DIONA I DALMATYNCZYK
Najpi kniejsze mi o ci
ę
ł ś
Rozdzia 1
ł
Rok 1819
Sir Hereward Grantley z trudem sadowi si w ogromnym fotelu. Krzywi c si i sapi c, d wign
ł ę
ą
ę
ą
ź
ął
opuchni t stop na taboret i ostro
ę ą
ę
żnie próbowa znale oparcie dla obola ych pleców.
ł
źć
ł
W tej samej chwili w radosnych susach ruszy ku niemu m ody dalmaty czyk. Nagle,
ł
ł
ń
potr cona psim ogonem, szklanka brandy zsu
ą
n a si ze stolika. Sir Hereward wpad we
ęł
ę
ł
w ciek o :
ś
ł ść
— Pilnuj swego przekl tego psa! — krzykn na bratanic i doda z pretensj w g osie: .
ę
ął
ę
ł
ą
ł
— Mówi em ci ju , e nie ma prawa tutaj przebywa . Nie ycz go sobie w domu. Jego
ł
ż ż
ć
ż
ę
miejsce jest w psiarni.
Diona pospiesznie zbiera a z dywanu kawa ki szk a.
ł
ł
ł
— Bardzo przepraszam, stryju Herewardzie. Syriusz zrobi to niechc cy. Chcia tylko przy
ł
ą
ł
-
wita si z tob . Wiesz przecie , e ci lubi.
ć ę
ą
ż ż
ę
— Mam dostatecznie du o w asnych psów. Albo pójdzie do budy, albo trzeba b dzie go
ż
ł
ę
zastrzeli .
ć
Diona, przera ona, krzykn a, a z drugiego k ta pokoju odezwa si g os:
ż
ęł
ą
ł ę ł
— S dz , ojcze, e to dobra my l! W domu psy sprawiaj tylko k opot. Niedawno te
ą ę
ż
ś
ą
ł
ż
widzia em, jak Syriusz polowa w lesie, gdzie bez w tpienia wystraszy wysiaduj ce ptaki...
ł
ł
ą
ł
ą
— To nieprawda! — zaprotestowa a Dio
ł
na. — Syriusz nigdy beze mnie nie wychodzi. Wiem,
e jest pora l gowa, wi c trzymamy si z dala od lasu.
ż
ę
ę
ę
— Widzia em na w asne oczy!
ł
ł
Diona wiedzia a, e kuzyn Simon k amie i domy la a si powodu jego zachowania.
ł ż
ł
ś ł
ę
Odk d zamieszka a w wielkim, brzydkim domu stryja, Simon prze ladowa j zalotami, a gdy
ą
ł
ś
ł ą
je odrzuci a, sta si z o liwy. Teraz za wtr ci si do sporu zapewne powodowany ch ci
ł
ł ę ł ś
ś
ą ł ę
ę ą
zemsty za domnieman zniewag . Dwa dni temu bowiem, spotkawszy Dion na scho
ą
ę
ę
dach,
usi owa j poca owa . Broni a si , a kie
ł
ł ą
ł
ć
ł
ę
dy zrozumia a, e jest od niej silniejszy, nadep
ł ż
n a mu
ęł
na nog tak mocno, e j kn z bólu.
ę
ż ę ął
Wyrwa a si kuzynowi, wo aj c:
ł
ę
ł ą
— Zostaw mnie w spokoju! Nienawidz ci ! Je eli jeszcze raz o mielisz si mnie dotkn
,
ę ę
ż
ś
ę
ąć
powiem stryjowi Herewardowi!
Simon tylko czeka na stosown okazj . Wsta od sto u, przy którym apczywie po
ł
ą
ę
ł
ł
ł
ch ania
ł
ł
obfite niadanie, mimo e pora po
ś
ż
rannego posi ku ju dawno min a, i podszed do ojca.
ł
ż
ęł
ł
— Koniecznie trzeba zabi tego psa — stwie
ć
rdzi , wycieraj c usta. — Powiem Heywoodowi,
ł
ą
eby go zastrzeli , tak jak starego Rufusa, kiedy przesta si ju do czegokolwiek nadawa .
ż
ł
ł ę ż
ć
— Nie tkniesz mojego psa! — krzykn a gniewnie Diona. — Jest m ody, a szkod wyrz dzi
ęł
ł
ę
ą ł
nieumy lnie! To pierwsza rzecz, któr st uk w tym domu!
ś
ą ł ł
— Pierwsza, któr zauwa yli my! — wark
ą
ż ś
n Simon.
ął
Diona spojrza a na stryja.
ł
— Bardzo prosz . Wiesz jak ogromnie ko
ę
cham Syriusza, jak wiele dla mnie znaczy. Tylko on
pozosta mi po ojcu...
ł
Raptem u wiadomi a sobie, e mówi c w ten sposób post puje nierozwa nie. Wszak sir
ś
ł
ż
ą
ę
ż
Hereward Grantley nie znosi m odszego brata. Ojciec Diony by o wiele bardziej popularny w
ł ł
ł
hrabstwie, znacznie lepszy w ró nych dzie
ż
dzinach sportu i, w dodatku, o wiele przystojniejszy.
Czasami Diona mia a wra enie, e stryj jest w gruncie rzeczy zadowolony, i m odszy brat
ł
ż
ż
ż ł
przyp aci yciem upadek z porywistego ogiera, gdy ko bra wysok przeszkod .
ł ł ż
ń
ł
ą
ę
Wypadek taki nie powinien by si zdarzy je d cowi równie do wiadczonemu jak jej ojciec.
ł ę
ć ź ź
ś
Ca e hrabstwo op akiwa o Harry'ego Grantleya i Diona zrozumia a, e w a ciwie wtedy
ł
ł
ł
ł
ż
ł ś
umar a tak e jej matka! Pani Grantley z ka
ł
ż
żdym dniem robi a si coraz s absza, a w rok pó niej i
ł
ę
ł
ź
j równie pochowano. Od tej pory stryj sta si prawnym opiekunem bratanicy. Diona musia a
ą
ż
ł ę
ł
opu ci strony, gdzie tak szcz
ś ć
ę liwie up ywa o niegdy jej ycie.
ś
ł
ł
ś
ż
Rodzinny dom zdawa si zawsze wype niony s o cem, podczas gdy nale
cy od trzystu lat
ł ę
ł
ł ń
żą
do Grantleyów dwór by ogromny, ciemny i ponury.
ł
Wkrótce te Diona poj a, e kuzyn Simon przyczyni jej wielu zmartwie . Sir Herewardowi
ż
ęł ż
ń
wydawa o si , e przynajmniej pod jednym wzgl dem by lepszy od nie yj cego brata — mia
ł
ę ż
ę
ł
ż ą
ł
dziedzica. Na nieszcz cie Simon nie by synem, z którego jakikolwiek ojciec móg by by
ęś
ł
ł
ć
dumny. Mia dwadzie cia cztery lata, ale jego rozwój psychiczny zatrzyma si na etapie
ł
ś
ł ę
niedojrza ego nastolatka. Nie wyró nia si
te
niczym szczególnym, oprócz
ł
ż
ł
ę
ż
nieprawdopodobnego wr cz apetytu. Kuzyn Diony jad za czterech i wci by g odny.
ę
ł
ąż ł ł
W przysz o ci Simon mia zosta szóstym baronetem. W t a, wiecznie cierpi ca lady
ł ś
ł
ć
ą ł
ą
Grantley nie mog a mie wi cej dzieci, tote sir Hereward uwielbia jedynaka i dogadza mu we
ł
ć
ę
ż
ł
ł
wszystkim. ywi przy tym nie uzasadnion nadziej , e podsycaj c wrodzony egoizm syna,
Ż
ł
ą
ę ż
ą
wychowa Simona na m
czyzn .
ęż
ę
Diona, z natury spostrzegawcza, szybko zauwa y a nieweso sytuacj stryja i szczerze z nim
ż ł
łą
ę
wspó czu a. W niczym jednak nie po
ł
ł
prawi o to jej w asnego losu.
ł
ł
By a nie tylko wyj tkowo adna, ale te inteligentna. Wkrótce wi c zrozumia a, e iry
ł
ą
ł
ż
ę
ł ż
tuje
stryja, jak niegdy irytowa go jej tragicznie zmar y ojciec. Próby u agodzenia sir Herewarda
ś
ł
ł
ł
spe za y na niczym. Rzadko dzie mija bez z orzecze na wyimaginowane przewinienia
ł ł
ń
ł
ł
ń
bratanicy, zmuszonej cierpliwie znosi wybuchy z o ci starszego pana.
ć
ł ś
ona sir Herewarda ca e dnie sp dza a le
c i skar
c si na okropne bóle. P aka a i
Ż
ł
ę
ł
żą
żą
ę
ł
ł
narzeka a, nigdy nie uczyni a jednak naj
ł
ł
mniejszego bodaj wysi ku, by pokona w asn s abo .
ł
ć ł
ą ł
ść
Zachowanie Simona za stanowi o pasmo rozczarowa . Sir Hereward zacz szuka po
ś
ł
ń
ął
ć
ciechy
w alkoholu. Nadmierne picie powodowa o kolejne ataki podagry. Chory cierpia na srogie bóle
ł
ł
go cowe, puch y mu nogi i r ce.
ść
ł
ę
Teraz, kiedy gniew osi gn stan wrzenia, starszy pan warkn do syna:
ą ął
ął
— Masz racj . Powiedz Heywoodowi, eby dzi wieczorem zastrzeli to zwierz . Nie dopu
ę
ż
ś
ł
ę
-
szcz , by przez jakiego psa, mia y nie uda si jesienne polowania!
ę
ś
ł
ć ę
Diona ukl k a przy fotelu stryja. W jej g osie brzmia o b aganie.
ę ł
ł
ł
ł
— Nie mo esz tego zrobi , stryju Herewardzie! Nie mo esz by tak okrutny. Wiesz ile
ż
ć
ż
ć
Syriusz dla mnie znaczy.
Przez chwil mia a wra enie, e sir Hereward ust pi. I wtedy odezwa si Simon:
ę
ł
ż
ż
ą
ł ę
— Ten pies poluje na wszystko, co si rusza! Wczoraj widzia em, jak goni kury i je li nie
ę
ł
ł
ś
dostaniemy jaj na niadanie, b dzie to jego wina!
ś
ę
— To k amstwo! K amstwo! — krzykn a Diona.
ł
ł
ęł
Jednak zmy lona przez Simona historyjka zawa y a na decyzji sir Herewarda.
ś
ż ł
— Wydaj polecenie Heywoodowi! — rzek do syna. — I niech przeka e le niczym, eby
ł
ż
ś
ż
zastrzeli ka dego b kaj cego si po lesie kota czy psa!
ć ż
łą ą
ę
Diona zrozumia a, e nie ma sensu prosi stryja o lito . Chcia o jej si krzycze z oburzenia na
ł ż
ć
ść
ł
ę
ć
t ra
c niesprawiedliwo
i bezsen
ę żą ą
ść
sowne okrucie stwo. Naraz dostrzeg a b ysk z o liwego
ń
ł
ł
ł ś
zadowolenia w oczach kuzyna Simona. Wsta a wi c i z wysoko podniesion g ow wysz a z
ł
ę
ą ł ą
ł
jadalni. Dopiero gdy zamkn y si za ni drzwi, rzuci a si jak szalona do swojego pokoju.
ęł
ę
ą
ł
ę
Dalmaty czyk pobieg za ni .
ń
ł
ą
Syriusza ofiarowa Dionie ojciec nie na d ugo przed tragicznym wypadkiem. Piesek by mie
ł
ł
ł ś
-
szny i nieporadny. Na bia ym futerku zacz y pojawia si ciemne plamki, gdy Syriusz sko
ł
ęł
ć ę
ż
ń-
czy w a nie dwa tygodnie. Kiedy patrzy na Dion z mi o ci , przytuli a go delikatnie i po
ł ł ś
ł
ę
ł ś ą
ł
czu a,
ł
e bardzo go kocha.
ż
Tylko Syriusz potrafi pocieszy dziewczyn po mierci rodziców. Liza jej policzki i tuli si ,
ł
ć
ę
ś
ł
ł ę
gdy p aka a bezradnie, jakby rozumia jej rozpacz i samotno . Teraz mia a ju tylko jego.
ł
ł
ł
ść
ł
ż
Oczywi cie yli jeszcze inni cz onkowie ro
ś
ż
ł
dziny Grantleyów, ale niestety mieszkali poza
granicami hrabstwa. Nikt z nich jednak nie kwapi si , by udzieli Dionie go ciny. Nie mia a
ł ę
ć
ś
ł
przecie pieni dzy. Jej ojciec ca y swój niewielki kapita wyda na zakup koni. Liczy , e
ż
ę
ł
ł
ł
ł ż
uje d one b dzie mo na sprzeda z zyskiem. Wyniki treningu pierwszych trzech czy czte
ż ż
ę
ż
ć
rech
wierzchowców przekroczy y wszelkie oczekiwania, wi c zach cony sukcesem naby nast pne.
ł
ę
ę
ł
ę
— Mo e to ekstrawagancja — powiedzia onie — ale mam okazj za bezcen kupi od
ż
ł ż
ę
ć
znajomego z Irlandii kilka rasowych koni. G upio przepu ci tak szans .
ł
ś ć
ą
ę
— Oczywi cie, najdro szy — przytakn a. — Nie znam nikogo, kto by by zr czniejszy od
ś
ż
ęł
ł
ę
ciebie w uje d aniu koni. Jestem pewna, e twój nowy nabytek przyniesie nam wielkie korzy ci.
ż ż
ż
ś
Harry Grantley nawet o tym nie w tpi . Gdy nadszed oczekiwany przez niego transport, z
ą ł
ł
rado ci odkry , e wierzchowce wygl da y znacznie bardziej obiecuj co, ni si tego spo
ś ą
ł ż
ą ł
ą
ż ę
-
dziewa . By jednak wiadom, e s na tyle dzikie, i okie znanie ich wymaga musi ogrom
ł
ł
ś
ż ą
ż
ł
ć
nej
cierpliwo ci i wysi ku.
ś
ł
— Có to b dzie za przyjemno
obser
ż
ę
ść
wowa prac nad nimi — mówi a sobie Diona. W
ć
ę
ł
obawie o bezpiecze stwo córki ojciec nie pozwala jej dosiada nie wytrenowanego ko
ń
ł
ć
nia. A
przecie Diona by a do wiadczon ama
ż
ł
ś
ą
zonk . Je dzi a konno niemal od chwili, gdy nauczy a si
ą
ź
ł
ł
ę
chodzi .
ć
I w a nie jeden z irlandzkich wierzchow
ł ś
ców sta si mimowolnym sprawc mierci jej ojca.
ł ę
ą ś
Nie uje d one konie sprzedano przygod
ż ż
nemu kupcowi. Mimo, e nie uda o si uzyska za nie
ż
ł
ę
ć
dobrej ceny, panie Grantley mog y y do
wygodnie podczas smutnych miesi cy, które
ł ż ć
ść
ę
nast pi y po mierci sir Harry'ego.
ą ł
ś
Wkrótce Diona zauwa y a, e matka z dnia na dzie robi si coraz s absza i trudno j
ż ł ż
ń
ę
ł
ą
czymkolwiek zainteresowa . Tylko córce po wi ca a jeszcze nieco uwagi. Nie mia a si ju
ć
ś ę ł
ś
ł
ę ż
jednak nigdy i rzadko na jej twarzy go ci blady u miech. W ci gu dnia pani Grantley udawa o
ś ł
ś
ą
ł
si zachowa pozory opa
ę
ć
nowania, ale Diona by a przekonana, e noce matka musia a sp dza
ł
ż
ł
ę
ć
rozpaczaj c za zma
ą
r ym m
em.
ł
ęż
Pó niej Diona nie raz zastanawia a si , czy nie mog a, mimo wszystko, uratowa matki.
ź
ł
ę
ł
ć
Zdawa a sobie jednak spraw , e przyczyn mierci nie by a adna z chorób cia a. Wdowa po
ł
ę ż
ą ś
ł ż
ł
Harry'm Grantleyu po prostu nie potrafi a y bez m
czyzny, którego kocha a ponad wszystko.
ł ż ć
ęż
ł
wiadomo , e rodzice byli ze sob szcz
Ś
ść ż
ą
ęśliwi, dodawa a Dionie si do zniesienia ponurej
ł
ł
atmosfery, panuj cej we dworze stryja. Dopiero teraz zrozumia a, e to nie mury i sprz ty
ą
ł ż
ę
tworz dom, ale ludzie, którzy w nim yj !
ą
ż ą
W a ciwie Grantley Hall powinien uchodzi za pi kny. Zdobi a go bowiem wy mienita
ł ś
ć
ę
ł
ś
kolekcja obrazów i mebli, dziedziczonych z pokolenia na pokolenie.
Sir Hereward jednak by cz owiekiem trud
ł
ł
nym, rozgoryczonym, a w gruncie rzeczy, nie-
szcz liwym. Nic wi c dziwnego, e ca y dom wydawa si Dionie ponury i równie zimny, jak
ęś
ę
ż
ł
ł ę
serca jego mieszka ców.
ń
S u
cy, starzy i zgorzkniali, bole nie od
ł żą
ś
czuwali sposób, w jaki wydawano im polecenia, lecz
ze strachu przed utrat posady nigdy nie odwa yli si otwarcie zaprotestowa .
ą
ż
ę
ć
Sir Hereward utrzymywa stajni , s ynn z doskona ych koni oraz psiarni , jedn z naj
ł
ę ł
ą
ł
ę
ą
-
lepszych w hrabstwie. Ale nawet zwierz ta wydawa y si Dionie inne ni wierzchowce i psy
ę
ł
ę
ż
hodowane w jej rodzinnym maj tku. Mo e dlatego, e nikt nie odnosi si tu do nich jak do
ą
ż
ż
ł ę
indywidualnych istot.
Na pocz tku stryj zgodzi si , by Syriusz zawsze jej towarzyszy , a nawet sypia ko o ó ka
ą
ł ę
ł
ł
ł ł ż
Diony.
Po pewnym czasie jednak Simonowi uda o si nastawi ojca wrogo wobec Syriusza. Sir
ł
ę
ć
Hereward przeklina ulubie ca bratanicy, ile
ł
ń
kro ów wszed mu w drog i wykrzykiwa , e „ten
ć
ł
ę
ł ż
pies prze re wszystko, do ostatniego pensa."
ż
W taki to w a nie sposób stryj dawa Dionie do zrozumienia, e znalaz a si w Grantley Hall
ł ś
ł
ż
ł
ę
na askawym chlebie i nie pozwoli bra
ł
ł
tanicy zapomnie , i musia sp aci d ugi po jej ojcu.
ć ż
ł ł ć ł
Nie by y to du e sumy, ale nawet niewielkie rachunki rozw ciecza y sir Herewarda.
ł
ż
ś
ł
S u
cych, których zatrudniali jej rodzice, kaza zwolni i tylko dwoje najstarszych za
ł żą
ł
ć
-
trzyma na posadzie dozorców, lecz, jak zapo
ł
wiedzia , jedynie do momentu, kiedy znajdzie si
ł
ę
nabywca posiad o ci Harry'ego Grantleya.
ł ś
— A potem — lubi straszy — o ile nie trafi si jakie miejsce, pójdziecie do przy
ł
ć
ę
ś
tu ku.
ł
Dionie kraja o si serce z rozpaczy, ale nie mia a adnego wp ywu na decyzje despotycz
ł
ę
ł ż
ł
nego
stryja. W g bi duszy ywi a jednak nadziej , e sir Hereward nie spe ni swojej gro by.
łę
ż
ł
ę ż
ł
ź
Natomiast staruszkowie dniami i nocami zamartwiali si o swój niepewny los.
ę
Wyje d aj c z rodzinnego maj tku, Diona zapewni a, e zrobi wszystko, co w jej mocy, aby
ż ż ą
ą
ł ż
im pomóc, kiedy dom zostanie sprzedany.
— My l , e to ma o prawdopodobne — pociesza a ich. — Z pewno ci niewiele osób
ś ę ż
ł
ł
ś ą
chcia oby mieszka na takim odludziu i stryj szybko nie znajdzie nabywcy posiad o ci. Przecie
ł
ć
ł ś
ż
tatu tylko dlatego tak bardzo lubi to miejsce, i trudno o lepsze tereny je dzieckie.
ś
ł
ż
ź
Diona wiedzia a te jak wa ny dla jej ojca by kontakt z domem, gdzie sp dzi szcz liwe
ł
ż
ż
ł
ę ł
ęś
dzieci stwo i, przede wszystkim, ze starszym bratem. Za ycia dziadka Diony, Harry'ego i jego
ń
ż
przyjació zawsze w Grantley Hall ycz
ł
ż
liwie witano. Pó niej ojciec wst pi do armii, walczy
ź
ą ł
ł
przez wiele lat i w 1802 roku, gdy wreszcie zapanowa czas pokoju, o eni si z kobiet , któr
ł
ż
ł ę
ą
ą
pokocha od pierwszego wej
ł
rzenia. Zdecydowa si wówczas osi
w ma
ł
ę
ąść
ym dworku i
ł
rozpocz przyk adne ycie ro
ąć
ł
ż
dzinne.
Chocia Harry Grantley musia odczuwa rozczarowanie, e dochowa si tylko jednej córki,
ż
ł
ć
ż
ł ę
nigdy jej tego nie okazywa . Marzy zapewne o m skim potomku, który mia by szans na
ł
ł
ę
ł
ę
godno baroneta. W tej sytuacji jako dziedzic rodowego tytu u pozosta jedynie Simon.
ść
ł
ł
Diona musia a przezwyci
y obezw adnia
ł
ęż ć
ł
j cy smutek i zmierzy si z k opotami, jakie
ą
ć ę
ł
nios o ycie. Gdy stryj stawa si szczególnie dokuczliwy, rozmy la a gor czkowo, czy nie ma
ł ż
ł ę
ś ł
ą
jakiego sposobu, aby sama mog a za
ś
ł
rabia na swoje utrzymanie. Rozwa a a te mo liwo
ć
ż ł
ż
ż
ść
wyjazdu do innych krewnych. Lecz krewni Diony byli te krewnymi sir Here-warda...
ż
— Jestem twoim opiekunem. Masz robi to, co ci ka
— zwyk powtarza bratanicy. Wida
ć
żę
ł
ć
ć
by o, e terroryzowanie sieroty po znienawi
ł
ż
dzonym bracie, sprawia mu wiele przyjemno ci.
ś
Wra liw , a zarazem spostrzegawcz dziew
ż
ą
ą
czyn razi a nie tyle z o liwo wypowiedzi stryja,
ę
ł
ł ś
ść
co wyra nie wrogie uczucia.
ź
Chocia rodzice Diony dobrze znali ycie wielkomiejskie, przedk adali jednak wiejskie
ż
ż
ł
zacisze nad uroki Londynu. Czasami matka wspomina a mimochodem, e gdy córka sko
ł
ż
ńczy
nauk , trzeba b dzie wprowadzi j w wie
ę
ę
ć ą
lki wiat i zaprezentowa na dworze królews
ś
ć
kim. Lecz
ojciec zmar sze miesi cy przed osiemnastymi urodzinami Diony. Nie zd
y a wi c zobaczy
ł
ść
ę
ąż ł
ę
ć
Londynu, ani nie bra a dot d udzia u w adnym balu z prawdziwego zdarze
ł
ą
ł
ż
nia. Oczywi cie, jako
ś
dziecko bywa a wraz z matk na przyj ciach wydawanych w hrabs
ł
ą
ę
twie, ale gdy podros a, wola a
ł
ł
towarzyszy ojcu w polowaniach lub obserwowa gonitwy, w których uczestniczy . Podczas
ć
ć
ł
wypraw myśliwskich pozna a szlacht hrabstwa. Jednak szczególn sympati darzyli j ,
ł
ę
ą
ą
ą
uwielbiaj cy Harry'ego Grantleya, okoliczni farmerzy. Na
ą
zywali Dion „ adn ma pann
ę ł
ą
łą
ą
Grantley", na jej widok zrywali kapelusze z g ów i cz s
ł
ę towali smacznym, wie ym wiejskim
ś
ż
jedzeniem. Jakkolwiek byli uprzejmi i dobrzy, nie stanowili towarzystwa, o jakim marzy a dla
ł
niej matka.
— Chc , eby odnios a taki sam sukces, jak ja, kiedy by am debiutantk — mówi a pani
ę ż
ś
ł
ł
ą
ł
Grantley. — Nie jestem pró na, moja najdro sza, ale powiem ci, e mia am wielu wielbicieli,
ż
ż
ż
ł
czaruj cych i bogatych m odych ludzi, którzy pytali mego ojca, czy mog si o mnie stara .
ą
ł
ą ę
ć
— To znaczy, e chcieli ci po lubi , ma
ż
ę ś
ć
musiu?
— Tak, ale ja ich nie chcia am. Czeka am, cho wtedy nie zdawa am sobie z tego sprawy...
ł
ł
ć
ł
Na twojego ojca.
— A w jaki sposób si poznali cie? Jak to si sta o?
ę
ś
ę
ł
— Zakocha am si w nim! By taki przystoj
ł
ę
ł
ny, onie mielaj cy, niezwyk y! — pani Grantley
ś
ą
ł
westchn a. — Szkoda, e nie mia a okazji zobaczy go w mundurze! Ju sam ten widok
ęł
ż
ł ś
ć
ż
wystarcza , aby serce m odej dziewczyny za
ł
ł
cz o bi mocniej!
ęł
ć
— A czy on te zakocha si w tobie od pierwszego wejrzenia?
ż
ł ę
— Tak! Natychmiast! I nie s dz , eby jakakolwiek para mog a by od nas szcz liwsza!
ą ę ż
ł
ć
ęś
Diona t skni a za takim szcz ciem, czystym i s onecznym. ycie z rodzicami by o po prostu
ę
ł
ęś
ł
Ż
ł
cudowne.
Wbieg a do pokoju, a za ni Syriusz. Staran
ł
ą
nie zamkn a drzwi. Wiedzia a, e musi spokoj
ęł
ł ż
nie
zastanowi si , by znale wyj cie ze strasz
ć ę
źć
ś
nej sytuacji, w której si znalaz a.
ę
ł
Ukl k a i obj a Syriusza. zy sp ywa y jej po policzkach. Pies, wyczuwaj c rozpacz swojej
ę ł
ęł
Ł
ł
ł
ą
pani, liza j po mokrej twarzy.
ł ą
Diona wiedzia a, e w adnym wypadku nie mo e rozsta si z Syriuszem. Po có mia aby
ł ż
ż
ż
ć ę
ż
ł
wtedy y ? G aszcz c i tul c czworono nego przyjaciela, raptem poczu a przyp yw si i zde
ż ć
ł
ą
ą
ż
ł
ł
ł
-
cydowania, czego nie do wiadcza a ju od dawna.
ś
ł
ż
Zamieszkawszy w domu stryja, Diona czu a si tak bardzo nieszcz liwa, i bez protestu
ł
ę
ęś
ż
przyjmowa a wszystkie upokorzenia. Preten
ł
sje, zaczepki i z o liwe uwagi, na które na
ł ś
prawd ani
ę
razu nie zas u y a, znosi a z aniels
ł ż ł
ł
k cierpliwo ci . Przeprasza a i obiecywa a popraw .
ą
ś ą
ł
ł
ę
Teraz jednak poj a, e musi si zbuntowa , nie tylko ze wzgl du na siebie, ale i z powodu
ęł ż
ę
ć
ę
Syriusza. Przytuli a go mocniej, a pies znów poliza j w policzek i zamerda ogonem. Patrzy z
ł
ł ą
ł
ł
niem pro b , jakby proponowa wyj cie na spacer.
ą
ś ą
ł
ś
— Tak zrobimy, Syriuszu. Pójdziemy i nie wrócimy wi cej. Och, dlaczego wcze niej o tym
ę
ś
nie pomy la am...
ś ł
Wsta a i przekr ci a klucz w drzwiach, by nikt nie zaskoczy jej podczas przygotowa .
ł
ę ł
ł
ń
Musia a by dyskretna. Roz o y a na ó ku ogromny jedwabny szal, który nale a ongi do jej
ł
ć
ł ż ł
ł ż
ż ł
ś
matki. Na szalu zacz a uk ada wszy
ęł
ł
ć
stko, co uzna a za absolutnie niezb dne. Sta
ł
ę
ra a si nie
ł
ę
wybiera rzeczy ci
kich. Przecie sama b dzie musia a nie w ze ek. Zapakowa
ć
ęż
ż
ę
ł
ść ę ł
a drobiazgi i
ł
dwie cieniutkie, mu linowe suk
ś
nie. Mimo to, pakunek okaza si ca kiem spory.
ł ę ł
Diona zawaha a si przez moment. Potem zmieni a sukni na najlepsz , jak mia a, w o
ł
ę
ł
ę
ą
ą
ł
ł y a
ż ł
nowe buciki i elegancki czepeczek, który nale a dawniej do jej matki.
ż ł
Od miesi ca nie nosi a ju a oby. Sir Hereward w przyp ywie z ego humoru oznajmi , e
ą
ł
ż ż ł
ł
ł
ł ż
nienawidzi lamentuj cych mu po domu „czar
ą
nych wron".
Mia a adne stroje, gdy stryj zmuszony by da jej troch pieni dzy na zakupy. By o to na
ł ł
ż
ł
ć
ę
ę
ł
samym pocz tku pobytu Diony w Grantley Hall. Kiedy stan a przed sir Herewardem w
ą
ęł
eleganckim stroju, kupionym w pobliskim miasteczku, przyjrza si jej z niech tn ap
ł ę
ę ą
robat .
ą
Wkrótce jednak zacz
znowu narze
ął
ka , wypominaj c Dionie poniesione wydatki. Ale
ć
ą
dziewczyna nie zwraca a na to uwagi. Suknie by y nowe, a to znaczy o, e starcz na wiele lat.
ł
ł
ł ż
ą
Teraz za Diona martwi a si przede wszyst
ś
ł
ę
kim brakiem pieni dzy. a owa a, e musi
ę
Ż ł
ł
ż
zostawi tyle nowych rzeczy, ale na szcz cie mog a wzi
ze sob odziedziczon po matce
ć
ęś
ł
ąć
ą
ą
bi uteri : zar czynowy pier cionek, wysadzan diamentami brosz — prezent od Harry'ego z
ż
ę
ę
ś
ą
ę
okazji narodzin córki i raczej brzydk , ale warto ciow , bransolet po babce.
ą
ś
ą
ę
— Bransolet mo na spieni
y — pomy
ę
ż
ęż ć
śla a. — Je li j sprzedam, b d mia a za co kupi
ł
ś ą
ę ę
ł
ć
jedzenie dla Syriusza.
W o y a pieni dze i bi uteri do torebeczki, podnios a tobo ek i szepn a do Syriusza, by
ł ż ł
ą
ż
ę
ł
ł
ęł
szed za ni . Cicho zamkn a za sob drzwi. Pies przekonany, e idzie na spacer, zacz rado nie
ł
ą
ęł
ą
ż
ął
ś
podskakiwa , ale Diona uspokoi a go gestem d oni. Zrozumia w lot. Wychowy
ć
ł
ł
ł
wa a go od
ł
szczeniaka i nauczy a spe nia ró ne polecenia. Syriusz nigdy nie zachowy
ł
ł
ć ż
wa si niepos usznie,
ł ę
ł
tote k amstwa, które rozpowiada o nim Simon, tym bardziej j oburza y. Nie by o w nich nawet
ż ł
ł
ą
ł
ł
ziarna prawdy!
Syriusz ruszy za swoj pani . Przemkn li si do bocznej klatki schodowej, do tylnego
ł
ą
ą
ę
ę
wyj cia. Diona nie chcia a przechodzi ko o kuchni. O tej porze, a by a ju jedenasta, s u ba
ś
ł
ć
ł
ł
ż
ł ż
mia a wolny czas na drugie niadanie. Jedynie w hallu na parterze mog a zosta zauwa ona, ale,
ł
ś
ł
ć
ż
na szcz cie, nikogo nie spotka a.
ęś
ł
Znalaz szy si na podje dzie, skierowa a si ku niewidocznej z frontowych okien cie ce.
ł
ę
ź
ł
ę
ś ż
Niemal bieg a. Syriusz, w sz c za królikami, od czasu do czasu znika w zaro lach, ale
ł
ę ą
ł
ś
pos usznie wraca , gdy wo a a go przyciszonym g osem.
ł
ł
ł ł
ł
Po mniej wi cej dziesi ciu minutach dotar a do niedu ej bramy. By o to boczne wej cie, nie
ę
ę
ł
ż
ł
ś
tak okaza e jak g ówny wjazd. Diona wiedzia a, e zastanie bram otwart . Para staruszków--
ł
ł
ł ż
ę
ą
dozorców zamyka a j tylko na wyra ny roz
ł ą
ź
kaz. Nie by o ich teraz nigdzie wida , lecz Diona,
ł
ć
mijaj c stró ówk , przyspieszy a kroku.
ą
ż
ę
ł
Wybieg a na zakurzon drog . Przez chwil zastanawia a si , w któr stron si skierowa , ale
ł
ą
ę
ę
ł
ę
ą
ę ę
ć
u wiadomi a sobie, e w a ciwie nie ma wyboru. Droga w prawo prowadzi a do wioski.
ś
ł
ż
ł ś
ł
Zwróci a si wi c w lewo i w tym momencie dostrzeg a nadje d aj c dwukó k . Dziewczy
ł
ę
ę
ł
ż ż ą ą
ł ę
na
zaniepokoi a si , czy to przypadkiem nie kto , kogo powinna si wystrzega . Wkrótce jednak, ku
ł
ę
ś
ę
ć
swej uldze, rozpozna a w a ciciela powoziku. Gdy dwukó ka podjecha a bli ej, pomacha a mu
ł
ł ś
ł
ł
ż
ł
przyja nie.
ź
Wszyscy we wsi znali starego Teda. Dostarcza paczki, mleko, a czasami nawet podwozi
ł
ł
podró nych.
ż
Ted ci gn lejce t ustemu pstrokatemu koniowi i powozik zatrzyma si ko o Diony.
ś ą ął
ł
ł ę ł
— Dobry dzie , panienko! Mog w czym pomóc?
ń
ę
— Och, tak! Czy mo ecie mnie zabra ze sob ?
ż
ć
ą
Stary zdziwi si . — A dok d to panienka yczy jecha ?
ł ę
ą
ż
ć
— Za chwil wam powiem.
ę
Poda a mu tobo ek i wspi a si na dwu
ł
ł
ęł
ę
kó k , a Syriusz wskoczy w lad za ni . Ca y ty
ł ę
ł
ś
ą
ł
ł
powozu zajmowa y klatki z m odymi kogucikami, wi c Diona usiad a ko o wo
ł
ł
ę
ł
ł
nicy.
ź
— Dawno nie widzia em panienki, ale widz , panienka i pies zdrowi — zagadn Ted.
ł
ę
ął
Tymczasem Syriusz, zbyt podniecony, by le e spokojnie na pod odze, zdo a wcisn
si na
ż ć
ł
ł ł
ąć ę
aweczk obok Diony. Pies rozgl da si bacznie, a jego pani obj a go opieku czym gestem,
ł
ę
ą ł ę
ęł
ń
jakby chcia a ochroni ulubie ca przed czyhaj cymi niebezpiecze stwami.
ł
ć
ń
ą
ń
Przez jaki czas jechali w milczeniu. Wreszcie dziewczyna zdecydowa a si zapyta : —
ś
ł
ę
ć
Dok d jedziecie? Chyba daleko?
ą
— A daleko — odpar Ted. — Zabieram te koguciki do jednej farmy w maj tku jego
ł
ą
lordowskiej mo ci. To szmat drogi. Potrzeba ca ego dnia, eby tam dojecha .
ś
ł
ż
ć
— Jego lordowskiej mo ci? — zdziwi a si Diona.
ś
ł
ę
Ted skin g ow .
ął ł ą
— Do markiza Irchester. One tam b d ... Mówi co jeszcze, ale Diona ju nie s ucha a.
ę ą
ł ś
ż
ł
ł
Zna a nazwisko markiza Irchester, ale nigdy nie spotka a go osobi cie. S ysza a, e jego dobra
ł
ł
ś
ł
ł ż
le a y gdzie w s siednim hrabstwie, bli ej Londynu.
ż ł
ś
ą
ż
— Markiz Irchester — powtórzy a zamy
ł
ślona. Ojciec czasem opowiada o koniach wy
ł
-
cigowych markiza. Niedawno te czyta a w ga
ś
ż
ł
zecie, e Irchester wygra wielki wy cig w New-
ż
ł
ś
market. Poza tym nic o nim nie wiedzia a.
ł
Znów przez jaki czas jechali w ciszy. S ycha by o tylko st panie konia i skrzypienie piast
ś
ł
ć
ł
ą
dwukó ki.
ł
— Jak s dzicie? Czy jest nadzieja, ebym dosta a jakie zaj cie na której z farm nale
ą
ż
ł
ś
ę
ś
żących
do markiza?
— Zaj cie, panienko? Czemu panienka mia
ę
aby pracowa ?
ł
ć
— Bo uciek am!
ł
— Chce panienka tam pojecha i harowa jak biedni ludzie?! Ojciec panienki to by sobie
ć
ć
chyba tego nie yczy .
ż
ł
Zamilk , smutno kiwaj c g ow . Po d u szej chwili mówi dalej.
ł
ą ł ą
ł ż
ł
— Dobry koniarz by z ojca panienki. Wie-lem go razy widzia , a to na polowaniu, a to jak
ł
ł
jecha do Grantley Hall. Nikt nie siedzia w siodle lepiej ni on.
ł
ł
ż
— Tak, tak — przytakn a Diona. — Ale zrozumcie, ja musia am ucieka ! Stryj Here-ward
ęł
ł
ć
kaza zastrzeli Syriusza!
ł
ć
Ted spojrza jej w oczy z niedowierzaniem. — Nie mo e by ! To m odziutki pies! Dlaczego
ł
ż
ć
ł
go zabija ?! — wykrzykn .
ć
ął
— Tatu da mi go tu przed mierci . Nie mog straci Syriusza! Nie mog ! — Diona mia a
ś ł
ż
ś
ą
ę
ć
ę
ł
zy w oczach. — Nie pozwoli abym go zabi nawet, gdyby by stary i niedo
ny!
ł
ł
ć
ł
łęż
— Jasne, e nie! — zgodzi si Ted. — Ale mo e by go panienka komu odda a?
ż
ł ę
ż
ś
ł
— Nie. Zawsze mieszka ze mn . Zama
ł
ą
rtwia abym si tylko, czy jest nale ycie tra
ł
ę
ż
ktowany i
ywiony. To by oby nie do znie
ż
ł
sienia!
Rozpacz, brzmi ca w jej g osie, powiedzia a Tedowi wi cej ni s owa. Zrozumia , w jak
ą
ł
ł
ę
ż ł
ł
trudnej sytuacji znalaz a si jego m oda pa
ł
ę
ł
sa erka.
ż
— Ale przecie panienka sama sobie nie poradzi. Nie mo e panienka jecha do jakich
ż
ć
ś
krewnych?
— My la am o tym, ale jestem pewna, e stryj Hereward zmusi by mnie do powrotu.
ś ł
ż
ł
Straci abym szans na ocalenie Syriusza.
ł
ę
Ted zamy li si .
ś ł ę
— Wi c co panienka chce robi ? — zapyta po chwili zatroskanym tonem.
ę
ć
ł
— Mog abym pracowa na farmie.
ł
ć
— Ale panienka nie ma poj cia o... krowach!
ę
— Naucz si .
ę ę
Srokaty ko spokojnie przemierza dobrze znan tras . Diona dalej snu a swoje rozwa a
ń
ł
ą
ę
ł
ż nia,
jakby chcia a przekona nie tylko Teda, lecz i sam siebie.
ł
ć
ą
— Znam si dobrze na koniach i psach — o wiadczy a.
ę
ś
ł
— Tak, jego lordowska mo trzyma psy. Zdaje si spaniele. Nawet adne — zauwa y stary.
ść
ę
ł
ż ł
Diona spojrza a na Teda z nieukrywan rado ci .
ł
ą
ś ą
— Mo e potrzebuje kogo do opieki nad nimi?
ż
ś
— Tam ju jest ch opak od psów.
ż
ł
— A nie mo e by dziewczyna od psów? — zapyta a z u miechem.
ż
ć
ł
ś
— Ale tam, panienka arty sobie stroi. Nigdy o czym takim nie s ysza em.
ż
ś
ł
ł
Diona uchwyci a si jednak tej my li.
ł
ę
ś
— Och, jest mnóstwo zaj
, które kobiety mog wykonywa równie dobrze jak m
czy
ęć
ą
ć
ęż
ni! —
ź
stara a si przekona Teda. — Mog a
ł
ę
ć
ł bym opiekowa si szczeniakami i chorymi zwierz tami.
ć ę
ę
Mog abym te tresowa psy nie gorzej ni niejeden m
czyzna!
ł
ż
ć
ż
ęż
— W adnym z domów, które znam — ode
ż
zwa si powoli Ted — gdzie s jakie konie czy
ł ę
ą
ś
psy, nie widzia em, eby zajmowa a si nimi kobieta!
ł
ż
ł
ę
— Ale to nie znaczy, e w a ciciel maj tku nie zatrudni by kobiety, gdyby nadarzy a si taka
ż
ł ś
ą
ł
ł
ę
okazja! — upiera a si Diona. — Rolnicy maj dziewki do krów. Dlaczego nie mog oby by
ł
ę
ą
ł
ć
dziewczyny do psów i koni?
Ted prze o y lejce do jednej d oni i woln r k podrapa si po g owie. By zak opotany.
ł ż ł
ł
ą ę ą
ł ę
ł
ł
ł
— Po prawdzie, to sam nie wiem. Mo e panienka ma racj . Tylko, jak yj , nigdy czego
ż
ę
ż ę
ś
podobnego nie widzia em...
ł
— Jednak spróbuj — o wiadczy a Diona, ale ju znacznie mniej pewnym g osem. — Je eli
ę
ś
ł
ż
ł
ż
powiedz : nie, b dziemy musieli wymy li co innego... to znaczy ja b d musia a co
ą
ę
ś ć
ś
ę ę
ł
ś
wymy li .
ś ć
Diona nagle u wiadomi a sobie, e natkni cie si na dwukó k Teda by o nieprzewidzianym
ś
ł
ż
ę
ę
ł ę
ł
utem szcz
cia. Jednak, gdy dojad ju na miejsce, b dzie zdana tylko na sam siebie. W tej
ł
ęś
ą ż
ę
ą
samej chwili, Ted, jakby czytaj c w jej my lach, powiedzia :
ą
ś
ł
— Je li mog , dam panience rad . Niech panienka wraca do stryja i jeszcze raz go poprosi.
ś
ę
ę
Czuj , e inaczej napyta sobie panien
ę ż
ka biedy...
— Biedy? My licie o zabójcach, z odziejach? Syriusz mnie obroni!
ś
ł
— Zdarzaj si gorsze rzeczy, panienko Diono.
ą ę
— A co, na przyk ad?
ł
Ted nie chcia da odpowiedzi, albo nie dos ysza . Przejechali kawa drogi, zanim znów si
ł
ć
ł
ł
ł
ę
odezwa :
ł
— Mnie tam panienka nie przeszkadza, ale my l sobie, e panienka le robi, odje d aj c tak
ś ę
ż
ź
ż ż ą
daleko od domu.
— Zaoszcz dzili cie mi d ugiego spaceru. A ja, i tak nie mam zamiaru wraca ! — odpar a.
ę
ś
ł
ć
ł
Jechali ju do d ugo. Diona poczu a g ód. Na niadanie zjad a ma o, a i to by o kilka godzin
ż
ść ł
ł
ł
ś
ł
ł
ł
temu.
— Mia em przegry
co „Pod Zielonym Cz owiekiem" w Little Ponders End, ale je li
ł
źć
ś
ł
ś
panienka nie chce, eby j kto zobaczy , pojedziemy mimo karczmy.
ż
ą
ś
ł
— Ale ja te jestem g odna — sm tnie zauwa y a Diona. — A poza tym w Little Ponders End
ż
ł
ę
ż ł
by am tylko raz. Na polowaniu. Nie s dz , eby mnie tu kto pozna .
ł
ą ę ż
ś
ł
Po chwili namys u doda a:
ł
ł
— Je li zdejm kapelusz i owin g ow sza
ś
ę
ę ł ę
lem, mo emy udawa , e jestem dziewczyn ze
ż
ć ż
ą
wsi, która prosi a o podwiezienie...
ł
— Dobry pomys , panienko Diono — ucie
ł
szy si Ted. — Wezm sera i chleba. Panienka nie
ł ę
ę
musi nawet wysiada . Znam karczmarza. Jest prawie lepy, pewnie nawet na panienk nie
ć
ś
ę
popatrzy.
Z dala majaczy y domki Little Ponders End.
ł
Diona odwi za a wst
ki kapelusza, który po chwili wsun a pod aweczk . Rozsup a a to
ą ł
ąż
ęł
ł
ę
ł ł
bo ek i
ł
wyci gn a nale
cy niegdy do matki, bladob kitny jedwabny szal. Nie by ozdobny, wi c z
ą ęł
żą
ś
łę
ł
ę
pewnej odleg o ci móg uchodzi za wiejsk chustk .
