Leclaire Day Bal Kopciuszka 03 Cud w Milagro unlocked

background image

Day Leclaire

Cud

w Milagro

Tłumaczył

Feliks Forbert-Kaniewski

scandalous

Anula43&Irena

background image

PROLOG

Posiadłość rodziny Montague - Forever w Nevadzie

- Boisz się dzisiejszego wieczoru, prawda?
Ella Montague spojrzała na matkę. Wolała oszczędzić jej

prawdy. Szczerze mówiąc, od pięciu lat, od poprzedniego Balu

Kopciuszka, drżała na myśl o dzisiejszym dniu. Wtedy w ciągu

jednej nocy jej marzenia legły w gruzach. Takie wyznanie jed­

nak dotknęłoby matkę.

- Wiem, jak wiele znaczy to dla ciebie i taty... - odparła

wymijająco.

- Bal Kopciuszka ma dla nas olbrzymie znaczenie - przy­

znała Henrietta. - Pragniemy gorąco, aby inni też mogli do­
świadczyć takiej miłości i szczęścia, jakie stało się udziałem
moim i twojego ojca. To dlatego już siódmy raz wydajemy ten
bal co pięć lat. Przede wszystkim jednak - wzięła Córkę za rękę
- zależy nam na twoim szczęściu.

Szczęście? Dłonie Elli zadrżały. Wydawało się to niemożliwe

do osiągnięcia.

- Może nie każdemu pisane jest: „żyli długo i szczęśliwie".
- Oczywiście, że jest ci to pisane. Jak w ogóle możesz my­

śleć inaczej? - zaniepokoiła się matka.

- Zawsze marzyłam, że spotkam mężczyznę mojego życia...

- Spuściła głowę. - Że zakochamy się i pobierzemy jeszcze tej

samej cudownej nocy, jak ty i tata. Ale może... - Głos jej się
załamał. - Może czar Balu Kopciuszka nie działa na wszystkich.

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Działa na tych, którzy wierzą - upierała się Henrietta.

- Naprawdę? Jesteś pewna?

Smutek zagościł w błękitnych oczach Henrietty.

- Ten Beaumont bardzo cię skrzywdził, prawda?
- Jakoś to przeżyję - wzruszyła ramionami Ella.
- Nie ma dnia, byśmy z ojcem nie żałowali tamtego wieczo­

ru. To była nasza wina. Powinniśmy wiedzieć... - Gestem roz­

paczy uniosła ręce, - Powinniśmy uświadamiać sobie...

- Nie winię was o to - wtrąciła szybko Ella. - Skąd mogli­

ście wiedzieć, co zamierza zrobić siostra Rafe'a? Shayne nigdy

nam się nie zwierzała. A swoją drogą, to nie zakochałam się

w nim podczas Balu Kopciuszka.

- Tylko go wówczas straciłaś - zauważyła matka.

Nie było sensu zaprzeczać.
- Nie jestem już naiwną dwudziestojednolatką. - Ella spoj­

rzała matce prosto w oczy. - Ani marzycielką.

- Utraciłaś nadzieję? Nie możesz tak łatwo rezygnować.
- Jeszcze nie zrezygnowałam - odparła, rumieniąc się.
Nadal wierzyła, że spotka wreszcie miłość swego życia. Po­

stanowiła dać ostatnią szansę marzeniom i podczas tego Balu

Kopciuszka odnaleźć swojego księcia. Jeśli tak się nie stanie,

będzie wiedziała na pewno, że nie należy do ludzi, którzy znaj­

dują skarb po drugiej stronie tęczy, do osób, które napotykają

bajkowe „żyli długo i szczęśliwie". Wstała. Smutek zmącił bur­

sztynowy kolor jej oczu. Przez ostatnie pięć lat miała czas, by

podjąć decyzję. Jeśli do końca balu nie weźmie ślubu, pogodzi

się z nieuchronną prawdą. Nie będzie nieba na ziemi, a gwiazdy

zostaną jedynie odległymi, zimnymi punktami. Uzna, że Rafe

miał rację. Bajki kończą się szczęśliwie jedynie w książkach,

a jej rodzice stanowią wyjątek potwierdzający regułę.

- Ella, powiedz mi prawdę. Nadal wierzysz?

Odwróciła się i obdarzyła matkę pocieszającym uśmiechem.

scandalous

Anula43&Irena

background image

7

- Tak. - Na tę jedną noc zebrała resztki nadziei.
- Muszę mieć pewność, że nie zrezygnowałaś - rzekła taje­

mniczo Henrietta. - To dla mnie... dla nas bardzo ważne.

- Wiem - uśmiechnęła się szerzej Ella. - Ty i tata jesteście

nieuleczalnymi romantykami.

- Nie przeczę - zgodziła się matka. - Ale nie to mnie mar­

twi. Jest jeszcze coś, o czym powinnaś wiedzieć.

- O co chodzi, mamo? - zaniepokoiła się Ella.
- Usiądź, kochanie. Musimy porozmawiać.

Grand Hotel, Forever, Nevada.

-

Nie możesz się doczekać wieczoru, prawda?

Rafe przycisnął mocniej słuchawkę do ucha.
- Wolałabyś, żebym skłamał, Shayne? - spytał, wciskając

złotą spinkę w mankiet śnieżnobiałej koszuli. - Mam przystroić
prawdę w śliczne kłamstwa, żeby poprawić ci samopoczucie?

- Tak! Właśnie o to mi chodzi.
- Wiesz, że nie postępuję w ten sposób - odparł beznamięt­

nym tonem. - Czy dzwonisz z Kostaryki tylko po to, żeby utrud­
nić mi życie? A może chcesz przedyskutować jakąś ważną spra­
wę? Muszę przygotować się do balu.

- Do diabła, Rafe! To jest ważne! Proszę cię, obiecaj mi, że

zostawisz rodzinę Montague w spokoju.

- Doskonale wiesz, że nie mogę złożyć takiej obietnicy.
- Bo nie chcesz! - zdenerwowała się siostra.
- No dobrze, nie chcę - oświadczył ze znaną jej zaciekło­

ścią. - Montague pójdą na dno, a ja będę przy tym asystował.
Do diabła, zamierzam wepchnąć ich pod wodę.

- Ale to moja wina! Ile razy mam ci powtarzać?
Rafe spojrzał na leżącą na łóżku pozłacaną kopertę. Zawie­

rała „bilet" siostry na bal.

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Może potraktowałbym to zupełnie inaczej, gdyby nie

ostatni incydent. To, co zaszło pięć lat temu, było wystarczająco
złe, ale bezczelne przysłanie ci zaproszenia na kolejny bal... -
W jego głosie zabrzmiał ledwo dosłyszalny hiszpański akcent.
Ścisnął mocniej słuchawkę, starając się zapanować nad ogarnia­

jącą go furią. Jedynie najsilniejsze emocje wyzwalały w nim

nawyki z dzieciństwa. - Tego nie daruję.

- Nie rozumiesz? Chciałam wziąć udział w dzisiejszym ba­

lu. Pomyślałam, że może...

- Miałaś nadzieję, że on też tam będzie - zgrzytnął zębami

Rafe.

Nie odpowiedziała, westchnęła tylko żałośnie.
- Ach, pobrecita hermanita - szepnął. - Cierpię wraz z to­

bą. Powinienem był zrobić wszystko, by zaoszczędzić ci bólu.
I tak zrobię. Skończę z tym raz na zawsze, a wtedy Montague
nie wydadzą kolejnego Balu Kopciuszka, by zwodzić ciebie lub
inną dziewczynę tymi romantycznymi bredniami.

- Rafe, proszę... - Głos jej się łamał, co tylko podsyciło

w nim pielęgnowaną od pięciu lat nienawiść. - Nie rób tego.

- Muszę - odparł z bolesną szczerością. - Nie wolno im

igrać z niewinnymi uczuciami i wyciągać od ludzi pieniędzy,
obiecując miłość i szczęście, kiedy dają im tylko rozpacz i łzy.

- Musisz mi uwierzyć, to była moja wina, nie państwa Mon­

tague. Jak mam cię o tym przekonać?

- Nie możesz tego zrobić, Shayne, z jednego prostego po­

wodu.. . - Spoglądał przez okno, obserwując, jak chylące się ku
zachodowi słońce oświetla pustynię. - To była wyłącznie moja
wina.

- Nie rozumiem...
- Przez pół życia nikt o ciebie nie dbał. Kiedy cię wreszcie

znalazłem, przysiągłem opiekować się tobą. - Skrzywił się bo­
leśnie. - Zawiodłem. Nie potrafię cofnąć przeszłości, ale mogę

scandalous

Anula43&Irena

background image

sprawić, że to się więcej nie powtórzy. Nie zawiodę cię tym
razem.

Shayne stłumiła łkanie.

- Musimy porozmawiać - wykrztusiła wreszcie. - Nic nie

rozumiesz.

- Wręcz przeciwnie, mi pichón - odparł spokojnie. - Rozu­

miem więcej, niż ci się zdaje.

Powoli odłożył słuchawkę. Wyjął z koperty aksamitną sakie­

wkę. Znajdująca się wewnątrz sztabka błysnęła niczym żywa,
napełniając pokój obiecującym, złotym blaskiem.

- Przysięgam, Shayne - mruknął. - Zapłacą za wszystko.

scandalous

Anula43&Irena

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Bal Kopciuszka

- Forever, Nevada

Niczym głodny lew węszący w poszukiwaniu łupu, Rafe

wyczuł obecność Elli, zanim jeszcze ją spostrzegł. Jego ruchy
stały się wolniejsze, a napięcie mięśni ramion spotęgowały za­
ciśnięte pięści. Sporo osób czekało na wejście do sali balowej.
Na końcu kolejki ujrzał kątem oka połysk złotej sukni, głęboki
heban włosów i skórę barwy kości słoniowej. Potem tłum się
poruszył i zobaczył Ellę.

Owładnęły nim namiętność i pożądanie, jakby kpiąc sobie

z powziętego od pięciu lat postanowienia, że pozostanie wobec
niej niewzruszony. Wiedział, że powinien jej nienawidzić, ale
emocje wzięły górę nad rozumem.

Powróciły długo tłumione wspomnienia, podsycając jedynie

jego furię. Dios! Ze wstydem stwierdził, że nie może oderwać

od niej oczu. Przed pięciu laty uważał ją za nieziemskie zjawi­
sko, lecz od tej pory rozkwitła pełnią kobiecej urody, przewy­
ższając jego najśmielsze oczekiwania.

Wysunął się z kolejki, przepuszczając stojące za nim osoby

i zaczął się zastanawiać nad przewrotnością losu i natury ludzkiej.
Doszedł do wniosku, że doskwiera mu co najwyżej gwałtowny
przypływ pożądania i nic więcej. Odrzucił wszystkie inne możli­
wości. Była to naturalna reakcja mężczyzny na widok takiej kobie­
ty. Martwił się, czy zdoła beznamiętnie wziąć Ellę w ramiona
i zaciągnąć do łóżka, by połączyć się z nią w prastarym rytuale.

scandalous

Anula43&Irena

background image

Nie przewidział, że zwykłe pożądanie może skomplikować jego

plany, ale słabość do Elli nie może przeszkodzić, zwłaszcza po

tym, co zrobiła i zważywszy na los, jaki jej szykował.

Wtedy przyszedł mu do głowy inny plan, który mógłby zarówno

nasycić jego pragnienie zemsty, jak i zmysły. Rozważał go, obser­

wując Ellę chłodnym wzrokiem. Przyjmując, że nie zmieniła się

w ciągu tych pięciu lat, istniała duża szansa powodzenia.

Uśmiechnął się machinalnie. Lepiej, żeby się powiodło, ina­

czej nie ręczył za swoją poczytalność.

Ella straciła orientację, ile czasu minęło od rozpoczęcia Balu

Kopciuszka, lecz czuła, że traci cenny czas. Bardzo chciałaby

wymknąć się stąd i walczyć o własne szczęście. Zamiast tego,

witała gości promiennym uśmiechem i brała od nich pełniące rolę

biletów wstępu pozłacane sztabki. W trzymanym przez nią wyście­

łanym koszyku rosła złocista góra gorączkowych snów i marzeń.

Każdy kolejny bilet wpadał tam z melodyjnym brzękiem i cichą

modlitwą Elli, by on lub ona odnaleźli na balu wybraną osobę.

Spojrzała na kolejnego gościa i uśmiechnęła się grzecznie.

Był to wysoki, przystojny mężczyzna. W jego oczach widniało

zmęczenie połączone ze stanowczością.

- Nazywam się Jonah Alexander - zaczął. - Posłuchaj, mam

niewielki problem... - Nim jednak przeszedł do wyjaśnień, Ella

spojrzała na stojącą za Jonahem osobę i w jej wielkich, burszty­

nowych oczach pojawiło się przerażenie. Twardym jak diament

spojrzeniem wpatrywał się w nią Rafe Beaumont.

- Cześć, Ella - rozległ się tubalny męski glos.
Krew odpłynęła jej z twarzy. To niemożliwe. Rafe nie mógł

pojawić się tu, tego najważniejszego dla niej wieczoru. Koszyk

wysunął się jej z ręki i upadł na podłogę. Zahipnotyzowana jego

wzrokiem przez dłuższą chwilę nie była w stanie zareagować.

Z przerażeniem stwierdziła, że mogła tym spojrzeniem powie-

scandalous

Anula43&Irena

background image

dzieć mu więcej, niżby pragnęła, a znając jego zdolność do

odbierania jej nastrojów, było się czego obawiać. Nie odzyskała

panowania nad sobą do chwili, kiedy poprzedzający Rafe'a

mężczyzna, rzuciwszy się na kolana, zaczął zbierać rozsypane

sztabki i wkładać do wyściełanego białym atłasem koszyka. Ella

z przytłumionym okrzykiem uklękła obok niego, pomagając

zbierać bilety.

- Nic ci nie jest? - spytał szeptem nieznajomy.
- Wszystko w porządku - skłamała, lecz zdradziły ją drżące

dłonie. Podniosła ostatnią sztabkę i wstała. - Dziękuję za pomoc.

- Cała przyjemność po mojej stronie.
Jonah również podniósł się i spojrzał na stojącego za nim

mężczyznę. Jeśli zamierzał speszyć Rafe'a, to zobaczył, że się

pomylił. Rafe skrzyżował ramiona na piersi i przybrał pozę,

która świadczyła, że może tak stać do końca świata. Wyraz jego

twarzy przestraszył Ellę. Znała to zimne spojrzenie człowieka

wpływowego i bogatego. Informowało Jonaha, że sprawa po­

między Rafe'em i Ellą ma wymiar czysto osobisty. Ku jej zdu­

mieniu Jonah nie ustąpił.

- Czy mogę jeszcze pani jakoś służyć? - Dopóki nie poprosi

go o przejście na bok, potrzeba będzie spychacza, by go stąd

ruszyć.

We wzroku Elli widniała rozpacz.
- Obawiam się, że nie. Witam na Balu Kopciuszka. Życzę

miłej zabawy i... - głos jej zadrżał, lecz opanowała się szybko

- radosnej przyszłości.

- Jest pani pewna? - spytał cicho.

- Powiedz mu, żeby sobie poszedł, Ella - zdenerwował się

Rafe. - Wiesz, że to prywatna sprawa.

Ella uśmiechnęła się do Jonaha.

- Rafe i ja jesteśmy starymi... - zawahała się, a uśmiech

stał się nieco gorzki - .. .starymi znajomymi. Dziękuję za troskę.

scandalous

Anula43&Irena

background image

Jonah skłonił głowę. Zrezygnował z ostrzegawczego spoj­

rzenia w stronę adwersarza i ubawiony w duchu swoją postawą

poszedł do zatłoczonej sali balowej.

- Twój przyjaciel?- spytał Rafe, zajmując miejsce Jonaha.
- Widzę go po raz pierwszy w życiu. - Z trudem wzruszyła

ramionami. - Chyba na pierwszy rzut oka potrafi rozpoznać

kłopoty.

- Czy ja jestem tym kłopotem? - We wzroku Rafe'a po raz

pierwszy błysnęło rozbawienie.

Zesztywniała, wpatrując się w jego kamienną twarz.
- Nie wiem. A jesteś?
- Można się o tym przekonać tylko w jeden sposób.

- Jaki? - odważyła się spytać. Zadrżała, widząc, jak rozba­

wienie znika z jego wzroku.

- Dotrzymując mi towarzystwa.
Zabrzmiało to bardziej jak żądanie niż prośba. Ella wyczuła

kryjące się w nim zagrożenie. Odmów, przez wzgląd na własne

dobro, pomyślała w popłochu.

Tymczasem sznur gości oczekujących na wejście wydłu­

żył się. Natychmiast należało przerwać tę nieoczekiwaną roz­

mowę.

- O co ci chodzi, Rafe? - spytała półgłosem. - Po co tu

przyszedłeś?

- Oczywiście w charakterze gościa. - Popatrzył niewinnym

wzrokiem i pokazał zloty bilet. Błysnął olśniewająco.

- Chcesz znaleźć sobie żonę? - zdumiała się Ella.
- Czyż nie to jest założeniem dzisiejszego balu? - Jednym

prztyknięciem wyrzucił bilet w górę. Złocisty prostokąt zato­

czył łuk i wpadł z brzękiem w sam środek koszyka.

- Witamy na Balu Kopciuszka - odezwała się automatycz­

nie, nie mogąc oderwać wzroku od biletu Rafe'a. Chce znaleźć

sobie żonę! Jak ona zdoła to wytrzymać? Czy starczy jej sił, by

scandalous

Anula43&Irena

background image

obserwować, jak wybiera sobie kandydatkę z roju pięknych ko­
biet? Udręka zmąciła jej wzrok. - Rafe...

Przysunął się bliżej, przekraczając powszechnie uznaną ba­

rierę wyznaczającą obszar prywatności. Jednak Rafe rzadko sto­
sował się do tego, co inni. Nie po raz pierwszy naruszał tę
przestrzeń, jednak tym razem bez aprobaty Elli.

- Przyłącz się do mnie - mruknął. - Przekaż stanowisko

komu innemu i zatańcz ze mną, amada.

-

Nie mogę. - Starała się to powiedzieć w miarę spokojnym

tonem. - Mam obowiązki.

- Kłamiesz, Ella. To nie obowiązki zatrzymują cię tu,

a strach - rzekł tak, by tylko ona mogła go usłyszeć. Szerokimi
ramionami odgrodził ją od ciekawskich spojrzeń pozostałych
gości. - W końcu musisz stawić mi czoło.

- O co ci chodzi? Skoro przyszedłeś tu znaleźć sobie żonę,

czemu chcesz tańczyć ze mną?

- Nie mam zamiaru omawiać tego publicznie. Kiedy bę­

dziesz wolna?

Nigdy!
- Może trochę później - wyrwało się jej nieopatrznie.
Dziś miała ostatnią szansę na znalezienie szczęścia.

Wciąż pragnęła spotkać wymarzonego partnera. Jak zdoła
tego dokonać w obecności Rafe'a? Ma się przypatrywać, jak
będzie szukał sobie żony? Co gorsza, jak może zakochać

się w kimś innym, będąc w towarzystwie mężczyzny, który
wciąż igrał z jej uczuciami? Dopóki nie wyjaśni tej sytu­
acji, nigdy nie będzie wolna i nie zdoła ponownie się zaan­
gażować.

- Chodź, amada - nalegał. - Chodź ze mną.
Ogarnięta dziwnym transem skinęła głową i wręczyła ko­

szyk stojącemu obok pomocnikowi.

- Zajmij się tym, z łaski swojej. Muszę zaopiekować się tym

scandalous

Anula43&Irena

background image

gościem - powiedziała i bez najmniejszego protestu pozwoliła

się wziąć Rafe'owi pod rękę.

Nie odezwał się do chwili, aż znaleźli się na parkiecie. Wi­

dząc pytający wzrok Elli, uniósł brwi.

- Czyżbym zmienił się przez te ostatnie pięć lat? Chyba tak,

zważywszy, jak mi się przyglądasz.

- Chyba tak - przyznała, wykorzystując ten pretekst do ba­

czniejszego przyjrzenia się mu. - W pewnym stopniu.

Z powodu jego kruczoczarnych włosów i szarych oczu uwa­

żała go za niebezpiecznie przystojnego, choć nie bardzo umiała

to określić. Dopiero teraz ujrzała go oczyma dojrzałej kobiety.

Pojęła, że pięć lat temu była stanowczo za młoda i jakże naiwna,

nie dostrzegając gorejącej w nim namiętności, czystej zmysło­

wości, która przenikała go na wskroś. Być może zwiodła ją

ostrożność, z jaką pod maską spokoju ukrywał szalejące w nim

pasje. Doszła do wniosku, że była to zabójcza kombinacja.

Uwodził swe ofiary wewnętrznym żarem, podczas gdy arktycz-

ny chłód informował, że nie da się łatwo okiełznać.

- No i co? - spytał. - Czy są to zmiany na gorsze?

Ella przechyliła na bok głowę.
- Przybyło ci parę zmarszczek - droczyła się, bo podkreśla­

jąc męskość i siłę świadczyły jedynie o jego dojrzałości. - No

i lekko siwiejesz na skroniach.

- Spotyka to z wiekiem mężczyzn - odparł spokojnie.

Roześmiała się odruchowo.

- Czas robi to z nami wszystkimi. - Jej śmiech zamienił się

w smutek. - Wydaje mi się, że podstawowa zmiana polega na

tym, że zrobiłeś się bardziej twardy. Chłodniejszy.

Rafe napiął mięśnie.
- Nie obwiniaj za to czasu.
- Nie - szepnęła. - A czy winię za to czas?
Zamiast zaprzeczać, wziął ją w ramiona z delikatnością god-

scandalous

Anula43&Irena

background image

ną uwielbianej, a nie pogardzanej kobiety. Tego było już nadto.

Nie mogła znieść jego bliskości i faktu, że nie podzielał jej

uczuć. Musiała to natychmiast przerwać.

- Podobno chciałeś ze mną porozmawiać - przypomnia­

ła mu.

- Najpierw zatańczymy. - Ujął ją w talii. Dotyk jego dłoni

obudził w niej dawno zapomniane uczucia. - Porozmawiamy

potem.

Ella zamknęła oczy, chcąc ukryć emocje. To jednak tylko

spotęgowało jej odczucia. Słyszała tuż przy sobie każdy jego

oddech, szelest jedwabiu jej sukni ocierającej się o smoking

Rafe'a. Owionął ją niepowtarzalny zapach, mieszanka wiatru,

deszczu i żyznej, wonnej ziemi. No, a dotyk... Mięśnie pod jej

dłonią pulsowały z każdym jego ruchem, przypominając jej, że

nie jest to człowiek żyjący bezczynnie, lecz mężczyzna pracu­

jący na roli, który zawdzięcza swą tężyznę raczej morderczej

harówce niż godzinom spędzonym na sali gimnastycznej. Jedy­

nym nie zaangażowanym zmysłem okazał się smak i z trudem

powstrzymała się od podsunięcia ust do pocałunku.

Otworzyła oczy i skoncentrowała się na muszce. Zmuszała się

do skupienia uwagi wyłącznie na tym szczególe, pragnąc odrzucić

wszelkie inne doznania. Nie na wiele się to zdało. Ku jej przeraże­

niu naszła ją nieodparta pokusa, by nagle rozwiązać muszkę, roz­

piąć koszulę i pocałować muskularną, opaloną szyję Rafe'a. Przed

pięciu laty pragnęła go duszą i ciałem, a teraz... Zadrżała.

Wielkie nieba, nadal go pragnęła!
- Co się stało? - mruknął. - O czym myślisz?
Jakże mogła odpowiedzieć, skoro prawda była ostatnią rze­

czą, jaka przeszłaby jej przez usta. Strach skłaniał ją do ucieczki,

powstrzymywało pożądanie. Zwyciężyło przerażenie. Z niear­

tykułowanym okrzykiem wyrwała się z jego ramion i rzuciła do

ucieczki pomiędzy tańczącymi parami. Nie pojmowała swojej

scandalous

Anula43&Irena

background image

reakcji na widok Rafe'a ani powodów, dla których pojawił się

na balu. Obie te sprawy wymagały wyjaśnienia.

Ogród wydawał się jej najbezpieczniejszym miejscem, więc

pospieszyła w stronę schodów za tylnym wyjściem z sali balo­

wej. Niektórzy goście zmierzali już w stronę biblioteki, gdzie

miejscowa urzędniczka pracowicie wypełniała dokumenty za­

warcia małżeństwa. Ella, mijając ich, uśmiechała się służbowo,

zazdroszcząc im w duchu szczęścia.

Minęła sale z jedzeniem, przygotowane bufety i przez pod­

wójne, oszklone drzwi wyszła do ogrodu. Ścieżka skręcała w le­

wo, więc Ella poszła w prawo, wślizgując się w ledwo dostrze­

galną szczelinę między gęstymi krzakami. Skryta przed wścib­

skim wzrokiem gości rozpaczała w milczeniu.

Rafe szedł dyskretnie za nią. Wyśledził ją bez trudu. Złocista

suknia połyskiwała niczym latarnia morska. W ogrodzie stracił

ją z oczu, ale domyślał się, gdzie mogła się schować. Jeżeli nie

wcisnęła się między krzewy, nie zdoła jej odnaleźć. Nawet

uzbrojony w tę wiedzę stracił kilka bezcennych minut, zanim

spostrzegł wąskie przejście.

Doszedł do wniosku, że to miejsce może okazać się bardzo

przydatne. Nie tylko zapewni im prywatność, lecz jeszcze

uchroni go przed zakłóceniem planu. Wraz z Ellą nieraz korzy­

stali z tego typu „schronów", małych polanek otoczonych gę­

stymi krzakami.

Przyjechał wtedy do Nevady na krótko, starając się zachęcić

miejscowych inwestorów do planów wybudowania hotelu na

zachodnim wybrzeżu Kostaryki. Ponieważ Ella umiała nawią­

zać kontakt z jego siostrą Shayne, zatrudnił ją jako swoją tym­

czasową asystentkę.

To była najgorsza decyzja w jego życiu.
Ella miała dwadzieścia jeden lat i romantyczną duszę. Nie-

scandalous

Anula43&Irena

background image

mal natychmiast połączyło ich uczucie. Planowany przez Rafe'a
trzymiesięczny pobyt przedłużył się najpierw do pół roku, potem
do roku.

Przypomniał sobie te niezwykłe chwile, kiedy brał ją w ra­

miona i całował, aż cały świat wokół przestawał istnieć. Wów­
czas ich miłość wydawała się trwalsza od pustynnych wiatrów
i gorętsza od południowego słońca. Jakże jej pragnął! Pociągała
go niczym narkotyk, utwierdzając w przekonaniu, że cuda się
zdarzają.

Był niepoprawnym głupcem.
Chwycił głęboki oddech, wyrzucając z pamięci wspomnienia.

Czekał zbyt długo, by móc sobie pozwolić na chwilę słabości.

Przecisnął się przez krzaki na małą polankę i zobaczył Ellę.

Wrażenie było tak piorunujące, że aż zaparło mu dech. Rafe
przez nieskończenie długą chwilę musiał opanowywać drżenie
kolan, walcząc z uczuciami, które pragnął na zawsze od siebie
odegnać. Jednak emocje wymknęły się spod kontroli, niczym
piasek przesypujący się przez zaciśnięte palce.

Maldito!

Nigdy nie widział niczego piękniejszego. Gdyby

niebo nad głową otworzyło się na chwilę wystarczająco długą,
by jeden z jego mieszkańców mógł zstąpić na ziemię, nie mó­
głby mieć większej urody i wdzięku, niż znajdująca się przed
nim kobieta. Na zbawienie swej duszy, powinien zostawić ją
w spokoju. Był tego świadom równie dobrze, jak celu swej
wizyty, lecz będąc mężczyzną, nie świętym, pragnął ją posiąść.
Stał więc nieruchomo, przyglądając się temu, Co wkrótce będzie
należało do niego.

Księżyc dodawał srebrnej poświaty skórze o odcieniu kości

słoniowej, suknia klasycznym greckim krojem podkreślała ko­
biece kształty, wybujałe jeszcze przez ostatnie pięć lat. Wdzięk
młodości zastąpiła zmysłowa dojrzałość. Piersi miała pełniejsze,
wąska talia przechodziła w krągłe biodra i pośladki.

scandalous

Anula43&Irena

background image

Zacisnął pięści, starając się powstrzymać żar wypełniający

mu lędźwia. Pragnął jej, chciał ponownie się w niej odrodzić.
Jedna rzecz powstrzymywała go przed tym. Ella trzymała głowę
spuszczoną poddańczym gestem. Rafe myślał, że przyjdzie tu
i bez zbędnych emocji zniszczy kobietę, która przysporzyła tyle
cierpień jego siostrze.

Kiedy jednak zobaczył Ellę bezbronną, pogrążoną w rozpa­

czy, pojął, że nie zdoła tego zrobić. Nie uda mu się przeprowa­
dzić pierwotnego planu, przynajmniej póki Ella tak mocno re­
aguje na wspomnienie tego, co łączyło ich pięć lat temu. Być
może później.

Musiał wydać jakiś dźwięk, bo Ella zesztywniała. Z gracją

gazeli uniosła głowę i spojrzała w jego stronę. Na moment
skrzyżowały się ich spojrzenia - łapczywy wzrok drapieżnika

spotkał cieple oczy ofiary.

Ella ściskała w dłoni coś złociście połyskującego, co skwa­

pliwie schowała w fałdach sukni. Nie był pewien, co to, lecz
gotów byłby przysiąc, że to jeden z biletów wstępu na bał.

- Nie powinieneś iść za mną, Rafe - powiedziała cicho.
- Nie miałem wyjścia. - Wszedł w krąg światła księżyca.

- Ty również to czujesz, prawda, mi alma?

- Nie nazywaj mnie tak. - W jej wzroku zabłysły złote iskry.

- Nie jestem twoją duszą. Jak mogłabym nią być, skoro ty nie
masz duszy?

- Niewątpliwie masz rację - skrzywił się. - Jednak to wcale

nie zmienia gorzkiej prawdy.

- Jakiej?
- Że wciąż mnie pragniesz.
Głębokie westchnięcie Elli zabrzmiało nadspodziewanie

głośno w ciszy nocy.

- Wolałabym temu zaprzeczyć - odparła i znów zapanowa­

ła cisza. Skuliła się i zrobiła zmartwioną minę. Rafe był zdu-

scandalous

Anula43&Irena

background image

miony. Zdobyła się na wyznanie, a mało kto zrobiłby to w takiej
sytuacji. - Wolałabym wyprzeć się moich uczuć - powtórzyła

- ale nie potrafię.

Półmrok ukrył malującą się na twarzy Rafe'a satysfakcję.
- Ja również nie potrafię zaprzeczyć, że cię pragnę. - Swoją

szczerością pokonał wznoszony przez Ellę mur obronny. Uniósł

brwi. - Nie wierzysz mi?

- To wydaje się... dość niezwykłe.
- Czemu? Bo mówimy o tym na Balu Kopciuszka?
-Tak.
- Czy sądzisz, że pożądanie ma jakiś wyłącznik? - roze­

śmiał się Rafe. - Uważasz, że emocje można zgasić jednym
naciśnięciem guzika? Tak to pojmujesz?

.- Nie.

Pesymizm zawarty w tym jednym słowie wstrząsnął nim.

Chcąc nie chcąc, musiał przyznać, że Ella cierpi. Stała samotna,

jak skazaniec uwięziony w księżycowej poświacie. Nie mogąc

się powstrzymać, pociągnął ją do cienia.

- Pożądanie, mi alma, jest jak niepohamowany głód. Należy

je natychmiast zaspokoić.

Przesunął kciukiem po jej pełnych wargach. Rozchyliła usta,

gotowa przyjąć jego pocałunek, lecz równocześnie, jakby prze­
cząc samej sobie, odwróciła głowę. Rafe ujął jej twarz, zmusza­

jąc, by spojrzała mu w oczy.

- Nigdy nie nasycimy tego głodu - rzekł. - Nie wyczerpiemy

naszej namiętności i nie zaspokoimy naszych apetytów, choć teraz
oddalibyśmy wszystko za spróbowanie zakazanego owocu.

- Więc będziemy głodować - nie ugięła się. - W przeci­

wieństwie do Ewy oprę się pokusie.

- Chcesz, żebym poszukał zaspokojenia gdzie indziej?
Drgnęła, jakby te słowa ugodziły ją boleśnie.
- Mówiłeś poważnie? Przyjechałeś tu znaleźć żonę?

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Mam trzydzieści pięć lat, nie sądzisz, że to najwyższa

pora?

- Jestem ostatnią osobą, którą powinieneś o to pytać. Jednak

ciekawi mnie to. - Wysunęła się z jego objęć, starając się zy­

skać, jeśli nie emocjonalny, to przynajmniej fizyczny dystans.

- Czemu akurat tu szukasz żony? Zważywszy, jak bardzo jesteś

przeciwny Balowi Kopciuszka, wydaje mi się, że powinieneś

raczej unikać tego miejsca.

- Przyjechałem, żeby wyjaśnić sprawy między nami - od­

parł zgodnie z prawdą. - Nie mogę pójść naprzód, dopóki nie

uporam się z przeszłością.

- Co chcesz przez to powiedzieć? - Od Elli emanowało

napięcie. - Jak zamierzasz załatwić to ^nieporozumienie"?

- Na początek, chciałbym spędzić z tobą wieczór. Mogliby­

śmy porozmawiać.

- Nie - zaprotestowała. - Na pewno nie dzisiaj.
Rafe zmrużył oczy, a w jego głosie zabrzmiała nutka zdecy­

dowania.

- Obawiam się, że będę nalegał i lepiej mi nie odmawiać.

- A jeśli odmówię?
- Wtedy wybiorę mój sposób wyjaśnienia tego, jak to na­

zwałaś... nieporozumienia. I chyba ci się to nie spodoba.

Stała spokojnie, mierząc go wzrokiem. Rafe podziwiał jej

siłę i stanowczość. Ella zawsze była zdecydowaną kobietą, co

dość często doprowadzało między nimi do konfliktów. Zdziwił

się, widząc, że sprawia mu przyjemność właśnie ta jej cecha.

- Czemu mamy to ciągnąć dalej, Rafe? Po tylu latach...

- Czy wybrałem zły moment? - spytał z niewinną przewrot­

nością.

- Nie mogłeś... - zająknęła się w pierwszej chwili. - Nie

mogłeś utrafić gorzej.

Nachmurzył się, słysząc nutkę desperacji w jej głosie. Coś tu

scandalous

Anula43&Irena

background image

było nie tak i nie wiązało się to wyłącznie z jego obecnością.
Musi to wyjaśnić.

- Czyżby ta chwila prawdy nie pasowała do Balu Kopciuszka?
- To chyba rozsądny powód.
- Możliwe... - Jego podejrzliwość rosła wraz z przekona­

niem, że Ella coś przed nim ukrywa. - A może istnieje inny
powód, dla którego chcesz trzymać się z dala ode mnie?

Puls u nasady szyi Elli zadrgał gwałtownie, co nie pozostało

nie zauważone.

- Nie ma nic takiego - szepnęła z rozpaczą w głosie. - Już

nie.

To go rozjuszyło.
- Madre de Dios! Jest coś więcej.
- Nie...
- Nie kłam! Miałaś zamiar wyjść dzisiaj za mąż! - Złapał

ją miażdżącym chwytem za ramiona. - Tak, czy nie?

W pierwszej chwili sądził, że Ella nie odpowie. Ona jednak

spojrzała mu prosto w oczy.

- Co cię tak szokuje? Czy ty również nie planujesz czegoś

podobnego? Chyba za dużo sobie pozwalasz.

Z wysiłkiem zwolnił uścisk, starając się zmienić go w piesz­

czotliwy dotyk. Coś wymknęło mu się spod kontroli, ale furia
na pewno nie pomoże dowiedzieć się, co to takiego.

- Czemu to robisz, Ella? Dlaczego decydujesz się na takie

lekkomyślne posunięcie?

- Lekkomyślne? Fakt, że córka Henrietty i Donalda Monta-

gue spotka na Balu Kopciuszka wybranka swego serca, nie ma
nic wspólnego z lekkomyślnością - odparła z opanowaniem. -
Uważam to raczej za coś całkiem stosownego.

