Koło Wiedeńskie
— streszczenia tekstów oryginalnych i komentarzy
Spis treści
RZYCZYNOWOŚĆ WE WSPÓŁCZESNEJ FIZYCE
Weryfikowalność ..................................................................................................................................................10
Metafizyka ............................................................................................................................................................10
Problemy realnego istnienia..................................................................................................................................11
Metafizyka jako wyrażanie uczuć.........................................................................................................................11
MPIRYCZNA ANALIZA POTWIERDZANIA I SPRAWDZANIA
........................................................................................ 14
§ 1. Predykaty obserwacyjne i predykaty realizowalne ............................................................................................14
§ 2. Potwierdzalność .................................................................................................................................................14
§ 3. Metoda sprawdzania...........................................................................................................................................15
§ 4. Sprawdzalność....................................................................................................................................................15
§ 5. Uwagi na temat pozytywizmu i fizykalizmu......................................................................................................16
§ 6. Bazy dostateczne................................................................................................................................................17
CENY I NORMY TO WYPOWIEDZI POZBAWIONE SENSU
............................................................................................ 19
OGICZNE PODSTAWY JEDNOŚCI NAUKI
1. Czym jest logiczna analiza nauki? ........................................................................................................................23
2. Główne dziedziny nauki........................................................................................................................................23
3. Redukowalność .....................................................................................................................................................24
4. Jedność języka nauki.............................................................................................................................................25
5. Problem jedności praw ..........................................................................................................................................27
ĘZYK FIZYKALNY JAKO UNIWERSALNY JĘZYK NAUKI
............................................................................................. 29
Moritz Schlick (1882-1936)
Przyszłość filozofii
Historia filozofii może być badana z dwu punktów widzenia: historyka (z podziwem przyglądającego się wielkim
dziełom i ich wpływowi na myśl) i filozofa (zadającego pytanie o prawdę w tych dziełach). Filozof może tu poczuć się
zniechęcony, widząc wielość poglądów i sporów, za to brak stałego postępu, takiego jak w nauce czy technice. Rodzi
się pytanie: czy ten chaos będzie nadal istniał w przyszłości? Wszyscy wielcy filozofowie wierzyli, że od nich zaczyna
się nowa epoka (jedności) myśli. Historyk nie może jednak podzielać tych poglądów. Tak więc pytanie brzmi: jaka
będzie przyszłość filozofii? — pytanie zadane z punktu widzenia filozofa, ale przy zastosowaniu metody historyka.
Najważniejsza lekcja z historii brzmi: nie można mieć zaufania do żadnego systemu. Gdyby była szansa na praw-
dziwy system filozoficzny, ten jakoś by się zademonstrował. A więc: sceptycyzm?
Stwierdzamy istnienie zasadniczej różnicy pomiędzy metodą filozofii, której przedmiotem jest badanie znaczenia, i metodą
nauk, które poszukują prawdy. [78]
Znakomitym przykładem filozoficznej metody jest Sokrates, tu jednak liczy się dzisiejszy punkt widzenia. Czy filo-
zofia jest po prostu „nauką o znaczeniu”, jak astronomia nauką o ciałach niebieskich (a więc nauką, jak inne, tylko o
swoistym przedmiocie)? Tak twierdzi np. S. K. Langer, według których filozoficzne badanie znaczenia tworzy naukę,
tj. „zespół zdań prawdziwych”. Ale filozofia nie jest nauką w tym sensie.
Nie może być nauki o znaczeniu, gdyż nie może być zespołu prawdziwych zdań dotyczących znaczenia. Dzieje się tak
dlatego, że aby stwierdzić znaczenie wypowiedzi czy zdania musimy wyjść poza zdania. Nie możemy bowiem wyjaśnić zna-
czenia zdania jedynie przez wskazanie innego zdania. [79]
Ciąg pytań o znaczenie, w rodzaju: „co przez to rozumiesz?”, musi się ostatecznie kończyć wyjściem poza serię
zdań.
Wszelkie nasze definicje muszą zakończyć się demonstracją, działalnością. Są słowa, których znaczenie poznajemy po-
przez pewną umysłową działalność, tak jak docieramy do znaczenia słowa określającego jakiś kolor poprzez postrzeżenie
tego koloru, Nie jest możliwe zdefiniowanie koloru, można go jedynie pokazać. [79]
Podobnie, aby znaleźć realne znaczenie pojęcia „równoczesności”, trzeba przeprowadzić analizę zdania oraz ustalić,
w jaki sposób da się określać równoczesność zdarzeń (a więc wskazać eksperymenty i obserwacje).
Wszystko to prowadzi nas do tezy, że działalność filozoficzna nie może być zastąpiona ani wyrażona za pomocą zespołu
zdań. (…) Filozofia, „poszukiwanie znaczenia”, nie może zatem być sumą zdań, nie może być nauką. Poszukiwanie znacze-
nia nie jest niczym innym tylko pewnym rodzajem umysłowej aktywności. [79]
Błędem jest więc wiara w możliwość systemu filozoficznego złożonego ze zdań, będących odpowiedzią na pytania
„filozoficzne”.
Nie ma żadnych specyficznych „filozoficznych” prawd, które zawierałyby rozwiązanie specyficznych „filozoficznych” proble-
mów, lecz zadaniem filozofii jest znajdowanie znaczenia wszystkich problemów i ich rozwiązań. Należy ją zdefiniować jako
czynność znajdowania znaczenia. [80]
Filozofia jest działalnością, a nie nauką — choć i w samych naukach da się odnaleźć tę działalność, skoro nauki
muszą znać znaczenie zdań, których prawdziwość badają. Nieraz u źródeł sprzecznych wyników nauk leżało użycie
słów niedookreślonych — wówczas, bez uprzedniego ustalenia znaczenia, dalsze poszukiwanie prawdy jest niemożli-
we. Właśnie dlatego filozofia zasługuje na miano „królowej nauk”.
Królowa nauk sama nie jest nauką. Jest ona działalnością, która jest niezbędna wszystkim naukowcom i przenika wszystkie
ich posunięcia. Lecz wszystkie realne problemy są pytaniami nauki, żadnych innych nie ma.
A owe wielkie „problemy filozoficzne”, to albo pseudopytania, nie mające żadnego logicznego sensu, albo pytania
rozwiązywalne za pomocą metod naukowych (nawet, jeśli praktycznie nie potrafimy jeszcze udzielić nań odpowiedzi).
Taki jest los wszystkich „filozoficznych problemów” — pewne z nich znikają jako błędy językowe i nieporozumienia, wynika-
jące z błędnego stosowania języka, a inne okazują się zwykłymi pytaniami nauk występującymi w przebraniu. [80-81]
To w pełni określa przyszłość filozofii. Jak pisał Wittgenstein: „Celem filozofii jest logiczne wyjaśnianie myśli. Fi-
lozofia nie jest teorią, lecz działalnością. Rezultatem filozofii nie jest pewna suma zdań filozoficznych, lecz jasność
zdań.” W przeszłości filozofia było określana jako ogólna nauka właśnie dlatego, że „znaczenie” zdań wydawało się
czymś naprawdę ogólnym, gdyż tworzyło podstawę wymiany myśli. Utożsamienie filozofii z nauką nie dziwi w czasie,
gdy wszystkie pojęcia były niezwykle mgliste. I dziś pewne szczególne pola badań, jak etyka i estetyka, są nazywane
„filozoficznymi” (choć filozofia, jako działalność, jest jednością, która nie może być podzielna na części czy dyscypli-
ny) — w istocie tylko dlatego, iż dopiero zaczynają one osiągać poziom nauki (podobnie jak psychologia). Dopóki
główne zadanie tych dyscyplin będzie polegało na wyjaśnianiu pojęć, dopóki będą one jeszcze filozofią; w przyszłości
jednak wejdą one do wielkiego systemu nauk.
1
[W:] Buczyńska-Garewicz H., Koło wiedeńskie, Comer, Toruń 1993, ss. 77-81.
Nowa filozofia doświadczenia
Pytanie wyjściowe brzmi: „co możemy poznać?” Kant określał je jako jeden z trzech problemów metafizyki — ża-
den inny problem nie dzieli też równie mocno różnych szkół filozoficznych. W innym ujęciu problem brzmi: „na jakie
pytania można odpowiedzieć?”. Są tu dwa skrajne stanowiska: sceptycyzm (nic nie możemy poznać) i dogmatyzm
(można poznać wszystko) — przy czym żadnego nie należy brać zbyt poważnie; także sceptyk wierzy, że można na
jakieś pytania odpowiedzieć, nawet dogmatyk ma jakieś wątpliwości. Większość filozofów zajmuje stanowisko po-
średnie. Są więc przekonani, iż «istnieje pewna granica między problemami, które mogą znaleźć ostateczne rozwiąza-
nia, i tymi, których rozwiązanie wydaje się w ogóle niemożliwe». Wyznaczenie tej granicy to jedna z najważniejszych
charakterystyk różnych filozofii.
Istnieją różne rodzaje niepoznawalności: są problemy nierozwiązywalne z zasady oraz takie, których jeszcze nie
możemy rozwiązać, z braku odpowiednich środków technicznych. Niemożliwość zobaczenia drugiej strony księżyca
należy do drugiej grupy problemów. Filozofa interesują jednak raczej pytania nierozstrzygalne z zasady (w oparciu o
filozoficzną lub logiczną niemożliwość). W takiej sytuacji nie możemy sobie nawet wyobrazić, jak miałoby wyglądać
rozwiązanie takiego problemu — np. co powinniśmy uczynić (lub co musiałoby się stać), by rozstrzygnięty został pro-
blem „jak może wrażenie powstać z ruchu molekuł w mózgu?”. W większości filozofii zakłada się więc istnienie pro-
blemów zrozumiałych oraz pytań tajemniczych, niedostępnych rozumowi.
Proponowana tu „filozofia doświadczenia” ma w tej kwestii odrębne stanowisko. Pyta bowiem: jakie jest kryterium
rozstrzygania, czy dany nierozwiązywalny problem należy do pierwszej czy drugiej grupy? Kryterium jest jedno:
wszystkie pytania, na które w zasadzie można odpowiedzieć (także te nierozwiązywalne dla nas z powodów technicz-
nych), zyskują odpowiedź wyłącznie «przez odwołanie się do obserwacji (przyrody albo nas samych) lub przez jaką-
kolwiek metodę naukową zakładającą obserwację czy występowanie pewnych impresji zmysłowych». Pytanie może
uzyskać odpowiedź, tylko gdy możemy sobie wyobrazić doświadczenia, które trzeba wykonać, by uzyskać na nie od-
powiedź.
Aby zrozumieć zdanie, trzeba umieć dokładnie określić warunki, w których jest ono prawdziwe, oraz warunki, w których jest
ono fałszywe. „Warunki” oznaczają fakt doświadczenia, (…) doświadczenie „weryfikuje” zdanie i dlatego kryterium rozstrzy-
galności problemu jest jego sprowadzalność do możliwego doświadczenia. [84]
Kolejne pytanie: czy mogą istnieć pytania rozwiązywalne, których kryterium nie byłoby doświadczenie? Pytania ta-
kie musiałby mieć do czynienia z faktami istniejącymi poza i niezależnie od doświadczenia. Pole takich dociekań nie-
którzy nazywają „metafizyką”, a kryterium ma tu być rozum, a nie doświadczenie. Filozofowie, którzy wierzą w
prawdy wynikające z rozumu, a nie z doświadczenia, nazywani są racjonalistami; dla nich wszystkie podstawowe
prawdy filozoficzne mają charakter rozumowy. Ci, którzy temu przeczą nazywani są empirykami (tak więc racjonali-
ści są zawsze metafizykami, a empiryści odrzucają metafizykę, tj. wiedzę osiąganą pozaempirycznie). Występujące w
historii myśli stanowiska pośrednie wprowadzają tu tylko zamieszanie. Oba zresztą stanowiska zazwyczaj uznają ist-
nienie granicy określającej to, co jest doświadczalnie poznawalne — tyle, że metafizycy twierdzą, iż granicę tę wyzna-
cza nasz rozum, a empirycy temu przeczą. Jedni i drudzy uznają istnienie problemów nierozstrzygalnych empirycznie,
a także umieszczają je w obrębie metafizyki — tyle, że racjonaliści uznają, iż najważniejsze z nich da się rozstrzygnąć
rozumowo.
Rozbieżność empiryzm — racjonalizm istniała przez wieki, przy czym za racjonalizmem zdawało się przemawiać
istnienie tzw. prawd logicznych i matematycznych, rzekomo (od czasów Platona) niezależnych od doświadczenia, a
jednocześnie najdoskonalszych i stosowalnych do rzeczywistości. Jeśli tak, to pytania logiczne i matematyczne byłyby
tymi pytaniami, które unicestwiają przyjęte wyżej kryterium rozróżniania problemów rozwiązywalnych od nierozwią-
zywalnych.
Rozstrzygnięcie tej kwestii jest dla filozofii sprawą zasadniczą, wiedzieli o tym najwybitniejsi myśliciele, jak Kant,
który próbował przezwyciężyć spór między empiryzmem a racjonalizmem. Jego rozwiązanie jednak było równie nie-
doskonałe, podobnie zresztą jak rozwiązania empirystyczne, np. J. S. Milla. Mill usiłował dowieść, że sam rozum, bez
doświadczenia, nie może rozwiązać żadnego problemu. Jednak próba pokazania empirycznego charakteru zdań logiki i
matematyki zawiodła zupełnie.
Dopiero zajęcie się tym problemem w XX w. przez samych matematyków i logików, umożliwiło pełne dostrzeżenie
trudności w omawianym obszarze. I choć istnieją tu jeszcze luki, rysuje się już rozwiązanie problemu. Otóż zdania
matematyki i logiki mają zupełnie inny charakter od zdań empirycznych (być może nawet nie powinno się nazywać ich
„zdaniami”) — mimo podobieństwa formy gramatycznej, która utrudnia dostrzeżenie tej różnicy. Na czym ona polega?
Po prostu zdania empiryczne mają realnie do czynienia z czymś we wszechświecie, komunikują realne fakty, podczas gdy
zdania matematyki nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. „Liczby” nie mogą się znajdować w realnym świecie w taki
sam sposób, w jaki znajduje się w nim San Francisco. Nie jest również prawdą, że liczby są wymysłem ludzkiego umysłu, jak
anioły czy smoki, tak jak nie jest prawdą, że razem z innymi „nierealnymi” przedmiotami należą one do swego własnego
świata, który Platon nazywał światem idei (…). Liczb ani żadnych innych jednostek logicznych w żadnym sensie nie można
traktować jako „przedmioty”. Zdania je zawierające nie komunikują żadnych „faktów” o nich i dlatego nie bardzo można je
nazywać zdaniami. (…) Nie są one niczym innym, jak pewnymi regułami określającymi sposób używania języka, czyli
2
[W:] ibidem, ss. 82-90.
3
wyrażanie za pomocą kombinacji znaków. Dotyczą one symboli, a nie rzeczywistości. W pewnym sensie są jednak związa-
ne ze światem faktów, ponieważ symbole (słowa, litery etc.) zostają użyte w wypowiedziach o faktach. Jednym słowem, słu-
żą do mówienia o rzeczywistości, lecz same o niej nic nie mówią. [86-87]
Reguły logiki i czystej matematyki są prawdami, które mają swoje źródło w „czystym rozumie”, czym się szczycą. Widzi-
my jednak, że ich „prawdziwość” i powszechna stosowalność, które nie dadzą się zanegować, mają szczególny charakter —
są jedynie natury formalnej, nie zawierają one wiedzy, nie mają do czynienia z faktami, lecz zajmują się jedynie symbolami,
za pomocą których wyraża się fakty.
Wyjaśnienie rzeczywistego charakteru „zdań” logiki i matematyki oznacza przełamanie jedynego istotnego argu-
mentu racjonalizmu. Nowy empiryzm nie neguje ich absolutnej prawdziwości ani czysto racjonalnego charakteru —
tyle, że zgodnie z nim są one „puste”, nie zawierają „wiedzy”. «Czysty rozum niej jest zdolny do wytworzenia jakiej-
kolwiek wiedzy realnej, może on jedynie zajmować się symbolami, których się używa dla wyrażania wiedzy».
Po tym wyjaśnieniu „racjonalnej wiedzy”, empiryzm może już «śmiało pretendować do ogarnięcia całego pozna-
nia». Nie ma żadnej wiedzy poza doświadczeniem, ono jest jedynym kryterium prawdziwości lub fałszywości zdań —
a do tego empiryczna weryfikowalność jest kryterium wyróżniania pytań, na które w ogóle można w zasadzie odpo-
wiedzieć [zdań, które w ogóle coś mówią]. Wynika stąd, że nie ma żadnych problemów nierozwiązywalnych. Wszyst-
kie pytania i zdania, które są na nie odpowiedziami — są związane z doświadczeniem: «powstają z doświadczenia,
doświadczenie udziela na nie odpowiedzi i potwierdza je”.
A co z problemami typu: „Jak fizyczne procesy w mózgu powodują procesy umysłowe?”, „Czy rośliny i zwierzęta
są istotami obdarzonymi świadomością”? Odpowiedzi udzielą te same analityczne metody, które pozwoliły rozstrzy-
gnąć problem prawd logiki i matematyki. Tu wskazane są jedynie wyniki, bez dowodu.
Mówiąc krótko: tzw. nierozwiązywalne problemy (…) w ogóle nie są problemami. Mają one wprawdzie gramatyczną formę
pytań (…), lecz bliższe badanie słów, które w nich występują, oraz sposobu ich powiązania wykazuje, że reguły logicznej
gramatyki zostały w nich naruszone i że są to pytania bez sensu. [88]
Jeśli w podanych wyżej przykładach podda się analizie znaczenie pojęć: „proces fizyczny”, „proces umysłowy”,
„świadomość”, wówczas albo da się znaleźć ich sens w przedstawionym powiązaniu (problem okaże się wtedy zwy-
kłym problem naukowym, rozstrzygalnym w drodze badań empirycznych), albo żadnej znaczącej interpretacji znaleźć
się nie da — a wtedy «pytanie znika i to, co z niego pozostaje, jest jedynie serią słów pogmatwanych przez pogmatwa-
ny rozum”.
Metafizyka znika nie dlatego, ze jej problemy są nierozwiązywalne (…), lecz ponieważ w ogóle nie ma takich proble-
mów. Jeśli nie ma pytań, to nie może być odpowiedzi (…). [88]
Dawni empirycy podobnie negowali metafizykę, ale z żalem — sądząc, iż oznacza to ograniczenie ludzkiego po-
znania (dlatego nazywali się sceptykami), np. Sekstus Empiryk czy Dawid Hume.
Natomiast nasz empiryzm w żadnym wypadku nie jest sceptyczny, przeciwnie, negujemy istnienie jakichkolwiek zasadni-
czych granic wiedzy ludzkiej; istniejące ograniczenia nie mają istotnego, filozoficznego charakteru, lecz są czymś przypad-
kowym. Są jedynie praktyczne, techniczne i mogą być kiedyś przekroczone.
Teza, iż wszelka wiedza wywodzi się z doświadczenia nie oznacza ograniczenia poznania; niemożliwość metafizyki
nie wynika z niedoskonałości ludzkiego umysłu, ale ma charakter logiczny, wynika z nonsensów zawartych w „meta-
fizycznych problemach”. «Żal z powodu niemożliwości metafizyki jest (…) jak żal, że nie ma kwadratowego trójkąta».
Wszystkie realne pytania mogą otrzymać odpowiedź, nie ma żadnych „zagadek świata” (Wittgenstein), odpowiedź zaś
daje doświadczenie, metody naukowe. Tym samym filozofia nie może już wchodzić w kolizję z nauką; jej funkcja jest
analityczna i krytyczna — usuwanie werbalizmu w dysputach. Przy tym najważniejsze novum nowego empiryzmu
tkwi w metodzie.
Dawniej zaczynano od analizy ludzkich zdolności (takich jak myślenie, postrzeganie itd.), potem zajęto się czymś bardziej
podstawowym, czyli analizą „wrażenia” w ogólności. Wszystkie zdania, wszystkie języki, wszystkie systemy symboli, tak sa-
mo jak i wszystkie filozofie pragną coś wyrazić. Można to zrobić tylko wtedy, gdy jest to coś, co może zostać wyrażone —
jest to materiał wszelkiego poznania, i jeśli mówimy, że musi on być dany przez doświadczenie, to tym samym stwierdzamy,
że musi być coś, co istnieje przedtem i o czym możemy mieć wiedzę.
Stanowisko tej filozofii jest nie do obalenia, ponieważ opiera się ona na uznaniu najbardziej niewątpliwych faktów i ba-
dań ściśle logicznych. (…) Nie jest ona ani sceptyczna, ani dogmatyczna, nie może ona interferować ani z nauką, ani z ludz-
kimi wartościami. Jedynym jej przedmiotem jest zrozumienie.
