rozwoju. Dlatego od tej chwili zamiast o
słodkiej idiotce będziemy mówić o słabej dziewczynce. Z pewnością odpłaci nam za ten dowód
sympatii.
W tym miejscu chciałabym wyjaśnić, dlaczego w psychologii Jungowskiej odwołujemy się
do bajek, gdy trzeba rozwiązać jakiś problem psychologiczny. Otóż psychologia analityczna
wychodzi z założenia, że bajki przedstawiają problemy ważne dla całej społeczności. Nie znamy
ich autorów. Były przekazywane z ust do ust, w trakcie procesu opowiadania wprowadzano do nich
kolejne zmiany i przystosowywano je do zmieniających się warunków. Mądrość ludowa opowiada
o sprawach, które dotyczą wszystkich. To dlatego bajki przetrwały setki lat, wyzwalając żywe
uczucia nie tylko u kolejnych pokoleń poznających je dzieci, lecz także u wielu dorosłych.
Bajki to coś w rodzaju ludowej szkoły psychologii - to właśnie dzięki nim dzieci poznają i
uczą się rozwiązywać konflikty, z którymi być może zetkną się w dorosłym życiu. Jeśli
przypomnicie sobie ulubioną bajkę z okresu dzieciństwa, to dowiecie się, jaki konflikt był wówczas
dla was najbardziej istotny. Jeśli jako dziecko stale chcieliście słuchać tej samej bajki (dotyczy to
większości ludzi), oznacza to, że wasza dziecięca psyche niczym gąbka wchłaniała informacje o
możliwościach rozwiązania zajmującego was wówczas problemu .
Bajki przemawiają do nas w języku symbolicznym, ponadczasowym. Każdy człowiek może
go intuicyjnie zrozumieć, często jednak trzeba go przetłumaczyć i zinterpretować w pojęciach
współczesnych. To właśnie zrobimy z naszą bajką, żeby się dowiedzieć, co ma nam do powiedzenia
na temat procesu przekształcania się słabej dziewczynki w silną kobietę.
Każda bajka na początku przedstawia jakiś brak lub sytuację kryzysową. Zdaniem Junga,
beznadziejna sytuacja stanowi klasyczny przykład początkowego etapu rozwoju osobowości.
W trudnej sytuacji życiowej ludzie mogą dotrzeć aż do samych granic własnej
wytrzymałości, odwołując się do znanych im z dawien dawna wzorców działania. A zatem
dochodzi do powstania sytuacji kryzysowej, która z jednej strony jest zawsze czymś
nieprzyjemnym, ale z drugiej może stać się szansą odkrycia tych części osobowości, które
dotychczas pozostawały w stanie uśpienia.
Carl Gustav Jung zauważył, że ludzie, którzy w ten sposób podchodzą do trudności, mogą
wykorzystać je jako czynnik stymulujący proces rozwoju. Po pokonaniu kryzysu ich życie staje się
bogatsze, bardziej spełnione niż dotychczas. Wielu ludzi, którzy przeszli ten proces, twierdzi
później, że ich kryzys osobisty, niezależnie od tego, jak poważne formy przybierał, w żadnym
wypadku nie był czymś, czego nie chcieliby przeżyć, ponieważ u kresu ciernistej drogi „odnaleźli
samych siebie”. Ludzie ci opisują też towarzyszące im poczucie znalezienia się „bardziej u siebie”,
poczucie rzeczywistego życia, autentyczności.
Z perspektywy psychologii głębi oznacza to, że ludzie ci przeszli proces, w wyniku którego
nawiązali kontakt z dotychczas nieuświadomionymi częściami własnej osobowości, zintegrowali je
i włączyli w swoje życie. Jest to początek drogi ku Całkowitości psychicznej. Carl Gustav Jung
określa ów proces mianem „indywiduacji”. Jest to centralne pojęcie jego szkoły psychologicznej.
Człowiek, który wszedł na drogę indywiduacji, wyraża gotowość, by stawić czoło stojącym przed
nim zadaniom życiowym. Zanim zajmiemy się bliżej pojęciem „indywiduacji”, przyjrzyjmy się
najpierw procesom rozwojowym prowadzącym do rozwiązania sytuacji kryzysowej.
Trudny związek ojca i córki
Początkiem procesu indywiduacji - dojrzewania osobowości, rozwoju ku Całkowitości i
świadomości - jest cierpienie lub poczucie braku, przedstawiane na początku każdej bajki. Kryzys
zewnętrzny prowadzi do konfrontacji z nieprzyjemnymi aspektami własnej osobowości, których
dotychczas nie znaliśmy, gdyż znajdowały się w nieświadomości. Zrozumienie znaczenia owego
początkowego kryzysu stanowi ważną wskazówkę odnoszącą się do problemu, o którym mówi
bajka o dziewczynce bez rąk.
Na początku bajki dowiadujemy się, w jaki sposób relacja z ojcem może sprawić, że córka
rozwinie w sobie „słabą dziewczynkę wewnętrzną”, czyli - ujmując sprawę w kategoriach
psychologii głębi - słaby obraz wewnętrzny kobiety. Następnie śledzimy opis procesu rozwoju, jaki
musi przejść kobieta, by wzmocnić w sobie ten obraz. Odrąbane ręce symbolizują kryzysową
sytuację, w jakiej znalazła się bohaterka. Nie mając rąk, dziewczynka nie może samodzielnie
działać. Widzimy zatem, w jaki sposób psychiczna i fizyczna aktywność młodej kobiety zostaje
zahamowana za sprawą relacji z ojcem. Jaki związek ma dziewczynka bez rąk z naszą sytuacją?
Patrząc na nią, widzimy obraz słabości tkwiącej w głębi duszy każdej z nas, obraz słabej kobiety.
Bajka zaczyna się od przedstawienia sytuacji psychicznej ojca: młynarz popada w nędzę.
Nie ma już środków pozwalających mu na dostatnie życie. Strumień życia znalazł się w zatorze,
energie płyną w niedostatecznym stopniu. Młynarzowi pozostał tylko młyn i wielka jabłoń za
młynem. Kiedy mówimy o jabłoni, zaraz przychodzi nam na myśl rajska Ewa - jabłoń jest istotnie
symbolem erotyki i kobiecości.
Następnie młynarz idzie do puszczy, gdzie spotyka diabła pod postacią starca. Gęsty las to
coś, czego niepodobna przeszyć wzrokiem, to miejsce budzące lęk. Dawniej czyhały tu dzikie
zwierzęta, opadające wędrowców, którzy ważyli się zapuścić w jego mroki. Bajkowy las jest więc
obrazem ludzkiej nieświadomości, która również jest nieznana i groźna. Jeśli zaś młynarz spotyka
w lesie diabła, możemy powiedzieć: tak, człowiek ów musi się zmierzyć z potęgą nieświadomości.
Diabeł to jeden z jej aspektów. Ponieważ owa moc przybiera postać męską i ma niebezpieczne
zamiary, możemy przyjąć, że chodzi tu o aspekt cienia. Jaką treść kryje w sobie ów aspekt?
„Diabelska” część osobowości młynarza pożąda jego córki. „Gdybym pojął córkę za żonę, moje
życie byłoby ciekawsze i bogatsze” - zdaje się szeptać młynarzowi do ucha postać cienia. Ale
młynarz nie uświadamia sobie tych pragnień. Paktuje z diabłem o jabłonkę. I tylko tyle. Dopiero
kiedy jest już za późno, zauważa, że chodzi tu o jego córkę, a nie o drzewo. Ta zamiana córki i
jabłoni wskazuje na chaos w relacji ojca i córki i relacji, do której zakradła się problematyka
erotyczna.
Odnajdujemy tu tematykę kazirodztwa. Rzecz jasna, gdybyśmy powiedzieli o tym
młynarzowi, stanowczo by zaprotestował. Czyniąc to, odrzucając myśl, że traktuje swą córkę nie
tylko jako własne dziecko, ale również jako kobietę, młynarz wcale by nie skłamał, ponieważ nie
zdaje sobie sprawy ze swych fantazji erotycznych. Zresztą są one zrozumiałe: w życiu młynarza
zabrakło erotyki. Zwróćmy tylko uwagę na to, jak blado wypadł w bajce opis młynarzowej. Pożycie
małżeńskie młynarza zapewne zmarniało, tym czasem córka rozkwitła, stając się młodą kobietą.
Mamy tu do czynienia z opisem sytuacji, którą psychoanaliza określa mianem
„nierozwiązanego kompleksu Edypa”. W trakcie swego rozwoju każda dziewczynka naturalną
koleją rzeczy przeżywa fazę, w której zakochuje się we własnym ojcu. Dziewczynki zwykły wtedy
mawiać: „Jak będę duża, wyjdę za mąż za tatusia”. W tym okresie rzeczywiście między córką a
ojcem istnieje coś w rodzaju więzi erotycznej. I tak właśnie być powinno.
W normalnej sytuacji ojciec jest pierwszym mężczyzną, jakiego poznaje jego córka -
mężczyzną, który pragnie dla niej wszelkiego dobra, pragnie jej pomóc wyrosnąć na prawdziwą
kobietę, potrafiącą się cieszyć dojrzałym życiem. To właśnie w kontakcie z ojcem dziewczynka
uczy się, w jaki sposób radzić sobie z zasadą męską. Spójrzcie tylko na małe dziewczynki, jak
potrafią flirtować, jak kokietują. O tym, jak istotne są owe pierwsze doświadczenia z męskością,
wiemy z terapii kobiet, których ojcowie byli nieobecni w ciągu pierwszych lat ich życia, nieważne z
jakich powodów. Jako dorosłe kobiety mają one często poważne trudności w relacjach z
mężczyznami. Zasada męska to coś, co jest im obce, obawiają się jej, zachowują się wobec niej
nieporadnie i dopiero w trakcie analizy muszą się z trudem uczyć tego, co normalnie dziewczynki
poznają bez większych problemów w swych pierwszych kontaktach z ojcami.
W jaki sposób owa faza „edypalnego związku” pomiędzy córką i ojcem dobiega końca? W
idealnym przypadku dochodzi do tego wtedy, gdy dziewczynka w pewnym momencie odkrywa, że
tatuś już ma żonę i że jest nią mamusia. Jeśli związki pomiędzy matką i ojcem układają się
poprawnie, wówczas dziewczynce udaje się wycofać swe erotyczne uczucia wobec ojca. Już nie
będzie snuła fantazji o poślubieniu taty, zamiast
tego zaś zacznie mówić: „Kiedy dorosnę, będę
taką wspaniałą kobietą jak mama, i znajdę sobie takiego wspaniałego mężczyznę jak tata”.
Ale tak zwane „rozwiązanie kompleksu Edypa” może się udać jedynie wtedy, gdy matka
jest dla swej córki wzorem kobiecości, wzorem godnym naśladowania. Matka musi zatem sprawiać
w rażenie osoby szczęśliwej, a związek pomiędzy rodzicami musi istotnie być przykładny. Ale
która z nas naprawdę żyła w takiej wzorcowej rodzinie ? Z pewnością niewiele z nas
miało to
szczęście. Większość prawdopodobnie miała matki nieustannie zirytowane, sfrustrowane czy
przygnębione - między innym i dlatego, że czuły się poniżone przez wzorce społeczne
funkcjonujące w kulturze patriarchalnej. W żaden sposób nie mogły być dla nas przykładem kobiet
zadowolonych z własnego życia. Nie chciałyśmy stać się takie jak one, a zatem po uszy tkwimy w
kompleksie Edypa. Również matka naszej bohaterki nie wydaje się osobą szczególnie atrakcyjną.
Jej obraz jest bezbarwny, tak sam o jak obraz matki zachowany w duszy kobiety cierpiącej na
„nierozwiązany kompleks Edypa”.
Może się zdarzyć, że ojciec potajemnie - i na ogół nieświadomie uważa swą córkę za
idealną partnerkę, a w każdym razie lepszą od swej żony. Wówczas z tym większą ochotą będzie z
nią flirtował, wymieniał ukradkowe spojrzenia. Jest to sytuacja, w której ojciec i córka zostają ze
sobą związani niewidzialnymi więzami erotycznymi.
Cóż oznacza dla młodej kobiety fakt dojrzewania w takiej atmosferze? Dopóki nie
uświadamia sobie swoich więzów z ojcem, dopóty nie może się z nich wyzwolić. Nie dojrzewa, nie
staje się dorosłą kobietą, ciągle pozostaje córeczką swego tatusia. W rezultacie nie może też
zawrzeć szczęśliwego związku z obcym mężczyzną.
W jaki sposób przedstawia się w omawianej tu bajce problematyczna sytuacja dziewczyny,
która nie może dojrzeć, odnaleźć swej kobiecej tożsamości? I w jaki sposób może wyrwać się z
tej wiecznej roli córki?
„Czysta" córka. Młynarzówna pojawia się w bajce jako piękna dziewczyna żyjąca w bojaźni
bożej i bez grzechu. Kiedy diabeł chce ją ze sobą zabrać, broni się w ten sposób, że się myje. Ale
skądinąd wiemy, że dziewczyny przesadnie „czyste” to w istocie prawdziwe „diablice” - znamy
takie przypadki chociażby dzięki psychoterapii. Z pewnością zwróciliście już uwagę na to, co
powiedziałam na temat cienia: im bardziej jednostronnie żyjemy, tym skrajniejsze formy przybiera
cień. Dziewczynka, która się myje, by o chronić się przed diabłem, symbolizuje młodą kobietę,
która nie ma kontaktu z dzikim, aktywnym aspektem swej kobiecości. Odrzuciła swą popędową
naturę z targającymi nią żądzami, „nieczystościami”, wybierając cnotliwe życie córki okazującej
posłuszeństwo Bogu Ojcu i ustanowionym przezeń przykazaniom.
Ponieważ z psychologicznego punktu widzenia nie jest ona nikim więcej, jak tylko córką,
nie śmie odkrywać własnych praw, nie chce działać podług własnych wyobrażeń. Człowiek
prowadzący aktywny tryb życia ponosi odpowiedzialność za wszystko, co robi, ale związane jest z
tym również ryzyko popełnienia błędu i, być może, ryzyko ponoszenia konsekwencji swych
uczynków. Jeśli kobieta podejmuje aktywne życie, które chce prowadzić zgodnie z ustanowionymi
przez siebie prawami, musi też przyjąć odpowiedzialność za błędy, jakie zdarzy się jej popełnić. Już
nie może się powoływać na Boga Ojca, którego przykazaniom jest posłuszna. Młoda kobieta, która
zabiega wyłącznie o to, by żyć bez grzechu, a zatem by spełniać określone normy moralne, unika
konfrontacji, a więc również odpowiedzialności. Osoba ta nieustannie usiłuje przystosować się do
norm wyznaczonych przez owego „nadrzędnego ojca”.
Owszem, w tej roli też musi wiele znieść, niejednego się wyrzec, ale za to może być pewna
zysku w postaci zachowania czystości i niewinności. Winę za wszystko, co się nie uda, ponoszą
wówczas inni. („Wszyscy mężczyźni to świnie...”)
Silne kobiety, które pielęgnują gdzieś w głębi duszy postać słabej dziewczynki, mogą na
podstawie tego motywu zrozumieć, dlaczego w zetknięciu z silnym mężczyzną tak łatwo przyjmują
rolę ofiary. Dzieje się tak dlatego, że natychmiast zaczynają odgrywać rolę córki tatusia. Wiele z
nich - z tych samych względów, co nasza dziewczynka bez rąk - uważa tę rolę za atrakcyjną.
Ponieważ jednak drzemiąca w głębi ich duszy postać słabej dziewczynki jest zarazem postacią
cienia silnej kobiety, osoby te nie zdają sobie z tego sprawy, nie uświadamiają też sobie własnej
gotowości do odgrywania tej roli. I właśnie fakt, że owa wewnętrzna słaba dziewczynka działa na
płaszczyźnie nieświadomej, sprawia, że staje się tak bardzo niebezpieczna. Kieruje bowiem życiem
silnej kobiety potajemnie, bez jej wiedzy. Właśnie dlatego, że cały dramat rozgrywa się na
płaszczyźnie nieświadomości, nie może być kwestionowany ani kontrolowany.
Drzemiąca gdzieś w głębi duszy słaba dziewczynka sprawia, że silne kobiety stale muszą
stawiać czoło niebezpieczeństwu podporządkowania się mężczyznom , traktowania stanowionych
przez nich praw bardziej serio od własnych. W swym świadomym nastawieniu są aktywne,
wyemancypowane seksualnie i samodzielne, ale ich wewnętrzna postać cienia zachowuje się
niczym dziewczynka bez rąk - bezradna i wydana na pastwę męskiej samowoli.
Postać ta najchętniej nie ponosiłaby żadnej odpowiedzialności,
czuła by się najlepiej,
gdyby mogła wesprzeć się na silnym ramieniu i szepnąć: „Ach, rób, co uważasz za słuszne,
kochanie”.
Wszystkie silne kobiety, które dotarły do tego miejsca książki, powinny pamiętać o tym, że
w ich cieniu mieszka słaba dziewczynka, to znaczy ktoś, z czyjego istnienia nie zdają sobie sprawy.
Silne kobiety zauważają jej istnienie jedynie wtedy, gdy nagle dadzą im o sobie znać jakieś
potrzeby i pragnienia, których się wstydzą, o których nikomu nie mogły by opowiedzieć.
Albowiem, jak już stwierdziliśmy, owe potrzeby i pragnienia nie pasują do obrazu samej
siebie stworzonego i prezentowanego na zewnątrz przez silną kobietę. W tym miejscu powtórzmy:
im więcej siły tkwi w takiej kobiecie, tym słabsza jest jej wewnętrzna dziewczynka. Silne kobiety
powinny zaryzykować konfrontację z tą postacią, albowiem tylko w tedy będą mogły okiełznać
chaos swych uczuć. Analizując ciąg dalszy naszej bajki zobaczymy, co trzeba uczynić, by owa
słaba dziewczynka stała się silnym indywiduum.
A zatem, nasza bohaterka nadal żyje w czystości i bez grzechu, a diabeł nie może jej
posiąść. Zły duch nie jest jednak naiwny, toteż rozkazuje ojcu, by zabrał córce wodę, aby nie mogła
kontynuować swych rytuałów czystości. W rezultacie dziewczynka zaczyna płakać.
Fakt, że nasza bohaterka już na samym początku swej przygody musi płakać, jest bardzo
istotny; doznając bólu, musi się wyrwać z wygodnego dla siebie stanu dobrowolnego (i pobożnego)
samoograniczenia. W ten sposób dotarliśmy do problematyki płaczu. Łzy silnej kobiety -
niewiarygodne, prawda?
Co za nonsens! Przecież my nie mamy zamiaru płakać!” - już słyszę dobiegające zewsząd
okrzyki oburzenia.
Łzy
Ostrzegałam, że ten rozdział nie będzie przyjemną lekturą, w każdym razie na początku.
Zdarza się, że zgłaszające się do mnie na analizę silne kobiety potrzebują dobrych trzech lat, by
uronić pierwszą łzę. Te pierwsze łzy zawsze oznaczają jakościową zmianę w przebiegu procesu
analitycznego. Jest to zwykle duży krok naprzód w procesie przedzierania się
do świata własnej
duszy. Silna kobieta musi się przełamać, by zdradzić się ze łzami. Najpierw pokazuje je wyłącznie
w moim gabinecie, a zatem w obecności osoby zaufanej, przed którą może się otworzyć bez obawy
o niedyskrecję. Pokazanie łez nawet w obecności osoby tak godnej zaufania i do głębi lojalnej, jak
osobista analityczka, jest dla silnej kobiety niezwykłym wyczynem. Już łatwiej byłoby okazać
agresję, agresja i gniew są to bowiem uczucia, z którymi silne kobiety nie mają żadnych kłopotów.
Jeśli więc silna kobieta wybuchnie w mojej obecności płaczem, traktuję jej łzy jako dowód
największego zaufania, jakim może mnie obdarzyć. Potrafię to
docenić. Wiem, jakie macie z
tym problemy - sama należę do kobiet tego rodzaju.
Silne kobiety nie chcą płakać, nienawidzą wylewania łez. Nauczyły się być rzeczowe i
rozsądne, wiele też uczyniły, by osiągnąć ów cel. Niemało się napracowały, by wyrobić w sobie
taką postawę, toteż niechętnie rezygnują ze swej zdobyczy. I słusznie. Nie ma w tym nic złego,
wręcz przeciwnie - to postawa z której nie należy rezygnować.
Łzy silnej kobiety pojawiają się w trakcie analizy bardzo powoli, z oporami.
A zatem najpierw widzę tylko z lekka zaczerwienione oczy - pacjentka zwykle tłumaczy, że ma
alergię, że drażnią ją soczewki kontaktowe, że zaraz wszystko wróci do normy. Potem dostrzegam
pojedynczą łezkę toczącą się z wolna po policzku. Już ją widzę, przez ułamek sekundy rejestruję ją
kącikiem oka, ale pacjentka usuwa ją, zdecydowanym ruchem sięgając po chusteczkę, która szybko
i skutecznie zmazuje ten dowód słabości. Potem zwykle słyszę potężne siąknięcie i stanowcze
słowa: Już w porządku, proszę nie przerywać!”.
W ten sposób pewien etap analizy dobiega końca. Cieszę się z prezentu, jaki otrzymałam od
silnej kobiety, dlatego spokojnie uśmiecham się, czekając, co będzie dalej.
Nie czekam długo. Łzy silnej kobiety spadają coraz gęściej. Najpierw pojedynczo, po
jednej z kącika każdego oka, potem cztery. Teraz już nie wystarczy jeden ruch chusteczki, trzeba
dwóch. Później, tuż przed zakończeniem terapii, słyszę pytanie:
„Czy mogłabym skorzystać z toalety, pewnie okropnie wyglądam. Muszę poprawić makijaż,
nie mogę wyjść na ulicę całkiem rozmazana”. Rzecz jasna, silna kobieta może poprawić sobie
makijaż, korzystając z mojej toalety. Żaden problem. Tak też i czyni, by żadna osoba postronna nie
zauważyła, co musiała przeżyć w trakcie tego seansu. Ponieważ to, co się stało, stało się wbrew jej
woli.
Co się dzieje dalej? Na następny seans pacjentka przychodzi z mocnym postanowieniem
wypłakania się już całkiem otwarcie. Zdała sobie sprawę, że do tej pory płaciła mi głównie za to,
bym uwierzyła jej, że naprawdę jest silną kobietą. Ale na tym etapie analizy zaczęła zauważać, że
coraz częściej chce jej się płakać i zadaje sobie pytanie, dlaczego łzy same napływają jej do oczu.
Nie umie sobie poradzić z tym niechcianym uczuciem. Jest jednak konkretna i rzeczowa, więc
myśli: „Niech ta analityczka coś z tym zrobi, niech pogłówkuje, co począć z tą biedną, ryczącą
babą. W końcu za to jej płacę”. Po czym pakuje do torebki wystarczającą, jak sądzi, ilość
chusteczek higienicznych, puder, krem na obrzęk oczu, róż i - na wszelki wypadek- okulary
przeciwsłoneczne. Upewnia się, że następny seans nie wypada tuż przed ważnym spotkaniem i tak
uzbrojona pojawia się, zdecydowana pokazać swe łzy. Uzbrojona przeciwko łzom.
Najpierw nic się nie dzieje. Mija jeden seans, mija drugi - i nic. Właściwie nie pojawia
się żaden problem, wszystko idzie jak po maśle. I nagle pewnego dnia, w chwili gdy nikt by się
tego nie spodziewał, wystarczy kilka słów, pół zdania, dobiegający zza okna śpiew ptaka, widok
promienia słonecznego igrającego w listowiu, by pojawiły się łzy. Ale tym razem płacz działa
niczym oczyszczający potop. Tym razem pacjentka naprawdę chce się wypłakać. A kiedy silna
kobieta płacze, płacze z goryczą. („Gorycz - co za głupie słowo” - myśli sobie silna kobieta,
zanosząc się łzami.) Zauważa jednak, że płacze gorzko i że te gorzkie łzy sprawiają, że czuje się
coraz lepiej. Nie chce zdusić w sobie tego szlochu, ponieważ w jakiś dziwaczny sposób sprawia on,
że cała się odpręża. I kiedy tak gorzko płacze, zastanawia się - no bo przecież wciąż jest silną
kobietą. I co też sobie pomyśli o niej analityczka, czy może w jakiś sposób zainterweniuje (teraz, w
tej właśnie chwili, gdy silna kobieta chlipie jak nastolatka, gdy nie może się zdobyć na jakąkolwiek
rozsądną uwagę). Później przychodzi jej do głowy myśl o wszystkich znajomych i krewnych -
gdybyż mogli ją teraz widzieć! Lecz płacze dalej, po prostu dlatego, że płacz działa na nią
dobroczynnie, po prostu dlatego, że dobrze jest tak sobie popłakać.
Na szczęście jest już wystarczająco odważna, by zaryzykować tę przygodę ze łzami, toteż
po prostu płacze, mimo że nie potrafi zrozumieć, po co i dlaczego.
Spoglądam na nią przez chwilę, czuję, jak wzbiera we mnie fala ciepła i sympatii, która
pojawia się zawsze wtedy, gdy dopuszcza mnie do samej głębi swych uczuć. Cieszę się że moja
pacjentka zdobyła się wreszcie na odwagę. Jak pięknie !
Wszystko jest na dobrej drodze. „Na miłość boską! - już słyszę jak dobiega mnie głos pełen
irytacji. - O jaką dobrą drogę pani
chodzi?” (chlip). No dobrze, nie denerwujcie się, płaczcie
dalej.
To bardzo ważne, by się porządnie wypłakać. Przekonajmy się
teraz, co dzieje się z
bohaterką naszej bajki.
Bezradność
Skoro już pojawiły się łzy, nasza bohaterka może rozpocząć konfrontację z ojcem. Jeśli ma
„nie pójść do diabła”, musi uczynić następny krok. A zatem pozwala ojcu odrąbać sobie ręce i
traci możliwość samodzielnego życia, możliwość trzymania we własnej dłoni steru swego losu. Z
perspektywy psychologicznej oznacza to, że nasza bohaterka musi zrezygnować z wszelkiej własnej
aktywności. Jedynie w ten sposób będzie mogła się uwolnić od szkodliwego wpływ u ojca na swą
psyche.
Dziewczynka zapoznaje się zatem z własną bezradnością, bajka zaś opisuje ten proces jako
bardzo bolesny. Godząc się na świadome przeżywanie własnego cierpienia, wylewając wiele łez
nad własnym losem, bohaterka bajki sprawia, że diabeł traci nad nią wszelką moc. Jednocześnie
uwalnia się od szkodliwej więzi erotycznej z ojcem, reprezentującej jej aspekt cienia, i wydaje się
na pastwę własnej bezbronności i bezradności.
Ty też musisz udać się do swego ojca, ty również musisz zgodzie się, by odrąbał ci dłonie.
Oczywiście, nie chodzi tu o dokonanie tego w sensie dosłownym. Tym, co mam tutaj na myśli, jest
uświadomienie sobie niebezpiecznego aspektu więzi z własnym ojcem. Jedna z moich pacjentek
śniła w tej fazie analizy następujący sen:
Siedzę z ojcem w jego gabinecie. Na biurku stoi coś w rodzaju gilotynki. Ojciec proponuje
mi zabawę: mam włożyć dłoń w gilotynę. Jeśli przegram, on opuści ostrze. Nie wiem, co robić. To
wszystko wydaje mi się jakieś niesamowite.