- Nie bądź śmieszna! - Złość zamigotała srebrnymi ognika­

mi w jego wzroku. - Nie ma nic stosownego w wychodzeniu
za mąż za człowieka, którego widzi się po raz pierwszy w życiu

scandalous

Anula43&Irena

background image

i dobrze o tym wiesz. Gdyby zależało to ode mnie, nie byłoby

żadnego Balu Kopciuszka.

- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Jestem również

pewna, że zrobiłeś wszystko, co w twojej mocy, by nie dopuścić

do dzisiejszego...

- Nie wszystko - uśmiechnął się smutno - bo inaczej mnie

by tu nie było.

- Co chcesz przez to powiedzieć?
W jej głosie zabrzmiał niepokój, lecz Rafe nie zamierzał go

uśmierzać.

- Że mam do wyboru metody, których wolałbym nie stosować.

- Przynajmniej na razie?

Skinął twierdząco głową.

- Zdumiewa mnie twoja powściągliwość.
- Zawsze wolałem angażować jak najmniej środków - od­

gryzł się. - Niestety, niewiele to pomogło, przez co powstał

niewielki problem.

- Doprawdy? - Uniosła brew. - Zadziwiasz mnie. W prze­

szłości nie wahałeś się przed niecnymi postępkami. Nie wma­

wiaj mi tylko, że przez ostatnie pięć lat stałeś się współczujący

i skłonny do przebaczania.

Przycisnął ją mocniej, lekko rozbawiony i rozczarowany za­

razem tym, że nie zdołał jej zdominować. Czemu jednak się go

bała? Nawet w przystępie wściekłości nie zrobiłby jej krzywdy

i wiedziała o tym doskonale.

- Jeśli nie potrafię współczuć i wybaczać, zawdzięczam to

właśnie tobie.

W jej oczach widać było zdumienie.
- Nie wierzę w to bardziej niż w groźby, które miotałeś

przed pięciu laty.

- To może okazać się bardzo kosztownym błędem. - Po­

zwolił sobie na ostrzegawczy tembr głosu. - Fakt, że nie speł-

scandalous

Anula43&Irena

background image

nilem tych gróźb, nie powinien być poczytywany za słabość,
amada.

Roześmiała się dźwięcznie. Dawno temu uwielbiał, gdy się

śmiała, jednak odegnał od siebie to uczucie. Zacisnął wargi.
Szkoda, że rozstanie nie wyrugowało namiętności.

- Możesz mi wierzyć, nigdy nie posądzałam cię o słabość.

- Jej rozbawienie ustąpiło świadomości, że Rafe jest bardzo
natarczywy. - Po co się tu naprawdę zjawiłeś?

Nadeszła decydująca chwila. Wybór był prosty - albo zgod­

nie z pierwotnym planem skończyć sprawę szybko i skompro­
mitować raz na zawsze Bal Kopciuszka, albo osiągnąć to samo,
zaspokajając przy okazji obopólne pożądanie. Rozstanie jedynie
podsyciło jego namiętność. Kiedy tańczył z Ellą, wystarczyłby

jeden pocałunek, by płomień wymknął się im spod kontroli.

Wiedział, jak wszystko potoczy się dalej. Raz podsycony

ogień rozkosznie rozgorzeje. Nie potrwa to zbyt długo. Gorący
płomień przygasa, aż w końcu zamienia się w popiół.

Musiał pomyśleć przez chwilę. Finał będzie w każdym razie

taki sam. Dziś jest świadkiem ostatniego Balu Kopciuszka, a co
do tej sprawy... Popatrzył na Ellę. Byłby głupcem, gdyby nie
skorzystał z okazji. Chce wyjść za mąż. Powinien ocalić ją od
tego fałszywego kroku i udowodnić tym samym zarówno jej,

jak i jej rodzicom, że Bal Kopciuszka stwarza niebezpieczne

złudzenia.

- Po co przyszedłeś? - spytała ponownie.
Podjął decyzję i przytulił ją do siebie.
- Przyszedłem znaleźć sobie żonę, amada. I ty ją dla mnie

wyszukasz.

scandalous

Anula43&Irena

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Ella spoglądała na niego z niedowierzaniem. Niszczył ją,

rozbijając na proch resztki pieczołowicie przechowywanej na­

dziei i wiary, że miłość, jaką cieszyli się jej rodzice, może stać

się również jej udziałem. Czyżby rzeczywiście spodziewał się,

że ona wynajdzie mu żonę? Jak mógł tego żądać po tym, co ich

łączyło? Widocznie wcale się nie przejmował zadawanym jej

bólem.

Koniuszkiem języka zwilżyła zaschnięte wargi, modląc się,

by chodziło o zwykłe przejęzyczenie.

- Nie mówisz tego poważnie.

- Jak najpoważniej. - Przytulał ją nadal, co utrudniało jej

logiczne myślenie. Kiedy tylko usiłowała się wyswobodzić,

przyciskał ją mocniej. - Chcę, żebyś wybrała mi kobietę.

- I jak to sobie wyobrażasz? - Napięcie spowodowało, że

jej głos stał się ostrzejszy. Rafe najwyraźniej nic sobie z tego

nie robił. - Mam biegać od sali do sali, ogłaszając wszem i wo­

bec, że Rafe Beaumont szuka odpowiedniej kandydatki na żonę?

- Nic tak dramatycznego - odparł rozbawiony. - Myślę, że

akurat ty masz w tym względzie największe doświadczenie. Czy

wasz Bal Kopciuszka nie pełni roli swatki dla samotnych?

-Tak, ale...
- Więc bądź moją prywatną swatką. Jak inni goście znajdują

sobie pary?

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Nie wiem. - Widząc jego pełne powątpiewania spojrzenie,

szybko dodała: - Nigdy nie brałam w tym udziału.

- Więc spróbujesz dzisiaj. Teraz odpowiedz mi, jak to się

odbywa?

- Goście przedstawiają się sobie nawzajem. Większość wy­

daje się mieć określone wymagania. - Przypomniała sobie po­
przednie bale. - Niektórzy nawet sporządzają listę...

- Listę? Bardzo praktyczne. - Oczy mu błysnęły. - Czy ty

również masz taką listę i chcesz znaleźć męża spełniającego
wszystkie wymienione tam warunki?

- Niezupełnie. - Po co wdaje się w tę rozmowę? - Jest co

prawda kilka cech, które uważam za istotne...

- To mi pachnie listą - powiedział i zanim zdążyła zaprze­

czyć dodał: - Ale skoro tak się rzeczy mają, to o co się kłócić?
Jesteś w tym bardziej biegła ode mnie.

- Rafe, proszę... to kompletny idiotyzm.
- Nie, nie. Skoro lista jest kluczem do sukcesu, sporządźmy

ją. Jaki powinien być nasz pierwszy warunek? - Strzelił głośno

palcami. - Już wiem.

- Powinna to być kobieta. - Ella nie mogła powstrzymać się

od złośliwości, ale Rafe uśmiechnął się jedynie.

- To jeszcze za mało. Musi być wyjątkowa, amada. - Potarł

kciukiem jej policzek. - O oczach jak słońce pustyni.

Gniew przeniknął ją na wskroś. Czy on posądza ją o kom­

pletny brak uczuć? Trzymają w stalowym uścisku, zwalczając
najlżejszy opór słowem, spojrzeniem lub gestem, wiedząc, że
budzi w ten sposób jej reakcje, a następnie beznamiętnie opisuje
swój ideał kobiety.

- Słońce pustyni? - spytała oschle. - Spodziewasz się, że

będę biegała wokół, sprawdzając, która z dam ma gorące spoj­
rzenie? To może być nawet interesujący wieczór.

- Całkowicie polegam na twoich zdolnościach.

i

scandalous

Anula43&Irena

background image

Westchnęła cichutko. Po co się z nim droczy? Dawniej nigdy

nie udawało się z Rafe'em wygrać, i teraz też chyba nie zdoła
go pokonać.

- Chodzi wyłącznie o ognistooką, czy są inne wymagania?
Uścisk wzmógł się, czuła twarde ciało Rafe'a.
- Mam jeszcze parę uwag. Powinna być elegancka i o gorą­

cym sercu. Wierna, uległa, o umiarkowanym stopniu współczu­
cia dla tych, którym zabrakło szczęścia.

- O jakiej ty kobiecie marzysz? - zdumiała się Ella. - Brzmi

to tak okropnie, że zamiast szukać żony, kup sobie lepiej psa.

Tym razem udało się go poruszyć.
- Twoje podejście nie jest zbytnio budujące. Zdaje się, że

chcesz znaleźć sobie męża, prawda?

- Tak... Może... - Teraz, gdy spotkała Rafe'a, nie była już

niczego pewna.

- Dopóki nie znajdziesz mi żony, będziesz zajęta, więc ra­

dziłbym się do tego przyłożyć.

Ella zgrzytnęła zębami. Najchętniej wysłałaby go do wszy­

stkich diabłów, lecz nie odważyła się zlekceważyć ostrzeżeń, co
stanie się, jeśli nie będzie z nim współpracować. Pocieszała się,
że na znalezienie męża zostanie jeszcze trochę czasu, może nie
za wiele, ale zawsze. Musi jedynie znaleźć wymarzoną kandy­
datkę dla Rafe'a. Z pewnością jest na sali. Skoro została zo­

bowiązana do takiego zadania, jest wolna i może dyspono­
wać swoim sercem. Przygryzła dolną wargę, by nie widział jej
drżenia.

- Masz rację - zgodziła się wreszcie. - Skończmy z tym jak

najprędzej. Czego jeszcze oczekujesz po żonie?

- Zastanówmy się... Musi być inteligentna i silna.
- Zatem chcesz muskularnego geniusza o cechach psa, zga­

dza się? - uśmiechnęła się niewinnie.

- Amada - powiedział oschle. - Chyba nie chwytasz istoty

scandalous

Anula43&Irena

background image

rzeczy. - Przechylił na bok głowę, mierząc ją uważnym spoj­

rzeniem. - A może już nie wierzysz, że udział w Balu Kopciu­

szka zapewni mi odpowiednią towarzyszkę życia? Co się stało

z twoją wiarą? Czyżbyś ją utraciła?

- Nadal w to wierzę - odezwała się głośno, chcąc w ten

sposób podkreślić wagę swoich słów.

Rafe zmrużył oczy. Wreszcie skinął głową.
- Nigdy w to nie wątpiłem. - Odsunął jej włosy z czoła.

- Na czym to skończyliśmy?

Nadal przytulał ją mocno. Kontakt fizyczny coraz bardziej

przeszkadzał jej oddychać i skoncentrować się.

- Omawialiśmy cechy twojej przyszłej żony - usiłowała od­

powiedzieć normalnym tonem.

- Prawda. Zastanawiam się, co należałoby dodać do naszej

listy... - urwał, jakby próbując coś sobie przypomnieć. Palce

Rafe'a.zsunęły się z czoła na szyję Elli, wzbudzając u niej silną

reakcję zmysłów. Jej oddech stał się nerwowy.

- Myślę, że jest już wystarczająco długa - wykrztusiła.

- Może masz rację - przyznał z rozbawieniem. - Choć jeśli

mam być szczery, wolałbym ciemnowłosą. Czy będziesz to

miała na uwadze?

- Dołożę wszelkich starań. Czy coś jeszcze? - spytała.

Uścisk stał się mocniejszy, bardziej prowokujący. Doszła do

wniosku, że jeszcze chwila, a rzuci mu się na szyję, błagając,

by jej nigdy nie opuszczał.

- Chyba mam jeszcze jeden warunek.
- Jaki? - Z ulgą i żalem zamknęła oczy.
Palce Rafe'a przesunęły się niepokojąco zmysłowym ruchem

wzdłuż jej pleców, aż spoczęły na biodrze.

- Kiedy ją pocałuję, jej reakcja musi być równie gwałtowna

jak... ta.

Zanim zdołała się połapać, Rafe pochylił głowę i pocałował

scandalous

Anula43&Irena

background image

ją. Żar wybuchnął gwałtownym płomieniem, pochłaniając ją bez

reszty. W kilka sekund potem zdała sobie sprawę, że nie zamie­
rza się bronić. Wręcz przeciwnie, pragnęła podsycać te płomie­
nie, rozpalać je aż do chwili, gdy zapomni o całym świecie.

Wpiła się palcami w koszulę Rafe'a i przytuliła tak mocno,

by poczuć bicie jego serca. Po tych pięciu latach nie powinna
go tak rozpaczliwie pragnąć, lecz bronić się, usiłować wyrwać
z pułapki. Prawda jednak wyglądała tak, że chciała tego, od
chwili gdy ujrzała go na balu.

Od ich ostatniego pocałunku upłynęło mnóstwo czasu. Ku

swemu zdziwieniu odkryła, że nie zapomniała niczego, ani jego
odurzającego zapachu, ani mocnych, gorących warg, tym bar­
dziej swoich żywiołowych reakcji. Ze wzruszeniem znalazła

ustami delikatną bliznę na jego górnej wardze.

- Zrozumiałaś wreszcie? - spytał, nie przerywając pocałun­

ku. - Tak to powinno wyglądać. Jak możesz myśleć o innym,
skoro żywisz dla mnie taką namiętność?

Ugodził ją tymi słowami prosto w serce.
- A co z idealną kobietą, którą opisałeś mi tak szczegółowo?

Możesz mieć zastrzeżenia co do mojego planu, ale sam również
chcesz poślubić nieznajomą. A może mężczyźni patrzą na to
inaczej? - dodała z goryczą.

- Niektórzy pewnie tak.
Nie wyjaśnił, czy należał to tych „niektórych", ale bez trudu

można było to wyczytać w jego wzroku. Nie spocznie, dopóki

jej nie posiądzie. To rozwiało jej wątpliwości. Jest tylko jeden

sposób, w jaki Rafe mógłby dopiąć swego, bo mogłaby mu się
oddać tylko pod jednym warunkiem.

- Tak, amada - rzekł, jakby czytał w jej myślach. - Znam

cenę, jaką muszę zapłacić, by mieć ciebie.

- Zapomniałeś o ognistookiej brunetce?
Pod przymkniętymi powiekami ukrył wyraz oczu.

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Ach tak. Ona.

- Owszem, ona.
- Niczego ci to nie przypominało? - Popatrzył na nią szcze­

rze ubawiony. - Opisałem ciebie.

Pogodzenie się z tym zajęło Elli dłuższą chwiłę.

- To ja mam być tym muskularnym geniuszem o cechach...

- Nie zdołała dokończyć.

- Niestety, tak - uśmiechnął się. - Jednak to ja wolałbym

być geniuszem i przezwyciężyć wszystkie moje wady.

Niedowierzanie mieszało się z przypływem nadziei.
- Nie mówisz tego poważnie.
- Poważnie. Ty chcesz mieć męża. Ja szukam żony. Cóż

bardziej naturalnego od obustronnego zaspokojenia potrzeb?

Ella poczuła się zawieszona na skraju przepaści, a tylko Rafe

był w stanie ją uratować. Jeśli nie zrozumiała go do końca, runie

w przepaść.

- Prosisz mnie...
- Proszę cię, żebyś za mnie wyszła - nalegał cichym, spo­

kojnym głosem. Światło księżyca dodawało jego słowom ma­

gicznego uroku. - Wyjdź za mnie, Ella. Wiesz, że pragniemy

tego oboje. Czekaliśmy na to parę lat.

Pokręciła głową. To było niemożliwe. Po tych wszystkich

latach, po tym, co przeżyli, nie mogli zacząć od początku.

- Nie kochasz mnie. Nie możesz. Czy już zapomniałeś...

- Niczego nie zapomniałem! - Przez ułamek sekundy ujrza­

ła w jego oczach furię żądnego zemsty mężczyzny. Po chwili

zdołał się jednak opanować. - To, co zaszło między nami, niech

pozostanie w przeszłości. Musisz zapomnieć o tym i odpowie­

dzieć mi na pytanie. Chcesz wyjść za mnie?

- Rozważam to.
Ujął jej twarz i odwrócił w swoją stronę.
- Zdradza cię wyraz oczu - powiedział ostrzegawczo. -

scandalous

Anula43&Irena

background image

Chociaż rozważasz swoją odpowiedź, twoim zamiarem było
dzisiejszej nocy wyjść za mąż. Prawda?

- Tak.
Jego twarz wyrażała najwyższe wzburzenie.
- Coś musiało cię skłonić do tak rozpaczliwego kroku. Co

takiego?

W tej chwili nienawidziła go za to, że zmuszają do wyznania

prawdy. Tak drastyczne posunięcie było wynikiem strachu, ale
za nic nie chciała się do tego przyznać.

- Postanowiłam się zakochać i wyjść za mąż, jak moi rodzice

- odparła wymijająco. - Podobnie, jak setki innych osób, które
odnalazły swoje szczęście podczas Balu Kopciuszka. Co w tym
złego?

Palce Rafe'a wystukały jakąś dziwną melodię na jej ramieniu.
- Bo nic by z tego nie wyszło, mi alma - rzekł. - Chcesz

zdobyć jakiegoś obcego mężczyznę, nie mając mu nic do zaofe­
rowania?

- Nie rozumiem. - Spojrzała na niego ze zdumieniem. -

O co ci chodzi?

- Nie rozumiesz? - Spojrzał znacząco. - Twoje serce wciąż

należy do mnie.

- Nie!
- Mnie nie oszukasz. Znam prawdę.
Jak mogła ulec od jednego pocałunku? Nie była w stanie

dłużej wytrzymać jego obecności.

- Puść mnie, Rafe - poprosiła, wiedząc, że to na próżno.

Było jasne, że podjął już decyzję dotyczącą ich przyszłości.

- Nie mogę - odparł, potwierdzając jej najgorsze przypusz­

czenia. - Nie mogę dopuścić, żebyś wyszła za innego. To byłoby
nieuczciwe i ten człowiek znienawidziłby cię za to. Zdajesz

sobie z tego sprawę?

Pokręciła głową, nie mogąc wydobyć żadnego dźwięku.

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Posłuchaj - nalegał. - To nie było zaplanowane. Kiedy tu

przyszedłem, nie myślałem, że spojrzę na ciebie i poczuję to, co

czuję. Czy ty odbierasz to inaczej?

- Nie - przyznała. - Jestem pewna, że nie przyszedłeś na

bal tylko dlatego, iż wciąż byłeś we mnie zakochany.

- Podobnie jak ty, założyłem, że znajdę sobie kogoś innego,

bo między nami dawno wszystko się skończyło. - Kwaśna mina

potwierdzała jego słowa. - Jednak to nieprawda. Wciąż łączy

nas uczucie.

Łzy zakręciły się w oczach Elli.
- I co teraz?
- To bardzo proste. Odbędziemy taką samą drogę, jak po­

zostali goście w podobnej sytuacji. Pobierzemy się.

Mówił bardzo przekonująco, ale wciąż nie brała tego poważ­

nie. Zacisnęła dłonie na jego muskularnych ramionach. Biła

z niego magiczna, niepohamowana moc, ona stanowiła jedynie

kruchą przeszkodę. Mimo to powinna zebrać wszystkie siły, by

mu przeszkodzić, zapobiec czemuś, co będzie potem nie do

odwrócenia.

- Nie, Rafe. To się nie uda.
- Uda się. Sprawa jest praktyczna i logiczna. W dodatku

obiecuję... - Dotknął pieszczotliwie ustami jej warg. - Obiecu­

ję, że w pełni usatysfakcjonuję cię tym małżeństwem.

Spuściła wzrok, by nie ulec magii jego warg.

- To wszystko przerabialiśmy już w przeszłości, więc jak

możesz nawet sugerować, że czeka nas wspólna przyszłość?

- Bo to jest Bal Kopciuszka - odparł bezczelnie. - Noc

fantazji i cudów. Wydawało mi się, że wierzysz w to.

- Może z innym mężczyzną - odcięła się. - Na pewno nie

z tobą, bo ty nie wierzysz w cuda. Daj im spokój.

- Ale przecież tu jestem.
- Przyszedłeś, bo chciałeś nam zaszkodzić... Skompromito-

scandalous

Anula43&Irena

background image

wać sens i cel takich imprez jak Bal Kopciuszka. Postanowiłeś
narobić nam kłopotów... i chyba uda ci się. Brawo.

Przycisnął jej głowę do swego ramienia. Robił to przedtem

mnóstwo razy, nigdy jednak nie wypadło to w sposób tak natu­
ralny. Mniej było w tym geście zmysłowości, więcej pociesze­
nia i jeśli pocałunek Rafe'a rozbroił ją trochę, jego czułość
sięgnęła o wiele głębiej.

- Nie rozumiesz, amada, że nie mamy wyboru? Może

i chciałaś znaleźć sobie męża, ale to ci się nie uda. Twierdzisz,
że wierzysz w magię tej nocy, łączącej szczęśliwe stadła. Czemu
więc uważasz, że ta sama magia nie działa na nas? Czy to nie

jest możliwe, niezależnie od motywów, jakie mnie tu przywiod­

ły, że jesteśmy sobie przeznaczeni?

- Gdybyś był innym człowiekiem - uniosła głowę - mogła­

bym w to nawet uwierzyć. Zawsze byłam przekonana, że Bal
Kopciuszka może zmienić każdego... - zawiesiła głos.

Z oczu Rafe'a wyzierała czarna pustka.
- Dokończ. Chciałaś powiedzieć, że taka noc może zmienić

każdego, z wyjątkiem mnie.

Bez mrugnięcia okiem wytrzymała jego spojrzenie.
- Tak, Rafe. Z wyjątkiem ciebie. Jesteś zbyt twardy, zbyt

bezwzględny i pewny siebie. Podejrzewasz wszystkich i niko­
mu nie ufasz, a swoje uczucia trzymasz na łańcuchu.

Po raz pierwszy uśmiechnął się szczerze.
- Jednak nie wymieniłaś żadnej z moich wad. Po krótkim

namyśle znalazłabyś kilka.

- A widzisz! - Usiłowała wyswobodzić się z jego objęć.

-To, co uważam za wady, ty przyjmujesz jako zalety.

- Cóż za szczęśliwy zbieg okoliczności. - Znów wtulił ją

w ramiona. - To zapewni naszemu związkowi równowagę.

Przestała się opierać sile jego ramion i skoncentrowała na

wewnętrznej walce z narastającym pożądaniem.

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Mówię poważnie, Rafe. Brak ci wiary, a ja nie mam jej

wystarczająco za nas oboje.

- I co z tego wynika? - Pytająco uniósł brew.
- Kiedy już zaspokoisz swoją ciekawość, będziesz wściekły

na siebie, a zwłaszcza na mnie, że pozwoliłam sobie na utratę
logicznego myślenia.

- Ciekawość? - Wstrząsnął nim nagły przypływ gniewu.

- Nie możesz być aż tak cyniczna, amada.

Elli wyrwał się z piersi krótki jęk. Niech Bóg się nad nią

zlituje, bo dotyk Rafe'a budził w niej gwałtowne emocje. Sta­
rała się zachować spokój, wytrzymać jakoś te męki psychiczne,
nie przekraczać granic dobrego wychowania. Jednak, gdy miała
z nim kontakt fizyczny, nie potrafiła jasno myśleć. Wiedział
o tym i korzystał ze swej przewagi.

- To nie fair! - zaprotestowała. - Nie mogę zaprzeczyć, że

cię pragnę, ale...

W jego oczach błysnęło czyste pożądanie.
- Nie możesz. Pragniesz mnie równie mocno, jak ja ciebie.

A to czyni mnie w równym stopniu bezbronnym jak ciebie.

Ella spróbowała zebrać resztki sił. Musi być nieugięta, stawić

czoło nadciągającej katastrofie.

- To jednak nie zmienia faktów - upierała się. - A fa­

ktem jest, że jeśli się pobierzemy, obudzisz się pewnego ran­
ka i stwierdzisz, że seks nie złagodził twego gniewu. Poczujesz
się spętany i obwinisz za to mnie. Krok po kroku nienawiść
wypełni nasze życie. Nie rozumiesz? Nie potrafię żyć w ocze­
kiwaniu na to, co nastąpi w sposób nieuchronny. To mnie wy­
kończy.

- Spoglądasz daleko w przyszłość - szepnął. Mięśnie mu

zadrgały.

- Więc przestaniesz nalegać? Pozwolisz mi odejść?
Widziała, jak zmaga się ze sobą.

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Gdybyś nie żywiła do mnie żadnych uczuć, byłbym skłon­

ny się nad tym zastanowić, bo na przekór temu, co o mnie
sądzisz, do niczego bym cię nie zmuszał - powiedział, a Ella
pojęła, że podjął już decyzję. - Tak jednak nie jest.

- Jesteś gotów poświęcić naszą przyszłość dla chwili przy­

jemności? - spróbowała odwieść go od tego po raz ostatni.

- Chwila jest wszystkim, co nam pozostało - oświadczył

z poważną miną. - Nikt nie wie, co przyniesie jutro. Możemy

jedynie domyślać się prawdopodobnej przyszłości.

- To, co mówiłam, jest bardzo prawdopodobne.
Nie zaprzeczył.
- Nie pozwolę ci wyjść za innego.
To spokojne stwierdzenie rozwścieczyło ją.
- Nie pozwolisz mi...? Jak zamierzasz mnie powstrzymać?

- Krótko mówiąc, zapobiegnę temu.
- Ale ja muszę dzisiaj wyjść za mąż! - zawołała.
- To nie jest najważniejsze - powiedział. Postarał się, by

słuchała go bacznie.

Tym razem milczała.
- Dios! - Zmarszczył brwi. - Więc to jest dla ciebie takie

ważne? Czemu, amada? Dlaczego znalezienie męża akurat dzi­
siaj jest dla ciebie sprawą życia lub śmierci?

- To nie twój interes, Rafe. Już od dawna nie.
Jego wściekłość gdzieś zniknęła, zastąpiona niemal przeko­

nującą czułością.

- Z przykrością informuję... że to uległo zmianie.
- Rafe, proszę, nie rób mi tego.
- W czym tkwi problem? Skąd ten nagły pośpiech przy

poszukiwaniu męża?

- Niczego nie rozumiesz. Po prostu muszę i już.
- Musisz? - Nachmurzył się i odsunął ją od siebie na odle­

głość rąk. Zmierzył ją od stóp do głowy. - Czyżbyś spodziewała

scandalous

Anula43&Irena

background image

się dziecka? Szukasz dla niego ojca? To dlatego tak gorączkowo

pragniesz dziś wyjść za mąż?

- Nie, oczywiście, że nie.

Rafe nieco się rozluźnił.
- To dobrze. Dziecko wszystko by skomplikowało.
- Bo nie chciałbyś wychowywać potomstwa innego męż­

czyzny? - ironizowała.

- Zanim byś je urodziła - wzruszył ramionami - byłoby

i tak nasze, niezależnie od tego, z kim je poczęłaś.

To stwierdzenie zdumiało ją.
- Zatem...
- Komplikacje biorą się z problemów, które wciąż pozostały

nie rozwiązane - wyjaśnił cierpliwie. - Nie uważasz, że i tak

ich nam wystarczy?

Nie mogła zaprzeczyć.
- Rafe...
- Ella... Pora podjąć decyzję. Jeśli koniecznie chcesz zna­

leźć dziś męża, jest tylko jedno rozwiązanie. Pobierzmy się.

Z drugiej strony, jeśli uważasz, że dzieli nas zbyt wiele, idź. Nie

zatrzymuję.

- A jeśli jednak wybiorę sobie innego kandydata?
- Wiem, że nie dojdzie do tego. - Pociemniały mu oczy.

Dalsza sprzeczka była bezcelowa. Żeby nie wiadomo jak się

upierała, on miał rację. Nie zdoła poślubić innego, zwłaszcza

po tym, jak Rafe trzymał ją w ramionach i całował. Stąd brało

się poważne pytanie: czy wyjdzie za Rafe'a, czy też pozostanie

do końca życia samotna?

Rafe, jakby wiedząc, co się z nią dzieje, puścił ją i cofnął się

o krok. Nie potrafiłby tego wyrazić lepiej słowami. Decyzja

należała do Elli.

Skryła go ciemność. Nadal widziała jego sylwetkę. Wysoki,

szczupły i muskularny. Jednak nie mogła dostrzec wyrazu twa-

scandalous

Anula43&Irena

background image

rzy, z cienia błyskały tylko białka jego oczu. Stał, z góry pogo­

dzony z jej werdyktem.

Wiedziała, że jeśli go odrzuci, odejdzie i nie ujrzy go nigdy

więcej.

A co będzie, jeśli przyjmie jego oświadczyny? W jaki sposób

zmieni się jej życie? Bo to, że się zmieni, nie ulegało najmniejszej

kwestii. Ella zamknęła oczy. Chodziło o najważniejszą decyzję

w życiu. Kochała Rafe'a całym sercem. I to właśnie dzisiejszy Bal

Kopciuszka dał jej szansę na połączenie się z nim. Teraz wszystko

zależało od niej...

Powoli otworzyła oczy. Podjęła decyzję.
- Dobrze, Rafe - szepnęła, wyciągając do niego rękę. -

Wyjdę za ciebie.

scandalous

Anula43&Irena

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Kiedy tylko Ella zgodziła się za niego wyjść, Rafe nie dał

jej ani sekundy na przemyślenie tej decyzji. Wyciągnąwszy ją

z ukrycia, złapał za rękę i ruszył w stronę jasno oświetlonego

domu.

Idąc przez niemal opustoszały ogród, Ella zdała sobie ze

zdumieniem sprawę, że jest bardzo późno. Podczas ich rozmowy

na polance tłum bardzo się przerzedził. Zerknęła na Rafe'a. Miał

szczęście, że nie mówił poważnie o szukaniu żony wśród gości.

Wybór był bardzo ograniczony.

Podobnie jak z jej kandydatem na męża.
- Gdzie weźmiemy ślub? - spytał, gdy weszli do sali ja­

dalnej.

- Najpierw musimy załatwić zezwolenie. W bibliotece cze­

ka urzędniczka, która ma odpowiednie formularze.

Obrzuciła smętnym spojrzeniem mijane stoły pełne fryka­

sów. Ze zdenerwowania niewiele dziś zjadła i głód zaczął jej

doskwierać. Może uda się uszczknąć coś po ślubie. Zerknęła na

Rafe'a. Chyba raczej nie.

Rafe zawahał się przez chwilę, zanim wypatrzył właściwą

drogę i poszedł w stronę odpowiedniego korytarza. Otworzył

drzwi biblioteki i wepchnął Ellę do środka. Za masywnym dę­

bowym biurkiem siedziała urzędniczka. Z wizytówki wynikało,

że nazywa się Dora Scott. Przed nią stała tabliczka z napisem:

„Przekąski przyspieszają obsługę", jednak w trakcie wieczoru

Dora dopisała na niej wielkimi literami słowo „Nie!".

scandalous

Anula43&Irena

background image

Rafe popatrzył na tabliczkę i uśmiechnął się.
- Nie? Jest pani pewna?

Dora ujęta jego urokiem, jak każda znana Elli kobieta, od­

wzajemniła uśmiech.

- Zdecydowanie nie, jeśli mam wam szybko pomóc. Ta

tabliczka wydała mi się na początku doskonałym pomysłem.

Jednak po paru godzinach urzędowania niedobrze mi się robi na

samą myśl o jedzeniu.

- Może uda się coś na to zaradzić - zaproponował Rafe.
- Jeśli mi pomożecie - westchnęła Dora - wypełnię wasze

dokumenty w potrójnym tempie.

- Załatwione.

Rafe poszedł porozmawiać z jednym z ubranych w liberię

mężczyzn stojących w holu. Tymczasem Dora wzięła się za

papierkową robotę. Zanim skończyła, na biurku stała mała bu­

teleczka z różowym lekarstwem.

- Uratowałeś mi życie - podziękowała, wręczając mu błę-

kitnobiałą kopertę. - Oddajcie to osobie udzielającej wam ślu­

bu. Samo zaświadczenie możecie zachować na pamiątkę. Nie

ma żadnej wartości prawnej. Prawdziwe dokumenty otrzymacie

pocztą.

- Dzięki za pomoc - mruknęła Ella.

Dora popatrzyła na nią ze zdziwieniem.
- Nie jesteś przypadkiem córką Henrietty i Donalda Montague?
- Wydaje mi się, że świadczą o tym dokumenty - zarumie­

niła się Ella. - Takie nazwisko rzuca się w oczy.

- W rzeczy samej, jest rzadko spotykane - uśmiechnęła się

Dora. - Czy twoi rodzice nie będą zdumieni, kiedy dowiedzą

się, że wyszłaś za mąż?

Ella zerknęła niepewnie w stronę Rafe'a.
- Można by tak powiedzieć.

Raczej zaszokowani i przerażeni. Kiedy wyraziła zgodę na

scandalous

Anula43&Irena

background image

to małżeństwo, nie wzięła pod uwagę ich reakcji. Teraz zasta­

nawiała się, jak im to wyjaśnić...

Może nawet nie będzie to takie trudne. Wiedzieli, co czuje

do Rafe'a, wierzyli w magiczną moc Balu Kopciuszka, przede

wszystkim zaś pragnęli jej szczęścia. Dla uspokojenia ich wy­

starczy szepnąć im trzy słowa: „Ja go kocham".

Kiedy im to powie, nie będą się musieli martwić.

- Życzę szczęścia - powiedziała Dora. - Jeśli chcecie,

udzielę wam dobrej rady.

. - Jakiej? - spytał Rafe.

- Bądźcie dla siebie dobrzy, a nic wam nie zagrozi.

Na chwilę cień przysłonił twarz Rafe'a.
- Rozsądna rada - rzekł wyważonym tonem, jednak słowa

te zabrzmiały jak wystrzał.

- Inaczej bym jej nie udzielała - zauważyła Dora. - A teraz

już idźcie i pozwólcie mi zażyć to różowe świństwo. Jeżeli

pomoże, zastanowię się nad kolejną przekąską.

Rozbawiona jej wyrazem twarzy Ella wzięła Rafe'a za rękę

i wyszli z biblioteki.

- Co dalej? - spytał.
Zawahała się, słysząc napięcie w jego głosie. Co go tak

zdenerwowało? Wydawał się zadowolony, aż do chwili... gdy

Dora powiedziała, że mają być dobrzy dla siebie nawzajem. Czy

ta rada była dla niego nie do przyjęcia? Czy wspomnienia prze­

szłości nadal podsycały jego gniew? A może wciąż obarcza ją

winą za to, co stało się z Shayne?

- Idziemy na górę - rzekła wreszcie. - Ceremonie ślubne

odbywają się w salonikach otaczających salę balową. - Ruszy­

ła wolno, zmuszając go tym samym do spowolnienia tempa.

- Rafe, nikt nas do niczego nie zmusza. Jeżeli potrzebujesz

czasu do namysłu, nie będę rozczarowana.

- Pobierzemy się. Natychmiast. Gotowa?

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Tak - odparła, widząc, że dalsza dyskusja nie ma sensu.

Nie odezwał się ani słowem, dopóki nie znaleźli się na miejscu.

- Wygląda na to, że mamy kilka możliwości.
- Co tylko sobie zażyczysz. Mając na względzie tak niezwy­

kłą okazję, postanowiliśmy dać naszym gościom jak najszerszy

wybór, żeby mogli zapamiętać tę ceremonię do końca życia.

- Spodziewam się, że tak łatwo jej nie zapomną - mruknął.

— Spróbujmy w tym pokoju.

Z rozmachem otworzył pierwsze z brzegu drzwi i wszedł do

środka. Ella pospieszyła za nim i ze zgrozą wstrzymała oddech.

Był to tak zwany błękitny salonik, bardziej elegancki niż przy­

tulny. Oprócz kwiatów znajdowały się tam jedynie meble obite

niebieskim jedwabiem. Naprzeciwko wejścia stało podium, przy

którym sędzia pokoju udzielał ślubów.

- Co jest? - Rafe zerknął na nią podejrzliwie.

Czy naprawdę wszystko było po niej widać?
- Nic. - Wzruszyła ramionami.

Zmełł w ustach jakieś hiszpańskie przekleństwo.
- Nie wierzę ci, Ella. Lepiej powiedz, o co ci chodzi.