ł ś
ł
ć
ą
ę
Mia a nadziej , e zdo a go udrapowa na wzór nakry g owy noszonych przez miejscowe
ł
ę ż
ł
ć
ć ł
dziewcz ta.
ę
Wjechali do wsi. By o pusto, tylko po stawie p ywa o stadko kaczek, a nieco dalej szczypa y
ł
ł
ł
ł
traw dwa os y.
ę
ł
Zatrzymali si przed karczm . Ted pozwoli koniowi swobodnie skuba traw , a sam wszed
ę
ą
ł
ć
ę
ł
do rodka. U wej cia do „Zielonego Cz owie
ś
ś
ł
ka" sta a drewniana awa, któr popo udniami
ł
ł
ą
ł
zajmowali m
czy ni z wioski. Teraz jednak nie by o tu nikogo. Diona przysiad a na awie i
ęż
ź
ł
ł
ł
czeka a.
ł
Wkrótce pojawi si Ted. Niós dwa talerze z plastrami sera i kromkami wie ego, jeszcze
ł ę
ł
ś
ż
ciep ego, chleba.
ł
Diona jad a z apetytem. Dawno ju nic jej tak nie smakowa o.
ł
ż
ł
Ted znów znikn w karczmie. Tym razem wróci z dwoma cynowymi kubkami. Dla Dio-ny
ął
ł
przyniós jab ecznik, sobie za piwo.
ł
ł
ś
Jedli w po piechu, nie chc c ci ga na siebie uwagi.
ś
ą ś ą ć
Gdy sko czyli, stary poszed zap aci , a dzie
ń
ł
ł ć
wczyna usadowi a si w dwukó ce. Syriusz
ł
ę
ł
usiad obok niej.
ł
I znów ruszyli w drog . Po chwili milczenia Diona zwróci a si do Teda:
ę
ł
ę
— Prosz mi powiedzie , ile jestem wam winna?
ę
ć
— Panienka jest moim go ciem. Skoro pa
ś
nienka uciek a, powinna oszcz dza ka dego pensa
ł
ę
ć
ż
dla siebie i dla pieska.
— Ale nie mog si na to zgodzi ! — wy
ż
ę ę
ć
krzykn a speszona.
ęł
— Zap aci mi panienka, kiedy ju si wzbo
ł
ż ę
gaci. Mam nadziej , e uda si to panience
ę ż
ę
niebawem — powiedzia z u miechem.
ł
ś
— Ja te mam tak nadziej — westchn a Diona.
ż
ą
ę
ęł
Podró w nieznane naraz wyda a jej si smutna i przera aj ca. Lecz przecie zdanie si na
ż
ł
ę
ż ą
ż
ę
ask stryja by o jeszcze gorsze. Sir Hereward niechybnie rozkaza by zarz dcy Heywoodowi
ł
ę
ł
ł
ą
zabi Syriusza. A bez ukocha
ć
nego psa samotno sta aby si nie do znie
ść
ł
ę
sienia.
Diona pociesza a si w duchu, e sprosta wszystkim przeciwno ciom. Najwa niejsze, to nie
ł
ę
ż
ś
ż
rozstawa si z Syriuszem. Mia a uczucie, i ojciec b dzie nad nimi czuwa .
ć ę
ł
ż
ę
ł
Ojciec szczególnie nienawidzi okrucie stwa w jakiejkolwiek postaci. Cierpia , gdy musia
ł
ń
ł
ł
dobi starego lub nieuleczalnie chorego ko
ć
nia.
Z pewno ci by by wstrz ni ty pomys em starszego brata, by zastrzeli Syriusza tylko dla
ś ą
ł
ąś ę
ł
ć
kaprysu.
Mimo przekonania, e ojciec b dzie si ni opiekowa , Diona odczuwa a coraz wi ksze
ż
ę
ę ą
ł
ł
ę
zaniepokojenie.
Dopiero teraz zacz a u wiadamia sobie, jak ma posiada a wiedz o wiecie, jak nie
ęł
ś
ć
łą
ł
ę
ś
-
wielkie do wiadczenie yciowe.
ś
ż
Owszem, dzi ki trosce matki, zdoby a wy
ę
ł
kszta cenie ogólne. Pobiera a bowiem nauki nie
ł
ł
tylko u mieszkaj cej w s siedztwie emery
ą
ą
towanej guwernantki, lecz równie u miejs
ż
cowego
proboszcza, znakomitego humanisty.
Diona pokocha a starego pastora jakby by jej w asnym dziadkiem. Gdyby y , w a nie do
ł
ł
ł
ż ł
ł ś
niego zwróci aby si o pomoc. Cho nawet wtedy stryj móg by odebra j spod go cinnego
ł
ę
ć
ł
ć ą
ś
dachu plebanii. By wszak jej prawnym opie
ł
kunem.
— Sprawi abym tylko k opot — pomy la a ze smutkiem.
ł
ł
ś ł
Od starego przyjaciela my li Diony pod
y y ku innym postaciom z dzieci stwa. Wspomi
ś
ąż ł
ń
-
na a guwernantk , bardzo ju leciw osob , i nauczyciela z wiejskiej szko y, który wprowadza
ł
ę
ż
ą
ę
ł
ł
ma Dion w tajemnice algebry i geo
łą
ę
metrii.
— W a ciwie dlaczego musz si uczy ? — zapyta a kiedy matk .
ł ś
ę ę
ć
ł
ś
ę
— wiczysz umys , kochanie — odpar a pani Grantley. — Chc , by otrzyma a wszech
Ć
ł
ł
ę
ś
ł
-
stronne wykszta cenie. B dzie to z korzy ci dla ciebie, bez wzgl du na to, jak potoczy si twoje
ł
ę
ś ą
ę
ę
ycie.
ż
Diona by a wówczas zbyt m oda, by zro
ł
ł
zumie , co matka ma na my li. Wiedzia a jednak, e
ć
ś
ł
ż
rodzice przywi zuj ogromn wag do spraw edukacji. Dziadek Diony, dzi ki wybitnym
ą ą
ą
ę
ę
zdolno ciom i gruntownemu wy
ś
kszta ceniu, piastowa ongi wa ne stanowisko w Ministerstwie
ł
ł
ś
ż
Spraw Zagranicznych.
On to w a nie zaszczepi córce szacunek dla nauki i wiadomo , jak wielk rol odgrywa
ł ś
ł
ś
ść
ą
ę
sprawny umys , nie tylko w yciu m
czyzny, ale i kobiety.
ł
ż
ęż
Nied ugo przed mierci pani Grantley oznaj
ł
ś
ą
mi a córce:
ł
— Bardzo pragn am i modli am si , aby da twemu ojcu syna. Wiele dla niego znaczy
ęł
ł
ę
ć
a ,
ł ś
bo, mimo e jeste dziewczyn , doskonale rozumieli cie si . Móg rozmawia z tob , jak z
ż
ś
ą
ś
ę
ł
ć
ą
ch opcem.
ł
Widz c wyraz przykro ci i rozczarowania na twarzy Diony, pospiesznie doda a:
ą
ś
ł
- Ojciec by z ciebie bardzo dumny, gdy jeste prze liczna, ale wiedzia , e uroda nie
ł
ż
ś
ś
ł ż
wystarcza. M
czyzna potrzebuje partnerki umiej cej inspirowa i bawi . Niestety, wi k
ęż
ą
ć
ć
ę szość
kobiet tego nie potrafi. — Ostatnie s owa mówi a ju bardzo cicho. Diona uca owa a matk i
ł
ł
ż
ł
ł
ę
rzek a:
ł
— Zawsze pragn am, by ojciec móg by ze mnie dumny i wiesz, mamo, e uwielbia am z
ęł
ł
ć
ż
ł
nim rozmawia . Ale teraz dopiero widz , e by o to mo liwe w a nie dzi ki lekcjom, które
ć
ę ż
ł
ż
ł ś
ę
wydawa y mi si takie trudne, a szczerze mó
ł
ę
wi c, czasem okropnie nudne.
ą
Pani Grantley u miechn a si do córki.
ś
ęł
ę
— Pewnego dnia b dziesz mia a z nich praw
ę
ł
dziwy po ytek. Mój ojciec, a twój dziadek,
ż
mawia : w najmniej spodziewanym momencie nawet drobiazgi nabieraj ogromnej warto ci.
ł
ą
ś
Diona wiedzia a, e matka nie ma na my li spraw materialnych.
ł ż
ś
— Oczywi cie. To co takiego, jak posiada
ś
ś
nie skarbów, których nikt nie mo e ci ukra —
ż
ść
przytakn a z powag .
ęł
ą
Stwierdzenie Diony wywo a o kolejny u miech na twarzy chorej.
ł ł
ś
— W a nie to chcia am powiedzie ! A ty, kochanie, posiadasz wiele nieoszacowanych
ł ś
ł
ć
skarbów. Pewnego dnia przekonasz si o ich wielkiej warto ci.
ę
ś
Wspominaj c tamt rozmow , Diona, mi
ą
ą
ę
mo woli, poczu a si rozbawiona. Rzeczywi
ł
ę
ście,
praca przy dogl daniu krów lub psów b dzie wielkim wyzwaniem dla inteligencji i wiedzy.
ą
ę
Gdybym by a starsza, rozmy la a, mo e do
ł
ś ł
ż
sta abym posad opiekunki biblioteki. Ale czy kto
ł
ę
ś
s ysza o bibliotekarce z psem?
ł
ł
Pomys ten wyda si jej tak zabawny, e dziewczyna roze mia a si cichutko.
ł
ł ę
ż
ś
ł
ę
S ysz c to, Ted powiedzia :
ł
ą
ł
— Dobrze, e si panienka mieje. mieje si panienka, jak jej wi tej pami ci tatu . To by
ż
ę
ś
Ś
ę
ś ę
ę
ś
ł
dopiero pan. Ka dy k opot umia obróci w miech.
ż
ł
ł
ć ś
— To prawda. Zawsze, kiedy b dzie mi si le dzia o, postaram si mia . I nigdy nie strac
ę
ę ź
ł
ę ś
ć
ę
nadziei, e b dzie lepiej.
ż ę
— Racja, panienko — pokiwa g ow Ted. Jednak jego g os nie brzmia zbyt pewnie.
ł ł ą
ł
ł
Diona poczu a, e znów ogarnia j smutek.
ł ż
ą
Ko zwolni kroku i zacz wspina si na niewielkie wzniesienie. Wreszcie znale li si na
ń
ł
ął
ć ę
ź
ę
szczycie wzgórza. Diona spojrza a w lewo. Na tle nieba rysowa a si sylwetka pi knego, wiel
ł
ł
ę
ę
-
kiego budynku.
W popo udniowym s o cu pa ac wygl da imponuj co. Na jednej z wie powiewa a wspa
ł
ł ń
ł
ą ł
ą
ż
ł
nia a
ł
chor giew.
ą
Dziewczyna nie mog a powstrzyma okrzyku zachwytu:
ł
ć
— Cudowne! Czyj to dom?
— Jego lordowskiej mo ci. A maj tek le y po drugiej stronie doliny. W a nie tam je
ś
ą
ż
ł ś
dziemy.
Diona przez moment milcza a. Po chwili powiedzia a dobitnie:
ł
ł
— Chc jecha do pa acu. Wiem, e znajd tam pomoc!
ę
ć
ł
ż
ę
Rozdzia 2
ł
Markiz Irchester wróci do domu znacznie wcze niej ni si go spodziewano. Mimo to, w
ł
ś
ż ę
Irchester Park zasta , jak zwykle, idealny porz dek. S u
cy, chocia nie byli uprzedzeni o
ł
ą
ł żą
ż
przyje dzie pana, znajdowali si na pos
ź
ę
terunkach, a szef kuchni potrzebowa zaledwie pó
ł
ł
godziny, by uraczy markiza wspania ym obiadem.
ć
ł
M ody w a ciciel Irchester Park w a ciwie nie mia zamiaru przyje d a na wie . Przypa
ł
ł ś
ł ś
ł
ż ż ć
ś
dkiem
jednak poprzedniej nocy us ysza , i ksi
regent planuje znów pobyt w Brighton i przerazi si ,
ł
ł ż
ążę
ł ę
e b dzie zmuszony mu towa
ż ę
rzyszy .
ć
Rok wcze niej ju przekona si , jak bardzo Brighton go nudzi. Markiz dysponowa , co
ś
ż
ł ę
ł
prawda, w asnym domem i nie by zmuszony stawa w Pawilonie Królewskim, nie móg jednak
ł
ł
ć
ł
unikn
monotonii ycia towarzyskiego, konieczno ci s uchania pospolitych truizmów i m ki
ąć
ż
ś
ł
ę
rozmów z lud mi, z którymi nie mia ju o czym mówi .
ź
ł ż
ć
Owszem, markiz szanowa ksi cia regenta*
ł
ę
i nawet mieli ze sob sporo wspólnego: obaj byli
ą
znawcami i mi o nikami sztuki. Kochali doskona e malarstwo i meble pochodz ce ze
ł ś
ł
ą
znakomitych warsztatów, cenili pi kno nie dostrzegane przez wi kszo cz onków wity jego
ę
ę
ść
ł
ś
wysoko ci.
ś
Jednak e teraz markiz uzna , e nie warto marnowa ju wi cej czasu na ja owe rozrywki.
ż
ł ż
ć ż
ę
ł
Ci gn ce si w niesko czono obiady w Carl-ton House znale
mia y godn kontynuacj w
ą ą
ę
ń
ść
źć
ł
ą
ę
Brighton, gdzie szef ksi
cej kuchni z pew
ążę
no ci zechce rywalizowa , w ró norodno ci i
ś ą
ć
ż
ś
przepychu da , z kuchmistrzami okolicznych panów.
ń
Nagle markiz odczu niesmak i przesyt. Ale, prawd mówi c, by jeszcze jeden powód tak
ł
ę
ą
ł
pospiesznego odjazdu. Romanse pana na Ir-chester Park budzi y powszechne zaintereso
ł
wanie,
lecz wrodzone rozwaga i dyskrecja chroni y go jak dot d od skandalu.
ł
ą
W affaires de coeur markiz okaza si równie bieg y, jak w prowadzeniu rozleg ych
ł
ę
ł
ł
1 * Ksi
Regent — pó niejszy Jerzy IV (1762-1830), najstarszy syn Jerzego III, znany z urody, intelektu i romansów. Z powodu choroby
ążę
ź
psychicznej ojca parokrotnie pe ni funkcj regenta. Od 1811 r. wyst puje ju zawsze jako ksi
regent. Niepopularny w kraju z po
ł ł
ę
ę
ż
ążę
wodu
ekstrawaganckiego trybu ycia. W 1820 r. wst puje na tron. (przyp. red.)
ż
ę
interesów, czy je dzie konnej.
ź
Przy jego urodzie i maj tku flirty by y nie
ą
ł
uniknione. Jak dot d udawa o mu si jednak
ą
ł
ę
unikn sytuacji, w której musia by si ostatecz
ąć
ł
ę
nie zdeklarowa .
ć
Ale markiz Irchester da si pozna nie tylko w londy skich salonach. Dos u y si wysokich
ł ę
ć
ń
ł ż ł ę
odznacze w armii Wellingtona. Odegra bo
ń
ł
wiem wielk rol w dzia aniach operacyjnych, a w
ą
ę
ł
ż
ko cu mianowany zosta jednym z dowód
ń
ł
ców armii okupacyjnej.
Kiedy nareszcie wróci do domu, tak jak wielu innych o nierzy, pragn odrobi lata
ł
ż ł
ął
ć
zmarnowane na ci g ej grze ze mierci .
ą ł
ś
ą
Londyn czeka , aby ofiarowa weteranom ka d mo liw rozrywk i przyjemno . Po trudach
ł
ć
ż ą
ż
ą
ę
ść
i niebezpiecze stwach wojny smaczne jedzenie, wino i oczywi cie kobiety zaj y m o
ń
ś
ęł
ł dego
oficera bez reszty.
Markiz otworzy dom przy Park Lane, a z je
ł
go fantastycznymi przyj ciami konkurowa
ę
ć
mog y jedynie obiady wydawane w Carlton House przez nast pc tronu. Markiz by jednak
ł
ę ę
ł
bardziej wybredny w doborze go ci, a zdobione sztychami zaproszenia do Irchester House cie
ś
-
szy y si szczególn popularno ci w ród s yn
ł
ę
ą
ś ą ś
ł nych pi kno ci londy skiego
ę
ś
ń
Beau Monde.
Ambitne matki córek na wydaniu do szyb
ść
ko zorientowa y si , e nie uda im si upolowa
ł
ę ż
ę
ć
przystojnego pana Irchester House na zi cia.
ę
M ody cz owiek mia wyra n predylekcj do wyrafinowanych i uwodzicielskich m
atek i
ł
ł
ł
ź ą
ę
ęż
do weso ych wdówek, których m
owie stracili ycie na wojnie.
ł
ęż
ż
Jedn z takich dam, mo e najwybitniejsz , by a lady Sybille Malden.
ą
ż
ą
ł
Lady Malden pochodzi a ze starego ksi
ł
ążęcego rodu. Mia a ju za sob nieudane ma e
ł
ż
ą
łż ństwo.
W osiemnastym roku ycia zakocha a si w niejakim Christopherze Maldenie, tylko dla
ż
ł
ę
tego, e
ż
wygl da niezwykle atrakcyjnie w ofi
ą ł
cerskim mundurze. Dopiero po jakim czasie odkry a, e
ś
ł ż
jej urodziwy m
, mówi c ogl dnie, jest wyj tkowo nudnym cz owiekiem i, jeszcze zanim
ąż
ą
ę
ą
ł
poleg pod Waterloo, ich ma e stwo otwarcie uchodzi o za nieporozumienie.
ł
łż ń
ł
Lady Sybille owdowia a w wieku dwudziestu trzech lat. By a wówczas wiadom swych
ł
ł
ś
ą
wdzi ków wiatow dam . Gdy sko czy si rok a oby objawi a si , jako nowa gwiazda, na
ę
ś
ą
ą
ń
ł ę
ż ł
ł
ę
firmamencie londy skiego ycia towarzys
ń
ż
kiego. Natychmiast odnios a sukces, z którego te
ł
ż
umia a korzysta . Jej kochankami zo
ł
ć
stawali tylko m
czy ni o wielkim znaczeniu i jeszcze
ęż
ź
wi kszym maj tku. Byli jednak onaci.
ę
ą
ż
Mniej wi cej sze
miesi cy wcze niej pi kna wdowa pozna a markiza Irchester i wtedy
ę
ść
ę
ś
ę
ł
w a nie przyszed jej do g owy pewien pomys .
ł ś
ł
ł
ł
Pierwsze ma e stwo okaza o si nudne i nie da o oczekiwanego szcz cia. Teraz zdecydo
łż ń
ł
ę
ł
ęś
-
wana by a nie wychodzi za m
, lecz korzysta z ycia na wszelkie mo liwe sposoby.
ł
ć
ąż
ć ż
ż
Jako córka ksi cia, jakkolwiek by si nie zachowywa a, mog a z ca pewno ci liczy na
ę
ę
ł
ł
łą
ś ą
ć
zaproszenia do najdostojniejszych domów. Natomiast jako kobieta wyj tkowej urody mia a
ą
ł
zawsze wokó t um m
czyzn gotowych z o y serce i maj tek u jej licznych stóp.
ł ł
ęż
ł ż ć
ą
ś
To, e potrzebowa a raczej nie wielbicieli, a ich bogactwa by o dla wszystkich jasne. Jej
ż
ł
ł
ojciec nie posiada du ego maj tku, z którego utrzymywa i tak jeszcze kilku synów. M
ł
ż
ą
ł
ąż
natomiast nie zostawi jej w spadku fortuny niezb dnej do zaspokojenia licznych potrzeb
ł
ę
wykwintnego ycia.
ż
Mimo k opotów finansowych, nic nie mog o przeszkodzi Sybille w wynaj ciu domu przy
ł
ł
ć
ę
Berkeley Square i protekcjonalnym traktowaniu najdro szych krawców z Bond Street.
ż
Trudno by o oderwa od niej oczy, gdy przeje d a a przez Hyde Park powozem za
ł
ć
ż ż ł
prz
onym w
ęż
najpi kniejsze konie pe nej krwi. Jednak lady Malden uzna a, e teraz, w dwudziestym ósmym
ę
ł
ł ż
roku ycia, osi gn a w a nie apogeum urody i czeka j ju tylko zmierzch starzenia si .
ż
ą ęł
ł ś
ą ż
ę
A przecie wys awiali j wszyscy wybitni arty ci, niemal na kolanach b agali, by zgodzi a si
ż
ł
ą
ś
ł
ł
ę
pozowa . Porównywali j z Afrodyt , Simonett Botticellego i licznymi kobietami Fragonarda.
ć
ą
ą
ą
ś
Mimo to, pi kna wdowa z niepokojem my
ę
śla a o najbli szych latach, gdy na jej twarzy
ł
ż
pojawi si zmarszczki, a w z otych w osach pierwsze srebrne nitki.
ą ę
ł
ł
Pewnego dnia ujrza a markiza Irchester i zro
ł
zumia a czego pragnie.
ł
Nie spotkali si wcze niej, gdy ubieg e dwa lata lady Sybille sp dza a g ównie za granic .
ę
ś
ż
ł
ę
ł ł
ą
Nast pca tronu jakiego bli ej nieznanego ba ka skiego ksi stewka podczas wizyty w Lon
ę
ś
ż
ł ń
ę
-
dynie zakocha si w niej bez pami ci.
ł ę
ę
Wiedzia a, e nie mo e pozwoli sobie na tak dwuznaczny zwi zek z cudzoziemcem. Stra
ł ż
ż
ć
ą
-
ci aby wiele w oczach swych angielskich wiel
ł
bicieli.
Pozwoli a wi c zaprosi si do Pary a.
ł
ę
ć ę
ż
Miasto pod wign o si ju z upadku czasu wojny i na powrót sta o si jednym z najbardziej
ź
ęł
ę ż
ł
ę
uroczych i najweselszych miejsc w Europie.
Sukcesy towarzyskie, jakie tam odnios a, uderzy y lady Sybille do g owy niczym m ode wino.
ł
ł
ł
ł
Nadszed jednak dzie , kiedy uzna a, e ma ju do Pary a i czas wraca do domu.
ł
ń
ł ż
ż
ść
ż
ć
Z okazji powrotu lady Sybille wydano w Devonshire House wspania e przyj cie. W a nie na
ł
ę
ł ś
tym balu pozna a markiza. Oczywi cie s ysza a ju o nim wiele, lecz nie poznali si wcze niej,
ł
ś
ł
ł
ż
ę
ś
gdy ona by a zaj ta swoimi roman
ż
ł
ę
sami, a on swoimi.
Wystarczy o jednak, e raz tylko zerkn a na markiza przez pe n go ci sal balow . Natych
ł
ż
ęł
ł ą
ś
ę
ą
-
miast poprosi a gospodarza, aby go jej przed
ł
stawiono.
W ci gu nast pnych dwóch miesi cy markiz przekona si , e jest obiektem przemy lnego
ą
ę
ę
ł ę ż
ś
polowania. Dostrzegli to nawet mniej spostrzegawczy od niego i sprawa sta a si pub
ł
ę
liczną
tajemnic .
ą
Trudno zreszt by o nie dostrzec licznych, niby przypadkowych, spotka na przyj ciach, kiedy
ą ł
ń
ę
to Sybille wci
przebywa a w pobli u markiza. Gdziekolwiek by si nie pojawi , ona
ąż
ł
ż
ę
ł
znajdowa a si tam równie .
ł
ę
ż
Pocz tkowo mówi sobie, e nie jest szcze
ą
ł
ż
gólnie zainteresowany czynionymi mu awansami.
Owszem, lady Malden by a pi kna, nie mo na temu zaprzeczy , ale on odznacza si
ł
ę
ż
ć
ł
ę
wybrednym gustem w doborze kochanek. A poza tym w owym czasie polowa na pon tn on
ł
ę ą ż ę
pewnego w gierskiego dyplomaty.
ę
Sam markiz lubi okre la swoje zabiegi wokó p ci pi knej s owem „polowanie". Zde
ł
ś ć
ł ł
ę
ł
-
cydowanie jednak wola uchodzi za my liwego, ni za zwierzyn own . W rzeczywisto ci
ł
ć
ś
ż
ę ł
ą
ś
sprawy wygl da y wr cz przeciwnie: wi kszo ko
ą ł
ę
ę
ść
biet okazywa a mu zainteresowanie w sposób
ł
zupe nie jednoznaczny. Cz sto zastanawia si , czemu w tych adnych g ówkach tak ma o kryje
ł
ę
ł ę
ł
ł
ł
si rozumu.
ę
W ko cu, mo e pragn c podsyci jawn zazdro przyjació , zacz ulega lady Sybille.
ń
ż
ą
ć
ą
ść
ł
ął
ć
Na pocz tku nie by ani troch rozczarowa
ą
ł
ę
ny. Cho wygl dem przypomina a olimpijsk
ć
ą
ł
ą
bogini , jej usta czarowa y ca kowicie ziems
ę
ł
ł
kim ogniem, a ca e cia o niespo yt nami t
ł
ł
ż ą
ę no ci .
ś ą
Jednak markiz z wolna zacz nabiera prze
ął
ć
konania, e Sybille pragn a czego wi cej, ni
ż
ęł
ś
ę
ż
tylko przelotnego zwi zku mi osnego, podczas gdy on sam nie oczekiwa , by romans ten potrwa
ą
ł
ł
ł
d u ej ni którykolwiek z dotychcza
ł ż
ż
sowych. Nie musia tego kochance oznajmia . By a zbyt
ł
ć
ł
przebieg a, aby nie dostrzec jego intencji. On za , z tak sam intuicj , z jak dowodzi
ł
ś
ą
ą
ą
ą
ł
oddzia ami, umia dociec tajników my li kobiety. I doszed do wniosku, e lady Malden planuje
ł
ł
ś
ł
ż
ma e stwo.
łż ń
Markiz wiedzia , i kiedy wreszcie musi si o eni . Krewni dawali mu do zrozumienia, e
ł ż
ś
ę ż
ć
ż
jego powinno ci jest sp odzenie dziedzica. Istotnie, powinien mie synów, aby by o ko
ś ą
ł
ć
ł
mu
przekaza stary tytu szlachecki oraz ma
ć
ł
j tek.
ą
Jednak od powrotu z wojny nie odczuwa adnej potrzeby ustatkowania si . D ugie lata
ł ż
ę
ł
o nierskiej tu aczki obudzi y w nim przemo n ch
odrobienia straconej m odo ci. Teraz by
ż ł
ł
ł
ż ą
ęć
ł
ś
ł
panem samego siebie, co mu ze wszech miar odpowiada o. Gdy s u y pod rozkazami ksi cia
ł
ł ż ł
ę
Wellingtona, takie poczucie wolno ci wydawa o si nie do pomy lenia.
ś
ł
ę
ś
— O eni si kiedy — powtarza sobie — ale nie z przymusu.
ż ę ę
ś
ł
Na razie jednak k opota si g ównie swoim maj tkiem, który, podczas ostatnich lat ycia
ł
ł ę ł
ą
ż
ojca, mocno podupad . Stary pan Irchester zaniedba rozleg e dobra, a na domiar z ego powierzy
ł
ł
ł
ł
ł
administrowanie nimi ludziom nieudolnym. Markiz, podnosz c Irchester Park z upadku,
ą
odczuwa rado i ogromn satys
ł
ść
ą
fakcj . Ma e stwo mog o wi c poczeka . Od
ę
łż ń
ł
ę
ć
kry przy tym, e
ł
ż
ci
ka praca tak e bywa doskona rozrywk . Zwi zek z kobiet , która, nawet je li pi kna, z
ęż
ż
łą
ą
ą
ą
ś
ę
pewno ci okaza aby si g upiutk g sk przeszkadza by mu tylko w zaj
ś ą
ł
ę ł
ą ą ą
ł
mowaniu si maj tkiem.
ę
ą
Kiedy w „White Club", popijaj c w towa
ś
ą
rzystwie jednego z najlepszych przyjació ,
ł
o wiadczy z zadum w g osie:
ś
ł
ą
ł
— Nie wiem, jak to t umaczy , e wi kszo kobiet, z którymi sp dzi em tyle czasu, jest tak
ł
ć ż
ę
ść
ę ł
zatrwa aj co le wykszta cona? Niepodobna rozmawia z nimi o czymkolwiek, pomijaj c jeden
ż ą ź
ł
ć
ą
tylko temat amorów.
Przyjaciel, z którym markiz s u y ongi w tym samym pu ku, roze mia si tylko. — Wiesz
ł ż ł
ś
ł
ś
ł ę
równie dobrze jak ja, e pieni dze wydaje si na kszta cenie synów. Córkami zajmuj si
ż
ą
ę
ł
ą ę
guwernantki, a one same niewiele umiej .
ą
— Masz racj — powiedzia markiz, kiwaj c w zamy leniu g ow .
ę
ł
ą
ś
ł ą
Pami ta , e kiedy jego wys ano do Eton, a potem do Oksfordu, siostry zosta y w domu w
ę ł ż
ł
ł
towarzystwie bladych, myszowatych kobietek, których twarzy nie sposób by o zapami ta .
ł
ę ć
— Przypuszczam, e dlatego w a nie damy na kontynencie sprawiaj wra enie znacznie
ż
ł ś
ą
ż
inteligentniejszych... — ci gn swoje rozwa
ą ął
ania.
ż
— Nie powiem, eby mi nadmiernie zale a o na umy le kobiecym — odpar przyjaciel. — Je
ż
ż ł
ś
ł
-
li kobieta jest adna, to j uwodz , je eli brzydka, nie zauwa am jej.
ś
ł
ą
ę ż
ż
Markiz roze mia si . Nadal my la jednak o banalnej wymianie zda z lady Sybille, przy
ś
ł ę
ś ł
ń
tych nielicznych okazjach, gdy nie byli zaj ci igraszkami mi osnymi.
ę
ł
Pewnego wieczoru przy apa kochank , gdy rozmawia a z regentem, w sposób, który wyda
ł
ł
ę
ł
ł
mu si wysoce podejrzany. Nie móg s ysze , co mówili, ale bez w tpienia odnosi o si to do
ę
ł ł
ć
ą
ł
ę
jego osoby. Lady Malden zerka a na markiza od czasu do czasu. W jej oczach malowa si
ł
ł ę
wyraz, z jakim g odny kot wlepia wzrok w mi
ł
seczk mietanki, wyraz po
dliwo ci i zado
ę ś
żą
ś
-
wolenia. Markiz czu w powietrzu k opoty. Tymczasem jednak prowadzi uprzejm kon
ł
ł
ł
ą
wersację
z jednym z ambasadorów. I od swego rozmówcy niespodziewanie otrzyma klucz do
ł
rozwi zania zagadki.
ą
— Przypuszczam, e to ostatnie przyj cie w Carlton House — mówi ambasador —jakim
ż
ę
ł
cieszymy si , zanim jego wysoko wyjedzie do Brighton.
ę
ść
— Zapewne — zgodzi si markiz.
ł ę
— Moja ona i ja zostali my zaproszeni do Pawilonu Królewskiego w Brighton — ci gn
ż
ś
ą ął
dygnitarz z nut satysfkacji w g osie —jeste my zachwyceni, e pan i lady Sybille równie tam
ą
ł
ś
ż
ż
b d . Jego wysoko wspomina o tym.
ę ą
ść
ł
Markiz spojrza na ambasadora, staraj c si dobrze zrozumie zawart w jego wypowiedzi
ł
ą
ę
ć
ą
sugesti . Po chwili milczenia dyplomata wzru
ę
szy bezradnie ramionami i doda :
ł
ł
— Moja ona zawierzy a mi pa ski sekret, ale obiecuj , e b d szalenie, ale to szalenie
ż
ł
ń
ę ż
ę ę
dyskretny. Naturalnie ja te jestem wielbicielem lady Sybille.
ż
Nawet, gdyby pod oga otworzy a si , ziej c u jego stóp g bok przepa ci , markiz nie by by
ł
ł
ę
ą
łę
ą
ś ą
ł
bardziej zaskoczony i zak opotany. Zro
ł
zumia teraz, co robi Sybille. Jak móg by tak
ł
ł
ć
niedomy lny? U ywa a wszak tej samej broni, któr pos ugiwa o si tyle kobiet: opinii pub
ś
ż
ł
ą
ł
ł
ę
-
licznej.
Tylko e Sybille zacz a od szczytu: od nast pcy tronu i jego otoczenia. Chcia a zmusi
ż
ęł
ę
ł
ć
kochanka do o wiadczyn. Presj mieli wywiera krewni i znajomi regenta. Irchester zna ju
ś
ę
ć
ł ż
podobne przypadki w ród swoich przyjació .
ś
ł
Korzystaj c z tego, e gospodarz zaj ty by rozmow z licznym gronem go ci, markiz czym
ą
ż
ę
ł
ą
ś
pr dzej opu ci Carlton House, omijaj c z da
ę
ś ł
ą
leka lady Sybille.
Wróci do domu, na Park Lane. Zastanawia si , co powinien w tej sytuacji zrobi . Z wpraw
ł
ł ę
ć
ą
zdobyt podczas planowania wojennych ope
ą
racji, b yskawicznie podj decyzj . Pierwszym
ł
ął
ę
krokiem musi by opuszczenie Londynu, po
ć
stanowi .
ł
Wyda dyspozycje s u bie: trzeba wszystko przygotowa do natychmiastowego wyjazdu do
ł
ł ż
ć
Irchester Park. Przeprowadzi rozmow z sekretarzem i wreszcie zasiad przy biurku, by
ł
ę
ł
napisa list do regenta. Dzi kowa za go
ć
ę
ł
ścinno i wyja nia , e zosta wezwany na wie w
ść
ś ł ż
ł
ś
nie cierpi cej zw oki sprawie rodzinnej.
ą
ł
Do lady Sybille nie pos a ani s owa. Mia cich i okrutn nadziej , e b dzie si martwi a
ł ł
ł
ł
ą
ą
ę ż
ę
ę
ł
jego znikni ciem.
ę
Natychmiast po niadaniu wyruszy z naj
ś
ł
wi kszym po piechem do Irchester Park. Czu si
ę
ś
ł ę
okropnie, jak lis cigany przez sfor psów go czych.
ś
ę
ń
Widok rodzinnych stron i pe ne dostoje stwa pi kno starego pa acu przynios y mu ulg jak
ł
ń
ę
ł
ł
ę
dotyk koj cej ból d oni.
ą
ł
— Czy jego mi o oczekuje towarzyst
ł ść
wa? — zapyta z szacunkiem kamerdyner.
ł
— Nie w tej chwili, Dawson — odpar markiz. — Mam sporo do zrobienia w Irchester Park i
ł
potrzebuj spokoju.
ę
— Wasza mi o znajdzie tu spokój. Tak si cieszymy, e pan wróci , milordzie.
ł ść
ę
ż
ł
Szczero brzmi ca w jego g osie spodoba a si markizowi.
ść
ą
ł
ł
ę
Lecz kiedy Irchester zosta sam, na twarzy pojawi mu si grymas zniecierpliwienia. My la o
ł
ł
ę
ś ł
narastaj cej nudzie, przenikaj cej jego ycie w ci gu ubieg ego roku. Jak melodia wygrywana
ą
ą
ż
ą
ł
przez katarynk . Te same bale, przyj cia, zebrania w Carlton House, Vauxhall, Ranelagh. I
ę
ę
ci gle te same kobiety. Pi kne, do
ą
ę
wiadczone, kusz ce, budz ce po
danie, przy bli szym
ś
ą
ą
żą
ż
poznaniu odkrywa y bezwiednie sw pró no , samolubstwo, sk pstwo, niewiary
ł
ą
ż ść
ą
godn g upot
ą ł
ę
i bezwzgl dno , gdy chodzi o o ich ma e, egoistyczne cele.
ę
ść
ł
ł
— Czego ja chc , czego szukam? Markiz nie potrafi znale odpowiedzi.
ę
ł
źć
Poczu t sknot za wojn , za podniet , jak daje skrajne niebezpiecze stwo, za odpowie
ł ę
ę
ą
ą
ą
ń
-
dzialno ci , za najwy szym napi ciem uwagi. Tam by cel — ja niej cy niczym gwiazda
ś ą
ż
ę
ł
ś
ą
przewodnia — zwyci stwo.
ę
Cel zosta osi gni ty i... rozczarowa .
ł
ą
ę
ł
— Czego naprawd chc ?
ę
ę
To pytanie wci
dr czy o go, gdy samotnie jad obiad. Wyszed na taras. S o ce zachodzi o
ąż ę
ł
ł
ł
ł ń
ł
powoli za starymi d bami w wielkim ogrodzie, a w gasn cym wietle dnia ukazywa y si ju na
ę
ą
ś
ł
ę ż
niebie pierwsze gwiazdy i nów ksi
yca.
ęż
Za plecami markiza wznosi si , wsparty na tych samych od pi ciuset lat fundamentach pa ac
ł ę
ę
ł
— Irchester House. W pocz tkach ubieg
ą
ego wieku pradziad markiza zdecydowa si na
ł
ł
ę
ca kowit przebudow rezydencji.
ł
ą
ę
W rezultacie powsta jeden z naj wietniej
ł
ś
szych w kraju przyk adów architektury
ł
gregoria skiej. Paradne apartamenty pa acu za
ń
ł
chwyca y pi knem wystroju.
ł
ę
Markiz bowiem posiada zbiory sztuki, które by y przedmiotem zazdro ci samego ksi cia
ł
ł
ś
ę
regenta.
Irchester House otacza y ogrody i lasy. Ogro
ł
dom markiz przywróci ich pierwotny kszta t,
ł
ł
tote zadowoli mog y sw urod ka dego konesera pi kna. Rozleg e lasy za pozwala y na
ż
ć
ł
ą
ą
ż
ę
ł
ś
ł
organizowanie wspania ych polowa . W do
ł
ń
linie p yn strumie , którego rozlewiska two
ł ął
ń
rzy y
ł
bagna. Tam w a nie, pó n jesieni strze
ł ś
ź ą
ą
la kaczki i bekasy.
ł
Na ogromnych obszarach swej posiad o ci markiz móg rozkoszowa si nie tylko polowa
ł ś
ł
ć ę
-
niem, ale i jazd konn . A odk d wróci z Francji jego stajnie s yn y z najlepszych
ą
ą
ą
ł
ł ęł
wierzchowców.
Mam wszystko, my la , dlaczego mia bym pragn
wi cej? Jednak czego mu brakowa o,
ś ł
ł
ąć
ę
ś
ł
czego niezmiernie wa nego, czego nie umia okre li .
ś
ż
ł
ś ć
Zm czony postanowi po o y si wcze niej. Nie móg jednak zasn w ogromnej sypialni, w
ę
ł
ł ż ć ę
ś
ł
ąć
której jego przodkowie przychodzili na wiat i umierali.
ś
Rozmy la o sobie. Zawsze uwa a , e jest panem samego siebie i doskonale daje sobie rad .
ś ł
ż ł ż
ę
W armii za przekona si , e posiada umiej tno dowodzenia.
ś
ł ę ż
ę
ść
Pewna kobieta — nie by a Angielk — po
ł
ą
równywa a go do Aleksandra Wielkiego i szcze
ł
rze
mówi c, podoba o mu si to wyró nienie. Aleksander by nie tylko wojownikiem, ale te
ą
ł
ę
ż
ł
ż
cz owiekiem wykszta conym, idealist nie po
ł
ł
ą
przestaj cym na atwych celach.
ą
ł
— Taki przecie i ja jestem — mówi sobie markiz. A przecie nie czu si zadowolony.
ż
ł
ż
ł ę
Szcz cie jest zawsze zwi zane ze zmaganiami, z podj ciem walki, ze zwyci stwem. W czasie
ęś
ą
ę
ę
wojny wiedzia , jak odnosi zwyci stwa. Pod
ł
ć
ę
czas pokoju mia wra enie, i cel wymyka mu si
ł
ż
ż
ę
r k.
ą
Nast pnego dnia markiz wsta w kwa nym humorze. Z drwi cym u miechem wspomina
ę
ł
ś
ą
ś
ł
wczorajsze rozterki.
Po niadaniu, by odwróci uwag od przy
ś
ć
ę
krych my li, wyruszy na konn przeja d k .
ś
ł
ą
ż ż ę
Specjalnie wybra tym razem szczególnie narowistego ogiera.
ł
Wróci w lepszym nastroju. Samotnie zjad obiad, obmy laj c list osób, które chcia by go ci
ł
ł
ś ą
ę
ł
ś ć
w Irchester Park. Mia kilku przyjació , których móg zaprosi bez obawy, e b dzie si z nimi
ł
ł
ł
ć
ż
ę
ę
nudzi . Lecz towarzystwo wy cznie m skie, pr dzej czy pó niej, sta oby si nie
ł
łą
ę
ę
ź
ł
ę
zno ne, przeto
ś
zastanawia si nad kandydaturami dam. Nie wypada o zaprasza adnej z pa , z którymi
ł ę
ł
ć ż
ń
flirtowa zanim pozna lady Sybille. Do wiadczenie podpowiada o, e ka da spo ród jego
ł
ł
ś
ł
ż
ż
ś
dawnych kochanek natychmiast
da aby przeprosin, robi a nieprzyjemne sceny i domaga a si
żą ł
ł
ł
ę
zado uczynienia za wyimagi
ść
nowane krzywdy.
— A niech to! Z kobietami zawsze same utrapienia. Obejd si bez nich! — o wiadczy sam
ę ę
ś
ł
sobie.
Od powrotu z Londynu nie mia i nie chcia mie utrzymanki, chocia by o to modne w
ł
ł
ć
ż
ł
wy szych sferach. Raz tylko zastanawia si , czy by nie wzi
pod opiek adnej baletniczki z
ż
ł ę
ąć
ę ł
Covent Garden, ale w ostatniej chwili doszed do wniosku, e dra ni go jej akcent i preten
ł
ż
ż
-
sjonalno . Markiz by wybredny i takie w a nie drobiazgi cz sto odpycha y go od kobiet. Przy
ść
ł
ł ś
ę
ł
-
jaciele nie mogli zrozumie jego post powania, a poniewa nigdy nie rozmawia o swoich
ć
ę
ż
ł
sercowych perypetiach, cieszy si opini wy
ł
ę
ą
j tkowo dyskretnego. Salonowa plotka przy
ą
-
pisywa a mu za t um pa na utrzymaniu.
ł
ś ł
ń
— Czego ja w a ciwie chc ? — zapyta siebie po raz setny i, jak zwykle, nie mog c znale
ł ś
ę
ł
ą
źć
odpowiedzi, kaza osiod a konia.
ł
ł ć
Wróci o czwartej. Czu si ju znacznie lepiej. Uda si wi c do biblioteki, gdzie ka
ł
ł ę ż
ł ę
ę
żdego
popo udnia sp dza czas na lekturze.
ł
ę
ł
Rzuci spojrzenie na nag ówki w a nie dostar
ł
ł
ł ś
czonych gazet i zacz przegl da wiadomo ci
ął
ą ć
ś
sportowe. Nie znalaz niczego zajmuj cego. Ziewn lekko i w tym momencie drzwi ot
ł
ą
ął
worzy y
ł
si , a Dawson zaanonsowa :
ę
ł
— Pan Roderic Nairn, prosz pana!
ę
Markiz spojrza zaskoczony na wkraczaj ce
ł
ą go do biblioteki siostrze ca. M ody cz owiek,
ń
ł
ł
ubrany zgodnie ze wszystkimi wymogami mody, wyci gn d o na powitanie.
ą ął ł ń
— Co tutaj robisz, Roderiku? — zdumia si Irchester.
ł ę
— Jeste zaskoczony wuju Lenoxie?
ś
Dwudziestodwuletni syn starszej siostry markiza by mi ym m odym cz owiekiem. Rozpiesz
ł
ł
ł
ł
-
czany od chwili urodzenia upar si , e musi spróbowa ycia w Londynie. Matka wyla a potoki
ł ę ż
ć ż
ł
ez, a wreszcie ub aga a markiza, by zechcia wzi pod opiek jej „najdro szy skarb".
ł
ł
ł
ł
ąć
ę
ż
Lady Beatrice Nairn by a wdow po Szkocie, który zostawi w spadku wielkie, lecz nie
ł
ą
ł
przynosz ce specjalnych dochodów, dobra. Nie mog a wi c opu ci Szkocji, aby dogl da
ą
ł
ę
ś ć
ą ć
debiutu syna w stolicy, obawiaj c si pozo
ą
ę
stawi rozleg posiad o bez swojego dozoru.
ć
łą
ł ść
Lady Nairn by a przekonana, e najukocha
ł
ż
ńszy synek b dzie w Londynie wydany na pastw
ę
ę
licznych pokus. A markiz traktowa swoje obowi zki nader lekko.
ł
ą
— Ch opak musi samodzielnie stan
na nogi — powiedzia siostrze, kiedy zaklina a go, aby
ł
ąć
ł
ł
dba o Roderika.