Przytoczone tu marzenie senne wyraźnie przedstawia groźny aspekt więzi z ojcem.
Pacjentka zaczęła się zastanawiać, w jakim momencie życia aspekt ten dał o sobie znać w formie
utajonej.
Jeśli chodzi o jej postawę świadomą, była kobietą, która zawsze umiała dać sobie radę,
kobietą zachowującą pełną kontrolę nad własnym życiem. Jeszcze nie odkryła tej małej
dziewczynki, która gdzieś w głębi jej duszy prowadzi niebezpieczną grę z ojcem.
To tyle, jeśli chodzi o przykład. Wracajmy do naszej bajki.
Cóż się zatem stało, gdy w tak dramatyczny sposób załamał się bezpieczny, lecz
neurotyczny świat bohaterki? Bohaterka odrzuca propozycję ojca, obiecującego jej, że przez całe
życie będzie o nią dbał, i odpowiada: „Tutaj nie mogę pozostać. Odejdę stąd, a dobrzy ludzie dadzą
mi wszystko, czego potrzebuję”. Nasza bohaterka porzuca rodzinne gniazdo, gdzie nieświadomie
odgrywała rolę najważniejszej osoby, i wyprawia się w daleki świat, w pełni zdając sobie sprawę
z własnej bezradności. Żeby zdobyć się na podobny krok, musiała wykazać się wielką odwagą.
Dziewczynka bez rąk mówi o pomocy ze strony „dobrych, współczujących” ludzi. Najwidoczniej
ów aspekt zawierzenia swego losu innym jest dla niej istotny.
Postanowienie dziewczynki jest dla nas wskazówką co do rozwoju psychicznego silnej
kobiety. W tej fazie procesu jest bardzo ważne, by obserwować zarówno zmiany zachodzące w
naszej świadomej postawie, jak i to, co dzieje się w realnym życiu. Jeśli chodzi o proces rozwoju
naszej bohaterki, doniosły wydaje się fakt, że w pełni świadoma własnej niemocy wyprawia się w
świat i wcale nie próbuje ukryć swego bólu. Wręcz przeciwnie - ostentacyjnie każe związać sobie
kikuty obu rąk na plecach, wzmacniając w ten sposób motyw bezbronności
Jej zadanie polega na tym, by to, co w jej psyche zaczęło się rozwijać, było widoczne także
w świecie zewnętrznym. Jeśli dziewczynka pragnie się rozwijać, musi okazać gotowość zdania się
na pomoc innych, musi wyznać przed samą sobą i przed innymi własną słabość. Jeśli pragnie stać
się aktywną i samodzielną kobietą, powinna najpierw, niezależnie od tego, jak paradoksalne i
osobliwe mogłoby się to wydawać, zapoznać się z własną biernością.
Silne kobiety, które zawarły znajomość ze swoją wewnętrzną słabą dziewczynką,
najczęściej są do głębi poruszone owymi pokładami poczucia bezradności, jakie w sobie odkrywają.
Ale jeśli ma dojść do integracji cienia, nie pozostaje im nic innego, jak tylko szczerze przyznać się
do własnej słabości. Ta faza terapii wiąże się bardzo często z poważnymi problemami, z jakimi
silna kobieta musi się zmierzyć w swym środowisku społecznym. Musi pokazać, że w swej
bezradności potrzebuje pomocy. Notabene, silne kobiety , które dobrnęły do tej fazy terapii, nie
mają innego wyjścia. Jeśli nawiązały kontakt ze skrywanym dotychczas w cieniu słabym aspektem
swej osobowości, okazuje się, że już po dziurki w nosie mają swojej siły! Zauważają nagle, że
wysłuchiwanie problemów innych ludzi wychodzi im bokiem, przecież one mają własne problemy !
Mają już dość ocierania łez innym, pragną, by wreszcie ktoś osuszył ich łzy!
Ale rola osoby oczekującej pomocy jest dla nich zupełnie nowym doświadczeniem. Także
dla ich bliskich, kochanków, przyjaciółek i przyjaciół. Przecież silna kobieta zawsze uchodziła w
oczach innych za prawdziwą herod-babę i oto nagle okazuje się, że jest słabowitą mimozą.
Pacjentki, które znalazły się w tej fazie terapii, twierdzą, że dochodzi wówczas do zerwania wielu
kontaktów. Przyjaźnie czy związki jednostronnie zbudowane na ich sile znajdują się teraz w fazie
głębokiego kryzysu i niekiedy muszą się zakończyć.
Nie przejmujmy się tym nadmiernie. Jeśli włączymy w nasze świadome życie postać słabej
dziewczynki, otworzą się przed nami perspektywy nowych związków, nowych znajomości,
znajdziemy nowych przyjaciół czy partnerów, którzy wiedzą, co to słabość, i potrafią spieszyć z
pomocą w chwili, gdy się tego od nich oczekuje.
Tak się też dzieje w naszej bajce.
Matka
Ciekawa jest rola, jaką odgrywa w bajce matka naszej bohaterki. Mimo że jej mąż sprzedał
diabłu duszę ich jedynaczki, matka zachowuje się wobec niego solidarnie. Nie urządza mu sceny,
nie robi nic, by wybawić własne dziecko z opresji. Jest bezwolna i bezbarwna, pozwala działać
mężowi. Taka matka również tkwi w zaczarowanym kręgu „klątwy Edypa” i nie potrafi być dla
córki wzorem aktywnej kobiety. Wydaje się, że odgrywanie roli osoby niezależnej i
odpowiedzialnej za siebie nie jest dla niej szczególnie atrakcyjne. Tego rodzaju kobiety często
spotykamy u boku mężczyzn takich jak młynarz - bierne, bezwolne, nieumiejące postawić na
swoim. To właśnie tego rodzaju matki w niemałym stopniu przyczyniają się do tego, że w cieniu
silnej kobiety powstaje obraz kobiecości słabej, podporządkowanej mężczyźnie. Dlatego nasza
bohaterka, jeśli pragnie stać się silną kobietą, musi przeprowadzić generalną rozprawę ze swoim
obrazem matki i wzorcem kobiecości, jaki matka jej przekazała. Proces ten możemy zaobserwować
w następnej scenie bajki.
A zatem nasza bohaterka wkroczyła na drogę indywiduacji. Nieprzypadkowo
dowiadujemy się, że w sadzie jasno świeci księżyc. Księżyc jest symbolem kobiecości, scena w
sadzie wskazuje więc na to, że proces rozwoju od słabej do silnej wewnętrznie kobiety rozpoczyna
się od zasadniczej konfrontacji z archetypową zasadą kobiecości. Przypomnijmy sobie co
powiedzieliśmy w pierwszym rozdziale na temat archetypu: musimy dokonać starannego
rozróżnienia pomiędzy treścią archetypu a jego wartościowaniem. Treść jako taka jest
ponadczasowa, powszechnie obowiązująca, ale jej ocena może się różnić w zależności od kultury i
epoki. Wiemy już, że dziewczynka bez rąk nie odziedziczyła po matce szczególnie atrakcyjnego
obrazu kobiecości. W związku z tym wyobrażenie to musi ulec zmianie. Aby silna kobieta mogła
zaakceptować swą kobiecość, musi uznać ją za coś wartościowego. Przyjrzyjmy się, w jaki sposób
ten proces opisuje bajka.
Nocą, przy blasku księżyca, dziewczynka wchodzi do królewskiego ogrodu, gdzie rosną
grusze - do ogrodu otoczonego wodami. Motyw poświaty księżycowej wskazuje na dwie kwestie:
po pierwsze, jest to aluzja do faktu, że to, co się właśnie dokonuje, dokonuje się w łagodnym
świetle nocy, a nie w pełni blasku dnia. Chodzi tu więc o proces, który dziewczynka przeżywa na
płaszczyźnie nieświadomej. Po drugie, jak już mówiliśmy - księżyc symbolizuje zasadę kobiecą (w
przeciwieństwie do słońca, które ze swym jasnym blaskiem stanowi symbol zasady męskiej).
Również motyw wody poznaliśmy jako aluzję do kobiecości i to z podkreśleniem zasady
macierzyńskiej. Hedwig Beit tak pisze na ten temat: „Woda ma najczęściej znaczenie kobieco-
macierzyńskie jako symbol życia psychicznego płynącego z nieświadomości. Autorka ta nawet w
„scenografii” królewskiego ogrodu widzi odniesienie do kobiecości: a zatem sam ogród pełen
drzew owocowych stanowi symbol macicy, opiekuńczo otaczającej owoc życia. Również gruszki
wiszące na drzewach za sprawą swego kształtu przywodzą na myśl obraz kobiecego ciała. Fakt, że
są otoczone przez wodę, wskazuje na pierwotny symbol macierzyński, na wody płodowe. W
związku z tym omawiana tu scena jest symbolicznym wyobrażeniem macierzyńskich otchłani
duszy ludzkiej.
Nawet jeśli wydaje się to cokolwiek skomplikowane, jestem przekonana, że uda wam się
zrozumieć znaczenie tego obrazu, gdy podążycie dalej za moimi wywodami. Jest to ważne,
ponieważ w obrazie tym kryje się bardzo istotny element siły kobiecej. Kobieta ma bowiem
zdolność dawania i podtrzymywania życia. Ma ona w sobie olbrzym i potencjał, z którego istnienia
powinna zdawać sobie sprawę. W naszych czasach potencjał ten często jest deprecjonowany;
szczególnie wyraźnie widać to w braku szacunku okazywanego kobiecie, która wpisuje słowa
„gospodyni domowa” w rubrykę „zawód”. Profesor uniwersytetu, redaktorka - te profesje cieszą się
uznaniem społecznym, ale „gospodyni” to epitet, który już na wstępie ustawia nas na straconej
pozycji.
A zatem dziewczynka bez rąk nawiązuje kontakt z potężną siłą drzemiącą w każdej
kobiecie. Już sam o bycie kobietą jest równoznaczne z poczuciem tej mocy. Dzięki temu
doświadczeniu dziewczynka może wykonać następny krok na drodze swego rozwoju. Jest bardzo
głodna, gdyż cały dzień nic nie jadła, ale jej zdolność do działania ciągle jest ograniczona. Kikuty
rąk nadal ma związane na plecach, nie może o własnych siłach zaspokoić głodu. Z
psychologicznego punktu widzenia mamy tu do czynienia z obrazem pewnej potrzeby psychicznej,
której świadomość nie potrafi uczynić zadość. Nasza bohaterka zwraca się więc do Boga, modli się
do wyższej mocy, błagając ją o zaspokojenie potrzeby. I oto, patrzcie, pojawia się anioł i pomaga
jej przedostać się do ogrodu.
Anioł
Motyw anioła możemy spotkać w wielu bajkach, warto wiec przedstawić jego znaczenie z
punktu widzenia psychologii głębi. Zwykle anioł pojawia się w sytuacji, gdy nie możemy dać sobie
rady o własnych siłach. Dzięki niemu możemy wykonać następny, decydujący krok. Intuicyjnie
czujemy, że chodzi tu o jakiś cud, ale czy w naszym świecie zdarzają się cuda? Czy wstępując na
drogę indywiduacji, możemy liczyć na cud i na pomoc anioła? Czyż nie jest to jakaś ezoteryczna
bzdura? Otóż psychologia głębi powiada, że nie. Psychologia Jungowska nie
może wprawdzie
wy-rokować w kwestii istnienia aniołów, ale przyjmując jej punkt widzenia możemy twierdzić, że
w duszy ludzkiej zachodzą procesy, które świadome „ja” traktuje jako cudowne, a to dlatego, że
świadomość i racjonalność „ja” nic do nich nie wniosły. Procesy te, wydawałoby się, zachodzą
same z siebie, są nieprzewidywalne, niejako spadają z nieba. Nagłe skojarzenie, jakiś spontaniczny
gest, pozorny przypadek i oto otwiera się przed nami nowa droga. Z tego rodzaju zjawiskami
niewątpliwie każdy z nas już się kiedyś zetknął; w bajce symbolizuje je pojawienie się anioła.
Również w naukach przyrodniczych mamy do czynienia z procesami zachodzącym i bez
udziału człowieka; procesy te w ciągu ostatnich lat intensywnie badano w świetle teorii chaosu i
samoorganizacji. Uczeni uprawiający tę dziedzinę wiedzy zajmują się procesami, w których z
chaosu w sposób samorzutny rodzi się ład, a więc badają np. kursy akcji, wahania populacji
zwierząt, powstawanie huraganów i wirów wodnych. Zjawisko powstawania ładu z chaosu spotkać
można we wszystkich dziedzinach: w biologii, fizyce, chemii, a także w psychice człowieka. Teoria
samoorganizacji określiła ten fenomen mianem „emergencji”. Polega on na tym , że oto powstaje
coś nowego, coś, co nie jest jedynie sumą składników stanu wcześniejszego.
Możemy zatem stwierdzić, że chodzi tu o akt stworzenia. Carl Gustav Jung, prowadząc
badania psyche ludzkiej, nie znał jeszcze współczesnych teorii przyrodniczych, nie mógł więc ująć
swych odkryć w powszechnie uznane kategorie, za pomocą których dzisiaj możemy opisywać te
zjawiska.
Zjawisko określane obecnie mianem „emergencji” Jung nazwał „funkcją transcendentną ”.
Chodziło mu przy tym o fakt, że w psyche ludzkiej może się dokonać zmiana nastawienia
przynosząca rozwiązania przekraczające to, co w danej sytuacji mógłby zaoferować rozsądek. Oto
pewnego razu rozmawiacie z kimś o problemie, zdawałoby się, nie do rozwikłania. Po jakimś
czasie spotykacie osobę, z którą wówczas rozmawialiście.
„No i jak sobie poradziłaś? - pada pytanie. - Zrobiłaś to, czy też zdecydowałaś się na coś
innego?”. „Ach - odpowiadacie. Ani jedno, ani drugie. Wszystko przybrało całkiem inny obrót.
Zaraz ci opowiem ...”.
Jung odkrył, że już sama próba nawiązania kontaktu z nie świadomością może przyczynić
się do pobudzenia procesu indywiduacji. Na początku niepodobna przewidzieć, w jaki sposób
rozwinie się człowiek, ponieważ jego rozwój przebiega częściowo bez udziału jego świadomego
„ja”. To właśnie dlatego niektórzy ludzie boją się psychoanalizy. Droga indywiduacji jest często
całkowicie nieprzewidywalna. Stąd też Jung opisał psyche ludzką jako system zdolny do
samoorganizacji, a jego metoda psychoterapeutyczna uwzględniała ów fakt. W swoim czasie
zasłużył sobie w ten sposób na opinię szaleńca. Spośród wielu metod znanych współczesnej
psychoterapii to właśnie jego metoda najlepiej odpowiada aktualnemu stanowi wiedzy na temat
sposobu funkcjonowania systemów ożywionych.
Po tej naukowej dygresji na temat motywu anioła możemy zająć się tym, co posłuży
lepszemu zrozumieniu bajki o dziewczynce bez rąk.
A zatem zastanówmy się, jakie znaczenie ma modlitwa. Bohaterka naszej bajki rozumie, że
dla gnębiącego ją problemu nie ma racjonalnego rozwiązania, i właśnie świadomość tego
umożliwia jej zainicjowanie procesu samoorganizacji wewnętrznej. Notabene, wcale nie trzeba od
razu modlić się do brodatego Boga Ojca. Stan psychiczny, o którym tutaj mówimy, można osiągnąć
równie dobrze na drodze medytacji.
Doświadczenie wewnątrz psychicznej samoorganizacji często wydaje się naszemu
zdrowemu rozsądkowi prawdziwym cudem, toteż niejednokrotnie wyraża się je w formie symbolu
religijnego. W przypadku omawianej tu bajki pojawia się więc postać śnieżnobiałego anioła, który
pomaga dziewczynce przejść przez wodę i dostać się do ogrodu.
Pierwotna siła kobieca
W ogrodzie dziewczynka nawiązuje kontakt z archetypową kobiecością, z pierwotną siłą
kobiecą, która została zdeprecjonowana przez naszą patriarchalną kulturę. Spożywając owoc z
drzewa, otrzymuje od archetypowej matki energię psychiczną.
Owa archetypowa matka, jak wszystkie archetypy, tkwi w duszy każdego człowieka, każdej
kobiecie zaś dana jest dyspozycja do matkowania i do macierzyństwa. Możliwość utożsamienia się
z akceptowaną przez siebie rzeczywistą matką stanowi przesłankę rozwiązania edypalnego związku
z ojcem. Nawet jeśli życie odmówiło dziewczynce bez rąk matki, która byłaby dla niej wzorem
kobiety, to jednak, jeśli pragnie odzyskać zdrowie psychiczne, zawsze może nawiązać kontakt z
archetypem, do którego doprowadzi ją nieświadomość zbiorowa. Mimo że nasza bohaterka nie
miała matki, która przygotowałaby dla niej bazę rozwoju osobowości, to przecież w sobie samej
może znaleźć matkę archetypową.
W jaki sposób moglibyśmy wyobrażać sobie kontakt z archetypową matką w życiu
codziennym, kontakt umożliwiający nam nawiązanie pozytywnej więzi z kobiecością?
Przewartościowanie kobiecości może się dokonać na wielu płaszczyznach.
Na przykład jedną z moich pacjentek w tej fazie analizy nawiedził sen, w którym ktoś
zażądał, by zdjęła z siebie złotą biżuterię i założyła srebrną. Ponieważ osoba ta nie wiedziała nic o
symbolice srebra i złota, niewiele mogła z tego zrozumieć.
Wyjaśniłam jej, że srebro jest symbolem kobiecości, a złoto męskości, po czym spytałam ją,
czy dysponując tymi informacjami może dostrzec jakiś związek pomiędzy marzeniem sennym i
własnym życiem. Owszem, teraz potrafiła. Tak naprawdę najbardziej lubiła srebrną biżuterię, ale
gdy występowała publicznie, zakładała złotą, uważała bowiem, że w ten sposób „lepiej się
prezentuje”. Obawiała się, że w srebrze robi wrażenie słabej kobiety, nie potrafiącej dopiąć swego.
Właśnie w tej fazie analizy podjęłyśmy pracę nad archetypową kobiecością, a zwłaszcza nad
problemem kobiecej siły. Pacjentka miała wówczas przed oczami obraz własnej matki, kobiety
wiecznie niezadowolonej, hipochondrycznej, prześladującej otoczenie swymi zmiennymi
nastrojami.
W tym okresie pacjentka zaczęła szukać obrazów i fotografii kobiet ucieleśniających
poczucie siły, z wolna też zaczęła formować w głębi własnej duszy nowe wyobrażenie kobiecości.
W realnym życiu istotnie przestała nosić złotą biżuterię. pojawiała się publicznie w
ulubionym srebrze i z tego faktu czerpała specyficzną siłę, która nadała jej osobowości więcej
charyzmy, więcej indywidualności, niż mogłaby jej nadać „ukryta” siła męska symbolizowana
przez biżuterię ze złota.
Inna pacjentka śniła w tej fazie analizy o Nilu, o życiodajnej rzece Egiptu. o kobietach z
szerokimi biodrami i wielkimi piersiami. A zatem w tym przypadku motywy marzenia sennego nie
wiązały się z żadnym rzeczywistym doświadczeniem, chodziło raczej o ogólną postawę wobec
płodności, siły związanej z możliwością dawania życia oraz z przeżywaniem tej siły jako części
mocy kobiecej. W rezultacie zajmowania się tą problematyką pacjentka z wolna ukształtowała w
sobie całkiem inne poczucie własnego ciała. Odtąd czuła się całkiem dobrze ze wszystkimi
krągłościami, nawet z nadwagą i dużym brzuchem. Ba, zapisała się na kurs tańca brzucha! Jej ruch
y stawały się coraz bardziej miękkie i harmonijne, kobiecość zaczęła żyć w jej ciele w formie, którą
sama uznała za atrakcyjną i dodającą siły.
Inna pacjentka śniła o trzech starszych paniach, które bardzo energicznie pomagały jej przy
remoncie sklepu. Zauważmy w tym miejscu, że w naszej kulturze ludzie starsi są bardzo
niedowartościowani (dotyczy to zwłaszcza starszych kobiet).
Bo cóż one mogą robić pożytecznego? Przesiadują w cukierniach, objadając się
napoleonkami, jeżdżą na tanie wycieczki autokarowe i kupują koce z wielbłądziej wełny, dobre na
reumatyzm. Tak według stereotypowych wyobrażeń wygląda życie emerytki. Ale w wielu
kulturach nieeuropejskich wcale tak nie jest. Marzenie senne mojej pacjentki wskazywało więc na
to, że posiadają wiele energii, umiejętności i mądrości, wystarczająco dużo, by pozytywnie
przyczynić się do ukształtowania jej życia. Podczas gdy matka pacjentki wiodła życie jałowe i
pozbawione sensu, starsze panie, które pojawiły się w marzeniu sennym, udowodniły jej, że istnieją
też inne modele starości i kobiecości.
Mam nadzieję, że za pomocą tych przykładów udało mi się pokazać, jak bardzo różnorodne
formy przybiera w indywidualnym przypadku nawiązanie kontaktu z archetypową kobiecością. Tak
czy owak zawsze mamy wówczas do czynienia z przewartościowaniem zasady kobiecej w tym
sensie, że dochodzi do uznania jej pozytywnej siły, która zaczyna wywierać wpływ na
ukształtowanie naszego życia. „Ale ja nie mam takich snów! - powiecie. - Te historyjki są, owszem,
fajne, ale nie mają nic wspólnego ze mną ”. Nie szkodzi. Jeśli rzeczywiście podane przykłady nie
przemawiają do was, zacznijcie swoje doświadczenie z archetypową kobiecością z innej
perspektywy. Psychologia Jungowska przyjdzie wam z pomocą.
Symbol
Psychologia Jungowska zebrała wiele doświadczeń odnośnie tego, jakie procesy psychiczne
może wyzwolić w człowieku kontakt z symbolem. Być może czytając fragment bajki, w którym
mowa jest o wyspie skąpanej w księżycowej poświacie, znalazłyście się pod wpływem nastroju,
którego niepodobna opisać słowami. Być może uległyście jego oddziaływaniu. To dobrze.
Jung odkrył, że w nieświadomości zachodzą procesy leczące, i to nawet wtedy, gdy nie
sposób ująć ich w słowa. Już sam kontakt z symbolem może mieć znaczenie terapeutyczne.
Jak to się dzieje? Symbole są w stanie dotrzeć do znacznie głębszych pokładów duszy niż
słowa. Symbole mają tę właściwość dlatego, że są stare jak świat i zawierają wiele warstw
ludzkiego doświadczenia. Kiedy spoglądacie na drzewo, myślicie nie tylko o słowie „drzewo” - o to
bowiem pojawiają się w was uczucia; być może wasze ciało reaguje na ten obraz w jakiś
specyficzny sposób. Spokojne spoglądanie na drzewo może wywołać w człowieku nastroje, które
mają wpływ na jego późniejsze działanie. Coś podobnego przeżywamy na przykład patrząc na
zachód słońca, morze skąpane w krwawym blasku, albo obserwując zwierzę, które z nieznanych
powodów nas fascynuje.
Kiedy patrzycie na fale morskie, doświadczacie podobnego uczucia, jakiego doświadczał
spoglądający na nie pierwszy człowiek. Jest to uczucie wspólne wszystkim ludziom
kontemplującym ten widok. Jeśli więc wiecie, jak czuje się człowiek obserwujący kota leżącego w
cieple południowego słońca, jeśli umiecie sycić się widokiem gry światła na kocim brzuchu,
regularnym rytmem wdechów i wydechów, wówczas możecie być pewni, że we wszystkich
kulturach znających koty ludzie obserwowali podobne sceny i doznawali tego samego uczucia
błogiego spokoju. Ta wiedza o prastarym oddziaływaniu różnych procesów na psyche ludzką
znalazła odzwierciedlenie w obrazach symbolicznych przekazywanych w bajkach, mitach i
rytuałach rozpowszechnionych na całym świecie, przekazywanych z pokolenia na pokolenie.
Jeśli pragniemy się dowiedzieć, co oznacza obraz wyspy, wód i gruszy skąpanych w
księżycowej poświacie, wystarczy pogrążyć się w sobie: już sam wewnętrzny kontakt z symbolem
wyzwala w człowieku proces terapeutyczny. Nie trzeba tu żadnego języka, który potrafiłby oddać
to, co zachodzi w psyche ludzkiej w chwili, gdy pogrąża się ona w obrazach opisywanych przez
bajkę. Jeśli chcesz nawiązać więź z archetypową kobiecością, nie musisz czytać uczonych książek.
Spójrz na naturę, zajmij się na przykład obserwacją krowy. Ja sama w trakcie tej fazy własnej
analizy spędziłam długie godziny, przyglądając się stadu krów pasących się na łące. O niczym
wówczas nie myślałam, tylko patrzyłam. Spoglądałam w aksamitne krowie oczy, pozwalałam, by
zwierzęta podchodziły do mnie i lizały mnie chropawymi językami, czułam ich przeniknięty
mocnym aromatem traw oddech. Obserwowałam spokojne kroki zwierząt pewnie poruszających się
po pastwisku, spoglądałam na ciężarne matki i nic więcej nie było mi potrzebne. Do dzisiaj nie
jestem w stanie oddać za pomocą słów tego, jak ważne było dla mnie przyglądanie się krowom.
Zresztą mówienie o tym nie jest aż takie istotne. To, co wówczas miało się stać w mojej duszy,
niewątpliwie się stało.
Kultury archaiczne zachowały prastarą wiedzę o terapeutycznej sile symboli i umieją ją
zastosować w procesach leczniczych. My, ludzie „cywilizowani”, musimy się tego od nowa
nauczyć.
Dla wszystkich, którzy pragną nawiązać więź z archetypową kobiecością, oznacza to
potrzebę poszukiwania dawnych symboli archetypowej zasady żeńskiej. A więc, jeśli już jesteśmy
pewne, że chcemy ów kontakt nawiązać, pojedźmy na urlop na przykład na Maltę, gdzie znajdują
się ruiny dawnych świątyń bogini płodności. Świątynie te wkopane są w ziemię, nie wznoszą się
dumnie niczym patriarchalne kościoły. Zbudowane zostały na planie koła, są zatem okrągłe i
zwarte. Wystarczy spędzić tam trochę czasu.
Albo inaczej: zainteresujmy się obrazami czy posążkami bogini płodności, które spotkać
można w każdym zakątku ziemi. Jeśli i to wam nie odpowiada, zapiszcie się na kurs gry na
afrykańskich bębnach, idźcie na lekcje salsy. Zajmujcie się kulturami, które zdołały przechować
pierwotną wiedzę o archetypowej kobiecości. Nie musicie niczego rozumieć, tutaj wystarczy samo
działanie, a wtedy zauważycie, że z wolna zaczynacie się ubierać inaczej, że poruszacie się w inny
sposób niż dotychczas, że inaczej czujecie własne ciało. Stanie się to samo z siebie, nie musicie
dorabiać do tego żadnej ideologii.