- Ten salon zbyt przypomina mi odwiedziny u ciotecznej

babki, Mavis.

- Wywołuje aż tak nieprzyjemne skojarzenia?
- Tylko dlatego, że wówczas musiałam być bardzo... grzeczna.

Nieoczekiwanie przybrał pogodniejszy wyraz twarzy.
- To rzeczywiście musiało być okropne.

- Nie śmiej się - skrzywiła się zabawnie. - Musiałam sie­

dzieć sztywno na brzegu kanapy, z rękoma złożonymi na po­

dołku. Trwało to w nieskończoność. Straszna tortura, zwłaszcza

gdy się ma pięć lat.

- W wieku pięciu lat biegałem z przyjaciółmi po dżunglach

Kostaryki.

- I rodzice pozwalali ci na to? - zdumiała się.

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Miałem tylko ojca. Matka zmarła, a ojciec nie ożenił się

powtórnie.

- Przypominam sobie, że Shayne coś o tym wspominała.

- Zerknęła na niego. - Twój ojciec pochodzi chyba z Teksasu?

- Teksańczyk francuskiego pochodzenia po dziadkach. Cie­

kawa kombinacja. Matka była z kolei półkrwi Tico... Kostary-

kanka. Zawsze podejrzewałem, że ojciec, żeniąc się z nią, chciał

odciąć się od poprzedniego życia. Wiem tylko, że nic go nie

obchodziło prócz urodzaju kawy.

- To dlatego hiszpański jest twoim podstawowym językiem?
- To był najważniejszy język. - Zanim zdążyła zadać kolej­

ne pytanie, wycofał się z nią na korytarz. - Skoro to miejsce

budzi w tobie niemiłe odczucia, poszukamy innego.

Otworzył drzwi do następnego pomieszczenia. Ella w pier­

wszej chwili zaniemówiła ze zdumienia.

- Kiedy rodzice zdążyli go urządzić? - mruknęła, przekra­

czając próg. - Zupełnie jak w innej epoce.

- Podoba ci się?
- Jest piękny.

W czterech rogach wielkie świeczniki z kutego żelaza pod­

trzymywały grube świece. Z sufitu zwieszał się na łańcuchu

olbrzymi kandelabr. Pokój oświetlał jedynie olbrzymi kominek

i porozstawiane wszędzie świeczki. Weszli głębiej. Każdy krok

odbijał się echem od podłogi z szerokich dębowych desek. Gdy

szli pomiędzy gobelinami zdobiącymi jedną ścianę, a zawieszo­

nym nad okapem kominka orężem, poczuli się tak, jakby ktoś

przeniósł ich nagle w czasy średniowiecza.

Kapłan podniósł się z krzesła Stojącego z boku wykutego

z kamienia serca. W okularach odbijały się płomienie.

- Dobry wieczór. Witam. A więc chcecie się pobrać.

Ku radości Elli, z twarzy Rafe'a zniknęło napięcie. Najwi­

doczniej przestał się martwić tym, co niepokoiło go przedtem.

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Owszem - odparł. - Jednak prosimy o chwilę zwłoki. -

Nie czekając na odpowiedź, odciągnął Ellę na bok.

- Coś nie tak? - zaniepokoiła się.
- Dobrze wiesz, o co chodzi, amada. Nie możemy się, ot

tak sobie pobrać, bo zawsze będziesz tego żałowała.

- Chodzi ci o moich rodziców? - odważyła się spytać.
- Powinni być obecni. Czy byłabyś uprzejma posłać do nich

kogoś z prośbą o przybycie?

- Jesteś pewien?
- Po tym, co zaszło ostatnim razem, nie zgadzam się z ich

decyzją wydania kolejnego Balu Kopciuszka. Jednak powinni
być obecni na ślubie ich jedynej córki.

- Dziękuję, Rafe. - Łzy zakręciły się jej w oczach. - Naty­

chmiast po nich poślę.

Rafe podał kapłanowi otrzymaną od Dory kopertę.
- Pobierzemy się, jak tylko zjawią się państwo Montague.
- To potrwa parę chwil - dodała Ella.
- Doskonale. - Kapłan skinął głową. - Zanim zaczniemy,

prosiłbym, byście bacznie rozważyli waszą decyzję. Małżeń­
stwo jest poważnym krokiem, wymagającym przemyślenia i do­

jrzałości. Podczas gdy będziemy czekać na rodziców panny

młodej, proszę, byście się sobie dobrze przyjrzeli i upewnili
w słuszności waszego wyboru.

Ella spojrzała na Rafe'a i aż zdumiała się jego niewzruszo­

nym wyrazem twarzy o ostrych rysach i gniewnych szarych
oczach. Wydawało się, że czeka, aż coś się stanie, jakby spo­
dziewał się, że ona w ostatniej chwili się rozmyśli. Uznała to za
idiotyczne. Przecież tego nie zrobi. Przechyliła głowę i przyj­
rzała mu się baczniej. A może to nie strach przed jej ostateczną
decyzją, tylko...

Prawda wstrząsnęła nią. Rafe bał się, że Ella, wpatrując się

weń, dojrzy to, co chował pod maską spokoju.

scandalous

Anula43&Irena

background image

Omal się nie roześmiała. Gzy nie zdaje sobie sprawy, że

przejrzała go już dawno temu?

Rafe składał się ze zdumiewających przeciwieństw. Na pier­

wszy rzut oka widoczne były wszystkie cechy charakteryzujące

twardego mężczyznę. Jednak kiedy chodziło o jego przyrodnią

siostrę, Shayne, zmieniał się w czułego i troskliwego brata, któ­

ry gotów był zrobić wszystko dla jej dobra.

Ella wiedziała również, że potrafi być bezwzględny. Prze­

dzierał się przez życie jak samotny wilk, obawiając się okazać

komukolwiek choćby cień słabości, a szczególnie swoim pra­

cownikom. Każdy, kto z nim zadarł, płacił za to wysoką cenę.

Był pamiętliwy i mściwy, więc tym dziwniejsza powinna wy­

dawać się jego decyzja, aby wrócić tu, na Bal Kopciuszka,

i wziąć ślub z Ellą. Być może w ten sposób chciał wymazać

przeszłość? A jeśli wręcz przeciwnie? Jeśli nadal pragnął zem­

sty? Wciąż jednak musiała pamiętać, że zakochała się w nim

przed sześciu laty i nic z tego, co potem powiedział lub zrobił

Rafe, nie zmieniło jej uczuć.

Uśmiechnęła się do niego, dodając mu otuchy.

- Wiem, jakim jesteś człowiekiem, i nadal chcę cię poślubić.

Rafe zastygł, zaciskając pięści. Gdyby uderzyła go w twarz,

nie zdumiałby się bardziej. Co, u diabła, znaczyło stwierdzenie,

że wie, jakim jest człowiekiem? Czyżby coś podejrzewała,

przejrzała jego plan? Nie jest chyba tak głupia, by zlekceważyć

płynące stąd konsekwencje. Jeśli się pobiorą, zatrzyma ją, do­

póki nie wygaśnie w nim namiętność. Udowodni jej, że bajka

o tym, jak to „żyli długo i szczęśliwie" potrwa o wiele krócej,

niżby się spodziewała.

Czy nie rozumie, że powoduje nim wyłącznie pożądanie?
Przez pięć lat starał się zapomnieć o tej kobiecie. Tymczasem

jak bluszcz owinęła się wokół jego serca, odbierając mu siły.

Zakorzeniła się w nim tak mocno, że nie mógł jej stamtąd wy-

scandalous

Anula43&Irena

background image

rwać. Nadal jej pragnął. I jeszcze jedno. Wiedział, że pewnego
dnia pożałuje swej decyzji, ale nie zawahał się. Być może, nadal
będzie jej pragnął, ale jakoś sobie z tym poradzi. W ten sposób
zapłaci za zbrodnię, którą zamierzał popełnić i uważał to za
słuszne. Jednak dzięki temu umocni ich związek. Po co się
okłamujesz, pomyślał z goryczą. Pragniesz zemsty nie mniej niż
tej kobiety, a małżeństwo zapewni ci jedno i drugie.

Martwił go tylko pewien drobiazg.
Widząc miłość i nadzieję w jej złotych oczach, czuł, że nie

zdoła zemścić się tak, jak planował. Przez wzgląd na Shayne
musi położyć kres tym idiotycznym Balom Kopciuszka. Jednak
zniszczyć przy tym Ellę...

- Jesteśmy! - zawołała Henrietta, wpadając do pokoju. Za

nią podążał Donald. Zobaczyła Rafe'a i stanęła jak wryta. - Pan
Beaumont! Co za niespodzianka...

- Pani Montague - skłonił głowę Rafe.
- Co on tu robi? - spytał bez ceregieli Donald.
Zanim Rafe zdążył odpowiedzieć, a sytuacja zamieniłaby się

w kiepską farsę, Ella szybko podeszła do rodziców, ujmując ich
za ręce.

- Przybył po mnie. Zamierzamy się pobrać i prosił, byście

byli obecni.

- Amada, być może nie jest to...
- Pan prosił nas na świadków? - parsknął Donald. - Nie

moja córka?

- By zapobiec... unieszczęśliwieniu Elli. - Rafe wzruszył

ramionami. - Wolałbym, by miło wspominała swój ślub.

Donald nie był do końca przekonany, ale Henrietta odetchnę­

ła z ulgą.

- Ziściło się jej marzenie! - wykrzyknęła. - Modliłam się

o to z całego serca.

I w ten sposób, wbrew oczekiwaniom Rafe'a, rodzice Elli

scandalous

Anula43&Irena

background image

udzielili ich związkowi pełnego błogosławieństwa. Z rozgory­

czeniem zamknął oczy, kiedy ściskali i całowali córkę. Gdy

skończyli, podeszli do niego. Henrietta ucałowała go gorąco

i wzięła Ellę na chwilę na bok. Donald podał mu rękę.

- Cieszę się, że skończyły się te bezsensowne niesnaski mię­

dzy wami. Omal nie złamał pan serca Elli, obarczając ją winą

za postępek Shayne.

- Nadal ją za to winię - odparł Rafe. - Proszę nie sądzić, że

małżeństwo zmieni mój punkt widzenia. Nie zmieniłem też

zdania w sprawie Balu Kopciuszka. Mimo tych zastrzeżeń, że­

nię się z pańską córką.

Starszy pan przez dłuższą chwilę przypatrywał się w milcze­

niu przyszłemu zięciowi.

- Chyba rozumiem - mruknął wreszcie. - Uważa pan to

małżeństwo za najlepszy sposób zaszkodzenia nam.

Donald Montague nie wydawał się wcale zdziwiony. Może

i miał bzika na punkcie organizowania tego bezsensownego

Balu Kopciuszka, niemniej był inteligentnym i spostrzegaw­

czym człowiekiem, który umiał przejrzeć innych. Widział rów­

nież wady tego związku, a jednak... godził się na to mał­

żeństwo.

- Rozumie pan? - Rafe założył ręce na piersi. - Wszystko?
- Tak, panie Beaumont - westchnął Donald. - Obawiam się,

że aż za dobrze. Chce pan i mojej córki, i zemsty.

- Więc wie pan więcej od niej. Czy zdaje pan sobie z tego

sprawę?

- Ona pana kocha. Należy do osób, które w ludziach wolą

widzieć jedynie dobre strony. Z pewnością wierzy, że również

i w panu górę weźmie dobro. Ja jednak jestem realistą.

Rafe uniósł brew. Wyglądało na to, że ojciec Elli rzeczywi­

ście przejrzał jego plany.

- I jak zamierza pan skorzystać z tej wiedzy?

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Tato? - Zaniepokojona Ella przerwała konwersację z mat­

ką. - Coś nie w porządku?

Donald objął córkę i cmoknął w czoło.
- Nic podobnego, kochanie. Po prostu odnawiam znajomość

z twoim przyszłym małżonkiem. Czy mogłabyś posłać po coś

odświeżającego?

- Szampana?

- To byłoby wspaniałe. - Poczekał, aż Ella się oddali i znów

zwrócił się do Rafe'a. - Odpowiadając na pana pytanie, panie

Beaumont...

- Rafe.
- Skoro tak wolisz. Mój plan jest prosty. Zamierzam uczcić

zamążpójście córki.

- I już? - nasrożył się Rafe. - Teraz ja jestem zdumiony.

Będziesz tak stał bez słowa?

- Uwierz mi - rzekł ze spokojem Donald. - Rozumiem, co

zamierzasz osiągnąć przez to małżeństwo. Inna sprawa, czy ci

się to uda.

- Masz wątpliwości?

- W rzeczy samej - padła uprzejma odpowiedź. - Ponieważ

jest coś, czego nie wziąłeś pod uwagę. - Starszy pan popatrzył

znacząco na Rafe'a.

Czyżby rzeczywiście przeoczył jakiś istotny szczegół? Rafe

gorączkowo przypominał sobie wszystkie punkty planu, szuka­

jąc słabego miejsca. Niczego nie znalazł.

- Czyżbym o czymś zapomniał?

- O tym, że nie zawsze rozum bierze górę nad sercem.

Gdyby tak było, nie żeniłbyś się z moją córką.

Rafe z najwyższym wysiłkiem zachował spokój.
- Mylisz się - szepnął z wściekłością. - Nigdy nie dawałem

ponieść się emocjom.

- W tym przypadku - skłonił głowę Donald - proponuję

scandalous

Anula43&Irena

background image

odłożyć naszą rozmowę do czasu, kiedy odbędzie się Bal Rocz­

nicowy. Wówczas okaże się, który z nas miał rację.

- Co to znów za bal? - zjeżył się Rafe.
- Myślałem, że wiesz o nim - zdziwił się z kolei Donald.

- Ci, którzy pobrali się na balu, spotykają się w jego rocznicę.

To tradycja.

Rafe szybko obejrzał się, by sprawdzić, czy Ella nie słyszy

ich rozmowy.

- A czy Shayne - spytał półgłosem - wiedziała o tym balu?
- Przykro mi - odparł współczującym tonem Donald. -

Wiedziała.

- To tutaj udała się tej nocy.

- Przykro mi - powtórzył Montague. - Jeśli to cię pocieszy,

mogę przysiąc, że Ella nie miała pojęcia o jej planach. Usłysze­

liśmy o tym incydencie już po wszystkim i postanowiliśmy nie

mówić jej o tym.

- Spodziewałem się, że Ella zadzwoni - przyznał Rafe -

choć nie miałem zamiaru prosić Shayne do telefonu.

- Jak ona się czuje? Słyszałem, że wyzdrowiała.

- Lepiej, niż się można było spodziewać. - Nie było to zgodne

z prawdą, lecz nic innego nie mogło mu przejść przez gardło.

- Chyba rozumiesz, czemu nic nie mówiliśmy Elli. Niczego

by to nie rozwiązało, a jedynie stanowiłoby dla niej dodatkowy

ciężar, który i tak znosi już od pięciu lat. W dodatku całkiem

niezasłużenie.

Rafe jedynie popatrzył na niego i nic nie powiedział. Czuł

w sobie chłód góry lodowej. Czy kiedykolwiek zdoła się z nim

uporać? Kiedy przestanie niszczyć ludzi, których powinien

chronić? Nie mógł przestać zerkaćw stronę Elli. Z jej złotych

oczu bił żar, mogący stopić najzimniejszy lód. Zacisnął zęby.

Pozostał tylko jeden drobny problem. Żeby ogrzać serce, trzeba

je było najpierw mieć.

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Chyba nie zdołam tego zrobić... Wycofuję się - wy­

szeptał.

- Owszem, zdołasz i zrobisz - powiedział z naciskiem Do­

nald. - I nie rób takiej zdziwionej miny, mój chłopcze. Mam
swoje powody, dla których pragnę tego małżeństwa.

- Jakież to? - Rafe spojrzał w przestrzeń.
- Bo moja córka cię pragnie. Jej miłość do ciebie nie wy­

gasła przez te pięć lat. Czy mógłbyś chcieć czegoś więcej?

- Znasz moje plany - odparł Rafe, nie odpowiadając na

pytanie - więc powinieneś wiedzieć, że to małżeństwo nie spełni

jej oczekiwań.

- Możliwe, ale pozbiera się, jeśli tak się stanie.
- Nie ma żadnego jeśli.
- Czas pokaże.
- Niech więc tak będzie. - Rafe utkwił wzrok w Elli. - Bie­

rzesz odpowiedzialność za skutki wynikłe z braku twojego dzia­
łania?

- Tak, jeśli ty zgodzisz się na konsekwencje twojego dzia­

łania.

Rafe twierdząco skinął głową. Bez słowa podszedł do Elli.
- Możemy zaczynać - oświadczył.
Ceremonia odbywała się w miarę gładko, aż do chwili kiedy

należało wymienić obrączki.

- Przykro mi, amada - oznajmił - ale nie mam dla ciebie

obrączki.

Ella ze zrozumieniem skinęła głową.
- Przychodząc tu, nie zamierzałeś się żenić.
- Nie.
- Mamy obrączki - powiedział kapłan. - Możecie użyć ich

w zastępstwie prawdziwych, które kupicie sobie potem.

Ella po krótkim namyśle pokręciła głową.
- Wolałabym jednak nie.

scandalous

Anula43&Irena

background image

Z fałd sukni wyjęła złoty prostokąt - bilet na Bal Kopciusz­

ka. Rafe spojrzał zdumiony. To był jego bilet. Zanim poznała

cel jego wizyty, ukradła go z koszyka.

Wiedział, o co go poprosi i wolałby odmówić. Nie zdobyłby

się jednak na takie okrucieństwo. Nikt nie robił nigdy dla niego

takich romantycznych gestów. Niech Bóg mnie broni przed

sentymentalnymi aniołami, pomyślał.

Ella ogrzała bilet w dłoni i spojrzała na Rafe'a.
- Masz może przypadkiem swój scyzoryk?
- W smokingu?
Nie dała się zwieść ironii i uśmiechnęła się.
- Jeśli mnie pamięć nie myli, zabierasz go wszędzie.

Bez słowa protestu Rafe wyjął z kieszeni nóż.
- Czy mógłbym ci w czymś pomóc? - spytał grzecznie.
- Owszem, proszę, abyś wyciął z tego biletu dwa paski,

jeden dłuższy, drugi krótszy.

- A potem?
- Mam nadzieję, że uda się je podgrzać i zwinąć w obrączki.

Rafe poczuł ból w klatce piersiowej.

- Zobaczę, co da się zrobić. - Zerknął na leżący na stoliku

długopis. - Można?

- Proszę uprzejmie - powiedział kapłan.
Rafe bez trudu rozciął bilet, ale metal był zbyt twardy, by się

zgiąć. Przytrzymując go mieszczącymi się w scyzoryku noży­

czkami, podgrzał i pomagając sobie metalową skuwką od dłu­

gopisu, zwinął kolejno dwa kawałki w kształtne kółeczka.

Nie potrafił jej spojrzeć w oczy, podając obrączkę. Kiedy wkła­

dała mu ją na palec, zdawało się, że parzy go żywym ogniem.

Usiłował sobie wmówić, że jeszcze całkiem nie wystygła.

Jak przez mgłę słyszał głos kończącego ceremonię kapłana.

Potem nie było już u jego boku Elli Montague, a Ella Beaumont.

Jego żona.

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Możesz pocałować pannę młodą - rzekł kapłan, błyskając

okularami.

Rafe ujął twarz żony, zamierzając szybko ją pocałować. Aku­

rat z tym nie miał najmniejszych problemów. Wolałby co pra­
wda nieco więcej intymności, ale trudno. W swoim apartamen­

cie w Grandzie dokona rytuału poślubnej nocy.

Pochylił się z zamiarem symbolicznego pocałunku, ale na­

potkał gorące usta Ellen i sytuacja zaczęła wymykać mu się spod
kontroli. Oderwał się od niej ze stłumionym okrzykiem, wście­
kły, że na chwilę stracił panowanie nad sobą.

- Rafe?
- Wybacz mi, amada - powiedział. - Spieszymy się. Po­

wiedz do widzenia rodzicom. Idziemy.

W milczeniu odcierpiał kolejną turę gratulacji, pocałunków

i uścisków, choć jego cierpliwość była na wyczerpaniu. Wciąg­
nął powietrze. Jeśli stąd natychmiast nie wyjdzie, gotów jest
wybuchnąć.

- Ciekaw jestem, co zwycięży w tej grze - pożegnał go

w drzwiach Donald. - Serce czy głowa?

- Nie stawiałbym na serce - rzekł ponuro Rafe.
- Przez wzgląd na córkę, mam nadzieję, że się mylisz.
Rafe otoczył ramieniem Ellę i wyszli.

scandalous

Anula43&Irena

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

- Apartament jest przepiękny - powiedziała Ella. Zerknęła

na Rafe'a spod rzęs, zastanawiając się po raz setny, czy przy­

padkiem nie zaczął żałować swej decyzji. Odkąd przybyli do

Grand Hotelu odzywał się wyłącznie półsłówkami.

Znów nie odpowiedział. Ella przypuszczała, że tak go po­

chłonęła wewnętrzna walka z jego demonami, iż w ogóle jej nie

słyszy. Szarpiąc się z węzłem muszki, przeszedł do saloniku,

zbyt małego jak na jego żywiołowy temperament.

Podeszła i stanęła przy szybie sięgającego do podłogi okna.

Księżyc w pełni chylił się coraz niżej, malując pustynię

w czamosrebme wzory. Odwróciła się, by ujrzeć jego odbicie

w twarzy męża.

- Co ci jest, Rafe?

Oparł się wyciągniętymi rękoma o taflę szyby i niewidzącym

wzrokiem spoglądał na pustynny krajobraz.

- Twój ojciec zabił mi klina - rzekł wreszcie.

Odetchnęła z ulgą. A więc to nie małżeństwo niepokoiło go,

tylko rozmowa z teściem.

- Zauważyłam, że obaj wiedliście dość ożywioną dyskusję

tuż przed ślubem.

- Myślałem, że do niego nie dopuści - powiedział nieocze­

kiwanie Rafe.

Dreszcz niepokoju przebiegł jej wzdłuż kręgosłupa.
- Czy taką miałeś nadzieję?

- Nie.

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Więc czemu...?

Odwrócił się gwałtownie i założył ramiona na piersi. Miał

rozpiętą koszulę i spod miękkiego materiału wyłaniał się opalo­

ny tors. Uwagę Elli przykuła cienka blizna biegnąca w poprzek

lewego obojczyka. Nie miał jej przed pięciu laty.

- Myślałem, że przerwie ceremonię, by cię ochronić - po­

wiedział Rafe, zanim zdołała spytać go o szramę.

- Ochronić? - Zamrugała ze zdumieniem. - Przed czym?

Rafe wzruszył ramionami, jednak wzrok miał poważny.
- Żeby ochronić cię przed mężczyzną, którego zamierzałaś

poślubić, bo niby przed kim?

Utkwiła wzrok w bliźnie i nachmurzyła się.

- Wie równie dobrze, jak ja, że nigdy mnie nie skrzywdzisz.

Gorycz brzmiąca w jego śmiechu poraziła ją.

- Chyba sama w to do końca nie wierzysz.

Popatrzyła na niego z niewzruszoną pewnością.
- Czy ożeniłeś się ze mną, żeby mnie skrzywdzić?
- Ożeniłem się z tobą, bo cię pragnę - odparł wymijająco.

Podszedł do niej i złapał mocno jej rękę. - Ożeniłem się z tobą,

bo był to jedyny sposób, żeby zaciągnąć cię do łóżka. A także

jedyny, by zatrzymać cię, póki nie nasycimy się sobą nawzajem.

- Nasycimy? - Uniosła brwi. - To znaczy kochanie się tra­

ktujesz jak zaspokajanie pragnienia...

- Albo głodu - odparł porywczo. - Tak.
- Nie wiem jak ty, ale ja wkrótce po jedzeniu znów mam

wilczy apetyt - zażartowała.

- Nie kpij sobie - ostrzegł ją przez zaciśnięte zęby. - Czy

sądzisz, że nigdy przedtem nie pożądałem kobiety? Że nie po­

łożyłem się z nią do łóżka, a gdy już doznałem zaspokojenia,

odchodziłem bez oglądania się za siebie?

- Nie. - Przechyliła na bok głowę. - W to akurat nie wierzę.

Romans mógł się skończyć, bo nie pasowaliście do siebie, ale

scandalous

Anula43&Irena

background image

nigdy nie postąpiłbyś tak bezdusznie. Na pewno nie bez upew­
nienia się, że i ona jest zadowolona z takiego obrotu sprawy.

- Nie ubieraj mnie w cudze piórka. To tylko utrudni pogo­

dzenie się z prawdą.

- O jakiej prawdzie mówisz? Uważasz, że fakt, iż kiedyś się

kochaliśmy, to wszystko? Koniec? - Roześmiała się. - Sądzisz,
że nasze wzajemne uczucia to zwykły wymysł?

- Si! No hay duda.
Zastanawiała się, czy zauważył, że przeszedł na hiszpański.

Chyba nie. Zdarzało mu się to tylko w chwilach najwyższego
wzburzenia. Ona była tego świadkiem tylko raz, dawno temu.
Oznaczało to, że sprawa jest bardzo poważna.

- Czy mój ojciec wiedział, co czujesz? Dlatego powinien

nie dopuścić do małżeństwa?

Rafe odwrócił się i grzmotnął dłonią w okienną framugę.

Szkło zabrzęczało.

- Wiedział, czemu chcę cię poślubić, ale nic nie zrobił. Dla­

czego?

Ella starannie rozważyła odpowiedź.
- Być może dlatego, że mnie kocha i pragnie mego dobra.
- Nie! To nie tak! - Uniósł palec wskazujący, podkreślając

w ten sposób wagę wypowiedzi. - Gdyby cię kochał, powinien
siłą wyciągnąć cię z pokoju i zabrać jak najdalej ode mnie.

- Dlaczego?
- Żebym nie mógł cię skrzywdzić. - Przeciągnął dłonią po

włosach. - Nie rozumiesz? Powinien się upewnić, że nic ci nie
grozi. To jego powinność. Czemu to zlekceważył?

Z niewiadomych przyczyn reakcja Donalda Montague, a ra­

czej jej brak, rozwścieczyła Rafe'a. Chociaż ten atak nie doty­
czył jej, poczuła się w obowiązku wyjaśnić punkt widzenia ojca.

- Weź pod uwagę, że jestem dorosłą kobietą.
- Zauważyłem. - Spojrzał ha nią z rozbawieniem.

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Musisz więc zdawać sobie sprawę, że sama podejmuję

decyzje. Tato wie, równie dobrze, jak ja, kiedy mój wybór jest
zły. Tego się od niego nauczyłam.

- Czy stałby bezczynnie, przyglądając się, jak wchodzisz

pod rozpędzoną ciężarówkę, bo uważałby, że po takiej lekcji
wyciągniesz odpowiednie wnioski na przyszłość?

- Czy porównujesz się do ciężarówki? - Uśmiechnęła się,

nie zważając na jego wściekłość.

- W tym przypadku, tak.
- Rysuje się niezwykle ciekawy obraz - zauważyła z prze­

kąsem i zanim zdołał odpowiedzieć, ciągnęła dalej: - Mówiąc

serio, Rafe, ojciec zawsze gotów jest mi pomóc, jednak nie może
zamknąć mnie w wieży z kości słoniowej w nadziei, że uchroni

mnie przed życiem. To byłoby bez sensu. Nie może bez przerwy
czuwać nade mną, choć się stara.

Rafe zamknął oczy, tocząc wewnętrzną walkę. Czekała cier­

pliwie, kiedy skończy. Gdy je otworzył, z jego wzroku zniknęła

ciemność. Ujął Ellę za policzek i kciukiem błądził po jej dolnej
wardze.

- Nie potrafiłbym zachować się tak, jak twój ojciec, stać

bezczynnie, gdy zagrożony jest ktoś, na kim mi zależy.

- Ty nie stanowisz dla mnie zagrożenia - powtórzyła.
- Amada - uśmiechnął się ironicznie - jesteś wyjątkowo

niewinna i nazbyt ufna.

- Ponieważ wierzę w ciebie? - Pokręciła głową. - Jesteś

moim mężem, powierzyłam ci moje życie.

- Więc niech Bóg ma cię w swojej opiece - westchnął głę­

boko - bo ja nie potrafię.

- Owszem, potrafisz.
Zamknął ją w ramionach. Czułość tego gestu powiedziała

o nim więcej, niżby chciał. Pochylił się i oparł brodę o czoło
Elli.

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Czy masz pojęcie, co zaplanowałem dla ciebie? - Przesu­

nął głowę niżej, drażniąc ciepłym oddechem jej ucho.

- Co zaplanowałeś?
- Postanowiłem nie wypuszczać cię z objęć, dopóki nie ze­

drę z ciebie całego ubrania.

- Wstrząsające. - Uśmiech zadrżał jej na ustach. - A potem?
- Potem zaniosę cię do łóżka i posiądę w świetle gwiazd.
- Pojmuję, czemu uważasz, że potrzebuję ochrony - szepnę­

ła. - Gotujesz mi los gorszy od śmierci.

Wsunęła mu dłonie we włosy, gestem, który marzył jej się

od dawna. Przywarła ustami do jego szyi, napawając się sma­
kiem opalonej skóry.

- Ach, amada - szepnął namiętnie. - Będę żałował tej nocy.

Tysiąckrotnie odpokutuję za to, co robię.

- Skąd ta niebotyczna cena? - Zmysłowy głód nadał jej

głosowi aksamitne brzmienie. - Aleja przecież też tego pragnę.

- Lepiej bądź tego pewna - ostrzegł ją.
- Nigdy niczego nie byłam bardziej pewna. Czy to ci wy­

starczy?

Nie potrzebował dalszej zachęty. Rozwiązał węzeł spinający

suknię na jej ramieniu i obnażył ją aż do pasa. Na ułamek
sekundy zamarła. Potem zaczęła mocniej oddychać. To przecież

był Rafe, mężczyzna, który pokazał jej, co to znaczy być kobie­
tą. Nie powinna lękać się go bardziej niż nadchodzącego świtu.

- Dios - westchnął - wręcz boję się ciebie dotknąć. Cały

drżę, amada.

- W porządku. Nadal ci ufam.
Jęknął cicho.
- To może nie jest zbyt rozsądne.
Wysunęła się z jego objęć, pragnąc udowodnić mu swoje

słowa czynem. Rozpięła zamek błyskawiczny i pozwoliła sukni
opaść.

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Zgodnie z tym, co mówisz, nie zachowuję się dziś zbyt

rozsądnie.

- Nie za bardzo - przyznał, wpatrując się w nią.
- Równie nierozsądne było - podała mu suknię - wyjście za

ciebie za mąż.

- Fatalna decyzja - przyznał.
- W takim razie - rozłożyła ręce gestem podania - resztę

pozostawiam tobie.

- Pierwszy rozsądny pomysł. - Szybko sięgnął do jej piersi,

ale widząc, że drżą mu ręce, wstrzymał się i ze stłumionym
przekleństwem zacisnął pięści. - Czuję się przy tobie jak ucz-
niak. Dzięki Bogu, nie wiedziałem, co skrywa się pod tą suknią.

- Bo?
- Bo posunęlibyśmy się już o wiele dalej.

- Chyba nie miałabym nic przeciwko temu.
- Nie chodzi o twoje obiekcje... - Zacisnął usta i cedził

każde słowo. - Zdaję sobie sprawę, że nie najlepiej świadczy to
o moim opanowaniu, ale widzieć cię teraz i pozostawić nie­
tkniętą... - Pokręcił głową.

Rozluźnił dłonie. Kiedy wyciągnął do niej ręce, nie cofnął

ich ponownie. W oczach miał srebrne błyski i żar letniej bły­
skawicy. Ella poczuła, że narasta w niej pożądanie. Tym razem
to ona drżała, niczym porwany wichurą liść.

Pod wpływem delikatnej pieszczoty wydała z siebie stłumio­

ny okrzyk.

- Spokojnie - mruknął Rafe. - Ty nadajesz rytm. Nie zepsu­

ję tego, niepotrzebnie cię ponaglając. Powiedz mi, czego chcesz,

esposa.

To słowo zabrzmiało dla niej wręcz cudownie. Żona.
- Pocałuj mnie, Rafe. - Zarzuciła mu ręce na szyję. - Po

prostu pocałuj mnie, a będę wiedziała, że wszystko jest w po­
rządku.

scandalous

Anula43&Irena

background image

Wsunął jej ręce we włosy i rozpuścił hebanowe loki.
- Pocałunek poprawi ci samopoczucie? - spytał. Ciemne

włosy pięknie kontrastowały z jej białymi ramionami. - Czy
tego chcesz ode mnie?

Bierze ją za dziecko?
- Nie, nie chodzi o ojcowski pocałunek - poprawiła go. -

Chodzi mi o taki, jaki mąż daje żonie w noc poślubną. Chcę
poznać smak pocałunku kochanka.

Westchnął. Zdenerwowanie zamiast ustąpić, wzmogło się.
- Mi amada y mi alma - szepnął. - Te adoro.
Potem powoli ujął ją pod udami i podniósł. Ocierała się

piersiami o jego koszulę, odczuwając to jako rozkoszną torturę.
Zestawienie jej niemal nagiego ciała z ubranym wieczorowo
Rafe'em dodawało pikanterii sytuacji. Przyglądał się jej przez
chwilę, nim dotknął ustami jej warg. Nie mogąc powstrzymać
się, łapczywie penetrował jej chętne usta z niecierpliwością
człowieka, który czekał zbyt długo.

Jej głód emocjonalny był równie wielki. W ten pocałunek

włożyła całe serce, dając mu ustami i dłońmi do zrozumienia
to, czego nie śmiała głośno wyrazić. Kochała go.

Oderwał się od niej, lekko przytrzymując przez chwilę zęba­

mi dolną wargę Elli.

- Czy o taki pocałunek ci chodziło?
- Jak na początek...

Nie wiedziała, jakim sposobem udało się jej odczytać jego

myśli. Odniosło to niezwykły skutek. Zareagował z szybkością

jastrzębia rzucającego się na swą ofiarę. Nie wypuszczając jej

z rąk, kilkoma krokami dotarł do sypialni. Szpilki Elli stuknęły
o podłogę w tym samym momencie, w którym opadła na mate­
rac. Wtuliła się w poduszki.

Rafe stał nad nią w rozchełstanej koszuli. Oczy płonęły mu,

kryjąc w sobie niebezpieczną obietnicę.

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Czekałem na to całą wieczność. Dłużej nie mogę. - Bez

słowa wyrwał z mankietów złote spinki i cisnął na dywan. Po­

tem ściągnął koszulę i pas od smokingu. Wtedy Ella dostrzegła

pajęczynę srebrzystych blizn pokrywających jego tors i ramio­

na. Z okrzykiem przerażenia rzuciła się w jego stronę. Teraz ona

dotykała go drżącymi dłońmi.

- Och, Rafe - szepnęła, delikatnie przesuwając palec

wzdłuż każdej szramy. - Co ci się stało? Miałeś wypadek?

- Nie.
- Ale...
- Byłem świadkiem wypadku samochodowego.

Pojęła rzecz po upływie ułamka sekundy.

- Wielki Boże! Wyciągałeś kogoś z wraku, prawda?

Przytulił ją mocniej i cmoknął w usta.

- Tylko nie staraj się mnie idealizować. W rozbitym samo­

chodzie utknęła Shayne. Bałem się, że wybuchnie benzyna.

Gdyby chodziło o kogoś obcego... - wzruszył ramionami - za­

stanowiłbym się przedtem dwa razy.

- Znam cię za dobrze, by w to wierzyć. - Łzy zakręciły się

jej w oczach. - Pomógłbyś i tak. A Shayne, co z nią? Czy była

poważnie ranna?

- Jest cała pokryta bliznami, jak ja, ale większość z nich już

znika.

- Tak mi przykro. Nic nie wiedziałam, w przeciwnym

razie odwiedziłabym ją... - Ella przycisnęła usta do cien­

kiej linii biegnącej wzdłuż obojczyka Rafe'a. - To przeraża­

jące, jak kruche jest nasze życie. Mamy tak niewiele czasu,

a tu...

Rafe wdychał aromat jej ciała i włosów. Odurzył go, odpę­

dzając wszystkie myśli prócz jednej.

