Michaels Fern Pełnia życia

background image

Fern Michaels

Pełnia życia

All She Can Be

Przekład Ewa Westwalewicz–Mogilska

background image

R

OZDZIAŁ

1

Łagodne odgłosy nocy i chłodny szept lekkiego wiatru sprawiły, że w

końcu przymknęła powieki i zapadła w drzemkę. Na czarnym niebie lśniły

gwiazdy, a pyzaty srebrzysty księżyc spoglądał na ziemię niczym samotny

wartownik, stojący na straży kochanków wśród magicznej ciszy

pogrążonej w ciemności pustyni.

Morganna leżała, nasłuchując powolnego, równomiernego oddechu

śpiącego obok niej mężczyzny o ciemnych oczach i kruczoczarnych

włosach. Od czasu do czasu delikatnie dotykała jego chłodnej skóry, aby

się upewnić, że to nie sen. Był jej, tylko jej, na zawsze. Nie odbierze jej go

nic i nikt prócz śmierci.

Poruszył się i wyciągnął muskularne ramię, aby przygarnąć ją do siebie.

Westchnęła z zadowoleniem, kładąc ciemną głowę na jego szerokiej

piersi. Czuła na policzku miękki dotyk porastających ją włosów. Jego

ramiona wzmocniły uścisk i Morganna przywarła bliżej, szepcząc czułe

słowa. Poczuła pieszczotę ciepłych ust na nagim barku i usłyszała, jak mąż

cicho szepcze jej imię.

— Morganna. Morganna.

— Cśśś — położyła mu palce na wargach, a on zwrócił ku niej głowę i

przycisnął usta do jej pachnącego świeżością nadgarstka. Skóra Morganny

była gładka i ciepła; nawet przez sen natrafił na to miejsce, gdzie w

spokojnym rytmie pulsowała krew.

— Jestem przy tobie. Zawsze będę — wyszeptała. — Śpij, kochanie. —

Słysząc, jak wypowiada jej imię, powróciła pamięcią do chwili, kiedy

przed kilku godzinami się kochali.

background image

— Ten tekst zawierał wszystko. Słowa, które padły, emocje, które

przeżyła. Trochę jej własnej krwi, mnóstwo potu i o wiele za dużo łez.

Redaktor będzie zadowolony, wydawca uzna, że to chodliwy towar, a

agent będzie udawał zachwyt, gdyż otrzyma hojną zapłatę z góry.

Czytelnicy nie zawiodą się, bo temat jest taki, jak w każdej powieści Rity

Bellamy. Miłość. Namiętność. Romans.

— Tylko ja jestem zawiedziona — mruknęła gorzko. Spojrzała na

ostatnią stronę, tkwiącą jeszcze w elektrycznej maszynie do pisania.

Niezłe. Dwanaście lat temu wystartowała, pisząc ponure gotyckie

opowiadania, potem przeszła do powieści historycznych, które zyskały w

kraju spory rozgłos, by stopniowo stać się najlepiej sprzedającą się autorką

książek z serduszkiem na okładce. Istniała opinia, że powieści Rity

Bellamy dotykają duszy. Rita zdawała sobie sprawę, że czytelnicy

zastanawiają się, jaką kobietą jest ich ulubiona powieściopisarka, jakich

zmysłowych rozkoszy zaznała, jakie niezwykłe, uczuciowe wzloty były jej

udziałem. Tylko ona sama wiedziała, że jej życie było i jest puste, a dusza

pozostała nietknięta.

Gwałtownie wyszarpnęła kartkę z maszyny. Wszystko to blaga, farsa,

cała ta pisanina, która zastępuje jej życie. No cóż, jeszcze sześć rozdziałów

i Raj namiętności zostanie skończony. Za dwa tygodnie upływa termin.

Rita jest profesjonalistką; zdąży na czas. Nie może sprawić zawodu

wydawcy, agentowi i czytelnikom. Kogo obchodzi, że sprawia zawód

samej sobie?

Ukończyła scenę miłosną, ma więc prawo do chwili odpoczynku. Musi

strząsnąć z siebie to cudze życie, które sama wykreowała. Potem wróci do

pracy, by opisać konfrontację dwojga głównych bohaterów, poprzedzającą

background image

pomyślne zakończenie. „Żyli długo i szczęśliwie… „. Pewnego dnia

napisze książkę bez zakończenia. Dalsze losy bohaterów pozostaną

niewyjaśnione. Jak w prawdziwym życiu.

Odchyliła się na twarde oparcie drewnianego krzesła i rozejrzała po

chacie. Zdumiało ją, że potrafi pisać w takim posępnym miejscu. Bez

zaglądania do słownika wyrazów bliskoznacznych potrafiła znaleźć

jeszcze tylko jedno określenie „melancholijne”. Podczas rozwodu Brett

zabrał wszystko. „Rozwodu” albo „jego rozwodu”, nigdy „ich” czy „jej”.

W ciągu dwóch lat nie uporała się jeszcze z tymi określeniami. To Brett

zażądał rozwodu, to on chciał być wolny. Powiedział, że znalazł miłość

swego życia, miłość totalną, pochłaniającą wszystko. Jednakże rozszalałe

emocje nie przesłoniły mu bynajmniej spraw materialnych. Wykorzystał

niedowartościowanie Rity jako kobiety i jej ból z powodu odrzucenia,

które zresztą po mistrzowsku rozniecał i podsycał. Zraniona, z poczuciem

porażki i winy, stała pokornie, patrząc, jak pakował lśniącą miedź, antyki,

ich przytulne, wygodne meble w kolonialnym stylu… Zabrał nawet

kraciaste zasłony i wielki owalny szydełkowy dywan, który wydziergała

pewnej zimy, aby udowodnić, że jest domatorką, pomimo coraz większych

sukcesów zawodowych i finansowych. Zabrał wszystko z wyjątkiem jej

kolekcji glinianych garnków. Upłynie jeszcze wiele czasu, zanim zapomni

pełen pogardy wzrok Bretta, omijającego te bezcenne, jedyne w swoim

rodzaju wyroby garncarskie.

Potarła obolałe skronie. Boże, dlaczego po dwóch długich latach wciąż

czuje się winna? Jest teraz na swoim i utrzymuje się z pracy, którą kocha.

Może to raczej nie poczucie winy, lecz porażki? Gdyby zechciała opisać

siebie jako bohaterkę własnej powieści, straciłaby cierpliwość jeszcze

background image

przed trzecim rozdziałem. Na ile tragiczny i beznadziejny może być

główny bohater, aby nie stał się nużący?

Zapaliła papierosa, piętnastego, a może nawet szesnastego w ciągu

ostatnich sześciu godzin. Spojrzała z niesmakiem na przepełniony

spodeczek do ciasta, który służył jej za popielniczkę. Popielniczki i

naczynia zabrał Brett… To bez znaczenia, powiedziała sobie po raz

tysięczny. Jasne, do diabła, że bez znaczenia, powtórzyła, zaciągając się

papierosem. Wydmuchnęła długą smugę, nienawidząc siebie samej za to,

że szuka uspokojenia w paleniu. Po dwóch latach melancholia osłabła,

zastąpiona przez gniew, i nagle sprawy dotąd nieważne zaczynały nabierać

wagi.

Jak choćby ta chata z dwiema sypialniami, położona nad wielkim

jeziorem w górach Pensylwanii. Rita kochała ją i walczyła, by ją

zachować, tak samo jak dom w Ridgewood w New Jersey.

— Wykupię twój udział — powiedziała Brettowi. — Głównie dla mnie

samej, ale także dla dzieci. Zabieraj, co chcesz, ale domy zachowam ja. —

Adwokaci Bretta robili trudności, upierali się, by wszystko sprzedać i

podzielić pieniądze. Rita jednak nie ustąpiła.

Teraz po raz pierwszy od czasu rozwodu przyjechała do chaty. Musi coś

zrobić z tym domkiem. Wystarczy, że stał pusty przez dwa lata. No a teraz

zarzuciła go bez ładu i składu sprzętem kempingowym. Stare drzwi

wsparte na dwóch kozłach do rżnięcia drewna służyły za biurko pod

maszynę do pisania, którą przywiozła w bagażniku dodge’a combi.

Zdusiła niedopałek i nalała sobie z termosu kawy do grubego kubka.

Pokrzepiona, utkwiła wzrok w przestrzeni i zaczęła rozmyślać o

przyszłości i przeszłości. Dlaczego nie może się pozbierać i pozostawić

background image

rozwodu poza sobą? Inne kobiety to potrafią; dlaczego nie ona? Ostatnio

mur, którym się obwarowała, zaczął się nieco kruszyć. Wiedziała, że

nadszedł czas, by rozpocząć nowe życie. Ruszyć z miejsca, podjąć

decyzje. Ale jak?

— Stałaś mi się obca — powiedział oskarżycielsko Brett, kiedy zażądał

rozwodu. To jeszcze jedna sprawa — on nie prosił, tylko żądał. Był

zakochany… Boże, to było właściwie śmieszne, szkoda, że nie potrafiła

się śmiać. Zamiast tego kuliła się ze strach, nienawidziła samej siebie,

czuła się pokonana i zastanawiała, jakie popełniła błędy. Zawiodła Bretta.

Przyparta do muru zgodziła się na rozwód, przekonana, że coś z nią musi

być z nią nie w porządku, że w jakiś sposób tylko ona jest odpowiedzialna

za kryzys wieku średniego, który przeżywa jej mąż. Gdyby była lepsza,

gdyby była prawdziwą kobietą, Brett nigdy by nie pomyślał o rozwodzie.

Sytuacja już od jakiegoś czasu się pogarszała. Wynagrodzenie za książki

było miarą jej sukcesu i Rita oczywiście cieszyła się nim. Rosło także jej

konto w banku, dzięki któremu stawała się coraz bardziej niezależna. A z

tym Brett nie umiał się pogodzić — lub raczej najwyraźniej nie umiał z

tym żyć. Po kilku rzuconych przez niego uwagach Rita zrozumiała, że

mężczyźni utożsamiają pieniądze z władzą. Jeżeli kobieta ma choćby

dolara, który nie został jej dany przez męża, to jest o ten jeden dolar zbyt

potężna. Jeżeli zaś zarabia tysiące dolarów ponad to, co zdoła zarobić jej

mąż i nie musi go o nic prosić, staje się o tysiące dolarów potężniejsza od

niego. Brett oświadczył jej niemal spokojnie, że nie potrzebuje w swoim

życiu starzejącej się czterdziestolatki, która wyżywa się w pisaniu o seksie.

Za karierę zapłaciła rozwodem, ale nie miała zamiaru z niej

zrezygnować. Spełniała swoje obowiązki przez ponad dwadzieścia lat i

background image

kiedy wreszcie odniosła sukces, stała się kimś, Brett nie miał prawa

oczekiwać, że zrezygnuje, aby ugłaskać urażone ego męża. A co z jej ego?

Co z jej pragnieniami? Co z jej, do diabła, duszą? Czy on w ogóle zdawał

sobie sprawę, że Rita ma duszę, która krwawi, kiedy się ją zrani?

Papieros oparzył jej palce, przypominając, że czas go zgasić. Rita

odgarnęła z czoła krótkie kasztanowate włosy, wyszła na patio i spojrzała

na widniejący przed nią krajobraz. Był piękny. W oddali wznosiły się góry

Poconos, powietrze przesycone było wonią sosen i świerków. Odetchnęła

głęboko, wciągając w płuca ostre aromatyczne powietrze. Całe to półtora

akra porośniętej sosną ziemi wraz z chatą należało tylko do niej. Na akcie

własności widniało wyłącznie jej nazwisko. Któregoś dnia będzie musiała

dopilnować, by na sądowym dokumencie dopisane zostały imiona i

nazwiska dzieci. Ale jeszcze nie teraz. Na razie posiadłość należała tylko

do Rity. Tym razem oczy nie zaszły jej łzami na widok ceglanego pieca do

barbecue, który dawno temu wybudowali razem z Brettem. Spojrzała na

suszarkę do bielizny i zardzewiałe bloczki. Ją także zrobili sami.

Wstrzymała oddech z zachwytu nad małą odkrywką skalną, porośniętą

kosodrzewiną i czerwonymi klonami. Może nie była to rajska kraina, ale

pod względem malowniczości niewiele jej ustępowała.

Jeżeli pogoda się utrzyma, będzie można popływać w jeziorze. Dni i

były ciepłe, wietrzyk łagodny, woda niewiele chłodniejsza od powietrza.

Lato minęło; sąsiedzi wrócili do swoich miejskich siedzib, zabierając

dzieci. Całe to piękno należało teraz tylko do niej i do jakiegoś

mężczyzny, który wynajmował chatę Johnsonów nad zatoczką. Rita wzięła

wiatrówkę i strącając kamyki, zeszła na brzeg.

Jeśli dzisiaj dobrze jej pójdzie pisanie, jutro mogłaby pojechać i

background image

zamówić jakieś meble. Na tę myśl jasne oczy Rity zabłysły. Zdała sobie

sprawę, że podjęła jedną z niewielu świadomych decyzji, które nie

dotyczyły dzieci ani pracy. Uśmiechnęła się. Pora zapomnieć o widmach

przeszłości; czas zająć się własnymi potrzebami i własną wygodą.

Wkrótce przyjedzie tu jej młodsza córka, Rachel, i nie zechce spać na

gołej podłodze. To nie w stylu tej wyzwolonej, niezależnej młodej kobiety.

Powstrzymała się przed zapaleniem następnego papierosa i powoli

ruszyła wzdłuż brzegu jeziora. Może powinna potruchtać? Rachel stale

powtarza, że to najlepszy sposób na otłuszczoną talię. Rita uszczypnęła się

w brzuch. Wiedziała, że Rachel przygląda się jej krytycznym wzrokiem, a

jej uwagi na temat biegania i gimnastyki skierowane są właśnie do matki.

Drobna, uważana za atrakcyjną, Rita nauczyła się skrywać swoją nieco

przyciężką talię pod luźnymi bluzkami i niedbałymi wdziankami.

Gimnastyka zabierała zbyt wiele czasu… No nic, któregoś dnia zadba o

figurę i zwalczy te siedem kilo nadwagi — ale dopiero wtedy, gdy będzie

na to gotowa. Za to gęste, kręcone włosy o kasztanowatej barwie,

przedmiot zazdrości wielu kobiet, były niewątpliwie dobrodziejstwem

losu. Do diabła ze szczotką i lokówkami. Dobre ostrzyżenie, umycie i

potrząśnięcie głową wystarczały, by ułożyły się jak należy. Otaczały jej

lekko zaokrągloną twarz, podkreślając błękit oczu.

Miło było grzać się tak w słońcu… Spojrzała na zegarek: pracowała od

siódmej rano, a teraz było wpół do drugiej. Zasłużyła sobie na przerwę.

Omijając dziury po brakujących deskach pomostu, szła powoli ku

rozklekotanej przystani. Ciekawe, co robi teraz Brett ze swoją nową żoną?

Fakt, że poślubił dwudziestodwuletnią dziewczynę, nie był jej całkiem

obojętny.

background image

Jezioro, noszące miano Jeziora Szczęśliwości, lśniło w słońcu głębokim

lazurem. Rita usiadła na końcu pomostu i otoczyła ramionami kolana.

Widzisz, Rachel, twoja stara matka wciąż może dociągnąć kolana do klatki

piersiowej… Dzień był udany: napisała wreszcie scenę miłosną, którą

wciąż odkładała. Ostatnio nie miała serca do miłości i romansów. Jej

własne życie było takie jałowe, bezsensowne i bezcelowe… Roześmiała

się na głos, miękkim gardłowym śmiechem: może wobec tego powinna

spróbować sił w science fiction? Tak, to bez wątpienia bardzo dobry dzień.

Podjęła decyzję o kupnie mebli do chaty, a nawet wydawało jej się, że wie,

co wybierze. Już nie styl kolonialny. Nie będzie naśladować dawnego

umeblowania, które zaprojektowali wspólnie z Brettem. Nie, tym razem

znajdzie coś lżejszego, ale solidnego. Żadnych plecionek; wiklina zawsze

sprawiała na niej wrażenie tymczasowości. Coś nowoczesnego. Duże

poduchy, eklektyczne ozdoby, żywe kolory plus matowe szkło i chrom.

Sprzęty, do których się nie przy wiąże — i nic, co by przypominało

rodzinną schedę. Jasne, lekkie i kruche. Oto, czego potrzebowała.

Wróciła do chaty. Skończy teraz rozdział, ugotuje kolację, a potem

zacznie następny. Tak, to dobry dzień. Jutro będzie lepszy, a pojutrze

jeszcze lepszy. Powoli wychodziła ze stanu otępienia i zaczynała widzieć

otaczający ją świat w jaśniejszych barwach.

* * *

Twigg Peterson ułożył papiery w nieporządną stertę i odsunął krzesło od

stołu. Pracował przez większość nocy i cały ranek. Musiał się teraz ogolić

i wziąć prysznic. Złotorude włosy sterczały mu na głowie, Twigg w

background image

roztargnieniu przygładził je dłonią. Podpisując umowę wynajmu letniego

domku, nie pomyślał o samotności, która go tu czekała. Właściciel

usiłował mu zakomunikować, że lato się skończyło, a jesienią i zimą nie

ma tu żywego ducha, ale Twigg zlekceważył ostrzeżenie. Bywały chwile,

jak choćby teraz, że żałował swego impulsu, ale w gruncie rzeczy miał

dosyć piasku, słońca, surfingu i skąpych kostiumów bikini. Z natury był

jednak towarzyski i brakowało mu kogoś, z kim mógłby porozmawiać czy

zjeść kolację. Wziął dwuletni urlop naukowy na uczelni, gdzie wykładał

biologię morza, aby zająć się badaniami stosunków pomiędzy wielorybami

zabójcami a delfinami. Spędził półtora roku w terenie, jeżdżąc od

błękitnego Pacyfiku nad ciemne wody Oceanu Indyjskiego i z powrotem,

Teraz zostało mu sześć miesięcy, aby napisać sprawozdania oraz trzy

artykuły, które obiecał czasopismom „Marine Life” i „National

Geographic”. Żałował, że nie ma psa albo kota, czegokolwiek.

Kogokolwiek. Do diabła, w tym stanie ducha zadowoliłby się złotą rybką!

Twigg Peterson nigdy nie był zdyscyplinowany. Wolał pracować, gdy

poczuł gwałtowną potrzebę, a nie czekać, by ktoś mu ułożył plan zajęć.

Oczywiście z wyjątkiem wykładów i ćwiczeń, które prowadził. Wyraziste

zielone oczy i uśmiech zdobywcy uczyniły go ulubieńcem studentek i

rzadko musiał nakłaniać je, by uważały. Wysoki, szczupły, atletycznie

zbudowany, w wieku trzydziestu dwóch lat wiedział, czego chce i dokąd

zmierza. Obnosił się ze swoją pewnością siebie jak z eleganckim

garniturem. Jedna z jego studentek, która się w nim podkochiwała,

stwierdziła że na widok jego uśmiechu dziewczynie momentalnie miękną

kolana. Unikał jej potem jak ognia, podobnie jak jeszcze kilku, które

bardziej interesowały się wykładowcą niż przedmiotem. Nie oznaczało to,

background image

że nie gustuje w ostrych kobietach; lubił je. Ale dziewczyny z „Betty

Coeds” nie były dla niego kobietami. Ze swoim uśmiechem jak z reklamy

pasty do zębów, były po prostu rozchichotanymi dziećmi.

Skierował wzrok ku kuchni, gdzie piętrzył się stos brudnych naczyń,

uzbieranych przez cały tydzień. Będzie musiał coś zrobić z tym

bałaganem, albo narazi się na niebezpieczeństwo zatrucia pokarmowego.

Poza tym nie miał już czystych talerzy. No, ale gotowana fasola z puszki

wymagała jedynie widelca. Lepsze to niż wałęsanie się po mieście i

tracenie cennego czasu przeznaczonego na pisanie. Teraz potrzebował

trochę ruchu, zanim padnie na łóżko i zaśnie. Kilka okrążeń wokół jeziora

załatwi sprawę i pobudzi wydzielanie adrenaliny. A potem golenie i

prysznic, aby stać się nowym człowiekiem. Wsunął kasetę do walkmana,

nałożył słuchawki, przyczepił maleńkie cudo techniki do paska i lekkim

truchtem wybiegł z domku. Gdy opuścił nierówną kamienistą drogę,

przyspieszył biegu.

Tak się skupił na słuchaniu muzyki, że dopiero w ostatniej chwili

zauważył siedzącą na pomoście Ritę. Istota ludzka, a w dodatku kobieta!

Twigg wiedział, że Rita mieszka w domku z rozległym tarasem ze starego

drewna cedrowego. Zawsze jednak gdy ją widział, sprawiała wrażenie tak

niedostępnej i dalekiej, że nie miał ochoty nawiązywać z nią kontaktu.

Rita z niepokojem patrzyła na zbliżającego się mężczyznę. Widywała go

już wcześniej, biegnącego wokół jeziora. Zdała sobie sprawę, że jego

wysoka, smukła sylwetka i pełne gracji ruchy podobają jej się tak dalece,

że wyposażyła w nie bohatera swojej książki. Ilekroć miała go opisywać,

sięgała pamięcią do nieznajomego, który biegał nad jeziorem z

rozświetlonymi słońcem włosami. Teraz jednak obcy najwyraźniej

background image

zamierzał do niej podejść. Idź sobie, nie zbliżaj się, miała mu ochotą

powiedzieć. Chcę być sama, nie potrzebuję nawet powierzchownej

znajomości. Co tu robić? Wstać i udać, że właśnie odchodzi, czy też zostać

i zobaczyć, jak zachowa się nieznajomy? Wiedziała, że usiłując wstać,

będzie wyglądała niezdarnie, zdecydowała więc nie ruszać się z miejsca.

— Terwiliger Peterson, profesor Berkeley na urlopie naukowym w celu

napisania artykułów o delfinach i wielorybach — przedstawił się

nadbiegający. — Mów mi Twigg, jak wszyscy. — Przysiadł koło Rity i

wyciągnął do niej dłoń. Rita zamrugała, zaskoczona, i uścisnęła ją.

— Rita Bellamy. Jestem… — już miała powiedzieć „gospodynią

domową” — …jestem pisarką, przyjechałam tu, żeby dokończyć moją

powieść.

— Jezu, tak się cieszę, że cię spotkałem. Zaczynałem cierpieć na zespół

samotności.

— Nie będę ci przeszkadzała — powiedziała pospiesznie Rita, w

nadziei, że facet sobie pójdzie. Siedział zbyt blisko niej i zachowywał się

tak, jakby spotkał dawną przyjaciółkę. Nie była gotowa na takie

znajomości. Przyjrzała mu się kątem oka. Wyglądał, jakby spał w

bagażniku samochodu, a potem łaził po deszczu.

— Przeszkadzała! Kobieto, jestem w takim stanie, że gotów bym zabić,

żeby tylko usłyszeć parę słów. Powiedz mi, o czym teraz myślisz. Ale

naprawdę.

Rita oblała się rumieńcem. Rachel wiedziałaby, co odpowiedzieć

aroganckiemu młodzikowi… Chciał usłyszeć prawdę?

— Pomyślałam, że wyglądasz, jakbyś spał w bagażniku, a potem

wyszedł na deszcz. Tak jakoś… mało schludnie.

background image

Twigg odrzucił głowę do tyłu i ryknął śmiechem. Rita patrzyła na jego

długą, muskularną szyję. Jak wspaniale brzmiał jego śmiech. Od lat nie

słyszała, by ktoś się śmiał w taki sposób.

— Łatwo poznać, że jesteś pisarką, Rita. Mało schludnie? Wyglądam

jak straszydło. Pracowałem calutką noc, a tych ubrań nie zdejmuję od

dwóch dni. Można by mnie nazwać niechlujem. Ale przyrzekam, że jak się

spotkamy następnym razem, będę wymuskany jak należy.

Rita znów się zarumieniła.

— Och, nie miałam na myśli…

Twarz Twigga spoważniała.

— Ależ tak, miałaś. Powiedziałaś prawdę. Zawsze powtarzam swoim

studentom, żeby mówili prawdę i nie owijali niczego w bawełnę. To

zapobiega późniejszym nieporozumieniom.

Spojrzał w jej oczy. Ta mieszanka ciepła i inteligencji szalenie wzmaga

jej kobiecość… Zamrugał powiekami. Miał ochotę posiedzieć i pogadać z

nią, poznać ją lepiej… Ale to nie był właściwy moment. Wstał.

— Mieszkam w domku Johnsona.

Rita zmarszczyła brwi.

— Wiem.

Nie wiedziała, czy on wie, gdzie ona mieszka i nie pospieszyła z

informacją.

— Miło było cię poznać — rzucił na odchodnym i ruszył ku

piaszczystemu brzegowi. Rita kiwnęła głową, wdzięczna, że zostawił ją

samą.

Siedziała jeszcze z piętnaście minut, zastanawiając się, co robią Camilla

i jej dzieci oraz kto się uplasuje na trzech pierwszych miejscach listy

background image

bestsellerów „New York Timesa”. Rozmyślała o wszystkim i o niczym,

byle i tylko nie o spotkaniu z Twiggem Petersonem. Powinna pójść do

domu i napisać list do Charlesa, swego syna. Charles wciąż nie godził się z

rozwodem rodziców w sposób, w jaki powinien się według niej pogodzić.

W wieku osiemnastu lat może już sobie sam pościelić łóżko, a kupne

ciasteczka są równie dobre jak jej wypieki. Dlaczego Charles nie może

przyjąć do wiadomości, że matka nadal go kocha i w razie potrzeby nigdy

go nie zawiedzie? On jednak rzuca jej kłody pod nogi i zmusza, by z nim

walczyła. Nienawidzi sprzątaczki, która teraz gotuje, piecze i prasuje. Czy

jako matka była dla Charlesa tylko sprzątaczką? Dla Chucka, jak się teraz

każe nazywać… Czy była mu potrzebna wyłącznie do obsługi i spełniania

jego niezliczonych zachcianek? Typową, stereotypową matką rodem z

książeczki z obrazkami? Charles potrzebuje czasu. Ona także. Czy żadne z

dzieci tego nie dostrzega? Camilla, najstarsza, matka trojga dzieci,

powiedziała, że rozumie ją i nie obwinia. Nie obwinia! Przecież to Brett

poślubił dziewczynę młodszą od Camilli! Nawet nie poczekał, żeby

przesechł atrament na dokumencie rozwodowym. Bez względu na to, co

mówiła Camilla, Rita wiedziała, że córka w pewien sposób ją obwinia. Że

uważają za nie dosyć doskonałą, za nie dosyć… Te dwa słowa „nie dosyć”

prześladowały Ritę przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Ciążyły jej

jak wina, a ona się z tym godziła, bo naprawdę wierzyła, że jest w jakiś

sposób „nie dosyć”. I tak zostało. Oto jest znaną pisarką, zarabia krocie, a

wciąż czuje, że jest jakoś „nie dosyć”.

Najbardziej zaskoczyła ją Rachel, która wiadomość o rozwodzie

przyjęła wzruszeniem ramion. Rachel, która zachęcała matkę, by się nie

cofała przed niczym, cokolwiek by to „niczym” miało oznaczać. Wychodź

background image

z domu, mamo, spotykaj się z mężczyznami, rób swoje. Jesteś sobą, a nie

przedłużeniem taty.

Rita usiłowała kontrolować uciążliwą gonitwę myśli. Dlaczego

zastanawia się nad tym wszystkim właśnie teraz? Ma przecież wracać do

pracy. A może powinna pojechać do miasta, zamówić meble i kazać je jak

najszybciej dostarczyć do pustego domu? Nie chciała, by Ian widział, że

mieszka w tak prymitywnych warunkach.

Ian Martin uważał się za mężczyznę życia Rity. Dość atrakcyjny, w

wieku średnim, był jej agentem i menedżerem, zręcznie kierującym karierą

Rity. Nie szczędził jej dobrych rad i miał się za jej protektora. Nauczyła

się go szanować i polegać na nim. Przyjemnie było mieć w życiu jakiegoś

mężczyznę, przyznawała… Chociaż jednak Ian miał nadzieję na bliższy

związek, Rita nie była pewna swych uczuć w stosunku do niego, podobnie

jak zresztą niczego w swoim życiu, Ian miał przyjechać nad jezioro, by

zabrać ukończoną książkę i oddać do przepisania wykwalifikowanej

maszynistce wmieście. Wiedziała, że czeka z jej strony na propozycję, aby

został na noc. Wyparła myśl o tym ze swego umysłu i zajęła się

przygotowaniami do jego przyjazdu. Co należy kupić? Meble, coś do

jedzenia…

No więc właśnie. Trzeba kupić jedzenie i kilka butelek wina. Zrobi ten

wysiłek dla Iana. Nie zdając sobie z tego sprawy, powiodła wzrokiem

Wzdłuż brzegu jeziora, szukając chaty Johnsonów. Nie dojrzała śladu jej

mieszkańca.

background image

R

OZDZIAŁ

2

Rita weszła do swojej po spartańsku urządzonej chaty i po raz pierwszy

zdała sobie w pełni sprawę z panującej tam ciszy i pustki. Mieszkanie w

takich warunkach to czyste dziwactwo. Zasługiwała na coś więcej i stać ją

było na to! Dlaczego stale siebie za coś karze?

Szybko umyła twarz i ręce i przebrała się w świeżą bluzkę. Sporządziła

listę zakupów, odszukała karty kredytowe i przygotowała się do wyjazdu.

Nie musiała zaglądać do lodówki; miała tam tylko sześć jajek i puszkę

skondensowanego mleka do kawy.

W samochodzie gruchał z taśmy Willie Nelson; Rita nuciła do wtóru.

Miała tylko tę jedną kasetę z Nelsonem. Kupiła ją pod wpływem impulsu,

pomimo sprzeciwów Bretta, który twierdził, że muzyka country

przemawia wyłącznie do tępaków. Pod koniec małżeństwa Brett wciąż

kpił z jej intelektu, starając się podważyć jej wiarę w siebie, a nawet

upodobanie do tych drobiazgów, które sprawiały jej przyjemność.

— Śpiewaj, Willie, kochanie — powiedziała. — Twoja tajemna

wielbicielka wypełzła z ukrycia. Jest trochę przestraszona dziennym

światłem, ale tak czy owak wychodzi na świat.

Weszła do sklepu meblowego Maxwella i przemierzała go wzdłuż i

wszerz w towarzystwie zachwyconego sprzedawcy. Już na wstępie

upewniła się, czy dostawa jest możliwa już następnego dnia po zakupie.

Nabyła całkowite wyposażenie domu, włącznie z popielniczkami. Stoły,

lampy, sprzęt grający, dywany… Dokonując wyboru, czuła dziwne

mrowienie w plecach. Decydowała się na sprzęty lekkie, nowoczesne i

lśniące. Nic co byłoby choćby tylko zbliżone stylem do poprzednich

background image

kolonialnych mebli z ciemnego drewna z perkalowymi obiciami. Obawiała

się nieco, że cała ta prostota i błysk mogą nie pasować do domu. Kiedy

jednak pomyślała o gładkich dębowych podłogach o jasnych boazeriach z

sandałowego drewna i o wielkich oknach wychodzących na taras, uznała,

że w gruncie rzeczy dom został wybudowany w stylu nowoczesnym. A

poza tym nie miała zamiaru odtwarzać poprzedniego stanu. Nie

potrzebowała przypomnień o czasach sprzed rozwodu.

— I proszę mi dostarczyć te drzewa palmowe malowane na jedwabiu —

dodała, wypisując czek na calutkie jedenaście tysięcy dolarów. Zrobiła to

bez mrugnięcia okiem; więcej, poczuła satysfakcję. Zapracowała na te

pieniądze i ma prawo wydać je tak, jak zechce. Nie było nikogo, kto by

protestował i mądrzył się. Miała ochotę, to był wystarczający powód. Stała

się posiadaczką umeblowania do czterech i pół pokoju. Dostawa miała

nastąpić jutro około czwartej po południu.

Następnym przystankiem był dom towarowy. W dziale z tkaninami

wybrała grube lniane obrusy, jaskrawe maty i serwetki, ścierki do naczyń,

ręczniki kąpielowe, prześcieradła, koce i narzuty na łóżka. Sprzedawczyni

uznała ją za histeryczną gospodynię domową, ale Rita tylko się

uśmiechnęła i pokazała kartę kredytową. Na końcu nabyła zasłony do

sypialni oraz proste rolety na wszystkie okna w całym domu. Były łatwe

do zawieszenia, wymagały tylko kilku gwoździ mocujących je do ramy, a

doskonale nadawały się do stworzenia nastroju prywatności. Prywatność, a

nie eksponowanie się na zewnątrz, pomyślała Rita z uśmiechem.

W drogerii kupiła farbę do włosów, balsam do ciała i wielką butlę płynu

do kąpieli. W sklepie spożywczym naładowała zakupami dwa wózki.

Będzie miała czym zapełnić puste półki i lodówkę. Wreszcie zatrzymała

background image

się w dziale ogrodniczym i kupiła sześć wiszących koszów z kwitnącymi

roślinami i dwa z pierzastymi paprociami. Jeden zawiesi nad zlewem w

kuchni, a drugi w pobliżu biurka, Nawet pracując w domu, będzie mogła

spoglądać na coś zielonego. Ciekawe, czy Twigg Peterson lubi rośliny?

Skoro zajmuje się wielorybami i delfinami, z całą pewnością lubi

przebywać poza domem. Doktorat w takiej dziedzinie! Poczuła falę gorąca

i szybko pomyślała o postaciach ze swojej powieści. Szkopuł tylko w tym,

że główny bohater wyglądał dokładnie jak Twigg…

Jadąc malowniczą drogą, minęła chatę Bakerów i zdziwiła się na widok

MG Connie na podjeździe. Connie Baker była jej przyjaciółką od zawsze,

ale ostatnio widywały się tylko nad jeziorem. Boże, od ostatniego

spotkania minęły już dwa lata! Tyle się w tym czasie wydarzyło, tyle

będzie do omawiania.

Pod wpływem impulsu omal nie zjechała przed dom Connie, ale w

ostatniej chwili zrezygnowała. Nie miała nastroju do wałkowania spraw

związanych z rozwodem. Wkrótce, obiecała sobie, zadzwoni do niej.

Pogrążona w zgłębianiu historii Holenderskiej Spółki

Wschodnioindyjskiej, nie miała ochoty odbierać natarczywie dzwoniącego

telefonu. Wreszcie podniosła słuchawkę i natychmiast tego pożałowała.

Była to jej starsza córka, Camilla, a Rita nie miała najmniejszej ochoty

wysłuchiwać jak Camilla zachęca swoje dzieci, żeby przywitały się z

babcią, mimo że jasne było, iż zaczną krzyczeć i płakać. Mogła zaczekać,

aż dzieci się uspokoją i dopiero wtedy zadzwonić, a nie uspokajać ich,

mając Ritę na linii.

Mamo, musisz mi pomóc — powiedziała Camilla jednym tchem, a w jej

głosie brzmiał niepokój, jak zawsze, kiedy prosiła o rzeczy niemożliwe.

background image

Rita zacisnęła zęby. O co chodzi, kochanie?

Mówisz takim tonem, jakbyś chciała odmówić, zanim jeszcze powiem, o

co chodzi — poskarżyła się Camilla, momentalnie stawiając Ritę na

pozycji obronnej.

Spróbowała skupić się na tym, co córka ma do zakomunikowania.

— Jestem w samym środku kluczowej sceny, Camillo. Wiesz, że

przyjechałam tu, żeby pracować i prosiłam, żebyście do mnie nie

telefonowali bez ważnego powodu.

— Tak, mamo. Ale to jest bardzo ważny powód. Tom musi pojechać na

weekend do San Francisco i powiedział, że mogę pojechać razem z nim,

jeżeli znajdę opiekunkę do dzieci. Prosiłam Rachel, ale powiedziała, że ma

na weekend wielkie plany. Ty zawsze jeździłaś z tatusiem, kiedy

wyjeżdżał służbowo — powiedziała oskarżycielskim tonem. — Nie, Jody,

nie możesz teraz rozmawiać z babcią. Jest bardzo zajęta rozmową z

mamusią! Mamo, Jody chce się z tobą przywitać. Porozmawiaj z nim,

dobrze?

Przez następne kilka minut Rita szczebiotała z trzyletnim Jodym; w tle

słychać było wycie małej Audry. „Nie chcę tego! Naprawdę nie chcę!” —

powtarzała w duchu Rita, ćwierkając do małego. Wstydziła się samej

siebie. To przecież jej wnuczęta! I ona je kocha! Cóż z niej za babcia,

skoro ma im za złe, że przeszkadzają jej w pracy… Równocześnie na

innym poziomie myślenia formułowała powody, dla których odmówi

pilnowania wnuków. W końcu Camilla odebrała Jody’emu słuchawkę.

— Co mówisz, mamo? Naprawdę potrzebny mi jest odpoczynek od tych

małych diabląt. W San Francisco będzie tak przyjemnie o tej porze roku. A

ja i Tom musimy spędzić trochę czasu tylko we dwoje. — Ton Camilli

background image

brzmiał tak, jakby Rita już się zgodziła.

— Kochanie, zostawałam już z twoimi dziećmi. Wiesz, że je kocham.

— Świetnie! Planujemy odlot jutro o wpół do siódmej wieczorem z

lotniska Kennedy’ego. Taka jestem podniecona! Nie byłam w Kalifornii

dłużej niż rok. No a przy tym nie tak łatwo zarezerwować bilety o

jedenastej godzinie.

Zarezerwowała miejsca, zanim spytała ją o zgodę. Irytujące.

— Przykro mi, kochanie — powiedziała Rita stanowczo — ale ten

weekend nie wchodzi w rachubę. Muszę skończyć książkę. Nigdy nie

przekroczyłam terminu i nie mam zamiaru stać się niesolidna. Czy nie

możesz wynająć sobie opiekunki?

— Mamooo! — zgorszyła się Camilla. — Tom nie pozwala, żeby jego

dziećmi zajmował się byle kto! Wiesz, jaki jest pod tym względem. Ty po

prostu nie zdajesz sobie sprawy, jakie to dla mnie ważne! Życie to nie

tylko pranie i dzieci, sama wiesz. Pamiętam, jak wyjeżdżałaś z tatusiem…

— Tak, córeczko. Wyjeżdżałam z ojcem wiele razy. Ale nigdy nie

robiłam tego w ostatniej chwili i zawsze starannie się do tego

przygotowywałam. Jesteś niesprawiedliwa, kochanie. Nie jest mi miło, że

ci odmawiam, ale muszę skończyć tę książkę.

— A kim byś teraz była, gdyby dla twojej matki kariera była ważniejsza

niż ty? — spytała oskarżycielsko Camilla.. — Babcia zawsze rzucała

wszystko, żeby zająć się nami, kiedy było trzeba. Dobrze o tym wiesz.

