background image

Fern Michaels

Pełnia życia

All She Can Be

Przekład Ewa Westwalewicz–Mogilska

background image

R

OZDZIAŁ

 1

Łagodne odgłosy nocy i chłodny szept lekkiego wiatru sprawiły, że w 

końcu przymknęła powieki i zapadła w drzemkę. Na czarnym niebie lśniły 

gwiazdy, a pyzaty srebrzysty księżyc spoglądał na ziemię niczym samotny 

wartownik,   stojący   na   straży   kochanków   wśród   magicznej   ciszy 

pogrążonej w ciemności pustyni.

Morganna   leżała,   nasłuchując   powolnego,   równomiernego   oddechu 

śpiącego   obok   niej   mężczyzny   o   ciemnych   oczach   i   kruczoczarnych 

włosach. Od czasu do czasu delikatnie dotykała jego chłodnej skóry, aby 

się upewnić, że to nie sen. Był jej, tylko jej, na zawsze. Nie odbierze jej go 

nic i nikt prócz śmierci.

Poruszył się i wyciągnął muskularne ramię, aby przygarnąć ją do siebie. 

Westchnęła   z   zadowoleniem,   kładąc   ciemną   głowę   na   jego   szerokiej 

piersi.   Czuła   na   policzku   miękki   dotyk   porastających   ją   włosów.   Jego 

ramiona wzmocniły uścisk i Morganna przywarła bliżej, szepcząc czułe 

słowa. Poczuła pieszczotę ciepłych ust na nagim barku i usłyszała, jak mąż 

cicho szepcze jej imię.

— Morganna. Morganna.

— Cśśś — położyła mu palce na wargach, a on zwrócił ku niej głowę i 

przycisnął usta do jej pachnącego świeżością nadgarstka. Skóra Morganny 

była   gładka   i   ciepła;   nawet   przez   sen   natrafił   na   to   miejsce,   gdzie   w 

spokojnym rytmie pulsowała krew.

— Jestem przy tobie. Zawsze będę — wyszeptała. — Śpij, kochanie. — 

Słysząc,   jak   wypowiada   jej   imię,   powróciła   pamięcią   do   chwili,   kiedy 

przed kilku godzinami się kochali.

background image

—   Ten   tekst   zawierał   wszystko.   Słowa,   które   padły,   emocje,   które 

przeżyła. Trochę jej własnej krwi, mnóstwo potu i o wiele za dużo łez. 

Redaktor   będzie   zadowolony,   wydawca   uzna,   że   to   chodliwy   towar,   a 

agent   będzie   udawał   zachwyt,   gdyż   otrzyma   hojną   zapłatę   z   góry. 

Czytelnicy nie zawiodą się, bo temat jest taki, jak w każdej powieści Rity 

Bellamy. Miłość. Namiętność. Romans.

—   Tylko   ja   jestem   zawiedziona   —   mruknęła   gorzko.   Spojrzała   na 

ostatnią   stronę,   tkwiącą   jeszcze   w   elektrycznej   maszynie   do   pisania. 

Niezłe.   Dwanaście   lat   temu   wystartowała,   pisząc   ponure   gotyckie 

opowiadania, potem przeszła do powieści historycznych, które zyskały w 

kraju spory rozgłos, by stopniowo stać się najlepiej sprzedającą się autorką 

książek   z   serduszkiem   na   okładce.   Istniała   opinia,   że   powieści   Rity 

Bellamy   dotykają   duszy.   Rita   zdawała   sobie   sprawę,   że   czytelnicy 

zastanawiają się, jaką kobietą jest ich ulubiona powieściopisarka, jakich 

zmysłowych rozkoszy zaznała, jakie niezwykłe, uczuciowe wzloty były jej 

udziałem. Tylko ona sama wiedziała, że jej życie było i jest puste, a dusza 

pozostała nietknięta.

Gwałtownie wyszarpnęła kartkę z maszyny. Wszystko to blaga, farsa, 

cała ta pisanina, która zastępuje jej życie. No cóż, jeszcze sześć rozdziałów 

i  Raj namiętności  zostanie skończony. Za dwa tygodnie upływa termin. 

Rita   jest   profesjonalistką;   zdąży   na   czas.   Nie   może   sprawić   zawodu 

wydawcy,   agentowi   i   czytelnikom.   Kogo   obchodzi,   że   sprawia   zawód 

samej sobie?

Ukończyła scenę miłosną, ma więc prawo do chwili odpoczynku. Musi 

strząsnąć z siebie to cudze życie, które sama wykreowała. Potem wróci do 

pracy, by opisać konfrontację dwojga głównych bohaterów, poprzedzającą 

background image

pomyślne   zakończenie.   „Żyli   długo   i   szczęśliwie…   „.   Pewnego   dnia 

napisze   książkę   bez   zakończenia.   Dalsze   losy   bohaterów   pozostaną 

niewyjaśnione. Jak w prawdziwym życiu.

Odchyliła   się   na   twarde   oparcie   drewnianego   krzesła   i   rozejrzała   po 

chacie.   Zdumiało   ją,   że   potrafi   pisać   w   takim   posępnym  miejscu.   Bez 

zaglądania   do   słownika   wyrazów   bliskoznacznych   potrafiła   znaleźć 

jeszcze  tylko jedno określenie  „melancholijne”.   Podczas rozwodu  Brett 

zabrał wszystko. „Rozwodu” albo „jego rozwodu”, nigdy „ich” czy „jej”. 

W ciągu dwóch lat nie uporała się jeszcze z tymi określeniami. To Brett 

zażądał rozwodu, to on chciał być wolny. Powiedział, że znalazł miłość 

swego życia, miłość totalną, pochłaniającą wszystko. Jednakże rozszalałe 

emocje nie przesłoniły mu bynajmniej spraw materialnych. Wykorzystał 

niedowartościowanie   Rity   jako   kobiety   i  jej   ból   z   powodu   odrzucenia, 

które zresztą po mistrzowsku rozniecał i podsycał. Zraniona, z poczuciem 

porażki i winy, stała pokornie, patrząc, jak pakował lśniącą miedź, antyki, 

ich   przytulne,   wygodne   meble   w   kolonialnym   stylu…   Zabrał   nawet 

kraciaste zasłony i wielki owalny szydełkowy dywan, który wydziergała 

pewnej zimy, aby udowodnić, że jest domatorką, pomimo coraz większych 

sukcesów zawodowych i finansowych. Zabrał wszystko z wyjątkiem jej 

kolekcji glinianych garnków. Upłynie jeszcze wiele czasu, zanim zapomni 

pełen pogardy wzrok Bretta, omijającego te bezcenne, jedyne w swoim 

rodzaju wyroby garncarskie.

Potarła obolałe skronie. Boże, dlaczego po dwóch długich latach wciąż 

czuje się winna? Jest teraz na swoim i utrzymuje się z pracy, którą kocha. 

Może to raczej nie poczucie winy, lecz porażki? Gdyby zechciała opisać 

siebie   jako   bohaterkę   własnej   powieści,   straciłaby   cierpliwość   jeszcze 

background image

przed   trzecim   rozdziałem.   Na   ile   tragiczny   i   beznadziejny   może   być 

główny bohater, aby nie stał się nużący?

Zapaliła   papierosa,   piętnastego,   a   może   nawet   szesnastego   w   ciągu 

ostatnich   sześciu   godzin.   Spojrzała   z   niesmakiem   na   przepełniony 

spodeczek   do   ciasta,   który   służył   jej   za   popielniczkę.   Popielniczki   i 

naczynia   zabrał   Brett…   To   bez   znaczenia,   powiedziała   sobie   po   raz 

tysięczny. Jasne, do diabła, że bez znaczenia, powtórzyła, zaciągając się 

papierosem. Wydmuchnęła długą smugę, nienawidząc siebie samej za to, 

że szuka uspokojenia w paleniu. Po dwóch latach melancholia  osłabła, 

zastąpiona przez gniew, i nagle sprawy dotąd nieważne zaczynały nabierać 

wagi.

Jak   choćby   ta   chata   z   dwiema   sypialniami,   położona   nad   wielkim 

jeziorem   w   górach   Pensylwanii.   Rita   kochała   ją   i   walczyła,   by   ją 

zachować, tak samo jak dom w Ridgewood w New Jersey.

— Wykupię twój udział — powiedziała Brettowi. — Głównie dla mnie 

samej, ale także dla dzieci. Zabieraj, co chcesz, ale domy zachowam ja. — 

Adwokaci   Bretta   robili   trudności,   upierali   się,   by   wszystko   sprzedać   i 

podzielić pieniądze. Rita jednak nie ustąpiła.

Teraz po raz pierwszy od czasu rozwodu przyjechała do chaty. Musi coś 

zrobić z tym domkiem. Wystarczy, że stał pusty przez dwa lata. No a teraz 

zarzuciła   go   bez   ładu   i   składu   sprzętem   kempingowym.   Stare   drzwi 

wsparte   na   dwóch   kozłach   do   rżnięcia   drewna   służyły   za   biurko   pod 

maszynę do pisania, którą przywiozła w bagażniku dodge’a combi.

Zdusiła niedopałek i nalała sobie z termosu kawy do grubego kubka. 

Pokrzepiona,   utkwiła   wzrok   w   przestrzeni   i   zaczęła   rozmyślać   o 

przyszłości i przeszłości. Dlaczego nie może się pozbierać i pozostawić 

background image

rozwodu poza sobą? Inne kobiety to potrafią; dlaczego nie ona? Ostatnio 

mur,   którym   się   obwarowała,   zaczął   się   nieco   kruszyć.   Wiedziała,   że 

nadszedł   czas,   by   rozpocząć   nowe   życie.   Ruszyć   z   miejsca,   podjąć 

decyzje. Ale jak?

— Stałaś mi się obca — powiedział oskarżycielsko Brett, kiedy zażądał 

rozwodu.   To   jeszcze   jedna   sprawa   —   on   nie   prosił,   tylko   żądał.   Był 

zakochany… Boże, to było właściwie śmieszne, szkoda, że nie potrafiła 

się śmiać. Zamiast tego kuliła się ze strach, nienawidziła samej siebie, 

czuła się pokonana i zastanawiała, jakie popełniła błędy. Zawiodła Bretta. 

Przyparta do muru zgodziła się na rozwód, przekonana, że coś z nią musi 

być z nią nie w porządku, że w jakiś sposób tylko ona jest odpowiedzialna 

za kryzys wieku średniego, który przeżywa jej mąż. Gdyby była lepsza, 

gdyby była prawdziwą kobietą, Brett nigdy by nie pomyślał o rozwodzie.

Sytuacja już od jakiegoś czasu się pogarszała. Wynagrodzenie za książki 

było miarą jej sukcesu i Rita oczywiście cieszyła się nim. Rosło także jej 

konto w banku, dzięki któremu stawała się coraz bardziej niezależna. A z 

tym Brett nie umiał się pogodzić — lub raczej najwyraźniej nie umiał z 

tym żyć. Po kilku rzuconych przez niego uwagach Rita zrozumiała, że 

mężczyźni   utożsamiają   pieniądze   z   władzą.   Jeżeli   kobieta   ma   choćby 

dolara, który nie został jej dany przez męża, to jest o ten jeden dolar zbyt 

potężna. Jeżeli zaś zarabia tysiące dolarów ponad to, co zdoła zarobić jej 

mąż i nie musi go o nic prosić, staje się o tysiące dolarów potężniejsza od 

niego. Brett oświadczył jej niemal spokojnie, że nie potrzebuje w swoim 

życiu starzejącej się czterdziestolatki, która wyżywa się w pisaniu o seksie.

Za   karierę   zapłaciła   rozwodem,   ale   nie   miała   zamiaru   z   niej 

zrezygnować. Spełniała swoje obowiązki przez ponad dwadzieścia lat i 

background image

kiedy   wreszcie   odniosła   sukces,   stała   się   kimś,   Brett   nie   miał   prawa 

oczekiwać, że zrezygnuje, aby ugłaskać urażone ego męża. A co z jej ego? 

Co z jej pragnieniami? Co z jej, do diabła, duszą? Czy on w ogóle zdawał 

sobie sprawę, że Rita ma duszę, która krwawi, kiedy się ją zrani?

Papieros   oparzył   jej   palce,   przypominając,   że   czas   go   zgasić.   Rita 

odgarnęła z czoła krótkie kasztanowate włosy, wyszła na patio i spojrzała 

na widniejący przed nią krajobraz. Był piękny. W oddali wznosiły się góry 

Poconos, powietrze przesycone było wonią sosen i świerków. Odetchnęła 

głęboko, wciągając w płuca ostre aromatyczne powietrze. Całe to półtora 

akra porośniętej sosną ziemi wraz z chatą należało tylko do niej. Na akcie 

własności widniało wyłącznie jej nazwisko. Któregoś dnia będzie musiała 

dopilnować,   by   na   sądowym   dokumencie   dopisane   zostały   imiona   i 

nazwiska dzieci. Ale jeszcze nie teraz. Na razie posiadłość należała tylko 

do Rity. Tym razem oczy nie zaszły jej łzami na widok ceglanego pieca do 

barbecue, który dawno temu wybudowali razem z Brettem. Spojrzała na 

suszarkę   do   bielizny   i   zardzewiałe   bloczki.   Ją   także   zrobili   sami. 

Wstrzymała   oddech   z  zachwytu   nad  małą   odkrywką   skalną,   porośniętą 

kosodrzewiną i czerwonymi klonami. Może nie była to rajska kraina, ale 

pod względem malowniczości niewiele jej ustępowała.

Jeżeli pogoda się utrzyma, będzie można popływać w jeziorze. Dni i 

były ciepłe, wietrzyk łagodny, woda niewiele chłodniejsza od powietrza.

Lato minęło; sąsiedzi wrócili do swoich miejskich siedzib, zabierając 

dzieci.   Całe   to   piękno   należało   teraz   tylko   do   niej   i   do   jakiegoś 

mężczyzny, który wynajmował chatę Johnsonów nad zatoczką. Rita wzięła 

wiatrówkę i strącając kamyki, zeszła na brzeg.

Jeśli   dzisiaj   dobrze   jej   pójdzie   pisanie,   jutro   mogłaby   pojechać   i 

background image

zamówić jakieś meble. Na tę myśl jasne oczy Rity zabłysły. Zdała sobie 

sprawę,   że   podjęła   jedną   z   niewielu   świadomych   decyzji,   które   nie 

dotyczyły dzieci ani pracy. Uśmiechnęła się. Pora zapomnieć o widmach 

przeszłości;   czas   zająć   się   własnymi   potrzebami   i   własną   wygodą. 

Wkrótce przyjedzie tu jej młodsza  córka, Rachel, i nie zechce spać na 

gołej podłodze. To nie w stylu tej wyzwolonej, niezależnej młodej kobiety.

Powstrzymała   się   przed   zapaleniem   następnego   papierosa   i   powoli 

ruszyła wzdłuż brzegu jeziora.  Może powinna potruchtać?  Rachel stale 

powtarza, że to najlepszy sposób na otłuszczoną talię. Rita uszczypnęła się 

w brzuch. Wiedziała, że Rachel przygląda się jej krytycznym wzrokiem, a 

jej uwagi na temat biegania i gimnastyki skierowane są właśnie do matki. 

Drobna, uważana za atrakcyjną, Rita nauczyła się skrywać swoją nieco 

przyciężką   talię   pod   luźnymi   bluzkami   i   niedbałymi   wdziankami. 

Gimnastyka zabierała zbyt wiele czasu… No nic, któregoś dnia zadba o 

figurę i zwalczy te siedem kilo nadwagi — ale dopiero wtedy, gdy będzie 

na   to   gotowa.   Za   to   gęste,   kręcone   włosy   o   kasztanowatej   barwie, 

przedmiot   zazdrości   wielu   kobiet,   były   niewątpliwie   dobrodziejstwem 

losu.  Do diabła  ze  szczotką  i  lokówkami.  Dobre  ostrzyżenie, umycie  i 

potrząśnięcie głową wystarczały, by ułożyły się jak należy. Otaczały jej 

lekko zaokrągloną twarz, podkreślając błękit oczu.

Miło było grzać się tak w słońcu… Spojrzała na zegarek: pracowała od 

siódmej rano, a teraz było wpół do drugiej. Zasłużyła sobie na przerwę. 

Omijając   dziury   po   brakujących   deskach   pomostu,   szła   powoli   ku 

rozklekotanej przystani. Ciekawe, co robi teraz Brett ze swoją nową żoną? 

Fakt,   że   poślubił   dwudziestodwuletnią   dziewczynę,   nie   był  jej   całkiem 

obojętny.

background image

Jezioro, noszące miano Jeziora Szczęśliwości, lśniło w słońcu głębokim 

lazurem.   Rita   usiadła   na   końcu   pomostu   i   otoczyła   ramionami   kolana. 

Widzisz, Rachel, twoja stara matka wciąż może dociągnąć kolana do klatki 

piersiowej…   Dzień   był   udany:   napisała   wreszcie   scenę   miłosną,   którą 

wciąż   odkładała.   Ostatnio   nie   miała   serca   do   miłości   i   romansów.   Jej 

własne życie było takie jałowe, bezsensowne i bezcelowe… Roześmiała 

się na głos, miękkim gardłowym śmiechem: może wobec tego powinna 

spróbować sił w science fiction? Tak, to bez wątpienia bardzo dobry dzień. 

Podjęła decyzję o kupnie mebli do chaty, a nawet wydawało jej się, że wie, 

co   wybierze.   Już   nie   styl   kolonialny.   Nie   będzie   naśladować   dawnego 

umeblowania, które zaprojektowali wspólnie z Brettem. Nie, tym razem 

znajdzie coś lżejszego, ale solidnego. Żadnych plecionek; wiklina zawsze 

sprawiała   na   niej   wrażenie   tymczasowości.   Coś   nowoczesnego.   Duże 

poduchy, eklektyczne ozdoby, żywe kolory plus matowe szkło i chrom. 

Sprzęty,   do   których   się   nie   przy   wiąże   —   i   nic,   co   by   przypominało 

rodzinną schedę. Jasne, lekkie i kruche. Oto, czego potrzebowała.

Wróciła   do   chaty.   Skończy   teraz   rozdział,   ugotuje   kolację,   a   potem 

zacznie   następny.   Tak,   to   dobry   dzień.   Jutro   będzie   lepszy,   a   pojutrze 

jeszcze lepszy. Powoli wychodziła ze stanu otępienia i zaczynała widzieć 

otaczający ją świat w jaśniejszych barwach.

* * *

Twigg Peterson ułożył papiery w nieporządną stertę i odsunął krzesło od 

stołu. Pracował przez większość nocy i cały ranek. Musiał się teraz ogolić 

i   wziąć   prysznic.   Złotorude   włosy   sterczały   mu   na   głowie,   Twigg   w 

background image

roztargnieniu przygładził je dłonią. Podpisując umowę wynajmu letniego 

domku,   nie   pomyślał   o   samotności,   która   go   tu   czekała.   Właściciel 

usiłował mu zakomunikować, że lato się skończyło, a jesienią i zimą nie 

ma tu żywego ducha, ale Twigg zlekceważył ostrzeżenie. Bywały chwile, 

jak choćby teraz, że żałował swego impulsu, ale w gruncie rzeczy miał 

dosyć piasku, słońca, surfingu i skąpych kostiumów bikini. Z natury był 

jednak towarzyski i brakowało mu kogoś, z kim mógłby porozmawiać czy 

zjeść kolację. Wziął dwuletni urlop naukowy na uczelni, gdzie wykładał 

biologię morza, aby zająć się badaniami stosunków pomiędzy wielorybami 

zabójcami   a   delfinami.   Spędził   półtora   roku   w   terenie,   jeżdżąc   od 

błękitnego Pacyfiku nad ciemne wody Oceanu Indyjskiego i z powrotem, 

Teraz   zostało   mu   sześć   miesięcy,   aby   napisać   sprawozdania   oraz   trzy 

artykuły,   które   obiecał   czasopismom   „Marine   Life”   i   „National 

Geographic”.   Żałował,   że   nie   ma   psa   albo   kota,   czegokolwiek. 

Kogokolwiek. Do diabła, w tym stanie ducha zadowoliłby się złotą rybką!

Twigg Peterson nigdy nie był zdyscyplinowany. Wolał pracować, gdy 

poczuł gwałtowną potrzebę, a nie czekać, by ktoś mu ułożył plan zajęć. 

Oczywiście z wyjątkiem wykładów i ćwiczeń, które prowadził. Wyraziste 

zielone   oczy   i   uśmiech   zdobywcy   uczyniły   go   ulubieńcem   studentek   i 

rzadko   musiał   nakłaniać   je,   by   uważały.   Wysoki,   szczupły,   atletycznie 

zbudowany, w wieku trzydziestu dwóch lat wiedział, czego chce i dokąd 

zmierza.   Obnosił   się   ze   swoją   pewnością   siebie   jak   z   eleganckim 

garniturem.   Jedna   z   jego   studentek,   która   się   w   nim   podkochiwała, 

stwierdziła że na widok jego uśmiechu dziewczynie momentalnie miękną 

kolana.   Unikał   jej   potem   jak   ognia,   podobnie   jak   jeszcze   kilku,   które 

bardziej interesowały się wykładowcą niż przedmiotem. Nie oznaczało to, 

background image

że  nie   gustuje   w  ostrych  kobietach;   lubił   je.   Ale  dziewczyny   z  „Betty 

Coeds” nie były dla niego kobietami. Ze swoim uśmiechem jak z reklamy 

pasty do zębów, były po prostu rozchichotanymi dziećmi.

Skierował wzrok ku kuchni, gdzie piętrzył się stos brudnych naczyń, 

uzbieranych   przez   cały   tydzień.   Będzie   musiał   coś   zrobić   z   tym 

bałaganem, albo narazi się na niebezpieczeństwo zatrucia pokarmowego. 

Poza tym nie miał już czystych talerzy. No, ale gotowana fasola z puszki 

wymagała   jedynie   widelca.   Lepsze   to   niż   wałęsanie   się   po   mieście   i 

tracenie   cennego   czasu   przeznaczonego   na   pisanie.   Teraz   potrzebował 

trochę ruchu, zanim padnie na łóżko i zaśnie. Kilka okrążeń wokół jeziora 

załatwi   sprawę   i   pobudzi   wydzielanie   adrenaliny.   A   potem   golenie   i 

prysznic, aby stać się nowym człowiekiem. Wsunął kasetę do walkmana, 

nałożył słuchawki, przyczepił maleńkie cudo techniki do paska i lekkim 

truchtem   wybiegł   z   domku.   Gdy   opuścił   nierówną   kamienistą   drogę, 

przyspieszył biegu.

Tak   się   skupił   na   słuchaniu   muzyki,   że   dopiero   w   ostatniej   chwili 

zauważył siedzącą na pomoście Ritę. Istota ludzka, a w dodatku kobieta! 

Twigg wiedział, że Rita mieszka w domku z rozległym tarasem ze starego 

drewna cedrowego. Zawsze jednak gdy ją widział, sprawiała wrażenie tak 

niedostępnej i dalekiej, że nie miał ochoty nawiązywać z nią kontaktu.

Rita z niepokojem patrzyła na zbliżającego się mężczyznę. Widywała go 

już   wcześniej,   biegnącego   wokół   jeziora.   Zdała   sobie   sprawę,   że   jego 

wysoka, smukła sylwetka i pełne gracji ruchy podobają jej się tak dalece, 

że wyposażyła w nie bohatera swojej książki. Ilekroć miała go opisywać, 

sięgała   pamięcią   do   nieznajomego,   który   biegał   nad   jeziorem   z 

rozświetlonymi   słońcem   włosami.   Teraz   jednak   obcy   najwyraźniej 

background image

zamierzał   do   niej   podejść.   Idź   sobie,   nie   zbliżaj   się,   miała   mu   ochotą 

powiedzieć.   Chcę   być   sama,   nie   potrzebuję   nawet   powierzchownej 

znajomości. Co tu robić? Wstać i udać, że właśnie odchodzi, czy też zostać 

i zobaczyć, jak zachowa się nieznajomy? Wiedziała, że usiłując wstać, 

będzie wyglądała niezdarnie, zdecydowała więc nie ruszać się z miejsca.

— Terwiliger Peterson, profesor Berkeley na urlopie naukowym w celu 

napisania   artykułów   o   delfinach   i   wielorybach   —   przedstawił   się 

nadbiegający. — Mów mi Twigg, jak wszyscy. — Przysiadł koło Rity i 

wyciągnął do niej dłoń. Rita zamrugała, zaskoczona, i uścisnęła ją.

—   Rita   Bellamy.   Jestem…   —   już   miała   powiedzieć   „gospodynią 

domową”   —   …jestem   pisarką,   przyjechałam   tu,   żeby   dokończyć   moją 

powieść.

— Jezu, tak się cieszę, że cię spotkałem. Zaczynałem cierpieć na zespół 

samotności.

—   Nie   będę   ci   przeszkadzała   —   powiedziała   pospiesznie   Rita,   w 

nadziei, że facet sobie pójdzie. Siedział zbyt blisko niej i zachowywał się 

tak,   jakby   spotkał   dawną   przyjaciółkę.   Nie   była   gotowa   na   takie 

znajomości.   Przyjrzała   mu   się   kątem   oka.   Wyglądał,   jakby   spał   w 

bagażniku samochodu, a potem łaził po deszczu.

— Przeszkadzała! Kobieto, jestem w takim stanie, że gotów bym zabić, 

żeby tylko usłyszeć parę słów. Powiedz mi, o czym teraz myślisz. Ale 

naprawdę.

Rita   oblała   się   rumieńcem.   Rachel   wiedziałaby,   co   odpowiedzieć 

aroganckiemu młodzikowi… Chciał usłyszeć prawdę?

—   Pomyślałam,   że   wyglądasz,   jakbyś   spał   w   bagażniku,   a   potem 

wyszedł na deszcz. Tak jakoś… mało schludnie.

background image

Twigg odrzucił głowę do tyłu i ryknął śmiechem. Rita patrzyła na jego 

długą, muskularną szyję. Jak wspaniale brzmiał jego śmiech. Od lat nie 

słyszała, by ktoś się śmiał w taki sposób.

— Łatwo poznać, że jesteś pisarką, Rita. Mało schludnie? Wyglądam 

jak   straszydło.   Pracowałem  calutką   noc,   a  tych  ubrań   nie   zdejmuję   od 

dwóch dni. Można by mnie nazwać niechlujem. Ale przyrzekam, że jak się 

spotkamy następnym razem, będę wymuskany jak należy.

Rita znów się zarumieniła.

— Och, nie miałam na myśli…

Twarz Twigga spoważniała.

— Ależ tak, miałaś. Powiedziałaś prawdę. Zawsze powtarzam swoim 

studentom,   żeby   mówili   prawdę   i   nie   owijali   niczego   w   bawełnę.   To 

zapobiega późniejszym nieporozumieniom.

Spojrzał w jej oczy. Ta mieszanka ciepła i inteligencji szalenie wzmaga 

jej kobiecość… Zamrugał powiekami. Miał ochotę posiedzieć i pogadać z 

nią, poznać ją lepiej… Ale to nie był właściwy moment. Wstał.

— Mieszkam w domku Johnsona.

Rita zmarszczyła brwi.

— Wiem.

Nie   wiedziała,   czy   on   wie,   gdzie   ona   mieszka   i   nie   pospieszyła   z 

informacją.

—   Miło   było   cię   poznać   —   rzucił   na   odchodnym   i   ruszył   ku 

piaszczystemu brzegowi. Rita kiwnęła głową, wdzięczna, że zostawił ją 

samą.

Siedziała jeszcze z piętnaście minut, zastanawiając się, co robią Camilla 

i   jej   dzieci   oraz   kto   się   uplasuje   na   trzech   pierwszych   miejscach   listy 

background image

bestsellerów „New York Timesa”. Rozmyślała o wszystkim i o niczym, 

byle i tylko nie o spotkaniu z Twiggem Petersonem. Powinna pójść do 

domu i napisać list do Charlesa, swego syna. Charles wciąż nie godził się z 

rozwodem rodziców w sposób, w jaki powinien się według niej pogodzić. 

W  wieku   osiemnastu   lat  może   już  sobie   sam  pościelić   łóżko,  a   kupne 

ciasteczka są równie dobre jak jej wypieki. Dlaczego Charles nie może 

przyjąć do wiadomości, że matka nadal go kocha i w razie potrzeby nigdy 

go nie zawiedzie? On jednak rzuca jej kłody pod nogi i zmusza, by z nim 

walczyła. Nienawidzi sprzątaczki, która teraz gotuje, piecze i prasuje. Czy 

jako matka była dla Charlesa tylko sprzątaczką? Dla Chucka, jak się teraz 

każe nazywać… Czy była mu potrzebna wyłącznie do obsługi i spełniania 

jego   niezliczonych   zachcianek?   Typową,   stereotypową   matką   rodem   z 

książeczki z obrazkami? Charles potrzebuje czasu. Ona także. Czy żadne z 

dzieci   tego   nie   dostrzega?   Camilla,   najstarsza,   matka   trojga   dzieci, 

powiedziała, że rozumie ją i nie obwinia. Nie obwinia! Przecież to Brett 

poślubił   dziewczynę   młodszą   od   Camilli!   Nawet   nie   poczekał,   żeby 

przesechł atrament na dokumencie rozwodowym. Bez względu na to, co 

mówiła Camilla, Rita wiedziała, że córka w pewien sposób ją obwinia. Że 

uważają za nie dosyć doskonałą, za nie dosyć… Te dwa słowa „nie dosyć” 

prześladowały Ritę przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Ciążyły jej 

jak wina, a ona się z tym godziła, bo naprawdę wierzyła, że jest w jakiś 

sposób „nie dosyć”. I tak zostało. Oto jest znaną pisarką, zarabia krocie, a 

wciąż czuje, że jest jakoś „nie dosyć”.

Najbardziej   zaskoczyła   ją   Rachel,   która   wiadomość   o   rozwodzie 

przyjęła wzruszeniem ramion. Rachel, która zachęcała matkę, by się nie 

cofała przed niczym, cokolwiek by to „niczym” miało oznaczać. Wychodź 

background image

z domu, mamo, spotykaj się z mężczyznami, rób swoje. Jesteś sobą, a nie 

przedłużeniem taty.

Rita   usiłowała   kontrolować   uciążliwą   gonitwę   myśli.   Dlaczego 

zastanawia się nad tym wszystkim właśnie teraz? Ma przecież wracać do 

pracy. A może powinna pojechać do miasta, zamówić meble i kazać je jak 

najszybciej dostarczyć do pustego domu? Nie chciała, by Ian widział, że 

mieszka w tak prymitywnych warunkach.

Ian  Martin  uważał się  za mężczyznę życia Rity. Dość atrakcyjny, w 

wieku średnim, był jej agentem i menedżerem, zręcznie kierującym karierą 

Rity. Nie szczędził jej dobrych rad i miał się za jej protektora. Nauczyła 

się go szanować i polegać na nim. Przyjemnie było mieć w życiu jakiegoś 

mężczyznę, przyznawała… Chociaż jednak Ian miał nadzieję na bliższy 

związek, Rita nie była pewna swych uczuć w stosunku do niego, podobnie 

jak zresztą niczego w swoim życiu, Ian miał przyjechać nad jezioro, by 

zabrać   ukończoną   książkę   i   oddać   do   przepisania   wykwalifikowanej 

maszynistce wmieście. Wiedziała, że czeka z jej strony na propozycję, aby 

został   na   noc.   Wyparła   myśl   o   tym   ze   swego   umysłu   i   zajęła   się 

przygotowaniami   do   jego   przyjazdu.   Co   należy   kupić?   Meble,   coś   do 

jedzenia…

No więc właśnie. Trzeba kupić jedzenie i kilka butelek wina. Zrobi ten 

wysiłek  dla   Iana.  Nie  zdając  sobie  z  tego   sprawy,  powiodła  wzrokiem 

Wzdłuż brzegu jeziora, szukając chaty Johnsonów. Nie dojrzała śladu jej 

mieszkańca.

background image

R

OZDZIAŁ

 2

Rita weszła do swojej po spartańsku urządzonej chaty i po raz pierwszy 

zdała sobie w pełni sprawę z panującej tam ciszy i pustki. Mieszkanie w 

takich warunkach to czyste dziwactwo. Zasługiwała na coś więcej i stać ją 

było na to! Dlaczego stale siebie za coś karze?

Szybko umyła twarz i ręce i przebrała się w świeżą bluzkę. Sporządziła 

listę zakupów, odszukała karty kredytowe i przygotowała się do wyjazdu. 

Nie musiała zaglądać do lodówki; miała tam tylko sześć jajek i puszkę 

skondensowanego mleka do kawy.

W samochodzie gruchał z taśmy Willie Nelson; Rita nuciła do wtóru. 

Miała tylko tę jedną kasetę z Nelsonem. Kupiła ją pod wpływem impulsu, 

pomimo   sprzeciwów   Bretta,   który   twierdził,   że   muzyka   country 

przemawia   wyłącznie   do  tępaków.   Pod  koniec   małżeństwa   Brett  wciąż 

kpił   z   jej   intelektu,   starając   się   podważyć  jej   wiarę   w   siebie,   a   nawet 

upodobanie do tych drobiazgów, które sprawiały jej przyjemność.

—   Śpiewaj,   Willie,   kochanie   —   powiedziała.   —   Twoja   tajemna 

wielbicielka   wypełzła   z   ukrycia.   Jest   trochę   przestraszona   dziennym 

światłem, ale tak czy owak wychodzi na świat.

Weszła   do   sklepu   meblowego   Maxwella   i   przemierzała   go   wzdłuż   i 

wszerz   w   towarzystwie   zachwyconego   sprzedawcy.   Już   na   wstępie 

upewniła się, czy dostawa jest możliwa już następnego dnia po zakupie. 

Nabyła całkowite wyposażenie domu, włącznie z popielniczkami. Stoły, 

lampy,   sprzęt   grający,   dywany…   Dokonując   wyboru,   czuła   dziwne 

mrowienie w plecach. Decydowała się na sprzęty lekkie, nowoczesne i 

lśniące.   Nic   co   byłoby   choćby   tylko   zbliżone   stylem   do   poprzednich 

background image

kolonialnych mebli z ciemnego drewna z perkalowymi obiciami. Obawiała 

się nieco, że cała ta prostota i błysk mogą nie pasować do domu. Kiedy 

jednak pomyślała o gładkich dębowych podłogach o jasnych boazeriach z 

sandałowego drewna i o wielkich oknach wychodzących na taras, uznała, 

że w gruncie rzeczy dom został wybudowany w stylu nowoczesnym. A 

poza   tym   nie   miała   zamiaru   odtwarzać   poprzedniego   stanu.   Nie 

potrzebowała przypomnień o czasach sprzed rozwodu.

— I proszę mi dostarczyć te drzewa palmowe malowane na jedwabiu — 

dodała, wypisując czek na calutkie jedenaście tysięcy dolarów. Zrobiła to 

bez   mrugnięcia   okiem;   więcej,   poczuła   satysfakcję.   Zapracowała   na   te 

pieniądze i ma prawo wydać je tak, jak zechce. Nie było nikogo, kto by 

protestował i mądrzył się. Miała ochotę, to był wystarczający powód. Stała 

się posiadaczką  umeblowania  do czterech i pół pokoju. Dostawa miała 

nastąpić jutro około czwartej po południu.

Następnym   przystankiem   był   dom   towarowy.   W   dziale   z   tkaninami 

wybrała grube lniane obrusy, jaskrawe maty i serwetki, ścierki do naczyń, 

ręczniki kąpielowe, prześcieradła, koce i narzuty na łóżka. Sprzedawczyni 

uznała   ją   za   histeryczną   gospodynię   domową,   ale   Rita   tylko   się 

uśmiechnęła   i   pokazała   kartę   kredytową.   Na   końcu   nabyła   zasłony   do 

sypialni oraz proste rolety na wszystkie okna w całym domu. Były łatwe 

do zawieszenia, wymagały tylko kilku gwoździ mocujących je do ramy, a 

doskonale nadawały się do stworzenia nastroju prywatności. Prywatność, a 

nie eksponowanie się na zewnątrz, pomyślała Rita z uśmiechem.

W drogerii kupiła farbę do włosów, balsam do ciała i wielką butlę płynu 

do   kąpieli.   W   sklepie   spożywczym   naładowała   zakupami   dwa   wózki. 

Będzie miała czym zapełnić puste półki i lodówkę. Wreszcie zatrzymała 

background image

się w dziale ogrodniczym i kupiła sześć wiszących koszów z kwitnącymi 

roślinami i dwa z pierzastymi paprociami. Jeden zawiesi nad zlewem w 

kuchni, a drugi w pobliżu biurka, Nawet pracując w domu, będzie mogła 

spoglądać na coś zielonego. Ciekawe, czy Twigg Peterson lubi rośliny? 

Skoro   zajmuje   się   wielorybami   i   delfinami,   z   całą   pewnością   lubi 

przebywać poza domem. Doktorat w takiej dziedzinie! Poczuła falę gorąca 

i szybko pomyślała o postaciach ze swojej powieści. Szkopuł tylko w tym, 

że główny bohater wyglądał dokładnie jak Twigg…

Jadąc malowniczą drogą, minęła chatę Bakerów i zdziwiła się na widok 

MG Connie na podjeździe. Connie Baker była jej przyjaciółką od zawsze, 

ale   ostatnio   widywały   się   tylko   nad   jeziorem.   Boże,   od   ostatniego 

spotkania   minęły   już  dwa  lata!   Tyle  się   w  tym  czasie   wydarzyło,   tyle 

będzie do omawiania.

Pod   wpływem   impulsu   omal   nie   zjechała   przed   dom   Connie,   ale   w 

ostatniej chwili zrezygnowała. Nie miała nastroju do wałkowania spraw 

związanych z rozwodem. Wkrótce, obiecała sobie, zadzwoni do niej.

Pogrążona   w   zgłębianiu   historii   Holenderskiej   Spółki 

Wschodnioindyjskiej, nie miała ochoty odbierać natarczywie dzwoniącego 

telefonu. Wreszcie podniosła słuchawkę i natychmiast tego pożałowała. 

Była to jej starsza córka, Camilla, a Rita nie miała najmniejszej ochoty 

wysłuchiwać   jak   Camilla   zachęca   swoje   dzieci,   żeby   przywitały   się   z 

babcią, mimo że jasne było, iż zaczną krzyczeć i płakać. Mogła zaczekać, 

aż dzieci się uspokoją i dopiero wtedy zadzwonić, a nie uspokajać ich, 

mając Ritę na linii.

Mamo, musisz mi pomóc — powiedziała Camilla jednym tchem, a w jej 

głosie brzmiał niepokój, jak zawsze, kiedy prosiła o rzeczy niemożliwe.

background image

Rita zacisnęła zęby. O co chodzi, kochanie?

Mówisz takim tonem, jakbyś chciała odmówić, zanim jeszcze powiem, o 

co   chodzi   —   poskarżyła   się   Camilla,   momentalnie   stawiając   Ritę   na 

pozycji obronnej.

Spróbowała skupić się na tym, co córka ma do zakomunikowania.

—   Jestem   w   samym   środku   kluczowej   sceny,   Camillo.   Wiesz,   że 

przyjechałam   tu,   żeby   pracować   i   prosiłam,   żebyście   do   mnie   nie 

telefonowali bez ważnego powodu.

— Tak, mamo. Ale to jest bardzo ważny powód. Tom musi pojechać na 

weekend do San Francisco i powiedział, że mogę pojechać razem z nim, 

jeżeli znajdę opiekunkę do dzieci. Prosiłam Rachel, ale powiedziała, że ma 

na   weekend   wielkie   plany.   Ty   zawsze   jeździłaś   z   tatusiem,   kiedy 

wyjeżdżał służbowo — powiedziała oskarżycielskim tonem. — Nie, Jody, 

nie   możesz   teraz   rozmawiać   z   babcią.   Jest   bardzo   zajęta   rozmową   z 

mamusią! Mamo,  Jody chce się  z tobą przywitać. Porozmawiaj  z nim, 

dobrze?

Przez następne kilka minut Rita szczebiotała z trzyletnim Jodym; w tle 

słychać było wycie małej Audry. „Nie chcę tego! Naprawdę nie chcę!” — 

powtarzała   w   duchu   Rita,   ćwierkając   do   małego.   Wstydziła   się   samej 

siebie. To przecież jej wnuczęta! I ona je kocha! Cóż z niej za babcia, 

skoro ma  im za złe, że przeszkadzają jej w pracy… Równocześnie  na 

innym   poziomie   myślenia   formułowała   powody,   dla   których   odmówi 

pilnowania wnuków. W końcu Camilla odebrała Jody’emu słuchawkę.

— Co mówisz, mamo? Naprawdę potrzebny mi jest odpoczynek od tych 

małych diabląt. W San Francisco będzie tak przyjemnie o tej porze roku. A 

ja i Tom musimy spędzić trochę czasu tylko we dwoje. — Ton Camilli 

background image

brzmiał tak, jakby Rita już się zgodziła.

— Kochanie, zostawałam już z twoimi dziećmi. Wiesz, że je kocham.

—  Świetnie!  Planujemy   odlot jutro   o  wpół  do  siódmej  wieczorem  z 

lotniska Kennedy’ego. Taka jestem podniecona! Nie byłam w Kalifornii 

dłużej   niż   rok.   No   a   przy   tym   nie   tak   łatwo   zarezerwować   bilety   o 

jedenastej godzinie.

Zarezerwowała miejsca, zanim spytała ją o zgodę. Irytujące.

—   Przykro   mi,   kochanie   —   powiedziała   Rita   stanowczo   —   ale   ten 

weekend   nie   wchodzi   w   rachubę.   Muszę   skończyć   książkę.   Nigdy   nie 

przekroczyłam terminu  i nie mam zamiaru stać się niesolidna. Czy nie 

możesz wynająć sobie opiekunki?

— Mamooo! — zgorszyła się Camilla. — Tom nie pozwala, żeby jego 

dziećmi zajmował się byle kto! Wiesz, jaki jest pod tym względem. Ty po 

prostu nie zdajesz sobie sprawy, jakie to dla mnie ważne! Życie to nie 

tylko pranie i dzieci, sama wiesz. Pamiętam, jak wyjeżdżałaś z tatusiem…

—   Tak,   córeczko.   Wyjeżdżałam   z   ojcem   wiele   razy.   Ale   nigdy   nie 

robiłam   tego   w   ostatniej   chwili   i   zawsze   starannie   się   do   tego 

przygotowywałam. Jesteś niesprawiedliwa, kochanie. Nie jest mi miło, że 

ci odmawiam, ale muszę skończyć tę książkę.

