The Eleventh of October | 2
Spis treści:
Prolog: str.3
Rozdział pierwszy: str. 4
Rozdział drugi: str. 14
The Eleventh of October | 3
Prolog
„Każde głębsze uczucie prowadzi do cierpienia. Miłość bez cierpienia
nie jest miłością” – Jan Twardowski
Usiadłam na sofie, na ramiona narzuciłam koc i
podciągnęłam kolana pod brodę. Potrzebowałam chwili, aby się
skupić i zacząć opowiadać. Najpierw utkwiłam wzrok w
swoich dłoniach. Potem skierowałam go za okno. Na dworze
panował chłód, a niekończące się pokłady śniegu sypały się z
nieba. Zamknęłam oczy, policzyłam w myślach do dziesięciu i
zaczęłam mówić.
- Nazywam się Isabella Swan, ale wolę, gdy mówi się na
mnie Bella. Mam dwadzieścia sześć lat i mieszkam w Nowym
Jorku. Od zawsze uwielbiałam dramaty. Obojętne czy książka,
czy film. Ważne, żeby można byłoby się przy tym porządnie
wypłakać. Wiesz, jakie są moje ulubione? Takie o nieszczęśliwej
miłości. Wszystko jest idealnie i pięknie, jak w bajce. Nie
potrzebne ci jedzenie, picie, tlen. Nic nie jest ci potrzebne,
ponieważ masz Jego. Nic i nikt was nie rozdzieli. Aż pewnego
dnia twoje niewyobrażalne szczęście zmienia się w koszmar. I
nic nie możesz na to poradzić, choćbyś niewiadomo jak się
starała – powiedziałam jednym tchem, tłumiąc w sobie wybuch
płaczu. - Chciałabym ci coś opowiedzieć, Rosalie.
Dziewczyna usadowiła się wygodnie w fotelu. Wie, że
będzie to długa historia. Rose to od niedawna moja
„terapeutka” jeśli można to tak nazwać. Kiedy nie mogę zasnąć,
lub po prostu nie mam siły na nic, prócz zalewaniem się łzami,
dzwonię do niej, a ona od razu siada w samochód i po kilku
The Eleventh of October | 4
minutach siedzimy w moim salonie. Ona z kubkiem kawy w
ręku, a ja paczką chusteczek. Każdą rozmowę zaczynamy tak
samo. Jak zawszę biorę głęboki oddech i zamykam oczy, po
czym wracam pamięcią do jedenastego października
dwutysięcznego ósmego roku.
The Eleventh of October | 5
Rozdział Pierwszy
Czasami człowiek jest w takiej sytuacji, gdzie naprawdę
nie ma pojęcia czy ma się śmiać, czy płakać. A ja, siedząc w
mojej kuchni, właśnie tak się czułam. Za to Alice bawiła się
doskonale…
Przez uchylone drzwi sypialni widziałam, jak co kilka
sekund na podłodze ląduje kolejna część garderoby. Kiedy
usłyszałam pisk przerażenia chochlicy, postanowiłam przerwać
przemeblowanie mojej szafy.
- Bello, powinnaś wyrzucić te czarne spodnie! One wyszły
z mody… - zawahała się na chwilę, po czym wychyliła głowę z
pomieszczenia i dodała: - One nigdy nie były modne.
- Alice Mary Brandon, ile razy mam ci powtarzać, że
nigdzie się nie wybieram?! – krzyknęłam dosyć stanowczo, ale
wiedziałam, że szanse na wygranie z moją przyjaciółką są nikłe.
Jeśli ta dziewczyna coś sobie postanowi, to nawet sam Johnny
Deep – którego ona wręcz ubóstwia – nie jest w stanie
przekonać ją do zmiany zdania.
- Przecież dzisiaj piątek, musisz się trochę rozerwać! –
pisnęła, chowając się z powrotem w sypialni. – Oj, Bello, Bello.
Co z ciebie wyrośnie? - Oczami wyobraźni widziałam, jak
teatralnie unosi wzrok ku górze.
