0672 Collins Dani Spotkanie w Wenezueli

background image
background image

DaniCollins

SpotkaniewWenezueli

Tłumaczenie

StanisławTekieli

background image

ROZDZIAŁPIERWSZY

Tiffany Davis udawała, że nie wzruszają jej ciężkie spojrzenia, które rzucili jej

bratiojciec,gdyweszładogabinetutegodrugiego.Czyżbynieużyławystarcza-
cejilościkorektoranabliznach?Czasemnajchętniejwyrzuciłabybutelkępłynnego
beżuwdiabłyikrzykła:„Proszę.Takterazwyglądam.Pogódźciesięztym”.

Alebraturatowałjejżycie,wyciągajączpłocegosamochodu.Iczułsięwinny,

żewogólejądoniegowsadził.Obojebyliwciążwżałobiepojejmężu,ajegonaj-
lepszymprzyjacielu.Niemiałosensusypaćnatęranęsoli

Brawo,Tiff,grzecznadziewczynka.Wyduśwreszcieto,cochceszpowiedzieć.
Pomyślała,żejużchybaczasnakolejnąwizytęupsychiatry,skoromówidosiebie.

Tymczasemjejgłębokiewestchnieniesprawiło,żeobajmężczyźnizesztywnieli.

Tak?–Zacisnęłazębywwąskimuśmiechu,próbującutrzymaćrozchwianącier-

pliwość.

Totynampowiedz.Cotojest?–Christianskrzyżowałramionaikiwnąłgło

w stronę dużego otwartego pudła stocego na biurku ojca. Pokrywka nosiła logo
międzynarodowej firmy kurierskiej, a zawartość wydawała się próbą poślubienia
krukazpawiem,przygotowanąprzezwypychaczazwierząt.

Boazpiór,októreprosiłeśwzeszłąGwiazdkę?–Marnyżart,jasne,ależaden

zmężczyznnawetniemrugnął.Patrzylitylkonaniązaciekawieni.

Bądźpoważna,TiffpowiedziałChristian.–Czytooznacza,żechceszjednak

pójśćdo?

Maska? Jej myśli aż się zakotłowały. Maska kojarzyła jej się jedynie z opatrun-

kiem,któryprzezrokmusiałanosićnatwarzypoprzeszczepieskóry.

Niewiem,oczymmówisz.
Chłódjejtonusprawił,żemężczyźnizacisnęliwargi.Dlaczegotowszystkomusi

byćtakietrudne?Napięciemiędzyniąarodzinąnarastałowkażdejminuciekażde-
godosłowniednia.

Gdzienibywaszymzdaniemchcęiść?–spytałatakspokojnie,jaktylkopotrafi-

ła.

DoQVirtus–odpowiedziałojciec.
Potrząsnęła głową i wzruszyła ramionami. Czy oni zdają sobie sprawę, że jest

w trakcie transakcji wartej pięćset milionów dolarów? Nie miała wiele, ale znów
pracowała,prowadzącmultimilionowąfirmę.

RyzardVrbancic–tłumaczyłChristian.–Poprosiliśmyospotkanieznim.
Kawałkiukładankiwskoczyłynaswojemiejsce.QVirtusbyłtymmęskimklubem,

októrymopowiadałkiedyśPaulie.

Chceciespotkaćwładcęmarioneteknajednejztychszalonychimprez?Dlacze-

go?Facetjestdespotą.

BregnowiapróbujedostaćsiędoONZ.Terazsądemokracją.
Parskłaniedowierzaco.

background image

Całyświatignorujefakt,żeukradłpieniądzeostatniemudyktatorowiikupiłso-

bieprezydenturę?

Lecząranypowojniedomowej.Musząstworzyćinfrastrukturę,którąDavis&

Holbrookmogąimzapewnić.

Rozumiem.Alepocotepodchody?Zadzwońcieizaoferujciemunaszeusługi.
Tonietakieproste.NaszkrajoficjalnienienawiązałjeszczezBregnowiąsto-

sunków,więcniemożemyotwarciezniminegocjować.Alechcemybyćpierwszym
numeremnaichliście,gdytestosunkizostanąnawiązane.

Przewróciłaoczami.Politykabyłatakazabawna.
Więcustawiliściepotajemnespotkanie
Tojeszczeniepotwierdzone.Staniesięto,gdytamdotrzesz.
Christianpodszedłdopudłaiwyjąłzniegopierzastązawartość.Właściwiebyło

todośćpiękne.Sztuka.Mieszankabłękitnoczarnych,turkusowychizłotychpiórpo-
krywała górną część na czole i nad oczami. Z obu stron zwisały wstążki, mace
ukryćblizny.Nie,niezałożytego!

Wiesz,żedoQVirtusmożnawejśćtylkowprzebraniu?–spytałbrat.–Maska

totwójbiletwstępu.

Niemój.
Atonibyco?–Odwróciłmaskę,bymogładojrzećswojeimięinazwiskowytło-

czonenawewnętrznejstroniezdopiskiem„IsladeMargarita,Wenezuela”.

Podniosławzrok,konfrontującsięzjegosuchymspojrzeniem,którezdawałosię

wić:Niepogarszajsprawy.Twójojciecjestpodwielkąpresją,więcróbgrzecz-
nie,cokaże.

Nie!przypomniałasobie.Żyłaswoimżyciem,nieczekała,ażsięspełniąmarze-

nia i oczekiwania innych. Wciąż jednak, wychowana w duchu cywilizowanych roz-
mów,niepotrafiłabyćcałkowiciekrnąbrna.

O,tujestczip–mówiłbrat,obracającmaskęwrękach.–Dziękiniemuwiedzą,

ktowchodzi.

Niewydajewamsiędziwne,żewiedzielinawet,jakukryćmojeblizny?–spyta-

ła,silącsięnauśmiech.

QVirtusjestznanezdyskrecjiiochronydanych–tłumaczyłojciec.–Cokolwiek

onaswiedzą,zachowajątodlasiebie.

Pomyślała,żetodziwnienaiwnykomentarzjaknaczłowieka,którysiedziałwpo-

lityceibiznesiewystarczacodługo,byniewierzyćnikomuiniczemu.

Tato,jeślichceszzostaćczłonkiem
Niemogę.–Wygładziłkrawat,jednazoznakzranionegoego.–Jestempopro-

stuzastarynatakieimprezy.

AChristian?
Wzruszyłramionami.
Pauliewkońcutamchodził–zauważyła.
Załatwiłytopieniądzejegoojca.Tychnigdyimniebrakowało–tłumaczyłojciec

rodu Davisów, senator, ze słabo tłumioną zawiścią w głosie. Musiało go to zjadać
żywcem, że ojciec Pauliego, jego niegdyś najlepszy przyjaciel i zarazem rywal
owzględymatkiTiffany,posiadałcoś,czegoonniemiałwnadmiarze.Niepomagało
nawetto,żepanHolbrookodniedawnanieżył;mówiono,żezmarłzezgryzotypo

background image

wypadku,któryzabrałmuukochanegosyna.

Kiedy jeszcze byłaś w szpitalu – dodał od siebie Christian – aplikowałem tam

wtwoimimieniu,jakotwójpełnomocnik,aleniedostałemodpowiedzi.Widaćwie-
dzieli,żezachwilęwyjdziesziprzejmieszsteryDavis&Holbrook.

Tiffany zdusiła westchnienie. Czy ma przepraszać za to, że wzięła się za firmę,

gdy jako tako się wykurowała? Wprawdzie matka powtarzała jej, że prowadzenie
biznesujestniekobiece

Nierozumiemtego–wymamrotałojciec,któryjakbyczytałwjejmyślach.To

byłzawszemęskiklub.

Zerkłanamaskę,przypominającsobiehistorie,którePaulieprzynosiłzeven-

tówwQVirtus.

Tobędziejednowielkiepijaństwoiorgia–westchnęła.
Towydarzeniebiznesowe–huknąłojciec.
Christianuśmiechnąłsiędoniejukradkiem.
To miejsce, gdzie elity biznesu mogą się trochę wyluzować – wyjaśnił. – Ale

przecieżwieleumówzamykasięuściskiemdłoniponadmartini.

TaaakWiedziaładobrze,jaktodziała.Żonyicórkistałyzbokuwperłachiob-

casach,planującpikniknaDzieńNiepodległości,aichmężowieiojcowiespiskowa-
li,jakzbićjeszczewiększefortunyniżte,którejużmieli.JejzaczynyzPauliem
byłynegocjowanemiędzysiódmymadziewiątymdołkiemtutejszegopolagolfowe-
go

Towszystkobardzointeresuce–odpowiedziałapochwili,choćtaknapraw

nieinteresowałojejtoanitrochę.–Alemampilnąrobotę.Musiciesobieztympo-
radzićsami.

Tiffany!
Surowytongłosuojcasprawił,żeodruchowoniemalstałanabaczność.
Tak?
NasiprzyjacielewkongresielicząnadobrekontaktyzBregnowią.Potrzebu

tychprzyjaźni.

Boliczyłysięwkolejnychwyborach.Dlaczegozawszetylkotomusiałobyćważ-

ne?

Nie wiem, czego ode mnie oczekujesz. Mam zachwalać nasze usługi w stroju

showgirl?Ktobytopotraktowałserio?Noalebezmaskitakczyinaczejniepójdę–
dodała,pokazującnamiejsce,wktórymzrekonstruowanojejuchoiwstawionoim-
plantkościpoliczkowej.Ojciecwzdrygnąłsięiodwróciłwzrok.Tozabolałobardziej
niżmiesiącewyciaodranpopoparzeniach.

Możemogęiśćjakotwójpartner?–zaproponowałChristian.–Niewiem,czy

członkowiemogąprzyprowadzaćosobytowarzyszące,ale

Mamzabraćbratajaknabalmaturalny?Ażtakźlezemną?
Zabierz mnie i nie będziesz musiała opuszczać swojego pokoju aż do końca –

obiecałChris.

Pokoju?
No, to trzydniowa impreza – tłumaczył. Przyjeżdżamy o zachodzie słońca

wpiątekizostajemydoniedzielnegopopołudnia.

Jeszczeprzezchwilęzastanawiałasię,choćwgłębiduchaznałajużodpowiedź.

background image

Niemiałaprzecieżinnejrodzinypozanimi.

Dobrze–powiedziaławkońcu.–Alebędęnosićtęmaskęcałyczas.Niechcę,

żebysięgapilinamojeblizny.

Ztegocowiem,wszyscynosząmaskicałyczas–powiedziałChris,prawiepod-

skakujączradości.

Będęwmoimbiurze–wymamrotała.

Ryzard Vrbancic wyszedł po trapie na keję mariny na wenezuelskim wybrzeżu.

Wszedł po schodkach na poziom pobliskiego bulwaru, gdzie obejrzał się, by raz
jeszczespojrzećnaprezentucysięokazalenatlepurpurowegoniebaswójświeżo
zakupiony katamaran. Za chwilę zapadnie noc, więc dobrze by było w plątaninie
portowychuliczekodnaleźćzadniadrogędoQVirtus;zwłaszczażepozamknięciu
klubuniktsiętamjużniedostanie.Nibypowinienznaćtędrogęnapamięć

Cieszymysię,widzącpanaponownie,Raptorze–usłyszałmiłykobiecygłos,gdy

tylko minął dobrze zakamuflowany wykrywacz metali, który odczytał czip w jego
masce.–Mogęodprowadzićpanadopokoju?

Hostessa w czerwonej sukni była naprawdę pięknym stworzeniem, ale był zbyt

poważnymbiznesmenem,byangażowaćsięwprzygodyzhostessami.Awswoich
sferach jakoś od tygodni nie mógł sobie znaleźć kochanki. Ostatnia narzekała, że
spędzawięcejczasuwpracyniżznią,więcposzukałasobieinnego,ajedynąponiej
pamiątkąbyłyprzychodzącekolejnerachunkizaspaizakupy–niemaltakwysokie
jakjegofrustracjaseksualna.Nodobrze,powtarzałsobie,musisięuzbroićwcier-
pliwość.Sytuacjawkrótcesiępoprawi.

MapanprośbęospotkanieodŻelaznegoMotyla–mówiłaczerwonapiękność.

Mamtopotwierdzić?

Tokobieta?–spytał.
Nieposiadaminformacjiopłcinaszychklientów,sir.
NotakNawetjeśliwiedziała,niepowie.
Nie ma innych wiadomości? – Liczył na odzew międzynarodowych instytucji

wzwiązkuzjegopetycjądoONZ.

Niestety.Czypanchciałbymożecośkomuśprzekazać?
Cholera.Przybyłtu,licząc,żenaniegoczekają.Alenajwyraźniejzmuszaligodo

grynaichwarunkach.

Nie,nieterazodpowiedział.–Zresztą,poradzęsobie.–Skinąłgłowąwstro-

nętabletu.

Wszelkieinformacjebędziemywysyłaćnapanasmartwatch.Proszędaćznać,

gdybypotrzebowałpanczegokolwiek–mówiła,otwierającprzednimdrzwiaparta-
mentu.

Usiadłwygodniewfotelu,byprzezchwilępomyśleć.Zastanowiłsię,czymawpo-

kojuwszystko,cowcześniejzawił,aleZeusbyłprzecieżpodtymwzględemnie-
zawodny.

Po kwadransie zszedł do hotelowego pubu, gdzie zobaczył około trzydziestki

osób,wwiększościmężczyznwsmokingachimaskach.Staliwotoczeniupięknych
hostessubranychwrobionenazawienieczerwonesuknie.Przyjąłdrinkapowi-
talnego–rumnalodziezodrobinąlimonkiicukremnarancieszklanki.Spojrzałna

background image

zegarek. Na jego czwartej godzinie, jak informowało zbiorowisko kropek na wy-
świetlaczu,wmałejgrupcemężczyznstałŻelaznyMotyl.

Nie miał pocia, skąd Zeus brał te niedorzeczne pseudonimy, ale musiał przy-

znać,żeRaptor,czylipołacinie„łowca”,„drapieżca”,pasujedoniegojakulał:dra-
pieżność była jego stylem w biznesie, a poza tym kości paru przedstawicieli tego
gatunkudinozaurówznalezionorównieżwjegorodzinnejBregnowii.

Obserwując grupę stocych, zastanawiał się, kto był jego kontaktem. Ale i tak

przecież nie zacznie z nim rozmowy przy ludziach, skoro miał ją zaplanowaną na
prywatną sesję następnego dnia. Poczekał, aż znalazł się poza zasięgiem zebra-
nych,wsalihazardowej,idopierotuupubliczniłswojątożsamośćkliknięciemnaze-
garku.Niemalwtejsamejsekundziedostałzaproszeniedostolikazblackjackiem.

background image

ROZDZIAŁDRUGI

Tiffanyudałosięwejść,alebramkanieprzepuściłaChristiana.
Idźizróbcoś!–syczałpoirytowany.
Pochwilibyłajużwśrodku,aprzedniąstałuwodzicielskisteward,któryprzed-

stawiłsięjakoJulio.

A ona, niegdyś doświadczona bywalczyni salonów, zaniewiła. Miły ponad

dwa lata, odkąd owdowiała w dzień swojego ślubu; nawet bez blizn byłby to zły
omen.Mężczyźniunikalijej,niedzwonili,niezapraszalinarandki.Aprzyprzypad-
kowychspotkaniachrzadkopatrzylijejwoczy,odruchowoodwracającwzrok.

Widzę, że to pani pierwsza wizyta u nas – mówił przystojny młodzieniec po

szybkimzerknięciuwtablet.–Proszęiśćzamną.

Aletamczekamójbrat.Możemupanzałatwićmaskę?Albojakośgowprowa-

dzić?

Wyślę zapytanie do Zeusa, ale drzwi zamykają się za parę minut. Gdy się za-

mkną,nikttujużniewejdzieanistądniewyjdzie.

Zamknąich?PrzestraszonapróbowaławysłaćesemesdoChristiana,aleJuliopo-

informowałją,żezewnętrznasiećkomórkowajestnaterenieklubuodcięta.

Niedasiętuzadzwonićaninicwysłaćpozaklub.Aleproszęsięniemartwić,

ochronazlokalizujepanibrataiprzedstawidostępnemuopcje–zapewniłJulio,po
czymwytłumaczył,żejeślijejprośbaospotkaniezostanieprzyta,czasimiejsce
zostanąwysłanenaklubowegosmartwatcha.

Gdziemyjesteśmy?–zapytała,gdyJuliopobierałjejodciskkciuka,którymmia-

łaotwieraćswójpokój.Wkraterzewulkanu?

Nie,alepróbujemytakizdobyć–odpowiedziałJuliośmiertelniepoważnie.–Po-

winna pani nosić swój zegarek podczas całego pobytu. Daje informacje nie tylko
ogodzinie.Pokazaćpani?

Wiadomość,żespotkaniezdyktatoremBregnowiiniejestwcalepewne,przynio-

sła jej ulgę. Jeśli to on odrzuci propozycję, nie będzie to jej wina. Liczyła jednak
wciąż,żebratuudasiędostaćdośrodkaisamsiętymzajmie.WypchnęłaJuliazpo-
koju,prosząc,bydalijejznać,jaktylkobędziewiadomocośwkwestiiChristiana.

Apartament był oazą zdolną ukoić nerwy. Zwłaszcza że, jak zapowiedział Julio,

ubraniaznalezionewszafiemożnabyłozabraćzesobą,adyskretnemetkinasuk-
niach informowały, że pochodzą one od najlepszych designerów z RPA, wszystkie
wolśniewacychkolorachizniesamowitychmateriałów.Niektórebyłybezramią-
czekipodkreślałyjejfigurę,zakrywającjednocześnieblizny.

No nic, pomyślała, dostała od losu prezent: może przez parę dni popracować

wspokoju.Tylkożejaknibymapracowaćbezdostępudowi-fi.Usiadłabezrad-
niewfotelu.Zdołu,przezotwartefrancuskiedrzwi,dolatywałagrananażywomu-
zykacalypso.Przypomniałasobie,żeuwielbiatańczyć.

Zapadłacałkowitaciemność,więcwślizgnęłasięwcieniezapaprotkamiwdoni-

background image

cach, patrząc tęsknie na przycie poniżej i czując się jak Audrey Hepburn w sta-
rychczarno-białychfilmach.Tambyłtakwspaniałyświat.Lśnieniewodybasenuod-
bijało się w lodowych rzeźbach ustawionych na bufetach. Kelnerzy żonglowali
otwartymi butelkami, uzupełniając braki w kieliszkach gości, podczas gdy kobiety
wczerwonychsukniachtańczyłycza-częzmężczyznamiwsmokingachimaskach.

Potrzebujęnowejtwarzy,pomyślałakwaśno,alenawetwielkispadekpomężunie

byłwstaniekupićcudu.Spojrzałanamiejsce,gdziepowiesiłanakrześleswojąma-
skę. Pomimo niepokoju z powodu niebecności brata, za maską czuła się cudownie
anonimowaiwmiarębezpieczna:kiedyszłaprzezlobbyiholdoswegoapartamen-
tu,niktsięnaniąniegapił.Wyglądaładokładnietakjakinni.

Hm.Toznaczyło,żeniemusiwysiadywaćtujakRoszpunka,zamkniętawwieży

przedprawdziwymświatem.Przecieżwystarczy,żezejdzienadół.Zsercembi-
cymzpodnieceniaitrwogiprzesułapalcamiposukniachwgarderobie.Jedwab-
nakrepawkolorzekaraibskiegobłękituodsłoniłabyjejzdrowąprawąnogę,alenie
takwysoko,byukazaćmiejsca,skądpobranoprzeszczepy.

Stojącsamotniewpokoju,podniosłasuknię,poczymodważyłasięjąprzymierzyć.

Kimkolwiek był ten cały Zeus, na pewno wiedział, jak ubrać kobietę. Zwłaszcza
taką,któramadoukryciapewnedefekty.Pojedynczyrękawzsuwałsięporamieniu,
by zakończyć się pętelką, która obejmowała środkowy palec. Gorset przylegał do
talii,uwydatniającpiersi,którebyłyjejnajwiększymatutem.Musiałaprzyznać,że
wtymstrojupoczułasiębosko.Gdyzapięłaznalezionewpokoju,idealniedopaso-
wane do jej stóp buty, które były sięgacymi niemal do nieba szpilkami z paroma
kokieteryjnymi błękitno-zielonymi paskami, poczuła się, jakby przytulała do siebie
dawnychprzyjaciół.Niemalzałkała.

Gdyspodprzymkniętychpowiekspojrzałanaswojeodbicie,zobaczyładawnąsie-

bie.Cześć,Tiff.Miłocięznówspotkać.Najwyższyczas.

Makijażniezasłaniałcałkowicieblizn,nicniemogłotegouczynić,alesprawiało

jej przyjemność przechodzenie całego starego rytuału po korektorze i poświęciła
czas,bypomalowaćsięcieniamiieyelinerem,robiącpełnymakijaż..Gdynakręcała
swoje blond włosy na lokówkę, była tak zatracona w starych dobrych czasach, że
złapałasięnamyśli:Ciekawe,conatopowiePaulie.

Alewtedywłaśnielokówkadotknęłapoliczkawmiejscupozbawionymjakiegokol-

wiek czucia. Nie jesteś już Kopciuszkiem, pamiętasz? Jesteś brzydką siostrą. Nie
wracajnaprzycie.

Zebrałagórnąpołowęwłosównadczołemizamontowałamaskęnamiejscu,po-

tempozwoliłaluźnymlokomopaśćizasłonićpasekokalacyjejgłowę.Zauważyła,
żemaskalekkoprzylegadotwarzy,niewrzynasięiniesprawia,żeczujesięuwię-
zionawciele,którewijesięjakwagonii.Osłaniałalewąpołowętwarzy,apióraza-
aranżowanewokółoczudawałyiluzjęprzesadniedługichrzęs,któreodsuwałysię
wstronęczołailiniiwłosów.Byłateżleciutkajakpiórko.

Spojrzała na siebie w lustrze i poczuła się piękna. Po umalowaniu ust koralo

szminkąprzyłapałasięnawetnauśmiechu.Założyłaciężkizegarek,któryidentyfi-
kowałjąjakoŻelaznegoMotyla.Ruszyłalekkimkrokiemnadół.

Ryzard mógł śmiało pić z najlepszymi z nich. Spędził znaczną część dzieciństwa

background image

wMonachium,udałomusięzaliczyćwinniceFrancjiiWłochiżyłprzezjakiśczas
wRosji,gdzieprzyjściebezbutelkiwódkinaimprezębyłoobraządlagospodarza.
Byłnatylezmęczony,żemogłogotozwalićznóg,alepókicowypiłtylkotyle,by
poczućsięodprężonyigłodny.Kaszmirowabryzaizapachplaży,ananasaipieczo-
nejświnipobudziłyjegogłód–wszystkiejegoapetyty.Rozebrałwmyślinajbliższą
hostessę i rozważał podejście do którejś z bawiących się tu kobiet, nawet jeśli
gdzieśobokznajdowałsięjejmałżonek.

Nabasenieułożonoszklanepanele,zmieniającgowparkiet,którylśniłkolorowy-

miświatełkamipodstopami tańczących.Ludziebawilisię cudownie,azespółgrał
szybką salsę z elementami rapu. Jednak spojrzenie perkusisty skierowane było
w lewo, a wyraz jego męskiej twarzy wyrażał fascynację. Ryzard pożył za jego
wzrokiemicałyzatrząsłsięzpodniecenia.Dalekozaświatłamibasenu,wroguza-
graconymbufetemilodowąrzeźbą,jakaśkobietakołysałasięniczymkobra,przy-
ciągającokohipnotyzucymiruchamiidealniezgranymizmuzyką.Rozczapierzone
dłoniezsuwałysięzmysłowopociele,biodraakcentowałyrytm.

Obciłasię.Ruchwzburzyłjejlokiniczymspódnicę,zanimwysułanogęizako-

łysałasięlekko.Wygięciekręgosłupadosięgłoteżbioderiotoznówporuszałasię
zmysłowo.Ryzardodstawiłdrinkairuszyłwjejstronę.Niepotrafiłpowiedzieć,czy
kobieta była tu z kimś, ale to nie miało znaczenia. Tu i teraz, na parkiecie, była
sama

Chwyciłjąwtaliiiwykorzystałzaszokowaneodepchnięciejejdłoninaswoichra-

mionach,bywymusićswojeprowadzenie,wkraczającwjejprzestrzeń,potemodsu-
wającsięiprzyciągającjądosiebie.Gdyruszyłkuniejkrokiemcza-czy,odzyskała
zmysły,powtarzająckrokzutkwionymwniegowzrokiem.Niemógłokreślić,jakie-
gokolorusąjejoczy–byłonatozamałoświatła,azresztąpierzastamaskaodsła-
niałaoczyjedyniejakodwalśniącepunkciki.Zdołałjednakdostrzecwtychoczach
wahanie:zastanawiałasię,czygoprzyjąć.

Poczuładrenalinęnamyślowyzwaniu.Poparuszybkichkrokachobciłjąwpół-

obrocie,łapiączanadgarstki,zktórychjedenbyłnagi,adrugiodzianywjedwab,
i podziwiał gołe kolano wystace z rozcięcia spódnicy. Jak tylu mężczyzn na sali
mogłojąprzegapić?Byłaprzecieżzjawiskowa!Uniósłdłońzajejgłowę,obciłją
iprzyciągnąłplecamidoswojejpiersi.Jejpośladki–gładkie,twarde,okrąglutkie–
przycisnęłysiędojegokolana.Zgiąłjąprzedsobą,wsunąłtwarzwjejwłosyiwziął
oddech,potempoddałsięjejnaciskowi,bysięwyprostować,idopasowałkołysanie
swoichbioderdojej.

SerceTiffanybiłotakszybko,żemyślała,żewyskoczyjejzpiersi.Chwilętemu

byłalekkopodpita,zatraconawradościsamotnegotańczeniasalsy.Terazkontro
nadniąprzejąłnieznajomy.Irobiłto,niedasięukryć,dobrze.Przyciągnąłjądosie-
bie jak w walcu, a potem szybko przesuwał się tak, że stykali się teraz bokami:
lewy,prawy,lewyWyrzucałanogęzakażdymrazem,zdziwiona,jakłatwoprzypo-
minasobiekroki.Mężczyznatymczasemprzesunąłjąpowolizaswoimiplecami,ła-
piąc jej dłoń z drugiej strony. Odepchnął ją do kolejnego kroku, kładąc jej dłoń na
swojejpotylicyirobiąctosamozeswoją.Parękrokówwtyłibyliterazpołączeni
wyciągniętymiramionamijednejręki,poczymobciłją,przyciągającdopiersi.

background image

Zatrzymałsię.
Rytmcongipulsowałwniej,gdyprzesunąłdłońmipojejbokach.Niepowstrzyma-

łagotobyłozbytcudowne.Opuszkijegopalcówmusnęłyskrajjejpiersi,przesu-
łysięponapiętychmięśniachtaliiizłapałybiodra,bypchnąćjekołyszącymru-
chem,którypowtórzyłzkroczemprzyciśniętymdojejpośladków.Przeszyłajązmy-
słowaprzyjemność.Niktjejjużodtakdawnaniedotykał!Potakdługimczasieby-
ciaobojętnąseksualnieznówczułasiękobietą,żywą,zdolnąuwieśćikusićmężczy-
znę!Przysuładoniegobiodra,rzucającmuszybkiespojrzenie.

Kiedyś,paręlattemuuchodziłazaflirciaręipewnietakątrochębyła,tyleżemia-

łapoczuciebezpieczeństwawynikacezeświadomości,żeprzecieżwszyscywie-
dzą,żejestzaczona.Mogłaflirtowaćbezkonsekwencji,cieszyćsięmęskąuwa
bezpoczuciazagrożenia.Aleteczasymiły,wydawałosię,bezpowrotnie.Iteraz
oto Przesuła wolną dłonią między piersiami do szyi, odruchowo wypięła pierś
iwtaktmuzykiwygięłasiędotyłu.

Odsłoniłdzikozęby,na copozwalałajegomaska, macachybaprzypominaćpi-

racwczernizezłotąobwódkąiskrzydłaminaskroniach–tyleżenanosiewy-
raźniezaginałasię,sugerującjakiegośdrapieżnegoptaka.

Łowcy.
Aonabyłazwierzyną.
Sercejejgalopowało.Chciałabyćpożądana,alezarazembałasiępoślizgnięcia.

Rozstawiłanogiipozwoliłakolanomsięrozluźnić.Rozcięciespódnicyukazałonogę,
cowykorzystała,rysującbiodramiósemkę–chwalącsięswymciałemikuszącgo
powłóczystymrytmem.Postawiłstopęmiędzyjejnogami,otaczającjąbezdotyka-
nia,zdłońmiuniesionymi,jakbyabsorbowałjejaurę.Dusznetropikalnepowietrze
niosło zapach ostrej męskiej wody kolońskiej. Tiffany sięgnęła dłońmi i pogładziła
jegotwarderamiona,poczympołożyłajenabokachjegowilgotnejszyi,przysuwa-
jącsiębliżejtak,żetańczyliterazwprzódiwtył,kołyszącsięwtaktmuzyki,ocie-
rającciałami.