Spróbujcie, a efekty na pewno się pojawią. Kobiecość stanie się wówczas dla was czymś
bardzo cennym.
Gdy kobieta zaczyna zmieniać stosunek do własnej kobiecości, zmienia się także aura, jaka
ją otacza. Rzecz jasna natychmiast zauważają to mężczyźni. Dlatego również w naszej bajce
nadszedł moment, gdy powinien pojawić się król.
Z nadejściem mężczyzny następuje zmiana nastawienia naszej bohaterki. Dziewczynka bez
rąk wyrzeka się swej niewinności i czyni coś zakazanego.
Zakaz
Król, do którego należy ogród, zauważa, że na drzewie brakuje gruszki. Następnej nocy
staje zatem na czatach, aby się przekonać, kim jest złodziej. Albowiem to, w jaki sposób ogrodnik
opisał mu akt kradzieży, pozwala wysnuć wniosek, że nie chodzi tu o zwykły rabunek, lecz
o coś nadzwyczajnego, czego nie można mierzyć normalną ludzką miarą. Ogrodnik uważa
dziewczynę za ducha, ponieważ towarzyszy jej anioł. Król zwraca się zatem do dziewczynki bez
rąk, ta zaś wyjaśnia mu swoją sytuację. I oto, proszę, król nie osądza jej, rozumie jej położenie.
Obraz kradzieży jest dla nas ważną wskazówką dotyczącą procesu przemiany słabej
dziewczynki w silną kobietę. Kobiety, które zaczynają ugruntowywać swą pozycję w społe-
czeństwie, które odważają się żyć podług własnych praw, muszą się również zdobyć na odwagę
czynienia rzeczy „zakazanych”, i to w realnym świecie zewnętrznym, nie tylko w fantazji. Gdy
zdobędą się na akt przekroczenia prawa, towarzyszyć im będzie anioł, który, podobnie jak nad
dziewczynką bez rąk, roztoczy nad nimi parasol ochronny. Bajka, poświęcając temu motywowi tak
dużo miejsca, podkreśla fakt, że w wypadku kradzieży gruszki chodzi o akt zbawczego naruszenia
wszystkich obowiązujących danej sytuacji norm. Jeśli mówimy o zakazanych rzeczach, które
powinny czynić kobiety, to oczywiście nie mamy na myśli niepłacenia za owoce wyniesione
ukradkiem z supermarketu.
Chodzi tu o przekraczanie norm świata patriarchalnego, o niezważanie na wszystkie te
zakazy, które - głęboko zakodowane w tak zwanym „poczuciu przyzwoitości ” – hamują naturalny
rozwój duszy kobiecej.
Typowy dialog pomiędzy analityczką a jej pacjentką, rozmowa na temat owych zakazów,
ma zazwyczaj mniej więcej taki oto przebieg:
PACJENTKA: Ach, najchętniej zrobiłabym to i to ....
ANALITYCZKA: To dlaczego pani tego nie robi?
PACJENTKA: No, wie pani, przecież to wcale nie takie proste...
ANALITYCZKA: Ale dlaczego ? Kto pani tego zabrania?
PACJENTKA: Właściwie nikt, ale przecież tak się nie postępuje.
ANALITYCZKA: A co by się stało, gdyby pani to jednak zrobiła?
W tej chwili pacjentka zaczyna się zastanawiać, co by się stało, gdyby naprawdę zrobiła to,
na co ma ochotę, i czy przypadkiem urzeczywistnienie pewnych elementów jej fantazji nie byłoby
możliwe. W trakcie tego procesu pacjentka przekracza własne zakazy wewnętrzne, które dotych-
czas determinowały jej działanie w formie powszechnie obowiązujących maksym w rodzaju:
„Człowiek powinien...”, „Człowiek nie powinien...”, „Przecież to nie wypada...”. Pacjentka
początkowo nie kwestionuje tych norm ani nie zastanawia się na temat ich słuszności. Ale wkrótce
pojawia się krytyczna refleksja i w tej samej chwili osoba ta zaczyna formułować własne normy i
potrzeby. Odtąd to właśnie one staną się miarą jej postępowania. Pacjentka czyni zatem rzeczy,
których dotychczas rzekomo nie miała prawa uczynić. W nagrodę za odwagę może się przekonać,
że wszystko, co dotychczas wydawało się jej niewłaściwe i wywoływało w niej poczucie winy,
wcale takie nie jest. Jeśli pacjentka nie odważy się na ten krok, w jej życiu nic się nie zmieni,
pozostanie pod wpływem starego świata patriarchalnych norm .
Zatem nasza bohaterka uczyniła trzy zasadnicze kroki drodze swego rozwoju:
• uświadomiła sobie swoją słabość, przyznała, że potrzebuje pomocy innych ludzi i zwróciła
się w tej sprawie do świata zewnętrznego;
• nawiązała kontakt z dobroczynnymi siłami żywiołu kobiecego;
• zaczęła się kierować w swoim postępowaniu własnymi potrzebami.
W tym momencie dochodzimy do tematu „partnerstwa”
- oto pojawia się człowiek
gotów pomóc dziewczynce bez rąk. Gdybyśmy odnieśli ten fakt do życia silnej kobiety, byłby to
silny mężczyzna, który dostrzega jej potrzebę ochrony i adekwatnie do tego reaguje. A więc król
pojął dziewczynkę za żonę, kazał jej zrobić srebrne ręce i pokochał ją z całego serca.
Ale słaba dziewczynka, która pragnie przejść proces przemiany w silną kobietę, nie może
zatrzymać się na tym etapie związku. Prawdziwa silna kobieta nigdy by tego nie zrobiła. Nawet
jeśli w tym stadium rozwoju psychicznego, który obserwujemy na przykładzie dziewczynki bez rąk,
znajdzie odpowiedniego partnera, nie będzie mogła zostać na trwałe szczęśliwa. Z naszą bohaterką
sprawa przedstawia się podobnie.
Ambiwalencja
Bajka powiada, że silne kobiety mają rację, pozwalając dojść do głosu tej ambiwalencji,
albowiem sposób, w jaki żyje nasza bohaterka na dworze królewskim, nie może stać się ostateczną
wizją spełnionego partnerstwa. Proces rozwoju słabej kobiety nie może się zatrzymać na tym
stadium. Eugen Drewermann w swojej interpretacji tej bajki powiada, że król po prostu
rozpieszczał dziewczynkę bez rąk, wychodząc tym samym naprzeciw jej pasywności. Równo-
cześnie uniemożliwiał jej zainicjowanie własnej aktywności. W tej sytuacji nasza bohaterka
pozostaje uzależniona, nigdy nie stanie się autonomicznym indywiduum. Żyje niczym w złotej
klatce. Drewermann zauważa, że wiele związków małżeńskich przybiera taką formę: mężczyzna
ma utrzymankę, która w zamian oddaje się mu i pozwala postrzegać siebie jako urzeczywistnienie
kobiecości, płacąc za luksus utratą niezależności. Cały jej zysk sprowadza się do tego, że może
sobie pozwolić na spokojne, zgodne z obowiązującymi normami życie, nie narażając się na przykrą
konieczność brania na siebie odpowiedzialności i ponoszenia konsekwencji swych czynów. Na
konieczność, z którą wcześniej czy później muszą się zmierzyć ludzie aktywnie kształtujący własne
losy.
Męża naszej bohaterki charakteryzuje wiele cech typowych dla obrazu ojca. A więc, pojął ją
za żonę tylko dlatego, że była pobożna i bezradna. Jej zdolność do działania jest wciąż ograniczona,
wyraża się zaś w symbolu sztucznych rąk wykonanych ze srebra. Co prawda kobiecość w psyche
naszej bohaterki została oceniona pozytywnie w chwili spotkania z archetypową matką w
królewskim ogrodzie, gdzie otrzymała od niej typowo kobiecą zdolność dawania i podtrzymywania
życia, ale aspekt macierzyński jest jednak przecież tylko jednym z elementów kobiecości.
Kobiecość nie sprowadza się wyłącznie do krągłości ciała, zdolności do poświęcenia i płodności.
Archetyp kobiecości ma również zdolność aktywnego działania, poszukiwania przestrzeni
swobodnego rozwoju, wywierania wpływu na otoczenie. Archetypowa kobiecość nie musi się
ograniczać do matkowania i pielęgnowania w czterech ścianach domu.
Nasza bohaterka nie wykonała jeszcze kroku na drodze wiodącej do odkrycia tej prawdy,
toteż pewne sprawy deleguje na swego męża. To właśnie on jedzie na wojnę, walczy, zdobywa. To
on korzysta ze swobody podróżowania po świecie i przeżywania przygód w dalekich krajach. Wiele
kobiet, które w trakcie analizy odkryły tkwiącą gdzieś w głębi duszy tęsknotę do dającego im
poczucie bezpieczeństwa związku z mężczyzną zauważa jednocześnie paniczny lęk przed utratą
własnej wolności. Pojawia się on jeszcze zanim zdążyły spotkać mężczyznę swoich marzeń.
Ponieważ ich nieświadomość zdominowana jest wciąż przez tradycyjne wzorce, są przekonane, że
poczucie bezpieczeństwa i ciepło domowego ogniska wiążą się nierozłącznie z koniecznością
złożenia w ofierze wolności.
Silne kobiety, nawet wtedy, gdy już na tyle daleko zaszły w procesie rozwoju
wewnętrznego, że bez obaw myślą o związku z silnym mężczyzną, zaczynają zachowywać się w
sposób paradoksalny, gdy sprawa staje się poważna. Kiedy pojawia się kwestia zamieszkania pod
jednym dachem , gdy na porządku dziennym staje problem potomstwa, gdy partner nieśmiało
wspomni o małżeństwie, psyche silnej kobiety bynajmniej nie reaguje spontaniczną radością.
Dopóki drzemiąca gdzieś w głębi duszy postać cienia kojarzy sobie związek z mężczyzną z
koniecznością ofiary i utraty wolności, o wspólnym życiu nie ma mowy. Albowiem ruch
emancypacji wraz z wieloma innymi pozytywnymi zdobyczami przyniósł także wyobrażenie
kobiety, która wreszcie może czuć się całkowicie wolna, może swobodnie podróżować, przeżywać
przygody w dalekich krajach, czyli może to wszystko, co dotychczas było zastrzeżone dla
mężczyzn. Te cenne zdobycze kobiety pragną rzecz jasna zachować za wszelką cenę.
Skomplikowane oddziaływanie owej ambiwalencji uczuć przejawia się w przypadku silnej
kobiety w ten sposób, że na pierwsze próby nawiązania bardziej trwałego kontaktu reaguje w
sposób niezrozumiały dla partnera. Nagle staje się opryskliwa, wycofuje się w głąb siebie, odkrywa
w mężczyźnie tysiące drobnych niedoskonałości, jednym słowem czyni wszystko, byleby tylko
znaleźć pretekst pozwalający jej odrzucić wszelkie próby zbliżenia. Partner nagle okazuje się
człowiekiem nieporządnym lub pedantycznym. Albo wszędzie zostawia brudne skarpetki, albo
składa je tak dokładnie, jakby cierpiał na jakieś natręctwa.
Albo nigdy nie pamięta o tym, by zakręcić tubkę z pastą do zębów, albo znowu jak oszalały
pucuje armaturę w łazience. Albo spędza za dużo czasu przy garach, albo nie sposób spotkać go w
kuchni. Albo ciągle ją o coś pyta, albo nigdy nie przejawia ani śladu zainteresowania. A to zasypuje
ją kwiatami, a to nigdy nie zdobędzie się nawet na stokrotki. Nie umie prowadzić psa
na
smyczy. Nie zachowuje się właściwie w obecności sąsiadów.
Jednym słowem, cokolwiek by zrobił, i tak będzie źle. W tej fazie związku mężczyźni
często reagują ucieczką.
Wiele kobiet po prostu wystawia ich walizki za drzwi. Być może i wy kiedyś to zrobiłyście.
Jeśli zauważam u którejś z moich pacjentek oznaki kryzysu przejawiającego się w tym, że nie
zostawia na swym partnerze suchej nitki, oskarżając go o wszelkie możliwe wady, namawiam ją, by
nie podejmowała decyzji co do dalszych losów swego związku, dopóki nie przejdzie do następnej
fazy analizy. Często się zdarza, że kobiety znajdujące się w tej fazie rozwoju psychicznego nie są w
stanie właściwie ocenić swojej sytuacji, ponieważ znajdują się w samym centrum chaosu
emocjonalnego. Jeśli wraz ze mną zechcecie podjąć dalszą analizę bajki o dziewczynce bez rąk,
przekonacie się, co musi się stać, by można było usunąć tę ambiwalencję. W tym miejscu
przyjrzyjmy się dokładniej naturze kryzysu, jaki nastąpił w związku naszej bohaterki.
Kryzys związku
Król wyjeżdża na wojnę, a podczas jego nieobecności żona rodzi mu syna. Marie-Louise
von Franz tak pisze o tej sytuacji:
„Kobieta udowodniła, że jest płodna i w pewnym sensie wywiązała się z zadania, jakie
stawia przed nią normalne życie; ale gdzieś w niewidocznym tle rozgrywa się dalszy dramat.
Dramat ten rozgrywa się w nieświadomości kobiety, a to co się tam dzieje, przybiera
wszelkie cechy dzieła zniszczenia.
O to bowiem w rozgrywce na powrót pojawia się diabeł. Posłaniec ma przynieść królowi
wieść o szczęśliwych narodzinach dziecka, ale diabeł korzysta z okazji i zastawia na gońca sidła.
W rezultacie król otrzymuje diabelską wiadomość o bękarcie.
Zrozpaczony król nie odrzuca małżonki. Prosi matkę, by miała oko na dziecko do chwili,
gdy powróci do domu i osobiście wyjaśni sytuację. Ale posłaniec znowu zasypia, diabeł znowu
podmienia listy. Diabelskie posłanie brzmi: „Zabij królową i dziecko”.
Z psychologicznego punktu widzenia wędrówkę gońca tam i z powrotem z podmienionymi
listami należy rozumieć jako informację, że doszło do zaburzenia procesu komunikacji.
Śpiący posłaniec to symbol wyłączenia świadomości, co stwarza idealne warunki do
projekcji. I oto widzimy, jak powstaje cały ciąg nieporozumień, przy czym zachodzą one na
płaszczyźnie nieświadomej. Związek nieuchronnie pogrąża się w kryzysie, albowiem diabeł,
maczając palce w komunikacji pomiędzy królem i królową, zafałszowuje ich relację. Jaka jest
rzeczywista treść informacji przekazywanej przez diabelskiego posłańca?
Przyjrzymy się dokładniej tym aspektom kobiecości, z których nasza bohaterka jeszcze nie
zdaje sobie sprawy.
Diabelskie posłanie mówi o bękarcie. Chodzi tu o fantazję królowej, że spała z innym
mężczyzną, a zatem o fantazję o zdradzie. Z nieświadomości naszej bohaterki zamkniętej w złotej
klatce, całkowicie uzależnionej od swego męża, odszczepia się pewna część i wyraża życzenie
poznania innych mężczyzn, i to poznania w znaczeniu seksualnym. W motywie tym odkrywamy
motyw wolności jako takiej, przede wszystkim jednak chodzi o swobodę seksualną. Diabelskie
posłanie porusza pragnienie nienależenia do żadnego mężczyzny, życzenie cieszenia się
możliwością dzikich łowów na podobieństwo amazonek. Chodzi tu o seksualny aspekt kobiecości,
o namiętność, którą dziewczynka bez rąk w sobie tłumi. Król reaguje na ten skok w bok z pełnym
zrozumieniem. Mimo że wiadomość o zdradzie wprawia go w przerażenie i rozpacz, to jednak
poleca matce troskę o żonę, aż do chwili, gdy wróci z wojny do domu. Chciałby osobiście wyjaśnić,
co się stało, chciałby porozmawiać z żoną o tym, co właściwie zaszło. Jak mogło dojść do tego, że
konflikt psychiczny rozgrywający się w głębi duszy naszej bohaterki, tak destrukcyjnie wpłynął na
jej związek, mimo że mąż darzył ją szczerą miłością i gotów był okazać jej wiele cierpliwości?
Projekcja
Przypomnijmy sobie to, czego dowiedzieliśmy się o projekcji.
Proces projekcji powoduje, że niektóre treści naszej psychiki przenosimy na świat
zewnętrzny, że postrzegamy je u innych, a nie widzimy ich u siebie. Imputujemy zatem innym
ludziom zamiary i motywy, jakie w rzeczywistości sami żywimy. W wypadku omawianej tu bajki
niezwykła skądinąd reakcja króla nie dociera do dziewczynki bez rąk, albowiem diabeł - w tym
wypadku symbol procesu projekcji – macza palce w tej rozgrywce i tak nią pokierował, że
rozsądna, empatyczna i niewątpliwie znamionująca się nadrzędnym rozumieniem odpowiedź króla
zamieniła się w rozkaz zgładzenia żony i dziecka. Spójrzmy na to tak: nasza bohaterka, czując
wzbierające w sobie pragnienie wolności, tłumi je, a dosłownie - zabija. Ale ponieważ za sprawą
projekcji nie może dostrzec tego pragnienia u siebie, imputuje je własnemu mężowi projektuje swe
nieświadome życzenie na partnera. Prawdziwa postawa króla mocą konfliktu psychicznego
rozgrywającego się w duszy dziewczynki bez rąk zostaje fałszywie zinterpretowana, zniekształcona
aż do skrajności.
Silne kobiety, które znalazły się na tym etapie procesu rozwoju psychicznego, postrzegają
mężczyzn całkowicie nierealistycznie, ale nie umieją przyznać, że w ich osobowości drzemią
dzikie, nieokiełznane siły skupione w postaci nie wyemancypowanej słabej dziewczynki. Tęsknota
za wolnością pozostaje jednak w sferze psyche nieświadomej, a wyobrażenie, zgodnie z którym
urzeczywistnienie pędu do wolności stanowi czyn zakazany, zostaje wyprojektowane na partnera.
W tej fazie rozwoju silnej kobiety mężczyzna może mówić, co tylko mu przyjdzie do głowy, a i tak
wszystkie jego słowa obrócą się przeciwko niemu. Pacjentki, które przechodzą u mnie analizę,
często składają następujące oświadczenia:
PACJENTKA: Chce się ze mną ożenić! Dobre sobie! No pewnie, chciałby ze mnie zrobić
kurę domową, która siedzi w domu, gotuje obiad i tylko czeka, aż się pojawi pan i władca! Ja mam
wychowywać dzieci i leżeć u kosmetyczki, żeby mu się podobać, a on będzie odkrywał rolę macho.
Chyba coś mu się pomyliło!
ANALITYCZKA: Ale jak pani wpadła na pomysł, że partner żywi względem pani takie
zamiary? Czy mówił coś na ten temat?
PACJENTKA: Oczywiście, że nie, przecież nie jest aż tak głupi! Ale ja dokładnie wiem ,
co on knuje. Czuję to przez skórę!
ANALITYCZKA: Aha, czuje pani... Ciekawe. Proszę kontynuować. Co dokładnie pani
czuje?
Jeśli wszystko pójdzie dobrze, w trakcie dalszej pracy analitycznej pacjentka sama
stwierdzi, że to właśnie ona wlecze za sobą staroświeckie wyobrażenia życia małżeńskiego. Jeśli
porozmawia otwarcie z partnerem, w większości wypadków okaże się, że całkowicie zgadza się on
co do tego, że jako jego żona ma ona prawo dalej wykonywać swój zawód, że prace domowe i
zajęcia związane z wychowaniem dzieci dzielić będą po połowie i że wcale nie musi się godzić na
odgrywanie roli kury domowej. A wtedy przyjdzie jej stwierdzić, że przez cały czas niczym Don
Kichot toczyła walkę z wiatrakami i że niewiele brakowało, a doprowadziłaby do destrukcji swego
związku.
Jeśli jednak słaba dziewczynka ma się stać silną kobietą, proces rozwoju musi pójść jeszcze
dalej. A zatem, gdy moja pacjentka już zdoła sobie uświadomić, że nie kto inny, lecz to właśnie ona
tkwi w kręgu staroświeckich wyobrażeń, oznacza to, że doszliśmy do etapu, na którym jej związek
partnerski uzyskuje praw o dalszego istnienia. Jeśli jednak związek ten ma być trwały, kobieta musi
się jeszcze nauczyć, w jaki sposób rozwiązać konflikt pomiędzy pragnieniem wolności i potrzebą
bezpieczeństwa.
Być może brzmi to mętnie, być może wciąż jeszcze nie wiecie, o co chodzi. Trochę
cierpliwości! Bajka dziewczynce bez rąk daje nam wskazówki.
Strategia matki królewskiej
W tym miejscu do akcji wkracza matka królewska i pomaga naszej bohaterce wybrnąć z
opresji. Przede wszystkim nie podporządkowuje się rozkazowi, który pozornie wyszedł ze świata
mężczyzn, a tak naprawdę pojawił się za diabelskim podszeptem w sercu kobiety, to znaczy wyłonił
się w formie żywego w jej psychice wyobrażenia męskości. Matka króla każe zabić sarnę; w ten
sposób ratuje naszą bohaterkę i jej dziecko. Na początku bajki mamy do czynienia z całkowicie
bierną postacią matki, z matką bezsilną, która bezkrytycznie popiera swego męża i jedynie
przyjmuje do wiadomości to co dociera do niej ze świata męskiego. W drugiej części bajki, w
ogrodzie królewskim, pojawia się element ożywczego płodnego pierwiastka macierzyńskiego.
Postać kobiety, która zaczyna działać w trzeciej części, przedstawia następny ważny aspekt
kobiecości.
Królewska matka symbolizuje kobietę wyposażoną w pełnię władzy. Jest matką króla, a
więc kimś nadrzędnym wobec mężczyzny-prawodawcy. Jest wystarczająco suwerenna, by
przeciwstawić się męskim nakazom. Jest prawdziwą kobietą, gotowa zareagować, gdy wydarza się
coś, co jej zdaniem jest niewłaściwe. Z psychologicznego punktu widzenia mamy tu do czynienia z
dalszą zmianą postawy naszej bohaterki wobec wewnętrznego obrazu męskości. Zasada kobieca
postanawia czynnie się bronić. Przed kim ta obrona? Przed diabelskim posłaniem dochodzącym z
głębi własnego wnętrza. Królewska matka instynktownie poczuła, że oto nadeszła chwila, gdy
podporządkowanie się męskim nakazom byłoby fałszywym posunięciem. Dlatego postępuje
zgodnie ze swoją intuicją.
Z perspektywy procesu rozwoju świadomości oznacza to, że został wykonany następny krok
w kierunku zakazanego lądu, bardziej odważny niż zerwanie gruszki w królewskim ogrodzie.
Kradzież gruszek była aktem zrodzonym z potrzeby cielesnej, z głodu. Tego rodzaju
złamanie zakazu każdy może doskonale zrozumieć bez dodatkowych wyjaśnień, ale matka
królewska, nie słuchając rozkazu syna, zachowuje się prawdziwe suwerennie. Jej postępowania nie
sposób sprowadzić do jakiejś prostej potrzeby fizycznej. Nie wykonuje rozkazu, ponieważ kierując
się własnym systemem wartości, uznaje go za niesprawiedliwy, potem zaś obmyśla strategię.
Sarna
Zamiast zabić synową, matka królewska zabija sarnę. To interesujący motyw, toteż
zajmiemy się nim bardziej szczegółowo.
Sarna jest w mitologii greckiej atrybutem Artemidy, w mitologii rzymskiej znanej pod
imieniem Diany. Artemida to bogini łowów i opiekunka zwierząt, wędrująca po kniei ze stadem
psów. Nigdy nie należała do żadnego mężczyzny. Cieszy się wiecznym dziewictwem. Ucieka przed
każdym zbliżeniem z męskością. Artemidę możemy określić mianem symbolu kobiecej
niezależności. Jean Shinoda Boleń tak o niej pisze:
Jako dziewicza bogini Artemida była uodporniona na potrzeby serca. W przeciwieństwie do
Persefony i Demeter nie została ani uprowadzona, ani zgwałcona, nigdy nie zawarła małżeństwa.
Jako archetyp dziewiczej bogini Artemida reprezentuje poczucie nienaruszoności, poczucie
jedności z samą sobą, postawę, którą dobrze oddają słowa: .Sama o siebie zadbam”. Postawę, która
pozwala kobiecie działać samodzielnie, polegać na własnych siłach. Archetyp ten umożliwia
kobiecie czuć się „całkowitą” bez pomocy mężczyzny. Dzięki niemu kobieta może realizować
własne zainteresowania i oddawać się tym zajęciom, które sama uważa za ważne, nie szukając
uznania w oczach mężczyzny. Jej tożsamość z samą sobą, jej poczucie własnej wartości zasadzają
się na tym, kim sama jest i co sama czyni; nie zależą od tego, czy jest zamężna, czy nie.
Widać więc wyraźnie, że Artemida i jej cechy charakteru stanowią dokładne przeciwieństwo
życia, jakie dotychczas wiodła nasza bohaterka na dworze królewskim. Poznaliśmy już psychologię
Jungowską na tyle, by zdawać sobie sprawę z tego, że archetyp Artemidy, dopóki jest
nieuświadomiony, może pojawić się w osobowości jedynie w formie destrukcyjnej i na drodze
projekcji, a zatem nie może się stać przedmiotem analizy.
Bajka przedstawia jednak sytuację, w której nasza bohaterka uświadamia sobie wszystkie
cechy uosabiane w postaci Artemidy. Proces ten symbolicznie przedstawia motyw zabicia sarny w
zastępstwie bohaterki. Dziewczynka bez rąk nawiązuje w ten sposób kontakt z dzikim aspektem
kobiecości, kształtuje w głębi swej duszy nowy obraz zasady kobiecej, nie tłumiącej popędowych
cech jej psyche, lecz ogarniających je, włączających w krąg rzeczywistego działania. Proces ten
stanowi bazę dla rozwiązania jej problem ów psychicznych.
Ale nasza bohaterka nie może uzyskać dostępu do głębi własnej istoty jedynie na skutek
działania symbolicznego - zabicia sarny. Musi naprawdę złożyć coś w ofierze, musi zdobyć się na
poświęcenie. Kobieta posiadająca wszelkie cechy Artemidy - powiada cytowana przed chwilą
autorka - dopóty może żyć w związku z mężczyzną, dopóki jest w stanie zachować pewien
dystans uczuciowy, dopóki nie jest bez reszty zdana na swego partnera. Mężczyźnie z kolei
kobiety tego rodzaju jawią się niczym syreny: piękne i ponętne, a jednocześnie zimne i nieludzkie.
Motyw syren występuje w wielu bajkach: pojawiają się one w postaci nimf rzucających uroki na
mężczyzn, których następnie uprowadzają do swego podwodnego królestwa. Sarna również przed-
stawiana jest jako zwierzę, które wabi mężczyznę w głąb kniei, gdzie musi on stawić czoło wielu
niebezpieczeństwom. Mieniąca się wieloma aspektami natura tajemniczej kobiety artemidyjskiej z
pewnością może urzec mężczyznę.