Prychnęłam, udając obrażoną i kątem oka zerknęłam na
kalendarz przypięty magnesami do lodówki. Jedenasty
października, piątek. Alice jednak nie blefowała. Westchnęłam
ciężko i postanowiłam stawić czoło bestii. Weszłam do sypialni,
a to co tam zobaczyłam utwierdziło mnie tylko w tym, że chcąc
nie chcąc, pójdę na tą cholerną dyskotekę. W pomieszczeniu
The Eleventh of October | 6
panował totalny chaos. Dosłownie wszędzie walały się moje
ubrania.
- Alice Mary Brandon, ja naprawdę nigdzie się nie
wybieram! – wykrzyknęłam i tupnęłam nogą jak małe, urażone
dziecko. Dziewczyna zerknęła na mnie rozbawiona, nic nie
mówiąc.
Isabello Marie Swan, właśnie przegrałaś.
* * *
Około godziny dwudziestej trzeciej trzydzieści siedziałam
przy barze, pijąc trzeciego, lub czwartego drinka. Sama się już
pogubiłam się w tym liczeniu. W każdym razie nieźle szumiało
mi w głowie i, ani mi się śniło ruszać tyłka z tego wygodnego
krzesełka, które grzałam sobie przez półtorej godziny. Właśnie
mniej więcej wtedy zniknęła Alice, która „całkiem
przypadkiem” spotkała Jaspera Whitlocka. Chłopak studiował
kiedyś z jej bratem, Jamesem. Dzisiaj akurat grał tu koncert ze
swoim zespołem. Moja przyjaciółka szaleje za nim odkąd go
zobaczyła, czyli od jakiś dwóch miesięcy. Ona też nie jest mu
obojętna. Ta dwójka ma się ku sobie, ale żadne z nich nie ma
odwagi zrobić kroku naprzód, więc na razie pozostają tylko
przy flircie. Trochę mnie to bawi, a jednocześnie dziwi. Nie
znam Jaspera, więc nie mogę o nim nic powiedzieć, ale Alice
Brandon to wulkan energii, najbardziej rozgadana, śmiała,
pewna siebie i pyskata osoba jaką znam. A ona boi się
powiedzieć niejakiemu Whitlockowi, że jest gorący i ma na
niego chrapkę.
- Jeszcze jednego? – zagadnął barman, widząc że
opróżniłam swoją szklankę. Posłałam mu słodki uśmiech i
skinęłam głową.
The Eleventh of October | 7
- Ale tym razem Malibu, kochanie! – pisnęłam i zalotnie
zatrzepotałam rzęsami. Biedak, od półtorej godziny próbuje
ode mnie wyciągnąć numer telefonu, ale ja pozostawałam
nieugięta. Mój plan polegał na tym, aby uchlać się do
nieprzytomności w międzyczasie potorturować go, a potem
odprawić z kwitkiem. Nagle usłyszałam, że ktoś woła mnie po
imieniu.
- Bello! Bellaaaa! – był to głos Chochlicy, jednak nie
wiedziałam skąd dochodzi. Rozejrzałam się dookoła, ale
nigdzie jej nie widziałam. Widać alkohol nie służy mojemu
mózgowi, bo po zaledwie trzech drinkach dostawałam
omamów słuchowych.
- Bells! Tu jestem! – dziewczyna warknęła mi nad uchem.
Odwróciłam się w jej stronę.
- Nie krzycz, Chochliku! – mruknęłam i pociągnęłam przez
słomkę łyk mojego Malibu. – A tak w ogóle, to jak tam
Whitlock. Gdzie on jest? – zapytałam. W tej samej chwili
usłyszałam chrząknięcie, dobiegające gdzieś z góry. Podążyłam
wzrokiem za źródłem dźwięku i zobaczyłam obiekt westchnień
mojej przyjaciółki tuż obok niej.
- Część Isabello. – uśmiechnął się blondyn, wyciągając do
mnie rękę.
- Bello – poprawiłam automatycznie, ściskając jego dłoń.
Stwierdziłam, że mogło to zabrzmieć trochę niegrzecznie, więc
chcąc wyjść cało z tej sytuacji wyszczerzyłam się głupkowato.