Położyłswedużedłonienajejłopatkachizsunąłświadomiewzałompleców,po

czymposiadłnimijejbiodra.Jegopoważny,surowywzrokspotkałsięzjejspojrze-
niem,apochwiliTiffanypoczułanaswoimcielejegotwardąmęskość.Zalałająfala
pożądania nie, nie jakieś nikłe zainteresowanie, które czuła i w przeszłości, ale
prawdziwy wodospad pasji, który sprawił, że członki miała teraz jak z ołowiu,
abrzuchwypełniłoseksowneciepło.Stałasięnagleświadomaswoichsfererogen-
nych.Jejpiersistałysiętkliwe,asutkistwardniałyisięuwidoczniły.

Jakbyświadomtychzmianwjejcielemężczyznaprzysunąłsięipochyliłnadnią.

Odsułagłowę,aontymczasemprzerzuciłciężarjejciałanaswojeudo.Jegonos
musnąłjejpoliczek,potemobojczyk,ustaprzesułysięmiędzyjejpiersiami.Powo-
lipostawiłjązpowrotemizniżyłustatakblisko,żedotknąłjejrozchylonychwarg.
Powtarzałasobiewrozkołatanymodemocjimózgu,żeprzecieżgoniezna,alejej
usta były spierzchnięte jak piasek pustyni, desperacko pragnący deszczu jego
warg

Naniebieeksplodowałgrzmot.
Otrząsnęłasięiodkryła,żetulisiędojegopiersi,aonobejmujejąmocnoramio-

nami,jednądłońtrzymającztyłujejgłowy,wplószyspiętepalcewjejwłosy.Prze-

background image

krzywiła się jej maska, wrzynając się w skroń. Pod policzkiem czuła, jak wali mu
serce.Odgłosyfajerwerkówstłumiłyjejcichyjękrozkoszy.

Ludziezaczęliwchodzićwichprzestrzeń,więcpoprowadziłjązdalaodtłumu,do

rogukołoprzepierzenia,gdzieschowalisięwalkowie.Tu,niesienichwilą,stalisię
jednością,onaiównieznajomy.Jegoręcewydowałynajejdłoniach,zrazuniewin-
nie, ale gdy po chwili ujął w nie jej piersi, Tiffany odważnie i świadomie zarzuciła
muramionanaszyję,rozkoszującsięnaciskiemjegodłoniinapięciemswoichsut-
ków.Przechyliłagłowęwbok,odwróciłająiuniosłatwarz,zapraszającgodopoca-
łunkurozchylonymiwargami.Pochyliłsiębezwahaniaipocałowałjądzikimpoca-
łunkiemzgłodniałego,wyposzczonegosamca,nieprzerywającpieszczotpiersi,gdy
brałwposiadaniejejwargi.

Wplotłapalcewjegowłosy,witającjegojęzykwłasnym,ajejwahaniestopniowo

tołowfaliczystegopożądania.NiebyłajużtąTiffany,którąznała.Nietąobec
i również nie tą wcześniejszą. Dzisiaj była po prostu kobietą, czystą kobiecością.
Iniemyślałaonikimanioniczym,pozatymmężczyzną.Nieobchodziłojej,żego
niezna.OnaiPaulieteżsięwkońcunieznali,niewsensiebiblijnymprzynajmniej.
Niespałaznimnigdyanizżadnyminnymmężczyzną.

Nie,żebyniechciała.Przezcałelatachciałazaznaćseksualnejbliskości.Mocna

skarękaprzesułapojejpodbrzuszuiwślizgnęłanaszczytuda.Potemzatań-
czył palcami ponad rozcięciem jej spódnicy i musiała przerwać pocałunek, żeby
wciągnąć powietrze, gdy przesuwał palce po nagim ciele do wrażliwej skóry
uszczytujejnogi.

Zamarła.
Jegoramięnajejpiersistężało,adłońnachwilęzawahałasię,zanimznówzaczął

jąpieścić,ruchemlekkim,alestanowczym.Jękłatęsknieizadrżałaprzyzwala-
co.Błyskświatłarozświetliłniebo,ajegodotykprzesunąłsiędojejcentrum,eks-
plorując satynę i koronkę, które były wilgotne od oczekiwania. Nie mogła się po-
wstrzymaćinakryłajegodłońswoją,przytrzymującjegodotyktam,gdzienajbar-
dziejpragnęła.Zamknęłaoczyioparłagłowęnajegoramieniu.Czytomożliwe,że
onaTiffany,wtymmomencieocierasięonieznajomegomężczyznę,niedbającna-
wetoto,żesąwmiejscupublicznym?

Zacząłodsuwaćrękę,więcodwróciłagłowę,azjejustwymsknąłsięjękrozcza-

rowania, ale on tylko zsuwał jej majtki w dół biodra, po czym powrócił dłonią do
pieszczotzakamarkówjejciała.

Jękłazczystejradości.
UjąłdrugąrękąjejpodbródekiprzyciągnąłtwarzTiffanydoswojejwpocałunku,

podczasgdyjegodotykmiędzyjejudamistałsięrozmyślny,intymnyizdetermino-
wany.Pozwalałanato,cosiędziało.Stałanieruchomo,lekkoopartaościanę,od-
wzajemniającpocałunekznamiętnością.Byłaskupionatylkonaprzyjemności,jaką
jejsprawiał,naciskając,kusząciprzyciskającjądosiebiecorazmocniej.Nadwodą
wybuchł największy fajerwerk, grzmiąc niczym grom. Zadrżała oszołomiona, ale
w tym momencie on lekko uszczypnął jej sutek i nagle stała się ślepa na wszelkie
doznaniapozarozpieracąjejciałoprzyjemnością.Cudownefalerozkoszyprzepły-
wałyprzezniąjednapodrugiej.

Gdy fajerwerki zmieniły się we wstęgi dymu otaczace barkę w zatoce, jej or-

background image

gazmminął,pozostawiającjąomdlałąwjegosilnychramionach.Założyłjejmajtki
izacząłjąkusobieodwracać.Poddałasięrozkazowijegodłoni,pragnącgopocało-
wać,podziękowaćmu

Bezsłowapociągnąłjąprzezbalkondopłytkichschodówprowadzącychnaplażę.

Zachwiałasię,poczęścidlatego,żenogimiałajakzwaty,poczęścizaśdlatego,że
jejszpilkiniemogłyznaleźćsolidnegooparcianapiasku.Uniósłją,niosączłatwo-
ściądokabinyplażowejotoczonejciężkimizasłonami.Wśrodkupostawiłjąiprzy-
trzymał jedną ręką, a drugą zasłonił wejście do namiotu. Bez słowa zdjął maskę
i rozpiął koszulę, zrywając ją z ramion i rzucając na bok. Nie mogła dojrzeć jego
twarzy,którabyłajedyniecieniemwśródczerni.Zrzuciłbutyirozebrałsiębezce-
remonialnie.

Podszedł bliżej. Nie mogła się teraz powstrzymać, by nie wyciągnąć dłoni i nie

przesunąćniąpopłaskichmięśniachjegobrzucha,raczejczującje,niżwidząc.Był
gocyiwilgotnyizareagowałnajejdotyknapięciemmięśni.Zakląłcichopodno-
sem,aonauśmiechłasięwciemności,cieszącsię,żemananiegowpływ.Jejdłoń
wpadłanajegorękę.Zakładałprezerwatywę.Zainteresowana,dotknęłajejdelikat-
nie.Gdytorobiła,jejmaskaprzesułasię.Sięgnąłpalcami,jakbychciałjejpomóc
zdjąćmaskę.

Zostawją–wyszeptała.
Jego dłonie opadły na jej ramiona, jedna sięgnęła brzegu jej gorsetu pod ramie-

niem.Wiedziała,czegoszuka.

Odsułajegodłońodsuwakaipociągnęłagowstronęłóżka.Taksamojakzdo-

minowałjąnaparkiecie,itymrazemprzejąłdowodzenie.Poddałamusięipochwili
leżałajużpodnimnałóżku.Jejzaskoczonewestchnieniezawisłomiędzynimi,gdy
ręka mężczyzny wsuła się pod spódnicę. Uniosła biodra, zapraszając go, by ze-
rwałzniejmajtki.Zaplątałysięnajejbucie,ależadneznichnietraciłoczasu,by
dokończyćrobotę.Zdarłzniejspódnicę,poczymułożyłjąstaranniepodsobą,roz-
chylającjejkolana.Bardziejzaskoczonaniżzaszokowanazamarła,szykującsięna
to,czegopragnęłatakbardzo.

Czekała.
Ontymczasempieściłjąicałował,głęboko,wciągającznówwodmętnamiętności.

Podniosłakolanodojegobiodraiobłagonogąwokółpośladka,inagletosięstało.
Jegociałonaparłonanią.Zabolało,alenietakbardzo.Doświadczyłajużgorsze-
gobóluniżten.Przygryzławargęiskupiłasięnaprzyciugo,oddychająciignoru-
jąckłucie,zarazemopierającsięinstynktownemunapięciu

Zakląłponownie,ajegodłońzacisnęłanawłosachTiffany.
Sprawiamciból–powiedziałtakchrapliwymtonem,żeniemogłazdecydować,

skądmaakcent.

Jestdobrze.Podobamisię.
Upojonamęskimzapachempolizałajegoszyję,pragnąc,bytensmakowity,tajem-

niczymężczyznawryłsięwjejpamięćnazawsze.

Zszerokootwartymioczamiwciemnympomieszczeniuwtuliłasięwjegotwarde

ciało, zapamiętując zagłębienie kręgosłupa i kształt pośladków. Jego napięte mię-
śnieporuszyłysię,gdywycofałsięzjejgłębi,powodującnowąfalęnieznanychjej
dotądrozkoszy.Apochwiliznówwypełniłjąsobąmiękko,ajejciałozatrzęsłosię

background image

odpróbykontrolowaniajegoruchów.Szczypiącybólwciążlekkoprzeszkadzał,ale
przyjemność zdecydowanie narastała i zdawała się brać górę. Uniosła ku niemu
biodra,pomrukując,całującgozekstrawaganckąradościąizapewniając,żepodo-
bajejsięwszystko,cozniąrobi.

Przezchwilępozwoliłjejpoczućcałyswójciężaripogęmięśni,gdyuwięziłją

pod sobą i przyszpilił mocnym, wygłodniałym pocałunkiem. Palce wplecione w jej
włosyznówjąpociągnęłyitymrazemposiadłjąbardzomocno.Jękłaodnagłego
bólu,któryjednakwułamkusekundyzamieniłsięwrozkosz.Dłońmężczyznymaso-
wałajejgłowęwdelikatnymgeścieprzeprosin,alepochwiliznówpoczułagomoc-
nowchodzącegowjej wnętrze.Wydałazsiebie krzykzmysłowejagonii, pragnąc,
by ta podniecaca gra trwała do końca jej życia. Ten orgazm przyszedł szybciej
izaskoczyłjąbardziejprzejmuconiżpierwszy.Przywarładoniego,oszołomiona,
skupionanaintensywnymdoznaniuwypełniacąjąodśrodkatwardością.Wtedyon
teżkrzyknąłizatrząsłsięnadnią,wchodzącwniątakgłęboko,żeniesądziła,żeto
możliwe.

Przepełniona rozkoszą nie poruszała się. Czekała jedynie, aż jej serce zwolni,

isłuchała,jakjegooddechsiępowoliuspokaja.Woddaligrałamuzyka,słychaćbyło
rozmowyiśmiechgości.Kiedypoczuła,żeuciskjegobioderrozluźniasię,opuściła
ręceizdjęłanogę,którągoobejmowała.

Ontymczasem,gdytylkosięuniósł,pocałowałjąwkącikust,poczymprzesunął

ustamipojejpoliczkudoucha.

Tobyłoniesamowite.Dziękuwyszeptał.
Niemogłapowstrzymaćuśmiechu,którywykwitłnajejustachwciemnościach.
Tojadziękuję.Niespodziewałamsię,żecośtakiegosiędziśzdarzy–przyznała

całkiemszczerze.

Cieszęsię,żemogłemsprawić,bytwójpierwszyrazbyłniezapomniany.
Sercejejstało.
Skądwiedziałeś,żetomójpierwszyraz?
Nimodpowiedział,usłyszeligłosyzbliżacychsiędoichkryjówkiludzi.
Powinniśmyprzejśćwjakieświększeustronie.–Uniósłjądelikatnie,szarmanc-

kopomagającjejpodsunąćwgóręspódnicę,poczymzacząłzbieraćswojągardero-
bę.

Wszystkowniejprotestowało,aleusiadłanabrzeguwąskiegołóżka.Gdyupycha-

łapiersiwgorsecieizapinałazamek,jegodłońopadłanajejramię,gocaidomi-
nuca,iprzyciągacająznówbliżejsiebie.

Mieszkamnasamejgórze.Aty?
Ja?JaNiemogę–wyszeptałazprawdziwymżalem,zezmysłamirozproszony-

miprzezotaczacytegomężczyznępiżmowyzapachiwilgotnegocojegopiersi
takbliskojejnozdrzy.Przechyliłagłowę,byodnaleźćjegoustaipocałowaćjenie-
chętnienapożegnanie.

Nieporuszyłsięizustaminadaltużprzyjejwargach,spytał:
Dlaczegonie?
Toskomplikowane.Niepowinnamwogóletuwychodzić.
Ichoddechymieszałysię.
–Mamnadzieję,żenadługomniezapamiętasz–wyszeptała,czującsiębezpiecz-

background image

nawosłaniacejwszystkociemności.

Zawszebędęsięzastanawiał,dlaczegonieposzliśmyztymdalej–powiedział

wyraźniezaniepokojonymgłosem.

Boniechcę,żebytępięknąchwilęzepsułoprawdziweżycie–wyszeptała,wsta-

jącikierującsiędowyjściaznamiotu.Pochwiliszłajuższybkimkrokiemwstro
schodów,windipokoju,podrodzemijającbasenzparkietemicorazśmielejodda-
cychsiętańcomgości.

background image

ROZDZIAŁTRZECI

ZegarekRyzardawydałprzyciszonepiśnięcie,przypominającmu,żezadziesięć

minutmaspotkanie.Wyjrzałprzezokno,mającnadzieję,żemożejeszczerazjązo-
baczy.Kobietę,którągodzinęwcześniejzdobył,przyktórejjednakpoczułcoś,cze-
goniedoznałnigdywcześniej,no,możerazjeden

Uciąłtęmyślzukłuciemwstydu.Nie,niebędzienikogoporównywaćdojedynej

kobiety,którąkiedykolwiekkochał.Niebyłotakiejmożliwości.Ajednakodruchowo
zapytałhostessę,czyniepomogłabymuodnaleźćkobietyocharakterystycznejma-
sce. Dostał jednak odpowiedź, że obsługa hotelu może mu co najwyżej pomóc za-
aranżować spotkanie przy śniadaniu, imienia natomiast czy nawet przezwiska nie
mogąmuujawnić.

Odwiłpomocyprzyaranżowaniuspotkania,niechcącwyjśćnadesperata.Za-

cząłsamsiebieprzekonywać,żeniemusitejkobietywięcejwidzieć.Żeichintymne
spotkanieniebyłoniczymznaczącym.Ot,spuszczeniemparyzkotłucegosięko-
tła,wjegoprzynajmniejprzypadku,alechybaijej–wyglądałamunasolidniewy-
poszczoną.Alekoniectego.TerazmusicałąswojąenergięskupićnasprawachBre-
gnowii.

Zastanawiałsięjednak,czywiedziała,kimonjest.Nienosiłazegarka.Kiedytylko

wyszła z altany, sprawdził swój, pragnąc odczytać jej tożsamość, zanim wyjdzie
zzasięgu,alebezskutku.Możeuciekła,bydołączyćdoswojegomężaczykochan-
ka?PrzypomniałsobieoLuizieiichplanachmałżeńskichimyśltaobudziławnim
ból.

O smartwatchu zapomniała zupełnie aż do rana. Przyniósł go jej Julio, wraz ze

śniadaniem,którezawiładopokoju.

Zostawiłagopaniwczorajwieczoremnarecepcji–tłumaczył.–Mapaniwiado-

mość.Toniebieskieświatełko.

Zostawiłagotamtaknaprawdęcelowo,gdyżmężczyźnipodchodzilidoniejjeden

po drugim, twierdząc, że zapraszała ich do siebie. Przestraszyła się więc, że coś
robinietak

TerazprzystojnyJuliopokazałjej,jakobsługiwaćsmartwatcha.Pomógłteżodczy-

taćwiadomośćospotkaniu.

Czymogęmiećnasobiemaskę?–spytała,zerkajączzapióripróbującjedno-

cześnieniezamoczyćichwsokupomarańczowym.

Oczywiście.Członkowieklubuzazwyczajnosząmaskiprzezcałypobyt.
PowyjściuJuliaTiffanyprzygryzłakciukizaczęłasięzastanawiać,czyryzykować

opuszczenie pokoju. A jeśli zobaczy jego? Poczuła goce łaskotanie, wskazuce,
jakpodniecacobyłobynaniegowpaść,alezdołałaposkromićwzarodkudzikążą-
dzę.Jejzachowanieostatniejnocybyłoskutkiemkilkuletniegowymuszonegopostu,
apozatymupiłasiętrochęrumem,bozanimzaczęłatańczyć,wypiładwadrinki.

background image

Tańczyćznieznajomym.
Jejkochankiem.
Niemalzaśmiałasięhisterycznie,gdyszła,rozmyślającoichniesamowitymspo-

tkaniu. Czuła radość, że odważyła się na coś takiego, że potrafiła być tak dzika
iniezależna.Przedwypadkiemmogłajedyniefantazjowaćoczymśpodobnym.Ate-
raz,pożałobie,całejejżyciepowinnawypełniaćpracaikariera.Choćteoretycznie,
zastanowiłasię,mogłabytuprzyjeżdżaćnaorganizowanecokwartałprzyciaiza
każdymrazemuprawiaćsekszinnymnieznajomym.Szybkoiwciemności,byko-
chanekniezauważyłjejblizn,nawidokktórychdoznałbyniewątpliwieobrzydzenia.
Nie, nie, musi być poważna i skupiona na tym, po co tu przyjechała. Ostatnia noc
była jednorazowym wybrykiem, który zostanie jej sekretem, a jego wspomnienie
rozgrzewaćjąbędzieprzezkolejnelataposuchy.Dziśreprezentowałakorporację
Davis&Holbrook,jednąznajwiększychfirmkonstruktorskichnaświecie,łączą
interesyDavisEngineeringzfirmąrodzinnąPauliego;jejślubmiałbyćsymbolicz-
nymuwieńczeniemtejfuzji.

Zatemterazweźmiesięwgarśćipójdzienaspotkanie,naktórymprzekażelist

przygotowanyprzezjejbrata,przedstawiacyichfirmęijejpotencjał.Dziesięćmi-
nutipowinnobyćpowszystkim.

Hostessa,którązagadła,wytłumaczyła,żejejspotkaniemasięodbyćwpokoju

nakońcukorytarza,któryotworzyswoimodciskiempalca.

Gdy weszła do pustego pokoju, wydało jej się, że znalazła się na dnie oceanu.

Przez wysokie aż po sufit szyby widać było dno morskie z przesuwacymi się po
nimdostojniepłaszczkami;tuiówdzieświatłoprzebijaceprzezbłękitnąwodęza-
kłócałanamomentprzepływacaławicakolorowychegzotycznychryb.Zauroczo-
napołożyłaskórzanąteczkęnastolikumiędzydwomakrzesłamiipodeszładowy-
giętej ściany. Widok był tak niesamowity, że dostała zawrotu głowy i musiała się
ostrożnie wycofać po białym dywanie w stronę krzeseł. W tym momencie cicho
skrzypnął panel drzwi i do środka wszedł on. Jej wczorajszy nieznajomy! Poczuła
paraliżucyjąniczymelektrycznyprądszok.Tak,tobyładobrzejejznanamaska
zwczoraj,rozpoznałateżpotężnąsylwetkę,mimożebyłterazubranyinaczej:jego
szarakoszulamiałakrótkierękawy,opasuceściślemuskularneramionaiakcen-
tuce twarde, opalone bicepsy. Wąski kołnierzyk był kontrastuco rudy, co przy-
ciągnęłojejspojrzeniedoszyimężczyzny.Widziała,jaknerwowoprzełyka,iuniosła
spojrzeniedojegozielonozłotychoczu.

Jakjąznalazł?
Drzwizanimzamknęłysięcicho.Dźwięktenobudziłgozszoku.Podszedłparę

kroków w głąb pokoju, wkładając dłonie do kieszeni. Zdawał się nieporuszony ich
niesamowitymotoczeniem–jakbywogóleniezauważyłścianyotwieracejsięna
morze.Jegooczynieodrywałysięodjej,gdystanąłobok,uniósłrękęizdjąłmaskę.
Rzuciłjąnajednozkrzeseł,wciążnaniąpatrząc.Jegotwarzbyłapiękna:zmoc-
nymorlimnosemiostrozarysowanymikośćmipoliczkowymi.Dotegoszorstkalinia
szczęki, sprawiaca, że usta wydawały się zmysłowe, nawet jeśli nie były aż tak
pełne.Przenikliwespojrzenieświadczyłooskupieniuiinteligencji.

Niemyśloostatniejnocy,przykazałasobie,walczączwewnętrznymdreszczem.
Mogłaśmipodaćwczorajswojeimięioszczędzićzajmowaniapokoju,skorosą

background image

takoblegane.

Gardłozacisnęłojejsię,gdyprzetwarzaławmózgujegoobcyakcent.Byłteraz

bardziejwyraźnyniżwczoraj,gdymówiłszeptem.Zaraz,zaraz,alewłaściwieskąd
onsiętuwziął,wtejsali?Przecieżprzyszłatunaspotkaniez

Onie!
RyzardVrbancic?–zdołaławykrztusić.
Jegoustaskrzywiłironicznygrymaskonsternacji.
Wewłasnejosobie.Atykimjesteś?
Jejmózgoszalał.ZatemtoRyzardVrbancic,samozwańczyprezydentBregnowii,

o którego względy tak zabiegają jej ojciec i brat, okazuje się mężczyzną, który
pozbawiłjądziewictwa.

Jejciałozareagowałonajegoobecność.Niebyłapijana,muzykajejnieuwodziła,

ajednakczuławyraźneprzyciąganie.

Musiszsięjaknajszybciejdoprowadzićdoporządku,powiedziaładosiebiewmy-

ślach.

Wczorajniewiedziałam,żetotypowiedziała.
Naprawdę?–spytałniedowierzaco.
Tak.
Aczęstosypiaszznieznajomymi?
Zabolało.Alepostanowiłasięmuodgryźć.
Napewnonieczęściejniżty.
Spojrzałnaniązuznaniem.Lubiłdziewczyny,którepotrafiłyodpowiedziećataku-

cemu.Jakowytrawnyłowca,nielubiłłatwejzdobyczy.

Kimjesteś?
Comazrobić?Uciecstąd,nieprzedstawiającmusię?
Aleon,nieczekającnawyjaśnienia,zrobiłkrokwstronęstolika,byzłapaćtecz-

kę.

Toniedlaciebie
Aleonjużprzeglądałpapiery.Tokoniec,pomyślała.Ojciecjejtegonigdyniedaru-

je.Wtymmomencieodezwałosiętajemniczebrzęknięcie.

Pański zarezerwowany czas dobiegł końca – powiedział modulowany kobiecy

głospłycyzukrytegogłośnika.

Uff!Tiffanywypuściłapowietrze,aleVrbancicłatwosięniepoddawał.
Przedłużgo–zarządził.
Czykolejnepółgodzinywystarczy?
Niemogęzostać–jękłaTiffany.
Ponuremęskiespojrzenieprzyszpiliłojąnamiejscu.
WyślijminatabletpełenraportofirmieDavis&Holbrook,zwłaszczaojejme-

nedżerce,paniDavis.Trzydzieściminutwystarczy.

Oczywiście,sir.

Ryzard rzucił teczkę na puste krzesło i wcisnął dłonie do kieszeni, próbując po-

wstrzymaćsięprzeduduszeniemkobiety,którachciałagowykiwać.Jużto,żebyła
zamężna,byłowystarczacozłe,choćionprzecieżniebyłtubezwiny–podcho-
dzącdoniej,postanowiłniedbaćoto,czygdzieśwpobliżuznajdujesięjejewentu-

background image

alny kochanek lub mąż. Bardziej irytucy był fakt, że sądziła, że może go w ten
sposóbkupić.Musiałjednakprzyznać,żewywarłananimnieprzeciętnewrażenie.
Jegociałoreagowałonaniąnawetteraz,gdybyłaubranabiurowoikonserwatyw-
nie. Luźne spodnie w kolorze piasku sięgały podłogi ponad sandałami na obcasie,
któredostrzegł,gdysięporuszyła.Jejżółtytopbyłtaksamoluźnyilekki,zdekol-
temdoobojczyków,zasłaniającskórę,którawczorajwydawałasiębiała.Nibynic
w jej wyglądzie nie przypominało tej podniecacej, zmysłowej kobiety, którą spo-
tkałpoprzedniejnocy,nawetszalonelokibyłyzaczesanedotyłu,comogłopodkre-
ślaćładniejejkościpoliczkowe,gdybyoczywiściemógłzobaczyćjejtwarz.

Zdejmijmaskę–powiedziałgłosemnieznoszącymsprzeciwu.
Nie.
Wypowiedzianecichosłowouderzyłojegouszy.Niesłyszałgoczęsto.
Tonieprośba–wyjaśnił.
To nie wchodzi w grę – odpowiedziała, a język jej ciała był tak agresywny, że

niemalmógłposmakowaćjejniechęci.

Ciekawe,pomyślał.
Nie.Niemożesobienatopozwolić,byjakaśkobietanimdyrygowała.Nawetjeśli

zdarzyłoimsiędosiebiezbliżyć.

Powiedzmężowi,żezawiodłaś.Mójinteresniejestnasprzedaż.Inadrugiraz

niesięgajciepotakdesperackieśrodki.

Jejostrywdech,jakbyzostaładźgniętawśrodekpłuc,zwróciłznówjegouwagę.

Jej usta były białe i drżały tak, że poczuł się nagle bezwiednie pobudzony. Zmusił
się,bywytrzymaćjejzranionespojrzenie,zaskoczony,jakefektywnabyłataznie-
waga.Jejwcześniejlśniącebłękitemoczyzmieniłysięwemanucenienawiściąba-
senygranatu.

Jaknibymammutopowiedzieć?–zapytała.–Zatrudnićmedium?–dodała,po

czymruszyławstronędrzwi.

Aleonbyłszybszy.Gdysięgałapoklamkę,złapałjązanadgarstek.Zamarł,acię-

żarżaludusiłgo,gdyprzytrzymywałjąprzezchwilę.Próbowałasięwyrwać.Obra-
ziłją,bobyłwściekły,aleprzecieżniezraniłbyjejświadomie.

Puść mnie – powiedziała niemal błagalnie, widząc, że wyrywając się, nic nie

wskóra.

Zachwilę.
Sięgnął,byzdjąćjejmaskę,alewtymmomencieTiffanyspróbowałagougryźć.

Ledwiezdążyłucieczpalcem.

Tymałatygrysico!–Niemógłpowstrzymaćrozbawienianatenprzejawzacię-

tości. Jej odsłonięte zęby były idealne, a wąskie nozdrza tak delikatne, że aż za-
marł.

Zgłoszętojakonękanie!–powiedziałaostrzegacymtonem.
Mamprawochciećzobaczyć,wczyimcielebyłemostatniegowieczoru–odpo-

wiedział,jakgdybygroźbęoskarżeniaomolestowaniemiałzanic.

Nieprawda.Tylkojadecyduję,ktooglądamojeciało.Amożeniepokazałamci

wszystkiego,bobyłamznudzonaichciałam,żebytosięskończyło.Niepomyślałeś
otym?

Pewnienatozasłużyłem–wymamrotał,postanawiającjednakłatwosięniepod-

background image

dawać.Wsunąłpalcewwęzełjejwłosówipociągnąłlekko,odsłaniającszyję.Tiffa-
nybyłaunieruchomiona.

Powiedziałemto,copowiedziałem–próbowałtłumaczyć,przysuwającustado

jejuchatylkodlatego,żesądziłem,żejesteśmężatką.Atymnieoszukałaś.Nie
lubię,gdyktośpróbujemniewykorzystać.Zatem,bywyrównaćszanseSięgnął
powstążkę,któraprzytrzymywałajejmaskę.

Nieeee!
Przerażeniewjejgłosiezaskoczyłogo.Takczyinaczej,byłojużzapóźno:Tiffany

zatoczyłasię,próbujączłapaćopadacąztwarzymaskę,aledrżącedłoniewypu-
ściłyją,poczymchwyciłyjeszczeraz,alenatyleniefortunnie,żemaskazgięłasię
tak,żetrudnojąbyłoteraz,bezponownegodopasowania,założyć.Tiffanyzałkała.

SerceRyzardazamarło.Zobaczyłto,codziewczynapróbowałaukryć.Dotknąłjej

brody,próbująclepiejsięprzyjrzeć.Odtrąciładłoństanowczymruchemrękiispoj-
rzałananiegozfurią.Zacisnęłazsiniałąodgniewuszczękęipostanowiłazrezygno-
waćzpróbzałożeniamaski.Aco,niechmazaswoje!