4
Znaczenie i weryfikacja
Gdy pytamy, co znaczy jakaś wypowiedź, oczekujemy wskazania sytuacji, w której jest używana, tj. opisu warun-
ków, w których jest zdaniem prawdziwym lub fałszywym. Znaczenie słów lub ich kombinacji jest określone przez
gramatykę (w szerokim znaczeniu Wittgensteina, od którego pochodzą te uwagi).
Ustalenie znaczenia zdania jest równoważne ze stwierdzeniem reguł, zgodnie z którymi to zdanie jest używane, czyli ze
stwierdzeniem sposobu jego weryfikacji (lub falsyfikacji). Znaczenie zdania jest to metoda jego weryfikacji. Reguły „gra-
matyczne” składają się częściowo ze zwykłych definicji, czyli z wyjaśnień słów za pomocą innych słów, a częściowo z tak
zwanych definicji „ostensywnych”, czyli z wyjaśnienia poprzez aktualne użycie tych słów. [91]
Nie zawsze definicja ostensywna może mieć formę prostego wskazania, jak np. przy kolorze; często ma bardziej
skomplikowaną postać: nie można wskazać przedmiotów odpowiadających słowom „ponieważ”, „bezpośrednio”,
„możliwość”, „znów” itd. Znaczenie tych słów określamy używając ich w różnych złożonych sytuacjach. O ile przy
definicjach werbalnych konieczna jest znajomość znaczenia słów wyjaśniających, o tyle definicją ostensywną jest tylko
takie wyjaśnienie, które nie zakłada żadnej wcześniejszej wiedzy. A to oznacza, że nie możemy zrozumieć żadnego
znaczenia, bez ostatecznego odniesienia do definicji ostensywnych, tj. do „doświadczenia” czy „możliwości weryfi-
kacji”. Jest to proste i oczywiste — to właśnie ma się na myśli mówiąc, że znaczenie zdania osiągamy przez określenie
reguł jego weryfikacji (w doświadczeniu, rzecz oczywista).
Choć pogląd ten nazywano „eksperymentalną teorią znaczenia”, nie jest to teoria (w znaczeniu grupy hipotez), ale
proste stwierdzenie «sposobu ustalania znaczenia zdania, zarówno w życiu jak i w nauce». Nigdy nie było innej meto-
dy, nie ma tu więc żadnej nowej „teorii”. Choć jednak to kryterium znaczenia było stosowane, rzadko było formułowa-
ne — i stąd wątpliwości filozofów.
Linia dzieląca logiczną możliwość i niemożliwość weryfikacji jest ostra i wyraźna, nie ma żadnego stopniowego przejścia
między znaczeniem a nonsensem. Albo istnieją gramatyczne reguły weryfikacji, albo nie, tertium non datur. [92]
Tylko empiryczna możliwość, a nie znaczenie i weryfikowalność, jest zależna od praw natury; wszystko, co da się
opisać lub zdefiniować, jest logicznie możliwe; np. zdanie „rzeka płynie pod górę” ma znaczenie, lecz jest empirycznie
fałszywe. Zdanie, którego warunki weryfikacji są niezgodne z prawami natury, nie jest więc przez to pozbawione zna-
czenia.
Oponenci mogą więc podnieść jako sprzeczność fakt, iż z jednej strony podkreśla się tu „żądanie empirycznego
znaczenia”, z drugiej zaś twierdzi się, iż znaczenie i weryfikowalność nie zależą w żaden sposób od warunków empi-
rycznych i pozostają sprawą czysto logicznych możliwości. Jeśli znaczenie jest problemem empirycznym, to jak może
być on rozwiązany za pomocą logiki i definicji?
Sprzeczności czy trudność jest tu pozorna i wynika z wieloznaczności słówka „doświadczenie”, które oznacza bądź
„bezpośrednie dane”, bądź rodzaj wiedzy możliwej do wykorzystania w działaniu (np. „doświadczony podróżnik). W
tym drugim sensie (obecnym u Hume’a i Kanta) weryfikowalność musi być uznana za niezależną od doświadczenia.
Możliwość weryfikacji nie jest jakąś „empiryczną prawdą” ani prawem natury, ani żadną inną generalną zasadą. Jest ona
ustanowiona jedynie na zasadzie definicji, określona przez reguły, które są ustanowione dla naszego języka lub które mogą
być w każdej chwili ustanowione. Wszystkie te reguły ostatecznie wskazują na definicje ostensywne (…), i w ten sposób we-
ryfikacja zostaje powiązana z doświadczeniem w pierwszym sensie tego słowa. Żadna reguła wyrażania nie zakłada jakiego-
kolwiek prawa czy regularności w świecie (co jest warunkiem doświadczenia w koncepcji Hume’a czy Kanta), natomiast za-
kłada ona istnienie faktów i sytuacji, z którymi nazwy są związane. Reguły języka są regułami stosowania języka, a więc mu-
si być coś, do czego [język] się stosuje. Wyrażalność i weryfikowalność są jednym i tym samym. Nie ma żadnej sprzecz-
ności między logiką i doświadczeniem. Logik nie tylko może być równocześnie empirystą, lecz musi nim być, jeśli chce ro-
zumieć to, co robi. [93]
3
[W:] ibidem, ss. 91-93.
5
Przyczynowość we współczesnej fizyce
Żeby zbadać właściwy sens zasady przyczynowości, trzeba trzymać się faktycznego sposobu postępowania, po-
przez które w nauce bada się, czy jakieś procesy są od siebie zależne, czy nie. Skoro, zgodnie z zasadą ogólną, sens
zdania objawia się wyłącznie przez metodę jego weryfikacji, trzeba więc badać nie tylko sposób formułowania prawa
naukowego, ale i jego sprawdzania. Sednem jest tu oczywiście znalezienie funkcji, która nie tylko łączy z sobą pewien
zbiór rezultatów obserwacji, z których została wysnuta, ale i te, którymi nie posłużyliśmy się przy jej uzyskaniu. Wy-
prowadzone już równania muszą wyjść zwycięsko przy konfrontacji z nowymi danymi. Dopiero wtedy formułę fizycz-
ną uzna się za prawo przyrody. Tak więc kryterium prawidłowości (oznaką przyczynowości) jest sprawdzanie się
przepowiedni — rozumiane tylko jako rozciąganie się formuły na dane dotąd nią nie objęte, nie ważne czy zdobyte już
wcześniej, czy po jej odkryciu; przyszłość wcale nie jest tu uprzywilejowana, liczy się sprawdzanie w ogóle, nieko-
niecznie w przyszłości. Możliwość przewidywania przyszłości dzięki prawom przyrody ma znaczenie fundamentalne
tylko dla techniki.
Objaśnienie rezultatu
Jeśli sprawdzenie się przepowiedni jest prawdziwą oznaką stosunku przyczynowego — odrzucić trzeba inne defini-
cje; jeśli umiemy przewidywać nowe obserwacje, to nie ma znaczenia na podstawie jakich wzorów. Czy przepowiednia
jest zarazem dla związku przyczynowego oznaką konieczną? Żeby udowodnić, że tak, wystarczy wyobrazić sobie
sytuację, w której nowo odkryta, prosta ale bardzo dokładnie opisująca jakiś proces formuła zawodzi zaraz, gdy tylko
chcemy zastosować ją do dalszego przebiegu tego procesu. Powiedzielibyśmy wówczas, iż odkryte wartości były przy-
padkowe, że rzeczywisty wzór (opisujący prawo przyrody) musi wyglądać inaczej. (Oczywiście jeśli założyć, że nie ma
„jednorazowych” regularności, czy chwilowo działających „praw” przyrody).
Potwierdzanie się przepowiedni jest zatem jedynym kryterium przyczynowości, tylko przez nie przemawia do nas rzeczywi-
stość; formułowanie praw i formuł jest rzeczą czysto ludzką. [96]
Tu dwie zasadnicze uwagi:
Po pierwsze: sprawdzenie regularności uznać można za wystarczającą oznakę przyczynowości tylko przy tym za-
strzeżeniu, że «potwierdzenie przepowiedni nigdy nie dowodzi przyczynowości, lecz czyni ją tylko prawdopodobną».
Ostateczna weryfikacja jest więc zasadniczo niemożliwa. Z tego wnioskujemy, że twierdzenie przyczynowe logicznie w ogóle
nie ma charakteru zdania orzekającego, ponieważ rzeczywiste zdanie orzekające musi się dać sprawdzić w sposób osta-
teczny. [96]
Paradoks jest tu jednak pozorny, o czym będzie mowa w innym miejscu.
Po drugie: istnieje silny związek między przedstawionym kryterium potwierdzania się przy sprawdzeniu, a dwiema
innymi, odrzuconymi tu, próbami definicji związku przyczynowego (kryterium Maxwella i kryterium estetycznej pro-
stoty). Po prostu właśnie od formuł spełniających te kryteria oczekujemy z dużym stopniem pewności, że sprawdzą się
one. Gdy się już sprawdzą, oczekujemy z dużym prawdopodobieństwem (słowo to znaczy tu coś zupełnie innego, niż
w rachunku prawdopodobieństwa i fizyce statystycznej), iż dalej się będą sprawdzać. Gdy zaś np. dana formuła rato-
wana za pomocą hipotez ad hoc (a każdą można tak w nieskończoność ratować) staje się przez to zbyt skomplikowana
— stwierdzamy, iż nie znaleźliśmy jeszcze rzeczywistego porządku (prawa).
Okazało się, że przyczynowość w zasadzie w ogóle nie jest definiowalna w tym sensie, aby można było odpowiedzieć, mając
dany proces, na pytanie: czy był on przyczynowy, czy nie? Jedynie w stosunku do pojedynczego wypadku pojedynczej wery-
fikacji można tak powiedzieć: jest tak, jak tego wymaga przyczynowość. Na szczęście wystarcza to zupełnie dla dalszego
rozwoju przyrodoznawstwa (…). Gdy w paru wypadkach (…) weryfikacja dała wynik pomyślny, to opieramy się w praktyce na
sprawdzonym prawie z tym zaufaniem, z jakim powierzamy nasze życie motorowi zbudowanemu według praw przyrody. [97]
Zauważano często, iż w ogóle nie ma absolutnej weryfikacji prawa, że zawsze istnieje możliwość jego modyfikacji.
Z punktu widzenia logiki znaczy to jednak tylko tyle, iż prawo przyrody nie ma w zasadzie pod względem logicznym
charakteru „zdania orzekającego”, ale jest raczej „wskazówką, jak trzeba tworzyć zdania orzekające” (jest to myśl
Wittgensteina). Sprawdzalne są jedynie zdania jednostkowe wyprowadzone z praw przyrody; «tego typu jest każda
weryfikacja».
Weryfikacja w ogóle, potwierdzanie się przepowiedni, sprawdzanie się w doświadczeniu jest zatem kryterium przyczyno-
wości, a mianowicie w tym praktycznym sensie, w jakim można w ogóle mówić o sprawdzeniu prawa. W tym sensie jednak
pytanie o istnienie przyczynowości jest sprawdzalne.
Przy tym koniecznie trzeba pamiętać, iż
(…) weryfikacja w doświadczeniu, potwierdzanie się przepowiedni jest czymś ostatecznym, nie nadającym się do dalszej
analizy. Nie da się w ogóle wypowiedzieć jakichś twierdzeń o tym, kiedy musi ona zajść, musi się po prostu czekać, czy bę-
dzie miała miejsce weryfikacja, czy nie. [98]
4
[W:] ibidem, ss. 94-98.
6
Przeżycie, poznanie, metafizyka
Wielki nihilista Gorgiasz twierdził, że gdyby nawet poznanie było możliwe, nie mogłoby ono zostać przekazane. Nie miał racji.
W istocie poznania leży bowiem, że musi ono być przekazywalne. Komunikowalne jest to, co można w jakikolwiek sposób
sformułować, czyli wyrazić przy pomocy jakichkolwiek symboli. [99]
Wszelkie poznanie polega na tym, że przedmiot poznania zostaje sprowadzony do innych przedmiotów, dzięki któ-
rym zostaje poznany: przedmiot poznany opisuje się wszak za pomocą tych samych pojęć, które przyporządkowane już
były tamtym przedmiotom. Ten właśnie symboliczny stosunek określenia, przyporządkowania (tj. symbolicznego
przedstawienia) należy do istoty poznania. Tak więc «wszelkie poznanie jest komunikowalne i wszystko, co może być
przekazane, jest poznaniem».
Czego natomiast nie można przekazać? Przeżycia (np. przeżycia czerwieni — jest ono niedostępne osobie niewi-
domej); wszelkie jakości, które występują jako treści w potoku świadomości — poznaje się je tylko przez bezpośrednie
przeżywanie.
Znamy je bezpośrednio, a treści tej wiedzy nie może przekazać żadne poznanie; jest niewyrażalna, nieprzekazywalna.
Przeciwieństwo wiedzy i poznania (…) pokrywa się z przeciwieństwem tego, co nieprzekazywalne, i tego, co można przeka-
zać. [99]
Podkreśla się w związku z tym, iż na pytanie, czy czerwień przeżywana przeze mnie i przez kogoś innego, jest tym
samym kolorem, nie ma odpowiedzi; nie istnieje metoda porównania obu czerwieni, tak więc nie da się podać sensu
tego pytania. Bez względu na to, czy pytania tego rodzaju uznamy za bezsensowne, czy też za sensowne, ale o sensie
niemożliwym do podania, ich stawianie w nauce lub filozofii jest bezcelowe.
Do takich pytań należy też pytanie dotyczące jakichkolwiek przeżyć drugiego podmiotu, a więc pytanie dotyczące
istnienia drugiego ja, a także w ogóle problem istnienia zewnętrznego świata.
Czym właściwie jest istnienie, rzeczywistość, tego nie można sformułować pojęciowo, nie da się to wyrazić słowami. [100]
Można oczywiście podawać kryteria odróżniania złudzeń od tego, co naprawdę jest, tak w nauce, jak w życiu — ale
pytanie o realność świata zawiera «coś więcej», a właśnie na czym polega to „więcej”, tego wysłowić się nie da. Nawet
jeśli pytanie o to ma sens, sensu tego w żadnym razie nie można podać. Tymczasem metafizycy wszystkich czasów
właśnie takimi problemami się zajmują.
Pytania takie powstają jednak dzięki temu, że coś, co może być jedynie treścią wiedzy, niesłusznie uważa się za możliwą
treść poznania, czyli dzięki temu, że usiłuje się przekazać coś, co z zasady nie może być przekazane, wyrazić coś, co jest
niewyrażalne. [100]
Tylko co właściwie da się wyrazić — skoro rzeczywista treść przeżycia pozostaje poza wszelkim opisem? Co pozo-
stanie, gdy uznać, że wszelkie przeżywane jakości (barwy, dźwięki, uczucia) są subiektywne i niemożliwe do opisania?
Na pierwszy rzut oka: nic. A jednak, jest coś, co być może «wymyka się ze sfery subiektywnej» i da się przekazać:
stosunki między treściami świadomości. Nie wiem, czy ktoś, kto ogląda czerwony przedmiot, przeżywa to samo, co
ja, ale i on określa go zawsze właśnie jako przedmiot czerwony; nie wiem, czy sens słowa „czerwony” jest dlań taki
sam jak dla mnie, ale na pewno jest on dlań stale taki sam. Kusi teza, iż przynajmniej przeżycie jednakowości ten ktoś
przeżywa podobnie do mnie. Ale byłby to wniosek nieprawidłowy: o czyimś przeżywaniu jednakowości także nic nie
wiem (pozostaje ono subiektywne i jeśli chodzi o niezbywalny w każdym przeżyciu moment jakościowy — może być
ono u kogoś inne, niż u mnie). Tak więc ani treści świadomości, ani stosunki między nimi, nie są wyrażalne. Co więc
jest?
Że coś jednak pozostaje, tego dowodzi fakt istnienia „definicji implicite”. Istotą jej jest bowiem to, że «ustala ona
pojęcia, nie wskazując przy tym zupełnie na ich treść, nie odwołując się do jakichkolwiek cech jakościowych». Nauka
o definicji implicite, ustala pojęcia przez tworzenie między nimi stosunków czysto formalnych, pozbawionych treści; i
te relacje wystarczają do ich zdefiniowania. (Np. słówko „między”, występujące w definicjach implicite pojęć geome-
trii, oznacza jedynie stosunek w ogóle, nie zakładając niczego na temat jego „istoty”; żąda się tylko, by zawsze ozna-
czało jeden i ten sam stosunek).
Definicja implicite stwarza jednak jedyną możliwość uzyskania pojęć zupełnie beztreściowych (o ile bowiem nie chcę defi-
niować pojęć przy pomocy ich wzajemnych relacji, tak jak to czyni definicja implicite, mogę to uczynić tylko przez przypo-
rządkowanie ich do czegoś rzeczywistego, a w ten sposób przypisałbym im jakąś treść rzeczową), w rezultacie możemy
więc znaleźć w niej rozwiązanie naszego problemu i mamy prawo powiedzieć: ponieważ żadna treść nieskończonego mnó-
stwa naszych przeżyć nie może stać się przedmiotem wypowiedzi, więc z żadną wypowiedzią nie da się połączyć innego
sensu poza tym, że wyraża ona stosunek czysto formalny. [102]
Jest to twierdzenie zupełnie fundamentalne.
Oznacza ono, że wszelka jakość i treść naszych przeżyć pozostanie na zawsze sprawą jednostkową i nie może być
dana wspólnie wielu jednostkom. Wszystkie zatem nasze wypowiedzi (choć brzmi to paradoksalnie), czy to w życiu
codziennym, czy w nauce, oddają zawsze jedynie formalne stosunki świata, a z jakościowej zawartości przeżyć nie
wchodzi do nich nic. Nie tylko zatem fizyka nie uwzględnia zupełnie jakościowej strony świata — wypowiedzi po-
5
[W:] ibidem, ss. 99-110.
7
toczne czy nauk humanistycznych w ogóle się od niej pod tym względem nie różnią. W istocie fizyk może w swym
języku wyrazić wszystko, co w ogóle wyrażalne ze słów historyka czy poety; może to nawet zrobić precyzyjniej (np.
słowo „zielony” jest uboższe niż odpowiednie pojęcie częstotliwości fal świetlnych; w istocie nie wyraża ono bowiem
przeżycia np. zielonej łąki, ale tylko stosunek formalny łączący przedmioty nazywane zielonymi).
Nauki humanistyczne i poezja nie tym się różnią od nauk ścisłych, że mogą coś wyrazić, czego te wyrazić nie mogą (prze-
ciwnie, mogą wyrazić mniej jeszcze), lecz tym, że chcą nie tylko wyrazić, ale równocześnie osiągnąć jeszcze coś. W ostatniej
instancji chcą one mianowicie pobudzić i wywołać przeżycia (…); poznanie jest dla nauk humanistycznych (choć niechęt-
nie się do tego przyznają) tylko środkiem, by osiągnąć cel (…).Dlatego nie bez słuszności przeciwstawia się nieraz poznaniu
w naukach ścisłych „rozumienie” w naukach humanistycznych, które jest swego rodzaju przeżyciem dołączającym się do
pewnego poznania. Historyk „zrozumiał” jakieś wydarzenie historyczne, gdy przeżył powtórnie przeżycia, które, jak przy-
puszcza, miały miejsce również u osób biorących udział w tym wydarzeniu. Wartościować można rozmaicie — dla mnie oso-
biście jest samo przez się zrozumiałe, że wzbogacenie przeżyć stanowi wyższe, ba, nawet najwyższe zadanie — trzeba tyl-
ko wystrzegać się mieszania tych tak ściśle odgraniczonych dziedzin; głębokie przeżycie nie dlatego jest bardziej wartośćio-
we, że oznacza wyższy rodzaj poznania, z poznaniem nie ma ono w ogóle nic wspólnego; i nie dlatego poznanie świata nie
pokrywa się z przeżyciem świata, że przeżycie źle wypełnia swoje zadanie, lecz dlatego, że poznaniu przypada od początku
zgodnie z jego istotą (…) specyficzne zadanie, które zmierza w zupełnie innym kierunku niż przeżycie. [103]
Przeżycie to treść, poznanie zaś zajmuje się czystą formą. Domieszanie wartościowania do pytań dotyczących isto-
ty, prowadzi zawsze do pomieszania obu. Formalizowanie (wbrew Weylowi, Husserlowi czy Fichtemu) jest jedyną
metodą zdobywania wiedzy; «wszelkie poznanie jest zawsze porządkowaniem i liczeniem, nigdy zaś widzeniem i prze-
żywaniem rzeczy (…). A zatem wszelkie poznanie jest w istocie rzeczy poznaniem form, relacji i niczym więcej»,
tylko stosunki formalne są dostępne dla sądu w czysto logicznym sensie. Właśnie dzięki temu jednak, że w sądzie ani
poznaniu nie występuje żadna treść (a więc: nic, co należy do podmiotu) — poznanie i sąd zdobywa tę przewagę, że
posiada walor nie tylko podmiotowy (zyskuje więc obiektywność).
