JOHN FISHER
OKIEM PSA
PORADNIK PSIEJ PSYCHOLOGII
Dedykuję tę książkę moim rodzicom, którym zawsze tyle kłopotu sprawiało
objaśnienie, z czego właściwie żyje ich syn, oraz mojej żonie Lizie, tak zawsze pomocnej mi w
pracy, i mojemu synowi Jasonowi, któremu niezmiernie zależy na tym, aby jego imię znalazło
się w książce.
SPIS TREŚCI
2 JAK ROZWIJAŁA SIĘ PSYCHIKA PSA?
........................................................................
...............................................................................................
Faza psiej socjalizacji (14 do 49 dni)
.............................................................................
Faza socjalizacji z człowiekiem (7 do 12 tygodni)
........................................................
Faza ustalania hierarchii (12 do 16 tygodni)
..................................................................
Faza ucieczek (4 do 8 miesięcy)
....................................................................................
Okres dojrzewania (6 do 14 miesięcy)
...........................................................................
...............................................................................................
3 MIEJSCE PSA W LUDZKIM STADZIE
...........................................................................
...............................................................................................
.....................................................................................
..................................................................................................
..................................................................................................
...................................................................................................
..................................................................................................
Zachowania charakterystyczne dla różnych ras
.............................................................
................................................................................
..............................................................................................
.........................................................................................
Część II POZYTYWNE PODEJŚCIE DO PROBLEMÓW BEHAWIORALNYCH
.....................................................................................
9 KŁOPOTY ŻYWIENIOWE WSKAZANIA
......................................................................
...............................................................................
....................................................................................
12 KŁOPOTY WYCHOWAWCZE Z PUNKTU WIDZENIA TRESERA
.............................................................................
.....................................................................................
16 W CO SIĘ BAWIĆ Z WŁASNYM PSEM
.......................................................................
CZĘŚĆ III PORADY DLA WŁAŚCICIELI PSÓW od A do Z
.................................................
KŁOPOTY Z PSEM: JAK SIĘ ICH POZBYĆ
......................................................................
....................................................................................................
..............................................................................................
..................................................................................................
......................................................................................
............................................................................................
.....................................................................................
....................................................................................................
OD TŁUMACZA
Pies, udomowiony przez człowieka przed tysiącami lat, bardzo szybko stał się czymś
więcej niż zwyczajnym zwierzęciem gospodarskim. Był pomocnikiem, nieodłącznym
towarzyszem polowań, po prostu przyjacielem. Ten trwający przez wieki bardzo bliski
kontakt spowodował, że niemal zapomniano o jego pochodzeniu od dzikiego drapieżcy.
Dama pieszcząca miniaturowego pudełka - pisze Fisher - ze zgrozą odrzuciłaby sugestię, że w
drobnym ciałku jej pupila drzemią uśpione instynkty wilka. Rzeczywiście dzisiaj rzadko o
tym pamiętamy.
Dobry pies był przez wieki powodem do dumy. Toteż wieczorami, przy dzbanie wina,
opowiadano niestworzone historie, których bohaterem był pies - mądry ponad miarę, sprytny i
przemyślny. Z czasem okazywało się, że jeden potrafi liczyć, inny podawać panu ogień,
jeszcze inny kradł węgiel, by jego ukochany pan nie zamarzł z zimna. Opowiadano też o
psach, które rannych towarzyszy prowadziły prosto do lekarza weterynarii po pomoc.
Wrodzonym przymiotom psa dodawano coraz to więcej cech czysto ludzkich. Od dawna też
pisano dydaktyczne bajki, w których typowo ludzkie zalety i przywary przypisywano
zwierzętom. Często ich bohaterem bywał pies, przedstawiany jako uosobienie wierności i
lojalności, choć czasem i niewolniczego poddaństwa.
Antropomorfizację psa doprowadzono do szaleństwa w Hollywood. Po sukcesie
Lassie, producenci często sięgali po “psie tematy”, stawiając przed czworonożnymi
bohaterami coraz trudniejsze zadania, często stojące w rażącej sprzeczności z wrodzonymi
predyspozycjami psa. W rezultacie widzowie otrzymywali przesłodzony obraz, na którym psy
odbierają telefony lub ratują życie dzieciom w zupełnie nieprawdopodobnych
okolicznościach, choćby stosując sztuczne oddychanie czy masaż serca.
Nic dziwnego, że karmieni taką “wiedzą” od najwcześniejszych lat zapomnieliśmy o
prawdziwej naturze psa. Konsekwencje tego są fatalne. Oczekiwania i nadzieje właściciela
rozmijają się zupełnie z faktycznymi możliwościami psa. Właściciel bądź rezygnuje z
posiadania czworonoga, bądź morduje się przez kilkanaście lat z rozwydrzonym potworem,
stanowiącym zagrożenie dla wszystkich wokoło.
Książka ta jest pierwszym w Polsce przewodnikiem psychologii psów, mającym
pomóc właścicielom w wychowaniu miłego, posłusznego zwierzęcia ku obopólnej
satysfakcji. Bez łamania charakteru i stosowania przemocy. Fisher obala wiele mitów i
przesądów, głęboko zakorzenionych w powszechnym mniemaniu - zaiste nie łatwe to
zadanie, nie ma bowiem nic trwalszego niż powszechnie uznane sądy.
Bardzo ciekawe są rozważania autora o wpływie diety na zachowanie psów. Nie
wszystkie z wymienionych karm są już na naszym rynku, ale warto wiedzieć, jaki wpływ na
organizm zwierzęcia mogą mieć poszczególne składniki pożywienia.
Wiele miejsca poświęca autor leczeniu homeopatycznemu, jednak radziłabym
powstrzymać się od sprawdzania działania tych leków - lekarze weterynarii mają pełne ręce
roboty z naprawieniem błędów domorosłych znachorów. Bywa, że na skuteczną pomoc jest
już za późno.
Wszystkim hodowcom polecam natomiast rozdział o kształtowaniu się charakteru
szczeniaka. Jakże często, ogarnięci chęcią wyhodowania pięknego psa, zapominają o tym, że
sukces na wystawie to pięć minut radości, a z psem przebywamy dwadzieścia cztery godziny
na dobę przez wiele lat. Na ogół nabywcom nie zależy wcale na wystawach, oni chcą mieć po
prostu wiernego przyjaciela. Z tej książki dowiedzą się jak wybierać szczeniaka, aby
codzienne życie z nim było przyjemnością, a nie męczarnią.
WPROWADZENIE
Czy jest przyjaciel równy mu,
co ścieżkę wskaże ci.
Uczciwe serce, wierny druh,
duch wielki w oczach lśni.
Artysta w pracy,
w sportach mistrz,
rodziny i stad stróż.
Faworyt królów,
pieszczoch dam,
to przecież pies i już!
choć ciałem raczej mały,
to podbił on świat cały...
Wiersz ten jest uroczym hołdem wyrażającym uwielbienie milionów ludzi dla
nieodłącznego towarzysza, dzielącego z nimi dom i los - psa. “Przewodnik wskazujący
ścieżki” - przywodzi na myśl psa przewodnika wiodącego ślepca. “W pracy swej artysta” to
choćby border collie pędzący stado owiec. “Strażnik rodziny i stad” - toż to owczarek
niemiecki stróżujący u furtki czy bobtail czujnie obserwujący obejście. Psy z łatwością
spełniają nie tylko te zadania, ale też wiele, wiele innych. Pozwala nam to przypuszczać, że
rozumiemy te zwierzęta z taką samą łatwością, jak one pojmują, czego od nich oczekujemy.
Ale czy naprawdę rozumiemy psy? Podejrzewam, że jednak nie. Co więcej, powstaje pytanie,
czy psy rzeczywiście rozumieją nas? I znów obawiam się, że odpowiedź brzmi - nie.
Kiedy jednak zupełnie bezstronnie zastanowimy się, czym właściwie jest pies, łatwo
zauważymy, jak naiwne jest przypisywanie mu ludzkiego systemu wartości czy ludzkiego
sposobu rozumowania w postępowaniu. Ta książka ma za zadanie pomóc w zrozumieniu psa
takim, jaki on jest w rzeczywistości. Kiedy nauczymy się, jakie są psie motywacje, system
wartości, dlaczego postępuje tak, jak postępuje i w jaki sposób się uczy, wtedy nasze stosunki
z czworonogim przyjacielem staną się w pełni satysfakcjonujące. Niestety, nader często
dbający o swoich podopiecznych właściciele są błędnie informowani o tym, jak mają
postępować. Recenzowałem ostatnio książkę, której autor zalecał używanie cienkiego,
bambusowego pręta przy uczeniu psa chodzenia przy nodze. Prętem tym należy uderzać psa
po pysku, ilekroć spróbuje wysunąć się przed przewodnika. Ten sam autor ma prostą receptę,
jak oduczyć psa przyjmowania smakołyków od obcych. Otóż w kawałek mięsa należy
zawinąć ni mniej ni więcej tylko pinezkę, tak aby ostry szpikulec wystawał nieco na
zewnątrz. Kiedy pies spróbuje zjeść smakołyk, ukłuje się w nos! Z podobnym skutkiem
można użyć widelca. Ostre zęby wystające podstępnie ponad smaczny kąsek skutecznie mają
zniechęcić psinę do przyjmowania czegokolwiek do jedzenia od obcych. Na okładce tego
dzieła widnieją nazwiska wielce czcigodnych i zasłużonych kynologów, którzy poniewczasie
odżegnują się od jego treści. Książka jest atrakcyjnie wydana, a jej cena nader umiarkowana.
Moją negatywną recenzję pominięto milczeniem, a książka jest dostępna tak w sklepach, jak
w bibliotekach. Jakże wiele szkody ta ogólnie dostępna publikacja wyrządzi dbałym o psy
właścicielom i ich podopiecznym, którzy zechcą oprzeć się na “fachowej” literaturze!
Jako psi behawiorysta upatruję źródła większości problemów, jakie mają właściciele
ze swoimi psami, w fałszywym rozumieniu normalnego psiego zachowania. Zdarzają się, bez
wątpienia, psy o chwiejnej psychice i złym temperamencie, u których cechy te są
uwarunkowane genetycznie, ale ich liczba jest znacznie mniejsza niż wskazywałaby liczba
eutanazji, dokonywanych z wymienionych powodów. Nie zawsze też wina złych psich
zachowań spoczywa jedynie na właścicielu. Twierdzenie, że “nie ma głupich psów, są tylko
źli właściciele” niekoniecznie musi być prawdziwe.
Dlaczego psy objawiają czasem zaburzenia zachowania, które z pozoru wydają się być
nie do rozwiązania? Czytając tę książkę przekonacie się, jak wiele okoliczności trzeba wziąć
pod uwagę przed postawieniem diagnozy, czy to pies jest przebiegłym szelmą, czy też
właściciel głupcem.
Książka podzielona jest na trzy części. Część pierwsza wyjaśnia zachowania psów i
ich przyczyny. Druga traktuje o najczęściej występujących zaburzeniach zachowania psów i
sposobach ich rozwiązywania. Część trzecia to łatwy w użyciu przewodnik dla tych, którzy
mają kłopoty z zachowaniem się ich podopiecznych. Jako właściciel, trener, wystawca i
sędzia znam doskonale blaski i cienie, jakie przynosi zajmowanie się trudnymi zwierzętami.
Wiem też doskonale, że wiele z tych problemów można rozwiązać, o ile uda się ustalić jakie
są ich przyczyny. Tylko wtedy, gdy rozumiemy w jaki sposób pies się uczy, będziemy w
stanie nauczyć go prawidłowego reagowania na nasze komendy, co zdecydowanie różni się
od wpajania mu naszego systemu wartości. Aby postępować właściwie, musimy spojrzeć na
życie psa w ludzkim stadzie z jego punktu widzenia. Innymi słowy musimy zacząć myśleć jak
pies!
CZĘŚĆ I
CZYM JEST PIES?
1 POCHODZENIE PSA
W książce zapisów miałem zanotowane: poniedziałek, 9 rano - pani Gort z dwuletnim
samcem rottweilerem - agresywny w stosunku do ludzi. “Cóż za radosny początek nowego
tygodnia” - zdążyłem pomyśleć, a już usłyszałem zajeżdżający samochód. Zupełnie wtedy nie
przypuszczałem, jak ważny będzie ten przypadek dla dalszej mojej działalności. To on
uświadomił mi, że w leczeniu zaburzeń behawioralnych znacznie ważniejsze jest ustalenie
przyczyn złego zachowania, niż koncentrowanie się li tylko na objawach.
Kiedy wyszedłem, aby powitać moich pacjentów, uderzył mnie widok kruchej starszej
pani, dobrze po sześćdziesiątce, trzymającej się zderzaka i desperacko usiłującej utrzymać się
na nogach. Od razu zobaczyłem przyczynę tych rozpaczliwych wysiłków - w drugiej ręce
trzymała smycz, na której wisiał wielki, rozwścieczony rottweiler. Sytuację pogarszało to, że
jego złość była skierowana wyraźnie przeciwko mnie. Jednocześnie nawiedziły mnie dwie
myśli “Czy ona będzie w stanie go utrzymać” i “Czemu kobieta w jej wieku wybrała sobie tak
dużego psa”.
Żeby nie przedłużać tej historii nadmiernie - jakoś udało się psa opanować. Okazało
się, że obecna właścicielka nie tyle wybrała sobie takiego potwora, ile go odziedziczyła. Pani
Gort była gospodynią domową emerytowanego oficera. Rudi, bo tak nazywał się pies, był
jego własnością. Kiedy pan zmarł, zapisał swojej gospodyni w testamencie zarówno dom, jak
i rottweilera. Zapisowi testamentowemu towarzyszyła instrukcja, że Rudiemu nie może
zbywać na niczym. Nie minęło wiele czasu, a Rudi okazał się nieznośny. Pani Gort
przypuszczała, że przydałoby mu się trochę ćwiczeń. Ale kiedy tylko wstałem, by
przygotować dla nas herbatę, Rudi szarpnął się tak, że pani Gort znalazła się na podłodze
razem z krzesłem. Stało się oczywiste, że jakikolwiek trening jest ostatnią rzeczą, na którą
miałby ochotę. Na szczęście pani Gort udało się utrzymać smycz, nie jestem bowiem wcale
pewien, czy Rudi wstał z miejsca tak gwałtownie, aby pomóc przynieść mi filiżanki.
Mieliśmy tu do czynienia z sytuacją, kiedy po śmierci swego pana Rudi był jedynym
dorosłym samcem w domu. Z racji wieku i kondycji pani Gort nie była w stanie zapewnić mu
niezbędnej porcji codziennych ćwiczeń. Ponadto, stosując się do ostatniej woli właściciela,
staruszka zapewniała psu trzy razy dziennie porcję świeżego mięsa.
Zanim cokolwiek można było postanowić, Rudi musiał na powrót znaleźć się pod
kontrolą. Ograniczenie jego praw w domu i odebranie pewnych przywilejów miało prowadzić
do zaakceptowania przez niego nowych reguł postępowania. Pomóc miała jednocześnie
wprowadzona zmiana diety na mniej energotwórczą i niskobiałkową. Pewną sumę pieniędzy
trzeba było wydać na zaangażowanie doświadczonej w postępowaniu z psami osoby, która
zapewniłaby psu codzienną porcję ruchu, zabierając go na długie spacery. Miały one
spożytkować nadmiar energii i dostarczyć nowych bodźców psychicznych, rozpraszając nudę.
Doradzane długie spacery miały na celu ograniczenie nadmiernie rozwiniętego instynktu
terytorialnego Rudiego i, według mojej opinii, było znacznie sensowniejszym sposobem
wydawania pieniędzy niż płacenie gigantycznych, cotygodniowych rachunków u rzeźnika.
(Wszystkie elementy mojej porady zostaną później omówione dokładniej).
Ten nowy sposób postępowania z Rudim przyniósł spodziewane rezultaty w bardzo
krótkim czasie. Rudi stał się miłym, delikatnym w obejściu olbrzymem, jak zresztą większość
przedstawicieli tej rasy. Nie sądzę, aby podobnie dobre rezultaty udało się uzyskać, próbując
konwencjonalnych metod tresury ze znudzonym, przekarmionym i pełnym niespożytkowanej
energii psem. Jedynym rezultatem byłaby prawdopodobnie próba sił, z której wyszlibyśmy
oboje, tak jak ja i pani Gort, ciężko pogryzieni. Tego roku otrzymałem kartkę świąteczną od
pani Gort ze zdjęciem Rudiego. Stał na tylnych nogach przy kuchennym zlewie, najwyraźniej
pomagając przy zmywaniu. Czyż nie miało to znaczyć, że wreszcie udało się jej obłaskawić
swego domowego samca! Rudi nie był psem z natury agresywnym, on jedynie zachowywał
się agresywnie i na tym polegał problem. Mam nadzieję, że uda mi się uzmysłowić państwu
różnice tych dwóch postaw. Lubię rottweilery i jestem pewien, że ich fatalna opinia jest
niezasłużona. Na takie a nie inne zachowanie się Rudiego miał niewątpliwy wpływ fakt, że
oddano mu przewodnictwo stada. Postępował on zatem tak, jak powinien odpowiedzialny za
stado przewodnik. Na pierwszy rzut oka mówienie o rodzinie jako o stadzie może się
wydawać dziwactwem, bowiem my, ludzie, postrzegamy to zupełnie inaczej. Psy, jako
zwierzęta z natury stadne, rodzą się z potrzebą bycia członkiem stada z zachowaniem całej
jego hierarchii. Tak też patrzą na rodzinę, w której przyszło im żyć.
Przodkowie
Aby w pełni zrozumieć zachowania psów, niezbędna jest znajomość zachowań
gatunków, od których się one wywodzą. Poznając wzorcowe zachowania, możemy sobie
wyrobić jasny pogląd na przyczyny takiego, a nie innego postępowania psów. Zdaję sobie
przy tym sprawę, że choćby ze względu na różnice rozmiarów przyjęcie założenia o
wspólnym pochodzeniu doga niemieckiego i chihuahua może wzbudzać niejakie opory.
Istnieją dostatecznie pewne dowody na to, że pies pochodzi od jednego gatunku, który żył na
terenach Europy Północnej ponad dziesięć tysięcy lat temu. To bynajmniej nie wyklucza
możliwości, że współczesny pies mógł równolegle rozwinąć się z innych, blisko
spokrewnionych gatunków, prowadzących wędrowny tryb życia w innych regionach. Choć
współczesne psy domowe różnią się znacznie wielkością, to wykonane w 1937 roku przez E.
Dahra pomiary czaszek psich wykazały, że niezależnie od rasy i wielkości stosunek
szerokości szczęki w najwęższym jej punkcie do jej długości jest stały. Co więcej, takie same
rezultaty otrzymał on mierząc czaszki psów z epoki kamiennej. Mierząc długość rzędu zębów
trzonowych i porównując ją z wysokością żuchwy uzyskał zbliżone rezultaty. Jego badania
dowodzą, że w okresie początkowego udomowiania psów ich wielkość była zbliżona, a ich
wygląd ulegał późniejszym zmianom w obrębie tego samego typu.
Podbudowaniu tej teorii może służyć także fakt, że mózgoczaszka wszystkich psów
ma zbliżoną objętość. Zatem różnica pomiędzy dogiem a chihuahua jest świadomie
wykreowaną przez człowieka różnicą wielkości i kształtu ciała. Skoro wszystkie psy
wywodzą się od jednego wspólnego przodka, zastanówmy się, który z dziś wolno żyjących
gatunków ma posłużyć nam za model do naszych behawioralnych obserwacji? Miałżeby to
być (jak chce większość naukowców) wilk czy może szakal? Szukając podobieństw pomiędzy
psem a oboma tymi gatunkami, dochodzimy do Wniosku, że jednak raczej wilk jest
prawdopodobnym przodkiem. Przede wszystkim wzór zębowy psa i wilka jest zbliżony,
podczas gdy u szakala jest on różny od obydwu. Znamienne, że kiedy w roku 1965 Fuller i
Scott ustalili dziewięćdziesiąt wzorów zachowań psów, aż osiemdziesiąt jeden było
charakterystycznych też dla wilków. Dźwięki wydawane przez psy i wilki są podobne, a
wydawane przez szakale - różne od obydwu. Podobnie ma się rzecz z zachowaniami
stadnymi.
W świetle tych faktów wydaje się, że to właśnie wilk jest tym zwierzęciem, na którym
powinniśmy skoncentrować naszą uwagę.
Wilcze ścieżki
Wilki są zwierzętami stadnymi o silnie rozwiniętym poczuciu hierarchii stada. Wilk
Alfa jest przewodnikiem stada. Wbrew obiegowym opiniom nie utwierdza on swojej pozycji
w stadzie nieustannym okazywaniem agresji wobec pozostałych jego członków. To inne,
słabsze osobniki podbudowują jego autorytet nieustannym demonstrowaniem uległości.
Oczywiście, kiedy w stadzie pojawi się osobnik na tyle silny, że może zagrozić pozycji lidera,
natychmiast pojawia się agresja i rzecz cała kończy się walką. Ale są to nader rzadkie
przypadki. Na ogół stado żyje w harmonii i spokoju. Niejedno ludzkie skupisko mogłoby się
wiele nauczyć obserwując współdziałanie stada wilków w walce o przetrwanie. Badania nad
zdziczałymi psami wykazały, że ich sposób życia i wzory zachowania są niezwykle podobne
do tych, jakie występują u wilków. Kiedy na przykład samica wilka rodzi miot młodych,
jednocześnie dwie lub trzy inne w stadzie zaczynają produkować mleko, na wypadek gdyby
naturalna matka została zabita. U psów domowych stosunkowo często spotykamy się ze
zjawiskiem ciąży urojonej. Ostatnio spotkałem się z tym, że suka dobermanka zaczęła
produkować mleko, gdy kocica najbliższych sąsiadów urodziła młode. Zgoda - to nader
rzadki przypadek, ale dowodzi, jak silne są instynkty macierzyńskie u psów.
Wilki mają bardzo silny instynkt terytorialny. W walce o przeżycie każde stado broni
zajętego przez siebie terytorium. Wilki znakują jego granice kałem i moczem, pozostawianym
w punktach o strategicznym znaczeniu. Specyficzny zapach stada stanowi ostrzeżenie dla
innych stad czy pojedynczych osobników, że wkroczyły na obcy teren. Podobne zachowania
przy znakowaniu własnego terytorium możemy zaobserwować u psów, chociaż wydawać by
się mogło, że dostępność pożywienia powinna znieść konieczność obrony własnego terenu.
Zwykle wyprowadzamy nasze psy na spacery w miejsca uczęszczane przez ich
większą liczbę i od wczesnego wieku staramy się je socjalizować i na ogół nie mamy
większych kłopotów z poskromieniem instynktu obrony własnego terytorium przez psy.
Jednak, kiedy dwa o silnej osobowości psy spotkają się na terenie, który każdy uważa za
własny, łatwo może dojść do walki, zwłaszcza kiedy oba są głodne.
Postawa ciała wilka i psa są niemal identyczne. Jako właściciele nie mamy na ogół
kłopotów z odczytaniem mowy ciała naszego domowego ulubieńca. Orientujemy się kiedy
jest zły, zadowolony, kiedy nam się poddaje. Ale rzadko kiedy potrafimy prawidłowo
odczytać subtelne znaki, jakie wymieniają między sobą dwa psy. Zresztą często podkładamy
pod nie własne, z gruntu fałszywe interpretacje. Kiedy golden retriever macha łagodnie nisko
opuszczonym ogonem, dla większości ludzi oznacza to dokładnie to samo, co wysoko zadarty
ogon owczarka niemieckiego, szybko kiwający się na boki.
Fakt, że stykamy się z tak dużą liczbą ras, powiększa zamieszanie powstałe w wyniku
błędnych interpretacji psich zachowań. Mieszkając pod jednym dachem z golden retrieverem,
który radośnie macha ogonem, możemy być nieco zaskoczeni, kiedy ugryzie nas owczarek
niemiecki, którego próbowaliśmy pogłaskać, bo tak radośnie machał wysoko zadartym
ogonem.
Gdybyśmy znali prymitywne wzorce zachowań byłoby jasne, że o ile pierwsza
postawa jest podyktowana poddańczą postawą i oznacza, jestem miły dla ciebie, ty bądź miły
dla mnie”, o tyle druga, odstraszająca mówi - “nie podchodź bliżej, bo cię ugryzę”. Jeszcze
trudniej odczytać mowę psa, który zgodnie ze standardem rasy ma obcięty ogon.
Nieliczne są takie zachowania psów, których nie spotykamy u ich dzikich kuzynów.
Powstały one, jak sądzę, w wyniku świadomych działań hodowców, którzy nader chętnie
utrwalali dziwne czy oryginalne cechy, jakie ujawniły się u szczeniąt w ich hodowli.
Zachodzi uzasadnione podejrzenie, że niektóre z tych wyprodukowanych przez człowieka ras
pozostawione same sobie nie mogłyby przeżyć w stanie dzikim. Prawa natury są być może
okrutne dla odmieńców, ale dzięki nim przeżywają osobniki najlepiej przystosowane. Nic nie
zmieni też faktu, że choćbyśmy nie wiem jak starali się wpłynąć na wygląd i psychikę
rozmaitych psich ras, i tak w ostatecznym rozrachunku okaże się, że drzemią w nich instynkty
i wzory zachowań dzikiego wilka.
2 JAK ROZWIJAŁA SIĘ PSYCHIKA PSA?
Cykl życiowy każdego gatunku zwierząt podzielić można na określone fazy. U psa
długość każdej z tych faz można określić niemal co do dnia. Znajomość krytycznych faz
rozwoju psa może pomóc nam w lepszym zrozumieniu jego zachowań. Zdecydowanie zbyt
często spotyka się psy, u których zaburzenia zachowania wynikają z ignorancji hodowcy, czy
później - właściciela. Psy urodzone w dużych hodowlach, w których selekcjonuje się je pod
kątem przyszłej kariery wystawowej, często pozostają u hodowcy dłużej niż czternaście
tygodni. Trzymane w kojcu zaczynają zdradzać objawy kenelozy - choroby kenelowej.
Trafiając w końcu do nabywcy jako psy kanapowe są tak uciążliwe dla właściciela, że
zupełnie nie spełniają pokładanych w nich oczekiwań. Mają ogromne kłopoty w nawiązaniu
kontaktu z człowiekiem i są wyjątkowo mało odporne na stresy. Znakomicie natomiast czują
się w towarzystwie innych psów. Wynika to stąd, że przebywając w kojcu szczenięta takie
miały zaburzoną fazę socjalizacji (8-12 tydzień). O ile nauczyły się w tym czasie nawiązywać
kontakt z innymi psami, o tyle nie miały szans na pełny, intensywny kontakt z człowiekiem.
Można powiedzieć, że są przesocjalizowane w stosunku do psów, a niedosocjalizowane w
stosunku do ludzi.
Dla kontrastu producenci szczeniąt, którym zależy jedynie na szybkim obrocie,
zabierają szczenięta z gniazda bardzo wcześnie, w wieku czterech, pięciu tygodni. Maleństwa
często są transportowane w kiepskich, stresotwórczych warunkach do handlarzy, sklepów czy
nowych domów. Takie szczenięta tracą w swym rozwoju inny ważny okres, w którym
przebywając z matką i rodzeństwem uczą się typowych psich zachowań. One już nigdy nie
nauczą się, co to znaczy być naprawdę psem. Z takich szczeniąt wyrastają często osobniki
nadmiernie agresywne, które zwyczajnie nie potrafią współżyć z innymi psami. Są one też
bardzo trudne w układaniu, gdyż nie nauczyły się od matki prawidłowego reagowania na jej
dyscyplinujące działania.
Okresy socjalizacji z psami i z ludźmi są niesłychanie ważne dla prawidłowego
rozwoju charakteru psa. Jednak wielu ludzi skłania się ku składaniu wszelkich zaburzeń
charakterologicznych psów na karb czynników genetycznych. Są pewni, że skoro pies
odziedziczył złe skłonności po którymś z rodziców, to żaden trening nie pomoże. W
większości przypadków jest to nieprawda. Natomiast powołanie się na czynniki genetyczne to
z reguły bardzo wygodny wykręt ze strony osób, które poproszono o pomoc w układaniu
trudnego psa, a które zupełnie nie wiedzą, jak się do tego zabrać.
Zdarzają się oczywiście przypadki, kiedy zaburzenia charakteru są odziedziczone po
rodzicach, ale znacznie częściej wywołane są one jakimiś wpływami środowiska
zewnętrznego. Zachowanie suki ma ogromny wpływ na rozwój charakteru szczeniąt według
zasady “małpa widzi, małpa robi”. Na przykład dominująca nad członkami rodziny suka
będzie warczeć na każdego, kto zbliży się do szczeniąt. Te, kiedy podrosną, z łatwością
przejmą wzór zachowania matki, co może być z łatwością odczytane jako odziedziczona
agresja. Jeżeli suka znajduje się niżej w hierarchii stada niż TY - wtedy, uznając TWOJE
przewodnictwo, nie będzie warczeć na ludzi, których TY przyprowadzisz, aby podziwiali jej
szczenięta. Trzeba pamiętać, że szczenięta pomiędzy czwartym a siódmym tygodniem życia
rozwijają się niezwykle intensywnie. W wieku siedmiu tygodni ich mózg jest już tak
rozwinięty, że łatwo uczą się biorąc przykład z innych.
Teoria wpływów środowiska na rozwój charakteru dopiero zaczyna zdobywać sobie
szersze uznanie, natomiast znaczenie kolejnych faz rozwoju szczenięcia zostało poznane i
uznane wiele lat temu. W roku 1963 Clarence Pfaffenberger opublikowała książkę pod
tytułem “Nowa wiedza o zachowaniu psa”. We wstępie Pfaffenberger pisała:
“Życie rodzinne psów jest dla mnie czymś najbardziej interesującym w świecie
zwierzęcym. Jest ono prawie tak zajmujące, jak życie rodzinne człowieka. Podobieństwa są
tak duże, że obserwując zachowanie psów, a zwłaszcza szczeniaków, możemy najlepiej
poznać i zrozumieć nasze ludzkie modele zachowań.
Zachowania psa w stosunku do jego ludzkiej rodziny (właścicieli) bardzo
przypominają zachowanie dziecka wobec własnej rodziny. Wzajemne zachowania szczenięcia
i suki bardzo przypominają związki pomiędzy matką i niemowlęciem”.
Ogólnie rzecz biorąc książka Pfaffenberger opisuje wysiłki autorki w kierunku
wyselekcjonowania szczeniaka, który w przyszłości miałby stać się idealnym psem
przewodnikiem. Jednak jej badania nad kolejnymi fazami rozwoju szczeniaka,
przeprowadzone w końcu lat pięćdziesiątych, miały daleko większe znaczenie.
Noworodek (0 do 13 dni)
W tym okresie, kiedy rozwijają się ich zmysły, szczenięta zaczynają żmudną naukę
bycia psem. Początkowo, kiedy nieporadnie pełzają po pudle, w którym przyszły na świat, ich
zachowanie jest zupełnie nie psie. W tych dniach szczenięta używają rozwijających się
zmysłów do poznawania otaczającego je świata drogą pozytywnych i negatywnych
doświadczeń. Uczą się działać w sposób właściwy swemu gatunkowi. Kiedy, na przykład, po
dotarciu do ścianki kojca szczeniak próbuje się na nią wspinać jak kot, kończy się to zawsze
upadkiem na plecy. To negatywne doświadczenie przekonuje psiaka, że nie może się wspinać
jak kot. Kiedy natomiast w trakcie pełzania wokół ścianek kojca szczeniaki wpadają na siebie,
ten pierwszy, przypadkowy kontakt jest wstępem do późniejszych zabaw miotowego
rodzeństwa, choć początkowo kończy się raczej tym, że przytuleni do siebie malcy zasypiają.
To pozytywne doświadczenie prowadzić będzie w przyszłości do typowych psich zachowań.
Faza psiej socjalizacji (14 do 49 dni)
Szczenięta swoim wyglądem i zachowaniem zaczynają coraz bardziej przypominać
dorosłe psy, a ich bezładne i nie skoordynowane działania stają się znacznie bardziej celowe.
W improwizowanych walkach używają danych przez Matkę Naturę, ostrych jak igły zębów,
ucząc się, jak mocno należy ugryźć, aby zadać ból. Czując ugryzienia dowiadują się, co to jest
zadany ból. Zadawanie i poznawanie bólu to jedna z przyczyn, dla których mleczne zęby są
tak ostre. W tej fazie rozwoju zęby nie służą do rozrywania mięsa, gryzieniu kości,
zdobywaniu pokarmu, słowem żadnej z form dorosłej aktywności psów. Mięśnie szczęk u
szczeniąt są bardzo słabe, niedorozwinięte i w tej fazie rozwoju malcy uczą się dopiero
regulować i kontrolować siłę ugryzienia. Głośny pisk ugryzionego w ucho brata jest sygnałem
dla gryzącego, że chwyt był zbyt mocny. Ostre odgryzienie, jakie otrzymuje w rewanżu jest
niezłą lekcją, co to znaczy zbyt mocny chwyt.
Kiedy faza ta ma się ku końcowi, matki zaczynają odstawiać szczenięta od piersi
(czas, kiedy to robią, jest sprawą osobniczą, gdyż niektóre suki są bardziej macierzyńskie od
innych). Początkowo suka pomrukuje na szczeniaka ostrzegawczo, a kiedy mimo to malec
zabiera się do ssania, warczy, patrząc przeszywającym wzrokiem. Może nawet stanąć nad
przewróconym na grzbiet szczeniakiem, który na ogół przypłaszcza się do ziemi, popiskując.
Następnym razem po takiej lekcji ostrzegawcze mruknięcie wystarcza już, aby
zdyscyplinować malca.
Jest to jedna z dróg wpajania szczeniętom dyscypliny w tej fazie rozwoju. Niestety,
wielu niedoświadczonych hodowców uważa takie zachowanie matki za objaw szczególnej
niechęci suki do własnego dziecka lub wprost agresji, która zakończyć może się nawet
zagryzieniem niesfornego malca. Każda suka podejmuje ostre działania dyscyplinujące w
stosunku do tego szczeniaka, który przejawia szczególnie dominujący charakter. W zbędnej
trosce o życie szczeniaka nowicjusze potrafią nawet odizolować matkę od miotu lub oddzielić
od reszty “zagrożonego” malca. Niezwykle rzadko zdarza się, aby w tym stadium rozwoju
suka zagryzła swoje młode. Jest to natomiast niezwykle ważne, by wszystkie szczenięta
pozostawały razem z matką do końca tej fazy rozwoju. Tylko wtedy ich charakter ma szansę
ukształtować się prawidłowo. Nasza niewczesna interwencja w dyscyplinujące działania
matki w stosunku do psiaka o silnie dominującym charakterze zaowocuje w przyszłości
rozlicznymi kłopotami wychowawczymi, jakie sprawi on swemu właścicielowi.
Choć w tej fazie rozwoju najważniejsze jest, aby szczeniak nauczył się zachowania w
stosunku do innych psów, umiał regulować siłę ugryzienia i rozumiał znaczenie porządku
sfory, nie można zapomnieć o znaczeniu kontaktów z człowiekiem, jakie nawiąże w tym
czasie.
Hodowca powinien często brać na ręce każdego szczeniaka, głaskać, delikatnie
przewracać na grzbiet, kontrolować stan oczu, uszu, łap, oglądać zęby, pielęgnować. W
trakcie tych zabiegów szczeniak nie tylko uczy się, że kontakty z człowiekiem są przyjemnym
doświadczeniem, ale też przeżywa, przynajmniej początkowo, lekki stres. Pozwala to na
wykształcenie odpowiedniej odporności na stres, niezbędnej w dorosłym życiu. Ze szczeniąt,
które w tej fazie rozwoju miały zapewnione zarówno ciepło i bezpieczeństwo opieki
matczynej, jak i przyjemność kontaktu z człowiekiem, wyrastają na ogół prawidłowo
przystosowane do życia psy.
Faza socjalizacji z człowiekiem (7 do 12 tygodni)
Nauczywszy się w poprzednich fazach rozwoju jak być psem, szczenięta muszą teraz
nauczyć się, jak przystosować się do życia wśród ludzi. Najlepiej, aby szczeniak zmieniał
dom tuż po ukończeniu siedmiu tygodni. Odpowiedzialny hodowca, mając szczenięta w tym
wieku, powinien skontaktować się z doświadczonym trenerem psów lub behawiorystą, który
przeprowadziłby testy charakteru wszystkich szczeniąt w miocie.
Niestresujące, przeprowadzone w tym wieku testy pozwolą określić temperament i
przyszły charakter malca. Pewna wiedza na ten temat pozwoli wybrać odpowiedniego
szczeniaka zgodnie z oczekiwaniami przyszłych właścicieli. Testowane są dziedziczne
predyspozycje, odmienne u różnych szczeniąt. Testy przeprowadzone w późniejszym wieku
mogą dać wynik zafałszowany wpływami środowiska. Rzadko zdajemy sobie sprawę, jak
ważna może być rola hodowcy we właściwym doborze pary szczeniak - przyszły właściciel.
Zatraciłem już rachubę, ilu właścicieli odpowiedziało mi, że to nie oni wybrali sobie
szczeniaka, ale to on sobie ich wybrał. Kiedy tylko przyjechali obejrzeć szczenięta, on
wybiegł im na spotkanie, rozpychając po drodze miotowe rodzeństwo. Gdyby nabywcy
zapytali hodowcy, powiedziałby im, że ten szczeniak był zawsze pierwszy przy misce i
wyrósł na większego i mocniejszego niż reszta rodzeństwa, ponieważ to on ssał zawsze z
najlepszego sutka. Hodowca świetnie wie, że ten właśnie szczeniak ma najbardziej
niezależny, dominujący charakter.
Ten samodzielny wybór właściciela jest pierwszą z wielu decyzji, jakie w przyszłości
podejmie za swoich państwa taki silnie dominujący szczeniaczek. Uważam, że powinno być
odwrotnie.
Większość z nas zdaje sobie sprawę, że nie należy wybierać najmniejszego,
nieustannie skamlącego szczeniaka, który siedzi wciśnięty gdzieś w róg kojca, zupełnie
ignorowany przez resztę rodzeństwa. Niejeden jednak ulegnie odruchowi litości, decydując
się na kupno takiej “sierotki”. Mało kto zdaje też sobie sprawę, co go czeka z pieskiem, który
sobie sam wybrał właściciela. Gdy chcesz mieć miłego, niekłopotliwego i łatwego w
prowadzeniu towarzysza, wybierz szczeniaka kontaktywnego, ale nigdy zbyt ofensywnego i
pewnego siebie.
Idealnie byłoby, aby wszystkie szczenięta były sprzedawane według poniższego, nieco
utopijnego schematu. Hodowca, po przeprowadzonej z nabywcą rozmowie decyduje, czy
chce aby jego szczenię trafiło do tego człowieka. Następnie, dowiedziawszy się, jakie są
warunki domowe i charakter pracy przyszłego właściciela, hodowca sam wybiera szczenię,
które jego zdaniem najlepiej sprosta stawianym mu oczekiwaniom. Niestety nie żyjemy w
idealnym świecie. Zbyt wielu hodowców produkuje szczenięta wyłącznie dla pieniędzy, nie
interesując się ich dalszym losem.
Przez lata opracowywano różne testy psychiczne, pozwalające określić przyszły
charakter szczeniaka i jego przydatność do pracy, jaką powinien wykonywać. Pfaffenberger
przedstawia testy pomocne przy wyborze idealnego psa przewodnika. W 1975 roku William
E. Campbell wymyślił testy mające pomóc w wyborze psa najlepiej nadającego się do
codziennego życia z rodziną. Wszyscy hodowcy, poważnie traktujący swoje zajęcie, powinni
je znać i stosować.
Nie ma potrzeby zaznaczać, że testy powinna wykonywać osoba znająca je dobrze,
możliwie obca dla szczeniąt. Testowany szczeniak powinien znaleźć się w obcym sobie
pokoju sam na sam z przeprowadzającym test, tak aby obecność rodzeństwa nie dodawała mu
pewności siebie. Testy powinny mieć miejsce w porze największej aktywności szczeniąt.
Sprawdzają one pięć różnych typów zachowań, które są następująco punktowane:
Bardzo dominujący l punkt
Dominujący 2 punkty
Uległy
3 punkty
Bardzo uległy 4 punkty
Niezależny
5 punktów
Szczeniaki, które otrzymały w punktacji głównie jedynki, są szczególnie
predystynowane do pracy psów stróżujących lub policyjnych. Wymagają one
doświadczonego przewodnika. Nie zawsze psy o takim charakterze mają fizyczne warunki do
podjęcia tego rodzaju zadań - sądzę, że nawet bardzo dominujący chihuahua będzie zmuszony
pozostać nieodkrytym talentem. Szczeniaka o takim charakterze pod żadnym pozorem nie
można sprzedać komuś, kto nie ma żadnego doświadczenia w postępowaniu z psami. Pies,
który zaliczył testy na jedynki i na dwójki, nawet z przewagą dwójek, jest ciągle jeszcze
niezłym materiałem na psa pracującego.
Te szczeniaki, które otrzymały dwójki i trójki, ale głównie dwójki, mogą być dobrymi
psami dla rodziny, choć nie dla każdej. Lepiej, aby nie było tam dzieci, a przyszli właściciele
mieli pewne doświadczenie w postępowaniu z psami. Te, które otrzymały głównie trójki,
mogą być chętnymi towarzyszami zabaw, nawet dla młodszych dzieci. Te, które oceniono na
trójki i czwórki, wymagają wrażliwych i spokojnych właścicieli. Zwierzę z przewagą czwórek
łatwo może stać się agresywnym tchórzem.
Pies, który otrzymał głównie piątki, znakomicie zniesie warunki dużej hodowli,
natomiast nieszczególnie nadaje się na przyjaciela rodziny.
Testy należy przeprowadzić następująco:
Test 1: Predyspozycje stadne / towarzyskość
Szczeniak powinien znaleźć się na podłodze, pośrodku pokoju, w którym
przeprowadzany jest test. Osoba prowadząca test powinna zwrócić uwagę szczeniaka na
siebie i zachęcić go, aby podszedł. Szybkość reakcji, zachowanie i postawa jaką szczeniak
przyjmuje podchodząc do człowieka, jak się wobec niego zachowuje - wszystko to ma wpływ
na punktację.
Szybko, z podniesionym ogonem przychodzące szczenię, które podskakuje i podgryza
ręce testującego, otrzymuje l punkt. To, które podchodzi niepewnie z podwiniętym ogonem,
poddańczo posikując, otrzymuje 4. Natomiast taki piesek, który zupełnie ignoruje obecność
człowieka, zajęty swoimi sprawami otrzymuje 5 punktów.
Test 2: Chęć towarzyszenia człowiekowi
Kiedy udało się skłonić szczeniaka, by podszedł lub przynajmniej podążał w kierunku
prowadzącego test, ten powinien zrobić kilka kroków do tyłu i obserwować, czy szczeniak
chętnie mu towarzyszy. Bardzo dominujący szczeniak pójdzie za nim chętnie, plącząc się pod
nogami, a nawet próbując chwycić zębami za stopę. Bardzo uległy, delikatnie popchnięty
pójdzie za przewodnikiem, przewracając się na plecy za każdym razem, gdy ten się zatrzyma,
aby go pogłaskać. Niezależny zajmie się swoimi sprawami ignorując zaproszenie do spaceru.
Test 3: Pozbawienie swobody ruchu
Osoba testująca przewraca szczeniaka delikatnie na grzbiet i unieruchamia go na około
trzydzieści sekund. W tym teście przyznawane są punkty od jednego do czterech, w
zależności od tego, jak energicznie malec protestuje przeciw tej pozycji. Jeden będzie
wyrywał się próbując ugryźć trzymającego (1), inny powstrzyma się od gryzienia, jeszcze
inny będzie protestował leciutko lub pogodzi się z przemocą, liżąc ręce trzymającego.
Test 4: Reakcja na gesty dominacyjne
Często zdarza się nam widzieć spotkanie dwóch obcych psów, zdawałoby się równych
siłą. Po chwili zastanowienia jeden z nich kładzie łapę lub opiera podbródek na kłębie
drugiego. Widywaliśmy zapewne obydwa możliwe warianty rozwiązania tej sytuacji, w której
jeden z psów wykonał typowe gesty dominacyjne. W pierwszym wariancie drugi uznał się za
słabszego i psy rozeszły się spokojnie. W drugim - uznał, że jest równie silny i spotkanie
zakończyło się walką. Test ma sprawdzić reakcje szczeniaka na gesty dominacyjne. Osoba
testująca głaszcze malca po głowie, następnie schodzi ręką w dół i zatrzymuje dłoń na kłębie
na około trzydzieści sekund. Jeden punkt otrzymuje szczeniak, który zacznie protestować,
powarkując i starając się wywinąć. Bardzo uległy (4 punkty) prawdopodobnie posiusia się
trochę, przypadając do ziemi. Niezależny, podobnie jak w poprzednich testach, zignoruje całą
procedurę (5 punktów).
Test 5: Pelna dominacja przez podniesienie do góry Podobnie jak w teście 3
przyznajemy punkty od l do 4, gdyż, jak przekonamy się za chwilę, szczeniak jest
pozbawiony możliwości wykazania się niezależnością. Osoba testująca podnosi delikatnie
szczeniaka na około trzydzieści sekund, splatając mu dłonie pod brzuszkiem. Taki chwyt
stawia osobę testującego w pozycji absolutnego dominanta. W zależności od stopnia poddania
przyznajemy punkty od l do 4.
Siedmiotygodniowy szczeniak przypomina niemal nie zapisaną kartę, tak niewielki
jest zespół zachowań nabytych. W tym wieku ich reakcje odzwierciedlają głównie
odziedziczone skłonności. Późniejsze doświadczenia oraz wpływy środowiska ukształtują
ostatecznie temperament psa. Testy przeprowadzone w siódmym tygodniu życia pozwolą
hodowcy Z dużą dozą prawdopodobieństwa określić przyszły charakter malca i wybrać dla
niego odpowiedni dom.
Kiedy szczeniak znajdzie się w nowym domu, jego kontakty z domownikami, obcymi
ludźmi, gośćmi powinny być tak sympatyczne, jak to tylko możliwe. Nowi właściciele
powinni unikać, jeśli to możliwe, zbyt ostrego karcenia malca zarówno krzykiem, jak i
wymierzaniem zbyt mocnych kar fizycznych. Pomiędzy ósmym a jedenastym tygodniem
szczeniak poznaje uczucie strachu. Toteż, jeśli w tym okresie doświadczy zbyt silnego strachu
lub bólu, stanie się nadmiernie lękliwy i wyprowadzenie go z tego stanu może być bardzo
trudne. Nowy właściciel musi bardzo delikatnie traktować malca w tej fazie rozwoju,
chroniąc go przed wszelkiego rodzaju urazami. W tym okresie warto udać się z malcem do
lekarza weterynarii nie w celu dokonania jakiegokolwiek nieprzyjemnego zabiegu, ale po to
tylko, aby lekarz obejrzał go po przyjacielsku. W trakcie takiej wizyty warto dać pieskowi
jakiś smakołyk, a potem spokojnie udać się do domu. To bardzo ważne, aby ten pierwszy
kontakt z weterynarzem, którego psy na ogół nie darzą sympatią, odbył się w takich
bezstresowych warunkach.
Faza ustalania hierarchii (12 do 16 tygodni)
Mniej więcej w tym wieku psiak przestaje być szczeniakiem, a staje się młodym
dorosłym. Czuje się już zadomowiony w swoim nowym otoczeniu. Często nadmiernie
zażywa wolności i otrzymuje przywileje, których nie miałby nigdy pozostając w gnieździe z
matką i rodzeństwem, lub żyjąc w stadzie dzikich czy zdziczałych psów. Patrząc z naszego,
ludzkiego punktu widzenia, wciąż postrzegamy takiego dwunaste- czy
szesnastotygodniowego psa jako szczeniaka i tolerujemy w jego zachowaniu rzeczy, których
nigdy nie zaakceptowali byśmy u dorosłego psa. Zupełnie zapominamy o tym, że psy
rozwijają się znacznie szybciej niż ludzie. A przecież - skoro nie akceptujemy zuchwałości
dziesięcio- czy dwunastolatka, nie powinniśmy zatem tak łatwo zezwalać na nią
podrastającym szczeniakom.
Tę fazę rozwoju nazywa się często fazą ząbkowania - zmiany zębów. Charakteryzuje
się ona nieodmiennie gryzieniem wszystkiego, co popadnie. Psiak w tym okresie zaczyna
czuć się coraz bardziej pewny siebie i próbuje ustalić wstępnie hierarchię stada, w którym się
znalazł.
Dr Ian Dunbar z Kalifornii próbował ostatnimi laty ustalić, w jaki sposób przebieg
socjalizacji z psami i z ludźmi szczeniąt w wieku między dwunastym a osiemnastym
tygodniem życia wpływa na późniejsze zachowania dorosłego psa. Jego doświadczenia
obejmowały wizyty szczeniaka w psim przedszkolu, gdzie małe psy uczyły się opanować lęk
na widok tych dużo większych. Duże zaś uczyły się zachowywać delikatnie w obecności
małych. Program przedszkola obejmował wprowadzenie szczeniaków w sytuacje, z jakimi
przyjdzie im się zmierzyć w dorosłym życiu, jak choćby lekarska kontrola pazurów, oczu,
uszu czy gruczołów okołoodbytowych. Cała rodzina, nie wyłączając dzieci, była zapraszana
do udziału w takich przedszkolnych spotkaniach. Właściciele uczyli się jak sprawić, by psiak
reagował na ich komendy - chodź, stój itd. Psia młodzież uczyła się natomiast przebywania z
dziećmi. Tymi nad wyraz ruchliwymi, obdarzonymi piskliwymi głosami istotami, z którymi
nigdy nie wiadomo, co też im strzeli do głowy, i nigdy nie wiadomo - czy już się trzeba bać,
czy może bronić się.