— A kim byś teraz była, gdyby dla twojej matki kariera była ważniejsza 

niż   ty?   —   spytała   oskarżycielsko   Camilla..   —   Babcia   zawsze   rzucała 

wszystko, żeby zająć się nami, kiedy było trzeba. Dobrze o tym wiesz.

— Moja matka była dla mnie wielką pomocą, Camillo, i kochała swoje 

wnuki. Ale to nie ma nic do rzeczy. Babcia była sama na świecie, nie 

pracowała i nie miała żadnych innych obowiązków. Marzyła, żeby być 

komuś   potrzebną.   Kochanie,   przecież   nieraz   ci   pomagałam.   Choćby   w 

background image

zeszłym miesiącu.

— To było miesiąc temu — ucięła chłodno Camilla. — Potrzebuję cię w 

ten weekend.

— Przykro mi, dziecko, ale w ten weekend nie mogę.

— Mamo, nie musisz nawet wracać do miasta. Zawiozę dzieci do ciebie. 

Myślałam z Tomem, że uda nam się spędzić parę dni w San Francisco 

tylko we dwoje… Mamo, jesteś mi potrzebna.

Rita zacisnęła dłoń na słuchawce. Już prawie skapitulowała, ale coś się 

w niej zacięło.

— Nie, kochanie. Po prostu nie mam czasu dla dzieci w czasie tego 

weekendu. Jeżeli nie masz mi nic więcej do powiedzenia, muszę kończyć.

Pozdrów ode mnie Toma.

Odłożyła słuchawkę w momencie, gdy córka mówiła:

— …twoje własne wnuki. Nie mogę uwierzyć.

Rita opadła na krzesło. Miała zroszone potem czoło, jej dłonie drżały. 

Czuła się Winna, a jednocześnie wściekła. Boże, dlaczego dzieci tak z nią 

postępują? Dlaczego nie zostawią jej w spokoju i nie nauczą się radzić 

sobie samodzielnie? Dlaczego Camilla nie zwróci się o pomoc do swojej 

młodej macochy, a jeszcze lepiej do ojca?

Niebieskie   oczy   Rity   zaszły   mgłą.   Dzieci   prawdopodobnie   sobie 

wyobrażają że tylko udaję, a w rzeczywistości nie mam nic do roboty… 

Żadne   z   nich   nigdy   nie   traktowało   poważnie   jej   pisarstwa.   Była   żoną, 

matką, kucharką, praczką, szwaczką, mechanikiem, piekarzem, szoferem. 

Nigdy nie była Ritą Bellamy, pisarką. Ritą Bellamy, osobą. Nie, myśleli o 

niej wyłącznie w kategoriach łączącego ich pokrewieństwa oraz własnych 

potrzeb. Jej pisarstwo traktowali jako coś, co ją od nich oddala. Nawet 

background image

teraz, kiedy została sama, bez męża i musi zarabiać na życie, troszczą się 

wyłącznie o swoje sprawy.

Cholera, wybili ją z nastroju. Holenderska Spółka Wschodnioindyjska 

będzie   musiała   poczekać.   Przez   dwie   sekundy   Rita   była   dumna,   że 

potrafiła odmówić córce, ale zaraz potem przyszło poczucie winy. Camilla 

niewątpliwie poskarży się Brettowi, że matka nie chciała popilnować jej 

dzieci. Już widziała oczyma wyobraźni, jak Brett kiwa głową i wzdycha 

potępiająco…

Jedzenie.   Kiedy   jesteś   nieszczęśliwa,   przegryź   coś   i   przytyj   jeszcze 

bardziej.   A   co   tam.   Wydala   na   żywność   dwieście   dolarów   w 

supermarkecie i jeśli zechce, przygotuje sobie prawdziwą ucztę. Na pięć 

tysięcy kalorii.  Myszkując w lodówce, zdecydowała się na kiełbaski w 

papryce; zostanie jej trochę na jutrzejszy lunch.

Kiedy   zaczęła   siekać   cebulę   i   paprykę,   poczuła   nagły   ból   głowy. 

Kiełbaski dusiły się już w żaroodpornym naczyniu, zalane gęstym sosem 

pomidorowym. Rita połknęła trzy pastylki tylenolu i wróciła do krojenia 

jarzyn. Tak było zawsze: kiedy czuła się winna, dostawała bólu głowy i 

przez   trzy   dni   dręczyła   ją   migrena.   Nie   chciała   mieć   migreny,   ale   nie 

chciała też opiekować się wnuczętami w czasie weekendu. Niezręcznymi 

ruchami wsypała cebulę i paprykę na patelnię, żeby się przysmażyły przed 

dodaniem ich do sosu. Nie mogła się doczekać, kiedy wróci do telefonu i 

zadzwoni do Camilli. Wszystko lepsze niż ten cholerny ból głowy. I to 

przeklęte poczucie winy.

Położyła drżącą dłoń na słuchawce. I w tym momencie usłyszała, że 

ktoś wymawia jej imię:

— Rito, to ja, Twigg Peterson. Przepraszam, że ci przeszkadzam, ale 

background image

moja   kuchenka   nie   działa.   Czy   mógłbym   sobie   u   ciebie   podsmażyć 

hamburgera? Boże, jaki niebiański zapach! Co to takiego?

Rita   spojrzała   na   wysokiego   mężczyznę   za   siatkowymi   drzwiami. 

Powinna jakoś zareagować, coś odpowiedzieć.

— Wejdź — to było wszystko, co zdołała wymyślić.

— Stało się coś? — zapytał Twigg, widząc jej bladą, napiętą twarz i 

drżące dłonie. — Przepraszam, że taktu wparowałem. Mogę go zjeść na 

surowo.

— Na surowo? — powtórzyła Rita, nie rozumiejąc. — Nie, tylko nagle 

rozbolała mnie głowa. Oczywiście, że możesz skorzystać z kuchni. O co 

jeszcze pytałeś?

— Pytałem, co gotujesz. Taki smakowity zapach.

—   Kiełbaski   z   papryką.   Nie   bardzo   wiedziałam,   co   ugotować,   więc 

zdecydowałam się   na  to.  —  Do  diabła,   dlaczego  znowu  się  tłumaczy? 

Dlaczego wiecznie musi się ze wszystkiego tłumaczyć? No, jeśli zacznie 

przepraszać za to, że w chacie nie ma mebli…

— Wiejskie jedzenie — stwierdził Twigg. — Lubię kiełbaski z papryką, 

zwłaszcza na chrupiącej bułce. Masz takie? Założę się, że masz.

Rita roześmiała się.

Twigg   przyjrzał   się   jej   i   też   się   uśmiechnął.   Kiedy   siedziała   na 

pomoście, mrużąc oczy w słońcu, nie wyglądała tak pociągająco jak teraz. 

Bardzo   wyraziste   spojrzenie,   zero   makijażu.   Naturalna.   Zrobiona   musi 

wyglądać szałowo… Pod czterdziestkę lub tuż po, ocenił jej wiek.

— Bardzo boli? — zapytał prawdziwie zatroskanym tonem.

W   niebieskich   oczach   Rity   pojawiły   się   łzy.   Od   tak   dawna   nikt   nie 

zapytał, jak się czuje, nikt nie okazał jej zainteresowania. I nagle pojawia 

background image

się nieznajomy, a ona się zupełnie rozkleja.

—   Okropnie.   Zwykle   kończy   się   migreną,   a   nie   mogę   sobie   teraz 

pozwolić na trzy dni przerwy w pracy.

— Pozwól mi. — Zanim się zorientowała, Twigg stanął za jej plecami i 

zaczął masować mięśnie barków i karku. Wzdrygnęła się i zamknęła oczy. 

Miał silne dłonie. Czy to imaginacja, czy ból rzeczywiście zmalał?

—   W   porządku,   nie   ruszaj   się   i   rozluźnij.   Nastawię   ci   kark.   Kiedy 

policzę   do   trzech.   —   Rita   zrobiła,   co   jej   nakazał.   Usłyszała   chrzęst   i 

trzask, i lekki ucisk ustąpił. — Dobrze, to ci powinno pomóc.

Rita z zakłopotaniem spojrzała na Twigga.

—   Naprawdę   poskutkowało.   Możesz   mi   zagwarantować,   że   ból   nie 

powróci?

— Z całą pewnością.

—   Uratowałeś   mnie   przed   decyzją,   której   bym   pożałowała.   Kiedy 

wszedłeś, właśnie miałam zadzwonić. Dziękuję. Powiedziałeś, że chcesz 

skorzystać z kuchenki? — Trochę mieszało ją jego baczne spojrzenie.

— Zgadza się. Rzeczywiście tak powiedziałem. — Pokazał patelnię z 

brązową papką.

—   Co   to   takiego?   —   spytała   Rita,   przyglądając   się   czemuś,   co 

wyglądało jak skrzyżowanie hamburgera z karmą dla psów.

—   Mielone   mięso,   które   pamięta   lepsze   czasy.   Wygląda   na   to,   że 

powinienem je wyrzucić.

— Też tak myślę — powiedziała Rita z uśmiechem. Ból głowy ustał. 

Dzięki Bogu, że nie zadzwoniła do Camilli. — Miałbyś ochotę na trochę 

moich  kiełbasek   w  papryce?  Będą  gotowe za  parę  minut.  Ale  musimy 

zjeść na zewnątrz, przy piknikowym stole.

background image

—   Sądziłem,   o   pani,   że   nigdy   mnie   nie   zaprosisz.   Z   przyjemnością 

przyjmę poczęstunek. A jeśli masz jeszcze piwo, będę twoim dozgonnym 

dłużnikiem.

—   Lubisz   piwo   do   kanapek?   Ja   także   —   ucieszyła   się   Rita.   Jak 

swobodnie się przy nim czuła… Nie budził w niej strachu ani niepokoju. 

Zupełnie, jakby go znała od bardzo dawna. I miał takie czułe dłonie.

Twigg   przyglądał   się,   jak   przygotowywała   kanapki.   Dobrze   sobie 

radziła w kuchni. Ciekawe, czy jest jakiś pan Bellamy… I co ona robi w 

tej pustej chacie? Wyciągnął szyję, by wypatrzyć, czy ma obrączkę. Nie 

spostrzegłszy pierścionka, odetchnął z ulgą. A może Rita po prostu nie 

lubi nosić biżuterii? Podobały mu się jej ruchy, sposób, w jaki krzątała się 

po kuchni, polewała kanapki gęstym sosem, a potem składała bułki, tak 

aby z nich nie wyciekał. Zauważył, że przygotowała trzy kanapki; spojrzał 

na nią pytająco. Rita roześmiała się.

— Dwie dla ciebie i jedna dla mnie. Przynieś piwo. Szklanki są w szafce 

nad twoją głową.

— Mogę pić z butelki, a ty?

— Ja też. A tam znajdziesz serwetki. Weź kilka. Teraz, kiedy już jesteś 

schludny i wymuskany, nie chciałabym, żebyś sobie poplamił koszulę.

— Zauważyłaś — Twigg uśmiechnął się szelmowsko.

No tak. Zauważyła obcisłe znoszone dżinsy i adidasy o wystrzępionych 

sznurowadłach. I sześć piegów na jego lewej ręce. To dlatego, że jestem 

pisarką i mam dar obserwacji, powiedziała sobie, nadgryzając kanapkę.

Jedli w milczeniu. Twigg wypił piwo i zapytał, czy może wziąć jeszcze 

jedno. Skinęła głową.

— Przynieś i dla mnie! — krzyknęła za nim.

background image

— Jak długo tu zostaniesz? — zapytał.

— Aż dokończę powieść. Tydzień lub dwa. A potem zawsze potrzebuję 

tygodnia odpoczynku. Nie muszę się spieszyć z powrotem do domu, więc 

mogę zostać trochę dłużej. A ty?

— Wynająłem domek na pół roku. Tyle mniej więcej potrzebuję, żeby 

opracować notatki, napisać sprawozdania z badań, a potem zamówione 

artykuły.

Ile to już razy siadywała na tej ławce i spoglądała w słońce z Brettem i 

dziećmi? Ale nigdy nie było jej tak przyjemnie, jak w tej chwili.

— Lubię tutejsze zachody słońca — powiedziała cicho.

— Koniec dnia. Słuchaj, a co piszesz? A może nie chcesz o tym mówić? 

Słyszałem, że pisarze boją się, żeby im ktoś nie ukradł pomysłu.

Rita roześmiała się.

— Już z tego wyrosłam. Pisuję romantyczne powieści dla kobiet.

— Ach, jesteś tą Ritą Bellamy. Nazwisko wydało mi się jakoś znajome. 

Kiedy prowadziłem badania nad delfinami, kilka biolożek czytało twoje 

książki. Mówiły, że jesteś dobra.

Rita ucieszyła się z komplementu.

— Staram się. Piszę to, co sama lubię czytać.

Twigg się zamyślił.

— Zdarza ci się opisywać samą siebie?

Rita zastanawiała się nad odpowiedzią.

— Niedokładnie. Może moje tęsknoty, marzenia, skrywane pragnienia 

—   odparła   szczerze.   Jej   nowy   przyjaciel   zasługiwał   wyłącznie   na 

szczerość. Czuła, że naprawdę może go uważać za przyjaciela.

— Chyba to rozumiem. Co twoja rodzina sądzi o tym, co piszesz?

background image

—   Tolerują   mnie.   —   Cholera,   ten   facet   sprawia,   że   się   wywnętrza, 

wraca   myślami   do   spraw,   o   których   chciałaby   zapomnieć.   I   znów 

odpowiedziała   mu   z   całą   szczerością:   —   Dzieci   są   już   samodzielne. 

Charles   jest   na   letnim   obozie   przygotowawczym,   a   potem   idzie   do 

Princeton. Camilla ma już własną rodzinę, a Rachel mieszkanie w mieście. 

Prowadzą własne życie.

— A co porabia pan Bellamy? — zapytał Twigg bez ogródek. Musiał 

się dowiedzieć, a lepiej spytać wprost niż owijać W bawełnę. Wstrzymał 

oddech, czekając na jej odpowiedź.

— Pan Bellamy ożenił się z młodą damą. Bardzo młodą, młodszą o rok 

od naszej starszej córki — odparła Rita beznamiętnie.

— Czyżbym w twoim głosie słyszał gorycz?

— Tak, do cholery, to właśnie słyszysz. Nie doszłam z tym jeszcze do 

porządku,   ale   kiedyś   dojdę.   Masz   jeszcze   jakieś   pytania?   —   warknęła 

poirytowana.

—   Nie   na   temat   twego   życia.   Przepraszam,   Rita.   Nie   chciałem 

rozdrapywać starych ran. Nie, do diabła, właśnie chciałem. Musiałem się 

czegoś o tobie dowiedzieć, bo chcę cię lepiej poznać. Nie mam zwyczaju 

chodzić   na   paluszkach   wokół   jakiejś   sprawy.   Przykro   mi,   że   cię 

zdenerwowałem.

— Nic się nie stało. Nie powinnam być taka przewrażliwiona. To już 

dwa   lata,   czas   się   przystosować.   —   W   kuchni   zadźwięczał   telefon   i 

przerwał dalsze wyjaśnienia. — Przepraszam — powiedziała i podniosła 

się.

Twigg oparł się na surowym blacie stołu. Starał się nie słuchać, ale głos 

Rity brzmiał wyraziście i donośnie.

background image

— Jak się masz, Tom? Zawsze się cieszę, kiedy cię słyszę, ale raczej nie 

uda   ci   się   mnie   namówić.   Mam   zobowiązania   i   muszę   się   z   nich 

wywiązać. Nie, Tom. To nie wchodzi w rachubę. Oczywiście, że kocham 

swoje wnuki. Wynajmij kogoś, Tom. Jest wiele godnych zaufania agencji, 

oferujących   opiekunki   do   dzieci.   Nie,   Tom.   Nawet   jeżeli   je   tu 

przywieziecie.   Tłumaczyłam   to   już   Camilli.   Mam   termin.   Oczywiście, 

zdaję sobie sprawę, jak ważna jest twoja praca. Zastanawiam się tylko, czy 

ty wiesz, że moja także jest ważna. Staram się nie być od nikogo zależna, 

Tom, i myślę, że mógłbyś skorzystać z mego przykładu.

W słuchawce rozbrzmiewał głos Toma. Nie miał prawa, najmniejszego 

prawa…   Słuchała   go   jeszcze   przez   kilka   minut,   ale   kiedy   zawołał   do 

telefonu   Jody’ego,   aby   poprosił   babcię,   by   go   odwiedziła,   stała   się 

bezlitosna. To chwyt poniżej pasa.

— Tom, to nie jest uczciwa gra i nie rozumiem, dlaczego ty i Camilla 

nie umiecie przyjąć mojej odmowy. Gdyby to było kiedy indziej, choćby 

w przyszłym tygodniu… — Do diabła, znów się tłumaczy. Potrzebne jest 

jej następne piwo i trening asertywności. Dlaczego? Nie miała przecież 

takich   problemów   z   ludźmi   spoza   rodziny:   sekretarkami,   wydawcami, 

redaktorami, dziennikarzami, mądrymi ludźmi, ważnymi osobistościami… 

Nigdy. A teraz oto niemal błaga Toma i Camillę, by zrozumieli, że nie 

może   się   zająć   ich   dziećmi   i   pozwolić,   by   wnuki   przeszkodziły   jej   w 

pracy.

— Posłuchaj, Tom — powiedziała chłodnym, nieustępliwym tonem. — 

Na twoim miejscu nie przyjeżdżałabym tutaj. Dałam ci odpowiedź i nie 

zmienię zdania. Musisz to rozwiązać jakoś inaczej. Próbowałeś z Brettem i 

jego żoną? — Boże, znów to robi. Usiłuje za nich rozwiązywać problemy.

background image

— Jasne. Telefonowaliśmy do nich. Obydwoje są przeziębieni. A poza 

tym, jak mówi Camilla, jesteś ich babcią. I właśnie z tobą chcą zostać.

— To bardzo miłe, Tom. Jednak w ten weekend zupełnie niemożliwe — 

starała się, by zabrzmiało to przekonująco. Tylko wnuków tu brakowało. 

Kiedy mają jej dostarczyć meble, kiedy ma ją odwiedzić Ian… Nie, to po 

prostu niemożliwe.

— Rito — Tom konfidencjonalnie zniżył głos. — Camilla jest bardzo 

zdenerwowana. Wiesz, jak ona cię podziwia. Stara się ciebie naśladować. 

Sprawiasz jej straszliwy zawód. Nie rozumiemy, co cię napadło? Nigdy 

dotąd nam nie odmawiałaś.

— Więc czemu to takie okropne, że ten jeden raz odmawiam? Nie, Tom 

— zawahała się; znów niemal go przepraszała. — W tym tygodniu to 

niemożliwe.   Jesteś   inteligentnym   człowiekiem;   jestem   pewna,   że 

znajdziesz jakieś rozwiązanie. Pozdrów Camillę i dzieci. Dobranoc, Tom.

Twigg wzdrygnął się, słysząc odgłos odkładanej słuchawki. Uchwycił 

strzępki rozmowy i instynktownie rozumiał, na czym polega wewnętrzny 

konflikt Rity. Słyszał drżenie jej głosu, usprawiedliwiający ton… Kiedy 

nagle   rozmowa   się   zakończyła,   czuł,   że   jest   po   jej   stronie.   Zuch 

dziewczyna z tej Rity! Oby ci się udało!

— Nie proś mnie, żebym ci tłumaczyła, o co chodzi — powiedziała, 

stawiając przed nim następną butelkę piwa. Wielki Boże! Czy naprawdę 

nie ustąpiła Tomowi i Camilli? Z całą pewnością zostanie za to ukarana i 

będą trzymać wnuki z daleka od niej do czasu, kiedy znów im będzie 

potrzebna… Zdała sobie sprawę, że zaniedbuje gościa, rozchmurzyła więc 

twarz i skierowała wzrok na Twigga.

— Opowiedz  mi,  o czym piszesz.  Czy  delfiny  rzeczywiście  są takie 

background image

inteligentne, jak się mówi?

—   Półtora   roku   spędziłem   w   Australii   na   obserwacji   obyczajów 

wielorybów   i   delfinów.   Fascynująca   przygoda.   Do   Stanów   wróciłem 

raptem parę tygodni temu, no i trafiłem na ogłoszenie o domku Johnsona. 

Moje   oczy   są   spragnione   barw   jesieni.   Zmian   pór   roku,   i   tego 

wszystkiego… Kto wie, kiedy znów nadarzy mi się taka okazja. — Twigg 

wyczuwał   szczere   zainteresowanie   Rity,   która   patrzyła   na   niego   tymi 

swoimi   niezwykłymi   niebieskimi   oczami.   —   A   tam   skąd   wracam,   był 

jeden delfin o imieniu Sindbad. Dosłownie zapierał mi dech w piersi. Ten 

gatunek ma niesamowicie rozwinięty system sonarowy. Słyszą dźwięki o 

częstotliwości   stu   czterdziestu   kiloherców,   osiem   razy   wyższe   niż 

człowiek. Mogą nurkować na głębokość prawie trzech kilometrów i nie 

mają   żadnych   problemów   z   dekompresją.   Zużytkowują   osiemdziesiąt 

procent tlenu.

W miarę jak Twigg opowiadał o morzach, zwierzętach i ich zwyczajach, 

rozmowa z Tomem odchodziła w niepamięć.

— Samice bardziej lubią się bawić niż samce; Sindbad był wyjątkiem od 

reguły. Samica jest również stroną aktywną w zalotach. Samce osiągają 

dojrzałość   płciową   dopiero   po   ukończeniu   siódmego   roku   życia.   Ciąża 

trwa jedenaście miesięcy, a samice są bardzo opiekuńcze wobec młodych.

— Jak większość matek — powiedziała Rita cicho, myśląc o swojej roli 

matki oraz o własnych sukcesach i porażkach.

—   Też   tak   myślę.   —   Twigg   wstał.   —   Czas   na   mnie.   Powinienem 

wracać do pracy. Zaproszę cię na kolację, jak tylko pozmywam naczynia. 

Jeszcze raz dziękuję, Rito.

— Odprowadzę cię do pomostu. Taki piękny wieczór…

background image

Na pomoście życzyli sobie dobrej nocy. Rita patrzyła na Twigga, gdy 

odchodził wzdłuż piaszczystej plaży. Lubiła go. Lubiła z nim przebywać. 

Jakoś tak dobrze się przy nim czuła. Nie zadawał jej żadnych pytań na 

temat rozmowy z Tomem, nie dał do zrozumienia, że ma na ten temat 

jakąkolwiek opinię…

Twigg   ruszył   przed   siebie.   Nie   miał   ochoty   wracać   do   domu,   ale 

instynktownie   wyczuwał,   że   Rita   musi   odetchnąć   w   samotności   po 

niemiłej   rozmowie   telefonicznej.   Nie   chciało   mu   się   pracować   nad 

artykułami; wolałby być z nią… Obejrzał się; stała na końcu pomostu.

— Zapomniałem o czymś! — krzyknął.

— O czym? — Zaintrygował ją wyraz jego oczu, kiedy podszedł bliżej.

— O tym. Objął ją i przyciągnął do siebie. Zdała sobie sprawę, że jest 

znacznie wyższy i góruje nad nią. Uniósł palcami jej podbródek i zajrzał 

głęboko   w   oczy.   Delikatnie   dotknął   ustami   jej   warg;   było   w   tym 

oczekiwanie   i   łagodna   zachęta,   by   mu   odpowiedziała.   Obejmujące   ją 

ramię było silne i stanowcze, ale palce gładziły ją po policzkach leciutko i 

czule. Wydawało się to naturalnym zakończeniem miłego wieczoru. Ot, 

tak, po prostu — pocałunek, czuły gest, próba uzyskania odpowiedzi, ale 

żadnych nacisków.

— Dobranoc, piękna pani — powiedział lekko schrypniętym głosem. A 

potem odszedł. Patrzyła, jak się oddala.

Rita   oblizała   wargi.   Dobry   pocałunek,   tak   by   go   opisała   w   swojej 

książce.   Poczuła   pragnienie   namiętności   uczucie,   o   którym   już   niemal 

zapomniała…   Twigg   Peterson   dobrze   wpływał   na   jej   ego.   Nazwał   ją 

„piękną panią” i nagle rzeczywiście poczuła się piękna, i nieco bardziej 

podniecona, niż by tego pragnęła.

background image

Twigg wrócił do domu i zasiadł nad czystą kartką papieru w maszynie. 

Miał chęć pocałować Ritę i zrobił to. Miał na to ochotę już w momencie, 

gdy się jej przedstawiał… Czuł, że łatwo ją zranić, ale jednocześnie była w 

niej   jakaś   siła.   Przyjemnie   było   czuć   ją   w   ramionach.   A   jak   miło   i 

naturalnie oddała mu pocałunek… Nie musiał się teraz zastanawiać, co 

sobie o nim pomyślała i czyjej nie obraził. Z Ritą wszystko było jasne. 

Czarne   albo   białe.   Lubiła   cię,   albo   nie   lubiła.   I   to   także   było   dobre. 

Emocjonalne   gierki   są   dobre   dla   dzieci   i   częściej   ranią,   niż   dają 

przyjemność…   Pusta   kartka   jaśniała   oskarżycielsko   w   świetle   lampy   i 

Twigg zabrał się do pracy.

background image

R

OZDZIAŁ

 3

Rita   leżała   skulona   w   śpiworze.   Był   wczesny   ranek,   na   dworze 

panowały ciemności.  Chyba nie dalej niż piąta… Niedługo odezwą się 

ptaki. Jęknęła głośno. Nie była gotowa na nadchodzący dzień… Nie, nie 

będzie rozmyślać o tamtym pocałunku, który obudził w niej coś skrytego 

tak głęboko, że nawet nie potrafiła tego nazwać. Będzie myślała o czymś 

innym. Camilla… To najstarsze z dzieci było jej zawsze najbliższe. Nie 

chciała, żeby coś je rozdzieliło.

Camilla zawsze naśladowała Ritę. Podczas zabawy w dom, opieki nad 

lalkami,   pomagając   w   domu…   Zawsze   była   pierwsza   do   zmywania 

naczyń. Teraz zapanowała między nimi jakaś nieokreślona wrogość i Rita 

nic bardzo wiedziała, jak powalić dzielący je mur. Cóż takiego uczyniła, 

oprócz tego, że nie chciała wkraczać w życie córki? Mogłoby się zdawać, 

że dziewczyna ma wszystko, czego zawsze pragnęła: dom, odnoszącego 

sukcesy męża, dzieci. Czegóż mogła potrzebować od matki?

Dzieci… Rita zastanowiła się, czy kiedykolwiek żądała od swojej matki 

rzeczy niemożliwych. Jeśli tak, to nie zdawała sobie z tego sprawy. A 

jednak… Przed śmiercią matki coś je rozdzieliło. Pod koniec życia, kiedy 

matka   była   już   chora,   zdecydowała   się   przenieść   do   Chicago,   żeby 

zamieszkać z bratem Rity i jego żoną, jakby nie chciała być ciężarem dla 

swej jedynej córki. Miała jej za złe pisarstwo. Przeprowadzka do Teda 

miała oznaczać policzek i Rita tak właśnie to odebrała. Czy Camilla czuła 

coś podobnego? Jakby ją spoliczkowano? Nie, to niemożliwe. A jednak 

matka   Rity   potępiała   ją   za   to,   że   zajęła   się   własną   karierą,   zamiast 

poświęcić   się   wyłącznie   sprawom  domu   i   rodziny.   Tuż   przed   śmiercią 

background image

matki rozmawiały na ten temat szczerze i otwarcie. Czy to możliwe, że 

Camilla, która zawsze identyfikowała się z Ritą, poczuła się odrzucona, 

niedoceniona?

Camilla, która zawsze starała się być taka, jak ona. Starała się być dobrą 

żoną i matką. A teraz była świadkiem, jak Rita staje się zupełnie nową 

osobą. Rozwód, samodzielne życie, podejmowanie decyzji, wkroczenie w 

świat książek i interesów… Camilla chciała i żądała, by Rita nadal dawała 

jej przykład i była żywym dowodem na to, jak ważne są dom i rodzina. 

Pragnęła, by matka prowadziła takie życie, jakie ona wybrała dla siebie.

Rita otrząsnęła się. Myśli o Camilli wprowadzały ją w przygnębienie. 

Byli jeszcze Charles i Rachel… Nie napisała listu do Charlesa. To znaczy 

do Chucka… Musi to sobie zapamiętać. Chuck. Musi także zatelefonować 

do Rachel i ustalić, kiedy zamierza przyjechać, żeby ugotować dla niej coś 

specjalnego.   Chuda   niczym   modelka   Rachel   jadała   wyłącznie   potrawy 

przygotowane specjalnie dla niej.

Kurczę.  Dlaczego ma  się  przejmować,  czy  Rachel  będzie jadła?   Jest 

przecież wystarczająco dorosła, żeby o siebie zadbać. A, i jeszcze jedno. 

Gdyby Rita nie przypominała Rachel i Charlesowi o wizytach u dentysty, 

mieliby   zęby   stoczone   próchnicą.   Mało,   że   przypominała;   musiała   ich 

umawiać z dentystą. Często była zmuszona kilkakrotnie zmieniać terminy 

wizyt, tak by nie kolidowały z ich rozkładem zajęć.

Ian   wielokrotnie   proponował   Ricie,   że   znajdzie   jej   sekretarkę,   która 

zajmie się prozą codziennego życia, ale Rita nie chciała o tym słyszeć. Nie 

chciała,   aby   ktokolwiek   wiedział,   jak   dalece   została   zniewolona   przez 

własną   rodzinę,   Ian   podejrzewał   ją   zaledwie   o   połowę   jej   zobowiązań 

wobec dorosłych dzieci, a i tak radził, by się z nich otrząsnęła i służył 

background image

wskazówkami, jak to uczynić. Wdowiec, ojciec dorosłych dzieci, często 

opowiadał,   jak   samodzielne   są   jego   latorośle.   Nie   chciał   przyjąć   do 

wiadomości, że dzieci uniezależniają się od ojców znacznie wcześniej niż 

od   matek.   Rita   wiedziała,   że   znajdują   się   w   zupełnie   odmiennych 

sytuacjach, ale jakoś nie umiała przekonać o tym Iana.

Kochany Ian. Zawsze chętny do pomocy, zawsze gotów wziąć na siebie 

jej   kłopoty,   Ian,   na   którym   mogła   polegać,   Ian   w   dwurzędowych 

garniturach i śnieżnobiałych koszulach. Jej matka nazwałaby go uczciwym 

człowiekiem. I przystojnym mężczyzną w średnim wieku. Rita otworzyła 

zdumione oczy: ona także osiągnęła wiek średni… Gdyby tylko zachęciła 

Iana,   poprosiłby   ją,   by   za   niego   wyszła.   Chciał   się   nią   zaopiekować, 

zupełnie jakby była bezradną istotą, która bez jego rad i wsparcia nie radzi 

sobie z całym tym wielkim światem… Dobry, miły, godny zaufania Ian.

Może   na   początku   rzeczywiście   potrzebowała   opieki.   Zaraz   po 

rozwodzie,  kiedy  rany  były  świeże.  Teraz jednak wydawało  jej  się,  że 

potrzebuje   przygody.   Rany   zabliźniły   się   i   tylko   nieliczne   jeszcze 

krwawiły. Rita zaczynała się cieszyć z wolności. Mogła jeść, kiedy miała 

na to ochotę, zmywać naczynia, kiedy przyszła jej na to fantazja, kłaść się 

i wstawać według własnego uznania, jeździć na zakupy i wybierać, co jej 

się   żywnie   podobało…   Zaczynała   sobie   radzić   z   mechanikami   i 

konserwatorami, wynajęła nawet ogrodnika w Ridgewood, żeby Charles 

miał czas na grę w tenisa i inne ulubione sporty. Nie czuła się już nawet 

samotna. No, chyba że nocami… Ale i na to była rada; dobra książka. Po 

upływie dwóch lat od rozwodu zaczynała sobie radzić całkiem nieźle. A 

Twigg jest zbyt chudy.

Wsunęła się jeszcze głębiej do śpiwora. Był taki ciepły i wygodny. Dziś 

background image

będzie pogodnie, ale chłodno, czuła to w kościach. Dzień na bluzę i ciepłe 

spodnie. Pogoda w Poconos zawsze miała charakter. Powinien przystrzyc 

włosy.

Pomyślała o byłym mężu. Zawsze był rannym ptaszkiem. Tak jak ona… 

Lubił się z nią kochać wczesnym rankiem. Ciekawe, jak Brett kocha się ze 

swoją   nową   żoną?   —   pomyślała   bez   zażenowania.   Prawdopodobnie   z 

żarem   równym  temu,   jaki   okazywał   jej   dwadzieścia   lat   temu,   podczas 

podróży poślubnej… Brett miał upodobania, które zwykle przypisuje się 

kobietom:   był   domatorem.   Cenił   sobie   dobre,   przyrządzone   w   domu 

posiłki,   wyprasowane   koszule.   Co   tydzień   trzeba   było   więc   prasować 

wszystkie czternaście… Lubił siadywać przy kominku w starym swetrze, 

kapciach,   z   fajką   i   „Business   Week”   oraz   „Wall   Street   Journal”.   Rita 

zastanawiała się czasem, jak udawało mu się odnosić sukcesy zawodowe. 

Był   pozbawiony   wyobraźni,   nie   interesowało   go   nic   poza   domem   i 

interesami.   Umiarkowanie   dobry   ojciec,   chadzał   od   czasu   do   czasu   z 

dziećmi na koncerty oraz mecze. Na miłość boską, Twigg ma zaledwie 

trzydzieści dwa lata! Jest od niej o dziesięć lat młodszy!

Zachciało   jej   się   palić.   Powinna   wstać   i   zaparzyć   kawę.   Oczywiście 

bezkofeinową. Usmażyć jajka na bekonie Albo kilka naleśników. Albo 

grzankę z cynamonem i cukrem pudrem. Czy kupiła syrop? Przekręciła się 

na   brzuch,   sięgnęła   po   papierosa   i   bliżej   przyciągnęła   popielniczkę. 

Policzyła   niedopałki.   Dzieci   zawsze   miały   jej   za   złe,   że   pali.   Nawet 

Camilla napuszczała na nią małego Jody’ego. A przecież Rita jest dorosła i 

potrafi odczytać ostrzeżenie o szkodliwości palenia tytoniu. Lubiła palić i 

nie miała zamiaru z tego rezygnować. A już na pewno nie ze względu na 

kogoś innego niż ona sama. Kiedy była poza domem, w towarzystwie osób 

background image

niepalących, zawsze pytała, czy może  zapalić. Papierosy uspokajały ją, 

były jej wentylem bezpieczeństwa. Jeżeli kiedykolwiek nadejdzie dzień, że 

przestanie   ich   potrzebować,   to   wyłącznie   dlatego,   że   podejmie   taką 

decyzję;   Twigg   pali   taki   aromatyczny   tytoń.   A   jej   papierosy   mu   nie 

przeszkadzały.

Zaśpiewał pierwszy ptak. Czy Twigg jeszcze śpi, czy już się obudził? 

Wpadnie   do   niej,   czy   też   zacznie   ją   ignorować   po   wczorajszym 

pocałunku? Wiedziała, że wróci, jeśli nie dziś, to jutro.

Założyła   ręce   nad   głową   i   napięła   mięśnie   brzucha.   Kiedy   tak   się 

wyciągnęła, nie widać było nadmiaru sadełka. Szkoda, że nie może trwać 

w   takiej   pozycji   i   wyglądać   na   szczupłą   i   zgrabną…   Może   powinna 

przejść na dietę i zacząć uprawiać jakieś umiarkowane ćwiczenia? Czy 

wiek średni jest na to zbyt zaawansowany? Po trzech ciążach i porodach 

miała   trochę   rozstępów.   Przeczytała   w   jakimś   piśmie,   że   jedynym 

sposobem, żeby się ich pozbyć, jest operacja plastyczna. To nie wchodziło 

w rachubę; nie pójdzie pod nóż z powodu głupich rozstępów. A może 

jednak powinna? Podobał się jej. Podobała jej się jego szczerość, to, że był 

w   tak   dobrym   kontakcie   ze   swymi   uczuciami,   jego   pewność   siebie   i 

łagodność. Chciałaby taka być chociaż w połowie. Musi się tyle nauczyć, 

żeby się do niego upodobnić… Każdy krok był krokiem w nieznane i 

musiała dwa razy pomyśleć, zanim ruszyła w jakąkolwiek stronę.

Przez   głowę   przemknął   jej   termin   „romans”.   Nie   lubiła   tego   słowa. 

„Związek” brzmiał o wiele lepiej. Brett miał romans… Czy romans może 

się zmienić w związek? Chyba nie… Brett nie pozwolił na to. Romans, a 

potem od razu małżeństwo. Jak ona ma na imię? Czasem nie mogła sobie 

przypomnieć. Ach tak, Melissa. Dzieci udawały, że jej nie lubią, ale lubiły. 

background image

Rita była tego pewna. Charles po wizytach u ojca i macochy uśmiechał się 

głupkowato; Camilla wychwalała ciasta Melissy i jej potrawkę z jagnięcia; 

nawet   Rachel   oświadczyła,   że   zmuszona   jest   szanować   Melissę   i   jej 

zdobywczą postawę wobec życia. Fakt, że zdobyła jej ojca, zdawał się 

Rachel   nie   przeszkadzać…   Wszystkie   dzieci   zaakceptowały   Melissę   i 

nowe małżeństwo ojca, Ricie zaś w subtelny sposób dawały odczuć swoją 

niechęć. To ją obwiniały za rozpad rodziny.

Rita zdawała sobie sprawę, że wszyscy troje mają jej za złe pisarską 

karierę. Mają jej za złe, że zajęła się czymś, co jest nie tylko twórcze, ale i 

przynosi niezły dochód. Robili uszczypliwe uwagi na temat jej wystąpień 

w telewizji i wywiadów w prasie.

Zapaliła następnego papierosa. Oczywiście, kiedy Camilla potrzebowała 

wolnej   od   procentów   pożyczki   na   wybudowanie   basenu   kąpielowego, 

dziesięć  tysięcy  dolarów Rity  było mile  widziane.  Charles również  nie 

miał żadnych obiekcji, biorąc od matki dziewięć tysięcy na nowego trans 

am, Rachel zaś z ochotą przyjęła „pożyczkę” na ubezpieczenie mieszkania 

i   umeblowanie   do   trzech   pokoi.   Rita   nie   spodziewała   się,   że   odzyska 

„pożyczone” sumy, i nie chciała ich odzyskiwać. Bolało ją jednak, że nie 

zwrócili się do ojca, że z góry przyjęli, iż matka będzie wniebowzięta, 

mogąc im pomóc. Nie padło ani jedno słowo na temat zwrotu pieniędzy. 

Nie przyjęłaby ich, ale miło by jej było takie słowa usłyszeć.

—   Chcę   tylko   odrobiny   szacunku,   odrobiny   zrozumienia   dlatego,   co 

robię. Do diabła, dlaczego dostaję to wyłącznie od obcych? Dlaczego moja 

własna rodzina nie może dostrzec, że jestem kimś? Byłam żoną, matką, 

pisarką. Nie mieli prawa zmuszać mnie, żebym dokonywała wyboru — 

powiedziała   gorzko   do   czterech   pustych   ścian.   Wybór   został   na   niej 

background image

wymuszony przez Bretta. Trzydzieści dwa lata.

Wypełzła ze śpiwora i podeszła do nie zasłoniętego okna. Nad ziemią 

unosił   się   welon   białawej   mgły.   W   lawendowym   brzasku   dostrzegła 

lśniące na trawie diamenciki rosy. Ciekawe, czy już wstał.

Włączyła ogrzewanie i wsypała kawy do ekspresu. W czasie gdy się 

parzyła,  Rita  wzięła  prysznic  i  ubrała  się.  Dżinsy  i  granatowa  bluza… 

Stanęła przed lustrem. Obróciła się bokiem. Wciągnęła brzuch, a następnie 

go rozluźniła. Od dawna nie przyglądała się sobie tak krytycznie. Przytyła. 

Te nowe dżinsy z lycrą są zdradliwe… Dopóki zamek się dopinał, nie 

zwracała uwagi na przyrost wagi. Ciekawe, kiedy przestałby się dopinać, 

gdyby   dżinsy   były   z   czystej   bawełny?   Wykrzywiła   się,   a   potem 

roześmiała.

—   Kogo   chcesz   nabrać,   Rito   Bellamy?   —   spytała   swego   odbicia   w 

lustrze.

— Nikogo, nawet siebie. Jestem teraz prawie na szczycie i nie mam 

zamiaru z niego spadać. Zbyt ciężko na to pracowałam.

Zadowolona z odpowiedzi, opuściła bluzę, zasłaniając nie całkiem już 

jędrną pupę i poszła do kuchni. Była jaka była i już.

Dwa sadzone jajka, trzy plasterki bekonu, dwa tosty, trzy filiżanki kawy 

oraz kilka papierosów, i Rita była gotowa zasiąść do maszyny. Piętnaście 

po szóstej. Może pracować, dopóki nie przywiozą zamówionych mebli, a 

potem zrobi sobie przerwę. Kiedy wszystko zostanie ustawione, postawi 

obiad na małym ogniu i wróci do pracy. Nie pozwoli sobie na żadnych 

gości, żadne telefony i nie dopuści do siebie żadnych głupich myśli. Ma 

pracować   i  chce   pracować.   I  ma   jeszcze   napisać   list   do   Charlesa   oraz 

zatelefonować do Rachel. Zrobi to, kiedy dostawcy będą wynosić meble z 

background image

ciężarówki. Rachel była zawsze pod telefonem.

Zanim usiadła przy biurku, podeszła do drzwi i otworzyła je na oścież, 

pod pretekstem, że spojrzy na jezioro i na otaczające je sosny. Plaża i 

pomost były puste, jak zawsze o tej porze dnia. Przeniosła wzrok na chatę 

Johnsona.   Z   komina   nie   wydobywała   się   smużka   dymu.   Twigg 

prawdopodobnie jeszcze śpi albo pracuje. Ciekawe, czy ma w domu coś 

nadającego   się   na   śniadanie…   Postała   w   drzwiach   jeszcze   chwilę, 

odsuwając moment powrotu do pisania. Nie zdawała sobie sprawy, jak 

intensywnie wpatruje się w domek Johnsona, dopóki nie zaczęły jej łzawić 

oczy. Ma czterdzieści trzy lata, a przyszłym miesiącu skończy czterdzieści 

cztery.