Można by wprawdzie argumentować, iż wszelkie stosunki, które człowiek może ująć w sądzie, są relacjami między
jego przeżyciami, poza które wyjść nie może; mówiąc słowami Kanta: poznanie możliwe jest tylko w odniesieniu do
zjawisk, czyli jest immanentne. Tak naprawdę pogląd ten oznacza solipsyzm danej chwili. Jeśli zaś wypowiadam się
na temat jakichkolwiek przedmiotów („zjawisk”) jako przeżyć obecnie nie przeżywanych, to trzeba je uznać za „trans-
cendentne” — bez względu na to, czy uznam je (jak w pozytywizmie) za konstrukcje logiczne, czy też (jak w reali-
zmie) przypiszę im „samoistny byt”. Różnica między tymi ostatnimi stanowiskami dotyczy tego, co nie da się wyrazić,
a zatem nie można jej sformułować. Bez względu więc na to, czy sens twierdzenia, że przedmioty transcendentne ist-
nieją, można podać czy nie — «w każdym wypadku myśli się o nich jako o czymś, co pozostaje w określonej relacji w
stosunku do przeżyć» (dotyczy to także kantowskiej rzeczy samej w sobie).
Albowiem w terminie „zjawisko” zawarty jest już określony stosunek do tego, co się przejawia. Gdyby uznać, że stosunek ten
jest zmienny, wówczas istnienie zjawiska nie byłoby w ogóle związane z określoną rzeczą, nie byłoby to więc zjawisko, lecz
coś samodzielnego i w ogóle nie miałoby sensu mówić o „zjawisku”. [104]
I ten czysto formalny stosunek, niezbędny do tego, by w ogóle móc mówić o „zjawisku”, występujący między zja-
wiskami a transcendentnymi przedmiotami, wystarcza by uznać owe transcendentne przedmioty za «bez reszty pozna-
walne»! Jeśli bowiem jakiekolwiek przedmioty świata zjawisk są jednoznacznie przyporządkowane, wtedy wszelka
wypowiedź o zjawiskach (skoro dotyczy stosunków czysto formalnych!) jest zarazem wypowiedzią na temat przedmio-
tów!
„Rzeczy same w sobie” są więc poznawalne dokładnie w tym samym sensie i w tym samym stopniu, co „zjawiska”, ani o
włos te ostatnie nie są łatwiej dostępne dla poznania, niż tamte. Wprawdzie poznawalne (możliwe do przeżycia) są tylko
przedmioty immanentne, a nie transcendentne — ale różnica ta jest dla nauki obojętna i nauka nie może jej uchwycić. [104-
105]
Kant po prostu pomieszał wiedzę i poznanie. Tymczasem, jak pisze Russell: „Wszelkie zdanie, które posiada zna-
czenie dające się zakomunikować, musi być albo prawdziwe w odniesieniu do obu światów, albo też nie jest prawdzi-
we w odniesieniu do żadnego z nich: jedyna różnica musi polegać na tej swoistej indywidualności, która wymyka się z
ujęcia słownego i która udaremnia opis, lecz właśnie dlatego jest nieistotna dla nauki”
.
Jeśli ktoś się z tym nie zgadza — pozostaje mu tylko solipsyzm danej chwili (a więc w ogóle rezygnacja z wypo-
wiadania się o transcendentnym świecie). Tak więc metafizyka rozumiana jako nauka o transcendentnym świecie jest
nie tylko możliwa, ale i najprostsza — metafizyką w tym znaczeniu jest każda nauka (i w ogóle każda sensowna wy-
powiedź)! Jednak takie rozumienie metafizyki nie trafia w utarte jej znaczenie, uznające ją za naukę szczególną, od-
mienną od innych. Historia filozofii pokazuje, iż nazwy „metafizyka” nie używano po prostu na oznaczenie poznania
transcenzusu, a jedynie na określenie tzw. „poznania intuicyjnego” transcenzusu (np. Schopenhauer: nauki obserwują
rzeczy od zewnątrz, podczas gdy metafizyka wchodzi do środka; Bergson: nauki tylko odrysowują przedmioty za po-
mocą symboli przestrzennych, gdy metafizyka dzięki aktowi intuicji wnika w sam przedmiot; itp.). Intuicja nie oznacza
tu przeczucia wyników poznania, poprzedzającego logiczny dowód (obecnego nieraz u geniuszy). Taka „intuicja” to
tylko zwykłe istnienie jakiejś treści świadomości, zwykła obecność poprzedzająca wszelką pracę myśli i wszelkie po-
znanie (a więc po prostu „przeżycie”). Tymczasem intuicja metafizyczna ma pojawiać się tam, gdzie świadomość i
6
Russell B., Wstęp do filozofii matematyki, PWN, Warszawa 1958. s. 93.
8
przedmiot poznania stapiają się ze sobą, gdzie świadomość wnika w przedmiot. Metafizyk wcale nie chce poznać rze-
czy, chce je przeżyć; nazwanie tego przeżycia „poznaniem” jest zwykłą ekwiwokacją.
Lecz przeżywać coś znaczy posiadać to coś jako treść świadomości. Metafizyk chce zatem poznać przedmioty w ten spo-
sób, że przekształca je w treść swojej świadomości. Z tego powodu najbardziej typową i najbardziej rozpowszechnioną formę
metafizyki jest idealizm w rozmaitych postaciach, który twierdzi, że rzeczywistość transcendentna jest czymś w rodzaju idei,
wyobrażenia (…). [106-107]
Tak więc u Platona poznanie jest oglądaniem idei, u Schopenhauera woluntaryzm oznacza, że przeżycie doznania
przedmiotu transcendentnego jest przeżyciem woli, a substancja metafizyczna Spinozy jest tym, „quod per se conci-
pur”. Wbrew pozorom dokładnie tą samą drogą idzie i materializm — po prostu podnosi do godności substancji meta-
fizycznej materię, którą następnie uznaje za całkowicie wyobrażalną zmysłowo; tzn. wierzy, iż wnika wprost w „praw-
dziwą istotę” substancji dzięki przeżyciu doznawanemu przy oglądaniu lub dotknięciu ciała. Tak czy inaczej — «dąże-
nie do metafizyki zmierza w rzeczywistości zawsze do intuicji transcenzusu».
A czy dążenie to jest w ogóle realizowalne? Otóż, skoro intuicja jest przeżyciem, a treść przeżycia — treścią świa-
domości, przeto „poznanie intuicyjne tego, co transcendentne” jest po prostu nonsensem, wyrażeniem wewnętrznie
sprzecznym. Intuicja jest przeżyciem (ale nie poznaniem) tego, co immanentne. Rzeczywistości transcendentnej prze-
żyć nie można — bo (z definicji) przestanie ona być transcendentna. Jeśli zaś ktoś mówi, że naturą bytu transcendent-
nego jest wola, mówi również tak naprawdę nonsens, który brzmi „gdyby to, czego nie przeżywamy, zostało przeżyte,
byłoby wolą». Podobnie jest ze spirytualizmem czy też psychomonizmem, który mówi w istocie: „gdyby to, co trans-
cendentne, nie było transcendentne, lecz immanentne, wówczas byłoby treścią świadomości» — jest to częściowo
sprzeczność, częściowo tautologia. Jeśli zaś oznaczać to ma, że wszelka rzeczywistość jest immanentna (Berkeley) —
to nawet jeśli nie jest to nonsens, to zdanie to należy do tych, których sensu nie można podać, nie można wyrazić; jest
pustym dźwiękiem.
Za tym idzie i druga sprzeczność: wszak nawet gdyby metafizyk ujrzał to, co niedostrzegalne — to jak sobie wy-
obraża możliwość wyrażenia tego (np. w książce)? Przecież w trakcie przekładania przeżycia na słowa i symbole mu-
siałoby zniknąć właśnie to, na czym polegała specyfika przeżycia, a pozostałyby tylko stosunki formalne i tylko te
dałyby się znów odczytać z symboli. Ale to można zrobić i bez metafizycznego przeżycia, bez intuicji — za pomocą
dyskursywnego poznania naukowego! Każda inna „ontologia” jest pustą gadaniną. Nawet gdyby istniało „poznanie
intuicyjne” metafizyk musiałby na jego temat tylko milczeć.
Tak więc wypowiedć w rodzaju „wszelka rzeczywistość jest wolą” woluntaryzmu jest pozbawione sensu jako wy-
powiedź metafizyczna (gdy „wola” odnosi się do samej treści przeżycia chcenia). Ale może ona także mieć na myśli po
prostu własności formalne zjawiska posiadania chęci — wówczas jednak nabiera sensu empirycznego, tj. może być z
zasady potwierdzone lub obalone na drodze poznania dyskursywnego. Zdanie: wszystko jest wolą oznaczałoby po
prostu, iż świat daje się opisać za pomocą struktury formalnej stworzonej do naukowego opisu zjawiska woli, podobnie
jak np. zdanie, iż wszelka materia ma naturę elektryczną oznacza po prostu, iż wszelkie wydarzenie materialne można
opisać za pomocą równań elektrotechniki. Nie jest to już teza metafizyczna, ale weryfikowalne zdanie naukowe.
Metafizyka jest więc niemożliwa, bo wymaga rzeczy sprzecznych. (…) Jedno tylko jest pocieszające: że nawet systemy
metafizyczne mogą się stać środkiem wzbogacającym nasze życie wewnętrzne, że i one wywołują przeżycia i przez to po-
większają różnorodność tego, co immanentne i nam dane. (…) Nie jest to wprawdzie, jak się tego spodziewa, przeżycie te-
go, co transcendentne. (…) problemy metafizyczne są poezją pojęć; w całokształcie kultury grają one rzeczywiście podobną
rolę, co poezja, służą wzbogacaniu życia, a nie poznaniu. Należy je oceniać jako dzieła sztuki, nie jako prawdy. Czasami
systemy metafizyków zawierają naukę, czasami poezję, nigdy jednak nie zawierają metafizyki. [109]
9
Rudolf Carnap (1891-1970)
Filozofia i składnia logiczna
Cz. I. Odrzucenie metafizyki
Weryfikowalność
Przedmiotem rozważań są tu trzy rodzaje spośród tradycyjnych kwestii filozoficznych, które nazwać można Metafi-
zyką, Psychologią i Logiką; są to przy tym nie tyle trzy dziedziny, co trzy składniki większości stanowisk filozoficz-
nych. Rozważania poniższe przynależą do logiki.
Funkcją analizy logicznej jest analizowanie wiedzy, czyli twierdzeń, zarówno nauki, jak i życia codziennego, w ce-
lu uczynienia ich jasnymi i wyjaśnienia związków między nimi.
Jednym z podstawowych zadań analizy logicznej określonego zdania jest znalezienie metody weryfikacji tego zdania. Py-
tanie brzmi: „co stwierdza dane zdanie?” lub: „w jaki sposób możemy dowiedzieć się czy jest ono prawdziwe czy fałszywe?”
Pytanie to nazywają filozofowie pytaniem epistemologicznym. Epistemologia (…) nie jest niczym innym jak szczególną czę-
ścią analizy logicznej, jest ona ponadto połączona zazwyczaj z pewnymi psychologicznymi zagadnieniami procesu poznania.
[111]
Istnieją dwa rodzaje weryfikacji zdania: pośrednia i bezpośrednia (za pomocą aktualnego postrzeżenia). Choć są
ważne problemy związane z tym drugim rodzajem, istotniejsza jest tu weryfikacja pośrednia.
Zdanie P, które nie jest bezpośrednio weryfikowalne, może być zweryfikowane jedynie poprzez bezpośrednią weryfikację
zdań wydedukowanych z P lub w oparciu o zdania już zweryfikowane. [112]
Istnieje wiele sposobów weryfikacji przykładowego zdania P
1
= „ten klucz jest z żelaza” — np. za pomocą magne-
su. Rozumowanie jest wtedy następujące: P
2
: „Jeśli przedmiot żelazny położyć koło magnesu, podlega on przyciąga-
niu” (prawo fizyczne już zweryfikowane). P
3
: „Ten przedmiot-sztabka jest magnesem” (zdanie już zweryfikowane). P
4
:
„Klucz został położony w pobliżu sztabki” (zdanie weryfikowane obecnie drogą obserwacji). Stąd dedukujemy kon-
kluzję P
5
: „Klucz zostanie przyciągnięty przez sztabkę”. To zdanie sprawdzalne bezpośrednio. Jeśli klucz jest przy-
ciągany, mamy weryfikację pozytywną P
1
, jeśli nie — odrzucenie zdania P
1
. W pierwszym wypadku jednak sprawdza-
nie zdania P
1
nie jest zakończone; możemy ponowić próby z magnesem; możemy też przejść do prób elektrycznych,
optycznych, chemicznych itd. Jeśli wyniki prób wciąż będą pozytywne, to «pewność zdania P
1
stopniowo wzrasta».
Możemy osiągnąć stopień pewności wystarczający dla wszelkich praktycznych potrzeb, lecz absolutnej pewności nigdy nie
osiągniemy. Ilość sposobów sprawdzania P
1
przy pomocy innych zdań już zweryfikowanych lub dających się bezpośrednio
zweryfikować jest nieskończona. Zawsze więc istnieje możliwość znalezienia przykładu negatywnego, nawet jeśli jest to ma-
ło prawdopodobne. Z tego względu zdanie P
1
nigdy nie może zostać zupełnie zweryfikowane. Dlatego nazywamy je hipote-
zą. [112-113]
Skoro jest tak w przypadku indywidualnego zdania, dotyczącego pojedynczej rzeczy, to tym bardziej w przypadku
tzw. prawa przyrody, które jako zdanie ogólne dotyczy wszystkich rzeczy w jakiejkolwiek chwili i miejscu — ilość
prób jest tu nieskończona a „prawo” z pewnością pozostaje hipotezą.
Każde zdanie nauki jest albo stwierdzeniem aktualnej percepcji czy doświadczenia i jest przez nie weryfikowane, albo
twierdzeniem, z którego wyprowadza się inne twierdzenia bezpośrednio weryfikowalne lub zweryfikowane. [113]
A co w przypadku twierdzeń, z których nie da się dedukować zdań percepcyjnych? Np. gdy naukowiec stwierdza:
„istnieje pole lewitacyjne, którego działanie nie wywołuje skutków dostępnych obserwacji”? Odpowiadamy: twierdze-
nie to w ogóle nie jest twierdzeniem, ono o niczym nie mówi, jest tylko serią pustych słów — po prostu nie ma sensu.
Oczywiście mogą się z nim wiązać jakieś uczucia czy wyobrażenia; będzie to jednak tylko fakt psychologiczny, bez
znaczenia logicznego.
Zdanie posiada teoretyczne znaczenie nie ze względu na wyobrażenia lub odczucia z nim związane, lecz dzięki możliwości
wyprowadzenia zeń zdań percepcyjnych, innymi słowy, dzięki możliwości weryfikacji. [113]
Wyobrażenie wcale nie jest konieczne — nie mamy wyobrażenia pola elektromagnetycznego czy grawitacyjnego;
ale zdania o nich mają sens, gdyż wyprowadza się z nich zdania percepcyjne.
Metafizyka
Zastosujmy teraz podobną analizę logiczną nie do fizyki, a do metafizyki. Rozważania te należą tym samym do lo-
giki, a ich przedmiot — do metafizyki. Za metafizyczne uznaje się tu «zdania, które pretendują do przedstawiania
wiedzy o czymś, co znajduje się poza wszelkim możliwym doświadczeniem», np. o realnej istocie rzeczy, o rzeczach
samych w sobie, Absolucie itd. (Nie włącza się tu więc do metafizyki teorii, ujmujących w całość najbardziej ogólnych
zdań poszczególnych dyscyplin wiedzy — należą one bowiem do nauk empirycznych, a nie do filozofii!). Oto przykła-
7
[W:] Buczyńska-Garewicz H., Koło wiedeńskie, Comer, Toruń 1993, ss. 111-118.
10
dy tez metafizycznych: „Istotą i zasadą świata jest woda” (Tales), „Ogień” (Heraklit), „Nieskończoność” (Anaksyman-
der), „Liczba” (Pitagoras”, „Wszystkie rzeczy są jedynie cieniami wiecznych idei, które istnieją w sferze bezprze-
strzennej i bezczasowej” (Platon), „Istnieje wyłącznie jedna zasada, która wszystko wyjaśnia” (moniści), „Istnieją dwie
zasady” (dualiści), „Wszelki byt jest z istoty swojej materialny” (materialiści), „Wszystko jest idealne” (idealiści); do
metafizyki należą systemy Spinozy, Schellinga, Hegla, Bergsona.
Co się dzieje, gdy rozważyć ten typ zdań z punktu widzenia weryfikowalności? Łatwo można się przekonać, iż nie
są one weryfikowalne; np. z tezy Talesa nie da się wydedukować żadnego zdania, które byłoby kiedykolwiek «opisem
jakiegoś postrzeżenia, uczucia czy doświadczenia»; a zatem zdanie „Zasadą świata jest woda” nic nie twierdzi (po-
dobnie jak wcześniejszy przykład z polem lewitacyjnym).
Metafizyka nie może uniknąć nieweryfikowalności swoich zdań, gdyż gdyby formułowała zdania weryfikowalne, to rozstrzy-
gnięcie ich prawdziwości lub fałszywości zależałoby od doświadczenia, a wtedy byłyby to po prostu zdania należące do nauk
empirycznych. [114]
Tymczasem metafizycy dążą do wiedzy wyższej niż nauki empiryczne — i dlatego muszą odrywać zupełnie swe
zdania od doświadczenia (pozbawiając je jednak tym samym wszelkiego znaczenia!).
Problemy realnego istnienia
Sąd, iż zdania metafizyczne nie mają empirycznego sensu, można uznać za wręcz trywialny. Jednak, z czym będzie
się pewnie trudniej zgodzić, odnosi się on także do tzw. doktryn epistemologicznych (które ze względu na ich podo-
bieństwo do poprzednich będą tu jednak nazywane metafizycznymi). Chodzi o doktryny takie, jak realizm, idealizm,
solipsyzm, pozytywizm i in., zajmujące się zagadnieniem negacji lub konstatacji istnienia rzeczywistości. Realiści
stwierdzają istnienie świata zewnętrznego, idealiści negują je; realiści uznają istnienie innych umysłów, solipsyści (w
szczególności: radykalni idealiści) negują je. Czy twierdzenia tego typu mają sens?
Twierdzenie o realności lub nierealności czegoś występują także w naukach — gdzie są empirycznie sprawdzalne,
zatem mają sens. Trzeba tu rozróżnić dwa pojęcia realności: empiryczne i metafizyczne. Gdy zoolog stwierdza istnienie
kangurów, mówi o istnieniu rzeczy pewnego rodzaju w pewnym czasie i miejscu (a więc o elementach fizykalnego
świata) — badania zoologiczne są więc weryfikowalne (bez względu na to, czy sam zoolog jest realistą czy idealistą!).
Między realistą a idealistą nie ma sporu, co do możliwości występowania elementów danego rodzaju w fizykalnym
świecie; spór zaczyna się dopiero, gdy idzie o pytanie dotyczące realności świata fizykalnego jako całości.
Lecz pytanie to nie ma sensu, ponieważ realność czegokolwiek polega jedynie na możliwości jego występowania w określo-
nym systemie, w tym wypadku w czasoprzestrzennym systemie świata fizykalnego. Pytanie o realność ma sens jedynie
wtedy, gdy dotyczy elementów czy części, a nie systemu jako całości. [115-116]
Do podobnych wniosków prowadzi zastosowanie poprzedniego kryterium: możliwości dedukowania zdań postrze-
żeniowych. Z tezy o realności kangurów da się takowe wywnioskować, ze stwierdzenia realności świata fizykalnego.
Podobnie z negacji jego realności (który to pogląd przypisywano czasem błędnie przedstawicielom Koła).
Negujemy tezę o realnym istnieniu świata fizykalnego, nie jako fałszywą, ale jako bezsensowną, i tak samo odrzucamy jej
idealistyczną antytezę. Ani nie twierdzimy, ani nie negujemy żadnej z tych dwu tez, gdyż odrzucamy samo pytanie, na które
dają one odpowiedź. [116]
Podobnie jest z innymi filozoficznymi pytaniami o realność (innych umysłów, relacji, liczb itd.) — przez ich dołą-
czenie do systemu naukowych hipotez, nie zyskujemy zupełnie nic. «Wszystkie filozoficzne tezy są pozbawione jakiej-
kolwiek treści empirycznej, a co za tym idzie teoretycznego sensu; są to pseudotezy». Dlatego zagadnienia realności
są w istocie problemami metafizyki transcendentalnej.