- Ona nienawidzi swojego pełnego imienia, dlatego
strasznie się wkurza, kiedy ktoś świadomie się tak do niej
zwraca, a każdą nowo poznaną osobę zawsze poprawia. – Alice
pokrótce wyjaśniła chłopakowi moje zachowanie.
The Eleventh of October | 8
- Ah, w takim razie przepraszam, Bello. – Jasper
uśmiechnął się przyjaźnie. Wydawał się sympatycznym
gościem w sam raz dla narwanego Chochlika.
- Aaa! Byłabym zapomniała. Wybacz Edwardzie. – pisnęła
moja przyjaciółka. Spojrzałam na nią zdziwiona. Do kogo ona
mówiła?
- Bello, to jest Edward Cullen, przyjaciel Jaspera. – Dopiero
teraz dostrzegłam wysokiego, miedzianowłosego chłopaka
stojącego za Jasperem. Nie, nie – stop! Wróć. To nie był jakiś
tam chłopak. To był super-mega-hiper-ekstra bardzo przystojny
chłopak. Zlustrowałam go spojrzeniem od stóp do głów i
dokonałam szybkiej oceny. Miał na sobie granatową koszulę.
Trzy ostatnie guziki zostawił odpięte, ukazując jego szerokie
barki i kawałek nieźle umięśnionego torsu. Jak dla mnie,
prezentował się idealnie. Wiem, że może trochę wyolbrzymiam,
ale wtedy dokładnie tak pomyślałam. Gdyby nie Jasper, pewnie
bym się na niego rzuciła.
- Hej, Cullen, gdzie twoje maniery. Przywitaj się. –
blondyn szturchnął go żartobliwie w bok. Edward nie wyglądał
na zainteresowanego bliższym poznaniem mojej osoby. Był
wyraźnie podirytowany i znudzony. Chyba też został
zaciągnięty na tą dyskotekę mimo woli.
- Edward Cullen – mruknął, jednocześnie podając mi dłoń.
Postanowiłam
zachować
się
bardziej
przyjaźnie
i
odpowiedziałam mu uśmiechem.
- Bella Swan, miło mi.
* * *
Kilka godzin i drinków później, atmosfera stała się mniej
napięta. Edward trochę się rozchmurzył. Zdołałam się od niego
dowiedzieć, że ma dwadzieścia trzy lata i mieszka ze swoim
The Eleventh of October | 9
kumplem Emmettem. Poza tym, kiedy Jasper opowiadał jakąś
zabawną historię z wakacji, Edward wtrącił, że wcale nie był
nawalony w trzy dupy i, gdy Chochlica zapytała go, czy ma
może przy sobie tusz do rzęs o mało nie oblał się drinkiem i z
rozbawieniem pokręcił przecząco głową, na co dziewczyna
wydała z siebie jęk zawodu.
Alice i Jasper chyba w końcu zrozumieli, że są dla siebie
stworzeni. Siedzieli, tuląc się do siebie i szepcząc słodkie
słówka. Ja z kolei zastanawiałam się, czy jutro, gdy alkohol już
wyparuje, nadal będą tacy śmiali lub czy w ogóle będą
pamiętać co się wydarzyło tego wieczoru.
- Ooo, to moja ulubiona piosenka! Kocham ją! – pisnęła
moja przyjaciółka. – Jasper, zatańczysz ze mną? – posłała
chłopakowi jeden z najpiękniejszych swoich uśmiechów. I jak
tu odmówić takiemu małemu, słodko trzepoczącemu rzęsami
Chochlikowi? Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że
zostałam z Edwardem sam na sam.
Kiedy nasze gołąbeczki zniknęły na parkiecie, wśród
tańczących par zapadła krępująca cisza. Przez kilka minut
siedzieliśmy nic nie mówiąc, aż wreszcie postanowiłam się, że
na chwilę ulotnię się do łazienki, a kiedy wrócę może zastanę
przy stoliku Al i Jaspera.
- Przepraszam na chwilę. Muszę iść… do WC –
mruknęłam zakłopotana. Miedzianowłosy zerknął na mnie
znad szklanki i skinął głową. Wstałam z miejsca i szybkim
krokiem skierowałam się w stronę łazienek. Jednak zrobiłam
zaledwie parę kroków, a poczułam na ramieniu czyjąś dłoń.