- Dlatego nie zmarnujemy już ani minuty.
Delikatnie pieścił jej sutki, które nagle nabrzmiały i stward-

scandalous

Anula43&Irena

background image

niały. Jednak było mu wciąż mało, chciał więcej, chciał jej całej.
Osunął się niżej, rozgrzewając oddechem jej brzuch, pod­
czas gdy ściągał z niej koronkowe figi. Ella jęknęła cicho i za­
drżała. Nie trzeba było dużo czasu, by doprowadzić ją do kresu
wytrzymałości. Zaczęła gwałtowniej oddychać, jej ciało naprę­
żyło się.

Powtórnie podniósł ją, kładąc na jedwabnej pościeli. Popa­

trzyła mu prosto w oczy zamglonym wzrokiem, w którym kryła
się niema prośba.

- Zaraz, amada - westchnął. - Już niedługo.
Nie spuszczając z niej wzroku, rozebrał się szybko. Ella spe­

szyła się lekko, gdy stanął przed nią nagi. Była jednocześnie
bezbronna swą niewinnością i silna dojrzałą kobiecością. Wre­
szcie położył się obok niej, przytulając ją do siebie. Podniecenie

przełamało resztki zahamowań. Pragnął obejść się z nią łagod­
nie, zachować się jak człowiek honoru. Teraz chciał wyłącznie
zaspokoić jej marzenia, zanim Ella obudzi się rano w twardej
rzeczywistości.

- Nie bój się - szepnął. - Nie sprawię ci bólu.
- Nie boję się. - Dotknęła jego twarzy. Rafe wyczuł, że Ella

zdobywa się na odwagę, by mówić dalej. - Wiem, że nie chcesz
mojej miłości, ale... dam ci ją mimo wszystko.

Słowa sprzeciwu cisnęły mu się na usta. Nie chciał tego

słyszeć, przynajmniej teraz, gdy zamierzał wykonać to, co po­
stanowił dzisiejszego wieczoru.

- Nie... - zaczął.
Położyła mu palec na ustach.
- Proszę, pozwól mi mówić. Czekałam na to zbyt długo. Nie

masz pojęcia, co przeżyłam przez te pięć lat. Myślałam, że
utraciłam cię na zawsze, że nigdy nie będę miała okazji wyznać
ci tego, co czuję.

Chwycił ją za nadgarstek i odsunął rękę.

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Pewne rzeczy powinny pozostać za zasłoną milczenia.

- To nie tak. Kocham cię - powtórzyła w zachwycie. - Czy

nie widzisz, że spełnia się cud?

Pochylił głowę, rezygnując w tym geście z przyjęcia nieba,

które Ella starała się mu przychylić.

- Nie ma w tym żadnego cudu.

- Owszem, jest - roześmiała się dźwięcznie. - Widzisz, dziś

wieczorem miałam ostatnią okazję, by się o tym przekonać.

- Jak to? - Popatrzy! na nią z napięciem.
- To była ostatnia szansa, żebym wypróbowała magiczną

moc Balu Kopciuszka.

- Co? - Uniósł się na łokciu, spoglądając na nią z wściekło­

ścią osaczonego jaguara. - Czemu mi to mówisz?

- Ponieważ przez ostatnie pięć lat - machinalnie wzruszyła

ramionami - zaczęłam tracić wiarę.

Nie wierzył własnym uszom. Wyglądało to na ironię losu.

Jak to?

- Prawie przestałam wierzyć w to, co wiązało się z Balem

Kopciuszka - wyjaśniła cierpliwie. - W jego magię i miłość od

pierwszego wejrzenia. Dlatego postanowiłam spróbować po raz

ostatni tego wieczoru.

- Tak? A gdybyś nie znalazła miłości?
- Złożyłam sobie pewną obietnicę. Gdybym rano nie obu­

dziła się jako mężatka, oznaczałoby to, że takie szczęście może

być jedynie udziałem nielicznych. - Pogładziła go po policzku.

-I wtedy ty się zjawiłeś.

- Nie - pokręcił głową Rafe.
- Nie rozumiesz, Rafe? To było nam pisane.
- Przez pomyłkę.
- Nieprawda. - Uśmiechnęła się drżącymi ustami. - Przy­

wróciłeś mi wiarę. Gdybyś się nie zjawił, poddałabym się i przy­

znała ci rację w sprawie Balu Kopciuszka.

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Bo mam rację - zapewnił ją żarliwie. - Łudzicie nieszczę­

śliwych ludzi nierealnymi obietnicami.

- Mylisz się, Rafe. Chyba sam widzisz, że gdybyś się nie

zjawił, przez cały wieczór szukałabym innego mężczyzny. Bez­
skutecznie.

Niszczyła go, rozcierała w proch.
- Sama nie wiesz, co mówisz.
- Owszem. Mówiłeś przecież, że nie miałabym mu nic do

zaoferowania i to prawda. - Przytuliła się do niego. - To ty masz
wszystko, moją miłość, szczęście i przyszłość.

- Basta! - Odepchnął ją i usiadł na krawędzi łóżka, odwró­

ciwszy się do niej plecami.

- Co się stało, Rafe? - przysunęła się bliżej i położyła mu

dłoń na ramieniu.

- Nie dotykaj mnie! - Wzdrygnął się. - Jeśli zostało ci choć

trochę instynktu samozachowawczego, nie rób tego.

Ostatnie promienie zachodzącego księżyca zalśniły w jego

włosach i podkreśliły głębokie bruzdy na twarzy. Oddychał głę­
boko. Mięśnie miał napięte jak postronki.

- Co ci jest, Rafe? - zaniepokoiła się Ella.

Krtań drgała mu konwulsyjnie, rękę zacisnął na kolanie.

- Daj mi czas na odzyskanie panowania nad sobą.
Wstał. Wziął jedwabne prześcieradło i zarzucił na Ellę.
- Przykryj się - polecił.
Odruchowo zawinęła się w chłodny materiał.
- Wyjaśnij mi, proszę, o co chodzi? - W jej głosie zabrzmia­

ło przerażenie. - Co złego zrobiłam?

- Nie mogę ciągnąć tego dalej - odparł, postanawiając wy­

znać jej brutalną i bolesną prawdę. - Nie potrafię.

- Czego nie potrafisz?

Odwrócił się w jej stronę pełen niesmaku dla siebie i jedno­

cześnie wściekły z powodu jej bezgranicznej naiwności. JCiedy

scandalous

Anula43&Irena

background image

Ella wreszcie zrozumie, że on nie zasługuje na jej zaufanie i da

sobie spokój ze wzniosłymi uczuciami?

- Jak sądzisz, czemu się z tobą ożeniłem?
- Już mi to wyjaśniałeś. Dlatego, że mnie pragniesz. - Pod­

niosła dłoń. - Wiem, że chodzi ci wyłącznie o pociąg fizyczny,

ale myślałam, że z czasem...

- Czas niczego tu nie zmieni - uciął, chcąc jak najszybciej

skończyć tę farsę. - Nie wyjaśniliśmy również przyczyny mojej

obecności na balu. Może spróbujesz ją odgadnąć?

Zastanowiła się.
- Może... żeby wyjaśnić dzielące nas nieporozumienia?

- Nie, pani Beaumont. Proszę spróbować ponownie.

Czekał, hipnotyzując ją wzrokiem. Napawał się, obserwując,

jak dochodzi do wniosków, które są dla niej bardzo niemiłe...

- Rafe, proszę, nie rób mi tego.
- Odpowiadaj - rozkazał. Trzymał swoje uczucia w ryzach,

nie pozwalając, by została jej choć iskierka nadziei. - Po co

zjawiłem się dziś wieczorem?

- Żeby się zemścić - szepnęła żałośnie. Iskierka zgasła.

- To właśnie kierowało mną przez te wszystkie lata - po­

twierdził. - Jednak moim głównym celem było i jest położenie

kresu Balom Kopciuszka.

Uniosła głowę, czując przypływ gniewu.
- Żeniąc się ze mną? To miało położyć kres balom?

Nie odpowiedział jej. Nie mógł, nie potrafił ubrać w słowa

planu, który uknuł, ani sposobu jego realizacji.

Ella, pogrążona w rozmyślaniach, milczała przez kilka mi­

nut. Znów miała niewesołą minę.

- Ty... - zwilżyła zaschnięte wargi - sądziłeś, że kiedy

znajdziemy się w łóżku, nasza namiętność wygaśnie, a wraz

z nią umrą nasze uczucia i małżeństwo.

- Widzę, że wreszcie zrozumiałaś.

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Nie - pokręciła głową - mylisz się. Tak się nie stanie.
- W tym się z tobą nie zgadzam.
- Mówisz poważnie? - Poprawiła prześcieradło. - Masz za­

miar kochać się teraz ze mną i wyjść?

- Niezupełnie. Pragnę cię na dłużej niż tylko na jedną noc.

Przynajmniej na dwa miesiące - wyznał z brutalną szczerością.
- Potem zdałabyś sobie sprawę, że małżeństwo nie jest cudem
spełnionej miłości, jak to sobie do tej pory wyobrażałaś. Pozba­
wiona iluzji, lecz mądrzejsza życiowo, uciekłabyś pędem pod
skrzydełka rodziców.

- Uważasz, że moi rodzice poczuliby się tak zawiedzeni

i rozczarowani moim nieudanym związkiem, że zrezygnowali­
by z następnych bali? - spytała z niedowierzaniem. - W takim
razie mam dla ciebie zdumiewającą nowinę...

- Nie pomogłoby. - Uniósł brew. - No problema, amada.

Mam jeszcze plan awaryjny.

Ella wahała się i milczała przez kilka minut.
- Czy to ten, o którym wspomniałeś mi na polance?
- Que coqueta. Jednak zawsze byłaś sprytna, o ile nie po­

zwalałaś uczuciom zapanować nad rozumem. Wolałbym nie
stosować tak drastycznych środków, ale wierz mi, skończę z tym
balem.

- Z powodu Shayne?

Stracił panowanie nad sobą i złapał ją mocno za rękę.

- Tak! Z powodu Shayne zrobię wszystko, powtarzam:

wszystko, by uchronić innych przed jej losem. Ale ty tego nie
rozumiesz, bo niby jak? Żyjesz w świecie iluzji. Nic nie wiesz
o prawdziwym życiu.

Wyrwała się z jego uścisku i uciekła na środek łóżka.
- To nieprawda!
- Nie? Kiedy wrócisz do swojego bajkowego świata, prin-

cesa,

otwórz oczy i rozejrzyj się dokładnie wokół. W waszym

scandalous

Anula43&Irena

background image

przypominającym tort pałacu jest tyle pokoi, że nawet ty się tam

gubisz. Stoi pośrodku pustyni, a otaczają go drzewa i krzewy

wymagające tropikalnego klimatu. Wątpię, czy ten wspaniały

ogród przetrwałby bez pomocy armii ogrodników i wody wy­

starczającej do zaspokojenia potrzeb niewielkiego miasta. Nie­

stety, prawdziwe życie wygląda zupełnie inaczej. Spytaj Shayne.

Mimo ogromnych wysiłków łzy zakręciły się w oczach Elli.
- Nie odpowiedziałeś mi na pytanie. Co będzie dalej?

- Jeśli otrzymam od twoich rodziców pisemne oświadczenie

o rezygnacji z organizowania następnych bali, nic się nie stanie.

Wrócisz do domu i unieważnimy małżeństwo.

- A jeżeli się nie zgodzą?

- W razie gdyby odmówili; wkrótce przekonają się, że ich

sytuacja finansowa nie pozwoli im na to. Uprzedzam cię, że

jestem w stanie spełnić moje groźby.

Ella była wstrząśnięta.
- Czy przybyłeś oznajmić nam właśnie to?
- Tak - odparł, nie owijając niczego w bawełnę.
- A potem doszedłeś do wniosku...

- Że cię nadał pragnę - powiedział, chcąc do końca pozostać

nieugięty. - Ku memu zdumieniu odkryłem, że ty również mnie

pragniesz. Nasze małżeństwo było jedyną zmianą planu.

- Dzięki czemu moglibyśmy zaspokoić nasze... żądze.
- Właśnie.
- Więc czemu z tego zrezygnowałeś?

Spojrzał w jej błyszczące, złote oczy. Odbijały się w nich

pierwsze promienie słońca wałczącego z resztkami męczącej

nocy. Widział w nich ciepło i czułość, które nigdy nie staną się

jego udziałem. Zebrał się w sobie. Czas kończyć.

- Zorientowałem się, że zemsta nie jest wcale taka słodka,

jak sądziłem. - Wzruszył ramionami. - W rzeczywistości ma

gorzki posmak. Mimo to, postawiłem na swoim. Nałykałaś się

scandalous

Anula43&Irena

background image

sentymentalnych bzdur na temat prawdziwej miłości i magii

tego balu. Jednak nie znalazłaś ani miłości, ani magii, ani księcia

z bajki. Zamiast tego, znalazłaś zemstę.

Nie patrzyła na niego. Skuliła się na łóżku, tuląc się do

poduszki.

- Teraz pewnie wyjdziesz - stwierdziła.

- Nie ma na co czekać. - Zebrał wszystkie siły, by nie

pochwycić jej w ramiona i zapomnieć o całym świecie. Pod­

niósł swoje rzeczy z podłogi i ubrał się. - Daję ci czas do na­

mysłu w sprawie następnego Balu Kopciuszka - rzekł, pakując

się. - Jednak radziłbym nie zwlekać zbyt długo.

- Nie będę zwlekała - szepnęła.

- Pokój jest twój, aż do południa. Nie musisz się zrywać.

- Dziękuję - odparła z niewzruszoną grzecznością.
Rafe stwierdził, że pięć minut, które zajęło mu pakowanie

się, wcale nie było łatwiejsze od wyciągania Shayne z rozbitego

auta. Niemal wolałby doznać fizycznych obrażeń. Rany, które

nie są śmiertelne, można wygoić. Wiedział jednak, że jego serce

będzie krwawiło do końca życia.

W drzwiach obejrzał się i ból przeszył go do głębi.
Złote błyski w oczach Elli przyćmił mrok nocy.

Wtedy otworzyły się przed nim bramy piekła.

scandalous

Anula43&Irena

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

- Nie przyjechał? - Ella spytała zbliżającego się od strony

domu ojca.

Stała na środku trawnika i spoglądała na księżyc. Za tydzień

będzie pełnia, druga z kolei po tej pamiętnej z Balu Kopciuszka.

To przywołało dręczące wspomnienia tamtej nocy. Księżyc

oświetlał jej twarz. Zastanawiała się, czy Rafe w Kostaryce rów­

nież spoglądał na księżyc. Coś ściskało jej gardło.

- Nie, kochanie, nie wrócił - rzekł w końcu Donald. Starał

się nie okazywać córce zbyt demonstracyjnie współczucia, za

co Ella była mu wdzięczna.

- Miałam nadzieję... - Pochyliła głowę.

Miała nadzieję, że Boże Narodzenie przyniesie z sobą cud,

o który modliła się całym swym jestestwem. Jednak przed chwi­

lą wielki stojący w holu zegar dziadka położył kres jej nadzie­

jom. Wybiła północ i Gwiazdka minęła bez Rafe'a.

- Bez względu na to, jak to wygląda, on cię potrzebuje

- upierał się ojciec. - Nie ma najmniejszych wątpliwości.

- Co skłania cię do takich wniosków? - Odwróciła się w je­

go stronę. - To, że poprosił cię, żebyś był obecny na naszym

ślubie? Nie uważam tego za przekonujący argument.

Donald westchnął ciężko.
- Kiedy Rafe rozmawiał ze mną przez telefon z recepcji

Grand Hotelu, nie słyszałem bardziej udręczonego człowieka.

Nie tyle prosił mnie o rezygnację z dalszych bali i zabranie cię

scandalous

Anula43&Irena

background image

do domu, co raczej rozkazywał. - Położył dłoń na ramieniu

córki. - Gdybym się nie pojawił, sam by się pofatygował.

- Szczerze wątpię. - Drżący uśmiech zdradzał jej wewnę­

trzny niepokój. - Był już w drodze do Kostaryki.

- Nie, Ello. Wcale nie.

Poderwała gwałtownie głowę.
- Jak to?
- Wątpię, czy zrobiłoby ci jakąś różnicę, gdybym powie­

dział ci o tym dwa miesiące temu. Teraz to co innego.

- O czym miałbyś mi powiedzieć?
- Kiedy przyjechałem po ciebie do Grand Hotelu, zauważy­

łem Rafe'a czekającego w taksówce. Siedział i palił papierosa.

Odnoszę wrażenie, że czekał na mnie.

- Musiałeś widzieć kogoś podobnego - pokręciła głową El-

la. - Rafe nie pali.

- Tej nocy palił. Widziałem to całkiem wyraźnie.
- Co chcesz przez to powiedzieć, tato?
- Tylko tyle... Jeśli ktoś potrzebuje pomocy w odzyskaniu

wiary, to na pewno Rafe Beaumont.

- Mylisz się - uśmiechnęła się lekko. Zdumiało ją to, że

rozmowa na temat jej męża może ją rozbawić. - On wcale nie

potrzebuje odzyskania wiary, bo nigdy jej nie miał. Nie wierzył

w magiczną moc miłości.

- Ależ tak. Dlatego tyle wysiłku kosztują go zaprzeczenia.

Widzisz, żeby wierzyć w coś niewzruszenie, trzeba dać się po­

nieść emocjom.

- Nie rozumiem - nachmurzyła się. - O co ci chodzi?
- Rafe jest typem mężczyzny, który niełatwo traci panowa­

nie nad sobą. A gdy to się już stanie, zaklina się na wszystkie

świętości, że więcej do tego nie dopuści.

- Kiedy to było? Nigdy mi nie wspominał...
- Nie dziwię się. Może któregoś dnia powie ci o tym. Tym-

scandalous

Anula43&Irena

background image

czasem musisz zrozumieć, że miłość... Cóż, kiedy się kogoś
kocha, oddaje mu się serce, ciało, nawet duszę. Jest się związa­
nym z tą osobą na zawsze, więc bezbronnym, bo nie ma się
wpływu na to, co ta osoba zrobi z naszym darem - uśmiechnął
się smutno. - Chyba sama już to odkryłaś, prawda?

W jej wzroku błysnął promyczek nadziei.
- Myślisz, że Rafe mnie kocha, tylko boi się do tego przyznać?
- Na to pytanie tylko on może udzielić ci odpowiedzi. On

cię potrzebuje, możesz mi wierzyć. Pamiętaj, że tylko ty jesteś
w stanie do niego dotrzeć. Oczywiście - uniósł brew -jeśli tego
chcesz.

Ella nie zastanawiała się długo.
- Tego właśnie chcę - odparła bez wahania.
- W takim razie - przytulił ją z uśmiechem - pakuj walizkę

i jedź na lotnisko.

Rafe stał przed domem, spoglądając przez gąszcz liści na księ­

życ. Myśli miał zaprzątnięte Ellą, zawsze tylko nią. Zaciągnął się
głęboko papierosem, przeklinając się w myślach za głupotę.

- Wolałabym, żebyś go rzucił - powiedziała nadchodząca

od strony domu Shayne. - Zniszczysz sobie zdrowie.

- Wszyscy kiedyś musimy umrzeć. - Wzruszył ramionami.
- Oczywiście - zgodziła się, stając obok niego. - Po co

jednak to przyspieszać?

Zdusił niedopałek obcasem.
- Co cię trzyma do tak późnej pory, hermanital
- Martwię się o ciebie. Stałeś się taki... obcy, zamknięty

w sobie. - Wzięła go za rękę, dotykając palcami obrączki ślub­
nej. - Nigdy mi nie wyjaśniłeś, skąd ta obrączka na twoim
ręku...

- Nie było czego wyjaśniać
- Ale ożeniłeś się, prawda?

scandalous

Anula43&Irena

background image

Zawahał się, nim wreszcie skinął głową.
- To nie powinno cię interesować. Ten związek jest tylko

tymczasowy.

- Pierścionek ma znajomy wzór. - Zerknęła na niego spod

rzęs. Ponieważ Rafe uparcie milczał, dodała: - Jest zrobiony
z biletu na Bal Kopciuszka. Czy to był mój bilet?

- Tak, twój. - Nie widział powodu, by zaprzeczać.
- Kto ma drugą obrączkę? - Rafe nie odpowiadał, Shayne

zamknęła oczy. W chwilę potem gwałtownie chwyciła oddech.
- O, mój Boże! Ożeniłeś się z Ellą!

- Tak, jak mówiłem, to nie twoja sprawa - rzekł cicho Rafe.

- Najważniejsze, że położyłem temu kres. Wkrótce nie będzie

już więcej bali, które mogłyby cię skusić.

- Mniejsza o bale. Ella! Jak mogłeś jej to zrobić?
- Nie było innego wyjścia. - Wyciągnął z kieszeni zmiętą

paczkę papierosów. Został tylko jeden. Rafe zapalił go, głęboko
zaciągając się duszącym dymem. - Ożeniłem się z nią i natych­
miast porzuciłem. Odebrałem jej nadzieję i marzenia, zostawia­

jąc ból i cierpienie. - Przechylił głowę na bok. Miał zimny,

zacięty wyraz twarzy. - To chyba uczciwa wymiana?

- Ale dlaczego, Rafe? - Shayne puściła jego rękę i popatrzyła

mu w twarz. - Czy naprawdę musiałeś akurat ją skrzywdzić?

- Nie było innego wyjścia.
- Ale akurat Ellę... - Po raz pierwszy od lat Rafe zauważył

błysk gniewu w ciemnych, wilgotnych oczach siostry. - Chyba
cię za to znienawidzę. - Odwróciła się i uciekła.

- W porządku, mi pequeńa. - Znów zaciągnął się papiero­

sem. - Tego się spodziewałem.

Wczesnym popołudniem w dzień Nowego Roku Ella wyszła

z międzynarodowego dworca lotniczego Juan Santamana
w Kostaryce. Natychmiast otoczyła ją gromada wyrostków.

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Zanieść bagaże, Seńora?- spytał pierwszy, wyrywając jej

walizkę.

- Potrzebuje pani pieniędzy Tico? - zapytał drugi.
- Taksi? - napierał trzeci.
Popatrzyła po rozgorączkowanych twarzach chłopców

i uśmiechnęła się.

- Tak.
Dwaj chłopcy gdzieś pognali, trzeci wziął resztę bagaży.
- Tędy, proszę.
- Może ci pomogę... - zaczęła, ale spojrzał na nią z taką

wyższością, że niemal miała ochotę go przeprosić.

- Chodźmy, Seńora - powtórzył.
Poszła za nim, czując wyrzuty sumienia, że pozwala dziesię­

ciolatkowi dźwigać takie ciężary, jednak rzut oka na ulicę uświa­

domił jej, że to powszechnie przyjęta praktyka. Dzieci kręciły
się wszędzie, oferując swoje usługi turystom.

Ostre słońce sprawiło, że sięgnęła po ciemne okulary i wło­

żyła słomkowy kapelusz. Lata spędzone w Nevadzie nauczyły

ją chronić oczy i skórę przed palącymi promieniami.

- Potrzebuję autobusu lub taksówki do... - Wyjęła z torebki

kopię formularza wypełnionego przez Rafe'a przed ślubem
i szybko znalazła potrzebną jej informację. - Muszę się dostać
do Milagro. Wiesz, gdzie to jest?

- Si - odparł. - Diego! Ve, trae a Marvin.
Chłopiec, który oferował jej wymianę pieniędzy wrócił

z dwudziestokilkuletnim mężczyzną.

- Chce pani kupić trochę pieniędzy Tico, Seńora? - spytał.
Tico, przypomniała sobie wyjaśnienie Rafe'a, to Kosta­

ryka.

- Tak, proszę.
Transakcja przebiegła gładko, choć nie była pewna, czy Rafe

nie uznałby jej za niepotrzebne ryzyko. Na pewno nie omieszka

scandalous

Anula43&Irena

background image

jej tego wytknąć. Zanim upchnęła banknoty w portmonetce,

pojawił się Diego z kierowcą.

- Marvin zawiezie panią do Milagro - powiedział Diego.
Taksówkarz uśmiechnął się szeroko.
- Si, no problema. Sam mieszkam w Milagro. - Skinął na

chłopców, by włożyli bagaż Elli do kufra zakurzonej, pomarań­
czowej taksówki. - Dojedziemy tam bardzo szybko.

- Dziękuję, doceniam to.
Dała chłopcom, sądząc z ich uradowanych min, królewskie

napiwki i wsiadła do auta. Okrążyli parking i skierowali się
w stronę drogi wiodącej za miasto.

- Diego powiedział, że masz na imię Marvin - pochyliła się

do przodu. - To nie jest imię... Tico.

- Norte Americano. - W lusterku błysnęło jego rozbawione

spojrzenie. - Dała mi go mi mądre. Las turistas bardzo się
śmieją i chcą ze mną jeździć po powrocie.

- I to działa? Masz więcej kursów od innych taksówkarzy?
- Dwa razy - wypalił Marvin.
W miarę jak zbliżali się do gór, droga zwężała się.
- Jak daleko stąd do Milagro? - spytała Ella.
- Niedaleko. Dwie, trzy horas. Mas o menos.
- Trzy godziny!
- Es problema? - Marvin zerknął w lusterko i wcisnął gaz.

- Dla pani, Senora, pojadę muy rapido, bardzo szybko. Ale
większość dróg jest szutrowych. Pojedziemy szybko, potem
powoli i ominiemy dziury.

- Nie! Nie o to mi chodziło.
- To nie droga panią martwi?
- Nie. - Jednak w tej chwili właśnie o drogę chodziło. Mar-

vin zbyt często zapatrywał się w lusterko, zamiast uważnie pro­
wadzić. - Możesz zwolnić.

- Czy pani martwi się o pieniądze? - Zdjął nogę z gazu.

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Chyba już omówiliśmy wszystko przed wyjazdem z lotni­

ska - westchnęła.

- No problema - oświadczył. - Oddasz mi wszystkie colo-

nes

i zawiozę cię do Milagro.
Przez moment przypomniały się jej opowieści o obrabowa­

nych turystkach.

Nagle Marvin zaczął chichotać.
- Żartowałeś, prawda? - spytała niepewnym głosem.
- Si.
Bogu dzięki.
- Dobry żart. Bardzo śmieszny?
- Zabójczo.
- Nie policzę dużo. I tak miałem jechać do Milagro.
- Dziękuję.
- Widzisz te góry? - Pokazał na wznoszące się przed nimi

purpurowe szczyty. - Jedziemy tam. Opowiem ci o nich. Po­
dobają ci się?

- Tak.
- Dobra. Te góry są zrobione z wulkanów. Słyszałaś o wul­

kanach? Dobra ziemia na las fincas. To takie farmy.

Skinęła głową, starając się słuchać uważnie. Jednak napięcie

ostatnich tygodni zrobiło swoje. Dotarło do niej jeszcze kilka­
naście zdań, po czym usnęła.

Obudził ją pisk hamulców. Marvin skręcił gwałtownie, o-

mijając dziurę w jezdni. Cisnęło ją na drugi bok taksówki. Prze­

jechali ostrożnie obok wyrwy, w której zmieściłoby się kilka­

naście ciężarówek. Ella z przerażeniem spoglądała w prze­
paść, zanim Marvin znów wyjechał na środek drogi. Walcząc
o utrzymanie równowagi, usiadła prosto, poprawiła okulary
i kapelusz.

- O, Seńora, obudziłaś się. To dobrze.

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Chyba byłam bardziej zmęczona, niż przypuszczałam -

wyjaśniła. Dwumiesięczna bezsenność zrobiła swoje. - Długo
spałam?

- Długo, ale to dobrze. Zaraz będziemy w Milagro.
- To wspaniale.
- Widzisz plantacje kawy? - Marvin machnął ręką przez

otwarte okno.

Ella z zainteresowaniem przyglądała się wysokim jak drzewa

krzewom. Porastały zbocze niemal pionowo. Jak w ogóle jest
możliwe zbieranie tu kawy?

- Odwiedza pani kogoś w Milagro? - spytał Marvin. -

Znam tam wszystkich. Zawiozę pod sam dom.

- No problema? - roześmiała się. - Jadę do męża.
- Ma pani męża w Milagro?
- Nazywa się Rafe Beaumont. Znasz go?

Gwałtownie wcisnął hamulec i skręcił. Wóz z piskiem za­

trzymał się na skraju drogi. Taksówkarz wyskoczył, mówiąc coś
w niesłychanym tempie po hiszpańsku.

- Co się stało? - spytała zdumiona.
Marvin pokazał na kawowe krzewy, wymienił imię jej męża

i znów zatrajkotał jak karabin maszynowy. Kiedy skończył,
z wściekłością otworzył bagażnik.

Nie wyglądało to dobrze.
Ella wysiadła z taksówki, w chwili gdy Marvin wystawiał

jej bagaże na środek drogi.

- Chwileczkę, nie możesz tego zrobić!
Dumnie zadarł głowę.
- Si, mogę - rzekł. - Y tambien... si, zrobię to.
Złapała pierwszą z brzegu torbę i cisnęła ją energicznie do

środka, ładując swój bagaż w takim samym tempie, w jakim
Marvin się go pozbywał.

- Co się stało? Co ja takiego powiedziałam?

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Lo siento - oświadczył, kłamiąc podle, bo wcale mu nie

było przykro. - Nie mogę zawieźć cię do Milagro.

- Ale dlaczego?
- To twoja wina. - Przestał wyładowywać jej walizki i, od­

wróciwszy się ku niej, wziął się pod boki. - Twój mąż, nie
powiedziałaś mi, kto to.

- Moja wina? - Stanęła w takiej samej pozycji. - Skąd mia­

łam wiedzieć, że to sprawia jakąś różnicę? I co z tego, że Rafe
Beaumont jest moim mężem? Co on ci zrobił?

- Nie mnie. Mi sobrino, mojemu siostrzeńcowi. Zwolnił

z pracy Manuela.

- I z tego powodu nie możesz zawieźć mnie do Milagro?
- Si. Obraziłbym tym Manuela.
- W jaki sposób byś go obraził? - zapytała z rozpaczą. Mar-

vin nie odpowiedział, tylko znów zaczął wyjmować z bagażnika

jej rzeczy. Postanowiła zmienić taktykę. - Słuchaj, nie możesz

tak po prostu zostawić mnie na środku drogi. Nikt nie wie, że
przyjechałam.

Marvin wyłonił się z bagażnika i popatrzył na nią.
- Seńor Beaumont nic o tym nie wie?
- Chciałam mu zrobić niespodziankę. - Czepiała się ostat­

niej deski ratunku. - A jeśli nikt mi nie pomoże? A jak mnie
ktoś ograbi? To będzie twoja wina.

Zawahał się. Widać, nie zwykł zostawiać kobiety w takiej

trudnej sytuacji.

- Nie mogę cię zabrać. To sprawa honoru. Comprende,

Seńora?

- Nie! Nie rozumiem.
- Jesteś jego żoną. Jego honor, to twój honor.
- To, co robi Rafe nie ma nic wspólnego ze mną, niezależnie

od tego, czy jest to kwestia honoru. - Skrzyżowała ręce na
piersiach. - Zastanów się jeszcze nad jedną rzeczą. Jeżeli są-

scandalous

Anula43&Irena

background image

dzisz, że miałeś nieprzyjemności przez mojego męża, to wiedz,
że w porównaniu z tym, co będzie, jak mnie tu zostawisz, tamto

było śmiechu warte.

Marvin wygłosił kolejną niezrozumiałą dla niej tyradę. Wre­

szcie ochłonął nieco.

- Pojadę do Milagro i wyślę kogoś po ciebie. To wszystko,

co mogę zrobić. Poczekaj tutaj.

Popatrzyła mu prosto w oczy, ale ciemne okulary zniweczyły

cały efekt.

- A dokąd miałabym pójść?
Wsiadł do taksówki i uruchomił silnik. Niestety, auto zatrzy­

mując się na skraju drogi, trafiło tylnymi kołami do wyrwy. Nie
była szczególnie wielka, lecz wystarczyła, by zatrzymać samo­
chód. Marvin ponownie wysiadł, przeklinając swój los i zapew­
ne również Ellę.

- To twoja wina - oświadczyła i zdjęła kapelusz, by otrze­

pać się z kurzu, który wzbił się spod buksujących kół. Niestety,
tylko go rozmazała. - Nie powinieneś mnie zostawiać. To zem­
sta niebios.

Marvin pokazał na zakopane koło.
- Lepiej pchaj, Seńora.
- Chyba żartujesz. - Popatrzyła na niego z niedowierza­

niem.

- Wcale nie. Lepiej pchaj, bo zapomnę przysłać ci pomoc

z Milagro.

Nagle z nieba spadła wielka kropla deszczu. Jednocześnie

spojrzeli w górę. Nad nimi kłębiły się wielkie, deszczowe chmu­

ry. Lodowaty wiatr porwał jej włosy i cisnął na twarz. Przez
chwilę oboje stali nieruchomo.

- Tego już za wiele. - Ella podeszła do największej waliz­

ki i usiadła na niej. Niepotrzebne w tej sytuacji ciemne okula­
ry schowała do torebki. Potem wpatrzyła się w Marvina wzro-

scandalous

Anula43&Irena

background image

kiem, jakiego nauczyła się od Rafe'a. - Nie ruszę się stąd, do­
póki nie obiecasz zabrać mnie do Milagro. Jak mamy zmoknąć,
to oboje.

Marvin ze zdumienia rozdziawił usta.

- Madre de Dios! La Estrella!
-

Przepraszam? - Uniosła brew.

- La Estrella! Jesteś La Estrella.
-

Ależ nie, jestem Ella Beaumont.

- Si, si, Seńora. - Skłonił się przed nią z szacunkiem. - La

Estrella. Lo siento, Estrella.

Nie wiedziałem, że to ty.

Ella popatrzyła na niego podejrzliwie.
- Kto to jest ta La Estrella?
- To ty. Jesteś la profecia.
- Proroctwo?
- Si. Proroctwo. - Zerknął nerwowo na niebo. - Pospiesz

się. Będzie straszny deszcz. Musimy jechać.

Ella przygryzła dolną wargę. Nie miała pojęcia, co się dzieje,

ale nie zamierzała zaprzepaścić okazji.

- Najpierw załaduj mój bagaż.
- A popchniesz potem?
- Nie zostawisz mnie?

Marvin położył rękę na sercu.
- Słowo honoru, Estrella.
Zanim bagaż znalazł się z powrotem w aucie, rozpadało

się. W kilka sekund Ella była przemoknięta do suchej nitki.

Wspaniale. Zjawi się przed Rafe'em, wyglądając jak zmokła
kura.

Marvin usiadł za kierownicą.
- Pchaj, Estrella, pchaj.
Oparłszy się dłońmi o brudną karoserię, posłusznie wytężyła

wszystkie siły. Koła zakręciły się, ochlapując ją błotem od stóp
do głowy. Nagle taksówka wyrwała się z pułapki i pozbawiona

scandalous

Anula43&Irena

background image

oparcia Ella klapnęła w błoto. Wygrzebała się z niego, tracąc

jeden sandał.

- Niech cię diabli, mój mężu! - mruknęła pod nosem. - Jeśli

po tym wszystkim mnie nie pokochasz, zapłacisz mi słono!

- Dobra robota, Estrella! - zawołał przez okno Marvin. -

Wskakuj. Pospiesz się, zanim podmyje drogę.

Brnąc w coraz gęstszym błocie, dotarła do auta.
- Jestem brudna.
- Wyczyszczę samochód. Teraz wsiadaj.
Nie tracąc czasu, wskoczyła na tylne siedzenie. Marvin wrzu­

cił bieg i ruszyli. Ella ociekała wodą. Zastanawiała się, czy Rafe
rozpoznają pod grubą warstwą błota. Dotknęła obrączki ślubnej.
Poszukała najmniej brudnego kawałka ubrania i wyczyściła ją.
W chwilę potem obrączka znów lśniła.

- To już niedaleko, Estrella - zapewniał ją Marvin. Zerknął do

lusterka. - Pomogłoby, gdybyś nie dopuściła do podmycia drogi.