I właśnie tę wielobarwną osobowość nasza bohaterka musi złożyć w ofierze, jeśli chce być
zdolna do prawdziwego związku,
Emma Jung bardzo plastycznie opisała tę utratę zdolności do oczarowywania mężczyzn w
sytuacji, gdy kobieta włącza w swe świadome życie aspekty artemidyjskie:
„…kobiecie nie uda się to bez złożenia ofiary. Uświadomienie oznacza bowiem dla niej
utratę specyficznie kobiecej siły. Dzięki nieświadomości kobieta wywiera na mężczyznę magiczny
wpływ pozwalający jej kontrolować go. Ponieważ instynktownie to czuje, ponieważ nie chce
stracić tej mocy, z całych sił wzbrania się przed uświadomieniem, i to nawet wtedy, gdy duchowy
rozwój wydaje się jej celem najwyższym. Niektóre kobiety sztucznie utrzymują się w stanie
nieświadomości, byleby tylko nie stanąć w obliczu konieczności złożenia tej ofiary. Również wielu
mężczyzn z całych sił sprzeciwia się kobiecemu rozwojowi w kierunku większej świadomości,
jawiącej się im jako coś niewygodnego i zbędnego”.
A zatem nasza bohaterka uświadamia sobie dzikie aspekty własnej natury, po czym udaje
się do lasu. Nieświadoma część jej osobowości już nie jawi się jej w marzeniach sennych w postaci
sarny błąkającej się po kniei. Dziewczynka bez rąk nie przenosi już swej nieświadomej tęsknoty na
mężczyznę, wysyłając go w nieznane. Teraz to ona sama udaje się do lasu, by żyć tam w
samotności wraz ze swym dzieckiem, zdana wyłącznie na własne siły.
Z jakim trudem musiała sobie radzić w tej sytuacji kobieta, która dotychczas żyła tylko dla
mężczyzny! Która myła ręce w dziecięcej niewinności, która nie potrafiła przyznać się przed sobą,
że ma również popędy, że pragnie kochać wielu mężczyzn, lecz do żadnego nie należeć! Jak nowa,
jak nieznana musiała być dla niej sytuacja, w której czuje pożądanie, możliwość życia w całkowitej
autonomii! Nasza bohaterka nie boi się jednak zmierzyć z tym wyzwaniem. Wyrzeka się swej
władzy nad mężczyznami, wyprawia się w nieznane, kładąc w ten sposób podwaliny pod nowy
obraz kobiety. Jeszcze raz musi porzucić znajome, bezpieczne warunki, jeszcze raz musi pójść
precz w poszukiwaniu celu, jakim jest bycie silną kobietą.
Samotność w lesie
Dziewczynka bez rąk znajduje się w dzikiej kniei. Las, jak się przekonaliśmy się na
początku bajki, jest symbolem nieświadomości. Fakt, że został on opisany jako wielki i dziki,
wskazuje na to, że dziewczynka istotnie nawiązuje kontakt z niebezpiecznymi, niecywilizowanymi
aspektami własnej psyche. Wędrówka ku nieświadomości jest równoznaczna z wyprawą w
wewnętrzny świat duszy. Drogę tę powinniśmy rozumieć nie tylko symbolicznie. Kobieta, która
wyprawi się do lasu i podda się silom natury, może uzyskać całkiem konkretne zdobycze. W tym
kontekście Jean Shinoda Bolen powiada:
Kobiety towarzyszące Artemidzie w leśnych ostępach odkrywają, że stają się bardziej
refleksyjne. Często też nawiedzają je bardziej niż dotychczas ożywione marzenia senne, to zaś
powoduje, że zwracają się ku własnemu w wnętrzu”.
Co z perspektywy psychologicznej dzieje się w sytuacji, gdy kobieta „wyprawia się do
lasu”, czy to we własnej psychice, czy w rzeczywistości? Spotykamy tu motyw samotności,
warunek wstępny spotkania z nieświadomością. Samotność wywołuje w nas nastawienie
introwertyczne; pojęcie to opisuje postawę wycofania się ze świata zewnętrznego. Introwertyk to
człowiek, który kieruje uwagę w znacznej mierze do wewnątrz, podczas gdy wydarzenia
zewnętrzne tracą dlań na znaczeniu. W konsekwencji dochodzi do ożywienia świata wewnętrznego,
uaktywnia się funkcja transcendentna, dochodzi do pobudzenia procesów samoorganizacji, o
których już wspominaliśmy. Jak wcześniej, w scenie w ogrodzie, tak teraz, w samotności lasu,
zjawisko to symbolizuje postać anioła troszczącego się o dziewczynkę bez rąk i o jej dziecko.
Wiemy już, że funkcja transcendentna to sprawiająca niekiedy wrażenie cudownej zdolność
psyche ludzkiej do radzenia sobie w nawet najbardziej beznadziejnej sytuacji. Być może jesteśmy
już gotowe do zainicjowania takiego procesu w głębi własnej duszy. Ale dotychczas w naszym
życiu nie zdarzył się żaden cud, a i rozwiązania naszych problemów z mężczyznami na razie nie
widać. Prawdopodobnie powinnyśmy się dowiedzieć czegoś więcej na temat możliwości
zainicjowania takiego procesu w sobie. I rzeczywiście, mamy jeszcze coś do powiedzenia na ten
temat.
Funkcja transcendentna
Carl Gustav Jung stwierdził, że dla uaktywnienia funkcji transcendentnej konieczne jest
spełnienie dwóch warunków. Po pierwsze, powinnyśmy być gotowe wytrzymać napięcie psychice-
ne wywołane przez sytuację kryzysową i, jak nam się często wydaje, niezrozumiałą. Po drugie,
powinnyśmy umieć wprowadzić się w stan introwersji, o którym przed chwilą wspomniałam.
Wyjaśnijmy, o co w tym wszystkim chodzi. A więc, zapewne znacie z własnego
doświadczenia sytuacje, w których nie bardzo wiecie, jak postąpić. Czy mamy uczynić to, czy
raczej tam to? Widzimy, że zarówno „ to ”, jak i „tamto” mają pewne zalety, ale mają też
niewątpliwe wady. Rozmowy z życzliwymi ludźmi niczego nie rozwiążą, albowiem rady, jakie
otrzymamy, podzielą się pół na pół za każdym z wariantów. Jeśli zaś sporządzić, listę, na której
skrupulatnie zanotujecie wady i zalety każdego rozwiązania, stwierdzicie, że matematyka niewiele
wam pomoże, ponieważ i tutaj szale wagi utrzymają się w równowadze.
Cóż, wypada stwierdzić, że znaleźliśmy się w sytuacji patowej.
A jednocześnie sytuacja,
w której ugrzęźliśmy po uszy, wymaga natychmiastowego rozwiązania.
Możliwość działania jest ograniczona, wypada tylko czekać aż uaktywni się funkcja
transcendentna. To znaczy aż do chwili gdy nie pozostaje już nic innego, jak tylko wziąć głęboki
oddech i powiedzieć sobie: „ No dobrze, wóz albo przewóz!”.
Sytuacja patowa wywołuje znaczne napięcie psychiczne. Poza tym osobom, które znalazły
się w takim położeniu, na ogół wiedzie się fatalnie. W miarę upływu czasu spostrzegają, że stają się
ciężarem dla otoczenia, a przyjaciele nie chcą już wysłuchiwać ich skarg. Krąg znajomych
wyraźnie się przerzedził, wszyscy powiedzieli, co mieli do powiedzenia i powoli zaczynają się
obrażać, że nie korzystamy z ich rad. Oprócz udręki typowej dla pata, tkwiący w nim ludzie
zauważają, że powoli, ale nieuchronnie zbliża się groźba samotności. Niektórzy zwracają się
wówczas o pomoc do profesjonalisty. Najgorsze, że przychodzą z nastawieniem na otrzymanie
konkretnych wskazówek. Z kolei nie udzielić pacjentowi dobrej rady też nie jest w porządku,
ponieważ spodziewa się on rozwiązania swojego problemu.
Przecież właśnie po to przychodzi na godzinne seanse dwa razy w tygodniu i za to płaci.
Psychoanalitycy pracujący według metody Carla Gustava Junga wychodzą wówczas z
założenia, że rozwiązanie samo przyjdzie prędzej czy później. Najczęściej jednak wymaga to
trochę czasu, ponieważ naszego problemu nie da się, jak pokazuje doświadczenie, usunąć za
pomocą świadomej, racjonalnej refleksji. Dlatego rozwiązanie musi przyjść z nieświadomości, a ta
zaś potrzebuje czasu. To właśnie dlatego tak ważna jest umiejętność wytrzymania owego
niesamowitego napięcia psychicznego, pogodzenia się z koniecznością czekania. Zwłaszcza w
kryzysach małżeńskich i partnerskich nie należy podejmować decyzji zbyt pochopnie. Widzimy to
na przykładzie naszej bajki o dziewczynce bez rąk.
Niestety, wielu ludzi nie wytrzymuje napięcia. Niektóre pary pospiesznie się rozwodzą, inni
przedwcześnie wstępują w związek małżeński lub postanawiają mieć dziecko. Rozwiązanie w
postaci dziecka jako plastra na rany psychiczne pociąga za sobą szczególnie fatalne skutki, gdyż
pojawienie się niemowlęcia, które trafia w samo centrum wojny pomiędzy rodzicami, dodatkowo
potęguje problemy.
Ludziom, którzy znaleźli się w takiej patowej sytuacji, radzę przede wszystkim, by
powstrzymali się od podejmowania jakichkolwiek decyzji, by zdobyli się na wysiłek wytrzymania
napięcia psychicznego. Ale to nie wystarczy. Aby uaktywnić nieświadomość, od której spo-
dziewamy się rozwiązania, należy wprowadzić się w stan introwersji. Należy zwrócić całą swą
uwagę do wewnątrz, a wszystko, co odnosi się do świata zewnętrznego, zostawić tym czasem
własnemu losowi. Dopiero gdy doprowadzimy do wyciszenia świadomości, gdy będziemy umieli
odnaleźć się w tej ciszy, gdy konsekwentnie będziemy kierować się do wewnątrz, wstrzymamy
oddech i zawiesimy wszelką aktywność, pozwalając sprawom, by biegły własną koleją, dopiero
wtedy może dojść do pobudzenia aktywności nieświadomej.
To właśnie czyni nasza bohaterka, gdy - by odwołać się do symboliki bajki - wycofuje się
do leśnej samotni. Jeśli chodzi o przebieg terapii, nie można przewidzieć, jak długo utrzyma
się
ów stan napięcia psychicznego, ile czasu minie, zanim funkcja transcendentna pomoże nam znaleźć
upragnione rozwiązanie. Zdarza się, że czas oczekiwania bardzo się wydłuża. Bajka mówi o
siedmiu latach. To bardzo długo jak na ludzkie życie.
W naszych warunkach trudno byłoby wycofać się do lasu czy do jaskini w Himalajach, jak
to czynią hinduscy jogini.
Dla człowieka współczesnego takim okresem skupienia i wycofania może być czas, gdy
przestanie się rozglądać po świecie zewnętrznym, próbując odwrócić uwagę od swojej udręki. Stan
wycofania możemy przeżyć choćby wtedy, gdy przestaniemy w kółko telefonować do przyjaciół,
by się im poskarżyć, gdy zamiast rzucać się w gorączkową aktywność, spotkamy się z własnym
bólem sam na sam.
Kobieta z naszej bajki przeżyła poważny uraz. Mąż kazał ją zabić, tyle w każdym razie wie
na podstawie własnych subiektywnych spostrzeżeń. W naszej epoce ekwiwalentem tego rodzaju
sytuacji byłby mężczyzna okłamujący własną żonę, mężczyzna, który mówi: „Nigdy cię nie
kochałem”, po czym składa pozew o rozwód. Jeśli silne kobiety pragną ze swego bolesnego losu
czerpać siłę do dalszego wzrostu, jeśli pragną się rozwijać, jeśli pragną porzucić rolę wiecznej
ofiary, powinny w pewnej chwili zrezygnować z poszukiwania pomocy w świecie zewnętrznym.
Muszą podjąć podróż w głąb siebie, poszukać samotności i zdobyć się na odwagę spojrzenia w oczy
swemu bólowi.
Ból
W ten sposób doszliśmy do bardzo poważnej kwestii: bólu silnej kobiety. O łzach silnej
kobiety już mówiliśmy - mogą one ułatwić nam wyjście z rozpaczliwej sytuacji. Silne kobiety,
które miały szansę się wypłakać, zwykle czują się lepiej. Tymczasem
ostatnia faza rozwoju
słabej dziewczynki, ból silnej kobiety, nie przynosi na początku żadnej ulgi. Ból jest okrutny, to
wszystko.
Konfrontacja z własnym bólem wymaga wielkiej odwagi i siły,
ale nie sposób tego
obejść; tak w każdym razie brzmi przesłanie omawianej przez nas bajki. Nasza bohaterka daje
swemu synowi na imię „Królestwo Boleści”, wskazując tym samym na to, że w jej życiu ból musi
gdzieś znaleźć dla siebie miejsce.
Skąd bierze się ów tak częsty w bajkach motyw kobiecej samotności i bólu jako
niezbędnych warunków dalszego rozwoju? W perspektywie psychologicznej można to wyjaśnić w
następujący sposób: w naszej kulturze kobiety są wychowywane tak, by szukały związków z
innymi ludźmi, mężczyźni zaś uczą się, jak zostać samotnymi, niezależnymi wojownikami. Ten styl
życia jest dla kobiety czymś obcym, toteż rozwój osobowości oznacza dla niej proces uczenia się,
jak o własnych siłach dać sobie radę z trudnościami życiowymi. Notabene, dla mężczyzn główne
zadanie w procesie rozwoju polega na kształtowaniu w sobie umiejętności zawierzenia innym i
gotowości do współpracy w rozwiązywaniu problemów. Poszukiwanie wyjścia z trudnych sytuacji
w pojedynkę to umiejętność, którą większość mężczyzn już zdołała posiąść.
„Absurd! - pojawi się zapewne zarzut. - Doskonale radzę sobie sama, naprawdę nie muszę
się tego uczyć. Bóg jeden wie, jak świetnie się tego nauczyłam w ostatnich latach. Nikogo nie
potrzebuję”. Dobrze, że tak mówisz. Nie chodzi jednak o to, czy to umiesz, ale o to, w jaki sposób
dotychczas to robiłaś.
Prawdopodobnie nauczyłaś się radzić sobie z samotnością, rzucając się w wir wszelkiego
rodzaju obowiązków. Zamiast siedzieć w domu, wymyślałaś sobie jakieś zajęcie. Twój terminarz
pęka w szwach. Co w weekend? Z Olafem na wernisaż, z Mikołajem na ślub gejowski, a może z
grupą ze szkoły salsy na koncert Celii Cruz pod gołym niebem? Boże Narodzenie? Nie ma sprawy!
Taniec brzucha w Turcji, narty w Interlaken albo tydzień na farmie piękności w Bretanii. Wszystko
uporządkowane, wszystko pod kontrolą. Jednego na pewno nie musisz się uczyć: organizacji. Ale
jednego na pewno powinnaś się na uczyć: pozostawiania spraw własnemu biegowi. A cena za tę
naukę jest bardzo wysoka: musisz zdobyć się na umiejętność spojrzenia prosto w oczy swej
samotności, a to boli.
Pewnego dnia zgłosiła się do mnie na analizę silna kobieta, która od lat bezskutecznie
tęskniła za związkiem z mężczyzną. Sylwester był tuż-tuż. Ci spośród jej znajomych, którzy
założyli rodziny, zamierzali spędzić Nowy Rok z bliskimi, samotni snuli plany typowe dla
samotników (narty, taniec brzucha itd.). Ale moja pacjentka czuła, że tym razem Nowy Rok
powinna spędzić inaczej niż zwykle. Wiedziała , że powinna przeżyć wieczór sylwestrowy w
samotności. Być sam na sam ze sobą. Tylko ze sobą. Odrzuciła wszystkie zaproszenia, oparła się
pokusie wykupienia jakiegoś last minute . Bardzo się bała tego, co miało się wydarzyć. Czuła
jednak, że powinna spotkać się z własną samotnością i nauczyć się obchodzić z nią inaczej niż
dotąd .
Przygotowała wspaniałą kolację i czekała na przyjęcie jednego ważnego gościa: samotności.
Nie wiedziała, jak minie ten wieczór i starała się nie przedsiębrać żadnych środków ostrożności
Udało się jej po prostu być w pogotowiu i czekać. Tańczyła sama ze sobą, zapisała kilka słów w
dzienniku, siedziała przez chwilę na balkonie, oglądając fajerwerki. Czuła się samotnie, ale
zauważyła, że nikt, nawet najwspanialszy mężczyzna, nie byłby w stanie wybawić jej od tej
samotności. Nawet gdyby udało się jej nawiązać najgłębszą więź z drugim człowiekiem, jakaś
część jej samej pozostałaby samotna. Przyjęcie tej prawdy jest jednym z najważniejszych faktów
naszego życia. Dla kobiety, o której mówię, samotnie spędzona noc sylwestrowa nie była może
najbardziej radosna z tych, które przeżyła, z pewnością jednak była to noc wyjątkowa. Pozornie nie
stało się nic nadzwyczajnego, jednak kobieta ta dokonała ważnego odkrycia. Przekonała się, że nie
sposób uciec przed samotnością.
Silne kobiety, którym wydaje się, że już od dawna umieją dawać sobie radę z samotnością,
w chwili gdy zaczynają pracować nad swoją wewnętrzną słabą dziewczynką, muszą przede
wszystkim nauczyć się, jak nie uciekać przed samotnością.
Kobiety te są wystarczająco silne wewnętrznie, by przyznać, że czasami czują się
opuszczone i porzucone, są też wystarczająco silne, by nie zmarnieć w poczuciu osamotnienia.
Dopiero wtedy, gdy nauczą się życia w pojedynkę, będą mogły uznać, że dojrzały do prawdziwego
związku. A wtedy silna kobieta nie będzie się już kurczowo trzymała kogoś, w kim zdarzyło się jej
zakochać (i tym samym znowu uciekać przed samą sobą), już nigdy nie będzie m usiała udawać
osoby silniejszej, niż jest naprawdę. Nauczy się okazywać własną słabość, a kiedy ktoś zechce jej
pomóc, przyjmie to jako dar, nie będąc równocześnie uzależniona od dobrej lub złej woli innych.
Omawiana tu bajka powiada, że w ciągu siedmiu lat spędzonych samotnie w lesie
dziewczynce odrosły ręce. A zatem nasza bohaterka na powrót się scaliła, przeszła proces
uzdrowienia, Ów czas odwrotu od świata zewnętrznego, zwrócenia się ku własnym siłom
wewnętrznym okazał się czasem zbawczym, leczniczym. Pewna kobieta, która przeszła ten proces,
w następujących słowach opisuje jego rezultat:
„Wydaje mi się, że moja osobowość stała się bardziej kompletna, że w jakiś sposób jestem
pełniejsza. Złagodniałam, uspokoiłam się, jestem, jeśli można tak powiedzieć, bardziej kobieca. Nie
boję się już okazywać słabości. Dawniej, gdy czułam, że dopada mnie smutek czy niepewność,
wpadałam w panikę, uważałam bowiem, że nikt nie powinien się dowiedzieć, jak naprawdę ze mną
jest. Zakładałam, że wszyscy przeraziliby się, gdyby zobaczyli mnie w takim stanie, albo że
zareagowaliby uczuciem mściwej satysfakcji. Przecież zawsze podziwiano moje opanowanie, moją
umiejętność radzenia sobie z przeciwnościami losu! Nie mogłam wcześniej zrzucić tej maski,
ponieważ bałam się, że gdybym to zrobiła, nikt by mnie nie zechciał.
Autorka tego wyznania nadal nie może wiedzieć, czy znajdzie kogoś, kto by ją zechciał w
chwili, gdy jest smutna i słaba.
Najczęściej ktoś taki się znajduje, zdarza się również jednak, że nie ma nikogo takiego. Ale
teraz kobieta ta już się nie boi, że nikt nie zaakceptuje jej taką, jaka jest, wie bowiem, że nawet
wtedy, gdy się jej nie wiedzie, nie oznacza to katastrofy. Teraz naprawdę doskonale radzi sobie
sama. Owa zdobyta z trudem wiedza daje jej poczucie bezpieczeństwa i spokoju, pozwala jej zdać
się na los i, zauważmy na marginesie, przysparza jej sympatii. Któż bowiem chciałby mieć za
przyjaciela czy partnera człowieka, który nigdy nie okazuje słabości?
W tym miejscu proces rozwoju wewnętrznej słabej dziewczynki w silną kobietę właściwie
dobiegł końca. Teraz przyjrzymy się, w jaki sposób proces ten wpływa na jej relacje z
mężczyznami, bo przecież w omawianej tu bajce występuje również postać króla - partnera naszej
bohaterki.
Przemiana wewnętrznego obrazu mężczyzny
Spróbujmy sobie wyobrazić, co w tym czasie działo się z królem. Nie chodzi tu bynajmniej
o rozwój samego mężczyzny, lecz o interpretację przemiany obrazu partnera, jaka dokonała się w
psychice naszej bohaterki.
Kiedy król po powrocie do domu dowiaduje się od matki, co się stało, wyrusza na
poszukiwanie żony. Jego wędrówka trwa siedem lat i przez ten czas król nie je ani nie pije. Cóż
miałoby to oznaczać? Eugen Drewermann interpretuje ten fakt jako symbol sytuacji, w której król
traci całe swe znaczenie. Nie jest już wielkim bohaterem, lecz biednym chudziną. Mit silnego faceta
prysł jak bańka mydlana. Przypomnijmy, że w czasie gdy dziewczynka bez rąk żyła na dworze
królewskim, zdana była na srebrne ręce otrzymane od męża, na którego przerzuciła całą swą
autonomię i aktywność. To on załatwiał za nią wszystkie życiowe sprawy, ona zaś darzyła go za to
podziwem, ale miała też powody, by się go bać. Ponieważ teraz nasza bohaterka jest samodzielna i
niezależna, może widzieć króla takim, jakim jest on naprawdę - jako całkiem zwyczajnego
człowieka.
Kiedy król dotarł w końcu do chatki, w której od siedmiu lat mieszkała jego żona, został
powitany przez anioła i poszedł spać. Pragnąc zasnąć, położył sobie na twarz chustę, która
dwukrotnie spadła.
Motyw opadnięcia chusty z twarzy pojawia się w kontekście wzajemnego rozpoznania się
męża i żony. Z perspektywy króla można by powiedzieć, że zakrywa sobie twarz chustą dlatego,
że nie chce się jeszcze całkiem ujawnić, że boi się pokazać żonie swe wymizerowane oblicze. Czy
będzie go kochać, kiedy odkryje, że już nie jest wielkim bohaterem? Z perspektywy kobiety motyw
opadnięcia chusty można interpretować jako wycofanie projekcji. O to bowiem nasza bohaterka
nagle widzi swego męża takim, jakim jest on naprawdę. Chwila, w której oboje rozpoznają się
nawzajem, sprawia wrażenie przebudzenia z głębokiego snu. Proces ów, wycofanie projekcji, to
bardzo ważny moment w życiu kochanków, dlatego w następnym rozdziale traktującym o animusie
jeszcze raz wrócimy do tego zagadnienia.
Również król wycofuje swoją projekcję; również on postrzega nagle żonę w całkiem innym
świetle, jako istotę obdarzoną własnymi rękami, już niepotrzebującą jego pomocy, by odnaleźć się
w świecie. Z punktu widzenia kobiety możemy u że proces jej rozwoju dobiegł końca. Spotkała się
z własną słabością, samotnością i bólem . Nauczyła się samodzielności i tak przygotowana może na
nowo spotkać się ze swoim partnerem
Fakt ten symbolizuje motyw powtórnych godów, które król i królowa celebrują po
przybyciu na dwór. Bajka ta pokazuje także istotny moment w związkach partnerskich, coś, o czym
bardzo często zapominamy w naszej tak skorej do rozwodów epoce: jeśli ma się narodzić
prawdziwa miłość, może się okazać, że po pierwszych zaślubinach potrzebny będzie dłuższy okres
rozłąki. Dopiero gdy partnerzy na powrót się zejdą, będą mogli święcić prawdziwe królewskie
gody.
Teraz, gdy udało nam się dobrnąć do końca tego rozdziału, być może rozumiecie już,
dlaczego tak gorąco odradzam pochopne podejmowanie decyzji o rozstaniu w sytuacji, gdy w
związku pojawia się kwestia albo-albo. W naszych czasach zbyt wiele związków kończy się w
chwili, gdy właśnie powinny wejść w nową fazę - fazę rozwoju. Ale przecież, pamiętajmy o tym,
po wszystkich nieporozumieniach i kryzysach na dworze królewskim udziałem naszej bohaterki
stają się jeszcze ważniejsze przeżycia.
Uważam, że partnerzy powinni dać sobie tę szansę. Owszem, może się zdarzyć, że
mężczyzna, który jest nośnikiem twoich projekcji, w niczym nie przypomina króla, ale musisz
pamiętać o jednym: dopóki sam a nie przejdziesz drogi rozwoju od słabej dziewczynki do silnej
kobiety, dopóty każdy twój związek nieuchronnie będzie zmierzał do sytuacji, którą nasza bajka
przedstawia jako kryzys na dworze królewskim. Nie wykształcisz w sobie zdolności do pokochania
prawdziwą miłością króla, gdy ten przybędzie, i nie obdarzysz go uczuciem, na które oboje
zasługujecie. No właśnie. A przecież wielka miłość jest chyba warta tego wysiłku?
Tajemny przewodnik
Opowieść o dziewczynce bez rąk pokazała nam, skąd biorą się u silnej kobiety huśtawki
nastrojów w chwili, gdy się zakocha. Ale problem nie został jeszcze rozwiązany. No bo jak to się
dzieje, że silne kobiety w ogóle się zakochują? Dlaczego zawsze wybierają samotnego wilka,
dlaczego zawsze jest to mężczyzna, którego trudno zdobyć, dlaczego zawsze ten, który jest
najmniej odpowiedni? Dlaczego miły chłopak z sąsiedztwa nudzi nas na śmierć? Dlaczego nie
możemy się zakochać w zwyczajnym, sympatycznym facecie? Za chwilę spróbujemy odpowiedzieć
na te pytania, a gdy i ten rozdział dobiegnie końca, przystąpimy do wyjaśnienia romantycznego
dylematu silnej kobiety i dowiemy się, co robić, by pewniej trzymać ster.
W poprzednim rozdziale zajmowaliśmy się tajemną przewodniczką wywierającą potężny
wpływ na psyche silnej kobiety. Od kryliśmy słodką idiotkę, postać cienia silnej kobiety. Na
przykładzie bajki o dziewczynce bez rąk przekonaliśmy się, w jaki sposób owa ukryta w głębi
duszy słaba dziewczynka może się rozwinąć w silną kobietę. Na początku książki wspomniałam
jednak, że w psyche silnej kobiety wiedzie również swój żywot tajemny przewodnik. W tej chwili
bardziej szczegółowo zajmiemy się tą postacią, którą Carl Gustav Jung określił mianem „animusa”.
Gdy kobieta się zakochuje, to właśnie on przejmuje stery.
