Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji
.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z
.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
e-booksweb.pl - audiobooki, e-booki
.
Antoni Mieszkowski
Franek Żołnierzak i inne nowele
Warszawa 2012
Spis treści
FRANEK ŻOŁNIERZAK
OPTYMISTA
NIESZCZĘŚLIWI
STRÓŻ
ZNACHORKA
JUSTYSIA
PAWEŁ RYDZ
WOJTEK
DZIEDZIC
STASIEK
KOLOFON
OPTYMISTA
Kartka z życia codziennego
1. Jędrzej Plaga
Ani sam Jędrzej, ani nikt z bliskich jego lub kumów, ba! nawet
wszechwiedząca Matusowa wytłumaczyć nie mogła, skąd chłopcu
takie dziwne dane „przezwisko”.
– Żeby to jaki kolonista – mówiła – to jeszcze, ale prosty chłop
i Plagą się nazywa...
– Nie wydziwialibyście, kumo – bronił się Jędrzej – teraz, kiedy
nam ziemię dali, to człek niedługo kawałka chleba się doczeka.
I czekał Plaga na ten kawałek chleba, nie troszcząc się
o pochodzenie swego nazwiska, jak i o wiele innych rzeczy, które go
nie obchodziły; gdy go jaka bieda spotkała, mówił:
– Ech! Co tam, jak dadzą więcej ziemi, to się wszystko poprawi.
Kwestia powtórnej darowizny była jego marzeniem, poza którym
niewiele go interesowały takie drobnostki, jak to, dlaczego się
nazywa Plaga, a nie inaczej.
– Spytajcie się księdza, to wam powie, a mnie tam łba nie suszcie,
bo ja i bez tego mam frasunek.
– Cóż wam to? – pytali kumowie.
– A to, że mówił pisarz co mają od Nowego Roku dać nam znowu
ziemi, już pono nawet przyszło do powiatu, ino dopiero później
ogłoszą.
– A to niby cóż za frasunek dla was? Toć wam to nie bieda będzie
z ziemią.
– A no, tak, ale... tu się zaciął i dopiero po pewnym namyśle dodał:
– Toby wam trzeba długo gadać; jak ziemię dadzą, to ja wam to
wszystko powiem, a teraz to ja pójdę do pisarza i rozmówią się z nim,
bo mi też pilno się dowiedzieć: jak to tam z tymi papierami.
Chodził Jędrzej na narady częste do pisarza, a zawsze wracał
stamtąd rozradowany i zamyślony. Nic dziwnego, pisarz słynął
z rozumu na całe dwa powiaty; jego spryt uznawał nawet „Wałek”,
syn Jędrzeja, który nie byle komu przyznał rozum; wojskowym był on
od lat trzech, a to przecież wystarczało, aby z lekceważeniem
odzywać się o wszystkich i wszystkim; jednak, gdy na święta raz
do wsi przyszedł i po rozmowie z ojcem do pisarza poszedł, wrócił,
wielce zbudowany wymową pana podwójta, jak go na dowód uznania
tytułować począł. Jędrzejowi po myśli było, że na synu dobre pisarz
wywarł wrażenie, bo na rozstaniu, na bok odwołując młodego
wojaka, zagadnął:
– No, jakże ty myślisz?
A no, cóż? Chłop, jak się patrzy, ze wsiem mądry; żeby tak niedużo
chciał...
– No, już ta mu tak od razu nie dam, co on zaśpiewa, ale jak
miarkujesz, czy to warto?
– No, juści że warto, ino ostrożnie, coby ojcowizny nie stracić.
Wałek do pułku wrócił, a Jędrzej coraz częściej do kancelarii
gminnej zachodził i coraz bardziej miewał zamgloną minę, tak
że i Matusową to uderzyło, i śmiała się na głos:
– Nic, tylko pewnikiem Jędrzejowi się wdowiectwo sprzykrzyło,
i sobie dziewki szuka, to tak zamyślony chodzi.
Ale gdzie by tam Jędrzej o żeniaczce myślał? Małoć to on miał
kłopotu z pierwszą żoną, alboż to on nie wie, że niedobrze siwemu
po stopniach ołtarza chodzić, bo później młodzi parobcy w izbie
siedzieć będą. To wszystko Plaga wiedział doskonale; zresztą co mu
po żonie? Dzieci małych nie miał, Wałek w wojsku, Stasiek
we dworze służył, opierunek i gotowanie miał od Kaśki, starej
wyrobnicy, która chętnie na ciężki obowiązek gospodyni przystała,
mając w zamian zapewnione utrzymanie dla siebie i swego małego
Józka, co krowy Jędrzejowe razem z gromadzkim na pastwisko
do lasu dworskiego pędzał. Jędrzejowi nie żeniaczka w głowie klinem
stała, tylko to, co mu pisarz w tak jaskrawych przedstawił barwach:
– Dziś macie trzy morgi gruntu, a jak przeprowadzimy tę
prośbę, to dostaniecie dziesięć, i jeszcze gromada was
za dobrodzieja ogłosi.