Okres pomiędzy dwunastym a osiemnastym tygodniem wybrano z następujących
powodów:
1. Lekarz weterynarii nie zgodzi się, aby młodszy niż dwunastotygodniowy szczeniak
stykał się z innymi psami, ze względu na kwarantannę poszczepienną.
2. Kiedy szczeniak ukończy osiemnaście tygodni, w jego organizmie zachodzą
znaczące zmiany. U samców rośnie poziom testosteronu. Zmienia się nie tylko ich
nastawienie do innych psów, ale i nastawienie innych psów do nich. To naturalne - przestają
być szczeniakami.
Takie przedszkolne klasy dla podrastających szczeniąt są już znane także w Anglii i
doradzałbym wszystkim, którzy mają niewielkie doświadczenie w wychowaniu szczeniąt, aby
skorzystali z możliwości udziału w takich zajęciach. Wyniki badań dowodzą, że ze szczeniąt,
które uczęszczały do psich przedszkoli, wyrastają psy znacznie łatwiejsze w prowadzeniu.
Bardzo rzadko wdają się one w walki z innymi psami, nie przejawiają agresji w stosunku do
ludzi i są znacznie lepszymi pacjentami, gdy zajdzie potrzeba interwencji weterynaryjnej.
Faza ucieczek (4 do 8 miesięcy)
Skłonność do ucieczek można by określić jako zew wolności. W tym okresie pies,
który do tej pory posłusznie reagował na wołanie i szybko wracał do właściciela, kiedy
usłyszy swoje imię, zatrzymuje się, zawiesza wzrok gdzieś w przestrzeni, by w końcu pójść w
przeciwną stronę.
Wśród dzikich zwierząt jest to zupełnie normalne zachowanie. Znaczy to tyle, że
młody samiec lub samica zaczyna rozglądać się za odpowiednim partnerem seksualnym
(mniej więcej w tym czasie młode samice mają pierwszą cieczkę) lub postanawia zwiedzić
okolicę na własną rękę. Ta faza rozwoju odpowiada wiekowi czternastu, szesnastu lat u ludzi.
Nie znaczy to wcale, że pies ucieka stale przez cztery miesiące. Na ogół trwa to kilka dni,
czasami miesiąc, zawsze w tych granicach czasowych. Dalsze, głęboko zakorzenione kłopoty
z przychodzeniem psa na wołanie mogą wynikać wtedy, gdy odkryje on, że nieposłuszeństwo
może być świetną zabawą. Nader zabawne może okazać się spotkanie i pogonienie zająca czy
wyjedzenie kanapek, niebacznie pozostawionych przez odpoczywającą na pikniku rodzinę. W
końcu atrakcją może być spotkanie młodej chętnej do figli suczki, z którą można ganiać się
po parku. Kiedy po dwóch godzinach takiej pysznej zabawy winowajca natknie się na
wściekłego, nie kryjącego swego zdenerwowania właściciela, trudno się dziwić, że uzna go za
zdecydowanie mniej atrakcyjnego od przeżytych dopiero co przygód. Powrót do
nieprzyjaźnie nastawionego właściciela skojarzy się na długo z przykrością, a ucieczka,
prawem kontrastu - z przyjemnością. Wiedząc o tym naturalnym instynkcie, właściciele psów
powinni w tym okresie zwracać szczególną uwagę na zachowanie swoich podopiecznych.
Kiedy zauważą skłonność do nagłego znikania na dobrze sobie znanym terenie, mogą
kontynuować spacery po tym samym terenie, ale na dłuższej smyczy. Mogą też chodzić na
spacery w miejsca dotąd psom nie znane. To drugie rozwiązanie wzmocni więzi w stadzie i,
jak przekonamy się w rozdziale trzecim, będzie stanowiło znakomitą wskazówkę dla psa, że
to właśnie właściciel jest przewodnikiem stada.
Okres dojrzewania (6 do 14 miesięcy)
W organizmie psów i suk zachodzą w tym okresie duże zmiany hormonalne. Reakcje
organizmu na te zmiany są u psów osobnicze, podobnie jak to jest u dojrzewających ludzkich
nastolatków. Niektóre nastolatki mają pryszcze, inne irracjonalne problemy emocjonalne.
Zdarzają się, choć nie często, tacy, którzy przechodzą ten trudny okres niemal
niezauważalnie. Ci z nas, którzy mają własne dzieci, wiedzą świetnie jak trudny i
skomplikowany jest dla naszych dzieci ten okres hormonalnych zmian. Wiemy też doskonale,
jak ciężki i frustrujący jest ten okres dla nas, rodziców.
Dla psów okres dojrzewania jest tak samo trudny. Kiedy ciało zmaga się z
ustawieniem nowej równowagi hormonalnej, pojawiają się efekty uboczne. Niektóre zmiany
w zachowaniu mogą nawet przestraszyć właścicieli. Klasycznym przykładem jest odmienna
niż dotąd reakcja psa na rzeczy dobrze mu znane. Coś, obok czego przechodził obojętnie,
wzbudza w nim teraz złość, agresję lub strach. Niewłaściwa reakcja właściciela na te
anomalie zachowania może w dużym stopniu zaważyć na charakterze dorosłego psa. Kiedy
na przykład pies zaczyna szczekać na doskonale sobie znane krzesło, które przesunięto w
nieco inne miejsce, właściciel nie powinien zachęcać go, nawet łagodnie, do podejścia i
sprawdzenia co to jest. Jeszcze większym błędem będzie wręcz zmuszenie psa, aby podszedł
do obiektu wzbudzającego lęk, bo na całe życie może mu pozostać uraz, kojarzący to
konkretne krzesło z czymś przerażającym. Błąd polega tu na połączeniu ośmielania
zwierzęcia z jednoczesnym nagrodzeniem (“Choć tu, zobacz, dobry piesek”). Znacznie
rozsądniej uczyni właściciel ignorując fanaberie psa. Powinien usiąść na krześle ze słowami
“nie zachowuj się jak durny pies” i spokojnie poczekać co będzie. Po paru chwilach pies
skojarzy “och, to tylko to krzesło, nie zorientowałem się, bo je przestawiono” i spokojnie
podejdzie do mebla.
Reakcja właściciela na irracjonalne zachowania dorastającego psa może ukształtować
wzór zachowania w całym dorosłym życiu. Może być pewien, że osiągnie skutek odwrotny
od oczekiwanego i to zarówno w postępowaniu z psem, jak i nastolatkiem, starając się
dodawać mu odwagi, stwarzać cieplarniane warunki i usuwać wszelkie przeszkody. Z drugiej
strony równie złe skutki przyniesie karanie za takie zachowania. Trzeba pamiętać, że w
okresie dojrzewania niewiele jest logiki w postępowaniu młodzieży. Swoim zachowaniem
właściciel musi upewnić psa, że jego młodzieńcze brewerie nie będą w żaden sposób
nagradzane. Jeśli jednak dziwne zachowanie psa powtarzać się będzie przez kilka dni z rzędu,
trzeba się zastanowić, czy nie kryją się za nim inne niż dojrzewanie przyczyny.
Wiek dojrzały (l do 4 lat)
Mniej więcej do czterech miesięcy fazy rozwoju szczeniąt różnych ras pokrywają się.
Później pojawiają się pewne różnice. Generalnie psy małych ras wchodzą w poszczególne
fazy nieco szybciej niż dużych. Okres dojrzewania aż do osiągnięcia pełnej dojrzałości trwa
od roku do czterech lat w zależności od rasy i wielkości psa.
Wraz z osiągnięciem pełnej dojrzałości pojawia się potrzeba przewartościowania
hierarchii stada. W tym okresie pies ustala swoją pozycję w stadzie raz na zawsze.
(Posiadacze dorosłych psów nie powinni przerywać lektury w tym miejscu, rozdziały 3, 5 i 6
przekonają ich, że zmiana hierarchii stada jest jednak możliwa bez konieczności użycia siły).
Jeśli pies ustalając wstępnie swoje miejsce w stadzie (między dwunastym a szesnastym
tygodniem) zajął dość wysoką pozycje, może w późniejszym okresie, oczywiście zależnie od
temperamentu, podjąć próbę przejęcia przewodnictwa stada. Jego zachowanie może być
nawet agresywne w stosunku do właściciela. Czy i jak ta walka się rozegra, zależy w równej
mierze od psychiki psa, jak i postępowania właściciela.
Niektóre psy przejawiają czynne odruchy obronne, inne zaś bierne. Te o odruchach
aktywnych poprą swoją walkę o zmianę pozycji agresją. Psy o odruchach biernych przyjmą
konieczność współzawodnictwa głupim, szczenięcym zachowaniem lub od razu
podporządkują się (Rozdział 14). Jeśli właściciel psa, zwłaszcza którejś z ras stróżujących czy
obrończych, zezwolił na zajęcie wysokiej pozycji w stadzie i nagle, w jakiejś określonej
sytuacji spróbuje go sobie podporządkować, nie może być zdziwiony, że spotkał się z agresją
ze strony swego podopiecznego. W stadzie wilków Alfa (przewodnik) utrzymuje w stałej
dyscyplinie wszystkich niżej stojących członków stada, pilnując starannie, aby nie dostały się
im nienależne przywileje. Nie znaczy to wcale, że jest on agresywny - to raczej jego pozycja
w stadzie zmusza go do agresywnego działania. Zachowanie twojego psa w okresie
osiągnięcia dojrzałości będzie wynikało z jego doświadczeń w poprzednich fazach
rozwojowych oraz ze świadomości, na jak wiele mógł sobie do tej pory pozwolić. Ten
rozdział miał uświadomić właścicielom psów, że suma doświadczeń, jakie zbierze ich pupil w
kolejnych fazach rozwoju, da mu jasny pogląd na własną pozycję w stadzie w chwili
osiągnięcia dojrzałości. Następne rozdziały mogą pomóc tym, którzy mają kłopoty z
dorosłymi już, agresywnymi psami.
3 MIEJSCE PSA W LUDZKIM STADZIE
Jak pisałem w poprzednich rozdziałach, wszystkie psy, niezależnie od wielkości i
budowy ciała, mają te same wzorce zachowania w poszczególnych fazach rozwoju, jak ich
dzicy przodkowie. Przez lata jednak wzorce te zostały zamaskowane tak skutecznie, że
niemal niemożliwe stało się ich prawidłowe rozpoznanie. Powstało wiele różnych ras, które
zaspokoić mają odmienne oczekiwania szerokiej rzeszy miłośników psów. Posiadanie psa
stało się modne. Doszło do tego, że za obowiązujący model pełnej rodziny zaczęto uważać
rodzinę z dwójką dzieci, posiadającą dom, samochód i psa. Większości z tych ludzi mogłaby
nie przypaść do gustu wiadomość, że słodki, mały pudełek smacznie śpiący na ich kolanach
kryje w sobie instynkty dzikiego zwierzęcia. Być może nie akceptowaliby go wówczas tak
łatwo jako członka swojej rodziny.
W rezultacie trwającego przez setki lat udomowienia pies stał się, generalnie mówiąc,
zwierzęciem podporządkowanym człowiekowi. Jednak, jak wynika z dotychczasowej lektury,
nawiązanie ścisłego kontaktu z psem, który w fazie socjalizacji (do 14 tygodnia życia) miał
niewielką styczność z człowiekiem, jest trudne, a niektórzy twierdzą, że wręcz niemożliwe.
Nie ulega wątpliwości, że wzajemne zrozumienie pomiędzy psem i człowiekiem nie jest
wrodzone. Jest nabyte, wdrukowane we wczesnym szczenięctwie. Wczesna socjalizacja oraz
fakt, że człowiek jest istotą dwunożną, o postawie wyprostowanej, stawia go automatycznie w
pozycji zwierzęcia dominującego i ułatwia utrzymanie kontroli nad psem. Zdarza się jednak,
że traci on tę kontrolę, stając się właścicielem psa kąsającego dłoń, która go karmi.
Jeśli pominiemy różnice wyglądu różnych ras i spojrzymy na psa jako na zwierzę o
odziedziczonych instynktach, staje się jasne, jak powstają takie sytuacje. Analiza socjalnej
struktury wśród wilków, zdziczałych psów i, na koniec, udomowionych psów wskazuje, że
mamy do czynienia ze zwierzętami stadnymi. Dla prawidłowego funkcjonowania struktury
socjalnej każdego stada niezbędna jest obecność osobnika Alfa (przewodnika). Dla członków
stada wilków czy zdziczałych psów zrozumienie praw stada nie przedstawia większej
trudności, gdyż w ustabilizowanej strukturze stada każde zwierzę ma swoje określone
miejsce. Im wyższa jest jego pozycja w stadzie, tym większe ma on przywileje. Wszystkie
zwierzęta w stadzie rozumieją mowę ciała i znaczenie poszczególnych sygnałów. Kiedy
niższy rangą uzurpuje sobie któryś z zarezerwowanych dla osobnika Alfa przywilejów,
wystarczy jedno spojrzenie, aby przywołać go do porządku. Okazuje się, że w przypadku
psów udomowionych sam fakt, że przyszło im żyć w mieszanych, psio-ludzkich, stadach
często komplikuje sytuacje. My, ludzie, próbujemy wpoić psom nasz system wartości. One
jednak nie są w stanie przekroczyć progu psiego pojmowania i akceptują wyłącznie własny
system wartości. Na ogół udaje się nam wszystko zagmatwać na tyle, że aż dziw, jak psy są w
stanie w ogóle nauczyć się żyć z tak dla nich nielogicznymi istotami.
Jeśli uświadomimy sobie, jakie prawa i przywileje przynależą w stadzie osobnikowi
Alfa i porównamy je ze stosunkami, jakie panują pomiędzy niektórymi z nas a naszymi
psami, stanie się jasne, w którym miejscu załamuje się system porozumienia między
gatunkami, czego wynikiem jest posiadanie niekiedy nieznośnych i nieposłusznych psów.
Wielu moich klientów opowiada mi o tym, że ich psom wolno wskakiwać na sofę czy
fotel, by być blisko pana, gdy ten ogląda telewizję. Większość tych psów sypia w łóżku lub
przynajmniej wskakuje tam na poranne pieszczoty. Niemal wszystkie mają przy tym własne
posłanka do spania. Większość z nich również w ciągu dnia ignoruje przeznaczone im
posłania, wybierając sobie na odpoczynek jakieś zupełnie inne miejsce, choćby pod
kuchennym stołem czy na krześle w pokoju. Moi klienci, pytani, czy posłania te są wygodne,
przypuszczają, że tak, choć nigdy ich sami nie próbowali.
Osobnik Alfa może spać tam, gdzie chce, lecz nikomu nie wolno spać w jego łóżku
Jeśli w tych rodzinach miejsce psa do spania jest nietknięte, a on sypia, gdzie tylko
zechce, to kto tam jest osobnikiem Alfa. Dla psów, jako dla drapieżników, pożywienie ma
pierwszoplanowe znaczenie nie tylko dla przetrwania, ale też dla funkcjonowania hierarchii
stada. Mąż klientki, która odwiedziła mnie ostatnio, pracował w dziwnych godzinach. W
zależności od tego, jak ułożyła mu się praca, wieczorny posiłek jadali raz o piątej po
południu, raz o siódmej. Ich pies otrzymywał swój posiłek zawsze o szóstej. Pani nie mogła
zrozumieć, dlaczego pies nigdy nie żebrał przy stole, kiedy jedli wcześniej, natomiast zawsze
dopominał się o jedzenie, gdy obiad był późno, już po porze karmienia, mimo że nigdy nic
przy stole nie dostał.
Osobnik Alfa ma prawo do najlepszych kąsków i je pierwszy. Reszta stada zadowolić
się musi tym, co pozostawi, a i to tylko do czasu, gdy zdecyduje się zjeść coś jeszcze
Kiedy rodzina siadała do posiłku pierwsza, pies - choć głodny - instynktownie
wiedział, że musi poczekać na resztki. Kiedy pies jadł pierwszy, instynkt podszeptywał mu,
że jako ważniejszy ma również prawo do pozostałych resztek, to znaczy do posiłku, który
spożywała rodzina (patrz również pilnowanie pożywienia, rozdział 13).
Przeciąganie szmaty, starego paska, zabawki (wiele takich zabawek pojawiło się na
rynku) - to jedna z najpopularniejszych zabaw z młodymi psami. Na ogół, zachwyceni
zaangażowaniem i zajadłością naszego pupila, a także w poczuciu własnej przewagi
fizycznej, pozwalamy mu wygrać w tej nierównej próbie sił. Nieco brutalne siłowanie się
także bywa atrakcyjną zabawą dopóki malec, rozzuchwalony, nie zacznie kąsać zbyt mocno
naszych rąk ostrymi ząbkami.
Polujące drapieżniki mają głęboko zakorzeniony instynkt unikania zranienia, toteż
ustalanie stosunków dominacji-podporządkowania następuje na ogól w zabawie
Nie można uczyć szczeniaka, że zajadłe, połączone z szarpaniem warczenie przynosi
zwycięstwo. On nie wie, że zaangażowawszy się w nieco brutalną zabawę, świadomie
pozwoliliśmy mu wygrać.
Często klienci opowiadają mi o tym, że ich psy wyprzedzają ich na schodach i na
podeście, z głową zwróconą w kierunku pana, oczekują aż ten wespnie się na górę. Patrząc na
ogół pod nogi, rzadko rozmyślamy nad takim zachowaniem i ledwie je zauważamy. A jak ta
sprawa wygląda z punktu widzenia psa?
U psowatych i wilków osobnik słabszy okazuje szacunek silniejszemu podchodząc ze
spuszczoną głową i unikając jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego.
Dla psa drzwi wejściowe mają zasadnicze znaczenie - stanowią wejście do gniazda.
Korytarz przy drzwiach jest zazwyczaj wąski. Zdecydowanie
W życiu codziennym stado ma obowiązek okazywać szacunek przywódcy
za często słyszę o tym, jak to pies przepycha się w takim korytarzyku, wyprzedzając
właściciela w drodze do drzwi. Na ogół kładzie się to na karb podniecenia psa procedurą
wchodzenia do domu. Często taka opowieść wiąże się z historyjką o tym, jak ten pies jest
leniwy. Ułożywszy się w drzwiach kuchni lub innym ruchliwym miejscu, ani drgnie, kiedy
spróbować go przepędzić. Co najwyżej przeciągnie się i zamruczy. Zwykle właściciele
rezygnują z przeganiania delikwenta i starannie obchodzą go dookoła.
Kiedy Alfa odpoczywa, pozostali członkowie stada pilnują, aby nic go nie niepokoiło.
W wąskim przejściu stado rozstępuje się tak, aby Alfa mógł przejść pierwszy. Są to wspólne
dla wilków i psowatych zachowania instynktowne. Jeśli się głębiej nad tym zastanowić,
niewiele różnią się od ludzkich. Starszeństwo ma swoje przywileje.
A ile razy, wciągnięci niemal bez reszty w niezwykle interesujący program w
telewizji, mieliście nagle podbite w górę ręce. W ten brutalny sposób zapomniany na chwilę
pies domaga się pieszczot. Najczęściej spełniamy jego życzenie bez zwłoki, po części dlatego,
że nie chcemy, aby po raz drugi nam brutalnie przerwano, a po części by nasz pupil nie
pomyślał sobie, że przestał być kochany. A tak naprawdę to cieszy nas taki objaw uczucia ze
strony własnego psa.
Kiedy osobnik Alfa życzy sobie przejść którędy bądź, pozostali członkowie stada
pierzchają natychmiast - nie tyle ze strachu, co z chęci zademonstrowania zupełnego
podporządkowania
Tymczasem sytuacja ta ma zupełnie inny wydźwięk. To pies zdecydował, kto i jak
długo ma go głaskać. Może się zatem zdarzyć, że właściciel, któremu nagle przyjdzie ochota
na pieszczoty z własnym psem, otrzyma w odpowiedzi na wołanie znudzone spojrzenie,
czasem nawet warknięcie. Niemal każdy właściciel wycofuje się wtedy z głupim uśmiechem,
postanawiając nie budzić śpiącego psa. Nim się spostrzegliśmy powstała sytuacja, która z
punktu widzenia psa wygląda następująco:
1. On śpi, gdzie chce, ale nikt nie śpi na jego posłaniu.
2. On zjada najlepsze kąski, a rodzina resztki.
3. On zawsze zwycięża w grach i zabawach.
4. To jemu okazujemy codziennie uległość, jako wyższemu rangą.
5. On jest zawsze przed nami w wąskich przejściach, a jeśli je z lekka zablokuje,
obchodzimy go dokoła, by mu nie przeszkadzać.
6. On żąda całej naszej uwagi, gdy przyjdzie mu na to ochota, my natomiast
akceptujemy kiedy on nas ignoruje.
A wszystko to są prawa osobnika Alfa. Nasz pies bynajmniej nie prosił o nie. Sami
bezmyślnie mu je przekazaliśmy. A skoro już wykreowaliśmy naszego psa na przewodnika,
musimy zaakceptować fakt, że wraz ze stanowiskiem wziął on na siebie i odpowiedzialność z
nim związaną. Obowiązki osobnika Alfa są następujące:
1. Prowadzi stado. Dlatego tak ciągnie na smyczy.
2. On utrzymuje zwartość stada. Dlatego też, spuszczony ze smyczy wybiega do
przodu i wraca, a nawet obiega nas wkoło. On nas pasie.
3. Dba o bezpieczeństwo stada. Dlatego przejawia agresję wobec każdego, kto naruszy
nasze terytorium, czy będzie to obcy pies, czy sąsiad trenujący poranne biegi.
4. Daje sygnał do polowania. Czyni to na przykład wtedy, gdy oskarżamy go o
ucieczki.
5. Broni gniazda i dlatego jest agresywny w stosunku do naszych gości. Ta lista
praktycznie nie ma końca, toteż w następnych rozdziałach znajdziecie wyjaśnienie również
innych zachowań o podobnym znaczeniu. Psy, przejawiające takie wzorce zachowań,
niekoniecznie są złe, nieposłuszne czy agresywne. W znakomitej większości są to po prostu
psy, które z pełną odpowiedzialnością sprawują funkcję, którą ich obarczyliśmy.
Zamieńmy się miejscami
Zrozumiawszy istotę problemu sami możemy przejąć przewodnictwo stada, a wtedy
większość naszych kłopotów z nieznośnym psem zwyczajnie przestanie istnieć. Powinniśmy
tylko:
1. Wyegzekwować, by pies nie spał w naszym łóżku i nie wylegiwał się na naszych
fotelach - za to my możemy siadać na jego posłaniu - może to brzmi śmiesznie, ale działa.
2. Przygotować jedzenie dla psa w jego obecności, ale przed podaniem go psu samemu
zjeść przynajmniej kanapkę, jeśli nie cały posiłek.
3. Wszystkie gry i zabawy powinny być pod naszą całkowitą kontrolą. Nigdy nie
należy zaczynać zabaw siłowych.
4. Na najwyższym stopniu schodów jesteś zawsze pierwszy, to pies podchodzi do
ciebie. W domach piętrowych piętro nie powinno być dostępne dla psów (ludzkie gniazdo),
co znakomicie ułatwi zainstalowanie bramki.
5. Przy wychodzeniu z domu każdą próbę przepchnięcia się przed właściciela należy
ukrócić lekkim stuknięciem drzwiami w psi nos (tak aby go nie zranić i nie sprawić mu
dużego bólu) - to szybko nauczy go właściwego zachowania.
6. Przepędzamy psa z naszej drogi, kiedy utrudnia nam poruszanie się po domu.
Musimy przyzwyczaić psa do tego, że na różne przywileje musi on sobie zasłużyć -
głaskanie, smakołyki czy spacer. Wystarczy jakiekolwiek proste ćwiczenie, jak siad, stój czy
leżeć - tak aby wiedział, że kiedy chce coś od nas, musi na to zasłużyć. Wszelkie próby
podgryzania czy szarpania rąk, czy innych części ciała: ubrania, smyczy powinny spotkać się
ze stanowczą komendą “zostaw”, popartą srogim spojrzeniem. Nawet szybka reakcja na tę
komendę nie powinna spotkać się z żadną nagrodą.
Te proste sposoby są dostosowane do możliwości pojmowania psa. Co więcej,
ustawiają nas w pozycji przewodnika, który decyduje o wszystkim. Niezwykle ważne jest,
aby zasady postępowania w stadzie zostały ustalone od samego początku i były zawsze
przestrzegane. Pamiętajmy na przykład o tym, że osobnik podporządkowany postępuje
zawsze z tyłu za przewodnikiem, toteż jeśli pozwolimy psu ciągnąć na smyczy w drodze do
parku lub nie wyegzekwujemy przychodzenia na wołanie, tym samym pozwolimy psu na
podniesienie jego pozycji w stadzie, tracąc prawo do autorytatywnego ustalania naszych
wzajemnych stosunków.
Należy przy tym zaznaczyć, że bardzo wiele psów otrzymuje przywileje, na które
wcale nie zasłużyły i nie ma to widocznego wpływu na ich zachowanie. Omawiane tu
przypadki dotyczą psów, których zachowanie wymyka się spod kontroli, co powoduje
konieczność zbadania przyczyn powstałych kłopotów. Doświadczenie uczy, że większość z
nich ma swoje źródło w nieuświadomionym przekazaniu praw i obowiązków lidera psu.
Zmiana już ustalonej hierarchii stada wiąże się z odebraniem psu zarezerwowanych dla lidera
przywilejów. Zmiana porządku w stadzie pod żadnym pozorem nie może odbywać się w
drodze konfrontacji fizycznej. Wiadomo jak kończą się próby podjęcia walki słabszego wilka
z przewodnikiem stada.
W mojej praktyce nauczyłem się pokazywać moim klientom, jak w praktyce powinno
odbywać się obniżanie pozycji psa w stadzie i jakie korzyści wynikają z właściwego
postępowania. Zazwyczaj pies po przyjeździe przeciąga właściciela drogą z parkingu do
mojego biura. Pytam wtedy, czy właściciel chodził kiedykolwiek ze swoim psem na kurs
tresury. Na ogół odpowiedź brzmi, że tak, ale to niewiele pomogło w opanowaniu nawyku
ciągnięcia. Kiedy usiądziemy już w moim biurze nad kawą lub herbatą, proszę właściciela,
aby puścił psa luzem i nie zwracał na niego żadnej uwagi, chyba że zacznie się on
zachowywać w sposób absolutnie nie do przyjęcia. Mam w tym swój ukryty cel. Moje biuro
to ewidentnie obce dla stada terytorium, toteż czuje się ono nieco niepewnie. Widać to w
zachowaniu ludzi. Siedzą wyprostowani na krzesłach, zapytani o tak prostą rzecz, czy podać
kawę czy herbatę, wymieniają między sobą spojrzenia.
Psy, które błyskawicznie czytają mowę ciała, natychmiast wychwytują te i inne, zbyt
subtelne do zauważenia ludzkim okiem sygnały. Kiedy stado jest w niebezpieczeństwie, lider
musi przejąć inicjatywę. W przeważającej części przypadków przewodnikiem okazuje się
pies. Zwykle zaczyna on wtedy przechadzać się, w przód i w tył, zawsze odgradzając mnie od
rodziny. Jest to rodzaj nadaktywnego zachowania, jakie często przejawiają psy będąc w
gościnie lub wobec składających wizytę w ich domu. Kiedy pies jest pozostawiony sam sobie,
wszyscy muszą zachowywać się zupełnie spokojnie. Nie głaskać go, nie kazać mu się położyć
- wtedy jego aktywność zmierza w kierunku zwrócenia na siebie uwagi.
Zaczyna podbiegać do drzwi, prosząc o wypuszczenie, szczeka usłyszawszy
najmniejszy szelest w nadziei, że ktoś każe mu się zamknąć, zaczyna mu być obojętne, czy
wywoła reakcję pozytywną czy negatywną. Będzie przewracał kosz na śmieci, wspinał się na
meble lub pchał się właścicielom na kolana.
Zachowanie psa w stworzonej przeze mnie sytuacji mówi mi wiele o jego pozycji w
stadzie. Wywiad na temat tego, co psu w domu wolno, potwierdza z reguły wnioski, jakie
wyciągnąłem wcześniej z obserwacji. Ponieważ ja również ignoruję psa i jego zachowanie,
dochodzi on szybko do wniosku, że moja pozycja w stadzie jest niższa niż jego.
Wytłumaczywszy właścicielom to co się dotąd zdarzyło mówię, że teraz przejmę
przewodnictwo stada na swoim terenie według następujących kryteriów:
1. Niższy rangą pies nawet nie spróbuje zabrać kości stojącemu wyżej od niego.
Będzie stał w bezpiecznej odległości przyglądając się jedynie. Ale wystarczy, by ten wyżej
stojący, niezadowolony, spojrzał ostro - i podporządkowany natychmiast odwraca wzrok.
2. Niższy w hierarchii pies zawsze przepuści dominującego nad nim w wąskim
przejściu. Obserwując stado foxhoundów wypuszczanych z kenelu szybko zorientujemy się,
że określone psy wychodzą zawsze pierwsze.
3. Niższy w hierarchii pies nie śmie dotknąć wyżej postawionego łapą, a tym bardziej
zębami, w żadnych okolicznościach. Jeśli nawet zbliży się do niego, to tylko zachowując
wszystkie gesty podporządkowania i tylko na taki dystans, na jaki mu się pozwoli.
Psy właściwie wychowywane w fazie socjalizacji z psami mają już wpojone te
podstawowe psie maniery. W wieku siedmiu tygodni są jeszcze dobrze wychowane - to my,
ludzie psujemy je, gdy staną się członkami naszego domowego stada. Trzeba im zatem
przypomnieć to, czego nauczyły się we wczesnym dzieciństwie.
Tu chciałbym zaznaczyć, że wobec psów agresywnych w stosunku do ludzi moje
postępowanie jest nieco inne, choć oparte na tych samych zasadach (patrz rozdział 6).
Biorę smaczny kąsek, trzymając go między kciukiem i palcem wskazującym. Nie
podaję go psu. Nawet na niego nie patrzę, kontynuując rozmowę z właścicielami. Na ogół
pies prezentuje cały swój repertuar trików. Siada i podaje łapę, zaczyna nawet szczekać. Nie
wywoławszy oczekiwanej reakcji (nie dostał przysmaku) postanawia wziąć go sobie sam.
Mówię wtedy spokojnie “zostaw to”, a kiedy pies nie reaguje, natychmiast dosłownie ryczę
“zostaw” jednocześnie patrząc mu ostro w oczy. We wczesnym szczenięctwie pies spotkał się
już z taką reakcją swojej matki, która znaczyła tyle co “zostaw ten bar mleczny”, a brak
dostatecznie szybkiej reakcji powodował ostre skarcenie. Nie nagradzam psa, kiedy wreszcie
reaguje właściwie. To było moje pożywienie i nie miałem ochoty dzielić się nim z psem.
Odkładam przysmak i po chwili idę w drugi koniec pokoju. Wołam psa do siebie. Chwalę go
kiedy podejdzie.
Jakiś czas potem znów biorę przysmak do ręki. Jeśli pies niczego się nie nauczył,
powtarzam spokojnie “zostaw to”. Ale rzadko mi się zdarza, abym musiał całą procedurę
powtarzać. Pierwsza zasada została wprowadzona w życie - Nie rusz mojej kości!
Następnie idę do drzwi i zachęcani psa, aby poszedł za mną. Chcę go nauczyć, aby nie
przepychał się przez nie pierwszy. Drzwi w moim biurze otwierają się na zewnątrz. Nie
mówiąc ani słowa zaczynam otwierać drzwi. Kiedy tylko pojawi się niewielka szparka, pies,
zgodnie ze swoimi nawykami, rzuca się ku niej, a ja zamykam drzwi. Bez słowa powtarzam
całą procedurę. Za czwartym czy piątym razem kiedy otwieram drzwi, pies cofa się.
Wychodzę i zamykam drzwi za sobą. Przez cały czas nie mówię ani słowa, gdyż nie chcę
sprowokować psa do zastosowania znanych mu sztuczek. Nie chcę go prosić, aby mi ustąpił,
musi to zrobić sam. Tak wchodzi w życie druga zasada - Ja przechodzę pierwszy przez
wąskie przejście.
Teraz pozostaje kilka minut za drzwiami. Kiedy wracam, nie życzę sobie, aby chwytał
mnie zębami za rękę, choćby nie wiem jak delikatnie, czy wskakiwał na mnie łapami.
Niezależnie od intencji są to zawsze gesty dominacyjne. Ja okazuję przyjazne zachowanie,
głaszcząc głowę, szyję i kłąb psa (tu opiera łapę lub podbródek osobnik dominujący
słabszemu), ale na wszelkie próby zdominowania mojej osoby reaguję stanowczym “zejdź”,
powtórzonym ostrzej, o ile zajdzie taka potrzeba. Pies zaczyna pojmować, że jego pozycja
spada, toteż głaszcząc go wyczuwam opór ciała, ale kontynuuję moje działania, aż osłabnie, a
w końcu zniknie.
Ten niewidoczny dla ludzkiego oka opór lub jego brak wyjaśnia, czemu przy
spotkaniu dwóch obcych psów w identycznej z pozoru sytuacji czasami dochodzi do walki, a
czasami nie. Tak oto weszła w życie trzecia zasada - powitanie odbywa się na moich
warunkach!
Kiedy przypomniałem już psu, jakie zasady zachowania wpoiła mu matka we
wczesnym szczenięctwie, i nie wyczuwam oporu, kiedy kładę mu rękę na kłębie, mogę być
pewien, że idąc ze mną na smyczy, pies nie będzie ciągnął, bo nie śmie mnie wyprzedzić.
Przyjdzie do mnie wtedy, gdy ja będę tego chciał. Przestanie szczekać, warczeć czy skakać na
wchodzących do mojego domu na pierwsze moje życzenie, ponieważ, zgodnie z moją
pozycją, to ja decyduję o tym, kto ma prawo wstępu do mojego gniazda. Cała ta procedura nie
daje właścicielom ani trochę większej kontroli nad psem niż do tej pory. Pokazuje natomiast,
jak mogą ułożyć się ich stosunki z psem, o ile zdecydują się zmienić układ hierarchii
własnego domowego stada. To w końcu nie jest nowa koncepcja, że człowiek ma być
przewodnikiem psa. Znana jest od dawna choćby w szkoleniu psów. Zamiast tradycyjnej,
opartej na przemocy szarpaninie, znacznie lepiej jest oprzeć się na znajomości psiej
psychologii.
Trudno nie zauważyć, jak zbliżone są struktury socjalne u psów i ludzi. W stosunku do
wyższych rangą zachowujemy się z podobną rewerencją, jak osobnik podporządkowany w
stadzie. I jestem więcej niż pewien, że poza określonymi korzyściami, jakie przyniosła nam
przez wieki obecność psa, tym co nas najbardziej zbliżyło z tym nieodłącznym towarzyszem
naszego życia codziennego, było podobieństwo podstawowych zasad zachowania i uznanie
dla określonej hierarchii. Widząc te same instynkty i zbliżone wzorce zachowania, trudno
oprzeć się wrażeniu, że pomiędzy człowiekiem i psem istnieje jednak pokrewieństwo dusz.
Cały problem w tym, że przy współczesnym modelu życia nasze psy otrzymały przywileje
należne wysokiej rangi ludziom i nad tymi musimy się nieco zastanowić.
Aby wyegzekwować swoje prawa przewodnika, musisz zrozumieć, co wynika z tego,
że pies miał takich, a nie innych przodków i zaakceptować fakt, że większość zachowań psich
oparta jest na instynktach i potrzebują one bardziej przewodnika niż wywierania presji.
Musisz być świadom znaczenia kolejnych faz rozwoju i ich wpływu na przyszły charakter
dorosłego psa. Nie możesz, powodowany błędnymi ideami, oddawać przewodnictwa stada
lub nieprzemyślanym postępowaniem dawać psu powód do wyciągania błędnych wniosków o
polepszeniu jego pozycji w stadzie. Swoim postępowaniem musisz kontynuować to, co
wpoiła szczeniakowi matka we wczesnych fazach rozwoju. Jeśli chcesz zmienić stosunki
panujące w twoim domowym stadzie, musisz przede wszystkim zrozumieć system wartości
psa i drogi jego skojarzeń.
4 W JAKI SPOSÓB PSY SIĘ UCZĄ
Jak psy się uczą? Otóż bardzo łatwo, o ile uczymy je prawidłowo. Istnieje ogromne
prawdopodobieństwo, że pies powtórzy działanie, które przyniosło mu korzyść. Równie duża
jest szansa, że działanie nie przynoszące korzyści nie zostanie powtórzone. Wszystkie
zwierzęta uczą się i działają dla określonych korzyści, i to nie wyłączając człowieka.
To podstawowe założenie nie jest niczym nowym. Od lat stanowi podstawę pracy
treserów. Zmieniła się natomiast interpretacja tej zasady. Przed laty uważano, że korzyść jest
równoznaczna z nagrodą, a jej brak z karą. Ale nagrody i kary nie wystarczą.
Nie można nauczyć słonia stania na tylnych nogach, mówiąc mu jedynie “dobry słoń”.
Podobnie orka nie będzie wyskakiwać z basenu na gwizdek za pochwałę “dobra orka”. Skąd
zatem przekonanie, że uda się ułożyć psa mówiąc mu po każdym dobrze wykonanym zadaniu
“dobry piesek” lub klepiąc go czasami po grzbiecie? Czy w następnym miesiącu podjąłbyś
pracę u szefa, który jako zapłatę za miesiąc twoich wysiłków rzuciłby zdawkowe “dobry z
ciebie facet”, okraszone uśmiechem i klepnięciem w łopatkę? Może zdecydowałbyś się na to
wierząc, że następny miesiąc przyniesie podwójną wypłatę. Kierowałbyś się czysto ludzką
zdolnością do abstrakcyjnego myślenia. Ale kiedy tylko zorientujesz się, że te słowa mają
starczyć za całą zapłatę, w mniej lub bardziej wytworny sposób poinformujesz szefa, by tę
robotę robił sobie sam. Jeśli jest inaczej, zadzwoń do mnie - dam ci parę rzeczy do zrobienia.
Całe zagadnienie szkolenia psów obrosło przez lata najróżniejszymi przesądami,
popartymi opowieściami rodem z wyobraźni “ciotki Klotki”. Przez lata mojej praktyki
przekonałem się, że najbardziej bzdurne przesądy do dziś uznawane są za prawdy
powszechne i nie łatwo z nimi walczyć.
“Jeśli dajesz psu polecenie, musi on wykonać je natychmiast”
“Nigdy nie używaj jedzenia w szkoleniu psa, bo nauczysz go żebractwa. On ma robić
to, o mu każesz, bo ty tego chcesz”
“Szkolenie psa nie może się rozpocząć, zanim nie ukończy on szóstego miesiąca
życia”. (Na wiele kursów tresury młodsze psy nie są przyjmowane).
“W szkoleniu psa najlepiej używać zaciskowego łańcuszka” (Nie tak dawno
widziałem popularny program telewizyjny, w którym trener demonstrował zalety takiego
łańcuszka - cóż, stare przesądy przekazujemy młodemu pokoleniu).
To tylko kilka przykładów prawd powszechnych. Sam w nie święcie wierzyłem,
przystępując do układania mojego pierwszego psa. Wydawało mi się wtedy, że uczę go
aportowania, a zobaczcie sami czego go nauczyłem.
1. Dałem mu komendę “siad”, kiedy stał przy nodze. Ponieważ nie zareagował, od
razu pociągnąłem smycz, zaciskając oczywiście łańcuszek i naciskając jednocześnie na zad,
zmusiłem go by usiadł. Ja myślałem: Uczę go siadać na komendę.
On myślał: Nie znoszę tego słowa “siad” - wygląda na to, że on ma zamiar mnie
udusić.
2. Dałem mu komendę: “zostań” i rzuciłem koziołek. Kiedy pies chciał pobiec za nim,
przytrzymałem go lekko, powtarzając “zostań”. Ja myślałem: Uczę go nie ruszać z miejsca,
zanim mu nie pozwolę. On myślał: On zdecydowanie nie chce, abym poszedł po koziołek.
3. Dałem komendę “przynieś” i ruszyłem w kierunku koziołka, trzymając psa na
smyczy.
Ja myślałem: Uczę go, że teraz może iść po koziołek.
On myślał: No, teraz to już zupełnie nic nie rozumiem, przecież dopiero co mi
zabronił!
4. Podniosłem koziołek i podałem psu wraz z komendą “trzymaj”. Kiedy pies wziął
aport, ruszyłem z powrotem w miejsce, z którego wyruszyliśmy. Ja myślałem: Teraz uczę go,
że ma przynieść aport z powrotem do mnie. On myślał: No, to mi chyba wolno, wezmę to. O
rany, wracamy w to samo miejsce, lepiej to wypluję.
5. Oczywiście wypluł aport. Mówiąc “Nie” wetknąłem mu koziołek w pysk, ściskając
jego szczęki z komendą “trzymaj to”. Ja myślałem: Uczę go, żeby nie upuszczał aportu. On
myślał: Wygląda na to, że on sam nie wie, czego chce. Jak tylko mi się uda, wypluję to
paskudztwo i, przysięgam, już nigdy tego nie dotknę! Oczywiście trochę przerysowałem całą
sytuację - aż tak złym nauczycielem to ja nie byłem (No, może powinienem był zapytać o to
mojego psa!).
Moim błędem było to, że próbowałem nauczyć mojego psa aportowania jako pełnego
ćwiczenia, zawierającego kilka kolejnych czynności, zamiast najpierw przećwiczyć z nim
kolejne etapy. Trochę dalej opisuję, jak uczyłem aportowania mojego obecnego psa. Jednak
wcześniej chcę przedstawić kilka czynników wpływających na proces uczenia się psa.
Negatywna tigmotaksja
Jakże uczenie brzmią te słowa. Można nimi błysnąć w lekkiej, towarzyskiej
konwersacji nad szklaneczką wina. A znaczą one po prostu to, że fizyczna presja, wywarta na
jakiekolwiek zwierzę, spotka się z kontrreakcją. Kiedy ktoś chwyci cię za rękaw i zaczyna
ciągnąć, natychmiast będziesz próbował się wyrwać.
Wiedząc, że opór jest instynktowną reakcją na przymus, nie powinniśmy dziwić się, że
kiedy usiłujemy nauczyć psa jakiejś określonej pozycji szarpiąc go lub naciskając, ten
instynktownie będzie stawiał opór. Próbując przydusić go do ziemi - pozycje siad i waruj -
uzyskamy tyle, że biedak będzie chciał utrzymać się na nogach lub natychmiast wstać.
Wywołamy zatem reakcję odwrotną do oczekiwanej. Chcąc przezwyciężyć tę, skądinąd
naturalną reakcję, wzmacniamy nacisk.
A może warto byłoby zastosować inną metodę treningu, znacznie bardziej efektywną i
nie wymagającą użycia siły?
Wrażliwość na dotyk
Jednym ze skutków planowanej hodowli jest to, że niektóre rasy są bardziej odporne
na ból niż inne. Rasy hodowane do walk i teriery są wrażliwe na ból w bardzo niewielkim
stopniu. Możesz łatwo sprawdzić odporność twojego własnego psa na ból. Wystarczy skórę
pomiędzy drugim a trzecim palcem w przedniej łapie ścisnąć kciukiem i palcem
wskazującym. Początkowo delikatnie, potem zwiększając siłę nacisku, licz jednocześnie od
jednego do dziesięciu. Przerwij natychmiast, gdy uzyskasz reakcję. Im krócej liczyłeś, tym
większa wrażliwość psa na ból. Jakiż to może mieć wpływ na zdolność uczenia się twojego
psa? Niewrażliwe psy nie są podatne na niektóre metody uczenia, podczas gdy te same
metody w przypadku psa wrażliwego mogą na zawsze zrujnować więź pomiędzy nim a
właścicielem.
Pies zajęty czymś, co sprawia mu wyraźną przyjemność, wydaje się być mniej
wrażliwy na ból. Kiedy na przykład goni z pasją wiewiórkę po lesie, nie odczuwa bolesnych
uderzeń małych gałązek. I odwrotnie. Im mniej pies lubi to, co robi, tym jego wrażliwość
wydaje się być większa. Bardzo wrażliwy pies, zwłaszcza uczony ćwiczeń, które nie budzą
jego entuzjazmu, musi być traktowany “w rękawiczkach”. Najlepiej jednak poszukać takiej
metody nauki, która nie narazi na szwank jego wrodzonej wrażliwości.
Wrażliwość na dźwięki
Nadmierne “efekty dźwiękowe” mogą mieć decydujące znaczenie w procesie nauki
bardzo wrażliwych psów.
Zapytajcie właścicieli sheltie. Często mam do czynienia z tymi, którzy nadużywali
głosu w układaniu tych, jakże wrażliwych piesków. Kiedyś - dawno nauczyli się nadużywać
głosu i nigdy nie spróbowali odmiennej metody. Psy są wrażliwe na dźwięki, ale niektóre z
nich są wręcz nadwrażliwe. Uczestnictwo w ogólnym kursie tresury może być dla takiego psa
torturą nie do opisania. Jego właściciel, wiedząc o tej nadwrażliwości, może chodzić wokół
swego psa na paluszkach i szeptać komendy - cóż kiedy obok trenuje swego półgłuchego psa
myśliwy w wielkich buciorach, który z przyzwyczajenia wręcz ryczy na swojego psa. Na
takim kursie nawet przeciętnie wrażliwy pies niewiele się nauczy, a co dopiero mówić o
nadwrażliwym.
Dużą wrażliwość na dźwięki łatwo zauważyć. Trzeba pamiętać, że jest ona osobnicza,
różna u różnych psów, nawet tej samej rasy. Jeśli nie będziemy uważać, nadużywanie głosu
może być poważną przeszkodą w procesie uczenia się.
Wrażliwość wzrokowa
Border collie to klasyczny przykład takiego niezwykle spostrzegawczego psa. Jego
oczy są jak radary, czujnie rejestrujące najmniejszy ruch. Oczywiście trening takiego psa w
miejscu, gdzie dużo się dzieje, jest bardzo trudny. Każdy ruch rozprasza jego uwagę, którą
powinien skoncentrować na tym, czego w danej chwili się od niego wymaga.
Jest jeszcze coś szczególnego w pracy z takimi psami. Rasa jest znana z tego, że uczy
się niemal błyskawicznie, toteż często spotykam się z opowieściami o tym, że border collie
wyprzedzają życzenia swego przewodnika zgadując jaka będzie następna komenda, dzięki
czemu zyskały opinię wytresowanych w chwili urodzenia. W rzeczywistości border collie
rejestruje w pamięci najdrobniejsze ruchy ciała właściciela, poprzedzające taką czy inną
komendę lub sytuację. Na przykład zmianę pozycji nóg właściciela na chwilę przedtem jak
wstanie z fotela, aby pójść na spacer, czy spojrzenie na zegar, kiedy nadchodzi czas posiłku.
Wiele psów tej rasy podbiega zanim właściciel zawoła, wystarczy, że zwróci się w kierunku
psa.
To mogłoby sugerować, że border collie umieją czytać w naszych myślach. Nie
umieją, ale spostrzegają i zapamiętują najdrobniejszy sygnał ciała, zdradzający zamiar
właściciela. Kłopoty z takim psem zaczynają się wtedy, gdy wydana komenda stoi w
sprzeczności z zapamiętanymi przezeń sygnałami mowy ciała (gesty właściciela), zwykle
odmawia on wykonania takiej komendy. I zaczyna się konflikt.
Nie tylko border collie są takie spostrzegawcze. To cecha osobnicza, niezależna od
rasy. W postępowaniu z takimi psami niezgodność mowy ciała z ustnymi komendami
nieuchronnie prowadzi do tego, że pies staje się nieposłuszny, a właściciel sfrustrowany
licznymi nieporozumieniami.
Wrażliwość psychiczna
Wiele psów, niezależnie od rasy, reaguje z ogromną wrażliwością na nastroje swoich
właścicieli. Wrażliwość psychiczna psów jest często związana z odpornością na stres. Kiedy
jesteśmy przygnębieni, wystawiając wrażliwego psa, on to wyczuje i na pewno pokaże się
fatalnie.
Kiedyś pracowałem przy układaniu psów policyjnych do pokazów. Zdarzało mi się
często w trakcie ćwiczeń zauważyć “negatywne wibracje” pomiędzy przewodnikiem i jego
psem, który wtedy niemal nie reagował na komendy. To oczywiście czyniło cały pokaz z
udziałem nadmiernie wrażliwych psów zupełnie nieudanym i tylko pogarszało humor
przewodnika, co z kolei jeszcze pogarszało zachowanie psa. Błędne koło. Moja rada w takich
przypadkach brzmiała nieodmiennie: “Zostaw psa i idź wypij filiżankę kawy”. Nie
rozwiązywało to problemu, ale przynajmniej sytuacja się nie pogarszała.
Presja psychiczna ze strony przewodnika może mieć ogromny wpływ na nadmiernie
wrażliwego psa. Nie ma przy tym większego znaczenia, czy zły humor przewodnika dotyczy
bezpośrednio psa, bo ten powiedzmy, ćwiczy gorzej niż psy kolegów, czy wynika z
problemów domowych. Wrażliwy psychicznie pies reaguje niemal tępotą, przestając
rozumieć, czego się od niego oczekuje. Nadmiernie wrażliwe psy pozostawione same sobie
miewają kłopoty z opanowaniem lęku, co wyraża się demolowaniem domu, niszczeniem
przedmiotów, nieustannym szczekaniem czy nawet wyciem. Taki pies czuje się całkowicie
zależny od właściciela i bardzo potrzebuje jego akceptacji dla każdego kroku. Dla niego
zachmurzona mina, okazane zniecierpliwienie, czy nawet groźne spojrzenie jest tragedią,
niszczącą całą pewność siebie. Szczególnie pamiętam jeden taki przypadek.