— Moja matka była dla mnie wielką pomocą, Camillo, i kochała swoje

wnuki. Ale to nie ma nic do rzeczy. Babcia była sama na świecie, nie

pracowała i nie miała żadnych innych obowiązków. Marzyła, żeby być

komuś potrzebną. Kochanie, przecież nieraz ci pomagałam. Choćby w

background image

zeszłym miesiącu.

— To było miesiąc temu — ucięła chłodno Camilla. — Potrzebuję cię w

ten weekend.

— Przykro mi, dziecko, ale w ten weekend nie mogę.

— Mamo, nie musisz nawet wracać do miasta. Zawiozę dzieci do ciebie.

Myślałam z Tomem, że uda nam się spędzić parę dni w San Francisco

tylko we dwoje… Mamo, jesteś mi potrzebna.

Rita zacisnęła dłoń na słuchawce. Już prawie skapitulowała, ale coś się

w niej zacięło.

— Nie, kochanie. Po prostu nie mam czasu dla dzieci w czasie tego

weekendu. Jeżeli nie masz mi nic więcej do powiedzenia, muszę kończyć.

Pozdrów ode mnie Toma.

Odłożyła słuchawkę w momencie, gdy córka mówiła:

— …twoje własne wnuki. Nie mogę uwierzyć.

Rita opadła na krzesło. Miała zroszone potem czoło, jej dłonie drżały.

Czuła się Winna, a jednocześnie wściekła. Boże, dlaczego dzieci tak z nią

postępują? Dlaczego nie zostawią jej w spokoju i nie nauczą się radzić

sobie samodzielnie? Dlaczego Camilla nie zwróci się o pomoc do swojej

młodej macochy, a jeszcze lepiej do ojca?

Niebieskie oczy Rity zaszły mgłą. Dzieci prawdopodobnie sobie

wyobrażają że tylko udaję, a w rzeczywistości nie mam nic do roboty…

Żadne z nich nigdy nie traktowało poważnie jej pisarstwa. Była żoną,

matką, kucharką, praczką, szwaczką, mechanikiem, piekarzem, szoferem.

Nigdy nie była Ritą Bellamy, pisarką. Ritą Bellamy, osobą. Nie, myśleli o

niej wyłącznie w kategoriach łączącego ich pokrewieństwa oraz własnych

potrzeb. Jej pisarstwo traktowali jako coś, co ją od nich oddala. Nawet

background image

teraz, kiedy została sama, bez męża i musi zarabiać na życie, troszczą się

wyłącznie o swoje sprawy.

Cholera, wybili ją z nastroju. Holenderska Spółka Wschodnioindyjska

będzie musiała poczekać. Przez dwie sekundy Rita była dumna, że

potrafiła odmówić córce, ale zaraz potem przyszło poczucie winy. Camilla

niewątpliwie poskarży się Brettowi, że matka nie chciała popilnować jej

dzieci. Już widziała oczyma wyobraźni, jak Brett kiwa głową i wzdycha

potępiająco…

Jedzenie. Kiedy jesteś nieszczęśliwa, przegryź coś i przytyj jeszcze

bardziej. A co tam. Wydala na żywność dwieście dolarów w

supermarkecie i jeśli zechce, przygotuje sobie prawdziwą ucztę. Na pięć

tysięcy kalorii. Myszkując w lodówce, zdecydowała się na kiełbaski w

papryce; zostanie jej trochę na jutrzejszy lunch.

Kiedy zaczęła siekać cebulę i paprykę, poczuła nagły ból głowy.

Kiełbaski dusiły się już w żaroodpornym naczyniu, zalane gęstym sosem

pomidorowym. Rita połknęła trzy pastylki tylenolu i wróciła do krojenia

jarzyn. Tak było zawsze: kiedy czuła się winna, dostawała bólu głowy i

przez trzy dni dręczyła ją migrena. Nie chciała mieć migreny, ale nie

chciała też opiekować się wnuczętami w czasie weekendu. Niezręcznymi

ruchami wsypała cebulę i paprykę na patelnię, żeby się przysmażyły przed

dodaniem ich do sosu. Nie mogła się doczekać, kiedy wróci do telefonu i

zadzwoni do Camilli. Wszystko lepsze niż ten cholerny ból głowy. I to

przeklęte poczucie winy.

Położyła drżącą dłoń na słuchawce. I w tym momencie usłyszała, że

ktoś wymawia jej imię:

— Rito, to ja, Twigg Peterson. Przepraszam, że ci przeszkadzam, ale

background image

moja kuchenka nie działa. Czy mógłbym sobie u ciebie podsmażyć

hamburgera? Boże, jaki niebiański zapach! Co to takiego?

Rita spojrzała na wysokiego mężczyznę za siatkowymi drzwiami.

Powinna jakoś zareagować, coś odpowiedzieć.

— Wejdź — to było wszystko, co zdołała wymyślić.

— Stało się coś? — zapytał Twigg, widząc jej bladą, napiętą twarz i

drżące dłonie. — Przepraszam, że taktu wparowałem. Mogę go zjeść na

surowo.

— Na surowo? — powtórzyła Rita, nie rozumiejąc. — Nie, tylko nagle

rozbolała mnie głowa. Oczywiście, że możesz skorzystać z kuchni. O co

jeszcze pytałeś?

— Pytałem, co gotujesz. Taki smakowity zapach.

— Kiełbaski z papryką. Nie bardzo wiedziałam, co ugotować, więc

zdecydowałam się na to. — Do diabła, dlaczego znowu się tłumaczy?

Dlaczego wiecznie musi się ze wszystkiego tłumaczyć? No, jeśli zacznie

przepraszać za to, że w chacie nie ma mebli…

— Wiejskie jedzenie — stwierdził Twigg. — Lubię kiełbaski z papryką,

zwłaszcza na chrupiącej bułce. Masz takie? Założę się, że masz.

Rita roześmiała się.

Twigg przyjrzał się jej i też się uśmiechnął. Kiedy siedziała na

pomoście, mrużąc oczy w słońcu, nie wyglądała tak pociągająco jak teraz.

Bardzo wyraziste spojrzenie, zero makijażu. Naturalna. Zrobiona musi

wyglądać szałowo… Pod czterdziestkę lub tuż po, ocenił jej wiek.

— Bardzo boli? — zapytał prawdziwie zatroskanym tonem.

W niebieskich oczach Rity pojawiły się łzy. Od tak dawna nikt nie

zapytał, jak się czuje, nikt nie okazał jej zainteresowania. I nagle pojawia

background image

się nieznajomy, a ona się zupełnie rozkleja.

— Okropnie. Zwykle kończy się migreną, a nie mogę sobie teraz

pozwolić na trzy dni przerwy w pracy.

— Pozwól mi. — Zanim się zorientowała, Twigg stanął za jej plecami i

zaczął masować mięśnie barków i karku. Wzdrygnęła się i zamknęła oczy.

Miał silne dłonie. Czy to imaginacja, czy ból rzeczywiście zmalał?

— W porządku, nie ruszaj się i rozluźnij. Nastawię ci kark. Kiedy

policzę do trzech. — Rita zrobiła, co jej nakazał. Usłyszała chrzęst i

trzask, i lekki ucisk ustąpił. — Dobrze, to ci powinno pomóc.

Rita z zakłopotaniem spojrzała na Twigga.

— Naprawdę poskutkowało. Możesz mi zagwarantować, że ból nie

powróci?

— Z całą pewnością.

— Uratowałeś mnie przed decyzją, której bym pożałowała. Kiedy

wszedłeś, właśnie miałam zadzwonić. Dziękuję. Powiedziałeś, że chcesz

skorzystać z kuchenki? — Trochę mieszało ją jego baczne spojrzenie.

— Zgadza się. Rzeczywiście tak powiedziałem. — Pokazał patelnię z

brązową papką.

— Co to takiego? — spytała Rita, przyglądając się czemuś, co

wyglądało jak skrzyżowanie hamburgera z karmą dla psów.

— Mielone mięso, które pamięta lepsze czasy. Wygląda na to, że

powinienem je wyrzucić.

— Też tak myślę — powiedziała Rita z uśmiechem. Ból głowy ustał.

Dzięki Bogu, że nie zadzwoniła do Camilli. — Miałbyś ochotę na trochę

moich kiełbasek w papryce? Będą gotowe za parę minut. Ale musimy

zjeść na zewnątrz, przy piknikowym stole.

background image

— Sądziłem, o pani, że nigdy mnie nie zaprosisz. Z przyjemnością

przyjmę poczęstunek. A jeśli masz jeszcze piwo, będę twoim dozgonnym

dłużnikiem.

— Lubisz piwo do kanapek? Ja także — ucieszyła się Rita. Jak

swobodnie się przy nim czuła… Nie budził w niej strachu ani niepokoju.

Zupełnie, jakby go znała od bardzo dawna. I miał takie czułe dłonie.

Twigg przyglądał się, jak przygotowywała kanapki. Dobrze sobie

radziła w kuchni. Ciekawe, czy jest jakiś pan Bellamy… I co ona robi w

tej pustej chacie? Wyciągnął szyję, by wypatrzyć, czy ma obrączkę. Nie

spostrzegłszy pierścionka, odetchnął z ulgą. A może Rita po prostu nie

lubi nosić biżuterii? Podobały mu się jej ruchy, sposób, w jaki krzątała się

po kuchni, polewała kanapki gęstym sosem, a potem składała bułki, tak

aby z nich nie wyciekał. Zauważył, że przygotowała trzy kanapki; spojrzał

na nią pytająco. Rita roześmiała się.

— Dwie dla ciebie i jedna dla mnie. Przynieś piwo. Szklanki są w szafce

nad twoją głową.

— Mogę pić z butelki, a ty?

— Ja też. A tam znajdziesz serwetki. Weź kilka. Teraz, kiedy już jesteś

schludny i wymuskany, nie chciałabym, żebyś sobie poplamił koszulę.

— Zauważyłaś — Twigg uśmiechnął się szelmowsko.

No tak. Zauważyła obcisłe znoszone dżinsy i adidasy o wystrzępionych

sznurowadłach. I sześć piegów na jego lewej ręce. To dlatego, że jestem

pisarką i mam dar obserwacji, powiedziała sobie, nadgryzając kanapkę.

Jedli w milczeniu. Twigg wypił piwo i zapytał, czy może wziąć jeszcze

jedno. Skinęła głową.

— Przynieś i dla mnie! — krzyknęła za nim.

background image

— Jak długo tu zostaniesz? — zapytał.

— Aż dokończę powieść. Tydzień lub dwa. A potem zawsze potrzebuję

tygodnia odpoczynku. Nie muszę się spieszyć z powrotem do domu, więc

mogę zostać trochę dłużej. A ty?

— Wynająłem domek na pół roku. Tyle mniej więcej potrzebuję, żeby

opracować notatki, napisać sprawozdania z badań, a potem zamówione

artykuły.

Ile to już razy siadywała na tej ławce i spoglądała w słońce z Brettem i

dziećmi? Ale nigdy nie było jej tak przyjemnie, jak w tej chwili.

— Lubię tutejsze zachody słońca — powiedziała cicho.

— Koniec dnia. Słuchaj, a co piszesz? A może nie chcesz o tym mówić?

Słyszałem, że pisarze boją się, żeby im ktoś nie ukradł pomysłu.

Rita roześmiała się.

— Już z tego wyrosłam. Pisuję romantyczne powieści dla kobiet.

— Ach, jesteś tą Ritą Bellamy. Nazwisko wydało mi się jakoś znajome.

Kiedy prowadziłem badania nad delfinami, kilka biolożek czytało twoje

książki. Mówiły, że jesteś dobra.

Rita ucieszyła się z komplementu.

— Staram się. Piszę to, co sama lubię czytać.

Twigg się zamyślił.

— Zdarza ci się opisywać samą siebie?

Rita zastanawiała się nad odpowiedzią.

— Niedokładnie. Może moje tęsknoty, marzenia, skrywane pragnienia

— odparła szczerze. Jej nowy przyjaciel zasługiwał wyłącznie na

szczerość. Czuła, że naprawdę może go uważać za przyjaciela.

— Chyba to rozumiem. Co twoja rodzina sądzi o tym, co piszesz?

background image

— Tolerują mnie. — Cholera, ten facet sprawia, że się wywnętrza,

wraca myślami do spraw, o których chciałaby zapomnieć. I znów

odpowiedziała mu z całą szczerością: — Dzieci są już samodzielne.

Charles jest na letnim obozie przygotowawczym, a potem idzie do

Princeton. Camilla ma już własną rodzinę, a Rachel mieszkanie w mieście.

Prowadzą własne życie.

— A co porabia pan Bellamy? — zapytał Twigg bez ogródek. Musiał

się dowiedzieć, a lepiej spytać wprost niż owijać W bawełnę. Wstrzymał

oddech, czekając na jej odpowiedź.

— Pan Bellamy ożenił się z młodą damą. Bardzo młodą, młodszą o rok

od naszej starszej córki — odparła Rita beznamiętnie.

— Czyżbym w twoim głosie słyszał gorycz?

— Tak, do cholery, to właśnie słyszysz. Nie doszłam z tym jeszcze do

porządku, ale kiedyś dojdę. Masz jeszcze jakieś pytania? — warknęła

poirytowana.

— Nie na temat twego życia. Przepraszam, Rita. Nie chciałem

rozdrapywać starych ran. Nie, do diabła, właśnie chciałem. Musiałem się

czegoś o tobie dowiedzieć, bo chcę cię lepiej poznać. Nie mam zwyczaju

chodzić na paluszkach wokół jakiejś sprawy. Przykro mi, że cię

zdenerwowałem.

— Nic się nie stało. Nie powinnam być taka przewrażliwiona. To już

dwa lata, czas się przystosować. — W kuchni zadźwięczał telefon i

przerwał dalsze wyjaśnienia. — Przepraszam — powiedziała i podniosła

się.

Twigg oparł się na surowym blacie stołu. Starał się nie słuchać, ale głos

Rity brzmiał wyraziście i donośnie.

background image

— Jak się masz, Tom? Zawsze się cieszę, kiedy cię słyszę, ale raczej nie

uda ci się mnie namówić. Mam zobowiązania i muszę się z nich

wywiązać. Nie, Tom. To nie wchodzi w rachubę. Oczywiście, że kocham

swoje wnuki. Wynajmij kogoś, Tom. Jest wiele godnych zaufania agencji,

oferujących opiekunki do dzieci. Nie, Tom. Nawet jeżeli je tu

przywieziecie. Tłumaczyłam to już Camilli. Mam termin. Oczywiście,

zdaję sobie sprawę, jak ważna jest twoja praca. Zastanawiam się tylko, czy

ty wiesz, że moja także jest ważna. Staram się nie być od nikogo zależna,

Tom, i myślę, że mógłbyś skorzystać z mego przykładu.

W słuchawce rozbrzmiewał głos Toma. Nie miał prawa, najmniejszego

prawa… Słuchała go jeszcze przez kilka minut, ale kiedy zawołał do

telefonu Jody’ego, aby poprosił babcię, by go odwiedziła, stała się

bezlitosna. To chwyt poniżej pasa.

— Tom, to nie jest uczciwa gra i nie rozumiem, dlaczego ty i Camilla

nie umiecie przyjąć mojej odmowy. Gdyby to było kiedy indziej, choćby

w przyszłym tygodniu… — Do diabła, znów się tłumaczy. Potrzebne jest

jej następne piwo i trening asertywności. Dlaczego? Nie miała przecież

takich problemów z ludźmi spoza rodziny: sekretarkami, wydawcami,

redaktorami, dziennikarzami, mądrymi ludźmi, ważnymi osobistościami…

Nigdy. A teraz oto niemal błaga Toma i Camillę, by zrozumieli, że nie

może się zająć ich dziećmi i pozwolić, by wnuki przeszkodziły jej w

pracy.

— Posłuchaj, Tom — powiedziała chłodnym, nieustępliwym tonem. —

Na twoim miejscu nie przyjeżdżałabym tutaj. Dałam ci odpowiedź i nie

zmienię zdania. Musisz to rozwiązać jakoś inaczej. Próbowałeś z Brettem i

jego żoną? — Boże, znów to robi. Usiłuje za nich rozwiązywać problemy.

background image

— Jasne. Telefonowaliśmy do nich. Obydwoje są przeziębieni. A poza

tym, jak mówi Camilla, jesteś ich babcią. I właśnie z tobą chcą zostać.

— To bardzo miłe, Tom. Jednak w ten weekend zupełnie niemożliwe —

starała się, by zabrzmiało to przekonująco. Tylko wnuków tu brakowało.

Kiedy mają jej dostarczyć meble, kiedy ma ją odwiedzić Ian… Nie, to po

prostu niemożliwe.

— Rito — Tom konfidencjonalnie zniżył głos. — Camilla jest bardzo

zdenerwowana. Wiesz, jak ona cię podziwia. Stara się ciebie naśladować.

Sprawiasz jej straszliwy zawód. Nie rozumiemy, co cię napadło? Nigdy

dotąd nam nie odmawiałaś.

— Więc czemu to takie okropne, że ten jeden raz odmawiam? Nie, Tom

— zawahała się; znów niemal go przepraszała. — W tym tygodniu to

niemożliwe. Jesteś inteligentnym człowiekiem; jestem pewna, że

znajdziesz jakieś rozwiązanie. Pozdrów Camillę i dzieci. Dobranoc, Tom.

Twigg wzdrygnął się, słysząc odgłos odkładanej słuchawki. Uchwycił

strzępki rozmowy i instynktownie rozumiał, na czym polega wewnętrzny

konflikt Rity. Słyszał drżenie jej głosu, usprawiedliwiający ton… Kiedy

nagle rozmowa się zakończyła, czuł, że jest po jej stronie. Zuch

dziewczyna z tej Rity! Oby ci się udało!

— Nie proś mnie, żebym ci tłumaczyła, o co chodzi — powiedziała,

stawiając przed nim następną butelkę piwa. Wielki Boże! Czy naprawdę

nie ustąpiła Tomowi i Camilli? Z całą pewnością zostanie za to ukarana i

będą trzymać wnuki z daleka od niej do czasu, kiedy znów im będzie

potrzebna… Zdała sobie sprawę, że zaniedbuje gościa, rozchmurzyła więc

twarz i skierowała wzrok na Twigga.

— Opowiedz mi, o czym piszesz. Czy delfiny rzeczywiście są takie

background image

inteligentne, jak się mówi?

— Półtora roku spędziłem w Australii na obserwacji obyczajów

wielorybów i delfinów. Fascynująca przygoda. Do Stanów wróciłem

raptem parę tygodni temu, no i trafiłem na ogłoszenie o domku Johnsona.

Moje oczy są spragnione barw jesieni. Zmian pór roku, i tego

wszystkiego… Kto wie, kiedy znów nadarzy mi się taka okazja. — Twigg

wyczuwał szczere zainteresowanie Rity, która patrzyła na niego tymi

swoimi niezwykłymi niebieskimi oczami. — A tam skąd wracam, był

jeden delfin o imieniu Sindbad. Dosłownie zapierał mi dech w piersi. Ten

gatunek ma niesamowicie rozwinięty system sonarowy. Słyszą dźwięki o

częstotliwości stu czterdziestu kiloherców, osiem razy wyższe niż

człowiek. Mogą nurkować na głębokość prawie trzech kilometrów i nie

mają żadnych problemów z dekompresją. Zużytkowują osiemdziesiąt

procent tlenu.

W miarę jak Twigg opowiadał o morzach, zwierzętach i ich zwyczajach,

rozmowa z Tomem odchodziła w niepamięć.

— Samice bardziej lubią się bawić niż samce; Sindbad był wyjątkiem od

reguły. Samica jest również stroną aktywną w zalotach. Samce osiągają

dojrzałość płciową dopiero po ukończeniu siódmego roku życia. Ciąża

trwa jedenaście miesięcy, a samice są bardzo opiekuńcze wobec młodych.

— Jak większość matek — powiedziała Rita cicho, myśląc o swojej roli

matki oraz o własnych sukcesach i porażkach.

— Też tak myślę. — Twigg wstał. — Czas na mnie. Powinienem

wracać do pracy. Zaproszę cię na kolację, jak tylko pozmywam naczynia.

Jeszcze raz dziękuję, Rito.

— Odprowadzę cię do pomostu. Taki piękny wieczór…

background image

Na pomoście życzyli sobie dobrej nocy. Rita patrzyła na Twigga, gdy

odchodził wzdłuż piaszczystej plaży. Lubiła go. Lubiła z nim przebywać.

Jakoś tak dobrze się przy nim czuła. Nie zadawał jej żadnych pytań na

temat rozmowy z Tomem, nie dał do zrozumienia, że ma na ten temat

jakąkolwiek opinię…

Twigg ruszył przed siebie. Nie miał ochoty wracać do domu, ale

instynktownie wyczuwał, że Rita musi odetchnąć w samotności po

niemiłej rozmowie telefonicznej. Nie chciało mu się pracować nad

artykułami; wolałby być z nią… Obejrzał się; stała na końcu pomostu.

— Zapomniałem o czymś! — krzyknął.

— O czym? — Zaintrygował ją wyraz jego oczu, kiedy podszedł bliżej.

— O tym. Objął ją i przyciągnął do siebie. Zdała sobie sprawę, że jest

znacznie wyższy i góruje nad nią. Uniósł palcami jej podbródek i zajrzał

głęboko w oczy. Delikatnie dotknął ustami jej warg; było w tym

oczekiwanie i łagodna zachęta, by mu odpowiedziała. Obejmujące ją

ramię było silne i stanowcze, ale palce gładziły ją po policzkach leciutko i

czule. Wydawało się to naturalnym zakończeniem miłego wieczoru. Ot,

tak, po prostu — pocałunek, czuły gest, próba uzyskania odpowiedzi, ale

żadnych nacisków.

— Dobranoc, piękna pani — powiedział lekko schrypniętym głosem. A

potem odszedł. Patrzyła, jak się oddala.

Rita oblizała wargi. Dobry pocałunek, tak by go opisała w swojej

książce. Poczuła pragnienie namiętności uczucie, o którym już niemal

zapomniała… Twigg Peterson dobrze wpływał na jej ego. Nazwał ją

„piękną panią” i nagle rzeczywiście poczuła się piękna, i nieco bardziej

podniecona, niż by tego pragnęła.

background image

Twigg wrócił do domu i zasiadł nad czystą kartką papieru w maszynie.

Miał chęć pocałować Ritę i zrobił to. Miał na to ochotę już w momencie,

gdy się jej przedstawiał… Czuł, że łatwo ją zranić, ale jednocześnie była w

niej jakaś siła. Przyjemnie było czuć ją w ramionach. A jak miło i

naturalnie oddała mu pocałunek… Nie musiał się teraz zastanawiać, co

sobie o nim pomyślała i czyjej nie obraził. Z Ritą wszystko było jasne.

Czarne albo białe. Lubiła cię, albo nie lubiła. I to także było dobre.

Emocjonalne gierki są dobre dla dzieci i częściej ranią, niż dają

przyjemność… Pusta kartka jaśniała oskarżycielsko w świetle lampy i

Twigg zabrał się do pracy.

background image

R

OZDZIAŁ

3

Rita leżała skulona w śpiworze. Był wczesny ranek, na dworze

panowały ciemności. Chyba nie dalej niż piąta… Niedługo odezwą się

ptaki. Jęknęła głośno. Nie była gotowa na nadchodzący dzień… Nie, nie

będzie rozmyślać o tamtym pocałunku, który obudził w niej coś skrytego

tak głęboko, że nawet nie potrafiła tego nazwać. Będzie myślała o czymś

innym. Camilla… To najstarsze z dzieci było jej zawsze najbliższe. Nie

chciała, żeby coś je rozdzieliło.

Camilla zawsze naśladowała Ritę. Podczas zabawy w dom, opieki nad

lalkami, pomagając w domu… Zawsze była pierwsza do zmywania

naczyń. Teraz zapanowała między nimi jakaś nieokreślona wrogość i Rita

nic bardzo wiedziała, jak powalić dzielący je mur. Cóż takiego uczyniła,

oprócz tego, że nie chciała wkraczać w życie córki? Mogłoby się zdawać,

że dziewczyna ma wszystko, czego zawsze pragnęła: dom, odnoszącego

sukcesy męża, dzieci. Czegóż mogła potrzebować od matki?

Dzieci… Rita zastanowiła się, czy kiedykolwiek żądała od swojej matki

rzeczy niemożliwych. Jeśli tak, to nie zdawała sobie z tego sprawy. A

jednak… Przed śmiercią matki coś je rozdzieliło. Pod koniec życia, kiedy

matka była już chora, zdecydowała się przenieść do Chicago, żeby

zamieszkać z bratem Rity i jego żoną, jakby nie chciała być ciężarem dla

swej jedynej córki. Miała jej za złe pisarstwo. Przeprowadzka do Teda

miała oznaczać policzek i Rita tak właśnie to odebrała. Czy Camilla czuła

coś podobnego? Jakby ją spoliczkowano? Nie, to niemożliwe. A jednak

matka Rity potępiała ją za to, że zajęła się własną karierą, zamiast

poświęcić się wyłącznie sprawom domu i rodziny. Tuż przed śmiercią

background image

matki rozmawiały na ten temat szczerze i otwarcie. Czy to możliwe, że

Camilla, która zawsze identyfikowała się z Ritą, poczuła się odrzucona,

niedoceniona?

Camilla, która zawsze starała się być taka, jak ona. Starała się być dobrą

żoną i matką. A teraz była świadkiem, jak Rita staje się zupełnie nową

osobą. Rozwód, samodzielne życie, podejmowanie decyzji, wkroczenie w

świat książek i interesów… Camilla chciała i żądała, by Rita nadal dawała

jej przykład i była żywym dowodem na to, jak ważne są dom i rodzina.

Pragnęła, by matka prowadziła takie życie, jakie ona wybrała dla siebie.

Rita otrząsnęła się. Myśli o Camilli wprowadzały ją w przygnębienie.

Byli jeszcze Charles i Rachel… Nie napisała listu do Charlesa. To znaczy

do Chucka… Musi to sobie zapamiętać. Chuck. Musi także zatelefonować

do Rachel i ustalić, kiedy zamierza przyjechać, żeby ugotować dla niej coś

specjalnego. Chuda niczym modelka Rachel jadała wyłącznie potrawy

przygotowane specjalnie dla niej.

Kurczę. Dlaczego ma się przejmować, czy Rachel będzie jadła? Jest

przecież wystarczająco dorosła, żeby o siebie zadbać. A, i jeszcze jedno.

Gdyby Rita nie przypominała Rachel i Charlesowi o wizytach u dentysty,

mieliby zęby stoczone próchnicą. Mało, że przypominała; musiała ich

umawiać z dentystą. Często była zmuszona kilkakrotnie zmieniać terminy

wizyt, tak by nie kolidowały z ich rozkładem zajęć.

Ian wielokrotnie proponował Ricie, że znajdzie jej sekretarkę, która

zajmie się prozą codziennego życia, ale Rita nie chciała o tym słyszeć. Nie

chciała, aby ktokolwiek wiedział, jak dalece została zniewolona przez

własną rodzinę, Ian podejrzewał ją zaledwie o połowę jej zobowiązań

wobec dorosłych dzieci, a i tak radził, by się z nich otrząsnęła i służył

background image

wskazówkami, jak to uczynić. Wdowiec, ojciec dorosłych dzieci, często

opowiadał, jak samodzielne są jego latorośle. Nie chciał przyjąć do

wiadomości, że dzieci uniezależniają się od ojców znacznie wcześniej niż

od matek. Rita wiedziała, że znajdują się w zupełnie odmiennych

sytuacjach, ale jakoś nie umiała przekonać o tym Iana.

Kochany Ian. Zawsze chętny do pomocy, zawsze gotów wziąć na siebie

jej kłopoty, Ian, na którym mogła polegać, Ian w dwurzędowych

garniturach i śnieżnobiałych koszulach. Jej matka nazwałaby go uczciwym

człowiekiem. I przystojnym mężczyzną w średnim wieku. Rita otworzyła

zdumione oczy: ona także osiągnęła wiek średni… Gdyby tylko zachęciła

Iana, poprosiłby ją, by za niego wyszła. Chciał się nią zaopiekować,

zupełnie jakby była bezradną istotą, która bez jego rad i wsparcia nie radzi

sobie z całym tym wielkim światem… Dobry, miły, godny zaufania Ian.

Może na początku rzeczywiście potrzebowała opieki. Zaraz po

rozwodzie, kiedy rany były świeże. Teraz jednak wydawało jej się, że

potrzebuje przygody. Rany zabliźniły się i tylko nieliczne jeszcze

krwawiły. Rita zaczynała się cieszyć z wolności. Mogła jeść, kiedy miała

na to ochotę, zmywać naczynia, kiedy przyszła jej na to fantazja, kłaść się

i wstawać według własnego uznania, jeździć na zakupy i wybierać, co jej

się żywnie podobało… Zaczynała sobie radzić z mechanikami i

konserwatorami, wynajęła nawet ogrodnika w Ridgewood, żeby Charles

miał czas na grę w tenisa i inne ulubione sporty. Nie czuła się już nawet

samotna. No, chyba że nocami… Ale i na to była rada; dobra książka. Po

upływie dwóch lat od rozwodu zaczynała sobie radzić całkiem nieźle. A

Twigg jest zbyt chudy.

Wsunęła się jeszcze głębiej do śpiwora. Był taki ciepły i wygodny. Dziś

background image

będzie pogodnie, ale chłodno, czuła to w kościach. Dzień na bluzę i ciepłe

spodnie. Pogoda w Poconos zawsze miała charakter. Powinien przystrzyc

włosy.

Pomyślała o byłym mężu. Zawsze był rannym ptaszkiem. Tak jak ona…

Lubił się z nią kochać wczesnym rankiem. Ciekawe, jak Brett kocha się ze

swoją nową żoną? — pomyślała bez zażenowania. Prawdopodobnie z

żarem równym temu, jaki okazywał jej dwadzieścia lat temu, podczas

podróży poślubnej… Brett miał upodobania, które zwykle przypisuje się

kobietom: był domatorem. Cenił sobie dobre, przyrządzone w domu

posiłki, wyprasowane koszule. Co tydzień trzeba było więc prasować

wszystkie czternaście… Lubił siadywać przy kominku w starym swetrze,

kapciach, z fajką i „Business Week” oraz „Wall Street Journal”. Rita

zastanawiała się czasem, jak udawało mu się odnosić sukcesy zawodowe.

Był pozbawiony wyobraźni, nie interesowało go nic poza domem i

interesami. Umiarkowanie dobry ojciec, chadzał od czasu do czasu z

dziećmi na koncerty oraz mecze. Na miłość boską, Twigg ma zaledwie

trzydzieści dwa lata! Jest od niej o dziesięć lat młodszy!

Zachciało jej się palić. Powinna wstać i zaparzyć kawę. Oczywiście

bezkofeinową. Usmażyć jajka na bekonie Albo kilka naleśników. Albo

grzankę z cynamonem i cukrem pudrem. Czy kupiła syrop? Przekręciła się

na brzuch, sięgnęła po papierosa i bliżej przyciągnęła popielniczkę.

Policzyła niedopałki. Dzieci zawsze miały jej za złe, że pali. Nawet

Camilla napuszczała na nią małego Jody’ego. A przecież Rita jest dorosła i

potrafi odczytać ostrzeżenie o szkodliwości palenia tytoniu. Lubiła palić i

nie miała zamiaru z tego rezygnować. A już na pewno nie ze względu na

kogoś innego niż ona sama. Kiedy była poza domem, w towarzystwie osób

background image

niepalących, zawsze pytała, czy może zapalić. Papierosy uspokajały ją,

były jej wentylem bezpieczeństwa. Jeżeli kiedykolwiek nadejdzie dzień, że

przestanie ich potrzebować, to wyłącznie dlatego, że podejmie taką

decyzję; Twigg pali taki aromatyczny tytoń. A jej papierosy mu nie

przeszkadzały.

Zaśpiewał pierwszy ptak. Czy Twigg jeszcze śpi, czy już się obudził?

Wpadnie do niej, czy też zacznie ją ignorować po wczorajszym

pocałunku? Wiedziała, że wróci, jeśli nie dziś, to jutro.

Założyła ręce nad głową i napięła mięśnie brzucha. Kiedy tak się

wyciągnęła, nie widać było nadmiaru sadełka. Szkoda, że nie może trwać

w takiej pozycji i wyglądać na szczupłą i zgrabną… Może powinna

przejść na dietę i zacząć uprawiać jakieś umiarkowane ćwiczenia? Czy

wiek średni jest na to zbyt zaawansowany? Po trzech ciążach i porodach

miała trochę rozstępów. Przeczytała w jakimś piśmie, że jedynym

sposobem, żeby się ich pozbyć, jest operacja plastyczna. To nie wchodziło

w rachubę; nie pójdzie pod nóż z powodu głupich rozstępów. A może

jednak powinna? Podobał się jej. Podobała jej się jego szczerość, to, że był

w tak dobrym kontakcie ze swymi uczuciami, jego pewność siebie i

łagodność. Chciałaby taka być chociaż w połowie. Musi się tyle nauczyć,

żeby się do niego upodobnić… Każdy krok był krokiem w nieznane i

musiała dwa razy pomyśleć, zanim ruszyła w jakąkolwiek stronę.

Przez głowę przemknął jej termin „romans”. Nie lubiła tego słowa.

„Związek” brzmiał o wiele lepiej. Brett miał romans… Czy romans może

się zmienić w związek? Chyba nie… Brett nie pozwolił na to. Romans, a

potem od razu małżeństwo. Jak ona ma na imię? Czasem nie mogła sobie

przypomnieć. Ach tak, Melissa. Dzieci udawały, że jej nie lubią, ale lubiły.

background image

Rita była tego pewna. Charles po wizytach u ojca i macochy uśmiechał się

głupkowato; Camilla wychwalała ciasta Melissy i jej potrawkę z jagnięcia;

nawet Rachel oświadczyła, że zmuszona jest szanować Melissę i jej

zdobywczą postawę wobec życia. Fakt, że zdobyła jej ojca, zdawał się

Rachel nie przeszkadzać… Wszystkie dzieci zaakceptowały Melissę i

nowe małżeństwo ojca, Ricie zaś w subtelny sposób dawały odczuć swoją

niechęć. To ją obwiniały za rozpad rodziny.

Rita zdawała sobie sprawę, że wszyscy troje mają jej za złe pisarską

karierę. Mają jej za złe, że zajęła się czymś, co jest nie tylko twórcze, ale i

przynosi niezły dochód. Robili uszczypliwe uwagi na temat jej wystąpień

w telewizji i wywiadów w prasie.

Zapaliła następnego papierosa. Oczywiście, kiedy Camilla potrzebowała

wolnej od procentów pożyczki na wybudowanie basenu kąpielowego,

dziesięć tysięcy dolarów Rity było mile widziane. Charles również nie

miał żadnych obiekcji, biorąc od matki dziewięć tysięcy na nowego trans

am, Rachel zaś z ochotą przyjęła „pożyczkę” na ubezpieczenie mieszkania

i umeblowanie do trzech pokoi. Rita nie spodziewała się, że odzyska

„pożyczone” sumy, i nie chciała ich odzyskiwać. Bolało ją jednak, że nie

zwrócili się do ojca, że z góry przyjęli, iż matka będzie wniebowzięta,

mogąc im pomóc. Nie padło ani jedno słowo na temat zwrotu pieniędzy.

Nie przyjęłaby ich, ale miło by jej było takie słowa usłyszeć.

— Chcę tylko odrobiny szacunku, odrobiny zrozumienia dlatego, co

robię. Do diabła, dlaczego dostaję to wyłącznie od obcych? Dlaczego moja

własna rodzina nie może dostrzec, że jestem kimś? Byłam żoną, matką,

pisarką. Nie mieli prawa zmuszać mnie, żebym dokonywała wyboru —

powiedziała gorzko do czterech pustych ścian. Wybór został na niej

background image

wymuszony przez Bretta. Trzydzieści dwa lata.

Wypełzła ze śpiwora i podeszła do nie zasłoniętego okna. Nad ziemią

unosił się welon białawej mgły. W lawendowym brzasku dostrzegła

lśniące na trawie diamenciki rosy. Ciekawe, czy już wstał.

Włączyła ogrzewanie i wsypała kawy do ekspresu. W czasie gdy się

parzyła, Rita wzięła prysznic i ubrała się. Dżinsy i granatowa bluza…

Stanęła przed lustrem. Obróciła się bokiem. Wciągnęła brzuch, a następnie

go rozluźniła. Od dawna nie przyglądała się sobie tak krytycznie. Przytyła.

Te nowe dżinsy z lycrą są zdradliwe… Dopóki zamek się dopinał, nie

zwracała uwagi na przyrost wagi. Ciekawe, kiedy przestałby się dopinać,

gdyby dżinsy były z czystej bawełny? Wykrzywiła się, a potem

roześmiała.

— Kogo chcesz nabrać, Rito Bellamy? — spytała swego odbicia w

lustrze.

— Nikogo, nawet siebie. Jestem teraz prawie na szczycie i nie mam

zamiaru z niego spadać. Zbyt ciężko na to pracowałam.

Zadowolona z odpowiedzi, opuściła bluzę, zasłaniając nie całkiem już

jędrną pupę i poszła do kuchni. Była jaka była i już.

Dwa sadzone jajka, trzy plasterki bekonu, dwa tosty, trzy filiżanki kawy

oraz kilka papierosów, i Rita była gotowa zasiąść do maszyny. Piętnaście

po szóstej. Może pracować, dopóki nie przywiozą zamówionych mebli, a

potem zrobi sobie przerwę. Kiedy wszystko zostanie ustawione, postawi

obiad na małym ogniu i wróci do pracy. Nie pozwoli sobie na żadnych

gości, żadne telefony i nie dopuści do siebie żadnych głupich myśli. Ma

pracować i chce pracować. I ma jeszcze napisać list do Charlesa oraz

zatelefonować do Rachel. Zrobi to, kiedy dostawcy będą wynosić meble z

background image

ciężarówki. Rachel była zawsze pod telefonem.

Zanim usiadła przy biurku, podeszła do drzwi i otworzyła je na oścież,

pod pretekstem, że spojrzy na jezioro i na otaczające je sosny. Plaża i

pomost były puste, jak zawsze o tej porze dnia. Przeniosła wzrok na chatę

Johnsona. Z komina nie wydobywała się smużka dymu. Twigg

prawdopodobnie jeszcze śpi albo pracuje. Ciekawe, czy ma w domu coś

nadającego się na śniadanie… Postała w drzwiach jeszcze chwilę,

odsuwając moment powrotu do pisania. Nie zdawała sobie sprawy, jak

intensywnie wpatruje się w domek Johnsona, dopóki nie zaczęły jej łzawić

oczy. Ma czterdzieści trzy lata, a przyszłym miesiącu skończy czterdzieści

cztery.

Przez następne cztery godziny była całkowicie zatopiona w pracy nad

książką. Nagle rozległo się stukanie do drzwi.

— Proszę — powiedziała, kończąc rozpoczęte zdanie.

— Pani meble, madame! — zawołał męski głos.