ł
— Ale on jest taki m odziutki, a przy tym taki przystojny!
ż
ł
— Jak wi kszo
jego rówie ników. Przecie nie mo e by na wieki przywi zany do
ę
ść
ś
ż
ż
ć
ą
mamusinego fartuszka!
— Martwi si o niego. Nie ma ojca, do którego w nag ej potrzebie móg by si zwróci o
ę ę
ł
ł
ę
ć
rad — odpar a strapiona matka.
ę
ł
— Nie dr cz si na zapas — zirytowa si markiz. — Je li wpadnie w k opoty, to go
ę
ę
ł ę
ś
ł
wyci gniemy.
ą
— W a nie o to przez ca y czas ci prosz — i lady Beatrice rozp aka a si . — Nie umia a
ł ś
ł
ę
ę
ł
ł
ę
ł -
bym go ochroni , tak jak ty! Boj si , e przy swoim braku do wiadczenia wpadnie w r ce
ć
ę ę ż
ś
ę
jakiej zepsutej kobiety.
ś
Markiz rozumia siostr . Uwa a jednak, e Roderic, zgodnie z prawami m odo ci, powi
ł
ę
ż ł
ż
ł
ś
nien
si wyszale . Nie dr czy wi c siostrze ca kazaniami, a wr cz przeciwnie, zapowiedzia mu, e
ę
ć
ę
ł
ę
ń
ę
ł
ż
w razie potrzeby mo e liczy na pomoc.
ż
ć
Dlatego rok temu, Irchester bez zmru enia oka, uregulowa niewysokie d ugi karciane
ż
ł
ł
m odzie ca i nie rzek mu z tego powodu z ego s owa.
ł
ń
ł
ł
ł
Pe ne zrozumienia podej cie spowodowa o, e ch opak, pocz tkowo nieufny, zacz trak
ł
ś
ł ż
ł
ą
ął
tować
opiekuna jak przyjaciela. Nie ukrywa te przed nim niczego. Markiz szybko zorien
ł ż
towa si ,
ł ę
e Roderic jest cz owiekiem prosto
ż
ł
linijnym, chocia mo e niezbyt inteligentnym. Roderic
ż
ż
zbli y si do fotela, w którym zasiada wuj, i zacz niepewnym g osem:
ż ł ę
ł
ął
ł
— Mam problem wuju Lenoxie, dlatego przyjecha em.
ł
— Jak si tu dosta e ?
ę
ł ś
Po krótkiej chwili milczenia m ody cz owiek odrzek :
ł
ł
ł
— Twoim powozem.
Markiz mocno zacisn usta i ostro zapyta :
ął
ł
— Sam powozi e ?
ł ś
— Chcia em, ale Sam mi nie pozwoli . Irchester odetchn . Sam doskonale radzi
ł
ł
ął
ł
sobie z ko mi.
ń
— No i...?
— Nie wiedzia em, e wyjecha e z Lon
ł
ż
ł ś
dynu — mówi Roderic. — Kiedy uda em si do
ł
ł
ę
Irchester House, pan Swaythling powiedzia mi, e pojecha e na wie . Oznajmi em, e musz
ł
ż
ł ś
ś
ł
ż
ę
si z tob natychmiast zobaczy .
ę
ą
ć
— I Swaythling kaza Samowi odwie ci do Irchester Park?
ł
źć ę
— Tak. Mia em nadziej na pobicie twojego rekordu.
ł
ę
— Jak d ugo jechali cie?
ł
ś
Trzy godziny i czterdzie ci pi minut. Oczy markiza b ysn y.
ś
ęć
ł
ęł
— O dziesi minut d u ej.
ęć
ł ż
— To samo powiedzia Sam. By em roz
ł
ł
czarowany.
— Ciesz si , e nadal jestem w dobrej formie — stwierdzi markiz z ukontento
ę ę ż
ł
waniem.
— Jak mog oby by inaczej? — pospieszy z komplementem Roderic.
ł
ć
ł
— A teraz opowiedz mi, dlaczego tak pr d
ę ko przyby e z Londynu. Masz wierzycieli na
ł ś
karku?
— Nie! Nie! Tym razem to nie pieni dze. Markiz przyjrza mu si z niepokojem.
ą
ł
ę
— Chodzi o zak ad ze znajomymi z klubu — kontynuowa m ody cz owiek.
ł
ł ł
ł
— Ach, tak. O zak ad.
ł
— Chc zwyci
y i my l , e nikt poza tob nie jest w stanie mi pomóc.
ę
ęż ć
ś ę ż
ą
Lenox Irchester poprawi si w fotelu. Szy
ł ę
kowa o si d u sze opowiadanie.
ł
ę ł ż
— Mów, s ucham. Tylko zacznij od po
ł
cz tku.
ą
— To zdarzy o si wczoraj po lunchu. Wszy
ł
ę
scy my ju sporo wypili...
ś
ż
— Co to znaczy „my"? — przerwa markiz.
ł
— Och, moi znajomi, pozna e ich.
ł ś
Edward, George, Billy i Stephen...
Markiz skin g ow .
ął ł ą
Zna ich. Byli m odymi arystokratami, przy
ł
ł
jació mi Roderika z Eton. Zdaniem markiza pili
ł
zbyt du o, a jakichkolwiek po ytecznych zaj
mieli za ma o. Siostra, gdyby ich razem
ż
ż
ęć
ł
zobaczy a, by aby jednak pewnie zachwycona. Typowi ch opcy z dobrych domów.
ł
ł
ł
— Rozmawiali my i artowali my — mówi dalej Roderic. — I wtedy do czy do nas sir
ś
ż
ś
ł
łą
ł
Mortimer Watson.
Markiz skrzywi si lekko. Wiedzia wiele o sir Mortimerze, lecz nic co by wiadczy o na
ł ę
ł
ś
ł
jego korzy . Rozmy lnie wi c go unika . Przez jaki nieszcz liwy zbieg okoliczno ci Watson
ść
ś
ę
ł
ś
ęś
ś
zosta przyj ty do „White Club". Cz sto bywa te na wy cigach. Wi kszo
przyzwoitych
ł
ę
ę
ł ż
ś
ę
ść
d entelmenów oddala a si pospiesznie na jego
ż
ł
ę
widok.
— Ta winia, Watson, znów chce oskuba przy kartach jakiego dzieciaka — markiz
ś
ć
ś
przypomnia sobie niedawno us yszan w klubie uwag .
ł
ł
ą
ę
— Postawi nam drinka, i sam nie wiem kiedy, zacz li my si spiera , czy zagraniczne
ł
ę ś
ę
ć
kurtyzany s adniejsze od angielskich, czy odwrotnie.
ą ł
Przerwa na moment, po czym doda :
ł
ł
— Sir Mortimer twierdzi , e zagraniczne Córy Koryntu s nie tylko adniejsze, ale i
ł ż
ą
ł
inteligentniejsze i z atwo ci umiej gra role osób z lepszych sfer.
ł
ś ą
ą
ć
Markiz pomy la , e sir Watson ma sporo racji. Roderic tymczasem mówi dalej.
ś ł ż
ł
— Potem Edward, który jak wiesz, nie lubi sir Mortimera, powiedzia , e cudzoziemki s ,
ł ż
ą
przepraszam za wyra enie „rynsztokowe", je li tylko zajrze pod puder i szmink . A angielskie
ż
ś
ć
ę
dziewczyny maj wrodzon og ad i umiej zachowywa si elegancko.
ą
ą ł ę
ą
ć ę
Markiz przypomnia sobie, e ów Edward to lord Somerford, który ca kiem niedawno otrzy
ł
ż
ł
-
ma tytu i fortun .
ł
ł
ę
— Oczywi cie, wi kszo
z nas popar a Ed
ś
ę
ść
ł
warda — opowiada Roderic. — Potem sir
ł
Mortimer postawi tysi c funtów przeciw jed
ł
ą
nemu, e nikt z nas nie dostarczy dziewczyny, która
ż
mog aby wspó zawodniczy z pewn , znan mu dobrze, Francuzk . Jest ona pono nie tylko
ł
ł
ć
ą
ą
ą
ć
pi kna, ale te bez trudu mo e uchodzi za dam .
ę
ż
ż
ć
ę
— Nigdy nie s ysza em podobnej bzdury! — zawo a wtedy Edward. — Z pewno ci dziew
ł
ł
ł ł
ś ą
-
czyny od krów w naszym maj tku bardziej przypominaj damy ni jaka importowana pi kno !
ą
ą
ż
ś
ę
ść
Roderic u miechn si i mówi dalej:
ś
ął ę
ł
— Byli my naturalnie bardzo rozgor czko
ś
ą
wani i zgodzili my si spotka z sir Mortimerem za
ś
ę
ć
tydzie . Ka dy ma przyprowadzi s u
c ub kurtyzan , eby udowodni , e byle An
ń
ż
ć ł żą ą ł
ę ż
ć ż
gielka
b dzie lepsza od jego zagranicznej pa
ę
nienki.
Roderic sko czy i popatrzy na wuja z oba
ń
ł
ł
w .
ą
— Ile musicie wp aci do wspólnej puli?
ł ć
— Z o yli my si po sto gwinei — od
ł ż ś
ę
powiedzia Roderic — które oczywi cie straci
ł
ś
my, je li
ś
bezstronny s dzia wybierze jego dziewczyn . Sir Mortimer wy o y pi
set funtów.
ę
ę
ł ż ł ęć
Markiz by pewien, e Watson nie ryzyko
ł
ż
wa by, ni z tego ni z owego, takiej sumy. Po
ł
cz owieku jego pokroju nale a o spodziewa si jakiego podst pu. adne wyzwanie znalaz dla
ł
ż ł
ć ę
ś
ę
Ł
ł
g upich, podpitych m odzików.
ł
ł
— Wi c có zamierzasz zrobi ? — zapyta siostrze ca.
ę
ż
ć
ł
ń
— To dlatego przyjecha em do ciebie wuju Lenoxie!
ł
— Tak? A to czemu?
— eby mi wynalaz jak pi kn dziew
Ż
ś
ł
ąś ę ą
czyn od krów.
ę
Markiz roze mia si . — Drogi ch opcze, zdajesz sobie chyba spraw , e Watson wy
ś
ł ę
ł
ę ż
strychnął
was na dudków. Nie stan by do zak adu, gdyby nie mia czego specjalnego w zanadrzu.
ął
ł
ł
ś
Roderic zrobi nad san min .
ł
ą
ą
ę
— Wuju, aden z nas nie chce przegra .
ż
ć
— Ja te nie pragn , eby on wygra . Nie lubi go — uspokoi siostrze ca markiz.
ż
ę ż
ł
ę
ł
ń
— Musimy co zrobi . Edward wyjecha do swego maj tku w Hertfordshire, a reszta roz
ś
ć
ł
ą
gl da
ą
si po teatrach...
ę
— No i...?
— Co mamy zrobi ? — w g osie m odego cz owieka brzmia a desperacja.
ć
ł
ł
ł
ł
— Zap a sto gwinei i uznaj przegran . Roderic, który przysiad wcze niej na krze le,
ł ć
ą
ł
ś
ś
wsta gwa townie.
ł
ł
— A niech to. Ju nie pierwszy raz sir Mortimer mnie nabra !
ż
ł
— Tak?
— Nie mówi em ci, ju kiedy za o y em si z nim. By em wtedy lekko wstawiony, w efekcie
ł
ż
ś ł ż ł
ę
ł
straci em dwie cie gwinei. Nast
ł
ś
ępnego ranka czu em si okropnie. Nawet ó todziób nie
ł
ę
ż ł
powinien okaza si takim durniem.
ć ę
— Zatem dosta e nauczk . Taki cz owiek jak Watson zawsze wyci gnie pieni dze. od
ł ś
ę
ł
ą
ą
naiwnych.
— Tak, ale tym razem chcia em go pobi jego w asn broni . Czy mog jutro rozejrze si po
ł
ć
ł
ą
ą
ę
ć ę
twoich farmach, wuju? Mo e znajd jak pi kno , która ich zaskoczy?
ż
ę
ąś ę
ść
— To dopiero b dzie cud! Sam by bym zaskoczony!
ę
ł
— W a nie, potrzebuj cudu! Jestem op
ł ś
ę
tymist i wierz , e si wydarzy.
ą
ę ż
ę
— Mam nadziej , e twoja wiara zostanie wynagrodzona. Uwa am, e najpi kniejsza wiejska
ę ż
ż
ż
ę
dziewczyna przeniesiona na Picadilly mo e du o straci ze swej atrakcyjno ci.
ż
ż
ć
ś
— Ty mnie rozmy lnie chcesz przygn bi — j kn Roderic. — Czy wiesz, co mi powiedzia
ś
ę ć
ę ął
ł
Edward, zanim przyjecha em tutaj?
ł
— Opowiedz — zach ci go markiz, sam w coraz lepszym humorze.
ę ł
— Powiedzia : jedyn osob , która mo e ci pomóc, jest twój wuj.
ł
ą
ą
ż
— A to dlaczego?
— Doda jeszcze, e je li jest kto , kto zna adne kobiety i umie sprawi , eby nie uciek y, to
ł
ż
ś
ś
ł
ć ż
ł
chyba tylko Irchester!
— Dzi kuj — powiedzia markiz. — Po
ę
ę
ł
doba mi si ten komplement. Jednak za
ę
pewniam ci ,
ę
e kobiety, z którymi by em zwi zany nie by y i nie s dziewczynami od krów.
ż
ł
ą
ł
ą
— Wi c co mam zrobi ? — Roderic by
ę
ć
ł
smutny.
Markiz zastanawia si nad odpowiedzi , kiedy drzwi dyskretnie si uchyli y.
ł ę
ą
ę
ł
— Przepraszam ja nie pana — rzek Dawson. — Jest tu m oda dama. Nalega na widzenie z
ś
ł
ł
panem.
— Jak si nazywa? — zapyta markiz.
ę
ł
— Nie poda a nazwiska, ale twierdzi, e to bardzo wa ne, aby mog a z panem pomówi
ł
ż
ż
ł
ć
osobi cie.
ś
— Powiedzia e „m oda dama", Dawson?
ł ś
ł
— W a ciwie powinienem powiedzie „m o
ł ś
ć
ł da kobieta", prosz ja nie pana. Ma ze sob
ę ś
ą
du ego psa.
ż
— M oda kobieta z psem, która nie chce powiedzie jak si nazywa? — zastanowi si markiz.
ł
ć
ę
ł ę
— To brzmi jak jedna z twoich zagadek, Roderiku.
Siostrzeniec spogl da przez okno, min mia smutn . Milcza .
ą ł
ę
ł
ą
ł
— Wydaje mi si , e to do dziwaczna pro ba, Dawson. Czy s dzisz, e ona zamierza wej
ę ż
ść
ś
ą
ż
ść
tu z psem?
— Zaproponowa em, eby zosta na ze
ł
ż
ł
wn trz, ale powiedzia a: pies przyjecha ze mn i chc ,
ą
ł
ł
ą
ę
eby jego wysoko go zobaczy — od
ż
ść
ł
par Dawson.
ł
— Podejrzewam, e chce mi sprzeda psa.— rzek sucho markiz. — Trzeba jej b dzie po
ż
ć
ł
ę
-
wiedzie , e mam ju du o psów i nie po
ć ż
ż
ż
trzebuj wi cej.
ę ę
Spodziewa si , e kamerdyner opu ci pokój, ale ten zawaha si .
ł ę ż
ś
ł ę
— To bardzo pi kny pies, prosz ja nie pana. Niezwyk y. Mo e zabrzmi to imper-tynencko,
ę
ę ś
ł
ż
ale ta kobieta jest wyj tkowo adna i co dziwnego by o w sposobie, w jaki nalega a na widzenie
ą
ł
ś
ł
ł
z panem, milordzie.
Roderic odwróci si od okna.
ł ę
— adna? Dawson, powiedzia e , e jest
Ł
ł ś ż
adna?
ł
— Bardzo, bardzo adna, paniczu, niezwykle
ł
adna!
ł
Roderic spojrza na markiza.
ł
— S ysza e wuju Lenoxie? Mam przeczucie, e w a nie sta si cud!
ł
ł ś
ż
ł ś
ł ę
Markiz za mia si z przymusem.
ś
ł ę
— Je li to naprawd cud, w co nie wierz , to zap ac tych sto gwinei za ciebie.
ś
ę
ę
ł ę
— Dobrze! — wykrzykn zachwycony Ro
ął
deric. — Dawson, zawo aj j ! Natychmiast zawo aj
ł
ą
ł
t m od kobiet i jej psa!
ę ł ą
ę
Dawson spojrza na markiza, aby si upew
ł
ę
ni . Ten skin g ow .
ć
ął ł ą
— Tak jest, milordzie — powiedzia kamer
ł
dyner i wyszed .
ł
Rozdzia 3
ł
Ted spojrza na Dion zaskoczony.
ł
ę
— Panienko, my l e to b d — powie
ś ę ż
łą
dzia bez przekonania. — Jego wysoko chyba jest w
ł
ść
domu. Powinni my pojecha na farm .
ś
ć
ę
Diona potrz sn a g ow .
ą ęł ł ą
— Nie, Ted. Pójd od razu do pa acu, czuj e mam racj .
ę
ł
ę ż
ę
Intuicja podpowiada a jej, e w Irchester Park otrzyma pomoc. Wiedzia a, e to szansa, aby
ł
ż
ł ż
uratowa Syriusza.
ć
Powóz jecha powoli, zm czony ko Teda wlók si noga za nog .
ł
ę
ń
ł ę
ą
— Prosz mi obieca , e nie powiecie niko
ę
ć ż
mu, gdzie jestem. Gdyby wiadomo ci o miejscu
ś
mego pobytu dosz y do stryja Herewarda, zabra by mnie st d i zabi Syriusza.
ł
ł
ą
ł
— Panienka Diona mo e mi zaufa , to jasne — odpar stary i zamy li si .
ż
ć
ł
ś ł ę
Po chwili znów si odezwa :
ę
ł
— Gdyby panienka znalaz a si w k opo
ł
ę
ł
tach, prosz powiadomi farmera Burrowsa. Po le po
ę
ć
ś
mnie. Przyjad tak szybko, jak tylko dam rad .
ę
ę
— Dzi kuj , dzi kuj za pomoc i za wasz
ę
ę
ę
ę
ą
dobro .
ć
Ted ci gn lejce i powóz zatrzyma si . Diona wysiad a, a Syriusz zeskoczy za ni . Ted
ś ą ął
ł ę
ł
ł
ą
poda dziewczynie jej niewielki baga .
ł
ż
— Prosz dba o siebie, panienko Diono. Niech panienka pami ta, przyjad , kiedy do
ę
ć
ę
ę
stanę
wiadomo .
ść
— Nie zapomn . Jeszcze raz dzi kuj . Ruszy a w stron domu. Wiedzia a, e stary
ę
ę
ę
ł
ę
ł ż
cz owiek patrzy za ni z trosk . Dosz a do szarego kamiennego mostu nad jeziorem i za
ł
ą
ą
ł
trzyma a
ł
si . Pomy la a, e mo e to dziwnie wygl da , je li pojawi si w pa acu, d wigaj c owini ty
ę
ś ł ż
ż
ą ć
ś
ę
ł
ź
ą
ę
szalem ca y swój dobytek.
ł
Obok mostu ros a k pa krzaków. Diona ukry a tobo ek mi dzy ga ziami i poczu a si lepiej.
ł
ę
ł
ł
ę
łę
ł
ę
Mia a nadziej , e nikt nie natrafi na kryjówk zanim b dzie mog a zabra st d swoje rzeczy.
ł
ę ż
ę
ę
ł
ć ą
By a zdenerwowana i przera ona, ale nie widzia a innego wyj cia. Wola a szorowa pod ogi ni
ł
ż
ł
ś
ł
ć
ł
ż
wróci do stryja i narazi Syriusza na mier . Pro by na pewno by nie poskut
ć
ć
ś
ć
ś
kowa y. Powiem
ł
markizowi, rozwa a a, e mog robi cokolwiek, ale najbardziej u ytecz
ż ł ż
ę
ć
ż
na by abym w psiarni.
ł
Przebycie szarych, kamiennych schodów wiod cych do frontowego wej cia wymaga o ogro
ą
ś
ł
-
mnego wysi ku woli.
ł
Nie musia a ko ata . Lokaj pe ni cy s u b w sieni dostrzeg j i, gdy znalaz a si przed
ł
ł ć
ł ą
ł ż ę
ł ą
ł
ę
wielkimi drzwiami, otworzy .
ł
— Chc widzie si z markizem Irchester! — powiedzia a tonem, jakiego u ywa a jej matka.
ę
ć ę
ł
ż
ł
Lokaj bez s owa spojrza na kamerdynera, który nadszed w a nie w tej chwili. Mia siwe
ł
ł
ł ł ś
ł
w osy i wygl da niezwykle dostojnie.
ł
ą ł
— Panienka do jego wysoko ci? — spyta namaszczonym tonem.
ś
ł
— Tak. Chc si z nim zobaczy .
ę ę
ć
— Kogo mam zaanonsowa ?
ć
Diona nie chcia a zdradzi swego nazwiska. Kamerdyner o wiadczy wi c, i nie mo e
ł
ć
ś
ł
ę
ż
ż
przeszkadza jego wysoko ci, o ile nie b dzie wiadomo, e sprawa jest naprawd istotna. Ale
ć
ś
ę
ż
ę
Diona nie ust powa a. Musia a spotka si z cz owiekiem, na którego pomoc liczy a.
ę
ł
ł
ć ę
ł
ł
Wreszcie kamerdyner, pokonany jej uporem, odszed . Sta a w westybulu i czu a, e trzech
ł
ł
ł ż
innych s u
cych przygl da si jej i Syriuszowi z zachwytem.
ł żą
ą
ę
— Pi kny pies — powiedzia jeden z nich. Diona pomy la a, e je li wzi li j za osob
ę
ł
ś ł ż
ś
ę ą
ę
z wy szych sfer, s zapewne zdziwieni, dlaczego nie przyby a w towarzystwie matki lub opie
ż
ą
ł
-
kunki.
— Ma na imi Syriusz. Mam go od szcze
ę
niaka — odpar a.
ł
— To szybkie psy, dobre na gonitwy.
— Tak, wiem — u miechn a si z dum . Us yszeli kroki powracaj cego kamerdynera.
ś
ęł
ę
ą
ł
ą
Lokaj wyprostowa si s u bi cie i zamilk . Diona poczu a niepokój.
ł ę ł ż ś
ł
ł
— T dy, panienko, prosz — rzek kamer
ę
ę
ł
dyner.
Wi c uda o si . Ale to dopiero pocz tek. Pomó mi tatusiu, prosz .
ę
ł
ę
ą
ż
ę
Kamerdyner otworzy drzwi z tak min , jakby wiedzia , e pope nia b d, wpuszczaj c
ł
ą
ą
ł ż
ł
łą
ą
nieznajom przed oblicze ja nie pana.
ą
ś
Us ysza a:
ł
ł
— M oda kobieta, milordzie!
ł
Wesz a. W pierwszym momencie widzia a tylko tysi ce ksi
ek, od sufitu do pod ogi.
ł
ł
ą
ąż
ł
Dopiero po chwili dostrzeg a, e w bibliotece jest dwóch m
czyzn. Jeden, ca kiem m ody,
ł ż
ęż
ł
ł
patrzy na ni w dziwny sposób. Drugi by chyba najprzystojniejszym m
czyzn , jakiego
ł
ą
ł
ęż
ą
widzia a w yciu. Wyda si jej w adczy i pot
ny. Tak w a nie wyobra a a sobie markiza
ł
ż
ł ę
ł
ęż
ł ś
ż ł
Irchester.
Siedzia odpr
ony w fotelu z wysokim opar
ł
ęż
ciem. Nogi skrzy owa niedbale. Wygl da jak
ż
ł
ą ł
król na tronie. Ogarn o j nieprawdopodobne uczucie, e powinna pa przed nim na kolana.
ęł ą
ż
ść
Zamiast tego dygn a wdzi cznie. Poniewa obydwaj milczeli, podesz a bli ej. Nie mog a
ęł
ę
ż
ł
ż
ł
wiedzie , i jej widok zaskoczy ich zupe nie. W najlepszej sukience ze wzorzystego mu linu
ć ż
ł
ł
ś
przewi zanej b kitn wst
k wygl da a nad
ą
łę
ą
ąż ą
ą ł
zwyczaj pi knie. Wianuszek z polnych kwia
ę
tków
zdobi jej s omkowy kapelusz, a po
ł
ł
niewa r kawiczki by y dla niej za drogie, za o y a mitenki,
ż ę
ł
ł ż ł
które nie zakrywa y kszta t
ł
ł nych palców.
Podesz a jeszcze kilka kroków. U jej boku st pa dalmaty czyk. Kiedy znalaz a si blisko
ł
ą ł
ń
ł
ę
markiza, uzna a e nale y jeszcze raz dygn
.
ł ż
ż
ąć
— Panienka yczy a sobie widzie si ze mn ? — spyta Irchester.
ż
ł
ć ę
ą
ł
— Tak, prosz pana.
ę
— Powiedzia a panienka, e to pilne?
ł
ż
— Bardzo pilne, wasza wysoko .
ść
— Ciekawe. Jak si panienka nazywa? Po chwili wahania powiedzia a:
ę
ł
— Diona...
Markiz spojrza nieco zdziwiony.
ł
— I to wszystko?
— Tak. Tak, prosz pana. Mam powody aby nie podawa mojego nazwiska.
ę
ć
— Prosz mi wi c powiedzie , jaki jest po
ę
ę
ć
wód pani przyjazdu tutaj.
Z trudem zacz a:
ęł
— Zastanawia am si , czy wasza wysoko nie zatrudni by mnie jako dziewczyn do psów...
ł
ę
ść
ł
ę
W oczach markiza dostrzeg a wyraz zasko
ł
czenia. Drugi m
czyzna podszed teraz bli ej i
ęż
ł
ż
przygl da si jej w sposób, który wprawi j w jeszcze wi ksze zak opotanie.
ą ł ę
ł ą
ę
ł
— Jako dziewczyn do psów? — upewni si
ę
ł ę
markiz.
— Tak, prosz pana. Mo e na to nie wy
ę
ż
gl dam, ale mam du e do wiadczenie z psami i
ą
ż
ś
ko mi... Potrzebuj pracy.
ń
ę
— Nigdy nie s ysza em... — zacz markiz, ale Roderic przerwa mu.
ł
ł
ął
ł
— Dlaczego nie mia aby by dziewczyn
ł
ć
ą
do krów? Diona spojrza a na niego i odpowiedzia a:
ł
ł
— Mog pracowa w oborze, ale wola abym w psiarni. Wiem, e kobiety zwykle nie do
ę
ć
ł
ż
-
gl daj psów. Lecz przecie nic nie stoi na przeszkodzie... Umiem wiele rzeczy, które uwa
ą ą
ż
a si
ż
ę
za trudne tylko dlatego, e wykonuj je m
czy ni.
ż
ą
ęż
ź
Spojrza a markizowi prosto w oczy.
ł
— A co panienka potrafi?
— Kobieta lepiej opiekuje si szczeniakami, je li musz by karmione r k . Umiem te
ę
ś
ą
ć
ę ą
ż
zajmowa si chorymi ko mi. Uczy mnie tego ojciec i jego stajenni...
ć ę
ń
ł
W tej chwili u wiadomi a sobie, e pragn c zaprezentowa si jak najlepiej, nieopatrznie
ś
ł
ż
ą
ć ę
pope ni a b d.
ł ł łą
— Ojciec panienki ma konie? — zainteresowa si markiz.
ł ę
— Tak, prosz pana.
ę
— I nie chce, aby panienka pomaga a dalej w stajni?
ł
— Mój ojciec... Nie yje, prosz pana. Markiz dos ysza dr enie jej g osu, mimo e
ż
ę
ł
ł ż
ł
ż
by o ledwo wyczuwalne.
ł
— Domy lam si , e nie zostawi panience adnych pieni dzy?
ś
ę ż
ł
ż
ę
Suchy, rzeczowy ton rozmówcy pomóg Dionie opanowa si . Odpar a ca kiem spokojnie:
ł
ć ę
ł
ł
— To prawda, prosz pana. Musz teraz sama zarabia na ycie. Dla mnie to wa ne, bym
ę
ę
ć
ż
ż
mog a zacz prac jak najszybciej. Nawet od zaraz.
ł
ąć
ę
Gdyby nie by a tak zdenerwowana, szybka odpowied markiza zastanowi aby j .
ł
ź
ł
ą
— To znaczy, je li dobrze zrozumia em, e panienka nie ma dok d pój , gdybym jej nie
ś
ł
ż
ą
ść
przyj ?
ął
— Tak...
W tym momencie Roderic wyda cichy okrzyk tryumfu:
ł
— Cud! Wuju Lenoxie, cud! Wygra em za
ł
k ad! Spójrz na ni ! Spójrz! To osoba, której
ł
ą
szukamy!
Markiz machn niecierpliwie r k . Roderic post pi ku przyby ej i natarczywie poprosi :
ął
ę ą
ą ł
ł
ł
— Czy mo esz zdj kapelusz?
ż
ąć
Diona spojrza a na niego ze zdziwieniem.
ł
— Zaraz wyja ni , ale prosz zdj kapelusz.
ś ę
ę
ąć
By o to dziwne
danie, ale nie mia a powo
ł
żą
ł
du odmawia . Pomy la a, e dziewczyny na
ć
ś ł ż
farmie nie nosz si tak jak ona. Szkoda, e nie wzi a ze sob stroju do pracy. Zabra a jednak
ą ę
ż
ęł
ą
ł
spódnic do jazdy konnej. Zapakowa a j w ostatniej chwili, mimo e sporo wa y a.
ę
ł ą
ż
ż ł
Diona si gn a do wst
ek przy kapeluszu.
ę ęł
ąż
— Rozumiem, i s jakie powody, dla których przyprowadzi a panienka swego psa?
ż ą
ś
ł
Panienka chce go sprzeda ?
ć
— Ale nie! Nie odda abym go nawet za milion funtów. To w a nie z jego powodu szukam
ż
ł
ł ś
pracy. Chcia am pracowa w psiarni, aby on móg mi zawsze towarzyszy .
ł
ć
ł
ć
Markiz wyci gn d o . Diona zdziwi a si , gdy Syriusz podszed do niego bez oporu. Pies
ą ął ł ń
ł
ę
ł
by zazwyczaj nieufny wobec obcych.
ł
— To wyj tkowo pi kny okaz swojej rasy — zauwa y w a ciciel Irchester Park. — Rozu
ą
ę
ż ł ł ś
-
miem, dlaczego panienka nie chce si z nim rozsta .
ę
ć
- Mam go odk d by szczeniakiem. Jest dla mnie ca ym wiatem, moj mi o ci .
ą
ł
ł
ś
ą
ł ś ą
Dziewczyna powiedzia a to tak gor co, e markiz uniós brwi zaskoczony.
ł
ą
ż
ł
Zdj a kapelusz i przyg adzi a z ociste w osy, które spad y na ramiona. Roderic j kn z za
ęł
ł
ł
ł
ł
ł
ę ął
-
chwytu.
— Wuju, ona jest pi kna! W a nie jej szu
ę
ł ś
ka em!
ł
Diona spojrza a na niego ze zdumieniem. To bardzo dziwny m odzieniec, pomy la a.
ł
ł
ś ł
Natomiast markiz w duchu przyzna Roderikowi ca kowit racj . Ta dziewczyna istotnie by a
ł
ł
ą
ę
ł
pi kna. Chocia , pomy la artobliwie, nie mia a ró owych policzków angielskiej wie
ę
ż
ś ł ż
ł
ż
śniaczki, o
jak chodzi o Roderikowi.
ą
ł
Tymczasem Roderic dalej wykrzykiwa :
ł
— Znalaz em! Jestem pewien, e sir Mor-timer zg upieje z wra enia i tysi c gwinei nasze!
ł
ż
ł
ż
ą
— Roderiku! Spokojnie. Musisz jeszcze przekona Dion , aby pomog a ci w tym donios ym
ć
ę
ł
ł
zadaniu.
Ze sposobu, w jaki markiz to powiedzia , Diona wyczu a, e nie pochwala zamys ów
ł
ł
ż
ł
ł
m odego m
czyzny.
ł
ęż
— Prosz ja nie pana. Ja chc pracowa u milorda, z psami — powtórzy a.
ę ś
ę
ć
ł
— Rozwa
t niezwyk
propozycj . My l jednak, i powinna panienka wys ucha
żę ę
łą
ę
ś ę
ż
ł
ć
najpierw, co do powiedzenia ma mój siostrzeniec. Pozwoli panienka, e przedstawi . Pan
ż
ę
Roderic Nairn — panna Diona!
Znów w g osie gospodarza wyczu a ironi . Dygn a. Syriusz podbieg do niej. Po o y a d o
ł
ł
ę
ęł
ł
ł ż ł
ł ń
na jego bie i poczu a otuch . Nie mo e stchórzy . Co zrobi aby ze sob i Syriuszem? Syriusz
ł
ł
ę
ż
ć
ł
ą
poliza jej r k , a ona pog aska a go po karku. Spojrza a na markiza. Zupe nie innym ni przed
ł
ę ę
ł
ł
ł
ł
ż
chwil tonem powiedzia :
ą
ł
— Proponuj , eby pani usiad a i wys ucha a mego siostrze ca. Jego propozycja mo e w pier
ę ż
ł
ł
ł
ń
ż
-
wszej chwili wyda si nie tyle niepoj ta, co nieprzystojna.
ć ę
ę
— Przepraszam, je li zachowa em si nieelegancko — powiedzia szybko Roderic. — To
ś
ł
ę
ł
dlatego, e wuj powiedzia mi, i to, co chc znale
jest niemo liwe. I e tylko cud mo e mi
ż
ł
ż
ę
źć
ż
ż
ż
pomóc...
U miechn si bardzo mi o i doko czy :
ś
ął ę
ł
ń
ł
— Kiedy pani wesz a, cud si dokona !
ł
ę
ł
Diona poczu a, e nogi odmawiaj jej po
ł ż
ą
s usze stwa. Przysiad a ostro nie na krzese ku blisko
ł
ń
ł
ż
ł
fotela markiza, a Syriusz u o y si przy niej. Po o y a kapelusz na kolanach i podnios a
ł ż ł ę
ł ż ł
ł
ogromne, fio kowe oczy na Roderika Nairna. Zastanawia a si , có on ma zamiar powiedzie .
ł
ł
ę
ż
ć
Wszystko, co do tej pory us ysza a w bibliotece, zaskakiwa o j . My la a, e markiz zechce
ł
ł
ł ą
ś ł ż
sprawdzi jej umiej tno ci i b dzie wypytywa o nazwisko. Bardzo j to niepokoi o, gdy nie
ć
ę
ś
ę
ł
ą
ł
ż
lubi a k ama . Roderic przysiad na por czy fotela i zacz :
ł ł
ć
ł
ę
ął
— Przypuszczam, e wie pani, i m
czy ni w Londynie lubi si zak ada . Szczególnie
ż
ż ęż
ź
ą ę
ł
ć
dotyczy to cz onków mojego „White Club".
ł
— Wiem, poniewa ... — w ostatniej chwili ugryz a si w j zyk.
ż
ł
ę
ę
Harry Grantley nie raz rozbawia on i cór
ł ż ę
k opowiadaniami o zak adach, spo ród któ
ę
ł
ś
rych
najdziwaczniejsze zapisywano w specjalnej ksi dze. Diona pomy la a, e musi bardzo uwa a .
ę
ś ł ż
ż ć
Dobrze, e nie doko czy a!
ż
ń
ł
— Ja i kilku moich przyjació — mówi Roderic — za o yli my si z pewnym cz onkiem
ł
ł
ł ż ś
ę
ł
klubu, e uda nam si znale
Angielk , naj
ż
ę
źć
ę
lepiej prost dziewczyn od krów, adniejsz i
ą
ę
ł
ą
inteligentniejsz ni zachwalana przez naszego przeciwnika cudzoziemka.
ą ż
Diona zdumia a si .
ł
ę
— Z pewno ci — powiedzia a — b dzie to nierówne wspó zawodnictwo, o ile dziewcz ta
ś ą
ł
ę
ł
ę
pochodz z ró nych klas spo ecznych. Przecie wie niaczki nie maj adnego wykszta cenia.
ą
ż
ł
ż
ś
ą ż
ł
Markiz zacisn usta i zwróci twarz w stron siostrze ca. Wiedzia , e Roderic dobiera ostro
ął
ł
ę
ń
ł ż
-
nie s owa, by nie da pozna , e chodzi o zawodniczki podejrzanej konduity. A wi c znacznie
ż
ł
ć
ć ż
ę
bardziej b yskotliwe ni zwyk a wie
ł
ż
ł
śniaczka. To, e Diona wytkn a s abo wywo
ż
ęł ł
ść
du, rozbawi o
ł
Irchestera.
Tymczasem Roderic usi owa znale logicz
ł
ł
źć
n odpowied .
ą
ź
— To nie musi by dziewczyna od krów. Poda em tylko taki przyk ad. Lecz cudzoziem
ć
ł
ł
ka,
któr sir Mortimer chce zaprezentowa , jest nie tylko pi kna, ale i b yskotliwa. I oczy
ą
ć
ę
ł
wi cie ma
ś
maniery damy.
Diona zastanawia a si przez chwil .
ł
ę
ę
— Nie my l , aby którakolwiek ze znanych mi wie niaczek mia a szans na wygranie takie
ś ę
ś
ł
ę
go
wspó zawodnictwa.
ł
— Ale — zaoponowa Roderic — w a nie pani jest odpowiedni osob . Powiedzia a pani, e
ż
ł
ł ś
ą
ą
ł
ż
mo e pracowa w oborze. A jestem pewien, e wuj Lenox z zachwytem zatrudni pani w
ż
ć
ż
ą
psiarni...
Urwa i po chwili doda z naciskiem:
ł
ł
— Ale najpierw musi pani wygra dla mnie
ć
ten zak ad.
ł
— Co... musz ... zrobi ? —j kn a Diona. Obawia a si , e m ody cz owiek proponuje co ,
ę
ć
ę ęł
ł
ę ż
ł
ł
ś
czego absolutnie nie zaaprobowaliby rodzice. Ojciec wyra a si bardzo niepochlebnie o
ż ł
ę
zatwardzia ych hazardzistach i bezmy lnych dandysach, których nazywa „niczym wi cej jak
ł
ś
ł
ę
wieszakami na ubrania".
Podawa za przyk ad Beau Brummella*
ł
ł
, znanego z dba o ci o swój wygl d, cho min y ju
ł ś
ą
ć
ęł
ż
lata od czasu kiedy s ynny galant zmuszony zosta opu ci Angli .
ł
ł
ś ć
ę
— Nie pojmuj — mówi Harry Grantley — jak to mo liwe, eby m
czyzna chcia sp dzi
ę
ł
ż
ż
ęż
ł ę ć
dwie lub trzy godziny, stroj c si . To ju nie tylko marnowanie cennego czasu, to marno
ą
ę
ż
wanie
ycia!
ż
— A ja s ysza am, ojcze — zaoponowa a Diona — e Brummell by szalenie inteligent
ł
ł
ł
ż
ł
nym
cz owiekiem.
ł
— Dowcipnym. I na tyle bystrym, e potrafi uczyni z siebie arbitra elegancji i osob po
ż
ł
ć
ę
żą-
dan w towarzystwie. Jednocze nie jednak nie mia ani odrobiny samokontroli. Nie umia
ą
ś
ł
ł
powstrzyma si od hazardu i zgrywa si do ostatniego pensa. Czy mo e by przyk ad wi k
ć ę
ł ę
ż
ć
ł
ę szej
g upoty?
ł
— Ca kowicie si z tob zgadzam — do rozmowy w czy a si matka Diony. — Wydaje mi
ł
ę
ą
łą
ł
ę
si jednak, e to, w du ej mierze, wina tych wszystkich klubów. Tam m odzi ludzie wy
ę
ż
ż
ł
stawiani
s na ró ne pokusy. Chc si pokaza przed pozosta ymi, wi c nieuchronnie zaczynaj pi zbyt
ą
ż
ą ę
ć
ł
ę
ą ć
du o, eby doda sobie odwagi do ponoszenia wydatków, na które nie mog sobie pozwoli .
ż ż
ć
ą
ć
Ojciec u miechn si .
ś
ął ę
— Doskona e usprawiedliwienie, ale m
ł
ężczyzna musi si zachowywa jak na m czyzn
ę
ć
ęż
ę
przysta o i radzi sobie o w asnych si ach.
ł
ć
ł
ł
— Obawiam si jednak, e zazwyczaj spro
ę
ż
wadza si to do szukania oparcia w innych —
ę
odpar a spokojnie pani Grantley.
ł
Wspomnienie tej rozmowy sprzed lat sprawi o, e Diona zdenerwowa a si jeszcze bar
ł ż
ł
ę
dziej.
2 * Brummell, George Bryan (1778-1840) — zwany Beau Brummell, s ynny dandys narzucaj cy mod socjecie londy skiej w pocz. XIX w.
ł
ą
ę
ń
Przez lata cieszy si opiek ksi cia regenta, pó niejszego Jerzego IV. Z po
ł ę
ą
ę
ź
wodu d ugów i k ótni z ksi ciem, zbieg ok. 1813 r. do Francji, gdzie w
ł
ł
ę
ł
kilkana cie lat potem zmar w szpitalu dla ob kanych, (przyp. red.)
ś
ł
łą
— Wszystko, o co chc pani prosi — t u
ę
ą
ć
ł maczy tymczasem Roderic — to eby przyje
ł
ż
-
cha a pani do Londynu i pozwoli a zabra si do... Nie do klubu, bo tam kobiety nie maj
ł
ł
ć ę
ą
wst pu, ale do pewnego domu, gdzie b d oczekiwa y inne zawodniczki, no i ta cudzozie
ę
ę ą
ł
mka.
Ona z pewno ci , nawet w po owie, nie jest tak adna jak pani.
ś ą
ł
ł
— A w jaki sposób oceniana b dzie in
ę
teligencja zawodniczek? — zapyta a Diona.
ł
Roderic znów musia si namy li . Markiz by w coraz lepszym humorze. Podoba o mu si
ł ę
ś ć
ł
ł
ę
pytanie Diony. By o rozs dne. Zapewne sam sir Mortimer nie umia by na nie od
ł
ą
ł
powiedzie .
ć
— Przypuszczam — rzek wreszcie m ody cz owiek — e b dzie to rozmowa, chyba po
ł
ł
ł
ż
ę
obiedzie, a potem mo e zata czymy. S dziowie oceni maniery dziewcz t podczas jedzenia i
ż
ń
ę
ą
ą
ta ca.
ń
Diona z trudem z apa a oddech. Propozycja wzi cia udzia u w tak podejrzanym konkursie
ł
ł
ę
ł
by a dla niej absolutnie nie do przyj cia. Obiad z jakimi nieznanymi m
czyznami, bez
ł
ę
ś
ęż
przyzwoitki, ta ce w towarzystwie dziewczyn od krów i Bóg wie kogo jeszcze, kiedy na dodatek
ń
nie wiadomo, kto jest pani domu. Matka z pewno ci nigdy by jej na to nie pozwoli a.
ą
ś ą
ł
— Nie mog tego uczyni — powiedzia a szybko.
ę
ć
ł
— A to dlaczego? — zdumia si Roderic. Po chwili, jakby sobie co przypomnia ,
ł ę
ś
ł
dorzuci :
ł
— Naturalnie zostanie pani wynagrodzona. — Zawaha si i doda . — Otrzyma pani
ł
ę
ł
dwadzie cia funtów i now sukni .
ś
ą
ę
Diona wyprostowa a si na krzese ku.
ł
ę
ł
— Nie! — zawo a a. — Nie mog si zgo
ł ł
ę ę
dzi , aby nieznajomy m
czyzna kupowa mi
ć
ęż
ł
sukni ! Nie chc bra udzia u w tych... za
ę
ę
ć
ł
wodach!
Przysz o jej na my l, e gdyby zgodzi a si i pojecha a do Londynu, w klubie móg by
ł
ś ż
ł
ę
ł
ł
zobaczy j jaki dawny znajomy ojca. By o ma o prawdopodobne, a eby starsi, szacowni
ć ą
ś
ł
ł
ż
d entelmeni nale eli do towarzystwa Nairna, ale jednak mo liwe. Có by pomy leli, widz c
ż
ż
ż
ż
ś
ą
córk Grantleya, udaj c wiejsk dziewczyn .
ę
ą ą
ą
ę
Roderic przera ony krzykn :
ż
ął
— Nie mów tak! Musisz mi pomóc! Poniewa zarówno postawa, jak i ton g osu
ż
ł
nie pozostawia y w tpliwo ci, e dziewczyna czuje si obra ona, Roderic zwróci si o pomoc
ł
ą
ś
ż
ę
ż
ł ę
do markiza.
— Zrób co wuju Lenoxie —j kn . — Wy
ś
ę ął
t umacz pannie Dionie, e jest cudem, o który si
ł
ż
ę
modli em, nawet jeszcze wi kszym cudem, ni mog em sobie wymarzy !