Odwróciłam się i zobaczyłam Edwarda.
- Może lepiej, jeśli pójdę z tobą, co? Kręci się tu kilku
nieciekawych typów. – powiedział.
The Eleventh of October | 10
- Dam sobie ra… - nie zdążyłam dokończyć, bo pociągnął
mnie za łokieć w stronę męskiego WC.
- Nie gadaj tyle, tylko chodź. – mruknął. – I nie patrz tak
na mnie. Tu jest tylko jedna, wspólna łazienka. Dla kobiet i dla
mężczyzn. – dodał, widząc moją zdezorientowaną minę.
Weszłam do jednej z kabin i oparłam się o ścianę.
Spojrzałam na zegarek w telefonie. Było trochę po północy.
Alice i Jasper dobrze się bawili, a ja siedzę w jakimś
podrzędnym klubie, gdzie jest tylko jedno WC. No i w dodatku
czeka na mnie chłopak, który ma chyba rozdwojenie jaźni.
Najpierw traktuje mnie jak powietrze, a potem nagle zaczyna
się o mnie martwić.
- Długo jeszcze? – Tak… o wilku mowa.
- Zaraz. Muszę się trochę… ogarnąć – odpowiedziałam.
Wzięłam głęboki oddech i wyszłam z kabiny. Podeszłam do
lustra wiszącego nad umywalką. Poprawiłam włosy i
westchnęłam ciężko. Chyba czas wracać do domu.
- Wszystko w porządku? - usłyszałam głos Cullena tuż za
sobą. Był blisko. Czułam jego oddech na moich nieosłoniętych
ramionach. Po plecach przeszedł mi zimny dreszcz, a twarz
spłonęła rumieńcem. Spojrzałam w jego odbicie w lustrze.
Patrzył na mnie odrobinę zmartwiony. Skąd u niego do cholery
taka zmiana?
Potrząsnęłam głową, jakby miało mi to pomóc w skupieniu się.
Strasznie ciężko było mi myśleć i było mi odrobinę niedobrze.
- To nic takiego, po prostu za dużo alkoholu na dziś. Będę
się już zbierać do domu. Przeproś ode mnie Alice i Jaspera,
okej? - mruknęłam, kierując się do drzwi.
- Zaczekaj. Przecież nie będziesz wracać do domu sama, w
nocy! – powiedział, zawzięcie szukając czegoś w kieszeniach. –
The Eleventh of October | 11
Nie mam przy sobie już ani centa, więc chyba będziemy musieli
się przejść. Ewentualnie weźmiemy jakiegoś taksówkarza na
litość. – dodał po chwili, uśmiechając się przepraszająco.
Skinęłam głową, również siląc się na uśmiech, zamiast którego
wyszedł grymas. Z moim żołądkiem było coraz gorzej. Zbierało
mi się na wymioty i kręciło się w głowie. Ruszyłam w stronę
drzwi, ale po kilku krokach zatoczyłam się i gdyby nie Edward,
pewnie leżałabym teraz na ziemi.
- Dzięki. – wymamrotałam i z jego pomocą wróciłam do
pionu. – Chodźmy już.
* * *
Czterdzieści pięć minut później staliśmy na klatce
schodowej przed drzwiami do mojego mieszkania. Po tak
długim spacerze poczułam się trochę lepiej. Przez całą drogę z
klubu Edward nie odezwał się do mnie ani słowem. Dopiero
kiedy byliśmy na miejscu, zagadnął:
- To tutaj? To co, chyba dasz już sobie radę?
- Chyba raczej tak. – uśmiechnęłam się. Nastała niezręczna
cisza. Nie wiedziałam, czy mam zaprosić go do środka, czy po
prostu się pożegnać. To wszystko przez te jego zmiany
nastroju. Najpierw był dla mnie niemiły, potem nagle stał się
troskliwy niczym kochana babunia, a jeszcze potem nie odzywa
się ani słowem.