Po upływie godziny wszystkie meble znalazły się na miejscu. Za

dodatkowe dwadzieścia dolarów ekipa dostawcza złożyła łóżko i zawiesiła

zasłony w oknach. Rita poczęstowała mężczyzn piwem i kawą. Przyjęli

poczęstunek i przez kilka minut wymieniali z gospodynią uwagi o

pogodzie. Kiedy wyszli, Rita szybko rozesłała na łóżku nową pościel.

Odstąpiła kilka kroków i spoglądała na swoje dzieło. Ale kolorowo.

Wybrała duże podwójne łóżko, nie wiedząc nawet, dlaczego. Pościel była

w brązowe i pomarańczowe motyle. Świetnie, to jak ja — wolna, wolna,

wolna! Narzuta współgrała z barwami jesieni i kolorem ścian z Sosnowego

drewna. Zawiesiła w łazience wzorzyste ręczniki, czując, że i one wyrażają

jej gust, jej upodobania kolorystyczne, jej tożsamość.

background image

Dobry nastrój nie opuszczał jej, dopóki zabrała się do pisania listu do

Charlesa. Najpierw wypełniła dla niego czek na dwieście dolarów. Czy to

niezbyt wiele? Pomyśli, że matka stara się go przekupić… Już widziała

jego drwiący uśmiech. Któregoś dnia będzie musiała zdrowo synem

potrząsnąć, nie bacząc na fakt, że ma już prawie dziewiętnaście lat…

Wpatrywała się w czek przez dłuższą chwilę, wreszcie przekreśliła go

dużym X i wypisała nowy, tym razem na dwadzieścia pięć dolarów.

Charles był także synem Bretta; niech i ojciec ponosi koszty.

W czasie, który zużyła na staranne zredagowanie listu do syna, mogłaby

napisać cały rozdział książki. Kiedy Charles zobaczy czek, z pewnością

rzuci się na list, szukając wyjaśnienia… Na pewno będzie się też

spodziewał wzmianki na temat meczu futbolowego, który miał się odbyć

nazajutrz po Święcie Dziękczynienia. Brrr… Będzie na nim Brett z żoną.

Po raz pierwszy przyjdzie jej spotkać się z drugą panią Bellamy. No cóż,

Charles spodziewa się obecności matki, a poza tym obiecała, że przyjdzie

na ten mecz. A jednak… Charles na pewno zacznie się głupkowato

uśmiechać, a Brett nie będzie widział świata poza swoją młodą żoną, a

Melissa rozkwitnie pod jego zachwyconym wzrokiem. A Rita będzie

usiłowała ukryć gniew i wrogość.

Zapisała siedem stron, zanim skleciła brudnopis. Przepisała list na

czysto i podpisała: „Całuję cię mocno, mama”.

Bynajmniej nie czuła się obco wśród nowych mebli, które całkiem

odmieniły wnętrze domku. Przeciwnie, była zachwycona. Ta pierwsza od

wielu lat samodzielna decyzja okazała się strzałem w dziesiątkę. Wybrała

nowoczesność pod wpływem impulsu, jako przeciwieństwo stylu

kolonialnego, na który przed laty zdecydowali się z Brettem. A może

background image

wtedy zdecydował sam Brett?

Maszyna do pisania stała teraz na dębowym biurku, a Rita siedziała na

beżowym dyrektorskim krześle, które obracało się na lśniących kółkach.

Stół miał blat z matowego szkła, a kryte tapicerką kanapy i fotele można

było dowolnie zestawiać, tak by pasowały do wnętrza. Wszystko

utrzymane było w barwach brązów i beży z akcentami turkusu i kremowej

bieli. Rolety doskonale spełniały swoją rolę: wpuszczały światło lub

izolowały od światła bez kilometrów zbierających kurz tkanin. Łączyły

wszystko w całość dywaniki w geometryczny wzór. Miło też było spojrzeć

na trzypoziomową dębową etażerkę, na której mogła poustawiać swoje

książki i inne drobiazgi… Uznała, że kupując za jednym zamachem

umeblowanie do wszystkich pokoi, postąpiła słusznie. Nie miała czasu na

wybieranie poszczególnych sprzętów, a poza tym postawiona wobec

konieczności dokonania tylu wyborów, prawdopodobnie nie

zdecydowałaby się na żaden.

Także druga sypialnia, dla Rachel, została kompletnie urządzona,

włącznie z kwiatami na jedwabiu oprawionymi w mosiężne ramki nad

podwójnym łóżkiem. Narzuta w brązowe i pomarańczowe ciapki, dywanik

przy łóżku w barwach rdzy i beżu… Rita uznała, że bardzo jej to

odpowiada: czyste, żywe kolory, proste sprzęty zamiast opasłych

kolubryn. Nawet mały kuchenny stolik oraz krzesła z chromowanego

metalu i trzciny były doskonałe, praktyczne, a jednocześnie dające

wrażenie przestrzeni i gładkości, bo stół miał blat ze szkła. Lampy i kilka

przedmiotów w stylu orientalnym, jak wazon z gałązkami wierzby oraz

przypominający fresk obraz do zawieszenia nad kominkiem, dopełniały

wystroju. Zachwycona Rita ruszyła na obchód chaty, ciesząc się z każdego

background image

dokonanego zakupu i z decyzji, by urządzić domek po swojemu. W głowie

wrzało jej od pomysłów na nowe zakupy. Na przykład te wysokie kieliszki

z przydymionego szkła, które podziwiała u Rosy… A kwiaciarka z miasta

z pewnością wymyśli coś wspaniałego do przyozdobienia stołu w jadalni.

Przyszłej wiosny trzeba będzie się rozejrzeć za meblami na werandę. Coś

naprawdę kolorowego… ale dopiero na wiosnę. W zimie lód skuje jezioro,

śnieg pokryje ziemię…

Niechętnie powróciła myślą do czasów, kiedy wraz z Brettem

przybywali tu na długie, intymne weekendy, pozostawiwszy dzieci pod

opieką jej matki. To były wspaniałe chwile, bardzo im potrzebne, aby

odnowić intymność, nacieszyć się sobą… Na co dzień Bretta pochłaniała

praca w reklamie, ją zaś nieustający domowy kierat, i trochę się od siebie

oddalali. Ach, te długie, cudowne weekendy… Brett wysypiał się do

późna, a ona szykowała śniadanie, aby było gotowe, kiedy się obudzi. To

były najlepsze czasy. Kochali się rankiem, a wieczorem wcześnie kładli do

łóżka, przy łagodnym szeleście padającego za oknem śniegu…

Rita zmarszczyła brwi. Może zbyt szybko odmówiła Camilli i Tomowi?

Przypomniała sobie, jak ważne były owe chwile samotności dla niej i dla

Bretta. Spojrzała na maszynę do pisania, a potem na telefon.

Nie. Tym razem nie. A jeśli przyjrzeć się dokładniej, te weekendy bez

dzieci wcale nie były takie znowu wspaniałe. Czy wyprzęgała się z

kieratu? Czy nie zamieniała po prostu jednej kuchni na inną? A przed

wyjazdem to znowu tylko ona zmieniała pościel, zbierała po domu

ręczniki i inne brudy, żeby je uprać w New Jersey. Gotowanie, pranie,

zakupy… Jak zawsze. Plus uczucie, że te weekendy z dala od domu

rodzinnego są bardziej dla Bretta niż dla niej. Wyjeżdżali, bo to on musiał

background image

odpocząć od pracy. Jej praca pozostawała taka sama, niezależnie od tego,

dokąd jechali.

Mimo wszystko… Znów spojrzała na telefon, już w wyobraźni

wykręcała numer Camilli. Z determinacją zasiadła do maszyny i zaczęła

pracować. To był jej czas i będzie z nim robiła, co zechce. Czyż nie tak?

Była tak pogrążona w pracy, że zapomniała o lunchu. Pisała przez całe

popołudnie. Wreszcie przerwała na moment, żeby się napić wody sodowej

i pójść do toalety. Roztarta obolałe skronie i wyjrzała na zewnątrz.

Popatrzyła na jezioro i pusty pomost. W domku Johnsona nie widać było

oznak życia. Właściwie nie spodziewała się żadnych oznak. Wczorajszy

wieczór przeminął i uporała się z nim. To tylko ciepła noc i trzy piwa

sprawiły, że Twigg objął ją i pocałował. Tylko kobiety dopatrują się uczuć

i emocji tam, gdzie wcale ich nie ma. Ma czterdzieści trzy lata i powinna

być rozsądniejsza.

Trzydzieści dwa lata to bardzo mało jak na profesora. Trzydzieści dwa

lata to w ogóle bardzo mało. To młodość. A czterdzieści trzy to wiek

średni. A potem już z górki w zabłoconych tenisówkach. Czterdzieści trzy

lata to wytchnienie przed menopauzą, czas na liftingi twarzy i kremy

przeciwzmarszczkowe, czas, żeby się bujać w fotelu na biegunach. Czas,

by farbować siwe włosy i pozbyć się duchów przeszłości.

Do wczorajszego wieczoru rzeczywiście grzęzła coraz głębiej. A potem

nagle wychynęła na powierzchnię i nabrała haust powietrza. Ujrzała

piękno świata i zapragnęła w nim uczestniczyć. I tak się stanie, w

odpowiednim czasie. Ale czas może być największym wrogiem. Czas.

Czas. Czas, żeby zatelefonować do Rachel, zanim znów zasiądzie do

pisania. Powinna także zadzwonić do Iana. Ale nie ma mu nic do

background image

powiedzenia. Niech się odezwie pierwszy.

Późnym popołudniem Rita sięgnęła po telefon i wykręciła numer

młodszej córki. Rachel była projektantką tkanin i trzy dni w tygodniu

pracowała w domu.

— Jak leci, mamo? Finiszujesz już? — pytała z zainteresowaniem, jak

by jato naprawdę obchodziło. Rachel wiedziała, co to terminy.

— Tak, kochanie. Już prawie kończę. Jeszcze tydzień i będzie po

wszystkim. Co u ciebie?

— Wspaniale, mamo. Poznałam świetnego faceta. Na weekend jadę z

nim do Miami. Pracuje w reklamie i nabawił się wrzodu żołądka w wieku

dwudziestu dziewięciu lat. Spodoba ci się.

— Czy to oznacza, że poznam wreszcie któregoś z twoich młodych

przyjaciół? — spytała Rita sarkastycznie. Rachel wiele obiecywała, lecz

zwykle nie dotrzymywała słowa.

— Zależy, jak się potoczą sprawy. Nie jest to pan Ideał. Być może

zamieszkamy razem, żeby zobaczyć, czy do siebie pasujemy. Może się

okazać, że nie pasujemy. Dam ci znać po weekendzie. A jak tam u ciebie?

Rita poczuła lekki ból głowy. Nie sposób było nadążyć za Rachel. To

był jej szesnasty lub siedemnasty facet.

— Nic szczególnego. Raczej chłodno. Wiewiórki ziemne w pełnej

formie. Zamówiłam nowe meble i dostarczono je dziś rano. Nieźle się

prezentują — poinformowała córkę.

— Mamo, dzwoniła do mnie Camilla. Po twojej rozmowie z Tomem.

Strasznie była wkurzona. Powtórzyła mi wszystko co do słowa.

W głosie Rachel pobrzmiewał tłumiony chichot. Aprobowała decyzję

Rity.

background image

— Tak trzymaj, mamo. Jestem z ciebie dumna. Jak zwykle zwaliłaby

dzieci na ciebie, wyjechała i świetnie się bawiła. Ja także jej odmówiłam.

Ja biorę pigułkę. Camilla też powinna była brać. To był jej wybór, no to

teraz ma te swoje bachory. Niech się nimi zajmuje. Nie spodziewałam się,

mamo, że znajdziesz w sobie dość siły, żeby jej odmówić.

— Sama się nie spodziewałam — powiedziała Rita cicho. — Jak się

nazywa ten młody człowiek?

— Jaki młody człowiek?

— Ten, z którym wybierasz się do Miami.

— Ach, on. Niech no się zastanowię… Chyba Patrick. Czemu pytasz?

To ważne?

Rita westchnęła.

— Oczywiście, że ważne. Jak możesz się wybierać w podróż z

mężczyzną, nawet nie znając jego imienia?

— Mamo, nie nakręcaj się. Patrick. Patrick Ryan. Chętnie

porozmawiałabym dłużej, mamo, ale zaraz przyjdzie Jake, żeby

popracować nad nowym projektem. Prawdopodobnie będziemy nad tym

siedzieć przez całą noc. Muszę kończyć. Zobaczymy się w czwartek.

— Myślałam, że Jake się wyprowadził.

— Wyprowadził się, ale nadal się przyjaźnimy. Pracujemy razem. Nie

martw się, mamo. Radzę sobie. Pozdrów ode mnie wiewiórki ziemne.

Rita wpatrywała się w słuchawkę. Jeżeli nad sobą nie zapanuje, znów

dostanie bólu głowy. Skoro Rachel sobie radzi, no to w porządku. Nie

musi wchodzić w rolę mamuśki, nie musi się o nią martwić. Rachel jest

wystarczająco dorosła, by o siebie zadbać. Przez chwilę Rita zastanawiała

się, czyjej młodsza córka nie złapała choroby wenerycznej. Najwyraźniej

background image

nie, w przeciwnym razie zwierzyłaby się matce. Rachel z niczego nie

robiła tajemnicy. Rachel miała rację, niepotrzebnie się nakręca. I tak nic

nie może poradzić. I nic nie chce radzić.

— Precz z bólem głowy — powiedziała na głos, porządkując

porozrzucane na biurku papiery. Ciekawe, co ojej dorosłych dzieciach

pomyślałby trzydziestodwuletni profesor uczelni… Z pewnością nie byłby

zachwycony. Ona także nie była zachwycona. Czy popełniła jakieś błędy

wychowawcze? Jeśli w przyszłości wyjdzie na jaw, że narobiły jakichś

głupstw, czy będzie za to odpowiedzialna? A, co tam, przyszłość,

przeszłość… Najpierw powinna uporać się z teraźniejszością. Podobały jej

się kręcone włosy, zwłaszcza w odcieniu radości i złota. Takie włosy

przeważnie idą w parze z zielonymi oczami. Zazwyczaj tylko kobiety

miewają dość szczęścia, by mieć zielone oczy… Twigg Peterson był

jedynym znanym jej mężczyzną o zielonych oczach. Usiłowała

przypomnieć sobie barwę oczu Iana Martina. Z trudnością przypominała

sobie, jak w ogóle wyglądał.

Działo się z nią coś dziwnego. Myślała. Czuła. Przypomniało to powrót

do życia zdrętwiałej części ciała: mrowienie świadomości budziło ją z

letargu. Musi teraz przestać zajmować się Rachel i zabrać do pisania. A

potem do gotowania kolacji. Równie dobrze może przygotować ją teraz, a

potem wrócić do pracy.

Potrawka. Potrawka będzie odpowiednia. Wieczór zapowiada się

chłodny, a dobry gorący posiłek zawsze działa cuda. Potrawka może się

dusić przez wiele godzin bez doglądania. Nie przyznawała się przed sobą,

że zdecydowała się na potrawkę, żeby móc zanieść trochę sąsiadowi. Czy

kobieta w wieku średnim powinna tak postępować?

background image

— Ja mogę — powiedziała Rita na głos. Nastawiła radio i usłyszała.

Willie Nelsona, śpiewającego jakąś piosenkę country.

Poruszała się po kuchni tanecznym krokiem, w rytmie piosenki. Rzuciła

na rozgrzany tłuszcz pokrojone w kostkę wołowe mięso oraz

poszatkowaną cebulę i selery, które zaczęły wydzielać smakowity aromat.

Rita uwielbiała zapach smażącej się cebuli. Szybko obrała i pokroiła już

zastałą włoszczyznę. Dodała trochę wody, zaczekała aż się zagotuje,

uregulowała płomień gazu i przykryła garnek pokrywką, nastawiwszy

brzęczek, żeby nie zapomnieć dodać jarzyn. Wyjęła z lodówki bochenek

chleba i kawałek masła, żeby odtajały. Nie ma nic gorszego, niż

rozsmarowywanie twardego masła na gorącym chlebie… Żałowała, że nie

ma kuchenki mikrofalowej, ale była to jedna z pierwszych rzeczy, jakie

Brett zabrał do bagażnika, kiedy się wyprowadzał. Co tam, zawsze może

sobie kupić nową. Był czas, kiedy żyła po to, aby jeść, oszukując w ten

sposób głód uczuć. Teraz je po to, aby żyć. Odruchowo obciągnęła bluzę,

żeby przykryć brzuch i pupę.

Zapach gotującej się potrawki mile drażnił jej nozdrza. Rita zerknęła na

zegarek. Właściwie wcale się nie spodziewała, że Twigg do niej wpadnie.

Nie powiedział przecież na ten temat ani słowa. A może powiedział? Nie

mogła sobie przypomnieć. Jej nowe budzące się do życia emocje umykały

z pamięci.

background image

R

OZDZIAŁ

4

Dziesięć po siódmej Ricie zaczęło burczeć w brzuchu. Wyłączyła

maszynę i posprzątała na biurku. Niepotrzebne kartki z brudnopisem

wsunęła do szuflady. Trochę jej brakowało tamtych drzwi wspartych na

kobyłkach… Mogła rozrzucać notatki po całym pokoju. A teraz będzie

musiała nurkować po każde głupstwo.

O siódmej czterdzieści zasiadła do samotnej kolacji. Chleb doskonale się

przyrumienił, potrawka była soczysta i krucha. Specjalnego smaku dodała

jej łyżka utartego chrzanu. Rita zjadła z apetytem, wieńcząc posiłek

dwiema filiżankami czarnej kawy. Zapaliła papierosa i postanowiła przejść

się po sutej kolacji. Trochę się bała otworzyć drzwi. A jeśli zobaczy

światło w chacie Johnsona? Będzie to oznaczało, że Twigg jest w domu i

nie ma ochoty jej odwiedzić. A gdyby mu zaniosła trochę potrawki, tak jak

wcześniej zamierzała, mógłby sobie pomyśleć, że mu się narzuca… Lepiej

zrobi, jeśli po prostu przejdzie się na pomost.

W chacie Johnsona było ciemno. Jedyne światło pochodziło z latarni

ulicznej po drugiej stronie jeziora i było tak słabe i żółtawe, że z trudem

się je dostrzegało. Może coś mu się stało? Może powinna tam pójść i

zapukać do drzwi? No jasne, że tak! Tydzień temu tak by zrobiła. Instynkt

macierzyński… Zdusiła go w zarodku. Twigg był wprawdzie dużo

młodszy, ale w tym, co poczuła do niego wczorajszego wieczoru, nie było

nic macierzyńskiego. Wystarczy, że jutro sprawdzi, co u niego słychać.

Dorosły, trzydziestodwuletni mężczyzna może zatelefonować, jeżeli

potrzebuje pomocy. Numer Rity znajdował się w książce telefonicznej.

Może Twigg pojechał do miasta i jeszcze nie wrócił? Zresztą jest tyle

background image

innych możliwości… Z całą pewnością nie powinna się niepokoić.

Doszła do końca pomostu i stanęła, by popatrzeć na drugą stronę jeziora.

Miała na sobie tylko cienką wiatrówkę i drżała z zimna. Nieoczekiwanie

poczuła się samotna. Gdyby tak był z nią Twigg… Choćby po to, by

opowiadać jej o delfinach i wielorybach. Lubiła jego dźwięczny głos i

leniwy sposób poruszania się. Lubiła przyglądać się jego szczupłym

dłoniom, kiedy gestykulował, by lepiej wyrazić swoje myśli. Jak dobrze

pamiętała dotyk tych dłoni, kiedy masowały jej plecy i głaskały po

policzku… Twigg Peterson, biolog morza. Dlaczego tak trudno przyszło

jej powiedzieć mu, że jest Ritą Bellamy, pisarką? Usiadła na pomoście.

Jestem byłą żoną, matką i autorką bestsellerów, pomyślała. Spojrzała na

jezioro i nagle doznała olśnienia. To rzeczy, które robię, ale kim jestem?

Ja, Rita, człowiek.

Odkąd tu przyjechała, działo się z nią coś dziwnego. Inaczej patrzyła na

świat, inaczej go odczuwała.

Dobrze było siedzieć tak na pomoście i myśleć o swoim życiu. Po raz

pierwszy od dwóch lat poczuła się dobrze ze sobą. Ze swoimi

pragnieniami. No, a teraz pragnęła porozmawiać z Twiggiem Petersonem.

Wróciła do domu po potrawkę, ale po drodze zdała sobie sprawę, że to

tylko rekwizyt. Nie potrzebowała rekwizytów, nie chciała ich. Pośliznęła

się i upadla na kolana. W chacie Johnsona nadal było ciemno.

Rita wstała i ruszyła niemal biegiem. Zastukała głośno do drzwi. Chwilę

czekała… Cisza. Zastukała po raz drugi, tym razem tak mocno, że

zabolały ją kostki. Nic. Bez wahania otworzyła drzwi i rozejrzała się. Ani

żywego ducha. Boże, a co, jeśli on jest w sypialni z kobietą? Przełknęła

ślinę. Jest tylko jeden sposób, żeby się o tym przekonać. Wymacała

background image

kontakt na ścianie i living–room zalało światło. Ostrożnie, na palcach

ruszyła w stronę sypialni i uchyliła drzwi. Twigg leżał na łóżku, w

ubraniu, które miał na sobie poprzedniego dnia. Czy to możliwe, żeby

przespał calutki dzień? Trzeba sprawdzić, czy nic mu nie dolega…

Podeszła bliżej i bezszelestnie uklękła przy łóżku. Z ulgą stwierdziła, że

jego oddech jest głęboki i regularny. Wstawała z klęczek, kiedy Twigg

chwycił ją za ramię. Zaskoczona, zachwiała się i upadła na niego.

— Sypiam mocno, ale nie aż tak — zaśmiał się. — Usłyszałem cię, jak

tylko weszłaś do sypialni.

— Przyszłam sprawdzić, czy nic ci nie jest. Nie widziałam światła w

oknach i pomyślałam…

— Że twoje kiełbaski z paprykami zaszkodziły — przytrzymał ją

mocniej.

— Nie, po prostu chciałam cię bardzo zobaczyć i porozmawiać —

wyznała szczerze.

— No to rozmawiajmy — Twigg przeturlał się na bok, podpierając na

łokciu. Jego uchwyt nie osłabł, a twarz znalazła się o kilka centymetrów

od twarzy Rity. Spojrzał jej w oczy. Czuła jego ciepły, zaspany oddech.

Spróbowała się trochę odsunąć.

— Skoro już wiem, że u ciebie wszystko w porządku, mogę wracać do

pracy. Może byś wpadł jutro na lunch, jeżeli nie jesteś zbyt zajęty —

zaproponowała pod wpływem impulsu, starając się wyswobodzić z

uścisku Twigga. Do diabła, zapomniała, jak długie miał ramiona.

— Jesteś cholernie piękną kobietą — powiedział cicho.

Rita oblała się rumieńcem. Komplementy zawsze wprawiały ją w

zakłopotanie. Oczywiście nikt dotychczas nie nazwał jej piękną, nawet

background image

Brett… W dodatku znajdowała się w dziwnej pozycji, częściowo na łóżku,

częściowo z niego zwisała, a ten facet przypatrywał się jej z tak bliska…

Serce waliło jej młotem. Powinna mu coś odpowiedzieć. Oczekuje od niej

więcej, niż jest gotowa mu dać. Usiłowała się wyrwać, ale uścisk Twigga

był stanowczy.

— Chcę, żebyś się położyła obok mnie. Wiesz o tym, prawda?

powiedział cicho Twigg. — Pragnę cię. Chyba żadnej kobiety tak dotąd

nie pragnąłem. — Sam był zaskoczony prawdą tych słów. Naprawdę jej

pragnął. Pożądał. Podobała mu się, do diabła, a to było coś, czego nie

mógłby powiedzieć o zbyt wielu znajomych kobietach.

Rita spojrzała w jego nieustępliwe oczy.

— Prawie się nie znamy, Twigg. Masz trzydzieści dwa lala, a ja

czterdzieści trzy. Jestem od ciebie o ponad dziesięć lat starsza, a ty jesteś

niewiele starszy od moich dzieci. — Czy zareagowała właściwie? Przyszła

tu, żeby porozmawiać, może nawet po to, by się dać jeszcze raz

pocałować. Nie ma zamiaru zwodzić go ani odgrywać sztuczek. Czy

kobiety nadal zwodzą mężczyzn, pomyślała?

— Wiek to liczba. Ty masz jakąś swoją liczbę, a ja swoją. I co z tego?

Jesteśmy ludźmi wyposażonymi w uczucia i pragnienia. Mam wobec

ciebie, pani, bardzo dziwne uczucia, a pragnę cię jak cholera.

— No tak, masz rację. Wiek jest liczbą. Ale moje dzieci… — przerwała

mu chaotycznie.

— Twoje dzieci nie mają z tym nic wspólnego. Ze mną i z tobą. To

dotyczy wyłącznie ciebie i mnie. Nie mieszaj w to dzieci.

— Nie wiem, czy jestem w stanie to zrobić. Chcę się z tobą

zaprzyjaźnić. Czuję coś do ciebie, aleja… to dla mnie nowość i nie sądzę,

background image

żebym była gotowa do… do i..

Twigg przyjrzał się jej. Ta kobieta była zupełnie bezpretensjonalna.

Wszelkie sztuczki, manewry i zagrania stworzone do tego, by czarować,

były jej całkowicie obce. Rozluźnił uścisk.

— Posłuchaj, Rito. Nie jestem bawidamkiem ani podrywaczem.

Poznałem cię, polubiłem, to zupełnie naturalna kolej rzeczy. Czuję, że

nadajemy na tej samej fali. Poczułem to od razu, kiedy spotkałem cię po

raz pierwszy na pomoście. Mówię szczerze.

— Ja też staram się być z tobą szczera — powiedziała Rita cicho.

— Chodź no tu, chcę ci coś powiedzieć. Spójrz na mnie — polecił

łagodnie. — Traktuję swoje związki poważnie. Przyznaję, że nie znamy

się zbyt długo, ale chcę cię poznać lepiej. Moje ciało mówi mi, że chce

pójść z tobą do łóżka. Wydaje mi się, że twoje ciało mówi ci to samo. To

sprawa fizyczna. Możemy to zrobić w odpowiednim czasie. Przyrzekam

ci, że cię nie wykorzystam i nie oszukam. No, chyba że w sprawach

kulinarnych. Przyznaję, że kiepski ze mnie kucharz.

W niebieskich oczach Rity pojawiła się lekka mgiełka.

— Myślę, że mogę się na to zgodzić — powiedziała swobodnie. —

Wiesz co? Chodźmy do mnie. Przygotowałam potrawkę. Miałam zamiar

przynieść ci trochę, ale nie chciałam posługiwać się nią jako pretekstem do

zobaczenia się z tobą. Chciałam się z tobą zobaczyć, więc po prostu

przyszłam. Ale pora wracać.

Szli ramię w ramię do jej domku, śmiejąc się i kopiąc kamyki.

— Jak idzie pisanie? — spytał Twigg.

— Nieźle, Jutro wieczorem przyjeżdża mój agent, żeby zabrać to, co już

skończyłam. Zostanie na noc. W oddzielnej sypialni — dodała szybko. —

background image

Dziś przywieźli mi meble.

Twigg obrócił ją ku sobie.

— Nie jesteś mi winna żadnych wyjaśnień. Nie chcę, żebyś się czuła

zagrożona, kiedy ze mną rozmawiasz. Zgoda?

— Zgoda — odparła.

Weszli do domku. Rita zapaliła palnik pod garnkiem.

Później usiedli przy stole. Ona piła kawę, on pałaszował porcję

potrawki.

— Uważam, że jesteś prawdziwą damą, Rito Bellamy, a do tego

doskonałą kucharką. Przejdźmy się dookoła jeziora, żebym strawił

wszystkie te pyszności.

Księżyc zalewał plażę srebrzystą poświatą. Szli spleceni ramionami.

Rita czuła się szczęśliwa i ożywiona, ale było to podszyte nitką niepokoju.

Rozmawiali o tym i o owym — najpierw o pogodzie w Poconos, potem o

tym, że Twigg przespał cały dzień, aż wreszcie zeszli na temat dzieci Rity.

Opowiedziała mu o Charlesie, o Camilli, a dopiero na końcu o Rachel.

Temat Rachel zawsze wymagał wielu wyjaśnień.

— Jakakolwiek jest, nie powinnaś się o to obwiniać. Bo z jakiegoś

powodu czujesz się winna. Widzę to po twojej twarzy. Wszyscy są już

dorośli, nawet Charles — powiedział pogodnie Twigg. — Czas odciąć

pępowinę i pozwolić im na samodzielność. Oni mają swoje życie, ty także.

Powinnaś być z siebie dumna — dodał, kwitując bolesny temat dzieci.

— I jestem. Należę chyba do ludzi, którzy późno rozkwitają. Robię teraz

to, co lubię i w dodatku dobrze mi za to płacą. Jak to się mówi w grupach

samopomocy, realizuję własny potencjał.

Wracali. Weszli na ścieżkę, która przecinała zagajnik, a potem, pnąc się

background image

nieco w górę, prowadziła do domku Rity. W świetle księżyca było dosyć

widno, ale wśród drzew panowała ciemność.

Twigg otoczył ją ramionami. Nie było to ani spodziewane, ani

niespodziewane. Było naturalne. Wtopiła się w jego objęcia, jakby robiła

to tysiące razy. Zacieśnił uścisk. Nie wypowiedzieli ani jednego słowa.

Poczuła lekkie dotknięcia ust Twigga na włosach, policzku, szyi…

Łagodnie uniósł jej podbródek i przybliżył usta do jej warg, przywierając

do niej całym swym twardym, muskularnym ciałem. Oplotła go rękami.

Zupełnie bez powodu poczuła się bezpieczna w jego ramionach. Uważnie i

uczciwie śledziła falowanie własnych emocji. Nic nie mogła poradzić,

pragnęła tego mężczyzny.

Ich oczy spotkały się. Rita bez śladu zakłopotania zdała sobie sprawę, że

może zatonąć w tym nieprawdopodobnym, pociemniałym nagle spojrzeniu

i przeistoczyć się w kobietę, jaką chce i powinna się stać.

Jej wilgotne usta rozchyliły się zapraszająco. Nachylił się i dotknął ich

wargami, smakując ich słodycz. Najpierw delikatnie, potem coraz

namiętniej… W ciele Rity rozgorzał płomień, w uszach rozległo się głośne

pulsowanie krwi.

Przerwał i spojrzał jej w oczy. Czas stanął. Gdzieś w głębi niej zrodziło

się pragnienie, by pozostać w jego ramionach na zawsze, by bez końca

czuć jego wargi na swoich. Pragnienie rosło… Zamknęła oczy i przywarła

gwałtownie do jego ust, starając się tę chwilę zachować w pamięci.

Całowała go, jak nigdy nie całowała innego mężczyzny — długo,

głęboko, badawczo, aż zmiękły jej kolana i poczuła zawrót głowy.

Wiedziała już, że należy do niej, jak nikt inny i nieważne, jak długo ma to

potrwać.

background image

Odnalazła go. Ten mężczyzna jest w stanie sprawić, że odnajdzie w

sobie kobietę, którą przecież zawsze była. I wiedziała o tym.

Palce Twigga delikatnie błądziły wśród jej włosów. Odgadywał, co

czuje. Są potrzeby duszy, wykraczające poza głód ciała.

— Przyjdziesz do mnie? — zapytał ochrypłym szeptem.

Czekał na jej odpowiedź. Chciał usłyszeć, że się zgadza. Milcząca zgoda

nie wystarczała mu. Nie w przypadku tej kobiety o skórze tak gładkiej i

wonnej, gdy dotykał jej wargami, o nieśmiałych oczach, które wstydliwie

spuściła.

— Powiedz, Rito. Może nam się przydarzyć coś niezwykłego. Wiem, że

tak może być i chcę ci to pokazać.

Czuł jej niezdecydowanie. Zdawał sobie sprawą, że jakaś jej część

ucieka przed nim. Intuicyjnie wyczuwał, że od czasu rozwodu nie była z

innym mężczyzną i że jego dotyk jest dla niej czymś nowym,

zaskakującym, wręcz obcym. Nie chciał jej ponaglać, nie chciał

wystraszyć, ale tak strasznie jej pragnął…

— Odpowiedz mi — wyszeptał z ustami przy jej szyi, tak że wyczuła

wibracje jego głosu.

— Tak, tak — wyszeptała bez tchu. Czy to jej głos? Głęboki, śpiewny,

nabrzmiały pożądaniem. Głos kobiety. — Twigg — wyszeptała w jego

wilgotne, ciepłe usta. — Chcę się z tobą kochać.

Jej przyzwolenie, jej pożądanie wzmogło jego własne. Upadli, całując

się, na kolana, a potem osunęli się na miękkie podłoże wysiane igłami

sosnowymi. Poddała mu się. Pozwalała, by jego dłonie błądziły po jej

ciele, ledwie świadoma tego, że Twigg metodycznie pozbawiają ubrania.

Ale chłód nocy nie był dla niej przykry. Nie w ramionach Twigga.

background image

Wtulona w niego, omdlewała pod dotykiem jego dłoni, głaszczących

piersi, brzuch i wnętrze ud. Łagodnie rozwarł jej wargi, a jego jedwabisty

język badał, smakował i pieścił wnętrze jej ust z żarem, który sprawiał, że

drżała z podniecenia.

Jego dłoń trafiła między jej uda i powędrowała ku górze. Uniosła biodra,

wychodząc naprzeciw pieszczocie.

— Jesteś taka piękna — wydyszał niskim, gardłowym szeptem. — I tak

cudownie reagujesz, kiedy cię dotykam.

Powiedział to? A może tylko to sobie wyobraziła?

Niecierpliwie zerwał z siebie ubranie. Chciał poczuć jej nagość przy

swojej. Położył się na wznak, wciągnął ją na siebie, i przesunąwszy

palcami wzdłuż jej pleców, odnalazł dłońmi krągłość pośladków. Z

oczami w jej oczach, odbijających blask księżyca, zapraszał ją, by i ona go

pieściła. Chciał, by i ona znajdowała w nim rozkosz, by odkryła, że jest

wart jej przebudzonej namiętności. Czy podobam się jej? — myślał, czując

gładkość jej rozpostartej dłoni na swojej piersi i palce błądzące w

porastających ją włosach. Odnalazła ustami brodawki, badała je językiem,

smakowała, schodząc powoli ku wklęsłości brzucha i twardości ud.

Odkrywał na nowo siebie w jej dotyku, w wyrazie jej oczu, kiedy ujął jej

twarz w dłonie i całował… Znowu była pod nim. Całował jej słodkie usta,

oczy, delikatny zarys policzka… Jej piersi przebudziły się pod jego

wargami, a ciało wygięło w łuk. Odnajdywała go ustami, brała w

posiadanie dłońmi, czując, jak jej własne pożądanie rośnie wraz z

rozkoszą, jaką mu dawała. Twardość jego członka wydawała się delikatna

i jakby bezbronna, gdy drżał z podniecenia w jej dłoni. To ona budziła w

nim tę żądzę… Chciała położyć się na wznak i oddać się mu, a

background image

jednocześnie chciała brać go w posiadanie, dotykać, zapamiętywać i

poznawać, jak nie poznawała jeszcze żadnego mężczyzny. Jego ciało nie

było jej obce, odczuwała je jak własne, drżące z namiętności, a to drżenie

wzmagało jego pasję.

— Weź mnie — wytchnęła. Czuła, że umrze, jeśli on tego natychmiast

nie zrobi, a jednocześnie chciała, by ta rozkoszna męka nigdy się nie

skończyła.

Chłonąc ją oczami, wszedł pomiędzy jej rozchylone uda. Leżała,

czekając na niego, ze srebrzystymi refleksami księżyca w miękkich

kasztanowatych włosach; słaba poświata uwydatniała jej kobiece

krągłości. Przysiadł na piętach i trzymając ją na uwięzi wzroku, wodził

dłońmi po jej fascynującym ciele. Ona także patrzyła mu w oczy, bez

skrępowania pozwalając, by widział jej głód, trzepot rzęs, który

towarzyszył falowaniu lędźwi… Jego dłonie ześliznęły się na jej łono;

krzyknęła i wygięła się w łuk, wychodząc naprzeciw pieszczocie jego

palców.

— Jesteś taka piękna w tym miejscu — szepnął.

Patrząc na jej zaciśnięte powieki, na uchylone, dyszące usta, łagodnym,

nieprzerwanym ruchem podsycał jej namiętność, aż doprowadził do

punktu, z którego nie ma powrotu… Czuły uśmiech igrał na jego wargach,

kiedy łkała pod jego dłońmi ze słodkiej rozkoszy i szeptała jego imię.

Powiódł rękami po jej ciele, miękkimi ruchami łagodząc napięcie ud,

bioder, brzucha…

Zdawało się, że już nic rozkoszniejszego nie może jej spotkać. I wtedy

wszedł w nią, wypełniając swą pulsującą męskością. Jej ciało wyprężyło

się, chcąc dzielić jego doznania. Zagarnął ustami jej wargi, całując

background image

głęboko, namiętnie. Delikatne włosy na jego piersi ocierały się o jej biust,

gdy poruszał się w niej powoli, ze znawstwem, skłaniając, by przyjęła jego

rytm, popychając jeszcze raz ku rozkoszy, która tylko co była jej udziałem.

Wbiła palce w plecy kochanka, czując grę mięśni pod skórą. Odnalazła

dłońmi twardość pośladków i ujęła je mocno, przyciągając go ku sobie i

czując, jak zagłębia się w nią coraz bardziej. Przeżyła drugi orgazm i

dopiero wtedy uniósł się, chwycił jej pośladki i natarł w głąb szybkimi,

zdecydowanymi ruchami.

Jej ciało, jej reakcje, wszystko było wspaniałe, ale dopiero wyraz

zachwytu i rozkoszy na jej twarzy sprawił, że nie mógł dłużej się

powstrzymywać. Ta wszechogarniająca radość, cień niedowierzania w

oczach, samotna łza na gładkim policzku… Eksplodował wewnątrz niej,

wykrzykując jej imię.

Leżeli przytuleni, ze splecionymi nogami. Jej głowa spoczywała na jego

ramieniu. Gładził jej ramiona, jej piękne, pełne piersi, błądził ustami we

włosach, ocierał się o czoło…

— Moja piękna kochanka — wyszeptał, wzmacniając uścisk.

Rita milczała, ciesząc się tą niezwykłą chwilą zrodzonej między nimi

intymności. Twigg narzucił na jej ramiona cienką wiatrówkę, a uda nakrył

własną długą, szczupłą nogą. W przytulnym zakątku jego ramienia

uśmiechała się do siebie, wdychając jego zapach i wtulając nos w futerko

na jego piersi.

— Czegoś takiego nie zaznałam od bardzo dawna — wyznała szczerze.