ł
ę
ż
ł
ć
— My l — odpar markiz powoli — e twoja propozycja wyda aby si , podobnie jak i
ś ę
ł
ż
ł
ę
Dionie, przera aj ca i szokuj ca tak e wielu
ż ą
ą
ż
godnym szacunku wiejskim dziewcz tom.
ę
— Szokuj ca? — zdziwi si niepomiernie Roderic.
ą
ł ę
Nagle dotar o do niego, e wuj specjalnie zaakcentowa s owa „godnym szacunku" i zro
ł
ż
ł ł
-
zumia , dlaczego.
ł
Wsta z por czy fotela i b agalnie zwróci si do dziewczyny:
ł
ę
ł
ł ę
— Prosz , panno Diono, niech mi pani nie odmawia pomocy, której tak rozpaczliwie po
ę
-
trzebuj . Diona milcza a, wi c po chwili doda :
ę
ł
ę
ł
— Mówi pani, e musi zarobi . To jest najprostsza droga. Zap ac pi
dziesi t funtów, je eli
ż
ć
ł ę ęć
ą
ż
przyjmie pani moj propozycj .
ą
ę
— To... za du o! — zaprotestowa a Dio
ż
ł
na. — Zreszt , nie mog ... jecha do Londynu.
ą
ę
ć
— Nie takie to straszne, jak pani s dzi — przekonywa Roderic. — Obiecuj , e b d si
ą
ł
ę ż
ę ę ę
pani opiekowa .
ą
ł
Markiz spojrza przenikliwie na Dion . Nie mo e jecha do Londynu, pomy la . Mia
ł
ę
ż
ć
ś ł
ł
wra enie, i Roderic niew a ciwie poj od
ż
ż
ł ś
ął
powied dziewczyny.
ź
Irchester przepada za wszelkiego rodzaju amig ówkami i tajemnicami, dla rozwi zania
ł
ł
ł
ą
których musia by szczególnie nat
a swój bystry umys . Po powrocie do Anglii z zapa
ł
ęż ć
ł
em
ł
zabra si do wykrywania s abych punk
ł ę
ł
tów w organizacji odziedziczonych dóbr rodowych.
Sporo czasu po wi ci na dociekanie, w jaki sposób pieni dze ojca zosta y roz
ś ę ł
ą
ł
trwonione b d
ą ź
ukradzione i kto, spo ród zatrudnionych w maj tku, nie zas uguje na zaufanie.
ś
ą
ł
Teraz o ywi si równie , gdy tajemnicza panna wyda a mu si nadzwyczaj intryguj ca. I to
ż
ł ę
ż
ż
ł
ę
ą
nie z powodu niecodziennej urody. By o jasne, e dziewczyna ukrywa co wa nego i z
ł
ż
ś
ż
pewno ci nie pochodzi z prostego stanu. Postanowi przerwa Roderikowi.
ś ą
ł
ć
— Mam pewn propozycj i pragn , aby cie oboje jej wys uchali — o wiadczy .
ą
ę
ę
ś
ł
ś
ł
Diona zwróci a si w stron markiza, to samo niech tnie uczyni Roderic.
ł
ę
ę
ę
ł
— Wyobra am sobie, cho mog si myli , e Diona ma za sob dalek drog i musi by
ż
ć
ę ę
ć ż
ą
ą
ę
ć
zm czona. Wspomnia a, i nie ma dok d pój . Proponuj wi c, aby przyj a moj go cin na
ę
ł
ż
ą
ść
ę
ę
ęł
ą
ś ę
dzisiejsz noc, a jutro, czy te po dzisiejszym obiedzie, rozwa y a twoj propozycj ponownie.
ą
ż
ż ł
ą
ę
Diona ju rozchyli a usta, eby powtórzy swoj odmow , lecz markiz nie pozwoli jej doj
ż
ł
ż
ć
ą
ę
ł
ść
do s owa.
ł
— Chcia bym równie porozmawia z moim zarz dc , czy uwa a za mo liwe zatrudnienie
ł
ż
ć
ą ą
ż
ż
kobiety w psiarni. Mamy ju bowiem czterech m
czyzn do opieki nad psami.
ż
ęż
Diona spojrza a z wdzi czno ci . Jej twarz rozja ni a si , a z oczu zacz znika wyraz l ku.
ł
ę
ś ą
ś ł
ę
ął
ć
ę
— Wasza wysoko naprawd tak zrobi? — zapyta a bez tchu.
ść
ę
ł
— Zrobi , je li zgodzisz si przenocowa tu dzi .
ę ś
ę
ć
ś
— Z Syriuszem? — upewni a si .
ł
ę
— Oczywi cie, moje zaproszenie obejmuje równie i jego.
ś
ż
— Och, wi c serdecznie dzi kuj . Dzi kuj milordzie!
ę
ę
ę
ę
ę
Wsta a, a markiz powiedzia :
ł
ł
— Przypuszczam, i ma pani jaki baga ? Mówi z lekk ironi , jakby przypuszcza , e
ż
ś
ż
ł
ą
ą
ł ż
nic ze sob nie zabra a. Diona zarumieni a si .
ą
ł
ł
ę
— Nie chcia am, aby by o mi ci
ko, spako
ł
ł
ęż
wa am wi c tylko kilka rzeczy do tobo ka.
ł
ę
ł
Zostawi am go w krzakach, po drugiej strome mostu.
ł
Pomy la a, e musia o to zabrzmie dzie
ś ł ż
ł
ć
cinnie.
Markiz nie sprawia wra enia zaskoczonego. Rzek :
ł
ż
ł
— Roderiku, zadzwo .
ń
— Mam nadziej — zwróci si do Diony — e nie odmówi nam pani przyjemno ci swego
ę
ł ę
ż
ś
towarzystwa przy obiedzie?
Spodziewa si , e przyjmie zaproszenie z ta
ł ę ż
k sam skwapliwo ci , z jak przyj a propo
ą
ą
ś ą
ą
ęł
-
zycj noclegu, ale ku swemu zdziwieniu, do
ę
strzeg , e zawaha a si przez moment, zanim
ł ż
ł
ę
odpowiedzia a:
ł
— Chyba nie b dzie mi wypada o?
ę
ł
— S ucham?
ł
— Skoro mam by dziewczyn do psów, nie wypada, abym zasiada a przy jednym stole z
ć
ą
ł
chlebodawc .
ą
Markiz u miechn si .
ś
ął ę
— Jeste dosy niezwyk dziewczyn do psów. Pragn zauwa y , e jeszcze ci nie
ś
ć
łą
ą
ę
ż ć ż
ę
zatrudni em. Wi c b dzie w porz dku, je li zjesz z nami obiad.
ł
ę ę
ą
ś
Przez chwil Diona rozwa a a jego argu
ę
ż ł
menty.
— Dzi kuj , milordzie — powiedzia a w ko
ę
ę
ł
ńcu. — Czuj si zaszczycona pa skim zapro
ę ę
ń
-
szeniem.
— Przestrzegam londy skich pór posi ków. Obiad jemy o ósmej. My l , e zechce pani
ń
ł
ś ę ż
odpocz
. Spotkamy si w B kitnym Salonie kwadrans przed posi kiem. S u ba wska e pani
ąć
ę
łę
ł
ł ż
ż
drog .
ę
— Dzi kuj milordzie.
ę
ę
Do biblioteki wszed Dawson.
ł
— Pan dzwoni , milordzie?
ł
— Tak, panna Diona zostaje tu dzi na noc. Umie j w pokoju go cinnym. Zostawi a swoje
ś
ść ą
ś
ł
rzeczy w krzakach, po drugiej stronie mostu.
Twarz Dawsona nawet nie drgn a. Powie
ęł
dzia oboj tnie:
ł
ę
— Zabior je, milordzie.
ę
— Popro pani Fielding, aby zaopiekowa a si pann Dion . Panna Diona zje obiad wraz z
ś
ą
ł
ę
ą
ą
paniczem Roderikiem i ze mn .
ą
Dawson sk oni g ow . Diona dygn a.
ł
ł ł ę
ęł
— Dzi kuj panu, milordzie. Bardzo, bardzo dzi kuj .
ę
ę
ę
ę
By a ju zupe nie spokojna.
ł
ż
ł
Markiz przygl da si jej, gdy ruszy a za Dawsonem. Zastanawia si , co naprawd ukry
ą ł ę
ł
ł ę
ę
wa.
Intrygowa o go to.
ł
Gdy drzwi si zatrzasn y, Roderic poderwa z krzes a poduszk , podrzuci j i rado nie
ę
ęł
ł
ł
ę
ł ą
ś
zawo a :
ł ł
— Wygra em! Wygra em! Nikt, powtarzam nikt, nie dostarczy tak adnej dziewczyny!
ł
ł
ł
Rzuci poduszk na krzes o.
ł
ę
ł
— Dzi kuj , wuju Lenoxie! Zawsze wiedzia
ę
ę
em, e masz sportowego ducha, a teraz jestem
ł
ż
gotów tysi c razy wypi twoje zdrowie i publi
ą
ć
cznie og osi , e nie ma drugiego takiego jak ty!
ł ć ż
— Jestem bardzo wdzi czny — powiedzia oschle markiz.
ę
ł
— Przez moment by em przera ony, e ona ucieknie, ale zrozumia em twoje ostrze enie, aby
ł
ż
ż
ł
ż
odnosi si do niej z szacunkiem. Sam bym o tym nie pomy la .
ć ę
ś ł
— Oczywi cie, ona jest godna szacunku! — powiedzia ostro markiz. — A co wi cej, w t
ś
ł
ę
ą pi ,
ę
czy kiedykolwiek w yciu s ysza a o „Có
ż
ł
ł
rach Koryntu", a je li nawet, to czy wie, co ten zwrot
ś
naprawd oznacza.
ę
Roderic wbi w niego wzrok.
ł
— Naprawd tak s dzisz, wuju?
ę
ą
— My l , Roderiku, e musisz nauczy si ocenia ludzi nie tylko wed ug pozorów.
ś ę
ż
ć ę
ć
ł
— Ale, tu nie ma o czym mówi . Przyjecha a bez przyzwoitki, chce dosta prac w psiarni.
ć
ł
ć
ę
Co mam my le o takiej panience?
ś ć
Markiz dopiero po chwili odpowiedzia :
ł
— Sam powiniene umie wyci gn
wnio
ś
ć
ą ąć
ski. Po prostu ostrzegam ci Roderiku, e ona
ę
ż
zapewne uciek a z domu i ukrywa si . Je li b dziesz j dalej straszy , odejdzie.
ł
ę
ś
ę
ą
ł
Roderic zaprotestowa gwa townie.
ł
ł
— Nie pozwol na to!
ę
— Wi c uwa aj, jak si zachowujesz i co mówisz.
ę
ż
ę
Roderic przez chwil zastanawia si nad s owami wuja. Wreszcie rzek :
ę
ł ę
ł
ł
— Je li ona jest, jak mówisz, godna szacun
ś
ku, na pewno nie b dzie zachwycona pozna
ę
niem
wybranki Watsona, która z pewno ci jest, jak mawiaj Francuzi, „kurtyzan ". Cho
ś ą
ą
ą
cia nigdy
ż
nie by em w Pary u, wiele o nich s ysza em. S ponad zwyk e
ł
ż
ł
ł
ą
ł filles de joie. I oczekuj , e ka dy
ą ż
ż
wystarczaj co bogaty m
czyzna obsypie je diamentami i orchideami.
ą
ęż
Przerwa , przypomniawszy sobie z kim roz
ł
mawia.
— Zreszt komu to mówi ? By e w Pary u i wiesz, o co mi chodzi.
ą
ę
ł ś
ż
Markiz zmru y oczy.
ż ł
— Uwa am, e w Anglii nie ma prawdzi
ż
ż
wych kurtyzan. Dlatego Watson móg bez obawy
ł
sprowokowa zak ad z band naiwnych m odzików.
ć
ł
ą
ł
— A niech go licho! Kawa ajdaka! I po
ł ł
wiadasz wuju, e aden z nas nie ma szans z
ż ż
Watsonem?
— Przeciwnie, uwa am, e macie szans . Je li s dziowie b d uczciwi, Diona za mi ka d
ż
ż
ę
ś
ę
ę ą
ć
ż ą
francusk kurtyzan !
ą
ę
Roderic wyprostowa si .
ł ę
— Naprawd tak uwa asz, wuju Lenoxie?
ę
ż
— Tak.
— Wi c musz j namówi , albo... ty!
ę
ę ą
ć
— Ja nie mam z tym nic wspólnego! — zaprotestowa markiz.
ł
— Ale musisz mi pomóc. Wiesz, równie dobrze jak i ja, e ka da kobieta zrobi wszyst
ż
ż
ko, co
zechcesz. Na twoj pro b nawet skoczy ze ska y!
ą
ś ę
ł
Markiz roze mia si .
ś
ł ę
— Tak ciesz si reputacj ?
ą
ę ę
ą
— Edward kiedy powiedzia o tobie: nie
ś
ł
pokonany na wojnie i niepokonany w ó ku.
ł ż
Roderic dostrzeg zmarszczk mi dzy brwia
ł
ę
ę
mi wuja, wi c doda szybko:
ę
ł
— Ja tylko powtarzam, co powiedzia Ed
ł
ward. Nie obra aj si . Prosz , wiesz przecie , e
ż
ę
ę
ż ż
musz pokona tego obuza. W przeciwnym razie, on roztr bi swoje zwyci stwo po ca ym
ę
ć
ł
ą
ę
ł
Londynie!
— I tego w a nie nale y unikn
za wszelk cen — zauwa y markiz — ale nie wolno by
ł ś
ż
ąć
ą
ę
ż ł
ć
zbyt pewnym siebie. Nie, eby Diona nie mia a wszelkich szans na zwyci stwo, ale dlatego, e
ż
ł
ę
ż
mo e nie zgodzi si na wzi cie udzia u w takim wspó zawodnictwie.
ż
ć ę
ę
ł
ł
Markiz wsta i, nie czekaj c na odpowied Roderika, wyszed z biblioteki. U miecha si ,
ł
ą
ź
ł
ś
ł ę
sytuacja zdecydowanie bawi a go.
ł
Rozdzia 4
ł
Schodz c na obiad, Diona czu a si jak boha
ą
ł
ę
terka sztuki teatralnej. Wprawdzie matka opisywa a
ł
jej pi kne domy, w których go ci a za m odu, a potem ju jako m
atka, ale przepych Irchester
ę
ś ł
ł
ż
ęż
Park zupe nie Dion oszo omi . Sy
ł
ę
ł
ł
pialnia nie by a wprawdzie du a, lecz urz dzo
ł
ż
ą
no j wygodnie i
ą
elegancko.
o e pod bal
Ł ż
dachimem wspartym na czterech kolumienkach ozdobiono
przewi zanymi srebrnym sznurem zas onami.
ą
ł
Gdy dziewczyna rozgl da a si z zachwytem po przydzielonym jej pokoju, gospodyni po
ą ł
ę
-
wiedzia a tonem wyra aj cym najwy sz deza
ł
ż ą
ż ą
probat :
ę
— Rozumiem panienko, e baga em s rze
ż
ż
ą
czy, które ma panienka w szalu?
W a nie w tej chwili lokaj wr czy wystrojonej w koronkowy czepeczek pokojówce w ze ek
ł ś
ę
ł
ę ł
Diony.
— Nie chcia am zabiera w drog zbyt ci
ł
ć
ę
ężkiego baga u — t umaczy a si speszona — dla
ż
ł
ł
ę
-
tego nie wzi am adnych kufrów.
ęł
ż
Pani Fielding zacisn a usta, wi c Diona doda a:
ęł
ę
ł
— Dom opu ci am w wielkim po piechu. Gospodyni milcza a. Diona, aby doda sobie
ś ł
ś
ł
ć
animuszu unios a podbródek i o wiadczy a, na laduj c sposób mówienia matki:
ł
ś
ł
ś
ą
— Bardzo mi o z pani strony, e si pani o mnie troszczy. A ten dom, to naj adniejszy dom,
ł
ż
ę
ł
jaki kiedykolwiek widzia am.
ł
Pani Fielding udobrucha a si . Po chwili ju zupe nie innym tonem zwróci a si do Diony:
ł
ę
ż
ł
ł
ę
— Panienka yczy sobie, aby pies spa obok panienki w pokoju?
ż
ł
— Tak, oczywi cie. Obiecuj , e nie b dzie z nim adnych k opotów. Jest przyzwyczajony do
ś
ę ż
ę
ż
ł
warunków domowych.
Gospodyni sapn a niedowierzaj co, wi c Diona doda a:
ęł
ą
ę
ł
— Mam go od szczeniaka. Opiekuje si mn . Gdyby z odzieje próbowali w ama si tutaj, to
ę
ą
ł
ł
ć ę
zapewniam, e stan by w obronie domu. Potrafi by gro ny!
ż
ął
ć
ź
Gospodyni spojrza a troch dziwnie, lecz po chwili u miechn a si .
ł
ę
ś
ęł
ę
- My l , e to rozs dnie ze strony panienki, mie go przy sobie. Emilia b dzie si
ś ę ż
ą
ć
ę
ę
opiekowa panienk . Niech j panienka prosi o wszystko, czego tylko panienka potrzebuje.
ć
ą
ą
Mówi c to, wysun a si majestatycznie z po
ą
ęł
ę
koju, dumna jak królowa. Dionie zachcia o si
ł
ę
mia .
ś
ć
Zacz a a owa , e nie ma tu matki. Razem mog yby podziwia dom i mia si z za
ęł ż ł
ć ż
ł
ć
ś
ć ę
bawnych
sytuacji. Zastanawia a si , czy b dzie mia a okazj zobaczy obrazy i inne pi kne rzeczy. eby
ł
ę
ę
ł
ę
ć
ę
Ż
tylko markiz da jej prac , wes
ł
ę
tchn a w duchu. Przypomnia a sobie o czym mówi pan Nairn.
ęł
ł
ł
Jak e mog aby jecha do Londynu i bra udzia w tym dziwnym przy
ż
ł
ć
ć
ł
j ciu?
ę
Diona mia a zaledwie mgliste wyobra enie, na czym polega b dzie konkurs, ale prze
ł
ż
ć ę
-
czuwa a, e jest to impreza zupe nie dla niej niestosowna.
ł ż
ł
Przecie chcia a tylko pracowa przy psach i mie pewno , e stryj jej tu nie znajdzie.
ż
ł
ć
ć
ść ż
Propozycja pana Nairna komplikowa a wszy
ł
stko.
W Londynie czyha y tysi czne zasadzki, a gdyby kto j rozpozna , to by aby katastrofa.
ł
ę
ś ą
ł
ł
Wiedzia a o tym bardzo dobrze, dlatego pomys m odego cz owieka przera a j . Ulg natomiast
ł
ł ł
ł
ż ł ą
ę
przynosi a Dionie my l, e ona i Syriusz maj gdzie sp dzi dzisiejsz noc i e za darmo dostan
ł
ś ż
ą
ę ć
ą
ż
ą
posi ek.
ł
Obja ni a Emilii, co Syriusz jada na kolacj . Zaledwie Diona zd
y a si umy , gdy s u
ca
ś ł
ę
ąż ł
ę
ć
ł żą
wróci a z misk pe n wie ego, poci tego w kawa eczki mi sa. Syriusz a podskoczy z rado ci.
ł
ą ł ą ś
ż
ę
ł
ę
ż
ł
ś
Diona obawia a si czymkolwiek narazi pani Fielding, wi c na wszelki wypadek roz
ł
ę
ć
ę
o y a na
ł ż ł
dywanie r cznik i dopiero wtedy pozwoli a Emilii ustawi misk dla Syriusza. Chcia a mie
ę
ł
ć
ę
ł
ć
pewno , e nie dostarczy powodu do narzeka na ni i na psa.
ść ż
ń
ą
Kiedy pokojówka pomaga a jej przebra si w bia mu linow sukni , jedn z tych, które
ł
ć ę
łą
ś
ą
ę
ą
zabra a z Grantley Hall, Dionie przysz o do g owy, e markiz i pan Nairn wyst pi w stro
ł
ł
ł
ż
ą ą
jach
wieczorowych. Sukienka by a bardzo ad
ł
ł na, ale matka na pewno nie uzna aby jej za odpowiedni
ł
ą
na wieczór.
Chyba powinnam odmówi uczestnictwa w obiedzie, pomy la a sp oszona. Mo e po
ć
ś ł
ł
ż
prosi o
ć
jedzenie do sypialni?
Jednak jedzenie w samotno ci wydawa o jej si smutne i nudne. Posi ek w towarzystwie
ś
ł
ę
ł
markiza z pewno ci oka e si przyjemniejszy i w niczym nie b dzie przypomina obiadów w
ś ą
ż
ę
ę
ł
Grantley Hall. Sir Hereward zawsze monopolizowa konwersacj przy stole. Monologowa ,
ł
ę
ł
wiecznie zirytowanym tonem, o sprawach hrabstwa lub w asnym maj tku. Od pozosta
ł
ą
ych
ł
biesiadników stryj oczekiwa jedynie po
ł
mruków aprobaty.
Diona dobrze pami ta a ciekawe rozmowy rodziców, dyskusje, podczas których mierzyli si
ę ł
ę
na dowcip i intelekt.
— Je eli jest co , czego nie mog znie — mawia ojciec — to m ode dziewcz ta z nieobec
ż
ś
ę
ść
ł
ł
ę
-
nym spojrzeniem, my l ce jedynie o tym, ile jedzenia mog sobie na o y na talerz.
ś ą
ą
ł ż ć
— Chyba nie mówisz tego o naszej córce? — roze mia a si pani Grantley.
ś
ł
ę
— Chcia bym, eby by a taka jak ty. Pi kna i dowcipniejsza od innych kobiet — odpar jej
ł
ż
ł
ę
ł
m
.
ąż
— Mi o mi to s ysze , ale Diona jest jeszcze bardzo m oda. Nie podró owa a tyle, co ty. Nie
ł
ł
ć
ł
ż
ł
zna wiata. Dopiero wkracza w ycie.
ś
ż
— Nauczy si b yskotliwej rozmowy. Nie znosz dzwonów, które nie dzwoni , ptaków, co
ę ł
ę
ą
nie piewaj i kobiet, które nie maj nic do powiedzenia!
ś
ą
ą
Roze mieli si wszyscy troje.
ś
ę
Wspominaj c t rozmow , Diona pomy la a, e nawet je li nie b dzie mia a wiele do powie
ą ę
ę
ś ł ż
ś
ę
ł
-
dzenia, mo e przynajmniej pos ucha m drzej
ż
ł
ć ą
szych od siebie.
Markiz onie miela j , ale by a pewna, i wszystko, co mówi warte jest uwagi. Wola a s ucha
ś
ł ą
ł
ż
ł ł
ć
jego ni pana Nairna.
ż
Dawson czeka na dole. Dziewczynie wyda o si , e spojrza z dezaprobat na jej prost
ł
ł
ę ż
ł
ą
ą
mu linow sukni .
ś
ą
ę
Kiedy j kupowa a, suknia wygl da a zbyt skromnie. Diona poprosi a zatrudnione u stryja
ą
ł
ą ł
ł
szwaczki o przyszycie falbany z prawdziwej koronki. Koronka otacza a te dekolt, a przód sukni
ł
ż
zdobi y wst
ki z niebieskiej paryskiej satyny. Wprawdzie strój ten nie przypomina
ł
ąż
ł
wymy lnych modeli z „Lady's Journal", lecz by naprawd adny.
ś
ł
ę ł
B kitny Salon, do którego Dawson wpro
łę
wadzi Dion , o wietla ogromny, kryszta owy
ł
ę
ś
ł
ł
yrandol, w którym p on a chyba setka wiec. W ich migotliwym blasku wszystko zdawa o si
ż
ł ęł
ś
ł
ę
b yszcze . Diona u miechn a si . Ruszy a przed siebie po mi kkim dywanie z Aubusson.
ł
ć
ś
ęł
ę
ł
ę
Opodal kominka sta wielki wazon z bukietem kwiatów.
ł
Markiz i Nairn trzymali w d oniach kielichy szampana. Markiz wygl da wspaniale, pomy
ł
ą
śla a
ł
Diona. Nawet bardziej wytwornie ni ojciec na balach my liwskich lub obiadach z dostoj
ż
ś
nikami
z hrabstwa.
Mia bia y fular, zawi zany w przemy lny w ze , nad który wystawa y rogi wysokiego
ł
ł
ą
ś
ę ł
ł
ko nierzyka. nie na biel materia u odcina a si od lekko opalonej twarzy. Na doskonale
ł
Ś
ż
ł
ł
ę
skrojonym surducie nie by o wida najmniejszej fa dki, a krój spodni „drainpipe" zgodny by z
ł
ć
ł
ł
wymogami ostatniej, lansowanej przez ksi cia regenta, mody. Nowy ten fason uwalnia d en
ę
ł ż -
telmenów od konieczno ci wk adania przy mniej formalnych okazjach jedwabnych po
ś
ł
ńczoch do
satynowych, si gaj cych kolan bry
ę ą
czesów.
Roderic Nairn wygl da mi o i elegancko, lecz markiz nosi swój wykwintny strój z tak
ą ł
ł
ł
ą
naturalno ci , jakby nie wiadom by w asnego wygl du.
ś ą
ś
ł ł
ą
Gdy sz a ku nim przez salon, obaj m
czy ni zamilkli. Dygn a, a markiz powiedzia :
ł
ęż
ź
ęł
ł
— Dobry wieczór, Diono! Mam nadziej , e dobrze si pani zaj to?
ę ż
ę
ą
ę
— Wszyscy s tacy mili, a Syriusz dzi kuje panu za wy mienity obiad.
ą
ę
ś
Syriusz na d wi k swego imienia podniós ogon i zamerda . Ca y czas trzyma si za plecami
ź ę
ł
ł
ł
ł ę
Diony.
— Dziwne imi dla zwierz cia — zauwa y markiz.
ę
ę
ż ł
— Dziwne? Wasza wysoko zapewne wie, e Syriusz to pies Oriona. Razem polowali.
ść
ż
Markiz zdziwi si . Zna , rzecz jasna, mito
ł ę
ł
logiczne pochodzenie imienia, ale nie spodziewał
si , e Diona te co wie na ten temat.
ę ż
ż ś
— Och, staro ytni Grecy... Uczy em si o nich w Oksfordzie, ale ju wszystko zapomnia em!
ż
ł
ę
ż
ł
— zawo a Roderic, jakby by o si czym chwali .
ł ł
ł
ę
ć
— Jest to raczej powód do alu — zauwa y markiz. — Nie wiesz te zapewne, e Diona to
ż
ż ł
ż
ż
imi utworzone od Dione.
ę
Roderic wygl da do niem drze i Diona musia a si roze mia .
ą ł
ść
ą
ł
ę
ś
ć
— Ma pan racj — powiedzia a. — Mama chcia a nazwa mnie Dione, bo, jak artowa a,
ę
ł
ł
ć
ż
ł
jestem córk Nieba i Ziemi, czyli mojej matki i ojca.
ą
Znowu roze mia a si i opowiada a dalej:
ś
ł
ę
ł
— Tatu uzna , e Dione to imi za trudne dla Anglików i mog abym mie z tego powodu
ś
ł ż
ę
ł
ć
k opoty. Wola form Diona i tak mnie ochrzczono.
ł
ł
ę
Oczy markiza b ysn y.
ł
ęł
— My l , drogi Roderiku — zwróci si do siostrze ca — e szykuje si nam bardzo in
ś ę
ł ę
ń
ż
ę
-
telektualny wieczór! Szkoda, e s dziowie za
ż ę
k adu nie s ysz nas teraz.
ł
ł
ą
— Chcia bym, eby panna Diona powtó
ł
ż
rzy a to wszystko w ich obecno ci — o wiadczy
ł
ś
ś
ł
Nairn.
Diona nie chcia a popsu nastroju o wiad
ł
ć
ś
czeniem, e, za adne skarby, nie we mie udzia u w
ż
ż
ź
ł
nieprzyzwoitym konkursie, wi c zr cznie zmieni a temat rozmowy.
ę
ę
ł
- Chcia am, aby Syriusz mia na imi Tisztrja, jak gwie dzisty pies czczony w Persji, ale
ł
ł
ę
ź
tata powiedzia , e to imi jest nazbyt trudne do wymówienia. Zbyt skomplikowane.
ł ż
ę
Przerwa a. Markiz s ucha z zamy lon min . Po chwili mówi a dalej:
ł
ł
ł
ś
ą
ą
ł
— Wtedy pomy la am, e nadam mu imi innego niebia skiego psa, mianowicie chi
ś ł
ż
ę
ń
ńskiego
T'ienkon, który odp dza z e duchy.
ę
ł
W chwili, gdy wymówi a „z e duchy", przy
ł
ł
sz o jej na my l, i T'ienkon móg by „od
ł
ś ż
ł
p dzi "
ę ć
stryja Herewarda.
— Obawiam si , e imiona moich psów wydadz si pani zbyt pospolite — zauwa y markiz.
ę ż
ą ę
ż ł
— Wybiera je zarz dca psiarni.
ł
ą
— Czy wasza wysoko ma jakiego dalmaty czyka?
ść
ś
ń
— Dwa. Starsze, ale z dobrym rodowodem. Ciekaw jestem, jak wypadn w porównaniu z
ą
Syriuszem.
— B dzie mi przykro, je li Syriusz oka e si gorszy.
ę
ś
ż
ę
— A ja, oczywi cie, poczuj si dotkni ty, je li zwyci
y — odpowiedzia markiz artob
ś
ę ę
ę
ś
ęż
ł
ż
-
liwie.
Roze mia a si w sposób uroczy i naturalny. Jak e inaczej brzmi afektowany miech kobiet,
ś
ł
ę
ż
ś
które spotyka em w Londynie, pomy la ma
ł
ś ł
rkiz.
Po chwili Diona rzek a:
ł
— Musz panowie wybaczy mi ten nie
ą
ć
odpowiedni strój, ale opu ci am dom w wielkim
ś ł
po piechu i nie mog am zabra ze sob zbyt wielu rzeczy.
ś
ł
ć
ą
Po ustach markiza przemkn s aby grymas.
ął ł
— Wi c uzna a , Diono, e ta bardzo adna sukienka, w której pani przyjecha a, jest od
ę
ł ś
ż
ł
ł
-
powiednia do pracy w psiarni?
Diona sp on a rumie cem. Pomy la , e chyba zachowa si nieuprzejmie.
ł ęł
ń
ś ł ż
ł ę
Po chwili milczenia dziewczyna odpowiedzia a:
ł
— Ja naprawd przyjecha am tu tylko po to, aby dosta prac . Oczywi cie, je li wasza
ę
ł
ć
ę
ś
ś
wysoko zatrudni mnie, to sprawi sobie... odpowiednie ubranie.
ść
ę
Markiz nie zd
y nic odrzec, gdy w tej chwili Dawson zapowiedzia , e obiad zosta
ąż ł
ż
ł ż
ł
podany. Roderic poda Dionie rami .
ł
ę
— Wygl da pani bardzo adnie, ale w tpi eby psy mojego wuja mog y wyrazi swój
ą
ł
ą ę ż
ł
ć
zachwyt równie elokwentnie jak ja!
Diona roze mia a si .
ś
ł
ę
— Je li oka e si pan zbyt wymowny, wów
ś
ż
ę
czas Syriusz b dzie zazdrosny. A on robi si
ę
ę
niebezpieczny, kiedy mnie broni.
— Przez pani staj si nerwowy — o wiad
ą
ę ę
ś
czy Roderic.
ł
Patrz c na Dion pomy la , e kiedy si mieje wygl da powabniej ni jakakolwiek
ą
ę
ś ł ż
ę ś
ą
ż
Francuzka, nawet wybitna pi kno . Postano
ę
ść
wi by ostro ny i niczym jej nie zra a . Mia
ł
ć
ż
ż ć
ł
nadziej , e wuj Lenox pomo e mu.
ę ż
ż
Weszli do jadalni. Na widok tego wn trza Diona a krzykn a z zachwytu.
ę
ż
ęł
Utrzyman w tonacji bladej zieleni sal projektowa sam Robert Adam. W cianach
ą
ę
ł
ś
podzielonych jo skimi pilastrami znajdowa y si nisze, w których ustawiono pos gi greckich
ń
ł
ę
ą
bóstw. Plafon przedstawia Wenus w otoczeniu t u ciutkich putt, które pozdrawia y wy aniaj
ł
ł ś
ł
ł
ą-
cego si z pienistych fal Neptuna. Obok boga morza pl sa y nereidy.
ę
ą ł
Jadalni o wietla y ogromne wiece osadzone w rze bionych kandelabrach pochodz cych, jak
ę ś
ł
ś
ź
ą
s dzi a Diona, z W och lub Hiszpanii.
ą ł
ł
Na stole ustawiono mniejszy, srebrny kandelabr. Nie by o natomiast bia ego obrusa, zgod
ł
ł
nie z
mod wprowadzon przez nast pc tronu.
ą
ą
ę ę
Diona usiad a po prawej stronie markiza. Czu a si tak podekscytowana, e musia a podzieli
ł
ł
ę
ż
ł
ć
si swoimi wra eniami.
ę
ż
— Ojciec mówi , e panuje moda, aby nie k a obrusa na stole z politurowanym blatem, ale
ł ż
ł ść
nigdy jeszcze czego takiego nie widzia am. Jak, dzi ki temu, pi knie prezentuje si ten
ś
ł
ę
ę
ę
kandelabr w stylu Jerzego I.
Markiz znów si zdziwi .
ę
ł
— Ma pani racj . Sk d pani wie, e to Je
ę
ą
ż
rzy I?
— S ucham? — zapyta a zaskoczona. Markiz postanowi sformu owa pytanie
ł
ł
ł
ł
ć
inaczej.
— Je li chodzi o srebra, to myli si powsze
ś
ę
chnie trzy style georgia skie — Jerzego I, II i III.
ń
— Przecie srebra z okresu Jerzego I s du o prostsze w rysunku. Dlatego ten kan
ż
ą
ż
delabr tak
wietnie pasuje do wn trza ozdo
ś
ę
bionego jo skimi, a nie korynckimi, kolu
ń
mnami.
Markiz pomy la , e nawet wyrobiona Fran
ś ł ż
cuzka przegra z Dion .
ą
Zreszt w tej chwili ma o go obchodzili sir Mortimer, Roderic i ich zak ad. Markiz usi o
ą
ł
ł
ł wał
bowiem z o y fragmenty uk adanki i no
ł ż ć
ł
towa w my li ka dy lad, mog cy naprowadzi na
ł
ś
ż
ś
ą
ć
rozwi zanie tajemnicy: kim jest Diona.
ą
Tymczasem Roderikowi znudzi o si mil
ł
ę
czenie i te postanowi b ysn erudycj . Zacz wi c
ż
ł ł
ąć
ą
ął ę
mówi o koniach i wy cigach w Ascot.
ć
ś
Diona dowiedzia a si , e markiz zdoby tam z oty puchar i nie zaskoczy o jej to. Musia
ł
ę ż
ł
ł
ł
ł
wspaniale finiszowa , gdy jego ko pobi faworyta o szyj .
ć
ż
ń
ł
ę
— Szkoda, e tego nie widzia am. Zawsze pragn am pojecha do Ascot, lecz obawiam si , i
ż
ł
ęł
ć
ę ż
nigdy nie b d mia a okazji.
ę ę
ł
Zapewne kiedy obiecywano zabra j na wy cigi, ale z jakiej przyczyny jej marzenia si nie
ś
ć ą
ś
ś
ę
spe ni y, pomy la markiz.
ł ł
ś ł
Diona zamilk a. Markiza coraz bardziej in
ł
trygowa a zagadka pochodzenia dziewczyny. Bez
ł
w tpienia by a dam , cho zdawa o si niemo liwe, aby panna z dobrego domu po
ą
ł
ą
ć
ł
ę
ż
dró owa a
ż
ł
wy cznie w towarzystwie psa. I ja
łą
kim cudem zdoby a si na tyle odwagi, eby chcie
ł
ę
ż
ć
samodzielnie zarabia na ycie? Dlaczego nie mia a pieni dzy? Dlaczego krewni pozwolili jej na
ć
ż
ł
ę
równie niebezpieczn eskapad ?
ą
ę
To tajemnica, któr musia rozwi za . Naj
ą
ł
ą ć
pro ciej by o pozwoli , aby mówi a o sobie. Mia
ś
ł
ć
ł
ł
zbyt wiele do wiadczenia, zdobytego w czasie przes ucha dezerterów i niesubordy-nowanych
ś
ł
ń
o nierzy, eby wystraszy dziew
ż ł
ż
ć
czyn dociekliwymi pytaniami. Zamiast tego prowokowa j do
ę
ł ą
rozmowy na ró ne tematy.
ż
— Chyba nie musz ci pyta , czy lubisz jazd konn , ale czy jeste dobr amazonk ? —
ę ę
ć
ę
ą
ś
ą
ą
zapyta .
ł
— My l , e nie b dzie to pró no , je li powiem „tak". Ojciec tak uwa a , a on zna si na
ś ę ż
ę
ż ść
ś
ż ł
ł ę
tym i by surowym s dzi .
ł
ę ą
— Czy twój ojciec bra udzia w jakich wy cigach?
ł
ł
ś
ś
Diona zawaha a si , nie chc c zapewne, aby odpowied zdradzi a jej sekret. Dosz a jednak do
ł
ę
ą
ź
ł
ł
wniosku, e markiz nie móg s ysze o ojcu i odpowiedzia a:
ż
ł ł
ć
ł
— Bra udzia w lokalnych gonitwach, to wszystko.
ł
ł
— To mi przypomina, e powinienem zor
ż
ganizowa tutaj bieg z przeszkodami. Wyda em ju
ć
ł
ż
polecenie, aby tor wy cigu zosta odpowied
ś
ł
nio przygotowany, ale jeszcze go nie sprawdza em.
ł
Chc mie takie same przeszkody, jak na Grand National.
ę
ć
— Wspania y pomys , wuju Lenoxie! — za
ł
ł
wo a Roderic. — Gdybym móg pojecha na
ł ł
ł
ć
którym z twoich koni, mia bym zwyci stwo w kieszeni!
ś
ł
ę
Markiz roze mia si .
ś
ł ę
— Gdyby dosiad mojego wierzchowca w swoich barwach, uznano by to za czyn niegodny
ś
ł
sportowca.
— W takim razie zainwestuj we w asne konie!
ę
ł
— Niestety, s dz c z obecnego stanu twoich oszcz dno ci, nie by aby to rozs dna decyzja.
ą ą
ę
ś
ł
ą
— Skoro wi c nie po yczysz mi adnego konia ze stajni w Irchester Park, b d zmuszony
ę
ż
ż
ę ę
pozosta obserwatorem — o wiadczy Roderic weso o.
ć
ś
ł
ł
Diona zrozumia a, e Nairn i tak postawi na swoim, wi c u miechn a si do niego, a on
ł ż
ę
ś
ęł
ę
rzek :
ł
— Je li masz zamiar bra udzia w tych zawodach, doradzam ci: ukl knij przed wujem
ś
ć
ł
ę
Lenoxem i b agaj, eby pozwoli ci dosi
jednego ze swoich koni — s lepsze od najlep
ł
ż
ł
ąść
ą
szych.
— Domy lam si — powiedzia a Diona. — Mam nadziej , e b dzie mi wolno opiekowa si
ś
ę
ł
ę ż ę
ć ę
w razie potrzeby równie ko mi jego wysoko ci.
ż
ń
ś
Markiz poprawi si w fotelu.
ł ę
— Powa nie rozwa asz prac w stajniach i psiarni?
ż
ż
ę
— Ale , czemu nie? Nie rozumiem! — rzek a nieco bu czucznie. — Konie dobrze znosz
ż
ł
ń
ą
kobiec r k i czasami to w a nie my posiada
ą ę ę
ł ś
my magiczn , znan Cyganom, moc, która
ą
ą
nieokie znanego wierzchowca sk ania do spo
ł
ł
koju i pos usze stwa.
ł
ń
— A ty znasz jakie cyga skie zakl cia? — zapyta markiz z lekk ironi w g osie.
ś
ń
ę
ł
ą
ą
ł
Diona odwróci a od niego wzrok. Rozwa a
ł
ż a, co odpowiedzie .
ł
ć
Lenox Irchester równie potrafi zmusza do pos usze stwa. U ywa do tego magii w asnej
ż
ł
ć
ł
ń
ż
ł
ł
osobowo ci. Skoncentrowa my li na Dionie, a wreszcie znów na niego spojrza a.
ś
ł
ś
ż
ł
— Niewiele wiem na ten temat — odpar a. Cyganie maj swoje sekrety.
ł
ą
— A czy zawierzali je kiedykolwiek tobie? -spyta cicho markiz.
ł
Oczy Diony zamigota y.
ł
— Wtajemniczyli ojca. Traktowa ich jak przyjació . Kiedy mieli do sprzedania jakiego
ł
ł
ś
naprawd wietnego konia, zawsze propono
ę ś
wali go najpierw nam.
— I nie zdarzy o si , eby was oszukali?
ł
ę ż
— Nie. Oczywi cie, e nie. Cyganie nigdy nie oszukaj przyjaciela. A nas uwa ali za
ś
ż
ą
ż
przyjació .
ł
— Dlaczego? — Pytanie zosta o postawione z takim naciskiem, i Diona nie mia a od
ł
ż
ś
ł
mówić
udzielenia odpowiedzi.
— Mieli obozy na naszej ziemi i co roku wracali. — Spojrza a na markiza i ci gn a:
ł
ą ęł
— Wiem, e trudno w to uwierzy , ale nigdy nie tkn li niczego, co do nas nale a o. Ani razu
ż
ć
ę
ż ł
nie zgin o nam kurcz , czy cho by jajko. A kiedy ruszali w drog , zostawiali po sobie idealny
ęł
ę
ć
ę
porz dek. Jedynie lady wypalonych ognisk przypomina y nam o nich.
ą
ś
ł
Diona si gn a my lami w przesz o . Nie tylko Cyganie, ale ka dy kto pozna jej ro
ę ęł
ś
ł ść
ż
ł
dziców,
musia ich pokocha . Szcz cie, które od nich promieniowa o, ogarnia o ca e ich otoczenie.
ł
ć
ęś
ł
ł
ł
Gdy znalaz a si u stryja, mia a wra enie, e otoczy y j ciemno ci. W Grantley Hall nie
ł
ę
ł
ż
ż
ł ą
ś
kochano jej, a nawet nie akceptowano. Twarz dziewczyny wyra a a wi cej ni Diona mog a
ż ł
ę
ż
ł
przypuszcza .
ć
Nagle jej oczy napotka y badawczy wzrok markiza i przez moment obydwojgu wydawa o si ,
ł
ł
ę
e sprz g a ich ze sob jaka dziwna si a.
ż
ę ł
ą
ś
ł
Nie mia o znaczenia ani gdzie byli, ani kim byli. Na chwil stali si cz stk wie
ł
ę
ę ą ą
czno ci.
ś
I wtedy odezwa si Roderic, przywracaj c obydwoje do rzeczywisto ci.
ł ę
ą
ś
— Pomówmy o zawodach. Wuju Lenoxie, jakie przewidujesz nagrody? Kogo zamierzasz
zaprosi ?
ć
— Przyjació i ka dego z s siadów, który ma dostatecznie dobre konie.
ł
ż
ą
Jego odpowied u wiadomi a Dionie, e osob , która na pewno nie powinna wzi
udzia u w
ź ś
ł
ż
ą
ąć
ł
zawodach jest w a nie ona. Okoliczni ziemianie, a przynajmniej niektórzy spo ród nich, mogli
ł ś
ś
okaza si znajomymi jej rodziców i bez trudu j rozpozna . A mo e b d w ród nich przyjaciele
ć ę
ą
ć
ż ę ą ś
stryja, których zna a, chocia nigdy nie mia a okazji z nimi rozmawia . Ilekro w Grantley Hall
ł
ż
ł
ć
ć
próbowa a przy czy si do konwersacji, sir Hereward ostro przywo
ł
łą
ć ę
dzi j do porz dku, ka
c
ł ą
ą
żą
pilnowa w asnego nosa zamiast w ciubia go tam, gdzie nie powinna. Znajomi stryja na pewno
ć ł
ś
ć
j pami tali.
ą
ę
Je li chcia a pozosta w ukryciu, absolutnie nie mog a dopu ci , aby zobaczyli j s siedzi ma
ś
ł
ć
ł
ś ć
ą ą
-
rkiza.
Diona nie odzywa a si , ale markiz zauwa
ł
ę
y , e jej nastrój przygas . Tym bardziej po
ż ł ż
ł
czu si
ł ę
zaintrygowany. Przysz o mu na my l, e uciek a z powodu narzucanego jej przez rodzin
ł
ś ż
ł
ę
narzeczonego. Potem jednak doszed do wniosku, a pomog a mu w tym doskona a znajomo
ł
ł
ł
ść
duszy kobiecej, e dziewczyna jest jeszcze zupe nie niewinna, nietkni ta nawet poca unkiem.