Powstanie animusa
Zanim zajmiemy się kwestią zakochania, zwróćmy najpierw uwagę na to, w jaki sposób
animus powstaje w psyche kobiecej.
Kiedy dziewczynka przychodzi na świat, animus jeszcze nie jest ukształtowany w formie
konkretnego obrazu. Dziewczynka nosi wówczas w sobie jedynie archetyp męskości, czyli
gotowość do kształtowania w sobie cech określanych w naszej kulturze mianem „męskich”, w
Chinach znanych jako yang, a u archaicznych plemion gdzieś w Azji czy w Afryce występujących
pod jeszcze inną nazwą. W świetle psychologii Jungowskiej możemy sobie wyobrazić, że archetyp
funkcjonuje jak magnes, który przyciąga różne opiłki żelaza i tym samym stale zmienia swój
wygląd. Jeśli ponadto wyobrazimy sobie, że magnes jest dla nas niewidoczny, że został ukryty pod
kartką papieru, a my z dziecięcą fascynacją obserwujemy wędrówkę opiłków żelaza w ślad za
poruszanym przez kogoś magnesem, wówczas możemy uznać, że z grubsza wyrobiliśmy sobie
wyobrażenie, co z aktywności archetypowej jest dostępne naszemu świadomemu postrzeganiu. Sam
archetyp jest niewidoczny, stanowi on jedynie coś w rodzaju ośrodka energii przyciągającego różne
cząsteczki.
Archetyp jako taki jest niezmienny, wspólny wszystkim ludziom, ale przyciągane przez
niego cząsteczki są różne w zależności od kultury, czasu i osoby. Cóż, magnes przyciąga to, co
znajdzie się w zasięgu pola magnetycznego, a zatem wydaje sie logiczne, że w Indiach znajduje
inne obiekty niż w Badenii. Na szczęście dzięki nowym umiejętnościom, jakich nabywamy w
trakcie życia, dzięki pracy nad nieświadomością, autorefleksji czy psychoanalizie, możemy sami
decydować, czy przyciągamy stare cząsteczki, czy dodamy nowe, innymi słowy: możemy aktywnie
pracować nad formowaniem archetypu.
Archetyp męskości przyciąga do siebie wszystkie te cząsteczki, które w jakiś sposób kojarzą
się z problematyką męskości.
Pierwszym mężczyzną, jakiego spotyka dziewczynka, jest z reguły jej ojciec, oraz, aby
nieco skomplikować całą sprawę, animus matki, czyli zasada męska w tej formie, jaka
ukształtowała się w nieświadomości matki z elementów dostarczonych zarówno przez jej ojca, jak i
animusa jej matki. Proces formowania animusa sięga kilku pokoleń wstecz, dlatego tak wiele czasu
potrzeba, by zmienić zakodowane społecznie przekonania o roli kobiety i mężczyzny.
Patriarcha wewnętrzny
W tym miejscu dochodzimy do stwierdzenia, które dla wielu silnych kobiet będzie równie
poruszające, jak informacja o ukrytej w głębi ich duszy słabej dziewczynce. Otóż w naszym
społeczeństwie wewnętrzny obraz mężczyzny, który nosiw sobie dziecko płci żeńskiej, w
większości przypadków formowany jest podług wzoru tradycyjnego patriarchalnego ojca. Dzieje
się tak dlatego, że archetyp - wewnątrz psychiczny magnes odpowiedzialny za funkcjonowanie w
naszej psyche zasady męskiej - może przyciągać jedynie te cząsteczki, które występują w danej
kulturze. W okresie naszego dorastania wzorce męskości nosiły raczej wszelkie cechy macho. Z
pewnością nie był to ideał odpowiedzialnego partnera, promowany w czasach hipisowskich,
wyrażający się w obrazie ojca dźwigającego niemowlę w nosidełkach. Pamiętajmy, że drzemiący w
naszej nieświadomości obraz mężczyzny tylko czeka na odpowiednią okazję, by przejąć stery
naszego życia.
Aby poznać tę postać bliżej, przyjrzymy się, jak wygląda typowy patriarcha naszych
czasów. Popatrzmy na ojców – to przecież oni, jako pierwsi przedstawiciele płci męskiej
pojawiający się w życiu małej dziewczynki, są dawcami owych męskich cząsteczek przyciąganych
później przez archetypowy magnes męskości. Tradycyjny patriarchalny ojciec to przede wszystkim
ktoś, kto rzadko bywa w domu. Uwaga - nie jest to zarzut wobec mężczyzn, to tylko stwierdzenie
faktu. Biddulph pięknie opisał los całych pokoleń mężczyzn skazanych w wyniku rewolucji
przemysłowej na pracę z dala od rodzinnego domu. Autor ten przedstawił również konsekwencje,
jakie wynikły stąd dla dorastających synów, których męska tożsamość kształtowała się z dala od
ojca. No tak, ale my nie mówimy przecież o rozwoju synów, lecz córek. Faktem jest, że większość
kobiet zaliczających się dzisiaj do typu „silnych” ukształtowała sobie obraz mężczyzny jako
mężczyzny nieobecnego. Z tego właśnie powodu kochają wilka stepowego, a nie sympatycznego
chłopaka z sąsiedztwa... Zanim jednak zajmiemy się zakochaniem, przyjrzyjmy się nieco dokładniej
obrazowi wewnętrznego patriarchy.
Jakie jeszcze cechy posiada ów obraz ? W większości przypadków nasi ojcowie tworzą w
duszy swych córek obraz mężczyzny tłumiącego swe uczucia. Strategia takiego osobnika polega na
tym, by nie doznawać jakichkolwiek uczuć, by je odszczepiać.
Pragnąc uniknąć bólu wywołanego brakiem zakorzenienia w rodzinie, mężczyzna wyrabia
w sobie postawę silnie autonomiczną, przyjmującą postać niezdrowych skrajności. Kiedy pojawia
się w domu, jest przemęczony, przygnębiony lub zirytowany. Nie może wykrzesać w sobie energii
niezbędnej do kultywowania związku. To typowy samotny wojownik, idący własną drogą. Kiedy
kula przeszyje mu udo, jako środka uśmierzającego ból użyje whisky, wyciągając zębami korek z
butelki. Osobnik tego typu odpowiada obrazowi mężczyzny, który pragnąc zapewnić rodzinie
środki utrzymania, wykształcił w sobie wyłącznie cechy męskie, opisane w rozdziale poświęconym
dwupłciowej psyche ludzkiej. A zatem mężczyzna ten pozwolił zmarnieć kobiecemu aspektowi
własnej duszy.
Mężczyzna ów musiał dokonać deprecjacji tkwiącej w nim kobiecości, w przeciwnym
bowiem razie nie mógłby wyżywić rodziny, załamałby się, nie potrafiąc powściągnąć bólu
dręczącego go każdego ranka, gdy musi na cały dzień opuszczać dom.
A zatem wewnętrzny obraz mężczyzny, jaki kształtuje w sobie młoda kobieta, jest, ujmując
sprawę en gros, ukształtowany przez patriarchalne wyobrażenie, mocą którego na pierwszy plan
wysuwa się autonomia i agresywna wola czynu, wszystko zaś, co skłonni bylibyśmy zaliczyć do
zespołu cech kobiecych, czyli potrzeba związku, czułość, współpraca, siłą rzeczy zostaje zepchnięte
w sferę cienia.
Taki model ojca pozostawia ślady w duszy córki. Archetyp męskości wzbogaca się,
skupiając w sobie cechy prezentowane przez ojca, a córka dochodzi do przekonania, że w taki
właśnie sposób powinien przedstawiać się model męskości. Wewnętrzny obraz mężczyzny
przybiera więc postać patriarchy, którego w terminologii Jungowskiej określamy mianem
„patriarchalnego animusa”.
Pozytywne cechy wewnętrznego patriarchy
W psyche ludzkiej ów wewnętrzny patriarcha ujawnia się na różne sposoby: pozytywnie i
negatywnie, może pomagać i szkodzić. Jego cechy pozytywne przydatne są w sytuacji, gdy kobieta
pragnie postawić na swoim. Wewnętrzny patriarcha sprzyja wzrostowi ambicji, może sprawić, że
życie zawodowe zacznie brać górę nad interesem rodziny. Kobieta umie wtedy powiedzieć „nie”.
W terminologii fachowej powiadamy, że wewnętrzny patriarcha sprzyja rozwojowi asertywności.
Animusowi można również przypisać z dolności twórcze: z zasady męskiej płynie siła niezbędna do
odważnego przedzierania się przez nowe terytorium, do pozostawiania za sobą tego, co stare. Ale
również zasada kobieca jest twórcza, tyle że jej kreatywny aspekt polega na ustanawianiu relacji
pomiędzy tym, co już istnieje. Zasada męska wnosi do kanonu cech psychicznych odwagę i
skłonność do ryzyka. Od patriarchalnego animusa płynie siła dająca nam umiejętność płynięcia pod
prąd, do obrony własnych przekonań.
W trakcie praktyki terapeutycznej zetknęłam się z wieloma kobietami, które nawiązały
kontakt z pozytywnym i aspektami swego patriarchalnego animusa w sytuacji, gdy trzeba było na
przykład wygłosić wykład na jakiejś ważnej konferencji. Dla wielu kobiet zabranie publicznie
głosu, wyrażenie własnych poglądów, stwierdzenie, że odbiegają one od opinii większości, to
ważny krok naprzód. W tej fazie rozwoju kobiety często miewają marzenia senne o silnych
mężczyznach pomagających im skutecznie bronić swego, dających im silę niezbędną do realizacji
własnych zamiarów. Silne kobiety z reguły mają nieźle opanowane te aspekty animusa - w trakcie
terapii nie muszą nad nim i pracować.
Patriarchalny animus może ujawnić swe pozytywne aspekty również w związkach
partnerskich. Kobiety, które rozwinęły w sobie te aspekty animusa, z reguły są niezależne i
tolerancyjne. Obcujący z nim i mężczyźni nie czują się ubezwłasnowolnieni, nic muszą się obawiać
o własną swobodę. Kobiety te potrzebują samotności i czasu dla siebie. Mają własny krąg
przyjaciół, własne zainteresowania i cele, toteż z reguły potrafią rozumieć partnera, który czasami
odczuwa potrzebę, by pójść własną drogi Kobiety te z pewnością nie siedzą całymi dniami w domu,
czekając na telefon od ukochanego. Są to istoty autonomiczne. Potrafią zerwać związek, który im
nie odpowiada, potrafią pójść w stronę zachodzącego słońca własną ścieżką. Nie wyobrażają sobie
siebie w roli kobiet czekających z oczami pełnymi łez na coś, co nigdy nie nadejdzie. Albowiem
silne kobiety z patriarchalnym animusem płaczą tylko w samotności - wtedy, gdy daje o sobie znać
ukryta w głębi duszy słaba dziewczynka. Ale o tym już przecież wiemy, należymy do tego grona.
Negatywne skutki oddziaływania wewnętrznego patriarchy
Animus w formie negatywnej przejawia się dokładnie w tej samej postaci, w jakiej jawią się
nam patriarchalnie zorientowani mężczyźni. Indywidua tego typu to osobnicy uparci, owładnięci
żądzą władzy. Muszą mieć rację za wszelką cenę, a jeśli trzeba, idą po trupach. Skłonność do
współdziałania traktują jako przejaw słabości. Wydaje się, że najlepiej czują się w roli samotnych
wojowników. Zamiast dążyć do dialogu i porozumienia, toczą wojny podjazdowe, których celem
jest zwycięstwo lub klęska.
Szczęśliwie nasza sytuacja ekonomiczna sprawiła, że tego rodzaju zachowania z wolna
wymierają. Menedżerowie mówią dziś raczej o strategiach pracy zespołowej, które powinny
zastąpić starą patriarchalną strategię opartą na zwycięstwie lub porażce.
Przypominam sobie moje pierwsze miejsce pracy. Podczas wszelkiego rodzaju konferencji
my, kobiety, regularnie byłyśmy równane z ziemią przez męski triumwirat. Kiedy podejmowano
jakieś decyzje, nigdy nie uwzględniano naszych propozycji.
Podczas treningu komunikacji poznałam wówczas pojęcie: „słowa, które zabijają". Chodzi
tu o zwroty czy całe wzory konwersacji służące do tego, by wytrącić przeciwnikowi broń z ręki, by
po prostu „zamknąć mu usta ”. Jednym z tego rodzaju zwrotów jest na przykład stwierdzenie:
„Przecież to nie wnosi nic nowego!”. Inna możliwość niedopuszczenia przeciwnika do głosu polega
na wykorzystaniu techniki „zdartej płyty”. Chodzi o to, by uporczywie powtarzać ten sam
argument, nie przejmując się tym, co mówią przeciwnicy.
Przyznaję, że jednym tchem przeczytałam podręcznik kursu, stwierdzając, że ów męski
triumwirat stosował prawie wszystkie opisywane w nim techniki! Swoimi spostrzeżeniami
podzieliłam się z koleżankami z pracy, po czym same zaczęłyśmy stosować podobną strategię.
Minęło pół roku, i proszę bardzo, stosunki w naszym zespole uległy radykalnej zmianie.
Wygrałyśmy. Ale jak tego dokonałyśmy? Sięgnęłyśmy po ten sam oręż, które go używali nasi
przeciwnicy. Nic wiem, czy mogłyśmy wówczas wybrać inną strategię, w każdym razie dziś zdaję
sobie sprawę z tego, że mojej kobiecej tożsamości nie służy sytuacja, gdy muszę walczyć bronią
patriarchatu. Wiele kobiet musiało posługiwać się tą taktyką, by wywalczyć stanowiska, które dziś
zajmują, należy jednak pamiętać że sięgając po oręż patriarchatu, narażamy się na niebez-
pieczeństwo niedorozwoju kobiecości. Pojęcie „babochłopa” odnosi się właśnie do tego rodzaju
kobiet, które w swych zachowaniach męskie strategie. Być może są one efektywne, ale koszty
psychiczne, jakie to za sobą pociąga, są znaczne.
Daniela Heisig tak pisze na ten temat:
„U kolebki emancypacji kobiety często wychodziły z błędnego założenia, że muszą
pozyskać dla siebie męskie wartości, że muszą mierzyć się miarą właściwą mężczyznom, że muszą
się z nimi utożsamiać. W ten sposób kobiecość jeszcze bardziej ulegała wyparciu i odszczepieniu.
A przecież emancypacja kobiet nie może oznaczać utożsamienia się z zasadą męską”.
Skutki działania negatywnych aspektów patriarchalnego animusa mogą być dla psychiki
kobiety zabójcze, gdyż patriarchat lekceważy kobiecość, oceniając wyżej to, co męskie. Kobiety
z silnie patriarchalnym animusem znajdują się więc w wielkim niebezpieczeństwie: grozi im to, że
zaczną rozwijać energię męską, odrzucając wszystko, co decyduje o ich kobiecości. Może to
znaczyć, że w końcu same dla siebie będą wrogami, że w głębi duszy zaczną lekceważyć siebie za
to, że są kobietami. Zjawisko to jest tak bardzo groźne dlatego, że zachodzi na płaszczyźnie
nieświadomej i dotknięte nim osoby nie mają nad nim żadnej kontroli. Kobiety odrzucające swoją
kobiecość cierpią na depresję, na wyjałowienie emocjonalne, stają się pracoholiczkami i nigdy nie
są z siebie zadowolone. W skrajnych przypadkach mogą się u nich pojawić myśli samobójcze
zrodzone z poczucia własnej bezwartościowości. W duszach tych kobiet tkwi negatywny animus,
ojciec wszelkiego rodzaju wątpliwości, nieustająco podważający prawo kobiet do własnego zdania.
Jako największą pochwałę negatywny animus może ostatecznie rzucić jowialnie: „No, jak
na kobietę, to całkiem nieźle”.
W naszym społeczeństwie kobiety na ogół dorastają pod wpływem patriarchalnych
wyobrażeń. Owszem, zdarzają się wyjątki, ale większość kobiet nosi w głębi duszy patriarchalnego
animusa. Te, które określamy mianem „silnych”, pod wpływem ruchu emancypacji postanowiły
bronić się przed postawą patriarchalną, to też na płaszczyźnie świadomości są dumne z własnej
kobiecości. Ale w ich nieświadomości często czyha wielki wróg wszystkiego, co kobiece:
negatywnie ukształtowany animus. A zatem największym wrogiem kobiet nie jest jakiś
nieprzyjaciel zewnętrzny, lecz one same. Carl Gustav Jung, który w trakcie terapii niejednokrotnie
zetknął się z tym wewnętrznym wrogiem kobiet, właśnie na tej podstawie opracował teorię
animusa.
W kobiecych marzeniach sennych groźne postacie animusa często pojawiają się jako zbójcy,
włamywacze, mordercy czy kryminaliści. Są to postacie płci męskiej, zagrażające osobom śniącym.
Postacie te istotnie są niebezpieczne, ponieważ energia psychiczna, którą symbolizują, walczy z
zasadą żeńską. Energia ta jest nastawiona wrogo wobec wszelkich przejawów kobiecości, a silne
kobiety to dla niej prawdziwa sól w oku, Ostatnio coraz częściej powstają filmy osnute wokół tego
samego wątku: silna, atrakcyjna kobieta sukcesu znajduje się w sytuacji zagrożenia ze strony
psychopatycznego mężczyzny. Scenariusze tych filmów nieodmiennie zmierzają do następującej
sceny: oto silna kobieta, samotna w jakimś wielkim gmaszysku, najczęściej w nocy, pada ofiarą
swego lęku. Biegnie przez długie, mroczne korytarze, uciekając przed wrogim mężczyzną, którego
twarzy nigdy nic widziała, albo bezbronna siedzi we własnym domu, czując, jak ogarnia ją coraz
większy strach przed czającym się gdzieś za oknem śmiertelnym niebezpieczeństwem.
Wiele silnych kobiet rozpoczynających psychoanalizę opowiada sny, przebiegające według
mniej więcej podobnych scenariuszy. Właściwie trudno się dziwić, że w dzisiejszych czasach, gdy
kobiety stają się coraz silniejsze, publiczność tak chętnie ogląda takie filmy. Obrazy te to coś w
rodzaju współczesnych bajek - przedstawiają aktualną sytuację psychiczną, umożliwiając nam
rozprawienie się z nieświadomym i aspektami osobowości i poszukiwanie dróg wyjścia. Omawiając
postać cienia, stwierdziliśmy, że ekstremalna postawa w naszym życiu świadomym może sprawić,
że w nieświadomości pojawia się sprzeciw na jej skrajność, to samo odnosi się do animusa. Jeśli
kobieta wykształciła silnego patriarchalnego animusa, może uzyskać od niego pomoc w walce ze
światem zewnętrznym, musi się jednak liczyć z tym, że w jej w psyche nieświadomej czai się wróg
wszelkiej kobiecości.
W świecie zewnętrznym silny patriarcha może przynieść kobiecie sukcesy, tak jak mnie i
moim koleżankom udało się odnieść zwycięstwo nad męskim triumwiratem gnębiącym nas w
pracy. Kobieta musi jednak zdawać sobie sprawę z tego, że w ostatecznym rozrachunku ta broń
obróci się przeciwko niej.
Kobiety, jeśli pragną zachować zdrowie psychiczne, muszą opracować własne strategie
realizacji swych celów, podobnie jak uczyniła to matka królewska w bajce o dziewczynce bez rąk.
Albowiem kobiety to kobiety, a mężczyźni to mężczyźni. Obie
płci aż nazbyt chętnie
chciałyby postawić na swoim. Owszem, mają do tego prawo, ale kobiety muszą odnaleźć własną
drogę samorealizacji, drogę właściwą sobie, w przeciwnym razie staną się kalekami psychicznym i
ponieważ oszalały patriarchalny animus zacznie siać spustoszenie w ich psyche nieświadomej.
Emancypacja wewnętrznego patriarchy
Co może zrobić kobieta, by zmienić negatywne aspekty wewnętrznego patriarchy? Otóż
animus może przejść proces emancypacji. W jaki sposób? Przypomnijmy sobie, co powiedzieliśmy
o pracy archetypu: pilnie zbiera on wszystkie cząsteczki, z których następnie tworzy obraz. Jako
taki, obraz ten nie stanowi żadnego problemu, ponieważ składające się na niego cząsteczki można
wymieniać i zastępować innymi. Archetyp męskości, niczym magnes, gotów jest zbierać wszystkie
cząstki oznakowane jako męskie. Problem z naszym animusem istnieje tylko o tyle, o ile obraz ów
nie został uświadomiony. Dopóki nie wiemy, co jest przyczyną naszego złego samopoczucia, rodzi
w nas koszmary, nie wiemy również, czego się chwycić, by zaradzić złu. A zatem pierwszy krok w
pracy zmierzającej do wymiany cząsteczek i do aktywnego współdziałania w procesie kształto-
wania własnego animusa polegałby na tym, by obraz ten przyjąć do wiadomości. Dla silnej kobiety
oznacza to że przede wszystkim musi się zmierzyć z faktem, że nosi w sobie zarodek
autodestrukcji.
Ba, łatwo powiedzieć! Sprawa nie jest taka prosta, ponieważ wymaga przełamania silnych
oporów emocjonalnych. Wydaje mi się, że najlepiej będzie, jeśli posłużę się przykładem, a
ponieważ silne kobiety lubią ze sobą trzymać, opowiem historie, którą sama przeżyłam.
Kiedy zatrudniłam się na uniwersytecie, moje wyobrażenie o pracy naukowej nosiło silne
piętno patriarchalne. A czy mogło być inaczej? Większość sławnych myślicieli to mężczyźni, ruch
kobiecy dopiero po wielu staraniach doprowadził do tego, że zaczęto publikować prace kobiet, ale i
tak najczęściej pośmiertnie. Jako studentka miałam do czynienia na ogół z profesorami
mężczyznami. Jeśli od czasu do czasu pojawiała się jakaś kobieta, w większości przypadków nie
przedstawiała sobą udanego połączenia kobiecości i intelektu. Osoby te zachowywały się
najczęściej dokładnie tak samo, jak ich męscy koledzy; odpowiednio się też ubierały.
Ja również, kiedy podjęłam pracę, starałam się uczynić zadość męskiemu ideałowi nauki.
Wielkim szacunkiem darzyłam moich kolegów, którzy obnosili się ze swymi nieskazitelnie
opracowanymi rękopisami, budowali skomplikowane figury stylistyczne i sprawiali wrażenie osób
o niepospolitej inteligencji. Bardzo się starałam o zachowanie możliwie jak najbardziej obiektywnej
formy wykładów, podczas których brylowałam, używając wielu obcych słówek. Omawiałam ze
studentami czystą teorię. Kiedy jakaś studentka próbowała przemycić do teorii cokolwiek z życia
osobistego, opowiadając o swojej rodzinie czy dzieciństwie, odrzucałam te dygresje jako
„nienaukowe”. Moje wykłady były poświecone wyłącznie czystej myśli.
Ale nocami nie mogłam znaleźć spokoju. Ukryty gdzieś w głębi mojej duszy wewnętrzny
naukowiec pojawiał się w marzeniach sennych w postaci profesora, który stale mnie egzaminował.
Najczęściej nic nie umiałam, czułam się mała i bezwartościowa. Nie przychodziły mi do głowy
żadne argumenty, zapominałam teorii, mimo że przedtem nieźle wkuwałam, w gardle czułam
suchość. Straszne! W pracy uniwersyteckiej coraz bardziej starałam się sprostać kryteriom tak
zwanej naukowości, ale moje starania w świecie zewnętrznym wcale nie uwolniły mnie od nocnych
koszmarów. Wręcz przeciwnie, sytuacja przybierała coraz gorszy obrót.
Zaczęłam wówczas opowiadać mojemu analitykowi o swoim złym samo-poczuciu.
Przywołałam do porządku mego wewnętrznego patriarchę, stosując metodę wynalezioną przez
Junga - metodę „aktywnej imaginacji”. Opiszę ją dokładniej, abyście mogły się nią posłużyć, gdy
poczujecie potrzebę emancypacji patriarchalnego animusa.
Aktywna imaginacja
Metoda aktywnej imaginacji polega na tym, byśmy spróbowali wyobrazić sobie, że
rozmawiamy z postacią ze snu, który przyśnił nam się ostatniej nocy. W ten sposób nasze
świadome „ja” nawiązuje kontakt z nieświadomą częścią psyche.
Przypomnijmy sobie, w jaki sposób archetyp męskości zbiera cząsteczki rozsiane po psyche
kobiecej. Otóż kobieta tworzy własny wewnętrzny obraz mężczyzny na podstawie doświadczeń,
jakie miała z mężczyznami. Obraz ten ulec zmianie, ale warunkiem zmiany jest to, by stał się
widoczny, by nie straszył po ciemnych zakamarkach duszy. Jeśli zatem chcemy wprowadzić jakieś
zmiany do naszego obrazu męskości, najpierw powinniśmy rozpoznać obraz wewnętrznego
mężczyzny. Obraz ten wyłania się z marzeń sennych, o ile tylko potrafimy je sobie przypomnieć. W
przypadku mojego „patriarchalnego naukowca” punktem wyjścia były nawiedzające mnie sny o
egzaminach, jakim poddawał mnie srogi profesor.
Jeśli nie zapamiętujemy snów, możemy odwołać się do metody polegającej na wyobrażaniu
sobie naszego wewnętrznego mężczyzny. A więc udajmy się gdzieś, gdzie będziemy miały trochę
spokoju (na przykład do lasu) i spróbujmy skierować uwagę do wewnątrz, poszukując w sobie
obrazów kojarzących się z męskością. Weźmy kartkę, po czym po prostu spróbujmy coś na niej
narysować. Jeśli uda nam się osiągnąć stan głębokiego skupienia, z nieświadomości wynurzy się
postać wewnętrznego mężczyzny. Powinnyśmy jednak zdawać sobie sprawę, że kobiety mają w
swej psyche różne postacie męskie, korespondujące z tym, co w danej chwili przeżywają, a zatem
znajduje się tam obraz człowieka interesu, lekarza, kochanka. W zależności od tego, jak
przedstawia się ów wewnętrzny mężczyzna, w naszej psyche ukonsteluje się odpowiednie
wyobrażenie, które w konsekwencji pojawi się w formie obrazu.
Gdy już pojawił się wewnętrzny obraz mężczyzny, możemy zacząć pracę nad jego
przemianą. Wyobraźmy sobie, że obraz ten obudził się do życia i że osoba, którą narysowałyśmy
lub ulepiłyśmy z gliny, siedzi naprzeciw nas. Zacznijmy z nią rozmowę, wysłuchajmy, co ma nam
do powiedzenia. Jeśli trzeba, my też możemy zabrać głos. Wyłóżmy własny punkt widzenia,
wdajmy się w dyskusję, przedstawmy nasze oczekiwania.
Seanse aktywnej imaginacji z reguły przeprowadza się wielokrotnie. W ten sposób dochodzi
do nawiązania dialogu między świadomością i nieświadomością. Dzięki zastosowaniu tej metody
udaje się na dłuższą metę wprowadzić zmiany do obrazu mężczyzny, a w miarę upływu czasu owa
postać wewnętrzna, początkowo wydająca się świadomemu „ja” czymś wrogim lub wręcz
niszczycielskim, przekształci się w wewnętrznego pomocnika.