Twigg milczał tak długo, aż pomyślała, że zasnął. Czy nie tak właśnie

postępują mężczyźni po miłosnym stosunku? Pozostawiają kobietą samą z

jej uczuciami i myślami, bez nikogo, z kim mogłaby je podzielić?

background image

— Wiem, Rito.

Lubiła sposób, w jaki wypowiadał jej imię, zamiast jakiegoś

bezosobowego „kotku” czy „kochanie”.

— Wiedziałem, że przeżyjemy razem coś niezwykłego.

Uniosła głowę i spojrzała mu w twarz.

— To było dla ciebie niezwykłe? Och, głupie pytanie. Zupełnie jakbym

się przymawiała o komplement, a wcale nie o to chodzi.

Popatrzył na nią z uśmiechem.

— Tak, to było niezwykłe. Jak mogłaś pomyśleć inaczej? Ach —

zrozumiał nagle, — Jestem dla ciebie kimś doświadczonym, wolnym jak

ptak, przedstawicielem nowej moralności. I zdobywałem to

doświadczenie, podczas gdy ty byłaś wierna swojemu mężowi. Dlatego

sądzisz, że musiałem mieć wspanialsze przeżycia niż dzisiejsze.

Rita skinęła głową w milczeniu, kryjąc twarz na jego piersi. Nie mogła

mu teraz spojrzeć w oczy. Chodziło jej dokładnie o to… Wciąż nie mogła

uwierzyć, że on w ogóle chciał się z nią kochać. Nigdy nie uważała, że jest

piękna czy szczególnie godna pożądania. No, może kiedy była młoda, ale

z pewnością nie od czasu, kiedy rozpadło się jej małżeństwo z Brettem.

Piękność i zmysłowość, które powinna była dostrzegać w sobie,

pozostawiła bohaterkom swoich powieści.

Odwróciwszy się, tak by mógł spojrzeć jej w twarz, Twigg delikatnie

dotknął jej policzka.

— Jesteś piękna, Rito, a ta noc była cudowna.

Musnął ją czule wargami.

— Mógłbym się z tobą kochać jeszcze mnóstwo razy — powiedział i

zachichotał. — Tylko przedtem musiałbym usunąć wszystkie te igły

background image

sosnowe z własnego zadka. Co byś powiedziała na to, żeby pobiec do

twojego domu i wypróbować nowe łóżko? Chcę cię trzymać w ramionach

przez całą noc, Rito Bellamy. Nie odejdę, dopóki nie zaśniesz. Boję się, że

inaczej w ogóle nie miałbym siły, by cię opuścić.

Śmiejąc się, pobiegli do domku. Po drodze zdejmowali buty, zrzucali

wiatrówki i wyjmowali z włosów sosnowe igły. I Twigg był tak dobry, jak

obiecał. Kochał się z nią jeszcze raz, czule, z miłością. Czuła się piękna. I

dopiero kiedy usnęła, pozostawił ją snom o nim, z kącikami ust

uniesionymi w łagodnym uśmiechu.

background image

R

OZDZIAŁ

5

Rita obudziła się i przeciągnęła w rozmarzeniu w swojej pościeli w

motyle. W pierwszym błysku świadomości pomyślała, że coś, co było tak

przyjemne, musi być również dobre. Twigg, zgodnie z obietnicą, nie

wyszedł, dopóki nie usnęła… Leżała spokojnie, pozwalając, by myśli

powracały do minionej nocy. Poczuła na twarzy gorące wypieki. Kochała

się w lesie, w środku nocy, z mężczyzną, którego znała zaledwie od trzech

dni! Ni mniej, ni więcej, tylko na igliwiu sosnowym! Zupełnie w stylu

Rachel…

Dotknęła zarumienionych policzków. Jakie rozpalone… A piersi? Czy

nie stały się pełniejsze? Poczuła ciepłą wilgoć pomiędzy nogami. To także

coś nowego… Zaczynała się już uważać za „wyschniętą” — tego

określenia używała jej matka po menopauzie. Menopauza! Jezu! Nie

wkroczyła jeszcze w menopauzę! I nie stosowała pigułki

antykoncepcyjnej!

— Och, nie — jęknęła, wtulając twarz w poduszkę.

Jak to mawiała jej matka? Że tylko porządne dziewczyny wpadają. Złe

są na to zbyt sprytne. Znów jęknęła przerażona. Zawsze uważała się za

porządną… Nie. Nie będzie rozmyślała na ten temat. Ale nie może sobie

pozwolić na głupotę. Lubi się kochać z Twiggiem i jeszcze nieraz chętnie

wpuści go do swego łóżka. Postąpi tak, jak tamte złe dziewczyny. Jak

postępuje Rachel od siedemnastego roku życia, Antykoncepcja. Rozsądne.

Łatwe. Praktyczne.

Zmrużyła oczy przed światłem poranka i wyciągnęła ręce nad głowę.

Praktyczne! Gdyby była praktyczna, nigdy by nie została kochanką

background image

Twigga.

Kochanka! Czy jest teraz kochanką? Zarumieniła się. Ja, Rita Bellamy,

kochanką!

Na wspomnienie nocy w ramionach Twigga poczuła nowy przypływ

pożądania. Kochał się z nią. Na całość, bez zastrzeżeń. I sprawiał wrażenie

zachwyconego. Nie, nie sprawiał wrażenia. Był zachwycony! Sposób, w

jaki ją dotykał, całował, pieścił… Dlaczego miałaby w to wątpić? Dlatego,

że jej wyznał, że w chacie Johnsona czuje się nie do wytrzymania

samotny? W mieście było mnóstwo dziewczyn i Twigg ze swoim

wdziękiem i aparycją nie miałby trudności z namówieniem którejś z nich,

aby dzieliła z nim łóżko. Dziewczyny. Czy nie tak myślała o sobie?

Członkinie Ruchu Wyzwolenia Kobiet byłyby wstrząśnięte, wiedząc, że

ona, Rita Bellamy, blisko czterdziestoczteroletnia, uważa się za

dziewczynę. Są przekonane, że istota płci żeńskiej, ukończywszy pięć lat,

powinna zacząć myśleć o sobie jako o kobiecie.

To czysta głupota. Oczywiście, jest kobietą, ale czy to coś złego

przyznać przez chwilę, że w niemal czterdziestoczteroletniej piersi bije

serce siedemnastolatki? Że pragnie mężczyzny na samo wspomnienie o

dotyku jego dłoni, o dźwięku jego głosu, kiedy ją zapewniał, że jest piękna

i godna pożądania? Nie, to nic złego, to coś cudownego. I będzie się tym

cieszyła.

Kiedy znajdowała się w ramionach Twigga, nie pamiętała ani przez

chwilę o dzielącej ich różnicy wieku, ani o grubej talii, ani o tym, że jej

piersi nie są już tak jędrne jak dawniej. Teraz jednak, w świetle dziennym,

odezwały się dawne obawy i skrępowanie. Co czuł, co myślał Twigg?

Ach, jak chciałaby to wiedzieć… Jęknęła i przewróciła się na bok. Jakie

background image

puste zdawało się łóżko… Uśmiechnęła się. Chętnie znalazłaby się na łożu

z sosnowego igliwia. Skoro powiedział, że jest śliczna i pociągająca, to

znaczy, że taką ją widzi. Nie będzie sobie psuła przyjemności, myśląc, że

zrobiła z siebie idiotkę. Będzie wspominać, jak pożerał ją zachwyconym

wzrokiem i jak jego dłonie przypominały jej, że jest kobietą.

Poruszyła się pod prześcieradłem i poczuła ból w udach. Dobry ból,

przypominający, że nie wymyśliła sobie przeżyć minionej nocy, że były

prawdziwe.

Pogładziła się po brzuchu. Zsunęła dłoń niżej. Twigg powiedział, że jest

w tym miejscu piękna… Wspomniała jego słowa, ton głosu, szept i

przebiegł ją dreszcz podniecenia.

Nie zasnął, leżał przy niej, pieszcząc ją i czekając, aż pierwsza zapadnie

w sen. Usnęła z głową w zgięciu jego ramienia, jakby to była

najnaturalniejsza rzecz w świecie.

Rozmyślania przerwało jej tykanie zegara. Już prawie dziewiąta!

Wyskoczyła z łóżka i sprężystym krokiem ruszyła do łazienki. To z

pewnością była pozytywna zmiana. Nie wyskakiwała z łóżka od czasu,

kiedy Charles w wieku siedmiu lat przechodził dyfteryt.

Dziś żadnego śniadania. Szybko wytarła się po prysznicu i ubrała w

czarne luźne spodnie i bawełnianą bluzkę w kolorze arbuza. Zaprosiła

Twigga na lunch. Miała zaległości w pracy, a na wieczór zapowiedział się

Ian. Jeśli ma ze wszystkim zdążyć, musi się pospieszyć. Tuńczyk na lunch.

Jeśli jest wystarczająco dobry dla niej, zadowoli i Twigga. Przetrząsnęła

lodówkę w poszukiwaniu mrożonego kurczaka i włożyła go do zlewu,

żeby odmarzł. Ian lubił gotowanego kurczaka z masłem i cytryną.

Z papierosem i filiżanką kawy w ręku, wpatrywała się w pustą kartkę

background image

papieru w maszynie. Nie zawiedź mnie teraz, prosiła. Inaczej musiałabym

żałować minionej nocy… Siłą woli przestawiła myśli na wiek siedemnasty

i Holenderską Spółkę Wschodnioindyjską oraz perypetie bohaterów. Dziś

wyśle ich żaglowcem na Sumatrę, skąd zostaną porwani przez piratów.

Musi się skoncentrować i zadbać, żeby wszystko trzymało się kupy.

Wyobraźnio, do pracy, wydała rozkaz i włączyła maszynę.

Po dwóch godzinach zrobiła sobie przerwę na papierosa i filiżankę

kawy. Praca posuwała się naprzód. Mogła sobie pozwolić na kilka minut

wolnego, aby rozmasować obolały kark. W miarę upływu czasu czuła

rosnące napięcie. Twigg miał przyjść na lunch. Zaprosiła go na pierwszą,

teraz dochodziła jedenasta. Miała jeszcze sporo czasu, zanim się zabierze

do przygotowywania sałatki z tuńczyka.

Lunch minął bardzo przyjemnie. Usiedli w kuchni wśród miedzianych

garnków. Wisząca paproć dopełniała dekoracji. Obeszło się bez

niezręczności, której obawiała się Rita, bez kłopotliwych przerw w

rozmowie. Uśmiechali się do siebie, patrzyli w oczy, śmiali się i jedli z

apetytem. W końcu Rita spojrzała na zegarek i dała do zrozumienia, że

czas kończyć. Twigg wstał od stołu i pocałował ją w usta.

Muszę cię o coś zapytać, Rito — powiedział poważnie. — Czy w czasie

minionej nocy myślałaś choć raz o tych dwunastu latach?

Rita się uśmiechnęła.

— Ani razu. Jeżeli będziesz zmęczony pracą i zechcesz sobie zrobić

przerwę, wpadnij. Poznasz Iana. Jestem pewna, że on też chętnie cię

pozna. Macie wiele wspólnego. Może nawet znajdzie nabywców na twoje

artykuły? Nie czuj się zobowiązany; to tylko propozycja, nic więcej.

Twigg wracał do siebie sprężystym, elastycznym krokiem. Do diabła,

background image

świetnie mu robi towarzystwo tej kobiety. W czasie lunchu rozmawiali o

jego pracy i okazała się bardzo pomocna, sugerując, że może ująć temat

artykułu z innego punktu widzenia.

Może rzeczywiście powinien wpaść do niej wieczorem i poznać Iana

Martina? Choćby po to, by przekonać się, co to za człowiek. Wyczuwał

instynktownie, że przyjaciel Rity interesuje się nią nie tylko zawodowo.

Wywnioskował to ze sposobu, w jaki mówiła o Ianie. A Ian byłby idiotą

nie dostrzegając, jaką kobietą jest Rita. Utalentowana, interesująca,

piękna…

Oparł się o poręcz werandy i zapalił fajkę. Rita ma najbardziej

niewiarygodnie niebieskie oczy. I kocha morze… Tak mu powiedziała. A

rozmowa z nią jest taka inspirująca. Ta kobieta ma swoje zdanie, ale w

przeciwieństwie do innych znanych mu osób, jest ciekawa, co myśli jej

rozmówca.

Zaciągnął się i delektując ostrym smakiem tytoniu, powrócił myślą do

minionej nocy. Rita Bellamy, kobieta, pisarka, piękna kochanka… Umie

sprawić, że mężczyzna czuje się doceniony. Roześmiał się. Czy to nie

głupie, że facet może tego pragnąć? To kobiety zawsze chcą tego od

mężczyzn. Ale mężczyzna także potrzebuje akceptacji, też chce wierzyć,

że jest ważny i wartościowy. Jeszcze teraz czuł dotyk jej gładkich ramion,

kiedy tuliła go do siebie, ciesząc się jego bliskością… Rita była szczera,

pozbawiona wszelkiego wyrachowania, z jakim Twigg nieraz się stykał,

obcując z innymi kobietami. Była podniecająca, pełna seksu, a

jednocześnie wrażliwa. Chyba to właśnie sprawiało, że wydawała mu się

taka młoda. I w pewien sposób niewinna. Większość kobiet traci tę cechę

jeszcze przed ukończeniem dwudziestu lat.

background image

Twigg zmarszczył czoło. Skończył trzydzieści dwa lata, a wciąż był

samotny. Oczywiście, miał przyjaciół, ale nie miał rodziny. Czasem

myślał, że żona i dzieci złagodziłyby tę samotność, ale w gruncie rzeczy

wiedział, że to nie załatwiłoby sprawy. Nie w jego przypadku. Nigdy nie

spotkał kobiety, którą chciałby poślubić, nie troszczył się też o

przedłużenie rodu. Ważna była praca, przyjaciele… A teraz Rita. To było

to, czego potrzebował.

* * *

Ian Martin przyjechał tuż przed siódmą. Rita usłyszała jego samochód

na podjeździe i szybko wyłączyła maszynę do pisania. Nadgoniła

zaległości i jeśli jutro zacznie pisać wczesnym rankiem, z pewnością

skończy książkę na czas.

Ian Martin był wysokim dystyngowanym mężczyzną po pięćdziesiątce.

Wdowiec z dorosłymi dziećmi. W ręku trzymał butelkę wina, aktówkę i

oklapnięty bukiecik stokrotek.

— Kiedy wyjeżdżałem z miasta, były świeże — zaśmiał się, lekko

całując Ritę w usta.

Odstąpił o krok, by przyjrzeć się swojej klientce. Wyglądała ślicznie,

pełna życia, jaśniejąca jakimś nowym blaskiem. Beżowa jedwabna bluzka,

rozpięta pod szyją, odsłaniała tajemnicze zagłębienie pomiędzy piersiami,

biodra opinała ciemnobrązowa spódnica… Do tego wysokie obcasy,

cienkie rajstopy i biżuteria! Uśmiechnął się, lekko zdetonowany. Co się

stało, że się tak wystroiła? Gdzie spłowiałe dżinsy, luźna bluza i adidasy

— mundur, który przywdziała dwa lata temu? Tak eleganckiej nie oglądał

background image

jej od rozwodu.

— Cieszę się, że cię widzę, Ianie. Co słychać w mieście? — spytała,

obejmując go na przywitanie.

— Po staremu. Życie schodzi mi na pracy. Moja firma zyskała kilku

nowych klientów, a jeden z nich, być może, sprzeda książkę filmowcom.

Właśnie załatwiamy mu kontrakt. Przywiozłem ci także ostatnie

honorarium.

Wszedł za nią do living–roomu, a potem do kuchni, gdzie zajął się

otwieraniem butelki. Rita podeszła i położyła mu dłoń na ramieniu.

— Byłeś doskonałym przyjacielem i menedżerem — powiedziała

łagodnie. — Czas jednak, żebym sama zajęła się swoimi sprawami.

Ian, najwyraźniej wstrząśnięty, zmrużył brązowe oczy, jakby starał się

zrozumieć powody jej decyzji. Uspokoiła go:

— Nie zrozum mnie źle. Po prostu czuję, że powinnam samodzielnie

zadbać o swoje finanse i wrócić do życia. Chcę spróbować fruwać o

własnych siłach. — Roześmiała się. — Oczywiście, liczę na twoją pomoc,

gdyby skrzydła zawiodły. Zanadto się od ciebie uzależniłam i pod

wieloma względami cię wykorzystywałam. Nie chciałabym, żeby nadeszła

chwila, kiedy uznasz mnie za ciężar.

— Rito, kochanie — otoczył ją ramionami. — Nigdy nie staniesz mi się

ciężarem. Sama wiesz, ile dla mnie znaczysz. Lubię się zajmować tobą i

twoimi sprawami.

Rita poczuła zapach jego kosztownej wody kolońskiej i gładkość

policzka na swoim czole. Musiał się ogolić w czasie jazdy. Kochany,

zapobiegliwy Ian. Taki przejęty swoim wyglądem zewnętrznym.

— Pięknie dziś wyglądasz powiedział cicho, poufale. — Rzeczywiście

background image

pora już, żebyś zrzuciła tę skorupę, którą się otoczyłaś i przypomniała

sobie, że jesteś kobietą.

Rita delikatnie wyswobodziła się z jego objęć i z wielką uwagą

wybierała kieliszki do wina.

— Tak, Ianie, masz rację. Najwyższy czas, żebym wyszła ze swojej

skorupy. To jeden z powodów, dla którego muszę przejąć ster we własne

ręce. — Chciała, żeby jej słowa brzmiały zdecydowanie, ale zabrzmiały

słabo, płaczliwie i przymilnie. Nienawidziła się za to. Do diabła, czy nie

miała prawa samodzielnie podejmować decyzji co do pieniędzy, które

zarobiła? Chciała się wypróbować w tej dziedzinie. Dlaczego zawsze

musiała polegać na kimś innym?

— Pamiętasz o tym nie opodatkowanym funduszu, o którym

opowiadałem ci kilka miesięcy temu? — spytał Ian, nalewając wino do

kieliszków. Rita patrzyła, jak duży sygnet z onyksu na jego palcu odbija

światło. Czyżby nie słyszał, co mu powiedziała? Miał zamiar ją

zlekceważyć?

— Pamiętam — skłamała. Kilka miesięcy temu nie interesował jej

wolny od podatku fundusz ani nic z tej dziedziny.

— Nadszedł odpowiedni czas i kupiłem akcje. Jeszcze kilka takich

okazji, a będziesz mogła żyć z procentów.

Rita była zaskoczona.

— Jak to? To znaczy… czy nie powinnam była czegoś podpisać?

Ian zaśmiał się, ubawiony, jakby była niedorozwiniętym dzieckiem.

— Nie musisz sobie zaprzątać głowy takimi sprawami. Właśnie po to

podpisałaś moje pełnomocnictwo. Ten wolny od podatków fundusz to

niezła okazja, ręczę ci… Co się stało, Rito? Czy nie powiedziałaś mi, że

background image

nie interesują cię sprawy finansowe?

— To prawda, Ianie. Rzeczywiście tak powiedziałam.

Rita upiła łyk wina. Było jakieś kwaskowate. Fakt, powiedziała Ianowi,

że nie chce mieć do czynienia z finansami… Nagle zdała sobie sprawę,

dlaczego. Nie sądziła bynajmniej, że nie jest w stanie dać sobie z tym

rady; przecież w latach małżeństwa to ona zajmowała się kontem

bankowym, płaciła rachunki, organizowała fundusze na wakacje. Zresztą

szacowna firma Iana nie zawsze była jej agentem. Umowę z agencją Iana

Martina podpisała dopiero jako pisarka o w pełni ugruntowanej pozycji.

Na początku samodzielnie decydowała o swoich umowach, płatnościach,

honorariach, zawsze śledząc rynek i dostarczając książki, które się

sprzedawały i odpowiadały gustom czytelników. Sama decydowała o tym,

ile czasu ze swego życia poświęcić na pracę, tak aby się wywiązać z

umowy. I nawet jeśli zdarzało jej się podjąć nietrafną decyzję, umiała to

potraktować jak naukę na przyszłość.

Nagła niechęć do spraw finansowych zbiegła się z kłopotami

małżeńskimi. W pokrętny sposób obwiniała swoje przychody o dystans,

jaki powstał między nią a Brettem. Zupełnie, jakby się wstydziła

sukcesu… Brett naturalnie starał się, by czuła się winna, że wraz z

większymi zarobkami przejmuje rolę mężczyzny w rodzinie. To były jego

własne słowa. W końcu doszło do tego, że przestała się zajmować

finansami i radośnie przerzuciła całą odpowiedzialność na Iana.

Ian zamrugał powiekami, a jego twarz poczerwieniała nad

śnieżnobiałym kołnierzykiem. Co się stało z kobietą, którą przysłał tu, aby

ukończyła powieść? Pozostawił roztrzęsioną, niepewną siebie istotę, a

teraz odnajdował kogoś zupełnie innego. No tak, ma tę samą twarz i to

background image

samo imię, ale nie jest to już Rita, jaką znał… Niepokoiło go to i jakoś

drażniło… Nie, żeby kiedykolwiek chciał wykorzystywać jej brak

pewności, ale musiał przyznać, że było mu przyjemnie czuć się

potrzebnym i podziwianym przez inteligentną kobietę. Kobiety nie są już

te same co kiedyś, w każdym razie od czasów tego dziwacznego Ruchu

Wyzwolenia Kobiet. Wszystkie zapragnęły być niezależne i

samowystarczalne. Gdzie się podziały te zwyczajne, czułe kobietki,

całkowicie uzależnione od mężczyzn? A nawet te utalentowane, jak Rita,

które jednak zdawały sobie sprawę z własnych ograniczeń i przyznawały

się do nich?

Rita Bellamy była jedną z tych staromodnych kobiet, przy których

mężczyzna mógł poczuć się kimś, a równocześnie wyczuwało się w niej

zdolność do wielkiej namiętności. Podniecała go, pochlebiała mu, no i

była tak cholernie ładna… Chętnie by się z nią ożenił, gdyby go zechciała.

Ale Rita zawsze mu umykała, zadowalając się utrzymywaniem znajomości

na poziomie zawodowym. Zdarzały się jednak chwile, kiedy wydawało

mu się, że mięknie. Jak choćby teraz, kiedy zaprosiła go do swego domku

nad jeziorem… Zapakował do walizki nawet jedwabny szlafrok.

Ian zawsze był powiernikiem i opiekunem Rity. Pomagał jej, kiedy

rozpadło się jej małżeństwo. To on znalazł Ricie adwokata i nie pozwolił

Brettowi, by ją oskubał. A teraz chce się sama zająć swoimi sprawami. Nie

ma prawa tak z nim postępować, myślał rozgoryczony, najmniejszego

prawa! Wypił łyk wina, starając się uspokoić. Może to tylko ten

szczególny czas w życiu kobiety, o którym nieraz czytał. To przecież

niemożliwe, by naprawdę sądziła, że przejmie ster i zacznie podejmować

samodzielne decyzje.

background image

— Na kolację będzie duszony kurczak i sałata. To, co najbardziej lubisz

— zawołała Rita z kuchni. — Stokrotki są śliczne. Dziękuję, Ianie.

Postawię je na biurku, żeby mnie rozweselały.

— Nie wygląda na to, że tego potrzebujesz, kochanie — odparł

znacząco. Spodziewał się, że spędzą razem długi wieczór. Będzie ją

pocieszał, namawiał, by wróciła do miasta, kiedy tylko skończy książkę…

Tymczasem to on pragnął, aby go ktoś pocieszył. Miał dziwne uczucie,

jakby ziemia usuwała mu się spod nóg. Centymetr po centymetrze.

— Powiedz mi, co słychać?

Musi się dowiedzieć, co sprawiło, że Rita tak wygląda. Nigdy dotąd nie

słyszał takiego zaśpiewu w jej głosie, nie zauważył podobnego błysku w

oczach. Zawsze wyglądała jak skrzywdzony szczeniak. Och, uśmiechała

się, nawet śmiała, ale zawsze była w defensywie. Miał ochotę przytulić ją

do siebie i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, że on to sprawi… I że

będą razem, że jej nie opuści. W końcu obydwoje mieli dorosłe dzieci i

żadnych zobowiązań. Troszkę się tylko wahał co do wieku. Czy dziesięć

lat różnicy może mieć znaczenie? Kiedy on będzie miał siedemdziesiąt

cztery lata, Rita będzie miała zaledwie sześćdziesiąt cztery.

Sącząc wino, pogadywali o tym i owym. Ian coraz wyraźniej dostrzegał

zmiany, jakie zaszły w Ricie. Nadal była miła, zawsze pozostanie miła i

wrażliwa, ale coś się zmieniło.

— Kiedy masz zamiar wrócić do miasta? — zapytał, spoglądając na nią

znad kieliszka.

— Nie wiem. — Może nigdy, pomyślała. Może wtedy, kiedy Twigg

stąd wyjedzie. A może wcześniej. Może tu przezimuje. Nie podjęła jeszcze

decyzji. Zrobi to, kiedy będzie gotowa. Charles pójdzie na uczelnię, więc

background image

Rita nie ma żadnych obowiązków. I należy jej się wytchnienie, zanim

zabierze się do kolejnej książki.

— Sądziłem, że masz zamiar zostać tylko dopóki nie skończysz książki.

— Starał się, by jego głos nie brzmiał kąśliwie. Bez skutku. Rita jednak

tego nie zauważyła.

— Wiem. Ale podoba mi się tutaj. Jestem zaskoczona, Ianie, że nie

zauważyłeś moich nowych mebli. Jak widzisz, urządziłam się zupełnie

wygodnie. Mam wrażenie, że lepiej mi się tu pisze. Idzie mi doskonale.

Nic mnie nie nagli do powrotu i zgodziliśmy się, że nie jadę reklamować

tej książki. Jestem więc panią swego czasu. Nie sprawię ci kłopotu,

zostając tu dłużej, prawda?

Zadała pytanie, ale było jasne, że wcale jej to nie obchodzi.

— A co z dziećmi? Co z wnukami? — spytał nieco napastliwie.

Rita znów nie zwróciła uwagi na jego ton.

— Co z dziećmi? Ianie, to już dorośli ludzie. Camilla jest

odpowiedzialnym człowiekiem i ma męża, żeby się o nią troszczył. Jest

doskonałą matką, ma też grono własnych przyjaciół. Nawet kiedy jestem

w mieście, to jedynie rozmawiamy przez telefon, ale nieczęsto u niej

bywam. A jeśli chodzi o wnuczęta… Oczywiście, będę za nimi tęsknić, ale

nie jestem za nie odpowiedzialna. Zajmuje się nimi ich matka, która może

też znaleźć dla nich opiekunkę. Musiałeś chyba zauważyć, że ostatnio

trochę się od siebie oddaliłyśmy.

— Tak. I to mnie zasmuca. Zawsze mówiłaś, że Camilla jest ci

najbliższa i pod wieloma względami podobna do ciebie.

— Może na tym właśnie polega problem. Była zbyt podobna do mnie,

kiedy żyliśmy wszyscy razem w rodzinie. Teraz jest inaczej. Ja się

background image

zmieniłam i Camilla się zmieniła. Ma teraz o rok młodszą macochę. Nie

podoba jej się, że robię karierę. W ciągu kilku ostatnich miesięcy

zauważyłam, że coraz mniej się podobam Camilli. Jestem przekonana, że

w głębi serca — wini mnie o rozwód. Wciąż nie może się z nim pogodzić.

Przykro mi, ale nic nie mogę na to poradzić. Brett wymusił na mnie

rozwód i muszę dorosnąć do tej sytuacji, a nie więdnąć samotnie w pustym

domu. Robię spóźnioną karierę i właśnie nabrałam wiatru w żagle.

— Zadziwiasz mnie, Rito. Nigdy nie znałem cię od tej strony.

Cokolwiek zamierzasz, nie mam nic przeciwko temu. Po prostu się

obawiam, żebyś… żebyś nie popełniła…

— Żebym się nie wygłupiła? Powiedz to, Ianie. Nazwij rzecz po

imieniu. Nie owijaj w bawełnę. Jeżeli się wygłupię, sama będę za to

odpowiedzialna. To moje decyzje, moje wybory. Mogę popełniać błędy,

wprowadzać nieład w swoje życie, ale będę z tego wyciągać wnioski.

Przeżyję. Każdy popełnia błędy.

— A co z Rachel i Charlesem?

— Rachel jak to Rachel. Akceptuje mnie, jaka jestem. Nigdy niczego

ode mnie nie żądała i mocno wierzę, że jako jedyna nie obwinia mnie po

cichu za rozwód. Wspierała mnie przez ponad rok, żebym, jak to ujęła, z

tego wyszła. Myślę, że będzie mnie zachęcać do niezależności. Co do

Charlesa, nie jestem pewna. Wciąż mnie potrzebuje, ale w ograniczonym

zakresie. Chce mieć pewność, że w razie czego może na mnie liczyć.

Dorasta i na uczelni będzie prowadził samodzielne życie. Jeżeli się nam

poszczęści, dorośniemy razem. Jeśli nie, któreś z nas za to zapłaci.

Ian wypił wino i dolał sobie z butelki.

— Nie poznaję cię, Rito — powiedział powoli.

background image

Rita uśmiechnęła się. Kiedy ostatnio słyszała te same słowa?

— Myślę, że kolacja jest już gotowa. Jesteś dobrym przyjacielem, Ianie.

Mam nadzieję, że nie zniszczysz naszej wspaniałej przyjaźni, cenzurując

moje postępowanie. Pozwól mi popróbować własnych sił. Dobrze?

Co mu pozostawało?

— Dobrze — powiedział posępnie.

Rita cały czas szczebiotała wesoło. Wkrótce zobaczy Twigga. Miała

nadzieję, że uda się jej tak pokierować wizytą, że Ian niczego nie zacznie

podejrzewać. Z przyjemnością zdała sobie sprawę, że jest jej wszystko

jedno, czy Ian się domyśli czy nie. Chodziło tylko o to, że na razie chciała

swoje nowe przeżycia zachować dla siebie. Później, znacznie później,

zadecyduje, czy dzieci powinny się dowiedzieć, a jeśli tak, to jak należy to

rozegrać. Cóż, to nie pójdzie łatwo, pomyślała, czując ucisk w żołądku.

Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że Iana coś zaprząta.

— Masz jakieś kłopoty, łanie? — spytała — Chciałbyś o czymś

porozmawiać? Nie miałam zamiaru cię obrazić. Uważam tylko, że

nadszedł czas, żebym zaczęła myśleć i działać samodzielnie. Mogłam

napisać do ciebie list, ale uznałam, że lepiej będzie przedyskutować to

bezpośrednio. — Nie chciała, by się domyślił, że podjęła tę decyzję w

sposób nagły. Równie nagły, jak decyzję o zostaniu kochanką Twigga.

Kochanką… Na samą myśl o tym poczerwieniała.

Ian przeczesał palcami szpakowate włosy. Zdawał sobie sprawę, że jest

atrakcyjnym mężczyzną, przystojnym i dobrze wychowanym. Zdobycie

kobiety nigdy nie stanowiło dla niego problemu, nawet w czasie

małżeństwa z Dorothy. Kiedy był młodszy, musiał się od nich dosłownie

opędzać, ale jego żona, niech spoczywa w pokoju, nigdy o tym nie

background image

wiedziała. Nie był zresztą jakimś szczególnym łotrem. Parę skoków w

bok, jakiś okazjonalny romans… Zawsze jednak był lojalny wobec matki

swoich dzieci i dbał, by się nie dowiedziała o tych historiach,

spowodowanych jego wybujałym temperamentem.

Nie, nigdy nie musiał zabiegać o względy kobiety i złościło go, że Rita

pozostaje nieczuła na jego wdzięki. Przyglądał się jej teraz, zdając sobie

sprawę, że oczekuje od niego jakiejś odpowiedzi. Nie był pewien, czyją

kocha. Nie był nawet pewien, czy w jego wieku jest w ogóle zdolny do

miłości… Wiedział, że jej pragnie, i był przekonany, że gdyby ją zwabił

do łóżka, zadowoliłby ją seksualnie.

Jego uczucia dla Rity były bardziej skomplikowane niż zwykła miłość.

Było to coś głębszego, bardziej istotnego. Może chęć bycia potrzebnym?

Rita sprawiała, że czuł się potrzebny i reagował na to, jak klasyczny

mężczyzna. Wrażenie, że musi ją chronić, osłaniać przed krzywdą i

rozczarowaniem, było czasami tak przejmujące, że zapierało mu dech.

Razem mogliby żyć spokojnie i wygodnie, czerpiąc z tego wzajemne

korzyści.

W ciągu minionych lat widywał przebłyski tej niezależności, którą teraz

tak się szczyciła. W przeszłości były one jednak szybko tłumione;

najpierw przez Bretta, a potem przez Camillę i Charlesa. Ze skruchą

pomyślał, że mógł ją zachęcać do odnalezienia własnej siły… Ale lubił,

kiedy przychodziła do niego po radę i rozkwitał wśród jej komplementów

na temat jego orientacji w biznesie. Inni jego klienci na ogół lubili życie

ułatwione i mieli mu za złe to, co nazywali zawracaniem głowy. Kiedy

umowa została podpisana, nie chcieli o nim słyszeć, dopóki nie miał dla

nich czeku.

background image

Jezu, on nawet nie lubił tej taniochy, którą pisała… No, ale taniocha, nie

taniocha, Rita była uznaną pisarką z licznymi wielbicielkami i większym

potencjałem niż niektórzy tak zwani „artyści”, którzy popełniali książkę

raz na siedem lat. Zarobki Rity zdumiewały go, i czasami chichotał z

niedowierzaniem w drodze do banku.

— Przepraszam, Rito. Myślałem o czymś innym. Co mówiłaś?

Rita uśmiechnęła się. Ian sprawiał wrażenie zmęczonego. Jeżeli Twigg

wkrótce się nie pojawi, Ian pójdzie spać i tak się to zakończy.

— Nic ważnego. Nie czuj się w obowiązku zostawać ze mną, tylko

dlatego, że jesteś moim gościem. Masz za sobą długą podróż. Popracuję

jeszcze trochę. Dobrze mi idzie i nie chcę pogubić wątków.

— To chyba ta różnica wieku, prawda? Właśnie zdałaś sobie sprawę, że

jestem ode ciebie o dziesięć lat starszy. Wiem, że jesteś młoda i pełna

życia, ale wierzę, że i ja mam przed sobą wiele dobrych lat.

Rita miała zamiar zapalić papierosa. Wpatrywała się w Iana, zdumiona

tym, co powiedział.

— Różnica wieku, w związku z czym? — spytała ochrypłym głosem.

— Z nami. Ze mną i z tobą.

— Nie ma żadnego my, Ianie. Jesteś moim agentem, a ja twoją klientką.

Przyjaźnimy się. Nie wiedziałam, że ty… to znaczy, nigdy nie mówiłeś…

czyja cię właściwie zrozumiałam?

Ian skinął głową.

— Nie chciałem cię ponaglać. Ten rozwód i w ogóle… Twoje dzieci

mnie lubią, ty lubisz moje. Obydwoje mamy wnuki. Łączy nas wiele

wspólnego. Myślałem, że wyczułaś… może powinienem był powiedzieć ci

o tym wcześniej… — głos Iana był solenny i trzeźwy. Rita poczuła ciarki

background image

na plecach.

— Nie miałam pojęcia, Ianie. Przepraszam. Pochlebiłeś mi. Czuję się

zaszczycona, że pomyślałeś o mnie w taki sposób.

Tydzień temu, miesiąc temu, prawdopodobnie padłaby mu w ramiona,

nie zdając sobie sprawy, że ani razu nie wypowiedział słowa „miłość”.

Stukanie do drzwi uratowało Iana przed obstawaniem przy swojej

propozycji.

— Proszę! — krzyknęła uszczęśliwiona Rita. Miała ochotę roześmiać

się i zarzucić Twiggowi ramiona na szyję. Jego niesforne, wijące się włosy

były wilgotne i zwisały poskręcane w drobne loczki po obu stronach

twarzy. Rita poczuła zapach płynu po goleniu i zakręciło się jej w głowie.

Na tę okazję Twigg przywdział czystą, chęć pogniecioną koszulę i dżinsy

obciskające jego szczupłe biodra i długie nogi, Całości dopełniały adidasy.

— Twigg Peterson — wyciągnął rękę w kierunku Iana, zorientowawszy

się, że Rita po prostu stoi i wpatruje się w niego. Sytuacja mogłaby się stać

niezręczna.

— Ian Martin — przedstawił się zaskoczony Ian. Spojrzał na Ritę, a

jego oczy mówiły wyraźnie: „Wydawało mi się, że mówiłaś, że nie ma tu

nikogo prócz ciebie”.

— Twigg przygotowuje serię artykułów o delfinach i wielorybach

zabójcach. Mieszka w domku Johnsona po przeciwnej stronie jeziora.

Zastanawiała się, czy Ian zdaje sobie sprawę, że przeszywa Twigga

nienawistnym spojrzeniem.

Twigg zaś nie spuszczał oczu z Rity.

— Napiłbym się piwa, jeśli można. Nie wstawaj, sam przyniosę.

„Sam przyniosę” — powtórzył bezgłośnie Ian, spoglądając na

background image

roześmianą twarz Rity. Skinęła głową i odchylając się na oparcie krzesła,

zapaliła papierosa, Ian nigdy nie rozumiał, jak mężczyzna może obsłużyć

się sam, kiedy w pobliżu jest kobieta. Nigdy by mu nie przyszło do głowy,

żeby samemu wziąć sobie piwo z lodówki. Od tego były żony i

gospodynie.

Ian ciężko opadł na krzesło. Twigg wrócił z kuchni i usiadł obok niego

naprzeciw Rity. Przez chwilę przyglądała się obydwu mężczyznom. Po

oświadczynach Iana i przybyciu Twigga poczuła się jak dawniej, niepewna

siebie i przestraszona rozmową, która miała nastąpić, Ian popijał wino z

niezadowoloną i rozgniewaną miną. Opróżnił kieliszek i odstawił go na

stolik. Jego oczy powędrowały w kierunku Rity, jakby się spodziewał, że

zerwie się i w pośpiechu naleje mu wina lub przynajmniej spyta, czy ma

ochotę na jeszcze jeden… Twigg pił piwo i chyba nie zdawał sobie sprawy

z niezadowolenia Iana.

— Udało mi się dziś napisać osiemset słów — pochwalił się z dumą.

— To wspaniale! Wygląda na to, że zdążysz bez kłopotu na czas i

wywiążesz się z umowy — Rita z łatwością włączyła się do rozmowy. Z

Twiggiem wszystko było takie łatwe… Od czasu do czasu kierował swoje

pytania do Iana i rozmowa stała się ogólna.

Rita zasugerowała, by Ian znalazł rynek dla artykułów Twigga i agent

wyraził chęć rzucenia okiem na jego dokonania.

— Nie są wiele warte bez towarzyszących im ilustracji — wyjaśnił

Twigg. — Umowa z „National Geographic” przewiduje dołączenie

fotografii, a są one cholernie dobre, jeśli wolno mi to mówić samemu.