ż
ł
ę
ł
Kiedy po raz pierwszy na niego patrzy a, w jej wzroku malowa y si tylko szacunek i obawa. Nie
ł
ł
ę
uczyni a najmniejszego gestu obliczonego na przyci gni cie m skiej uwagi, zapewne nawet nie
ł
ą
ę
ę
potrafi aby zacho
ł
wywa si kokieteryjnie.
ć ę
Markiz spojrza na Roderika i uzna , e m ody cz owiek rozmawia z Dion nader ocho
ł
ł ż
ł
ł
ą
czo, a
przy najmniejszej zach cie z jej strony z pewno ci zacz by flirtowa . Jednak e dzie
ę
ś ą
ął
ć
ż
wczynie
taka my l nawet nie za wita a w g o
ś
ś
ł
ł wie. Nie wygl da o te , by Diona czu a si za enowana
ą ł
ż
ł
ę
ż
faktem, i zasiada do obiadu sama z dwoma atrakcyjnymi, m odymi m
czyznami.
ż
ł
ęż
Zachowywa a si jak dziecko. Z zapa em za
ł
ę
ł
chwyca a si jadalni , srebrami i wykwintnymi
ł
ę
ą
daniami.
- Nigdy nie jad am nic wspanialszego! — zawo a a, gdy obiad si sko czy . — Lecz jednej
ł
ł ł
ę
ń
ł
rzeczy nie potrafi zrozumie .
ę
ć
— Jakiej? — zapyta markiz.
ł
— Je li wasza wysoko
ma doskona ego kuchmistrza w Irchester Park, a w Londynie
ś
ść
ł
drugiego, który pewnie tutejszemu w pe ni dorównuje, to w jaki sposób wasza wysoko zdo a
ł
ść
ł ł
zachowa tak dobr lini ?
ć
ą
ę
Pytanie zabrzmia o jak przejaw czystej cie
ł
kawo ci, nie jak komplement, wi c markiz
ś
ę
odpowiedzia skromnie:
ł
— Du o wicz .
ż ć
ę
— Tak my la am. Tatu zawsze narzeka , e jadamy zbyt du o posi ków przyprawionych
ś ł
ś
ł ż
ż
ł
mietan . Obawia si uty , a to nie by oby wskazane przy je dzie konnej.
ś
ą
ł ę
ć
ł
ź
— Ja tak e nie chc by zbyt ci
ki dla moich koni. Ale przez tyle lat s u by w armii
ż
ę
ć
ęż
ł ż
otrzymywa em posi ki tak skromnie racjono-wane, e teraz lubi si wprost przejada . Za d ugo
ł
ł
ż
ę ę
ć
ł
mia em do czynienia z przymusowym postem — wyja ni markiz.
ł
ś ł
— Musz przyzna , e i ja by am dzisiaj bardzo akoma. Jad am o wiele wi cej ni zazwyczaj
ę
ć ż
ł
ł
ł
ę
ż
i cieszy mnie ka dy k s.
ł
ż
ę
Roze mia a si , a Roderic wraz z ni .
ś
ł
ę
ą
Razem przeszli do salonu, gdy markiz i Rode
ż
ric zgodnie o wiadczyli, i pragn jeszcze w
ś
ż
ą
towarzystwie Diony wypi kieliszek portwajnu.
ć
Diona podesz a do wysokiego, wychodz ce
ł
ą go na ogród, okna. Jej smuk a sylwetka spowita w
ł
bia sukni rysowa a si na tle gwiazd i gin cych w mroku drzew. Mog aby by niebia sk
łą
ę
ł
ę
ą
ł
ć
ń ą
istot , greck czy rzymsk bogini , która przyby a tu, aby uwodzi i czarowa zwyk ych
ą
ą
ą
ą
ł
ć
ć
ł
miertelników, my la Irchester, przy
ś
ś ł
gl daj c si jej z zachwytem.
ą ą
ę
Markiz by pewien, e Diona nie pomo e Roderikowi. Mia te uczucie, e dziewczyna mo e
ł
ż
ż
ł ż
ż
ż
znikn równie tajemniczo, jak si poja
ąć
ę
wi a i nie uprzedzi o swoich planach.
ł
Zostali sami. Roderic wyszed odetchn
wieczornym powietrzem. W ogrodzie s ycha by o
ł
ąć
ł
ć
ł
Syriusza buszuj cego po krzakach. Markiz stan obok Diony w otwartym oknie.
ą
ął
Odwróci a g ow i spojrza a na gwiazdy.
ł ł ę
ł
— Czy b aga pani Oriona, tam nad naszymi g owami jest jego konstelacja, aby nie domaga
ł
ł
ł
si powrotu Syriusza?
ę
Pytanie zosta o zadane lekkim tonem i mar
ł
kiza zaskoczy a niespodziewana arliwo
i
ł
ż
ść
emocja w g osie Diony.
ł
— Nikt, nikt nie zabierze mi Syriusza! Jest mój! Mój... Nikt go nie skrzywdzi!
Markiz spojrza na ni szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami. Jej reakcja zaskoczy a go w
ł
ą
ł
najwy szym stopniu. Po chwili spyta cicho:
ż
ł
- Pani protest... Brzmi tak, jakby kto grozi , e to zrobi?
ś
ł ż
Diona spojrza a w stron Syriusza, biegaj
ł
ę
ącego mi dzy ciemnymi krzewami.
ę
— Ja... Nie chc o tym mówi . Zamilkli. Dopiero po d u szym czasie ode
ę
ć
ł ż
zwa a si .
ł
ę
— Czy mog pana prosi o ask ?
ę
ć ł
ę
— Oczywi cie.
ś
— Czy mo e pan obieca , e nie powie o mojej obecno ci tutaj, i o tym, e jestem razem z
ż
ć ż
ś
ż
dalmaty czykiem?
ń
— Uwa a pani, e pieskowi co grozi?
ż
ż
ś
— Tak! Jest w niebezpiecze stwie! Prosz , mo e mi pan obieca ?
ń
ę
ż
ć
— Chyba zrozumia e, e jestem ciekaw przy
ł ż
czyn takiej pro by.
ś
— Przykro mi, e musz tyle ukrywa , ale dla pana to nie ma wielkiego znaczenia, a dla
ż
ę
ć
mnie... ogromne. Musimy zachowa ... anoni
ć
mowo .
ść
— Oczywi cie, b d respektowa pani ycze
ś
ę ę
ł
ż
nie, ale mam w zamian za to pro b .
ś ę
Podnios a oczy i znów zobaczy w nich strach. Zrozumia , e Diona obawia si , i ponowione
ł
ł
ł ż
ę ż
zostanie yczenie Roderika. Jednak, ku zdumieniu dziewczyny, markiz rzek :
ż
ł
— Je li boi si pani i my li, e móg bym jej w czym pomóc, prosz powiedzie mi o tym.
ś
ę
ś ż
ł
ś
ę
ć
Us ysza westchnienie ulgi.
ł
ł
— Dzi kuj z ca ego serca! Wiedzia am, e u pana znajd pomoc.
ę
ę
ł
ł
ż
ę
— Tak? — Pomy la , e ona nie powie ju ani s owa. Lecz spojrza a na gwiazdy i rzek a:
ś ł ż
ż
ł
ł
ł
— Co , co tatu nazywa intuicj kaza o mi wej
do tego domu. Czu am, e otrzymam
ś
ś
ł
ą
ł
ść
ł
ż
pomoc... I nie omyli am si .
ł
ę
Markiz wiedzia , o czym mówi Diona. Nie
ł
raz, gdy rozum, do wiadczenie i rozs dek nie na
ś
ą
wiele si zdawa y, intuicja ratowa a mu ycie. I nigdy go nie zawiod a.
ę
ł
ł
ż
ł
— By a pani pewna, e jej pomog ? Spojrza a na niego.
ł
ż
ę
ł
— By am te przede wszystkim bardzo wy
ł
ż
straszona... — przyzna a.
ł
— A teraz?
— Nadal, ale to nie z pana powodu.
— Pomog pani uwolni si od strachu... Potrz sn a g ow .
ę
ć ę
ą ęł ł ą
— Nikt mi w tym nie pomo e, ale je li mogliby my, ja i Syriusz, zosta tu przez jaki czas,
ż
ś
ś
ć
ś
b dziemy bardzo wdzi czni.
ę
ę
— Mówi em ju , i zastanawiam si jak pomóc. Nie lubi podejmowa pospiesznych decyzji.
ł
ż ż
ę
ę
ć
Na razie b dzie pani po prostu moim go ciem.
ę
ś
Kiedy odpowiada a, ujrza w jej renicach odbicie gwiazd.
ł
ł
ź
- Dzi kuj ... Dzi kuj panu! Nie b d mu
ę
ę
ę
ę
ę ę
sia a spa w stogu siana, ani pod p otem! Ba am
ł
ć
ł
ł
si tego! Markiz roze mia si .
ę
ś
ł ę
— My l , e ó ko w sypialni jest znacznie wygodniejsze.
ś ę ż ł ż
Diona wpatrywa a si w ciemno , lecz Ir-chester mia wra enie, e nie widzi ani Syriusza
ł
ę
ść
ł
ż
ż
biegaj cego gdzie daleko, ani Roderika, ani gwiazd odbijaj cych si w jeziorze.
ą
ś
ą
ę
Powiedzia a niemal szeptem:
ł
— My l , e mamusia by aby zaszokowana moim pobytem tutaj. Ale ja, nie wiem dlaczego,
ś ę ż
ł
czuj , e to dobre i w a ciwe miejsce i sam Bóg mnie tu przywiód .
ę ż
ł ś
ł
Kiedy wróci Roderic, a za nim nadbieg pies, Diona znów zadziwi a markiza. — Mam
ł
ł
ł
nadziej — powiedzia a — e nie b dzie to zbyt niegrzecznie, je li Syriusz i ja pójdziemy ju do
ę
ł
ż
ę
ś
ż
sypialni. Jestem bardzo zm czona, mam za sob d ugi dzie , du o zdenerwowania i nie
ę
ą ł
ń
ż
pokoju.
Czuj si tak wyczerpana... Jakbym ca y dzie sp dzi a w siodle.
ę ę
ł
ń ę ł
Markiz przyzwyczajony by do kobiet, które szuka y wszelkich mo liwych pretekstów, aby
ł
ł
ż
nie rozstawa si z nim.
ć ę
— My l , e to rozs dny pomys . Mam nadziej , Diono, e w swoim obfitym baga u ma pani
ś ę ż
ą
ł
ę
ż
ż
ubrania nadaj ce si do jazdy konnej!
ą
ę
Proponuj , aby nazajutrz, po niadaniu wyru
ę
ś
szy a pani z Roderikiem i ze mn na konn
ł
ą
ą
przeja d k .
ż ż ę
Diona przez chwil wpatrywa a si w niego bez s owa. Wreszcie odezwa a si , nie ukrywaj c
ę
ł
ę
ł
ł
ę
ą
rado ci:
ś
— Naprawd ?! Mam spódnic do jazdy konnej. Obawiam si tylko, e jest nieco dziwna.
ę
ę
ę
ż
— Och, przecie jedynie konie b d j ogl
ż
ę ą ą
ąda y. Nie s dz , aby chcia y sk ada skarg !
ł
ą ę
ł
ł
ć
ę
Dziewczyna roze mia a si cicho:
ś
ł
ę
— O której godzinie jest niadanie? Nie chc si spó ni .
ś
ę ę
ź ć
— O ósmej. Oczywi cie, je li b dzie pani jeszcze spa a, Roderic i ja zrozumiemy to i
ś
ś
ę
ł
pojedziemy we dwóch — dokucza jej markiz, ale Diona o wiadczy a z powag :
ł
ś
ł
ą
— Wstan i b d ubrana ju o szóstej na wypadek, aby panowie nie czekali na mnie!
ę ę ę
ż
— Nie ma takiej potrzeby. Wystarczy poprosi pani Fielding, aby obudzi a pani o
ć
ą
ł
ą
odpowiedniej porze.
— Tak, oczywi cie. Nie przysz o mi to do g owy, bo w domu musia am si sama budzi .
ś
ł
ł
ł
ę
ć
To nast pny lad, pomy la markiz. Miesz
ę
ś
ś ł
ka a w domu, w którym nie by o wielu s u
ł
ł
ł żących.
Cho podczas obiadu zauwa y , e by a przyzwyczajona do tego, aby obs ugiwano j przy stole.
ć
ż ł ż
ł
ł
ą
Zwróci o równie jego uwag , e stanowczo i bez zastanowienia dzi kowa a za niektóre gatunki
ł
ż
ę ż
ę
ł
win, musia a wi c je zna .
ł
ę
ć
K ad c si spa , markiz rozmy la o spra
ł ą
ę
ć
ś ł
wach dotycz cych Diony. Przedstawia a sob
ą
ł
ą
pasjonuj c zagadk . Pr dzej czy pó niej b dzie musia równie powa nie zastanowi si nad
ą ą
ę
ę
ź
ę
ł
ż
ż
ć ę
problemem posady i zwi zanymi z ni kom
ą
ą
plikacjami. Nie mo e przecie zatrudnia dziew
ż
ż
ć
-
czyny w psiarni, a jednocze nie go ci przy swoim stole. Gdyby mia a pracowa przy psach, nie
ś
ś ć
ł
ć
mog aby te d u ej mieszka w pa
ł
ż ł ż
ć
acu. Diona, zapewne, jeszcze o tym nie pomy
ł
śla a, ale
ł
wkrótce i ona zda sobie spraw z k o
ę
ł potliwej sytuacji.
Chocia nie powiedzia a tego wprost, rozu
ż
ł
mia e wszystko, co dotyczy o jej tajemniczej
ł ż
ł
ucieczki, mia o zwi zek z Syriuszem. Nigdy dot d nie spotka kobiety, której uwaga by aby
ł
ą
ą
ł
ł
bardziej skupiona na tym, czy psu nie dzieje si jaka krzywda ni na atrakcyjnym m skim
ę
ś
ż
ę
towarzystwie. Dziwne. Pi kne kobiety ch tnie, odchylaj c g owy, spogl da y w gwiazdy, aby
ę
ę
ą
ł
ą ł
uwydatni d ug lini szyi. Diona uczyni a" to samo, jednak w sposób ca kiem naturalny.
ć ł ą
ę
ł
ł
Nie wiadoma spojrzenia markiza, nawet nie pomy la a, e ten gest móg by zrobi na nim
ś
ś ł ż
ł
ć
wra enie. egnaj c si przed pój ciem na gór , wyci gn a do Irchestera r k i powiedzia a:
ż
Ż
ą
ę
ś
ę
ą ęł
ę ę
ł
— Dzi kuj , milordzie, za dobro . Ten wie
ę
ę
ć
czór by dla mnie prze yciem, którego nigdy nie
ł
ż
zapomn .
ę
Markiz, mimo wszystko, spodziewa si , e Diona doda to, co kobiety zawsze mówi y mu
ł ę ż
ł
mi kkim, kusz cym tonem:
ę
ą
nigdy nie zapomn sp dzonego z panem wieczoru.
ę ę
Ona za zamiast tego powiedzia a:
ś
ł
— Dzi kuj za mo liwo
obejrzenia pa
ę
ę
ż
ść
ńskiego pi knego domu. Mam nadziej , i jutro
ę
ę ż
zwiedz go dok adniej. Dzi kuj te za wspa
ę
ł
ę
ę ż
nia y obiad.
ł
— Mi o mi, e jest pani zadowolona — od
ł
ż
par uprzejmie markiz.
ł
— Syriusz tak e dzi kuje. — Da a znak dalmaty czykowi i pies natychmiast do niej podszed .
ż
ę
ł
ń
ł
— Powiedz: dzi kuj ,
ę ę Syriuszu! — rozkaza a. Zwierz przysiad o na tylnych apach i pochyli o
ł
ę
ł
ł
ł
eb.
ł
— Co wspania ego! Widz , e jest dosko
ś
ł
ę ż
nale wychowany i naprawd szczerze okazuje
ę
wdzi czno .
ę
ść
— Oboje dzi kujemy! — o wiadczy a Diona. U miechn a si , ale w jej spojrzeniu nie
ę
ś
ł
ś
ęł
ę
by o nic intymnego ani prowokuj cego. Z oczu znikn równie wyraz l ku.
ł
ą
ął
ż
ę
Markiz i Roderic odprowadzili Dion do podnó a schodów. Dziewczyna powiedzia a
ę
ż
ł
dobranoc, dygn a, po czym, jak podlotek, pomkn a razem z Syriuszem na gór . Zanim
ęł
ęł
ę
znikn a im z oczu, odwróci a si jeszcze i ra
ęł
ł
ę
do nie pomacha a d oni .
ś
ł ł
ą
— Jest doskona a! — wykrzykn Rode
ł
ął
ric. — Doskona a! Och, wuju Lenoxie! Nie mog si
ł
ę ę
doczeka , kiedy wreszcie zaprezentuj j sir Mortimerowi!
ć
ę ą
Markiz nie odpowiedzia . Ruszy z powrotem do salonu, a min mia zafrasowan . Ostatnia
ł
ł
ę
ł
ą
uwaga Roderika rozdra ni a go. Nie chcia nawet my le , e kto tak nie zepsuty jak Diona,
ż ł
ł
ś ć ż
ś
mia by mie cokolwiek do czynienia z sir Mortimerem Watsonem.
ł
ć
Rozdzia 5
ł
Kiedy Simon wszed do jadalni, ojciec siedzia ju za sto em. M ody cz owiek obficie nape ni
ł
ł ż
ł
ł
ł
ł ł
talerz i zapyta :
ł
— S jakie wiadomo ci od Diony?
ą
ś
ś
Przez chwil sir Hereward milcza . Wreszcie mrukn :
ę
ł
ął
— Wróci, kiedy b dzie g odna.
ę
ł
Simon rozsiad si wygodnie i rozpocz niadanie. Sposób, w jaki rzuca si na jedzenie
ł ę
ął ś
ł ę
zawsze przyprawia Dion o md o ci.
ł
ę
ł ś
Tymczasem sir Hereward czyta listy. Nagle wykrzykn wzburzonym g osem:
ł
ął
ł
— Dobry Bo e!
ż
Simon oderwa wzrok od talerza:
ł
— Co si sta o, tato?
ę
ł
— Trudno uwierzy .
ć
— W co? — dopytywa si Simon.
ł ę
Sir Hereward jeszcze raz z najwi kszym niedowierzaniem popatrzy na trzyman w r ku
ę
ł
ą
ę
kartk papieru.
ę
— To jest list od radcy prawnego twego stryja. Pisze, e Diona w a nie odziedziczy a,
ż
ł ś
ł
zapisany jej przez matk chrzestn du y spadek.
ę
ą ż
— Spadek?
— Osiemdziesi t tysi cy funtów!
ą
ę
— My la em, e ona nie dysponowa a ad
ś ł
ż
ł ż nymi pieni dzmi — w g osie Simona zabrzmia o
ę
ł
ł
szczere rozczarowanie.
— Oczywi cie! — przytakn z w ciek o
ś
ął
ś
ł ci sir Hereward. — Ale teraz, dzi ki chrze
ś ą
ę
stnej
matce, o której istnieniu nigdy nawet nie s ysza em, Diona sta a si bogata. Ad
ł
ł
ł
ę
wokat, zresztą
najzupe niej s usznie, skon
ł
ł
taktowa si ze mn , jako prawnym opie
ł ę
ą
kunem.
— Ale ty nie wiesz, gdzie ona teraz jest. Simon, jak zwykle, odkrywczym tonem
stwierdza to, co oczywiste, wi c sir Hereward nawet nie zwróci na niego uwagi. Zmarszczy
ł
ę
ł
ł
natomiast brwi i rzek sam do siebie:
ł
— Osiemdziesi t tysi cy funtów! Ona ma zaledwie dziewi tna cie lat! Simonie, mam po
ą
ę
ę ś
mys .
ł
I ty zyskasz dzi ki spadkowi Diony.
ę
— Ja, ojcze?
— Tak.
Sir Hereward u miechn si w sposób, który z pewno ci przerazi by Dion , gdyby tylko
ś
ął ę
ś ą
ł
ę
mog a zobaczy wyraz twarzy stryja.
ł
ć
Diona rozmy la a wracaj c konno przez park. Ostatnie dni nale a y do najszcz liw
ś ł
ą
ż ł
ęś szych w jej
yciu. Je dzi a na doskona ych wierzchowcach, a radosna perspektywa wy
ż
ź
ł
ł
praw w towarzystwie
markiza i Roderika sprawia a, e ka dego ranka Diona ochoczo zry
ł ż
ż
wa a si z ó ka i wita a
ł
ę
ł ż
ł
rozpoczynaj cy si dzie u miechem.
ą
ę
ń ś
Zaraz po niadaniu galopowali na
ki, wje d ali w ch ód lasów, przesadzali tuziny
ś
łą
ż ż
ł
ywop otów i ogrodze .
ż
ł
ń
Wracali w a nie z takiej wyprawy. W pa acu czeka na nich wy mienity posi ek, który up ynie
ł ś
ł
ś
ł
ł
przy interesuj cej rozmowie. Od czasu mierci ojca Diona nie mia a okazji do prawdziwie
ą
ś
ł
b yskotliwej, intelektualnej konwersacji, tote teraz przy apywa a sam siebie na tym, e przed
ł
ż
ł
ł
ą
ż
za ni ciem obmy la tematy do kolejnych dyskusji. Wi kszo o ywionych utarczek s ow
ś ę
ś
ę
ść ż
ł
nych
odbywa a si mi dzy ni a markizem. Roderic za by doskona ym s uchaczem. Od czasu do
ł
ę
ę
ą
ś
ł
ł
ł
czasu wspiera to jedn , to drug stron , co czyni o spór bardziej interesuj cym.
ł
ą
ą
ę
ł
ą
Czasami, gdy nie mog a spa , Diona rozmy la a. Mia a wra enie, i je li zapali wiec ,
ł
ć
ś ł
ł
ż
ż
ś
ś
ę
zobaczy nie pi knie udrapowane kotary o a, w którym sp dzi a ostatnich kilka nocy, lecz
ę
ł ż
ę ł
ciemnobr zowe, aksamitne zas ony sypialni w Grantley Hall, równie ponure jak ca y dom
ą
ł
ł
stryja i wszyscy jego mieszka cy.
ń
Tutaj czu a si szcz liwa. Powoli zapomina a o strachu przed sir Herewardem i o niebez
ł
ę
ęś
ł
-
piecze stwie gro
cym Syriuszowi.
ń
żą
Psy markiza, co stwierdzi a z zadowoleniem, mimo e bardzo rasowe, nie dorównywa y jej
ł
ż
ł
ulubie cowi. Nawet zarz dca psiarni przyzna
ń
ą
wa , e Syriusz to zwierz wyj tkowej urody.
ł ż
ę
ą
Poranne biegi za ko mi dobrze wp yn y na jego sylwetk . Jest po prostu pi kny, my
ń
ł ęł
ę
ę
la a
ś ł
Diona. Zwróci a wzrok na markiza i na
ł
gle przysz o jej do g owy, e tym samym przymiotnikiem
ł
ł
ż
mo na by okre li w a ciciela Irchester Park.
ż
ś ć ł ś
— Pora wypróbowa tego konia na torze przeszkód — odezwa si Roderic. — Przeko
ć
ł ę
nam
si , jak skacze. Musz przecie zadecydo
ę
ę
ż
wa , na którym z twoich wierzchowców pojad
ć
ę
podczas zawodów.
Markiz u miecha si . Milcza . Roderic za
ś
ł ę
ł
wróci i pogalopowa w stron trasy wy cigów po
ł
ł
ę
ś
drugiej stronie parku.
— Jest pe en zapa u — stwierdzi a Diona. Jechali w a nie st pa przez kamienny most.
ł
ł
ł
ł ś
ę
— Czy s dzi pan, e ma szans na zwy
ą
ż
ę
ci stwo?
ę
Zanim markiz zd
y otworzy usta, roze
ąż ł
ć
mia a si i sama sobie udzieli a odpowiedzi:
ś
ł
ę
ł
— Wiem: zwyci
y, o ile pan osobi cie nie we mie udzia u w wy cigu.
ęż
ś
ź
ł
ś
— Chce pani przez to powiedzie , e powi
ć ż
nienem da mu fory?
ć
— Oczywi cie — odpar a. — Poniewa jest pan za dobry we wszystkich konkurencjach, co
ś
ł
ż
odbiera szans innym miertelnikom.
ę
ś
— To pochlebstwo! Podejrzewam, e ma pani ochot poprosi mnie o pozwolenie, by
ż
ę
ć
podczas zawodów dosi
Championa lub Mer
ąść
kurego.
Istotnie, w a nie te konie podoba y si D o
ł ś
ł
ę ł nie najbardziej i by a zdumiona, e markiz to
ł
ż
zauwa y . Przypomnia a sobie jednak, i nie powinna pokazywa si na zawodach. Odpar a
ż ł
ł
ż
ć ę
ł
wi c:
ę
— Obawiam si , e na d ugo przed terminem wy cigu b dzie pan musia zadecydowa , czy
ę ż
ł
ś
ę
ł
ć
zaanga uje mnie pan do pracy... Je li nie, poszukam miejsca gdzie indziej.
ż
ś
Ka dym nerwem czu a, e za nic w wiecie nie chce opu ci Irchester Park, a ci lej mó
ż
ł ż
ś
ś ć
ś ś
wi c,
ą
e nie mo e rozsta si z Lenoxem Irchesterem.
ż
ż
ć ę
Reszta drogi up yn a w milczeniu. Dopiero gdy przystan li na schodach pa acu, markiz
ł ęł
ę
ł
powiedzia :
ł
— Musz z pani porozmawia . Kiedy si pani przebierze, Diono, prosz zej do biblio
ę
ą
ć
ę
ę
ść
teki.
B d tam na pani czeka .
ę ę
ą
ł
Zaniepokojona podnios a na niego oczy, ale on nawet na ni nie spojrza .
ł
ą
ł
Diona pobieg a do sypialni. W napi ciu zastanawia a si , co te markiz ma jej zakomu
ł
ę
ł
ę
ż
-
nikowa . Nie chcia a traci czasu na toalet , wi c tylko rozpu ci a w osy, upi te do konnej
ć
ł
ć
ę
ę
ś ł
ł
ę
jazdy, a pokojówka Emilia pomog a jej si przebra .
ł
ę
ć
Tym razem Diona wybra a skromn sukien
ł
ą
k z bia ego mu linu, ozdobion bladozielony
ę
ł
ś
ą
mi,
jak wiosenne p czki, wst
kami. Przypi a jeszcze do gorsu dwie malutkie, wyj te z wazo
ą
ąż
ęł
ę
nu,
ró yczki i ju by a gotowa.
ż
ż
ł
— Panienka zawsze taka adna! — z za
ł
chwytem pochwali a pokojówka.
ł
Diona u miechn a si do niej i szybko wysz a z pokoju.
ś
ęł
ę
ł
Tak jak oczekiwa a, markiz odpoczywa w swoim ulubionym fotelu w pobli u pi knego
ł
ł
ż
ę
kominka projektu braci Adamów. Nad kominkiem wisia a, malowana na desce, tarcza her
ł
bowa
rodu Irchesterów.
Kiedy tak zbli a a si do markiza, przysz o Dionie na my l, i siedz c bez ruchu, Lenox
ż ł
ę
ł
ś ż
ą
Irchester wygl da jak posta z obrazu jakiego wybitnego artysty, jeszcze jeden wizerunek w
ą
ć
ś
galerii portretów przodków.
Markiz powita j bez u miechu. Powa ny wyraz jego szarych oczu sprawi , e znów poczu a
ł ą
ś
ż
ł ż
ł
si zdenerwowana.
ę
— Co si sta o? Chyba nie zrobi am nicze
ę
ł
ł
go... z ego? — wyj ka a.
ł
ą ł
— Oczywi cie, e nie. Jednak nadszed czas, eby porozmawia o pani przysz o ci.
ś
ż
ł
ż
ć
ł ś
Diona, czuj c, jak lodowata d o ciska jej serce, zapyta a:
ą
ł ń ś
ł
— Czy pan Nairn wspomnia znowu o tym... konkursie?
ł
— Rzeczywi cie, mówi o tym — potwierdzi markiz.
ś
ł
ł
— Ja... obawiam si , e pan b dzie si na mnie gniewa , ale... Prosz ... nie mog zrobi tego, o
ę ż
ę
ę
ł
ę
ę
ć
co on mnie prosi.
— Dlaczego?
— Bo, wiem, e to co ... co , czego moi rodzice z pewno ci by nie zaakceptowali, a poza
ż
ś
ś
ś ą
tym... nie mog jecha do Londynu.
ę
ć
— Dlaczego? — po raz wtóry zapyta Ir
ł chester.
Diona by a pewna, e odmowa odpowiedzi rozgniewa markiza, wi c spojrza a na niego
ł
ż
ę
ł
b agalnie i rzek a:
ł
ł
— Prosz spróbowa zrozumie . Ja... si ukrywam. Gdybym pojecha a do Londynu, kto
ę
ć
ć
ę
ł
ś
móg by mnie rozpozna .
ł
ć
Zauwa y a, e popatrzy na ni ze zdzi
ż ł ż
ł
ą
wieniem.
— Podobno nigdy nie by a pani w Lon
ł
dynie — przypomnia jej w asne s owa.
ł
ł
ł
— To prawda, ale znam ludzi, którzy tam mieszkaj i gdybym wzi a udzia w konkursie pana
ą
ęł
ł
Nairna... To...
Jej g os si za ama . Przera ona, i markiz b dzie nalega na przyj cie propozycji Roderi-ka,
ł
ę ł
ł
ż
ż
ę
ł
ę
pad a na kolana.
ł
— Prosz o pomoc — b aga a. — Wszystko jest straszliwie popl tane... By am tutaj taka...
ę
ł
ł
ą
ł
szcz liwa... z panem...
ęś
Markiz spojrza Dionie w oczy. Milcza , ale poj a, e j rozumie. Po d u szej chwili
ł
ł
ęł ż
ą
ł ż
powiedzia cicho:
ł
— Mówisz Diono, e by a pani tu ze mn szcz liwa. Ja tak e czu em si bardzo szcz
ż
ł
ą
ęś
ż
ł
ę
ęśliwy.
Pragn wi c co zaproponowa .
ę ę
ś
ć
Nie spuszcza a z niego wzroku. Irchester zawaha si , jakby zastanawiaj c, nad dobo
ł
ł ę
ą
rem
s ów:
ł
— Mam nadziej , e pewnego dnia powierzy mi pani swój sekret. Jednak tymczasem nie mo e
ę ż
ż
pani przebywa tutaj jako osoba o nie
ć
okre lonym statusie. Pojedziemy do Londynu. Tam ukryj
ś
ę
pani w bezpiecznym miejscu.
ą
— Do Londynu? Przecie ja musz pracowa .
ż
ę
ć
— Ale nie jako dziewczyna do psów!
— Wi c, co mam robi ?
ę
ć
Przez chwil si zastanawia , wreszcie odpar :
ę ę
ł
ł
— Mam ma y, ale wygodny dom. Obydwoje z Syriuszem b dziecie tam bezpieczni. Nie
ł
ę
zamieszkam z wami na sta e, ale mo emy widywa si do cz sto. B d te zabiera pani do
ł
ż
ć ę
ść ę
ę ę ż
ć
ą
moich wiejskich posiad o ci, gdzie mo emy je dzi konno.
ł ś
ż
ź
ć
Diona spogl da a na niego zdumiona jakby nie dok adnie rozumia a, co jej proponuje.
ą ł
ł
ł
Wreszcie powiedzia a:
ł
— Z panem czu abym si bezpiecznie, ale w jaki sposób mia abym zarabia na ycie?
ł
ę
ł
ć
ż
Markiz wyci gn do niej r k , a ona, po sekundzie wahania, równie poda a mu d o .
ą ął
ę ę
ż
ł
ł ń
Przyci gn Dion bli ej i otoczy ra
ą ął
ę
ż
ł mieniem.
Poczu a si jego mi ni i te dziwne wibracje, które ju wcze niej pozna a.
ł
łę
ęś
ż
ś
ł
— Jeste liczna — rzek g bokim g osem — i bardzo m oda. Kto musi si tob opiekowa .
ś ś
ł łę
ł
ł
ś
ę
ą
ć
Sposób, w jaki to powiedzia sprawi , e ogarn o Dion dziwne, nie znane jej wcze niej
ł
ł ż
ęł
ę
ś
uczucie. Patrzy a na markiza szeroko otwar
ł
tymi oczami i nic ju poza nim nie widzia a.
ż
ł
— Razem b dziemy szcz liwi — powiedzia Irchester agodnie.
ę
ęś
ł
ł
Nagle drzwi do biblioteki uchyli y si . Diona i markiz odsun li si od siebie gwa townie. Do
ł
ę
ę
ę
ł
pokoju wszed Dawson i zaanonsowa :
ł
ł
— Sir Hereward Grantley i pan Simon Grantley, milordzie!
Diona wyda a st umiony okrzyk, a Syriusz, który przez ca y czas spokojnie le a obok fotela,
ł
ł
ł
ż ł
zawarcza g ucho.
ł ł
Do pokoju, kulej c z powodu podagry, wkroczy sir Hereward.
ą
ł
Szed z trudem, wspieraj c si na lasce wyko czonej ga k z ko ci s oniowej. Na jego widok
ł
ą
ę
ń
ł ą
ś
ł
Diona poczu a, e kamienieje. Zapad a cisza.
ł ż
ł
Sir Hereward stan w odleg o ci kilku stóp od markiza. Nie zwróci jednak na gospodarza
ął
ł ś
ł
uwagi, tylko szorstko warkn do Diony:
ął
— A wi c tutaj jeste ! adnie mnie urz dzi
ę
ś Ł
ą
a , znikaj c w tak haniebny sposób!
ł ś
ą
Dopiero teraz Diona odwa y a si odetchn
. Ze zdenerwowania dr a a na ca ym ciele. Sy
ż ł
ę
ąć
ż ł
ł
-
riusz znowu zawarcza . Reakcja psa przywró
ł
ci a dziewczynie przytomno umys u. Odwa
ł
ść
ł
y a
ż ł
si odezwa :
ę
ć
— Stryju... uciek am, aby ratowa Syriusza. Przecie chcia e go zabi . A ja nie mog am go
ł
ć
ż
ł ś
ć
ł
straci ! Nie mog am...
ć
ł
— Trzeba by o porozmawia ze mn , a nie post powa jak ostatnia idiotka. — Sapn i po
ł
ć
ą
ę
ć
ął
chwili doda : — Mo esz teraz wróci do domu. Je li Syriusz b dzie grzeczny, daruj mu.
ł
ż
ć
ś
ę
ę
Zmiana tonu by a tak niespodziewana, e Diona a otworzy a szerzej oczy.
ł
ż
ż
ł
Tymczasem Simon, pragn c w czy si do rozmowy, wykrzykn :
ą
łą
ć ę
ął
— Ojciec chce powiedzie , e teraz, kiedy odziedziczy a maj tek, sama mo esz utrzymy
ć ż
ł ś
ą
ż
wać
Syriusza i sp aci d ugi swojego ojca!
ł ć ł
— Simonie! B d cicho! — rykn sir Here
ą ź
ął
ward i dopiero wówczas dostrzeg stoj cego nie
ł
ą
opodal markiza. Wyci gn do niego r k w ge cie powitania i powiedzia :
ą ął
ę ę
ś
ł
— Prosz mi przebaczy , milordzie, tak nieoczekiwane wtargni cie do pa skiego domu, ale
ę
ć
ę
ń
dopiero ostatniej nocy dowiedzia em si , e moja niesubordynowana podopieczna w a nie tutaj
ł
ę ż
ł ś
przebywa.
Markiz zignorowa wyci gni t d o i ch od
ł
ą
ę ą ł ń
ł nym tonem zwróci si do sir Herewarda:
ł ę
— Chcia bym us ysze , o co w tej historii chodzi.
ł
ł
ć
— Wyja ni panu — wyrwa si znów Si
ś ę
ł ę
mon. — Moja kuzynka, Diona, otrzyma a w a nie
ł
ł ś
spadek po matce chrzestnej. Prosz sobie wyobrazi : osiemdziesi t tysi cy funtów dla takiej
ę
ć
ą
ę
m odej dziewczyny!
ł
— Simonie, o czym ty mówisz? — wyj ka a Diona.
ą ł
— Nie ma potrzeby, aby my przed obcymi omawiali nasze rodzinne sprawy! — wtr ci sir
ś
ą ł
Hereward nerwowo. — Na zewn trz czeka powóz. Diono, pójdziesz teraz ze mn . Wszy
ą
ą
stko ci
pó niej wyt umacz .
ź
ł
ę
— Przepraszam, stryju Herewardzie, ale nie zamierzam wraca do Grantley Hall. By am tam
ć
ł
nieszcz liwa. Mimo moich pró b i b aga , chcia e zastrzeli Syriusza. Nie chc ryzyko
ęś
ś
ł
ń
ł ś
ć
ę
wa , e
ć ż
taka sytuacja si powtórzy.
ę
— Ju ci powiedzia em, e mo esz zatrzyma psa — odpar ze z o ci stryj.
ż
ł
ż
ż
ć
ł
ł ś ą
— Mo esz go sobie mie — znowu wtr ci si Simon — poniewa mnie po lubisz! Z takim
ż
ć
ą ł ę
ż
ś
posagiem trzymaj i tuzin psów, je eli ci na tym zale y.
ż
ż
— O czym ty mówisz...?
Diona tak si zdenerwowa a, e s owa z tru
ę
ł ż ł
dem wydobywa y si z jej ust.
ł
ę
— Cicho b d , Simonie! — hukn na syna sir Hereward. — Ja to za atwi .
ą ź
ął
ł
ę
Simon, który lekcewa y wszystkich z ojcem w cznie, zupe nie nie zmieszany u miechn
ż ł
łą
ł
ś
ął
si do Diony. Na widok wyrazu jego twarzy dziew
ę
czyn przesz y ciarki. By to ten sam
ę
ł
ł
obrzydliwy u miech, z jakim m ody cz owiek usi owa nie
ś
ł
ł
ł
ł
gdy ca owa stawiaj c opór
ś
ł
ć
ą ą
kuzynk .
ę
Sir Hereward gestem d oni nakaza synowi milczenie, po czym zwróci si do markiza:
ł
ł
ł ę
— Milordzie, prosz przyj
moje przepro
ę
ąć
siny za zak ócanie pa skiego spokoju naszymi
ł
ń
rodzinnymi k opotami. Zabior zaraz moj bratanic i wi cej nie b dziemy pana niepokoi .
ł
ę
ą
ę
ę
ę
ć
Diona nie mia o przysun a si do markiza. Mia a wra enie, e za chwil si udusi.
ś
ł
ęł
ę
ł
ż
ż
ę ę
— Poniewa zosta em ju niejako wprowa
ż
ł
ż
dzony w sprawy pa skiej bratanicy — odezwa si
ń
ł ę
Lenox Irchester — nale y mi si wyja nienie z pa skiej strony. Jakie s pana zamiary co do jej
ż
ę
ś
ń
ą
przysz o ci?
ł ś
— Nie widz adnego powodu... — zacz sir Hereward, ale prze kn lin i opanowa si . —
ę ż
ął
ł ął ś ę
ł ę
Diona jest sierot . Pragn , aby po lubi j mój syn, który odziedziczy po mnie tytu i maj tek.
ą
ę
ś
ł ą
ł
ą
— I s dzi pan, e pa ska bratanica przy
ą
ż
ń
stanie na taki plan?
W g osie markiza zabrzmia a wyra na ironia. Twarz sir Herewarda pokra nia a. Odrzek
ł
ł
ź
ś ł
ł
gniewnie:
— Jestem jej opiekunem i, jak jego wysoko dobrze wie, zgodnie z prawem musi mi by
ść
ć
pos uszna.
ł
W jednej chwili Diona poj a groz sytuacji. Zapragn a natychmiast ukry si przed zbli a
ęł
ę
ęł
ć ę
ż -
j cym si niebezpiecze stwem i gotowa by a w ka dej chwili rzuci si do drzwi.
ą
ę
ń
ł
ż
ć ę
Markiz jakby przeczuwaj c decyzj Diony, mocno uj dziewczyn za nadgarstek, unie
ą
ę
ął
ę
-
mo liwiaj c jej ucieczk . Spojrza a mu w oczy z wyrzutem. Widzia , e by a blada i dr a a ze
ż
ą
ę
ł
ł ż
ł
ż ł
strachu. Syriusz zawarcza ostrzegawczo. Mar
ł
kiz zacie ni u cisk i przyci gn Dion bli ej
ś ł ś
ą ął
ę
ż
ku sobie, po czym zwróci si do sir Herewarda:
ł ę
— Obawiam si , sir Grantley, e pana plany s nieaktualne, poniewa panna Diona dzi
ę
ż
ą
ż
ś
w a nie zar czy a si ze mn !
ł ś
ę
ł
ę
ą
Zapad a d uga cisza. Nagle jednocze nie da o si s ysze g o ne westchnienie Diony i
ł
ł
ś
ł
ę ł
ć ł ś
w ciek y wrzask Simona.
ś
ł
— Nie mo esz jej mie ! Ona jest moja! Moja! Tata powiedzia , e ona wyjdzie za mnie! I tak
ż
ć
ł ż
ma by !
ć
Markiz nie zwraca uwagi na krzyki m odego cz owieka. Obserwowa sir Herewarda. Ten za
ł
ł
ł
ł
ś
wiadom by w pe ni wagi s ów wypowie
ś
ł
ł
ł
dzianych przez Irchestera. Sir Hereward czuł
beznadziejno
sytuacji. W pierwszej chwili zaskoczenia nie potrafi zebra my li, wi c, gdy
ść
ł
ć
ś
ę
wreszcie umilk przenikliwy, histeryczny g os Simona, rzek tylko:
ł
ł
ł
— Ona nie mo e wyj za m wbrew mojej woli!
ż
ść
ąż
— Wiem o tym — markiz zachowywa ca
ł
łkowity spokój — ale nie s dz , by odmówi pan
ą ę
ł
swej zgody.
Ich oczy spotka y si . Spojrzenie Irchestera by o pe ne pogardy. Sir Hereward opu ci wzrok.
ł
ę
ł
ł
ś ł
— W tych okoliczno ciach mog mie tylko nadziej , milordzie, e jest pan wiadom swych
ś
ę
ć
ę
ż
ś
czynów i nie b dzie pan pó niej rozczarowany.
ę
ź
Markiz nie odpowiedzia , wi c sir Hereward doda :
ł
ę
ł
— S dz , e kolejnym krokiem b dzie spo
ą ę ż
ę
rz dzenie przez pa skich prawników intercyzy
ą
ń
ma e skiej...
łż ń
Markiz nadal milcza . Nie wykona te ad
ł
ł ż ż nego gestu zapraszaj cego, by niespodziewani
ą
go cie usiedli. Jego opanowanie jeszcze bardziej zirytowa o sir Herewarda. Rzuci wi c z pasj :
ś
ł
ł
ę
ą
— egnam, milordzie!
Ż
Sir Grantley, nie obdarzywszy Diony nawet jednym spojrzeniem, ruszy powoli w stron
ł
ę
drzwi.
— Ale , tato! — protestowa Simon. — Obieca e mi! Powiedzia e , e po lubi Dion ! Jak
ż
ł
ł ś
ł ś ż
ś
ę
ę
ona mo e wyj za kogo innego?! To nie w porz dku! Przecie on nie potrzebuje jej pieni dzy.
ż
ść
ś
ą
ż
ę
Ma swoje w asne!
ł
Sir Hereward w milczeniu opu ci bibliotek . Simon wybieg za nim. Przez otwarte drzwi
ś ł
ę
ł
s ycha by o jeszcze jego j kliwe skargi, s a
ł
ć
ł
ę
ł bn ce w miar , jak nieproszeni go cie oddalali si .
ą
ę
ś
ę
Dopiero, gdy g osy zupe nie ucich y, markiz pu ci r k Diony. Dziewczyna osun a si na
ł
ł
ł
ś ł ę ę
ęł
ę
kolana i obj a ramionami Syriusza, który, wyczuwaj c stan ducha swojej pani, poliza j
ęł
ą
ł ą
delikatnie w policzek. Markiz podszed do drzwi.
ł
— Zaraz po lunchu jedziemy do Londynu. Natychmiast! — o wiadczy stanowczo.
ś
ł
Diona przez chwil nie mog a poj znacze
ę
ł
ąć
nia jego s ów. Wreszcie szepn a:
ł
ęł
— Do Londynu...
W bibliotece zostali ju tylko ona i Syriusz.
ż
Jechali na tyle szybko, i nie sposób by o rozmawia . Diona z zadowoleniem pomy la a, e w tej
ż
ł
ć
ś ł ż
sytuacji nie musi zada pyta , których i tak w najbli szej przysz o ci nie uniknie.