„Moja bulterierka zakwalifikowała się na Crufta - skarżył się właściciel - a potem na
ringu trzymała ogon podkulony pod brzuch”.
(Co roku, przed tą niezwykle prestiżową imprezą, jaką jest wystawa Crufta, mam
wiele telefonów od wystawców, którym zależy, aby jak najlepiej wypaść na ringu. Nawet
teraz, kiedy piszę te słowa, moja żona właśnie przyjęła telefon od właścicielki suczki saluki,
która na ringu nosi ogon wysoko, a powinna nisko. Ta wystawa, którą udało jej się wygrać,
odbywała się w bardzo gorącej hali i suka, której się to nie podobało, nosiła ogon
prawidłowo. Nie bardzo wiem, czego oczekuje ode mnie ta pani, czy mam sprawić, aby jej
suka przestała lubić wystawy?)
Wspomniana bulterierka było to najmilsze zwierzę tej rasy, jakie kiedykolwiek
spotkałem. Kiedy spotkałem ją po raz pierwszy, ucieszyła się ogromnie, niemal jakby mówiła
“Zobaczcie, człowiek” i podeszła do mnie prezentując wszystkie gesty psa respektującego
moją wyższą rangę. Właściciel natychmiast nawiązał do sprawy ogona. Zgodnie ze wzorcem
bulterier powinien mieć wygląd gladiatora. Sposób w jaki idzie, budowa ciała, jajowata głowa
- wszystko ma sprawiać wrażenie siły i pewności siebie. Nie znaczy to bynajmniej, że po
wejściu na ring ma stoczyć walkę ze swymi rywalami - ma tylko wyglądem wzbudzać
respekt. Ale ta właśnie bulterierka była tak podporządkowana ludziom, a zwłaszcza
właścicielowi, że przez cały czas prezentowała właściwe swojej pozycji w stadzie
zachowania. Właściciel, który miał ogromne ambicje związane z jej karierą wystawową, nie
był oczywiście z tego zadowolony. A ona nie była w stanie pojąć, czego od niej żąda. W
rezultacie - błędne koło. Suka okazywała podporządkowanie, co przygnębiało właściciela (jak
każde jej zachowanie z wyjątkiem agresji), to z kolei deprymowało sukę tak, że traciła resztki
pewności siebie i tym mocniej podkreślała swoje podporządkowanie.
To był chyba jedyny mój klient, z którym się pokłóciłem. Pies miał mu służyć li tylko
do zaspokojenia jego własnych ambicji. Jestem pewien, że w innych rękach powróciłaby jej
zniszczona przez właściciela pewność siebie. Wrażliwość psychiczna ma ogromne znaczenie
dla obu stron, tak dla psa, jak i dla właściciela. Dlatego też przed rozpoczęciem nauki
powinniśmy dokładnie przeanalizować nie tylko, z jakim typem psychicznym psa mamy do
czynienia, ale też jaki typ psychiczny sami reprezentujemy.
Zachowania charakterystyczne dla różnych ras
Niektóre z nich już poznaliśmy. Collie uczą się szybko zauważając nawet te sygnały,
które dajemy im nieświadomie. Sheltie są bardzo wrażliwe na dźwięki i trzeba z nimi
postępować bardzo delikatnie. Psy stróżujące stróżują, a polujące polują. Jednak
zdecydowanie za często traktujemy wszystkie psy jednakowo, nie zwracając uwagi, do jakich
celów nasi przodkowie je wyhodowali.
Często dzwonią do mnie właściciele psów, które nieustannie szczekają, co
doprowadza do szału sąsiadów. Na pytanie, o jakie psy chodzi, najczęściej otrzymuję
odpowiedź, że to owczarki niemieckie. Jeśli chcieli psy, które nie szczekają, powinni raczej
kupić basenji
, a nie psa o tak rozwiniętym instynkcie pilnowania i obrony terytorium, jak
właśnie owczarek niemiecki.
Psy pewnych ras pasą, innych biorą udział w łowach, jeszcze innych bronią. Niektóre
rasy wyhodowano dla ozdoby, inne jako psy gończe. Każda rasa ma jakieś swoje
przeznaczenie i powinna być układana zgodnie z nim. Można też w pewnych przypadkach
spróbować takich metod układania, które są przeciwne pierwotnemu przeznaczeniu rasy.
Trudno je jednak będzie znaleźć na ogólnych kursach szkolenia, gdyż te mają na ogół
standardowy program. A tak wiele w szkoleniu zależy od specyficznych dla rasy
uwarunkowań zachowania. Często bywam na różnego rodzaju spotkaniach klubowych i
ciągle, na nowo, przekonuję się, że tak samo próbuje się uczyć aportowania labradora i saluki.
Tymczasem aportowanie, tak naturalne dla labradora, dla saluki jest czymś zupełnie obcym.
Podsumujmy ten rozdział. Presja, dotknięcie, dźwięk, wzrok, wrażliwość psychiczna -
*
∗
Rasa psów pochodząca z Afryki, do oficjalnego rejestru wprowadzona w Wielkiej Brytanii. Są to
niewielkie, lekkie pieski o sylwetce przypominającej angielskiego konia pełnej krwi. Do Polski sprowadzone w
1993 r.
wszystkie te czynniki wraz z predyspozycjami, właściwymi różnym rasom, muszą być wzięte
pod uwagę przed ułożeniem programu szkolenia psa. Proces szkolenia może być zakłócony,
jeśli zapomnimy o którymkolwiek z wymienionych czynników. A ponieważ każdy pies jest
wrażliwy przynajmniej na jeden z nich, w następnym rozdziale poznamy metody ułatwiające
układanie psów.
5 SZTUKA STOSOWANIA NAGRÓD
Metody nauczania, opisane w tym rozdziale, mogą być stosowane w układaniu
różnych zwierząt, ale szczególnie pasują do psów. Tworzą one system, polegający wyłącznie
na wywołaniu pożądanych reakcji bez stosowania przymusu i siły fizycznej. Mogą go
stosować nawet dzieci, nie wymaga bowiem specjalnych umiejętności. Nie polega na
stosowaniu różnych tonów głosu, synchronizacji, regularnych ćwiczeń ani żadnej innej z
tradycyjnych metod układania psów. Wymaga tylko dwóch rzeczy: rozumu i kawałka czegoś
do jedzenia.
Przypatrzmy się dwóm odmiennym metodom nauczania psa przebywania w
wybranym przez nas kącie pokoju.
1. Możemy karcić go za każdym razem, gdy pójdzie nie tam, gdzie trzeba, do czasu aż
pojmie, że wybrane przez nas miejsce jest jedynym bezpiecznym rajem.
2. Możemy dać psu nader smakowity kąsek w wybranym przez nas miejscu, i
kompletnie ignorując jego obecność w innych kątach pokoju.
Jestem więcej niż pewien, że po przeczytaniu tych przykładów pomyślałeś “No to
przecież oczywiste? Co w tym nowego?” Tak, to oczywiste. Każdy właściciel postępuje
podobnie ze swoim psem codziennie, niemal nie zdając sobie z tego sprawy. A jednak kiedy
chce nauczyć psa czegoś nowego, przybiera pozy tresera i z groźną miną ustawia sprawę na
płaszczyźnie “Ty pies - ja pan, ja mówię - ty robisz”.
Kiedy odwołujesz psa z ogrodu, to albo po to, by go nakarmić, albo założyć obrożę i
pójść na spacer, albo pokazać, że coś ci w kuchni upadło na podłogę i koniecznie trzeba to
sprzątnąć. Rzadko zdarza się, byśmy wołali psa ot, tak sobie, żeby przybiegł; na ogół mamy
ku temu jakiś powód i zazwyczaj wynika z tego jakaś nagroda. W związku z tym niewielu
ludzi ma kłopoty z przywołaniem psa do domu.
A jak to bywa w parku, to już zupełnie inne zagadnienie. Przechadzasz się po parku, a
pies biega luzem, bawiąc się z innymi psami, goniąc wiewiórki czy grzebiąc w śmietniku. Ty
sobie spacerujesz zatopiony we własnych myślach. Przy parkowej bramie wyciągasz smycz z
kieszeni i wołasz psa, aby go zabrać do domu. Nie można się dziwić, że wiele psów w tym
momencie odwraca głowę w inną stronę, udając, że wołanie dotyczy kogoś zupełnie innego.
Ty myślisz wtedy, że czas pójść z psem na jakiś kurs tresury. A przecież to ty go tego
nauczyłeś. Odniosłeś duży sukces szkoleniowy, systematycznie ucząc go, jak nie przychodzić
na wołanie. Jak? Pies szybko pojął, że nieprzyjście jest korzystne - dłuższy spacer. Przyjście
jest niekorzystne - natychmiastowy powrót do domu.
Wystarczyłoby teraz zastosować metodę domową. Przy bramie parku zawołać psa, dać
mu jakiś smakołyk i ruszyć jeszcze raz wokół parku. Bardzo szybko przywołany na spacerze
pies będzie pędził do ciebie niczym kula. Przekupstwo? Powiedziałbym raczej - zdrowy
rozsądek. Uśmiecham się pod wąsem, kiedy przez telefon radzę stroskanym właścicielom,
żeby nagradzali swojego psa za dobre zachowanie, zamiast rozmyślać o karach za złe i w
odpowiedzi słyszę pełne zgorszenia: “To znaczy przekupywać go?”
Nadziwić się nie mogę, że to, co rzesze uczonych, psychologów i behawiorystów
opisało jako modyfikację, psychologię behawioralną - nie sposób wyliczyć wszystkie mądre
terminy - nadal postrzegane jest po prostu jako przekupstwo! Niezależnie od nazwy,
prawidłowe stosowanie nagród skutkuje w szybkim czasie, zmieniając złe zachowanie w
dobre, czy może raczej - niepożądane w pożądane. Istnieje oczywiście szereg zasad, których
trzeba przestrzegać, stosując wzmocnienia pozytywne (prościej mówiąc - metodę
nagradzania) jako technikę szkoleniową, ale zanim zaczniemy je stosować w praktyce,
musimy dokładnie wiedzieć, jaki efekt chcemy uzyskać w każdym stadium ćwiczenia. Myślę,
że stosowanie niezwykle uczonych nazw dla każdego z etapów, składających się na całe
ćwiczenie, znudziłoby śmiertelnie każdego czytelnika lub, co gorsza, zniechęciło go do
dalszej lektury. W końcu, jeśli kogoś zainteresują głębsze naukowe podstawy tego procesu,
zawsze może poszukać książek z tej dziedziny w najbliższej bibliotece. Nas interesuje
zastosowanie tej metody treningu w praktyce.
Zasady postępowania
Przede wszystkim nie możemy traktować każdego ćwiczenia jako integralnej całości.
Musimy postępować metodą kolejnych kroków we właściwym kierunku. Wróćmy do
przykładu, którego użyłem wcześniej -jak nauczyć orkę wyskakiwania z wody na gwizdek.
Stojąc nad basenem trener gwiżdże (komenda), czeka, znów gwiżdże, robi krótką przerwę itd.
W tym momencie dla orki gwizd jest nic nie znaczącym dźwiękiem, ale gdy tylko, z
jakiejkolwiek przyczyny, wystawi nos z wody, treser gwiżdże, dając jej równocześnie rybę.
Tę procedurę treser powtarza tak długo, aż w świadomości orki powstanie skojarzenie “Kiedy
słyszę gwizdek, dostaję rybę”.
To skojarzenie uznaje się za utrwalone, kiedy na dziesięć gwizdków orka wystawi nos
z wody dziesięć razy. Na razie trzeba na tym poprzestać. W pierwszych stadiach ćwiczenia
nauka nie postępuje zbyt szybko. Bardzo ważne jest, dla pełnego opanowania ćwiczenia,
dokładne utrwalenie w pamięci zwierzęcia tych pierwszych kroków. Sami się przekonacie, że
kiedy w początkach ćwiczenia zwierzę będzie dokładnie wiedziało, jaki jest związek między
komendą i nagrodą, czyli czego od niego oczekujesz, dalsza nauka pójdzie błyskawicznie.
Teraz treser przechodzi do stadium modelowania. Do tej pory ćwiczenie wyglądało
tak: gwizdek - nos orki nad wodą - za każdym razem ryba w nagrodę. Teraz trzeba dojść do
modelu: gwizdek - orka wyskakuje z wody - ryba od czasu do czasu w nagrodę.
Modelowanie polega na dochodzeniu krok po kroku do założonego z góry efektu, przy
czym musimy mieć pewność, że każdy etap został starannie utrwalony. Fenomenem tej
metody jest to, że o ile początkowo zwierzę nagradzamy za każdy najdrobniejszy krok w
pożądanym kierunku, o tyle w następnej kolejności redukujemy nagrody, mając pewność, że
skojarzyło ono na zawsze komendę z oczekiwaną reakcją.
Kiedy treser ma już całkowicie pewność, że orka wystawia nos z wody na każdy
gwizdek, przy kolejnej powtórce decyduje “Niedostatecznie, nie ma ryby”. Orka jest
zaskoczona “Co jest, zawsze była ryba na gwizdek, może ktoś mi ją sprzątnął sprzed nosa,
następnym razem muszę to sprawdzić”. W rezultacie przy następnym gwizdku wynurza się
szybciej i całą głową. Oczywiście dostaje rybę.
Teraz treser utrwala w pamięci zwierzęcia schemat: gwizdek - cała głowa nad wodą -
ryba. Utrwaliwszy, przechodzi do następnego etapu. Nauka kolejnych etapów trwa coraz
krócej. Zwierzę szybciej pojmuje, czego się od niego oczekuje. Jest to zjawisko lawinowe -
najpierw wolniutko, potem coraz szybciej i szybciej. Przykładu orki użyłem z pełną
premedytacją, aby pokazać, że nauka zwierząt nie musi, czasami wręcz nie może, opierać się
na przemocy fizycznej. Trzeba poczekać na pierwszy krok we właściwym kierunku,
nagrodzić, a potem modelować dalsze postępowanie.
Pytanie: Jaka jest różnica między tą metodą a przekupstwem? Odpowiedź:
Przekupstwo stosujemy wtedy, gdy używamy nagrody jako przynęty, aby sprowokować
pożądaną reakcję, tu zaś nagradzamy spontaniczne działanie w pożądanym kierunku. Pytanie:
Czy zawsze trzeba dawać nagrodę? Odpowiedź: Efekt jest lepszy, jeśli nie zawsze. Kiedy
jakiś etap jest dobrze utrwalony, wtedy tylko szybko i efektownie wykonane ćwiczenie
powinno być nagrodzone. Czasami dopiero za szóstym lub siódmym razem. Pytanie: Czy
nagrodą musi być jedzenie?
Odpowiedź: Musi to być coś, co z punktu widzenia ucznia warte jest wysiłku. Ja, na
przykład, nigdy bym się nie wysilał dla talerza kapusty. Nie znoszę kapusty.
Zastosujmy to w praktyce
Poprzednio opowiadałem o tym, jak uczyłem aportowania mojego pierwszego psa.
Opowiem teraz, jak robię to dziś.
Mój pierwszy pies nauczył się po paru tygodniach aportowania, ale nigdy nie był to
„występ w wielkim stylu”, choć był to owczarek niemiecki - rasa znana z łatwości uczenia
się. Mój obecny pies wykonuje to ćwiczenie z błyskiem w oku i niezwykle szybko, choć to
akita inu. Jest to rasa znana z uporu i niełatwa w układaniu. Z moim owczarkiem spędzałem
wiele godzin dziennie przez kilka tygodni na treningach, zanim pojął, w czym rzecz. Akicie
poświęcałem kilka minut dziennie, przez parę dni i ani razu nawet nie wstałem z krzesła. Tę
samą metodę zastosowałem ostatnio w uczeniu pewnego policyjnego owczarka niemieckiego.
Nauczył się aportowania na poziomie wymaganym przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych
w czasie o połowę krótszym niż psy uczone tradycyjnymi metodami. Moja akita nazywała się
Yoko. No, wiecie, John i Yoko... Miała piętnaście miesięcy, kiedy zdecydowałem nauczyć ją
aportowania. Co prawda nie mam teraz czasu, aby uczestniczyć w próbach pracy, ale sędziuję
je czasami. Właściwie to jeden z uczestników konkursu sprowokował mnie do tego uwagą
“Nigdy nie uda się nauczyć akity prawidłowego aportowania”. Wystarczyło, by ambicje we
mnie zagrały!
Siedząc przy biurku w moim biurze położyłem w zasięgu ręki parę smakowitych
kąsków. Trzymając w ręku koziołek powiedziałem “przynieś to”. Yoko obwąchała to, a ja ze
słowami “dobry pies” dałem jej nagrodę. Ta pierwsza lekcja nie trwała dłużej niż pięć minut i
około 60% reakcji mojej uczennicy zasługiwało na nagrodzenie. Reszta to wskakiwanie na
mnie, drapanie łapami, a nawet szczekanie, aby tylko dostać smakołyk. Tego samego dnia
przy następnej sesji ćwiczeniowej osiągnęliśmy poziom skojarzenia. Yoko trącała nosem
koziołek na mój sygnał za każdym razem.
Modelowanie następnego etapu zajęło nam nieco więcej czasu. Chciałem, żeby
polizała koziołek, zamiast trącać go nosem. Poświęciliśmy na to cztery pięciominutowe sesje.
Procent prawidłowy reakcji układał się następująco - 15%, 25%, 70%, 100%.
Kiedy przestałem nagradzać Yoko za lizanie koziołka, okazało się, że efekt lawiny
osiągnąłem w czasie krótszym od spodziewanego. Porwała koziołek i trzymając go w pysku
patrzyła na mnie z pewnego dystansu, jakby mówiąc “Zobacz głupi, przecież dotknęłam tego,
ciągle dotykam, dawaj żarcie!”
Nie da się przewidzieć, jak szybko pies przejdzie pierwsze etapy ćwiczenia, ale to on
narzuca tempo kolejnych kroków, a nie twoje założenia. Jeśli już nagrodziłeś jakąś czynność,
musi ona pozostać jedyną nagradzaną w tej sesji ćwiczeniowej. Yoko niespodziewanie
wykonała krok naprzód wcześniej, niż oczekiwałem, a skoro nie nagrodziłem jej z
entuzjazmem, myślałem, że na powtórzenie tego samego zachowania będę musiał długo
czekać. Ale zajęło to znacznie mniej czasu niż się spodziewałem - muszę jednak przyznać, że
to bardzo łakomy pies. Dalsza nauka nie trwała długo. Wkrótce rzucałem koziołek na sofę w
drugim końcu biura, a ona na komendę przynosiła go, siadając przede mną dumna jak paw.
Jestem przekonany, że w oficjalnych zawodach z aportowania Yoko dostałbym
dziesięć punktów na dziesięć możliwych, chociaż może jestem nieco stronniczy.
Przeanalizujmy teraz dwa proste ćwiczenia: “siad” i “leżeć”. Wbrew pozorom łatwo
nauczyć psa obu tych pozycji bez użycia rąk. Żeby przyspieszyć naukę, możemy uciec się do
przekupstwa - pokazujemy nagrodę, żeby wymóc pożądane działanie. Ale kiedy pies tylko
zacznie rozumieć nasze intencje, pozostajemy przy komendzie słownej, czekając z nagrodą na
właściwą reakcję. Potem pozostanie już tylko modelowanie.
Komenda “siad”: Weź smakołyk do ręki i trzymaj go niemal przy nosie psa. Mówiąc
spokojnym głosem: “siad”, przenieś go nad głową psa poza zasięg wzroku. Budowa ciała psa
zmusi go, przy wysokim podniesieniu głowy, do jednoczesnego obniżenia zadu. Będzie
musiał przysiąść.
Komenda “leżeć”: Znajdź w domu przeszkodę, pod którą twój pies mógłby się
przeczołgać, a zatem położyć się. Jej wysokość będzie zależała od rozmiarów twojego psa.
Dla psa wielkości owczarka niemieckiego doskonały będzie stolik-ława. Posadź psa za
przeszkodą. Smakołyk trzymaj w zasięgu jego wzroku. Kiedy sięgnie po niego, cofaj rękę
mówiąc “leżeć” i zachęcając psa, aby podążał za nią. Wczołgując się pod przeszkodę, pies
będzie się powoli obniżał. Kiedy położy brzuch na podłodze, daj mu nagrodę. Wykazując
odrobinę inwencji i pomysłowości, możesz nauczyć psa niemal wszystkiego. Można to
osiągnąć nad wyraz łatwo, szybko i w sposób, który sprawi twojemu pupilowi przyjemność.
Kiedy już uda się nauczyć psa, żeby robił to, co chcemy i żeby robił to w taki sposób,
jak chcemy, nie pozostaje nam nic innego jak oduczyć go złych nawyków postępowania. O
tym, jak zrobić to bez uciekania się do zbędnej przemocy, mówi następny rozdział.
6 SZTUKA STOSOWANIA KAR
Działanie, które chcę teraz zaproponować, uczenie nazywa się “wzmocnieniem
negatywnym” i bardzo się różni od tradycyjnych metod, stosowanych w tresurze. Jest to coś,
czego twój pies nie lubi.
W przeszłości, aby skorygować złe lub niechciane zachowanie psa, zazwyczaj
uciekano się do przemocy fizycznej. Brutalne ściągnięcie zaciskowej obroży, lanie zwiniętą
gazetą, potrząsanie delikwentem chwyconym za skórę na karku - to tylko kilka z wielu
popularnych metod dawania do zrozumienia psu, jak mało zachwyca nas jego postępowanie.
Problem polega na tym, że:
1. W większości tych metod karę aplikuje się za późno. Kiedy pies jest w trakcie
działania lub, co gorsza, po.
2. Karę wymierza zwykle właściciel. Bezpośrednio. W efekcie pies i tak robi, co chce,
tyle że starannie unika właściciela. Każdemu z nas zdarzyło się zapewne widzieć, jak pies na
smyczy rzuca się ze złością na innego, a chwilę potem przypada ze strachem do ziemi, łypiąc
okiem na właściciela. Jego nie nauczono, aby nie okazywał agresji w stosunku do innego psa,
natomiast nauczono obawiać się właściciela. Kara nie kojarzyła mu się z przestępstwem.
Kojarzyła się z tym, co stało się potem. Innymi słowy robił, co chciał, a potem okazywał
podporządkowanie w przekonaniu, że o to chodzi wyższemu rangą (właścicielowi).
Ludzkie poglądy na karanie są zaiste bardzo dziwne. Rabusie bankowi są w pewien
sposób podobni do psów, a może odwrotnie. Bandyci, decydując się na skok, nie przejmują
się karą, jaka ich czeka, choć działają tak, aby nie dać się złapać. Toteż, gdyby w chwili
planowania skoku zapukał do drzwi policjant z informacją “wiemy, że szykujecie skok,
będziemy was obserwować”, natychmiast zrezygnowaliby z planu. I to nie byłaby kara - to
właśnie byłoby “wzmocnienie negatywne”.
Stosowanie kar to wielka sztuka. Trzeba psa przekonać, że to wyłącznie jego
postępowanie spowodowało nieprzyjemne dla niego konsekwencje. Oto klasyczny przykład
właściwego zastosowania kary. Twój pies odkrył śmietnik sąsiada. Zapachy z niego
dochodzące wydały mu się nad wyraz atrakcyjne, więc próbuje dostać się do środka. Jeśli w
tym momencie sąsiad chluśnie na niego z góry wiadro wody, ale tak, żeby pies go nie widział,
możesz mieć stuprocentową pewność, że twój pupil będzie omijał śmietnik sąsiada szerokim
łukiem.
Najważniejsze w tej sytuacji było to, że nieprzyjemne dla psa działanie nie miało nic
wspólnego ani z tobą ani z twoim sąsiadem, jeśli wylał wodę w ponurym milczeniu. Krzyk
przy zastosowaniu kary przenosi uwagę psa z samej kary na karzącego i mija się z celem.
Jeśli pies w stu procentach koncentruje się na wykonywanej czynności, to niespodziewana
nieprzyjemność ma szansę wzbudzić stuprocentowy wstręt do tej czynności. To jest terapia
“wstrętowa”. Jeśli w dwudziestu procentach zajmiesz uwagę psa swoim okrzykiem, o tyle też
zmniejszy się skuteczność tej terapii.
Metoda wzmocnienia negatywnego bardzo skutecznie działa w tych sytuacjach, z
których pies czerpie dużą przyjemność dla siebie, jak skłonność do polowań, agresja,
wskakiwanie na człowieka, nadmierne szczekanie. Jednak w każdym przypadku trzeba się
zastanowić, czy nie istnieją obiektywne przyczyny takiego zachowania. Być może ich
usunięcie zlikwiduje cały problem.
Trzeba też się zastanowić, jakiego zachowania oczekujemy od psa zamiast tego, które
nie budzi naszego entuzjazmu. Zbyt często spotykam się z takimi radami, co trzeba robić, by
psa odzwyczaić od tego czy tamtego bez żadnej propozycji, co ma robić zamiast. Bardzo
łatwo odzwyczaić psa od robienia TEGO, jeśli NOWE będzie dla niego bardziej korzystne.
W mojej praktyce stosuję tylko takie techniki, które nie wymagają kar fizycznych,
zadawania bólu, czy bezpośredniej konfrontacji: próby sił między psem i właścicielem. Lata
pracy przekonały mnie, że najbardziej skuteczne są efekty dźwiękowe. Wymyśliłem nawet i
opracowałem dyski treningowe dla psów. Taki dysk treningowy składa się z wielu
mosiężnych krążków, które wydają niezbyt przyjemne dźwięki. Wprowadzone do akcji
niespodziewanie przerywają niechcianą czynność psa i zwracają jego uwagę na właściciela,
który może wtedy przywołać go i zaproponować w zamian jakąś inną czynność.
Technika ta jest poniekąd związana ze starą metodą, opisaną (o ile wiem, po raz
pierwszy) w książce “Układanie psów” - podręczniku pułkownika Konrada Mosta. Autor
polecał lekki, metalowy łańcuch na stopę długi, którym można rzucić w psa lub specjalnie
porozmieszczane pręty. Autor zaznaczał, że przedmiotami tymi należy rzucać tylko wtedy,
gdy właściciel chce zwrócić na siebie uwagę psa, który znajduje się z dala od niego i nie
może się zorientować, skąd ten dziwny przedmiot nadleciał. Natychmiast, gdy pies zareaguje,
należy go przywołać. Metoda ta działa według zasady “Możesz być nawet dziesięć metrów
dalej, psie, ale i tak cię mogę dosięgnąć”.
Kiedy byłem jeszcze młodym, wrażliwym treserem psów, często stosowałem tę
metodę - nieodmiennie z dobrym skutkiem. Co prawda, jestem kiepskim strzelcem, często też
pies w ostatniej chwili zwracał się ku mnie i świetnie widział, że coś rzucam. Nie mogłem
zatem pojąć, dlaczego - mimo że pies widział, jak rzucam łańcuch, który chybiał w dodatku o
milę - przychodził do mnie na wołanie. Wydawało mi się to zupełnie nieracjonalne z
psychologicznego punktu widzenia. Przecież jeśli ktoś rzuca czymś we mnie, to powinienem
postarać się o zachowanie jak największego dystansu między mną a nim!
Minęło dobrych kilka lat, zanim znalazłem odpowiedź na to pytanie. Pomagałem
pewnemu pastorowi ułożyć jego dobermankę. Przyjechałem w chwili, kiedy szarpał się z nią,
próbując zmusić ją do wykonania komendy “leżeć”, przeciw czemu opierała się niemal w
panice. Wyjmując ręce z kieszeni, żeby się przywitać przypadkowo upuściłem łańcuch. Kiedy
upadł, suka zamarła w bezruchu. Powiedziałem spokojnie “leżeć”, a ona wykonała to
natychmiast.
Byłem oszołomiony tym co zaszło, ale oczywiście udawałem, że to nic
nadzwyczajnego. (Do dziś opowiadam, że pastor zwykł potem składać mi wizyty co
niedzielę, żeby pobyć z człowiekiem, obdarzonym szczególną łaską bożą do nadzwyczajnego
panowania nad zwierzętami. Kimże jestem, aby rujnować jego wiarę?).
Wtedy mnie olśniło. Reakcje psów nie miały nic wspólnego z tym, czy właściciele
trafiali w nie czy nie. Kluczem do ich działania był dźwięk, bez względu na jego źródło.
Doszedłszy do takiego wniosku przez kilka miesięcy badałem przydatność dźwięków w
procesie układania psów i kontrolowania ich zachowania.
Jeszcze raz podkreślam - kontrolowania i układania, bo dźwięk, użyty prawidłowo,
może nie tylko przerwać niepożądane zachowanie, ale może też poprzeć komendę słowną.
Wielu treserów, przekonanych skądinąd o własnej słuszności, opowiada mi, że ten sam efekt
można uzyskać rzucając lekkim łańcuchem i pękiem kluczy, łańcuchem w dziecięcym
kaloszu czy zwyczajną laską. Wszystkie te praktyki wywodzą się z tego samego źródła - teorii
Konrada Mosta karania na odległość. Dopiero co spotkałem suczkę Jack Russell terierkę,
która dosłownie skamieniała na mój widok. Jeden z takich mędrków trafił w nią kaloszem
nadzianym łańcuchem i od tej pory obcy mężczyźni wzbudzają w niej paraliżujący lęk. Jak
twierdzą właściciele, przed tym wypadkiem była wesołą, otwartą, a nawet nadmiernie
przyjacielską do ludzi suczką. Jej nadmierna ufność była przyczyną tak silnej reakcji. Kalosz
trafił ją niespodziewanie, kiedy nie robiła niczego złego. To pożałowania godne zdarzenie
zmieniło ją w trzęsący się w obecności obcych mężczyzn wrak. Kilka tygodni wcześniej
klient przyprowadził mi psa, któremu jeden z “oświeconych treserów” wybił oko rzucając
weń laską.
Prowadząc badania nad nową techniką treningową dałem ogłoszenia: “Darmowe
szkolenie psów mające wypróbować nową metodę układania”. Zostałem zalany przez setki
psów różnych ras, w różnym wieku i oczywiście z różnymi problemami. Udało mi się ustalić,
że bardzo istotne dla tej metody jest źródło dźwięku. Dźwięk odrywający psa od
absorbującego go zajęcia musi się zdecydowanie różnić od znanych mu na co dzień. Innymi
słowy łańcuszek, klucze, kalosze czy laska mogą kojarzyć się psu pozytywnie z wyjściem na
spacer. Przedmioty i dźwięki kojarzące mu się dwojako pozytywnie i negatywnie dają
krótkotrwały i łatwy do zapomnienia efekt wstrętu.
Sądząc z listów moich klientów, wymyślone przeze mnie dyski mają wręcz magiczne
działanie, choć nie ma na nich ukrytych żadnych czarów. Wybrane fragmenty listów
znakomicie pokazują ich różnorodne zastosowanie.
“Teraz wystarczy potrząsnąć dyskiem, kiedy ona jest bliska rozszczekania się. Dużym
jego plusem jest dla mnie to, że charakter mojej suczki nie został złamany, jest taka jak
zawsze lecz nie przywodzi mnie do rozpaczy swoim oszalałym szczekaniem” - Mrs. F.
Hampshire
“Mieszkał u nas ostatnio przyjaciel z Francji. Dysk treningowy i jego działanie zrobiły
na nim ogromne wrażenie i nawet poprosił o kilka sztuk. Nasze życie jest teraz znacznie
spokojniejsze i używamy dysku tylko od czasu do czasu.” Mr. O. Wimbledon
“Rzeczywiście dysk okazał się bardzo skuteczny przy pohamowaniu skakania na nas i
wykorzenianiu innych wad naszego psa. - Gratulacje. Byliśmy przekonani, że nic już jej nie
nauczy.” - Miss M. Surrey
“Przedsiębiorstwo telekomunikacyjne musiało wykopać dziurę w naszym ogrodzie,
żeby naprawić linię. Oczywiście Beck koniecznie chciała im ,,pomagać”. Dałam im dysk i
suka stała tylko z boku obserwując! Te dyski są warte tyle złota, ile same ważą - Val M.
Bolton ,,Dla mnie te dyski to magiczny przyrząd. Z ich pomocą mogę wyegzekwować
komendę “leżeć” nawet będąc w odległości 40 czy 50 metrów od psa. To niesamowite.” -
Rosemary M. Dewn.
Oto tajemnica tych spektakularnych sukcesów:
1. Dźwięk nie jest podobny do żadnego innego.
2. Dyski można nosić w kieszeni czy schować w dłoni i użyć w każdej chwili, jeśli
zajdzie taka potrzeba.
3. Nie służą jako pociski do wyładowania złości właściciela, a ich użycie jest tylko
reakcją na niepożądane działanie psa. Kiedy nawet właściciel trafi psa, to dyski są na tyle
lekkie, że nie zadają bólu ani nie mogą zranić zwierzęcia, chyba że rozwścieczony właściciel
trafi prosto w oko swego podopiecznego (ale nieobliczalnemu właścicielowi może to się
przydarzyć zawsze).
4. Kiedy ma się kłopoty z wykorzenieniem złych nawyków psa, użycie zaskakujących
dźwięków daje nadspodziewanie dobre rezultaty.
Ja sam mam zwyczaj zapoznawać psa z dyskiem w następujący sposób. Przywołuję
psa do siebie i daję mu jakiś smakołyk mówiąc “Masz”. Powtarzam to kilka razy z rzędu.
Potem, nie mówiąc słowa do psa, kładę kąsek na podłodze. Kiedy pies chce go podnieść,
dzwonię lekko dyskiem i rzucam go tam, gdzie położyłem jedzenie. Natychmiast podnoszę
jedno i drugie. Wszystko odbywa się bardzo szybko. Rozmawiam nadal z właścicielami,
ignorując zupełnie psa. Nie zawsze udaje mi się zabrać kąsek, niektóre psy są bardzo łakome.
Większość psów na tym etapie nie reaguje na dźwięk jaki wydaje dysk, wiele dalej szuka
jedzenia, drapiąc podłogę w miejscu, gdzie leżało.
Powtarzam całą procedurę ze smakołykiem, podawanym z przyzwoleniem, potem zaś
sytuację, gdy pies jest ignorowany i dysk ma go zniechęcić do podniesienia jedzenia, które
nie jest przeznaczone dla niego. Moje działanie ma na celu nauczenie psa, że jedzenie bywa
przeznaczone dla niego i wtedy dostaje je ze słowami “masz”, a bywa też zdecydowanie nie
dla niego i wtedy nikt go nie zachęca do jedzenia. Mało tego, jeśli ja kładę moje jedzenie na
mojej podłodze, to bez względu na to, jak łakomy jest pies, nie ma on do niego żadnych praw.
Lekkie dzwonienie dysku jest ostrzeżeniem, a rzut dyskiem to już bezpośrednia reakcja na złe
zachowanie psa. Ignoruję psa, rozmawiając z właścicielami, żeby mu uświadomić, że
nieprzyjemny dźwięk nie ma ze mną nic wspólnego, wywołał go sarn pies swoim
niewłaściwym zachowaniem.
Większość psów za pierwszym razem ignoruje dysk, ale już za czwartym zostawia
smakołyk, kładąc się na wszelki wypadek tuż obok krzesła właścicieli. Niektóre psy uczą się
szybko, a niektóre (bardzo nieliczne) wcale. Jak każda technika treningowa, ta też nie może
skutkować w przypadku każdego, bez wyjątku, psa.
Taka wstępna procedura ma na celu uwarunkowanie reakcji psa na konkretny dźwięk,
mający wzbudzić reakcję wstrętu, ale ma ona też głębsze podłoże. Przekazując psu informację
“Możesz dostać jedzenie, którego ja nie chcę, wtedy gdy ci na to pozwolę, ale nie waż się
tknąć samowolnie niczego, co znajduje się na moim terenie”. Potwierdzam w ten sposób
jeden ze świetnie wszystkim zwierzętom stadnym znanych przywilejów starszego rangą.
Pogłębiam potem działanie dysku ćwiczeniem, w którym również wykorzystuję podstawowy
przywilej wyżej stojącego w hierarchii: “Kiedy ja przechodzę przez wejście do gniazda, nie
przepychaj się przede mnie”.
Wstaję i idę w kierunku drzwi. Mówię do psa “zostań na miejscu, piesku” stwierdzając
fakt. Celowo nie używam tonu komendy, która przygwoździłaby go do ziemi. Nie chcę też,
by zapadła martwa cisza, w której psu wydać by się mogło, że wszyscy patrzą na niego
oczekując, co zrobi, a wtedy nie zrobi nic. Otwieram drzwi, rozmawiając z właścicielami.
Kątem oka cały czas obserwuję psa. Nawet pół kroku w kierunku drzwi oznacza, że nie ma on
zamiaru pozostać na miejscu. Zamykam drzwi, rzucając dysk. Nie mówię do psa ani słowa,
kontynuując rozmowę z właścicielami. Jaka to zresztą rozmowa, pleciemy coś tam bez sensu,
bo przecież niesłychanie trudno prowadzić inteligentną konwersację, kiedy cała uwaga
koncentruje się gdzie indziej, co starannie próbujemy ukryć.
Po kilku powtórkach pies albo trochę się cofa, albo siedząc lub leżąc zostaje na
miejscu - takie zachowanie jest natychmiast nagradzane. Teraz można być pewnym, że pies
dokona właściwego wyboru. Z jednej strony przepychanka w drzwiach, z jego punktu
widzenia niekorzystna, a z drugiej - pozostanie na miejscu, czyli rezygnacja, która zostaje
nagrodzona. Tylko całkiem głupi pies będzie się nadal pchał do drzwi.
Sądzę, że już stało się jasne, że ta skądinąd odmienna technika treningowa opiera się
na tych samych co poprzednie, opisanych w rozdziale 3 zasadach.
Niemal każdy problem, związany z niepożądanym zachowaniem się psa, o ile nie ma
swego źródła w określonych czynnikach zewnętrznych, można rozwiązać, stosując zasady
negatywnego i pozytywnego wzmocnienia (umiejętnego stosowania korzystnej z punktu
widzenia psa zachęty i wzbudzającego odrazę zniechęcenia). Uwarunkowania dźwiękowe są
przy tym bardzo pomocne. Oto bardzo typowy przypadek z zastosowaniem uwarunkowania
dźwiękowego (dla bezpieczeństwa ten pies był na spacerach prowadzany na długiej smyczy):
O, owca, zapoluję sobie, ale coś dzwoni, lepiej zrezygnuję. Och, dostałem nagrodę, jak
dobrze, że dałem sobie spokój z tą owcą.
Bardzo rzadko zdarza mi się zetknąć z uczniami opornymi na techniki szkoleniowe z
użyciem dysku. Narowy niektórych z nich bywają niebezpieczne dla nich samych. Bywa że
właściciel stawia sprawę jasno - to szkolenie to ostatnia szansa psa, jak nic nie da, wtedy
pozostaje już tylko uśpienie. Tak było w przypadku mieszkającego w okręgu rolniczym
właściciela, którego pies z pasją dusił owce. Wtedy, choć z dużą niechęcią, stosuję
urządzenie, coś w rodzaju alarmu osobistego, wydające przeraźliwe, piszczące dźwięki o
wysokiej częstotliwości. Takie dźwięki wzbudzają w psie strach. Na bazie strachu można
rozpocząć dalsze szkolenie, ale jest to rozwiązanie dalekie od ideału, którym jest sięgnięcie
do naturalnych instynktów. Niemniej jest zdecydowanie lepsze od eutanazji.
Muszę jednak stwierdzić, że od lat stosuję dźwięki jako metodę przerywania
niepożądanego zachowania i bardzo niewiele psów okazało się na nie oporne. Trzeba było
wtedy szukać innych metod. Bardzo rzadko odwołuję się do zmysłu smaku. Bywa to
konieczne, kiedy pies, mający skłonności do gryzienia przedmiotów, ze szczególną pasją
przeżuwa kable elektryczne. Nie muszę podkreślać, jak to jest niebezpieczne i ile psów,
zwłaszcza szczeniąt, straciło przy tym życie. Zalecam wtedy smarowanie kabli specyfikiem o
nazwie Bitter Apple. Jest nieszkodliwy, ale smak ma niewyobrażalnie ohydny. (W naszych
warunkach zastąpić go można np. roztworem chininy).*
Kiedy sprawa dotyczy tylko kabli, specyfik nałożony bezpośrednio na nie, znakomicie
zniechęca delikwenta. Gorzej, kiedy skłonność do przeżuwania i niszczenia przedmiotów
związane jest z nadmierną pobudliwością (patrz kłopoty i ich rozwiązanie od A do Z).
Wówczas proponuję taki oto wypróbowany sposób.
Kiedy twój pies z upodobaniem przeżuwa nogi cennego stolika z epoki królowej Anny
(dla niego, co tu dużo ukrywać, to tylko kawałek drewna), kuracja musi być wyjątkowo
nieprzyjemna dla psa. Potrzebna ci będzie butelka Bitter Apple, tanie perfumy i dwie
chusteczki.
Jedną chusteczkę nasącz leciutkim roztworem perfum, drugą Bitter Apple. Podstaw
psu pod nos perfumowaną chusteczkę i jak tylko ją powącha, włóż mu do pyska tę z Bitter
Apple i przytrzymaj kilka sekund - zabieg bardzo nieprzyjemny. Potem weź ulubioną
zabawkę psa, taką po którą sięgnie, jak tylko ją zobaczy. Zmocz ją Bitter Apple, zostaw na
widocznym miejscu, dookoła rozlej trochę perfum. Pies idąc po zabawkę zauważy poznany
wcześniej zapach, o ile go zapamiętał, lub zarejestruje jako nowy. W każdym razie zapach
zostanie zapamiętany.
Kiedy pies chwyci zabawkę, jej smak spowoduje, że wypluje ją czym prędzej,
biegając wokół pokoju, śliniąc się i plując. Zabawkę możesz od razu wyrzucić i kupić mu
nową.
Teraz wystarczy każdy przedmiot, który chcesz ochronić przed zniszczeniem,
spryskać lekko perfumami. Obiekty szczególnie atrakcyjne dla psich zębów nieźle jest
spryskać też Bitter Apple. Delikatny sygnał węchowy przypomina psu arcyniemiłe
wydarzenie, powstrzymując go przed ogryzaniem przedmiotów do tego nie przeznaczonych.
Delikatny zapach perfum szybko staje się niewyczuwalny dla naszego nosa, ale nos psa jest
około 100 000 razy bardziej czuły. Toteż bardzo długo jeszcze zabezpieczone przedmioty
będą zapachowe kojarzyć mu się jednoznacznie, wywołując silne postanowienie “nigdy
więcej”.
Cała sztuka skuteczności negatywnego wzmocnienia polega na konsekwencji -
posłuszeństwo musi być absolutne, a ostrzeżenie jednoznaczne. Ustalona komenda słowna,
podzwanianie dysku, słaby zapach perfum wywołają takie skojarzenia w umyśle psa, że
natychmiast zrezygnuje z podjętej akcji.
CZĘŚĆ II
POZYTYWNE PODEJŚCIE DO
PROBLEMÓW BEHAWIORALNYCH
7 TRUDNOŚCI WYCHOWAWCZE
Może się to wydać paradoksalne, ale tresura psuje niekiedy zachowanie psa.
Zapomnijmy na chwilę o tym, co wiemy o nowoczesnych metodach układania psów, i
zastanówmy się, jakie są tradycyjne metody powstrzymywania psa przed nieznośnym
zachowaniem. Od wielu lat uważa się, że proces uczenia się psa to seria stosowanych nagród i
kar. Otrzymałem ostatnio zaproszenie na sympozjum UFAW (Uniwersyteckie
Stowarzyszenie Opieki nad Zwierzętami) w Cambridge. W programie sympozjum znalazł się
punkt “Tresura zwierząt opiera się na serii nagród i kar”. To prawda, że po sympozjum taki
zapis nie znalazł się w protokóle, ale pierwsza myśl wskazywała na silne obciążenie
tradycyjnymi poglądami. Ilekroć spieram się z treserem w kwestii tych staroświeckich
sposobów myślenia, zwykle pytam go “Czy nauczysz orkę wyskakiwania z wody na gwizdek,
karząc ją za każdym razem, gdy odmówi?” Skądinąd te same zasady stosują się do ludzi.
Kiedy uczysz się czegoś nowego i nie bardzo ci to wychodzi, a za każdym razem spotykasz
się z krytyką lub karą, nie trzeba ci wiele czasu, żeby zrezygnować, w przekonaniu, że się do
tego nie nadajesz.
Opiszę teraz klasyczny przypadek tradycyjnego stosowania metody nagród i kar, które
dało negatywne efekty.
Donner to rottweiler. Jego właściciele, małżeństwo w średnim wieku, przyjechali do
mnie z Leicestershire. Słowo rottweiler przywodzi na myśl osiłka, samca o skłonnościach do
dominacji. Nie w tym przypadku. Była to nadzwyczaj rasowa dwuletnia suczka, bardzo
przyjacielska. Była uważana za skłonną do walki morderczynię. A było tak.
Donner przybyła do nowego domu jako ośmiotygodniowe szczenię na miejsce starego
rottweilera, który właśnie zakończył życie. W tej rodzinie był też dorosły border terier, który
od pierwszego wejrzenia poczuł niechęć do nowo przybyłej. Nie przepuszczał też żadnej
okazji, żeby zapędzić ją na miejsce. Wychowanie, jakie suka odebrała w szczenięctwie, nie na
wiele pomogło. Donner dojrzewała i nabierała sił. Rozgorzała walka pomiędzy oboma
zwierzętami o miejsce w domu. Donner wykazywała typową dla rottweilera skłonność do
dominacji i obrony, a terier był nieustępliwy, jak to wszystkie teriery mają w obyczaju. W
rezultacie tych nieustających walk któregoś dnia, kiedy Donner miała około roku, teriera
znalezionego z tak pokiereszowanym tyłem, że nie pozostawało nic innego, niż go uśpić.
Od tego dnia Donner uznana została za złego psa i tak ją traktowano w obecności
innych psów. Lokalny klub tresury doradził właścicielom - “Za każdym razem kiedy ona
tylko spojrzała na innego psa, trzeba mocno ściągnąć zaciskowy łańcuch tak, żeby ją
podwiesić”. Innym proponowanym środkiem wychowawczym był kawałek gumowego węża,
którym miała dostawać po głowie na widok obcego psa.
W miarę upływu czasu utrzymanie kontroli nad Donner było coraz trudniejsze. W
konsekwencji spacery coraz rzadsze. Ja byłem jej ostatnią szansą. Albo moje metody pomogą,
albo trzeba ją będzie uśpić.
Rozwiązując problem założyłem, że Donner wcale nie była typem mordercy. Fatalne
zdarzenie z terierem to przypadkowy wynik walki dwóch dominujących charakterów.
Przyjęcie tego założenia prowadziło do całkowitej zmiany sposobu, w jaki suka była
traktowana. Zmieniliśmy kilka rzeczy:
1. Zaciskowy łańcuch zastąpiła szeroka, skórzana obroża.
2. Starą, krótką smycz zastąpiła nowa - długa, ale mocna.
3. Dopasowałem jej lekki kaganiec tak skonstruowany, że mogła dyszeć lub napić się
swobodnie, ale nie mogła ugryźć. Taki kaganiec pozwalał na kontakty na spacerach z
wybranymi, nie agresywnymi psami bez niebezpieczeństwa, że zrobi im krzywdę.
4. Autorytet właścicieli w kontroli nad biegającą luzem suką został wzmocniony przez
użycie dysku.
5. Zmieniliśmy jej dietę na taką, która działa uspokajająco (patrz rozdział 8).
Skórzana obroża nie zadawała jej bólu za każdym razem, kiedy zobaczyła obcego psa,
była też wygodniejsza. Długa smycz dawała jej większą swobodę. Sama też mogła wybierać
w jakim tempie i na jaką odległość podejdzie do spotkanego psa. Przedtem właściciele
kontrolowali to w znacznie większym stopniu. Te działania wpłynęły też uspokajająco na
właścicieli, wywierali więc na sukę mniejszą presję psychiczną. Użycie dysku spowodowało,
że większą uwagą darzyła Donner właścicieli, a dieta wpłynęła dodatkowo uspokajająco. Już
po kilku dniach właściciele mogli poznać i ocenić prawdziwy charakter suki. Okazała się być
otwarta, wprawdzie niesforna, ale przyjacielska.
Pierwsza konsultacja trwała niemal trzy godziny. Omówiliśmy w tym czasie sposoby
komunikowania się psów, język ciała. Uświadomiłem im, że z pewnością okaże
podporządkowanie wyższemu rangą psu. Kaganiec szybko wyszedł z użycia (to był tylko
doraźny środek zaradczy). Donner pozwolono stykać się z innymi psami i nie wynikły z tego
większe problemy.
Jakiś czas potem właściciele Donner donieśli mi, że w rodzinie przybył nowy pies -
szczeniak terier. “Na wstępie szczeniak szczypnął ją, ale Donner przyjęła to za dobrą monetę,
a do wieczora szczeniak poczynił pewne postępy. Teraz stosunki między nimi układają się na
zasadzie wzajemnej akceptacji. Donner jest szefową, ale też bliskim kumplem. Tych dwoje
spędza godziny na wspaniałej zabawie, co szczególnie raduje Donner, która dorastając nie
miała żadnego towarzysza zabaw.” Takie listy są dla mnie najlepszą nagrodą. Donner była o
krok od śmierci, a teraz jest kochanym i bardzo ważnym członkiem rodziny.
Inny przypadek negatywnego wpływu tresury na charakter psa to historia czarnego
owczarka belgijskiego. Było to śliczne, bardzo typowe dla rasy zwierzę, które zaczęło
przejawiać agresję. Żadne z jego rodziców ani rodzeństwa nie miało najmniejszych
skłonności do agresji. Toteż fakt, że Samson ugryzł sześć razy z rzędu i to w przejściu przez
drzwi, był ogromnym zaskoczeniem dla hodowczyni.
To ona przywiozła go do mnie z kenelu w Bristolu, gdzie pies stale przebywał.