Przez następne cztery godziny była całkowicie zatopiona w pracy nad 

książką. Nagle rozległo się stukanie do drzwi.

— Proszę — powiedziała, kończąc rozpoczęte zdanie.

— Pani meble, madame! — zawołał męski głos.

Po   upływie   godziny   wszystkie   meble   znalazły   się   na   miejscu.   Za 

dodatkowe dwadzieścia dolarów ekipa dostawcza złożyła łóżko i zawiesiła 

zasłony w oknach. Rita poczęstowała mężczyzn piwem i kawą. Przyjęli 

poczęstunek   i   przez   kilka   minut   wymieniali   z   gospodynią   uwagi   o 

pogodzie.   Kiedy   wyszli,   Rita   szybko   rozesłała   na   łóżku   nową   pościel. 

Odstąpiła   kilka   kroków   i   spoglądała   na   swoje   dzieło.   Ale   kolorowo. 

Wybrała duże podwójne łóżko, nie wiedząc nawet, dlaczego. Pościel była 

w brązowe i pomarańczowe motyle. Świetnie, to jak ja — wolna, wolna, 

wolna! Narzuta współgrała z barwami jesieni i kolorem ścian z Sosnowego 

drewna. Zawiesiła w łazience wzorzyste ręczniki, czując, że i one wyrażają 

jej gust, jej upodobania kolorystyczne, jej tożsamość.

background image

Dobry nastrój nie opuszczał jej, dopóki zabrała się do pisania listu do 

Charlesa. Najpierw wypełniła dla niego czek na dwieście dolarów. Czy to 

niezbyt wiele? Pomyśli, że matka stara się go przekupić… Już widziała 

jego   drwiący   uśmiech.   Któregoś   dnia   będzie   musiała   zdrowo   synem 

potrząsnąć,   nie   bacząc   na   fakt,   że   ma   już   prawie   dziewiętnaście   lat… 

Wpatrywała   się   w   czek   przez   dłuższą   chwilę,   wreszcie   przekreśliła   go 

dużym   X   i   wypisała   nowy,   tym   razem   na   dwadzieścia   pięć   dolarów. 

Charles był także synem Bretta; niech i ojciec ponosi koszty.

W czasie, który zużyła na staranne zredagowanie listu do syna, mogłaby 

napisać cały rozdział książki. Kiedy Charles zobaczy czek, z pewnością 

rzuci   się   na   list,   szukając   wyjaśnienia…   Na   pewno   będzie   się   też 

spodziewał wzmianki na temat meczu futbolowego, który miał się odbyć 

nazajutrz po Święcie Dziękczynienia. Brrr… Będzie na nim Brett z żoną. 

Po raz pierwszy przyjdzie jej spotkać się z drugą panią Bellamy. No cóż, 

Charles spodziewa się obecności matki, a poza tym obiecała, że przyjdzie 

na   ten   mecz.   A   jednak…   Charles   na   pewno   zacznie   się   głupkowato 

uśmiechać, a Brett nie będzie widział świata poza swoją młodą żoną, a 

Melissa   rozkwitnie   pod   jego   zachwyconym   wzrokiem.   A   Rita   będzie 

usiłowała ukryć gniew i wrogość.

Zapisała   siedem   stron,   zanim   skleciła   brudnopis.   Przepisała   list   na 

czysto i podpisała: „Całuję cię mocno, mama”.

Bynajmniej   nie   czuła   się   obco   wśród   nowych   mebli,   które   całkiem 

odmieniły wnętrze domku. Przeciwnie, była zachwycona. Ta pierwsza od 

wielu lat samodzielna decyzja okazała się strzałem w dziesiątkę. Wybrała 

nowoczesność   pod   wpływem   impulsu,   jako   przeciwieństwo   stylu 

kolonialnego,   na   który   przed   laty   zdecydowali   się   z   Brettem.   A   może 

background image

wtedy zdecydował sam Brett?

Maszyna do pisania stała teraz na dębowym biurku, a Rita siedziała na 

beżowym dyrektorskim krześle, które obracało się na lśniących kółkach. 

Stół miał blat z matowego szkła, a kryte tapicerką kanapy i fotele można 

było   dowolnie   zestawiać,   tak   by   pasowały   do   wnętrza.   Wszystko 

utrzymane było w barwach brązów i beży z akcentami turkusu i kremowej 

bieli.   Rolety   doskonale   spełniały   swoją   rolę:   wpuszczały   światło   lub 

izolowały od światła bez kilometrów zbierających kurz tkanin. Łączyły 

wszystko w całość dywaniki w geometryczny wzór. Miło też było spojrzeć 

na trzypoziomową dębową etażerkę,  na której mogła  poustawiać swoje 

książki   i   inne   drobiazgi…   Uznała,   że   kupując   za   jednym   zamachem 

umeblowanie do wszystkich pokoi, postąpiła słusznie. Nie miała czasu na 

wybieranie   poszczególnych   sprzętów,   a   poza   tym   postawiona   wobec 

konieczności   dokonania   tylu   wyborów,   prawdopodobnie   nie 

zdecydowałaby się na żaden.

Także   druga   sypialnia,   dla   Rachel,   została   kompletnie   urządzona, 

włącznie  z kwiatami  na jedwabiu  oprawionymi  w mosiężne   ramki  nad 

podwójnym łóżkiem. Narzuta w brązowe i pomarańczowe ciapki, dywanik 

przy   łóżku   w   barwach   rdzy   i   beżu…   Rita   uznała,   że   bardzo   jej   to 

odpowiada:   czyste,   żywe   kolory,   proste   sprzęty   zamiast   opasłych 

kolubryn.   Nawet   mały   kuchenny   stolik   oraz   krzesła   z   chromowanego 

metalu   i   trzciny   były   doskonałe,   praktyczne,   a   jednocześnie   dające 

wrażenie przestrzeni i gładkości, bo stół miał blat ze szkła. Lampy i kilka 

przedmiotów w stylu orientalnym, jak wazon z gałązkami wierzby oraz 

przypominający fresk obraz do zawieszenia nad kominkiem,  dopełniały 

wystroju. Zachwycona Rita ruszyła na obchód chaty, ciesząc się z każdego 

background image

dokonanego zakupu i z decyzji, by urządzić domek po swojemu. W głowie 

wrzało jej od pomysłów na nowe zakupy. Na przykład te wysokie kieliszki 

z przydymionego szkła, które podziwiała u Rosy… A kwiaciarka z miasta 

z pewnością wymyśli coś wspaniałego do przyozdobienia stołu w jadalni. 

Przyszłej wiosny trzeba będzie się rozejrzeć za meblami na werandę. Coś 

naprawdę kolorowego… ale dopiero na wiosnę. W zimie lód skuje jezioro, 

śnieg pokryje ziemię…

Niechętnie   powróciła   myślą   do   czasów,   kiedy   wraz   z   Brettem 

przybywali tu na długie, intymne weekendy, pozostawiwszy dzieci pod 

opieką   jej  matki.   To  były   wspaniałe   chwile,   bardzo   im  potrzebne,   aby 

odnowić intymność, nacieszyć się sobą… Na co dzień Bretta pochłaniała 

praca w reklamie, ją zaś nieustający domowy kierat, i trochę się od siebie 

oddalali.   Ach,   te   długie,   cudowne   weekendy…   Brett   wysypiał   się   do 

późna, a ona szykowała śniadanie, aby było gotowe, kiedy się obudzi. To 

były najlepsze czasy. Kochali się rankiem, a wieczorem wcześnie kładli do 

łóżka, przy łagodnym szeleście padającego za oknem śniegu…

Rita zmarszczyła brwi. Może zbyt szybko odmówiła Camilli i Tomowi? 

Przypomniała sobie, jak ważne były owe chwile samotności dla niej i dla 

Bretta. Spojrzała na maszynę do pisania, a potem na telefon.

Nie. Tym razem nie. A jeśli przyjrzeć się dokładniej, te weekendy bez 

dzieci   wcale   nie   były   takie   znowu   wspaniałe.   Czy   wyprzęgała   się   z 

kieratu?  Czy nie zamieniała  po prostu jednej kuchni na inną?  A przed 

wyjazdem   to   znowu   tylko   ona   zmieniała   pościel,   zbierała   po   domu 

ręczniki i inne brudy, żeby je uprać w New Jersey. Gotowanie, pranie, 

zakupy…   Jak   zawsze.   Plus   uczucie,   że   te   weekendy   z   dala   od   domu 

rodzinnego są bardziej dla Bretta niż dla niej. Wyjeżdżali, bo to on musiał 

background image

odpocząć od pracy. Jej praca pozostawała taka sama, niezależnie od tego, 

dokąd jechali.

Mimo   wszystko…   Znów   spojrzała   na   telefon,   już   w   wyobraźni 

wykręcała numer Camilli. Z determinacją zasiadła do maszyny i zaczęła 

pracować. To był jej czas i będzie z nim robiła, co zechce. Czyż nie tak?

Była tak pogrążona w pracy, że zapomniała o lunchu. Pisała przez całe 

popołudnie. Wreszcie przerwała na moment, żeby się napić wody sodowej 

i   pójść   do   toalety.   Roztarta   obolałe   skronie   i   wyjrzała   na   zewnątrz. 

Popatrzyła na jezioro i pusty pomost. W domku Johnsona nie widać było 

oznak życia. Właściwie nie spodziewała się żadnych oznak. Wczorajszy 

wieczór przeminął i uporała się z nim. To tylko ciepła noc i trzy piwa 

sprawiły, że Twigg objął ją i pocałował. Tylko kobiety dopatrują się uczuć 

i emocji tam, gdzie wcale ich nie ma. Ma czterdzieści trzy lata i powinna 

być rozsądniejsza.

Trzydzieści dwa lata to bardzo mało jak na profesora. Trzydzieści dwa 

lata to w ogóle bardzo mało.  To młodość.  A czterdzieści trzy to wiek 

średni. A potem już z górki w zabłoconych tenisówkach. Czterdzieści trzy 

lata   to   wytchnienie   przed   menopauzą,   czas   na   liftingi   twarzy   i   kremy 

przeciwzmarszczkowe, czas, żeby się bujać w fotelu na biegunach. Czas, 

by farbować siwe włosy i pozbyć się duchów przeszłości.

Do wczorajszego wieczoru rzeczywiście grzęzła coraz głębiej. A potem 

nagle   wychynęła   na   powierzchnię   i   nabrała   haust   powietrza.   Ujrzała 

piękno   świata   i   zapragnęła   w   nim   uczestniczyć.   I   tak   się   stanie,   w 

odpowiednim   czasie.   Ale   czas   może   być   największym   wrogiem.   Czas. 

Czas.   Czas,   żeby   zatelefonować   do   Rachel,   zanim   znów   zasiądzie   do 

pisania.   Powinna   także   zadzwonić   do   Iana.   Ale   nie   ma   mu   nic   do 

background image

powiedzenia. Niech się odezwie pierwszy.

Późnym   popołudniem   Rita   sięgnęła   po   telefon   i   wykręciła   numer 

młodszej   córki.   Rachel   była   projektantką   tkanin   i   trzy   dni   w   tygodniu 

pracowała w domu.

— Jak leci, mamo? Finiszujesz już? — pytała z zainteresowaniem, jak 

by jato naprawdę obchodziło. Rachel wiedziała, co to terminy.

—   Tak,   kochanie.   Już   prawie   kończę.   Jeszcze   tydzień   i   będzie   po 

wszystkim. Co u ciebie?

— Wspaniale, mamo. Poznałam świetnego faceta. Na weekend jadę z 

nim do Miami. Pracuje w reklamie i nabawił się wrzodu żołądka w wieku 

dwudziestu dziewięciu lat. Spodoba ci się.

—   Czy   to   oznacza,  że   poznam  wreszcie   któregoś  z   twoich   młodych 

przyjaciół? — spytała Rita sarkastycznie. Rachel wiele obiecywała, lecz 

zwykle nie dotrzymywała słowa.

—  Zależy, jak się   potoczą sprawy. Nie  jest to  pan  Ideał.  Być  może 

zamieszkamy razem, żeby zobaczyć, czy do siebie pasujemy. Może się 

okazać, że nie pasujemy. Dam ci znać po weekendzie. A jak tam u ciebie?

Rita poczuła lekki ból głowy. Nie sposób było nadążyć za Rachel. To 

był jej szesnasty lub siedemnasty facet.

—   Nic   szczególnego.   Raczej   chłodno.   Wiewiórki   ziemne   w   pełnej 

formie.  Zamówiłam nowe meble  i dostarczono je dziś rano. Nieźle się 

prezentują — poinformowała córkę.

— Mamo, dzwoniła do mnie Camilla. Po twojej rozmowie z Tomem. 

Strasznie była wkurzona. Powtórzyła mi wszystko co do słowa.

W głosie Rachel pobrzmiewał tłumiony  chichot. Aprobowała decyzję 

Rity.

background image

— Tak trzymaj, mamo. Jestem z ciebie dumna. Jak zwykle zwaliłaby 

dzieci na ciebie, wyjechała i świetnie się bawiła. Ja także jej odmówiłam. 

Ja biorę pigułkę. Camilla też powinna była brać. To był jej wybór, no to 

teraz ma te swoje bachory. Niech się nimi zajmuje. Nie spodziewałam się, 

mamo, że znajdziesz w sobie dość siły, żeby jej odmówić.

— Sama się nie spodziewałam — powiedziała Rita cicho. — Jak się 

nazywa ten młody człowiek?

— Jaki młody człowiek?

— Ten, z którym wybierasz się do Miami.

— Ach, on. Niech no się zastanowię… Chyba Patrick. Czemu pytasz? 

To ważne?

Rita westchnęła.

—   Oczywiście,   że   ważne.   Jak   możesz   się   wybierać   w   podróż   z 

mężczyzną, nawet nie znając jego imienia?

—   Mamo,   nie   nakręcaj   się.   Patrick.   Patrick   Ryan.   Chętnie 

porozmawiałabym   dłużej,   mamo,   ale   zaraz   przyjdzie   Jake,   żeby 

popracować nad nowym projektem. Prawdopodobnie będziemy nad tym 

siedzieć przez całą noc. Muszę kończyć. Zobaczymy się w czwartek.

— Myślałam, że Jake się wyprowadził.

— Wyprowadził się, ale nadal się przyjaźnimy. Pracujemy razem. Nie 

martw się, mamo. Radzę sobie. Pozdrów ode mnie wiewiórki ziemne.

Rita wpatrywała się w słuchawkę. Jeżeli nad sobą nie zapanuje, znów 

dostanie bólu głowy. Skoro Rachel sobie radzi, no to w porządku. Nie 

musi wchodzić w rolę mamuśki, nie musi się o nią martwić. Rachel jest 

wystarczająco dorosła, by o siebie zadbać. Przez chwilę Rita zastanawiała 

się, czyjej młodsza córka nie złapała choroby wenerycznej. Najwyraźniej 

background image

nie,   w   przeciwnym  razie   zwierzyłaby   się   matce.   Rachel  z   niczego   nie 

robiła tajemnicy. Rachel miała rację, niepotrzebnie się nakręca. I tak nic 

nie może poradzić. I nic nie chce radzić.

—   Precz   z   bólem   głowy   —   powiedziała   na   głos,   porządkując 

porozrzucane   na   biurku   papiery.   Ciekawe,   co   ojej   dorosłych   dzieciach 

pomyślałby trzydziestodwuletni profesor uczelni… Z pewnością nie byłby 

zachwycony. Ona także nie była zachwycona. Czy popełniła jakieś błędy 

wychowawcze? Jeśli w przyszłości wyjdzie na jaw, że narobiły jakichś 

głupstw,   czy   będzie   za   to   odpowiedzialna?   A,   co   tam,   przyszłość, 

przeszłość… Najpierw powinna uporać się z teraźniejszością. Podobały jej 

się   kręcone   włosy,   zwłaszcza   w   odcieniu   radości   i   złota.   Takie   włosy 

przeważnie   idą   w   parze   z   zielonymi   oczami.   Zazwyczaj   tylko   kobiety 

miewają   dość   szczęścia,   by   mieć   zielone   oczy…   Twigg   Peterson   był 

jedynym   znanym   jej   mężczyzną   o   zielonych   oczach.   Usiłowała 

przypomnieć sobie barwę oczu Iana Martina. Z trudnością przypominała 

sobie, jak w ogóle wyglądał.

Działo się z nią coś dziwnego. Myślała. Czuła. Przypomniało to powrót 

do   życia   zdrętwiałej   części   ciała:   mrowienie   świadomości   budziło   ją   z 

letargu. Musi teraz przestać zajmować się Rachel i zabrać do pisania. A 

potem do gotowania kolacji. Równie dobrze może przygotować ją teraz, a 

potem wrócić do pracy.

Potrawka.   Potrawka   będzie   odpowiednia.   Wieczór   zapowiada   się 

chłodny, a dobry gorący posiłek zawsze działa cuda. Potrawka może się 

dusić przez wiele godzin bez doglądania. Nie przyznawała się przed sobą, 

że zdecydowała się na potrawkę, żeby móc zanieść trochę sąsiadowi. Czy 

kobieta w wieku średnim powinna tak postępować?

background image

— Ja mogę — powiedziała Rita na głos. Nastawiła radio i usłyszała. 

Willie Nelsona, śpiewającego jakąś piosenkę country.

Poruszała się po kuchni tanecznym krokiem, w rytmie piosenki. Rzuciła 

na   rozgrzany   tłuszcz   pokrojone   w   kostkę   wołowe   mięso   oraz 

poszatkowaną cebulę i selery, które zaczęły wydzielać smakowity aromat. 

Rita uwielbiała zapach smażącej się cebuli. Szybko obrała i pokroiła już 

zastałą   włoszczyznę.   Dodała   trochę   wody,   zaczekała   aż   się   zagotuje, 

uregulowała   płomień   gazu   i   przykryła   garnek   pokrywką,   nastawiwszy 

brzęczek, żeby nie zapomnieć dodać jarzyn. Wyjęła z lodówki bochenek 

chleba   i   kawałek   masła,   żeby   odtajały.   Nie   ma   nic   gorszego,   niż 

rozsmarowywanie twardego masła na gorącym chlebie… Żałowała, że nie 

ma kuchenki mikrofalowej, ale była to jedna z pierwszych rzeczy, jakie 

Brett zabrał do bagażnika, kiedy się wyprowadzał. Co tam, zawsze może 

sobie kupić nową. Był czas, kiedy żyła po to, aby jeść, oszukując w ten 

sposób głód uczuć. Teraz je po to, aby żyć. Odruchowo obciągnęła bluzę, 

żeby przykryć brzuch i pupę.

Zapach gotującej się potrawki mile drażnił jej nozdrza. Rita zerknęła na 

zegarek. Właściwie wcale się nie spodziewała, że Twigg do niej wpadnie. 

Nie powiedział przecież na ten temat ani słowa. A może powiedział? Nie 

mogła sobie przypomnieć. Jej nowe budzące się do życia emocje umykały 

z pamięci.

background image

R

OZDZIAŁ

 4

Dziesięć   po   siódmej   Ricie   zaczęło   burczeć   w   brzuchu.   Wyłączyła 

maszynę   i   posprzątała   na   biurku.   Niepotrzebne   kartki   z   brudnopisem 

wsunęła do szuflady. Trochę jej brakowało tamtych drzwi wspartych na 

kobyłkach… Mogła rozrzucać notatki po całym pokoju. A teraz będzie 

musiała nurkować po każde głupstwo.

O siódmej czterdzieści zasiadła do samotnej kolacji. Chleb doskonale się 

przyrumienił, potrawka była soczysta i krucha. Specjalnego smaku dodała 

jej   łyżka   utartego   chrzanu.   Rita   zjadła   z   apetytem,   wieńcząc   posiłek 

dwiema filiżankami czarnej kawy. Zapaliła papierosa i postanowiła przejść 

się   po   sutej   kolacji.   Trochę   się   bała   otworzyć   drzwi.   A   jeśli   zobaczy 

światło w chacie Johnsona? Będzie to oznaczało, że Twigg jest w domu i 

nie ma ochoty jej odwiedzić. A gdyby mu zaniosła trochę potrawki, tak jak 

wcześniej zamierzała, mógłby sobie pomyśleć, że mu się narzuca… Lepiej 

zrobi, jeśli po prostu przejdzie się na pomost.

W chacie Johnsona było ciemno. Jedyne światło pochodziło z latarni 

ulicznej po drugiej stronie jeziora i było tak słabe i żółtawe, że z trudem 

się je dostrzegało.  Może coś mu  się stało?  Może powinna tam pójść i 

zapukać do drzwi? No jasne, że tak! Tydzień temu tak by zrobiła. Instynkt 

macierzyński…   Zdusiła   go   w   zarodku.   Twigg   był   wprawdzie   dużo 

młodszy, ale w tym, co poczuła do niego wczorajszego wieczoru, nie było 

nic macierzyńskiego. Wystarczy, że jutro sprawdzi, co u niego słychać. 

Dorosły,   trzydziestodwuletni   mężczyzna   może   zatelefonować,   jeżeli 

potrzebuje pomocy. Numer Rity znajdował się w książce telefonicznej. 

Może Twigg pojechał do miasta  i jeszcze nie wrócił?  Zresztą jest tyle 

background image

innych możliwości… Z całą pewnością nie powinna się niepokoić.

Doszła do końca pomostu i stanęła, by popatrzeć na drugą stronę jeziora. 

Miała na sobie tylko cienką wiatrówkę i drżała z zimna. Nieoczekiwanie 

poczuła   się   samotna.   Gdyby   tak  był  z   nią   Twigg…   Choćby   po   to,   by 

opowiadać jej o delfinach i wielorybach. Lubiła jego dźwięczny głos i 

leniwy   sposób   poruszania   się.   Lubiła   przyglądać   się   jego   szczupłym 

dłoniom, kiedy gestykulował, by lepiej wyrazić swoje myśli. Jak dobrze 

pamiętała   dotyk   tych   dłoni,   kiedy   masowały   jej   plecy   i   głaskały   po 

policzku…  Twigg Peterson, biolog morza.  Dlaczego tak trudno przyszło 

jej powiedzieć mu, że jest Ritą Bellamy, pisarką? Usiadła na pomoście. 

Jestem byłą żoną, matką i autorką bestsellerów, pomyślała. Spojrzała na 

jezioro i nagle doznała olśnienia. To rzeczy, które robię, ale kim jestem? 

Ja, Rita, człowiek.

Odkąd tu przyjechała, działo się z nią coś dziwnego. Inaczej patrzyła na 

świat, inaczej go odczuwała.

Dobrze było siedzieć tak na pomoście i myśleć o swoim życiu. Po raz 

pierwszy   od   dwóch   lat   poczuła   się   dobrze   ze   sobą.   Ze   swoimi 

pragnieniami. No, a teraz pragnęła porozmawiać z Twiggiem Petersonem. 

Wróciła do domu po potrawkę, ale po drodze zdała sobie sprawę, że to 

tylko rekwizyt. Nie potrzebowała rekwizytów, nie chciała ich. Pośliznęła 

się i upadla na kolana. W chacie Johnsona nadal było ciemno.

Rita wstała i ruszyła niemal biegiem. Zastukała głośno do drzwi. Chwilę 

czekała…   Cisza.   Zastukała   po   raz   drugi,   tym   razem   tak   mocno,   że 

zabolały ją kostki. Nic. Bez wahania otworzyła drzwi i rozejrzała się. Ani 

żywego ducha. Boże, a co, jeśli on jest w sypialni z kobietą? Przełknęła 

ślinę.   Jest   tylko   jeden   sposób,   żeby   się   o   tym   przekonać.   Wymacała 

background image

kontakt   na   ścianie   i   living–room   zalało   światło.   Ostrożnie,   na   palcach 

ruszyła   w   stronę   sypialni   i   uchyliła   drzwi.   Twigg   leżał   na   łóżku,   w 

ubraniu, które miał na sobie poprzedniego dnia. Czy to możliwe, żeby 

przespał   calutki   dzień?   Trzeba   sprawdzić,   czy   nic   mu   nie   dolega… 

Podeszła bliżej i bezszelestnie uklękła przy łóżku. Z ulgą stwierdziła, że 

jego oddech jest głęboki i regularny. Wstawała z klęczek, kiedy Twigg 

chwycił ją za ramię. Zaskoczona, zachwiała się i upadła na niego.

— Sypiam mocno, ale nie aż tak — zaśmiał się. — Usłyszałem cię, jak 

tylko weszłaś do sypialni.

— Przyszłam sprawdzić, czy nic ci nie jest. Nie widziałam światła w 

oknach i pomyślałam…

—   Że   twoje   kiełbaski   z   paprykami   zaszkodziły   —   przytrzymał   ją 

mocniej.

—   Nie,   po   prostu   chciałam   cię   bardzo   zobaczyć   i   porozmawiać   — 

wyznała szczerze.

— No to rozmawiajmy — Twigg przeturlał się na bok, podpierając na 

łokciu. Jego uchwyt nie osłabł, a twarz znalazła się o kilka centymetrów 

od twarzy Rity. Spojrzał jej w oczy. Czuła jego ciepły, zaspany oddech.

Spróbowała się trochę odsunąć.

— Skoro już wiem, że u ciebie wszystko w porządku, mogę wracać do 

pracy. Może byś wpadł jutro na lunch, jeżeli nie jesteś zbyt zajęty — 

zaproponowała   pod   wpływem   impulsu,   starając   się   wyswobodzić   z 

uścisku Twigga. Do diabła, zapomniała, jak długie miał ramiona.

— Jesteś cholernie piękną kobietą — powiedział cicho.

Rita   oblała   się   rumieńcem.   Komplementy   zawsze   wprawiały   ją   w 

zakłopotanie.  Oczywiście  nikt  dotychczas  nie  nazwał jej  piękną,  nawet 

background image

Brett… W dodatku znajdowała się w dziwnej pozycji, częściowo na łóżku, 

częściowo z niego zwisała, a ten facet przypatrywał się jej z tak bliska… 

Serce waliło jej młotem. Powinna mu coś odpowiedzieć. Oczekuje od niej 

więcej, niż jest gotowa mu dać. Usiłowała się wyrwać, ale uścisk Twigga 

był stanowczy.

—   Chcę,   żebyś   się   położyła   obok   mnie.   Wiesz   o   tym,   prawda? 

powiedział cicho Twigg. — Pragnę cię. Chyba żadnej kobiety tak dotąd 

nie pragnąłem. — Sam był zaskoczony prawdą tych słów. Naprawdę jej 

pragnął. Pożądał. Podobała mu się, do diabła, a to było coś, czego nie 

mógłby powiedzieć o zbyt wielu znajomych kobietach.

Rita spojrzała w jego nieustępliwe oczy.

—   Prawie   się   nie   znamy,   Twigg.   Masz   trzydzieści   dwa   lala,   a   ja 

czterdzieści trzy. Jestem od ciebie o ponad dziesięć lat starsza, a ty jesteś 

niewiele starszy od moich dzieci. — Czy zareagowała właściwie? Przyszła 

tu,   żeby   porozmawiać,   może   nawet   po   to,   by   się   dać   jeszcze   raz 

pocałować.   Nie   ma   zamiaru   zwodzić   go   ani   odgrywać   sztuczek.   Czy 

kobiety nadal zwodzą mężczyzn, pomyślała?

— Wiek to liczba. Ty masz jakąś swoją liczbę, a ja swoją. I co z tego? 

Jesteśmy   ludźmi   wyposażonymi   w   uczucia   i   pragnienia.   Mam   wobec 

ciebie, pani, bardzo dziwne uczucia, a pragnę cię jak cholera.

— No tak, masz rację. Wiek jest liczbą. Ale moje dzieci… — przerwała 

mu chaotycznie.

— Twoje dzieci nie mają z tym nic wspólnego. Ze mną i z tobą. To 

dotyczy wyłącznie ciebie i mnie. Nie mieszaj w to dzieci.

—   Nie   wiem,   czy   jestem   w   stanie   to   zrobić.   Chcę   się   z   tobą 

zaprzyjaźnić. Czuję coś do ciebie, aleja… to dla mnie nowość i nie sądzę, 

background image

żebym była gotowa do… do i..

Twigg   przyjrzał   się   jej.   Ta   kobieta   była   zupełnie   bezpretensjonalna. 

Wszelkie sztuczki, manewry i zagrania stworzone do tego, by czarować, 

były jej całkowicie obce. Rozluźnił uścisk.

—   Posłuchaj,   Rito.   Nie   jestem   bawidamkiem   ani   podrywaczem. 

Poznałem  cię,   polubiłem,   to   zupełnie   naturalna   kolej  rzeczy.  Czuję,   że 

nadajemy na tej samej fali. Poczułem to od razu, kiedy spotkałem cię po 

raz pierwszy na pomoście. Mówię szczerze.

— Ja też staram się być z tobą szczera — powiedziała Rita cicho.

—  Chodź  no  tu,  chcę  ci  coś powiedzieć.   Spójrz  na  mnie  —  polecił 

łagodnie. — Traktuję swoje związki poważnie. Przyznaję, że nie znamy 

się zbyt długo, ale chcę cię poznać lepiej. Moje ciało mówi mi, że chce 

pójść z tobą do łóżka. Wydaje mi się, że twoje ciało mówi ci to samo. To 

sprawa fizyczna. Możemy to zrobić w odpowiednim czasie. Przyrzekam 

ci,   że   cię   nie   wykorzystam   i   nie   oszukam.   No,   chyba   że   w   sprawach 

kulinarnych. Przyznaję, że kiepski ze mnie kucharz.

W niebieskich oczach Rity pojawiła się lekka mgiełka.

— Myślę, że mogę  się na to zgodzić — powiedziała swobodnie. — 

Wiesz co? Chodźmy do mnie. Przygotowałam potrawkę. Miałam zamiar 

przynieść ci trochę, ale nie chciałam posługiwać się nią jako pretekstem do 

zobaczenia   się   z   tobą.   Chciałam   się   z   tobą   zobaczyć,   więc   po   prostu 

przyszłam. Ale pora wracać.

Szli ramię w ramię do jej domku, śmiejąc się i kopiąc kamyki.

— Jak idzie pisanie? — spytał Twigg.

— Nieźle, Jutro wieczorem przyjeżdża mój agent, żeby zabrać to, co już 

skończyłam. Zostanie na noc. W oddzielnej sypialni — dodała szybko. — 

background image

Dziś przywieźli mi meble.

Twigg obrócił ją ku sobie.

— Nie jesteś mi winna żadnych wyjaśnień. Nie chcę, żebyś się czuła 

zagrożona, kiedy ze mną rozmawiasz. Zgoda?

— Zgoda — odparła.

Weszli do domku. Rita zapaliła palnik pod garnkiem.

Później   usiedli   przy   stole.   Ona   piła   kawę,   on   pałaszował   porcję 

potrawki.

—   Uważam,   że   jesteś   prawdziwą   damą,   Rito   Bellamy,   a   do   tego 

doskonałą   kucharką.   Przejdźmy   się   dookoła   jeziora,   żebym   strawił 

wszystkie te pyszności.

Księżyc   zalewał   plażę   srebrzystą   poświatą.   Szli   spleceni   ramionami. 

Rita czuła się szczęśliwa i ożywiona, ale było to podszyte nitką niepokoju. 

Rozmawiali o tym i o owym — najpierw o pogodzie w Poconos, potem o 

tym, że Twigg przespał cały dzień, aż wreszcie zeszli na temat dzieci Rity. 

Opowiedziała mu o Charlesie, o Camilli, a dopiero na końcu o Rachel. 

Temat Rachel zawsze wymagał wielu wyjaśnień.

—   Jakakolwiek   jest,   nie   powinnaś   się   o   to   obwiniać.   Bo   z   jakiegoś 

powodu czujesz się winna. Widzę to po twojej twarzy. Wszyscy są już 

dorośli,  nawet Charles — powiedział pogodnie Twigg. — Czas odciąć 

pępowinę i pozwolić im na samodzielność. Oni mają swoje życie, ty także. 

Powinnaś być z siebie dumna — dodał, kwitując bolesny temat dzieci.

— I jestem. Należę chyba do ludzi, którzy późno rozkwitają. Robię teraz 

to, co lubię i w dodatku dobrze mi za to płacą. Jak to się mówi w grupach 

samopomocy, realizuję własny potencjał.

Wracali. Weszli na ścieżkę, która przecinała zagajnik, a potem, pnąc się 

background image

nieco w górę, prowadziła do domku Rity. W świetle księżyca było dosyć 

widno, ale wśród drzew panowała ciemność.

Twigg   otoczył   ją   ramionami.   Nie   było   to   ani   spodziewane,   ani 

niespodziewane. Było naturalne. Wtopiła się w jego objęcia, jakby robiła 

to tysiące razy. Zacieśnił uścisk. Nie wypowiedzieli ani jednego słowa. 

Poczuła   lekkie   dotknięcia   ust   Twigga   na   włosach,   policzku,   szyi… 

Łagodnie uniósł jej podbródek i przybliżył usta do jej warg, przywierając 

do niej całym swym twardym, muskularnym ciałem. Oplotła go rękami. 

Zupełnie bez powodu poczuła się bezpieczna w jego ramionach. Uważnie i 

uczciwie   śledziła   falowanie   własnych   emocji.   Nic   nie   mogła   poradzić, 

pragnęła tego mężczyzny.

Ich oczy spotkały się. Rita bez śladu zakłopotania zdała sobie sprawę, że 

może zatonąć w tym nieprawdopodobnym, pociemniałym nagle spojrzeniu 

i przeistoczyć się w kobietę, jaką chce i powinna się stać.

Jej wilgotne usta rozchyliły się zapraszająco. Nachylił się i dotknął ich 

wargami,   smakując   ich   słodycz.   Najpierw   delikatnie,   potem   coraz 

namiętniej… W ciele Rity rozgorzał płomień, w uszach rozległo się głośne 

pulsowanie krwi.

Przerwał i spojrzał jej w oczy. Czas stanął. Gdzieś w głębi niej zrodziło 

się pragnienie, by pozostać w jego ramionach na zawsze, by bez końca 

czuć jego wargi na swoich. Pragnienie rosło… Zamknęła oczy i przywarła 

gwałtownie do jego ust, starając się tę chwilę zachować w pamięci.

Całowała   go,   jak   nigdy   nie   całowała   innego   mężczyzny   —   długo, 

głęboko,   badawczo,   aż   zmiękły   jej   kolana   i   poczuła   zawrót   głowy. 

Wiedziała już, że należy do niej, jak nikt inny i nieważne, jak długo ma to 

potrwać.

background image

Odnalazła  go. Ten mężczyzna jest w stanie  sprawić, że odnajdzie w 

sobie kobietę, którą przecież zawsze była. I wiedziała o tym.

Palce   Twigga   delikatnie   błądziły   wśród   jej   włosów.   Odgadywał,   co 

czuje. Są potrzeby duszy, wykraczające poza głód ciała.

— Przyjdziesz do mnie? — zapytał ochrypłym szeptem.

Czekał na jej odpowiedź. Chciał usłyszeć, że się zgadza. Milcząca zgoda 

nie wystarczała mu. Nie w przypadku tej kobiety o skórze tak gładkiej i 

wonnej, gdy dotykał jej wargami, o nieśmiałych oczach, które wstydliwie 

spuściła.

— Powiedz, Rito. Może nam się przydarzyć coś niezwykłego. Wiem, że 

tak może być i chcę ci to pokazać.

Czuł   jej   niezdecydowanie.   Zdawał   sobie   sprawą,   że   jakaś   jej   część 

ucieka przed nim. Intuicyjnie wyczuwał, że od czasu rozwodu nie była z 

innym   mężczyzną   i   że   jego   dotyk   jest   dla   niej   czymś   nowym, 

zaskakującym,   wręcz   obcym.   Nie   chciał   jej   ponaglać,   nie   chciał 

wystraszyć, ale tak strasznie jej pragnął…

— Odpowiedz mi — wyszeptał z ustami przy jej szyi, tak że wyczuła 

wibracje jego głosu.

— Tak, tak — wyszeptała bez tchu. Czy to jej głos? Głęboki, śpiewny, 

nabrzmiały pożądaniem. Głos kobiety. — Twigg — wyszeptała w jego 

wilgotne, ciepłe usta. — Chcę się z tobą kochać.

Jej przyzwolenie, jej pożądanie wzmogło jego własne. Upadli, całując 

się, na kolana, a potem osunęli się na miękkie podłoże wysiane igłami 

sosnowymi.  Poddała  mu  się.  Pozwalała,  by  jego  dłonie  błądziły   po jej 

ciele, ledwie świadoma tego, że Twigg metodycznie pozbawiają ubrania. 

Ale   chłód   nocy   nie   był   dla   niej   przykry.   Nie   w   ramionach   Twigga. 

background image

Wtulona   w   niego,   omdlewała   pod   dotykiem   jego   dłoni,   głaszczących 

piersi, brzuch i wnętrze ud. Łagodnie rozwarł jej wargi, a jego jedwabisty 

język badał, smakował i pieścił wnętrze jej ust z żarem, który sprawiał, że 

drżała z podniecenia.

Jego dłoń trafiła między jej uda i powędrowała ku górze. Uniosła biodra, 

wychodząc naprzeciw pieszczocie.

— Jesteś taka piękna — wydyszał niskim, gardłowym szeptem. — I tak 

cudownie reagujesz, kiedy cię dotykam.

Powiedział to? A może tylko to sobie wyobraziła?

Niecierpliwie  zerwał z siebie  ubranie. Chciał poczuć jej nagość przy 

swojej.   Położył   się   na   wznak,   wciągnął   ją   na   siebie,   i   przesunąwszy 

palcami   wzdłuż   jej   pleców,   odnalazł   dłońmi   krągłość   pośladków.   Z 

oczami w jej oczach, odbijających blask księżyca, zapraszał ją, by i ona go 

pieściła. Chciał, by i ona znajdowała w nim rozkosz, by odkryła, że jest 

wart jej przebudzonej namiętności. Czy podobam się jej? — myślał, czując 

gładkość   jej   rozpostartej   dłoni   na   swojej   piersi   i   palce   błądzące   w 

porastających ją włosach. Odnalazła ustami brodawki, badała je językiem, 

smakowała,   schodząc   powoli   ku   wklęsłości   brzucha   i   twardości   ud. 

Odkrywał na nowo siebie w jej dotyku, w wyrazie jej oczu, kiedy ujął jej 

twarz w dłonie i całował… Znowu była pod nim. Całował jej słodkie usta, 

oczy,   delikatny   zarys   policzka…   Jej   piersi   przebudziły   się   pod   jego 

wargami,   a   ciało   wygięło   w   łuk.   Odnajdywała   go   ustami,   brała   w 

posiadanie   dłońmi,   czując,   jak   jej   własne   pożądanie   rośnie   wraz   z 

rozkoszą, jaką mu dawała. Twardość jego członka wydawała się delikatna 

i jakby bezbronna, gdy drżał z podniecenia w jej dłoni. To ona budziła w 

nim   tę   żądzę…   Chciała   położyć   się   na   wznak   i   oddać   się   mu,   a 

background image

jednocześnie   chciała   brać   go   w   posiadanie,   dotykać,   zapamiętywać   i 

poznawać, jak nie poznawała jeszcze żadnego mężczyzny. Jego ciało nie 

było jej obce, odczuwała je jak własne, drżące z namiętności, a to drżenie 

wzmagało jego pasję.

— Weź mnie — wytchnęła. Czuła, że umrze, jeśli on tego natychmiast 

nie   zrobi,   a   jednocześnie   chciała,   by   ta   rozkoszna   męka   nigdy   się   nie 

skończyła.

Chłonąc   ją   oczami,   wszedł   pomiędzy   jej   rozchylone   uda.   Leżała, 

czekając   na   niego,   ze   srebrzystymi   refleksami   księżyca   w   miękkich 

kasztanowatych   włosach;   słaba   poświata   uwydatniała   jej   kobiece 

krągłości. Przysiadł na piętach i trzymając ją na uwięzi wzroku, wodził 

dłońmi po jej fascynującym ciele.  Ona także patrzyła mu  w oczy, bez 

skrępowania   pozwalając,   by   widział   jej   głód,   trzepot   rzęs,   który 

towarzyszył falowaniu  lędźwi…  Jego  dłonie  ześliznęły  się   na jej łono; 

krzyknęła   i   wygięła   się   w   łuk,   wychodząc   naprzeciw   pieszczocie   jego 

palców.

— Jesteś taka piękna w tym miejscu — szepnął.

Patrząc na jej zaciśnięte powieki, na uchylone, dyszące usta, łagodnym, 

nieprzerwanym   ruchem   podsycał   jej   namiętność,   aż   doprowadził   do 

punktu, z którego nie ma powrotu… Czuły uśmiech igrał na jego wargach, 

kiedy łkała pod jego dłońmi ze słodkiej rozkoszy i szeptała jego imię. 

Powiódł   rękami   po   jej   ciele,   miękkimi   ruchami   łagodząc   napięcie   ud, 

bioder, brzucha…

Zdawało się, że już nic rozkoszniejszego nie może jej spotkać. I wtedy 

wszedł w nią, wypełniając swą pulsującą męskością. Jej ciało wyprężyło 

się,   chcąc   dzielić   jego   doznania.   Zagarnął   ustami   jej   wargi,   całując 

background image

głęboko, namiętnie. Delikatne włosy na jego piersi ocierały się o jej biust, 

gdy poruszał się w niej powoli, ze znawstwem, skłaniając, by przyjęła jego 

rytm, popychając jeszcze raz ku rozkoszy, która tylko co była jej udziałem.

Wbiła palce w plecy kochanka, czując grę mięśni pod skórą. Odnalazła 

dłońmi twardość pośladków i ujęła je mocno, przyciągając go ku sobie i 

czując,   jak   zagłębia   się   w   nią   coraz   bardziej.   Przeżyła   drugi   orgazm  i 

dopiero wtedy uniósł się, chwycił jej pośladki i natarł w głąb szybkimi, 

zdecydowanymi ruchami.

Jej   ciało,   jej   reakcje,   wszystko   było   wspaniałe,   ale   dopiero   wyraz 

zachwytu   i   rozkoszy   na   jej   twarzy   sprawił,   że   nie   mógł   dłużej   się 

powstrzymywać.   Ta   wszechogarniająca   radość,   cień   niedowierzania   w 

oczach, samotna łza na gładkim policzku… Eksplodował wewnątrz niej, 

wykrzykując jej imię.