- To ja już pójdę. – Chłopak przerwał ciszę. Zszedł parę
schodów niżej, po czym rzucił jeszcze przez ramię: - Dobranoc.
- Czekaj! – zawołałam za nim. Zatrzymał się i spojrzał na
mnie z uśmiechem. Chyba wiedział, o co mi chodzi.
* * *
Zegar na ścianie wskazywał godzinę trzecią piętnaście. Ja i
Edward siedzieliśmy, a raczej na wpół leżeliśmy na mojej
The Eleventh of October | 12
kanapie w salonie. Na podłodze stało kilka pustych butelek po
piwie oraz dwie paczki papierosów. Trzymałam jednego w nich
w dłoni co chwila, zaciągając się dymem, a potem probując
wydmuchać z niego różne, ciekawe kształty. Edward z kolei
popijał swoje piwo, spoglądając na mnie z uśmiechem.
- Ładnie wyglądasz z fajką. Tak seksownie. – zagadnął,
puszczając mi oczko.
- Nie wypowiadaj przy mnie słowa zawierające
przedrostek „seks”, bo rzucę się na ziemię i zgwałcę dywan –
jęknęłam, wywracając oczami. – Nie uprawiałam seksu do
trzech miesięcy.
- Żartujesz? – chłopak parsknął śmiechem, omal się nie
krztusząc. – Taka laska jak ty? Trzy miesiące i zero seksu? –
mruknął, unosząc brwi.
- Mój ostatni chłopak okazał się strasznym dupkiem i
postanowiłam sobie odpuścić, na jakiś czas – odparłam, gasząc
papierosa.
Edward nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się zadziornie
i przysunął w moją stronę. Wiedziałam do czego zmierza, ale
nie byłam pewna, czy tego chcę. Znałam go tylko od kilku
godzin!
Jednak wszystkie moje wątpliwości rozwiał jego dotyk.
Przejechał palcem od mojego ramienia, aż po dłoń.
- Kochaj się ze mną, Bello. Bez żadnych zobowiązań, tak
dla przyjemności – szepnął mi do ucha, przygryzając je lekko.
Moje serce biło jak oszalałe. Bałam się, że zaraz wyskoczy mi z
piersi. Moja intuicja podpowiadała mi, żebym mu nie ulegała,
ale ciało żyło już własnym życiem. Być może podjęłam
najgłupszą i najbardziej nieodpowiedzialną decyzję mojego
życia, ale postanowiłam zdać się na to drugie.
The Eleventh of October | 13
Nic nie mówiąc, po prostu przyciągnęłam Edwarda do
siebie i usiadłam na nim okrakiem. Chłopak uśmiechnął się
nonszalancko i wpił się w moje usta. Smakował alkoholem i
papierosami, ale w ogóle mi to nie przeszkadzało.
Wplątałam dłonie w jego włosy, jednocześnie bawiąc się
jego językiem. On tymczasem błądził dłońmi po moich udach.
- Kochaj się ze mną, Edwardzie! – wysapałam między
pocałunkami.
- Z przyjemnością. – szepnął tuż przy moich ustach.
The Eleventh of October | 14
Rozdział Drugi
Obudziły
mnie
promienie
porannego
słońca,
przedzierające się przez zasłony. Zmrużyłam oczy i
przekręciłam się na drugi bok. Za nic w świecie nie chciało mi
się wstawać. Po kilku minutach robienia szybkiej listy „za” i
„przeciw” w mojej głowie, podjęłam decyzję.
Z trudem wygramoliłam się z łóżka i od razu podążyłam
do kuchni. Po drodze zerknęłam w lustro, co spowodowało u
mnie stan przedzawałowy. Wyglądałam jak postać z nędznego
komedio-horroru.
Gdy w końcu dotarłam do mojej „Ziemi Obiecanej”,
dziękowałam Bogu, że dał mi taką możliwość. Miałam
wrażenie, że nie mam w organizmie ani kropelki wody. Moje
gardło było zaschnięte niczym Sahara, a żołądek też dawał o
sobie znać. Do tego ten okropny ból rozrywający moją czaszkę
od środka. Przez niego cichutkie tykanie wskazówek zegara
doprowadzało mnie do szału. Byłam pewna, że zaraz pękną mi
bębenki w uszach.