Obsługa kenelu nie potrafiła sobie z nim poradzić. Właścicielka umieszczając psa w kenelu
była przekonana, że nie jest to pies agresywny.
Wcześniej, zanim go odebrała, sprzedała psa ludziom, którzy wyglądali bardzo
sensownie, choć nigdy wcześniej nie mieli psa. Po długim namyśle doszła do wniosku, że
oddaje szczeniaka w całkiem dobre ręce, postanowiła jednak zachować nad nim kontrolę. Już
w bardzo wczesnym wieku pies zdecydowanie przepychał się przez drzwi pierwszy, nie
bacząc na właścicieli. Ci, jak to niestety często bywa, nie rzekli słowa hodowczyni. Rozpytali
się za to wśród tak zwanych “ekspertów” od wychowania szczeniąt. Roi się od nich w
każdym miejscu, gdzie na spacery przychodzi więcej niż trzy psy. Poradzono im
nieśmiertelny zaciskowy łańcuszek. Samsona, bo tak nazywał się pies, mieli wyprowadzać na
smyczy, a przy każdej próbie przepychania się w drzwiach ściągać brutalnie smycz tak, aby
znalazł się przy nodze z przednimi łapami wiszącymi w powietrzu, jak narowisty koń
gwałtownie spięty. Jak należało się spodziewać, na przepychanki w drzwiach niewiele to
pomogło, za to Samson zaczął przejawiać w takich momentach agresję. To z kolei
spowodowało, że właściciele ściągali mocno smycz, z góry oczekując niewłaściwego
zachowania psa.
Byłem świadkiem jego tak zwanej agresji. Pies wyskakiwał w górę krzyżując przednie
łapy nad smyczą z oczami wywróconymi tak, że było widać białka - klasyczna reakcja
lękowa. Właściciele, a później obsługa kenelu, brali to za agresję i sami reagowali agresją. Ich
działanie wyzwalało reakcję obrony lub walki. W tej sytuacji na plus zapisać trzeba psu, że te
ugryzienia były wyhamowywane - w zasadzie tylko zadrapania i siniaki. Ja na jego miejscu
kogoś kto doprowadził mnie do takiej paniki rozerwałbym na kawałki.
Założyliśmy Samsonowi szeroką skórzaną obrożę i automatycznie zwijającą się smycz
(czyli podobnie jak w poprzednim przypadku), aby zwiększyć krytyczną odległość i poczucie
wolności. Ruszyłem w kierunku drzwi biura, a Samson natychmiast wpadł w panikę cofając
się o jakieś trzy metry, na ile pozwoliła smycz. Szedłem dalej nie przymuszając go ani nie
szarpiąc i mówiłem do niego “Chodź, nie bądź głupi”. Podbiegł i został nagrodzony
smakołykiem. Przez następne pół godziny powtórzyliśmy tę sytuację trzy czy cztery razy,
zanim Samson nabrał zaufania i zaczął spokojnie przechodzić przez drzwi na smyczy. Nasze
działanie miało zneutralizować dotychczasowe złe doświadczenia, które zaowocowały agresją
na typowo ludzką skłonność do karania za złe zachowanie zamiast nauczenia właściwego.
Takie działanie określa się uczenie jako “odczulenie”. Znaczy to tyle, że naszym działaniem
staramy się zmienić przypuszczenia psa co do tego, co za chwilę nastąpi.
Wspomniałem, że ćwiczyliśmy aż do momentu kiedy Samson odzyskał trochę
zaufania. Tu leży klucz do rozwiązania problemu tego rodzaju agresji. To zrozumiałe, że
Samson stracił zaufanie do ludzi, nie mając pewności co jeszcze mu zrobią w drzwiach, kiedy
będzie na zaciskowej obroży z przypiętą smyczą.
Pełen sukces w wychowaniu Samsona może odnieść tylko ktoś, kto jest bardzo
cierpliwy i wyrozumiały i znakomicie rozumie psy oraz pobudki ich działania. Warunki, w
jakich mieszka hodowczyni, nie pozwalają jej aktualnie na trzymanie Samsona. Obawiam się
zatem o jego przyszłość, jeżeli nie trafi w dobre ręce. Jest to dla mnie tym bardziej
przygnębiające, że zdaję sobie sprawę, jak wiele złego przyniosły mu bezsensowne metody
wychowania, zastosowane w najlepszej wierze przez niedoświadczonych właścicieli. Dlatego
tak ważna wydaje mi się popularyzacja podstawowych wiadomości o psychice psów i
zasadach ich zachowania. Tylko wtedy posiadanie psa będzie całkowicie bezpieczne dla
właściciela, a życie psa w naszym domu znacznie łatwiejsze i szczęśliwsze.
W obu opisanych przypadkach złe metody tresury, zamiast złagodzić problem,
zintensyfikowały go, a pies z dnia na dzień stawał się coraz bardziej niebezpieczny. To
zdarza się znacznie częściej, niż można by przypuszczać. Często objawy agresji towarzyszą
próbom przejęcia dominującej pozycji w stadzie. Od naszej reakcji zależy, jak ułożą się dalsze
stosunki z psem. Źle wybrane metody przeciwdziałania niepożądanym zachowaniom mogą na
zawsze zerwać nić porozumienia, natomiast właściwa reakcja szybko przywróci harmonię.
Nieźle też jest mieć w pamięci fakt, że psy mogą używać szczęk cztery razy szybciej niż my
rąk, toteż jeśli kiedykolwiek pozwolimy mu uznać, że stoi wyżej od nas w hierarchii stada, a
dopiero potem spróbujemy dochodzić swoich praw siłą, największe szansę mamy na ...
dotkliwe pogryzienie.
Nie dziwmy się, kiedy nasze działania doprowadzą psa do stanu takiej paniki, że
zacznie kąsać na oślep. Nie chciałbym być źle zrozumiany. Ja nie usprawiedliwiam takiego
zachowania, ale doskonale rozumiem jego przyczyny.
Metody układania psów omówię znacznie dokładniej w rozdziale 12. Mam nadzieję,
że możliwość negatywnego wpływu tresury na zachowanie psa stanie się dla wszystkich
oczywista. Do tej pory starałem się uświadomić moim czytelnikom, że bardzo często
dokładnie wiemy czego chcemy psa nauczyć, lecz zupełnie nie zdajemy sobie sprawy, czego
go naprawdę uczymy. Następny przypadek znakomicie ilustruje tę moją tezę.
Zadzwoniła do mnie pani, której problem dotyczył dziewięciomiesięcznego psa, który
w nocy brudził w domu. Po rytunowych pytaniach o dietę, długość i czas trwania spacerów,
pory karmienia itd. zapytałem, jak reaguje ona, kiedy rano odkryje, że pies nabrudził.
Odpowiedziała: “Nie karzę go. Nie wierzę w skuteczność klapsów. Wszystko co robię, to
wtykam jego nos w to, co zrobił i wyrzucam go na dwór”. Ona naprawdę wierzyła, że to jest
najlepsza metoda odzwyczajenia psa od brudzenia w domu. Pies z jej działań pojął tylko
jedno - psia kupa to coś w rodzaju fetysza dla ludzi. Wchodzą do pokoju wyraźnie szukając
tego, a kiedy już znajdą, wpadają w trans, krzycząc wielkim głosem zawsze te same słowa:
„Co to jest?”
Pies, nieco już przestraszony wyglądem właściciela, kurczy się ze strachu słysząc ton
głosu i przyjmuje poddańczą postawę, która, kiedy był małym szczeniakiem przy matce,
doskonale pamięta, hamowała dalsze przejawy wrogości. Ale nie z ludźmi, nic z tych rzeczy!
Łapią go za skórę, pakują nosem prosto w kupę i zamykają samego za drzwiami na długi
czas.
A co uzyskaliśmy w wyniku podjętych działań? Z naszego punktu widzenia trochę
ekskrementów wbitych w psi nos i brodę, a trochę w dywan. Z psiego punktu widzenia
utrwalone skojarzenie, że kupa na dywanie i jednoczesna obecność właściciela w pokoju to
fatalna kombinacja. Gdybym był psem o silnym instynkcie obrony, warczałbym i gryzł w
obronie własnej i pewnie nazwano by mnie agresywnym. Gdyby mój instynkt obrony był
bierny, na pierwszy sygnał złości ze strony właściciela wiałbym pod najdalsze krzesło, a
właściciele byliby przekonani, że wiem jak źle postąpiłem i bardzo się wstydzę. Gdybym był
cwanym psem, nie chcąc narazić się na sytuację: kupa na dywanie/właściciel w pokoju,
zjadałbym ją, co pozwoliłoby sklasyfikować mnie jako koprofaga.
Bez względu na mój charakter jednego jestem pewien - wystrzegałbym się jak ognia
załatwiania się w pobliżu moich właścicieli wiedząc, że wprawia to ich w stan tego dziwnego
podniecenia. Toteż ostatni, szybki spacerek w deszczowy wieczór mógłby się nieźle
przeciągnąć, chyba że pozwoliliby mi zniknąć z zasięgu ich wzroku lub ... wykonałbym rzecz
całą po spacerze w drugim pokoju, tak aby nie mogli tego szybko znaleźć.
Z psiego punktu widzenia załatwianie się poza własnym posłaniem już rozwiązuje
problem czystości. Sposób, w jaki uczymy go, że z ludzkiego punktu widzenia to za mało,
może mieć ogromny wpływ na wzajemne stosunki i, generalnie, na zachowanie się psa (patrz
rozdz. Kłopoty i ich rozwiązanie od A do Z). Kiedy spojrzymy na to oczami psa, nie będzie to
takie trudne.
8 STRESY
U ludzi stres uznawany jest za przyczynę wielu chorób. Lekarze uważają, że stres jest
głównym czynnikiem wywołującym aż 70% ciężkich schorzeń. Jego rola jest jeszcze większa
w wielkich skupiskach ludzkich, w dużych metropoliach - 80%, a nawet 85% przypadków.
Stres osłabia system obronny organizmu, otwierając bramy różnego rodzaju infekcjom.
Odbudowanie odporności organizmu, tak immulogicznej na infekcje, jak i psychicznej na
stresy, to żmudny i powolny proces.
Długotrwały stres może być przyczyną wielu zagrażających życiu chorób, a także
wielu schorzeń natury psychicznej jak depresje, nadpobudliwość, chroniczne stany napięcia i
wiele, wiele innych. Trzeba przyznać, że większość stresowych sytuacji zawdzięczamy sami
sobie. Narzuciliśmy sobie pełen pośpiechu styl życia w pogoni za lepiej płatną pracą i coraz
bardziej luksusowymi przedmiotami. Lepiej płatna praca często oznacza konieczność
dojazdów na znaczne odległości i tak sami siebie skazujemy dwa razy dziennie na jazdę
zatłoczonymi drogami. Toczymy się wraz z falą samochodów od skrzyżowania do zjazdu w
inną drogę, od stłuczki do stłuczki, tłocząc się, przepychając, walcząc o lepsze miejsce w
nieustannym zmaganiu z czasem. Kiedy rezygnujemy z jazdy własnym samochodem, upchani
jak śledzie w puszcze tłoczymy się w pociągach, autobusach i tramwajach, przepychając się,
walcząc o miejsce siedzące lub o lepszą pozycję w pobliżu drzwi. Mamy coraz mniej miejsca
dla siebie, a i tak jest ono stale zagrożone przez innych. Staramy się zignorować ich obecność,
udając, że ich nie dostrzegamy.
W pracy każdy udaje, że jest niezastąpiony. Każdy działa w pośpiechu. A pośpiechowi
sprzyjają coraz bardziej usprawniane środki łączności. Listy pisze się, aby potwierdzić
wcześniejsze ustalenia telefoniczne. Wysyła się faksy, a w ślad za nimi telefony, aby upewnić
się, czy aby na pewno doszły. W modę weszły teraz telefony osobiste, które nosi się przy
sobie, aby tylko być do dyspozycji, stale pod ręką, bo inaczej ktoś inny zajmie miejsce, złapie
naszą okazję. Co dzień pędzimy w bezsensownym wyścigu, który przynosi ogromne fizyczne
zmęczenie i nieustanny stres. Kiedy jest już całkiem źle, lekarze przepisując nam różne
pigułki, mające złagodzić nieprzyjemne objawy, nalegają jednak na zwolnienie tempa i
wypoczynek niezbędny dla zregenerowania organizmu.
Psy nie mogą wyjechać na urlop, ale przecież też doznają stresów i to głównie
spowodowanych przez stresogenny styl życia ich właścicieli. Jest to bez wątpienia zasadnicza
przyczyna, dla której specjaliści zajmujący się zaburzeniami psiego zachowania mają coraz
więcej pracy.
Jeszcze nie tak dawno temu w przeciętnej rodzinie był tylko jeden samochód. Matka
zwykła była odprowadzać dzieci do szkoły, zabierając na spacer psa. Pies szedł grzecznie na
smyczy, natykając się na coraz to nowe sytuacje i bodźce stymulujące jego rozwój. W czasie
takiego spaceru uczył się karnego chodzenia na smyczy, oswajał się z obcymi, z dziećmi, z
ruchem miejskim. Często zostawał na chwilę pod sklepem, kiedy matka robiła niewielkie
zakupy.
Dziś większość rodzin ma dwa samochody. Matka zawozi dzieci do szkoły zabierając
ze sobą psa. Potem podjeżdża do parku, gdzie pies biega bez smyczy na ogół tylko tak długo,
dopóki się nie załatwi. Potem do samochodu i ... godziny na parkingu pod supermarketem,
gdzie pani domu robi zakupy.
Nasz styl życia i codzienny pośpiech fatalnie wpływają na warunki życia naszych
psów i jest często źródłem wielu problemów z ich zachowaniem.
Brak stymulacji, zarówno psychicznej jak i fizycznej, fakt, że coraz więcej psów
przebywa samotnie przez długie godziny - w dzisiejszych czasach na ogół oboje małżonkowie
pracują w pełnym wymiarze godzin - to często przyczyny nerwowego, streso-pochodnego
zachowania wielu z nich.
W ogrodach zoologicznych badano wpływ uwięzienia na zachowanie się zwierząt. W
rezultacie stwierdzono, że najgorzej wpływa na nie brak zajęcia. Toteż opracowano całe
programy zajęć dla różnych zwierząt, mające zastąpić ich naturalną aktywność, choćby
polowanie drapieżników. To smutne, że nasze domowe psy zaczynają mieć gorsze warunki
życia niż zwierzęta zamknięte na stałe w ogrodach zoologicznych.
Kiedy powiedzieć właścicielom, że znakomitą większość ich problemów ze złym
zachowaniem się psów można by rozwiązać odkładając na bok telefon, zakładając dobre buty
i raz dziennie idąc na porządny spacer, taki spacer, na którym pies przeszedłby się na smyczy
między ludźmi, a potem pobiegałby sobie do woli luzem - to rozwiązanie, które wydaje się
zbyt proste. A w przeważającej liczbie przypadków to proste lekarstwo jest wystarczające.
Cóż, kiedy w odpowiedzi słyszę ciągle o braku czasu na takie codzienne eskapady i o tym, że
duży ogród przecież wystarczy, aby pies się wybiegał. “Wielkość więzienia - odpowiadam
zwykle - nie ma większego znaczenia. A jeśli nie masz czasu dla psa, to po co go w ogóle
trzymasz?”
W rozdziale drugim wspomniałem o problemach, jakie mogą wyniknąć ze
szczeniakiem kupionym od pośrednika lub producenta szczeniąt. Z przykrością stwierdzam,
że ten proceder staje się coraz bardziej powszechny. Producenci starają się dostarczyć
szczeniaka do nabywcy najszybciej jak to tylko możliwe, podając najróżniejsze przyczyny,
dla których nie można przyjechać i zobaczyć matki i całego miotu. Jest to też nader intratne
zajęcie dla właścicieli sklepów zoologicznych, którzy skupują szczenięta byle gdzie, za
bezcen i wmawiają naiwnym nabywcom, że sprzedają im towar najwyższej jakości -
szczenięta o świetnym pochodzeniu i znakomicie odchowane. Oczywiście, żądając znacznie
wyższej ceny, niż sami zapłacili.
Trzeba jednak przyznać, że większość z nich to nie są ludzie jakoś szczególnie
okrutni. Oni po prostu nie wiedzą co czynią. Nie znają faz rozwoju szczeniaka, nie mają
pojęcia jaki wpływ na psychikę psa może mieć zaburzenie którejś z nich. Zwłaszcza, że nie
oni mają kłopoty z problemem, który wywołali. Symptomatyczne, że ostatnimi czasy nawet
rząd zaczął zajmować się problemami związanymi z agresywnymi psami. W dodatku
znajdziecie statystyczne dane dotyczące moich dwunastomiesięcznych badań nad
charakteropatiami psów - 25,6% przypadków dotyczyło urazów nabytych we wczesnym
szczenięctwie. Badania przeprowadzone przez Ministerstwo Rolnictwa na terenie Anglii na
zlecenie Europejskiej Rady Ekonomicznej wykazały, że wielu farmerów zrezygnowało z
dotychczasowej produkcji rolniczej na rzecz hodowli, a raczej produkcji psów. Ze szczególną
intensywnością zjawisko to występuje w Walii, a problemy ze szczeniętami kupionymi z
takich walijskich farm stały się szeroko znane w środowisku psiarzy. Choć nie każdy, kto
mając na sprzedaż szczenięta, nie chce pokazać matki, musi być od razu nieuczciwym
producentem, to jednak szczerze doradzam wszystkim przyszłym nabywcom szczeniąt -
kupujcie tylko od cenionych, szanujących się hodowców. Macie wtedy znacznie większe
szansę na to, że kupiony przez was szczeniak będzie prawidłowo odchowany, a jego charakter
nie będzie spaczony przez amatorskie działania ludzi, którzy nie mają pojęcia co robią. Warto
przecież unikać kłopotów, skoro łatwo można to zrobić.
Większość szczeniąt wziętych z farm lub sklepów choruje na poważne zaburzenia
żołądkowo-jelitowe, zapalenia płuc i wątroby. Główną ich przyczyną są fatalne warunki
transportu. Zimno, wibracje, zmiana wody i pokarmu, niedogodności fizyczne i psychiczne,
wszystko to wywołuje stres. W normalnych warunkach organizm szczeniaka uruchamia
mechaniżmy obronne, wytwarzając między innymi substancję hormonalną - ACTH. W
nienormalnych warunkach - nieprawidłowa wczesna socjalizacja, zmiana środowiska -
organizm staje się mniej odporny na stres, a tym samym podatny na różnego rodzaju infekcje.
Nic zatem dziwnego, że przewożone w złych warunkach, pozbawione matczynej
opieki szczenięta w ciągu dwóch tygodni zaczynają chorować. Na ogół w tym czasie są już
sprzedane i cały kłopot z leczeniem spada na nabywcę. Co prawda chorego szczeniaka może
zwrócić, ale mało kto się na to decyduje. Wielu właścicieli obarcza siebie winą za to, że
szczeniak zachorował. Tylko wtedy, gdy objawy chorobowe wystąpią w kilka godzin po
nabyciu szczeniaka właścicielom przychodzi do głowy, że być może chorobę wywołały
warunki, z jakich szczeniak został kupiony. Wtedy też nie spieszą się ze zwracaniem malca,
obawiając się, w jakie ręce trafi następnym razem lub czy nie zostanie uśpiony bez
niepotrzebnych wydatków na leczenie.
Jak dotąd przedstawiłem dwa rodzaje reakcji na stres: pierwszy - kiedy stres jest
przyczyną zaburzeń natury psychologicznej, widocznych w zachowaniu - i drugi, kiedy jest
przyczyną dolegliwości zdrowotnych. A najczęściej stres u psów pojawia się wtedy, gdy
nieświadomi niczego właściciele składają na barki psa zbyt dużą odpowiedzialność, jak to
opisałem w rozdziale 3. Często psy nie są przygotowane do przyjęcia aż takiej
odpowiedzialności, w stadzie dzikich psów nie plasowałyby się wysoko w hierarchii i nigdy
nie byłyby przewodnikiem, Alfa. Wśród ludzi też przecież zdarzają się tacy, którzy źle się
czują na eksponowanych stanowiskach i zdecydowanie wolą, żeby ktoś inny podejmował za
nich decyzje. Stres wywołany zbyt odpowiedzialnym stanowiskiem objawia się irytacją,
częstą złością, a w końcu nawet chorobą.
U ludzi stres wywołany wysoką odpowiedzialnością jest główną przyczyną zaburzeń
zdrowotnych i wyniosłego zachowania. To samo dotyczy psów. Wszystkie one reagują
podobnie. Kiedy wkroczą do mojego biura wraz z właścicielami, natychmiast przyjmują
pozycję przewodnika stada. Kiedy już uda się nam ustalić, że na tym terenie ja jestem
przewodnikiem, każdy z nich, bez wyjątku, kładzie się i zasypia. To jest zwolnienie od
przerastającej je funkcji, czego tak bardzo potrzebowały. Przestały być zestresowane lub
przestraszone. Odpoczywają od niechcianej odpowiedzialności i tym samym stają się
spokojne i zrelaksowane. Zdolność do wytrzymania stresu, związanego z przewodnictwem,
jest odziedziczalna i nie może być narzucona. Wielu właścicieli nie kryje zaskoczenia, jak
miły staje się ich pies, kiedy zdejmie się zeń tę za dużą dla niego odpowiedzialność.
U dorosłych psów objawy stresu mogą być zarówno pozytywne jak
negatywne. Od tego czy właściciele lub treser zauważą i właściwie je zrozumieją,
będzie w dużej mierze zależało, czy pies będzie dalej stresowany. Wspomniałem o treserze
celowo, bo chciałbym przejść do omówienia bardzo typowych sytuacji stresowych, jakie
powstają na wielu kursach szkolenia. Powstaje pytanie, jak rozpoznać, kiedy pies jest w
stresie, a kiedy przyjmując pozycję dominującą odmawia wykonania rozkazu. Według mnie
każdy, kto mieni się być specjalistą od układania psów i pobiera za to pieniądze, nawet
niewielkie, musi dokładnie znać odpowiedź na to pytanie, jeśli czuje się choć trochę
odpowiedzialny za to, co robi. Jednego nie rozumiem. Nikt przy zdrowych zmysłach nie
będzie pobierał lekcji jazdy konnej u kowala, którego jedyną kwalifikacją po temu jest
umiejętność przybijania podków. Nikt przy zdrowych zmysłach nie kupi domu, którego nie
zbudowali fachowcy. Nie pójdzie też z bolącym zębem do tegoż kowala. Dlaczego zatem w
tak ważnej sprawie, jak szkolenie psów, zdajemy się na amatorów. A przecież, choćby takie
ogłoszenie jak to: “Pani B, posiadaczka wytresowanych z urodzenia border collie, układa
psy...” powinno wzbudzić naszą czujność. Czas już najwyższy żebyśmy zrozumieli, że są
dobre kursy tresury i złe kursy.
Na usprawiedliwienie pani B. i jej podobnych trzeba dodać, że oni głęboko wierzą w
słuszność swoich działań. Często pobierają wręcz symboliczne opłaty za swoje kursy, gdyż
robią to z czystej sympatii do psów i chęci niesienia pomocy innym. A że nie rozumieją
psychiki psów - to już zupełnie inne zagadnienie. Wedle ich najlepszej wiedzy wszystkie psy
niezależnie od rasy to maszynki skonstruowane według jednego planu i działające według tej
samej zasady. Jeśli ich collie reaguje na ostre szarpnięcie smyczy, to wszystkie dobermany,
rottweilery, owczarki niemieckie, spaniele i inne powinny reagować identycznie. Jeśli nie, to
oczywiście wina leży po stronie właścicieli, którzy coś na pewno robią źle. Na szczęście
wielu właścicieli orientuje się w sytuacji, kiedy jeszcze nie jest za późno i zwraca się o pomoc
do fachowca. Mam tylko nadzieję, że takie stanowisko będzie w przyszłości coraz bardziej
popularne.
Pierwsza rzecz, na którą treser powinien zwrócić uwagę, to to, czy przypadkiem któryś
z uczestników kursu nie znajduje się pod wpływem silnego stresu. Mogą na to wskazywać
różne objawy.
Negatywne oznaki stresu
Mogą być one następujące: rozszerzone źrenice, uszy położone do tyłu, spocone
poduszki łap, zadyszka, ślinotok. Wiele psów przypada płasko do ziemi, zastygając bez ruchu.
Inne objawy to gwałtowne gubienie włosa, a nawet - mające oznaczać absolutne
podporządkowanie - oddawanie moczu. Jedynym wyjściem z sytuacji jest jak najszybsze
zabranie delikwenta spomiędzy innych psów.
Trzeba odwrócić jego uwagę od własnego strachu, bawiąc się z nim w atrakcyjną dla
niego zabawę. Największym błędem, jaki można popełnić, jest próba przełamania psiaka w
myśl twierdzenia “kiedyś się przecież przyzwyczai”. Efekt będzie odwrotny od
oczekiwanego, pies będzie wystawiony na działanie stresu i na pewno niczego się nie nauczy.
Pozytywne oznaki stresu
Te objawy bardzo trudno odróżnić od nieposłuszeństwa i tak się je na ogół klasyfikuje.
Często trzeba poobserwować psa przez dłuższy czas, aby uzyskać pewność czy mamy do
czynienia ze stresem, czy tylko z nieposłuszeństwem. Pies nieposłuszny będzie szalał przez
cały czas niezależnie od sytuacji. Pod wpływem stresu zaś pies zaczyna się nagle
zachowywać nadmiernie aktywnie. Jak rozszalały szczeniak zaczyna biegać w koło,
podskakując i zapraszając cię do zabawy. Im bardziej będziesz próbował odzyskać nad nim
kontrolę, tym bardziej głupio będzie się zachowywał. Trudno go złapać i przywołać do
porządku. Najlepiej od razu zabrać go ze stresującego go środowiska.
W odniesieniu do ludzi rozważa się wpływ stresu zarówno na psychikę jak i na
zdrowie. Kiedy chodzi o psy, przywykliśmy uważać, że są one pozbawione uczuć. Takie
maszynki do wykonywania rozkazów. Mówisz im “Zrób to”, a one robią. Jakbyśmy
zapomnieli, że człowiek i pies żyją razem już ponad 10 000 lat, a wzajemne zrozumienie
opiera się na dużych wzajemnych podobieństwach. Niektóre przypadki stresu, z jakimi się
zetknąłem u psów, wskazują, że podobieństwa te są jeszcze głębsze niż można by
przypuszczać.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie pani, której pies zachowywał się bardzo dziwnie za
każdym razem, kiedy miała gości.
“Jakiej to rasy pies i co takiego dziwnego robi?” zapytałem. “To trzyletnia Jack Russel
terierka o imieniu Jenny. Przez cały czas, kiedy są goście, liże. Tak samo się zachowuje,
kiedy idziemy z wizytą”. Powiedziałem jej, że to nic nadzwyczajnego, że wyjątkowo
przyjacielski pies liże ludzi, a ona na to: “Jenny nie liże ludzi, ona liże ściany.”
Jej lekarz weterynarii nie znalazł żadnej medycznej przyczyny takiego zachowania. To
on poradził jej skontaktować się ze mną. Po dłuższej rozmowie, kiedy dowiedziałem się, że
Jenny liże nie tylko ściany, ale także nogi od krzeseł czy stołu i inne przedmioty, umówiliśmy
się na spotkanie. Oboje państwo przyszli z Jenny. Po kilku minutach w moim biurze suka
rzeczywiście zaczęła lizać ściany. Przerażająca była energia, jaką wkładała w tę czynność.
Przed ich wizytą zastanawiałem się nad przyczynami tego dziwacznego zachowania i
doszedłem do wniosku, że Jenny w ten sposób chce zwrócić na siebie uwagę. To co
zobaczyłem, zdawało się potwierdzić moją diagnozę, choć stan był gorszy, niż się
spodziewałem.
Powiedziałem im, żeby przez chwilę zupełnie ignorowali Jenny i odmówili jej tej
uwagi, o którą tak zabiegała. Potem próbowaliśmy różnych technik wstrętowych,
nieodmiennie z tym samym rezultatem - zachowywała się coraz gorzej. Mąż przez cały czas
siedział nieruchomo, nie mówiąc ani słowa, jakby przyjechał tylko jako szofer.
Za jakiś czas umówiliśmy się na następne spotkanie. Chciałem się przekonać, czy
jakieś inne warunki wywołują u Jenny podobne reakcje. Okazało się, że nie. Zachowywała się
tak tylko wtedy, gdy w pokoju znajdowały się więcej niż dwie osoby, niezależnie czy znała je
czy nie.
W pewnej chwili właścicielka wyszła na chwilę, żeby przynieść coś z samochodu.
Gdy tylko znalazła się poza zasięgiem słuchu, mąż powiedział: “Widzi pan, ona kłamie. Pies
zachowuje się tak przez cały czas, kiedy ona jest w pobliżu”. Jakby na potwierdzenie tych
słów Jenny przestała lizać i stała z boku zupełnie wyczerpana.
“To jej głos” - wyjaśniał mąż dalej - “Suka działa jak te nowomodne rośliny reagujące
na muzykę. Ona gada, a Jenny liże. Mówiłem to jej wiele razy, ale ona nie słucha. Jej matka
jest dokładnie taka sama - głos jak jakaś cholerna syrena mgłowa”.
Pierwsze światełko zapaliło się w mojej głowie. Przypadek Jenny był klasyczną
reakcją stresową na brak harmonii w domu. Oni mnie nie potrzebowali. Oni potrzebowali
kogoś z poradni małżeńskiej, ale jak ja im to miałem powiedzieć?
“Zgodziłem się tu przyjechać - kontynuował mąż - tylko pod warunkiem, że ona się
zgodzi wyjść na chwilę, żebym mógł to panu powiedzieć. Zobaczy pan, jak ona tylko wróci,
to Jenny znowu zacznie lizać ściany”.
Stało się dokładnie tak, jak powiedział. Kiedy żona wróciła, Jenny z furią zaczęła lizać
ściany. Wizyty u weterynarza, a potem u mnie, potwierdziły okoliczności, które u Jenny
wywoływały reakcję lizania ścian. W usunięciu przyczyn żaden z nas nie mógł pomóc.
Przyczyny bowiem leżały w tym, że Jenny spełniała rolę buforu w nieustających sporach w
tym stadle. Tylko zmiana warunków i czas mogły pomóc tej nieszczęsnej suce.
Spotkałem już w przeszłości psy, których zachowanie przy domowych
nieporozumieniach bywało dziwaczne. Muszę przyznać, że najczęściej brudziły w domu w
najdziwniejszych miejscach, choćby na łóżku właścicieli. Słyszałem nawet o takim, który
załatwiał się na stole.
Przytaczając tę historię chciałem pokazać, jak głęboko związane są psy ze swoim
ludzkim stadem. Może nie mówią naszym językiem, czy raczej, nie zawsze jesteśmy w stanie
je zrozumieć, lecz związki pomiędzy psem i człowiekiem są znacznie głębsze niż pomiędzy
innymi przedstawicielami Królestwa Zwierząt, a bywa, że i pomiędzy ludźmi.
Jeden z moich kolegów, lekarz weterynarii Richard Bleckman, spytał mnie ostatnio,
czy według mnie problemy z zachowaniem się psów często są rezultatem stylu życia
właścicieli? Zdecydowanie za często - odpowiedziałem mu. Pytał mnie o to, gdyż niezależnie
ode mnie poczynił w trakcie swej praktyki takie same spostrzeżenia.
Zastanawiamy się teraz nad tym, jak uświadomić właścicielom, że większość ich
kłopotów z psami zniknie wtedy, gdy zechcą wreszcie zmienić choć trochę swój sposób na
życie.
9 KŁOPOTY ŻYWIENIOWE WSKAZANIA
„Jesteś tym, co jesz” - to bardzo stare i bardzo mądre powiedzenie. Niewielu jest ludzi,
którzy nie wiedzieliby o tym, że pewne pokarmy lub ich składniki mogą wpływać na
zachowanie lub zdrowie przynajmniej niektórych z nich. Podobne działania mogą mieć
niektóre niealkoholowe napoje, zaś o działaniu alkoholowych wiemy lub powinniśmy
wiedzieć doskonale. Różni ludzie reagują na różne rzeczy w różny sposób. Ta sama prawda
dotyczy psów, choć rzadko bierze się to pod uwagę.
O ile wiem, jak dotąd nie przeprowadzono solidnych badań naukowych nad wpływem
diety na zachowanie się psów. Jedna z dużych firm produkujących jedzenie dla psów
prowadzi ostatnio badania nad alergiami pokarmowymi. Zajmowali się tym tematem także
czołowi weterynarze i behawioryści. To oczywiste, że tam, gdzie wchodzi w grę alergia, tam
bardzo zmienia się zachowanie psa, ale podobnie jak to jest z ludźmi, każdy pies jest inny.
Toteż trudne jest, jeśli nie niemożliwe, określenie jakiejś jednej konkretnej diety, która ma
negatywny wpływ na zachowanie się wszystkich psów. Ale spróbujmy.
W tym miejscu muszę zaznaczyć, że nie jestem specjalistą w dziedzinie żywienia. Ale
przez ostatnie parę lat musiałem udzielić setek rad dotyczących diety moich pacjentów.
Obserwując rezultaty moich działań w tej dziedzinie doszedłem do wniosku, że nie można
ignorować wpływu diety na zachowanie. Powinni o tym pamiętać wszyscy zajmujący się
poradnictwem dla właścicieli psów. Rozległy temat różnych diet opisałem w dwóch
rozdziałach. Ten pierwszy ma za zadanie rozbudzenie czujności właścicieli, być może
czytając go znajdziecie tu wskazówki dla siebie “Aha, mój pies też tak robi. Może to właśnie
o to chodzi. Spróbuję zmiany diety”.
W rozdziale 10 omówiłem raczej techniczną stronę zagadnienia. Jest on przeznaczony
dla właścicieli, którzy w rozdziale 9 znaleźli opis problemów zbliżonych do tych, jakie mają
ze swoim psem.
Przełom w moich badaniach nad dietą jako środkiem terapeutycznym dokonał się parę
lat temu za sprawą pewnego psa rasy golden retriever. Był to trzyletni samiec o imieniu Roiły,
zdecydowanie nadpobudliwy, chociaż to nie jest dobre określenie. Kiedy podjechałem, Roiły
dosłownie fruwał pod sufitem. Uspokoił się dopiero, kiedy właścicielka kazała mu leżeć. To
było nader interesujące zjawisko. Posłuchał jej - to był rezultat niezliczonych godzin
prywatnych lekcji tresury - ale to było takie niespokojne leżenie. Widać było, jak w środku
coś mu się kotłuje, drży, jakby za chwilę miało eksplodować. To drżenie można było
ostatecznie zignorować, nie patrząc na niego, ale straszliwe dźwięki, jakie z siebie wydawał,
żadną miarą nie dały się zignorować, bo niosły się na całą okolicę. Właścicielka powiedziała
mi, że on się zawsze tak zachowuje, jeśli dać mu komendę siad lub leżeć. Ja nie byłem
ciekaw, czy rzeczywiście - ten dźwięk świdrował mi uszy. Kiedy Roiły usłyszał komendę
zwolnienia, zapadła cisza, a pies wrócił do swego nadmiernie przyjacielskiego, zupełnie
zwariowanego zachowania.
Właścicielka była stewardessą, latającą na krótkich lotach pomiędzy Londynem i
Glasgow. Po skończonym locie wolno jej było zabierać wszystkie nie zjedzone steki. Pies
praktycznie jadał tylko te steki.
Roiły był dobrze ułożony. Reagował prawidłowo na wszystkie komendy, więc z tym
nie miałem wiele do zrobienia. Trzeba było jakoś obniżyć poziom jego aktywności. Na
początek zaproponowałem dietę naturalną (patrz rozdział 10). Rezultat był oszołamiający.
Właścicielka zadzwoniła po kilku dniach: “Właściwie powinnam była zadzwonić wcześniej,
ale początkowo wszyscy sądziliśmy, że Roiły jest chory. Już po 24 godzinach był taki
spokojny, że nie mogliśmy uwierzyć, że to tylko zmiana diety. Teraz już wiemy, że nic mu
nie jest i świetnie się czuje. Kiedy trzeba, jest spokojny, kiedy trzeba - aktywny. Problem
leżał w sposobie karmienia go.”
Ustalenie błędów w diecie nie było w tym przypadku takie znowu trudne. Roiły był
karmiony wyłącznie surowym mięsem. Trudno o gorzej zbilansowaną, bardziej
wysokobiałkową dietę. Zabrakło w niej odpowiedniej ilości węglowodanów i tłuszczy, toteż
jego organizm uzyskiwał niezbędną do życia energię w procesie spalania białka. Stąd jego
ogromna nadpobudliwość. Gdyby kontynuować ten sposób żywienia, w następnej kolejności
pies zacząłby tracić kondycję. Aminokwasy, z których zbudowane są białka, mają służyć
organizmowi do regeneracji tkanek, niezbędne są w procesie wzrostu i innych procesach
fizjologicznych, toteż nie trudno przewidzieć, jakie skutki dla organizmu na dłuższą metę
przyniesie zużywanie ich jako źródła energii.
Wysokobiałkową dieta wcale nie musi być szkodliwa, ale pod warunkiem, że jest
dobrze zbilansowana z odpowiednią ilością węglowodanów i tłuszczy oraz dostosowana do
rzeczywistych potrzeb psa. Pies pracujący, prowadzący bardzo aktywny tryb życia, wymaga
zupełnie innej diety niż rozleniwiony domowy kanapowiec.
Reklamy telewizyjne kuszą: ...“Karm swojego psa naszą karmą, zobaczysz, że zdziała
ona cuda, a twój przyjaciel będzie ją wolał od wszystkich innych...” Przemysł produkujący
jedzenie dla zwierząt domowych to ogromny, niezwykle dochodowy rynek, a każda z firm
stara się zagarnąć jak największą jego część. Warunkiem sukcesu jest taki produkt, który na
ludzkie oko wygląda atrakcyjnie. Musi zawierać coś, co będzie wyglądało jak kawałek mięsa
w smakowitym sosie - soja i barwniki są tu bardzo pomocne. Pies musi to lubić bardziej niż
inne produkty, dodaje się więc przypraw i substancji zapachowych. No i cena musi być
atrakcyjna, to znaczy tak niska jak to tylko możliwe - co oznacza, że składniki użyte do
produkcji muszą być tanie. A tanie, na ogół oznacza kiepskiej jakości.
Nie chcę przez to powiedzieć, że pokarm, który twój pies lubi, a jest tani i wygląda
dobrze, od razu musi być złym pokarmem. Ale nie każdy pokarm musi służyć twojemu psu.
Są pewne określone wskazania co do tego, czy trzeba zmienić psu dietę czy nie. Wystarczy
odpowiedzieć na 12 podstawowych niżej pytań:
1. Czy twój pies cieszy się dobrym zdrowiem, czy też miewa częste dolegliwości
żołądkowe lub regularnie pojawiające się alergie na pchły, pyłki traw itp.?
2. Czy twój pies cierpi na częste wzdęcia?
3. Czy jego odchody są zmiennej konsystencji, czasem luźne a czasem stałe?
4. Czy są obfite i cuchnące?
5. Czy twój pies je z wielkim apetytem i nie przybywa na wadze?
6. Czy poziom jego aktywności odbiega od normy?
7. Czy twój pies pije bardzo dużo wody?
8. Czy sierść i skóra wyglądają zdrowo i czy nie traci on stale zbyt dużo włosa?
9. Czy twój pies nadmiernie drapie się za uszami, po piersi, zadzie, bokach, gryzie się
w nasadę ogona, liże łapy i poduszki łap, trze oczy, nos i głowę o łapy lub dywan?
10. Czy twój pies je trawę, gryzie i zjada gałązki, kopie w ogrodzie, aby dobrać się do
korzeni roślin?
11. Czy twój pies kradnie ścierki, szmatki, ręczniki i czy drze je na kawałki podobnie
jak inne materiały?
12. Czy twój pies zjada swoje własne odchody?
Każdy z tych symptomów występujący osobno nie musi być związany z taką czy inną
dietą. Bardzo możliwe na przykład, że twój pies jest alergikiem. Zaburzenia w przyswajaniu
pokarmu mogą wpłynąć na konsystencję kału lub zjadanie odchodów, co niekoniecznie musi
mieć związek z rodzajem diety. Niska waga może wskazywać na robaki. Kiedy pies żuje i
zjada patyki, może mieć kłopoty z wypróżnieniem (rozdział 15). Jeśli jednak na większość
pytań odpowiedź brzmi tak, trzeba pomyśleć o zmianie diety.
Poniżej znajdziecie wyjaśnienie, jaki związek z dietą mogą mieć wymienione
symptomy, ale zastrzegam, to nie jest lekarska diagnoza, a tylko zestawienie możliwych
przypadków:
1. Reakcje alergiczne. Mogą się nasilać, jeśli mechanizmy obronne organizmu są stale
pobudzane poprzez kontakt z alergenem, zawartym w podawanej karmie. Zmiana diety
pozwoli mu wrócić do równowagi.
2. Wzdęcia. Mogą występować, gdy proces trawienia w jelicie cienkim nie przebiega
prawidłowo. Niestrawiona masa pokarmowa, zalegając w jelicie grubym, zaczyna
fermentować i stąd gazy. Taki efekt może wywołać na przykład nadmierna zawartość soi w
pożywieniu.
3. Luźne odchody. Mogą wskazywać, że pokarm nie jest prawidłowo trawiony.
Procesy fermentacyjne drażnią śluzówkę jelita i nie wchłania ona prawidłowo wody. Stąd
półpłynna konsystencja kału. Pies pije przy tym dużo wody, aby zrekompensować jej utratę.
4. Obfite, cuchnące odchody. To bezpośredni, łatwo zauważalny skutek złego
trawienia.
5. Nadmierna szczupłość. To oczywiste, że jeśli twój pies jest źle jakościowo
karmiony, to bez względu na apetyt z jakim zjada, i tak będzie chudy.
6. Nadmierna lub obniżona aktywność. Jak zaznaczyłem na wstępie tego rozdziału
dobrze zbilansowana dieta to podstawa nie tylko zdrowia, ale też właściwego poziomu energii
twojego psa.
7. Nadmierne picie wody. Może być oznaką zaburzeń funkcjonowania jelit.
8. Wygląd skóry i sierści. Źle zbilansowana dieta odbija się na ich wyglądzie. Może to
być również efekt braków witamin i mikroelementów. Moim zdaniem dobrze zbilansowana
dieta nie wymaga żadnych dodatków witaminowych.
9. Drapanie i lizanie się. Może być oznaką reakcji alergicznej na pożywienie lub na
jeden z jego składników. Pobudzenie systemu obronnego (immunologicznego) organizmu
powoduje między innymi uaktywnienie komórek produkujących histaminę. U psów są one
zlokalizowane w przeważającej liczbie na łapach, wokół uszu, oczu i nosa, wokół nasady
ogona, na piersi i zadzie. Zawzięte lizanie lub drapanie tych regionów, zwłaszcza tuż po
jedzeniu, może doprowadzić do powstawania ran, łatwych do zainfekowania. 10. Jedzenie
trawy, gałązek i korzonków. Często wskazuje, że pokarm nie jest należycie trawiony. Psy to
zwierzęta zdolne do wymiotów i łatwo tą drogą pozbywają się obciążenia żołądka. Złe
trawienie może sprowokować je do jedzenia trawy, aby zneutralizować fermentację. Może też
oznaczać braki mikroelementów w diecie, a instynkt podpowiada zwierzęciu, gdzie ich
szukać. Inną przyczyną zjadania zwłaszcza korzonków i gałązek może być chęć uzupełnienia
brakującego błonnika, usprawniającego pracę jelit. Trudno mi to uzasadnić naukowo, ale
jestem przekonany, że w tym przypadku tylko zmiana diety może pomóc.
11. Pies kradnie i drze szmaty, chustki itp. To delikatniejsza odmiana powyższego
zachowania, może także oznaczać potrzebę uzupełnienia błonnika.
12. Zjadanie własnych odchodów. Może oznaczać, że pokarm nie został należycie
strawiony. To co w nim pozostało, jest z punktu widzenia psa jeszcze całkiem wartościowym
pożywieniem. Dla nas nieco obrzydliwe, ale skądinąd zupełnie sensowne i normalne
zachowanie. Jednak, gdy trwa przez dłuższy czas, skontaktuj się lepiej z weterynarzem.
Pokusiłbym się o twierdzenie, że ponad 50% przypadków, z którymi miałem do
czynienia, były to psy, których zachowania miały coś wspólnego ze złym odżywianiem
(przypominam, że jestem behawiorystą i moje twierdzenie nie dotyczy wszystkich psów, a
tylko tych, z którymi były jakieś kłopoty wychowawcze). W kilku przypadkach zmiana diety
była wystarczającym rozwiązaniem problemu, w innych - czynnikiem pomocnym w
opanowaniu złych nawyków pacjenta.
Jest jeszcze jedna sprawa, którą trzeba wziąć pod uwagę. Duże firmy produkujące
jedzenie dla psów dodają do niego składniki, które mają zapewnić psu zdrowie, szczupłą
figurę i pełnię sił i energii. Dbający o psa właściciel powinien zawsze brać pod uwagę skład
kupowanej karmy nie zapominając o trybie życie, jaki prowadzą i on, i jego pies. Zanim
zaordynujesz swojemu psu dietę zawodowych bokserów czy atletów, pomyśl, czy możesz mu
zapewnić wystarczającą ilość ćwiczeń, aby mógł spożytkować rozpierającą go energię.
Idealna dieta powinna pokrywać zapotrzebowanie psa i w żadnym wypadku go nie
przekraczać. Nie trzeba do tego być wykwalifikowanym specjalistą w zakresie żywienia.
Wystarczą własne obserwacje i odrobina zdrowego rozsądku.
10 KŁOPOTY ŻYWIENIOWE FAKTY
Każdy, kto w poprzednim rozdziale znalazł odbicie problemów, jakie ma na co dzień
ze swoim psem, ale też każdy, kogo zainteresował problem jako taki, znajdzie w tym
rozdziale wiele interesujących informacji. Jest to wyciąg z artykułu Dawida Shawa,
opublikowanego w Pet Product Marketing w lipcu 1987 pod tytułem “Dobry pokarm kosztuje
więcej”.
Bardzo niewielu właścicieli ma jakiekolwiek pojęcie o wartości pokarmu dla zwierząt,
jaki kupują. Skoro dla właściciela wygląda przyzwoicie, a zwierzak go je, to znaczy, że musi
być dobry. Właściciel nigdy go nie próbuje i na dobrą sprawę nie ma możliwości ocenienia
jego składu i wartości. Jedyną informacją jest skład podany na opakowaniu - 20% białka, 4%
tłuszczu, 3% popiołów i trochę witamin. I co to właściwie znaczy? Nie zawsze wiele!
Większość właścicieli myśli, że 20% białka musi być lepsze niż 18%. Często nie wiedzą, że
to białko (20%) może być różnego pochodzenia - z suszonych pokrzyw, łubinu, brukselki i
oczywiście z soi. Może ono nawet pochodzić ze skóry starych butów. Co zatem oznacza te
20%?
Ogromna liczba przypadków kłopotów zdrowotnych psów spowodowana jest złym
odżywianiem. Rosną rachunki weterynarzy i niezadowolenie właścicieli. Największym
problemem jest brak błonnika - nie tego uwidocznionego, w składzie karmy na torbie, ale
tego naturalnego, podanego w odpowiedniej dawce - niezbędnego dla dobrego trawienia. Pies
jest zwierzęciem przede wszystkim mięsożernym i tysiące lat udomowienia nie zmienią tego
faktu. Jego system trawienny przystosowany jest do spożywania zdobyczy wraz z futrem,
skórą, chrząstkami i tłuszczem, a nie podawanych stale papkowatych pokarmów. My, ludzie,
wywołujemy u siebie podobne schorzenia spożywając papki sporządzone ze sproszkowanych
produktów. Rodzaj białka w pokarmie jest niezwykle istotny. Nie wszystkie aminokwasy w
nim zawarte są psom potrzebne. Te niezbędne są zawarte w białku zwierzęcym, czyli głównie
w mięsie. Mięso, kupowane przez wszystkie wytwórnie pasz na wolnym rynku, jest drogie.
Wniosek - nie istnieje nic takiego, jak dobre i tanie jedzenie dla psów.
Producent, któremu zależy, aby wprowadzić na rynek tanią karmę, musi siłą rzeczy
zrezygnować z wielu niezbędnych psu do prawidłowego trawienia składników. Innymi słowy
- cena odpowiada dokładnie jakości karmy.
Specjalnością wielu firm jest dodawanie przypraw. Na rynku dostępnych jest wiele
wyszukanych przypraw i substancji żelujących. Wystarczy trochę zręczności i trociny nie
tylko będą pięknie wyglądały, ale psy zjedzą je z apetytem. Dodatek soi zagwarantuje
stosowną ilość białka! Ten opis jest może trochę przesadzony, ale oddaje mechanizm
funkcjonowania wielu firm.
Na co więc trzeba zwracać uwagę? Czytając skład na worku z karmą pamiętaj, że:
a) Podana jest średnia zawartość białka w karmie. Jeśli z dwóch substancji jedna
zawiera go 20%, a druga 10%, to średnia wyniesie 15%. Jeśli w karmie jest więcej
składników, na przykład 10, zawierających białko, to średnia jest liczona z tych 10
składników.
b) Im więcej jest składników wysokobiałkowych, tym wyższa zawartość białka, ale to,
że białka jest dużo, nie musi wcale oznaczać, że jest ono odpowiednie.
c) Wysokiej jakości składniki są zawsze drogie, kupuje się je na wolnym rynku z
gwarantowanych źródeł. Istnienie tanich i dobrych składników należy odłożyć między bajki.
Zróbmy teraz krok dalej. Oto przykładowy skład kompletnej karmy dla psów.