Leżeli przytuleni, ze splecionymi nogami. Jej głowa spoczywała na jego 

ramieniu. Gładził jej ramiona, jej piękne, pełne piersi, błądził ustami we 

włosach, ocierał się o czoło…

— Moja piękna kochanka — wyszeptał, wzmacniając uścisk.

Rita milczała, ciesząc się tą niezwykłą chwilą zrodzonej między nimi 

intymności. Twigg narzucił na jej ramiona cienką wiatrówkę, a uda nakrył 

własną   długą,   szczupłą   nogą.   W   przytulnym   zakątku   jego   ramienia 

uśmiechała się do siebie, wdychając jego zapach i wtulając nos w futerko 

na jego piersi.

— Czegoś takiego nie zaznałam od bardzo dawna — wyznała szczerze. 

Twigg milczał tak długo, aż pomyślała, że zasnął. Czy nie tak właśnie 

postępują mężczyźni po miłosnym stosunku? Pozostawiają kobietą samą z 

jej uczuciami i myślami, bez nikogo, z kim mogłaby je podzielić?

background image

— Wiem, Rito.

Lubiła   sposób,   w   jaki   wypowiadał   jej   imię,   zamiast   jakiegoś 

bezosobowego „kotku” czy „kochanie”.

— Wiedziałem, że przeżyjemy razem coś niezwykłego.

Uniosła głowę i spojrzała mu w twarz.

— To było dla ciebie niezwykłe? Och, głupie pytanie. Zupełnie jakbym 

się przymawiała o komplement, a wcale nie o to chodzi.

Popatrzył na nią z uśmiechem.

—   Tak,   to   było   niezwykłe.   Jak   mogłaś   pomyśleć   inaczej?   Ach   — 

zrozumiał nagle, — Jestem dla ciebie kimś doświadczonym, wolnym jak 

ptak,   przedstawicielem   nowej   moralności.   I   zdobywałem   to 

doświadczenie, podczas gdy ty byłaś wierna swojemu mężowi. Dlatego 

sądzisz, że musiałem mieć wspanialsze przeżycia niż dzisiejsze.

Rita skinęła głową w milczeniu, kryjąc twarz na jego piersi. Nie mogła 

mu teraz spojrzeć w oczy. Chodziło jej dokładnie o to… Wciąż nie mogła 

uwierzyć, że on w ogóle chciał się z nią kochać. Nigdy nie uważała, że jest 

piękna czy szczególnie godna pożądania. No, może kiedy była młoda, ale 

z pewnością nie od czasu, kiedy rozpadło się jej małżeństwo z Brettem. 

Piękność   i   zmysłowość,   które   powinna   była   dostrzegać   w   sobie, 

pozostawiła bohaterkom swoich powieści.

Odwróciwszy się, tak by mógł spojrzeć jej w twarz, Twigg delikatnie 

dotknął jej policzka.

— Jesteś piękna, Rito, a ta noc była cudowna.

Musnął ją czule wargami.

— Mógłbym się z tobą kochać jeszcze mnóstwo razy — powiedział i 

zachichotał.   —   Tylko   przedtem   musiałbym   usunąć   wszystkie   te   igły 

background image

sosnowe z własnego zadka. Co byś powiedziała na to, żeby pobiec do 

twojego domu i wypróbować nowe łóżko? Chcę cię trzymać w ramionach 

przez całą noc, Rito Bellamy. Nie odejdę, dopóki nie zaśniesz. Boję się, że 

inaczej w ogóle nie miałbym siły, by cię opuścić.

Śmiejąc się, pobiegli do domku. Po drodze zdejmowali buty, zrzucali 

wiatrówki i wyjmowali z włosów sosnowe igły. I Twigg był tak dobry, jak 

obiecał. Kochał się z nią jeszcze raz, czule, z miłością. Czuła się piękna. I 

dopiero   kiedy   usnęła,   pozostawił   ją   snom   o   nim,   z   kącikami   ust 

uniesionymi w łagodnym uśmiechu.

background image

R

OZDZIAŁ

 5

Rita   obudziła   się   i  przeciągnęła   w   rozmarzeniu   w   swojej   pościeli   w 

motyle. W pierwszym błysku świadomości pomyślała, że coś, co było tak 

przyjemne,   musi   być   również   dobre.   Twigg,   zgodnie   z   obietnicą,   nie 

wyszedł,   dopóki   nie   usnęła…   Leżała   spokojnie,   pozwalając,   by   myśli 

powracały do minionej nocy. Poczuła na twarzy gorące wypieki. Kochała 

się w lesie, w środku nocy, z mężczyzną, którego znała zaledwie od trzech 

dni! Ni mniej, ni więcej, tylko na igliwiu sosnowym! Zupełnie w stylu 

Rachel…

Dotknęła zarumienionych policzków. Jakie rozpalone… A piersi? Czy 

nie stały się pełniejsze? Poczuła ciepłą wilgoć pomiędzy nogami. To także 

coś   nowego…   Zaczynała   się   już   uważać   za   „wyschniętą”   —   tego 

określenia   używała   jej   matka   po   menopauzie.   Menopauza!   Jezu!   Nie 

wkroczyła   jeszcze   w   menopauzę!   I   nie   stosowała   pigułki 

antykoncepcyjnej!

— Och, nie — jęknęła, wtulając twarz w poduszkę.

Jak to mawiała jej matka? Że tylko porządne dziewczyny wpadają. Złe 

są na to zbyt sprytne. Znów jęknęła przerażona. Zawsze uważała się za 

porządną… Nie. Nie będzie rozmyślała na ten temat. Ale nie może sobie 

pozwolić na głupotę. Lubi się kochać z Twiggiem i jeszcze nieraz chętnie 

wpuści go do swego łóżka. Postąpi tak, jak tamte złe dziewczyny. Jak 

postępuje Rachel od siedemnastego roku życia, Antykoncepcja. Rozsądne. 

Łatwe. Praktyczne.

Zmrużyła oczy przed światłem poranka i wyciągnęła ręce nad głowę. 

Praktyczne!   Gdyby   była   praktyczna,   nigdy   by   nie   została   kochanką 

background image

Twigga.

Kochanka! Czy jest teraz kochanką? Zarumieniła się. Ja, Rita Bellamy, 

kochanką!

Na wspomnienie  nocy w ramionach  Twigga poczuła nowy przypływ 

pożądania. Kochał się z nią. Na całość, bez zastrzeżeń. I sprawiał wrażenie 

zachwyconego. Nie, nie sprawiał wrażenia. Był zachwycony! Sposób, w 

jaki ją dotykał, całował, pieścił… Dlaczego miałaby w to wątpić? Dlatego, 

że   jej   wyznał,   że   w   chacie   Johnsona   czuje   się   nie   do   wytrzymania 

samotny?   W   mieście   było   mnóstwo   dziewczyn   i   Twigg   ze   swoim 

wdziękiem i aparycją nie miałby trudności z namówieniem którejś z nich, 

aby   dzieliła   z   nim   łóżko.   Dziewczyny.   Czy   nie   tak   myślała   o   sobie? 

Członkinie Ruchu Wyzwolenia Kobiet byłyby wstrząśnięte, wiedząc, że 

ona,   Rita   Bellamy,   blisko   czterdziestoczteroletnia,   uważa   się   za 

dziewczynę. Są przekonane, że istota płci żeńskiej, ukończywszy pięć lat, 

powinna zacząć myśleć o sobie jako o kobiecie.

To   czysta   głupota.   Oczywiście,   jest   kobietą,   ale   czy   to   coś   złego 

przyznać przez chwilę, że w niemal czterdziestoczteroletniej piersi bije 

serce siedemnastolatki? Że pragnie mężczyzny na samo wspomnienie o 

dotyku jego dłoni, o dźwięku jego głosu, kiedy ją zapewniał, że jest piękna 

i godna pożądania? Nie, to nic złego, to coś cudownego. I będzie się tym 

cieszyła.

Kiedy   znajdowała   się   w   ramionach   Twigga,   nie   pamiętała   ani   przez 

chwilę o dzielącej ich różnicy wieku, ani o grubej talii, ani o tym, że jej 

piersi nie są już tak jędrne jak dawniej. Teraz jednak, w świetle dziennym, 

odezwały się dawne obawy i skrępowanie. Co czuł, co myślał Twigg? 

Ach, jak chciałaby to wiedzieć… Jęknęła i przewróciła się na bok. Jakie 

background image

puste zdawało się łóżko… Uśmiechnęła się. Chętnie znalazłaby się na łożu 

z sosnowego igliwia. Skoro powiedział, że jest śliczna i pociągająca, to 

znaczy, że taką ją widzi. Nie będzie sobie psuła przyjemności, myśląc, że 

zrobiła z siebie idiotkę. Będzie wspominać, jak pożerał ją zachwyconym 

wzrokiem i jak jego dłonie przypominały jej, że jest kobietą.

Poruszyła się pod prześcieradłem i poczuła ból w udach. Dobry ból, 

przypominający, że nie wymyśliła sobie przeżyć minionej nocy, że były 

prawdziwe.

Pogładziła się po brzuchu. Zsunęła dłoń niżej. Twigg powiedział, że jest 

w   tym   miejscu   piękna…   Wspomniała   jego   słowa,   ton   głosu,   szept   i 

przebiegł ją dreszcz podniecenia.

Nie zasnął, leżał przy niej, pieszcząc ją i czekając, aż pierwsza zapadnie 

w   sen.   Usnęła   z   głową   w   zgięciu   jego   ramienia,   jakby   to   była 

najnaturalniejsza rzecz w świecie.

Rozmyślania   przerwało   jej   tykanie   zegara.   Już   prawie   dziewiąta! 

Wyskoczyła   z   łóżka   i   sprężystym   krokiem   ruszyła   do   łazienki.   To   z 

pewnością była pozytywna zmiana. Nie wyskakiwała z łóżka od czasu, 

kiedy Charles w wieku siedmiu lat przechodził dyfteryt.

Dziś żadnego śniadania. Szybko wytarła się po prysznicu i ubrała w 

czarne   luźne   spodnie   i   bawełnianą   bluzkę   w   kolorze   arbuza.   Zaprosiła 

Twigga na lunch. Miała zaległości w pracy, a na wieczór zapowiedział się 

Ian. Jeśli ma ze wszystkim zdążyć, musi się pospieszyć. Tuńczyk na lunch. 

Jeśli jest wystarczająco dobry dla niej, zadowoli i Twigga. Przetrząsnęła 

lodówkę w poszukiwaniu   mrożonego   kurczaka i włożyła go  do zlewu, 

żeby odmarzł. Ian lubił gotowanego kurczaka z masłem i cytryną.

Z papierosem i filiżanką kawy w ręku, wpatrywała się w pustą kartkę 

background image

papieru w maszynie. Nie zawiedź mnie teraz, prosiła. Inaczej musiałabym 

żałować minionej nocy… Siłą woli przestawiła myśli na wiek siedemnasty 

i Holenderską Spółkę Wschodnioindyjską oraz perypetie bohaterów. Dziś 

wyśle ich żaglowcem na Sumatrę, skąd zostaną porwani przez piratów. 

Musi   się   skoncentrować   i   zadbać,   żeby   wszystko   trzymało   się   kupy. 

Wyobraźnio, do pracy, wydała rozkaz i włączyła maszynę.

Po   dwóch   godzinach   zrobiła   sobie   przerwę   na   papierosa   i   filiżankę 

kawy. Praca posuwała się naprzód. Mogła sobie pozwolić na kilka minut 

wolnego,   aby   rozmasować   obolały   kark.   W   miarę   upływu   czasu   czuła 

rosnące napięcie. Twigg miał przyjść na lunch. Zaprosiła go na pierwszą, 

teraz dochodziła jedenasta. Miała jeszcze sporo czasu, zanim się zabierze 

do przygotowywania sałatki z tuńczyka.

Lunch minął bardzo przyjemnie. Usiedli w kuchni wśród miedzianych 

garnków.   Wisząca   paproć   dopełniała   dekoracji.   Obeszło   się   bez 

niezręczności,   której   obawiała   się   Rita,   bez   kłopotliwych   przerw   w 

rozmowie. Uśmiechali się do siebie, patrzyli w oczy, śmiali się i jedli z 

apetytem. W końcu Rita spojrzała na zegarek i dała do zrozumienia, że 

czas kończyć. Twigg wstał od stołu i pocałował ją w usta.

Muszę cię o coś zapytać, Rito — powiedział poważnie. — Czy w czasie 

minionej nocy myślałaś choć raz o tych dwunastu latach?

Rita się uśmiechnęła.

— Ani razu. Jeżeli będziesz zmęczony pracą i zechcesz sobie zrobić 

przerwę,   wpadnij.   Poznasz   Iana.   Jestem   pewna,   że   on   też   chętnie   cię 

pozna. Macie wiele wspólnego. Może nawet znajdzie nabywców na twoje 

artykuły? Nie czuj się zobowiązany; to tylko propozycja, nic więcej.

Twigg wracał do siebie sprężystym, elastycznym krokiem. Do diabła, 

background image

świetnie mu robi towarzystwo tej kobiety. W czasie lunchu rozmawiali o 

jego pracy i okazała się bardzo pomocna, sugerując, że może ująć temat 

artykułu z innego punktu widzenia.

Może rzeczywiście powinien wpaść do niej wieczorem i poznać Iana 

Martina? Choćby po to, by przekonać się, co to za człowiek. Wyczuwał 

instynktownie, że przyjaciel Rity interesuje się nią nie tylko zawodowo. 

Wywnioskował to ze sposobu, w jaki mówiła o Ianie. A Ian byłby idiotą 

nie   dostrzegając,   jaką   kobietą   jest   Rita.   Utalentowana,   interesująca, 

piękna…

Oparł   się   o   poręcz   werandy   i   zapalił   fajkę.   Rita   ma   najbardziej 

niewiarygodnie niebieskie oczy. I kocha morze… Tak mu powiedziała. A 

rozmowa z nią jest taka inspirująca. Ta kobieta ma swoje zdanie, ale w 

przeciwieństwie do innych znanych mu osób, jest ciekawa, co myśli jej 

rozmówca.

Zaciągnął się i delektując ostrym smakiem tytoniu, powrócił myślą do 

minionej nocy. Rita Bellamy, kobieta, pisarka, piękna kochanka… Umie 

sprawić, że mężczyzna czuje się doceniony. Roześmiał się. Czy to nie 

głupie,   że   facet   może   tego   pragnąć?   To   kobiety   zawsze   chcą   tego   od 

mężczyzn. Ale mężczyzna także potrzebuje akceptacji, też chce wierzyć, 

że jest ważny i wartościowy. Jeszcze teraz czuł dotyk jej gładkich ramion, 

kiedy tuliła go do siebie, ciesząc się jego bliskością… Rita była szczera, 

pozbawiona wszelkiego wyrachowania, z jakim Twigg nieraz się stykał, 

obcując   z   innymi   kobietami.   Była   podniecająca,   pełna   seksu,   a 

jednocześnie wrażliwa. Chyba to właśnie sprawiało, że wydawała mu się 

taka młoda. I w pewien sposób niewinna. Większość kobiet traci tę cechę 

jeszcze przed ukończeniem dwudziestu lat.

background image

Twigg   zmarszczył  czoło.   Skończył  trzydzieści  dwa   lata,   a  wciąż   był 

samotny.   Oczywiście,   miał   przyjaciół,   ale   nie   miał   rodziny.   Czasem 

myślał, że żona i dzieci złagodziłyby tę samotność, ale w gruncie rzeczy 

wiedział, że to nie załatwiłoby sprawy. Nie w jego przypadku. Nigdy nie 

spotkał   kobiety,   którą   chciałby   poślubić,   nie   troszczył   się   też   o 

przedłużenie rodu. Ważna była praca, przyjaciele… A teraz Rita. To było 

to, czego potrzebował.

* * *

Ian Martin przyjechał tuż przed siódmą. Rita usłyszała jego samochód 

na   podjeździe   i   szybko   wyłączyła   maszynę   do   pisania.   Nadgoniła 

zaległości   i   jeśli   jutro   zacznie   pisać   wczesnym   rankiem,   z   pewnością 

skończy książkę na czas.

Ian Martin był wysokim dystyngowanym mężczyzną po pięćdziesiątce. 

Wdowiec z dorosłymi dziećmi. W ręku trzymał butelkę wina, aktówkę i 

oklapnięty bukiecik stokrotek.

—   Kiedy   wyjeżdżałem   z   miasta,   były   świeże   —   zaśmiał   się,   lekko 

całując Ritę w usta.

Odstąpił o krok, by przyjrzeć się swojej klientce. Wyglądała ślicznie, 

pełna życia, jaśniejąca jakimś nowym blaskiem. Beżowa jedwabna bluzka, 

rozpięta pod szyją, odsłaniała tajemnicze zagłębienie pomiędzy piersiami, 

biodra   opinała   ciemnobrązowa   spódnica…   Do   tego   wysokie   obcasy, 

cienkie rajstopy i biżuteria! Uśmiechnął się, lekko zdetonowany. Co się 

stało, że się tak wystroiła? Gdzie spłowiałe dżinsy, luźna bluza i adidasy 

— mundur, który przywdziała dwa lata temu? Tak eleganckiej nie oglądał 

background image

jej od rozwodu.

— Cieszę się, że cię widzę, Ianie. Co słychać w mieście? — spytała, 

obejmując go na przywitanie.

— Po staremu. Życie schodzi mi na pracy. Moja firma zyskała kilku 

nowych klientów, a jeden z nich, być może, sprzeda książkę filmowcom. 

Właśnie   załatwiamy   mu   kontrakt.   Przywiozłem   ci   także   ostatnie 

honorarium.

Wszedł   za   nią   do   living–roomu,   a   potem   do   kuchni,   gdzie   zajął   się 

otwieraniem butelki. Rita podeszła i położyła mu dłoń na ramieniu.

—   Byłeś   doskonałym   przyjacielem   i   menedżerem   —   powiedziała 

łagodnie. — Czas jednak, żebym sama zajęła się swoimi sprawami.

Ian, najwyraźniej wstrząśnięty, zmrużył brązowe oczy, jakby starał się 

zrozumieć powody jej decyzji. Uspokoiła go:

— Nie zrozum mnie źle. Po prostu czuję, że powinnam samodzielnie 

zadbać   o   swoje   finanse   i   wrócić   do   życia.   Chcę   spróbować   fruwać   o 

własnych siłach. — Roześmiała się. — Oczywiście, liczę na twoją pomoc, 

gdyby   skrzydła   zawiodły.   Zanadto   się   od   ciebie   uzależniłam   i   pod 

wieloma względami cię wykorzystywałam. Nie chciałabym, żeby nadeszła 

chwila, kiedy uznasz mnie za ciężar.

— Rito, kochanie — otoczył ją ramionami. — Nigdy nie staniesz mi się 

ciężarem. Sama wiesz, ile dla mnie znaczysz. Lubię się zajmować tobą i 

twoimi sprawami.

Rita   poczuła   zapach   jego   kosztownej   wody   kolońskiej   i   gładkość 

policzka   na   swoim   czole.   Musiał   się   ogolić   w   czasie   jazdy.   Kochany, 

zapobiegliwy Ian. Taki przejęty swoim wyglądem zewnętrznym.

— Pięknie dziś wyglądasz powiedział cicho, poufale. — Rzeczywiście 

background image

pora już, żebyś zrzuciła tę skorupę, którą się  otoczyłaś i przypomniała 

sobie, że jesteś kobietą.

Rita   delikatnie   wyswobodziła   się   z   jego   objęć   i   z   wielką   uwagą 

wybierała kieliszki do wina.

— Tak, Ianie, masz  rację. Najwyższy czas, żebym wyszła ze swojej 

skorupy. To jeden z powodów, dla którego muszę przejąć ster we własne 

ręce. — Chciała, żeby jej słowa brzmiały zdecydowanie, ale zabrzmiały 

słabo, płaczliwie i przymilnie. Nienawidziła się za to. Do diabła, czy nie 

miała   prawa   samodzielnie   podejmować   decyzji   co   do   pieniędzy,   które 

zarobiła?   Chciała   się   wypróbować   w   tej   dziedzinie.   Dlaczego   zawsze 

musiała polegać na kimś innym?

—   Pamiętasz   o   tym   nie   opodatkowanym   funduszu,   o   którym 

opowiadałem ci kilka miesięcy temu? — spytał Ian, nalewając wino do 

kieliszków. Rita patrzyła, jak duży sygnet z onyksu na jego palcu odbija 

światło.   Czyżby   nie   słyszał,   co   mu   powiedziała?   Miał   zamiar   ją 

zlekceważyć?

—   Pamiętam   —   skłamała.   Kilka   miesięcy   temu   nie   interesował   jej 

wolny od podatku fundusz ani nic z tej dziedziny.

—   Nadszedł   odpowiedni   czas   i   kupiłem   akcje.   Jeszcze   kilka   takich 

okazji, a będziesz mogła żyć z procentów.

Rita była zaskoczona.

— Jak to? To znaczy… czy nie powinnam była czegoś podpisać?

Ian zaśmiał się, ubawiony, jakby była niedorozwiniętym dzieckiem.

— Nie musisz sobie zaprzątać głowy takimi sprawami. Właśnie po to 

podpisałaś   moje   pełnomocnictwo.   Ten   wolny   od   podatków   fundusz   to 

niezła okazja, ręczę ci… Co się stało, Rito? Czy nie powiedziałaś mi, że 

background image

nie interesują cię sprawy finansowe?

— To prawda, Ianie. Rzeczywiście tak powiedziałam.

Rita upiła łyk wina. Było jakieś kwaskowate. Fakt, powiedziała Ianowi, 

że nie chce mieć do czynienia z finansami… Nagle zdała sobie sprawę, 

dlaczego. Nie sądziła bynajmniej, że nie jest w stanie dać sobie z tym 

rady;   przecież   w   latach   małżeństwa   to   ona   zajmowała   się   kontem 

bankowym, płaciła rachunki, organizowała fundusze na wakacje. Zresztą 

szacowna firma Iana nie zawsze była jej agentem. Umowę z agencją Iana 

Martina podpisała dopiero jako pisarka o w pełni ugruntowanej pozycji. 

Na początku samodzielnie decydowała o swoich umowach, płatnościach, 

honorariach,   zawsze   śledząc   rynek   i   dostarczając   książki,   które   się 

sprzedawały i odpowiadały gustom czytelników. Sama decydowała o tym, 

ile   czasu   ze   swego   życia   poświęcić   na   pracę,   tak   aby   się   wywiązać   z 

umowy. I nawet jeśli zdarzało jej się podjąć nietrafną decyzję, umiała to 

potraktować jak naukę na przyszłość.

Nagła   niechęć   do   spraw   finansowych   zbiegła   się   z   kłopotami 

małżeńskimi. W pokrętny sposób obwiniała swoje przychody o dystans, 

jaki   powstał   między   nią   a   Brettem.   Zupełnie,   jakby   się   wstydziła 

sukcesu…   Brett   naturalnie   starał   się,   by   czuła   się   winna,   że   wraz   z 

większymi zarobkami przejmuje rolę mężczyzny w rodzinie. To były jego 

własne   słowa.   W   końcu   doszło   do   tego,   że   przestała   się   zajmować 

finansami i radośnie przerzuciła całą odpowiedzialność na Iana.

Ian   zamrugał   powiekami,   a   jego   twarz   poczerwieniała   nad 

śnieżnobiałym kołnierzykiem. Co się stało z kobietą, którą przysłał tu, aby 

ukończyła   powieść?   Pozostawił   roztrzęsioną,   niepewną   siebie   istotę,   a 

teraz odnajdował kogoś zupełnie innego. No tak, ma tę samą twarz i to 

background image

samo imię, ale nie jest to już Rita, jaką znał… Niepokoiło go to i jakoś 

drażniło…   Nie,   żeby   kiedykolwiek   chciał   wykorzystywać   jej   brak 

pewności,   ale   musiał   przyznać,   że   było   mu   przyjemnie   czuć   się 

potrzebnym i podziwianym przez inteligentną kobietę. Kobiety nie są już 

te same co kiedyś, w każdym razie od czasów tego dziwacznego Ruchu 

Wyzwolenia   Kobiet.   Wszystkie   zapragnęły   być   niezależne   i 

samowystarczalne.   Gdzie   się   podziały   te   zwyczajne,   czułe   kobietki, 

całkowicie uzależnione od mężczyzn? A nawet te utalentowane, jak Rita, 

które jednak zdawały sobie sprawę z własnych ograniczeń i przyznawały 

się do nich?

Rita   Bellamy   była   jedną   z   tych   staromodnych   kobiet,   przy   których 

mężczyzna mógł poczuć się kimś, a równocześnie wyczuwało się w niej 

zdolność  do wielkiej  namiętności.   Podniecała  go, pochlebiała  mu,  no  i 

była tak cholernie ładna… Chętnie by się z nią ożenił, gdyby go zechciała. 

Ale Rita zawsze mu umykała, zadowalając się utrzymywaniem znajomości 

na poziomie zawodowym. Zdarzały się jednak chwile, kiedy wydawało 

mu się, że mięknie. Jak choćby teraz, kiedy zaprosiła go do swego domku 

nad jeziorem… Zapakował do walizki nawet jedwabny szlafrok.

Ian   zawsze   był   powiernikiem   i   opiekunem   Rity.   Pomagał   jej,   kiedy 

rozpadło się jej małżeństwo. To on znalazł Ricie adwokata i nie pozwolił 

Brettowi, by ją oskubał. A teraz chce się sama zająć swoimi sprawami. Nie 

ma   prawa   tak   z   nim   postępować,   myślał   rozgoryczony,   najmniejszego 

prawa!   Wypił   łyk   wina,   starając   się   uspokoić.   Może   to   tylko   ten 

szczególny   czas   w   życiu   kobiety,   o   którym   nieraz   czytał.   To   przecież 

niemożliwe, by naprawdę sądziła, że przejmie ster i zacznie podejmować 

samodzielne decyzje.

background image

— Na kolację będzie duszony kurczak i sałata. To, co najbardziej lubisz 

—   zawołała   Rita   z   kuchni.   —   Stokrotki   są   śliczne.   Dziękuję,   Ianie. 

Postawię je na biurku, żeby mnie rozweselały.

—   Nie   wygląda   na   to,   że   tego   potrzebujesz,   kochanie   —   odparł 

znacząco.   Spodziewał   się,   że   spędzą   razem   długi   wieczór.   Będzie   ją 

pocieszał, namawiał, by wróciła do miasta, kiedy tylko skończy książkę… 

Tymczasem to on pragnął, aby go ktoś pocieszył. Miał dziwne uczucie, 

jakby ziemia usuwała mu się spod nóg. Centymetr po centymetrze.

— Powiedz mi, co słychać?

Musi się dowiedzieć, co sprawiło, że Rita tak wygląda. Nigdy dotąd nie 

słyszał takiego zaśpiewu w jej głosie, nie zauważył podobnego błysku w 

oczach. Zawsze wyglądała jak skrzywdzony szczeniak. Och, uśmiechała 

się, nawet śmiała, ale zawsze była w defensywie. Miał ochotę przytulić ją 

do siebie i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, że on to sprawi… I że 

będą razem, że jej nie opuści. W końcu obydwoje mieli dorosłe dzieci i 

żadnych zobowiązań. Troszkę się tylko wahał co do wieku. Czy dziesięć 

lat różnicy może mieć znaczenie? Kiedy on będzie miał siedemdziesiąt 

cztery lata, Rita będzie miała zaledwie sześćdziesiąt cztery.

Sącząc wino, pogadywali o tym i owym. Ian coraz wyraźniej dostrzegał 

zmiany, jakie zaszły w Ricie. Nadal była miła, zawsze pozostanie miła i 

wrażliwa, ale coś się zmieniło.

— Kiedy masz zamiar wrócić do miasta? — zapytał, spoglądając na nią 

znad kieliszka.

— Nie wiem. — Może nigdy, pomyślała. Może wtedy, kiedy Twigg 

stąd wyjedzie. A może wcześniej. Może tu przezimuje. Nie podjęła jeszcze 

decyzji. Zrobi to, kiedy będzie gotowa. Charles pójdzie na uczelnię, więc 

background image

Rita  nie   ma  żadnych obowiązków.  I należy  jej  się   wytchnienie,   zanim 

zabierze się do kolejnej książki.

— Sądziłem, że masz zamiar zostać tylko dopóki nie skończysz książki. 

— Starał się, by jego głos nie brzmiał kąśliwie. Bez skutku. Rita jednak 

tego nie zauważyła.

— Wiem.  Ale podoba mi się tutaj. Jestem zaskoczona, Ianie,  że nie 

zauważyłeś  moich   nowych  mebli.   Jak widzisz,   urządziłam  się  zupełnie 

wygodnie. Mam wrażenie, że lepiej mi się tu pisze. Idzie mi doskonale. 

Nic mnie nie nagli do powrotu i zgodziliśmy się, że nie jadę reklamować 

tej   książki.   Jestem   więc   panią   swego   czasu.   Nie   sprawię   ci   kłopotu, 

zostając tu dłużej, prawda?

Zadała pytanie, ale było jasne, że wcale jej to nie obchodzi.

— A co z dziećmi? Co z wnukami? — spytał nieco napastliwie.

Rita znów nie zwróciła uwagi na jego ton.

—   Co   z   dziećmi?   Ianie,   to   już   dorośli   ludzie.   Camilla   jest 

odpowiedzialnym człowiekiem i ma męża, żeby się o nią troszczył. Jest 

doskonałą matką, ma też grono własnych przyjaciół. Nawet kiedy jestem 

w   mieście,   to   jedynie   rozmawiamy   przez   telefon,   ale   nieczęsto   u   niej 

bywam. A jeśli chodzi o wnuczęta… Oczywiście, będę za nimi tęsknić, ale 

nie jestem za nie odpowiedzialna. Zajmuje się nimi ich matka, która może 

też   znaleźć   dla   nich   opiekunkę.   Musiałeś   chyba   zauważyć,   że   ostatnio 

trochę się od siebie oddaliłyśmy.

—   Tak.   I   to   mnie   zasmuca.   Zawsze   mówiłaś,   że   Camilla   jest   ci 

najbliższa i pod wieloma względami podobna do ciebie.

— Może na tym właśnie polega problem. Była zbyt podobna do mnie, 

kiedy   żyliśmy   wszyscy   razem   w   rodzinie.   Teraz   jest   inaczej.   Ja   się 

background image

zmieniłam i Camilla się zmieniła. Ma teraz o rok młodszą macochę. Nie 

podoba   jej   się,   że   robię   karierę.   W   ciągu   kilku   ostatnich   miesięcy 

zauważyłam, że coraz mniej się podobam Camilli. Jestem przekonana, że 

w głębi serca — wini mnie o rozwód. Wciąż nie może się z nim pogodzić. 

Przykro   mi,   ale   nic   nie   mogę   na   to   poradzić.   Brett   wymusił   na   mnie 

rozwód i muszę dorosnąć do tej sytuacji, a nie więdnąć samotnie w pustym 

domu. Robię spóźnioną karierę i właśnie nabrałam wiatru w żagle.

—   Zadziwiasz   mnie,   Rito.   Nigdy   nie   znałem   cię   od   tej   strony. 

Cokolwiek   zamierzasz,   nie   mam   nic   przeciwko   temu.   Po   prostu   się 

obawiam, żebyś… żebyś nie popełniła…

—   Żebym   się   nie   wygłupiła?   Powiedz   to,   Ianie.   Nazwij   rzecz   po 

imieniu.   Nie   owijaj   w   bawełnę.   Jeżeli   się   wygłupię,   sama   będę   za   to 

odpowiedzialna. To moje decyzje, moje wybory. Mogę popełniać błędy, 

wprowadzać   nieład   w   swoje   życie,   ale   będę   z   tego   wyciągać   wnioski. 

Przeżyję. Każdy popełnia błędy.

— A co z Rachel i Charlesem?

— Rachel jak to Rachel. Akceptuje mnie, jaka jestem. Nigdy niczego 

ode mnie nie żądała i mocno wierzę, że jako jedyna nie obwinia mnie po 

cichu za rozwód. Wspierała mnie przez ponad rok, żebym, jak to ujęła, z 

tego   wyszła.  Myślę,   że  będzie   mnie   zachęcać  do   niezależności.   Co   do 

Charlesa, nie jestem pewna. Wciąż mnie potrzebuje, ale w ograniczonym 

zakresie.   Chce   mieć   pewność,   że   w   razie   czego   może   na   mnie   liczyć. 

Dorasta i na uczelni będzie prowadził samodzielne życie. Jeżeli się nam 

poszczęści, dorośniemy razem. Jeśli nie, któreś z nas za to zapłaci.

Ian wypił wino i dolał sobie z butelki.

— Nie poznaję cię, Rito — powiedział powoli.

background image

Rita uśmiechnęła się. Kiedy ostatnio słyszała te same słowa?

— Myślę, że kolacja jest już gotowa. Jesteś dobrym przyjacielem, Ianie. 

Mam nadzieję, że nie zniszczysz naszej wspaniałej przyjaźni, cenzurując 

moje postępowanie. Pozwól mi popróbować własnych sił. Dobrze?

Co mu pozostawało?

— Dobrze — powiedział posępnie.

Rita   cały   czas   szczebiotała   wesoło.   Wkrótce   zobaczy   Twigga.   Miała 

nadzieję, że uda się jej tak pokierować wizytą, że Ian niczego nie zacznie 

podejrzewać. Z przyjemnością  zdała sobie sprawę, że jest jej wszystko 

jedno, czy Ian się domyśli czy nie. Chodziło tylko o to, że na razie chciała 

swoje   nowe   przeżycia   zachować   dla   siebie.   Później,   znacznie   później, 

zadecyduje, czy dzieci powinny się dowiedzieć, a jeśli tak, to jak należy to 

rozegrać. Cóż, to nie pójdzie łatwo, pomyślała, czując ucisk w żołądku.

Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że Iana coś zaprząta.

—   Masz   jakieś   kłopoty,   łanie?   —   spytała   —   Chciałbyś   o   czymś 

porozmawiać?   Nie   miałam   zamiaru   cię   obrazić.   Uważam   tylko,   że 

nadszedł   czas,   żebym   zaczęła   myśleć   i   działać   samodzielnie.   Mogłam 

napisać do ciebie list, ale uznałam, że lepiej będzie przedyskutować to 

bezpośrednio. — Nie chciała, by się domyślił, że podjęła tę decyzję w 

sposób nagły. Równie nagły, jak decyzję o zostaniu kochanką Twigga. 

Kochanką… Na samą myśl o tym poczerwieniała.

Ian przeczesał palcami szpakowate włosy. Zdawał sobie sprawę, że jest 

atrakcyjnym  mężczyzną,  przystojnym  i  dobrze  wychowanym.  Zdobycie 

kobiety   nigdy   nie   stanowiło   dla   niego   problemu,   nawet   w   czasie 

małżeństwa z Dorothy. Kiedy był młodszy, musiał się od nich dosłownie 

opędzać,   ale   jego   żona,   niech   spoczywa   w   pokoju,   nigdy   o   tym   nie 

background image

wiedziała.  Nie  był  zresztą  jakimś  szczególnym  łotrem.   Parę skoków  w 

bok, jakiś okazjonalny romans… Zawsze jednak był lojalny wobec matki 

swoich   dzieci   i   dbał,   by   się   nie   dowiedziała   o   tych   historiach, 

spowodowanych jego wybujałym temperamentem.

Nie, nigdy nie musiał zabiegać o względy kobiety i złościło go, że Rita 

pozostaje nieczuła na jego wdzięki. Przyglądał się jej teraz, zdając sobie 

sprawę, że oczekuje od niego jakiejś odpowiedzi. Nie był pewien, czyją 

kocha. Nie był nawet pewien, czy w jego wieku jest w ogóle zdolny do 

miłości… Wiedział, że jej pragnie, i był przekonany, że gdyby ją zwabił 

do łóżka, zadowoliłby ją seksualnie.

Jego uczucia dla Rity były bardziej skomplikowane niż zwykła miłość. 

Było to coś głębszego, bardziej istotnego. Może chęć bycia potrzebnym? 

Rita   sprawiała,   że   czuł   się   potrzebny   i   reagował   na   to,   jak   klasyczny 

mężczyzna.   Wrażenie,   że   musi   ją   chronić,   osłaniać   przed   krzywdą   i 

rozczarowaniem,   było   czasami   tak   przejmujące,   że   zapierało   mu   dech. 

Razem   mogliby   żyć   spokojnie   i   wygodnie,   czerpiąc   z   tego   wzajemne 

korzyści.

W ciągu minionych lat widywał przebłyski tej niezależności, którą teraz 

tak   się   szczyciła.   W   przeszłości   były   one   jednak   szybko   tłumione; 

najpierw   przez   Bretta,   a   potem   przez   Camillę   i   Charlesa.   Ze   skruchą 

pomyślał, że mógł ją zachęcać do odnalezienia własnej siły… Ale lubił, 

kiedy przychodziła do niego po radę i rozkwitał wśród jej komplementów 

na temat jego orientacji w biznesie. Inni jego klienci na ogół lubili życie 

ułatwione i mieli mu za złe to, co nazywali zawracaniem głowy. Kiedy 

umowa została podpisana, nie chcieli o nim słyszeć, dopóki nie miał dla 

nich czeku.

background image

Jezu, on nawet nie lubił tej taniochy, którą pisała… No, ale taniocha, nie 

taniocha, Rita była uznaną pisarką z licznymi wielbicielkami i większym 

potencjałem niż niektórzy tak zwani „artyści”, którzy popełniali książkę 

raz   na   siedem  lat.   Zarobki  Rity   zdumiewały   go,   i  czasami   chichotał   z 

niedowierzaniem w drodze do banku.

— Przepraszam, Rito. Myślałem o czymś innym. Co mówiłaś?

Rita uśmiechnęła się. Ian sprawiał wrażenie zmęczonego. Jeżeli Twigg 

wkrótce się nie pojawi, Ian pójdzie spać i tak się to zakończy.

— Nic ważnego. Nie czuj się w obowiązku zostawać ze mną,  tylko 

dlatego, że jesteś moim gościem. Masz za sobą długą podróż. Popracuję 

jeszcze trochę. Dobrze mi idzie i nie chcę pogubić wątków.

— To chyba ta różnica wieku, prawda? Właśnie zdałaś sobie sprawę, że 

jestem ode ciebie o dziesięć lat starszy. Wiem, że jesteś młoda i pełna 

życia, ale wierzę, że i ja mam przed sobą wiele dobrych lat.

Rita miała zamiar zapalić papierosa. Wpatrywała się w Iana, zdumiona 

tym, co powiedział.

— Różnica wieku, w związku z czym? — spytała ochrypłym głosem.

— Z nami. Ze mną i z tobą.

— Nie ma żadnego my, Ianie. Jesteś moim agentem, a ja twoją klientką. 

Przyjaźnimy się. Nie wiedziałam, że ty… to znaczy, nigdy nie mówiłeś… 

czyja cię właściwie zrozumiałam?

Ian skinął głową.

— Nie chciałem cię ponaglać. Ten rozwód i w ogóle… Twoje dzieci 

mnie   lubią,   ty   lubisz   moje.   Obydwoje   mamy   wnuki.   Łączy   nas   wiele 

wspólnego. Myślałem, że wyczułaś… może powinienem był powiedzieć ci 

o tym wcześniej… — głos Iana był solenny i trzeźwy. Rita poczuła ciarki 

background image

na plecach.

— Nie miałam pojęcia, Ianie. Przepraszam. Pochlebiłeś mi. Czuję się 

zaszczycona, że pomyślałeś o mnie w taki sposób.

Tydzień temu, miesiąc temu, prawdopodobnie padłaby mu w ramiona, 

nie zdając sobie sprawy, że ani razu nie wypowiedział słowa „miłość”.

Stukanie   do   drzwi   uratowało   Iana   przed   obstawaniem   przy   swojej 

propozycji.

— Proszę! — krzyknęła uszczęśliwiona Rita. Miała ochotę roześmiać 

się i zarzucić Twiggowi ramiona na szyję. Jego niesforne, wijące się włosy 

były   wilgotne   i   zwisały   poskręcane   w   drobne   loczki   po   obu   stronach 

twarzy. Rita poczuła zapach płynu po goleniu i zakręciło się jej w głowie. 

Na tę okazję Twigg przywdział czystą, chęć pogniecioną koszulę i dżinsy 

obciskające jego szczupłe biodra i długie nogi, Całości dopełniały adidasy.

— Twigg Peterson — wyciągnął rękę w kierunku Iana, zorientowawszy 

się, że Rita po prostu stoi i wpatruje się w niego. Sytuacja mogłaby się stać 

niezręczna.

— Ian Martin — przedstawił się zaskoczony Ian. Spojrzał na Ritę, a 

jego oczy mówiły wyraźnie: „Wydawało mi się, że mówiłaś, że nie ma tu 

nikogo prócz ciebie”.

—   Twigg   przygotowuje   serię   artykułów   o   delfinach   i   wielorybach 

zabójcach.   Mieszka   w   domku   Johnsona   po   przeciwnej   stronie   jeziora. 

Zastanawiała   się,   czy   Ian   zdaje   sobie   sprawę,   że   przeszywa   Twigga 

nienawistnym spojrzeniem.

Twigg zaś nie spuszczał oczu z Rity.

— Napiłbym się piwa, jeśli można. Nie wstawaj, sam przyniosę.

„Sam   przyniosę”   —   powtórzył   bezgłośnie   Ian,   spoglądając   na 

background image

roześmianą twarz Rity. Skinęła głową i odchylając się na oparcie krzesła, 

zapaliła papierosa, Ian nigdy nie rozumiał, jak mężczyzna może obsłużyć 

się sam, kiedy w pobliżu jest kobieta. Nigdy by mu nie przyszło do głowy, 

żeby   samemu   wziąć   sobie   piwo   z   lodówki.   Od   tego   były   żony   i 

gospodynie.

Ian ciężko opadł na krzesło. Twigg wrócił z kuchni i usiadł obok niego 

naprzeciw Rity. Przez chwilę przyglądała się obydwu mężczyznom. Po 

oświadczynach Iana i przybyciu Twigga poczuła się jak dawniej, niepewna 

siebie i przestraszona rozmową, która miała nastąpić, Ian popijał wino z 

niezadowoloną i rozgniewaną miną. Opróżnił kieliszek i odstawił go na 

stolik. Jego oczy powędrowały w kierunku Rity, jakby się spodziewał, że 

zerwie się i w pośpiechu naleje mu wina lub przynajmniej spyta, czy ma 

ochotę na jeszcze jeden… Twigg pił piwo i chyba nie zdawał sobie sprawy 

z niezadowolenia Iana.