Do metafizycznych doktryn, które są pozbawione teoretycznego sensu, zaliczam również pozytywizm, choć często poglądy
Koła Wiedeńskiego są doń zaliczane. Takie zaszeregowanie wydaje się wątpliwym. W żadnym wypadku nie twierdziliśmy, że
jedyną realnością są dane, a to przecież jest podstawową tezą pozytywizmu. Nazwa „logiczny pozytywizm” jest lepsza, lecz
również może powodować pewne nieporozumienia. W każdym razie istotnym jest podkreślenie, że nasza doktryna ma cha-
rakter logiczny i nie ma nic wspólnego z metafizyczną tezą o istnieniu lub nieistnieniu jakiegoś bytu. [116]
Metafizyka jako wyrażanie uczuć.
Trzeba jeszcze zająć się metafizyką w znaczeniu najszerszym: nie tylko metafizyką transcendentalną, ale i proble-
mami rzeczywistości metafizycznej oraz etyki normatywnej. Wielu się zgodzi, iż zdania wszelkiej metafizyki nie są
weryfikowalne, a także nie są też zdaniami naukowymi. Jednak teza o ich bezsensowności może wzbudzać wątpliwo-
ści. Przecież książki metafizyczne wywierają wpływ na czytelnika (często bardzo silny), a więc coś wyrażają! «To
prawda, one coś wyrażają, lecz pomimo to nie posiadają sensu, nie posiadają treści teoretycznej».
Trzeba tu wyróżnić dwie funkcje języka: wyrażającą i przedstawiającą. Otóż wszystkie ruchy człowieka (także
zachowania językowe) zawsze wyrażają z jego uczuć, nastroju, temperamentu itd. Równocześnie jednak tylko niektóre
wypowiedzi językowe pełnią także i drugą funkcję, która polega na przedstawianiu czy reprezentowaniu pewnego
stanu rzeczy; mówią one, że coś jest tak a tak, twierdzą coś, orzekają coś.
Choć czasem wyniki obu funkcji mogą się pokrywać, zawsze trzeba wyraźnie odgraniczać od siebie twierdzenie i
wyrażanie. Jest różnica między zaśmianiem się, a stwierdzeniem „jest mi wesoło”; tylko wypowiedź językowa stwier-
11
dza dobry humor, a więc jest prawdziwa lub fałszywa; śmiech nie jest stwierdzeniem dobrego humoru, tylko jego
wyrażeniem; nie może być prawdziwy ani fałszywy (choć może wskazywać dobrze lub być mylący).
Otóż obecnie wiele wypowiedzi językowych podobnych jest do śmiechu — pełnią tylko funkcję wyrażania (jak
okrzyk „oh!” lub wiersze liryczne) zamiast przedstawiania. Wiersze o „słońcu” czy „chmurach” nie informują nas o
faktach meteorologicznych, ale o uczuciach poety, wywołując w nas uczucia podobne. Poemat nie zawiera wiedzy.
A więc teza antymetafizyczna brzmi: «zdania metafizyczne, podobnie jak wiersze liryczne, posiadają jedynie
funkcje wyrażania, a są pozbawione funkcji przedstawiania»; nie są one prawdziwe ani fałszywe, nie zawierają ani
poznania, ani błędu; są jak muzyka — wyrażają, tyle tylko że nie chwilowe uczucie, ale trwałe emocjonalne i wolicjo-
nalne dyspozycje. Np. monizm metafizyczny — poczucie harmonii życia, dualizm — postrzeganie życia jako walki,
etyczny rygoryzm — poczucie obowiązku, realizm — bywa symptomem ekstrawertyzmu, idealizm — introwertyzmu
itp.
Jest zatem wielkie podobieństwo między metafizyką a liryką. Ale jest i ważna różnica. Obie nie mają treści empi-
rycznej (funkcji reprezentacji), ale zdanie metafizyczne zachowuje pozory posiadania treści, wprowadzając w błąd nie
tylko czytelnika, ale i samego metafizyka! Jest on przekonany, że w traktacie wypowiada jedne twierdzenia i polemizu-
je z innymi, gdy tymczasem poeta nigdy nie nazwie wierszy konkurenta błędnymi (a tylko złymi). Nieteoretyczny cha-
rakter fizyki nie jest więc sam w sobie czymś złym (poezja też bywa przecież wartościowa) — niebezpieczeństwo leży
w złudnym charakterze metafizyki, która nie będąc poznaniem daje iluzję poznania. «Dlatego ją zwalczamy».
Cz. II. Składnia jako metoda filozofii
Tak jak nie ma filozofii przyrody poza filozofią nauk przyrodniczych, tak samo nie ma specjalnej filozofii życia czy filozofii
świata organicznego, a jest tylko filozofia biologii; nie ma filozofii umysłu czy świata psychicznego, a jest filozofia psycho-
logii; i wreszcie nie ma filozofii historii czy społeczeństwa, lecz jest tylko filozofia nauk historycznych i społecznych.
Trzeba zawsze pamiętać, że filozofia nauki jest syntaktyczną analizą języka tej nauki. [119]
Problemy języka danej nauki to sprawy: 1) charakteru jego pojęć, 2) charakteru zdań, 3) reguł przekształcania lub
przekładania, łączących ten język z innymi językami (tj. częściowymi systemami całościowego systemu języka nauki).
Z wszystkich tych języków najważniejszy jest język fizykalny (używany codziennie, mówiąc o przedmiotach fizycz-
nych, lub w fizyce). Zgodnie ze stanowiskiem Koła Wiedeńskiego język fizykalny jest podstawowym językiem całej
nauki, «językiem uniwersalnym, w którym można wyrazić treść wszystkich innych języków naukowych». Znaczy to,
że każde zdanie z jakiejkolwiek nauki ma swój odpowiednik w języku fizykalnym — może więc być nań przetłuma-
czone, bez zmiany treści. O. Neurath, jeden z twórców tej koncepcji, nazwał ją fizykalizmem.
Np. zdaniu psychologicznemu: „o godz. 10 pan A był zły” w języku fizykalnym odpowiada: „O 10 pan A znajdo-
wał się w stanie cielesnym charakteryzującym się przyspieszonym oddychaniem i pulsem, napięciem pewnych mięśni,
tendencją do gwałtownego zachowania itd.”. Jeśli oznaczymy stan złości przez Q
1
, odpowiadający mu stan ciała przez
Q
2
a godzinę 10 przez t, oba zdania można zapisać symbolicznie następująco:
• (psychologicznie) Q
1
(A, t
1
) (S
1
);
• (fizykalnie) Q
2
(A, t
2
) (S
2
).
Weźmy teraz prawo nauki (tj. «uniwersalne zdanie należące do prawdziwych zdań naukowego systemu językowe-
go») mówiące, iż jeśli ktoś jest zły, to jego ciało znajduje się w określonym stanie fizycznym i vice versa. Jego symbo-
liczna postać to:
• (x) (t)
[Q
1
(x,t)
≡ Q
2
(x,t)].
Dodajmy, ze Q
2
jest dobrane tak, by sformułowane prawo było obowiązującym prawem nauki, tj. albo żeby samo
było regułą transformacji, albo żeby było wyprowadzone przy pomocy takich reguł. Nie musi to być zdanie analityczne
— jedynym założeniem, jest by było prawdziwe. Może być syntetyczne, wtedy będzie P-prawdziwe. Oczywiste jest, iż
zdanie S
2
może być wydedukowane ze zdania S
1
przy pomocy tego prawa.
Ale czy każdy stan psychiczny da się przełożyć na odpowiadający mu stan fizyczny? Jeśli będzie istniała cecha Q
1
,
dla której nie będzie odpowiednika Q
2
— nie będzie możności przekładu zdania psychologicznego na język fizykalny i
teza fizykalizmu zostanie podważona.
Twierdzę, że w języku psychologicznym nie może być takiej nieprzetłumaczalnej cechy czy predykatu. Jeżeli w tym języ-
ku istnieje sensowny predykat „Q
1
”, to wtedy zdanie „Q
1
(A, t
1
)” musi być empirycznie weryfikowalne. Psycholog musi
umieć rozpoznać, czy osoba A znajduje się w stanie Q
1
, czy nie. Rozpoznanie to może polegać jedynie na obserwacji fizycz-
nego zachowania osoby A, a więc musi istnieć jakaś fizykalna charakterystyka Q
2
, która jest właśnie opisem tego zachowa-
nia. [120]
Mogą pojawić się zarzuty, iż nie wszystkie charakterystyki psychologiczne da się sprowadzić do efektów w zacho-
waniu; złość czy przyjemność, owszem, ale co z myśleniem i stanami umysłu? Załóżmy, że istnieją stany psychiczne
nie przejawiające się na zewnątrz, i że Q
1
oznacza taki stan. Jak psycholog może orzec, że osoba A znajduje się w sta-
nie „Q
1
”, skoro nie ma żadnych obserwowalnych tego objawów? Można odpowiedzieć, że może używać predykatu
„Q
1
” przynajmniej do siebie samego, na podstawie introspekcji (wypowiadając zdanie „Q
1
(ja, teraz)”). Ale nawet tak
skrajne stanowisko nie jest argumentem przeciw fizykalizmowi — albowiem czymże jest napisanie lub wypowiedzenie
8
Zapis ten oznacza: „dla każdego x, dla każdego t”.
12
tego twierdzenia, jeśli nie zewnętrznym przejawem stanu Q
1
? A skoro tak, to możemy wygłosić zdanie „Q
2
(P, teraz)”,
gdzie «Q
2
jest stanem fizycznym ciała P, który stwierdzamy obserwując fizyczny akt komunikacji przez P wyników
introspekcji».
Możemy streścić wyniki naszych rozważań w sposób następujący. Po pierwsze, jeśli w związku psychologicznym występuje
predykat, który może być zastosowany jedynie do opisu stany psychicznego ujętego introspekcją, to wypowiedzenie lub na-
pisanie tego predykatu jest wyrażeniem danego stanu psychicznego. Język psychologii nie zawiera więc żadnych takich
predykatów, które by dotyczyły stanów niewyrażalnych. Po drugie — nawet predykat używany przez mówiącego do jego wła-
snego stanu psychicznego w oparciu o introspekcję, może być użyty w stosunku do drugiej osoby w oparciu o jej lingwi-
styczną wypowiedź, choć innych przejawów danego stanu nie ma. Tyle możemy powiedzieć w odpowiedzi na najmocniejszy
zarzut przeciw fizykalizmowi. [121]
13
Empiryczna analiza potwierdzania i sprawdzania
§ 1. Predykaty obserwacyjne i predykaty realizowalne
O ile tematem poprzedniego rozdziału była analiza logiczna relacji zachodzącej między zdaniami (lub predykatami),
gdy jedno z nich daje się potwierdzić w oparciu o pozostałe (zdefiniowano pewne pojęcia syntaktyczne, oparte na
pojęciu konsekwencji jako naczelnym pojęciu składni logicznej), o tyle w tym rozdziale przechodzimy na teren me-
todologii empirycznej: chodzi w nim o rozważenie zagadnienia potwierdzania i sprawdzania zdań i predykatów.
Rozważania te należ do teorii języka tak samo, jak rozważania logiczne. O ile jednak uprawiają analizę logiczną uprawia-
my analityczną teorię formalnej, syntaktycznej struktury języka, o tyle tutaj chcemy się zająć empiryczną analizą zastoso-
wań języka. Rozważania te należą, ściśle mówiąc, do biologicznej czy psychologicznej teorii języka pojętego jako okre-
ślony rodzaj ludzkiego zachowania, a zwłaszcza jako określony rodzaj reagowania na obserwacje. [118]
Nie trzeba tu wszakże zapuszczać się w szczegółowe badania biologiczne czy psychologiczne; żeby rozważyć problem
sprawdzania i potwierdzania zdania wystarczy niewielka liczba pojęć odnośnej dziedziny; jako deskryptywne (tj. poza-
logiczne) terminy wyjściowe pojawiają się tu tylko dwa predykaty: „obserwacyjny” i „realizowalny”; inne (np. „po-
twierdzalny” i „sprawdzalny”) zostaną zdefiniowane za pomocą dwu pierwszych i terminów logicznych (zdefiniowa-
nych wcześniej).
Terminy „obserwacyjny” i „realizowalny” nie mają tu ścisłych definicji — tych powinna dostarczyć psychologia
(ściślej: behawiorystyczna teoria języka); tutaj wystarczą tylko pewne szkicowe ich eksplikacje.
Wyjaśnienie 1. Predykat „P” języka J nazywamy „obserwacyjnym” dla jakiegoś organizmu (np. osoby) N, jeśli dla od-
powiednich argumentów, np. „b”, N potrafi w odpowiednich okolicznościach rozstrzygnąć na podstawie niewielkiej liczby ob-
serwacji zdanie pełne „P(b)”, tj. potwierdzić „P(b)” lub „P(b)” w tak wysokim stopniu, że albo uzna „P(b)”, albo je odrzuci.
[119]
Wyjaśnienie to jest z konieczności nieostre, nie ma ostrej granicy między predykatami obserwacyjnymi i nie-
obserwacyjnymi — w istocie występuje tu «ciągłość stopni obserwacyjności», choć, dla uproszczenia, założymy tu
istnienie arbitralnej linii granicznej. Założenie to nie wpłynie bowiem zniekształcająco na ogólne filozoficzne (tj. meto-
dologiczne) pytanie o naturę znaczenia i sprawdzalności; nawet szczegółowe rozstrzygnięcie, czy konkretne zdanie jest
potwierdzalne i sprawdzalne, w niewielkim tylko stopniu zależy od wyboru linii granicznej między dwoma rodzajami
predykatów.
Tak więc np. predykat „czerwony” jest obserwacyjny dla osoby N o normalnym wzroku; nie jest zaś obserwacyjny
dla daltonisty. A predykat „pole elektryczne o takim a takim natężeniu” nie jest obserwacyjny dla nikogo (zdania peł-
nego od takiego predykatu nie możemy sprawdzić bezpośrednio, ale tylko za pomocą instrumentów, co oznacza ko-
nieczność dokonania bardzo wielu obserwacji wstępnych, w celu ustalenia, czy instrumenty są odpowiedniego rodza-
ju).
Wyjaśnienie 2. Predykat „P” języka J nazywamy „realizowalnym” przez osobę N, jeśli dla pewnego argumentu, np. „b”,
osoba N potrafi w odpowiednich okolicznościach sprawić, aby zdanie pełne „P(b)” było prawdziwe, tj. wytworzyć własność P
w punkcie b. [120]
(Każdorazowe użycie terminów „obserwacyjny”, „realizowalny”, „potwierdzalny” itp. bez relatywizacji do osoby
oznacza po prostu, iż są one zrelatywizowane do osób posługujących się językiem J, do którego należy predykat.)
Np., jeśli „P
1
(b)” = „temperatura w punkcie czasowo-przestrzennym b wynosi 100°C”, to „P
1
” jest dla nas predyka-
tem realizowalnym; a jeśli „P
2
(b)” = „w punkcie b znajduje się substancja, której współczynnik załamania światła wy-
nosi 10”, „P
3
” nie jest obecnie dla nikogo predykatem realizowalnym, gdyż nikt obecnie nie wie, w jaki sposób wytwo-
rzyć taką substancję.
§ 2. Potwierdzalność
W poprzednim rozdziale analizowana była redukowalność predykatu „P” do zbioru Z innych predykatów, tj. rela-
cja logiczna zachodząca między „P” i Z, gdy potwierdzenie „P” można uzyskać poprzez potwierdzenie predykatów
należących do Z. Aby potwierdzenie było wykonalne proces redukowania musi oczywiście się gdzieś kończyć — re-
dukcja musi ostatecznie prowadzić do predykatów obserwacyjnych. Oto definicja potwierdzalności – przy czym, w
przeciwieństwie do logicznego pojęcia redukowalności, jest to pojęcie deskryptywne:
Definicja 16. Zdanie S nazywamy potwierdzalnym (lub: potwierdzalnym całkowicie lub: potwierdzalnym niecałkowicie),
jeśli potwierdzenie zdania S redukuje się (lub: redukuje się całkowicie lub: redukuje się niecałkowicie) do potwierdzenia ja-
kiegoś zbioru predykatów obserwacyjnych.
Definicja 17. Zdanie S nazywamy obustronnie potwierdzalnym (lub: obustronnie całkowicie potwierdzalnym), jeśli za-
równo S, jak i
∼S są potwierdzalne (lub: całkowicie potwierdzalne).
9
[W:] Carnap R., Filozofia jako analiza języka nauki, PWN, Warszawa 1969, ss. 118-142 (jest to rozdz. III tej książki).
14
Definicja 18. Predykat „P” nazywamy potwierdzalnym (lub: potwierdzalnym całkowicie lub: potwierdzalnym niecałkowi-
cie), jeśli predykat „” jest redukowalny (lub: całkowicie redukowalny, lub: niecałkowicie redukowalny) do jakiegoś zbioru pre-
dykatów obserwacyjnych.
Stąd, jeśli predykat „P” jest potwierdzalny (lub: całkowicie potwierdzalny), to zdania pełne od predykatu „P” są obustron-
nie potwierdzalne (lub: obustronnie całkowicie potwierdzalne). [122]
Przy czym w potwierdzalności zdania nie chodzi o możliwość potwierdzenia w warunkach faktycznych, ale raczej o
«możliwość potwierdzenia w jakichś warunkach możliwych».
Twierdzenia (od 8. do 10.) dotyczą potwierdzalności i predykatów wprowadzanych lub budowanych w określony
sposób: 8. Predykat wprowadzony za pomocą predykatów obserwacyjnych jest potwierdzalny; a jeśli łańcuch wprowa-
dzający ma do tego kształt molekularny — jest całkowicie potwierdzalny. 9. Jeśli zdanie S ma kształt molekularny i
wszystkie predykaty są w nim potwierdzalne (całkowicie potwierdzalne), S jest obustronnie (całkowicie) potwierdzal-
ne. 10. Jeśli zdanie S jest zbudowane z predykatów potwierdzalnych za pomocą spójników oraz operatorów uniwersal-
nych czy egzystencjalnych, S jest zdaniem obustronnie potwierdzalnym.
§ 3. Metoda sprawdzania
Sama potwierdzalność predykatu nie przesądza, czy znamy metodę potwierdzenia zdania zbudowanego przy jego
użyciu. Jeśli można wskazać taką metodę, predykat będzie nie tylko potwierdzalnym, ale i sprawdzalnym. Opis meto-
dy sprawdzania predykatu Q
3
powinien zawierać dwa predykaty następujących rodzajów:
1. Q
1
— predykat, który by opisywał warunek sprawdzenia, tj. sytuację eksperymentalną, jaką należy wytwo-
rzyć, aby móc sprawdzić, czy dany punkt posiada własność określoną predykatem (warunek dodatkowy: predy-
kat ten musi być predykatem realizowalnym)
2. Q
2
— predykat, który by opisywał warunek prawdziwości, tj. możliwy efekt opisanej wcześniej sytuacji ekspe-
rymentalnej, w przypadku wystąpienia którego mamy o danym punkcie orzec nasz wyjściowy predykat (waru-
nek dodatkowy: predykat ten musi być albo predykatem obserwacyjnym, albo wprowadzonym za pomocą defi-
nicji wyraźnej w oparciu o predykaty obserwacyjne, albo też musi być uprzednio ustalona metoda jego spraw-
dzania).
Metodę sprawdzania predykatu Q
3
można więc opisać za pomocą zdania uniwersalnego: „Q
1
→
(Q
2
→
Q
3
)”, tj. za
pomocą zdania redukcyjnego dla „Q
3
” (przy spełnieniu dodatkowych warunków podanych w nawiasach). Tego rodzaju
łańcuch nazywa się łańcuchem sprawdzeniowym; odpowiednie zdanie redukcyjne nazywa się zdaniem sprawdze-
niowym. Para sprawdzeniowa dla Q i dwustronne zdanie redukcyjne dla Q: np. „Q
1
→
(Q
3
≡
Q
2
)”. Np. niech „Q
3
(b)”
= „Temperatura cieczy w punkcie czasowo-przestrzennym b wynosi 100°C”, „Q
1
(b)” = „Umieszczamy w punkcie b
termometr rtęciowy; mieszając ciecz czekamy, aż słupek rtęci zatrzyma się”; „Q
2
(b)” = Słupek rtęci w termometrze
umieszczonym w b zatrzymuje się przy znaku 100 na podziałce”. W ten sposób zapewniliśmy sprawdzalność predykatu
Q
3
(przez wprowadzenie go za pomocą zdania „Q
1
→
(Q
3
≡
Q
2
)”).