ć
ń
ż
ł ś
Wyp akawszy si w samotno ci swojej sypia
ł
ę
ś
lni, Diona ogromnym wysi kiem woli zdo a a
ł
ł ł
nakaza sobie opanowanie i na lunch zesz a ju ca kiem spokojna. W bibliotece, oprócz
ć
ł
ż
ł
Irchestera, zasta a rów
ł
nie Roderika. Nie mia a poj cia, czy Nairn s ysza o scenie, która
ż
ł
ę
ł
ł
rozegra a si tu pod jego nieobecno , nie chcia a jednak, by poruszano ten temat. Markiz
ł
ę
ść
ł
wyczuwaj c jej nastrój, rozpocz rozmow o biegach terenowych z przeszkodami. Przedstawi
ą
ął
ę
ł
Roderikowi przepisy zawodów, po czym zacz li rozwa a , kogo nale a oby zaprosi .
ę
ż ć
ż ł
ć
Zanim lunch dobieg ko ca Diona nabra a przekonania, e Roderic nie ma poj cia o nie
ł
ń
ł
ż
ę
-
spodziewanej wizycie sir Herewarda i Simona. Zaskoczy o j natomiast i wyda o si zastana
ł ą
ł
ę
-
wiaj ce, i nie by ciekaw, dlaczego tak nagle wyruszaj do Londynu. Czy przypadkiem nie
ą
ż
ł
ą
wzi takiego obrotu spraw za pocz tek reali
ął
ą
zacji planu zwi zanego z zak adem. Zapewne uzna ,
ą
ł
ł
e markiz zabiera j do stolicy wcze niej, aby zd
y a odpocz
i nale ycie przygotowa si do
ż
ą
ś
ąż ł
ąć
ż
ć ę
konkursu. Ta my l ogromnie Dion niepokoi a. By ju najwy szy czas, by ujawni Roderikowi
ś
ę
ł
ł ż
ż
ć
ca prawd i u wiadomi mu, e córka Harry'ego Grantleya absolutnie nie mo e bra udzia u w
łą
ę
ś
ć
ż
ż
ć
ł
podobnie podejrzanych przedsi wzi ciach.
ę
ę
A zreszt — pomy la a nieco spokojniej — najlepiej b dzie zda si na pomoc markiza.
ą
ś ł
ę
ć ę
Uratowa j raz, uratuje wi c znowu.
ł ą
ę
Mimo e nie potrafi a przenikn
uczu i my li Irchestera, Diona by a przekonana, e nie ma
ż
ł
ąć
ć
ś
ł
ż
on zamiaru si z ni o eni . S owa, które wypowiedzia podczas wizyty stryja za
ę
ą ż
ć ł
ł
pewne nic nie
znaczy y. Intrygowa a j nato
ł
ł
ą
miast niezrozumia a propozycja markiza, by zamieszka w
ł
ć
Londynie, a wspomnienie tonu, jakim to mówi , i dotyku obejmuj cych j ramion budzi y w
ł
ą
ą
ł
Dionie nieznane jej dot d emocje. Pomy la a, cho natychmiast wyda o jej si to niedorzeczne,
ą
ś ł
ć
ł
ę
i gdyby nie przybycie stryja Herewarda, markiz z pewno ci by j poca owa . Stali wtedy tak
ż
ś ą
ą
ł
ł
blisko siebie, a kiedy j obejmowa , czu a zawrót g owy, nag y jak wiat o b yskawicy. Przez
ą
ł
ł
ł
ł
ś
ł
ł
chwil nie mog a oddycha , ani my le .
ę
ł
ć
ś ć
Teraz obserwowa a markiza ukradkiem, gdy ca swoj uwag skupia na powo eniu. Wy
ł
łą
ą
ę
ł
ż
-
gl da niezwykle poci gaj co. Diona zrozu
ą ł
ą ą
mia a, i t skni do dotyku jego ust. Tak, pragn a
ł
ż ę
ęł
poca unków.
ł
Dawniej poca unek kojarzy si jej tylko z obrzydliwymi zalotami Simona. Kiedy uciek
ł
ł ę
a,
ł
pe na wstr tu obiecywa a sobie, e nigdy nie pozwoli dotkn
si adnemu m
czy nie. A te
ł
ę
ł
ż
ąć ę ż
ęż
ź
raz,
musia a szczerze to przyzna , niepokoi a si , czy Lenox Irchester, wiedz c, e ma do czynienia z
ł
ć
ł
ę
ą ż
pann Grantley, zechce kiedykol
ą
wiek znowu j poca owa .
ą
ł
ć
Rozs dek podpowiada , i „zar czyny" zo
ą
ł ż
ę
sta y og oszone stryjowi, aby ratowa j przed
ł
ł
ć ą
zakusami Simona.
Zbli ali si ju do Londynu, a Diona ci gle zastanawia a si nad uczuciami markiza i raz po
ż
ę ż
ą
ł
ę
raz powtarza a sobie w duchu, e niemo liwe jest, ,by naprawd my la o ma e stwie. Zapew
ł
ż
ż
ę
ś ł
łż ń
-
ne, dosz a do wniosku, postanowi si ni po prostu zaopiekowa .
ł
ł ę ą
ć
Diona niewiele wiedzia a o m
czyznach i o mi o ci, cho ycie rodziców by o dla niej
ł
ęż
ł ś
ć ż
ł
przyk adem szcz cia, które pragn a osi gn we w asnym ma e stwie.
ł
ęś
ęł
ą ąć
ł
łż ń
Simon chcia j obejmowa i ca owa , co napawa o Dion wstr tem. Markiz by zupe nie
ł ą
ć
ł
ć
ł
ę
ę
ł
ł
inny, lecz i on nie ofiarowywa jej takiej mi o ci, na któr czeka a i któr mog aby przyj
, nie
ł
ł ś
ą
ł
ą
ł
ąć
trac c przy tym szacunku dla samej siebie.
ą
— Uratowa mnie, ale nie mog mu ule
ł
ę
ga — postanowi a. A je li stryj odnajdzie j i
ć
ł
ś
ą
ponownie zacznie nak ania do ma e stwa z Simonem? By oby to straszne i poni aj ce. Sama
ł
ć
łż ń
ł
ż ą
my l o zwi zku z kuzynem, o jego dotyku i pieszczotach, sprawi a, e Dion zala a fala
ś
ą
ł
ż
ę
ł
obrzydzenia.
Musia a chyba zadr e , gdy markiz obróci si ku niej i zapyta :
ł
ż ć
ż
ł ę
ł
— Wszystko dobrze? Nie jest ci zimno?
— Nie, oczywi cie, e nie.
ś
ż
Zatrzymali si tylko, by wymieni konie i natychmiast ruszyli dalej. Roderic podró owa w
ę
ć
ż
ł
towarzystwie Sama innym faetonem.
Markiz powozi osobi cie i Diona domy li a si , e ma on zamiar pobi swój w asny rekord
ł
ś
ś ł
ę ż
ć
ł
przejazdu do Londynu.
Gdy nareszcie dotarli do Irchester House, Dion znów ogarn l k.
ę
ął ę
Wesz a za markizem do ogromnej sieni, gdzie powita ich starszy m
czyzna. By to pan
ł
ł
ęż
ł
Swaythling, osobisty sekretarz, maj cy piecz nad wszystkimi domami markiza. Diona zna a go
ą
ę
ł
ze s yszenia, gdy jego nazwisko pada o niejednokrotnie podczas rozmów markiza i Roderica.
ł
ż
ł
— Otrzyma e wiadomo , Swaythling? — zapyta Irchester.
ł ś
ść
ł
— Tak, milordzie. Pos aniec przyjecha pó godziny temu.
ł
ł
ł
— Wykona e moje instrukcje?
ł ś
— Wszystko zosta o urz dzone zgodnie z pa sk wol , milordzie.
ł
ą
ń ą
ą
— wietnie! — wykrzykn markiz i zwróci si do Diony:
Ś
ął
ł ę
— To jest mój sekretarz, pan Swaythling, który z w a ciw sobie operatywno ci zdo a ju
ł ś
ą
ś ą
ł ł ż
znale dla ciebie przyzwoitk .
źć
ę
Sekretarz z szacunkiem sk oni si przed Dion .
ł
ł ę
ą
— Mam nadziej , panno Grantley, e b
ę
ż ędzie pani zadowolona. Przypuszczam, e teraz pragnie
ż
pani obmy si i przebra po podró y, bo, jak s dz , by a to bardzo szybka jazda. Na górze czeka
ć ę
ć
ż
ą ę
ł
na pani ochmistrzyni, pani Norton.
ą
— Dzi kuj — odpar a krótko Diona.
ę
ę
ł
Markiz w milczeniu przygl da si , jak po
ą ł ę
woli idzie po schodach — smutna, onie mielona i
ś
samotna. Gdy pan Swaythling zwróci si do niej po nazwisku, zda a sobie nagle spraw , e
ł ę
ł
ę ż
nadszed moment, kiedy jej pozycja w domu markiza musi zosta ostatecznie jasno sprecy
ł
ć
-
zowana.
Pani Norton dygn a. Diona skin a jej g ow .
ęł
ęł
ł ą
— Panienka jest pewnie miertelnie zm czo
ś
ę
na. Jecha ze wsi z tak szybko ci , z jak jego
ć
ą
ś ą
ą
wysoko zawsze p dzi! Gdybym to ja mia a podró owa , w którym z tych szybkich powo
ść
ę
ł
ż
ć
ś
zów,
umar abym chyba ze strachu.
ł
— Mnie to sprawi o przyjemno , chocia , mam wra enie, e jestem ca a pokryta ku
ł
ść
ż
ż
ż
ł
rzem —
u miechn a si dziewczyna.
ś
ęł
ę
Wyruszaj c w drog , Diona w o y a najlep
ą
ę
ł ż ł
sz sukni i kapelusz. Nie musia a wi c wstydzi
ą
ę
ł
ę
ć
si swojego wygl du w tym eleganckim domu.
ę
ą
Rozejrza a si po pokoju. By ogromny, a okna wychodzi y na ogród.
ł
ę
ł
ł
— S ysza am, e baga panienki gdzie si zapodzia . Krawcowe b d tu w ci gu godziny.
ł
ł
ż
ż
ś ę
ł
ę ą
ą
— Krawcowe? — zdumia a si Diona.
ł
ę
Ju mia a powiedzie , e nie sta jej na nowe suknie. Tym bardziej nie mia a zamiaru po
ż
ł
ć ż
ć
ł
-
zwoli , aby markiz za nie p aci , gdy nagle przypomnia a sobie, e przecie teraz jest bar
ć
ł ł
ł
ż
ż
dzo
bogata.
Podczas podró y tak zaprz tni ta by a roz
ż
ą ę
ł
my laniami o Lenoxie Irchesterze, e zupe nie
ś
ż
ł
zapomnia a, po co w gruncie rzeczy przyjecha stryj i jak wa n wiadomo uzyska a dzi ki tej
ł
ł
ż ą
ść
ł
ę
nieprzyjemnej wizycie.
By a naprawd bogata. Niezwyk e uczucie po d ugim okresie niedostatku. Od momentu
ł
ę
ł
ł
przybycia Diony do Grantley Hall nieustannie podkre lano jej ubóstwo, ci gle przypominano o
ś
ą
d ugach ojca. Teraz to ju si nigdy nie powtórzy.
ł
ż ę
Dobrze pami ta a matk chrzestn . Lady Campbell, cho du o starsza, przyja ni a si
ę ł
ę
ą
ć
ż
ź ł
ę
ogromnie z pani Grantley. Obecnie musia a by mie ju chyba dobrze po siedemdziesi tce,
ą
ł
ć ż
ą
my la a Diona.
ś ł
Udr czona atmosfer panuj c w domu stry
ę
ą
ą ą
ja, Diona nie raz mia a ochot zwróci si o
ł
ę
ć ę
pomoc do lady Campbell, lecz wszelki kontakt z ni urwa si na dwa lata przed mierci matki.
ą
ł ę
ś
ą
Chrzestna mieszka a w Northumber-land, za daleko dla Diony.
ł
— Widocznie przez ten czas jednak my la a o mnie. Wiem przecie , jak bardzo nas kocha
ś ł
ż
a
ł
— snu a rozwa ania Diona — i dlatego uczyni a mnie swoj spadkobierczyni . Dziew
ł
ż
ł
ą
ą
czyna
a owa a, e nie próbowa a zobaczy si , czy cho by napisa do staruszki, ale po mierci
ż ł
ł
ż
ł
ć ę
ć
ć
ś
rodziców czu a si tak przygn biona i bezradna, i nie potrafi a zdoby si na jakikolwiek wyraz
ł
ę
ę
ż
ł
ć ę
sprzeciwu wobec stryja.
- By am s aba i samolubna — skarci a si w duchu. — Ojciec nigdy nie zaniedba starych
ł
ł
ł
ę
ł
przyjació . Jaka szkoda, e nie mo na cofn
czasu. Potem my li jej pop yn y innym torem.
ł
ż
ż
ąć
ś
ł ęł
Gdyby pieni dze nadesz y za ycia rodziców, mogliby cieszy si nimi we trójk . Diona
ą
ł
ż
ć ę
ę
kupi aby ojcu najlepsze konie i nie dosz oby do wypadku z dzikim ogierem. Pojechaliby te do
ł
ł
ż
Londynu, jak pragn a matka, i Diona wy
ęł
st pi aby na wielkim balu jak prawdziwa debiutantka.
ą ł
Teraz by o ju za pó no. Pieni dze nie mia y dla niej znaczenia, tyle e uniezale
ł
ż
ź
ą
ł
ż
żnia y j od aski
ł ą
ł
stryja.
Raptem przypomnia a sobie o czym bardzo wa nym, co powinno zosta zrobione od razu!
ł
ś
ż
ć
Musia a si pospieszy . Nie przebiera a si wi c, a tylko zmy a kurz z twarzy i r k i, z pomoc
ł
ę
ć
ł
ę
ę
ł
ą
ą
pokojówki, u o y a w osy.
ł ż ł
ł
Zbieg a na dó . Kamerdyner wskaza jej drog do salonu, gdzie spodziewa a si znale
ł
ł
ł
ę
ł
ę
źć
markiza. Zauwa y a go stoj cego w pobli u kominka i ruszy a ku niemu prawie biegiem, lecz
ż ł
ą
ż
ł
nagle z rozczarowaniem stwierdzi a, e nie by sam.
ł ż
ł
Na sofie siedzia a przystojna pani w rednim wieku, ubrana z niebywa elegancj i przymil
ł
ś
łą
ą
-
nie spogl da a na markiza.
ą ł
— Oto Diona Grantley — przedstawi Ir-chester. — Diono, s dz , e powinna pani
ł
ą ę ż
podzi kowa mojej kuzynce, pani Lamborn, która zgodzi a si przyby tutaj i pe ni rol twojej
ę
ć
ł
ę
ć
ł ć
ę
opiekunki.
Diona dygn a, a pani Lamborn wyci gn a r k :
ęł
ą ęł ę ę
— Niezmiernie mi mi o, i mog pani po
ł
ż
ę
ą
zna , Diono Grantley. Kuzyn wspomina mi o
ć
ł
wielkim szcz ciu, które pani spotka o. Moje gratulacje.
ęś
ą
ł
— Pieni dze szcz cia nie daj — uci markiz tonem tak ch odnym, jakby chcia ostudzi
ą
ęś
ą
ął
ł
ł
ć
entuzjazm pani Lamborn. Ale ta roze mia a si tylko:
ś
ł
ę
— Owszem, tak si mówi. Ale wielu pan
ę
nom, niezbyt powabnym, odziedziczony majątek
dziwnie doda atrakcyjno ci. Oczywi cie, nie dotyczy to panny Grantley.
ł
ś
ś
— Dzi kuj — odpar a Diona, zdenerwo
ę
ę
ł
wana, e trac czas na tak bezsensowne roz
ż
ą
wa ania,
ż
po czym zwróci a si nagl cym tonem do markiza:
ł
ę
ą
— Czy mog spyta o co bardzo wa nego i pilnego?
ę
ć
ś
ż
— O co chodzi?
— Je li rzeczywi cie mam tyle pieni dzy, w co nadal trudno mi uwierzy , to czy mog wys a
ś
ś
ę
ć
ę
ł ć
od razu zasi ek ludziom, których zaraz po mierci ojca odes ano na emerytur ? Stryj Hereward
ł
ś
ł
ę
potraktowa ich w taki sposób, e zapewne przymieraj g odem. To samo dotyczy s u
cych,
ł
ż
ą ł
ł żą
pozostawionych aby opiekowa si naszym domem, zanim zostanie sprzedany.
ć ę
— Prosz zwróci si do Swaythlinga, eby wykona pani zarz dzenia — odpar markiz.
ę
ć ę
ż
ł
ą
ł
— Czy mog pój do niego natychmiast?
ę
ść
— Oczywi cie.
ś
— Gdzie go znajd ?
ę
Markiz, z pob a liw min , jakby op dza si od natr tnego dziecka, ruszy w stron drzwi.
ł ż
ą
ą
ę
ł ę
ę
ł
ę
Mijaj c kuzynk , sk oni si lekko:
ą
ę
ł
ł ę
— Wybacz mi na chwil , Noreen.
ę
— Ale oczywi cie — odpar a pani Lam
ż
ś
ł
born.
Markiz szybkim krokiem przemierzy kory
ł
tarz, potem drugi i wskaza Dionie drzwi, za
ł
którymi mie ci si gabinet sekretarza. Na ich widok pan Swaythling podniós si zza biurka.
ś ł ę
ł ę
— Panna Grantley — powiadomi go Irches-ter — ma dla pana szereg polece . Poniewa
ł
ń
ż
przej cie spadku zajmie nieco czasu, na razie ja b d pe ni funkcj bankiera panny Diony.
ę
ę ę ł ł
ę
Dziewczyna wygl da a na skonsternowan .
ą ł
ą
— Nie chc sprawia k opotu, ale bardzo le y mi na sercu los tych ludzi. S u yli wiernie
ę
ć ł
ż
ł ż
moim rodzicom i ufali im.
Lenox Irchester spojrza na ni agodnie.
ł
ą ł
— By oby niegodziwo ci pozostawienie ich w niedostatku.
ł
ś ą
— Wiedzia am, e pan to zrozumie — u miechn a si Diona.
ł
ż
ś
ęł
ę
— Prosz poinformowa pana Swaythlinga dok adnie, czego pani sobie yczy — markiz
ę
ć
ł
ż
ruszy ku drzwiom, lecz Diona zatrzyma a go na moment, k ad c mu d o na ramieniu.
ł
ł
ł ą
ł ń
— Chcia abym pó niej porozmawia z pa
ł
ź
ć
nem na osobno ci.
ś
— Oczywi cie, ale s dz , e najpierw powin
ś
ą ę ż
na pani pozna si lepiej z pani Lamborn. Na
ć ę
ą
pewno oka e si bardzo pomocna.
ż
ę
Markiz powiedzia to tonem innym ni po
ł
ż
przednio i odszed . Spogl daj c za nim, poczu a
ł
ą ą
ł
nagle pustk , sama nie mog a zrozumie dla
ę
ł
ć
czego.
— Prosz mi dok adnie wszystko powie
ę
ł
dzie , panno Grantley — dobieg j , jakby z oddali,
ć
ł ą
g os sekretarza.
ł
Straci am markiza — ta rozpaczliwa my l ko ata a si w g owie Diony. Nie umia a po
ł
ś
ł ł
ę
ł
ł
wiedzie ,
ć
na czym polega o zerwanie wi zi. Zdarzenia toczy y si tak szybko, e czasami Diona mia a
ł
ę
ł
ę
ż
ł
wra enie, jakby brak o jej tchu. A przecie , gdy ujrza a stryja w Irchester Park, od razu poj a, i
ż
ł
ż
ł
ęł ż
wszystko musi si zmieni . W Londynie zasiadali do sto u we czworo. Pani Lamborn
ę
ć
ł
opowiada a o ludziach, których Diona nie zna a, g ównie o krewnych jej i mar
ł
ł
ł
kiza. Roderic
wci
si d sa , gdy markiz stanowczo zabroni mu miesza Dion w spra
ąż ę ą ł
ż
ł
ć
ę
w zak adu z
ę
ł
Watsonem.
Pewnego razu Roderic szepn Dionie, tak aby pani Lamborn nie us ysza a:
ął
ł
ł
— Wuj przynajmniej móg si nie sprzeci
ł ę
wia , ebym rozejrza si po wsi. Mo e znalaz
ć ż
ł ę
ż
łbym
jak adn dziewczyn . Mog em chocia spróbowa ...
ąś ł
ą
ę
ł
ż
ć
— Jest pan pewien, e markiz nic tu nie pomo e? — równie sciszonym g osem zapyta a
ż
ż
ż
ł
ł
Diona.
— Powiedzia , eby zda si na niego. Ale przecie nie mog straci twarzy przed wszyst
ł ż
ć ę
ż
ę
ć
kimi
znajomymi z klubu, sam musz co zrobi .
ę ś
ć
Diona u miechn a si .
ś
ęł
ę
— Jestem pewna, e markiz wymy li co m drego i przechytrzy tego obrzydliwego cz o
ż
ś
ś ą
ł -
wieka.
— W tpi — ponuro odpar Roderic. Rozmawiali w odleg ym k cie salonu. Diona
ą ę
ł
ł
ą
pomy la a, e je li b d zachowywa si tak tajemniczo, pani Lamborn zacznie podejrzewa ich
ś ł ż
ś
ę ą
ć ę
ć
o jakie wspólne sekrety. Podesz a zatem do markiza i jego kuzynki. Odnios a jednak wra e
ś
ł
ł
ż nie,
e nie mieli oni ochoty na jej towarzystwo, wi c, smutna i zm czona wydarzeniami dnia,
ż
ę
ę
zapragn a znale si ju w swojej sypialni.
ęł
źć ę ż
Wysz a jeszcze tylko z Syriuszem na krótki spacer do ogrodu. Ogród by niewielki, ale jak
ł
ł
wszystko co nale a o do markiza pi knie utrzy
ż ł
ę
many. Widok kwiatów i drzew na chwilę
pocieszy Dion . K ad c si do ó ka, czu a si jednak straszliwie samotna i nieszcz liwa.
ł
ę ł ą
ę
ł ż
ł
ę
ęś
Nast pnego dnia pani Lamborn zabra a Dio
ę
ł
n po zakupy, które zaj y im czas od rana do
ę
ęł
wieczora.
Diona i jej nowa opiekunka samotnie zjad y szybki posi ek, gdy Irchester wyszed gdzie
ł
ł
ż
ł
ś
wcze niej. Zobaczyli si dopiero wieczorem, podczas obiadu, ale markiz znowu rozmawia
ś
ę
ł
g ównie z kuzynk . Dionie przypomnia y si smutne obiady w domu stryja, w czasie których
ł
ą
ł
ę
siedzia a milcz c — smutna i znudzona.
ł
ą
A jednak tu by o inaczej. Mog a przynaj
ł
ł
mniej patrze na markiza i s ysze jego g os. Staraj c
ć
ł
ć
ł
ą
si , by tego nie zauwa y , przygl da a mu si ukradkiem i próbowa a si my li ci g
ę
ż ł
ą ł
ę
ł
łą
ś ś ą n , cho
ąć
ć
na chwil , jego uwag .
ę
ę
Kiedy yczyli sobie dobrej nocy, czu a e markiz staje si wobec niej coraz bardziej oficjalny.
ż
ł ż
ę
Mia a ochot uciec i ukry si . Roz
ł
ę
ć ę
s dek podpowiada , i zamiarem markiza jest wprowadzenie
ą
ł ż
Diony do towarzystwa i znalezienie dla niej, z pomoc pani Lamborn, odpowiedniego m
a. Bo
ą
ęż
przecie w a nie za stosown parti powinni si rozgl da opieku
ż ł ś
ą
ą
ę
ą ć
nowie debutante.
Dzi ki staraniom markiza, Diona ubiera a si teraz szczególnie elegancko, a pani Lamborn
ę
ł
ę
da a jej do zrozumienia, e uzyska a zaprosze
ł
ż
ł
nia na wszystkie licz ce si bale a do ko ca
ą
ę
ż
ń
sezonu. Mimo, e by ju rodek lata, sporo osób zdecydowa o si pozosta w Londynie. Kiedy
ż
ł ż ś
ł
ę
ć
jednak ycie towarzyskie w stolicy za
ż
mrze ca kowicie, wezm udzia w wielu przyj
ł
ą
ł
ęciach w
wiejskich rezydencjach.
— Kuzyn Lenox zna, rzecz jasna, wszystkie te miejsca — i pani Lamborn zacz a wymie
ęł
nia ,
ć
pe nym szacunku tonem, nazwy posiad
ł
o ci — Syon House nale
cy do ksi cia i ksi
ł ś
żą
ę
ężnej
Northumberland, Osterley — dom hrabiostwa Jersey w Chiswick...
Lista ci gn a si bez ko ca, a wreszcie Diona przesta a cokolwiek rozumie i nie pró
ą ęł
ę
ń
ł
ć
bowa a
ł
ju nawet zapami tywa nazwisk wszy
ż
ę
ć
stkich tych nie znanych jej ludzi.
— Chc tylko jednego — powtarza a sobie w duchu — porozmawia z markizem, tak jak w
ę
ł
ć
Irchester Park. Bola a j my l o tamtych szcz liwych chwilach. Wspomina a wspólne konne
ł ą
ś
ęś
ł
wyprawy i pasjonuj ce, a czasem zabaw
ą
ne, dyskusje przy stole.
Diona czu a, jak ogarnia j rozpacz. Przewraca a si w ó ku z boku na bok, zm czona i
ł
ą
ł
ę
ł ż
ę
niespokojna. By o zbyt gor co, aby mog a zasn
.
ł
ą
ł
ąć
Nagle us ysza a dziwny d wi k dochodz cy zza okna. Wiedziona ciekawo ci wyskoczy a z
ł
ł
ź ę
ą
ś ą
ł
po cieli, odsun a zas ony i wyjrza a. Ksi
yc blado-srebrzystym blaskiem o wietla ogród.
ś
ęł
ł
ł
ęż
ś
ł
W ród cieni drzew Diona odró nia a zarysy rabat kwiatowych.
ś
ż
ł
D wi k powtórzy si . Brzmia jak j k bólu jakiego zwierz cia. Syriusz wspi si na okno
ź ę
ł ę
ł
ę
ś
ę
ął ę
przednimi apami i warkn .
ł
ął
— Co to mo e by , Syriuszu? — szepn a.
ż
ć
ęł
Pies znów zawarcza . Jednocze nie Diona us ysza a cichutki skowyt. Teraz by a ju pew
ł
ś
ł
ł
ł
ż
na, e
ż
jakie ma e zwierz , mo e kot, wpad o w pu apk .
ś
ł
ę
ż
ł
ł
ę
Nie zastanawiaj c si d u ej, Diona narzuci a szal na koszul nocn , otworzy a drzwi i wy
ą
ę ł ż
ł
ę
ą
ł
-
bieg a na korytarz. Pies nie odst powa jej ani na krok. Dotarli do bocznej klatki schodowej,
ł
ę
ł
któr odkry a wieczorem, wychodz c na spacer z Syriuszem.
ą
ł
ą
Tamt dy najszybciej b dzie mo na wydosta si z domu. Teraz od ogrodu dzieli y j ju tylko
ę
ę
ż
ć ę
ł ą ż
drzwi wej ciowe. Diona przekr ci a tkwi
ś
ę ł
ący w zamku klucz i odsun a skobel. Syriusz wybieg
ęł
ł
pierwszy, a ona pod
y a za nim. Nagle zatrzyma a si w pó kroku. Przera ona chcia a wzywa
ąż ł
ł
ę
ł
ż
ł
ć
pomocy, lecz krzyk zosta st umiony, nim jeszcze wydoby si z gard a. Na g ow zarzucono jej
ł ł
ł ę
ł
ł ę
jak grub i ci
k tkanin . Próbowa a walczy , ale nie potrafi a si wyrwa . Z przera eniem
ąś
ą
ęż ą
ę
ł
ć
ł
ę
ć
ż
poczu a, e traci równowag i jacy ludzie nios j przez ogród.
ł ż
ę
ś
ą ą
Rozdzia 6
ł
Lenox Irchester po o y si pó no i chocia by zm czony, nie móg zasn
. Sprawy, o któ
ł ż ł ę
ź
ż
ł
ę
ł
ąć
rych
my la bez przerwy, i teraz nie pozwala y mu zmru y oka. W ko cu jednak zmorzy go sen.
ś ł
ł
ż ć
ń
ł
Obudzi si nagle z uczuciem niepokoju. Zza drzwi dobiega niezwyk y ha as. Co w nie
ł ę
ł
ł
ł
ś
drapa o, po chwili us ysza ostre szczekanie. Przez moment wydawa o mu si , e jest na wsi i to
ł
ł
ł
ł
ę ż
jeden z jego psów próbuje dosta si do pokoju. Ale zaraz oprzytomnia . Le a w swojej
ć ę
ł
ż ł
londy skiej sypialni, a za drzwiami musia znajdowa si Syriusz.
ń
ł
ć ę
Markiz zapali wiec , wyskoczy z ó ka i otworzy drzwi. Syriusz, jak burza, wpad do
ł ś
ę
ł
ł ż
ł
ł
pokoju. G o no zaszczeka i, ogl daj c si , czy markiz idzie za nim, wybieg na korytarz.
ł ś
ł
ą ą
ę
ł
Zatrzyma si po raz kolejny, znów odbieg kawa ek i obejrza ponownie. Przy tak wymow
ł ę
ł
ł
ł
nym
zachowaniu psa, Irchester nie móg nie zrozumie , e sta o si co z ego, i Syriusz prosi o
ł
ć ż
ł
ę
ś ł
pomoc.
Markiz chwyci szlafrok, pozostawiony przez lokaja na krze le obok ó ka, i narzuciw
ł
ś
ł ż
szy go
na koszul , z zapalon wiec w r ku pod
y za Syriuszem. Spodziewa si , e pies pobiegnie
ę
ą ś
ą
ę
ąż ł
ł ę ż
prosto do sypialni Diony. Id c ciemnym, w skim korytarzem, zastanawia si , co te mog o si
ą
ą
ł ę
ż
ł
ę
zdarzy . Czy aby Diona nie zachorowa a?
ć
ł
A je li tak, dlaczego nie pos u y a si dzwonkiem i nie wezwa a pokojówki? Syriusz min
ś
ł ż ł
ę
ł
ął
jednak otwarte drzwi sypialni Diony i nawet si nie obejrza . Na widok pustego ó ka i
ę
ł
ł ż
otwartego okna, markiz poczu l k. To bardzo dziwne. Musia o si wydarzy jakie nieszcz cie.
ł ę
ł
ę
ć
ś
ęś
Syriusz wyra nie prowadzi go w stron drzwi wej ciowych. Co jaki czas przystawa , by
ź
ł
ę
ś
ś
ł
upewni si czy markiz nadal mu towarzyszy.
ć ę
Irchesterowi za wita o w g owie straszne podejrzenie. Zawróci szybko do swojej sypia
ś
ł
ł
ł
lni.
Je li jego domys y s s uszne, musi si ubra . Syriusz przystan przed drzwiami i tyl
ś
ł ą ł
ę
ć
ął
ko cichym
wyciem okazywa zniecierpliwienie. Markiz b yskawicznie naci gn obcis e, jasne spodnie,
ł
ł
ą ął
ł
które nosi poprzedniego dnia, po czym wsun nogi w wysokie buty. Z apa pierwsz ze stosu
ł
ął
ł
ł
ą
bia ych, starannie u o onych koszul w szufladzie komody. Owin jeszcze szyj fularem,
ł
ł ż
ął
ę
narzuci lekki p aszcz i ju by gotów. Lata s u by wojskowej przyzwyczai y go do sprawnego,
ł
ł
ż
ł
ł ż
ł
szybkiego dzia ania. Tym
ł
czasem Syriusz skomla nagl co.
ł
ą
Jeszcze od drzwi markiz zawróci i otworzy szuflad komody. Wyci gn pistolet, z którym
ł
ł
ę
ą ął
nie rozstawa si podczas nie zawsze bezpiecz
ł ę
nych podró y.
ż
Syriusz zaskomla g o niej. Markiz wsun bro do kieszeni i pobieg za psem. Ku zdu
ł ł ś
ął
ń
ł
mieniu
markiza ruszyli nie do g ównego wej cia, ale w kierunku rzadko u ywanej bocznej klatki
ł
ś
ż
schodowej. Dopiero na dole, na widok otwartych drzwi do ogrodu, Irchester poj , co sta o si z
ął
ł
ę
Dion .
ą
Syriusz mkn ju mi dzy drzewami, a mar
ął ż
ę
kiz spieszy za nim. Wiedzia , e Dion upro
ł
ł ż
ę
-
wadzono. Zapewne wyniesiono j przez wiod
ą
ąc do stajen bram na ko cu ogrodu.
ą
ę
ń
Irchester gor czkowo zastanawia si , gdzie, u diab a, z oczy cy mogli ukry dziewczyn . To
ą
ł ę
ł
ł
ń
ć
ę
oczywiste, e zosta a porwana i wiadomo przez kogo. Okaza naiwno , s dz c, e sir Hereward
ż
ł
ł
ść ą ą ż
tak atwo da za wygran . A przecie brak jakichkolwiek prób kontaktu ze strony radców
ł
ą
ż
prawnych starego Grantleya powinien by wyda si wystarczaj co podejrzany.
ł
ć ę
ą
Markiz sta w pustej alejce. W ciemno ci nocy s ysza jedynie d wi ki dolatuj ce ze stajni.
ł
ś
ł
ł
ź ę
ą
Sam ju nie wiedzia , co czyni . I nagle przy
ż
ł
ć
pomnia sobie. Przecie sir Grantley ma dom w
ł
ż
Londynie!
Dowiedzia si o tym przez przypadek dawno temu, tu po zako czeniu wojny, ale z
ł
ę
ż
ń
atwo ci potrafi jeszcze odtworzy w pami ci potrzebn mu scen . Oczyma wyobra ni
ł
ś ą
ł
ć
ę
ą
ę
ź
zobaczy pewn liczn m od dam , która mówi a:
ł
ą ś
ą ł ą
ę
ł
— Mam nadziej , e przyjdzie pan jutro na kolacj . Bez trudu znajdzie pan mój dom na Park
ę ż
ę
Street. Niedu y, wci ni ty mi dzy znacznie bardziej imponuj ce budowle, z których jedna
ż
ś ę
ę
ą
nale y do hrabiego Warnshaw, druga za do sir Herewarda Grantleya.
ż
ś
Po czym roze mia a si i doda a:
ś
ł
ę
ł
— Chocia jestem wci ni ta mi dzy tych dwóch panów, nie ma pan powodu do zazdro
ż
ś ę
ę
ci.
ś
Obaj s wiekowi i niezbyt poci gaj cy.
ą
ą ą
Markiz pami ta , e jej dom sta naprzeciwko szeregu budynków wzniesionych w miejsce
ę ł ż
ł
ci gn cych si wzd u ca ej Park Street stajni pa acowych. Przypomnia sobie co jeszcze. Dama
ą ą
ę
ł ż ł
ł
ł
ś
dbaj c o reputacj , po dwóch wizytach da a mu klucz do ogrodu. Co prawda, ogród nale a do
ą
ę
ł
ż ł
kilku s siaduj cych ze sob domów, ale czasami, zw aszcza noc , markiz u ywa klucza i nigdy
ą
ą
ą
ł
ą
ż
ł
nie natkn si na nikogo obcego. Teraz zastanawia si , w jaki sposób wykorzys
ął ę
ł ę
ta posiadan
ć
ą
znajomo terenu.
ść
— By oby b dem — pomy la , prawie bieg
ł
łę
ś ł
n c — dzwoni lub puka do domu Grantleya.
ą
ć
ć
S u ba zapewne otrzyma rozkaz, by nikogo nie wpuszcza , a sam nie zdo am sforsowa drzwi.
ł ż
ć
ł
ć
Zwolni kroku i przeszed na drug stron Park Street. Odnalaz przej cie prowadz ce do
ł
ł
ą
ę
ł
ś
ą
ogrodów na ty ach szeregu domów z czerwonobrunatnej ceg y.
ł
ł
Bez trudu dotar do bramy. Tak jak przypu
ł
szcza , by a zamkni ta. Pomy la , e wy amanie
ł
ł
ę
ś ł ż
ł
zamka spowoduje ha as, który w ciszy nocnej z pewno ci zwróci na niego uwag . Po o y wi c
ł
ś ą
ę
ł ż ł
ę
d o na bie Syriusza, i g aszcz c powie
ł ń
ł
ł
ą
dzia rozkazuj cym tonem:
ł
ą
— Siad, Syriuszu. Siad.
Pies pos ucha . Markiz, bez wi kszego tru
ł
ł
ę
du, wdrapa si na mierz cy blisko sze
stóp *
ł ę
ą
ść
wysoko ci mur i po chwili by ju w ogrodzie. Odsun zasuw blokuj c furtk i wpu ci
ś
ł
ż
ął
ę
ą ą
ę
ś ł
Syriusza. Pies zdawa si doskonale rozumie , o co chodzi. Bezszelestnie pod
a za mar
ł ę
ć
ąż ł
kizem
gdy ten skrada si mi dzy drzewami i krzewami.
ł ę
ę
Pomimo panuj cych ciemno ci, markiz bez trudu odnalaz dom sir Herewarda. Na dole pali o
ą
ś
ł
ł
si wiat o, zas ony nie by y zaci gni te, a dwa okna, szcz liwym zrz dzeniem losu,
ę ś
ł
ł
ł
ą
ę
ęś
ą
pozostawiono szeroko owarte.
Najpierw uszu markiza doszed be kotliwy, m ski g os, a w chwil potem Irchester us ysza
ł
ł
ę
ł
ę
ł
ł
Dion . Mówi a:
ę
ł
— Nie po lubi go! Nie po lubi !
ś
ę
ś
ę
Jeszcze w ogrodzie Diona zorientowa a si , kto j porwa . Z g ow owini t ci
k tkani
ł
ę
ą
ł
ł ą
ę ą ęż ą
n ,
ą
mia a wra enie, e za chwil si udusi. Nios cy j m
czy ni szli bardzo szybko. Po jakim
ł
ż
ż
ę ę
ą
ą ęż
ź
ś
czasie us ysza a g os, który od razu rozpozna a.
ł
ł ł
ł
— Uwa aj na bram ! — warkn sir He
ż
ę
ął
reward.
M
czy ni przystan li na chwil . Stryj za
ęż
ź
ę
ę
kl , tak dobrze znanym jej, rozw cieczonym tonem:
ął
ś
— Z drogi, precz, przekl ty psie! Us ysza a skowyt. Pewnie to sir Hereward
ę
ł
ł
uderzy lask Syriusza. W tym samym momen
ł
ą
cie trzasn a furtka i Diona domy li a si , e
ęł
ś ł
ę ż
Syriusz zosta zamkni ty w ogrodzie. Zadr a a ze strachu, sukno na twarzy dusi o j coraz
ł
ę
ż ł
ł
ą
bardziej. Wiedzia a, i tylko jeden cz owiek móg by j uratowa . Trzeba wi c sk oni Sy
ł
ż
ł
ł
ą
ć
ę
ł
ć
riusza,
by obudzi markiza.
ł
3 * 1 stopa ~ 30,5 cm
Gdy dalmaty czyk by jeszcze ca kiem malu
ń
ł
ł
tki, oprócz zwyczajnej tresury, Diona próbowa a
ł
na nim te wicze w wykonywaniu rozkazów przekazywanych jedynie za pomoc si y umys u.
ż ć
ń
ą ł
ł
Ojciec opowiedzia jej o zdumiewaj cych przyk adach transferencji my li. Zjawisko to by o
ł
ą
ł
ś
ł
pono dobrze znane w Indiach. Zdarza y si przypadki, e ludzie potrafili kontaktowa si ze
ć
ł
ę
ż
ć ę
sob na bardzo du odleg o .
ą
żą
ł ść
— Tato, nie rozumiem. Jak to mo liwe? — dziwi a si Diona.
ż
ł
ę
— Uczeni od dawna wiedz , e ywe istoty emituj specyficzne fale. My l , i na tym w a nie
ą ż ż
ą
ś ę ż
ł ś
opiera si zjawisko transferencji my li.
ę
ś
— Dalej nie rozumiem...
— Nasze my li s falami — t umaczy ojciec. — Wysy amy je w okre lonych kie
ś ą
ł
ł
ł
ś
runkach, do
innych ludzi. Ale odebra taki przekaz potrafi tylko kto szczególnie wra
ć
ś
liwy.
ż
— Tato, to fascynuj ce. Spróbuj przes a ci w ten sposób jak informacj .
ą
ę
ł ć
ąś
ę
— Cz sto robimy to z twoj matk . Czasami ona odpowiada na pytanie, którego jeszcze nie
ę
ą
ą
zd
y em wypowiedzie na g os.
ąż ł
ć
ł
Diona postanowi a wypróbowa t metod w tresurze Syriusza. Wkrótce te zacz a od
ł
ć ę
ę
ż
ęł
nosić
sukcesy. Potrafi a wezwa go do siebie bez u ycia s ów, nawet z drugiego ko ca ogro
ł
ć
ż
ł
ń
du.
Jednak, gdy chcia a aby Syriusz spe ni jakikolwiek inny rozkaz, efekty by y znikome. Tote
ł
ł ł
ł
ż
teraz Diona obawia a si , e pies nie zrozumie jej polecenia.
ł
ę ż
— Biegnij po markiza! Biegnij po markiza! — powtarza a w my li. Czu a napi cie ka dego
ł
ś
ł
ę
ż
nerwu, gdy tak nat
a a umys , by zmusi Syriusza do wykonania rozkazu. Tym
ęż ł
ł
ć
czasem
m
czy ni wnosili j ju do jakiego budynku.
ęż
ź
ą ż
ś
Wreszcie pozwolono Dionie stan na nogi i zdj to jej z twarzy okropne sukno.
ąć
ę
Przez moment niczego nie mog a dostrzec, by o jej tylko straszliwie gor co i duszno. Gdy
ł
ł
ą
oczy przyzwyczai y si do pó mroku, zobaczy a e znajduje si w wielkim, o wiet
ł
ę
ł
ł ż
ę
ś
lonym
wiecami pokoju. Przed ni stali stryj i Simon. Mimo e spodziewa a si ich widoku, zadr a a ze
ś
ą
ż
ł
ę
ż ł
zgrozy. Simon przygl da si jej z wyrazem twarzy, który wzbudzi w Dionie wstr t, a zarazem
ą ł ę
ł
ę
przera enie. Nerwowo za
ż
garn a szal na piersi, okrywaj c szczelniej nocn koszul .
ęł
ą
ą
ę
— Dostarczy em j tutaj — o wiadczy sir Hereward. — Teraz wszystko za atwimy!
ł
ą
ś
ł
ł
Stryj mówi do kogo za jej plecami. Odwróci a g ow i zobaczy a ubranego na czarno
ł
ś
ł
ł
ę
ł
m
czyzn . Kim móg by ? Wydawa si zbyt niski i w t y, jak na jednego z porywaczy.
ęż
ę
ł
ć
ł ę
ą ł
Mo e wi c lokaj?
ż
ę
Nagle, ku swemu przera eniu, dostrzeg a bia koloratk . Nieznajomy by duchownym! Dion
ż
ł
łą
ę
ł
ę
przej a trwoga. Nie by o trudno domy li si powodu, dla którego sprowadzono pastora.
ęł
ł
ś ć ę
Dziewczyna poczu a si schwytana w pu apk bez mo liwo ci ucieczki. Jaki wewn trzny
ł
ę
ł
ę
ż
ś
ś
ę
g os podpowiedzia jej, eby za wszelk cen gra na zw ok . Powoli osun a si na pod og i
ł
ł
ż
ą
ę
ć
ł ę
ęł
ę
ł ę
mocno zacisn a powieki. Mia a nadziej , e stryj da si oszuka i uzna, e ze strachu straci a
ęł
ł
ę ż
ę
ć
ż
ł
przytomno .
ść
— Zemdla a! — zawo a Simon. — Widzisz ojcze, co narobi e ?! Zemdla a, a mo e nawet
ł
ł ł
ł ś
ł
ż
umar a!
ł
— Oczywi cie, e yje! — odburkn gniew
ś
ż ż
ął
nie sir Hereward. — Przynie szklank wody!
ś
ę
— Sk d? Nie mam poj cia, gdzie tu jest woda!
ą
ę
— Rozka s u
cemu, g upcze! — zagrzmia sir Hereward.
ż ł żą
ł
ł
Spiesznie wychodz c, Simon potkn si i Diona z nadziej pomy la a, e zbyt pr dko nie
ą
ął ę
ą
ś ł ż
ę
zdo a spe ni rozkazu ojca. Stryj pozosta przy niej.
ł
ł ć
ł
Tu obok siebie s ysza a jego ci
ki oddech.
ż
ł
ł
ęż
Nadal udaj c omdlenie, Diona nie przery
ą
wa a wewn trznego wo ania o pomoc. Tym razem
ł
ę
ł
jednak zwraca a si w my lach bezpo
ł
ę
ś
rednio do Irchestera.
ś
Je li Syriusz zdo a zrozumie przes any mu rozkaz, markiz zauwa y ju jej tajemnicze
ś
ł ł
ć
ł
ż ł
ż
znikni cie. Ale czy domy li si , gdzie jej szuka ? Pami ta a, e stryj ma w Londynie dom, z któ
ę
ś
ę
ć
ę ł ż
-
rego rzadko korzysta .