— Udało mi się dziś napisać osiemset słów — pochwalił się z dumą.

—   To   wspaniale!   Wygląda   na   to,   że   zdążysz   bez   kłopotu   na   czas   i 

wywiążesz się z umowy — Rita z łatwością włączyła się do rozmowy. Z 

Twiggiem wszystko było takie łatwe… Od czasu do czasu kierował swoje 

pytania do Iana i rozmowa stała się ogólna.

Rita zasugerowała, by Ian znalazł rynek dla artykułów Twigga i agent 

wyraził chęć rzucenia okiem na jego dokonania.

—   Nie   są   wiele   warte   bez   towarzyszących   im   ilustracji   —   wyjaśnił 

Twigg.   —   Umowa   z   „National   Geographic”   przewiduje   dołączenie 

fotografii, a są one cholernie dobre, jeśli wolno mi to mówić samemu.

Ian   wydawał   się   bardzo   zainteresowany.   Oto   człowiek   o   wysokich 

kwalifikacjach.   Umowa   z   „National   Geographic”   to   nie   byle   co,   a   Ian 

background image

słyszał niedawno, że jeden z większych wydawców szuka czegoś, co Ian 

lubił nazywać „literaturą kawiarnianą”.

Zadowolona, że mimo mało obiecujących początków obaj panowie tak 

dobrze się porozumiewają, Rita przeprosiła ich cicho i poszła do kuchni, 

żeby pozmywać naczynia. Chwilę potem Twigg wstąpił po następne piwo, 

a za nim Ian z pustym kieliszkiem w dłoni. Rozmowa postępowała; Twigg 

miał przesłać Ianowi portfolio swoich fotografii z tekstem.

Twigg sięgnął po ścierkę i, jakby to była najnaturalniejsza w świecie 

rzecz, zaczął wycierać to, co Rita pozmywała, cały czas nie przerywając 

rozmowy. Jeżeli nawet starszy z mężczyzn był zdziwiony postępowaniem 

Twigga,   nie   dał   tego   po   sobie   poznać.   Kiedy   chodziło   o   interesy,   Ian 

wykazywał niespożytą energię i za nic w świecie nie zrezygnowałby z 

przynoszącego zyski klienta.

O północy Ian oświadczył, że idzie spać. Rita zaproponowała, że obudzi 

go o wpół do szóstej rano, tak by uniknął godzin szczytu na autostradzie 

między stanowej.

—   Dobranoc,   Ianie   —   powiedziała   miękko,   nie   spoglądając   w   jego 

oskarżycielskie brązowe oczy, pytające, kiedy, jeśli w ogóle, odeśle tego 

młodego łajdaka, Petersona, do domu.

— Dobranoc, kochanie. — Niedbale cmoknął ją w policzek i serdecznie 

uścisnął dłoń Twigga. — Będę czekał na pański materiał, panie Peterson. 

Niech pan nie zwleka. Jestem wyznawcą powiedzenia: „kuj żelazo, póki 

gorące”.

— Tak też zrobię — zapewnił go Twigg, siadając na podłodze obok 

krzesła Rity.

—   Skutecznie   sobie   z   nim   poradziłeś   —   pochwaliła   go,   kiedy   Ian 

background image

zostawił ich samych.

Twigg uniósł brew.

— Skutecznie? Zwięźle i treściwie powiedziane. Też bym tak to nazwał.

Rita się roześmiała. Twigg doskonale wiedział, co chciała powiedzieć, 

tyle że nie uważał sprawy za wartą omawiania, Ian był już gotów znielubić 

Twigga, a zamiast tego zaoferował mu pomoc w znalezieniu rynku na jego 

artykuły…   Zadziwiające.   Podobał   jej   się   sposób   bycia   Twigga:   Pewny 

siebie, ale nie zanadto zuchwały i czupurny, przynajmniej w stosunku do 

Iana,   który   miał   nieco   przestarzałe   poglądy.   Przeczuwała,   że   Twigg 

potrafiłby   znaleźć   się   w   każdej   grupie   i   wszędzie   byłby   lubiany   i 

podziwiany. No weźmy choćby sposób, w jaki oczarował ją samą!

Twigg   powoli   sączył   piwo,   ukradkiem   przyglądając   się   Ricie.   Miał 

ochotę zaciągnąć ją do swego łóżka, tulić ją, dotykać, słuchać, jak szeptem 

wymawia   jego   imię,   dając   się   ponieść   rozkoszy.   Lubił   jej   ładne   nogi. 

Szczupłe   i   kształtne,   kokieteryjnie   eksponowane   w   rozcięciu   spódnicy. 

Zauważył głęboki dekolt bluzki i przez cały wieczór wracał spojrzeniem 

do   tajemniczego   zagłębienia   pomiędzy   piersiami   Rity.   Pragnął   wtulić 

twarz w jej biust, wdychać zapach…

—   Grosik   za   twoje   myśli   —   Rita   lekko   dotykając   jego   głowy, 

przeczesała palcami poskręcane włosy.

Twigg spojrzał w jej twarz.

— Właśnie myślałem o tym, że chętnie przerzuciłbym cię przez ramię, 

zaniósł do mego domku i kochałbym się z tobą bez pamięci.

Rita   spoglądała   przez   chwilę   na   drzwi   sypialni   Iana.   A   potem   z 

uśmiechem przeniosła wzrok na Twigga.

— Więc na co czekasz?

background image

Twigg uśmiechnął się z zachwytem, oczy zaszły mu mgłą i Rita była 

zgubiona. Wstał, chwycił ją w ramiona i schował twarz w jej dekolcie.

background image

R

OZDZIAŁ

 6

Zaniósł ją do pogrążonej w ciemności chaty. Rita oparła głowę na jego 

ramieniu   i   zachęcała   go   do   pośpiechu,   liżąc   leciutko   po   kiełkującym 

zaroście. Lubiła zapach Twigga: korzenny, piżmowy, a przede wszystkim 

bardzo męski.

Zupełnie   jakbym   znów   była   młodą   dziewczyną,   pomyślała   i   lekki 

dreszcz przebiegł jej ciało. Nigdy nie przypuszczałam, że jeszcze tak się 

poczuję. Cała rozedrgana, ze ściśniętym z przejęcia żołądkiem i zawrotem 

głowy. Myślała, że takie emocje są już dawno poza nią, że kobieta w jej 

wieku jest za stara, zbyt doświadczona, by reagować aż tak spontanicznie. 

Cieszyła się, że tak nie jest. Nigdy się nie jest „za starą”. Płochliwość 

debiutantki,   dziki   trzepot   serca,   pragnienie,   by   dawać   i   otrzymywać 

rozkosz, wszystko to było w niej, nigdy tak naprawdę nie zapomniane… 

W ramionach  Twigga  była gładką i jędrną  szesnastolatką,  włosy  miała 

ciemne jak orzech, a skórę białą jak alabaster. Czuła się piękna, a czując, 

rzeczywiście taka się stawała.

Twigg zaniósł ją do sypialni i delikatnie położył na łóżku. Czuła jego 

woń:   płyn   po   goleniu,   dochodzący   z   łazienki   zapach   wilgoci   i   mydlą, 

skóra, tytoń… Działały na nią jak afrodyzjak.

Twigg   zapalił   lampkę   na   szafce   nocnej.   Pokój   wypełnił   się 

przyćmionym światłem.

— Chcę cię widzieć, Rito. Chcę patrzeć na ciebie, kiedy będziemy się 

kochać.

Jego głos brzmiał ochryple, w oczach miał uwodzicielski błysk. Poczuła 

szybsze bicie serca. Przyglądała się jego dłoniom, kiedy rozpinał guziki jej 

background image

bluzki. Powoli zsunął tkaninę z jej ramion, pieszcząc wargami obnażone 

piersi.

Była   jak   zahipnotyzowana   jego   ruchami,   szalenie   podekscytowana   i 

lekko spięta. Pieścił ją i całował, szepcząc, jak bardzo mu się podoba, jak 

bardzo jej pragnie. Sztuka po sztuce wyłuskiwał ją z ubrań, rozgrzewając 

pieszczotą rąk, dotknięciem ust, gdy drżała w nocnym chłodzie. Dźwięk 

jego   głosu,   głęboki,   gardłowy,   budził   w   niej   dziwne   wibracje. 

Odpowiadała mu całą sobą, pozwalając, by był stroną aktywną, agresorem, 

mistrzem.

Usłyszała   własny   jęk   rozkoszy,   kiedy   jego   usta   rozpalały   w   niej 

płomienie,   które   uważała   za   dawno   wygasłe   i   zmienione   w   popiół 

rozwiewany   przez   zimowe   wichry.   Słyszała   jego   szept,   że   jest   piękna, 

kobieca, pociągająca…

Rita pragnęła być piękna dla niego. Chciała dawać mu rozkosz i czynić 

go szczęśliwym. W jego rozkoszy odnajdzie swoją własną, czekającą w 

uśpieniu, która uczyni z niej świadomą siebie kobietę.

Twigg wstał i zaczął się rozbierać. Złocista od słońca skóra, twarde, 

szczupłe, muskularne ciało. Szeroka pierś, długie, silne ramiona, gładkie i 

szczupłe   biodra.   Włosy   koloru   złota   porastały   jego   pierś   i,   ciemniejąc, 

przechodziły w trójkąt na podbrzuszu. Nogi miał długie i gibkie, dobrze 

umięśnione,   ale   jej   wzrok   przyciągnęło   ocienione   miejsce   pomiędzy 

udami. To, że jej pragnął, było niewątpliwe — świadectwem był dumnie 

sterczący członek. Wyciągnęła ręce, by go dotknąć; jej dłonie z miłością 

ujęły męskość Twigga i powędrowały ku tyłowi, do owego szczególnie 

wrażliwego miejsca, typowego dla mężczyzny. Twigg zagłębił palce we 

włosach Rity, zamknął oczy i odrzucił głowę do tyłu.

background image

— Uwielbiam, kiedy mnie dotykasz — powiedział cicho. A może tylko 

to sobie wyobraziła.

Otworzyła ramiona i zamknęła go w objęciu, kiedy wsunął się do łóżka i 

wyciągnął nagi obok niej. Była jak naelektryzowana. Usta na jej ustach 

domagały   się   reakcji,   dłonie   rozpalały   jej   ciało,   odnajdując   i  biorąc   w 

posiadanie   każdą   kobiecą   krągłość.   Spazmatyczne   poruszenia   jej   ciała 

wyrywały z niego gardłowy jęk zachwytu. Odnalazł dłońmi krągłość jej 

piersi; zadrżała, gdy zaczął pieścić je wargami, całować, ssać, drażnić…

Sięgnęła w dół, by ująć jego męskość. Gładziła ją, błądziła palcami po 

sekretnych   miejscach   między   udami   kochanka,   wśród   sztywnych, 

skręconych   włosów,   tak   ponętnych…   Czuła   emanujące   z   niego   fale 

błogości, gdy zatracał się w jej pieszczocie. Uniosła się na łokciu i skryła 

twarz   w   złocistym   futerku   na   jego   piersi,   smakując   świeżość   skóry   i 

schodząc ustami coraz niżej, aż zagłębiła się w gąszcz na podbrzuszu.

Leżał na wznak, poddając się pieszczocie, a jego dłonie nie przerywały 

kontaktu   z   jej   ciałem.   Biodra,   krągłe   pośladki…   Jej   ręka   odnalazła 

członek, usta zagarnęły go w posiadanie. Wstrzymał oddech i wygiął się w 

łuk.

Przyciągnął ją do siebie tak, że dolne partie jej ciała znalazły się przed 

jego oczami. Powiódł rękami wzdłuż pleców, zszedł ku pośladkom, i niżej, 

aż po cień między udami. Rozsunął je, aby mieć dostęp do jej wnętrza. 

Chwyciwszy mocno rękami jej biodra, by była jak najbliżej, pieścił ustami 

i językiem wrażliwe ciało, smakował, sycił się nią, czując, jak paroksyzmy 

błogości natychmiast znajdują odbicie w jej pieszczotach. Ich podniecenie 

zdwajało się, pożądanie zwielokrotniało…

Odwrócił ją teraz twarzą ku sobie. Zagarnął ustami jej usta, by poczuła i 

background image

jego, i własny smak. Ciało Rity zafalowało pod jego dłońmi, pieszczącymi 

piersi, plecy, wnętrze ud… Nie było centymetra na jej ciele, którego by nie 

dotknął,   nie   uwielbił.   Przedłużał   tę   mękę,   doprowadzając   niemal   na 

granicę wyzwolenia, po to tylko, by opóźnić wtargnięcie. Płomień trawił 

jej trzewia, pragnienie, by wziął ją, teraz, natychmiast, przesłaniało cały 

świat… To on był teraz jej światem, potrzebowała tylko jego. Tylko on 

mógł dać jej tę triumfującą radość kobiecości.

Zachłannie chwyciła jego sztywną, pulsującą męskość, zbliżyła ku sobie 

i potarła o swoje wilgotne, stęsknione ciało.

— Weź mnie — wyrzuciła z siebie gorączkowym, błagalnym szeptem 

— weź mnie natychmiast!

Położył   się   na   niej   i   objął   ją   ramionami.   Znów   zagarnął   jej   usta, 

smakując językiem ich jedwabiste wnętrze. Rozchyliła uda, by go przyjąć, 

by wypełnił wreszcie tę pulsującą pustkę, którą stworzył w jej ciele.

Twigg patrzył na twarz Rity, zachwycony  gwałtownością  pragnienia, 

jakie   się   na   niej   malowało.   Piękna,   ach,   jaka   piękna.   Rozchylone   usta 

ukazujące koniuszek języka, głowa odrzucona do tyłu, oczy zaciśnięte z 

namiętności…

Wszedł w nią, czując, jak zamyka się wokół niego jedwabista wyściółka 

pochwy.   Chciał   wniknąć   jak   najgłębiej,   połączyć   się   z   nią   w   jedność, 

poznać   tak,   jak   nigdy   nie   znał   żadnej   innej   kobiety.   Pomiaukiwała   z 

rozkoszy, gdy poruszał się wewnątrz niej, najpierw łagodnie, potem coraz 

gwałtowniej,   w   miarę   jak   coraz   bardziej   tracił   panowanie   nad   sobą. 

Zagłębiał się w nią, czując, jak uniesieniem bioder wychodzi naprzeciw 

każdemu pchnięciu, jak obejmuje go kurczowo ramionami, nogami, jak 

pragnie, by był jeszcze głębiej, i jeszcze…

background image

Kiedy dotarli do punktu, z którego nie ma odwrotu, otworzyła oczy i 

patrzyła   na   niego   z   uśmiechem,   unoszącym   kąciki   jej   obrzmiałych   od 

pocałunków ust. Poczuł, że zapada w jasnoniebieską głębię jej tęczówek, 

która wciąga go coraz dalej i dalej, ku magicznej jedności dusz, ku pełni 

radości, do której związek ciał jest zaledwie mało znaczącym wstępem.

Rita oparła głowę na ramieniu Twigga.

—   Śpiąca?   —   zapytał.   Skinęła   głową.   —   Jeśli   chcesz   pospać,   będę 

pilnował zegarka. Nie mam budzika, ale mój zegarek jest godny zaufania.

—   Hmmm   —   zamruczała   z   zadowoleniem.   —   Zupełnie   jak   jego 

właściciel.

— Ja? Godny zaufania? Czyżbyś nie zauważyła, madame, że właśnie cię 

wykorzystałem?

Rita przepadała za jego śmiechem.

— Czyta pan zbyt wiele romansów, sir! — lekko szarpnęła za włosy na 

piersi Twigga, udając, że go beszta.

— Ja nie czytam romansu, Rito. Ja go przeżywam. Od chwili, kiedy cię 

spotkałem.   —   W   jego   głosie   zabrzmiała   głęboka   nuta   i   Rita   poczuła 

dreszcz pomiędzy łopatkami. — Jesteś, kochanie, najbardziej romantyczną 

kobietą, jaką znam. Słodką, wrażliwą, kobiecą. Bez fałszywych zagrywek i 

nieszczerych miń. Bardzo cię lubię, Rito Bellamy.

Objął ją ciaśniej. Jest dla mnie dobry, pomyślała, bardzo dobry. Czas z 

nim spędzony jest podniecający, a jednocześnie kojący. I pracuje jej się 

dobrze: Twigg nie stawia jej żadnych żądań i nie wpycha się w jej życie. 

Ma   własną   pracę   i   dobrze   wie,   jak   trudno   uchwycić   przerwany   wątek 

myśli.

—   Przyznaj   się   —   szepnął   w   jej   miękkie   włosy.   —   Zupełnie 

background image

zapomniałaś o Ianie, prawda?

— Skąd wiesz, gałganie?

—   Poznałem   po   wyrazie   twoich   oczu,   kiedy   się   kochaliśmy.   Byłem 

wtedy dla ciebie jedynym mężczyzną, jaki istnieję. Może nie? Przyznaj 

się!   —   drażnił   się   z   nią,   ale   jakaś   nuta   w   jego   tonie   nakazywała   jej 

szczerość.

— No, dobrze. Przyznaję. Byłeś jedynym mężczyzną, który dla mnie 

istniał.   Wypełniłeś   cały   mój   świat   i   to   było   wspaniałe.   Dotarłeś   tu   — 

przykryła   dłonią   pierś   i   jej   lekko   wypowiadane   słowa   nagle   nabrały 

znaczenia.

—   Sprawiasz,   że   czuję   się   niezwykle   —   powiedział   Twigg, 

przewracając się na bok, aby się do niej przytulić. Zaczął pieścić ustami jej 

piersi, pulsujące zagłębienie u nasady szyi… Jego dłonie rozpoczęły rytuał 

brania w posiadanie, budząc w niej na nowo głód, który, jak sądziła, został 

zaspokojony.

—   Chcę   się   z   tobą   kochać   jeszcze   raz,   Rito.   I   nie   wiem,   czy 

kiedykolwiek przestanę chcieć się z tobą kochać.

Nakrył jej usta wargami, zagarnął je i Rita poczuła narastające od nowa 

pragnienie. Tak, pomyślała, zanim poddała się ekstazie, to nie byle jaka 

miłość. Nawet jeśli nie potrwa „dopóki śmierć nas nie rozłączy” i tak jest 

nie byle jaka, Rita siedziała ze wzrokiem utkwionym w telefon, postukując 

o zęby gumką na końcu ołówka. Było parę minut po dziewiątej, Ian już 

dawno   odjechał,   wyprawiony   w   drogę   po   porządnym,   staromodnym 

śniadaniu,   jak   lubił   je   nazywać:  kawa,   bekon,   jajka,   sok   i  przysmak   z 

przysmażonych   ziemniaków.   Górskie   powietrze   wzmaga   apetyt, 

powiedział, kończąc drugą grzankę, po czym uważnie przejrzał zapisane 

background image

na maszynie strony.

Ian nie był wielbicielem romansów historycznych, Rita dobrze o tym 

wiedziała. Uważał je niemal za chłam, dokładnie zaś, ale z zachowaniem 

dobrego smaku, opisane sceny miłosne określił, ku jej przerażeniu, jako 

„umiarkowane   porno   dla   dam”.   Zawsze   zachęcał   Ritę   do   napisania 

powieści   współczesnej   i   w   jej   głowie   powstał   nawet   zalążek   projektu 

takiej   książki.   Ale   jak   Ian   mógł   się   spodziewać,   że   Rita   porzuci 

siedemnaste   stulecie,   aby   pracować   nad   czymś   współczesnym,   skoro 

zgodnie   z   umową   miała   się   wywiązać   z   jeszcze   jednego   romansu 

historycznego?   Zupełnie   niemożliwe.   Jednak   przyłapywała   się   na 

obmyślaniu   intrygi,   a   nawet   naszkicowała   charakterystykę   głównych 

bohaterów. Westchnęła. Może po ukończeniu następnej książki będzie się 

mogła zabrać do czegoś współczesnego…

Ian nie nawiązał do swoich wieczornych oświadczyn. Było przecież do 

bólu oczywiste, że Rita nie czuje wobec niego żadnych romantycznych 

skłonności. Nie, wyglądało na to, że interesują ją mężczyźni znacznie od 

niej młodsi. Peterson pewnie niedawno przekroczył trzydziestkę, pomyślał 

Ian, popijając kawę. Zdawał sobie sprawę, że kiedy on położył się spać, 

Rita   wyszła   z   domu   z   tym   Petersonem.   Właśnie   się   obudził,   kiedy 

wśliznęła się do chaty, aby zgodnie z obietnicą, obudzić go o wpół do 

szóstej, Ian nie przejmował się tym, ale był przekonany, że Rita zmierza 

ku zgubie. Bolesnej zgubie. Nie mógł się jednak mieszać… No, chyba że 

romans   miałby   wpływ   na   jej   karierę.   Dlatego   tak   starannie   przeglądał 

tekst. Wszystko jednak wydawało się w porządku… Dialogi były żywe i 

potoczyste,   a   opisy,   jak   to   u   Rity   Bellamy,   tak   wyraziste,   jakby   się 

oglądało bohaterów na szerokim ekranie. Zamierzał po ojcowsku udzielić 

background image

jej parę przestróg w związku z tym nieszczęsnym romansem. Jeżeli nie 

chce,   aby   nadal   zajmował   się   lokowaniem   jej   pieniędzy,   to   niech 

przynajmniej wysłucha jego rad w związku z pracą… Ale nie znalazł nic, 

do czego mógłby się przyczepić. Dopił kawę i odjechał jak niepyszny.

Rita   cieszyła   się,   że   wyjechał,   Ian   był   bliskim,   kochanym, 

wypróbowanym   przyjacielem,   ale   jego   deklaracja   z   poprzedniego 

wieczoru oraz podejrzenie, że mógł zdawać sobie sprawę, gdzie spędziła 

noc, wprawiały ją w zakłopotanie. Jedź, jedź! — myślała. — Nie chcę cię 

tutaj. Nie chcę tutaj nikogo. Chcę poznawać i odkrywać tę nową osobę, 

którą się staję. Nową kobietę.

Siedziała teraz nad książką telefoniczną, otwartą na stronie z numerami 

miejscowych   ginekologów.   Okazała   się   głupia.   Jest   dorosłą   kobietą   z 

trojgiem dzieci i nie od dziś wie, że istnieją różne metody antykoncepcji. 

Ale wszystkie wydawały jej się jakieś takie… wymyślne. Takie zimne i 

wykalkulowane.

Rusz   się,   dziewczyno!   —   pomyślała.   —   Spójrz   prawdzie   w   oczy. 

Prawdziwy kłopot zacznie się, kiedy odkryjesz, że jesteś w ciąży… Rusz 

głową!

Przesunęła palcem po nazwiskach ginekologów. Ani ona, ani Twigg nie 

wspomnieli   o   antykoncepcji.   Ale   przecież   nie   jest   już   szesnastoletnią 

uczennicą. Jest dorosłą kobietą; na miłość boską, i naturalne, że Twigg 

spodziewa   się,   że   sama   o   siebie   zadba.   Nawet  Rachel  stosuje   pigułkę, 

odkąd skończyła siedemnaście lat. Dlaczego bez trudu pogodziła się, że jej 

siedemnastoletnia córka prowadzi życie seksualne, a nie umie właściwie 

zadbać   o   tę   stronę   własnego   życia?   To   Brett   zawsze   zajmował   się   tą 

sprawą w ich związku — używał prezerwatyw lub uciekał się do stosunku 

background image

przerywanego. Pigułka antykoncepcyjna była czymś, czego Rita nigdy nie 

brała pod uwagę. A teraz musiała wziąć.

Nie bądź idiotką, przemawiała do siebie. Jeżeli siedemnastolatka może 

zadbać o antykoncepcję, żeby się uchronić przed ciążą, to z pewnością jej 

matka także! Prawie ze złością wykręciła numer i umówiła się na wizytę. 

Omal   się   nie   zakrztusiła,   mówiąc   pielęgniarce,   że   potrzebuje 

natychmiastowej  wizyty  w celu  dobrania  jakiejś metody   antykoncepcji. 

Głos kobiety po drugiej stronie linii pozostał zimny i profesjonalny. Boże, 

czy   oni   stale   odbierają   telefony   od   czterdziestotrzyletnich   kobiet, 

żądających   natychmiastowej   antykoncepcji,   żeby   kochankowie   nie 

wpędzili ich w ciążę? Czwarta godzina? Jutro? Nie, dzisiaj. Rita poczuła, 

że   wilgotnieją   jej   dłonie   i   z   trudem   wydobyła   ź   siebie   głos.   Nie   do 

pomyślenia,   co   zrobiła!   Zimne.   I   wyrachowane.   Do   diabła,   nie! 

Odpowiedniejszym   terminem   byłoby   mądre.   Dorosłe.   Odpowiedzialne. 

Odetchnęła z ulgą.

* * *

Po założeniu spirali czuła trochę bólu i skurcze, ale lekarz uprzedził ją o 

tym, więc się nie niepokoiła. Kiedy siedziała w pustej poczekalni, przyszło 

jej do głowy, że w New Jersey nie uzyskałaby wizyty w tym samym dniu 

nawet u swego stałego lekarza. Dzięki Ci, Boże, za małe miasteczka.

Powinna się wstrzymać od kontaktów seksualnych przez co najmniej 

dobę, powiedział poważnie lekarz, a Rita poczuła, że się rumieni. Czyżby 

wiedział?   Czy   widać   było,   że   ma   płomiennego   kochanka,   który   ma 

zaledwie trzydzieści dwa lata i jest bardzo niecierpliwy?

background image

Twigg miał przyjść na kolację i Rita zastanawiała się, co zrobi, jeśli 

zechce się z nią kochać. Nie jest łatwo, ot tak, po prostu, zakomunikować 

kochankowi,   że   ma   się   w  macicy   plastikową   pętlę,   która   ma   zapobiec 

wpadce i nie pozwala na pofolgowanie sobie tego właśnie wieczoru.

Wyrzuciła   to   z   siebie,   kiedy   siedzieli   przy   sałatce.   Twigg   zamarł   z 

widelcem   w   pół   drogi   i   spojrzał   na   nią   zdumiony.   Nagle   wybuchnął 

śmiechem.   Jej   niewinność   była   zadziwiająca   i   bardzo   go   ubawiła. 

Jednocześnie   poczuł   się   jednak   głęboko   wzruszony.   Liczyła   się   z   nim 

wystarczająco, by zawierzyć coś równie osobistego… Po drugie, wiedział 

teraz, że jest jej jedynym kochankiem, o co nie śmiał zapytać.

Wstał, szybko do niej podszedł, otoczył ramionami i z zapałem ucałował 

w kark.

— Rito, kochanie, jesteś cudowna.

—   Naprawdę?   Nie   przeszkadza   ci   moja   naiwność?   Przeżywam   ból 

dorastania, Twigg. Całe życie byłam chroniona, a teraz muszę przyjąć do 

wiadomości, że jestem dorosłą kobietą i wziąć za to odpowiedzialność.

— I to jest właśnie wspaniałe. Że pozwalasz mi być obok i dzielić to z 

tobą.

W   nocy,   kiedy   świat   pogrążony   był   we   śnie,   Twigg   trzymał   ją   w 

ramionach. Rozmawiali, śmiali się, opowiadali sobie nawzajem o swoich 

tajemnicach… Choć dotykali się, pieścili i całowali, ich namiętność była 

kontrolowana i tliła się tylko, a nie wybuchała ogniem. Rita wiedziała, że 

Twigg   jej   pragnie.   Powiedział   jej   o   tym   i   czuła   twardość   rzeczowego 

dowodu,   wciśniętego   pomiędzy   jej   uda.   Nauczyła   się,   że   istnieją   inne, 

bardzo wymowne sposoby wyrażania czułości i namiętności, bez stosunku 

płciowego. I wszystkie sprawiały, że jej policzki były zaróżowione, usta 

background image

gorące, a ona czuła się kochana. Miłością w stylu Twigga.

* * *

Późnym   popołudniem   nadjechała   Rachel,   trąbiąc   klaksonem,   aby 

obwieścić swoje przybycie. Rachel zawsze robiła wszystko z hałasem i 

fanfarami,   toteż   Rita,   chcąc   nie   chcąc,   uśmiechnęła   się   pod   nosem. 

Właśnie dziś rano Rachel zatelefonowała do niej, oznajmiając, że zrobi jej 

„niespodziankę” i wpadnie z wizytą przed odlotem do Miami z „tym, jak 

mu tam”.

Rita   wyłączyła   maszynę,   kiedy   usłyszała   silnik   sportowego   MG   na 

podjeździe.   Cieszyła   się   na   myśl   o   towarzystwie   pozbawionej   wstydu 

Rachel. Nie aprobowała niektórych poczynań córki, ale przecież nigdy nie 

potępi własnego dziecka.

Rachel   była   ekscentryczną   młodą   kobietą   o   włosach   koloru   piasku, 

chudą jak modelka, ale zaokrągloną tam, gdzie należy. Rita wybałuszyła 

oczy   na   widok   obcisłej   bluzki   i   pomalowanych   we   wzory   opiętych 

dżinsów.   Jak   ona   może   w   tym  chodzić,   schylać   się,   poruszać?   Rachel 

zachichotała.

—   Jak   leci,   kochana   mamusiu?   Zapracowujesz   się   w   samotności,   a 

jedynym   towarzystwem   są   wiewiórki   ziemne?   —   Nie   czekając   na 

odpowiedź, przeskoczyła do następnej kwestii: — C o na kolacją? Wiem. 

Spaghetti.   Pachnie   przepysznie,   jak   zawsze.   Mogłabym  jadać   spaghetti 

przez siedem dni w tygodniu.

Rita nalała dwie szklanki soku pomarańczowego, zastanawiając się, czy 

jest zadowolona, że Rachel w ostatniej chwili zdecydowała się spędzić 

background image

trochę   czasu   nad   jeziorem.   Czy   to   po   macierzyńsku?   Co   gorsza, 

zastanawiała się też, jak długo córka zamierza tu zostać… Nie zamierzała 

jej   naturalnie   wypraszać,   ale   na   czas   pobytu   Rachel   będzie   musiała 

odłożyć   wszystko   na   bok.   Włącznie   z   Twiggiem…   Nie   była   jeszcze 

gotowa, by powiedzieć o swoim związku którejkolwiek z latorośli. Jeżeli 

w   ogóle   kiedykolwiek   to   zrobi…   Nawet   tej   wolnomyślnej, 

niekonwencjonalnej Rachel.

Siedziały przy kominku i popijały sok.

— Podoba mi się to, jak urządziłaś domek, mamo. Wynajęłaś dekoratora 

wnętrz? Cieszę się, że zrezygnowałaś z tego przeładowanego stylu, mamo. 

Mówiłam ci, że nigdy nie lubiłam tych perkali, antyków i wypychanych 

foteli?   I   nienawidziłam   tych   dziwacznych   łóżek   z   baldachimami,   na 

których spałyśmy we wspólnym pokoju z Camillą.

Rita spojrzała na swoje dziecko. Zawsze była przekonana, że urządziła 

dom wygodnie i ze smakiem. Trochę późno dowiadywała się, że jej córka 

nigdy   nie   lubiła   tamtych  mebli   i  nienawidziła   pięknych,  starych   łóżek, 

które odrestaurowała specjalnie dla córek… Rachel zawsze była bardzo 

uparta   i   zawzięta,   nawet   we   wczesnym   dzieciństwie.   Ciekawe,   czego 

jeszcze nie lubiła? Postanowiła nie rozwijać tego tematu, ale zabolało ją, 

że jej wysiłki nie zostały docenione.

— A co u ciebie, Rachel? Widziałaś się z Camillą i jej dziećmi?

—   Mamo,   przecież   wiesz,   że   Camilla   mnie   nie   znosi.   Wiedziałam 

jednak, że o nią zapytasz, więc kiedy w drodze do ciebie zajechałam na 

stację benzynową, zadzwoniłam do niej z automatu. Była bardzo chłodna. 

Zapytałam   ojej   potwory,   powiedziała,   że   są   OK.   Z   psem   także   w 

porządku.   Co   miało   oznaczać,   że   jedyna   przykrość,   jąkają   spotkała,   to 

background image

twoja odmowa. Nie przejmuj się. Camillą się udobrucha. Musi się trochę 

podąsać. Zadziwiasz mnie, mamo. Camilla zawsze była twoją ulubienicą, 

powinnaś lepiej znać jej reakcje.

— To nieprawda, Rachel. Nigdy nie faworyzowałam żadnego z dzieci. 

Zawsze byłam wobec was sprawiedliwa, i ty dobrze o tym wiesz.

— To nie ma znaczenia, mamo. Jesteśmy dorosłymi ludźmi. Camilla 

jest beznadziejna. Charles miał zadatki, by stać się kimś, gdybyś go nie 

zagłaskała. Tatuś, cóż, tatuś pragnął czegoś więcej i zrobił wysiłek, by to 

zdobyć. A co do ciebie, mamo, jesteś zupełnie inną parą kaloszy.

— Kiedy lecisz do Miami? — spytała Rita, żeby zmienić temat. Camilla 

była   najstarsza.   Rodzice   często   czują   coś   szczególnego   w   stosunku   do 

pierworodnych, co wcale nie oznacza, że młodsze dzieci są mniej kochane.

—   Samolot   odlatuje   jutro   o   piątej   dziesięć.   Wracam   w   poniedziałek 

rano. Wzięli moje projekty na nowy pokaz. Mocna rzecz. To oznacza, że 

będę mogła zacząć cię spłacać. Czy na początek może być sto pięćdziesiąt 

dolarów miesięcznie? Jeżeli osiągnę dobrą cenę, będę ci mogła zwrócić 

pieniądze za jednym razem.

— Jak ci będzie wygodnie. Nie ma potrzeby, żebyś stawała na uszach. 

Wiesz, że byłam szczęśliwa,  mogąc  ci pomóc.  Więcej, jestem z ciebie 

dumna i doceniam twoje wysiłki, żeby oddać mi dług. Widziałaś się z 

ojcem?

— Nie. Ale rozmawiałam z nim przez telefon. Tydzień temu. Staram się 

wywiązywać z obowiązku i dzwonię co jakieś dziesięć dni. On nie ma mi 

nic do powiedzenia. Myślę, że jest zakłopotany. Spytałam go, czy miał 

wiadomość od Charlesa i powiedział, że nie. Camilla dzwoni do niego 

codziennie i pilnuje, żeby rozmawiał z jej dziećmi. Myślę, że tatuś jest 

background image

wprost   zachwycony,   kiedy   mu   się   przypomina,   że   ma   trójkę   wnuków, 

podczas gdy właśnie się ożenił z dwudziestodwuletnią dzierlatką.

— Rachel, nie powinnaś tak mówić o ojcu.

Rachel spojrzała na nią niewinnymi niebieskimi oczyma.

— Dlaczego?

— Nie chcę teraz o tym mówić. Może przejdziesz się dookoła jeziora, 

albo wyjdziesz i zgrabisz liście? Muszę skończyć pracę, a potem zjemy 

kolację.   Spędzimy   razem   wieczór.   Był   u   mnie   Ian   i   przywiózł   kilka 

nowych książek.

— Świetnie, mamo. Gotujesz długie spaghetti czy muszelki?

— Muszelki. Dwa opakowania, więc przybędzie mi następne dwa kilo.

—   Faktycznie   zrobiłaś   się   trochę   przyciężka.   To   pewnie   z   powodu 

tutejszego   trybu   życia.   Siedzisz   i   pracujesz,   a   potem   siadasz   i   jesz, 

prawda? Wszystko dlatego. Jesteś w wieku, kiedy tłuszcz osadza się w 

talii.   Powinnaś   pomyśleć,   jak   się   go   pozbyć.   Zapisz   się   na   jakąś 

gimnastykę.   Niedobrze   być  babcią   w  wieku   czterdziestu   trzech   lat,   ale 

jeszcze gorzej jest być tłustą babcią. A skoro już o tym mowa, powinnaś 

sobie ufarbować włosy. Nie chcesz chyba być siwą i grubą babcią. Jeśli 

chcesz, mogę ci pomóc dziś wieczorem.

Rita skinęła głową i wciągnęła brzuch.

— Kolacja za godzinę. Nie przepadnij.

—   Tak   mawiałaś,   kiedy   byłam   mała.   Jak   mogę   przepaść?   Całe   to 

miejsce jest wielkości chusteczki do nosa i znam je na pamięć. Posłuchaj 

no, u Johnsonów leci dym z komina. Nie wyjechali?

— Rita przełknęła śliną.

— Nie, wynajęli dom.

background image

Zostaw   ten   temat,   Rachel,   nie   zadawaj   pytań,   modliła   się   w   duchu. 

Odwróciła   się   plecami   do   córki   i   włączyła   maszynę.   Kiedy   usiłowała 

pracować z wciągniętym brzuchem, czuła napięcie w barkach.

Po dwóch godzinach pisania Rita spojrzała na zegarek. Rachel powinna 

już   dawno   wrócić.   Na   dworze   było   niemal   całkiem   ciemno.   Z   okna 

sypialni   widać   było   całe   jezioro   i   chatę   Johnsonów.   Nie   będzie 

szpiegowała córki. Nie będzie wyglądać przez okno i wypatrywać Rachel.

Weszła do kuchni i zajęła się przygotowaniem sosu oraz nakrywaniem 

do stołu. Ułożyła serwetki i nalała do garnka wody na makaron. Wymyła 

czajnik,   odmierzyła   kawę,   wymieszała   sałatę.   Włożyła   do   piekarnika 

włoski chleb czosnkowy. Po chwili wyjęła go. Gdzie się podziewa Rachel?

Minęło   następne   pół   godziny.   Rita   wypiła   dwie   filiżanki   kawy.   Nie 

będzie szpiegować. Mogłaby otworzyć drzwi, wyjść na taras i zawołać 

Rachel, jak wtedy gdy była małą dziewczynką. Nie, tego także nie zrobi. 

Rachel jest teraz dorosłą kobietą i sama potrafi wybierać i podejmować 

decyzje.

Nieświadomie wciągnęła brzuch i przeszła do salonu. Była rozgniewana. 

I czuła się winna. A jeśli Rachel poszła do chaty Johnsonów, zastukała do 

drzwi, weszła i przedstawiła się? To by było w jej stylu… A jeśli są tam 

teraz razem, śmieją się i rozmawiają? A jeśli Rachel opowiada bajdy o 

swoim   dzieciństwie,   dając   Twiggowi   do   zrozumienia,   że   Rita   jest   dla 

niego za stara? Rachel jest taka spontaniczna, czarująca i rozbrajająca…

To śmieszne! — skarciła się. — Twigg doskonale wie, ile mam lat. Nie, 

to nie to ją niepokoiło. Prawda była taka, że czuła się zagrożona przez 

własną córkę, która była taka młoda i śliczna… Z macierzyńską dumą 

pomyślała, że Rachel byłaby w sam raz odpowiednia dla Twigga.

background image

R

OZDZIAŁ

 7

Frontowe drzwi otworzyły się i weszła Rachel, a za nią Twigg. Serce 

skoczyło Ricie do gardła. Zmusiła się do uśmiechu.

— Witaj, Twigg. Widzę, że poznałeś moją córkę.

— Zaprosiłam go na kolację, mamo. Powiedział mi, że się przyjaźnicie, 

więc pomyślałam, że nie będziesz mi miała za złe. Kiedy robisz spaghetti, 

przygotowujesz go całe góry. Twigg siedział na werandzie, kiedy tamtędy 

przechodziłam.   Pomyślał,   że   to   ty.   Nie   rozumiem,   jak   mógł   się   tak 

pomylić — roześmiała się, a w jej tonie zabrzmiała nuta drwiny. — Nie 

jestem do ciebie ani trochę podobna!

Rita wciągnęła brzuch.

— Bardzo mi miło. Mam nadzieję, że lubisz spaghetti, Twigg. — Jak 

sztywno i zgrzytliwie zabrzmiał jej głos.

— Uwielbiam. — Czyżby powiedział to przepraszającym tonem? Rita 

wciągnęła brzuch jeszcze bardziej.

— Podać wam coś? Muszę jeszcze skończyć coś w kuchni. Kawa, piwo, 

wino?

— Dla mnie nic — powiedział Twigg cicho.

—   Dla   mnie   też   nic,   mamo.   Jak   szliśmy,   opowiadałam   Twiggowi  o 

twoich wnukach. Powiedz, że nie kłamałam. To naprawdę potwory.

— Psocą, jak wszystkie dzieci — powiedziała Rita usprawiedliwiająco. 

Dlaczego Rachel musi w obecności Twigga nazywać ją babcią? Dlatego, 

podpowiedział jej głos wewnętrzny, że nie wie, że z nim sypiasz. Mówi to, 

co powiedziałaby każdemu innemu. Przesadzasz, Rito.

Ze złością rzuciła się na zieleninę. Siekała warzywa i wrzucała je do 

background image

ogromnej drewnianej misy. O czym oni rozmawiają w salonie? Było tam 

tak   cicho…   Znając   Rachel,   można   by   przypuszczać,   że   wcale   nie 

rozmawiają,   tylko   robią   coś  całkiem   innego.   Po   raz   kolejny   wciągnęła 

brzuch i schyliła się, by wyjąć z piekarnika czosnkowy chleb. Położyła go 

na podstawce, żeby przestygł, zanim go pokroi. Czekała niecierpliwie, aż 

makaron się zagotuje, czując, że ta kolacja nie sprawi jej przyjemności. 

Rachel   jest   taka   piękna   i   taka   młoda.   Boże,   przecież   nie   można   być 

zazdrosną o własne dziecko. A może jednak można?

Zawołała ich na kolację i usiadła. Twigg zajął miejsce naprzeciw niej, 

Rachel przy końcu stołu.

Rita dziobała makaron, nie mając ochoty na ciężkie kluchy. Rozgrzebała 

sałatkę na talerzu i od czasu do czasu skubała zieloną sałatę, słuchając, jak 

Rachel i Twigg rozmawiając turnieju tenisowym w Forest Hills.

— Z tego co wiem, Borg jest w doskonałej formie, nie uważasz? — 

rzucił Twigg, łapczywie pożerając posiłek.

— Uważam, że Connors niepotrzebnie urządza przedstawienie. Mamo, 

ty   nic   nie   jesz,   jak   to   możliwe?   Tylko   mi   nie   mów,   że   się   naprawdę 

przejęłaś, że jesteś zbyt gruba. Ja tylko żartowałam.

Twigg spojrzał na Ritę, zaalarmowany. Prawie się nie odzywała, i to 

chyba nie tylko dlatego, że wygadana córka nie dawała jej dojść do słowa.