Zadowolony?–rzuciłaoskarżycielsko.
AleRyzardniemógłbyćzadowolony.To,cowidziałprzedsobą,przypominałomu

poparzonetwarzeludzi,naktórenapatrzyłsięwtrakciewojnydomowejwswoim
kraju.Wojny,wktórejudałomusiępokonaćrywalaizastąpićgonaprezydenckim
fotelu.Aświat,wtymzwłaszczazachodniedemokracje,niebyłwstaniezdecydo-
wać,czyuznaćgozawybrańcaludu,czyteżbezwzględnegodyktatora.

Przyjmijzatemdowiadomości,żefirmaDavis&Holbrookniebędziewspółpra-

cować z Bregnowią, choćbyś nas o to błagał na kolanach – powiedziała, po czym
zdecydowanymruchemotworzyładrzwiiwyszła.

Tymrazemniepróbowałjejzatrzymać.

background image

ROZDZIAŁCZWARTY

PorazpierwszyodmiesięcyTiffanypłakała.Łkała,obejmująckolanapodpryszni-

cem,akafelkiodbijałyechojejpłaczu.Trzęsłasiętakbardzo,żebałasię,żezwy-
miotuje. Nienawidziła swojego życia, nienawidziła siebie, nienawidziła mężczyzny,
któryzdarłzniejmaskę.Nawetseks,któryznimprzeżyła,niebyłtegowart.Męż-
czyźni są do dupy, powtórzyła sobie w myślach. Była na tyle dorosła i na tyle wy-
kształcona,bywiedzieć,żeposiadaniemężaidzieciniejestwtychczasachrecep
naszczęściekobiety.Aleskorotak,todlaczegojestzawszetakzałamana,gdyso-
bie uświadamia, że żaden mężczyzna nigdy jej nie zechce? Że życie rodzinne nie
jestjużdlaniej?

Dźwigającsięztrudemnasłabychnogach,wyłączyłaprysznicioparłasięościa-

nę;byłojejzimnoiociekaławodą.Niewiedziała,corobić.Załojejtrochęczasu,
zanimzebrałamyślinatyle,bysięgnąćposzlafrok.Weszładopokojuipoczułasię
pusta.

Dobrze.Mogęztymżyć.
Tylkocomiałarobićprzezresztępobytututaj?Chowaćsięwpokoju,ażtennie-

dorzecznyklubotworzyznówdrzwi?Udawaćzapaleniewyrostka,żebyhelikopter
jąstądzabrał?Poczułasięchora.Byłaspoconaigoca,pulsowałyjejskronie,bo-
lało ją właściwie całe ciało, a mózg przepełniała apatia. Pomyślała, że dobrze jej
zrobisjesta.Zwiłasięwkłębeknałóżkuiuciekławnieświadomość.

Ryzard od godziny leżał nieruchomo na swoim łóżku, czytając raport, który do-

starczyłamuobsługaQ Virtus.FirmaDavis& Holbrookbyłaniezwykłą organiza-
cją, bardzo dobrze postrzeganą na międzynarodowej arenie przemysłowej. Na
pewnomógłtrafićgorzej,pomyślał,przypominającsobiezniszczonedrogiizawalo-
nebudynkiwcentrachmiastBregnowii.Wiedział,żeokontraktynaodbudowębę-
dziesięstarałowieleznanychimniejznanychkorporacji.Davis&Holbrooknależa-
łaraczejdotejdrugiejkategorii,choćjejszybkawostatnichmiesiącachekspansja
kazałaprzypuszczać,żewkrótcestaniesięfirmąpierwszejwielkości.

Resztaraportu,azwłaszczafragmentożoniePaulaDavisa,byłajeszczebardziej

interesuca.Tiffanyzaczynałajakobogatalaleczka.Jejślubzprzyjacielemrodziny
znakomicie wpisywał się w tradycję biznesowych rodów. Wspomniano też o ślub-
nym prezencie od brata panny młodej, w postaci prestiżowego sportowego auta,
któreokazałosiępokusąniedoodparciadlapodpitegopanamłodego.Rozdziłje
do stu pięćdziesięciu kilometrów między dziedzińcem a bramą klubu golfowego
irozbiłoniskimurek,zanimgościeskończyliimmachaćnapożegnanie.Następnie,
jak napisano, po niemal dwuletniej rekonwalescencji, stery korporacji z rąk ojca
ibrataprzeławdowa.

Czyżby zatem popełnił błąd, uznając, że Tiffany próbowała załatwić sobie kon-

traktwBregnowiizapomocąseksuznim?Jejfirmarozkwitała–świadczyłyotym

background image

bezdwóchzdańcorazlepszezkwartałunakwartałwyniki–anajejczeleznalazła
sięniewątpliwieinteligentna,wygadanaiwiedząca,czegochce,szefowa.Ktośtaki
niechwytałbysięraczejtakniskichmetod

Takczyinaczej,musiałprzyznać,żeprzygodazdziewczynąwmascepozostawiła

trwałyśladwjegopamięci.Niepamiętał,kiedyostatniobyłomutakdobrze.Chyba
zLuizą

Załóżmy zatem, pomyślał, że to, co się wydarzyło ostatniej nocy, było czystym

przypadkiem. Czemu więc rodzina Davisów-Holbrooków nalegała, by spotkać się
właśnietu,zadyskretnąkurtynąQVirtus?Oczywiście,spotkaniesięznimwmiej-
scupublicznymmogłobyćniewygodnedlasenatoraDavisa.Alewtakimrazie,sko-
romimowszystkozdecydowałsięposzukiwaćkontaktuzRyzardem,możetozna-
czyć, że Stany Zjednoczone skłonne są uznać Bregnowię wraz z jej prezydentem
Vrbancicemizapomocątakichspotkańjaktopróbująwybadaćnastawienieikon-
dycjędrugiejstrony?Jednobyłojasne:RyzardmusisięjeszczerazspotkaćzTiffa-
nyDavis.

Tiffanyobudziłydochodzącezsalonudźwięki,przypominacebrzęknaczyńpod-

skakucychnawózku.Wyskoczyłazłóżkaipodbiegładodrzwi,odkrywając,żeRy-
zardVrbancickierujejednązhostess,ustawiającstółnabalkonie.

Coturobisz?–krzykła,odruchowozakrywającklapąszlafrokapoliczek.
Myślałem,żesiękąpiesz–odpowiedziałnajspokojniejszymwświeciegłosem.–

Alenajwyraźniejzasnęłaś.

Co?–Tiffanyzmarszczyłabrwi.–Skądwiesz,corobiłam?Myślałam,żetepo-

koje są całkowicie bezpieczne. – Wbiła oskarżycielskie spojrzenie w dziewczy
wczerwonejsukni.

Użyłam mojej karty, żeby przywieźć jedzenie, które pani zawiła – tłuma-

czyłahostessa,patrzącpodejrzliwienaRyzarda,aleonodpowiedziałkrótko:

Takjest,dziękujemy.Damyjużsobieradę.Możesziść.
Poczym,zwracającsiędoTiffany,dodał:
Niegańobsługizato,żemieliśmymałąsprzeczkę.
Wynośsię!–krzykła.
Hostessa,którajużotwieraładrzwi,wybiegłaprzezniegwałtownie.
Serio?–zapytałniecozaskoczonyprezydentBregnowii.–Chybaprzesadzasz.
Chcę,żebyśnatychmiaststądwyszedł!
Ajachcęcizłożyćofertęniedoodrzucenia.Przestańsięchowaćichodźtu.
Zmrużyłaoczy.Jedyne,czegomogłachciećodtegogbura,tozapewnienie,żejej

rodzinaniedowiesięotym,cosiętumiędzynimizdarzyło.

Zebrałasięwsobieipowiedziała:
Cotozaoferta?
Niesłyszę–powiedziałzbalkonu.–Przyjdźtu,proszę!
Zacisnęłazęby.Wdomubezkorektoranieodważyłabysiępójśćnawetdolodów-

kipomleko,byprzypadkiemniewystraszyćsłużby.Alemożejakzobaczyjąwta-
kimstanie,zniechęcigotododłuższegosiedzeniauniej.Poprawiłaszlafrokiwy-
szłaprzezfrancuskiedrzwinawielkitarasbalkonowy.

Nieinteresująmnietwojepropozycje.Proszę,wyjdźstąd–powiedziała.

background image

Myślałem, że się ubierasz – zauważył, wyciskając świeżą cytrynę na surowe

ostrygi w muszlach. Były ułożone na tacy z lodem. Koło nich stał talerz owoców
iwarzyw,tortille,mięsomielone,guacamole,salsaicoś,cowyglądałojakburrito,
tyleżezawiniętewliście.

Zaburczałojejwbrzuchu.Próbowałaukryćtendźwięk,aleusłyszałgo.
Jesteśgłodna?Jedzzatem–zarządziłwspaniałomyślnie.Czułsięnajwyraźniej

jakusiebiewpokoju!

Wolęjeśćsama–odpowiedziała.
Uniósł ostrygę, wyssał ją z muszli, po czym, powoli łykając, delektował się sma-

kiem.Tiffanyprzypomniałasobie,żesuroweostrygiuchodzązaafrodyzjak.Zawsze
dziła,żesąobrzydliwe,aleto,coRyzardwłaśniezrobił,wywołałowniejewident-
ne podniecenie. Śledziła wzrokiem, jak oblizuje wargi, i poczuła, że ma nogi jak
zwaty.Ontymczasemjejsięprzypatrywałzuwagą.Przesunąłwzrokpojejpokie-
reszowanympoliczku,poczymspojrzałnadekolt,gdziespodklapszlafrokawysta-
wałyjejpełnepiersi.Studiowałnastępnieściśniętepaskiembiodra,azakończyłna
wystacychspodszlafrokasmukłychnogach.

Ico,zdałamegzamin?chciałazapytać.Mimooszpeconejtwarzy?
Podsunąłjejkrzesło.
Usiądź.
Niepowinnamsiedziećnasłońcu.
Wzruszyłramionami.
Zajdziezadwadzieściaminut.
Słuchaj, już nie wiem, jak ci powiedzieć, żebyś spadał, bez używania ostrych

słów.Niechcęmiećztobąnicwspólnego!Odpoczątkubyłamprzeciwnadawaniuci
tegolistuiżałuję,żewogóletuprzyjechałam.Niebędziemydlaciebiepracować.

Zjadłkolejnąostrygę,nibyzestoickimspokojem,aleTiffanyczuła,żeudałojejsię

wytrącićgozrównowagi.Ajednak,gdyoblizałwargi,wyobraziłasobie,żeliżetak
ją,itownajintymniejszymmiejscu

Uspokójsię,idiotko,zganiłasięwmyślach.
Dlaczego?zapytał.
Och!Czyżbyczytałwmoichmyślach?
Szybkosięjednakzorientowała,żejegopytaniedotyczyodmowywspółpracyze

stronyDavis&Holbrook.

Boniepodobająnamsiętwojemetody.Niejesteświelelepszyodkryminalisty,

któregozastąpiłeś.

Uff,dobrze,żeprzedprzybyciemtutajprzeczytałamoBregnowiitoiowo.
Myślę,żejednakjestemodniegooniebolepszy–odparł,wzruszającramiona-

mi.Zwłaszczawdziedzinieprawczłowieka.

Żyjeszbardzowystawnie,podczasgdytwoirodacygłodują.Ileosóbzgiło,że-

byśmógłjeśćsuroweostrygiipatrzećnazachódsłońca?

Ponowniewzruszyłramionami,alewytrawneokomogłodopatrzyćsięwtymge-

ściegniewu.

Cotymożeszotymwiedzieć?–zapytał.Niewiesz,ilejastraciłem,bymoilu-

dziemoglijeśćcokolwiek–dodałgrobowymtonem.

Notak,wsumienieznałasięnaniuansachsytuacjinaBałkanach.Zresztą,jakdo-

background image

brzewiedziała,Ryzardbyłpolitykiem,anieMatkąTeresączyGhandim.

Dlaczegotuprzyszedłeś?–spytałaspokojniejszymjużtonem.
Wyciągnięta po kolejną ostrygę ręka zamarła. Nie przywykł do tego, by tłuma-

czyćsięzeswegozachowania,aletymrazemuznał,żedladobrasprawytakzrobi.

Chciałem się dowiedzieć, Tiffany – zaczął, przełykając zawartość muszli

znacznieszybciejniżpoprzednio.Czemutwojarodzinawysłałaakuratciebiena
spotkaniezemną?

Ciężarjegospojrzeniasprawił,żezamiastwzruszyćramionami,wzdrygnęłasię.
Najwyraźniejtylkojadostałamczłonkostwowklubie.
Jegouniesionebrwizdradzałyzaskoczenie.
Odziedziczyłamfortunępomężu
Czytałemotwoimwypadku.Przykromibardzo.
Zamarła, czekając na pytanie, jak to możliwe, by zamężna kobieta była wciąż

dziewicą.AleRyzardokazałsiębardziejdyskretny,niżodruchowosądziła.

Mojemubratunatomiastodwionoczłonkostwa–tłumaczyładalej.
Dziwne–przerwałjejjabyłemczłonkiemklubunadługoprzedwojnądomo-

wą,niemówiącjużoprezydenturze.

Naprawdę?Jaktomożliwe?Przecieżtomiejscewyłączniedlaelit.
Spojrzałnanią,uśmiechającsięlekko.
Nieuwierzysz–powiedział–domajątkudoszedłem,niewyciskająckrewipot

moichrodaków,tylkopracąwłasnychrąk.

Tiffanypatrzyłananiegopełnazdumienia.
Zrobiłempieniądzenaprojekciekranudlaprzemysłunaftowego,którypodpa-

trzyłempracującwwinnicy.

Co?!Czytałamgdzieś,żejesteśzzawoduinżynierem
Owszem,alejakomłodyczłowieklubiłemsiębuntować.Uśmiechnąłsiępo-

nownie. Gdybyś przeczytała raport tutejszego klubu na mój temat, dowiedziała-
byśsię,żerodziceposłalimniedoNiemiec,gdymiałemsześćlat.Dlamojegobez-
pieczeństwaibymizapewnićlepszeżycie.Naszkrajbyłprzejmowanyprzezjedne-
go czy drugiego sąsiada od czasów przed pierwszą wojną. Ciągle wybuchały po-
wstania,brutalniezazwyczajtłumione.Moirodziceniemogliwyjechać,aleprzemy-
cilimniedoprzyjaciół.Niemogęnarzekać.Moiprzyszywanirodzicebylidobrymi
ludźmi.Ojczymbyłinżynieremmechanikieminalegał,żebymposzedłwjegoślady.
Miałem smykałkę do rzeczy technicznych, więc poszedłem za jego radą, ale gdy
ukończyłem studia, poczułem to, co większość młodych ludzi. Że to moje życie
imogęznimrobić,cochcę.Ażebyłakuratkonieclata,ruszyłemdowinnic.Zaro-
biłemtrochęgrosza,zacopojechałemdoRosji,planujączrobićfortunęnawierce-
niachnaftowych.

Itamzastosowałeśtenkranpodpatrzonywwinnicy?
Dokładnie–potwierdził.
Hm–mrukła,sięgającbezsłowasprzeciwupowino,którejejwłaśnienalał.–

Czyresztaświataotymwie?

Uniósłobronnieramiona.
Prasawoliopowiadaćotym,cozrobiłemzpieniędzmi.
Zainwestowałeśwwojnę.

background image

Oswobodziłemmójkraj!
Stającsięjegodyktatorem.
Aletylkopoto,bydoprowadzićdowolnychwyborów.Zradościąodejdęzesta-

nowiska,wiedząc,żeBregnowiastajesięczłonkiemrodzinykrajówcywilizowanego
świata.Cosądziszonaszymwinie?

Nie była somelierem i nie przejmowała się wąchaniem i kręceniem kieliszkiem,

alekolorwydawałjejsiękuszącyiujęłająpierwszanuta,niemalowocowa,złago-
dzonaczymśziemistym.Nie,dębowym.Waniliowym?Spróbowałaznów,chcącusta-
lić,cotobyło.Alemimożewinojejsmakowało,musiałauważać,byniestracićprzy
tymmężczyźniepanowanianadsobą.Naglezdałasobiesprawę,żedrzwidojejsy-
pialnisąodnichraptemojakieśdwa,trzymetry.

Ryzardrównieżpomyślałprzedchwiląobliskościsypialni.Oszukaniesłużącej,by

dostać się do jej pokoju, było trikiem starym jak świat, ale rozmowa z Tiffany nie
przebiegałajużtakłatwo,jaksiętegopoczątkowospodziewał.

Musiałprzyznać,żejest bardzopiękna,mimoblizn, sztucznychodbarwieńipo-

szarpanej linii, która rozcinała policzek. Miała blond włosy, piękne błękitne oczy,
skórę niemowcia i figurę Heleny Trojańskiej. Jej młody mąż, a właściwie narze-
czony,bomężembyłtylkoprzezkilkaostatnichgodzinżycia,musiałbyćonieśmielo-
ny,amożeizaniepokojony,wiedząc,jakjestprzezwszystkichpożądana.

Nieładnie się tak gapić – powiedziała, napotykając na jego badawczy wzrok

irumieniącsię.

Niegapięsię.Podziwiam.
Zacisnęłausta,płonącjeszczegorętszymrumieńcem.Onnatomiastzmusiłsię,by

odwrócićwzrokodgrubychrzęs,któreprzysłoniłyjejoczy.Przecieżnieprzyszedł,
by kontynuować tak pięknie skądinąd rozpoczęty romans. W tym momencie przy-
szedłtuwinteresach.Jegokrajbyłnapierwszymmiejscu.

Twójojciec,senator,madoskonałeznajomościwWaszyngtonie–powiedział.–

Czy wysyłając cię do mnie, chciał zasygnalizować, że twój kraj prawdopodobnie
poprzemojąpetycjęoprzyłączenieBregnowiidoONZ?Powiedziałcicośnatente-
mat?

Tiffanyzapiłasię.
Nocóż–zaczęła.–Trochę,owszem,rozmawialiśmyiotym.Wtymmomen-

cie,nailezdołałamsięzorientować,nastawieniewładzjestdotwojegokrajupozy-
tywne.Aleczytakbędziejutro,niewiem.Samwiesznajlepiej,jakjestwpolityce.

Czy twój ojciec ma jakikolwiek wpływ na ludzi podejmucych decyzje w tym

kraju?

Ma dość wpływowych zwolenników. Tych, którzy wierzą w jego wizję. Kiedy

wybieraliśmysiętutaj,onwłaśniewyjeżdżałdoWaszyngtonu.

Wybieraliśmy?–spytał,czując,jakodruchowopalcezaciskająmusięwpięści.
Mójbratija.
Aha
Odetchnąłzulgą.Najwyraźniejniebyłowjejżyciuinnegosamca,zktórymmu-

siałby rywalizować. Ale przecież sam nie miał wobec niej żadnych planów; ow-
szem,sekszniąbyłbardzomiły,ale

background image

Tiffanyzauważyłajegoreakcję.
Zazdrosny?–uśmiechłasięfiluternie.
Raczej zaborczy – poprawił. – Nie lubię konkurencji, podobnie jak w biznesie

ipolityce.Jakpojawiasięrywal,muszęgousunąć.Maszkochanka,draga?

Jejustazacisnęłysięwkonsternacji,abrwiwykrzywiływbólu.
Miałam–odpowiedziałaniskimgłosem.–Aletojużczasprzeszły.I
Coniby?
Ostatnianocbyłaucieczkąodmojegoprawdziwegożycia.Nieczymś,cochcia-

łabympowtórzyć.Niesądzęzresztą,żebyś

Zamilkła.Zrozumiała,żepowiedziałaokilkasłówzadużo.
Żebymco?
Chciałapowiedziećcośmądrego,aleodruchowopokazałanaswąpokiereszowa-

nątwarz.

Ryzardwzruszyłramionami.
Toniemaznaczenia–powiedział.–Jesteśbardzopięknąkobietą.
Zatkałoją.
Dzięku – odpowiedziała cicho. – Dawno nie słyszałem czegoś podobnego

z ust mężczyzny. W rewanżu powiem ci, że jesteś bardzo seksownym facetem.
Wieszotymzresztąbardzodobrze.Tooczywiścieniemadlanasżadnegoznacze-
nia,alecieszęsię,żezdołałamcitopowiedzieć.

Jejsłowawywołaływnimprawdziwyogień,atakże,cogorsza,wpiersi.Niedo-

brze, pomyślał. Obiecał przecież sobie po śmierci Luizy, że nigdy nie zakocha się
winnejkobiecie.Potym,jakporwanaprzezjegowrogówwolałasięzabić,niżzo-
staćwykorzystanaprzeciwniemu

Aleteraznajwyraźniejdziałysięznimrzeczy,którychnieprzewidział.Takprzy-

najmniejnależałobyodczytaćsygnałypłycezjegociała.

Niedoceniasztego,cojestmiędzynami,Tiffany–powiedział,niemogącuwie-

rzyć, że aż tak bardzo się odsłania. – Przyciąganie między nami jest prawdziwe
ibardzosilne.

Tylkominiemów,żesięzakochałeś!–udałojejsięzaśmiać.–Przecieżtymnie

nawetniepożądasz.

Po raz kolejny uświadomiła sobie, że powiedziała o kilka słów za dużo. Tyle że

byłojużzapóźno.

Mamciudowodnić?–spytałRyzard,gwałtowniewstając.
Inimzdążyłacokolwiekpowiedzieć,byłjużprzyniej,przyciskającjądoswejsze-

rokiejpiersi.

Cotywyprawiasz?–zdołaławydusić,poczymzamarła,czującnapodbrzuszu

jegopodniecenie.–Tyzaniewiłaponownie.

Pragnęcięiprzysięgam,żeniematozwiązkuzmoimipolitycznymiplanami–

powiedział,czując,jakżądzaogarniagocałego.–Pragnęciętak,jakchybanigdy
nikogoniepragnąłem.

Niebyłojejdośmiechu,alenajegopełnenamiętnościsłowaniemalparskła.
Niewierzę,Ryzard.Przecieżtymógłbyśmiećdosłowniekażdą.Aja–Znowu

przyłapałasięnatym,żerękąpróbujewskazaćnaswojeblizny.

Wziąłgłębokioddechipowiedział:

background image

Tiffany,gdybyśmiałajakiekolwiekdoświadczeniezmężczyznami,wiedziałabyś,

żewczorajszanocbyłaniezwykła.Sąpary,któresązesobąlatamiinigdynieudaje
imsiębyćzesobątakblisko.

Bardzochciałamuwierzyć.Aleteżbardzosiębała,żestracigłowę,apotemoka-

żesię,żeontylkożartowałalbopowiedziałcoś,czegotaknaprawdęnieczuł

Ale dziś rano powiedziałeś mi coś innego – zauważyła, przywołując bolesne

wspomnienie.

Miałembłędneprzekonanieotobieizachowałemsięokropnie.Przepraszam.
Spojrzałananiego,niewiedząc,czymuwierzyć.
Nieprzepraszamczęsto–zauważył,wykrzywiająctwarzwleciuteńkimuśmie-

chu.Proponujęzatem,żebyśprzyłaprzeprosiny.

Odwzajemniłauśmiech.
Wybaczamci–powiedziała.–Ale
Ale?
Coterazznamibędzie?
Wjegooczachpojawiłysięradosneiskierki.
Teraz?–zapytał.–Teraznajlepiejbyłobypójśćdołóżka.Dalekoniemamy.
W tym momencie nie pragnęła niczego bardziej, niż przejść z tym mężczyzną

przezprógsypialniiprzeżyćjeszczerazto,coprzeżylipoprzedniegowieczoru.Ale
wjejgłowieodezwałysiędzwonkialarmowe.

Jeślimuulegniesz,srodzetegopożałujesz!
Pozwólmisiępocałować–poprosiłgłosem,wktórymjużnawetniepróbował

ukryćpodniecenia.

Nie!
Chciałbymbardzoznówsięztobąkochać–powiedziałniecospokojniej.–Tak

jakwczoraj

Wspomnienietego,corobiliwieczoremwaltanie,byłotaksugestywne,żewydało

jejsię,żeznówczujegowsobie.Alealarmyodezwałysięponownie.Zacisnęłapoły
szlafrokaipotrząsnęłagłową.

Znajdźsobiekogośinnego–powiedziałagłosemnajchłodniejszym,najakibyło

jąstać.–Janiewidzęwtympoprostusensu.

Zburzyłemtwojezaufaniedomnie?
Niebyłospecjalnieczegoburzyć.
Znowupokazujeszpazurki?–zauważyłnitorozbawiony,nipoirytowany.–Po-

czułaśsiępewniej?

Pokręciłagłową.
Nie?–zapytał,niedowierzając.
Pewniejczujęsiętylkowtym.–Wskazałanależącąnastolikuobokmaskę.
Więczałóżmaskę–nalegał.–Zejdziemynadółispróbujemyrazjeszcze.Za-

tańczymy; przecież obojgu nam się to podobało. Oczywiście, możemy zatańczyć
i tutaj – Wskazał głową na drzwi balkonowe, zza których dolatywała dyskretna
muzykazdołu.

Przypomniałasobiedotykjegodłoni,kiedypierwszyrazoparłjenajejbiodrach.

Apotem,jakwędrowałypocałymjejciele.

Nie–odpowiedziałatwardo.–Wtedybyłowtedy,aterazjestteraz.

background image

Wtakimrazie–powiedziałzagodzinęnadole?
Zawahałasię.Ontymczasemnieustępował:
Mogęsięogolićiprzebraćwpiętnaścieminut–mówiłalewy,kobiety,potrze-

bujecieconajmniejdwudziestutylkonaznalezieniebutów.

Powiedziałznawca–zadrwiła.
Nodobrze–przyznałpojednawczo.–Niekiedyjesttodziesięćminut.
Uśmiechłasię.Tajegozadziornośćzaczynałajejsiępodobać.
Zatemzagodzinę–powiedział,kierującsiędodrzwi.

background image

ROZDZIAŁPIĄTY

Ryzard szedł przez trójwymiarowe obrazy karnawału weneckiego. Musiał uwa-

żać.Bylitamteżprawdziwiludzie,klubowiczeQVirtusihostessy,aleprzezwięk-
szość czasu przechodził przez laserowe projekcje dżentelmenów w płaszczach do
ziemi,fantazyjnychkapeluszachczyskąpoodzianychkobietofryzurachzdobionych
pióropuszami. Zatrzymał się przed trupą mężczyzn w spodniach w kratę i neono-
wychsłoniowychmaskach,którzyrozpoczynaliwłaśniepokazakrobatyczny;mógł-
byniemalprzysiąc,żesąprawdziwi.

Jegozegarekzawibrował,wskazując,żeTiffanyjestwpobliżu.Alegdzie?
Musiałjąznówzobaczyć,choćwiedział,żegotoniezaspokoi.Byćmoże,jeślibę-

dziemógłjąmiećjeszczejedenraz,zdołaoniejzapomnieć.Jeślinatomiastnieuda
musięjejuwieść,jegociałooszalejezbólu.To,żeprzedgodzinąpozwoliłamusię
przytulić, było dobrym znakiem. Ale też z tego, co mówiła, nie wynikało, by miała
ochotęnakolejnąrundęamorów.Jakjąprzekonać?Dotejporyniemiałraczejta-
kichproblemówzkobietami.Kobietaminachwilę,jednąnoc–innezwiązkipoLu-
izieniewchodziływgrę.

Inaglejądostrzegł,choćzanimzdałsobieztegosprawę,podpowiedziałomuto

jegociało.Jakiśinstynktkazałmuspojrzećwjedenzkątówzaciemnionejsaliirze-
czywiścietambyła,wswojejwczorajszejmasce.Stała,patrzącnazegarekiobra-
cając się, jakby próbowała zorientować wskazówki kompasu. Dzięki temu mógł ją
obejrzećzkażdejstrony.

Była naprawdę uderzaco piękna. Wysoka i szczupła, ale ładnie zaokrąglona

tam, gdzie trzeba. Przełknął ślinę. Dziś miała na sobie kombinezon, który ściśle
przylegałdociałaodkolandołokci,aleotwierałsięnagórzeiwdole.Wjegosub-
telnymgranaciekształtnepośladkiTiffanyuwydatniałysiętaksugestywnie,żepod
Ryzardem niemal ugięły się kolana. Podszedł znienacka i stanął tuż za nią, przed
głowąmającobnażonąprawąstronęszyi;lewązakrywaływłosymaceukryćbli-
zny.

Cotymaszdziśnasobie?–zapytał.
Uniosłagłowę.
Niepodobacisię?spytała,potrząsajączarazemzegarkiemnaręce.–Tocoś

zabzyczało,aleniemogłamzrozumieć,czyjesteśtam,czytu.

Jestemjaknajbardziejtu,przytobie–powiedział,ledwiesiępohamowując,by

nieująćwswedłoniejejkształtnychpiersi.

Notak–przyznała.–Alepamiętaj,żeterazjesteśmyponownienieznajomymi.

Kupimipandrinka?Miałamstrasznydzieńznajbardziejaroganckimizadufanym
facetem,jakiegomożnasobiewyobrazić.Muszętoodreagować.