- Przepraszam?
- Droga. Postaraj się, żeby deszcz jej nie zmył.
- A jak niby mam to zrobić?
- Jesteś La Estrella - odparł Marvin. - Musisz znać sposób.
- Naprawdę? Więc coś ci powiem. Nie mam pojęcia. - Wyj­

rzała przez okno i zadrżała. Lało tak, że nie widać było krzewów
kawowych. Oddałaby wszystko za gorący prysznic, suche ubra­
nie i nową parę sandałków. - Opowiedz mi o proroctwie - ode­

zwała się, szczękając zębami. - Jak się w nim znalazłam? Nigdy
przedtem nie słyszałam o Milagro.

Marvin pogrzebał przy przełączniku ogrzewania i ciepłe po­

wietrze wypełniło kabinę.

- To stara legenda. Głosi, że gdy dwie złote estrellas -

gwiazdy - pojawią się na nocnym niebie, to do Milagro powróci

prosperitas.

- Nie rozumiem... Czemu niby mam być Estrella?

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Te pani oczy, Seńora. Są jak złote gwiazdy. A pani włosy

mają kolor nocnego nieba.

- Akurat. Dlatego, że mam ciemne włosy i złote oczy spełni

się wasze proroctwo? Żartujesz sobie ze mnie.

- Nie, Seńora. Dla ludzi z Milagro proroctwo to nie żarty.

Długo czekaliśmy na ciebie. Mamy mnóstwo spraw do załatwie­
nia. Po pierwsze, musisz przekonać swego męża, żeby przyjął
Manuela z powrotem do pracy.

- Nie wiem, czy zdołam - przeraziła się. - Seńor Beaumont

jest bardzo upartym człowiekiem.

- Zauważyliśmy to. Ale ty sobie poradzisz, Estrella. My,

ludzie z wioski, liczymy na ciebie.

Ella zamknęła oczy. Była zbyt wyczerpana, żeby wyjaśniać

pomyłkę. Bez zajmowania się problemami mieszkańców Mila­
gro i tak wystarczy jej kłopotów z Rafe'em.

- Daleko jeszcze? - spytała.
- Nie. - Marvin pokonał kolejny zakręt bardziej na pamięć,

niż cokolwiek widząc w ulewie. Po chwili dodał: - To już Mi­
lagro. Pojedziemy trochę dalej, na szczyt wzgórza.

Ella wychyliła się przez okno, lecz ściana deszczu skryła

miasteczko. Po pewnym czasie minęli otwartą na oścież żelazną
bramę.

- La Finca de Esperanta - oznajmił Marvin.
Droga prowadziła do owalnego podjazdu przed domem.

W chwili kiedy Marvin wyłączył silnik, deszcz ustał, a przez
chmury wyjrzało słońce.

- Gracias, Estrella. Nie dopuściłaś do podmycia drogi

i przywiozłaś nam słońce.

- Słuchaj, nie mam z tym nic wspólnego - powiedziała,

spoglądając na zniszczone ubranie. Mogła sobie darować. Mar-
vin nic nie słyszał, bo wyciągał z kufra jej bagaże. Wysiadła

z taksówki. Czekała ją teraz przeprawa z mężem.

scandalous

Anula43&Irena

background image

Rafe pojawił się w drzwiach. Marvin bez słowa postawił na

ganku ostatnią walizkę i zniknął gdzieś z boku domu. Dziwne

poczucie honoru.

Ella chwyciła głęboki oddech. Wolałaby wyglądać nieco le­

piej, a właściwie czyściej.

- Cześć, Rafe.

scandalous

Anula43&Irena

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Rafe stał przez dłuższą chwilę w milczeniu, trzymając w ręce

zapalonego papierosa. Podniósł go do ust i zaciągnął się, spo­
glądając to na Ellę, to na jej bagaż.

- Wejdziesz? - spytał kpiącym tonem, po czym pstryknął

niedopałkiem w głąb ogrodu. - A może wolisz, żebym najpierw
spłukał cię hydrantem?

- To nawet dobry pomysł. Wypychanie taksówki z błota

podczas oberwania chmury jest dość... brudnym zajęciem. -
Zerknęła w stronę, gdzie zniknął niedopałek. Cienka strużka
dymu unosiła się pomiędzy jaskrawoczerwonymi kwiatami ros­
nącego opodal hibiskusa. - Tata wspomniał mi, że zacząłeś pa­
lić. Powiedziałam mu, że musiał się chyba pomylić.

- Zawsze miałaś o mnie zbyt dobrą opinię, amada. Zobaczę,

co da się zrobić, by ją skorygować. - Odsunął się na bok, za­
praszając ją gestem do środka. - Witaj w moim domu. Weź
prysznic i przebierz się, zanim porozmawiamy.

- Dziękuję, doceniam twoją troskliwość.

- Po czym zawiozę cię z powrotem na lotnisko.

Słowa protestu cisnęły się jej na usta, ale ugryzła się w język.

Nie miała zamiaru kłócić się przed drzwiami. Wolała rozmówić
się z nim w gabinecie, bibliotece lub gdzieś, gdzie będą mogli
spokojnie usiąść.

Tym miejscem okazało się jego biuro.
- Wyglądasz o wiele lepiej - zauważył Rafe, gdy dołączyła

do niego w godzinę później.

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Dziękuję. Czuję się również znacznie lepiej.

Przygotowała się starannie do tej rozmowy, wiedząc, że ma

jedyną okazję, by przekonać go, że powinna zostać w Milagro.

Włożyła na siebie ulubioną krótką obcisłą spódniczkę w kolorze

kości słoniowej i pasującą do niej kolorystycznie jedwabną

bluzkę. By zrównoważyć ten nieco oficjalny strój, rozpuściła

i wyszczotkowała włosy, tak że układały się jej burzą wokół

ramion. Biżuterię ograniczyła do złotych kolczyków i obrączki

ślubnej.

- Ten prysznic odebrałam niemal w mistyczny sposób - za­

częła, rozglądając się po pokoju. Miał typowo męski charakter.

Proste meble z mahoniu, w powietrzu unosił się zapach dymu

tytoniowego. Przyjmując ją tu, Rafe usiłował, ulokowawszy się

za biurkiem, wykorzystać przewagę własnego terytorium. Ella

zdawała sobie z tego sprawę. - Doceniam twoją gościnność.

- Miło mi to słyszeć. - Wskazał jej stojące przed biurkiem

krzesło. - Usiądź i powiedz mi, z czym przychodzisz. Domy­

ślam się, że chcesz omówić moje plany dotyczące twoich rodzi­

ców, ale zapewniam cię, że tracisz czas.

Usiadła i popatrzyła na niego uważnie.

- Plany?
- Masz rację. - Wzruszył ramionami. - Nazywanie tego

planami nie oddaje w pełni istoty rzeczy. Myślę, że odpowied­

niejszym słowem byłyby „groźby".

- Chodzi ci o to, że groziłeś moim rodzicom ruiną finanso­

wą, o ile nie zrezygnują z organizowania kolejnych Balów Ko­

pciuszka.

- Czyżby mogło mi chodzić o coś innego? - Uniósł brwi.

Uśmiechnęła się kącikami ust.
- Nie wierzę, że chodzi wyłącznie o to, zwłaszcza między

nami. Nie mogę mówić za innych. - Przechyliła na bok głowę.

- Czy są też może jacyś inni?

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Teraz ja z kolei czegoś nie rozumiem. - W jego wzroku

błysnęło rozbawienie. - O ile wiem, ty i twoi rodzice macie

zaszczyt figurować u mnie na pierwszym miejscu.

- Od razu zrobiło mi się lżej na sercu - mruknęła. - Chociaż

bardziej by mi ulżyło, gdyby okazało się, że zajmujemy ostatnie

miejsce.

- Wcale w to nie wątpię. Ale dość tego, Ella - zniecierpliwił

się Rafe. - Skoro nie przybyłaś tu odwieść mnie od mego za­

miaru ani nie przywiozłaś pisemnej gwarancji rodziców o za­

niechaniu dalszych balów, to po co przyjechałaś? - Sięgnął do

otwartej paczki papierosów leżącej na biurku.

- To proste, Rafe. - Żołądek ściskał się jej ze strachu, czuła

jednak, że dalsze owijanie sprawy w bawełnę tylko bardziej

rozwścieczy jej męża. - Przyjechałam do domu.

Zmarszczył brwi i wstrzymał rękę z zapalniczką.
- Przepraszam, ale czy powiedziałaś „dom"?
- Tak, dom. - Wyjęła mu z ręki papierosa. - Zawsze myśla­

łam, że palenie to nerwowy nałóg, rodzaj psychicznej protezy.

Chyba się jednak myliłam, bo ty nie potrzebujesz żadnych pro­

tez, prawda? - Patrząc mu w oczy, złamała papierosa i wrzuciła

do najbliższej popielniczki.

Zapach jej perfum owionął go, wypełniając mu płuca słod­

kim aromatem zamiast duszącego tytoniowego dymu. Mnąc

w ustach przekleństwo, opadł na krzesło. Nie sięgnął po pa­

pierosy.

- Co tu, u diabła, robisz? Mów prawdę.

Ella postanowiła rozegrać sprawę po swojemu.
- To proste, Rafe. - Założyła nogę na nogę i poprawiła spód­

niczkę, wiedząc, że nie spuszcza z niej wzroku. - Ożeniłeś się

ze mną, więc jesteśmy ze sobą związani.

- Wiesz, dlaczego się z tobą ożeniłem - wycedził przez za­

ciśnięte zęby.

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Oczywiście, bo mnie pragniesz. I wiesz co - wytrzymała

jego spojrzenie - ja też cię pragnę.

Rafe znów sięgnął po papierosy, ale wstrzymał się w ostat­

niej chwili. Z wściekłością zmiął paczkę.

- Nic z tego nie wyjdzie - oświadczył, wrzucając pudełko

do kosza na śmieci. - Jutro z samego rana załatwię ci bilet na

lot powrotny.

Ella pokręciła głową. Włosy wdzięcznie zafalowały.
- Nigdzie nie pojadę, przynajmniej na razie.
Rafe uderzył pięścią w stół. Wtedy to zobaczyła. Nadal no­

sił obrączkę. Promienie słońca odbiły się w niej, budząc na­

dzieję.

- Dwa miesiące temu wyjaśniliśmy sobie, że wszystko nas

dzieli - warknął. - Przypominam ci, że nasze, małżeństwo skoń­

czyło się równie szybko, jak je zawarliśmy.

- I tu właśnie się mylisz. - Zebrała się w sobie, żeby być

gotową na jego reakcję. - Nie zamierzam zwolnić cię z przysię­

gi małżeńskiej, dopóki nie przekonam się, że nie żywisz do mnie

żadnych uczuć.

- Uczucia? Nasze małżeństwo nie ma z nimi nic wspólnego!

- ryknął. - Jest zawinionym przeze mnie błędem, przyznaję, ale

miałem też dość rozumu, żeby wyjść, zanim sprawy zaszły za

daleko.

Ella zacisnęła pięści i pochyliła się w jego stronę.
- Ja stąd nie wyjdę. Kocham cię od ponad sześciu lat i nie

zamierzam przez twój głupi upór pogrzebać jedynej szansy na

szczęście. Jeśli chcesz się mnie pozbyć, musisz mnie stąd wy­

nieść siłą.

- Sądzisz, że nie jestem do tego zdolny? - spytał, gwałtow­

nie się zrywając.

- Spróbuj. - Również wstała. - Oboje jednak dobrze wie­

my, co się stanie, w chwili gdy mnie dotkniesz. Jeśli mnie stąd

scandalous

Anula43&Irena

background image

wyniesiesz, to nie na ganek, a jedynie do sypialni, gdzie dokoń­

czymy to, co zaczęliśmy w noc poślubną.

- Nie zmuszaj mnie, żebym cię wyprowadził z błędu.

- Pozwól, że ci to ułatwię. - Rozłożyła ramiona. - Śmiało,

Rafe. Jestem twoja. Weź mnie na ręce i zobaczymy, gdzie wy­

lądujemy, na progu twego domu czy w łóżku.

Oczy rozbłysły mu wściekłością zmieszaną z pożądaniem. Ru­

szył ku niej wokół biurka, zbliżając się gwałtownie. Ella w pier­

wszej chwili przeraziła się, ale tylko na moment. Rafe mógł wrze­

szczeć i wściekać się do woli, wszystko na nic. Kiedy tracił pano­

wanie nad sobą, nie potrafił zaprzeczyć temu, co istniało między

nimi. Pierwszy pocałunek mógł wstrząsnąć nim i...

Objął ją w pasie i przyciągnął do siebie.
- Nie powinnaś tu przyjeżdżać. Przysięgam, że pożałujesz.
- Nie rozumiesz, że to moja ostatnia szansa?

Z gniewnym pomrukiem nachylił się ku niej. Jeśli spodzie­

wał się napotkać opór, zawiódł się. Jej pożądanie było niekła­

mane. Bez najmniejszego wahania, bez cienia wstydu podała

mu gorące, spragnione usta.

- Rafe, proszę... - Jej szept zadrżał pomiędzy nimi.
Położył ją na biurku i rozpiął bluzkę. Nie protestowała. Za­

darł krótką spódniczkę na biodra i niecierpliwie dotknął białej

skóry pomiędzy pończochami a koronkowymi majteczkami. Je­

śli gorące usta Elli stanowiły dla niego poważne zagrożenie, to

jedwabista skóra pod palcami niemal przyprawiła go o zawrót

głowy.

Była dla niego ideałem kobiety. Gdyby tylko mógł, zapamię­

tałby się bez reszty, ale kochać się z nią na biurku, w pośpiechu

i nieładzie...

- Nie tu - mruknął z wysiłkiem.
- Wiesz, że ci się nie oprę. - Oczy płonęły jej pożądaniem.

- Jesteś moim mężem.

scandalous

Anula43&Irena

background image

- A ty moją żoną. Przynajmniej na papierze.
- Mógłbyś to zmienić.
- Nie tu i nie teraz - powtórzył.
Zamknął oczy i przywarł do niej, usiłując odzyskać panowa­

nie nad sobą. Przyciśniętym do jej piersi policzkiem mógł wy­
czuć gwałtowne bicie jej serca. Chwycił głęboki oddech, wy­
prostował się i pomógł jej wstać z biurka.

Ku przerażeniu Elli, palce jej drżały tak, że ledwo zdołała

doprowadzić ubranie do porządku. Jednak nie tylko ona była
wstrząśnięta. Kątem oka zobaczyła, jak Rafe sięga po papierosa.
Zmitygował się jednak niemal natychmiast.

Wciskając bluzkę pod spódniczkę, popatrzyła mu prosto

w oczy.

- No i co? - spytała, kując żelazo, póki gorące. - Czy roz­

wiążemy wreszcie ten problem?

Rafe zaczerwienił się gwałtownie.
- Eres mio! - szepnął zduszonym głosem. - Jesteś moja i twój

los jest przesądzony. Daję ci jeden tydzień, zrozumiałaś? Jeden!

Zanim uzmysłowiła sobie, czy to dobrze, czy źle, rozległo

się pukanie, drzwi otworzyły się gwałtownie i wszedł Marvin -
z drobną, piękną kobietą.

- Perdone, Senor - odezwała się pospiesznie kobieta. Pode­

szła bliżej i popatrzyła na Ellę. - Marvin! Tiene derecho! Es La
Estrella! Estd aqui! Por fin esta aqui!

-

Chelita, co się dzieje? - spytał Rafe. - Co ty wygadujesz?

Chelita pokazała na Ellę i zarumieniła się.
- Sehora. Ona jest La Estrella. Nie wierzyłam Marano­

wi, ale on ma rację. Przybyła tu, żeby wypełnić proroctwo.
Nareszcie!

- Proroctwo? Myślisz, że Ella... - Rafe zwrócił się do ta­

ksówkarza. - Co ci przyszło do głowy? Co to za plotki na temat
mojej żony?

scandalous

Anula43&Irena

background image

- To wcale nie plotki, tylko prawda - zaprotestował Marvin.

- Przyjrzyj się jej, przyjacielu. Ona jest obiecanym znakiem
w proroctwie dla Milagro. To, że ty tego nie widzisz, nie znaczy,
że my też jesteśmy ślepi.

- Ona wcale nie jest żadnym znakiem, żadną Estrellą, tylko

Ellą Mont... - Rafe zmełł przekleństwo. - Ellą Beaumont. Moją
żoną.

Gadał jednak do ściany, bo Marvin i Chelita już wypadli

z biura. Po korytarzu niosły się ich podniecone głosy.

- Chyba powinnam ci o tym powiedzieć - odezwała się

wreszcie Ella. - Marvinowi przyszło do głowy, że jestem speł­
nieniem jakiegoś proroctwa i w żaden sposób nie mogłam mu
tego wyperswadować.

- No, pięknie! - Rafe miotał się po pokoju jak wściekłe

zwierzę. - Marvin i moja gospodyni są największymi plotkarza­
mi w okolicy. Do wieczora całe miasteczko będzie wiedziało,
że goszczę pod moim dachem La Estrellą.

- To źle? Skoro da im to nadzieję... ?
- A co im po nadziei? - spytał sarkastycznie Rafe. - Czy

nakarmią nią dzieci? Czy pomoże im zbierać ziarno? Da im
więcej colones? Szczerze wątpię.

- Ziarna kawy? - zdziwiła się. - Marvin coś wspominał mi

o plantacji, ale mówił po hiszpańsku i nie wszystko zrozumiałam.

- Robotnicy strajkują - westchnął Rafe. - Manuel, siostrze­

niec Marvina, powiedział im, żeby nie zbierali ziarna.

Nic dziwnego, że Rafe go zwolnił. Szkoda tylko, że Marvin

zapomniał jej o tym powiedzieć.

- Dlaczego strajkują?
- Bo zamierzam sprzedać Esperanzę.
- Sprzedajesz swoją plantację? - osłupiała. - Przecież to

twój dom, rodzina twojej matki mieszka tu od pokoleń...

- Dość tego, Ella. Ta sprawa cię nie dotyczy.

scandalous

Anula43&Irena

background image

- A właśnie, że dotyczy. Skoro mam tu mieszkać...
- Do czego nie dojdzie.
- Sprawa wciąż pozostaje otwarta - sprostowała. - Skoro

mam tu mieszkać, chciałabym pomóc.

- W niczym nie możesz pomóc. Proroctwo mówi o tym, że

dostatek i szczęście zagoszczą w Milagro...

- Wiem, Marvin mi to wyjaśnił.
- W takim razie rozumiesz chyba beznadziejność sytuacji.

Jak zamierzasz wypełnić to proroctwo? Oni oczekują od ciebie
cudu. A może zapakowałaś kilkanaście cudów do walizek? -
spytał z ironią w głosie.

- Nie bądź śmieszny.
- Śmieszny? Uważaj, w co wtykasz nos, amada. Ja nigdy

nie podawałem się za La Estrellę.

- Ja też.
- Ale również nie zaprzeczyłaś. - Oparł się o biurko. Pod

ciemnym materiałem spodni rysowały się mięśnie ud. - Co bę­
dzie, jeśli nie sprostasz ich oczekiwaniom?

- Czy tak trudno zapewnić im szczęście i dobrobyt? - spy­

tała. - Jeżeli powodzenie materialne zależy od zbioru kawy,
wystarczy tylko znaleźć sposób, żeby wrócili do pracy.

- Doprawdy? - Uniósł brew. - Tylko tyle? Za mało wiesz.
- A niby skąd mam wiedzieć więcej, skoro mi nic nie mó­

wiłeś?

- Więc mówię ci teraz. Nie ma mowy o kompromisie z mie­

szkańcami. Nie wrócą do pracy. Tyle w kwestii ich dobrobytu.

A co do szczęścia, jak chcesz je im zapewnić, princesal Mach­

niesz czarodziejską różdżką i spełnisz ich życzenia?

- To może być takie proste. - Wzruszyła ramionami.
- W takim razie jesteś tak głupia, jak oni.
- Jeżeli za głupotę uważasz wiarę w szczęście i cuda, to

owszem, jestem głupia.

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Nie to miąłem na myśli.
- Podejrzewam, że akurat właśnie to, ale niech tam. - Opar­

ła się o framugę drzwi prowadzących na główny korytarz i po­
patrzyła znacząco na męża. - Wiesz, że dziś jest Nowy Rok?

- Naprawdę? - Przeciągnął dłonią po włosach. Dawno już

nie widziała tego gestu. - Przyznam się, że o tym zapomniałem.

- Cieszę się, że mogę ci przypomnieć, ponieważ mamy oka­

zję zacząć wszystko od nowa.

- Co chcesz przez to powiedzieć? ,
- Że zamierzam rozpocząć walkę o przywrócenie ci wiary.

Podejrzewam, że jesteś zbyt cymczny, by przyznać mi rację, lecz
mam nadzieję, że w końcu mi się uda.

- Ani za tydzień, ani za miesiąc, ani za rok.
- Cóż, założę się również, że przed wyjazdem uda mi się

sprawić kilka cudów. Przywrócę ci wiarę i zaufanie do ludzi,
a może nawet... odzyskam twoją miłość.

Popatrzył na nią chłodnym wzrokiem.
- Przegrasz zakład, amada.,

.- A jeśli wygram...

- Porozmawiajmy otwarcie. - Przygwoździł Ellę wzrokiem.

- Gdybym mógł, odesłałbym cię natychmiast do domu, Tyle
w sprawie wiary. Niestety, nie jest to chwilowo możliwe.

- Z powodu proroctwa?
- Wolałbym nie wypędzać La Estrelli z miasteczka. Niech

lepiej zrobią to mieszkańcy, kiedy zorientują się, że to zwykła
oszustka. Przypuszczam, że zajmie im to jakiś tydzień, więc tyle
czasu masz do dyspozycji.

- Jesteś aż nazbyt hojny.
- Hojniejszy, niż przypuszczasz.
- W takim razie muszę zabierać się do roboty... -- Oderwała

się od framugi i podeszła do męża. - Może pomógłbyś mi
w spełnieniu pierwszego cudu? Przyjmij Manuela do pracy.

scandalous

Anula43&Irena

background image

Rafe uśmiał się serdecznie.

- W tej sprawie, amada, przydałby się prawdziwy cud. Przy­

siągłem, że nie zatrudnię go ponownie, dopóki robotnicy nie
wrócą na pola. Nie wrócą, dopóki nie obiecam im, że nie sprze­
dam plantacji. Żeby było śmieszniej, jutro spotykam się z ku­
pcami, by dogadać się co do szczegółów transakcji.

- Nigdy nie mówiłeś, że zamierzasz sprzedać plantację. -

Nagły niepokój przyćmił jasny blask jej oczu. - Rafe? Nie jesteś
chyba w kłopotach finansowych? Musisz to robić?

- Owszem, muszę, choć nie z powodów finansowych.
- A zatem...

.- To osobista sprawa. Jak już wspomniałem, nic ci do tego.

- Podszedł do drzwi. - Chodź, sprawdzimy, czy przeniesiono

już bagaże do twojego pokoju. Czy Chelita ma pomóc ci się

rozpakować?

- Sama poradzę sobie z przeniesieniem ubrań z walizek do

szafy. - Dołączyła do niego w progu. - Wbrew twojej opinii

jestem samodzielna.

- Cieszę się, że to słyszę. - Popatrzył na nią. - I jeszcze

jedno. Możesz zaklinać się, że mnie kochasz, ale to tylko słowa.

Twoja obecność w Milagro może mieć wyłącznie jeden powód:
powstrzymanie mnie przed szkodzeniem twoim rodzicom.
Wszystko inne to zwykłe mydlenie oczu.

- To nieprawda. Zresztą, na zaszkodzenie im od strony fi­

nansowej miałeś pięć lat - uśmiechnęła się. - Gdybyś naprawdę
pałał żądzą zemsty, nie czekałbyś tak długo.

- Tak uważasz? Więc posłuchaj. Nic nie odwiedzie mnie od

moich zamiarów i jeśli sądzisz inaczej, możesz się srogo roz­
czarować. Czy rodzice dadzą mi tę gwarancję? - Musnął war­
gami jej usta.

- Nie mówiłam o tym z nimi. - Zwilżyła wargi.
- Więc uprzedzam, ich los jest w twoich rękach.

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Nie, Rafe - zaprzeczyła - w twoich.
Zamiast odpowiedzieć, otworzył drzwi. Posłuchanie było

skończone. Zyskałam jeden punkt, straciłam drugi, pomyślała,
idąc do sypialni. Wywalczyła sobie prawo tymczasowego po­
bytu mfirwa, ryzykując przy tym majątek rodziców. Gdyby była
sprytna, spełniłaby jego życzenie i natychmiast wyjechała. Nie­
stety, przekreśliłoby to wszystkie szanse na wspólną przyszłość.
Wiedziała, że ich małżeństwo skończyłoby się w chwili, gdy
Rafe uzyskałby to, czego chce.

Ciche pukanie do drzwi przerwało te rozmyślania.

- Ella? - Shayne wetknęła do środka misternie uczesaną

blond głowę. Wzrok miała obojętny..- Mogę wejść?

- Shayne! - Ella rzuciła się, by ją uściskać. Shayne jednak

wyrwała się gwałtownie. - Dawno cię nie widziałam.

- Pięć długich lat. - Shayne wyglądała przepięknie, ale ner­

wowo zaciskała palce. - Cieszę się, że cię widzę.

- Niech no na ciebie spojrzę. - Łzy zakręciły się w oczach

Elli, kiedy badała zmiany, jakie zaszły w jej przyjaciółce- Uro­
słaś... jesteś... chłodniejsza i bardziej opanowana, zupełnie jak
Rafe. Bardziej dojrzała.

- Można było się tego spodziewać... wcześniej czy później

- Shayne nieśmiało weszła do pokoju. — Wpadłam tylko po to,
żeby cię... przeprosić. Ta cała sytuacja z Rafe'em to wyłącznie
moja wina.

- Twoja wina? - zdziwiła się Ella. - Śmiało, porozmawiaj­

my, kiedy będę się rozpakowywała. Czemu uważasz, że to twoja
wina?

Shayne przysiadła sztywno na krawędzi łóżka. Zachowywała

się ze zbytnią rezerwą jak na dwudziestotrzyletnią dziewczynę.

- Rafe wszedł na mój bilet.
- Twój?
- Wściekł się, kiedy zrozumiał, co planuję.

scandalous

Anula43&Irena

background image

-. Czegoś tu nie rozumiem - pokręciła głową Ella. - Jak

udało ci się zdobyć bilet? Goście muszą najpierw wypełnić

ankietę, potem są drobiazgowo sprawdzani. Wiedziałabym

o tym.

- Obeszłam to - wyznała Shayne. - Namówiłam przyjacie­

la, żeby zgłosił się zamiast mnie. Zamierzałam wejść na jego

;

bilet, ale zapomniałam o tym, że rozsyłacie je przez specjalnych

posłańców. Głupi błąd...

- Zgłoszenie było na jego nazwisko?
- Tak. - Odrzuciła z niecierpliwością niesforny kosmyk

włosów. - Kiedy posłaniec przyniósł bilet, w miasteczku nastą­

piło poruszenie. W końcu dowiedział się o tym Rafe. Od razu

domyślił się wszystkiego.

- Rozumiem. - Ella popatrzyła na Shayne zatroskanym

wzrokiem. - Ale czemu, u licha.

- Przecież wiesz. Myślałam, że będzie tam Chaz..- Ta

odpowiedź boleśnie poruszyła Ellę. -Z tego samego powodu

usiłowałam dostać się na Bal Rocznicowy i gdyby nie wypa­

dek...-Wzruszyła ramionami.

- To stało się wtedy? - zdumiała się pila. - Podczas jazdy

na Bal Rocznicowy?

- Nie, wiedziałaś o tym? - spytała z niedowierzaniem

Shayne.

- Aż do tej chwili nie. - Usiadła obok niej na łóżku i wzięła

ją za rękę. - Kochanie, gdybyś zadzwoniła, oszczędziłabyś sobie

mnóstwa bólu i cierpień. Powiedziałabym ci, że Chaza nie było.

Spod maski obojętności wyjrzała na chwilę rozpacz;.

- Jesteś pewna?
- Sama sprawdzałam listę.
- To była głupota z mojej strony. - Shayne zwiesiła głowę.

- Gdybym dała sobie spokój, Rafe nie szkodziłby ci teraz. To

z mojego powodu usiłuje przerwać Bale Kopciuszka. ,

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Zostaw to mnie. Rafe jeszcze cię zadziwi.

- Mam taką nadzieję przez wzgląd na twoje dobro. - Shayne

zawahała się, nim zaczęła mówić dalej. - Jeszcze chciałam cię

spytać o jedno... - Znów spod maski obojętności wymknęły się

na chwilę skrywane emocje. - Czemu nigdy nie powiedziałaś

Rafe'owi, co się wtedy stało?

- Przed pięciu laty na Balu Kopciuszka?
- Czemu nie powiedziałaś, że skłamałam, że to nie ty mnie

zaprosiłaś?

- Z bardzo prostego powodu. Nie zrobię nic, co mogłoby

zaszkodzić waszym stosunkom.

- Ja... - Shayne przygryzła wargę - dziękuję.

- Nie przesadzaj. - We wzroku Elli błysnął ogień. - Nie

zrobiłam tego dla ciebie, tylko dla niego.

- Rozumiem. - Shayne zdołała się jakoś opanować. - Win­

na ci jestem przeprosiny. Wykorzystałam cię, co gorsza, znisz­

czyłam twój związek z moim bratem. Wiem, że słowa nie na­

prawią wyrządzonego ci zła, ale przepraszam.

- Miałaś wtedy zaledwie siedemnaście lat. Rozumiem to.

- To i tak więcej niż Rafe - powiedziała bezbarwnym gło­

sem Shayne. - Niemniej i tak potwornie skrzywdziłam was obo­

je. Mam nadzieję, że mi kiedyś wybaczysz.

- Już dawno ci wybaczyłam - uśmiechnęła się Ella. Prze­

chyliła głowę na bok. - Ty też mu nie powiedziałaś prawdy, co?

- Próbowałam - odparła Shayne - ale on nie słuchał. Nie

jestem pewna, czy chciał znać prawdę.

- A jaka jest prawda?
Przez chwilę spod maski wyjrzała zrozpaczona kobieta.
- Prawda jest taka, że wciąż kocham Chaza Mclntyre'a

i pięć lat niczego nie zmieniło.

- Czy dlatego chciałaś wrócić? Miałaś nadzieję, że go spotkasz?

Shayne skinęła głową.

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Rafe uzyskał unieważnienie małżeństwa, ponieważ byłam

nieletnia - uśmiechnęła się ponuro. - A wiesz, co w tym wszy­
stkim jest najzabawniejsze? Gdyby bal odbył się dzień później,
skończyłabym już osiemnaście lat i cała historia potoczyłaby się
zupełnie inaczej.

- Shayne...
Zerwała się gwałtownie.
- Wybacz, ale nie mogę dłużej o tym rozmawiać. - Podeszła

do drzwi i położyła dłoń na klamce. - Kolacja jest o siódmej.

Drzwi zamknęły się za nią bezgłośnie.
Ella głęboko westchnęła. Trzeba będzie coś zrobić, jakoś

znów tchnąć życie w Shayne. Wygląda na to, że La Estrella
musi sprawić jeszcze jeden cud.

scandalous

Anula43&Irena

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

- Tak się cieszę, z twojego przyjazdu, Ella - przerwała pa­

nującą w jadalni ciszę Shayne. - Czy zabawisz u nas dłużej?

- Zdecydowanie tak.
- Nie - odparł natychmiast Rafe. - Będzie tu bardzo krótko.
Chelita zastygła z butelką wina przechyloną nad jego kieli­

szkiem i popatrzyła na swego pana z przerażeniem.

- Och, Seńor Beaumont, nie wypuści pan stąd La Estrelli.

Mieszkańcy jej potrzebują.

- La Estrellal - zdziwiła się Shayne. - O czym ona mówi?
Rafe sapnął niecierpliwie.
- Nie mam zamiaru wysłuchiwać tych... Chelita, co z tym

winem?

Chelita w ostatniej chwili podniosła butelkę.

- Och, lo siento, Seńor Beaumont. To dlatego, że wszyscy

jesteśmy tacy szczęśliwi. Wreszcie do nas przybyła i,...

- Nikt mi o tym nie powiedział - narzekała Shayne. - Gdzie

ona jest? Kto to? Może ktoś mi wreszcie powie.

- Hm... - zmieszała się Ella. - Chodzi o mnie. Zapomnia­

łam ci wcześniej o tym wspomnieć. Zdaje się że Marvin i Che­
lita ubzdurali sobie, że La Estrella to ja.

- Ty? - Shayne otworzyła buzię ze zdumienia.
- Chelita - wtrącił z irytacją Rafe. - To wino podejrzanie

przypomina szampana.

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Si, Seńor Beaumont. Wiedziałam, że będzie pan chciał

uczcić przyjazd La Estrelli.

- Wiedziałaś? Coś takiego!
- To oczywiste. - Chelita udała, że nie słyszy ironii w jego

głosie. - Wszyscy są tacy podnieceni. Teraz zawita do nas szczę­
ście i dobrobyt. Powinniśmy uczcić taki cud.

- Póki, rzecz jasna - odezwała się niewinnym tonem Shayne

- mój brat nie odeśle jej do domu.

- Odesłać ją do domu? - Chelita z trzaskiem postawiła bu­

telkę na stole. Jej entuzjazm zmienił się w podejrzliwość. -
Seńor

Beaumont chce nam odebrać La Estrellęl Zrobiłby pan

to ludziom z Milagro?

- Nie mam zamiaru nigdzie jej odsyłać - wycedził przez

zaciśnięte zęby.

- Więc mogę zostać dłużej niż tydzień? - spytała szybko

Ella.

Wszystkie oczy zwróciły się na Rafe'a.
Jednym haustem opróżnił kieliszek i odstawił go z taką siłą,

że delikatny kryształ zadzwonił.

- Nie zwykłem być przesłuchiwany we własnym domu!
- Ale La Estrella... - zaprotestowała Chelita.
- La Estrella może sobie przyjeżdżać i wyjeżdżać, kiedy jej

się spodoba. - Spojrzał rozkazującym wzrokiem na Ellę. - Jed­
nak niedługo będę miał przyjemność odesłać ją do domu. Koniec
dyskusji. Chelita, podaj kolację, por favor.

Gospodyni założyła ręce przed sobą.
- Najpierw obieca mi pan, że ją zatrzyma.
- Chelita!
- Dobrze! Podam kolację i przyniosę więcej wina. - Wzięła

butelkę i pomaszerowała do kuchni, mamrocząc coś pod nosem
po hiszpańsku.

- Chyba polubię szampana... - mruknęła Shayne.

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Dosyć nam już dziś przysporzyłaś kłopotów - zbeształ ją

Rafe. - Ale z drugiej strony dobrze, że się nieco ożywiłaś. Być
może wizyta Elli ma również dobre strony.

- Trzy zero dla mnie - mruknęła Ella, ściągając tym samym

na siebie uwagę męża.

- Może byśmy zmienili temat na nieco mniej drażliwy, ama-

da?

Czy wolisz, żebyśmy wrócili do biura i podjęli dyskusję od

punktu, w którym ją przerwaliśmy?

Ella wybrała zmianę tematu.
- Jak tam twoje mozaiki? - zwróciła się do szwagierki. -

Nie mogę się doczekać, kiedy mi je pokażesz.

Jak się okazało, był to fatalny wybór tematu rozmowy. Shay-

ne pobladła i w ślad za bratem wypiła szampana jednym hau­
stem. Znów zadzwonił kryształ.

- Nie robię tego, odkąd... Od dawna. Teraz studiuję księgo­

wość.

- Księgowość! - Ella nie potrafiła ukryć zmieszania. - Prze­

cież masz talent.

- Kolacja podana - odezwała się Chelita, wpychając do ja­

dalni drewniany wózek z posiłkiem. Dolała wszystkim wina
i zdjąwszy z pierwszego talerza srebrną pokrywkę, postawiła
parujące naczynie przed Ellą.

- Dla ciebie, Estrella, przygotowałam specjalne danie Tico,

zwane casado.

Shayne roześmiała się.
- To miał być żart, Ella. Casado oznacza po hiszpańsku

żonatego mężczyznę. Ta potrawa symbolizuje to, czego męż­
czyzna spodziewa się po swojej żonie. Jest tu wszystkiego po
trochu: ryż, fasola...