Dialog wewnętrzny możemy prowadzić samodzielnie, samodzielnie też możemy się
posługiwać techniką aktywnej imaginacji. Pomoc psychoterapeuty potrzebna jest tylko wtedy, gdy
wydaje nam się, że porozumienie z animusem jest niemożliwe.
W takich przypadkach zachęta ze strony profesjonalisty może nam pomóc w przełamaniu
pierwszych barier, w skierowaniu procesu obustronnego zbliżenia na konstruktywne tory. Gdy
tylko zaczniemy pracować nad emancypacją animusa, stwierdzimy, że z wolna w naszych snach
zaczynają się pojawiać postacie zupełnie innych mężczyzn.
Przemiana wewnętrznego obrazu mężczyzny
za pomocą aktywnej imaginacji
Gdy za pomocą aktywnej imaginacji wdałam się w dialog z moim niesympatycznym
profesorem, wyjaśniłam mu, że jestem już na tyle dojrzała, by nie poddawać się żadnym
egzaminom. Początkowo profesor zachowywał się wobec mnie arogancko i buńczucznie, ale ja nie
dawałam za wygraną. Wreszcie zaczął rozumieć, że dysponuję dużą wiedzą, toteż warto byłoby
posłuchać tego, co mam do powiedzenia. Poinformowałam go, że wielu studentów nudzi się na
uniwersytetach, ponieważ nie wiedzą, w jaki sposób przełożyć język teorii na praktykę.
W pewnym momencie mój profesor zrozumiał, że musi opuścić swą wieżę z kości
słoniowej i zająć się ludźmi. Równolegle do owych dialogów wewnętrznych moje marzenia senne
zaczęły przybierać inną postać. Sytuacja egzaminacyjna stała sie bardziej znośna, miałam lepsze
wyniki, aż w końcu przestały mnie nawiedzać sny o egzaminach. Pojawiły się marzenia senne o
tym, jak wygłaszam wykład. W realnym życiu zaczęłam nabierać pewności siebie.
Wraz z zainicjowaniem pracy nad życiem wewnętrznym zadbałam o to, by ożywić wykłady.
Zaczęłam odnosić teorię do aktualnych problemów społecznych i do codziennych doświadczeń
studentów. Moje zajęcia stały się barwne i ciekawe.
Materiał nauczania przedstawiałam teraz nie tylko w formie słownej, lecz także za pomocą
związanych z tematem gier, muzyki, obrazów i ćwiczeń medytacyjnych. Studentom ta forma
przekazywania wiedzy bardzo się podobała, moje wykłady zaczęły się cieszyć coraz większą
popularnością. Gdy wyjaśniałam teorię, zawsze starałam się pozostać przy języku codziennym,
kładąc nacisk na to, co ma związek z życiem. Okazało się, że postrzegana z tej perspektywy
niejedna szacowna teoria okazała się wielką bańką mydlaną. Mężczyznom udawało się niekiedy
zaczernić atramentem sto stron, by wyrazić myśl, którą można by streścić w dwóch zdaniach.
Proces emancypacji mojego animusa zakończył się w ten sposób, że przyśnił mi się sen o
pewnym młodym naukowcu w typie południowca. Był to sympatyczny młody człowiek o
głębokich, ciemnych oczach przepełnionych wizją i snem.
Jego ciepły stosunek do mnie wyrażał się zarówno w zachwycie nad moją osobą, jak i we
współczuciu. Wziął mnie za rękę i powiedział, że odtąd wspólnie będziemy prowadzić badania.
Jeszcze dziś pamiętam to wspaniałe uczucie, jakiego doznałam po przebudzeniu.
Kiedy zajęłam się emancypacją mego naukowego animusa, uświadomiłam sobie, że
zaczęłam uprawiać naukę po kobiecemu. Od kiedy zdałam sobie z tego sprawę, z pełną
świadomością reprezentuję ten sposób nauczania i pisania, proszę też studentów, by nie dali się
zaślepić pozornie naukowej gadaninie.
Moi studenci muszą zrezygnować z używania obcych słów, gdy problem można przedstawić
normalnym językiem. W sytuacji, gdy potrzebują jakiegoś obcego terminu do sformułowania
własnych myśli, powinni go opisowo wyjaśnić, aby żaden słuchacz nie poczuł się głupio. Odkąd
zaczęłam uprawiać naukę po kobiecemu, polubiłam pracę na uniwersytecie, a zajęcia dydaktyczne
sprawiają mi przyjemność. Już po samej reakcji słuchaczy widzę, że nauka uprawiana w ten sposób
stanowi ważną przeciwwagę do nauki uprawianej po męsku. Zauważmy: nie chodzi tu o jakieś
albo-albo, lecz o możliwość koniunkcji, albowiem zasada męska i żeńska pojawiają się w pełnej
krasie dopiero wtedy, gdy tworzą całość.
Jednej z moich pacjentek przyśnił się sen o mafioso, przypominającym Marlona Brando z
Ojca chrzestnego. Pacjentka ta działała w ruchu kobiecym, miała atrakcyjny zawód, zarabiała
pieniądze i odnosiła sukcesy. Długo myślała nad tym, co właściwie miałby oznaczać ów mafioso w
związku ze światem kobiecym.
Inną pacjentkę, osobę prowadzącą dość swobodne życie seksualne, którym na poziomie
świadomości potrafiła się w pełni rozkoszować, nawiedził pewnego razu sen o Turku gardzącym
nią za to, czym była jako kobieta. W jego oczach nie zasługiwała na szacunek. W przypadku tych
dwóch kobiet mamy do czynienia z wielkim rozziewem wewnątrzpsychicznym pomiędzy ich
postawą świadomą i nieświadomą. Nad tym rozziewem przerzuciłam pomost metodą aktywnej
imaginacji, a zatem obie moje pacjentki wezwały mężczyzn, którzy pojawili się w ich snach, i
poprosiły ich o rozmowę.
Mafioso usłyszał, że dzisiaj kobiety nie są istotami, których jedyne zadanie polega na
gotowaniu makaronu i wychowywaniu dzieci. Otrzymał prawdziwy wykład na temat praw kobiet.
Rozmowa początkowo przebiegała dość niemrawo, ponieważ mafioso był człowiekiem
bardzo upartym. Po pewnym czasie w końcu zrozumiał, na czym polega sytuacja współczesnej
kobiety i nawet udzielił mojej pacjentce kilku wskazówek co do prowadzenia interesów. Kobieta ta
dotychczas miała poczucie, że reaguje za szybko i zbyt emocjonalnie, tymczasem od swego
mafioso nauczyła się, jak zachowywać kamienną twarz. Ponadto w prowadził on ją w sztukę
trzymania uczuć na wodzy, to zaś miało bardzo pozytywny wpływ na jej życie zawodowe. Gdy
teraz prowadzi pertraktacje, zawsze czuje obecność tego człowieka, który z wroga przedzierzgnął
się w partnera.
Pacjentka, która śniła o Turku, poznała tradycyjne wartości kobiece pielęgnowane przez
Turczynki. Turek dał jej do zrozumienia, że powinna być dumna z tego, że jest kobietą, że ma w
sobie umiejętność oddawania się mężczyźnie. Jeśli zaś wydaje jej się, że musi prowadzić życie
seksualne na podobieństwo męskiego, traci coś bardzo ważnego. Pacjentka ta przez dłuższy czas
uważała, że jej wewnętrzny partner chce jej odebrać wolność, teraz jednak uświadomiła sobie, że
nadużywając swobody seksualnej, powielała jedynie patriarchalne wzorce męskie. Od Turka
nauczyła się, jak wielką przyjemność może mieć kobieta, oddając swe ciało tylko wybranym.
Przesłanie, jakie przyniósł mojej pacjentce Turek, nie brzmi zbyt feministycznie, prawda?
Zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę obraz kobiety propagowany przez współczesne media,
diametralnie różny od tego, o którym tu mówimy. Kolorowe magazyny pełne są opowieści o
jednorazowych randkach, wraz ze wskazówkami, jak poznać wielkość męskiego członka na
podstawie długości palca wskazującego jego właściciela, by uniknąć rozczarowania. Każdej nocy
stacje telewizyjne emitują programy przedstawiające cały repertuar zachowań seksualnych, a oto
nagle we śnie pojawia się jakiś Turek z dobrą nowiną o „przyjemności, jaką można czerpać,
oddając swe ciało wybranemu mężczyźnie”!
Muszę podkreślić, że w najmniejszym stopniu nie sugerowałam moim pacjentkom, jakie
wnioski mają wyciągnąć ze swoich doświadczeń. Proces, który stał się udziałem obu kobiet, w
żaden sposób nie został wywołany przeze mnie ani nie przebiegał pod moim wpływem. Kobiety te
musiały się zmierzyć z obrazami animusa, które wynurzyły się z głębi ich życia psychicznego.
To, czy w tym czasie poddawały się psychoanalizie, czy nie, nie ma tu nic do rzeczy. Tak
czy owak pojawiły się w nich obrazy męskości, postacie, które na płaszczyźnie nieświadomego
życia psychicznego zawsze sabotowały to, co obie wyemancypowane kobiety czuły i myślały.
Postacie te prędzej czy później i tak dałyby o sobie znać - czy to w formie negatywnych stanów
emocjonalnych, czy w formie wątpliwości co do wyboru drogi życiowej. Zdarza się, że tego
rodzaju wewnętrzne rozterki prowadzą do powstania choroby psychosomatycznej.
Poświęciłam tak wiele miejsca na przykłady, ponieważ chciałam dokładnie przedstawić
metodę emancypacji animusa. Skoro jednak mamy przede wszystkim mówić o miłości, zajmijmy
się wreszcie kwestią, w jaki sposób animus wiąże się ze stanem zakochania.
O zakochaniu
W rozdziale na temat cienia poznaliśmy pojęcie projekcji. Wiemy też, że nieświadomość
jest aktywna, pragnie mieć udział w naszym życiu. Jeśli nie podejmujemy prób poznania
nieświadomości, wówczas ona sama zwraca na siebie uwagę w formie projekcji. Gdy
nienawidzimy, w grę w chodzi projekcja cienia. Jeśli się zakochujemy, wówczas mamy do
czynienia z projekcją animusa.
Projekcja ta odpowiada za postawę określaną mianem „patrzenia na świat przez różowe
okulary”. Kiedy widzimy partnera wyłącznie na różowo, wówczas naprawdę jesteśmy zadurzeni po
uszy. Oznacza to, że ostatecznie nie kochamy tego czy owego konkretnego człowieka, lecz jakąś
część własnej osobowości Nie spotykamy zatem księcia czy księżniczki z bajki - znajdujemy
jedynie samych siebie.
Owszem, przyznaję, nie brzmi to zbyt romantycznie, ale fakt, że psychologia głębi jest w
stanie wyjaśnić zjawisko zakochania, nie ujmuje tajemnicy miłości ani trochę z jej fascynującego
uroku. Analitycy, którzy intensywnie zajmują się badaniem nieświadomości, też po trafią się
zakochać, a wówczas padają ofiarą miłości tak samo jak wszyscy inni ludzie. Być może trochę
lepiej rozumieją, dlaczego zakochali się w tej właśnie kobiecie czy w tym mężczyźnie, ale mim o to
zakochują się - żadna wiedza im nie pomoże.
W jakiego typu mężczyznach się zakochujemy? Jacy mężczyźni dysponują owymi
tajemnymi siłami magicznymi, które sprawiają, że silne kobiety roztapiają się w żarze miłości i
tracą resztki zdrowego rozsądku? Instynktownie najprawdopodobniej już znamy odpowiedź na to
pytanie, przecież na własnej skórze z pewnością poznałyśmy ten stan. A zatem ulegamy akurat tym
mężczyznom, którzy później przysparzają nam samych problemów - to właśnie oni sprawiają, że
serce nam śpiewa. Do tej pory byłyśmy wobec tego faktu bezbronne, ale za pomocą psychologii
Jungowskiej możemy opracować strategię, jak lepiej radzić sobie z mężczyznami i miłością.
Jak już wspominałam, pierwszą postacią animusa jest dla kobiety obraz ojca. W trakcie
rozwoju animus obrasta winne męskie cechy, z jakimi za sprawą kultury styka się dana osoba.
Aż wreszcie w pewnej fazie rozwoju nośnikiem obrazu animusa staje się ukochany
mężczyzna. Wtedy ważne jest wiedzieć, że projekcje zachodzą tylko wtedy, gdy pojawi się
odpowiedni nośnik projekcji: nieświadomość próbuje doprowadzić do możliwie jak najdok-
ładniejszego pokrycia owego obrazu wewnętrznego z zewnętrznym.
Jeśli zatem zakochujecie się w mężczyźnie określonego typu, jeśli wasz wybranek zawsze
obdarzony jest pewnymi powtarzającymi się cechami, nie ulegajcie złudzeniom. Nośnik projekcji
najprawdopodobniej istotnie posiada cechy, które w nim widzicie i które tak bardzo was fascynują.
Ale, ponieważ jest to autonomiczne indywiduum, ma on zapewne również cechy, których w nim na
razie nie dostrzegacie. Wasze zdolności percepcyjne zawodzą. Obraz osoby, która wzbudza wasze
zainteresowanie, ulega zafałszowaniu za sprawą nakładania się na nią klisz projekcyjnych, które w
stanie zakochania pokrywają ją niczym widmowa siatka.
Jeśli kobieta zakocha się w mężczyźnie i postanowi się z nim związać, wówczas z punktu
widzenia psychologii głębi rozpoczyna się kilkufazowy proces. Z reguły na początku dochodzi do
przeniesienia na darzoną uczuciem osobę wszystkich tych zadań, z którymi kobieta nie potrafiła
uporać się w swej świadomości, ponieważ nie przybrały one konkretnej formy. Dziewczynka bez
rąk tak właśnie postępowała w pierwszym okresie swego pobytu na dworze królewskim. Ponieważ
w naszej kulturze większość kobiet wykształciła w sobie patriarchalnego animusa, mężczyzna, w
którym się zakochują, zwykle wykazuje cechy odpowiadające obrazowi wewnętrznego patriarchy.
Jest on wówczas tym, który decyduje, wiedzie samodzielne życie, przejmuje odpowiedzialność i
działa. Ten, który jeździ porsche jest rzecz jasna bardziej interesujący niż ekolog na rowerze z
biletem miesięcznym na wszystkie linie. Posiadacz porsche demonstruje swoje możliwości
finansowe, a tym samym jest dla kobiecej nieświadomości symbolem patriarchalnego ojca, który
potrafi wyżywić rodzinę. Czyż to nie on jest właśnie owym niedostępnym ideałem, który wprawia
nas w wibrację od stóp do głów ? W naszej psyche reprezentuje on tradycyjny, patriarchalny obraz
mężczyzny, odszczepiającego swoje uczucia.
Typowy mężczyzna, którego obraz kobiety naszej epoki noszą w głębi swej duszy, często
przejawia również cechy samotnego wilka. Ma on je dlatego, że archetyp męskości musiał zbierać
w nas, kobietach, cząsteczki pochodzące od nieobecnego ojca. Nauczyłyśmy się, że to, co męskie,
najczęściej przebywa poza domem; w ten sposób wykształciłyśmy w sobie animusa w postaci
wilka stepowego. Kiedy ulegamy sile zakochania, projektujemy ten obraz na mężczyznę, który mu
odpowiada. To właśnie dlatego kochamy marynarza - mężczyznę, który zawija do wielu portów, to
właśnie dla tego tęsknimy za tym, który nigdy nie zadzwoni, to dla tego najbardziej pociąga nas
facet, który rano pospiesznie zakłada spodnie i znika z obiecującym, lecz jakże niezobowiązującym:
„Zadzwonię wkrótce!”.
Wycofanie projekcji animusa
Poszukujemy zatem mężczyzny odpowiadającego naszemu wewnętrznemu obrazowi
męskości - to na niego projektujemy naszego animusa. W konsekwencji projekcji animusa czujemy,
że jesteśmy zakochane. W początkowej fazie związku obiekt naszych uczuć wydaje się nam
wspaniały i zachwycający, ale stan zakochania nie trwa przecież wiecznie. Wiemy o tym doskonale
z własnego doświadczenia. W miarę upływu czasu dekoracje szarzeją, a wtedy znajdujemy w
naszym ukochanym coraz więcej irytujących cech. W psychologii głębi określa się tę fazę mianem
„wycofania projekcji animusa”.
Jaki proces zachodzi w głębi psychiki w trakcie tej fazy? Projektor, za pomocą którego
rzutowałyśmy obrazy wewnętrzne na naszego partnera, powoli świeci coraz słabszym światłem i
oto pozostaje obraz mężczyzny takiego, jakim jest naprawdę.
A wcale nie jest taki silny. Owszem, ma swoje słabe punkty. Chrapie. Nie umie tańczyć. Ma
osobliwe przyzwyczajenia dietetyczne. Nosi śmieszne buty, których nie możemy zaakceptować.
Rośnie mu brzuch, a któregoś dnia stwierdzamy, że zaczynają mu wypadać włosy. Krótko mówiąc,
nie jest już tym, który w początkowej fazie projekcji wzbudzał w nas taką ekscytację.
W stadium wycofania projekcji animusa wiele związków musi ulec, niestety, często
przedwczesnemu i wcale niekoniecznemu rozpadowi.
To, że po fazie zakochania następuje faza wycofania projekcji, jest całkiem normalne, a
dawanie wówczas odprawy obiektowi pożądania jest posunięciem pochopnym. To jest właśnie
moment, by kobieta, jeśli ma się rozwijać, nauczyła się rozróżniać obraz wewnętrzny od realnego
mężczyzny żyjącego w świecie zewnętrznym. Kobieta musi poznać asortyment klisz, jakie może
projektować. W idealnym wypadku może się wówczas okazać, że potrafi odnaleźć w sobie cechy,
które - niejako w zastępstwie - przypisywała ukochanemu mężczyźnie. A zatem, by pozostać przy
przykładzie wilka stepowego, kobieta może odkryć, że sama ma naturę włóczęgi, że nie lubi
przyjmować na siebie zobowiązań wobec drugiej osoby i chętnie spędza czas w samotności. Gdy
kobieta dokonuje odkrycia, że chodzi tu o część jej własnej osobowości, gdy w świadomym życiu
dopuszcza do głosu nieuświadomione dotychczas potrzeby, dzieje się coś w rodzaju cudu: oto
bowiem okazuje się, że wcale nie musi kochać samotnych wilków stepowych. Może się wówczas
okazać, że jest zdolna do zakochania się w zupełnie innym mężczyźnie, na przykład w takim, dla
którego ważne jest poczucie bliskości i intymnej więzi. Kobieta, która uświadomiła sobie te aspekty
własnej osobowości, potrafi też zadbać o to by w relacji z drugim człowiekiem mieć wystarczająco
dużo powietrza do swobodnego oddychania. Dlatego może pozwolić sobie na związek z
mężczyzną, który szuka większej bliskości.
Jeśli kobieta pragnie nawiązać dojrzały związek z mężczyzną, a nie pozostawać w stadium
zakochania, musi - po wycofaniu projekcji - odkryć w sobie te cechy, które przedtem przenosiła na
mężczyznę. Jest to ważny proces, albowiem gdy uświadamiamy sobie własne cechy wewnętrzne,
możemy je również przeżywać nie musimy szukać w świecie zewnętrznym partnera, który
przeżywałby je w zastępstwie. Stwierdzamy wówczas, że nasze oczekiwania wobec innych stają się
bardziej umiarkowane, że możemy ich akceptować takimi, jakimi są. To samo dotyczy zresztą
mężczyzn, którzy pielęgnują w głębi duszy postać kobiety, animę. Ale to jest temat na inną książkę.
Książkę dla mężczyzn. Niech więc wystarczy tu tylko ta skromna wskazówka.
Wróćmy do kobiet. Zebrałyśmy już wiedzę niezbędną, by rozwikłać romantyczny dylemat
silnej kobiety. Poznałyśmy cień silnej kobiety - słabą dziewczynkę, mamy też pojęcie o tym, w jaki
sposób owa słaba dziewczynka może się rozwinąć w silną kobietę. Poznałyśmy animusa silnej
kobiety - wewnętrznego patriarchę, wiemy również, w jaki sposób doprowadzić do emancypacji tej
postaci. Wiemy wreszcie, w jaki sposób psychologia analityczna wyjaśnia zjawisko zakochania i
jakie zachowania zaleca, by stan ten przerodził się w trwałą miłość. Zapraszam więc do lektury
ostatniego rozdziału tej książki, wyjaśniającego zagadkę tęsknoty silnej kobiety za silnym
mężczyzną.
Tęsknota silnej kobiety za silnym mężczyzną
Dlaczego silne kobiety tęsknią za silnym mężczyzną? Poznaliśmy już postaci wewnętrzne,
które mogą nam pomóc rozwikłać romantyczny dylemat silnej kobiety. Animusem jest tu
wewnętrzny patriarcha, a postać cienia przybiera kształt słabej dziewczynki. Z czym nam się to
kojarzy? Patriarcha i słaba dziewczynka są idealnie dobraną parą. Mamy tu do czynienia z królem,
który podarował swej żonie srebrne ręce. Silna kobieta w swym świadomym nastawieniu do kwestii
„wchodzenia w związki” podąża za wyobrażeniem emancypantki - emancypacji wymaga również
od mężczyzny. Ale w jej nieświadomości dochodzi do głosu całkiem inne wyobrażenie pary -
wyobrażenie całkowicie tradycyjne, przybierające tym bardziej radykalną formę, im bardziej w
swym świadomym stylu życia kobieta ta stara się być „nowoczesna”.
A więc znamy już sytuację wewnętrzpsychiczną silnej kobiety, znamy owego tajemnego
przewodnika, znamy też tajemną przewodniczkę, za których głosem podąża. W tej chwili
przyjrzyjmy się dokładniej, jakie procesy zachodzą w sytuacji, gdy posiadająca wewnętrznego
patriarchę i słabą dziewczynkę kobieta zakochuje się.
Jak zauważyliśmy, w nieświadomości silnej kobiety mieszka patriarchalnie nastawiony
animus. To zimny drań, typek tłumiący uczucia, lekceważący inteligencję kobiecą, na sam dźwięk
słowa „feminizm” oblewający się zimnym potem. To silny facet - super macho. Gdy silna kobieta
zakochuje się, ów wewnętrzny obraz mężczyzny zostaje wyprojektowany na człowieka, który -
jak się wydaje – jest odpowiednim nosicielem projektowanych treści. W rezultacie owego procesu
projekcji silna kobieta czuje się zakochana. I oto w tej chwili pojawia się jej problem.
Powiedzieliśmy już, że jej cień, jej nieświadomy obraz kobiecości przybiera postać słabej
dziewczynki. W chwili, gdy silna kobieta zakochuje się w silnym mężczyźnie odpowiadającym jej
wewnętrznemu obrazowi męskości, w jej psyche nieświadomej zaczyna się brzemienny w skutki
proces, podczas którego dochodzi do uaktywnienia adekwatnego do sytuacji nieświadomego obrazu
kobiety. Do akcji wkracza wewnętrzna postać słabej dziewczynki. I właśnie w tej samej chwili
silnej kobiecie przytrafia się to wszystko, czego w swym świadomym nastawieniu tak serdecznie
nienawidzi.
Gdy wówczas na nią spojrzymy, zobaczymy kobietę zadurzoną po uszy, rozpaczliwie
wyczekującą telefonu od ukochanego.
Oznacza to, że w głębi nieświadomości doszło do nawiązania wzajemnej relacji pomiędzy
patriarchą i słabą dziewczynką - obie te postacie tworzą teraz parę tajemnie sterującą wyob-
rażeniami silnej kobiety na temat związku z mężczyzną. Tych dwoje posiada wielką moc, jako że
działają poza zasięgiem świadomej kontroli.
A zatem silna na płaszczyźnie świadomej kobieta zakochała się w silnym mężczyźnie,
wyprojektowała na niego swego patriarchalnego animusa i w ten sposób doszło do uaktywnienia jej
nieświadomości. Uaktywniona została owa wewnętrzna słaba dziewczynka, która - jak
dowiedzieliśmy się w rozdziale temat cienia - charakteryzuje się skrajną słabością, co jest typowe
dla psychiki silnych kobiet. Jest to dziewczynka bez rąk - bez pomocy mężczyzny nie jest w stanie
niczego dokonać.
Silna kobieta zauważa, jak bezgraniczną bezradność wywołał w niej stan zakochania w
silnym mężczyźnie. Całymi godzinami potrafi tkwić przy oknie, wsłuchana w bicie swego serca,
cała w oczekiwaniu, kiedy wreszcie ujrzy jego samochód na zakręcie. Nie potrafi skupić się na
pracy, w trakcie ważnych konferencji jest roztargniona, czuje w sobie fatalną skłonność, by posłać
do wszystkich diabłów wszystkie obowiązki zawodowe i być wreszcie sobą. Z całą mocą daje o
sobie znać nieświadomy, kobiecy aspekt jej osobowości. Ma on do tego pełne prawo, stanowi
bowiem ważny element psyche silnej kobiety.
Silna kobieta ma pełne prawo do tego, by dopuścić do głosu owo niedające się zagłuszyć
pragnienie, które ją wzywa, by pójść za popędem wewnętrznym. Instynktownie wie, że będzie to
ważny krok na drodze do urzeczywistnienia pełni osobowości, zdaje sobie sprawę z tego, że
powinna poświęcić temu głosowi uwagę i okazać mu posłuszeństwo. Cóż, kiedy tkwi w tym pewien
haczyk. Jeśli pójdzie za głosem serca, zburzy całe swe dotychczasowe życie. Jeśli posłucha tego
głosu, zakwestionuje wszystko, o co dotychczas walczyła swą świadomą postawą. Jeśli ulegnie
temu aspektowi swej osobowości, ryzykuje, że straci wszystko, co zdołała osiągnąć. Dlatego silna
kobieta broni się przed żądaniami, jakie wysuwa pod jej adresem słaba dziewczynka.
Na tym właśnie polega romantyczny dylemat silnej kobiety. Mamy tu do czynienia z osobą
rozszczepioną na dwoje. Oba kierujące nią motywy, oba głosy, które słyszy we własnym wnętrzu,
mają rację. Nie może wyrzec się jednego, faworyzując drugi. Wewnętrzna słaba dziewczynka,
wyobrażająca niedorozwinięty aspekt jej osobowości, słusznie domaga się prawa głosu.
Silna kobieta, która w pewnej chwili zaczyna wyczuwać impulsy pochodzące od swej
wewnętrznej słabej dziewczynki, chciałaby się oddać, zmięknąć, odnaleźć spełnienie w postawie
przyjmującej. Nie znam dość kiczowatej powieści, w której dałoby się znaleźć słowa odpowiednie
do opisania uczuć, jakie ze zdumieniem i przerażeniem dostrzega w sobie silna kobieta zakochana
w silnym mężczyźnie - oczywiście, jeśli jest wobec siebie szczera. Wydaje się, że wszystko, co
dotychczas osiągnęła, wszystkie wartości dotąd kształtujące jej życie, znalazły się w śmiertelnym
niebezpieczeństwie.