Uśmiechnąłsię.Podobałmusięjejtupet.Niebyłatakwrażliwa,jakasięwydawa-

ławpokoju.Todobrze,pomyślał.

Sampotrzebujęjednego.Nieuwierzypani,alekawałdniaspędziłemznajbar-

background image

dziejwkurzacąkobietąwpromieniustumil.Dotegoniestetyinteligentną,mimo
żejestblondynką.Bezobrazy–dodał,pociągajączajedenzjejpukli.

Przez chwilę jej usta pozostały poważne, na tyle długo, by w jego świadomość

wdarłasięwątpliwość.Potemuśmiechłasięiwybuchłaładnym,kobiecymśmie-
chem,którybrzmiał,jakbynieśmiałasięoddawna,alezainteresowałgowsposób,
któregosięniespodziewał.Natychmiastzapragnąłusłyszećgoznowu.

Oczywiście–zapewniła.–Mojewłosysąmniejwięcejtakprawdziwejakteob-

razyzWenecji.Oddawnatuprzyjeżdżasz?

Tomójdwudziestypiątyraz.Dostałemnawetnastałeprzypinkę.
Uniósłklapę,bypokazaćjejmałyzłotyguzik.
Ładnecacko–przyznałazuznaniem.–Acorobi?Napromieniowujecię?Strze-

lalaserem?

Pokazujęludziom,żegdzieśprzynależę.
Spojrzałananiegopytaco.
Wierzmi,niebyłołatwosiętuwkręcić.Nawetzpieniędzmizbityminarosyj-

skiej ropie. Moja pozycja na scenie politycznej wbrew pozorom nie zawsze tu po-
maga.Niepewnystatusmojegokrajupowodujewręcz,żeniektóredrzwisięprzede
mnązamykają.Ludziebojąsięznajomości,zktórychpóźniejbyćmożeprzyjdzieim
siętłumaczyć.

Aletutakniejest?
Tu,wWenezueli,niktniezwracanatouwagi.AledoStanówzpaszportemmo-

jegokrajupókicobymchybaniewjechał.

Notak–wymamrotała.
Chciałagopocieszyć,żesprawypewniesięwkrótcezmienią,aleugryzłasięwję-

zyk,boprzecieżniewiedziała,jaknaprawdębędzie.Postanowiłazmienićtemat.

Toświetnycoverowyzespół–powiedziała,wskazującnagracychmuzyków.
Towcaleniejestzespółcoverowy,ajedenznajlepszychbandówwAmeryceŁa-

cińskiej–tłumaczył.–Biorąniezłągażęzaprzyjazdtutaj.

Orany!–zaśmiałasię,pociągająckolejnegodrinka,któregoRyzardjejwmię-

dzyczasiezawił.–Wciążniemogęuwierzyć,żetowszystkodziejesięnaprawdę.

Tymczasemontłumaczyłdalej:
Niejestteżtak,żeludzieprzyjeżdżajątutylkodlaprzyjemności.Janaprzykład

niemal z każdego przyjazdu wyjechałem z obiecucym kontraktem, najpierw dla
swojejfirmy,aodkilkulatdlaBregnowii.Dziśrano,gdybyśniesiedziałanasana
wswoimpokoju,mogłabyś wziąćudziałwarcyciekawym wykładzienatemat per-
spektywinwestowaniawAfryce.Mójkrajjestokrokodpodpisaniaumowyowol-
nymhandluzUniąAfrykańską,adziś,wkuluarachwykładu,dowiedziałemsię,że
sprawajestprzypieczętowanaiumowazostaniepodpisanawprzyszłymmiesiącu.
Dlanas,małegokrajunadorobku,tobardzoważne.

Rozumiem–odpowiedziała.
On tymczasem odsunął się od niej na krok, najwyraźniej po to, by z oddalenia

otaksowaćpomęskujejzamaskowanątwarz.Potemniespodziewanieprzysunąłsię
tak,żeichgłowyznalazłysięoboksiebie.Odruchowoprzysułasiędoniego,do-
pasowując się kolanami i udami do jego nóg. Ponownie poczuła jego męskość na
podbrzuszu,asutkiażjązabolały,gdyprzylgnęłanimidojegoszerokiejpiersi.Cho-

background image

lera,znowuwypiłamzadużo,powiedziaładosiebiewmyślach.Noitamuzyka

Chodźmydomojegopokoju–usłyszałajegonęcesłowa.
Jakiśgłoswjejgłowiekazałjejuciekać,wracaćdoswojegopokojuizamknąćsię

tamnaczteryspusty.Alebyłtogłoscorazcichszy,bledcy,jakgdybykrzyczałktoś
zpojazdu,którysięoddalał.Ipodobniejakwczorajdoaltany,takterazdałamusię
bezwiedniezaprowadzićdowindy, wktórejzaczęlisię całowaćzmłodzieńcząpa-
sją.Minutępóźniejprzycisnąłkciukdoczytnika,któryotworzyłdrzwijegoaparta-
mentu.Mimocałegopodnieceniazdążyłazauważyć,żejestonznaczniewiększyod
jejpokoju,noaleRyzardbyłtuwkońcudwudziestypiątyraz,aonapierwszy.Se-
kundępóźniejbyławjegoramionachicałowalisięterazwjeszczedzikszysposób
niżprzedchwilą.Jegodłoniebłądziłypojejcielewgóręiwdół,bypochwilisięza-
trzymać.

Cojest,ulicha?–zapytałzdyszanymgłosem.Niemogęznaleźćsuwaka.
Zaśmiałasięwduchu.Dlategowłaśniewybrałatenkombinezon–tylkoonawie-

działa, jak go zdjąć. Planowała, że będzie mu się dzięki temu skutecznie i długo
opierać.AleterazTerazmarzyłatylkootym,bysięznimkochać.Uśmiechła
siętajemniczoizaczęłaodpinaćguzikijegokoszuli,słyszącwuszachprzyspieszone
biciesercanawidokopalonejskórynaatletycznejpiersi.Wąskaliniawłosówprze-
cinałająnaśrodku.Zlewejstronydostrzegłatatuaż:zdaniewzwojuzapisanebłę-
kitnymtuszem.Próbowałajeodczytać,mimożebyłozapisanewnieznanymjejalfa-
becie,aprzynajmniejniektóreliterymiałyjakbydziwnekształty.Wydałojejsię,że
odczytujesłowoBregnowia.

Cotujestnapisane?–spytała.
Spiąłsię.Wielewysiłkuzdawałsięwłożyćwbolesnyszept.
Luiza,męczennicazaBregnowię.
JaknaszaStatuaWolności?
Potaknął,udającuśmiech.
Tak–wychrypiał.–JestunasczczonaPrzezwszystkich.
Chciała dopytać o więcej, ale widok odsłoniętego przed nią jego boskiego ciała

zniewalał ją całkowicie. Jej dłonie nie mogły przestać gładzić gładkiej, gocej od
żądzyskóry.

Jesteśidealny,Ryzardzie!Niewiedziałam,żemężczyznamożebyćtakpiękny.
Zdejmijubranie–ponaglił,ujmującjejpiersiprzezwarstwęspandeksu.
Powiódłjejdłońzeswojejtaliidopaskainiżej.Gdynatknęłasięnajegotwardy

członek,wewnętrznemięśniezacisnęłyjejsięwyczekuco.Przełknęłaślinęiużyła
drugiejręki,byrozpiąćmuspodnie.

Tiffany–jęknąłprzeciągle,gdyjejpalcedotknęłybezpośredniojegomęskości.
Niewiedziała,corobić,izdałasięwyłącznienainstynkt.ZaczęłapieścićRyzarda

palcami,zjegowestchnieńwnioskując,jakidotyksprawiamunajwiększąrozkosz.
Gdyprzycisnęłaustadojedwabistejskóryjegoczłonka,położyłrękęnajejgłowie.
Drugapieściłatrzęcymisiępalcamijejodsłoniętypoliczek.Gdyobłagowarga-
mi,usłyszałajakRyzardmamroczecośnapółprzytomniewniezrozumiałymdlaniej
zyku.

Z największym trudem udało mu się drżącymi rękami wciągnąć spodnie. Musiał

background image

sięoprzećościanę.To,cowłaśniezrobiłaznimTiffany,powaliłogonakolana.Mu-
siałprzyznać,żejaknakogośzupełnieniedoświadczonegowtychsprawachdziew-
czyna miała nieprawdopodobną intuicję co do tego, jak sprawić mężczyźnie naj-
większąrozkosz.

Zamek w drzwiach kliknął i Ryzard odwrócił głowę. Tiffany wyszła z łazienki

wmasceiubraniu,alenajejodsłoniętympoliczkuwykwitłrumieniecsamozadowo-
lenia, a dodatkowo otaczała ją aura cudownego podniecenia. Jej sutki pod ściśle
przylegacymdociałakombinezonembyłynapięteniczymkońceołówka,asposób,
wjakisięporuszała,kołyszącbiodrami,zdawałsięzachęcaćdodalszejgry.Przed
chwilązaspokojonyRyzardpoczuł,żepodniedopiętympaskiemponowniewracado
życia.Zapragnąłjąrozebraćiułożyćpodsobą.

Zjemciężywcem–ostrzegł.
Potrząsnęłagłową.
Muszęiść.
Niemamowy!–niemalkrzyknął.Zamierzałjązwiązać,jeślibędziemusiał.
Nie,naprawdę–nalegała.
Cosięstało?–Spojrzałnałazienkę,zastanawiającsię,cosięzmieniłowciągu

tychparusekund.

Nic.JapoprostuByłobardzomiło,alechcętotakzostawić.Jakomiłewspo-

mnieniedlanasobojga.

Zgaśmyświatło,proszę.
Ryzard,proszę.–Wjejoczachzalśniłyłzy.–Tylkotyle,dobrze?
Przesunąłdłoniąpotwarzy,niewiedząc,gdziepopełniłbłąd.
Niezmuszęcię,żebyśsięzemnąkochała–powiedziałznaczniemniejpewnym

siebiegłosem.–Aleniesądzę,żebyśmusiałaterazdokądśiść.

Wiem,żeniemuszę,alechcę.Jeszczerazdziękuję.
Omiłagoszerokimłukiemiwyślizgnęłasięprzezuchylonedrzwi.

Tiffanywciążdrżała,gdypołożyłasięnaswoimłóżku.Byłanasiebiezła,ajedno-

cześnie czuła ulgę. Może powinna była z nim zostać? Może to była jej szansa, by
poradzićsobiezbliznaminatyle,bynieblokowaćsięwprzyszłościnainnegomęż-
czyznę?Aleprzecieżniechciałanikogoinnego,aniemiałaodwagi,bysięobnażyć
przedRyzardem

Nagle zabrzmiał stłumiony odgłos dzwonka. Uniosła głowę i zauważyła światło

migacenatelefonieprzyłóżku.Odebrała.

Tak?
Toja.Gdziejesteś?
Jegogłospoczułaażgdzieśwlęwiach.
Wpokoju–odpowiedziała.
Włóżku?
Tak,śpię–skłamała.
Kłamczucha.
Przewróciłaoczami.Skądonmożewiedzieć?
Comasznasobie?–spytał.
Flanelowąkoszulęiszlafmycę.

background image

Cóż,zdejmujje,draga.Zamierzamciopowiedzieć,costraciłaś,uciekającstąd.
Zmusiszmniedoseksuprzeztelefon?
Możeszsięrozłączyć,kiedychcesz.
Mogęjużteraz?
Nonie,niebądźażtakokrutna.Tiffany
Tak?
Chciałemcipowiedzieć,że
Że?
Żejesteśnajwspanialsząkochanką!
Ach,więcmiałeśjejużwszystkie?
Nie,aleintuicjamimówi,żelepszejniema.
Uśmiechła się. Lubiła te jego komplementy, nawet jeśli nie było w nich wiele

prawdyczysensu.Poczym,zupełniedlasiebieniespodziewanie,zaproponowała:

Możemysięspotkaćnaśniadaniu.Chcesz?
Przezchwilęzaległacisza.Tegosięnajwyraźniejniespodziewał.
Gdzie?–zapytał.
Przypuszczam,żenadolejestbufetalborestauracja.
Ach,miałemnamyśli:umnieczyuciebie.Alerozumiem,dobrze.Tak,mająpo-

kójśniadaniowy.Dziewiąta?

Okej.
Tylkosięnierozmyśl!
Tyteż.Pa!
Pa,draga!Nadole,odziewiątej.
Rozłączyłasięiobciłanaplecy,patrzącwciemnysufit.Coonawyprawiała?Po

comiałabysięznimspotykaćnaśniadaniutegoostatniegoporanka?Nigdysięjuż
przecieżpotemniezobaczą.Alenasamąmyślotym,żezobaczygorazjeszcze,po-
czuła radość i podniecenie. Przypomniała sobie Ryzarda, jak stoi oparty o ścia
zrozpiętymispodniami,wodzącydookołanieprzytomnymzrozkoszywzrokiem.

Czemuuniegoniezostałam?

Gdypojawiłasięwjadalni,Ryzardstałprzywejściuirozmawiałzinnąkobietą.

Tobyłbolesnyciosiniemalzmusiłjądoucieczki,aleuniosłasokoląmaskęiwycią-
gnęładoniegonapowitanierękę.Musiałaprzyznać,żewyglądałboskowprostych
czarnychspodniachibiałejkoszulirozpiętejprzyszyi.Wtejsamejchwilipoczuła
ukłucieniepewności.Kobietagestykulucaprzednimzpasjąmiałanasobielek
narzutkęnabikini,któreledwozakrywałoidealnąfigurę.Jejmaskabyładośćpro-
staibezpretensjonalna.

Proszę,kontynuuj–zwróciłsięRyzarddodrugiejkobiety,którazamilkłanawi-

dokTiffany.

Ja–Widaćbyło,żemakłopotzzebraniemmyśli.Amożeniebyłapewna,czy

przynieznajomejmożeswobodnierozmawiać?–Zastanawiamsię,czynagłepogło-
ski o nielegalnych układach i koneksjach z grecką mafią są prawdziwe. Reputacja
Zeusajestważnadlanaswszystkich,agdybysięokazało,żejestzwyczajnymoszu-
stemNiejednemuznasmogłobytopoważniezaszkodzić.

Tiffany była zbyt skupiona na wpatrywaniu się w Ryzarda, by zwrócić od razu

background image

uwagęnasensjejsłów.

KimjestZeus?–spytałaodruchowo.
Naszymgospodarzem.
No,towiem.Alepozatym?
Nikt nie wie – odpowiedziała kobieta, zbywając ją protekcjonalnym wzrusze-

niemramion.–Iwtymwłaśnieproblem.

Tiffanypożyłazabłagalnymspojrzeniem,jakiekobietarzuciłaRyzardowi.Naj-

wyraźniej próbowała odciągnąć go na bok z powodów niekoniecznie związanych
zkłopotamiklubu.

Niemożemykazaćmuodsłonićsięprzednami,gdysamiliczymynacałkowi

anonimowość–zauważyłRyzard.-Tobytrąciłohipokryzją.

Możeitak–zgodziłasiękobieta.–Alebyćmożemymamywięcejdostracenia.

Zresztą,samaniewiem

Spojrzała jeszcze raz błagalnie na samozwańczego prezydenta Bregnowii, po

czymwidzącgocałkowiciepochłoniętegooglądaniemnowoprzybyłej,dałazawy-
graną.Pożegnałasięjakimśledwiezrozumiałympółsłówkiemipochwilijużjejnie
było.

Tiffanyuniosłapytacobrwi,aleRyzardruchemgłowydałjejdozrozumienia,że

kobietaniebyłanikimdlaniegoważnym.

Dzieńdobry–powiedział,pochylającsię,byjąpocałować.
Nadźwiękjegogłosupoczuławzbieracąwcielenamiętność.
Umieramzgłodu,aty?
Jedzeniebyłoostatniąrzeczą,ojakiejmyślała,aleposzłazanimdojadalni.Usie-

dliprzystolikunieopodalbasenuwkształcielaguny.Podanoimkawęizłożyliza-
wienie.

Podrywaszkobietynawszystkichtychimprezach?Ktotobył?–zapytała,na-

dalniemającpewności,czymożemuufać.–Jakaśtwojabyła?

Dajspokój!Członkowieklubunieodsłaniająsięprzedinnymi.
Zmrużyłaoczy.
Gdybymspojrzałanazegarek,zobaczyłabymjejpseudonim?
Pewnietak.Chybażezablokowałasięnaciebie.Rozmawiałazemnątylkodla-

tego,żespotkaliśmysięwdrzwiachirozmawialiśmyjużwcześniej.

Oczym?
Topoufne.
Widujeszjąpozatymmiejscem?
Toteżpoufne.
Więcnicminiepowiesz?
Takdziałatenklub.Alemogęcipowiedziećtyle,żenigdyniemiałemzniąsto-

sunkówintymnych.

Poczuła, jak jakiś spięty mięsień na dnie jej brzucha się rozluźnia. Spokojnie, to

tylkohormony,próbowałasobiewmówić,niechcącsiępoddaćuczuciom,któremo-
głybyćsilniejszeniżzwykłepłciowepożądanie.

Zazdroszczęjejurody–przyznałacicho,zawstydzona,żejesttakpłytka.–By-

łamkiedyśtakaitodawałomipewnośćsiebie.Niezaprzeczaj,wiemcomówię:by-
ciefizycznieatrakcyjnymdajenieprawdopodobnąsiłę.Mojamatkawciążprzyciąga

background image

spojrzenia mężczyzn i używa tego codziennie. Swoją dro do dziś się zastana-
wiam, czy nie dlatego wybrała tatę, a nie starego Holbrooka. Nie żeby ten był
brzydki,aletatamiałniemalodmłodościwyglądrasowegopolityka,jakbybyłstwo-
rzony,byubiegaćsięoprezydenturę.Mamachciała,byjejdziecibyłynajładniejsze
wstanie.Idostałaodlosuto

Znowuodruchowoprzysuładłońdoswoichblizn.Ażmusiałchwycićjązarękę.
Skończjużztym!Mówiłemci,żejesteśpiękna.Dlaczegominiewierzysz?
Uśmiechłasię.
Tatajestdobrymojcem,cudownymmężemimiłymczłowiekiem,alemamnie-

kiedywrażenie,żekarierajestdlaniegonajważniejsza.Ażona,dzieci,cóż,sątylko
dodatkiem,choćbybardzocennym,dokariery.Nauczyłamsięjużztymżyć.

Ryzardzamyśliłsię.
Czytwójmążplanowałkarierępolityczną?
Otak–odpowiedziałabezwahania.–Dlategospodobałsiętacie.
Atobie?
Mnie?–Zamknęłaoczy,pogrążającsięwniełatwychwspomnieniach.–Byłtro-

chęszalony,nietypowyjaknachłopcazdobrejrodziny.

Achtak?
Miałotoswojezłestrony.Trochęzabardzolubiłalkohol.Ażdodnia,kiedypija-

nyusiadłzakółkiem.Noaletobyłjegoślub,ktobymuzabroniłtegodniapićszam-
pana?

Zaległacisza.Ryzardniewiedział,conatoodpowiedzieć.
Straszniemiprzykro
Myślałam–kontynuowałaTiffany.–Myślałam,żejakotyptrochępostrzelony

nie będzie mimo wszystko tak strasznie oddany karierze jak mój ojciec. Bo tego
chciałamswoimdzieciomoszczędzić.Aleczytakbybyło,niezdążyłamsięprzeko-
nać.

Chceszdaćswoimdzieciomdzieciństwo,któregosamaniemiałaś?
Podniosłananiegooczy.
Chciałam.
Przyjrzał jej się uważniej. Tak, Tiffany nie miała najwyraźniej doświadczenia

wukrywaniuswychuczuć.

Wciążmożeszmiećrodzinę–zapewniłspokojnym,stonowanymgłosem.–Dla-

czegoniepróbujeszjejzałożyć?

Rękąznowuchciaławskazaćnamaskę,aletymrazemsamazdołałasiępowstrzy-

mać.

Aty?–odbiłapiłeczkę.Dlaczegoniemaszżony,dzieci?Chybażeoczymśnie

wiem?

Ja?Jajestempoślubionymojemukrajowi.Ipracy.Wszystko,corobię,robiędla

moichludzi.

Nie wiedziała, co na to odpowiedzieć. Jego zapewnienia brzmiały trochę pate-

tycznieijaknajejgustsztucznie,alezdrugiejstronywiedziała,coonijegokraj
mielizasobą:wojnędomową,tysiącezabitych,zrujnowanemiasta.

Jakwszedłeśdopolityki?Toznaczypotejkarierzewnafcie,wRosji–spyta-

ła,gdykelnerrozstawiałprzednimijedzenie.

background image

Musiałemprzyjechaćnapogrzeb.
Pogrzeb?
Matki.Zostałazabita
OBoże!
Zresztąwprzypadkowejstrzelaninie,oiledasiętooczywiścieustalić.Napo-

grzebie zdałem sobie sprawę, jaka odpowiedzialność ciąży na rodzinie. A potem
zginąłmójojciec

Jezu!
Onjużwzaplanowanymzamachu.Powiedziałemsobiewtedy:Dość!Niemogę

siębawićwzbijaniefortuny,kiedymójkrajtoniewekrwi.

Notak–przytakłaTiffany.
Aleodtegoczasu–mówiłdalejRyzard–wszystkojestjakbyłatwiejsze.
Jakto?
Wiem,comamwżyciurobić.Mamstałyazymut:mójkraj.Bregnowia.
Znowu zabrzmiało patetycznie, ale tym razem Tiffany nie czuła już w jego sło-

wachaniodrobinyfałszu.

Przejdziemysiępogaleriisztuki?–zaproponował,naglezmieniająctemat.
Ajesttutaka?–Podniosłazdziwioneoczy.
Tak.Wśrodku,podziemią.Zdalaodsłońcaiwilgoci.
Naprawdę? A co tam mają? Sądząc po tutejszym przepychu, spodziewam się

LeonardadaVinci.

Gdyby był na sprzedaż, Zeus już by go zakupił. Póki co inwestuje, z tego co

wiemwsztukęwspółczesną.Tocałkiemniezłybiznes,zwłaszczateraz,kiedymamy
coraz więcej nowobogackich kolekcjonerów z Chin, Rosji czy nawet moich Bałka-
nów.

Chciałazapytać,czyionjestjednymznich,alewporęugryzłasięwjęzyk.Pomy-

ślała zresztą, że Ryzard nie trzymałby pewnie zakupionego cennego artefaktu
w prywatnej kolekcji, a oddał go do otwartego dla wszystkich muzeum w swoim
kraju.

Chwilę później chodzili już po galerii z komiksowymi obrazami, konkurucymi

zlandszaftamizestaregoświataisztukąafrolatynoskąwpostacicudacznychrzeźb
słoniczyżyraf.Zakochałasięwparasolcezbarwionegoszkła,główniezpowodujej
niedorzecznejbezużyteczności.

Iletokosztuje?–spytała,szukającceny.
Aukcjaoddziesięzaparęgodzin.
Wrócimy?
Jeślichcesz.
Chcę tego użyć jako ochrony przed słońcem – powiedziała, ważąc parasol

wręce.Ważyładobredziesięćkiloibyłazapewnenajbardziejniepraktycznąpara-
solkąnaziemi,aleTiffanyuznała,żemusijąmieć.

Masz piękny uśmiech – zauważył Ryzard, przyglądając się dziecięcej radości,

jakanawidokstaromodnejparasolkirozpromieniłatwarzTiffany.–Chciałbymzo-
baczyć,jakopalaszsiępodniąnago–dodałniskimtonem,któryzdawałsięwdzie-
raćpodjejskóręijąłaskotać.

Ajabymchciała

background image

Nie zdążyła dokończyć, bo poczuła na sobie jego dotyk, a po kolejnej sekundzie

jegojęzykatakucyjejusta.Próbowałasięrozejrzeć,czyniktichniewidzi,alenie
pozwoliłjejnato,apochwilizapomniałaabsolutnieowszystkimpozaogarniacym
ichszaleństwem.

Chcęcięmiećwłóżku–powiedziałchrapliwie,odnajdującpodmaskąjejnagie

uchoiwsuwającwnieczubekjęzyka.

Tego doznania jeszcze nie znała. Cała jej silna wola i resztki barier obronnych

wtymmomencieruły.Jedyne,cojąjeszczepowstrzymywało,tomyślorozebra-
niusięprzednimwświetlednia.Czyniepoczujeobrzydzenianawidokjejblizn?

Teżtegochcęprzyznałaszeptem.
Uniósł głowę. Jego zaborcze dłonie zamarły i stwardniały, zaciskając się na jej

palcach.

Tak?
Wstrzymałaoddechipotakłakrótko.

Krewszumiałajejwuszach,takżeledwosłyszała,copowiedziałdohostessy,gdy

wracalidoholu.

Wcześniejsze wymeldowanie? – powtórzyła, gdy poprowadził ją przez drzwi,

którehostessaotworzyłaskanemkciukaorazkartą.–Przecieżstądniewypuszcza-
ją.

Złotakartaczłonkowskamaswojeplusy–powiedziałsucho.–Alezpowrotem

jużnasniewpuszczą.

Amojerzeczy?–Zatrzymałasięnarampieprowadzącejdomariny,gdziekilka

przykuwacych wzrok luksusowych jachtów podskakiwało na wodzie jak zabawki
wwannie.

Naszebagażezostanądlanasspakowane.Wkońcuzacośimpłacimy,Tiffany.
Zamachał i powiedział coś po bregnowiańsku do młodego mężczyzny koło kata-

maranu.Łódźnazywałasię„Luiza”imiałapomarańczowyżagielowiniętywokółpo-
jedynczegomasztu.Byłataklśniącobiała,żeTiffanymusiałazmrużyćoczy.

Postoimynakotwicyjeszczeparęgodzin–powiedziałRyzardwodpowiedzina

pytanie członka załogi. – Chyba że będziemy się musieli przesunąć, żeby zrobić
miejscedlakogośwypływacegoPowiedzkapitanowi,żeprzypłyliśmyizawi-
mylunch,gdybędziemygotowi,alepókiconiechcemy,bynamprzeszkadzano.

Tiffanyzarumieniłasiępodmaską.Ryzardniekryłsięwcaleztym,cozamierzali

robić. Poprowadził ją przez salon o gładkich zaokrąglonych liniach, utrzymany
wuspokajacejokokolorystycekościsłoniowejizbielałejnasłońcuziemi.Panora-
miczneoknootwierałosięnadpokojemwypoczynkowymzbarem,wpuszczającdo
pomieszczenia odbicie turkusowej wody i błękitnego nieba. Mili krótką klat
schodową,któraprowadziładokabinynawigacyjnejipochwiliznaleźlisięwkaju-
ciegłównej.

Niesamowite–westchnęła,niemogącsiępowstrzymać.Widziaławżyciuwiele

ładnychwnętrz,alebyłaoszołomionawykwintną,azarazemfunkcjonalnąelegancją
pomieszczenia. Szuflady i komody w jasnym drewnie tekowym zajmowały miejsce
podoknami,któreodsłaniaływidokokąciestuosiemdziesięciustopi.Drzwiprowa-
dziłyzjednejstronynawewnętrznypokład,azdrugiejnadziób.Wjednymzaokrą-

background image

glonymkrańcupokojuznajdowałosięskrupulatnierozplanowanemiejscepracy,po
drugiej stronie stała zaokrąglona sofa, skierowana na płaski telewizor wiszący na
ścianienaprzeciwłóżka.

Samołóżkobyłoiściekrólewskichrozmiarów–smukłeipotężne,zlnianąpoście-

lą w migdałowym kolorze przeciętym w nogach śmiałym czekoladowym pasem.
Oderwałaodniegowzrok,gdyusłyszałaszeleszczącydźwiękizmieniłosięoświe-
tlenie to Ryzard opuszczał faluce zasłony, tak by słońce delikatnie przez nie
świeciło, zarazem zapewniając im prywatność. Jej żołądek podskoczył, a dłoń za-
częła odruchowo szukać oparcia, gdyż podłoga w tym samym czasie zafalowała.
Nieprzyzwyczajonadożycianałodziomalnieupadła.Wostatniejchwiliobłoją
mocneramięRyzarda.

Toco?Gotowa?–zapytałniecozawadiackimgłosem,wktórymdałosięjednak

wyczućnutęniepewności,jakbylękprzedodrzuceniem.Bylijużwprawdzienajego
terytorium,alemimowszystko

Delikatniezdjęłajegodłonieztaliiiodeszłaokrok.Maskawydawałasiępotrzeb-

ną ochroną, więc ją zostawiła, sięgając najpierw do guzików w marynarce. Zdjęła
ją, obnażając ramię upstrzone plamami czerwieni, różu i bieli – bliznami po prze-
szczepach.Niepatrzącnaniego,rozpięłaspodnieizdjęłaje.Jejlewanogawyglą-
dałarównieźlejakramię,aszczytprawejbyłpełenprostotów,zktórychpobra-
noskóręnaprzeszczepy.Brzuchnosiłtesameślady.Odrzuciłajedwabnytopistała
teraz o krok od niego, jedynie w wiśniowym staniku, majtkach i złotych gladiator-
kach.