- ...Y picadillos -dodała Chelita.
- To mieszanka ziemniaków, strączków fasoli, mięsa, po­

midorów. Wszystko razem uzupełnione przyprawami. Niech

scandalous

Anula43&Irena

background image

no spojrzę, co tu jeszcze mamy... spaghetti, sałata, czy to
corvina?

- Si, conńna.
- I jeszcze okoń.
- Wspaniale wygląda - uśmiechnęła się z uznaniem Ella.
- Smakuje równie wspaniale - zapewniła ją Shayne. - Che-

lita jest świetną kucharką.

Gospodyni podała kolację Shayne i Rafe'owi, po czym za­

częła wycofywać się z wózkiem do kuchni.

- Chelita, pozwól tu na chwilę - odezwał się Rafe.
Ella spojrzała na niego z niepokojem. Dobrze znała ten ton.

Chelita najwyraźniej również.

- Muszę iść do kuchni.
- Najpierw wytłumacz mi to. - Z wysiłkiem wbił widelec

w kawałek mięsa. - Może powiesz mi, co to za czarny kawałek?

- Stek - odparła Chelita, wbijając wzrok w podłogę.
- Stek - powtórzył, podnosząc mięso na widelcu. - Bar­

dzo interesujące. Czyżbyś wymyśliła nowy sposób przyrzą­
dzania?

- Tak, Seńor Beaumont - odchrząknęła. - Zupełnie nowy.
- Rozumiem. Czy polega on na tym, że kawałek mięsa

trzyma się na grilu, póki nie zamieni się w zwęgloną bryłkę?

- Chyba tak został przyrządzony. - Zerknęła na niego spod

rzęs. - Gusta ustedl

-

Nie, Chelita. Nie smakuje mi. Jeśli sądzisz, że w ten spo­

sób uda ci się zapobiec wyjazdowi La Estrelli, to jesteś w błę­
dzie. - Odłożył mięso na talerz. Bądź tak uprzejma i przynieś

mi nowy kawałek.

- Si, Seńor Beaumont - odparła posłusznie.
- Jeszcze jedno, Chelita... - Poczekał, aż skupi na sobie jej

uwagę. - Żadnych eksperymentów kulinarnych. Powiedziałem,
że La Estrella może zostać, jak długo zechce. Przypalanie mojej

scandalous

Anula43&Irena

background image

kolacji niczego tu nie zmieni, podobnie jak namawianie mnie,
żebym przyjął z powrotem Manuela. Czy to jasne?

Chelita skinęła głową i wyszła.
Kiedy tylko zniknęła za drzwiami, Rafe zwrócił się do Elli.
- To twoja wina.
- Moja? A niby dlaczego?
- Chelita nie zaryzykowałaby utraty pracy przez takie za­

chowanie, gdyby nie wierzyła, że szczęście i dobrobyt ma w za­
sięgu ręki. Wierzy niezachwianie, że La Estrella znajdzie radę
na wszystkie życiowe niepowodzenia, ze zwolnieniem z pracy
włącznie.

- Cóż, chyba jej za to nie zwolnisz.
- Naprawdę? - Odchylił się na krześle i popatrzył na Ellę

z zaciekawieniem. - Jak zamierzasz mnie powstrzymać?

- Sama ją przyjmę do pracy.
- Kiepski pomysł książkowy.
- Dlaczego kiepski?
- Zapominasz, amada, że to mój dom. Ja decyduję, kto

u mnie pracuje.

- A twoja żona nie ma nic do powiedzenia?
- Nie - oświadczył sucho. - Nie ma. Dlatego odradzam ci

podtrzymywanie tych bzdurnych poglądów u Chelity i innych
osób. Nie jesteś żadnym wypełnieniem proroctwa i zamiast roz­
wiązać ich problemy, zagmatwasz je jedynie.

Po kilku minutach niezręcznego milczenia Shayne zmieniła

temat rozmowy, co Ella przyjęła z wyraźną ulgą.

Kiedy skończyli jeść, Chelita podała tacita de cafe - maleń­

kie filiżanki z kawą, co; jak orientowała się Ella, oznaczało
koniec posiłku.

- Pochodzi z naszych zbiorów i jest cudowna, ponieważ

przyrządzano ją o wiele staranniej niż podczas zwykłej produ­
kcji handlowej - powiedziała Shayne. - Nasza kawa klasyfiko-

scandalous

Anula43&Irena

background image

wana jest jako „arabica o twardym ziarnie", co stawia ją wśród

najlepszych gatunków na świecie.

- Zawsze zastanawiałam się, jak robi się kawę - przyznała

Ella. - Jadąc tu, widziałam krzewy kawowe, ale zamiast ziaren

miały jagody.

- Ziarnka ukryte są w nich na ogół po dwa w „wisience"

- wyjaśnił Rafe, - Zrywa się je, kiedy stają się czerwone.

- Chyba nie wstajesz co rano, by zbierać te czerwone?
- Nie - uśmiechnął się Rafe. - To niewdzięczna praca, wy­

magająca kilku powrotów w to samo miejsce. Kiedy sę je zbie­

rze, specjalne maszyny mielą je, oddzielając miąższ. Potem

ziarno fermentuje, nabierając aromatu oraz goryczki. To daje

fantastyczne efekty w filiżance, prawda?

- Rzeczywiście, jest wyśmienita - przyznała Ella.
- Miło mi to słyszeć. - Wstał i ku jej wielkiemu zdziwieniu

szybko ją pocałował. - Przepraszam, że was opuszczam, ale

muszę zatelefonować.

- W porządku - rzekła niepewnie. - Rozumiem.
- No i jak podobała ci się pierwsza lekcja produkcji kawy?

- uśmiechnęła się Shayne, kiedy zostały same.

- Fascynujące. - Ella dolała sobie kolejną porcję kawy i od­

robinę ciepłego mleka. - Chciałabym dowiedzieć się czegoś

więcej.

- Tak ci się tylko zdaje - skrzywiła się Shayne. - Masz

szczęście, że Rafe ograniczył się do wersji skróconej. To o wiele

nudniej sze i bardziej skomplikowane, niż myślisz.

- Domyślam się.
- Wiesz, mam pomysł. - Shayne odstawiła filiżankę i wsta­

ła. - Pokażę ci mozaikę na dziedzińcu. Braciszek pewnie starał­

by się odwieść mnie od tego, ale skoro chodzi o ciebie...

- O mnie?

Shayne roześmiała się, widząc wyraz twarzy Elli.

scandalous

Anula43&Irena

background image

101

- Żartuję, no, może przynajmniej częściowo. Na mozaice

wyobrażona jest La Estrella. Czy jesteś gotowa oddać hołd
swojej imienniczce?

- Z radością. - Ella pospieszyła niecierpliwie za Shayne

w głąb domu. - Czy to twój projekt?

Shayne natychmiast posmutniała.

- Nie, chociaż pracowałam nad jego rekonstrukcją.
- Co się stało, Shayne? - zapytała Ella, kiedy weszły na

centralny dziedziniec. Wokół kwitły przepiękne kwiaty. - Cze­
mu porzuciłaś coś, na czym tak bardzo ci zależało?

- Tworzenie mozaiek to ułuda, a nie żaden zawód. -

W oczach Shayne pojawił się chłód. - Księgowość jest o wiele
praktyczniej sza.

- To słowa twego brata.
- Chyba tak.
- Co się stało z dziewczyną, którą kiedyś znałam?
- Już jej nie ma. - Shayne przyspieszyła kroku. - Dorosła.
- Dorastanie wcale nie oznacza rezygnacji z marzeń.

Shayne roześmiała się drwiąco.

- Właśnie, że tak. Przekonasz się sama, o ile Rafe w tym ci

nie pomoże.

- Mam nadzieję, że się mylisz.
- Nie mylę się. - Shayne wskazała na obszar przed fontanną.

- To tu. Zostań. Ja mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia na
komputerze.

Blefuje, pomyślała Ella po odejściu Shayne. Nie mówi tego

serio. Chyba nie jest jeszcze za późno, aby wróciła do robienia
swoich mozaiek. Nie goniła jej. Na rozmowę będzie jeszcze
czas. Z westchnieniem odwróciła się w stronę znajdującej się

u jej stóp mozaiki. Była przepiękna. Uroku dodawała jej jeszcze
tęcza odbijająca się w fontannie. Potem spojrzała na główny
motyw i oniemiała.

scandalous

Anula43&Irena

background image

Dziewczyna w pięknej powłóczystej sukni wydawała się klę­

czeć przed fontanną. Czarne, błyszczące włosy rzeczywiście
przypominały nocne niebo. A oczy... Oczy miały znajomy od­
cień bursztynu.

Ella zrozumiała, czemu Marvin uznał ją za La Estrellę. Nie

wiedziała, czy tak wyglądał oryginał, czy to z powodu swobod­
nej interpretacji Shayne kobieta z mozaiki do złudzenia przypo­
minała ją.

Cichy dźwięk przykuł jej uwagę. Z cienia wyłonił się Rafe,

trzymając w ręku lampkę koniaku.

- Obie macie przed sobą kupę roboty - powiedział, pokazu­

jąc na mozaikę.

- Na to wygląda. - Popatrzyła na niego niepewnie. - Zdaje

się, że miałeś telefonować. Długo tu stoisz?

- Wystarczająco. Rozmowa trwała krótko, więc wyszedłem

obejrzeć zachód słońca. Gdybyś tak gwałtownie nie odstawiła
mnie od papierosów, wyczułabyś mnie od razu.

- To rzeczywiście pech.
- Bo słyszałem uwagi Shayne? - Napił się koniaku. - Nic

nowego.

- Rafe, musi być jakiś sposób rozwiązania tych problemów.

Chyba nie wierzysz, że Shayne woli księgowość od pracy, którą
kochała?

- Nieważne, co myślę. - Wzruszył ramionami. Zobaczyła,

że drugą dłoń zacisnął w pięść. - Po wypadku straciła serce do
wzornictwa. Oto, co zawdzięcza twojemu Balowi Kopciuszka.

- Czy nie ma żadnej...
- Dość tego. Nie jesteś La Estrellą. Nie potrafisz rozwiązać

tutejszych problemów. Próbując, ryzykujesz coś więcej niż tylko
rozczarowanie.

- Dlaczego to mówisz?
- Bo wypełnianie proroctw jest niebezpiecznym zajęciem.

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Tylko dla niedowiarków.
- Dios! Nie mów mi tylko, że ty również uwierzyłaś w ten

mit - żachnął się. - Nie zdołasz zapewnić szczęścia i dobrobytu
mieszkańcom Milagro, tak samo jak nie przywrócisz wiary mnie
ani Shayne. Możesz tylko bardziej zaszkodzić niż pomóc.

- Jak można zaszkodzić komuś, dając mu nadzieję'?
- Bo oni w ciebie wierzą, ufają ci. To znaczy, że pójdą za

tobą...

-Pójdą?
- Musisz zrozumieć, że mieszkańcy pójdą za La Estrellą.

Spuściła wzrok i kontemplując mozaikę, rozważała jego sło­

wa. Dawały ciekawe możliwości.

Rafe jakby czytał w jej myślach, bo podszedł bliżej-
- Nic nie kombinuj, bo tego pożałujesz. Przybyłaś do Espe-

ranzy

z jednego powodu: by osiągnąć kompromis w sprawie

twoich rodziców. Trzymaj się tego, a może nawet uda ci się
odnieść niewielki sukces.

- Nie dlatego tu przyjechałam - zaprzeczyła gorąco. - Je­

stem tu, ponieważ...

- Nie powtarzaj tego po raz kolejny - przerwał jej.
- Tak trudno ci tego słuchać?
- Mylisz miłość z żądzą. Nie kuś mnie, żebym pokazał ci

różnicę.

- Spróbuj. - Zerknęła na niego pod rzęs.
Dopił koniak, odstawił kieliszek na krawędź fontanny i pod­

szedł do niej z ponurą miną. Ella, nie czekając, przejęła inicja­
tywę, przytuliła się do niego i ujęła w dłonie jego twarz. Sma­

kował słońcem i koniakiem. Przechyliła głowę na bok i naparła
mocniej, rozchylając jego wargi. Wymknął się mu jęk pełen
pożądania, budząc w niej pierwotny instynkt, o którego istnie­
niu nie miała dotychczas pojęcia.

Pragnęła oddać się bez reszty temu człowiekowi.

scandalous

Anula43&Irena

background image

Rafe ruszył do kontrataku. Jego usta wręcz ją pochłaniały.

Nie był to delikatny, czuły pocałunek, lecz namiętne żądanie.
Rękoma ściskał jej wąskie biodra. Rozpalał się z każdym poca­
łunkiem.

Ella zareagowała równie mocno. Przywarła do niego.
- Proszę cię, Rafe - szepnęła. - Jeśli to jest pożądanie, idę

na to.

Cofnął się jak rażony piorunem. Złapał stojący na krawędzi

fontanny kieliszek. W pierwszej chwili Ella myślała, że chce
nim cisnąć o ścianę domu. Zamiast tego, ścisnął go tak mocno,
że szkło trzasnęło, kalecząc go. Przez dłuższą chwilę Rafe gapił
się na ociekającą krwią dłoń. Wreszcie otrząsnął się z trudem
i wziął głęboki oddech.

- Rafe! - Ruszyła ku niemu, ale powstrzymał ją gestem.
- Nie powinnaś przyjeżdżać do Esperanzy - warknął. Popa­

trzył jej prosto w oczy. Miejsce gorejącej przed chwilą namięt­
ności zajął smutek.

- Jak możesz mówić takie rzeczy?
- To takie proste, że nawet dziecko by się zorientowało. Tu

nikt nie uchroni cię przed skrzywdzeniem. - Wykrzywił usta.
- Nikt nie obroni cię przed własnym mężem.

Podniosła rękę.
- Nie potrzebuję ochrony, tylko ciebie.
- Nie rozumiesz? Ja cię wykorzystam. Skrzywdzę cię. - Ze­

brał się w sobie, wznosząc między nimi niewidzialny mur. - Nie
mogę do tego dopuścić.

- Wyjaśnij mi to, na miłość boską. Do czego nie możesz,

czy nie chcesz dopuścić?

- Już raz zniszczyłem czyjeś życie, bo nie umiałem wywią­

zać się z obowiązków, zawiodłem. Nie chcę zrobić tego po raz'
drugi. Jeśli to rozwinie się dalej, zniszczę ciebie.

- Nie. Nie mógłbyś.

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Owszem, amada, ponieważ taką mam naturę. Nic i nikt

tego nie zmieni. - Skłonił się oficjalnie. - Pozwolisz, że oddalę
się, by opatrzyć sobie rękę. - Z tymi słowami odwrócił się
i zniknął w mroku.

Ella przez dłuższą chwilę stała bez ruchu. Zniszczył czyjeś

życie, nie potrafiąc wywiązać się z obowiązków? To mogło
odnosić się wyłącznie do Shayne i Balu Kopciuszka. Pokręciła
głową. Wciąż czegoś tu nie rozumiała. Coś jeszcze podsycało

jego gniew. Dopóki nie dowie się, o co chodzi, ich małżeństwo

nie ma najmniejszych szans.

Westchnęła i rzuciła okiem na mozaikę.
- Cóż, Estrella, wygląda na to, że Rafe ma rację. Czeka nas

obie kupa roboty. Jednak dzięki niemu chyba wiem, jak sprawi­
my pierwszy cud.

Wczesny ranek następnego dnia zastał Ellę na drodze do

Milagro. Pogoda była piękna, powietrze suche, ale bardziej ła­
godne od tego, do jakiego przywykła na pustyni. Zdumiała ją
również bujność zieleni. Gdyby nie czekająca ją praca, zatrzy­
mywałaby się co krok, by podziwiać każdą nową roślinę. Uśmie­
chnęła się. Wóz albo przewóz.

Pierwszą napotkaną osobą w Milagro okazał się Marvin.
- Estrella - pozdrowił ją, wyraźnie zdumiony jej obecno­

ścią. - Przyszłaś nas odwiedzić?

- Właściwie to szukam pomocy.
- Jak mógłbym ci pomóc?
- Chciałabym zebrać trochę kawy, ale nie wiem, jak to się

robi. Mam nadzieję, że ktoś z wioski wyjaśni mi, na czym to
polega i da niezbędny ekwipunek.

Marvin ze zdumienia otworzył usta.
- Żartujesz sobie z Marvina, co?
- Nie. Jestem zupełnie poważna. - Zerknęła przez ramię na

scandalous

Anula43&Irena

background image

zbierających się wokół ludzi i uśmiechnęła się do nich promien­
nie. - Cześć.

Reakcja była typowa dla przyjacielsko nastawionych Tico.

Odwzajemnili uśmiech i tu i ówdzie rozległo się pura vida.
Marvin odwrócił się w stronę zebranych i powiedział coś szybko
po hiszpańsku. Po kilku minutach ożywionej dyskusji, znów
zwrócił się do Elli.

- Musisz zrozumieć, że strajkujemy - zaczął niepewnie.
- Jasne. Rozumiem i nie liczę na to, że mi ktoś pomoże. Ale

to chyba pora zbiorów i ktoś to musi zrobić. - Wzruszyła ra­
mionami. - Zdaje się, że wypadło na mnie.

- To moja wina, Estrella. - Podszedł do niej jakiś mężczy­

zna. - Ja odpowiadam za ten strajk.

- Musisz być Manuelem. - Przyjrzała mu się lekko zdziwio­

na. Spodziewała się ujrzeć gniewnego agitatora, tymczasem Ma­
nuel wyglądał na młodego, inteligentnego człowieka. Wyciąg­
nęła do niego rękę. - Ella Beaumont.

- Miło mi poznać.
- Może ty mógłbyś mi pomóc - zaproponowała. - Gdybyś

zaopatrzył mnie w niezbędny ekwipunek i wyjaśnił mi, co na­
leży robić, byłabym ci wdzięczna, a przy okazji moglibyśmy się
lepiej poznać.

- Dobrze - zgodził się bez wahania Manuel. Z orzechowych

oczu wyzierała nie skrywana ciekawość. - Potrzebna ci jest
canasta,

taki koszyk z łoziny. Do ochrony ubrania przydałby się

fartuch.

Obie rzeczy znalazły się natychmiast, łącznie ze słomkowym

kapeluszem. Ella przyjęła je z uśmiechem i serdecznymi po­
dziękowaniami. Gdy już włożyła je na siebie, ruszyła z Manue­
lem w stronę gór.

- Czemu chcesz zbierać ziarna? - spytał. - Czy masz na­

dzieję w ten sposób zakończyć strajk?

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Tak - przyznała. - Zorientowałam się, że ty i mój mąż

jesteście upartymi ludźmi, zbyt dumnymi, żeby się z tego wy­

cofać.

- To bardzo trafne określenie - przyznał z czarującym

uśmiechem. - Jednak nie bez istotnej przyczyny znaleźliśmy się
na przeciwstawnych pozycjach.

- Zapewne obaj macie swoje racje - odparła, mając nadzie­

ję, że Manuel zrozumie aluzję. Chociaż współczuła mieszkań­

com Milagro, chciała podkreślić lojalność wobec męża. - Liczę
na to, że jeśli mieszkańcy zobaczą, że La Estrella zbiera kawę,
postanowią jej pomóc.

Manuel zerknął przez ramię.
- Zdaje się, że masz rację.
Ella obejrzała się szybko i stwierdziła, że za nimi idzie dużo

ludzi.

- Kiedy wrócą do pracy, postaram się przekonać mego męża,

żeby przyjął cię z powrotem.

Manuel uniósł brew.
- A jak zamierzasz to zrobić?
- Mam parę pomysłów, jak wykonać tę sztuczkę.
- Gorąco popieram twoją inicjatywę, jednak musisz zrozu­

mieć, że nie mogę poprowadzić moich przyjaciół i ich rodzin
na plantację. Seńor Beaumont nie będzie miał nic przeciwko
temu, żeby pozostali pracowali, mnie jednak nie pozwoli na to,
dopóki nie zniknie dzieląca nas różnica zdań. Muszę to uszano­
wać, Estrella.

Z każdą chwilą nabierała dla niego coraz większego podziwu.
- Wiesz przecież, że nie jestem La Estrella.
- A co to za różnica? - Wzruszył ramionami. Zatrzymali się

w cieniu bananowca na skraju pola. - Najważniejsze jest to, że
ludzie wierzą. Twoje działanie czy niedziałanie będzie nfliało na
nich ogromny wpływ.

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Rafe powiedział coś podobnego - przyznała. - Jednak le­

piej jest coś robić, niż nie robić.

- Czas pokaże.
- Mówisz świetnie po angielsku - zaczęła nieśmiało. - Co

robisz, kiedy nie zbierasz kawy albo nie strajkujesz?

Roześmiał się.
- Studiuję botanikę na uniwersytecie San Jose.
- Czy również organizujesz młodym kobietom bilety na Bal

Kopciuszka? - spytała tknięta pewną myślą.

- Przyznaję się do winy. Shayne chciała odnaleźć swego

męża. Nie mogłem jej odmówić - zaczerwienił się - zwłaszcza
kiedy poparła ją Chelita.

- Rozumiem. - Ella usiłowała zachować powagę. Włożyła

słomkowy kapelusz. - Jestem gotowa, co mam robić?

- To bardzo proste, Estrella. Zbierasz wszystko, co jest czer­

wone. Wkładasz do koszyka. I uważaj na węże. - Z przyjaciel­
skim uśmiechem odwrócił się i pobiegł w stronę miasteczka.

- Manuel! Zaczekaj chwilę! Jakie znów węże?

scandalous

Anula43&Irena

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Chelita zapukała do drzwi biura.
- Seńor Beaumont,

, -, Tak? - Podniósł wzrok znad papierów. - O co chodzi?

- Los hombres malos son aqui.
Westchnął, zamknął pióro i odłożył je do bibularza.
- To, że chcą kupić Esperanzę wcale nie znaczy, że są źli.
- Słusznie. Są bardzo, bardzo źli - odparła. - Stracimy pra­

cę, kiedy przejmą la finca. Będziemy musieli opuścić nasze
domy, żeby nie umrzeć z głodu. Skończymy jako żebracy ,w San
Jose - zerknęła ną niego z wyrzutem. - Albo jeszcze gorzej.

Pohamował się z trudem.
- Mówiłem ci setki razy, że nowi właściciele niczego takie­

go nie zrobią. Życie będzie się toczyło po staremu.

- Oczywiście, Seńor. Na pewno ma pan rację. Mam ich

wpuścić?

Zmarszczył brwi.
- Czyżbyś zostawiła moich gości przed drzwiami?
- Czy zrobiłam coś złego? - spytała niewinnym tonem. Zbyt

niewinnym.

To zaczynało już wymykać się spod kontroli. Nigdy przed­

tem nie miał do czynienia z tak jawnym oporem, w każdym
razie nie przed przybyciem ukochanej żoneczki.

- Wiesz, do diabła, że postąpiłaś źle! - Starał się nie krzy­

czeć na cały głos. Przychodziło mu to coraz trudniej, od chwili

scandalous

Anula43&Irena

background image

kiedy się ożenił. - Wprowadź gości i poproś moją żonę, żeby
do nas dołączyła.

-

j

Że co? - spytała. Jej znajomość angielskiego zniknęła

w cudowny sposób.

- La Estrella. Pamiętasz ją? Ta, co miała przynieść pomyśl­

ność i szczęście. Gdzie ona jest? Chciałbym ją przedstawić.

Chelita zbladła.
- To chyba nie jest dobry pomysł.
Podejrzliwość Rafe'a wzrosła.

- Oj, zapomniałam o pańskich gościach. Przyprowadzę ich

zaraz. - Usiłowała wymknąć się z biura.

- Chelita!
- Si, Seńor? - Zerknęła nerwowo od drzwi.
- Gdzie ona jest?
- Na plantacji kawy - szepnęła.
- Na plantacji? - Sięgnął po papierosy, przypominając so­

bie, że je wyrzucił. Jak mógł być taki głupi? Wiedział jak. Jedno
spojrzenie złotych oczu wystarczyło, żeby cały zdrowy rozsądek
spłynął mu do spodni. Dios! - Chelita, bądź tak dobra i powiedz
mi, co u diabła moja żona robi na plantacji?

- Zbiera kawę - szepnęła jeszcze ciszej.
Rafe zacisnął pięści. Minęła dłuższa chwila, zanim się opa­

nował. Wreszcie odsunął krzesło i wstał. Chelita czmychnęła na
korytarz, skąd patrzyła na Rafe'a przerażonym wzrokiem.

- Seńor? Co pan zamierza zrobić?
- Sprowadzić moją żonę. Ty tymczasem poproś tu moich

gości i podaj im kawę. Czy to jasne?

- Cafe. Si, Seńor. Podam naszą mieszankę i będę bardzo,

bardzo uprzejma.

- Co za nowatorski pomysł.
Wybiegł z biura i pospieszył na plantację. Ku jego najwy­

ższemu zdumieniu byli tam wszyscy robotnicy. Żartowali, śmia-

scandalous

Anula43&Irena

background image

li się i... zbierali kawę. Niemiło odczuł nagłą ciszę, która zaległa

i ukradkowe spojrzenia rzucane mu przez mijanych pracowni­

ków. Zajęło mu parę minut stwierdzenie, który z szerokich ka­

peluszy osłania jego żonę.

- Cześć, Rafe. Czy to nie piękny poranek? - pozdrowiła go

z lekkomyślną nonszalancją jak na kobietę, która powinna wie­

dzieć, że zaraz może być uduszona.

- Chciałbym z tobą porozmawiać.
- Jasne. Śmiało.
- Może gdzieś bardziej prywatnie, jeśli pozwolisz.

- Oczywiście, ale muszę cię uprzedzić...
- Uprzedzisz mnie, kiedy będziemy sami.

Pod czujnym okiem mieszkańców odpięła zawieszony u pasa

koszyk. Kiedy odeszła na bok, wszyscy odpięli swoje koszyki

i usiedli.

- Usiłowałam cię uprzedzić, że jeśli przestanę pracować, to

oni również.

- To mnie akurat nie wzrusza. Martwi mnie raczej fakt, że

moja żona zbiera kawę jak...

- .. .prosta wieśniaczka - dokończyła.

Zacisnął szczęki, czekając, aż minie mu wściekłość.

-

Nie wypada, żebyś tu była. Oni o tym wiedzą i dlatego

poszli na plantację, zamiast dalej strajkować. Nie pozwolą ci

pracować samotnie. Uśmiechnęła się do niego spod słomkowe­

go kapelusza.

- Domyślałam się tego.
- Skoro o tym wiesz, to, co tu robisz? - spytał.

- Usiłuję zakończyć strajk. Sam mi zresztą podsunąłeś ten

pomysł.

Popatrzył na nią, jak na obłąkaną.

- Powiedziałeś mi wczoraj wieczorem, że mieszkańcy

Milagro pójdą za mną wszędzie. - Uśmiech stał się bar-

scandalous

Anula43&Irena

background image

dziej figlarny, - Więc poszłam na plantację. Miałeś rację, to
działa.

Rafe powstrzymywał się z całej siły, by nie złapać jej i po­

rządnie nie potrząsnąć.

- Wyjaśnij mi, jak to ma rozwiązać podstawowy problem?
- Miałam nadzieję, że zajmiemy się tym oboje.,

..- Słucham. - Skrzyżował ręce na piersi.

- Chciałbyś, żebym zeszła z plantacji, prawda?
- Oczywiście. ..
- W takim razie może uda się nam osiągnąć jakiś kompro­

mis. Gdybyś przyjął z powrotem Manuela...

Pokręcił głową, pojmując wreszcie jej zamysł.
- N i e mogę. To jest kwestia honoru.

Ale- . ' • • . • , . ; . . • :

- Przynajmniej spróbowałaś, amada. Nie udało się, niestety.

Spojrzała na niego złym wzrokiem.

- Tylko dlatego, że ty nie chcesz, żeby się udało,
Przeciągnął dłonią po włosach. Czuł się wykończony.
- Nie będę się z tobą kłócił, stojąc na plantacji kawy. Mie­

szkańcy Milagro nie muszą tego wysłuchiwać.

- Podobnie jak twoi kontrahenci? - spytała niewinnym to­

nem, patrząc gdzieś ponad jego ramieniem.

Odwrócił się gwałtownie. Madre de Dios! Gorzej być nie

może.

- Zapłacisz mi za to, ukochana -szepnął jej do ucha. - Do­

pilnuję tego.

Skinęła głową.

- Wprost nie mogę się doczekać. Tymczasem obawiam się,

że twoja żona wróci do zbierania kawy. Dla mnie to również

jest kwestią honoru.

- O czyim honorze mówisz? - Tym razem złapał ją i nie

bacząc na wścibskie spojrzenia, przyciągnął bliżej, żeby zoba-

scandalous

Anula43&Irena

background image

czyła, jaki jest wściekły i zdeterminowany. - Masz na myśli
honor La Estrelli? Ona nie istnieje. To, co próbujesz zrobić,
doprowadzi tylko do katastrofy. Zaszkodzisz tym ludziom i so­
bie. Skończ z tym, Ella, póki nie będzie za późno.

- Już jest za późno.
- Mogę cię do tego zmusić - ostrzegł. - Zabiorę cię stąd siłą.
- Nie zrobisz tego. - Cofnęła się. Rafe nie przytrzymał jej,

co utwierdziło Ellę w jej przekonaniu. - Może to nie jest najle­
psze rozwiązanie, ale przynajmniej kawa zostanie zebrana, a lu­
dzie dostaną pieniądze. Reszta zależy od ciebie. - Odwróciła się
i zawahała przez chwilę.

- Coś jeszcze? - spytał, unosząc brew.
- Czy... czy nic ci nie jest? - zapytała z zakłopotaniem

i pokazała na obandażowaną dłoń męża.

Wzrok Rafe'a natychmiast złagodniał.
- W porządku. Dziękuję za troskę.
- Na pewno?
- Na pewno.
- W takim razie - westchnęła - wracam do pracy.
Poszła i przypiąwszy koszyk, poprawiła kapelusz. Potem

zerwała czerwone jagody spomiędzy zielonych kiści.

Mieszkańcy Milagro poszli w jej ślady.

Rafe zbliżył się do pokoju Elli. Zza zamkniętych drzwi nie

wydobywał się żaden dźwięk. Zastukał w futrynę. Kiedy nie
odpowiedziała, nacisnął klamkę.

- Ella, czas na kolację - zawołał i wtedy ją zobaczył.
Całodzienna praca na plantacji najwyraźniej ją wyczerpała,

bo zasnęła na środku łóżka. Zdążyła tylko wziąć prysznic i wło­
żyć cienką bluzeczkę. Uśmiechnął się, widząc jej splątane wło­
sy. Kiedy się wreszcie obudzi, będzie miała z nimi nielichą
robotę. Rozsypały się w nieładzie, kontrastując z bielą pościeli.

scandalous

Anula43&Irena

background image

Nie mogąc się powstrzymać, podszedł bliżej. Zwinęła się

w kłębek, króciutka bluzeczka odsłoniła krągłe pośladki i smuk­
łe biodra. Ręce podłożyła pod policzek, lecz widział delikatnie
pomalowane paznokcie. Uśmiechnął się jeszcze szerzej.

Marvin powiedział mu, że Ella zebrała pokaźną ilość kawy.

Jej czerwone usta przypominały pulpet z kawowych jagód.

Znalazł w szafie koszulę nocną i wróciwszy do łóżka, uniósł

Ellę. Westchnęła, drgnęły jej rzęsy i przytuliła się do niego.

Trzymał ją tak przez kilka minut, napawając się zapachem

rozgrzanego kobiecego ciała. Z westchnieniem pełnym rezygnacji
zdjął z niej bluzkę. Była tak piękna, jak ją sobie zapamiętał. Pełne
piersi, szczupła talia, skóra niewiarygodnie gładka. Zignorował
budzące się w nim żądze i wciągnął jej koszulę nocną przez głowę.
Obudziła się w chwili, kiedy wkładał jej ręce w rękawy. Zamrugała

gwałtownie.

- Cześć - powiedziała i ziewnęła.
- Buenas noches, amada. - Na szczęście koszula nocna

opadła, zasłaniając kuszące kształty Elli.

Oparła mu głowę na ramieniu.
- Czy kupujący pojechali? - spytała rozespanym głosem.

- Czy byli bardzo zmartwieni faktem, że twoja żona pracuje na
plantacji?

- Raczej zaintrygowani. Zastanawiali się, czy zmusiłem cię

do tego za karę.

Zaniosła się niskim, zmysłowym śmiechem.
- Doskonała wymówka. Mam nadzieję, że z niej skorzy­

stałeś.

- Kusiło mnie to, ale nie.
Popatrzyła na niego ze zdziwieniem.
- Co im w takim razie powiedziałeś?
- Prawdę.
- O - mruknęła. -I jaka była ich reakcja?

scandalous

Anula43&Irena

background image

- To ich dopiero zmartwiło. Zwłaszcza wiadomość

o strajku.

- Domyślam się.
Przechylił ją nieco, tak że oparła się wygodniej.

- Zażądali, żebym ściągnął sezonowych pracowników z Ni­

karagui.

Popatrzyła na niego z niepokojem.
- Zgodziłeś się?
- Nie. Mieszkańcy miasteczka od lat zbierają kawę z Espe-

ranzy

i będą to robili, dopóki ta finca należy do mnie.

- A jak już przestaniesz być jej właścicielem?
- Za wcześnie wyrokować. - Wzruszył ramionami. - Zrobię

wszystko, by ich ochronić.

- Ulżyło mi. - Znów ziewnęła. - Co to, już pora na kolację?

Muszę się ubrać.

- Nie ma sensu, skoro już cię rozebrałem.

Spojrzała w dół i zdziwiła się, widząc, że jest w koszuli noc­

nej.

- Rozebrałeś mnie?
Zerknął na nią pożądliwie.
- Myślisz, że pozwoliłbym komuś innemu na tę przyje­

mność?

Zmieszana spuściła wzrok.
- Ale kolacja...

- Chelita przyniesie ci coś na tacy.
- Zejdę na dół.
- Nie fatyguj się. Skończy się na tym, że zaśniesz z twarzą

w olla de carne.

- W czym?
- We własnym befsztyku.
- Ale...
- Czy zamierzasz wrócić jutro na plantację? - Kiedy uparcie

scandalous

Anula43&Irena

background image

skinęła głową, wziął ją na ręce i położył pod kołdrę. - W takim
razie musisz odpocząć. Upewnij się, czy będziesz miała odpo­
wiednią ochronę przed słońcem. O tej porze roku łatwo doznać
oparzeń. Jeżeli potrzebujesz kremu, poproś Chelitę.

Ella energicznie poprawiła poduszkę.
- Czemu czuję się jak dziecko, które musi pójść wcześniej

do łóżka, bo było niegrzeczne?

- Nie mam na to żadnej odpowiedzi. A ty?
Zwinęła się w kłębek. Powieki same się jej zamykały.
- Ja również nie.
Odsunął jej włosy z policzka i po ojcowsku cmoknął w czo­

ło.

- Dobranoc, amada - szepnął. - Śnij o mnie.
Zasnęła, zanim zdążył dojść do drzwi. Idąc do kuchni, po­

grążył się w niewesołych myślach. Trzeba przerwać ten impas,
bo La Estrella długo nie wytrzyma. To z kolei nikomu nie
posłuży. Westchnął głęboko.

Przyszła pora na poważną rozmowę z Manuelem.

Następnego ranka Ella zwlokła się z łóżka i poszła na plan­

tację, zanim zdążyła wymyślić jakąś wymówkę. Cała była obo­
lała. Bardzo. Bolały ją wszystkie mięśnie. Kto by przypuszczał,
że zbieranie kawy jest takie trudne? Ale tych kilka bolących
mięśni nie zmieni jej zamiarów. Nic z tego. Postanowiła doko­
nać cudu i z pomocą boską doprowadzi wszystko do końca.
Mieszkańcy czekali na nią na skraju pola. Kiedy tylko zerwała
pierwszą jagodę, poszli w jej ślady. Nie minęło pięć minut, gdy
nerwowe szepty uprzedziły ją o zbliżaniu się męża.