– To może by poradzić się księdza?
– Tak, żeby powiedział dziedzicowi, żeby się sprawa wydała,
i żeby wszystkie moje starania wzięły w łeb, ale trzeba, żebyście
przynieśli trzy ruble na prośbę.
– Toć przecież i miesiąca nie ma, jakem dwanaście złotych
przyniósł.
– No tak, ale to było na prośbę do powiatu, a teraz trzeba
do guberni.
– A no, to nie wiem, jak będzie, bo ja teraz to nie mam; chybabym
ze dworu „na odrobek” wziął.
– No, mniejsza o to, to za was dam, to mi później oddacie, ale, ale,
miałem wam mówić, żebyście o tym bardzo nie gadali, bo to dojdzie
do dworu i mnie wygryzą.
– No, to niech i tak będzie, niech pan pisarz da, to ja oddam, ale
dlaczegoż to ja mam płacić wszystkie prośby, kiedy cała gromada ma
ziemię dostać?
– Kiedy bo wy tego nie rozumiecie. Jakby wszyscy pieniądze
dawali, toby o tym gadali, a ja tego nie chcę. Wy jesteście
zamożni, to możecie teraz płacić, a jak przyjdą papiery ze stolicy, to
ja chłopów zwołam i powiem, że dopóty im nie ogłoszę, póki wam nie
zwrócą kosztów.
A no, to dobrze, niech i tak będzie. A prędko to może przyjść?
– Zawsze trzeba czekać jakie pół roku, a może i więcej.
– O rety, toć ja tego nie dożyję. A tak bym chciał, coby tej ziemi
więcej było, bo to i Walek z wojska niedługo wróci, i Staśka trzeba
by ze dworu odebrać, a tu na tych trzech morgach nie wysiedzi
we trzech.
– No, no, nie martwcie się, będzie lepiej.
– Niech i tak będzie, po Nowym Roku, jak dadzą ziemię, to ja panu
pisarzowi pojadę do miasta po sprawunki.
2. Krótkowidze
A ze dworu, co o kroków kilkaset od wsi świecił białymi ścianami
na wzgórku, nie przeczuwano nawet, że nieopodal we wsi jest ktoś,
rojący takie piękne plany na przyszłość kosztem ziemi dworskiej,
i pewnie nie prędko by się dowiedziano, gdyby nie to, że Stasiek, syn
Jędrzeja, we dworze służący, przez ojca snać wtajemniczony
w projekt nowej darowizny, począł się pysznić przyszłym
dziedzictwem i jednemu z paniczów powtórzył zwykły frazes ojca:
– Po Nowym Roku, jak rozdadzą na nowo ziemię, to mi panicz nie
będzie rozkazywał.
Dziecko powtórzyło to rodzicom. Zaciekawiono się tym, aż pani
poradziła posłać po pisarza.
– On wie z pewnością, on z nimi się widuje – tłumaczyła.
I w istocie pisarz wiedział i nie omieszkał w czarnych barwach
tego przedstawić.
– Panie dobrodzieju, panie dziedzicu – mówił – chłopom ktoś
podszepnął, że ziemie będą dawać; to im się podoba, ogromnie przez
to zhardzieli, pan dziedzic to pewnie zauważył.
– Dotąd nie, ale proszę pana, kto mógł takie wieści fałszywe
rozsiać?
– Tego nie wiem, ale trzeba by zaraz z początku siewu zaradzić,
bo jak się rozpleni...
– Tak, właśnie w tym celu posyłałem po pana. Ja wiem, że pan ma
z nimi stosunki.
– Żadnych, panie dobrodzieju.
– No, zawsze większe, niż ja, otóż ja tu umyśliłem pana poprosić,
abyś swoim wpływem umorzył te przekonania. – Jednak trudnym to
będzie wobec rozgałęzienia plotek.
– Ja też panu będę umiał być wdzięcznym za te trudy. Ponieważ
pan będzie musiał jeździć, więc na rozjazdy i drogi ja tu panu ofiaruję
te kilkanaście rubli.
– Och! Pan dziedzic może być spokojnym, że od dziś dołożę
wszystkich starań, aby stłumić te wersje.
– My panu będziemy się wywdzięczali.
– My panu przyślemy pół sążnia drzewa opałowego z naszego lasu
– mówiła pani.
– Zapolujemy razem – zapraszał pan, wiedząc, że pisarz jest
myśliwym.
3. Przewidujący
Pan pisarz innym okiem patrzał na te sprawy.