—   Jak   ci   szło   pisanie?   Bo   co   do   mnie,   to   muszę   przyznać,   że   nie 

najlepiej   —   powiedział   z   ożywieniem.   —   Podziwiam   sposób,   w   jaki 

potrafisz łączyć wyrazy. Ja z dwoma słowami naraz jeszcze sobie radzę, 

ale   jak   mam   sklecić   trzy   lub   cztery,   to   muszę   po   kilka   razy   pisać   na 

brudno.

— Łatwiej ci będzie, kiedy nabierzesz wprawy. Nie spiesz się tak bardzo 

background image

z   odrzucaniem   tego,   co   napisałeś.   Zazwyczaj   pierwsza   wersja   jest 

najlepsza.   Potem   kręcimy   się   w   kółko.   Przynajmniej   tak   jest   w   moim 

przypadku.

Rachel spoglądała to na matkę, to na Twigga. W jej oczach pojawił się 

błysk   zrozumienia.   Matka   była   zakłopotana,   Twigg   przejął   się   jej 

milczeniem. Usiłował wciągnąć ją do wspólnej rozmowy. I ten sposób, w 

jaki otwierał lodówkę, jakby dobrze wiedział, gdzie co się znajduje…

Rachel nie lubiła być pomijana, przerwała więc ich rozmowę. Zdawała 

sobie   sprawę,   że   matka   jest   nią   zirytowana,   a   Twigg   zupełnie   o   niej 

zapomniał.

— Jak długo zostaniesz nad jeziorem, Twigg? — spytała ostro.

— Nie jestem pewien — odparł wymijająco.

— Mamo?

Minęła dłuższa chwila, zanim Rita zorientowała się, że to pojedyncze 

słowo było pytaniem.

— Jeszcze nie zdecydowałam. Zależy, kiedy skończą i czy będę musiała 

robić jakieś poprawki. Teraz, kiedy Charles wyjechał na uczelnię, nie mam 

powodu, żeby się spieszyć.

— Ale, mamo, niedługo zrobi się bardzo zimno. Nie lubisz gór zimą. 

Nie   pamiętasz,   jak   lubisz   przesiadywać   wieczorami   w   wełnianym 

szlafroku?

Rita omal się nie roześmiała, napotkawszy oczy Twigga. Jego zielone 

spojrzenie   wyraźnie   mówiło,   że   on   może   zaoferować   lepsze   sposoby 

rozgrzewki.

Rachel zmrużyła oczy.

—   Nie   będziesz   miała   nic   przeciwko   temu,   że   dotrzymam   ci 

background image

towarzystwa   po   pokazie,   prawda?   Będę   miała   trochę   wolnego,   zanim 

wrócę do projektowania. To tydzień wielkiego meczu Charlesa.

Rita już miała powiedzieć, że, owszem, ma coś przeciwko temu, nawet 

bardzo wiele! Jeżeli było coś, czego Rachel nigdy nie robiła, to było to 

spędzenie z matką więcej niż jednego dnia. Zawsze musiała natychmiast 

wracać   do   miasta,   do   swego   specyficznego   stylu   życia…   Ale   tylko 

wzruszyła ramionami.

— Jestem tu cały czas. Oczywiście, że możesz wpadać. Mimo że ty 

także nie lubisz gór zimą.

— Jak możesz mówić coś podobnego, mamo! Każdej zimy jeżdżę na 

nartach. A ty jeździsz, Twigg?

—   Trochę   —   odparł   Twigg,   odsuwając   talerz.   —   Parę   razy   w  roku 

wpadam do Tahoe. A ty, Rito, jeździsz na nartach?

Rachel się roześmiała.

— Mama i narty! Mamy sposób na gimnastykę, to oglądanie ćwiczeń w 

telewizji. Prawda, mamo?

Rita zmusiła się do uśmiechu: Rachel nie może tego robić celowo. A 

może   jednak?   Pomyślała   o   dwóch   snowmobilach,   które   kupiła   pod 

wpływem impulsu, wyobrażając sobie, jak wraz z Twiggiem będą śmigać 

po śniegu…

Kiedy wreszcie odpowiedziała, jej ton brzmiał lekko i niedbale.

— Rachel ma rację. Jestem stworzona do wygód. Nie robię nic z tych 

rzeczy, które robicie wy, młodzi ludzie. — Ugryzła się w język, by nie 

wyjawić swego sekretu o snowmobilach. — Weźcie kawę i przenieście się 

do living–roomu. Posprzątam i przyłączę się do was.

— Pomogę ci, Rito. Przynajmniej tyle mogę zrobić po takiej wspaniałej 

background image

kolacji.

— Od razu widać, że nie znasz mamy. Lubi, żeby się trzymać z dala od 

jej kuchni. Chodź, zróbmy tak, jak powiedziała. Zostaw naczynia, mamo, 

pozmywamy   je   później,   kiedy   położę   ci   farbę   na   włosy!  —   krzyknęła 

Rachel przez ramię.

— Zmieniłam zamiar, Rachel. Zdecydowałam, że zachowam tę odrobinę 

siwizny. Idźcie, sama sprzątnę.

Twigg po raz drugi rozpaczliwie poszukał spojrzeniem jej oczu. Rita 

uśmiechnęła się, stanęła przy zlewie i odkręciła wodę.

Kiedy   kuchenne   drzwi   zamknęły   się   za   nimi,   Rita   miała   ochotę   coś 

roztrzaskać. Czuła, że rozsadza ją gniew. Nie pamiętała, by kiedykolwiek 

była równie wściekła. Na siebie, na Rachel. Ale nie na Twigga.

Powoli pozmywała i powycierała naczynia, odsuwając chwilę powrotu 

do living–roomu. Umyła dzbanek do kawy i przygotowała go na jutrzejszy 

ranek. Wyrzuciła śmieci i wyścieliła kubeł nowym workiem. Zamiotła do 

czysta podłogę i wymyła śmietniczkę. Sama nie wiedziała, czemu to robi. 

Spojrzała   na   żółtą   plastikową   szufelkę   i   skrzywiła   się.   Czy   ktoś 

kiedykolwiek myje śmietniczkę? Nie miała do roboty nic poza zapaleniem 

papierosa. Do tej chwili udało jej się zabić trzydzieści siedem minut.

Kiedy wreszcie otworzyła drzwi do pokoju, niemal wpadła na Twigga. 

Był tuż obok, tak blisko, że słyszała bicie jego serca. A może to było jej 

serce.

— Przepraszam — powiedziała.

— Muszę wracać, Rito. Mam do spisania kilka taśm magnetofonowych i 

obiecałem sobie, że jutro zacznę wcześnie z rana. Dziękuję za kolację. — 

Zanim   wyszedł,   uścisnął   poufale   jej   ramię.   Rachel   pomachała   mu   na 

background image

pożegnanie, a Rita odprowadziła go do drzwi i otworzyła je.

— Dobranoc, Twigg.

— Do zobaczenia jutro.

— Do zobaczenia jutro — przedrzeźniła go Rachel, kiedy drzwi się za 

nim zamknęły. — Mamo, czy tu się dzieje coś, o czym ja nie wiem? — 

Nie   czekając   na   odpowiedź,   mówiła   dalej:   —   On   jest   super.   Nie 

wiedziałam,   że   muszę   przyjechać   do   lasu,   żeby   poznać   naprawdę 

fascynującego mężczyznę. I nie jest żonaty. Jak myślisz, mamo, ile on ma 

lat?

— Myślę, że niedawno przekroczył trzydziestkę.

—   W   sam   raz   dla   mnie.   —   Rachel   wyszczerzyła   zęby.   —   Jeżeli 

naprawdę nie chcesz farbować włosów, to się położę. Jestem wykończona. 

Nie zapomnij obudzić mnie wcześnie rano. Dobranoc, mamo.

— Dobranoc, Rachel.

Rita wróciła do kuchni po kieliszek i butelkę. Usiadła przed kominkiem 

i   powoli   sączyła   wino.   Twigg   gra   w   tenisa   i   jeździ   na   nartach.   Ma 

trzydzieści   dwa   lata.   W   przeciwieństwie   do   niej   nie   łyka   witamin   z 

dodatkiem żelaza. Jest szczupły i wysportowany. Jest zaledwie o kilka lat 

starszy od jej dzieci. Jest młody. Boże, trzydzieści dwa lata to młodość. A 

ją by zabił jeden set w tenisa. A ze stoku zwieźliby ją toboganem. Rita 

piła, dopóki nie poczuła, że jest zdrowo zawiana.

— Pijana! — przyznała buntowniczo.

Jej ostatnią  myślą, zanim padła w ubraniu  na łóżko, było, że to jest 

niesprawiedliwe. Nic nie było sprawiedliwe. Począwszy od Twigga i Iana, 

po   Rachel   i   nią   samą   Był  wczesny   ranek.   Rita   poznała   to   po   smudze 

światła, które wpadało przez przerwę między zasłonami. Ledwie słyszała 

background image

Rachel, która wsunęła głowę przez drzwi i mówiła:

—   Całe   szczęście,   że   mam   własny   budzik.   Do   zobaczenia   wkrótce, 

mamo. Zatelefonuję po powrocie z Miami.

—   Pozdrów   Patricka   —   wymamrotała   Rita,   wygrzebując   się   spod 

kołdry.

— Kogo? Ach, Patricka. Dobrze! Pozdrów ode mnie Twigga.

* * *

Złocista,   idylliczna   pora   jesieni   była   poza   nimi.   Październik   spełnił 

obietnicę   babiego   lata   —   ciepłych,   balsamicznych   dni   i   chłodnych, 

rześkich   nocy.   Krajobraz   wyglądał   jak   złoto–czerwono–pomarańczowy 

dywan. Dzikie, żywiołowe barwy, pasujące do niepohamowanych emocji 

Rity.

Powieść była ukończona. Rita wiedziała, że jest dobra. Via Ian została 

przesłana do redaktora, który nie zażądał żadnych poprawek. Rita była 

panią   swego   czasu   i   rozkoszowała   się   wolnością.   Do   rozpoczęcia 

następnego roku musiała tylko obmyślić zarys fabuły nowej książki.

Twigg nadal był zajęty swoją pracą i miał nadzieję ukończyć ją przed 

Bożym Narodzeniem. Boże Narodzenie! Jeszcze jeden rok dobiegał końca. 

Nie mogli w to uwierzyć. Czyż nie poznali się zaraz po Święcie Pracy? 

Zaledwie kilka tygodni temu, naprawdę. Jak to możliwe, że tak się dobrze 

wzajemnie   poznali,   że   tyle   się   o   sobie   dowiedzieli?   Dzięki   właściwej 

koncentracji, powiedział Twigg ze śmiechem.

Pisanie było dla niego nowością. Dysertacje, skrypty publikowane przez 

uczelnię,   artykuły   dla   studentów   i   naukowców,   obeznanych   już   z 

background image

problemem   życia   w   morzach   i   oceanach   nie   sprawiały   mu   trudności. 

Jednakże   przygotowanie   tekstu   dla   szerszej,   gorzej   poinformowanej 

publiczności,   było   czymś  zupełnie   innym  i  Twigg   korzystał  z   pomocy 

Rity. Dawał jej do przejrzenia  to co napisał, i zachęcał do krytyki, co 

skwapliwie czyniła. Jej punkt widzenia był dla Twigga bardzo cenny, a 

ona   wyrażała   opinie   szczerze,   bez   pochlebstw.   Twigg   był   jej   za   to 

wdzięczny i poprawiał wskazane przez nią fragmenty.

Rita lubiła  mu  w ten sposób pomagać. Instynktownie wyczuwała, że 

Twigg nie zwróciłby się do niej, gdyby nadal była zajęta swoją powieścią. 

W   ten   sposób   rodziła   się   nowa   strona   ich   związku   —   wzrastające 

wzajemne uzależnienie, z którego Rita bardzo się cieszyła.

Uczyła się, że może sobie pozwolić na uzależnienie się od Twigga, gdy 

chodziło   o   dotrzymywanie   towarzystwa,   zabawę   i   wspólnotę 

zainteresowań.   Był  to   jednak   zupełnie   nowy   rodzaj   uzależnienia,   który 

niczego od niej nie wymagał, poza jej chęcią przebywania z Twiggiem i 

jego chęcią przebywania z nią. Nie miała wrażenia, że Twigg może zacząć 

dyrygować jej życiem, narzucać jej swoje opinie lub próbować ją chronić, 

jak to czynił Ian. Kiedy mieli różne zdania, nie wyszydzali się wzajemnie, 

jak to miało miejsce z Brettem. Rita mogła przebywać z Twiggiem, czuć, 

że   jest   on   częścią   jej   życia,   podobnie   jak   ona   częścią   jego,   a   jednak 

pozostać odrębną istotą.

Po   odjeździe   Rachel   rozmyślała   nad   własnym   życiem.   Myślała   o 

Twiggu, dzieciach i wnukach, ale głównie o sobie samej. I to stanowiło 

zupełną   nowość.   Zazwyczaj   wymigiwała   się   od   refleksji   nad   sobą,   po 

prostu akceptowała rolę, którą pełniła przez dwadzieścia lat — rolę żony i 

matki.

background image

Zastanawiała się, czy wprowadzenie diety i utrata wagi uszczęśliwiłyby 

ją. Jeśli tak, to czy zrobiłaby to dla siebie samej, czy dla aprobaty Twigga? 

Uznała, że przejdzie na dietę i będzie kontrolowała wagę ponieważ sama 

tego pragnie. Świadomie ograniczyła palenie do mniej niż paczka dziennie 

i   przeszła   na   papierosy   o   mniejszej   ilości   smoły.   Wkrótce   zamierzała 

całkowicie pozbyć się nałogu. Żyła z każdą nową decyzją przez kilka dni, 

zanim wprowadziła ją w życie, bo chciała się przekonać, czy zmiana nie 

sprawi jej  przykrości.  Nie  wspomniała  o  nich   Twiggowi  ani  dzieciom, 

kiedy   rozmawiała   z   nimi   przez   telefon.   Wierzyła,   że   jej   decyzje   są 

rozsądne i zdrowe, i w końcu przyniosą jej korzyść.

Twigg   zaproponował,   żeby   z   nim   biegała.   Na   początku,   odmówiła, 

twierdząc, że wymagałoby to od niej zbytniej dyscypliny. Chodziła jednak 

na długie spacery, kiedy Twigg pracował nad artykułami, i podobał jej się 

zdrowy koloryt własnych policzków. Twigg często przyłączał się do niej i 

milcząco zachęcał do przyspieszenia kroku. Teraz, po upływie czterech 

tygodni, przebiegała z nim ćwierć okrążenia wokół jeziora. Nagrodą był 

wynik na łazienkowej wadze.

Za obopólną zgodą zrezygnowali z prowadzenia dwóch gospodarstw. 

Twigg   korzystał   z   chaty   Johnsona   tylko   po   to,   żeby   pracować,   i 

wprowadził się do Rity.

Cudownie było budzić się rano w jego ramionach. Prawdziwym rajem 

było wspólne jedzenie kolacji. Czytanie, oglądanie telewizji czy rozmowy 

przy kominku… Z Twiggiem wszystko było cudowne.

Ich intymny związek jeszcze bardziej się zacieśnił. Twigg zachęcał Ritę, 

by była stroną aktywną, kiedy ma na to ochotę i nigdy nie traktował jej 

jako czegoś, co mu się należy. Jego zachwyt Ritą jak gdyby jeszcze wzrósł 

background image

i nabrał nowych barw. Czuła się pożądana i bardzo kobieca. Powiedział, że 

nigdy nie ma jej dosyć i potwierdzał to swoim żarem i adoracją.

Trzykrotnie jeździli razem do miasta. Raz, kiedy Rita miała się spotkać 

na lunchu z dziennikarką i dwa razy ze względu na Twigga, który spotykał 

się   z   łanem   oraz   wydawcą   zainteresowanym   jego   tekstem.   Za   każdym 

razem   Rita   poznawała   i   była   pod   wrażeniem   nowej   strony   jego 

osobowości. Podobało jej się, że Twigg stara się, by ludzie dobrze się z 

nim   czuli,   słuchając,   co   mówią,   dowiadując   się,   jakie   mają 

zainteresowania   poza   pracą…   Umiał   żyć   z   ludźmi.   Po   prostu.   Młoda 

dziennikarka mrugała  ukradkiem do Rity, a wydawca, znany z uporu i 

nieprzystępności, był swoim autorem oczarowany. Twigg podpisał z nim 

korzystną umowę.

Zobaczywszy   Twigga   biegnącego   po   porannej   dawce   pisania,   Rita 

nalała drugą filiżankę kawy.

— Zapraszam cię dziś na kolację — powiedział, ostrożnie sącząc gorący 

płyn. — U mnie, o szóstej. Nic specjalnego. Steki, sałata. Pojadę do miasta 

i kupię, co potrzeba. Będzie para znajomych, dobrych przyjaciół. Wiem, 

że ci się spodobają. — Spojrzał na nią, marszcząc brwi. — Przyjdziesz, 

prawda?   Zaprosiłem   cię   w   ostatniej   chwili   i   wiem,   że   nie   najlepiej 

gotuję…

Rita roześmiała się.

—   Oczywiście,   że   przyjdę   —   zapewniła   go,   a   Twigg   odpłacił   jej 

uśmiechem.  Poczuła jednak pewien niepokój. Nie była pewna, czy jest 

gotowa, by poznać jego przyjaciół i pozwolić im wtargnąć w to, co dzieliła 

z Twiggiem… Z tego powodu trzymała z daleka własne dzieci. Camilla 

zareagowała na to objawami ponurego rozczarowania.

background image

—   Polubisz   ich   obydwoje.   Mieszkają   w   Nowym   Jorku   i 

prawdopodobnie zostaną tu na noc, bo zwykle rozmawiamy do świtu. To 

coś w rodzaju uczczenia umowy z wydawcą. Obydwoje chcą cię poznać, 

zwłaszcza  Samantha,   która   twierdzi,   że  jest  gorącą  wielbicielką   twoich 

powieści.

— Powiedziałeś im o mnie? — spytała słabym głosem.

— Oczywiście. Jesteś damą mego serca, Rito. Osobą bardzo dla mnie 

ważną.  Chcę,  żeby  moi   przyjaciele  spotkali   cię  i  poznali,   Uważam,  że 

trzymanie cię wyłącznie dla siebie byłoby samolubstwem. Położył ręce na 

stole i przykrył nimi jej dłonie. — Są moimi bliskimi przyjaciółmi i bardzo 

dyskretnymi   ludźmi.   Możesz   mi   zaufać.   Ale   jeżeli   miałabyś   się   czuć 

niezręcznie   i   nie   chcesz,   żeby   o   nas   wiedzieli,   zadzwonię   do   nich   i 

odwołam — spotkanie. — Mówił spokojnie i nie osądzał jej. Po prostu 

troszczył   się   o   uczucia   Rity   i   był   gotowy   poświęcić   wieczór   z 

przyjaciółmi, jeżeli ona by tego pragnęła.

Poczuła się bardzo samolubna, a jednocześnie dumna z tego, że Twigg 

przyznał się do ich związku. Serdecznie uścisnęła jego palce.

— Jesteś taki miły, Twigg, i tak dbasz o to, co czuję. Naprawdę to 

doceniam. Oczywiście, że chcę poznać twoich przyjaciół. Zwłaszcza moją 

wielbicielkę.

— Samantha powiedziała, że zabierze ze sobą wszystkie twoje książki i 

poprosi, żebyś je dla niej podpisała. — Roześmiał się. — Wyda ci się 

trochę zbyt wylewna, ale jest czarująca. Przywieźć ci coś z miasta?  A 

może chciałabyś pojechać ze mną?

— Ani jedno, ani drugie. Skoro masz przyjmować gości, lepiej będzie, 

jak umyję włosy. Nie mogę zawieść moich fanów.

background image

Twigg ucałował ją i zapewnił, że po jego powrocie z miasta będą mieli 

dość czasu na ich tradycyjny wspólny spacer.

—   Oczywiście,   pod   moją   nieobecność   możesz   pomyśleć   o   nowym 

rodzaju   ćwiczeń   fizycznych.   Pamiętaj,   że   jestem   otwarty   na   wszelkie 

sugestie.

Po plecach Rity przebiegł rozkoszny dreszcz. Niebiańsko było czuć się 

pożądaną przez tego mężczyznę. Zachłysnęła się własną zmysłowością.

Po jego odjeździe pozwoliła sobie na chwilę zadumy. Nie wiedziała, co 

włożyć na proszoną kolację. Spodnie, spódnicę, dżinsy? Gdyby wiedziała, 

kim są owi przyjaciele i w jakim są wieku, nie miałaby problemów ze 

strojem… I znów pojawiła się sprawa wieku. Miała wszelkie podstawy, by 

przypuszczać, że przyjaciele Twigga są równie młodzi jak on, a nawet 

młodsi. No i imię Samantha kojarzyło się jej z młodą, smukłą dziewczyną 

o długich  jasnych włosach  i niewielkim  rozumku.  Nie, to  śmieszne! Z 

miejsca   sobie   wyobraziła   przedstawicielkę   dzieci   kwiatów   z   lat 

sześćdziesiątych,   tylko   z   powodu   imienia   Samantha.   Gdyby   Twigg 

podejrzewał, że jego przyjaciele nie polubią jej lub że ona poczuje się przy 

nich niezręcznie, nigdy by ich nie zaprosił nad jezioro. Musisz stać się 

bardziej ufna, moja droga Rito, powiedziała sobie, w stosunku do siebie i 

innych.

Pięć po szóstej zastukała do domku Johnsonów. Przyjaciele Twigga już 

przyjechali.   Ich   samochód   stał   na   podjeździe,   słyszała   dobiegające   z 

wewnątrz głosy. Po powrocie Twigga z miasta byli razem na spacerze. 

Kiedy   Rita   zaproponowała,   że   pomoże   mu   przygotować   kolację   lub 

sprzątnąć   dom,   Twigg   podziękował   i   powiedział,   żeby   przez   ten   czas 

zrobiła się na bóstwo. Po długiej, odprężającej kąpieli Rita zdecydowała 

background image

się na szare spodnie i luźny sweter z golfem w pastelowych odcieniach 

beżu, różu i lawendy; jej kasztanowate, falujące włosy lśniły. Przyniosła 

ze sobą butelkę ulubionego wina Twigga. Musiała zebrać całą odwagę, 

aby przezwyciężyć nagłą nieśmiałość i pokonać drogę ze swego domku.

Drzwi otworzył Twigg. Uśmiechając się z aprobatą, pocałował ją lekko i 

podziękował za wino. Następnie dokonał prezentacji, przedstawiając Ricie 

Erica i Samanthę Donaldsonów.

—   Widujesz  Erica   w  popołudniowych  wiadomościach   telewizyjnych, 

Rito.   Dlatego   wydaje   ci   się   znajomy.   Samantha   uczyła   ceramiki   na 

uniwersytecie; dzięki temu ich poznałem.

Eric był przystojnym mężczyzną, niedbale ubranym w luźne spodnie i 

sweter   ręcznej   roboty.   Kiedy   Rita   pochwaliła   sweter,   Samantha   z 

uśmiechem przyjęła komplement.

Rita   z   zadowoleniem   stwierdziła,   że   Samantha   ani   trochę   nie 

przypominała dziecka kwiatu z lat sześćdziesiątych. Była wysoką, smukłą 

kobietą o tycjanowskich włosach i widocznym zamiłowaniu do modnych 

strojów. Rita natychmiast ją polubiła, ze względu na jej czarujący uśmiech 

i bijące od niej ciepło.

— Tak się cieszę, że panią poznałam — powiedziała Samantha radośnie, 

ale   bez   przesady,   w   jaką   popada   wiele   entuzjastek,   spotykając   znaną 

pisarkę. — Bardzo podobają mi się pani książki i miło mi, że mogę to pani 

powiedzieć.

Ricie sprawiło przyjemność, że ta modna i pełna wdzięku kobieta lubi 

jej   pisarstwo.   Zauważyła   na   stoliku   kilka   wcześniejszych   tytułów   i 

przypomniała sobie, co Twigg powiedział o zamiarach Samanthy.

—   Twigg   opowiadał   nam   o   pani   —   powiedział   Eric,   przygładzając 

background image

dłonią swoje stalowoszare włosy.

—   Oto   mój   cały   mężuś   —   komentator,   Rito   —   uśmiechnęła   się 

Samantha. — Po tym, jak Twigg po raz pierwszy opowiedział nam o pani, 

nie mogliśmy się doczekać, żeby panią poznać. I jest pani dokładnie taka, 

jak mówił. — Nastąpiła kłopotliwa chwila. Co Twigg im opowiedział? Ile 

im powiedział? Twigg objął Ritę i przyciągnął do siebie, starając się jej 

ułatwić sytuację.

—   Posiedźmy   tu   sobie,   a   mężczyźni   niech   przygotują   kolację   — 

powiedziała   Samantha.   —   I   nie   wołajcie   nas   na   pomoc   —   dodała, 

wskazując im kuchnię. — I cokolwiek podacie, zróbcie to bardzo szybko. 

Umieram z głodu!

Siedząc obok Samanthy, Rita odprężyła się. Samantha była przyjazną, 

łatwą w kontakcie i mądrą kobietą. Po chwili rozmawiały o wspólnych 

znajomych z Nowego Jorku i wymieniały przepisy na sosy do spaghetti. 

Jako artystka trudniąca się projektowaniem ceramiki, Samantha znała się 

na   starych   wyrobach   garncarskich,   które   kolekcjonowała   Rita. 

Zaimponowała jej wiedza Rity na temat wczesnych wytwórni ceramiki w 

Ameryce.

— Zainteresowałam się tym przy okazji badań w związku z jedną z 

moich   książek   —   wyjaśniła   Rita.   —   Tak   mnie   zaintrygowały,   że 

założyłam skromną kolekcję. Muszę się także przyznać, że jestem częstą 

bywalczynią sklepu z ceramiką i kupuję wyroby mojej ulubionej artystki. 

Nazywa się Jeffcoat. Szczególnie podobają mi się odcienie niebieskości i 

brązów, jakie zwykle stosuje. Słyszała pani o niej?

— Czy słyszała! — roześmiał się Eric, niosąc z kuchni dwa kieliszki 

wina. — Właśnie rozmawia pani z Samanthą Jeffcoat–Donaldson. Jeffcoat 

background image

to panieńskie nazwisko Samanthy.

—   Powiedział,   co   wiedział   —   prychnęła   Samantha.   —   Panieńskie 

nazwisko, też coś! To jest moje nazwisko, kochany, a Donaldson, to twoje 

nazwisko! Ty szczycisz się swoim, a ja swoim!

Wszyscy się roześmieli, Eric stwierdził, że jego żona padła ofiarą prania 

mózgów stosowanego przez kobiece czasopisma.

— Cicho, Eric. Pozwól mi się nacieszyć pochwałami Rity. Będzie mi 

łatwiej poprosić ją o dedykację. Rito, chciałabym ci podarować tę małą 

ręcznie zdobioną miskę. Przywiozłam ją specjalnie dla ciebie!

Kolacja była wyśmienita, a kiedy dobiegła końca, Twigg dorzucił drew 

na   palenisko   i   wszyscy   usiedli   przy   kominku.   Zapanował   nastrój 

niewymuszonego koleżeństwa i swobody. Eric i Sam byli sympatyczni w 

obejściu, wrażliwi i bystrzy. Rita z przyjemnością słuchała, jak rozmawiali 

na rozmaite tematy i dzielili się z nią swymi opiniami. A kiedy zaczęli 

wypytywać   Twigga   o   znajomych   z   Zachodniego   Wybrzeża,   Rita 

zorientowała się, że jej przyjaciel podróżował z najrozmaitszymi ludźmi. 

Artystami,   dziennikarzami,   wykładowcami   akademickimi,   a   nawet   z 

przedstawicielami świata filmu, których Eric określił jako „hollywoodzkie 

typki”.   Twigg   był   eklektyczny   w   dobieraniu   sobie   przyjaciół,   ale   ich 

rozmaitość harmonizowała z jego osobowością. Najwyraźniej wśród tego 

grona znajdowały się także dzieci kwiaty, ale nie ograniczał się wyłącznie 

do nich.

O   trzeciej   nad   ranem   Rita   podniosła   się,   by   wracać   do   siebie,   a   i 

Donaldsonowie zapragnęli położyć się do łóżka. Twigg odprowadził Ritę. 

Przed drzwiami jej domku ucałował ją.

— Mówiłem, że ich polubisz. A oni cię uwielbiają, szczególnie Eric. 

background image

Widziałem, jakimi obrzucał cię spojrzeniami. Powinienem być zazdrosny, 

ale   nie   jestem.   Wiem,   że   jedyną   kobietą,   jaka   dla   niego   istnieje,   jest 

Samantha.

Rita oddała mu pocałunek. Spodziewała się, że Twigg wróci do swego 

domu, on jednak otworzył drzwi i wszedł za nią do środka. Wziął ją w 

ramiona.

— Lubię, kiedy jesteś taka ciepła i senna po winie i rozmowach. Chcę 

się z tobą kochać, Rito Bellamy, a potem będę cię trzymał w ramionach aż 

do rana.

Dotrzymał   obietnicy,   a   Rita   ani   razu   nie   zaniepokoiła   się,   co   sobie 

pomyśleli Donaldsonowie, kiedy Twigg nie wrócił na noc.

background image

R

OZDZIAŁ

 8

Dni przemijały jeden za drugim, każdy piękniejszy od poprzedniego. Od 

czasu gdy Rita poznała Twigga Petersona, minęło dwa i pół miesiąca. Dwa 

i pół miesiąca, które prawdopodobnie okażą się najszczęśliwszymi w jej 

życiu.

Do   Święta   Dziękczynienia   i   ważnego   meczu   futbolowego   Charlesa 

zostało dziesięć dni. Rita obiecała, że przyjedzie mu kibicować, i dotrzyma 

słowa. Udało jej się schudnąć cztery i pół kiło i stracić kilka centymetrów 

w talii.

Wypalała teraz o połowę mniej papierosów, dzięki czemu łatwiej jej się 

oddychało. W najbliższych dniach miała zamiar całkowicie rzucić palenie. 

Ale jeszcze nie teraz.

Jedynym cieniem w jej szczęśliwości był fakt, że Twigg miał wyjechać 

z domku nad jeziorem następnego dnia po Bożym Narodzeniu. Wiedziała, 

że będzie się musiała jakoś z tym uporać.

Rita   obudziła   się   i   przeciągnęła.   Dorzuciła   kilka   drew   do   kominka. 

Czuła, że za oknem pada śnieg, pachniało śniegiem. Do dziś ani razu nie 

wałkoniła się rankiem, a miała na to wielką ochotę. Wiadomo było, że w 

tej   części   gór   Poconos   nieczęsto   widuje   się   pługi   odśnieżające   i   po 

śnieżycy okolica bywa odcięta przez zaspy nawet przez cztery–pięć dni.

Z rozmyślań wyrwał ją dzwonek telefonu.

— Cześć, mamo. Tu Rachel. Dzwonię, żeby się upewnić, czy wciąż tam 

jesteś. Jeżeli chcesz, mogę przywieźć indyka. Odezwij się, mamo.

— Tak. Jestem tu, Rachel. Wygląda na to, że spadnie dużo śniegu, więc 

zabierz ciepłe buty i odpowiednie ubranie. Kiedy masz zamiar przyjechać? 

background image

Doceniam twoją propozycję, ale sama wystaram się o indyka.

— W czwartek. I zostanę na weekend po Święcie Dziękczynienia. A, 

przy okazji, czy twój przystojny sąsiad wciąż tam jest? Jeżeli pada śnieg, 

to może pojeździmy na nartach?

Rita wstrzymała oddech.

— Tak, jeszcze jest. Nie jestem pewna, czy ma narty. Może powinnaś 

wziąć ze sobą narty Charlesa?

— Ty masz głowę, mamo. OK, zobaczymy się w czwartek.

Rita   odłożyła   słuchawkę.   Mogła   powiedzieć   Rachel,   żeby   nie 

przyjeżdżała, że ma mnóstwo pracy, że nie ma czasu na świętowanie Dnia 

Dziękczynienia,   że   nie   może   go   tracić,   skoro   następnego   dnia   ma 

kibicować   na   meczu   Charlesa.   Dlaczego   tak   nie   powiedziała?   Pytanie 

drążyło ją, domagając się odpowiedzi.

— Dlatego — powiedziała na głos. — że sprawdzam, czy Twigg nie 

uzna   mojej   pięknej,   młodej   córki   za   bardziej   pociągającą   ode   mnie. 

Wypróbowuje go i nienawidzę za to samej siebie, ale, Boże Święty, robię 

właśnie to.

Nagle poczuła strach. Powróciły wszystkie dawne lęki i niepewności. A 

także   poczucie   winy.   I   zazdrość.   Była   zazdrosna   o   własną   córkę.   Po 

ostatniej   wizycie   Rachel   Twigg   stał   się   jeszcze   bardziej   rycerski.   Nie 

rozmawiali o córce Rity i jej braku taktu wobec matki. Skoro tak dążę do 

samozniszczenia, mogę również zatelefonować do Camilli i do Charlesa, 

pomyślała.

Czekała cierpliwie, aż Camilla uciszy dzieci.

— Mamo, nie mogę uwierzyć w to, co mówisz. Twierdzisz, że mecz 

Charlesa jest dla ciebie ważniejszy niż spędzenie Święta Dziękczynienia z 

background image

wnukami? Rozmawiałam wczoraj z Rachel i dowiedziałam się, że jedzie 

cię odwiedzić i że jest tam niesłychanie interesujący mężczyzna, którego 

chce lepiej poznać. Dlaczego zawszę Rachel, mamo?

— Posłuchaj, Camillo. Obiecałam Charlesowi, że jeśli dostanie się do 

drużyny, przyjadę na mecz po Święcie Dziękczynienia. Nie mogę cofnąć 

danego mu słowa. Z pewnością rozumiesz, jak ważny dla twojego brata 

jest ten mecz.

—   Masz   zamiar   zostawić   Rachel   w   domku   z   tym   nieznajomym, 

atrakcyjnym facetem? Mamo, ja cię w ogóle nie rozumiem. Cokolwiek 

Rachel robi, bez względu na to, jak bezwstydnie się zachowuje, ty nie 

masz nic przeciwko temu. Mamo, odkąd zaczęłaś robić tę swoją karierę… 

nieważne, nic już nie powiem Myślę, że powinnaś wiedzieć, że tatuś także 

jedzie na ten mecz. I prawdopodobnie zabierze ze sobą Melissę. Jesteś 

pewna, że zniesiesz takie spotkanie?

Rita aż się skuliła. Nie z powodu słów Camilli, ale jej tonu.

— Nie gorzej niż kiedy indziej — odparła, starając się, by zabrzmiało to 

beztrosko.

— Bardzo się zmieniłaś, mamo. Wszystko stało się takie inne… Nie 

pochwalam tego. Wygląda na to, że ja cię nic nie obchodzę. Zdajesz sobie 

sprawę, że nie ma cię już prawie cztery miesiące? Tęsknimy za tobą. A 

zwłaszcza dzieci.

—  Nie  dzwonię  do  ciebie,  żebyśmy   się  kłóciły.  Zawiadamiam   cię  o 

moich planach na Święto Dziękczynienia na długo przed nim. Zresztą w 

tym roku wypada twoja kolej spędzenia święta z rodzicami Toma. Może 

myślisz, że o tym zapomniałam? Dobrze pamiętam. I Boże Narodzenie 

także masz spędzić z rodziną Toma.

background image

—   Mamo,   czy   to   oznacza,   że   nie   wrócisz   na   Boże   Narodzenie?   — 

wrzasnęła Camilla.

— Nie jestem pewna. Bardzo możliwe. Jeżeli zostanę, może odwiedzi 

mnie   Charles,   żeby   pojeździć   na   nartach.   Nie   chciałam   ci   o   tym 

przypominać, ale masz jeszcze ojca.

— Och, mamo, on jest taki zajęty Melissą. Tak bardzo, że nie ma dla 

mnie czasu. A Rachel jest taka zmienna. Nigdy nie wiadomo, co będzie 

robiła za chwilę. Czuję się opuszczona i samotna.

— Masz swoje nowe życie, Camillo. Swoją własną rodzinę. Zawsze ci 

pomogę,   kiedy   będziesz   mnie   potrzebowała,   ale   muszę   żyć   własnym 

życiem i to tak, jak uważam za najwłaściwsze. Nie pozwolę, żebyś ty, 

Rachel albo Charles dyktowali mi, co mam robić.

—   Myślisz   tylko   o   swoich   książkach,   honorariach   i   wspaniałych 

interesach. Nie masz już dla nas czasu, mamo.

— To nieprawda, Camillo. Po prostu nie jestem już na każde wasze 

zawołanie.   Masz   mi   za   złe,   że   zajmuję   się   czymś   więcej,   a   nie   tylko 

gospodarowaniem. Że stałam się niezależna i nie jestem już przedłużeniem 

waszego ojca.

— Nie ma sensu o tym dłużej dyskutować. Widzę, że nie dojdę z tobą 

do porozumienia. Chcesz porozmawiać z dziećmi?

— Bardzo chętnie, jeżeli nie będą wrzeszczeć i płakać. Nie widzę sensu, 

by płacić za rozmowę międzymiastową tylko po to, żeby słuchać, jak na 

nie krzyczysz, a one wrzeszczą wtedy jeszcze bardziej.

—   Zostawmy   to,   mamo.   Zostawmy.   Tom   nie   uwierzy,   kiedy   mu 

opowiem. A raczej, owszem, uwierzy. Nadal nie może zapomnieć ostatniej 

rozmowy z tobą. Do widzenia, mamo.

background image

— Pozdrów ode mnie dzieci i Toma. Do usłyszenia, Camillo.

Dziesięciominutowa rozmowa z Camillą wystarczyła, by pozbawić ją 

sił. A teraz Charles.

Rita słyszała, jak jakiś młody byczek woła do telefonu jej syna.

— Hej, Bellamy, jakaś cizia do ciebie.

Uśmiechnęła się od ucha do ucha. Będzie musiała opowiedzieć o tym 

Twiggowi.

— Mówi mama. Co u ciebie, Charles?

— Rany, mama! Czemu dzwonisz? Coś się stało?

—   Nie,   na   miłość   boską!   Dzwonię,   żeby   spytać,   czy   wszystko   w 

porządku i czy dostałeś kieszonkowe.

— Dostałem i wydałem. Chłopaki urządzili imprezę i musiałem zapłacić 

swoją działkę. U mnie OK. Słuchaj, przyjeżdżasz na ten mecz?

— Oczywiście. Możesz na mnie liczyć.

—   Uff,   mamo.   Tata   przyjeżdża.   Wiedziałaś   o   tym?   Myślisz,   że   to 

problem? Wydaje mi się, że on zabiera Melissę. Nie wiedziałem, co mam 

zrobić, więc po prostu nie zareagowałem.

— Myślę, że wszyscy jesteśmy wystarczająco dorośli, by sobie z tym 

poradzić.

— Muszę z tobą o czymś porozmawiać.

Muszę. Powiedział: muszę. Potrzebuje jej. Jak inaczej to zabrzmiało. Jak 

dorośle.

— Słucham, Charles. O co chodzi?

—   Skoro   między   tobą   a  tatą   jest  taka   sytuacja,   może   być  kłopot  ze 

świąteczną kolacją. To znaczy, kto z kim zje tę kolację. Więc przyjąłem 

zaproszenie do domu Nancy Ames. Mieszka niedaleko stąd i powiedziała, 

background image

że   mogę   cię   ze   sobą   zabrać.   Co   o   tym   myślisz,   mamo?   —   zapytał 

niespokojnie.

O, Boże: Dobry Boże. Jej dziecko niepokoi się o nią. Podejmuje decyzje 

za siebie i za nią. Troszczy się o to, by jej uczucia nie zostały zranione.

—   Uważam,   że   to   cudowne.   Ale   pojedź   tam   sam.   Na   Święto 

Dziękczynienia   przyjeżdża   do   mnie   Rachel,   więc   nie   będę   sama. 

Martwiłam się, co z tobą. Czy Nancy to twoja dziewczyna?

—   Prawie.   Jeszcze   tego   nie   ustaliliśmy.   No,   wiesz.   Dam   jej   mój 

uczelniany   sygnet.   Już   nad   tym  pracuję.   Jak   myślisz,   czy   mógłbym   ją 

przywieźć nad jezioro na weekend po Święcie Dziękczynienia?

—   Oczywiście.   Z   przyjemnością   ją   poznam.   —   Nagle   zapragnęła 

zobaczyć Charlesa, dzielącego swe szczęście z dziewczyną.

—   I   jeszcze   coś,   mamo.   Czy   Dulcie   wciąż   u   nas   mieszka,   czy 

odprawiłaś ją, wyjeżdżając nad jezioro?

—   Nie.   Wciąż   jest   w   domu   w   mieście.   Ktoś   tam   musi   być,   żeby 

pilnować, czy nie pozamarzały rury. Nie przeprowadziłam się na stałe. Po 

prostu odpoczywam pomiędzy książkami. Czemu o to pytasz?

— Myślisz, że mogłaby upiec blachę ciasteczek i przysłać mi razem z 

szarym dresem? I spytaj czy nie znalazła moich skarpetek, tych szaro–

czarnych.

—   Mam   trochę   wolnego   czasu,   Charles   —   powiedziała   Rita   z 

uśmiechem. — Mogę ci upiec ciasteczka.

— Dziękuję, mamo. Ale wolę, żeby to była Dulcie. Bez obrazy.

— Rozumiem.

— Jak myślisz, o której przyjedziesz na mój mecz?

— Wprost na mecz, jeśli nie masz nic przeciwko temu. Potrzebujesz 

background image

jeszcze czegoś?

— To wszystko, co chciałem ci powiedzieć.

— Świetnie. Do zobaczenia za tydzień od jutra.

— Pa, mamo.

Odkładając słuchawkę, odczuwała zadowolenie. Charles sobie poradzi. 

Nancy, kimkolwiek jesteś, masz moje błogosławieństwo i wdzięczność. 

Moje   najmłodsze   dziecko   niepokoiło   się   o   mnie.   Wszystko   układa   się 

wspaniale. No, może prawie wszystko, sprostowała na myśl o córkach.

* * *

Wszedł Twigg. Jego twarz jaśniała jak buzia małego chłopca.

— Wyglądałaś na dwór?

Ku jej zdumieniu oderwał ją od biurka, przy którym sporządzała notatki 

do swojej następnej książki, i podprowadził do ogromnego okna.