Gdy chciałam otworzyć lodówkę i wygrzebać coś do picia
zauważyłam kartkę leżącą na stole. Wzięłam ją do ręki i
przeczytałam. Była na niej krótka wiadomość, napisana
odrobinę nieestetycznym, lecz czytelnym pismem.
Wybacz, że tak bez pożegnania, ale musiałem zjawić się w pracy. Nie
chciałem Cię budzić, bo tak słodko spałaś. Spisałem sobie Twój numer,
zadzwonię wieczorem, ewentualnie jutro.
To była bardzo udana noc…
Edward
The Eleventh of October | 15
Uśmiechnęłam się pod nosem i odłożyłam kartkę. Tak, to
zdecydowanie była bardzo udana noc…
***
Usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi. Leżałam w tym
czasie na kanapie, z zimnym okładem na czole. Nie miałam
najmniejszej ochoty wstać, więc postanowiłam udawać, że nie
ma mnie w domu. Dźwięk dzwonka rozniósł się po mieszkaniu
jeszcze kilka razy, po czym osoba dobijająca się do drzwi chyba
sobie poszła.
Niestety, po chwili usłyszałam głos Adele wykonującej
Rolling In The Deep, sygnalizujący przychodzące połączenie.
Zerknęłam na wyświetlacz i postanowiłam, że lepiej
będzie, żebym odebrała - dla mojego zdrowia psychicznego, jak
i fizycznego.
- Jesteś w domu, słyszałam jak twój telefon dzwoni.
Chciałaś się mnie pozbyć, co? Wiesz, że ze mną nie jest tak
łatwo, koleżanko. Musimy sobie poważnie porozmawiać. –
Alice krzyknęła do telefonu i rozłączyła się. Podeszłam do
drzwi i otworzyłam je, po czym od razu zeszłam jej z drogi.
Dziewczyna wpadła do mieszkania z impetem i nie
zawracając sobie głowy zdjęciem kurtki, czy butów weszła do
salonu i usiadła na kapie. Teatralnie założyła nogę na nogę i
oparła na kolanach splecione dłonie.
- Mamy coś bardzo ważnego do obgadania – mruknęła,
mrożąc mnie wzrokiem. Zmarszczyłam brwi i usiadłam
naprzeciwko niej.
- Okej, słucham cię Alice. Coś się stało? – powiedziałam,
krzyżując ręce na piersi. Przeczuwałam, że to nie będzie nasza
najprzyjemniejsza rozmowa.
The Eleventh of October | 16
- Edward Cullen się stał, Bello. Spałaś z nim dzisiejszej
nocy, prawda?
Nim brunetka dokończyła zdanie, poderwałam się
gwałtownie z miejsca. Wymachując rękami i grożąc jej palcem
wykrzyknęłam:
- Ty... Ty nie masz prawa ingerować w moje prywatne
sprawy!
Ze złości, aż się we mnie zagotowało. Alice była moją
najlepszą przyjaciółką i dobrze wiedziała, że nienawidzę, gdy
ktoś wtrąca się w moje życie. To co robię mój problem. Jeśli coś
pójdzie źle, to ja będę za to odpowiadać, nikt inny. Każdemu
łatwo jest gadać, upominać, ale jeśli potrzeba pomocy, to nagle
wszyscy od początku wiedzieli, że tak będzie i nie mają
zamiaru się w to mieszać.
- Bella, nie krzycz. Ja nie chcę ci tu prawić kazań na temat
twoich przygód na jedną noc z obcymi facetami, chociaż dobrze
wiesz, że tego nie popieram – powiedziała, dokładnie
akcentując ostatnie słowa. – Ale chcę ci tylko powiedzieć, że
Cullen jest graczem. Bawi się dziewczynami. Przelatuje je,
zalicza, kolekcjonuje a potem wyrzuca jak zużyty przedmiot. A
ty już jesteś jedną z wielu, które spędziły z nim noc. Więc
błagam cię, Bello. Nie kontaktuj się z nim i nie spotykaj. –
Dziewczyna zakończyła swój monolog. Wzięłam głęboki
oddech, policzyłam w myślach do dziesięciu i ponownie
zajęłam swoje miejsce.