§ 4. Sprawdzalność
Definicja 20. Predykat „P” nazywamy sprawdzalnym, jeśli „P” jest predykatem obserwacyjnym lub wprowadzonym za po-
mocą jakiegoś łańcucha sprawdzeniowego. Predykat nazywamy całkowicie sprawdzalnym, jeśli jest on predykatem ob-
serwacyjnym lub wprowadzonym za pomocą łańcucha sprawdzeniowego o kształcie molekularnym; w przeciwnym razie na-
zywamy go predykatem niecałkowicie sprawdzalnym. [126]
W jaki sposób zbiór praw, np. fizyki, zawierających jakiś predykat „Q” daje się przekształcić w zbiór zdań reduk-
cyjnych lub zdań sprawdzeniowych dla „Q”? Przyjmijmy, że każde z tych praw jest «zdaniem uniwersalnym zawiera-
jącym wyłącznie zmienne indywiduowe (a więc nie zawierającym zmiennych predykatowych) przy czy po „Q” wystę-
puje w danym zdaniu stale ten sam układ zmiennych, związanych operatorami uniwersalnymi, których zasięgiem jest
całe zdanie» — ma więc postać: (x)
[… Q(x)… Q(x)…]. Większość praw klasycznej fizyki daje się sprowadzić do
takiej postaci.
Zbiór praw o takim kształcie zawsze daje przekształcić w zbiór zdań redukcyjnych dla „Q” i — jeśli spełniony jest
pewien dodatkowy warunek — w zbiór zdań sprawdzeniowych. A warunek ów spełniony jest bodaj w większości
wypadków w fizyce, gdyż niemal wszystkie predykaty tam używane są sprawdzalne, a w większości w dodatku reali-
zowalne.
Twierdzenie 11. Predykaty sprawdzalne są predykatami potwierdzalnymi; predykaty całkowicie sprawdzalne są predykata-
mi całkowicie potwierdzalnymi (z twierdzenia 8, § 2). [128]
Z drugiej strony predykat może być potwierdzalny nie będąc sprawdzalnym — jeśli np. został wprowadzony za
pomocą łańcucha wprowadzającego zawierającego zdanie redukcyjne, w którym występuje jakiś predykat nierealizo-
walny (choć jednocześnie jest potwierdzalny, a może nawet sprawdzalny). Np. niech „Q
1
(c)” = „w punkcie czasowo-
przestrzennym c znajduje się osoba cierpiąca na pewną chorobę”; przypuśćmy, że znamy tak symptomy, jak i oznaki
niewystępowania choroby („Q
1
” jest więc predykatem potwierdzalnym); jeśli w dodatku znamy metodę rozstrzygania,
czy ktoś cierpi czy nie na tę chorobę — „Q
1
” jest nie tylko potwierdzalny, ale zarazem sprawdzalny i to całkowicie
10
Zapis ten oznacza „dla każdego x”.
15
sprawdzalny. Załóżmy jednocześnie, że „Q
1
” nie jest predykatem realizowalnym (nie potrafimy wywoływać tej choro-
by) — pytanie czy „
∼
Q
1
” jest realizowalny, tj. czy potrafimy ją leczyć, nie ma tu znaczenia. Załóżmy dalej, że obser-
wacje kliniczne pozwalają podzielić przypadki choroby na dwie grupy, z który w jednej występuje pewien istotny dla
przebiegu choroby objaw Q
2
, a w drugiej nie (~
Q
2
). Są więc ludzie, którzy zapadając na chorobę Q
1
wykazują Q
2
(gru-
pę tę oznaczmy jako Q
3
) i tacy, którzy zapadając na Q
1
wykazują ~Q
2
(grupa: ~Q
3
). Q
3
można zatem wprowadzić za
pomocą dwustronnego zdania redukcyjnego „Q
1
→
(Q
2
≡
Q
3
). Dalsze badania mogą przynieść odkrycie innych powią-
zań między Q
3
a innymi własnościami biologicznymi; Q
3
może zatem być wartościowym narzędziem przy formułowa-
niu badań empirycznych. Nie jest jednak predykatem sprawdzalnym (nawet niecałkowicie), gdyż nie wiemy, w jaki
sposób sprawdzić, czy dana osoba należy do klasy Q
3
albo ~Q
3
, dopóki nie zapadnie ona na chorobę Q
1
. Tak więc
predykat nie-sprawdzalny może być jednocześnie potwierdzalny (a nawet całkowicie potwierdzalny) i pożyteczny dla
celów badań empirycznych.
Definicja 21. Jeśli S jest zdaniem potwierdzalnym (lub przy tym całkowicie potwierdzalnym) i wszystkie predykaty występują-
ce w S są sprawdzalne (lub przy tym całkowicie sprawdzalne), wówczas S nazywamy zdaniem sprawdzalnym (lub: całko-
wicie sprawdzalnym). [131-132]
Zdanie sprawdzalne, które nie jest całkowicie sprawdzalne, jest niecałkowicie sprawdzalne. Jeśli S jest zdaniem
obustronnie potwierdzalnym (lub obustronnie całkowicie sprawdzalnym) i wszystkie predykaty w S są sprawdzalne
(lub całkowicie sprawdzalne) — S nazywamy zdaniem obustronnie sprawdzalnym (lub obustronnie całkowicie
sprawdzalnym).
Twierdzenia: 12: Jeśli S jest zdaniem pełnym od jakiegoś predykatu sprawdzalnego (…), S jest zdaniem obustron-
nie sprawdzalnym (lub całkowicie…). 13: Jeśli S ma kształt molekularny i wszystkie predykaty w S są sprawdzalne
(…), S jest obustronnie sprawdzalne (…). 14: Jeśli S jest zbudowane z predykatów sprawdzalnych za pomocą spójni-
ków oraz operatorów uniwersalnych i egzystencjalnych, S jest obustronnie sprawdzalne.
§ 5. Uwagi na temat pozytywizmu i fizykalizmu
Jedną z naczelnych tez pozytywizmu można zapewne sformułować następująco: każdy termin języka nauki jest redukowal-
ny do terminów opisujących dane zmysłowe — możemy je nazwać terminami postrzeżeniowymi. Przez termin postrzeże-
niowy rozumiemy taki predykat „P”, że „P(b)” znaczy: „osoba znajdująca się w przedziale czasowo-przestrzennym b przeży-
wa postrzeżenie rodzaju P”. (Pominiemy tu fakt, że wcześniejszy pozytywizm odnosił zdania postrzeżeniowe nie do przedzia-
łów czasowo-przestrzennych, lecz do elementów „świadomości”, i przyjmiemy podane wyżej fizykalistyczne sformułowa-
nie). [132-133]
Jeśli przyjąć podaną tu definicję „redukowalności” — teza ta jest prawdziwa — choć trzeba zaznaczyć, że wcze-
śniej nie dostrzegano różnicy między redukowalnością a definiowalnością. Pozytywiści (także przedstawiciele Koła)
wierzyli, iż każdy termin deskryptywny języka nauki daje się zdefiniować za pomocą terminów postrzeżeniowych, a
stąd, że każde zdanie nauki daje się przełożyć na zdanie o postrzeżeniach. Nie jest to jednak pogląd całkowicie ade-
kwatny — lepiej mówić o redukowalności, nie o przekładalności — bowiem «wprowadzanie terminów za pomocą par
redukcyjnych jest w nauce metodą nieodzowną». Ponieważ chodzi o korektę bardzo rozpowszechnionego poglądu —
warto przyjrzeć się bliżej zagadnieniu redukcji i przekładu zdań w pierwotnym ujęciu pozytywistów.
Weźmy np. zdanie (1): „6 maja 1935 r. o 4 po południu w moim pokoju stoi okrągły czarny stół”. W tradycyjnym
ujęciu zdanie to można przełożyć na koniunkcję zdań warunkowych o różnorakich możliwych postrzeżeniach (elimi-
nuje się tu pojęcie stołu; w drodze podobnej redukcji można wyeliminować pozostałe terminy, jak „mój pokój” itd.) w
kształcie: (2) „Jeśli 6 maja… ktoś znajduje się w moim pokoju i spogląda w tym a tym kierunku, to ten ktoś przeżywa
określone postrzeżenie wzrokowe (dotykowe, węchowe itd.)”. Jest jednak oczywiste, iż żadne z takich zdań, ani nawet
ich koniunkcja nie stanowi pełnego przekładu pierwotnego zdania. Po pierwsze: nie mamy pewności, czy ów zbiór
zdań postrzeżeniowych jest skończony (jeśli nie — nie istnieje ich koniunkcja). Po wtóre, ważniejsze: nawet cały zbiór
zdań (2) nie jest inferencyjnie równoważny zdaniu (1), ponieważ zdanie (1) może być fałszywe nawet, gdy każde zda-
nie (2) jest prawdziwe. Załóżmy np., że w danej chwili nie ma ani pokoju, ani czarnego stołu, ani obserwatora — zda-
nie (1) jest fałszywe. Jednak zdanie ze zbioru (2), powiedzmy (2a) ma w istocie konstrukcję: dla każdego x [jeśli x
znajduje się… to x postrzega…], tj.:
(3)
x
∀
[P(x)
→ Q(x)], co daje się przekształcić w:
(4)
x
∀
[~P(x)
∨ Q(x)], tj.
„Dla dowolnej osoby: albo nie jest prawdą, że osoba ta znajduje się 6 maja… w moim pokoju i spogląda…, albo
osoba ta przeżywa postrzeżenie…”. A skoro — zgodnie z przyjętym założeniem — nie ma osoby znajdującej się w
pokoju…, a więc:
[~P(x)], więc zdanie (4) jest prawdziwe, a więc i zdanie (2a).
x
∀
Pozytywistyczna redukcja w swej wersji tradycyjnej okazuje się zatem nieprawomocna. [135]
Byłoby to jeszcze bardziej widoczne, gdyby w miejsce przykładowego zdania o przedmiocie bezpośrednio postrzegal-
nym, sięgnąć po zdania o atomach, elektronach, polu elektrycznym itp.
16
Jakie stąd płyną konsekwencje dla problemu konstrukcji języka nauki na bazie pozytywistycznej tezy o terminach
postrzeżeniowych jako jedynych terminach pierwotnych? Najważniejsza dotyczy metody wprowadzania dalszych
terminów. Nawet wprowadzając takie pojęcia jak „stół”, a tym bardziej abstrakcyjne terminy np. fizyki, nie można
ograniczyć się do metody definicji — konieczne jest posługiwanie się również metodą redukcji. Dopiero wtedy da
się wykazać, iż pozytywistyczna teza o redukowalności jest prawdziwa.
Nazwijmy „językiem rzeczy” ten język, którym posługujemy się w życiu codziennym mówiąc o otaczających nas po-
strzegalnych przedmiotach fizycznych. Zdania języka rzeczy opisują przedmioty fizyczne stwierdzając obserwowalne wła-
sności tych przedmiotów albo obserwowalne stosunki, jakie pomiędzy nimi zachodzą. Predykaty, które nazwaliśmy ob-
serwacyjnymi, są to predykaty języka rzeczy (należy wyraźnie odróżniać je od predykatów, które nazwaliśmy postrzeżenio-
wymi; gdy ktoś postrzega okrągłą plamkę na stole, termin postrzeżeniowy „przeżywa postrzeżenie wzrokowe czegoś okrą-
głego i czerwonego” orzekamy o owej osobie, podczas gdy predykat obserwacyjny „okrągły i czerwony” odnosi się do punk-
tu czasowo-przestrzennego na stole. Te spośród predykatów języka rzeczy, które nie są predykatami obserwacyjnymi, np.
terminy dyspozycyjne [np. „rozpuszczalny”], są redukowalne do predykatów obserwacyjnych, a zatem są to predykaty po-
twierdzalne. [136]
Nazwijmy „językiem fizykalnym” język, którego używa się na terenie fizyki. Język fizykalny zawiera w sobie język rze-
czy, nadto zaś te terminy nauki, które potrzebne są dla naukowego opisu procesów zachodzących w przyrodzie nieorganicz-
nej. O ile terminy języka rzeczy służą na ogół jakościowemu tylko opisowi rzeczy, o tyle inne terminy języka fizykalnego służą
przede wszystkim opisowi ilościowemu. O każdym terminie języka fizykalnego fizycy wiedzą, w jaki sposób stosować go na
podstawie wyników odpowiednich obserwacji. Każdy taki termin jest tedy redukowalny do predykatów obserwacyjnych, a
zatem potwierdzalny. Co więcej, niemal każdy taki termin jest sprawdzalny, ponieważ w odniesieniu do każdego z nich —
być może, z wyjątkiem pewnych terminów traktowanych jako pomocnicze — fizycy dysponują metodą sprawdzania; w wy-
padku terminów ilościowych metoda ta polega na pomiarze.
Tak zwana teza fizykalizmu [termin Neuratha] głosi, że każdy termin języka nauki — język ten obejmuje obok języka fi-
zykalnego te podjęzyki, których używa się na terenie biologii, psychologii i nauk społecznych — jest redukowalny do ter-
minów języka fizykalnego. (…) [Uwaga:] Możemy słusznie mówić o redukowalności terminów, lecz nie możemy zakładać (…)
definiowalności terminów i tym samym przekładalności zdań. [136-137]
Fizykalizm pierwotnie odwoływał się do języka fizykalnego jako podstawy całego języka nauki; obecnie za pod-
stawę taką uznać należy raczej«język rzeczy albo nawet zbiór samych tylko predykatów obserwacyjnych języka rze-
czy». Skoro przy tym definiowanie nie jest wystarczającą metodą wprowadzania nowych terminów, rodzi się pytanie:
«czy każdy termin języka nauki daje się wprowadzić w oparciu o terminy obserwacyjne języka rzeczy za pomocą sa-
mych tylko definicji i zdań sprawdzeniowych, czy też niezbędne są również zdania redukcyjne, które nie byłyby zda-
niami sprawdzeniowymi? Czyli które z dwu sformułowań tezy fizykalizmu jest prawdziwe?
1. Teza fizykalistycznej sprawdzalności: „Każdy predykat deskryptywny języka nauki jest sprawdzalny w opar-
ciu o predykaty obserwacyjne języka rzeczy”.
2. Teza fizykalistycznej potwierdzalności: „Każdy predykat deskryptywny języka nauki jest potwierdzalny w
oparciu o predykaty obserwacyjne języka rzeczy”.
Kiedyś wybór padłby na sformułowanie 1. Dziś — w obliczu wahań lepiej wybrać słabsze sformułowanie 2. Na-
ukowcy bowiem stosują (i mają do tego prawo) także terminy, które spełniają warunek potwierdzalności, a nie spełnia-
ją warunku sprawdzalności (zob. przykład z § 4).
§ 6. Bazy dostateczne
Jeśli każdy predykat deskryptywny języka J jest redukowalny do jakiegoś zbioru Z predykatów deskryptywnych tego języka,
ów zbiór Z nazywamy dostateczną bazą redukcyjną języka J; jeśli redukcja opiera się wyłącznie na definicjach, zbiór Z na-
zywamy dostateczną bazą definicyjną. Jeśli zbiór Z jest dostateczną bazą redukcyjną języka J, a predykaty zbioru Z — i
tym samym wszystkie predykaty języka J — są potwierdzalne, zbiór Z nazywamy dostateczną bazą potwierdzeniową języ-
ka J; jeśli przy tym predykaty zbioru Z są predykatami całkowicie sprawdzalnymi, np. obserwacyjnymi, i każdy predykat języ-
ka J podlega redukcji do zbioru Z za pomocą jakiegoś łańcucha sprawdzeniowego — i tym samym jest predykatem spraw-
dzalnym — zbiór Z nazywamy dostateczną bazą sprawdzeniową języka J. [139]
Pozytywizm głosi, że zbiór terminów postrzeżeniowych stanowi dostateczną bazę dla języka nauki; fizykalizm —
że bazę taką stanowi zbiór terminów fizykalnych albo, w mocniejszym sformułowaniu, zbiór predykatów obserwacyj-
nych języka rzeczy. Jest oczywiste, iż (bez względu na trafność tych tez), może być wiele i to wzajemnie rozłącznych
baz. Mimo, iż zbiory terminów uznawane za bazy dostateczne przez pozytywizm czy fizykalizm są dość obszerne — to
i tak nie są one bazami definicyjnymi, ale tylko bazami redukcyjnymi. Jeśli zaś bazy miałyby być węższe — tym
bardziej muszą to być bazy redukcyjne.
Jakie mogą być dostateczne bazy redukcyjne języka fizykalnego J (interesują nas tu wyłącznie bazy złożone z pre-
dykatów obserwacyjnych — będące zatem bazami potwierdzeniowymi języka J)? Łatwo zauważyć, że do potwierdze-
nia jakiejkolwiek własności fizycznej wystarcza zmysł wzroku (np. nawet człowiek głuchy może dzięki wzrokowi i
przyrządom określić własności dźwięku; podobnie człowiek pozbawiony węchu — za pomocą analizy chemicznej
może określić własności zapachowe itd.). Tak więc predykaty określające jakości wzrokowe stanowią dostateczną bazę
potwierdzeniową języka J.
17
Bazę tę można wszakże dalej ograniczać. Np. człowiek nie widzący barw — także za pomocą odpowiednich urzą-
dzeń jest w stanie określić dowolne własności dowolnego przedmiotu. Wystarczy mu zbiór predykatów określających
stopnie jasności w różnych przedziałach czasowo-przestrzennych. A gdyby człowiek ów widział tylko dwa stopnie
jasności, tj. dwie jakości, które określilibyśmy jako „jasny” i „ciemny” (tzn. „nie-jasny”)? Okazuje się, iż nawet czło-
wiek o tak ograniczonej wrażliwości wzroku potrafiłby wyznaczać wszelkie własności rzeczy bądź zdarzeń, które bada
fizyka. A zatem już sam predykat „jasny” jest dostateczną bazą języka J.
Lecz nawet człowiek ociemniały i głuchy może rozpoznawać dowolne własności fizyczne — tyle, że musiałby użyć
przyrządów, z których informacje odczytywałby za pomocą dotyku. Tak więc i predykat „stały (b)” (tj. „w punkcie
czasowo-przestrzennym b znajduje się ciało stałe”) jest dostateczną bazą języka J.
Okazuje się, iż nawet tak niezmiernie wąskie bazy stanowią dostateczne bazy potwierdzeniowe dla języka fizykal-
nego i zarazem dostateczne bazy sprawdzeniowe dla sprawdzalnych predykatów tego języka. A jeśli teza fizykalizmu
jest trafna — są to dostateczne bazy dla całego języka nauki.
Przy tym, istnienie tak wąskich baz (z których niektóre składają się z jednego tylko predykatu) nie dałoby się
stwierdzić a priori — nie jest to fakt logicznie konieczny.
Redukowalność uwarunkowana jest obowiązywaniem pewnych zdań uniwersalnych, a więc systemem przyjętych praw fizy-
kalnych; wspomniane fakty stanowią więc (…) swoiste rysy przyczynowej struktury realnego świata. Dopiero po zbudowaniu
danego systemu fizyki możemy ustalić, jakie bazy są ze względu na ten system dostateczne. [142]
18
Oceny i normy to wypowiedzi pozbawione sensu
Są dwa rodzaje zdań sensownych: 1) prawdziwe (lub fałszywe) na mocy samej swej struktury, a więc: tautologie u
Wittgensteina, w przybliżeniu to samo, co sądy analityczne u Kanta — np. wzory logiki i matematyki (nie są one wy-
powiedziami o rzeczywistości, ale służą do przekształceń takich wypowiedzi) oraz negacje takich zdań, czyli „kontra-
dykcje”. 2) Pozostałe zdania — o ich prawdziwości lub fałszywości decydują zdania protokolarne; są to zdania z
zakresu doświadczenia i należą do nauk empirycznych. Każde zdanie nie należące do żadnej z tych kategorii — jest
«automatycznie bezsensowne» — np. pseudozdania metafizyki (albo złożone z pseudopojęć, albo z pojęć ułożonych
bez sensu). Bezsensowne jest wszelkie rzekome poznanie, chcące sięgać ponad lub poza doświadczenie.
Wyrok ten odnosi się w pierwszej kolejności do wszelkiej spekulatywnej metafizyki (…), do wszelkiego rzekomego poznania
w drodze czystego myślenia lub czystej intuicji. […] Następnie zaś wyrok ten wymierzony jest w stosunku do wszystkich
filozofii wartości i filozofii norm, do każdej etyki oraz estetyki jako dyscypliny normatywnej. [82]
Skoro ważność jakiejś oceny lub normy (co przyznają sami przedstawiciele tych dyscyplin) nie może podlegać em-
pirycznej weryfikacji ani wynikać dedukcyjnie ze zdań empirycznych — to nie można jej w ogóle sensownie wypo-
wiedzieć. Jeśli zaś dla słów takich jak „dobry”, „piękny” itp. poda się empiryczne znamiona — wówczas zdania z nimi
stają się zdaniami stwierdzającymi fakty i nie będą już wartościujące.