Interesuje nas zawartość białka. Załóżmy, że zmieszano l część mięsa (60% białka), 5 części
soi (45% białka) i 14 części produktów zbożowych (10% białka). Razem 20 części.
Składniki
Białko
Przeliczenie na całkowitą zawartość białka
Mięso
60%
60
Soja
45%
225
Produkty zbożowe
10%
140
Pełna zawartość białka
425
Kiedy podzielić 425 na 20 części, otrzymamy średnią zawartość białka - 21,5%.
Napisane wygląda to nieźle. Przy założeniu 10% błędu można przypuszczać, że jest to nawet
22 lub 23%. Średnią zawartość białka poprawiło dodanie soi. Soja jest tania i taką karmę
można sprzedawać po niższych cenach. Ale nie jest ona zbyt dobra. Zarówno soja, jak i
produkty zbożowe zawierają bardzo mało tłuszczów, średnio ok. 2,3%, a psy potrzebują ich
trzy razy tyle. Podniesienie zawartości tłuszczów jest drogie.
Dodatek mięsa uczyni karmę bardziej smakowitą (jeśli nie, trzeba będzie dodać trochę
przypraw), ale karma oparta głównie na soi nie jest zbyt wysokiej jakości. Psy nie są
roślinożerne i dieta wegetariańska nie jest i nie może być dla nich odpowiednia. Toteż
wcześniej czy później taka dieta zaowocuje kłopotami z trawieniem i dolegliwościami ze
strony układu pokarmowego.
Do czego zatem doszliśmy? Mamy karmę, która na oko wygląda dobrze, zawiera
odpowiednią ilość białka. Trzeba ją jeszcze efektownie zapakować i... szybko sprzedać po
atrakcyjnej cenie. Nikt nie będzie się przejmował zawartością tłuszczów czy błonnika.
Większość ludzi uzupełni psią dietę mięsem z puszki lub salcesonem, co zawsze można uznać
za przyczynę złej kondycji zwierzęcia.
Coraz częściej, niestety, ogarnięci obsesją taniej karmy dla psów, nie zawracamy sobie
głowy jej jakością. Jeszcze raz podkreślam - nie istnieją na wolnym rynku tanie i dobre
składniki do produkcji karmy dla zwierząt, toteż jej cena odpowiada jakości. Procentowa
zawartość białka o niczym nie świadczy. Jeśli jest to białko pochodzenia zwierzęcego, to
wystarczy go nawet 18%, jeśli zaś jest to białko roślinne, to i 100% będzie za mało.
Kupując gotową karmę patrzmy nie tylko na procenty, ale też na to, jakich składników
użyto do produkcji. Jeśli firma stara się to ukryć, bądźcie ostrożni! Lepiej kupić karmę firmy
znanej z tego, że jej produkty są odpowiedniej jakości. Nie zawsze łatwo dowiedzieć się o
rzeczywisty skład karmy. Wielu producentów deklaruje, że w skład produkowanej przez ich
firmę karmy nie wchodzą konserwanty czy antyutleniacze, gdyż oni sami ich nie dodawali.
Fakt, że wcześniej użyto ich do zabezpieczenia surowych składników karmy, jakoś umyka ich
uwadze. Toteż napis “Nie zawiera dodatkowych konserwantów.” znaczy tyle, że przy
produkcji karmy już ich nie dodawano. Kiedy czytam “Nie zawiera dodatków, które nie są
niezbędne w żywieniu zwierząt...” zastanawiam się zawsze “co to w ogóle znaczy?”
Jeśli kompletna karma zawiera tłuszcze, to muszą być dodane antyutleniacze, aby
zapobiec ich jełczeniu. Zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę, jak długi jest przewidywany
okres przydatności do spożycia, trzeba zadać sobie pytanie, czego właściwie ta karma nie
zawiera: tłuszczów czy środków konserwujących? Oto, jak łatwo możemy być wprowadzeni
w błąd!
Alfred J. Plechner, doktor nauk weterynaryjnych, w swojej książce o alergiach pisze:
“Tak się niedobrze składa, że większość - tak właścicieli, jak i weterynarzy - czerpie swą
wiedzę o tym, czym naprawdę karmione są zwierzęta, od producentów karmy, a dla nich
nadrzędnym interesem jest zysk, uzyskany ze sprzedaży. Po zbadaniu w latach
siedemdziesiątych różnych karm dla zwierząt Dr Paul M. Newberne z Departamentu
Żywności i Żywienia Instytutu Technologii Massachusetts stwierdził: “Większość informacji
o tym, jak znakomite są te karmy, jest zwodnicza, obliczona wyłącznie na szybką sprzedaż i
rzadko mająca pokrycie w rzeczywistej jakości. Tak właściciele, jak i weterynarze zdani są na
łaskę producenta i informacje w środkach masowego przekazu, jakże często, niestety, z
uszczerbkiem dla zdrowia ich podopiecznych”. Plechner posuwa się do stwierdzenia: “Wiele
dowodów wskazuje na to, że psy karmione wyłącznie gotową karmą żyją krócej”.
Choć badania były prowadzone w latach siedemdziesiątych, książka ukazała się
dopiero w roku 1986. Plechner pisał: “Od lat obserwuję pojawiające się na rynku karmy dla
zwierząt i widzę pojawiające się coraz to nowe formuły, pełne najróżniejszych dodatków
chemicznych, wątpliwych składników, które nie mogą być przyswojone, o złym składzie
witamin i mikroelementów. Produkowane obecnie karmy nie nadają się do żywienia nimi
zwierząt. Powoli zaczniemy pytać nie o to, która karma jest najlepsza, a o to, która jest
najmniej szkodliwa”.
Zgadzam się z nim i sądzę, że czas zadać sobie parę pytań. Czy zaakceptowane przez
Europejską Radę Ekonomiczną barwniki, konserwanty i antyutleniacze przez sam fakt
akceptacji stają się nieszkodliwe? Skoro antyutleniacz BHT (często używany przy produkcji
karmy dla zwierząt) nie może znajdować się w pożywieniu, przeznaczonym dla dzieci, a
produkty, do których jest dodawany, muszą być wzbogacone witaminą A, i skoro o te
obostrzenia walczyli ludzie, zajmujący się na co dzień nadwrażliwymi dziećmi, to czy my,
właściciele psów nie powinniśmy wyciągnąć z tego daleko idących wniosków?
No dobrze, ale co ma zrobić właściciel, który po przeczytaniu rozdziału 9 doszedł do
wniosku, że musi zmienić dietę swojemu psu?
Są różne diety, które regularnie zalecam w zależności od kłopotów moich klientów.
Wypróbowałem je przez lata praktyki, eksperymentując z różnymi rodzajami pokarmów,
toteż mogę polecić je z czystym sumieniem. Przedstawiam je zaczynając od tych, które
uważam za najlepsze, za każdym razem uzasadniając mój pogląd.
Eukanuba
Jest to kompletna i dobrze zbilansowana sucha karma dla psów, zawierająca dobrej
jakości białko zwierzęce oraz dużo tłuszczów.
Karmię nią moje cztery psy od pierwszej chwili, kiedy pojawiła się na naszym rynku.
Jest łatwa w użyciu, a ze względu na wysoką wartość odżywczą podaje się jej o jedną trzecią
lub połowę mniej niż innych karm. Zawsze, kiedy zachodzi potrzeba zmiany diety jakiegoś
psa, polecam eukanubę, a to z następujących powodów.
1. Psy bardzo łatwo ją akceptują.
2. Białko uzyskiwane z białego mięsa jest lekkostrawne i łatwo przyswajalne przez
większość psów.
3. Jest produkowana pod kontrolą specjalistów w dziedzinie żywienia i lekarzy
weterynarii. To oznacza, że wzięto pod uwagę dzienne zapotrzebowanie psów na rozmaite
składniki pokarmowe.
Producenci eukanuby przestrzegają przed podawaniem psom dodatkowo witamin i
mikroelementów, gdyż wchodzą one w skład ich karmy. Podając je dodatkowo można łatwo
uzyskać efekt odwrotny od oczekiwanego - przedawkowanie ich może być równie szkodliwe
jak niedobór. Wprawdzie IAMS (producent eukanuby) nie prowadził żadnych badań nad
wpływem żywienia eukanubą na zachowanie się psów, ale wiem z własnego doświadczenia,
że ta dieta działa cuda wszędzie tam, gdzie występują zaburzone zachowania na tle złego
żywienia.
IAMS zaleca, aby miska z karmą eukanubą stale była dla psa dostępna, tak aby mógł
jeść wtedy, gdy ma na to ochotę. Kiedy pies zrozumie, że miska stale stoi i to nie jest jakieś
wyjątkowe święto, będzie podchodził do niej od czasu do czasu, zjadając trochę i w ten
naturalny sposób pokryte zostaną jego zapotrzebowania pokarmowe. Wbrew pozorom, psy
mają tendencje do samodzielnego regulowania swoich aktualnych zapotrzebowań. Wielu
klientów mówiło mi, że po szczególnie leniwym dniu ich pupile zjadają mniej niż zwykle.
Można kupić różne rodzaje tej karmy w zależności od wieku i aktywności psa - jest karma dla
szczeniąt, psów pracujących, starych itd.
Na opakowaniach napisano wyraźnie, że karma zawiera dwa anty-utleniacze, które
dodane zostały wcześniej do konserwacji półproduktów niezbędnych do wytwarzania karmy.
We własnym procesie technologicznym IAMS nie dodaje ich więcej i, zgodnie z
obowiązującym prawem, nie musiałby o tym zawiadamiać. Firma uważa jednak, że dbałość o
dobre imię wymaga, aby poinformować o tym nabywców. Te antyutleniacze to niewielka
ilość BHA zabezpieczająca tłuszcze przed jełczeniem i znajdujący się w mieszance
witaminowej Ethooxyquin.
Omówiłem tę karmę tak dokładnie, gdyż właśnie ją polecam najczęściej. Można jej
używać tak jak zaleca IAMS, pozwalając psu jeść do woli, a równie dobrze można karmić nią
tradycyjnie w określonych porach posiłków. Przy zmianie diety zazwyczaj zalecam
stosowanie Eukanuby przez miesiąc, aby właściciel mógł się przekonać, czy pies
rzeczywiście ją lubi i czy karmienie nią przynosi oczekiwane rezultaty. Zazwyczaj w obu
przypadkach odpowiedź brzmi “tak”.
Dieta Hilla
Dietę Hilla opracowali lekarze weterynarii i można ją kupić tylko w lecznicach. Do
wyboru są puszki i sucha karma, dostosowane do wieku i kondycji psa, co pozwala
właścicielowi wybrać dietę odpowiednią do aktualnych zapotrzebowań jego pupila.
Na opakowaniu zaznaczono, że karma zawiera antyutleniacze dopuszczone do użycia
przez Europejską Komisję Ekonomiczną, mające zapobiegać jełczeniu tłuszczów, co jest w
pełni zrozumiałe. Z wyjątkiem jednej, niskokalorycznej, diety Hilla są podobne do
wysokokalorycznych diet eukanuby, co oznacza, że mniejsza dawka pokrywa
zapotrzebowanie pokarmowe. Głównym powodem, dla którego polecam suchą karmę
eukanubą i Hilla zamiast puszek jest fakt, że puszkowane jedzenie wymaga zwykle jakichś
dodatków w postaci wypełniacza (kaszy, makaronu lub ryżu). Odkryłem, że wielu właścicieli
ma wtedy kłopoty ze zbilansowaniem posiłku. Gotowa pełna karma pozwala ominąć ten
problem. Źle zbilansowane posiłki mogą być na dłuższą metę szkodliwe dla psa. Wiem
oczywiście, że miliony psów cieszą się znakomitym zdrowiem jedząc karmę z puszek i
suchary, ale w swojej praktyce zbyt często miałem do czynienia z konsekwencjami
nieodpowiedniego karmienia, żeby nie docenić wagi problemu.
Stale stykam się z klientami, którzy mają ogromne obiekcje przed używaniem
gotowej, dobrze zbilansowanej karmy. Powtarzają oni wszelkiego rodzaju mity, przesądy i
obiegowe opinie, wygłaszane najczęściej przez ludzi nie mających żadnego pojęcia, o czym
mówią. Mam nadzieję, że uda mi się rozwiać przynajmniej część z nich.
Najbardziej powszechne, jak sądzę, jest przekonanie, że gotowe karmy są zbyt bogate
w białka i tłuszcze, co prowadzi do nadaktywności i otyłości. Te karmy, które wymieniłem, są
na tyle dobrze zbilansowane, że jeśli podaje się je w ilościach zalecanych przez firmę, takie
niebezpieczeństwo nie istnieje.
Wielu właścicieli uważa, że ich psy lubią odmiany w swoich posiłkach. Skoro nam
jednego dnia smakuje jajko na szpinaku, a drugiego mamy smak na kotlet, to dlaczego nasze
psy miałyby być inne. W rzeczywistości system trawienny psa może przystosować się niemal
do każdego rodzaju pokarmu. W krótkim czasie rozwijają się w nim bakterie pomocne w
procesie trawienia. Ciągła zmiana rodzaju podawanej karmy uniemożliwia działalność
drobnoustrojów, co doprowadzi nieuchronnie do zaburzeń pokarmowych. Znacznie zdrowiej
dla psa jest ustalić mu jedną, zdrową dietę i już przy niej pozostać.
Kiedy zaczynasz używać eukanuby lub diety Hilla, możesz początkowo
zaobserwować następujące efekty uboczne:
1. Pies może wydawać się głodny zanim jego żołądek przyzwyczai się do
zmniejszonych porcji pożywienia.
2. Pies pije więcej wody. Gotowa sucha karma zawiera jej znacznie mniej niż
puszkowana (sucha - 10%, z puszki - 75-80%) i twój pies musi to sobie zrekompensować.
Wydaje mi się, że kupowanie jedzenia w puszkach to ekstrawagancko wysoka cena płacona
za wodę.
3. Zmienia się ilość i rodzaj odchodów, jest ich mniej, są lepiej uformowane i nie mają
tak intensywnego zapachu.
Dieta naturalna
Polecam tę dietę wtedy, kiedy jestem przekonany, że kłopoty z zachowaniem się psa
są związane z żywieniem, a stosowanie eukanuby i diety Hilla nie przynosi oczekiwanych
rezultatów. Jej składniki są proste: Gotowany brązowy ryż - 50%; biały, łuszczony ryż ma
znacznie mniejszą wartość odżywczą. Po zagotowaniu ryż należy odstawić w cieple aż do
wchłonięcia wody, zachowa wtedy najwięcej witamin. Jarzyny - 25%. Ja używam zwykle
zielonych, ale tu wybór należy do ciebie (unikaj ziemniaków, rzepy i innych, zawierających
dużo skrobi). Mieszanka pietruszki i brukwi wodnej ze sklepu ze zdrową żywnością z
powodzeniem zastąpić może surowe jarzyny.
Białe mięso - 25%. Zazwyczaj wybiera się kurczaka, ale równie dobrze mogą to być
ryby. Z kurczaka nie należy odrzucać skóry, żołądka czy wątroby - są znakomitym dodatkiem
do jedzenia dla psa. Mięso powinno być ugotowane lub krótko usmażone.
Mieszając składniki można dodawać też trochę oleju słonecznikowego, czosnku, otrąb
i naturalnego jogurtu (dobrze wpływa na florę bakteryjną jelit).
Nie należy dodawać: czerwonego mięsa, żadnej karmy z puszek, gotowych ciasteczek,
“patyczków” i innych barwionych psich przysmaków.
Ilość podawanego pokarmu zależy od wagi i wielkości psa. Początkowo można mu
dawać takie same porcje, jak każdej innej karmy i w miarę potrzeby zwiększyć je lub
zmniejszyć.
Przy diecie naturalnej powinno się karmić psa dwa razy dziennie - rano i wieczorem.
Przygotowaną karmę można przechowywać w lodówce przez trzy dni. Większą ilość można
podzielić na porcje i zamrozić. Jest to dieta niskobiałkowa (14-15%) i powinna być stosowana
przez krótki okres czasu, wystarczający aby stwierdzić, czy zaburzenia zachowania są w jakiś
sposób związane ze sposobem żywienia. Kiedy stosuje się ją dłużej niż trzy-cztery tygodnie,
należy dodatkowo podawać witaminy i mikroelementy.
Każdą zmianę w sposobie żywienia lepiej jest wprowadzać stopniowo, zwiększając
ilość nowej karmy o 25% dziennie - system trawienny psa przystosuje się wtedy łatwiej do
zmiany.
Kiedy dokładnie przyjrzeć się nisko i wysokobiałkowym psim dietom staje się jasne,
że jakość i ilość podanego białka musi być starannie zbilansowana z innymi składnikami
karmy. Z mojego doświadczenia wynika, że w bardzo niewielu przypadkach sama zmiana
diety wystarczy do rozwiązania problemów związanych z zachowaniem się psa, choć często
jest istotnym czynnikiem wspomagającym. Trzeba jednak przyznać, że przestawienie
nadmiernie żywiołowego psa na dietę niskobiałkowa czyni cuda.
Jak czytać etykiety
Zgodnie z nowymi regulacjami prawnymi od 1992 roku na opakowaniach z gotową
karmą dla zwierząt powinny znajdować się informacje o procentowej zawartości białka,
tłuszczów, błonnika i wody. Wcześniej nie wszystkie firmy tego przestrzegały. Gotowe
karmy różnych firm różnią się bardzo zawartością wody i trzeba wiedzieć, ile jej naprawdę
jest, aby ocenić zawartość innych składników w suchej masie i przeprowadzić porównanie
wartości karm różnych firm. Woda jako taka nie ma żadnej wartości odżywczej, mają ją tylko
substancje stanowiące suchą masę. Dawniej dla wielu karm trzeba było samemu
przeprowadzać żmudne obliczenia, dziś wszystkie firmy muszą podawać procentowy skład na
opakowaniu.
Porównajmy dwa rodzaje karmy - jedną wysokaloryczną (dieta A), drugą
niskokaloryczną (dieta B). Przekonamy się przy tym, jak ważne są te dodatkowe informacje,
uwidocznione na etykiecie.
Dieta A - 30% białka, 10% wody.
Dieta B - 9% białka, 80% wody.
W świetle tych informacji zawartość białka w diecie A wydaje się być większa niż w
diecie B, ale przeliczmy to w odniesieniu do suchej masy.
Dieta A - 30% białka, 90% suchej masy (minus 10% wody).
Dieta B - 9% białka, 20% suchej masy (minus 80% wody). Zatem dieta A zawiera
33,3% białka w suchej masie, a dieta B 45%.
Jednak psy jedzą dekagramy pokarmu, a nie procenty, trzeba zatem przeliczyć je na
dzienne zapotrzebowanie na białko i inne substancje pokarmowe. Aby to zrobić, trzeba
dzienną dawkę karmy w gramach pomnożyć przez procent suchej masy i procent białka w
suchej masie (tak samo obliczamy dawkę innych substancji). Na bazie tych obliczeń możemy
prowadzić porównania różnych rodzajów suchych i puszkowanych karm.
Zróżnicowana wartość kaloryczna różnych karm powoduje, że producenci ściśle
określają, jaką ilość konkretnej karmy trzeba podać dziennie określonej wielkości psu. Nie
wystarczy po prostu popatrzeć na procenty podane na opakowaniu i tylko na tej podstawie
określać dzienną dawkę karmy. Stosowanie diety o niższej zawartości danego składnika
odżywczego może spowodować, że pies będzie dziennie otrzymywał go więcej.
Rozpatrzmy to na przykładzie:
Będziemy porównywać kompletną suchą karmę o 30% zawartości białka i 10% wody
(dieta A) z karmą puszkowaną, zawierającą 9% białka i 80% wody (dieta B), i zobaczymy, ile
gramów białka dziennie dostaje miniaturowy pudel o wadze 4,5 kg, jedząc każdą z tych karm.
Dieta A - porcja dzienna polecana przez firmę - 90 g
Dieta B - porcja dzienna polecana przez firmę - 555 g Teraz policzmy, jaki jest
faktyczny skład obu tych diet.
Dieta A - dawka dzienna (90 g) pomnożona przez zawartość suchej masy (90%) daje
81 g, co pomnożone przez zawartość białka w suchej masie (33,3%) daje w efekcie 26,97 g
białka na porcję.
Dieta B - dawka dzienna (555 g) pomnożona przez zawartość suchej masy (20%) daje
111 g, co pomnożone przez zawartość białka w suchej masie (45%) daje 49,95 g białka na
porcję.
I po raz kolejny okazuje się, że karma, która według etykiety ma niższą zawartość
białka, jest w efekcie dietą wysokobiałkową. Zadziwia mnie nieodmiennie niepewność moich
klientów. Po godzinnej dyskusji, w której starałem się wytłumaczyć im zasady obliczania
dawek i namówić na polecane przeze mnie karmy, idzie on do sklepu i natychmiast daje się
przekonać subiektowi, że wysokobiałkową karma nie jest dobra dla psów.
Każdy pies jest inny i każdy inaczej reaguje na różne karmy. Dlatego też wcale nie
twierdzę, choć to może tak wyglądać, że jakaś określona karma jest świetna dla wszystkich
psów. Wiedząc, jakich informacji dostarcza nam etykieta i obserwując uważnie swojego psa,
jego wygląd i zachowanie, sami musimy zdecydować, czym najlepiej go karmić, aby był
zdrowy i zadowolony. Mam tylko nadzieję, że ludzie zajmujący się produkcją i sprzedażą
karmy dla zwierząt będą dbali o jej wysoką jakość i prawidłową informację na opakowaniach.
Podsumowanie
Każdy właściciel psa powinien się dobrze zastanowić zanim zdecyduje jaką, nisko czy
wysokobiałkową dietę wybierze dla swojego psa. Najważniejszy jest jej długofalowy wpływ
na zdrowie i zachowanie zwierzęcia. Trzeba brać pod uwagę nie tylko procentowy skład
karmy, ale również rodzaj produktów użytych do jej produkcji. Może się zdarzyć, że kiepskiej
jakości karma nie tylko nie zaspokoi zapotrzebowań pokarmowych psa, ale również wpłynie
negatywnie na jego zdrowie.
Kiedy po przeczytaniu rozdziału 9 będziesz chciał zmienić dietę swojego psa na
własną rękę i nie masz pewności, jaką zawartość białka powinna mieć ta nowa, wystarczy
według podanego w tym rozdziale wzoru obliczyć, jaka jest zawartość białka w stosowanej
dotąd i wybrać przeciwną. Usilnie namawiam jednak, aby tę decyzję podjąć po konsultacji z
lekarzem weterynarii.
W obu przypadkach rozważałem sposoby żywienia, ale mam nadzieję, że staną się one
niezłą pożywką do konstruktywnych przemyśleń.
11 UBOCZNE SKUTKI LECZENIA
Nie chciałbym, aby ten rozdział był potraktowany jako atak na działalność lekarzy
weterynarii. Moje obserwacje dotyczą tylko tych psów, u których wystąpiły zaburzenia
zachowania i w żadnym razie nie mogę być reprezentatywne dla milionów psów żyjących z
ludźmi i korzystających z opieki lekarskiej. Jednak skoro w mojej praktyce zetknąłem się z
zaskakującym wręcz, ubocznym wpływem niektórych leków na zachowanie się psów, nie
mogę tego zjawiska pominąć milczeniem.
Psy, podobnie jak ludzie, mogą różnie reagować na podane leki. Zastrzyki
przeciwtężcowe i antybiotyki wywołują u niektórych ludzi silne reakcje alergiczne, czego
lekarz dowiaduje się z wywiadu przed podjęciem leczenia lub wykonując rutynowe testy. Z
psem nie da się przeprowadzić rozmowy, pozostaje zatem obserwacja, choć często zmiany w
sposobie zachowania się nie są w żadnym stopniu kojarzone z konkretnymi działaniami
medycznymi. Może dlatego, że winą za wszystkie odbiegające od normy zachowania psa
zwyczajowo obarcza się właściciela.
Opisany poniżej przypadek dotyczy mojego własnego psa. U Oliwera, dwuletniego
samca wyżła weimarskiego, wystąpiły na brzuchu swędzące wypryski. Diagnoza brzmiała -
uczulenie na trawy. Ze względu na porę roku wydawało się to wysoce prawdopodobne.
Zaaplikowano mu zastrzyk kortyzonu i, o ile to możliwe, Oliwer miał nie biegać po
rozległych terenach porośniętych trawą zwłaszcza świeżo skoszoną. Wkrótce po zastrzyku
podrażnienie skóry zniknęło, ale zauważyłem, że Oliwer stał się wyraźnie agresywny w
stosunku do ludzi i obcych psów. Uznaliśmy, że to są zwykłe zachowania młodego,
dorastającego samca.
Zmieniliśmy trasy codziennych spacerów, mimo tego po sześciu tygodniach
podrażnienie skóry wróciło. Natomiast zauważalnie zmieniło się zachowanie psa. Złagodniał.
Ponownie udaliśmy się do weterynarza. Ten znowu zastosował kortyzon i zasugerował, że
może to być alergia kontaktowa. Zmieniliśmy mu posłanie i po paru dniach sytuacja
wydawała się być opanowana. Z jednym wyjątkiem - Oliwer znów stał się bardziej
agresywny.
Cała nasza uwaga była skoncentrowana na zdrowiu Oliwera, toteż nie skojarzyliśmy
wzmożonej agresywności psa z zastrzykiem. Każde nieakceptowane zachowanie psa było
surowo karcone. Minęło wiele czasu zanim zauważyliśmy, że kiedy Oliwer się drapie przy
nawrocie objawów alergii, jest zupełnie spokojny i nie atakuje ani psów, ani ludzi. Kiedy po
interwencji medycznej przestaje się drapać, jest gotów rozerwać na sztuki każdego, kto
wejdzie mu w drogę. Kortyzon w zastrzykach to chemiczny odpowiednik hormonu o tej
samej nazwie, mającego działanie przeciwzapalne i zmniejszającego wrażliwość na czynniki
alergizujące.
Jeszcze trochę czasu upłynęło nim odkryliśmy, że Oliwer jest uczulony na jeden ze
składników podawanej mu diety. Kortyzon łagodził objawy, a jednocześnie wywoływał
agresję. Kiedy kortyzon przestawał działać, uczulenie wracało, a pies się uspokajał. Błędne
koło!
W końcu znaleźliśmy środki homeopatyczne łagodzące objawy alergiczne i pies się
uspokoił. Jednocześnie zmieniliśmy dietę i alergia nie wróciła. A, oto inny typowy przypadek.
Dziesięcioletnia pekinka zupełnie, zdawało się, bez przyczyny zaczęła walczyć z pięcioletnią
yorkshire terierką.
Przez lata suki mieszkały razem w wielkiej przyjaźni. Niewątpliwie walkę zaczęła
pekinka, nie bacząc na to, że terierką okazywała jej pełne podporządkowanie. Sytuacja
pogarszała się coraz bardziej, aż w końcu terierką spędzała większość czasu schowana w
sypialni właścicielki, która miała wszystkie palce oklejone plastrami - rezultat rozdzielania
walczących suczek.
Okazało się, że przez dziesięć tygodni pekinka cierpiała na rozliczne schorzenia
poczynając od zapalenia uszu, a kończąc na stanie zapalnym pomiędzy poduszkami łap.
Przeszła długą kurację z zastosowaniem różnych antybiotyków. Sam po zażyciu niektórych z
nich jestem poirytowany i cierpię na przypadłości żołądkowe. Toteż po konsultacji z
prowadzącym weterynarzem zastąpiliśmy antybiotyki środkami homeopatycznymi. Po paru
dniach domowa harmonia zaczęła wracać, ale tylko w 60%. Niestety pekinka zasmakowała w
tłamszeniu terierki, która była nieustannie przerażona. W takich przypadkach często jedynym
wyjściem z sytuacji jest rozdzielenie zwierząt. Tak też stało się w tym przypadku. Pekinkę
umieszczono u sąsiadów, gdzie czuła się dobrze, a terierką po jakimś czasie wróciła do
normy.
Opisałem ten przypadek także dlatego, aby pokazać, że nie zawsze możliwy jest
stuprocentowy sukces. Nie ma wątpliwości, że problem powstał w wyniku leczenia
weterynaryjnego i jego zmiana pomogła go rozwiązać, ale... te dwa psy zdecydowanie
przestały się ze sobą zgadzać.
Jakiś czas temu opracowałem korespondencyjny kurs dla słuchaczy Instytutu Badań
Psów. Dotyczył związków pomiędzy człowiekiem i psem. Kurs miał uświadomić ludziom
pracującym z psami, że w niektórych przypadkach problemów z psami nie da się rozwiązać
tylko tresurą.
Jedno z poleceń dla studentów brzmiało: “Postaraj się znaleźć przykłady wpływu diety
lub leczenia na zachowanie twoich znajomych, rodziny, sąsiadów lub zwierząt domowych
hodowanych przez nich”. Odpowiedzi na to pytanie były dla mnie prawdziwą kopalnią
wiedzy o wpływie różnych kuracji na ludzi. Na przykład w niektórych domach, gdzie były
problemy z niesfornymi dziećmi, zabroniono używania kolorowego papieru toaletowego, bo
miało to zły wpływ na zachowanie się dzieci. Jeżeli coś takiego wpływało na zachowanie
dzieci, to jakie nieprzewidziane czynniki mogą mieć wpływ na nasze psy?
Podkreślam jeszcze raz - kiedy pies jest chory, nic nie zastąpi leczenia
weterynaryjnego. Ale kiedy zastosowane leki wywołują niepokojące efekty uboczne, co
zawsze może się zdarzyć, wtedy trzeba szukać innych metod leczenia, ale też pod kierunkiem
lekarza weterynarii. Leczenie na własną rękę może przynieść więcej szkody niż pożytku. Leki
homeopatyczne zyskują sobie coraz większą popularność i znacznie łatwiej je obecnie kupić.
Chętniej też sięgają po nie lecznice weterynaryjne. Przyjęło się uważać, że leki
homeopatyczne jako naturalne nie mogą zaszkodzić i żadna konsultacja fachowa nie jest
konieczna. Nic bardziej błędnego.
Alternatywne lub uzupełniające leczenie musi być bardzo precyzyjnie stosowane.
Jednym z jego pionierów wiele, wiele lat temu był doktor Edward Bach, bardzo szanowany
lekarz z Harley Street. Zaalarmowała go zwiększająca się liczba pacjentów wymagających
wtórnego leczenia z powodu powikłań po zastosowaniu leków. Jestem bardzo wdzięczny pani
Violetcie Todd, która zapoznała mnie z jego sposobami leczenia.
Dr Bach (czytaj Batch) zauważył, że w niektórych przypadkach zwiększenie dawki
leku maskowało tylko objawy, nie likwidując istotnych przyczyn choroby. Zaczął pracować
nad innymi środkami leczniczymi, wprowadzając leki homeopatyczne. Widząc ich znakomite
działanie, postanowił opracować system pozwalający niespecjaliście na samodzielną diagnozę
i podjęcie leczenia we własnym zakresie. Dr Bach opracował zastosowanie 38 leków
homeopatycznych. Są to wodne lub spirytusowe wyciągi substancji naturalnych. Zażywa sieje
w postaci kropli, a w nazwie leku uwidocznione jest, z jakiej rośliny pochodzi użyta
substancja (np. modrzew, żarnowiec, ciemiernik).
Choć wszystkie te “leki roślinne” stosowane są według naczelnej zasady
homeopatycznej - im mniejsza dawka tym lepszy skutek - to mechanizm ich działania jest
różny.
Naturalne leki Bacha nie są przeznaczone bezpośrednio do likwidowania objawów
choroby, lecz do terapii całego organizmu, a ich stosowanie jest zindywidualizowane i
uzależnione od osobowości i charakteru osoby czy zwierzęcia, które ma być poddane kuracji.
Każdy, kto od wielu łat zajmuje się psami, przy stosowaniu kuracji Bacha musi zmienić nieco
Spojrzenie na swego przyjaciela i starać się obserwować go tak, jakby obserwował innego
człowieka. Trzeba uciec się do antropomorfizacji (od wieków już nie używałem tego słowa,
ale czyż jakakolwiek książka o psach może się bez niego obejść). Zasadą homeopatii jest
podanie jednej lub kilku dawek słabego roztworu substancji, która w większej dawce u osoby
zdrowej wywoła takie objawy chorobowe, jakie występują u pacjenta.
Wyciąg z rośliny zwanej belladonna może być używany w niektórych przypadkach
łagodzenia agresji. Roślina zawdzięcza swoje imię pewnej Włoszce, która używała jej do
rozszerzania źrenic, aby jej oczy wyglądały pięknie. Jednym z objawów bezpośrednio
poprzedzających atak agresji jest właśnie rozszerzenie źrenic. Słowo homeopatia pochodzi od
greckiego “homois”, co znaczy podobny i “pathos” - choroba, schorzenie. To wyjaśnia
podstawową zasadę działania: “podobne leczyć podobnym”. Stosując tę zasadę uznałem, że
skoro belladonna była dobra dla pięknej Włoszki, powinna być też dobra dla moich
agresywnych pacjentów.
Początkowo rezultaty moich działań nie były oszałamiające. Niektórzy z moich
klientów obserwowali znakomitą poprawę, podczas gdy inni nie widzieli żadnych zmian. Mój
błąd polegał na tym, że rozpatrywałem tylko objawy nie biorąc pod uwagę “całego” psa.
Próbowałem dopasować lekarstwo tylko do konkretnych objawów. Tymczasem, zanim ustali
się określony program działania przy podjęciu leczenia zaburzeń zachowania, trzeba podejść
do pacjenta holistycznie. Brzmi to skomplikowanie, a znaczy tyle, że trzeba wziąć pod uwagę
wszystko, co może mieć wpływ na to zachowanie, rozpatrując organizm i warunki, w których
żyje, jako całość.
Podczas spotkania z właścicielami trzeba uwzględnić wszystkie szczegóły - gdzie pies
śpi, co je, kiedy chodzi na spacery itd., itp. - trzeba poznać każdy szczegół. Może się na
przykład zdarzyć, że zapomnimy zapytać dzieci, jaki jest ich pogląd na miejsce psa w domu, a
to właśnie będzie klucz do rozwiązania problemu.
Kiedy włączyłem homeopatię do rutynowych metod działania zrozumiałem, jak
istotne jest formułowanie jak najbardziej szczegółowych pytań, aby dotrzeć do prawdziwych
przyczyn problemu. Przy pierwszej konsultacji pytam o doświadczenia psa od wczesnego
szczenięctwa, jego dietę, jego miejsce i pozycję w rodzinie, czas i rodzaj szkolenia, leczenie
weterynaryjne i tak dalej. Z odpowiedzi wynikają dalsze pytania i kiedy powstanie w końcu
jasny obraz charakteru i stylu życia mojego pacjenta, mogę zdecydować, jaką terapię trzeba
zastosować. W trakcie trwania programu rehabilitacyjnego pozostaję w stałym kontakcie
telefonicznym z właścicielami, modyfikując postępowanie w razie potrzeby. W ten sposób
większość problemów udaje się szybko przezwyciężyć.
Kiedy inne metody zawodzą i trzeba uciec się do homeopatii, muszę jeszcze wiedzieć:
Czy pies jest nadwrażliwy nawet na lekki ból (zwłaszcza młody pies) i czy reaguje on
agresywnie? - Tego typu psychikę klasyfikujemy krótko jako “typ rumianku”, bowiem
działają na nie leki zawierające ten środek. Czy pies stał się podniecony i oporny w znanych
sobie sytuacjach, na przykład przy wizytach u weterynarza i czy po wejściu staje się
agresywny? - Jest to “typ Gelsemium”(liana północnoamerykańska, roślina trująca, używana
do produkcji leków (przyp. tłum.).
Czy objawy agresji są związane z jakąś formą fobii, np. strach przed przebywaniem w
zatłoczonym miejscu? - To “typ tojadu”.
Czy objawy agresji są związane z jakąś formą fobii (jak powyżej), ale powiązane z
sensacjami żołądkowo-jelitowymi, biegunką? Ten typ klasyfikujemy jako “typ azotanu
srebra”. Leki homeopatyczne wszystkie odnoszą się do konkretnego typu zarówno w
odniesieniu do psich jak i ludzkich dolegliwości. Nazwy leków brzmią, jak sądzę, nieco
egzotycznie dla większości czytelników. Ale, jak wiem z moich doświadczeń, niezależnie od
nazwy są bardzo skuteczne. Moje zaufanie do nich stale rośnie. Ale muszę przyznać, że moje
pierwsze doświadczenia z roślinnymi lekami Bacha nie były tak obiecujące.
Wspomniałem już wcześniej Violettę Todd, zielarkę, która specyfiki Bacha stosowała
z dużym powodzeniem przez ponad trzydzieści lat. Kiedy dyskutowałem z nią pewien
szczególnie oporny na terapię przypadek, pełen podziwu dla jej wiedzy zapytałem, czy
mogłaby mi jakoś pomóc. Historia, którą teraz opiszę, jest jednocześnie hołdem dla tej
niezwykłej kobiety, jak i nadzwyczajnej “siły kwiatów”.
Bobby, jedenastomiesięczny owczarek niemiecki był własnością drobnej, spokojnej
Irlandki o imieniu Nora. Bobby nie poradził sobie na kursie tresury w miejscowym klubie, a
ponieważ Nora nie radziła sobie z Bobbym, udała się po poradę do weterynarza. Oboje
zwrócili się do mnie. Bobby atakował wszystkie psy na kursie i nie pozwalał żadnemu
instruktorowi zbliżyć się do swej pani. Zanim zobaczyłem Bobbiego uprzedzono mnie, że jest
“wielki jak dom” i bardzo agresywny. Za każdym razem, gdy słyszę o takim zachowaniu psa,
zastanawiam się czy słuszne jest podejmowanie jakiejkolwiek terapii, skoro nigdy nie
wiadomo czy odniesie ona skutek, a jej zastosowanie jest związane z pewnym ryzykiem.
Zazwyczaj przy pierwszej wizycie obserwuję pacjenta około dwóch godzin. Z
Bobbym to było niemożliwe, już po dziesięciu minutach trzeba go było odprowadzić do
samochodu. Jego wygląd wskazywał na złą dietę, był chudy, miał matową sierść i skórę w
złym stanie, a oczy zaropiałe. No i był straszliwie aktywny. Ale nie to było powodem, że
został odesłany do samochodu. Każdy mój ruch, skrzyżowanie nóg, uniesienie pióra czy
próba odebrania telefonu wywoływała z jego strony taką agresję, że nie byłem pewien, czy
Nora będzie w stanie go utrzymać. Zaordynowałem zmianę diety i umówiłem się na następne
spotkanie za dwa tygodnie.
Po dwóch tygodniach okazało się, że po zmianie diety pies bardzo poprawił się
fizycznie, ale jego zachowanie nie zmieniło się. Nie mogłem w żaden sposób pomóc Norze w
odzyskaniu kontroli nad psem, bo ten nie pozwolił mi ruszyć nawet palcem.
Przerażające było to, że każdy dźwięk, każdy ruch wprawiały go w agresję, która rosła
przy każdym powtórzeniu dźwięku. Po konsultacji z weterynarzem zaordynowałem
belladonnę na wyciszenie agresji i soliród na nadwrażliwość na dźwięki. Ta kuracja nieco
pomogła, ale Bobby właśnie wchodził w wiek dojrzały i jego skłonność do terroryzowania
ludzi rosła. Wydawało się, że walka o Bobbiego jest przegrana i jedynym wyjściem będzie
eutanazja. Jedyne, co można było zapisać Bobbiemu na plus to to, że przez cały czas nie
wykazał nawet cienia agresji w stosunku do Nory i jak dotąd nikogo jeszcze nie pogryzł.
Właśnie wtedy Violetta zgodziła się włączyć w leczenie psa.
Przy pierwszym spotkaniu Bobby zachowywał się w stosunku do niej zupełnie tak
samo, jak w stosunku do mnie. To nie do wiary, ale wszystkie notatki musieliśmy zrobić
dopiero wtedy, gdy Bobby został odprowadzony do samochodu-nie pozwolił nam nawet
wziąć pióra do ręki. Violetta opisała go następująco: “Gdyby Bobby był mężczyzną, byłby
zapewne gwałcicielem lub napastowałby dzieci, osobą szukającą satysfakcji bez zwracania
uwagi na odczucia drugiej osoby. Zachowuje się jak właściciel Nory, ale nie okazuje ani
miłości, ani przywiązania do niej”. Violetta zasugerowała nową terapię.
Minęły dwa tygodnie od naszego ostatniego spotkania. Dwa tygodnie nowej terapii.
Kiedy weszli do mojego biura. Nora pozwoliła psu obwąchać nas, a potem zdjęła mu smycz.
Rozumie się, że byliśmy z Violettą nieco zdenerwowani. Ku naszemu zaskoczeniu nic się nie
stało. Bobby położył się na środku pokoju i zapadł w drzemkę. Zadzwonił telefon i...
odebrałem go. Violetta podeszła do drzwi i udawała, że rozmawia z kimś na zewnątrz. Bobby
okazał tylko lekkie zainteresowanie. Najlepiej podsumowała sytuację Violetta, kiedy
odwróciła się do mnie ze słowami: “Pierwszy raz widzę, jak zupełnie odjęło ci mowę!”
Spotkaliśmy się z Norą i Bobbym jeszcze cztery razy. Za każdym razem zmienialiśmy
nieco leki, przystosowując je do zmian, jakie zachodziły w zachowaniu Bobbiego. Przez cały
czas obchodziliśmy się ze sobą bardzo delikatnie, ale przy ostatnim spotkaniu Bobby
przywitał się ze mną wylewnie i starannie wylizał Violettę.
Kiedy zaczynałem pracować w Klinice Weterynaryjnej Woodthorpe nie byłem
pewien, jak tamtejsi lekarze odniosą się do homeopatycznych metod leczenia i specyfików
Bacha. Okazało się, że zupełnie niepotrzebnie, bowiem dyrektor kliniki Keith Butt jest bardzo
zainteresowany zaburzeniami zachowania i niekonwencjonalnymi metodami leczenia.
Richard Bleckman od dawna używał specyfików Bacha w swojej praktyce weterynaryjnej.
Już pierwszego dnia pracy zobaczyłem na półce dobrze mi znaną buteleczkę z napisem
“Dzika jabłoń”, zapytałem więc Richarda “W jakich przypadkach stosujesz ten specyfik?”
“W wielu - odpowiedział - ale zawsze gdy zalecam długą kurację antybiotykową, aby
wzmocnić organizm”. Pomyślałem wtedy “Co za wspaniałe zastosowanie homeopatii, nie
zamiast, ale razem z innymi, tradycyjnymi lekami” (Dzika jabłoń jest znanym
oczyszczającym specyfikiem Bacha).
W tej nowoczesnej klinice przez trzy tygodnie udzielałem porad właścicielom psów,
których zachowanie pozostawiało wiele do życzenia. W innych godzinach, w tym samym
gabinecie konsultacje prowadził mój kolega, również członek stowarzyszenia behawiorystów,
Peter Neville, wielki specjalista od zachowania kotów. Peter ze względu na swą wiedzę (ma
wykształcenie biologiczne) i doświadczenie jest uznanym autorytetem w swej dziedzinie. Do
leczenia zaburzeń zachowania miał zawsze bardzo naukowe podejście. Pewnego dnia
zadzwonił do mnie z pytaniem “Czy mógłbyś mi polecić któryś z tych swoich
homeopatycznych cudów”. Miał właśnie pod opieką kota samca, mieszkającego z rodziną
mającą dużo kotów. Ten samiec był na tyle agresywny, że wszystkie inne koty żyły w stałym
strachu przed nim.
Peter sądził, że gdyby właściciele pozwolili kotu na samodzielne spacery, jego
terytorializm by osłabł i działałoby na niego więcej bodźców stymulujących. Właścicielka
jednak obawiała się, że kocur ucieknie lub zaatakują go psy. Zaproponowałem Peterowi, aby
zastosował któryś ze środków Bacha i krótko omawiałem typy charakteru odpowiadające
różnym środkom roślinnym. Kiedy doszedłem do typu winorośli: dominujący nieugięty
(tyran) arogancki - “Wystarczy - wykrzyknął - to jego dokładny portret”.
Następny telefon od Petera miałem tydzień później: “Pewnie nie uwierzysz, ale ten
środek naprawdę pomógł. Właściciele uważają, że jestem ósmym cudem świata!” Upewniłem
go, że tego właśnie się spodziewałem i obiecałem, że nie zrujnuję jego świetlanego wizerunku
w oczach właścicielki kota. Od tej pory Peter zaczął stosować specyfiki Bacha, zawsze z
dobrym skutkiem. Zgadzamy się co do tego, że przy stosowaniu tej terapii bardzo istotnie jest
wcześniejsze poznanie wszystkich czynników, jakie mają wpływ na zachowanie się
zwierzęcia. Na ogół po takim wywiadzie okazuje się, że interwencja medyczna jest
niepotrzebna. W tych przypadkach, kiedy trzeba wkroczyć z leczeniem, Peter pozostawia
swoim klientom wybór pomiędzy lekami tradycyjnymi a homeopatycznymi. i Kiedy ja
podejmuję leczenie oparte na homeopatii, najchętniej używam specyfików Bacha. Jest ich
trzydzieści osiem, co znacznie ułatwia diagnozowanie, oparte na opracowanych przez Bacha
charakterystycznych typów. Stosuję często kombinacje różnych specyfików w liczbie
czterech czy pięciu. Można je stosować w różnych układach, gdyż nie interferują ze sobą.
Przypuśćmy na przykład, że mamy do czynienia z nerwowym zwierzęciem. Jest to pies
wystawowy, mało pewny siebie, który na ringu l wystawowym zatraca się zupełnie,
zaprzepaszczając swoje szansę. Poleciłbym w tym przypadku następującą kurację:
osika (Populus tremula) - lękliwość bez powodu,
śliwa wiśniowa (Prunus cerasifera) - niekontrolowany, irracjonalny tok myśli,
modrzew (Larix) - brak pewności siebie, poczucie niższości, stałe przeczucie klęski,
kroplik (Mimulus) - strach przed nieznanymi rzeczami, płochliwość, lękliwość,
posłonek (Helianthemum) - przestrach, panika, gwałtowne reakcje alarmowe.
Kiedy jeden lub kilka z tych specyfików pasuje do charakteru psa, pozytywne skutki
będą wkrótce widoczne, ale jak szybko, zależy to od tego, jak długo pies cierpiał na te
zaburzenia. Na ogół pierwsze efekty widoczne są już po trzech do sześciu tygodni i utrzymują
się przez długi czas.
Terapię homeopatyczną łączę zawsze z działaniami rehabilitacyjnymi. W przypadku
nerwowego psa wystawowego jednocześnie z kuracją zalecam właścicielom aranżowanie
sytuacji wystawowych na spacerach w towarzystwie znajomych psów, ale zamiast stosowania
normalnej wystawowej procedury osoba grająca rolę sędziego powinna pogłaskać psa, dając
mu jakiś smakołyk, a potem podejść do innych. Potem powinna wrócić do mojego pacjenta,
znów zgłaszając go i dając coś dobrego. Po kilku tygodniach takich zabaw nastawienie psa
zmieni się na bardziej pozytywne “zabierz mnie, proszę, na wystawę z taką dużą ilością
sędziów, jak to tylko możliwe”.
Jednym z najbardziej niesamowitych przypadków jakie leczyłem stosując specyfiki
Bacha, była pięcioletnia, wykastrowana kundliczka, która nagle zaczęła bać się pewnych
miejsc w mieszkaniu. Przekupując ją i ośmielając właścicielka odkryła, że problem dotyczy
jednego pokoju, a raczej jednej ściany. Suka starannie ją omijała.
Odwiedziła sąsiadów, aby się przekonać czy przypadkiem nie kupili nowego sprzętu
grającego, który zainstalowali na tej właśnie ścianie, co wywołało wibracje lub ultradźwięki,
mogące wystraszyć psa. Okazało się, że nie. Zdesperowana właścicielka poprosiła księdza,
żeby poświęcił mieszkanie. Ale to też nie pomogło.
Problem narastał. Suka zaczęła bać się wchodzenia do mieszkania, potem do bloku. W
końcu objawy strachu zaczynała zdradzać już na drodze do domu. Z dala od niego czuła się
świetnie nie zdradzając żadnych dziwactw w zachowaniu.
Mieszkanie znajdowało się na trzecim piętrze w bloku położonym na niewielkim
osiedlu. Ściana, od której zaczęła się cała historia, znajdowała się naprzeciwko okna
wychodzącego na plac zabaw. Naprzeciw okna wisiało duże lustro. Według najlepszej
pamięci właścicielki cała sprawa zaczęła się na początku listopada.
Nie mając żadnych dodatkowych informacji poza tym, że wibracje, ultradźwięki,
duchy i zjawy zostały wyeliminowane musiałem, podobnie jak wielu behawiorystów przede
mną, zdać się na domysły. Wysunąłem przypuszczenie, że być może jakiegoś ciemnego
wieczora, kiedy suka była sama w domu, sztuczne ognie eksplodowały za oknem i świetlne
refleksy odbiły się w lustrze (początek listopada *, spisek prochowy, sztuczne ognie to droga
moich skojarzeń). Po powrocie właścicielka zapewne zwróciła uwagę na większe niż zwykle
podniecenie suki i dlatego mogła sobie choć w przybliżeniu przypomnieć, kiedy to było.
Pewnie tego wieczoru poświęciła suce więcej uwagi niż zwykle. Z biegiem dni nieświadomie
pogłębiała problem starając się upewnić psa, że nic złego się nie dzieje, a tym samym
premiując niepożądane zachowanie. Kiedy w końcu odkryła, że to ściana budzi w suce taki
lęk, oglądając ją starannie, opukując i badając upewniła sukę, że w tej ścianie rzeczywiście
jest coś dziwnego.