— Spójrz! — pokazał jej powoli opadające płatki śniegu, jakby to było 

coś, co specjalnie dla niej wyczarował. — Pada śnieg. Nasz pierwszy śnieg 

— wymamrotał, otaczając ją ramionami i wtulając twarz w kark.

Jego   słowa   wzruszyły   Ritę.   Czyżby   w   jego   tonie   było   coś,   co 

obiecywało,   że   to   jedna   z   wielu   śnieżyc,   jakie   razem   przeżyją?   Serce 

zabiło jej mocniej. Gdzieś w głębi swego jestestwa była przygotowana na 

nadejście   dnia,   w   którym  Twigg   odejdzie   z   jej   życia.   Nie,   tak   się   nie 

stanie,   Twigg   na   zawsze   pozostanie   częścią   jej   życia,   i   to   częścią 

najważniejszą. Ale na temat ich związku po świętach Bożego Narodzenia 

nie padło ani jedno słowo. Twigg planował powrót do Kalifornii… Rita 

starała   się   wykorzystać   każdy   dzień,   żyjąc   pełnią   życia,   a   po   owym 

background image

punkcie zwrotnym spodziewała się tylko ponurej ciemności.

Ramiona Twigga wzmocniły uścisk. Rita poczuła na skórze jego ciepły 

oddech. Cieplejszy niż żar na kominku, który był jedynym światłem w 

popołudniowym mroku… Poczuła, jak jego męskość twardnieje i rośnie 

przy jej pośladkach, a palce muskają czubki piersi. Zwrócił jaku sobie i 

odnalazł   wargami   usta   Rity.   Łagodne   pocałunki   stawały   się   coraz 

głębsze…

Poprowadził ją na wzorzysty dywan przed kominkiem. Ciepło paleniska 

zdawało   się   stygnąć   i   oddalać   w   porównaniu   z   żarem,   jakim 

promieniowało   ciało   Twigga.   Zaczął   ją   powoli   rozbierać,   rzucając   jej 

ubrania   na   jedną   stertę   ze   swoimi.   Jego   dłonie   pieściły   jej   ponętne 

okrągłości, głaskały brzuch i piersi, a potem powędrowały ku wilgotnemu 

miejscu, gdzie łączyły się jej uda.

Zamknęła oczy, by jeszcze bardziej skoncentrować się na doznaniach. 

Jego ręce… jego usta, błądzące śladem wytyczonym przez niecierpliwe 

dłonie…

Twigg   zaczął   dygotać   z   podniecenia.   Wiedział,   że   odnalazł   kobietę, 

która potrafi i brać, i dawać, która przeżywa jak żadna bliskość ich ciał. 

Chciał poczekać, by dać jej jak najwięcej rozkoszy i patrzeć, jak wije się 

pod nim, wstrząsana orgazmem. Ale lekkie westchnienie jej rozchylonych 

ust poruszyło coś w głębi niego. Jej wrażliwość pogłębiała jego żądzę, 

ciała wołały o spełnienie. Już, teraz, natychmiast.

Zagarnął   ustami   jej   usta,   rozchylił   uda   i   wtargnął   w   jej   spragnione 

pulsujące wnętrze. Objęła go za szyję i przywarła do niego ciasno, tak, że 

stali się niemal jednym ciałem. Uwielbiał patrzeć, jak teraz, na jej uśmiech 

i w głąb przejrzystych oczu, wypełnionych po brzegi wyłącznie nim.

background image

Rita widziała nad sobą jego pociemniałe z namiętności tęczówki. Jest 

tutaj ten wspaniały, kochający mężczyzna, wypełniający jej życie nawet 

szczelniej, niż wypełnia w tej chwili jej ciało. Nie wiedziała, czy go kocha 

ani czy pragnie go kochać. Czy jeszcze kiedykolwiek odważy się kochać? 

Miłość tak wiele żąda… A tu nie było żadnych żądań, tylko dzielenie się 

nawzajem, dawanie i branie. Miłość ma zbyt wiele ostrych krawędzi, może 

ciąć duszę jak brzytwa. A tu jest tylko jedność ciał i serc.

Ich   ciała   zdawały   się   idealnie   przylegać   do   siebie,   gdy   wychodziła 

naprzeciw   ruchom   jego   bioder,   pociągając   dalej   i   dalej   ku   otchłani. 

Obejmowała go ciasno, dysząc w jego usta, gdy brała go w siebie jeszcze 

raz, i jeszcze, falując wraz z nim, aż usłyszał swój własny krzyk, ona zaś 

przywarła do niego i runęli razem poza granice zmysłowości, ku rajskim 

ogrodom, ku obcowaniu dusz.

Do   ich   świadomości   zaczął   przenikać   świat   zewnętrzny:   trzaskanie 

ognia,   łagodny   szelest   padającego   za   oknem   śniegu…   Zaznawszy 

jednoczesnego spełnienia trwali w uścisku, dzieląc nicość zapomnienia, 

zdumieni siłą własnej namiętności.

Rita przeturlała się na bok i zobaczyła, że Twigg wpatruje się w nią spod 

wpółprzymkniętych   powiek.   Jego   szaro–zielone   oczy   barwy   mchu 

odpowiadały   na   jej   nie   wypowiedziane   pytanie.   Nie   było   potrzeby,   by 

rozmawiać na temat magii, która się między nimi zdarzyła.

Z westchnieniem znów przywarła do jego piersi. Przytulił ją, grzejąc 

własnym ciepłem i gładząc leciutko. Tak wiele pragnął jej powiedzieć… 

Wiedział jednak, że wciąż jest płochliwa jak źrebię i łatwo ją wystraszyć.

W   moim   życiu   jest   miejsce   dla   ciebie,   moja   ukochana,   moja 

przyjaciółko. Czy w twoim znajdzie się miejsce dla mnie?

background image

Wraz z pierwszą śnieżycą zawitała Rachel. Zanim Rita cokolwiek mu 

powiedziała,   Twigg   zabrał   z   jej   domu   swoje   rzeczy   osobiste:   brzytwę, 

szczoteczkę   do   zębów,   ubrania   i   bloki   z   notatkami.   W   miarę   jak   do 

papierowej torby wędrowały kolejne przedmioty, Rita czuła coraz większą 

niechęć do swojej młodszej córki i jej wizyty.

W szkarłatnej parce oblamowanej białym futerkiem Rachel wygląda jak 

śliczny króliczek, pomyślała Rita, starając się zapanować nad zawiścią.

Rachel wniosła do domu dwie pary nart i kijków.

— Nie uwierzysz, mamo, w jak złym stanie są drogi. Jeżeli posypie tak 

przez noc, będziemy mieli po czym jeździć. Przyjechałam boczną drogą i 

widziałam, że szykują wyciąg. Masz numer Twigga, prawda? Chcę się 

upewnić, że ma ochotę pójść na narty.

Rita wzdrygnęła się. Wzięła notes i udawała, że szuka numeru Twigga. 

Po chwili wyszła do kuchni, by przygotować dla Rachel gorący grog. Nie 

chciała słuchać rozmowy córki ze swoim kochankiem. Nie mogła.

— Dziękuję, mamo. Wypiję to i pójdę się położyć, Twigg powiedział, 

że nie może się doczekać i że spotkamy  się jutro rano o siódmej. Nie 

musisz się martwić, czy będę gotowa na czas, To jest randka, której nigdy 

bym nie przegapiła.

Rita leżała w pustym łóżku, pogrążona w samotności. Twigg powinien 

leżeć obok niej, na odległość ręki. Przypomniała sobie, jak trudno jej było 

przywyknąć do sypiania bez Bretta, kiedy ją opuścił. A potem zajęło jej 

trochę   czasu,   nim   przyzwyczaiła   się   sypiać   z   Twiggiem.   Teraz   znów 

znalazła się w ślepym zaułku.

Przeturlała  Się  na  bok  i  przygarnęła   poduszkę.  Przyzwyczajaj  się  do 

samotności, powiedziała sobie. Po Bożym Narodzeniu znów tak będzie.

background image

Czuła ból i niechęć. Prawie nienawiść. Nie było sensu przewracać się w 

pustym łóżku i rozpamiętywać, że straciła kochanka z powodu przyjazdu 

córki.   Rachel   była   niewinna.   I   dlaczego   młoda   dziewczyna   miałaby 

spędzać czas z matką? Ale racjonalizowanie wcale nie pomogło. Lepiej 

wstać, napić się gorącej herbaty i poczytać, dopóki nie zmorzy jej sen.

Przejrzała   półkę   z   nowymi   książkami,   które   przywiózł   Ian.   Szukała 

najnowszej   powieści   Patricii   Mathews.   Doszedłszy   do   drugiej   strony, 

zapragnęła znaleźć się wśród bohaterów. Co za styl, co za nadzwyczajna 

umiejętność charakteryzowania postaci!

Rita   przewróciła   kartkę   i   zdała   sobie   sprawę,   że   nie   śledzi   akcji. 

Przesiąknięty   urazą   i   zawiści   umysł   po   prostu   nie   był   zdolny   do 

koncentracji.   Jej   wielki   plan,   jej   wspaniała   niespodzianka   spaliła   na 

panewce. Dwa czekające w garażu snowmobile miały zaskoczyć Twigga. 

Kupiła je wiele tygodni temu, z zamiarem zajechania przed jego domek i 

zaproszenia   go   na   przejażdżkę.   Planowała   sobie,   że   będą   przemierzać 

ośnieżone   góry,   a   wiatr   będzie   chłostał   ich   zarumienione   policzki.   A 

potem wrócą do domu i przy huczącym kominku zjedzą gorącą zupę i 

świeży chleb. Będą się kochać i leżeć, tuląc się nawzajem w ramionach. 

Będą   rozmawiać   o   wszystkim   i  o   niczym,   milczeć,   a   potem   znów   się 

kochać, aż ogień na kominku zgaśnie, a oni wpełzną do łóżka i ułożą się, 

wpasowani w siebie jak dwie łyżki…

Rita   odłożyła   książkę   i   ciaśniej   zapięła   pasek   na   odchudzonej   talii. 

Poszła  do garażu.  Spoglądała   na dwie  lśniące  maszyny, zatankowane  i 

gotowe do drogi. Na gwoździu przy drzwiach wisiały klucze, także lśniące 

i   nie   używane.   Nie   czując   zimna,   podeszła   do   snowmobilu   i   założyła 

hamulec taśmowy. To mogło być niezapomniane przeżycie.

background image

Snowmobile   doskonale   nadają   się   na   prezent   dla   Charlesa   i   Nancy, 

kiedy odwiedzą ją w weekend po Święcie Dziękczynienia. Jeżeli ktoś ma 

mieć niezapomniane przeżycia, to niech to przynajmniej będzie Charles.

Wróciła do nagrzanego pokoju i zadrżała. Dodała do paleniska kawał 

sosnowego drewna i usiadła na stercie poduszek. Dopiła letnią herbatę. 

Nie może pozwolić, by wizyta Rachel zburzyła jej spokój. Musi się czymś 

zająć, wziąć się w garść, jak to mawia jej córka. Czy to nie Rachel mówiła 

zawsze   „walcz   o   swoje”?   Czy   Rita   naprawdę   chce   przegrać   walkę   o 

Twigga? Co za okropne określenie „walczyć o niego”… Jeżeli owo coś 

pomiędzy nimi nie jest wystarczająco mocne, by przetrwać wizytę Rachel, 

to wcale tego nie pragnie.

W końcu zasnęła. Obudziła się wczesnym rankiem, kiedy Rachel weszła 

na paluszkach do salonu.

—   Przepraszam   mamo.   Nie   wiedziałam,   czy   mam   cię   obudzić,   czy 

nakryć, żebyś nie zmarzła. Zesztywniejesz od spania w takiej pozycji. Nie 

mogłaś zasnąć, co?

— Nie śpię tu długo. Najwyżej godzinę czy dwie — skłamała Rita. — 

Zrobić ci kawy albo coś do jedzenia?

—   Włączyłam   czajnik.   Za   piętnaście   minut   mam   się   spotkać   z 

Twiggiem. Jak ci się podoba mój nowy kombinezon narciarski? Tylko co 

go odebrałam. Chciałam zrobić wrażenie na wielkim narciarzu z Tahoe. 

Sama zaprojektowałam materiał. Co o nim myślisz?

Rita spojrzała na błękitny jak niebo wzór i skinęła głową.

— Piękny — powiedziała szczerze.

Rachel przełknęła gorącą kawę. Oddała filiżankę matce.

— Wrócę, kiedy wrócę. Miłego dnia, mamo. — I już jej nie było.

background image

Rita z westchnieniem weszła do łazienki. Miała wziąć prysznic, kiedy 

usłyszała na dworze piski i śmiechy. Rozsunęła zasłonki i wyjrzała przez 

okno. Twigg obrzucał Rachel śnieżkami, a ona była zachwycona. Raptem 

schyliła się i złapała Twigga poniżej kolan. Obie okutane postacie runęły 

w śnieg. Śmiejąc się i pokrzykując, wstali i ruszyli w stronę wyciągu.

Lodowaty prysznic nie poprawił nastroju Rity, podobnie jak energiczne 

nacieranie ręcznikiem. Woń perfumowanego talku wydała jej się natrętna, 

tak   samo   jak   pachnącego   balsamu   do   ciała.   Ubrała   się   i   przygotowała 

sobie   obfite   śniadanie.   Usiadła   z   książką   Patricii   Mathews,   kiedy 

zadzwonił telefon.

— Rita? Mówi Connie Baker. Dzieci powiedziały mi, że chyba widziały 

cię w mieście. Jeżeli nie masz nic lepszego do roboty, może byś wpadła na 

lunch. Spędzimy razem miłe chwile. Mogę po ciebie przysłać Dicka, żeby 

cię przywiózł landrowerem. Co ty na to?

— Z przyjemnością cię odwiedzę. Nie kłopocz się i nie przysyłaj Dicka. 

Mogę   przyjechać   snowmobilem.   Jeżeli   nie   jest   za   wcześnie,   mogę 

wyruszyć od razu.

—   Naprawdę?   Jesteś   pierwszą   żywą   osobą,   jaką   tu   słyszę,   poza 

dzieciakami.   Jeżeli   masz   jakieś   dobre   książki,   byłabym   ci   bardzo 

wdzięczna.

Czy powinna zostawić liścik? Zasiadła do maszyny i wystukała krótką 

notkę:

Rachel,

wzięłam snowmobila i pojechałam z wizytą. Nie wiem, kiedy wrócę.

background image

Podpisała   karteczkę   i   umieściła   ją   na   kuchennym   stole,   pomiędzy 

solniczką a pieprzniczką.

Lubiła Connie Baker i jej oddanie sprawom domu i rodziny. Była to 

dzielna   dziewczyna   z   farmy   w   stanie   Iowa,   która,   jak   sama   mawiała, 

wyszła za mąż za miastowego spryciarza, który miał więcej pieniędzy niż 

rozumu. Rita nie widziała się z Connie od czasu rozwodu, więc będą miały 

wiele do nadrobienia. Rita wszystko jej opowie. Może nadszedł wreszcie 

czas, żeby się komuś zwierzyć, a kto nadaje się do tego lepiej niż Connie?

Śmigając po ośnieżonych wzgórzach i polach w drodze do posiadłości 

Bakerów, Rita poczuła się jak dwunastolatka. Zatrzymała snowmobila na 

tyłach   domu   w   stylu   ranczerskim   i   zatrąbiła.   Klakson   brzmiał   jak 

skrzecząca   żaba.   Zupełnie   zapomniała,   jaka   to   radość   prowadzić 

snowmobila… Ciekawe, co Brett zrobił z maszyną, którą zabrał z garażu, 

kiedy   się   wyprowadzał,   Może   dokupił   przyczepę   dla   Melissy,   żeby 

przejechać się z nią Piątą Aleją w śnieżny zimowy poranek? Zachichotała 

na tę myśl, a potem roześmiała się na głos.

Uściski, pocałunki i czułe spojrzenia… Wreszcie się spotkały.

—   Czas,   żeby   zacząć   się   wzajemnie   okłamywać,   że   nic   się   nie 

zmieniłyśmy i nie postarzałyśmy — powiedziała z szerokim uśmiechem 

Connie.

— Może pominiemy tę część i przejdziemy do poważnej rozmowy — 

zaproponowała Rita. — Powiedz mi, co u ciebie słychać?

— Znasz tego  wielkiego  wołu,  którego poślubiłam,  co to  ma  więcej 

pieniędzy   niż   rozumu?   Doszedł   do   wniosku,   że   życie   przepływa   obok 

niego, a on ma ochotę popróbować młodszego towaru. Rozwiedliśmy się 

w   zeszłym   roku   i   z   radością   przyznaję,   że   wzięłam   wszystko. 

background image

Przypuszczam,   że   dama   jego   serca   nadal   musi   pracować   w   domu 

towarowym, żeby opłacić czynsz. — Connie roześmiała się, ale był to 

śmiech cokolwiek zgrzytliwy i pozbawiony wszelkiej wesołości.

—   Nie   współczuj   mi,   Rito,   radzę   sobie   doskonale   i   staram   się   być 

szczęśliwa. Zapytaj dzieciaki!

Po co miałabym pytać, pomyślała Rita. Czyżby Connie podejrzewała, że 

jej nie wierzę?

—   Do   licha,   kiedy   się   ma   czterdzieści   sześć   lat,   prawie   czterdzieści 

siedem,   człowiek   czuje   się   jak   nowo   narodzony.   Druga   młodość,   jak 

powiadają. Ale dosyć o mnie, opowiedz, co u ciebie.

Rita   usiadła   z   filiżanką   kawy   i   oparła   stopę   w   ciepłej   skarpetce   na 

stoliku z klonowego drewna. Zaczęła informować przyjaciółkę, co zaszło 

w jej życiu w ciągu minionego roku.

— Nie wiem, co mam z tym zrobić, Connie. Rachel jest moją córką. Jak 

sobie z tym radzić?

— Tak, jakby to była każda inna kobieta. Ona nie jest już dzieckiem, 

Rito.   Dobrze   wie,   co   robi.   Więc   naprawdę   zależy   ci   na   tym   facecie? 

Opowiedz mi, jaki jest ten Twigg Peterson.

—  Jest  wspaniały.  Ciepły, wrażliwy,  kochający. Ma  wszystko  to,  co 

lubię   u   mężczyzny.   —   Connie   zauważyła,   że   przyjaciółka   z 

zawstydzeniem ściszyła głoś. — Spodobałby ci się, Connie. Wygląda na 

to, że wszyscy go lubią — powiedziała z dumą. — Widziałam go z jego 

przyjaciółmi, z moimi przyjaciółmi. Wszyscy podobnie reagują na jego 

otwartość. I traktują go z szacunkiem. Widziałam, jak w tych zimnych, 

bezosobowych   nowojorskich   restauracjach   kelnerzy   reagowali   na   jego 

uśmiech i uprzejmość. Żadnej obłudy. Zapewniam cię. On się naprawdę 

background image

troszczy o swoich przyjaciół Przekonałam się o tym pewnej nocy, kiedy 

zaprosił Donaldsonów, żeby przenocowali u niego w domu. Ma dar, dzięki 

któremu  każdy czuje, że jest dla niego kimś niepowtarzalnym. — Rita 

przerwała   w   pół   słowa   i   przygładziła   lśniące   kasztanowate   włosy.   — 

Terkocę jak licealistka.

—   I   prawie   tak   wyglądasz   —   powiedziała   Connie,   spoglądając   na 

cienką   talię   przyjaciółki   i   jej   różową,   tryskającą   zdrowiem  cerę.   Boże, 

gdyby ten facet mógł butelkować ten odmładzający dar, byłby milionerem.

— Na miłość boską, Connie, myślisz tylko o pieniądzach!

—   Pieniądze   sprawiają,   że   dziewczyna  nie   marznie   w  nocy.  Co   jest 

złego w myśleniu o pieniądzach? — spytała powoli i przyjrzała się Ricie z 

nowym zainteresowaniem. Jeżeli się okaże, że ten cały Peterson wyobraża 

sobie,   że   swoim   instrumentem   zarobi   na   życie,   Connie   osobiście 

pofatyguje   się   nad   jezioro   i   go   zabije.   Kiedy   wszystko   zostanie 

powiedziane i zrobione, kiedy minie uroda, cóż pozostaje kobiecie oprócz 

dzieci   i   zabezpieczenia   finansowego…   Nie   powiedziałaby   tego   Ricie, 

która   jako   romantyczka   nigdy   nie   przywiązywała   wagi   do   praktycznej 

strony życia. Gdyby taka nie była, Brett nigdy nie odszedłby, zabierając 

tak   wiele…   Uznawszy,   że   powinna   skierować   rozmowę   na   inne   tory, 

Connie spytała:

— Myślałaś o małżeństwie?

— Ten temat nigdy nie wypłynął.

— Nie pytam, czy ten Peterson ci się oświadczył. Nie pytam nawet, czy 

na ten temat rozmawiacie. Pytam, czy o tym myślałaś.

— Nie… to znaczy… sama nie wiem. Wiem tylko tyle, że nie chcę, by 

mnie zraniono po raz drugi.

background image

— Spodziewasz się, że zostaniesz zraniona?

Rita spojrzała na przyjaciółkę i poczuła lekkie ukłucie gniewu.

— Nie rozumiem, o co właściwie mnie pytasz — powiedziała.

— Ejże, nie złość się na mnie. Ja tylko spytałam, czy spodziewasz się, 

że zostaniesz zraniona.

Rita   skoczyła   na   równe   nogi   i   obciągnęła   sweter.   Był   to   nawyk   z 

czasów, kiedy miała otłuszczoną talię i starała się to ukryć.

— Do diabła, Connie, czuję się zraniona właśnie teraz!

— A co ten facet, Peterson, czuje do ciebie? — naciskała Connie, nie 

przejmując się, że sprawia przykrość Ricie. To musi być bolesne, i lepiej, 

żeby  stało  się  tu i teraz,  a nie kiedy  Rita nie  będzie miała  przy  sobie 

nikogo, kto by ją pocieszył. Connie zbyt dobrze znała pustkę opuszczonej 

sypialni, gdzie nie było nikogo, kto by przytulił i otarł łzy.

Rita wyjęła papierosa z paczki Connie i zapaliła go drżącymi palcami.

— Nie wiem, co on czuje — powiedziała pospiesznie i wydmuchnęła 

dym.   —   Nie,   to   nieprawda.   Myślę,   że   mnie   kocha.   Czasami,   kiedy 

jesteśmy razem, nazywa mnie swoją ukochaną. Ale właściwie, czy to coś 

znaczy? Mężczyźni mówią wtedy różne rzeczy…

— Rozumiem. I ty to wiesz z twego bogatego doświadczenia, prawda?

— Och, zamknij się Connie. Nie, nie zamykaj się, potrzebuję twojej 

pomocy! — krzyknęła błagalnie.

— Kochasz go, Rita?

— Tak, do diabła. Jak siebie samą. — Po raz pierwszy ktoś zadał je to 

pytanie i własna odpowiedź wprawiła Ritę w zdumienie.

— Ale? — spytała cicho Connie, — No tak, zawsze jest jakieś ale, 

prawda? Różnica wieku. Widziałam dziś rano, jak Twigg i Rachel rzucali 

background image

w siebie śnieżkami. Wyglądali tak młodo i beztrosko… Tak młodo! Mój 

Boże, Connie, on jest zaledwie o kilka lat starszy od Camilli!

—   Według   moich   obliczeń   jest   o   dziesięć   lat   starszy   od   Camilli. 

Przestań   się   zamartwiać   swoim   wiekiem,   Rito.   To   pozbawia   nadziei 

wszystkie kobiety powyżej czterdziestki. I dlaczego uważasz, że dziesięć 

lat pomiędzy nim i Camillą jest nieważne, a dziesięć lat pomiędzy nim a 

tobą ma takie monumentalne znaczenie? Czy niewielka różnica wieku to 

aż tak ważna sprawa? — spytała Connie.

Rita opadła na sofę obok przyjaciółki.

— W porządku. Widzę, że masz coś do powiedzenia. Powiedz to.

—   Popatrz   na   Bretta   z   jego   dwudziestodwuletnią   żoną   i   na   mojego 

byłego małżonka z dziewczyną młodszą niż wiosenka. W pewnym sensie 

podziwiam ich. Zdobyli to, czego pragnęli. Nie pozwolili, że ktokolwiek 

stanął im na drodze. Ani ty, ani ja, ani dzieci. Mój były żyje na granicy 

nędzy ze swoją królową z domu towarowego, ale są szczęśliwi, niech ich 

diabli.   Są   szczęśliwi.   Jake   przyjechał   tu   kiedyś,   żeby   zobaczyć   się   z 

dziećmi i wyznał, że jego kochanka sprawia, że czuje się jak prawdziwy 

mężczyzna, więc nieważne, czy są biedni, czy bogaci. Że dopóki są razem, 

mogą mieszkać byle gdzie. Ot, co. I to powiedział facet, który sypiał w 

jedwabnej   pościeli   i   jeździł   mercedesem   450SL,   który   bez   mrugnięcia 

okiem wydawał majątek na urlop. Na początku było mi ciężko, ale potem 

przekonałam   się,   że   mogę   żyć   bez   niego,   ale   za   to   cieszyć   się   jego 

pieniędzmi. Za nic w świecie nie przyjęłabym go z powrotem. Lubię tę 

siebie, którą się bez niego stałam. Dookoła nas jest cały świat, Rito, świat, 

którego nie znamy. W tobie też zaszła zmiana. Stałaś się odrębną osobą, a 

nie   czyjaś   żoną   i   czyjąś   matką.   Nie   zrozum   mnie   źle.   Nie   odrzucam 

background image

małżeństwa   czy   macierzyństwa.   Uważam,   że   małżeństwo   powinno   się 

odnawiać co kilka lat, tak jak prawo jazdy, zanim dojdzie się do punktu, w 

jakim my znalazłyśmy się kilka lat temu.

—   Naprawdę   stałaś   się   taką   zawziętą   jędzą?   A   co   ze   wzajemnym 

zobowiązaniem? Co z miłością?

—   Co   ze   zobowiązaniem?   Jeżeli   wywiązywanie   się   ze   zobowiązań 

oznacza cierpienie, nie potrzebuję go ani ja, ani ty. — Connie przyjrzała 

się   jej   uważnie.   —   Czy   nie   to   właśnie   miałaś   na   myśli,   mówiąc,   że 

spodziewasz się, że zostaniesz zraniona?

— Nie. Tak. Jezu, sama nie wiem! Wiem tylko, co czuję, kiedy z nim 

jestem. Co czuję, kiedy jestem w jego ramionach.

Connie poklepała dłoń Rity.

— Więc ciesz się z tego, moja przyjaciółko. Ciesz się każdą chwilą i nie 

szukaj dziury w całym. Bądź szczera wobec niego i wobec samej siebie. 

Nie udawaj, że jesteś kimś innym. Jeżeli wygrasz, będziesz wiedziała, że 

dokonałaś   tego   uczciwie   i   bez   krętactw.   Jeżeli   przegrasz,   nie   będziesz 

miała   czego   żałować   i   zastanawiać   się,   czy   lepiej   byłoby,   gdybyś 

powiedziała,   czy   zrobiła   coś   innego.   Zabawy   są   dobre   dla   dzieci   i 

obowiązują w nich dziecinne zasady.

Siedziały   i   godzinami   rozmawiały   o   życiu,   o   marzeniach   i 

oczekiwaniach.   Rozmawiały   o   wspólnych   znajomych,   karierze   Rity,   o 

swoich   wnukach   i   o   przyjacielu   Connie,   który   miał   rozum,   ale   za   to 

pozbawiony był pieniędzy.

—   Ścina   drzewa   —   zaśmiała   się   Connie   z   czułością   w   oczach.   — 

Ażebyś wiedziała, jaki jest świetny w łóżku… Dostaję orgazmu na samą 

myśl o nim. I naprawdę mnie słucha, kiedy do niego mówię. Ceni moje 

background image

opinie i myśli, że jestem równie biedna jak on. Wierzy, że ten dom należy 

do   moich   wujostwa,   a   wielki   dom   w   Scarsdale   to   własność   moich 

rodziców. Wiem, że moje pieniądze spłoszyłyby go. To świetny facet i 

kocham go. Chcesz usłyszeć coś szalonego, coś zupełnie odlotowego? — 

Rita skinęła głową. — Bawię się myślą, że oddam memu byłemu jego 

pieniądze i wynajmę sobie mieszkanie, a potem zacznę wszystko od nowa. 

Wszystkie dzieciaki są już na uczelni albo pożenione. Żyją samodzielnie, 

więc ja także powinnam się usamodzielnić. Mam dobrą pracę w agencji 

reklamowej   i   słyszę,   że   chcą   mnie   na   wspólnika.   Ciężką   pracą   mogę 

dochrapać się tego stanowiska. Joe uważa, że dam sobie radę. Jeżeli znasz 

kogoś,   kto   chce,   żeby   mu   ściąć   drzewa,   daj   mi   znać.   Joe   jest 

ubezpieczony, więc nie ma problemu.

Rita wytrzeszczyła oczy na Connie i wybuchnęła śmiechem. Śmiała się 

do łez. Connie przyłączyła się i obie turlały się w spazmach po podłodze, 

wykrzykując histerycznie.

— A te nasze sprytne pociechy nie dałyby za nas złamanego grosza — 

wysapała Connie, ocierając łzy.

— Myślą, że nie wiemy, czego chcemy — dodała Rita, krztusząc się ze 

śmiechu. — Która godzina? Muszę wracać.

— Dlaczego musisz?

Rita znów parsknęła śmiechem.

— Po prostu, tak się mówi. Wyczerpałyśmy wszystkie możliwe tematy.

— A co powiesz na gorący rum z masłem na drogą? Odmrozisz sobie 

tyłek, jeśli się jakoś nie wzmocnisz.

— Masz rację. I nie żałuj rumu.

Rita spojrzała na zegarek. Zdumiała się: było dziesięć po trzeciej. Jak to 

background image

możliwe? Ale kto by się przejmował… Spędziła wspaniałe chwile i nie 

żałowała ani minuty przegadanej z przyjaciółką.

Dwie   minuty   po   czwartej   wprowadziła   snowmobila   do   garażu. 

Schodziła z siodełka, kiedy otworzyły się drzwi. Stanął w nich Twigg, a 

obok niego Rachel.

— Gdzieś ty się, do diabła, podziewała, mamo?

— Nie znalazłaś wiadomości?

— Oczywiście, że znalazłam. Ale nie było tam ani słowa o tym, dokąd 

się wybrałaś! — ton Rachel był oskarżycielski.

— Wciąż mi przypominasz o moim wieku, Rachel. No więc w moim 

wieku   nie   muszę   ci   się   już   opowiadać,   chyba   że   ty   zechcesz   to   robić 

wobec mnie.

Rozstąpili się, by ją przepuścić. Rita uchwyciła w oczach Twigga wyraz 

ulgi. A więc zależy mu na mnie, pomyślała.

— Pachniesz gorzelnią — warknęła Rachel.

—   Tak,   to   gorący   rum   z   masłem   —   powiedziała   Rita   tonem 

wyjaśnienia.

— Skąd wytrzasnęłaś te snowmobile? Myślałam, że na pewno zabrał je 

tata.

— Kupiłam je. Są moje. Masz jeszcze jakieś pytania, Rachel?

—   Martwiłam   się   o   ciebie.   Nawet   nie   wiedziałam,   że   mamy 

snowmobile.

— Cieszę się, że wróciłaś cała i zdrowa — powiedział Twigg cichym 

zatroskanym głosem, ale bez oskarżycielskiego tonu. — To dziecko nie 

chciało mnie wypuścić, dopóki nie wrócisz. Próbowałem ją przekonać, że 

nic ci nie będzie, ale mi nie wierzyła.

background image

Całowali się z Rachel czy nie? To nie miało znaczenia.

— Dziękuję, że zostałeś z Rachel.

— Zawsze do usług. Nigdy nie jeździłem na snowmobilu. Zabierzesz 

mnie jutro na przejażdżkę?

— Z przyjemnością. O której? — krzyknęła przez ramię, idąc szybko do 

łazienki.

— W południe, jeśli nie masz nic przeciwko temu. Rano chcę trochę 

popracować.

— Pasuje mi! — zawołała Rita i zamknęła drzwi łazienki.

— Hej, a co ze mną? — usłyszała głos Rachel.

— Nie ma przyczep. Chciałaś jeździć na nartach. A Rita przecież nie 

jeździ — odparł Twigg niedbale.

Rachel milczała.

Trzasnęły frontowe drzwi.

Rita włączyła prysznic. Gorąca woda rozgrzała ją i obmyła do czysta. 

Czuła satysfakcję. Poradziła sobie!

background image

R

OZDZIAŁ

 9

W ciągu kilku następnych dni w chacie Bellamych panowała chłodna 

atmosfera.   Rachel   na   widok   Twigga   popadała   to   w   ponury,   to   w 

ekstatyczny   nastrój.   Wychodząc   z   nim   na   ośnieżone   wzgórza   lub   do 

restauracji   w   ośrodku   wczasowym   na   drinka   i   dancing,   znacząco 

spoglądała   na   matkę.   Kiedy   Twigg   zapraszał   Ritę,   by   się   do   nich 

przyłączyła, a ona automatycznie odmawiała, w oczach Rachel pojawiał 

się błysk triumfu.

— Jaki on jest uprzejmy  — stwierdzała Rachel przy takiej okazji, a 

Twigg spoglądał na Ritę z niemym pytaniem w pociemniałych oczach.

W   przypadkach   podobnego   braku   taktu,   wręcz   brutalności   ze   strony 

Rachel, Twigg zauważał, że twarz Rity blednie i pojawia się na niej wyraz 

bólu. Czuł wtedy impulsywną chęć, by wziąć ją w ramiona i ucałować. Z 

łatwością mógł znaleźć wymówkę, by nie spędzać czasu sam na sam z 

Rachel, ale czy załatwiłoby to sprawę? Raczej, nie. Rita musi się nauczyć 

zaufania do niego i wiary we własną atrakcyjność. Jeżeli uważa młodszą 

kobietę za konkurentkę, musi się nauczyć, jak sobie z tym radzić. Nawet 

jeśli owa kobieta jest jej córką… Gdyby zaczął lekceważyć Rachel lub 

udawać, że go nudzi i jest mu niemiła, byłoby to kłamstwem. Mógł tylko 

mieć nadzieję, że gdy następnym razem poprosi Ritę, by im towarzyszyła, 

przyjmie zaproszenie.

Rita czuła ostry, dotkliwy ból, ale cóż mogła poradzić. Zaczęła uciekać 

w pracę. Sprzątała, gotowała, woziła pranie do miasta…  Wiedziała, że 

Rachel instynktownie odgadła prawdę. Rachel wie, że sypiam z Twiggiem 

—   myślała   —   i   wie,   że   mi   na   nim   zależy,   ale   nie   przeszkadza   jej   to 

background image

flirtować z nim i uwodzić go przed moim nosem. Nie rób mi tego, Rachel, 

myślała. Nie zmuszaj mnie do dokonywania wyboru, bo akurat teraz nie 

przepadam za tobą. Twoja dewiza „bierz, na co masz ochotę” nie powinna 

dotyczyć Twigga. Zwłaszcza gdy wiesz, że jest moim kochankiem i kimś 

bardzo dla mnie ważnym…

Twigg   tu   nie   zawinił.   Rachel   zwykle   osiągała   to,   czego   zapragnęła. 

Została kapitanem drużyny pomponistek, chodziła z najpopularniejszymi 

chłopakami   z   campusu,   dostała   wymarzoną   pracę,   miała   odpowiednich 

przyjaciół.   Kiedy   Rachel   powzięła   decyzję,   nic   nie   było   jej   w   stanie 

powstrzymać. Co Twigg może poradzić? Rachel jest młoda, pełna życia i 

podniecająca. I bardzo, bardzo zdecydowana.

W dniu Święta Dziękczynienia Rita skrobała przy zlewie marchewki na 

świąteczną kolację. Uniosła głowę i wyjrzała przez okno. W końcu działki 

znajdował   się   mały   wąwóz.   Kiedy   dzieci   były   młodsze,   zjeżdżały   na 

saneczkach ze zbocza i piszczały ź radości, spadając na dno jaru… W tej 

chwili również widać było Rachel w czerwonej parce odbijającej od bieli 

śniegu, jak zjeżdżała na sankach, wiedząc, że na dole się wywali. Twigg 

stał na szczycie wzgórza i śmiał się, odrzuciwszy głowę do tyłu.

Zgodnie z przewidywaniami, Rachel się przewróciła, a Twigg zjechał 

zaraz za nią. Było nie do uniknięcia, że pomoże jej wstać, a jego usta 

odszukają usta Rachel… A może to Rachel padła w jego ramiona? Rita 

patrzyła na nich przez chwilę, oczy zaszły jej łzami i szybko odsunęła się 

od okna. Nie widziała, że Twigg odepchnął Rachel, i nie widziała jego 

spojrzenia   w   kierunku   kuchennego   okna.   Nie   rozumiała,   co   właściwie 

czuje   i   jak   powinna   postąpić.   Kiedy   masz   wątpliwości,   nie   rób   nic, 

powiedziała sobie.

background image

— Dlaczego to zrobiłaś? — spytał Twigg z gniewem w głosie.

— Co zrobiłam? — spytała Rachel niewinnie.

— Wiesz dobrze. Dlaczego mnie pocałowałaś? Ja sam decyduję, kogo i 

kiedy mam pocałować.

—   Na   miłość   boską,   zupełnie   jakbym   słyszała   moją   matkę.   — 

powiedziała Rachel z przekąsem.

— Tak się składa, że twoja matka jest wspaniałą osobą i piękną kobietą. 

Bardzo sobie cenię jej przyjaźń. Krótko mówiąc,  twoja matka,  Rachel, 

podoba mi się o wiele bardziej niż ty!

Rachel była wstrząśnięta. Nikt i nigdy nie powiedział jej, że woli kogoś 

innego niż ją. A już na pewno nie własną matkę! Nawet ojciec, który 

uwielbiał swoją młodszą córkę.

— Sypiasz z moją matką? — spytała Rachel. — Sypiasz, prawda? Tak 

właśnie myślałam! Ma to wypisane na twarzy! Poczciwa stara mama… 

Nie   mogę   w   to   uwierzyć!  Na   Boga,   jesteś   niewiele   starszy   ode   mnie. 

Czego ty od niej chcesz?

Twigg schwycił ją za ramiona i potrząsnął z wściekłością. Jego twarz 

miała morderczy wyraz.

— Nie waż się tak o niej mówić! Otwórz wreszcie oczy, a zobaczysz, że 

to   piękna   kobieta,   a   nie   tylko   twoja   matka.   Była   twoją   przyjaciółką, 

Rachel, a ty ją zdradziłaś. Mam nadzieję, że nigdy się o tym nie dowie. A 

to, kim jesteśmy dla siebie, twoja matka i ja, to nie twój interes. Czy to 

jasne?

— Bardzo jasne — syknęła Rachel, wściekła z powodu odrzucenia. Czy 

to, co on mówi, może być prawdą? Że jej matka jest piękna i wspaniała? 

Jak to możliwe? Rita jest już po czterdziestce! Jest stara! Jest jej matką!

background image

— Dlaczego nie możesz dostrzec, jaką Rita jest osobą, Rachel? Och, 

wiem,  wyobrażasz sobie, że jesteś już dorosłą kobietą, ale jesteś także 

samolubnym   dzieckiem.   Może   wystarczająco   dojrzałaś,   by   ofiarować 

siebie   komuś,   kto   cię   prawdziwie   kocha.   Ale   wszyscy   pozostajemy 

dziećmi,   samolubnymi   dziećmi,   kiedy   chodzi   o   naszych   rodziców. 

Żądamy od nich wyłącznej miłości, pełnej uwagi, zapominając, że nasi 

rodzice są przede wszystkim ludźmi, a dopiero potem rodzicami. Pomyśl o 

tym, Rachel.

Rachel czuła się upokorzona. Dlaczego ten facet ma jej dyktować, co 

powinna   czuć   wobec   własnych   rodziców,   a   zwłaszcza   wobec   własnej 

matki?

— Dobrze, panie i władco. Pomyślę o tym! — warknęła, kłaniając mu 

się   ironicznie.   —  Ale   zanim  to   uczynię,  powiedz   mi,   czy   moja   matka 

warta była starań takiego młodego ogiera jak ty.

Widząc wyraz twarzy Twigga, Rachel odstąpiła do tyłu i zwiesiła głowę, 

zakłopotana swoją bezwstydną uwagą. Lubiła Twigga i kochała matkę; 

Tylko że nigdy przedtem nie została w taki sposób odrzucona, a zwłaszcza 

na   korzyść   własnej   matki…   Matki   powinny   się   poświęcać   dla   swoich 

dzieci i zajmować wyłącznie ich szczęściem, a nie sięgać po swoje własne.

— Wiesz, czego ci potrzeba, Rachel? — spytał Twigg, pochylając się 

nad nią. — Dobrego kopniaka w tyłek. Szkoda, że ktoś tego nie zrobił 

wcześniej.

— Daj spokój — łagodziła Rachel. — Tak dobrze się bawiliśmy. Po co 

to psuć? W porządku, przykro mi, że tak się zachowałam. Powiem mamie, 

że  to   ja  złapałam  cię   w  pułapkę.   Widziała   nas  przez   okno.   Stała   przy 

zlewie. Prawdopodobnie po to, żeby nas szpiegować.

background image

— Nie szpiegowała nas. Rita nigdy by się do tego nie zniżyła. To raczej 

coś w twoim stylu, prawda, Rachel? — powiedział Twigg z niesmakiem.

— Gdyby sprawa była dla mnie ważna, szpiegowałabym!

— A co z zaufaniem?

— Chyba żartujesz! Facet, któremu kobieta mogłaby zaufać, jeszcze się 

nie narodził. Spójrz, co jej zrobił mój ojciec. Nawet mój własny ojciec! A 

ty mnie nazywasz dzieckiem, panie Peterson! To ty powinieneś wreszcie 

dorosnąć.

Twigg zacisnął pięści. Miał ochotę rzucić ją na śnieg i natrzeć jej twarz, 

aż będzie błagała o zmiłowanie.

— Jeżeli mężczyźni bywają tacy, to dlatego, że kobiety są takie jak ty 

Rachel. I jeszcze jedno. Jeżeli piśniesz Ricie choć jedno słówko o tym, co 

między   nami   zaszło,   to   przysięgam,   że   będziesz   miała   ze   mną   do 

czynienia. Zrozum mnie dobrze, Rachel. Mówię poważnie. Nie chcę, żeby 

Rita została zraniona.