Nie jest w ogóle rzeczą możliwą formułowanie zdań, które wypowiadałyby sąd wartościujący. [82]
To, co pozostaje dla filozofii, to więc nie zdania, nie teoria, nie system — lecz tylko metoda: metoda logicznej
analizy. W zastosowaniu negatywnym służy ona do eliminacji słów bez znaczenia, pseudozdań; w pozytywnym — do
wyjaśniania pojęć i zdań sensownych oraz do logicznego ugruntowania nauk realnych i matematyki.
Zarysowana tu logiczna analiza, badanie podstaw, jest tym, co rozumiemy przez „naukową filozofię” w przeciwieństwie do
metafizyki. [82]
Czyżby więc wielowiekowy trud metafizyków był wyłącznie produkcją pustych bezsensów? A jeśli tak, to skąd siła
ich oddziaływania? Faktycznie metafizyka coś jednak zawiera, tyle że nie jest to treść teoretyczna. Zdania (pozorne)
metafizyki nie służą do przedstawiania stanów rzeczy, nawet nieistniejących (wówczas byłyby przynajmniej fałszywe)
— ale do wyrażania «poczuć związanych z życiem», «postaw życiowych, nastawienia uczuciowego i wolitywnego»
do świata, ludzi, do zadań, do losu. Poczucia te znajdują wyraz (często nieświadomie) we wszystkim, co człowiek robi,
w rysach twarzy, może i w ruchach.
Otóż niektórzy ludzie mają potrzebę ponadto jeszcze konstruowania jakiegoś szczególnego wyrazu dla tych swoich poczuć,
(…) który zawierałby je w sposób bardziej skondensowany i dobitny. [83]
Takim środkiem wyrazu — adekwatnym — jest sztuka; nieadekwatnym — metafizyka. Dlatego, że stwarza pozory
czegoś, czym nie jest.
Przybiera postać systemu zdań, które znajdują się w stosunku do siebie w (pozornym) związku uzasadniającym, a więc mają
kształt teorii. W ten sposób stwarza się złudzenie teoretycznej treści, podczas gdy, jak to wykazaliśmy, takiej treści nie ma.
[84]
Po 36 latach (wywiad z Carnapem)
Pierwotne poglądy Koła wykazywały jednak nadmierny nacisk na stronę czysto intelektualną; dziś powraca rów-
nowaga, ludzie są widziani także w aspekcie biologicznym i społecznym. Co zaś do potępienia metafizyki:
O tym decyduje, czy metafizycy rzeczywiście są w stanie podać dla swoich pojęć teoretyczne aksjomaty i — co tu jest spra-
wą najważniejszą — wystarczające reguły korespondencji. Jeśli są w stanie to uczynić, uważalibyśmy teraz ich metafizykę
za część nauki, która jako taka z pewnością jest sensowna. [84]
Nawet jednak chcąc wyeliminować pewne pojęcia — nie nazywalibyśmy ich już bezsensem; weźmy np. pojęcie
„absolutu” — kryterium, czy je zachować czy usunąć jest następujące: „jeśli z całości systemu skreślimy aksjomaty
dotyczące absolutu, a ilość przewidywań, które możemy sformułować, nie zmniejszy się przez to, wówczas powiemy,
że aksjomaty te są zbędne, a wraz z nimi również termin „absolut”».
Nasze potępienie nie brzmi więc teraz już tak, że to a to jest pozbawione sensu, ale że jest zbędne w ramach określonej
teorii. [84]
Jeśli dzięki dodatkowym aksjomatom wiążącym pojęcie absolutu z innymi pojęciami teoretycznymi, a zwłaszcza
dzięki dalszym regułom korespondencji ilość możliwych przewidywań się zwiększy — uznamy, iż termin ten trzeba
potraktować jako naukowy. Przy czym nie jest tu ważny stopień ścisłości aksjomatów — ścisłość jest cechą historycz-
ną; od nauki na wczesnym etapie rozwoju nie należy oczekiwać całkowitej ścisłości.
Co do sprawy wartości — w pełni zgadzamy się ze Stevensonem, który wprawdzie nie traktuje ocen i norm jako
kategorii samej nauki, ale twierdzi, iż można je badać z naukowego bądź logicznego punktu widzenia. «Istnieje zatem
coś takiego, jak logika wypowiedzi wartościujących». Stevenson wprowadził istotne rozróżnienie między przekona-
11
[W:] Lazari-Pawłowska I. (red.), Metaetyka, ss. 81-86.
19
niem (belief) a postawą (attitude). Wbrew opinii wielu filozofów, oceny (np. „zabójstwo jest złe”) nie są przekonania-
mi, tj. wypowiedziami poznawczymi które mogą być prawdziwe lub fałszywe. Oceny w ogóle nie należą do dziedziny
poznania, ale do sfery „postaw” (Stevenson), albo do sfery praktycznego zajęcia stanowiska (Reichenbach). W oce-
nach, regułach moralnych, normach etycznych itp. wyrażamy po prostu postawę zajmowaną wobec innych.
Czy zatem eliminujemy wartości? To zależy co rozumieć przez eliminację. Nie wykluczamy ich już jako bezsen-
sowne, ale «traktujemy jako wypowiedzi, których rodzaj sensu nie jest taki sam, jak w całej dziedzinie poznania»; nie
mają one treści poznawczej (i właściwie to właśnie wcześniej oznaczało słowo „bezsensowny”).
Mówiąc, że wypowiedzi te wyrażają „tylko” postawy — nie umniejsza się ich doniosłości; problemy etyczne (i dys-
kusje etyczne) z pewnością należą do najważniejszych; jednak nie należy ich włączać do zakresu poznania. «Należało-
by mówić tak: Ideałem moim jest stan ludzkiej społeczności, który charakteryzuje się tym a tym». Mój system wartości
zgodny jest z „humanizmem”, tj. obrazem świata, w którym nie występują ponadnaturalne istoty, jak Bóg czy diabeł,
ale w którym jest cel: harmonijnie zorganizowane społeczeństwo, w którym każdy ma te same prawa i warunki do
rozwinięcia możliwości oraz uczestnictwa w kulturze. Jednakże, zgodnie z wcześniejszym rozróżnieniem, deklaracja ta
nie może być traktowana jako poznanie; wypowiedzi tej nie można zweryfikować, odwołując się do empirycznej
oczywistości.
20
Światopogląd naukowy
Dla światopoglądu naukowego charakterystyczne są nie jego własne tezy, co jego zasadnicze nastawienie, punkt wi-
dzenia, kierunek badań. Celem jest jednolita nauka. (…) Z zadania tego wynika akcentowanie pracy kolektywnej; wysuwa-
nie na plan pierwszy tego, co intersubiektywnie uchwytne, poszukiwanie neutralnego systemu formuł, symboliki wolnej od
zanieczyszczeń języków historycznych. Celem jest jasność i porządek, odrzuca się ciemne dale i bezdenne głębie. W na-
uce nie ma żadnych „głębi”, wszędzie istnieje tylko powierzchnia. Wszystko to, co przeżyte, tworzy skomplikowaną, nie zaw-
sze przejrzystą, często tylko w szczegółach uchwytną sieć. Człowiekowi dostępne jest wszystko, człoweik jest miarą wszech-
rzeczy. Widać tu pokrewieństwo z sofistami, a nie z platonikami, z epikurejczykami, a nie z pitagorejczykami, z wszystkimi,
którzy są zwolennikami tego co ziemskie, co znajduje się „po tej stronie”.
Nie ma tu zagadek nierozwiązywalnych; tradycyjne problemy filozoficzne demaskowane są jako pozorne, bądź
przekształcane w problemy empiryczne (a więc naukowe). Zadaniem filozofa jest wyjaśnianie problemów i wypowie-
dzi, a nie ich wysuwanie. Metodą zaś jest analiza logiczna, którą zawdzięczamy przewrotowi (długotrwałemu) podob-
nemu do Galileuszowego w fizyce: «dowodliwe wyniki cząstkowe zajmują miejsce niedowodliwych twierdzeń doty-
czących całości».
Metoda analizy logicznej to podstawowa różnica między empiryzmem i pozytywizmem nowym a dawnym (zo-
rientowanym raczej na biologię i psychologię). Gdy ktoś twierdzi: „Bóg istnieje”, „istnieje entelechia…” itp., nie empi-
rysta logiczny nie mówi, „to fałsz”, ale pyta: „co przez to rozumiesz?”. Wtedy ukazują się dwa odrębne typy wypo-
wiedzi. Pierwsze należą do nauk empirycznych, a ich sens da się stwierdzić za pomocą analizy logicznej (przez spro-
wadzenie ich do wypowiedzi najprostszych, o tym co dane empirycznie). Drugie — z przytoczonych przykładów — są
bez znaczenia (jeśli rozumieć je tak, jak metafizyk); często dają się przekształcić w problemy empiryczne, ale tracą
wtedy swą zawartość uczuciową. Analiza pokazuje, że wbrew mniemaniom metafizyka i teologa ich twierdzenia nie
orzekają o niczym (nie mówią o „stanach rzeczy”), a jedynie wyrażają uczucia. Jest to ważne — służy temu sztuka; gdy
jednak stosuje się do tego teoretyczną szatę, powstaje niebezpieczeństwo nadużyć. Metafizyk i teolog powinni wie-
dzieć, że nie tworzą teorii, nie przekazują poznania — ale twórczość lub mit.
Jeżeli metafizyk twierdzi, iż ma przeżycia, które znajdują się ponad lub poza wszelkimi pojęciami, to nie można temu zaprze-
czyć. Lecz nie może on wtedy o tym mówić, ponieważ mówić to znaczy ujmować w pojęcia, sprowadzać do naukowo szere-
gowalnych stanów faktycznych. [123]
Skoro światopogląd naukowy odrzuca metafizykę, jak wytłumaczyć istnienie metafizycznych manowców? Problem
ten rozważać można z punktu widzenia psychologicznego (w powijakach: np. psychoanaliza freudowska?), socjolo-
gicznego (także u początków: np. teza o „nadbudowie ideologicznej”?) i logicznego. Najbardziej rozwinięte są logiczne
analizy przyczyn metafizycznych manowców (Russell i Wittgenstein). W teoriach (a nawet już w pytaniach) metafi-
zycznych, tkwią dwa podstawowe błędy logiczne:
1) «Zbyt ścisłe powiązanie z tradycyjną formą języka». Np. język potoczny używa rzeczowników do oznaczenia
nie tylko rzeczy, ale i własności („twardość”), procesów („sen”), stosunków („przyjaźń”) — co prowadzi do rze-
czowego ujmowania pojęć funkcjonalnych (hipostazowanie, substancjalizacja). Jest wiele innych podobnych
błędów języka potocznego, ciążących na filozofii.
2) «Niejasność w kwestii logicznego wynikania». Metafizyka twierdzi, że myślenie samo z siebie, bez doświad-
czenia, może prowadzić do poznania lub przynajmniej od znajomości starych faktów do poznania nowych.
Tymczasem, jak uczy badanie logiczne, «każde myślenie, każde wnioskowanie nie jest niczym innym jak tylko
przejściem od zdań do zdań, które nie zawierają niczego, co nie byłoby już w nich zawarte (przekształcenia tau-
tologiczne). Nie można zatem rozwinąć metafizyki z „czystego myślenia”».
W ten sposób analiza logiczna pozwala przezwyciężyć nie tylko metafizykę klasyczną (np. scholastykę czy idealizm
niemiecki), ale także ukrytą metafizykę kantowskiego i nowoczesnego aprioryzmu. Światopogląd naukowy nie zna
bezwarunkowego poznania na mocy czystego rozumu, „sądów syntetycznych a priori”, leżących u podstaw kantow-
skiej epistemologii, a także przed- i pokantowskiej ontologii i metafizyki (arytmetyką, geometrią, niektórymi tezami
fizyki uznanymi przez Kanta za poznanie a priori, przyjdzie zająć się później).
Właśnie na odrzuceniu syntetycznego poznania a priori polega podstawowa teza nowoczesnego empiryzmu. Światopo-
gląd naukowy uznaje jedynie zdania powstające z doświadczenia, dotyczące przedmiotów doświadczenia, oraz zdania anali-
tyczne logiki i matematyki. [124]
Wszyscy zwolennicy światopoglądu naukowego odrzucają metafizykę; Koło Wiedeńskie idzie jednak dalej, twier-
dząc, że «także wypowiedzi (krytycznego) realizmu i idealizmu dotyczące realności lub nierealności świata zewnętrz-
nego mają charakter metafizyczny, ponieważ (…) są one bezsensowne, (…) nie są sprawdzalne, nie są rzeczowe».
Światopogląd naukowy nie neguje całkowicie intuicji (akcentowanej przez metafizyków); każde „intuicyjne” po-
znanie chce jedynie krok za krokiem racjonalnie uzasadnić. Skoro każdy wynik ma być sprawdzony, odrzuca się tu
pogląd, iż intuicja jest wyższym, lepszym, głębszym sposobem poznania, który nie musi być skrępowany myśleniem
pojęciowym.
Tak więc światopogląd naukowy jest określany dwojako. Po pierwsze: empirystycznie i pozytywistycznie (istnieje
tylko poznanie doświadczalne, opierające się na bezpośrednich danych) — wyznacza się tu granice nauki. Po drugie
— poprzez metodę analizy logicznej. «Celem pracy naukowej jest stworzenie jednolitej nauki przez logiczną analizę
21
wiedzy empirycznej». Logiczna analiza pozwala sprowadzać pojęcia do innych pojęć, aż do stopnia najniższego, odno-
szących się do tego, co bezpośrednio dane (oznaczałoby to włączenie wszystkich pojęć w system sprowadzeń, system
„konstytuujący”). Badania pokazują przy tym, że tradycyjna logika arystotelesowsko-scholastyczna jest tu niewystar-
czająca.
Dopiero nowoczesnej logice symbolicznej udaje się osiągnąć żądaną ostrość definicji pojęć i sformalizować intuicyjny pro-
ces myślenia pojęciowego, to znaczy doprowadzić go do ścisłej formy, kontrolującej automatycznie przy pomocy mechani-
zmu znaków. Badania przeprowadzane na gruncie teorii konstytuującej pokazują, że do najniższych warstw systemu konsty-
tuującego należą pojęcia własnych przeżyć psychicznych i właściwości, nad nimi spoczywają przedmioty psychiczne, z
nich powstają przedmioty obcej psychiki, a jako ostatnie przedmioty nauk społecznych. [125]
Choć uporządkowanie różnych dziedzin nauki w system konstytuujący wymaga jeszcze wiele wysiłku, już dziś daje
się dostrzec jego podstawa: związek wszystkich wypowiedzi z tym, co dane w doświadczeniu. To dlatego możliwa jest
budowa jednolitej nauki. Przy tym:
Opis naukowy zawierać może jedynie strukturę (formę porządku) przedmiotów, a nie ich „istotę”. Język łączy ludzi dzięki
swym formom strukturalnym, w nich ucieleśnia się treść wspólnego poznania ludzkiego. Subiektywnie przeżyte jakości —
czerwień, żądza – jako takie są przeżyciami, a nie poznaniem; w skład optyki fizycznej wchodzi tylko to, co i ślepiec także
zasadniczo potrafi zrozumieć. [126]
22
Logiczne podstawy jedności nauki
1. Czym jest logiczna analiza nauki?
Istnieje wiele sposobów analizy nauki; analizy przedmiotów nauki dokonuje sama nauka: biologia np. bada organi-
zmy, podobnie inne nauki. Ale też przez „analizę” czy „teorię nauki” rozumie się innego rodzaju dociekania, mianowi-
cie badania działalności naukowej. Można mianowicie studiować: historyczny rozwój tej działalności (historia na-
uki); to, w jaki sposób praca naukowa zależy od cech pracowników nauki (psychologia nauki) i od kondycji otaczają-
cego ich społeczeństwa (socjologia nauki); wreszcie «procedury i przyrządy stosowane w pracy naukowej» (metodo-
logia nauki). Teoria wiedzy, której przedmiotem jest «nauka jako całokształt działań prowadzonych przez pewne
osoby w pewnych warunkach (…) jest niewątpliwie istotnym fragmentem podstaw nauki».
Przedmiotem teoria nauki może być jednak nie tylko działalność naukowców, ale też jej rezultaty — tj. nauka jako
całość uporządkowanej wiedzy. Przy czym przez „rezultaty” należy rozumieć nie przekonania, wyobrażenia itp. czy też
pewne zachowania (co wiodłoby nas znów do psychologii nauki), ale «pewne wyrażenia językowe, mianowicie zda-
nia stwierdzane przez naukowców».
Zadaniem tak pojmowanej teorii nauki będzie analiza tych zdań, badanie ich rodzajów i stosunków między nimi oraz analiza
terminów będących składnikami owych zdań, jak i teorii będących uporządkowanymi systemami tych zdań. Zdanie jest
pewnego rodzaju ciągiem wypowiedzianych dźwięków, napisanych znaków itp., produkowanych w specjalnym celu przez
istoty ludzkie. W analizie wypowiedzi naukowych możliwe jest wszakże abstrahowanie od osób stwierdzających takie zdania
oraz od psychologicznych i socjologicznych uwarunkowań owych twierdzeń. Analiza tak wyabstrahowanych wyrażeń języ-
kowych należących do nauki jest logiką nauki. [75-76]
Są dwie główne części logiki nauki:
1. Logika formalna albo składnia logiczna — jej dociekania dotyczą «wyłącznie form używanych wyrażeń ję-
zykowych, tj. sposobów, w jakie są one konstruowane z elementarnych składników (np. słów), bez odwoływa-
nia się do czegokolwiek spoza języka (badania formalne). Syntaktyczna analiza języka nauki (i jej gałęzi) pro-
wadzi do wyników typu: pewien termin jest zdefiniowany (definiowalny) w ramach pewnej teorii na bazie pew-
nych innych terminów; pewien termin, choć niedefiniowalny za ich pomocą, jest do nich redukowalny; pewne
zdanie jest logiczną konsekwencją pewnych innych zdań; jego podana w teorii dedukcja jest (nie jest) popraw-
na; pewne zdanie jest niezgodne z innymi.
2. Semantyka — choć i tutaj abstrahuje się od psychologicznej i socjologicznej strony języka, badania wychodzą
tu jednak poza język. Badania dotyczą tu wyrażeń językowych w ich relacjach do przedmiotów pozajęzykowych
— biorą więc pod uwagę stosunek desygnowania i dają wyniki typu: pewien termin desygnuje konkretny
przedmiot (np. Słońce) lub własność rzeczy (np. żelazny) albo stosunek między rzeczami (ojcostwo); dwa ter-
miny z różnych dziedzin nauki (np. „homo sapiens” i „osoba”) desygnują to samo, tj. są synonimiczne (albo
nie). W ramach semantyki można też zdefiniować termin „prawdziwy” (tak z nauki, jak z życia codziennego).
Głównym przedmiotem analizy semantycznej są więc «takie własności i stosunki wyrażeń, a szczególnie zdań,
które mają za podstawę relację desygnowania». (Czasem mówi się w tym kontekście o „znaczeniu” wyrażenia,
ale ze względu na wieloznaczność terminu „znaczenie” (m.in. użycie semantyczne a psychologiczne), lepiej jest
mówić o „desygnacie” wyrażenia).
2. Główne dziedziny nauki
Używam tutaj słowa „nauka” w najszerszym sensie, obejmującym wszelką wiedzę teoretyczną, zarówno z dziedziny
nauk przyrodniczych, jak i nauk społecznych, a także tak zwanych nauk humanistycznych — bez względu na to, czy wiedza
owa uzyskana została przez zastosowanie specjalnych procedur naukowych czy oparta jest na zdrowym rozsądku. Analo-
gicznie, termin „język nauki” odnosi się tu do języka zawierającego wszystkie stwierdzenia (tj. zdania teoretyczne, nie zaś
zdania wyrażające uczucia, rozkazy itp.) formułowane w celach naukowych i w życiu codziennym. To, co zwykliśmy na-
zywać nauką, jest po prostu bardziej systematyczną kontynuacją działań, które podejmujemy w życiu codziennym w celu
dowiedzenia się czegoś. [77-78]
Pierwsze konieczne tu rozróżnienie to oddzielenie nauki formalnej i nauki empirycznej.
Nauka formalna składa się ze zdań analitycznych ustalanych przez logikę i matematykę; nauka empiryczna składa się ze
zdań syntetycznych ustalanych w różnych dziedzinach wiedzy o faktach. [78]
Tu zajmiemy się tylko nauką empiryczną.