Ian wydawał się bardzo zainteresowany. Oto człowiek o wysokich

kwalifikacjach. Umowa z „National Geographic” to nie byle co, a Ian

background image

słyszał niedawno, że jeden z większych wydawców szuka czegoś, co Ian

lubił nazywać „literaturą kawiarnianą”.

Zadowolona, że mimo mało obiecujących początków obaj panowie tak

dobrze się porozumiewają, Rita przeprosiła ich cicho i poszła do kuchni,

żeby pozmywać naczynia. Chwilę potem Twigg wstąpił po następne piwo,

a za nim Ian z pustym kieliszkiem w dłoni. Rozmowa postępowała; Twigg

miał przesłać Ianowi portfolio swoich fotografii z tekstem.

Twigg sięgnął po ścierkę i, jakby to była najnaturalniejsza w świecie

rzecz, zaczął wycierać to, co Rita pozmywała, cały czas nie przerywając

rozmowy. Jeżeli nawet starszy z mężczyzn był zdziwiony postępowaniem

Twigga, nie dał tego po sobie poznać. Kiedy chodziło o interesy, Ian

wykazywał niespożytą energię i za nic w świecie nie zrezygnowałby z

przynoszącego zyski klienta.

O północy Ian oświadczył, że idzie spać. Rita zaproponowała, że obudzi

go o wpół do szóstej rano, tak by uniknął godzin szczytu na autostradzie

między stanowej.

— Dobranoc, Ianie — powiedziała miękko, nie spoglądając w jego

oskarżycielskie brązowe oczy, pytające, kiedy, jeśli w ogóle, odeśle tego

młodego łajdaka, Petersona, do domu.

— Dobranoc, kochanie. — Niedbale cmoknął ją w policzek i serdecznie

uścisnął dłoń Twigga. — Będę czekał na pański materiał, panie Peterson.

Niech pan nie zwleka. Jestem wyznawcą powiedzenia: „kuj żelazo, póki

gorące”.

— Tak też zrobię — zapewnił go Twigg, siadając na podłodze obok

krzesła Rity.

— Skutecznie sobie z nim poradziłeś — pochwaliła go, kiedy Ian

background image

zostawił ich samych.

Twigg uniósł brew.

— Skutecznie? Zwięźle i treściwie powiedziane. Też bym tak to nazwał.

Rita się roześmiała. Twigg doskonale wiedział, co chciała powiedzieć,

tyle że nie uważał sprawy za wartą omawiania, Ian był już gotów znielubić

Twigga, a zamiast tego zaoferował mu pomoc w znalezieniu rynku na jego

artykuły… Zadziwiające. Podobał jej się sposób bycia Twigga: Pewny

siebie, ale nie zanadto zuchwały i czupurny, przynajmniej w stosunku do

Iana, który miał nieco przestarzałe poglądy. Przeczuwała, że Twigg

potrafiłby znaleźć się w każdej grupie i wszędzie byłby lubiany i

podziwiany. No weźmy choćby sposób, w jaki oczarował ją samą!

Twigg powoli sączył piwo, ukradkiem przyglądając się Ricie. Miał

ochotę zaciągnąć ją do swego łóżka, tulić ją, dotykać, słuchać, jak szeptem

wymawia jego imię, dając się ponieść rozkoszy. Lubił jej ładne nogi.

Szczupłe i kształtne, kokieteryjnie eksponowane w rozcięciu spódnicy.

Zauważył głęboki dekolt bluzki i przez cały wieczór wracał spojrzeniem

do tajemniczego zagłębienia pomiędzy piersiami Rity. Pragnął wtulić

twarz w jej biust, wdychać zapach…

— Grosik za twoje myśli — Rita lekko dotykając jego głowy,

przeczesała palcami poskręcane włosy.

Twigg spojrzał w jej twarz.

— Właśnie myślałem o tym, że chętnie przerzuciłbym cię przez ramię,

zaniósł do mego domku i kochałbym się z tobą bez pamięci.

Rita spoglądała przez chwilę na drzwi sypialni Iana. A potem z

uśmiechem przeniosła wzrok na Twigga.

— Więc na co czekasz?

background image

Twigg uśmiechnął się z zachwytem, oczy zaszły mu mgłą i Rita była

zgubiona. Wstał, chwycił ją w ramiona i schował twarz w jej dekolcie.

background image

R

OZDZIAŁ

6

Zaniósł ją do pogrążonej w ciemności chaty. Rita oparła głowę na jego

ramieniu i zachęcała go do pośpiechu, liżąc leciutko po kiełkującym

zaroście. Lubiła zapach Twigga: korzenny, piżmowy, a przede wszystkim

bardzo męski.

Zupełnie jakbym znów była młodą dziewczyną, pomyślała i lekki

dreszcz przebiegł jej ciało. Nigdy nie przypuszczałam, że jeszcze tak się

poczuję. Cała rozedrgana, ze ściśniętym z przejęcia żołądkiem i zawrotem

głowy. Myślała, że takie emocje są już dawno poza nią, że kobieta w jej

wieku jest za stara, zbyt doświadczona, by reagować aż tak spontanicznie.

Cieszyła się, że tak nie jest. Nigdy się nie jest „za starą”. Płochliwość

debiutantki, dziki trzepot serca, pragnienie, by dawać i otrzymywać

rozkosz, wszystko to było w niej, nigdy tak naprawdę nie zapomniane…

W ramionach Twigga była gładką i jędrną szesnastolatką, włosy miała

ciemne jak orzech, a skórę białą jak alabaster. Czuła się piękna, a czując,

rzeczywiście taka się stawała.

Twigg zaniósł ją do sypialni i delikatnie położył na łóżku. Czuła jego

woń: płyn po goleniu, dochodzący z łazienki zapach wilgoci i mydlą,

skóra, tytoń… Działały na nią jak afrodyzjak.

Twigg zapalił lampkę na szafce nocnej. Pokój wypełnił się

przyćmionym światłem.

— Chcę cię widzieć, Rito. Chcę patrzeć na ciebie, kiedy będziemy się

kochać.

Jego głos brzmiał ochryple, w oczach miał uwodzicielski błysk. Poczuła

szybsze bicie serca. Przyglądała się jego dłoniom, kiedy rozpinał guziki jej

background image

bluzki. Powoli zsunął tkaninę z jej ramion, pieszcząc wargami obnażone

piersi.

Była jak zahipnotyzowana jego ruchami, szalenie podekscytowana i

lekko spięta. Pieścił ją i całował, szepcząc, jak bardzo mu się podoba, jak

bardzo jej pragnie. Sztuka po sztuce wyłuskiwał ją z ubrań, rozgrzewając

pieszczotą rąk, dotknięciem ust, gdy drżała w nocnym chłodzie. Dźwięk

jego głosu, głęboki, gardłowy, budził w niej dziwne wibracje.

Odpowiadała mu całą sobą, pozwalając, by był stroną aktywną, agresorem,

mistrzem.

Usłyszała własny jęk rozkoszy, kiedy jego usta rozpalały w niej

płomienie, które uważała za dawno wygasłe i zmienione w popiół

rozwiewany przez zimowe wichry. Słyszała jego szept, że jest piękna,

kobieca, pociągająca…

Rita pragnęła być piękna dla niego. Chciała dawać mu rozkosz i czynić

go szczęśliwym. W jego rozkoszy odnajdzie swoją własną, czekającą w

uśpieniu, która uczyni z niej świadomą siebie kobietę.

Twigg wstał i zaczął się rozbierać. Złocista od słońca skóra, twarde,

szczupłe, muskularne ciało. Szeroka pierś, długie, silne ramiona, gładkie i

szczupłe biodra. Włosy koloru złota porastały jego pierś i, ciemniejąc,

przechodziły w trójkąt na podbrzuszu. Nogi miał długie i gibkie, dobrze

umięśnione, ale jej wzrok przyciągnęło ocienione miejsce pomiędzy

udami. To, że jej pragnął, było niewątpliwe — świadectwem był dumnie

sterczący członek. Wyciągnęła ręce, by go dotknąć; jej dłonie z miłością

ujęły męskość Twigga i powędrowały ku tyłowi, do owego szczególnie

wrażliwego miejsca, typowego dla mężczyzny. Twigg zagłębił palce we

włosach Rity, zamknął oczy i odrzucił głowę do tyłu.

background image

— Uwielbiam, kiedy mnie dotykasz — powiedział cicho. A może tylko

to sobie wyobraziła.

Otworzyła ramiona i zamknęła go w objęciu, kiedy wsunął się do łóżka i

wyciągnął nagi obok niej. Była jak naelektryzowana. Usta na jej ustach

domagały się reakcji, dłonie rozpalały jej ciało, odnajdując i biorąc w

posiadanie każdą kobiecą krągłość. Spazmatyczne poruszenia jej ciała

wyrywały z niego gardłowy jęk zachwytu. Odnalazł dłońmi krągłość jej

piersi; zadrżała, gdy zaczął pieścić je wargami, całować, ssać, drażnić…

Sięgnęła w dół, by ująć jego męskość. Gładziła ją, błądziła palcami po

sekretnych miejscach między udami kochanka, wśród sztywnych,

skręconych włosów, tak ponętnych… Czuła emanujące z niego fale

błogości, gdy zatracał się w jej pieszczocie. Uniosła się na łokciu i skryła

twarz w złocistym futerku na jego piersi, smakując świeżość skóry i

schodząc ustami coraz niżej, aż zagłębiła się w gąszcz na podbrzuszu.

Leżał na wznak, poddając się pieszczocie, a jego dłonie nie przerywały

kontaktu z jej ciałem. Biodra, krągłe pośladki… Jej ręka odnalazła

członek, usta zagarnęły go w posiadanie. Wstrzymał oddech i wygiął się w

łuk.

Przyciągnął ją do siebie tak, że dolne partie jej ciała znalazły się przed

jego oczami. Powiódł rękami wzdłuż pleców, zszedł ku pośladkom, i niżej,

aż po cień między udami. Rozsunął je, aby mieć dostęp do jej wnętrza.

Chwyciwszy mocno rękami jej biodra, by była jak najbliżej, pieścił ustami

i językiem wrażliwe ciało, smakował, sycił się nią, czując, jak paroksyzmy

błogości natychmiast znajdują odbicie w jej pieszczotach. Ich podniecenie

zdwajało się, pożądanie zwielokrotniało…

Odwrócił ją teraz twarzą ku sobie. Zagarnął ustami jej usta, by poczuła i

background image

jego, i własny smak. Ciało Rity zafalowało pod jego dłońmi, pieszczącymi

piersi, plecy, wnętrze ud… Nie było centymetra na jej ciele, którego by nie

dotknął, nie uwielbił. Przedłużał tę mękę, doprowadzając niemal na

granicę wyzwolenia, po to tylko, by opóźnić wtargnięcie. Płomień trawił

jej trzewia, pragnienie, by wziął ją, teraz, natychmiast, przesłaniało cały

świat… To on był teraz jej światem, potrzebowała tylko jego. Tylko on

mógł dać jej tę triumfującą radość kobiecości.

Zachłannie chwyciła jego sztywną, pulsującą męskość, zbliżyła ku sobie

i potarła o swoje wilgotne, stęsknione ciało.

— Weź mnie — wyrzuciła z siebie gorączkowym, błagalnym szeptem

— weź mnie natychmiast!

Położył się na niej i objął ją ramionami. Znów zagarnął jej usta,

smakując językiem ich jedwabiste wnętrze. Rozchyliła uda, by go przyjąć,

by wypełnił wreszcie tę pulsującą pustkę, którą stworzył w jej ciele.

Twigg patrzył na twarz Rity, zachwycony gwałtownością pragnienia,

jakie się na niej malowało. Piękna, ach, jaka piękna. Rozchylone usta

ukazujące koniuszek języka, głowa odrzucona do tyłu, oczy zaciśnięte z

namiętności…

Wszedł w nią, czując, jak zamyka się wokół niego jedwabista wyściółka

pochwy. Chciał wniknąć jak najgłębiej, połączyć się z nią w jedność,

poznać tak, jak nigdy nie znał żadnej innej kobiety. Pomiaukiwała z

rozkoszy, gdy poruszał się wewnątrz niej, najpierw łagodnie, potem coraz

gwałtowniej, w miarę jak coraz bardziej tracił panowanie nad sobą.

Zagłębiał się w nią, czując, jak uniesieniem bioder wychodzi naprzeciw

każdemu pchnięciu, jak obejmuje go kurczowo ramionami, nogami, jak

pragnie, by był jeszcze głębiej, i jeszcze…

background image

Kiedy dotarli do punktu, z którego nie ma odwrotu, otworzyła oczy i

patrzyła na niego z uśmiechem, unoszącym kąciki jej obrzmiałych od

pocałunków ust. Poczuł, że zapada w jasnoniebieską głębię jej tęczówek,

która wciąga go coraz dalej i dalej, ku magicznej jedności dusz, ku pełni

radości, do której związek ciał jest zaledwie mało znaczącym wstępem.

Rita oparła głowę na ramieniu Twigga.

— Śpiąca? — zapytał. Skinęła głową. — Jeśli chcesz pospać, będę

pilnował zegarka. Nie mam budzika, ale mój zegarek jest godny zaufania.

— Hmmm — zamruczała z zadowoleniem. — Zupełnie jak jego

właściciel.

— Ja? Godny zaufania? Czyżbyś nie zauważyła, madame, że właśnie cię

wykorzystałem?

Rita przepadała za jego śmiechem.

— Czyta pan zbyt wiele romansów, sir! — lekko szarpnęła za włosy na

piersi Twigga, udając, że go beszta.

— Ja nie czytam romansu, Rito. Ja go przeżywam. Od chwili, kiedy cię

spotkałem. — W jego głosie zabrzmiała głęboka nuta i Rita poczuła

dreszcz pomiędzy łopatkami. — Jesteś, kochanie, najbardziej romantyczną

kobietą, jaką znam. Słodką, wrażliwą, kobiecą. Bez fałszywych zagrywek i

nieszczerych miń. Bardzo cię lubię, Rito Bellamy.

Objął ją ciaśniej. Jest dla mnie dobry, pomyślała, bardzo dobry. Czas z

nim spędzony jest podniecający, a jednocześnie kojący. I pracuje jej się

dobrze: Twigg nie stawia jej żadnych żądań i nie wpycha się w jej życie.

Ma własną pracę i dobrze wie, jak trudno uchwycić przerwany wątek

myśli.

— Przyznaj się — szepnął w jej miękkie włosy. — Zupełnie

background image

zapomniałaś o Ianie, prawda?

— Skąd wiesz, gałganie?

— Poznałem po wyrazie twoich oczu, kiedy się kochaliśmy. Byłem

wtedy dla ciebie jedynym mężczyzną, jaki istnieję. Może nie? Przyznaj

się! — drażnił się z nią, ale jakaś nuta w jego tonie nakazywała jej

szczerość.

— No, dobrze. Przyznaję. Byłeś jedynym mężczyzną, który dla mnie

istniał. Wypełniłeś cały mój świat i to było wspaniałe. Dotarłeś tu —

przykryła dłonią pierś i jej lekko wypowiadane słowa nagle nabrały

znaczenia.

— Sprawiasz, że czuję się niezwykle — powiedział Twigg,

przewracając się na bok, aby się do niej przytulić. Zaczął pieścić ustami jej

piersi, pulsujące zagłębienie u nasady szyi… Jego dłonie rozpoczęły rytuał

brania w posiadanie, budząc w niej na nowo głód, który, jak sądziła, został

zaspokojony.

— Chcę się z tobą kochać jeszcze raz, Rito. I nie wiem, czy

kiedykolwiek przestanę chcieć się z tobą kochać.

Nakrył jej usta wargami, zagarnął je i Rita poczuła narastające od nowa

pragnienie. Tak, pomyślała, zanim poddała się ekstazie, to nie byle jaka

miłość. Nawet jeśli nie potrwa „dopóki śmierć nas nie rozłączy” i tak jest

nie byle jaka, Rita siedziała ze wzrokiem utkwionym w telefon, postukując

o zęby gumką na końcu ołówka. Było parę minut po dziewiątej, Ian już

dawno odjechał, wyprawiony w drogę po porządnym, staromodnym

śniadaniu, jak lubił je nazywać: kawa, bekon, jajka, sok i przysmak z

przysmażonych ziemniaków. Górskie powietrze wzmaga apetyt,

powiedział, kończąc drugą grzankę, po czym uważnie przejrzał zapisane

background image

na maszynie strony.

Ian nie był wielbicielem romansów historycznych, Rita dobrze o tym

wiedziała. Uważał je niemal za chłam, dokładnie zaś, ale z zachowaniem

dobrego smaku, opisane sceny miłosne określił, ku jej przerażeniu, jako

„umiarkowane porno dla dam”. Zawsze zachęcał Ritę do napisania

powieści współczesnej i w jej głowie powstał nawet zalążek projektu

takiej książki. Ale jak Ian mógł się spodziewać, że Rita porzuci

siedemnaste stulecie, aby pracować nad czymś współczesnym, skoro

zgodnie z umową miała się wywiązać z jeszcze jednego romansu

historycznego? Zupełnie niemożliwe. Jednak przyłapywała się na

obmyślaniu intrygi, a nawet naszkicowała charakterystykę głównych

bohaterów. Westchnęła. Może po ukończeniu następnej książki będzie się

mogła zabrać do czegoś współczesnego…

Ian nie nawiązał do swoich wieczornych oświadczyn. Było przecież do

bólu oczywiste, że Rita nie czuje wobec niego żadnych romantycznych

skłonności. Nie, wyglądało na to, że interesują ją mężczyźni znacznie od

niej młodsi. Peterson pewnie niedawno przekroczył trzydziestkę, pomyślał

Ian, popijając kawę. Zdawał sobie sprawę, że kiedy on położył się spać,

Rita wyszła z domu z tym Petersonem. Właśnie się obudził, kiedy

wśliznęła się do chaty, aby zgodnie z obietnicą, obudzić go o wpół do

szóstej, Ian nie przejmował się tym, ale był przekonany, że Rita zmierza

ku zgubie. Bolesnej zgubie. Nie mógł się jednak mieszać… No, chyba że

romans miałby wpływ na jej karierę. Dlatego tak starannie przeglądał

tekst. Wszystko jednak wydawało się w porządku… Dialogi były żywe i

potoczyste, a opisy, jak to u Rity Bellamy, tak wyraziste, jakby się

oglądało bohaterów na szerokim ekranie. Zamierzał po ojcowsku udzielić

background image

jej parę przestróg w związku z tym nieszczęsnym romansem. Jeżeli nie

chce, aby nadal zajmował się lokowaniem jej pieniędzy, to niech

przynajmniej wysłucha jego rad w związku z pracą… Ale nie znalazł nic,

do czego mógłby się przyczepić. Dopił kawę i odjechał jak niepyszny.

Rita cieszyła się, że wyjechał, Ian był bliskim, kochanym,

wypróbowanym przyjacielem, ale jego deklaracja z poprzedniego

wieczoru oraz podejrzenie, że mógł zdawać sobie sprawę, gdzie spędziła

noc, wprawiały ją w zakłopotanie. Jedź, jedź! — myślała. — Nie chcę cię

tutaj. Nie chcę tutaj nikogo. Chcę poznawać i odkrywać tę nową osobę,

którą się staję. Nową kobietę.

Siedziała teraz nad książką telefoniczną, otwartą na stronie z numerami

miejscowych ginekologów. Okazała się głupia. Jest dorosłą kobietą z

trojgiem dzieci i nie od dziś wie, że istnieją różne metody antykoncepcji.

Ale wszystkie wydawały jej się jakieś takie… wymyślne. Takie zimne i

wykalkulowane.

Rusz się, dziewczyno! — pomyślała. — Spójrz prawdzie w oczy.

Prawdziwy kłopot zacznie się, kiedy odkryjesz, że jesteś w ciąży… Rusz

głową!

Przesunęła palcem po nazwiskach ginekologów. Ani ona, ani Twigg nie

wspomnieli o antykoncepcji. Ale przecież nie jest już szesnastoletnią

uczennicą. Jest dorosłą kobietą; na miłość boską, i naturalne, że Twigg

spodziewa się, że sama o siebie zadba. Nawet Rachel stosuje pigułkę,

odkąd skończyła siedemnaście lat. Dlaczego bez trudu pogodziła się, że jej

siedemnastoletnia córka prowadzi życie seksualne, a nie umie właściwie

zadbać o tę stronę własnego życia? To Brett zawsze zajmował się tą

sprawą w ich związku — używał prezerwatyw lub uciekał się do stosunku

background image

przerywanego. Pigułka antykoncepcyjna była czymś, czego Rita nigdy nie

brała pod uwagę. A teraz musiała wziąć.

Nie bądź idiotką, przemawiała do siebie. Jeżeli siedemnastolatka może

zadbać o antykoncepcję, żeby się uchronić przed ciążą, to z pewnością jej

matka także! Prawie ze złością wykręciła numer i umówiła się na wizytę.

Omal się nie zakrztusiła, mówiąc pielęgniarce, że potrzebuje

natychmiastowej wizyty w celu dobrania jakiejś metody antykoncepcji.

Głos kobiety po drugiej stronie linii pozostał zimny i profesjonalny. Boże,

czy oni stale odbierają telefony od czterdziestotrzyletnich kobiet,

żądających natychmiastowej antykoncepcji, żeby kochankowie nie

wpędzili ich w ciążę? Czwarta godzina? Jutro? Nie, dzisiaj. Rita poczuła,

że wilgotnieją jej dłonie i z trudem wydobyła ź siebie głos. Nie do

pomyślenia, co zrobiła! Zimne. I wyrachowane. Do diabła, nie!

Odpowiedniejszym terminem byłoby mądre. Dorosłe. Odpowiedzialne.

Odetchnęła z ulgą.

* * *

Po założeniu spirali czuła trochę bólu i skurcze, ale lekarz uprzedził ją o

tym, więc się nie niepokoiła. Kiedy siedziała w pustej poczekalni, przyszło

jej do głowy, że w New Jersey nie uzyskałaby wizyty w tym samym dniu

nawet u swego stałego lekarza. Dzięki Ci, Boże, za małe miasteczka.

Powinna się wstrzymać od kontaktów seksualnych przez co najmniej

dobę, powiedział poważnie lekarz, a Rita poczuła, że się rumieni. Czyżby

wiedział? Czy widać było, że ma płomiennego kochanka, który ma

zaledwie trzydzieści dwa lata i jest bardzo niecierpliwy?

background image

Twigg miał przyjść na kolację i Rita zastanawiała się, co zrobi, jeśli

zechce się z nią kochać. Nie jest łatwo, ot tak, po prostu, zakomunikować

kochankowi, że ma się w macicy plastikową pętlę, która ma zapobiec

wpadce i nie pozwala na pofolgowanie sobie tego właśnie wieczoru.

Wyrzuciła to z siebie, kiedy siedzieli przy sałatce. Twigg zamarł z

widelcem w pół drogi i spojrzał na nią zdumiony. Nagle wybuchnął

śmiechem. Jej niewinność była zadziwiająca i bardzo go ubawiła.

Jednocześnie poczuł się jednak głęboko wzruszony. Liczyła się z nim

wystarczająco, by zawierzyć coś równie osobistego… Po drugie, wiedział

teraz, że jest jej jedynym kochankiem, o co nie śmiał zapytać.

Wstał, szybko do niej podszedł, otoczył ramionami i z zapałem ucałował

w kark.

— Rito, kochanie, jesteś cudowna.

— Naprawdę? Nie przeszkadza ci moja naiwność? Przeżywam ból

dorastania, Twigg. Całe życie byłam chroniona, a teraz muszę przyjąć do

wiadomości, że jestem dorosłą kobietą i wziąć za to odpowiedzialność.

— I to jest właśnie wspaniałe. Że pozwalasz mi być obok i dzielić to z

tobą.

W nocy, kiedy świat pogrążony był we śnie, Twigg trzymał ją w

ramionach. Rozmawiali, śmiali się, opowiadali sobie nawzajem o swoich

tajemnicach… Choć dotykali się, pieścili i całowali, ich namiętność była

kontrolowana i tliła się tylko, a nie wybuchała ogniem. Rita wiedziała, że

Twigg jej pragnie. Powiedział jej o tym i czuła twardość rzeczowego

dowodu, wciśniętego pomiędzy jej uda. Nauczyła się, że istnieją inne,

bardzo wymowne sposoby wyrażania czułości i namiętności, bez stosunku

płciowego. I wszystkie sprawiały, że jej policzki były zaróżowione, usta

background image

gorące, a ona czuła się kochana. Miłością w stylu Twigga.

* * *

Późnym popołudniem nadjechała Rachel, trąbiąc klaksonem, aby

obwieścić swoje przybycie. Rachel zawsze robiła wszystko z hałasem i

fanfarami, toteż Rita, chcąc nie chcąc, uśmiechnęła się pod nosem.

Właśnie dziś rano Rachel zatelefonowała do niej, oznajmiając, że zrobi jej

„niespodziankę” i wpadnie z wizytą przed odlotem do Miami z „tym, jak

mu tam”.

Rita wyłączyła maszynę, kiedy usłyszała silnik sportowego MG na

podjeździe. Cieszyła się na myśl o towarzystwie pozbawionej wstydu

Rachel. Nie aprobowała niektórych poczynań córki, ale przecież nigdy nie

potępi własnego dziecka.

Rachel była ekscentryczną młodą kobietą o włosach koloru piasku,

chudą jak modelka, ale zaokrągloną tam, gdzie należy. Rita wybałuszyła

oczy na widok obcisłej bluzki i pomalowanych we wzory opiętych

dżinsów. Jak ona może w tym chodzić, schylać się, poruszać? Rachel

zachichotała.

— Jak leci, kochana mamusiu? Zapracowujesz się w samotności, a

jedynym towarzystwem są wiewiórki ziemne? — Nie czekając na

odpowiedź, przeskoczyła do następnej kwestii: — C o na kolacją? Wiem.

Spaghetti. Pachnie przepysznie, jak zawsze. Mogłabym jadać spaghetti

przez siedem dni w tygodniu.

Rita nalała dwie szklanki soku pomarańczowego, zastanawiając się, czy

jest zadowolona, że Rachel w ostatniej chwili zdecydowała się spędzić

background image

trochę czasu nad jeziorem. Czy to po macierzyńsku? Co gorsza,

zastanawiała się też, jak długo córka zamierza tu zostać… Nie zamierzała

jej naturalnie wypraszać, ale na czas pobytu Rachel będzie musiała

odłożyć wszystko na bok. Włącznie z Twiggiem… Nie była jeszcze

gotowa, by powiedzieć o swoim związku którejkolwiek z latorośli. Jeżeli

w ogóle kiedykolwiek to zrobi… Nawet tej wolnomyślnej,

niekonwencjonalnej Rachel.

Siedziały przy kominku i popijały sok.

— Podoba mi się to, jak urządziłaś domek, mamo. Wynajęłaś dekoratora

wnętrz? Cieszę się, że zrezygnowałaś z tego przeładowanego stylu, mamo.

Mówiłam ci, że nigdy nie lubiłam tych perkali, antyków i wypychanych

foteli? I nienawidziłam tych dziwacznych łóżek z baldachimami, na

których spałyśmy we wspólnym pokoju z Camillą.

Rita spojrzała na swoje dziecko. Zawsze była przekonana, że urządziła

dom wygodnie i ze smakiem. Trochę późno dowiadywała się, że jej córka

nigdy nie lubiła tamtych mebli i nienawidziła pięknych, starych łóżek,

które odrestaurowała specjalnie dla córek… Rachel zawsze była bardzo

uparta i zawzięta, nawet we wczesnym dzieciństwie. Ciekawe, czego

jeszcze nie lubiła? Postanowiła nie rozwijać tego tematu, ale zabolało ją,

że jej wysiłki nie zostały docenione.

— A co u ciebie, Rachel? Widziałaś się z Camillą i jej dziećmi?

— Mamo, przecież wiesz, że Camilla mnie nie znosi. Wiedziałam

jednak, że o nią zapytasz, więc kiedy w drodze do ciebie zajechałam na

stację benzynową, zadzwoniłam do niej z automatu. Była bardzo chłodna.

Zapytałam ojej potwory, powiedziała, że są OK. Z psem także w

porządku. Co miało oznaczać, że jedyna przykrość, jąkają spotkała, to

background image

twoja odmowa. Nie przejmuj się. Camillą się udobrucha. Musi się trochę

podąsać. Zadziwiasz mnie, mamo. Camilla zawsze była twoją ulubienicą,

powinnaś lepiej znać jej reakcje.

— To nieprawda, Rachel. Nigdy nie faworyzowałam żadnego z dzieci.

Zawsze byłam wobec was sprawiedliwa, i ty dobrze o tym wiesz.

— To nie ma znaczenia, mamo. Jesteśmy dorosłymi ludźmi. Camilla

jest beznadziejna. Charles miał zadatki, by stać się kimś, gdybyś go nie

zagłaskała. Tatuś, cóż, tatuś pragnął czegoś więcej i zrobił wysiłek, by to

zdobyć. A co do ciebie, mamo, jesteś zupełnie inną parą kaloszy.

— Kiedy lecisz do Miami? — spytała Rita, żeby zmienić temat. Camilla

była najstarsza. Rodzice często czują coś szczególnego w stosunku do

pierworodnych, co wcale nie oznacza, że młodsze dzieci są mniej kochane.

— Samolot odlatuje jutro o piątej dziesięć. Wracam w poniedziałek

rano. Wzięli moje projekty na nowy pokaz. Mocna rzecz. To oznacza, że

będę mogła zacząć cię spłacać. Czy na początek może być sto pięćdziesiąt

dolarów miesięcznie? Jeżeli osiągnę dobrą cenę, będę ci mogła zwrócić

pieniądze za jednym razem.

— Jak ci będzie wygodnie. Nie ma potrzeby, żebyś stawała na uszach.

Wiesz, że byłam szczęśliwa, mogąc ci pomóc. Więcej, jestem z ciebie

dumna i doceniam twoje wysiłki, żeby oddać mi dług. Widziałaś się z

ojcem?

— Nie. Ale rozmawiałam z nim przez telefon. Tydzień temu. Staram się

wywiązywać z obowiązku i dzwonię co jakieś dziesięć dni. On nie ma mi

nic do powiedzenia. Myślę, że jest zakłopotany. Spytałam go, czy miał

wiadomość od Charlesa i powiedział, że nie. Camilla dzwoni do niego

codziennie i pilnuje, żeby rozmawiał z jej dziećmi. Myślę, że tatuś jest

background image

wprost zachwycony, kiedy mu się przypomina, że ma trójkę wnuków,

podczas gdy właśnie się ożenił z dwudziestodwuletnią dzierlatką.

— Rachel, nie powinnaś tak mówić o ojcu.

Rachel spojrzała na nią niewinnymi niebieskimi oczyma.

— Dlaczego?

— Nie chcę teraz o tym mówić. Może przejdziesz się dookoła jeziora,

albo wyjdziesz i zgrabisz liście? Muszę skończyć pracę, a potem zjemy

kolację. Spędzimy razem wieczór. Był u mnie Ian i przywiózł kilka

nowych książek.

— Świetnie, mamo. Gotujesz długie spaghetti czy muszelki?

— Muszelki. Dwa opakowania, więc przybędzie mi następne dwa kilo.

— Faktycznie zrobiłaś się trochę przyciężka. To pewnie z powodu

tutejszego trybu życia. Siedzisz i pracujesz, a potem siadasz i jesz,

prawda? Wszystko dlatego. Jesteś w wieku, kiedy tłuszcz osadza się w

talii. Powinnaś pomyśleć, jak się go pozbyć. Zapisz się na jakąś

gimnastykę. Niedobrze być babcią w wieku czterdziestu trzech lat, ale

jeszcze gorzej jest być tłustą babcią. A skoro już o tym mowa, powinnaś

sobie ufarbować włosy. Nie chcesz chyba być siwą i grubą babcią. Jeśli

chcesz, mogę ci pomóc dziś wieczorem.

Rita skinęła głową i wciągnęła brzuch.

— Kolacja za godzinę. Nie przepadnij.

— Tak mawiałaś, kiedy byłam mała. Jak mogę przepaść? Całe to

miejsce jest wielkości chusteczki do nosa i znam je na pamięć. Posłuchaj

no, u Johnsonów leci dym z komina. Nie wyjechali?

— Rita przełknęła śliną.

— Nie, wynajęli dom.

background image

Zostaw ten temat, Rachel, nie zadawaj pytań, modliła się w duchu.

Odwróciła się plecami do córki i włączyła maszynę. Kiedy usiłowała

pracować z wciągniętym brzuchem, czuła napięcie w barkach.

Po dwóch godzinach pisania Rita spojrzała na zegarek. Rachel powinna

już dawno wrócić. Na dworze było niemal całkiem ciemno. Z okna

sypialni widać było całe jezioro i chatę Johnsonów. Nie będzie

szpiegowała córki. Nie będzie wyglądać przez okno i wypatrywać Rachel.

Weszła do kuchni i zajęła się przygotowaniem sosu oraz nakrywaniem

do stołu. Ułożyła serwetki i nalała do garnka wody na makaron. Wymyła

czajnik, odmierzyła kawę, wymieszała sałatę. Włożyła do piekarnika

włoski chleb czosnkowy. Po chwili wyjęła go. Gdzie się podziewa Rachel?

Minęło następne pół godziny. Rita wypiła dwie filiżanki kawy. Nie

będzie szpiegować. Mogłaby otworzyć drzwi, wyjść na taras i zawołać

Rachel, jak wtedy gdy była małą dziewczynką. Nie, tego także nie zrobi.

Rachel jest teraz dorosłą kobietą i sama potrafi wybierać i podejmować

decyzje.

Nieświadomie wciągnęła brzuch i przeszła do salonu. Była rozgniewana.

I czuła się winna. A jeśli Rachel poszła do chaty Johnsonów, zastukała do

drzwi, weszła i przedstawiła się? To by było w jej stylu… A jeśli są tam

teraz razem, śmieją się i rozmawiają? A jeśli Rachel opowiada bajdy o

swoim dzieciństwie, dając Twiggowi do zrozumienia, że Rita jest dla

niego za stara? Rachel jest taka spontaniczna, czarująca i rozbrajająca…

To śmieszne! — skarciła się. — Twigg doskonale wie, ile mam lat. Nie,

to nie to ją niepokoiło. Prawda była taka, że czuła się zagrożona przez

własną córkę, która była taka młoda i śliczna… Z macierzyńską dumą

pomyślała, że Rachel byłaby w sam raz odpowiednia dla Twigga.

background image

R

OZDZIAŁ

7

Frontowe drzwi otworzyły się i weszła Rachel, a za nią Twigg. Serce

skoczyło Ricie do gardła. Zmusiła się do uśmiechu.

— Witaj, Twigg. Widzę, że poznałeś moją córkę.

— Zaprosiłam go na kolację, mamo. Powiedział mi, że się przyjaźnicie,

więc pomyślałam, że nie będziesz mi miała za złe. Kiedy robisz spaghetti,

przygotowujesz go całe góry. Twigg siedział na werandzie, kiedy tamtędy

przechodziłam. Pomyślał, że to ty. Nie rozumiem, jak mógł się tak

pomylić — roześmiała się, a w jej tonie zabrzmiała nuta drwiny. — Nie

jestem do ciebie ani trochę podobna!

Rita wciągnęła brzuch.

— Bardzo mi miło. Mam nadzieję, że lubisz spaghetti, Twigg. — Jak

sztywno i zgrzytliwie zabrzmiał jej głos.

— Uwielbiam. — Czyżby powiedział to przepraszającym tonem? Rita

wciągnęła brzuch jeszcze bardziej.

— Podać wam coś? Muszę jeszcze skończyć coś w kuchni. Kawa, piwo,

wino?

— Dla mnie nic — powiedział Twigg cicho.

— Dla mnie też nic, mamo. Jak szliśmy, opowiadałam Twiggowi o

twoich wnukach. Powiedz, że nie kłamałam. To naprawdę potwory.

— Psocą, jak wszystkie dzieci — powiedziała Rita usprawiedliwiająco.

Dlaczego Rachel musi w obecności Twigga nazywać ją babcią? Dlatego,

podpowiedział jej głos wewnętrzny, że nie wie, że z nim sypiasz. Mówi to,

co powiedziałaby każdemu innemu. Przesadzasz, Rito.

Ze złością rzuciła się na zieleninę. Siekała warzywa i wrzucała je do

background image

ogromnej drewnianej misy. O czym oni rozmawiają w salonie? Było tam

tak cicho… Znając Rachel, można by przypuszczać, że wcale nie

rozmawiają, tylko robią coś całkiem innego. Po raz kolejny wciągnęła

brzuch i schyliła się, by wyjąć z piekarnika czosnkowy chleb. Położyła go

na podstawce, żeby przestygł, zanim go pokroi. Czekała niecierpliwie, aż

makaron się zagotuje, czując, że ta kolacja nie sprawi jej przyjemności.

Rachel jest taka piękna i taka młoda. Boże, przecież nie można być

zazdrosną o własne dziecko. A może jednak można?

Zawołała ich na kolację i usiadła. Twigg zajął miejsce naprzeciw niej,

Rachel przy końcu stołu.

Rita dziobała makaron, nie mając ochoty na ciężkie kluchy. Rozgrzebała

sałatkę na talerzu i od czasu do czasu skubała zieloną sałatę, słuchając, jak

Rachel i Twigg rozmawiając turnieju tenisowym w Forest Hills.

— Z tego co wiem, Borg jest w doskonałej formie, nie uważasz? —

rzucił Twigg, łapczywie pożerając posiłek.

— Uważam, że Connors niepotrzebnie urządza przedstawienie. Mamo,

ty nic nie jesz, jak to możliwe? Tylko mi nie mów, że się naprawdę

przejęłaś, że jesteś zbyt gruba. Ja tylko żartowałam.

Twigg spojrzał na Ritę, zaalarmowany. Prawie się nie odzywała, i to

chyba nie tylko dlatego, że wygadana córka nie dawała jej dojść do słowa.

— Jak ci szło pisanie? Bo co do mnie, to muszę przyznać, że nie

najlepiej — powiedział z ożywieniem. — Podziwiam sposób, w jaki

potrafisz łączyć wyrazy. Ja z dwoma słowami naraz jeszcze sobie radzę,

ale jak mam sklecić trzy lub cztery, to muszę po kilka razy pisać na

brudno.

— Łatwiej ci będzie, kiedy nabierzesz wprawy. Nie spiesz się tak bardzo

background image

z odrzucaniem tego, co napisałeś. Zazwyczaj pierwsza wersja jest

najlepsza. Potem kręcimy się w kółko. Przynajmniej tak jest w moim

przypadku.

Rachel spoglądała to na matkę, to na Twigga. W jej oczach pojawił się

błysk zrozumienia. Matka była zakłopotana, Twigg przejął się jej

milczeniem. Usiłował wciągnąć ją do wspólnej rozmowy. I ten sposób, w

jaki otwierał lodówkę, jakby dobrze wiedział, gdzie co się znajduje…

Rachel nie lubiła być pomijana, przerwała więc ich rozmowę. Zdawała

sobie sprawę, że matka jest nią zirytowana, a Twigg zupełnie o niej

zapomniał.