Jedna z moich pacjentek, silna kobieta poszukująca związku z silnym mężczyzną, w tej
fazie analizy miała taki sen:
Siedzę w kawiarni. W chodzi mój wymarzony mężczyzna, wita się ze mną. Bierze mnie w
ramiona i mocno przytula. Podoba mi się, że mogę się o niego wesprzeć, że nie muszę się o nic
martwić. Ale oto wchodzi jakaś kobieta - zaczyna z nim flirtować. On wygląda na zadowolonego.
Nawiązują rozmowę. Wreszcie wychodzą razem. Zostaję sama. Czuję się bezgranicznie samotna i
opuszczona.
To marzenie senne dobitnie przedstawia słabość i bezradność pacjentki - uczucia wywołane
pojawieniem się wyśnionego mężczyzny. Na płaszczyźnie świadomości kobieta ta nigdy nie
dopuściłaby do tego, by coś podobnego miało miejsce. Ale jej słaba dziewczynka jest po prostu
zdana na pastwę humorów środowiska zewnętrznego. W chwili, gdy znajdzie się w trudnej sytuacji,
nie ma żadnej możliwości działania,
Silne kobiety zakochujące się w silnym mężczyźnie wybierają
zwykle jeden z czterech
wariantów reakcji. Są to:
• wariant ofiary
• wariant ucieczki
• wariant walki
• forma mieszana: wariant ofiary, ucieczki i walki jednocześnie.
Wariant ofiary
Długo szukałam dobrego przykładu przedstawiającego wariant ofiary. Nie było to proste,
ponieważ rola ofiary w wykonaniu silnej kobiety zawsze sprawia wrażenie czegoś tak kiczowatego,
że aż trudno w to uwierzyć. Na szczęście niedawno miałam okazję obejrzeć film Regisa Wargiera
Indochiny z Catherine Deneuve w roli głównej. Aktorka ta gra w nim rolę właścicielki plantacji
kauczuku, która wdaje się w romans z wojskowym w randze bodajże oficera. Nie pamiętam, kim
dokładnie był nasz bohater, w każdym razie mogę stwierdzić, że mężczyźni w mundurach często
wywołują w silnej kobiecie tęsknotę za silnym mężczyzną.
Wybranek Catherine Deneuve ma na imię Jean-Baptiste. Poznaje swą przyszłą kochankę
jako kobietę samodzielną, właścicielkę plantacji, która traktuje go nad wyraz nonszalancko.
Ponieważ jest silnym mężczyzną, nie zraża się tym ani trochę, wręcz przeciwnie - jej siła podnieca
go, budzi w nim instynkt łowcy. Któregoś dnia, w parne, gorące popołudnie, on i Catherine
spotykają się w zaciemnionym pokoju. Jean-Baptiste zaczyna się do niej dobierać, nie zważając na
jej protesty. A zatem nie zachowuje się tak, jak na jego miejscu zachowałby się dobrze wychowany
młodzieniec. Miły chłopak z sąsiedztwa, któremu wpojono szacunek do kobiet, z pewnością
natychmiast powściągnąłby swe amory. Ale ten patriarchalny mężczyzna żyje w przekonaniu, że
gdy kobieta mówi „nie”, z pewnością ma na myśli „tak. Nie zważając na opór, stara się dopiąć
swego.
Ponieważ animus silnej kobiety ma wszelkie cechy patriarchalne, mężczyzna tego typu ma
duże szanse na sukces. Catherine to wie i sytuacja, w której się znalazła, nie jest dla niej niczym
wyjątkowym. Tym razem jednak instynktownie przeczuwa, że stanie się coś, czego nie będzie
mogła kontrolować. A zatem, gdy mężczyzna próbuje przełamać jej opór, łagodnie zwraca mu
uwagę:
- Jean-Baptiste, jeszcze nie czas, nasza historia jeszcze się nie zaczęła.
W odpowiedzi Jean-Baptiste stanowczym gestem bierze ją w ramiona i składa na jej ustach
gorący pocałunek. Catherine Deneuve jakby topnieje. Podczas sceny pocałunku zza kadru dobiega
jej głos: - Powinnam uciec, ale poza nim nie widzę świata!
Bohaterka przeoczyła więc chwilę, w której jeszcze możliwe było wybranie wariantu
ucieczki, to też niczym w pułapkę wpada w rolę ofiary. Catherine i jej silny mężczyzna mają
romans. Jakie są dalsze koleje ich losów? Kochanek przepadł jak kamień w wodę, co, jak
wiadomo, należy do repertuaru zachowań tego typu mężczyzn. Catherine szuka go jak oszalała
przez całą noc, aż znajduje go w kasynie. Scena ta rozgrywa się o świcie. Kasyno skąpane jest w
zimnym, jakby martwym świetle poranka. Kryształowe zwierciadła, zasłony z purpurowego
aksamitu, meble z mahoniu. Jean-Baptiste siedzi przy ruletce, w gronie innych umundurowanych
mężczyzn i pięknych kobiet z uszminkowanymi na czerwono ustami, ubranych w mocno
wydekoltowane suknie wieczorowe. Widok Catherine budzi w nim lekką irytację.
- Co tu robisz? - pyta.
- Szukałam cię. Byłam wszędzie, a dzisiejszej nocy... Porozmawiaj ze mną, Jean-Baptiste,
choć przez chwilę!
Catherine próbuje się do niego przytulić, ale on odpycha ją brutalnie:
- Pewne godziny należą zawsze tylko do mnie. Są dni, które pragnę zachować wyłącznie
dla siebie. Tylko dla siebie, rozumiesz? Dotyczy to również ciebie. Jesteśmy dwojgiem ludzi!
W zasadzie Jean-Baptiste ma rację, jego słowa w pełni odpowiadają Jungowskim poglądom
na temat szczęśliwych związków. Ale Jean-Baptiste przeoczył drobny szczegół: przecież mógł
uprzedzić kochankę, że ma zamiar spędzić noc w kasynie. Gdyby to jednak uczynił, nie byłby
silnym mężczyzną - tym, którego Catherine kocha do obłędu. Skomplikowana historia. W każdym
razie w Catherine budzi się słaba dziewczynka.
- Tak bardzo cię potrzebuję - szepcze. - Należysz do mego życia! Potrzebny mi twój głos,
twoja czułość, twój dotyk! Chroń
mnie, musisz mnie chronić!
Mówiąc to, tuli go do siebie, przyciska do swej silnej piersi jego głowę.
Czy możecie to sobie wyobrazić? Ta niezależna właścicielka plantacji, która od lat z
sukcesem prowadzi interesy z setkami mężczyzn, domaga się ochrony od mężczyzny! Ale po co?
Przecież przez całe dotychczasowe życie doskonale dawała sobie radę sama!
My, silne kobiety, doskonale rozumiemy, co się dzieje z naszą bohaterką, ale dla człowieka
stojącego z zewnątrz, dla niezaangażowanego obserwatora, wewnętrzna logika tego wydarzenia
pozostawia wiele do życzenia. Oczywiście, Jean-Baptiste też nic z tego nie pojmuje.
Zdecydowanym gestem odpycha kochankę i woła: - Przestań, przecież nie jesteś żebraczką!
Pragnę dla siebie całego świata, a nie tylko kawałka ziemi! Chcę odkryć cały świat!
Nie wiem, czy ktokolwiek jest w stanie wyobrazić sobie moją radość w chwili, gdy
obejrzałam tę scenę. Przecież jest to wręcz podręcznikowy przykład przygód silnej kobiety, jej
tęsknoty do silnego mężczyzny ! Jean - Baptiste ma rzecz jasna rację, gdy ze zdumieniem
stwierdza: „Przecież nie jesteś żebraczką!” .
Ową żebraczką nie jest jednak Catherine - jest nią słaba dziewczynka w jej duszy, owa
tajemna przewodniczka, która w tej właśnie chwili przejęła stery jej życia. Jean-Baptiste
instynktownie czuje, czego domaga się od niego Catherine: chciałaby przykuć go do tego małego
skrawka ziemi, który jest jej własnością, do swojej plantacji, chciałaby wraz z nim zacząć tworzyć
coś, co na dworze królewskim w pierwszej fazie swego związku tworzyli dziewczynka bez rąk i
król. Catherine chciałaby odrzucić charakterystyczną dla siebie żądzę czynu, zastępując ją
srebrnymi rękom a podarowanym i jej przez kochanka.
Jean-Baptiste całkiem słusznie wietrzy w tym jakiś podstęp. Poza tym jego ciągota do
włóczęgi, jego tęsknota do szerokiego świata stanowią cechy, które są dominującymi składowymi
jego osobowości. Inna sprawa, że gdyby ich nie posiadał, Catherine nie mogłaby się w nim
zakochać.
W jaki sposób reaguje nasza bohaterka na tę odprawę? Odsuwa się, spogląda kochankowi w
oczy i na ułamek sekundy odzyskuje spojrzenie silnej kobiety. Znakomita scena! Po czym obraca
się na pięcie i wychodzi. W ten sposób romans zostaje ucięty. Co prawda jeszcze raz spotykają się
jako kochankowie, lecz teraz Catherine nienawidzi Jean - Baptiste’a za to, że tak bardzo go
pożądała. Bohaterka tego filmu już nigdy nie zakochuje się w silnym mężczyźnie. W dalszych
scenach pojawia się aluzja, że miała jeszcze parę innych romansów, pozostaje jednak sama na swej
plantacji.
Czym jest owo doświadczenie, które los kazał przeżyć bohaterce „Indochin” ? Od owego
epizodycznego romansu stan zakochania zaczyna kojarzyć jej się z bólem. Roi sobie, że nie
powinna ujawniać swej słabości żadnemu mężczyźnie, postanawia, że przed żadnym się już nie
otworzy. Od tej pory jest jeszcze bardziej jednostronnie silną kobietą niż dotychczas. Czy miałyście
podobne doświadczenie?
W jakiej formie przejawia się wariant ofiary w naszej codziennej rzeczywistości? Oto
nadchodzi mężczyzna, a wraz z nim projekcja animusa. Słaba dziewczynka, mieszkająca w głębi
kobiecej duszy, budzi się ze stanu uśpienia. Działania silnej kobiety zaczyna reżyserować jej cień.
Od tego momentu zaczyna zachowywać się w sposób niezrozumiały zarówno dla siebie, jak i dla
partnera. Oto nagle krąg jej dotychczasowych przyjaciół przestaje się liczyć. Już nie chodzi ze
znajomymi do pubu. Dotychczasowe zainteresowania wydają się jej nagle non-sensowne i płaskie.
Chciałaby tylko jednego - być razem z nim. Zaczyna szukać u niego wsparcia. Siedzi w domu i
czeka tylko na niego. Ma pretensje, że niedostatecznie się o nią troszczy.
Tymczasem silny mężczyzna, który przecież zakochał się w kobiecie robiącej wrażenie
niezależnej, reaguje irytacją. Im bardziej ona do niego lgnie, tym częściej ponawia próby
uwolnienia się od niej, co z kolei wzmaga jej determinację. W ten sposób powstaje błędne kolo i w
którymś momencie kobieta ma wrażenie, że gdy tylko ujawnia swe uczucia, zostaje zraniona.
„Wszyscy mężczyźni to świnie” - powiedzenie to powstało właśnie na gruncie tego rodzaju
doświadczeń.
Cóż, mężczyźni tak naprawdę wcale nie są zamierzają być okrutni - w każdym razie nie
wszyscy. Silna kobieta ma tu do czynienia z problemem, który wyhodowała sobie na własnym
łonie. Jej świadome „ja” zostaje przytłoczone przez cień, reżyserię jej życia przejmuje dotychczas
uśpiona w niej tajemna przewodniczka, toteż silna kobieta zachowuje się po prostu nierozsądnie.
W tym miejscu należy podkreślić, że owa wewnętrzna słaba dziewczynka wcale nie jest z
gruntu zła. Postać ta, w swej niecywilizowanej formie określana przez nas mianem słodkiej idiotki,
to zaledwie jeden z wielu aspektów kobiecości, ten, który patriarchalne społeczeństwo skazało na
banicję do psyche nieświadomej. Spoczywając tam w uśpieniu, przybrał on cechy negatywne, ale
przecież wcale nie musi tak i pozostać. Na przykładzie bajki o dziewczynce bez rąk przekonaliśmy
się, w jaki sposób można zainicjować proces rozwoju cienia silnej kobiety. Silne kobiety,
zakochując się w silnych mężczyznach, muszą przygotować się na to, że obudzą w sobie słabą
dziewczynkę.
A kiedy do tego dojdzie, nie wolno im popełnić błędu, który zdarzyło się popełnić
dziewczynce bez rąk - nie mogą czekać, aż silny mężczyzna zechce się nimi zaopiekować,
zaopatrując je w srebrne ręce.
Przed samotnością nie można uciec, trzeba jej spojrzeć prosto w oczy. To nie jest łatwe,
wiem. Przypomnijmy sobie epizod z bajki: syn, którego wydała na świat dziewczynka bez rąk, ma
na imię Królestwo Boleści. Silna kobieta, której przyszło mierzyć się z cieniem, musi wylać wiele
łez, ale - jeśli chce wzmocnić swą wewnętrzną słabą dziewczynkę - z samotnością musi poradzić
sobie sama. Nie może odwracać się od tego, co przyniósł jej los - powinna to przeżyć w pełni
świadomie i na swój własny sposób. Tylko wtedy będzie mogła stać się prawdziwą partnerką swego
mężczyzny. Stanie się wówczas kobietą zdolną do poświęceń, kobietą, która może być miękka i
czuła, a zarazem autonomiczna i samodzielna. Stanie się osobą, której słabość nie myli się z byciem
słodką idiotką.
Jest to proces długotrwały. Dziewczynka bez rąk spędziła na wygnaniu w lesie siedem
długich lat. Nie sądźmy, że proces rozwoju cienia dokona się w ciągu jednej nocy - musimy się
nastawić na niełatwy okres w życiu. Mogę jednak zapewnić, że warto począć „Królestwo Boleści”,
w nagrodę możemy bowiem otrzymać pełną tożsamość siebie samej jako kobiety, możemy
odzyskać swą żeńską połowę, której pozbawił nas patriarchat.
W omawianym wcześniej filmie bohaterka wpadła w pułapkę, jaką okazał się dla niej
wariant ofiary. W rezultacie poniosła wielkie straty psychiczne, została głęboko zraniona. Zdarzyło
sie to jeden jedyny raz, albowiem silne kobiety są bardzo inteligentne i szybko się uczą. Cóż z tego,
skoro nasza bohaterka wysnuła z tej lekcji fałszywe wnioski. Zamiast zająć się swoją wewnętrzną
słabą dziewczynką, postano-wiła, że już nigdy nie dopuści do sytuacji, w której mogłaby odegrać
rolę ofiary.
Gdy spotykała kolejnych mężczyzn, prawdopodobnie wybierała inny wariant reakcji -
ucieczkę. Przekonajmy się zatem, na czym on polega.
Wariant ucieczki
Zaczyna się podobnie: silna kobieta, która wyprojektowała swego animusa na
odpowiedniego nosiciela projekcji, zauważa uaktywnienie się cienia. Ale ponieważ przeżyła już
kiedyś podobną historię, teraz potrafi w porę rozpoznać symptomy stanu, w jakim się znalazła.
Odczuwa tęsknotę za silnym ramieniem, a owo uczucie wyzwala w niej miłość d o silnego
mężczyzny. Czuje, że już nie ma ochoty żyć samotnie, stwierdza, że zaczyna zwracać uwagę na
ciężarne kobiety, że zatrzymuje się przed wystawą z ubrankami dla dzieci. Pojawia się tęsknota
słabej dziewczynki za dworem królewskim, a wraz z nią - jak pamiętamy - lęk przed utratą
swobody działania. Bohaterka bajki w tej fazie procesu indywiduacji okupiła poczucie
bezpieczeństwa i ciepła utratą wolności, dręczącym poczuciem ambiwalencji psychicznej. Cóż zaś
dzieje się w tym wypadku ze współczesną silną kobietą? W pada w panikę.
Ma zbyt wiele do stracenia: kwitnący interes, który stworzyła od podstaw, znakomitą
pozycję w firmie, dla zdobycia której musiała dać sobie radę z męskimi konkurentami, dyplom
uniwersytecki, który kosztował ją tyle wysiłku - czyżby miała w jednej chwili zrezygnować z tego
wszystkiego z powodu jednego człowieka? I to tylko po to, by w efekcie pogodzić się z rolą kury
domowej? Siedzieć z innym i matkami przy piaskownicy i godzinami rozprawiać o zaletach
pampersów? Nigdy! Cóż nie pozostaje zatem nic innego, jak tylko wziąć nogi za pas!
Wybór wariantu ucieczki może pozwolić silnej kobiecie ustrzec się przed cierpieniami
ofiary, nie pomoże jej jednak w doprowadzeniu do końca procesu rozwoju osobowości. Nie
pomoże jej również spełnić pragnienia nawiązania relacji z mężczyzną.
Mężczyźni porzucani przez silne kobiety wybierające wariant ucieczki nie są, co znamienne,
typowymi macho, zmuszającymi swe partnerki do wyboru postawy ofiary. Zwykle silni i
prostolinijni, nie są mięczakami, ale nie są też nadludźmi. Są to z reguły królowie, wprost
wymarzeni dla silnych kobiet, u których doszło do przebudzenia słabej dziewczynki. Ich pech
polega właśnie na tym, że są „królami” stworzonym i do odegrania roli partnerów, którzy zakładają
gniazdko rodzinne i kładą podwaliny pod zdrowy związek. Ale cechy te bynajmniej nie cieszą
silnej kobiety, która jeszcze nie zainicjowała procesu konfrontacji 1 eremem. To właśnie one
wyzwalają w niej panikę.
A o to garść przykładów, które zaczerpnęłam z kręgu moich znajomych - wszystkie
zebrałam w ciągu trzech miesięcy. Jeden z moich przyjaciół, Andreas, mężczyzna sześćdziesięcio-
letni, wydał nu następującego e-maila:
„Jestem zakochany po uszy! Poznałem cudowną kobietę! Wysyłam ci zdjęcie ! Wyobraź
sobie, myślimy o małżeństwie!
Muchos besos! Andreas”
Tygodniami wysyłał mi e-maile prawie codziennie, zapychał mi skrzynkę zdjęciami, które
w pocie czoła musiałam godzinami ładować do pamięci komputera. Ale oto pewnego dnia nie
otrzymałam od niego poczty. Po jakimś czasie to ja wysłałam mu e-maila z pytaniem :
„Cześć, Andreas. Co z Twoją wielką, miłością?
Besos y abrazos! Maja”
Odpowiedź przyszła niemal natychmiast:
„Zostawiła mnie na lodzie. Nie podała żadnego powodu. Muszę się wziąć w garść. :((
Andreas”
Andreas to wspaniały facet, nie zasłużył na to, by paść ofiarą wariantu ucieczki. Szeroko
otworzył serce przed swą partnerką, ale - porzucony - zamknie je teraz na cztery spusty. Andreas
stał się więc człowiekiem na razie straconym dla świata kobiet, który, wierzcie mi, wiele na tym
stracił.
Następny mężczyzna, o którym chcę tu opowiedzieć, również nie był właściwym
kandydatem do odegrania tego rodzaju roli.
Mężczyzna ten, trzydziestoparolatek, zakochał się w silnej kobiecie. Od dawna poszukiwał
partnerki na stałe, chciał mieć dzieci, pragnął założyć rodzinę. Jego ukochana miała trzydzieści trzy
lata, a zatem wszystko pasowało. Flirtowali kilka tygodni, któregoś dnia pojawiła się kwestia
wspólnego zamieszkania.
Mężczyzna wymówił kawalerkę, w której do tej pory mieszkał, znalazł odpowiednie lokum
i podpisał ze swą wybranką umowę o wspólnym wynajmie. Przeprowadzka. Po tygodniu
mieszkania razem kobieta postanowiła się wyprowadzić. Zostawiła mu list, w którym znalazło się
następujące wyznanie: „Moja decyzja nie wiąże się z Tobą, nadal Cię kocham . Ale to mój problem,
wybacz mi". I to wszystko. Mężczyzna popadł w melancholie czuł się głęboko zraniony. Cóż,
pozbył się kawalerki, za to wynajął mieszkanie za duże jak na jego potrzeby. Miał na karku
problem ze słonym czynszem, sądził bowiem, że podzieli się opłatami po połowie ze swą partnerką.
Musiał natychmiast rozejrzeć się za nowym mieszkaniem.
Po upływie czterech tygodni do jego drzwi znowu zapukała silna kobieta. Wyjaśniła, że to
wszystko było żałosną pomyłką, że znów pragnie z nim mieszkać, że to jej ostateczna decyzja.
W porządku. Mężczyzna ucieszył się, puścił w niepamięć przykrości, przestał szukać
nowego mieszkania, z otwartym i ramionami przyjął ukochaną. Ich szczęście trwało tym razem dwa
tygodnie. Kobieta znowu zniknęła. Tym razem na zawsze. Nie odpowiadała na telefony, nie
zdobyła się wyjaśnienia.
Gdy człowiek ów zwrócił się do mnie z prośbą o wytłumaczenie, gdzie popełnił błąd, nie
potrafiłam udzielić mu żadnej odpowiedzi. Podjęłam natomiast próbę naszkicowania mu psychiki
silnej kobiety, ale nie na wiele się to zdało, nie wiedział bowiem, co począć z tą wiedzą. Gnębiło go
jedno pytanie: „Jaki błąd popełniłem? Jak powinienem się zachować następnym razem?”.
Przyznałam, że nie po trafię mu pomóc , gdyż problem silnej kobiety jest naprawdę jej problemem
psychicznym , toteż jego wybranka miała rację, pisząc w liście pożegnalnym: „To nie Twoja wina”.
Dwa dni temu zadzwonił do mnie Walter, dawny kolega z gimnazjum.
- Jak tam sprawy sercowe? - spytałam.
- Sam już nie wiem - odpowiedział. - Od jakiegoś czasu nic mi nie wychodzi z kobietami. Ja
ich po prostu nie rozumiem. Wycofałem się. Jestem teraz całkowicie bezpłciowy, żyję jak mnich i
jest mi z tym dobrze. Kobiety są zbyt skomplikowane.
A jakie masz problemy z kobietami? - spytałam.
Nie wiem, czego one właściwie chcą - odparł. - Kilka dni temu Geli wyrzuciła z domu
Jurgena. Od trzech lat wierciła mu dziurę w brzuchu, że chce mieć dziecko. Dobrze, sprawili sobie
dziecko, a ona wyrzuca go z domu. Jest w ósmym tygodniu ciąży. Jurgen spędza całe dnie w
knajpie, zapija się na śmierć. Nie rozumie, o co w tym wszystkim chodzi.
Inny mój przyjaciel, dwudziestoośmiolatek, stwierdził, co następuje:
Mam wrażenie, że wszystkie młode kobiety są jak wysterylizowane. Matka nauczyła mnie
rozumieć kobiety i okazywać im uczucia. Zachowuję się tak, jak mnie wychowała. I kim jestem dla
moich przyjaciółek? Dobrym kumplem! Siedzą u mnie na sofie całymi godzinami, siorbią moje
czerwone wino i ryczą, ale do łóżka chodzą z kretynami, którzy zachowują się jak drwale w lesie.
Nie mam zamiaru słuchać już dłużej tych jęków, przecież nie jestem Matką Teresą!
Tak, w taki właśnie sposób świat mężczyzn reaguje na silne kobiety, które wybrały wariant
ucieczki. Hm, cokolwiek się stanie, nie powinnyśmy zapominać, że również mężczyźni mają serce,
również oni borykają się z problemami uczuciowymi. I to niezależnie od wieku, co widać w
przytoczonych wyżej przykładach.
Jeśli zatem któraś z Czytelniczek niniejszej książki za sprawą swej fascynu-jącej
powierzchowności, siły swych uczuć, inteligencji i bezsprzecznej kreatywności Erotycznej
doprowadziła mężczyznę do tego, że postanowił otworzyć przed nią serce, proszę, by nie
zapominała, że w ten sposób wzięła na siebie odpowiedzialność za jego los. Jeśli więc któraś z was
poczuje, że wzbiera w niej panika, nikt nie zrozumie tego lepiej ode mnie. Ale błagam: nic
pozbawiajcie swych mężczyzn szansy poszukiwania i odnalezienia siebie samych. Podejmijcie
prace nad słabymi dziewczynkami, które drzemią w waszych duszach a wtedy otrzymacie
możliwość cieszenia się wraz z waszymi partnerami miłością, na którą oboje zasługujecie.
Wariant walki
Silna kobieta, która postanowiła wybrać wariant walki, zwykle przerabiała już na własnej
skórze wariant ofiary, poznała towarzyszący temu ból, poznała symptomy wskazujące na to, że
gdzieś w głębi jej duszy budzi się słaba dziewczynka. Kobieta ta próbuje więc tak się zachowywać,
by nie paść ponownie ofiarą swego uczucia, ale nie reaguje już paniką. Wybiera inną strategię.
Stara się zapanować nad swym cieniem , usiłuje nie dopuścić do tego, by przejął nad nią kontrolę,
wie bowiem, że musiałaby cierpieć. Podejmuje więc walkę z rodzącym się uczuciem. Decyzja ta
obarczona jest ryzykiem , może się bowiem okazać, że mężczyzna, który stanął na naszej drodze, to
prawdziwy król. Ale nie jest to jedyna wada wariantu walki.
W swych staraniach zmierzających do przejęcia kontroli nad cieniem silna kobieta, która
wybrała ten wariant, może nieświadomie popełnić poważny błąd. Przypomnijmy sobie w tym
miejscu kryzysową sytuację, jaką przeżyła dziewczynka bez rąk na dworze królewskim: oto diabeł
machnął ogonem i doszło do zaburzenia komunikacji między nią a jej mężem. Przyczyną
zaburzenia jest zjawisko projekcji, której dziewczynka bez rąk uległa w swej sferze nieświadomej.
Nasza bohaterka z powodu niedorozwiniętego obrazu archetypowej kobiecości stłumiła te aspekty
swej osobowości, które domagały się swobody. Zamiast samej działać, wyprojektowała swój
zamiar na mężczyznę. W symbolice bajki ów proces projekcji objawił się w wydanym przez króla
rozkazie zabicia niewiernej żony. Oczywiście, w realnym świecie skutki zjawiska projekcji z reguły
nie przybierają aż tak drastycznej formy.
Silna kobieta zauważa więc, że oto staje w obliczu problemu związku z mężczyzną”.
Problem ten na płaszczyźnie nieświadomej wiąże się u niej z kwestią „utraty wolności”. Silna
kobieta walczy z tym zagrożeniem, ale zamiast zająć się własnym wnętrzem, zwraca swą energię
przeciwko mężczyźnie, który jej zdaniem chce ją okiełznać. Silna kobieta nie zauważa, że
pragnienie poddania się stanowi składową jej własnej duszy. Projektuje to pragnienie na silnego
mężczyznę, imputując mu zamiar zniewolenia jej. Ponieważ zaś silna kobieta w żadnym wypadku
nie pogodzi się z rolą niewolnicy, zaczyna walczyć jak tygrysica.
Wszelkimi środkami próbuje pozbawić mężczyznę jego siły.