- Przepraszam, Alice. Ja tylko nie mogę znieść, gdy ktoś
wpieprza się w moje interesy. Zresztą, dobrze o tym wiesz. A
Edward to całkiem fajny facet. Nasłuchałaś się za dużo plotek,
Al – powiedziałam najspokojniej, jak tylko potrafiłam.
Dziewczyna zmarszczyła czoło i pokręciła przecząco głową.
The Eleventh of October | 17
- Posłuchaj mnie. Ja się o ciebie po prostu martwię. Jesteś
dla mnie jak siostra, a nawet jesteś moją siostrą, do cholery
jasnej. Wiem, że i tak zrobisz jak uważasz, więc moje gadanie
jest na nic – mruknęła, jednocześnie wstając i kierując się do
wyjścia. Odprowadziłam ją i oparłam się o futrynę drzwi. Alice
stała na klatce schodowej i patrzyła na mnie wyczekująco.
Kiedy zorientowała się, że nie mam zamiaru przyznawać jej
racji, sama zabrała głos.
- Bello, tylko żeby potem nie było, że cię nie ostrzegałam.
Jesteś uparta jak osioł – mruknęła i spojrzała na mnie z
wyrzutem. – Muszę już lecieć, bo jutro prowadzę wykład na
temat
najwybitniejszej
dziennikarki
lub dziennikarza
współczesnego. Wpadniesz? Muszę wybrać, kto według mnie
zasługuje na to miano i jakoś ciekawie i sensownie to
uzasadnić. Po cholerę ja szłam na to dziennikarstwo, możesz mi
wyjaśnić? Mogłam studiować z tobą architekturę. Jestem
przecież kreatywna, nie? Zaprojektowałabym na przykład
ratusz w kształcie Yorka, bo przecież sama nazwa miasta mówi
Nowy-Jork. Mielibyśmy ratusz w kształcie małego pieska. To
byłoby takie słodkie, co nie? Ale no tak, ja poszłam studiować
dziennikarstwo,
bo
podobno
jestem
nadzwyczaj
komunikatywna i wygadana. – Spokojnie przeczekałam
słowotok Chochlika, po czym cmoknęłam ją w policzek i
pożegnałam się z nią.
Kiedy z powrotem położyłam się na kanapie, a na moim
czole znalazł się zimny okład. Przypomniało mi się, że przez to
wszystko zapomniałam zapytać Alice o to, jak potoczyły się
sprawy z Jasperem. Postanowiłam jednak się tym nie
przejmować i odpocząć jeszcze kilka minut.
***
The Eleventh of October | 18
Wieczorem, siedząc nad książkami co chwila nerwowo
zerkałam na telefon. Edward wspomniał, że zadzwoni, jednak
zegar wskazywał już niemal północ i zaczynałam w to wątpić.
Pocieszałam się za to faktem, że na pewno odezwie się jutro.
Kilkanaście minut później, gdy było grubo po dwudziestej
czwartej stwierdziłam, że i tak już więcej się nie nauczę, więc
odłożyłam notatki i wskoczyłam po kołdrę. Przed snem
postanowiłam napisać jeszcze do Alice.
Hej Chochlico, przez te twoje kazanie na temat Cullena zapomniałam
zapytać jak poszło z Jasperem?
Bella
Po chwili otrzymałam odpowiedź:
Ah, po tym kiedy się ulotniliście z panem E. było wspaniale. On jest
taki słodki i kochany, wiesz? I nie chce mnie tylko wykorzystać i
rzucić, jak ten twój Cullen. Mówię Ci dziewczyno, zapomnij o nim. A
resztę o Jazzy’m opowiem Ci jutro. Wpadniesz na mój wykład o
15.00?
Chochlik ;*
Zaśmiałam się, czytając SMS-a przyjaciółki i odpisałam jej
szybko.