Niewstydźsięswegociała,Tiffany.Niewstydźsiębólu.
Chciałausłyszeć,żejestładnamimoblizn,aleto,copowiedział,byłojeszczelep-

sze.Napełniłojąuczuciem,któregoniemogłaopisać.Wspięłasięnapalceiprzytu-
liładoniegomocno.

DłońRyzardaprzesułapojejnagichplecachwdół,gdziestringieksponowały

nagiepośladki.ZłapałzaniedłońmiiprzysunąłTiffanydosiebie.

Jesteśpodniecony!–westchnęłaoszołomiona.
Mamcięnagąkołołóżka.Jak,dodiabła,miałbymniebyćpodniecony?
Zaśmiała się, a potem pisnęła, gdy podniósł ją i delikatnie położył na materacu.

Drżącymiodżądzyrękamizacząłpospieszniezdejmowaćzjejstópbuty.

Niezniszczich.Lubięje–powiedziała,odrywającdłońodzapięciastanika,by

sięgnąćpopasekbuta.

Coto?–spytał,zaczepiającdwapalcenajejmajtkach.–Teżulubione?Bonie

mamjużcierpliwości.

Roześmiałasię.Alepochwili,gdynadniąsiępochylał,przytłaczającjąswojąsiłą,

zesztywniaławoczekiwaniunato,comiałonastąpić.Mimojegoporywczości,mimo
zaborczegospojrzenia,czułasięprzynimcałkowiciebezpiecznie:byłniecierpliwy,
alenieniezdyscyplinowany.Zdjąłjejstanikiprzyjrzałsiębliżejpiersiom.

Czytoboli?–spytał,śledzącpalcemlinięblizny,którajakpłomieńlizałabokjej

piersi.

Prawienicnieczuję.Zniszczonenerwy.Znasztouczucie,jakwracaszoddenty-

stypoznieczuleniu,idopierozaczynaschodzić?

Jasne. Dobrze wiedzieć. Skupię się zatem na miejscach, gdzie masz jeszcze

background image

czucie.–Ująłjejlewąpierśimusnąłkciukiemsutek.

Wzdrygnęłasię.Doznaniebyłosilniejsze,niżsięspodziewała.
Mamprzestać?–spytał.
Nie,nie.Toprzyjemne,tylkonaprawZarumieniłasię.Czułasiępoprostu

nieswojo,leżącwpełnymsłońcuzpięknymnagimmężczyznąuswegoboku.Nękały
jąsprzeczneemocje:bysięwniegowtulićlubbynatychmiastwszystkoprzerwać
idaćsobieczas.Alejakiczas?Przecieżwięcejsięchybaniezobaczą

Opuścił głowę, by polizać jej sutek. Pieścił w ten sposób na przemian to jed

pierś,todrugą,sprawiając,żewiłasięnieprzerwanie.Niewiedziała,czyzakończe-
nia nerwowe w piersiach rekompensowały niedobór tych obok, ale sposób, w jaki
jegojęzykbawiłsięniądelikatnie,sprawiał,żezaciskałauda.

Lewyjestbardziejwrażliwy–wydyszała,wplatającpalcewjegokrótkie,gęste

włosy i odpychając się od jego ramion, niepewna, czy chce, żeby przestał, czy też
żebyprzeszedłdoreszty.

Zauważyłem–odpowiedziałzsamozadowoleniem.Otworzyłustaipossałdeli-

katniejejlewysutek.

Ryzard–krzykłapochwili,uginająckolana,rozchylającudaipróbującchwy-

cićgomocniej.Zsunąłsięniżej,gryząclekkownętrzejejuda.

Wiesz,ileróżnychrzeczychcęztobązrobić?
Jękła.
Rób,cochcesz.Uwielbiamkażdytwójdotyk.
Przezchwilęnierobiłnic.Zastanawiałasię,czymożepowiedziałacośnietak,ale

w tym momencie poczuła, jak delikatnie rozsuwa jej nogi. A zaraz potem poczuła
jegowargi.Przyjemnośćbyłatakintensywna,żedooczunapłyłyjejłzy.Teraznie
miałajużwątpliwości,czegopragnie.

Wejdźwemnie!–wyszeptała.
Ryzardprześlizgnąłsięponiejwgóręjakkot,achwilępóźniejTiffanyusłyszała

dźwięk rozdzieranego opakowania prezerwatywy. Gdy wszedł w nią, powitała go
zduszonymokrzykiem,wbijającwpaznokciewjegoszerokieramiona.Wsuwałsię
wniądelikatnym,alezarazemzdecydowanymruchem.

Niemogęuwierzyć,żejestemjedynymmężczyzną,którywie,jakniesamowita

jesteś – powiedział gardłowo, podtrzymując ją za ramiona, gdy sam kołysał się na
boki,wchodzącwniącorazgłębiej.Tiffanymiaławrażenie,żejejciałoprzestałodo
niejnależeć.Drżałazpodniecenia,czułajednocześnieisiłę,isłabość,przywierając
doniego.

Ryzardpocałowałją,pragnącwięcejiwięcej.Jejcałej.Nazawsze.Aletointen-

sywne,głębokieposiadanieniemogłotrwaćwiecznie.Wkońcuodsunąłsięnatyle,
byekstazaprzepłyłaprzezniego.Tiffanysmakowałajakjakiśnieziemskinarko-
tyk.

Czując, że za chwilę dojdzie, myślał tylko o tym, jak wypełnić i ją tym samym

wszechogarniacym zachwytem. Odruchowo chciał poczekać, ale Tiffany wyszlo-
chałajegoimię,cospowodowało,żebezwzględunawszystkoprzyspieszyłtempo
ipochwilizadałjejdecyduce,ostatecznepchnięcie,naktóreodpowiedziałaspa-
zmatycznymszarpnięciemciałaigłośnymkrzykiem;obojguwydałosięwtejchwili,
żeutracilirównowagęilecągdzieśwotchłań,któramiałaimprzynieśćulgę.

background image

ROZDZIAŁSZÓSTY

Ryzardodłożyłpracę,którejnatendzieńmiałjużdosyć.Wszystkozresztąbyło

pod kontrolą. Od trzech godzin byli na morzu. Wyszedł na pokład, porozmawiał
chwilęzkapitanemiprzejąłodniegoster.Przykażdymsilniejszymszarpnięciuwia-
tru gratulował sobie decyzji kupna katamaranu i rezygnacji z łodzi jednokadłubo-
wej.Wkońcu,powiedziałdosiebie,wjegostarymszkunerzeniedałobysięztakim
komfortem uprawiać seksu, nawet stojąc w porcie. Przypomniał sobie, jak przed
czteremagodzinamiTiffanygodosiadła,łamiącymsięgłosemproszącowskazówki,
jak ma to robić. Przecież na tradycyjnej łodzi spadłaby przy byle przechyle z koi!
Atakmógłsięrozkoszowaćkołysaniemsięjejidealnychwkształciepiersiiustza-
żowionychodsetekpocałunkównadswojątwarzą.

Byłomutakdobrze,żepomyślał,żemógłbywtymmomencieumrzeć.Jakżesłod-

kąmiałbywtedyśmierć!

Alepotemmusiałwrócićdorzeczywistościizająćsiępilnymisprawamizwiązany-

mizBregnowią.Wstałcicho,byniezbudzićśpiącejnaszczęściekamiennymsnem
Tifanny,ubrałsięipodszedłdoprowizorycznegobiurkazlaptopem.Byłnadalbar-
dzo rozgrzany; otarł zatem twarz chusteczką i rozpiął kołnierzyk, by owiała go
wpadacadokajutyprzezpółprzymknięteoknoożywczabryza.Agdyitoniepo-
magało,wziąłwsąsiedniejkajuciezimnyprysznic,cotrochęgouspokoiło.

Podjąłwówczasniełatwądecyzjęcodonichobojga.Zastanawiałsięnadtymjesz-

czewklubie,aleterazwreszciepostanowił.Ajeślimiałwtejkwestiijakiekolwiek
wątpliwości, to rozwiało je wspomnienie jej pożądacych go oczu, kiedy mówiła:
Uwielbiamkażdytwójdotyk

Najwyraźniejzaistniałamiędzynimijakaśchemia.Postanowiłwięcprzedłużyćich

znajomość,afakt,żeTiffanyspałatwardymsnem,jedyniemuwtymdopomógł.Je-
dyneobiekcje,jakiemiał,związanebyłyzpamięciąoLuizie–zastanawiałsię,czy
robiącto,corobi,wjakiśsposóbjejniezdradza.Jej,którakochałagotakmocno,
że wybrała śmierć z własnej ręki, by mu nie zaszkodzić. Umarła, ale wciąż żyła
wjegosnach.Czyzatemwobecniejbyłotowporządku?Alepotempomyślał,żeje-
żeli jest tamten świat i Luiza go widzi z nieba, to pewnie mu wybaczy – przecież
chciałatylkojegodobra,ateraztymdobremjestdlaniegokobieta,którąniespo-
dziewanienaswojejdrodzespotkał.Niemiałchybapowodu,byczućsięjakzdraj-
ca.PrzecieżTiffanyitakniezajmiejejmiejsca,niestaniesięjegożoną.Tąmogła
byćtylkoLuizainiebędzieniąjużnikt.

Uspokojony tą myślą zapragnął zobaczyć Tiffany. Skinął na pierwszego oficera

imłodzieniecpoluzowałżagiel,byzłapaćwięcejwiatru.

Tiffanywydawałosię,żewypadłazłóżka.
Obudziła się z krzykiem i rozpostarła ramiona, którymi zaparła się o materac.

Nie,niespadła,alebujałasiętowtę,towdrugąstronę,aopanoramicznąszybęod

background image

stronydziobucorazuderzałybryzgiwody.Załojejchwilę,zanimzrozumiała,co
siędzieje.

Orany,mypłyniemy!
Pływałajużwcześniejnażaglówkach,miaławięcdoświadczeniewchodzeniupo

bujacej się łodzi, a na dodatek katamaran, wspieracy się na dwóch płozach,
przechylał się tylko trochę. Podeszła do szyby i zobaczyła przed sobą rozległe,
lśniącewsłońcumorze.

Ryzard,cosiędzieje?–spytałanagłos,aleonjejoczywiścieniesłyszał.
Rozejrzałasięzaubraniami.Wjakimślusterkuuchwyciłakątemokaswojeodbi-

cie i aż się wzdrygnęła. Włosy miała potargane, zmierzwione jak kołtun. Razem
zbliznamipoprzeszczepachnieprezentowałosiętonajlepiej,anadodatekbolałją
bokpiersi,októryotarłsięjegozarost–nieżebytegożałowała,aletakczyinaczej
niemogłasiępokazaćwtymstanienapokładzie.

Powiodławzrokiemdookołaiodnalazławejściedokabinyprysznicowej.Popięciu

minutachbyłajużczyściutka,uczesanai,dziękiznalezionemuwkabiniedezodoran-
towiozapachu,którymożnabyłouznaćzauniseks,pachca.Wtorbiezeswoimi
ubraniami – które najwyraźniej na łódź w porcie dostarczyła obsługa klubu; choć
kiedynibyzdążylitozrobić?–znalazłaspodnieitopbezrękawów;takubranapo-
szłaszukaćswojegokochanka.I,coważne,zdecydowałasięniezakładaćmaski–
niebędziesięjużukrywaćzeswoimbólempokątach;samjądotegozachęcał.Bę-
dzie jej trochę głupio przy pierwszym kontakcie z załogą, ale trudno, muszą się
przyzwyczaić.Zresztą,tenrejstochybajakiśkróciutki,parogodzinnywypad?Tyl-
kodlaczegojejoniczymniepowiedział?Możechciał,żebytobyłaniespodzianka?

Znalazłagoodpoczywacegowcieniunarufie,opartegoowodoodpornepodusz-

kiwbudowanejwkadłubsofy,jakczytałcośztabletu,sączącdrinkazsokiempomi-
dorowym. Dwa metry dalej, przy sterze, stał młodzieniec, z którym parę godzin
wcześniejRyzardrozmawiałwporcie.

Cosięstało?–spytała.
Pomyślałem,żeparęgwałtownychzwrotówpowinnocięwyrzucićzłóżka.
No,tocisięudało–przyznała.–Płyniemy?
Jakwidać.
Amogęspytaćdokąd?
NaKubę.
NaKubę?
Tak,wzywająmnietaminteresy.Niemogłemtegoodkładać.
Inieprzyszłocidogłowymnieobudzićiotympoinformować?
Taksłodkospałaś–uśmiechnąłsię,patrzącnaniąnieconiepewnymwzrokiem.
Czyimmunitetprezydenckichroniodzbrodniporwania?
Zaśmiałsię.
–Widzę,żehumorcięnieopuszcza,zatemnieprzeżywasztegoporwaniajakoś

bardzotraumatycznie.

Janie,alemójbrat,któryczekanamnieterazpewnienalotnisku,owszem.
Wyobraziła sobie brata zamartwiacego się, co się z nią stało. I, co gorsza,

dzwoniącegodoojcaznowinąojejzniknięciu.Czyjegosercetozniesie?

TymczasemRyzardwydawałsięwogólenieprzejmowaćsytuacją.

background image

Niesądzę,bytwójbratszczególniesięzamartwiał–powiedziałzdziwnąpew-

nościąsiebie.

Osłupiała.Przyłożyładłońdoczoła,bysprawdzić,czyniemagorączki.Przezmo-

mentwydałojejsię,żetowszystkojestjakąśhalucynacją.

Moipracownicy–wyjaśniałRyzardrozmawializnim,gdyzabieralitwojerze-

czyzklubu.

Twojaobsługazabierałamojerzeczy?
Tak.Jakwyjaśnili,żepłynieszzemnąwkilkudniowyrejs,twójbratpoczątkowo

się zaniepokoił, a nawet, powiedziałbym, zdenerwował, ale po zastanowieniu się
stwierdził,żejesteśdorosłąkobietąirobisz,cochcesz.

Achtak?
NajwyraźniejzależymubardzonadobrychrelacjachwaszejrodzinyzBregno-

wią.–Ryzarduśmiechałsięoduchadoucha.

Nonie,tegobyłojużzawiele.WkurzonapoważnieTiffanysykła:
Więcniedość,żepokrzyżowałeśmojeplany,towświatposzłajeszczewieść,że

mnieuwiodłeś?

Podniósłnaniąautentyczniezdumioneoczy.
Czyżbyś się wstydziła faktu, że jesteś gościem na moim jachcie? Uspokój się,

wszystkobędziedobrze,zobaczysz.Atwojarodzinateżznasięchybanadyskrecji?
Niejesttak,żejutrobędąonasmówićwtelewizji.

Ryzard – powiedziała, próbując zachować spokój. – Zabierając mnie z klubu,

powiedziałeś,żezostajemywmarinie.

Naparęgodzin.Takbyło.Alezaspałaś.
Powinieneśbyłmnieobudzić!Iniepróbowaćzamnierozmawiaćzmoimbra-

tem.Jakieonmazresztąprawo,byomniedecydować?Totylkomojasprawa!

–Więcsiętymnieprzejmuj.
Jakto?
Totylkotwojasprawa.Itwojadecyzja.
Mojadecyzja?!
Tak.
Nibyjak?
Powiedziałomitotwojeciało,kiedysiękochaliśmywkajucie.
Odruchowospojrzałanamłodzieńcazasterem,aletenmiałminę,jakbywszyst-

kim,cogowtymmomenciezaprzątało,byłaliniahoryzontuprzeddziobem.

Spróbowała za wszelką cenę się uspokoić. Zauważyła, że na wspomnienie o ich

kochaniusięwkajucie,wdodatkuprzyświadku,poczerwieniałanapoliczkachjak
burak.Jakiejśczęścijejspodobałosiętotakbezceremonialnewyznanie.Anasłowa
„kochaliśmysię”cośukłułojąwdołku.

Czymogęsięskontaktowaćzmoimbratem?–spytała.
Jeślitwojakomórkaniedziała,poprośkapitanaopołączeniezlądem.Jestwka-

jucie nawigacyjnej. – Pokazał ręką na otwarte drzwi, za którymi faktycznie widać
byłomężczyznęzesłuchawkaminauszach,studiucegomapę.–Aleradziłbymnaj-
pierwsprawdzićkomórkę.Płyniemypókicowmiarębliskoląduimożebyćjeszcze
zasięg,zachwilęjednakodbijamywkierunkuKuby.

background image

Zasięgfaktyczniebył.Stojącnadtorbązeswoimirzeczami,wybrałanumerbra-

ta. Chris odebrał natychmiast. Wiedział, co się dzieje, niemniej zaniepokojony był
nienażarty.

Tiff,coty,dodiabła,wyprawiasz?–zapytałnapowitanie.
Postanowiłabyćtwarda.Potymwszystkim,coprzeszła,ostatniąrzeczą,ojakiej

marzyła,byłopłaszczeniesięprzedrodziną.

Jaktoco?Robięto,ocomniezojcemprosiliście.Zadzierzgujędobrestosunki

zBregnowią.

AleDlaczegowtensposób?
Nonie,tegojużbyłozawiele!
Co?Tymniebędzieszuczyłmoralności?–rzuciła.–Ty,którycodrugiwyjazd

służbowykończyszwłóżkujakiejśpartnerkibiznesowej?

Tiff
Nowięcprzyjmijdowiadomości,żerazzdarzyłosiętorównieżmnie.Puściłam

sięzsamozwańczymprezydentemBregnowii.

Niemogęuwierzyć
Wco?Wto,żemogęsięjeszczepodobaćjakiemuśmężczyźnie?Wyobraźso-

bie,żenajwyraźniejtaksięstało.RyzardVrbancicniedostałwymiotównawidok
moichblizn.

Tiff?
Co?
Zamądrajesteśnato.Toniewtwoimstylu.
Niewmoimstylu?Więcbyćmożepostanowiłamprzejąćtwójstyl.Terazbędę

jeździć po konferencjach biznesowych i przelatywać tabuny gości. Dlaczego tobie
tomauchodzićnasucho,amnienie?

Nastąpiłakrótkacisza.Chrisnajwyraźniejzbierałmyśli.
Tiff,nietochciałempowiedzieć–rzuciłwreszcie.
Aco?
Żejesteśzamądra,bymiećnadzieję,żecośpoważnegoztegowyjdzie.
Zaniewiła.Poczułasięwjakiśsposóbzraniona,aleteżNiemogłaodwić

bratupewnejracji:przecieżpatrzączbokunato,corobiłaaktualniezRyzardem,
musiałotowyglądaćnaczysteszaleństwo.Patrzączresztąnietylkozboku,aleiod
środka.Poczuła,jakdooczunapływająjejłzy.

Dzięki,Chris–zaszlochała.–Dzięki,żepowiedziałeś,żeniemaszans,bymmu

sięspodobała.Wiem,jestempotworemizakałąrodziny.

Niepowiedziałemtego!–próbowałprotestować.
Ale widzę to wypisane w twoich oczach, taty zresztą też. Nie wierzycie we

mnieanitrochę,awysłaliściemnietu,żebymmogłazrobićto,czegoniepotrafiłby
żadenzwas:uwieśćprezydentaBregnowii.Nowięcmacie,cochcieliście,meldu
wykonaniezadania.

Zaległomilczenie,którecochwilaprzerywałjedyniekobiecyszloch.
Słuchajpowiedziałpochwili.
Tak?
Maszoczywiścieprawodoprywatnegożycia
Cotypowiesz!

background image

Iwieszdobrze,żeniktcitegoniezabroni.Aleczysądzisz,żeztegomoże

byćcośpoważnego?

WsensiekontraktudlaDavis&Holbrook?
Niewygłupiajsię.Wsensie,żecoświęcejniżparodniowaprzygoda?
Pytasz, jakbyś za każdym razem poślubiał te, które w podobnych okoliczno-

ściachbzykałeś.

Pytamjakotwójbrat,którysięociebieniepokoi.
Zamyśliłasię.
Niewiem,Chris–odpowiedziałajużznaczniespokojniej.–Niechcęotymwtej

chwilimyśleć.Powiedzrodzicom,żeAzreszPowiedzim,cochcesz.

Zastanawiałasię,jakzakończyćtęrozmowę,alewtymmomencieurwałsięsy-

gnał,anaekraniekomórkipojawiłasięinformacjaobrakuzasięgu.

Klikała jeszcze kilka razy w ikonkę połączenia, ale za każdym razem dostawała

tensamkomunikat.Najwyraźniejbylijużnapełnymmorzu.

Naglepodniosłagłowęznadkomórki,bopoczułanasobieczyjśwzrok.Irzeczy-

wiście, przy wejściu do kajuty stał Ryzard. Musiał wejść w trakcie ich rozmowy,
a podekscytowana emocjami Tiffany nie zauważyła jego obecności. Więc on to
wszystkosłyszał?Onie

Szpiegujeszmnie?–zapytałaoskarżycielsko.
Nie – odparł. – Usłyszałem, że płaczesz, i pomyślałem, że coś się stało. A po-

temgłupiomibyłowyjść,bozdałemsobiesprawę,żemnieniewidzisz.

Czylibyłeśtuprzezcałąrozmowę?Słyszałeśtowszystko.
Odkąd zaczęłaś płakać. Przepraszam, jakoś tak zareagowałem Bardzo mi

przykro,żetegonierozumieją.

Czegoniby?
Żemaszprawodoswojegożyciaiswoichwyborów.
Przygryzławargę.TocomówiładoChrisa,niebyłoprzeznaczonedlauszuRyzar-

da.Nibyniebyłotamniczego,czegosambysięniedomyślał,alemimowszystko.

Nieważne–powiedziałazniecoudawanąbeztroską.Wzniecilibyalarmbez

względunato,zkimsięprzespałam.

Ażtakciękontrolują?
Onibytegotaknienazwali,alemająbzikanapunkciehonorurodziny,firmy,no

ifotelasenatorskiegoojca.Nienawidzętegowszystkiego!

Uważajzezbytpochopnąocenąswoichrodziców–ostrzegłRyzard.Tojedy-

ni,jakichmasz.Kiedyichjużniebędzie,możesztegobardzożałować.

Tytomówisz?–Spojrzałananiegozezdziwieniem.
Ja.
Czyżbyśkiedykolwieknienawidziłswoichrodziców?Niewyglądałonatoztwo-

ichopowieści.

Byłemnanichzły,żemnieodesłalidoAustrii.Trzymalizdalaoddomu.Czułem

sięodrzucony.Oczywiściedziświem,żezrobilitodlamojegobezpieczeństwa,ale
wtedy,jakodziecko,nierozumiałemtego.Zatem,jeślimogęradzić,postarajsiędo-
strzecdobrestronywichintencjach.

Zastanowiłasię.
Dobrestrony,mówisz?

background image

Kiwnąłpotakucogłową.
No,jednabysięznalazła.
Jaka?
Anotaka,żejeślidobrzepodsłuchałeśrozmowę,towieszjuż,żeraczejniewy-

słalimnietu,żebymcięcynicznieuwiodła,bypozyskaćkontraktydlafirmy.

Bowtedynawieśćonaszejwspólnejpodróżymorskiejjedyniebyprzyklasnęli?
Bingo.
Wtymmomenciejejtelefon,któryrzuciławcześniejnałóżko,zawibrował.Spoj-

rzałapytaconaRyzarda.

Tucochwilęzasięgznikaiznówsiępojawia.Mnóstwowysp–tłumaczył.
Skorotak–powiedziała,patrzącnawyświetlacz–tooddzwoniędoniegopóź-

niej.Terazniemamochotynarozmowyznikim.

Nikim?–Podniósłbrwiwyraźniezawiedziony.–Nikimnaświecie?
Uśmiechłasię.
Nojedenfacetmożebysięznalazł
Niemożliwe!Któżtaki?
Niemogępodaćjegonazwiska,botopoufne.Alepowiemtylko,żepłynieaktu-

alnienaKubęiświetniecałuje.

Ryzard przeglądał mejle na tablecie, czekając, aż Tiffany zakończy rozmowę.

Mielizaskakucoproduktywnyporanek,pomimoleniuchowaniawłóżkudodziesią-
tej.

Przepraszam,żetyletotrwało–powiedziała,odkładająctelefon.–Sprawyza-

wodowe.Drobiazgi,któremusząbyćzałatwione.NiemogętegozostawićChrisowi,
bozrobitogorzej.Jakprawiekażdyfacet.

Nie przepraszaj odpowiedział. Oboje musimy pracować. Ja też wcześniej

kazałemcinasiebieczekać.Noapozatymporwałemcięprzecieżimuszęteraz
ponosićtegokonsekwencje.

Uśmiechła się. Co jak co, ale poczucie humoru Ryzarda uwielbiała. Usłyszała

krzątaninęnapokładzieiprzezpanoramicznąszybęspojrzałanaczłonkaekipywy-
ciągacego ze schowków w podłodze butle tlenowe. Po chwili byli już tam oboje,
przymierzającsprzętdonurkowania.Tiffanynigdywcześniejnienurkowała,aleRy-
zardzapewnił,żeznimbędziebezpieczna.Kiedybylijużniemalwwodzie,zkajuty
przezpółotwarteoknodobiegłdzwonekjejtelefonu.

Cholera, to na pewno mój brat. Odbiorę, będę spokojniejsza, dobrze? A nuż

skontaktowałsięznimktośzfirmypomoimtelefonie

Odbierz,odbierz.Inaczejbędzieszwkółkomyśleć,czegochciał.
Pobiegładokajuty,odebrałarozmowęwideoiwyszłaponownienaosłoneczniony

pokład.

Cześć,Chris–powiedziała,podnoszącnarzutkęiowijającniąramiona.
Jesteś naga? – przeraził się jej brat. – Jest środek dnia. Myślałem, że to bez-

piecznaporanatelefon.

Przepraszam,kochanie– powiedziałaTiffany,kierującgłos doRyzarda.– Mój

brat zadzwonił spytać, czy słońce zaszło za horyzontem. Mógłbyś unieść kołdrę
isprawdzić?

background image

Christianzacharczałzezłości,Ryzarduśmiechnąłsię,ajegozałogant,którypo-

magał przy zamocowaniu butli, z trudem ukrył śmiech w kołnierzyku koszuli. Ry-
zardodetchnął,żeTiffanynietylkojemusięodgryza.

dziemypływać,idioto–powiedziaładobrata.–Nurkować.Jestemwkostiu-

miekąpielowym.Atuwidzisz?Sąbutleztlenem.

Przesułatelefontak,bykameraujęłabutleijejgołenogi.
Nodobra,niewtrącamsię–mówiłChris.–Życzęmiłegonurkowania.Dzwonię

winnejsprawie,tej,októrejmówiliśmywczoraj,jakdomnieoddzwoniłaś.

Wczoraj?–Tiffanypróbowałasobieprzypomnieć,oczymwczorajrozmawiała

zbratem.Przypierwszejrozmowieomalsięniepokłócili,apodczasdrugiejZa-
raz

Rozmawiałemzojcem.
A,notak,przypomniałasobie.
JestwciążwWaszyngtonie?
Tak. I wygląda na to, że jeszcze tam przez jakiś czas zostanie. Gocy czas

wpolityce.Noipowolizbliżająsięprawybory.

Ryzard,mimowolniesłuchająctejrozmowy,przypomniałsobie,żenazwiskoDavi-

sa wymieniano jako jedną z potencjalnych kandydatur demokratów w wyborach
prezydenckich. Największe szanse na nominację miał wprawdzie kto inny, ale kto
wie,coprzyniosąnajbliższemiesiące.

Noi?–ponagliłabrataTiffany.
Tatanienatknąłsięjeszczenanicprzydatnego,alepowiedział,żepopyta.Po-

wiedział,żegwarancjidaćoczywiścieniemoże,alejegozdaniemsprawyidąwdo-
brymkierunku.

Zadowolony?–spytałaRyzarda,gdytylkorozłączyłasięzbratem.
–Jaknajbardziej.Podziękujmu,proszę,przynajbliższejokazji,aprzedewszyst-

kimojcu.Jeślibędęmógł,zrobiętooczywiścieosobiście.Itobezwzględunawynik
jegostarań.Ważne,żepróbowałpomóc.

Jednakufamibardziej,niżczasemmyślę–powiedziałaniecozamyślona.
Przyokazji–zauważyłRyzard–dopieroterazsobieuświadomiłem,żezaile?

Chybaniecałyrok?MożeszbyćpierwszącórkąStanówZjednoczonych.

Na to praktycznie nie ma szans. Ale fakt, że znalazł się wśród potencjalnych

kandydatów,bardzomniepociesza.Takczyinaczej,przygotowanajestemnato,że
wczasiekampaniibędęsamotnieprowadzićfirmę.Toznaczy,zChrisem

Wtymmomencie,porazpierwszywciąguichznajomości,Ryzarduświadomiłso-

bie,żeewentualnyślubzTiffanymógłbybyćkorzystnydlajegokraju.Córkaznane-
go amerykańskiego polityka, a jak dobrze pójdzie, nawet prezydenta. Ale nie jest
przecież aż tak cyniczny, nawet kiedy działa na rzecz Bregnowii. No i czy Luiza
udzieliłabyzgodynatakiślub?

Patrzył,jakTiffanynieporadniezakładasobiemaskędonurkowanianatwarz.Po-

mógłjejprzyzapięciach.