Poleciłem następującą kurację:
1. Zauważywszy jakiekolwiek objawy strachu właścicielka miała się zachowywać
bezceremonialnie i nawet nieco nietolerancyjnie. Nie wchodząc w konflikt z suką miała
upewnić ją, że skończyło się premiowanie dziwacznego zachowania.
2. Na niepokojącym oknie zasunięto zasłony i czasowo usunięto lustro, aby uniknąć
odblasku świateł samochodów.
3. Zmieniło się miejsce karmienia psa. Miska zamiast w kuchni, stawiana była właśnie
w pokoju, niedaleko niepokojącej ściany. 4. Suka trzy razy dziennie dostawała krople Bacha -
osikę, kroplik, i posłonek.
Które z tych czterech podjętych jednocześnie działań dało najlepszy efekt, nie wiem
do dziś. Najważniejsze, że po jakimś czasie suka wróciła do normy.
Myślę, że jednak najwięcej satysfakcji dostarczył mi pierwszy przypadek, w którym
uciekłem się do zastosowania homeopatii - to był ten pierwszy, kiedy odważyłem się ją
zastosować. Potem dopiero zainteresowałem się Bachem i jego specyfikami. Wtedy
kierowałem się zasadą znanego lekarza weterynarii Richarda Allporta, członka Królewskiego
Kolegium Lekarzy Weterynarii: “Kiedy wszystko inne zawodzi, spróbuj homeopatii”.
Tym razem była to suczka dobermanka, wzięta ze schroniska w wieku 14 miesięcy.
Moja klientka, młodziutka, samotna dziewczyna ledwie po dwudziestce, pracowała parę
kroków od domu i w ciągu dnia wpadała, aby wyprowadzić sukę. Problem polegał na tym, że
niezależnie, na jak długo suka została sama albo demolowała mieszkanie, albo brudziła w
nim! Najdłużej była sama przez trzy godziny.
Zastosowałem program leczenia, mający zmniejszyć podniecenie, wywołane
nadmiernym przywiązaniem do nowej właścicielki (więcej szczegółów o tym typie reakcji w
rozdziale 15). Byłem niemile zaskoczony, gdy przekonałem się, że jej zachowanie uległo
bardzo tylko niewielkiej poprawie. W tym przypadku spodziewałem się bardzo szybkiej
poprawy. Nie miałem bowiem najmniejszych wątpliwości, że dziewczyna doskonale pojęła
istotę problemu i zastosowała się do moich wskazówek.
Po konsultacji z jej weterynarzem zdecydowałem się na użycie homeopatycznego leku
o nazwie Ignatia. Te tabletki, które podaje się pacjentom w stanie depresji czy odczuwającym
boleśnie osamotnienie, użyteczne są też dla psów i kotów, pozostawionych przez właścicieli
na przechowywaniu. Skutek był widoczny już po 24 godzinach.
Podsumowując. Stosuję homeopatię po przeprowadzeniu bardzo szczegółowego
wywiadu. Konsultuję się zawsze z lekarzem weterynarii, który na co dzień prowadzi psa.
Widząc, jak wzrosła efektywność moich działań, odkąd włączyłem do mojego programu
leczniczego homeopatię, coraz bardziej upewniam się, że te wspaniałe i tak niedoceniane
przez nas leki powinny znaleźć szersze zastosowanie.
12 KŁOPOTY WYCHOWAWCZE Z PUNKTU WIDZENIA TRESERA
To, co do tej pory pisałem, dotyczyło wpływu różnych czynników zewnętrznych na
zachowanie się psa. Z wpływu tych czynników bądź to nie zdawaliśmy sobie sprawy, bądź
nie docenialiśmy ich znaczenia. W tym rozdziale chciałbym omówić sytuacje, które nawet
laikowi kojarzą się bezpośrednio z tym zagadnieniem, mianowicie tradycyjne metody
układania psów i pokutujące w tej dziedzinie przesądy. Pisałem już wcześniej, co wynika dla
psa z tradycyjnej metody odzwyczajania go od brudzenia w domu, polegająca na złapaniu go
za kark i unurzeniu w tym co “zrobił”. Fakt, że po jakimś czasie psiak przestawał załatwiać
się w domu upewniał właścicieli, że jest to wyśmienita metoda i nie przychodziło im nawet
do głowy, że niezależnie od ich postępowania pies z czasem przestaje brudzić w domu.
Z naszego, ludzkiego, punktu widzenia metoda przyniosła oczekiwany skutek - a to, że
prawdziwym jej rezultatem była stała niepewność zwierzęcia co do naszej intencji z chwilą
wejścia do pokoju, nie zostało nawet przez nas zauważone. Co gorsza, bardziej uległe psy na
widok właściciela przyjmowały postawę poddańczą w myśl zasady: “W pełni uznaję twoją
nadrzędną pozycję, korzę się w proch i pył”. A taka postawa łączy się zawsze z oddawaniem
moczu. To małe, poddańcze siusiu wywoływało straszliwą furię właściciela, bo przecież już
było w porządku i znowu... Niezrozumiała agresja właściciela pogłębiła poddańczą postawę
psa - klasyczne błędne koło. Nie od rzeczy jest pamiętać, że cenny perski dywan wart miliony
dla psa jest tylko ściółką wyściełającą gniazdo.
Stosowanie wyłącznie kar to nie jest dobra metoda nauczenia jakiegokolwiek
zwierzęcia czegokolwiek. To dziwne, ale kiedy ucieknie nam kot, świetnie wiemy, że trzeba
zrobić coś na tyle atrakcyjnego, żeby zechciał do nas wrócić. Kiedy ucieknie pies - koniecznie
chcemy go złapać i ukarać. Żądza zemsty to bardzo ludzkie uczucie. Lanie sprawione po
fakcie nie jest, wbrew pozorom, zaaplikowaną natychmiast karą, a właśnie klasyczną zemstą.
Obserwowałem nie tak dawno dwie nastolatki, usiłujące dogonić kuca. Po kilku minutach
zrezygnowały z łapania rozbrykanego zwierzęcia i poszły po paszę dla niego. Kiedy kucyk
zobaczył, że napełniony jest jego żłób, przybiegł w podskokach. Dziewczyny przytrzymały
go i przylały mu trzy razy pejczem, bo trzeba mu było wymierzyć surową karę. Nie mogły
zrozumieć, że jedyne czego nauczyły kuca, to brak zaufania do nich samych, nawet jeśli
przyniosą jedzenie. To były dobre Dziewczyny, nie jakieś sadystki. Takiego zachowania
nauczyły się od dorosłych, zajmujących się końmi od lat. Były naprawdę przekonane, że
zrobiły jedyną właściwą w tej sytuacji rzecz.
Ile razy widuje się ludzi, którzy, kiedy uda im się w końcu złapać psa, spuszczają mu
tęgie lanie, żeby sobie raz na zawsze zapamiętał, jak naganne jest nieprzychodzenie na
wołanie. Coś się jednak powoli zmienia tak w psim, Jak i w końskim świecie. Z dużym
zainteresowaniem przeczytałem ostatnio wypowiedź amerykańskiego tresera koni o nowych
metodach treningu młodych koni. Te tradycyjne do tej pory noszą nazwę “przełamywania”.
Monty Roberts jest biologiem, studiował również ekonomikę rolnictwa i zajmował się
zachowaniem zwierząt. Jest głęboko przekonany, że stare metody “przełamywania” koni są
złe. Wychodząc z założenia, że “tresura nie może opierać się na bólu”, próbuje stworzyć dla
koni lepszy świat niż ten, który je otacza. To odnosi się do psów, którym - poza innymi
niebezpieczeństwami - zaczyna zagrażać działalność silnych “antypsich lobbies”, które są
coraz bardziej aktywne.
Swoje metody oparł on na naturalnej skłonności koni do włączania obcych do swojego
stada.
Sam stawał się członkiem stada i w ten sposób zdobywał zaufanie konia.
Monty Roberts tak mówi o swoich metodach postępowania z końmi: “Czy pierwszego
dnia szkoły nauczyciel chwyta ucznia za włosy, potrząsa nim i bije? Dzień, w którym koń
zostaje przełamany, to najbardziej bolesny dzień w jego życiu. Uzda ściąga mu boleśnie pysk,
a kolana wgniatają się w żebra tylko po to, aby uświadomić mu, kto jest szefem. Te metody
nie zmieniły się od tysięcy lat przed naszą erą”. Monty nie ucieka się do bicia, szarpania,
ciągnięcia, krępowania i unieruchamiania. Jego głównym założeniem jest zdobycie zaufania
nieujeżdżonego jeszcze konia - taka niepisana umowa między nim i trenerem. Oznaką
gotowości młodego konia do bliższych kontaktów jest to, że niespętany chodzi przy nodze jak
pies. Kiedy to nie bardzo się udaje, trzeba wpuścić go w kłus lub galop i próbować jeszcze
raz. Większość koni już za trzecim razem jest gotowa do bliższego kontaktu z trenerem.
Jedna z obserwujących taki trening osób tak go skomentowała “to wygląda jak czary,
ale nie takie czary za naciśnięciem guzika. Te czary wynikają ze znajomości psychiki konia”.
O jakich czarach była mowa? Użycie odpowiedniej techniki treningu pozwala przygotować
młodego konia do ujeżdżania w ciągu trzydziestu minut bez stresu, przymusu i bólu.
Metody Monty'ego przyjęli już niektórzy trenerzy z Kanady, Argentyny, Kolumbii
Brytyjskiej i Indii. W Anglii Monty przygotował dwadzieścia jeden koni ze stajni Królowej, a
potem wiele innych. Jestem pewien, że wiele z nich powierzono mu z cichą nadzieją: “No, z
tym sobie na pewno nie poradzi”. Zdarzyło się nawet tak, że szkoły konsultowały się z nim w
sprawie postępowania z trudnymi nastolatkami, wobec których zawiodły dotychczasowe
metody pedagogiczne. Jeśli przypomnicie sobie, co pisałem w poprzednich rozdziałach,
zobaczycie, że założenia Monty'ego nie odbiegają od tych. jakie przyjęliśmy w postępowaniu
z psami: “Najpierw przyjmij rolę lidera, a potem wprowadzaj swoje zasady postępowania”.
Tacy ludzie jak Monty Roberts wprowadzają prawdziwą rewolucję w metody układania
zwierząt. Widząc efekty ich działań nie można oprzeć się wrażeniu, że jest to jedyna słuszna
droga w nowoczesnym traktowaniu zwierząt.
A jak wyglądają tradycyjne metody szkolenia psów? Większość ludzi uważa, że
szkolenie psów to mechaniczne zajęcie wymagające tylko znajomości określonych reguł,
według których należy postępować z psem.
Uczęszczanie z psem na kursy tresury to stosunkowo nowy pomysł. Dwadzieścia czy
trzydzieści lat temu kursy były przeznaczone głównie dla tych, którzy byli zainteresowani
szkoleniem na takim poziomie, aby brać udział w konkursach. Wprawdzie zawsze chętnie
służyli oni radą i pomocą zwykłym śmiertelnikom, ale ich podejście cechowała zawsze
fachowa precyzja. To znaczy pies zawsze musiał siedzieć prosto, trzymać nieruchomo
koziołek w pysku i w żadnym wypadku nie przeżuwać go. Oczywiście to tylko dobrze
świadczy o właścicielu, skoro jest w stanie nauczyć psa tak precyzyjnych reakcji na komendy.
Ale czy ta precyzja jest niezbędna domowemu kanapowcowi? Wzrastającą popularność
kursów szkolenia spowodowało kilka zjawisk:
1. Większa presja opinii publicznej na odpowiedzialność właścicieli zwierząt.
2. Wzrastająca aktywność antypsiego lobby.
3. Właściciele mają więcej wolnego czasu.
4. Styl życia powodujący powstanie coraz to większych problemów.
Bez wątpienia coraz większa liczba właścicieli psów decyduje się na udział w kursach
tresury i to jest pozytywne zjawisko. Konkursy posłuszeństwa i metody układania do nich
psów niewiele się przez lata zmieniły. Zawsze radzę właścicielom: “Idź bez psa i popatrz na
czym to polega, jeśli tobie się nie będzie podobało, co tam robią, to jest niemal pewne, że nie
spodoba się też twojemu psu”. Organizuje się tak wiele kursów, że sprawą właściciela
pozostaje właściwy wybór.
Wiele klubów i wielu treserów nawet nie pyta o to, jak na co dzień, w domowych
warunkach, zachowuje się pies. W rezultacie całe szkolenie opiera się na fałszywych
przesłankach, wysnutych z zachowania w nieznanych mu warunkach. Bywa, że przestraszony
i zrezygnowany pies uznaje, że nie ma innego wyjścia jak robić, co mu każą. Bywa też, że
Właściciel z psem, który - na co dzień łagodny - w pierwszym odruchu zareagował agresją,
musi opuścić kurs, gdzie nikt nie ma czasu i ochoty zastanawiać się nad przyczynami takiego
czy innego zachowania. Wielokrotnie opowiadali mi o tym moi klienci.
Muszę jednak przyznać, że moja opinia kształtowała się na podstawie znanych mi
przypadków psów z zaburzeniami zachowania. Nic nie wiem 6 tych tysiącach psów, które z
dużym sukcesem ukończyły różne kursy szkolenia. Rozumiem też problemy, jakie stwarza
obecność na kursie agresywnie reagującego psa. Trzeba uwzględnić interes wszystkich
uczestników kursu, a jeden niesforny wychowanek może sprawić, że pozostali też niczego się
nie nauczą.
Większość kursów tresury rozpoczyna się od nauki chodzenia przy nodze. Wszyscy
chodzą w kółko zgodnie z ruchem wskazówek zegara prowadząc psy przy lewej nodze. Z
punktu widzenia psa wygląda to tak, jakby psy pasły ludzi. W rezultacie ogony idą w górę,
psy przyjmują pozycję dominującą, rośnie hałas, gdyż wszystkie podkreślają głosem swoją
pozycję i zaczynają ciągnąć się na smyczy, bo przewodnik stada musi iść na przodzie.
Wystarczy zmienić kierunek ruchu na przeciwny wskazówkom zegara i przyspieszyć kroku, a
emocje opadają, gdyż wtedy psy idą po wewnętrznej, a ludzie przejęli rolę dominującą.
Poniżej zamieszczam kilka rad, które mogą być pomocne w pracy osobom
prowadzącym kursy tresury, zwiększając efektywność nauki na prowadzonych przez nich
zajęciach.
1. Początkujący treser nigdy nie powinien prowadzić zajęć z psami, które dopiero
zaczynają naukę. Może uważać się za eksperta w tresurze, ale nauczenie innych ludzi to
swego rodzaju sztuka i zdolności w tym kierunku nie przychodzą same z siebie, trzeba się
tego nauczyć. Lepiej, kiedy taki początkujący treser przez jakiś czas asystuje bardziej
doświadczonemu koledze, a potem prowadzi samodzielnie zajęcia dla bardziej
zaawansowanych uczestników. Zbyt często zdarza się, że najmniej doświadczeni treserzy
dostają pod opiekę najmłodsze, ale wymagające najbardziej doświadczonego nauczyciela psy.
2. Wszyscy członkowie początkującej grupy szkoleniowej powinni zaczynać zajęcia
tego samego dnia. To wcale nie jest dobrze, kiedy nowi uczniowie dołączają do grupy po
kilku zajęciach. Nowi uczniowie wymagają więcej uwagi, a kiedy tylko jeden instruktor
prowadzi zajęcia, zwykle nie ma na to czasu. Kiedy nawet znajdzie się czas na indywidualne
ćwiczenia, stawia to zapóźnionych w niekorzystnej sytuacji psychicznej.
W bardzo krótkim czasie psy, spotykające się na kursie, formują coś w rodzaju
własnej hierarchii stada. Nie jest ona aż tak sformalizowana, jak w przypadku prawdziwego
stada, ale jednak psy się znają i każdy nowy, przybyły później, jest intruzem, któremu trzeba
zademonstrować swoją wyższość. Nowy prawidłowo odbiera postawy dominacyjne
pozostałych psów i czuje się niepewnie, a niepewny siebie pies niczego się nie nauczy. Przez
cały czas trzeba pamiętać, że na kursie tresury najważniejsze są psy i to, czego się mają tam
nauczyć.
3. Zanim zaczniesz zajęcia w nowej grupie sprawdź, czy któryś z psów nie jest
nadmiernie agresywny. Jeśli tak, najlepiej będzie poprosić właścicieli, żeby odprowadzili go
do samochodu. Na początku zajęć w nowym miejscu każdy pies czuje się odrobinę niepewnie
i wtedy łatwiej o wzajemną akceptację. Kiedy wszystkie psy poczują się dobrze w swoim
towarzystwie, czas przyprowadzić z samochodu tego, który był agresywny. Powita go
skonsolidowane stado, a on będzie obcy, więc nawet najmniejszy pies z uczestników kursu
będzie mógł go wygonić, co znacznie zmniejszy pewność siebie nowego przybysza i obniży
agresję. Dalsze zajęcia powinny przebiegać już bez większych zgrzytów.
Właściciele agresywnych psów znaleźli się na kursie głównie z powodu agresji ich
podopiecznych i jeśli im wyjaśnimy zasadę swojego postępowania, będą szczęśliwi, że ich
problem można jakoś rozwiązać. Możliwe też, że wzrośnie ich zainteresowanie
mechanizmami zachowania się psów, co ułatwi im kontakt z ich własnym psem.
4. Chodzenie przy nodze nigdy nie powinno być pierwszym ćwiczeniem. Ruch, hałas,
zamieszanie wzmagają podniecenie psów i łatwo wtedy o konflikty między uczestnikami
kursu. Ambicją każdego tresera powinno być osiągnięcie jak największego spokoju na
pierwszej lekcji. Znacznie lepsze są zatem ćwiczenia statyczne jak “siad” lub “leżeć”. Niech
wszystkie psy siądą lub położą się przy nogach właścicieli w dużym kole, a właściciele jeśli
chcą, też mogą usiąść.
Czekając, aż wszystkie emocje opadną, można omówić program kursu, a szczególnie
najbliższych lekcji - dobrze jest, aby właściciele zdawali sobie sprawę, czego mogą
oczekiwać po każdej lekcji, gdyż często zdarza się, że sądzą oni, że już po jednej czy dwóch
ich pupil będzie w pełni wyszkolony. Dobrze zaplanowana i przeprowadzona pierwsza lekcja
to połowa sukcesu.
5. Jeśli któryś z uczestniczących w kursie psów zacznie zdradzać objawy agresji w
stosunku do innych, powstrzymaj siebie i właścicieli od wymierzania natychmiastowej kary.
Na kursie pies ma nauczyć się właściwego zachowania w każdej sytuacji, a nie tylko wtedy,
gdy grożą mu represje. Jedyne, czego nauczy go natychmiastowa kara, to nieokazywanie
agresji na zajęciach, kiedy ma nałożoną obrożę i smycz. Jak każda nauka poprzez strach
zablokuje tylko jego zdolność uczenia się. Co gorsza obecność innego psa kojarzyć mu się
będzie z niemiłym zachowaniem właściciela, dołoży zatem wszelkich starań, by przegonić, a
zatem zaatakować intruza, zanim właściciel to zauważy. Będzie to zwykła próba zapobieżenia
niemiłemu zachowaniu właściciela. Jak widać natychmiastowo wymierzona kara zamiast
zlikwidować problem, pogłębi go.
Najlepszą drogą do wyhamowania agresji w warunkach kursu jest odwołanie się do
instynktu pasienia (to, co teraz proponuję, bezwzględnie musi odbywać się pod nadzorem
instruktora). Ustaw w środku koła właściciela z przysparzającym kłopotów psem. Pies
powinien być na zwykłej, skórzanej obroży i smyczy. Nie musi przyjmować żadnej
sformalizowanej komendą pozycji. Smycz i obroża służą tylko do przytrzymania psa i w
żadnym przypadku nie powinny zadawać mu bólu. Spomiędzy uczestników kursu wybierz te
psy, które nie są ani zbyt uległe, ani zbyt dominujące i ustaw je wraz z właścicielami na
obwodzie koła w takiej odległości, by nie doszło do bezpośredniego kontaktu z psem,
znajdującym się w środku. Poproś stojących na obwodzie koła, aby szli powoli w kierunku
przeciwnym ruchowi, wskazówek zegara. To wywoła wrażenie, że idący pasą swoje psy a
wszyscy oni pasą psa ustawionego centralnie. Ten początkowo będzie próbował atakować
tego czy innego psa i może spotkać się z podobną odpowiedzią. Psy należy przyhamować bez
słowa, nie używając komend ani negatywnych ani pozytywnych. Po kilku minutach pies w
środku koła zacznie się uspokajać powoli opuszczając ogon. Wtedy można nieznacznie
zmniejszyć promień koła. Po paru następnych okrążeniach okaże się, że pies w środku
starannie unika kontaktu wzrokowego z psami na kole. W tym momencie ćwiczenie można
zakończyć, a dotychczasowego agresora wyprowadzić na dziesięciominutowy spacer.
Przy następnym powtórzeniu tego samego ćwiczenia pies będzie zdradzał objawy
agresji znacznie krócej, a po zacieśnieniu koła zacznie przejawiać pierwsze objawy
podporządkowania. Przerwij ćwiczenie i powtórz je po dziesięciu minutach. Pies będzie się ze
wszystkich sił starał wydostać z koła. Zamierzony efekt został osiągnięty - przysparzający
kłopotów pies znalazł swoje miejsce w stadzie. Na ogół skutek tej techniki jest długotrwały
nie tylko w warunkach kursu, ale też ma wpływ na zachowanie się psa w innych sytuacjach.
Zanim jednak się ją zastosuje trzeba sprawdzić, czy nagannego zachowania psa nie
powodowały inne czynniki zewnętrzne, np. niewłaściwa dieta, leczenie itp. Trzeba też
uważać, aby nie przeciągnąć zbytnio chodzenia po kole.
6. Miej stale w pamięci, że nie wszystkie psy są podatne na techniki nauczania w
warunkach kursu. Obserwuj, czy któryś z twoich podopiecznych nie znajduje się pod
wpływem stresu. Niektóre psy mogą reagować stresem na określone ćwiczenia. Na ogół
wystarczy wtedy zmienić metodę nauczania tego ćwiczenia. Dla niektórych psów samo
przebywanie w grupie może być stresujące, te na kursie nie nauczą się niczego. Dobry
instruktor powinien to jak najszybciej uświadomić właścicielom, doradzając im lekcje
indywidualne. Niestety, wielu treserów nie chce przyjąć do wiadomości, że prowadzony przez
nich kurs nie jest idealny dla wszystkich psów, a winą za wszystkie niepowodzenia obarczają
właścicieli. W rezultacie pies zmuszony jest do przebywania w stresujących dla niego
warunkach, co - zamiast pomóc właścicielowi w rozwiązaniu problemów, jakie ma ze swoim
podopiecznym - tylko je pogłębia.
Moi klienci często opowiadają, że po dwóch czy trzech zajęciach psy bronią się
energicznie przed uczestniczeniem w dalszych. Pies po ukończeniu kursu miał być z
założenia posłuszny i dobrze ułożony. Nieistotne, czy powodowała nim panika czy złość -
sam fakt, że tak zdecydowanie odmówił powrotu na zajęcia powinien dać wiele do myślenia
wszystkim zainteresowanym.
13 KŁOPOTY Z HIERARCHIĄ STADA
Ten rozdział to historia kilku przypadków, z jakimi miałem do czynienia i sposobów
ich rozwiązywania. Dotyczy kłopotów w kontaktach “na linii” pies-dziecko, pies-dorosły,
pies-inne psy. W tym rozdziale celowo przerysowałem interpretację zdarzeń widzianych
oczami psa, chciałem bowiem podkreślić, jak ważne jest działanie systemem nagród w
sytuacjach, które naszym zdaniem są zupełnie nieakceptowane, a zatem wymagają kary.
Na sugestię, żeby psu, który na nas warczy, dać jakiś smakołyk, wielu
doświadczonych treserów zacznie bez wątpienia rwać włosy z głowy w przekonaniu, że jest
to nagradzanie ze wszech miar nagannego zachowania. Ale kiedy naprawdę rozumiesz psy, to
wiesz - biorąc pod uwagę okoliczności, jakie mają wpływ na takie, a nie inne zachowanie i
rozumiejąc je - że jedynym powodem, dla którego pies na ciebie szczeka lub warczy jest
zwyczajnie brak z jego strony zaufania do ciebie. Spójrz na to oczami psa: jedyne, co możesz
zrobić, to uspokoić jego obawy co do twoich intencji. Cóż, dla większości moich klientów
jestem przysłowiową ostatnią deską ratunku. Mają pełną świadomość tego, że jeśli moje
metody nie pomogą, nie pozostanie już nic innego, jak uśpić psa. Zanim do mnie trafili,
próbowali już wszystkiego, co było dostępne. Zwykle radzono im “pokaż mu wreszcie, kto tu
rządzi” i problemy przeminą, ale... nic z tego. Często problemy tylko rosły. Moja praca
polega na tym, aby jakoś dopasować psa i rodzinę, w której żyje, co zazwyczaj wymaga
rewolucji w całym dotychczasowym trybie życia. Jedzenie i smakołyki są często używane w
moich metodach, bo to daje dobre efekty, a jeśli uda ci się pojąć, co się za tym kryje,
zrozumiesz dlaczego.
Psy i niemowlęta
Drogi Panie Fisher
Mój czteroletni West Highland Terier Ben stal się agresywny wobec mojego
jedenastomiesięcznego syna Jasona. Do tej pory tak dobrze się ze sobą zgadzali! Kiedy Jason
zaczai raczkować (jakieś dwa miesiące temu), Ben zaczął go unikać, ale nigdy nie okazał
najmniejszej agresji. Nieco ponad tydzień temu cala rodzina zapadła na grypę. Na szczęście
choroba ominęła małego i jego piastunkę. Żeby mały się nie zaraził, tylko ona zajmowała się
dzieckiem. Kiedy poczułam się lepiej, chciałam zobaczyć dziecko. Kiedy mały raczkował po
podłodze w kierunku mojego łóżka, Ben, który był koło mnie, zaczął warczeć na niego z
wściekłością. Kazałam go wyrzucić, a mój mąż dał mu klapsa i zamknął go w kuchni.
Wiedział, że źle zrobił, bo był bardzo spokojny i uległy przez resztę dnia. Wieczorem, kiedy
mąż przygotował jedzenie dla psa, Jason przypełzł do kuchni. Zupełnie bez powodu Ben
skoczył na niego i ugryzł go w buzię. Na szczęście niezbyt mocno. Jeden mały ślad pod
prawym okiem i drugi na wardze. Wydaje mi się, że bardziej chciał go nastraszyć niż
rzeczywiście zranić.
Nie chcemy usypiać psa, ale bardzo boimy się, że sytuacja się powtórzy. Czy może
nam pan pomóc? Oczywiście nie pozwalamy dziecku zbliżać się do psa, ale nie wyobrażamy
sobie, że można tak żyć na dłuższą metę. - Mrs. J. Bolton. Lancs.
Zawsze, kiedy agresja psa jest skierowana przeciwko dziecku, pytam właścicieli, czy
na pewno nadal chcą mieć psa. W większości tych przypadków można znaleźć pozytywne
rozwiązanie, ale zawsze istnieje ryzyko, że dziecko zostanie pogryzione, nie mówiąc już o
psychicznym wpływie, jaki zaistniała sytuacja może mieć na malca. W tym akurat przypadku
postanowiono dać Benowi jeszcze jedną szansę. Byłem wprawdzie pewien, jaka była
przyczyna konfliktu i jakie trzeba podjąć działania, ale poprosiłem właścicieli, by ich
domowy weterynarz zbadał psa (to zaskakujące, jak często niezauważone zapalenie
gruczołów okołoodbytowych lub ucha może zmienić zachowanie psa, nie mówiąc już o
innych ukrytych zaburzeniach zdrowotnych!). Okazało się, że nic mu nie dolega. W tym
przypadku nie zauważono sygnałów ostrzegawczych. Od czasu kiedy Jason zaczął
raczkować, Ben starał się schodzić mu z drogi, co świadczyło o tym, jaki jest jego pogląd na
wzajemne stosunki z dzieckiem. Być może nie czuł się bezpiecznie w jego towarzystwie lub
potraktował wzrastającą aktywność dziecka jako zagrożenie dla siebie. To był właściwy
moment na podjęcie działań, ale zdaję sobie sprawę, jak łatwo w nawale zajęć przeoczyć
pierwsze, subtelne symptomy, zwłaszcza, gdy dotąd miało się pełne zaufanie do psa.
Niepewną równowagę wzajemnych stosunków pomiędzy psem i dzieckiem zachwiała
chwilowa zmiana domowych obowiązków, spowodowana chorobą członków rodziny. W
efekcie przez kilka dni z rzędu Ben miał swoją panią wyłącznie do swojej dyspozycji,
spędzając całe dnie zwinięty na jej łóżku. Ben wysunął się w hierarchii stada przed dziecko, a
nawet przed jego rodziców. Rozdział 3 pokazał, jak łatwo może zaistnieć taka sytuacja, jeśli
nie jesteśmy dostatecznie ostrożni. Toteż kiedy Jason pojawił się znowu na horyzoncie,
powitało go ostrzegawcze warczenie. Kara, która spotkała go za zupełnie normalne, choć
przez ludzi nieakceptowane zachowanie wprawiła go w zakłopotanie. To, co właściciele
odczytali jako poczucie winy, w istocie nim nie było. Była to z jego strony reakcja na ogólną
atmosferę przygnębienia. Sądząc z obrażeń, jakie Jason odniósł po pierwszym ataku, było to
pomyślane jako działanie dyscyplinujące. To nie było ugryzienie, zęby nie zacisnęły się, ale
tylko kłapnęły w typowym ostrzeżeniu “trzymaj się z dala od mojego jedzenia”. W ten sposób
wyżej stojący w hierarchii pies ostrzega słabszego. Problem w tym, że ludzką skórę łatwiej
zranić niż psią. Należy zadać sobie pytanie “Czemu pies uznał, że ma prawo podjąć działania
dyscyplinujące wobec potomstwa osobników Alfa”?
A oto co się naprawdę zdarzyło. Kiedy Jason zaczął raczkować, Ben zaczął go
wyraźnie omijać, dając mu swobodę poruszania się. Nie był tym szczególnie zachwycony, ale
nie widział możliwości przeciwdziałania, uważał, że nie ma do tego prawa. Bardzo poprawiła
się pozycja psa w domu w czasie choroby. Dziecko było izolowane, a pies zyskał dodatkowe
przywileje. Według psich pojęć właściciele sami podnieśli jego pozycję obniżając
jednocześnie pozycję dziecka. Toteż w pojęciu psa miał on absolutnie prawo do podjęcia
działań dyscyplinujących dziecko. Jeśli się nad tym zastanowicie, dojdziecie do wniosku, że
to całkiem co innego, niż prawdziwa agresja. Przeprowadzona pod kontrolą zamiana ról w
stadzie rozwiązała problem i zapobiegła powstawaniu podobnych w przyszłości. Drogi Panie
Fisher
Próbowaliśmy zapoznać naszego trzyletniego boksera Bruna z naszym nowo
urodzonym dzieckiem. Był on tym tak podniecony, że wyskoczył w górę i niemal chwycił
maleństwo pazurami. Czytaliśmy, że najlepiej położyć dziecko na podłodze i pozwolić psu
obejrzeć je dokładnie, nie pozwalając mu tylko lizać twarzy maleństwa, ale boimy się, że
Bruno zrobi mu nawet niechcący coś złego. On nie jest agresywny, ale zawsze używał
pazurów do rozrywania toreb z zakupami, a ja nigdy go od tego nie powstrzymywałam.
Pilnowałam tylko, żeby otwierał tę torbę, w której jest coś dla niego. Obawiam się, że Bruno
jest przekonany, że w pakunku z dzieckiem jest coś do jedzenia. Każę mu siadać i on to robi,
ale kiedy tylko powiem: ,,Zobacz Bruno, to twój nowy braciszek” podskakuje i zaczyna
drapać. Co mam robić?. - Mrs. H. Enfield, Londyn.
Było to bez wątpienia typowo wyuczone zachowanie. Złożyłem wizytę w tym domu,
żeby naocznie przekonać się, czy w tym zachowaniu nie kryje się choćby cień agresji w
stosunku do dziecka. Ale nic takiego nie stwierdziłem.
Zwykłą rutyną tego domu było to, że po powrocie z zakupów pani domu dawała psu
torebkę z czymś smakowitym, aby bezpiecznie donieść do kuchni resztę zakupów. Brano
siedział oczekując na należną mu torebkę, która była mu wręczana ze słowami: “Zobacz
Bruno, co dla ciebie mam”. Bruno atakował torebkę pazurami, aby dobrać się do jej
zawartości. Kiedy uczymy psa jakiejś małej, głupiej sztuczki, nie zawsze potrafimy
przewidzieć konsekwencje. Trzymając małe zawiniątko na rękach i każąc psu siadać, pani
uruchomiła określoną drogę skojarzeń u Bruna, który już drżał z niecierpliwości w
oczekiwaniu smakołyku, a kiedy usłyszał jakże znane słowo “zobacz” nic dziwnego, że rzucał
się w poszukiwaniu go. Trzeba było przekonać Bruna, że zawiniątko z niemowlakiem nie
kryje niczego do jedzenia.
Bruno oddałby duszę i ciało za kawałek białej czekolady. Mam co prawda duże
wątpliwości, czy dziki wilk albo zdziczały pies uznałby to za godną siebie zdobycz, ale skoro
Bruno tak ją lubił, to postanowiłem użyć właśnie białej czekolady. Matka usiadła trzymając
dziecko, a na stoliku obok niej leżały trzy czy cztery kawałki czekolady. Kiedy wpuszczono
psa, ten podszedł prosto do swojej pani. Kazała mu usiąść, co natychmiast wykonał patrząc
wyczekująco na nią. Nic nie mówiąc podała mu kawałek czekolady. Przez chwilę pies był
ignorowany, a my kontynuowaliśmy rozmowę, potem dostał następny kawałek czekolady. Od
tej chwili pies zupełnie ignorował dziecko wpatrzony w stolik. Powtarzaliśmy tę czynność
kilka razy, dopóki czekolada się nie skończyła. Poprosiłem wtedy panią domu, żeby
powiedziała to, co zwykle mówiła pokazując psu dziecko. Bruno popatrzył zrezygnowany,
obwąchał dziecko i położył się obok. Całe podniecenie wyparowało.
Takie działanie pani domu powtórzyła jeszcze trzy czy cztery razy i Bruno
przyzwyczaił się, że obecność dziecka jest zapowiedzią nagrody, nie związanej ściśle z osobą
maleństwa. Byłem usatysfakcjonowany słysząc słowa zachwytu teściowej tej pani nad
wspaniałym zachowaniem Bruna w stosunku do dziecka, a było to następnego dnia po mojej
wizycie w tym domu.
Opisując ten przypadek chciałem pokazać, że wprowadzenie nowo narodzonego
dziecka do domu, gdzie pies ma swoją mocną pozycję, nie zawsze jest takie łatwe, jak można
by przypuszczać. Na ogół pies powinien zaakceptować nowego członka stada pod
warunkiem, że jego zachowanie wobec niego jest prawidłowe. Zawsze radzę moim klientom,
żeby nie zamykali psa, kiedy kąpią, przewijają czy karmią dziecko. Wręcz przeciwnie, pies
powinien przy tym asystować i od czasu do czasu trzeba powiedzieć coś do niego. Bardzo
dobrym pomysłem jest stosowanie podobnych działań jak te, które podjęliśmy w stosunku do
Bruna. Można dać psu kość lub kupiony w sklepie dla zwierząt gryzak w tym samym pokoju,
w którym zajmujemy się dzieckiem, czyniąc z tego swego rodzaju rytuał. Pies szybko dojdzie
do wniosku, że przebywanie w pobliżu dziecka to rzecz bardzo przyjemna.
Niewielu rodziców zdecydowałoby się zostawić na dłużej maleńkie dziecko samo z
psem. Może to być bardzo niebezpieczne, zwłaszcza kiedy dziecko ma brudną pieluchę. Pies
myśli zupełnie innymi kategoriami niż my, a taka aromatyczna pielucha to coś, co koniecznie
powinno być zbadane. Badanie źródła zapachu może mieć dosyć gwałtowny przebieg i
drastyczne konsekwencje - przewrócone łóżeczko, dziecko na podłodze w podartym ubranku
i, ostatecznie... pies zaprowadzony do uśpienia.
Najbardziej dziwacznego przypadku, dotyczącego psów i maleńkich dzieci, dostarczył
mi dwuletni bokser o imieniu Sam. Mieszkał on ze swoją panią i jej maleńkim dzieckiem w
mieszkaniu służbowym. Jej mąż był marynarzem i większość czasu spędzał poza domem.
Problem powstał, kiedy przy kolejnej wizycie w domu okazało się, że pies warczy na niego.
On w zasadzie bał się psów i Sam został kupiony także dlatego, aby pomóc mu
przezwyciężyć ten strach. Z tej przyczyny to pani domu karciła psa kiedy warczał, a nie pan.
Byłem przerażony, kiedy dowiedziałem się, że karci psa ... gryząc go w ucho, nie dlatego, że
było mi szczególnie żal psa, ale sam nigdy nie pochylibyłbym twarzy tak nisko nad
warczącym psem. Mąż wracając na okręt zapowiedział jej: “Albo wyleczysz tego psa albo
masz go uśpić”.
Zebrany wywiad wskazywał na klasyczny przypadek walki o dominację. Wiek psa
oraz fakt, że pod nieobecność pana był najwyższym rangą samcem w domu i to przez długi
czas jego nieobecności - wszystko to wskazywało na słuszność takiego wniosku. Nic
dziwnego, że w tych warunkach pies postanowił objąć przewodnictwo stada i próbować
zdominować swego pana po jego powrocie do domu.
Zaleciłem program działań, mających obniżyć pozycję psa w codziennych stosunkach
z jego panią, oraz dałem instrukcje, jak powinien zachowywać się mąż, kiedy następnym
razem wróci do domu. Na co dzień pani miała bardzo dobrą kontrolę nad psem i dlatego
sądziłem, że nie jest to problem z ułożeniem psa, a tylko z przyjętą przez niego postawą.
Kilka tygodni później zadzwoniła, że mąż przyjechał do domu, a pies terroryzuje go
do tego stopnia, że kiedy wyszła po zakupy, zdesperowany mąż zamknął się w kuchni i czekał
na jej powrót. Zdecydowanie zażądał uśpienia psa. Oboje zgodzili się przyjechać do mnie
zabierając psa i dziecko. Po mniej więcej godzinnej rozmowie byłem coraz bardziej
zaskoczony nie rozumiejąc, dlaczego pies nie reaguje na zalecaną przeze mnie terapię. Sądząc
z ich odpowiedzi zastosowali się pilnie do wszystkich moich wytycznych. Cały problem
powinien jeśli nie zniknąć, to przynajmniej zmniejszyć się, ale w żadnym razie nie nasilić się.
Wtedy dziecko zaczęło płakać, a Sam bardzo podniecony zaczął wspinać się łapami na
swoją panią. Mąż wstał z krzesła z zamiarem odciągnięcia psa, ale szybciutko usiadł na
rozkaz Sama. Muszę przyznać, że sam bym tak zrobił. Rozkaz psa był nader wyraźny: “
Siadaj, ale już!”
Pani udało się nieco uspokoić psa, ale był on nadal zaniepokojony płaczem dziecka. W
końcu trzeba było go zamknąć w samochodzie, bo mąż sztywny ze strachu nie był w stanie
uczestniczyć w rozmowie.
Pani wyjaśniła mi, że pies stał się niespokojny, bo dziecko było karmione piersią, a na
czas karmienia Sam był zamykany w innym pokoju. Zapytałem, czy pies jest zawsze w czasie
karmienia (zawsze odradzam to rodzicom, kiedy niemowlę przebywa w domu, w którym jest
dorosły pies, gdyż to może wyrobić w nim przekonanie, że za każdym razem kiedy matka
poświęca uwagę dziecku, on musi być zamknięty).
“Tak, muszę, bo inaczej pies próbuje odepchnąć dziecko” - odpowiedziała.
“Dlaczego miałby to robić? - zapytałem naiwnie.
“Mam za dużo pokarmu i położna powiedziała mi, że jeśli resztę będę dawać psu, to
pomiędzy nim i dzieckiem wytworzy się silna więź”.
Zanim naiwna, młoda matka, czytając te słowa przejmie się tą bzdurną teorią
chciałbym z całą mocą podkreślić, że nie ma ona nic wspólnego z rzeczywistością. Takie
żywienie psa w żaden sposób nie wpłynie na więź między psem a dzieckiem! Myślę zresztą,
że położna raczej chciała poradzić jak spożytkować nadmiar pokarmu. Właścicielka Sama
zinterpretowała to na swój sposób.
Pomysł karmienia piersią dorosłego boksera przyprawia mnie o dreszcz zgrozy, ale to
wyjaśniło wiele spraw. Nic tak nie podbudowuje pozycji psa niż pierwszeństwo przy
najbardziej mlecznym sutku...
Psy i dzieci
Zwykle tak się dzieje, że kiedy mam do czynienia z nadmiernie aktywnymi psami, to
okazuje się, że w rodzinie są również nadmiernie aktywne dzieci. Nie ma wątpliwości, że
warunki, w jakich pies przebywa na co dzień mają ogromny wpływ na jego zachowanie.
Z dwóch szczeniaków tego samego miotu jeden, umieszczony u starszego, spokojnego
małżeństwa, wyrośnie na spokojnego, dobrze ułożonego psa. Drugi, umieszczony w rodzinie
z dwójką czy trójką rozbrykanych dzieci, wyrośnie na równie rozbrykane, nieznośne zwierzę.
Bardzo modne obecnie ekologiczne podejście obwinia konserwanty, barwniki i inne
środki dodawane do produkowanej żywności o zły wpływ na nadmierną aktywność dzieci.
Nie mam wątpliwości, że w niektórych przypadkach rzeczywiście tak jest. Te same składniki
wywierają podobny wpływ na psy. Jednak o ile chemikalia mają zły wpływ, to zaprzestanie
ich spożywania powinno znosić go całkowicie. Widziałem zbyt wiele przypadków, gdzie
nadmiernie aktywne psy były własnością rodzin, mających nadmiernie aktywne dzieci.
Miałem kiedyś do czynienia z osiemnastomiesięcznym, wykastrowanym springer spanielem.
Wykastrowano go, gdyż ktoś właścicielom powiedział, że po tym zabiegu pies będzie
znacznie spokojniejszy. Przy pewnych zaburzeniach hormonalnych mających wpływ na
zachowanie tak psów, jak i suk, taki zabieg może okazać się zbawienny. Ale w tym
przypadku tak nie było. Kiedy tylko pies przekroczył próg, miotał się w różne strony,
wskakiwał na meble, drapał w drzwi - słowem prezentował jak najgorsze maniery. Ale
dokładnie tak samo zachowywał się ośmioletni synek właścicieli. Miał na imię Adam i już po
trzech minutach pobytu w moim biurze przerwał nam rozmowę słowami: “Tatusiu, ja chcę do
domu”. “To nie potrwa długo, Adasiu” odpowiedział ojciec.
Zajęło to sporo czasu, choć robiłem subtelne aluzje do nieznośnego zachowania
pociechy, szalenie utrudniającego mi rozmowę. Matka mruczała przepraszająco, że mały jest
nadmiernie aktywny i trzeba będzie coś z tym zrobić. Adam w tym czasie bardzo przycichł.
Zajęty był wyciąganiem książek z półek bez mojego pozwolenia. Powiedziano mu tylko:
“Posłuchaj kochanie, ten miły pan chce nam pomóc w opanowaniu złego zachowania naszego
pieska.” Zapytano go jeszcze, czy nie chciałby pójść obejrzeć koni. “Nie, chcę do domu”
odpowiedział nadąsany chłopczyk.
Byłem mu wdzięczny za tę odpowiedź, bo jakoś nikt mnie nie zapytał, czy wyrażę na
to zgodę. Ja naprawdę lubię nasze konie i zupełnie nie widziałem powodu, dla którego Adam
miałby je niepokoić. Moja żona w tym czasie pracowała w pokoju obok. Zapytała mnie
potem, czy dobrze się jej wydawało, że chłopiec jest nieco opóźniony w rozwoju. Była bardzo
zdziwiona, kiedy powiedziałem, że nie.
Po mniej więcej czterdziestu minutach tych męczarni stało się dla mnie jasne, że żadne
z rodziców nie zamierza w żaden sposób wpłynąć na zachowanie pociechy i zdecydowałem
się sam interweniować. Poczekałem na następne: “Chcę do domu” i zapytałem “Adam, czy
naprawdę chcesz do domu?” “Tak” - odpowiedział. Podszedłem zatem do drzwi, otworzyłem
je szeroko i powiedziałem: “No, to idź. Twoi rodzice nie mogą iść z tobą, bo mają jeszcze
kilka spraw do omówienia ze mną, ale jeśli rzeczywiście chcesz iść, to nikt cię nie będzie
zatrzymywał”.
Adam skamieniał, a rodzice wydali z siebie cienki pisk. Chłopiec “straszliwie
przygnębiony” usiadł matce na kolanach i przytulony do niej nie odzywał się do końca naszej
rozmowy. Tak oto udało mi się przezwyciężyć szkodliwe działanie konserwantów i
barwników w pożywieniu. Wyglądało na to, że pies jest mi niemal wdzięczny. Uspokoił się
natychmiast, gdy zlikwidowałem źródło podniet, przyprawiające tak psa, jak i mnie o
szaleństwo.
Na ogół nie mam większych problemów z wyjaśnieniem właścicielom, co mają zrobić,
aby zapanować nad swoim psem, ale nie bardzo mogę wtrącać się do tego, jak postępują ze
swoimi dziećmi. Staram się zatem podkreślić usilnie, jak wielki wpływ na zachowanie mają
warunki zewnętrzne z nadzieją, że zrozumieją, o co naprawdę chodzi. Niestety, nie wszyscy
chcą to zrozumieć. Drogi Panie Fisher
Mam dwoje dzieci: ośmio- i dziewięcioletnie. Nie mogą one swobodnie bawić się ze
swymi przyjaciółmi, bo nasza dziesięciomiesięczna suczka border collie, która zawsze jest z
nami, zaczyna podszczypywać dzieci, kiedy tylko spróbują biegać. Ona na ogół nie jest
agresywna, ale nie potrafi zapanować nad sobą, gdy dookoła jest za dużo ruchu. Czy może
Pan doradzić, jak ją wychować? - Mrs. F. Huntington, York.
Instynkt pasienia u collie jest bardzo silny i to właśnie robi pies w tym przypadku.
Problem powstał stąd, że na jego psychikę działa zbyt mało bodźców pobudzających. Te psy
zostały wyhodowane do pracy, ale ich wzrastająca popularność spowodowała, że znalazły się
również w miastach, gdzie zapewnia się im co najwyżej dwa krótkie spacery dziennie. W
rezultacie znudzone i przytłumione starają się znaleźć zajęcie zastępcze, zaspokajające ich
naturalne instynkty. Dajcie im grupę dzieci, rozbieganych i piszczących cienkimi głosikami, a
będą w siódmym niebie.
Dzieci działają bardziej pobudzająco niż owce, które łatwo utrzymać w zwartej grupie
i nie wymaga to zbyt wiele ruchu i wysiłku. Dzieci rozbiegają się we wszystkich kierunkach i
roztoczenie nad nimi pełnej kontroli to bardzo satysfakcjonujące zajęcie.
Pani F. ma rację. Na ogół to nie są agresywne psy, ale każde chwycenie zębami
człowieka jest uznawane za agresję i nie jest do zaakceptowania. Mając takiego psa
właściciele muszą wziąć pod uwagę potrzeby psychiczne rasy i zaspokajać je. Same spacery
nie wystarczają, potrzeba im zadań, które pozwolą im rozwijać tak mózg, jak mięśnie.
Rozdział 16 dotyczy tego rodzaju problemów.
Karcenie czy karanie psa za zachowania, oparte na silnych instynktach, rzadko kiedy
przynosi oczekiwane rezultaty. Można osiągnąć tyle, że w obecności dorosłych pies będzie
obawiał się paść dzieci. Trzeba zadbać o to, by pies czuł się dobrze w towarzystwie dzieci.
Spokojne zachowanie i jakiś smakołyk na dzień dobry, jako powitanie ze strony dzieci, które
przyszły z wizytą, pomoże zmienić nastawienie psa i jego oczekiwania w stosunku do grupy
gości. Można też nauczyć dzieci (początkowo pod nadzorem dorosłych) zabawy w
poszukiwanie smakołyków, co w pewnym stopniu zaspokoi potrzebę pracy psa. Potem dobrze
będzie zabrać psa, aby dzieci mogły się wyszaleć. Kiedy już się trochę zmęczą i uspokoją,
można znowu wypuścić psa, żeby całe towarzystwo mogło się spokojnie pobawić. Te
działania powinny chwilowo załagodzić sytuację, a z biegiem czasu, dorastając, i dzieci i pies
będą coraz spokojniejsze.
Być może taka rada ze strony człowieka, po którym spodziewano się całkowitego
uzdrowienia sytuacji wywoła zdziwione pytanie: “Tylko tyle?” lub “To nic więcej pan nam
nie poradzi?” Cóż, mój komentarz do tego przypadku jest następujący - zanim weźmie się do
domu psa, trzeba się dobrze zastanowić, czy ten, jakiego wybraliśmy, zaspokoi nasze
oczekiwania. Toteż pamiętaj:
1. Jeśli zależy ci na kolanowym kanapowcu, nie decyduj się na doga.
2. Jeśli chcesz mieć spokojnego psa, nie decyduj się na żadną z ras obrończych czy
stróżujących.
3. Jeśli ci nie odpowiada pies o silnym instynkcie pasterskim, nie decyduj się na collie.
4. Jeśli kupisz psa tylko dlatego, że chcą go dzieci, a ty nie jesteś przekonany, czy to
jest dobry pomysł, zastanów się nad nim bardzo głęboko.