Odwróciła się do niego z promiennym uśmiechem, modląc

się, by nie dostrzegł wyczerpania na jej twarzy. Modły nie
zostały wysłuchane. Rafe zasępił się.

- Wyglądasz nieszczególnie, amada.

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Piękne powitanie. Również cię witam.
- Uprzedzam, to już koniec - szepnął, podchodząc jeszcze

bliżej. - Przyszedłem po moją żonę - oznajmił głośno.

Zanim nabrała tchu, by spytać, co to znaczy, Rafe wyjął

z kieszeni scyzoryk. Jednym ruchem przeciął uprząż i koszyk
ze świeżo zebranymi jagodami legł na zakurzonej ziemi.

- Rafe! - pisnęła przerażona, kiedy wziął ją na ręce.
Przerzucił ją sobie przez ramię jak worek ziemniaków i po­

wiedział coś szybko po hiszpańsku do pracowników. Ku jej
bezgranicznemu zdumieniu zaczęli głośno wiwatować. Usiłując
coś zobaczyć, wierciła się, aż jej kapelusz zahaczył o gałąź.
Ponieważ był starannie przypięty, włosy rozsypały się, zasłania­

jąc jej widok. Oparła się na ramionach Rafe'a i podniosła głowę.

- Co się dzieje? - zapytała ze złością. Kręciła głową, by

odsłonić oczy.

Zamiast odpowiedzi, podrzucił ją i złapał mocniej. Oddycha­

ła gwałtownie. Zwisała głową dół. Trzymała się jego paska.
Niósł ją niczym upolowane trofeum. Kiedy znaleźli się poza
zasięgiem wzroku robotników, postawił ją z powrotem.

- Może wyjaśnisz mi, o co w tym wszystkim chodzi? - za­

pytała gniewnie, usiłując przy tym doprowadzić włosy do po­
rządku. Szybko z tego zrezygnowała.

- Chodziło o zachowanie twarzy.
- Tyle, to się sama domyślam. - Zerknęła w stronę plantacji.

- Skąd te wiwaty?

- Ponieważ skończyłem strajk.
Popatrzyła na niego z niedowierzaniem.
- Nie... nie sprzedasz finca? Zmieniłeś zdanie?
Pokręcił głową.
- Uprzedzałem cię, że to nie takie proste. Zwolniłem Ma­

nuela z ważnych względów. Nie zamierzam go ponownie przyj­
mować tylko dlatego, że wtykasz nos w nie swoje sprawy.

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Więc jak zakończyłeś strajk?
Uśmiechnął się zimno.
- W istocie, to ty poddałaś mi pomysł podczas pierwszej

kolacji.

- Ja?
- Powiedziałaś, że zatrudnisz Chelitę, jeśli ją zwolnię. - Po­

kiwał głową, widząc w jej oczach narastające zrozumienie. - Po
prostu odwróciłem sytuację. Nie mogłem przyjąć z powrotem
Manuela, skoro raz go wyrzuciłem. Ty owszem. Ta różnica nie
ma znaczenia dla robotników. Wygląda na to, że chętnie wrócili
do pracy.

- A ty zachowałeś twarz. - Niechętnie skinęła głową. Za­

mierzała osiągnąć co innego, ale na początek dobre i to. - Co
mam zrobić z Manuelem? Nie potrzebuję pracownika.

- To już twoje zmartwienie - wzruszył ramionami Rafe.

- Jednak wolałbym, żebyś w przyszłości nie wtrącała się do
moich spraw. Żadnych nowych cudów, zgoda?

- Nie jestem tego taka pewna. - Zmarszczyła brwi.
- Więc pozwól, że ci to wyjaśnię. Za godzinę wyjeżdżam

do San Jose. Powstał problem ze sprzedażą Esperanzy i mu­
szę go rozwiązać. Nie rób sobie nadziei - dodał, widząc jej
minę. - Tego problemu nie rozwiąże nawet kilkudniowa dy­
skusja.

Uśmiechnęła się słodko.
- Przykro mi to słyszeć.
- Na pewno - odparł z kamienną twarzą. - Dlatego radzę ci

staranniej rozważać dalsze plany. Przestań martwić się o to, na
co nie możesz nic poradzić i zajmij się sprawami, które są
w twoim zasięgu.

- To znaczy?
- Twoja pozycja jest bardzo krucha, o wiele gorsza od sy­

tuacji robotników. Oni przynajmniej mają moją ochronę. Ty nie,

scandalous

Anula43&Irena

background image

jeśli weźmiesz pod uwagę ubiegłą noc. Zastanów się, jak to

zmienić.

- Pijesz do porozumienia z moimi rodzicami?
- Tak.
- Żeby to załatwić, wystarczy jedna rozmowa.
- Nareszcie mi ulżyło. Porozmawiamy po moim powrocie.

Czy to jasne?

- Jak słońce.
- Doskonale.
Rafe uznał rozmowę za zakończoną, bo odwrócił się i po­

szedł.

Przez kilka następnych dni rozważała jego słowa, ale nie

zmieniła zdania. Tym usilniej starała się dociec, co jest powo­
dem jego zamiaru sprzedania Esperanzy. Kiedy już będzie wie­
działa, może uda się temu zapobiec i pomóc mieszkańcom mia­
steczka. Pozostawała jeszcze Shayne. Chociaż Ella wiedziała,
że nie może jednym machnięciem czarodziejskiej różdżki zwró­
cić jej Chaza McIntyre'a, należało spróbować jej pomóc w in­
nych sprawach.

Mozaiki.
Manuel powiedział jej, że w San Jose istnieje galeria specja­

lizująca się w unikatowych dziełach lokalnych twórców. Paso­
wało to jak ulał do jej zamiarów. Jeśli pokaże im próbki prac
Shayne, może właściciele galerii przekonają ją, że nie powinna
marnować talentu. Niestety, musiała udać się do miasta pod
nieobecność Rafe'a.

Przekonywanie Manuela zajęło jej godzinę.
- Nie rozumiesz - protestował. - Nie mogę odwieźć cię

z powrotem. Muszę wracać do szkoły.

- Pojadę sama. Wystarczy, że przyjrzę się, jak jedziemy.
- To nie takie proste - pokręcił głową. - Drogi w górach są

scandalous

Anula43&Irena

background image

bardzo mylące i niebezpieczne. Spadają głazy. Gwałtowne ule­
wy potrafią zmyć całe fragmenty dróg. Nie wspomnę o zwy­
kłych wybojach. Gdyby coś ci się stało...

- Nic mi się nie stanie, jeśli narysujesz mi mapę, a ja będę

bardzo ostrożna. Proszę cię, Manuel, to bardzo ważne. Nie pro­
szę przez wzgląd na mnie, lecz na Shayne. Czy chcesz, żeby
resztę życia pracowała jako księgowa?

- A co w tym złego?
- Nic, jeśli Shayne naprawdę tego chce. Czy możesz uczci­

wie przyznać, że tak jest?

- Nie. Układanie mozaiek było jej pasją od dzieciństwa.

Miała nawet kilka zamówień zanim... - zawiesił głos. - Pew­
nego dnia zobaczyłem, jak robi nowy szkic.

To potwierdziło jej przypuszczenia.
- Więc pomożesz?
- Pomogę - westchnął. - Ale jeśli coś pójdzie nie tak, mo­

żesz pracować na plantacji do sądnego dnia, a i tak nie zdołasz
zapewnić mi pracy.

To ją nieco ostudziło. Nie chciała zaszkodzić Manuelowi.
- Obiecuję, że będę ostrożna.
I była. Przez całą drogę do San Jose uważała bacznie, a po

przybyciu do miasta długo studiowała mapę. Potem poszukała
galerii.

- Właściciel wyjechał w teren po nowe eksponaty - wyjaś­

niła jego asystentka, urocza młoda kobieta o ujmującym uśmie­
chu. - Będzie jednak szczęśliwy, mogąc po powrocie zobaczyć
mozaiki.

- To znaczy, że mogę je zostawić? - spytała Ella. - Nie ma

pani nic przeciwko temu?

- Wręcz przeciwnie. - Przyjrzała się im uważnie. - Są do­

skonałe. Jestem pewna, że Seńor Jimnenez będzie nimi za­
chwycony.

scandalous

Anula43&Irena

background image

Ella zostawiła adres i numer telefonu Shayne i poszli. Od­

wiozła Manuela na uniwersytet. Jeszcze raz przepytał ją ze
znajomości mapy, upewniając się po raz kolejny, że szczęśliwie
dojedzie do Milagro.

- Wyruszam natychmiast - zapewniła go. - Nie martw się.

Będę w domu przed zmierzchem.

- Mniejsza z tym. Twój mąż i tak urwie mi za to głowę

- prorokował ponuro. - Nawet jeśli zrobiliśmy to w słusznej
sprawie.

Ella uśmiechnęła się.
- Chelita doceni twój wysiłek, nawet jeśli Rafe się na tym

nie pozna.

Manuel znów się zaczerwienił.
- Hasta luego, Estrella. Vaya con Dios.
Ella chwyciła głęboki oddech, wrzuciła jedynkę i włączyła

się do ruchu. Na szczęście obyło się bez żadnego wypadku.

Jechała wolno, unikając dziur w jezdni i pędzących jak szalone
samochodów. Mijały ją z taką prędkością, że przyprawiało ją to
o zawrót głowy. Na szczęście ten wściekły ruch skończył się,
gdy skręciła na drogę prowadzącą do Milagro. Była już chyba
całkiem niedaleko od domu, kiedy nagle zauważyła gałęzie
leżące na drodze. Pokonała kolejny zakręt... i znalazła się w po­
ważnych opałach.

scandalous

Anula43&Irena

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Rafe stał oparty o samochód, marynarkę miał przewieszoną

przez ramię. Ella natychmiast nacisnęła na hamulec i zatrzymała
się obok niego. Przyglądał się jej przez chwilę, potem pokręcił
głową i podszedł do niej.

- Czemu wcale nie dziwi mnie to, że cię tu spotykam?

- zapytał, opierając ręce o otwarte okno samochodu Elli.

Nie potrafiła powstrzymać uśmiechu.

- Skąd mogę wiedzieć? Czemu?
- Być może dlatego, że wciąż znajduję cię tam, gdzie nie

powinno cię być.

- Cóż, może po prostu powinieneś zmienić zdanie na ten

temat?

- Doszedłem do podobnych wniosków - rzekł kwaśno. -

Czy jest sens pytać, skąd się tu wzięłaś?

- Raczej zastanówmy się, co ty tu robisz?
- Awaria pompy wodnej. Czekałem, aż jakiś dobry samary­

tanin przyjdzie mi z pomocą.

- Więc jestem - uśmiechnęła się promiennie. - Twoje mod­

litwy zostały wysłuchane.

- Obawiam się, że wysłuchujesz zbyt wielu modlitw.
Pomyślała, że ta była najważniejsza.
- Podwiozę cię, pod warunkiem, że będziesz prowadził.
Rafe uniósł brew.
- Nie lubisz naszych dróg, amada?
Jak tu odpowiedzieć mu delikatnie?

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Nie.

- W takim razie z przyjemnością zaoferuję moje usługi. Tyl­

ko przełożę mój bagaż i teczkę i możemy ruszać w drogę.

Wrócił chwilę potem, dźwigając teczkę i torbę frakową.

Wrzucił wszystko na tylne siedzenie. Zajął miejsce za kierow­

nicą i popatrzył z zaciekawieniem na Ellę.

- Nadal jednak nie powiedziałaś mi, co tu robisz.

Ruszał ostrożnie, omijając porzucony samochód. Droga była

naprawdę wąska.

Za kolejnym zakrętem Ella znów spostrzegła połamane ga­

łęzie.

- Widziałam je przed poprzednim wirażem. Czemu ktoś

układa je na środku drogi? - zaciekawiła się.

- To ja je położyłem, żeby zasygnalizować niebezpieczeń­

stwo. To powszechnie przyjęta praktyka. Nadal mi nie odpowie­

działaś.

Domyślała się, że tak łatwo go nie zwiedzie, jednak posta­

nowiła spróbować.

- Pojechałam do San Jose.

- Sama? - Nasrożył się.

- Nie, Manuel mnie zawiózł. - Widząc minę męża, dodała

szybko: - Jako mój pracownik nie bardzo mógł odmówić.

- Podejrzewam, że gdyby się nie zgodził, pojechałabyś na

własną rękę. - Wzruszył ramionami.

- To prawda. Musiał wracać na uniwersytet, więc pojecha­

liśmy razem.

- I pozwolił ci wracać samej do Milagro?

Postanowiła natychmiast zareagować na krytykę.
- Naszkicował mi bardzo szczegółową mapę i omówiliśmy

ją kilka razy. - Zacisnęła usta. - Jestem dwudziestosześcioletnią

kobietą, Rafe, nie żadnym dzieckiem. Potrafię samodzielnie

przejechać od punktu A do punktu B bez pomocy mężczyzny.

scandalous

Anula43&Irena

background image

Udał, że tego nie słyszy.
- Go cię tak przypiliło do wizyty w San Jose, że nie mogłaś

poczekać do mojego powrotu?

- Właściwie to podejrzewałam, że nie chciałbyś mnie tam

zawieźć.

Rafe zaczął się domyślać.
- Gdybym wiedział, po co chcesz jechać...

- Tak.
- A co właściwie było celem... twojej podróży?
Zerknęła na niego nerwowo. Obawiała się jego reakcji na tę

nowinę. Najlepiej przejść przez to szybko.

- Zabrałam kilka próbek mozaiek Shayne do galerii sztuki,

by zasięgnąć opinii ekspertów na temat jej zdolności.

- Dokonujesz kolejnych cudów, Estrella?
- Nie... Tylko jeden malutki.
Zanim Rafe zdążył odpowiedzieć, silnik zakrztusił się. Klnąc

pod nosem, zjechał na skraj drogi. Wówczas silnik zgasł.

- Co się stało? - spytała Ella.
- Chwileczkę, niech no spojrzę. - Spróbował uruchomić sil­

nik, ale bez powodzenia. Już miał wysiąść, by otworzyć maskę,
kiedy coś spostrzegł. - Amada?

- Tak?
- Wiem, że jesteś dwudziestosześcioletnią kobietą, potrafisz

samodzielnie przejechać od punktu A do punktu B bez pomocy
mężczyzny i tak dalej, ale czy ostatnio sprawdzałaś wskaźnik
benzyny?

Skuliła się.

- Nie mamy benzyny?
- Właśnie. Ani kropelki.
- O!
- O? Tylko tyle potrafisz powiedzieć?
- Cóż, cieszę się, że dotrzymasz mi towarzystwa.

scandalous

Anula43&Irena

background image

Wysiadł z samochodu i zatrzasnął drzwi.

- Siedź tu i nie ruszaj się.

- A ty dokąd?
- Idę nałamać nowych gałęzi na drogę.

- Pomogę ci.

Odwrócił się gwałtownie.
- Nie, nie możesz i nie umiesz mi pomóc. Siedź tam i nie

ruszaj się. Przy naszym dzisiejszym szczęściu najprawdopodob­

niej trafisz na trujący krzew i po tobie.

Demonstracyjnie założyła ręce przed sobą.
- Nawet ty nie możesz liczyć na tyle szczęścia, a poza tym,

te drzewa rosną jedynie nad oceanem i dobrze o tym wiesz.

Rafe wetknął głowę przez okno.
- Po pierwsze, nie byłoby nic szczęśliwego w tym, gdybym

utracił cię przez „drzewo śmierci" - poinformował ją stanow­

czym tonem. - Po drugie, nie dbam, gdzie one rosną. Przy

twoich zdolnościach wtykania nosa w nie swoje sprawy, na

pewno jakieś znajdziesz. Więc się stąd nie ruszaj.

Wrócił po dziesięciu minutach.

- To może jednak trochę potrwać. Pewnie nie masz butel­

kowanej wody?

- Właśnie, że mam. Nalegał na to Manuel - poinformowała

go, mając nadzieję, że zyska w ten sposób kilka punktów dla

swojego sprzymierzeńca. - Mam również termos pełen kawy

i torbę wypchaną kanapkami Tico, bez których nie mogę się

obejść. Tak przynajmniej twierdzi Manuel.

Rafe sprawdził zawartość wskazanej mu przez Ellę torby.

- Chyba będę musiał zrewidować mój pogląd na wysłanie

cię samej w drogę przez Manuela. Doskonały wybór. Na pewno

nie będziemy głodować.

- Co tam jest? - Zajrzała mu przez ramię. - Nawet nie zdą­

żyłam zerknąć.

scandalous

Anula43&Irena

background image

Postawił torbę na skraju jej siedzenia, żeby miała lepszy

wgląd.

- Jesteś głodna?
- Bardzo.
- Mamy tu tortas i chorreados.
-Czyli...
- Tortas to chleb z mięsem i jarzynami, a chorreados to pla­

cki zbożowe. - Pogrzebał głębiej w torbie. - Wygląda na to, że
Manuel przepada za słodyczami. Pół torby zajmują cajeta,

pańuelos y tapitas.

- Dobrze, poddaję się. Co to jest cajeta!
-

Legumina czekoladowa.

- A pan...
- Pańuelos? Literalnie znaczy tyle, co chusteczka do nosa.

To rodzaj ciasteczek.

- Tapitas?
-

Małe czekoladki zawinięte w folię - uśmiechnął się. -

Czy to lekcja hiszpańskiego? Może chciałabyś nauczyć się je­
szcze innych słówek?

To podsyciło jej ciekawość. Skinęła głową.
- A żebyś wiedział, że tak. - Popatrzyła na niego. - Co, na

przykład, znaczy esperanzal Zapomniałam zapytać.

Zacisnął zęby. Jego rozbawienie zniknęło w jednej chwili.

Najwyraźniej nie takiego pytania się spodziewał.

- Nadzieja - odparł bezbarwnym tonem.
Popatrzyła na niego ze zdumieniem.
- Twoja finca nazywa się nadzieja?
- Nie z mojego wyboru.
- W to uwierzę. - Jej ciekawość wzrosła. - A miasteczko

Milagro? Czy też coś oznacza w języku hiszpańskim?

- Tak... - zawahał się. - Cud.
Chwyciła głęboki oddech.

scandalous

Anula43&Irena

background image

- A co znaczy amada?
Wyjrzał przez okno i wzruszył ramionami.
- To pieszczotliwy wyraz. Mało używany. - Położył torbę na

jej kolanach. - Mówiłaś, że jesteś głodna. Weź cajeta. Jest niezła.

- Amada - powtórzyła, odsuwając torbę na bok. - Co to

słowo znaczy?

- Ukochana — odpowiedział szorstko. Sięgnął do kieszeni.

- Gdzie, u licha, podziały się moje papierosy?

- Wyrzuciłeś je, nie pamiętasz? - mruknęła. Była wstrząśnięta.
- W dniu twojego przyjazdu. Jakże mógłbym zapomnieć?
- Nie zmieniaj tematu. - Dotknęła jego ramienia. - Tak

mnie nazywałeś przez cały czas? Ukochana?

- Musisz zdawać sobie sprawę, że to tylko forma - rzekł

sucho.

- Nie do końca.
- A jak myślałaś, że cię nazywam?
- Nie wiem. Ciemnowłosa... Utrapienie... Głupia sroka.

Bałam się spytać.

W oczach błysnęło mu rozbawienie.
- Głupia sroka?
- Chyba wolę już ukochaną.
- Mam nadzieję.
Przysunęła się bliżej i wsparła mu głowę na ramieniu.

- Brakowało mi ciebie - wyznała.

- Mnie również. To było kilka wyjątkowo długich dni. - Po­

gładził jej policzek. - Mam nadzieję, że pod moją nieobecność
trzymałaś się z daleka od plantacji.

- Owszem. Czy zmieniłeś zdanie w sprawie sprzedaży?
- Nie.
- Czy już dłużej nie możesz wytrzymać na farmie zwanej

nadzieja leżącej koło miasteczka, które nazywa się cud?

- Spędziłem tu większą część życia. - Przesunął dłoń z jej

scandalous

Anula43&Irena

background image

policzka na włosy. - Nie sprzedawałbym domu z banalnych
przyczyn.

- Więc dlaczego?
Zawahał się.
- Robię to przez wzgląd na Shayne - odparł wreszcie, udzie­

lając jednocześnie odpowiedzi na dręczące ją od chwili przyjaz­
du pytanie.

- Shayne?
- Nie tylko ty dostrzegasz w niej zmiany. To nie ta sama

dziewczyna, co pięć lat temu. Odepchnęła od siebie wszystko,
co kiedyś kochała.

- Z tobą włącznie?
- Tak - nie zamierzał kłamać.
- Bo zabrałeś ją od Chaza McIntyre'a?
- Nie widzę innego powodu - westchnął. - Pięć lat gryzę

się tą decyzją, zastanawiając się, czy nie popełniłem błędu.
Analizuję ją wciąż i dochodzę do tych samych wniosków. Była

jeszcze dzieckiem, a jego poznała na balu. Popełniłbym błąd,

pozostawiając ją na jego łasce.

- Czy wiesz, czemu za niego wyszła?
- Owszem, wiem. - Popatrzył jej prosto w oczy. - Chciała

baśni, twojego świata, amada. Takiego życia, jakiego nigdy nie
zaznała.

- Mojego świata? - spytała zdumiona Ellen. - Ale to była

wymyślona przez nią baśń. Czemu miałaby uważać moje życie
za lepsze niż jej?

- Bo jej życie nie było bajką - odparł po chwili wahania.
- Wiem, że straciliście rodziców, ale...
- Mój ojciec i jej matka zginęli w wypadku, kiedy miałem

szesnaście lat, a Shayne dopiero trzy.

- Nie zdawałam sobie sprawy, że byłeś taki młody! Czy

mieliście jakichś krewnych, którzy mogli wam pomóc?

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Ale... No to, co zrobiłeś?
- A co miałem robić? Próbowałem posklecać życie z powro­

tem, zająłem się plantacją, opiekowałem siostrzyczką i chroni­

łem wszystkich, których los zależał ode mnie. - Wzruszył ra­

mionami, jakby nie było w tym nic nadzwyczajnego. - Na­

waliłem. Straciłem wszystko: majątek, trochę pieniędzy, które

odziedziczyłem po rodzicach, a co gorsza, straciłem również

Shayne.

Ella przypomniała sobie rozmowę z ojcem. Powiedział wów­

czas, że kiedyś wszystko wymknęło się Rafe'owi spod kontroli

i teraz robi, co może, żeby do tego ponownie nie dopuścić.

Pewnie chodziło właśnie o to.

- Co to znaczy, że straciłeś Shayne?

, - Kiedy zdałem sobie sprawę, że nie zdołam dłużej się o nią

troszczyć, bo za chwilę nie będziemy mieli co jeść, zadzwoniłem

do siostry mojej macochy. Jackie mieszkała na Florydzie. Cho­

ciaż była bardzo przeciwna temu małżeństwu, pomyślałem, że

pomoże, zważywszy na okoliczności.

- Myślałam, że matka Shayne była Tico - zdumiała się Ella.

- Nie, jak na ironię. Tylko ja jestem półkrwi biały.

I co? , :• - '-.i-'

- Jackie przyjechała i zabrała Shayne.
- Tylko ją? - spytała Ella po chwili.
Znów wzruszył ramionami.
- Nie byliśmy spokrewnieni. Nie miała żadnych zobowiązań

wobec brudnego chłopca Tico.

- Och, Rafe, tak mi przykro.
- Oszczędź swego współczucia dla bardziej potrzebujących.
- Myślisz o twojej siostrze? . . . . . . . .
Rafe spoglądał przez szybę w przestrzeń, jakby przywoływał

ponure sceny z przeszłości.

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Zniknęła z mojego życia, a ja codziennie zastanawiałem

się nad tym, czy postąpiłem słusznie, oddając ją Jackie.

- A co innego mogłeś zrobić?
- To pytanie dręczyło mnie od chwili, w której powierzyłem

jej siostrę.

- Co zrobiłeś po jej wyjeździe?
- Harowałem przez dziesięć lat, żeby stanąć finansowo na

nogi. W połowie lat osiemdziesiątych nastąpił spadek cen kawy.
Esperanza

trafiła na rynek i kupiłem ją. Wkrótce potem pienią­

dze przestały być problemem. - Zacisnął usta. - Zacząłem szu­
kać Shayne. Chciałem się upewnić, że postąpiłem właściwie,
oddając ją pod opiekę Jackie.

- I czego się dowiedziałeś? - odważyła się spytać.
- Że popełniłem kardynalny błąd. Za dach nad głową,

cwikt i opierunek Jackie codziennie wypominała Shayne, jak

to uratowała ją od nędznej egzystencji. - Zamknął oczy. - Mo­

ja słodka hermanita zmieniła się z radosnego, otwartego dzie­

cka w pełną kompleksów, nieśmiałą nastolatkę spragnioną
uczuć.

Łzy zakręciły się w oczach Elli. Biedna Shayne.
- I co dalej?
- Jackie odsprzedała mi siostrę.
- Sprzedała ją?

- Jak przedmiot. Zabrałem ją do Kostaryki i przysiągłem

chronić. Udało mi się to, aż do fatalnej nocy sprzed pięciu lat...

- Bal Kopciuszka?

Skinął głową.

- Była zbyt podatna na jego urok. Oferował jej wszystko,

czego nie zaznała w dzieciństwie: miłość i szczęście. Jak mogła
się oprzeć takiej pokusie?

- Nie mogła - przyznała Ella.
- A gdybym zostawił ją z tym Chazem? Była jednak taka

scandalous

Anula43&Irena

background image

młoda, Nie potrafiłem uchronić jej przed Jackie i bałem się, że
znów zawiodę.

- Jestem pewna, że Chaz nie miał pojęcia, ile Shayne ma lat.
- Mnie się również tak wydaje.
- Opowiedziałeś mi o Shayne. Jednak wciąż nie wyjaśniłeś,

jaki ma to związek ze sprzedażą plantacji.

Rafe nachmurzył się.
- Dopóki Esperanza jest jej domem, wciąż będzie uciekała

przed prawdziwym życiem. Ona tu się ukrywa. Widziałaś ją,
więc wiesz, jak się zmieniła. Straciła z oczu cel życia.

- Mówiła mi, że studiuje, żeby zostać księgową.
- Uczy się księgowości, by mi pomóc. Kiedyś zaoferowałem

się, że sfinansuję każde jej marzenie. Jednak niczego ode mnie
nie chciała. Wygląda na to, że straciła chęć do życia.

- Czemu miałaby przyjąć pieniądze ze sprzedaży Esperan-

zy,

skoro przedtem tego nie chciała?

- Nigdy nie mówiłem jej, że straciłem wszystko. Wie tylko,

że odziedziczyliśmy po równo, zresztą zgodnie z prawdą. Teraz
będzie musiała wyruszyć w świat.

- Nie będziesz mógł jej chronić.
Rafe potarł czoło.
- Siedemnastoletnia dziewczyna wymaga ochrony kogoś

starszego. Dwudziestotrzyletnia kobieta może potknąć się raz

. czy drugi. Kiedy obetrze sobie kolano, lepiej będzie chroniła

własne dzieci, gdy przyjdzie czas.

- Czy dlatego nie byłeś zły, kiedy powiedziałam ci, że za­

brałam jej mozaiki do galerii?

- Tak, ale Shayne bardzo się zdenerwuje, gdy się o tym

dowie.

- Przynajmniej obudzę w niej jakieś uczucie.

Usłyszeli dźwięk klaksonu. Zza zakrętu wyłoniła się taksów­

ka Marvina. Zatrąbił ponownie i zatrzymał się na środku drogi.

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Czy to dobrze, że przyjechałem?! - zawołał.
Rafe wysiadł z auta.
- Doskonale, mój przyjacielu. Jesteś tu przypadkowo, czy

przyjechałeś celowo?

- Jedno i drugie. Manuel zostawił mi instrukcje. Powiedział,

że jeśli La Estrella nie pojawi się do popołudnia, mam jej poszukać.
Na wszelki wypadek - uśmiechnął się. - Czy to był dobry plan?

- Wyborny - powiedziała sucho Ella. - Dziękuję.
- De nada. - Marvin zatarł ręce. - Więc w czym problem?
- Nie mamy benzyny - poinformował go Rafe.
Marvin przez chwilę przyglądał się im z rozbawieniem.
- No problema - rzekł. - Wyprawię was w drogę muy rapido.
- Chciałbym, żeby Ella zobaczyła zachód słońca w Abrazo

de Amante.

Masz dość benzyny w kanistrach?

- Por supuesto. Cała przyjemność po mojej stronie. - Mar-

vin nie tracąc czasu, napełnił im bak. - Uprzedzę Chelitę, że
wrócicie późno.

- Będę wdzięczny - zapewnił go Rafe.

,.- I mam coś jeszcze, co na pewno pan doceni.. - Marvin

wyjął z bagażnika duży zrolowany koc i cisnął go Rafe'owi.
-Weźcie to i cieszcie się uściskami.

Ella zaczerwieniła się. :
- Czemu on to powiedział?
-. Abrazo de Amante znaczy uścisk kochanka. Zrobił sobie

żart językowy.

Zerknęła na męża.
- Skąd ta nazwa?
Uśmiechnął się tajemniczo i uruchomił silnik.
- Zobaczysz sama.
Kawałek dalej skręcił w małą boczną dróżkę wiodącą w dół

zbocza. Jechał ostrożnie, pozwalając Elli podziwiać różnorod­
ność ptaków, wymieniając ich nazwy przy okazji.

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Zobacz, na tym drzewie ukryła się para tukanów - powie­

dział nagle.

Za następnym zakrętem zatrzymał się, by mogła obserwować

hałaśliwe zachowanie małp. Jej najbardziej spodobał się kobal­
towy motyl, którego skrzydła lśniły niczym klejnoty.

Pokonali kolejny zakręt i Ella oniemiała z zachwytu. Przed

nimi rozpościerał się ogromny górski staw. Wpadał do niego
strumień. Nad gładką powierzchnią wody unosiła się para. Ten
widok miał w sobie coś równie potężnego i dzikiego, jak sama
dżungla.

- Abrazo de Amante - powiedział Rafe, wyłączając silnik.
- Teraz rozumiem, czemu Marvin dał ci koc.

Szła w ślad za nim, nie mogąc oderwać oczu od widoku.

Chciała zrzucić z siebie wszystko i wskoczyć do stworzonej
przez naturę gorącej wanny.

- Czy... Czy moglibyśmy? - spytała, podchodząc bliżej.
Stanął tuż za nią, tak że czuła ciepło jego ciała.
- Zdejmij bluzkę.
Nie wahała się ani chwili. Nie odrywając wzroku do stawu,

sięgnęła do guzików. Jeden po drugim wysmykiwały się z dziu­

rek. Kiedy skończyła, zsunęła z ramion cienką bawełnę. Nie
zdążyła opaść na ziemię. Rafe przechwycił ją w locie.

- Spódnica.
Nie podchodził bliżej, po prostu czekał cierpliwie. Wciąż

stojąc do niego tyłem, rozpięła zamek. Rafe przytrzymał spód­

nicę i podniósł ją do góry. Ella zdjęła ją przez głowę.

To był najdziwniejszy striptiz, jaki przytrafił się jej w życiu,

a prawdę mówiąc - jedyny. Równie erotyczny, co niewinny.
Czuła się dotykana bez dotknięcia. Owo zdejmowanie ubrania
dla sprawienia przyjemności mężczyźnie uświadomiło jej seksu­
alność. Fakt, że nigdy przedtem nie uprawiali seksu wzmagał

jedynie napięcie.

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Co dalej? - szepnęła.

- Biustonosz.

Rozpięła koronkowe cacko. Delikatnymi ruchami pozwoliła

zsunąć się ramiączkom. Rafe sięgnął po niego. Jego ręce prze­

sunęły się tuż przy jej ciele i czuła bijący od nich żar. Pochylił

się, jego oddech drażnił skórę na jej ramionach. Zacisnął palce

wokół kawałka jedwabiu, czekając, aż w pełni się z niego wy­

swobodzi.

- I co teraz? - spytała.
- Została ci jeszcze jedna rzecz.
- Mam ją zdjąć, czy zostawić?

- Zdjąć.

To był najtrudniejszy moment. Zamknęła oczy, zastanawia­

jąc się, czy nie powinna przerwać gry. Nigdy w życiu nie czuła

się taka bezbronna. Jednak na jej decyzji zaważyły dwa słowa.

Zaufanie i miłość. Za nią stał Rafe, mężczyzna, którego kochała

i któremu zawierzyła. Niezależnie od gróźb, nigdy jej nie

skrzywdzi, a ona chciała wreszcie zostać jego żoną w pełnym

tego słowa znaczeniu.

Bez wahania zrzuciła sandałki i wsunąwszy kciuki pod ela­

styczną gumę majteczek, zaczęła przesuwać ją wzdłuż bioder.

Z tyłu słyszała chrapliwy oddech Rafe'a. Czuła, że jej mąż

balansuje na krawędzi dzielącej czyste pożądanie od opanowa­

nia. Kiedy już majteczki minęły uda, sfrunęły na ziemię. Ella

postąpiła krok naprzód, zostawiając je za sobą.

Uśmiechnęła się, wiedząc, że Rafe nie widzi wyrazu jej

twarzy. Uniosła ręce do włosów i wyjęła z nich spinkę. Szybkim

ruchem głowy rozpuściła je wokół ramion.

Zerknęła za siebie, pokazując mu swoją uśmiechniętą twarz.

Zanim zdążył zareagować zgodnie z płonącym w oczach pożą­

daniem, podbiegła szybko do stawu. Zawahała się, sprawdzając

stopą temperaturę wody. Była doskonała. Weszła do stawu jak

scandalous

Anula43&Irena

background image

do ciepłej kąpieli, spowijającej jej ciało jak aksamit. Abrazo de

Amante.

Nazwa doskonale odzwierciedlała jej odczucia.

- I jak? - zawołał Rafe głosem matowym z pożądania.
- To niewiarygodne.
- Czy kiedykolwiek kąpałaś się w takich warunkach?
- Nie. To jest... to jest...
- Właśnie - uśmiechnął się szeroko.
Staw był głęboki, płynęła nie sięgając nogami do dna pełnego

dużych czarnych głazów. Ciepła woda jak dłoń kochanka pie­
ściła jej piersi i uda w najdelikatniejszy sposób. Popłynęła na
środek stawu, odwróciła się, nie spuszczając wzroku z Rafe'a.
Wpatrywał się w nią. Z oddali jego szare oczy wydawały się
niemal czarne, ale i tak wiedziała, co się w nich kryje. Pragnął

jej. Całe jego ciało, każdy mięsień płonęły z pożądania. Szybko

zdjął koszulę i buty. Rozpiął pasek i sięgnął do zamka spodni...

Ella dopłynęła do drugiego brzegu i dała nurka. Płynęła teraz

pod wodą w stronę Rafe'a, pragnąc nagłym wynurzeniem się
zrobić mu niespodziankę.

W pewnym momencie włosy wślizgnęły się z prądem do

małej rozpadliny w dnie. Szarpnęła się, próbując je uwolnić.
Daremnie. Spróbowała jeszcze mocniej. Nic nie pomagało. Nie
mogła zaprzeć się nogami o śliskie kamienie i w ten sposób
wyrwać się z pułapki. Płuca zaczynały ją boleć, skłaniając do
pośpiechu. W przypływie rozpaczy odepchnęła się z całej siły,
usiłując wypłynąć na powierzchnię i zaalarmować męża. Włosy
nie puściły jej.

Zaraz umrze. Wiedziała o tym. Otworzyła usta w bezgłoś­

nym krzyku. Zalała je woda.

scandalous

Anula43&Irena

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Rafe położył ubranie na przednim siedzeniu samochodu i od­

wróciwszy się, poszedł w stronę stawu. Coś było nie tak. Czuł
to. Nagle zrozumiał.

Nie widział Elli.
Pchnięty instynktem wrócił do auta, wyjął nóż i pobiegł nad

wodę. To, co zobaczył, zmroziło mu krew w żyłach. Włosy Elli
zaplątały się w podwodne kamienie, a ona gorączkowo usiło­
wała się wyswobodzić.