Bojęsię,żemiodbijetamnadole–powiedziałanosowo,bomaskazakrywała

górnączęśćjejtwarzy.Woczachzaszkłempojawiłsięniepokój.

background image

Jesteśtwardąbabą–odpowiedział.–Daszradę.
Niewiesztego.–Położyłasobiedłońnapiersi.–Mojesercewalijakoszalałe.
Ważne,żepróbujesz,mimostrachu.Aktopróbuje,tensobieporadzi–zapew-

nił.

Zastanowił się, dlaczego właściwie z nią nurkuje. Większą przyjemność miałby

z nurkowania z kimś bardziej doświadczonym ze swojej załogi; na Tiffany będzie
musiałnieustanniemiećokoiniebędziemógłpodokazywaćpodwodą,takjaklubił.
Alewolałpoświęcićtęprzyjemnośćnarzeczbyciaznią.

Toniebyłodoniegopodobne.Wcześniejnigdyniebywałodkogośzależny,przy-

najmniejodczasówLuizy.JednakperwersyjnamyślopoślubieniuTiffanywybuchła
wjegogłowieiniedawałasięłatwousunąć–widziałwtymprzedewszystkimdo-
brokraju,aleiwizjasiebieśpiącegodokońcażyciaubokuukochanejżonyniebyła
muniemiła.

Wyglądaszjakżaba–powiedziała,gdyszykowalisiędoskoku.
Więcmniepocałuj,córeczkotatusia.Zobaczymy,wcosięzmienię.
Zrobiłato,szybkoizalotnie,potemukryłauśmiechwaparacieipołożyłasię,tak

jakjejkazałRyzard,plecaminawodzie.Onzrobiłtosamo.

background image

ROZDZIAŁSIÓDMY

Tobyłofantastyczne!–powiedziałazasapanaTiffany,wciążbeztchu,potym,

jakwpłylidowrakuhiszpańskiegogaleonupokrytegokoralowcemipąklami,za-
siedlonego kolorowymi rybami wpływacymi i wypływacymi z bulajów. Ryzard
podałbutlęzałogantowiidźwignąłsię,byusiąśćnaplatformienarufiestatku.

Dogóry?–zaproponował,wyciągającdłoń.
Wciążdochodzędosiebie.Dajmichwilę–powiedziałazdyszana.
Dopieroterazzwróciłauwagę,żeRyzardmanasobieobcisłe,czarnekąpielowe

majtki;Amerykaniezichobszernymiszortamiwydalijejsięnarazstrasznieprude-
ryjni.Słyszała,żeludzieokreślaliteobcisłestrojejakobananowyhamakczyprze-
mytpapużek,alenaatletyczniezbudowanymmężczyźniewyglądałydiabelskosek-
sownie. Pod jej brodą pojawił się palec, unosząc twarz, by złączyć ich spojrzenia.
Jegostopazakradłasiępodwodąiznalazłamiędzyjejkolanami.

Co?–zapytaławyzywaco,kładącdłonienajegodrgacychmięśniach.
Zostaniemywwodzietrochędłużej?–zapytałsugestywnie.
Zerkławdółiujrzała,żeczarnymateriałmajtekwypełniłsięniemaldogranic.
Nigdy nie pozwól nikomu powiedzieć, że nie jesteś piękna, draga. Gdy się

uśmiechasz,rozświetlaszcałypokój,agdyjesteśpodniecona,niemogęwprostode-
rwaćodciebiewzroku.

Woda powinna zaroić się bąbelkami i parować wokół niej, tak się zarumieniła

irozgrzałazradości.

PojedzieszzemnądoBregnowii?
Czyonmówiserio?
Podciągnęła się, wyprostowała ramiona i pozwoliła piersiom przylgnąć do jego

klatki,łączącsięznimwgocym,namiętnympocałunku.

Tak–odpowiedziała,zanimzdążyłasięzastanowić.
Jednazjegodłoniujęłatyłjejgłowy,adrugaowiłasięwokółtalii,unierucha-

miając ją w tej pozycji. Ich pocałunek był długi i głęboki. Westchnął sfrustrowany
iodchyliłsię.

Niemamprzysobieprezerwatywy–wymamrotał.
Co?Wtymkostiumiejestprzecieżdlaniejmnóstwomiejsca.
Ależskąd,żadnego!Idziemydokajuty.
Zaśmiałasięipozwoliławyciągnąćsięzwodyiposadzićnajegokolanach.
Przynajmniejwiemy,wcosięzmieniłeśtamnadole.
Uniósłpytacobrwi.
Wnapalonąropuchę–wyszeptała,całującgoprzytymwucho.
Uszczypnąłją,ponaglającdowejściadośrodka.

Krajobrazzlotniskaprzedstawiałkrajwodbudowie.Gdyjejbratmówił,żeBre-

gnowii przyda się ekspertyza ich firmy, nie żartował. Przejechali po połowicznie

background image

zbombardowanym asfalcie, mili spaloną winnicę i zawrócili koło zniszczonego
mostu,któryprzecinałkanion,leżączygzakiemnadnierzeki.Przejechalinastępnie
jeepem po prowizorycznym moście, a potem ostrymi zakrętami skierowali się
wgórękumiastu,którewyglądało,jakbydzieckopowywracałownimwielkiekloc-
ki.

Ale co to było za miasto! Stolica Bregnowii, Gizela, była jak wyta ze średnio-

wiecznejbaśni.Jejnajstarszaczęśćleżałanadrzeką,którąpotemzatamowano,by
czerpaćelektryczność,azarazemnawadniaćpola;wcześniejrzekatabyłałączni-
kiem handlowym z Morzem Czarnym. Poza nadrzeczną dzielnicą, która z widoku
bardziej przypominała wioskę, stały osiedla domów komunalnych, a obok nich no-
woczesnecentrahandlowe,alenicnieumknęłoprzedniedawnąwojną.Tuodfasa-
dyodstawałorumowiskocegieł,tamznówkolczasteogrodzenieodgradzałodostęp
dzieci do wacego się budynku. Zafascynowana kontrastem piękna i zniszczenia,
Tiffanyniemalsięnieodzywała,dokiniewjechaliprzezbramę,któramiałatrzy
metrywysokościidziesięćszerokości.Jejornamentowanekuteżelazozezłotymfi-
ligranemwydawałosięnoweiimponuce.

Totwójdom?WyglądajakpałacBuckingham.
Tojestpałac–potwierdziłspokojnieRyzard.–Zbudowanyjakodaczadlarosyj-

skiegoksięciazaczasówcaratu.Komuniścigooszczędzili,bopodobałsięgenerało-
wiKGB,alebyłostatnimpunktemobronymojegopoprzednika.Wciążnaprawiamy
gopoobżeniu.Będziemój,jakdługobędęprezydentem,alepłacęzajegoremont,
botomojedziedzictwo.

Pomimodziurpokulachistosiekamieni,którekiedyśmogłybyćpowozownią,pa-

łac sprawiał tak imponuce wrażenie, że Biały Dom wyglądał przy nim jak zanie-
dbanywiejskidomek.Odfrontu,naszerokimkobiercuzkwiatówwyrastałarzeźba
zbrązukobiety,którajednąrękętrzymałanapiersi,adrugąwyciągaławbłagal-
nymgeście.Kiedyprzejeżdżalioboklimuzyną,Tiffanyodczytałanapisnatablicypo-
stumentu: „Luiza”. Serce podskoczyło jej do gardła, pulsując jak szalone. Luiza
Ryzardpowiedział,żebyłamęczennicąjegokraju,symbolemtakświętymdlanich
jak dla Amerykanów Statua Wolności. Tyle że rzeźba ta nie przedstawiała żadnej
abstrakcyjnejidei,aprawdziwąkobietęzkrwiikości.

KtórejimięmiałwytatuowanenapiersiRyzard.
PowyjściuzsamochoduiwejściudośrodkapałacuTiffanynatknęłasięwprze-

stronnym pokoju kredensowym na portret olejny tej samej kobiety. Tutaj syreni
uśmiech Luizy był tak niezwykły, jak wyraz twarzy Mony Lizy, przyćmiony jedynie
przezjejmonumentalnepiękno.Znówniewyglądałotonasymbolicznyobraz,który
mógłsięznaleźćwpałacuprezydenckim,choćwłaściwszymjegomiejscembyłoby
muzeumnarodowe.Wportreciezawartabyłatęsknota;powiesiłgoktoś,ktonajwy-
raźniejkochałtękobietę.

Oczy Luizy zdawały się z uwagą śledzić ruchy Tiffany, gdy zapoznawała się ze

służbąRyzarda.Naszczęścieszybkozostawiliobrazzasobą,wchodzącnapiętro
idalejkolumnadąprzechodzącdomiejsca,któreprezydentVrbancicnazywałApar-
tamentemOgrodowym.

Tojedynypokójwskrzydlegościnnym,wktórymdasięmieszkać–powiedział

przepraszaco.–Noizarazobokjestdobremiejscedopracy.

background image

Zrozumiała,żebędzietojejmiejscezarównozamieszkania,jakipracy.Notak,

w pałacu prezydenckim nie mogli, tak jak na jachcie, pokazywać się otwarcie ra-
zem; nie wchodziło zatem w grę wspólne mieszkanie i spanie. Ale będą się chyba
gdzieśintymniespotykać?Przecieżbeztegozwariuje!

Pchnąwszypodwójnedrzwi,Ryzardwszedłdosalonu,którybyłwypełnionysprzę-

tem biurowym i repliką biurka, którego używałaby pewnie Maria Antonina, gdyby
prowadziłanowoczesnąmiędzynarodowąfirmękonstruktorską.

Niemaszproblemuzpracąpozakrajem?Tujestinnastrefaczasowa.
Mamyświatowyzasięg,ajapracujęzposiadłościrodzinnej.Plusżyciaodludka

jesttaki,żeniktnieoczekuje,żepojawięsięosoMojaparasolka!

Dziełozbarwionegoszkławisiałopodkątemprzyoknie,natylewysoko,żemogła

podniąstanąć.

Powiedziałeś,żeprzespaliśmyaukcję!–powiedziałaoskarżycielsko.
Złożyłemzawienie,zanimwyszliśmy.
Zakręciłasiępowoliizamknęłaoczy,wyobrażającsobie,żeczuje,jakkolorypa-

rasolkimuskająjejtwarz.

Rozpieszczaszmnie.
Chcę,żebyśbyłaszczęśliwa.Będziesz?
Chciała odpowiedzieć, że nigdy w życiu nie była w stanie takiej euforii, ale gdy

znalazłasieprzyoknie,zobaczyła,żewychodzionodokładnienatyłrzeźbyLuizy.
Niemogłasiępozbyćwrażenia,żetakobietasprawujejakąśsekretnąkontrolęnad
pałacemibyćmożenadRyzardem!Wkońcutojejimięmawytatuowanenapier-
si.

Ryzardzie–zapytała,odczekawszy,ażostatniztragarzyopuścisalę.
Tak,draga?
Atygdziebędzieszspać?–spytała,odchodzącodoknaiujmującgodelikatnie

zarękę.

Niestety,daleko–odpowiedział.–Wdrugimskrzydlepałacu.
Rozumiem,żeniewolnomitamprzyjść.
Nie.Mógłbybyćskandal.Aleniebójsię,niebędzieszspaćsamotnie.
Tak?–próbowałasięuśmiechnąć,choćsercejejścinałjakiśnieokreślonylęk.
Będęcięodwiedzaćizostawaćnadługo.Mniewolnochodzićwszędzie.
Notak,pomyślała,muszębyćwyrozumiała.Wyobraźmysobie,żenaszprezydent

przywozidoBiałegoDomunikomunieznanąkobie

– A teraz wybacz, ale muszę wyjść i zasalutować fladze Bregnowii. To zwyczaj,

którego przestrzegam zawsze, gdy wracam zza granicy. Tłumy zbierają się, by to
oglądać.Taceremoniazapewniaichomoimoddaniu.Alemożezałożyszcośodpo-
wiedniegoidołączyszdomnie?

Założęsię,żeLuizatakrobiła,odezwałsięwjejgłowieszyderczygłos.

Gdystałanadworzetrzydzieściminutpóźniej,ztwarząocienionąprzedzaskaku-

coostrymsłońcem,zełzamipodziwuwoczachpatrzyła,jakRyzardwprezydenc-
kimmundurzestoiwyprostowany przedmasztemzflagą irecytujeprzysięgę.Ale
potem prezydent odwrócił się i zasalutował pomnikowi Luizy, przyciskając końce
palcówdoustiposyłającpogowipocałunekprzezuniesieniedłoni.

background image

Tiffanypoczuła,jakprzeszywajągwałtownyból.Toniesamgesttakwniąude-

rzył,ilecierpienienatwarzyRyzarda.Jejpodejrzeniasiępotwierdziły.KochałLu-
izę,naprawdęjąkochał,jakkogoś,ktowprawdzienieżyje,aleowładnąłnimwca-
łości.Widząc,jakcierpi,chciałamupomóc,wyciągającinstynktowniedoniegodłoń.
Ryzardstężałpodjejdotykiem,ująłjejrękęidelikatnie,alestanowczozsunąłjąso-
biezramienia.

Gdypytałamotwójtatuaż,nigdyniepowiedziałeś
Wiem–uciął,odsuwającsięokrok.–Ciężkomiotymmówić.
Oczywiście–wydusiła,zaciskającdłoniewpięści,bokrewodpływałajejzgło-

wyiczułasię,jakbymiałazachwilęupaść.Czyprzyjechałabytu,gdybywiedziała,
żetakbędzie?

Niechcęjużnigdyprzechodzićprzezcośtakiegowił.Kochaćtakmocno

istracićNie,nigdywięcej.–Rzuciłjejspojrzeniejednocześnienieugięteizalęk-
nione.

Szybko odwrócił od niej wzrok, po czym ukłonił się w stronę bramy. Dopiero

w tym momencie Tiffany zauważyła tłum około pięćdziesięciu czy sześćdziesięciu
osób z twarzami przyciśniętymi do krat, którzy obserwowali ceremonię. Nie kla-
skali, nie wiwatowali, patrzyli jedynie na prezydenta w milczeniu. A teraz pewnie
zadawalisobiepytanie,kimjesttaobcakobieta,któraośmieliłasięgodotknąć.

Gdy wchodziła za Ryzardem do pałacu, wydawało jej się, że Luiza z portretu

uśmiechasiędoniejzpoczuciemsamozadowoleniaczymożewspółczucia.

Zrozumiała,żejegosercenależałodoLuizy.Iżenicnigdytegoniezmieni.

Lekkipowiewzachwiałpłomieniemświecwnogachwielkiejwannyinagłepobu-

dzeniesprawiło,żezerkławstronędrzwi.Usiadłagwałtownie,spieniającwodę.
Ryzardopierałsięramieniemoframugęzeskrzyżowanymiramionamiiprzekrzy-
wionym biodrem. Dekadencki błysk podziwu dodał jego twarzy seksowności. Deli-
katny zapach lilii roznosił się w wilgotnym powietrzu, a niski dźwięk saksofonu
brzmiałzmysłowowtle.Przygotowałatowszystkonajegoprzycie,choćniemiała
pewności,czyjużtegowieczorująodwiedzi.

Przyszedłemprzemycićciędomojegopokoju,alewtejsytuacji–mówił,zrzu-

cajączsiebiewszybkimtempieubranie.

Pochylił się nad nią, ujmując jej podbródek, i po chwili miażdżył jej usta w moc-

nym,dzikimpocałunku,odktóregozamruczałajakgłaskanapopiersikocica.

Jużsiębałam,żenieprzyjdziesz
Podsekretarzstanutwojegokrajudzwonił.Toniebyłajeszczeobietnicagłoso-

waniazaprzyciemnaszejpetycji,aleobiecucyznak,żesiędotegoprzychylają.

Och!–Impulsywneklaśnięcieposłałowpowietrzemydlinyniczymśnieżynki.–

Tocudownie.

Todziękitobie
Wsunął się za nią do wanny, a jego muskularne ramiona obły ją i nasuły na

siebie.

Nicniezrobiłam.
Jestempewien,żetodziękidziałaniomtwojegoojca.
Mmm

background image

Oparłagłowęojegoramię,całującpalce,którepołożyłnajejobojczyku.Przeje-

chałopuszkamipojejwargach.Takchciała,bybyłszczęśliwy.Podkażdymwzglę-
dem,zatemrównieżjakowódzszczęśliwego,życegowpokojuidostatkunarodu.
Ale chciała też być szczęśliwa razem z nim, cieszyć się każdą spędzoną wspólnie
chwilą.Tymczasem,jakrozumiała,chwiletakiebędąodtądraczejnależećdowy-
jątkuniżreguły.

Todużykrok–powiedział,zsuwającdłońnajejśliskąpierś.–Wiesz,ilekrajów

wahałosię,bywykonaćruch,boniechciaływchodzićwkonfliktztwoim?JeśliAme-
ryka nas poprze, dwie trzecie pozostałych głosów zostanie natychmiast oddanych
ponaszejmyśli.A,właśnie,pomyślałem,żedobrzebybyło,żebyśwystąpiłazemną
naparuoficjalnychkolacjach.

Zdusiła parsknięcie śmiechem. Nie, nie będzie laleczką, z którą pan prezydent

możesiępokazaćtuitam.Ijakjąprzedstawi?CórkasenatoraDavisa,którywspie-
ranasząsprawęwWaszyngtonie?

Poprostupowiedz„nie”,Tiffany.
Aleodmowazagraniatejrolioznaczałazakończeniezwiązku.Aprzecieżniebyła

jeszczegotowanakoniec.Czybędziekiedykolwiek?Trudnopowiedzieć.Może,jak
sięsobąnasyPrzecieżniemożewieczniemieszkaćwjegopałacu,udająceks-
pertkędosprawodbudowy.

W tym momencie Ryzard zaczął się delikatnie bawić jej sutkiem, sprawiając, że

zamruczała z zadowoleniem. Czy on mną aby nie manipuluje? zastanawiała się.
Chyba nie jest aż tak cyniczny? Nie znosiła się nadal za słabość i uległość wobec
tegomężczyzny,alelubiłamuulegać.Jeślimogłabysięjeszczeprzebićsięprzez
tęjegonieprzeniknionątarczęsamokontroli,zobaczyć,cosiękłębiwjegomózgu.
Alezdrugiejstrony,pomyślała,możelepiejtegoniewiedzieć?Obciłasięizębami
złapałajegodolnąwargę;wciągutychparudniprzekonałasię,żetolubiłszczegól-
nie.

Odrzuciłgłowęwtył.Złotepłatkiwjegozielonychoczachlśniłyjakbrylanty.
Tygrysica?–sapnął,całkowiciezaskoczonyatakiem.
Podniosłasię,uklękłaiusiadłamunaudach.Zaczęłagopieścićcałymciałem,
Draga, poczekaj – wychrypiał przy jej otwartych ustach. – Zabezpieczenie! –

Odchyliłsię,bysięgnąćdospodni.

Odetchnęłaboleśnieniecozawstydzona.Notak,wyszłanawariatkę,gotowąko-

chać się z nim bez zabezpieczenia. Albo desperatkę, która pragnie zrobić sobie
dzieckozprezydentem.

Chodźmydołóżka–powiedział,wstajączwanny.–Tamjestznaczniewygodniej

–dodał,sięgającponią.Podniósłjąimokrązaniósłdosypialni.

Znówugryzłagowwargę,gdypróbowałjąpocałować.
Cowciebiewstąpiło?–zapytał,odsuwającdrapiącegopaznokcieiprzytrzymu-

jącjejdłonienadgłową.

Azciebiecowystąpiło?–zapytała,wyginająckuniemuciało.Bozabierasz

siędotegodłużejniżdotychczas.

bami rozerwał opakowanie i zabezpieczył się jednym zręcznym ruchem, po

czymwszedłwniązdecydowanie.Byłanatogotowa,alenagleszybkietempoza-
skoczyłoją.

background image

Lepiej?–spytał,wchodzącwniątakgłęboko,żeażzaszlochałacicho.Wycofał

się.–Tiffany,cosiędzieje?

Potrząsnęłagłową.
Poprostusięzemnąkochaj!

background image

ROZDZIAŁÓSMY

Tiffany próbowała zignorować fakt, że Ryzard jest zakochany w martwej kobie-

cie, i przyjąć to, co jej oferował: miłość fizyczną i chwilowe zapomnienie o życio-
wych kłopotach. Na jego katamaranie po raz pierwszy przestała się bać ludzi
i wstydzić swoich blizn. Trzy dni w Bregnowii jeszcze bardziej podbudowały jej
pewnośćsiebieipoczucie,żemimowszystkodobrzejejjestwswojejskórze,nawet
zbliznami.Nieuśmiechałojejsiępojawiaćjakojegomaskotkanaoficjalnychuro-
czystościach,alepókicoudawałojejsięznichwymigiwać.Najchętniejjednakza-
szyłaby się z nim znowu w miejscu takim jak Q Virtus; tyle że klubów tego typu
wBregnowiiniebyło.

Przyłożyładosiebiesukienkębezramiączekwkolorzezachodusłońcaizdecydo-

wała,żebędziemiećznimdzisiajudawanąrandkę.Wyobrażałasobie,że,takjak
wszyscy mężczyźni, Ryzard musi lubić krótkie sukienki i głębokie dekolty. No to
zwaligoznóg.

Godzinę później przeczesywała włosy prostownicą, a na usta nałożyła różowy

błyszczyk.Sukienkazdekoltemwkształciepółksiężycaotulałajejpiersi,zarazem
obejmowałabiodraitaliętakciasno,żeledwomogłachodzić.Gladiatorkiniebar-
dzotupasowały,aleitakwyglądałaseksownie.Fakt,żejejbliznybyływtymstroju
całkowicieodsłonięte,wcalejejniepeszył.

Po namyśle jednak nałożyła na twarz cienką warstwę korektora; skoro to miało

poprawićjejpewnośćsiebieResztyciałajednakniebędziejużniczymsmarować.
Ryzarditakuważa,żejestpięknataka,jakajest.

Uświadomiłasobiewtymmomencie,jakniebezpieczniebliskojestzakochaniasię

wnim.Todlatego,żejestjejpierwszym,wmawiałasobie.Alebyłoteżprawdą,że
Ryzardbyłpiękny,inteligentnyitakwyrozumiaływobecjejhumorówibagażuemo-
cjonalnego.Zarządzałwszystkimwokółsiebieztakąłatwością,żekażdypoczułby
sięprzynimbezpieczny,chronionyizadbany.

Prawdawyjdzienajaw,gdysięrozłączą.Niemogłaukrywaćichromansuprzed

rodzicamiwnieskończoność.Ojciecbyłzatypolityką,alematkachybacośpodej-
rzewała;możeChrisjejwypaplał?Podczasostatniejrozmowytelefonicznejzapyta-
łaTiffany,kiedywreszciezamierzapojawićsięwdomu.Tiffanyzjednejstronytęsk-
niła już za domem, rodziną, ale z drugiej Czy jeśli pojedzie, to będzie to koniec
związku z Ryzardem? Potrząsnęła głową, powtarzając sobie, że musi się nauczyć
cieszyć chwilą, żyć w teraźniejszości. Zwłaszcza że nie było przy niej nikogo ze
szklanąkulą,którapowiedziałaby,cobędzie.TerazonaiRyzardsąszczęśliwi,bę-
dącrazem;cobędziezadzień,dwa,tydzień–niewiadomo.

WzięłauspokajacywdechiposzłaposzukaćRyzarda.Gdyweszładojegobiura,

cicho zapukawszy, siedział za monitorem z bardzo poważną i skupioną na czymś
miną.

Cosiędziejenaświecie,żewyglądasztaksurowo?–spytała,podchodzącbli-

background image

żej. – Właśnie weszła piękna kobieta; cokolwiek oglądasz, zapomnij o tym i ją za-
uważ.

Objąłjąramieniemwokółtalii,przyciągającbliskoimocno,aledrugarękazłapa-

łajejdłońsięgacą,byująćjegogłowędopocałunku,któregotakbardzopragnęła.
Wyrazjegooczuniebyłłatwydointerpretacji.

Czymamytodokończyćpóźniej?–spytałwtymmomenciemężczyznawidoczny

naekraniekomputera.

Nie–odpowiedziałRyzard.
Tiffanywydałaokrzykzaskoczenia,odskakującodramieniaRyzarda.
Twarznaekranieuśmiechłasięporozumiewawczo,alekrótko.
Nie wiedziałam, że masz wideokonferencję – powiedziała Tiffany zalęknionym

głosem.–Przepraszam–dodała,sięgającrękądotwarzyipróbujączasłonićblizny.

Domyśliłemsię,żejesteściezesobąblisko–powiedziałagłowa.Tiffanyprzyj-

rzałajejsię.Notak,byłtoprzecieżPhilR.,znanywUSAiEuropiereportertelewi-
zyjny,zajmucysięwielkimiaferamimiędzynarodowymi.NajwyraźniejRyzardbył
znimzaprzyjaźniony.

WtymmomenciezastanowiłasięnadskupionąminąRyzarda,którąmiał,gdytu

weszła.AmożePhilkontaktowałsięznimsłużbowo?Albodzwonił,żebygoprzed
czymśostrzec?CzyżbyBregnowiabyławplątanawjakąśaferę?

Coś jest nie tak? – spytała odruchowo szeptem, choć i tak jej głos musiał być

słyszalnydlareportera.

Wyglądanato,żeodczasunaszegonurkowaniamamytowarzystwo–odpowie-

działRyzard.

Paparazzi?–wzdrygnęłasię.
Tak,aletoniemaznaczenia,Tiffany.
Oczywiście,żema!Wprzeciwnymrazietwójprzyjacielniedzwoniłby,żebycię

ostrzec.Tozdjęciaczynagranie?

Zdjęcia–odpowiedziałzekranuPhilR.–Niestety,dostałemwiadomośćotym

zdrugiejręki,więctrudniejukręcićsprawiełebwzarodku.Mamnamiarnaautora
tychzdjęćimogęspróbowaćznimponegocjować

Zaraz,zaraz–przerwałamustanowczoTiffany.–Cojestnatychzdjęciach?
No cóż – Phil zaczął i natychmiast zawiesił głos. – Nie są to zdjęcia mile

uśmiechacejsiędoobiektywupary.

OBoże!–westchnęła,podejrzewającnajgorsze.
Ale nie przejmujcie się – próbował pocieszać reporter. – Coś pewnie uda się

wtejkwestiizrobić.Zobaczymysię,jakrozumiem,wRzymie?–dodał,zwracając
siędoswegoprzyjacielaprezydenta.

Tak.Tonarazie,Phil.Dziękizatęinformację.

Niewystąpięprzedkamerązażadneskarbyświata!–krzyczałaTiffany.
Dobrze–zgodziłsięRyzard.–Alebędzieszmitowarzyszyćpodczaswywiadu.
Potrząsnęłagłową.
Muszęwracaćdodomu.
Zastanawiałasię,czyjejrodzicejużwiedzą.Czyzdjęciazdążyłyobiecjużświat?

Zamarła,myśląc,jaknatozareagujematka.

background image

Mojarodzinabędziewściekła.Jużterazledwiezemnąrozmawia
Uspokójsię.Jutroznówwstaniesłońce,Tiffany.Niktnieumarł.
Lepiejbybyło,gdybyumarł.
Niemówtak.Nigdy.–Złapałjązaramionailekkoniąpotrząsnął.
Przestałasięwyrywać,aleodpychałasięnadalodjegopiersi.
Niejesteśmyjednąztychrodzin,którekarmiąwidzówcałegoświatakolejnymi

skandalami,Ryzardzie.Apotym,jakmedianagłośniłymójwypadek,mamyszcze-
rzedośćprasy.

Wziąłjązaobieręceiprzyciągnąłdosiebie.
Uspokójsię!Czyteżchceszmożepowiedzieć,żeto,corobiliśmy,byłozłe?
Zaniewiła.Notak,czegośtakiegoprzecieżnigdybyniepowiedziała!
Ale
Jedynanaszawinajesttaka,żesięzasłabopilnowaliśmyprzedwścibskimfoto-

grafem.

Przezchwilęmilczeli.
Takczyinaczej–powiedziaławkońcuTiffany–powinnamwrócićdodomu.Za-

wszetamwracam,kiedydziejesięcośzłego.

Pókiconiczłegosięniestało.Ajapostaramsięoto,bytezdjęcianieujrzały

światładziennego.Alegdybyprzypadkiemmisięnieudało,tymbardziejpowinnaś
byćprzymnie.Boinaczejpowiedzą,żeporzuciłemcię,gdytylkowybuchłskandal.
Nie!Powinnaśzostaćtutaj,zemną,bezwzględunawszystko.

Opuściłagłowę.Musiałaprzyznać,żewtym,comówił,byłowieleracji.
Zadbamoto,byszumwokółtegoprzycichł–zapewniłRyzard,unoszącjejpod-

bródek.–PojedzieszzemnądoRzymu,Tiffany.

Odruchowo chciała powiedzieć, że jeździ zwykle tam, gdzie sama zaplanuje, ale

doszładowniosku,żewtychokolicznościachuwagataniemiałabywiększegosen-
su.