Psy i dorośli
Usłyszałem zdenerwowany głos w słuchawce telefonu: “Spróbowałem mu zabrać
miskę z jedzeniem, a on mnie ugryzł”. Powstrzymałem się od kąśliwego komentarza, że jeśli
nie chciałeś, aby twój pies jadł, to przede wszystkim po co dałeś mu pełną miskę. Zamiast
tego zapytałem o okoliczności tego zdarzenia.
Okazało się, że żona właściciela spodziewa się dziecka i państwo postanowili nauczyć
psa, że w każdej chwili ktoś mu może zabrać miskę, nawet gdy zabrał się już do jedzenia.
Myśleli, że pies powinien o tym wiedzieć, zanim dziecko zacznie raczkować, bo wtedy na
pewno będzie się dobierało do psiej miski. Pomysł był nawet dobry i świadczył o tym jak
odpowiedzialnie podchodzą niektórzy ludzie do problemów, jakie mogą wyniknąć, kiedy w
domu, w którym jest już pies, pojawi się niemowlak. A w bardzo wielu rodzinach, zanim
pojawi się dziecko, pies jest już dobrze zasiedziały (czyżby jakieś echa Freuda, pies jako
substytut dziecka?).
Przez pierwsze trzy dni nie było problemu. Pan zabierał miskę, a pies kręcił ogonem i
patrzył w górę z nadzieją. Czwartego dnia właściciel zauważył, że kiedy podszedł, pies
zamarł nad miską ze spuszczoną głową. Pomyślał sobie; “Ale mądry pies, wie już, co teraz
robię i przestał jeść, żeby było mi łatwiej zabrać miskę”. Tak też zrobił, a pies nie zareagował.
Bardzo się zatem zdziwił, kiedy piątego dnia pies zawarczał, kiedy on sięgał po miskę. Pies
dostał klapsa za warczenie i pan zabrał miskę, nie oddał jej psu przez pięć minut, żeby dać mu
nauczkę. Szóstego dnia warczenie było głośniejsze, bicie dotkliwe, a dodatkową karą było to,
że pies nie dostał miski z powrotem. Siódmego dnia pies ugryzł pana, sięgającego po miskę.
Powodowany najlepszymi intencjami człowiek ten nauczył psa pilnowania jedzenia
popartego agresją. Spójrzmy na zaistniałą sytuację oczami psa, a wtedy łatwo pojmiemy, co
się naprawdę wydarzyło. Jest taki krytyczny obszar wokół psiego pyska, który najlepiej
określić jako strefę zakazaną. Wszystko, co wewnątrz tej strefy, należy do psa. Dzisiejsze
domowe, dobrze wykarmione psy rzadko przypominają nam o jej istnieniu. Rzeczywiście,
wielu moich klientów opowiada mi o wspaniałym charakterze ich psów, które pozwalają
sobie wyjąć z pyska wszystko, cokolwiek to było. Odpowiadam im na to zwykle: “Nie dawaj
jeść swojemu psu przez tydzień, a potem spróbuj mu zabrać kość”. Ukryty instynkt da o sobie
znać niezależnie od rasy. Nawet w dzikim stadzie słabszy, podporządkowany osobnik będzie
bronił swojej porcji jedzenia przed wyżej od niego stojącym, mimo że szansę na wygraną są
minimalne. Kiedy jednak przypadkiem zdarzy się, że słabszy wygra walkę o jedzenie, kiedy
już zje, wykona przed silniejszym wszystkie gesty i postawy podporządkowania w formie
przeprosin. Kiedy zdobywca jedzenia ma bardzo niską pozycję w stadzie, to walkę o jedzenie
ze stojącym znacznie wyżej może wygrać tylko wtedy, gdy jest bardzo głodny. Ten niższy
rangą jednak nawet nie marzy o walce o zmianę swojej pozycji w stadzie.
Nic zatem dziwnego, że w konsultowanym przeze mnie przypadku niczym nie
zagrożony, dobrze odżywiony pies na początku nie protestował, kiedy mu zabierano miskę.
Kiedy miał dość tych działań, przyjął klasyczną nieruchomą pozycję, aby ostrzec przed
dotykaniem jego zdobyczy. To klasyczne psie ostrzeżenie zostało ewidentnie źle
zinterpretowane przez właściciela, czyli w pojęciu psa - zignorowane. Następne ostrzeżenie
było już wyraźniejsze, pies zaczął warczeć. Właściciel - wychodząc z założenia: “Żaden pies
nie będzie na mnie warczał” - uderzył psa. To już nie było zwykłe współzawodnictwo o
jedzenie - dołączyła do niego agresja. A jak psy przejawiają agresję? - to oczywiste - gryzą!
Kiedy właściciel psa zrozumiał, dlaczego jego postępowanie przyniosło takie a nie
inne rezultaty, opracowaliśmy wspólnie plan działania zgodnie z moimi sugestiami:
1. Uległa zmianie częstotliwość posiłków, tę samą ilość karmy podzielono na dwie
porcje: poranną i wieczorną.
2. Zmieniono miskę i miejsce karmienia, aby warunki zewnętrzne nie kojarzyły się z
dotychczasowymi wydarzeniami.
3. Kupiono dwie podobne miski. Jedzenie przygotowane w obecności psa, znajdowało
się w jadalnej misce, ale na podłodze stawiano najpierw drugą, pustą. To bardzo zabawny
widok: pies zagląda do miski, potem spogląda w górę, zdziwiony, potem znów patrzy w dół,
rozgląda się dookoła, potem próbuje zajrzeć pod miskę, w końcu znowu patrzy z wypisanym
na pysku pytaniem: “Czy nie wiesz, że tam nic nie ma, ty niemądry?”. Teraz pora na małą
pantomimę: “Chyba musiałem zwariować! Przecież to nie ta miska”. Z pełnej miski trzeba
nałożyć dwie lub trzy łyżki jedzenia do pustej. Ponieważ pełna miska jest w posiadaniu
właściciela, nie ma czego pilnować. Pies szybko upora się z niewielką porcją i popatrzy w
górę prosząc o jeszcze, wtedy trzeba mu dać następną porcję i powtórzyć całą procedurę, aż
skończy się przeznaczona na tę porę karmienia porcja jedzenia. Pies będzie mógł się
przekonać, że każde nasze pochylenie się do miski zmierza do dołożenia mu jedzenia, a nie
odebrania go. Następny krok to podanie psu miski wypełnionej w połowie: resztę jedzenia
trzeba dołożyć zanim skończy jeść to, co już dostał. To wciąż wygląda na sięganie po psią
zdobycz, ale w efekcie pies coś dostaje, a nie traci. Wkrótce zabranie miski, w której zostało
jeszcze trochę jedzenia stanie się możliwe. Pies nauczył się, że pod ręką jest sporo jedzenia i
w końcu je dostanie. Przy każdym karmieniu właściciel powinien stać bardzo blisko miski,
wewnątrz strefy zakazanej lub na jej obrzeżach, co zapewni mu ochronę przed agresją psa,
gdyż jemu z kolei wydaje się, że znajduje się w strefie zakazanej właściciela. Teraz trzeba
osiągnąć to, żeby po postawieniu miski bezpiecznie wchodzić i wychodzić z tej strefy.
Trzeba postawić miskę na podłodze i odejść kilka kroków, nie dalej jednak niż do
lodówki, w której ukryty jest wyjątkowo smaczny kąsek. Należy go wyjąć i podejść do miski
uważając, czy pies ostrzegawczo nie warczy, sygnalizując wrogą postawę. Jeśli tak, lepiej
zatrzymać się i wrzucić psu do miski trzymany smakołyk ze słowami “Masz. Zapomniałem to
włożyć do miski” i odejść. Błędem byłoby podejść w tej sytuacji do miski, gdyż to mogłoby
zrujnować z trudem budowane zaufanie psa.
Większość psów szybko akceptuje ten nowy zwyczaj podchodzenia i odchodzenia,
związany z wyraźną dla nich korzyścią. Inni członkowie rodziny mogą też wchodzić do
kuchni, kiedy pies je, podchodzić do lodówki, dawać mu dodatkowe smaczne kąski -
początkowo z dystansu, potem przekraczając strefę zakazaną, ale dopiero wtedy, gdy wita ich
przyjazne kiwanie psiego ogona.
W tym przypadku powstałe napięcie opadło i zaufanie między psem i właścicielem
zostało odbudowane tak szybko, jak przedtem zostało zniszczone.
Państwo Flatt byli bezdzietnym małżeństwem po czterdziestce z dużym, czteroletnim
dogiem niemieckim o imieniu Atlas. Pośród innych problemów, jakich im przysparzał, Atlas
między innymi obsikiwał drzwi ich sypialni, a kiedy tylko miał szansę wejść do środka,
natychmiast i łóżko. Atlas właściwie był psem pani Flatt, miała go jeszcze zanim poznała
swego obecnego męża. Przed ślubem sypiał przy łóżku swojej pani, po nim został
wyeksmitowany do kuchni. Atlas w dalszym ciągu uważał, że zajmuje pozycję Alfa, jak to
było przed pojawieniem się pana Flatt. Z jego punktu widzenia to, że pozwolono na obecność
pana Flatt w sypialni, podczas kiedy on był zamykany w kuchni (miejsce oddalone od
sypialni, przeznaczone dla osobników niższych rangą) było conocnym zamachem na jego
pozycję. Toteż nic dziwnego, że za dnia Atlas próbował ją odzyskać. Znakował sporne
terytorium przy każdej okazji, co w psim języku miało oznaczać “To mój teren, wszystkie
inne samce mają się trzymać z daleka.” Pan Flatt miał dużo szczęścia, że Atlas był spokojnym
psem, który nie dochodził swoich praw agresją. Nie zdając sobie sprawy, w ciągu dnia
państwo Flatt przyznawali Atlasowi wszystkie korzyści związane z zajmowaniem pozycji
Alfa, natomiast nocą mu je odbierali. I tak powstawało błędne koło, zapoczątkowane
oddaniem przywództwa stada Atlasowi.
Sposób postępowania był w tym przypadku stosunkowo prosty. W ciągu dnia,
podobnie jak w nocy, należało dążyć do obniżenia pozycji Atlasa w stadzie. Zasady
postępowania w takich przypadkach opisałem już w rozdziale 3. Przytoczony przykład
znakomicie pokazuje, jak psy postrzegają ludzi w codziennym życiu stada. Każda zmiana
sytuacji - wyprowadzka jednego członka rodziny, częste wyjazdy służbowe jednego z
małżonków, ktoś nowy wprowadzający się na stałe - może zaowocować zmianami w
zachowaniu się psa, które często mogą przysporzyć wielu problemów. Wspomniany już
wcześniej behawiorysta felinolog Peter Nevile określał taką sytuację następująco:
przyjemność posiadania domowego zwierzęcia zaćmiona koniecznością przebywania z nimi
pod jednym dachem. Dla państwa Flatt siusiający na łóżko Atlas zdecydowanie przestał być
przyjemnością. Myśleli nawet o wykastrowaniu psa, jako że nie mieli żadnych ambicji
hodowlanych i wystawowych. Oczywiście doradził im to jakiś “psi ekspert”, ale inny
powiedział im, że pies jest już za stary i nic mu to nie pomoże. Przyszli mnie zapytać, co
sądzę o skuteczności tego zabiegu.
W takich przypadkach jak ten, kastracja nie przynosi oczekiwanej zmiany zachowania.
Zachowanie Atlasa było sprawą przyjętej postawy, a nie wpływu hormonów. Niemniej jednak
badania przeprowadzone w 1970 roku na Uniwersytecie Pennsylwanii wskazują, że w 70%
wypadków zachowanie psów po kastracji uległo znacznej poprawie, niezależnie od wieku.
Badania te, obejmujące również psy dwunastoletnie, a także osobiste doświadczenie z
moimi własnymi psami, przekonały mnie, że czynnik wieku nie ma tu nic do rzeczy. Nasz
dziesięcioletni wyżeł weimarski cierpiał na przepuklinę krocza, przy której czasami niezbędna
jest kastracja. Tak też było w tym przypadku. To zawsze był pies, który nie lubił kontaktów z
obcymi. Nie rzucał się na nich, ale zawsze warczał ostrzegawczo i odstępując parę kroków do
tyłu przyglądał się im podejrzliwie. Zapamiętale znaczył teren i wszystkie nowe rośliny w
ogrodzie trzeba było chronić przed nim starannie. Już kilka tygodni po operacji różni ludzie
zaczęli zachwycać się zmianą na lepsze, jaka w nim zaszła. Jego skłonność do znaczenia
terenu wyraźnie zmalała i nawet lubi być głaskany przez słabo znanych mu ludzi. Słowem stał
się znacznie milszym psem. A operacja znacznie przedłużyła mu życie.
W 1988 roku Hazel Palmer, jedna z uczestniczek korespondencyjnego kursu, o którym
wspomniałem już wcześniej, dziś znana behowiarystka, zebrała dane o wpływie kastracji na
zachowanie dorosłych psów. Przestudiowała 98 przypadków dotyczących psów w różnym
wieku z różnymi problemami zachowania. Doszła do podobnych wniosków jak Amerykanie.
Coraz powszechniejsza staje się świadomość, że psy po kastracji są bardziej sympatyczne. Z
tego punktu widzenia zabieg ten, jeśli nawet nie rozwiązuje problemów behawioralnych, to na
pewno ich nie pogłębia. Zważywszy jak mało mamy obiekcji przeciw kastracji kotów, koni,
świń i innych zwierząt, jak wiele właścicieli bez chwili wahania decyduje się na nią u suk,
pojąć nie mogę, skąd to rozdzieranie szat, gdy przyjdzie przeprowadzić zabieg u psa samca.
Chociaż większość lekarzy weterynarii jest gotowa do przeprowadzenia takich zabiegów i w
pełni docenia ich znaczenie przy leczeniu niektórych zaburzeń behawioralnych, równie duża
ich liczba energicznie protestuje przeciwko kastracji w takich przypadkach, uznając ją za li
tylko fanaberię właściciela. Kiedy myślę, jak wiele szczeniąt każdego roku trafia do schronisk
dla bezdomnych zwierząt tylko dlatego, że przyszły na świat w rezultacie niechcianych,
przypadkowych kryć, to z całym szacunkiem dla niezależności cudzych poglądów, nie mogę
się oprzeć wrażeniu, że ci panowie kierują się raczej tępym uporem niż rzeczywistym dobrem
zwierząt.
Wyjaśniwszy to państwu Flatt dodałem: “W tym przypadku kastracja nie jest
konieczna, ale decyzja należy do was, zabieg na pewno mu nie zaszkodzi, a być może ułatwi
państwu utrzymanie kontroli nad psem”.
Państwo Flatt zdecydowali się poddać Atlasa zabiegowi i są bardzo zadowoleni ze
zmian, jakie w nim zaszły.
Zauważyłem, że pełna informacja o tym zabiegu i jego konsekwencjach ułatwia
zawsze podjęcie decyzji. Na pewno przeprowadzenie tej stosunkowo prostej operacji jest
znacznie lepsze dla organizmu niż kuracja hormonalna (chemiczna kastracja), zwłaszcza że
nie wiadomo, jakie długofalowe skutki dla organizmu może mieć podawanie hormonów. Poza
tym zawsze się zastanawiam, czy to jest tak całkiem fair w stosunku do psa pozostawić mu
pełną zdolność do rozrodu i surowo pilnować, aby nigdy nie mógł zaspokoić swoich
naturalnych popędów.
Psy i psy
Pies domowy, będący w prostej linii potomkiem wilka, w głębi duszy pozostał
drapieżnikiem. Instynkt drapieżcy podpowiada mu, że osobnik zraniony nie jest zdolny do
polowania. Jeśli nie poluje, nie je, a jeśli nie je - ginie. Dlatego większość manifestacyjnych
przejawów agresji psów wobec innych psów pozostaje li tylko manifestacją. Nawet
najbardziej groźnie wyglądające walki, pozostawione do rozstrzygnięcia psom bez żadnej
interwencji człowieka, zazwyczaj kończą się na kilku niewielkich draśnięciach.
To nie zachowanie psów jest przyczyną walk. Zwykle jest nią zachowanie właścicieli.
Kiedy tylko ten czy inny pies okaże cień agresji, wpadają pomiędzy nie z krzykiem. To
dezorientuje psy, które przyjmują niewłaściwe postawy ciała, podejmując przygotowania do
walki - łapy wyprężone, zęby odsłonięte w otwartych pyskach z wargami ściągniętymi do
tyłu. Ten groźny widok pobudza właścicieli do głośniejszych krzyków i czynnej interwencji -
chwytania za karki i próby odciągania przeciwników. To tylko pobudza psy do przyjęcia
jeszcze bardziej wrogiej postawy. Właściciele, chcąc ostudzić zapał do walki, zaczynają
rozdawać ciosy na prawo i lewo, czym popadnie - nogą, ręką, smyczą, a psy nieodwołalnie
rzucają się do walki, z której najczęściej najbardziej poszkodowani wychodzą faktyczni jej
sprawcy - ludzie.
Większość moich klientów, którzy zgłaszają się do mnie z psami agrysywnymi w
stosunku do innych psów, nie raz i nie dwa odniosło rany w takich potyczkach. Kiedy pytam,
jakie obrażenia w tych walkach odniosły ich psy, okazuje się, że niewielkie lub ... żadne.
Równie nieuszkodzony wychodził z tej walki drugi zaangażowany w nią pies. Większe
obrażenia w walce odnosił ten pies, którego właściciel dopadł pierwszy i chwytając za kark,
wystawił na atak przeciwnika.
Teoria, że kiedy dwa psy zaczynają warczeć na siebie w pierwszej próbie sił, wówczas
właściciele powinni zrobić w tył zwrot, pozostawiając im tę sprawę do rozstrzygnięcia, jest
bardzo trudna do zastosowania w praktyce. Nie uda się wytłumaczyć biednej, starej pani
Smith, której pudel leży na ziemi stłamszony przez naszego rottweilera, że jest to jedyne
rozsądne działanie w takiej sytuacji. Cóż, kiedy ona jest przekonana, że jedyne, co może
uchronić jej pupila przed zębami rottweilera, zaciskającymi się wokół małej szyjki, to
wymierzony temuż rottweilerowi cios parasolką. Z prowadzonych przeze mnie zapisów
wynika jasno, że najbardziej poszkodowani z psich walk wychodzą jednak właściciele.
Ci, którzy mają kłopoty z agresywnymi psami, swoim postępowaniem mającym temu
zapobiec sami tworzą błędne koło. Psy chodzą tylko na smyczy, choć dla zachowania
równowagi psychicznej swobodny spacer bez smyczy jest niezbędny. Kiedy tylko widzą
zbliżającego się innego psa ściągają smycz, skracając tym samym krytyczną odległość
wzajemnego oddziaływania (przypomnijcie sobie przypadek Donner, rozdział 7). W wyniku
ściągnięcia smyczy front psa jest podciągnięty, co w oczach nadchodzącego psa wygląda na
postawę dominującą. Jeśli właściciel ze swoim psem w takiej właśnie postawie przechodzi
przez terytorium, które inny pies uznaje za własne, nic dziwnego, że ten ostatni zaatakuje w
obronie swojej własności. Pies trzymany krótko na smyczy myśli wtedy zapewne “Na miłość
boską, pozwól mi chociaż opuścić głowę, ja tędy tylko przechodzę i świetnie wiem o tym, nie
uzurpuję sobie żadnych praw do tego terenu, a ty mnie zmuszasz, żebym udawał, że tak jest.”
Zanim udzielę porady jak postępować z psem agresywnym w stosunku do innych
psów, przeprowadzam bardzo szczegółowy wywiad. Pytam nie tylko o dietę, leczenie,
pozycję w stadzie, dotychczasowe szkolenie, posłuszeństwo, ale także o kontakty z innymi
psami i reakcje na nie właścicieli. Staram się, aby właściciele dokładnie zrozumieli istotę
problemu i nauczyli się prawidłowo reagować, co nie jest takie proste, bo są w to ogół
zaangażowani też inni ludzie. Trzeba też przyznać, że większość ludzi znosi fatalne
zachowanie swoich psów dopóty, dopóki nie zaczyna wywoływać licznych skarg ze strony
innych - wtedy dopiero postrzegają je jako problemowe.
Drogi panie Fisher
Mamy dorosłego samca rasy rodesian ridgeback, który nie jest szczególnie
przyjacielski w stosunku do innych psów. Nie wdaje się w walki, ale widać, że nie lubi ich
towarzystwa. Chcielibyśmy mieć drugiego psa, być może tej samej rasy, chociaż mojej żonie
podobają się też wyżły węgierskie. Czy mógłby nam pan doradzić, jakiego psa mamy sobie
kupić i jak bezboleśnie wprowadzić do domu. - Mr. H. Maidstone, Kent.
Chciałbym uniknąć znanych już argumentów, czemu jedna rasa lepiej nadaje się do
trzymania w domu niż inna. W końcu pies zawsze pozostanie psem. W tym przypadku zresztą
nie ma takiej potrzeby, oboje państwo byli zgodni co do tego, że chcą drugiego psa, chcieli
tylko uniknąć problemów, jakie mogłoby przynieść wprowadzenie go do domu. Oto moje
rady:
1. Drugi pies wprowadzony do domu może być właściwie dowolnej rasy, trzeba tylko
unikać ras o podobnym temperamencie, charakterze i nastawieniu, jak ten, którego mamy w
domu. Dwa zbyt podobne samce wcześniej czy później rozpoczną walkę o swoją pozycję w
stadzie, i to niezależnie od tego, jaka jest twoja pozycja w nim. Każdy członek stada
indywidualnie ustala swoją pozycję wobec wszystkich innych, toteż oba psy mogą uznawać
właściciela za Alfa i nie zapobiegnie to walce. Wybór szczenięcia bez skłonności do
dominacji, może być dobrym rozwiązaniem, trzeba bowiem pamiętać, że przynosimy do
domu szczeniaka, ale wyrośnie on w końcu na dużego psa i będzie dochodził swoich praw.
2. Można też zdecydować się na sukę, jeśli ma się w domu psa. Aby uniknąć
niechcianych szczeniąt, należy obydwa zwierzęta wysterylizować.
3. Psa o silnym instynkcie terytorialnym dobrze będzie zapoznać ze szczeniakiem na
terytorium neutralnym, u hodowcy, jeśli się zgodzi, lub w ogrodzie znajomych. Łatwiej
będzie im ustalić swoje stosunki w domu, jeśli malec od początku nabierze zaufania do
dużego psa, co może być trudne, gdy pierwszy kontakt rozpocznie się od ataku osobnika
broniącego swego terytorium. Łagodny pierwszy kontakt ułatwi malcowi przystosowanie się
do praw panujących w nowym domu.
4. Kiedy dorosły pies dyscyplinuje malca, właściciel nie powinien się wtrącać. Bardzo
często właściciele karcą dorosłego psa za to, że warczy na szczeniaka. Zapominają, że choć
dla nich to ciągle maleńki szczeniaczek, psiak właśnie zaczyna dorastać i podobnie jak
nieznośny nastolatek musi nauczyć się przestrzegania domowych reguł. Wtrącenie się
właściciela czyni tylko zamieszanie w przyjętym porządku stada przez podnoszenie pozycji
słabszego osobnika, co nieodmiennie prowadzi do konfliktu. Musimy pozwolić zwierzętom,
aby samodzielnie ustanowiły swoją hierarchię stada. Psy zawsze pozostają psami. Trzeba im
pozwolić na swobodne kontakty na ustanowionych przez nie zasadach. Jeśli nie znamy i nie
rozumiemy tych zasad, nasza niewczesna interwencja nieodmiennie wprowadza zamieszanie i
wywołuje konflikty, których z łatwością można uniknąć. Zagrożenie konfliktem przy
wprowadzaniu do psio-ludzkiego stada o ustalonej hierarchii nowego członka można
zmniejszyć, wybierając psa o uległym, podporządkowanym charakterze. Jeśli taki typ
charakteru nam nie odpowiada, można wybrać psa o temperamencie zbliżonym do tego, jaki
ma nasz dorosły pies, ale - aby uniknąć konfliktów - musimy nauczyć się patrzeć na wszystko
oczami psa.
14 AGRESJA
Nadawano różnym rodzajom agresji, przejawianej przez psy, różne uczone nazwy:
“agresja terytorialna”, “agresja dominacyjna”, “agresja związana z bólem” i tak dalej. Jednak
osobie pogryzionej przez psa jest raczej obojętne, jak nazwano ten akurat typ agresji, z
którym zetknęła się w tak niemiły sposób. Ugryzienie psich zębów pozostaje ugryzieniem
psich zębów. Boli tak samo, bez względu na to, z jakimi problemami osobowości boryka się
gryzący pies. Żeby ten problem rozwiązać, trzeba oczywiście dotrzeć do źródła agresji, ale
znacznie ważniejsze od nadania nazwy jej typowi jest znalezienie przyczyn, które ją
spowodowały. Znakomita większość przypadków, z jakimi mam do czynienia, to właśnie
agresja. Nie dlatego, aby było to najbardziej popularne zaburzenie osobowości u psów, ale
dlatego, że właścicielom bardzo trudno jest wytrzymać z agresywnymi psami. Mogą znosić
psa brudzącego w domu - nawet, gdy trzeba go było zamykać w kuchni lub poza domem - ale
nie będą tolerować psa, który gryzie ich, ich przyjaciół, a nawet obcych. Łatwo też zrozumieć,
że wielu właścicieli bardzo niechętnie przyznaje się do posiadania agresywnych psów. Toteż
niektórzy moi klienci stosują niezwykłe wykręty, żeby w rozmowie telefonicznej nie
przyznać się, że w istocie chodzi o to, że ich pies jest agresywny.
Ostatnio moja żona odebrała taki telefon. Pani bardzo niepewnym głosem mówiła, że
problem polega na tym, że jej pies żuje. Żona słysząc tę niepewność usiłowała ustalić za
pomocą prostych pytań, co żuje: drewno, dywany, meble czy inne przedmioty. W końcu po
długiej rozmowie udało się ustalić, że pies żuje ... ludzi.
“To znaczy co?” zapytała żona. “Międli w pysku ich ręce?” “No tak, tylko wie pani,
problem polega na tym, że do krwi” - usłyszała w odpowiedzi. Ten pies po prostu gryzł, ale
właścicielka za nic nie chciała się do tego przyznać. Wolała udawać, że te pięć razy to był
przypadek.
Znam też taki typ właścicieli, dla których ignorancja jest błogosławieństwem. Ta
historia to klasyczny przykład. Zaczęło się od rozmowy telefonicznej.
“Czy to pan John Fisher?”
Czasem próbuję po głosie poznać, z kim mam do czynienia. Tym razem brzmienie
głosu zdradzało właściciela rottweilera.
“Przy telefonie” odpowiedziałem.
“Nazywani się Peter ... czy to prawda, że pan układa psy?”
“Poniekąd. A czego dotyczy problem?”
“Nie, właściwie to nie ma problemu, tylko że dostałem tego rottweilera i chyba trzeba
go nieco ociosać, wie pan, trochę ułożyć.”
O tak, wiedziałem. Po paru minutach rozmowy umówiliśmy się, że przyjedzie do mnie
ze swoim psem.
W oznaczonym terminie Peter pojawił się w moim biurze w towarzystwie swojej żony
Claire i z jednym z największych, najbardziej spasionych i groźnie wyglądających
rottweilerów, jakie kiedykolwiek widziałem. Nosił wdzięczne imię Bandyta i miał
dwadzieścia jeden miesięcy. Na dzień dobry przeszył mnie nieprzyjaznym spojrzeniem -
takim co to oznacza “Słyszałem o tobie Fisher, no ale tym razem trafiła kosa na kamień”!
Peter rozpoczął rozmowę od ponownego stwierdzenia, że nie miał żadnych kłopotów z
psem. Tylko czasem zdarzało się, że był nieposłuszny.
Zapytałem go, co rozumie przez “nieposłuszny”. Dowiedziałem się, że pies ciągnął na
smyczy, nie zawsze wracał na wołanie no i trzeba go było zamykać, kiedy przychodzili
goście, gdyż nie zawsze był dla nich miły.
Rozumiecie, że przy tej ostatniej informacji poczułem się nie najlepiej, zwłaszcza, że
Bandyta chodził sobie luzem po moim biurze i cały czas mi się przyglądał. Co więcej, jak
zauważyłem, od chwili kiedy weszli do mojego biura, nie zaszczycił swoich właścicieli nawet
jednym spojrzeniem. To zwykle oznacza, że pies stawia siebie znacznie wyżej w hierarchii
stada, niż właściciela. Ale ta postawa psa jakoś zupełnie nie pasowała do wygłoszonych przez
Petera zapewnień, że nigdy nie miał z nim żadnych poważnych problemów. Zadałem mu
zatem kilka pytań o zachowanie się Bandyty w określonych sytuacjach.
“Czy może pan swobodnie sięgnąć po miskę, kiedy on je?” zapytałem.
“Co? Nie możemy nawet przebywać w tym samym pomieszczeniu! Ale to przecież
znaczy, że jedzenie mu smakuje i to wystarczy!” - odpowiedział Peter.
“Czy nie sądzi pan, że takie zachowanie jest niedopuszczalne?” - pytałem dalej.
“No nie, niezupełnie. Ja też nie lubię, jak mi przeszkadzać przy jedzeniu”. “Czy on
wyleguje się na meblach i śpi na łóżku?” - indagowałem dalej. “Ależ tak, on bardzo lubi
wygody” - odpowiedziała z kolei Claire. “A schodzi, kiedy mu każecie?” - moje następne
pytanie. “Ależ nie każemy schodzić, przecież nie można budzić psa, który odpoczywa. Poza
tym on nie lubi, jak siadamy na kanapie, na której właśnie śpi.”
Ledwie mogłem uwierzyć własnym uszom. Ci ludzie mieszkali pod jednym dachem z
najbardziej dominującym (potencjalnie agresywnym) psem, jakiego spotkałem i nic o tym nie
wiedzieli, bo nie próbowali zakwestionować jego pozycji. Zastanawiając się, jak by tu
przekazać im tę wiadomość, odchyliłem się na krześle i bezmyślnie założyłem nogę na nogę.
Przez lata praktyki nauczyłem się, że skrzyżowanie nóg to niemal wyzwanie dla
dominującego psa. Być może uniesienie nogi kojarzy mu się z zamiarem położenia jej na
kłębie, jak to czynią dominujące osobniki podporządkowanym. Wiem tylko, że nie
powinienem był tego robić, zanim ustaliłem swoją pozycję. Tym razem o tym zapomniałem,
ale Bandyta przypomniał mi o tym natychmiast, podchodząc i opierając łapę na moim kolanie
i naciskając coraz mocniej. “Och, on już pana lubi” zaszczebiotała na to Claire.
Chyba żadne stwierdzenie nie mogło być w tym momencie dalsze od prawdy. Bez
zastanowienia podporządkowałem się Bandycie, który od pierwszej chwili naszego spotkania
na to czekał. Ponieważ on stał, a ja siedziałem, nie miałem innego wyjścia jak - unikając
starannie spoglądania mu w oczy - bardzo powoli opuścić uniesioną nogę na podłogę. To
niemal go usatysfakcjonowało. Prawie, bo to co nastąpiło potem ukierunkowało dalsze
działania, zmierzające do rozwiązania problemu, o którym właściciele psa jak na razie nie
mieli najmniejszego pojęcia. Bandyta mianowicie zawarczał niskim głosem. To warczenie
wydobyło się gdzieś z głębi jego trzewi, wstrząsnęło całym ciałem i aż spowodowało lekkie
strzyknięcie moczem na moje spodnie.
Po bardzo długiej dyskusji Peter i Claire zgodzili się na wykastrowanie psa. Miał to
być wstęp do programu terapeutycznego, zmierzającego do odebrania mu pierwszeństwa w
stadzie. Ten program wykluczał jakąkolwiek próbę sił czy bezpośrednią konfrontację, co
Bandyta przyjąłby zresztą z największą radością, mogąc w walce potwierdzić swoją pozycję
Alfa. Wskazaniem do kastracji była nie tylko jego postawa, ale też to, że z zapałem znaczył
swoje terytorium na zewnątrz i wewnątrz domu oraz wykazywał zachowania seksualne w
stosunku do poduszek, a czasem nawet do Claire. Występowała u niego bez wątpienia
nadprodukcja męskich hormonów i, czułem to, kastracja mogła uczynić zeń znacznie
milszego psa (pisałem o tym w rozdziale 13).
Kolejne wiadomości od właścicieli Bandyty były bardzo pomyślne. Wszystko szło
zgodnie z planem - był znacznie grzeczniejszy w domu i bardziej posłuszny na spacerach. Był
to szczególny przypadek w całej mojej karierze i do dziś z przerażeniem myślę, co by było,
gdyby właściciele tego akurat psa nie byli tak naiwni i mniej chętnie poddawaliby się tyranii
tego wielkiego samca. Jestem też niewypowiedzianie rad, że zgłosili się do mnie, zanim sami
odkryli, jak olbrzymi problem mają do rozwiązania. Przyczyn agresji u psów jest tak wiele, że
niemal nie sposób podać ich kompletną listę. Jednak podejście do rozwiązania problemu i
odzyskania kontroli nad psem, z wyjątkiem szczególnych przypadków, jest na ogół takie
samo.
Są jednak pewne przypadki agresji, których podłoże uniemożliwia całkowite
rozwiązanie problemu. Przy dużej dozie wysiłku można jedynie osiągnąć pewną poprawę
zachowania. Dotyczy to agresji o podłożu genetycznym i, co też może być odziedziczalne,
nerwicowym.
Agresja dziedziczna
Mały słownik oksfordzki określa dziedziczność jako “przekazywanie potomstwu cech
takich samych, jak u obojga lub u jednego z rodziców.”
Przy postawieniu diagnozy o podłożu agresji muszę wiedzieć, w jakim wieku się
pojawiła, czy właściciele mają psa od małego szczeniaka, czy znają jego matkę, a jeszcze
lepiej oboje rodziców. Nietrudno odkryć, kiedy problem jest dziedziczny. Przekazany w
genach jest cechą stałą i niezmienną. Wady fizyczne można korygować operacyjnie, ale geny,
które je wywołały, pozostaną niezmienione i będą przekazane następnemu pokoleniu. To
samo dotyczy wrodzonych cech charakteru - genów nie da się zmienić, można tylko
próbować wpłynąć na sposób zachowania się zwierzęcia. Jeśli zachowanie psa może być
zmienione na tyle, że nie będzie wymagało nieustającej kontroli, można powiedzieć, że
problem nie miał podłoża genetycznego. Niektóre psy mogą przejąć wzory zachowań na
zasadzie prostego naśladownictwa - “Małpa widzi, małpa robi”.
Kiedy podejrzewam agresję o podłożu genetycznym, początkowo traktuję to jako
nabyte zachowanie i zalecam stosowny do tego program postępowania. Często moi klienci
mówią “Powinniśmy się byli lepiej zastanowić, przecież widzieliśmy, że matka była
agresywną suką i mogliśmy przypuszczać, że jej dzieci będą takie same”. Nawet po takim
stwierdzeniu nie da się określić, czy mamy do czynienia z rzeczywiście dziedziczną agresją,
czy też nabytą w bardzo wczesnym szczenięctwie. Z naszego punktu widzenia obie są
odziedziczone, gdyż szczeniak otrzymał je niejako w spadku po matce z tą tylko różnicą, że o
ile w pierwszym przypadku można tylko lekko modyfikować zachowanie się psa, o tyle w
drugim odpowiedni program terapeutyczny może zakończyć się pełnym sukcesem.
Jeśli zachowanie psa jest nabyte we wczesnym szczenięctwie, a nowi właściciele
dysponowali odpowiednią wiedzą o psychice psa i szczeniak w nowym domu był
socjalizowany prawidłowo, to ten typ agresji można przezwyciężyć bardzo szybko. Jeśli
objawy agresji pojawią się w wieku późniejszym, można śmiało założyć, że jej przyczyny są
inne niż dziedziczne. Kiedy jednak zarówno przeprowadzony wywiad jak i fiasko podjętych
działań wskazywać będą na ściśle genetyczne podłoże problemu, trzeba podjąć próby
roztoczenia kontroli nad zachowaniem psa, tak aby było ono przynajmniej znośne. Zadanie to
ułatwi następujący program. Krok 1. Zmiana struktury hierarchii stada (patrz rozdz. 3). Krok
2. Używanie efektów dźwiękowych do przerwania niepożądanych zachowań (patrz rozdz. 6).
Krok 3. Używanie metod pozytywnego wzmocnienia, aby wywołać
pożądane zachowania (patrz rozdz. 5).
Krok 4. Zapewnienie psu - po odpowiednim ustawieniu psychicznym i zmniejszeniu
wpływu agresji na zachowanie - odpowiednio dużej liczby ćwiczeń wykonywanych na
komendę - siad, leżeć, stój itd. Te wszystkie działania powinny być podjęte we wszystkich
przypadkach stwierdzonej agresji u psów, niezależnie od jej źródła. W miarę potrzeby
indywidualnie wprowadza się pewne dodatkowe elementy, jak zmiana diety, leczenie
homeopatyczne w miejsce tradycyjnego, zmiana łańcuszka na skórzaną obrożę.
Leczenie agresji nie jest proste i nie ogranicza się tylko do wdrożenia podanych
czterech punktów. Bardzo ważne w terapii jest nauczenie właścicieli, jak mają postępować i
zachowywać się. Bardzo często zachowanie właścicieli - o ile samo nie jest przyczyną agresji
- to bardzo pogłębia jej objawy.
Agresja nerwicowa
Z moich dotychczasowych doświadczeń wynika, że ten sposób zachowania
spowodowany jest zazwyczaj niewłaściwą wczesną socjalizacją. Stając oko w oko z wielkim
światem młode psy tracą pewność siebie i przyjmują postawę, którą właściciele określają jako
agresywną. Teraz od zachowania właściciela zależy, czy problem w przyszłości zniknie, czy
też pogłębi się. Rozważmy teraz nerwicową agresję w stosunku do psów i do ludzi z punktu
widzenia psa i zobaczymy, jaki wpływ mają na to zachowanie warunki zewnętrzne.
Agresja nerwicowa w stosunku do psów. Idąc na pierwszy spacer do parku właściciele
na ogół prowadzą młodego psa na smyczy w obawie, aby im nie uciekł. Spotykają dużego,
pewnego siebie, ale przyjacielskiego psa, który chce dokładnie obejrzeć przybysza.
Właściciele w obawie, aby ich maluch nie został skrzywdzony, postanawiają temu
przeciwdziałać. Szczeniak nie może zapoznać się z obcym psem, nie może też ani uciec, ani
okazać podporządkowania, bo nadmiernie chroniący go właściciele przyciągnęli go ku sobie,
szarpiąc smycz. Jedyny ratunek, jaki pozostał, to zjeżyć się, warczeć i szczekać. Jeden rzut
oka wystarczy, żeby zrozumieć, że jest to rozpaczliwa próba ucieczki. Z uszami położonymi
do tyłu malec stara się zwiększyć, na ile to możliwe, odległość między sobą a dużym psem.
Taka mowa ciała jest zupełnie czytelna dla innych psów i wywołuje reakcję: “Kto rozsądny
zadawałby się z takim szaleńcem?” Odchodzą więc, aby znaleźć przyjemniejszego kompana
do zabawy. Ludzie to zachowanie interpretują jako objaw strachu, więc pocieszają malca,
upewniając go, że wszystko jest w porządku. Głaszczą psiaka i wydają różne uspokajające
odgłosy, zupełnie tak samo, jak zachowaliby się w stosunku do przestraszonego dziecka.
Psiak z kolei interpretuje to jako nagrodę za swoje działanie - zademonstrował agresję,
właścicielom się to spodobało, bo go pogłaskali, a obcy pies uciekł. Wystarczy, aby taka
sytuacja powtórzyła się trzy czy cztery razy, a taki wzór zachowania zostanie utrwalony.
Gdyby malcowi pozwolono na swobodny kontakt z innym psem, przekonałby się szybko, że
nie ma się czego bać, a to zapoczątkowałoby swobodną socjalizację z innymi psami. Nawet
gdyby początkowo bardzo się przestraszył i zachował się jak w opisanym przypadku,
zignorowanie takiego zachowania to jedyny sposób, aby go nie utrwalić.
Agresja nerwicowa w stosunku do ludzi. Podobnie można nauczyć młodego psiaka
niepewności, a w konsekwencji agresji w stosunku do obcych. Trzeba pamiętać, że pierwsza,
przybierająca formę agresji reakcja wypływa ze strachu. Rozładowanie sytuacji jest lepsze,
niż pocieszanie psa, co będzie przez niego zrozumiane jako poparcie dla tego zachowania.
Psy na ogół odmawiają kontaktów z niezrównoważonym histerykiem. Większość ludzi
natomiast chętnie pomoże właścicielowi przekonać szczeniaka, że kontakt z nimi to wcale nie
taka straszna rzecz. Jednak często, w najlepszej wierze, działają tak, aby przekonać
szczeniaka o czymś wręcz przeciwnym. Wydaje im się, że kiedy uda się im dotknąć
szczeniaka, tym samym przezwyciężą jego obawy. Tymczasem, o ile takie działanie
właściciela jest w oczach malca formą uspokojenia “Wszystko w porządku, piesku, takiego
zachowania od ciebie oczekiwałem”, o tyle identyczne zachowanie obcego jest odczytywane
jako groźba. Rozsądny właściciel w takiej sytuacji powinien trzymać luźno smycz, dając
szczeniakowi więcej swobody, a obcych poprosić, aby zignorowali jego zachowanie. Malec
nie powinien odnieść korzyści ze swoich brewerii. Skoro wszyscy zignorują szczeniaka
kontynuując rozmowę, ten - początkowo zdziwiony, w końcu poczuje, że jest zdany na
własne siły i zacznie rozglądać się dookoła. Jednak trzeba go ignorować, dopóki nie nabierze
pewności siebie. Wtedy właściciel powinien dać szczeniakowi jakiś smakołyk, a obcy oddalić
się.
Smakołyk może dać też obcy, ale dopiero kiedy malec do niego podejdzie, a nie aby
wymusić podejście. Takie postępowanie zmieni pogląd psiaka na obcych i przekona go, że
korzystniej jest podejść po przyjacielsku, niż szczekać i warczeć. Ze starszymi psami o takich
wzorach zachowania trzeba postępować znacznie bardziej ostrożnie i delikatnie, a właściciel
musi w pełni rozumieć i kontrolować jego reakcje.
Agresja u psów jest zachowaniem zupełnie normalnym, to ich droga wyrażania
emocji, choć bardzo często używana jest w samoobronie. Psy, które z jakiejś przyczyny czują
się zagrożone, mają do wyboru trzy różne wzory zachowania: walczyć, uciec lub zamrzeć bez
ruchu. Są to odruchy czynnej obrony (OCO) i odruchy biernej obrony (OBO).
Odruch zamierania w bezruchu występuje niezbyt często. Może pojawić się wtedy,
kiedy pies nie jest w stanie poradzić sobie z sytuacją, i jest formą OBO. Znacznie częściej psy
stają do walki lub salwują się ucieczką (OCO).
Niektóre rasy psów są znane z silnego instynktu obrony, choć jest to często sprawa
osobnicza. Kiedy mówi się o odruchu czynnej obrony, natychmiast przychodzi na myśl
rottweiler lub Jack Russel terier, natomiast golden retriever czy owczarek szetlandzki kojarzą
się raczej z obroną bierną. Jeśli twoje działania w oczach psa stanowić będą zagrożenie dla
jego bezpieczeństwa, zadziała odruch czynnej lub biernej obrony. W razie czynnej obrony
pies zaatakuje, w przypadku biernej - rzuci się do ucieczki, a gdy nie będzie to możliwe -
zaatakuje.
Nawet jeśli agresja jest sprowokowana działaniami uruchamiającymi te odruchy, psa i
tak uznaje się za agresywnego. Nic bardziej błędnego. To tylko pies, który zareagował
agresją, a nie pies stale agresywny. Sprowokowane reakcje agresji są skutkiem utraty zaufania
psa do człowieka. Im później zacznie się okres socjalizacji psa, tym mniej pewnie będzie się
on czuł w różnych sytuacjach, tym łatwiej będzie tracił zaufanie i częściej przyjmował
postawę agresywną. Trzeba pamiętać, że pewny siebie pies na ogół nie gryzie.
15 NADMIERNA POBUDLIWOŚĆ
Odchylenia od normy w zachowaniu można tylko z grubsza podzielić na kategorie.
Każdy przypadek trzeba ocenić indywidualnie i podejmować indywidualny program
terapeutyczny w zależności od źródła zaburzeń i warunków, w jakich pies żyje. Terapia
skuteczna w przypadku jednego psa, wcale nie musi przynieść pozytywnych efektów w
przypadku innego, zdradzającego podobne odchylenia. Toteż ja dzielę zaburzenia na dwie
kategorie: te związane ze skłonnością do dominowania i te, które wynikają z nadmiernego
przywiązania.
Do tej drugiej grupy zalicza się większość przypadków nadmiernej pobudliwości.
Jeśli agresja zajmowała zdecydowanie pierwsze miejsce wśród konsultowanych
przeze mnie przypadków, to nadpobudliwość, zwłaszcza połączona ze skłonnością do
niszczenia przedmiotów, plasuje się zdecydowanie na drugim miejscu. I - podobnie jak w
przypadku agresji - nie dlatego, że to właśnie odchylenie od normy jest tak bardzo popularne
wśród psów, ale dlatego, że jest ono bardzo uciążliwe dla właścicieli, którzy zdesperowani
szukają pomocy. Niepożądane zachowania nadpobudliwych psów przyjmują różne formy
działania pod nieobecność właścicieli - brudzenie w domu, gryzienie mebli i innych
przedmiotów, darcie pazurami, nieustanne wycie i szczekanie, a w najgorszych przypadkach -
samookaleczanie. Te działania psów to nic innego, jak próby rozładowania wewnętrznego
napięcia.
Ludzie w takich sytuacjach uciekają się do palenia papierosów, alkoholu czy
ogryzania paznokci.
Nasilenie problemu zależy od reakcji właściciela na zastane szkody. Pies zostaje sam,
jest podenerwowany, jego napięcie rośnie, w końcu znajduje ujście w starannym przeżuciu
najlepszych butów pani domu. Pani wraca do domu, widzi buty i beszta psa lub spuszcza mu
lanie. Pies boi się nie tylko zostać sam - boi się też tego, co stanie się, kiedy państwo wrócą
do domu.
Tak powstaje błędne koło, które trudno przerwać, a problem z dnia na dzień staje się
większy.
Kiedy zgłasza się do mnie właściciel z psem o takim wzorze zachowania, zawsze
zadaję te same pytania.
“Gdzie pies sypia?” Niezmiennie uzyskuję odpowiedź: “W sypialni”. “Czy pies chodzi
za państwem po domu krok w krok, usiłując wejść nawet do toalety?” Odpowiedź
niezmiennie brzmi “Tak”. “A co się dzieje, gdy drzwi są zamknięte, by mu w tym
przeszkodzić?” Zazwyczaj słyszę wtedy: “Skomli i drapie w drzwi”. A na pytanie: “Czy
zawsze otwieracie państwo drzwi natychmiast, jak usłyszycie skomlenie?” odpowiedź
niezmiennie brzmi: “Tak . “A dlaczego pies śpi w sypialni?” “Bo gdy chcemy go zamknąć w
kuchni, tak się awanturuje, że nie można wytrzymać” - zwykle brzmi odpowiedź.
Nie zauważywszy nawet, kiedy to się stało, właściciele wychowali psa, którego nawet
na moment nie można zostawić za zamkniętymi drzwiami, kiedy są w domu, a nie mogą
zrozumieć, czemu mają takie problemy, kiedy pies zostaje sam. Sami doprowadzili do tego,
że pies nie pozwala się ani na chwilę zamknąć w innym pomieszczeniu niż oni i wolno mu
chodzić wszędzie, gdzie chce. W rezultacie pies nie może znieść samotności w domu, traci
panowanie nad sobą i staje się nadmiernie pobudzony, po czym kopie pod drzwiami,
wskakuje na okno próbując uciec, wyje i szczeka jak osamotniony wilk, gryzie cokolwiek,
żeby rozładować napięcie, czasem robi większe zniszczenia. W tym przypadku staram się
przekonać właścicieli, że zamiast złościć się na psa, powinni mu współczuć. Aby rehabilitacja
tych przypadków zakończyła się sukcesem, trzeba podejść do tego następująco.
1. Zmniejszyć pobudzenie, które jest przyczyną takiego zachowania.
2. Przez krótki czas chronić przedmioty przed zasięgiem zębów tam, gdzie w grę
wchodzi niszczycielstwo.
3. Na dłuższy czas trzeba zmienić warunki tak, żeby pies inaczej niż dotychczas
traktował konieczność pozostawania samemu. A jak to zastosować w praktyce?
1. Aby zmniejszyć napięcie, polecam środki homeopatyczne lub któryś ze specyfików
Bacha. Jak już pisałem wcześniej, lek dobieram ściśle do osobowości psa i zawsze po
konsultacji z prowadzącym psa weterynarzem. Na ogół podzielają oni moje podejście i
zgadzają się co do tego, że same środki uspokajające tylko zamaskują problem, a nie rozwiążą
go.
2. Brudzenie w domu, zniszczenia czy próby ucieczki można szybko zwalczyć,
konstruując mały domowy kenelik. Psy lubią spać w kącie pokoju, pod stolikiem do kawy
szukając jaskini. Kiedy zaczynam mówić o zamknięciu psa w takim keneliku czy większej
klatce, właściciele wstrząsają się ze zgrozy na samą myśl o zamykaniu psa w więzieniu.