— Jak długo zostaniesz nad jeziorem, Twigg? — spytała ostro.

— Nie jestem pewien — odparł wymijająco.

— Mamo?

Minęła dłuższa chwila, zanim Rita zorientowała się, że to pojedyncze

słowo było pytaniem.

— Jeszcze nie zdecydowałam. Zależy, kiedy skończą i czy będę musiała

robić jakieś poprawki. Teraz, kiedy Charles wyjechał na uczelnię, nie mam

powodu, żeby się spieszyć.

— Ale, mamo, niedługo zrobi się bardzo zimno. Nie lubisz gór zimą.

Nie pamiętasz, jak lubisz przesiadywać wieczorami w wełnianym

szlafroku?

Rita omal się nie roześmiała, napotkawszy oczy Twigga. Jego zielone

spojrzenie wyraźnie mówiło, że on może zaoferować lepsze sposoby

rozgrzewki.

Rachel zmrużyła oczy.

— Nie będziesz miała nic przeciwko temu, że dotrzymam ci

background image

towarzystwa po pokazie, prawda? Będę miała trochę wolnego, zanim

wrócę do projektowania. To tydzień wielkiego meczu Charlesa.

Rita już miała powiedzieć, że, owszem, ma coś przeciwko temu, nawet

bardzo wiele! Jeżeli było coś, czego Rachel nigdy nie robiła, to było to

spędzenie z matką więcej niż jednego dnia. Zawsze musiała natychmiast

wracać do miasta, do swego specyficznego stylu życia… Ale tylko

wzruszyła ramionami.

— Jestem tu cały czas. Oczywiście, że możesz wpadać. Mimo że ty

także nie lubisz gór zimą.

— Jak możesz mówić coś podobnego, mamo! Każdej zimy jeżdżę na

nartach. A ty jeździsz, Twigg?

— Trochę — odparł Twigg, odsuwając talerz. — Parę razy w roku

wpadam do Tahoe. A ty, Rito, jeździsz na nartach?

Rachel się roześmiała.

— Mama i narty! Mamy sposób na gimnastykę, to oglądanie ćwiczeń w

telewizji. Prawda, mamo?

Rita zmusiła się do uśmiechu: Rachel nie może tego robić celowo. A

może jednak? Pomyślała o dwóch snowmobilach, które kupiła pod

wpływem impulsu, wyobrażając sobie, jak wraz z Twiggiem będą śmigać

po śniegu…

Kiedy wreszcie odpowiedziała, jej ton brzmiał lekko i niedbale.

— Rachel ma rację. Jestem stworzona do wygód. Nie robię nic z tych

rzeczy, które robicie wy, młodzi ludzie. — Ugryzła się w język, by nie

wyjawić swego sekretu o snowmobilach. — Weźcie kawę i przenieście się

do living–roomu. Posprzątam i przyłączę się do was.

— Pomogę ci, Rito. Przynajmniej tyle mogę zrobić po takiej wspaniałej

background image

kolacji.

— Od razu widać, że nie znasz mamy. Lubi, żeby się trzymać z dala od

jej kuchni. Chodź, zróbmy tak, jak powiedziała. Zostaw naczynia, mamo,

pozmywamy je później, kiedy położę ci farbę na włosy! — krzyknęła

Rachel przez ramię.

— Zmieniłam zamiar, Rachel. Zdecydowałam, że zachowam tę odrobinę

siwizny. Idźcie, sama sprzątnę.

Twigg po raz drugi rozpaczliwie poszukał spojrzeniem jej oczu. Rita

uśmiechnęła się, stanęła przy zlewie i odkręciła wodę.

Kiedy kuchenne drzwi zamknęły się za nimi, Rita miała ochotę coś

roztrzaskać. Czuła, że rozsadza ją gniew. Nie pamiętała, by kiedykolwiek

była równie wściekła. Na siebie, na Rachel. Ale nie na Twigga.

Powoli pozmywała i powycierała naczynia, odsuwając chwilę powrotu

do living–roomu. Umyła dzbanek do kawy i przygotowała go na jutrzejszy

ranek. Wyrzuciła śmieci i wyścieliła kubeł nowym workiem. Zamiotła do

czysta podłogę i wymyła śmietniczkę. Sama nie wiedziała, czemu to robi.

Spojrzała na żółtą plastikową szufelkę i skrzywiła się. Czy ktoś

kiedykolwiek myje śmietniczkę? Nie miała do roboty nic poza zapaleniem

papierosa. Do tej chwili udało jej się zabić trzydzieści siedem minut.

Kiedy wreszcie otworzyła drzwi do pokoju, niemal wpadła na Twigga.

Był tuż obok, tak blisko, że słyszała bicie jego serca. A może to było jej

serce.

— Przepraszam — powiedziała.

— Muszę wracać, Rito. Mam do spisania kilka taśm magnetofonowych i

obiecałem sobie, że jutro zacznę wcześnie z rana. Dziękuję za kolację. —

Zanim wyszedł, uścisnął poufale jej ramię. Rachel pomachała mu na

background image

pożegnanie, a Rita odprowadziła go do drzwi i otworzyła je.

— Dobranoc, Twigg.

— Do zobaczenia jutro.

— Do zobaczenia jutro — przedrzeźniła go Rachel, kiedy drzwi się za

nim zamknęły. — Mamo, czy tu się dzieje coś, o czym ja nie wiem? —

Nie czekając na odpowiedź, mówiła dalej: — On jest super. Nie

wiedziałam, że muszę przyjechać do lasu, żeby poznać naprawdę

fascynującego mężczyznę. I nie jest żonaty. Jak myślisz, mamo, ile on ma

lat?

— Myślę, że niedawno przekroczył trzydziestkę.

— W sam raz dla mnie. — Rachel wyszczerzyła zęby. — Jeżeli

naprawdę nie chcesz farbować włosów, to się położę. Jestem wykończona.

Nie zapomnij obudzić mnie wcześnie rano. Dobranoc, mamo.

— Dobranoc, Rachel.

Rita wróciła do kuchni po kieliszek i butelkę. Usiadła przed kominkiem

i powoli sączyła wino. Twigg gra w tenisa i jeździ na nartach. Ma

trzydzieści dwa lata. W przeciwieństwie do niej nie łyka witamin z

dodatkiem żelaza. Jest szczupły i wysportowany. Jest zaledwie o kilka lat

starszy od jej dzieci. Jest młody. Boże, trzydzieści dwa lata to młodość. A

ją by zabił jeden set w tenisa. A ze stoku zwieźliby ją toboganem. Rita

piła, dopóki nie poczuła, że jest zdrowo zawiana.

— Pijana! — przyznała buntowniczo.

Jej ostatnią myślą, zanim padła w ubraniu na łóżko, było, że to jest

niesprawiedliwe. Nic nie było sprawiedliwe. Począwszy od Twigga i Iana,

po Rachel i nią samą Był wczesny ranek. Rita poznała to po smudze

światła, które wpadało przez przerwę między zasłonami. Ledwie słyszała

background image

Rachel, która wsunęła głowę przez drzwi i mówiła:

— Całe szczęście, że mam własny budzik. Do zobaczenia wkrótce,

mamo. Zatelefonuję po powrocie z Miami.

— Pozdrów Patricka — wymamrotała Rita, wygrzebując się spod

kołdry.

— Kogo? Ach, Patricka. Dobrze! Pozdrów ode mnie Twigga.

* * *

Złocista, idylliczna pora jesieni była poza nimi. Październik spełnił

obietnicę babiego lata — ciepłych, balsamicznych dni i chłodnych,

rześkich nocy. Krajobraz wyglądał jak złoto–czerwono–pomarańczowy

dywan. Dzikie, żywiołowe barwy, pasujące do niepohamowanych emocji

Rity.

Powieść była ukończona. Rita wiedziała, że jest dobra. Via Ian została

przesłana do redaktora, który nie zażądał żadnych poprawek. Rita była

panią swego czasu i rozkoszowała się wolnością. Do rozpoczęcia

następnego roku musiała tylko obmyślić zarys fabuły nowej książki.

Twigg nadal był zajęty swoją pracą i miał nadzieję ukończyć ją przed

Bożym Narodzeniem. Boże Narodzenie! Jeszcze jeden rok dobiegał końca.

Nie mogli w to uwierzyć. Czyż nie poznali się zaraz po Święcie Pracy?

Zaledwie kilka tygodni temu, naprawdę. Jak to możliwe, że tak się dobrze

wzajemnie poznali, że tyle się o sobie dowiedzieli? Dzięki właściwej

koncentracji, powiedział Twigg ze śmiechem.

Pisanie było dla niego nowością. Dysertacje, skrypty publikowane przez

uczelnię, artykuły dla studentów i naukowców, obeznanych już z

background image

problemem życia w morzach i oceanach nie sprawiały mu trudności.

Jednakże przygotowanie tekstu dla szerszej, gorzej poinformowanej

publiczności, było czymś zupełnie innym i Twigg korzystał z pomocy

Rity. Dawał jej do przejrzenia to co napisał, i zachęcał do krytyki, co

skwapliwie czyniła. Jej punkt widzenia był dla Twigga bardzo cenny, a

ona wyrażała opinie szczerze, bez pochlebstw. Twigg był jej za to

wdzięczny i poprawiał wskazane przez nią fragmenty.

Rita lubiła mu w ten sposób pomagać. Instynktownie wyczuwała, że

Twigg nie zwróciłby się do niej, gdyby nadal była zajęta swoją powieścią.

W ten sposób rodziła się nowa strona ich związku — wzrastające

wzajemne uzależnienie, z którego Rita bardzo się cieszyła.

Uczyła się, że może sobie pozwolić na uzależnienie się od Twigga, gdy

chodziło o dotrzymywanie towarzystwa, zabawę i wspólnotę

zainteresowań. Był to jednak zupełnie nowy rodzaj uzależnienia, który

niczego od niej nie wymagał, poza jej chęcią przebywania z Twiggiem i

jego chęcią przebywania z nią. Nie miała wrażenia, że Twigg może zacząć

dyrygować jej życiem, narzucać jej swoje opinie lub próbować ją chronić,

jak to czynił Ian. Kiedy mieli różne zdania, nie wyszydzali się wzajemnie,

jak to miało miejsce z Brettem. Rita mogła przebywać z Twiggiem, czuć,

że jest on częścią jej życia, podobnie jak ona częścią jego, a jednak

pozostać odrębną istotą.

Po odjeździe Rachel rozmyślała nad własnym życiem. Myślała o

Twiggu, dzieciach i wnukach, ale głównie o sobie samej. I to stanowiło

zupełną nowość. Zazwyczaj wymigiwała się od refleksji nad sobą, po

prostu akceptowała rolę, którą pełniła przez dwadzieścia lat — rolę żony i

matki.

background image

Zastanawiała się, czy wprowadzenie diety i utrata wagi uszczęśliwiłyby

ją. Jeśli tak, to czy zrobiłaby to dla siebie samej, czy dla aprobaty Twigga?

Uznała, że przejdzie na dietę i będzie kontrolowała wagę ponieważ sama

tego pragnie. Świadomie ograniczyła palenie do mniej niż paczka dziennie

i przeszła na papierosy o mniejszej ilości smoły. Wkrótce zamierzała

całkowicie pozbyć się nałogu. Żyła z każdą nową decyzją przez kilka dni,

zanim wprowadziła ją w życie, bo chciała się przekonać, czy zmiana nie

sprawi jej przykrości. Nie wspomniała o nich Twiggowi ani dzieciom,

kiedy rozmawiała z nimi przez telefon. Wierzyła, że jej decyzje są

rozsądne i zdrowe, i w końcu przyniosą jej korzyść.

Twigg zaproponował, żeby z nim biegała. Na początku, odmówiła,

twierdząc, że wymagałoby to od niej zbytniej dyscypliny. Chodziła jednak

na długie spacery, kiedy Twigg pracował nad artykułami, i podobał jej się

zdrowy koloryt własnych policzków. Twigg często przyłączał się do niej i

milcząco zachęcał do przyspieszenia kroku. Teraz, po upływie czterech

tygodni, przebiegała z nim ćwierć okrążenia wokół jeziora. Nagrodą był

wynik na łazienkowej wadze.

Za obopólną zgodą zrezygnowali z prowadzenia dwóch gospodarstw.

Twigg korzystał z chaty Johnsona tylko po to, żeby pracować, i

wprowadził się do Rity.

Cudownie było budzić się rano w jego ramionach. Prawdziwym rajem

było wspólne jedzenie kolacji. Czytanie, oglądanie telewizji czy rozmowy

przy kominku… Z Twiggiem wszystko było cudowne.

Ich intymny związek jeszcze bardziej się zacieśnił. Twigg zachęcał Ritę,

by była stroną aktywną, kiedy ma na to ochotę i nigdy nie traktował jej

jako czegoś, co mu się należy. Jego zachwyt Ritą jak gdyby jeszcze wzrósł

background image

i nabrał nowych barw. Czuła się pożądana i bardzo kobieca. Powiedział, że

nigdy nie ma jej dosyć i potwierdzał to swoim żarem i adoracją.

Trzykrotnie jeździli razem do miasta. Raz, kiedy Rita miała się spotkać

na lunchu z dziennikarką i dwa razy ze względu na Twigga, który spotykał

się z łanem oraz wydawcą zainteresowanym jego tekstem. Za każdym

razem Rita poznawała i była pod wrażeniem nowej strony jego

osobowości. Podobało jej się, że Twigg stara się, by ludzie dobrze się z

nim czuli, słuchając, co mówią, dowiadując się, jakie mają

zainteresowania poza pracą… Umiał żyć z ludźmi. Po prostu. Młoda

dziennikarka mrugała ukradkiem do Rity, a wydawca, znany z uporu i

nieprzystępności, był swoim autorem oczarowany. Twigg podpisał z nim

korzystną umowę.

Zobaczywszy Twigga biegnącego po porannej dawce pisania, Rita

nalała drugą filiżankę kawy.

— Zapraszam cię dziś na kolację — powiedział, ostrożnie sącząc gorący

płyn. — U mnie, o szóstej. Nic specjalnego. Steki, sałata. Pojadę do miasta

i kupię, co potrzeba. Będzie para znajomych, dobrych przyjaciół. Wiem,

że ci się spodobają. — Spojrzał na nią, marszcząc brwi. — Przyjdziesz,

prawda? Zaprosiłem cię w ostatniej chwili i wiem, że nie najlepiej

gotuję…

Rita roześmiała się.

— Oczywiście, że przyjdę — zapewniła go, a Twigg odpłacił jej

uśmiechem. Poczuła jednak pewien niepokój. Nie była pewna, czy jest

gotowa, by poznać jego przyjaciół i pozwolić im wtargnąć w to, co dzieliła

z Twiggiem… Z tego powodu trzymała z daleka własne dzieci. Camilla

zareagowała na to objawami ponurego rozczarowania.

background image

— Polubisz ich obydwoje. Mieszkają w Nowym Jorku i

prawdopodobnie zostaną tu na noc, bo zwykle rozmawiamy do świtu. To

coś w rodzaju uczczenia umowy z wydawcą. Obydwoje chcą cię poznać,

zwłaszcza Samantha, która twierdzi, że jest gorącą wielbicielką twoich

powieści.

— Powiedziałeś im o mnie? — spytała słabym głosem.

— Oczywiście. Jesteś damą mego serca, Rito. Osobą bardzo dla mnie

ważną. Chcę, żeby moi przyjaciele spotkali cię i poznali, Uważam, że

trzymanie cię wyłącznie dla siebie byłoby samolubstwem. Położył ręce na

stole i przykrył nimi jej dłonie. — Są moimi bliskimi przyjaciółmi i bardzo

dyskretnymi ludźmi. Możesz mi zaufać. Ale jeżeli miałabyś się czuć

niezręcznie i nie chcesz, żeby o nas wiedzieli, zadzwonię do nich i

odwołam — spotkanie. — Mówił spokojnie i nie osądzał jej. Po prostu

troszczył się o uczucia Rity i był gotowy poświęcić wieczór z

przyjaciółmi, jeżeli ona by tego pragnęła.

Poczuła się bardzo samolubna, a jednocześnie dumna z tego, że Twigg

przyznał się do ich związku. Serdecznie uścisnęła jego palce.

— Jesteś taki miły, Twigg, i tak dbasz o to, co czuję. Naprawdę to

doceniam. Oczywiście, że chcę poznać twoich przyjaciół. Zwłaszcza moją

wielbicielkę.

— Samantha powiedziała, że zabierze ze sobą wszystkie twoje książki i

poprosi, żebyś je dla niej podpisała. — Roześmiał się. — Wyda ci się

trochę zbyt wylewna, ale jest czarująca. Przywieźć ci coś z miasta? A

może chciałabyś pojechać ze mną?

— Ani jedno, ani drugie. Skoro masz przyjmować gości, lepiej będzie,

jak umyję włosy. Nie mogę zawieść moich fanów.

background image

Twigg ucałował ją i zapewnił, że po jego powrocie z miasta będą mieli

dość czasu na ich tradycyjny wspólny spacer.

— Oczywiście, pod moją nieobecność możesz pomyśleć o nowym

rodzaju ćwiczeń fizycznych. Pamiętaj, że jestem otwarty na wszelkie

sugestie.

Po plecach Rity przebiegł rozkoszny dreszcz. Niebiańsko było czuć się

pożądaną przez tego mężczyznę. Zachłysnęła się własną zmysłowością.

Po jego odjeździe pozwoliła sobie na chwilę zadumy. Nie wiedziała, co

włożyć na proszoną kolację. Spodnie, spódnicę, dżinsy? Gdyby wiedziała,

kim są owi przyjaciele i w jakim są wieku, nie miałaby problemów ze

strojem… I znów pojawiła się sprawa wieku. Miała wszelkie podstawy, by

przypuszczać, że przyjaciele Twigga są równie młodzi jak on, a nawet

młodsi. No i imię Samantha kojarzyło się jej z młodą, smukłą dziewczyną

o długich jasnych włosach i niewielkim rozumku. Nie, to śmieszne! Z

miejsca sobie wyobraziła przedstawicielkę dzieci kwiatów z lat

sześćdziesiątych, tylko z powodu imienia Samantha. Gdyby Twigg

podejrzewał, że jego przyjaciele nie polubią jej lub że ona poczuje się przy

nich niezręcznie, nigdy by ich nie zaprosił nad jezioro. Musisz stać się

bardziej ufna, moja droga Rito, powiedziała sobie, w stosunku do siebie i

innych.

Pięć po szóstej zastukała do domku Johnsonów. Przyjaciele Twigga już

przyjechali. Ich samochód stał na podjeździe, słyszała dobiegające z

wewnątrz głosy. Po powrocie Twigga z miasta byli razem na spacerze.

Kiedy Rita zaproponowała, że pomoże mu przygotować kolację lub

sprzątnąć dom, Twigg podziękował i powiedział, żeby przez ten czas

zrobiła się na bóstwo. Po długiej, odprężającej kąpieli Rita zdecydowała

background image

się na szare spodnie i luźny sweter z golfem w pastelowych odcieniach

beżu, różu i lawendy; jej kasztanowate, falujące włosy lśniły. Przyniosła

ze sobą butelkę ulubionego wina Twigga. Musiała zebrać całą odwagę,

aby przezwyciężyć nagłą nieśmiałość i pokonać drogę ze swego domku.

Drzwi otworzył Twigg. Uśmiechając się z aprobatą, pocałował ją lekko i

podziękował za wino. Następnie dokonał prezentacji, przedstawiając Ricie

Erica i Samanthę Donaldsonów.

— Widujesz Erica w popołudniowych wiadomościach telewizyjnych,

Rito. Dlatego wydaje ci się znajomy. Samantha uczyła ceramiki na

uniwersytecie; dzięki temu ich poznałem.

Eric był przystojnym mężczyzną, niedbale ubranym w luźne spodnie i

sweter ręcznej roboty. Kiedy Rita pochwaliła sweter, Samantha z

uśmiechem przyjęła komplement.

Rita z zadowoleniem stwierdziła, że Samantha ani trochę nie

przypominała dziecka kwiatu z lat sześćdziesiątych. Była wysoką, smukłą

kobietą o tycjanowskich włosach i widocznym zamiłowaniu do modnych

strojów. Rita natychmiast ją polubiła, ze względu na jej czarujący uśmiech

i bijące od niej ciepło.

— Tak się cieszę, że panią poznałam — powiedziała Samantha radośnie,

ale bez przesady, w jaką popada wiele entuzjastek, spotykając znaną

pisarkę. — Bardzo podobają mi się pani książki i miło mi, że mogę to pani

powiedzieć.

Ricie sprawiło przyjemność, że ta modna i pełna wdzięku kobieta lubi

jej pisarstwo. Zauważyła na stoliku kilka wcześniejszych tytułów i

przypomniała sobie, co Twigg powiedział o zamiarach Samanthy.

— Twigg opowiadał nam o pani — powiedział Eric, przygładzając

background image

dłonią swoje stalowoszare włosy.

— Oto mój cały mężuś — komentator, Rito — uśmiechnęła się

Samantha. — Po tym, jak Twigg po raz pierwszy opowiedział nam o pani,

nie mogliśmy się doczekać, żeby panią poznać. I jest pani dokładnie taka,

jak mówił. — Nastąpiła kłopotliwa chwila. Co Twigg im opowiedział? Ile

im powiedział? Twigg objął Ritę i przyciągnął do siebie, starając się jej

ułatwić sytuację.

— Posiedźmy tu sobie, a mężczyźni niech przygotują kolację —

powiedziała Samantha. — I nie wołajcie nas na pomoc — dodała,

wskazując im kuchnię. — I cokolwiek podacie, zróbcie to bardzo szybko.

Umieram z głodu!

Siedząc obok Samanthy, Rita odprężyła się. Samantha była przyjazną,

łatwą w kontakcie i mądrą kobietą. Po chwili rozmawiały o wspólnych

znajomych z Nowego Jorku i wymieniały przepisy na sosy do spaghetti.

Jako artystka trudniąca się projektowaniem ceramiki, Samantha znała się

na starych wyrobach garncarskich, które kolekcjonowała Rita.

Zaimponowała jej wiedza Rity na temat wczesnych wytwórni ceramiki w

Ameryce.

— Zainteresowałam się tym przy okazji badań w związku z jedną z

moich książek — wyjaśniła Rita. — Tak mnie zaintrygowały, że

założyłam skromną kolekcję. Muszę się także przyznać, że jestem częstą

bywalczynią sklepu z ceramiką i kupuję wyroby mojej ulubionej artystki.

Nazywa się Jeffcoat. Szczególnie podobają mi się odcienie niebieskości i

brązów, jakie zwykle stosuje. Słyszała pani o niej?

— Czy słyszała! — roześmiał się Eric, niosąc z kuchni dwa kieliszki

wina. — Właśnie rozmawia pani z Samanthą Jeffcoat–Donaldson. Jeffcoat

background image

to panieńskie nazwisko Samanthy.

— Powiedział, co wiedział — prychnęła Samantha. — Panieńskie

nazwisko, też coś! To jest moje nazwisko, kochany, a Donaldson, to twoje

nazwisko! Ty szczycisz się swoim, a ja swoim!

Wszyscy się roześmieli, Eric stwierdził, że jego żona padła ofiarą prania

mózgów stosowanego przez kobiece czasopisma.

— Cicho, Eric. Pozwól mi się nacieszyć pochwałami Rity. Będzie mi

łatwiej poprosić ją o dedykację. Rito, chciałabym ci podarować tę małą

ręcznie zdobioną miskę. Przywiozłam ją specjalnie dla ciebie!

Kolacja była wyśmienita, a kiedy dobiegła końca, Twigg dorzucił drew

na palenisko i wszyscy usiedli przy kominku. Zapanował nastrój

niewymuszonego koleżeństwa i swobody. Eric i Sam byli sympatyczni w

obejściu, wrażliwi i bystrzy. Rita z przyjemnością słuchała, jak rozmawiali

na rozmaite tematy i dzielili się z nią swymi opiniami. A kiedy zaczęli

wypytywać Twigga o znajomych z Zachodniego Wybrzeża, Rita

zorientowała się, że jej przyjaciel podróżował z najrozmaitszymi ludźmi.

Artystami, dziennikarzami, wykładowcami akademickimi, a nawet z

przedstawicielami świata filmu, których Eric określił jako „hollywoodzkie

typki”. Twigg był eklektyczny w dobieraniu sobie przyjaciół, ale ich

rozmaitość harmonizowała z jego osobowością. Najwyraźniej wśród tego

grona znajdowały się także dzieci kwiaty, ale nie ograniczał się wyłącznie

do nich.

O trzeciej nad ranem Rita podniosła się, by wracać do siebie, a i

Donaldsonowie zapragnęli położyć się do łóżka. Twigg odprowadził Ritę.

Przed drzwiami jej domku ucałował ją.

— Mówiłem, że ich polubisz. A oni cię uwielbiają, szczególnie Eric.

background image

Widziałem, jakimi obrzucał cię spojrzeniami. Powinienem być zazdrosny,

ale nie jestem. Wiem, że jedyną kobietą, jaka dla niego istnieje, jest

Samantha.

Rita oddała mu pocałunek. Spodziewała się, że Twigg wróci do swego

domu, on jednak otworzył drzwi i wszedł za nią do środka. Wziął ją w

ramiona.

— Lubię, kiedy jesteś taka ciepła i senna po winie i rozmowach. Chcę

się z tobą kochać, Rito Bellamy, a potem będę cię trzymał w ramionach aż

do rana.

Dotrzymał obietnicy, a Rita ani razu nie zaniepokoiła się, co sobie

pomyśleli Donaldsonowie, kiedy Twigg nie wrócił na noc.

background image

R

OZDZIAŁ

8

Dni przemijały jeden za drugim, każdy piękniejszy od poprzedniego. Od

czasu gdy Rita poznała Twigga Petersona, minęło dwa i pół miesiąca. Dwa

i pół miesiąca, które prawdopodobnie okażą się najszczęśliwszymi w jej

życiu.

Do Święta Dziękczynienia i ważnego meczu futbolowego Charlesa

zostało dziesięć dni. Rita obiecała, że przyjedzie mu kibicować, i dotrzyma

słowa. Udało jej się schudnąć cztery i pół kiło i stracić kilka centymetrów

w talii.

Wypalała teraz o połowę mniej papierosów, dzięki czemu łatwiej jej się

oddychało. W najbliższych dniach miała zamiar całkowicie rzucić palenie.

Ale jeszcze nie teraz.

Jedynym cieniem w jej szczęśliwości był fakt, że Twigg miał wyjechać

z domku nad jeziorem następnego dnia po Bożym Narodzeniu. Wiedziała,

że będzie się musiała jakoś z tym uporać.

Rita obudziła się i przeciągnęła. Dorzuciła kilka drew do kominka.

Czuła, że za oknem pada śnieg, pachniało śniegiem. Do dziś ani razu nie

wałkoniła się rankiem, a miała na to wielką ochotę. Wiadomo było, że w

tej części gór Poconos nieczęsto widuje się pługi odśnieżające i po

śnieżycy okolica bywa odcięta przez zaspy nawet przez cztery–pięć dni.

Z rozmyślań wyrwał ją dzwonek telefonu.

— Cześć, mamo. Tu Rachel. Dzwonię, żeby się upewnić, czy wciąż tam

jesteś. Jeżeli chcesz, mogę przywieźć indyka. Odezwij się, mamo.

— Tak. Jestem tu, Rachel. Wygląda na to, że spadnie dużo śniegu, więc

zabierz ciepłe buty i odpowiednie ubranie. Kiedy masz zamiar przyjechać?

background image

Doceniam twoją propozycję, ale sama wystaram się o indyka.

— W czwartek. I zostanę na weekend po Święcie Dziękczynienia. A,

przy okazji, czy twój przystojny sąsiad wciąż tam jest? Jeżeli pada śnieg,

to może pojeździmy na nartach?

Rita wstrzymała oddech.

— Tak, jeszcze jest. Nie jestem pewna, czy ma narty. Może powinnaś

wziąć ze sobą narty Charlesa?

— Ty masz głowę, mamo. OK, zobaczymy się w czwartek.

Rita odłożyła słuchawkę. Mogła powiedzieć Rachel, żeby nie

przyjeżdżała, że ma mnóstwo pracy, że nie ma czasu na świętowanie Dnia

Dziękczynienia, że nie może go tracić, skoro następnego dnia ma

kibicować na meczu Charlesa. Dlaczego tak nie powiedziała? Pytanie

drążyło ją, domagając się odpowiedzi.

— Dlatego — powiedziała na głos. — że sprawdzam, czy Twigg nie

uzna mojej pięknej, młodej córki za bardziej pociągającą ode mnie.

Wypróbowuje go i nienawidzę za to samej siebie, ale, Boże Święty, robię

właśnie to.

Nagle poczuła strach. Powróciły wszystkie dawne lęki i niepewności. A

także poczucie winy. I zazdrość. Była zazdrosna o własną córkę. Po

ostatniej wizycie Rachel Twigg stał się jeszcze bardziej rycerski. Nie

rozmawiali o córce Rity i jej braku taktu wobec matki. Skoro tak dążę do

samozniszczenia, mogę również zatelefonować do Camilli i do Charlesa,

pomyślała.

Czekała cierpliwie, aż Camilla uciszy dzieci.

— Mamo, nie mogę uwierzyć w to, co mówisz. Twierdzisz, że mecz

Charlesa jest dla ciebie ważniejszy niż spędzenie Święta Dziękczynienia z

background image

wnukami? Rozmawiałam wczoraj z Rachel i dowiedziałam się, że jedzie

cię odwiedzić i że jest tam niesłychanie interesujący mężczyzna, którego

chce lepiej poznać. Dlaczego zawszę Rachel, mamo?

— Posłuchaj, Camillo. Obiecałam Charlesowi, że jeśli dostanie się do

drużyny, przyjadę na mecz po Święcie Dziękczynienia. Nie mogę cofnąć

danego mu słowa. Z pewnością rozumiesz, jak ważny dla twojego brata

jest ten mecz.

— Masz zamiar zostawić Rachel w domku z tym nieznajomym,

atrakcyjnym facetem? Mamo, ja cię w ogóle nie rozumiem. Cokolwiek

Rachel robi, bez względu na to, jak bezwstydnie się zachowuje, ty nie

masz nic przeciwko temu. Mamo, odkąd zaczęłaś robić tę swoją karierę…

nieważne, nic już nie powiem Myślę, że powinnaś wiedzieć, że tatuś także

jedzie na ten mecz. I prawdopodobnie zabierze ze sobą Melissę. Jesteś

pewna, że zniesiesz takie spotkanie?

Rita aż się skuliła. Nie z powodu słów Camilli, ale jej tonu.

— Nie gorzej niż kiedy indziej — odparła, starając się, by zabrzmiało to

beztrosko.

— Bardzo się zmieniłaś, mamo. Wszystko stało się takie inne… Nie

pochwalam tego. Wygląda na to, że ja cię nic nie obchodzę. Zdajesz sobie

sprawę, że nie ma cię już prawie cztery miesiące? Tęsknimy za tobą. A

zwłaszcza dzieci.

— Nie dzwonię do ciebie, żebyśmy się kłóciły. Zawiadamiam cię o

moich planach na Święto Dziękczynienia na długo przed nim. Zresztą w

tym roku wypada twoja kolej spędzenia święta z rodzicami Toma. Może

myślisz, że o tym zapomniałam? Dobrze pamiętam. I Boże Narodzenie

także masz spędzić z rodziną Toma.

background image

— Mamo, czy to oznacza, że nie wrócisz na Boże Narodzenie? —

wrzasnęła Camilla.

— Nie jestem pewna. Bardzo możliwe. Jeżeli zostanę, może odwiedzi

mnie Charles, żeby pojeździć na nartach. Nie chciałam ci o tym

przypominać, ale masz jeszcze ojca.

— Och, mamo, on jest taki zajęty Melissą. Tak bardzo, że nie ma dla

mnie czasu. A Rachel jest taka zmienna. Nigdy nie wiadomo, co będzie

robiła za chwilę. Czuję się opuszczona i samotna.

— Masz swoje nowe życie, Camillo. Swoją własną rodzinę. Zawsze ci

pomogę, kiedy będziesz mnie potrzebowała, ale muszę żyć własnym

życiem i to tak, jak uważam za najwłaściwsze. Nie pozwolę, żebyś ty,

Rachel albo Charles dyktowali mi, co mam robić.

— Myślisz tylko o swoich książkach, honorariach i wspaniałych

interesach. Nie masz już dla nas czasu, mamo.

— To nieprawda, Camillo. Po prostu nie jestem już na każde wasze

zawołanie. Masz mi za złe, że zajmuję się czymś więcej, a nie tylko

gospodarowaniem. Że stałam się niezależna i nie jestem już przedłużeniem

waszego ojca.

— Nie ma sensu o tym dłużej dyskutować. Widzę, że nie dojdę z tobą

do porozumienia. Chcesz porozmawiać z dziećmi?

— Bardzo chętnie, jeżeli nie będą wrzeszczeć i płakać. Nie widzę sensu,

by płacić za rozmowę międzymiastową tylko po to, żeby słuchać, jak na

nie krzyczysz, a one wrzeszczą wtedy jeszcze bardziej.

— Zostawmy to, mamo. Zostawmy. Tom nie uwierzy, kiedy mu

opowiem. A raczej, owszem, uwierzy. Nadal nie może zapomnieć ostatniej

rozmowy z tobą. Do widzenia, mamo.

background image

— Pozdrów ode mnie dzieci i Toma. Do usłyszenia, Camillo.

Dziesięciominutowa rozmowa z Camillą wystarczyła, by pozbawić ją

sił. A teraz Charles.

Rita słyszała, jak jakiś młody byczek woła do telefonu jej syna.

— Hej, Bellamy, jakaś cizia do ciebie.

Uśmiechnęła się od ucha do ucha. Będzie musiała opowiedzieć o tym

Twiggowi.

— Mówi mama. Co u ciebie, Charles?

— Rany, mama! Czemu dzwonisz? Coś się stało?

— Nie, na miłość boską! Dzwonię, żeby spytać, czy wszystko w

porządku i czy dostałeś kieszonkowe.

— Dostałem i wydałem. Chłopaki urządzili imprezę i musiałem zapłacić

swoją działkę. U mnie OK. Słuchaj, przyjeżdżasz na ten mecz?

— Oczywiście. Możesz na mnie liczyć.

— Uff, mamo. Tata przyjeżdża. Wiedziałaś o tym? Myślisz, że to

problem? Wydaje mi się, że on zabiera Melissę. Nie wiedziałem, co mam

zrobić, więc po prostu nie zareagowałem.

— Myślę, że wszyscy jesteśmy wystarczająco dorośli, by sobie z tym

poradzić.

— Muszę z tobą o czymś porozmawiać.

Muszę. Powiedział: muszę. Potrzebuje jej. Jak inaczej to zabrzmiało. Jak

dorośle.

— Słucham, Charles. O co chodzi?

— Skoro między tobą a tatą jest taka sytuacja, może być kłopot ze

świąteczną kolacją. To znaczy, kto z kim zje tę kolację. Więc przyjąłem

zaproszenie do domu Nancy Ames. Mieszka niedaleko stąd i powiedziała,

background image

że mogę cię ze sobą zabrać. Co o tym myślisz, mamo? — zapytał

niespokojnie.

O, Boże: Dobry Boże. Jej dziecko niepokoi się o nią. Podejmuje decyzje

za siebie i za nią. Troszczy się o to, by jej uczucia nie zostały zranione.

— Uważam, że to cudowne. Ale pojedź tam sam. Na Święto

Dziękczynienia przyjeżdża do mnie Rachel, więc nie będę sama.

Martwiłam się, co z tobą. Czy Nancy to twoja dziewczyna?

— Prawie. Jeszcze tego nie ustaliliśmy. No, wiesz. Dam jej mój

uczelniany sygnet. Już nad tym pracuję. Jak myślisz, czy mógłbym ją

przywieźć nad jezioro na weekend po Święcie Dziękczynienia?

— Oczywiście. Z przyjemnością ją poznam. — Nagle zapragnęła

zobaczyć Charlesa, dzielącego swe szczęście z dziewczyną.

— I jeszcze coś, mamo. Czy Dulcie wciąż u nas mieszka, czy

odprawiłaś ją, wyjeżdżając nad jezioro?

— Nie. Wciąż jest w domu w mieście. Ktoś tam musi być, żeby

pilnować, czy nie pozamarzały rury. Nie przeprowadziłam się na stałe. Po

prostu odpoczywam pomiędzy książkami. Czemu o to pytasz?

— Myślisz, że mogłaby upiec blachę ciasteczek i przysłać mi razem z

szarym dresem? I spytaj czy nie znalazła moich skarpetek, tych szaro–

czarnych.

— Mam trochę wolnego czasu, Charles — powiedziała Rita z

uśmiechem. — Mogę ci upiec ciasteczka.

— Dziękuję, mamo. Ale wolę, żeby to była Dulcie. Bez obrazy.

— Rozumiem.

— Jak myślisz, o której przyjedziesz na mój mecz?

— Wprost na mecz, jeśli nie masz nic przeciwko temu. Potrzebujesz

background image

jeszcze czegoś?

— To wszystko, co chciałem ci powiedzieć.

— Świetnie. Do zobaczenia za tydzień od jutra.

— Pa, mamo.

Odkładając słuchawkę, odczuwała zadowolenie. Charles sobie poradzi.

Nancy, kimkolwiek jesteś, masz moje błogosławieństwo i wdzięczność.

Moje najmłodsze dziecko niepokoiło się o mnie. Wszystko układa się

wspaniale. No, może prawie wszystko, sprostowała na myśl o córkach.

* * *

Wszedł Twigg. Jego twarz jaśniała jak buzia małego chłopca.

— Wyglądałaś na dwór?

Ku jej zdumieniu oderwał ją od biurka, przy którym sporządzała notatki

do swojej następnej książki, i podprowadził do ogromnego okna.

— Spójrz! — pokazał jej powoli opadające płatki śniegu, jakby to było

coś, co specjalnie dla niej wyczarował. — Pada śnieg. Nasz pierwszy śnieg

— wymamrotał, otaczając ją ramionami i wtulając twarz w kark.

Jego słowa wzruszyły Ritę. Czyżby w jego tonie było coś, co

obiecywało, że to jedna z wielu śnieżyc, jakie razem przeżyją? Serce

zabiło jej mocniej. Gdzieś w głębi swego jestestwa była przygotowana na

nadejście dnia, w którym Twigg odejdzie z jej życia. Nie, tak się nie

stanie, Twigg na zawsze pozostanie częścią jej życia, i to częścią

najważniejszą. Ale na temat ich związku po świętach Bożego Narodzenia

nie padło ani jedno słowo. Twigg planował powrót do Kalifornii… Rita

starała się wykorzystać każdy dzień, żyjąc pełnią życia, a po owym

background image

punkcie zwrotnym spodziewała się tylko ponurej ciemności.