Michael, wspomniany wcześniej analityk, mężczyzna, któremu już nie raz dane było staczać
prawdziwe walki z tygrysicami, pewnego razu powiedział mi, co przeżywa mężczyzna, widząc, jak
kobieta projektuje swój cień:
„Kobiety stają się wówczas twarde jak kamień. Widzą we mnie męską szowinistyczną
świnię i traktują mnie bezlitośnie, tak, jakbym
nią był. Wydaje mi się wtedy, że jestem bez
szans. To jest jak prawdziwa wojna. Zaczynam czuć się jak zbrodniarz, którego należy
napiętnować. Kiedy kobiety znajdą się w tej fazie rozwoju, są tak lodowate i okrutne, że aż
człowieka ciarki przechodzą.” W tym momencie przychodzi nam na myśl obraz Madonny,
odgrywającej rolę okrutnej władczyni: „Załatw ich, to świnie!
Rzuć ich na ziemię! Wykastruj!
Pokaż im, kto jest silniejszy !”
To walka, w której nie ma litości. Pamiętajmy: kobiety nauczyły się w społeczeństwie
patriarchalnym walczyć bronią mężczyzn. Biada temu, kogo uznają za wroga!
Mężczyzna mający do czynienia z silną kobietą, która zdecydowała się na wariant walki,
może wybrać tylko jedną z dwóch możliwych reakcji, przy czym żadna z nich nie sprzyja
budowaniu związku. A zatem może uciec lub się podporządkować, Jeśli ulegnie, silna kobieta nic
wytrzyma z nim zbyt długo. Jej patriarchalny animus. którego wyprojektowała na mężczyznę,
widział w nim silne indywiduum a oto teraz ma do czynienia z mięczakiem . Wilk został oswojony,
wilk znikł, a jego miejsce zajął zwykły kundel. W rezultacie jej pierwotne uczucie szybko zniknie.
Przestanie go kochać i sytuacja ta będzie się powtarzać dopóty, dopóki jej praca nad słabą
dziewczynką i nad animusem nie zostanie uwieńczona sukcesem.
Przypomnijmy sobie, jak potoczył się proces rozwoju dziewczynki bez rąk po kryzysie na
dworze królewskim. Nasza bohaterka zaszyła się na leśnym pustkowiu. Przerwała w ten sposób
sytuację nieustannego klinczu z partnerem, zaczęła się zajmować sobą. Jej walka ze światem
zewnętrznym dobiegła końca: zamiast walczyć, zaczęła badać własne życie wewnętrzne i dzięki
temu wyzdrowiała. Przy pomnijmy sobie, jak zmienił się w tym okresie jej wewnętrzny obraz
mężczyzny. Król stracił na wadze.
Kiedy spotkała go powtórnie, stwierdziła, że jest zabiedzony, nie dostrzegła w nim ani śladu
monarszego blasku. A zatem król, silny mężczyzna, stał się człowiekiem, który przyznał się do swej
słabości i nagle objawił się silnej kobiecie jak o mięczak.
Stało się tak dlatego, że silną kobietą steruje patriarchalny animus. To właśnie on zmusza ją
do miłości, a gdy mężczyzna, którego wybrała, zostanie odarty z wszystkiego, co stanowi o jego
obrazie jako macho, wyda się jej nędzny mięczakiem.
Ale nasza bohaterka, która po trafiła pracować nad sobą, umie wycofać projekcję swego
animusa - dokonało się to w symbolicznym geście zdjęcia chusteczki z twarzy króla. W ten sposób
dziewczynka bez rąk może ujrzeć swego mężczyznę takiego, jakim jest - jako człowieka ze
wszystkimi silnymi i słabymi aspektami osobowości. Co więcej: dopiero teraz może go naprawdę
pokochać, albowiem dopiero teraz uznaje w nim człowieka, którego obraz nie został skrzywiony w
upiornym zwierciadle projekcji. Widzi króla w chwili jego największej słabości, udręczonego i
wychudzonego. Pozwala, by ten obraz poruszył jej serce. Nie lekceważy go, mimo że nie jest on już
owym dumnym monarchą, którego znała wcześniej.
Silne kobiety, które postanowiły walczyć jak tygrysice, muszą
zrozumieć, że silny męż-
czyzna nie odpowiada obrazowi męskości, jakim mam i ich patriarchalne społeczeństwo. Naprawdę
silny jest bowiem ten mężczyzna, który pozwala sobie pomagać kobiecie. W języku psychologii
Jungowskiej powiemy, że silny jest ten mężczyzna, który zna swą animę, kobiecy aspekt swej
osobowości, i który potrafi go w odpowiedni sposób wyrazić.
Jest to ktoś, kto w danej sytuacji umie się zachować pasywnie, kto rozpoznaje swe uczucia i
potrafi je uzewnętrzniać. Jeśli jest słaby, nie wstydzi się uzewnętrznić swej słabości.
Ale owa zmiana obrazu mężczyzny musi się najpierw dokonać w duszy kobiecej. Dopiero
gdy do tego dojdzie, można będzie coś z tym zrobić w świecie zewnętrznym. Silna kobieta,
zmieniając swój wewnętrzny obraz mężczyzny, zmienia zarazem obraz tego, kogo może obdarzyć
miłością w świecie realnym. Mamy tu do czynienia z długotrwałym procesem konfrontacji z
nieświadomością. Trzeba nawiązać dialog z owym wewnętrznym macho, by pozwolić mu się
wyemancypować.
Takie obrazy wewnętrzne, wierzcie mi, zdolne są do rozwoju, a jeśli zaczniemy pracować
nad nimi już dzisiaj, uczynimy wiele dobrego dla siebie i dla mężczyzn, których kochamy.
Będziemy bowiem mogły uniknąć wielu sytuacji zmuszających nas do zadawania bólu, zdołamy
sobie oszczędzić wielu złych słów.
U kresu tej drogi czeka na nas mężczyzna, z którym wspólnie możemy przerwać tę
niepotrzebną grę i położyć podwaliny pod prawdziwy związek dwóch istot ludzkich.
Podsumujmy teraz, na co powinnyśmy zwracać uwagę w sytuacji, gdy pojawi się w nas
pragnienie walki. Pamiętajmy, że gdy diabeł machnie ogonem, komunikacja między nami a
mężczyznami zaczyna przypominać dialog głuchych. Zamiast walczyć zajmijmy się własnym
życiem wewnętrznym. Po pierwsze, zadajmy sobie pytanie, czy „ poddanie się” istotnie oznacza
zgodę na rolę niewolnicy. Zadbajmy o emancypację wewnętrznego obrazu słabej dziewczynki. Po
drugie, jeśli człowiek, którego kochamy, jeszcze od nas nie uciekł, lecz trwa na posterunku, a my
czujemy, że zaczynamy wygrywać rozpoczętą już walkę, nie porzucajmy partnera akurat w tej
chwili, gdy ujawnia swą słabość i bezradność. Cechy te zapewne nie odpowiadają jednostronnemu,
patriarchalnemu ideałowi męskości, jednak ujawnienie ich z pewnością może być pomocne na
drodze do osiągnięcia stanu całkowitości psychicznej. Nie poszukujmy rozwiązania problem u
męskości w świecie zewnętrznym, lecz raczej doprowadźmy do wyemancypowania się naszego
animusa. Spójrzmy we własne wnętrze, spróbujmy dostrzec w nim owego macho, który snuje swe
intrygi, wbijmy mu do głowy, że czasy się zmieniły, że potrzebujemy innych mężczyzn! Po ziemi
chodzi wielu facetów poszukujących nowych modeli męskości - sama mogłam się o tym przekonać
- ale dopóki my, kobiety, nie doprowadzimy do wyemancypowania się naszego wewnętrznego
obrazu męskości, dopóty nigdy nie będzie nam dane ich spotkać.
Wariant mieszany: ofiara, ucieczka, walka
W spektrum możliwości działania silnej kobiety pozostał do omówienia jeszcze jeden
wariant. Czytając opisy dotyczące postawy ofiary, ucieczki i walki mogłyśmy uprawiać coś w
rodzaju prywatnej diagnostyki poszczególnych przypadków. Być może niejedna z was rozpoznała
w którejś z opisywanych postaw tę, którą sama reprezentuje, być może przyszło jej stwierdzić, że
najbardziej przemawia do niej forma złożona z wszystkich trzech, a zatem forma mieszana. Jeśli
chodzi o tę ostatnią, najtrudniej ją zidentyfikować. Silna kobieta, która musi sobie poradzić z
chaosem uczuć wahających się pomiędzy pragnieniem ofiary, paniką i walką z tyranem, sama dla
siebie stanowi zagadkę. Dla mężczyzny, który podobnie jak ona wpadł w wir emocji i rozpaczliwie
walczy o oddech, każda próba racjonalnego opanowania tej sytuacji z góry skazana jest na porażkę.
Co ciekawe, związki, w których silna kobieta wybiera wariant
mieszany (czy też pada
jego ofiarą, gdyż wyboru dokonuje za nią jej psyche nieświadoma) potrafią być całkiem trwałe.
Model takiej miłości przedstawia związek Scarlett O`Hary i Retta Butlera, bohaterów Przeminęło z
wiatrem. Być może niejedna z was przeżyła już kiedyś miłość w tej formie, być może niejedna z
was właśnie w tej chwili zmaga się z podobnym wyzwaniem. Dla postronnych obserwatorów,
przyglądających się tego rodzaju związkowi z dystansu, wygląda to na jedno wielkie szaleństwo. A
więc: głośne kłótnie, talerze fruwające po kuchni, czasami rękoczyny. Bohaterowie tej tragifarsy co
i rusz pakują walizki, by za chwilę znowu je rozpakować; to jedno, to drugie wyprowadza się do
hotelu, wpada w alkoholizm, nęka przyjaciół, domagając się od nich noclegu lub kieliszka. Zdarza
się, że w końcu poszukuje dachu nad głową u rodziców. Kosztowne bukiety róż wysyłane są z
jednego końca miasta na drugi. Pobudzone emocjonalnie indywidua o najdziwniejszych porach
dobijają się do zamkniętych drzwi. Nie zwracając uwagi na protesty sąsiadów, wspinają się po
balkonach, składają wszelkiego rodzaju przysięgi, które natychmiast zostają złamane. A przy tym
wszystkim raz po raz lądują razem w łóżku, by przeżyć chwile niebiańskich uniesień, po których
bladym świtem jedno z nich znajduje w łazience źle zakręconą tubkę pasty do zębów. Wybucha
dzika awantura, szalony taniec zaczyna się od nowa.
Owszem, ta forma obłędu miłosnego ma w sobie coś fascynującego, sprawia bowiem, że
zaangażowane w to szaleństwo osoby żyją jak zauroczone. Jeśli o mnie chodzi, nie wydaje mi się,
by trzeba było cokolwiek tu zmieniać, skoro sprawia to przyjemność obu stronom. Zwykle ludzie z
uporem podtrzymują ten stan dlatego, że tylko w ten sposób mogą urzeczywistnić swe potrzeby
psychiczne.
Ale być może któregoś dnia poczujesz, że masz dość życia na walizkach. Być może
któregoś dnia uznasz, że wydawanie pieniędzy na nową zastawę mija się z celem. Być może
będziesz miała dość dziwnych spojrzeń sąsiadów, którym uprzykrzyły się dobiegające z twego
domu odgłosy wiecznej awantury.
Wiele jest przyczyn, dla których silna kobieta któregoś dnia może postanowić zakończyć tę
grę. Prawdopodobnie poczuje się wyczerpana, a do głosu dojdzie pragnienie spokoju. Nie bez
znaczenia może być też fakt, że z powodu ciągłych napięć ucierpi kariera zawodowa, która dla
silnej kobiety jest ważnym elementem życia.
Niezależnie od tego, jakie przyczyny dojdą do głosu - jeśli poczujesz, że masz dość takiego
życia, potraktuj to z powagą. Ale pamiętaj: nie oznacza to, że musisz opuścić partnera. Zanim
cokolwiek postanowisz, daj sobie trochę czasu, zajmij się sobą.
Idź do lasu. Jeśli trzeba, poproś o pomoc profesjonalistę, jeśli nie, dasz sobie radę i bez
niego. W pewnym momencie poczujesz, że proces rozwoju wewnętrznego zaszedł już tak daleko,
że możesz zdjąć chusteczkę z twarzy swego partnera, by ujrzeć go takim, jakim jest. Wówczas
okaże, czy obok w łóżku leży król czy żebrak. A wtedy postąpisz tak, jak uznasz za stosowne.
Kilka myśli o przyszłości kobiet i mężczyzn
Na koniec chciałabym podzielić się kilkoma myślami o przyszłości kobiet i mężczyzn w
naszej epoce. Jesteś silną kobietą, kupiłaś tę książkę i przeczytałaś ją do końca.
Jeśli to, co tu powiedziałam, sprawiło, że zrozumiałaś coś, co dotychczas wydawało ci się
zagmatwane, jeśli czujesz, że jest w tym choćby źdźbło prawdy, być może postanowiłaś spoglądać
na mężczyzn z innej perspektywy oraz inaczej niż dotychczas podchodzić do romantycznego
dylematu silnej kobiety.
Postanowiłaś pracować nad sobą - jeśli tak, to świetnie. „Ale co z mężczyznami ? - mógłby
ktoś zapytać. - Jak przedstawia się ta kwestia w psyche współczesnego mężczyzny? Czy kobiety
muszą same radzić sobie z tym wszystkim? Czy patriarchat ciągle jeszcze żyje w męskich
umysłach? Czy ruch kobiecy nie pozostawił w mężczyznach śladu? Czy w ogóle jest gdzieś jakiś
król, który zechce poczekać siedem lat, aż jego żona przejdzie cały proces rozwoju?”.
Te wątpliwości są usprawiedliwione. Ale uwierzcie mi, na świecie jest wielu mężczyzn,
którzy tak jak my chcą wyrwać się z zaklętego kręgu starych gierek. Z nam wiele osób obu płci,
które wstępują na drogę indywiduacji, ponieważ czują, że atrakcyjne modele stosunków męsko-
damskich są już nie do utrzymania. Wiele osób - kobiet i mężczyzn - zaczyna poszukiwać nowych
modeli. Trudność polega na tym, że w tej - chwili nikt nie wie, jak te nowe modele będą wyglądać,
Niejedno przemawia za tym , że nigdy już nie pojawi się jakiś powszechnie obowiązujący wzór
stosunków męsko-damskich. Kościół w niósł ważny wkład w proces odnajdowania się człowieka w
świecie, ale te tradycyjne form y dla wielu ludzi są już niewystarczające. Tradycyjne wartości
rodzinne w coraz większym stopniu ulegają rozkładowi - typ rodziny-patchworku jest już raczej
regułą niż wyjątkiem. Rewolucja seksualna lat sześćdziesiątych trwale i gruntownie obaliła wiele
zakurzonych tabu. I dobrze się stało.
W żadnej epoce ludzie nie mieli tak wielu możliwości kształtowania własnego życia - media
co dziennie kuszą nas nimi aż do przesytu. Podróże do egzotycznych krajów tanieją, obserwujemy
zjawisko zrastania się kontynentów, a wraz z nimi i kultur. Różne style życia nakładają się na
siebie, mieszają się światopoglądy, ludzie wszystkich ras kochają się i nienawidzą, aż w końcu -
powoli, lecz nieuchronnie - zaczyna się proces zacierania się granic pomiędzy nimi. Nikt nie potrafi
przewidzieć, jakie nowe kwiaty w ziemskim ogrodzie rozkoszy wyrosną w przyszłości. To
wspaniale, że możemy się rozwijać w atmosferze takiej swobody, trzeba jednak stwierdzić, że
wszystkie te możliwości mają w sobie coś zatrważającego - widzimy w nich niebezpieczeństwo
utonięcia w oceanie wolności. Ludzie, którym przyszło żyć w tej fascynującej, ciekawej epoce
potrzebują ważnej umiejętności pozwalającej im korzystać z niesłychanej wielości szans, muszą się
nauczyć, w jaki sposób nie dawać posłuchu tym, którzy im mówią, co jest słuszne, a co nie.
Ludzie, którzy znaleźli się na drodze indywiduacji, sami muszą szukać własnych ścieżek,
coraz trudniej będzie im bowiem znaleźć kogoś, kto wskaże im właściwy kierunek. Nikt im nie
powie, którędy mają pójść. Przypomnijmy sobie, co uczyniła matka królewska w bajce o dziew-
czynce bez rąk - miała odwagę ustanowić własne prawo i działać tak, jak jej nakazywało, choć
prawo to (pozornie) sprzeciwiało się królewskim rozkazom.
Musimy się zdobyć na podobną odwagę, jeśli chcemy poszukać własnej drogi, która
zaprowadzi nas do serca wybranego mężczyzny.
A zatem kwestionujcie normy, które dotychczas wydawały się wam nie do podważenia, a
wtedy być może się okaże, że chodzi tu tylko o jakąś grę pozorów. Same twórzcie dla siebie prawa,
same czuwajcie nad własną cnotą. Jesteście apostołami moralności dla siebie samych. To wy
decydujecie, kiedy przychodzi czas, by cieszyć się radościami życia, kiedy zaś lepiej zdobyć się na
wyrzeczenie. Ale nie zapominajcie, że od tej chwili do was należy pełna odpowiedzialność za
własne postępowanie. Odtąd same będziecie zdawać przed sobą rachunek z własnych błędów, a
jeśli w udziale przypadną wam sukcesy, same możecie poklepać się po ramieniu. Pamiętajcie: jeśli
otworzyło się przed wami serce jakiegoś człowieka, oznacza to, że bierzecie za niego odpowiedzial-
ność. Jeśli nie chcecie wziąć na siebie tego ciężaru, zrezygnujcie ze związku.
Nie tylko kobiety, mężczyźni również poszukują modeli kobiecości i męskości, które
nadawałyby się do wykorzystania w przyszłości. Ci poszukujący mężczyźni są niekiedy tak samo
zagubieni i zdezorientowani jak silne kobiety, oni również tęsknią do spełnionej miłości, oni
również nie wiedzą - jeszcze nie wiedzą - co powinni w tej sprawie przedsięwziąć. Są to niekiedy
ludzie zranieni przez tygrysice, a ich rany są głębokie. Ale nie zrezygnują z poszukiwania miłości -
wiem o tym z własnego doświadczenia. Mężczyźni ci - w przeciwieństwie do mężczyzn z
wcześniejszych epok - nie wiedzą już tak dokładnie, na czym polega męskość. Czują, że patriarchat
się wysłużył, nie mają jednak pojęcia, co powinno przyjść po nim . Rozglądają się
w poszukiwaniu wzorów męskości. A kiedy na swej drodze poszukiwania miłości natkną się na
silną kobietę walczącą jak tygrysica, stają się jeszcze bardziej zdezorientowani. Niektórzy zwracają
się o pomoc do profesjonalisty. Jeśli dotychczas na płaszczyźnie świadomości byli zaprzysięgłymi
feministami, w trakcie analizy stwierdzają, że gdzieś w ciemnym zakątku ich duszy mieszka
nieustępliwy macho. Jeśli swą świadomą postawą reprezentowali nastawienie patriarchalne, ku
własnemu przerażeniu muszą stwierdzić, że w ich nieświadomości mieszka subtelny mamin-synek,
próbujący znaleźć drogę do raju pomiędzy wielkimi piersiami.
Mężczyźni ci idą tą samą kamienistą drogą, na którą ty się zdecydowałaś. Oni również będą
musieli znieść wiele bólu, przejść przez wiele walk z diabłami i diablicami. Ale uwierz mi, tacy
mężczyźni istnieją. Oni też podejmują próby, walczą, cierpią i nie rezygnują, ponieważ szukają
kobiety, która obdarzy ich miłością. Gdzieś tam, w szerokim świecie, żyje mężczyzna, który szuka
właśnie ciebie. A kiedy oboje wyruszycie w drogę, być może wasze szlaki się skrzyżują. Trzeba
tylko, żebyście potrafili się rozpoznać. Kiedy do tego dojdzie, musisz zdjąć z jego zmęczonej
twarzy chustę i powiedzieć: „To właśnie ty”.
Kiedy już dojdzie do spotkania, bądź cierpliwa - cierpliwość tę powinnaś okazywać dwóm
osobom - sobie i jemu. Jesteś silną kobietą naszej epoki, a czas, w którym przyszło ci żyć, to okres
przejścia. Patriarchat poznał już swe granice. To, co męskie, i to, co żeńskie, musi się spotkać na
nowej, twórczej płaszczyźnie. Dopiero wtedy pojawi się możliwość stworzenia i wydania na świat
nowej przyszłości. Cel, do którego zdążamy, jest jeszcze zakryty, wiemy jednak, czego nam trzeba,
by zapłodnić przyszłość.
Potrzebujemy kobiet i mężczyzn gotowych pójść drogą indywiduacji, mających odwagę
zapuścić się w nieznane. Potrzebujemy odważnej kobiety, takiej jak ty, i odważnego mężczyzny,
który przez całe życie szukał właśnie ciebie. Kiedy go znajdziesz, nie dowierzaj starym,
wypróbowanym sposobom, odrzuć znane ci modele związków między kobietą i mężczyzną,
ponieważ one już się nie sprawdzają. Stanęłaś na progu przyszłości. Dźwigasz ze sobą bagaż wielu
wątpliwości, zamętu oraz - prawdopodobnie - ciekawości. W ramionach niesiesz Królestwo
Boleści, w sercu - zdolność do miłości. Jeśli zaś oboje - kobieta i mężczyzna - zdobędziecie się na
tyle sam o cierpliwości i czułości wobec siebie, wobec zachodzących w duszy procesów, wówczas
pewnego dnia dane wam będzie powrócić do domu, zamieszkać na dworze królewskim i żyć długo
i szczęśliwie, dopóki życie nie postawi was przed nowym i wyzwaniami.
Na tej drodze towarzyszą wam moje najlepsze uczucia.
Przypisy
1 C. Paglia, Der Krieg der Geschlechter, Byblos, Berlin 1993.
2 R Robertson, Your Shadow. Behind the Veil o f Consciousness Lurks
Your Shadow Life. Leam How to Engage it and become a Whole Person,
A.RE. Press, Virginia 1997, s. 6.
H. Barz, Mannersache. Kritischer BeifallJur den Feminismus, Kreuz,
Zurich 1989, s. 37.
I Tamże, g. 36.
i Tamże, s. 38.
Bracia Grimm, Kinderund Hausmdrchen, Artemis-Winler Yerlag.
: Psychologia Jungowska zna dwie formy interpretacji bajek: na poziomie podmiotu i na
poziomie przedmiotu. Na poziomie podmiotu wychodzi się od założenia, że wszystkie postacie
występujące w bajce reprezentują składniki psyche głównego bohatera.
W interpretacji na poziomie przedmiotu postacie bajki traktuje się jako konkretnych
partnerów głównego bohatera. W trakcie przeprowadzania interpretacji zaleca się przechodzenie z
jednego poziomu na drugi - w niniejszej pracy zastosowano tę metodę, ale ze względu na troskę o
czytelność tekstu nie wprowadzaliśmy do niego tych rozróżnień. Tych, którzy zechcą dokładniej
zapoznać się z tą kwestią, odsyłani do pracy Marie-Louise von Franz Psychologtsebe
Mdrcbeninterpretation. Eine Einfuhrung, K6sel-Verlag 1986.
8 H. von Beit, Symbolik des Marchens, t. I-II, Francke-Verlag, Bern
1977.
Tamże, s. 163.
Na ostatnich stronach mówiliśmy o płodności - prowadzi to do tematyki „dziecka”. Niektóre
silne kobiety mają dzieci, inne nie - zależnie od tego, jakimi względami kierują się w swych
wyborach. Te spośród nich, które nie przeszły etapu fizycznego macierzyństwa, nie muszą
popadać w rozpacz. Tak czy owak, droga do niego jest zawsze otwarta. Jeśli chodzi o nawiązanie
wewnątrzpsychicznego kontaktu z archetypową kobiecością, nie trzeba być matką w sensie
fizycznym. Jeśli chcemy rozwijać swą osobowość, wystarczy, że przejdziemy ciążę psychiczną,
czyli na przykład uda nam się zrealizować jakiś projekt, napisać książkę czy opracować wykład;
wszystkie te czynności można postrzegać w perspektywie macierzyństwa. Aspekty macierzyńskie
można też uwzględniać we wszystkich interakcjach, a także - last but not least - można zadbać o to,
by traktować bardziej po macierzyńsku samą siebie.
11 E. Drewermann, Das Maddcben ohne Hande. Grimms Marchcn tie-
fenpsychologisch gedeutet, Walter-Verlag, D u sseldorf und Ziirich 1981.
12 Von Franz, Das Webliche im Marchcn, Fellbach-Verlag, Bonz 1977,
s. 132.
13 J.S. Bolen, Góllinen in jederFrau. Psychologie einer neuen Weiblicbke-
ił, Hugendubel-Verlag, M iinchen 1996, s. 83.
M E. Jung , Animus undAnima, Fellbach-Verlag, Bonz 1983, s. 33.
H Bolen, Góttinen in jeder Frau, Psychologie einer neuen Weiblicbkeit,
dz. cyt., $. 87.
Drewermann, Das M adchtn ohne Hande. Grimms Marchen tiefenpsy
(koiagtsch gedeutet, dz. Cyt)
J. Biddulph, Manner auf der Suche. Sieben Scbritte zur Bęfreiung,
Beust-Verlag,
Munchen 1977.
Pojęcie „patriarchalnego animusa” wprowadził do dyskusji von Barz, który rozróżnia
animusa patriarchalnego i matriarchalnego; ten pierwszy znajduje się bliżej powierzchni, w
nieświadomości osobniczej, drugiego zaś lokalizuje von Barz w nieświadomości zbiorowej, a zatem
w głębszej warstwie psychiki. Tym, którzy pragną dokładniej poznać tę kwestię, polecam jego
książkę Mdnnena-che. Kritischer Beifall Jur den Feminismus, dz. cyt.
D. Heisig, DieAnima. Der Archetyp des Lebendigen, WalterVerlag, Zurich und Dusseldorf 1996,
s. 116.
Wkrótce nakładem wydawnictwa Szafa ukaże się kolejna książka Mai Storch:
Ile waży twoje JA
W jaki sposób nieświadomość pomaga osiągnąć właściwą wagę? Dlaczego za każdym razem,
kiedy podejmujemy kolejną próbę odchudzania, kończy się ona porażką? Znakomita psycholog i
autorka bestsellerów Maja Storch w rewolucyjnej książce „Ile waży twoje JA” sięga tam, gdzie
tkwi sedno problemu: do nieświadomości.
To nasza nieświadomość blokuje pożądane przez nas efekty rozmaitych diet, dając sygnał,
że powinniśmy jeszcze raz przyjrzeć się swoim motywom. Do sukcesu w osiągnięciu właściwej dla
siebie wagi ciała prowadzi jedna droga: współpraca z nieświadomością.
Autorka prowadzi nas przez siedem etapów procesu, który uczy, jak rozpoznać nasze
prawdziwe pragnienia i jak łatwo - wbrew pozorom - możemy osiągnąć to, co chcemy. Nie tylko w
kwestii wagi.