ł
Ale nigdy w tym domu nie by a i nie potrafi a nawet przypomnie sobie, gdzie si dok adnie
ł
ł
ć
ę
ł
znajduje.
— A markiz przecie nie zna stryja — my la a gor czkowo — i ma o prawdopo
ż
ł
ś ł
ą
ł
dobne, by w
ogóle wiedzia , e sir Hereward ma tu jak posiad o . Jednak tl cy si jeszcze w jej sercu w t y
ł ż
ąś
ł ść
ą
ę
ą ł
p omie nadziei sprawi , i znów zacz a wzywa pomocy. Oczyma wyobra ni ujrza a twarz
ł
ń
ł ż
ęł
ć
ź
ł
markiza i ca si woli skoncentrowa a si na prze
łą łą
ł
ę
kazywaniu mu w my lach, tak, jak zgodnie z
ś
opowiadaniami ojca, robili to wtajemniczeni Hindusi.
— Pomó mi! Uratuj mnie! Prosz ... Uratuj mnie! Kocham... ci !
ż
ę
ę
Kiedy dopowiada a dwa ostatnie s owa, u wiadomi a sobie, i przecie on jej nie kocha i
ł
ł
ś
ł
ż
ż
przestraszy a si , czy w tej sytuacji zrozumie jej przes anie.
ł
ę
ł
Rozmy lania Diony przerwa y kroki powra
ś
ł
caj cego Simona. Stryj zapyta :
ą
ł
— Masz wod ? Podnie jej g ow i wlej do gard a.
ę
ś
ł ę
ł
— A je li nie prze knie? Duchowny odezwa si po raz pierwszy:
ś
ł
ł ę
— Ja to zrobi .
ę
Diona wyczu a, e przykl kn obok niej. Simon zapewne poda mu szklank .
ł ż
ę ął
ł
ę
Kiedy pod o y jej rami pod plecy i uniós g ow , poczu a wstr t. Ten cz owiek by równie
ł ż ł
ę
ł ł ę
ł
ę
ł
ł
odpychaj cy jak Simon. Dotyk jego r k koja
ą
ą
rzy jej si z czym obrzydliwym, diabelskim. Mia a
ł
ę
ś
ł
ochot wyszarpn
si , lecz on radzi sobie znacznie lepiej ni m ody Grantley. Przy
ę
ąć ę
ł
ż ł
cisn brzeg
ął
szklanki do jej ust i chocia stawia a opór, musia a prze kn
odrobin , a woda sp ywa a stró k
ż
ł
ł
ł ąć
ę
ł
ł
ż ą
po podbródku i na koszul nocn .
ę
ą
— No, dalej! — ponagla sir Hereward.
ł
— My l , e wraca do siebie — zawiadomi pastor. — Poruszy a oczami.
ś ę ż
ł
ł
— Najlepiej chlusn jej wod w twarz! — zniecierpliwi si sir Hereward.
ąć
ą
ł ę
Tego Diona nie yczy a sobie zupe nie, wi c ostro nie poruszy a r koma i odepchn a od ust
ż
ł
ł
ę
ż
ł ę
ęł
szklank .
ę
— Ju w porz dku! — stwierdzi sir Here
ż
ą
ł
ward. — A teraz wstawaj i przesta nam opó nia
ń
ź
ć
ceremoni — zwróci si ostro do Diony.
ę
ł ę
— Niedobrze mi, stryju — j kn a omdle
ę ęł
waj co.
ą
— Zaraz b dzie ci jeszcze gorzej, je li nie zrobisz tego, co ci ka
! Simon! Pomó jej, niech
ę
ś
żę
ż
wstanie i rozpoczynamy!
Simon niezdarnie usi owa pod wign
Dion z pod ogi, w czym, równie nieudolnie,
ł
ł
ź
ąć
ę
ł
pomaga mu pastor. Diona, widz c, e dalszy opór nie ma sensu, sama podnios a si i
ł
ą ż
ł
ę
odgarn wszy w osy z czo a zwróci a si do sir Herewarda:
ą
ł
ł
ł
ę
— Stryju, prosz pozwoli mi ubra si w co
ę
ć
ć ę
ś
przyzwoitego.
— Po lubie b dziesz mog a wróci do Ir-chester House i zabra swoje ubrania — od
ś
ę
ł
ć
ć
rzek sir
ł
Grantley z drwin w g osie. — Teraz nie ma powodu, aby nara a a narzeczonego na dalsz
ą
ł
ś
ż ł
ą
strat czasu.
ę
— Je li masz zamiar wyda mnie za Simona ja... Nie godz si ! Nigdy go nie po lubi !
ś
ć
ę ę
ś
ę
Diona wiedzia a, e nie ma ju nic do stracenia, wi c krzycza a dalej. — Jak mia e post pi ze
ł ż
ż
ę
ł
ś
ł ś
ą ć
mn w taki sposób! Porwa e mnie! To... Bezczelno ! To bezprawie, dobrze o tym wiesz!
ą
ł ś
ść
— Milcz! — rykn sir Hereward. — By a sierot bez grosza przy duszy, kiedy wzi em ci
ął
ł ś
ą
ął
ę
do swego domu. Ubra em, nakarmi em, sp aci em d ugi twego ojca! Mieszka a w Grantley Hall
ł
ł
ł ł
ł
ł ś
za darmo i oto podzi kowanie, ty niewdzi cznico!
ę
ę
— To nie kwestia wdzi czno ci — odpar a Diona ch odno. — Jestem gotowa podzi kowa ci
ę
ś
ł
ł
ę
ć
za wszystko, co dla mnie zrobi e , chocia ani przez moment nie by am u ciebie szcz liwa! Ale
ł ś
ż
ł
ęś
twojego syna nie po lubi ! On nie mo e by moim m
em. W ogóle... niczyim m
em!
ś
ę
ż
ć
ęż
ęż
Diona zdawa a sobie spraw , e jej s owa brzmi obra liwie, ale teraz, gdy musia a sto
ł
ę ż
ł
ą
ź
ł
czyć
samotn walk w obronie w asnej czci i honoru, nagle przesta a si ba . Wola aby raczej umrze ,
ą
ę
ł
ł
ę ć
ł
ć
ni pozwoli , by Simon cho by j dotkn i z pewno ci zabi aby si , gdyby musia a z nim y ,
ż
ć
ć
ą
ął
ś ą
ł
ę
ł
ż ć
jako ona. S ysz c jej zuchwa odpowied , sir Hereward spurpurowia na twarzy i ostro zwróci
ż
ł
ą
łą
ź
ł
ł
si do pastora: — Rozpoczynaj! No, dalej!
ę
— Nie po lubi go! Nie po lubi ! — po
ś
ę
ś
ę
wtarza a z rozpacz Diona.
ł
ą
Sir Hereward Grantley podniós lask .
ł
ę
— B d ci bi dot d, dopóki nie zrobisz tego, co ka
... — zasycza ju niemal fioletowy ze
ę ę ę ć
ą
żę
ł ż
z o ci. Post pi krok w jej stron . Przera ona krzykn a.
ł ś
ą ł
ę
ż
ęł
Naraz rozleg o si szczekanie i do pokoju wskoczy Syriusz.
ł
ę
ł
Us yszawszy podniesione g osy, nie czekaj c na markiza, ruszy swojej pani na pomoc.
ł
ł
ą
ł
Teraz biega rado nie wokó niej, szcz
liwy, e j odnalaz . Diona westchn a z ulg , gdy w
ł
ś
ł
ęś
ż ą
ł
ęł
ą
otwartym oknie ukaza si równie markiz.
ł ę
ż
Tylko moment zaj o mu przedostanie si do rodka. Ale t krótk chwil sir Hereward
ęł
ę
ś
ę
ą
ę
zdo a wykorzysta . Ze zdumiewaj c w jego wieku szybko ci i si chwyci Dion za szyj i
ł ł
ć
ą ą
ś ą
łą
ł
ę
ę
odci gn a pod cian . Teraz trzyma dziew
ą ął ż
ś
ę
ł
czyn przed sob , jak tarcz .
ę
ą
ę
Lenox Irchester spojrza z pogard na roz
ł
ą
grywaj c si przed nim scen . Pastor i Simon
ą ą ę
ę
wlepiali we os upia y wzrok. Stary Grantley za , niemal zgniataj c Dion w stalowym u cis
ń ł
ł
ś
ą
ę
ś ku,
woln r k wyszarpn z kieszeni p aszcza pistolet i zawo a :
ą ę ą
ął
ł
ł ł
— Milordzie! Wdar e si do mojego domu! Albo natychmiast wyniesiesz si st d, albo
ł ś ę
ę ą
przydarzy ci si przygoda, któr nazwa mo na po a owania godnym wypadkiem.
ę
ą
ć
ż
ż ł
— Pan powa nie grozi mi mierci ? — ton markiza wiadczy o ch odnym opanowaniu.
ż
ś
ą
ś
ł
ł
— Nie zawaham si ani chwili, je li b dzie si pan dalej wtr ca — odpar gniewnie sir
ę
ś
ę
ę
ą ł
ł
Hereward, celuj c w pier Irchestera.
ą
ś
Diona z trudem chwyta a powietrze, gdy stryj coraz mocniej ciska jej szyj . Przera ona
ł
ż
ś
ł
ę
ż
pomy la a, e gotów jest wype ni swoje gro by, je eli tylko markiz b dzie próbowa interwe
ś ł ż
ł ć
ź
ż
ę
ł
-
niowa . Zrozumia a, e musi ulec, podda si yczeniu stryja i po lubi Simona, aby nie
ć
ł ż
ć ę ż
ś
ć
dopu ci do tragedii. Spróbowa a wi c odezwa si , ale stryj wzmocni u cisk i, zamiast s ów, z
ś ć
ł
ę
ć ę
ł ś
ł
ust Diony wyrwa si j k bólu.
ł ę ę
W tym momencie Syriusz zrozumia , e jego pani grozi miertelne niebezpiecze stwo. Rzuci
ł ż
ś
ń
ł
si na sir Herewarda i wbi mu z by w r k . Zaatakowany starzec podniós pistolet i wy
ę
ł
ę
ę ę
ł
mierzył
do dalmatynczyka. Ale markiz by szybszy. Huk wystrza u odbi si echem w ogro
ł
ł
ł ę
mnym pokoju.
Sir Hereward zatoczy si , a bro wypad a mu z bezw adnej d oni. Pu ci Dion i zdrow r k
ł ę
ń
ł
ł
ł
ś ł
ę
ą ę ą
z apa si za zranione prawe rami .
ł
ł ę
ę
Dziewczyna rzuci a si rozpaczliwie w stron markiza. Nie mog a mówi , trzyma a si go
ł
ę
ę
ł
ć
ł
ę
tylko kurczowo, jakby by ostatni desk ratun
ł
ą
ą
ku na wzburzonym morzu. Markiz obj j woln
ął ą
ą
r k i, mierz c z pistoletu, wycofywa si ty em w kierunku wyj cia. Gdy znale li si wreszcie
ę ą
ą
ł ę ł
ś
ź
ę
przy drzwiach, z naciskiem powiedzia :
ł
— Je eli my li pan, e zdo a mnie zatrzyma , to si pan myli!
ż
ś
ż
ł
ć
ę
— Bandyto! Nie mia e prawa strzela do mojego ojca! — histerycznie wrzasn Simon.
ł ś
ć
ął
Lenox Irchester nie zada sobie trudu, aby zwróci na niego uwag , spojrza natomiast z
ł
ć
ę
ł
wyrzutem na pastora. Czarno ubrany mężczyzna z modlitewnikiem w r ku kuli si pod cian ,
ę
ł ę
ś
ą
jakby by oskar ony o dokonanie bez
ł
ż
prawia.
— To nie moja wina! Robi em tylko to, co mi kazano — zacz si t umaczy , ale markiz nie
ł
ął ę ł
ć
zni y si do odpowiedzi.
ż ł ę
Wiedzia , jakiego typu duchownego naj sir Hereward. W Londynie by o takich wielu. Za
ł
ął
ł
odpowiednio wysok zap at udzielali nielegal
ą
ł ą
nych lubów, a potem przysi gali, e ceremonia
ś
ę
ż
odby a si w wi tyni i zgodnie z prawem.
ł
ę ś ą
Markiz po raz ostatni spojrza na zgroma
ł
dzonych w pokoju. Sir Hereward opad ci
ł ężko na
krzes o, krew sp ywa a mu z przed
ł
ł
ł
ramienia.
Irchester poci gn Dion do sieni. Dopiero teraz uwa niej przyjrza si dziewczynie i do
ą ął
ę
ż
ł ę
-
strzeg , e jest bosa. Wzi j wi c na r ce, a kiedy lokaj otwiera przed nimi drzwi, zwróci si
ł ż
ął ą
ę
ę
ł
ł ę
do niego:
— Po lij po doktora. Twój pan skaleczy si !
ś
ł ę
Nie czekaj c na odpowied , markiz zniós Dion po schodkach i ruszy w stron Irchester
ą
ź
ł
ę
ł
ę
House. Diona ukry a twarz w jego ramionach, obejmowa a go kurczowo, jakby ba a si go znów
ł
ł
ł
ę
utraci i cicho p aka a.
ć
ł
ł
Markiz szed szybkim krokiem, a Syriusz bieg za nim, rado nie machaj c ogonem. Nie
ł
ł
ś
ą
-
bawem znale li si przed domem.
ź
ę
Markiz otworzy furtk i weszli do ogrodu.
ł
ę
Kiedy kroki markiza przesta y uderza o bruk, Diona unios a g ow i rozejrza a si .
ł
ć
ł ł ę
ł
ę
— Przyszed e ... — szepn a. — By am pew
ł ś
ęł
ł
na, e Syriusz jako da panu zna , co mi si
ż
ś
ć
ę
przydarzy o.
ł
— I da mi zna — odpar cicho markiz.
ł
ć
ł
— Próbowa am te przekaza panu wiado
ł
ż
ć
mo , gdzie jestem...
ść
— Znalaz em ci ! I na szcz cie zd
y em. Diona znów wtuli a twarz w klap jego
ł
ę
ęś
ąż ł
ł
ę
p aszcza i obj a go mocniej. Markiz wniós j do domu, ale zamiast pój na gór , skr ci w
ł
ęł
ł ą
ść
ę
ę ł
korytarz prowadz cy do frontowego holu.
ą
W du ym, wy cie anym fotelu obok g ów
ż
ś ł
ł
nego wej cia drzema lokaj. Na d wi k kroków
ś
ł
ź ę
ockn si nagle i zerwa na równe nogi.
ął ę
ł
— Zapal wiece w salonie — rozkaza markiz.
ś
ł
S u
cy pospieszy spe ni polecenie, a mar
ł żą
ł
ł ć
kiz wniós Dion do pokoju. Po chwili za
ł
ę
p on y
ł ęł
dwa kandelabry.
— Wystarczy, dzi kuj — powiedzia markiz i lokaj wyszed , cicho zamykaj c drzwi.
ę
ę
ł
ł
ą
Diona unios a g ow . W osy sp ywa y jej na ramiona, a w oczach odbija si blask wiec.
ł
ł ę
ł
ł
ł
ł ę
ś
Próbowa a co powiedzie , lecz wzruszenie t umi o jej g os.
ł
ś
ć
ł
ł
ł
— Uratowa e mnie! Uratowa e mnie! — wyszepta a wreszcie.
ł ś
ł ś
ł
— Tak, uratowa em ci .
ł
ę
Irchester postawi Dion na pod odze, ale nadal nie wypuszcza jej z ramion. Pochyli si nad
ł
ę
ł
ł
ł ę
ni i zbli y usta do jej warg. Mia a wra enie, e zaraz zacznie krzycze ze szcz cia, ale on ju
ą
ż ł
ł
ż
ż
ć
ęś
ż
ca owa j gwa townie, jakby sam sobie chcia udowodni , e jest bezpieczna, i e znów s
ł
ł ą
ł
ł
ć ż
ż
ą
razem.
Nie mog a uwierzy , e to prawda. Wszystko, co si z ni dzia o okaza o si jeszcze cudow-
ł
ć ż
ę
ą
ł
ł
ę
niejsze, ni sobie wyobra a a. Usta markiza by y twarde, sprawia y niemal ból, ale ona ju si
ż
ż ł
ł
ł
ż ę
nie ba a, bo wiedzia a, e nie straci a wcale uczu cz owieka, który by dla niej ca ym wiatem.
ł
ł ż
ł
ć ł
ł
ł
ś
Irchester ze wzruszeniem tuli Dion , tak drobn i bezbronn w jego obj ciach. Coraz czulej
ł
ę
ą
ą
ą
ę
i delikatniej ca owa jej nienawyk e do pieszczot wargi.
ł
ł
ł
I w a nie wtedy Diona poj a, i odkry a skarb, którego istnienia nawet nie przeczuwa a. To
ł ś
ęł
ż
ł
ł
by o pi kno kwiatów, gwiazd, ksi
yca i jego srebrnych b ysków w tafli wody. To by a muzyka,
ł
ę
ęż
ł
ł
s yszana w marzeniach i s o ce, i mi
ł
ł ń
o , za któr t skni a, odk d opu ci a dom i zamieszka a w
ł ść
ą ę
ł
ą
ś ł
ł
Grantley Hall. Cudown t doskona o
ofiarowywa jej ukochany m
ą ę
ł ść
ł
ężczyzna. Wiedzia a, e
ł ż
nale y do niego dusz , sercem i cia em.
ż
ą
ł
Kiedy na moment uniós g ow , szepn a:
ł ł
ę
ęł
- Kocham ci ... By am pewna, e... moja mi o ... przywiedzie ci do mnie...
ę
ł
ż
ł ść
ę
Markiz milcza i nie przestawa jej ca owa . Obydwoje czuli, jakby ogarnia ich p omie , a ich
ł
ł
ł
ć
ł
ł
ń
usta zdawa y si coraz bardziej rozpalone. Nieoczekiwanie markiz chwyci Dion na r ce i
ł
ę
ł
ę
ę
zaniós na sof .
ł
ę
— Tyle przesz a — o wiadczy — e po
ł ś
ś
ł
ż
winna czym si wzmocni . Bóg mi wia
ś
ś ę
ć
ś
dkiem, e
ż
obydwoje zas u yli my na kieliszek czego dobrego.
ł ż ś
ś
Chcia a mu powiedzie , e nic jej nie po
ł
ć ż
trzeba, ale Irchester wyci gn ju butelk szampana
ą ął ż
ę
ze srebrnego kube ka z lodem. Na
ł
pe ni kielich, poda jej i, nie odrywaj c od niej wzroku,
ł ł
ł
ą
przysiad na brzegu sofy. Wyraz jego szarych oczu onie miela Dion i nagle zda a sobie spraw ,
ł
ś
ł
ę
ł
ę
e ubrana jest tylko w nocn koszul , a szal ca kiem zsun jej si z ramion. Speszona, próbowa a
ż
ą
ę
ł
ął
ę
ł
otuli si szczelniej, na
ć ę
daj c si raczej do ozdoby, jedwabn tkanin . Na ten widok markiz nie
ą ą ę
ą
ą
móg powstrzyma u miechu.
ł
ć ś
— Kto by uwierzy , e tak male kiej osobie mog y si przydarzy równie wielkie przygody?
ł ż
ń
ł
ę
ć
— Na szcz cie zd
y e ... W por .
ęś
ąż ł ś
ę
— My l , e za to powinna podzi kowa Syriuszowi.
ś ę ż
ś
ę
ć
Dalmaty czyk, który przez ca y czas le a grzecznie przy kominku, us yszawszy swoje imi ,
ń
ł
ż ł
ł
ę
nastawi uszy.
ł
— Czy Syriusz... powiedzia ci, co si ze mn dzieje? — zapyta a nie mia o Diona.
ł
ę
ą
ł
ś
ł
— Opowiedzia wszystko w najbardziej wy
ł
mowny sposób. Najpierw obudzi mnie drapa
ł
niem
w drzwi i wyciem. Potem zaprowadzi do ogrodu, gdzie zobaczy em, e zamek u furtki jest
ł
ł
ż
wy amany — relacjonowa markiz.
ł
ł
— Usi owa am dawa mu polecenia za pomo
ł
ł
ć
c my li, ale obawia am si , e tego nie
ą
ś
ł
ę ż
zrozumie.
W oczach markiza odmalowa o si zdumie
ł
ę
nie. Zacinaj c si , gdy by a mocno wytr cona z
ą
ę
ż
ł
ą
równowagi poca unkami, Diona przytoczy a teori ojca na temat przenoszenia my li. Opo
ł
ł
ę
ś
-
wiada a, jak porywacze nie li j zawini t w grube sukno, a ona próbowa a przekazywa rozkazy
ł
ś ą
ę ą
ł
ć
Syriuszowi.
Markiz s ucha uwa nie, wreszcie cicho rzek :
ł
ł
ż
ł
— Potem chyba wysy a a my li bezpo red
ł ł ś
ś
ś
nio do mnie.
— Czu e to?
ł ś
— Teraz jestem tego pewien. To twoje my li musia y sprawi , e nagle przypomnia em sobie,
ś
ł
ć ż
ł
gdzie znajduje si dom sir Herewarda. Uda o mi si dosta do ogrodu i kiedy dotar em a pod
ę
ł
ę
ć
ł
ż
owarte okno, us ysza em, jak ten ajdak straszy ci pobiciem.
ł
ł
ł
ł ę
— Próbowa am gra na zw ok — westchn a Diona — ale chyba jestem... tchórzem... wi c,
ł
ć
ł ę
ęł
ę
gdyby nie przyby na czas, nie potrafi a
ś
ł
ł bym ju d u ej si opiera .
ż ł ż
ę
ć
Markiz uj d o dziewczyny i podniós do ust.
ął ł ń
ł
— Nigdy nie widzia em kogo równie dziel
ł
ś
nego i... cudownego! — szepn , patrz c jej prosto
ął
ą
w oczy. Jego g os brzmia tak dziwnie, e spojrza a na niego rozszerzonymi ze zdu
ł
ł
ż
ł
mienia
oczami.
Wsta i wyj kielich z jej r ki.
ł
ął
ę
— Nalegam, aby po o y a si ju spa . Przesz a piek o... Jutro o wszystkim poroz
ś
ł ż ł
ę ż
ć
ł ś
ł
mawiamy.
— Nie chc ci opuszcza — zaprotestowa a Diona.
ę ę
ć
ł
— Wiem, kochanie. I ja nie pragn si z tob rozstawa , ale powinienem by rozs dny za nas
ę ę
ą
ć
ć
ą
obydwoje.
Odstawi kielich na stolik i pomóg Dionie podnie si z sofy.
ł
ł
ść ę
— Poza tym, pomy l o Syriuszu. On tak e potrzebuje odpoczynku.
ś
ż
Roze mia a si , a o to mu w a nie chodzi o. Gdy tak sta a obok niego, bosa, z jasnymi
ś
ł
ę
ł ś
ł
ł
w osami opadaj cymi na ramiona i oczami niemal e zbyt ogromnymi w porównaniu z de
ł
ą
ż
likatną
twarzyczk , wyda a mu si drobna jak dziecko.
ą
ł
ę
— Diono, mamy sobie tyle do powiedzenia, ale wiem, nawet je li nie chcesz si do tego
ś
ę
przyzna , e jeste miertelnie zm czona.
ć ż
ś ś
ę
To by a prawda. Dion zaskoczy o, e mar
ł
ę
ł ż
kiz tak doskonale wyczuwa jej reakcje. Ponownie
wzi j w ramiona.
ął ą
— Mog i sama — broni a si .
ę ść
ł
ę
— Lubi ci nosi , jeste taka lekka, e mog aby by nimf z naszego jeziora w Ir-chester
ę ę
ć
ś
ż
ł
ś
ć
ą
Park — odpar .
ł
— Od kiedy ujrza am to jezioro, by am pew
ł
ł
na, e rzeczywi cie mo na tam napotka nimfy,
ż
ś
ż
ć
ale nie mówi am o tym, bo ba am si , e mnie wy miejesz za takie fantazje.
ł
ł
ę ż
ś
— W dzieci stwie wierzy em w czarodziej
ń
ł
skie mieszkanki jeziora. Teraz, gdy jestem doros y,
ł
nagle przekona em si , e istniej naprawd — roze mia si markiz, wynosz c Dion z salonu.
ł
ę ż
ą
ę
ś
ł ę
ą
ę
Lokaj spojrza na nich za
ł
skoczony. Markiz zaniós Dion do sypialni. Zdj z niej szal, u o y
ł
ę
ął
ł ż ł
dziewczyn w ó ku, otuli do snu jak dziecko i rzek :
ę ł ż
ł
ł
— pij smacznie, najdro sza, nij, e oboje z Syriuszem jeste cie bezpieczni. Nic z ego ju
Ś
ż
ś
ż
ś
ł
ż
si nie zdarzy.
ę
Poniewa nie zna a s ów, jakimi mog aby wyrazi tak wielk mi o , Diona po prostu
ż
ł
ł
ł
ć
ą
ł ść
wyci gn a ramiona. Ca owa j dopóki nie poczu a, e ca y pokój zaczyna wirowa , a oni,
ą ęł
ł
ł ą
ł ż
ł
ć
spleceni u ciskiem, zdaj si wzlatywa do gwiazd. Chcia a eby to szcz cie trwa o wiecz
ś
ą ę
ć
ł ż
ęś
ł
nie,
lecz markiz raptem powiedzia zmienionym g osem:
ł
ł
— Dobranoc, moja droga.
Wysun si delikatnie z jej ramion i przez chwil jeszcze sta i spogl da na ni z góry, a ona
ął ę
ę
ł
ą ł
ą
czu a, e w nich obydwojgu p onie nadal jaki tajemniczy ogie .
ł ż
ł
ś
ń
Markiz zgasi wiec i wyszed , cicho za
ł ś
ę
ł
mkn wszy za sob drzwi. Przez moment Diona nie
ą
ą
mog a uwierzy , e ju go nie ma.
ł
ć ż
ż
W ci gu tej nocy sta si dla niej tak bliski, e czu a si jego cz ci , jakby byli ze sob
ą
ł ę
ż
ł
ę
ęś ą
ą
nierozerwalnie zwi zani. Zamkn a wi c oczy i powtarza a:
ą
ęł
ę
ł
— Dzi kuj Ci, Bo e, dzi kuj ! To mi o , o której zawsze marzy am! Dzi kuj ! Dzi kuj !
ę
ę
ż
ę
ę
ł ść
ł
ę
ę
ę
ę
Rozdzia 7
ł
Diona ockn a si przepe niona uczuciem szcz cia. Le a a i rozmy la a, jakie to cudow
ęł
ę
ł
ęś
ż ł
ś ł
ne, e
ż
ju nigdy nie b dzie musia a si ba i nie b dzie ju nigdy samotna. Syriusz spogl da na ni
ż
ę
ł
ę
ć
ę
ż
ą ł
ą
sponad brzegu ó ka. Domy li a si , e to w a nie on j obudzi .
ł ż
ś ł
ę ż
ł ś
ą
ł
— Pewnie chcesz wyj , Syriuszu? — po
ść
ci gn a za brokatowy pas dzwonka i niemal
ą ęł
natychmiast w drzwiach ukaza a si poko
ł
ę
jówka.
— Czy kto mo e wyprowadzi Syriusza do ogrodu? I prosz z nim tam pozosta .
ś
ż
ć
ę
ć
— Dobrze, panienko — dygn a s u
ca. Syriusz wyczu , e idzie na spacer i rado nie
ęł ł żą
ł ż
ś
podbieg do drzwi, a jego pani przeci gn a si i zapyta a:
ł
ą ęł
ę
ł
— Która to godzina?
— Prawie jedenasta, panienko. Diona j kn a ze zgrozy.
ę ęł
— Nie mia am poj cia, e jest tak pó no!
ł
ę
ż
ź
— Jego wysoko nakaza , eby panienki
ść
ł ż
nie budzi !
ć
— Czy jego wysoko jest na dole?
ść
— Nie, panienko. Wyszed i powiedzia , e wróci na lunch, a pani Lamborn kaza a po
ł
ł ż
ł
-
wtórzy , e przedpo udnie sp dzi chodz c po sklepach.
ć ż
ł
ę
ą
Poniewa Syriusz wymkn si ju na kory
ż
ął ę ż
tarz, pokojówka pospieszy a za nim.
ł
Diona wyskoczy a z ó ka i rozsun a zas ony. Wyjrza a do ogrodu i przypomnia a sobie
ł
ł ż
ęł
ł
ł
ł
wydarzenia ubieg ej nocy. Gdyby nie Syriusz i markiz by aby teraz on Simona. Ta my l
ł
ł
ż ą
ś
przyprawi a j o dreszcz zgrozy. Ale przecie wszystko co z e, sko czy o si . By a absolutnie
ł ą
ż
ł
ń
ł
ę
ł
przekonana, e stryj zostawi j ju teraz w spokoju. Nie powin
ż
ą
ż
na nigdy wi cej my le o
ę
ś ć
smutnych dniach sp dzonych w Grantley Hall, ani o Simonie. Czu a si znów jak za ycia
ę
ł
ę
ż
rodziców. S o ce wieci o specjalnie dla niej, piewa y ptaki, a ziemia zdawa a si by jej
ł ń
ś
ł
ś
ł
ł
ę
ć
w asnym rajem.
ł
Diona w o y a jedn z naj adniejszych sukie
ł ż ł
ą
ł
nek. Mia a nadziej , e spodoba si w niej
ł
ę ż
ę
markizowi. Nie chcia a traci ani chwili, wi c zbieg a na dó w towarzystwie Syriusza, który
ł
ć
ę
ł
ł
wróci ze spaceru, w a nie gdy si ubiera a.
ł
ł ś
ę
ł
Postanowi a pój do biblioteki, gdy wie
ł
ść
ż
dzia a, e jest to ulubiony pokój markiza. By o tutaj
ł ż
ł
znacznie mniej ksi
ek ni w Irchester Park, za to ciany zdobi a pi kna kolekcja p ócien
ąż
ż
ś
ł
ę
ł
przedstawiaj cych g ównie konie i sceny my liwskie.
ą
ł
ś
Diona przygl da a si obrazom, wspomi
ą ł
ę
naj c jednocze nie, jak dobrym je d cem jest markiz i
ą
ś
ź ź
jaka to rado je dzi konno w jego towarzystwie.
ść ź
ć
Nagle drzwi biblioteki otworzy y si . Diona odwróci a si rado nie, przekonana, e to mar
ł
ę
ł
ę
ś
ż
kiz
wcze niej wróci do domu, i zastyg a ze zdumienia. Zobaczy a bowiem najpi kniejsz kobiet ,
ś
ł
ł
ł
ę
ą
ę
jak kiedykolwiek zdarzy o jej si spotka . Nieznajoma ubrana by a z wyszukan elegancj w
ą
ł
ę
ć
ł
ą
ą
sukni , która musia a kosztowa maj tek i najmodniejszy kapelusz-budk , przy
ę
ł
ć
ą
ę
brany strusimi
piórami o barwie srebrzysto-zielonej morskiej wody. Efektu dope nia y bry
ł
ł
lantowe kolczyki i
pi kna kolia otaczaj ca szyj .
ę
ą
ę
Przez moment Diona nie mog a wykrztusi s owa, tymczasem dama podesz a bli ej. Do
ł
ć ł
ł
ż
piero
wtedy dziewczyna przypomnia a sobie o dobrych manierach i dygn a. Dostrzeg a przy tym ze
ł
ęł
ł
zdumieniem, e niespodziewany go patrzy na ni z nieukrywan niech ci .
ż
ść
ą
ą
ę ą
— A wi c to prawda! — g os nieznajomej zabrzmia ostro i nieprzyjemnie. — Mówiono mi,
ę
ł
ł
e markiz trzyma u siebie m od kobiet , ale nie wierzy am!
ż
ł ą
ę
ł
Diona, oszo omiona agresywnym tonem roz
ł
mówczyni, odpar a:
ł
— Tak, mieszkam tutaj, ale opiekuje si mn kuzynka markiza, pani Lamborn.
ę
ą
Uprzejme wyja nienie bynajmniej nie uspo
ś
koi o pi knej pani. Wprost przeciwnie. Wyda
ł
ę
-
wa a si coraz bardziej rozgniewana.
ł
ę
— Kim jeste i sk d si tu wzi a ? — zapy
ś
ą
ę
ęł ś
ta a ju wr cz niegrzecznie.
ł
ż
ę
Diona stropi a si , lecz odpowiedzia a:
ł
ę
ł
— Nazywam si Diona Grantley. Przyje
ę
cha am do Londynu razem z jego wysoko ci dwa
ł
ś ą
dni temu.
— Jak s dz , narzuca a si mu! — warkn a dama. — Twoja obecno tutaj wywo a a mnó
ą ę
ł ś ę
ęł
ść
ł ł
-
stwo plotek bardzo niepo
danych dla reputacji jego wysoko ci! Czy masz przyzwoitk , czy
żą
ś
ę
nie, m ody m
czyzna z jego pozycj nie mo e trzyma w domu jakiej dziewczyny. Im wcze
ł
ęż
ą
ż
ć
ś
ś-
niej st d wyjedziesz, tym lepiej.
ą
— Mam wyjecha ...?
ć
— Tak, wyjedziesz st d natychmiast.
ą
— Ja... nie... rozumiem.
— Wi c mog ci to wyja ni ! Jestem lady Sybille Malden. Markiz, do którego domu
ę
ę
ś ć
wtargn a ma zamiar mnie po lubi !
ęł ś
ś
ć
— Po lubi ...? — Dionie pociemnia o w oczach. Mia a wra enie, e sufit zaraz spad
ś
ć
ł
ł
ż
ż
nie jej na
g ow .
ł ę
— Tak, po lubi — powtórzy a lady Sybille ostro i dobitnie. — I nie pozwol wystawia na
ś
ć
ł
ę
ć
po miewisko mego przysz ego ma onka. Jes
ś
ł
łż
tem przekonana, e nie przysz o ci nawet na my l,
ż
ł
ś
i tak dwuznaczna sytuacja kompromituje markiza w towarzystwie.
ż
— Nie... Nie przysz o mi to na my l.
ł
ś
— No, to teraz ju wiesz — rzek a szorstko lady Sybille. — Im szybciej wyjedziesz i wrócisz
ż
ł
tam, sk d przyby a , tym lepiej dla mnie i dla niego!
ą
ł ś
Przygl da a si Dionie. Zauwa y a s oneczne wiat o na jej w osach i bezbrze ny smutek w
ą ł
ę
ż ł ł
ś
ł
ł
ż
ogromnych oczach o zdumiewaj cej barwie. Nagle, jakby ten widok zupe nie wytr ci j z
ą
ł
ą ł ą
równowagi, lady Sybille tupn a nog .
ęł
ą
— S ysza a , co mówi am! — krzykn a. — Wyno si st d i nigdy nie wracaj! Lenox
ł
ł ś
ł
ęł
ś ę ą
Irchester nale y do mnie!
ż
Diona, wstrzymuj c p acz, odwróci a si i wybieg a z biblioteki. Drzwi oddzieli y j od tej
ą
ł
ł
ę
ł
ł ą
strasznej kobiety. Teraz pr dko na gór . Prawie bez tchu wpad a do sypialni. Wiedzia a ju ,
ę
ę
ł
ł
ż
dlaczego markiz nie poprosi jej o r k . By a g upia i naiwna. Jak mog a my le , kiedy ca owa j
ł
ę ę
ł ł
ł
ś ć
ł
ł ą
wczorajszej nocy, e nale y do niego i pozostanie z nim na zawsze? Gor czkowo zastanawia a
ż
ż
ą
ł
si dok d powinna si uda , gdzie si ukry . Chc do domu, pomy la a, niczym skrzywdzone
ę
ą
ę
ć
ę
ć
ę
ś ł
dziecko. Stryj wprawdzie mo e odnale j w maj tku rodziców, ale zapewne ju tam jej szuka i
ż
źć ą
ą
ż
ł
jest nadzieja, e pr dko nie powróci.
ż
ę
— Tak, musz wróci do domu — powtó
ę
ć
rzy a i otar a zy. — Nigdzie indziej.
ł
ł ł
Nieopodal szafy, na krze le le a o du e okr g e pud o na kapelusze, które pani Lam-born
ś
ż ł
ż
ą ł
ł
kupi a poprzedniego dnia na Bond Street. Diona sprawnie je opró ni a, a na miejsce eleganckich
ł
ż ł
okry g owy wrzuci a kilka sukie
ć ł
ł
nek, które, prawie im si nie przygl daj c, ci gn a z
ę
ą ą ś ą ęł
wieszaków. Do o y a jeszcze nocn koszul i szczotk do w osów. Pude ko by o pe ne.
ł ż ł
ą
ę
ę
ł
ł
ł
ł
Przykry a je i obwi za a wst
kami. Wyda o jej si dosy ci
kie, chocia niewiele si w nim
ł
ą ł
ąż
ł
ę
ć ęż
ż
ę
pomie ci o. Dziewczyna przypo
ś ł
mnia a sobie jeszcze o szalu matki, którego przecie nie mog a
ł
ż
ł
tu zostawi . Wreszcie w o
ć
ł y a kapelusz, r kawiczki i przypasa a satynow sakiewk na
ż ł
ę
ł
ą
ę
chusteczki.
Przysz o jej na my l, e powinna mie pie
ł
ś ż
ć
ni dze. Przez moment zastanawia a si , czy s jej
ą
ł
ę
ą
rzeczywi cie niezb dne, lecz rozs dek pod
ś
ę
ą
powiada , e brak pieni dzy mo e uniemo liwi jej
ł ż
ę
ż
ż
ć
sprawn ucieczk .
ą
ę
Zesz a na dó z Syriuszem u nogi. S u
cy chcia odebra od niej pud o, wi c wyja ni a, sil c
ł
ł
ł żą
ł
ć
ł
ę
ś ł
ą
si na naturalny ton:
ę
— Musz spotka si na mie cie z pani Lamborn. Prosz sprowadzi mi doro k .
ę
ć ę
ś
ą
ę
ć
ż ę
— Mog pos a do stajni, eby zaprz gli, panienko — zaproponowa lokaj.
ę
ł ć
ż
ę
ł
— Nie potrzeba. Pani Lamborn ma powóz i do czenie do niej nie zajmie mi wi cej ni
łą
ę
ż
kwadrans.
— Racja, panienko — potwierdzi i wyszed poszuka doro ki. Diona za pospieszy a do biura
ł
ł
ć
ż
ś
ł
pana Swaythlinga.
Sekretarz pracowa przy biurku. Na jej widok wsta i u miechn si .
ł
ł
ś
ął ę
— Dzie dobry, panno Grantley. Czym mog panience s u y ?
ń
ę
ł ż ć
— Chcia abym dosta troch pieni dzy — powiedzia a i zaczerwieni a si lekko.
ł
ć
ę
ę
ł
ł
ę
— Ale , oczywi cie! Ile panienka potrzebuje?
ż
ś
— Sporo, b d dzisiaj mia a du e wydatki. Mo e dwadzie cia funtów?
ę ę
ł
ż
ż
ś
Swaythling uniós brwi. Wysoko
kwoty zdziwi a go niepomiernie, ale uprzejmie od
ł
ść
ł
-
powiedzia :
ł
— Naturalnie. Jednak, gdyby panienka zechcia a poprzesta na pi tnastu funtach wyp aci bym
ł
ć
ę
ł ł
je od razu panience w banknotach.
— Dobrze — zgodzi a si Diona i otworzy a uwi zan przy nadgarstku satynow sakiewk .
ł
ę
ł
ą
ą
ą
ę
Sekretarz wyci gn banknoty z szuflady, a po chwili do o y do woreczka Diony jeszcze pi
ą ął
ł ż ł
ęć
z otych suwerenów.
ł
— Niech panienka uwa a na kieszonkowych z odziejaszków — za artowa .
ż
ł
ż
ł
— Dzi kuj za przestrog , b d uwa a a.
ę
ę
ę ę ę
ż ł
— Mam nadziej , e zakupy si udadz .
ę ż
ę
ą
Gdy Diona wysz a, usiad znowu przy biur
ł
ł
ku. W tym czasie s u
cy przywo a doro k i
ł żą
ł ł
ż ę
zd
y umie ci w niej pud o Diony.
ąż ł
ś ć
ł
— Chc pojecha do sklepu
ę
ć
madame Bertin na Bond Street.
Polecenie zosta o przekazane doro karzowi i ruszyli. Nie ujechali daleko, gdy Diona
ł
ż
zawo a a:
ł ł
— Prosz si zatrzyma ! Zmieni am zda
ę ę
ć
ł
nie! — a po chwili doda a:
ł
— Jedziemy na Picadilly do „Bia ego Nie
ł
d wiedzia".
ź
Doro karz pokiwa g ow na znak, e zro
ż
ł ł ą
ż
zumia i skr ci z Park Lane. Có za szcz liwy
ł
ę ł
ż
ęś
zbieg okoliczno ci, pomy la a Diona, e wiem gdzie mo na wynaj karetk pocztow .
ś
ś ł
ż
ż
ąć
ę
ą
Dowiedzia a si o tym przez zupe ny przypa
ł
ę
ł
dek. Kiedy w drodze powrotnej do Londynu uda o
ł
si markizowi wygra wy cig z Roderikiem, ten ostatni o wiadczy :
ę
ć
ś
ś
ł
— Naturalnie! Pobi e mnie! Mia e najlep
ł ś
ł ś
sze konie! Te, którymi powozi Sam s okropnie
ą
powolne. Lepiej ju by oby wynaj poczt na Picadilly „Pod Bia ym Nied wiedziem"!
ż
ł
ąć
ę
ł
ź
— Czy ty mnie przypadkiem nie chcesz obrazi ? — zapyta markiz z udan gro b w g osie.
ć
ł
ą
ź ą
ł
Roderic roze mia si .
ś
ł ę
— Ale sk d. Po prostu doprowadza mnie do sza u, e aden wo nica nie mo e si z tob
ż
ą
ł ż ż
ź
ż
ę
ą
równa .
ć
— Tak mi pochlebiasz, e zaczynam si zastanawia , o co mnie za chwil poprosisz.
ż
ę
ć
ę
Wszyscy si roze mieli. Diona pomy la a, e w towarzystwie tych m
czyzn nie sposób by
ę
ś
ś ł ż
ęż
ć
smutn . Czasami, nawet podczas powa nej rozmowy, markiz albo Roderic wtr cali jakie
ą
ż
ą
ś
artobliwe uwagi.
ż
Nazwa „Bia y Nied wied " wyda a jej si dziwaczna i by mo e dlatego utkwi a w pa
ł
ź
ź
ł
ę
ć
ż
ł
mi ci.
ę
Kiedy doro ka wjecha a na podwórko, Dio
ż
ł
na by a ju ca kiem pewna, e doskonale zatar a za
ł
ż ł
ż
ł
sob lady. Ani stryj, ani markiz nie odnajd jej.
ą ś
ą
By mo e markiz nawet nie b dzie próbowa mnie szuka , pomy la a, albo, wr cz przeciwnie,
ć
ż
ę
ł
ć
ś ł
ę
uzna to za swój obowi zek? Wiedzia a, i teraz, gdy pozna a prawd , nie mog aby znie jego
ą
ł
ż
ł
ę
ł
ść
uprzejmo ci i troski.
ś
On ma zamiar po lubi lady Malden, po
ś
ć
wtarza a w duchu. Jaka by am g upia, gdy
ł
ż
ł
ł
wyobra a am sobie, e mog co dla niego znaczy !
ż ł
ż
ę ś
ć
Diona zap aci a za doro k i wynaj a za
ł ł
ż ę
ęł
prz
on w dwa konie karetk . Wyda a sporo
ęż ą
ę
ł
pieni dzy, ale to nie mia o dla niej znaczenia. Dziesi
minut pó niej, z Syriuszem u boku,
ę
ł
ęć
ź
jecha a zat oczonymi ulicami. A wreszcie wy
ł
ł
ż
dostali si z miasta na go ciniec. Wraca a do
ę
ś
ł
domu. By o to jedyne miejsce, o którym mog a bez wahania powiedzie , e nale a o naprawd
ł
ł
ć ż
ż ł
ę
do niej. Ale czu a, e jej serce pozosta o w Lon
ł ż
ł
dynie. Ofiarowa a je markizowi, a on wkrótce
ł
po lubi lady Sybille Malden.
ś
Kiedy tylko markiz pojawi si w klubie, Roderic natychmiast odci gn go na bok i
ł
ę
ą ął
konfidencjonalnym szeptem zapyta :
ł
— Jak to za atwi e ? W jaki sposób doko
ł
ł ś
na e tak zr cznej sztuki?
ł ś
ę
Markiz u miechn si nieznacznie.
ś
ął ę
— Z tego co mówisz, wnioskuj , e konkurs sir Mortimera nie odb dzie si .
ę ż
ę
ę
— W a nie nas poinformowa , e z powo
ł ś
ł ż
dów, których nie mo e wyjawi , musi wycofa si z
ż
ć
ć ę
zaproponowanego przez siebie zak adu — Roderic nie ukrywa rado ci.
ł
ł
ś
— Wspaniale! — stwierdzi markiz.