Rachel   spojrzała   w   jego   wyzywające   zielone   oczy.   To,   co   w   nich 

dostrzegła, przeraziło ją.

— Dobrze, zagorzały obrońco kobiet w wieku średnim. A teraz, skoro 

popsułeś   mi   dzień,   pójdę   chyba   do   domu   i   poczytam   książkę.   Dobrą 

książkę! Nie którąś z tych nieżyciowych szmir, jakie pisuje moja matka.

— Dlaczego uważasz, że książki twojej matki są nieżyciowe? Bo mówią 

o związkach między ludźmi? O uczuciach? Tak, rozumiem, że dla ciebie 

to coś całkiem nieżyciowego.

Twigg usiadł na saneczkach i objął ramionami ośnieżone kolana. Przez 

długi czas patrzył w okno kuchni, czekając, by pojawiła się w nim Rita. W 

żołądku   miał   ziejącą   czeluść,   która   stopniowo   wznosiła   się   ku   klatce 

background image

piersiowej.   To,   co   czuł   do   Rity,   było   silniejsze   niż   uczucie   do 

jakiejkolwiek innej kobiety. Rita  była taka  ciepła. Była jego oparciem. 

Była inteligentna i kochająca; była Ritą Bellamy… Częścią niego samego. 

Czekali na siebie, odnaleźli się i połączyli. Czy to miłość? Uśmiechnął się. 

Tak, był zakochany, kochał ją. Tę kruchą kobietę, którą pragnął chronić i 

którą   podziwiał.   Chciał,   aby   spełniła   się   jako   kobieta   i   jako   człowiek. 

Chciał, by panowała nad swoim życiem, ale pragnął je z nią dzielić. To 

było to. Chciał ją kochać.

Według Rity było to niewielkie słowo. Zajmowało tak mało miejsca na 

stronicy   książki.   A   jednak   budziło   grozę.   Miało   zdolność   odmieniania 

życia dwojga ludzi, mogło na nowo ukształtować ich los.

Otrzepał   spodnie   i,   ciągnąc   za   sobą   sanki,   wspiął   się   ku   chacie 

Bellamych. Nie żałował tego, co powiedział Rachel. Nadszedł czas, by 

ktoś ją utemperował… Oparł sanki o ścianę garażu, otworzył drzwi do 

kuchni i zawołał:

— Do zobaczenia, Rito!

— Część! — odkrzyknęła z głębi domu.

Twigg westchnął z ulgą. Jej głos brzmiał pogodnie, była w nim wiara i 

zaufanie. Ufała mu.  Niezależnie od tego, co zobaczyła przez kuchenne 

okno. Po prostu.

Indyk  dochodził  w  piekarniku.   Rita   zwinęła   się   w  głębokim  fotelu   i 

sięgnęła   po   książkę.   Po   godzinie   stwierdziła   ze   zdumieniem,   że   nie 

rozumie, co czyta. Nie obchodziły jej przeżycia bohaterów.

Do pokoju weszła Rachel z dwiema filiżankami kawy.

— Kiedy siądziemy do kolacji? Umieram z głodu! — poskarżyła się 

płaczliwie.

background image

— Zjedz sobie coś. Zaczniemy  dopiero koło siódmej. Na tę godzinę 

zaprosiłam Twigga.

— Właściwie po co go zaprosiłaś? — spytała Rachel kąśliwym tonem.

— Zaprosiłam go, bo miałam na to ochotę. We dwie nie zjadłybyśmy 

siedmiokilowego indyka. Święto Dziękczynienia jest po to, by się dzielić z 

innymi. Czyżbyś zapomniała?

— Zależy, co się dzieli — warknęła Rachel.

— Czy masz na myśli coś konkretnego? — spytała Rita spokojnie.

— Mam na myśli bardzo wiele! — wrzasnęła Rachel.

Rita   poczuła   dziką   ochotę,   by   spoliczkować   córkę   i   wyrzucić   ją   z 

pokoju.

— Nie mów zagadkami, Rachel. Jeżeli masz mi coś do powiedzenia, po 

prostu   to   powiedz   i   skończmy   z   wojną   podjazdową   —   powiedziała, 

spoglądając córce prosto w oczy.

Rachel spuściła wzrok.

— Najchętniej natychmiast bym stąd wyjechała, ale droga do autostrady 

jest nieprzejezdna.

Rita pomyślała, że trzeba zatelefonować do Connie i poprosić, by jej syn 

odśnieżył pługiem ich drogę dojazdową. Musi przecież pojechać na mecz 

Charlesa.

— Prześpij się do kolacji. Zbudzę cię na czas, żebyś zdążyła utłuc rzepę.

— Zawołaj mnie, kiedy będzie już utłuczona. Niech się nią zajmie twój 

przyjaciel Twigg, skoro z niego taki pieczeniarz.

— Nie jest pieczeniarzem. Zaprosiłam go. A skoro chcesz się czepiać 

etykiety,   to   nie   przypominam   sobie,   żebym   zaprosiła   ciebie. 

Zatelefonowałaś   i   oświadczyłaś   mi,   że   przyjeżdżasz.   I   wyrażaj   się 

background image

przyzwoicie.   Mówię   poważnie,   Rachel.   Mam   dosyć   twoich   insynuacji. 

Jeżeli masz coś do powiedzenia, zrób to teraz. A jeśli nie, zejdź mi z oczu.

Rachel spojrzała na matkę, zdumiona. A potem odwróciła się napięcie i 

wybiegła z pokoju, jakby ją ktoś gonił.

Rita opadła na fotel, wyczerpana. Do diabła, nienawidziła konfrontacji. 

Zwłaszcza z Rachel.

Twigg   przyszedł   przed   czasem,   pełen   dobrych   chęci,   by   pomóc   w 

ostatnich   przygotowaniach.   Pracowali   ramię   w   ramię   w   małej   kuchni, 

popijając   wino   i   pogadując.   Boże,   jak   dobrze   jej   było   przy   tym 

mężczyźnie. Rita spojrzała w okno, przez które rano dostrzegła  tamten 

pocałunek. W tej chwili na zewnątrz panował mrok i szyba odbijała ich 

oboje.   Dziwne,   jak   to   samo   okno   może   okazywać   to   co   na   zewnątrz, 

zadając  ból,  lub  to co  wewnątrz,  dając przyjemność…  Twigg podniósł 

wzrok i spotkał się w szybie z oczami Rity. Jakby odgadując, o czym 

myśli, objął ją ramieniem i przycisnął usta do jej włosów.

—   Wyglądają   na   szczęśliwych,   prawda?   Ta   para   w   oknie.   Mamy 

szczęście, że jesteśmy w środku i wyglądamy na zewnątrz.

Rita oparła się o Twigga, czując jego ciepło i słodki, owocowy zapach 

wina w jego oddechu. Czy naprawdę jesteśmy parą? Czy Twigg tak myśli 

o sobie i o niej? Jeszcze raz spojrzała na ich odbicie w szybie. Twigg był 

wysoki i górował nad Ritą, tuląc ją do siebie. Jak naturalnie wpasowywała 

się w łuk jego ramienia.

— To Święto Dziękczynienia, kochanie — szepnął. — A my  mamy 

powody   do   wdzięczności.   —   Uścisk   stał   się   mocniejszy,   a   jego   usta 

odnalazły jej.

Tak, pomyślała Rita i przywarła do niego z westchnieniem. Jeszcze raz 

background image

spojrzała na ich odbicie w oknie. Mam za co dziękować, a najcenniejszym 

darem jesteś ty, pomyślała.

Kolacja   była   przepyszna   i   minęła   w   miłej   atmosferze.   Rita   i   Twigg 

rozmawiali   z   ożywieniem,   a   ich   stęsknione   oczy   często   się   spotykały. 

Rachel dziobała jedzenie, najwyraźniej rozmyślając o czymś innym. Od 

czasu do czasu Rita spoglądała na córkę i zmuszała ją do wzięcia udziału 

w towarzyskiej rozmowie.

Cokolwiek   zaszło   pomiędzy   Twiggiem   i   Rachel   na   podwórku   za 

domem,   Twigg   najwyraźniej   otrząsnął   się   z   wrażenia.   Rachel   była 

przygaszona i zamyślona, ale nie okazywała wrogości.  Przynajmniej w 

stosunku   do   Twigga,   pomyślała   pogardliwie   Rita.   Ja,   to   co   innego. 

Zawiodłam ją w jakiś sposób, tylko nie wiem czym… I po raz kolejny 

zaczęła   się   zastanawiać,   czy   Rachel   wie,   że   jej   matka   i   Twigg   są 

kochankami. Czy właśnie to jest powodem jej rozczarowania? Że brak mi 

moralności,   jaką   powinna   posiadać   matka?   Z   jakąż   łatwością   młodzi 

ludzie decydują, co jest odpowiednie dla nich, a jednocześnie potępiają to 

samo u własnych rodziców… Ale to w gruncie rzeczy nieważne. Rachel, 

jak to Rachel, szybko przejdzie nad tym do porządku dziennego. Nie było 

jej stać na długotrwałe zainteresowanie ani lojalność, ale jej gniew czy 

niechęć też nie trwały zbyt długo. A poza tym, to problem Rachel i to ona 

powinna sobie z nim poradzić.

Rozmowa zeszła na temat jutrzejszego meczu futbolowego.

— Może pojechałbyś z mamą?. — spytała Rachel podstępnie. — Jestem 

pewna, że bardzo chciałaby cię zabrać i przedstawić całej rodzinie.

Twigg spojrzał na Ritę.

— Po pierwsze, nie zostałem zaproszony. Po drugie, mam robotę.

background image

W   ten   sposób   dał   Ricie   do   zrozumienia,   że   wie,   iż   jego   wyjazd 

skomplikowałby sprawę. Potrzebowała tego czasu dla Charlesa i dla siebie 

samej oraz własnych uczuć.

Rita podziękowała mu spojrzeniem.

— Może zagrałbyś w szachy, Twigg? — spytała Rachel, wstawiając do 

zlewu talerz po zapiekance.

— Może później. Chcę pomóc Ricie w zmywaniu. Domyślam się, że 

twoje dziesięciocentymetrowe paznokcie nie zmieszczą się w zlewie — 

zażartował.

Rita nie po raz pierwszy zauważyła, że mówił o niej po imieniu, i tym 

razem też nie powiedział: „Chcę pomóc twojej matce w zmywaniu”. Dla 

Twigga była Ritą Bellamy, a nie matką Rachel. Jak miło być sobą.

Później Twigg i Rachel grali w szachy, a Rita zajęła się haftowaniem. 

Czuła na sobie spojrzenie Twigga, a kiedy podniosła głowę, odczytała ich 

nieme przesłanie.

Następnego ranka Rita od razu po obudzeniu wyjrzała przez okno. Na 

Connie można było polegać. Jej najstarszy syn, Dick, przyjechał o świcie i 

oczyścił pługiem drogę.

Rachel   mogła   wrócić   do   miasta,   jeśli   tak   postanowi.   Rita   wiedziała 

jednak, że po powrocie z meczu zastanie córkę w chacie. A może ona 

zdecyduje   się   przenocować   w   motelu,   zamiast   tego   samego   dnia 

pokonywać długą drogę powrotną?

Kiedy   wyjechała   zza   zakrętu,   spostrzegła   czekającego   na   nią   Twigg. 

Otworzyła okno.

— Co tu robisz tak wcześnie? — spytała, śmiejąc się na widok jego 

rozczochranych włosów i nieogolonej twarzy.

background image

—   Nie   mogłem   cię   puścić,   nie   przypomniawszy   ci,   żebyś   jechała 

ostrożnie i żebyś szybko wracała. Jesteś dla mnie kimś bardzo ważnym, 

lady, i mam nadzieję, że o tym wiesz.

Autostrada była oczyszczona ze śniegu i Rita poczuła, że się rozluźnia. 

To będzie udana podróż. Włączyła radio i usłyszała, jak Kenny Rogers 

śpiewa „Lady”. Uśmiechnęła się, przypominając sobie pożegnalne słowa 

Twigga. Cieszyła się, że potraktował ją tak beztrosko. Nie życzyła sobie 

żadnych   deklaracji  miłości   ani   obietnic,   których   nie   można   dotrzymać. 

Bycie dla kogoś kimś ważnym może znaczyć tyle rzeczy. Niekoniecznie 

miłość.

„Spodziewasz się, że zostaniesz zraniona?” — spytała ją Connie.

Rita przestała  rozmyślać o Twiggu. Powinna pomyśleć o Bretcie i o 

tym, co mu powie, kiedy się z nim spotka. Minęło sporo czasu. Ponieważ 

mają   bilety   od   Charlesa,   będą   siedzieć   obok   siebie.   Jakoś   stawi   temu 

czoło, kiedy przyjdzie czas. Nie będzie sobie teraz zawracała tym głowy. 

Wsłuchała się w śpiew Kenny Rogersa i żałowała, że piosenka nie zostanie 

powtórzona.

Zatrzymała się na lunch w restauracji i zwlekała przy kawie, tak aby 

wejść   na   stadion   w   ostatniej   chwili   przed   meczem.   Nie   było   sensu 

przyjeżdżać za wcześnie i czekać w napięciu na spotkanie z Brettem i jego 

nową żoną.

Na   zewnątrz   było   chłodno   w   porównaniu   z   nagrzanym   wnętrzem 

restauracji i Rita ucieszyła się, że ma na sobie kurtkę z norek i wysokie, 

obszyte futrem botki. Żałowała, że nie ma z nią Twigga — mogliby razem 

dopingować   Charlesa…   Twigg   polubiłby   Charlesa,   a   Charles   Twigga. 

Może   na   początku   byłoby   trochę   napięcia,   ale   później   nauczyliby   się 

background image

doceniać   jeden   drugiego.   Roześmiała   się   pod   nosem.   Czemu   sobie 

wyobraża, że kiedykolwiek będzie jakieś „później”? Liczy się tylko teraz.

Kiedy   zajęła   miejsce   na   zatłoczonym   stadionie,   poczuła   się   jak   za 

dawnych czasów. Ku jej zaskoczeniu byli Camilla i Tom. Brett jeszcze się 

nie pojawił. Camilla objęła matkę.

—   Tom   powiedział,   że   powinniśmy   przyjść   i   dopingować   Charlesa. 

Ledwie dostaliśmy bilety. Siedzimy dwa rzędy przed tobą.

— Tak się cieszę, że przyszłaś, skarbie. Charles będzie uszczęśliwiony, 

że tu jesteśmy. Ma dziewczynę — szepnęła. — W przyszłym tygodniu 

przywiezie ją do mnie nad jezioro.

— Byliśmy na kolacji u rodziców Toma. Cieszę się, że przyjechałam, 

mamo. Rodzina jest i powinna być bardzo ważna.

Rita zastygła, szykując się na przemowę o bliskości członków rodziny i 

zawoalowanych   stwierdzeniach   o   powinnościach   rodzinnych.   Starsza 

córka powiedziała jednak:

— Dzieciaki tęsknią za tobą, mamo. Nie dąsajmy się już na siebie. Może 

wkrótce zrozumiem, o co ci chodziło i zmienię postępowanie. Po prostu 

trzymaj ze mną, OK?

— OK — odparła Rita, nie wierząc własnym uszom. — Wracaj lepiej na 

miejsce.   Zobaczymy   się   później.   Stroją   instrumenty   do   hymnu 

narodowego.

Tom objął Camillę i spojrzał na Ritę z aprobatą. Schylił się i ucałował ją 

w policzek.

— Wspaniale wyglądasz — powiedział.

Rita roześmiała się. Beztrosko i niemal dziewczęco.

— I świetnie się czuję, Tom.

background image

— Nie ma tatusia? — spytała Camilla.

—   Nie   martw   się,   przyjdzie.   Pewnie   ma   trudności   ze   znalezieniem 

parkingu. Nie jest wam zimno? Przywiozłam koc.

— My także. Przyda się, jest pewnie ponad dziesięć stopni mrozu.

Zostały trzy minuty do końca pierwszej ćwiartki meczu, kiedy pojawił 

się Brett z żoną.

— Rito — powiedział uprzejmie. — To jest Melissa.

— Miło mi. — Rita uśmiechnęła się do młodej, ciemnowłosej kobiety.

Jaka   młoda,   pomyślała.   Jaka   ładna   i   jak   zdrowo   wygląda.   I   w 

zaawansowanej ciąży! Był to wstrząs, ale nie przykry. Dziwne, Camilla 

nigdy nie wspomniała, że Melissa jest w ciąży. Czyżby sądziła, że matka 

poczuje się zdruzgotana na tę wiadomość? Prawdę powiedziawszy, jeszcze 

kilka  miesięcy  temu  wprawiłoby  jato  w  panikę  i przygnębienie.  Teraz, 

dzięki Twiggowi, widziała sprawy w innej perspektywie.

Brett   sprawiał   wrażenie   szczęśliwego.   Nie   widziała   go   takim   od   lat. 

Zadowolony. Zadowolony i ożywiony, jak kiedyś, kiedy Rita była młoda i 

w zaawansowanej ciąży. Wyglądał młodziej, łagodniej i sympatyczniej. 

Nie musi walczyć o swoją osobowość; jego ego jest nietknięte. Jak okrop 

nie musiał się czuć, kiedy jako mąż Rity był niepewny swego miejsca, 

męskości oraz pozycji głowy rodziny. Jej kariera, jej zarobki… Według 

Bretta, pieniądze oznaczały wolność i były zarezerwowane dla gatunku 

męskiego. Pieniądze, wolność, władza… Rita spostrzegła z zadowoleniem, 

że   zmiany,   które   spowodowała   w   jego   życiu,   nie   zniszczyły   go.   Był 

przecież wciąż bardzo ważny dla niej i dla dzieci.

Melissa spojrzała na Bretta, a on otulił jej kolana ciepłym kocem. Rita 

widziała, że Melissa go uwielbia. Czy ja także tak na niego spoglądałam? 

background image

Oczywiście,   że   tak,   kiedy   chciałam   od   niego   wyłącznie   miłości   i 

bezpieczeństwa.   Ale   kiedy   zapragnęłam   czegoś   więcej,   jak   wsparcie, 

zrozumienie   i   szacunek,   natychmiast   wyraził   sprzeciw.   Mężczyźni   w 

rodzaju Bretta czczą kobiety, ale ich nie szanują. Jak dawnym rycerzom, 

zależy im wyłącznie na własnym wizerunku, odbitym w zachwyconych 

oczach kobiet.

Uderzyła ją nagła myśl. Brett przed nią nie uciekł! Nie rozwiódł się z 

powodu jej braków. Wprost przeciwnie, odnalazł młodą, zachwycona, i 

zależną   od   niego   Ritę   w   osobie   Melissy!   Jego   nowa   żona   jest 

prawdopodobnie taką samą osobą, jak Rita, gdy była w jej wieku.

Zadowolona ze swego spostrzeżenia, usiadła wygodniej i przyglądała się 

meczowi.   Jak   miło   pomyśleć,   że   Brett   był   na   tyle   zadowolony   z   ich 

wspólnego   życia,   że   zapragnął   jego   duplikatu.   Skoro   widzi   ją   teraz   w 

Melissie,   Rita   nie   mogła   być   złą   żoną   i   matką.   Brett   promieniował 

zadowoleniem,   był   dumny   i   napuszony   jak   kogut,   no   i   odrobinę 

pompatyczny.   Ale   co   się   stanie,   jeśli   Melissa   po   latach   dojrzeje   i 

rozkwitnie tak jak ona?

— Widziałaś Camillę i Toma?  — spytał Brett. — Aha, a gdzie jest 

Rachel?

— Camilla  i Tom siedzą dwa rzędy przed nami.  Rachel została  nad 

jeziorem. Chciała pojeździć na nartach.

Rita   zauważyła,   że   Brett   spogląda   na   żonę   i   jej   szczękające   zęby. 

Biedactwo, płaszcz z trudem okrywał jej brzuch. Musi okropnie marznąć. 

Rita zdjęła z kolan gruby pled i podała Brettowi.

— Masz. Daj Melissie. Zimno jej.

Brett   podziękował   uśmiechem.   Jak   dobrze   pamiętała   owe   uśmiechy. 

background image

Rozświetlały jej życie w ciągu pierwszych lat małżeństwa. Kiedy przestały 

wystarczać?

Melissa miała pewne obiekcje, by przyjąć koc od byłej żony męża.

— Zejdę niżej i wcisnę się pomiędzy Toma i Camillę — powiedziała 

Rita.   —   Miło   cię   było   zobaczyć,   Brett.   Panią   także,   Melisso.   Życzę 

szczęścia z dzidziusiem.

Młoda kobieta skinęła głową i usiłowała się uśmiechnąć, otulając się 

pledem.

— Brett, dlaczego nie zabierzesz Melissy do domu? Nie powinna teraz 

zachorować. Wytłumaczę Charlesowi. On zrozumie.

— Skoro uważasz, że zrozumie — odparł Brett z ulgą.

— Zanim odejdziesz, poświęć minutkę Camilli i Tomowi. Chcieli się z 

tobą przywitać.

Brett spojrzał na Ritę i pomyślał, że wspaniale wygląda. Świeża, pewna 

siebie… I coś jeszcze, czego nie umiał sformułować. Otaczała ją jakaś 

szczególna aura. Mężczyzna. To musi być mężczyzna. Zasmuciła go ta 

myśl.   Rita   miała   tak   wiele   do   ofiarowania   mężczyźnie,   wiedział   to   z 

własnego   doświadczenia.   Ciepło,   czułość,   lojalność…   Dlaczego   nie 

umiała dawać ich jemu, kiedy byli małżeństwem? Dlaczego się uparła, 

żeby robić tę głupią karierę? Melissa chwyciła go za ramię, aby utrzymać 

równowagę. Nieważne, pomyślał z przekonaniem. On ma teraz Melisę i 

tym razem dopilnuje, żeby ta żona nie miała wariackich pomysłów!

Camilla spojrzała ze zdumieniem na ojca i macochę. Ojciec ani słowem 

nie wspomniał o dziecku. Najwyraźniej codzienne rozmowy telefoniczne 

to nie to samo, co osobiste spotkanie.

Melissa i Camilla objęły się, a Brett i Tom uścisnęli sobie dłonie. Było 

background image

oczywiste, że wszyscy mają dla siebie ciepłe uczucia. Cieszyło to Ritę. 

Brett rozwiódł się z nią, a nie z dziećmi i byłoby nieuczciwie oczekiwać, 

że zwrócą się przeciwko ojcu.

Brett   z   czułością   pomógł   Melissie   zejść   po   schodach   do   wyjścia, 

obejmując ją opiekuńczym ramieniem. Do Rity podeszła Camilla.

— Mój Boże, mamo! Moje dzieci będą siostrzeńcami i siostrzenicami 

tego dziecka. To będzie ich wuj albo ciotka… Tom, co ty na to?

Mąż Camilli tylko się uśmiechnął i wrócił do oglądania meczu.

— Mamo, powiedz coś.

Rita roześmiała się.

— Camillo, twój ojciec jest w siódmym niebie. Pozwól mu się cieszyć. 

Teraz czujesz się zakłopotana, ale z czasem przywykniesz. Patrz na swego 

brata, ma piłkę.

Po   meczu   poszli   z   Camillą   i   Tomem   do   baru   „Nóż   i   Widelec”,   by 

poczekać na Charlesa i jego dziewczynę, Nancy.

— Ciekawe, jaka ona jest — zastanawiała się Camilla.

— Ja także jestem ciekawa — uśmiechnęła się Rita.

— O ile znam Charlesa, Nancy jest pewnie materiałem na wkładkę do 

Playboya. On zawsze lubił takie strzelby — zażartował Tom.

Wszedł   Charles.   Miał   wilgotne,   przylizane   włosy.   Obok   niego   szła 

dziewczyna w grubej kurtce z kapturem. Charles wydawał się ogromny, a 

ona taka maleńka… W jego geście była opiekuńczość, gdy popchnął ją 

lekko przed siebie.

— Mamo, Camillo, Tom. To jest Nancy Ames. Nancy, to moja rodzina. 

A gdzie tata?

Rita   szybko   mu   wyjaśniła.   Obawiała   się,   że   Charles   się   zasępi,   on 

background image

jednak uśmiechnął się od ucha do ucha.

— Żartujesz! To kapitalne, Może to będzie chłopiec i będę go mógł 

wziąć pod opiekuńcze skrzydła.

Nancy usiadła przy stole.

— Przeczytałam wszystkie pani książki, pani Bellamy. Uważam, że są 

super. Czytają je wszystkie dziewczyny w akademiku. Nie puszczamy ich 

w obieg. Każda kupuje własne.

— Miło mi to słyszeć — odparła Rita z uśmiechem. Charles promieniał. 

Jego dziewczyna czytała książki jego mamy i lubiła je. Do licha, czegóż 

więcej można sobie życzyć?

Czyjej się wydawało, czy w spojrzeniu Camilli pojawił się szacunek?

— Wszystko gotowe na weekend, mamo? — spytał Charles.

— Wszystko gotowe. Kupiłam nawet dwa snowmobile. Wygląda na to, 

że   śnieg   się   utrzyma.   Cieszę   się,   że   przyjedziesz,   Charles.   Mam   tam 

przyjaciela i chcę, żebyś go poznał. Nazywa się Twigg Peterson. Myślę, że 

ci się spodoba. — Jak łatwo i przyjemnie było wypowiedzieć te słowa. 

Charles i Twigg polubią się nawzajem. Ta myśl bardzo się jej spodobała. 

Chciała,   aby   dzieci   wiedziały,   że   w   jej   życiu   jest   mężczyzna.   Widząc 

Bretta w dobrej formie, uwolniła się od ciężaru przeszłości. Pozbędzie się 

wspomnień i dawnych ran i spojrzy w przyszłość. Może wierzyć w siebie i 

zaufać miłości. Miłości Twigga.

— Chętnie spędziłabym z wami więcej czasu, ale przede mną długa 

droga.   Camillo,   zadzwoń   do   mnie   w   przyszłym   tygodniu.   Pamiętaj, 

kiedykolwiek zechcesz przyjechać, drzwi stoją otworem. Tom, opiekuj się 

moją córką. Cieszę się, że cię poznałam, Nancy. Kiedy mnie odwiedzisz, 

będę już miała odbitkę szczotkową najnowszej powieści. Może zechcesz 

background image

zobaczyć, jak wygląda książka, zanim trafi do księgarni.

— Potrzebujesz czegoś, Charles? — szepnęła w ucho syna, obejmując 

go na pożegnanie.

—   Jest   w   porządku,   mamo.   Dulcie   przysłała   mi   ciasteczka.   Prawdę 

powiedziawszy,   przysyła   mi   je   teraz   regularnie.   Do   zobaczenia   w 

weekend. Czy ten facet, Twigg, to ten sam, o którym truła mi Rachel?

— Jeden i ten sam — roześmiała się Rita.

—   Spasowała,   co?   —   zapytał   szeptem   Charles.   Rita   wzruszyła 

ramionami. — Zawsze postępowałaś z klasą, mamo. — Ucałował ją w oba 

policzki   i   poszedł,   by   otworzyć   przed   nią   drzwi.   —   Jedź   ostrożnie. 

Podobno ma znowu padać.

— Będę uważać, Charles. Podoba mi się twoja dziewczyna.

— Wiedziałem, że tak będzie. Do zobaczenia, mamo.

— Do zobaczenia, synu.

background image

R

OZDZIAŁ

 10

Rita   skierowała   samochód   na   autostradę   międzystanową.   Miała 

nadzieję, że dotrze nad jezioro, zanim znów zacznie sypać śnieg. Było to 

bardzo pouczające popołudnie i Rita cieszyła się, że pojechała na mecz 

Charlesa.   Zobaczywszy   Bretta   z   Melissą,   pozbyła   się   ciążącego   jej 

poczucia winy. Czuła się teraz lżejsza, jakby się wydostała z głębokiego 

dołu. Och, zdawała sobie sprawę, że życie nie zawsze będzie takie proste; 

nie można ot, tak, za jednym zamachem usunąć śladów ponad dwudziestu 

lat   małżeństwa.   Ale   zrobiła   dobry   początek.   Poczucie   winy,   które   ją 

przygniatało na myśl, że była nie taką żoną, jakiej pragnął Brett oraz nie 

taką matka, jak oczekiwały dzieci, było nieuzasadnione. Nie mogła na to 

nic poradzić. Nie zaprzedała rodziny dla kariery, żeby dogodzić własnej 

próżności. Niebyła ani żoną, ani matką, ani autorką bestsellerów.

— To tylko role, jakie odgrywam — powiedziała na głos, jakby chciała 

przekonać o tym samą siebie. — To są zajęcia, które wykonuję, a nie to, 

kim jestem.

Kim   jestem?   Odpowiedź   przyszła   natychmiast.   Jestem   kobietą,   która 

kocha   mężczyznę.   Kocham   Twigga.   W   razie   potrzeby   będę   o   niego 

walczyła,   nawet   gdyby   moją   rywalką   miała   się   okazać   własna   córka. 

Twigg ją rozumie. A Rita go kocha, i co więcej, ufa mu. Nawet kiedy 

chodzi ojej najdelikatniejsze i najbardziej skryte uczucia.

Być może Connie wiedziała, co robi, kiedy spytała Ritę, czy spodziewa 

się, że może zostać zraniona. Rita nie zrozumiała jej wtedy. Prawda była 

taka, że się spodziewała. Zawsze się spodziewała, że zostanie zraniona.

Spodziewała   się,   że   zostanie   zraniona   przez   własne   dzieci,   tylko   dla 

background image

tego,   że   stały   się   dorosłymi   ludźmi   i   nie   były   już   maleństwami,   które 

garnęły się do niej i tuliły. Teraz widziała to jasno. Usamodzielniali się 

jedno   po   drugim:   Camilla,   Rachel   i   Charles.   Wysyłała   im   nieme,   ale 

wyraźne   sygnały:   Jestem   twoją   matką!   W   razie   potrzeby   zawsze   ci 

pomogę!   Rachel,   jako   jedyna,   całkiem   ją   odtrąciła.   A   ponieważ   Rita 

obawiała   się,   że   ją   utraci,   pobłażała   córce,   powstrzymując   się   od 

potępiania   choćby   w   myśli   jej   nawet   najbardziej   samolubnych   i 

bezsensownych poczynań.

Pożyczając   pieniądze   dzieciom,   nigdy   nie   spodziewała   się   zwrotu 

gotówki.   Kupowała   kosztowne   prezenty,   się   stała   gotowana   każde 

skinienie opiekunką do dzieci… Wszystko to sprowadzało się do jednego: 

żądała, aby dzieci udowadniały swą miłość poprzez własną zależność od 

niej. A kiedy w końcu miała czasem tego dość i odmawiała im czegoś, 

dzieci miały jej to za złe. Cały ten model był destrukcyjny, zarówno dla 

niej, jak i dla nich. Dzięki Bogu zauważyła to, zanim stało się za późno! 

Mogła   zniszczyć   dzieci,   poświęcić   je   dla   swoich   własnych   potrzeb.   A 

kiedy by się od niej odwróciły, a tak musiałoby się skończyć, uważałaby 

się za ich ofiarę! Tak samo jak matka Rity czuła się ofiarą córki.

Ofiara. Jak to okropnie brzmi… Czy to właśnie miała na myśli Connie? 

Czy domyśliła się, że Rita widzi siebie jako ofiarę? Że spodziewa się, iż 

zostanie zraniona?

Sądziła,   że   zostanie   zraniona,   kiedy   zobaczy   się   z   Brettem.   Ku   jej 

zaskoczeniu, spotkanie to dało jej nowy wgląd w to, kim była dotąd i kim 

stała   się   teraz.   Czy   to   właśnie   obraz   samej   siebie   jako   ofiary 

powstrzymywał ją przed uświadomieniem sobie miłości do Twigga? Czy 

rzeczywistą   barierą   pomiędzy   nimi   nie   było   właśnie   owo   poczucie,   a 

background image

wcale nie dzieląca ich różnica wieku?

Śnieg padał bez przerwy. Gęste, duże płatki zamarzały na szybie.

Rita   nie   odrywała   oczu   od   drogi.   Jazda   w   takich   warunkach   była 

szaleństwem. Boże, gdzie się podziały pługi odśnieżające i ciężarówki z 

piaskiem   i   solą?   Ich   kierowcy   są   w   domu   i   jedzą   resztki   indyka, 

odpowiedziała   sobie.   Znudzona   słuchaniem   radia,   wyłączyła   je.   Nie 

potrzebowała   przypomnień,   że   warunki   jazdy   są   trudne.   Jedynym 

powodem do radości był fakt, że jej samochód ma napęd na przednie koła.

W normalnych warunkach po godzinie jazdy dotarłaby  do zakrętu w 

Whitehaven. Teraz zajmie jej to ze dwie, może nawet trzy godziny.

Dziękowała   Bogu   za   małe   czerwone   światełka   widniejące   na   desce 

rozdzielczej. Były jak gwiazda przewodnia i pomagały jej utrzymać się na 

jezdni. Straszliwie bolały ją oczy, a ramiona miała sztywne z napięcia. 

Zaniepokojona   spostrzegła,   że   wycieraczki   ślizgają   się   po   przedniej 

szybie.   Boże,   proszę,   tylko   nie   lód.   Gdyby   wycieraczki   przymarzły, 

znalazłaby się w prawdziwych kłopotach.

Usłyszała za sobą ciche dudnienie i spojrzała w lusterko wsteczne. Pług 

odśnieżający. Zjechała na bok, aby go przepuścić. Kiedy puch zostanie 

usunięty, ruszy za pługiem, zakładając, że jedzie on do Whitehaven. Z 

pewnością jednak odśnieża tylko główne drogi, a nie szosy dojazdowe.

Wycieraczki zaczęły przymarzać do szyby i należało je oskrobać. Ale 

łatwiej było jechać za tylnymi światłami pługu. Przynajmniej trzymała się 

jezdni.

Minęło wiele czasu, odkąd Rita modliła się po raz ostatni. Zbyt wiele. 

Uznała, że jeżeli zacznie się modlić teraz, będzie to jak oszustwo. Zamiast 

tego przeżegnała się i zaczęła w kółko powtarzać imiona dzieci. Za nic w 

background image

świecie   nie   mogła   sobie   jednak   przypomnieć   imion   wnuków…   Z 

pewnością nie wybrano by jej na Matkę Roku. Matka Roku pamiętałaby 

imiona wnucząt.

Nie dostrzegała już czerwonych świateł przed sobą. Tylna szyba była 

przesłonięta  śniegiem,  a  boczne lusterko   pokryte warstwą  lodu  i sadzi. 

Jeśli jedzie za nią jakiś samochód, to daj Boże, żeby jego kierowca zwolnił 

w porę, kiedy przyjdzie jej zahamować.

Wysiadła, żeby oczyścić tylną szybę. Palce w cienkich rękawiczkach 

zdrętwiały   jej   z   zimna,   kiedy   usuwała   śnieg   oblodzoną   gąbką.   Z   oczu 

popłynęły łzy i natychmiast zamarzły na rzęsach. Nie warto było czyścić 

okna po stronie pasażera. Zrobiła, co mogła i wsiadła do samochodu. W 

oddali   pokazały   się   dwa   czerwone   światełka.   Powoli   przyspieszyła   i 

dogoniła pług. Zaciskała zmarznięte dłonie na kierownicy i czuła się tak, 

jakby przywalił ją dziesięciokilowy ciężar.

Wydawało   jej   się,   że   jazda   trwa   już   wiele   godzin.   Wielkie   tablice 

informacyjne nad autostradą były zupełnie przykryte śniegiem. Boże, skąd 

będę wiedziała, kiedy zjechać na boczną drogę w Whitehaven? To chyba 

tu? Ale czy na pewno? Znak, coś w rodzaju znaku. Gdyby pamiętała co. 

Drogowskaz na kemping, ot co. Musi wypatrywać zjazdu po podwójnym 

znaku. Włączyła radio i nie usłyszała nic prócz trzasków. Zgasiła radio i 

miała ochotę płakać. Ależ była głupia! A jeśli zdarzy się wypadek i zginie 

samiuteńka   na   autostradzie   międzystanowej?   Kiedy   ją   odnajdą?   Kto 

będzie ją opłakiwał? Co poczuje Twigg? Jak to on powiedział? Nie mogła 

sobie przypomnieć. Podążała za pługiem, a przez głowę przelatywały jej 

coraz tragiczniejsze myśli.

Była tak zajęta planowaniem własnego pogrzebu, że omal nie przegapiła 

background image

drogowskazu.   W   gardle   wzbierał   szloch.   Ostrożnie   skręciła   w   prawo   i 

zobaczyła,   że   ciężarówka   jadąca   przed   nią   zatrzymuje   się.   Powolutku 

zjechała na dobrze oświetlony postój. Znalazła miejsce i zaparkowała.

Otworzyła drzwi do baru; buchnęły na nią ciepło i para. Rozejrzała się 

za wolnym krzesłem i usiadła. Mocno zbudowany kierowca ciężarówki 

przesunął swoją grubą kurtkę i spojrzał na Ritę ze współczuciem.

— Ciężko się jedzie, co?

Rita   skinęła   głową   i   zamówiła   u   kelnerki   czarną   kawę.   Młoda 

sympatyczna dziewczyna spojrzała na Ritę, na jej kurtkę z norek i futrzane 

botki.

— Pani jest Rita?

— Tak, a o co chodzi?

Boże, nie potrzebowała teraz wielbicielki swego pisarstwa.

— Jakiś facet był tu ze sześć, może siedem razy i szukał kobiety w 

futrze   z   norek.   Pani  pasuje   do   opisu.   Pojawia   się   i  znika   jak   duch   na 

czerwonym snowmobilu.

—   Jeździ   w   tę   i   nazad   po   autostradzie   międzystanowej   —   dodał 

kierowca ciężarówki.

— Powiedział,  żeby pani na niego zaczekała. Chciałabym, żeby mój 

chłopak tak się o mnie troszczył — powiedziała kelnerka, stawiając przed 

Ritą filiżankę z kawą.

— Jody i David, tak mają na imię — powiedziała Rita triumfalnie.

— Kto? — spytała kelnerka.

— Moje wnuki. O której godzinie był tu ostatni raz ten mężczyzna na 

snowmobilu?

—   Co   najmniej   godzinę   temu,   prawda?   —   kelnerka   zwróciła   się   do 

background image

kierowcy ciężarówki.

— Tak, dobrą godzinę temu. Powinien znów się pojawić. Zakładamy 

się.

— Nie dziwię się. Sama bym się założyła — powiedziała Rita.

— To pani mąż? — zapytał kierowca.

— Nie — cicho odparła Rita.

— Ach, jeden z tych.

— Właśnie, jeden z tych — uśmiechnęła się Rita.

— Nie ma w tym nic złego — stwierdził kierowca ciężarówki.

— Też tak uważam — powiedziała Rita znad filiżanki.

Drzwi się otworzyły. Rita zerwała się z krzesła. W drzwiach pojawił się 

jej cały świat.

— Cześć, słyszałam, że mnie szukasz.

— A co miałem robić? Wystraszyłaś mnie, Lady — powiedział Twigg, 

siadając obok Rity. Nie spuszczał z niej oczu. — Nic ci się nie stało?

Rita pokręciła głową.

— Wyglądasz na zmarzniętego — powiedziała. Ona także nie mogła 

oderwać wzroku od Twigga.

— Zmarznięty! Jestem zbyt zdrętwiały, żeby cokolwiek czuć! Robią tu 

zakłady, czy jeszcze raz się pojawię, wiedziałaś o tym?

— Tak mi mówiono. Wypij tę kawę — powiedziała, podsuwając mu 

swoją filiżankę.

—   Drogi   są   nieprzejezdne.   Myślę,   że   wrócimy   we   dwójkę   na 

snowmobilu. Mocno przytuleni.

— Lubię mocne uściski — powiedziała Rita, wpatrzona w oczy Twigg.

— Ja także — odparł schrypniętym głosem, a w jego oczach czaiło się 

background image

sekretne wyznanie.

Rita wzięła go za ręce, by je rozgrzać. Położyła głowę na jego ramieniu i 

poczuła, że Twigg muska jej włosy wargami.

Twigg słyszał jej westchnienia, czuł uspokajający ciężar głowy Rity na 

swoim ramieniu. Milczała.

— Grosik za twoje myśli, kochanie.

— Pomyślałam sobie, że może nadszedł czas, byśmy porozmawiali o 

tym małym słowie — odparła.

— Masz na myśli to straszliwe słowo? Chcesz rozmawiać o miłości? — 

Jego oczy rozbłysły radośnie i spoglądały na nią śmiało i otwarcie. Ten 

człowiek nigdy się nie wycofa. Uczciwość nie pozwoli mu na to.

— Dokładnie tak.

— Jesteś gotowa, by rozmawiać na ten temat? — spytał Twigg.

— Myślę, że tak — powiedziała Rita z szerokim uśmiechem.

— Nie wystarczy myśleć, Rito, kochanie. Musisz wiedzieć na pewno.

— Wiem. Wracajmy do domu.

— Twojego czy mojego? — zażartował z tym swoim uwodzicielskim 

błyskiem w oku.

— Twojego. W moim jest gość.

Śmiejąc się, wstali. Nie mogli się doczekać, kiedy zostaną sami. Twigg 

chwycił ją w ramiona, uniósł podbródek i lekko pocałował w usta. Rita 

zapomniała, że przyglądają im się ludzie. Pamiętała tylko tyle, że jest w 

ramionach Twigga, że on ją całuje, a ona chce z nim być.

Pociągnął ją za sobą w mroźną noc. Ich noc. Śnieg sypał cicho i nie 

przerwanie. Podniecona bliskością Twigga, Rita znów znalazła się w jego 

objęciach. Poczuła jego drżące wargi na swoich.

background image

Stała otoczona kręgiem jego ramion. Czuła, jaki jest silny i wysoki Oto 

jej miłość. Czekała na nią, żeby móc poznać siebie samą. A on pozwolił jej 

na to, zaufał jej. Wiedziała już, że nie musi być idealną, stereo typową 

matką.  Nie czuła się winna, że chce być kimś więcej niż tylko żoną i 

gospodynią domową. Chce być kobietą. Chce być z nim, z kochankiem, 

który dociera w głąb jej duszy i widzi w niej kobietę, a nie role, jakie 

każdej z nas przychodzi w życiu odgrywać.

Kocham go za to, kim jestem. I za to, kim mogę się stać.