Ramiona Twigga wzmocniły uścisk. Rita poczuła na skórze jego ciepły

oddech. Cieplejszy niż żar na kominku, który był jedynym światłem w

popołudniowym mroku… Poczuła, jak jego męskość twardnieje i rośnie

przy jej pośladkach, a palce muskają czubki piersi. Zwrócił jaku sobie i

odnalazł wargami usta Rity. Łagodne pocałunki stawały się coraz

głębsze…

Poprowadził ją na wzorzysty dywan przed kominkiem. Ciepło paleniska

zdawało się stygnąć i oddalać w porównaniu z żarem, jakim

promieniowało ciało Twigga. Zaczął ją powoli rozbierać, rzucając jej

ubrania na jedną stertę ze swoimi. Jego dłonie pieściły jej ponętne

okrągłości, głaskały brzuch i piersi, a potem powędrowały ku wilgotnemu

miejscu, gdzie łączyły się jej uda.

Zamknęła oczy, by jeszcze bardziej skoncentrować się na doznaniach.

Jego ręce… jego usta, błądzące śladem wytyczonym przez niecierpliwe

dłonie…

Twigg zaczął dygotać z podniecenia. Wiedział, że odnalazł kobietę,

która potrafi i brać, i dawać, która przeżywa jak żadna bliskość ich ciał.

Chciał poczekać, by dać jej jak najwięcej rozkoszy i patrzeć, jak wije się

pod nim, wstrząsana orgazmem. Ale lekkie westchnienie jej rozchylonych

ust poruszyło coś w głębi niego. Jej wrażliwość pogłębiała jego żądzę,

ciała wołały o spełnienie. Już, teraz, natychmiast.

Zagarnął ustami jej usta, rozchylił uda i wtargnął w jej spragnione

pulsujące wnętrze. Objęła go za szyję i przywarła do niego ciasno, tak, że

stali się niemal jednym ciałem. Uwielbiał patrzeć, jak teraz, na jej uśmiech

i w głąb przejrzystych oczu, wypełnionych po brzegi wyłącznie nim.

background image

Rita widziała nad sobą jego pociemniałe z namiętności tęczówki. Jest

tutaj ten wspaniały, kochający mężczyzna, wypełniający jej życie nawet

szczelniej, niż wypełnia w tej chwili jej ciało. Nie wiedziała, czy go kocha

ani czy pragnie go kochać. Czy jeszcze kiedykolwiek odważy się kochać?

Miłość tak wiele żąda… A tu nie było żadnych żądań, tylko dzielenie się

nawzajem, dawanie i branie. Miłość ma zbyt wiele ostrych krawędzi, może

ciąć duszę jak brzytwa. A tu jest tylko jedność ciał i serc.

Ich ciała zdawały się idealnie przylegać do siebie, gdy wychodziła

naprzeciw ruchom jego bioder, pociągając dalej i dalej ku otchłani.

Obejmowała go ciasno, dysząc w jego usta, gdy brała go w siebie jeszcze

raz, i jeszcze, falując wraz z nim, aż usłyszał swój własny krzyk, ona zaś

przywarła do niego i runęli razem poza granice zmysłowości, ku rajskim

ogrodom, ku obcowaniu dusz.

Do ich świadomości zaczął przenikać świat zewnętrzny: trzaskanie

ognia, łagodny szelest padającego za oknem śniegu… Zaznawszy

jednoczesnego spełnienia trwali w uścisku, dzieląc nicość zapomnienia,

zdumieni siłą własnej namiętności.

Rita przeturlała się na bok i zobaczyła, że Twigg wpatruje się w nią spod

wpółprzymkniętych powiek. Jego szaro–zielone oczy barwy mchu

odpowiadały na jej nie wypowiedziane pytanie. Nie było potrzeby, by

rozmawiać na temat magii, która się między nimi zdarzyła.

Z westchnieniem znów przywarła do jego piersi. Przytulił ją, grzejąc

własnym ciepłem i gładząc leciutko. Tak wiele pragnął jej powiedzieć…

Wiedział jednak, że wciąż jest płochliwa jak źrebię i łatwo ją wystraszyć.

W moim życiu jest miejsce dla ciebie, moja ukochana, moja

przyjaciółko. Czy w twoim znajdzie się miejsce dla mnie?

background image

Wraz z pierwszą śnieżycą zawitała Rachel. Zanim Rita cokolwiek mu

powiedziała, Twigg zabrał z jej domu swoje rzeczy osobiste: brzytwę,

szczoteczkę do zębów, ubrania i bloki z notatkami. W miarę jak do

papierowej torby wędrowały kolejne przedmioty, Rita czuła coraz większą

niechęć do swojej młodszej córki i jej wizyty.

W szkarłatnej parce oblamowanej białym futerkiem Rachel wygląda jak

śliczny króliczek, pomyślała Rita, starając się zapanować nad zawiścią.

Rachel wniosła do domu dwie pary nart i kijków.

— Nie uwierzysz, mamo, w jak złym stanie są drogi. Jeżeli posypie tak

przez noc, będziemy mieli po czym jeździć. Przyjechałam boczną drogą i

widziałam, że szykują wyciąg. Masz numer Twigga, prawda? Chcę się

upewnić, że ma ochotę pójść na narty.

Rita wzdrygnęła się. Wzięła notes i udawała, że szuka numeru Twigga.

Po chwili wyszła do kuchni, by przygotować dla Rachel gorący grog. Nie

chciała słuchać rozmowy córki ze swoim kochankiem. Nie mogła.

— Dziękuję, mamo. Wypiję to i pójdę się położyć, Twigg powiedział,

że nie może się doczekać i że spotkamy się jutro rano o siódmej. Nie

musisz się martwić, czy będę gotowa na czas, To jest randka, której nigdy

bym nie przegapiła.

Rita leżała w pustym łóżku, pogrążona w samotności. Twigg powinien

leżeć obok niej, na odległość ręki. Przypomniała sobie, jak trudno jej było

przywyknąć do sypiania bez Bretta, kiedy ją opuścił. A potem zajęło jej

trochę czasu, nim przyzwyczaiła się sypiać z Twiggiem. Teraz znów

znalazła się w ślepym zaułku.

Przeturlała Się na bok i przygarnęła poduszkę. Przyzwyczajaj się do

samotności, powiedziała sobie. Po Bożym Narodzeniu znów tak będzie.

background image

Czuła ból i niechęć. Prawie nienawiść. Nie było sensu przewracać się w

pustym łóżku i rozpamiętywać, że straciła kochanka z powodu przyjazdu

córki. Rachel była niewinna. I dlaczego młoda dziewczyna miałaby

spędzać czas z matką? Ale racjonalizowanie wcale nie pomogło. Lepiej

wstać, napić się gorącej herbaty i poczytać, dopóki nie zmorzy jej sen.

Przejrzała półkę z nowymi książkami, które przywiózł Ian. Szukała

najnowszej powieści Patricii Mathews. Doszedłszy do drugiej strony,

zapragnęła znaleźć się wśród bohaterów. Co za styl, co za nadzwyczajna

umiejętność charakteryzowania postaci!

Rita przewróciła kartkę i zdała sobie sprawę, że nie śledzi akcji.

Przesiąknięty urazą i zawiści umysł po prostu nie był zdolny do

koncentracji. Jej wielki plan, jej wspaniała niespodzianka spaliła na

panewce. Dwa czekające w garażu snowmobile miały zaskoczyć Twigga.

Kupiła je wiele tygodni temu, z zamiarem zajechania przed jego domek i

zaproszenia go na przejażdżkę. Planowała sobie, że będą przemierzać

ośnieżone góry, a wiatr będzie chłostał ich zarumienione policzki. A

potem wrócą do domu i przy huczącym kominku zjedzą gorącą zupę i

świeży chleb. Będą się kochać i leżeć, tuląc się nawzajem w ramionach.

Będą rozmawiać o wszystkim i o niczym, milczeć, a potem znów się

kochać, aż ogień na kominku zgaśnie, a oni wpełzną do łóżka i ułożą się,

wpasowani w siebie jak dwie łyżki…

Rita odłożyła książkę i ciaśniej zapięła pasek na odchudzonej talii.

Poszła do garażu. Spoglądała na dwie lśniące maszyny, zatankowane i

gotowe do drogi. Na gwoździu przy drzwiach wisiały klucze, także lśniące

i nie używane. Nie czując zimna, podeszła do snowmobilu i założyła

hamulec taśmowy. To mogło być niezapomniane przeżycie.

background image

Snowmobile doskonale nadają się na prezent dla Charlesa i Nancy,

kiedy odwiedzą ją w weekend po Święcie Dziękczynienia. Jeżeli ktoś ma

mieć niezapomniane przeżycia, to niech to przynajmniej będzie Charles.

Wróciła do nagrzanego pokoju i zadrżała. Dodała do paleniska kawał

sosnowego drewna i usiadła na stercie poduszek. Dopiła letnią herbatę.

Nie może pozwolić, by wizyta Rachel zburzyła jej spokój. Musi się czymś

zająć, wziąć się w garść, jak to mawia jej córka. Czy to nie Rachel mówiła

zawsze „walcz o swoje”? Czy Rita naprawdę chce przegrać walkę o

Twigga? Co za okropne określenie „walczyć o niego”… Jeżeli owo coś

pomiędzy nimi nie jest wystarczająco mocne, by przetrwać wizytę Rachel,

to wcale tego nie pragnie.

W końcu zasnęła. Obudziła się wczesnym rankiem, kiedy Rachel weszła

na paluszkach do salonu.

— Przepraszam mamo. Nie wiedziałam, czy mam cię obudzić, czy

nakryć, żebyś nie zmarzła. Zesztywniejesz od spania w takiej pozycji. Nie

mogłaś zasnąć, co?

— Nie śpię tu długo. Najwyżej godzinę czy dwie — skłamała Rita. —

Zrobić ci kawy albo coś do jedzenia?

— Włączyłam czajnik. Za piętnaście minut mam się spotkać z

Twiggiem. Jak ci się podoba mój nowy kombinezon narciarski? Tylko co

go odebrałam. Chciałam zrobić wrażenie na wielkim narciarzu z Tahoe.

Sama zaprojektowałam materiał. Co o nim myślisz?

Rita spojrzała na błękitny jak niebo wzór i skinęła głową.

— Piękny — powiedziała szczerze.

Rachel przełknęła gorącą kawę. Oddała filiżankę matce.

— Wrócę, kiedy wrócę. Miłego dnia, mamo. — I już jej nie było.

background image

Rita z westchnieniem weszła do łazienki. Miała wziąć prysznic, kiedy

usłyszała na dworze piski i śmiechy. Rozsunęła zasłonki i wyjrzała przez

okno. Twigg obrzucał Rachel śnieżkami, a ona była zachwycona. Raptem

schyliła się i złapała Twigga poniżej kolan. Obie okutane postacie runęły

w śnieg. Śmiejąc się i pokrzykując, wstali i ruszyli w stronę wyciągu.

Lodowaty prysznic nie poprawił nastroju Rity, podobnie jak energiczne

nacieranie ręcznikiem. Woń perfumowanego talku wydała jej się natrętna,

tak samo jak pachnącego balsamu do ciała. Ubrała się i przygotowała

sobie obfite śniadanie. Usiadła z książką Patricii Mathews, kiedy

zadzwonił telefon.

— Rita? Mówi Connie Baker. Dzieci powiedziały mi, że chyba widziały

cię w mieście. Jeżeli nie masz nic lepszego do roboty, może byś wpadła na

lunch. Spędzimy razem miłe chwile. Mogę po ciebie przysłać Dicka, żeby

cię przywiózł landrowerem. Co ty na to?

— Z przyjemnością cię odwiedzę. Nie kłopocz się i nie przysyłaj Dicka.

Mogę przyjechać snowmobilem. Jeżeli nie jest za wcześnie, mogę

wyruszyć od razu.

— Naprawdę? Jesteś pierwszą żywą osobą, jaką tu słyszę, poza

dzieciakami. Jeżeli masz jakieś dobre książki, byłabym ci bardzo

wdzięczna.

Czy powinna zostawić liścik? Zasiadła do maszyny i wystukała krótką

notkę:

Rachel,

wzięłam snowmobila i pojechałam z wizytą. Nie wiem, kiedy wrócę.

background image

Podpisała karteczkę i umieściła ją na kuchennym stole, pomiędzy

solniczką a pieprzniczką.

Lubiła Connie Baker i jej oddanie sprawom domu i rodziny. Była to

dzielna dziewczyna z farmy w stanie Iowa, która, jak sama mawiała,

wyszła za mąż za miastowego spryciarza, który miał więcej pieniędzy niż

rozumu. Rita nie widziała się z Connie od czasu rozwodu, więc będą miały

wiele do nadrobienia. Rita wszystko jej opowie. Może nadszedł wreszcie

czas, żeby się komuś zwierzyć, a kto nadaje się do tego lepiej niż Connie?

Śmigając po ośnieżonych wzgórzach i polach w drodze do posiadłości

Bakerów, Rita poczuła się jak dwunastolatka. Zatrzymała snowmobila na

tyłach domu w stylu ranczerskim i zatrąbiła. Klakson brzmiał jak

skrzecząca żaba. Zupełnie zapomniała, jaka to radość prowadzić

snowmobila… Ciekawe, co Brett zrobił z maszyną, którą zabrał z garażu,

kiedy się wyprowadzał, Może dokupił przyczepę dla Melissy, żeby

przejechać się z nią Piątą Aleją w śnieżny zimowy poranek? Zachichotała

na tę myśl, a potem roześmiała się na głos.

Uściski, pocałunki i czułe spojrzenia… Wreszcie się spotkały.

— Czas, żeby zacząć się wzajemnie okłamywać, że nic się nie

zmieniłyśmy i nie postarzałyśmy — powiedziała z szerokim uśmiechem

Connie.

— Może pominiemy tę część i przejdziemy do poważnej rozmowy —

zaproponowała Rita. — Powiedz mi, co u ciebie słychać?

— Znasz tego wielkiego wołu, którego poślubiłam, co to ma więcej

pieniędzy niż rozumu? Doszedł do wniosku, że życie przepływa obok

niego, a on ma ochotę popróbować młodszego towaru. Rozwiedliśmy się

w zeszłym roku i z radością przyznaję, że wzięłam wszystko.

background image

Przypuszczam, że dama jego serca nadal musi pracować w domu

towarowym, żeby opłacić czynsz. — Connie roześmiała się, ale był to

śmiech cokolwiek zgrzytliwy i pozbawiony wszelkiej wesołości.

— Nie współczuj mi, Rito, radzę sobie doskonale i staram się być

szczęśliwa. Zapytaj dzieciaki!

Po co miałabym pytać, pomyślała Rita. Czyżby Connie podejrzewała, że

jej nie wierzę?

— Do licha, kiedy się ma czterdzieści sześć lat, prawie czterdzieści

siedem, człowiek czuje się jak nowo narodzony. Druga młodość, jak

powiadają. Ale dosyć o mnie, opowiedz, co u ciebie.

Rita usiadła z filiżanką kawy i oparła stopę w ciepłej skarpetce na

stoliku z klonowego drewna. Zaczęła informować przyjaciółkę, co zaszło

w jej życiu w ciągu minionego roku.

— Nie wiem, co mam z tym zrobić, Connie. Rachel jest moją córką. Jak

sobie z tym radzić?

— Tak, jakby to była każda inna kobieta. Ona nie jest już dzieckiem,

Rito. Dobrze wie, co robi. Więc naprawdę zależy ci na tym facecie?

Opowiedz mi, jaki jest ten Twigg Peterson.

— Jest wspaniały. Ciepły, wrażliwy, kochający. Ma wszystko to, co

lubię u mężczyzny. — Connie zauważyła, że przyjaciółka z

zawstydzeniem ściszyła głoś. — Spodobałby ci się, Connie. Wygląda na

to, że wszyscy go lubią — powiedziała z dumą. — Widziałam go z jego

przyjaciółmi, z moimi przyjaciółmi. Wszyscy podobnie reagują na jego

otwartość. I traktują go z szacunkiem. Widziałam, jak w tych zimnych,

bezosobowych nowojorskich restauracjach kelnerzy reagowali na jego

uśmiech i uprzejmość. Żadnej obłudy. Zapewniam cię. On się naprawdę

background image

troszczy o swoich przyjaciół Przekonałam się o tym pewnej nocy, kiedy

zaprosił Donaldsonów, żeby przenocowali u niego w domu. Ma dar, dzięki

któremu każdy czuje, że jest dla niego kimś niepowtarzalnym. — Rita

przerwała w pół słowa i przygładziła lśniące kasztanowate włosy. —

Terkocę jak licealistka.

— I prawie tak wyglądasz — powiedziała Connie, spoglądając na

cienką talię przyjaciółki i jej różową, tryskającą zdrowiem cerę. Boże,

gdyby ten facet mógł butelkować ten odmładzający dar, byłby milionerem.

— Na miłość boską, Connie, myślisz tylko o pieniądzach!

— Pieniądze sprawiają, że dziewczyna nie marznie w nocy. Co jest

złego w myśleniu o pieniądzach? — spytała powoli i przyjrzała się Ricie z

nowym zainteresowaniem. Jeżeli się okaże, że ten cały Peterson wyobraża

sobie, że swoim instrumentem zarobi na życie, Connie osobiście

pofatyguje się nad jezioro i go zabije. Kiedy wszystko zostanie

powiedziane i zrobione, kiedy minie uroda, cóż pozostaje kobiecie oprócz

dzieci i zabezpieczenia finansowego… Nie powiedziałaby tego Ricie,

która jako romantyczka nigdy nie przywiązywała wagi do praktycznej

strony życia. Gdyby taka nie była, Brett nigdy nie odszedłby, zabierając

tak wiele… Uznawszy, że powinna skierować rozmowę na inne tory,

Connie spytała:

— Myślałaś o małżeństwie?

— Ten temat nigdy nie wypłynął.

— Nie pytam, czy ten Peterson ci się oświadczył. Nie pytam nawet, czy

na ten temat rozmawiacie. Pytam, czy o tym myślałaś.

— Nie… to znaczy… sama nie wiem. Wiem tylko tyle, że nie chcę, by

mnie zraniono po raz drugi.

background image

— Spodziewasz się, że zostaniesz zraniona?

Rita spojrzała na przyjaciółkę i poczuła lekkie ukłucie gniewu.

— Nie rozumiem, o co właściwie mnie pytasz — powiedziała.

— Ejże, nie złość się na mnie. Ja tylko spytałam, czy spodziewasz się,

że zostaniesz zraniona.

Rita skoczyła na równe nogi i obciągnęła sweter. Był to nawyk z

czasów, kiedy miała otłuszczoną talię i starała się to ukryć.

— Do diabła, Connie, czuję się zraniona właśnie teraz!

— A co ten facet, Peterson, czuje do ciebie? — naciskała Connie, nie

przejmując się, że sprawia przykrość Ricie. To musi być bolesne, i lepiej,

żeby stało się tu i teraz, a nie kiedy Rita nie będzie miała przy sobie

nikogo, kto by ją pocieszył. Connie zbyt dobrze znała pustkę opuszczonej

sypialni, gdzie nie było nikogo, kto by przytulił i otarł łzy.

Rita wyjęła papierosa z paczki Connie i zapaliła go drżącymi palcami.

— Nie wiem, co on czuje — powiedziała pospiesznie i wydmuchnęła

dym. — Nie, to nieprawda. Myślę, że mnie kocha. Czasami, kiedy

jesteśmy razem, nazywa mnie swoją ukochaną. Ale właściwie, czy to coś

znaczy? Mężczyźni mówią wtedy różne rzeczy…

— Rozumiem. I ty to wiesz z twego bogatego doświadczenia, prawda?

— Och, zamknij się Connie. Nie, nie zamykaj się, potrzebuję twojej

pomocy! — krzyknęła błagalnie.

— Kochasz go, Rita?

— Tak, do diabła. Jak siebie samą. — Po raz pierwszy ktoś zadał je to

pytanie i własna odpowiedź wprawiła Ritę w zdumienie.

— Ale? — spytała cicho Connie, — No tak, zawsze jest jakieś ale,

prawda? Różnica wieku. Widziałam dziś rano, jak Twigg i Rachel rzucali

background image

w siebie śnieżkami. Wyglądali tak młodo i beztrosko… Tak młodo! Mój

Boże, Connie, on jest zaledwie o kilka lat starszy od Camilli!

— Według moich obliczeń jest o dziesięć lat starszy od Camilli.

Przestań się zamartwiać swoim wiekiem, Rito. To pozbawia nadziei

wszystkie kobiety powyżej czterdziestki. I dlaczego uważasz, że dziesięć

lat pomiędzy nim i Camillą jest nieważne, a dziesięć lat pomiędzy nim a

tobą ma takie monumentalne znaczenie? Czy niewielka różnica wieku to

aż tak ważna sprawa? — spytała Connie.

Rita opadła na sofę obok przyjaciółki.

— W porządku. Widzę, że masz coś do powiedzenia. Powiedz to.

— Popatrz na Bretta z jego dwudziestodwuletnią żoną i na mojego

byłego małżonka z dziewczyną młodszą niż wiosenka. W pewnym sensie

podziwiam ich. Zdobyli to, czego pragnęli. Nie pozwolili, że ktokolwiek

stanął im na drodze. Ani ty, ani ja, ani dzieci. Mój były żyje na granicy

nędzy ze swoją królową z domu towarowego, ale są szczęśliwi, niech ich

diabli. Są szczęśliwi. Jake przyjechał tu kiedyś, żeby zobaczyć się z

dziećmi i wyznał, że jego kochanka sprawia, że czuje się jak prawdziwy

mężczyzna, więc nieważne, czy są biedni, czy bogaci. Że dopóki są razem,

mogą mieszkać byle gdzie. Ot, co. I to powiedział facet, który sypiał w

jedwabnej pościeli i jeździł mercedesem 450SL, który bez mrugnięcia

okiem wydawał majątek na urlop. Na początku było mi ciężko, ale potem

przekonałam się, że mogę żyć bez niego, ale za to cieszyć się jego

pieniędzmi. Za nic w świecie nie przyjęłabym go z powrotem. Lubię tę

siebie, którą się bez niego stałam. Dookoła nas jest cały świat, Rito, świat,

którego nie znamy. W tobie też zaszła zmiana. Stałaś się odrębną osobą, a

nie czyjaś żoną i czyjąś matką. Nie zrozum mnie źle. Nie odrzucam

background image

małżeństwa czy macierzyństwa. Uważam, że małżeństwo powinno się

odnawiać co kilka lat, tak jak prawo jazdy, zanim dojdzie się do punktu, w

jakim my znalazłyśmy się kilka lat temu.

— Naprawdę stałaś się taką zawziętą jędzą? A co ze wzajemnym

zobowiązaniem? Co z miłością?

— Co ze zobowiązaniem? Jeżeli wywiązywanie się ze zobowiązań

oznacza cierpienie, nie potrzebuję go ani ja, ani ty. — Connie przyjrzała

się jej uważnie. — Czy nie to właśnie miałaś na myśli, mówiąc, że

spodziewasz się, że zostaniesz zraniona?

— Nie. Tak. Jezu, sama nie wiem! Wiem tylko, co czuję, kiedy z nim

jestem. Co czuję, kiedy jestem w jego ramionach.

Connie poklepała dłoń Rity.

— Więc ciesz się z tego, moja przyjaciółko. Ciesz się każdą chwilą i nie

szukaj dziury w całym. Bądź szczera wobec niego i wobec samej siebie.

Nie udawaj, że jesteś kimś innym. Jeżeli wygrasz, będziesz wiedziała, że

dokonałaś tego uczciwie i bez krętactw. Jeżeli przegrasz, nie będziesz

miała czego żałować i zastanawiać się, czy lepiej byłoby, gdybyś

powiedziała, czy zrobiła coś innego. Zabawy są dobre dla dzieci i

obowiązują w nich dziecinne zasady.

Siedziały i godzinami rozmawiały o życiu, o marzeniach i

oczekiwaniach. Rozmawiały o wspólnych znajomych, karierze Rity, o

swoich wnukach i o przyjacielu Connie, który miał rozum, ale za to

pozbawiony był pieniędzy.

— Ścina drzewa — zaśmiała się Connie z czułością w oczach. —

Ażebyś wiedziała, jaki jest świetny w łóżku… Dostaję orgazmu na samą

myśl o nim. I naprawdę mnie słucha, kiedy do niego mówię. Ceni moje

background image

opinie i myśli, że jestem równie biedna jak on. Wierzy, że ten dom należy

do moich wujostwa, a wielki dom w Scarsdale to własność moich

rodziców. Wiem, że moje pieniądze spłoszyłyby go. To świetny facet i

kocham go. Chcesz usłyszeć coś szalonego, coś zupełnie odlotowego? —

Rita skinęła głową. — Bawię się myślą, że oddam memu byłemu jego

pieniądze i wynajmę sobie mieszkanie, a potem zacznę wszystko od nowa.

Wszystkie dzieciaki są już na uczelni albo pożenione. Żyją samodzielnie,

więc ja także powinnam się usamodzielnić. Mam dobrą pracę w agencji

reklamowej i słyszę, że chcą mnie na wspólnika. Ciężką pracą mogę

dochrapać się tego stanowiska. Joe uważa, że dam sobie radę. Jeżeli znasz

kogoś, kto chce, żeby mu ściąć drzewa, daj mi znać. Joe jest

ubezpieczony, więc nie ma problemu.

Rita wytrzeszczyła oczy na Connie i wybuchnęła śmiechem. Śmiała się

do łez. Connie przyłączyła się i obie turlały się w spazmach po podłodze,

wykrzykując histerycznie.

— A te nasze sprytne pociechy nie dałyby za nas złamanego grosza —

wysapała Connie, ocierając łzy.

— Myślą, że nie wiemy, czego chcemy — dodała Rita, krztusząc się ze

śmiechu. — Która godzina? Muszę wracać.

— Dlaczego musisz?

Rita znów parsknęła śmiechem.

— Po prostu, tak się mówi. Wyczerpałyśmy wszystkie możliwe tematy.

— A co powiesz na gorący rum z masłem na drogą? Odmrozisz sobie

tyłek, jeśli się jakoś nie wzmocnisz.

— Masz rację. I nie żałuj rumu.

Rita spojrzała na zegarek. Zdumiała się: było dziesięć po trzeciej. Jak to

background image

możliwe? Ale kto by się przejmował… Spędziła wspaniałe chwile i nie

żałowała ani minuty przegadanej z przyjaciółką.

Dwie minuty po czwartej wprowadziła snowmobila do garażu.

Schodziła z siodełka, kiedy otworzyły się drzwi. Stanął w nich Twigg, a

obok niego Rachel.

— Gdzieś ty się, do diabła, podziewała, mamo?

— Nie znalazłaś wiadomości?

— Oczywiście, że znalazłam. Ale nie było tam ani słowa o tym, dokąd

się wybrałaś! — ton Rachel był oskarżycielski.

— Wciąż mi przypominasz o moim wieku, Rachel. No więc w moim

wieku nie muszę ci się już opowiadać, chyba że ty zechcesz to robić

wobec mnie.

Rozstąpili się, by ją przepuścić. Rita uchwyciła w oczach Twigga wyraz

ulgi. A więc zależy mu na mnie, pomyślała.

— Pachniesz gorzelnią — warknęła Rachel.

— Tak, to gorący rum z masłem — powiedziała Rita tonem

wyjaśnienia.

— Skąd wytrzasnęłaś te snowmobile? Myślałam, że na pewno zabrał je

tata.

— Kupiłam je. Są moje. Masz jeszcze jakieś pytania, Rachel?

— Martwiłam się o ciebie. Nawet nie wiedziałam, że mamy

snowmobile.

— Cieszę się, że wróciłaś cała i zdrowa — powiedział Twigg cichym

zatroskanym głosem, ale bez oskarżycielskiego tonu. — To dziecko nie

chciało mnie wypuścić, dopóki nie wrócisz. Próbowałem ją przekonać, że

nic ci nie będzie, ale mi nie wierzyła.

background image

Całowali się z Rachel czy nie? To nie miało znaczenia.

— Dziękuję, że zostałeś z Rachel.

— Zawsze do usług. Nigdy nie jeździłem na snowmobilu. Zabierzesz

mnie jutro na przejażdżkę?

— Z przyjemnością. O której? — krzyknęła przez ramię, idąc szybko do

łazienki.

— W południe, jeśli nie masz nic przeciwko temu. Rano chcę trochę

popracować.

— Pasuje mi! — zawołała Rita i zamknęła drzwi łazienki.

— Hej, a co ze mną? — usłyszała głos Rachel.

— Nie ma przyczep. Chciałaś jeździć na nartach. A Rita przecież nie

jeździ — odparł Twigg niedbale.

Rachel milczała.

Trzasnęły frontowe drzwi.

Rita włączyła prysznic. Gorąca woda rozgrzała ją i obmyła do czysta.

Czuła satysfakcję. Poradziła sobie!

background image

R

OZDZIAŁ

9

W ciągu kilku następnych dni w chacie Bellamych panowała chłodna

atmosfera. Rachel na widok Twigga popadała to w ponury, to w

ekstatyczny nastrój. Wychodząc z nim na ośnieżone wzgórza lub do

restauracji w ośrodku wczasowym na drinka i dancing, znacząco

spoglądała na matkę. Kiedy Twigg zapraszał Ritę, by się do nich

przyłączyła, a ona automatycznie odmawiała, w oczach Rachel pojawiał

się błysk triumfu.

— Jaki on jest uprzejmy — stwierdzała Rachel przy takiej okazji, a

Twigg spoglądał na Ritę z niemym pytaniem w pociemniałych oczach.

W przypadkach podobnego braku taktu, wręcz brutalności ze strony

Rachel, Twigg zauważał, że twarz Rity blednie i pojawia się na niej wyraz

bólu. Czuł wtedy impulsywną chęć, by wziąć ją w ramiona i ucałować. Z

łatwością mógł znaleźć wymówkę, by nie spędzać czasu sam na sam z

Rachel, ale czy załatwiłoby to sprawę? Raczej, nie. Rita musi się nauczyć

zaufania do niego i wiary we własną atrakcyjność. Jeżeli uważa młodszą

kobietę za konkurentkę, musi się nauczyć, jak sobie z tym radzić. Nawet

jeśli owa kobieta jest jej córką… Gdyby zaczął lekceważyć Rachel lub

udawać, że go nudzi i jest mu niemiła, byłoby to kłamstwem. Mógł tylko

mieć nadzieję, że gdy następnym razem poprosi Ritę, by im towarzyszyła,

przyjmie zaproszenie.

Rita czuła ostry, dotkliwy ból, ale cóż mogła poradzić. Zaczęła uciekać

w pracę. Sprzątała, gotowała, woziła pranie do miasta… Wiedziała, że

Rachel instynktownie odgadła prawdę. Rachel wie, że sypiam z Twiggiem

— myślała — i wie, że mi na nim zależy, ale nie przeszkadza jej to

background image

flirtować z nim i uwodzić go przed moim nosem. Nie rób mi tego, Rachel,

myślała. Nie zmuszaj mnie do dokonywania wyboru, bo akurat teraz nie

przepadam za tobą. Twoja dewiza „bierz, na co masz ochotę” nie powinna

dotyczyć Twigga. Zwłaszcza gdy wiesz, że jest moim kochankiem i kimś

bardzo dla mnie ważnym…

Twigg tu nie zawinił. Rachel zwykle osiągała to, czego zapragnęła.

Została kapitanem drużyny pomponistek, chodziła z najpopularniejszymi

chłopakami z campusu, dostała wymarzoną pracę, miała odpowiednich

przyjaciół. Kiedy Rachel powzięła decyzję, nic nie było jej w stanie

powstrzymać. Co Twigg może poradzić? Rachel jest młoda, pełna życia i

podniecająca. I bardzo, bardzo zdecydowana.

W dniu Święta Dziękczynienia Rita skrobała przy zlewie marchewki na

świąteczną kolację. Uniosła głowę i wyjrzała przez okno. W końcu działki

znajdował się mały wąwóz. Kiedy dzieci były młodsze, zjeżdżały na

saneczkach ze zbocza i piszczały ź radości, spadając na dno jaru… W tej

chwili również widać było Rachel w czerwonej parce odbijającej od bieli

śniegu, jak zjeżdżała na sankach, wiedząc, że na dole się wywali. Twigg

stał na szczycie wzgórza i śmiał się, odrzuciwszy głowę do tyłu.

Zgodnie z przewidywaniami, Rachel się przewróciła, a Twigg zjechał

zaraz za nią. Było nie do uniknięcia, że pomoże jej wstać, a jego usta

odszukają usta Rachel… A może to Rachel padła w jego ramiona? Rita

patrzyła na nich przez chwilę, oczy zaszły jej łzami i szybko odsunęła się

od okna. Nie widziała, że Twigg odepchnął Rachel, i nie widziała jego

spojrzenia w kierunku kuchennego okna. Nie rozumiała, co właściwie

czuje i jak powinna postąpić. Kiedy masz wątpliwości, nie rób nic,

powiedziała sobie.

background image

— Dlaczego to zrobiłaś? — spytał Twigg z gniewem w głosie.

— Co zrobiłam? — spytała Rachel niewinnie.

— Wiesz dobrze. Dlaczego mnie pocałowałaś? Ja sam decyduję, kogo i

kiedy mam pocałować.

— Na miłość boską, zupełnie jakbym słyszała moją matkę. —

powiedziała Rachel z przekąsem.

— Tak się składa, że twoja matka jest wspaniałą osobą i piękną kobietą.

Bardzo sobie cenię jej przyjaźń. Krótko mówiąc, twoja matka, Rachel,

podoba mi się o wiele bardziej niż ty!

Rachel była wstrząśnięta. Nikt i nigdy nie powiedział jej, że woli kogoś

innego niż ją. A już na pewno nie własną matkę! Nawet ojciec, który

uwielbiał swoją młodszą córkę.

— Sypiasz z moją matką? — spytała Rachel. — Sypiasz, prawda? Tak

właśnie myślałam! Ma to wypisane na twarzy! Poczciwa stara mama…

Nie mogę w to uwierzyć! Na Boga, jesteś niewiele starszy ode mnie.

Czego ty od niej chcesz?

Twigg schwycił ją za ramiona i potrząsnął z wściekłością. Jego twarz

miała morderczy wyraz.

— Nie waż się tak o niej mówić! Otwórz wreszcie oczy, a zobaczysz, że

to piękna kobieta, a nie tylko twoja matka. Była twoją przyjaciółką,

Rachel, a ty ją zdradziłaś. Mam nadzieję, że nigdy się o tym nie dowie. A

to, kim jesteśmy dla siebie, twoja matka i ja, to nie twój interes. Czy to

jasne?

— Bardzo jasne — syknęła Rachel, wściekła z powodu odrzucenia. Czy

to, co on mówi, może być prawdą? Że jej matka jest piękna i wspaniała?

Jak to możliwe? Rita jest już po czterdziestce! Jest stara! Jest jej matką!

background image

— Dlaczego nie możesz dostrzec, jaką Rita jest osobą, Rachel? Och,

wiem, wyobrażasz sobie, że jesteś już dorosłą kobietą, ale jesteś także

samolubnym dzieckiem. Może wystarczająco dojrzałaś, by ofiarować

siebie komuś, kto cię prawdziwie kocha. Ale wszyscy pozostajemy

dziećmi, samolubnymi dziećmi, kiedy chodzi o naszych rodziców.

Żądamy od nich wyłącznej miłości, pełnej uwagi, zapominając, że nasi

rodzice są przede wszystkim ludźmi, a dopiero potem rodzicami. Pomyśl o

tym, Rachel.

Rachel czuła się upokorzona. Dlaczego ten facet ma jej dyktować, co

powinna czuć wobec własnych rodziców, a zwłaszcza wobec własnej

matki?

— Dobrze, panie i władco. Pomyślę o tym! — warknęła, kłaniając mu

się ironicznie. — Ale zanim to uczynię, powiedz mi, czy moja matka

warta była starań takiego młodego ogiera jak ty.

Widząc wyraz twarzy Twigga, Rachel odstąpiła do tyłu i zwiesiła głowę,

zakłopotana swoją bezwstydną uwagą. Lubiła Twigga i kochała matkę;

Tylko że nigdy przedtem nie została w taki sposób odrzucona, a zwłaszcza

na korzyść własnej matki… Matki powinny się poświęcać dla swoich

dzieci i zajmować wyłącznie ich szczęściem, a nie sięgać po swoje własne.

— Wiesz, czego ci potrzeba, Rachel? — spytał Twigg, pochylając się

nad nią. — Dobrego kopniaka w tyłek. Szkoda, że ktoś tego nie zrobił

wcześniej.

— Daj spokój — łagodziła Rachel. — Tak dobrze się bawiliśmy. Po co

to psuć? W porządku, przykro mi, że tak się zachowałam. Powiem mamie,

że to ja złapałam cię w pułapkę. Widziała nas przez okno. Stała przy

zlewie. Prawdopodobnie po to, żeby nas szpiegować.

background image

— Nie szpiegowała nas. Rita nigdy by się do tego nie zniżyła. To raczej

coś w twoim stylu, prawda, Rachel? — powiedział Twigg z niesmakiem.

— Gdyby sprawa była dla mnie ważna, szpiegowałabym!

— A co z zaufaniem?

— Chyba żartujesz! Facet, któremu kobieta mogłaby zaufać, jeszcze się

nie narodził. Spójrz, co jej zrobił mój ojciec. Nawet mój własny ojciec! A

ty mnie nazywasz dzieckiem, panie Peterson! To ty powinieneś wreszcie

dorosnąć.

Twigg zacisnął pięści. Miał ochotę rzucić ją na śnieg i natrzeć jej twarz,

aż będzie błagała o zmiłowanie.

— Jeżeli mężczyźni bywają tacy, to dlatego, że kobiety są takie jak ty

Rachel. I jeszcze jedno. Jeżeli piśniesz Ricie choć jedno słówko o tym, co

między nami zaszło, to przysięgam, że będziesz miała ze mną do

czynienia. Zrozum mnie dobrze, Rachel. Mówię poważnie. Nie chcę, żeby

Rita została zraniona.

Rachel spojrzała w jego wyzywające zielone oczy. To, co w nich

dostrzegła, przeraziło ją.

— Dobrze, zagorzały obrońco kobiet w wieku średnim. A teraz, skoro

popsułeś mi dzień, pójdę chyba do domu i poczytam książkę. Dobrą

książkę! Nie którąś z tych nieżyciowych szmir, jakie pisuje moja matka.

— Dlaczego uważasz, że książki twojej matki są nieżyciowe? Bo mówią

o związkach między ludźmi? O uczuciach? Tak, rozumiem, że dla ciebie

to coś całkiem nieżyciowego.