I dwór, i Plaga dobrowolnie niemal podsuwali mu dochody. Dwór,
bojąc się plotek, które mogły źle wpłynąć na usposobienie ogółu mas,
chętnie płacił skromny podatek, aby się pozbyć kłopotu z głowy,
Jędrzej znów nabitą miał głowę projektami nowego dziedzictwa,
i sam tylko pisarz widział to w świetle prawdziwym, tj. łatwego pola
do wyzyskania. Darł łyka, skoro tak łatwo mu to przychodziło. Posłał
po Jędrzeja, powróciwszy ze dworu.
– Źle, Jędrzeju, z nami – zaczął, gdy wszedł Plaga.
– Och! Rety, cóż tam?
– Dziedzic się dowiedział o całym planie. Wracam ze dworu,
zagrozili mi wygnaniem.
– Och, to niedobrze.
– To też widzicie, ja myślę, że trzeba by się pośpieszyć. Ja pojadę
do miasta i sam przypilnuję sprawy, pójdzie wszystko prędzej,
trzeba, żebyście mi przynieśli pięć rubli.
– A skądże ja wezmę, kiedy nie mam?
– To trudno, ja takie nie mam, a jak do poniedziałku nie podam
prośby, to wszystko przepadnie, nawet te pieniądze, co przedtem
były dane.
– O rety, chyba pójdę do Żyda?
– A idźcie do Mendla, tylko się śpieszcie.
– A no, niech i tak będzie, ale, panie pisarzu, jak po Nowym Roku
dadzą ziemię, to ja te krowę wykupię, bo bez bydlaka to człek za nic.
– A wykupicie, wykupicie z pewnością.
Więc, chociaż Kaśka zawodziła, że krowę Żyd zabiera, jednak te
lamenty nic nie pomogły, bo pan pisarz potrzebował na drogę, a ta
droga znaczyła powodzenie sprawy, i „Łaciasta” do Mendla poszła
w charakterze krótkoterminowego zastawu.
– Nu, co wam tak bieda przyparła, Jędrzeju, co aż do mnie
przychodzicie z bydlęciem. Ja was u siebie nie widziałem
po pieniądze od czasu, jak was na dziedzica zrobili.
– To ja wam tam gadać nie będę, bo i tak nie zrozumiesz, ale tyle
ci tylko powiadam, że po Nowym Roku krowę wykupię, a do nowego
już niedaleko.
– Niech będzie po Nowym Roku. Czy to wam z Ameryki kto
przyszłe pieniądze?
– Może i z Ameryki.
– No, napijcie się wódki na kredkę i mówcie, kto przyszłe.
– Napić się napiję, ale nie powiem, bo nie mam czasu, pan pisarz
na mnie czeka.
– No, to idźcie, a w niedzielę po kościele zajrzyjcie do mnie, to
pogadamy o te krowę.
– No dobrze.
Nowy Rok zbliża się, a Jędrzej nie dostawał odpowiedzi na swą
prośbę, którą był wysłał w imieniu gromady, o nowy podział gruntów,
aż pewnego dnia pisarz, szybkim krokiem do chaty Jędrzeja idąc,
z daleka już dawał znaki radosne rękoma.
– Cóż tam? – pytał u progu ciekawie Jędrzej. – Dobre wiadomości.
Papiery już są w powiecie. Macie tu cygaro, umyślnie przywiozłem
wam z miasta.
– No i cóż z papierami?
– A no, dobrze, zaraz po Nowym Roku ogłoszą, tylko inaczej ich
nie wydadzą, jak trzeba dać z 50 rubli.
– O rety, a skądże ja wezmę?
– Przecież to nie wy będziecie płacić, wam to zwrócą.
– A no, dobrze, ale skąd ja na te kilka dni wezmę?
– Nic, tylko trzeba iść do tego Niemca, co to mieszka w mieście,
i zastawić mu grunt na jaki kwartał.
– A jak później papiery nie przyjdą? – pytał z niedowierzaniem
Jędrzej.
– Jakże mogą nie przyjść, kiedy już są? Zaraz po Nowym Roku
ogłoszą.
– No, jak po Nowym Roku, to niech i tak będzie – pójdę jutro
do miasta...
Poszedł w istocie; przyniósł żądane pieniądze, a że mu pisarz
kazał na pocztę wstąpić po listy do gminy, więc zabrał ze sobą dużą
kopertę, którą mu wręczono.
– A przecież to list do was, samiście nieśli i nie wiedzieliście o tym!
– zawołał pisarz, czytając adres.
– A jak żem miał wiedzieć, kiedy czytać nie potrafię? Od kogo to
list? pewnie od Walka?
– A tak, od Walka – rzekł pisarz, otworzywszy kopertę.
– A no, to niech pan przeczyta.