Dobra, dobra. Zostawmy temat Edwarda. Wykład o 15.00? To
świetnie, bo o 14.50 kończę zajęcia, więc akurat się wyrobię. Jutro chcę
się dowiedzieć
wszystkich
szczegółów. A teraz idę już spać, bo
dosłownie padam na twarz. Nawet nie wiesz przez co dzisiaj
przechodziłam. Miałam potwornego kaca.
Dobranoc Chochlico ;* Wiesz że Cię kocham, nie? ;*
The Eleventh of October | 19
***
Niestety, moje nocne zdobywanie wiedzy nie wychodzi mi
na dobre. Podczas zajęć z całych sił starałam się, aby nie zasnąć.
Całkiem dobrze mi to wychodziło. Minusem było to, że nie
dochodziło do mnie nic z tego, co mówił pan Harris.
Szturchnęłam siedzącą obok mnie Angelę Weber. Była
przykładną studentką, zawsze miała wszystkie materiały,
uczyła się chyba dwadzieścia cztery na dobę.
- Angela, skserujesz mi potem notatki? Zarwałam noc,
jestem nieprzytomna i nie dam rady nic napisać – wyszeptałam,
robiąc przy tym maślane oczy. Dziewczyna skinęła głową
twierdząco, nie przestając notować. Chciałam jeszcze coś
powiedzieć, ale pomyślałam, że nie będę jej przeszkadzać w
pisaniu.
Po dwóch godzinach mojego spania z otwartymi oczami
wreszcie skończyłam zajęcia. Od razu skierowałam się na aulę,
w której miał się odbyć wykład Alice. Wpadłam na nią w
drzwiach.
- O, Bella! Jesteś, już się bałam że cię nie będzie. Idę po
kawę do automatu, pójdziesz ze mną?
- Jasne, chodź – uśmiechnęłam się i ruszyłam za Chochlicą.
– Czy nie miałaś mi czasem opowiedzieć o Jasperze? –
zagadnęłam, przyglądając się jak przyjaciółka wrzuca drobniaki
do automatu.
- Ah…, chyba ci coś takiego obiecałam – zachichotała i
odebrała napój. – No, więc… Kiedy wyszliście, zrobił się
odważniejszy. Najpierw prawił mi komplementy. Wiesz, że
jestem śliczna, zabawna i takie tam. Nie powiem – kolana mi
miękły, kiedy go słuchałam. Potem postanowiliśmy, że pora już
The Eleventh of October | 20
wracać. Jasper zamówił taksówkę, za którą oczywiście zapłacił.
Pojechał ze mną do domu, a sam wrócił na piechotę.
Uniosłam brwi ze zdziwieniem.
- I to tyle? Koniec historii? Nawet cię nie… - nie dane mi
było dokończyć, bo Alice wyprzedziła moje pytanie.
- Pocałował mnie na pożegnanie w policzek i tylko tyle.
Bello, znamy się tylko kilka tygodni. On nie jest Edwardem
Cullenem… - powiedziała z wyrzutem i zostawiła mnie na
środku auli, kierując się do mównicy. Rozłożyła na niej swoje
notatki, poprawiła spódnicę i zaczęła wykład.
Ja natomiast zajęłam pierwsze lepsze miejsce i starałam się
wsłuchać w słowa przyjaciółki, jednak nie potrafiłam się skupić.
Rozdrażniła mnie swoim zachowaniem. Kiedy porównała
Jaspera z Edwardem poczułam się, jakbym była w jej oczach
jakąś łatwą panienką do zaliczania. Pewnie gdybym tyle nie
wypiła, nie zachowałabym się tak tamtej nocy. Dopiero kiedy
moje myśli zbiegły się do Edwarda, przypomniało mi się, że
miał zadzwonić. Szybko wygrzebałam z torebki komórkę, ale
niestety rozczarowałam się.
Ogarnęła mnie złość pomieszana z żalem. Może jednak
Alice miała rację? Był graczem i chciał się tylko ze mną zabawić.
Przez przypadek trafił do tego klubu i skorzystał z okazji.
Zauważył zalaną, zdesperowaną laskę i po prostu umilił sobie
wieczór. Świetnie Bello, dałaś się zaliczyć.