Twigg usiadł na saneczkach i objął ramionami ośnieżone kolana. Przez

długi czas patrzył w okno kuchni, czekając, by pojawiła się w nim Rita. W

żołądku miał ziejącą czeluść, która stopniowo wznosiła się ku klatce

background image

piersiowej. To, co czuł do Rity, było silniejsze niż uczucie do

jakiejkolwiek innej kobiety. Rita była taka ciepła. Była jego oparciem.

Była inteligentna i kochająca; była Ritą Bellamy… Częścią niego samego.

Czekali na siebie, odnaleźli się i połączyli. Czy to miłość? Uśmiechnął się.

Tak, był zakochany, kochał ją. Tę kruchą kobietę, którą pragnął chronić i

którą podziwiał. Chciał, aby spełniła się jako kobieta i jako człowiek.

Chciał, by panowała nad swoim życiem, ale pragnął je z nią dzielić. To

było to. Chciał ją kochać.

Według Rity było to niewielkie słowo. Zajmowało tak mało miejsca na

stronicy książki. A jednak budziło grozę. Miało zdolność odmieniania

życia dwojga ludzi, mogło na nowo ukształtować ich los.

Otrzepał spodnie i, ciągnąc za sobą sanki, wspiął się ku chacie

Bellamych. Nie żałował tego, co powiedział Rachel. Nadszedł czas, by

ktoś ją utemperował… Oparł sanki o ścianę garażu, otworzył drzwi do

kuchni i zawołał:

— Do zobaczenia, Rito!

— Część! — odkrzyknęła z głębi domu.

Twigg westchnął z ulgą. Jej głos brzmiał pogodnie, była w nim wiara i

zaufanie. Ufała mu. Niezależnie od tego, co zobaczyła przez kuchenne

okno. Po prostu.

Indyk dochodził w piekarniku. Rita zwinęła się w głębokim fotelu i

sięgnęła po książkę. Po godzinie stwierdziła ze zdumieniem, że nie

rozumie, co czyta. Nie obchodziły jej przeżycia bohaterów.

Do pokoju weszła Rachel z dwiema filiżankami kawy.

— Kiedy siądziemy do kolacji? Umieram z głodu! — poskarżyła się

płaczliwie.

background image

— Zjedz sobie coś. Zaczniemy dopiero koło siódmej. Na tę godzinę

zaprosiłam Twigga.

— Właściwie po co go zaprosiłaś? — spytała Rachel kąśliwym tonem.

— Zaprosiłam go, bo miałam na to ochotę. We dwie nie zjadłybyśmy

siedmiokilowego indyka. Święto Dziękczynienia jest po to, by się dzielić z

innymi. Czyżbyś zapomniała?

— Zależy, co się dzieli — warknęła Rachel.

— Czy masz na myśli coś konkretnego? — spytała Rita spokojnie.

— Mam na myśli bardzo wiele! — wrzasnęła Rachel.

Rita poczuła dziką ochotę, by spoliczkować córkę i wyrzucić ją z

pokoju.

— Nie mów zagadkami, Rachel. Jeżeli masz mi coś do powiedzenia, po

prostu to powiedz i skończmy z wojną podjazdową — powiedziała,

spoglądając córce prosto w oczy.

Rachel spuściła wzrok.

— Najchętniej natychmiast bym stąd wyjechała, ale droga do autostrady

jest nieprzejezdna.

Rita pomyślała, że trzeba zatelefonować do Connie i poprosić, by jej syn

odśnieżył pługiem ich drogę dojazdową. Musi przecież pojechać na mecz

Charlesa.

— Prześpij się do kolacji. Zbudzę cię na czas, żebyś zdążyła utłuc rzepę.

— Zawołaj mnie, kiedy będzie już utłuczona. Niech się nią zajmie twój

przyjaciel Twigg, skoro z niego taki pieczeniarz.

— Nie jest pieczeniarzem. Zaprosiłam go. A skoro chcesz się czepiać

etykiety, to nie przypominam sobie, żebym zaprosiła ciebie.

Zatelefonowałaś i oświadczyłaś mi, że przyjeżdżasz. I wyrażaj się

background image

przyzwoicie. Mówię poważnie, Rachel. Mam dosyć twoich insynuacji.

Jeżeli masz coś do powiedzenia, zrób to teraz. A jeśli nie, zejdź mi z oczu.

Rachel spojrzała na matkę, zdumiona. A potem odwróciła się napięcie i

wybiegła z pokoju, jakby ją ktoś gonił.

Rita opadła na fotel, wyczerpana. Do diabła, nienawidziła konfrontacji.

Zwłaszcza z Rachel.

Twigg przyszedł przed czasem, pełen dobrych chęci, by pomóc w

ostatnich przygotowaniach. Pracowali ramię w ramię w małej kuchni,

popijając wino i pogadując. Boże, jak dobrze jej było przy tym

mężczyźnie. Rita spojrzała w okno, przez które rano dostrzegła tamten

pocałunek. W tej chwili na zewnątrz panował mrok i szyba odbijała ich

oboje. Dziwne, jak to samo okno może okazywać to co na zewnątrz,

zadając ból, lub to co wewnątrz, dając przyjemność… Twigg podniósł

wzrok i spotkał się w szybie z oczami Rity. Jakby odgadując, o czym

myśli, objął ją ramieniem i przycisnął usta do jej włosów.

— Wyglądają na szczęśliwych, prawda? Ta para w oknie. Mamy

szczęście, że jesteśmy w środku i wyglądamy na zewnątrz.

Rita oparła się o Twigga, czując jego ciepło i słodki, owocowy zapach

wina w jego oddechu. Czy naprawdę jesteśmy parą? Czy Twigg tak myśli

o sobie i o niej? Jeszcze raz spojrzała na ich odbicie w szybie. Twigg był

wysoki i górował nad Ritą, tuląc ją do siebie. Jak naturalnie wpasowywała

się w łuk jego ramienia.

— To Święto Dziękczynienia, kochanie — szepnął. — A my mamy

powody do wdzięczności. — Uścisk stał się mocniejszy, a jego usta

odnalazły jej.

Tak, pomyślała Rita i przywarła do niego z westchnieniem. Jeszcze raz

background image

spojrzała na ich odbicie w oknie. Mam za co dziękować, a najcenniejszym

darem jesteś ty, pomyślała.

Kolacja była przepyszna i minęła w miłej atmosferze. Rita i Twigg

rozmawiali z ożywieniem, a ich stęsknione oczy często się spotykały.

Rachel dziobała jedzenie, najwyraźniej rozmyślając o czymś innym. Od

czasu do czasu Rita spoglądała na córkę i zmuszała ją do wzięcia udziału

w towarzyskiej rozmowie.

Cokolwiek zaszło pomiędzy Twiggiem i Rachel na podwórku za

domem, Twigg najwyraźniej otrząsnął się z wrażenia. Rachel była

przygaszona i zamyślona, ale nie okazywała wrogości. Przynajmniej w

stosunku do Twigga, pomyślała pogardliwie Rita. Ja, to co innego.

Zawiodłam ją w jakiś sposób, tylko nie wiem czym… I po raz kolejny

zaczęła się zastanawiać, czy Rachel wie, że jej matka i Twigg są

kochankami. Czy właśnie to jest powodem jej rozczarowania? Że brak mi

moralności, jaką powinna posiadać matka? Z jakąż łatwością młodzi

ludzie decydują, co jest odpowiednie dla nich, a jednocześnie potępiają to

samo u własnych rodziców… Ale to w gruncie rzeczy nieważne. Rachel,

jak to Rachel, szybko przejdzie nad tym do porządku dziennego. Nie było

jej stać na długotrwałe zainteresowanie ani lojalność, ale jej gniew czy

niechęć też nie trwały zbyt długo. A poza tym, to problem Rachel i to ona

powinna sobie z nim poradzić.

Rozmowa zeszła na temat jutrzejszego meczu futbolowego.

— Może pojechałbyś z mamą?. — spytała Rachel podstępnie. — Jestem

pewna, że bardzo chciałaby cię zabrać i przedstawić całej rodzinie.

Twigg spojrzał na Ritę.

— Po pierwsze, nie zostałem zaproszony. Po drugie, mam robotę.

background image

W ten sposób dał Ricie do zrozumienia, że wie, iż jego wyjazd

skomplikowałby sprawę. Potrzebowała tego czasu dla Charlesa i dla siebie

samej oraz własnych uczuć.

Rita podziękowała mu spojrzeniem.

— Może zagrałbyś w szachy, Twigg? — spytała Rachel, wstawiając do

zlewu talerz po zapiekance.

— Może później. Chcę pomóc Ricie w zmywaniu. Domyślam się, że

twoje dziesięciocentymetrowe paznokcie nie zmieszczą się w zlewie —

zażartował.

Rita nie po raz pierwszy zauważyła, że mówił o niej po imieniu, i tym

razem też nie powiedział: „Chcę pomóc twojej matce w zmywaniu”. Dla

Twigga była Ritą Bellamy, a nie matką Rachel. Jak miło być sobą.

Później Twigg i Rachel grali w szachy, a Rita zajęła się haftowaniem.

Czuła na sobie spojrzenie Twigga, a kiedy podniosła głowę, odczytała ich

nieme przesłanie.

Następnego ranka Rita od razu po obudzeniu wyjrzała przez okno. Na

Connie można było polegać. Jej najstarszy syn, Dick, przyjechał o świcie i

oczyścił pługiem drogę.

Rachel mogła wrócić do miasta, jeśli tak postanowi. Rita wiedziała

jednak, że po powrocie z meczu zastanie córkę w chacie. A może ona

zdecyduje się przenocować w motelu, zamiast tego samego dnia

pokonywać długą drogę powrotną?

Kiedy wyjechała zza zakrętu, spostrzegła czekającego na nią Twigg.

Otworzyła okno.

— Co tu robisz tak wcześnie? — spytała, śmiejąc się na widok jego

rozczochranych włosów i nieogolonej twarzy.

background image

— Nie mogłem cię puścić, nie przypomniawszy ci, żebyś jechała

ostrożnie i żebyś szybko wracała. Jesteś dla mnie kimś bardzo ważnym,

lady, i mam nadzieję, że o tym wiesz.

Autostrada była oczyszczona ze śniegu i Rita poczuła, że się rozluźnia.

To będzie udana podróż. Włączyła radio i usłyszała, jak Kenny Rogers

śpiewa „Lady”. Uśmiechnęła się, przypominając sobie pożegnalne słowa

Twigga. Cieszyła się, że potraktował ją tak beztrosko. Nie życzyła sobie

żadnych deklaracji miłości ani obietnic, których nie można dotrzymać.

Bycie dla kogoś kimś ważnym może znaczyć tyle rzeczy. Niekoniecznie

miłość.

„Spodziewasz się, że zostaniesz zraniona?” — spytała ją Connie.

Rita przestała rozmyślać o Twiggu. Powinna pomyśleć o Bretcie i o

tym, co mu powie, kiedy się z nim spotka. Minęło sporo czasu. Ponieważ

mają bilety od Charlesa, będą siedzieć obok siebie. Jakoś stawi temu

czoło, kiedy przyjdzie czas. Nie będzie sobie teraz zawracała tym głowy.

Wsłuchała się w śpiew Kenny Rogersa i żałowała, że piosenka nie zostanie

powtórzona.

Zatrzymała się na lunch w restauracji i zwlekała przy kawie, tak aby

wejść na stadion w ostatniej chwili przed meczem. Nie było sensu

przyjeżdżać za wcześnie i czekać w napięciu na spotkanie z Brettem i jego

nową żoną.

Na zewnątrz było chłodno w porównaniu z nagrzanym wnętrzem

restauracji i Rita ucieszyła się, że ma na sobie kurtkę z norek i wysokie,

obszyte futrem botki. Żałowała, że nie ma z nią Twigga — mogliby razem

dopingować Charlesa… Twigg polubiłby Charlesa, a Charles Twigga.

Może na początku byłoby trochę napięcia, ale później nauczyliby się

background image

doceniać jeden drugiego. Roześmiała się pod nosem. Czemu sobie

wyobraża, że kiedykolwiek będzie jakieś „później”? Liczy się tylko teraz.

Kiedy zajęła miejsce na zatłoczonym stadionie, poczuła się jak za

dawnych czasów. Ku jej zaskoczeniu byli Camilla i Tom. Brett jeszcze się

nie pojawił. Camilla objęła matkę.

— Tom powiedział, że powinniśmy przyjść i dopingować Charlesa.

Ledwie dostaliśmy bilety. Siedzimy dwa rzędy przed tobą.

— Tak się cieszę, że przyszłaś, skarbie. Charles będzie uszczęśliwiony,

że tu jesteśmy. Ma dziewczynę — szepnęła. — W przyszłym tygodniu

przywiezie ją do mnie nad jezioro.

— Byliśmy na kolacji u rodziców Toma. Cieszę się, że przyjechałam,

mamo. Rodzina jest i powinna być bardzo ważna.

Rita zastygła, szykując się na przemowę o bliskości członków rodziny i

zawoalowanych stwierdzeniach o powinnościach rodzinnych. Starsza

córka powiedziała jednak:

— Dzieciaki tęsknią za tobą, mamo. Nie dąsajmy się już na siebie. Może

wkrótce zrozumiem, o co ci chodziło i zmienię postępowanie. Po prostu

trzymaj ze mną, OK?

— OK — odparła Rita, nie wierząc własnym uszom. — Wracaj lepiej na

miejsce. Zobaczymy się później. Stroją instrumenty do hymnu

narodowego.

Tom objął Camillę i spojrzał na Ritę z aprobatą. Schylił się i ucałował ją

w policzek.

— Wspaniale wyglądasz — powiedział.

Rita roześmiała się. Beztrosko i niemal dziewczęco.

— I świetnie się czuję, Tom.

background image

— Nie ma tatusia? — spytała Camilla.

— Nie martw się, przyjdzie. Pewnie ma trudności ze znalezieniem

parkingu. Nie jest wam zimno? Przywiozłam koc.

— My także. Przyda się, jest pewnie ponad dziesięć stopni mrozu.

Zostały trzy minuty do końca pierwszej ćwiartki meczu, kiedy pojawił

się Brett z żoną.

— Rito — powiedział uprzejmie. — To jest Melissa.

— Miło mi. — Rita uśmiechnęła się do młodej, ciemnowłosej kobiety.

Jaka młoda, pomyślała. Jaka ładna i jak zdrowo wygląda. I w

zaawansowanej ciąży! Był to wstrząs, ale nie przykry. Dziwne, Camilla

nigdy nie wspomniała, że Melissa jest w ciąży. Czyżby sądziła, że matka

poczuje się zdruzgotana na tę wiadomość? Prawdę powiedziawszy, jeszcze

kilka miesięcy temu wprawiłoby jato w panikę i przygnębienie. Teraz,

dzięki Twiggowi, widziała sprawy w innej perspektywie.

Brett sprawiał wrażenie szczęśliwego. Nie widziała go takim od lat.

Zadowolony. Zadowolony i ożywiony, jak kiedyś, kiedy Rita była młoda i

w zaawansowanej ciąży. Wyglądał młodziej, łagodniej i sympatyczniej.

Nie musi walczyć o swoją osobowość; jego ego jest nietknięte. Jak okrop

nie musiał się czuć, kiedy jako mąż Rity był niepewny swego miejsca,

męskości oraz pozycji głowy rodziny. Jej kariera, jej zarobki… Według

Bretta, pieniądze oznaczały wolność i były zarezerwowane dla gatunku

męskiego. Pieniądze, wolność, władza… Rita spostrzegła z zadowoleniem,

że zmiany, które spowodowała w jego życiu, nie zniszczyły go. Był

przecież wciąż bardzo ważny dla niej i dla dzieci.

Melissa spojrzała na Bretta, a on otulił jej kolana ciepłym kocem. Rita

widziała, że Melissa go uwielbia. Czy ja także tak na niego spoglądałam?

background image

Oczywiście, że tak, kiedy chciałam od niego wyłącznie miłości i

bezpieczeństwa. Ale kiedy zapragnęłam czegoś więcej, jak wsparcie,

zrozumienie i szacunek, natychmiast wyraził sprzeciw. Mężczyźni w

rodzaju Bretta czczą kobiety, ale ich nie szanują. Jak dawnym rycerzom,

zależy im wyłącznie na własnym wizerunku, odbitym w zachwyconych

oczach kobiet.

Uderzyła ją nagła myśl. Brett przed nią nie uciekł! Nie rozwiódł się z

powodu jej braków. Wprost przeciwnie, odnalazł młodą, zachwycona, i

zależną od niego Ritę w osobie Melissy! Jego nowa żona jest

prawdopodobnie taką samą osobą, jak Rita, gdy była w jej wieku.

Zadowolona ze swego spostrzeżenia, usiadła wygodniej i przyglądała się

meczowi. Jak miło pomyśleć, że Brett był na tyle zadowolony z ich

wspólnego życia, że zapragnął jego duplikatu. Skoro widzi ją teraz w

Melissie, Rita nie mogła być złą żoną i matką. Brett promieniował

zadowoleniem, był dumny i napuszony jak kogut, no i odrobinę

pompatyczny. Ale co się stanie, jeśli Melissa po latach dojrzeje i

rozkwitnie tak jak ona?

— Widziałaś Camillę i Toma? — spytał Brett. — Aha, a gdzie jest

Rachel?

— Camilla i Tom siedzą dwa rzędy przed nami. Rachel została nad

jeziorem. Chciała pojeździć na nartach.

Rita zauważyła, że Brett spogląda na żonę i jej szczękające zęby.

Biedactwo, płaszcz z trudem okrywał jej brzuch. Musi okropnie marznąć.

Rita zdjęła z kolan gruby pled i podała Brettowi.

— Masz. Daj Melissie. Zimno jej.

Brett podziękował uśmiechem. Jak dobrze pamiętała owe uśmiechy.

background image

Rozświetlały jej życie w ciągu pierwszych lat małżeństwa. Kiedy przestały

wystarczać?

Melissa miała pewne obiekcje, by przyjąć koc od byłej żony męża.

— Zejdę niżej i wcisnę się pomiędzy Toma i Camillę — powiedziała

Rita. — Miło cię było zobaczyć, Brett. Panią także, Melisso. Życzę

szczęścia z dzidziusiem.

Młoda kobieta skinęła głową i usiłowała się uśmiechnąć, otulając się

pledem.

— Brett, dlaczego nie zabierzesz Melissy do domu? Nie powinna teraz

zachorować. Wytłumaczę Charlesowi. On zrozumie.

— Skoro uważasz, że zrozumie — odparł Brett z ulgą.

— Zanim odejdziesz, poświęć minutkę Camilli i Tomowi. Chcieli się z

tobą przywitać.

Brett spojrzał na Ritę i pomyślał, że wspaniale wygląda. Świeża, pewna

siebie… I coś jeszcze, czego nie umiał sformułować. Otaczała ją jakaś

szczególna aura. Mężczyzna. To musi być mężczyzna. Zasmuciła go ta

myśl. Rita miała tak wiele do ofiarowania mężczyźnie, wiedział to z

własnego doświadczenia. Ciepło, czułość, lojalność… Dlaczego nie

umiała dawać ich jemu, kiedy byli małżeństwem? Dlaczego się uparła,

żeby robić tę głupią karierę? Melissa chwyciła go za ramię, aby utrzymać

równowagę. Nieważne, pomyślał z przekonaniem. On ma teraz Melisę i

tym razem dopilnuje, żeby ta żona nie miała wariackich pomysłów!

Camilla spojrzała ze zdumieniem na ojca i macochę. Ojciec ani słowem

nie wspomniał o dziecku. Najwyraźniej codzienne rozmowy telefoniczne

to nie to samo, co osobiste spotkanie.

Melissa i Camilla objęły się, a Brett i Tom uścisnęli sobie dłonie. Było

background image

oczywiste, że wszyscy mają dla siebie ciepłe uczucia. Cieszyło to Ritę.

Brett rozwiódł się z nią, a nie z dziećmi i byłoby nieuczciwie oczekiwać,

że zwrócą się przeciwko ojcu.

Brett z czułością pomógł Melissie zejść po schodach do wyjścia,

obejmując ją opiekuńczym ramieniem. Do Rity podeszła Camilla.

— Mój Boże, mamo! Moje dzieci będą siostrzeńcami i siostrzenicami

tego dziecka. To będzie ich wuj albo ciotka… Tom, co ty na to?

Mąż Camilli tylko się uśmiechnął i wrócił do oglądania meczu.

— Mamo, powiedz coś.

Rita roześmiała się.

— Camillo, twój ojciec jest w siódmym niebie. Pozwól mu się cieszyć.

Teraz czujesz się zakłopotana, ale z czasem przywykniesz. Patrz na swego

brata, ma piłkę.

Po meczu poszli z Camillą i Tomem do baru „Nóż i Widelec”, by

poczekać na Charlesa i jego dziewczynę, Nancy.

— Ciekawe, jaka ona jest — zastanawiała się Camilla.

— Ja także jestem ciekawa — uśmiechnęła się Rita.

— O ile znam Charlesa, Nancy jest pewnie materiałem na wkładkę do

Playboya. On zawsze lubił takie strzelby — zażartował Tom.

Wszedł Charles. Miał wilgotne, przylizane włosy. Obok niego szła

dziewczyna w grubej kurtce z kapturem. Charles wydawał się ogromny, a

ona taka maleńka… W jego geście była opiekuńczość, gdy popchnął ją

lekko przed siebie.

— Mamo, Camillo, Tom. To jest Nancy Ames. Nancy, to moja rodzina.

A gdzie tata?

Rita szybko mu wyjaśniła. Obawiała się, że Charles się zasępi, on

background image

jednak uśmiechnął się od ucha do ucha.

— Żartujesz! To kapitalne, Może to będzie chłopiec i będę go mógł

wziąć pod opiekuńcze skrzydła.

Nancy usiadła przy stole.

— Przeczytałam wszystkie pani książki, pani Bellamy. Uważam, że są

super. Czytają je wszystkie dziewczyny w akademiku. Nie puszczamy ich

w obieg. Każda kupuje własne.

— Miło mi to słyszeć — odparła Rita z uśmiechem. Charles promieniał.

Jego dziewczyna czytała książki jego mamy i lubiła je. Do licha, czegóż

więcej można sobie życzyć?

Czyjej się wydawało, czy w spojrzeniu Camilli pojawił się szacunek?

— Wszystko gotowe na weekend, mamo? — spytał Charles.

— Wszystko gotowe. Kupiłam nawet dwa snowmobile. Wygląda na to,

że śnieg się utrzyma. Cieszę się, że przyjedziesz, Charles. Mam tam

przyjaciela i chcę, żebyś go poznał. Nazywa się Twigg Peterson. Myślę, że

ci się spodoba. — Jak łatwo i przyjemnie było wypowiedzieć te słowa.

Charles i Twigg polubią się nawzajem. Ta myśl bardzo się jej spodobała.

Chciała, aby dzieci wiedziały, że w jej życiu jest mężczyzna. Widząc

Bretta w dobrej formie, uwolniła się od ciężaru przeszłości. Pozbędzie się

wspomnień i dawnych ran i spojrzy w przyszłość. Może wierzyć w siebie i

zaufać miłości. Miłości Twigga.

— Chętnie spędziłabym z wami więcej czasu, ale przede mną długa

droga. Camillo, zadzwoń do mnie w przyszłym tygodniu. Pamiętaj,

kiedykolwiek zechcesz przyjechać, drzwi stoją otworem. Tom, opiekuj się

moją córką. Cieszę się, że cię poznałam, Nancy. Kiedy mnie odwiedzisz,

będę już miała odbitkę szczotkową najnowszej powieści. Może zechcesz

background image

zobaczyć, jak wygląda książka, zanim trafi do księgarni.

— Potrzebujesz czegoś, Charles? — szepnęła w ucho syna, obejmując

go na pożegnanie.

— Jest w porządku, mamo. Dulcie przysłała mi ciasteczka. Prawdę

powiedziawszy, przysyła mi je teraz regularnie. Do zobaczenia w

weekend. Czy ten facet, Twigg, to ten sam, o którym truła mi Rachel?

— Jeden i ten sam — roześmiała się Rita.

— Spasowała, co? — zapytał szeptem Charles. Rita wzruszyła

ramionami. — Zawsze postępowałaś z klasą, mamo. — Ucałował ją w oba

policzki i poszedł, by otworzyć przed nią drzwi. — Jedź ostrożnie.

Podobno ma znowu padać.

— Będę uważać, Charles. Podoba mi się twoja dziewczyna.

— Wiedziałem, że tak będzie. Do zobaczenia, mamo.

— Do zobaczenia, synu.

background image

R

OZDZIAŁ

10

Rita skierowała samochód na autostradę międzystanową. Miała

nadzieję, że dotrze nad jezioro, zanim znów zacznie sypać śnieg. Było to

bardzo pouczające popołudnie i Rita cieszyła się, że pojechała na mecz

Charlesa. Zobaczywszy Bretta z Melissą, pozbyła się ciążącego jej

poczucia winy. Czuła się teraz lżejsza, jakby się wydostała z głębokiego

dołu. Och, zdawała sobie sprawę, że życie nie zawsze będzie takie proste;

nie można ot, tak, za jednym zamachem usunąć śladów ponad dwudziestu

lat małżeństwa. Ale zrobiła dobry początek. Poczucie winy, które ją

przygniatało na myśl, że była nie taką żoną, jakiej pragnął Brett oraz nie

taką matka, jak oczekiwały dzieci, było nieuzasadnione. Nie mogła na to

nic poradzić. Nie zaprzedała rodziny dla kariery, żeby dogodzić własnej

próżności. Niebyła ani żoną, ani matką, ani autorką bestsellerów.

— To tylko role, jakie odgrywam — powiedziała na głos, jakby chciała

przekonać o tym samą siebie. — To są zajęcia, które wykonuję, a nie to,

kim jestem.

Kim jestem? Odpowiedź przyszła natychmiast. Jestem kobietą, która

kocha mężczyznę. Kocham Twigga. W razie potrzeby będę o niego

walczyła, nawet gdyby moją rywalką miała się okazać własna córka.

Twigg ją rozumie. A Rita go kocha, i co więcej, ufa mu. Nawet kiedy

chodzi ojej najdelikatniejsze i najbardziej skryte uczucia.

Być może Connie wiedziała, co robi, kiedy spytała Ritę, czy spodziewa

się, że może zostać zraniona. Rita nie zrozumiała jej wtedy. Prawda była

taka, że się spodziewała. Zawsze się spodziewała, że zostanie zraniona.

Spodziewała się, że zostanie zraniona przez własne dzieci, tylko dla

background image

tego, że stały się dorosłymi ludźmi i nie były już maleństwami, które

garnęły się do niej i tuliły. Teraz widziała to jasno. Usamodzielniali się

jedno po drugim: Camilla, Rachel i Charles. Wysyłała im nieme, ale

wyraźne sygnały: Jestem twoją matką! W razie potrzeby zawsze ci

pomogę! Rachel, jako jedyna, całkiem ją odtrąciła. A ponieważ Rita

obawiała się, że ją utraci, pobłażała córce, powstrzymując się od

potępiania choćby w myśli jej nawet najbardziej samolubnych i

bezsensownych poczynań.

Pożyczając pieniądze dzieciom, nigdy nie spodziewała się zwrotu

gotówki. Kupowała kosztowne prezenty, się stała gotowana każde

skinienie opiekunką do dzieci… Wszystko to sprowadzało się do jednego:

żądała, aby dzieci udowadniały swą miłość poprzez własną zależność od

niej. A kiedy w końcu miała czasem tego dość i odmawiała im czegoś,

dzieci miały jej to za złe. Cały ten model był destrukcyjny, zarówno dla

niej, jak i dla nich. Dzięki Bogu zauważyła to, zanim stało się za późno!

Mogła zniszczyć dzieci, poświęcić je dla swoich własnych potrzeb. A

kiedy by się od niej odwróciły, a tak musiałoby się skończyć, uważałaby

się za ich ofiarę! Tak samo jak matka Rity czuła się ofiarą córki.

Ofiara. Jak to okropnie brzmi… Czy to właśnie miała na myśli Connie?

Czy domyśliła się, że Rita widzi siebie jako ofiarę? Że spodziewa się, iż

zostanie zraniona?

Sądziła, że zostanie zraniona, kiedy zobaczy się z Brettem. Ku jej

zaskoczeniu, spotkanie to dało jej nowy wgląd w to, kim była dotąd i kim

stała się teraz. Czy to właśnie obraz samej siebie jako ofiary

powstrzymywał ją przed uświadomieniem sobie miłości do Twigga? Czy

rzeczywistą barierą pomiędzy nimi nie było właśnie owo poczucie, a

background image

wcale nie dzieląca ich różnica wieku?

Śnieg padał bez przerwy. Gęste, duże płatki zamarzały na szybie.

Rita nie odrywała oczu od drogi. Jazda w takich warunkach była

szaleństwem. Boże, gdzie się podziały pługi odśnieżające i ciężarówki z

piaskiem i solą? Ich kierowcy są w domu i jedzą resztki indyka,

odpowiedziała sobie. Znudzona słuchaniem radia, wyłączyła je. Nie

potrzebowała przypomnień, że warunki jazdy są trudne. Jedynym

powodem do radości był fakt, że jej samochód ma napęd na przednie koła.

W normalnych warunkach po godzinie jazdy dotarłaby do zakrętu w

Whitehaven. Teraz zajmie jej to ze dwie, może nawet trzy godziny.

Dziękowała Bogu za małe czerwone światełka widniejące na desce

rozdzielczej. Były jak gwiazda przewodnia i pomagały jej utrzymać się na

jezdni. Straszliwie bolały ją oczy, a ramiona miała sztywne z napięcia.

Zaniepokojona spostrzegła, że wycieraczki ślizgają się po przedniej

szybie. Boże, proszę, tylko nie lód. Gdyby wycieraczki przymarzły,

znalazłaby się w prawdziwych kłopotach.

Usłyszała za sobą ciche dudnienie i spojrzała w lusterko wsteczne. Pług

odśnieżający. Zjechała na bok, aby go przepuścić. Kiedy puch zostanie

usunięty, ruszy za pługiem, zakładając, że jedzie on do Whitehaven. Z

pewnością jednak odśnieża tylko główne drogi, a nie szosy dojazdowe.

Wycieraczki zaczęły przymarzać do szyby i należało je oskrobać. Ale

łatwiej było jechać za tylnymi światłami pługu. Przynajmniej trzymała się

jezdni.

Minęło wiele czasu, odkąd Rita modliła się po raz ostatni. Zbyt wiele.

Uznała, że jeżeli zacznie się modlić teraz, będzie to jak oszustwo. Zamiast

tego przeżegnała się i zaczęła w kółko powtarzać imiona dzieci. Za nic w

background image

świecie nie mogła sobie jednak przypomnieć imion wnuków… Z

pewnością nie wybrano by jej na Matkę Roku. Matka Roku pamiętałaby

imiona wnucząt.

Nie dostrzegała już czerwonych świateł przed sobą. Tylna szyba była

przesłonięta śniegiem, a boczne lusterko pokryte warstwą lodu i sadzi.

Jeśli jedzie za nią jakiś samochód, to daj Boże, żeby jego kierowca zwolnił

w porę, kiedy przyjdzie jej zahamować.

Wysiadła, żeby oczyścić tylną szybę. Palce w cienkich rękawiczkach

zdrętwiały jej z zimna, kiedy usuwała śnieg oblodzoną gąbką. Z oczu

popłynęły łzy i natychmiast zamarzły na rzęsach. Nie warto było czyścić

okna po stronie pasażera. Zrobiła, co mogła i wsiadła do samochodu. W

oddali pokazały się dwa czerwone światełka. Powoli przyspieszyła i

dogoniła pług. Zaciskała zmarznięte dłonie na kierownicy i czuła się tak,

jakby przywalił ją dziesięciokilowy ciężar.

Wydawało jej się, że jazda trwa już wiele godzin. Wielkie tablice

informacyjne nad autostradą były zupełnie przykryte śniegiem. Boże, skąd

będę wiedziała, kiedy zjechać na boczną drogę w Whitehaven? To chyba

tu? Ale czy na pewno? Znak, coś w rodzaju znaku. Gdyby pamiętała co.

Drogowskaz na kemping, ot co. Musi wypatrywać zjazdu po podwójnym

znaku. Włączyła radio i nie usłyszała nic prócz trzasków. Zgasiła radio i

miała ochotę płakać. Ależ była głupia! A jeśli zdarzy się wypadek i zginie

samiuteńka na autostradzie międzystanowej? Kiedy ją odnajdą? Kto

będzie ją opłakiwał? Co poczuje Twigg? Jak to on powiedział? Nie mogła

sobie przypomnieć. Podążała za pługiem, a przez głowę przelatywały jej

coraz tragiczniejsze myśli.

Była tak zajęta planowaniem własnego pogrzebu, że omal nie przegapiła

background image

drogowskazu. W gardle wzbierał szloch. Ostrożnie skręciła w prawo i

zobaczyła, że ciężarówka jadąca przed nią zatrzymuje się. Powolutku

zjechała na dobrze oświetlony postój. Znalazła miejsce i zaparkowała.

Otworzyła drzwi do baru; buchnęły na nią ciepło i para. Rozejrzała się

za wolnym krzesłem i usiadła. Mocno zbudowany kierowca ciężarówki

przesunął swoją grubą kurtkę i spojrzał na Ritę ze współczuciem.

— Ciężko się jedzie, co?

Rita skinęła głową i zamówiła u kelnerki czarną kawę. Młoda

sympatyczna dziewczyna spojrzała na Ritę, na jej kurtkę z norek i futrzane

botki.

— Pani jest Rita?

— Tak, a o co chodzi?

Boże, nie potrzebowała teraz wielbicielki swego pisarstwa.

— Jakiś facet był tu ze sześć, może siedem razy i szukał kobiety w

futrze z norek. Pani pasuje do opisu. Pojawia się i znika jak duch na

czerwonym snowmobilu.

— Jeździ w tę i nazad po autostradzie międzystanowej — dodał

kierowca ciężarówki.

— Powiedział, żeby pani na niego zaczekała. Chciałabym, żeby mój

chłopak tak się o mnie troszczył — powiedziała kelnerka, stawiając przed

Ritą filiżankę z kawą.

— Jody i David, tak mają na imię — powiedziała Rita triumfalnie.

— Kto? — spytała kelnerka.

— Moje wnuki. O której godzinie był tu ostatni raz ten mężczyzna na

snowmobilu?

— Co najmniej godzinę temu, prawda? — kelnerka zwróciła się do

background image

kierowcy ciężarówki.

— Tak, dobrą godzinę temu. Powinien znów się pojawić. Zakładamy

się.

— Nie dziwię się. Sama bym się założyła — powiedziała Rita.

— To pani mąż? — zapytał kierowca.

— Nie — cicho odparła Rita.

— Ach, jeden z tych.

— Właśnie, jeden z tych — uśmiechnęła się Rita.

— Nie ma w tym nic złego — stwierdził kierowca ciężarówki.

— Też tak uważam — powiedziała Rita znad filiżanki.

Drzwi się otworzyły. Rita zerwała się z krzesła. W drzwiach pojawił się

jej cały świat.

— Cześć, słyszałam, że mnie szukasz.

— A co miałem robić? Wystraszyłaś mnie, Lady — powiedział Twigg,

siadając obok Rity. Nie spuszczał z niej oczu. — Nic ci się nie stało?

Rita pokręciła głową.

— Wyglądasz na zmarzniętego — powiedziała. Ona także nie mogła

oderwać wzroku od Twigga.

— Zmarznięty! Jestem zbyt zdrętwiały, żeby cokolwiek czuć! Robią tu

zakłady, czy jeszcze raz się pojawię, wiedziałaś o tym?

— Tak mi mówiono. Wypij tę kawę — powiedziała, podsuwając mu

swoją filiżankę.

— Drogi są nieprzejezdne. Myślę, że wrócimy we dwójkę na

snowmobilu. Mocno przytuleni.

— Lubię mocne uściski — powiedziała Rita, wpatrzona w oczy Twigg.

— Ja także — odparł schrypniętym głosem, a w jego oczach czaiło się

background image

sekretne wyznanie.

Rita wzięła go za ręce, by je rozgrzać. Położyła głowę na jego ramieniu i

poczuła, że Twigg muska jej włosy wargami.

Twigg słyszał jej westchnienia, czuł uspokajający ciężar głowy Rity na

swoim ramieniu. Milczała.

— Grosik za twoje myśli, kochanie.

— Pomyślałam sobie, że może nadszedł czas, byśmy porozmawiali o

tym małym słowie — odparła.

— Masz na myśli to straszliwe słowo? Chcesz rozmawiać o miłości? —

Jego oczy rozbłysły radośnie i spoglądały na nią śmiało i otwarcie. Ten

człowiek nigdy się nie wycofa. Uczciwość nie pozwoli mu na to.

— Dokładnie tak.

— Jesteś gotowa, by rozmawiać na ten temat? — spytał Twigg.

— Myślę, że tak — powiedziała Rita z szerokim uśmiechem.

— Nie wystarczy myśleć, Rito, kochanie. Musisz wiedzieć na pewno.

— Wiem. Wracajmy do domu.

— Twojego czy mojego? — zażartował z tym swoim uwodzicielskim

błyskiem w oku.

— Twojego. W moim jest gość.

Śmiejąc się, wstali. Nie mogli się doczekać, kiedy zostaną sami. Twigg

chwycił ją w ramiona, uniósł podbródek i lekko pocałował w usta. Rita

zapomniała, że przyglądają im się ludzie. Pamiętała tylko tyle, że jest w

ramionach Twigga, że on ją całuje, a ona chce z nim być.

Pociągnął ją za sobą w mroźną noc. Ich noc. Śnieg sypał cicho i nie

przerwanie. Podniecona bliskością Twigga, Rita znów znalazła się w jego

objęciach. Poczuła jego drżące wargi na swoich.

background image

Stała otoczona kręgiem jego ramion. Czuła, jaki jest silny i wysoki Oto

jej miłość. Czekała na nią, żeby móc poznać siebie samą. A on pozwolił jej

na to, zaufał jej. Wiedziała już, że nie musi być idealną, stereo typową

matką. Nie czuła się winna, że chce być kimś więcej niż tylko żoną i

gospodynią domową. Chce być kobietą. Chce być z nim, z kochankiem,

który dociera w głąb jej duszy i widzi w niej kobietę, a nie role, jakie

każdej z nas przychodzi w życiu odgrywać.

Kocham go za to, kim jestem. I za to, kim mogę się stać.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Fern Michaels Pełnia życia
Michaels Fern Światła Las Vegas 03 Żar Vegas
Jak przebudzić się i zacząć żyć pełnią życia
Michaels Fern Światła Las Vegas 03 Żar Vegas
Michaels Fern Twarz z przeszlosci
Michaels Fern Kochana Emily(1)
Winters Rebecca Harlequin Romans 745 Pełnia życia
Jestes kozak Uwierz w siebie i zacznij zyc pelnia zycia jeskoz
Michaels Fern Tylko Ty
Jestes kozak Uwierz w siebie i zacznij zyc pelnia zycia jeskoz
pelnia zycia john fante
Michaels Fern Tylko Ty

więcej podobnych podstron