– Słuchajcie:
„Niech będzie pochwalony. Kłaniam się ojcu do nóg i pytam
piśmienno, czy Stasiek zdrów, i jak wiedzie się koło gospodarstwa,
bo ja jestem w pułku na Kaukazie, ale po nowym godzie wracam,
i Anka tez. Że, jak już mówiłem, z żoną wracam na rodzinę, chce
mieć rolę, która się należy starszemu synowi, i krowę i moje zagony.
Panu pisarzowi kłaniam się i proszę, żeby wysłał proszenie, co je
podał w guberni”.
– Ani się spodziewa wasz Wałek – przerwał czytanie pisarz – że,
wróciwszy z żoną z wojska, zastanie rozszerzoną ojcowiznę.
– A no, tylko żebyśmy zdążyli.
– Teraz wszystko pójdzie prędko.
I poszło w istocie, bo pisarz z podwójną troskliwością biegał,
do dworu wpadł i poprosiwszy o pieniądze na drogę do jakiej
oddalonej wsi, zabrał je i w domu długo nie siedział, a Jędrzejowi
powiedziawszy, że do guberni jedzie, znikł.
4. Sprzymierzeńcy
Nadszedł nareszcie z taką niecierpliwością oczekiwany przez
Jędrzeja Nowy Rok, ale zmiany żadne nie zaszły, bo papiery do gminy
nie przychodziły, a co ważniejsza, nie było jedynej osoby, która by je
odczytać mogła, pisarz bowiem od dwóch tygodni znikł bez śladu.
Wójt począł się już niepokoić i do wyższej miał dawać władzy
raport, jednak uspokajany ciągle przez Plagę, odkładał z dnia
na dzień to postanowienie.
– Ja wam powiadam, co on niedługo wróci i całej gromadzie będzie
radość.
Kiedy go jednak pytano, dokąd pisarz pojechał, odpowiadał
ze znaczącym uśmiechem:
– Po pieniądze.
Dwa tygodnie mijało od Nowego Roku. Wałek z wojska powrócił,
ojciec jednak niechętnie z nim teraz mówił o dawnym projekcie,
jakieś bowiem smutne przeczucia nim opanowywały.
Nagle, zupełnie niespodziewanie przysłano raz z powiatu jakieś
urzędowe pismo. Wójt zwołał starszych kmieci dla narady nad
odczytaniem dokumentu. Zeszło się ludzi sporo, bo ich Plaga
sprowadził, zachęcając do słuchania ważnych nowin.
– No, czytajcie – zaczął wójt.
– Kiedy nie ma pisarza.
– To nic, czytajcie.
– Jakże, kiedy nikt nie potrafi. – Dajcie, ja przeczytam! – zawołał
Walek.
– Dajcie Walkowi! – zawołano.
Walek wziął do ręki pismo i przeczytał dość niewprawnie
rozporządzenie władz policyjnych, nakazujące schwytanie Jędrzeja
Plagi, jako współwinnego w okradzeniu kasy gminnej, we wsi przez
niego zamieszkanej. Donosiło dalej pismo, że drugi winny, pisarz, już
jest schwytany i że się do winy przyznał.
Milczenie zapanowało wśród wszystkich.
– To niby u nas okradli kasę – zaczął wójt.
– A no, tak pisze w rozkazie.
– A no, to musi tak być.
Pod pozornie całymi pieczęciami okazała się pusta skrzynka.
Kiedy się wszyscy rozeszli, i wójt jedynie został dla dopilnowania
Jędrzeja, Walek podszedł ku ojcu, z pogardą w twarz mu spojrzał,
plunął mu pod nogi i zawołał:
– Złodzieju!
Jędrzej drgnął; spojrzawszy jednak na syna, spokojnie przemówił:
– Ja chciałem, żebyś ty po Nowym Roku miał więcej gruntu...
1885
ISBN (ePUB): 978-83-7884-321-4
ISBN (MOBI): 978-83-7884-322-1
Wydanie elektroniczne 2012
Na okładce wykorzystano fragment obrazu „The butter churn” Ralpha Hedleya (1851–1913).
WYDAWCA
Inpingo Sp. z o.o.
ul. Niedźwiedzia 29B
02-737 Warszawa
Opracowanie redakcyjne i edycja publikacji: zespół Inpingo
Plik cyfrowy został przygotowany na platformie wydawniczej
Inpingo
.
Niniejsze wydanie książki zostało przygotowane przez firmę Inpingo w ramach akcji „Białe Kruki na E-
booki”. Utwór poddano modernizacji pisowni i opracowaniu edytorskiemu, by uczynić jego tekst
przyjaznym dla współczesnego czytelnika.
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji
.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z
.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
e-booksweb.pl - audiobooki, e-booki
.