Dobrze–zgodziłasię,mówiąctonemniemalwiernopoddańczym.
Grzecznadziewczynka.
No,nieprzesadzaj–ostrzegła,aleodwróciłatwarzkupieszczociejegopalców,

gdyodsuwałjejwłosyzaucho.Zamknęłaoczy.

Chciałbymdostaćnumertwojegotaty.
Och, nie, ja do niego zadzwonię. – Wyprostowała się, ale wciąż ją trzymał. –

Wyjaśnięmu,jeślitrzeba.

Nie,Tiffany,tomojawina.Powinienembyłcięlepiejchronić.Ajemukażdytaki

skandalmógłbypoważniezaszkodzićwkarierze.Pozatym

Pozatym?
Byłabytopierwszamojarozmowaztwoimirodzicami.Niechciałabyś,żebym

znimiporozmawiał?

No,wsumie
Zastanawiałasię,jakRyzardpowiniensięjejojcuprzedstawić:Dzieńdobry,panie

senatorze. Mówi Ryzard Vrbancic, prezydent Bregnowii. Chciałem powiedzieć, że
sypiamzpanacór

Z głębokim westchnieniem sięgnęła po swoją komórkę i podała mu, pokazując

wkontaktachnumerojca.

background image

Jakmógłcałowaćcośtakobrzydliwego?
No tak Na sensację była przygotowana, ale na tak skrajne okrucieństwo nie.

Ryzardbyłwściekły,gdywyszedłspodprysznicaiznalazłjązjegotabletemnako-
lanach, ze zbielałymi palcami, wyschniętym gardłem, niemocą spojrzeć mu
woczy.

Nietrujsiętym–powiedział,uspokoiwszysięnieco,zabierającjejtabletirzu-

cającgonałóżko.–Pomyśl,żejutrolecimydoWiecznegoMiastainicinnegosię
nieliczy!

Łatwopowiedzieć.PrzezcałylotdoRzymuudawała,żeśpi,boniechciałaznim

anizresztązkimkolwiekrozmawiać.Blizny,których,jakjejsięprzezkilkadniwy-
dawało, pozbyła się, przynajmniej w sensie psychicznym, ostatecznie wróciły ze
zdwojonąsiłązapośrednictwemmediów.Czyznówmanosićmaskę?

„To jak spanie ze skórą węża”, przypomniała sobie komentarz niewybrednego

wsłowachhejtera.Albo:„Jejmążmiałszczęście,żeumarłnawłasnymślubie”.

Wywiad Ryzarda był umówiony w pokoju hotelowym, którego nieskazitelna biel

ażkłułajejprzekrwionezniewyspaniaoczy.Dowszystkichinnychkłopotówdoszedł
iten,żeodkilkunastugodzinnieudawałojejsięskontaktowaćzrodzicami.Nieza-
reagowalinawetnaesemeszprośbąotelefon.Amożemożewiadomośćozdję-
ciachzałamałaichdotegostopnia,żeniechcązniąrozmawiać?Nie,tobrzmiab-
surdalnie!Ryzardteż,zestresowanyzapewnewywiadem,nieprezentowałsięnajle-
piej:wrozmowiezPhilem,jeszczeprzedustawieniemkamery,kiedyteoretycznie
powinienbyćnaluzie,wydawałsięwyraźniespięty.JakgdybydoRzymuprzyleciała
jegowoskowakopia,aonzostałwBregnowii,przyswojejLuizie.

Byłazbytprzestraszona,bypytać,oczymmabyćwywiadiczychcewnimpowie-

dziećoichromansie.Pozostałojejzatemprzysłuchiwaćsięrozmowiezzakamery.
Towarzyszyławielokrotniewpodobnychsytuacjachojcu,więcniebyłazaskoczona,
gdyzaczęliodkrążeniaporóżnychkwestiachpolitycznych,poruszającsięstopnio-
wowstronęcluewywiadu,którym,jaksięokazało,miałabyćona.Itak,podwu-
dziestupięciuminutachrozmowy,Philzapytałwkońcu:

Nasiwidzowiechcielibyzapewne,bypowiedziałpancośnatematpananowej

towarzyszki. W internecie krążą zdjęcia pokazuce pana wraz z amerykańską
dziedziczką,TiffanyDavis.Czytocośpoważnego?

Ryzardwziąłgłębszyoddechistarającsięmówićjaknajbardziejopanowanymto-

nem,powiedział:

To,żepanakoledzypróbujązbićfortunęnazdjęciachrobionychukradkiemlu-

dziomwtrakcieichprywatnychczynności?Nie,niesądzębybyłotopoważne.

Phil uśmiechnął się; najwyraźniej nie tylko Tiffany doceniała poczucie humoru

prezydentaBregnowii.

Pytałemowaszzwiązek.
Naszzwiązekjestnasząsprawą.Staramysięnimświatanieabsorbować–mó-

wiłnieprzejednanyRyzard.

Tiffanyzdusiłasuchyśmiech.Naprawdęsądzi,żetakłatwosięwywinieodtejod-

powiedzi?

Aleświatmarzy,bydowiedziećsięczegośnawasztemat–kontynuowałdzien-

background image

nikarz.Mojeźródłapodają,żepoznaliściesięwsekretnymklubieQVirtus?

Toprawda–przyznałRyzard.
Q Virtus jest raczej ekskluzywnym klubem, prawda? Co może nam pan o nim

powiedzieć?–naciskałPhil.

Jestempewien,żekontaktującsiębezpośrednioznimi,dowiepanznaczniewię-

cejniżodemnie–odpowiedziałgładkoRyzard.

PhilR.zrozumiał,żewięcejnatentematzprezydentaBregnowiiniewyciągnie.

Jakzresztątenuprzedziłgowrozmowieprzedwłączeniemkamery.

Patrzył na Tiffany, rozsupłując krawat i zdejmując spinki z mankietów, a potem

rozpinając guziki koszuli. Widział, że posmutniała od czasu publikacji tych choler-
nych zdjęć, jakby nie była już sobą, tą radosną Tiff, którą miał na jachcie i przez
pierwszespokojnedniwGizeli.Obwiniałsięoczywiścieoto,cosięstało.Kapitan
katamaranuostrzegałgo,żenaichradarzepojawiłsięniezidentyfikowanyobiekt,
alezlekceważyłto.Żadnazjegokochanekwprzeszłościnieprzyciągałaażtakiej
uwagi,byktośmiałpłynąćzanimpomorzu.Nieuwzględniłjednak,żeteraz,kiedy
Bregnowia wystąpiła z wnioskiem o uznanie ONZ, on sam stał się figurą o wiele
ważniejszą na arenie międzynarodowej. A zatem i ciekawszym kąskiem dla tablo-
idów.

„Przelotna miłość czy coś więcej?” zapytywał jeden z tytułów. Pytanie, musiał

przyznać, trafiało w samo sedno. Jego plany na związek z Tiffany zmieniły się od
momentu, kiedy poznał ją w Q Virtus, ale nie chciał niczego sugerować w wywia-
dzie.Poprzednimrazem,gdy swójzwiązekzkobietą upublicznił,kosztowałojąto
życie.

Musiałsięjakośtrzymać,anawetlepiejniżtylkojakoś,byTiffanymogłasięna

nim wesprzeć i dźwignąć z przygnębienia. Patrzył, jak jego ukochana siedzi naga,
z narzuconym na przygarbione plecy prześcieradłem na brzegu łóżka, wpatrzona
gdzieśwmrokzahotelowymoknem.Aprzecieżjeszczedwa,trzydnitemubyłato
rozpuszczona,zadziornaTiffany,którazklasąpotrafiłasięodgryźćnakażdyjego
docinekczychoćbyniewinnezagajenie.Obcującztamtą,odczuwałnieustanniead-
renalinę,jakbygrałwpokeranawielkiepieniądze;tanatomiast,bezbronnaTiffany,
przerażała go. Sprawiała, że czuł się tak zaciekle opiekuńczy, że gdyby przypad-
kiemdostałwswojeręcefotografa,któryzrobiłto,cozrobiłNie,wolałniemy-
śleć,jakpostąpiłbywobectejkanaliiiczynajlepsiadwokacinaświeciewybroniliby
gopotemzwięzienia.

Pomyślał,żenajlepszymsposobemnaprzełamanietejpogrzebowejniemalatmos-

ferybędziewyjścienamiasto.

Pójdziemygdzieśnakolację?–zapytał.
Westchnęłagłębokoispojrzałananiegowymownie.
Niechcę,żebypatrzylinamojeblizny
Ajachcę,żebyśonichraznazawszezapomniała.Tiffany,poznałemjużtwo

silnąwolęiwiem,żesobieporadziszztymproblemem.

Całeżyciesłyszałam:Jesteśtakapiękna!Dowypadku,potemjużniktniewypo-

wiadałsięnatematmojejurody.Ażpojawiłeśsięty,którykomplementujeszmniepo
prostuzato,jakajestem.Ajasądziłam,żestraciłamwszystko,tracącurodę.

background image

Przyciągnąłjąipocałował,delikatnieisłodko.Jegozwierzęcanaturachciałacze-

goświęcej,aledorosłymężczyznawnimwiedział,żeterazjegokobieciepotrzebne
jestprzedewszystkimwsparcie,utuleniewbólu.Jegokobiecie?Ażzdziwiłsię,że
takoniejpomyślał.Noalewkońcukimdlaniegobyła?

Wtymmomenciezabuczałajegokomórka.Wyciągnąłjąispojrzałnaekran.
Dokąddziśidziemynakolację,nadalniewiemy.Alejutromamykolacjęzszere-

giemgości,wśródktórychsąitwoirodzice.Cotynato?

Co?!–pytała,wyprostowującsię.
SąwZurychuichcielisięznamispotkać–wyjaśniał.–Niemów,żeodwisz?

Tobieteżmielizresztąwysłaćwiadomość.

–WZurychu?Nicnierozumiem.–Patrzyłananiegomętnymwzrokiem.–Totyto

zaaranżowałeś?

Niezupełnie.Jajedynierozmawiałemztwoimojcem,informującgoozdjęciach.

Wtedymiałemjeszczenadzieję,żeniewypłyną.Powiedziałem,żebędzieszzemną
wRzymie,aonnato,żewybierasięztwojąmamądoZurychu,więcwsumienieda-
lekoimożebyśmysięspotkali.Pomyślałem,żesiędobrzeskłada,bowZurychuteż
mamcośdozałatwienia,anawetplanowałemtammałybankiet.

Więctotak?Wreszciezrozumiała,dlaczegosięnieodzywali:byliwpodróży.
Odrzuciłaprześcieradłoiposzłaszukaćtelefonu;kątemokazauważyła,żewodził

za nią oczami, co poprawiło jej nieco humor. Uśmiechła się do niego zalotnie
przezramię,poczymożywiłaekran,wstukująckodiczytającnagłoswiadomośćod
rodziców:

„ZatrzymaliśmysięudeHavillandówwBernie”.Toamerykańskaambasador.

Mama chodziła z nią do szkoły. Dawni przyjaciele rodziny – tłumaczyła, po czym
wróciładoesemesa:„Awygdziesięzatrzymacie?”.

Spojrzałananiegopytaco.
W hotelu, w którym oddzie się bankiet. Moi ludzie powinni im już wysłać

szczeły.Poproszę,żebyzaproszenieobłoteżprzyjaciółtwoichrodziców.

Sięgnąłdokieszenipotelefon.Tiffanyusłyszałatylkojednosłowoiopuściłazbie-

lałądłoń,wktórejtrzymałakomórkę.

Bankiet?–powtórzyłaniepewnymgłosem.
Spojrzałnaniąprzeciągle.
JestemhonorowymprezesemorganizacjicharytatywnejzsiedzibąwZurychu.

Usuwamyminylądoweiwalczymyoto,bynieużywanoichwogóle.Sąodraża
bronią.Wmoimkrajudoprowadziłydośmiercitysięcyiokaleczeniadziesiątekty-
sięcyludzi.

Ajamamwystąpićtamjakotwojatakzwanażyciowapartnerka?Wdodatkusie-

dzącnaprzeciwmoichrodziców?

Aleczymogłasięniezgodzić?

background image

ROZDZIAŁDZIEWIĄTY

Popowrociezkolacji,naktórejjedliwspaniałespaghettizowocamimorzawsy-

cylijskiejrestauracjinaZatybrzu,powiedziałasobie:razkozieśmierć!izaczęłasię
przygotowywać do jutrzejszego występu. Porzuciła myśl o sukni na jedno ramię,
która ukryłyby wiele z jej blizn, na rzecz kreacji bez pleców w lśniącym odcieniu
perskiegobłękitu,któraopinałapiękniejejpiersi,podkreślajączarazembiodra.

Wiedziałem,żemnieniezawiedziesz!–powiedziałzeszczerymuznaniemnajej

widok,kiedystałaprzednim,zprzewieszonąprzezramiępurpurowąkopertów-
ką.

Podszedłiozdobiłjejoszpeconeramiębransoletką,którabyłaoszałamiacąre-

plikąbluszczuzrobionązplatyny.Diamentybłyszczaływniejnieregularnie,przyku-
wającoko.

Jestpiękna–powiedziała.–Mamrozumieć,żetoprezent?
Powiedzmy, że drobny wyraz wdzięczności za tysiące inspiracji, których do-

świadczamztwojejstrony.

Kochanyjesteś!–powiedziała,całującgowleciutkochropawypoliczek;Ryzard

miałtakintensywnyzarost,żejużwgodzinępogoleniujegopoliczkidrapały.Mu-
siała przyznać, że było to bardzo seksowne. – Ale czy ty mnie nie za bardzo roz-
puszczasz?–spytałazfiluternymuśmieszkiem.

Zamiastodpowiedzipocałowałjąwusta,zanimzdążyłaodsunąćgłowę.
Wiem,wiem,szminka–wymamrotał.–Wprzyszłościnienakładajjej,zanimnie

dzieszpewna,żeskończyłemcięcałować.

Alewtensposóbnigdyniewyjdziemyzpokoju!
Notak–przyznał,udając,żezastanawiasięnadtymproblememnapoważnie.–

Toniewiem,jaktorozwiązać.

Jaktojak?–zapytała.–Nasycićsięsobąnazapas–wyjaśniła,wskazującnapo-

bliskiełóżko.

Zatrzymalisięprzydrugimapartamenciewdrodzenadół.Zarezerwowałgodla

jej rodziców i pani ambasador. Ojciec powitał Tiffany długim uściskiem, po czym
spojrzałniepewnienaRyzarda.Szybkoichsobieprzedstawiła,anastępnieprzed-
stawiłateżRyzardowistocegoobokmężapaniambasador,doktoradeHavillan-
da,któryzwróciłsiędoprezydentaBregnowiiperWaszaWysokośćiRyzardmusiał
gozuśmiechempoprosić,bymówiłdoniegopoimieniu.

Mamanieprzyszła?–zapytałaniecozaniepokojonaTiffany.
Panierozrabiająwpokojuobok–powiedziałdoktor,całującjąwobapoliczki.

Ujął jej podbródek i spojrzał na bliznę. – Specjalista dokonał cudów, prawda? Do-
brzewidziećciępozadomem,Tiffany.Ryzard,czymsiętrujesz?Mypijemywhiskey
sour.

Przyjąłdrinka,aonaścisnęłajegoramię.

background image

Nieprzeszkadzaci,jeśli
Oczywiście,idźsięprzywitać,alemusimybyćzapiętnaścieminutwsalibalo-

wej,bypowitaćgości.

Będęzapięć–obiecałaipospieszyłaszukaćmatki.
Poszłazakobiecymigłosamiprzezsypialniędootwartychdrzwidołazienki.Kła-

dłajużdłońnadrzwiach,kiedyusłyszałatrzaskpuderniczkiigłosswojejmatki:

Czymamuwierzyć,żejestwniejzakochany?Każdygłupiecwidzi,żeużywajej

tylkodlanaszychkoneksji.

Każdygłupiecpozamną–wypaliłaTiffany,popychającdrzwi.
Matka odwróciła się gwałtownie od lustra. Szok zabarwił jej elegancko przypu-

drowane policzki. Otworzyła pomalowane obficie usta, chcąc coś powiedzieć, ale
nie wiedziała co, więc wzięła tylko głęboki wdech, po czym wzrok skierowała na
suknięcórki.

Tiff,czynapewnobędzieszsięwtymczućkomfortowo?–wypaliła,zapomina-

jąccałkowicieopoprzednimfauxpas.

Ja tak, ale czy ty? – odparowała Tiffany i odwróciła się, by wyjść. Miała

w oczach łzy. Przywiodła ją tu tęsknota za ukochaną matką, a teraz żałowała, że
BarbaraDavisniezostaławdomu.

Tiff, kochanie, nie bądź na mnie zła – zawołała za nią matka. – Poznałaś go

w zeszłym tygodniu, a trzy dni temu dzwonił do ojca, mówiąc, że chce się z tobą
ożenić.Comożnaokimśtakimmyśleć?

Tiffanyodwróciłasię,porażonatymstwierdzeniem.
Niezrobiłtego?
Matkazachowałaposturępanidomu,któramazbytwielegodności,bysięsprze-

czaćoto,coktośpowiedziałczyniepowiedział.

Jaznimnierozmawiałam–stwierdziła.–Aleojciecodebrałtęrozmowęjako

prośbęotwojąrękę.Alejakwidzę,tobieżadnejobietnicyniezłożył?

Tiffanyusłyszaławgłosiematkidobrzejejznanyton:„Słuchaj,dziewczyno,ma-

musi,boinaczejcięwykiwają”.Noiposłuchała,próbującpożenićzesobąinteresy
rodzinDavisówiHolbrooków.Gdybyniewypadek,byłabynadalzabawkąwrękach
matki.

Nie,niezłożyłmiżadnychpropozycji–odpowiedziałaspokojnymtonem.Pra-

gniemnietylkodlamojegociała.Jazresztąjegoteż.Lubimysiębzykać,otco.

Odwróciłasięnapięcieiwyszła.

Ryzard odstawił drinka i wyciągnął ku niej prawe ramię, by poprowadzić ją na

dół, na bankiet. Po chwili wprowadzał ją już do windy. Pozostali goście dyskretnie
pozostaliztyłu,czekającnainnewindylubdecydującsięnazejścieschodami.

Kiedydrzwizamknęłysięzanimi,wzburzonaTiffanyzapytałałamiącymsięgło-

sem:

Czytynaprawdępowiedziałeśim,żechceszmniepoślubić?
Jegotwarzwykrzywiłwyrazzaskoczenia,czyraczejpokerowygrymas.
Gdyzadzwoniłem,twójojcieczapytałmnieointencje.Powiedziałem,żesąho-

norowe.Coinnegomiałempowiedzieć?

Powiedziałeś mi, że ten związek nie będzie prowadził do niczego stałego.

background image

Więcjaktoztobąjest?

Westchnąłgłęboko.
Ocotaknaprawdępytasz,draga?

Bankiet był dla uczczenia rocznicy założenia fundacji macej na celu usunięcie

z powierzchni ziemi min lądowych, ale Ryzard czuł się, jakby chodził cały czas po
poluminowym,razporaznatykającsięnapytacywzrokojcaTiffany,toznówjej
matki–skądinądprzepięknej,mimozaawansowanegowiekukobiety,zaktórąwszy-
scychybaobecninabankieciemężczyźniwodzilioczami–alboisamejTiffany.De
Havillandowieteżnieułatwialisprawy,apaniambasadorwpewnymmomencienie-
malwprostzapytałaprezydentaBregnowiiojegoplanywzględemdziedziczkifortu-
ny Davisów i Holbrooków. Odpowiedział coś stuprocentowo dyplomatycznego,
zczegoniedałosięniczegowywnioskować.

TaknaprawdęRyzardwalczyłzesobą,wiedząc,żeprzychodzimoment,wktórym

dzie musiał zdecydować. Było mu z Tiffany tak cudownie, ale przecież żył dla
swego kraju, żył, co więcej, pamięcią o Luizie i jej najwyższej ofierze, zatem mał-
żeństwozTiffany,jakzresztązkimkolwiekinnym,niewchodziłowgrę.Oczywiście
mogłabybyćprzydatnaijegokrajowijakocórkawpływowegoamerykańskiegopoli-
tyka,aleprzecieżniemógłbyćażtakcyniczny?

TyleżeodichpierwszegospotkaniawQVirtusmiłojużtrochęczasuiRyzard

coraz częściej przyłapywał się na pytaniu, co tak naprawdę czuje do Tiffany. Nie
umiałnaniepókicoodpowiedzieć.Wiedziałjednak,żeczegośpodobnegonieczuł
odczasówLuizy.

Wnioskujączespojrzeniatwoichrodziców–odezwałsiędoTiffany,gdynakrót-

ką chwilę zostawiono ich podczas bankietu samych nie pochwalają naszego ro-
mansu?

Romansu? – udała zdziwienie. Myślałam, że jesteśmy zaczeni. Mówiłeś

przecieżmojemuojcu,żemaszwobecmniehonorowezamiary

Zacisnąłpalcenajejdłoniach.
Nietu,Tiffany.Nieteraz.
Hm.Skoronietu,toniewiemgdzieikiedy.BomamaitatawracajądoBerna

zdeHavillandamijutrozsamegorana.Ibardzochcą,żebymjechałaznimi

Jutro?Zrana?
Przestraszyłsięnienażarty.Więcraptemzaparęgodzinmiałbyjąstracićizoba-

czyćktowiekiedy,jeśliwogóle?Nie,towprostniedorzeczne!Uznał,żewtejsy-
tuacjimusipowiedziećjejprawdę.

Tiffany–powiedziałpółszeptem,rozglądającsię,czyabynapewnoniktichnie

słyszy.–Małżeństwotoniecoś,cotraktujęlekko.Samamyślopoślubieniuciebie
jestzłamaniemprzysięgi,którązłożyłemprzedsobązmarłejkobiecie.Niemasz
pocia,ilemnietokosztuje.

Westchnęłagłęboko.Niezaskoczyłjej,wiedziałaprzecież,żetakjest.
Luiza?–spytałazbielałymiwargami.
Wzdrygnąłsię.Niezdawałsobiesprawy,żeTiffanybyłajużodjakiegośczasuna

tropiejegomiłości.

Da–powiedziałgrobowymgłosem.

background image

CzyonaspytałaTiffany,kiedypozakończeniubankietupospieszniewrócili

dopokoju.–Opowieszmioniej?

Popatrzyłnanią,poczympodszedłdobarku.Stukłaszklanka,gdynalewałal-

kohol,opróżniłją,dolałsobiekolejnąinalałteżdlaTiffany.Gdyprzynosiłjejdrinka,
miałnieobecnywyraztwarzy,aoczylśniłystłumionymi,alewciążobecnymiemocja-
mi.Niczymwygasływulkan,któryjednakwkażdejchwilimożeponownieeksplodo-
wać.

Byłeśżonaty?–zapytałaszeptem.
Chciałazapytać:Kochałeśją?Alesięnieodważyła.
Zaczony. Chcieliśmy wziąć ślub po wojnie, ale nie udało jej się tego dożyć.

Była agitatorką, idealistką, bardzo żarliwą i inteligentną osobą. Poznałem ją, gdy
wróciłemnapogrzebmojejmatki.Niepanowałemnadsobą,gotówszukaćzemsty,
awtedyLuizapomogłamirozwinąćwizję,zaktórąstalibyinni.Ifaktyczniesta-
li.Byłaaksamitnąrękawiczkąnamojejżelaznejpięści.

Powiedziałeś,żebyłaikonątwojegokraju.Którąwszyscyczcili.Cosięstało?
Uniósłszklankędoust,upiłsolidnyłykisyknął:
Zostałauprowadzona.Chcielijejużyćprzeciwkomnie.Nowięczabiłasię.
Takmiprzykro–westchnęłaTiffany,próbującpołożyćmudłońnaramieniu,ale

odruchowoodsunąłją.

Nic się już nie da z tym zrobić. Śmierć jest ostateczna. Czasu nie cofniesz,

przeszłościniezmienisz.

Toprawda–zgodziłasięTiffany.–Czasuniezmienisz,alemożesznauczyćsię

żyćzkonsekwencjamitego,cosięstało.Ipróbowaćzachowaćpamięćotych,któ-
rzy odeszli – dodała. – Wiesz mi, ja też kogoś bliskiego straciłam, choć może
wmniejpodniosłychokolicznościach.

Wiem, Tiffany. Ale widzisz, w moim kraju prawie każdy kogoś stracił. I Luiza

jest dla nich takim symbolem straty. Straty, którą jako naród ponieśliśmy, by móc
żyćjakowolniludzie.

Rozumiałago,współczułamu,aleczułasięteżwjakiśsposóbprzezniegoodrzu-

cona.Przecieżniebyłosensuukrywaćdłużej,żegokochała.Kochałatak,jaknig-
dy nie kochała nikogo, nawet Pauliego, za którego wyszła trochę dlatego, że tak
chciałarodzina.Ategotumężczyznękochałasamazsiebie,zato,żebył,jakibył,
izato,żepodarowałjejkawałeczeksiebie.Kochałago,cierpiałarazemznimiin-
stynktowniechciałamupomóc.AonOnteżchybaczułdoniejcośgłębokiego,ale
najwyraźniejprzyjąłzałożenie,żenatakieuczuciewjegożyciuniemajużmiejsca.
Nocóż,onateżjeszczedwatygodnietemubyłaprzekonana,żenigdyniebędziesię
przytulaćdożadnegomężczyzny.

Powtarzałemsobie–powiedziałpochwilimilczenia–żeskoroniemogępoślu-

bićLuizy,niepoślubięnikogo.

Wypiłdrinkaiodstawiłszklankę,wpychającdłoniewkieszeniesmokingowejma-

rynarki.

–Apotempoznałemciebie.
Aleprzecież
Przecieżco?
Miałeśchybainnekobiety?PoLuizie?

background image

Zapiłsię.
Miałem.Toniebyłślubcelibatu.Miewałemparękrótkichromansów,októrych

niktniewiedział.Najczęściejkończyłysięwrazzkońcemweekenduczykonferen-
cji.

ZupełniejakChris,pomyślała.Tylkożeonjestżonaty.
Tiffanypoczułanagletakibólwsercu,żepostanowiłatoskończyć.Skoronicsię

niedaztymzrobić

Przeżyłamprzytobieniezapomnianechwile,Ryzardzie.Byłeśwobecmnienie-

zwyklemiłyiwspieracy.Todziękitobiezdjęłammaskęiprzestałamsięwstydzić
blizn;prawie.Rozumiemjednak,żemusiszdbaćodobroswojegokraju,więc

Och,dajspokójztymmoimkrajem,Tiffany.Dbaniemodobrokrajuracjonalizo-

wałemtwojąobecnośćwprezydenckimłożu,alenawettoniepodziałało;widaćnie
jestem aż tak cyniczny, jak może powinienem być. Wiem, że Luiza umarła, ale
Gdybymsięztobąożenił,czułbymsię,jakbymzdradzał.

Zabolało.Ukłuło.Chociażwsumiepowiedziałto,coitakwiedziała.Awkażdym

raziedomyślałasię.

Alezakażdymrazem–dodał–gdymówiszopowrociedoAmeryki,robimisię

niedobrzeiodruchowoszukamsznurka,naktórymbymsiępowiesił.

Uśmiechłasięmimoogólniedośćpodłegonastroju.Jakośniemogłasobiewy-

obrazićRyzardawieszacegosięzmiłości.Wkażdymrazieniezmiłościdoniej.

Nieoczekuję,żebyśmniekochał–zaczęłapochwili,pragnącrozwiązaćprzy-

najmniejjednątrapiącąjąwątpliwość–alemuszęcięprosićoabsolutnąszczerość.
Powiedz mi zatem, czy przeciągnąłeś naszą weekendową znajomość ze względu
nakoneksjemojegoojca.Bojeślitak

Ryzardrozważałprzezchwiliwmyśli,cojejodpowiedzieć.
Tiffany,przepraszam,żetomówię–rzekł,kiedypozbierałjakotakomyśli–ale

czasemcholernieżałuję,żeniemiałaśinnychkochankówprzedemną,żebydocenić
szczęście,któremamy.Jajedoceniam.

Wow!Chceszpowiedzieć,żejesteśtakiświetnywteklocki?
Chcępowiedzieć,żeobojejesteśmywtymdobrzy,awkażdymrazie,żenasze

ciałasąjakbydlasiebiestworzone.

Czylitotylkoseks?
Nie,kochana.Nietylko.Aleseksjesttu,przyznaszchyba,bardzoważny.
Wzruszyłaramionami,choćoczywiścietrudnosiębyłoznimniezgodzić.
Niemamoczywiścietakichdoświadczeńjakty–powiedziałasmutnymtonem.–

Niemamwłaściwieżadnych.Alepodejrzewam,żejesttak,żenawetwnajlepszym
związkuseksprzestajezczasemmiećtakkolosalneznaczenie.Iwtedydobrzesię
oprzećnaczymświęcej.Więclepiejmiećcoświększego,głębszegoniżseks.

Przez mózg i serce Ryzarda przetaczała się w tym momencie cała kawalkada

uczuć. Oczami wyobraźni widział to siebie, jak stoi w prezydenckim mundurze na
ślubnymkobiercuzTiffany,toznówLuizę.Niemiałpocia,coodpowiedzieć.