Otworzył nóż i zanurkował obok niej. Musiał odepchnąć

wyciągnięte w jego stronę ręce żony. Walcząc o życie, wpadła
w panikę i nie rozumiała jego zamiarów. Wreszcie oplótł ją

jedną ręką, unieruchomiając na chwilę, dragą odciął nożem

przytrzaśnięte w kamieniach włosy. Nie tracąc ani chwili, wy­
nurzył się.

Ella spróbowała zaczerpnąć powietrza, gdy tylko znalazła się

na powierzchni, lecz zakrztusiła się. Wypełnione wodą płuca
uniemożliwiały oddychanie. Rafe cisnął nóż na skały i przytrzy­
mując się jedną ręką, drugą wyciągnął Ellę na brzeg. Tam po­
chwycił ją w pasie i zgiąwszy wpół, poczekał, aż wykaszle
z siebie resztę wody. Usiadł, trzymając ją w ramionach.

Z oczu pociekły jej łzy.
- Rafe - wykrztusiła. - Przytul mnie.
- Jestem przy tobie, amada. - Przytulił ją mocniej i odgar­

nął z twarzy mokre włosy. - Spokojnie, pobrecita.

- Myślałam, że umrę - powiedziała z trudem.

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Nie pozwoliłbym na to.

- Myślałam, że niczego nie widzisz. - Zadrżała. - Nie mo­

głam dać znać, że cię potrzebuję.

Pieścił ustami jej skroń.
- Wiedziałem. W jakiś sposób wiedziałem.
Ella znów zadrżała i Rafe podniósł się.
- Drżysz. Przyniosę koc.
Znów łzy.

- Nie zostawiaj mnie.
- Tylko na chwilę. Zaraz wracam.
Nawet te kilka sekund wydawały się jej wiecznością. Kie­

dy wrócił, otulił się wraz z nią kocem i usiedli na skraju skały.
Po pewnym czasie przestała drżeć i zaczęła swobodnie od­
dychać.

- Chodź - powiedział wreszcie. - Ubieramy się i wracamy

do domu.

- Nie chcę do domu. Chcę wrócić do wody.
- To chyba nie jest najlepszy pomysł - zdumiał się Rafe.
- Wiem, że brzmi to dziwnie, lecz nie chcę źle wspominać

tak pięknego miejsca. - Popatrzyła na niego bursztynowymi
oczyma. - Proszę cię...

Po tym, co przed chwilą przeżyli, nie mógłby się z nią kłócić.

Skoro miała odwagę ponownie wejść do wody?

. - Więc chodźmy. - Zaprowadził ją na brzeg.

Zawahała się, znów opanował ją strach.
- Pomóż mi zejść - poprosiła, patrząc mu w oczy.
- Nie patrz na mnie z takim zaufaniem, amada,
- Przecież zaufałam ci bezgranicznie.
- Nie powinnaś. - Zacisnął usta.
Roześmiała się zmysłowo, co rozdrażniło go jeszcze bar­

dziej. Pomógł jej wejść do wody, uważając, by trzymać ją wy­
łącznie za rękę. Wszystko na nic. Kiedy zanurzyli się, jej piersi

scandalous

Anula43&Irena

background image

znalazły się niebezpiecznie blisko. Ella bosą stopą przesunęła
po jego udzie.

- Przestań, bo zrobimy coś, czego będziemy żałować.
- Niby co? - uśmiechnęła się prowokująco.
- Bawisz się bardzo niebezpiecznie-ostrzegł ją.
- A ty nie bawisz się wcale.
Tego było już za wiele. Ze stłumionym okrzykiem pochwycił

ją i odepchnął na przeciwległą stronę stawu.

- Sama się o to prosiłaś.
- Od chwili gdy się pobraliśmy - przyznała. - Czy zrobisz

to wreszcie?

Zamknął oczy. Złość minęła mu w jednej chwili.
- Tak, amada. Spełnię twoje życzenie tym łatwiej, że sam

również tego pragnę.

Ella zawahała się.
- A jeśli powiem, że cię kocham, zostawisz mnie znowu, jak

w noc poślubną?

Pokręcił głową.
- Nie mam już tyle sił, co wtedy.
- Kocham cię, Rafe. - Pocałowała go czule. - Uczyń mnie

swoją żoną.

- Nie mogę dać ci wszystkiego, o co prosisz, amada - wy­

szeptał. - Dam ci jednak wszystko, co mam.

- Powiedz mi, co mam robić.
- Nie, lepiej ci pokażę. - Chwycił ją pod ramiona i podniósł.

Zaczął ciężko dyszeć, ogrzewając ją swym oddechem. - Jesteś
taka piękna. Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką znam.

Na jej sutkach zalśniły kropelki wody. Wyszeptała jego imię,

ni to zachęcając go, ni to protestując. Rafe osuszył ustami jej
piersi. Złapała go za ramiona, oczy zaszły jej mgłą.

- Dobrze? - spytał, drażniąc wargami wrażliwą skórę.
- Czy musisz pytać?

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Mogę zrobić coś jeszcze lepszego.
Roześmiała się, mówiąc niskim, matowym głosem:
- To chyba niemożliwe.
- Zobaczysz sama. Złap się skały nad tobą, amada.

Spojrzała w górę. Tuż nad nią ze skały wystawał kawałek

wielkości dłoni. Chwyciła go i częściowo zwisała, częściowo
zanurzała się w wodzie. Rafe korzystając z tego, pieścił ją całą,
a każdy jego ruch, każde dotknięcie rozpalało ją coraz mocniej,

przywodząc wreszcie do kresu wytrzymałości.

Jej oddech stał się ciężki, ciało gorące z pożądania.
- Nie wytrzymam ani chwili dłużej.
- Opleć mnie nogami i puść występ.
Zrobiła, jak jej kazał. Rafe pochwycił ją, nie pozwalając

opaść i wolno opuścił. Podtrzymując jej biodra, wszedł w nią,
stapiając w jedno ciepłą niewinność z żarem namiętności. Kie­
dy zagłębił się do końca, znów ją uniósł i opuścił powoli.

Ella zadrżała, oczy jej wypełniły się łzami radości. Na to

czekała długie pięć lat, czując, że tylko Rafe mógł dać jej
spełnienie. Jakby czytając w jej myślach, zaczął szeptać
czułe słówka, przez co każda chwila stawała się wspanialsza
od poprzedniej. Stopniowo ich ruchy stawały się coraz szyb­
sze, kochając się coraz namiętniej, rozbryzgiwali, rozchlapy­
wali ciepłą wodę stawu, aż wreszcie zanurzyli się w niej na
chwilę.

W tym momencie poczuła, że wszystko jest możliwe. Mie­

szkańcy Milagro doczekają się w końcu dobrobytu i szczęścia,
Shayne dzięki swym mozaikom zyska zadowolenie i uznanie,
a Rafe... Rafe zaniecha zemsty i pozwoli, aby miłość przywró­
ciła do życia jego serce.

Rafe i Ella wrócili do Esperanzy o zmierzchu.
- Może powinienem poprosić Chelitę, żeby przyrządziła dla

scandalous

Anula43&Irena

background image

nas sałatę? - zastanawiał się Rafe. - Po przygotowanych przez
Manuela smakołykach jestem nieszczególnie głodny.

- Ja również. Sałata bardzo mi odpowiada. - Przystanęła na

chłodnym ganku. - Wezmę prysznic i spotkamy się w jadalni.

Jak spod ziemi wyrosła Chelita.
- Disculpe, Seńor - powiedziała nerwowo.
- Tak?
- El padre de la Seńora esta aqui. Quiere hablar con usted

solo. Solamente usted.

-Adóndel
- En la oficina.
- Nachmurzył się.
- Dzięki, Chelita, zajmę się tym.
- Co się stało? - zaniepokoiła się Ella. Z szybkiego trajko-

tania Chelity wychwyciła tylko dwa słowa.

- Idź pod ten prysznic. Ja muszę załatwić pewną sprawę...

- Zawahał się. - Kiedy już się przebierzesz, zajrzyj do mnie do
biura.

- Stało się coś złego?
- Tego chciałbym się właśnie dowiedzieć.
- Czemu nie mogę pójść z tobą od razu?
Pokręcił głową.
- Daj mi najpierw sprawdzić. Może to głupstwo.
Nie spierała się, lecz nagle zdjął ją strach. Przywarła do męża

i mocno go pocałowała. Rafe przytulił ją do siebie. Czuła, że
znów narasta w nim pożądanie.

- Nie możemy, nie teraz - mruknął.
- Wiem - westchnęła, przytrzymując ustami jego dolną war­

gę. - Dziękuję za dziś. Może jutro...

- Nie mów nic, amada. - Rafe zamknął oczy, rysy znów mu

się wyostrzyły. - Być może dziś było wszystkim, co mogłem ci
ofiarować.

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Nie wierzę w to - zaprotestowała - Nie chcę w to wierzyć.

Rafe nie odpowiedział. Stał w milczeniu, a jego oczy przy­

brały stalowoszary kolor. Ella wspięła się na palce, pocałowała
go w policzek i poszła do siebie.

Nie spieszyła się z prysznicem. Choć z jednej strony wyry­

wała się do Rafe'a, zwyciężał rozsądek. Coś zaszło w holu, coś,
co zmieniło jego stosunek do niej. Może lepiej nie spieszyć się
z odkrywaniem, co to jest. Potrzebowała chwili dla siebie, by
uporządkować przeżycia ostatnich paru godzin. Krótkiej chwili,
w której wierzyła, że marzenia mogą się spełnić.

Gdy się już wreszcie ubrała, poszła do biura. Zapukała

i otworzyła drzwi. Rafe siedział za biurkiem, a naprzeciwko
niego jej ojciec mówił coś podniesionym głosem. Najwyraźniej
nie słyszał, jak pukała.

- Nie masz pojęcia, co robisz! - napierał Donald.
- Doskonale wiem, co robię - odparł Rafe, spoglądając

chłodno na teścia.

- Tato? - zdziwiła się Ella. - Nie wiedziałam, że tu jesteś.
Obaj spojrzeli na nią. Ojciec miał wściekły wyraz twarzy,

Rafe wyglądał na zrezygnowanego.

- Wejdź, amada, i zamknij drzwi.
- Wolałbym jej w to nie mieszać.
- Na to już za późno.
- O co chodzi? - spytała, wodząc wzrokiem od jednego do

drugiego.

- Śmiało - odezwał się Rafe. - Powiedz jej.
- To sprawa natury finansowej - powiedział po chwili wa­

hania Donald. - Chodzi o naszą hipotekę. Firma Phoenix Cor­
poration, która ma z nami umowę, nie chce jej odnowić, a bank
nie chce nam pomóc.

- Na banki nie ma co liczyć. - Ella usiłowała zachować

spokój.- Kiedy upływa termin?

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Za trzy dni.
- A co to ma wspólnego z Rafe'em?
- Chciałem zasięgnąć jego rady. Jeśli nie zyskam odroczenia

spłaty, będę musiał sprzedać dom.

- Sprzedać... - Zerknęła na męża. - Musisz nam pomóc.
- Wydawało mi się, że fundusze uzyskane z wpływów za

bilety na Bal Kopciuszka powinny wystarczyć na parokrotne
spłacenie hipoteki - wzruszył ramionami Rafe.

- I wystarczyłyby - zdenerwowała się Ella - gdyby moi

rodzice nie bawili się w działalność charytatywną.

- Działalność charytatywna? - zdumiał się Rafe.
- Chyba nie sądziłeś, że w ten sposób dorabiamy się ma­

jątku, co? A wracając do sprawy, może pogadałbyś z Phoe-

nix Corporation w sprawie odnowienia umowy z moimi ro­
dzicami?

- Ella... to nie ma sensu, on...
- A niby dlaczego miałbym to robić? - przerwał teściowi

Rafe.

- Bo ta firma, rujnując moich rodziców, kradnie ci pomysł.

Musisz ich powstrzymać.

Popatrzył na nią i roześmiał się.
- Och, amada. Nie przestajesz mnie zadziwiać.
- To chyba nie był komplement.
- Raczej nie. - Zabębnił palcami o blat biurka. - Czy nie

przyszło ci do głowy, że to ja mogę kryć się za waszymi kłopo­
tami finansowymi?

- Nie.
- Ella... - znów odezwał się jej ojciec.
- Jedną chwileczkę- przerwał mu znów Rafe, wpatrując się

w Ellę szarymi oczyma. - Inaczej sformułuję pytanie. Czemu
miałbym ich powstrzymywać, skoro i tak wszystko jedno, kto
zrujnuje twoich rodziców? Efekt będzie taki sam.

scandalous

Anula43&Irena

background image

Ella podeszła bliżej i oparła się o biurko. Pochyliła się

w stronę męża.

- To poważna różnica. Phoenix Corporation pozbawiła cię

możliwości zemsty. My możemy się porozumieć jak dorośli

ludzie, a z taką korporacją...

- Ella, niczego nie rozumiesz - zdołał wreszcie powiedzieć

Donald.

- Czego znów nie rozumiem?
- Twój ojciec próbuje ci powiedzieć, że to ja kupiłem Phoe-

nix Corporation i odpowiadam za kłopoty finansowe twoich

rodziców.

Ella cofnęła się od biurka.

- Nie, nie wierzę ci.

Rafe zerknął na Donalda.

- Czy mógłbyś zostawić nas na chwilę samych? To nie po­

trwa długo. Chelita przygotuje ci wyśmienitą kawę.

- Powstrzymaj to, Rafe - powiedziała Ella, gdy tylko drzwi

zamknęły się za jej ojcem. - Wiem, że możesz.

- Mogę, ale nie chcę.

- A jeśli dam ci słowo, że Bal Kopciuszka nie odbędzie się

więcej?

- To będzie twoje słowo, nie twoich rodziców?

Popatrzyła na niego takim wzrokiem, jakiego nigdy przed­

tem u niej nie widział.

- Czy wiesz przynajmniej, po co przyjechałam do Kosta­

ryki?

- Już to przedtem wałkowaliśmy - westchnął. - Jesteś tu po

to, żebym nie zaszkodził twoim rodzicom. Na twoim miejscu

zrobiłbym to samo.

- A dzisiejsze popołudnie? Czy to był również sposób

ochrony moich rodziców?

- Nawet jeśli był, to nie pomógł.

scandalous

Anula43&Irena

background image

Krew odpłynęła jej z twarzy.

- Jak mogłeś nawet o tym pomyśleć? A swoją drogą, mógł­

byś okazać mi nieco zaufania.

Rafe zerwał się na równe nogi.
- Już raz ci zaufałem, nie pamiętasz? Zawierzyłem ci jedyną

osobę, na której mi zależało, a ty zdradziłaś mnie, zapraszając

ją na Bal Kopciuszka. Czy jest coś dziwnego w tym, że teraz

się waham? Czy jest coś niezwykłego w tym, że chcę powstrzy­
mać kolejne bale?

- Chyba nie - szepnęła.
- Posłuchaj. - Podniósł rękę, pokazując jej obrączkę ślubną.

- Nasze małżeństwo może trwać nadal, zwłaszcza że twój ojciec
udzielił mi żądanych gwarancji.

- Nadal? Bez miłości i z ograniczonym czasem? Nie, Rafe,

nie zadowolą mnie półśrodki. Wszystko albo nic. A teraz wy­
bacz, ojciec czeka. Muszę iść.

- Iść? Dokąd?
- Odchodzę, Rafe. - Podeszła do drzwi. - Wracam do Ne-

vady. A co do twoich gwarancji - obejrzała się, sypiąc złote skry
z oczu - to idź do piekła.

Uśmiechnął się gorzko.

- Już tam jestem, amada.

Shayne wyszła z cienia okalającego fontannę.

- Wpatrujesz się w mozaikę, jakbyś oczekiwał od La Estrelli

rozwiązania wszystkich problemów.

- Chciałbym, żeby tak było. - Popatrzył na zostawioną

przez Ellę ślubną obrączkę. - Niestety, nie jest.

- Wciąż jej nie ufasz? - pytała dalej Shayne.
- Daj spokój, nie teraz.
- Czy... czy to z powodu tego, co zaszło na Balu Kop­

ciuszka?

scandalous

Anula43&Irena

background image

Rafe spojrzał na siostrę. Ton jej głosu przykuł jego uwagę.

- Tak. Bal Kopciuszka ma z tym dużo wspólnego. - Odcze­

kał chwilę i zapytał: - A może błędem jest obwinianie jej za to?

Shayne powoli skinęła głową.
- Tak - szepnęła. - To błąd.
Poczuł, że coś go ściska w dołku.
- To nie ona zaprosiła cię na bal? Nie wiedziała, że chcesz

znaleźć męża?

- Nie - ledwo dosłyszalnym głosem odparła Shayne.
Rafe nie mógł uwierzyć własnym uszom.
- Ach, mi pobrecita pichón. Czemu tak długo mi o tym nie

mówiłaś?

- Ponieważ... - Rozłożyła bezradnie ręce. - Ponieważ się

bałam.

- Bałaś się? Czego?
- Tego, że kiedy powiem ci prawdę, znienawidzisz mnie jak

Jackie.

- Dios mio, nunca! - Przytulił ją. - Wiesz, że nigdy by się

tak nie stało.

- Przepraszam. Myliłam się, ale nie miałam wyjścia. Pozo­

stałeś mi tylko ty.

- Rozumiem, że zachowałaś milczenie, ale dlaczego Ella nic

mi nie powiedziała?

- Spytałam ją o to. Odparła, że przez wzgląd na ciebie...

Nie chciała zaszkodzić stosunkom między nami.

Rafe zaklął w duchu, zastanawiając się, jak mógł tak mylnie

ocenić żonę. Gdyby tu była, natychmiast odbyliby dłuższą roz­
mowę, ale niestety, nie ma jej.

- Zawiodłem cię, Shayne, oddając cię pod opiekę Jackie.
- Wszystko, co robiłeś, wynikało z chęci chronienia mnie i

z miłości. Nawet oddanie mnie Jackie.

- A McIntyre?

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Pewnego dnia odnajdę go i wtedy już nic nas nie rozdzieli.

To wyznanie paliło go jak ogień.
- Wciąż go kochasz?

- Z całego serca. Nawet jeśli go nie spotkam, mam tę jedną

noc. Ella na pewno myśli podobnie.

- Teraz już chyba nie.

- Nie wiadomo, Rafe. Nie przegap ostatniej szansy. Bę­

dziesz tego żałował.

- Brak mi wiary - wyznał. - Ella potrzebuje kogoś, kto

wierzy w miłość.

- Ona ma dość wiary za was oboje - odezwała się nieocze­

kiwanie stanowczym tonem Shayne. - Słuchaj, Rafe. Musisz

podjąć decyzję... Albo kochasz Ellę i będziesz o nią walczył,

albo nie.

- Nie wiedziałbym, co jej powiedzieć.
- To jej to okaż.
- Domagasz się rzeczy niemożliwych.
- Z powodu Balu Kopciuszka? To już przestało być proble­

mem. A jeśli wątpisz w jej motyw przyjazdu do Kostaryki, to

jesteś wyjątkowo głupi.

- O czym ty, u diabła, mówisz?
- Czy naprawdę uważasz, że Elli mniej zależy na rodzicach

niż tobie na mnie?

Rafe pokręcił głową.
- Nie. Są dla niej wszystkim.

- A jednak chciała poświęcić ich bale i dochody z nich pły­

nące, by udowodnić, że cię kocha.

Shayne ma rację. To mógł być jedyny powód, dla którego Ella

gotowa była narazić rodziców na finansowe kłopoty. Mówiła mu

o tym od samego początku, ale on nie chciał tego słyszeć.

- Wygląda na to - rzekł, krzywiąc się - że Donald Montague

będzie się śmiał ostatni.

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Z czego?
- Powiedział, że ciekaw jest, co w końcu zwycięży: serce

czy głowa.

Shayne roześmiała się.

- Ty oczywiście powiedziałeś, że głowa. Co dowodzi, że nie

jesteś wcale taki przewidujący, jak ci się wydawało. Mam na­

dzieję, że Ella przyjmie to z ulgą.

Ella stała na trawniku za domem. Od przyjazdu z Kostaryki

spędzała tu większość czasu. Popatrzyła na jaśniejszy ślad na

palcu. Tyle pozostało jej z balu. Nie była Kopciuszkiem ani tym
bardziej La Estrellą.

-

Domyślałem się, gdzie cię szukać.

Pomyślała, że to wyobraźnia płata jej paskudne figle.
- Nawet się ze mną nie przywitasz? - spytał rozbawionym

głosem Rafe.

Odwróciła się wreszcie.
- Co tu robisz? A może to głupie pytanie?
- Bardzo głupie, amada.
Zacisnęła usta.
- Nie nazywaj mnie tak.
- To jak mam cię nazywać?-Uniósł brew i podszedł bliżej.

- Dulzura? Mi alma? Mi corazón?

-

Przestań, Rafe. Daj spokój tym fałszywym czułostkom.

- To może odpowiedniej zabrzmi La Estrella?

-

Którą niestety nie jestem. - Usta jej zadrżały. -Przyjecha­

łeś zapewne, by sprawdzić wykonanie umowy.

- To już niepotrzebne.
A więc dowiedział się już o wszystkim. Zrobiło się jej bardzo

przykro. Czego się w końcu spodziewała? Cudu?

- W takim razie ojciec już ci wszystko powiedział?
- Co takiego?

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Że podczas tegorocznego Balu Kopciuszka doszli z matką

do wniosku, że to już ostatni raz. W ich wieku jest im coraz
trudniej organizować tak wielkie imprezy.

- Madre de Diosl - Dobiegł do niej w dwóch susach. - Czy

to prawda? Wiedziałaś o wszystkim?

- Tak.
- Czemu mi o tym nie powiedziałaś? Dlaczego pomimo

moich gróźb trzymałaś to w tajemnicy?

- Nie domyślasz się?
Zamknął oczy.
- Tak, chyba się domyślam... Bo prawda zakończyłaby bły­

skawicznie nasze małżeństwo?

- Odszedłbyś, nie oglądając się za siebie.
- Mylisz się, Ella...

- Nie chcę tego słuchać. Przyjechałeś tu tylko po to, żeby

zobaczyć, czy twój plan się powiódł. Popełniłam błąd, narażając
rodziców na ryzyko. Powinnam powiedzieć ci prawdę zaraz po
przyjeździe do Kostaryki.

- Masz szczęście, że nie posunąłem się dalej w swoich za­

miarach. Chciałbym, żebyś wiedziała, że spłaciłem wasze na­
leżności.

- Trudno wykrzesać mi z siebie wdzięczność, niemniej

dziękuję. - Odsunęła się od niego. - A zatem każde z nas ma
to, na czym mu zależało.

- Innymi słowy, nasze małżeństwo straciło już rację bytu?

- Złapał ją za nadgarstki i przyciągnął do siebie. - Czy o to ci

chodziło, amada?

Rozpłakała się.
- Rafe - szepnęła. - Masz, czego chciałeś. Czy nie możesz

zostawić mnie w spokoju?

- Nie, nie mogę. Odchodząc, zabrałaś coś, co należało do

mnie. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę z mojej straty.

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Nie mam nic twojego - zaprzeczyła gwałtownie.

- Trzymasz to mocno, nawet podczas naszej rozmowy.

Przyjrzyj się dokładnie. Gdzieś tu ukryłaś moje serce.

- Po co przyszedłeś? - załkała. - Po co naprawdę przyszedłeś?
- Trudno mi to wyrazić - odparł, sięgając do kieszeni, - Le­

piej zobacz sama.

Drżącymi dłońmi wzięła małe, kwadratowe pudełeczko. We­

wnątrz spoczywały dwie ślubne obrączki. Pięć kamieni szlachet­
nych otaczało diament.

- Te drobniejsze kamyczki symbolizują Bale Kopciuszka,

które odbyły się za twego życia.

- A diament? - spytała, krztusząc się od łez.
- Symbolizuje ten najważniejszy bal... ten, na którym się

pobraliśmy. Wewnątrz jest jeszcze napis.

- „Długo i szczęśliwie" - przeczytała. - A twoja obrączka,

czy ma jakiś napis?

- Ma. „Zawsze" - odparł. - Chcę być z tobą na zawsze.
Podniosła wzrok. Jej oczy lśniły niczym dwie gwiazdy na

niebie o północy.

- Jeśli mi tylko zaufasz, całym życiem udowodnię ci, że

istnieje miłość.

-. Ach, amada, moja ukochana żono. - Pochylił się, by ją

pocałować. - Zaufam ci, żebyś mogła dotrzymać tej obietnicy.

scandalous

Anula43&Irena

background image

EPILOG

- Nic mi nie jest, to zwykła kolka upierała się Ella.
- Może powinniśmy odwołać Bal Rocznicowy - zaniepo­

koił się Rafe. - Nie jesteś w dobrej formie.

- Nie można sprawić zawodu tylu ludziom - zaprotesto­

wała. - Czekali na to cały rok, a zresztą, jest już za późno.
Pierwsi goście już się pojawiają, a nasze dzieeko ma jeszcze
dwa tygodnie do przyjścia na świat.

- Rozumiem, ale przede wszystkim mam na uwadze twoje

dobro. - Przytulił ją do siebie, delikatnie kładąc ręce na jej
brzuchu. Robił to od chwili, kiedy dowiedział się, że Ella jest
w ciąży. - Maleństwo jest dziś bardzo żwawe.

- Nie możesz się doczekać syna, co?
- Syna? A może będziemy mieli śliczną dziewczynkę, amada?
Rozległo się ciche pukanie do drzwi.
- Ella, przysłali mnie twoi rodzice - zajrzała do środka

Shayne. - Już czas, przybyli pierwsi goście.

- Będziemy za moment - odparł Rafe. Kiedy siostra zamknęła

drzwi, dodał: - Wygląda o wiele lepiej. Dzięki La Estrelli. Byłaś
bardzo zapracowana, czyniąc te wszystkie cuda. Shayne robi to, co
kocha, do Milagro zawitało szczęście i obfitość...

- Tylko dlatego, że zmieniłeś zdanie w sprawie sprzedaży plan­

tacji. A co do życia osobistego Shayne... dajmy jej trochę czasu.

- Pewnie znów masz rację, amada. Chodźmy, czas powitać

gości. Tym razem przyjmiesz ich na siedząco.

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Chick, jeśli dasz mi dojść do głosu, pokażę ci, gdzie spot­

kaliśmy się po raz pierwszy - jęknął Jake Hondo.

- I tu od razu wzięliście ślub? - dopytywał się sześciolatek.
- Przecież nie pobrali się na chodniku - parsknął Buster.

- To odbyło się w tym pałacu - pokazał ręką.

- Ale najpierw spotkaliśmy się na chodniku - wtrąciła Wynne.

- Powiedziałem jej, żeby sobie poszła - rzekł kwaśno Jake

- ale mnie nie posłuchała. Teraz też mnie nie słucha i przez to

w moim życiu pojawił się uparty elf i trójka piekielnych dzieci.

- Nie udawaj - uśmiechnęła się Wynne. - Wiem, że kochasz

nas wszystkich.

- To prawda - uśmiechnął się Jake.

- A potem wujek Jake ożenił się z ciocią Wynne i dowie­

dział się o nas - mówił Buster. - Ale się wtedy wściekł. Pewnie

niczego nie pamiętasz, bo byłeś za mały.

- Pamiętam! Strasznie przeklinał i ciocia Wynne krzyczała

na niego za to.

- Wciąż na mnie krzyczy - westchnął Jake.

- Jest na to prosta rada - odparowała Wynne. - Przestań kląć.

- Łatwo powiedzieć.
- Jeszcze nie skończyłem - zaprotestował Buster- - Potem

wujek Jake uratował nas od zamarznięcia i przepędził ciotkę

Marsh. Później pojawiła się Tracy. Imię dostała po naszej ma­

mie. Czy to tak było?

- Mniej więcej - uśmiechnął się Jake. Trzymiesięczna Tra­

cy, słysząc swoje imię, zaczęła radośnie gaworzyć.

- No i co ferajna? - spytała Wynne. - Będziemy tak stać,

czy przyłączymy się do zabawy? Pamiętam, że mieli tu dosko­

nałe desery.

- Desery! - krzyknęli Chick i Buster.
- Wiedziałam. Tędy.:

scandalous

Anula43&Irena

background image

, - Jonah, muszę ci coś powiedzieć - odezwała się Nikki.

Objął ją i przytulił.
- Ja też mam ci coś do powiedzenia - odparł, gdy zbliżali

się do sali balowej. -I znów się spotykamy.- Wyciągnął rękę

w Stronę Rafe'a.

- Mam nadzieję, że w bardziej sprzyjających okoliczno­

ściach - uśmiechnął się Rafe.

- Najwyraźniej. - Jonah zerknął na wydatny brzuch Elli.

- Cieszę się, że rozwiązaliście swoje problemy.

- Ale stworzyliśmy nowe - mrugnął Rafe.
- Z dziećmi, nigdy nic nie wiadomo - przyznaj Jonah.

- Bawcie się dobrze - rzekł Rafe.

Jonah zaprowadził żonę do sali balowej.
- Zatańczymy? Pamiętasz nasz poprzedni taniec na tej sali?

- To miał być taniec? Raczej próba uwiedzenia.
- Czy nie o to w końcu chodziło? - spytał z niewinną

miną..

- Ale to było rok temu. - Przytuliła się do niego w tańcu.

-Nie skończyliśmy rozmowy.

- Święta prawda, kochanie. O czym to rozmawialiśmy?

A prawda, o bieliźnie.

- Nie chodzi mi o bieliznę, tylko...
- Cześć - wesoły głos zabrzmiał ze skraju parkietu. - Pa­

miętasz mnie?

Nikki obejrzała się i widząc kobietę z niemowlęciem, wytę­

żyła pamięć.

- Oczywiście, Wynne Sommers.
- Teraz Hondo.

- Byłam okropnie zdenerwowana, a ty pozwoliłaś mi spró­

bować... Och, cześć - roześmiała się, widząc Jake'a.

- Dała ci na mnie poćwiczyć? Wcale mnie to nie dziwi.
- Całkiem niewinna historia - broniła się Wynne. - Nie by-

scandalous

Anula43&Irena

background image

łeś gotów mnie poślubić, a Nikki musiała zwalczyć tremę. Pró­
bowaliście już deserów?

- Momencik, elfie - przerwał jej Jake. - Zdaje się, że pewna

pani za tobą potrzebuje pomocy.

Nikki zerknęła w tamtą stronę.
- Och, to Ella Beaumont.
- Wygląda, jakby miała zaraz się rozsypać - zawyrokowała

Wynne.

Podbiegli do Elli. Stała w progu sali balowej, kurczowo trzy­

mając się framugi.

- Spokojnie, pani Beaumont - powiedział Jake, podtrzymu­

jąc ją. - Trafił się pani kurs do szpitala.

- Mój mąż - jęknęła. - Rafe.
- Najpierw do szpitala - stwierdziła Wynne.
- Znajdę pani męża i powiem mu, co się stało - zaoferował się

Jonah. - Obiecuję, że przyjedziemy pierwszym samochodem.

- Lubisz odgrywać rycerza w białej zbroi - uśmiechnęła się

blado Ella.

- Chyba raczej wrobiono mnie w tę rolę. - Zerknął na Ja­

ke'a. - Możesz zawieźć ją do szpitala?

- Nie ma sprawy. Wynne, oderwij chłopców od stołu z de­

serami i w drogę.

- Czy możemy jeszcze trochę posiedzieć? - spytała Nikki

w poczekalni. - Wolałabym się upewnić, że z Ellą i dzieckiem
wszystko w porządku.

- Raczej martwiłbym się o pana Beaumonta - roześmiał się

Jonah.

- Czy zrozumiałeś coś z tego, co mówił?
- Oprócz rapido? Ani słowa. Mój hiszpański nieco za­

rdzewiał.

- Zastanawiam się, czy u Elli potrwa to równie długo, jak

scandalous

Anula43&Irena

background image

u mnie - wtrąciła Wynne. - Ja spędziłam na porodówce cały

tydzień.

Jake wyjrzał na korytarz.
- Nie sądzę, żeby trwało to aż tak długo. Beaumont już tu idzie.
- Jonah...-zaczęła Nikki.
- Wpadłem, żeby powiedzieć, że mamy syna - oświadczył

rozpromieniony Rafe. - Wszystkim wam serdecznie dziękuję za

pomoc.

- Jonah...
- Gratulacje, Beaumont - Jonah uścisnął mu dłoń.
- Jonah! - krzyknęła Nikki. - Jestem w ciąży, do diabła!
- Hej, proszę pani - wtrącił się Chick - chyba nie będzie

pani przeklinać przy dzieciach?

- Najmocniej przepraszam. - Zerknęła na Jonaha. - Usiło­

wałam ci to powiedzieć przez cały wieczór, ale ciągle ktoś mi

przerywał.

- W takim razie znikamy - uścisnęła ją Wynne. - Zresztą,

pora zagonić czeredę spać. Będziemy w kontakcie.

Po chwili Jonah i Nikki zostali sami.

- Jesteś w ciąży? - dopytywał się Jonah. - Takiej z dziec­

kiem?

- To normalna kolej rzeczy - odparła Nikki. - Chyba że

wiesz coś o innych ciążach, o których jeszcze nie słyszałam.

- Czemu mi o tym nie powiedziałaś przedtem?
- Musiałam zebrać się na odwagę. Nie wiedziałam, czy

chcesz mieć dziecko.

- Czy chcę? - Zamknął oczy. - Przepraszam, że zmyliło cię

moje zachowanie. To najwspanialsza nowina, jaką w życiu usły­
szałem.

- Czy nie jest piękny? - szepnęła Ella.

Rafe popatrzył ną syna.

scandalous

Anula43&Irena

background image

- Jeżeli gustujesz w małych, czerwonych i pomarszczo­

nych, to jest wyjątkowo piękny.

- Rafe!
- Żartowałem. Jest najpiękniejszym synem, jakiego miałem,

jedynym do tej pory zresztą. - Odsunął jej lok z czoła. - Ko­

cham cię, amada.

-

Co powiedziałeś?

- Powiedziałem, że cię kocham. Czemu płaczesz? Czy mam

wezwać pielęgniarkę?

Pokręciła głową.
- Nie, po prostu mnie zaskoczyłeś. Też cię kocham, Rafe.

- Otarła łzy. - Powinnam zadzwonić do rodziców i do Shayne,
żeby powiedzieć im o dziecku. Nie martw się- dodała, widząc, że
Rafe zasępił się. - Shayne też w końcu znajdzie swoje szczęście.

- To możliwe. - Rafe chwycił głęboki oddech. - Zwłaszcza

podczas kolejnego Balu Kopciuszka.

- O czym ty mówisz? - zdumiała się po raz drugi Ella.
- O następnym Balu Kopciuszka.
- Naprawdę? - Łzy same pociekły jej po policzkach. -

Chcesz kontynuować tradycję moich rodziców?

- Oczywiście. Pieniądze idą na szlachetne cele, a ze wszy­

stkich zawartych wówczas małżeństw, rozpadło się tylko jedno.

- Małżeństwo Shayne?
- Trudno nawet to uznać, bo z prawnego punktu widzenia

była nieletnia.

- Rafe.
- Słucham, amada.
- Może nawet nie będziemy musieli czekać kolejnych pięciu

lat...

scandalous

Anula43&Irena


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Leclaire Day Bal Kopciuszka 02 Nie ma tego złego
Leclaire Day Bal Kopciuszka 02 Nie ma tego złego
391 Leclaire Day Bal Kopciuszka 02 Nie ma tego złego
Leclaire Day Bal 02 Nie ma tego zlego
Leclaire Day Gwiazdka miłości 98 03 (Spełnione życzenia 03) Wypowiedz swoje życzenie
Leclaire Day Klub Samotnych Serc 03 Smak cytryny (Harlequin Romans (tom 680)
Leclaire, Day Dynasties the Kincaids 06 Spionin in schwarzer Spitze
887 Leclaire Day Dantejskie dziedzictwo 04 W pułapce
Leclaire, Day Royals Gefaehrlich tiefe Sehnsucht
Leclaire Day Mąz z ogłoszenia
Leclaire Day ostatni pocałunek
Leclaire Day Raj dla zakochanych
0271 Leclaire Day Mąż z ogłoszenia
341 Leclaire Day Raj dla zakochanych
0341 Leclaire Day Raj dla zakochany

więcej podobnych podstron