Niech „fizyka” oznacza wszelkie niebiologiczne obszary nauki, obejmując badania systematyczne, jak i historycz-
ne, a więc chemię, mineralogię, astronomię, geologię (która jest historyczna), meteorologię itp. Gdzie leży granica
między fizyką a biologią? Jej podstawą musi być oczywiście rozróżnienie między dwoma rodzajami rzeczy: organi-
zmami i nieorganizmami (które przyjmujemy jako dane — definicja organizmu jest zdaniem biologii). Stąd: biologia to
z definicji gałąź nauki badająca organizmy i procesy w nich zachodzące, fizyka zaś to badanie nieorganizmów. Granica
12
[W:] Stanosz B. (red.), Empiryzm współczesny, Warszawa 1991, ss. 75-94.
23
tak określona jednak nie odpowiada zwyczajowym określeniom. Procesy opisywane przez fizykę zachodzą wszak także
w organizmach; prawa fizyki są uniwersalne: nie tylko zachowują ważność także na terenie biologii, ale są niezbędne
biologowi do wyjaśniania procesów biologicznych. Nie wystarczają jednak i biolog dodaje do nich specyficzne prawa
biologiczne. «Biologia zakłada fizykę, ale nie odwrotnie.» Wszystko to prowadzi do następujących definicji:
Nazwijmy takie terminy, których potrzebujemy — oprócz terminów logiczno-matematycznych — do opisu procesów zacho-
dzących w przyrodzie nieożywionej terminami fizykalnymi, bez względu na to, czy są one w danym przypadku zastosowa-
ne do takich procesów, czy do procesów zachodzących w organizmach. Podjęzyk języka nauki zawierający — poza termi-
nami logiczno-matematycznymi — wszystkie i tylko terminy fizykalne możemy nazwać językiem fizykalnym. System zdań,
które są sformułowane w języku fizykalnym i które są uznawane przez pewną grupę ludzi w pewnym czasie, nazwiemy fizy-
ką tej grupy w owym czasie. Te spośród takich zdań, które mają pewną specyficzną, ogólną postać, nazwiemy prawami fi-
zykalnymi. Prawa fizykalne potrzebne są do wyjaśniania procesów zachodzących w przyrodzie nieożywionej, lecz (…) sto-
sują się także do procesów zachodzących w organizmach. Całą resztę nauki możemy nazwać biologią (w szerszym sen-
sie). [79]
Podział tak szeroko rozumianej biologii wydaje się pożądany choćby ze względów praktycznych, wątpliwe jednak,
by udało się znaleźć wewnątrz niego równie klarowne różnice, jak te między fizyką a biologią. Np. tradycyjne rozróż-
nienie na procesy cielesne (materialne) i mentalne (psychiczne) «ma swe źródło w starym magicznym i późniejszym
metafizycznym dualizmie ciała i umysłu». Zniknie ono jednak zapewne, kiedy wpływ przednaukowych zagadnień na
naukę będzie się zmniejszać. Trudno więc przewidzieć, jakie podziały tu powstaną. Inny możliwy podział, to podział
wydzielający biologię w węższym sensie oraz psychologię i nauki społeczne (tj. obszar zajmujący się «zachowaniem
pojedynczych organizmów i grup organizmów w ich środowisku, dyspozycjami do takiego zachowania, cechami takich
procesów zachodzących w organizmach, które są nieobojętne dla ich zachowania, i pewnymi cechami środowiska,
które są charakterystyczne i relewantne dla zachowania (…)»).
Tak więc biologia (w węższym sensie) obejmuje tu (zgodnie zresztą z tradycją) biologię ogólną, botanikę i większą
część zoologii.
Terminy używane w tej dziedzinie, poza terminami logiczno-matematycznymi i fizykalnymi, możemy nazwać (…) terminami
biologicznymi. Ponieważ wiele twierdzeń biologii zawiera oprócz terminów biologicznych terminy fizykalne, język biolo-
giczny nie może się ograniczać do terminów biologicznych; ma on jako podjęzyk język fizykalny i dodatkowo terminy biolo-
giczne. Zdania i prawa należące do tego języka, ale nie do języka fizykalnego, nazwiemy zdaniami biologicznymi i pra-
wami biologicznymi. [80]
Granica między dwiema częściami biologii jest mglista (choć na razie nie ma lepszej). Jakie bowiem procesy w or-
ganizmie zaliczyć do drugiej grupy? Może właściwym kryterium winno być powiązanie ich z procesami w układzie
nerwowym, albo — mocniejsze ograniczenie — z działaniami przy użyciu znaków (językowymi)? Inny sposób klasy-
fikacji oparty jest na kryterium związku z sukcesami w środowisku (Brunwick i Ness).
Nie ma też zgody, gdy chodzi o nazwę drugiej dziedziny; w przypadku proponowanego terminu behawiorystyka,
trzeba by jasno zaznaczyć, iż „zachowanie” ma tu znacznie szerszy zakres, niż u wczesnych behawiorystów (nie tylko
zachowania obserwowalne z zewnątrz, ale i wewnętrzne oraz dyspozycje do zachowań, które nie muszą się manifesto-
wać a także pewne typy wpływu na środowisko). Wewnątrz „behawiorystyki” da się dalej wyróżnić dwie części, z
których jedna zajmuje się pojedynczymi organizmami (tradycyjnie: głównie psychologia, a także pewne części fizjo-
logii i humanistyki), a druga grupami (głównie nauki społeczne oraz większa część humanistyki i historii) — nie tylko
ludzkimi, ale i innych organizmów. Wątpliwe zresztą, by dało się tu przeprowadzić ostrą granicę. Kwestia odnośnych
granic i nazw wymaga znacznie dłuższej dyskusji.
3. Redukowalność
Zagadnienie jedności nauki traktowane jest tu jako problem logiki nauki, a nie ontologii; nie pytamy więc „czy
świat jest jeden” „jednorodny”; „czy procesy psychiczne da się sprowadzić do fizycznych” itp.
Wydaje się wątpliwe, czy w wersji, w jakiej owe filozoficzne pytania podejmuje monizm, dualizm czy pluralizm, posiadają one
jakąkolwiek treść teoretyczną. W każdym razie, pytając o jedność w nauce, mamy na myśli problem logiczny, dotyczący lo-
gicznych związków między terminami i prawami różnych dziedzin nauki. [81]
Najpierw kwestia terminów. (Można by mówić o „pojęciach”, jednak słowo „termin” jest jaśniejsze, wiadomo że
chodzi o znaki: słowa, wyrażenia złożone ze słów, sztuczne symbole itp. Tymczasem „pojęcie” ma też sens psycholo-
giczny, związany z myślami czy obrazami kojarzonymi ze słowem — co nie należy do przedmiotu logiki.) Znamy
znaczenie (desygnat) terminu, gdy wiemy, kiedy konkretnie wolno nam go użyć, a kiedy nie. Wiedza ta może być je-
dynie praktyczna (gdy potrafimy termin stosować, ale nie zdajemy sobie sprawy z reguł jego użycia) bądź też sformu-
łowana explicite.
Jeśli warunki stosowania pewnego terminu x mogą być sformułowane za pomocą terminów y, z itd., to takie sformułowanie
nazywamy zdaniem redukcyjnym dla x w terminach y, z itd. i mówimy, że z jest redukowalne do y, z itd. Może istnieć kilka
zbiorów warunków stosowania x; x może być zatem redukowalne (…) także do u, y itd. i być może innych zbiorów. Możliwe
są nawet przypadki wzajemnej redukowalności (…). [82]
24
Najprostszym przykładem zdania redukcyjnego jest definicja; np. „x jest wołem
≡
x jest czworonożny, rogaty, pa-
rzystokopytny, jest przeżuwaczem itd.” Jest to zdanie redukcyjne, gdyż mówi, że słowo wół można stosować w odnie-
sieniu zawsze i tylko do takiej rzeczy, która jest rogatym czworonogiem itd. Tak więc termin „wół” jest redukowalny
do (więcej nawet: definiowalny za pomocą) zbioru terminów: „czworonożny”, „rogaty” itd.
Bywa, że zdania redukcyjnego nie daje się sformułować w postaci definicji (tj. zdania równoważnościowego), lecz
tylko w bardziej skomplikowanej formie: „Jeżeli… to: …
≡
…” (jest to więc swego rodzaju definicja warunkowa;
termin „zdanie redukcyjne” stosowany jest zwykle właśnie do tej postaci). Np. zdanie redukcyjne dla formuły zdanio-
wej „ciało x ma ładunek elektryczny w czasie t” może mieć kształt: „Jeśli umieścić lekkie ciało y w pobliżu x w czasie
t, to: x ma ładunek elektryczny w czasie t
≡
y jest przyciągane przez t”.
Ogólny sposób postępowania umożliwiający nam ustalenie, czy dany termin może czy też nie może być stosowany w kon-
kretnych przypadkach, nazwiemy metodą rozstrzygania dla danego terminu. Metodą rozstrzygania dla terminu ilościowego
(np. temperatury) jest sposób pomiaru dla tego terminu. Zawsze kiedy znamy doświadczalną metodą rozstrzygania pewnego
terminu, zdolni jesteśmy sformułować dlań zdanie redukcyjne.[83]
Znać zaś doświadczalną metodę rozstrzygania dla terminu Q
3
, znaczy:
1) wiedzieć, jaką doświadczalną sytuację Q
1
(układ przyrządów pomiarowych, warunki właściwe dla ich funkcjo-
nowania itd.) trzeba stworzyć;
2) znać ewentualny wynik doświadczenia (Q
2
), którego zajście potwierdzi obecność cechy Q
3
.
W najprostszym przypadku niezajście Q
2
pokazuje, że badana rzecz nie ma własności Q
3
. Wtedy zdanie redukcyjne
dla „Q
3
” (ściślej: dla formuły zdaniowej „rzecz (punkt…) x jest (ma własność) Q
3
w czasie t”) może mieć postać: „Je-
żeli x jest Q
1
w czasie t, to: x jest Q
3
w t
≡
x jest Q
2
w t”. Na jego podstawie termin „Q
3
” jest redukowalny do „Q
1
”,
„Q
2
” i terminów przestrzenno-czasowych. Zawsze gdy jakiś termin wyraża jakąś dyspozycję do zachowania się rzeczy
w pewien sposób, mamy do czynienie z tą postacią zdania redukcyjnego. W biologii i psychologii w takich przypad-
kach stosuje się czasem terminologię: „Na bodziec Q
1
otrzymujemy reakcję Q
2
jako przejaw Q
3
” — mimo różnicy
terminologii sytuacja nie różni się tu istotnie od analogicznej w fizyce.
Dla niektórych terminów znamy wiele metod rozstrzygania (np. o obecności prądu: ciepło, wychylenie igły magne-
tycznej, ilość substancji wydzielonej z elektrolitu itd.). Taki termin jest więc redukowalny do wielu zbiorów innych
terminów. Jeśli np. prąd elektryczny można mierzyć poprzez temperaturę (ale i odwrotnie — za pomocą elementu ter-
moelektrycznego), to między terminami teorii elektryczności z jednej strony, a terminami teorii ciepła z drugiej, zacho-
dzi wzajemna redukowalność (podobnie z teorią elektryczności i teorią magnetyzmu).
Załóżmy, że osoby z danej grupy mają pewien wspólny zbiór terminów, czy to w formie jedynie praktycznej zgody co do
warunków ich stosowania, czy też z wyraźnym podaniem takich warunków dla części z nich. Wtedy zdanie redukcyjne spro-
wadzające nowy termin do terminów pierwotnego zbioru może stanowić sposób wprowadzenia tego nowego terminu do ję-
zyka grupy. Jeżeli pewien język (np. podjęzyk języka nauki obejmujący jakąś gałąź nauki) jest tego rodzaju, że każdy jego
termin jest redukowalny do pewnego zbioru terminów, to język ten można skonstruować na bazie tego zbioru przez wprowa-
dzenie jednego nowego terminu po drugim za pomocą zdań redukcyjnych. W takim przypadku ów podstawowy zbiór termi-
nów nazywamy dostateczną bazą redukcyjną dla tego języka. [84]
4. Jedność języka nauki
Wyżej nakreślono podział języka nauki na kilka części. Teraz można dokonać kolejnego, krzyżującego się z nim,
podziału, na terminy używane w życiu codziennym, dla których stosowania nie potrzeba żadnych procedur nauko-
wych i terminy naukowe w węższym sensie.
Podjęzyk będący wspólną częścią języka przednaukowego i języka fizykalnego można nazwać fizykalnym językiem rzeczy
lub w skrócie językiem rzeczy. Tego właśnie języka używamy, gdy mówimy o własnościach otaczających nas obserwowal-
nych (nieorganicznych) rzeczy. [84]
Należą doń np. terminy „gorący” i „zimny”, ale nie temperatura, gdyż jej oszacowanie wymaga technicznego przy-
rządu; podobnie: „ciężki” i „lekki” (ale nie: „ciężar”); „czerwony”, „niebieski”; „duży”, „mały”.
Wymienione terminy desygnują «własności obserwowalne, czyli takie, których posiadanie przez daną rzecz można
rozstrzygnąć przez bezpośrednią obserwację. Nazwiemy je obserwowalnymi predykatami rzeczy». Język rzeczy za-
wiera ponadto m.in. terminy wyrażające dyspozycje rzeczy do określonego zachowania w określonych warunkach (np.
„elastyczny”, „rozpuszczalny”, „przeźroczysty”, „kruchy” itp.). Są to predykaty dyzpozycyjne — są one redukowalne
do obserwowalnych predykatów rzeczy, ponieważ można podać warunki doświadczenia i odpowiednie reakcje w ter-
minach predykatów obserwowalnych. Jeśli predykaty obserwacyjne i dyspozycyjne przyjąć jako podstawę — to «przez
wielokrotne zastosowanie definicji i (warunkowej) redukcji można wprowadzić wszystkie inne terminy języka rzeczy,
np. definiujące substancje („kamień”, „woda”, „cukier”) czy procesy („deszcz”, „ogień”) itd.
Każdy bowiem termin tego języka można zastosować albo na podstawie bezpośredniej obserwacji, albo za pomocą do-
świadczenia, dla którego znamy warunki i ewentualny wynik przesądzający zastosowanie rozważanego terminu. [85]
Łatwo zauważyć, że każdy termin języka fizykalnego jest redukowalny do terminów języka rzeczy, a zatem ostatecznie
do obserwowalnych predykatów rzeczy. [85]
25
Na poziomie naukowym terminy jakościowe zastępują oczywiście terminy ilościowe: zamiast „elastyczny” jest
„współczynnik elastyczności”; zamiast „gorący” i „zimny” — „temperatura” itd. Dla każdego takiego terminu fizyk zna
co najmniej jedną metodę rozstrzygania przez obserwację (inaczej nie dopuściłby on go do swego języka).
Sformułowanie takiej metody, czyli opis układu doświadczalnego i ewentualnego wyniku rozstrzygającego o zastosowaniu
danego terminu, jest zdaniem redukcyjnym dla tego terminu. [85-86]
Czasem termin nie redukuje się bezpośrednio do predykatów rzeczy, ale do innych terminów naukowych — zawsze
jednak łańcuch redukcji prowadzi ostatecznie do predykatów (a nawet obserwowalnych predykatów) języka rzeczy
(inaczej nie dałoby się bowiem orzec, kiedy dany termin stosować).
Tak jest np. w biologii (w węższym sensie) — dla każdego terminu biolog musi znać empiryczne kryteria jego sto-
sowania (nie dotyczy to natomiast niektórych terminów filozofii biologii, jak „pełnia” czy „entelechia”). Czasem do
opisu takiego kryterium potrzebne są inne terminy biologiczne, wtedy rozpatrywany termin jest redukowalny najpierw
do nich; przynajmniej pośrednio jednak musi być redukowalny do obserwowalnych predykatów rzeczy. Np. termin
„mięsień”; do sformułowania warunków jego stosowalności trzeba opisać funkcje mięśni w organizmie (tj. prawa łą-
czące procesy w mięśniach z procesami w ich otoczeniu, albo stosowne bodźce i reakcje). W ten sposób termin „mię-
sień”, choć niedefiniowalny w terminach języka rzeczy, jest jednak do nich redukowalny. Podobnie każdy inny termin
biologiczny desygnujący rodzaj organizmu, części organizmu czy rodzaj procesu w organizmie.
Oto więc wynik dotychczasowych rozważań:
(…) terminy języka rzeczy, a nawet węższy zbiór obserwowalnych predykatów rzeczy, dostarczają dostatecznej podstawy
zarówno dla języka fizyki, jak i biologii. (Nawiasem mówią jest wiele baz redukcyjnych dla tych języków, z których każda jest
bardziej ograniczona niż wymienione zbiory). [87]
Jeśli teraz przyjąć, iż taka baza jest dostateczna dla całego języka nauki — to otrzymamy pogląd zwany fizykali-
zmem (pierwotnie postawiony był bowiem w odniesieniu nie do języka rzeczy, ale do języka fizykalnego jako podsta-
wy dostatecznej). Teza ta stosowana do biologii nie napotyka większych sprzeciwów, inaczej gdy chodzi o psychologię
i nauki społeczne (tj. jednostkową i społeczną behawiorystykę); wiele zastrzeżeń wynika tu jednak z niezrozumienia
tezy fizykalizmu.
Zagadnienie redukowalności terminów psychologii do języka biologicznego (tj. języka rzeczy) łączy się z proble-
mem różnorodności metod psychologii, np. fizjologiczna, behawiorystyczna i introspekcyjna. Podejście fizjologiczne
polega na badaniu funkcji organów, zwłaszcza układu nerwowego — redukowalność stosowanego języka do biolo-
gicznego (i języka rzeczy) nie nasuwa tu wątpliwości. Co do podejścia behawiorystycznego, możliwe są różne drogi: 1)
badanie może tu się ograniczać do zewnętrznych zachowań organizmów (ruchów, wydawanych dźwięków itd.), które
mogą być obserwowane przez inne organizmy; 2) można brać też pod uwagę procesy wewnętrzne organizmu — wte-
dy podejście to pokrywa się po części z fizjologicznym; 3) można wreszcie uwzględniać przedmioty ze środowiska
organizmu, obserwowane, używane czy produkowane przezeń. Jak widać, termin, dla którego znana jest behawiory-
styczna (w każdym z trzech przypadków), jest redukowalny do języka biologicznego i języka rzeczy. Już samo sformu-
łowanie metody rozstrzygania dla danego terminu jest przecież jego zdaniem redukcyjnym, czy to w formie definicji,
czy w formie warunkowej; zdanie to pokazuje, że termin jest redukowalny do terminów użytych w opisie metody roz-
strzygania, tj. układu doświadczalnego i charakterystycznego wyniku. W behawioryzmie warunki i wyniki to albo
procesy fizjologiczne, albo obserwowalne procesy w organizmie i jego otoczeniu — w klasycznym behawioryzmie, nie
wchodzącym w fizjologię, zazwyczaj wystarcza język rzeczy. «Behawiorystyczna redukcja terminów psychologicz-
nych jest więc często prostsza niż ich redukcja fizjologiczna».
Np. termin: „rozgniewany” — gdybyśmy znali dostateczne i zarazem konieczne kryterium (czy to fizjologiczne, czy
behawioralne) dla gniewu — można by go zdefiniować w kategoriach biologicznych. Tak jednak nie jest (objawy
gniewu można np. stłumić). Termin ten, choć nie definiowalny w terminach biologii, jest do nich redukowalny, do
sformułowania zdania redukcyjnego wystarcza bowiem znajomość behawiorystycznej procedury umożliwiającej (przy-
najmniej w sprzyjających okolicznościach) rozstrzygnięcie, czy dany organizm jest rozgniewany, czy nie. A znamy
takie procedury — w przeciwnym razie nie moglibyśmy w ogóle orzekać tego terminu na podstawie obserwacji za-
chowań! Redukcja jest oczywiście mniej użyteczna niż definicja (która dostarczyłaby kryterium bezwarunkowego w
miejsce obecnego, niekompletnego). «Lecz właśnie kryterium, pełne czy też niepełne, jest wszystkim, czego potrzebu-
jemy dla zapewnienia redukowalności.»
Pozostaje jednak jeszcze metoda introspekcyjna. Pytanie o jej prawomocność, granice i konieczność wymaga głęb-
szej dyskusji, niż w przypadku dwu poprzednich; na wiele z tego, co dotąd o niej powiedziano, trzeba patrzeć podejrz-
liwie. Nie sposób jednak zaprzeczyć, iż czasem wiemy, że jesteśmy rozgniewani, bez stosowania tych procedur, które
muszą zastosować inni (obserwacja procesów fizjologicznych, albo np. mięśni twarzy), by to samo o nas stwierdzić.