Mogęciętylkozapewnićojednym–powiedział,rozważywszyopcje.Tobez

dwóchzdańcoświęcejniżromans.

background image

ROZDZIAŁDZIESIĄTY

TiffanypostanowiłaniewracaćzrodzicamidoStanów.Ojcieczniósłtopomęsku,

matka trochę histeryzowała, ale koniec końców musiała się z decyzją córki pogo-
dzić.

No dobrze, ale co on właściwie chce ci zaproponować? – spytała pani Davis

przyśniadaniunazajutrzpobankiecie,kiedyzostałynamomentsame,bomężczyź-
ni, a także ambasadorowa de Havilland oddalili się, by omawiać „polityczne spra-
wy”.

Wzruszyła wtedy ramionami, ale potem myślała o tym, nie mogąc zasnąć przez

dwiekolejnenoce.Dodatkowomusiałaciągnąćnabieżącosprawyrodzinnejfirmy,
conawetwdobieinternetuniezawszebyłomożliwe,awkażdymrazierówniesku-
tecznejaktelefonyczybezpośredniudziałwspotkaniachnaWallStreet.Zdrugiej
strony, poznawała tu ważne również z biznesowej perspektywy osoby, których nie
spotkałabyłatwowAmeryce.

TerazwłaśnieRyzardciągnąłjądoBudapesztunakonferencjęwschodnioeuropej-

ską.Imprezęotwierałoeleganckieprzycie,alenawetnajlepszymakijażniepotra-
fił ukryć, jak bardzo była wyczerpana. Próbowała się uśmiechać, ignorując zasko-
czoneminynawidokjejblizn,któreodsłaniałajużbezżadnejżenady.Jeżeliktośbył
bardzodociekliwy,kwitowałatostwierdzeniem„wypadeksamochodowy”,iniezda-
rzyłsięjeszczegbur,którybypytałodalszeszczeły.

Iwłaśnietu,wBudapeszcie,Ryzardprzyłapałjąnatym,jak„całujesię”zjednym

zuczestnikówkonferencji.ByłtomężczyznastarszyodRyzarda,naokokołopięć-
dziesiątki,nieznanymu.Aleznanynajwyraźniejjej,skorotakczulesięznimprzy-
witała.MęskadumaRyzardazostaławystawionanapróbę.

Ryzard, to Stanley Griffin z ministerstwa spraw zagranicznych Kanady, a pry-

watniekuzynmojegozmarłegomęża.

Towyjaśnieniepowinnogouspokoić,alenajwyraźniejtakniebyłoinicnatonie

mógłporadzić.Próbowałrozmawiaćz„rywalem”opolityce,aleodczułulgędopie-
ro, kiedy Griffin oddalił się, by, jak się wyraził, podtrzymać towarzyskie kontakty
Kanadyzresztąświata.

Wydajesz się mieć szczególnie dobre stosunki z Kanadyjczykami – powiedział

śliwie później, gdy rozbierali się w pokoju hotelowym. Był zmęczony, miał już
dośćtegowyjazduiciągłychwystąpień.Marzyłotym,byznaleźćsięzpowrotem
wdomu.

Byłnamoimweselu.TotaknaprawdędalekikuzynPauliego.Niepamiętamgo,

jeślimambyćszczera.Byływtedytłumygości.Aleonoczywiściemniezapamiętał.

Itakczulesięwitaszzfacetem,któregonawetniepamiętasz?chciałzapytać.
Opowiadałowakacjach,którespędzalizPauliemwdzieciństwie
Nie,nie!–przerwałjej,łapiącsięzagłowę,jakgdybyrozsadzałająmigrena.–

Niemówonim,proszę!Niedzisiaj!

background image

Zastygła,patrzącnaniegowszoku.
Mam nie mówić o moim byłym mężu? Podczas gdy ty trajkoczesz na okrągło

oswojejLuzie?Luizato,Luizatamto

Zjeżył się i ledwie udało mu się powstrzymać przed brutalnym słownym wybu-

chem.Nikt,nawetkobieta,zktórąsypia,niebędzieatakowaćjegoświętości!

Niemówiłem,żeniemożemyonimrozmawiać–rzekłpochwili,kiedytrochę

sięopanował.Aletewspomnienianajwyraźniejcięsmucą,więcchybapowinnaś
przestaćdonichwracać.

Wybuchłaśmiechem,wktórymjednakczaiłasięzłość.
Cóż, jeśli mam unikać rzeczy, które mnie smucą, to powinnam przestać robić

wielerzeczy.Jaknaprzykładwystępowaćjakotwojamaskotkanaimprezach,gdzie
nadodatekniemogęsięprzywitaćzdawnymiznajomymi,botonatychmiastwywo-
łujetwojązazdrość.

Onie,pomyślał,tegojużzawiele.Tomówidoniegodziewczyna,która,jaksama

przyznała,trzytygodnietemuniemiałaodwagi,bywejśćdosklepuwswoimrodzin-
nymmieście,adziśbrylujejakojegopartnerkanaświatowejscenie.Jeślinapraw
niechcetegorobić,mogłatoodrazuwyraźniepowiedzieć.

Jak nie chcesz się ze mną pokazywać publicznie, to nie musimy – powiedział

oschłym tonem. – Jesteś w końcu wolnym człowiekiem. Mogłaś mi to powiedzieć
przedwyjazdemdoRzymu,oszczędziłobytonamnieporozumień.

Spojrzałananiegowpełnizdumienia.
Ico,miałamzostaćiwiernieczekaćnaciebiewtwoimpałacu?Imożemodlić

sięjeszczeprzedpomnikiemLuizyotwójszczęśliwypowrót?

Wiedziała,żeprzesadza,aleponiosłoją.
Bardzocięproszę–wysyczał–niedotykajwnaszychrozmowachLuizy.
Niedotykaj?Totynieustannieoniejmówisz;mamjużjejobecnościwnaszym

życiupodziurkiwnosie!

Zacisnąłdłoniewpięści,próbującznieśćbóltakwielki,żewydawałomusię,że

zachwilęrozerwiemuserce.

O nie, tak nie będziemy rozmawiać. Albo zejdziesz z tego tematu, albo

urwał nagle. Właściwie sam nie wiedział, czym chciał zagrozić. Tiffany usłyszała
jednakwjegogłosiegroźbęjaknajbardziejrealną.

Wieszco–powiedziałagłosempełnymrezygnacji.–Mamtegodość.Czas,że-

bymwróciładodomu.

Potaknął raz, krótko, nie mogąc się zdobyć na inną reakcję. Jego gardło ściskał

potwornywęzełbólu,aresztauczućschroniłasięgdzieśgłębokonadniemózgu.

Dobrze!Jeślitegochcesz,niechsięto,docholery,stanie–rzuciła,wstając,po

czymwybiegłazpokoju.

Niewróciła.
Gdyniemógłjużtegodłużejznieść,poszedłjejszukaćizastałzamkniętedrzwi.

Słyszał,jakszlochawsypialni,aleniezapukał.Sambyłbliskiłez.Utopieniesmutku
wbutelcewódkizdawałosięlepszymwyjściemniżpróbarozmowywtenprzynaj-
mniej wieczór. Wyjął jedną z barku przy swojej sypialni i postawił na stoliku noc-
nym.Alenawetjejnienapoczął,czekając,byTiffanydoniegowróciła.

Onajednakbyławtymmomenciejużzupełniegdzieindziej.

background image

ROZDZIAŁJEDENASTY

BarbaraDavischciaładowiedziećsiędokładnie,cosięstało.
Mamo,dajspokój!–zaprotestowałaTiffany,czującsięfatalniezpowoduzmia-

ny czasu i złamanego serca, a tu jeszcze miała się tłumaczyć przed rodziną. – Po
prostu nadrabiam to, co moje koleżanki przerabiały dziesięć lat temu. Przeżyłam
swojepierwszezauroczenie,apotemrozczarowanie.Towszystko.

Tosobiewkażdymraziewmawiała.Byłapewnajednego:żeniechceroztrząsać

tego,cosięstałomiędzyniąaRyzardem.Tobyłozbytbolesne.Aletęskniłazanim.
Spaniesamejwydawałosięteraz,potym,coprzezostatniedwatygodnieprzeżyła,
beznadziejne,aśledzeniegowsieciwywoływałouniejbóleserca.Albośmiałasię
nagłosjakwariatka.

„PaniDavisijapozostajemywdoskonałychstosunkach”,przeczytałapewnegoso-

botniegoporankakolejnywywiadzVrbancicem.Kęsjajecznicystanąłjejwgardle.

Łżejakpies!–krzykła,zwracającnasiebieuwagępozostałych,konsumu-

cychwspólneśniadanieczłonkówrodziny.

Z drugiej strony chciała ukradkiem pocałować towarzyszące wywiadowi jego

zdjęcie. Był teraz chudszy, z nieco zapadniętymi policzkami. Nadal cholernie sek-
sowny,aletrochęmęskiegoduchajakbyzeńuleciało.

Czyżby nie spał z tęsknoty za mną? Pytanie obliczone było na żart, ale przeła

sięzmianąwjegowyglądzienapoważnie.Alecotam,powiedziałasobiewkońcu.
Mógłsiętejostatniejnocylepiejpostarać,atakpuściłjąwłaściwiebezwalki.Jak
gdybymuwcaleniezależało,nicanic.Iteraztwierdzi,żepozostają„wdoskona-
łychstosunkach”

Opowiedziałaowywiadzierodzinie,pokazałatablet.Niemogłasiępowstrzymać.

Zareagowalimilczeniem.

Àpropos,kiedysięznówznimzobaczysz?–zapytałpodłuższejchwiliojciec.
Dlaczegomiałabymsięznimzobaczyć?Czymojesypianieznimpodniosłotwój

politycznyranking?

Tiffany!–skarciłająmatka.
Przepraszam, tato – powiedziała Tiffany. To było nie na miejscu. Ale jestem

zmęczonaciągłymbyciempodlupą.

Nowiesz!–żachłasiępaniDavis.
Zatempostanowiłam
Wszyscyskierowalinaniąpytacywzrok.
Siedzisz tam codziennie, odkąd wróciłaś do domu – powiedziała matka zdezo-

rientowana.

ŻeprzenoszęsiędoNowegoJorku.
Nie!–krzyklijednocześniematkaibrat.Ojciecprzyjąłtozestoickimspoko-

jem.

Co?Jakto?Kiedy?–zacząłrzucaćpytaniaChris.

background image

–Napoczątkutygodnia,wponiedziałekalbowtorek.Zatrzymamsięwmieszka-

niufirmy,apotemznajdęsobiejakieślokum.Takbędzielepiejdlanaswszystkich,
aprzedewszystkimdlafirmy.Jeślitojamamjąprowadzić,topowinnambyćtam,
gdzierobisiębiznes.Transakcjezałatwianeprzezinternetniewystarczą.

Niepomogłyjęki,anawetniemalwiktoriańskieomdleniematki.Wponiedziałek

ranobyłajużwdrodzedostolicyświata,anazajutrznajejnowyadresnaLower
Manhattan niespodziewanie dostarczono kwiaty. I to nie byle jakie. Bukiet egzo-
tycznychorchideioprzeróżnychkształtach.

Odkogoto?
Niepowiedzianomi–odparłmężczyznawuniformie,naktórymdostrzegłasub-

telnelogokorporacjiQVirtus;notak,odniedawnamieliprzecieżswójklubtakże
wNowymJorku.–Pracujęjakokurier.Zabieramidostarczampodwskazanyadres.

Zatemzklubu,pomyślała.Wtensposóbdziękujązapobytunich?Aledlaczego

takpóźno

PanZeus?–spytała.
Nie sądzę – odparł kurier w uniformie. – Szef zazwyczaj dołącza kartecz

znapisem„ZpozdrowieniamiodZeusa”,atutakiejniema.Toraczejktóryśzklu-
bowiczów.

Bukiet nie zawierał żadnej karteczki ani znaku, który mógłby wskazywać na

nadawcę,alewiedziaładobrze,żewysłaćgomógłtylkojedenczłowiek.

Och, Ryzard, rozmarzyła się. Taki jesteś słodki. I tak łatwo mnie wypuściłeś

zręki.

AlewtymmomencieprzypomniałajejsięLuiza.Niebyłoszans,bymogłakonku-

rowaćztamtąkobietą,nawetjeślionanieżyje.Amożewłaśniedlatego?

Wykorzystując swój status klubowicza, którym, chcąc nie chcąc, stała się od

pierwszejunichwizyty,zarezerwowaławnowojorskimQVirtus–którybyłzdecy-
dowaniemniejekscentrycznymmiejscemniżjegoodpowiednikwWenezueli–stolik
nalunch,gdyjejmamaprzyjechałająodwiedzićpodkoniecmiesiąca.Umieszczono
je w penthousie z widokiem przez panoramiczne okno na Central Park. Sącząc
wodęzkryształowychczarzezłotymbrzegiem,Tiffanypomyślała,żewolałabyjuż
widoknaposągtejcałejLuizy,bytylkoznaleźćsięwjegopobliżu.Aledotakichsła-
bościniemogłasięoczywiścieprzyznać.

Plotkowały o wszystkim i o niczym, aż wreszcie pani Davis powiedziała niespo-

dziewanie:

Tiff,chciałamcięprzeprosićzateniesprawiedliweuwagioRyzardzie.
Tiffanyspojrzałananiąosłupiała.
Wtedy,wZurychu,wtoalecieIpotem.
Ależjakto,mamo?Przecieżtwójniepokójokazałsięjaknajbardziejuzasadnio-

ny.Niewyszłonamitytoodpoczątkuprzeczuwałaś.

PaniDaviswzięłagłębokiwdech.
Tak, ale Muszę powiedzieć ci prawdę. Na twoje małżeństwo z Pauliem pa-

trzyliśmyrzeczywiściewdużymstopniujaknarodzinnąinwestycję.

Wiem.Niemamdziśotopretensji.
ZatemkiedyzobaczyłamwoczachRyzardaciepłeuczuciedociebie,wpadłam

w lęk, że nam ciebie zabiera, że wymykasz się spod naszej rodzinnej kontroli. To

background image

my wcześniej decydowaliśmy, z kim masz spędzić swoje życie, a teraz to była wy-
łącznietwojadecyzja.

Mamo
Wiem, mówię straszne rzeczy, ale to prawda. Zało mi trochę czasu, by do

tegodojść,alepotwoimwyjeździezdomuzrozumiałam,żecośzojcemrobiliśmy
potwornienietak.

Tiffanymiałałzywoczach.Ilelatczekałanatakiewyznanie?
Padłysobiewramionaiobiezaczęłyszlochać.
Kochaszgo?–spytałamatka,gdywystarczacosięwypłakały.
Tiffanywzruszyłaramionami,alepojejtwarzyponowniepopłyłyłzy.
Niewiem
Nie mogła powiedzieć matce, że myśli o nim co noc przez długie godziny, kiedy

bezskutecznie próbuje zasnąć. Że wtedy płacze. Że dzień zaczyna od szukania
wsieciinformacjionim,jegozdjęć,czychoćbywiadomości,żekolejnykrajuznał
Bregnowię.

Iwłaśniewtymmomencie,kiedyrozmawiałazmatką,naumieszczonymwrogu

pokojuwielkimekraniezwyciszonymgłosem,naktórymnieustannieleciaływiado-
mościtelewizyjne,zobaczyłaprzesuwacysiępasekznapisem:

„WybuchkopalniwęglawpółnocnejBregnowii,dziesiątkizabitych
Zerwała się równe na nogi, po czym chwyciła za telefon i zadzwoniła do swojej

asystentki.

Nic nie wskazywało na sabotaż, ale w kraju tak niestabilnym politycznie, który

dopierocowynurzyłsięzpiekławojnydomowej,każdapodobnakatastrofagroziła
faląplotek,fałszywychoskarżeń,apotencjalniewznowieniemstarćzbrojnych.Ry-
zard wiedział, że aby temu zapobiec, musi jak najszybciej znaleźć się na miejscu.
Osobiściestarałsiękierowaćakcjąratunkową,awkażdymraziepomagaćwroz-
wiązywaniuproblemów,którewydawałysięnierozwiązywalne.Dziękiswoimznajo-
mościom załatwił natychmiastowy transport do szpitala w Szwajcarii grupy ocala-
łychpoparzonychgórników.

Zainstalowałsięwwielkimnamiociezgeneratoremprądu,któryzapewniałświa-

tłoielektrycznośćwokolicykopalni,ajemukontaktzeświatem.Tuprzyszedłpo
dwudziestugodzinachnieprzerwanejpracyijaknieżywyzwaliłsięnapryczę.

Kiedyjakiśczaspóźniejsięobudził,zobaczyłkrzątacąsięponamiociekobietę,

która wydawała mu się znajoma. Leżąc, przyjrzał jej się uważniej: miała na sobie
obcisłespodniewetkniętewczarnekozakiwysokiedokolan.Blondkucykzwisałna
plecachskórzanejczarnejkurtki.

Pomyślałwpierwszejchwili,żemazwidy.Usiadłnapryczy,poczymwstał,pod-

szedłdokobietyipołożyłrękęnajejramieniu.Odwróciłatwarz,którąprzecinała
rysadobrzeznanejmublizny.

Toniesen?–zapytał,mrugajączaspany.
Uśmiechłasięczuleipołożyładłońnajegopoliczku.Jejdotykbyłzaskakuco

ciepły,couświadomiłomu,jakbyłzziębnięty.

NawetSzwajcarianiejestprzygotowananatyleoparzeń–tłumaczyłaTiffany.

Selekcjonujemywięcrannychiwysyłamyich,gdziesięda.Mójojciecdzwonibezpo-

background image

średniodoprezydentówpaństwimówi,żeniktnieodmawiapomocy.Niegniewasz
się,żesięwtowłączyłam?

Zaniewił.Niemógłuwierzyćwswojeszczęście.Teraz,kiedyprawiejużpogo-

dziłsięztym,żenaskutekswojejewidentnejgłupotybezpowrotniejąstracił

Kazałamuusiąśćnapryczy,boledwietrzymałsięnanogach.
Musisz się przespać – powiedziała, starając się nadać głosowi jak najbardziej

władczyton.

Powiedziałcośdoniejpobregnowiańsku,zapewneniezdającsobieztegospra-

wy;mówiłzachrypniętym,urywanymgłosem.Przytuliłjąwmocnymuścisku,oparł
głowęnajejpiersiipełnyminozdrzamichłonąłjejcudnyzapach.

Musiszsiępołożyć,Ryzardzie.
Położyłsię,pociągającjązasobąnapryczę,ażzaskrzypiałapodnimi.Pochwili

jednakzmęczeniewzięłogóręiprezydentBregnowiijużchrapał.Wyplątałapalce
Ryzardazeswychwłosówiwróciładopracy.Ostatniagrupaocalałych,naszczęście
jużnietychznajcięższymiranami,czekałanarozdysponowanie.

Ryzardobudziłsiępokilkugodzinachpewien,żewszystkotomusięprzyśniło,ale

odkrył na sobie skórzaną kurtkę, którą Tiffany musiała go okryć przed wyjściem
znamiotu.Zatemgdzieśtubyła.Znaprędcezrobionąkawąwjednejdłoni,akurt
wdrugiejposzedłnaposzukiwaniaiodnalazłją,jakpocieszałazaniepokojonążonę,
którejrannymążgórnikbyłwnoszonydohelikoptera.Kobietatuliłamalutkiedziec-
ko,aoboksiebiemiałajeszczekilkuletniegorudowłosegochłopczyka.

Och,Ryzardzie–powiedziała,gdyokryłjąkurtką.–Takbymchciałazapewnić

ją, że jej mąż przeżyje. Oparzenia ma poważne, ale na szczęście żadnych we-
wnętrznychurazów.

Ryzard zaczął mówić do płaczącej kobiety. Udało im się ją jako tako uspoko

iwsadzićdowojskowegojeepa,któryzdziećmimiałjązawieźćdodomu.Jejmąż
leciałwtymmomenciehelikopteremdoszpitalawParyżu.

Niewiem,jakmamcidziękować–powiedziałRyzard.–Ijakimisłowamiprze-

praszać?

Ciii–uspokajałagojakdziecko.–Wszystkobędziedobrze.

Pałacwyglądałlepiejniżkiedykolwiek,zauważyłaTiffany,gdyobudziłasięoświ-

cie. Poprzedniego dnia wieczorem rozesłali do szpitali ostatnich poszkodowanych
iwrócilisamochodemprezydenckimdoGizeli.

Zauważyła,żeelewacjabudynkuniejestjużpokrytadziuramipokulach,agruzo-

wiskoznikło,nadającokolicyzapraszacyiotwartycharakter.Swójpokójwpa-
łacuzastaławtakimstanie,wjakimgozostawiła.Wcześniejzastanawiałasięwie-
lokrotnie,czypoprosićgo,byodesłanojejrzeczy,alebałasięznimkontaktować.
Bałasię,żesłyszącjegogłos,stracigłowę,rzuciwszystkoiwsiądziewpierwszysa-
molot do Bregnowii. Albo że powie coś takiego, po czym już jakikolwiek kontakt
międzyniminiebędziemożliwy.

Poprzedniego dnia wieczorem skrajnie zmęczona nie protestowała, kiedy zapro-

ponował,bytuprzyjechali,terazjednakzastanawiałasię,cotodlanichznaczy.Nie
przywióbyjejtu,gdybyniechciał,ale

background image

Wtymmomencieusłyszałapukaniedodrzwi,wktórychpochwilistanąłRyzard.

Miałnasobiebiałąkoszulę,czarnygarnituriprezydenckąwstęgę.Byłświeżoogo-
lonyiumyty.

Niemusiszoczywiścietegorobić–powiedziałtrochęniepewnymgłosem.
Uśmiechłasię.
Niemuszę,alechcę–zapewniłago,zastanawiającsię,czyniejestidiotką.Dla-

czegowłaściwietorobi?Bojestjejznimtakdobrze?Bopodziwiagojakoczłowie-
kaiczerpiewielkąradośćzpatrzenia,jakrośniewpogę?

Na zewnątrz było wietrznie, pachniało wczesnojesienną burzą, a ciężkie krople

wirowaływporywachwiatru.Liściegoniłypotrawie,aichubraniaprężyłysię,gdy
szliwstronęmasztu.Flagatrzaskałazielonymiiniebieskimipaskami,gdyskładał
przysięgęisalutował.Wybuchoklaskówsprawił,żeodwrócilisięobojedotłumuze-
branego przed bramą. Ludzi było tym razem więcej, kilkuset. Poczuła świeży na-
pływdumy.

Twójpoprzednikniepociąłbysobierąk,uwalniająctychgórników–powiedzia-

ła, podnosząc jego pokrytą strupami dłoń. Była tak otarta i sponiewierana, że in-
stynktownieuniosłajądoust.

Wiwatyzagrzmiałymocniej,cosprawiło,żeszybkoopuściłarękęRyzarda.
Przepraszam.Tobyłogłupie
Wręcz przeciwnie, podobało im się. Są tu tak samo dla ciebie, jak i dla mnie.

Wiedzą,codlanaszrobiłaś–mówił,stająctwarządotłumu,poczymwskazałnanią
dłoniąiukłonem.

Ludziewiwatowalijeszczegłośniej,machającflagamiiunoszącwgórędzieci.
Dziękująci,Tiffany–powiedział,unoszącjejdłońdoust,nacopodniósłsięko-

lejnyryk.

Stalinastępniedługozezłączonymirękami,machającdotłumu.Niktnieodcho-

dził.Czekali,ażonaiRyzardpójdąpierwsi.

Płaczesz?–spytał,gdyweszlidopokojukredensowegozpięknymidziewiętna-

stowiecznymi meblami i widokiem na morze, w którym jednak wciąż nie czuła się
komfortowo.

OdwróciłaspojrzenieodportretuLuizyiotarłałzy.
To było bardzo poruszace. Nie spodziewałam się. Miałam wcześniej wraże-

nie,żemyśląomniejakointruzie.

NiemogłapowstrzymaćzerkaniacochwilęnaLuizę,jakbytamogłaichpodsłu-

chiwać.Ryzardpożyłzajejwzrokiem.

Tomojawina,żetaksiętupodleczułaś–powiedziałniskim,grobowymniemal

tonem.–Aleproszę,spróbujzrozumieć,coonadlamnieznaczyła.Luizapokazała
mi, że Bregnowia to mój dom. Przedtem, po tylu latach życia bez korzeni, to nie
byłodlamnieoczywiste.

Potakła.Rozumiałatoiwspółczułamutakobfitucegowtragedieżycia.
Potrzebowałem jej miłości po stracie rodziców. Inaczej zamknąłbym się w so-

bie.Stałbymsięnarzędziemwojny,zdolnymjedyniedodestrukcji.Gdyjąstraciłem,
powiedziałem sobie, że muszę zrobić wszystko, by nie stać się zgorzkniałym, peł-
nymnienawiściądemonemzemsty.Tobyłobywkonflikciezewszystkim,wcowie-
rzyła.

background image

SłowaRyzardabyłytakszczereitakprzepojonebólem,żewoczachTiffanysta-

łyłzy.

Teżjąpodziwiam–wydusiłaześciśniętejpiersiiprzepraszam,jeślikiedykol-

wiekbyłamzła,żezaczęstooniejwspominasz.Żałuję,żejejniepoznałam.Miała
wspaniałąsiłęwoli.Niemiałabymnigdyodwagi,byzrobićto,coonazrobiła.

Popatrzyłnaniązwdzięcznością.
Gdywydawałomisię,żecięstraciłembezpowrotnie,pierwszyrazwżyciupo-

czułem,żeniechcemisiężyć.Żeoczywiściemuszę,mamobowiązki,ludzi,którzy
mniekochają,aledlasamegosiebiemisięniechciało.Itaksięcieszę,żejesteś
tuznowu.Zostańtu,proszę!Zemną.Nazawsze.

Podniosłagłowę,spoglądającnaniegooczamipełnymiłez.
Czyontonaprawdępowiedział?

background image

EPILOG

Droga mleczna na niebie Zanzibaru wydawała się jeszcze bardziej upstrzona

gwiazdami niż w jakimkolwiek miejscu na ziemi, w którym była wcześniej. Gdyby
Ryzard nie trzymał jej mocno u swego boku, gdy szli wzdłuż nadbrzeża do baru,
pewniewpadłabydowody.

Kiedyznaleźlisięwklubie,Tiffanyodwiładrinka,któregooferowałajejprze-

chodzącahostessa.Ryzardpociągnąłjądobocznegobaru.

Mrożonykokos.Bezalkoholu–powiedziałdobarmanki.
Niezrobilijeszczebadań,aleprzestaliużywaćzabezpieczeńjużtygodnietemu.

Aodwczorajbylimałżeństwem.Tiffanybyłaprawiepewna,żejestwciąży,zczego
obojebardzosięcieszyli.Barmankapochyliławjejstronęstelażzaranżacjąroż-
ków,byktóryśsobiewybrała.Wszystkiebyłyoszałamiace,niepoprostuobrane,
zmrożonekokosyzodrobinąkoloru,alesubtelniedekorowanedziełasztukiwza-
skakucejkolorystyce,smakachirodzajach.Tiffanydługoniemogłasięzdecydo-
wać,wahającsiępomiędzybukietemsłodkiegogroszku,mandaląatureckimdywa-
nem.

Właśniedomniedotarło–powiedziałRyzard–żezachwilęmabyćpokazfajer-

werków.TochybastałypunktwrepertuarzeQVirtusnacałymświecie.

Spojrzałananiego,przerywającjedzenierożka.
Naprawdę?–spytała.–Amajątujakąśustronnąaltanę?
Ryzarduśmiechnąłsięipocałowałswojążonęnajczulej,jakpotrafił.Wtymmo-

menciepełnegwiazdnieboprzeciąłpierwszyzkolorowychwybuchów.


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Collins Dani Mój książe
Collins Dani Nigdy się nie ożenię
0645 DUO Collins Dani Rosyjski temperament
Collins, Dani In jener verbotenen Nacht
Dani Collins Bound to the Desert King 03 Wybranka szejka
Rodzinne sekrety Dani Collins
Dani Collins Tajemniczy kochanek
Kim jest panna mloda Dani Collins
Spotkanie z rodzicami II
Spotkanie w Bullerbyn
Spotkanie z lekarzami
Organizacja spotkan biznesowych
Kiedy e mail Kiedy telefon Kiedy spotkanie
Dziś wolałabym siebie nie spotkać Muller Herta
Bliskie spotkania UFO z samolotami, =- CZYTADLA -=, UFOpedia
Spotkanie 3 Dziecko Maryi nie krzywdzi innych, Spotkania Dzieci Maryi, Dzieci klas I-III
TERAPIA sygmatyzmu szumiące - spotkanie III, LOGOPEDIA, Wady wymowy, Sygmatyzm, Sygmatyzm terapia
sak pokuty, KATECHEZA DLA DZIECI, Konspekty spotkań, katechezy
Spotkanie 15, 3 Tydzień Biblijny, Prezentacje, UNIWERSYTET BIBLIJNY, II. ROK DRUGI, I. Rok szkolny 2

więcej podobnych podstron