ł
— Jak tego dokona e ? Co zrobi e , e Wat-son podda si bez walki?
ł ś
ł ś ż
ł ę
— My l , e najrozs dniej zapomnie o tej sprawie.
ś ę ż
ą
ć
— Nie mo esz mnie zostawi dr czonego ciekawo ci przez reszt ycia — nalega Ro
ż
ć ę
ś ą
ę ż
ł
deric.
Markiz pomy la , e by by to zaiste okrutny los.
ś ł ż
ł
— Naprawd podzi kowania nale
si pew
ę
ę
żą ę
nemu mojemu przyjacielowi, który zdo a do
ł ł
-
wiedzie si , dzi ki komu to sir Mortimer chcia wygra zak ad.
ć ę
ę
ł
ć
ł
— Odnalaz francusk kurtyzan !
ł
ą
ę
— No, w a nie — potwierdzi markiz.
ł ś
ł
— Ale ty musia e przekona j jako , eby nie przyje d a a do Anglii — powiedzia do
ł ś
ć ą
ś ż
ż ż ł
ł
-
my lnie Roderic.
ś
— Udzia w konkursie wyperswadowa jej jeden z moich znajomych. Pary jest znacznie
ł
ł
ż
zabawniejszym miejscem ni Londyn.
ż
Roderic wyda okrzyk tryumfalnej rado ci:
ł
ś
— Wuju Lenoxie! Nale y ci nazwa geniu
ż
ę
ć
szem! Jestem ci wdzi czny na wieki za ocalenie
ę
honoru tak w asnego, jak i moich przyjació ! Widzisz, nie znale li my adnej kobiety, która
ł
ł
ź ś
ż
by aby wystarczaj co pi kna i inteligentna!
ł
ą
ę
— Nast pnym razem wystrzegaj si sir Mortimera i nie przyjmuj jego zak adów — o wiad
ę
ę
ł
ś
-
czy powa nie markiz.
ł
ż
— Nie, nie b d . Mo esz by tego ca kiem pewnym — zaklina si Nairn. — Kto si raz
ę ę
ż
ć
ł
ł ę
ę
sparzy , na zimne dmucha!
ł
W tym momencie zauwa y znacz cy wyraz twarzy markiza, wi c doda z lekkim alem:
ż ł
ą
ę
ł
ż
— Je eli o mnie chodzi, to sparzy em si nawet dwa razy.
ż
ł
ę
— wietnie, jestem zadowolony, e mog em
Ś
ż
ł
ci pomóc.
Markiz u miechn si i odszed , aby poroz
ś
ął ę
ł
mawia ze znajomym, który dawa mu znaki z
ć
ł
drugiego ko ca sali. Ale pobyt w klubie nie sprawia tego dnia markizowi przyjemno ci.
ń
ł
ś
Irchester ze zdumieniem u wiadomi sobie, e t skni za Dion i zdecydowa si natychmiast
ś
ł
ż ę
ą
ł ę
wraca do domu.
ć
Chcia zobaczy si z ni ju z samego rana, ale wiedzia , e po tak m cz cej nocy musia a
ł
ć ę
ą ż
ł ż
ę ą
ł
dobrze si wyspa .
ę
ć
Teraz czu , e musi j jak najszybciej zoba
ł ż
ą
czy . Narasta w nim dziwny niepokój, przypo
ć
ł
-
minaj cy zam t uczu , którego doznawa , gdy zosta a porwana. Dr czony irracjonalnym l
ą
ę
ć
ł
ł
ę
ękiem,
markiz pop dzi konie.
ę ł
Gdy dotar do domu, ujrza czekaj cego na schodach Swaythlinga. Ogarn o go przeczucie
ł
ł
ą
ęł
nieszcz cia. Wysiad z faetonu i skierowa szybkie kroki do holu. Sekretarz pod
a za nim, a
ęś
ł
ł
ąż ł
wyraz niepewno ci malowa si na jego twarzy. W ko cu odezwa si cicho:
ś
ł ę
ń
ł ę
— Czy pozwoli pan, milordzie, do gabinetu? Musz panu co powiedzie .
ę
ś
ć
— Tak, oczywi cie.
ś
W milczeniu weszli do rodka i dopiero wtedy markiz zapyta :
ś
ł
— Czy sta o si co z ego?
ł
ę ś ł
— Milordzie, my l , e powinienem pana uprzedzi , i lady Sybille jest tutaj ju od ponad
ś ę ż
ć ż
ż
godziny...
Sekretarz dostrzeg , e oczy markiza pociem
ł ż
nia y. — Kiedy przyjecha a, uda a si prosto do
ł
ł
ł
ę
biblioteki, chocia lokaj usi owa wprowa
ż
ł
ł
dzi j do salonu. A w bibliotece by a w a nie panna
ć ą
ł
ł ś
Grantley.
Markiz zesztywnia , lecz milcza . Swaythling za kontynuowa :
ł
ł
ś
ł
— Milordzie, mo e martwi si bez potrze
ż
ę ę
by, ale panna Grantley przysz a zobaczy si ze
ł
ć ę
mn w dwadzie cia minut po przybyciu lady Sybille. O wiadczy a, e wybiera si do sklepów w
ą
ś
ś
ł ż
ę
towarzystwie pani Lamborn.
Swaythling zawiesi g os, jakby zbieraj c my li przed przekazaniem najgorszej wiadomo
ł ł
ą
ś
ci.
ś
Po chwili zacz szybko mówi dalej:
ął
ć
— Poprosi a mnie o wydanie dwudziestu funtów. Mówi a, e musi kupi mas drobiazgów.
ł
ł ż
ć
ę
Nie uzna em tego za dziwne czy niepoko
ł
j ce, dopóki nie wróci a pani Lamborn, która
ą
ł
twierdzi, e panna Grantley wcale nie spotka a si z ni w mie cie.
ż
ł
ę
ą
ś
— W jaki sposób Diona opu ci a dom? — zapyta rzeczowo markiz.
ś ł
ł
— Odjecha a doro k , milordzie.
ł
ż ą
— Doro k ? Przecie mamy konie w staj
ż ą
ż
niach.
— Lokaj powiedzia mi, e doradza jej wzi cie powozu, ale ona upar a si , eby we
ł
ż
ł
ę
ł
ę ż
zwać
doro k . I to w a nie mnie zdziwi o i zaniepokoi o, milordzie.
ż ę
ł ś
ł
ł
Na czole markiza pojawi a si g boka bruz
ł
ę łę
da. Zapyta :
ł
— Czy panna Diona wzi a co ze sob ?
ęł
ś
ą
— Nios a du e pud o na kapelusze. Lokaj mówi , e ci
kie. No i naturalnie mia a ze sob
ł
ż
ł
ł ż
ęż
ł
ą
sakiewk .
ę
Markiz stara si spokojnie rozwa y sytua
ł ę
ż ć
cj . W tym momencie rozleg o si pukanie i w
ę
ł
ę
drzwiach stan a, przydzielona Dionie przez markiza, pokojówka.
ęł
— Przepraszam panie Swaythling, ale domy li am si , e jego wysoko
jest u pana i
ś ł
ę ż
ść
postanowi am znie to na dó ...
ł
ść
ł
— A có to takiego? — zapyta sekretarz.
ż
ł
— List, który znalaz am na toaletce w sypia
ł
lni panny Grantley. Nie wiedzia am, e jeszcze raz
ł
ż
wchodzi a na gór . List zauwa y am dopie
ł
ę
ż ł
ro przed chwil .
ą
— Dzi kuj .
ę
ę
Swaythling zamkn drzwi i wr czy papier markizowi. Pomy la jednocze nie, e jednak
ął
ę
ł
ś ł
ś
ż
chyba nie pomyli si podejrzewaj c, e panna Grantley wcale nie zamierza a odwiedza
ł
ę
ą ż
ł
ć
sklepów.
Tymczasem markiz otworzy list.
ł
„Dzi kuj za ocalenie mnie przed stryjem Herewardem i dzi kuj za okazanie mi serca
ę ę
ę ę
— pisa a
ł
Diona. — Mam nadziej , e b dzie Pan bardzo, bardzo szcz liwy, ale poniewa moja obecno
ę ż ę
ęś
ż
ść
w Pa skim domu szkodzi Panu, Syriusz i ja musimy odej
tam, gdzie nikt nas nie znajdzie.
ń
ść
Prosz si o mnie nie martwi . Jestem pewna, e dam sobie rad . Jeszcze raz ogromnie dzi kuj .
ę ę
ć
ż
ę
ę ę
Diona"
Markiz przeczyta list jeszcze raz, po czym zwróci si do sekretarza:
ł
ł ę
— Swaythling, gdyby by sam jeden na wiecie i musia si ukrywa , to dok d by si uda ?
ś
ł
ś
ł ę
ć
ą
ś ę
ł
Sekretarz, który zna markiza od lat, ledwie rozpozna g os swego pana.
ł
ł ł
— ...I gdyby mia przy duszy tylko dwadzie
ś
ł
ścia funtów? — doko czy markiz zupe nie
ń
ł
ł
cicho.
Swaythling zamy li si , zanim udzieli od
ś ł ę
ł
powiedzi:
— Nie wyobra am sobie, dok d w tych okoliczno ciach mog a pojecha panna Grant-ley.
ż
ą
ś
ł
ć
Przecie ona nie ma domu...
ż
Nie doko czy , gdy markiz przerwa mu raptownie.
ń
ł
ż
ł
— Co to by za adres, który ci da a, gdy chcia a wys a pieni dze dla starych s u
ł
ł
ł
ł ć
ą
ł
cych ojca?
żą
Sekretarz przez chwil szuka w ród stosu papierów na biurku, wreszcie poda markizowi
ę
ł ś
ł
zapisan kartk .
ą
ę
— Co pan zamierza, milordzie?
— Id do stajni.
ę
— Zapomnia pan, e lady Sybille czeka w bibliotece?
ł
ż
— Niech czeka — odpar markiz i szybkim krokiem wyszed z gabinetu.
ł
ł
Diona znów znalaz a si w starym dworze, w którym prze y a z rodzicami tyle szcz
ł
ę
ż ł
ę liwych lat.
ś
Dotar a na miejsce w po udnie. Podró trwa
ł
ł
ż
a d ugo, gdy za ka dym razem, kiedy zmie
ł
ł
ż
ż
niali
konie, Diona pozwala a Syriuszowi troch pobiega . W a ciciele przydro nych zajazdów
ł
ę
ć
ł ś
ż
namawiali j , aby co zjad a i wypi a, ale Diona nie czu a g odu. Natomiast z ka d mil
ą
ś
ł
ł
ł
ł
ż ą
ą
oddalaj c j od Londynu, narasta w jej sercu niezno ny ci
ar. Wyobra nia przywo ywa a
ą ą ą
ł
ś
ęż
ź
ł
ł
wspomnienie urodziwej twarzy markiza i dotyku jego warg, które ca owa a ubieg ej nocy.
ł
ł
ł
Rozmy la a o cudownym uczuciu wzlatywania do gwiazd i zjednoczenia ze wszech wiatem — i
ś ł
ś
ze sob nawzajem.
ą
— Ju nigdy nie b d szcz liwa — szepn a do siebie. Diona ba a si przysz o ci. Mo e ju
ż
ę ę
ęś
ęł
ł
ę
ł ś
ż
ż
zawsze b dzie musia a ukrywa si przed stry
ę
ł
ć ę
jem. W jaki sposób ma si obroni , by nie wyda
ę
ć
ł
jej za Simona?
Lecz gdy przekroczy a próg domu, w którym sp dzi a pogodne dzieci stwo, poczu a, jakby to
ł
ę ł
ń
ł
ojciec i matka znów wzi li j w ramiona i poj a, e ich mi o b dzie j nadal chroni przed
ę ą
ęł ż
ł ść ę
ą
ć
z em.
ł
Starzy Briggsowie ucieszyli si z jej przyjazdu ogromnie. Nie otrzymali jeszcze wiadomo ci o
ę
ś
zmianie sytuacji maj tkowej Diony, wi c zasiad a z nimi, jak dawniej, w kuchni i d ugo
ą
ę
ł
ł
opowiada a o k opotach i smutkach, których zazna a od czasu, gdy ostatni raz si widzieli. Zna a
ł
ł
ł
ę
ł
Briggsów od wczesnego dzieci stwa i uwa a a za cz onków rodziny. Gdy us yszeli, w jaki
ń
ż ł
ł
ł
sposób stryj Hereward usi owa zmusi j do po lubienia Simona, wydawali si równie
ł
ł
ć ą
ś
ę
wstrz ni ci i przera eni, jak z pewno ci byliby przera eni jej rodzice.
ąś ę
ż
ś ą
ż
— Od razu, kiedy zobaczy am oczy tego m odego, wiedzia am, e co jest z nim nie w
ł
ł
ł
ż
ś
porz dku — o wiadczy a pani Briggs. — Wy
ą
ś
ł
gl da jak ten biedny Jake ze wsi, co to zawsze
ą ł
wszyscy si z niego miali i nazywali „g up
ę
ś
ł kiem". Nikt nie pomy la nawet, e mo e by
ś ł
ż
ż
ć
czyim m
em.
ś ęż
— Teraz rozumiecie, dlaczego musia am si ukrywa — powiedzia a smutno Diona.
ł
ę
ć
ł
Diona mia a racj przypuszczaj c, e stryj odwiedzi dwór Grantleyów w poszukiwaniu
ł
ę
ą ż
zbieg ej bratanicy. Briggsowie opowiadali, e sir Hereward przyby w towarzystwie lo
ł
ż
ł
kaja,
ogromnego m
czyzny o srogim wy
ęż
gl dzie, który, mimo ich protestów, zrewi
ą
dowa ca y dom.
ł ł
— Panno Diono, to by a obraza i despekt, nie ma na to s ów — relacjonowa stary Briggs,
ł
ł
ł
oburzony w najwy szym stopniu.
ż
— Nie przypuszczam, eby stryj Hereward szuka mnie tutaj ponownie. Ale je li zrobi to,
ż
ł
ś
jestem gotowa ukry si w lesie, albo w piwnicy, dopóki nie odjedzie.
ć ę
— Nie dopu cimy do tego, kochanie — po
ś
wiedzia a agodnie pani Briggs. — Teraz id na
ł ł
ź
gór , przebierz si w co wie ego, a ja zabior si do przygotowania smacznego obiadu.
ę
ę
ś ś
ż
ę ę
Diona uczyni a to, co poleci a jej staruszka. Jednak nie posz a do siebie, lecz otworzy a
ł
ł
ł
ł
drzwi do sypialni matki.
Pokój by uroczy. Wprawdzie Grantleyowie mieli ma o pieni dzy, ale matka Diony od
ł
ł
ę
-
znacza a si wy mienitym gustem.
ł
ę
ś
Diona rozwar a okiennice i, kiedy wiat o s oneczne zala o pokój, przekona a si , e
ł
ś
ł
ł
ł
ł
ę ż
Briggsowie utrzymywali wsz dzie nieskaziteln czysto . Bia e, mu linowe draperie ocienia y
ę
ą
ść
ł
ś
ł
du e ó ko, w którym sypia a niegdy jej matka. Po ciel by a nadal nie nobia a, podobnie jak
ż ł ż
ł
ś
ś
ł
ś ż
ł
delikatna tkanina zdobi ca toaletk .
ą
ę
Przez otwarte okno nap ywa do pokoju osza amiaj cy zapach ró . Ojciec ze znawstwem
ł
ł
ł
ą
ż
sadzi je i piel gnowa .
ł
ę
ł
Znajoma wo uzmys owi a Dionie, e rodzice nadal czuwaj nad ni . Atmosfera mi o ci, za
ń
ł
ł
ż
ą
ą
ł ś
któr tak t skni a w pa acu stryja, znów j otoczy a. Mimo dr cz cego smutku i rozpaczy, Diona
ą
ę
ł
ł
ą
ł
ę ą
poczu a ulg .
ł
ę
By a tu sama, nie musia a zwa a na opini innych, mog a wi c wreszcie wyp aka swój al i
ł
ł
ż ć
ę
ł
ę
ł
ć
ż
poczucie straty.
— On ma zamiar si o eni — powtarza a we zach. T skni a za ramionami, których si i
ę ż
ć
ł
ł
ę
ł
łę
urok pozna a ostatniej nocy. Czu a jego usta na swoich wargach i s ysza a pi kny, g boki g os,
ł
ł
ł
ł
ę
łę
ł
od którego zamiera o jej serce w pier
ł
siach.
— Kocham go, kocham go — powtarza a na g os, jakby zwierza a si matce. — On wype nia
ł
ł
ł
ę
ł
ca y mój wiat, niebo i ziemi ... Nigdy nie pokocham nikogo innego... Zaszlocha a i doda a:
ł
ś
ę
ł
ł
— Mamo, w taki sam sposób kocha a ojca, teraz to rozumiem. Co mam teraz zrobi ? Jestem
ł ś
ć
ca kiem sama.
ł
Poczu a mokry nos Syriusza na d oni. Pies usi owa pocieszy swoj pani . Obj a go
ł
ł
ł
ł
ć
ą
ą
ęł
i rzek a:
ł
— Teraz zostali my sami, Syriuszu. Ja i ty. Sami. Musisz si mn opiekowa , gdy nikt inny
ś
ę
ą
ć
ż
tego nie uczyni...
Siedzia a tak w sypialni matki, nie zauwa a
ł
ż j c up ywaj cego czasu.
ą
ł
ą
S o ce zacz o zachodzi w powodzi czer
ł ń
ęł
ć
wonego blasku. Dopiero wtedy Diona zorientowa a
ł
si , e ju zapada zmierzch. W o y a szybko czyst sukni , a te które przywioz a ze sob
ę ż
ż
ł ż ł
ą
ę
ł
ą
rozwiesi a, zupe nie jakby chcia a pokaza
ł
ł
ł
ć
je matce.
Strój podró ny by ca kiem zakurzony. Od
ż
ł ł
o y a go na bok. Trzeba poprosi pani Briggs by
ł ż ł
ć
ą
pó niej si nim zaj a, pomy la a.
ź
ę
ęł
ś ł
Bia a, ozdobiona ró yczkami krepdeszynowa suknia, w któr przebra a si Diona, pochodzi a
ł
ż
ą
ł
ę
ł
z eleganckiego sklepu przy Bond Street. By a wykwintna, a zarazem odpowiednia dla m odej
ł
ł
dziewczyny, najpi kniejsza spo ród wszystkich, jakie Diona kiedykolwiek posiada a. Gdy
ę
ś
ł
spojrza a na siebie w lustrze, dziewczyna zrozumia
ł
a, e prosi a o t sukni , aby wyda si
ł ż
ł
ę
ę
ć ę
adniejsz markizowi. Teraz nawet najwspanial
ł
ą
sza kreacja nie potrafi a wzbudzi jej zaintere
ł
ć
-
sowania.
I znów my li wróci y do markiza. Broni c si przed narastaj c rozpacz , Diona posta
ś
ł
ą
ę
ą ą
ą
nowi a
ł
zej na dó do Briggsów. Mia a na
ść
ł
ł
dziej , e rozmowa z nimi zaprz tnie jej uwag cho by na
ę ż
ą
ę
ć
krótki czas.
By a ju na schodach, gdy us ysza a turkot kó na podje dzie. Drzwi wej ciowe o tej porze
ł
ż
ł
ł
ł
ź
ś
dnia sta y jeszcze otworem i Dion ogarn strach, e pomimo zastosowania tylu rodków
ł
ę
ął
ż
ś
ostro no ci, stryj j w a nie odnalaz . Nawet je li to kto z miejscowych, my la a gor cz
ż ś
ą ł ś
ł
ś
ś
ś ł
ą kowo,
wa ne jest by nie wiedzia , e jestem tutaj. Wie
o mnie mog aby wszak dotrze do sir
ż
ł ż
ść
ł
ć
Herewarda.
Ow adni ta panik , nie zdo a a wymy li nic innego, jak ukry si za pierwszymi z brzegu
ł
ę
ą
ł ł
ś ć
ć ę
drzwiami. To by gabinet ojca. Podobnie jak u markiza, sceny my liwskie i pó ki z ksi
kami
ł
ś
ł
ąż
wype nia y ciany. Wn
ł
ł ś
ętrze ton o w pó mroku. Diona ruszy a do k ta, gdzie spodziewa a si
ęł
ł
ł
ą
ł
ę
znale du y fotel, za którym, w razie potrzeby, mog a si scho
źć
ż
ł
ę
wa . Przykucn a i pe na nadziei,
ć
ęł
ł
e nikt jej tu nie zdo a dostrzec, przytuli a si do Syriusza, dotkni ciem d oni nakazuj c mu
ż
ł
ł
ę
ę
ł
ą
absolutn cisz .
ą
ę
Wkrótce us ysza a odg os otwieranych drzwi. Kto wszed do sieni. Po krokach rozpozna a, e
ł
ł
ł
ś
ł
ł ż
to by m
czyzna. Bo e, jednak stryj j odnalaz . Ale, w jaki sposób? Zapewne sir Hereward i
ł ęż
ż
ą
ł
Simon rozpowiadali we wsi o maj tku, który odziedziczy a, a miejscowi far
ą
ł
merzy, w najlepszej
wierze, zrobili wszystko, by pomóc j odnale . Diona zacz a si gor co modli , aby stryj,
ą
źć
ęł
ę
ą
ć
mimo wszystko, nie zorientowa si , e ona tu jest.
ł ę ż
Nagle poczu a uk ucie w sercu. Przypomnia a sobie, e swój, ozdobiony piórami i kwiatami,
ł
ł
ł
ż
kapelusz rzuci a niedbale na stó w sieni. Zacis
ł
ł
n a palce na sier ci Syriusza. Pies poruszy si i
ęł
ś
ł ę
cichutko zawy . Diona sykn a, eby go uciszy i w tej chwili drzwi do pokoju otworzy y si .
ł
ęł ż
ć
ł
ę
Zamar a i wstrzyma a oddech, ale Syriusz, rado nie szczekaj c, wyrwa si z jej ramion.
ł
ł
ś
ą
ł ę
Podskakiwa zachwycony i merda ogonem.
ł
ł
— Diona?
To by g os markiza. Wsta a i zobaczy a jego sylwetk na tle jasnego prostok ta drzwi. Rzu
ł ł
ł
ł
ę
ą
-
ci a si biegiem przez pokój, prosto w obj cia Lenoxa Irchestera, a on przytuli j mocno i
ł
ę
ę
ł ą
ca owa , jak poprzedniej nocy.
ł
ł
Dla Diony nic ju nie mia o znaczenia, prócz tego, e znów nale a a do ukochanego
ż
ł
ż
ż ł
m
czyzny. Wreszcie markiz zapyta zd awionym g osem:
ęż
ł ł
ł
— Jak mog a uciec w taki sposób? Jak mog a opu ci mnie po tym, co powiedzia em ci
ł ś
ł ś
ś ć
ł
ostatniej nocy?
Diona milcza a, wi c znów j przytuli . Mia a wra enie, e leci wprost do nieba. Wre
ł
ę
ą
ł
ł
ż
ż
szcie
odezwa a si cichym, lekko dos yszalnym g osem:
ł
ę
ł
ł
— Zrobi am ci krzywd . Skompromitowa
ł
ę
am ci , mieszkaj c w twoim domu w Lon
ł
ę
ą
dynie...
— Sk d ci przysz y do g owy takie niedo
ą
ł
ł
rzeczno ci? — zdziwi si markiz.
ś
ł ę
— Lady Sybille... Ona w a nie wyja ni a mi, e zamierzasz j po lubi .
ł ś
ś ł
ż
ą ś
ć
Markiz z apa Dion za r k i wyci gn z ciemnego pokoju. Wpadaj cy przez okna blask
ł
ł
ę
ę ę
ą ął
ą
zachodz cego s o ca pozwoli mu do
ą
ł ń
ł
strzec delikatne rumie ce, lady poca unków i smutek w jej
ń
ś
ł
oczach. Ogarn a go czu o
i wzruszenie, gdy patrzy na male kie usta i jasnoz ote w osy,
ęł
ł ść
ł
ń
ł
ł
l ni ce niczym nimb wokó drobnej twarzy.
ś ą
ł
Rzek bardzo cicho:
ł
— We kapelusz, widzia em e le y na stoliku.
ź
ł
ż
ż
Diona, wstrz ni ta spotkaniem, sta a nadal jak skamienia a. Markiz si gn wi c po kapelusz,
ąś ę
ł
ł
ę ął ę
w o y go dziewczynie na g ow i zawi za pod brod wst
ki.
ł ż ł
ł ę
ą ł
ą
ąż
Spogl da a na niego spokojnie, z mi o ci której nie umia a i nie chcia a ju nigdy ukry
ą ł
ł ś ą
ł
ł
ż
wa .
ć
Podali sobie r ce i wyszli.
ę
Powóz, którym przyjecha markiz pokryty by kurzem, lecz konie wygl da y ca kiem rze ko.
ł
ł
ą ł
ł
ś
Stajenny, krz taj cy si przy powozie, u miechn si do Diony i dotkn d oni kapelusza na
ą ą
ę
ś
ął ę
ął ł
ą
powitanie. Rozpozna a go, gdy cz sto towarzyszy swemu panu, i równie si
ł
ż ę
ł
ż ę
u miechn a.
ś
ęł
Markiz pomóg jej wsi
, potem wzi lejce, usadowi si na miejscu wo nicy i zaci
ł
ąść
ął
ł ę
ź
ął
konie.
Dopiero gdy wyjechali na poln drog , Diona odzyska a g os.
ą
ę
ł ł
— Dok d mnie zabierasz? — zapyta a nie
ą
ł
mia o.
ś
ł
— Do ko cio a.
ś ł
Spojrza a na niego, jakby si przes ysza a. Powtórzy a ze zdumieniem:
ł
ę
ł
ł
ł
— Do ko cio a?!
ś ł
— Pobierzemy si , proboszcz ju na nas czeka — odpar spokojnie Irchester.
ę
ż
ł
Diona milcza a, og uszona niezwyk ym bie
ł
ł
ł
giem wydarze . Po jakim czasie w oddali ukaza
ń
ś
ł
si , zbudowany z szarego kamienia ko ció ek. Diona zna a go doskonale. Ka dej niedzieli
ę
ś ł
ł
ż
chodzi a tu na msze. Tutaj te na przyko cielnym cmentarzu pochowani byli jej rodzice. W
ł
ż
ś
czasie podró y dziewczyna och o
ż
ł n a na tyle, by zapyta :
ęł
ć
— Ale jak mo esz mnie po lubi ?
ż
ś
ć
— Zupe nie po prostu — odpar markiz rado nie. I natychmiast doda :
ł
ł
ś
ł
— Powinienem by zrobi to wcze niej. Nie chc wi cej ryzykowa , e mi znów uciekniesz!
ł
ć
ś
ę ę
ć ż
Zajechali przed bram ko cio a i markiz pomóg Dionie wysi
.
ę ś ł
ł
ąść
— Czy ma e stwo ze mn przyniesie ci szcz cie? — zapyta a. — Naprawd tego chcesz?
łż ń
ą
ęś
ł
ę
Markiz zwróci si do niej agodnie:
ł ę
ł
— My l , e oboje tego chcemy...
ś ę ż
Diona spojrza a mu uwa nie w oczy i zro
ł
ż
zumia a, e mia racj . Ju teraz stanowili jedno .
ł ż
ł
ę
ż
ść
Markiz uj Dion pod r k i wprowadzi j do ko cio a. Us ysza a agodny d wi k orga
ął
ę
ę ę
ł ą
ś ł
ł
ł ł
ź ę
nów.
Na stopniach o tarza czeka na nich pastor. Par lat temu zast pi starego probosz
ł
ł
ę
ą ł
cza, jej
nauczyciela i w krótkim czasie zdo a zaskarbi sobie przyja
rodziny Grantleyów.
ł ł
ć
źń
Markiz powiód Dion wzd u g ównej nawy do o tarza. Po chwili obrz dek za lubin rozpo
ł
ę
ł ż ł
ł
ą
ś
-
cz si .
ął ę
Wracali poln drog do jej rodzinnego domu. Z trudem mog a uwierzy , e jest m
atk . Jak
ą
ą
ł
ć ż
ęż ą
przez mg
pami ta a zdecydo
łę
ę ł
wane s owa markiza i w asn , z o on dr
ł
ł
ą
ł ż ą
żącym g osem
ł
przysi g . Marzenie sta o si rzeczywisto ci . Muzyka wype nia a ich serca. Diona czu a, e jej
ę ę
ł
ę
ś ą
ł
ł
ł ż
rodzice s razem z ni szcz liwi, bo pragn li, aby ich córka prze y a tak wspania e chwile.
ą
ą
ęś
ę
ż ł
ł
Jestem zam
na, my la a, i kocham go bar
ęż
ś ł
dziej ni umiem wypowiedzie . Nikt nie móg
ż
ć
ł
mie nigdy pi kniejszego lubu.
ć
ę
ś
Diona czu a mi o i szcz cie promieniuj ce od markiza. Serce bi o jej jak oszala e. Nawet
ł
ł ść
ęś
ą
ł
ł
Syriusz zdawa si dzieli ich rado .
ł ę
ć
ść
Wierny dalmaty czyk bieg za faetonem, gdy jechali do ko cio a i przez ca y czas trwania
ń
ł
ś ł
ł
ceremonii za lubin nie odst powa swojej pani. Gdy tak wspomina a niedawne prze ycia,
ś
ę
ł
ł
ż
powóz zajecha przed dwór. Markiz wzi Dion na r ce i przeniós j przez próg. Syriusz bieg
ł
ął
ę
ę
ł ą
ł
przed nimi.
Weszli do bawialni. Pani Briggs zostawi a wszystkie okna otwarte i dom wype nia cudow
ł
ł
ł
ny
zapach kwiatów z ogrodu.
Markiz niespiesznie rozwi zywa wst
ki ka
ą
ł
ąż
pelusza Diony. Przez moment patrzy jej prosto
ł
w oczy. Potem schyli si nad ni i poca owa w czo o, w oczy, w usta. Ca owa j tak
ł ę
ą
ł
ł
ł
ł
ł ą
delikatnie, e Dionie chcia o si p aka ze szcz cia. Przytuli a si do niego z ca ej si y.
ż
ł
ę ł
ć
ęś
ł
ę
ł
ł
— Jeste moja. Moja, nigdy ci nie strac ...
ś
ę
ę
— Kocham ci ... Kocham ci ... — odpo
ę
ę
wiedzia a mu oszo omiona. — Kocham ci , ale chyba
ł
ł
ę
nie powiniene by mnie po lubia ...
ś
ł
ś
ć
— Nigdy przez ca e moje ycie nikogo tak nie kocha em. Moja najdro sza, moja liczna, to
ł
ż
ł
ż
ś
by o nieuchronne.
ł
Znów j poca owa , a po chwili doda :
ą
ł
ł
ł
— adne z nas nie potrafi oby ju y bez drugiego. Jeste my jedno ci .
Ż
ł
ż ż ć
ś
ś ą
— To w a nie czuj , ale nie wiedzia am, e i ty tak to odbierasz.
ł ś
ę
ł
ż
Markiz u miechn si .
ś
ął ę
— Wiem o tym od chwili, gdy ci ujrza em. Walczy em z t mi o ci , gdy s dzi em, e nie
ę
ł
ł
ą
ł ś ą
ż ą ł
ż
chc nikogo po lubi ...
ę
ś
ć
— ... Ale lady Sybille powiedzia a...
ł
— Zapomnij o niej — przerwa . — Ona nie ma dla mnie najmniejszego znaczenia. My l , e
ł
ś ę ż
post pi em g upio zabieraj c ci do Londynu, ale uczyni em tak z uwagi na twoje dobro.
ą ł
ł
ą
ę
ł
— Z uwagi na moje dobro?
— Tak. Jeste bardzo m oda, s abo znasz wiat. Postanowi em da ci to, co nazywa si
ś
ł
ł
ś
ł
ć
ę
sportow szans . W ten sposób mog a pozna innych m
czyzn. Gdyby zechcia a, mog aby
ą
ą
ł ś
ć
ęż
ś
ł
ł
ś
pokocha którego z nich.
ć
ś
Diona krzykn a z oburzenia:
ęł
— Jak mog e co podobnego pomy le ? To oczywiste, e nigdy nie pokocha abym nikogo
ł ś ś
ś ć
ż
ł
bardziej ni ciebie. To by oby niemo liwe!
ż
ł
ż
— Tak. Pope ni em b d i zosta em za to ukarany. Nie chcia bym ju nigdy wi cej cier
ł ł
łą
ł
ł
ż
ę
pieć
takich m czarni jak ostatniej nocy, gdy zorientowa em si , e zosta a porwana, albo jak dzisiaj,
ę
ł
ę ż
ł ś
gdy dowiedzia em si , e uciek a . I to tylko dlatego, e lady Malden opowiada a
ł
ę ż
ł ś
ż
ł
jakie nonsensy.
ś
— To znaczy, e nie obiecywa e lady Sybille
ż
ł ś
ma e stwa?
łż ń
— Nigdy nie prosi em o r k adnej kobiety,
ł
ę ę ż
z wyj tkiem ciebie. Diona roze mia a si .
ą
ś
ł
ę
— Mnie równie nie prosi e ! Dlatego, kiedy ona opowiada a, e macie si pobra , pomy
ż
ł ś
ł ż
ę
ć
ś-
la am, e chcia e ukry mnie w jakim ma ym domku na uboczu, gdzie byliby my razem, ale
ł
ż
ł ś
ć
ś
ł
ś
nie jako m i ona.
ąż ż
Markiz przytuli j .
ł ą
— Musisz zapomnie o z ych chwilach. W g upi sposób próbowa em obroni le poj t
ć
ł
ł
ł
ć ź
ę ą
wolno i niezale no . Od pocz tku powinie
ść
ż ść
ą
nem wiedzie , e to przegrana bitwa.
ć ż
Markiz pomy la , e wyra a si niezbyt jasno,
ś ł ż
ż
ę
wi c doda :
ę
ł
— Kocham ci . Moje serce t skni o za tob , ale jak wi kszo m
czyzn obawia em si
ę
ę
ł
ą
ę
ść ęż
ł
ę
zwi za na zawsze z jedn kobiet , która mog aby mnie znudzi . Diona struchla a.
ą ć
ą
ą
ł
ć
ł
— A co si stanie, je eli... ja ci znudz ? — spyta a z l kiem w g osie.
ę
ż
ę
ę
ł
ę
ł
— Nie, najdro sza, to niemo liwe. Nigdy nie zdarzy o si , abym si nudzi w twoim
ż
ż
ł
ę
ę
ł
towarzystwie. Gdy by a przy mnie, jedna dramatyczna scena nast powa a po drugiej. My l , e
ł ś
ę
ł
ś ę ż
teraz jestem wr cz upowa niony do odpoczynku, czyli... Do miodowego miesi ca.
ę
ż
ą
— A gdzie sp dzimy miodowy miesi c?
ę
ą
— Pojedziemy do Dover, a stamt d po
ą
p yniemy moim jachtem.
ł
Oczy Diony rozszerzy y si z zachwytu.
ł
ę
— Dok d? Powiedz, dok d?
ą
ą
— Pop yniemy tam, gdzie tylko b dziesz sobie yczy a. wiat jest ogromny i znam wiele
ł
ę
ż
ł Ś
pi knych miejsc, które chcia bym ci pokaza . B dziemy si kocha , a gdy wrócimy, razem
ę
ł
ć
ę
ę
ć
podejmiemy wspólne obowi zki.
ą
Diona zaczerpn a tchu.
ęł
— To brzmi tak cudownie, cudownie! Jeste pewien, e nie b dziesz mn znudzony?
ś
ż
ę
ą
— A oczekujesz tego po mnie? — zapyta z u miechem.
ł
ś
— Nie, ale obawiam si , e... Markiz przerwa jej delikatnie.
ę ż
ł
— Zapomnia a ju , e czy nas nie tylko zwi zek uczu , ale i my li. e ty potrafisz
ł ś
ż ż łą
ą
ć
ś
Ż
odczyta moje my li, a ja twoje.
ć
ś
— To znaczy, e naprawd s ysza e mnie wtedy, w noc porwania?
ż
ę ł
ł ś
— Tak. I dzisiaj te — potwierdzi mar
ż
ł
kiz. — Jestem pewien, e pod wiadomie wzy
ż
ś
wa a
ł ś
mnie, cho chcia a uciec ode mnie jak najdalej.
ć
ł ś
— By am absolutnie przekonana, e masz zamiar po lubi lady Sybille... Prze y am strasz
ł
ż
ś
ć
ż ł
ne
chwile, chcia am umrze .
ł
ć
Ostatnie s owa Diona wymówi a na tyle cicho, e ledwie zdo a j dos ysze .
ł
ł
ż
ł ł ą
ł
ć
Ich usta spotka y si . Ca owa j tak d ugo, a wszystko wokó sta o si ciemno ci . Czu a
ł
ę
ł
ł ą
ł
ż
ł
ł
ę
ś ą
ł
tylko zapach ró i s ysza a muzyk w g bi serca.
ż ł
ł
ę
łę
— Kocham ci ... Kocham ci ...
ę
ę
Nie by a pewna, czy powiedzia a to g o no, czy tylko pomy la a.
ł
ł
ł ś
ś ł
Znacznie pó niej, gdy pokój o wietla ju tylko blask gwiazd i stoj cego wysoko na niebie
ź
ś
ł
ż
ą
ksi
yca, Diona poruszy a si w ramio
ęż
ł
ę
nach markiza.
— Nie pisz? — wyszepta a.
ś
ł
— Jestem zbyt szcz liwy, eby spa .
ęś
ż
ć
— Naprawd ? Nie jeste znudzony, rozcza
ę
ś
rowany?
Roze mia si .
ś
ł ę
— W tpi , czy kiedykolwiek mi si to przy tobie przydarzy! A ty moja najdro sza? Czy nie
ą ę
ę
ż
skrzywdzi em ci , ani nie urazi em?
ł
ę
ł
Diona g boko westchn a.
łę
ęł
— Ach... Nie wiedzia am, e mi o jest taka cudowna!
ł
ż
ł ść
Poca owa a go w rami i stwierdzi a:
ł
ł
ę
ł
— By z tob , to jak by w niebie. Teraz czuj si jeszcze szcz liwsza. I ciesz si , e t noc
ć
ą
ć
ę ę
ęś
ę ę ż ę
mogli my sp dzi w domu wype nionym mi o ci moich rodziców, e mogli my le e w ich
ś
ę ć
ł
ł ś ą
ż
ś
ż ć
ó ku. Oni byli najszcz liwszymi lud mi na wiecie!
ł ż
ęś
ź
ś
— Oprócz nas! — poprawi j markiz. — Je
ł ą
stem przekonany, moja liczna, e aden m
ś
ż ż
ęż-
czyzna nie mo e si nazwa takim szcz ciarzem jak ja. B d walczy m
niej ni wtedy, gdy
ż
ę
ć
ęś
ę ę
ł ęż
ż
by em o nierzem, aby ci chroni , aby nie dozna a adnej krzywdy.
ł
ż ł
ę
ć
ś
ł ż
Diona przytuli a si mocniej do niego.
ł
ę
— Kocham ci , mój najdro szy... Kocham ci . Kocham ci — szepta a nami tnie. — Nie
ę
ż
ę
ę
ł
ę
znam innych s ów, prócz tych dwóch: kocham ci . Kocham ci !
ł
ę
ę
— I one mi wystarcz . To w a nie pragn us ysze . Ale mo esz kocha mnie bez s ów. Za
ą
ł ś
ę ł
ć
ż
ć
ł
ka dym razem, moja najdro sza, gdy dotykam twego cia a czuj , e wyznaje mi mi o . Za
ż
ż
ł
ę ż
ł ść
ka dym razem, kiedy patrz w twoje oczy, widz w nich wszystko, co chcia aby mi wyzna .
ż
ę
ę
ł
ś
ć
— Mówisz w a nie to, o czym chcia am ci powiedzie — rzek a cicho Diona. — Jeste
ł ś
ł
ć
ł
ś
wspania y, cudowny.
ł
— Chcia bym, najdro sza, chcia bym by cudowny. Teraz wiem, jak wiele szcz cia da
ł
ż
ł
ć
ęś
wali
innym twoi rodzice. My tak e musimy kocha si podobn mi o ci .
ż
ć ę
ą
ł ś ą
Diona lekko westchn a.
ęł
— Jak mog am kiedykolwiek w tpi , e mama i ojciec opiekuj si mn nawet po mierci? To
ł
ą ć ż
ą ę
ą
ś
oni skierowali moje kroki do Irchester Park. My l , e od samego pocz tku, chocia budzi e we
ś ę ż
ą
ż
ł ś
mnie ogromny respekt, pod wiadomie wiedzia am, e to w a nie ty jeste cz owiekiem, z którym
ś
ł
ż
ł ś
ś ł
chc sp dzi reszt
ę ę ć
ę
ycia.
ż
Na chwil przerwa a, zaczerpn a tchu i za
ę
ł
ęł
pyta a nie mia o:
ł
ś
ł
— Czy nasze ma e stwo nie b dzie mia o negatywnego wp ywu na twoj pozycj spo
łż ń
ę
ł
ł
ą
ę
-
eczn ? Po lubi e dziewczyn z niezamo nej
ł
ą
ś
ł ś
ę
ż
rodziny.
Markiz wiedzia , e Dion znów gn bi my l o lady Sybille. Odpar wi c agodnie, ale z na
ł ż
ę
ę
ś
ł
ę ł
-
ciskiem:
— Nie jeste , moja uwielbiana ono, jedy
ś
ż
n osob na wiecie, której zdarzy o si rato
ą
ą
ś
ł
ę
wać
ucieczk . Pami tasz, e kiedy pojawi a si w Irchester Park, przyby em tam w a nie
ą
ę
ż
ł ś
ę
ł
ł ś
niespodziewanie dla s u by. Otó , musisz wie
ł ż
ż
dzie , e wówczas uciek em z Londynu przed
ć ż
ł
pewn kobiet , która próbowa a z apa mnie w sid a...
ą
ą
ł ł
ć
ł
Nagle jego ton zmieni si .
ł ę
— Ale oczywi cie, tak jak i ty, wierz , e by o to przeznaczenie wiod ce mnie na spot
ś
ę ż
ł
ą
kanie z
tob . Zwróci a si wtedy do mnie o pomoc, w a nie wtedy...
ą
ł ś ę
ł ś
— Och! Naturalnie, e to los, przeznacze
ż
nie! — przytakn a Diona. — No, i Syriusz. Gdyby
ęł
nie str ci szklanki brandy stryja Herewarda... I gdyby nie obudzi ci wtedy, by uchroni mnie
ą ł
ł ę
ś
ł
przed ma e stwem z Simonem... Nie by abym tutaj teraz...
łż ń
ł
Markiz instynktownie przytuli j mocniej, a Diona mówi a dalej:
ł ą
ł
— To by a ekscytuj ca, frapuj ca, niezwyk a historia. Mam wra enie, e przeczyta am o niej
ł
ą
ą
ł
ż
ż
ł
w ksi
ce, a nie prze y am naprawd ...
ąż
ż ł
ę
— A mo e powinna napisa o tym ksi
k ? A na pewno kiedy opowiemy j naszym
ż
ś
ć
ąż ę
ś
ą
dzieciom.
W ciemno ci markiz nie móg dostrzec ru
ś
ł
mie ca, który wyp yn na policzki Diony, ale
ń
ł ął
wyczu jej konsternacj . Diona wtuli a twarz w rami m
a. Us ysza jej st umiony g os.
ł
ę
ł
ę ęż
ł
ł
ł
ł
— Czy s dzisz, e teraz zosta o pocz te nasze
ą
ż
ł
ę
dziecko?
Markiz u miechn si zanim odpowiedzia :
ś
ął ę
ł
— Je li chcesz, mo emy zrobi to dla pew
ś
ż
ć
no ci jeszcze raz.
ś
— A do tej... chwili... nie wiedzia am... sk d si bior dzieci... — mówi a urywanym g osem.
ż
ł
ą
ę
ą
ł
ł
— To jest... co cudownego.... nie chc tylko jednego... Chc mie kilkoro dzieci... Czy mo esz,
ś
ę
ę
ć
ż
bardzo prosz , kocha si ze mn dalej?
ę
ć ę
ą
— Moja liczna, mog ci kocha , przytula , pie ci , dopóki gwiazdy nie zgasn na niebie,
ś
ę ę
ć
ć
ś ć
ą
dopóki ksi
yc nie zajdzie.
ęż
Jego usta w drowa y po mi kkiej skórze ony, delikatnie g adzi jej cia o.
ę
ł
ę
ż
ł
ł
ł
I znów poczu a, e ogie zap on w jej piersiach i na jej wargach. A wreszcie podda a si i
ł ż
ń
ł ął
ż
ł
ę
bez reszty pogr
y a w rado ci i zapom
ąż ł
ś
nieniu. To by o boskie uczucie i wiedzia a, e Bóg
ł
ł ż
b ogos awi ich szcz ciu.
ł
ł
ęś
Nami tno ogarn a ich swoim p omieniem i stali si jedno ci cia a i duszy. Na wieczno .
ę
ść
ęł
ł
ę
ś ą
ł
ść