Wbrew temu wyobrażeniu psy bardzo potrzebują bezpiecznego schronienia i w takiej klatce
czują się jak w siódmym niebie. Wstaw klatkę do sypialni i włóż do środka psie posłanie i
kość lub inny smakołyk. Drzwi klatki zostaw otwarte, aby pies mógł swobodnie wchodzić lub
wychodzić, aż zaakceptuje klatkę jako przyjemne miejsce. Drzwiczki można zamykać na
krótko, kiedy pies śpi lub ogryza kość. Zostawiaj psa samego na bardzo krótko tak, żeby mógł
się upewnić, że pod twoją nieobecność nic złego się nie dzieje. Wracając do domu, gdzie nic
nie zostało zniszczone i nie leży tam cuchnący prezencik, bo mało który pies brudzi we
własnym gnieździe, możesz psa śmiało nagrodzić. W ten sposób powstaje tradycja
spokojnego wychodzenia z domu i ciepłych powrotów przeciwna tej, która obowiązywała
dotychczas - przed wyjściem pies był głaskany i pieszczony, żeby mu nie było przykro, a po
powrocie dostawał lanie za wszystko co zniszczył.
3. Najważniejszym punktem terapii jest doprowadzenie do tego, by pies zaakceptował
zamknięcie w innym pokoju, kiedy państwo są w domu. Przede wszystkim trzeba znacznie
ochłodzić stosunki z psem. Nie znaczy to wcale, że pies ma być ignorowany, ale musi się
nauczyć, że nie wszystkie pomieszczenia w domu są dla niego dostępne.
Źródło problemu nie leży w tym, że pies nie akceptuje zamknięcia na długo, ale w
tym, że nie akceptuje go w ogóle. Kiedy pies zaczyna skomlić i drapać w drzwi, w przeszłości
właściciel natychmiast by je otworzył, teraz drzwi mają pozostać zamknięte. W przeszłości,
co prawda, pies był karany za drapanie w drzwi, ale odnosił też pewną korzyść - był
wypuszczony. Zwykle doradzam właścicielom taki schemat postępowania. Idąc do kuchni po
filiżankę kawy czy herbaty, zatrzymaj się w drzwiach i powiedz psu stanowczo “zostań tutaj”
(ochłodzenie stosunków). Zamknij drzwi, nastaw czajnik, weź smakołyk i wróć. Powitaj psa
serdecznie, daj mu smakołyk, pogłaszcz go (ciepły powrót). Cała procedura zajmie nie więcej
niż parę minut, ale będzie zdecydowanie inna od tego, czego pies doświadczał do tej pory.
Kiedy woda się zagotuje powtórz całą procedurę, ale nie rezygnuj z wypicia kawy. Takie
krótkie wypady do kuchni to doskonała okazja do zamknięcia psu drzwi przed nosem,
chłodnego pożegnania i ciepłego powrotu. Początkowo pies będzie energicznie protestował,
ale po kilku doświadczeniach osiągnie taki poziom skojarzeń, że będzie wręcz czekał na
zamknięcie drzwi w przekonaniu, że po ich otwarciu czekają go przyjemności. Teraz klatka,
która stała się sypialnią psa, może być przeniesiona do przedpokoju. Początkowo drzwi
sypialni w nocy powinny być otwarte, ale z czasem można je będzie zamykać. W ten sposób
ustanawia się w domu terytoria zakazane dla psa. Ten sukces jest okupiony utratą tak bliskich
dotąd stosunków z psem, ale nie jest to zbyt wysoka cena za spokojne wychodzenie i powroty
do domu.
Należy pamiętać, że raz ustanowione zakazy terytorialne muszą być bezwzględnie
przestrzegane. Nie wolno robić żadnych okazjonalnych wyjątków, w przeciwnym razie cały
nasz wysiłek może zostać zniweczony. Nie byłoby to korzystne ani dla nas, ani dla naszego
psa.
Większość klientów zwraca się do mnie, kiedy ich cierpliwość już się całkiem
wyczerpała, fakt jednak, że w ogóle przychodzą, świadczy o tym, że chcą podjąć jeszcze
jeden wysiłek. Zauważyłem, że zależy im na zrozumieniu własnych psów. Kiedy nauczą się
już patrzeć na świat oczami psa, wspólne życie pod jednym dachem staje się znacznie
łatwiejsze i bardziej satysfakcjonujące.
16 W CO SIĘ BAWIĆ Z WŁASNYM PSEM
Wszystkie psy są potomkami polujących przodków i do dziś zachowały wiele z
ostrości zmysłów i instynktów, niezbędnych do chwytania ofiary. To często bywa przyczyną
zachowań, określanych przez nas jako nieposłuszeństwo na spacerach bez smyczy.
Nieposłuszny jest według nas pies, który nie przychodzi na wołanie. Ale spójrzmy na to
oczami psa. Świeży trop jest tak ekscytujący i aż zaprasza, aby nim podążyć i pochwycić
zdobycz. Ty chcesz go odwołać i założyć mu smycz zanim sprawdzi, gdzie jest potencjalna
zdobycz. Pies nie może pojąć, dlaczego - będąc członkiem stada - nie odczuwasz takiego
podniecenia jak on czując ten wspaniały zapach, który jego przejął podnieceniem do szpiku
kości. Ma nieprzepartą chęć zapolować, a dla ciebie to zwykłe nieposłuszeństwo.
Wiesz, że twój pies jest bystry i pełen energii. Dlaczego tak trudno jest ci utrzymać
jego uwagę i zmusić do posłuszeństwa? Pewne wskazówki uzyskałeś już, czytając poprzednie
rozdziały, ale rozpatrzmy to z jeszcze innego punktu widzenia. Dlaczego, zamiast
przezwyciężać instynkt myśliwski, nie spożytkować go tak, aby był ci pomocny w uzyskaniu
lepszej kontroli nad psem ku waszej obopólnej radości?
Lata pracy z psami przekonały mnie, że nie wystarczy dawać im jeść i wyprowadzać
je na spacery. Musimy dawać im tyle zainteresowania, ile oczekujemy, że one dadzą nam.
Jeżeli codzienne ćwiczenia będą dawały psu tyleż bodźców psychicznych, co fizycznych, to
będzie on znacznie bardziej zainteresowany twoimi oczekiwaniami, a jego posłuszeństwo
wzrośnie nadzwyczajnie. Najcenniejszą umiejętnością psa jest zdolność do wyszukiwania
śladów, rozpoznawania i podejmowania tropów. Jest wiele prostych zabaw, jakie możesz
wymyślać opierając się na tym wspaniałym talencie. Stymulacja tych właśnie psich popędów
bardzo pomoże przezwyciężyć ci jego skłonność do nieposłuszeństwa. Wystarczy
prawidłowo nauczyć psa paru prostych ćwiczeń. Pies zacznie patrzeć na ciebie ze swego
rodzaju oczekiwaniem i zaangażowaniem, które pozwoli mu zapomnieć o potrzebie
poszukiwania bodźców na własną rękę.
Zabawy w domu
1. Każ psu zostać, ewentualnie poproś kogoś, żeby go przytrzymał. Pokaż mu
smakołyk i udawaj, że chowasz go w różnych miejscach w pokoju - za sofą, za nogą krzesła,
gdzieś w kącie, pod dywanem itp. Schowaj go w którymś z tych miejsc. Wróć do psa i każ mu
szukać. Jeśli trzeba będzie, oprowadź go po pokoju, aż zrozumie zasady gry. Nagródź go za
sukces. Trzy czy cztery takie zabawy dziennie wystarczą, a w miarę upływu czasu można
zadania komplikować. Jeśli masz zamiar dać psu jakiś smakołyk, znacznie zabawniej będzie
go ukryć i pozwolić, aby pies sam go znalazł.
2. Przytrzymaj psa, a ktoś z rodziny lub przyjaciół niech pokaże mu zabawkę lub
przysmak i wyjdzie z pokoju, żeby się schować (początkowo kryjówka nie może być zbyt
trudna). Najszybciej jak to możliwe zachęć psa do szukania ukrytej osoby na hasło “szukaj”.
Pierwszy raz szukaj razem z psem. Natychmiast, gdy pies odkryje kryjówkę, oboje - i ty i
osoba szukana - dajcie psu coś dobrego i pochwalcie go. Kiedy pies zapamięta zasady gry,
kuszenie go do szukania zabawką stanie się zbędne. Obydwie zabawy można aranżować
również poza domem, w ogrodzie czy na terenie niezabudowanym. Na początku obszar
poszukiwań nie powinien być zbyt rozległy, a kiedy pies pozna już i polubi te zabawy, można
go stopniowo rozszerzać. Uważaj jednak, aby nie przetrenować psa, gdyż wtedy straci
zainteresowanie zabawą.
Zabawy w ogrodzie
Weź pełną garść sucharków dla psów i, podczas kiedy ktoś trzyma psa, ty obejdź
trawnik i rozrzucaj sucharki jak dla drobiu. Potem puśćcie psa mówiąc “szukaj”. Na początku
pewnie trzeba będzie obejść z nim trawnik, żeby łatwiej pojął, o co chodzi. Ta zabawa jest
znakomitym ćwiczeniem, kiedy ma się więcej psów, gdyż wtedy konkurują one ze sobą o
zdobycz, co jest dla nich znacznie bardziej stymulujące. Nie widzę zresztą powodu, dlaczego
jakiejś części swego codziennego posiłku pies nie miałby zdobywać, wykorzystując swoje
naturalne zdolności do tropienia i odnajdywania zdobyczy. Przecież na wolności polowanie
zawsze poprzedza jedzenie.
Zabawy w parku
1. Poproś kogoś ze znajomych, aby przytrzymał psa na długiej smyczy. Oznacz
miejsce startu i odejdź 30-50 metrów, pociągając nogami, aby zostawić jak najwyraźniejszy
trop. Połóż nagrodę na ziemi i wróć swoim śladem. Daj psu komendę “szukaj” i zachęć go,
żeby podążył twoim śladem. Jeśli zauważysz, że stara się iść na pamięć, skróć smycz.
Zachowaj cierpliwość dopóki pies nie zrozumie, o co chodzi. Kiedy już zrozumie zasady gry,
można zmieniać kierunki i odległości. Potem możesz zacząć chodzić normalnym krokiem lub
chować nagrodę tak, żeby pies cię nie widział, ale te utrudnienia musisz wprowadzać
stopniowo i bardzo powoli, aby pies nauczył się prawidłowo je wykonywać.
2. Kiedy pies cię nie widzi, idąc spacerowym krokiem upuść zabawkę w wysokiej
trawie lub pod drzewem i kontynuuj spacer. Zawołaj psa i daj mu komendę “wróć, szukaj”
(odległość nie powinna być większa niż 20 metrów). Nagródź go za sukces. Używaj
wydłużającej się smyczy - początkowo, by mieć pewność, że w każdej chwili możesz
odwołać psa do siebie. W końcu możesz zrezygnować ze smyczy, a po niedługim czasie
będziesz mógł spokojnie gubić klucze na spacerze. Twój pies je zawsze znajdzie.
W tych zabawach mogą brać udział wszyscy członkowie rodziny, nawet dzieci.
Dostarczają one wiele satysfakcji i rozrywki zarówno psu, jak i właścicielowi. Psa rozsadza
duma z osiągniętego sukcesu, a właściciela - z powodu posiadania tak mądrego psa.
Dodatkową korzyścią dla właściciela jest podbudowanie swojej pozycji przewodnika stada -
to on inicjuje polowanie.
CZĘŚĆ III
PORADY DLA WŁAŚCICIELI PSÓW
OD A DO Z
KŁOPOTY Z PSEM: JAK SIĘ ICH POZBYĆ
Sporządzenie pełnej listy wszystkich przejawów nienormalnego zachowania, czy też
problemów wychowawczych u psów nie jest, rzecz jasna, możliwe. Rozdział ten w
zamierzeniach autora nie ma zatem stanowić kompletnego ich spisu, może natomiast z
powodzeniem służyć jako przewodnik dla mniej doświadczonych właścicieli psów. Wiele
problemów zostało już omówionych w książce - w takim przypadku Czytelnik znajdzie
wskazówkę, do którego rozdziału powinien powrócić. Jeśli wymieniony w spisie problem nie
był wcześniej przedstawiony, to towarzyszy mu krótki opis, jak można sobie z nim poradzić.
W ten sposób czytelnik dowie się o różnych podejmowanych już próbach terapii i ich
skuteczności. Rzecz jasna, w wielu przypadkach podawane przeze mnie rady mogą się
powtarzać.
Agresja
Patrz rozdział 14.
Brudzenie w domu
Patrz rozdział 15. Jeśli brudzenie zdarza się tylko nocą, a nie jest związane z
nadpobudliwością, to przedstawiony w rozdziale 7 przykład pani, która nurzała nos psa w
ekstrementach, pokazuje dokładnie, jak nie należy wówczas postępować.
Dość istotny jest w tych przypadkach wiek psa, gdyż problemy tego rodzaju na ogół
przemijają z wiekiem, a psy w naturalny sposób uczą się prosić o wyjście. Zachowanie
czystości przez noc należy nagradzać, a niepowodzenia - ignorować. Czasem, gdy szczeniak
uczony był tradycyjnym sposobem załatwiania się w domu na papier, zachowanie to może
zostać utrwalone. Trzeba wówczas usunąć papier, a w tym miejscu położyć psie posłanie lub
postawić miskę z wodą.
W miarę wzrostu psa zmienia się też szybkość trawienia pokarmu, co należy
uwzględnić, ustalając pory posiłku. U dorosłego psa, u którego trawienie trwa od dwunastu do
piętnastu godzin, najlepsze będą dwa posiłki - poranny o 8.00 i wieczorny o 18.00 plus
wieczorny spacer. U psa młodego trawienie trwa krócej - od ośmiu do dwunastu godzin. Przy
podanym uprzednio układzie godzin karmienia, młody pies może znaleźć się w dramatycznej
potrzebie we wczesnych godzinach rannych. W czasie, gdy pies dorasta, radzę właścicielom,
których psy mają problemy z utrzymaniem czystości w nocy, aby wieczorny posiłek podawali
możliwie jak najpóźniej, stopniowo przesuwając go na wcześniejszą porę (powiedzmy, o
godzinę na miesiąc). Wskazane jest także podawanie posiłku o małej zawartości substancji
balastowych (błonnik). Można też psa zamykać na noc w klatce - jest to sposób tyleż łagodny,
co skuteczny.
Ciągnięcie na smyczy
Ciągnięcie na smyczy jest typowym i właściwym wszystkim psom przejawem
dominacji. Większość zgłaszających się do mnie z tym problemem właścicieli zaliczyła już
różnego rodzaju kursy tresury, a mimo to psy ciągną ich, gdzie tylko chcą. Postępowanie musi
tu być dwojakiego rodzaju - na krótszą metę znaleźć musimy jakiś sposób, aby pies przestał
ciągnąć, na dłuższą zaś - pozbawić go przekonania, że ma w ogóle prawo iść przed
właścicielem (patrz rozdział 3).
Jestem zdecydowanym przeciwnikiem zakładania psu różnego rodzaju kolczatek,
ponieważ same w sobie nie skutkują. Widziałem już wiele psów, które właściciele
przyprowadzali do mnie na kolczatkach, a mimo to ciągnęły jak parowozy nawet wtedy, gdy
szyje ich były poocierane i poranione.
Największy kłopot z kolczatkami polega na tym, że są one dostępne w każdym sklepie
z psimi akcesoriami i to bez żadnej instrukcji jak ich używać i do czego mogą się przydać.
Powszechnie zaś przyjęło się uważać, że są one doskonałym środkiem, skutecznie
wybijającym psu z głowy ciągnięcie właściciela na smyczy. Faktycznie zaś nie tylko nie
likwidują one tego zjawiska, ale wręcz mogą wzmagać problemy z charakterem psa.
Dieta
Patrz rozdział 9 i 10.
Goście
Wielu moich klientów, zarówno tych, którzy mają problemy zawiązane z nadmiernym
instynktem dominacji u ich psów, jak też i ci, których psy są do nich nadmiernie przywiązane,
stwierdza przy okazji, że nie odpowiada im sposób, w jaki psy odnoszą się do gości. Są one
albo agresywne, albo wylewnie przyjazne - tak czy inaczej, muszą być zamykane na czas
wizyty. To oczywiście pogarsza tylko przyszłe zachowanie psa. Z jego bowiem punktu
widzenia przyjście gości jest równoznaczne z zamknięciem. Należy zatem albo ich
niezwłocznie przepędzić (objawy agresji), albo przynajmniej zatrzymać w przedpokoju
(wylewne, histeryczne powitanie).
W obu przypadkach rada jest taka sama - należy ustalić odpowiednią hierarchię w
domu, aby pies nie miał cienia wątpliwości, że to właściciel decyduje, kogo i jak będzie
przyjmował. Łatwo będzie wówczas oduczyć psa nabytych niepożądanych zachowań (patrz
rozdziały 3 i 6).
Gonienie innych zwierząt
Spowodowane jest dwiema przyczynami - zwykłą chęcią zabawy albo zachowanym
instynktem łowieckim. W pierwszym przypadku jest bardzo łatwe do opanowania - pies musi
się po prostu przekonać, że nie jest to zajęcie zabawne (patrz rozdział 6). Przypadki drugiego
rodzaju mogą nastręczać trudności. Szczególnie niemiłe dla właściciela jest napastowanie
przez psa zwierząt gospodarskich, na przykład pasącego się spokojnie stada owiec, ale nie
powinniśmy też pozwalać, aby nasz pies gonił koty, wiewiórki czy inne dzikie zwierzęta.
Najprościej byłoby unikać takich sytuacji, ale nie zawsze jest to możliwe... Wówczas sięgnąć
trzeba po dość zdecydowane środki, aby zniechęcić psa do niepożądanego zachowania, po
pierwsze jednak należy podnieść naszą pozycję w stadzie (rozdział 6). Następnie warto
sięgnąć po opisane w rozdziale 6 dyski i alarmy dźwiękowe. Gdy hierarchia stada jest
bezspornie potwierdzona, a pies reaguje na sygnały dźwiękowe, udaje się z właścicielem i
psem na długiej, “automatycznej” smyczy na łąkę, na której pasą się owce. Na pierwszy
objaw zainteresowania ze strony psa używamy alarmu dźwiękowego i dysków, rzucanych mu
przed nosem. Zniechęcanie powtarzamy tak długo, dopóki pies nie zdecyduje się
niezwłocznie do nas powrócić...
Zastosowane tu metody, które trzeba powtarzać aż do wyrobienia w psie trwałej
niechęci do owiec, nie są szczególnie sympatyczne, ale w tym przypadku znajdujemy się w
sytuacji wyższej konieczności. Jeśli pies będzie gonił owce i spowoduje zranienie lub śmierć
którejkolwiek z nich, grożą nam poważne konsekwencje prawne, łącznie z nakazaniem
uśpienia niesfornego zwierzęcia.
Gryzienie przedmiotów
Jest normalnym etapem rozwoju każdego szczenięcia, któremu wyrastają zęby.
Najlepiej przyzwyczaić go wówczas do przebywania w zamknięciu (na przykład w
umieszczonej w pokoju klatce) na czas, kiedy nie możemy go pilnować. Większość psów nie
ma nic przeciwko przebywaniu w klatce, które traktuje jak własną norę. Jeśli da im się tam
coś, co mogą gryźć do woli, to ich potrzeby są wówczas zaspokojone, a nasze meble
uratowane (patrz rozdział 15).
Na ogół nie zdajemy sobie sprawy z faktu, że rosnące psy przechodzą aż dwa okresy
“ząbkowania” - pierwszy wtedy, gdy stałe zęby zastępują dotychczasowe mleczne, a drugi -
gdy stałe zęby zrastają się ostatecznie z kośćmi szczęki i żuchwy, to jest między szóstym a
dwunastym miesiącem życia. U niektórych psów także to drugie “ząbkowanie” wywołuje
silną chęć gryzienia, fizjologicznie uzasadnioną. Także i w tym wieku prostym rozwiązaniem
jest klatka.
Inne przyczyny gryzienia przedmiotów to:
1. Chęć zwrócenia na siebie uwagi. Rozwiązanie problemu to terapia zniechęcająca i
ustalenie hierarchii (rozdziały 3, 5 i 6).
2. Błędy żywieniowe (rozdział 9).
3. Reakcja na samotność (rozdział 15).
Kopanie
Upodobanie do kopania zależy w dużym stopniu od rasy, np. teriery są z natury swej
zapamiętałymi “kopaczami”. Jeśli tak jest w przypadku twojego teriera, to znaczy to, że
wrodzona mu chęć do pracy nie znajduje innego ujścia. Pomocy szukaj w rozdziale 16.
Niektóre psy kopią jamy ziemne, aby znaleźć w nich trochę ochłody. Często robią tak
północne szpice - alaskan malamute czy husky, ale owczarek niemiecki czy collie także
potrafi czasem przekopać kawałek kwietnika czy warzywnej grządki. Lepiej więc nie
zostawiać takich psów w ogrodzie podczas upału, zwłaszcza, gdy nie ma w nim dobrze
zacienionego, chłodnego kąta. Kopią także suki, przygotowujące się do porodu, szykując w
ten sposób bezpieczną norę dla zwierząt - znak to nieomylny, że pora przygotować im
legowisko na czas porodu. Kopią także - w ogrodzie, na dywanie czy kanapie - suki w ciąży
urojonej, ale w tym wypadku potrzebna jest pomoc lekarza weterynarii. Pomóc mogą rady z
rozdz. 11.
Najczęstszą przyczyną niepotrzebnego kopania jest nadpobudliwość (patrz rozdział
15).
Wielu psom kopanie sprawia po prostu przyjemność. W takim przypadku, jeśli tylko
są po temu warunki, warto przeznaczyć im do tej rozrywki wydzielone miejsce, na przykład
w niewykorzystanym kącie ogrodu. Przywiąż psa i na jego oczach zakop w tym miejscu
smakowitą kość, a potem zachęć go, aby ją sobie wykopał. Powtórz to raz i drugi, a potem
jeszcze od czasu do czasu zakopuj tam kość, gdy pies tego nie widzi. Niebawem pies będzie
regularnie przekopywał to miejsce w nadziei na znalezienie kości! Z czasem sam zacznie
zakopywać tam różne niezjedzone pyszności, a jego zamiłowanie do kopania zostanie w pełni
zaspokojone.
Lizanie
Psy liżą człowieka bynajmniej nie dlatego, że odpowiada im smak potu czy zapach
skóry. Robią tak szczenięta, żeby okazać swoje podporządkowanie. Zachowanie takie może
przetrwać dłużej za sprawą ludzi, jeśli uznają je za przejaw czułości ze strony psa i nie
zniechęcają go. W dodatku, jeśli psie lizanie właściciel uznaje za czułość, to rewanżuje się
miłymi słówkami i pieszczotami. Jeśli nie zachowamy przy tym umiaru, to takie zachowanie
może łatwo przerodzić się z gestu podporządkowania w gest dominacji - skoro reagujemy nań
tak chętnie, to pies szybko skojarzy, że to doskonały sposób ściągnięcia naszej uwagi.
Należy zatem ustalić, czy lizanie jest w konkretnym przypadku przejawem poddania,
czy też próbą zdobycia zainteresowania. Aby to osiągnąć, wystarczy tylko zastanowić się, czy
lizaniem naprzykrza się on wówczas, gdy jesteśmy zajęci czym innym, czy też wtedy, gdy
jest pieszczony i głaskany - innymi słowy, kto jest inicjatorem. Gdy stwierdzimy, że jest to
gest podporządkowania, powinniśmy unikać zbyt wyraźnych gestów dominacji z naszej
strony - lepiej wówczas przykucnąć do poziomu psa niż głaskać go z góry. Także głaskanie
policzków i boków jest zachowaniem mniej dominującym niż głaskanie po głowie, szyi i
łopatkach. Można też zrezygnować z głaskania psa i ograniczyć się do chwalenia go głosem.
Gdy pies sam inicjuje lizanie, to oczywiście chodzi mu o zmuszenie nas do zajęcia się
nim. Takie zachowanie bywa wstępem do podjęcia prób objęcia przewodnictwa stada (patrz
rozdział 3).
W skrajnych przypadkach można skorzystać z metod zniechęcania dźwiękiem,
opisanych w rozdziale 6.
Nadaktywność
Nadaktywność psa może stanowić niekiedy poważny problem, aczkolwiek często
objawy nadaktywności są tylko skutkiem braku dostatecznej kontroli nad zachowaniem psa.
Przeczytaj też rady do punktu Nadpobudliwe zachowanie.
O rzeczywistej nadaktywności możemy mówić wówczas, gdy pies nie jest w ogóle w
stanie kontrolować swojego zachowania a tym samym - nie jest też w stanie czegokolwiek się
nauczyć, podobnie jak nadaktywne dziecko. Przyczyny tego stanu są różne, a wykrycie ich
bywa niekiedy wręcz detektywistycznym zajęciem. Bardzo często powodem bywa
niewłaściwa dieta (patrz rozdziały 9 i 10). Czasem jednak przyczyny są nieoczekiwane -
znam przypadki, w których skuteczna okazała się zmiana podawanej do picia wody, zmiana
misek, zaniechanie podawania psu różnego rodzaju smakołyków. Po wprowadzeniu takich
zmian psy stawały się spokojniejsze i łatwiejsze do prowadzenia... Jeśli podejrzewasz u
swojego psa rzeczywistą nadaktywność i nie pomogą metody opisane w punkcie dotyczącym
nadpobudliwego zachowania, musisz ustalić jej przyczynę. Na początek zaś trzeba
wprowadzić naturalną dietę niskobiałkową, jaką zalecam w rozdziale 10.
Nadaktywność występuje niekiedy u psów wychowanych w warunkach kenelowych
bez kontaktu z człowiekiem, ale także u tych, które z różnych przyczyn wychowane były
przez ludzi od wczesnego szczenięctwa (dwa tygodnie życia lub wcześniej). Może to
doprowadzić do zaburzeń dziennego rytmu aktywności (u psa występuje kilka okresów
wzmożonej aktywności w ciągu doby, podczas gdy kot jest na przykład zwierzęciem
aktywnym nocą, a człowiek - w ciągu dnia). Ostatnio dobre skutki w leczeniu nadaktywności
uzyskuję stosując mieszankę witamin, aminokwasów i mikroelementów.
Nadmierne poczucie własności
Psy, które demonstrują poczucie własności wobec zabawek, skradzionych rzeczy czy
też określonych miejsc (na przykład zajmowanego łóżka) są z reguły osobnikami o skłonności
do dominacji lub wręcz zajmującymi pozycję dominującą. Często sami, nie zdając sobie z
tego sprawy, rozwijamy u psa takie skłonności - na przykład podczas zabaw, w których
pozwalamy psu odebrać nam przeciągany przedmiot albo uciec z należącą do nas skarpetką.
W ten sposób łatwo powstaje u psa przekonanie, że skoro może nam bezkarnie coś zabrać, to
on jest tutaj szefem. W przypadku, kiedy już do tego doszło, lepiej unikać bezpośredniej
konfrontacji i zastosować terapię zniechęcającą (patrz rozdział 6). Najlepiej oczywiście nie
dopuścić w ogóle do powstania problemu, ustalając swoją dominującą pozycję wobec psa
(patrz rozdział 3).
Nadpobudliwe zachowanie
Nadpobudliwe zachowanie psa bywa często brane przez właścicieli za jego
nadaktywność, ale rzadko nią jest. W znakomitej większości przypadków mamy do czynienia
z psami, nad którymi ich właściciele nie mają po prostu żadnej kontroli. W każdym niemal
takim przypadku zachowanie to mija jak odjął, jeśli uda się właścicielom wprowadzić w życie
podstawowe reguły, jakich przestrzegać musi pies, żyjący z nimi pod jednym dachem. Psy
niektórych ras są bardziej skłonne do nadpobudliwych zachowań, inne - mniej, ale w każdym
przypadku zachowanie psa musi pozostawać pod pełną kontrolą właściciela.
Prawdziwa nadaktywność, jeśli rzeczywiście występuje, jest poważnym problemem,
który opisuję w odrębnym punkcie. Natomiast w przypadku zachowań nadpobudliwych
wystarczy przestrzeganie hierarchii stada i rozsądne stosowanie systemu nagradzania i
zniechęcania, aby zachowanie psa przyjęło normalne i możliwe do zaakceptowania formy.
Polecam lekturę rozdziałów 3, 5 i 6 i zastosowanie ich w praktyce.
Nerwowość
Postępowanie, które ma przynieść poprawienie temperamentu nerwowego psa, jest
niezbędne - bardzo niewiele bowiem dzieli psa nerwowego od psa agresywnego. Podobne są
też w obydwu przypadkach programy terapeutyczne (patrz nerwowa agresja w rozdziale 12).
Bardzo często, badając przyczyny nerwowości, stwierdzić można, że ma ona związek z dietą
psa, toteż w terapii zwracam dużą uwagę na kwestie żywienia (patrz rozdział 9). Po
konsultacji z lekarzem weterynarii stosuje się, zwykle z doskonałym skutkiem, środki
homeopatyczne lub preparaty Bacha (patrz rozdział 11).
Niszczycielstwo
Zazwyczaj spowodowane jest nadpobudliwością (patrz rozdział 15). Środki zaradcze
są takie same, jak omówione w rozdziale o gryzieniu przedmiotów. Gdy zostawiony sam pies
demoluje swoje pomieszczenie, może to być objawem, że hierarchia w domu nie jest
prawidłowo ustalona. “Jakim prawem niższy rangą zamyka mnie i pozostawia samego?”
Z punktu widzenia psa sytuacja wygląda wówczas mniej więcej tak, jakby pracownica
biurowa zamknęła swego szefa na klucz w pokoju i kazała mu tam czekać, gdyż po powrocie
będzie miała do niego sprawę. Pies musi wiedzieć, że jeśli go zamykasz i zostawiasz samego,
to znaczy, że masz prawo do tego... (patrz rozdział 3).
Obrona
Obrona pożywienia: patrz rozdział 13, psy i dorośli.
Obrona terytorium
Patrz rozdziały 3 i 6.
Obrona własności i zabawek jest objawem tendencji do przyjęcia pozycji
dominującego w sforze. Prawa, stosujące się do własności, stanowią pewnie dziewięć
dziesiątych liczby wszystkich praw, obowiązujących w psim świecie. Najczęściej dotyczą one
własności pożywienia, ale mogą stosować się także do zabawek i innych przedmiotów.
Zdarza się często, że pies ostentacyjnie zabiera jakąś rzecz, należącą do właściciela i
zachęca go, by mu ją odebrał. Jest to zawsze sygnał, że pies zdradza tendencje dominujące. W
łagodniejszym przypadku chodzi o zwrócenie na siebie uwagi, ale - gdy próbuje odebrania
towarzyszy warczenie - wówczas pies chce górować nad nami pozycją. Przeczytaj także
rozdział “nadmierne poczucie własności”.
Ogryzanie
Patrz gryzienie przedmiotów i ugryzienia.
Odruchy kopulacyjne
Zarówno u psów, jak i u suk zachowanie to bardzo przypomina wskakiwanie na
człowieka. Kładzenie łap na innym zwierzęciu jest gestem dominacyjnym i częściej zdarza się
samcom. Widok młodych, pięcio-sześciomiesięcznych psów próbujących kopułować nogę
właściciela lub innych ludzi, poduszki itp. nie należy do rzadkości. Świadczy o zmianach
hormonalnych zachodzących w dojrzewającym organizmie. Na ogół pies wyrasta z takich
zachowań. Jeśli przetrwa w wieku dorosłym, stawia często właściciela w kłopotliwej sytuacji
nie mówiąc o zakłopotaniu zaatakowanej osoby. Taki pies z reguły maniacko tropi i znaczy
teren (patrz znaczenie terenu). Wskazania weterynaryjne zalecają kastrację, która w
większości przypadków rozwiązuje problem całkowicie. Kiedy wykluczy się zaburzenia
hormonalne, trzeba interpretować to jako zachowanie dominacyjne. Obniżenie pozycji psa w
stadzie (patrz rozdział 3), terapia dźwiękowa (rozdział 6) zwykle likwiduje problem.
Przywoływanie
Jest to chyba jedna z najtrudniejszych rzeczy do nauczenia, gdyż najczęściej pies
dochodzi do wniosku, że lepiej opłaca się nie wracać do właściciela. Ten bowiem, gdy tylko
uda mu się dopaść hasającego psa, natychmiast chwyta go za smycz, beszta i szybko
odprowadza do domu. Pies zaś szybko dochodzi do wniosku, że jeśli nie wróci do pana, to
może się jeszcze swobodnie wyhasać, a powrót oznacza koniec przyjemności (patrz rozdział
15).
Skuteczną metodą jest nauczanie psa, że po powrocie do domu może go jeszcze
czekać coś miłego - można na przykład podzielić całodzienną porcję pożywienia na kilka
mniejszych, podawanych po każdym spacerze. Jeśli chodzimy z psem na dłuższy spacer tylko
raz dziennie, to lepiej będzie zorganizować mu więcej, nawet krótszych spacerów. Przez
mniej więcej tydzień wyprowadzamy niesfornego psa na długiej lub tak zwanej
“automatycznej” smyczy, a przy każdym powrocie do domu podać mu porcję jedzenia.
Prawie każdy pies szybko skojarzy te fakty i będzie to zwykle dostateczny powód, aby
chętnie wracać do spaceru.
Jeśli to nie pomoże, to trzeba spróbować wyprowadzać psa na nowy, nieznany mu
teren. Wówczas będzie się czuł mniej pewnie i trzymał blisko (tak zachowuje się sfora na
nieznanym terenie). Taka sytuacja pozwoli w krótkim czasie nauczyć go prawidłowej reakcji
na przywołanie. Gdy pies jest szczególnie oporny, pozostaje jeszcze karmienie go na
spacerze. Jak i w wielu innych przypadkach problemów z psami, trzeba także upewnić się,
czy stoimy wyżej w hierarchii stada (patrz rozdział 3) - zwierzęta niższe w hierarchii trzymają
się blisko lidera i przybiegają do niego na każdy sygnał.
Podniecenie jazdą samochodem
Patrz szczekliwość.
Szczekliwość
Psie szczekanie, szczególnie niekontrolowane, może przysporzyć nam kłopotów ze
strony sąsiadów - i trudno mieć do nich o to pretensje...
Także i nas samych zbędne psie szczekanie może irytować. Przede wszystkim
rozpoznać należy przyczynę szczekania. Jeśli służy ono zaalarmowaniu właściciela (a jest to
zachowanie normalne u psów ras stróżujących), to na ogół nie stanowi większego problemu.
Gorzej, gdy pies taki nie przestaje szczekać mimo reakcji właściciela - celem szczekania
powinno być tylko, tak jak jest to w stadzie dzikich psów, wezwanie na pomoc osobnika
najstarszego rangą. Jeśli nasz pies nie przestaje szczekać mimo, że jesteśmy już
zaalarmowani, to możliwe, że trzeba się zastanowić, czy w domu ustalona jest prawidłowa
hierarchia (patrz rozdział 3). Dobry skutek dają też metody, zniechęcające psa do takiego
zachowania, opisane w rozdz. 6.
Jeśli szczekanie odbywa się pod nieobecność właściciela i znacznie przekracza
intensywnością zwykły alarm, może być objawem nadpobudliwości, opisanej w rozdziale 15.
Przy szczekaniu alarmowym, które zdarza się sporadycznie, warto poprosić sąsiadów, aby
pod naszą nieobecność skorzystali z metod zniechęcających. Jest to nie tylko skuteczne, ale
także pozwoli im przekonać się, że nie lekceważysz sobie ich spokoju i wykazujesz najlepszą
wolę. Można też zastanowić się, czy nie przenieść psa w spokojniejsze miejsce w domu.
Jeśli szczekanie jest objawem radosnego podniecenia w oczekiwaniu na miłe
wydarzenie - na przykład podczas jazdy samochodem do parku - to metody zniechęcenia
powinny odnieść dobry skutek. Często wystarczy tylko zmiana codziennej rutyny czy miejsca
spaceru, aby pies nie był absolutnie pewny swoich przewidywań. Przewożenie psa w klatce
samochodowej lub przywiązanego na smyczy zwykle zapobiega szczekaniu podczas jazdy.
Gdy szczekanie jest przejawem nadpobudliwości, warto wówczas przejrzeć kwestionariusz
żywieniowy, zamieszczony w rozdz. 9.
Ucieczki
Najczęściej mamy do czynienia z ucieczkami z przydomowego ogrodu. Niektóre psy
osiągają w tym nie lada mistrzostwo i są w stanie pokonać wszystkie utrudnienia, wymyślane
przez właściciela, czy podkopując się, czy przeskakując je górą. Najlepszym środkiem
zaradczym jest zapewnienie psu odpowiedniej porcji spacerów i zajęcia. Ponadto rozważyć
trzeba następujące kwestie.
1. Czy są jakieś powody, skłaniające psa do ucieczek.
2. Czy pies ma po temu możliwości.
Usunięcie powodów, które skłaniają psa do ucieczki, może być trudne. Jeśli bowiem
sąsiad ma zawsze przygotowane ciasteczko dla naszego pieska, to ten z pewnością chętnie
będzie go odwiedzał. Zwyczaj wy-
rzucania pod koniec tygodnia “remanentów” ze spiżarni czy lodówki, pakowanych w
osobny plastikowy woreczek, to dla psów z sąsiedztwa piękny prezent co tydzień. Innym
powodem może być znudzenie psa brakiem jakichkolwiek zajęć - próbuje wówczas znaleźć je
sobie sam. W tym przypadku spacery i zajęcia w terenie powinny zmniejszyć chęć
samodzielnych wypraw.
Warto też zastanowić się nad sposobem uniemożliwienia ucieczek. Podwyższenie
ogrodzenia nie jest tu specjalnie skuteczne - lepiej postawić je pod kątem (około 45 stopni) do
wewnątrz. W dużym ogrodzie wydzielić można mniejszy obszar, ogrodzony tak, aby ucieczka
stała się niemożliwa. Gdzieniegdzie, w tym na szczególnie dużą skalę w USA, stosuje się
specjalne ogrodzenia, emitujące niemiłe sygnały dźwiękowe, gdy pies zbliży się zanadto, a
nawet dające lekki impuls elektryczny. Nie jestem przekonany, czy są to metody
najwłaściwsze, ale czasem trzeba je zastosować w sytuacjach wyższej konieczności - na
przykład, gdy mieszkamy w pobliżu terenów łowieckich.
Gryzienie
Dlaczego psom zdarza się ugryźć, wyjaśniam w rozdziale 14.
Zupełnie inne są przyczyny, dla których gryzą małe szczenięta (patrz rozdz. 2 - faza
socjalizacji od 14 do 49 dnia). Ostre jak igły ząbki szczeniaka mogą nam zadać ból. Nie
należy jednak karać szczeniaka za takie zachowanie - właściwa reakcja to naśladowanie
reakcji szczeniąt na ugryzienie, spróbujmy więc wydać z siebie wysoki, skamlący pisk. Łatwo
zauważymy, że po usłyszeniu takiego pisku szczeniak nie będzie już gryzł tak mocno.
Stopniowo zaś nauczy się nie gryźć wcale. Takie postępowanie jest skuteczne w odniesieniu
do wszystkich szczeniąt do 18 tygodnia życia. Później, kiedy mleczne zęby wymienione są na
stałe, ugryzienia mają już zupełnie inne znaczenie - bez względu na to, jak szkodliwie mogą
wówczas wyglądać dla właściciela, są objawem walki o dominację i muszą być bezwzględnie
i szybko zwalczone. O tym, jak sprowadzić psa na właściwe miejsce w hierarchii stada, czytaj
w rozdziale 3. Zastosowanie podanych tam sposobów zazwyczaj wystarcza.
Walka
Agresja, jaką przejawia pies wobec innych psów poza terenem domu, opisana jest w
rozdziale 13. Gorzej, jeśli do walk dochodzi pomiędzy psami przebywającymi pod jednym
dachem. Zazwyczaj, zanim właściciele zwrócą się do mnie, mają już za sobą krótszy lub
dłuższy okres starannego izolowania zwierząt. Doprowadza to jednak do stanu ciągłego
napięcia i atmosfera w domu staje się po prostu nie do zniesienia.
Zazwyczaj do walk dochodzi pomiędzy dwoma psami, z których każdemu wydaje się,
że przewyższa rywala swoją pozycją w sforze. Sytuację często komplikują właściciele, którzy
dążą do tego, aby pies będący ich pierwszym domownikiem, zachował dominującą pozycję
mimo przybycia następnego. Rzadko jednak jest to możliwe i nowy pies prędzej czy później
próbuje przejąć przewodnictwo. Najlepiej wówczas zostawić sprawy ich biegowi - zwykle
jedna walka wystarcza do wyjaśnienia sytuacji. Zwykle jednak właściciele nie potrafią
pogodzić się z “poniżeniem” pierwszego ulubieńca, nawet jeśli on sam nie ma nic przeciwko
temu. Próbując więc karać lub izolować zwycięzcę, aby emocje opadły. One jednak nie
opadają, a wszystkie akcje właścicieli służą tylko wspieraniu psa, który stał się już
podporządkowany i zachęcają go do podejmowania walki o utracone pozycje. Tworzy to
prawdziwe błędne koło.
Rozumiem, że taka sytuacja jest nad wyraz nieznośna, ale im mniej będziemy się
wtrącać w stosunki między dwoma psami, tym szybciej się one ustabilizują - chyba że
trafimy, ku naszemu nieszczęściu, na dwa zwierzęta z charakterami urodzonych przywódców
(patrz rozdział 2).
W tej sytuacji trzeba się liczyć z tym, że walki będą się tylko nasilać i stawać się coraz
groźniejsze. Jedynym wyjściem pozostaje wówczas znalezienie odpowiedniego domu dla
jednego z rywali. Jednak szansę na znalezienie dobrych rąk dla dorosłego psa o zepsutej już
reputacji są dość ograniczone. Pozostaje wówczas jedno jeszcze rozwiązanie - trzeba
zaobserwować, który z psów jest choć trochę słabszy, i tego właśnie wykastrować. Powinien
on wówczas przestać być obiektem silnej agresji ze strony drugiego samca. Jeśli
równocześnie postaramy się podbudować pozycję silniejszego samca, karmiąc go pierwszego,
dopuszczając bliżej naszego łóżka (uważajmy przy tym jednak, aby nie stracić naszej
bezwzględnie dominującej pozycji w stadzie) to powinniśmy uzyskać stan ustalonej
hierarchii. Zdarzało mi się spotkać właścicieli, którzy w desperacji wykastrowali obydwa
zwierzęta - taka decyzja nie zmienia jednak niczego w stosunkach między dwoma psami.
Jedyne, co może pomóc, to konsekwentne faworyzowanie jednego z nich.
Do groźnych walk może dochodzić także między dwiema sukami. Niektórzy twierdzą
nawet, że walczące suki są bardziej zajadłe od psów i mogą pozagryzać się na śmierć. Choć
sam nie potwierdzam takiego poglądu, to jednak nie wykluczam zupełnie jego prawidłowości.
Zajadłość walk między sukami może wynikać z faktu, że w warunkach naturalnych tylko suki
najwyższe hierarchią w stadzie mają cieczki i odchowują młode, zatem walki między nimi są
walką o przeżycie gatunku.
Choć być może nie wszyscy się ze mną zgodzą, to zalecam postępowanie identyczne,
jak w przypadku walczących samców - kastrację suki niższej rangą.
Wskakiwanie na ludzi
Ten powszechny wśród psów rodzaj pozdrowienia ma także zdecydowany wyraz
dominacji. Jeśli dochodzi do niego pomiędzy dwoma psami, to ten z nich, który pozwala na
siebie wskakiwać, jest osobnikiem wykazującym podporządkowanie. Jak zatem wyglądałoby,
jeśli pozwolilibyśmy na to naszemu psu?
Zachowanie takie występuje już u szczeniąt, ale wówczas jest prośbą o pożywienie-
młode wilki witają w ten sposób powracających do gniazda rodziców, aby skłonić ich do
zwymiotowania nadtrawionego już w żołądku pokarmu. Podobny cel mają powszechne próby
dosięgnięcia ludzkiej twarzy i jest to zachowanie instynktowne, podobnie jak i szczenięce
gryzienie.
Oba te zachowania z wiekiem zmieniają całkowicie swoje znaczenie. Pozwalając, aby
takie zachowanie przetrwało u dorastającego psa, bezwiednie pozwalamy mu, aby nas
dominował. Podobnie ma się rzecz z odwiedzającymi nas gośćmi - wówczas wskakiwanie na
nich trzeba odczytywać jako zamiar niewpuszczenia ich do gniazda. O tym zaś, kto ma być
tam wpuszczony, musisz zadecydować ty. Polecam w tym przypadku lekturę rozdziału 3.
Kiedy już wszystkie kwestie dotyczące hierarchii w sforze zostaną wyjaśnione, trzeba
psa oduczyć nabytego zachowania (patrz rozdział 6) i wprowadzić inne formy powitania.
Można na przykład wymagać, aby przy powitaniu pies siedział. Zalecane niekiedy sztuczki,
jak przydeptywanie łap u skaczącego psa popychanie go kolanem, są tylko stratą czasu.
Wycie
Patrz szczekliwość.
Zjadanie odchodów
Zwyczaj ten nosi nazwę koprofagii. W zasadzie jest to sprawa, którą powinien się
raczej zająć lekarz weterynarii, ale często moi klienci zwracają się z tym do mnie, zwykle na
marginesie innego problemu.
Zachowanie takie jest u psów właściwie normalne, zwłaszcza gdy dotyczy szczeniąt.
W ten właśnie sposób matka utrzymuje czystość w gnieździe, a szczenięta naśladując ją
przyjmują ten obyczaj.
Zwykle zanika on z wiekiem, w rzadkim tylko przypadkach utrzymując się dłużej.
Zjadanie własnych odchodów przez dorosłego psa powinno być wskazówką do wizyty u
weterynarza, gdyż może być sygnałem zaburzeń organicznych, na przykład niedomogi
trzustki.
Niekiedy sami też możemy stać się mimowolnymi sprawcami takiego zachowania,
jeśli będziemy zbyt ostro karać młodego psa za nabrudzenie w domu. W ten sposób można u
niego wywołać skojarzenie, że najlepiej jest szybko zlikwidować ślady “przestępstwa”, aby
nie zostało wykryte i nie skończyło się karą (patrz rozdział 15).
Bywa też, że powodem jest słabe przyswajanie pokarmu lub też niewłaściwy jego
skład czy jakość. Problem powinien wówczas rozwiązać lekarz weterynarii (patrz też
rozdziały 9 i 10, dotyczące żywienia).
Znaczenie terenu
Najczęściej taka sytuacja zdarza się w przypadku samca, żyjącego bez towarzystwa
innych zwierząt z właścicielką - kobietą. Niespodziewanie w domu pojawia się mężczyzna...
Taki właśnie scenariusz wydarzeń podają mi zgłaszający się po poradę. Z moich doświadczeń
wynika, że dla samotnego samca wystarczy dwa tygodnie, w czasie których jest Alfą bez
zagrożenia ze strony innego samca, aby - gdy tylko taki się pojawi - dochodziło do
demonstracyjnego znaczenia terenu. Kiedy proszę klientów o opisanie, które miejsca w domu
są szczególnie często znaczone, zawsze okazuje się, że jest to głównie sypialnia pana (patrz
rozdział 13).
W wielu przypadkach znaczenie terytorium pojawia się jako reakcja na wszelkie
zmiany w domu, które - w mniemaniu psa - mogą zagrozić jego pozycji w domu. Mogą to być
na przykład narodziny dziecka albo tylko częste wizyty małego wnuczka powodujące, że na
psa nie zwraca się wówczas dostatecznej uwagi. Wiele zatem zależy od tego, jak pies
postrzega swoją pozycję w domu i zazwyczaj jasne ustalenie hierarchii w domu likwiduje
problem (patrz rozdział 3).
Niekiedy może on mieć jednak podłoże hormonalne - jeśli podejrzewamy, że tak jest
w naszym przypadku, warto zasięgnąć opinii lekarza weterynarii, czy nie byłaby wskazana
kastracja. Może ona dać dobre skutki w przypadku psów, obsesyjnie znaczących terytorium,
bez względu na to, gdzie się znajdują.
Żebractwo
Nie jest to problem, którym się często zajmuję. Właściciele uważają na ogół, że
żebractwo jest zachowaniem, którego sami nauczyli psa, nie mogąc się oprzeć jego błagalnym
spojrzeniom i cieknącej z pyska ślinie. Wspominam o tym po to, aby zwrócić uwagę, że w
zachowaniu takim kryje się potencjalne niebezpieczeństwo. Większość praw, obowiązujących
w psim świecie, dotyczy własności, szczególnie zaś - własności pożywienia. Rzadko widuje
się, aby pies próbował wyżebrać jedzenie od drugiego psa. Owszem, może on uporczywie
przyglądać się jedzącemu, ale zawsze z odpowiedniego dystansu. Jeśli właściciel pozwala psu
na przekroczenie tej zabronionej strefy, gdy je, daje mu tym samym możliwość przejęcia
pozycji lidera. To zaś może stać się początkiem naprawdę poważnych problemów.
Jeśli już więc nieopatrznie pozwoliliśmy psu na takie zachowanie, to nie pozwalajmy
na nie ani dnia dłużej. Należy go stanowczo odprawiać od stołu w czasie naszych posiłków,
dopóki nie nauczy się, że to co jest na naszym stole, nie jest przeznaczone dla niego. Jeśli nie
uda nam się tego osiągnąć, można zastanowić się, czy aby pies nie jest po prostu stale głodny
- na tyle głodny, że pozwala sobie na złamanie podstawowej reguły psiego zachowania, która
głosi, że nie wolno przeszkadzać jedzącemu. Może wchodzić także w rachubę słabe
przyswajanie pokarmu lub niska wartość odżywcza podawanej karmy. Trzeba wówczas
zastosować się do rad, podanych w rozdziale 10. Ogólnie jednak rzecz ujmując, im wyżej
postrzega pies swojego właściciela w hierarchii sfory, tym mniej skłonny jest do żebractwa.