Do zbadania redukowalności nie jest potrzebne rozstrzygnięcie wiarogodności i prawomocności metody introspek-
cyjnej. Wystarczy pokazać, że (bez względu na stosowalność introspekcji) w każdym przypadku można zastosować
metodą behawiorystyczną. Ale uwaga: nie chodzi tu o to, że każdy konkretny proces psychologiczny (np. gniew Pio-
tra wczoraj rano) może być potwierdzony metodą behawiorystyczną — ale o to, że każdy rodzaj takiego procesu (np.
gniew) może być w ten sposób stwierdzany. Więcej nawet — by być poprawną, teza ta winna być sformułowana w
odniesieniu nie do rodzajów procesów (np. gniew), ale do terminów desygnujących owe rodzaje procesów („gniew”).
Różnica ta, z pozoru banalna, jest w istocie kluczowa. Nie rozważamy tu, czy istnieją procesy poznawalne wyłącznie
przez introspekcję (bez behawioralnych przejawów); chodzi o terminy psychologiczne, a nie o rodzaje zdarzeń! Dla
26
każdego terminu psychologicznego, np. „Q” język psychologiczny zawiera formułę zdaniową w rodzaju „Osoba … jest
w czasie … w stanie Q”. W ten sposób wypowiedzenie lub napisanie zdania „Jestem teraz w stanie Q” jest (w sprzyja-
jących okolicznościach — wiarygodność itd.) obserwowalnym przejawem stanu Q.
Nie może więc być w języku psychologicznym, rozumianym jako intersubiektywny język służący wzajemnej komunikacji, ter-
minów desygnujących rodzaje stanów czy zdarzeń, które nie mają behawioralnych przejawów. Zatem: istnieje behawiory-
styczna metoda rozstrzygania dla każdego terminu języka psychologicznego i każdy taki termin jest redukowalny do termi-
nów języka rzeczy. [90]
Logiczna natura terminów psychologicznych staje się jasna przez analogię do terminów fizykalnych wprowadza-
nych za pomocą warunkowych zdań redukcyjnych. Jedne i drugie «desygnują stan scharakteryzowany przez dyspozy-
cję do pewnych reakcji», w obu też przypadkach stan ów nie jest tożsamy z tymi reakcjami. Gniew nie jest tożsamy z
ruchami organizmu, tak jak stan naładowania elektrycznego z procesem przyciągania innych ciał; w obu przypadkach
stan ten może występować bez owych obserwowalnych zdarzeń — są one konsekwencjami stanu i w określonych oko-
licznościach mogą być jego przejawami — nie są wszak z nim identyczne.
Do omówienia pozostaje dziedzina nauk społecznych (w podanym szerokim znaczeniu behawiorystyki społecz-
nej). Łatwo zauważyć, że «każdy termin tej dziedziny jest redukowalny do terminów poprzednio omówionych».
Wyniki badań nad grupami ludzi lub innych organizmów można opisać w terminach członków tych grup, ich relacji do siebie
nawzajem i do środowiska. Warunki stosowania każdego terminu można więc sformułować w terminach psychologii, biologii i
fizyki, a zatem języka rzeczy. Wiele terminów można nawet na tej bazie zdefiniować, a reszta jest oczywiście do niej redu-
kowalna. [90]
I choć prawdą jest, że pewne terminy psychologii desygnują zachowania bądź dyspozycje wewnątrz grupy, np.
„żądny władzy”, „nieśmiały” itp., że zatem do zdefiniowania bądź zredukowania takiego terminu «potrzebne są być
może pewne terminy nauk społecznych», to jednak pokazuje to tylko, że nie ma wyraźnej granicy między psychologią i
naukami społecznymi, i że czasem nie wiadomo, do której dziedziny dany termin zaliczyć. «Jednakże terminy takie są
oczywiście również redukowalne do terminów języka rzeczy, ponieważ każdy termin odnoszący się do grupy organi-
zmów jest redukowalny do terminów odnoszących się do pojedynczych organizmów.»
W wyniku naszej analizy stwierdzamy, że klasa obserwowalnych predykatów rzeczy jest dostateczną bazą redukcyjną dla
całego języka nauki, wraz z poznawczą częścią języka potocznego. [91]
5. Problem jedności praw
Po rozważeniu stosunków między terminami różnych nauk, pozostało zanalizować stosunków między prawami.
Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, prawa biologiczne zawierają tylko terminy redukowalne do terminów fizykal-
nych. Zatem jest wspólny język, do którego należą prawa biologiczne i fizykalne; mogą więc one zostać logicznie po-
równane i powiązane. Można więc pytać, czy dane prawo biologiczne jest zgodne z systemem praw fizykalnych i czy
jest zeń wyprowadzalne. Do odpowiedzi nie wystarczy redukowalność terminów — na obecnym etapie wyprowadzenie
praw biologicznych z fizykalnych nie jest możliwe. Niektórzy sądzą, że nie będzie możliwe nigdy, ze względu na samą
naturę obu dziedzin — jednak nie dowiedziono tego (jest to problem witalizmu, prowadzący często do mętnej metafi-
zyki). Sama kwestia wyprowadzalności jest oczywiście bardzo ważna, a do rozwiązania wymaga badań empirycznych;
w każdym razie wysiłki w kierunku wyprowadzania kolejnych praw biologicznych z fizykalnych (tj., tradycyjnie: wy-
jaśnienia procesów w organizmach za pomocą fizyki i chemii) są bardzo owocną tendencją.
Zgodnie w wcześniejszymi uwagami, psychologii i nauki społeczne są blisko powiązane; ostry podział praw jest tu
jeszcze mniej możliwy, niż podział terminów — czasami prawo psychologiczne jest wyprowadzalne z praw nauk spo-
łecznych (np. wyjaśnienia zachowań dorosłych, np. przez Freuda i Adlera, przez ich pozycję w rodzinie czy innej gru-
pie w dzieciństwie) , a czasem odwrotnie (np. wyjaśnienie wzrostu ceny przez reakcje kupujących i sprzedających przy
zmniejszonej podaży towaru). Choć na razie nie jest możliwe wyprowadzanie praw psychologii i nauk społecznych z
praw biologii i fizyki, nie ma też żadnych podstaw, by zakładać, że takie wyprowadzenie jest niemożliwe.
Tak więc nie ma obecnie jedności praw — homogeniczny system praw pozostaje przyszłym celem rozwoju nauki.
Nie można też wykazać, że jest to cel nieosiągalny (choć nie wiemy, czy kiedykolwiek zostanie osiągnięty).
Natomiast jest w nauce jedność języka, a mianowicie, wspólna baza redukcyjna terminów wszystkich gałęzi nauki, sta-
nowiąca bardzo wąską i homogeniczną klasę terminów fizykalnego języka rzeczy. Jedność terminów jest istotnie czymś
mniej efektywnym i dalekosiężnym niż jedność praw, jest jednak koniecznym warunkiem wstępnym jedności praw. [92]
Jedność języka ma też ogromne znaczenie praktyczne — przy stawianiu prognoz na podstawie praw. Często do
zbudowania prognozy nie wystarcza wiedza z jednej dziedziny — np. prognoza wielkości sprzedaży samochodów
wymaga połączenia wiedzy o działaniu silnika, wpływie gazów i wibracji na organizm, o zdolności ludzi do opanowa-
nia pewnych czynności, o ich gotowości do wydania określonej sumy na daną rzecz, o ogólnej sytuacji gospodarczej
itd. Wiele decyzji wymaga powiązania wielu dziedzin nauki i wiedzy zdroworozsądkowej. Gdyby nie było logicznego
powiązania między terminami z różnych dziedzin, jakiego dostarcza wspólna baza redukcyjna, nie byłoby możliwe
takie łączenie zdań i praw z różnych dziedzin w prognozach. «Jedność języka nauki jest zatem podstawą praktycznego
stosowania wiedzy teoretycznej.»
27
Ludwig Wittgenstein (1889-1951)
Traktat logiczno-filozoficzny
(…) cały sens tej książki można by streścić w następujących słowach: wszystko, co może być powiedziane, może być po-
wiedziane jasno; a o czym nie można mówić, o tym należy milczeć.
Głównym punktem jest teoria dotycząca tego, co może być powiedziane w zdaniach — tzn. w języku — (albo, co sprowadza
się do tego samego, co może być pomyślane) i tego, co nie może być powiedziane w zdaniach, a jedynie pokazane. To jest,
jak sądzę, kardynalny problem filozofii
.
Wiedza składa się z obrazów faktów (fakty atomowe). Obraz jest modelem rzeczywistości; poszczególne elementy
obrazu odpowiadają przedmiotom. Elementy obrazu są powiązane. Sam obraz jest faktem. Ponieważ elementy obrazu
pozostają ze sobą w określonym stosunku (struktura obrazu) — rzeczy są ze sobą w takim samym stosunku (możli-
wość struktury obrazu to forma odzwierciedlania). Obraz jest więc związany z rzeczywistością — sięga aż do niej
(niczym przyłożona do niej skala). Do obrazu należy także stosunek odzwierciedlania, który czyni go obrazem. Sto-
sunek odzwierciedlania polega na przyporządkowaniu elementów obrazu i rzeczy; przyporządkowania owe są jak
macki, za pomocą których obraz styka się z rzeczywistością.
Fakt, aby być obrazem, musi mieć coś wspólnego z tym, co zobrazowane — musi zatem w nich być coś identycz-
nego. Tym wspólnym elementem jest forma odzwierciedlania. Obraz może odbijać wszystko, z czym ma wspólną
formę (np. obraz przestrzenny — wszystko co przestrzenne, kolorowy — wszystko co kolorowe itd.); nie może jednak
odbijać swej formy odzwierciedlania, ukazuje ją tylko.
Obraz ukazuje przedmiot z zewnątrz — dlatego może być prawdziwy lub fałszywy; bez względu jednak na to, czy
odbija rzeczywistość fałszywie czy prawdziwie, aby mógł w ogóle ją odbijać, musi mieć z nią coś wspólnego; tym
czymś jest forma logiczna, czyli forma rzeczywistości.
Skoro forma odzwierciedlania jest formą logiczną, obraz można nazwać obrazem logicznym. Każdy obraz jest lo-
gicznym obrazem (choć nie każdy jest np. przestrzennym). Tylko obraz logiczny może odbijać świat.
Obraz przedstawia możliwy stan rzeczy w logicznej przestrzeni (zawiera więc możliwość stanu rzeczy, który
przedstawia). To, co obraz przedstawia, jest jego sensem. Prawdziwość lub fałszywość obrazu polega więc na zgodno-
ści lub niezgodności jego sensu z rzeczywistością. Aby stwierdzić prawdziwość lub fałszywość obrazu — musimy go
porównać z rzeczywistością (sam obraz do tego nie wystarczy; nie ma też obrazu prawdziwego a priori).
Logicznym obrazem faktów jest myśl.
Do przedstawiania stanów rzeczy służy zdanie (rozumieć zdanie = znać stan rzeczy, który ono przedstawia; rozu-
mienie zdania jest możliwe bez wyjaśniania jego sensu; zdanie jedynie ukazuje swój sens). Zdanie ukazuje stan rzeczy,
jeśli jest prawdziwe; musi ono opisywać rzeczywistość tak, by wystarczyło powiedzieć „tak” lub „nie”, by je uzgodnić
z rzeczywistością. W tym celu zdanie musi dokładnie opisywać rzeczywistość (fakt).
O ile opis przedmiotu opisuje jego cechy zewnętrzne, o tyle zdanie opisuje wewnętrzne właściwości rzeczywistości.
Zdanie konstruuje świat za pomocą rusztowania logicznego, dlatego można w zdaniu, jeśli jest ono prawdziwe, dostrzec
wszystkie logiczne cechy rzeczywistości. [129]
Rozumieć zdanie znaczy znać sytuację, w której jest ono prawdziwe (można je więc rozumieć nie wiedząc czy jest
prawdziwe).
Ogół zdań prawdziwych składa się na przyrodoznawstwo (lub na ogół nauk przyrodniczych). Filozofia nie jest dzie-
dziną przyrodoznawstwa, nie stoi też obok nauk przyrodniczych, a tylko albo ponad, albo poniżej. Celem filozofii jest
logiczne wyjaśnianie myśli; nie jest ona teorią, lecz działalnością. Rezultatem jej nie jest pewna suma „zdań filozo-
ficznych”, lecz jasność zdań.
Granice mojego języka oznaczają granice mojego świata. Logika wypełnia świat: granice świata są również jej granicami.
Nie można więc w logice mówić, że coś istnieje w świecie, a coś nie. Logika nie może wykluczać żadnych możliwości
— gdyż musiałaby w tym celu wyjść poza granice świata i obserwować je z zewnątrz. Czego nie możemy pomyśleć,
tego nie możemy pomyśleć; nie możemy również powiedzieć, czego nie możemy pomyśleć.
Pozwala to rozstrzygnąć problem solipsyzmu. To, co ma on na myśli, jest słuszne, ale nie może być wypowiedziane
— lecz ukazuje się tylko. To, że świat jest moim światem, ukazuje się w fakcie, że granice języka (który tylko ja rozu-
miem) są granicami mojego świata.
Podmiot nie należy do świata (a więc w pewnym istotnym sensie nie istnieje), ale jest granicą świata. To tak jak z
okiem: w polu widzenia nie ma nic, co dawałoby podstawę do twierdzenia, że widzimy to pole okiem. Podobnie: nie
ma żadnych podstaw do twierdzenia, że istnieje (w świecie) coś takiego jak podmiot metafizyczny. Wiąże się to z
faktem, że żadna część naszego doświadczenia nie jest nam dana a priori.
Wszystko, co widzimy (i możemy opisać), mogłoby być inne — nie ma żadnego apriorycznego porządku rzeczy.
13
Cytaty z Wittgensteina za: Kiełbasa J. (red.), Leksykon dzieł filozoficznych, Znak, Kraków 2001, s. 284.
28
5.64. Widzimy, że konsekwentny solipsyzm pokrywa się z czystym realizmem. Solipsystyczne ja kurczy się do rozmiarów
punktu geometrycznego, a pozostaje przyporządkowana mu rzeczywistość. [130]
Tylko w jednym sensie można w filozofii mówić o „ja” niepsychologicznie — ja pojawia się w filozofii tylko dzięki
temu, że „świat jest moim światem”. Filozoficzne „ja”, to nie człowiek, nie ciało lub dusza, lecz „metafizyczny pod-
miot”, granica świata, a nie jego część.
Sens świata musi leżeć poza światem. Na świecie wszystko jest takie, jakie jest; nie ma w nim żadnej wartości,
gdyby zaś jakaś istniała, to nie miałaby wartości. Jeśli jest jakaś wartość mająca wartość — to jest poza zdarzeniem i
istnieniem; wszystko co się zdarza i istnieje jest bowiem przypadkowe. To, co czyni je nieprzypadkowym, nie może
tkwić w świecie — gdyż byłoby znów przypadkowe. Nie ma zatem zdań etycznych; zdania nie mogą wyrażać niczego
wyższego; etyki nie da się więc wyrazić.
Dla odpowiedzi, której nie da się wyrazić, nie istnieje pytanie. Zagadki nie istnieją. Jeśli można zadać pytanie, to
można i na nie odpowiedzieć. Sceptycyzm nie jest nieodparty, ale bezsensowny — gdyż chce poddać w wątpliwość to,
o co nie można zapytać.
Wątpienie może wystąpić tylko tam, gdzie istnieje pytanie, pytanie tylko tam, gdzie istnieje odpowiedź, a odpowiedź tylko
tam, gdzie można coś powiedzieć.
Prawdziwa metoda filozofii: mówić tylko to, co może być powiedziane — a więc wyłącznie zdania nauk przyrod-
niczych. Znaki używane przez metafizyków nie mają sensu.
6.54. Moje zdania są wyjaśniające w sposób następujący: ten, kto mnie zrozumiał, uzna je w ostatecznej konkluzji za bez-
sensowne, gdy przez nie przebrnął i znalazł się za nimi. (Powinien on odrzucić drabinę, gdy wszedł po niej na górę.) Musi
przezwyciężyć te zdania, wtedy ujmie świat prawidłowo.
7. O czym nie można mówić, o tym należy milczeć.
Rudolf Carnap
Język fizykalny jako uniwersalny język nauki
1. Podział nauki
Zasadnicza teza artykułu brzmi: «wszystkie zdania można wyrazić w jednym języku, wszystkie stany rzeczy są jed-
nego rodzaju, wszystkie poznawalne są za pomocą jednej metody.» Tradycyjny podział wyróżnia filozofię, nauki for-
malne, nauki realne (te ostatnie dzieląc na przyrodnicze, nauki o duchu i psychologię), traktując je jako dziedziny o
odrębnych przedmiotach. Nie ma jednak filozofii jako odrębnego systemu zdań filozoficznych; jej funkcja sprowadza
się tylko do wyjaśniania pojęć i zadań nauki. Także logika nie jest przedmiotowo odrębną dziedziną wiedzy: zajmuje
się ona po prostu wyjaśnianiem formy zdań naukowych, bądź niezależnie od ich treści (logika formalna), bądź ze
względu na logiczne relacje pomiędzy pojęciami (teoria konstytucji, teoria poznania jako logika stosowana). Zdania
logiki (jak i matematyki) są tautologiami, zdaniami analitycznymi — nie mają więc treści; ale posiadają doniosłe zna-
czenie naukowe, gdyż pomagają w przekształcaniu zdań treściowych. Ani logika, ani matematyka nie mają więc wła-
snej dziedziny przedmiotowej — nie przyjmuje się tu bowiem przeciwstawienia przedmiotów „formalnych” czy „ide-
alnych” „realnym” przedmiotom nauk empirycznych.
Zdania treściowe (wyrażające określone stany rzeczy), należą do nauk realnych; czy w tym obszarze dają się wy-
dzielić odrębne dziedziny przedmiotowe? Tradycyjnie odpowiada się: tak. Nauki przyrodnicze opisują czasoprze-
strzenne procesy systemu „przyrody”, przechodząc — za pomocą „indukcji” — od zdań jednostkowych do formuł
ogólnych (praw przyrodniczych), na podstawie których znów można wyprowadzić zdania jednostkowe („dedukcja”).
Nauki o duchu lub kulturze natomiast, choć także posługują się obserwacją procesów fizycznych, to właściwą ich
metodą jest „rozumienie”, wczucie się itd. W psychologii natomiast pojawiają się ujęcia rozbieżne, bardziej przyrodni-
cze lub „rozumiejące” — w obu zazwyczaj jednak podnosi się odrębność „sfery psychicznej” (od „sfery fizycznej”)
jako przedmiotu psychologii.
2. Języki
Teza, że istnieje tylko jeden rodzaj przedmiotów (i stanów rzeczy) jest zgodna ze zwykłym sposobem mówienia;
poprawniej jednak byłoby mówić nie o przedmiotach i stanach rzeczy, ale o słowach i zdaniach. Badania filozoficzne
(tj. logiczne) polegają bowiem na analizie języka.
Aby scharakteryzować jakiś język, wystarczy podać jego słownik (występujące w nim słowa) oraz składnię (reguły,
według których ze słów można tworzyć zdania i wedle których zdania te można przekształcać w inne zdania tego sa-
mego lub innego języka (tzw. reguły wnioskowania oraz reguły przekładu)).
14
[W:] Koterski A. (red.), Spór o zdania protokolarne. „Erkenntnis” i „Analysis” 1932-1940, Fundacja Aletheia, Warszawa 2000, ss. 7-36.
29
30
Czy aby określić „sens” zdań języka, nie należy jeszcze podać „znaczenia” słów? Nie — to, co rozumiemy przez tego typu
sformułowanie treściowe, jest już zawarte we wspomnianych instrukcjach formalnych. „Znaczenie” słowa podajemy bowiem
albo poprzez przekład, albo przez definicję. [10]
Przekład jest regułą umożliwiającą przekształcanie między językami; definicja —w ramach tego samego języka,
przy czym odnosi się zarówno do definicji nominalnych, jak i tzw. definicji przez wskazanie (np. „słoń” — „zwierzę
w rodzaju zwierzęcia w tym a tym obszarze czasoprzestrzennym”).
Bardziej poglądowo (acz niezupełnie poprawnie) można charakteryzować język w trybie materialnym: zdania tego
języka opisują to a to; można jednak sobie na to pozwolić «tylko jeśli ma się jasność, że materialny tryb mówienia jest
jedynie obrazowym opisem trybu formalnego», inaczej «popadniemy w pseudopytania, na przykład o istotę lub też
realność wymienionych w danej charakterystyce przedmiotów» (jak wszyscy niemal filozofowie, a również wielu po-
zytywistów). Dla przykładu, można charakteryzować język arytmetyki albo tak: zdania arytmetyki złożone są z takich a
takich znaków, w taki a taki sposób, z takimi a takimi regułami przekształcania itd., albo tak: zdania arytmetyki podają
pewne własności liczb i stosunki między liczbami. Ten drugi sposób również wolno stosować, ale ostrożnie; nie wolno
zadać pytań czym są owe liczby, czy są realne czy idealne itd. Tryb formalny usuwa takie pseudoproblemy.